Annales Academiae Paedagogicae 17 Cracoviensis

Studia Historica II

17 Annales Academiae Paedagogicae Cracoviensis

Studia Historica II pod redakcją Jerzego Gołębiowskiego przy wspófpracy Krzysztofa Polka

Wydawnictwo Naukowe Akademii Pedagogicznej Kraków 2003 Recenzent prof, dr hab. Jan M. Małecki

© Copyright by Wydawnictwo Naukowe AP, Kraków 2003

projekt graficzny Jadwiga Burek

ISSN 1643-6547

Redakcja/Dział Promocji Wydawnictwo Naukowe AP 31-116 Kraków, ul. Studencka 5 telefax (012) 430-09-83 e-mail: [email protected] Zapraszamy na stronę internetową: http://www.wydawnictwoap.pl druk i oprawa Wydawnictwo Naukowe AP, zam. 3/2004 Annales Academiae Paedagogicae Cracoviensis Folia 17 Studia Historica II (2003)

ARTYKUŁY I ROZPRAWY

Jerzy Ciecieląg Armia Judei jako symbol narodowy w okresie panowania dynastii Hasmoneuszy (168/167 - 63 przed Chr.)

Narodowa armia żydowska odgrywała niezwykle istotną rolę w świadomości narodowej każdego Żyda. Jednak od czasów panowania Aleksandra Janneusza (lata 103-76 przed Chr.) datuje się jej upadek jako symbolu jednoczącego naród żydow­ ski, co stało się bez wątpienia ciężkim ciosem dla koncepcji państwa hasmonejskie- go, jego jedności i samej egzystencji ludu wybranego. U swych początków, w mo­ mencie wybuchu powstania Machabeuszy (168 r. przed Chr.), armia istniała jako żydowska ochotnicza milicja ludowa, stając się w latach czterdziestych II w. przed Chr. bardziej zorganizowanym tworem, nadal złożonym prawie wyłącznie z Żydów. Jednak od czasów Jana Hirkana I (135-104 przed Chr.), poprzez panowanie Judy Arystobula I (104-103 przed Chr.) i Aleksandra Janneusza (103-76 przed Chr.), w skład armii Judei wchodzili również najemnicy. Po śmierci królowej Aleksandry Salome (76-67 przed Chr.), żony Aleksandra Janneusza, wybuchła wojna domowa między jej dwoma synami, Judą Arystobulem II i Janem Hirkanem II, którzy wal­ czyli ze sobą przy pomocy dwu oddzielnych - w praktyce prywatnych - armii. Wte­ dy to właśnie armia hasmonejska zniknęła z kart historii. Siły zbrojne żydowskiego państwa wskrzesił dopiero Herod Wielki1. Zanim omówimy dzieje i rolę armii hasmonejskiej jako symbolu tożsamości na­ rodowej, powiedzmy kilka słów o armiach monarchii hellenistycznych, powstałych po śmierci Aleksandra Wielkiego. Z pewnością nie można w stosunku do nich użyć pojęcia armie „narodowe”1. W przeciwieństwie do armii greckich polis w Grecji właściwej, armie hellenistyczne nie były „narodowe” w tym sensie, że ich żołnierze nie wywodzili się z jednego ludu, narodu czy plemienia i nie walczyli ze wspólnych patriotycznych pobudek pod dowództwem narodowego przywódcy. Monarchia hel-1 2

1 D. Mcndels, The Rise and Fali ojJewish Nationalim, Grand Rapids 1997, s. 161. 2 Co do najemników w armiach hellenistycznych zob. G.T. GrifRth, The Mercenaries o f the HeUenistic World, Groningen 1968. lenistyczna odróżniała żołnierza od obywatela. Każdy z diadochów dysponował swoją „osobistą” armią złożoną z najemników, którzy byli mu wierni tylko dlatego, że płacił im wynagrodzenie za ich służbę. Również wszelkie promocje w takich armiach zależały od woli diadochów. Tak więc trzeba koniecznie pamiętać, że głów­ nym motywem walki armii najemnych były przede wszystkim pieniądze, jak też możliwość awansu, zarówno w hierarchii wojskowej, jak i społecznej. Nie można jednak w pełni wykluczyć również jakichś szczególnych motywów narodowych, choć, jeśli rzeczywiście miały miejsce, odgrywały raczej niewielką rolę. Taki stan rzeczy wpływał na dość częste zmiany „pracodawców” przez najemników. Co cie­ kawe, w latach pięćdziesiątych i czterdziestych II w. przed Chr. władcy helleni­ styczni, głównie Seleucydzi, najmowali m.in. armię żydowską pod wodzą Jonatana Machabeusza. Trzeba jednak od razu zaznaczyć, że nawet wtedy armia hasmonejska pozostawała odrębną, autonomiczną siłą militarną1 *3. Obok armii wielonarodowo­ ściowych istniały naturalnie także narodowe, do których, obok żydowskiej, trzeba zaliczyć armię nabatejską. Ponadto, armie hellenistyczne, obok najemników, obej­ mowały również jednostki kleruchoi (osadników), straż królewską i wasali oraz philoi (przyjaciół) króla4. Jednostki te zajmowały miejsce przeważnie wewnątrz ar­ mii, kierując się przy tym kryterium podziału etnicznego, w samej zaś bitwie wypeł­ niały one często zadania specjalne. Najlepszym znanym nam przykładem tak zorga­ nizowanych wojsk jest chyba armia Antiocha III Wielkiego w czasie bitwy z siłami ptolemejskimi pod Rafią w 217 r. przed Chr., którą opisał Polibiusz5. Tak zorgani­ zowaną armię seleukidzką widzimy ponownie w bitwie pod Magnezją w 190 r. przed Chr., jak też podczas parady w Dafne w 165 r. przed Chr. Służyli w niej Tra- kowie, Kreteńczycy, Galatowie, Arabowie, Lidyjczycy i Mizyjczycy6. Niewątpliwa

1 D. Mendels, op. cit., s. 162. 4 Odnośnie do armii seleukidzkiej zob. B. Bar Kochva, The Seleucid Army, Cambridge 1979. O helleni­ stycznych działaniach wojennych por. The Cambridge Ancient History, ed. F.W. Walbank, A.A. Astin et al., 2nd ed., 7.1, Cambridge 1984-1989, s. 353-362. Co do innych jednostek i ich narodowej identyfikacji zob. B. Bar Kochva, op. cit., s. 42-53. 5 Polibiusz, Historiae 5, 79. ‘ O paradzie w Dafne zob. Polibiusz, Historiae 30, 25. Różnice narodowe były najbardziej widoczne w umiejscowieniu jednostek etnicznych w armii. Co do Galatów zob. D. Burr, Terracotas from Myrina, Vienna 1934, s. 12; P. von Bienkowsky, Die Darstellungen der Gallier in der Hellenistischen Zeit, Vien­ na 1908. Odnośnie do jeźdźców trackich zob. G. Kazarow, Zur Archäologie Thrakiens (ein Reisebericht), „Archaeologischer Anzeiger” 33 (1918), s. 49-51; S. Casson, Macedonia, Illyria and Thrace, Oxford 1925, s. 248-254; G. Danov, Alttrakhien, Berlin 1976. O oficerach bityńskich zob. M. Rostovtzeff, The Social and Economic History o f the Hellenistic World, 1, Oxford 1951, s. 288. O Kreteńczykach służą­ cych w armiach hellenistycznych pisze M. Launey, Recherches sur les armées hellénistiques, 1, Paris 1949-1950, s. 248-286; A.F. Willets, [w:] Armée et fiscale dans le monde antique, ed. H. van Effenterre, Paris 1977, s. 65—77 i B. Bar Kochva, op. cit., s. 48-53. O żołnierzach scytyjskich zob. F. Sarre, Die Kunst des Alten Persien, Berlin 1923, s. 25, 68; G. Sokolov, Antique Art on the Northern Black Sea Coast, Leningrad 1974, nr 34, 51-54, 57-62, 163, 171; M.l. Artamonov, The Splendor o f Scythian Art, New York 1969, nr 147, 148, 150, 154,155,224,232 i V.F. Gajdukevic, Das Bosporanische Reich, Ber­ lin 1971, nr 30. Odnośnie do Macedończyków zob. H. Kaehler, Der Fries vom Reilerdenkmal des Aemi- wada wojsk najemnych, a więc walka za pieniądze i stałe niebezpieczeństwo przej­ ścia żołnierzy na stronę wroga, zmusiła wielu władców do reform wojskowych, że wspomnimy chociażby Mitrydatesa VI, króla Pontu, który zwolnił znaczną część swoich najemników7. Dobrego przykładu typowej organizacji armii hellenistycznej dostarczają także wojska ptolemejskie. Ptolemeusze rekrutowali najemników we wszystkich krajach wschodniej części basenu Morza Śródziemnego, o czym dowiadujemy się z przeka­ zu Polibiusza o bitwie pod Rafią®. Na szczególną uwagę zasługuje fakt, że Ptoleme­ usz IV powołał pod broń, obok najemników - chyba po raz pierwszy na tak wielką skalę - dwadzieścia tysięcy rodzimych Egipcjan, którzy walczyli za „prawdziwie” egipską sprawę. Być może udział w bitwie pod Rafią wywołał w nich nawet, uśpio­ ne dotąd, uczucia narodowe. Trzeba przy tym zauważyć, że owi Egipcjanie walczyli także o przetrwanie swojego ludu w kluczowej bitwie między dwiema hellenistycz­ nymi potęgami. Niewykluczone, że bitwa ta dała im wiarę w możliwość uzyskania większej swobody we własnym kraju. Warto wreszcie przy okazji zauważyć, że egipscy Grecy, którzy walczyli sto lat później w armii ptolemejskiej, wierzyli, iż walczą za Egipt, będący krajem ich ojców9. Podobnie jak armia nabatejska, armia stworzona około 167 r. przed Chr. przez Judę Machabeusza miała unikalny charakter, stanowiła bowiem armię narodową, złożoną wyłącznie z żydowskich żołnierzy, którzy walczyli o jasno postawiony cel narodowy, całkowicie się przy tym z nim utożsamiając. Tak więc dla Żyda pojęcia żołnierza i obywatela miały to samo znaczenie. W armii machabejskiej służyli nie tylko żydowscy żołnierze, ale również żydowscy oficerowie. Co ciekawe, w pierw­ szych latach istnienia jej organizacja była ścisłym odzwierciedleniem wzorów bi­ blijnych. W latach pięćdziesiątych i czterdziestych II w. przed Chr. armia hasmonej- ska, zachowując nadal swój narodowy charakter, zaczęła sobie przyswajać helleni­ styczne metody prowadzenia działań wojennych. Ważnym elementem było podno­ szenie na duchu żołnierzy przez braci Machabeuszy przy pomocy biblijnych cyta­ tów10. Zauważmy jednak, że nie wiemy czy owe pokrzepiające przemówienia zo-

lius Paulus in Delphi, Berlin 1965. Ogólnie o jednostkach etnicznych w armiach hellenistycznych pisze B. Bar Kochva, Judas Maccabaeus, Cambridge 1989, s. 90-115 i 573-588. 7 Plutarch, Lucullus 7. 1 Polibiusz, Hisioriae 5, 82. * Co do armii egipskiej pod Rafią zob. E. Galili, Raphia, 217 B.C.E. Revised, „Scripta classica israelica” 3 (1976-1977), s. 52-126; F. Walbank, A Historical Commentary on Polybius, vol. 3, Oxford 1979, ad loc. O Egipcjanach pod Rafią i ich buncie po ponad trzydziestu latach zob. Polibiusz, Hisioriae 5, 107, 1-3; 14, 12, 4; O. Milne, Egyptian Nationalism under Creek and Roman Rule, .Journal of Egyptian Archaeo­ logy” 14 (1928), s. 226-234; C. Préaux, Esquisse d ’une histoire des révolutions égyptiennes sous les Lagides, „Chronique d’Egypte” 11 (1936), s. 522-552. O świadomości narodowej egipskich Greków sto lat później zob. E. Van’t Dack et al.. The Judean-Syrian-Egyptian Conflict 103-101 B.C., Brussels 1989, s. 84-88. O różnicy między przemową wygłoszoną na froncie i przemową wygłoszoną w „domu” według kon­ cepcji biblijnych zob. A. Rofć, The Laws o f War in Deuteronomy: Their Origin, Intention, and Positivity, „Zion” 39 (1974), s. 143-156 (hebr.). stały rzeczywiście wygłoszone czy też są wytworem późniejszych historyków ży­ dowskich. Niemniej jednak Juda Machabeusz i jego bracia zawsze odnosili się w nich do wspólnej żydowskiej historii". Tak więc, w przeciwieństwie do armii hellenistycznych, armia żydowska w pierwszych trzydziestu latach swego istnienia miała charakter całkowicie narodowy. Zasadnicza zmiana w tym względzie miała miejsce dopiero za panowania Jana Hirkana I, dla którego rekrutacja obcych najem­ ników była koniecznością, prowadził on bowiem zakrojoną na szeroką skalę polity­ kę podbojów. Proporcja między najemnikami a żołnierzami żydowskimi w armii hasmonejskiej nie jest nam niestety znana. W czasach Aleksandra Janneusza armia po raz pierwszy na dużą skalę skierowana została przeciwko żydowskim współoby­ watelom, a nie tylko przeciwko zwolennikom hellenizacji, których pobożni Żydzi postrzegali jako zdrajców. Armia toczyła więc walki z wieloma Żydami przepojo­ nymi nacjonalistycznymi uczuciami, m.in. z faryzeuszami i ich zwolennikami. Do­ szło więc do poważnego pęknięcia w narodowej jedności, tak mocno utrwalonej przez powstanie machabejskie. Zwróćmy przy tym uwagę, że milicja Judy Macha- beusza nie była armią państwową, Aleksander Janneusz zaś użył armii państwa ży­ dowskiego do działań, które były niezgodne z wykrystalizowaną już „zgodą” naro­ dową. Nie będzie więc chyba przesadą stwierdzenie, że Janneusz w pełni świadomie nadużył niewątpliwie wysokiego autorytetu armii, czemu nie mogli zapobiec fary­ zeusze, którzy weszli w otwarty konflikt z polityką króla". Możemy zatem wskazać co najmniej trzy czynniki, które wpłynęły na schyłek armii żydowskiej jako symbolu narodowego od czasów Aleksandra Janneusza do 63 r. przed Chr. (zdobycie Jerozolimy przez Gnejusza Pompejusza): 1) wzrastający udział najemników w armii; 2) używanie armii jako narzędzia polityki niepopularnej wśród znacznej części narodu żydowskiego (osobną grupą są tu zwolennicy helleni­ zacji, potępiający całokształt polityki machabejskiej); 3) wreszcie używanie armii przeciwko Żydom, współobywatelom większości żołnierzy. Aspekty narodowe, związane z armią hasmonejską, są bez wątpienia znacznie ważniejsze niż kwestie strategii czy prowadzenia działań wojennych. Przede wszystkim rodzime źródła żydowskie pozwalają nam zapoznać się z rolą, jaką armia ta odgrywała w świadomości narodowej Żydówj W historii armii monarchii hasmo­ nejskiej wyróżnić możemy trzy etapy: 1) utworzenie żydowskiej milicji, odgrywają­ cej rolę sił powstańczych (167-152 przed Chr.); 2) rozwój tych sił i powstanie ży­ dowskiej armii, złożonej wyłącznie z Żydów (152 - ok. 130 przed Chr.); 3) wzmac­ nianie armii obcymi najemnikami (ok. 130-67 przed Chr.).

"O istocie przemówień wygłoszonych przed wojnami zarówno w l iż Księgach Machabejskich,jak i w Be Hum ludaicum Józefa Flawiusza, pisze B. Bar Kochva, op. cit., s. 156-158. Ogólnie o przemówie­ niach w historiografii hellenistycznej zob. F.W. Walbank, Speeches in Greek Historians, Oxford 1965. 110 stosunkach Aleksandra Janneusza z faryzeuszami zob. C. Rabin, Alexander Jannaeus and the Phari­ sees, .Journal o f Jewish Studies” 7 (1956), s. 3 -1 1; M.J. Geller, Alexander Jannaeus and the Pharisee Rift, .Journal of Jewish Studies” 30 (1979), s. 202-211. Pierwsze żydowskie oddziały powstańcze zostały zorganizowane przez Mattiasa i jego pięciu synów pod koniec 167 lub w ciągu 166 r. przed Chr.13 Pierwszą zaś istotną decyzją o charakterze militarnym było postanowienie o walce w szabat, choć tylko w przypadku ataku ze strony wroga14. Mniej więcej w tym czasie do Macha- beuszy dołączyli hassidim (pobożni), którzy gotowi byli oddać życie za przestrzega­ nie Prawa Mojżeszowego1*. Głównym celem, jaki postawiono przed machabejską milicją, było niszczenie pogańskich ołtarzy, obrzezanie dzieci i obrona Prawa. Na łożu śmierci Mattias wyznaczył swoim następcą (między 20 kwietnia 166 a 4 kwiet­ nia 165 r. przed Chr.) w dziele walki o wolność, a więc także dowódcą armii, Judę Machabeusza16. Pierwsze swoje działania skierował Juda przeciwko zwolennikom hellenizacji, co w gruncie rzeczy oznaczało, że, obok walki z Seleucydami, w Judei toczyła się faktycznie wojna domowa pomiędzy dwoma wrogimi obozami żydow­ skimi17. Zwróćmy jednak uwagę, że znaczna część działań Judy skierowana była przeciwko sąsiadom Judei, o których autor 1 Księgi Machabejskiej mówi jako o od­ wiecznych wrogach. Wobec tych ludów kampanie Judy przywołują epickie bitwy biblijne i przypominają triumfy nad Kananejczykami, Ammonitami, Edomitami czy

u Co do chronologii do 134 r. przed Chr. zob. J.A. Goldstein, I Maccabees, Garden City 1976, s. 161— 174; o przyczynach prześladowań Żydów przez Antiocha IV Epifanesa, które doprowadziły do wybuchu powstania machabejskiego zob. J. Ciecieląg, „Ohyda spustoszenia" a problem wizyt Antiocha IVEpifa­ nesa w Jerozolimie. Przyczynek do dziejów prześladowań Żydów przez Seleucydów, [w:] Amicorum Do­ na. Studia classica et orienlalia Stephano Skowronek ab amicis, collegis, discipuhs oblata, pod red. Fe­ liksa Kiryka, Marka Wilczyńskiego i Jerzego Ciecieląga, Kraków 1998, s. 55-61. Trzeba zaznaczyć, Ze historycy nie są ciągle w stanie porozumieć się co do przyczyn prześladowań Antiocha, jak też co do stosunku Machabeuszy - Hasmoneuszy do procesu hellenizacji. Np. U. Rappaport, The Hellenization o f the Hasmoneans, [w:] M. Mor (ed.), Jewish Assimilation, Acculturation, and Accomodation, London 1992, s. 1-13, wskazuje na potrzebę rozróżnienia pomiędzy hellenizacją polityczną i kulturalną i dowo­ dzi, iz Hasmoneusze występowali zdecydowanie przeciwko pierwszej, ale byli zwolennikami drugiej. Co więcej, T. Rajak, The Hasmoneans and the Uses o f Hellenism, [w:] P.R. Davies and R.T. White (eds.), A Tribute to Ceza Vermes: Essays on Jewish and Christian Literature and History, Sheffield 1990, s. 261-280; eadem, The Jews under Hasmonean Rule, [w:] Cambridge Ancient History, 2nd ed., 9, Cam­ bridge 1994, s. 296-299; eadem, Hasmonean Kingship and the Invention o f Tradition, [w:] P. Bilde et al., Aspects o f Hellenistic Kingship, Aarhus 1996, s. 91-107, wskazuje, że co prawda spome sprawy mogły mieć wpływ na rozprzestrzenianie się hellenizmu w Palestynie, niemniej jednak tradycje Żydowskie nie były generalnie sprzeczne czy nie do pogodzenia z kulturą hellenistyczną. Por. tez E. Will and C. Orrieux, loudaismos-Hellènismos: essai sur le judaisme judéen à l'époque hellénistique, Nancy 1986, s. 120-136, 177-193; E. Gruen, Heritage and HeUenism.The Reinvention o f Jewish Tradition, Berkeley-Los Ange- les-London 1998, s. 1-40. 14 1 Mch 2,27-41; M.D. Herr, The Problems o f War on the Sabbath in the Second Temple and Talmudic Periods, „Tarbiz” 30 (1961), s. 242-256,341-356 (hebr.); B. Bar Kochva, op. cit., s. 474^193. 15 I Mch 2,42-44. “ 1 Mch 2,66. 17 Bez wątpienia najlepszym opracowaniem tego okresu jest wciąż dzieło E. Bickermana, The G od o f the Maccabees, Leiden 1979; por. też M. Hengel, Judaism and Hellenism, London and Philadelphia 1974, rozdz. 4; F. Millar, The Background of the Maccabean Revolution: Reflections on Martin Hengel's Juda­ ism and Hellenism, „Journal o f Jewish Studies” 29.1 (1978), s. 1-21. Filistynami18. Na tym tle zresztą narodowy charakter armii machabejskiej jest jesz­ cze bardziej uwydatniony. Pamiętajmy jednak, że Judea nie była jeszcze samodzielnym państwem, a jej siły militarne były właściwie luźno zorganizowanymi oddziałami powstańczymi. I Księga Machabejska, która mówi o przejęciu przywództwa przez Judę Machabe- usza po śmierci Mattiasa, podaje, że pomagali mu bracia. Głównym zadaniem Judy było prowadzenie walki zbrojnej i karanie łamiących Prawo19. 2 Księga Machabej­ ska wspomina zaś, że Juda potajemnie odwiedzał ze swoimi zwolennikami wioski, w których rekrutował żydowskich ochotników do swoich oddziałów. W taki sposób zebrał około sześć tysięcy ludzi20. Wojna z Seleucydami rozpoczęła się wiosną 165 r. przed Chr., a na jej początku Juda pobił seleukidzkiego generała, Apolloniosa21. Wówczas wysłano do Palestyny następnego generała, Serona, Juda zaś zmuszony był podnosić na duchu swoich żoł­ nierzy, którzy powątpiewali w możliwość zwycięstwa z tak licznym wrogiem. Warto wspomnieć, że takie wątpliwości i narzekania pobrzmiewały również w na­ stępnych wojnach. Rzecz ciekawa, że niektórzy uczeni twierdzą, iż cała historia o owych lamentach została zmyślona przez żydowskich historyków, aby uwydatnić wielki heroizm garstki Żydów, którzy zwyciężyli potężną armię seleukidzką. Uczeni ci dowodzą nawet, że w rzeczywistości Żydzi dysponowali w tym czasie znacznie większą armią niż Seleucydzi22. Niełatwo uwierzyć w tę hipotezę23, choć warto mo­ że zauważyć, że w późniejszym okresie (kiedy powstawały Księgi Machabejskie) świadomość żydowska przyrównywała walkę milicji machabejskiej do walki Dawi­ da z Goliatem, co przynajmniej na początku powstania było niewątpliwą prawdą24. Od tego momentu Księgi Machabejskie kładą szczególny nacisk na narodowe cele wojny oraz na fakt, iż prowadziła ją żydowska armia, broniąca naród przed Seleucy­ dami. Przy tym Juda Machabeusz podkreślał, że żadne inne siły militarne nie mogły

" Np. Joz 23, I; Sdz 2, 14; 8, 34; 1 Sm 12, 11; 14, 47. Zob. też J. Goldstein, op. cit., s. 293-305; S. Schwartz, Israel and the Nations Roundabout: I Maccabees and the Hasmonean Expansion, .Journal of Jewish Studies” 42 (1991), s. 23-24; D. Arenhoevel, Die Theokratie nach dem I. und 2. Makka­ bäerbuch, Mainz 1967, s. 51-57; A. Kashet, Jews and Hellenistic Cities in Eretz-Israel, Tübingen 1990, s. 58-59. " I M ch3, 1-5. " 2 Mch 8,1. Pamiętajmy, że w obydwu Księgach Machabejskich mamy do czynienia z dwiema różnymi relacjami odnośnie wojen. O czasie powstania i autorstwie Ksiąg oraz ich proweniencji zob. J.A. Gold­ stein, op. cit.. Wstęp; idem, U Maccabees, Garden City 1983, Wstęp; B. Bar Kochva, op. cit., s. 151-185. II 1 Mch 3,10-12; B. Bar Kochva, op. cit., s. 194-206. " Trzeba wspomnieć, że istnieje teoria głosząca, iż Księgi Machabejskie wyolbrzymiały liczebność armii seleukidzkiej, pomniejszały zaś liczebność sil machabejskich; na ten temat zob. B. Bar Kochva, s. 29-67. Bez wątpienia 1 Mch jest bardziej realistyczna niż 2 Mch, której autorem byl Jazon z Cyreny. Wspo­ mnijmy jeszcze, że w Antiquitales ludaicae Józef Flawiusz dokonał parafrazy tylko I Mch, co może sugerować, że 2 Mch była mu nieznana. u Zob. I. Shatzman, The Armies o f the Hasmonaeans and Herod, Tübingen 1991. rozdz. 1. 14 D. Mendels, op. cit., s. 167. prowadzić walki o sprawę Żydów25. Nie możemy oczywiście wykluczyć, że tekst tej mowy jest w jakimś stopniu odzwierciedleniem prawdziwych słów Judy, choć nie­ którzy wyrażają wątpliwość czy odnoszą się one do powstania Machabeuszy. Nato­ miast motyw garstki Żydów walczących dla dobra wielu, przy aprobacie Boga, po­ jawiał się później często w żydowskich pismach26. Po opisie zwycięstwa Judy nad Seronem27, a przed opisem bitwy pod Emmaus na początku lata 165 r. przed Chr., ponownie dowiadujemy się, że armia Judy była całkowicie żydowska. Taką opinię przynajmniej wyrażali handlarze, którzy chcieli kupić Żydów jako niewolników28. Żydowski charakter armii podkreślały również przygotowania do wojny z seleukidzkimi generałami, Nikanorem i Gorgiaszem, kiedy to armia machabejska zebrała się w Mispa29. Juda zorganizował armię ściśle według biblijnych opisów. 1 Księga Machabejska podaje, że mianował on oficerów nad ludem, pułkowników, kapitanów, poruczników i sierżantów30. Zgodnie z jego wolą, ale także w zgodzie z Prawem, do domów mieli powrócić wszyscy zaręczeni, posiadający winnice, bojaźliwi lub budujący domy. Trzeba jednak wyraźnie zazna­ czyć, iż nie jest wykluczone, że powyższa sytuacja jest późniejszym wytworem ży­ dowskiej historiografii. W każdym razie, armia machabejska była bez wątpienia najważniejszym elementem powstania31. Po zgromadzeniu w Mispa armia udała się na południe od Emmaus, gdzie roz­ biła obóz, a Juda wygłosił kolejną mowę podnoszącą żołnierzy na duchu32. Judzie udało się zgromadzić trzy tysiące łudzi, którzy nie dysponowali jednak pełnym uzbrojeniem33. Zmuszeni więc byli walczyć głównie kijami i kamieniami ze świet­ nie wyposażoną i wyszkoloną armią seleukidzką. Przy okazji 1 Księga Machabejska znowu podkreśla żydowski charakter armii i wspomina płomienne mowy Judy, któ­ ry ponownie odwoływał się w nich do żydowskiej historii. Rzecz ciekawa, iż wielu uczonych zarzucało autorowi 1 Mch fałszowanie wydarzeń, choć żył on prawdopo­ dobnie w czasach Jana Hirkana I, a więc stosunkowo blisko opisywanych przez sie­ bie czasów i niewątpliwie jego wiedza o powstaniu była znaczna. W każdym razie, Juda odwoływał się m.in. do przejścia Izraelitów przez Morze Czerwone34. Taki wydźwięk słów Judy miał bez wątpienia wielkie znaczenie dla bogobojnych Żydów,

“ 1 Mch 3,18-22. “ Np. Pseudo-Filon; D. Mendels, Pseudo-Philo's Biblical Antiquities, the „Fowth Philosophy" and the Political Messianism of the First Century A.D., [w:] The Messiah, ed. J.H. Charlesworth, Minneapolis 1992, s. 261-275; I. Gafni, On the Use of I Масс byJosephus, Zioń 45 (1980), s. 81-95 (hebr.). ” 1 Mch 3,13-26; 2 Mch 8,1-7; B. Bar Kochva, op. cit., s. 207-218 odnośnie szczegółów militarnych. " 1 Mch 3,41. ” 1 Mch 3,46-54. w 1 Mch 3, 55-57. 41 Por. D.J. Harrington, The Maccabean Revoit: Anatomy of a Biblical Révolution, Wilmington 1988, który prezentuje tradycyjny obraz powstania machabejskiego. 11 1 Mch 3,58-60. “ 1 Mch 4,6; Józef Flawiusz, Antiquitates ludaicae W l, 307 (dalej Ant.). 141 Mch 4, 8-11. tworzących armię. Gdyby znajdowali się w niej obcy najemnicy, tonacja przemó­ wień byłaby pewnie inna. Takiej potrzeby jednak nie było. Niezależnie od tego czy przekaz autora 1 Mch jest w pełni wiarygodny, czy też nie, to jednak pozwala nam raz jeszcze poznać i zrozumieć rolę armii machabejskiej jako symbolu narodowego w II w. przed Chr.35 * Zwycięstwo w bitwie pod Emmaus po raz kolejny udowodniło, że armia Judy jest w stanie odnosić znaczące sukcesy militarne. Warto wspomnieć, że Juda zabro­ nił swoim żołnierzom brania jakichkolwiek łupów, co było zgodne z odpowiednim zakazem biblijnym34. Po raz kolejny żydowski charakter armii machabejskiej został uwidoczniony po ucieczce armii Gorgiasza, kiedy żołnierze śpiewali Bogu pieśń dziękczynną za jego dobroć i łaskę37. Tak więc znów mamy dowód, iż w wojnie nie uczestniczyli po stronie żydowskiej żadni obcy najemnicy. Trzeba jednak w tym miejscu zauważyć, że działania przeciwko Nikanorowi i Gorgiaszowi w nieco inny sposób przedstawia 2 Księga Machabejska38. Według niej armia seleukidzka liczyła co najmniej dwadzieścia tysięcy żołnierzy, Juda zaś dysponował zaledwie sześcioma tysiącami ludzi, którzy pokładali swe nadzieje je­ dynie w Bogu. Dla podniesienia na duchu swoich żołnierzy Juda odwoływał się do bitew, w których słabsi pokonywali silniejszego przeciwnika z pomocą niebios39. Następnie Juda podzielił armię na cztery oddziały, liczące po tysiąc pięciuset ludzi, którymi dowodzili jego czterej bracia. Bratu Eleazarowi powierzył ponadto niezwy­ kle ważne zadanie publicznego odczytywania Tory. 2 Księga Machabejska w jesz­ cze większym przy tym stopniu kładzie nacisk na wielką pobożność armii żydow­ skiej, dowodząc, że zwycięstwo pod Emmaus zostało odniesione przede wszystkim przez Boga, a dopiero w drugiej kolejności przez siły ziemskie40. Nieco później, pod koniec 165 lub na początku 164 r. przed Chr., dowiadujemy się, że Juda napotkał na swojej drodze dziesięciotysięczną armię seleukidzką pod dowództwem Lizjasza. Ponownie odwołał się do historii żydowskiej podnosząc na duchu swoich żołnierzy i w rezultacie pokonał Lizjasza w bitwie pod Beth-Zur, po której seleukidzki generał wycofał się do Antiochii, gdzie zwerbował wielu nowych najemników41. 2 Księga Machabejska (przekazująca znacznie bardziej niejasny obraz powstania machabejskiego)42, podaje, że pod Beth-Zur znowu miała miejsce boska interwencja43.

35 D. Mendels, The Rise and Fall o f Jewish Nationalism, op. cit., s. 168. 3‘ I Mch 4, 17-18. 37 1 Mch 4,24-25. ” 2 Mch 8, 8-29,34-36. 37 Ibidem. M 2 Mch 8,34-36; szczegóły militarne przedstawia B. Bar Kochva, op. cit., s. 219-274. 71 1 Mch 4,35. 412 Mch 11, 1-21,29. ° 2 Mch 11, 8-9. Scena ta jest reminiscencją incydentu z Tymoteuszem omówionego szczegółowo w 2 Mch 10,24nn, którego nie ma w I Mch. 2 Mch 10, 15-38 mówi o krokach armii machabejskiej prze­ ciwko ludności kraju. Szczegóły militarne w B. Bar Kochva, op. cit., s. 275-290. Jakiś czas później Juda Machabeusz i jego bracia przybyli do Jerozolimy, gdzie przywrócili kult świątynny. W wydarzeniu tym uczestniczyła cała armia, a miało ono miejsce pod koniec lata 164 r. przed Chr.44 Ponownie więc podkreślony został całkowicie żydowski charakter armii machabejskiej, z tą tylko różnicą, że tym razem nie uczestniczyła w działaniach militarnych, lecz w oczyszczeniu Przybytku. W cza­ sie pobytu w Jerozolimie Juda wyznaczył specjalny oddział do walki z seleukidzkim garnizonem stacjonującym w miejskiej cytadeli45. Warto przy okazji zauważyć, że armia Judy miała prawdopodobnie charakter demokratyczny, wypełniając, podobnie jak np. armia etolska w Grecji46, wolę ludu. Tak więc tożsamość między armią i na­ rodem jest tutaj oczywista47. Pamiętać jednak trzeba, że poza tą identyfikacją stali żydowscy zwolennicy hellenizacji. Wkrótce po święcie oczyszczenia świątyni źródła mówią o kolejnym istotnym wydarzeniu, które miało miejsce między grudniem 164 a kwietniem 163 r. przed Chr. Juda pozostawił mianowicie część armii w Judei z dwoma oficerami na czele, Józefem i Azariaszem, celem jej obrony, zakazał przy tym wdawania się w jakie­ kolwiek walki z wrogiem do czasu swojego powrotu4*. Nie znamy pełnego obrazu wydarzeń, ale wydaje się, że armia machabejska została po Beth-Zur podzielona tak, że Szymon Machabeusz z trzema tysiącami ludzi udał się z ekspedycją do Galilei, Juda zaś z ośmioma tysiącami wyruszył do Gileadu. Józef i Azariasz dali się nato­ miast wciągnąć z dwoma tysiącami żołnierzy w bitwę z Gorgiaszem pod Jamnią. Według 1 Mch prawie wszyscy Żydzi zostali w niej zabici49, a powodem klęski był fakt, że na czele wojsk żydowskich stali wodzowie, którzy nie cieszyli się zaufa­ niem, jak też nie posiadali charyzmy, w przeciwieństwie do braci Machabeuszów. Rzecz ciekawa, że autor 1 Mch podkreśla z wielką mocą ów nieszczęśliwy incydent, wskazując, że poza synami Mattiasa nikt nie miał prawa pełnić roli przywódcy narodu50. Jednocześnie pomoc, jakiej udzielił w tym czasie Żydom w Gileadzie Juda Ma­ chabeusz jest kolejnym przykładem na to, iż armia została już uprzednio określona jako żydowska. Co więcej, walki w Gileadzie pokazały, że armia żydowska stała się bardziej zaawansowana w prowadzeniu działań wojennych, prezentując się jako siła zdolna do prowadzenia walk nie tylko na otwartej przestrzeni, ale również oblegania ufortyfikowanych miast51. Wspomnijmy tu, że kiedy Juda wyruszył na następną wojnę w kraju Filistynów, niektórzy kapłani, chcąc wyróżnić samych siebie, padli

44 1 Mch 4, 37-60. Zwróćmy uwagę, że w 2 Mch 10, 1-8, armia nie jest w tym kontekście wyraźnie wzmiankowana. 451 Mch 4,41. 44 J.A.O. Larsen, Creek Federal States, Oxford 1968, s. 195-215. 41 1 Mch 4,41. 411 Mch 5,18-19. " 1 Mch 5, 55-62. 5,1 D. Mendels, op. cit., s. 171. 51 1 Mch 5. Por. 1. Shatzman, op. cit., s. 11-35. w bitwie, wdając się nierozważnie w walkę52. Wydaje się co prawda, że fragment ten jest błędnie umiejscowiony w tekście, ale po raz kolejny zaświadcza, że Macha- beusze mieli żydowską armię. W następnym incydencie mamy do czynienia z żoł­ nierzami, którzy zostali ukarani, za to, iż mieli posążki bogów ukryte w ubraniach, oczywiście wbrew Torze53. Czystość armii była niezwykle istotna dla Machabeuszy, o czym zaświadczają też późniejsi historycy. Zauważmy jeszcze w tym miejscu, że po trzech latach od stworzenia machabejskiej milicji mamy już do czynienia z po­ ważną siłą militarną, i to zarówno pod względem liczebności, jak i profesjonalizmu5'1. Z końcem wiosny 163 r. przed Chr. Juda Machabeusz postanowił rozwiązać problem garnizonu stacjonującego w Akrze55 i wezwał wszystkich ludzi do oblęże­ nia, jednakże w początkach lata inwazja Lizjasza i Antiocha V, którzy pojawili się w Judei ze znaczną armią najemną, zmusiła go do zwinięcia oblężenia. Izraelici wy­ ruszyli przeciwko wrogom i - jak zaświadcza 1 Mch - spalili ich i mężnie walczy­ li56. W Beth-Zechariah Juda wraz ze swą armią zabił sześciuset żołnierzy królew­ skich, ale w walce padł jeden z braci Machabeuszów, Eleazar, który dokonał jednak heroicznego czynu57. Zwróćmy uwagę, że według 1 Mch Żydzi zostali w Beth- Zechariah pokonani58, natomiast 2 Mch relacjonuje, że dzięki boskiej pomocy Żydzi wyszli z walki zwycięsko59. Nieco później Seleucydzi pozwolili oblężonym Żydom opuścić Beth-Zur, gdzie umieścili swój własny garnizon60. 2 Mch ponownie przekazuje inny obraz wyda­ rzeń, relacjonując, iż król po raz drugi zbliżył się do żydowskiej twierdzy, został odrzucony, a po ponownym natarciu pokonany. Stało się tak dzięki Judzie Macha- beuszowi, który wysłał obrońcom wszystkie potrzebne rzeczy. Tak więc seleukidzki władca został zmuszony po raz drugi podjąć rokowania z oblężonymi, wyciągnął rękę do zgody, otrzymał ją, odszedł spod Beth-Zur, napadł na żołnierzy Judy, ale został pokonany61.

!ł 1 Mch 5,67; por. 2 Mch 12,32-45. M 2 Mch 12, 29-40. Mamy tu zapewne tłumaczenie, dlaczego stare poglądy przeciwko bałwochwalstwu ciągle jeszcze pojawiały się w niektórych apokryfach i pseudoepigrafach (np. List Jeremiasza; E. SchUrer, The History o f the Jewish People in the Age of Jesus Christ (175 B.C.-A.D. 135), 3.2, Edinburgh 1973- -1987, s. 743-745. 54 D. Mendels, op. cit., s. 171. 551 Mch 6,18-20. Rzecz ciekawa, iż Józef Flawiusz w Ant. XII, 252,289,364,399; XIII, 2,23, 34,40, 42, zresztą jako jedyne źródło, przekazuje, iż wśród załogi cytadeli znajdowali się też Żydzi; zob. J. Sievers, Jerusalem, the Akra, and Josephus, [w:] F. Parente and J. Sievers (eds.), Josephus and the History o f the Greco-Roman Period: Essays in Memory ofMorton Smith, Leiden 1994, s. 198-202. “ 1 Mch 6,31. 571 Mch 6,42-47. M 1 Mch 6,47. ” 2 Mch 13,1-17. “ 1 Mch 6,49-50. “ 2 Mch 13,19-22. Po podpisaniu pokoju z Żydami Antioch V i Lizjasz opuścili Palestynę w po­ czątkach 162 r. przed Chr. Trzeba zwrócić uwagę, że zwycięstwo Seleucydów pod Beth-Zechariah zmieniło pozycję armii machabejskiej wobec partii żydowskich hellenistów, którzy zapewne nie byli aż tak radykalnymi zwolennikami hellenizacji, jak to próbują przedstawiać Księgi Machabejskie. W każdym razie, na krótko ini­ cjatywa przeszła w ich ręce. Warto zwrócić uwagę, że partia hellenistyczna nie stworzyła własnej armii, jednak po bitwie pod Beth-Zechariah podjęła walkę z od­ działami Judy, tak więc wojna domowa stała się faktem. Co więcej, żydowscy hel­ leniści wkrótce wezwali na pomoc Seleucydów, którzy mieli ich wyratować z rąk wojsk Judy62. Jesienią 162 r. przed Chr. Juda był aktywny na wszystkich frontach wokół Ju­ dei, walcząc z partią hellenistyczną kierowaną przez arcykapłana Alkimosa63, który w końcu wezwał na pomoc Demetriusza IM. Rzecz ciekawa, że helleniści w dalszym ciągu nie stworzyli własnej armii narodowej, której w świetle ideologii hellenistycz­ nej nie potrzebowali. W każdym razie taki obraz zdaje się wyłaniać z dostępnych nam źródeł65. Bez wątpienia wpływ na taką postawę miała też mała liczba zwolen­ ników partii hellenistycznej. Demetriusz wysłał armię pod wodzą Bakchidesa, nic nam jednak nie wiadomo o jakimkolwiek jej starciu z wojskami Judy na polu bitwy. Alkimos ponownie zwrócił się o pomoc do Demetriusza, kiedy Juda zdecydował się na zbrojne wystąpienie przeciwko arcykapłanowi. Seleucyda oczywiście skwapliwie wysłał kolejną pomoc. Seleukidzki dowódca Nikanor, po potyczce pod Dessą i pró­ bach dyplomatycznego załatwienia konfliktu z Machabeuszami, otrzymał rozkaz pojmania Judy66. Warto przytoczyć tu słowa Nikanora skierowane do kapłanów na górze Syjon, gdzie powiedział: „Jeżeli w tej chwili Juda razem ze swoim wojskiem nie zostanie wydany w moje ręce, spalę tę świątynię, gdy szczęśliwie powrócę’67. Nie trzeba dodawać, że kapłani nie mogli wykonać rozkazu seleukidzkiego wodza. Przed bitwą pod Adassą w 161 r. przed Chr. Juda obozował z trzema tysiącami ludzi68, gdzie ponownie w modlitwie uwidoczniony został żydowski charakter jego armii69. Wrogie armie spotkały się pod Adassą w trzynastym dniu miesiąca Adar 161 r. przed Chr., a rezultatem bitwy było zniszczenie armii Nikanora70. 1 Mch relacjonu­ je, że po ucieczce armii seleukidzkiej ludzie z całej Judei udali się za nią w pościg,41 *44

41 D. Mendels, op. cit., s. 172. 41 1 Mch 7,21-25; 2 Mch 14, 5-14. 44 1 Mch 7,25. 45 D. Mendels, op. cit., s. 172. “ 2 Mch 14,15-36. 471 Mch 7,35 (cytat z Biblii Tysiąclecia). “ Am. XII, 408, podają liczbę dwóch tysięcy. 441 Mch 7,40-42. ™ 1 Mch 7,43. choć oczywiście nie wchodzili oni w skład armii machabejskiej71. Zgodnie z trady­ cją, 2 Mch przypisuje zwycięstwo przede wszystkim interwencji Boga72. Bez wąt­ pienia nie jest dziełem przypadku, iż 2 Księgę Machabejską kończy wspaniałe zwy­ cięstwo Judy nad Nikanorem73, co pozostaje oczywiście w zgodzie z głównym ce­ lem 2 Mch, która miała podkreślić reputację wojsk żydowskich i pokazać, że ich zwycięstwa spowodowała boska interwencja. Zwróćmy przy tym uwagę, że autor 2 Mch pomniejszył znaczenie lub też wręcz pominął kilka żydowskich porażek w tym okresie74. Obydwie Księgi Machabejskie podkreślają przy tym fakt, iż nawet Rzymianie wiedzieli o sile armii żydowskiej75. Swoją ostatnią bitwę stoczył Juda Machabeusz pod Elassą wczesnym latem 160 r. przed Chr.76, gdzie obozował z trzema tysiącami wybranych żołnierzy77. (Trudno określić czy żydowskich żołnierzy rzeczywiście było trzy tysiące, jakkol­ wiek liczba ta ciągle jest powtarzana w źródłach). Niemniej jednak, Żydzi przerazili się widząc rozmiary armii Bakchidesa. Wielu uciekło z obozu i w rezultacie do walki przystąpiło nie więcej niż ośmiuset ludzi. Juda zdawał sobie zapewne sprawę z beznadziejności sytuacji, stanął jednak do walki i zginął na polu bitwy. Jego na­ stępcą został wybrany kolejny z braci Machabeuszy, Jonatan7*. 1 Mch podaje, iż niektórzy żołnierze Judy ocaleli, bowiem Jonatan wraz ze swymi ludźmi zaatakował synów Jambriego79, choć wydaje się, że mamy tu do czynienia z partyzantami, a nie regularnym oddziałem80. Nieco później Bakchides przyjął nową strategię, polegającą na fortyfikowaniu miast wokół Jerozolimy i osadzaniu w nich oddziałów wojskowych oraz gromadze­ niu zapasów żywności. Wziął również jako zakładników synów znaczniejszych przywódców żydowskich i osadził ich w jerozolimskiej cytadeli81. Zauważmy przy tym, że partia hellenistyczna prawdopodobnie nadal nie stworzyła żadnej rodzimej armii, ponieważ po śmierci arcykapłana Alkimosa wczesnym latem 159 r. przed

Tl I Mch 7,46. ” 2 Mch 15,6-36. 7J J. Geiger, The History of Judas Maccabaeus: One Aspect of Hellenistic Historiography, „Zion" 49 (1984), s. 1-8 (hebr.). 74 Szczegóły militarne zob. B. Bar Kochva, op. cit., s. 347-375. ” 1 Mch 8, 23-32; 1 Mch 4, 11. O Rzymie w literaturze żydowskiej zob. D. Flusser, The Kingdom o f Rome in the Eyes o f the Hasmoneans, and as Seen by the Essenes, „Zion" 48 (1983), s. 149-176 (hebr.); M. Hadas-Lebel, L'Evolution de l ’image..., [w;] Aufstieg und Niedergang der römischen Welt, 2.20.1, Berlin 1987, s. 715-856. 741 Mch 9,18. 771 Mch 9,1-22; Ant. XII, 422, podają liczbę jednego tysiąca. 74 1 Mch 9 ,2 3 -3 1 .0 szczegółach militarnych zob. B. Bar Kochva, op. cit., s. 376-402. 771 Mch 9,31-42. " D. Mendels, óp. cit, s. 173. " 1 Mch 9,50-53. Chr. helleniści82, widząc dobrą fortunę Jonatana i jego zwolenników, postanowili wezwać ponownie na pomoc Bakchidesa83. Armia hasmonejska po bitwie pod Elassą z pewnością znacznie się skurczyła, a być może nawet rozproszyła. W związku z tym obserwujemy zjawisko ponownego pojawiania się grup zwolenni­ ków Machabeuszy. Było to jednak wyraźnym regresem w porównaniu do stosun­ kowo dobrze zorganizowanej żydowskiej armii Judy. Bakchides wkrótce opuścił Palestynę, bowiem jego walki z machabejską partyzantką nie przynosiły większych rezultatów. Jonatan mógł zatem bez większych przeszkód sprawować dalej rządy nad Judeą84. Sposobność do stworzenia nowej armii, dobrze wyekwipowanej i wolnej od przeszkód powodowanych przez partię hellenistyczną, przyszła ze strony Seleucy- dów walczących o władzę. W tym momencie, pod koniec lat pięćdziesiątych II w. przed Chr., rozpoczyna się zupełnie nowa faza w historii armii żydowskiej. Przez następne dwadzieścia lat odgrywała ona w regionie bardzo istotną rolę. Jesienią 152 r. przed Chr. Demetriusz I, chcąc wykorzystać poparcie Żydów przeciwko Aleksandrowi Balasowi, dał pośród innych obietnic zgodę na rekrutację przez Jonatana wojsk i ich wyposażenie oraz uczynił Machabeusza swoim sojusznikiem. Seleucyda wydał też rozkaz uwolnienia zakładników przebywających w jerozolim­ skiej cytadeli85. Jonatan przybył do Jerozolimy i przeczytał królewski list ludowi oraz załodze cytadeli, która przestraszyła się zgody Demetriusza na rekrutację nowej żydowskiej armii. Zaraz potem Jonatan rozpoczął fortyfikowanie Jerozolimy, w tym czasie załogi umieszczone w twierdzach przez Bakchidesa uciekły. Niektórzy z hel­ lenistów udali się do Beth-Zur, które służyło za miasto schronienia86. Jednakże Aleksander Balas zaoferował Jonatanowi urząd arcykapłana i pozycję swojego philos, na co Jonatan się zgodził i zebrał wojska, dostarczając im uzbrojenie87. Pod koniec lata 150 r. przed Chr. Aleksander Balas, teraz już jedyny pan mo­ narchii Seleucydów, mianował Jonatana Machabeusza jednym ze swoich najlep-

“ S. Mędala, The Character and Historical Setting o f 4QMMT, „The Qumran Chronicie”, Vol. 4, No. 1/2 (July 1994), s. 18-27; idem, Próby ustalenia charakteru i okoliczności powstania dokumentu Qumraň- skiego o wypełnianiu Tory (4QMMMI), [w:] Studia orientalia Thaddaeo Lewicki Oblata, Kraków 1994, s. 159—164, dowodzi, že arcykapłan AIkimos dokonał reorganizacji kultu świątynnego, co przemilczają Księgi Machabejskie. Co więcej, jego zdaniem AIkimos nie zmarł w roku 159 przed Chr., ale nadal spra­ wował funkcję arcykapłana po tej dacie, natomiast informacje o jego śmierci w 1 Mch 9, 56-57 trzeba uznać za legendę wprowadzoną przez źródła machabejskie celem przemilczenia reform, jakie przeprowa­ dził ten arcykapłan z rodu Aarona wraz z lewitami i chassidim. Warto też wspomnieć, iż S. Mędala uwa­ ża Alkimosa za Nauczyciela Sprawiedliwości, znanego z dokumentów gminy qumraóskiej, jak też autora kilku psalmów kanonicznych oraz Księgi Daniela. " 1 Mch 9,58. M 1 Mch 9,73-73. “ 1 Mch 10,6-14. “ 1 Mch 10,14. w 1 Mch 10,17-21. szych philoi i uczynił go wodzem i cywilnym namiestnikiem prowincji88. Rzecz cie­ kawa, że wiosną 145 r. przed Chr. Apollonios, wódz Demetriusza II, wysłał Jonata­ nowi wiadomość, w której porównał swoją armię z armią żydowską, stwierdzając, że armia żydowska była armią do prowadzenia działań wojennych w górach, nato­ miast armia seleukidzka jest armią „miejską”89. Tak więc armia machabejska została uznana za jedną z najważniejszych sił w regionie. Komplementy Apolloniosa na nic się jednak nie zdały, bowiem Jonatan zdecydował się dalej walczyć po stronie Alek­ sandra Balasa. Zebrał dziesięć tysięcy ludzi i opuścił Jerozolimę, wkrótce dołączył do niego brat Szymon90. Jonatan walczył następnie z miastami nadbrzeżnymi, wspierającymi Demetriusza. Wkrótce potem, wykorzystując potyczki między lokal­ nymi dowódcami, obiegł Akrę, wcześniej jednak, latem 145 r. przed Chr., wybrał się nad rzekę Eleutheros w charakterze eskorty Ptolemeusza VI. Po śmierci Aleksandra Balasa helleniści żydowscy udali się do Demetriusza II, który zastąpił w Palestynie Ptolemeusza VI, aby prosić Seleucydę o pomoc91. Po raz kolejny trzeba zauważyć, że żydowscy przeciwnicy braci Machabeuszy nie stworzyli swej własnej armii, w każdym razie nie wspominają o tym źródła. Demetriusz II wezwał Jonatana Machabeusza do Ptolemaidy latem 145 r. przed Chr., gdzie potwierdził wcześniejsze nadania, a więc stanowisko arcykapłana i tytuł etnarchy Judei, ale zredukował też podatki i nadał Machabeuszowi trzy sąsiadujące okręgi98. Nieco później Jonatan wysłał do Demetriusza prośbę o wycofanie seleu- kidzkiego garnizonu z jerozolimskiej cytadeli, jak też garnizonów rozmieszczonych w twierdzach, ponieważ nadal walczyły one z Izraelem93. Można stąd wysnuć wniosek, że armia żydowska nie była jeszcze dostatecznie silna, aby załatwić sprawę Akry, lub też Jonatan uznał, że nadal może wiele zdziałać środkami dyplomatycz- nymi■94 . Demetriusz miał zamiar rzeczywiście wycofać swoje wojska, ale w zamian po­ prosił o przysłanie mu posiłków. Jonatan oddał do jego dyspozycji - według 1 Księ­ gi Machabejskiej - trzy tysiące ludzi, którzy udali się do Antiochii95. Wydaje się, że podana liczba nie jest dokładna, ale niewątpliwie wskazuje, iż Jonatan dysponował wtedy znacznymi możliwościami rekrutacyjnymi. W każdym razie wysłane posiłki żydowskie uratowały Demetriusza przed buntem mieszkańców Antiochii, co znacz­ nie podniosło rangę wojsk w oczach samego króla, jak i ludności monarchii seleu- kidzkiej. Żołnierze żydowscy powrócili do Jerozolimy z wielkimi łupami96. Warto

" 1 Mch 10,65. " 1 Mch 10,71. ” 1 Mch 10, 74. *' 1 Mch 11,21. ” 1 Mch 11,20-29. M I Mch 11,41. M D. Mendels, op. cit., s. 175. ” 1 Mch 11,44. “ 1 Mch 11,44-51. raz jeszcze zwrócić uwagę na fakt, że wojska żydowskie znalazły wielkie uznanie wśród ludności pogańskiej, choć - co ciekawe - niektóre relacje antyżydowskie po­ dają, iż Żydzi nie byli postrzegani jako żołnierze odnoszący sukcesy. Demetriusz nie zachował się lojalnie wobec Jonatana, który przeszedł wraz ze swym bratem Szy­ monem na służbę małoletniego Antiocha VI, syna Aleksandra Balasa, będącego pod opieką Tryfona97. Nowy władca, potwierdzając godności Jonatana, mianował Szy­ mona Machabeusza strategos wybrzeża od granicy egipskiej aż do Schodów Tyru98. Pamiętać przy okazji trzeba, że armia hasmonejska uczestniczyła w wielu konflik­ tach z obcymi siłami, dzięki czemu stała się liczącą się siłą w regionie, a bez wąt­ pienia wzmocniło to również jej ściśle narodowy charakter, co tak bardzo odróżniało ją od innych armii, składających się głównie z najemników99. Niebawem Tryfon uznał za rzecz właściwą pozbycie się Jonatana Machabeusza, którego postrzegał jako realne zagrożenie na swojej drodze ku zdobyciu panowania nad całą Azją100. Jonatan zdołał zgromadzić przeciwko Tryfonowi czterdzieści ty­ sięcy ludzi101; jest to największa armia hasmonejska, jaka kiedykolwiek została wzmiankowana w źródłach. Trudno powiedzieć czy mamy do czynienia z wyol­ brzymioną liczbą, ale możemy przypuszczać, że cała ta - niewątpliwie wielka - armia była żydowska. Nawet jeżeli przyjmiemy mniejsze rozmiary tej armii, to i tak mamy do czynienia, jak na połowę II w. przed Chr., ze zjawiskiem wyjątkowym. Warto przypomnieć, że w bitwie pod Rafią w 217 r. przed Chr., jednej z ważniej­ szych bitew okresu hellenistycznego, Seleucydzi dysponowali siedemdziesięcioma tysiącami piechoty, pięcioma tysiącami kawalerii i siedemdziesięcioma trzema sło­ niami bojowymi. Pamiętać jednak należy, że w znacznym stopniu twórcami potęgi armii żydowskiej byli sami Seleucydzi. Można przypuszczać, że armia hasmonejska stała się ważną kartą przetargową w momencie ogłaszania niepodległości Judei przez Szymona Machabeusza w 143/142 r. przed Chr.102 Tryfon zmusił Jonatana do odesłania armii żydowskiej do domu. Zatrzymał jed­ nak przy sobie trzy tysiące ludzi, z których dwa tysiące stacjonowało w Galilei, na­ tomiast tysiąc pozostawał przy Jonatanie103. Żydowski przywódca został wtedy pojmany przez Tryfona w Acco-Ptolemais i zamordowany wraz z towarzyszącymi mu ludźmi10'1. Pozostali żołnierze żydowscy powrócili na wieść o śmierci Jonatana do Judei105. Zgodnie z wolą ludu wojnę miał prowadzić dalej Szymon Machabeusz

” 1 Mch II, 52-12,34. " 1 Mch 11,59. ” D. Mendels, op. cit., s. 176. 1 Mch 12,39-40. 1 Mch 12,41. D. Mendels, op. cit., s. 176. I Mch 12,46-47. 1M 1 Mch, 13,23. IM1 Mch 12, 50-52. (stało się to latem 143 r. przed Chr.)104. Zebrał on nie tylko całą armię, ale też oto­ czył Jerozolimę fortyfikacjami, tak więc w momencie najazdu Tryfona Żydzi byli gotowi do podjęcia walki107. W wyniku nawałnicy śnieżnej Tryfon został zmuszony do odwrotu (zima 143 r. przed Chr.), natomiast Żydzi ponownie uznali za króla De- metriusza II. Tryfon zabił wtedy Antiocha VI i ogłosił się królem Azji108. Szymon w stosunkowo krótkim czasie odbudował twierdze Judei109 i w 142 r. przed Chr. ogłosił niepodległość Judei110, obejmując między innymi funkcję arcykapłana i stratega (w sensie głównodowodzącego). Nie jest wykluczone, że w chwili objęcia władzy przez Szymona Machabeusza, jak w też w całym okresie jego rządów, armia żydowska znacznie podniosła swoje walory bojowe, korzystając zapewne z do­ świadczeń armii hellenistycznychl *111. W każdym razie Żydzi poczuli się wystarcza­ jąco silni, aby rozwiązać problem Akry. Szymon wzmocnił fortyfikacje wzgórza świątynnego w pobliżu cytadeli i umieścił tam swoje wojska. Mianował też swego syna Jana Hirkana I dowódcą wszystkich podległych sobie wojsk112. Trzeba w tym miejscu zauważyć, że wzgórze świątynne w Jerozolimie pełniło rolę nie tylko centrum duchowego i religijnego, ale odgrywało też istotną rolę mili­ tarną i strategiczną. Być może dlatego narodziła się wtedy w niektórych kołach ju­ daizmu idea świętej wojny. Można też przypuszczać, że nominacja Jana Hirkana oznaczała, iż Szymon postrzegał swój ród jako dynastię panującą. Podobnie jak w sąsiednich krajach władca był jednocześnie naczelnym dowódcą armii. 1 Księga Machabejska wysławia Szymona za to, iż dostarczył do miast żywność i broń, aby mogły stawiać opór wrogom113 oraz, że walczył za swój naród i wydał znaczną część własnych pieniędzy na uzbrojenie żydowskiej armii narodowej, nie wspomi­ nając o żołdzie dla niej114. Ufortyfikował miasta Judei oraz Beth-Zur na judejskiej granicy, gdzie wcześniej składana była broń nieprzyjaciół; w tym ostatnim umieścił żydowski garnizon. Swoje fortyfikacje zawdzięczają też Szymonowi Joppa oraz Gezer, gdzie wcześniej mieszkali wrogowie Żydów, on zaś osiedlił tam żydowskich osadników. Polityka Szymona prowadziła jednak do utrzymania czysto narodowej armii, w przeciwieństwie do armii hellenistycznych115. Jego siła militarna została potwierdzona przez Antiocha VII Sidetesa, który w 140/139 r. przed Chr. wysłał do Szymona list stwierdzający, iż cała broń, którą przygotował oraz wszystkie fortyfi­

l Mch 13,9. 1171 Mch 13,20. 1 Mch 13,32. ""I Mch 13,33. "" 1 Mch 13,41. 1111. Shatzman, op. cit., s. 11-97. 1,1 1 Mch 13,52-53. " J I Mch 14, 10. ,N 1 Mch 14,32-34. 115 Por. 1 Mch 14,35; 42; 47. kacje, które zbudował mają pozostać w rękach żydowskich116. Nieco później, kiedy Antioch VII znalazł się w Palestynie, aby rozprawić się z Tryfonem, Szymon posłał mu dwa tysiące żołnierzy, których jednak Seleucyda nie przyjął117. Walka o tron Seleucydów trwała nadal, a fakt ten bez wątpienia wzmacniał cią­ gle pozycję Hasmoneuszy. O samej armii żydowskiej obszerniejsze wzmianki poja­ wiają się ponownie między jesienią 139 i 138 r. przed Chr., kiedy to Antioch VII wysłał na wojnę przeciwko Judei Kendebaiosa. Dowódcami armii żydowskiej mia­ nował Szymon swoich synów, Jana Hirkana i Judę, którzy mieli do dyspozycji dwa­ dzieścia tysięcy żołnierzy, wybranych przez ojca118. Nie możemy przy tym wyklu­ czyć, że hasmonejska Judea dysponowała jakąś stałą armią (nie jesteśmy jednak w stanie określić jej liczebności, być może chodzi o kilka tysięcy ludzi), natomiast w razie potrzeby mobilizowano większe siły. Być może w ten właśnie sposób należy tłumaczyć różnice w liczebności armii żydowskiej, podawanej przez źródła119. W każdym razie Szymon Machabeusz został zamordowany przez Ptolemeusza Abusa, a władcą Judei został w 135 r. przed Chr. (lub też na początku roku 134 przed Chr.) Jan Hirkan l120. Na okres od października 135 do października 134 przed Chr. przypadł rok sza- batowy121, wobec czego wszelkie działania wojenne uległy zawieszeniu. Podczas oblężenia Jerozolimy przez Antiocha VII Sidetesa w roku 132 przed Chr. Jan Hirkan I zaobserwował, iż wielka liczba ludzi nie przynosi korzyści obronie, ponieważ po­ woduje szybsze wyczerpywanie się zapasów żywności, i że wykonywana praca nie odpowiada liczbie rąk. Dlatego też oddzielił i wygnał tych, którzy byli bezużyteczni, zatrzymał natomiast tylko ludzi w kwiecie wieku, zdolnych do walki122. Antioch nie pozwolił im opuścić miasta, wobec czego błąkali się oni wokół murów pomiędzy dwoma armiami, słabnąc bardzo szybko i będąc już blisko śmierci. W czasie Święta Namiotów ludziom tym pozwolono wrócić do miasta, ponieważ ich „bracia” ulito­ wali się nad nimi; możemy więc przypuszczać, że byli to Żydzi123. Oblężenie Jero­ zolimy przez Antiocha sprawiało na Żydach zapewne przygnębiające wrażenie, tym bardziej, że Judea ogłosiła niezależność dopiero dziesięć lat wcześniej124. Józef Fla-1 *111

1 Mch 15,7. lMch 15,25-27. "* 1 Mch 16,1-4. D. Mendels, op. cit, s. 178. ,M 1 Mch 16,11-24; Ant. XIII, 230. 1,1 Ant. XIII, 234. m Ant. XIII, 240. m Ant. XIII, 241. 111 Warto może wspomnieć, że J. Wolski, Dzieje i upadek Imperium Seleucydów, KrakówI999, s. 97, przyp. 29, wskazuje, iż nic można całkowicie lekceważyć kampanii Antiocha VII na terenie Judei, co czynią S. Sherwin-White and A. Kuhrt, From Samarkand to Sardis, London 1993, s. 208 nn., bowiem angażowała ona poważne siły monarchii Seleucydów. S. Sherwin-White i A. Kuhrt wyrażają zresztą w cytowanej książce generalny pogląd, iż Żydzi, jako nieliczna społeczność, nie absorbowali Seleucy- wiusz relacjonuje, iż Jan Hirkan I otworzył nawet grobowiec króla Dawida, który przewyższał bogactwem wszystkich innych królów, zabierając stamtąd trzy tysiące talentów srebra, które przeznaczył m.in. na zaciągnięcie obcych wojsk (był pierw­ szym żydowskim królem, w którego armii znaleźli się najemnicy)125. W 130 r. Jan Hirkan I wyruszył z Antiochem VII przeciwko Partom126. W czasie tej wyprawy Ąntioch pozostał w jakimś miejscu na prośbę Jana Hirkana I z powodu święta127. Możemy tylko przypuszczać, że obchodów święta zażądali Żydzi znajdujący się w armii hasmonejskiej. Wraz z zapoczątkowaniem podbojów Jana Hirkana 1 w latach dwudziestych II w. przed Chr. w dziejach armii hasmonejskiej rozpoczęła się nowa faza. Hasmo- neusze nie musieli już dłużej wspomagać swoimi wojskami władców hellenistycz­ nych, a momentem przełomowym stała się tu śmierć Antiocha VII Sidetesa12*. W latach 109-107 przed Chr., kiedy zaatakowana została Samaria, ponownie mamy do czynienia z dowodami na dynastyczne podejście Hasmoneuszy do państwa, mia­ nowicie główne role w podboju Samaritis powierzył Jan Hirkan I swoim synom, Judzie Arystobulowi i Antygonowi. Ten pierwszy przejął rządy po śmierci ojca w 104 r. przed Chr., przyjmując tytuł królewski. Przy okazji nowy władca kazał za­ mordować swego brata Antygona129, wkrótce jednak sam zmarł. Nowym władcą został jego brat, Aleksander Janneusz (103-76 po Chr.). Warto wspomnieć w tym miejscu, że Żydzi odgrywali też w tym czasie pewną rolę w armiach hellenistycznych, czego świetnym przykładem jest mianowanie przez egipską królową, Kleopatrę III, dwóch Żydów jako dowódców mających wal­ czyć z Ptolemeuszem Latyrosem, zbuntowanym synem egipskiej władczyni120. Bez wątpienia z punktu widzenia tożsamości narodowej służba Żydów z diaspory w ar­ miach obcych państw zasługuje na uwagę. Wydaje się, że kierowali się oni w pew­ nym przynajmniej stopniu poczuciem lojalności wobec kraju, w którym przyszło im mieszkać, choć oczywiście zachowywali jednocześnie sympatię i poczucie przyna­ leżności do Żydów palestyńskich i państwa hasmonejskiego. W czasie wojny z Pto­ lemeuszem Latyrosem (103/102 przed Chr.) Aleksander Janneusz zebrał armię li­ czącą pięćdziesiąt lub osiemdziesiąt tysięcy ludzi z Palestyny i wyruszył przeciwko egipskiemu władcy. Możemy przypuszczać, że wśród tak wielkiej liczby znaleźli się również poganie, wzmiankowani przez Józefa Flawiusza121. Żydowski historyk

dów. J. Wolski, op. cit., s. 101, przyp. 37, zwraca uwagę, że przecież sąsiedztwo Palestyny z Egiptem czyniło ją niezwykle ważnym terytorium dla Seleucydów. '"A n i. X IH ,249. 116 Ani. XIII, 249; Diodor Sycylijski, Bibliotheca Historica 34,15-17. '"A n t. X III.251. '“ Ani. XIII, 273. '“ Ant. XIII,303-313. 130 Ant. XIII, 285; zob. E. Van’t Dack et al., The Judean-Egyptian Conjlict, 103-101 B.C., Brussels 1989. 1,1 Ant. XIII, 337. określa co prawda armię Janneusza mianem żydowskiej132, ale nie jest wykluczone, że jest to tylko zabieg, który ma odróżnić siły hasmonejskie od „egipskiej” armii Ptolemeusza133. Jeżeli nawet taki był zamiar Józefa, to jest rzeczą oczywistą, że część armii Aleksandra Janneusza była żydowska, ponieważ Latyros zastał wioski Judei pozbawione mężczyzn134. Tak więc Janneusz musiał zwerbować do walki z Egipcjaninem swoje rezerwy. Zauważmy przy okazji, że po podboju terytoriów w Transjordanii kilka lat później, o jego obozie mówiło się jako o obozie Żydów135. Za panowania Aleksandra Janneusza armia hasmonejska była bardziej niż dotąd zaangażowana w podbój miast zamieszkanych przez ludność pogańską. To urucha­ miało również ofensywną i przykrą wojnę z nieżydowską ludnością Palestyny, wo­ bec której armia żydowska zachowywała się nieprzyjaźnie. Armia hasmonejska na­ uczyła się od swoich sąsiadów nie tylko lepszych technik prowadzenia wojny, ale również niechlubnych zachowań związanych z działaniami wojennymi. Aleksander Janneusz użył też swej armii, w końcu ciągle posiadającej zdecydowane oblicze na­ rodowe, do zabicia sześciu tysięcy faryzeuszy, którzy przewodzili opozycji przeciw­ ko rządom hasmonejskim. Józef Flawiusz podaje też, że Aleksander Janneusz utrzymywał obce wojska Pizydyjczyków i Cylicjan, ponieważ nie mógł użyć Syryj­ czyków, będąc z nimi w stanie wojny136. Fakt ten pokazuje, że armie w tych czasach składały się co prawda z najemników, ale przynajmniej w jakimś stopniu zachowane zostały przez władców hellenistycznych odrębności „narodowe”. Oczywiście zasad­ niczą większość armii Janneusza tworzyli Żydzi, ale też hasmonejski władca nie mógł sobie pozwolić na rekrutację zbyt wielu obcych najemników, co wynikało m.in. z faktu, iż Żydzi byli tańsi niż najemnicy, a poza tym bardziej lojalni, rzecz w końcu nie do przecenienia. Tak więc Janneusz był zmuszony użyć przeciwko fa­ ryzeuszom armii państwa żydowskiego, w ogromnej większości złożonej z Żydów, którym przyszło walczyć ze swoimi współobywatelami, występującymi przeciwko polityce prowadzonej przez króla Judei137. Według przekazów źródłowych w przeciągu sześciu lat Aleksander Janneusz miał zabić około pięćdziesięciu tysięcy ludzi, która to liczba może być wyolbrzy­ miona, tym bardziej, że mamy tu do czynienia z wojną domową (kolejna wojna do­ mowa wybuchła po śmierci królowej Aleksandry Salome w 67 r. przed Chr., a to­ czyła się między jej i Janneusza synami, Janem Hirkanem II i Judą Arystobulem II). Zwróćmy uwagę, że mamy tu do czynienia z regularną armią państwa żydowskiego, w przeciwieństwie do powstania machabejskiego, którego główną siłą była ochotni­ cza milicja. Przeciwnicy Janneusza wezwali na pomoc Seleucydę Demetriusza

,JI Am. XIII, 342. I,J D. Mendels, op. cit., s. 180. , u Ant. XIII, 345-346. XKAnt. XIII, 356,362. xuAnl. XIII, 373-374. w D. Mendels, op. cit., s. 180. Eukairosa138, przeciwko któremu król Judei zgromadził sześć tysięcy dwustu najem­ ników i około dwudziestu tysięcy żołnierzy z wiernych mu oddziałów żydow­ skich139. Wydaje się, że siły owe odzwierciedlały dość wiernie proporcje narodowo­ ściowe w armii Aleksandra Janneusza, w której około jednej trzeciej stanowili na­ jemnicy140. Ze starcia wyszedł zwycięsko Demetriusz Eukairos, a najemnicy Janne­ usza znaleźli śmierć dając dowód lojalności i odwagi. Zginęło też wielu żołnierzy seleukidzkich. Aleksander Janneusz zarządził odwrót w góry, gdzie dołączyło do niego sześć tysięcy Żydów. Sam Demetriusz wycofał się, musiał bowiem prawdo­ podobnie walczyć ze swoim bratem Filipem. Natomiast przeciwko Hasmoneuszowi nadal walczyło wielu Żydów, którzy ponosili klęski i ginęli w bitwach141. Wspo­ mnieć jeszcze trzeba, że rządy Aleksandra doprowadziły do opuszczenia Judei przez osiem tysięcy jego żydowskich oponentów. Rzecz ciekawa, że w chwili przekazywania władzy nad królestwem swej żonie Aleksandrze Salome Janneusz stwierdził, że faryzeusze są siłą, z którą trzeba się liczyć143. Rzeczywiście za panowania Aleksandry stali się oni bardzo ważną siłą w państwie; królowa utrzymywała zresztą z nimi dobre stosunki. Aleksandra Salo­ me przyjęła na służbę bardzo znaczną liczbę najemników i dwukrotnie powiększyła armię, wobec czego lokalni władcy uznali za stosowne oddać zakładników w dowód lojalności143. Udzielała też wraz ze swą armią pomocy obcym monarchom, m.in. wysłała wojska do Damaszku, aby zapobiec zdobyciu miasta przez Ptolemeusza, syna Mennaeusa144. Stabilności Judei zagrażali jednak synowie Aleksandry, bowiem w chwili jej śmierci młodszy z synów, Juda Arystobul II, wszczął bunt. Zapewnił sobie na początek poparcie przyjaciół ojca, którym Aleksandra nadała kilka twierdz145, dzięki czemu w ciągu piętnastu dni przejął kontrolę nad dwudziestoma dwoma twierdzami oraz zwerbował armię w Libanie i Trachonitis146. Wydaje się, że jego armię tworzyli w ogromnej większości najemnicy. Armia Judei pozostała na razie wierna królowej147, ale po przejęciu władzy przez Jana Hirkana II jej więk­ szość zdezerterowała i przeszła na stronę Arystobula148. Warto w tym miejscu zauważyć, jak szybko obydwie strony wojny domowej w Judei były w stanie zebrać swoje armie, bowiem zarówno Arystobul II, jak i Jan

'"A n t. XIII, 376. '"A n t. X III,377. BJ I, 93, podaje, że Aleksander Janneusz miał osiem tysięcy najemników, tysiąc kawalerii i dziesięć tysięcy Żydów. 1,1 Ant. XIII, 379. u l Ant. XIII. 400-407. 141 Ant. XIII, 408-409. 144 Ant. XIII, 418; BJ 1 ,115. 145 Ant. XIII, 417. 144 Ant. XIII, 427. 141 Ant. XIII, 429. '"A n t. X IV ,4; BJ 1,120-121. Hirkan 11 dysponowali wiernymi sobie oddziałami149. Konflikt między braćmi do­ prowadził ostatecznie do bezpośredniej interwencji Rzymian, w wyniku której Judea straciła swoją niezależność w 63 r. przed Chr. Nie od rzeczy będzie wspomnieć gorzkie słowa Józefa Flawiusza, który wymienił armię jako jeden z symboli naro­ dowych150. Jednak podział i przeobrażenia armii hasmonejskiej w czasie panowania Aleksandra Janneusza i Aleksandry Salome, wykorzystywanie najemników na dużą skalę w armii narodowej, wreszcie jej użycie w bratobójczej wojnie, doprowadziły do upadku armii hasmonejskiej jako symbolu jednoczącego naród żydowski151. Warto poświęcić nieco uwagi armii jako symbolowi narodowemu w literaturze żydowskiej i pogańskiej. Lektura Ksiąg Machabejskich uzmysławia, jak ważną rolę odgrywała armia w nacjonalistycznie nastawionej społeczności żydowskiej, zarów­ no przed powstaniem, jak i już w okresie istnienia państwa152. Koncepcja armii - w momencie powstania - wyłaniająca się z owych właśnie ksiąg to narodowy, poli­ tyczny symbol żydowski, w całości złożony z żydowskich elementów. Ten czynnik stanowił podstawowy wyróżnik armii żydowskiej w stosunku do armii obcych państw153. Dowódcami armii byli oczywiście Żydzi, również wojny prowadzone przez nią toczone były we wspólnym narodowym interesie, nawet jeżeli armia brała udział w konfliktach zbrojnych podejmowanych przez obce siły. Ten narodowy inte­ res to oczywiście podbój lub odzyskanie Ziemi Obiecanej, oczyszczenie jej z ele­ mentów pogańskich i założenie żydowskiego państwa. Co więcej, armia miała obo­ wiązek spełniać nie tylko zadania militarne, bowiem jej obowiązkiem było też rato­ wanie Żydów z niebezpiecznych miejsc, oczyszczenie świątyni jerozolimskiej, a nawet walka z przeciwnikami wśród samych Żydów (mowa tu oczywiście o helle­ nistach)154. Nie możemy, rzecz jasna, zapominać, że Księgi Machabejskie nie są całkowicie obiektywne wobec owych żydowskich hellenistów, ale bez wątpienia usprawiedliwiają próbę ich wyeliminowania, bowiem postrzegają ich jako grzeszni­ ków. Rzecz ciekawa, że użycie najemników nie jest szczególnie źle oceniane w literaturze żydowskiej, ale mówimy tu o literaturze pochodzącej z okresu powsta­ nia machabejskiego, gdzie zazwyczaj mowa o armii w czasie przeszłym. Warto wspomnieć o kilku przykładach. Księga Jubileuszów (pochodząca z II w. przed Chr.), opisując wojnę Jakuba i jego synów z koalicją amorycką, wspomina, że Jakub, jego trzej synowie oraz wszyscy słudzy ojca i synów wyruszyli przeciwko wrogom wraz z sześcioma tysią-

u’ Ant. XIV, 37-58; BJ 1 .120-140. '*‘Ant. XIV, 77-78. 151 D. Mendels, op. cit., s. 182. 1,1 Trzeba zauważyć, Ze pojęcie nacjonalizmu w odniesieniu do czasów starożytnych nie jest chyba naj­ właściwsze, choć trudno znaleZć tu inne. Niemniej jednak, môže właśnie do narodu wybranego jego sto­ sowanie jest najbardziej usprawiedliwione. 15J D. Mendels, op. cit., s. 182. 154 Ibidem, s. 182. cami ludzi i zabili przeciwników na polach Shechem155. Jeżeli założymy, że przed­ stawiona historia odnosi się do prawdziwych realiów w niewielkim chociaż stopniu, to owi służący mogli stanowić siły najemne156. Nie możemy jednak wykluczyć, że mamy do czynienia z Żydami. Z nieco jaśniejszą sytuacją spotykamy się w opisie wyimaginowanej wojny Jakuba z Edomem, zawartym również w Księdze Jubile­ uszów157. Ezaw przyjął do służby najemników z Aramu, Moabu, Ammonu, Kittim i innych krajów, przeciwko którym Jakub walczył wraz ze swymi trzema synami i wszystkimi sługami. Wynika z tej opowieści, że Żydzi nie korzystali z usług na­ jemników (trzeba pamiętać, że Księga Jubileuszów, podobnie jak np. Testament Dwunastu Patriarchów, odzwierciedlała wiele idei współczesnych, które przeniesio­ ne zostały do przeszłości). Jeszcze wyraźniejsza w podkreślaniu żydowskiego obli­ cza armii jest Księga Judyty, hellenistyczna przecież w swej formie. Mowa tu, iż po zabiciu Holofemesa przez Judytę wieści o tym wydarzeniu obiegły cały kraj, a cały Izrael stanął do walki z wrogami158. Bardziej bezpośrednie odniesienia możemy znaleźć w literaturze ąumrańskiej. Rozdział o władzy królewskiej w Zwoju Świątynnym podkreśla, iż armia narodowa powinna być żydowska. Jeżeli tekst ten napisany został, aby podważyć legalność królewskiej władzy Aleksandra Janneusza, to dostrzegamy tu fakt, iż pobożni Żydzi potępiali w tym czasie najemników, którzy wchodzili w skład armii hasmonejskiej wraz z Żydami159. Z kolei Zwój Wojny, który powstał w II lub I w. przed Chr., po­ kazuje co prawda, że armia, która miała poprowadzić wojnę końca dni, przejęła hellenistyczny i rzymski sposób prowadzenia wojny, ale była armią żydowską i ar­ mią całego narodu (przy czym chodzi tu o dwanaście plemion). Według Zwoju Wojny święta wojna Izraela powinna być prowadzona przez czysto żydowską armię, wspomaganą przez anioły Boże160. Rzecz ciekawa, że własnego poglądu na temat armii nie przedstawia Józef Fla- wiusz. Wydaje się jednak, że również on wolał widzieć czysto żydowską armię w wojnach prowadzonych przez naród wybrany. Stanowisko to znalazło odzwier­ ciedlenie w dziełach Józefa, czego przykładem jest chociażby brak jakiejkolwiek wzmianki o wojskach najemnych króla Dawida (Pelethi i Kerethi)161. Dążenie do posiadania „narodowej” lub etnicznie jednolitej armii możemy też znaleźć w literaturze greckiej, która jednak nie miała prawdopodobnie wpływu na literaturę żydowską. Ta ostatnia odwoływała się bowiem przede wszystkim do kon­ cepcji biblijnych, głoszących potrzebę posiadania czysto żydowskiej armii162. Zwróćmy uwagę, że Platon w swoim idealnym państwie widział Phylakes (gwardzi­

155 Ks. Jub. 34,6-7. '** D. Mendcls, op. cit., s. 183. 157 Ks. Jub. 37-38. ,5* Ks. Jud. 15,3-7. D. Mendels, op. cit., s. 183. Ibidem, s. 184. Ant. VII, 199-200,287n„ 293 ; por. 2 Sm 1 5 ,17nn. “ł O armiach biblijnych zob. Army, [w:] Encyclopaedia Biblica 6, s. 650-659 (hebr.). stów, czyli żołnierzy) jako integralny element społeczny i ekonomiczny państwa. Podobną tendencję można zaobserwować w literaturze hellenistycznej. W Geogra- phia Strabona wiele jest opisów narodowych armii z całego hellenistycznego Wschodu, podkreślających ich znaczenie dla narodowej wytrwałości161 *163. Diodor Sy­ cylijski natomiast (opierając się na Hekatajosie, który poglądy z III w. przed Chr. przeniósł do egipskiej przeszłości) wzmiankuje, iż Ozyrys wybrał się na podbój świata ze „swoją armią”; nie opisuje jednak jej charakteru164. Jednak w paralelnej historii (legenda o Sesostrisie, która została przerobiona w utopijny sposób w związku z mitem Aleksandra Wielkiego w okresie hellenistycznym) Hekatajos przedstawia antytezę rzeczywistej armii hellenistycznej. Na poły historyczny, na poły mityczny Sesostris wyruszył na podbój świata z „narodową” armią egipską (inaczej niż Aleksander Wielki), co jest kolejnym dowodem istnienia konfliktu mię­ dzy koncepcją sił narodowych i sił najemnych w okresie hellenistycznym165. Diodor Sycylijski mówi, że kiedy ojciec Sesostrisa dowiedział się, że jego syn może rządzić nad całym cywilizowanym światem, zebrał dzieci w tym samym wie­ ku, co Sesostris, i dał im królewskie wyszkolenie, przygotowując ich w ten sposób z góry do ataku na cały świat166. Tymi przygotowaniami potwierdził przede wszyst­ kim wiarę w dobry stosunek wszystkich Egipcjan wobec siebie, czując, że jego żoł­ nierze oddadzą w razie potrzeby życie za swoich przywódców, a ludność, która po­ zostanie w swoich rodzimych krajach nie wznieci buntu. Następnie wybrał najsil­ niejszych mężczyzn i stworzył armię godną jego największego przedsięwzięcia. Miała ona liczyć sześćset tysięcy piechurów (liczba jest oczywiście wyolbrzymiona, podobnie jak np. wielonarodowa armia Ninusa, również opisana przez Diodora)167, na czele poszczególnych dywizji postawił swoich towarzyszy, zahartowanych w walkach. I wszystkim tym dowódcom nadał najlepsze ziemie w Egipcie, aby im niczego nie brakowało, dzięki czemu mogli poświęcić się sztuce wojennej168. Bez wątpienia część tego ustępu przedstawia w wyidealizowany sposób sytuację machi- moi (kasty wojowników) w ptolemejskim Egipcie, jednakże zasadnicza większość stanowi utopijną wizję armii narodowej. Warto w tym miejscu zauważyć, że Heka­ tajos z Abdety, opisując idealne państwo żydowskie, odnosi się w bardzo wyraźny spo­ sób do czysto narodowej armii, której żołnierze byli szkoleni na sposób spartański169. Wspomnieć też trzeba o królowej Myrinie, która również usiłowała - według hellenistycznego mitografa Dionizjosa Scytobrachiona - podbić cały Środkowy

161 Np. Strabon, Geographia 15,47, gdzie mamy opis indyjskiej armii „narodowej”, według którego piątą kastę stanowią wojownicy, którzy - kiedy nie są na służbie-spędzają życie na próżnowaniu i hulankach, będąc na utrzymaniu królewskiego skarbca. Konieczne ekspedycje przeprowadzali zaś bardzo szybko (swój opis oparł Strabon prawdopodobnie na dziele Megastenesa Indica). 164 Diodor Sycylijski, Bibliotheca Historica 1,17-20. 165 D. Mendels, op. cit., s. 184. Diodor Sycylijski, Bibliotheca Historica 1,53,9-10. 167 Diodor Sycylijski, Bibliotheca Historica 2, 5,3-7. 161 Diodor Sycylijski, Bibliotheca Historica 1, 54. 169 Diodor Sycylijski, Bibliotheca Historica 40, 3, 6-7; M. Stern, Greek and Latin Authors on Jews and Judaism, 1, Jerusalem 1976. s. 32-33. Wschód. Na swoją pierwszą wyprawę zabrała ze sobą narodową armię libijską. Wy­ brała się też na wojnę z armią libijskich amazonek, które były szczególnie biegłe w sztuce wojennej170. Amazonki chciały najechać wiele części zamieszkanego świata171, wobec czego ich królowa Myrina zebrała armię złożoną z trzydziestu tysięcy piechurów i trzech tysięcy kawalerzystów172. Trudno jednak rozstrzygnąć czy mamy do czynienia z rdzennymi Libijczykami, czy też z najemnikami. Wypada więc stwierdzić, że źródła hellenistyczne odnotowują oczywiście ist­ nienie sił najemnych, ale też postrzegają idealną armię jako armię czysto narodową, rekrutowaną z samego ethnos. Żydzi co prawda werbowali najemników, ale w swo­ jej literaturze podkreślali konieczność posiadania czysto żydowskiej armii narodo­ wej, bogobojnej i walczącej w Bożych wojnach. W każdym razie, później pewne radykalne grupy w łonie judaizmu prezentowały opinie, że tworzą jedyną bogobojną armię, choć istniała przecież armia państwowa1”.

Judaean Army as a National Symbol during the Hasmonean Period 1168/167-63 B.C.J

Abstract The Jewish national army was of great significance to the national awareness of every Jew. However, the reign of Alexander Janneus (103-76 B.C.) marks the decline of its me­ aning of a symbol unifying the Jewish nation, which was a heavy blow to the idea of the Ha­ smonean state, to its unity and the very existence of the chosen nation. In the beginning, at the outbreak of the Maccabean revolt (168 B.C.), the army was composed of the Jewish voluntary militia, which in the forties of the second century B.C. transformed into a more organised body still composed of Jews alone. Since the times of John Hircan I (135-104 B.C.) through the reign of Judah Aristobule 1 (104-103 B.C.) and Alexander Janneus (103-76 B.C.), the Jewish army had consisted of mercenaries, too. After the death of Queen Alexandra Salome (76-67 B.C.), the wife of Alexander Janneus, a civil war broke out between her two sons Ju­ dah Aristobule I and John Hircan II, who fought against each other with two separate armies, which were practically private. That was when the Hasmonean dynasty disappeared from history records. It was only Herod the Great who resurrected the army of the Jewish state. The national aspects related to the Hasmonean dynasty are undoubtedly more important than the matter of strategy or conducted military actions. First of all, the native Jewish sources let us get acquainted with the role that the army played in the national awareness of Jews. There are three stages in the history of the army of the Hasmonean monarchy: 1. formation of Jewish militia, which served as an insurgent element (167-152 B.C.) 2. development of the Jewish army composed of Jews (152-ca.l30 B.C.) 3. strengthening of the army with foreign mercenaries (130-67 B.C.).

170 Diodor Sycylijski, Bibliotheca Historica 3,53, 6. 1,1 Diodor Sycylijski, Bibliotheca Historica 3, 54, 1. 172 Diodor Sycylijski, Bibliotheca Historica 3, 54,2. 172 D. Mendels, op. cit., s. 185. Annales Academiae Paedagogicae Cracoviensis Folia 17 Studia Historica II (2003)

Marek Wilczyński Bipedes bestiae - obraz Hunów w oczach autorów rzymskich IV i V w. n.e.

Literatura rzymska późnego antyku dostarcza kilku ciekawych relacji na temat Hunów, pozwalających nam poznać ich wygląd, obyczaje i sposób życia. W dużej mierze możliwe jest też prześledzenie sposobu postrzegania Hunów przez rzymskich autorów. Jako materiał analityczny i porównawczy służyć mogą relacje Ammiana Marcellinusa, Priskosa z Panion i Jordanesa, jak też ekskursy w poezji panegirycz- nej Klaudiusza Klaudiana, Flawiusza Merobaudesa i Sidoniusza Apollinarisa. Przed przystąpieniem do analizy ich przekazów na temat Hunów warto pozwolić sobie na krótkie przedstawienie poszczególnych autorów: • Ammian Marcellinus urodzony ok. 330 r. pochodził z zamożnej rodziny grec­ kiej. Przez wiele lat służył w armii rzymskiej. Szczególnie cenił sobie służbę pod rozkazami Juliana Apostaty, którego pięknie uwiecznił w swoim dziele. Mimo greckiego pochodzenia swoje dzieło historyczne spisał Ammian po łaci­ nie, celowo naśladując Tacyta i kontynuując jego historię od śmierci Nerwy do końca rządów Walensa. Od 378 r. zamieszkiwał niemal stale w Rzymie. Pracę nad swoją historią ukończył w 392 r. Zachowały się z niej księgi XIV-XXXI. W ostatniej z nich zawarł jako pierwszy autor rzymski dość obszerną charakte­ rystykę Hunów, którzy od 375 r. pojawili się w orbicie zainteresowań Rzymian. • Priskos z Panion, urodzony w Tracji w drugiej dekadzie V w., za panowania cesarza Teodozjusza II, odebrał staranne wykształcenie z zakresu filozofii i reto­ ryki. W wieku około 35 lat został powołany przez Maksimusa, magistra scrinio- rum Teodozjusza II w skład poselstwa, które w imieniu Teodozjusza II udało się w 449 r. do siedziby króla Hunów Attyli. Opis tego poselstwa stanowił część dużej pracy historycznej Priskosa, która niestety zaginęła i znana jest nam tylko z fragmentów zachowanych w Excepta de legationibus Konstantyna Porfiroge- netÿ, Liber Suda, Ewagriusza, Jordanesa, Chronicon Paschale i Teofanesa. Szczęśliwie bezcenny opis pobytu wschodniorzymskiego poselstwa we włoś­ ciach Attyli znalazł się wśród ocalonej spuścizny Priskosa. • Jordanes, zdaniem większości badaczy Got z pochodzenia, urodzony ok. 500 r.1 Początkowo wyznawał wiarę ariańską i służył jako notariusz u możnego Gota imieniem Gunthigis, spokrewnionego z królewskim rodem Amalów. Po nawró­ ceniu wybrał karierę duchowną i ok. 551 r. wydał dwa dziełka: Historią Rzym­ ską i Historię Gocką, która, jak sam wyznał, była streszczeniem dwunastotomo- wej historii Gotów Kasiodora. Zawarte w Historii Gotów informacje o Hunach pochodziły częściowo od Priskosa (... utPriscus istoricus reffert...), a częściowo ze znanej Jordanesowi tradycji plemiennej z czasów walk pomiędzy Gotami a Hunami i okresu, gdy Ostrogoci służyli Attyli. • Klaudiusz Klaudianus był poetą wychowanym i wykształconym w Aleksan­ drii. Nie znamy jego daty urodzenia, wiemy jedynie, że ok. 394 r. przybył do Rzymu. Wygłoszony w 396 r. panegiryk z okazji trzeciego konsulatu cesarza Honoriusza przyniósł mu uznanie na dworze cesarskim i protekcję Stilichona, opiekuna małoletniego Honoriusza. Poeta związał się na stałe ze Stilichonem, służąc swoją poezją propagandowym celom magistra militum. Zmarł zapewne ok. 404 lub 405 r. O Hunach wspomina w inwektywie przeciw Rufinowi, w in­ wektywie przeciw Eutropiuszowi i w panegiryku z okazji pierwszego konsulatu Stilichona. • Flawiusz Merobaudes pochodził z Hiszpanii. Służył w armii jako jeden z zau­ fanych oficerów Aecjusza, dochodząc nawet do stopnia magister militum. Rów­ nie skutecznie jak mieczem służył swemu przełożonemu piórem, odgrywając przy Aecjuszu podobną rolę, jak Klaudian przy Stilichonie. W niewielkiej za­ chowanej spuściźnie po Merobaudesie wzmianki o Hunach spotykamy w pane­ giryku z okazji trzeciego konsulatu Aecjusza. • Sydoniusz Apollinaris (ściślej - C. Sollius Modestus Apollinaris Sidonius) urodził się ok. 430 r. w Lugdunum w Galii w starej galijskiej rodzinie arystokra­ tycznej. Sławił piórem kolejno panujących cesarzy: Awitusa, Majoriana i Ante- miusza. Po 470 r. wyświęcony na biskupa Clermont-Ferrand, zmarł w 479 r. W bogatej twórczości poetyckiej i epistolograficznej Sidoniusza Apollinarisa - ciekawe wiadomości o Hunach spotkać można w panegiryku ku czci cesarza Awitusa (VII) i w panegiryku z okazji konsulatu cesarza Antemiusza (II). W pierwszym opisany jest pojedynek Awitusa z huńskim wojownikiem, w dru­ gim zawarto szerszą charakterystykę Hunów. Analizując przekazy zawarte w wymienionych dziełach można wyodrębnić inte­ resujące nas zagadnienia: wygląd zewnętrzny Hunów, ich ubiór, pożywienie, siedziby,

1 Czytelnik zapewne już słusznie zauważył, że Jordanes nie mieści się w ramach czasowych wyznaczo­ nych w tytule tego artykułu, jednak znalazł w nim miejsce z uwagi na niewątpliwe sięganie do tradycji plemiennej Gotów, która mogła zakonserwować i zachować informacje pochodzące z czasów pierwszego kontaktu Gotów z Hunami. Korzystał wprawdzie z przekazów Priskosa i Kasiodora, jednak czasami je uzupełniał. W przypadku fragmentów przeniesionych od Kasiodora także mamy do czynienia z tradycją gocką, ponieważ minister Teodoryka Wielkiego tworząc swoje dzieło poświęcone historii Gotów na pewno korzystał z przekazów ustnych starych wojowników z otoczenia króla, tak więc i on zbierał infor­ macje pochodzące z okresu objętego ramami chronologicznymi tego artykułu. uzbrojenie i sposób walki, organizacja społeczna, religia, kultura, pochodzenie i cechy charakterystyczne, którymi zdaniem autorów rzymskich Hunowie się wyróżniali.

Wygląd zewnętrzny

Ammian Marcellinus odmalowuje przerażający obraz Hunów. Mieli oni być niscy, krępej i silnej budowy, koślawi, o grubych karkach, przeraźliwie brzydcy. Dodatkowo szczególnej szpetoty dodawał zdaniem Ammiana zwyczaj kaleczenie policzków nowonarodzonym dzieciom, co autor tłumaczy chęcią uniknięcia wyklu­ wania się zarostu1 2. Oczywiście głębokie blizny pozostałe po takim zabiegu uwypu­ klały jeszcze silniej odrażający wygląd Hunów. Dodatkowo huńską szpetotę podkre­ ślił autor przez porównanie z Alanami, których opisał jako smukłych, pięknych ludzi o blond włosach3. Kończąc opis zewnętrzny Hunów Ammian używa słynnego, użytego w tytule określenia bipedes bestiae - bestie dwunogie, podkreślając dodat­ kowo nieludzki, jego zdaniem, wygląd Hunów. Sekundują mu w tym poeci V w. Klaudian w obydwóch inwektywach przeciw Rufinowi podkreśla skrajną szpetotę Hunów i dodaje, że zabawą Hunów jest kaleczenie sobie czoła4. Więcej na ten temat miał do powiedzenia Sydoniusz Appolinaris, który częściej niż Klaudian obserwo­ wał Hunów. Chwalił Aecjusza, że w znoszeniu bólu przewyższał nawet Hunów, którzy ną znak żałoby rozdrapują żelazem blizny na twarzach5. W panegiryku ku czci cesarza Antoniusza stwierdza, że już oblicza małych dzieci huńskich mają wstrętny wygląd (ita vultibus ipsis infantum suus horror inest). Twarze Hunów Sy­ doniusz uznaje za jednakowe i zdeformowane, trudno rozróżnić jednego od drugie­ go. Głowy ich mają być okrągłe, jednak zwężają się ku górze, co może być spo­ strzeżeniem związanym z zaświadczonym archeologicznie zwyczajem sztucznego formowania czaszek. Oczy Hunów poeta określa jako małe i głęboko osadzone, a kości policzkowe jako wystające. Nosy Hunów są - zdaniem Sydoniusza - celowo deformowane, tak by były płaskie, co ułatwiać miało zakładanie hełmu. W przeci­

1 Ammianus Marcellinus, Rerum gestarum tibri XXXI ed. Wolfgang Seyfahrt, t. 1 i 2, Leipzig 1978, XXXI 2, 2. - ubi quoniam ab ipsis nascendi primitiis infantum ferro sulcantur altius genae, ut pilorum vigor lempestivus emergens conrugatis cicatricibus hebetetur, senescunt imberbes absque ulla venustate, spadonibus similes, conpactis omnes firmisque membris et opimis cervicibus, prodigiosae formae et pavendi, ut bipedes existimes bestias vel quotes in conmarginandis pontibus effgiati stipites dolantur incompte. 1 Ibidem, XXXI 2, 21. - Proceri autem Halani paene sunt omnes et pulchri, crinibus mediocriter flavis, oculorum temperata torvitate terribiles et armorum levitate veloces, Hunisque per omnia suppares verum victu mitiores et cultu, latrocinando et venando ad usque Maeotica stagna el Cimmerium Bosporum, itidemque Armenios discurrentes et Mediam. 4 Claudius Claudianus, In Rufmum libri I et II, ed. Theodor Birt, MGH AA X ( 1892) s. 17 nn., I 325-329. - ... turpes habitus obscaenaque uisu / corpora; mens duro numquam cessura labori; / praeda cibus, uitanda Ceres, frontemque secari / ludus et occisospulchrum iurare parentes. ', II 270 n. - iam parat insi- dias, qui nos aut turpibus Hunis / aut inpacatis famulos praebebil Alanis. s Sidonius Apollinaris, Carmina, ed. Christian Luetjohann, MGH AA VIII (1887) 173 nn., c. VII, 238-240. wieństwie do głowy i twarzy, korpus Hunów uważa poeta za ładny i foremny, od­ znaczający się szeroką piersią. Nogi mają krótkie, co powoduje, że gdy chodzą wy­ dają się niscy, ale siedząc w siodle prezentują się okazale6. Priskos, który także miał okazję oglądać wielu Hunów w czasie pobytu u Attyli, dodał jeszcze do charaktery­ styki wyglądu plemienia szczególne uczesanie. W czasie pobytu u Hunów spotkał człowieka, który pozdrowił go po grecku, choć nosił ubiór i czesał się jak Hun7. Niestety nie wiemy jak dokładnie wyglądała fiyzura napotkanego przez Priskosa człowieka. Możliwe, że chodziło o całkowicie wygoloną część głowy aż do skroni, natomiast w części tylnej zapuszczone długie włosy*. Jordanes powraca do wyczer­ pującego opisu szpetoty huńskiej, podkreślając szeroką okrągłą twarz, śniadej barwy, małe oczy, przypominające dziurki i silne muskularne karki9. Podobnie jak Ammian pisze o nacinaniu dzieciom policzków, jednak wyjaśnia, że robi się to, by dzieci wcze­ śnie przyzwyczaić do znoszenia bólu, natomiast ubocznym skutkiem tego zabiegu jest brak zarostu. Odrażający wygląd zewnętrzny Huna prezentował sam Attyla, który we­ dług Jordanesa origines sue signa restituens przy niskim wzroście miał szeroką pierś, dużą głowę, małe oczy, płaski nos, śniadą cerę i rzadką brodę10.

Ubiór

Ubiór Hunów w przekazie Ammiana jest wyjątkowo nędzny. Używali oni szat lnianych lub zszytych ze skórek myszy leśnych. Wprawdzie Rzymianie znali futra zwierzęce jako ubiór luksusowy, tutaj jednak chodzi o nędzne i pogardzane skórki, 4

4 Sidonius Apollinaris, Carmina, ed. Christian Luetjohann, MGH AA VIII (1887) 173 nn., c. II245-262. 7 Priskos, Fragmenta, [w:] Blockley R.C., The Fragmentary Classicising Historians o f the Later Roman Empire. Eumapius, Olympiodorus, Priscus and Malchus. II. Text, Translation and Historiographical No­ tes, ARCA Classical and Medieval Texts, Papers and Monographs 10, Liverpool, s. 268 (397 n.) - oûxoç 5e TpoqxûvTi áÚKEi ItcúQn eùetprov те ûv к аі àxoKEipâpevoç xiiv KEcpaXr)v jtepnpóyaka. ' Taki rodzaj uczesania opisywał nieco później Prokopiusz z Cezarei, podając w „Historii sekretnej”, że w ten sposób nosili się zwolennicy fakcji cyrkowej błękitnych, którzy utrzymywali jakoby czesali się na wzór Hunów. Procopius, Historia arcana, [w:] Procopii Caesariensis opera omnia, Vol. III, ed. Jacobus Haury, Lipsiae in aedibus B.G. Teubneri 1952, VII 10 - xwv 8e èv xfi кеграХп xpiyuv та rSpitpoaOev äxpi Èç тоіх; èiti paKpôxaxov Xàyio oùSevi cïtov, шаігср oi M aooayéxai. 8iô Sri к аі Oúwikův tô oûxov eîSoç ÈKàXouv. ’ Jordanes, Getica, ed. Theodor Mommsen, MGH aa V, 1 (1882), s. 53 nn., XXIV (122 n.) - genus hoc ferocissimum ediderunt, quae fuit primům inter paludes, minutum tetrum atque exile quasi hominum genus пес alia voce notum nisi quod humani sermonis imaginem adsignabal, lali igitur Hunni stirpe cré­ âtі Gothorum fm ibus advenerunl. quorum natio saeva, ut Priscus isloricus refert, Meotida palude ulterio- re ripa insidens, venationi tantum nec alio labore experta. '"Jordanes, Getica, ed. Theodor Mommsen, MGH aa V, I (1882), s. 53 nn., XXXV (182 ) -form a brevis, lato pectore, capite grandiore, minutis oculis, rants barba, canis aspersus. semo nasu, teter colore, ori- genis suae signa restituens, qui quamvis huius esset naturae. W najnowszej literaturze ostatnich trzech lat problemem Hunów i ich wyglądu zajmował się Walter Pohl, Die Völkerwanderung, Verlag W. Kohl­ hammer GmbH, Stuttgart 2002, s. 100 nn. oraz Gerhard Wirth, Attila: das Hunnenreich und Europa. Verlag W. Kohlhammer, Stuttgart 1999, s. 20 nn. і 79 nn. których noszenie dowodzi prymitywizmu i dzikości. Dalej autor podaje, że Hunowie wdziewają koszulę i noszą ją tak długo aż rozpadnie się zbutwiała od brudu. Nie znają też ubiorów na różne okazje i zadowalają się jednym, noszonym bez przerwy. Nogi owijają kozimi skórami. Na głowach noszą galeri incurvi - zdaniem większo­ ści badaczy chodzi tu o filcowe nakrycia głowy podobne do czapki frygijskiej". Buty Hunów miały być miękkie i nieprzystosowane do poruszania się pieszo. Także inne źródła, np. św. Hieronim11 12, czy Eunapiusz (w przekazie Zosimosa)13 świadczą o tym, że Hunowie z trudem poruszali się pieszo i nie umieli prowadzić pieszej wal­ ki. Z relacji Priskosa wynika, że ubiór Hunów różnił się od rzymskiego, jednak nie były to nędzne szmaty i mysie skórki. Nie pojawia się też topos brudnego koczow­ nika. Strój Attyli wyróżniał się czystością, był jednak skromny, przez co król pod­ kreślał swoją wyjątkowość, jednak jego dostojnicy nosili odzież kosztowną, zdobio­ ną złotem i klejnotami14. Podobnie jak Rzymianie cenili drogi jedwab i chętnie przyjmowali go w prezencie od posłów. W rewanżu ofiarowano Rzymianom cenne futra. Nawet broń i obuwie dostojnych Hunów lśniły od złota i klejnotów. Buty róż­ niły się jednak od rzymskich, skoro Priskos określa je jako Pappapuca óitoSTipaia. Wspomniany przez Ammiana len nie został porzucony, jednak Priskos bawiąc z wizytą u jednej z żon Attyli widział dwórki przędące dekoracyjne pasy lniane, któ­ re potem naszywane były na odzież jako ozdoba15.

Pożywienie

Zdaniem Ammiana Hunowie nie żywią się w sposób podobny do ludzi cywili­ zowanych. Zbędny jest im ogień i przyprawy, ponieważ nie przyrządzają jadła w sposób znany ludom cywilizowanym. Pożerają dziko rosnące rośliny i korzenie, jak też surowe mięso upolowanych zwierząt, które wkładają między swoje uda a koński grzbiet, aby skruszało i trochę się ogrzało16. Żaden Hun nie orze, ani nie

11 Ammianus Marcellinus, Rerum gestarum libri XXXI, ed. Wolfgang Seyfahrt, t. 1 i 2, Leipzig 1978, XXXI 2, 5 n. - indumentis operiunlur Unie is vel ex pellibus silveslrium mumm consarcinatis, nec alia illis domestica veslis est, alia forensis. sed semel obsoleli coloris tunica collo inserta non ante depo­ nier aut mutatur quam diuturna carie in pannulos dejluxerit defruslala... galeris incurvis capita tegunl, hirsuta crura coriis muniendis haedinis. eommque calcei formulis nutlis aplati vêtant incedere gressibus liberis. qua causa adpedestres pamm adcommodati sunt pugnas. 12 Hieronymus, Epistulae, ed. Isidor Hilberg, CSEL 54-56 (1910-1918), ep. 40,17.

12 Zosimos, Historia Nova, ed. Ludovicus Mendelssohn, Lipsiae in aedibus B.G. Teubneri 1887 (wzno­ wienie Georg Olms Verlagsbuchhandlung, Hildesheim 1963), IV 20, 4. - páxnv pev ataS iáv obre Suvápcvoi tů ítapá7tav o û tt ciSôtcç inayayt.îv (reûç yàp oi pipe eiç YÔV «iReu toùç nôSaa oîoi te ôvrcç éSpaiarç, àXX’ in i tûv ïnitiov icai KaOebBovicç). Patrz też zdanie Ammiana Marcellinusa w p. II.

N Priskos, Fragmenta, [w:] Dlockley R.C., The Fragmentary Classicising Historians of the Later Roman Empire. Eumapius, Olympiodonts, Prisais and Malchus. II. Text, Translation and Historiographical No­ tes, ARCA Classical and Medieval Texts, Papers and Monographs 10, Liverpool, s. 284 (61 nn.). 15 Ibidem, s. 274 (560 nn.).

“ Ammianus Marcellinus, Remm gestarum libri XXXI, ed. Wolfgang Seyfahrt, t. 1 i 2, Leipzig 1978, XXXI 2, 3. - ut neque igni neque saporatis indigeant cibis sedradicibus herbarum agrestium et semicm- dotyka nawet pługa17. Podobnie uważał Klaudian, który powiadał, że żywią się oni tym co upolują, a ziarna unikają (praeda cibus, vitanda ceres)1*. Wspominał też, że Massageci piją krew swoich koni, ale nie wiadomo, czy pod tą nazwą rozumiał Hu­ nów. Zupełnie inaczej przedstawia kulinarne obyczaje Hunów Priskos. Twierdzi wprawdzie, że jadło huńskie różni się od znanego Rzymianom, jednak wymienia szereg różnych potraw wymagających starań i przetwarzania produktów. Podstawą wyżywienia Hunów było jego zdaniem proso (KĆyzpoę), a nie jak u Rzymian psze­ nica (oiToę). Konsumowana była wołowina i ryby, z całą pewnością nie w stanie surowym. Na uczcie u Attyli posłom podano różne zakąski, mięsa i chleb. Sporo uwagi poświęcił Priskos napojom, relacjonując, że wino było napojem znanym, lecz luksusowym, przeznaczonym dla króla, dostojnych Hunów i gości. Zwykli wojow­ nicy pijali pć8oę (miód?), a pospólstwo KÓpoę, napój warzony z jęczmienia19. Ten ostatni napój nie był Rzymianom nieznany, skoro w edykcie cenowym Dioklecjana znajdujemy również KÓjioę zwany też KepPrjoia (łac. cervesia sivé camí)10. Wszy­ stko wskazuje na to, że chodziło o pewien rodzaj piwa. Ciekawe, że nie został wspomniany kumys, uważany za typowy napój alkoholowy azjatyckich nomadów. Jak widać wyżywienie Hunów opisane przez Priskosa nie różniło się drastycznie od rzymskiego i wymagało rozwoju rolnictwa na pewnym poziomie, jak też przetwa­ rzania produktów. Hunowie chętnie przyjmowali od posłów jako dary indyjski pieprz, egzotyczne owoce czy bakalie oraz słodycze21. Do sprawy napojów alkoho­ lowych nawiązuje także Jordanes, który idąc za Priskosem i opisując zaślubiny Attyli z Ildikoną twierdzi, że wypito tyle wina, iż król w stanie całkowitego upojenia zadławił się własną krwią22. Tenże Jordanes opisując bitwę na Polach Katalaunij-

da cuiusvis pecoris carne vescanlur, quam inter femora sua equorumque terga subserlam fotu calefa- ciunl brevi.

17 Ibidem, XXXI2, 10. - nemo apud eos arat nec stivam aliquando conlingil. " Patrz przypis 4.

17 Priskos, Fragmenta, [w:] Blockley R.C., The Fragmentary Classicising Historians of the Later Roman Empire. Eumapius. Olympiodorus, Priscus and Malchus. II. Text, Translation and Historiographical No­ tes, ARCA Classical and Medieval Texts, Papers and Monographs 10, Liverpool, s. 260 (278 nn.) - iv ri Sc o'Cvoo ô péSoç èicix

11 Priskos, Fragmenta, [w:] Blockley R.C., The Fragmentary Classicising Historians of the Later Roman Empire. Eumapius, Olympiodorus, Priscus and Malchus. II. Text, Translation and Historiographical Notes, ARCA Classical and Medieval Texts, Papers and Monographs 10, Liverpool, s. 262 (309 nn.) - ... к аі tû èÇ 'IvSiaç кслсрсі каі tû карий tûv çoiviKiov к аі érépoiç трауррасті Sià то рг| cmxiopiàÇeiv toîç Pappàpoiç oûai тіріоц.

12 Jordanes, Cetica, ed. Theodor Mommsen, MGH aa V, 1 (1882), s. 53 nn., XLIX (254) Qui, ut Priscus istoricus refer!, exitus sui tempore puellam lldico nomine decoram valde sibi In matrimonio post innumerabiles uxores, ut mos erat gentis illius, socians eiusque in nuptiis hilaritate nimia resolutus, vino somnoque gravatus resupinus iaceret, redundans sanguis, qui ei solite de naribus effluebat, dum consu- etis meatibus impeditu, itinere ferait faucibus illapsus extinxit. skich stwierdza, że brak ziarna w obozie Attyli stanowił poważny problem23, co po­ twierdza raz jeszcze, że płody rolne stały się stałym elementem huńskiego jadłospisu.

Siedziby

Za typowy dla Hunów uważał Ammian nomadyczny tryb życia. Dodatkowo wspominał, że Hunowie unikają wszelkich budynków, domów, czy stałych siedzib niczym grobów24. Podczas ciągłej wędrówki kobiety i dzieci zamieszkują wozy. Na nich kobiety współżyją ze swymi mężami, tam też rodzą i wychowują dzieci. Męż­ czyźni natomiast większą część życia spędzają na koniach, silnych, lecz podobnie jak i ludzie mało urodziwych. Przemierzają na nich ogromne przestrzenie. Nie zsia­ dając z nich załatwiają potrzeby naturalne, zmieniając tylko na ten czas dosiad na damski. Z konia kupują i sprzedają. Obradują siedząc na rumakach, jedzą na nich i piją, a nawet śpią, pochyliwszy się na kark zwierzęcia25. Brak stałych siedzib uznaje Ammian za dodatkowy dowód niebywałej dzikości Hunów. Poeci rzymscy chętnie nawiązywali do kunsztu jeździeckiego Hunów. Klaudian porównywał ich do centaurów26, a Sydoniusz Appolinaris twierdził, że dziecko huńskie nim opanuje sztukę chodzenia, już uczy się dosiadać konia, dlatego Hunowie wydają się zrośnię­ ci z koniem, na którym inne ludy jeżdżą, oni zaś zamieszkują27. Nieco dalej Sydo­ niusz wspomina jeszcze, że zamarznięty Dunaj Hunowie przekroczyli na wozach (właściwie kołach - rôtis), a wiec potwierdza raz jeszcze topos ludu wędrownego28. Przeciwnie Priskos, u którego trudno by szukać wiadomości o wyłącznie noma- dycznym trybie życia Hunów. Zamieszkują oni stałe siedziby będące rodzajem wsi (кшраї) złożonych z drewnianych chat (Kodößou). Niektórzy możni, jak na przy­ kład niejaki Berichos, władali wieloma takimi wsiami29. Siedziba Attyli była domem

2J Ibidem, XL (213). - conveniunt Hague Golhi Romanique et quid agerent is de superato Attila, délibé­ rant. placet eum obsidione fatigari, quia annonae copiant non habebat. quando ab ipsorum sagittariis intra septa castrorum localis crebris ictibus arceretur accessus.

24 Ammianus Marcellinus, Rerum gestarum libri XXXI, ed. Wolfgang Seyfahrt, t. 1 і 2, Leipzig 1978, XXXI 2, 4. - aediflciis nullis umquam tecti sed haec velut ab usu communi discreta sepulcra déclinant, nec enim apud eos vel arundine fastigatum reperiri tugurium potest, sed vagi montes peragrantes et si- Ivas, pruinas famem sitimque perferre ab incunabulis adsuescunt. peregre tecta nisi adigente maxima necessitate non subeunt: nec enim apud eos secures existimant esse sub tectis.

25 Ibidem, XXXI2,6. - verum equisprope adfixi, duris quidem sed deformibus, et muliebriter isdem non numquam insidentes funguntur muneribus consuetis. ex ipsis quivis in bac natione pernox et perdius emit et vendit, cibumque sumit et potum, et inclinatus cervici angustae iumenti in altum soporem ad usque varietatem effunditur somniorum.

24 Claudius Claudianus, In Rußnum libri 1 et II, ed. Theodor Birt, MGH AA X (1892) s. 17 nn., 1 329 n. - nec plus nubiegans duplex natura biformaes / cognates aptauit equis...

11 Sidonius Apollinaris, Carmina, ed. Christian Luetjohann, MGH AA VIII (1887) 173 nn., c. II 262 nn. cornipedum tergo gens altera, haec habitat. " Ibidem, c. II 270.

” Priskos, Fragmenta, [w:] Blockley R.C., The Fragmentary Classicising Historians of the Later Roman Empire. Eumapius, Olympiodorus, Priscus and Malchus. II. Text, Translation and Historiographical No- z bali drewnianych otoczonym palisadą wzmocnioną drewnianymi wieżami30. Po­ dobny dom, choć bez wież posiadał Onegesios, możny huński. Przy domu tym miał nawet kamienny basen do kąpieli (ßcdiveiov), którego budowniczy pochodził z Sirmium31. Jest niemal pewne, że to nie Hunowie sami budowali swoje domy, ważne jest jednak, że je zamieszkiwali. Jako wyposażenie wewnętrzne Priskos opi­ suje stoły i stołki, jak też ławy do leżenia (tcXivi)) pokryte kolorowymi nakryciami32. Jordanes (G. 179), cytując później relację Priskosa, dodawał jednak, że Attyla wolał zamieszkiwać drewniane dworzyszcze, gardząc miastami, które zdobył33. Istotnie nie wiemy nic o wykorzystywaniu większych osiedli miejskich jako miejsc za­ mieszkania Hunów. Wydaje się, że woleli istotnie osady wiejskie, choć wiedli tam życie osiadłe. W jednym punkcie Priskos podtrzymuje świadectwo Ammiana, po­ świadczając znaczenie koni dla życia Hunów. I on wspomina o obradach prowadzo­ nych na rumakach; także Attyla, witany w domu Onegesiosa przyjął powitalny po­ częstunek gospodarza siedząc w siodle34. Ani Priskos, ani Jordanes nie wiedzą nic 0 zamieszkiwaniu na wozach, choć Jordanes relacjonuje użycie wozów taborowych

tes, ARCA Classical and Medieval Texts, Papers and Monographs 10, Liverpool, s. 292 (54 nn.)- ...icai noXXwv ev rfj ZKU0iKfj tcOpüv apxovra • • • Priskos zgodnie z manierą późnorzymskich literatów używa określenia „scytyjski” w odniesieniu do wszystkich ludów barbarzyńskich, z którymi kontaktowali się Rzymianie, szczególnie do Hunów, ale wiadomo, że jako Scytów określano także Gotów (np. cytowany w przypisie 13. Zosimos wręcz przeciwstawia „Scytów”, czyli w jego relacji Gotów, Hunom). Nie wiemy dokładnie jaka ludność zamieszkiwała wioski, którymi zarządza! Berichos; możliwe, a nawet pewne, że nie wyłącznie Hunowie. Na pewno większość stanowili przedstawiciele różnych ludów podległych Attyli, jednak we wsiach tych mieli też swoje stale siedziby Hunowie, którzy kontrolowali miejscową ludność 1 korzystali z jej pracy. Jakkolwiek chciałoby się interpretować tę relację, pewne jest, że spotkani przez Priskosa Hunowie mieli stale siedziby, w których przynajmniej przez część roku zamieszkiwali. 30 Ibidem, s. 264 (356 nn.). 11 Ibidem, s. 264 (364 nn.). Zestawienie Ammianowego brudnego Huna, na którym rozpada się przegniła odzież i dostatniego Onegesiosa, który korzysta z rzymskich zdobyczy cywilizacyjnych jest wręcz szo­ kujące, tym bardziej, że obydwie relacje dzieli zaledwie ponad pól wieku. Naturalnie Onegesios naślado­ wał tylko urządzenia kąpielowe, które widywał u Rzymian i w czasie najazdów, i jako poseł Attyli. Wy­ konawcą i laziebnikami byli rzymscy jeńcy, jednak sam fakt, że możny Hun posiadał basen do kąpieli i go używał świadczy o znacznym awansie cywilizacyjnym i czerpaniu z rzymskich doświadczeń i obyczajów. 33 Ibidem, s. 284 (28 nn.).

13 Jordanes, Cetica, ed. Theodor Mommsen, MGH aa V, 1 (1882), s. 53 nn., XXXIV (179) - indeque non longe ad vicum, in quo rex Attila morabatur, accessimus, vicum inquam ad instar civitatis amplissimae, in quo lignea moenia ex tabulis nitentibus fabricata repperimus, quorum compago ita solidum mentieba- tur, ut vix ab intentu possit iunctura tabularum conpraehendi. videres triclinia ambilu prolixiore distenta porticusque in omni decore disposilas. area vero Curtis ingenti ambitu cingebatur, ut amplitudo ipsa regiam aulam ostenderet, hae sedes erant Attilae regis barbariae Iota tenenti; haec captis civitatibus habitacula praeponebat. 33 Priskos, Fragmenta, [w:] Blockley R.C., The Fragmentary Classicising Historians of the Later Roman Empire. Eumapius, Olympiodorus, Priscus and Malchus. II. Text, Translation and Historiographical No­ tes, ARCA Classical and Medieval Texts, Papers and Monographs 10, Liverpool, s. 266 (383 nn.). Żona Onegesiosa oczekiwała na Attylę przed domem z poczęstunkiem i kielichem wina. Władca przyjął poczę­ stunek siedząc w siodle. Jadło i napitek podali mu słudzy unosząc je ną srebrnej tacy. Dopiero po rytual­ nym przyjęciu gościny swojego poddanego Attyla zeskoczy! z konia i wszedł do domu Onegesiosa. jako prowizorycznej fortyfikacji w bitwie na Polach Katalaunijskich35. Możliwe, że wynikało to z doświadczeń nabytych jeszcze w fazie wędrówki ludu, kiedy wozy były i mieszkaniem, i osłoną.

Uzbrojenie i sposób walki

Zdaniem Ammiana brak u Hunów jednolitego dowodzenia i jakiejkolwiek tak­ tyki, uderzają zawsze z niebywałą, dziką furią. Używają formacji klina i podczas ataku wyją dziko straszliwymi głosami. Stosują też chętnie manewr pozornej ucieczki, wciągając przeciwnika w pułapkę, co było ulubioną taktyką wielu ludów koczowniczych. Dużą mobilność zapewniało im, zdaniem Ammiana, lekkie uzbro­ jenie, co należy rozumieć jako brak pancerza. W zwarciu mieli Hunowie siec mie­ czami na wszystkie strony nie zważając na własne bezpieczeństwo. Używali arkanu. Szczególnie groźni byli jednak w walce na dystans dzięki mistrzowskiemu posługi­ waniu się łukiem i strzałami36. Ammian nieco przesadził w dowodzeniu prymitywi­ zmu Hunów, twierdząc, że ich strzały miały groty z misternie obrobionej kości, nie zaś z żelaza. Dotychczasowe znaleziska archeologiczne poświadczają używanie przez huńskich łuczników wyłącznie żelaznych grotów. Podobnie jak Ammian, również Klaudian nie dostrzegał u Hunów żadnej taktyki. Twierdził że atakują bez­ ładnie, bez określonego szyku i są bardzo szybcy i mobilni37. Krótka wzmianka Sy- doniusza Appolinarisa o tym, że Aecjusz miał doświadczenie w zakresie huńskiego sposobu prowadzenia wojny, wskazywać może na świadomość Rzymian, że istniała jednak konkretna taktyka, właściwa Hunom. Ten sam poeta chwali huński kunszt strzelania z łuku, a sławiąc przymioty Aecjusza twierdzi, że wódz przewyższył na­ wet Hunów w tej umiejętności3*. Sydoniusz niebezpośrednio poświadcza istnienie uzbrojenia defensywnego. Skoro - jak już wspomniano - twierdził, że dzieciom deformuje się nosy, by ułatwić zakładanie hełmu, to znaczy, że hełmy były w użyciu i to w dodatku wyposażone w część zakrywająca twarz, bo w innym przypadku spłaszczenie nosa byłoby bez­ celowe. Niestety jak dotąd archeologia nie przyniosła potwierdzenia tej tezy. Z kolei

M Jordanes, Gelica, ed. Theodor Mommsen, MGH aa V, 1 (1882), s. 53 nn., XL (210).

“ Ammianus Marcellinus, Rerum gestorům libri XXXI, ed. Wolfgang Seyfahrt, t. 1 i 2, Leipzig 1978, XXXI 2, 8 - et pu gnani non numquam lacessiti sed ineuntes proelia cuneatim variis vocibus sonantibus lorvum. utque adpernicitolem sunt leves el repentini, lia subito de induslrto dispersi vigescunt, el incon- posila acie cum caede vasto discurrunl, nec invadenles vallum nec castra inimica pilantes prae nimia rapiditate cemunlur:, XXXI 9. - eoque omnium acerrimos facile dixeris bellatores, quodprocul missili- bus telis, aculis ossibus pro spiculorum acumine arte mira coagmentatis, el distonlia percursa comminus ferro sine sui respeclu confligunt, hoslisque, dum mucronum noxias observant, contorlis laciniis inligant, ut laquealis resistentium membris equitandi vel gradiendi adimantfacultalem.

11 Claudius Claudianus, In Rufmum libri I et П, ed. Theodor Birt, MGH AA X (1892) s. 17 nn., 1330 n.

л Sidonius Apollinaris, Carmina, ed. Christian Luetjohann, MGH AA VIII (1887) 173 nn., c. II 266 nn. le. VII 230 1235 n. opisując pojedynek Awitusa z wojownikiem huńskim podaje, że Awitus przebił Hu­ na lancą na wylot, przebijając pancerz (thorax) na piersi i plecach39. Ta wiadomość poświadcza używanie pancerza przynajmniej przez bardziej znacznych Hunów. Inny fragment poezji Sydoniusza przynosi informacje, że Antemiusz musiał oblegać za­ jętą przez Hunów Serdikę40, a więc Hunowie nie tylko zdobywali miasta, ale i bro­ nili się zza umocnień. Merobaudes w drugim panegiryku na cześć Aecjusza wyraźnie wylicza pysznie zdobione złotem i drogimi kamieniami części huńskiego uzbrojenia i rzędu końskie­ go41. Poeta z kręgu Aecjusza, mającego wiele do czynienia z Hunami pisał zapewne z autopsji i niewątpliwie zasługuje na wiarę, tym bardziej, że w relacji Priskosa spotykamy także wiele wzmianek o ozdobnej broni posiadanej przez ludzi z otocze­ nia Attyli. Poświadcza też, że Hunowie czcili święty miecz. Ciekawa jest wzmianka, że Zerkon, garbaty błazen Biedy, brata Attyli towarzysząc swemu panu w wypra­ wach wojennych nosił TcotvojcXicx, czyli pełne uzbrojenie, w tym i pancerz41. Za­ pewne więc w tym okresie pancerz był uzbrojeniem typowym przynajmniej dla możnych Hunów. Opisując zdobycie Niszu (Naissus) Priskos wspomina o szeregu maszyn oblężniczych stosowanych przez Hunów (lub ludy w służbie Hunów). Wia­ domo, że także Sirmium zostało zdobyte przez Hunów po długim oblężeniu. Rów­ nież Jordanes zaświadcza, że przy oblężeniu Akwilei przez Attylę w użyciu były machinae et omnia genera tormentorum43. Możliwe, że machiny wojenne budowali dla Hunów podlegli im Germanie, rzymscy jeńcy lub zbiegowie, ważny jest jednak fakt celowego ich wykorzystania. Armia Attyli była wielonarodowa. Służyli w niej także niewolnicy i jeńcy wojenni. Jordanes podkreślał silnie umiejętności kawaleryjskie Hunów, którzy jego zda­ niem byli: ad eąuitandum promtissim?4. Z jego przekazu mamy okazję dowiedzieć się nieco o rzędzie końskim i siodle. Po niepowodzeniu na Polach Katalaunijskich Attyla polecił zgromadzić stos ułożony z sellae45. Możliwe, że chodzi o siodła lub o czapraki. Ponieważ Attyla chciał się spalić na owym stosie, materiał z którego

"Ibidem ,e. V II2 8 0 nn. 40 Ibidem, c. II 275.

41 Merobaudes, Carminum fragmentu. Panegyricorum in consulatu Aetii fragmenta, ed. Friedrich Voll­ mer, MGH AA XIV (1905) s. 1 nn., c. II 75 nn.

4J Priskos, Fragmenta, [w:] Blockley R.C., The Fragmentary Classicising Historians of the Later Roman Empire. Eumapius, Olympiodorus, Priscus and Malchus. II. Text, Translation and Historiographical Notes, ARCA Classical and Medieval Texts, Papers and Monographs 10, Liverpool, s. 286 (2, 10 n.) - jiEOiTipevriv itpóę то yeXomtepov avaXapßavmv ev ta tę E^óSoię JtavonXiav.

4) Jordanes, Gelica, ed. Theodor Mommsen, MGH aa V, 1 (1882), s. 53 nn., XLII (221) - animos suorum rursus ad oppugnandam Aquileiam inflammat. qui machinis constructis omniaque genera tormentorum adhibita, nec mora et invadunt civitatem. 44 Ibidem, XXIV (128). 45 Ibidem, XL (213) -fertur autem desperatis rebus praedictum regem adhuc et suppraemo magnanimem equinis sellis construxisse pyram seseque, si adversarii inrumperent, flammis inicere voluisse, ne aut aliquis eius vulnere laetaretur aut in potestate hostium tantarum gentium dominus pervenirel. były zrobione siodła musiał być łatwopalny. Nasuwa przypuszczenie, że siodła były drewniane lub przynajmniej miały drewniane łęki umożliwiające wygodną jazdę i posługiwanie się lukiem. Przy okazji można nadmienić, że także Jordanes uważał Hunów za zawołanych łuczników46. Ciekawa jest też wzmianka, że oblężony w zaimprowizowanym z wozów taborowych obozie Attyla kazał dąć w trąby47 *, co wskazywać może na istnienie u Hunów określonej sygnalizacji pomagającej w kie­ rowaniu oddziałami. Możliwości mobilizacyjne armii Attyli musiały być duże, skoro Jordanes z oczywistą przesadą ocenia jej liczebność na 500 tys.4S

Organizacja społeczna

Dziwna wydaje się relacja Ammiana, że Hunowie nie posiadają żadnej organi­ zacji społecznej, nie znają władzy królewskiej, poddają się jednak dowodzeniu wy­ bijających się wojowników49. Relacja ta stoi w sprzeczności z pozostałymi przeka­ zami źródeł. Już Priskos wyraźnie podkreśla istnienie u Hunów monarchii, mówiąc o rządach Attyli i Biedy i uprzywilejowanej pozycji członków rodu królewskiego. W znanej Priskosowi strukturze społecznej występują też szlachetnie urodzeni, jak choćby wspomniany już Berichos, który był eo yeyo\6yq i zarządzał wielu wsiami50. Kolejną grupę społeczną stanowili logadowie - Xoyäbeq, z których najbardziej wpływowy był Onegesios. Logadowie nie musieli być Hunami (np. Orestes - Rzy­ mianin, czy Edekon - Skir)51. Byli zaufanymi Attyli, mieli prawo do honorowych miejsc przy dworze, wyboru jeńców zaraz po królu, udzielali władcy rad, służyli jako posłowie na dwór cesarski. Mówiąc o związkach rodzinnych Hunów, Priskos podkreśla istnienie poligamii. Jordanes dostarcza bardzo szczegółowych informacji o huńskiej monarchii. Już w czasach, gdy Hunowie pojawili się na terenach nad­ czarnomorskich przynajmniej jednym z plemion huńskich dowodził król imieniem Balamber, który zaatakował i zniszczył plemienne państwo Ostrogotów nad Mo­ rzem Czarnym52. Balambera należy raczej traktować jak plemiennego wodza, niż

46 Ibidem, XXIV (128). 47 Ibidem, XL (213). 41 Ma tu miejsce typowa dla historyków antycznych skłonność do przesady. Obecnie liczebność wędrow­ nego plemienia z okresu wędrówki ludów szacuje się na najwyżej kilkanaście tysięcy. Attyli podlegały liczne ludy germańskie (Gepidowie, Ostrogoci) oraz inne, jednak Jordanesowe pól miliona jest na pewno liczbą co najmniej kilkakrotnie zawyżoną.

47 Ammianus Marcellinus, Rerum gestarum libri XXXI, ed. Wolfgang Seyfahrt, t. 1 i 2, Leipzig 1978, XXXI 2, 7. - et deliberatione super rebus proposita seriis, hoc habitu omnes in commune consultant, aguntur autem nulla sever Hate regali sed tumulluario primalum duetu contenti pemimpunt quicquid inciderit. 50 Patrz przypis 29.

51 Priskos, Fragmenta, [w:] Blockley R.C., The Fragmentary> Classicising Historians of the Later Roman Empire. Eumapius, Olympiodorus, Prisons and Malchus. II. Text, Translation and Historiographical Notes, ARCA Classical and Medieval Texts, Papers and Monographs 10, Liverpool, s. 250 (92 nn.).

57 Jordanes, Getica. ed. Theodor Mommsen, MGH aa V, 1 (1882), s. 53 nn., XXIV (130) - quam adver- sam eius valitudinem captans Balamber rex Hunnorum in Ostrogotharum parte movit procinctum. króla. Dalej Jordanes mówi o królach Oktarze i Rudze, po których nastąpili synowie ich brata Mundzuka - Attyla i Bieda53. Po zamordowaniu w 445 r. Biedy Attyla władał sam. Po jego śmierci królestwo, podzielone przez synów, rozpadło się. Wła­ dające pary królów nie mają zapewne wiele wspólnego z podwójnym królestwem, znanym u niektórych plemion germańskich, a raczej mogą odzwierciedlać podziały Hunów na plemiona zachodnie i wschodnie. Jordanes dodaje jeszcze informacje o pozycji zajmowanej w państwie Attyli przez podległych wodzów germańskich. Niektórzy z nich mieli wpływy podobne do wpływów logadów, na przykład Arda- ryk, król Gepidów wiemy Attyli i udzielający mu cennych rad. Oczywiście do tej grupy zalicza Jordanes także Amalów, szczególnie Walamera54.

Religia

Ammian całkowicie zaprzecza istnieniu jakiejkolwiek formy religii, czy nawet przesądów (superstitio) u Hunów55. Nie oczekiwał on zapewne form kultu znanych Rzymianom, czy Grekom, ale dziwi go brak nawet najprymitywniejszych form gu­ seł czy wróżb, takich jakie znał u Alanów oddających cześć bogu wojny pod posta­ cią obnażonego miecza i zasięgających opinii wyroczni56. Brak jakiejkolwiek religii potwierdza tylko zdaniem Ammiana tezę, że Hunów uważać trzeba raczej za zwie­ rzęta niż za ludzi. Priskos poświadcza istnienie u Hunów pewnych prymitywnych form kultu. Wspomina o kulcie miecza boga wojny, podobnym jak ten opisany przez Ammiana u Alanów, także Jordanes, powołując się na Priskosa opowiada o cudownym odkryciu miecza boga wojny przez huńskiego pasterza i przekazaniu go Attyli57. Wydaje się, że znajdujemy tu potwierdzenie istnienia u Hunów kultu miecza popularnego wśród ludów koczowniczych. Opisując ucztę, którą Attyla podjął rzymskie poselstwo Priskos wspomina, że król otaczał szczególnym stara­ niem najmłodszego syna, o którym wróżba mówiła, że jako jedyny przeżyje i odno­ wi świetność rodu. Jest to wyraźna wskazówka, że istnieli wróżbici i wróżby58. Inny

5J Ibidem, XXXV (180) - fs namque Attila pâtre genitus Mundzuco, cuius fuere germani Octar et Roas, qui ante Attilam regnum lenuisse narranlur, quamvis non omnino cunctorum quorum ipse, post quorum obitum cum Bieda germano Hunnorum successil in regno. 54 Ibidem, XXXVIII (199) - eratque et Gepidarum agmini innumerabili rex ille famosissimus Ardaricus, qui ob nimiam suam fidelitatem erga Attila eius consiliis intereral, nam perpendens Attila sagacitate sua, eum et Valamerem, Ostrogotharum regem.

55 Ammianus Marcellinus, Rerum gestarum libri XXXI, ed. Wolfgang Seyfahrt, t. I i 2, Leipzig 1978, XXXI2, 11 - nullius religionis vel superstitionis reverenda aliquando districti. 54 Ibidem, XXXI2,23.

57 Jordanes, Getica, ed. Theodor Mommsen, MGH aa V, 1 (1882), s. 53 nn„ XXXIII (183) addebat ei tarnen confidentia gladius Marlis inventus, sacer apud Scytharum reges semper habitus, quem Prisais istoricus tali refert occasione detectum.

M Priskos, Fragmenta, [w:] Blockley R.C., The Fragmentary Classicising Historians of the Later Roman Empire. Eumapius, Olympiodorus, Prisais and Malchus. II. Text, Translation and Historiographical Notes, ARCA Classical and Medieval Texts, Papers and Monographs 10, Liverpool, s. 284 (36 nn.). fragment Priskosowego przekazu mówi, że posłowie huńscy oskarżali biskupa z Margos, że splądrował groby ich królów, zabierając z nich skarby59. Istniały zatem formy kultowego pochówku i darów grobowych. Jordanes wzbogaca nasz stan wie­ dzy o religii Hunów, powtarzając informacje o kulcie miecza, wróżbach i obycza­ jach pogrzebowych. Sam Attyla w czasie oblężenia Akwilei wieszczył los oblężo­ nych z zachowania się bocianów, opuszczających skazane na zagładę miasto60. Wcześniej przed bitwą na Polach Katalaunijskich powoływał się na wróżby z wnętrz­ ności i kości zwierząt. Jordanesowy opis pogrzebu Attyli jest jedyną tak szczegóło­ wą relacją. Zaraz po stwierdzeniu śmierci króla Hunowie na znak żałoby obcinali sobie włosy i ranili twarze, co miało być normalnym zwyczajem plemienia. Wysta­ wione w namiocie ciało władcy jeźdźcy obiegali konno śpiewając przy tym pieśń ża­ łobną, sławiąca zmarłego. Uroczystości pogrzebu towarzyszyła uczta zwana strava. Do grobu złożono kosztowności, złoto i broń. Grabarzy zabito po pogrzebie61.

Kultura

Na temat kultury i życia duchowego Hunów Ammian nie miał nic do powiedze­ nia. Zwierzętom podobne bipedes bestiae nie mogły mieć żadnej kultury. Także w tym punkcie Priskos przedstawia zupełnie inny obraz Hunów. Niewątpliwie ist­ niała pewna kultura dworska. Za jej przejaw można uznać występy błaznów, takich jak Zerkon lub błazen Attyli, który swoim bełkotem wywoływał żywiołową weso­ łość zebranych na uczcie Hunów. W czasie tejże samej uczty dwóch poetów - śpie­ waków opiewało męstwo i zwycięstwa Attyli, co według relacji Priskosa wywołało głębokie wzruszenie huńskich słuchaczy, z których jedni dumnie wspominali wo­ jenne czyny, inni, starsi lali łzy, ponieważ z powodu podeszłego wieku nie mogli już okazywać w wojnach swego męstwa61. Cytowany fragment świadczy z pewnością o istnieniu swego rodzaju ustnej twórczości poetyckiej. Niewątpliwym przykładem takiej improwizowanej twórczości była wspomniana już pieśń żałobna śpiewana na pogrzebie Attyli.

” Ibidem, s. 230 (5 nn.) - ... koù 6icpeuvr|actpEvov tàç Jtapà o(piai PaaiXtiouç Griicaç OEauX.r]KÉvai xoùç àjtoKtipèvoTJÇ Qriaaupobç.

“ Jordanes, Getica, ed. Theodor Mommsen, MGH aa V, 1 (1882), s. 53 nn., LXII (220 n.) - Attila déam­ bulons circa muros, dum, utrum solveret castra an adhuc remoraretur, délibérât, animadvertit Candidas aves, id est ciconias, qui in fastigia domorum nidiftcant, de civitale foetos sues trahere atque contra mo- rem per rura forinsecus conportare, et ut erat sagacissimus inquisitor, presensit et ad suos: „ respicite ", inquid, „ aves futurarum rerum providas perituram relinquere civitatem casurasque arces periculo immi­ nente deserere. non hoc vacuum, non hoc credatur incertum; rebus presciis consuetudinem mutât ventura is formido ". “ Ibidem, XL1X (256 nn.).

“ Priskos, Fragmenta, [w:] Blockley R.C., The Fragmentary Classicising Historians o jthe Later Roman Empire. Eumapius, Olympiodorus, Prisais and Malchus. II. Text, Translation and Historiographical No­ tes, ARCA Classical and Medieval Texts, Papers and Monographs 10, Liverpool, s. 286 (74 nn.). Pochodzenie

Ammian Marcellinus i Priskos lokowali prasiedziby Hunów w okolicy błot meockich. W poezji początku V w. potwierdzenie lokalizacji północno-wschodniej przynosi Klaudian pisząc, że ojczyzna Hunów leżała za rzeką Tanais6ł. Natomiast opiewając nieszczęsny najazd Hunów na Syrię, opłakuje los jeńców wleczonych przez Kaukaz w rejon Morza Azowskiego64. Merobaudes także w drugim panegiry- ku ku czci Aecjusza, komentując pokój z Hunami zawarty w 446 r., recytuje, że Aecjusz poskromił wściekłość Tanaisu, nawiązuje też do Kaukazu i nieco dalej pisze, że bogini wojny poleca zimnej Fasis płynąć ku drżącemu Tybrowi65. Jak wi­ dać zdaniem Merobaudesa, sławna z wyprawy Argonautów Fasis w Kolchidzie miała być dla Hunów tym, czym dla Rzymian Tybr. Także Sydoniusz Apollinaris prasiedzibę Hunów umieszcza tam, „gdzie Tanais płynie przez hyperborejskie doli­ ny pod znakiem Wielkiej Niedźwiedzicy”66. Jordanes usiłuje w baśniowy sposób wyjaśnić skąd wzięli się Hunowie. W swojej historii Gotów opowiada, że w czasie wędrówki Gotów nad Morze Czarne król Filimer wykrył wśród swojego ludu cza­ rownice (haliurumae), które wygnał na pustkowie. Tam spotkały one demony, z którymi współżyły i tak powstać miało plemię Hunów - szpetne i karłowate, mó­ wiące językiem niepodobnym do ludzkiego. Powołując się na Priskosa za praojczy- znę Hunów uważa Jordanes Meotydę i tereny nadczarnomorskie67.

Cechy charakterystyczne

Za główną cechę Hunów Ammian Marcellinus uważał nieokiełznaną dzikość. Dodatkowo informował, że łatwo ulegają zmianom nastroju i od spokoju przecho­ dzą do dzikiego szału. Zastrzegał, że są zdradliwi i nie wolno im ufać w czasie ro- zejmu. Podobnie jak bezrozumne zwierzęta nie dostrzegali różnicy między tym co uczciwe, a co nie. Cechować ich miała ogromna chciwość złota. Potwierdza to Klaudian w inwektywie przeciw Eutropiuszowi, gdy pisze, że Hunami kieruje nie­ okiełznana żądza mordu i bezgraniczna chciwość łupu68. Ostatnią wiadomość po­ średnio potwierdza Priskos opisujący ogromną ilość złotych ozdób i pyszną zastawę stołową na dworze Attyli. Informacja o tym, że sam król posilał się z naczyń drew-

“ Claudius Claudianus, ln Rufinum libri I et II, ed. Theodor Birt, MGH AA X (1892) s. 17 nn., 1 323 nn. - Est genus exlremos Scythiae uergentis in orlus / Irans gelindum Tanain, quo non famosius ultum / Arctos alit.

44 Claudius Claudianus, In Eutropium Uber II, ed. Theodor Birt, MGH AA X (1892) s. 96 nn., 245 nn.

45 Merobaudes, Carminum fragmenta. Panegyricorum in consulatu Aelii fragmenta, ed. Friedrich Voll­ mer, MGH AA XIV (1905) s. 1 nn.. Pan. Aet. II 1 nn. I 55 n.

“ Sidonius Apollinaris, Carmina, ed. Christian Luetjohann, MGH AA VIII (1887) 173 nn., c. II243.

47 Jordanes, Geiica, ed. Theodor Mommsen, MGH aa V, 1 (1882), s. 53 nn., XXIV (121 n.).

“ Claudius Claudianus, In Eutropium über II, ed. Theodor Birt, MGH AA X (1892) s. 96 nn., 219 n. nianych podkreśla tylko właściwe Hunom umiłowanie złota. Attyla używając drew­ nianej zastawy podkreślał swoją oryginalność i wyjątkowość69. Priskos wnosi także coś nowego do ogólnego obrazu charakteru Hunów. Niejako automatycznie wspomina o ich dzikości, jednak o wiele więcej uwagi poświęca gościnności i szczodrości wystawnie podejmujących poselstwo rzymskie Hunów, pisząc wprost o (pikoTiiua I kuGikt)70. Jordanes powraca do stereotypu okrutnych, dzikich i zdra­ dliwych barbarzyńców.

Podsumowując zestawienie informacji o Hunach można zauważyć, że obraz przerażających przybyszów ewoluował wraz z upływem czasu według następującej prawidłowości: 1. Ammian Marcellinus nie dysponuje jeszcze głębszą wiedzą o Hunach. Czer­ pie informacje z drugiej ręki i podporządkowuje je istniejącym w literaturze antycz­ nej topoi dotyczącym barbarzyńskich ludów koczowniczych. Jego relacja wykazuje wiele podobieństw do przekazów Pompejusza Trogusa o Scytach i Partach, Diodora o plemionach libijskich, Pomponiusza Meli o plemionach afrykańskich i Megastene- sa o koczowniczych mieszkańcach Indii. 2. Jest rzeczą oczywistą, że poeci byli szczególnie podatni na istniejące już topoi wzmocnione jeszcze autorytetem Ammiana, jednak widać wśród nich pewien rozwój postępujący wraz ze zdobywaniem coraz dokładniejszych informacji od lu­ dzi dobrze znających Hunów. Klaudian powiela stereotypy, tym bardziej, że Huno­ wie służą za przykłady negatywne w jego poezji. Inaczej Merobaudes i Sydoniusz Appolinaris. Ci dwaj mieli okazję nie tylko słuchać ludzi mających z Hunami do czynienia, ale i sami mogli się z nimi stykać. Otoczenie Aecjusza, z którym obydwaj byli związani znało dobrze Hunów i poeci naraziliby się na śmieszność opowiadając anachroniczne historie o odzianych w skóry, pozbawionych organizacji i nie znają­ cych sztuki wojennej dzikusach.

H Priskos, Fragmenta, [w:] Blockley R.C., The Fragmentary Classicising Historians o f the Later Roman Empire. Eumapius, Oiympiodorus, Priscus and Maichus. II. Text, Translation and Historiographical Notes, ARCA Classical and Medieval Texts, Papers and Monographs 10, Liverpool, s. 284 (28-65). 70 Slowo tpiXotipia nie jest jednoznaczne; może oznaczać ambicję, dumę, żądzę sławy, chwalę. Przy­ miotnik (pikótipoę ma podobne znaczenie - ambitny, dumny, żądny sławy, chełpliwy, ale także lubiący wystawność i wspaniałomyślny. Trudno jednoznacznie stwierdzić w jakim znaczeniu Priskos użył słowa (pikoTipia, z kontekstu wynika, że cecha ta miała się u Hunów przejawiać dawaniem posłom rzymskim cennych darów. Wiemy, że logadowie Attyli zobowiązani byli podarować Maksimusowi, szefowi rzym­ skiego poselstwa, po pięknym rumaku, a w czasie uczty chętnie obdarowywali innych Rzymian. Szczo­ drość możnych Hunów mogła oczywiście mieć różne podłoże. Nie można wykluczyć chęci manifestacji zamożności, pogardy dla dóbr, chełpliwego pysznienia się zdobytymi bogactwami. Byłoby to zupełnie zrozumiałe u ludu, który dopiero co doszedł do wielkiego znaczenia i w ciągu 60-70 lat przebył drogę od ubogich koczowników do potężnych i bogatych wojowników, którym nawet cesarz wschodniorzymski wypłaca trybut zamaskowany jako „przyjacielskie podarki”. Nie można jednak wykluczyć, że Priskos używając słowa (piXoxipia miał na myśli szczodrość i wspaniałomyślność. Jedno zresztą nie wyklucza drugiego. Szczodrość może być wynikiem ambicji i chełpliwości. 3. Priskos z Panion poznał Hunów dokładnie, słyszał też o nich sporo. Jego re­ lacja jest najpełniejsza i dostarcza obiektywnego obrazu Hunów w ich naddunaj- skich siedzibach. Wiele obserwacji Priskosa jest unikalnych, choćby ze względu na to, że wspólnota ludów stworzona przez Attylę rozpadła się niedługo potem. Priskos odbiega od schematów literackich topoi, choć potwierdza pewne ich elementy. 4. Jordanes bazuje na opisie Priskosa od siebie samego wnosi kilka uściśleń i nowych informacji, które pochodzą z tradycji gockiej, a więc z kręgu germańskich sojuszników Attyli. Oryginalnym wkładem Jordanesa w wiedzę o Hunach jest właś­ nie wydobycie owych sojuszników z anonimowej grupy „Scytów”, która dla Prisko­ sa jest jeszcze w miarę jednolitą całością. Jordanes podkreślił federacyjny charakter tworu zwanego czasem niezbyt ściśle „państwem Attyli” i ukazując pośrednio pod­ stawę jego potęgi zasygnalizował też zalążek rozpadu. Przedstawioną powyżej ewolucję postrzegania Hunów można tłumaczyć dwoma niezależnymi od siebie przyczynami. Pierwszą pośrednio wskazano już wyliczając powyżej prawidłowości rozwoju obrazu Hunów w literaturze rzymskiej - było nią coraz lepsze poznawanie huńskich obyczajów, wypierające poprzednie stereotypy. Drugą przyczyną było to, że zmieniali się Hunowie. Ich obraz u Ammiana Marcelli- nusa nie był jedynie wynikiem niewiedzy, uprzedzeń i powielania istniejących już topoi. Wiele z nich mogło być prawdą. Na pewno wędrowni Hunowie nie prowa­ dzili osiadłego tiybu życia, ani nie uprawiali roli. Nie mogli nawet w fazie wędrów­ ki korzystać z pracy podległej sobie ludności. Jest bardzo prawdopodobne, że istot­ nie zamieszkiwali wtedy na wozach, co było naturalne i wygodne dla nomadów. Możliwe, że w opisie strojów Ammian przesadził w akcentowaniu prymitywizmu, ale wędrowni Hunowie byli na pewno stosunkowo ubodzy, co musiało mieć swoje odbicie w ubiorze. Późniejsza obfitość jadła i napojów rolniczej proweniencji, którą poświadcza Priskos była wynikiem przemian w sposobie życia Hunów. Nie przeszli wprawdzie do w pełni osiadłego, rolniczego trybu życia, ale zamieszkiwali już oka­ załe drewniane domostwa i korzystali z pracy zależnej od nich rolniczej ludności miejscowej. Także bogactwo odzieży i biżuterii wyjaśnić można szybką zmianą statusu majątkowego Hunów wzbogaconych łupami i darami ofiarowywanymi mniej łub bardziej dobrowolnie przez władze rzymskie. Możliwe, że obserwowana przez Priskosa u wszystkich Hunów z wyjątkiem Attyli nadmierna ostentacja w pre­ zentowaniu bogactwa ozdób i stroju (zauważał ją też Merobaudes) była formą odre­ agowania niedawnego jeszcze wymuszonego przez rzeczywistość ubóstwa. Wraz z coraz lepszym poznawaniem Hunów pojawiają się też informacje o ich religii i organizacji społecznej, których istnienie negował Ammian Marcellinus w pierw­ szej relacji. Pewne elementy opisu Hunów pozostają jednak niezmienne, nie tylko jako topoi. Aby się utrzymać musiały mieć realne podstawy, skoro nie zanikły wraz z poznawaniem Hunów. Pierwsza i podstawowa z tych cech to szpetota Hunów. Byli odmienni od Rzymian i stąd przede wszystkim stałe akcentowanie ich brzydo­ ty. Ciekawym eksperymentem jest zestawienie typowych zdaniem autorów cech wyglądu: krępe, jakby pokurczone ciała, masywne karki, duże, okrągłe głowy i twa­ rze, małe oczy, płaskie nosy, wygięte nogi, nieproporcjonalna budowa ciała (tułów wydaje się długi w porównaniu z dolną częścią ciała), rzadki zarost. To wszystko znajdziemy u autorów rzymskich, natomiast Jordanes uzupełnia jeszcze ten zestaw 0 uwagę, że mieli ciemną karnację i byli niscy. To właśnie świetnie pokazuje, że podstawowym kryterium było porównanie Hunów do samych siebie. Dla stosunko­ wo niedużych i smagłych Rzymian ze wschodniej części imperium lub Hiszpanii (Ammian, Klaudian, Merobaudes, Priskos; w pewnym sensie i Sydoniusz Appolina- ris, mieszkaniec południowej Galii) karnacja Hunów nie wydawała się ciemna (choć na pewno była inna), postać jedynie pokurczona i krępa, nie niska. Jordanes, Ger­ manin i potomek Gotów dostrzega natomiast te cechy, bo one dodatkowo odróżniają Hunów od zazwyczaj wyższych i bledszych od Rzymian Germanów. Autorzy są zgodni co do innych stereotypów, które się nie zmieniają, a więc musiały mieć podstawę w rzeczywistości. Są to dzikość i okrucieństwo Hunów wo­ bec nieprzyjaciół, szaleńcza odwaga, furia bojowa, nieokiełznana chciwość złota 1 bogactw. Równie zgodnie poświadczone są: obyczaj deformowania głowy lub twa­ rzy, przywiązanie do tradycyjnej broni, czyli łuku i strzał, świetne opanowanie hip­ piki i zamiłowanie do koni71. Wydaje się wiec, że potwierdzone przez wszystkich autorów elementy charakte­ rystyczne zaliczyć trzeba tak do realiów, jak i do topoi. Stwierdzenie to ma znacze­ nie nie tylko dla poznania historii Hunów, ale i innych ludów, które później autorzy źródeł z Hunami identyfikowali, przede wszystkim Awarów i Madziarów.

Bipedes bestiae - the Image of the Huns by Roman Authors in the 4th and 5th Centuries

Abstract The author traces the changes in the depiction of the Huns in Roman literature since the Romans’ first encounter with those “two-legged beasts” until the break of the 5th and 6th centuries. Sample descriptions of the Huns are quoted both from historic sources (Ammianus Marcellinus, Priskos or Jordanes) and from late-Roman poetry (Claudius Claudianus, Mero­ baudes, Sidonius Appolinaris). There are subsequently presented descriptions of appearance, fighting methods, conditions of living, social organisation and beliefs of the Huns. In depic­ tions of the Huns by Roman authors in the 4-6th centuries some information can be found that is a reflection of the topoi rooted in the classical literature and related to the nomadic barba­ rians, which appeared already in Herodotus, Pompeius Trogus and others. On the other hand, some information can be found that differs among particular authors in correspondence with

71 Te elementy są też dobrze poświadczone archeologicznie, jednak analiza materiału archeologicznego wybiega poza ramy tego artykułu, a właściwe jej przedstawienie wymagałoby co najmniej kilkunastu obszernych opracowań. better familiarisation with the Huns and the changes taking place in the tribe. A dirty, primi­ tive half-animal from Ammian Marcellinus, in less than a century was transformed into a representative of an influential barbarian people who is acquainted with permanent settle­ ment and achievements of the antiquity (Attila’s and his officials’ dwellings depicted by Pri- skos or a famous Onegesios’s “balineion”). Analysing literary tropoi is an interesting research task, however analysing the second aspect, namely the gradual process of mutual acquaintan­ ce of the Romans and the Huns and their perception of customs is not just interesting but also very fruitful for developing knowledge about “states” of nomadic tribes at the break of an­ cient and medieval Europe. Annales Academiae Paedagogicae Cracoviensis Folia 17 Studia Historical! (2003)

Andrzej Dróżdż Grzech książki zakazanej [cenzura kościelna w świetle zbiorów Biblioteki Casanatensel

Stan wiedzy na temat cenzury kościelnej

W ostatnich latach wiedza o cenzurze kościelnej w państwach podległych dzia­ łalności rzymskiej inkwizycji wzbogaciła się o cenne opracowania bibliograficzne i monografie1. Mimo widocznych osiągnięć badawczych w dalszym ciągu autorzy zajmujący się tym zagadnieniem napotykają szereg trudności. Trudno jest zbudować w tej dziedzinie jednolitą koncepcję badawczą, gdyż nie pozwala na to wielkie zróż­ nicowanie materiału faktograficznego, ilustrującego wielowiekową historię Kościoła. Tzw. Kanon Muratoriego, tj. katalog ksiąg kanonicznych Nowego Testamentu spi­ sany w drugiej połowie II wieku, świadczy niezbicie, że dzisiejsze zestawienie ksiąg świętych chrześcijaństwa pozostaje niemal identyczne jak w pierwszych wiekach tej religii - mimo silnego oddziaływania licznych herezji, posługujących się tekstami apokryficznymi2. Utrwalenie się kanonu ksiąg świętych było możliwe dzięki kry­ tycznej ocenie pseudoewangelii i innych apokryfów. Aż do początku XIII wieku

1 Opracowanie bibliograficzne źródeł: E. van der Vekene, Bibliotheca bibliographica historiae Sanctae Inquisitionis, Vadur 1982-1992. Opracowania na temat wybranych zagadnień: M. Infelise, I libri proibiti, Laterza, Bari 1999; L 'Inquisizone romana in Italia nell'eta' moderna, Atti del Seminario intemazionale, Trieste 18-20 maggio 1988, Roma, Ministero per i beni cullurali e ambientali 1991; L'Inquisizione e gli ebrei in Italia, a cura di Michele Luzzati, Bari, Laterza 1994; J. Kracik, Święty Kościół grzesznych ludzi, Kraków 1998, s. 29-48. Na temat cenzury w Europie nie pojawiła się do tej pory w Polsce żadna mono­ grafia, chociaż Bartłomiej Szyndler (Dzieje cenzury w dawnej Polsce, Kraków 1993) i Paulina Buchwald- Pelcowa (Cenzura w dawnej Polsce. Między prasą drukarską a stosem. Warszawa 1997) poświęcili temu zagadnieniu wiele uwagi w pierwszych rozdziałach swoich cennych opracowań na temat cenzury w Pol­ sce. Kwestia cenzury kościelnej pojawia się jako temat towarzyszący w pracach o inkwizycji oraz nietole­ rancji: S. Bylina, Ruchy heretyckie w średniowieczu. Studia. Wroclaw 1991; J.P. Dedieu, Inkwizycja, tłum. G. Wójcik, [w:] Inkwizycja, pod red. T. Rosea, Wroclaw 1993, s. 13-85; J. Testos, Inkwizycja, tłum. M. Kepeluś, Warszawa 1994; J. Kracik, op. cit., s. 29-48; G. Ryś, Inkwizycja, Kraków 1997.

1 Nazwa Kanonu pochodzi od Ludovica Antonia Muratoriego, który znalazł ów spis w Bibliotece Ambro- zjańskiej w Mediolanie i opublikował go w 1740 roku. działania cenzorskie, służące zachowaniu czystości doktrynalnej, miały charakter sporadyczny i niesformalizowany. Podczas krucjaty przeciwko albigensom pojawiła się inkwizycja, której metody śledcze i nieograniczone pole działania spowodowały zmianę w wizerunku Kościoła. Od tej pory cenzura kościelna wspierana była przez inkwizycję, a inkwizycja przez cenzurę. W każdym stuleciu odznaczały się inną specyfiką, a ich pragmatyzm - niekiedy wręcz makiaweliczny - uzasadniany był specyficznie pojmowaną troską o wiarę, pod którą ukrywane były jednak dążenia kleru do maksymalnego utrwalenia posiadanej władzy. Działania inkwizycji i cenzu­ ry kościelnej były niezgodne z duchem Ewangelii, gdyż pozbawiały człowieka pra­ wa do decydowania zgodnie z własną wolą. W 1908 roku Kongregacja Inkwizycji została rozwiązana, a w 1966 roku Kongregacja Doktryny Wiary ogłosiła zlikwido­ wanie indeksu ksiąg zakazanych. Przez długi czas dokumenty dotyczące inkwizycji oraz cenzury kościelnej znaj­ dujące się w Archiwum Watykańskim były niedostępne dla historyków ze względu na drażliwość tematyki. Dopiero w ostatnich latach, zwłaszcza dzięki decyzjom Jana Pawła II, stosunek do inkwizycji i cenzury kościelnej uległ przewartościowaniu, a w 1998 roku watykańskie Archivio Segreto udostępniło swe zbiory historykom zajmującym się dziejami inkwizycji. Od dawna było jednak wiadomo, że zbiory watykańskie są mocno zdekompletowane. W 1559 r. lud Rzymu zbuntował się prze­ ciw władzy inkwizytorów i spalił ich archiwa. Podobnie wydarzyło się w połowie lutego 1798 roku, gdy jakobini palili znienawidzone atrybuty władzy papieskiej. Kilka miesięcy później, na mocy decyzji Dyrektoriatu i w ramach kontrybucji wo­ jennych Republika „córka” musiała przekazać swoje dzieła sztuki, archiwa i biblio­ teki francuskim muzeom i bibliotekom Republiki „matki”. Na francuskie tabory, nieprzerwanie ciągnące w stronę Alp, napadali wtedy włoscy górale i powstańcy, a niewiele znaczące papiery najczęściej były przez nich porzucane. Wiadomo też, że pewna część archiwum inkwizycji zaginęła gdzieś w Alpach, inne spłonęły podczas potyczek z powstańcami. Tak więc, gdy po wielu latach Francuzi zwrócili przetrzy­ mywane archiwa papieskie, okazało się, że daleko im było do stanu pierwotnego. Pewna partia zagubionych dokumentów nieoczekiwanie pojawiła się na aukcji w Londynie w 1854 roku, a Trinity College z Dublina zakupił wówczas 30 wolumi­ nów archiwum Świętego Oficjum z rękopisami wyroków inkwizycji z okresu od 1564 do 1639 roku1 *3. Po innych ślad zaginął. Tak więc, z powodu zdekompletowania archiwaliów watykańskich, pełne zilustrowanie działalności Świętego Oficjum i cenzury papieskiej jest już rzeczą niemożliwą do przeprowadzenia. W tym samym roku 1998, gdy Ojciec Święty udostępnił ucżonym zachowane archiwa inkwizycji, ukazało się cenne opracowanie pt. Inąuisizione e Indice nei secoli

1 P. Urbani, 1 processi per eresia, [w:] lnquisizione e Indice nei secoli XVI-XVIII. Controversie teologi- che dalle raccolle casanaiensi, a cura A. Cavarra, [Ministero per i Beni Culturali c Ambientali], Diaconia 1998, Vigevano, s. 91. XVI-XVIII. Controversie teologiche dalie raccolte casanatensŕ, dotyczące obszer­ nego zbioru rękopisów i druków inkwizycji i cenzury papieskiej, znajdujących się w posiadaniu państwowej Biblioteki Casanatense w Rzymie. Chociaż charakter tej pracy jest głównie bibliograficzny, gdyż bazuje na katalogach jednej tylko bibliote­ ki, to jednak zamieszczone w niej wiadomości mają nieocenioną wartość naukową. W sytuacji, gdy watykańskie archiwa zostały zdewastowane lub rozproszone, kata­ log Biblioteki Casanatense może być traktowany jako rodzaj przewodnika bibliogra­ ficznego, zwłaszcza że zawiera on bez mała wszystkie tytuły, znajdujące się w ob­ szernej bibliografii inkwizycji, opracowanej przez Emila van der Vekene, a ponadto wiele innych, o których ta bibliografia nie wspomina4 5. Autorzy monografii lnquisi- zione e Indice nei secoli XV1-XVIII osadzili przywołane tytuły w bogatych kontek­ stach historycznych, wzbogacili je komentarzami i wskazówkami bibliograficznymi, eksponując przy tym jej charakter źródłowy. Niniejszy szkic dotyczyć będzie waż­ niejszych aspektów działalności inkwizycji i cenzury kościelnej właśnie na podsta­ wie materiałów bibliograficznych i źródłowych utrwalonych w tej monumentalnej pracy, zwłaszcza że bezpośrednie dotarcie do cytowanych w niej unikatowych do­ kumentów byłoby dla większości historyków zadaniem bardzo trudnym do prze­ prowadzenia6.

Dzieje Biblioteki Casanatense

Kard. Girolamo Casanate (1620-1700), dyplomata, bibliofil i mecenas sztuki, ale również inkwizytor aktywny do 1668 r., później zaś członek Kongregacji Świę­

4 Por. Inquisizione e Indice..., Dzieło to jest zbiorem dokumentów i opracowań bibliograficznych. Zawie­ ra rozdziały: I. Teoria i praktyka Inkwizycji, w opracowaniu Paoli Urbani, ss. 13-154 - 136 podręczników i instrukcji stosowanych przez inkwizytorów -282 bulle papieskie i dekrety inkwizycji z lat 1513-1791 r. - 35 procesów o herezje - 66 dziel roztrząsających kwestie magii - 74 dzieła autorów potępiających lub aprobujących stosowanie tortur - 64 dzieła potępiające działalność inkwizycji II. Indeks ksiąiek zakazanych, w opracowaniu Alfreda Donata, ss. 157-219, - 30 indeksów rzymskich i 14 lokalnych - 373 dekrety i edykty w sprawie ksiąg zakazanych - 99 protokołów napisanych przez cenzorów papieskich III. Rękopisy, 48 tytułów spraw w opracowaniu Izabelli Ceccopieri, ss. 221-241 IV. Walka o tolerancję: Faust Socyrr, 66 tytułów druków w opracowaniu Renaty Procacci, ss. 234-268 V. Aneks: Savonarola. Święty dyktator, 49 tytułów inkunabułów z XV w., dwóch cymeliów, wielu innych druków w opracowaniu Mariany Ponetty, ss. 271-292. 5 Por. ibidem, s. 15. ‘ Autor niniejszej publikacji korzystał ze zbiorów Biblioteki Casanatense w Rzymie, m.in. zbierając w niej materiały do pracy Gli amanti della giustizia. Un parroco giacobino e la sua biblioteca netta so- cietó napolelana del XVIII secolo, Avellino 1999. tego Oficjum, zarezerwował w swym testamencie odpowiedni fundusz na rzecz prze­ kształcenia własnej biblioteki prywatnej w bibliotekę publiczną, mającą służyć zwłaszcza uczonym historykom Kościoła i klerykom z seminariów duchownych. W końcu XVII wieku jego biblioteka liczyła 25 tys. woluminów najlepszych dzieł z zakresu literatury pięknej i wszystkich dziedzin humanistyki, wśród których szczególnie imponująco prezentowała się kolekcja dzieł dotyczących historii Rzymu i historii Kościoła. Wśród nich dużą część stanowiły dokumenty ilustrujące działal­ ność Kongregacji Indeksu, z którą fundator powiązany był z racji wykonywanych przez siebie funkcji kościelnych. Kard. Girolamo Casanate uczynił wykonawcami swego testamentu ojców domi­ nikanów. Przez wiele wieków kojarzeni byli z inkwizycją i nie bez powodu nazy­ wano ich „psami Pańskimi” (canes Domini), pilnującymi czystości wiary. W swoim archiwum, którego część znalazła się po latach w posiadaniu Biblioteki Casanatense, dominikanie zebrali liczne rękopisy i druki służące walce z herezją, sygnowane przez kancelarię papieską Sacro Palazzo, Kongregację Świętego Oficjum, Kongre­ gację Indeksu oraz kolegium biskupów Kurii rzymskiej. Kolekcja rękopisów i dru­ ków na temat cenzury kard. Casanate, uzupełniona zbiorami dominikanów, jest dziś uważana za najbogatszą tego typu w świecie. Biblioteka Casanatense, formalnie otwarta 3 listopada 1701 roku, stała się trze­ cią biblioteką publiczną we Włoszech7, ale w początkowym okresie nie udostępnia­ no jej zbiorów szerszej publiczności. W zamyśle fundatora miała kompletować do­ kumenty papieskie, by przy wykorzystaniu tej kolekcji mogła prowadzić swoją działalność Katedra Doktryny św. Tomasza, przygotowująca cenzorów kościelnych i wydająca opinie w sprawach dyskusyjnych. W dalszej kolejności zbiory biblio­ teczne miały służyć także ogółowi czytelników spragnionych wiedzy. Na realizację tych celów zakon dominikanów przeznaczył 160 tys. skudów, co pozwoliło ją umie­ ścić w obszernym rzymskim pałacu przy via San Ignazio, odpowiednio zaadaptowa­ nym przez architekta Antonia Borianiego. Prace budowlane trwały głównie od 1717 do 1725 roku. Ściany biblioteki pokryła orzechowa boazeria. W roku 1736 Giovanni Mazzetti umieścił w lectorium, na olbrzymim plafonie, freski przedstawiające apo­ teozę św. Tomasza. Archiwum prywatne kard. Casanate oraz część archiwum zako­ nu dominikanów - uporządkowane w 500 działach - zamknięto w obszernych sza­ fach sięgających sufitu i wykonanych z drzewa orzechowego. Z biegiem lat zbiory biblioteczne powiększały się o zapisy czynione przez oj­ ców dominikanów, profesorów Uniwersytetu Sapienza, a także dzięki częstym za­ kupom książek na licytacjach. Po likwidacji Towarzystwa Jezusowego w 1773 roku Bibioteka przejęła część księgozbioru rzymskich jezuitów, znanego jako Casa Pro­ fessa. W sto lat później upaństwowione zostały także i dobra zakonu dominikanów, tak więc w 1873 roku Biblioteka Casanetense wraz z innymi dobrami kościelnymi

7 W 1609 r. Federico Borromeo udostępni! szerokiej publiczności swą bibliotekę w Mediolanie, nazwaną później Ambrozjańską. Niedługo potem powstała Biblioteca Angelica, ufundowana w Rzymie przez kard. Angel a Rocca. została skonfiskowana przez rząd włoski. Po dziesięciu latach uznano jednak, że najlepszymi jej kustoszami będą ojcowie dominikanie, najlepiej obeznani z proble­ matyką inkwizycji. Dzisiaj Biblioteka Casanatense nazywana jest w środowisku włoskich history­ ków Kościoła „la migliore e piü completa Biblioteca di Roma dopo la Vaticana”*. Posiada 6578 rękopisów, 311 610 woluminów i broszur, w tym najcenniejszą kolek­ cję 2190 inkunabułów oraz 13 tys. rzadkich druków z XVI wieku. Biblioteka posia­ da dwa zbiory specjalne: obwieszczeń, edyktów i proklamacji Państwa Kościelnego, zawierający ponad 70 tys. tytułów z lat 1500-1700, oraz zbiór positiones ecclesia- sticae, liczący 760 rękopisów i woluminów z XVII-XVIII wieku. Spośród innych zbiorów na uwagą polskiego historyka zasługuje fondo Artura Wołyńskiego, obej­ mujące dzieła literatury polskiej XIX wieku*.

Cenzura kościelna jako skutek dążeń do uniwersalizmu

W Ewangelii św. Mateusza czytamy, że gdy apostoł Piotr rozpoznał w Jezusie Mesjasza i namawiał Go, by nie pozwolił wrogom, aby Go prześladowali, a ponadto nalegał, aby Chrystus zbudował dla siebie na ziemi królestwo, usłyszał wtedy: „Zejdź mi z oczu szatanie! Jesteś Mi zawadą, bo myślisz nie na sposób Boży, lecz na ludzki” [Mt 16.23]. W tych słowach zawarte zostało potępienie przyszłych utopii religijnych Królestwa Bożego na ziemi, a jednak w dziejach Kościoła znajdziemy wiele takich momentów, gdy przewrotne odczytanie słów św. Augustyna Extra Ecclesiam nulla salus, odnoszących się do wizji zbawienia wiecznego, rodziło po­ kusę zbudowania właśnie na Ziemi uniwersalnego państwa podającego się za Boże, na którego czele staliby papież i otaczający go biskupi, jako szafarze swoiście poj­ mowanego „zbawienia” w znaczeniu doczesnym, zachęcającego do postawy kon- formistycznej i asekuranckiej. Przekonanie, że kierowana przez tych prominentów instytucja Kościoła jest jedyną bramą raju dawało im nieograniczoną władzę dykto­

* Biblioteche d'Italia. Le biblioteche statali ICCU Editr. Bibliografica, Milano 1993, tu: Lazio, vol. II, s. 205.

' Wśród manuskryptów najcenniejszym dziełem jest Exultet (Ms 724/1-3), zwój pergaminu zapisany pismem benewentyńskim, bogato zdobiony miniaturami, opisany przez Mabillona w ller italicum, po jego wizycie w bibliotece w roku 1685. Za nie mniej cenne uważa się: kolekcję rękopisów pochodzenia francuskiego, należących do templariuszy, bogato zdobioną miniaturami Chirurgię Rinaldiego z XIII wieku (Ms 1382), pisane uncjalą w poi. VIII wieku Canones Apostolorum, z autografem postylli biskupa Verony, Rateria (X wiek). Biblioteka Casanatense posiada jeden z najstarszych inkunabułów włoskich tzw. „Latanzio sublacense” z 1465 roku (Vol. inc. 117), jak również arcydzieło Aida Manutiusa, Poliflla Francesca Colonny (Wene­ cja 1499) oraz bardzo rzadkie Meditationes Juana de Torquemady, wydrukowane w Rzymie przez Ulri­ cha Hana i Simona Cardella w 1473 roku. Zbiory biblioteczne w 1735 r. wzmocnione zostały zakupem 2400 drzeworytów i miedziorytów artystów włoskich i zagranicznych, które wzbogacano aż do 1870 r. Szczególną wartość posiada okazała kolekcja rękopisów najwybitniejszych kompozytorów włoskich, w tym 90 manuskryptów Nicola Paganiniego, obszerne zbiory listów i kompozycji Pier Luigiego da Pale- striny, Klaudiusza Monteverdiego i wielu innych. Ibidem, s. 229-231. wania praw, obdarzania przywilejami albo skazywania opornych na wieczne potę­ pienie. Obyczaje części hierarchów Kościoła niezbicie dowodziły, że w ogóle nie akceptowali nauki płynącej z Ewangelii. Ci, którzy z idei Królestwa Bożego czynili ideologię, hasłami uniwersalizmu maskowali swoje przyziemne pragnienie władzy i korzyści doczesnych, a gdy w wyniku politycznych przetargów zostawali wynie­ sieni na tron papieski, podejmowali działania, którym przypisywali wymiar trans­ cendentny i opatrznościowy. Dla podtrzymywania i uzasadniania swej polityki mu­ sieli się posiłkować inkwizycją i cenzurą. Dzieje papiestwa i Kościołów lokalnych obfitują w burzliwe wydarzenia z tego powodu. Od czasu, gdy Konstantyn Wielki kazał spalić dzieła Ariusza, utrwaliło się wśród elit kościelnych przekonanie, że palenie książek heretyckich to słuszny spo­ sób zwalczania „wrogów chrześcijaństwa”. W dekretach końcowych synodu w We­ ronie (1184 r.) umieszczono zapis, że heretyków przeczących nauce Kościoła należy palić na stosie razem z ich grzesznymi dziełami10. Inkwizycja kościelna (inquisitio - łac. badanie, dochodzenie) pojawiła się ok. 1215 r. podczas krucjaty prowadzonej przez św. Dominika przeciwko katarom z Prowansji i z Lombardii, zwanym również albigensami lub waldensami. Jeszcze po wielu stuleciach rozbrzmiewało jej echo, a w czasach największej aktywności cenzury kościelnej w XVII wieku indeksy pro- hibitów ilustrowano scenami przedstawiającymi „cud św. Dominika”“ . W 1233 roku, po zwycięstwie odniesionym nad katarami, Grzegorz IX uczynił dominikanów inkwizytorami dla Francji i ziem sąsiadujących. Uważa się, że jest to data kluczowa dla powstania inkwizycji papieskiej - stałej instytucji kościelnej, prowadzącej ustawiczną walkę o czystość wiary12. W bulli Ad extirpanda z 1253 r. Innocenty IV upoważnił inkwizytorów do stosowania tortur podczas przesłuchań, co poczęli wykorzystywać bez umiaru i wkrótce okryli złą sławą zarówno swój urząd, jak i tych, których władzę reprezentowali. Każdy z następnych papieży obdarzał inkwizycję wieloma przywilejami. Szczególnym jej dobroczyńcą był Klemens IV (1265-1268), wcześniej inkwizytor i autor traktatu Questiones quindecim ad irtqu- isitores (1238), w którym wnosił o szczególne dla niej przywileje. Po latach zreali-

" Jedną z pierwszych ofiar inkwizycji byl Cecco z Ascoli, spalony żywcem ze swoimi książkami 15 września 1327 roku. W niecałe sto lat później ten sam los spotkał Jana Husa na soborze w Konstancji, a 17 marca 1551 r. został spalony żywcem w Treviso anabaptysta Francesco Ceco, znany wcześniej jako biskup Benedetto d’AsoIa. Por. O. Lando, Selle libri de cathaloghi a varie cose. In Vinegia, 1552, za: Inquisizione e Indice nei secoli XVI-XVIII. Controversie leologiche dalle raccolle casanatensi, w oprac. Angela A. Cavarra, Ministère Per i Beni Culturali e Ambientali, Diacronia, Vigevano 1998, s. 147. Lista heretyków spalonych razem z książkami jest długa. Por. P. Oelrichs, Dissertatio de bibliothecarum ac librorum fatis imprimis libris comeslis, Berloni 1756; G. Peignot, Dictionnaire des livres condamnés au feu. Paris 1806: D. Bécourt, Livres condamnés / Livres interdits. Régime juridique du livre, Paris 1961; A. Scarlati, Elab hic et ab hoc, Roma 1937; G. Haddad, Les biblioclastes, Paris 1991. 11 Według średniowiecznej legendy w 1207 r. św. Dominik miał wrzucić do ognia księgę Pisma świętego, a waldensi wrzucili swoje książki heretyckie, jednakże próbę ognia przeszła tylko jego Biblia, wszystkie inne zaś książki szybko strawił ogień.

11 Por. P. Seifert, Wstęp [do:] B. Gui, Księga inbvizycji. Podręcznik tłum. zniem. J. Zychowicz, Kraków 2002, s. 23. zował ich część, gdyż opodatkował na rzecz inkwizycji wszystkie włoskie biskup­ stwa, co ustabilizowało jej sytuację finansową. Bonifacy VIII w 1302 roku nakazał jej również bronić władzy papieskiej, czego podstawą stała się bulla Unam sanctam o bezwzględnej wyższości Kościoła nad urzędami świeckimi11 *13. Wynalezienie czcionki drukarskiej, a co za tym idzie, gwałtowny przyrost licz­ by książek, spowodowało liczne konsekwencje społeczne, których wspólną cechą było samodzielne myślenie, także na tematy wiary14. Książka czytana w samotności, w odosobnieniu i po cichu, uczyła krytycyzmu, a przez to mogła być zagrożeniem dla tych, którzy chcieli wykorzystywać ją w sposób instrumentalny. Już 1 maja 1465 roku Paweł II wydał Edictum contra biblopolas, & librorum impressores, atque Do- hanarum officiales15, ale niewielka jeszcze ilość książek drukowanych nie wyma­ gała surowych interwencji. Pierwsze próby ograniczenia samodzielności drukarzy usprawiedliwione były głównie koniecznością ustrzeżenia czytelników od błędów edytorskich. W 1472 roku, zaledwie kilka lat od pojawienia się druku we Włoszech, biskup Siponto, Niccolo Perotti, rozgoryczony z powodu fatalnego wydruku dzieł Pliniusza z winy dzia­ łających w Rzymie pierwszych drukarzy niemieckich Sweynheyma i Pannartza, zażądał utworzenia komisji złożonej z erudytów, która wydawałaby pozwolenia na wydawanie klasyków16. Z podobnych powodów w 1475 r. biskup Esslingen, a w dziesięć lat później także biskup Moguncji, wprowadzili obowiązek rewizji i korekty tekstów przygoto­ wanych do druku, zwłaszcza gdy dotyczyły dzieł o charakterze kanonicznym. We wczesnym okresie druku nie były odczuwane zbytnie ograniczenia ze strony władz kościelnych. W 1479 r. Sykstus IV przyznał wydziałowi teologicznemu Uniwersy­ tetu w Kolonii przywilej cenzurowania książek drukowanych; teologowie Sorbony posługiwali się podobnym przywilejem już od 1275 roku, jednakże skuteczność tego typu zarządzeń była ściśle ograniczona, gdyż nie obowiązywały one w Moguncji, w Wittenberdze czy w Lionie, a tylko w tych ściśle określonych miastach. Dopiero popularność druków Pica della Mirandoli i Girolama Savonaroli17 zaalarmowała

11 Bonifacy VIII (1294-1303) w 1302 r. ogłosił w bulli Unam sunctwam, że „Kościół włada obu miecza­ mi, świeckim i duchownym’’. Por. R. Fischer-Wollpert, Leksykon papieiy, tłum. B. Białecki, Wyd. Znak, Kraków 1996, s. 106. 14 W roku 1500 krążyło w Europie, wg różnych szacunków, od 10 do 20 min książek. Najwięcej ich było w Niemczech, gdzie w latach 1518-1525 przypadało ich ok. 3 min na ok. 13 min ludności. Por. La Réforme et te Livre - L 'Europe de l'imprimé (1517-1570), red. J.F. Gilmont, Edit. Du Cerf., Paris 1990, s. 52-53. 15 Inquisizione e Indice..., s. 171. “ M. Infelise, I libriproibiti, Bari 1999, s. 6. 11 Savonarola, obrońca prawdy i cnoty, ekskomunikowany 13 maja 1497 roku przez Aleksandra VI i spa­ lony w rok później, dal się poznać jako autor licznych traktatów religijnych, pisanych w latach 1490- -1498; badane ze szczególną dokładnością podczas soboru laterańskiego (1512-1517) i przez Kongrega­ cję Indeksu w 1559 roku nie zostały potępione przez Kościół. Kurię rzymską o niebezpieczeństwie grożącym Kościołowi ze strony heretyków i buntowników, mających na usługach drukarzy. 4 sierpnia 1487 roku Innocenty VIII ogłosił bullę potępiającą traktat teologiczny Concordiae comitis (Wenecja 1487) Pica della Mirandoli za upowszechnianie w nim treści kabalistycznych. 17 listopada tegoż roku w bulli Contra impressores librorum reprobatorum papież ponowił zakaz drukowania tekstów sprzecznych z charakterem religii chrześcijańskiej i zobowiązał biskupów w całym świecie chrześcijańskim do wykonania tego postanowienia. Wkrótce potem drukarze i handlarze książek zostali zmuszeni do proszenia władz kościelnych o zgodę na udział we frankfurckich tar­ gach książki. Z każdym rokiem przybywało ograniczeń i utrudnień. Do pełnego sprecyzowania zasad cenzury prewencyjnej doszło w 1501 roku, gdy Aleksander VI w bulli Inter multiplices, zaadresowanej do arcybiskupów Kolonii, Moguncji, Tre- wiru i Magdeburga, zakazał pod groźbą klątwy i wysokiej grzywny pieniężnej wszelkiego drukowania książek bez zezwolenia biskupa. Podczas piątego soboru laterańskiego w 1515 roku w bulli Inter sollicitudines zasady te zostały potwierdzo­ ne i rozszerzone na wszystkie diecezje świata chrześcijańskiego. Określono wtedy także procedury prawne, na których cenzorzy kościelni, podporządkowani bisku­ pom, powinni się opierać w wykonywaniu swoich obowiązków. Do 1515 r. zalecana była czujność, ale w następstwie postanowień soborowych pojawił się nowy rodzaj grzechu „książki zakazanej”, karany ekskomuniką a nawet karą śmierci, jeśli w trak­ cie badań inkwizycyjnych udowodniono winnemu także herezję, co nie było rzeczą trudną do przeprowadzenia. W dniu 12 lipca 1542 roku Paweł III ogłosił w bulli Licet ab initio zapowiedź zreorganizowania dawnej inkwizycji w Inquisitio Haereticae Pravitatis Sanctum Officium, aby przeciwstawić się naporowi protestantyzmu. Urzędowi centralnemu w Rzymie, złożonemu z 6 kardynałów, nazwanemu po prostu Świętym Oficjum, miały być podporządkowane urzędy inkwizycji w całym Kościele. Z upływem czasu Święte Oficjum wyrosło na osobne niemal państwo w Państwie Kościelnym i wy­ wierało przemożny wpływ na wybór papieży oraz ich politykę w każdej dziedzinie władzy. Gdy w 1555 r. przewodniczący rzymskiej inkwizycji, kard. Gianfranco Ca- rafa, został wybrany papieżem Pawłem IV, nikt już nie wątpił, że Państwem Ko­ ścielnym rządzi Święte Oficjum. W styczniu 1559 roku papież pozbawił biskupów dotychczasowych kompetencji w sprawie ustalania tytułów ksiąg zakazanych i prze­ niknięty duchem inkwizycji, której przewodził od 1536 roku, kazał rozpowszechnić na cały świat katolicki wydrukowany w Rzymie pierwszy indeks „prohibitów” - ujednolicony, bezwzględny, dokładny i modelowy dla wielu następnych publikacji tego typu aż do połowy XVII wieku. Index auctorum et librorum zawierał około 1000 pozycji uporządkowanych alfabetycznie i powtórnie wyszczególnionych w trzech grupach. W pierwszej wy­ szczególnieni zostali autorzy niekatoliccy. Obowiązywał zakaz korzystania z całej ich twórczości, w tym także z dzieł obojętnych dla kwestii wiary, takich jak słowni­ ki, rozprawy z zakresu medycyny, architektury itd. W drugiej grupie umieszczonych zostało 126 tytułów książek przypisanych 117 autorom oraz 332 tytuły książek ano­ nimowych i 45 edycji Biblii tłumaczonych na języki narodowe. Trzecia grupa doty­ czyła książek zakazanych ze względu na ich tematykę. Znalazły się wśród nich dzieła z dziedziny astrologii, czarnej magii lub też ze względu na niewłaściwą for­ mę, jeżeli frontispicium książki było niekompletne przez brak informacji o nazwisku autora, drukarza lub gdy brakowało w nim daty i miejsca wydania książki oraz zgo­ dy władz kościelnych na jej publikację1*. W drugiej grupie prohibitów Paweł IV ka­ zał umieścić również nazwiska 61 drukarzy szwajcarskich i niemieckich, a z nimi drukarza weneckiego, Francesca Bruccioliniego, których publikacje zostały w cało­ ści zakazane. Za korzystanie z książek umieszczonych w trzech powyższych gru­ pach groziła ekskomunika i duże kary pieniężne. Każdy katolik, mający z nimi do czynienia, zobowiązany był je spalić lub powiadomić inkwizytorów o ich istnieniu. Indeks ksiąg zakazanych Pawła IV oprócz funkcji podstawowych miał także charakter propagandowy - złożonej i wielopoziomowej strategii w imię zwycięstwa religii katolickiej. Tych, którzy oczekiwali, że sobór trydencki przyniesie głęboką reformę Kościoła, spotkało rozczarowanie. Pauliński indeks prohibitów spowodował kulturowe zasklepienie się katolicyzmu. Propaganda katolicka kreowała nim nega­ tywne wyobrażenia na temat protestantów jako bluźnierców i odszczepieńców, grze­ szących przeciw Duchowi Świętemu, a przez to skazanych na wieczne potępienie. W przeciwieństwie do ich grzesznych książek publikacje z pieczęcią imprimatur stawały się świadectwem wiary i przynależności; swego rodzaju pomostem przybli­ żającym nagrodę zbawienia wiecznego. Potrydencki system prawno-doktrynalny odznaczał się racjonalnością faryzejską, bo do wzmocnienia ideałów ewangelicz­ nych delegował urzędników inkwizycji i cenzury kościelnej, legitymujących się prawem zamiast miłością bliźniego. Okrutne praktyki inkwizytorów wywoływały odrazę i próby sprzeciwu. Tuż po śmierci Pawła IV, w grudniu 1559 roku, rzymianie wdarli się do pałacu Minerva, uwolnili więźniów z lochów inkwizycji, przepędzili jej straże i urzędników oraz spalili archiwum Świętego Oficjum. Wrażenie tego czy­ nu musiało być bardzo wielkie, skoro Pius IV rozpoczął swe urzędowanie od objęcia winowajców publiczną amnestią. W późniejszych czasach okazywanie wrogości wobec inkwizytorów przeważnie kończyło się tragicznie dla takich śmiałków, dlate­ go większość ludzi przystosowywała się do panującego porządku; dotyczyło to zwłaszcza osób duchownych, dla których współpraca z inkwizycją była niemalże warunkiem kariery kościelnej. Wielu księży i doktorów teologii zabiegało o zdoby­ cie cenzorskiej licencji, aby później z pomocą inkwizytorów wspinać się wyżej po szczeblach kariery na lukratywne stanowiska w strukturach kościelnych, dworskich lub uniwersyteckich. Oprócz ścigania oszustów, podających się za księży, albo zwalczania czarów i astrologii, część spraw prowadzonych przez inkwizytorów dotyczyła publikowania książek bez oficjalnej zgody, czyli tzw. imprimatur, i korzystania z książek zakaza­ nych, co dotyczyło autorów, drukarzy, księgarzy i czytelników, ale nawet papiemi-

11 Por. M lnfelise, op. cit., s. 34. ków i introligatorów. Najwięcej spraw z powodu prohibitów odnotowano w drugiej połowie XVI wieku. Później, gdy machina indeksu ksiąg zakazanych zaczęła się toczyć własnym pędem na skutek brutalnych prześladowań, liczba inkwizycyjnych interwencji poczęła systematycznie spadać. 5 marca 1571 r. Pius V ogłosił konstytucję In aposlolicae, w której nadał powo­ łanej Kongregacji Indeksu prawo do ogłaszania indeksów ksiąg zakazanych. Cho­ dziło o pozbawienie inkwizytorów z dalekich prowincji prawa do układania listy prohibitów według własnego uznania. Kongregacja Indeksu, wyodrębniona ze Świętego Oficjum, pozostawała początkowo w ścisłej zależności od inkwizycji, tak­ że w znaczeniu personalnym, ale w 1587 r. liczyła już 8 kardynałów i posiadała wielu wykształconych doradców, dostarczających jej opinii na temat szkodliwych książek. Jej stopniowe uniezależnianie się wywołało reakcję Świętego Oficjum. 22 stycznia 1588 roku Sykstus V ogłosił bullę Immensa aeterni Dei, którą powołał 15 kongregacji w ramach zreformowanej Kurii rzymskiej. Wśród nich umieścił tak­ że Kongregację Indeksu, a na jej czele postawił inkwizytora generalnego. W tej strukturze przetrwała aż do początku dwudziestego wieku, gdy Pius X (1903-1914) ponownie zreformował Kurię i podjął na nowo niezrealizowane cele soboru try­ denckiego. Dzieje obu tych kongregacji to zamknięty rozdział w historii Kościoła, ale wywołują ciągle zainteresowanie i budzą wiele emocji, zwłaszcza wśród bada­ czy, zajmujących się dziejami książki.

Podręczniki inkwizytorów dotyczące postępowania w sprawach książek zakazanych

Porównanie inkwizytorskich podręczników do „ciemnej i głuchej puszczy, w któ­ rej łatwo się zgubić”, można uznać - nie bez ironii - za wyjątkowo trafne19. Litera­ tura „zawodowa”, z której korzystali, była bardzo obfita, jak na ograniczony zakres przedmiotu ich interwencji. Przede wszystkim obowiązywała ich znajomość bulli papieskich i dekretów wydawanych przez Kurię rzymską, ale mieli do dyspozycji także wiele dzieł pomocniczych, zawierających polecenia, przestrogi i wskazówki, jakimi sposobami należy rozpoznawać i ścigać heretyków, karać oszustów podają­ cych się za księży, prześladować czarownice, wróżbitów i astrologów, bluźnierców, świętokradców, sodomitów i bigamistów. Działalność inkwizytorów regulowały bulle i dekrety papieskie, legalizujące działania przeciw heretykom, ale wzmacniały (lub ograniczały) królewskie „pragmatyki” sądowe oraz ich interpretacje, takie jak np. w Volumen praeclarissimum (Venetis 1563), złożone z 32 traktatów prawni­ czych. Większość tego typu podręczników powstała w XVI wieku na zamówienie soboru trydenckiego. Pewnym wzorem dla nich były dzieła średniowiecznych in­ kwizytorów niemieckich, włoskich, hiszpańskich i francuskich, rozpowszechnione dzięki wynalazkowi druku. W 1486 roku w Kolonii Jacob Sprenger (f 1494) i jego

” A. Prospeli, Tribunáli delta coscienza, Torino 1996. s. 8. pomocnik, Heinrich Krämer - działający z polecenia papieża Innocentego VIII, ogłosili w dwa lata po bulli papieskiej Summis desiderantes affectibus sławne dzieło Malleus maleficarum, w którym wzywali władze kościelne do zwalczania czarownic i pouczali o sposobach walki z nimi. „Heinrich Institor”, jak nazywano Krämera, stosujący tortury podczas głośnych procesów w Konstancji i w Salzburgu, został potępiony przez sąd w Innsbrucku, a to doprowadziło w tej kwestii do podziałów w obrębie samego Kościoła. Mimo to w następnych latach dzieło Sprengera i Kräm­ era często było wznawiane i drukowane razem z innymi podręcznikami inkwizyto­ rów, takimi jak Tractatus de erroribus circa artem magicam, doktora Sorbony Jeana Charliera de Gersona (1363-1419), autora ponad 400 traktatów skierowanych prze­ ciwko heretykom, czy włoskiego dominikanina Girolama Menghi Flagellum démo­ nům. W Bibliotece Casanatense znajdują się cztery edycje Malleus maleficarum, w tym jedna aż z drugiej połowy XVII wieku (Lugduni, sumptibus Claudii Bourgeat subsigno Mercurii Galii, 1669,2 vol. 4°), w której pod frontispizium dzieła Sprenge­ ra i Krämera umieszczono niezapowiedziane uzupełnienia w postaci wybranych prac takich inkwizytorów, jak: Johann Nider, Bernard Basin, Thomas Mumer, Bartolo­ meo Spina, Giovanni L. Anania, Bemardo z Como, Ambroggio Vignati, Giovanni F. Leoni, Diego Simancas, Pietra de Castro, Paolo Grillandi oraz wspomniani już J.Ch. De Gerson i G. Menghi10. Do połowy XVIII wieku wznawiano Summę św. Rajmunda de Peňaforta, trzynastowieczny zbiór dekretów i różnych „przypadków” inkwizycji hiszpańskiej. W połowie XVII wieku w Rzymie ukazało się Questiones (1238 r.), dzieło Guida Fulcodiego, papieża Klemensa IV. Przypomniane zostały także podręczniki De haereticis (Venetijs 1584), Ugolina Zanchiniego (1302-1340), inkwizytora z papieskiego regionu Emilii, oraz Directorium Inquisitorium (ok. 1376), sześciokrotnie drukowane w XVI wieku, dzieło Nicolasa Eymericha (1320— -1399), inkwizytora z Katalonii, cenione z powodu ujednoliconych w nim procedur ścigania heretyków. Aż do pocz. XIX wieku był wznawiany kuriozalny podręcznik Bernarda Gui, pt. Practica [officii] inquisitionis haereticae pravitatis, napisany w latach 1309-1325, w którym autor domagał się od inkwizytora chytrości i podstę­ pów policjanta, demaskującego heretyków po żmudnych przygotowaniach i jeszcze dłuższych z nimi dysputach20 21. W dziełach tych zakres tematyki był ograniczony i anachroniczny, gdyż cele i metody działania inkwizytorów odzwierciedlały napię­ cia polityczne, specyfikę obyczajową i zmieniające się nieco w różnych epokach poglądy na temat grzechu. Po wynalezieniu druku pojawił się jakby nowy rodzaj grzechu - który można by nazwać grzechem „książki zakazanej”. Był to grzech gro­ żący wiecznym potępieniem w wyniku ekskomuniki, a nawet karą śmierci, jeśli in­ kwizycja dopatrzyła się w tym przestępstwie także śladów herezji. W końcu lat 60. XVI wieku, gdy zastąpiono „rozsądne” projekty soboru try­ denckiego rygorystycznymi zaleceniami bezwzględnej walki z herezją na każdym froncie, pojawiły się równie bezwzględne podręczniki inkwizycji, zalecające stoso­

20 Iquisizione e Indice..., S. 115. 21 Por. B. Gui, Księga inbvizycji, tlum. z lac. M. Pawlik, tlum. z niem. J. Zychowicz, Kraków 2002. wanie wymyślnych tortur podczas przesłuchań. Podręcznik inkwizytorów pt. Sacro Arsenale Eliseusza Masiniego (1653), najbardziej rozpowszechniony w drugiej po­ łowie XVII wieku, narzucał swym tytułem typowe dla epoki militarne wyobrażenie walki toczonej z heretykami. Czasy kontrreformacji w krajach katolickich to rów­ nież epoka wymuszanego klerykalizmu. Urban VIII (f 1644) w bulli Inscrutabilis iudiciorum oznajmił, że zlekceważenie osoby duchownej jest początkiem herezji. Wykorzystał tę myśl Francesco Bordoni (1597-1671), prowincjał zakonu franciszka­ nów w Lombardii oraz konsultant Świętego Oficjum, w pięciotomowej Sacrum Tribu­ nal judicum in causis sanctae fidei (1665), uzasadniając dobrem Kościoła wymusza­ nie uległości wobec spowiedników-inkwizytorów22. Tymi metodami ścigano winnych posiadania ksiąg zakazanych w Lombardii w regionie Friuli i na terenie Piemontu, gdzie krążyło ich znacznie więcej z racji sąsiadowania z kalwińską Szwajcarią. Temat książek zakazanych, jako osobne zagadnienie, wymagające szczegóło­ wych instrukcji, pojawiał się sporadycznie w podręcznikach inkwizytorów. Prze­ ważnie poruszany był w podrozdziałach poświęconych herezjom, jak np. w najbar­ dziej popularnym w XVII wieku podręczniku inkwizytora z Cremony (pn. Włochy), Cesara Careny ( f i669) De officio Sanctissimae Inquisitionis (Lugduni 1636), czy w tegoż autora De officio S. Inquisitionis circa haeresim (Lugduni 1666). O prohibi- tach pisali autorzy wrogo nastawieni do jansenizmu: teatyn Tommaso Del Bene (1605-1673), autor De officio Sancte Inquisitionis (Lugduni 1666), oddelegowany przez Święte Oficjum do zbadania sprawy jansenistów, oraz Francesco Albizzi (1593-1684), notariusz Świętego Oficjum, autor De inconstantia in fide admittenda (Romae 1683). Do wyjątków należało dzieło Bonaventury Bosellego (1598-1666), pt. Cathalogus omnium haeresum (Romae 1661), w którym kwestia sposobów zwal­ czania nielegalnych druków znalazła się w centrum uwagi, a w obszernym aneksie pracy umieszczone zostały w 16 centuriach spisy autorów zakazanych. Dość rzadkie pojawianie się w podręcznikach tematu ksiąg zakazanych wyni­ kało z faktu, że inkwizytorzy niezbyt często stykali się z tego typu sprawami23. Ich uwagę zajmowały przede wszystkim tradycyjne wykroczenia przeciw świętości wiary. Tommaso Menghini, inkwizytor z Mediolanu, w dziele pt. Regole del tribunale del S. Officio (Milano 1689) opisał siedem najczęściej ściganych zbrodni, tj. bluźnierstwa, 12

12 Tego typu metody były skądinąd praktykowane od ponad stu lat w Hiszpanii. Generalny Inkwizytor Fernando Valdes powołał do służby w Inkwizycji wszystkich spowiedników, zwalniając ich zarazem z zachowania tajemnicy spowiedzi na podstawie bulli Pawła IV z 5 I 1559 r. Por. M. Infelise, op. cit., s. 16. 22 Między rokiem 1545 a 1599 na 1327 procesów karnych przeprowadzonych przez inkwizycję sycylijską tylko 35 dotyczyło posiadania książek zakazanych. Jeszcze niższy wskaźnik tego typu procesów przypa­ dał na inkwizycję neapolitańską: 9 spraw na 1021 (0,8%) w okresie między 1591 a 1621, 15 na 1081 (1,3%) między 1621 i 1700, a żadnej między 1701 a 1740. Częściej do procesów o książki zakazane do­ chodziło na pograniczu katolicko-protestanckim, a także w Wenecji, której drukarze produkowali w oma­ wianym okresie ok. połowy wszystkich książek włoskich, jednakże ich liczba zmniejszała się w miarę upływu czasu: z 5,8% między 1581 1630 do 3% w okresie 1631-1720. Badania na ten temat przeprowa­ dzi! J. Tedeschi i W. Monter. Por. The Inquisition in early modern Europe. Studies on Sources and Methods, w oprać. G. Henningsena i J. Tedeschiego, Univ. Press, Northern Illinois 1986. wróżbiarstwa, świętokradztwa, zachęcania przez spowiedników do czynienia rzeczy podłych, bezprawnego odprawiania mszy św., poligamii i kradzieży przedmiotów sakralnych, ale nie umieścił rozdziału na temat herezji bądź czytania ksiąg zakaza­ nych. Jedynie w aneksie znalazła się Nota d ’alcune operette et historietteprohibite. Jeszcze bardziej wyraziście wyglądała kwestia prohibitów w Hiszpanii, gdzie od początku XVI wieku inkwizytorzy kontrolowali książki na każdym etapie ich pro­ dukcji. W tym czasie, pod karą śmierci i konfiskaty wszystkich dóbr, wprowadzono zakaz drukowania czegokolwiek bez zgody Rady Państwa i w innym języku niż ka- stylijski. Zasadami tymi objęta została cała produkcja piśmiennicza, w tym także druki .jarmarczne”. Surowe i konsekwentne przestrzeganie prawa spowodowało w ciągu zaledwie stu lat niemalże całkowity zanik przestępstw z powodu ksiąg za­ kazanych. W doskonale zachowanych archiwach sądowych regionu Kastylia - La Mancha „aż do końca XVIII wieku praktycznie nie ma odnotowanych procesów przeciwko czytelnikom dzieł zakazanych”24. W drugiej połowie XVI w. w hiszpań­ skich podręcznikach inkwizycji przestały się pojawiać wzmianki na temat ścigania ksiąg zakazanych, gdyż tego typu zbrodnia przestała być widocznym zagrożeniem. Nie wspominają o niej Diego Simancas (t 1583), Juan de Rojas (f 1577), Hermosino Rodriguez (fi 679), Sebastián Salelles (fi 666) i inni autorzy. Na Sycylii, gdzie mimo hiszpańskich rządów obowiązywały dekrety soboru try­ denckiego, temat ścigania autorów i drukarzy książek zakazanych pojawiał się dużo częściej. Zajął się nim w De agnoscendis (Romae 1571) inkwizytor Amaldo Alber- tioni (1480-1544), znany z tego, że kazał spalić na stosie sycylijskiego humanistę Petruccia Campagna za to, że odważył się poprzeć reformatorskie hasła Marcina Lutra. Z kolei franciszkanin Giovanni Alberghini (1574-1664), występujący na Sy­ cylii w roli rzeczoznawcy (ąualificalore) Świętego Oficjum, poświecił tematyce cenzury i prohibitów dwa rozdziały w Instructo catholica pro confessarijs (Perusiae 1644) i podobnie uczynił w Manuale ąualificatorum Sanctae Inquisitionis (Perusiae 1642). Także Garcija de Trasmiera (1605-1670), tzw. ąuaesitor sycylijskiej inkwi­ zycji, w Stimulus fidei siue de obligátione reuelandi haereticos, et de haeresi su­ spectes (Panhormi 1642) opisał możliwe sposoby tępienia dzieł zakazanych, zachę­ cając inkwizytorów, by w tym celu wykorzystywali przeszkolonych donosicieli. Wyobrażenia o świecie zamknięte w inkwizytorskich podręcznikach odpowia­ dały średniowiecznemu sposobowi myślenia. Ich zadziwiająco duża liczba w zbio­ rach kard. Casanate wskazuje na specyficzny cel tej kolekcji, służącej zapewne kształceniu kandydatów do służby w Kongregacji Świętego Oficjum.

Dlaczego książki trafiały na Index Ubrorumprohibitorum ?

Działaniami prewencyjnymi i represyjnymi cenzury kościelnej objęte były książki innych wyznań, nielegalne edycje Biblii w językach lokalnych, dzieła auto­ rów protestanckich oraz ateistów, libertynów i innych zdrajców wiary katolickiej. u J.B. Miguel, La inguisición en Castilla - la Mancha, Cordoba 1986, cyt. za: M. Infelise, op. cit., s. 75. Zakazem objęte były również książki o tematyce magicznej, astrologicznej lub in­ terpretujące porządek stworzenia w sposób niezgodny z Pismem świętym. Konfrontacje chrześcijaństwa z judaizmem i z islamem wywoływały we wczes­ nym średniowieczu nieustanne konflikty. Wojnom o wiarę zawsze towarzyszyło niszczenie ksiąg świętych. Emir ibn al As z rozkazu kalifa Omara spalił bibliotekę w Aleksandrii, aby na zawsze wykorzenić pamięć o wyznawcach Chrystusa. Z kolei po upadku Grenady w roku 1492 el Santo Offizio, kierowane przez ojca Dominika Torąuemadę, niszczyło wszelkie ślady kultury „moriscos”, jak pogardliwie nazywa­ no Maurów. Prymas Hiszpanii, kard. Francisco Jimenez de Cisneros, pomysłodawca wielojęzycznej Biblii z Compluty, nakazał spalić w Grenadzie w 1508 r. około pięć tysięcy ksiąg Koranu i innych rękopisów arabskich, przechowywanych w sławnych bibliotekach tego miasta25. Za posiadanie książek arabskich groziły wysokie kary, a nawet spalenie na stosie, gdy zachodziło podejrzenie o herezję. Mimo to przez długi czas pojawiały się tu i ówdzie, odnajdywane w różnych schowkach, po czym przemycano je do Włoch, gdzie nie sięgała już władza hiszpańskiej inkwizycji. 5 maja 1639 roku Święte Oficjum ogłosiło jednak dekret zabraniający czytania oraz pisania o znalezisku arabskich książek w Torpiana pod Grenadą, wśród których miały się znajdować rzekomo rękopisy św. Jana od Krzyża26. Nieporównywalnie większe prześladowania spotykały w tym czasie wyznaw­ ców judaizmu. W 1236 r. przechrzta Nicholas Donin ułożył dla Grzegorza IX listę 35 zarzutów przeciw Talmudowi, twierdząc że są w nim zawarte obelgi i oszczer­ stwa przeciw Chrystusowi, Matce Bożej i religii Kościoła chrześcijańskiego. Na podstawie tego „dokumentu” przez wiele wieków niszczono księgi w języku hebraj­ skim. W 1238 roku w Rzymie odbył się „proces” Talmudu, po czym sędziowie Try­ bunału św. Inkwizycji wydali na niego wyrok spalenia na stosie wraz z innymi księ­ gami hebrajskimi. Równo w dziesięć lat później także w Paryżu spalono setki świę­ tych ksiąg hebrajskich, a w następnych latach palono je również w Barcelonie, Tu­ luzie, Palermo, Pradze, Kolonii i wszędzie tam, gdzie pojawiały się szkoły rabinicz- ne. W podręczniku Bernarda Gui (1325) znalazł się napisany przeciwko „przewrot­ ności” Żydów osobny rozdział w drugiej części tego dzieła, a w nim przetłumaczone z języka hebrajskiego rzekome ich modlitwy kalające świętość religii chrześcijań­ skiej27. Rozprzestrzenianie się myśli kabalistycznej wśród humanistów włoskich wzmogło uczucia wrogości do judaizmu ze strony wysokich przedstawicieli Ko­ ścioła. 4 sierpnia 1487 roku Innocenty VIII potępił poglądy Pica della Mirandoli, winnego wprowadzenia myśli kabalistycznej do filozofii europejskiej. Dużym echem rozeszła się w Europie wieść o pogromach w Kolonii na przełomie XV i XVI wieku, ale wówczas w tym mieście więcej uwagi skupił zatarg humanisty Ruchlina (ośmielającego się ich bronić) z miejscowym zakonem dominikanów, niż los po­

25 U. Rozzo, Roghi di libri, [w:] Manuale enciclopedico della bibliofdia, Ed. Silv. Bonnard, Milano 1997, s. 531. 24 Inquisizione e I n d i c e s. 80. 27 B. Gui, op. cit.,s. 187-191. szkodowanych Żydów. W poł. XVI wieku wrogie akcje przeciwko Żydom poparte zostały oficjalnym stanowiskiem Kościoła. 12 IX 1553 r. Kongregacja Świętego Oficjum wydała dekret, dodatkowo wzmocniony osobną bullą Juliusza III, wzywa­ jący do palenia Talmudu i zwalczania religijnej tradycji judaizmu, tj. kabały. W praktyce policja papieska rekwirowała każdy rękopis czy druk w języku hebraj­ skim. Tych ostatnich nie było wiele, gdyż Żydzi, podobnie jak i wyznawcy islamu, byli przekonani, że tylko rękopisy zasługują na miano ksiąg świętych. 9 V 1554 r. Juliusz III wydał dekret Contra hebraeos retinentes libros, a w cztery miesiące póź­ niej, w dniu żydowskiego nowego roku, spalono na Campo di Fiori wszystkie ich księgi, dając tym przykład do naśladowania całej katolickiej Europie28. Prześladowaniom Żydów towarzyszyło brutalne zmuszanie ich do przyjęcia re- ligii chrześcijańskiej29. 1 VI 1584 r. Grzegorz XIII wydał bullę Sancta Mater Eccle- sia, w której wezwał kardynałów, arcybiskupów, biskupów i prałatów, aby wyzna­ czyli nauczycieli teologii, najlepiej ze znajomością hebrajskiego, którzy by w miej­ scach, gdzie znajdują się gminy żydowskie, raz na tydzień, za wniesioną przez Ży­ dów opłatą, czytali im i wyjaśniali Pismo święte Starego Testamentu zgodnie z za­ sadami wiary chrześcijańskiej. Bulla dotyczyła wszystkich, którzy ukończyli 12. rok życia i groziła opornym karą pozbawienia prawa do handlu z chrześcijanami. Aż do końca XVIII wieku Talmud znajdował się na indeksie ksiąg zakazanych, co pozwa­ lało każdemu katolikowi niszczyć i profanować święte księgi wyznawców judaizmu. Przez setki lat z inicjatywy inkwizytorów i za zgodą papieży były niszczone i profanowane również święte księgi religii chrześcijańskiej nie uznawane przez zwierzchników Kościoła katolickiego z powodu przekładów na języki lokalne30. W średniowieczu Kościół zezwalał na czytanie Biblii tylko w łacińskim przekładzie św. Hieronima, natomiast potępiał jej tłumaczenia na języki lokalne. Takie decyzje podjęły synody biskupów w Tuluzie (1229), w Tarragona (1233), w Oxfordzie (1408) i w innych miastach31. Mimo to, przed rokiem 1520 ukazało się aż 12 prze­ kładów Pisma świętego w „wulgarnym” dialekcie toskańskim, 22 w dialektach fran­ cuskich i 22 w niemieckich, a także po polsku i w kilku innych językach słowiań­ skich. Tak więc, na początku XVI wieku istniała bogata tradycja, odpowiadająca potrzebom duchowym chrześcijan, nie znających łaciny. Dowodem wielkiej potrze­ by czytania Biblii w językach lokalnych był olbrzymi sukces Biblii w tłumaczeniu Marcina Lutra (1520), opublikowanej jeszcze za jego życia w 84 edycjach i w 253 11

11 Por. B. Pullian, The Jewish of Europę and ihe Inquisition of Vertice 1550-1670, Oxford 1983.

” Bulla Pawia IV Cum nimis absurdum z 14 VII 1555 r. nakazywała Żydom zamieszkać w wyznaczo­ nych gettach, wyzbycia się posiadanych nieruchomości, z jednoczesnym zakazem ich przyszłego naby­ wania oraz zobowiązywała ich do noszenia żółtych czapek. Pod wpływem tych działań wielu Żydów przeszło na chrześcijaństwo.

* Por. G. Fragnito, La Bibbia al rogo, II Mulino, Bologna 1997.

J l Dizionario del catolicesimo nel mondo moderno a cura W. Rauch, J. Hommes, [trąd. itał. Lexicon des katholischen Lebens, Herder, Friburg 1952], Roma 1964, s. 71-73. przedrukach31 32. Na ten sukces zapracowało wielu uczonych z Melanchtonem na cze­ le, którzy pomagali Lutrowi w przetłumaczeniu Biblii z języków oryginalnych, gdyż Wulgata zawierała liczne błędy. Św. Hieronim przetłumaczył Księgę Tobiasza w ciągu jednego dnia, Księgę Ester w ciągu jednej nocy, nic więc dziwnego, że zda­ rzały mu się dość często nie tylko przejęzyczenia, ale i istotne błędy33. Sekretem popularności protestantyzmu było wykorzystywanie Biblii w językach lokalnych do głoszenia słowa Bożego wśród prostych ludzi. Miejsce skasowanych sakramentów zajęła w protestantyzmie lektura Biblii, co spowodowało w niektórych krajach gwał­ towny postęp czytelnictwa. Wyznawcy kalwinizmu i luteranizmu w drugiej połowie XVI wieku, a anglikanie w czasach Jakuba I stali się „narodami Księgi”34. W końcu XVII wieku blisko 90% mieszkańców Szwecji umiało już czytać! Ten niezwykły sukces osiągnięto poprzez wprowadzenie surowego zakazu udzielania komunii świętej analfabetom. Kościół katolicki przyjął odmienną strategię w sprawie czytelnictwa Biblii. Na indeksie paulińskim z 1559 roku znalazło się 45 Biblii w językach lokalnych. Dla utrzymania hierarchicznych wyobrażeń potrzebna była jedna, obowiązująca jej wer­ sja w języku łacińskim bez względu na potrzeby narodów budzących się z kulturo­ wego uśpienia. W dekretach soboru trydenckiego znalazł się postulat, aby zastąpić Wulgatę nowym tłumaczeniem łacińskim, jednakże - jak się potem okazało - prace nad nowym tłumaczeniem postępowały bardzo powoli. Opieszałość komisji bibli- stów spowodowała, że w 1585 roku papież Sykstus V, o którym się mówi, że był wybitnym reformatorem Kościoła, osobiście zajął się poprawianiem Wulgaty; po­ prawiony przez niego tekst zawierał jednak jeszcze więcej błędów niż pierwotny; naliczono ich ok. 5 tysięcy! Tuż po śmierci papieża w 1590 roku niefortunną edycję Biblii trzeba było pośpiesznie wycofać, po czym jego następcy aż do 1909 roku wstrzymywali się z podjęciem kolejnej próby poprawienia Wulgaty. Przedstawiciele hierarchii kościelnej podtrzymywali stare, średniowieczne uprzedzenia w sprawie dostępności Biblii. Paweł IV w aneksie do pierwszego Indeksu ksiąg zakazanych zabronił czytania Biblii w językach lokalnych mężczyz­ nom nie znającym łaciny i bezwzględnie wszystkim kobietom. Przez trzy lata po soborze trydenckim zarządzenie to było zawieszone, ale już w 1567 r. inkwizycja zakazała wznowienia Biblii pięknie przetłumaczonej w 1532 r. przez Antonia Bruc- cioliego na język włoski i powróciła do praktyk represyjnych wobec chętnych czy­ tania Pisma świętego w tym języku. Po wielu latach Klemens VIII ponownie umie­ ścił ten zakaz „pauliński” w aneksie do Indeksu z 1596 r. Duchowni protestanccy i janseniści zarzucali władzom Kościoła katolickiego, że są przeciwne głoszeniu słowa Bożego wśród ludu. Dopiero papież Benedykt XIV

31 Por. E. Delaruellc, Colloque d ’histoire religieuse, Lyon 1963, s. 17; J. Dclumeau, op. cit., s. 410. 33 H.J. Martin, Storia e potere della scrittura, tlum. wt. M. Garin [tyt. oryg. Histoire et pouvoirs de l'écrit], Bari, Laterza 1990, s. 118. 33 Por. E. Eisenstein, The Printing Revolution in Early Modern Europe, Cambridge 1983, s. 163. w roku 1758 cofnął zakaz czytania Biblii w języku włoskim. Ten dziejowy paradoks spowodował w pewnym stopniu duchowe upośledzenie Włochów, a zwłaszcza mieszkańców Sycylii, gdzie inkwizycja hiszpańska zabraniała ludowi dostępu do Biblii już od 1492 roku. Jeszcze głębsze upośledzenie religijne cechowało lud hisz­ pański. Na pięć lat przed publikacją paolińskiego Indeksu prohibitów inkwizycja ogłosiła Censura general de Biblias - rejestr Biblii heretyckich lub z błędami, które znaleziono w 65 opisanych edycjach przeznaczonych do „oczyszczenia”35 *. Czytel­ nictwo Biblii było czynnikiem pobudzającym rozwój oświaty. Badania poziomu alfabetyzacji we Francji i w Niemczech pokazują, że wzdłuż granic wyznaniowych przebiegał również linia obszarów o zróżnicowanej znajomości pisma. Po dwóch wiekach presji pedagogicznej ze strony konkurujących ze sobą ośrodków kościel­ nych na kalwińskiej północy Francji w latach 1786-1790 aż 71% mężczyzn i 44% kobiet umiało czytać i pisać, podczas gdy na katolickim południu tylko 27% i 12%3i. Rodziło to uzasadnione uprzedzenia wobec katolików - gorzej wykształco­ nych i nie znających Biblii. Większość tytułów na liście prohibitów stanowiły druki autorów protestanckich i zdrajców wiary katolickiej. Oprócz druków Lutra i Kalwina za najbardziej niebez­ pieczne inkwizycja uważała książki antytrynitarzy zwanych też socynianami, Brać­ mi Polskimi lub arianami37. Paweł IV w bulli Cum quarundam hominum prauitas z 7 sierpnia 1555 roku nakazywał ich ścigać i karać śmiercią, co nie było takie łatwe, bo znaleźli dla siebie bezpieczne schronienie w tolerancyjnej Polsce38. Kard. Casanate posiadał w swoich zbiorach 51 prohibitów literatury antytrynitarskiej, w tym pięć dzieł Fausta Socyna (1539-1604) wydrukowanych w Rakowie w latach 1611-1618, a także liczącą osiem woluminów Bibliotekę Braci Polskich, w której dzieła Socyna wypełniały dwie pierwsze księgi39.

35 La censura Ubrana nell'Europa del secolo VI, a cura Ugo Rozzo, Udine 1997, s. 5.

34 H.J. Martin, Storia e polere della scritlura,.., s. 363. 37 Chociaż nauka Fausta Socyna była chrystocentryczna, to zaprzecza! jego boskości, negował dogmaty wiary ustanowione podczas soborów, wykluczał istnienie św. Trójcy, grzechu pierworodnego, predesty- nacji, piekła, świętości wszystkich sakramentów, a także podważał wiarę w Biblię, widząc w niej zlepek tekstów napisanych ręką człowieka. Główną siłę religii chrześcijańskiej widział w aspektach moralnych wypełniania poleceń Chrystusa. W tym momencie Socyn, jako wróg przemocy i własności, stawał się przeciwnikiem Inkwizycji. M Faust Socyn podczas pobytu w Krakowie w latach 1578-1600 napisał ponad 60 dzieł teologicznych, m.in. katechizm antytrynitarski Institutio Religionis Christianae. Ucieczka Socyna z Krakowa do Lusławic, spowodowana napaścią żaków i motłochu, podjudzonych na niego przez jezuitów, jest datą graniczną, Prze­ śladowania nasilały się z każdym rokiem. W 1647 r. Sejm skazał Jonasa Slichtinga (1602-1661) na banicję, a kat publicznie spalił jego Wyznanie wiary. Kard. Casanate posiadał jego Apologia pro Verdate accusata (Neuchâtel 1647). W 1658 r. Sejm zakazał arianom drukowania czegokolwiek, odprawiania modłów i pra­ wienia kazań, a w dwa lata później skazał na wygnanie. W atmosferze prześladowań porzucili Polskę znani autorzy ariańscy - Jan Stoiński (7-1654), skazany na banicję w 1648 r., Andrzej Wiszowaty (1608-1678), a także Samuel Przypkowski (1590-1670), wyznawca socynianizmu, i inni.

37 Bibliotheca Fratrum Pohnorum, quos Unitarios vocant, instructa Operibus F. Socini... J. Crellii... J. Silchtingii ä Bucowietz ...& J.L. Wolzogenii.. quae omnia simul juncta totius Novi Testamenti explica- tionem complectuntur, Irenopoli [Amsterdam] 1656. 8 v in folio. Por. Inquisizione e Indice..., s. 247. W końcu XVII wieku w Hiszpanii i we Włoszech mówiło się przez pewien czas o herezji mistyka i szarlatana w jednej postaci Miguela de Molinosa, wyklętego 20 XI 1687 roku przez Innocentego XI w bulli Caelesti pastor za 68 twierdzeń prze­ czących doktrynie chrześcijańskiej. Najczęściej jednak inkwizytorzy ścigali „zdraj­ ców” wiary katolickiej, tj. tych, którzy psuli religię od wewnątrz, wyrażając w książ­ kach sympatię do gallikanizmu, tj. idei podporządkowania Kościoła władzy cywil­ nej. Wśród wrogów papiestwa znalazło się wielu późnych „gibellinów”, takich jak Paolo Sarpi (1552-1623), choć w XVII wieku cesarski Wiedeń i Rzym połączyła wspólna polityka antyprotestancka. Inkwizycja nie darowała Sarpiemu; że ośmielił się wystąpić przeciw Pawłowi V w sporze z Republiką Wenecką, którą papież w latach 1606-1607 obłożył klątwą interdektu; w 1609 roku postawiła Sarpiemu zarzuty o sprzyjanie herezji kalwinizmu, a gdy nie udało jej się go porwać, to w inny sposób godziła na jego życie. Kard. Casanate posiadał w swoich zbiorach dzieła Sarpiego, wydane w sześciu woluminach w Wenecji w latach 1677-1685, a także kilka wcześniejszych edycji tekstów tego autora, wśród których znalazła się także Historia delta Sacra Inquisi- zione (Serravalle 1638) - cenne źródło wiedzy dla przeciwników inkwizycji40. Z tego samego okresu pochodziło odnotowane w księgozbiorze kardynała Casanate odważ­ ne dzieło De repubblica ecclesiastica libri X, (Londini 1617-1620), autorstwa Marka Antonia De Dominisa ( f i623), w którym ów arcybiskup Spalato opowiedział się za Kościołem ludu bożego podporządkowanym władzy cywilnej. De Dominis nie ukrywał swych poglądów już wcześniej, bo w 1607 roku poparł Wenecję w sporze z Rzymem i protegował Paola Sarpiego, umożliwiając mu publikację dzieł antypa­ pieskich. Z rozkazu Urbana VIII został w końcu pojmany i oskarżony o herezję. Umarł podczas procesu, toteż na Campo di Fiori zostało spalone jedynie jego ciało z egzemplarzami heretyckiej książki. Srogi los spotkał również Pietra Giannone (1676-1748), zwanego ostatnim gi- bellinem, o którym przywódcy Republiki Partenopejskiej mówili w 1799 r., że ufor­ mował charakter narodowy neapolitańczyków. Do Biblioteki Casanatense trafiły trzy edycje jego Społecznej historii Królestwa Neapolu (Napoli 1723)41, potępionej przez Innocentego XIII już 1 lipca 1723 r. Giannone nie występował w swym dziele przeciw religii, ani nie napisał paszkwilu na inkwizycję. Jego winą było zachęcanie cesarza Austrii, panującego wówczas w południowych Włoszech, do rewindykacji przywilejów kościelnych oraz do odebrania klerowi olbrzymich dóbr ziemskich. Do takich wniosków doprowadziło Giannone skrupulatne opisanie relacji między Pań-

M Siedmiu tytułom poszczególnych dziel P. Sarpiego [w cyt. dziele Inquisizione e Indice nei secoli XVI- -XVIII, pozycje bibliograficzne nr 546-554] towarzyszą prace jego współpracowników: wybitnego praw­ nika z Neapolu Giovanniego Marsigli oraz Manfreiego Fulgenzia, który zdradził Sarpiego, uczestnicząc w procesie inkwizycji w 1609 roku. Por. Inquisizione e Indice... [pozycje bibliograficzne nr 535-537], s. 148-149.

41 P. Giannone, DeU'Isloria civile del regno di Napoli, Napoli 1723; idem, [tłum. franc.], La Haye 1743; idem, Opere postume. Palmyra [Ginevral 1755. Por. Inquisizione e Indice.... [poz. 519-521], s. 143-144. stwem Kościelnym i Królestwem Neapolu na podstawie tysięcy zebranych doku­ mentów, obejmujących okres od początków istnienia tych państw do roku 1709 r. Po wielu latach tułaczki dał się wciągnąć agentom papieskim w pułapkę zastawioną na niego na granicy sabaudzkiej. Uwięziony w cytadeli w Turynie bez wyroku sądowe­ go zmarł po dwunastu latach. Do podobnych wniosków co Giannone dochodzili francuscy i włoscy janseniści. Pragnęli oni odbudować wiarę chrześcijańską przez ograniczenie ziemskiej potęgi Kościoła. Powodowało to, że często się stawali sojusznikami gallikanizmu we Fran­ cji, a regalizmu we Włoszech. W bibliotece kard. Casanate znalazł się bogaty zbiór dokumentów kościelnych i liczne protokóły cenzury francuskiej na temat janseni­ zmu, datowane od ukazania się bulli papieskiej In eminenti z 6 marca 1643 roku, potępiającej książkę Comeliusa Janseniusa Augustyn, po bullę Unigenitus z 8 wrześ­ nia 1713 r., w której Klemensa XI potępił 101 tez jansenizmu przedstawionych przez P. Quesnela i innych reprezentantów klasztoru Port-Royal. Na liście dzieł za­ kazanych znalazły się tłumaczone przez nich księgi Biblii, polemiczne pisma Pas­ cala, religijne traktaty Antoine’a Amaulda oraz innych teologów i myślicieli z kla­ sztoru w Port-Royal, chcących ograniczyć znaczenie jezuitów i pozbawić Kościół zwierzchnictwa papieża. Ich poglądy miały charakter kompromisowy, ale i tak ta łagodna próba rozwiązania skomplikowanego problemu hegemonii papieskiej spo­ tkała się z wrogą reakcją. Obok prohibitów prawdziwą plagą wydawców była praktyka oczyszczania dzieł z niegodziwych fragmentów, prowadząca do ideowego i artystycznego wyjałowie­ nia literatury. Oczyszczanie utworów Petrarki, Boccaccia czy Erazma prowadziło do sytuacji żałosnych, a „poprawione” edycje powszechnie uważano za fałszywe. De- kameron wielokrotnie fałszowany przez Lodovica Dolce (edycje z 1541, 1546, 1552) i Girolama Ruscellego (1552, 1554, 1557) został na koniec brutalnie okale­ czony przez maniakalnego cenzora Lionarda Salvatiego pod dyktando księży inkwi­ zytorów (edycje z lat 1573, 1582, 1588). Księży występujących w nowelach Boc­ caccia zastąpili rzemieślnicy i nauczyciele, usunięte zostały wszystkie sceny ero­ tyczne i satyryczne motywy antyklerykalizmu, choć to im zawdzięczał utwór Boc­ caccia specyficzny urok. Według tych samych reguł puryfikacja spotkała także Dworzanina Baldassara Castiglione (Venezia, Bernardo Basa, 1584), „oczyszczone­ go” z błędów przez inkwizytora Antonia Ciccarellego, i wiele innych utworów42. Praktyka oczyszczania książek wymagała pomysłowości i była pracochłonna, a indeksy, zawierające instrukcje, jak należy publikować tego typu dzieła, powsta­ wały powoli i choć były potężne pod względem objętości, to zawierały stosunkowo małą liczbę wzorów książek poprawionych43. Inkwizycja rzymska w XVI wieku niechętnie odnosiła się do tego typu zabiegów, za to cenzura hiszpańska rozwinęła

42 U. Rozzo, L 'espurgazione dei tesli letterari nell ’Italia del secondo Cinquecento, [w:] La censura Ubra­ na..., s. 219. 42 Indicis librorum expurgandorum [...] Romae, Ex Typ. R. Cam. Apost., 1607, s. 742, [1], 8° [za:] Inqu- isizione e Indice..., s. 161. ją do „perfekcji”, przenosząc tę tradycję także za Pireneje. W przeznaczonym dla hiszpańskich Niderlandów pierwszym indeksie ksiąg oczyszczonych (Antwerpia 1571) znalazło się 207 dzieł 83 autorów, z których 102 uległy istotnym ingerencjom cenzorskim, zmieniającym sens książki44. Ofiarami zapobiegliwych cenzorów padali najwybitniejsi uczeni i pisarze rene­ sansu z Erazmem z Rotterdamu i z Michałem de Montaignem na czele. Obliczono, że z 52 włoskich edycji tekstów Erazma z Rotterdamu, jakie się ukazały w latach 1521-1557, 16 zachowało się zaledwie w jednym tylko egzemplarzu a trzy zniknęły bezpowrotnie45. Z ośmiu edycji Meditazioni evangeliche Erazma z Rotterdamu, ja­ kie ukazały się w latach 1545-1551, pięć zachowało się w jednym egzemplarzu, dwie w dwóch egzemplarzach, a jedna zupełnie zniknęła46. Rektorzy uniwersytetów i innych szkół, posłuszni wobec zarządzeń papieskich, usuwali ze zbiorów biblio­ tecznych książki zakazanych autorów, albo utajniali ich nazwiska, wydrapując je lub zamazując, albo niszcząc frontispizium. Często wyrywano z książki określone roz­ działy, a nawet pojedyncze strony, z których uczniowie mogliby mieć pożytek, pod­ czas gdy resztę rzucano do ognia. Tragiczny los książek dzielili ich autorzy. Żałosny finał miało życie papieskiego poddanego Ferranta Pallavicina - błyskotliwego autora wydawanych anonimowo libertyńskich paszkwili na inkwizycję i cenzurę kościelną, takich jak Corriere sva- riato (1641) czy Divorzio celeste (1643). Szczęście go opuściło, gdy 20 II 1676 r. Klemens X wydał dekret potępiający najbardziej ambitne jego dzieło, napisany w duchu epikureizmu traktat, pt. L ’Anima (Kolonia 1675). Stało się to sygnałem dla inkwizytorów do zorganizowania obławy na Pallavicina i choć wystraszywszy się stosu czmychnął z Włoch, to ściągnięty podstępnie do papieskiego Avinionu został oskarżony o herezję i stracony w chwilę po przedstawieniu mu zarzutów47. Na indeks trafiały także drobne utwory literackie, niekiedy wręcz drobiazgi niewarte zachodu. 14 kwietnia 1682 r. Święte Oficjum potępiło alegoryczny tekścik in 12° eksjezuity Gregoria Letiego (1630-1701) pt. L ’Inquisizione processata (Ko­ lonia 1681), w którym Chrystus na próżno wysłał na ziemię Sprawiedliwość, żeby uwolniła religię od Inkwizycji, gdyż uwięziona przez nią w Zamku św. Anioła po­ dzieliła los innych męczenników4*. Wśród dzieł ściganych przez inkwizytorów i zakazanych przez cenzurę kościel­ ną wiele było ksiąg astrologicznych, z zakresu magii i czarów, którym zarzucano, że prowadzą do herezji49. Niekiedy były to dzieła autorów o wyobraźni paranoicznej50.

44 J.M. De Bujanda, op. cit., s. 12. 45 S. Seidel Menchi, Se tle modi di censurare Erasmo, [w:] La censura Ubraria..., s. 184. 44 Ibidem. 47 L 'Indice de i libri Proibiti, [w:] Inquisizione e Indice..., S.[I43] s. 179; por. M. Infelise, op. cit., s. 83-84. 44 Ibidem, [poz. 529], s. 147. 47 Por. Bibliotheca magica delle opere a stampa della Bibliotheca Casanalense di Roma (sec. XV- -XVIII), Firenze, Olschki 1985. 50 Np. [359] Magistri Bernardi Basin, Caesaraugustanensis (...) De artibus magicis ac magorum malefl- cijs, [Paryż] 1485. L'Indice dei libri... Wzmiankowany już Miot na czarownice (Malleus maleficarum) Sprengera i Kramera (1486) - wznawiany wielokrotnie w ciągu następnych wieków podręcznik do ściga­ nia i torturowania czarownic, uczył obsesyjnej podejrzliwości wobec wszystkich ludzi. Ostatnie ćwierćwiecze XVI wieku i połowa XVII wieku to okres głośnych „polowań” na czarownice w całej Europie, ale w tym samym czasie tworzyły się także podstawy nowoczesnej nauki. Dla inkwizytorów ścigających herezje zarówno uczeni, jak i szarlatani, zajmujący się astrologia, wzbudzali niemalże taką samą podejrzliwość. Wśród doktorów Kościoła nigdy nie było zgodności poglądów na temat istnie­ nia czarownic, co powodowało, że na indeks trafiały zarówno dzieła autorów twier­ dzących, że istnieją i w cielesnej postaci zbierają się podczas sabatów na nocne uciechy51, jak i tych, którzy temu przeczyli52. Gdy znany adwokat Navarro [Martin de Azpilcueta], zwany „obrońcą heretyków”, odważył się napisać, że „grzechem śmiertelnym jest wierzyć, jakoby czarownice mogły przybierać ludzką postać”, wkrótce sam został oskarżony o szerzenie herezji53. W połowie XVI wieku definicja wrogów wiary katolickiej została rozszerzona. Na liście prohibitów Pawła IV w 1559 roku oprócz dzieł protestanckich, okulty­ stycznych i astrologicznych, znalazły się także dzieła naukowe. W 1546 roku na czwartej sesji soboru trydenckiego przyjęto doktrynę, że Biblia jest jedynym źró­ dłem wiedzy. Wynikało z niej, że metody badań naukowych oraz ich wyniki także muszą być zatwierdzane przez Kościół i nie umniejszały tego faktu toczące się rów­ nolegle krytyczne dyskusje na temat filologicznych wartości Wulgaty. Już na przełomie XV і XVI wieku wyobrażenia o świecie uległy gwałtownej zmianie pod wpływem odkryć geograficznych, które dowodziły np., że istnieje znacznie więcej narodów niż jest o nich mowa w Starym Testamencie. Skutki do­ gmatycznego naginania wiedzy do biblijnych wyobrażeń świata okazały się fatalne dla nauki. Jej nieszczęściem był niski poziom umysłowy bez mała wszystkich inkwi­ zytorów. Na rewolucyjne skutki przewrotu kopemikańskiego Kongregacja Indeksu zareagowała bardzo późno, dopiero pod wpływem publicznej dyskusji na ten temat. De revolutionibus orbium celestium (1543) Mikołaja Kopernika umieszczone zo­ stało wśród prohibitów 5 marca 1616 roku, niedługo po ukazaniu się apologetycz- nego listu Paola Antonia Foscaririiego54. Ów neapolitański karmelita zwrócił uwa­ gę inkwizytorów na skutki światopoglądowe teorii Kopernika, podważającej sta­ tyczny i hierarchiczny obraz kosmosu, co uzmysłowiło im zagrożenie dla wiarygod­ ności Biblii.

51 Np. [361] Bemardi Commensis, Ordinis Praedicatorum Tractatus de strigibus (...) Roma 1584. 51 Np. [poz. 365] prawnik hiszpański z pol. XVI w. Martin de Arles y Andosilla, Tractatus de superstitio- nibus (Venetijs 1584). 53 [358] M. de Azpilcueta, Manuale dei con/essori (...), Venezia 1572. 54 Dzieło Mikołaja Kopernika usunięte zostało dopiero w 1835 r. z polecenia papieża Grzegorza XVI, któremu Kościół katolicki zawdzięcza dogmat o nieomylności papieży. W XVII wieku tworzone były podstawy dla mającej nadejść wymiany para­ dygmatów naukowych. Powodowało to długie dyskusje publiczne i spory intelektu­ alne, którym inkwizytorzy przysłuchiwali się z ukrycia, a interweniowali, gdy argu­ menty antagonistów stawały się wystarczająco klarowne. Nie świadczyło to o ich wysokim poziomie intelektualnym. Przyjęte dogmaty i uprzedzenia religijne spowo­ dowały we Włoszech głęboki kryzys kwitnącej do niedawna myśli naukowej. Prze­ śladowaniami zostali złamani sławni filozofowie natury Bernardino Telesio, Gior­ dano Bruno, Galileo Galilei, którego proces komentowano z uwagą w całej Europie. Inkwizycja blokowała rozwój nauki, nie pozwalała na prowadzenie badań eks­ perymentalnych i anatomicznych, co - na przykład - hamowało rozwój wiedzy me­ dycznej, ale również wymusiła dyscyplinę myślenia, na co można by przedstawić wiele dowodów, także z dziejów medycyny, która w XVI i w XVII wieku uległa głębokim przemianom i porzuciła dawne, magiczne wyobrażenia o przyczynach chorób55. Pierwotnym źródłem nauki było myślenie magiczne. Inkwizycja znisz­ czyła to źródło, przez co zachęciła uczonych do szukania racjonalnych odpowiedzi na zagadki natury.

Krytyka inkwizycji i cenzury kościelnej

Wśród tzw. prohibitów tylko część dotyczyła dzieł o tematyce sprzecznej z dok­ tryną chrześcijańską. Kongregacja Indeksu ścigała natomiast wszystkie książki de­ maskujące działalność inkwizycji i potępiające papieską cenzurę. Na przykład w 1514 r. inkwizytor Kolonii, dominikanin Hoogstraten publicznie spalił książkę Speculum oculare niemieckiego humanisty Reuchlina (1435-1522), bo ten prote­ stował w niej przeciwko pomawianiu go przez dominikanów o przyjmowanie pie­ niędzy od prześladowanych Żydów w zamian za opiekę podczas ich pogromu. Ostatecznie Reuchlin zdołał oczyścić się z zarzutów w 1520 roku, ale na Index ksiąg zakazanych Pawła IV trafiły Acta judiciorum inter F. Jacobum Hochstraten Inqui- sitorem Coloniensium & Johannem Reuchlin L.L, anonimowo wydrukowane w 1518 roku i ujawniające nadużycia władzy kolońskiej inkwizycji. Niezwykle rzadko ukazywały się relacje na temat działalności delegatur Święte­ go Oficjum, gdyż inkwizycja trzymała w głębokiej tajemnicy swoje dokumenty. W 1595 roku, gdy senat Wenecji ogłosił, że nie podporządkuje się Świętemu Ofi­ cjum, ani nie pozwoli na stosowanie kościelnej cenzury, Tommaso Trivisano, w porozumieniu z arcybiskupem Wenecji wydał w oficynie Bemardina Bassa bro­ szurę pt. Decisionum causarum ciuilium, criminalium, et haereticalium; był to ,je-

!S Np. Giovanni Lorenzo d’Anania (ur. w 1545 r.), autor m.in. kosmografii pt. L'universale Fabria del Mondo (1582) z interesującym opisem Polski, wydal także bałamutne dzieło w czterech księgach pt. De natura daemomorum (Venetijs 1570), w którym utrzymywał, że świat wypełniają demony ziemi i powie­ trza i od nich pochodzą choroby, dręczące człowieka, na które jedynym lekarstwem są relikwie świętych - panaceum na każdą dolegliwość. Por. Inquisizione e Indice..., s. 104. dyny odnotowany przypadek” w środowisku kościelnym opublikowania wyroków inkwizycji bez uzyskania wcześniejszej zgody56. Przypadki niestosowania się do tej reguły zawsze powodowały negatywne skutki. Na listę prohibitów trafił piąty numer „Merkuriusza Francuskiego” [Mercure François] z 1619 r., w którym ukazała się dokładna relacja Un Atheiste italien brusie vif a Tholose z egzekucji skazanego za ateizm, philosophe et grandement docte, Giulia Cesara Vaniniego (1585-1619), zwłaszcza że autor teksu zacytował w nim bluźniercze słowa, wypowiedziane przez skazańca przed wyrwaniem mu języka. Inkwizycja rzymska tępiła autorów usiłujących podważyć jej autorytet, ale po Europie krążyło coraz więcej „złośliwych” dzieł na jej temat, wydawanych zwłasz­ cza poza jej zasięgiem w krajach protestanckich lub anonimowo i z fałszywym frontispizium w niektórych krajach katolickich. Na indeksie znalazła się książka Heinricha Comeliusa Agrippy De incertitudine et vanitate scientiarum (1537) z po­ wodu rozdziału XCVI pt. De arte inquisitorum, w którym napisał, że inkwizytorzy podczas procesów o czary „in rusticas mulierculas crudelissime saeviunt”57. Na przełomie XVII i XVIII wieku autorem znienawidzonym przez cenzorów kościelnych był Pierre Bayle (1647-1706), oskarżany o pyrronizm i szerzenie ate- izmu prekursor oświecenia. Początkowo jednak, jeszcze jako konwertyta i katolik kierujący się ideałami ewangelicznymi, wystąpił w Commentaire philosophique sur ces parole Jesus - Christ (1686) przeciw bezbożnym metodom inkwizycji. Po dzie­ sięciu latach, już jako protestant, poruszył raz jeszcze ten temat w sławnym Słowni­ ku krytycznym i historycznym (Dictionnaire historique et critique, Rotterdam 1697), co spowodowało umieszczenie ich na indeksie 2 IX 1714 roku. Inkwizycji naraził się także ks. Ludovico Antonio Muratori (1672-1750) z Par­ my, najwybitniejszy erudyta włoski w okresie wczesnego oświecenia, bo w tomie piątym Antiquitates Italicae (Mediolani 1738-1742) opisał jej okrucieństwa w XIV wieku. Inkwizycja zagroziła procesem księdzu Antonio Genovesiemu (1712-1769) z Neapolu, zwanemu ojcem włoskiego oświecenia. W 1741 r. został zaatakowany z powodu rzekomego upowszechniania deizmu i antytrynitaryzmu. Na szczęście Karol Burbon przystąpił w tym czasie do likwidowania inkwizycji w Królestwie Neapolu. Przez krótki okres, pod koniec pontyfikatu Klemensa XI (1700-1721) zwanego „pogromcą jansenistów”, poczęły się pojawiać w Rzymie z cenzorską pieczęcią im­ primatur tzw. relazioni bądź sentenze, tj. zeznania i wyroki w procesach przeciwko ateistom skazanym przez inkwizycję na śmierć lub na dożywotnie więzienie58. Miały być przestrogą, ale materiał wielu z nich świadczył przeciwko inkwizycji, gdyż dowodził skandalicznych nadużyć władzy, wymuszania zeznań wymyślnymi torturami i lekceważenia sprawiedliwości.

54 A. Prosperi, Tribunati delta coscienza, Torino 1996. s. 102. ” Inquisizione e Indice..., s. 139. ** Por. Relazioni nr 346-348, [w:] Inquisizione e Indice..., s. 99. Stosowanie tortur podczas śledztwa od dawna wywoływało gwałtowne protesty nie tylko samych poszkodowanych, jak np. Johanna de Greve’a, autora traktatu pt. Tribunal reformatom (Hamburg 1624), w którym wzywał do zreformowania wię­ ziennictwa, albo Gabriela Dellona, więźnia portugalskiej inkwizycji w Indiach za­ chodnich, pt Relation de l ’Inquisition de Goa (Paris 1687)59 6061, ale także znanych i szanowanych ludzi pióra, jak profesor Sorbony, Louis-Ellies Duplin, autor wielo­ krotnie wydawanych od 1717 r. Mémoires historiques pour servir à l ’histoire des inquisition (na indeksie od 1738 r.), czy też ojciec nowoczesnego sądownictwa, Charles de Secondât, zwany baronem de Montesquieu (1689-1755), dla których wymuszone zeznania były bez wartości, a istnienie trybunału inkwizycji, jak twier­ dził autor D e’ Vesprit des loix (Rozdz. XXVI, § 11), było hańbą sądownictwa40. Protestancki profesor prawa Christian Thomasius w traktacie pt. Disertatio juridica inauguralis de origine processus inquisitorij quam ... sub moderamine (Halae Mag- deburgicae 1711) łączył stosowanie tortur z błędną formułą prawniczą, na której inkwizycja opierała swoje działania. Uważał, że „badanie” (łac. inquisitio) należy zastąpić „oskarżaniem” na podstawie istniejących dowodów winy, a nie na podsta­ wie insynuacji41. Potępienie barbarzyńskich metod torturowania podsądnych po­ zbawiłoby inkwizycję instrumentu władzy, dlatego Kongregacja Świętego Oficjum i Kongregacja Indeksu umieszczały na liście prohibitów wszystkie książki krytyku­ jące aktualny stan rzeczy. Od 1738 r. zaczęto jednak wprowadzać w Europie ustawy abolicyjne, co stawiało w szczególnie trudnej sytuacji sądownictwo Państwa Ko­ ścielnego42. Jeszcze bardziej ujawnił się anachronizm metod inkwizycji, gdy Cesare Beccaria (1738-1794) ogłosił traktat pt. Dei delitti e delle pene (Livorno 1764), w którym zażądał poszanowania godności ludzkiej, zaprzestania prześladowań za poglądy, stworzenia skazańcom ludzkich warunków do odbywania kary. Dzieło Beccarii spotkało się z żywym poparciem wszystkich postępowych przedstawicieli epoki, takich jak Voltaire, Denis Diderot, Johann Wolfgang Goethe, Gaetano Filan- gieri, a także wielu książąt i monarchów świeconych. Wśród tych, którzy pozostali obojętni na wezwania Beccarii znaleźli się jednak hierarchowie Kościoła katolickie­ go, chociaż życie ludzkie i miłość bliźniego powinny być im szczególnie drogie

59 W 1670 r. biskup Bejrutu potępił praktyki komisarza inkwizycji portugalskiej w państwie Goa. Inkwi­ zytor Goa, Lodovico Fragoso, ekskomunikował biskupa, a ten odwołał się do Klemensa X, który 11 IX 1671 r. unieważnił ekskomunikę, a 10 XI 1673 r. zakazał inkwizytorom kontrolowania misjonarzy na Dalekim Wschodzie. W następstwie tej decyzji misjonarze, głównie jezuici, mogli bez przeszkód wpro­ wadzać do liturgii chrześcijańskiej elementy lokalnych religii, co w sto lat później było koronnym argu­ mentem w ich procesie kasacyjnym. 60 W podrozdziale II dibattito dulla tortura autorzy opracowania umieścili 74 tytuły dzieł 64 autorów, wypowiadających się przeciwko stosowaniu tortur. Inquisizione e Indice.., s. 120-137. 61 Por. Inquisizione e Indice..., [556] s. 152. “ Pierwszy wprowadził zakaz tortur Karol Burbon w Neapolu w 1738 r., po nim Fryderyk Wielki w r. 1740, Maria Teresa w 1776 r., Józef II w Lombardii w 1784 r. We Francji tortury zniesiono dopiero w 1789 r., a w Rzymie - po detronizacji Piusa VI. z racji zasad ewangelicznych; co więcej, Klemens XIII kazał umieścić dzieło Becca- rii na liście prohibitów63. Znacznie więcej o funkcjonowaniu inkwizycji wiedzieli wykształceni czytelnicy w krajach protestanckich niż w krajach rządzonych przez katolików. Druki na temat inkwizycji przemycano do Państwa Kościelnego głównie z Anglii, Szwajcarii lub z Prus, zwłaszcza gdy dotyczyły procesów tak sławnych postaci, jak Galileo Galilei czy Giordano Bruno. W kolekcji kard. Casanate znalazło się kilka rzadkich opraco­ wań na temat historii inkwizycji, napisanych przez wrogów papiestwa. Była wśród nich pierwsza historia inkwizycji Actione et monimenta martyrum qui a Wicleffo et Husso adnostram hanc aetatem (Geneuae 1560) Jeana Crespina, znanego wydawcy dzieł Kalwina, Apologia (Francoforti ad Moenum 1556) Justusa Velsiusa, prześla­ dowanego przez inkwizycję profesora medycyny i filozofii z Louvain, Historia Inquisitionis (Amstelodami 1692) protestanckiego teologa z Amsterdamu, Philippa von Limbortcha (1633-1712), Fasciculus rerum expetendarum teologa protestanc­ kiego Ortwina Gratiusa ( f i542), wydany w Londynie w 1690 r. w dwóch wolumi­ nach. Autor dowodził w nich, że Reformacja była naturalnym następstwem licznych nadużyć popełnianych przez dostojników kościelnych. W zbiorach Biblioteki znalazły się także dzieła niekatolickich autorów wydane w późniejszych czasach, tj. po śmierci fundatora Biblioteki, prawdopodobnie po­ chodzące ze zbiorów darczyńców, a wśród nich szereg zakazanych przez Kościół dzieł historycznych, kompromitujące relacje na temat inkwizycji, pamiętniki i dzieła filozoficzne, traktaty prawnicze i teologiczne, np.: broszura pt. Epistoła ad Conra- dum Rittershusium Kaspara Schoppa - naocznego świadka egzekucji Giordana Bruna, opublikowana w Jenie w 1707 r. przez bibliotekarza weimarskiego Struve’a; Marty­ rologium eorum (Altonaviae 1743), Michaela Geddesa (1640-1710), tj. wspomnienia anglikańskiego pastora przetrzymywanego przez inkwizycję w Portugalii; Histoire des Inquisitions où l ’on rapporte l ’origine & le progres de ces tribunaux (Kolonia [Paryż] 1759) jansenisty Claude’a Pierre’a Goujeta (1687-1767); naukowe dzieło Jus ecclesiam protestantium (Halae Magdeburgicae, 1738-1747) protestanckiego profesora teologii i prawa Justa Henninga Boehmera (1674-1749), opisującego metody działania inkwizycji w wielu krajach Europy. Do zbiorów Biblioteki Casanatense trafiły także Traité sur la tolerance (Neuchâtel 1764) oraz Nouveaux mélanges philosophiques (Geneve 1765-1774) Voltaire’a - czołowego wroga inkwizycji w XVIII wieku.

a Dzieło G. Beccarii [430-431] znalazło się na Indeksie ksiąg zakazanych 3 II 1766 r., ale wkrótce uka­ zały się w Livorno kolejne jego edycje (pozornie w Londynie). Do wydania z 1774 r. został dołączony Komentarz Voltaire’a [ibidem, ss. 109-163], w którym obsypał Beccarię pochwałami, dziękując mu także za to, że w pierwszym rozdziale swej pracy przypomniał tragiczne dzieje Calasów i Sirvenów, opisane w Traktacie o tolerancji. Postępująca marginalizacja znaczenia inkwizycji i cenzury papieskiej

Cenzura podporządkowana inkwizycji stała się zmorą pisarzy, uczonych, na­ uczycieli i jakże wielu duchownych. Kongregacja Indeksu, szukająca dla siebie uza­ sadnienia, generowała coraz to nowe listy ksiąg zakazanych. O ile Index ogłoszony przez Klemensa VIII w 1596 roku zawierał około 2,1 tys. haseł, to wydany z pole­ cenia Klemensa XI w 1711 roku wymieniał ich aż 11 tys. z tendencją wzrostu wyż­ szą niż zwyżka produkcji wydawniczej64. Praktykowany system cenzury kościelnej blokował rozwój umysłowy i kulturalny, zachęcał do nadużyć, ale także był kryty­ kowany z powodu nieskuteczności. Zakazane książki były przemycane z krajów protestanckich lub drukowane w nielegalnych drukarniach z fałszywym fronlispi- zium. Osoby religijne i godne zaufania mogły się zwracać do Świętego Oficjum o zgodę na korzystanie z książek zakazanych - początkowo na okres nie dłuższy niż trzy lata, potem bez ograniczeń. W praktyce, zezwolenia takie dostawał każdy, kto dysponował odpowiednim poparciem. Co jakiś czas, gdy liczba dopuszczonych prze­ kraczała umowną granicę, papieże ogłaszali super reuocatione licentiarum, np. Pius IV, dekretem z 24 III 1564 r., czy Grzegorz XV, dekretem z 20 XII 1622 r., po czym amatorzy legalnego czytania prohibitów na nowo pisali prośby do inkwizytorów, za­ biegali o poparcie biskupów, a przy okazji wnosili sowite datki na „cele religijne”. Jak widać, system cenzury prewencyjnej był mało skuteczny. Co więcej, wzbu­ dzał niezdrowe zainteresowanie księgami zakazanymi, które stawały się celem ko­ lekcjonerów. W połowie XVII wieku ze względu na olbrzymią liczbę prohibitów zaczęto ogłaszać w jednej grupie alfabetycznej autorów, tytuły dzieł anonimowych oraz nazwiska drukarzy. Indeksy tego typu przypominały katalogi wydawnicze tar­ gów książki w Lipsku i często tak właśnie były traktowane, jako informatory naj­ wartościowszych dzieł godnych przeczytania. Wykorzystał to przekonanie w 1627 roku bibliotekarz oxfordzki Thomas James i wydał Index generalis librorum prohi- bitorum a pontficis, polecając tę książkę jako przewodnik dzieł rekomendowanych. W identyczny sposób zareagował Paolo Sarpi, gdy ambasador Francji, Philippe Ca- naye de Fresne, zapytał go, według jakich kryteriów powinna być skompletowana biblioteka „curiosa”. Miał wówczas odpowiedzieć, że powinna się składać wyłącz­ nie z „prohibitów”65. Nie inaczej traktowano indeksy dzieł „oczyszczonych”. Były one skierowane do wydawców i zawierały szczegółowe instrukcje na temat określonych fragmentów tekstu przeznaczonych do usunięcia bądź zastąpienia. Dla wielu tego typu indeksy były cennymi przewodnikami po literaturze; zamiast przedzierać się przez opasłe tomy zapisane drobnym drukiem, czytali tylko fragmenty ocenzurowane. W kilkadziesiąt lat po śmierci kard. Casanate rozpoczął się powolny proces rozmontowywania inkwizycji rzymskiej, co w konsekwencji spowodowało złago­ dzenie cenzury. Częściowo przyczynił się do tego Prospera Lambertini, Benedykt XIV (1740-1758), zwany „przyjacielem filozofów”, gdyż zredukował liczbę inkwi-

44 M. Infelise, op. cit., s. 72. 45 Ibidem, s. 85. zytorów i ograniczył ich przywileje. Papież Lambertini zredukował ponadto liczbę ksiąg zakazanych i cofnął zakaz czytania Biblii w języku włoskim, obowiązujący od dwustu lat wszystkich mężczyzn nie znających łaciny oraz wszystkie kobiety bez względu na ich wykształcenie. Inkwizycja rzymska w drugiej poł. XVIII wieku, choć pozbawiona od dawna żarliwości ideowej, ciągle pozostawała jednak aktywna, podobnie jak Kongregacja Indeksu, zwalczająca książki wolnomyślicieli i republi­ kanów. Jej ciągle utrzymujące się znaczenie ilustrują relacje więźniów, Giovanniego Casanovy, aresztowanego za posiadanie jakichś rozpraw z dziedziny magii66, albo Józefa Balsamo, zwanego Cagliostrem, ekscentrycznego do granic błazenady, a jed­ nak prześladowanego z okrutną zajadłością67. Państwo Kościelne w końcu XVIII wieku wyglądało jak skamielina z zamierz­ chłej epoki. Poza bezwolną Wenecją, nazywaną w tym czasie „Gospodą Europy”, szukającą poparcia dyplomacji papieskiej w granicznych sporach z Austrią, i równie anachronicznym Królestwem Sardynii, wszystkie inne państwa włoskie brały za wzór rozwinięte monarchie oświecone, spośród których Anglia zlikwidowała cenzu­ rę 18 kwietnia 1695 roku, Prusy w połowie XVIII wieku, Szwecja w 1764 r., Dania w 1770 r., a nawet Austria w pierwszym roku panowania Józefa II. W tym czasie rozsypywało się również państwo inkwizycyjne za Pirenejami, niszczone w kon­ frontacji z regalistyczną polityką Karola III Burbona, króla Hiszpanii w latach 1759-1788, i z dyktatorskimi rządami markiza Pombala w Portugalii. Nieznaczne zmiany w funkcjonowaniu cenzury papieskiej przyniosła dopiero likwidacja zakonu jezuitów, poprzedzona serią publikacji ujawniających rzekome zbrodnie jezuitów, wśród których największą było praktykowanie tzw. „rytów chińskich”, tj. wprowa­ dzanie do liturgii chrześcijańskiej obcych elementów kulturowych (dzisiaj powie­ dzielibyśmy, że była w tym zapowiedź nadejścia religii postmodernistycznej). Dla ludzi wykształconych było jednak jasne, że i tym razem cenzura kościelna manipu­ luje opinią publiczną. W 1751 r. minister Pombal faktycznie sprawujący władzę za ułomnego króla Józefa I (1750-1777) podporządkował sobie inkwizycję w Portugalii i wykorzystał ją do zniszczenia innego wroga władzy świeckiej, jakim byli jezuici. W 1761 r. do­ szło do jednego z największych skandali XVIII wieku. 20 września tego roku inkwi­ zycja skazała na stos osiemdziesięcioletniego jezuitę Gabriela Malagridę pod zarzu­ tem herezji i usiłowania zabójstwa króla Portugalii. W dwa miesiące później paryski adwokat Pierre Olivier Pineault opublikował broszurę Arret des inquisiteurs, w któ­ rej ujawnił prawdziwe mechanizmy spisku, okazało się bowiem, że inkwizytorzy spreparowali proces i torturami zmusili niewinnego człowieka do fałszywych ze­ znań6*. Tragiczna historia ojca Malagridy wywołała oburzenie wśród iluministów,

“ „Moi czytelnicy zechcą mi chyba łaskawie dać wiarę, że ja sam w najmniejszym stopniu nie wierzyłem owym tajemnym księgom. Miałem je jednak i bawiłem się nimi, jak bawimy się tysięcznymi głupstwa­ mi”. G.G. Casanova, Pamiętniki, tłum. i wybrał T. Evert, Warszawa 1972,1.1, s. 177. 67 Decretum [dekret Inkwizycji skazującej hrabiego Cagliostro i jego dzieło, rękopis, zatytułowany Maçonerie égyptienne], Romae, ex typographia Reverendae Camerae Apostołicae, 1791, za: Inquisizione e Indice..., s. 91. 61 P.O. Pineault utrzymywał, że przetłumaczył tę broszurę z oryginału (Lizbona, drukarnia Antoine Rod- riguesa Galharda, 1761), Por. Inquisizione e Indice..., s. 93. w tym także Woltera, mimo że nigdy nie krył wrogości do jezuitów. Skandaliczny wyrok stał się jednak publicznym sekretem, bo zarzuty postawione jezuitom były wygodnym pretekstem do likwidacji ich zakonu, co było korzystne także dla wielu przedstawicieli Kościoła. Póki religia była politycznym spoiwem systemu feudalnego, zbieżność dążeń władzy państwowej i kościelnej była uzasadniona, a miejsce inkwizycji niekwestio­ nowane. Taki porządek ustanowiony przez Konstantyna Wielkiego i Teodozjusza Wielkiego przetrwał aż do końca XVIII wieku niezależnie od różnic wyznaniowych, gdyż odpowiedniki inkwizycji istniały także w państwach protestanckich, a zwłasz­ cza w Szwajcarii. Ze zmierzchem feudalizmu powiązania władzy świeckiej z władzą kościelną stawały się coraz bardziej krępujące obie strony. Inkwizycja zakazana we Francji od 1772 roku, w Hiszpanii zawieszona od 1781 roku, uległa ostatecznej likwidacji dopiero w 1834 roku, gdy w różnych miastach Państwa Kościelnego wybu­ chały rozruchy rewolucyjne i zewsząd dobiegały głosy, że politycznej władzy papieży nie można pogodzić z Pismem Świętym. Z biegiem czasu także i Kościół potępił działalność Świętego Oficjum, jako niezgodną z duchem chrześcijaństwa69. Z tego samego powodu w 1966 roku zlikwidowany został także indeks ksiąg zakazanych. Zasygnalizowane powyżej problemy kulturowe funkcjonowania inkwizycji oraz cenzury kościelnej nie dają się zamknąć w opisach i w naukowych definicjach. „Człowiek chce rozumieć, a nie posiadać tylko wiedzę służącą wyjaśnianiu” - przy­ pomina Elisabeth Eisenstein70. Aby zrozumieć kulturowy sens książki palonej lub ocenzurowanej przez inkwizytorów, trzeba by dotrzeć do historycznego i ahisto- rycznego rdzenia jej idei, aby potem szukać wyjaśnienia interesujących nas zjawisk. Materiał bibliograficzno-dokumentacyjny zawarty w omówionym dziele Inąuisizio- ne e Indice nei secoli XVl-XVlll jest znakomitą okazją do takich rozważań.

The Sin of the Forbidden Book (Ecclesiastical Censorship on the Basis of the , Collection of Casanatense Library)

Abstract

Dramatic events during the 16th and 18th centuries were responsible for the destruction of part of the Vatican Archives including the documents on the Inquisition and ecclesiastical censorship. Thus, it is worth drawing attention to the manuscript and unique print collection of Casanatense Library whose catalogue is considered a bibliographical guide, especially that

“ Do końca XII w. papieże i święci teologowie, w tym także św. Bernard, nie pozwalali przymuszać do wiary chrześcijańskiej, tak więc „Kościół dzisiejszy uroczyście powrócił do tej koncepcji”, Por. Diziona- rio del catolicesimo net mondo moderno..., s. 358. 70 E. Eisenstein, The Prinling Press as an Agent o f Change. Communications and Cultural Transforma- tion in Early-Modern Europę, Cambridge 1979, s. 37. it contains almost all titles from the monographic bibliography of Inquisition prepared by Emil van der V ekene. The author presents the stages of compiling that manuscript and print collection and di­ scusses its contents. In the second part of the work, he makes an attempt at explaining the reasons for putting books in Index, groups them thematically and traces various cultural effects of papal censorship and increasing criticism of that institution, which was especially strong at the end o f the 18 th century. l

1. Strona tytułow a Erazm a z Rotterdam u De civilitaíe morumpuerilium (M iláno, A ntonio da Castiglione, 1539), ze zbiorów Biblioteki Estense [sygn. A X B 36] w M odenie, Z fmtispizium z n i k n ę ł o i m i ę i n a ­ zw isko oraz tytuł dzieła 2. Strona tytułowa Erazma z Rotterdamu De duplici copia verborum ac rerum, commentarii duo (Lugduni, apud Sebastanum Gryphium , 1540), ze zbiorów Biblioteki O ratoriana dei G irolam ini, [sygn. C 137] w N eapolu). Po usunięciu kilku liter im ię Erazm a zostało całkowicie zniekształcone 3 . Dekretům inkwizycji z 9 IX 1762 r. potępiające książkę Jana Jakuba Rousseau pt. Emile, ou de l'Education. Ze zbiorów Biblioteki Casanatense [sygn. Per est. 18/63/207] 4 . Index Librorii Prohibitorii papieża Benedykta XIV (Ex Typographia Reverendae Cam erae Apostolicae 1758) ze zbiorów Biblioteki Casanatense [sygn. P.II.72] Frontispizium wypełnia całostronicowa ilustracja do słów: „W ielu z tych, którzy przyjęli wiarę, przychodziło, by wyznać i ujawnić swe

uczynki. Także wielu z tych, którzy zajmowali się wróżbiarstwem, przynosiło książki i paliło je na oczach wszystkich” (AP, 19.18-19) Pismo święte Starego i Nowego Testamentu, Księgarnia św. W ojciecha, Poznań 1975 5. Strona tytułowa Sacro Arsenale ouero Prattica dell’offlcio della Santa Inquisizione, popularnego we W łoszech podręcznika inkwizycji, którego autor, Eliseo M asini, był inkwizytorem w Genui w latach

1609-1627. W zbiorach Biblioteki Casanatense [sygn. E.VI.50] 6. Strona tytułow a antypapieskiego dzieła De republica ecclesiastica (cz. I-III: Londini, apud Io Billum , 1617). Jego autorem był arcybiskup M arco Antonio De Dominis, wkrótce po ukazaniu się dzieła skazany na dożyw otnie więzienie w Zam ku Anioła. W zbiorach Biblioteki Casanatense [sygn. II.1X 4 0 - 4 2 ]

Annales Academiae Paedagogicae Cracoviensis Folia 17 Studia Historica II (2003)

Piotr Borek 0 Ustach Bohdana Chmielnickiego*

Korespondencję Bohdana Chmielnickiego analizowano do tej pory okazjonal­ nie, przede wszystkim jako źródło historyczne1. Badacze dziejów dawnej Rzeczypo­ spolitej wykorzystywali listy hetmana wojska zaporoskiego dla rekonstrukcji dzia­ łalności Kozaczyzny oraz biografii Chmielnickiego2. Z tego punktu widzenia przy-

‘ Wcześniejsza redakcja studium ukazała się w pracy: P. Borek, Szlakami dawnej Ukrainy. Studia staro­ polskie, Kraków 2002. 1 Zob. M. Czermińska, Pomiędzy listem a powieścią, „Teksty” 1975, z. 4, s. 28. Odwołania do korespon­ dencji znajdujemy w różnorodnych pracach historycznych dotyczących XVII stulecia. Należy stwierdzić, iż do dziś epistolografia staropolska (i nie tylko) w większym zakresie i pełniej wykorzystywana była przez historyków niż łiteraturoznawców. W obrębie zainteresowań tych ostatnich znalaziy się głównie listy miłosne, poetyckie i dedykacyjne. Ważniejsze z prac to: W. Bruchnałski, Polskie listy miłosne. Ustęp z historyi kultury polskiej, Lwów 1907; Listy miłosne sławnych ludzi, oprać. B. Merwin, Lwów-Poznań 1922; R. Ganszyniec, Polskie listy miłosne dawnych czasów, Kraków 1925; Listy miłosne dawnych Pola­ ków, wybór, wstęp i komentarz M. Misiomy, Kraków 1971; A. Sajkowski, Staropolska miłość. Z daw­ nych listów i pamiętników, Poznań 1981; A. Czekajewska, O listach dedykacyjnych w polskiej książce XVI wieku, „Roczniki Biblioteczne” 1962, z. 1-2, s. 21-55; eadem, Kultura umysłowa Polski XVI wieku ii' świetle listów dedykacyjnych, „Studia i Materiały z Dziejów Nauki Polskiej, Seria A” 1965, z. 7, s. 47- -109; R. Ocieczek, O listach dedykacyjnych literatów polskich XVII wieku. (Wprowadzenie do badań), „Ruch Literacki” 1977, nr 6, s. 447-459; eadem, śpiewałbym głośniej, gdybyś nie był bratem”. O rodzinnych listach dedykacyjnych z wieku XVII, „Pamiętnik Literacki” 1979, z. 1, s. 129-150; eadem, Slaworodne wizerunki. O wierszowanych Ustach dedykacyjnych z XVII wieku, Katowice 1982; B. Tomczak, Listy poetyckie Jana Andrzeja Morsztyna, [w:] O literackiej ramie wydawniczej w książkach dawnych, red. R. Ocieczek, Katowice 1990, s. 121-139. Dokładną bibliografię zob. w przywołanych tekstach oraz po­ nadto: Listowne Polaków rozmowy. List lacińskojęzyczny jako dokument polskiej kultury XVI i XVII w., pod red. J. Axera i J. Mańkowskiego, Warszawa 1992; M. Wichowa, List jako forma wypowiedzi w hu­ manistycznych traktatach pedagogicznych powsta/lych na gruncie polskim, „Napis" 1994, L l,s . 11-26. 1 Por. np. F. Rawita-Gawroński, Bohdan Chmielnicki, t. 2, Lwów 1909; idem, Kozaczyzna ukrainna w Rzeczypospolitej Polskiej do końca XVIII-go wieku. Zarys polityczno-historyczny, Warszawa-Kraków- [1922]; I. Krypjakewycz, Bohdan Chmielnyćkyj, Kijów 1954; J. Kaczmarczyk, Bohdan Chmiel­ nicki, Wroclaw-Warszawa-Kraków 1988; W.A. Serczyk, Na dalekiej Ukrainie, dzieje Kozaczyzny do 1648 roku, Kraków 1984; idem. Na płonącej Ukrainie. Dzieje Kozaczyzny 1648-1651, Warszawa 1998. datnymi okazywały się pojedyncze epistoły przywódcy Zaporożców, w których bezpośrednio nawiązywał on do wypadków zaistniałych na Ukrainie w połowie XVII stulecia. Można zatem stwierdzić, że zbiór epistolograficzny traktowany był jako dokument minionej epoki. W niniejszym studium postaram się spojrzeć na listy Chmielnickiego z nieco odmiennej perspektywy, wykorzystując przy tym całość odnalezionej spuścizny hetmana. Do dzisiaj zachowało się blisko pięćset epistoł Bohdana Zenobiusza z lat 1648-1657. W wieku XIX zostały one w większości przedrukowane przez polskich i ukraińskich historyków3 *, w XX zaś w całości opublikowane w zbiorze Dokumenty Bohdana Chmielnyćkoho*. Wydanie to stało się materiałową podstawą dla moich rozważań. Korespondencję hetmana potraktuję jako przejaw mentalności człowieka XVII stulecia5. Postaram się ukazać między innymi zasięg jego kontaktów, stosunek do Boga, religii, szeroko rozumianej władzy w Rzeczypospolitej Obojga Narodów, szlachty i kozackiej braci. W związku z tym wypadnie przywołać poglądy politycz­ no-społeczne Chmielnickiego, co stanowi jeden ze składników dawnej mentalności. Ponadto wódz interesować mnie będzie jako epistolograf6. Perspektywa ta, do tej pory w badaniach zupełnie pomijana, pozwoli ocenić zbiór od strony warsztatowej, formalnej, a nie wyłącznie ideologicznej. Zbadanie związków epistolografii Chmiel­ nickiego z XVII-wieczną ars epistolandi ma, jak się okazuje, głębokie uzasadnienie. Hetman zaporoski, edukowany w lwowskim kolegium jezuickim, z pewnością ze­ tknął się z wiedzą na temat sztuki pisania listów. Wszak w okresie tym, jak dowodzi Wilhelm Bruchnalski, „epistolografii uczono jako suplementum retoryki”7. Nic więc

3 Ważniejsze listy zamieszczono w następujących wydawnictwach: A. Grabowski, Ojczyste spominki, t. 1-2, Kraków 1845; Jakuba Michałowskiego... Księga Pamiętnicza..., wyd. A.Z. Helcel, Kraków 1864; Archiw Jugo-Zapadnoj Rossii, cz. 3, t. 6, Kijów 1908, cz. 3, t. 4, Kijów 1914; Wossojedinienije Ukrainy s Rossijej..., t. 2-3, Moskwa 1953; F.E. Sysyn, Dokuments o f Bohdan Chmiel'nyc'kyj, „Harvard Ukrai­ nian Studies” 1978, Volume 2, Number 4, s. 500-523. 3 Dokumenty Bohdana Chmielnyćkoho 1648-1657, oprać. I. Krypjakewycz i I. Butycz, Kijów 1961. 5 Badania nad mentalnością wieków dawnych w Polsce mają niezbyt odległą tradycję. Do oglądu kore­ spondencji Chmielnickiego pod tym kątem w pewnej mierze zachęciła mnie praca Jerzego Ronikiera Hetman Adam Sieniawski i jego regimentarze. Studium z historii mentalności szlachty polskiej 1706- -1725 (Kraków 1992) w całości oparta na zbiorach korespondencji. ‘ W polskich badaniach nad epistolograflą daje się odczuć palący brak teoretycznych prac z zakresu me­ todologii. Nadal podstawowym kompendium wiedzy okazuje się książka Stefanii Skwarczyńskiej Teoria listu (Lwów 1937). Nieco lepiej przedstawia się sytuacja pod względem analizy językowej listu; a to dzięki licznym przyczynkom i ważnej rozprawie Anny Kalkowskiej, Struktura składniowa listu, Wro- claw-Warszawa-Kraków 1982 (tu bibliografia). Ostatnio kwestie metodologiczne poruszył Kazimierz Cysewski w szkicu Teoretyczne i metodologiczne problemy badań nad epistolograflą, „Pamiętnik Lite­ racki” 1997, z. 1, s. 95-110. 7 W. Bruchnalski, Epistulografia, [w:] Dzieje literatury pięknej w Polsce, oprać. S. Tarnowski i in., cz. 2, s. 192. Warto nadmienić, iż wcześniej w średniowieczu ars epistolandi była jednym z głównych przed­ miotów szkolnego nauczania. Jerzy Schnayder następująco rekonstruował przebieg nauki „listowania” w klasztornych szkołach: „Nauka ta szła w kilku kierunkach: dokładnie studiowano dawne zbiory, a nie­ którzy nauczyciele kazali uczyć się na pamięć celniejszych listów albo układać listy na określone tematy, jako ćwiczenia; nauczyciel przeprowadza! potem ich korekturę. W ten sposób powstawała cala masa dziwnego, iż zarówno w zakresie kompozycji, jak i układu treści czy nawet tytulatu- ry nawiązuje on do utartych konwencji. Jak się wydaje, spojrzenie na Chmielnickie­ go jako epistolografa, a nie wyłącznie jako wybitnego wodza, polityka, może posze­ rzyć zasób naszej wiedzy na jego temat. Uświadamia bowiem, co w pewnej mierze kłóci się z jego antypolską działalnością, głębokie związki z kulturą staropolską. Na wstępie wypada zaznaczyć, iż hetman zaporoski nie należy do najwybitniej­ szych epistolografów XVII stulecia. Daleko mu do kunsztu Krzysztofa Opalińskie­ go8 oraz znakomitych epistoł Jana III Sobieskiego9. Pod względem artyzmu, o czym będzie dalej mowa, korespondencja Chmielnickiego nie wyróżnia się niczym szcze­ gólnym. Wynikać to może zarówno z charakteru zachowanego kompleksu listów, jak i „zacięcia” literackiego osoby piszącej. Epistolografia Chmielnickiego, jak się wydaje, może być uznana za dość typową w okresie „potopu”. Owa typowość, czy też przeciętność, wbrew pozorom nie powinna zniechęcać badacza, gdyż korespon­ dencja ta jest wartościowa z punktu widzenia „zapisu” mentalności wodza Kozaków i specyfiki jego idiostylu10. Przy tym, co istotne, w perspektywie całości zbioru uchwytna jest ewolucja poglądów hetmana na temat polityki Rzeczypospolitej oraz miejsca ludności prawosławnej na mapie Europy. Z pewnością można mówić o swoistym dojrzewaniu Chmielnickiego najpierw do roli przywódcy antyszlachec- kiego buntu, potem zaś do sprawiedliwego „gospodarza”, próbującego zaprowadzić nowy ład na „wyzwolonych” terenach.

W kręgu adresatów

Wspomniano już, iż zachowana korespondencja obejmuje ostatnią dekadę dzia­ łalności Chmielnickiego. Pierwszy list pochodzi z 3 marca 1648 roku i skierowany został do hetmana wielkiego koronnego Mikołaja Potockiego. W tym czasie były setnik czehryński przebywał już na Zaporożu, dokąd zbiegł po zatargu z Danielem

sfingowanych listów” (J. Schnayder, Wstęp, [do:] Antologia listu antycznego, oprać. J. Schnayder, Wro- claw-Warszawa-Kraków 1959, s. LXXV1). Por. też L. Winniczuk, Epistolografia. Łacińskie podręczniki epistolograficzne w Polsce XV-XVI wieku, Warszawa 1952; Z. Sudolski, List - Świadek, który nie kłamie, „Poezja” 1981, nr 1, s. 4. ' Zob. Listy Krzysztofa Opalińskiego do brata Łukasza 1641-1653, pod red. R. Pollaka, tekst przyg. M. Peł­ czyński, komentarz M. Pełczyński i A. Sajkowski, Wrocław 1957. ’ Zob. J. Sobieski, Listy do Marysieńki, oprać. L. Kukulski, Warszawa 1970; S. Skwarczyńska, Listy So­ bieskiego do Marysieńki jako zjawisko kulturalne I literackie, „Ruch Literacki” 1936, z. 2-3, s. 3-17. Na temat idiostylu (języka osobniczego) powstało kilka teoretycznych prac: Z. Klemensiewicz, Jak charakteryzować język osobniczy?, [w:] idem, Składnia, stylistyka, pedagogika językowa, wybór prac pod red. A. Kalkowskiej, Warszawa 1982, s. 561-575; Język osobniczy jako przedmiot badań lingwistycz­ nych, pod red. J. Brzezińskiego, Zielona Góra 1988. Warto tu przywołać uwagi Kazimierza Rymuta o możliwościach badania idiostylu, jakie daje korespondencja: „Tekst listu jest równocześnie tekstem językowym. Stanowi zatem źródło poznania języka, i to nie tylko języka epoki, w której przyszło żyć autorowi, ale też języka osobniczego konkretnego nadawcy” (S. Rymut, Przedmowa, [do:] Listy polskie XVI wieku, pod red. K. Rymuta, Kraków 1998, t. 1, s. V). Czaplińskim". W epistole nadawca, mianując się „najniższym podnóżkiem”, pre­ zentuje okoliczności konfliktu ze szlachcicem oraz utyskuje na ucisk wolnych Ko­ zaków ze strony „paniąt”. W dołączonej cedule prosi hetmana koronnego o wyro­ zumiałość i sprawiedliwość. Należy stwierdzić, iż jest to jeden z nielicznych listów w całym zachowanym kompleksie, który nosi znamiona epistoły prywatnej11. Dużo w nim informacji o egzystencji setnika czehryńskiego w rodzinnym Subotowie oraz osobistych krzywdach, których doznał ze strony okolicznej szlachty. Również w ko­ lejnych listach Chmielnicki zawarł wiele danych na temat swej biografii. Są to nie­ rzadko jedyne źródła wiadomości o życiu przyszłego hetmana Zaporożców w latach 20. i 30. XVII wieku. O ile w pierwszych listach pojawiają się szczegóły z prywat­ nej egzystencji, o tyle gros kolejnych nosi znamiona korespondencji urzędowej. Być może dlatego właśnie przetrwała ona do naszych czasów. Wiadomo że Chmielnicki, pełniąc w latach 30. funkcję pisarza generalnego wojska zaporoskiego, wymieniał listy z szerszym kręgiem odbiorców. Być może pisywał też do swych najbliższych, choć brak na to dowodów. Z epistoł, które mogły powstać przed rokiem 1648, nie zachowała się ani jedna. I nic w tym dziwnego. Któż bowiem przechowywałby, czy tym bardziej kopiował listy setnika czehryńskiego. Jeśli Chmielnicki prowadził pry­ watną korespondencję, to z pewnością dotyczyła ona błahych spraw (oczywiście w skali państwa) i kierowana była co najwyżej do szlachty lub przełożonych puł­ kowników wojska zaporoskiego. Listy właściciela chutoru w Subotowie stają się istotne od wiosny 1648 roku, kiedy to homo novus zadaje klęskę wojskom koron­ nym pod Żółtymi Wodami i Korsuniem. Odtąd jego sława rośnie, czego potwier­ dzeniem okazują się zachowane w licznych kopiach listy. Pierwsze „wiktoryje” Bel­ zebuba, jak określają go ówcześni szlacheccy pamiętnikarze, wpływają zarówno na liczbę epistoł wychodzących spod jego ręki, jak i na znaczne zwiększenie kręgu od­ biorców. Co ważne, szereg adresatów obejmował najwybitniejszych dostojników Rzeczypospolitej Obojga Narodów oraz, w konsekwencji błyskotliwych „przewag” nad Polakami, monarchów państw ościennych. Wypadki zewnętrzne zdecydowały w znacznej mierze o tym, że korespondencja Chmielnickiego nabrała publicznego i urzędowego charakteru. Po roku 1648 coraz rzadziej spotykamy w listach hetmana nawiązywanie do osobistych krzywd. Ich miejsce zajmuje sprawa niedoli całego narodu ruskiego. Z obrońcy własnego interesu, czego dowodem pierwszy zachowa­ ny list, setnik czehryński przedzierzgnął się w bojownika narodowej sprawy. Ostatnia epistoła spisana bądź podyktowana przez hetmana nosi datę 27 lipca 1657 roku. Chmielnicki zmarł 6 sierpnia nad ranem. List napisany został po rusku i zaadresowany do cara Aleksego Michajłowicza. Jego treść jest niemal symbolicz­ na. Tym razem, będąc u kresu życia, hetman występuje jako „powolny sługa i wier-

" J. Kaczmarczyk, op. cit., s. 39 i n. n Roman Pollak zdaje się sugerować, iż korespondencja urzędowa wybitnych polityków doby staropol­ skiej przeważa nad ich epistołami prywatnymi. Charakteryzuje to również Chmielnickiego. Por. R. Pol­ lak, Wstąp, [do:] Listy Krzysztofa Opalińskiego..., s. XI—XII. ny poddany”13 samodzierżcy Rosji. Staje się rzecznikiem uciemiężonych „setników, atamanów, Kozaków i wszystkich konotopskich mieszczan”. Skarga skierowana zo­ stała przeciwko bojarowi Nikiforowi Jacynowi, który wraz z synami wyrządzał krzywdę ukraińskim sąsiadom: „sianokosy im odbierają, czeladź ich grabią, konie, owce i krowy, i świnie zabierają i ich samych w polu naszedłszy, prawie na śmierć biją”14. Jak pamiętamy, podobną skargę Chmielnicki kierował na początku 1648 roku do polskiego hetmana koronnego. Zarówno u progu powstania, jak i u jego kresu het­ man zaporoski bezskutecznie domagał się sprawiedliwości dla swojego narodu. Ostat­ ni list wodza stanowi zapowiedź i swoisty symptom narodzin carskiego ucisku wobec Ukraińców, którzy wcześniej walczyli o wyzwolenie spod „lackiej niewoli”. Pierwsza i ostatnia listowna wypowiedź hetmana Kozaków to oczywiście punk­ ty graniczne jego politycznej działalności. Pomiędzy nimi znajduje się kilkaset lis­ tów ukazujących sukcesy militarne i dyplomatyczne Chmielnickiego. W znacznie mniejszym zakresie pojawiają się wzmianki o klęskach i niepowodzeniach Zaporoż­ ców. Wynika to ze strategii korespondencji, która w pierwszym rzędzie miała uświa­ domić odbiorcom potęgę rodzącej się Ukrainy. Sukcesy w zmaganiach z królewskimi wojskami umożliwiły hetmanowi prowadzenie samodzielnej polityki zagranicznej oraz zdecydowały o liczeniu się władców państw ościennych z jego zdaniem. Po roku 1648 Chmielnicki korespondował nie tylko z senatorami i królem Rzeczypospolitej, lecz również z carem i bojarami, chanem tatarskim, dostojnikami tureckimi, a nawet sułtanem. Wymieniał ponadto listy z przywódcami Wołoch, Siedmiogrodu, Szwecji i Cesarstwa. Tak szeroki krąg adresatów uświadamia, z jednej strony, potęgę Koza- czyzny jako militarnej formacji, z drugiej zaś, osobiste talenty dyplomatyczne hetma­ na, umiejętnie wpływającego na politykę potężnych sąsiadów. Warto nieco dokładniej przyjrzeć się rzeszy odbiorców epistoł Chmielnickiego. Analiza zawartości wybranych listów pozwoli ocenić hetmana jako polityka i przy­ wódcę wojska zaporoskiego. Wskaże ponadto zmienność postaw, a nawet poglądów wodza w zależności od adresata wypowiedzi. Uprzedzając wnioski można stwier­ dzić, że niejednokrotnie hetman w listach do moskiewskich odbiorców zupełnie za­ przeczał treściom epistoł wysyłanych w tym samym czasie do króla czy senatorów Rzeczypospolitej. Do roku 1654, a dokładniej ugody perejasławskiej z Rosją na mocy której Chmielnicki poddał carowi Ukrainę, przeważają listy do polskich osobistości. Kore­ spondencję tę hetman prowadził w języku polskim. Na szczególną uwagę zasługuje poprawność polszczyzny w epistolografii wodza Kozaków, jedynie z rzadka inkru­ stowanej łacińskimi wtrętami. Interesujące może się wydać również prowadzenie polskojęzycznej korespondencji z Turcją i Tatarami. Języka ruskiego wódz używał w kontaktach z carskim dworem oraz podwładnymi Kozakami, jak również listach otwartych i uniwersałach skierowanych do ogółu ukraińskiej ludności. Wyjątek sta­ nowią epistoły do kamieńczan i lwowian, w których używa „polskiej mowy”, by u Dokumenty..., s. 619. Tu i dalej wszelkie tłum. P.B. 11 Ibidem, s. 6 18 (dalej numeracja stron w tekście głównym). wymóc na mieszczanach decyzję o poddaniu twierdz wojskom kozacko-tatarskim (1648) czy też kozacko-moskiewskim (1655). Epistolografia łacińska obejmuje kon­ takty wodza między innymi ze Szwecją, Cesarstwem, Siedmiogrodem i Wenecją. W tym miejscu omówione zostaną listy polskojęzyczne. W obrębie całego kom­ pleksu niewątpliwie wyróżniają się przekazy do królów Władysława IV i Jana Ka­ zimierza. Spośród kilkunastu epistoł do polskich władców tylko jedna adresowana była na imię Władysława IV i to już po śmierci monarchy. Chmielnicki wysłał prze­ kaz z Białej Cerkwi 12 czerwca 1648 roku, a więc już po zwycięstwie pod Korsu- niem. Należy przypomnieć, iż w trakcie tej bitwy połączone siły kozacko-tatarskie wzięły do niewoli obu hetmanów koronnych: wielkiego, Mikołaja Potockiego i pol­ nego, Marcina Kalinowskiego. Mając to na uwadze, spodziewać by się można listu utrzymanego w ostrym tonie z konkretnymi żądaniami. Tymczasem Chmielnicki, występując w imieniu całego wojska zaporoskiego, jedynie pośrednio nawiązuje do militarnego sukcesu. Epistoła obfituje w zwroty mające przekonać władcę o wierno­ ści mołojców i chęci służenia dobru Rzeczypospolitej. Po konwencjonalnej inskryp­ cji zawierającej salutacyjny zwrot, „starszy” wojska zaporoskiego informuje władcę 0 gotowości wypełniania królewskich rozkazów: „Wierność poddaństwa naszego z uniżonemi usługami naszemi rycerskiemi, pod nogi w. k. mci p. n. m. jak najuni­ żeniej i pokornie oddajemy” (s. 33). W kolejnych zdaniach Chmielnicki łączy skar­ gę na krzywdy doznane od starostów, dzierżawców i Żydów z prośbą o łaskę i ulże­ nie nieszczęsnej doli:

Lubo już częstokroć skargami swemi naprzykrzyliśmy się w. k. mci p. n. m. w niezno­ śnych krzywdach swoich od ich mci pp. starostów i dzierżawców ukrainnych nam sta- wałych, ale że my od kogo inszego nie mając w tym żadnej obrony, tylko kładziemy na­ dzieję w Panu Bogu, a w miłościwej łasce w. k. mci p. n. m. i teraz w ciężkim żalu i utrapieniu swym z tą uniżoną prośbą do miłościwych nóg w. k. mci z płaczem upada­ my. Już to przez kilka lat czynione nad nami, według upodobania swego takie nieznośne krzywdy i zniewagi wielkie, że nie tylko w ubogich chudobach swych, ale i sami w sobie niewolniśmy zostawali: futory, łąki, sianożęcią niwy, role, stawy, młyny, dziesięciny , pszczelne, choć i w dobrach w. k. mci, szkodliwie biorą i co by się kolwiek któremu u nas z Kozaków podobało, gwałtem obejmują i samych nas bezwinnie odzierają, bijąc, mordując, do turm wsadzają, na śmierć za nasze dobra nas zabijają gdzie rannych i oka­ leczonych siła towarzystwa naszego nam narobili. A panowie pułkownicy nasi, będąc rę- kodajni słudzy ich mm. pp. starostów, nie żeby nas od takich bied i nawałności naszych mieli bronić, ale na nas że jeszcze pp. urzędom pomagają nawet Żydzi, w nadzieję ich mm. także nad nami wielkie zbytki czynią, że i w tureckiej niewoli niepodobną aby chrześcijaństwo takie biedy miało ponosić, jako się dzieją nad nami, najniższemi pod­ nóżkami w. k. mci p. n. m. (s. 33).

Powyższy fragment zawiera podstawowy katalog mołojeckich krzywd, który pojawił się jeszcze niejednokrotnie w późniejszych listach do Jana Kazimierza. Chmielnicki akcentuje przede wszystkim wyzysk ze strony polskich panów, jak 1 wojskowych przełożonych nad Zaporożcami. Warto bowiem nadmienić, iż do wy­ buchu powstania 1648 roku pułkowników kozackich mianowano odgórnie. Wywo­ dzili się oni ze szlachty, co tłumaczy propolski i proszlachecki charakter ich działal­ ności. Modelując sytuację na Ukrainie, Chmielnicki stara się wpłynąć na emocje i wyobraźnię monarchy. Uważna lektura listu wskazuje na obecną tu perswazyjność. Nie jest ona do końca bezpośrednio wyeksplikowana. Hetman wykorzystuje formę argumentacji pośredniej. Oskarżając szlachtę i przełożonych o zdzierstwa, w pod­ tekście sugeruje ukrócenie szlacheckiej samowoli. Apel do króla o pomoc charakte­ ryzuje się przemyślaną kompozycją. Chmielnicki umiejętnie oddziaływa na odbior­ cę, sugerując iż poza Bogiem tylko monarcha może zmienić los Kozaków zaporo­ skich. Sam akt prośby ukazany został bardzo obrazowo. Oto mołojcy prezentowani są w geście ukłonu, a dokładniej „padnięcia” do „miłościwych nóg”15. Gestowi to­ warzyszy płacz, który wyraża niedole „odzieranych” Zaporożców. Pomijając kwe­ stię stereotypowości tego typu zachowania w staropolskiej kulturze, należy podkre­ ślić, iż w liście zostaje ono sfunkcjonalizowane. Chmielnicki stara się zdobyć przy­ chylność odbiorcy (captatio benevolentiae), kreując wojsko zaporoskie na zbioro­ wego męczennika tyranizowanego przez szlachtę i Żydów. Perspektywa ta wyklucza jakąkolwiek winę Kozaków, choć skądinąd wiadomo, że i oni nie byli bez wad. Ocena Zaporożców dokonana przez hetmana jest jednoznacznie pozyty wna. To oni byli cierpliwi i posłuszni, cierpiąc ,już to przez kilka lat”. Nadawca akcentuje po­ średnio skromność i prostotę egzystencji mołojców, co sugeruje zwrot „ubogie chu­ doby”. Jednocześnie z cytowanego fragmentu możemy wnioskować o unikaniu kon­ fliktów przez Kozaków i ich pokorze wobec możniejszych sąsiadów. W epistole Chmielnicki buduje wyraźną opozycję pomiędzy dobrą i spokojną grupą gospoda­ rujących Zaporożców a złymi dzierżawcami, starostami i pułkownikami. „Urobie­ niu” odbiorcy służy wyliczenie niecnych uczynków szlachty. Perswazji podporząd­ kowany jest także zabieg przejścia od uogólnienia do konkretnego obrazu. Najpierw autor mówi o „nieznośnych krzywdach” i „zniewagach wielkich”, następnie zaś w celu potwierdzenia tezy wylicza „futory, łąki, sianożęcia, niwy, role, stawy, mły­ ny, dziesięciny pszczelne”, które podlegają rabunkowi. Gradacyjnie budowany sze­ reg „tyraństw” (odzieranie -» bicie -> zamykanie do więzień -» zabijanie) zamyka trafnie dobrane porównanie egzystencji na Ukrainie do tureckiej niewoli. Zdaniem Chmielnickiego w Turcji chrześcijanie mniej cierpią niż na rubieżach Rzeczypospo­ litej. Jak już wspomniano, kreacja rzeczywistości w liście do króla podporządkowa­ na jest szeroko rozumianej perswazji. Wyraża interes piszącego, który tendencyjnie kreśli współegzystencję Polaków i Ukraińców. Modelowanie konfliktu w dwubarw- nej kolorystyce współgra z innymi argumentami hetmana. Król winien ukrócić sa­ mowolę szlachty, gdyż i jego autorytet jako monarchy narażony jest na szwank. Nadawca bardzo umiejętnie steruje emocjami adresata, przywołując w mowie nie­ zależnej wypowiedź krnąbrnej szlachty, która drwi z królewskiej władzy. Na słowa Kozaków domagających się sprawiedliwości i przestrzegania nadanych im przywi­

15 Warto w tym miejscu zwrócić uwagę na inspirującą pracę Hanny Dziechcińskiej o roli i znaczeniu gestu w kulturze staropolskiej (Ciało, strój, gest w czasach renesansu i baroku. Warszawa 1996). lejów miała paść następująca odpowiedź: „Otóż wam król, a pomożesz wam król, owacy synowie”. Autor epistoły stara się wzbudzić w odbiorcy niechęć do samo­ wolnej szlachty. W podtekście natomiast jest uchwytna aluzja do słabości pozycji króla w Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Zresztą wzmocnienie królewskiej wła­ dzy hetman postulował w następnych listach do Jana Kazimierza. W kontekście dal­ szych partii listu omówiony do tej pory fragment okazuje się wyjaśnieniem przy­ czyn zbrojnego powstania:

Zaczym najjaśniejszy królu p. n. m., już więcej nie możemy takich trudności i niewinne­ go mordowania na sobie cierpieć, z wielkich bied swoich, że już i w domach swych osie- dzieć się nie mogąc, porzuciwszy żony, dziatki i wszytkę ubogą chudobę swoję, z w iel­ kiej niewoli swojej część nas wojska musieliśmy, gdzie mogąc głowy swoje tylko z du­ szami unosić, nie gdzie indziej, tylko na zwykłe miejsca nasze, na Zaporoże, skąd przod­ kowie nasi od dawnych wieków zwykli Koronie Polskiej i w. k. mci p. n. m. wierne pod­ daństwo swoje i usługi oddawać. I tu, na Zaporożu, nie dając nam pokoju, na żadne pra­ wa ani przywileje, które mamy od w. k. mci p. n. m„ nic nie dbając, wolności nasze woj­ skowe i nas samych wniwecz obrócili, mając nas właśnie nie za sługi w. k. mci, ale za własnych niewolników swoich. W czym sam Pan Bóg jest nam świadkiem, żechmy bę­ dąc w wiernym poddaństwie i posłuszeństwie w. k. mci, żadnej swywoli nie wszczynali­ śmy ani na nic złego nie zarabialiśmy. A iż imc. p. krakowski, którego nie rozumiemy, aby mógł być dobrym przyjacielem w. k. m. p. n. m. i podobno j. mość pozwolenia na takie morderstwa nie miał, które nad nami się działy i ówdzie był na nas na Zaporoże na­ stąpił z wojskiem i Ukrainę splądrował, chcąc nas i imię nasze kozackie wykorzenić albo z ziemi wygnać, czego sobie od łaski w. k. mci odłączyć się jako żywo nie życzymy, a że jmć nad wolą i rozkazanie w. k. m. p. n. m., na zdrowie nasze z wojskami wielkiemi na­ stąpił, musieliśmy poniewoli zażyć w pomoc cara krymskiego, który nas w tym razie po­ siłkował, wspomniawszy na to, żeśmy im także po kilkakroć w takichże przygodach od ich nieprzyjaciół ratowali (s. 33-34).

Za przyczynę powstańczego zrywu Chmielnicki uznał „niewinne mordowanie” i „wielkie biedy” wojska zaporoskiego. Przy tym postarał się o takie naświetlenie konfliktu, by całą odpowiedzialnością za przelanie krwi obarczyć armię koronną dowodzoną przez Potockiego. W świetle relacji „starszego” niewinni Kozacy jedy­ nie uciekali na Zaporoże i tam bronili się przed hetmańską agresją. Dla udowodnie­ nia swojej i zaporoskiej niewinności Chmielnicki nie cofa się przed oskarżeniem Potockiego o wrogość wobec króla („którego nie rozumiemy, aby mógł być dobrym przyjacielem w. k. mci”). W przekazie byłego setnika czehryńskiego hetman wielki koronny urasta do rangi niszczyciela Zaporoża i Ukrainy. Wyraźna amplifikacja i hiperbolizacja czynów Potockiego miała go zdyskredytować w oczach monarchy. Interesująco przedstawiony został też problem sprowadzenia Tatarów do walki z królewskimi wojskami. Chmielnicki określa ten czyn jako wykonany „poniewoli”. Nie mówi oczywiście prawdy. Zabiegi o pozyskanie ordy rozpoczął już w lutym, wysyłając poselstwo na Krym. Gdy chan Islam Gerej III wyraził zgodę na udziele­ nie pomocy Kozakom, przyszły hetman zaporoski już wczesną wiosną podjął decy­ zję o wejściu na Ukrainę. Natomiast Potocki nastawiony był pokojowo, o czym na­ pisał w jednym z listów do króla16 17. Przybycie Tatarów Chmielnicki motywował nie tyle przyjaźnią, ile odwdzięczeniem się za kozacką pomoc w trakcie wewnętrznych konfliktów na Krymie. W końcowych partiach epistoły nadawca zapewnia króla o chęci służenia Rzeczypospolitej. W imieniu całego wojska prosi o odpuszczenie grzechu, który również nazywa „niepowolnym”. Autor zdaje się twierdzić, że orda wystąpiła wspólnie z mołojcami przeciw Polsce tylko „w tym razie”. O wierności wobec króla i Korony, zdaniem Chmielnickiego, świadczy tradycja zaporoska: „przodkowie nasi od dawnych wieków zwykli Koronie Polskiej i w. k. mci p. n. m. wierne poddaństwo swoje i usługi oddawać”. Odwołanie się do rycerskiej przeszło­ ści stanowiło jeden z konstytutywnych składników sarmatyzmu. Wódz Kozaków z pewnością wiedział, że argumenty tego rodzaju mogą przekonać sarmackiego mo­ narchę. Ale czy na pewno monarchę? Niektórzy z historyków podejrzewają, iż het­ man zaporoski najpewniej dysponował informacją o śmierci króla (20 maja 1648 r. w Mereczu), zanim wysłał list i Instrukcją do jego królewskiej mości...*7 Dlaczego zatem kierował słowa epistoły do nieżyjącego monarchy? Uczynić to mógł z kilku powodów. Władysław IV był dla niego i Kozaczyzny najważniejszą personą i auto­ rytetem w Rzeczypospolitej. To dzięki niemu i jego przodkom Zaporożcy cieszyli się wolnością i pewnymi przywilejami. Kierując słowa do władcy, Chmielnicki wy­ rażał pośrednio swój negatywny stosunek do ogółu szlachty, która ograniczała pre­ rogatywy polskich królów i łamała kozackie prawa. Warto zwrócić uwagę, że w liście do Władysława IV słowo szlachta nie pojawia się. Wnioskujemy ojej obec­ ności na podstawie wymienianych urzędów, które zajmują przedstawiciele tej war­ stwy. Co ciekawe, w liście mówi się o wierności Rzeczypospolitej i królowi z pomi­ nięciem przedstawicieli rządzącej elity. Jak się wydaje, w przekazie zawarta jest koncepcja bezpośredniego uzależnienia Kozaczyzny od władcy, z pominięciem woj­ skowych urzędów. Chmielnicki miał świadomość, że list odczytany będzie w obec­ ności szerszego audytorium, co wynikało z faktu śmierci adresata. W tym kontek­ ście zasadne wydaje się pytanie o szczerość czy prawdomówność piszącego. Myślę, że nie da się na to pytanie udzielić jednoznacznej odpowiedzi. Hetman z pewnością szczerze pisał o przyczynach wszczęcia rebelii. Pominął tu krzywdę osobistą, a na pierwszy plan wysunął niedolę całego wojska zaporoskiego. Szczerze też pisał o dawniejszych zasługach mołojców dla Rzeczypospolitej. Czy jednak naprawdę pragnął pokoju i wierzył w porozumienie? O ile na pierwsze pytanie można by zary­ zykować odpowiedź: być może, o tyle druga kwestia wymaga zaprzeczenia. Przy­ wódca wojska zaporoskiego wiedział, że szlachta będzie prędzej czy później szukać militarnego rozstrzygnięcia. Doskonale znał sarmacką mentalność herbowej braci, która zaprzeczała jakimkolwiek prawom dla Kozaków, nierzadko rekrutujących się z ukrainnego chłopstwa. Prośba o przebaczenie i zapewnienie o swej wierności to efekt dalekowzroczności politycznej hetmana, który po pierwszych sukcesach po­ trzebował czasu na przygotowanie odpowiedniej armii, by nadal walczyć z potęgą

16 Jakuba Michałowskiego..., s. 7. 17 J. Kaczmarczyk, op. cit., s. 52. Rzeczypospolitej. Przekonywanie Polaków o krótkotrwałości sojuszu kozacko-tatar- skiego to również składnik dyplomacji Chmielnickiego. Jak wiadomo, część senato­ rów uwierzyła w ponawiane przez Kozaków zapewnienia o chęci porozumienia. Grupie optymistów przewodził wojewoda bracławski Adam Kisiel. Pierwszy list do króla uświadamia, iż Chmielnicki od początku objawił się jako doskonały wódz i dy­ plomata. Znajomość szlacheckiej mentalności ułatwiła mu szereg kolejnych sukcesów. Podobnie jak w liście do Władysława IV, tak też i w kilkunastu epistołach do Jana Kazimierza hetman zaporoski porusza sprawy przyczyn powstania, odpowie­ dzialności za wojnę domową, wierności Zaporożców. Pojawiają się także zdania o osobistych krzywdach, jakich doznał były setnik czehryński oraz rady dla króla. Każda z epistoł zawiera prośby lub żądania. Interesujące że hetman w kilku przeka­ zach postuluje wzmocnienie władzy królewskiej. I tak, oblegając Zamość, pisał do monarchy: „O to Pana Boga prosiemy, aby wasza królewska mość, pan nasz miło­ ściwy, raczył być samodzierżcą, jako i inszy królowie, a nie tak jako świętej pamięci ich mość przodkowie waszej królewskiej mości właśnie w niewoli byli” (s. 80). W tym samym liście życzył sobie i Janowi Kazimierzowi, by „tych królików więcej pobocznych nie było”. Podobne przesłanie zawiera epistoła spisana pod Zborowem 15 sierpnia 1649 roku:

Wszakem ja z wojskiem zaporoskim zawżdy na początku szczęśliwego obrania na to państwo w. k. m. bardzo się starał i teraz tego życzę, abyś był mocniejszym panem w Koronie Polskiej, aniżeli ś. pamięci pan ojciec i brat w. k. m. Zaczym niczemu nie wierząc, żeś jest niewolnikiem w Rzeczypospolitej, będę się trzymał tego pana, który mię łaskawie z Bożej łaski trzyma na opiece swej (s. 123). W latach 50. rady tego rodzaju już się w korespondencji nie pojawiają. Chmiel­ nicki uświadomił sobie, że postulat wzmocnienia monarszej władzy był nierealny. Poza tym w sytuacji rodzącego się sojuszu z Rosją hetmanowi przestawało zależeć na związku z Polską. Z punktu widzenia charakterystyki mentalności autora listów istotne okazują się wszelkie wypowiedzi na swój temat. Polskojęzyczna korespon­ dencja z lat 1648-1653 zawiera ich najwięcej. Jak już wspominano, wiele informacji o własnej egzystencji Chmielnicki utrwalił w pismach do Jana Kazimierza. Szczegól­ nie wyróżnia się epistoła spisana pod Zborowem, w której hetman podkreśla swoje uczestnictwo w bitwie pod Cecorą (1620). Nadmienia też, że po spędzeniu dwu lat w niewoli zawsze uczestniczył „przy wiernym wojsku Rzeczypospolitej”. W związku z tym nie zgadza się z oceną monarchy, który określa go mianem „rebelizanta”:

Co w. k. m. już to po dwa razy w pisaniu swym pańskim zmiankować raczysz, mnie, podnóżka swego, na jakiego rebelizanta, o czym ja nie myślę i to wiem pewnie, że to z ludzkiego udania. Raczże w. k. m. z łaski swej pańskiej wysokim a miłościwym roz­ sądkiem swym królewskim uważać i miłościwie wysłuchać tych panów, których tam siła. jest przy boku w. k. m., jako mię nadsądzili, a niewinnie, od i. mm. panów dzierżawców ukrainnych dolegliwości, żem nie z pychy, ale z wielkich bied moich, będąc wygnańcem, za własną ojczyznę moję, z ubogich dóbr moich, musiałem poniewoli przygarnąć się i upaść do nóg wielkiego caraj. m. krymskiego, aby mie wprawił do miłościwej łaski w. k. m. p. n. m. (s. 123).

Chociaż hetman mówi o sobie jako podnóżku, to jednak cytowana epistoła do­ wodzi jego przywiązania do takich wartości, jak honor, godność, ojczyzna. Tę ostat­ nią w cytowanym fragmencie wypadnie jednak utożsamić z ojcowizną, z której zo­ stał wyrugowany. Nadawca zwraca też pośrednio uwagę na takie cechy osobowości, jak pokora, skromność, wierność. Uogólniając, wypadnie stwierdzić, iż Chmielnicki modeluje swój wizerunek jako pozytywny. Nawet ewentualny zarzut sprowadzenia Tatarów zyskuje dodatnią konotację. Przybycie ordy miało jedynie służyć „wpra­ wieniu do miłościwej łaski” króla. O tym, że owo „wprawienie” dokonywało się przy użyciu siły i kosztem tysięcy ofiar, nadawca nie wspomniał. Kontekst histo­ ryczny nie pozwala autocharakterystyki Chmielnickiego uznać za prawdziwą. Wy­ nikała ona z faktu przeciągnięcia chana na swoją stronę przez króla pod Zborowem. Doszło wtedy do ukorzenia się hetmana przed monarchą i uzyskania przebaczenia.' W tej perspektywie epistołę Chmielnickiego należy ocenić jako element politycznej gry. Jej nieszczerość potwierdziły późniejsze decyzje wodza Kozaków. Wbrew su­ gerowanej w listach do Jana Kazimierza pokorze, uległości, wierności, Chmielnic­ kiego charakteryzowała porywczość, niestałość, a czasem i mściwość. Dowodem na to są ciągłe nawroty do osobistych uraz wobec Daniela Czaplińskiego, chorążego koronnego Aleksandra Koniecpolskiego i księcia Jeremiego Wiśniowieckiego. Nie­ pohamowana zawiść względem tych osób uwidacznia się nawet w listach do króla. W dwu epistołach hetman ośmiela się prosić monarchę o uśmiercenie Czaplińskie­ go, którego uznaje za... zdrajcę Rzeczypospolitej:

Wojsko wszystko w. k. mość o to usilnie proszą, o tego zdrajcę mego, nie tylko mego, ale i wszytkiej Rzeczypospolitej, o Czaplińskiego, który upodobawszy sobie ubogie obej­ ście moje, wytarł mię był ze wszytkich dóbr moich, i o to żem kilkakroć suplikował do j. k. mci ś. p. pana brata w. k. mci, przyprawił mnie był j. p. chorążego koronnego o gardło, z czego i ta niepotrzebna wojna wszcząć się musiała: uniżenie proszę w. k. mci p. n. mi­ łościwego, aby on tą śmiercią był pokarany, jakiej on mnie życzył, zaczem by na wieczne czasy insi takich zbrodni czynić nie ważyli się, co nie jednemu mnie, ale wszytkiemu wojsku tacy nieuważni to czynili (s. 127).

Chmielnicki żąda śmierci osobistego wroga w imieniu całego wojska zaporo­ skiego. Przez to stara się maskować swą nienawiść i chęć zemsty. Faktyczne pobud­ ki są jednak łatwo uchwytne. Co ciekawe, we fragmencie hetman określa postępek Czaplińskiego mianem głównej przyczyny wojny domowej. Szlachcic urasta do rangi symbolu polskiego ucisku. W związku z tym winien ponieść karę, a jego śmierć ma być interpretowana jako przestroga dla innych nieprzyjaciół wojska zapo­ roskiego. Minęło blisko dwa lata od konfliktu z Czaplińskim, a Chmielnicki nadal pałał pragnieniem zemsty. O jego uczuciach względem niefortunnego szlachcica dowiadujemy się też z epistoły wysłanej do króla spod Zbaraża w dniu 24 sierpnia 1649 roku: Nierad bym, aby jaka dusza w państwie w. k. m., p. n. m., zginęła, ale i jedne źdźbło tra­ wy, uznawszy jasną, miłościwą, a prawie ojcowską łaskę w. kr. m. Jednak, iż żalu mego żadnym sposobem moderować nie mogę, którego jest przyczyną Czaplicki [!], śmiem w. kr. m., p. m. m. upraszać, aby on z świątobliwego dekretu w. kr, m., ponieważ on jest wszytkiemu złemu początkiem i przez niego tak wiele ojczyzna ucierpiała, szyję pod miecz dal. Co gdyby się tak stać nie miało, byłbym tego rozumienia, że w niełasce w. kr. m. opływam, o którą submitowałem się zawsze starać (s. 133).

Jak widać, hetman tym razem domaga się ścięcia osobistego wroga, od czego wręcz uzależnia możliwość dalszej „przyjaźni” z królem. W życzeniu Chmielnic­ kiego pośrednio zawarta jest groźba pod adresem monarchy, który winien dążyć do utrzymania „względów” Kozaka. Wypowiedź ujawnia takie cechy hetmana, jak mściwość i zawziętość, a przy tym i obłudność. Mami króla pozorną uległością i po­ mawia Czaplińskiego o spowodowanie wszystkich nieszczęść ojczyzny. Sprawą niezwykle ważną okazuje się różnorodność oskarżeń ze strony Chmiel­ nickiego pod adresem Polaków. Hetman obarcza odpowiedzialnością za zryw po­ wstańczy to Czaplińskiego, to Wiśniowieckiego i Koniecpolskiego, to znów dzier­ żawców i starostów, wreszcie „panięta”, jezuitów i Żydów. Rodzaj argumentacji uzależniony jest oczywiście od odbiorcy, do którego kieruje epistołę. W listach do senatorów mówi ogólnie o krzywdach, bądź uskarża się na tych dostojników, o któ­ rych wie, że nie są darzeni przyjaźnią adresata. W przekazach do króla wyjawia największą liczbę przyczyn rebelii, choć ich rejestr nierzadko uzależnia od celów, jakim w danym momencie służy korespondencja. Swój marsz pod Lwów i Zamość w 1648 roku hetman tłumaczy... napaścią Jeremiego Wiśniowieckiego na jego woj­ ska. Nie konkretyzuje przy tym, czy chodzi o krwawy marsz z Zadnieprza, czy też niechlubną kampanię piławiecką. Niewątpliwie przemawia przez Chmielnickiego złość i nienawiść, gdyż książę jednoznacznie opowiadał się za militarną rozprawą z Kozaczyzną. Wódz Zaporożców, znając talenty wojskowe Jaremy, pragnął go zdy­ skredytować w oczach senatorów i króla, a przez to nie dopuścić do objęcia przezeń dowództwa nad armią koronną. Wypada stwierdzić, że powtarzające się w listach i instrukcjach żądanie Chmielnickiego, by Wiśniowiecki nie został hetmanem wiel­ kim koronnym, odniosło pozytywny skutek. Trzeba jednak pamiętać, iż na decyzji króla zaważyła też osobista niechęć do pana na Zadnieprzu. Oskarżenia księcia o wszczęcie wojny pojawiają się w listach Chmielnickiego od lata 1648 roku. W lipcu hetman pisał do strażnika koronnego Samuela Laszcza:

Którego niewpokój i wojnę pod interregnum książę Wiśniowieckie, nie respektując na to, żechmy go jako w rękach mając, zza Dniepru, obesławszy' listami naszemi, upewniając go tak na zdrowiu, jako i wszytkich majętnościach i sług j. m., wszczął, pono chce być naśladowcą pana Potockiego, jakośmy zrozumieli z listów od ks. Wiśniowieckiego do Moskwy pisanych, ażałi jego zamysł Pan Bóg inaczej obrócił (s. 59).

Chmielnicki zataja, że Kozacy wcale nie chcieli wypuścić Wiśniowieckiego z Zadnieprza. Tylko spryt księcia i przechytrzenie broniących przeprawy mołojców zdecydowały o powodzeniu odwrotu. W epistole do szlachty i mieszczan Zamościa hetman zaporoski obarcza winą za oblężenie wyłącznie wojewodę ruskiego:

Ale jegomość książę Wiśniowieckie, nad wolą Rzeczypospolitej zdradziecko na nas na­ stąpił, któremu Pan Bóg nie poszczęści! i nie dopomógł wprawdzie. I teraz, jakośmy roz­ bili wojsko kwarciane, dlatego w trop za książęciem ze wszystkim wojskiem zaporoskim i ordami ruszyliśmy się, aby znowu zdrady nad nami nie uczynił (s. 71). Marsz w głąb Rzeczypospolitej Chmielnicki stara się wytłumaczyć pościgiem za księciem. Pomijając naiwność tego rodzaju argumentów, wypada jeszcze raz podkreślić, że wódz Zaporożców oskarżał Wiśniowieckiego po to, by nie dopuścić do przejęcia przezeń hetmańskiej buławy. Chmielnicki zdawał sobie sprawę, że tyl­ ko książę na czele armii mógłby powstrzymać kozacką ofensywę. W innych listach Kozak wprost mówi, iż Koniecpolski wespół z Wiśniowieckim „mało nie wszystką ziemię wniwecz obrócili” (s. 77) lub „że dla dwóch lada jakich ludzi, książęcia Wi­ śniowieckiego i chorążego koronnego, młodego ich rozumu, ojczyzna nasza wni­ wecz się obraca” (s. 72). Chmielnicki mógł nienawidzić księcia za okrucieństwo, jakiego ten dopuścił się podczas słynnego odwrotu. Wódz zaporoski wspomina 0 tym w liście do polskich senatorów: „A ks. Wiśniewiecki, tego nie wiemy, czy z rady niektórych panów, czyli też swoim uporem, z wojskami swemi na nas nastę­ pował, Kozaków i święconych łapając, męczono, na pale wbijano, świdrami oczy wykręcywano i insze męki niesłychane zadawano” (s. 82). W dalszych partiach epi­ stoły nadawca wprost mówi, że przyciągnął pod Zamość na wieść o próbach zorga­ nizowania armii przez Wiśniowieckiego, Imię kniazia Jaremy pojawia się w wielu listach, w żadnym jednak Chmielnicki nie wyraził się o nim pozytywnie. Z polskojęzycznej epistolografii najliczniejszą grupę stanowią listy Chmielnic­ kiego do senatorów, a w dalszej kolejności do mieszczan i szlachty. W listach do magnatów hetman poruszał problematykę pokrewną epistołom do króla. Wśród od­ biorców korespondencji znaleźli się między innymi Mikołaj Potocki, Adam Kaza- nowski, Władysław Dominik Zasławski, Adam Kisiel, Samuel Łaszcz, Stanisław Lanckoroński, Jeremiasz Wiśniowiecki, Piotr Potocki, Marcin Kalinowski, Janusz Radziwiłł, Stanisław Potocki, Hieronim Radziejowski. Należy przypuszczać, że krąg adresatów był znacznie szerszy. I to jednak, co przetrwało do naszych czasów, sta­ nowi pokaźny zbiór, na podstawie którego możemy sobie wyobrazić rozmiary i cha­ rakter kontaktów hetmana wojsk zaporoskich. Listy do senatorów zawierają infor­ macje o przyczynach rebelii oraz zapewnienia o wierności Kozaków wobec króla 1 Polski. W wielu pojawia się prośba o wstawiennictwo u monarchy. Chmielnicki, znając światopogląd magnatów, schlebia swym adresatom, podkreślając ich dobro­ dziejstwa zarówno dla siebie, jak i całego wojska zaporoskiego. Znając pokojowe usposobienie Adama Kisiela, łudzi go raz po raz obietnicami ugody i chęcią nego­ cjacji. Innym, jak na przykład marszałkowi koronnemu Adamowi Kazanowskiemu, sugeruje zaniechanie działań wojennych. Na bojaźliwego księcia Zasławskiego od­ działuje „delikatną” groźbą: „Uchowaj Boże, jeżeliby jeszcze z jakiej strony na nas jakie nastąpienie być miało, Bogiem się oświadczywszy, pewnie by z gorszem ko­ muś by się dostało” (s. 43). Nie trzeba dodawać, że tym kimś mieli być właśnie Po­ lacy. Rozsyłając listy z pochlebstwami, Chmielnicki umiejętnie sterował emocjami magnatów. Zapewnienia o lojalności dla wielu były wystarczającym argumentem, by zaniechać działań zbrojnych na rzecz wysłania poselstwa. Tymczasem wyśmie­ nity dyplomata zyskiwał wiele cennego czasu na zorganizowanie doskonałej armii. Czytając korespondencję Chmielnickiego do senatorów, odnosi się wrażenie, że byli oni dość miernymi politykami. Opinia ta chyba nie do końca jest prawdziwa. Należy podkreślić, że „dostatnia” Rzeczpospolita w latach 40. XVII stulecia przeżywała okres rozkwitu gospodarczego. Szlachta, zamieniwszy miecze na lemiesze, bogaciła się poprzez sprzedaż rolnych produktów za granicę. Nic więc dziwnego, że po wy­ buchu rebelii chciano „ugłaskać” Chmielnickiego, który przerwał Sarmatom spo­ kojną egzystencję. Senatorowie, dysponujący ogromnymi latyfundiami na Ukrainie, nie byli zainteresowani mordowaniem swoich poddanych. Tylko część z nich ak­ ceptowała krwawe „metody” kniazia Jaremy. Hetman zdawał sobie doskonale spra­ wę z tego, że magnaci będą próbować układów. Jego listy dawały możnym nadzieję na pokojowe rozwiązanie konfliktu. Sytuacja nieco się zmieniła w roku 1649, kiedy to po Zbarażu i Zborowie dla wszystkich stało się jasne, że wódz mołojców dąży do stworzenia namiastki niezależnego państwa na ukrainnych terenach. Jednak i wtedy Chmielnicki nadal łudził magnatów obietnicą wierności, usypiając czujność wciąż jeszcze potężnej Polski. Od większości listów do senatorów wyraźnie odróżnia się epistoła do Wiśniowieckiego, oblężonego w Zbarażu. Tym razem hetman zapomina o uniżoności, pozostawiając tylko konwencjonalną tytulaturę. Oto treść zwięzłego przesłania:

Oznajmuję w. ks. nici, że ten list z tym posłańcem w. m. za Lwowem w trzech milach pojmano, posłańcowi szyję ucięto, a ten list w. ks. mci cały odsyłam. Spodziewasz się w. m. na jakiś posiłek od króla j. m., a czemuż sam nie wychodzisz z norki, a do króla j. m. w jednę kupę się nie garniecie. Wszak król j. m. nie bez urna jest, będąc takim mo­ narchą wielkim, żeby on miał lud swój bezrozsądnie tracić, jakże on tu ma na posiłek ' w. mci przyjść: bez taboru niepodobna, a z taborem są rzeczki i cieczki. Lepiej to j. k. m. sobie upatruje, że nas ku sobie doczeka, z którym może być o wszytkim pewna zgoda i umowa. A w. książęca mość nie racz na nas żałować, a na siebie racz narzekać, żeśmy w. m. nie zaczepili i w całości w państwie zaporoskim chcieliśmy zachować. A iż tak podobno z przejrzenia Bożego przyszło, racz sobie w. ks. m. upatrować, jako jest wola w. m. (s. 121-122).

Cytowany list zdecydowanie zrywa z konwencją grzecznościowej koresponden­ cji. Chmielnicki mógł sobie pozwolić na chwile szczerości, gdyż był przekonany o pozytywnym zakończeniu oblężenia twierdzy. Stało się jednak inaczej. Nadawca wyraźnie ironizuje i drwi z odbiorcy. Celowo obraża księcia przyrównując obóz do „norki”. Hetman stara się także wpłynąć na psychikę adresata. Temu służy po pierwsze informacja o zabiciu posłańca, po drugie zaś udowadnianie beznadziejno­ ści sytuacji „zbaraszczyków”. W liście Chmielnickiego zawarta jest, choć tylko po- średnio, treść pisma do króla. Mówią o tym słowa: „nie racz na nas żałować”. Czyli Wiśniowiecki oskarżał w liście hetmana. Z pewnością też prosił o pomoc. Wracając do kwestii stosunku nadawcy do adresata, wypada nadmienić, że relacje te wynikają z układu sił. Rzeczywistość zewnętrzna decyduje o łamaniu epistolograficznej kon­ wencji. W wyniku tego powstaje list-obraza. Chmielnicki wyraża prawdziwe uczu­ cia wobec księcia. Można też postawić pytanie o cel, jaki miała spełnić epistoła. Czy wyłącznie niszczyć psychikę adresata? Znając impulsywny charakter Wiśniowiec- kiego, być może hetman liczył na wyjście polskiego wojska z okopów, co ułatwiło­ by zadanie armii kozacko-tatarskiej. Zachowane listy do mieszczan i szlachty często utrzymane są w tonie epistoły do Wiśniowieckiego. Większość z nich pochodzi z okresu oblężenia twierdz w la­ tach 1648, 1652 i 1655. Listy kierowane były do obrońców Lwowa, Zamościa i Kamieńca Podolskiego. W „rozmowach” z oblężonymi hetman stosował formę listu otwartego. Czasem przesyłał epistołę do jednej grupy społecznej bądź etnicz­ nej, chcąc ją przeciągnąć na swoją stronę. Dla przykładu warto przywołać fragment z listu do pułkownika wojsk niemieckich, uczestniczących w obronie Zamościa w listopadzie 1648 roku:

Ponieważ książę Wiśniowiecki waszmości w tym wydal, myż prosiemy waszmość w jednę kompanią do siebie i w jedno towarzystwo; pod przysięgą Boga wszechmogące­ go, nie tylko jakiej zguby, ale i najmniejszej krzywdy od nas się waszmość nie spodzie­ wajcie. Jakoście waszmość teraz są którzy regimentarzami i przy nas każdy przy swoim regimencie i uwadze zostawać będzie, zaczym tak rozumiemy, że i Rzeczpospolita wdzięcznie to będzie przyjmowała, że jesteśmy sklonniejsi do pokoju, aniżeli do rozlania krwi naszej chrześcijańskiej. Nie będziecie waszmość głodni i nadzy, ani pieszy, i owszem będziecie waszmość z nas kontenci i z obopólnego towarzystwa naszego. Po­ mierzywszy się z Rzecząpospolitą i wziąwszy pokój, znajdziemy sposób taki, że wasz­ mość z nas kontenci będziecie, jako i cudzoziemcy lubo Tatarowie (s. 69).

Dla przekonania odbiorców, by opuścili mury Zamościa, hetman zastosował przede wszystkim rodzaj perswazji nastawionej na intelekt. Z jednej strony wskazał na krytyczną sytuację obrońców („głodni i nadzy”), z drugiej zaś proponował ko­ rzystne warunki służby. Próba przekupstwa nie powiodła się. Niemcy nie uwierzyli obietnicom hetmana. Wszak zapewnienia o skłonnościach do pokoju wyraźnie nie szły w parze z czynami kozackiej armii. Jest jeszcze kilka epistoł, w których Chmielnicki namawia obrońców ukrainnych twierdz do zdrady. Zdarza się również, że stosuje inny rodzaj perswazji, mianowicie groźbę. Dobór strategii korespondencji wynika, jak wcześniej zaznaczono, z aktualnej sytuacji odbiorcy. Jeżeli na przykład oblężenie miasta nie miało większej szansy powodzenia lub nazbyt się przeciągało, hetman próbował złamać opór przy pomocy przekupstwa, groźby lub namowy. Trzeba przyznać, że list-groźby niejednokrotnie odnosiły pozytywny skutek. W ten sposób Chmielnicki bez szczególnego wysiłku militarnego zyskał znaczny okup od Lwowa i Zamościa w 1648 roku. Zastraszając mieszczan i szlachtę, hetman najczę­ ściej nawiązywał do sytuacji innych ośrodków, które stawiały opór. W większości zostały one zdobyte, a ludność wymordowana. Warto w tym miejscu jeszcze raz nawiązać do oblężenia Zamościa. Jak pamiętamy, namowy Kozaka do poddania się i próba przekupienia wojsk zaciężnych nie powiodły się. W związku z tym Chmiel­ nicki zmienił taktykę „gry” i wysłał kilka epistoł, w których starał się zastraszyć obrońców. Oto fragment epistoły z 7 listopada:

Spodziewacie się na jaki posiłek, nie wiem, jeżeli go doczekacie; poszło duszek waszych niemało aż do Wisły, szukając waszych tych posiłków; i Wisła będzie nas za pomocą Bożą łaskawie przez się przenosieła. Lepiej było wspomnieć na Brody miasto i zamek, gdy nie chcieli mieć z nami zgody, nie tylko miasto ogniem poszło, ale i zamek, jak mocny, wszystek wzięto; tak że i tu sami sobie jak rozumiecie. A my imieniem Bożym, na które się spuszczamy, będziemy się o was pilnie starać, kiedy nie chcecie przy swym zdrowiu zostawać, gdyż to nie nasza moc ani siła, tylko Boskie są sprawy, który zwykł zawsze karać hardych i nas ubogich krzywdy (s. 76).

Chmielnicki oddziałuje na psychikę odbiorców, snując przed nimi wizję klęski. Dobór argumentów mających przekonać mieszczan i szlachtę o beznadziejności ich położenia jest przemyślany. Nadawca wychodzi od informacji, że żadnej odsieczy nie będzie, gdyż większość Polaków uciekła za Wisłę. Tym samym miasto może liczyć jedynie na swoje siły, jeśli nie zdecyduje się na kapitulację. Przerażeniu obrońców służy też wzmianka o planowanym przekroczeniu Wisły. Z kolei autor epistoły przechodzi do opisu zdobycia Brodów. W tym przypadku Chmielnicki od­ działywa na wyobraźnię adresatów. Krnąbrni mieszkańcy jednej z najpotężniejszych twierdz na Ukrainie zapłacili życiem za przeciwstawienie się woli hetmana. Brody to egzemplum działalności wojska zaporoskiego. Na koniec wódz przywołuje argu­ ment religijny. To Kozacy walczą w imieniu Boga, który dopomaga im w mordo­ waniu Lachów. Hetman uznaje się za boże „narzędzie”, które karze hardych a wy­ nagradza „ubogich krzywdy”. Z pewnością argumentacja tego rodzaju wpływała na zachowanie oblężonych. W końcu roku 1648 wszystko przemawiało za tym, że Bóg „opuścił” Polaków i dopomaga Chmielnickiemu. Hetman jeszcze nie raz odwoływał się w korespondencji do argumentów natury religijnej. Cytowany fragment dowo­ dzi, iż wódz Zaporożców doskonale posługiwał się retoryczną perswazją. Jego suk­ cesy polityczne to wynik nie tylko militarnych zwycięstw, ale i umiejętnie prowa­ dzonej korespondencji. Wzrastając w siłę z początkiem lat 50., Chmielnicki ośmielał się grozić nie tylko mieszczanom i szlachcie, lecz także najwyższym dostojnikom i całej Rzeczypospolitej. Po zniesieniu armii koronnej pod Batohem w czerwcu 1652 roku pisał do kanclerza Andrzeja Leszczyńskiego, że to jedynie od Polski zależy czy będzie pokój, czy też dalsza wojna. Z listów przesyłanych w tym okresie do Pola­ ków powoli znika pokora i zapewnienie o ciągłej wierności. Raz po raz do głosu dochodzi hetmańska buta i duma. We wspomnianej epistole do Leszczyńskiego Chmielnicki mówi o możliwym protektoracie innego państwa:

Bo jeśliby w tym nie było łaski jego królewskiej mości, pana naszego miłościwego i wszytkiej Rzeczypospolitej, nieomylnie z stron obudwu krwie chrześcijańskiej rozlanie, a ziemie jego królewskiej mości zniszczenie być by musiało, a my postradawszy wszelkiej naszej nadziei o łasce jego królewskiej mości, pana naszego miłościwego, inszego sobie pana postronnego szukać musielibyśmy i obcej potęgi na obronę naszą użylibyśmy (s. 266).

List ten powstał wnet po rzezi, jakiej na tysiącach Polaków dopuścili się Tata- rzy, spełniając polecenie Chmielnickiego. W świetle cytowanej epistoły wydaje się, że hetman tym razem nie wierzył w przebaczenie dokonanej zbrodni. Straszenie odbiorcy możliwością zdrady Rzeczypospolitej było w rzeczywistości stwierdze­ niem zaistniałego faktu. Świadczyło o tym kilkuletnie przymierze kozacko-tatarskie oraz rysująca się coraz wyraźniej chęć przejścia Kozaków pod protektorat Moskwy. Chmielnicki zastosował w liście wypróbowaną metodę pozyskiwania przychylności słuchacza. Mamił go pozorami wierności, by tym łatwiej zrealizować polityczne plany. W tym przypadku chodziło o podporządkowanie sobie Mołdawii przez oże­ nek syna Tymofieja Chmielnickiego z Rozandą, córką hospodara mołdawskiego Bazylego Lupula. Przeanalizowana do tej pory, oczywiście wybiórczo, polskojęzyczna korespon­ dencja Chmielnickiego uświadamia, że hetman przypisywał ogromne znaczenie te­ mu środkowi informacji. List stawał się w jego ręku doskonałym narzędziem polity­ ki. Jak widzieliśmy, nierzadko okazywał się bronią skuteczniejszą niż tysiące samo­ pałów. Hetman, dysponując świetnym wywiadem na terenie Korony i Litwy, posia­ dał dane nie tylko na temat liczebności i dyslokacji polskiego wojska. Znał również przekonania polityczne większości dostojników. Informacje te umożliwiały dostoso­ wanie treści poszczególnych listów do charakteru i światopoglądu odbiorcy. Skrajny­ mi przykładami niech będą epistoły do Kisiela i Wiśńiowieckiego. To, co mogło się znaleźć w przekazie do pierwszego, nigdy by się nie pojawiło w liście do wrogo na­ stawionego księcia. Łatwowierny Kisiel odczytywał wszelkie informacje hetmana o chęci zawarcia pokoju jako całkiem szczere. Czyź przypadkowo Chmielnicki żądał w listach, by to właśnie wojewoda bracławski stawał na czele komisji mających debatować o ugodzie? Wypadnie zatem stwierdzić, że były setnik czehryński okazał się doskonałym epistolografem z punktu widzenia doboru treści w zależności od sy­ tuacji i odbiorcy. Świadczy o tym także korespondencja z ościennymi państwami. W tym miejscu nieco dokładniej przyjrzymy się listom do rządu carskiego. Samych tylko epistoł do cara Aleksego Michajłowicza zachowało się kilkadzie­ siąt. Pierwsza pochodzi z 18 czerwca 1648 roku i wskazuje na początek kontaktów Chmielnickiego z Moskwą. Hetman następująco inicjuje epistołę:

Podobno z przejrzenia Bożego to się stało, czego myśmy sami sobie życzyli i o to starali, abyśmy czasu teraźniejszego mogli przez posłańców swoich dobrego zdrowia waszej carskiej wielmożności życzyć i oddać swój najniższy pokłon. Bóg wszechmogący zda­ rzył nam od twojej carskiej wysokości posłańców, choć nie do nas, do pana Kisiela po­ słanych w potrzebach jego, których nasi towarzysze Kozacy, napotkawszy w drodze, do / nas, do wojska przywiedli. Przez których przyszło nam radośnie powiadomić twoją car­ ską wielmożność o poważaniu wiary naszej starożytnej greckiej, za którą z dawnych cza­ sów i za wolności swoje krwawo zasłużone, od królów dawnych nadane, umieramy i do tego czasu od bezbożnych arian nie mamy pokoju (s. 48). Spisana w ruskim języku epistoła ma na celu pozyskanie przychylności cara dla re­ belii Kozaków zaporoskich. W dalszych partiach przekazu Chmielnicki zachęca władcę Rosji, by przybył na Ukrainę z wojskiem i pomógł mołojcom w walce z La­ chami. Koronnym argumentem mającym przekonać cara okazała się wspólnota wia­ ry. Były setnik czehryński stara się pozyskać możnego protektora obietnicą przeję­ cia Ukrainy przez Moskwę: „Życzylibyśmy sobie jedynowładcę, pana takiego w swojej ziemi jak wasza cesarska wielmoźność, prawosławny chrześcijański car; tak by się spełniło przedwieczne proroctwo Chrystusa Boga naszego, co wszystko w rękach jego świętej miłości” (s. 49). Czytając przekaz, odnosi się wrażenie, że argument religijny nie był w intencjach piszącego najistotniejszy. Chmielnickiemu zależało przede wszystkim na niedopuszczeniu do sojuszu polsko-rosyjskiego, który zniweczyłby plany polityczne hetmana. Ciekawe że opisując zwycięstwa pod Żół­ tymi Wodami i Korsuniem, ledwie wspomniał o obecności Tatarów. Ich udział w bitwach sprowadzony został wyłącznie do brania jasyru: „Myśmy ich [tj. jeńców - P.B.] nie brali, ale ci ludzie ich brali, którzy nam służyli w tej mierze od cara krymskiego”. Tym samym Chmielnicki zacierał fakt układu kozacko-tatarskiego, który nie zostałby zaakceptowany przez cara. List Kozaka nie odniósł w pełni spo­ dziewanego skutku, mianowicie moskiewskiej pomocy. Przyczynił się jednak w pewnej mierze do niepodejmowania działań przeciw „rebelizantom”. Kolejny list z początku 1649 roku zawierał analogiczne treści co pierwszy. Mowa tu o pokona­ niu Polaków pod Piławcami. Chmielnicki ponownie zachęcał cara do zerwania po­ koju z Polską i zaatakowania ziem Wielkiego Księstwa Litewskiego. Miało to po­ zwolić monarsze na przyłączenie do Rosji ogromnych terenów, a co ważniejsze, zjednoczenia pod jednym berłem ludności prawosławnej. Autor listu stara się nadać konfliktowi polsko-kozackiemu rysy wojny religijnej. Wciąż mówi o ucisku prawo­ sławia, spychając na drugi plan kontekst społeczno-polityczny. Jak pamiętamy, w polskojęzycznej epistolografii początkowo temat ten nie pojawiał się lub wystę­ pował marginalnie. W epistole do cara nadawca modeluje wizję zhołdowanej Polski, której obywatele, mianowani „zachodnimi innowiercami”, korzą się u nóg prawo­ sławnego cara. Hetman ujawnia ponadto wstręt i nienawiść wobec Polaków, ostrze­ gając samodzierżcę przed ich przewrotnością. Dowodem na to ma być postępowanie Koroniarzy wobec Kozaków:

Lachowie, ci chytrzy i niesprawiedliwi w słowie, do nas z pokojem teraz przysyłają, a tam wojsko na nas zbierają; wiele chrześcijan w miastach wysiekli; popów i czerńców chwytając, rąbią i jako Herod różne męki czynią, za co na nich sam Stwórca niebieski będzie się mścił (s. 95).

Porównując ruskie listy do cara i jego dostojników z epistolografią polskoję­ zyczną, można odkryć ciekawe informacje na temat zdolności dyplomatycznych Chmielnickiego. W epistołach do władcy Rosji odnajdziemy wiele cierpkich słów pod adresem Polaków. Roi się tu od opisów rzezi dokonanych na ludności prawo­ sławnej. O sposobach Kozaków hetman milczy. Najogólniej tylko stwierdza, iż zwyciężył lub wziął do niewoli jakąś znaczną personę. Od roku 1648 po 1654, kiedy to hetman formalnie poddał Moskwie Ukrainę, uchwytna jest ewolucja postawy Chmielnickiego wobec cara. Przebiega ona od konwencjonalnego szacunku po wiernopoddańczą uniżoność. Odwrotnie natomiast kształtuje się stosunek hetmana do polskiego władcy. Wystarczy pod tym kątem prześledzić tytulaturę i formuły salutacyjne. Wracając do korespondencji kierowanej na ręce cara, należy stwierdzić, że charakteryzuje się ona większą szczerością wobec adresata niż pisma do Pola­ ków. Po ugodzie w Perejasławiu (1654) Chmielnicki w każdym liście informuje jedynowładcę o wewnętrznej sytuacji w Polsce, ruchach wojsk koronnych, a nawet zamierzeniach Tatarów, którzy zerwali sojusz z Kozakami. Poza korespondencją związaną z wydarzeniami na Ukrainie zachowały się listy Chmielnickiego mówiące o jego administracyjnej i gospodarczej działalności na wyzwolonych terenach. Interweniuje on w licznych sporach pomiędzy Kozakami a mieszczaństwem. Dba ponadto o rozwój prawosławnej Cerkwi, zabraniając w uniwersałach czynienia, szkód monastyrom. Fakt ten potwierdza sądy historyków o zjednywaniu przez het­ mana prawosławnej hierarchii na Ukrainie, która już w końcu 1648 roku poparła słuszność powstania przeciw Rzeczypospolitej. Kozak nie zapomniał też o najbliż­ szej rodzinie i przyjaciołach, którzy w listach otrzymują liczne nadania. Zachował się nawet uniwersał Chmielnickiego zabraniający produkcji... alkoholu przez kijow­ skich „swawolników”, którzy w ten sposób wpływali na zubożenie mieszczan i woj­ skowego skarbu. Środki dla zasilenia tego ostatniego pochodziły też z podatków, między innymi od zagranicznych kupców, o czym świadczy uniwersał z 8 maja 1654 roku (s. 343). Podatkiem mieli być objęci Grecy, Ormianie i Turcy. Podsumowując uwagi na temat korespondencji kierowanej do cara, jego urzęd­ ników oraz ukraińskiej ludności prawosławnej, trzeba stwierdzić, że dominują w niej informacje o sprawach politycznych. Natomiast zachowało się znacznie mniej przekazów hetmana, w których poruszał kwestie społeczne, ekonomiczne, admini­ stracyjne nowo powstałego organizmu państwowego. Listy takie z pewnością wy­ chodziły z hetmańskiej kancelarii, jednak w czasie licznych zawieruch na Ukrainie uległy zatraceniu. Sprawom politycznym w całości poświęcona została łacińskojęzyczna kore­ spondencja wodza mołojców. Dominują tu grzecznościowe i konwencjonalne epi­ stoły, w których hetman zapewnia o swej przyjaźni. W takiej tonacji utrzymane są listy do Jerzego II Rakoczego, Karola Gustawa czy Ferdynanda Wilhelma. Odnie­ sienie łacińskiej epistolografii do polsko- i ruskojęzycznej prowadzi do wniosku, iż Chmielnicki wprowadzał doń wąski zakres tematyczny. Najczęściej poprzestawał na rozbudowanych formułach grzecznościowych i ogólnych informacjach co do włas­ nej polityki zagranicznej. Czasem użalał się na krzywdy doznane od Polaków, pro­ ponował sojusz, ewentualnie zachęcał do wystąpienia przeciw Polsce. Jako episto- lograf najpełniej ujawnił swoje talenty w korespondencji polskojęzycznej i - w mniejszym stopniu - w epistołach pisanych po rusku. Zanim jednak podjęty zo­ stanie ten aspekt jego piśmienniczego dorobku, warto wcześniej przyjrzeć się men­ talności hetmana. Jéj główne rysy są możliwe do zrekonstruowania poprzez analizę wybranych listów. W tej części studium postaram się uchwycić główne cechy świa­ topoglądu Chmielnickiego, które fundowały jego mentalność.

Bóg, ojczyzna i wojna domowa

Wymienione w podtytule słowa wprowadzają tylko wybrane „fragmenty” rze­ czywistości, wobec których Chmielnicki starał się określić. Analizując stosunek hetmana do Boga, podejmę jednocześnie kwestię oceny religii i charakterystycznego dlań kanonu wartości. Na wstępie wypada stwierdzić, że Bóg uznawany jest przez wodza Zaporożców za wartość nadrzędną i w pełni obiektywną. W zależności od opisywanej w listach sytuacji i adresata pełni on funkcję potwierdzającą słuszność czynów i decyzji hetmana. Autorytet Stwórcy przywoływany bywa na dowód czy­ stości intencji, lojalności wobec króla i Rzeczypospolitej. Chmielnicki uzależnia od Bożej woli wyniki działań człowieka, stąd częsty w epistolografii motyw kary bądź nagrody. W wielu epistołach hetman stara się tłumaczyć swoje sukcesy łaską Stwór­ cy, uznaje go za czynnik sprawczy całego konfliktu polsko-kozackiego. Światopo­ gląd Chmielnickiego określa wiara we wszechmocną Opatrzność. Nierzadko hetman odwołuje się do Bożej woli jako czynnika determinującego postępowanie Kozaków, którzy w żaden sposób nie mogą brać odpowiedzialności za popełnione zbrodnie. Powoływanie się na autorytet Stwórcy, ewentualnie na Bożą Providentiam, da się zaobserwować już w pierwszych epistołach hetmana. I tak w liście do Włady­ sława IV z 12 czerwca 1648 roku powołuje Boga na świadka swej niewinności: „W czym sam P. Bóg jest nam świadkiem, źechmy będąc w wiernym poddaństwie i posłuszeństwie w. k. mci, żadnej swywoli nie wszczynaliśmy ani na nic złego nie zarabialiśmy” (s. 34). Mowa oczywiście o bitwach pod Żółtymi Wodami i Korsu- niem, z czego hetman stara się wytłumaczyć przed Polakami. Akcentowanie swojej pasywności, nie w pełni zgodne z prawdą, uzyskuje sankcję religijną zawartą w sło­ wach: „Bóg jest nam świadkiem”. Podobnie zresztą w dalszych partiach epistoły Chmielnicki odwołał się do Bożej sprawiedliwości:

Co się stać musiało z przejrzenia Bożego, że przy suchych drwach i surowym się dostało; kto temu przyczyną, niech sam P. Bóg sądzi. A my jakośmy przedtym byli wiernemi poddanymi w. k. mci i teraz nieodmiennie na wszelką usługę Rzeczypospolitej przeciw­ ko nieprzyjacielowi każdemu za dostojeństwo w. k. m. p. n. m. zdrowie swoje nieść go­ towiśmy (s. 34).

Tym razem nadawca wprowadził Boga jako czynnik decydujący o biegu histo­ rii. „Przejrzenie” należy tłumaczyć jako Boży wyrok. Chmielnicki zasłania się za­ mysłami Przedwiecznego, by zrzucić z siebie odpowiedzialność za śmierć wielu niewinnych Polaków. W końcowej partii cytatu powołuje Stwórcę na sędziego, któ­ ry ma zdecydować o winie którejś ze stron. Problem winy i kary zostaje zatem prze­ niesiony na płaszczyznę metafizyczną. Nadawca zdaje się mówić, że tylko Bóg mo­ że sprawiedliwie rozstrzygnąć spór kozacko-polski. Argumentacja nadawcy ma na celu, z jednej strony, zabezpieczyć Zaporożców przed ewentualnymi zarzutami ze strony Polaków, z drugiej zaś przekonać odbiorcę o wierności wojska zaporoskiego. Zdania, w których Chmielnicki powołuje Boga na sędziego, obecne są w jeszcze wielu epistołach skierowanych do Polaków. W liście do Dominika Zasławskiego czytamy: „Czego sam Pan Bóg będzie wiedział, kto za to niewinne krwie rozlanie chrześcijańskiej będzie sądził i kto tego jest własnym przyczyńcą” (s. 42). Hetman pozostawia zatem kwestię odpowiedzialności w gestii Boga. Warto nadmienić, iż Chmielnicki wiele epistoł inicjował zwrotami: „Pan Bóg na to świadkiem...”, „Wi­ dzi sam Pan Bóg...”, „Bóg wszechmogący na to świadkiem...”, „Niech sam P. Bóg świadkiem będzie...”, „Widzi Bóg...”, „Sam Bóg świadkiem...” Zwroty uświada­ miają, poza brakiem inwencyjności w zakresie ich doboru, że Chmielnicki przeko­ nany jest o niewinności Kozaków. Domyślamy się jednak, że w powoływaniu Boga na świadka nadawca dostrzegł doskonały argument wpływający na psychikę odbior­ ców. Któż bowiem w obliczu autorytetu Stwórcy mógłby oskarżyć mołojców o nie­ cne uczynki. Cytowane zwroty nie dają nam obrazu autentycznej wiary i pobożności wodza. Wpisane są w poczet retorycznej perswazji, przez którą nadawca stara się manipulować odbiorcami. Rola Boga w analizowanej korespondencji nie ogranicza się do funkcji sędziego czy świadka. Stanowi on czynnik gwarantujący prawdo­ mówność piszącego. W jednej z epistoł Chmielnicki zapewnia: „pod przysięgą Boga wszechmogącego, nie tylko jakiej zguby, ale i najmniejszej krzywdy od nas się waszmość nie spodziewajcie” (s. 69). W kompleksie epistolograficznym znajdują się także przekazy informujące o wierze hetmana w łaskę i opiekę Bożą. To.dzięki niej Stwórca polskie „zamysły wniwecz obrócił” (s. 80). On też ma „z niewoli Rusi­ nów wydźwignąć” (s. 146). Hetman często powtarza słowa: „Mamy nadzieję w Bo­ gu, że pociechy nieprzyjaciele nasi nie odniosą” (np. s. 219). W jednej z epistoł wprost stwierdza, że tylko z Bożą pomocą Kozacy wyzwolili Ukrainę: „a co nam Pan Bóg pomógł Ukrainy swej ruskiej zajachać, przy tern stoję” (s. 456). Historia wojen ukraińskich wpisana została przez Chmielnickiego w szersze i nieprzeniknio­ ne plany Stwórcy. Autor epistoł podkreśla konieczność podporządkowania się wy­ rokom Boga nawet przez najpotężniejszych monarchów. W liście do broniących się kamieńczan pisał: „Cokolwiek się staje monarchom a potężnym kawalerom, czaso­ wi a woli Bożej służyć muszą” (s. 264). Nadawca posługuje się argumentem religij­ nym, by zmusić oblężonych do poddania. Siebie uznaje za Bożego rycerza, który ma skarać pychę Polaków. Przypisanie sobie roli wodza obdarzonego boską charyzmą w pełni potwierdza dalszy fragment listu do mieszczan:

Teraz z woli Najwyższego, po rozgromieniu wojska, cokolwiek uszło, za niemi aż tu szlakiem pod Kamieniec przyszliśmy. Widząc tedy uporczywość waszą, że nie w Bogu, ale w fortecy ufność swoją położyliście, a wiedzcie, proszę was, to wy sami, że na pychę waszą wielką i mury Bóg ruszy. Jeślibyście chcieli przy uporze zostawać i my z woj­ skiem naszym Pana Boga prosząc, szukać będziemy sposobów i od was stąd nie odej­ dziemy, aż wola Boża wypełni się" (s. 264).

Chmielnicki uzurpuje sobie prawo decydowania o życiu i śmierci kamieńczan. Tłumaczy to Bożą wolą, którą zdaje się utożsamiać ze zdobyciem miasta i wymor­ dowaniem obrońców. Przypomnijmy, że list powstał 7 czerwca 1652 roku wkrótce po wiktorii pod Batohem i słynnej rzezi polskiego rycerstwa. We wcześniejszej gramocie z 3 czerwca, a więc zaraz po bitwie, hetman pisał do wojewody putywl- skiego Fiedora Chiłkowa, że za sprawą Boga pokonał Lachów: „Pan Bóg darował nam lacki obóz rozgromić 23-go dnia miesiąca maja [wg kalendarza gregoriańskie­ go 2 czerwca - P.B.]” (s. 261). Sprawiedliwy Sędzia predestynował zatem Chmiel­ nickiego do zemsty za krzywdy ukraińskiego narodu. Odnosi się wrażenie, że nie­ kiedy wódz Kozaków był przekonany o Bożym patronacie. W korespondencji bar­ dzo często natrafiamy na słowa mówiące o Boskiej łasce, woli, „dopuszczeniu”, „przejrzeniu” itp. Argumentem tym Chmielnicki szafuje nawet w pismach do Jana Kazimierza. Dla przykładu warto przywołać fragment supliki z 1653 roku, w której nadawca interpretuje ukraińskie tyraństwa „dopustem Bożym”: „Co ponieważ z do­ puszczenia Bożego stało się, prosimy, aby to w. kr. mść nam wybaczyć raczył” (s. 292). Monarcha podlega presji religijnego argumentu. Na marginesie warto do­ dać, że w powszechnej świadomości szlachty wojna domowa funkcjonowała jako kara Boża za popełnione winy. Dowodem na to jest nie tylko ówczesna korespon­ dencja, ale i znaczna liczba szlacheckich pamiętników19. Chmielnicki w korespon­ dencji skierowanej do Polaków podtrzymywał ich w tym mniemaniu. Mówił nie tylko o „karzącej prawicy Boga”, ale i „dopuście Bożym” i wysłuchaniu wołania uciśnionych. W tym kontekście należy interpretować list otwarty do szlachty woje­ wództwa wołyńskiego: „Kto by nie życzył, aby już też ta krwawa domowa wojna, którą nawiedził P. Bóg ziemię naszą i za grzechy nasze, wzięła koniec, ażebyśmy wszyscy jednostajnie P. Boga w pokoju chwalili i nieprzyjaciół pogranicznych nie cieszyli” (s. 192). Zdanie zawiera życzenie zakończenia konfliktu, którym Bóg ska­ rał Ukrainę za grzechy. Zaimek „nasze” wskazywałby, że grzeszyli nie tylko Polacy, ale' i mołojcy. Dalsze partie epistoły rozwiewają wątpliwość, gdyż Chmielnicki, „biorąc na świadectwo samego P. Boga”, uznaje niewinność tych ostatnich. W liście do wojewody Kisiela z 27 grudnia 1651 roku hetman oskarżył Polaków o łamanie postanowień pokojowych, za co, jego zdaniem, „sam Pan Bóg krzywoprzysiężców skarżę” (s. 239). Jak zaznaczono, Chmielnicki często zasłania się wolą czy też dopu­ stem Bożym po to, by się rozgrzeszyć z niecnych uczynków. W takich przypadkach nie do końca można zawierzyć jego sugestiom. Bardziej szczery wydaje się być wtedy, gdy kieruje prośby do Boga lub porucza kogoś jego opiece. „Zaklęcia” takie,

" Podobnie hetman pisał do szlachty i mieszczan w oblężonym Zamościu w listopadzie 1648 roku: „A gdyby w. m. nie życzyli sobie pokoju, którego my życzymy, o co i Pana Boga prosiemy, aby już na tym dosyć: od miasta nie odstąpiemy póty, póki się dekret Boski nie wykona on" (s. 71). ’’ Szerzej o tym piszę w rozprawie Ukraina w staropolskich diariuszach i pamiętnikach. Bohaterowie, fortece, tradycja, Kraków 2001. choć nieczęste, spotykamy przeważnie w listach do podległych mu osób. Dla przy­ kładu warto przytoczyć formułę końcową z przekazu do wojska zaporoskiego: „Za tym was Panu Bogu oddaję” (s. 315). Bezpośrednie zwroty do Stwórcy pojawiają się w listach dość rzadko, przy tym częściej w tych, które hetman kierował do rosyj­ skiego dworu. Przeważają prośby o pokonanie wrogów lub połączenie Rusinów z Moskwą. Dominują takie zwroty jak: „Daj Panie Boże...”, „Żal się Panie Bo­ że...”, „Uchowaj Boże...”. Życzenie skierowane pod adresem Stwórcy znajduje się między innymi w epistole do Kozaków dońskich: „Daj Boże miłość braterską mię­ dzy nami chrześcijanami prawosławnymi” (s. 163). Ruskie listy, w przeciwieństwie do polskojęzycznych, zawierają prośby pod adresem Bogarodzicy i wszystkich świętych. Jak wiadomo, idea pośrednictwa Maryi i świętych w Bożych łaskach jest o wiele bardziej popularna w prawosławiu niż katolicyzmie. Dzięki wprowadzeniu tego czynnika ruskojęzyczna korespondencja hetman ma „posmak” cerkiewnej po­ bożności. Natomiast w polskich listach Kozak nie manifestuje bezpośrednio swoich religijnych sympatii. Najczęściej o przywiązaniu do prawosławnej Cerkwi wnio­ skujemy poprzez analizę uniwersałów, w których domaga się zniesienia unii i po­ szanowania dla religii greckiej. Oto fragment supliki do Jana Kazimierza:

Naprzód niewolą, którą cierpi naród nasz ruski gorzej tureckiej przez unią w wierze swojej greckiej starożytnej, aby była zniesiona, prosiemy, to jest aby, jako od wieku by­ wała, tak i teraz jedna Ruś starożytna greckiego zakonu była. Władyctwa i wszytkie cerkwie aby przy narodzie ruskim wszędzie w Koronie i Litwie zostawały. Imienia unii żeby nie było, tylko rzymski i grecki zakon, tak jako się zjednoczyła Ruś z Polską (s. 105-106).

Żądanie uspokojenia religii greckiej pojawia się w listach z lat 1648-1653 dość często. Czynnik wyznaniowy stał się dla Chmielnickiego jednym z dominujących w politycznej grze. W korespondencji z Polakami nadawca raz po raz podkreślał, iż przelewanie chrześcijańskiej krwi spowodowane zostało nadmiernym uciskiem Cer­ kwi. Sprawa religii niejednokrotnie pojawiała się i w listach do Aleksego Michajło- wicza. Była koronnym argumentem w pertraktacjach na temat militarnej pomocy Moskwy. W 1653 roku hetman pisał do samodzierżcy: „Wielkiemu panu prawo­ sławnemu bijemy czołem, by twoja carska wysokość nie opuszczał nas. Król polski idzie do nas z całą lacką siłą, chcąc wygubić wiarę prawosławną, święte cerkwie, chrześcijański naród prawosławny z Małej Rusi” (s. 298). Celem skargi jest wymu­ szenie na carze zbrojnej pomocy. Hetman interpretuje wojnę polsko-kozacką jako konflikt religijny. Dzisiaj wiadomo, że nie był on najistotniejszy w podjęciu działań wojennych ze strony Zaporożców. Postulaty wyznaniowe pojawiły się w żądaniach Chmielnickiego z całą wyrazistością od momentu poparcia go przez władyków w końcu 1648 roku. Przedtem dominowały utyskiwania na ucisk ze strony dzier­ żawców, starostów i Żydów. Można zatem przyjąć, że Chmielnicki żonglował argumentami religijnymi nie tylko po to, by faktycznie „uspokoić religię grecką”, ale też by zrealizować swe ambitne plany polityczne. W tworzeniu suwerennego organizmu państwowego lub przynajmniej częściowo niezależnego hetman chciał i musiał się liczyć z duchowieństwem cerkiewnym, bezpośrednio wpływającym na poglądy szerokiej rzeszy ludności prawosławnej. Warto postawić pytanie o osobisty stosunek Chmielnickiego do religii. Niestety w przekazach źródłowych zachowało się bardzo niewiele informacji na ten temat. W stronniczych diariuszach i pamiętni­ kach XVII-wiecznych, w większości spisanych przez katolicką szlachtę, pojawiają się wzmianki o orszaku czarownic w najbliższym otoczeniu hetmana. Nie mówi się o popach20. Są to jednak dane subiektywne, nie w pełni odpowiadające prawdzie. Analiza pod tym kątem epistolografii nakazuje wnioskować o instrumentalnym traktowaniu religii przez Bohdana Zenobiusza. W jego listach brak formuł modli­ tewnych o charakterze dziękczynnym. Nigdy też nie wspomina o tym, że jego suk­ cesy militarne wynikają z wiary czy gorliwości wyznaniowej. Hetman poprzestaje w tym przypadku na woli Bożej, nie wnikając w mechanizmy decyzji Stwórcy. Nie kłóci się to wszakże z poszanowaniem kapłanów i świątyń przez wodza Zaporoż­ ców. Jak wcześniej zaznaczono, dbał on o bezpieczeństwo i dostatek monastyrów. Sam wychodził z założenia, że żołnierz winien przede wszystkim walczyć, a du­ chowny modlić się. Obaj jednak są konieczni dla prawidłowego funkcjonowania państwa. W kręgu wartości określających mentalność byłego setnika czehryńskiego z pewnością znajdzie miejsce ojczyzna. Z pojęciem tym bezpośrednio wiąże się kategoria patriotyzmu i stosunek do panującego. W najszerszym znaczeniu słowa ojczyzną była dla hetmana Rzeczpospolita Obojga Narodów. Tak było formalnie do początku 1654 roku (przyjęcie zwierzchnictwa Rosji), faktycznie zaś do przełomu lat 40. i 50. W polskojęzycznych listach Chmielnicki wielokrotnie manifestuje przy­ wiązanie do Polski. W cytowanej epistole do Władysława IV przywołuje dzieje Za­ porożców wiernie służących Rzeczypospolitej: „przodkowie nasi od wieków zwykli Koronie Polskiej i w. k. mci p. n. m. wierne poddaństwo i usługi” (s. 33). Gotowość poświęcenia dla ojczyzny manifestowana jest w większości listów. Przejawia się ona zazwyczaj w formułach inskrypcyjnych lub, częściej, subskrypcjach. Oto kilka przykładów: „Wierność poddaństwa naszego z uniżonemi usługami naszemi rycer- skiemi pod nogi w. k. mci p. n. m. jak najuniżeniej i pokornie oddajemy” (s. 33), „A my jesteśmy nieodmiennemi sługami Rzeczypospolitej, jako i przedtym bywali. A zatym się z najniższemi służbami naszemi w. ks. mości panu naszemu miłości­ wemu oddajemy” (s. 47), „A my jako przedtym, tak i teraz życzemy zostawać wier- nemi sługami i poddanemi Rzeczypospolitej. Przy tym z uniżonemi służbami swemi miłościwym w. panom jako najpilniej oddajemy się” (s. 66). Jak widać, są to dość schematyczne formuły, w których zapewnia się różnorodnych adresatów (króla bądź senatorów) o swej wierności i chęci służenia. Zazwyczaj gwarancją prawdziwości słów ma być patriotyczna tradycja wojska zaporoskiego. Chmielnicki w kilku miej­ scach wspomina również o własnych zasługach dla ojczyzny. To dla niej wziął udział w bitwie pod Cecorą, jak i późniejszych, bliżej nieokreślonych, zmaganiach

Ju Por. P. Borek, op. cit. z zewnętrznym wrogiem. Hetman szermuje argumentem, jakim jest przywiązanie do ojczyzny, w różnorodnych sytuacjach. Zwykle pojawia się on w korespondencji na temat zmagań militarnych z królewskim wojskiem. Wtedy nadawca, zapewniając o swej lojalności, szafuje pojęciem ojczyzny. Niewątpliwie jest ona dla niego warto­ ścią. Ale trzeba dodać, że nie bezwzględną. Hetman dostrzega zarówno wady ustroju, jak i panoszącą się prywatę. Z punktu widzenia uciskanej Kozaczyzny i lud­ ności prawosławnej jest ona wyrodną matką. Natomiast wartością obiektywną oka­ zuje się dla wodza Ukraina. W epistolografii raczej o niej nie wspomina. Swoje my­ śli o stworzeniu namiastki państwa na terenach ukrainnych zdradza pośrednio w wy­ powiedziach o uwolnieniu Rusinów z lackiego ucisku, o uspokojeniu prawosławnej Cerkwi, o przepędzeniu Lachów za Wisłę itp. Idea ojczyzny-Ukrainy zrodziła się w umyśle Chmielnickiego być może już po Piławcach. Celowo pojawia się tu słowo „idea”, gdyż hetman nigdy nie zrealizował w pełni swojego zamysłu. Wskazywano już, że w polskim aparacie władzy Kozacy darzyli największym szacunkiem króla. W liście do Jana Kazimierza hetman zwierza się z krzywd dozna­ nych od polskiej szlachty i magnatów. W osłabieniu władzy królewskiej dopatruje się przyczyn wewnętrznej anarchii w Rzeczypospolitej. Traktując króla jako „ojca”, prosi z jednej strony o wzięcie Kozaczyzny w opiekę, z drugiej zaś doradza wzmoc­ nienie monarszej władzy. W latach 50. wiąże jednak plany „odrodzenia Rusi” z car­ ską Rosją. Porównanie stosunku do króla z postawą wobec cara prowadzi do wnio­ sku, że jednak większą czcią darzył tego ostatniego. Wynikało to z dominującej po­ zycji samodzierżcy w państwie. Oparcie polityki na sojuszu z Aleksym Michajłowi- czem dawało hetmanowi gwarancję stabilności z trudem formowanego państwa. Z drugiej jednak strony wykluczało możliwość stworzenia niezawisłej Ukrainy. Za­ chowana korespondencja nie potwierdza sądów historyków, którzy mówią o skła­ nianiu się hetmana do zgody z Polską u kresu swego życia. Wręcz przeciwnie, listy z 1657 roku obfitują w doniesienia na temat wewnętrznej sytuacji w Polsce oraz „lackich chytrości”. W pełni potwierdza to epistoła spisana na kilkanaście dni przed śmiercią. Chmielnicki informuje w niej księcia Grigorija Romodanowskiego o soju­ szu polsko-tatarskim i próbie pozyskania doń Siedmiogrodu. A wszystko to na szkodę Ukrainy. Polacy zostali określeni stałymi epitetami: „obłudni” i „chytrzy”. Trudno więc mówić o chęci porozumienia wodza Zaporożców z Rzeczpospolitą. Układ ten był natomiast popularny w kręgu następcy hetmana, Jana Wyhowskiego. W kontekście relacji Chmielnickiego z władcami wypada się chwilę zatrzymać przy jego stosunku do szlachty. Należy przyjąć, iż pojawiające się w korespondencji słowo „Lachy” odnoszone było do tej warstwy społecznej. O swej postawie wobec braci rycerskiej najchętniej wspominał w epistołach do Rosjan, Tatarów i innych wrogów Korony. Poza przywołanymi epitetami pojawiają się jeszcze takie określe­ nia, jak „nieprzyjaciel”, „wróg”, „obłudnik”. Swój negatywny stosunek nadawca wyraża też przez prezentację zamierzeń szlachty wobec Kozaczyzny i prawosławia. Najogólniej mówiąc, według hetmana, Polacy dążą do likwidacji Kozaków i wyko­ rzenienia religii greckiej. Gdy w 1657 roku wódz dowiedział się o planowanym ata­ ku litewskich wojsk na Kijów, fakt ten skomentował następująco: „Taka to lacka zdrada, jak z dawna zwykli figlami żyć, teraz ich jawna zdrada pokazała się” (s. 614). Z pośrednią charakterystyką Lachów spotykamy się w liście do sułtana Mehmeda IV. Epistoła powstała w kilka miesięcy po klęsce hetmana pod Berestecz- kiem (1651). Nadawca określa szlachtę mianem „plagi Boskiej”, która nadal ciemię­ ży niewinnych poddanych (s. 233). Z przedstawionych do tej pory argumentów wynikałoby, że Chmielnicki nie da­ rzył sympatią warstwy szlacheckiej. Nie wydaje się to jednak do końca prawdą. Z pewnością bliska mu była prawosławna część szlachty, która nierzadko stawała po stronie powstania21. Inaczej oceniał katolików. Z listów jednoznacznie wynika, że był do nich wrogo nastawiony. W pewnym jednak sensie zaprzeczają temu uniwer­ sały do szlachty poszczególnych województw, w których gwarantuje zachowanie własności i posiadanych tytułów. Czy jednak szczerze? Trudno jednoznacznie roz­ strzygnąć kwestię oceny całej warstwy społecznej. Wszak do dziś nie udowodniono przynależności stanowej hetmana, który pieczętował się starym herbem Abdank. W korespondencji pojawiają się dwie informacje na temat statusu społecznego Ko­ zaka. Jedną z nich badacze dziejów przywołują na dowód szlachectwa Chmielnic­ kiego. W liście do Jana Kazimierza z 15 sierpnia 1648 roku wódz określił się mia­ nem: „urodziwszy się urodzonym Chmielnickim” (s. 122). Jest to sugestia, że het­ man faktycznie wywodził się z warstwy szlacheckiej. Jednakże informacji tej w pewnym stopniu zaprzecza epistoła do pułkownika niemieckiego regimentu bro­ niącego Zamościa. Czytamy w niej: „ale my, lubośmy nie wszyscy synowie koronni [podkr. P.B.], ale jako z przodków naszych wojenni, takichże równych sobie w rycerstwie, jako waszmość, bardzo bychmy radzi zobopólnie przyjąć w to­ warzystwo” (s. 69). Mówiąc o „synach koronnych” hetman miał na myśli szlachtę, z którą winni się równać „wojenni” czyli Kozacy. Nie wiadomo jednak czy Chmiel­ nicki zaliczał siebie do grupy „nie wszyscy”. Kontekst wskazywałby na to, że tak. Dysponujemy zatem dwiema sprzecznymi informacjami na temat statusu społeczne­ go hetmana. On sam najlepiej się czuł jako Kozak. By dopełnić rozważania o mentalności Chmielnickiego, postaram się zwięźle przedstawić jego stosunek do wojny. To powstaniu hetman zawdzięczał błyskotliwą karierę polityczną. Wojna domowa określa większość jego czynów i decyzji. Ona jest siłą napędową poczynań Kozaka. Wraz z przebiegiem działań militarnych i uzy­ skiwaniu coraz to nowych sukcesów Chmielnicki dojrzewa do roli przywódcy. Jest coś niesamowitego w przeobrażeniu się mało znaczącego setnika czehryńskiego w hetmana wojsk zaporoskich. Ewolucję jego osobowości potwierdzają listy. Pierw­ szy adresowany do Mikołaja Potockiego, utrzymany jest w tonacji skargi. Nadawca prosi hetmana koronnego o opiekę, nadmieniając o swojej wierności. Kolejne epi­ stoły pochodzą z okresu zwycięskich bitew pod Żółtymi Wodami i Korsuniem. Oszołomiony rozmiarami sukcesu Chmielnicki zaczyna powoli stawiać warunki przeciwnej stronie. Świadczy to o jego politycznym dojrzewaniu. Wkrótce nawią-11

11 Zob. W. Lipiński, Stanisław Michał Krzyczewski. Z dziejów walki szlachty ukraińskiej >v szeregach powstańczych pod wodzą Bohdana Chmielnickiego, Kraków 1912. żuje kontakty z największymi potęgami Europy środkowo-wschodniej. We wszyst­ kich negocjacjach dyplomatycznych podkreśla swoje militarne sukcesy. Wojna oka­ zuje się najskuteczniejszym środkiem w osiąganiu praw politycznych i religijnych dla Rusinów. Mowa oczywiście o tworzącej się elicie kozackiej, gdyż de facto po­ wstanie nie zmieniało sytuacji ogółu ludności prawosławnej. Dla szerokiej rzeszy „czerni” walka była tylko okazją do wywarcia zemsty i chwilowego wzbogacenia się. Analizując korespondencję wodza pod kątem obrazu wojny, nasuwa się wnio­ sek, że stanowiła ona nadrzędny problem. Przy tym w kreacji Chmielnickiego przy­ biera ona rozmiary ogromnej machiny, dla której nie jest istotna tragedia pojedyn­ czych jednostek. Uzmysławia to zastosowanie w epistołach opozycji my - wy (oni) w opisach zmagań polsko-kozackich. Konflikt określany bywa różnorako: „wojna domowa”, „rozlanie krwie chrześcijańskiej”, „szarpanina”, „klęska”. Chmielnicki tak modeluje obraz wojny, by winą za nią obarczyć Polaków. Stara się przekonać adresatów o kozackiej defensywności, choć rzeczywistość temu przeczy. O praw­ dziwych intencjach wypowiedział się, przykładowo, w liście otwartym do obywateli Zamościa: „Nie rozumiejcie tego, abyśmy tylko pod Zamoście przyszli, mam w Pa­ nu Bogu nadzieję, że Pan Bóg wszechmogący przez jedno lato tę zimę, jakoście wiele z nas przez dziesięć lat brali, nagrodzi z łaski swej świętej, z waszych majęt­ ności” (s. 76). Głównym motorem działania okazuje się chęć zemsty za doznane krzywdy. Mimo wciąż ponawianych deklaracji o przyjaźni, wierności, chęci zaprze­ stania „rozlewu krwie chrześcijańskiej” i powrotu do czasów „szczęśliwego pokoju” Chmielnicki wytrwale zmierza do „wybicia” ruskiego narodu spod „lackiej niewo­ li”. Zwłaszcza jego listy do cara obfitują w informacje o zmaganiach z Polakami. Wojna dla hetmana nie ograniczała się jedynie do militarnych rozstrzygnięć. Jej na­ czelnym składnikiem była dyplomacja oraz doskonały wywiad. Rzadko podkreśla się fakt, iż o wielu sukcesach politycznych wodza zdecydował nie tyle oręż, co sieć szpiegów działających na terenie Korony i Litwy. Rozmiary wywiadu uświadamia głównie korespondencja do cara i jego zauszników. Siedząc w Czehryniu czy ulu­ bionym Subotowie, wódz doskonale wiedział, jakie plany snuje Warszawa czy Krym. Informacjami tymi dzielił się częściowo z Kremlem. Badając stosunek het­ mana do wojny, należy pamiętać, że był on Kozakiem. W związku z tym niejako przez „profesję” wiązał się z rzeczywistością wojenną. Ona to kształtowała jego charakter i zasób doświadczeń, wpływała na ujawnienie i doskonalenie talentów politycznych, wreszcie decydowała o możliwości uskutecznienia ambitnych planów.

Pomiędzy retoryką a potocznością

W uwagach wstępnych do niniejszego studium pojawiło się stwierdzenie, że epistolografia Chmielnickiego nie należy do wybitnych pod względem artystyczne­ go kunsztu12. Opinię tę wypada podtrzymać. Należy jednak zwrócić uwagę na fakt, 11

11 Listy te mogą jednak stanowić fascynującą lekturę dla współczesnego czytelnika m.in. z uwagi na wa­ lory poznawcze. Wypada przywołać istotne zdanie Hanny Malewskiej na temat barokowej epistolografii: że właściwie całość zachowanej korespondencji należy do odmiany listu urzędowe­ go bądź politycznego. Praktycznie nie dysponujemy listami prywatnymi wodza, w których pełniej objawia się jego epistolograficzny talent. Będąc hetmanem wojska zaporoskiego, Chmielnicki traktował epistołę jako rodzaj piśmiennictwa użytkowe­ go23. W listach dominuje funkcja poznawcza i perswazyjna. Kompleks epistologra­ ficzny hetmana charakteryzuje się zwięzłością i rzeczowością przy jednoczesnym zachowaniu konwencjonalnej struktury kompozycyjnej. Jak pamiętamy, od średnio­ wiecza postulowano uwzględnienie następujących składników w obrębie listu: wstępne pozdrowienie (salutatio), pozyskanie życzliwości adresata (captatio bene- volentiae), prezentacja sprawy (narratio), prośba (petitio) i zakończenie (conclu- sio)14. Renesans dodatkowo przywołał antyczną zasadę stosowania odpowiedniego stylu w zależności od adresata25. Teoria ta utrzymała swą aktualność i w dobie baro­ ku. Jej zastosowanie w praktyce objawiało się poprzez wprowadzanie stylistycznych zawiłości, rozbudowanej tytulatury oraz licznych makaronizmów. Strukturę listu wyznaczała zatem retoryczna konwencja, w myśl której epistoła nawiązywała swym kształtem do mowy26. W przypadku korespondencji Chmielnickiego możemy mó­ wić o praktycznym zastosowaniu teoretycznych reguł kompozycji. Większość listów inicjuje formuła salutacyjna uwzględniająca zarówno stanowisko i urząd adresata, jak i odpowiednią tytulaturę. Oto kilka przykładów sformułowań wstępnych do róż­ nych adresatów: „Najjaśniejszy miłościwy królu panie, panie nasz miłościwy i do­ brodzieju” (s. 33), „Jaśnieoświecone miłościwe ks. Zasławskie, a nam wielce miło­ ściwy panie i dobrodzieju” (s. 41), „Jaśniewielmożny mości panie wojewodo bra- cławski, nam wielce miłościwy panie i dobrodzieju” (s. 45), „Ichmość panom sena­ torom, tak przezacnemu rycerstwu, szlachcie koronnej jako i panom obywatelom miasta Zamościa i wszystkiemu pospólstwu w Zamościu na ten czas będącemu, zdrowia dobrego od Pana Boga i pokoju uprzejmie i wiernie życzemy” (s. 71), „Se- renissime princeps Transilvaniae, domine et benefactor nobis colendissime” (s. 93), „Mnie wielce mci p. Antymir, mój mci p. i bracie” (s. 110), „Wielmożny mciwy panie Peri aga perekopski, nasz wielce m. p. i przyjacielu” (s. 113), „Bożą miłością wielkiemu panu carowi i wielkiemu kniaziowi Aleksemu Michajłowiczowi, całej

„Listy staropolskie, zwłaszcza z pierwszej połowy XVII wieku, to dobra literatura, dotychczas za mało znana. Jest w nich czystość języka, naturalność i celność stylu, poszanowanie form, a zarazem ujmująca prostota - i to jako cechy powszechne, nie wyjątkowe". H. Malewska, Listy staropolskie z epoki Wazów, Warszawa 1959, s. 5. 22 Szerzej o kwestii literatury użytkowej (stosowanej) pisała Stefania Skwarczyńska w pracach: O pojęcie literatury stosowanej, „Pamiętnik Literacki" 1931, t. 28, s. 1-24, toż [w:] Szkice z zakresu teorii literatu­ ry, Lwów 1932; Teoria listu, Lwów 1937; Kariera literacka form rodzajowych bloku silva, [w:] Wokół teatru i literatury. Studia i szkice, Warszawa 1970; Wokół teorii listu. Paradoksy, „Pamiętnikarstwo Pol­ skie” 1972, z. 4, s. 37-45. 24 E. Winniczuk, Epistolograjia..., s. 6. 25 T. Lancholc, List, [w:] Słownik Literatury Staropolskiej, pod red. T. Michałowskiej, Wroclaw-War- szawa-Kraków 1990, s. 398; S. Skwarczyńska, Teoria listu, ś. 27 i n. 26 Por. S. Skwarczyńska, Teoria listu, s. 23 i n. Rusi samodzierżcy, Bohdan Chmielnicki, hetman wojska zaporoskiego i całe woj­ sko zaporoskie czołem biją” (s. 115). Tych kilka przykładów wystarczy, by porów­ nać zawartość inskrypcyjnej salutacji z zaleceniami listowników27. Nakazywały one uwzględniać tytuł rodowy adresata, odpowiednią formułę grzecznościową wskazu­ jącą na typ stosunków pomiędzy nadawcą a odbiorcą (np. określenie ,jaśnieoświe- cony” przysługiwało tylko członkom rodów książęcych), imię i nazwisko, nazwy posiadłości i godności obywatelskich, ewentualne informacje na temat pokrewień­ stwa, inne określenia grzecznościowe (np. „dobrodziej”). Chmielnicki zachowuje hierarchię tytułów w stosunku do odbiorców28. Króla, zgodnie z etykietą i wymaga­ niami listowników określa epitetem „najjaśniejszy”, książąt Jaśnieoświecony”, szlachtę pełniącą wysokie urzędy publiczne odpowiednio: .jaśniewielmożny”, „wiel­ możny”. Natomiast stosunek emocjonalny wobec adresata zawarty jest w słowach: „dobrodziej”, „brat”, „przyjaciel”. W zakresie ukształtowania kolejnych części epi­ stoły autor również stosuje się do dyrektyw ars epistolandi, choć nieraz captatio benevolenliae lub petitio rozbijają tok narratio. Narracja to najważniejsza część li­ stu, gdyż to w niej nadawca prezentuje meritum sprawy. W przypadku Chmielnic­ kiego, o czym była mowa we wcześniejszych partiach studium, są to kwestie poli­ tyczne, społeczne i religijne. Wiele uwagi zajmują sprawy wojny i negocjacji pro­ wadzonych z adresatami. Epistoły hetmana można by podzielić na jedno- i wielote- matyczne. Te ostatnie posiadają strukturę łańcuszkową. Nadawca po wyczerpaniu jednego tematu przechodzi do następnego itd. Całość zaś wywodu mieści się w ob­ rębie narratio. Natomiast konstrukcja prośby jest dość schematyczna. Dla zilustro­ wania przywołany zostanie zwrot do sułtana kałgi: „Zmiłuj się, zmiłuj w. c. m., ja- koć począł z przodku, tak i do końca racz nas bronić. Przy tym oddajemy się łasce miłościwej w. c. mci z uniżonemi usługami” (s. 112). Inne prośby powtarzają ten schemat. We wszystkich pojawia się informacja o gotowości do służenia. Formuła subskrypcyjna, która wieńczy epistołę, poza ponownym przywołaniem osoby adresata służy prezentacji nadawcy. Jednocześnie właśnie w tym miejscu zamanifestowany bywa stosunek piszącego do odbiorcy. Oto wybrane zwroty: „W. m. m. m. p. i brata wszego dobra życzliwy przyjaciel i brat i sługa, Bohdan Chmielnicki, hetman z wojskiem zaporoskim” (s. 111), „Waszmościom m. m. pp. i wszystkiemu pospólstwu życzliwy przyjaciel i rad służyć, Bohdan Chmielnicki z wojskiem zaporoskim” (s. 75), „Waszej król. mci panu naszemu miłościwemu najniższy słudzy i wierni poddani, Bohdan Chmielnicki, starszy na ten czas z woj­ skiem zaporoskim” (s. 80). Podobnie jak w przypadku inskrypcji, subskrypcja za­ wiera zwroty grzecznościowe, przez które nadawca wyraża szacunek odbiorcy. Sto-

” Szczegółowe informacje na temat teorii inskrypcji i subskrypcji przedstawiła Katarzyna Mroczek w szkicu Tytulatura w korespondencji staropolskiej jako problem stosunku między nadawcą a odbiorcą, „Pamiętnik Literacki” 1978, z. 2, s. 127-148. M Zbigniew Wójcik podkreśla znaczenie odpowiedniej tytulatury w stosunku do adresata staropolskiej epistoły. Por. Z. Wójcik, Rok 1683 w korespondencji Jana III z Marią Kazimierą, [w:] M.K. i J. Sobiescy, Listy okresu odsieczy wiedeńskiej. Warszawa 1983, s. 11. sowanie odpowiedniej tytulatury względem adresata miało na celu pozyskanie jego przychylności dla wnoszonej sprawy. Trzeba przyznać, iż Chmielnicki nie uchybiał w tym względzie etykiecie. Porównując polskojęzyczne listy hetmana ze szlachecką korespondencją XVII stulecia, dochodzimy do wniosku, że hetman posługiwał się czystą polszczyzną (nikła liczba makaronizmów). Jest to niewątpliwie podstawowa różnica w stosunku do epistoł Polaków. Wypada ją uznać za cechę idiostylu wodza Kozaków29. Nato­ miast w zakresie składni epistolografia Chmielnickiego odzwierciedla upodobania ówczesnej szlachty. Dostrzegamy tu bardzo wyraźne wpływy retoryki typu kon­ strukcyjnego. Zagadnienie to przedstawione zostanie na przykładzie listu do pod­ komorzego wileńskiego Hilarego Czyża:

Po szczęśliwem za pomocą Bożą zwróceniu mojem z wojskiem naszem zaporoskim do Kijowa, wziąłem wiadomość od mieszczan kijowskich, że tam w Litwie, a mianowicie pod Bychowem, kupy swawolne pod tytułem wojska naszego zaporoskiego, wielkie krzywdy i szkody jw. p. podkanclerzemu W. Ks. Lit. poczynili i do samego miasta By- chowa szturmowali. Którego łaskę miłościwą tak i wszytkich ich mciów pp. Senatorów W. Ks. Lit. uważając my, z tern się deklaruję, gdy jw. Podkanclerzy po mnie afektować tego będzie chciał, każdego swawolnika takiego, który tamte kupy zbierać i szkody czy­ nić ważył się, połapać i bez odwłoki na gardło pokarać, tak jako już pokarano, rozkażę, gdy wojsko zaporoskie w całym z W. Ks. Lit. pokoju, mimo wszelakie niechęci zosta­ wało. Co też tam w Bychowie kazałeś w. m. pan niewinnych ludzi, mieszczan i kupców kijowskich z ich towary i pieniędzmi, względem teraźniejszych między nami a Rzeczą- pospolitą zawieruch i niezgód, zatrzymać i więzić, wielce o nich w. m. pana upraszam, aby na prośbę moję uwolnienie i wyswobodzenie z chudobami swemi zaraz, jako ludzie niewinni, otrzymali. Czego ja po w. m. panu doznawszy, wszelkim sposobem powolnych usług moich zawdzięczać i odsługować winien zostawszy, łasce się przy tern w. in. pana jako najpilniej oddaję (s. 87).

Pobieżne prześledzenie składni cytowanej epistoły prowadzi do wniosku, że jest ona bliska łacińskiemu szykowi, w którym czasownik zajmuje finalne miejsce. We­ dle Anny Wierzbickiej konstrukcja tego typu wiązała się z „ekspansją stylu perio­ dycznego”30. W wypowiedzi hetmana zastosowanie formy okresu retorycznego nie idzie w parze z doborem „wysokiej” leksyki. Można raczej mówić o stosowaniu maniery stylistycznej polegającej na wypełnianiu składniowego „szkieletu” periodu niskimi treściami. Za takie bowiem należy uznać informacje o działalności „kup swawolnych” na terenie Litwy. Epistoły Chmielnickiego nawiązują w zakresie lek­ syki do stylu potocznego31. Hetman stroni co prawda od wulgaryzmów, lecz często stosuje prozaizmy, przysłowia, porzekadła. I tak, w liście do polskiej szlachty stwierdza: „nie pomoże wam Pan Bóg więcej na nas jeździć” (s. 76), w innym miej-

” Por. przypis 10. ■*“ A. Wierzbicka, System skladniowo-stylistyczny prozy polskiego renesansu, Warszawa 1966, s. 66 i n. 11 O wyznacznikach stylu potocznego zob. H. Kurkowska, S. Skorupka, Stylistyka polska. Zarys, Warsza­ wa 1959, s. 234-242. scu prosi hetmana Potockiego o zaniechanie działań wojennych, gdyż wywoła to opór poddanych: „każdy przy swojem ubóstwie umrzeć gotów i głowę położyć ze­ chce, bo leda ptaszek gniazda swego, jako może, ochrania” (s. 220). Wrogie poczy­ nania niejednokrotnie komentuje słowami: „dołki kopają, gdzie dobra roście przy­ jaźń” (s. 336), „pod nami widome i jawne kopają doły” (s. 338). Trzeba dodać, że w kompleksie epistolograficznym Chmielnickiego trafiają się listy, w których autor stosuje styl wysoki. Nie są one częste, lecz warto je przywołać po to, by uświadomić sobie talent oratorski hetmana. O zdolnościach krasomówczych wodza wspominają staropolscy pamiętnikarze. Pierwszy fragment pochodzi z uniwersału do szlachty powiatu pińskiego, w którym hetman zapewnia o swej przyjaźni:

Przedwieczna mądrość sama drogi pospolitego rozdając pożycia, dobrze czyniącym źle zadzialywać gdy zakazała, przyjaznych sercem ustanowiła przyjmować przyjacielskim, dawszy tego należne podobieństwo, że niesłuszna, aby za rybę wężem, za chleb kamie­ niem i inszemi ziemi rzeczoma miał kto za dobre odbierać uczynki, gdy tedy najwyższy świata podsłoneczncgo Stwórca i Rządca takowych do obejścia z ludźmi nauczał sposo­ bów, najpewniejsze takie szczyrości i przyjaźni wzajemnej fundując ustawy, dobrym oddawać za dobre, dlategoż ani żadnemu, jego łaską stworzonemu, z bliźnim swoim obchodzić się niesłuszna inaczej, życzyli sobie ujść za schybienie drogi zbawiennej, Boskiej kary i ludzkiego posądzenia (s. 601).

O podniosłości stylu współdecyduje zarówno wysoka leksyka: „przedwieczna mądrość”, „Stwórca”, „Rządca”, „łaska”, jak i szereg figur retorycznych: peryfraza, antyteza, szyk przestawny. Podobnie w innym fragmencie Chmielnicki-retor ukazał swoje zdolności epistolograficzne:

Acz z ust własnych chwała nie przyjemna, jednak wprawdzie i pochwalić się godzi, że nam ni o czym barziej w głowie nie kołacze, jako żebyśmy zadawnione na Cerkwi wo- stocznej synach jarzma pokruszywszy i samą matkę swoją miłym ucieszyli swobody do­ stojeństwem. Dosyć się już najechała, tak wiele łat przysiodłaną bywszy od persekuto- rów, dosyć napłakała tak wiela ukolatana niewczasów. Czas by już od łez osuszyć jej oczy z ruin cerkwi Bożych zamoczone (s. 556).

Autor posłużył się alegorią, która ma uzmysłowić adresatowi ogrom cierpień prawosławnej Rusi. Figura retoryczna pełni funkcję perswazyjną. Uwzniośłeniu stylu sprzyja zastosowanie wyliczenia opartego na paralelizmach składniowych. W epistole nadawca stara się przekonać Rosjan do walki z Polakami. Natomiast w cytowanym wcześniej fragmencie listu Chmielnicki wprowadził styl podniosły, by, z jednej strony, zaimponować szlachcie swym krasomówstwem, z drugiej zaś okazać swą wyższość i dobroć względem przyszłych „poddanych”. Wypada podsumować dotychczasowe rozważania. Analiza epistoł hetmana prowadzi do wniosku, że znał on zasady ars epistolandi, które wyniósł najpewniej ze szkoły. Zachowana korespondencja urzędowa pozwala wnioskować o tym, że pisanie listów nie było dla wodza przykrym obowiązkiem. Wręcz przeciwnie, wy­ daje się, że lubił korespondować. Zazwyczaj posługiwał się stylem potocznym32, choć, jak dowiedliśmy, często wykorzystywał retorykę typu konstrukcyjnego. Potra­ fił też umiejętnie kształtować zawartość treściową w zależności od adresata. To de­ cydowało w znacznej mierze o sukcesach jego dyplomacji. Warto nadmienić, że Chmielnicki tworzył „wielką” historię. Jej ślady pozostawił w epistołach. Za jeden z nich wypadnie uznać kreację własnego wizerunku, który w tym miejscu starano się przynajmniej częściowo odtworzyć. Poprzez kształt swoich listów hetman staje się bliski kulturze staropolskiej, która oddziaływała na niego przez kilka dziesięcio­ leci. Właśnie w listach jak w zwierciadle Chmielnicki zapisał swój światopogląd. Prezentowany przezeń typ mentalności z pewnością odbiegał od przeciętnej świado­ mości szlachcica-katolika. Jednak w wielu przypadkach był z nią tożsamy, jak choćby w umiłowaniu przywilejów czy powinności bronienia wiary. I choć wypadnie się zgo­ dzić, że pod względem walorów artystycznych są to jedynie listy „przeciętne”, to jed­ nak trzeba przyznać, iż w historii stosunków polsko-kozackich odegrały arcyważną rolę. Warto zatem pamiętać o hetmanie-epistolografie, który poprzez polskojęzyczną korespondencję wpisuje się w obszar staropolskiego piśmiennictwa.

On Bohdan ChmieLnicki's Letters

Abstract

The study deals with several hundred letters of Bohdan Chmielnicki from the years 1648-1657. They come from the most active period of the Hetman of the Zaporozhye army and they both testify to his excellent diplomatic sense as the chief of Zaporozhye, and they arc a source enabling researchers to reconstruct his outlook on life, system of values, manner of exercising power and conducting foreign affairs. The preserved letters are in Polish, Russian and Latin. The exchange with Polish officials was conducted exclusively in Polish, which clearly indicates the Cossack’s close links with Polish culture. Although the letters are not markedly artistic in their style, they expose Chmielnicki as the author conversant with the convention of ars epistolandi. Thus paradoxi­ cally, the of majority of the great chiefs letters allows for their author’s inc­ lusion in the group of Old Polish authors.

” S. Skwarczyńska uznaje potoczność stylu w liście jako „pochodną potoczności życia”. Z pewnością w tym przekonaniu jest wiele racji (Teoria listu, s. 295). Podobne twierdzenie odnajdziemy w studium Jana Trzynadlowskiego Małe formy literackie, Wrocław 1977. W rozdziale Lisi i pamiętnik. Dwie formy wypowiedzi osobistej czytamy: „Kolokwialność języka listu wynika bezpośrednio z jego funkcji infor- matywnej i komunikatywnej [...]“ (s. 85). Annales Academiae Paedagogicae Cracoviensis Folia 17 Studia Historica II (2003)

Agnieszka Skórska-Jarmusz Zbrodnia i kara w świetle wybranych listów i pamiętników drugiej potowy XVII stulecia

Stare listy, diariusze i pamiętniki przynoszą cenny materiał źródłowy, pozwala­ jący na zgłębienie warunków życia oraz mentalności ludzkiej w dawnych wiekach1. Podobnie jak wielu nam współczesnych chętnie sięga po dzienniki z doniesieniami 0 sensacyjnej treści, tak i nasi przodkowie, złaknieni cudzego dramatu, pozostawili po sobie informacje o kradzieżach, gwałtach, morderstwach i rozbojach. Badacze historii społecznej zauważyli już niejednokrotnie, że polskie pamiętniki na ogół nie przynoszą wielu wiadomości z zakresu rodzimych obyczajów. Przyczy­ ny tego należy upatrywać w spowszednieniu pewnych zjawisk, które będąc dla wszystkich oczywiste, nie wymagały szerokiego komentarza. Inaczej traktowali te kwestie reporterzy cudzoziemscy. Dla nich w tym dalekim, zimnym kraju, wokół którego już wtedy narosło tak wiele legend i długo pokutujących stereotypów, wszystko było nowe, ciekawe i godne odnotowania. Ich opisy obfitują w porówna­ nia do analogicznych przypadków obserwowanych we własnej ojczyźnie. Zasada ta znajduje zastosowanie również w odniesieniu do spraw kryminalnych. Charakterystyczną cechą wyróżniającą relacje polskie jest koncentracja uwagi na samym fakcie oraz przebiegu przestępstwa. Rodzimych autorów na ogół nie za­ prząta problem kary wymierzanej schwytanym winowajcom, chyba że w grę wcho­ dziły np. zbrodnie przeciwko królowi lub państwu. Tak było w przypadku niefor­ tunnego zamachowca na króla Zygmunta III - osławionego Piekarskiego. Pamiętni­ ki odnotowały przebieg kaźni, wzorowanej na śmierci Ravaillaca, zabójcy Henryka IV. W tym wypadku nadanie rozgłosu egzekucji rozumiano jako środek prewencyj­ ny, mający odstraszyć potencjalnych królobójców.

1 Bibliografię pamiętników, choć niepełną, zestawia E. Maliszewski, Bibliografia pamiętników polskich i Polski dotyczących (druki i rękopisy), Warszawa 1928. Praca ta, mimo że zasłużona, jest jednak leciwa, stąd konieczne są uzupełnienia, jak choćby bibliografia przedmiotu zamieszczona w pracy T. Chynczew- skiej-Hennel, Rzeczpospolita XVII wieku w oczach cudzoziemców, Wrocław 1993. Odwrotną sytuację obserwujemy we wspomnieniach zagranicznych podróżni­ ków. Teatr śmierci nieodparcie przyciągał spragnionych mocnych wrażeń - egzeku­ cje i publiczne upokarzanie przestępcy stanowiły dodatkową, bezpłatną rozrywkę. Wstrząśnięci i rozemocjonowani podróżnicy chętnie dzielą się z czytelnikami dra­ stycznymi szczegółami kaźni. W swych notatnikach krótko sygnalizują rodzaj po­ pełnionej przez skazańca winy, jednak samego przebiegu przestępstwa czy bliższych szczegółów próżno byłoby u nich szukać. Cóż jednak mogli wiedzieć ponad przy­ padkowo zasłyszane w oberży wiadomości (jeżeli oczywiście byli w stanie się z kimkolwiek porozumieć). Te braki nadrabiają skrzętnie odnotowując różnice w sy­ stemie penitencjarnym polskim i obcym. Wielu z nich z całkowitym brakiem obiek­ tywizmu starało się przeciwstawić cywilizowane obyczaje własnego kraju „barba­ rzyńskim” praktykom wielkiego państwa na wschodzie Europy. Przyjeżdżali do Pol­ ski z ukształtowanymi przez swoich poprzedników wyobrażeniami, których nie po­ trafili lub nie chcieli przełamać, musimy się więc pogodzić z faktem, że wracając do siebie utrwalali swymi wspomnieniami negatywny obraz naszego kraju. Gwoli sprawiedliwości trzeba jednak zaznaczyć, że wśród pamiętnikarzy trafiali się także prawdziwi entuzjaści naszego narodu. Wielu interesujących szczegółów dotyczących wymierzania sprawiedliwości przestępcom w Polsce dostarcza nam diariusz Jana Chrzciciela Fagiuolego1 *, pełnią­ cego w latach 1690-1691 funkcję sekretarza nuncjusza stolicy apostolskiej Andrzeja Santa Croce. Sądząc z bogatych opisów dotyczących zachowania skazańców, Fagiuoli musiał często osobiście uczestniczyć w krwawych widowiskach, które od­ bywały się na Rynku Starego Miasta w Warszawie. Niektóre z wypowiedzi florentczyka są nader lakoniczne, ograniczają się do su­ chego stwierdzenia faktu, np. pod datą 28 VII 1690 r. znajdujemy zapisek dotyczący ścięcia pewnej kobiety, skazanej za otrucie męża. Winowajczyni pozbyła się do­ tychczasowego towarzysza życia w nadziei powtórnego zamążpójścia, mającego dać jej więcej zadowolenia. Fagiuoli nie precyzuje, czy oczekiwana przez zbrodniarkę satysfakcja miała mieć charakter emocjonalny czy raczej wiązała się z korzyściami finansowymi. Najprawdopodobniej powtarza tu jedynie zasłyszane w mieście plotki, sama zaś sprawa nie wywarła na nim wielkiego wrażenia. Dla porównania - zupeł­ nie inaczej ustosunkowuje się Sarnecki3 do, wprawdzie o wiele bardziej dramatycz­ nej, ale podobnej - jeśli chodzi o motywy - zbrodni, która miała miejsce parę lat później w Lesznie. Sarnecki określa ją mianem „atrocitas” (okropieństwa, bestial­ stwa), a rzut oka na sytuację wystarcza by zrozumieć, dlaczego stały korespondent Radziwiłłów był tak bardzo wstrząśnięty. Wykorzystując stan kompletnego zamro­ czenia alkoholowego męża, żona nieszczęśnikowi salva veneratione naturalia ze

1 G.B. Fagiuoli, Diariusz podróży do Polski, fragmenty w opracowaniu i tłumaczeniu W. Kulczyckiego, „Czas. Dodatek miesięczny”, t. XI, R. III, 1858, s. 237-306. Autorce nie udało się dotrzeć do włoskiego oryginału. 1 K. Sarnecki, Pamiętniki z czasów Jana Sobieskiego. Diariusz i relacje z lat 1691-1696, wyd. J. Woliń­ ski, Wrocław 1958, s. 307. wszystkim brzytwą odcięła („abscidit”)4. Jako powód podawała brak satysfakcji w małżeństwie, mąż rzekomo był impotens ad matrimonium. Dobrze poinformowa­ ni ludzie twierdzili jednak, że winna dopuściła się tego odrażającego przestępstwa ex malitia (ze złośliwości), oddawała się bowiem jejmość pokątnym miłostkom, za które mąż ją „strofował” (najprawdopodobniej nie słownie zresztą, a rózgą lub ki­ jem). W doniesieniu Sarneckiego nie znajdujemy informacji o rodzaju kary, jaka spotkała winowajczynię. Wiadomo tylko, że prowadzona do wieży (gdzie zapewne miała jedynie oczekiwać na wyrok, a nie odbywać karę) nie zaprzeczała niczemu. Wypada żałować, że nie możemy poznać dalszego losu kobiety, gdyż chodziło o szczególną sytuację - nie miało tu miejsca morderstwo z premedytacją (choć co prawda skończyło się zgonem poszkodowanego), lecz trwałe, i co tu kryć - hańbiące mężczyznę okaleczenie. A prawo miast lokowanych czy to na prawie magdebur­ skim, czy na chełmińskim, nie należało do łagodnych. Większość przestępstw kara­ no śmiercią, w zależności od wagi wykroczenia zmieniał się jedynie sposób wyko; nania kary. Alternatywą dla egzekucji były równie okrutne kary mutylacyjne (pole­ gające na trwałym okaleczeniu skazańca). Ludność miejska prawo magdeburskie potocznie nazywała „Krwawym Saksonem”5, co w pełni oddaje jego charakter. Nie­ stety nie jest zaskoczeniem, iż - jak zauważa A. Karpiński - ubodzy i gorzej uro­ dzeni mogli być pewni daleko mniejszego współczucia niż szlachcic6. W stosunku do szlachty nie stosowano np. tortur w celu wymuszenia przyznania się do winy (tu wyjątek ponownie stanowiły przypadki przestępstw przeciwko państwu i królowi)7, a na moment przyznania się prawo polskie kładło szczególny nacisk. Szlachcic tra­ fiwszy do więzienia mógł także w sprzyjających warunkach liczyć nie tylko na ła­ godne traktowanie ze strony strażników, ale też nieoficjalnymi sposobami mógł wyjednać skrócenie czasu odbywania kary. „Wszystko zależało tylko od tego kim był więzień i kto się za nim wstawiał” - pisze M. Borucki*. Znamienny jest tu przy­ padek Jana Poczobutta-Odlanickiego. Ten popularny poseł na sejmiki powiatu oszmiańskiego został za jakąś bójkę wsadzony do więzienia. Przesiedział wygodnie cztery niedziele, a parę lat później z żalem wyznał, że zbyt późno zorientował się, że znani mu dobrze dygnitarze województwa mogliby w ogóle uchronić go od podda­ nia się wyrokowi9. Wróćmy jednak do osobliwych, lecz przecież w epoce baroku nie takich znowu dziwnych rozrywek Fagiuolego. Miał on okazję asystować jeszcze trzem egzeku­ cjom (a przynajmniej o tylu wspomina). Dwie z nich, wykonane w krótkim odstępie czasu, dotyczyły wyroków za wielokrotne morderstwo (czyli, jak to wówczas okre­

* Ibidem, s. 307. 5 M. Borucki, Temida staropolska, Warszawa 1979, s. 105. ‘ A. Karpiński, Pauperes. O mieszkańcach Warszawy XVI i XVII w., Warszawa 1983, s. 196. 1M. Borucki, op. cit., s. 33. 1 Ibidem, s. 42. ’ J.W. Poczobutt-Odlanicki, Pamiętnik (1640-1684), oprać. A. Rachuba, Warszawa 1987, s. 119. Por. M. Borucki, op. cit., s. 42. ślano, „mężobójstwo”). W pierwszym przypadku chodziło o żołnierza, który wraz z towarzyszami dokonał masakry kilku Żydów10. Wojak okazał się pechowcem - jego towarzysze pouciekali, on zaś jako jedyny schwytany skazany został na ćwiar- towanie, a następnie ścięcie, tak jak wymagał tego zwyczaj - dodaje pamiętnikarz. Łaskę pośmiertnego dopiero ćwiartowania wyjednał zabójcy u marszałka wielkiego koronnego ksiądz Wawrzyniec Melchiorri (jak pisze Fagiuoli - „nie wiem jakim sposobem, ani jaką powagą”). Wielkie wrażenie wywarła na sekretarzu nuncjusza postawa skazańca, który „szedł na stracenie jak na obojętną sprawę, nie troszcząc się bynajmniej o to”u . Dwa miesiące później na stopnie szafotu wszedł inny, dziś powiedzielibyśmy „seryjny zabójca” - niejaki pan Boiński, szlachcic winny aż piętnastu morderstw. Szedł na śmierć z fasonem, ku uciesze gawiedzi zdejmując czapkę i kłaniając się nisko znajomym. W jednej ręce trzymał krucyfiks, którym wymachiwał ,jak cygan w tańcu”11 *. Doszedłszy na miejsce kaźni Boiński oddał swoje ubranie wiernemu słudze, sam został tylko w długiej po kostki białej koszuli

[...] potem padłszy na kolana zaklinał oprawcę, aby starał się ściąć go jednym cięciem, co mu tamten przyrzekł bardzo grzecznie jeśliby jednak chciał trzymać głowę w sposób, ja­ ki mu sam wskaże. Winowajca zaś obiecał, że się nie ruszy. Wtedy oprawca obnażywszy mu kark i nachyliwszy nieco głowę na piersi, porwał miecz oburącz i za pierwszym za­ machem usłużył mu jak najdogodniej13.

Po obiedzie tułów wraz z głową złożono do uprzednio przygotowanej trumny i poniesiono do grobu. Zdziwienie, a nawet zgorszenie Włocha wywołał fakt pobłażliwego traktowania wykroczeń dokonanych po pijanemu. Puszczenie w niepamięć sprawy szlachcica zabitego przypadkowym strzałem z pistoletu innego nietrzeźwego Polaka Fagiuoli kwituje z niesmakiem: „bo kto pijany w tym kraju, ten posiada nieskończone przy­ wileje”14. Było w tym twierdzeniu trochę przesady, choć rzeczywiście jedno ze źró­ deł miejskiego prawa karnego („Summa Rajmunda”) uznawało pijaństwo za pod­ stawę do uwolnienia od kary, inne źródła stały jednak na stanowisku pełnej odpo­ wiedzialności za czyny popełnione pod wpływem zamroczenia alkoholowego15. Nasz szlachcic nie podlegał jednak prawu miejskiemu, sądy trybunalskie rozróżniały zaś zabójstwa umyślne i nieumyślne. Te ostatnie karane były główszczyzną lub „od­ siadką” w wieży dolnej, w powyższym przypadku mielibyśmy zatem do czynienia

10 G.B. Fagiuoli, op. cit., s. 262. 11 Ibidem, s. 262. 11 Ibidem, s. 273. IJ Ibidem, s. 273. " Ibidem, s. 267. 15 W. Maisel, Dawne polskie prawo karne miejskie od pol. XV do pol. XVIII w., Warszawa-Toruń 1966. z niebywałym szczęściarzem, albo, co bardziej prawdopodobne, protegowanym jakiejś wpływowej osobistości16. W poszukiwaniu mocnych wrażeń wybierał się Fagiuoli także poza miasto. W całej Europie miejscem straceń oprócz rynku pod ratuszem były także rozstaje dróg przy wyjeździe z miasta. Jedne i drugie były miejscami uczęszczanymi, stąd doskonale wypełniały swoje edukacyjno-prewencyjne zadania. Bo okrutna kara była w tych czasach nie tylko zadośćuczynieniem za zbrodnie, lecz również miała być odstraszającym przykładem dla potencjalnych złoczyńców. Niektórzy, jak poeta Z. Morsztyn, próbowali co prawda oddziaływać na wyobraźnię łagodniejszymi spo­ sobami perswazji, słowem wykazując nieopłacalność przestępstwa, jak w wierszu pt. W Trybunale ściętemu nagrobek:

Radząc, byś się położył, gdy cię tu kto bije. Jam wczora rękę uciął, a mnie dzisiaj szyję. Zły frymark: za pięć palców i ręki połowę Z piącią zmysłów i z mózgiem stracę całą głowę17.

Większość jednak stała na stanowisku, że najlepiej oddziałuje przykład. W takim właśnie miejscu pod Warszawą Fagiuoli stał się świadkiem stracenia młodego człowieka, który - jak powiadano - okradł swych wychowawców - księży jezuitów. Właśnie złodziei dla okazania wyjątkowej wzgardy wieszano poza mia­ stem na rozstajach dróg, co znalazło odzwierciedlenie we fragmencie wiersza innego barokowego poety W. Potockiego:

Zwyczajnie dla przykładu na takich złoczyńców Szubienice niedaleko stawiają gościńców".

Psy często dyndały obok złodziei, co miało w szczególny sposób hańbić skazańca i zaliczane było do tzw. kar na honorze, będących uzupełnieniem kary głównej. Sposób wykonania wyroku musiał wywrzeć na Fagiuolim duże wrażenie, gdyż poświęcił mu spory passus swojej opowieści. Warto oddać głos włoskiemu sekreta­ rzowi, gdyż notuje on sporo charakterystycznych szczegółów technicznych.

Godne uwagi - pisze Fagiuoli - iż tu nie wieszająjak we Florencyi, ale raczej zawiesza­ ją, albowiem związawszy winowajcy ręce na krzyżach kat go wyprowadza na drabinę tyłem i jakoby leżący, gdyż drabina jest ukośnie postawiona, nie zaś prosto jak u nas; a iż to wstępowanie wsteczne i w leżącej postawie staje się nadzwyczaj trudnym dla skaza­ nego, tedy kat za pomocą sznura ciągnie go w górę za ręce, a pachołek katowski pomaga swemu pryncypalowi popychając z dołu za pięty, i takim sposobem nieborak wjeżdża stękając aż do krzyżownicy szubienicznej, w której tkwi spory ćwiek, a na nim jest za­ czepiony powróz opasujący szyję przyszłego nieboszczyka, tak samo jak się zaczepia

16 J. Bardach, B. Leśniodorski, M. Pietrzak, Historia ustroju i prawa polskiego, Warszawa 1996, wyd. III poprawione, s. 263. 17 M. Borucki, op. cit., s. 54. " Cyt. wg J.S. Bystroń, Dzieje obyczajów w dawnej Polsce. Wiek XVI-XV1II, Warszawa 1960, t. 2, s. 322. obraz na ścianie; poczem oprawca ze swym pachołkiem staczają go ledziuchno z drabi­ ny, aż spadnie na dół i zawiśnie w powietrzu; co załatwiwszy, kat pociąga gwałtownie za węzeł powrozu i woła po dwakroć: Jezus! Jezus! Wtedy przytomni klękają, kat zaś ze swym pachołkiem odchodzi sobie spokojnie dokąd mu potrzeba, a ów nieszczęśliwy mo­ że sobie umierać dowoli, bez innej pomocy jak litość niewielu osób modlących się za nim w czasie tego bolesnego konania1’.

' Trzeba przyznać, że jezuici wykazali się w tym przypadku wyjątkową zacięto­ ścią - w świetle badań J. Kracika i M. Rożka pod koniec XVII w. wieszanie za drobną kradzież należało już raczej do przypadków kuriozalnych. Na ogół stosowa­ no w takich wypadkach chłostę10, co potwierdzają także obserwacje samego Fagiuo- lego, który parę miesięcy wcześniej przyglądał się takiej karze wymierzanej pewnej kobiecie przez pomocnika katowskiego21.1 nie ma chyba nic dziwnego w liberaliza­ cji kar za tego typu uczynki w kraju, w którym kradzież niektórzy podnosili do rangi sztuki. Ukuto nawet przysłowie: „Okraść pana - nie grzech, księdza - nie szkoda, a Żyda - zasługa”22. A przestępcy panoszyli się coraz bardziej. „Wielkie rozboje zaczęli się i kradziestwa” - utyskiwał w swoim diariuszu K. Sarnecki pod koniec 1694 roku23. Zaledwie zmrok zapadł rozmaici hultaje naj­ bezczelniej napadali nie tylko przechodniów, ale także wracających do domu karo­ cą. Ani wysoki stan, ani nawet eskorta nie były gwarancją bezpieczeństwa. Niejaką panią Wesołowiczową, żonę stanowniczego marszałka wielkiego koronnego Stani­ sława Herakliusza Lubomirskiego zbójcy napadli prawie przed jej dworkiem na Krakowskim Przedmieściu. Bezbronną kobietę „nie tylko [...] do koszuli rozebrali, ale i po ciele, po głowie onej rany wielkiej zadali broniącej się samej”24. Parę dni później „w nocy jadącego jmp. wileńskiego z jmp. grafem Denhoffem na Krakow­ skim Przedmieściu hultaje w karecie zabijać chcieli, ledwo się im obronili ludźmi swymi. Żadnego nie złapano, wszyscy pouciekali i dotychczas nie wiedzą kto”25. Takie wypadki na ogół bulwersowały opinię społeczną, choć zdarzało się, że nie­ szczęściu bliźniego towarzyszyła wyłącznie złośliwa satysfakcja. Nikt nie wiedział, kto nauczył Monsieur de La Neuville’a (autora Relation nouvelle et courieuse de la Moscovie), „skromności wielkiej [...], której we Francyjej podobno nauczyć się nie umiał”26. Jadącego w nocy Francuza „ludzie subordynowani” wywlekli z karocy i wymierzyli mu dwieście potężnych kijów. Wiele było spekulacji, z czyjego pole­ cenia Francuz dostał w skórę, nie umiał bowiem trzymać języka za zębami i znie-

'* G.B. Fagiuoli, op. cit., s. 278. “ J. Kracik, M. Rożek, Hultaje, złoczyńcy, wszetecznice w dawnym Krakowie. O marginesie społecznym XVI-XVII w., Kraków 1986, s. 69. 11 G.B. Fagiuoli, op. ciL, s. 265. 22 J.S. Bystroń, op. cit., t. 2, s. 322. 22 K. Sarnecki, op. cit., s. 155. 24 Ibidem, s. 150. 25 Ibidem, s. 156. 24 Ibidem, s. 155. sławiał wielu wpływowych ludzi. „Dociekli przecie, za co, bo o ludziach rad gadał i onych dyfamował. Na różnych są supozycje, ale niepewne, dość że ex magnatibus to jeden kazał uczynić”22 *27. Znamienna była reakcja króla: przy jakimś obiedzie śmie­ jąc się miał powiedzieć, że musiało się to stać „z naprawy, że za gębę musiał ten kuper odpowiadać, na co już ozdrawiał i nie tak rzeźwo i bezpiecznie dyskuruje”2*. Latem następnego roku miała miejsce zbrodnia, która mocno musiała wstrzą­ snąć ówczesną Warszawą, skoro tak wiele miejsca poświęca jej Sarnecki w swojej relacji29. W czerwcu wiślani rybacy złowili w sieci okaleczone zwłoki kobiety. Szybko ustalono jej tożsamość - ofiarą była zaginiona przed paroma dniami żona wachmistrza królowej Marysieńki30. Zbrodnia miała charakter wyraźnie kryminalny, nie rabunkowy - perły na szyi trupa i diamentowe pierścienie świadczyły o tym do­ bitnie. Chociaż więc zasadami prawa rzymskiego kierowano się w Rzeczpospolitej Szlacheckiej raczej niechętnie, tu skorzystano z maksymy is fecit cui prodest. Zmarła procesowała się niedawno z żoną włoskiego winiarza Antonia Tardellego31. Przyczyną zatargu były szkody moralne doświadczone przez wachmistrzową z po­ wodu romansu, jaki Włoszka miała z jej mężem. Rewizja w kamienicy winiarza potwierdziła podejrzenia - w piwnicy znaleziono wykopany dół i porzucone części garderoby denatki. Natomiast domniemani sprawcy zbiegli do kościoła św. Jana z zamiarem skorzystania z azylu, jaki instytucja kościelna miała prawo im ofiaro­ wać. Sprawa ta obiła się szerokim echem nie tylko z powodu wyjątkowego okru­ cieństwa zbrodni, ale także dlatego, iż stała się ona pretekstem do sporu między jurysdykcją marszałkowską i kościelną32. Marszałek Lubomirski był zdania, iż po­ nieważ przestępstwa dokonano sub presentia króla, sąd nad Tardellim przysługuje organom cywilnym. Skarżył się, iż dostojnicy kościelni utrudniają mu wypełnianie obowiązków, przenosząc zabójcę z jednego kościelnego terytorium na drugie, a przecież „asyllum Ecclesiae powinno być stabile non mobile”33. W końcu więźnia gwardia marszałka przejęła podstępem. Antonio i jego żona przyznali się do winy, szczegółowo odtwarzając przebieg przestępstwa. Niezbyt elokwentny zazwyczaj korespondent Radziwiłłów wyraźnie delektuje się opisywanymi przez siebie dra­ stycznymi scenami. Przechodzącą obok winiarni wachmistrzową podstępem zwabili do domu - Sarnecki nic nie mówi na ten temat, ale można domniemywać, że pretek­ stem była jakaś forma ugody. Upojonej do nieprzytomności kobiecie Włoszka za­ dała kilkanaście pchnięć szpadą, winiarz Antonio poprawił ciosami siekiery. Dalsze

22 Ibidem, s. 150. " Ibidem, s. 155. ” Ibidem, s. 306-307. 30 Wg innej wersji była to żona oficera gwardii królewicza Jakuba, pana Konopackiego. Por. list marszał­ ka wielkiego koronnego S.H. Lubomirskiego do kardynała M. Radziejowskiego, 11 czerwca 1695, rkps PAU Kr 1077, k. 129. 31 Nazwisko winiarza zawdzięczamy również cytowanemu powyżej listowi Lubomirskiego. 32 Patrz: korespondencja pomiędzy S.H. Lubomirskim i M. Radziejowskim, rkps PAU Kr 1077, k. 129-136. 33 S.H. Lubomirski, op. cit., k. 130. wydarzenia potoczyły się jak w tanim horrorze. Trupa postanowili zakopać w piw­ nicy, ale na przeszkodzie stanął zabobonny strach przed duchem zmarłej - włożyli więc ciało do skrzyni. Ponieważ jednak ta okazała za mała, Antonio okaleczył zwło­ ki, odrąbując ofierze nogi. Ten makabryczny ładunek zawiózł nad Wisłę nieświa­ domy niczego woźnica. Antonio czekał na brzegu, rzekomo oczekując statku do załadunku. Pod osłoną nocy utopił ciało, a skrzynię puścił po wodzie. I wszystko zakończyłoby się dla zbrodniczej pary jak najlepiej, gdyby nie rybacy. Rzecz cha­ rakterystyczna - Sarnecki nie informuje o karze wymierzonej mordercom. Interesuje go tylko sensacyjny posmak owej historii. Posiłkując się jednak wiedzą z zakresu prawa karnego tych czasów możemy się pokusić o rekonstrukcję dalszego losu wło­ skiej pary. Z uwagi na okoliczności przestępstwa, takie jak premedytacja, czyli jak to wówczas określano „zły umysł”, a także fakt, iż zbrodniarze byli niższego stanu niż ofiara - wyrok powinien równać się karze śmierci. Jeśli tak rzeczywiście się stało, Antonio został powieszony - w przypadku przestępców niskiego stanu stoso­ wano ten rodzaj śmierci, który uważany był za hańbiący. Analogiczną karą dla ko­ biet było utopienie i być może taki los spotkał żonę Włocha34. Warto odnotować, iż aby sprawiedliwości na pewno stało się zadość w więzieniu osadzono także męża ofiary, bo różni ludzie powiadali, że zbrodni dokonano za wiedzą i wolą wiarołom­ nego małżonka... W podejrzeniu tym mogło tkwić ziarno prawdy - historia nie jest wolna od przypadków wynajmowania płatnych morderców35. Już XVI wiek notował wzmożoną przestępczość wśród rezydujących w Polsce cudzoziemców. Pozostaje kwestią do rozstrzygnięcia, czy mamy do czynienia z przestępczymi tendencjami jednostek o niewątpliwie awanturniczym temperamen­ cie, skoro odważyły się szukać szczęścia i fortuny w odległym kraju, o którym wia­ domości w pierwszej połowie XVII stulecia były nader skąpe, a i pod jego koniec uważano Polaków powszechnie za naród wspaniały, choć nieco dziki36, czy też spo­ ra liczba zarejestrowanych przestępstw dokonanych przez cudzoziemców to raczej przejaw sarmackiej ksenofobii, w szczególności nienawidzącej Francuzów. Roz­ strzygnięcie powyższego zagadnienia nie jest celem niniejszego artykułu, który mo­ że ewentualnie posłużyć jako punkt wyjścia do tego typu rozważań, wymagających jednak przejrzenia nie tylko pamiętników, które są źródłem stronniczym, ale także akt sądowych. Poprzestanę więc na stwierdzeniu faktu, iż w pamiętnikach ówcze- u J. Bardach, B. Leśniodorski, M. Pietrzak, op. cit., s. 265: „Pomiędzy szlachtą rozróżniano dwa rodzaje zabójstw. Zabójstwa «kryminalne», tj. umyślnie lub takie, przy których przyjmowano domniemanie złego zamiaru, oraz zabójstwa nieumyślne - «cywilne». Sprawca zabójstwa kryminalnego od XVI w. karany byt ścięciem, natomiast zabójstwo cywilne pociągało za sobą karę wieży dolnej w wymiarze od 1 roku i 6 tygodni (od 1538 r.) oraz glówszczyznę na rzecz rodziny zabitego, s. 268 - „Szlachecką karą śmierci było ścięcie, nieszlachecką, hańbiącą - powieszenie, dla kobiet utopienie - również hańbiące”. “ A. Karpiński, op. cit., s. 208. “ K. Targosz (Sawanlki w Polsce XVII w. Aspiracje intelektualne kobiet ze środowisk dworskich, War­ szawa 1997, s. 226) pisze o Jacquette Guillaume, która wyraża taki pogląd w Les dames illustres ou par les bonnes et fortes raisons il se prouve que le sexe féminin surpasse en toute sorte de genres le sexe masculin (Paryż 1665; 21 ). snych przestępstwa popełniane przez cudzoziemców odnotowywane są wyjątkowo skwapliwie. Zarazem selekcja niższych pracowników dworu królewskiego nie była chyba zbyt ostra, skoro ciągle dochodziło do nieszczęśliwych przypadków. Raz ku­ charz królowej pchnął nożem pomocnika z taką siłą, że narzędzie złamało się o jego żebra. Zraniony zmarł następnego dnia, a wzięty pod straż („wzięty ten hultaj in re- centi crimine”) kucharz okazał wyjątkową zatwardziałość, stwierdziwszy tylko: „żal się Boże, żem nie zaprawił królowej potrawy”37. I trudno się było nawet gorszyć dzikimi obyczajami służby, skoro nie byli wiele lepsi stali bywalcy, a do scen dantejskich dochodziło w obecności królewskiej pary. Za wymowny przykład niech posłuży scena, gdy w obecności królowej Marii Kazi­ miery pan starosta krasnostawski Michał Potocki upiwszy się „bestyjalskie na po­ kojach królowej jm. czynił akcyje”38, mianowicie obnażył genitalia wywołując swym zachowaniem zrozumiały przestrach zgromadzonych dam. Te które mogły - uciekły, ale będąca w zaawansowanej ciąży wojewodzina wileńska mniej miała szczęścia. Starosta dopadł ją i w czasie szamotaniny tak jej mocno palce ścisnął, że jej pierścionki na rękach połamał. Dwa dni po tym incydencie wojewodzina uro­ dziła syna - być może pijackie ekscesy starosty były przyczyną przedwczesnego (?) rozwiązania39. Innym znów razem dwóch szlachciców powadziwszy się ze sobą w przedpokoju królowej wdało się ze sobą w bójkę. W ferworze walki wpadli wnet do sypialni królowej i zaczęli się mocować na łożu Marysieńki40. Zaprawdę mocno był podupa­ dły autorytet dworu Sobieskich. Przykłady można by mnożyć. Na dworze panoszyło się złodziejstwo, Sarnecki przytacza wiele sytuacji, w których kosztowności znikają niemalże na oczach ich właściciela, a sprawca pozostaje bezkarny. Ofiarą złodziejaszków padli w zamku wojewoda ruski Stanisław Jabłonowski i jezuita ksiądz Vota41. O polskim złodziej­ stwie pisali także już wcześniej zagraniczni obserwatorzy. Tallemant wspominając polskie poselstwo, przybyłe do Paryża po Ludwikę Marię, z oburzeniem wytyka naszym rodakom „barbarzyńskie praktyki”: po obiedzie mieli oni zwyczaj zamykać drzwi, aby nikt nie mógł wyjść, a następnie sprawdzali, czy nie brak niczego ze srebrnej zastawy, „między Bogiem a prawdą wcale skromnej”43. Podobne obserwa­ cje miał Kacper de Tende, tłumacząc, że inaczej służba niejedną sztukę by zabrała43. W atmosferze hucznej zabawy rzeczywiście wiele cennych przedmiotów zmieniało właściciela. Kiedy już wszyscy biesiadnicy byli nietrzeźwi „w tej gromadzie kubek 17

17 S. Sarnecki, op. cit., s. 41. M Ibidem, s. 181. ” Ibidem, s. 181. * Ibidem, s. 174-175. 41 Ibidem, s. 77,171. 41T. Chynczewska-Hennel, op. cit., s. 220. 41 Ibidem, s. 220. srebrny złocisty za nieostrożnością zginął” - podsumowuje J.W. Poczobutt-Odla- nicki jedno z takich suto zakrapianych alkoholem spotkań towarzyszy broni44. Byli i tacy, którzy oszczędzając czas sądów trybunalskich sami wymierzali sprawiedliwość, stając się tym samym obiektem zainteresowania organów prawa. W maju 1694 r. sam król zatroszczył się o zaaresztowanie porucznika wybrańców żółkiewskich, niejakiego Skałkę. Pewna dziewczyna została posądzona o to, że „z cudzym mężem niecnoty płodziła”45 *. Skałka nakazał nieszczęsną wrzucić między niewolników tatarskich nakazując: „obcujcie z tą murwą, bo który nie będzie, to pewnie sto plag weźmie”44. W trakcie kary wymierzanej ochotnie przez sześciu Ta­ tarów okazało się że dziewczyna była dotychczas nietknięta, a zatem niesłusznie oskarżono ją o cudzołóstwo. Śledztwo zarządzone przez powiadomionego o sprawie króla wykazało, że to jakaś donosicielka rzuciła oszczerstwo na dziewczynę z za­ zdrości o uczucia kochanka... Sprawiedliwości samodzielnie dochodził też wspomniany wyżej Jan Władysław Poczobutt-Odlanicki. Kiedy w Wielką Środę 1670 roku wysłał z pieniędzmi dla wojska pachołka Daniela Świętorzeckiego, ów nie chcąc dźwigać ciężkiego worka, wrzucił go na wóz arendarza staroponiewieskiego Samuela Józefowicza. Było to, jak obrazowo określił to Odlanicki - ,jak wilkowi owce paść”47. Krótko mówiąc, Żyd, skorzystawszy z naiwności chłopca, przywłaszczył sobie część pieniędzy. Krewki szlachcic nie zamierzał puścić tego płazem, a kiedy oficjalna skarga zawio­ dła - gdyż nieoczekiwanie „pan dzierżawca z Żydem pobratawszy się, poszalbiero- wali”, dzieląc się ukradzionymi pieniędzmi - postanowił rozwiązać sprawę po swo­ jemu. Z początkiem maja „uważywszy, że dwa dni święta i szabas za pasem, a za­ tem Żyd w domu ma siedzieć”48, wysłał po winowajcę dziesięciu zbrojnych pachoł­ ków. „Którego - powiada - jako gościa kazałem poszanować, a w tenże dzień sza­ basu szor [czyli sznur] dziegciem smarować - deklarowawszy mu to, iż w ten szabas szor dziegciem smarujesz, a w drugi dzień będziesz wisiał za Bożą pomocą”49. Przygotowania do egzekucji były zupełnie poważne. Odlanicki kazał wybudować szubienicę i już posłał po kata. Nieszczęsny Samuel został wyratowany przez swo­ ich pobratymców, którzy zdecydowali zwrócić pieniądze, dodając coś jeszcze w ramach rekompensaty za „turbacyje”. Gdyby jednak mieli nie dotrzymać obiet­ nicy, Odlanicki zapowiadał, że dla upokorzenia religii żydowskiej każe powiesić Samuela w sam szabas. W końcu w obecności świadków sprawa została zażegnana z finansowym pożytkiem dla pamiętnikarza, co podkreślał z wielkim zadowoleniem.

44 J.W. Poczobutt-Odlanicki, op. cit., s. 270. 45 K. Sarnecki, op. cit., s. 181. 44 Ibidem, s. 181. 47 J.W. Poczobutt-Odlanicki, op. cit., s. 258. 41 Ibidem, s. 260. 47 Ibidem, s. 260. Żydzi odeszli z sakiewką lekką i głową ciężką od mocnego trunku, którym przypie­ czętowano ugodę50. W rozważaniach nad problemem zbrodni i kary w końcu XVII wieku nie mo­ żemy pominąć jakże ciekawej kwestii egzekwowania kar za przekonania sprzeczne z założeniami wiary katolickiej. Najbardziej jaskrawym przykładem jest tu oczywi­ ście przypadek Kazimierza Łyszczyńskiego, myśliciela-ateisty, który poważył się napisać 15 arkuszy swoich przemyśleń, w których dowodził, że Bóg nie istnieje51. Tą dramatyczną historią zajmowali się już badacze i popularyzatorzy historii52. Za- denuncjowany w 1687 r. przez stolnika bracławskiego Jana Kazimierza Brzóskę, Łyszczyński trafił rok później przed grodzieński sąd sejmowy. Biskup Załuski w płomiennej przemowie zażądał najsurowszego wymiaru kary dla tego „mon­ strum”, które wydała nieszczęśliwa ojczyzna, „nad które i sama Afryka producere nie może”. Rzeczpospolita przez wiele lat tolerowała różne wyznania, jednak ateista w dobie zwycięskiej kontrreformacji nie mógł liczyć na jej wyrozumiałość. Więkr szość senatorów opowiedziała się za spaleniem bluźniercy na stosie, poprzedzonym spaleniem ręki. Zaledwie parę głosów padło za karą śmierci przez ścięcie, jeszcze mniej za dożywotnim zamknięciem. Tylko jedna osoba chciała przekazania tej bądź co bądź religijnej sprawy kompetencjom Rzymu. Sam król przychylił się do stano­ wiska oskarżycieli53. Tak więc 28 III 1689 r. marszałek nadworny litewski Jan Karol Dulski ogłosił wyrok sądu. Dwa dni później ateistę publicznie stracono w Warsza­ wie na Rynku Starego Miasta. Dobra skazanego rozdzielono pomiędzy delatora i skarb, a dworek w którym mieszkał i pisał zburzono, aby - symbolicznie - ziemia na której stał dla wiekopomnej przestrogi pozostała pusta i nieurodzajna54. Piszący o tej sprawie nie są zgodni co do sposobu wykonania kary śmierci. A. Nowicki przyjmuje, że ateista został ścięty, a dopiero później zwłoki spalono55. Jednak według relacji biskupa A.Ch. Załuskiego, jednego z uczestników procesu, Łyszczyński został wyprowadzony

na miejsce stracenia i pastwiono się naprzód nad językiem i ustami, którymi srogo krzywdził Boga. Potem spalono rękę, to narzędzie najohydniejszego płodu, dalej papiery bluźniercze; na koniec on sam, potwór swego wieku, Bogobójca, został pożarty błagal­ nymi płomieniami, jeżeli można nimi przebłagać Boga. Taki był koniec zbrodniarza: oby

50 Ibidem, s. 260. 51 Chodzi tu o traktat filozoficzny „De non existentia Dei” z 1674 r. Por. A. Nowicki, Piąć fragmentów z dzielą „De non existentia Dei" Kazimierza Łyszczyńskiego (według rękopisu Biblioteki Kórnickiej nr 443), „Euhemer” 1957, nr 1, s. 72-81. 51 A. Nowicki, Kazimierz Łyszczyński - wybitny myilicielpolski. Autor ateistycznego traktatu „De non existentia Dei", Zarząd Główny Stowarzyszenia Ateistów i Wolnomyślicieli, Warszawa 1953; J. Wie* lowski, Sprawa Kazimierza Łyszczyńskiego, Warszawa 1955; J. Kozłowski, Książka o Kazimierzu Łysz- czyńskim, „Problemy” 1955, nr 6; S. Szenic, Pitayal warszawski, Warszawa 1957. u S. Szenic, op. Cit, s. 125. M Ibidem, s. 126. 55 A. Nowicki, op. cit, s. 17. i zbrodni! która, jak ludzie powiadali miała głęboko zakorzenić się w niejednego umyśle i niewątpliwie wydałaby bujne owoce, gdyby tak jawna kaźń, jakby zima nie była zwa- rzy łajej w zrostu54 **.

S. Szenic w Pitmalu warszawskim przyjął ten opis dosłownie, sugerując, iż ateista został spalony żywcem. Jego zdaniem wykonanie wyroku nieoczekiwanie wywołało oburzenie Rzymu: papież Innocenty XI wystosował do nuncjusza Can- telmi list dezaprobujący wyrok, stanowisko sejmu zaś zostało potępione nawet przez św. Inkwizycję. Wyprodukowano więc szereg relacji głoszących, że Łyszczyński wyjednał sobie łaskę u króla i stos zamieniono mu na katowski miecz. S. Szenic wyrażając wątpliwości, czy istotnie tak się stało dowodził, iż w myśl konstytucji z 1578 r. prawo łaski przysługiwało wyłącznie sejmowi, stąd relację Załuskiego na­ leży traktować w ten właśnie sposób57. Możemy do tego dodać także, że wzmianki o podobnie okrutnych wyrokach w sprawach wniesionych przez władze kościelne przekazał również Wespazjan Kochowski. W obu przypadkach nie chodziło co prawda o ateizm, lecz manifestowane przekonania innowierców. Przytoczmy tu więc również i te interesujące historie. W 1661 r.

podczas trybunału w Lublinie trafiło się [...], że Stanisław Witkowski, kalwin, gdy ksiądz do chorego niósł Pana Jezusa, nie chciał uklęknąć, ani czapki zdjął, o to zapozwany i na śmierć skazany [podkreślenie moje - A.S-J.], co mu potem trybunał zfolgował, kazaw­ szy rok w wieży siedzieć i tak za głupi upór pokutując, nauczył się szanować Boga wcielonego przed którym i szatani upadają5*.

W drugim opisywanym przez Kochowskiego przypadku59 chodziło o sławnego w swym czasie w Krakowie żydowskiego lekarza imieniem Matatyas, który będąc nie tylko „w łacińskim języku wyćwiczony”, ale także „w żydowskim błędzie i nie­ dowiarstwie zakamieniały” wdał się w teologiczne dysputy z niemieckim kazno­ dzieją z zakonu dominikanów. Gdy jednak żadna ze stron konfliktu religijnego nie dawała się przekonać, spór zaczął przybierać coraz ostrzejsze formy. Jak pisze autor Klimakterów, gdy lekarz

nie mógł wystarczyć kaznodziei pismem Bożem żyda konwinkującego, chciał się po­ mścić bluźnierstwem, od siebie wydanem przeciwko Przenajdostojniejszej Trójcy i Pan­ nie Przeczystej, i to bluźnierstwo na piśmie w kościele Trójcy Przenajświętszej na ołtarzu położył, że nikt nie spostrzegł.

Wszczęto więc dochodzenie. Zakonnicy znaleźli świadka, niedawno nawróco­ nego na wiarę katolicką Żyda, który poświadczył, że Matatyas wdawał się w dysku­

54 A.Ch. Załuski wg relacji przekazanej w Epistolae historico-familiares, t. I cz. 2, Brunsbergae 1710, s. 1137, cytuję tu w tłumaczeniu S. Szenica, op. cit., s. 127. 57 Ibidem, s. 129. ** W. Kochowski, Historya panowania Jana Kazimierza przez nieznajomego autora, wyd. E. Raczyński, t. II, Poznań 1840, s. 120. 59 Ibidem, s. 248. sje także z „nimi” (zapewne chodzi tu o konwertytów), pokazując sporządzone przez siebie pismo i popierając swoją argumentację Talmudem. Dla większej pewności dokonano też - jakbyśmy to dziś powiedzieli - analizy grafologicznej, porównując pozostawiony na ołtarzu anonimowy arkusz papieru i pewne autografy lekarza. Matatyas próbował przeczekać sprawę w ukryciu, został jednak schwytany i osa­ dzony w zamkowym więzieniu, a następnie

do Piotrkowa do trybunału odesłany, gdzie za dowodem słusznym na spalenie osądzony [podkr. moje - A. S-J.], pierwej mu rozpalonymi kleszczami język wyrwano, potem rękę prawą, która bluźnierstwo pisała, spalono, a potem i sam na słomie [został] spalony“ .

We wszystkich trzech przypadkach należy podkreślić propagandowy aspekt re­ lacji. Niewątpliwie były one manifestacją katolickich przekonań autorów, ale także miały za zadanie działać jako odstraszający przykład. Łyszczyńskiemu jako szlach­ cicowi przysługiwało prawo śmierci przez ścięcie (patrz przypis 33), chyba nie ma więc powodu utrzymywania tezy o wybitnie niehumanitarnym sposobie stracenia tego niewątpliwie interesującego i oryginalnego myśliciela. Lektura pamiętników pokazuje barwny i okrutny świat tych, którzy wkraczali w kolizję z prawem. Jedna tylko rzecz zasługuje na wyjaśnienie: sprawa zarzucane­ go polskiemu prawu barbarzyństwa na tle ówczesnej Europy. Jak się wydaje, nasze obyczaje bynajmniej nie były tak krwiożercze, jak to możemy wnioskować z niektó­ rych stwierdzeń autorów pamiętników. Otóż i we wspominkach polskich podróżni­ ków do Europy Zachodniej pojawiają się mrożące krew w żyłach opisy. Jakub So­ bieski, będący w 1610 r. niemal naocznym świadkiem zabójstwa Henryka IV, do­ starcza nam opisu przedśmiertnych mąk Ravaillaca. Jednak to, co stało się po kaźni, współczesnemu czytelnikowi po prostu jeży włos na głowie. Kiedy mordercę roze­ rwano końmi przyskoczyło do trupa kilkuset kawalerów z szablami, pastwiąc się nad ciałem. Lud unosił kawałeczki do domu, a gospodarz młodego Piotra Branic- kiego smażył je wraz z jajecznicą i jadł. Sobieski ze wstrętem wspomina propozycję makabrycznego poczęstunku61. 147 lat po tym wydarzeniu Francuzi ponownie karali niedoszłego królobójcę Damiensa według wzoru wypracowanego w poprzednim stuleciu - szarpanie rozżarzonymi szczypcami, zalewanie ran smołą, ołowiem i to­ pionym olejem oraz rozrywanie ciała końmi. Opisy straszliwych cierpień skazańca pojawiają się na kartach wspomnień pamiętnikarzy Richelieu i Bretona62. We Fran­ cji wreszcie stosowano dwa rodzaje tortur: przy śledztwie i przed wykonaniem wy­ roku. Szczególnie ulubiona była tortura trzewiczkowa polegająca na gruchotaniu kości. Wobec kobiet chętnie stosowano torturę wodną. Wlewano delikwentce w usta znaczną ilość wody, przepełniając żołądek i kiszki, co powodowało nieznośne bóle,

“ Ibidem, s. 249. 41 J. Sobieski, Peregrynacja po Europie (1607-1613) i Droga do Baden (1638), oprać. J. Długosz, Wro- claw-Warszawa-Kraków 1991, s. 91. 41M. Wawrzeniecki, Krwawe widma. Ciekawe procesy, tortury i osobliwe egzekucje, Warszawa 1909, s. 22-25. ale nie zagrażało życiu skazańca. Takiej męczarni poddano najprawdopodobniej głośną trucicielkę markizę Małgorzatę de Brinvilliers w 1676 roku63. O sposobie wykonywania kary śmierci we Florencji poinformował nas już Fagiuoli. Kończąc, wypada zauważyć, iż pomimo pewnych sugerowanych różnic w spo­ sobie dochodzenia prawa nie mamy powodu by wierzyć, że nasze obyczaje były bardziej okrutne niż gdzie indziej, a już z pewnością nie da się na ich podstawie formułować twierdzeń o szczególnie brutalnych praktykach prawnych panujących w naszym kraju. Ten krótki przegląd historii o skandalicznym posmaku zwraca ra­ czej uwagę na fakt, iż mrożące krew w żyłach opowieści zawsze miały moc przy­ kuwania uwagi, stąd w wielu pamiętnikach stanowią spory odsetek przekazywanych informacji.

Crime and Punishment in the Selected Letters and Diaries of the Second Half of the 17th Century

Abstract

Polish and foreign diaries of the 17th century disclose abundant information about the social perception of crime and justice. Theft, rape, murder and also cruel punishment for crime are all common in everyday living. There is, however, a clear-cut division of author interest - foreign authors are fascinated with theatrum of death, brutal shows of torture, which are often unfairly quoted as examples of uncivilised customs in Poland, a country that was exotic for them in those days. They seem to overlook the fact that the executions conducted in their own countries were far more brutal. In contrast, Polish commentaries are frequently sensational - there is more mention of crime and less interest in the criminal’s fate after he had been caught. The author mentions diary stories of the last decade of the 17th century focusing, first of all on the reports of K. Samecki, G.B. Fagiuoli and J. Poczobutt-Odlaniecki, who dealt with the topics extensively, colourfully and willingly. Prior reports, also those concerning the studied customs in other countries, constitute the contrastive background.

u Ibidem, s. 14. Annales Academiae Paedagogicae Cracoviensis Folia 17 Studia Historica II (2003)

Barbara Obtutowicz Kobieta hiszpańska w relacjach podróżników zagranicznych u schyłku oświecenia i w epoce romantyzmu

Podróże zawsze cieszyły się dużym z zainteresowaniem, zwłaszcza w czasach, gdy nie znano takich środków komunikowania się jak obecnie. Nie mniej fascynacji a zarazem kontrowersji wzbudzały napotykane w obcych krajach kobiety. Przeko­ nuje nas o tym literatura piękna, pamiętniki, diariusze, źródła ikonograficzne. Hisz­ pania położona na obrzeżach Europy w mniejszym stopniu wabiła ciekawych świata osobników niż przykładowo Niemcy, Francja, czy nawet Włochy, ale ci, co tam do­ cierali, szukali egzotyki w przyrodzie, architekturze, a nade wszystko w obyczajach i mieszkańcach, którzy wydawali się im jakby nie z tego świata, a co najmniej nie z tej epoki. Celem niniejszego artykułu było ustalenie jak w potoku rozmaitych wrażeń po­ dróżnicy postrzegali kobiety hiszpańskie, jak je opisywali, oceniali, na które aspekty zwracali największą uwagę i czy ich relacje odzwierciedlały rzeczywistość, czy ra­ czej sprzyjały kreowaniu stereotypu. Do analizy wybrano notatki sporządzone przez zagranicznych bywalców Pół­ wyspu Pirenejskiego w formie diariuszy, pamiętników, listów od końca lat osiem­ dziesiątych XVIII w. do połowy wieku XIX. Są wśród nich także powieści napisane na kanwie przeżyć z odbytej podróży. Przyjęcie takiego przedziału chronologiczne­ go uzasadnia fakt, że w Hiszpanii koniec oświecenia i romantyzm zbiegły się z pro­ cesem stopniowego upadku starego porządku feudalnego i narodzinami społeczeń­ stwa liberalnego. Ponadto omawiane podróże miały miejsce w okresie ogromnej popularności tematyki hiszpańskiej, jaką przyniósł romantyzm. Moda na podróże za Pireneje dawała nadzieję na poszerzenie wiedzy o Hiszpanii, o której w Europie czerpano wiadomości głównie ze skąpych doniesień prasowych. Warto więc spraw­ dzić, czy wizerunek Hiszpanki nakreślony przez obcych przybyszów wykazuje ce­ chy znamionujące nadejście nowych czasów i czy był on w stanie zaspokoić cieką- wość przeciętnego Europejczyka spragnionego rzetelnych wiadomości o senorach, o których przez wieki krążyły fantastyczne opowieści. Wśród podróżników prym wiedli Francuzi i Anglicy. Obok nich pojawiali się Włosi, Duńczycy, Niemcy, Rosjanie, Polacy i epizodycznie przedstawiciele innych narodowości. Bez względu na zasadniczy cel wyprawy wszystkich interesowała uroda Hisz­ panek. Opinie na ten temat można podzielić na dwa rodzaje. Większość jednoznacz­ nie określała je mianem najpiękniejszych kobiet na świecie. Hiszpanki zauroczyły Polaków. Inżynier dróg i mostów, syn polskiego legionisty i Włoszki Karol Dem­ bowski twierdził, że są niezrównane pod względem piękna i wdzięku1. Powieściopi- sarz i lekarz pochodzenia niemieckiego (syn Niemca i Polki), Teodor Tripplin za­ chwycał się nad „cienkąjak u węża kibicią” żałując, że nie wolno mu jej dotknąć, bo nie wypada oraz nad „nóżką tak drobną, wązką i posuwistą”2. Krytyk literacki i za­ możny kupiec rosyjski Wasil Botkin, francuski hispanista Gustavo Doré, jego towa­ rzysz podróży, historyk sztuki Jeans Charles Davillier oraz sławny pisarz Henri Beyle Stendhal używali określenia „rasa iberyjska”3. W odniesieniu do kobiet, obok zgrabnej talii i miniaturowej stopy rozumiano przez ten zwrot: duże, czarne oczy, również czarne i gęste włosy, drobne, delikatne dłonie zakrywane ażurowymi ręka­ wiczkami, subtelne rysy twarzy, energiczne spojrzenie i charakterystyczny sposób poruszania się. Za najdoskonalsze odwzorowanie „typu hiszpańskiego” uznano An- daluzyjki. Pisarz angielski José Blanco White odniósł wrażenie, że kobiety z Kadyk- su są „prawdziwie czarujące”4 5. Francuski hispanista Prosper Mérimée, w liście do swej przyjaciółki, Sophie Duvaucel, podał opis Andaluzyjki jako: kobiety stosun­ kowo niskiego wzrostu, o zębach białych niczym porcelana z Sèvres, bujnych, czar­ nych i długich włosach spinanych grzebieniem*. Brat głośnego przyrodnika, geogra­ fa, badacza Ameryki Południowej Aleksandra Humboldta, filozof, teoretyk języka,

1 C. Dembowski, Dos ańos en Espana y Portugal durante la guerra civil 1838-1840, Madrid 1931, t. I, s. 19; t. II, s. 35,60,90-91,124. 1 T. Tripplin, Wspomnienia z podróży po Danii, Norwegii, Anglii, Portugalii, Hiszpanii i państwie maro­ kańskim, Warszawa 1851, t. VI, s. 196.

1 W. Botkin, Listy o Hiszpanii, Warszawa 1983, s. 92, 125 i inne; G. Doré, J.Ch. Daviller, Viaje por Espańa, Madrid 1988, s. 152; Henri Beyle Stendhal do Dominika Fiore, Bordeaux, 24 marca 1838, [w:] H.B. Stendhal, Korespondencja. Wybór, Warszawa 1963, s. 493. W latach 1808-1810 Stendhal bardzo marzył o odwiedzeniu Hiszpanii i nawet uczył się pilnie języka hiszpańskiego. W 1810 zarzucił projekt m.in. z powodu romansu z Aleksandrą Daru (H.B. Stendhal, Korespondencja..., s. 538-539). Jednak nadal interesował się tym krajem, utrzymywał kontakty z jego mieszkańcami, np. z późniejszą żoną Na­ poleona III, cesarzową Eugenią oraz z osobami, które znały Hiszpanię z autopsji (zob. H.B. Stendhal do Eugenii de Montijo, Civitavecchia, 10 sierpnia 1840, [w;] ibidem, s. 507-510). Dzięki temu miał własne wyobrażenie zarówno o Hiszpanii, jak i o Hiszpankach, czemu dawał wyraz w bogatej twórczości.

* J. Blanco White, Cartas de Espańa, Madrid 1986, s. 46. Dzieło to dało mu sławę pisarza angielskiego. Jednak należy wiedzieć, że urodził się w Sewilii w rodzinie hiszpańskiej, która ze strony ojca wywodziła swe korzenie z Irlandii (ibidem, s. 8-9 i 28). 5 Prosper Mérimée do Sophie Duvaucel, Granada, 8 październik 1830, [w:] P. Mérimée, Viajes por Espa­ ńa, Madrid 1988, s. 97. uczony i polityk, Wilhelm Humboldt chwalił mieszkanki Kadyksu za pogodny wy­ raz twarzy6. Dore i Daviller urodzie kobiet z Granady przypisywali moc pozytywne­ go oddziaływania na psychikę, ostrzegając zarazem, że w pewnych sytuacjach może być ona wręcz groźna7. Opinię tę zdawał się podzielać W. Botkin, ponieważ utrzy­ mywał, że w ich kokieterii jest coś „tygrysiego”, w uśmiechu coś „dzikiego”, naturę zaś mają nerwową i niespokojną. Trzeba mieć się na baczności, aby nie uwiodły*. Druga grupa podróżników odnosiła się do owej magii Hiszpanek z rezerwą. Francuski pisarz, Teophile Gautier negował realne istnienie odpowiednika „typu hiszpańskiego”. Cechy przypisywane określeniu wiązał raczej z „typem arabskim lub moryskowskim”. Zaprzeczał również jakoby wszystkie Hiszpanki były brunet­ kami o czarnych oczach. Można wśród nich spotkać mniej cenione blondynki, sza­ tynki i niebieskookie*. Dorć i Daviller oraz francuska podróżniczka Josephine Brinckmann nie zgadzali się ze stereotypem zgrabnej i smukłej Hiszpanki. Ich uwa­ gę przyciągnął fakt, że w różnych rejonach tego kraju, szczególnie w Kadyksie, było sporo cukierni. Przynosiły one ogromne dochody dzięki uwielbiającym słodycze kobietom. Dore widział jak starsze panie po zjedzeniu obfitego posiłku nabierały garściami słodycze wkładając je do chusteczek, które następnie przywiązywały do krynolin. Domyślał się, że łakomstwo na wyroby cukiernicze odziedziczyły Andalu- zyjki po arabskich przodkach. W rezultacie nadmiernego spożycia ciastek i cukier­ ków oraz popularnej w Hiszpanii czekolady było zrozumiałe, że miały tendencję do tycia10. Brinckmann siliła się na obiektywizm również w kwestii urody Hiszpanek. W wyniku obserwacji, jakie poczyniła w Madrycie doszła do przekonania, że mieszkanki stolicy nie grzeszą pięknością. Są za to najmilsze i najwytworniejsze, najczulsze i najżyczliwsze w całej Europie11. Polski publicysta, technik i wynalazca Józef Feliks Zieliński wyrażał się o nich jako ładnych, ale nie tak pociągających, jak Francuzki czy Polki. W Hiszpankach brakowało mu „dobroci i słodyczy”12. Podob­ ne odczucie towarzyszyło polskiemu uczestnikowi kampanii napoleońskich w Hisz­ panii, Antoniemu Pawłowi Sułkowskiemu13. W. Humboldt dostąpił zaszczytu osobi­ stego poznania dam dworu królowej Marii Ludwiki, żony Karola IV i nazwał je cza-

‘ J. Garate, El viaje espaňol de Guillermo de Humboldt, Buenos Aires 1946, s. 281. Wilhelm podróżował po Hiszpanii wraz ze swą żoną Karoliną. 7 G. Doré, J.Ch. Daviller, op. cit., s. 164,262,359. * W. Botkin, op. cit., s. 124-125,182,209,212.

’ T. Gautier, Viaje por Espańa, Barcelona 1985, s. 96, 285-286. O blondynkach wspomina również Sta­ nisław Broeker, Pamiętniki z wojny hiszpańskiej (1808-1814), Warszawa 1877, s. 271. 10 G. Doré, J.Ch. Daviller, op. cit., s. 360; E. Echeverria Pereda, Andaluciay las viajeras francesas en el siglo XIX, Málaga 1995, s. 108. 11 Ibidem, s. 99.

11 J.F. Zieliński, Dziennik Hiszpański 1850-1853, [w:] Wspomnienia z tulactwa. Z rękopisów Towarzy­ stwa Naukowego w Toruniu i Biblioteki Narodowej opracowała, wstępem i przypisami opatrzyła Elwira Wróblewska, Warszawa 1989, s. 429. u A.P. Sulkowski, Listy do tony z wojen napoleońskich. Warszawa 1987, S. 226. rującymi. Jednak na balu u pani Tribolet, żony dyplomaty pruskiego w Madrycie, stwierdził, że zaproszone tam panie z dystyngowanych rodzin były pozbawione wdzięku i godności, a przy tym trochę zuchwałe i prostackie14 15. Kobiety napotkane w Asturii przez Polaka, pisarza i podróżnika Aleksandra Hołyńskiego wydały mu się przeciętne pod względem urody: „ni piękne, ni ładne”13. Natomiast przebywająca na Majorce George Sand określiła mieszkanki wyspy jako „wytworne lecz niezbyt piękne”16. Dylemat urody Hiszpanek chyba najlepiej rozstrzygnął Tripplin. Doszedł mianowicie do przekonania, że na Półwyspie Pirenejskim urodzie sprzyja wszystko, szczególnie klimat. Nie znaczy to bynajmniej, aby Hiszpania miała monopol na naj­ piękniejsze kobiety na świecie. Tak się składa, że akurat to państwo na ogólną liczbę kobiet ma najwięcej pięknych. Najbardziej czarująca kobieta może pochodzić z każ­ dego innego kraju17. Tak samo uważał Gautier, odnotowując w swym dzienniku, że aż trzy czwarte Hiszpanek zasługuje na miano urodziwych1*. Przy omawianiu sposobu zachowania się i cech charakteru typowych dla kobiet hiszpańskich stwierdzano rzadko spotykaną w innych krajach naturalność, swobodę, spontaniczność, odwagę i bezpośredniość. Podkreślano, że w rozmowach poruszają tematy delikatne, intymne, wręcz nieprzyzwoite19. Humboldt wspominał, jak córka jednego z marszałków, Rafaela Valdćs, widząc jego żonę zapytała bez najmniejsze­ go skrępowania od ilu miesięcy jest w ciąży20. Zalotność, uwodzicielstwo i kokiete­ rię łączono z bezwstydem. Zieliński ze zgorszeniem spoglądał na osiemnastoletnią panienkę, która siedząc na widowni podczas koncertu ponad dwie godziny zasła­ niała i odkrywała swe piersi jakby od niechcenia za pomocą czarnego welonu spa­ dającej od tyłu głowy na ramiona21. Za pozytywny przejaw braku skrępowania uwa­ żano tuteamiento, czyli zwracanie się do innych osób przez „ty” i po imieniu22. Ko­ lejna cecha to wprost chorobliwa skłonność do gadulstwa. Tripplin żartował, że Hiszpanka chociażby była głuchoniema, znajdzie sposób na porozumiewanie się z otoczeniem23. Wielbiciel Hiszpanek, pisarz i polityk angielski Beniamin Disraeli

14 J. Garate, op. cit, s. 76,94. 15 P. Sawicki, Hiszpania malowniczo-historyczna, Zapirenejskie wędrówki Polaków w latach 1838-1930, Wrocław 1996, s. 107.

“ G. Sand, Un imierno en Mallorca, Palma de Mallorca 1979, s. 150. 17 T. Tripplin, op. cit., s. 192-193. „Niech się tedy litują nade mną Angielki ile tylko zechcą, niech się wściekają Francuzki, niech plączą Niemki, zębami zgrzytają Włoszki, niech się nawet żalą na mnie wła­ sne me piękne wspólrodaczki - ja utrzymuję uroczyście i stale, że nie masz w Europie kraju, w którym przestrzeń wdzięków obszerniejszą była jak w Hiszpanii” (ibidem, s. 192). '* T. Gautier, op. cit., s. 96. ” W. Botkin, op. cit., s. 133; T. Tripplin, op. cit., t. VI, s. 201. 20 J. Garate, op. cit., s. 246. 21 J.F. Zieliński, op. cit., s. 362-363.

22 T. Gautier, op. cit., s. 195; M. GonzAlez-Amao Conde Duque, Disraeli en Andalucla, „Historia 16”, R. XIII 1998, t. II, nr 133, s. 111.

22 T. Tripplin, Pan Zygmunt w Hiszpanii. Powieli prawdziwa w 4 tomach z ostatniej wojny domowej hiszpańskiej przez autora wspomnień z podróży, Warszawa 1852,1.1, s. 54. cenił w nich to, czego brakowało mężczyźnie z zimnego, północnego kraju, a więc: otwartość, gościnność, ciepły stosunek do ludzi, łagodność, pogodę ducha, żywy temperament24. Byli również i tacy, którzy widzieli w Hiszpankach: porywczość, niestałość, zarozumiałość, natarczywość, a jednocześnie czułość, wrażliwość, ła­ godność, uprzejmość25. W sumie otrzymujemy obraz cech sprzecznych ze sobą. Oznacza to, że podróżnicy nie stworzyli jednego, uniwersalnego modelu Hiszpanki, ponieważ w rzeczywistości, jak wszędzie na świecie, kobiety różniły się między sobą pod względem charakteru i zachowania. Szybko dochodzili do słusznego wnio­ sku, że różnice te były widoczne w zależności od regionu. Inny styl bycia i urodę miały Andaluzyjki, inną Walencjaki, Asturianki, czy mieszkanki Nawarry lub Gali­ cji. Ponadto należy pamiętać, że każdy obcokrajowiec inaczej odbierał otaczającą go rzeczywistość. Urodę Hiszpanek miał wzmacniać ubiór. Zagraniczni przybysze z zaciekawie­ niem przyglądali się narodowemu strojowi kobiet, szczególnie mantylkom (rodzaj, welonu spadającego z głowy na ramiona, krzyżującego się na piersiach jak szal) i baskinkom (szeroka spódnica podbita od spodu licznymi halkami). Te dwie nazwy odnajdujemy niemal w każdej relacji. Jako dodatek do rodzimego stroju hiszpań­ skiego wymieniano kwiaty wpinane we włosy oraz wachlarz towarzyszący kobie­ tom wszystkich warstw społecznych przy różnych okazjach: w domu, w kościele, na spacerze, podczas spotkań ze znajomymi. Zdumiony pięknem i oryginalnością wa­ chlarzy José Blanco White nazwał je „czarodziejskimi różdżkami, których moc ła­ twiej czuć niż wytłumaczyć”24. Magia wachlarza polegała na nieznanej w innych krajach umiejętności posługiwania się nim przez zalotne Hiszpanki. Z zaskoczeniem odkrywano, że służył on kobietom do dyskretnego porozumiewania się z drugą oso­ bą za pomocą umownych znaków. Blanco White podał kilka przykładów swoistego słownika flirtu kreowanego dzięki odpowiedniemu układaniu wachlarzy, zamykaniu ich, otwieraniu, umieszczaniu w zmiennych pozycjach. Wachlarz służył także do ukrycia uśmiechów, szeptów, mimiki i do wyrażenia stanów psychicznych: niepo­ koju, niecierpliwości, radości, smutku, bólu itp.27 Jednak w żadnym z analizowa­ nych źródeł nie dociekano przyczyn powstania tej zabawnej gry. Tymczasem odpo­ wiedź na to pytanie ujawnia sytuację, w jakiej znajdowała się kobieta w Hiszpanii u progu epoki kapitalistycznej. Należy przypuszczać, że do prowadzenia rozmów za pomocą wachlarza skłonił je szeroko rozumiany brak swobody i wolności. W oma­ wianym okresie Hiszpanki podlegały ostrym rygorom zachowania. Dotyczyły one zwłaszcza panienek na wydaniu, którym zabraniano wychodzić na ulice bez osoby towarzyszącej i surowo zakazywano nawiązywania pokątnych znajomości. Dodajmy14 15

14 Ibidem, s. 110-115. 15 D. Robertson y E. Rourargue, Vistas de EspaHa. Colección de cuarenta y ocho grabados de David Robertson y Emile Rouargue 1836-1838, Madrid, 1991, nr 44; M.E. Soriano Perez-Villamil, EspaHa vista por los historiografii y viajeros italianos (1750-1799), Madrid 1980, s. 155-156. “ J. Blanco White, op. cit., s. 73. ” ■ Tamże. O wachlarzach pisali również: W. Botkin, op. cit., s. 24; B. Disraeli, zob. M. Gonzalćz Amao, op. cit, s. 114-115; T. Gautier, op. cit., s. 192. do tego fakt, że najczęściej o wyborze współmałżonka decydowali rodzice, a zrozu­ miałe stanie się, dlaczego dyskryminowane kobiety były zmuszone do maskowania swych uczuć i poczynań przynajmniej w „sprawach sercowych”. Pochwała narodowego stroju Hiszpanek implikowała negatywny stosunek po­ dróżników do inwazji cudzoziemszczyzny na Półwyspie Pirenejskim. Botkin pisał, że „el estilo de Paris” zabił w Hiszpankach poczucie piękna w dziedzinie ubioru. Coraz częściej porzucały one mantylki i baskinki na rzecz kapeluszy i długich fran­ cuskich sukien. Ulubiony przez Hiszpanów czarny kolor został wyparty przez „pstre barwy”. Kobiety niechętnie wykonywały tańce narodowe i w towarzystwie starały się mówić po francusku, ponieważ takie zachowanie należało do „dobrego tonu”2*. Będąc pod wrażeniem uczestnictwa w kilku spotkaniach towarzyskich Gautier do­ szedł do przekonania, że kobietom jakie tam spotkał, pomimo ich zamożności i wy­ sokiego pochodzenia, brakuje gustu w ubiorze. Mieszały bowiem elementy narodo­ we z zagranicznymi, tj. francuskimi, angielskimi i arabskimi. Z żalem odnotował, że tylko jeden raz widział kobietę w baskince, ale nie w Hiszpanii, lecz w Paryżu pod­ czas prezentacji stroju hiszpańskiego29. Stopień natężenia krytyki odchodzenia od tego co narodowe na rzecz obcych mód i zwyczajów nie jest jednakowy. Podczas gdy W. Botkin i Francuzi - Gautier oraz Charles Didier30, najwyraźniej ubolewali nad tym stanem, inni zdawali się nie dostrzegać problemu. Były oficer legionów francusko-polskich podczas kampanii napoleońskiej na Półwyspie Pirenejskim Sta­ nisław Broeker utrzymywał nawet, że Hiszpanki używają rodzimego stroju, skrom­ nych ozdób i nie spotkał ani jednej w kapeluszu31. Podobnie twierdziła podróżująca wspólnie z Wilhelmem Humboldtem jego żona, Karolina von Humboldt. W liście do swego brata Ernesta von Dacheroedem napisała, że mantylka i baskinka stanowią nieodłączny element stroju noszonego przez Hiszpanki32. Ta rozbieżność stanowisk zapewne wynika z faktu, że działo się to w okresie transformacji, kiedy stare ele­ menty przenikały się z nowymi. W tym przypadku rodzime wzorce w obyczajach, kulturze, etykiecie i ubiorze współgrały z obcymi. Obok kobiet hołdujących cudzo- ziemszczyźnie spotykano wieśniaczki ubrane w strój ludowy. Niezależnie od nich pewna grupa kobiet z elity świadomie ignorowała wzory idące z Paryża czy Londy­ nu. Chodzi zwłaszcza o damy skupione wokół Marii Teresy Kajetany, księżnej de Alba. Księżna zafascynowana kulturą ludową była jej wierna w sposobie ubierania, zachowania, mówienia, zachęcając swym przykładem kobiety z arystokracji i klas średnich33.

“ W. Botkin, op. cit., s. 24,36. ” T. Gautier, op. cit., s. 108-109. 30 Ch. Didier, Une annee en Espagne, Paris 1837,1.1, s. 32. 11 S. Broeker, op. cit, s. 271. 11 Karolina von Humboldt do Ernesta von Dacheroedem, Madrid, 12 listopada 1799, [w:] J. Garate, op. cit., s. 428. 11 Szerzej o tym zob.: I. Soria de Irisarri, La mujer en la epoca de Goya, „Boletin del Museo e Instituto . Obra Social de la Caja de Ahorros de Zaragoza, Aragón y Rioja", LXV1I - 1997, s. 123-142; J. Ezquerra del Bayo, La duquesa de Alba y Goya, Madrid 1959, s. 139-142. Interesujące jest również to, że podróżnicy zagraniczni nie przywiązywali wagi do dalekosiężnych skutków zamiłowania Hiszpanek do cudzoziemszczyzny. Szybko zmieniająca się moda wymagała nieustannych nakładów pieniężnych. Tym więk­ szych, że naśladownictwo obcych wzorów obejmowało poza ubiorem i ozdobami wiele przedmiotów codziennego użytku. Żona marszałka Francji, Jeana Andorche Junote’a, Laura Junote, księżna d’Abrantès, pozostając pod wrażeniem spotkania z księżną Osuną w willi Alameda zapisała w swych wspomnieniach, że była to bu­ dowla bardzo nowoczesna, wewnątrz urządzona na wzór francuski z meblami zaku­ pionymi w Paryżu34 *. Według Botkina mieszkanki Sewilii sprowadzały ubrania z Francji, kierując się wyższą ich jakością. Stamtąd przywożono delikatne ręka­ wiczki, koronkowe mantyle i wachlarze, a więc elementy rodzimego stroju33. Wy­ konane z drogich koronek przepiękne mantylki i baskinki osiągały wysokie ceny, 0 czym informował swą siostrę, hrabinę Sybille de Reventlow, minister pełnomocny Danii w Madrycie Herman de Schubart36. W dzienniku przebywającego w Walencji w latach dwudziestych Francuza, Aleksandra Laborde czytamy, że każda Hiszpanka, bez względu na miejsce zajmowane w hierarchii społecznej, wykazywała nadzwy­ czajne przywiązanie do przepychu i przesadnej elegancji37. Jednak podróżnicy nie pokusili się o dogłębne zbadanie problemu. W sporządzonych przez nich notatkach na próżno by szukać informacji o bankructwach i konfliktach małżeńskich wyni­ kłych z rozrzutności lekkomyślnych, kochających luksus żon, o osłabianiu rodzimej gospodarki i ubożeniu skarbu państwa w rezultacie masowych zakupów towarów zagranicznych. Nie cytowano uszczypliwych aforyzmów i anegdot pod adresem nieoszczędnych kobiet, jakie krążyły w powszechnym obiegu. Autorzy omawianych źródeł zdawali się nie wiedzieć o propagowanej przez rząd, duchowieństwo, prasę 1 literaturę kampanii skierowanej przeciwko zbytkowi płci pięknej. Przemilczano również głośnąu schyłku XVIII w. dyskusję nad propozycją premiera, hrabiego Flo- ridablanki wprowadzenia jednakowego stroju dla wszystkich kobiet38. Zazwyczaj piękne i wytwornie ubrane damy obecne w relacjach obcokrajowców brały czynny udział w życiu towarzyskim i kulturalnym. To one zakładały salony, organizowały popołudniowe spotkania zwane tertulias, podejmowały i zabawiały zaproszonych gości, traktując to zajęcie jako swą powinność. W 1806 r. Blanco White pisał, że pomimo trudnej sytuacji w kraju (kryzys wewnętrzny, wojna z An­ glią) kwitło życie towarzyskie. Nie tylko kobiety z elity, ale i z rodzin średnio za­

34 Souvenirs d ’une ambassade et d'un séjour en Espagne et en Portugal de 1808 à 1811 par la duchesse d'Abrantès, Paris 1837,1. 1, s. 317-320. 33 W. Botkin, op. cit., s. 115. 34 H. de Schubart do hrabiny Sybille de Reventlow, Madrid, 5 czerwca 1799, [w:] Lettres d'un diplomate danois en Espagne 1798-1800, „Revue Hispanique” 1902, s. 413. 31 Reino de Valencia. Itinerario descriptivo de las provincias de Espaha - traducciôn libre de! publico en froncés Alexandro Laborde, Valencia 1826, s. 98. “ Szerzej o tym zob.: Barbara Obtulowicz, Projekt stroju narodowego dla Hiszpanek w 1788 roku. Annales Academiae Paedagogicae Cracoviensis, Studia Historica II, Kraków 2003, s. 255-262. możnych otaczały się szerokim kręgiem znajomych i przyjaciół, praktykując zwy­ czaj wzajemnych odwiedzin. Według angielskiego pisarza na tertulie miały wstęp jedynie osoby uprzednio zaprezentowane przez panią domu, która potrafiła stworzyć pogodny nastrój. Nie obowiązywała żadna etykieta, co sprawiało, że uczestnicy spotkań czuli się swobodnie. Młode panny mogły zatem bez skrępowania żartować, śmiać się i uwodzić mężczyzn, co w normalnych warunkach było nie do pomyśle­ nia39. Przy okazji omawiania wrażeń z tertulii często podkreślano zamiłowania mu­ zyczne kobiet. Z przekazów Anglika Wiliama Beckforda wiemy, że mieszkająca w Madrycie pani Badaan dwa razy w tygodniu wspólnie z mężem urządzała zebra­ nia towarzyskie, sprowadzając na nie najlepszą w stolicy grupę muzyków i tancerzy baletowych. Księżna de Bervick była tak zafascynowana muzyką, że nie tylko za­ trudniała na stałe trzech muzyków, ale z zapałem studiowała partytury oper i sone­ tów, których całe stosy leżały w nieładzie we wszystkich pokojach40. Tertulie u księżnej de Bervick mile wspominał rodak Beckforda, Joseph Townsend. Podobno raz na tydzień w jej domu gromadziła się grupa sympatycznych osób, aby wziąć udział w balu, zjeść kolację lub wypić herbatę41. W Madrycie znane były zaintere­ sowania muzyczne, wspomnianej wyżej, Marii Teresy Kajetany, księżnej de Alba. De Schubart odnotował, że księżna brała lekcje muzyki i sprawowała mecenat nad włoskim kompozytorem o nazwisku Marinelli42. Ponadto miała prywatną kolekcję cennych obrazów, w tym płótna Rafaela, bibliotekę z bogatym zespołem rękopisów, które niestety strawił pożar43. Znacznie mniej informacji zostawili podróżnicy o uczęszczaniu kobiet do teatru lub opery, bo zapewne sami rzadko tam bywali. Natomiast rozpisywali się nad upodobaniem kobiet do korridy. Doprawdy żaden nie potrafił dać odpowiedzi, dlaczego tak krwawe widowisko wzbudzało pasję u z natu­ ry subtelnych i delikatnych Hiszpanek. Botkin nazwał korridę „świętem namiętnych kobiet”. Podał również, że w okolicach Tarify nad Cieśniną Gibraltarską damy ob­ serwujące korridę z parterowych okien zabawiają się kłując szpilkami mężczyzn szukających schronienia w żelaznych okratowaniach okien w obawie przed ponow­ nym wyjściem na ulicę, po której pędzą rozwścieczone byki44. Generalnie można zauważyć, że zgodnie z tym co pisali obcokrajowcy, życie towarzyskie i kulturalne kobiet obracało się zasadniczo wokół domu, w kręgu rodziny i bliskich znajomych. Dopiero w dziennikach osób odbywających podróż do Hiszpanii w połowie XIX w. znajdujemy wzmianki o kobietach obecnych w miejscach do tej pory zarezerwowa­ nych dla mężczyzn, np. w kawiarniach45.

” J. Blanco White, op. cit., s. 46-47. * W. Dcckford, Un ingles en la Espańa de Godoy (cartas espańolas), Madrid 1966, s. 91 (list nr 7 z 13 grudnia 1787).

41 J. Townsend, ViajeporEspaHaenlaepocadeCarlosIII(1780-1787), Madrid 1988, s. 132. 42 H. de Schubart do hrabiny Sybille de Reventlow, Madrid, 30 maja 1800, op. cit., s. 428. 421. Garate, op. cit., s. 149. 44 W. Botkin, op. cit., s. 170. 45 T. Gautier, op. cit., s. 101; J.F. Zieliński, op. cit., s. 385-386. Zagraniczni przybysze wyrażali zdziwienie niskim wykształceniem kobiet i niewielką liczbą szkół dla dziewcząt. Widzieli przepaść intelektualną pomiędzy kobietami a mężczyznami. Wśród następstw tego zaniedbania wymieniali m.in. wspomnianą wyżej próżność płci pięknej, zamiłowanie do zbytku, lekkomyślność i skłonność do plotkarstwa. Pomijano inne, ważniejsze skutki nieodpowiedniej edu­ kacji panien, tzn. zaniedbywanie obowiązków żony , matki, pani domu, o czym sze­ roko rozprawiano w prasie, literaturze i na kazaniach. W przekonaniu Tripplina od­ powiedzialność za ignorancję kobiet należało przypisać mężczyznom, którzy wyżej stawiali ich urodę, zalotność, posłuszeństwo, wierność niż walory duchowe i inte­ lektualne. Sądził, że gdyby Hiszpanka wyposażona w typowy dla siebie zasób wie­ dzy ograniczony do znajomości rodzimego języka, dziejów ojczystych, wybranych zagadnień z zakresu sztuki i poezji znalazła się w salonach Londynu, Paryża, czy Warszawy, nie miałaby tam racji bytu. Tymczasem w Hiszpanii tak wykształcone panny cieszyły się największym powodzeniem u mężczyzn44 46.* Botkin zachwycony niepospolitym wdziękiem Andaluzyjek oświadczył, że przy typowych dla nich ce­ chach, jak: żywość umysłu, bogactwo fantazji, celny dowcip, właśnie ignorancja nadaje im swoistą oryginalność. „Chętnie oddałbym za nie ową książkową wiedzę najbardziej wykształconych pań” - pisał przybysz z dalekiego kraju. „Córka pierw­ szego lepszego niemieckiego mieszczanina ma tysiąc razy więcej wiadomości niż najbardziej wykształcona pani andaluzyjska. Andaluzyjka jednak posiada zadziwia­ jącą umiejętność obywania się bez tych wszystkich wiadomości”. Przy opisie mieszkańców Kadyksu Botkin podkreślał ich wyjątkowe wykształcenie, co słusznie wiązał ze specyfiką miasta portowego. Chwalił zwłaszcza tamtejszych kupców za umiejętność oceniania sytuacji politycznej, tolerancję, praktycyzm i realizm47. Jed­ nak zdawał się nie dostrzegać, że handlowa rola Kadyksu miała dodatni wpływ na poziom intelektualny tamtejszych kobiet, które przewyższały swe rodaczki pod względem umiejętności czytania, pisania, liczenia, erudycji i ogólnej wiedzy o świę­ cie. Z badanych źródeł wynika, że kolejną grupą kobiet, które miały szczęście zdo­ bycia starannego wykształcenia były arystokratki. Na kartach wspomnień i diariuszy odnajdujemy nazwiska dam z wysoko postawionych rodzin, które nie tylko intere­ sowały się muzyką, sztuką i potrafiły prowadzić rzeczowe konwersacje podczas tertulii, ale utrzymywały korespondencję z artystami, literatami, politykami, obok książek czytały prasę, znały języki obce, a niektóre chwytały za pióro, próbując swych sił w roli poetek, tłumaczek, czy powieściopisarek48. Im dalej posuwamy się

44 T. Tripplin, Wspomnienia z podróży..., s. 200-201. " W. Botkin. op. cit., s. 125, 133-134, 210-211. 41 T. Gautier pisał, te Hiszpanki czują potrzebę wyrażania swych stanów emocjonalnych w formie poezji, prozy bądź luźnych notatek (op. cit., s. 109). Księżna d’Abrantès poznała w Madrycie hrabinę Merlin, wnuczkę generała 0 ’Fariłla, ministra wojny za panowania Józefa Bonapartego, autorkę pierwszej książki napisanej przez Hiszpankę w języku francuskim. Francuska podróżniczka zetknęła się również z jej cór­ ką, która posiadała nieprzeciętną inteligencję, wdzięk osobisty, piękne pismo i wymowę (Souvenirs d'une ambassade et d ’un séjour en Espagne...., s. 150-151, 321-323). Żona de Schubarta mogła nawiązać bli- w głąb XIX w., tym nazwisk tych jest więcej. Świadczy to z jednej strony o wzroście aktywności intelektualnej kobiet, która istotnie miała miejsce, z drugiej o zaintere­ sowaniu samych podróżników grupą postępowych kobiet. Nie należy zapominać, że większość z nich przybywała z krajów, gdzie proces emancypacji kobiet był bardziej zaawansowany niż w Hiszpanii. Nie mieli negatywnego nastawienia do aspiracji intelektualnych kobiet, nie wyśmiewali się z sawantek, tak jak to robili Hiszpanie. Zaciekawienie obcokrajowców obejmowało sposób odnoszenia się do kobiet przez społeczeństwo transformacji. Jedni akcentowali pozbawianie kobiet wolności osobistej poprzez zamykanie ich w kręgu spraw rodzinnych, ograniczanie porusza­ nia się poza domem, wprowadzanie systemu nakazów, zakazów dotyczących ich zachowania w miejscach publicznych i w towarzystwie49. Inni wskazywali coś wręcz odwrotnego, że Hiszpanki cieszą się większą wolnością niż Francuzki, mogą chodzić dokąd chcą, niekoniecznie pod nadzorem drugiej osoby i są otaczane sza­ cunkiem przez mężczyzn50. Townsend zwracał uwagę na szczególne uprzywilejo­ wanie mężatek, którym przysługiwało prawo posiadania tzw. cortejo. Był to męż­ czyzna, który za wiedzą i z przyzwolenia męża przebywał z kobietą cały dzień (pod­ czas toalety, posiłków, spacerów, w kościele, w teatrze itd.) dla zapewnienia jej bez­ pieczeństwa i dla uniknięcia nudy. Zajęty interesami małżonek nie miał czasu na zajmowanie się swą żoną i chętnie powierzał ją zaufanej osobie. Zwyczaj ten przy­ szedł do Hiszpanii z Włoch, najpierw upowszechnił się w kręgach arystokracji, po czym szybko przeniknął do sfer mieszczaństwa, rodzącej się burżuazji, a nawet niż­ szych warstw społecznych. W świetle relacji Townsenda to właśnie cortejo był naj­ częstszą pokusą dla niewiernych kobiet51. O cortejo czytamy również u de Schu- barta (markiza de Santa Cruz pokazała jemu oraz żonie Elizie miejsce intymnych spotkań ze swym cortejo) 52 oraz u Beckforda (jego przyjaciel o nazwisku Rojas pełnił tę funkcję przy księżnej de Aranda)53. Księżna d’Abrantès pisała, że na sposób traktowania kobiet przez mężczyzn istotny wpływ miał głęboki kryzys państwa we wszystkich dziedzinach. Utratę po­ zycji Hiszpanek w pierwszej połowie XIX w. łączyła dodatkowo z upadkiem auto­ rytetu Kościoła w Hiszpanii oraz osłabieniem szacunku wiernych do Matki Bożej, która uchodziła za rzeczywistą królową tego państwa. Pustka moralna i duchowa,

ski kontakt z markizą Santa Cruz dzięki temu, że markiza biegle władała językiem francuskim (H. de Schubart do hrabiny Sybille de Reventlow, Madrid 5 czerwca 1799, op. cit., s. 415). 4’ Pani d'Abrantis napisała, że Hiszpanki są „więźniami i niewolnicami domu” (Souvenirs d'une ambas­ sade..., t. II, s. 28-29). Antoni Paweł Sułkowski donosił swej żonie, że damy hiszpańskie znajdują się pod stałym nadzorem przyzwoitek i „zazdrosnych klechów” (op. cit., s. 138). Zgodnie z tym co podaje W. Botkin samotne spacery kobiet uchodziły w Hiszpanii za niebagatelne wykroczenie (op. cit., s. 211). 50 Hiszpanki cieszą się poważaniem ze strony mężczyzn - tak, według E. Echeverrla, twierdzili Francuzi podróżujący pod Hiszpanii w pierwszej połowie XIX w. (op. cit., s. 105). W tym samym duchu pisał Broeker (op. cit., s. 271). !l W. Townsend, op. cit., s. 210-211. 51H. de Schubart do hrabiny Sybille de Reventlow, Madrid 5 czerwca 1799, op. cit., s. 415 53 W. Beckford, op. cit., s. 139. a wraz z nimi szerzenie się marazmu i degeneracji sumień ludzkich implikowały konieczność jasnego określenia roli, jaką winny pełnić kobiety w rodzinie i w społe­ czeństwie. Zgodnie uznano, że najważniejszą jej misją na ziemi jest czuwanie nad moralnością męża, dzieci i pozostałych członków rodziny. Spostrzeżenie to jest traf­ ne, ponieważ istotnie tak właśnie było. Od kobiet żyjących w okresie transformacji oczekiwano więcej niż do tej pory. Nie wystarczała tradycyjna rola pani domu (ama de casa). Kobiety miały być „strażniczkami ogniska domowego” (angel del ho- gar)54. W tym miejscu odkrywamy pewien paradoks. Z jednej strony kobiety lekce­ ważono, wyśmiewano, podkreślano niższość płci pięknej wobec mężczyzn, z drugiej wierzono, że dzięki nim nastąpi moralna odnowa społeczeństwa, która ułatwi wyj­ ście Hiszpanii z głębokiego kryzysu polityczno-ekonomicznego. Być może d’Abran- tes zauważyła tę niezgodność, ale jej nie odnotowała. Spełnienie misji angel del hogar w dużej mierze zależało od religijności kobiet i od tego, jakimi były matkami (jakie wychowanie potrafiły dać swym dzieciom). Co do pierwszej kwestii, to z badanych źródeł należy wnosić, że Hiszpanki hołdo­ wały religijności barokowej, ceniąc wyżej zewnętrzne formy kultu niż jego istotę. Tak więc czytamy o damach uczęszczających do kościoła na codzienną mszę, po­ nieważ mogły tam zademonstrować swą urodę, modny strój wzbudzając zazdrość u koleżanek i wywołując podniecenie u mężczyzn55 *, pielgrzymujących do miejsc świętych, modlących się ustami a nie sercem, wzywających pomocy aniołów i świętych patronów, szczególnie gorąco w momentach trudnych54. Nie brakowało również niewiernych żon, które uparcie trwając w grzechu cudzołóstwa sprytnie wyłudzały rozgrzeszenie od przekupnych spowiedników, albo nabywały od prosty­ tutek zaświadczenia o odbytej spowiedzi57. Co do drugiego z omawianych aspek­ tów, to zagraniczni przybysze podawali rozbieżne opinie. Dla francuskich podróżni­ czek Hiszpanki jawiły się jako przykładne żony i matki5*. Zupełnie inaczej widzieli problem Botkin i Broeker. Pierwszy uważał, że Hiszpanki są leniwe, kokieteryjne i nie znoszą zajmowania się gospodarstwem domowym59. Drogi ganił je za stoso-

54 Souvenirs d'une ambassade.... 1.1, s. 93,95-96; Ł II, s. 34,90-113, 132-133. 55 W Sewilli Tripplin obserwował kobiety przybywające do jednego z tamtejszych kościołów. Zauważył, że zachowywały się niczym aktorki na scenie: klękały na podłodze do pacierza, potem siadały na posadz­ ce .jakoś oiyentalnie, ale dziwnie pięknie" i w pozycji pełnej wdzięku trwały podczas mszy. Uroku do­ dawały im obszerne, czarne suknie, spod których wystawały zgrabne nóżki ubrane w płytkie trzewiki (T. Tripplin, Wspomnienia z podróży..., t. VI, s. 210). 54 C. Dembowski, op. cit., t. II, s. 38-39, 53. H. de Schubart napisał, że hiszpańskie arystokratki są bigot­ kami (H. de Schubart do hrabiny Sybille de Reventlow, Madrid 30 maja 1800, op. cit., s. 429); J.F. Bour- going, Nouveau voyage en Espagne ou tableau de l ’état actuel de cette monarquie, Paris 1788, L II, s. 297-298. 57 J. Townsend, op. cit., s. 212-213. “ E. Echeverrfa Pereda, op. cit., s. 177. Pogląd ten podzielał Beckford, który z szacunkiem pisał o księż­ nej de Bervick jako wzorowej matce osobiście zajmującej się wychowaniem małoletniego syna (W. Beckford, op. cit., s. 89). ” W. Botkin, op. cit., s. 211. wanie złych metod wychowawczych polegających na nadmiernych pieszczotach i pozwalaniu dzieciom na wszystko60. Obcokrajowców interesował zwyczaj związany z wyborem stanu i osoby współmałżonka. Niektórzy sugerowali, że dziewczętom powinno przysługiwać pra­ wo do samodzielnego decydowania o osobie przyszłego męża, wstąpieniu do klasz­ toru lub pozostania panną. Niechętnie widzieli narzucanie woli przez rodziców, małżeństwa dla interesu61 i zastanawiali się nad przyczynami kojarzenia małżeństw we wczesnym wieku - pomiędzy kilkunastolatkami. To ostatnie Broeker upatrywał w szybkim rozwoju fizycznym mieszkańców ciepłych stref klimatycznych oraz w niskim przyroście naturalnym w Hiszpanii62. Tym niemniej, na ogół nie krytyko­ wano sedna problemu, lecz raczej ubolewano nad konkretnymi kobietami, skazany­ mi przez niewyrozumiałych rodziców na cierpienia duchowe i rozterki. Bardziej refleksyjne i kompleksowe podejście do problemu cechują relacje pani d’Abrantès i Blanco White. Oboje występowali przeciwko przymuszaniu dziewcząt do wstępo­ wania lub pozostawania w klasztorze w charakterze zakonnic (jeśli w dzieciństwie rodzice oddali córkę na wychowanie do sióstr zakonnych, a potem chcieli, aby prze­ bywała tam na stałe). Francuzka podróżniczka podkreślała, że w takich przypadkach w grę wchodziły interesy rodziców, którzy oczekiwali, że kiedy ich córka stanie się członkiem zamożnego i prestiżowego zgromadzenia, przyniesie to korzyści dla całej rodziny63. Ze swej strony Anglik zwracał uwagę, że kilkunastoletnie dziewczęta są za młode, aby wyczuć, czy istotnie mają powołanie do zakonu64. W omawianych źródłach znajdujemy wzmianki o przypadkach wykorzystywania klasztoru do cza­ sowego izolowania upartych panienek nieprzejednanych w kwestii małżeństwa z miłości. W pamiętniku Karola Dembowskiego czytamy, że podczas podróży na statku autor rozmawiał z pewną Katalonką. Kobieta płynęła do Barcelony specjalnie po to, aby umieścić swą córkę w jednym z tamtejszych klasztorów uniemożliwiając jej tym samym ślub z oficerem kawalerii, człowiekiem wartościowym, ale bied­ nym65. Nie wiadomo co Dembowski sądził o sprawie, ponieważ nie pozostawił żad­ nego komentarza.

“ S. Broeker, op. cit., s. 259. 41 Beckford, pozostając pod silnym wrażeniem gościnnego przyjęcia zgotowanego mu przez panią Aran- da, silił się na szczere wyrazy współczucia dla tej „pięknej i mądrej” kobiety zmuszonej do poślubienia człowieka, który mógłby być jej dziadkiem: ,jest przy nim tak blada i zmizemiala, jak narcyz lub irys na łące” (op. cit., s. 139). Podobne uczucie towarzyszyło T. Trippłinowi, kiedy dowiedział się, te margrabi­ na de Cienfuegos, jedna z najpiękniejszych mieszkanek Granady, musiała znosić podeszłego w latach, a na dodatek zgrzybiałego i schorowanego małżonka, którego poślubiła pod presją rodziców (T. Tripplin, Wspomnienia z podróży..., t. VI, s. 388, t. VII, s. 9-10). 62 S. Broeker, op. cit., s. 259. „Młodzież hiszpańska dojrzewa tu wcześnie skutkiem gorącego klimatu. Dziwnie się wydaje, widząc małżeństwo, którego mąż ma 18 lub 19, a żona jego 13 lub 14 lat, a niekiedy nawet 12; wcześnie się też starzeją, szczególniej kobiety, które doszedłszy do 30 lat, uważane są już za stare, przyczem rzadko kiedy bywają matkami”. 41 Souvenirs d'une ambassade .... 1.1, s. 104-105. 44 J. Blanco White, op. cit., s. 188-201. 45 C. Dembowski, op. cit., t. II, s. 137-138. W notatkach podróżników przewijają się kobiety utrzymujące żywe kontakty z dyplomatami, biorące udział w dyskusjach na tematy polityczne66 oraz bezpośred­ nio zaangażowane w działalność polityczno-patriotyczną (heroinas). Są to informa­ cje zasłyszane lub znane im z autopsji. Fernanda Solis, bohaterka powieści Tripplina napisanej na kanwie wspomnień z pobytu w Hiszpanii podczas wojny domowej, była zaciekłą karlistką (zwolenniczką brata Ferdynanda VII, don Carlosa) i miała bliskie kontakty z przedstawicielami tego ugrupowania. Po uratowaniu statku hisz­ pańskiego w czasie burzy, na którego pokładzie znajdowała się Fernanda, kiedy cała załoga wznosiła toast na cześć królowej Izabeli II, ona rzuciła swój kieliszek w mo­ rze67. Dembowskiemu pewien człowiek opowiedział o 61-letniej karlistce, Marii de la Trinidad, znanej w Madrycie jako „ciocia Cotilla” (tla Cotilla), która własnymi rękami zabiła dobosza należącego do policji miejskiej wiernej królowej Izabeli II. Następnie umaczała je we krwi ofiary i zbiegła do domu, aby jeszcze gorącymi dłońmi odbić znak krwi nad swym łóżkiem. W Saragossie Dembowski dowiedział, się o słynnej Augustynie, dziewczynie z ludu biorącej czynny udział w obronie mia­ sta podczas wojny o niepodległość oraz o hrabinie de Buerta, która biła się tam jako prosty żołnierz6*. Interesujący opis walk w Saragossie w 1838 r. z udziałem kobiet zostawił Tripplin. Przedstawił w nim odważne kobiety strzelające z pistoletów lub miotające kamieniami w karlistów. Zdołały zabić siedem osób, ale trzy z nich zmarły w wyniku odniesionych ran. W podsumowaniu Tripplin zaakcentował, że chociaż wspomniane bohaterki różniły się między sobą wiekiem, stanem cywilnym (wdowa, mężatka, panna) i pochodzeniem „bohaterska śmierć zrównała bogatą z ubogą, szlachciankę z mieszczką”69. Dla nas ważna jest wiadomość, że docenili to sami Hiszpanie, którzy zadecydowali o zorganizowaniu wspólnego, skromnego po­ grzebu dla całej trójki. Taką postawę można potraktować jako przejaw transformacji świadomości społecznej wobec kobiet. Obok dam z elity zagraniczni przybysze spotykali kobiety z niższych warstw: silne fizycznie i dobrze zbudowane wieśniaczki, kobiety z wymierającego plemienia Maragatas, pełne uroku i tajemniczości Cyganki. W miastach: nosiwody, mamki, robotnice, prostytutki. Rosnąca liczba kobiet wykonujących pracę zarobkową świadczy o tym, że pomimo ogólnego zaopóźnienia rozwojowego Hiszpanii powoli wkraczała tam cywilizacja. Podróżnicy dostrzegali, że przemiany związane z proce­ sem transformacji ekonomicznej dotyczyły także kobiet. W itinerarium Townsenda odnajdujemy fragmenty poświęcone prządkom z barcelońskiej fabryki włókienni­ czej. Autor przedstawił w nich ciężkie warunki bytowe robotnic, niskie zarobki

“ Markiza de Santa Cruz obracała się w środowiskach dyplomatycznych (H. de Schubart do hrabiny Sybiiie de Reventlow, Madrid 5 czerwca 1799, op. cit., s. 414). W Maladze Dembowski został zaproszo­ ny na spotkanie towarzyskie organizowane przez donię Mariquitę, właścicielkę sklepu, gdzie rozmawiano m.in. o polityce (C. Dembowski, op. cit., t. II, s. 70). *T T. Tripplin, Pan Zygmunt w Hiszpanii..., t. II, s. 64-65. “ C. Dembowski, op. cit., 1.1, s. 22,93-106. “ T. Tripplin, Wspomnienia z podróży.. ,,t. IX, s. 151-158. i brak opieki zdrowotnej70. Doré, Daviller, Tripplin i Prospér Mérimée pisali o mło­ dych dziewczętach z fabryki cygar w Sewilli (tzw. cigarreras)11. Jedna z nich zy­ skała sławę dzięki Mérimée i Georgesowi Bizetowi. Pierwszy uczynił ją główną bohaterką swej powieści pt. Carmen, drugi na podstawie wspomnianej powieści skomponował głośną operę Carmen z muzyką stylizowaną na folklor hiszpański i cygański. W utworze Mérimée, cigarrera o imieniu Carmen ukazana jako istota niezwykle ruchliwa, bystra, przedsiębiorcza, inteligentna, a przy tym piękna i zalot­ na, urosła do rangi symbolu kobiety zbuntowanej przeciwko stosunkom paternali­ stycznym. Carmen ponad wszystko kochała wolność osobistą, odzwierciedlając w ten sposób pragnienie swych rodaczek o uwolnieniu się spod zależności od męż­ czyzn (ojca, męża, braci). Tripplin nazwał półtora tysiąca robotnic sewilskich z fa­ bryki cygar „emancypantkami”71 *. W przekonaniu piszącej te słowa jest to określenie trafne. Carmen z powodzeniem może być traktowana jako prekursorka Hiszpanek, które w drugiej połowie XIX w. miały przystąpić do walki o równouprawnienie. Doré i Daviller porównują cigarreras z typem majas andaluzas. Mianem maja okre­ ślano kobiety z ludu mieszkające w mieście, wyróżniające się specyficznym stylem bycia (ekstrawagancja, gadatliwość), ubiorem (przywiązanie do rodzimych wzorów, obyczajów, wrogość do cudzoziemszczyzny), mową (charakterystyczny akcent) i zainteresowaniami (pasjonatki tańca, zabaw, teatru i korridy). Majas należały do wąskiego grona kobiet palących papierosy73. Do opuszczenia wsi i emigracji do miasta zmuszała je bieda. Na utrzymanie zarabiały trudniąc się roznoszeniem wody lub wyrobem cygar. Doré i Daviller przepowiadali, że w niedalekiej przyszłości majas całkowicie zanikną stapiając się z rosnącą rzeszą proletariatu kobiecego. Z relacji podróżników odwiedzających Półwysep Pirenejski wynika, że pojawienie się majas, manolas (madrycka odmiana majas) i cigarreras odbierali jako zapo­ wiedź nieuchronnego końca starego porządku feudalnego i nadejścia nowych czasów. Botkin i Gautier utrzymywali nawet, że demokracja dotarła już do Hiszpanii, osiągając tam wyższe stadium niż w pozostałych państwach europejskich. Na do­ wód podawali zadziwiające na zachodzie Europy zjawisko zgodnego współżycia różnych warstw społecznych74. Gautier pisał, że chociaż w Hiszpanii brak regulacji prawnych mówiących o zrównaniu wszystkich mieszkańców tego państwa, to w praktyce panuje tam autentyczna równość. Przedstawiciele wyższych sfer nie stronią od kontaktów z niższymi, wspólnie się z nimi bawią, jedzą i odpoczywają. Arystokratki wspierają materialnie żebraków, będąc w podróży nie brzydzą się ko­ rzystać z tych samych naczyń co ich służący. Podobno pewna dystyngowana dama,

70 J. Townsend, op. cit., s. 59,65,153.

71 G. Doré, J.Ch. Daviller, op. cit., s. 438-445, 460-461; T. Tripplin, Wspomnienia z podróży..., t. VII, s. 27; P. Mérimée, Carmen, Madrid 1986.

11T. Tripplin, Wspomnienia!podróży..., t. VII, s. 27.

73 Księżna d’Abrantès napisała, że w Hiszpanii szanujące się sfery nie palą papierosów. Pierwszy raz mogła palić w towarzystwie kobiet u markizy d’Arabacca (Souvenirs d ’une ambassade..., 1.1, s. 151). 74 W. Botkin, op. cit., s. 23,43-49; T. Gautier, op. cit., s. 222-223. nie znajdując partnera do tańca spośród mężczyzn z jej stanu, zaprosiła ogrodnika i służącego, z którymi tańczyła cały wieczór bez najmniejszego skrępowania. Na koniec francuski podróżnik zachęcał swych rodaków - demokratów i republikanów, do naśladowania Hiszpanów i Hiszpanek75. Należy stwierdzić, że obraz kobiety hiszpańskiej końca XVIII i pierwszej poło­ wy XIX wieku w relacjach podróżników zagranicznych jest niepełny, uproszczony i powierzchowny. Czołowi twórcy hiszpańskiej literatury romantycznej, jak Cecylia Böhl de Faber (występująca pod pseudonimem męskim jako Fernán Caballero) oraz Ramón Mesonero Romanos ubolewali, że obcokrajowcy widzieli Hiszpanię prze­ jazdem, co pozwalało jedynie na często bezkrytyczne odnotowanie pewnych zja­ wisk, ale w żadnym wypadku na głębszą refleksję76. Działo się tak również dlatego, ponieważ podróżnicy przybywali z konkretnym nastawieniem co mogą zobaczyć i podświadomie kierowali swą uwagę na to, czego się spodziewali, a nie na to, co faktycznie było. W ten sposób utrwalali istniejące już wyobrażenia o mieszkankach Półwyspu Pirenejskiego. Powstawała reakcja łańcuchowa: przed podróżą dokształ­ cano się z tendencyjnie redagowanych przewodników, skutkiem czego w Hiszpanii szukano tego, co znano z lektury. Potem sporządzano notatki równie tendencyjne, jak wspomniane przewodniki i czytające go osoby przyswajały sobie taki właśnie stereotypowy obraz Hiszpanii w ogóle a kobiety hiszpańskiej w szczególności. De facto wizerunek Hiszpanki schyłkowej fazy oświecenia i romantyzmu stanowił po­ chodną uproszczonego obrazu Hiszpanii jako kraju fantastycznego, pełnego egzoty­ ki, kraju długiej transformacji, przebiegającej powoli i pozbawionej cech charakte­ rystycznych, jednym słowem obszaru, który nie warto studiować, tylko przyglądać się mu i kontemplować. Miało to dalsze następstwa, ponieważ opisy podróży po Hiszpanii, zwłaszcza takich sław, jak Gautier, Giovani Giacomo Casanova, Disraeli, Astolphe Custine, François Auguste de Chateaubriand, czy Humboldt dzięki dużej poczytności kształtowały świadomość szerokich rzesz społecznych. Ponadto ich relacje stanowiły podatny grunt dla toczącej się w Europie polemiki na temat kobiet. Natomiast nie można zgodzić się ze stwierdzeniem Mesonero Romanosa, jakoby wszyscy obcokrajowcy patrzyli na Hiszpanię przez pryzmat powieści Cervantesa Don Kichote, tak jakby czas się tam zatrzymał i nadal panował Filip II77. Przeczą temu chociażby zawarte w niniejszym artykule uwagi dotyczące majas, manolas i cigarreras, spostrzeżenia Gautiera i Botkina o przejawach autentycznej równości we wzajemnym traktowaniu się kobiet i mężczyzn z różnych warstw społecznych, czy komentarz Tripplina do pogrzebu bohaterek walczących w obronie Saragossy. Innymi słowy, część podróżników spostrzegała pewne symptomy szeroko pojętej transformacji zauważając, że w ograniczonym zakresie objęła ona także kobiety

75 Ibidem. 7Í Fernán Caballero, Obras complétas de Fernán Caballero, lina en otrą, Madrid 1856, s. 24-26; R. Mesonero Romanos, Escenas matritenses por e! eurioso parlante (D. Ramón Mesonero Romanos) con 50 grabados, Madrid-Barcelona 1983. s. 5. 77 Ibidem. i przyniosła zmiany w rozumieniu przez ogół społeczeństwa przynajmniej niektó­ rych problemów dotyczących kobiet. Błędny jest również pogląd Mesonero Roma- nosa, że zagraniczni turyści przedstawiali Hiszpanki wyłącznie w dwóch ujęciach, tj. w roli uwodzicielek z zazdrości zabijających swych amantów lub jako tancerki śpiewające i zabawiające się przy wtórze gitar78. Z niniejszego artykułu wynika, że chociaż na ogół pomijali tak istotne kwestie, jak aktywność kobiet na polu ekono­ micznym (sprawowanie zarządu nad majątkami, obracanie gotówką i papierami wartościowymi itp ), zaangażowanie w działalność charytatywną i społeczną (np. żaden nie wspomniał o udziale kobiet w pracach towarzystw ekonomicznych zwa­ nych Sociedades Económicas del Pais, ani o Junta de las Damas, czyli sekcji kobie­ cej utworzonej w ramach Matritense, madryckiej odmiany Sociedades Económicas), niewiele miejsca poświęcali codziennym zajęciom kobiet, to uwzględniali ich obec­ ność w różnorodnych aspektach. Zdecydowanie najchętniej rozprawiano o urodzie, cechach charakteru, ubiorze, zamiłowaniu do zbytku. Te fragmenty są najbardziej stereotypowe. Inne tematy traktujące np. o życiu towarzyskim, kulturalnym, eduka­ cji, religijności, wolnym wyborze stanu, zostały ujęte realistycznie, ale zbyt po­ wierzchownie, aby w pełni odzwierciedlić rzeczywistość. W niektórych kwestiach (uroda, zachowanie, ubiór, problem wolności kobiet w społeczeństwie paternali­ stycznym) zauważyć można sprzeczność opinii. Poszczególne zagadnienia rozpa­ trywano najczęściej w odniesieniu do kobiet z wyższych sfer, ale nie tylko. Stopień wiarygodności przekazów jest różny w zależności od autora oraz opisywanego pro­ blemu. Stosunkowo najbardziej krytyczne przekazy pochodzą od Botkina i podróż­ niczek francuskich. Jest rzeczą znamienną, że to właśnie kobiety francuskie jako pierwsze dostrzegły, że Hiszpanki są inne niż się je przedstawia i w swych relacjach z podróży czyniły próby realistycznego spojrzenia na kraj i jego mieszkańców79.

The Spanish Woman in Travellers' Reports at the End of the Enlightenment and in the Romanticism

A bstract The article aims at establishing how travellers perceived, depicted and evaluated Spanish women in the context of their rich travelling experience. What were the aspects those travel­ lers focused on, did their reports reflect reality or did they create a stereotype? The analysis used the corpus data collected from the reports by foreign visitors to the Iberian Peninsula such as diaries, notes, and letters since the eighties of the 18th century until mid-19th century. They also include novels written on the basis of travelling experience. The conducted research shows that the portrait of the Spanish woman in travellers’ re­ ports is incomplete and rather superficial. Foreigners saw Spain while passing through it, 71

71 Ibidem. ” E. Echeverria Pereda, op. cit., s. 177 i in. which allowed only an uncritical view of some phenomena without their deeper understan­ ding. It was also due to the fact that travellers would arrive with ready assumptions about what they could see and subconsciously directed their attention to what they had expected and not what was real. Thus they confirmed established images of the female inhabitants of the Iberian Peninsula. A chain reaction resulted: travellers prepared for the journey from biased guide books, and in consequence what they were looking for in Spain was in agreement with their reading. Then reports were made, which were equally biased, and the persons reading them adopted a stereotypical image of Spain in general and of a Spanish woman in particular. D e fa c to , the image of Spain at the end of the Enlightenment and in the Romanticism was a derivative of a simplified image of the country as a fantastic and exotic land of long trans­ formation history that was conducted slowly and was devoid of peculiar features. In other words, the country appeared not worth studying diligently, just interesting enough to look at and contemplate. It had further consequence, namely the descriptions of travels in Spain, thanks to a wide readership formed the general social opinion. Moreover, such descriptions constituted a fertile ground for the dispute about women that was conducted in Europe at that time. However, one cannot agree with the statement that all foreigners perceived Spain through Cervantes’s novel Don Quixote as if the time had stopped and King Phillip II still ruled. Some travellers noticed a few symptoms of transformation considering that in its nar­ row scope it encompassed women as well and it brought about changes in the general under­ standing of at least some of the problems related to women. The view that foreign visitors presented Spanish women merely as seducers who killed their lovers out of affection or as dancers singing and entertaining with the guitar cannot be accepted. The conclusion to be drawn from the article is that although important issues such as economic activity, charitable deeds and social actions of women were omitted and little attention was given to everyday chores, yet their presence was observed in various contexts. The most commonly discussed topic was beauty, nature, dress and love for luxury. Such passages are most stereotypical. Other topics, for example related to social, cultural life, education, religious activities, and free choice of marital status were treated realistically but most superficially to give the full picture of reality. In some issues (beauty, conduct, dress, and freedom in paternal society) controversial opinions appear. Particular matters were discussed with reference to upper class women but not only. Credibility of the reports varies depending on the author and problem. Most critical reports come from Botkin and French female travellers. It is conspicuous that it was the French women who first noticed that the Spanish women differ from description and in their reports they made an attempt to portray the country and its inhabitants in a reali­ stic way.

Annales Academiae Paedagogicae Cracoviensis Folia 17 Studia Historica II (2003)

Ewa Danowska Życie codzienne w Gimnazjum Wołyńskim w Krzemieńcu (1805-1831)

Nazwa Gimnazjum Wołyńskiego, od 1819 roku oficjalnie przemianowanego na Liceum Krzemienieckie, jest powszechnie znana1. Wiele bowiem pisano o tej szkole i jej założycielu Tadeuszu Czackim. Na jej temat powstawały liczne opracowania, (wszystkie niemal pochodzące sprzed 1 wojny światowej) oraz sporo pamiętników i wspomnień uczniów krzemienieckiej szkoły. Nie zagłębiając się w system i pro­ gram nauczania, przyjrzyjmy się codziennemu życiu tej szkoły. Zawdzięcza ona swe powstanie wizytatorowi guberni wołyńskiej, podolskiej i kijowskiej Tadeuszowi Czackiemu, który objął ten urząd w 1803 r., na wniosek kuratora naukowego okręgu wileńskiego, księcia Adama Jerzego Czartoryskiego. Czacki pragnął jak najszybciej poprawić sytuację panującą w szkolnictwie na powierzonym mu terenie, widząc iż źle opłacani nauczyciele zaniedbywali swoje obowiązki, poziom nauczania był niski, a wielu uczniów nie kończyło edukacji2. Sytuację szkół po rozbiorach i stan oświecenia w zaborze rosyjskim, tak określił:

Zaczął się wylęgać oddział młodzieży, która na łonie próżniactwa i siebie i młodszych od siebie kaziła. Nie chcę i nie mogę taić, że wielka część młodzieży bez celu, ani do pu­ blicznego, ani do prywatnego życia jest sposobną; smutna tylko ojej dalszym losie wy­ pada wieszczba

Tadeusz Czacki nie miał doświadczenia w dziedzinie szkolnictwa i pedagogiki, czego zresztą nie ukrywał pisząc w liście z 19 VII 1803 r. do Hugona Kołłątaja:

1 Gimnazjum Wołyńskie podniesienie do rangi liceum, wraz z prawem do zwiększenia liczby katedr, otrzymało na mocy ustawy cara Aleksandra I z 18 I 1819 r.

1J. Dunin-Karwicki, Szkice obyczajowe i historyczne, Warszawa 1882, s. 90-91. 1T. Czacki, O sianie jeneralnym oświecenia guberni wołyńskiej i o środkach urządzenia i upowszechnie­ nia nauk [b.d. i m.]. stanowić o systemie nauk jest rzeczą trudną”4. Jednak to jego energii i ambicji Gimnazjum Wołyńskie zawdzięcza swoje powstanie. Dnia 1 X 1805 r. odbyło się uroczyste otwarcie pierwszego roku szkolnego w Gimnazjum, według scenariusza ściśle opracowanego przez Kołłątaja5. Uroczystość rozpoczęła się już o godzinie 6.00 rano salwami armatnimi i dzwonieniem w dzwony we wszystkich krzemie­ nieckich kościołach. Przybyli znamienici goście, m.in. gubernator książę Wołkoń- ski, biskup łucki Kacper Cieciszowski, delegaci Uniwersytetu Wileńskiego i war­ szawskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk oraz nauczyciele, uczniowie i tłumy obywateli Wołynia, Podola i Ukrainy. Uroczyste nabożeństwo celebrował i kazanie wygłosił Jan Kanty Bożydar Podhorodeński, a reskrypt cara Aleksandra I z dnia 31 VIII 1805 r., powołujący do istnienia Gimnazjum Wołyńskie, odczytał prefekt Antoni Jarkowski, ponieważ nie zdążył przybyć z Krakowa Józef Czech (znakomity matematyk), zaangażowany na dyrektora tej szkoły. Uroczysty obiad, podczas któ­ rego wznoszono toasty na cześć Aleksandra I, zakończył uroczystość otwarcia6. Natomiast nazajutrz rozpoczęły się lekcje. Pierwszy rok szkolny 1805/1806 da­ leki był od ideału, jaki pragnął osiągnąć Czacki. Z przewidzianych przez ustawę 19 nauczycieli pracę rozpoczęło tylko 13, a i uczniowie zjeżdżali się powoli; pod koniec roku szkolnego było ich 2807. Czacki nie ustawał jednak w wysiłkach w zdo­ bywaniu popularności dla szkoły wśród okolicznej szlachty*. Dodajmy, iż następny rok szkolny ukończyło już 422 uczniów, a np. w 1812 - 6939. Opracowanie systemu kształcenia i programu nauczania w Gimnazjum Wołyń­ skim - to dzieło Hugona Kołłątaja, a zebranie funduszy, załatwianie spraw urzędo­ wych i wyszukiwanie odpowiednich nauczycieli - to zasługa Czackiego10. Gimna­ zjum zostało przewidziane jako szkoła ogólnokształcąca o programie nauczania rozłożonym na 10 lat. Uczeń przybywał do Krzemieńca po ukończeniu szkoły ele­ mentarnej lub równorzędnego wykształcenia domowego. Gimnazjum składało się

* X. Hugona Kołłątaja korrespondencya listowna z Tadeuszem Czackim, wyd. F. Kojsiewicz, Kraków 1844, t. 1, s. 83. Od 1803 r. w okręgu szkolnym wileńskim utrwaliła się tendencja i praktyka mianowania wizytatorami szkól nie profesorów uniwersyteckich, (jak przewidywał statut z 18 V 1803 r.), lecz zamoż­ nych obywateli tych ziem. Zob.: D. Bcauvois, Inteligencja bez wyjścia: wiedza a przywileje społeczne w Wileńskim Okręgu Szkolnym (1803-1831), [w:] Inteligencja polska pod zaborami. Studia, pod red. R. Czepulis-Rastenis, Warszawa 1972, s. 25.

SX. Hugona Kołłątaja..., t. 3, s. 163-164.

‘ M. Rolle, Ateny Wołyńskie. Szkic z dziejów oświaty w Polsce, Lwów 1898, s. 51-53; P. Chmielowski, Tadeusz Czacki. Jego życie i działalność wychowawcza, Petersburg 1898, s. 49-51. 7 P. Chmielowski, op. cit., s. 54; M. Rolle, op. cit., s. 187,343. ' Zob.: listy T. Czackiego, Biblioteka PAN w Krakowie, rkps 714, k. 714, 716; E. Danowska, Nieznane listy Tadeusza Czackiego w zbiorach Biblioteki PAN w Krakowie. Przyczynek do dziejów Liceum Krze­ mienieckiego, „Rocznik Biblioteki PAN w Krakowie”, R. 39:1994, s. 33-36. ’ M. Rolle, op. cit., s. 187,343. Iu O szczegółach współpracy H. Kołłątaja i T. Czackiego i ich osobistych relacjach, zob. T. Charzewski, Hugo Kołłątaj a Liceum Krzemienieckie, „Biblioteka Warszawska” R. 1913, t. 2, s. 340-357; M. Janik, Hugo Kołłątaj, Lwów 1913, s. 464-507. z czterech jednorocznych klas i trzech dwuletnich kursów. Projektodawca w klasach przewidział chłopców do 14. roku życia, a na kursach starszych - traktowanych jako młodzież. W ciągu pierwszych czterech lat nauczania główny nacisk położono na naukę języków obcych, równocześnie aż pięciu: łaciny (wraz z językiem polskim), greki, rosyjskiego, francuskiego, niemieckiego oraz nadobowiązkowo angielskiego. Na każdy z języków poświęcano 4 godziny tygodniowo, a na pozostałe przedmioty (arytmetykę, naukę moralną i geografię) - po godzinie tygodniowo. Na kursach wy­ kłady odbywały się na wzór uniwersytecki. Profesorowie nie trzymali się ściśle pod­ ręczników, a uczniowie musieli notował wykłady. Na kursach wykładano w sumie 6 obowiązkowych przedmiotów: matematykę elementarną z logiką, fizykę, chemię z historią naturalną, historię z geografią powszechną, prawo i literaturę. Były także przedmioty nadobowiązkowe, do wyboru, np. greka, mechanika, czy gramatyka po­ równawcza języków słowiańskich. Po skończeniu kursów uczeń mógł zostać w Krzemieńcu na czwarte dwulecie, aby słuchać wykładów matematyki wyższej i astronomii". Za ciekawą rzecz można uznać, iż Czacki był zwolennikiem pozo­ stawania ucznia w Krzemieńcu na czas wakacji.

Życzyłbym - pisał - aby każde dziecko na wakacyje nie wyjeżdżało, bowiem przez dwa miesięcy w każdym roku dziecko niemało na naukach traci, lecz to zupełnie do woli ro­ dziców lub dobroczyńców oddaję. Winienem tylko donieść, że w czasie wakacyi zostaną korepetytorowie języków i rodowitego Francuza umieszczę, aby te dzieci tym językiem tak upowszechnionym mogły mówić. Równie zostaje korepetytor rosyjski i niemiecki, i wprawiani będą do śpiewania11. Pamiętnikarz Gustaw Olizar, wspominając swe krzemienieckie lata, pisze:

Systemat naukowy, o ile teraz sądzić mogę, nie był może z najszczęśliwiej dobranych. Było albowiem wszystkiego po trochu i każdy musiał tę trochę wszystkiego liznąć po trochu. Stąd żadnej specyalności, a wiele fanfaronady i papuziej erudycji.

Dodaje jednakowoż, że takie było społeczne oczekiwanie okolicznego obywatel­ stwa, któremu krzemieniecka szkoła starała się sprostać13. Dużo bardziej uroczyście niż rozpoczęcie roku szkolnego odbywało się jego za­ kończenie. Miały wówczas miejsce tzw. popisy14, czyli publiczne egzaminy, na któ­ re zjeżdżali zarówno rodzice uczniów, jak i okoliczne ziemiaństwo. Odbywały się

" H. Merczyng, Kołłątaja I Czackiego „ Projekt urządzenia Gimnazjum Wołyńskiego ” i -wszystkich innych szkól w guberni wołyńskiej. Warszawa 1879, s. 136-139; M. Danilewiczowa, Zycie naukowe Liceum Krzemienieckiego, „Nauka Polska”, L 23,1937, s. 63-64. 11 Biblioteka Czartoryskich w Krakowie (dalej: Bibl. Czart.), rkps 3448, k. 41.

110. Olizar, Pamiętnik 1798-1865, Lwów 1892. “ Popisy, czyli egzaminy publiczne należały do tradycyjnych zabiegów pedagogicznych w szkołach zakonnych oraz w czasach Komisji Edukacji Narodowej (1773-1794). Były zazwyczaj dobrze wyreżyse­ rowanymi występami uczniów. Zob.: R.W. Wóloszyński, Popisy uczniów w szkołach Komisji Edukacji Narodowej jako wyraz przyswajania nowych treści naukowych, [w:] Nowożytna myśl naukowa w,szko­ łach Komisji Edukacji Narodowej, pod red. I. Stasiewicz-Jasiukowej, Wrocław 1973, s. 159-202. U8 EwaDanowska

przez 6 kolejnych dni w godzinach od 8.00 do 12.00 i od 14.00 do 18.00, a stawali do nich tylko lepsi uczniowie wyłonieni podczas wcześniejszych dziesięciodnio­ wych egzaminów w klasach. Dzień 28 czerwca był ostatnim dniem popisów15. Za­ cytujmy kilka przykładowych pytań, na jakie odpowiadali uczniowie I klasy. Na przykład, z zakresu nauki chrześcijańskiej: „Co jest chrześcijanin i katolik? Co jest Pan Bóg? Na cóż Pan człowieka stworzył? Z nauki moralnej: „Co jest edukacyja? Czego potrzebują rodzice? Jak się sprawuje dziecię posłuszne?” Z arytmetyki: „Wiele jest znaków liczebnych w liczbie rzymskiej? W czem jest mnożenie krótsze od dodawania?”16. Na zakończenie tychże popisów odbywało się nagradzanie naj­ lepszych uczniów. W trzech pierwszych klasach nagrodą był list pochwalny z pod­ pisem wizytatora Czackiego, w klasie czwartej i na kursach oprócz listów pochwal­ nych najlepsi uczniowie otrzymywali medale przypinane przez jedną z obecnych dam. Na dwóch pierwszych kursach dawano po dwa medale srebrne, a na trzecim dwa złote. Gdy było więcej uczniów godnych takiej nagrody, urządzano losowanie. Wylosowani odbierali medale, a pozostali świadectwa równe medalom, zwane akce- sytami17. Uczniowie wyróżnieni takim medalem z napisem „Premium diligentia”, noszonym codziennie na błękitnej wstędze, spotykali się z poważaniem u kolegów: „byli to jakby oficerowie, którym żołnierze salutować powinni”18. W praktyce nie­ stety nie zawsze tak było, jak we wspomnieniach licznych pamiętnikarzy, którzy z perspektywy lat idealizowali swe młodzieńcze czasy. Prefekt Jarkowski w raporcie do wizytatora Czackiego opisał sytuację, jak koledzy poturbowali medalowego ucznia Eugeniusza Poniatowskiego, wyzywając go osłem medalowym, „wartym medalu czerepianego”, a ten w obronie własnej kilku z nich pokąsał. Po przeprowa­ dzonym dochodzeniu, prefekt ukarał winnych klęczeniem przez godzinę na grochu, a prowodyra zajścia wnioskował cofnąć za karę do niższej klasy19. Równie drobiazgowo jak program nauczania i plan lekcji20, zaplanowano co­ dzienny rozkład dnia ucznia tzw. klas. Pobudka była o godzinie 5 rano, pół godziny przewidziane było na umycie się i ubranie, 15 minut na poranny pacierz. Od godz. 5.45 do 6.45 był czas na przygotowanie się do lekcji i wyrecytowanie jej przed dy­ rektorem (tj. guwernerem). O godz. 7.00 rozpoczynała się półgodzinna obowiązko­ wa dla każdego msza, potem śniadanie, a od godz. 8.00 do 10.00 lekcje. Po nich uczeń wracał do miejsca swego zamieszkania, gdzie dyrektor egzaminował go z tego, czego się wcześniej nauczył, z półgodzinną przerwą na obiad między godz. 13.00 a 13.30. Od godz. 14.00 do 16.00 były lekcje, a po nich znów odpytywanie przez korepetytora. Pomiędzy 16.30 a 17.00 był podwieczorek, po nim nauka wła-

15 Walenty Spektator [Karol Witte], Krzemieniec. Przygody i wspomnienia studenta pierwszej klasy. Kra­ ków 1873, s. 243,246. 16 Bibl. Czart., rkps 3441, k.185-195.

” G. Olizar, op. cit., s. 33; F. Kowalski, Wspomnienia (1819-1823), Kijów 1912, s. 132-133.

" M. Budzyński, Wspomnienia z mojego życia, Poznań 1880, s. 19. ” Bibl. Czart., rkps 3441, k. 249-250.

211 Zob.: H. Merczyng, op. cit., s. 144-154\X. Hugona Kołłątaja..., t. 2, s. 27-33. sna. O godz. 19.00-kolacja, później nauka lekcji na następny dzień, a o godz. 21.00 - udanie się na spoczynek. Dzień uczniów kursowych przebiegał nieco inaczej, gdyż lekcje trwały od 8.00 do 12.00, a po południu od 13.00 do 19.0021. Tak wyglądał każdy powszedni dzień ucznia Krzemieńca, oprócz wtorków i czwartków, w które to dni nie było lekcji po obiedzie, a wolny czas można było przeznaczyć na nadobo­ wiązkowe, dodatkowe lekcje przede wszystkim tzw. talentów. W niedziele i święta msza dla uczniów odbywała się o godz. 9.00. Niedziele niezupełnie były wolne od nauki, gdyż dla chętnych odbywały się od godz. 10.00 do 12.00 lekcje gramatyki powszechnej i bibliografii prowadzone przez szkolnego bibliotekarza Pawła Jarkow- skiego, lekcje rysunków, a latem wykłady higieny. W niedzielne popołudnia otwie­ rane były bogate w zbiory gabinety: mineralogiczny i numizmatyczny; udostępniane dla wszystkich chętnych, nie tylko uczniów“ . Przy Gimnazjum Wołyńskim funkcjonowała zawodowa szkoła geometrów utrzymywana z funduszy rządowych, której absolwenci musieli co najmniej przez 2 lata po jej zakończeniu pracować na państwowej posadzie23. Ponieważ z reguły do tej szkoły uczęszczała młodzież starsza, toteż pojawiały się tam specyficzne proble­ my. Słynny, a zarazem kłopotliwy dla władz szkolnych był fakt zawarcia związku małżeńskiego przez pełnoletniego ucznia, Kajetana Wiszniewskiego24. Gustaw Oli- zar zapamiętał, jak tę wyjątkową sprawę załatwiono:

Władza szkolna mocno była zaturbowana, jak nam ten kryminał wystawić? i nie bardzo też kanonicznie tę sprawę rozebrano. Małżeństwo albowiem wzięto za jednoznaczne z próżniactwem i jawną rebelią i skazano winowajcę, a co większa z żoną, na ekspulsyę [tj. wydalenie - przyp. E.D.] ze szkół. Tego trzeba było władzy szkolnej25.

Czacki bardzo dbał o to, aby uczeń miał zapewnioną całodzienną opiekę i nad­ zór starszych. Służyć temu miała instytucja konwiktów, gdyż założyciel Gimnazjum był zdeklarowanym wrogiem burs, czyli internatów. Uważał, że najlepszym rozwią­ zaniem jest zamieszkiwanie uczniów (przeciętnie 8 do 12) w prywatnych domach, gdzie „lepiej jest młodemu człowiekowi zapatrywać się od wczesnej młodości na przykładne małżeńskie życie, niż być zamkniętym z inną młodzieżą”. Stancje były płatne (całkowite utrzymanie, czyli jedzenie, pranie, światło, nadzór i in. wynosiło rocznie ok. 460 złp.)26, a dla najuboższych bezpłatne, finansowane przez dotacje 11*1314

11 P. Chmielowski, op. cit., s. 39-40.

21 A. Kozieradzki, Wspomnienia z lat szkolnych 1820-1831, wstęp i komentarz S. Kawyn, Wrocław 1962, s. 183-184. 13 M. Rolle, op. cit., s. 216-218; Bibl. Czart., rkps 3445, k. 1062-1079; rkps 3442, k. 310-350. Oprócz szkoły geometrów istniała zawodowa szkoła mechaników, której absolwenci, aby otrzymać dyplom ukończenia-musieli samodzielnie skonstruować model machiny, najczęściej rolniczej. Zob. J.U. Niem­ cewicz, Podróże historyczne po ziemiach polskich między rokiem 1811 a 1828 odbyte, Paryż 1858, s. 197; Bibl. Czart., rkps 3442, k. 424. "B ibl. Czart., rkps 3445, k. 1061; rkps 3448, k. 109. 35 G. Olizar, op. cit., s. 33.

14 A. Osiński, Użyciu i pismach Tadeusza Czackiego, Kraków 1851, s. 163. rządowe i obywatelskie ofiary27. Co do tych drugich stancji, Czacki szczegółowo informował wszystkich zainteresowanych:

Od trzech lat już ubodzy uczniowie za złoty jeden srebrny na dzień mają stancyją, opał, opranie, żywność, która jest takowa: na śniadanie chleb z masłem, powidłami, serem, albo kluski. Na obiad mięsny barszcz, legumina, pieczenia lub rosół, sztuka mięsa, jarzy­ na. Podwieczorek tak jak śniadanie, z odmianą. Na wieczerzą: krupnik z mięsem, łazanki lub zrazy, kasza i jarzyna. W dnie postne na obiad barszcz z rybą, świeża ryba albo zwię­ dła [sic!], łazanki lub rosół z ryby albo kapuśniak i jarzyna. Na wieczerzą: krupnik, klu­ ski lub kasza albo kasza z leguminą odmienną2*. Szczegółowe były również rady Kołłątaja, co uczeń powinien zabrać do kon­ wiktu:

Co do porządków, tyczących się ochędóstwa, powinien mieć przybywający uczeń po­ między innemi: mydlą funtów 4, szuwaksu słojów kwartowych 4, igieł równych wielko­ ści 12, nici białe i farby uniformu, z przyborów do pisania piór gęsich kop 2, papieru li- ber 8 i atramentu butelkę kwartową, (...) chustek ordynaryjnych białych do kieszeni 22’.

Wielu uczniów mieszkało w swych rodzinnych domach, zwłaszcza iż sporo okolicznych ziemian przenosiło się do Krzemieńca na czas kształcenia synów. W tych to obywatelskich domach, zwłaszcza w karnawale, często odbywały się bale, tzw. kasyna, w których uczestniczyli uczniowie Gimnazjum celem zdobycia ogłady towarzyskiej, nauczenia się „sztuki obejścia” i światowych manier. Czacki był zda­ nia, że należy uczyć chłopców obycia towarzyskiego pod okiem władzy szkolnej, rodziców i obywateli, a w towarzystwie panien z krzemienieckiej pensji pani Ru- sienkiewiczowej30. Kształcenie i wychowywanie uczniów w tym duchu spotkało się po latach z krytyką jednego z „Krzem ieńczan”:

Atoli z atmosfery tylu chlubnych żywiołów, jakie tam oddychały, wyniosłem to, co naj- zgubniejszego był w niej mogło, to jest paniczostwo, na które niebezpiecznie chorowa­ łem. Zaledwie z pieluch dobyte dziecko prowadzano mnie na bale, zabawy, błyszczące , zgromadzenia. To zrodziło we mnie próżność31. 11

11 A. Mikulski, Działalność oświatowa Tadeusza Czackiego, Poznań 1913, s. 28-29. O środkach finan­ sowych, z których utrzymywało się Gimnazjum, zob. przede wszystkim: J. Dobrzański, Z dziejów ofiar­ ności na cele oświaty na Wołyniu, Podolu i Ukrainie w lalach 1795-1832, „Nauka Polska”, R. 14, 1931, s. 126-132; Lustracje dóbr b. Liceum Wołyńskiego w Krzemieńcu z 1818 i 1824 r, (z rękopisów Bibliote­ ki XX Czartoryskich w Krakowie przyg. do druku M. Danilewiczowa), „Rocznik Wołyński” R. 5-6, 1936-1937, s. 107-142 "Bibl. Czart., rkps 3448, k .4 f ” T. Charzewski, op. cit., s. 352.

M A. Andrzejowski, Ramoty starego Detiuka o Wołyniu, Wilno 1861, t. 2, s. 242-232; L. Dębicki, Z kore­ spondencji naukowej Puław, „Biblioteka Warszawska”, t. 1, 1885, s. 85-86.

J1 H. Cieszkowski, Notatki z mojego życia, Poznań 1873, s. 18. Dużą atrakcję dla młodzieży szkolnej stanowiły występy objazdowego teatru. Jednakże władze szkolne, po bliższym przyjrzeniu się tej uczniowskiej fascynacji, kategorycznie zabroniły chodzenia do teatru, uważając to za odciąganie od nauki i zbyteczne wydawanie pieniędzy na bilety. Przede wszystkim jednak, pedagodzy wzięli pod uwagę niską wartość artystyczną wystawianych najczęściej komedii, któ­ re szydzą z cnót, a aktorzy kaleczą język polski. Tak zatem postanowiono, że „żaden uczeń klasowy i kursowy ani dozorca domowy odtąd na teatrze nie będzie!”32. Czacki pragnął wychować uczniów Gimnazjum na ludzi dzielnych, świadomych własnej godności i odpowiedzialnych za swe czyny. Piętnowane były takie wady, jak niepunktualność, zaniedbywanie obowiązków, lenistwo i rozrzutność33. Według regulaminu sporządzonego przez Tadeusza Czackiego, uczniowie powinni znajdo­ wał się pod ciągłą opieką nauczycieli lub tzw. dozorców, nie wolno im bez opieki i bez powodu samodzielnie chodzić po mieście i wyjeżdżać na wycieczki. Dozorcy winni pilnować, aby uczniowie co miesiąc w liście do rodziców rozliczali się z pieniędzy jakie od nich otrzymują, a pod żadnym pozorem nie wolno im kupować na kredyt. Zakazana była gra w karty, w warcaby czy wszelkie gry hazardowe, po­ siadanie psów lub ptaków - gdyż to odciąga od nauki. Poza tym nie wolno posiadać „broni ognistej” oraz zabraniano „kurzenia tytuniu”, a zażywanie tabaki mogło od­ bywać się tylko za pisemnym zezwoleniem lekarza34. Jak wspomina były krzemie­ niecki uczeń Aleksander Kozieradzki, gra w wista i palenie fajki, zwłaszcza przez starszych uczniów, były niejako honorową koniecznością, mimo zakazów władz szkolnych i konfiskat kart, fajek i tytoniu35. W postępowaniu z uczniami Czacki zalecał nauczycielom łagodność i wyrozu­ miałość, ograniczając do minimum karę lekkiej chłosty, i to tylko w odniesieniu do młodszych uczniów36. Tymczasem nauczyciel topografii, Andrzej Szemega upraszał go o zmianę poglądów i zaleceń na temat wychowania. Utrzymywał, że przez to nauczyciel w Krzemieńcu nie jest szanowany i nie ma należnej powagi, zuchwałość uczniów jest bezkarna, skoro nie można osobiście ich surowo skarcić, a o wszyst­ kich uczniowskich przewinieniach donosić prefektowi i czekać na „wyrok”. Szeme­ ga uważał za najlepsze rozwiązanie wprowadzenie wojskowej dyscypliny w krze­ mienieckich szkołach37. Charakterystyczną i ważną postacią w Liceum Krzemienieckim był prefekt Antoni Jarkowski (zm. 1827 r.) - budzący respekt i szacunek. Uważał się za opieku­ na chłopców i zastępcę rodziców, kontrolował nie tylko dyscyplinę i obyczaje

Jł Bibl. Czart., rkps 3347, k. 305-307. iJ A.J. Mikulski, Tadeusz Czacki (w setną rocznicę zgonu), „Muzeum” R. 39: 1913, t. 1, s. 143-144; F. Majchrowski, Stanowisko Tadeusza Czackiego w dziejach wychowania narodowego ir Polsce, tamże, t. 2, s. 474. " P. Chmielowski, op. cit., s. 58-60. ” A. Kozieradzki, op. cit., s. 190.

36 Z. Kukulski, Działalność pedagogiczna Tadeusza Czackiego, Warszawa 1914, s. 40-41. " Bibl. Czart., rkps 3444, k. 939. uczniów, ale też troszczył się o ich warunki na stancjach i w konwiktach, regularnie co tydzień je wizytując. Na starość nie chodził już pieszo, lecz jeździł konno - na małym koniu, sam będąc wysokim - stąd uczniowie komentowali tę sytuację: „Stary prefekt idzie konno!”38. Oto fragment raportu złożonego wizytatorowi Czackiemu:

W tym tygodniu pięć stancyi studenckich odwiedziłem, w nich wszystko w porządku i ochędostwic zasiałem [...]. Przełożyłem uczniom, że nierozsądną i niegodziwą rzeczą jest prześladować innych o religię i nadawać im niezgodne z imieniem człowieka nazwi­ ska. Zagroziłem takim karą, a cenzorom zaleciłem, aby mi natychmiast donosili, gdy po­ strzegą kogo w tej mierze wykraczającego3’.

Młodzież bała się prefekta, ale na ogół lubiła go i szanowała. W dniu swych imienin miał on zwyczaj siadać na krześle na korytarzu, a uczniowie przystępowali do całowania go w rękę. Eugeniusz Iwanowski wspomina:

Na te oznaki przywiązania łzy mu płynęły i mówił: Krzyczycie na prefekta, że jest suro­ wym, a jednak go kochacie i ja was kocham. Nie mam innych dzieci, was tylko. Mam nadzieję, że postępowaniem waszem zmusicie mnie być mniej surowym i bardziej was kochać40.

Dodajmy, iż następca Jarkowskiego na stanowisku prefekta, Litwin Józef Bokszczanin, przysłany przez Uniwersytet Wileński, nie był osobowością ani tak charakterystyczną, ani też nie był łubiany41. Raporty jakie prefekt był zobowiązany przedstawiać wizytatorowi Czackiemu wiele mówią o obyczajach i problemach z jakimi miał do czynienia. Antoni Jarkowski 9 czerwca 1811 roku pisał:

Zguba znalazła się, gdyż Żukowski który ojcu z Kowna uciekł, przyszedł do domu. Zro­ biła się tu cicha, ale brzydka awantura. Dworzyski Hilary, uczeń, zaszedł pod okno do córki poczmajstra na umizgi, a podobno chciał się do niej dostać. Schwytany od posty- lionów, zbity został. Jest podobnych kilku łajdaków, którzy nam szkołę zarażają43.

Tadeusz Czacki był zdania, że równie ważna jak nauka jest troska o zdrowie i prawidłowy rozwój fizyczny powierzonych szkole chłopców. Od początku istnie­ nia Gimnazjum zatrudniony był lekarz, który miał przypilnować, aby każdy uczeń był zaszczepiony na ospę, kontrolować czy warunki mieszkaniowe są odpowiednie (surowo zakazano sypiania pod pierzyną), czy jedzenie zdrowe i czy „nie masz ja­ kiej wady, którą młodzian kryje a obyczaje i zdrowie kazi”43. Co miesiąc lekarz

M A. Kozieradzki, op. cit., s. 250-251. 34 Bibl. Czart., rkps 3441, k. 250.

40 Eu. Heleniusz [E. Iwanowski], Listki wichrem do Krakowa z Ukrainy przyniesione, Kraków 1901- 1902, t. 3, s. 76. 41 A. Kozieradzki, op. cit., s. 139-140. 43 Bibl. Czart., rkps 3445, k. 1084.

43 J. Zagrodzki, Instrukcya Czackiego dla lekarza Liceum Krzemienieckiego, „Muzeum” 1888, R. 4, s. 67-71. składał raport o stanie zdrowia uczniów, np. 23 października 1806 roku: „Z dawniej­ szych słabych uczniów Bogatko niebezpiecznie słaby. Marcinkowski słabszy niżeli był. Chomentowski ozdrawiał i przyszedł do szkoły. Tego tygodnia zachorowali Jankowski i Sokołowski Jan”44. W Krzemieńcu dbano również o rozwój fizyczny. Wszyscy uczniowie uprawiali lekkoatletykę, szczególnie biegi do mety, pływanie w wyznaczonych miejscach rzeki Ikwy, grali w palanta i w piłkę, mieli lekcje tańca, „bili się w kije”, a zamożniejsi uczęszczali na płatne lekcje szermierki i konnej jazdy45 *. Istotny w życiu codziennym Gimnazjum Wołyńskiego był sąd uczniowski. Instytucja taka została przewidziana przez Uniwersytet Wileński pełniący zwierzch­ nictwo m.in. nad tą szkołą. Czacki zaprowadził sąd uczniowski w 1806 r., co było reakcją na awanturę spowodowaną przez „nienajprzyzwoitsze wycieczki” na zaba­ wy karnawałowe kilku szesnastoletnich uczniów. Prefekt pozwolił bowiem swemu bratu Wojciechowi Jarkowskiemu, nauczycielowi matematyki, na ukaranie plagami ucznia Jarzębskiego, prowodyra eskapad. Uczniowie rozpoczęli gorliwą agitację przeciwko braciom Jarkowskim, żądając, aby „przepędzić” ich z Krzemieńca, gdyż nie pozwolą się karać chłostą44. „Z tak bagatelnego interesu zrobił się wielki pasztet błędów i zuchwalstwa, któremu wyraźnie zaradzić należy” - napisał Czacki w liście do Kołłątaja, motywując swą decyzję konieczności zorganizowania sądu, który takie sprawy miał rozpatrywać47 *49. Sąd w szkole krzemienieckiej został ustanowiony wy­ łącznie dla starszej młodzieży - uczniów kursów. Trzej sędziowie i prezes sądu wy­ bierani byli większością głosów w tajnym głosowaniu. Zasadniczym jego celem miało być dążenie do pogodzenia zwaśnionych stron, a przez Czackiego ustalony został swoisty kodeks kar za konkretne przewinienia. Tak na przykład, za złe ucze­ nie się, opuszczanie lekcji, krnąbrność, uderzenie kogoś lub użycie obelżywych wy­ razów, groził zakaz noszenia w święta szpady, zawieszenie w prawach ucznia, usu­ nięcie ze szkoły, czy też ogłoszenie winy w całej szkole lub guberni4*. Kołłątaj był przeciwny sądom uczniowskim uważając, że niepotrzebnie wprawiają uczniów w praktyki, jurystowskie”, przez co nabiorą skłonności do pieniactwa i „będą mieli gust prawować się o najdrobniejsze bagatele; każdy z nich będzie chciał być sędzią, patronem, instygatorem itd.”4* Poza sądem uczniowskim działały za zgodą i aprobatą władz szkolnych także i organizacje o innym charakterze. W roku szkolnym 1808/1809 zawiązało się „To­ warzystwo Młodzianów Gimnazjum Wołyńskiego”, którego celem było doskonale­ nie się w pilności, znajomości języków obcych, a warunkiem przynależności do tego

44 Bibl. Czart., rkps 3441, k. 250.

45 J. Konopnicki, Wychowanie fizyczne w Gimnazjum Wołyńskim, „Kultura Fizyczna” 1956, R. 3, s. 173— 176.

44 A. Kamiński, Samorząd uczniów w szkołach kuratorium wileńskiego z lat 1804-1812, „Przegląd Histo- ryczno-Oświatowy” 1959, R. 2, s. 79-80.

47 X. Hugona Kołłątaja..., t. 4, s. 70 (list z 2 6 II 1806 r.). 4* A. Kamiński, op. cit., s. 81-82. 49 M. Janik, op. cit., s. 497. elitarnego towarzystwa - „składanie dowodów sposobności swojej w pisaniu wier­ szem lub prozą podług zdatności”. Mniej oficjalnie działało „Towarzystwo Dobro­ czynności Młodzianów Gimnazjum Wołyńskiego”, tzw. „Towarzystwo Przyjaciół Nauk” oraz tajny „Klub Piśmienniczy”. W roku 1818 zawiązało się „Towarzystwo Uczniów Gimnazjum Wołyńskiego ćwiczących się w porządnem mówieniu i pisa­ niu”, stowarzyszenie gromadzące najzdolniejszych i najlepszych uczniów, rodzaj klubu dyskusyjnego na temat prac literackich przedstawianych przez jego człon­ ków50. Tak zatem w Gimnazjum Wołyńskim, późniejszym Liceum, panowało oży­ wione życie literackie. Proza, a przede wszystkim poezja w stylu pseudoklasycznym tworzona przez uczniów, opiewała piękno Krzemieńca lub poświęcona była pierw­ szym miłościom. Po śmierci powszechnie łubianego i cenionego Tadeusza Czackie­ go powstało mnóstwo elegii, a wymagający nauczyciele - bracia Jarkowscy - od­ czuli „żądło poezji” zawarte w słowach: „Spalę Krzemieniec, zniszczę jego ziemię, wygubię Jarkowskich przeklęte plemię”51. W małym mieście, jakim był Krzemieniec, żyło się spokojnie, a rządy zaborcy dawały się mniej odczuć niż w dużych ośrodkach. W Liceum nie było tajnych sto­ warzyszeń o charakterze politycznym, młodzież daleka była od działań o charakte­ rze konspiracyjnym, a patriotyzm jaki starano się zaszczepić młodzieży pokrewny był ideałom pozytywistycznym, dalekim od żywienia nadziei na niepodległość po­ przez walkę52. Jedynie wydarzenia okresu wojen napoleońskich miały bezpośredni wpływ na sytuację w Gimnazjum Wołyńskim. W roku 1809 działania wojskowe w Galicji wzbudziły zainteresowanie uczniów. System kontroli nad chłopcami zaw­ sze był dobrze zorganizowany, a wówczas szczególnie wzmożony. Władze Gimna­ zjum prosiły mieszkańców Krzemieńca o niepożyczanie uczniom koni czy pienię­ dzy, a mimo to kilkunastu chłopcom udało się zbiec za kordon, do Galicji, do pol­ skiego wojska. Kilka ucieczek udaremniono, a uciekinierów złapano. Ciekawe, iż podczas odbytej w szkole „indagacyi” uciekinierów i podejrzanych o pomoc, nie padały słowa o ojczyźnie, wolności czy niepodległości. Kilku uczniów chciało unik­ nąć kłopotów szkolnych, innym podobały się piękne mundury wojska stacjonujące­ go w Brodach, kolejny uczeń „chciał się dosłużyć jakiejś rangi”53. W sumie, w 1809 roku uciekło 15 uczniów, z czego 12 udało się złapać. Czacki zmuszony był „hono­ rem zaręczyć” ministrowi oświecenia, że ci pozostali trzej jedynie „z płochości” udali się do Księstwa Warszawskiego54. Jeszcze w roku 1811 uczeń Eliasz Seliwa- now uciekł z markietankami, wprowadzając w błąd ojca i szkołę55. W 1812 roku

5,1 M. Danielewiczowa, „ Towarzysko Uczniów Liceum Wołyńskiego ćwiczących się w porządnem mó­ wieniu i pisaniu" 1818-1823, „Rocznik Wołyński” 1934, R. 3, s. 297-331. 51 M. Danielewiczowa, Zycie literackie Krzemieńca w latach 1813-1816. (Przyczynek do dziejów Gimna­ zjum Wołyńskiego w Krzemieńcu), „Rocznik Wołyński” 1931, R. 2, s. 128, 138.

51 M. Danielewiczowa, „Towarzystwo..., s. 314. 5JBibl. Czart., rkps 3445, k. 1136-1141, 1144-1151, 1174, 1368-1385. w Ibidem, rkps 3447, k. 527-528. 55 Ibidem, rkps 3444, k. 869-870. zaistniało niebezpieczeństwo wcielenia 380 najstarszych uczniów do rosyjskiej armii, według imiennego spisu sporządzonego przez gubernatora Michała Kombur- leja. Powodem tego była uroczysta procesja podczas Bożego Ciała i wieczorny bal wraz z iluminacją, które to zostały niesłusznie odebrane przez władze rosyjskie jako pronapoleońska demonstracja z okazji zwycięstw francuskiej armii. Czacki wówczas skrócił rok szkolny do 12 czerwca i szybko odesłał uczniów do domów. Uważał, że skoro rodzice jemu powierzyli opiekę nad chłopcami, to tylko im może ich oddać56. Ucznia Gimnazjum Krzemienieckiego łatwo było odróżnić od innych dzięki obowiązkowi noszenia munduru, przez co także nie było widać różnic w statusie materialnym chłopców. Chroniło również „od ochoty bawienia się w eleganta” i utrudniało uczęszczanie do miejsc dla młodzieży niewłaściwych57. Czacki prosił rodziców i opiekunów,

aby na niepotrzebne stroje, wymyślne bielizny lub inne ubrania, którym moda co dzień daje inny kształt i to, co teraz poleca, w krótkim czasie znowu wyśmiewa, nie dawali pieniędzy. Mundur gimnazyowy z sukna krajowego w cenie śrzedniej jest zaszczytem; wolność onego noszenia jest chwalą. [...] Czapki haftowane itp. oznaki zbytku są śmiesznością5*.

Karol Witte, późniejszy absolwent Gimnazjum, opisuje z jaką radością i niecierpli­ wością oczekiwał na rozpoczęcie roku szkolnego:

mam chodzić w mundurze takim jak profesor, tylko niestety! bez szpady [szpadę nosili tylko uczniowie kursowi w dni świąteczne - przyp. E.D.]; jednak w żadnym mundurze: frak granatowy na jeden rząd źóltemi świecącemi guzikami zapinany, z tyłu takich guzi­ ków sześć, dwa w stanie a cztery nieco ukryte w zakładach pół; niebieski stojący kołnierz jak u ułanów polskich w Warszawie, ponsowem suknem pod spodem wyłożony, także ułanów, chociaż nie polskich przypominającem, z ponsowemi wypustkami na około, czapka granatowa z niebieskim lampasem i ponsową wypustką59.

Począwszy od lata 1830 r. Liceum, jak i cały Krzemieniec wskutek klęsk - po­ żaru, epidemii cholery i nieurodzaju - znacznie podupadło. Po powstaniu listopado­ wym placówka ta jeszcze wegetowała, a w lutym 1833 roku została zamknięta. Bo­ gate zbiory gabinetów i bibliotekę przewieziono do Kijowa, a ogród botaniczny uległ dewastacji. Taki był koniec słynnego Liceum Krzemienieckiego60. Pozostali jednak na Wołyniu absolwenci tej szkoły, którzy kultywowali ideę Czackiego, „że nic pod słońcem godniejszego był nie może, jak Krzemieńca uczeń”,

M A. A ndrzejow ski, op. cit., t. 2, s. 249-265.

” T. Ziemba, Tadeusz Czacki i jego zasługi zwłaszcza w dziejach naszego szkolnictwa, Kraków 1873, s . 3 6 .

** P. Chm ielow ski, op. cit., s. 60-61.

” W alenty Spektator [Karol W itte], op. cit., Kraków 1873, s. 103-104.

611 A. A ndrzejow ski, op. cit., t. 4, s. 182—193. i którzy mieli na uwadze jego słowa: „Pamiętaj, żeś był uczniem Krzemieńca”61. Ze szkoły tej wyszli m.in. Antoni Malczewski, Juliusz Słowacki, Józef Korzeniowski, Karol Sienkiewicz, ale przede wszystkim setki światłych obywateli, którym tam starano się wpoić poczucie obowiązku, osobistej godności, ducha wzajemnej życz­ liwości i przyjaźni62.

Everyday Life in Volyn Gymnasium in Krzemieniec (1805-1831)

Abstract

The article presents the customs in one of the most famous Polish secondary schools at the beginning of the 19th century, namely Volyn Gymnasium in Krzemieniec, in the Russian partition of Poland. The school’s founder was Tadeusz Czacki in cooperation with Hugo Kollataj. Apart from briefly presenting the Polish system of education, the article dwells on school customs connected with opening and ending of the school year, and pupil organisa­ tions. The daily schedule is taken into account, as well as entertainment, problems and parti­ culars constituting the essence of the school pupils’ everyday living - accommodation, food, school equipment, and dress. The author also discusses teacher-pupil relations, requirements, discipline, punishment system and the conduct of the school authorities and pupils during Napoleonic wars. Additionally, it mentions the fact that diaries kept by the Krzemieniec scho­ ol pupils reflect the aura of the school and they express sentiment towards the school held by its graduates.

61 List o Tadeuszu Czackim (pisany z Dubna d. 30 sierp. 1829), „A thenaeum ”, 1846, t. 6, s. 192-193.

“ A. M ikulski, op. cit., s. 152; T. Bobrowski, Pamiętnik mojego życia, W arszawa 1979, t. I, s. 474. O polem ice na tem at zasług i wartości Liceum Krzem ienieckiego, jaka m iała m iejsce pom iędzy „krze- m ieńczanam i” a ich przeciw nikam i, zob. m.in. M . Rolle, op. cit., s. 355-378; T. Bobrow ski, op. cit., t. 1, s. 469-474; K. Kaczkow ski, O szkole krzemienieckiej i o jej jundatorze Tadeuszu Czackim, także o innych rzeczach dotkniętych listem Petroniusza Tetery umieszczonym w N. 76 Tygodnika Petersburskiego roku 1845, „G w iazda” 1847, nr 2, s. 72-139. Annales Academiae Paedagogicae Cracoviensis Folia 17 Studia Hisforica II (2003)

Lucyna Kudła Jeka" a samokształcenie historyczne młodzieży galicyjskiej (1898-1912)

Jeden z etapów ruchu samokształceniowego wśród młodzieży łączy się z dzia­ łalnością inspirowaną i organizowaną przez czasopismo poświęcone sprawom mło­ dzieży szkół średnich „Teka”. Było ono wydawane przez studentów szkół wyższych związanych z orientacją narodową we Lwowie w latach 1899-1912, ale swoim za­ sięgiem objęło całą Galicję, a nawet inne zabory. Początkowo wychodziło bardzo systematycznie - 1. i 15. dnia każdego miesiąca, później rytmiczność wydawania została nieco zaburzona. „Teka” była jednym z pism, które ogniskowały wokół sie­ bie ruch młodzieżowy i stały się inspiratorami działalności organizacyjnej. Zachę­ cało do zakładania kół samokształceniowych, w których program szkolny byłby przerabiany i uzupełniany o przedmioty w nim pominięte lub traktowane nadobo­ wiązkowo - historię Polski, literaturę czy przedmioty społeczno-ekonomiczne. Nie bez wpływu na młodzież pozostawał fakt tworzenia się w całej prawie Galicji taj­ nych związków politycznych, które oddziaływały na młodzież gimnazjalną i semi­ naryjną. Krystalizujące się dwa obozy: socjalistyczny i narodowy początkowo współdziałały ze sobą, zgodnie wypowiadając walkę konserwatystom galicyjskim i całemu systemowi społecznemu, z którym byli utożsamiani: ugodowości, serwili- zmowi, lojalizmowi i klerykalizmowi. Z czasem jednak zaczęły prowadzić ze sobą zażartą rywalizację1. Początków „Teki” upatrywać należy w nielegalnym piśmie wychodzącym w jednym z gimnazjów lwowskich. Jej założycielem był Związek Młodzieży Pol­ skiej „Zet” stanowiący ekspozyturę Ligi Narodowej, a pismo stało się jego organem. W Krakowie grupa „Zetu” powstała w 1887 roku, a warto dodać, że w tym pierw­ szym okresie wiązali się z tą organizacją w Galicji także sympatycy socjalizmu (np.

1 Z. Sokół, Czasopisma uczniowskie w szkołach Galicji Środkowej (w lalach 1890-1918), [ w : ] Z dziejów oświaty w Galicji, pod red. A. M eissnera, Rzeszów 1989, s. 227. członkowie grupy „Ognisko” w Krakowie), co w późniejszych czasach było nie do pomyślenia. Związek skupiał głównie młodzież szkolną i akademicką, a jego dzia­ łalność ograniczała się do kolportowania ulotek wydawanych w Genewie z inspira­ cji Ligi Polskiej, wzywających do obchodów żałoby narodowej. Związek ten, reak­ tywowany przez Zygmunta Balickiego w 1898 roku, podjął próby wyjścia do mło­ dzieży gimnazjalnej, a grunt miała przygotowywać właśnie „Teka”. Redaktorami pisma byli: Edward Neumann, Jan Leszczyński, Jan Karłowicz, Antoni Plutyński, Bolesław Bator. Na przestrzeni lat 1900-1912 pisywali lub redagowali pismo: Adam Skałkowski, Stefan Dąbrowski, Edward Dubanowicz, Stanisław Stroński, Stanisław Widomski, Józef Browiński, Ludwik Świeżawski, Wacław Mejbaum, Wawrzyniec Kubala, Tadeusz Mikułowski, Tadeusz Gluziński, Edward Golachow- ski, Stefan Pasławski i wielu innych przedstawicieli wywodzących się z grona mło­ dzieży narodowej, a zwłaszcza „Zetu”. Wielu autorów, pochodzących przede wszystkim z Królestwa Polskiego, pisało pod pseudonimami2. Od momentu powstania „Teka” zachęcała młodzież szkół średnich do samo­ kształcenia. W pierwszym numerze redakcja zamieściła swój program, w którym kładła szczególny nacisk na potrzebę i konieczność uzupełniania wykształcenia młodzieży poza nauką szkolną. Redaktorzy uzasadniali powołanie pisma chęcią uzupełnienia braków, które odczuwali jako gimnazjaliści. Była to potrzeba uczenia się samodzielnego myślenia, samodzielnej pracy i samodzielnych, bezstronnych sądów. Odżegnywano się od narzucania młodzieży własnych interpretacji, ale wi­ dziano w nowo powstającym piśmie szansę dla młodzieży poszukującej świadomo­ ści. Równocześnie jednak zapowiadano prezentowanie młodzieży wielkich ideałów narodowych, aby młodzież polska była świadoma swych celów. Nowe pismo miało być nie tylko spełnieniem długotrwałych dążeń młodzieży do założenia własnego forum, skupiającego młodzież i wywierającego na nią wpływ, ale i ukazującego ge­ neracji starszej cele i dążenia młodych. „Teka” miała uzupełniać pracę wcześniej­ szych wydawnictw, takich jak „Czasopismo Akademickie” (wydawane w latach 1895-1898 roku z inicjatywy Czytelni Akademickiej) czy wychodzące od 1898 roku w Krakowie czasopismo „Młodość”. Odbiorcą miała być młodzież szkół średnich, redakcja bowiem uważała, że młodzież szkół wyższych trudno zmienić, skoro wy­ szła ze szkół średnich bez zapału do nauki i działań społecznych. Pismo miało uzu­ pełniać zadania, których w jego przekonaniu nie wypełnia szkoła: pobudzać do sa­ modzielnej pracy i samodzielnego kształcenia oraz przygotowywać w ten sposób do pracy obywatelskiej. Zwracano uwagę, że obecny system szkolny potrzebuje uzu­ pełnienia pod względem narodowym, wyraźnie podkreślając „fasadową” polskość szkoły galicyjskiej. Młodzieży powinno się wszczepiać dążność do odzyskania sa­ moistnego bytu narodowego, co winno, według redakcji „Teki”, stać się ideą prze­ wodnią. Redakcja pisma odpierała zarzuty, że wydawanie czasopisma odciągać bę­ dzie młodzież od nauki i zajęć obowiązkowych. Praca nad pismem miała być wyra- 1

1J. Hulewicz, Udział Galicji w walce o polską szkolą 1899-1914. W arszawa 1934, s. 25-27. zem samodzielnej pilności oraz wskazywania młodzieży drogi wśród różnych prą­ dów, a także wpływać na wyrobienie samodzielnego sądu3. Aby podeprzeć swój program i pełniej go uzasadnić redakcja już w pierwszym numerze powołała się na jednego ze swoich ideowych przywódców Zygmunta Ma­ kowskiego (T.T. Jeż), przytaczając fragment jego listu pisanego z Genewy 6 II 1893 roku. Zdaniem autora młodzież miała prawo i potrzebę wypowiadania swoich po­ glądów, ważne jest również, by inni wiedzieli o kierunkach i prądach wśród mło­ dzieży, co pozwoli pokoleniu starszemu kontrolować pokolenie młodsze i regulować jego zapędy. Nie zaszkodzi to także nauce szkolnej, gdy młody człowiek zdobędzie się na opracowanie wychodzące poza zakres obowiązkowych ćwiczeń szkolnych. Miłkowski nie zapomniał o daniu młodzieży pewnych wskazówek ideowych: „My­ śleć o niej [ojczyźnie], mówić o niej, uczyć się dla niej, pracować dla niej i w po­ trzebie umrzeć za nią - oto młodego Polaka zadanie”. Było to zgodne z kierunkiem pisma, a i mogło pozyskać wielu zwolenników w Galicji, gdzie kompleks powstań narodowych był ciągle często obecny4. Powstanie „Teki” zostało szybko zauważone w środowisku nauczycielskim, które poczuło się dotknięte zarówno samym programem, jak przede wszystkim krytyką szkoły galicyjskiej. W czasopiśmie „Muzeum” Towarzystwa Nauczycieli Szkół Wyższych zwrócono uwagę na zmiany, które zaszły w nauce dziejów ojczys­ tych w ostatnich latach. Podkreślono funkcjonowanie osobnych podręczników do dziejów narodowych (nawet ilustrowanych), a zwłaszcza zwrócono uwagę na po­ stawy nauczycieli, którzy - mimo że jest to przedmiot nadobowiązkowy - traktowali go z dużą pieczołowitością i zapałem. Na ścianach klas wisiały obrazy przedstawia­ jące widoki Krakowa, Poznania, Gniezna, wizerunki królów, historyczne obrazy Jana Matejki ilustrujące wykład nauczyciela. Nowo powstałemu pismu zarzucono nieświadomość i fałsz, którymi wprowadza w błąd młodzież. Ale ogólnie „Teka” została uznana za pismo dość umiarkowane choćby w porównaniu do „Promienia”5. Pismo bardzo często zwracało uwagę na wykształcenie i wychowanie młodych, oczywiście w duchu narodowym. Zarzucano, że szkolne wychowanie nie jest szcze­ rze narodowe, szkoły wręcz gnębią uczucia narodowe w uczniach, podręczniki ga­ szą narodowego ducha, brakuje map Polski (chociaż na ścianach wiszą mapy Chin), nie uczy się historii Polski. Krytykowano szkoły, których celem jest wychowanie młodzieży na lojalnych poddanych. Gorzkie słowa nie ominęły i społeczeństwa galicyjskiego, które uspokojone wprowadzeniem do szkół nauki historii i literatury polskiej nie zdaje sobie sprawy z ducha wychowania. Cel rządu zaś jest jasny, gdyż został przedstawiony przez M. Bobrzyńskiego, określającego zadania szkół w stwierdzeniu: wychowanie wiernych poddanych. Plan nauki jest taki sam jak w Austrii, z tą różnicą, że na język wykładowy przeznaczono w Galicji 3 godziny

\.T ek a” 1899, R. 1, nr 1, s. 1-6.

4 Z. M iłkow ski, Do młodzieży (fragment listu pisanego z Genewy), „Teka” 1899, R. 1, nr 1, s. 6-8. s Czasopisma dla młodzieży, „M uzeum ” 1899, R. XV, s. 209-227. tygodniowo, a w Austrii 4. Nawet posunięto się do stwierdzenia, że: „wystarczyłoby zmienić język by młodzież uchodziła za francuską czy niemiecką”6. Program samokształcenia propagowany przez „Tekę” pojawił się w artykule Wykształcenie narodowe, gdzie jego autor wykazywał, że zadaniem i obowiązkiem młodego Polaka jest zrozumienie ogólnego politycznego położenia narodu i jego wszystkich warstw, jak i świadomość roli, jaką odgrywają poszczególne warstwy w życiu narodowym7. Warunkiem zdobycia wykształcenia narodowego jest grun­ towne poznanie historii narodu, a zwłaszcza dziejów porozbiorowych. W tym zakre­ sie szkoła galicyjska, zdaniem autorów, nie dawała prawie nic. Zarzucono, że pod­ ręczniki do historii ograniczają się do peanów na rzecz rządu austriackiego z zupeł­ nym pominięciem usiłowań wyzwolenia się narodu polskiego. Krytyce poddano również Wypisy polskie hr. S. Tarnowskiego, w których co prawda dostrzegano wię­ cej wiadomości, ale zarzucono im niejasność, a za główny ich cel uznano uwydat­ nienie zasług Stańczyków propagujących zgodę z rządami zaborców i wyrzekają­ cych się myśli o niepodległości narodu. Takie stanowisko, według redakcji, jeszcze pełniej uzasadniało potrzebę samokształcenia. Za podstawowym czynnik wyrabiania w młodzieży samowiedzy politycznej uznano dokładniejsze poznawanie historii. Działalność młodzieży powinna iść w dziedzinie systematycznego samokształcenia w stronę najnowszej polskiej historii politycznej, gdyż była ona szczególnie zaniedbywana przez szkolnictwo galicyjskie. Największą wagę przywiązywano do znajomości historii polskiej, zwracając uwagę na odpowiednie podręczniki. Doceniano zwłaszcza podręcznik W. Smoleńskiego (Grabieńskiego) Dzieje narodu polskiego, nieco mniej podręczniki J. Lelewela i H. Szmitta. Aby ułatwić to samokształcenie „Teka” proponowała młodzieży rów­ nież zapoznanie się z lekturą historyczną. Wśród zalecanych lektur znalazły się: Morawski, Dzieje narodu polskiego, t. V i VI, Korzon T., Dzieje wewnętrzne Polski za Stanisława Augusta; Zamknięcie dziejów wewnętrznych Polski za Stanisława Augusta; Kościuszko, Kalinka W., Ostatnie lata Stanisława Augusta, Askenazy S., Przymierze polsko-pruskie, Dąbrowski J., Wyprawa do Wielkopolski, Kraszewski J., Polska w trzech rozbiorach. Zachęcano również uczniów do korzystania z Poradnika dla samouków, zwłaszcza z działu nauki historyczne1. „Teka” często i gorliwie zachęcała do samokształcenia poprzez zakładanie kó­ łek naukowych, rozwijanie czytelnictwa czy współtworzenie czasopism przeznaczo­ nych dla młodzieży. Jednak takie działanie zawsze stało w sprzeczności z przepisa­ mi szkolnymi i powodowało, że jako oficjalnie zakazane przez władze szkolne, zy-

‘ Poseł Wójcik o wychowaniu narodowym, „Teka” 1899, nr 3, s. 58-60; F. Irtysz, Szkoły średnie w Galicji ze stanowiska narodowego, „Teka” 1901, nr 1, s. 15. 7 „Teka” 1900, nr 2, s. 43-45. ' „Teka” 1900, nr 8-9, s. 301-302 (artykuł pt. Samowiedza hisloryczno-pohlyczna). skiwało charakter nielegalności. Punkt wyjścia stanowił regulamin szkolny, na który wielokrotnie powoływały się władze oświatowe. Rada Szkolna Krajowa przypomi­ nała go dyrektorom gimnazjum często. Wśród tych przepisów szczególnie ważne były paragrafy dotykające kwestii samokształcenia. Mówiły one, że jeśli uczeń pra­ gnie samodzielnie rozszerzać swoje wiadomości w jakimś kierunku, to powinien udać się z zaufaniem po radę do swoich nauczycieli, którzy wskażą mu drogę i środki. Szkoła miała kontrolować uczęszczanie młodzieży do teatru, na wykłady publiczne. Regulamin zabraniał korzystania z czytelni i wypożyczalni publicznych. Odmawiano również uczniom prawa do korzystania z bibliotek naukowych, w któ­ rych znajdowały się dzieła historyczne pomijające cenzurę gimnazjalną. Uczniom nie wolno było czytać ani rozpowszechniać książek i pism, których dążność byłaby skierowana przeciw religii, moralności lub państwu. To stwierdzenie było tak ogól­ ne, że można było podciągnąć pod nie właściwie wszystkie (nawet legalne) pisma, które nie zgadzały się z istniejącym stanem stosunków społecznych i politycznych, czyli propagowały poglądy odbiegające od oficjalnie rozpowszechnianych przez szkołę. Za takie pismo można uznać również „Tekę”. Skutkiem tego była nagonka na prenumeratorów „Teki” będących uczniami gimnazjów w Krakowie, o czym pi­ smo wielokrotnie informowało. Wszelkie zgromadzenia uczniów w celu kształcenia się mogły odbywać się tylko pod nadzorem nauczycieli, uczniom nie wolno było ogłaszać drukiem własnych prac literackich bez zezwolenia dyrektora, a wykrocze­ nie przeciw tym przepisom podlegało karze wykluczenia ze szkoły, często z tzw. wilczym biletem obejmującym wszystkie szkoły w Galicji. A zatem cała działalność ucznia musiała znajdować się pod kontrolą szkoły i nauczycieli9. Nauczyciel zaś pełnił swoje obowiązki zawodowe ograniczony podobnym regulaminem. Wstępując do służby składał przysięgę, w której zobowiązywał się do wierności cesarzowi, szanowania przepisów władz, dbania o karność wśród młodzieży. A zatem prywatne poglądy i ideały nauczyciela nie mogły być przez niego propagowane wśród mło­ dzieży i choćby nie widział nic zdrożnego czy niemoralnego w działalności publicy­ stycznej, to jednak była ona w sprzeczności z regulaminem szkolnym, a na jego straży nauczyciel winien stać10. „Teka” piętnowała istniejący regulamin szkolny, lecz bez większych rezultatów". Szybko zaczęło dochodzić do rywalizacji między „Teką” a „Promieniem” nie tylko o czytelnika, ale i o zwolennika politycznych idei. Początkowo miała ta rywa­ lizacja jeszcze charakter spokojnej polemiki, ale z czasem przybrała na żarliwości i napastliwości. Konflikt ten pogłębiał się w miarę wzrostu różnic ideologicznych pomiędzy „Promienistymi” (sympatyzującymi z socjalistami) a zwolennikami „Te- *

* Archiwum Państwowe w Krakowie, Zespól akt Gim nazjum i Liceum im. B. Nowodworskiego w Kra­ kowie (GLN 40 - Akta adm inistracyjne „Przepisy szkolne dla szkól średnich w G alicji”).

Teksty przysięgi składane przez nauczycieli z ich własnoręcznym podpisem i podpisem dyrektora jako odbierającego przysięgę znajdują się w aktach adm inistracyjnych krakowskich gim nazjów w Archiwum

Państwowym w Krakowie, GLN 0-14.

"„T eka” 1901, nr 4, s. 157-159. ki” (sympatyzującymi z Narodową Demokracją). To wzajemne zwalczanie się i szkalowanie osłabiało pracę samokształceniową wśród młodzieży i zniechęcało prenumeratorów. Ostateczne sformułowanie programu samokształcenia nastąpiło w roku 1902 i znalazło odzwierciedlenie w artykule pt. Cel i zadanie pracy wewnętrznej w stowa­ rzyszeniach młodzieży polskiej11. Według autora artykułu celem kółek młodzieży jest wspólne kształcenie się. Zwrócono uwagę na fakt, iż celem szkoły powinno być wpływanie na wszechstronny rozwój umysłowy ucznia, dostarczanie mu wiadomo­ ści naukowych, ale szkoła galicyjska spełnia to zadania tylko częściowo. Nie ma szkół mających system przystosowany do zaspokajania potrzeb ogólnonarodowych. Aby to osiągnąć należy podjąć samokształcenie, by wychować czynnych i świado­ mych Polaków. Program pracy samokształceniowej podzielono na trzy stopnie: 1. Nauka historii Polski, literatury i języka polskiego - zwraca się uwagę, że historia jest wykładana niemal wyłącznie do czasu rozbiorów. Szczególnie powinno się uwzględnić XIX wiek, dzieje ruchów narodowych i rozwoju narodowego w dobie porozbiorowej. 2. Zapoznanie się ze stanem faktycznym narodu polskiego pod względem politycz­ nym, społecznym, ekonomicznym i kulturalnym. Poznanie istoty stosunku dziel­ nic polskich do państw zaborczych, rozpoznanie pól pracy publicznej odpowied­ niej i dostępnej dla młodzieży. 3. Gruntowne poznanie tej sfery i stosunków życia narodowego, z którą w przyszło­ ści będą związani, a także uświadomienie konkretnych zadań narodowych. Praktycznym środkiem do realizacji tych zadań miało być zakładanie kółek nauko­ wych jednoczących ludzi przygotowujących się do wykonywania tych samych lub pokrewnych zawodów. Program wysuwany przez „Tekę” był w zasadzie realizowany w kołach samo­ kształceniowych powstających w szkołach średnich. Chociaż skupiały one przeważ­ nie młodzież najbardziej aktywną, jednak nie pozostawały bez wpływu na pozosta­ łych. Pewien obraz pracy tych kół dają korespondencje zamieszczane w „Tece”. Zwracano uwagę na rozbicie młodzieży, z której część zorganizowana była w róż­ nych stowarzyszeniach, część zaś pozostawała niezorganizowana. Ci drudzy odczu­ wali potrzebę współdziałania w samokształceniu, nie tracąc z uwagi również pracy dla ludu. Wyróżniano dwa rodzaje towarzystw samokształceniowych: 1. Kółka naukowe - urządzające regularne posiedzenia naukowe, na których wygła­ szano referaty i odczyty oraz podejmowano dyskusje. Zarzucano im jednak brak odpowiedniego kierownictwa, czego skutkiem był zbyt niski poziom. 2. Stowarzyszenia czytelniane - działające zarówno dla młodzieży akademickiej, jak i szkół średnich12 13. Niewątpliwie „Teka” odgrywała ważną rolę w ruchu samokształceniowym mło­ dzieży szkół średnich całej Galicji. Usiłowała objąć swym wpływem wszystkie sfery

12 „Teka” 1902, nr 8-9, s. 353-362.

11 „Teka” 1903, nr 12, s. 552-557 (artykuł pt. Z życia młodzieży krakowskiej). życia młodzieży, docierała nie tylko do gimnazjów klasycznych, ale i do seminariów nauczycielskich, a nawet szkół żeńskich czy seminariów duchownych. Wszędzie tam zaszczepione zostały hasła narodowo-demokratyczne i program samokształce­ nia wskazujący na pierwszorzędną funkcję dziejów ojczystych. Praca ta rychło dała rezultaty w postaci przeobrażania się młodzieży galicyjskiej, która skupiona w sieci tajnych kół zaczęła w okresie 1901-1902 odgrywać rolę aktywnego czynnika spo­ łecznego. Mimo pełnego zastrzeżenia czy rezerwy, a czasem nawet otwartej niechę­ ci stanowiska Rady Szkolnej Krajowej czy nauczycielstwa szkół średnich skupione­ go wokół „Muzeum” można stwierdzić, że została przynajmniej zauważona14. Bardzo istotny wpływ na ruch młodzieżowy wywarły wydarzenia 1905 roku w Królestwie Polskim, a zwłaszcza strajk szkolny i napływ Królewiaków na studia do Galicji. Pod wpływem tych wypadków pojawiały się projekty akcji czynnej. Po­ głębiła się znacznie przepaść ideowa między „Promieniem” a „Teką”, zapoczątko­ wana już wcześniej (około 1904 roku) wyodrębnieniem się grupy młodzieży okre­ ślającej się mianem „polskiej młodzieży narodowej bezpartyjnej”. Była ona w zasa­ dzie półlegalna, kierowali nią często nauczyciele związani z Narodową Demokracją. Podejmowano wspólne akcje, wycieczki15. Przykładem prężnej działalności może być młodzież w gimnazjum św. Anny w Krakowie, gdzie członkowie Organizacji Młodzieży Narodowej oddziaływali na czytelnię i organizacje szkolne, nawoływali do bojkotu towarów sprowadzanych z Prus, organizowali obchody świąt narodo­ wych, zachęcali do czytania dzieł wieszczów narodowych a za wodza duchowego obrali sobie Stanisława Wyspiańskiego. Ich podstawową lekturą stały się: Idea pol­ ska S. Szczepanowskiego i Myśli nowoczesnego Polaka R. Dmowskiego. Celem uczniów było poznawanie historii Polski, jej ustroju i stronnictw politycznych. Mło­ dzieży nie zrzeszonej polecali czytanie Historii Polski Grabieńskiego czy Ustroju Polski S. Kutrzeby. Wszystkie te poczynania można uznać za skutek oddziaływania „Teki”16. Cały numer 4 pisma poświęcono kolegom walczącym w Królestwie. Powołano nawet komitet zbierający składki na ofiary strajku, ale nie znalazł on uznania wśród młodzieży narodowej, bowiem był wynikiem agitacji socjalistów i syjonistów. Ich uważano często za przyczynę wszelkich niepowodzeń młodzieży narodowej. Nato­ miast próba zbiórki pieniężnej podjęta przez młodzież narodową też nie powiodła się, a winą obarczono oczywiście socjalistów. Warunkiem narodowców było to, że zostaną one przeznaczone tylko na wspomaganie Polaków, na co socjaliści się nie zgodzili17. Cała akcja spełzła na niczym. Wydarzenia w Królestwie Polskim w 1905 wpłynęły niewątpliwie na ożywienie i radykalizację wystąpień i żądań w dziedzinie reformowania szkolnictwa galicyj­

14 J. Hulewicz, op. cit., s. 38.

19 J. Myśliński, Organizacje mlodzieiy polskiej w Galicji w dobie autonomicznej 1867-1918, „Pokolenia” 1972, nr 2, s. 17-20.

“ J. Bąk, Semper in altum. Z dziejów szkól Nowodworskich, Kraków 1976, s. 189-192. 17 „Teka” 1905, nr 4, s. 165-166. skiego. „Teka” domagała się wprawdzie bardziej umiarkowanych reform, ale być może to właśnie zjednało jej poparcie postępowej części społeczeństwa. Stanowczo potępiała propagowane zwłaszcza przez „Promienistych” przygotowania do strajku szkolnego w zaborze austriackim. Tematyka samokształceniowa znów stała się ak­ tualna na łamach prasy, zwłaszcza, że prasa konserwatywna wyraźnie krytykowała rozpolitykowanie młodzieży szkolnej. Zarzut ten skierowany był do młodzieży sku­ pionej w kołach samokształceniowych. „Teka” podjęła polemikę z tymi poglądami. Zwracano uwagę na tradycje związków młodzieżowych w Galicji (przypominając proces tarnopolski z 1894 roku). Koła miały jasny cel - uzupełniały działalność szkoły na polu wychowawczym i społecznym. Podkreślano dwojaki charakter kół: o podłożu i poglądach narodowych (wg autora artykułu S. Madeja obejmowały swoją działalnością tysiące młodzieży, co zapewne było przesadzone) i poglądach socjalistycznych (autor uważał je za nieliczne, a nawet stwierdzał, że „wiodą su- chotniczy żywot”). Kołom samokształceniowym powstającym jako pokłosie wyda­ rzeń 1905 roku przypisywano większą aktywność na polu samokształcenia histo­ rycznego. Młodzież zaczęła się zapoznawać z dziejami Polski i literatury ojczystej, miała pełniejszy wgląd w stan społeczeństwa na całym obszarze dawnej Rzeczypo­ spolitej. Starano się odpowiedzieć na pytanie:, jak koła te wpływają na młodzież?” „Teka” próbowała na to odpowiedzieć argumentując, że wzmocniły one ideały na­ rodowe i uczucia patriotyczne, uczyły solidności i szacunku dla pracy swojej i in­ nych, pozwalały bardziej cenić naukę, wpływały na podniesienie moralności wśród młodzieży. Autorzy artykułów zwracali uwagę na zmiany zachodzące w społeczeń­ stwie, których wyrazem były dyskusje w prasie i na wiecach dotykające także po­ trzeb szkolnictwa. Zmieniało się również nastawienie władz szkolnych, przywołano za przykład rozporządzenie Rady Szkolnej Krajowej o obchodzeniu rocznic naro­ dowych i zakładaniu czytelni. „Teka” - wykorzystując tę sprzyjającą sytuację - sta­ wiała nawet pewne postulaty domagając się: unarodowienia nauczania - czyli opar­ cia nauki historii, geografii, literatury na poznaniu ziem polskich, jej dziejów, języ­ ka. Jednak wyraźnie odcinała się od wpływów partyjnych czy rządowych. Celem powinno być również uspołecznienie młodzieży - zbliżenie jej do szkoły i nauczy­ cieli poprzez wspólne zakładanie kół naukowych, czytelni i wpływanie na charakter bibliotek gimnazjalnych. „Teka” zdecydowanie negowała propozycje strajku szkol­ nego propagowane przez socjalistów18. Domaganie się przez młodzież narodową umiarkowanych reform w szkolnic­ twie, a zwłaszcza unarodowienia szkoły dało pozytywny wynik. Skutkiem było wprowadzenie zmian w programach, a także pozwolenie władz na zakładanie przy szkołach średnich czytelni dla młodzieży, przy których organizowano kółka nauko­ we19. „Teka” przypisywała sobie zasługi w tym względzie. Załamanie nastrojów po

" „Teka” 1905, nr 11-12, s. 435-447 fart. Z tycia młodzieży szkolnej zaboru austriackiego (kola samo­ kształceniowe: próba wywołania strajku szkolnego], ” H. Smyczyński, Rozwój samokształcenia wśród uczniów gimnazjów galicyjskich na przełomie XIX i XX wieku, [w:] Z tradycji kulturalnych Rzeszowa i Rzeszówszczyzny, pod red. S. Fryciego i S. Reczka, Rze­ szów 1966, s. 287-295. aktywnym działaniu w 1905 roku spowodowało zawieszenie działalności pisma. Wznowiono je po przerwie dopiero w styczniu 1907 roku. Poinformowano o po­ wstaniu „Zjednoczenia” skupiającego (według „Teki”) ok. 300-osobową grupę mło­ dzieży narodowej, która działa na rzecz samokształcenia w 4 kółkach (dziennikar­ skim, nauk społecznych, artystycznym i literackim) odbywając wykłady i odczyty20. Zmiany zachodzące w szkolnictwie średnim Galicji były dość znaczne, kwestie sa­ mokształceniowe przestały być zakazane i niebezpieczne dla szkoły i społeczeństwa, wręcz przeciwnie - stały się pożądane i korzystne dla rozwoju młodzieży. Nie bez dumy „Teka” doniosła w 1908 roku o konferencji dyrektorów galicyjskich szkół średnich we Lwowie odbytej w dniach 23-24 marca tegoż roku. Na niej to właśnie kilkakrotnie podnoszono kwestie samokształceniowe, jeden z dyrektorów (F. Bostel) wygłosił referat „O czytelniach i kółkach naukowych młodzieży”. Konferencja dy­ rektorów uznała działalność kółek naukowych i czytelni za pożyteczną dla młodzie­ ży szkół średnich. Wyrażono przekonanie, że grona nauczycielskie poprą ich dzia­ łalność, lecz inicjatywę tworzenia należy pozostawić samej młodzieży. Można za­ uważyć, że nauczyciele młodego pokolenia, które samo już wychowało się w kołach samokształceniowych, potrafili docenić ich znaczenie ideowe i wychowawcze. Za pożyteczny uznano także samorząd młodzieży w kółkach i czytelniach. Podkreślono konieczność zachowania przez nie charakteru naukowego samokształcenia, czyli odsunięcia od uczniów pism politycznych, które ten charakter mogły wypaczać21. Można jednak zauważyć, że w roku 1908 ruch samokształceniowy o charakterze naukowym najlepsze lata swojej działalności ma już za sobą. Od kiedy uzyskał zgo­ dę władz szkolnych na jawną działalność, a nawet aprobatę i zachętę ze strony dy­ rektorów szkół i nauczycieli, wyraźnie stracił na swej prężności na rzecz rozwijają­ cego się skautingu czy powstających organizacji o charakterze wojskowym. Marazm i zniechęcenie zostały zauważone nie bez goryczy przez „Tekę”, która podkreślała, że działalność czytelni i kółek młodzieżowych ogranicza się tylko do prenumerowa­ nia kilku pism, które czytają nieliczne jednostki, odczytów właściwie nie było, a koła działały słabo22. Zauważono osłabienie działalności patriotycznej wśród mło­ dzieży szkół średnich. Przyczynę tego pismo widziało w słabym uświadomieniu narodowym młodzieży oraz brakach w jej szkolnym wykształceniu historycznym, wyrabiającym przekonanie, że powstanie styczniowe przyniosło społeczeństwu sa­ me szkody23. Słabnąca działalność samokształceniowa wśród młodzieży szkół śred­ nich została spostrzeżona przez „Tekę”, która nie bardzo mogła się odnaleźć w no­ wej dla siebie sytuacji. Nie miała do zaproponowania nic, co zwiększyłoby atrak­ cyjność pisma w nowych warunkach. Wpływało to bardzo niekorzystnie na rytmiczność wydawania poszczególnych numerów - czasem wychodziły tylko 4 w ciągu roku (np. w 1909 czy 1912 roku). Ostatecznie, prawdopodobnie nie mogąc

“ „Teka” 1907,nr2 -3 ,s. 89.

11 „Teka” 1908, nr 5, s. 166-175.

12 „Teka” 1908, nr 10-11, s. 339; „Teka” 1910, nr 1, s. 48-54. u „Teka” 1909, nr 1-3, s. 60-63. znaleźć nowej sfery oddziaływania na młodzież szkół średnich, która też uległa pewnej transformacji w porównaniu do młodzieży przełomu wieków, pismo w 1912 roku przestało wychodzić. Na jego miejsce Związek Młodzieży Polskiej i utworzona przezeń tajna organizacja młodzieży szkół średnich „Przyszłość” razem występujące pod nazwą „Organizacja Młodzieży Narodowej” zaczęły wydawać jako swój organ pismo „Sprawa”24. Wkład „Teki” w propagowanie idei samokształcenia wśród uczniów szkół śred­ nich w Galicji jest niezaprzeczalny. Prócz proponowanych rozwiązań samokształce­ niowych - takich jak zakładanie w szkołach kół naukowych, czytelni czy bibliotek, pismo samo usiłowało uzupełniać wiedzę swoich czytelników. Drukowano bowiem artykuły historyczne upowszechniając w ten sposób wiedzę, która nie znajdowała odbicia w edukacji szkolnej, np. dotyczącą powstań narodowych, sytuacji społecznej i ekonomicznej w innych zaborach. Szeroko komentowano na łamach „Teki” decy­ zje zaborców w sprawie szkolnictwa polskiego. Propagowano historię nawet przez zamieszczanie w piśmie fragmentów powieści historycznych. Prowadzono na szero­ ką skalę rożnego rodzaju akcje mające na celu pomoc szkolnictwu polskiemu w róż­ nych zaborach - przykładem może być niesienie pomocy szkole polskiej na Śląsku Cieszyńskim. Pismo zatraciło swój pierwotny charakter na skutek zaostrzania się agitacji po­ litycznej w Galicji na początku XX wieku. Zwłaszcza coraz silniejsza rywalizacja z socjalistami i wzajemne szkalowanie się obu ugrupowań spowodowało, że tema­ tyka polityczna zaczęła odgrywać pierwszoplanową rolę w „Tece”, a upowszechnia­ nie argumentów narodowców stało się celem. Zmiany, które zaszły w szkolnictwie galicyjskim na skutek wydarzeń 1905 roku odebrały „Tece” sens działania. Złagodzenie przepisów szkolnych, pozwolenie na oficjalne tworzenie kół naukowych, czytelni i bibliotek uczniowskich, a zatem zmiana nastawienia władz szkolnych do samokształcenia uczniów spowodowały, że „Teka” nie umiała się odnaleźć w tej nowej dla siebie sytuacji. Nie znalazła nowego pola działania dla siebie. Zmiana tych warunków spowodowała również zmianę na­ stawienia młodzieży do działalności samokształceniowej. Legalizacja ruchu nauko­ wego spowodowało, że straciła ona na swej atrakcyjności. Większą popularnością cieszyły się wśród uczniów szkół średnich organizacje skautowe czy strzeleckie.

Teka and Historical Self-Education of Galician Youth 11898-1912)

Abstract

One of the stages of the self-education movement among the youth is connected with the activity that was inspired and organised by the magazine which was devoted to the problems of the young people from secondary schools and was entitled Teka. The magazine, being in-

24 J. H ulew icz, op. cit., s. 89. tluenced by the National Democracy, was issued in the years 1899-1912. Apart from the su­ ggested self-education solutions, such as founding scholarly circles at schools, reading rooms or libraries, the magazine tried to supply some general knowledge to its readers. By publis­ hing historical articles it popularised the knowledge that was not spread through the school education, for example information about national resurrections, about social and economic situation in other partitions. The conquerors’ decisions concerning the Polish education were widely commented in Teka. History was promoted even by way of putting historical novel extracts in the magazine. Various kinds of activities were conducted in order to help Polish education in the partitioned country. The magazine lost its original character due to the inflaming of political agitation in Galicia in the beginning of the 20th century. Especially, a stronger competition with „Promie­ niści”, who were close to socialists, and mutual vilifications of both groups contributed to the fact that political matters were foregrounded in Teka, and the popularisation of nationalists’ arguments began to be the primary objective. The changes that took place in Galician education as a result of the events in 1905 deprived Teka of its purpose. Relaxation of school regulations, official permission to start scholarly circles, reading rooms and libraries; all of which meant a change in the school authorities’ attitude towards pupils’ self-education caused that Teka was not able to find itself a proper niche or the right field of activity in the new situation. The change of those condi­ tions also influenced pupils' attitude towards their self-education. Legalisation of the acade­ mic movement was the reason why its attractiveness disappeared. There were scout or shooting organisations that gained more popularity with the secondary schools youth now. As a result, the magazine was published less frequently, and then it was suspended.

Annales Academiae Paedagogicae Cracoviensis Folia 17 Studia Hisforica II (2003)

Hanna Kozińska-Witt Prymat ducha, czy wielki przemysł? Koncepcje rozwojowe Krakowa do roku 19331

Tematem artykułu są korelacje między planowaniem rozwoju miasta i jego okolic a rolą Krakowa jako „stolicy duchowej”2. Ograniczam się przy tym do kon­ cepcji rozwoju popieranych przez Radę Miejską, co wcale nie znaczy, że to radni byli autorami konkretnych projektów. Wskazywali raczej kierunek, w którym mia­ sto powinno się rozwijać i decydowali, które rozwiązania otrzymają poparcie finan­ sowe. Brak środków finansowych wielokrotnie uniemożliwiał realizację lansowa­ nych projektów. Zdaję sobie sprawę, że wątpliwości wzbudzać może przyjęta periodyzacja, stąd też pozwalam sobie na krótkie uzasadnienie, dlaczego za cezurę uważam nie 1914, a właśnie 1933 rok. Cechą charakterystyczną nowo powstałego państwa polskiego był brak jednolitej podstawy prawnej dotyczącej związków komunalnych3, co zmu­ szało gminy miejskie - nie tylko zaboru austriackiego - do kierowania się nadal przepisami z czasów zaborów. Przewidując bliskie ujednolicenie prawodawstwa, nie zezwalano gminom na wprowadzenie zmian w ordynacjach wyborczych, jak i za­ broniono przeprowadzania nowych wyborów. W Krakowie ostatnie wybory do Rady, według ordynacji kurialnej, zostały przeprowadzone w 1911 i 1914 roku, a ubytki uzupełniano po wojnie drogą kooptacji, dobierając kandydatów z list za­ stępców. Trudno się więc dziwić, że wielu powojennych radnych było ludźmi sta-

1 Tekst ten jest zmienioną wersją dwóch artykułów: Die Stadl Krakau und ihr Umland: Entwicklungskon- zepte im 19. Und zu Beginn des 20. Jahrhunderst, (w:J Berichte und Beiträge des Geisteswissenschaftli­ chen Zentrums Geschichte und Kultur Ostmitteleuropas e.V, Leipzig 1999, s. 292-312 oraz: Das andere Krakau - der Traum von der Großindustrialisierung 1900-1939 (w druku). 1 Faktografię odnoszącą się do dziejów miasta przytaczam za: J. Bieniarzówna, J.M. Małecki, Dzieje Krakowa, t. 3: Kraków tv latach 1796-1918, Kraków 1994; L 4: Kraków w lalach 1918-1939, Kraków 1997. Obie pozycje zawierają obszerną literaturę przedmiotu. Rolą Krakowa jako „stolicy duchowej” zajmował się J. Purchla, Matecznik Polski, Kraków 1992.

1 M. Kallas, Historia ustroju Polski X-XXw.. Warszawa 1997, s. 338-340. rymi i bardzo starymi, a część z nich - jak zaświadczają źródła - nie mogła już po­ dołać obowiązkom radnego4 5. Ogłoszenie tzw. ustawy scaleniowej, jednolitej pod­ stawy prawnej dla wszystkich gmin, nastąpiło dopiero w roku 1933 i wówczas prze­ prowadzono też pierwsze powojenne wybory. Do tego czasu, tak z punktu widzenia zasad wyborczych, jak i samego stanu osobowego, krakowska Rada Miejska przy­ należała do okresu sprzed Wielkiej Wojny. Forowane przez nią koncepcje rozwojo­ we miasta także były opracowane przed rokiem 1914, a co najwyżej dopasowywane do nowej rzeczywistości. Nic nie zmieniło rozwiązanie Rady Miejskiej w 1924 roku i przywrócenie jej do działalności w roku 1926, stąd też szerzej nie omawiam tego okresu. To samo dotyczy ponownego rozwiązania Rady w 1931 roku, jako że po­ wołana w jej miejsce Rada Przyboczna i Tymczasowa Rada Miejska (1931-1933) nie sformułowała nowych koncepcji rozwojowych.

Regionalne centrum miejskie

Irena Homola* dowodzi w swych pracach, że najwcześniejszy program rozwoju miasta został przygotowany przez pierwszego autonomicznego prezydenta Józefa Dietla (1866—1874)6 - był to tzw. Wielki Program7. Za jego prezydentury Kraków był jednym z 35 miast „o własnym statucie” na terenie monarchii habsburskiej8. Miasta obdarzone tym przywilejem mogły wprowadzać do statutów regulacje praw­ ne (o ile te nie były sprzeczne z ustawą ramową lub konstytucją grudniową), które pozwalałyby im wykorzystywać ich szczególną sytuację gospodarczą (np. kurorty) i protegować pewne grupy mieszkańców uważane za szczególnie „miastotwórcze”. To ostatnie zapewniała m.in. kurialna ordynacja wyborcza. Należy też pamiętać, że Kraków, jako miasto położone na granicy z Kongresówką - był twierdzą. Do dzisiaj historycy nie są zgodni, co to właściwie dla rozwoju miasta oznaczało. Przyjmuje się jednak, że istnienie obwarowań było niekorzystne dla rozwoju przestrzennego miasta9. Ale czy twierdza nie była też źródłem pracy dla mniej zamożnych miesz­ kańców miasta i jego okolic, i czy w związku z tym jej funkcja nie była w pewnym

4 „Dziennik rozporządzeń dla stołecznego, królewskiego miasta Krakowa”, Kraków (1924), s. 62.

5 M.in. I. Homola-Skąpska, Józef Dietl i jego Kraków, Kraków 1993, s. 146 i n.; E. Adamczyk, Gospo­ darka komunalna miasta Krakowa w okresie II Rzeczypospolitej, Kraków 1997, s. 58.

‘ A. Wrzosek, Dietl Józef (1804-1878), [w:] PSB, t. 5, Kraków 1939-1946, s. 158-166. 1 J. Dietl, Projekt uporządkowania miasta Krakowa w ogólnych zarysach skreślony przez Prezydenta Miasta, Kraków 1871.

1J. Klabauch, Geschichte der Gemeindeselbstverwaltung in Österreich 1848-1918, Wien 1868, s. 41 i n.; idem, Die Lokalverwaltung in Cisleithanien, [w:] Die Habsburgermonarchie 1848-1918, pod red. A. Wandruschka i P. Urbanitsch, t. 2, Wien 1975, s. 289.

’ J. Purchla, Matecznik..., s. 101-129; J. Demel, Kraków na przełomie wieku XIX i XX na tle rozrostu i wcielania przedmieść i gmin podmiejskich (1867-1945), [w:] Kraków. Studia nad rozwojem miasta, pod red. J. Dąbrowskiego, Kraków 1957, s. 304 i n. sensie „miastotwórcza”?10 Budowa fortyfikacji, finansowanych z budżetu minister­ stwa wojny, wpływała bez wątpienia na ożywienie życia gospodarczego w mie­ ście“ . W sensie administracyjnym istniały wówczas obok siebie dwa oddzielne organizmy: Kraków-miasto i krakowski okręg wiejski11 *. Władza Rady Miejskiej (60 radnych) ograniczała się do miasta, a jej pracami kierował prezydent o bardzo silnej pozycji, jako że był on jednocześnie przełożonym magistratu. Posiadał więc jednocześnie uprawnienia prawodawcze i wykonawcze. Sam był odpowiedzialny przed Sejmem Krajowym, a jego wybór musiał zostać zatwierdzony przez cesarza. Wzorując się na Wiedniu, Dietl chciał przeobrazić Kraków w miasto „czyste, zdrowe i ozdobne”. Jego program nie ograniczał się do pielęgnacji roli „narodowego relikwiarza”, do którego Kraków awansował w okresie zaborów z racji swobód kulturalnych w Galicji i specjalnej roli odgrywanej w tym mieście przez arystokra­ cję i konserwatystów, przejętych swoim „państwotwórczym” posłannictwem13. Dietl przewidywał rozszerzenie funkcji nowoczesnego ośrodka naukowego i administra­ cyjnego i wytyczał kierunki ekonomicznego rozwoju przez podkreślenie centralnej roli miasta dla całego regionu.

Trzeba, żeby ten Kraków, który już nie może świetnieć potęgą zasobów materialnych, świetniał potęgą zasobów duchowych, żeby gromadził w sobie zakłady naukowe różnego rodzaju, głównie zaś, prócz już istniejących, takie, co by wyzyskanie i przerabianie pro­ duktów krajowych miały na celu. Kraków, położony wśród wielkiej sieci kolei żelaznej, otoczony żyznymi niwami i bogatymi kopalniami, przede wszystkim jest powołany do zajęcia znakomitego stanowiska na dziedzinie produkcji krajowej, przemysłu i handlu14. Tak więc Dietl podkreślał funkcję Krakowa jako regionalnego centrum. Aby miasto mogło realizować postawione przed nim zadania, podjęto starania mające na celu wzmocnienie miejscowego „stanu trzeciego”15. Prezydent zajął się uporządko­ waniem finansów miejskich, angażując się na rzecz rozdziału budżetu państwowego i komunalnego. W ten sposób zamierzał zdobyć środki na sfinansowanie przyszłych inwestycji: zabudowę, oświetlenie, kanalizację. Kraków podzielono na okręgi, co ułatwiło utrzymanie porządku w mieście. Za przykładem Wiednia zobowiązano właścicieli posiadłości do utrzymania porządku w obrębie należących do nich pose­ sji. Prócz tego Dietl spolonizował administrację i instytucje oświatowe. Jego następ­ cy mieli kontynuować realizację Wielkiego Programu16.

10 N a problem ten zw rócił m i uw agę W ojciech Bałus, za co m u serdecznie dziękuję.

11 K . B roński, Funkcja militarna w miastach galicyjskich - czynnik wzrostu i stagnacji, [ w : ] Galicja i jej dziedzictwo, t . 2 : Społeczeństwo i gospodarka, p o d r e d . J. Chłopeckiego i H. M adurowicz-Urbańskiej, Rzeszów 1995, s. 205.

11J. D em el, op. cit., s. 309. u M . Jaskólski, Kaduceuszpolski. Myśl konserwatystów krakowskich 1866-1934, W arszawa 1990.

14 J. B ieniarzów na, J.M . M ałecki, op. cit., t. 3, s. 240.

151. H om ola-Skąpska, op. cit., s. 230 i n.

“ J. Bieniarzówna, J.M . M ałecki, op. cit., t. 3, s. 240. N astępcam i D ietla na fotelu prezydenckim byli: M ikołaj Zyblikiewicz (1874-1881), Ferdynand W eigel (1881-1884), Feliks Szlachtowski (1884-1893) i Józef Friedlein (1893-1904). Rozszerzenie granic miasta - przekształcenie Krakowa w miasto nowożytne17

Nowa koncepcja rozwoju miasta wiązała się z osobą Juliusza Leo (1904- -1918)18. Celina Bąk-Koczarska19 pokazała, jak w ciągu jednej nocy Leo z konser­ watysty stał się demokratą, a przyczyną tej przemiany był m.in. większy dynamizm demokratycznej wizji rozwoju miasta, polegający przede wszystkim na szerokim wykorzystaniu możliwości kredytowych20. Koncepcji Lea sprzyjały „ogólnomonar- chiczne” plany wykorzystania Wisły jako trasy komunikacyjnej21 oraz unowocze­ śnienie strategii prowadzenia wojen pozbawiające sensu istnienie zamkniętych ba­ stionów. W tej sytuacji komenda twierdzy nie widziała potrzeby utrzymywania mu­ rów fortyfikacyjnych, a to z kolei czyniło możliwym zabudowanie gruntów poforty- fikacyjnych otaczających stare centrum Krakowa. Leo był zwolennikiem natychmia­ stowego poszerzenia miasta o gminy sąsiednie, znajdujące się poza pasem poforty- fikacyjnym i torami kolei obwodowej (cyrkumwalacyjnej) i dążył do stworzenia tzw. Wielkiego Krakowa22. Od razu przystąpiono do pertraktacji z gminami sąsied­ nimi, dla których przyłączenie do Krakowa wiązało się nie tylko z korzyściami23. Oznaczało ono bowiem m.in. wzrost wydatków na cele inwestycyjne24 i podniesie­ nie kosztów utrzymania w związku z przesunięciem granic linii akcyzowej25. Gminy bały się zdominowania przez Kraków, a tamtejsi urzędnicy gminni obawiali się utraty wpływu i stanowisk26. Krakowscy konserwatyści i sprzymierzeni z nimi Ży­ dzi obawiali się dalszego osłabienia wpływów, ze względu na zmiany w strukturze elektoratu Wielkiego Krakowa27. Pomimo tych wątpliwości nie można było nie zauważyć, iż przed miastem, wy­ zwolonym z otaczających je fortyfikacji, pojawiły się nowe możliwości rozwoju i związków z regionem. Wobec takiego wyzwania Leo ujął zadania Rady Miejskiej następująco:

17 J. Leo, [w :] „D ziennik rozporządzeń” (1906), s. 56.

" C . Bąk-Koczarska i J. Buszko, Leo Juliusz (1861-1918), [w:] PSB, 1 .17, W rocław 1972, s. 66-70.

” C. Bąk-Koczarska, Rok przełomu w tyciu politycznym Krakowa (1907/1908), „Studia Historyczne”, R. X XIII, 1980, s. 209-230.

20 L . M r o c z k a , Krakowianie. Szkice do portretu zbiorowego w dobie industrialnej transformacji 1890- -1939, Kraków 1999, s. 135.

21 J. Purchla, Miasto a rzeka, [w:] idem , Kraków prowincja czy metropolia, Kraków 1996, s. 117 i n.

22 Problem pow stania W ielkiego Krakowa szczegółowo om awia: K. Rolle, Kraków. Rozszerzenie granic 1909-1915, Kraków 1931.

22 Przyłączeniu do Krakowa zdecydowanie sprzeciwiało się szczególnie Podgórze. „D ziennik rozporzą­ dzeń" (1913), s. 56.

22 „D ziennik rozporządzeń” (1908), s. 78.

25 J. B ieniarzów na, J.M . M ałecki, op. cit., t. 3, s. 357.

26 „D ziennik rozporządzeń" (1908), s. 141.

27 „D ziennik rozporządzeń” (1906), s. 88-89. Rada miejska krakowska opiekować się winna wszystkiem, co w obrębie miasta repre­ zentuje jakąś wartość i posiada jakieś znaczenie dla podniesienia polskiego życia naro­ dowego21. [...] Miasto i ludność jego nie może jednak zbyt jednostronnie się rozwijać. Potrzebujemy licznych warsztatów dla pracy fachowej, dla rodzimej wytwórczości, po­ trzebujemy pulsującego silnie życia gospodarczego, pragniemy w Krakowie licznych za­ kładów przemysłowych i rękodzielniczych, rozwoju handlu, nowych udogodnień komu­ nikacyjnych, szkól fachowych jak najróżnorodniejszych, polskich banków, licznych spółek i stowarzyszeń o zadaniach ekonomicznych. Nie zapominajmy, że Kraków poło­ żony tuż obok zagłębia węglowego, nad budującym się kanałem i splawną Wisłą, posia­ da doskonale, naturalne warunki, centrów życia przemysłowego i ruchu handlowego2’.

Planowane rozszerzenie granic Krakowa doprowadziło do ogłoszenia przez Ra­ dę Miasta w roku 1909 konkursu na jego regulację30. Ta nowa forma szukania naj­ korzystniejszych rozwiązań urbanistycznych wskazuje na to, że w Krakowie po­ wstały poza Radą Miejską środowiska, z których opinią trzeba było się liczyć pla­ nując przyszły jego rozwój31. Projekty miały uwzględnić modernizację sieci komu­ nikacyjnej (kanał!) i połączenie z nowymi dzielnicami miasta. Zgodnie z duchem epoki przewidywano segregację dzielnic ze względu na ich przeznaczenie: „dzielni­ cę mieszkaniową, willową, handlowo-przemysłową, rękodzielniczą, dzielnicę więk­ szych fabryk, tanich mieszkań, wreszcie dzielnice o charakterze wiejskim"32. Jeden z biorących udział w konkursie architektów tak scharakteryzował przyszłe, nowo­ czesne miasto:

Wielki Kraków, położony wśród wzgórz uroczych, nad rzeką splawną, zaopatrzony w wyborną wodę źródlaną do picia, zasilany nadto z trzech wartkich strumieni wodą do zwyczajnego użytku, niedaleko pól węglodajnych, nad węzłem kolei żelaznych, mogą­ cych się po założeniu portu i kanału znacznie powiększyć - przy dość wczesnem wpro­ wadzeniu planu regulacyjnego na podstawie swych starodawnych tradycji, zwłaszcza po przyłączeniu Podgórza, ma wszelkie dane do zostania jednym z piękniejszych miast no­ woczesnych33.

By zapewnić sobie fundusze i kredyty usiłowano zainteresować inwestycjami czynniki państwowe, słusznie upatrując w nich właśnie źródło taniego pieniądza. Przyznanie Galicji prawa do państwowych funduszów traktowano jako sprawiedli­ we odszkodowanie za uniemożliwienie wcześniejszego rozwoju34. Analogicznie

" Przemówienie prezydenta dra Leo. Program zadań gospodarki miejskiej, [w:] bez tytułu, b. m. (K ra­ ków ), b. r. (1915?), s. 15.

” Ibidem , s. 17.

311 „D ziennik rozporządzeń” (1909), s. 92; Wielki Kraków, „A rchitekt” (1910), s. 87 i n.; T. Przeorski, Kraków współczesny, Kraków 1929, s. 13.

11 T. Przeorski, op. c it, s. 13.

11 „D ziennik rozporządzeń” (1909), s. 93.

33 J . R e w a k o w i c z , Objaśnienie projektu pod godłem „Szerokie serce ", „A rchitekt” (1910), s. 103.

34 „D ziennik rozporządzeń” (1911), s. 101; (1912), s. 48. argumentowano żądając udziału państwa w ponoszeniu kosztów restauracji Wawe­ lu, zniszczonego przez stacjonujące tu przez lata austriackie wojsko. Wskazywano na związki zamku z Habsburgami i obiecywano uczynić zeń rezydencję godną ce­ sarstwa35. Powoływano się przy tym na przykład Budapesztu i Pragi, gdzie koszty utrzymania i konserwacji zamków ponosiły w znacznym stopniu „sfery, mające tam mieszkać”. Tak więc już za czasów Lea mamy do czynienia z próbami kapitalizacji pozaekonomicznych funkcji miasta. Na początku XX wieku zmieniono statut miasta, pozostając jednakże przy sys­ temie kurialnym, a jedynie nieznacznie obniżając cenzus majątkowy. Decydujący wpływ na wybór koncepcji rozwojowych miasta wydają się mieć nie tyle członko­ wie Rady Miejskiej, co osobowość prezydenta. Autorytatywny i dyktatorski Leo, oddany bez reszty miastu, wykorzystał dla przeprowadzenia swych - korzystnych dla miasta - zamierzeń także inne swoje możliwości, np. mandat do parlamentu wiedeńskiego36. Lektura sprawozdań z posiedzeń Rady skłania do postawienia pyta­ nia, czy działania Lea nie były właśnie dlatego tak skuteczne, ponieważ prezydent uprawiał .jednowładztwo” i niechętnie wdawał się w dyskusje z opozycją. Przy­ puszczać można, że w celu legalnego uniknięcia konieczności przedstawiania pro­ blemów na forum Rady, stworzono Prezydium, które składając się ze zwolenników prezydenta załatwiało we własnym zakresie większość palących kwestii. Leo zerwał z popieranym przez konserwatystów modelem wygodnego, ale pro­ wincjonalnego miasta37. Chciał pogodzić funkcję „stolicy duchowej” z unowocze­ śnieniem gminy. Dążenia modernizacyjne uzasadniał rolą, jaką ma odegrać to mia­ sto w przyszłej, niepodległej Polsce. „Niech teraźniejsze pokolenie pozostawi po­ tomkom w spuściźnie dobrze zagospodarowany Wielki Kraków, któremu w odro­ dzonej ojczyźnie przypadnie może spełnić nowe wielkie zadanie, godne świetnej i wspaniałej przeszłości starego Krakowa"38. Podobnych argumentów używano też w Sejmie Krajowym, aby uzyskać zgodę na rozszerzenie granic miasta39. Wydaje się jednak, że ową przyszłościową rolę Krakowa dostrzegały wyłącznie elity miasta i fakt ten zdaje się mieć pewne znaczenie w wyborze dróg rozwojowych dla miasta w przyszłej, niepodległej Polsce. Dla mieszkańców innych zaborów Kra­ ków był wprawdzie miastem pamiątek (np. dla Stefana Żeromskiego), doceniano też swobody kulturalne gwarantowane w autonomicznej Galicji, ale dla ówczesnych ludzi przede wszystkim liczyła się więź lokalna, ta przysłowiowa „mała ojczyzna”40. Każdy z głównych ośrodków administracyjnych pod zaborami - także Poznań i Warszawa - był postrzegany jako lokalne centrum polskości. Tak więc, mieszkań­ cy poszczególnych ziem w różny sposób rozumieli zarówno terytorialny, jak i me- 15

151. D aszyński, [w:] „D ziennik rozporządzeń” (1903), s. 5.

“ „D ziennik rozporządzeń” (1909), s. 147.

31J. Purchla, Matecznik..., s . 3 6 , 7 3 .

31 Przemówienie..., s . 1 8 .

” K. Rolle, op. cit., s. VI i n.; „D ziennik rozporządzeń” (1908). s. 147.

411 R. W apiński, Polska i małe ojczyzny Polaków, W arszawa 1996, s. 94-108,235 i n. rytoryczny zasięg pojęcia „polskość”. Kraków, m.in. ze względu na zabytkowe cen­ trum miasta, archaiczny sposób obchodzenia uroczystości i staropolski wygląd ce­ remonialny mieszkańców, odbierany był wyłącznie jako ucieleśnienie tradycji i dawna stolica. Nie zdawano sobie sprawy z tego, że najświatlejsza część jego mieszkańców aspirowała do roli nowoczesnej elity w przyszłym państwie polskim i w tym sensie starała się wypracować modelowe rozwiązania, np. systemu admini­ stracji miejskiej. Niewątpliwie w okresie prezydentury Lea Kraków rozrósł się na tyle, że pro­ blemem miasta stała się nie tyle jego ciasnota terytorialna, co integracja nowych terenów i podniesienie poziomu ich „miejskości”. Zanim jednak doszło do opraco­ wania konkretnych, szczegółowych strategii, wybuchła pierwsza wojna światowa.

Wielka wojna i powstanie państwa polskiego

Kraków był twierdzą, a więc w okresie wojny władzę nad miastem przejął jej komendant gen. Karol Kuk. Władze wojskowe zarządziły częściową ewakuację mieszkańców, wśród których byli także radni. Prawem absurdu właśnie w czasie wojny dokonało się ostateczne przyłączenie do Krakowa sąsiedniego miasteczka Podgórza. Zaczęły się też trudności aprowizacyjne, które przeciągnęły się na czasy powojenne41 **. Działania Rady Miejskiej koncentrowały się na zapewnieniu miesz­ kańcom niezbędnych do życia artykułów, jak to wyraził w jednym ze swoich ostat­ nich wystąpień prezydent Leo:

Programem naszym na najbliższą przyszłość jest i będzie: wytężyć wszystkie siły, by przetrwać możliwie szczęśliwie grozę położenia wojennego, by uchronić miasto od klęsk ekonomicznych i finansowych wojny, ale co najważniejsze, by w odrodzonej ojczyźnie, obejmującej jak największe obszary ziem polskich, zachować, a w razie potrzeby zdobyć dla Krakowa to przodujące stanowisko, jakie się mu na przyszłość z tradycji i zasług jego w przeszłości słusznie należy i zawsze należeć będzie41.

Jifi Klabauch uważa, że okres Wielkiej Wojny zasadniczo wpłynął na później­ szą postać samorządu:

Stosunki wojenne wzmocniły tendencje koncentracji władzy w gminie w rękach małej grupy i doprowadziły do większej izolacji organów autonomicznych od ludności. Z dru­ giej strony proces ten wpłynął na postępujący wzrost uzależnienia zarządu gminy, a mia­ nowicie burmistrza, od administracji politycznej i wojskowej, a także (ujawnił) zupełną bezsilność (zarządu) wobec przekroczeń kompetencji ze strony tych organów41.

41 „D ziennik rozporządzeń” (1919), s. 163.

41 „D ziennik rozporządzeń” (1917), s. 6. 44 J. Klabauch, Geschichte..., s. 167. Autorytet samorządu po Wielkiej Wojnie był według Klabaucha we wszystkich państwach-spadkobiercach monarchii habsburskiej mocno nadwątlony. Rola Krakowa jako „stolicy duchowej” skończyła się właściwie wraz z powsta­ niem niepodległej Polski. W rozumieniu powszechnym było to odrodzenie utraconej państwowości, a nie stworzenie nowej, kładziono więc nacisk na wyeksponowanie ciągłości polskiej tradycji państwowej. W zależności od tego, czy za zabory winiono siebie, czy państwa ościenne, odrodzenie przypisywano bądź odrodzeniu moralnemu narodu44, bądź jego woli czynu. W takim rozumowaniu można znaleźć pewne różni­ ce regionalne, np. w Kongresówce, a zwłaszcza w Warszawie podkreślano raczej rolę czynu. Stąd też od pierwszych miesięcy istnienia odrodzonego państwa można mówić o specyficznej rywalizacji Krakowa i Warszawy o pierwszeństwo w hierar­ chii patriotyzmu45. Z przytoczonego wcześniej cytatu wynika, że Rada Miejska skłonna była trak­ tować funkcję „stolicy duchowej” jako kapitał miasta w nowej sytuacji politycznej, wobec pojawienia się konieczności ustalenia hierarchii centrów miejskich w obrębie owego państwa. Dobrą pozycję w tej hierarchii gwarantować miała nie tylko specy­ ficzna funkcja Krakowa, ale fakt, że było to miasto o niezaprzeczalnie polskim cha­ rakterze, w którym jedyną mniejszością byli Żydzi, lojalni obywatele miejscy, w warstwie inteligenckiej w dużej mierze spolonizowani. Tymczasem wprowadzono pierwsze zmiany systemu administracyjnego, zmie­ rzające do ujednolicenia i przezwyciężenia dzielnicowości. Zostały utworzone wo­ jewództwa, mające wypełniać rolę pośrednika między władzą pierwszej instancji i gminami46. Kraków stał się siedzibą województwa i miastem wydzielonym47, ale nadal podstawę prawną administracji miejskiej stanowiły statuty z czasów austriac­ kich, powoli rozmijające się z rzeczywistością. Wprowadzono jedynie czwartą kurię, którą wybierano według klucza partyjnego, ustalonego w wyborach sejmo­ wych. Trudności finansowe i aprowizacyjne, niestabilność sytuacji politycznej oraz brak wiążącej koncepcji dotyczącej udziału samorządów w zarządzaniu państwem nie stwarzały warunków do powstania koncepcji rozwoju miasta. Poprzestawano na polityce interwencyjnej.

Aglomeracja i integracja

Dopiero prezydent Karol Rolle (1926—1931 )48 miał wyraźną wizję rozwoju swojego miasta. Wydaje się, iż jego celem było ponowne zapewnienie takiej sytua­ cji prawnej, która umożliwiłaby wykorzystanie posiadanego potencjału, tj. zacho­

44 J. Leo, [w:] „D ziennik rozporządzeń” (1916), s. 139.

45 Z. K isielew ski, Co powie Warszawa? „N ow a Reform a”, R. 33: 1914, s. 1.

44 M . Kai las, op. cit, s. 330-336.

47 E. A dam czyk, op. cit., s. 231.

44 Rolle Karol (1871-1954), [w :] PSB, t. 31. wanie pozycji miasta z własnym statutem49. Rozwiązanie takie wydawało się mieć początkowo szansę powodzenia, ale w nowym państwie ścierały się różne koncepcje udziału samorządu miejskiego we władzy: od szerokiej autonomii po całkowite włą­ czenie w system administracji państwowej. Karol Rolle był jednym z najaktywniej­ szych przedstawicieli wariantu autonomicznego, czemu dawał wyraz angażując się w prace „Związku Miast Polskich”50. Dopiero przewrót majowy, ustawa scaleniowa i zmiana konstytucji w roku 1935 przekreśliły szansę takiego rozwiązania. Rolle widział Kraków przede wszystkim jako „miasto urzędnicze”, skupiające uczelnie, szkoły, biura, ale też zarządy i konsorcja tak pobliskich, jak i odległych zakładów przemysłowych. Dużą wagę przywiązywał w związku z tym do rozbudo­ wy sieci komunikacyjnej eksponującej centralną funkcję Krakowa w całej Małopol- sce Zachodniej. Był zwolennikiem uprzemysłowienia Małopolski i Krakowskiego:

Kopalnie małopolskie związały się organicznie w system gospodarczy Małopolski, a w szczególności województwa krakowskiego i Miasta Krakowa. Ta dzielnica kraju, z przeważającą częścią nieurodzajnych, jałowych gruntów i zimnego Podkarpacia i z no­ torycznym przeludnieniem, potrzebowała przede wszystkim uprzemysłowienia. Ta linia gospodarki, znajdująca poparcie wszystkich czynników autonomii krajowej i Komi­ sji Przemysłowej przy Wydziale Krajowym we Lwowie, w uprzemysłowieniu kraju miała stwarzać skuteczny środek na przysłowiową „nędzę galicyjską”. W akcji uprzemy­ słowienia Małopolski, węgiel stać się miał punktem wyjściowym i kluczowym. Kopalnie małopolskie stały się niejako standardowym symbolem prężności gospodarki Małopolski Zachodniej. Tu bowiem miały stworzyć się podstawy pod rozwój innych przemysłów uzależnionych w mniejszej lub większej mierze od produkcji węgla. Z przemysłu wę­ glowego wywodzi się przemysł cementowy, elektrownie okręgowe, fabryki chemiczne, tekstylne itd.51

Rolle nawiązał do koncepcji Juliusza Leo, ale jego zasługą wydaje się skonkre­ tyzowanie planów swojego poprzednika. Przejął pomysł zawodowej segregacji dzielnic miasta, działał na rzecz podniesienia poziomu ich miejskości, dobrych połą­ czeń komunikacyjnych z centrum i między dzielnicami. Rozwiązania te nie wszyst­ kim się podobały, być może dlatego, że po Wielkiej Wojnie były już nieco archaicz­ ne52. Planował poza tym rozbudowę sieci komunikacyjnej z sąsiednimi gminami,

" „D ziennik rozporządzeń” (1928), s. 219.

50 Szerzej problem ten zostanie omówiony przeze mnie w przygotowywanej pracy na tem at dyskusji o sam orządzie na forum „Związku M iast Polskich”.

51 K. Rolle, „W spraw ie kopalń Zagłębia Krakowskiego. Kopalnie krakow skie w system ie gospodarczym M ałopolski. W ykład". Archiwum Państwowe w Krakowie, Sp. Roi. 1.

92 „Trzeba po latach pokątnych utyskiwań powiedzieć sobie jasno i otwarcie: przyczyną chaotycznej zabudowy Krakowa jest urbanistycznie niefachowe, polotem ducha, um iłow aniem piękna nie stojące na wysokości dzisiejszych zadań kierow nictwo [...]. Krakowska sekcja regulacji nie posiada w swym skła­ dzie ani jednego architekta, a wykształcenie szkoły przem ysłowej było do niedaw na najw yższem , jakiem poszczycić się m ogła sekcja budow nictw a m iejskiego”. S. Czaplicki, Zagadnienia urbanistyki w Krako­ wie, „Nowa Reforma” z 28 września 1926; „Nowy Dziennik” z 23 maja 1928; „Naprzód” z 23 maja 1928; „Glos N arodu" z 23 m aja 1928. aby w ten sposób zapewnić miastu stałe zaopatrzenie, a gminom rynek zbytu. Kon­ kretne jego plany dotyczyły więc całego regionu krakowskiego. Rolle był liberalnym demokratą, w przeszłości piastował urząd wiceprzewodni­ czącego magistratu podgórskiego. Podgórze było tradycyjnie fabryczną dzielnicą Krakowa, a więc Rolle bardzo dobrze rozumiał konieczność nie tylko kulturalno- administracyjnego, ale i gospodarczego rozwoju miasta. Centrum traktowano już w czasach Lea jako zamknięty układ urbanistyczny51 *53, stąd też Rolle przewidywał wprawdzie zlokalizowanie w mieście średniego i drobnego przemysłu, ale poza samym centrum. Przemysł ciężki mógł natomiast zajmować pas podmiejski.

Przyszłość Krakowa [...] leży na linii zwiększania wydatków na cele powszechnego do­ bra i inwestycyjne. Inwestycje, mające w skutku uporządkowanie i upiększenie miasta, ściągną do nas przemysł, skierują ruch turystyczny, który może być poważnym źródłem dochodów dla przedsiębiorstw z turystyką związanych i dla handlu. Rozumiem, że wiel­ kich zakładów fabrycznych do miasta ściągnąć nie można, ale grupować się one mogą w okolicy najbliższej, u nas tworząc swe centralne zarządy. Nowo powstałe dwie wielkie fabryki: kabli i łuszczamia w najbliższej okolicy Krakowa są dobrą zapowiedzią na naj­ bliższą przyszłość. Natomiast znakomicie możemy ściągnąć do nas przemysł średni i drobny, potrzebujący do swej egzystencji tego, co daje miasto: korzystnych warunków pracy, siły popędowej, środków komunikacji i kredytu54.

By zachęcić przedsiębiorców do lokowania zakładów przemysłowych w pobliżu miasta oraz rozbudować ponadlokalne połączenia komunikacyjne należało posłużyć się bodźcami finansowymi, których w konkretnej, ówczesnej polskiej rzeczywistości mogło dostarczyć tylko państwo. To z kolei łożyło jedynie na takie zakłady przemy­ słowe i trakcje, których egzystencja była niezbędna dla utrzymania bezpieczeństwa państwa, a więc o znaczeniu ogólnopolskim i najczęściej związane z przemysłem zbrojeniowym. Większość krakowskich i podkrakowskich zakładów przemysłowych miała jedynie regionalne znaczenie, stąd też należało wskazać na symbiotyczny związek miasta z sąsiednim okręgiem przemysłu ciężkiego i udowodnić, że łączność Krako­ wa z tym okręgiem jest niezbędna dla jego prawidłowego funkcjonowania. W ten sposób doszło do uwypuklenia roli Krakowa jako ośrodka administracyjno-szkole- niowego dla Śląska (starania o utrzymanie Akademii Górniczej)55. Wskazywano też na możliwość przeciwstawienia się, dzięki potencjałowi polonizacyjnemu miasta, wpływowi germanizacyjnemu Wrocławia, czyli sięgano do arsenału „stolicy du­ chowej”:

51T. Przeorski, op. cit., s. 10.

54 K . R o l l e , Przyszłość Krakowa. Exposé budżetowe Rollego 1928/29, „Czas” z 23 m arca 1928; R. Kote- w i c z , 2 dziejów przemysłu Krakowa w latach 1918-1939, Kraków 1981, s. 35.

55 „D ziennik rozporządzeń” (1924), s. 92; Ibidem (1927), s. 115; E. A dam czyk, op. cit., s. 30. W sensie europejskim szkoły wyższe krakowskie odległe o półtorej godziny jazdy od Śląska są szkołami pracującymi dla Śląska. Trzeba sobie powiedzieć, że jeśli inteligencja na Śląsku ma się wyzbyć wpływów niemczyzny, to musi kształcić się w czysto polskim Krakowie, drogą jaką np. obrano trafnie dla kształcenia kleru śląskiego56.

„Polonizację” przemysłu śląskiego rozumiano jako budowanie rdzennie pol­ skiego przemysłu. W ten sposób Kraków stałby się miastem wielkoprzemysłowym, centrum przemysłu ciężkiego57. Tak skonstruowano hybrydę Krakowa - stolicy kre­ sów południowo-zachodnich. Gorącą atmosferę dyskusji podgrzewały jeszcze pro­ wadzone wówczas rozważania dotyczące nowego podziału administracyjnego kraju. Najmniej korzystny wariant tej reformy przewidywał nie tylko rozgraniczenie Kra­ kowskiego i Śląska, ale nawet oderwanie od województwa krakowskiego Zagłębia Krakowskiego5*. Projekt połączenia Śląska z województwem krakowskim, dodajmy nierealny ze względu na autonomiczny status Śląska w Rzeczypospolitej, wyszedł od działaczy krakowskiej Izby Handlowo-Przemysłowej59. W późnych latach dwudziestych pod­ jął go Rolle, który w swoim projekcie budżetu zapowiedział zaangażowanie na rzecz tego, by Kraków:

1) stal się centrum gospodarczym dla zagłębia węglowo-śląsko-polskiego i dla rolnicze­ go terenu ziemi kieleckiej; 2) Kraków powinien być centrum kulturalnym dla całego państwa, a promieniować na najbliższe województwa: śląskie i kieleckie; 3) Kraków, ja­ ko sam (i jako) brama wypadowa do najpiękniejszej partii krajobrazu polskiego, Beski­ du, Tatr i uzdrowisk, ma się stać ważną bazą turystyczną60.

Wydaje się, że Rolle unikał terminu „stolica duchowa”, a nazywał Kraków raczej „drugą stolicą Polski”61. Być może czynił tak, aby podkreślić współczesną rolę miasta. Dwie główne myśli programu Rollego eksponujące nowoczesność Krakowa, tzn. duża rola samorządu miejskiego w zarządzaniu państwem i połączenie Śląska i Krakowa, były dla sprawujących władzę w równym stopniu niemożliwe do akcep­ tacji. Franciszek Klein w roku 1926 konstatował z melancholią:

Wiele mówiło się jeszcze przed wojną o przyszłym rozwoju Krakowa. Rokowano na­ szemu miastu świetne nadzieje. Przepowiadano, że w niedalekiej przyszłości stanie się centrum przemysłu całego Zagłębia krakowskiego [...]. Kraków mógł się stać istotnie

56 K . R o l l e , Przyszłość Krakowa.

51 „D ziennik rozporządzeń” (1928), s. 392.

56 Kraków a komunikacja, „Czas” z 8 w rześnia 1926.

” Kraków stolicą kresów południowo-zachodnich, Kraków 1930. W zm iankowano, że pomysł uczynienia z Krakowa stolicy obszaru obejmującego wszystkie zagłębia przem yslowo-węglowe lansowały elity śląskie w 1921 r. i że został zaprzepaszczony przez ówczesne mało energiczne władze Krakowa. Np. „Glos N arodu” z 25 grudnia 1926.

“ „D ziennik rozporządzeń" (1928), s. 151; L. M roczka, op. cit., s. 62.

61 „D ziennik rozporządzeń” (1927), s. 153. centrum nie tylko Zagłębia krakowskiego, ale przede wszystkim Górnego Śląska, z ca­ łym jego wielkim przemysłem fabrycznym, hutniczym i górniczym. Centralne biura i za­ rządy tych wszystkich przedsiębiorstw, które przedtem miały siedzibę w Berlinie, po­ winny się były znaleźć, jeżeli nie w Warszawie, to przynajmniej w Krakowie. Sprawa ta miała pierwszorzędne znaczenie polityczne. Tymczasem, jak to u nas zwykle w takich razach, zlekceważono i zbagatelizowano doniosłość tej kwestii. Często zmieniające się rządy i ministeria, brak planu rozbudowy państwa, brak rozumienia doniosłości różnych problemów państwowych, był powodem, że nie zwrócono dość uwagi na organizację centralnych zarządów przemysłu górnośląskiego“ .

W końcu lat dwudziestych funkcja poszczególnych ośrodków w systemie miast polskich wydaje się być już w dużym stopniu ustalona. Na powierzenie miastom określonych rói wpłynęły nie tylko czynniki ekonomiczne. O miejscu Krakowa w tej hierarchii zadecydowała potrzeba utrzymania mitu integracyjnego, który pomógłby przezwyciężyć różnice dzielnicowe. Mit ten miał człon „tradycyjny” i „współczes­ ny”. Na ten drugi składały się wydarzenia z nieodległej przeszłości dotyczące wszystkich „polskich” mieszkańców państwa. Na jedno z nich stylizowano obronę Lwowa w 1918 roku, w której uczestniczyć miało w różny sposób całe społeczeń­ stwo nowo powstałego państwa*3. Podobną funkcję pełniła też osoba marszałka Pił­ sudskiego i cud nad Wisłą*4. Kraków był ważnym miejscem dla „tradycyjnego” członu mitu integracyjnego, określającego miejsce Polski wśród innych państw i narodów, ale też podkreślające­ go różnorodność etniczną i konfesyjną ludności państwa i solidaryzm społeczny. Pod tym względem część „tradycyjna” pozostawała niejednokrotnie w sprzeczności ze „współczesną” częścią mitu. Akcentowano elementy historyczne, podkreślano długą tradycję państwowości polskiej, której siła doprowadziła w końcu do odro­ dzenia państwa. Kraków był dla tego mitu nieodzownym elementem jako dawna stolica Polski. Do tej funkcji odwoływano się np. podczas oficjalnych wizyt dyplo­ matycznych, pokazując gościom Warszawę i Kraków. W ten sposób utrwalano wi­ zerunek Krakowa jako stolicy byłej, tradycyjnej i historycznej, a Warszawy jako tej współczesnej, dynamicznej i nowoczesnej. Jednocześnie ta właśnie historyczność Krakowa nie pozwalała uczynić z miasta ośrodka wielkiego przemysłu, bo uprze­ mysłowienie wpłynęłoby na mniej wyraziste zarysowanie tej podstawowej funkcji. Kraków miał przede wszystkim pozostać miejscem, gdzie można uczyć się naocznie polskiej historii. Na centra przemysłowe wyznaczono w tym modelu inne miasta. Takie myślenie odnajdujemy w relacjach z Powszechnej Wystawy Krajowej w Po­ znaniu w 1929 roku*5: „Kraków jest skarbnicą pamiątek narodowych i pod tym

“ F. Klein, O program Krakowa po wojnie, Kraków 1926, s. 13.

41 Ch. Mick, Nationalisierung in einer multielhnischer Siadł, [w:] Archiv für Sozialgeschichte 40 (2000), s. 33.

44 Z. Załuski, cyt. za: A. Friszke, O kształt niepodległej, Warszawa 1989, s. 72.

65 Przewodnik-informator po Powszechnej Wystawie Krajowej w Poznaniu i po miastach stołecznych Polski, Poznań 1929, s. 37-55, 57-66. względem żadne z miast nie może się z nim równać. Tu istnieją największe i najpeł­ niejsze zbiory dotyczące historii Polski"46. Większym echem nie odbiła się zamiesz­ czona w prasie wypowiedź Eugeniusza Kwiatkowskiego: „Kraków nie jest jeszcze wyłącznie miastem przeszłości i zmarłych, ale [...] liczy prawie 200 000 ludzi ży­ wych, i [...] reprezentuje nie tylko sławną przeszłość, ale także i żywy, bardzo nawet żywotny ośrodek kultury narodowej”47. Trudno się więc dziwić, że przy okazji omawiania problemu komunikacji w 1929 roku, publicysta „Czasu” ironizował:

Opinia Krakowa aż nadto dobrze poinformowana jest o prądach panujących w niektórych kołach urzędowych warszawskich, które przeznaczywszy z góry dla Krakowa zaszczytną rolę Heidelbergu, czy Getyngi, to znaczy przeznaczywszy dlań rolę małego miasteczka prowincjonalnego, z podziwu godną starannością obmyślają przyczyny, dla których Kra­ ków ma być zdystansowany przez inne pobliskie mu a mniejsze miasta4*.

Zakończenie

Koncepcje dotyczące rozwoju przestrzennego Krakowa, jak i te określające cha­ rakter jego miejskości i formę samorządu miejskiego, ilustrują ewolucję, jaką prze­ było to miasto poczynając od centralnego ośrodka jednego regionu, a kończąc na „dawnej stolicy” w odrodzonej Polsce. O miejscu Krakowa w systemie miast pol­ skich decydowały zarówno czynniki ekonomiczne, jak i te ideowe. Decyzje o pożą­ danym kształcie unowocześnienia miasta zapadały odgórnie. Przekreślenie możli­ wości uprzemysłowienia wpłynęło na to, że następny po Karolu Roiłem prezydent - Mieczysław Kaplicki - formułując kolejny program rozwoju miasta postawił na „przemysł turystyczny”. Okazuje się też, że problemy Krakowa z uprzemysłowie­ niem, które nasza pamięć wiąże wyłącznie z okresem po drugiej wojnie światowej, są raczej specyficzną kontynuacją wcześniejszych programów.

Kultur oder Großindustrie? Die Stadtentwicklungskonzepte für die Stadt Krakau bis zum Jahr 1933

Der Artikel behandelt o.g. Stadtentwicklungskonzepte, die von dem Krakauer Stadtrat unterstützt wurden und die in der Zeit der galizischen Autonomie 1867-1914 entstanden. Da bis zum Jahr 1933 kein neues Kommunalgesetz einfuhrt wurde, waren für die kommunalen Selbstverwaltungsorgane weiterhin die Gesetze der Monarchie maßgebend. So verloren die früheren Stadtentwicklungskonzepte bis 1933 nichts an ihrer Aktualität.

“ Kraków, [w:] Przewodnik..., s. 57.

‘ 7 Oświadczenie ministra przemysłu i handlu p. Kwiatkowskiego, „Czas” z 15 kwietnia 1927.

“ Kraków i komunikacja, „Czas” z 23 stycznia 1929. Owe mniejsze miasta to Katowice i Tarnów. Es waren hauptsächlich die Stadtpräsidenten, die die Durchsetzung der Konzepte bewirkten - Josef Dietl, Juliusz Sare und Karol Rolle. Die von ihnen unterstützten Stadten­ twicklungskonzepte hingen von jeweiligen Vorstellungen ab, wie man eine historische Stadt modernisieren soll. Dies hing wiederum von der Vorstellungen über den Rang dieser Stadt in ihrer Region, im polnischen Städtesystem und in polnischem Staat ab. Die Konzepte zeigten auch, wie man nach neuen Entwicklungsmöglichkeiten für die Stadt suchte, um ihre Randre­ gionen zu urbanisieren, die Grenze der Stadt zu erweitern und die wachsende Einwohnerzahl zu integrieren. Annales Academiae Paedagogicae Cracoviensis Folia 17 Studia Histonca II (2003)

Ludwik Mroczka Polacy i Ukraińcy między koegzystencją a konfrontacją

Sąsiedztwo polsko-ukraińskie, zwłaszcza obserwowane z perspektywy pierw­ szej dekady XXI stulecia, ze wszech miar zasługuje na miano wyjątkowego. Tak zresztą sądzono już w latach trzydziestych ubiegłego wieku, rozważając je wówczas jako najważniejszy wewnętrzny problem mniejszościowy Polski1. Osąd ten dotyczy wzajemnych stosunków na wszystkich płaszczyznach ich występowania. Nawet mało uważny obserwator współczesnego życia politycznego może dodać do tej opi­ nii, iż stosunki polsko-ukraińskie wykazują wyjątkowo wysoki poziom obciążenia historycznego, opornego na pragmatyczne potrzeby przyszłości. Często spotykamy się więc z ideologiczną identyfikacją z zachowaniami stron w fazie ich największe­ go skonfliktowania lub z postawami zorientowanymi na zapomnienie tego, co może potencjalnie nie sprzyjać dobrej przyszłości tych stosunków. Spojrzeniu tradycyj­ nemu, dziewiętnasto- i dwudziestowiecznemu, coraz częściej przeciwstawia się jed­ nak perspektywę nowego stulecia, eksponującego prawa człowieka i ograniczenie suwerenności państw heterogenicznych wówczas, gdy wchodzi ona w konflikt z owymi prawami. W tej sytuacji w badaniach konfliktów narodowościowych wy­ wołanych przez dążenia państwowotwórcze więcej uwagi przypisuje się roli pogra­ nicza, a więc obszarów o „przemieszanej” strukturze etnicznej i wyznaniowej i ich relacji do obszarów o jednoznacznym charakterze etnicznym danego państwa. Truizmem jest stwierdzenie, iż sąsiedztwo polsko-ukraińskie zdominowane zo­ stało w najwyższym stopniu przez spór terytorialny, ale nie mamy tej oczywistości i pewności, gdy mówimy, dodajmy nader rzadko, o konsekwencjach tego sporu dla wielonarodowych środowisk wspomnianego pogranicza. Wiele wskazuje na ten obszar przenikania i symbiozy kultur etnicznych jako na istotny czynnik determinu­ jący relacje narodowościowe w okresie formowania się nowoczesnych narodów.

1 Por. A . Bocheński, Problem polityczny Ziemi Czerwieńskiej, fw:] A. Bocheński, S. Łoś, W. Bączkow­ s k i , Problem polsko-ukraiński w Ziemi Czerwieńskiej, W arszawa 1938, s. 20. W przypadku stosunków polsko-ukraińskich przede wszystkim zwracają uwagę duże, największe wśród znanych na obszarze dawnej Rzeczypospolitej, rozmiary pogranicza, zaliczając do niego obszary zasiedlone przez sąsiedzkie grupy etniczne w wymiarze nie mniejszym niż 10% każda. Wedle szacunków Ministerstwa Spraw Wewnętrznych przeprowadzonych w połowie lat dwudziestych, które przytoczono w tabeli 1, liczyło ono 149 781 kilometrów kwadratowych od Okopów Św. Trójcy na wschodzie do powiatu nowotarskiego na zachodzie i odległych enklaw Wołynia2. Stanowiło ono zatem ponad 38% terytorium Polski. Również porównania tego obszaru z terytorium Ukrainy w potencjalnych granicach państwowych, w części założonych w porozumieniu polsko-ukraińskim w 1920 r., prowadzą do wniosku, iż miał on nie mniejsze znaczenie także dla strony ukraińskiej. Zamieszkiwało je ponad 8,1 min osób, czyli prawie 30% ludności Polski i niewiele mniej, jeżeli cho­ dzi o ludność wymienionej sowieckiej republiki ukraińskiej.

O bszar Terytorium i ludność w km 2 Uwagi i ludność Galicja Wschodnia, tj. woj. lwowskie (bez 8 powiatów zachod­ nich: Kolbuszowa, Łańcut, Krosno, Nisko, Rzeszów, Przeworsk, 36,9% spor­ Strzyżów i Tarnobrzeg), stanisławowskie i tarnopolskie 55 328 nego obszaru Lemkowszczyzna (tj. 50% powiatów: Nowy Sącz, Grybów, Gorlice, Jasio i Krosno) 2 100 Chelmszczyzna i Podlasie* (tj. powiaty: konstantynowski bez 1 gminy, bialski, radzyński bez 3 gmin, wlodawski, 1 gmina z pow. lubartowskiego, 1 gmina z pow. lubelskiego, chełmski, 6 gmin z pow. krasnystawskiego, hrubieszowski, biłgorajski bez 1 gminy i tomaszowski) 15 024 26,0% spor­ Wołyń** 38 953 nego obszaru 22,4% spor­ Polesie* 33 601 nego obszaru Powiat bielski w woj. białostockim 4 775 38,5% całego Terytorium razem 149 781 obszaru Polski 29,9% ludno­ Ludność razem 8 138 443 ści Polski

Tabela I. Polsko-ukraińskie terytoria sporne według szacunku w 1921 r.

* odsetek Ukraińców nie przekracza! 10%

** 68% Ukraińców i 15% Polaków

Źródło: AAN , M SW 175, t. II, k. 910

J A rchiw um A kt N ow ych, M inisterstwo Spraw W ewnętrznych 175, t. II, k. 910. Nie wchodząc w zagadnienie podziału ludności pogranicza wedle kryteriów narodowościowych i ilościowych relacji etniczno-wyznaniowo-językowych, śmiało można stwierdzić, iż tak rozległy obszar z natury rzeczy stanowił poważny problem dla obu stron zarówno w charakterze peryferium państwowego i konieczności jego rozgraniczenia, jak i rozmiarów komplikacji narodowościowych i wyznaniowych tubylców, gdy przyszło im poddać się odpowiedniej identyfikacji etnicznej wów­ czas, gdy ukształtowały się nowoczesne narody, usiłujące następnie rozdzielić się granicami państwowymi. To drugie zagadnienie zasługuje na szczególną uwagę jeżeli zważymy, iż wielowiekowe bytowanie ludności najbardziej „przemieszanej” pod względem narodowościowym, wyznaniowym i językowym musiało wykreować specyficzny typ stosunków społecznych. Nie można bowiem przeoczyć, iż na oma­ wianym obszarze egzystowała jeszcze jedna liczna grupa etniczno-wyznaniowa: Żydzi, stanowiący pod koniec austriacko-galicyjskiej epoki i na tym pograniczu około 12% ogólnej liczby mieszkańców, ale z powodu charakterystycznej dla nich koncentracji w miastach o wiele więcej znaczących zwłaszcza na polu gospodar­ czym. Z tego powodu można na przykład mówić o wspomnianym wyżej ograniczo­ nym oddziaływaniu polsko-żydowskich w większości (pod względem etnicznym) miast na chłopsko-ukraińskie ich otoczenie. Kultura kresowa była więc wielonaro­ dowa, głównie polsko-ukraińsko-żydowska, zatem także wielojęzyczna. W sporze polsko-ukraińskim słowiańscy adwersarze oczekiwali od ludności żydowskiej po­ parcia lub neutralności, ale też oni w największym stopniu ukształtowali właściwe dla pogranicza formy koegzystencji narodowo-wyznaniowej jako małych ojczyzn. Wystarczy na przykład przypomnieć bardzo wysoki w galicyjskiej prowincji wskaź­ nik małżeństw polsko-ukraińskich (ponad 30%) i sposoby bezkonfliktowego roz­ wiązywania problemu wyznania ich potomstwa3. Gdy stosunki te uległy skonflikto­ waniu w procesie tworzenia się nowoczesnych narodów okazało się więc, że granica między obu narodowościami słowiańskimi na omawianym obszarze przebiega nie­ jednokrotnie, jak powszechnie ją postrzegano, środkiem małżeńskiej łożnicy. Prze­ waga jednej lub drugiej strony była często dziełem przypadku. Czasem mierzyć ją było można odległością do najbliższej świątyni, skoro chłopi polscy często zmieniali wyznanie i język, a w ślad za tym także i narodowość dla wygody bliższej najczę­ ściej grekokatolickiej posługi religijnej. Czy można się więc dziwić, że Szeptyccy dali państwu polskiemu zdolnego i ofiarnego generała Wojska Polskiego, ludności ukraińskiej zaś metropolitę kościoła grekokatolickiego i zarazem rzecznika narodo-

1 Jest rzeczą wysoce charakterystyczną, te gdy w latach 1943-1944 skrajnie nacjonalistyczny ruch ukra­ iński przystąpił do przeprowadzenia „czystek etnicznych”, skierowanych głównie przeciwko ludności polskiej, na Wołyniu i w Galicji Wschodniej, uderzył w pierwszej kolejności w owe małe ojczyzny po­ granicza. Zaangażowani w tym ruchu duchowni grekokatoliccy ogłaszali małżeństwa dwuwyznaniowe (tzw. „mieszane”) jako „wolne”, to znaczy nieważne z punktu widzenia norm wyznaniowych i zachęcali osoby w ten sposób „uwolnione” od węzłów małżeńskich do zawarcia małżeństw jednolitych wyznanio- wo i narodowościowo. AAN, RGO, mikrof. B2108 k.36. Sprawozdanie delegata RGO na dystrykt Galicja za miesiąc maj i czerwiec 1944 r. wego w jednej osobie, ukraińskiego nie tylko w myśli politycznej, ale i w całej swojej osobowości. Wskazując powyższe zjawiska nie można jednak przeoczyć istotnych kompli­ kacji społecznych, powstających w sytuacji, gdy w takiej „zażyłości” etnicznej i wyznaniowej należało sprecyzować orientację narodowościową i dowieść jej przez odpowiednią identyfikację polityczną, zazwyczaj kontrolowaną przez skrajnie nie- tolerancyjne struktury organizacyjne partii politycznych i stowarzyszeń społecznych oraz kulturalnych. Do życia tej generacji wkraczała w ten sposób konieczność klasy­ fikowania tego, co do niedawna wydawało się drugorzędne i nie wymagające ja­ snych i konsekwentnych deklaracji odrębności lub nawet podziału oraz w ślad za nimi odpowiednich zachowań. Były to przeżycia niejednokrotnie tragiczne, bo do­ konywane pod presją zewnętrzną wbrew woli i elementarnym interesom owych „mieszańców” - najbardziej cywilizowanych tworów kultury pogranicza. Trzeba bowiem przypomnieć, iż „pograniczne” postrzeganie narodowości, przynajmniej od przełomu XIX i XX wieku poczynając, różniło się i nadal często się różni od postaw i zachowań w takich sprawach mieszkańców metropolii ostrością oraz bezkompro- misowością i wysokimi wymaganiami politycznymi. Bez trudu na przykład dostrze­ gamy wyrastający z tych odmienności krytyczny stosunek wschodniogalicyjskich Polaków wobec polskich władz centralnych w okresie wojny 1918-1919 i wschod­ niogalicyjskich Ukraińców wobec Kijowa z powodu, jak po obu stronach sądzono, niedoceniania lub zgoła lekceważenia interesów narodowych na spornym obszarze. Przytoczone przykłady form kultury pogranicza wyraźnie wskazują na wschod­ nią Galicję jako na obszar ich największego zaawansowania zarówno w zakresie wspomnianej zażyłości „etniczno-wyznaniowej przed rokiem 1914”, jak też nasile­ nia konfliktów z powodu nowoczesnej identyfikacji narodowościowej. Dodajmy jeszcze, iż jej wpływ na koegzystencję obu słowiańskich grup narodowościowych potęgowało przodownictwo pod względem rozległości geograficznej, liczby ludno­ ści, potencjału gospodarczego i kulturalnego. Wspomniana wyżej tabela 1 wskazuje, iż wschodnia Galicja stanowiła największą część owych spornych obszarów: zaj­ mowała prawie 37% całego pogranicza, a zamieszkującą ją ludność w omawianym czasie szacować można jeszcze wyżej, na prawie 65% ogólnej liczby jego miesz­ kańców. Przewagę wynikającą z owych rozmiarów przestrzennych i ludnościowych potęgowały panujące tam stosunki społeczno-zawodowe wielkich w przeszłości buntów hajdamackich i obaw przed ich recydywą oraz znaczących dokonań polskie­ go oręża. Ludzie tego pogranicza byli więc w większości nieugięci, ofiarni i poryw­ czy. Jeżeli w literaturze historycznej podnoszono wysoki wśród ludności ukraińskiej (wyższy niż wśród ludności polskiej) odsetek analfabetów, to trzeba także przypo­ mnieć krytyczne opinie o tzw. podolakach, czyli polskim wschodniogalicyjskim ziemiaństwie, pozostającym na niższym poziomie w stosunku do „wielkich rolni­ ków” zachodniogalicyjskich. Proces stawania się nowoczesnych narodów na znanym podłożu stanowego po­ działu społeczeństw nie przebiegał wedle jednolitych reguł. Społeczność ukraińska. a raczej rusińska, zanim stała się ukraińską utraciła niemal w całości swoją warstwę zwierzchnią, ponieważ jej szlachta w dążeniu do uzyskania przywilejów stanowych poddała się polonizacji jeszcze przed upadkiem Rzeczypospolitej szlacheckiej. Pol­ ska kultura szlachecka zaś pomimo wielowiekowej obecności na omawianym obsza­ rze tworzyła cienką warstwę i nie sięgała głębiej do ludności wiejskiej. Chłopska ludność ukraińska na przełomie XIX i XX w., kiedy w Europie upowszechniły się prądy narodowe i nacjonalistyczne, nie tylko zdominowała całą ukraińską populację, ale stała się również niemal jedynym podłożem społecznym, z którego wyrastała nowa grupa społeczno-zawodowa - inteligencja. Ta zaś przejęła wiele cech chłop­ skiego światopoglądu, a zwłaszcza tradycjonalizm, przywiązanie do kultury ludo­ wej, radykalizm działania itp. W ślad za nią cechy te upowszechniły się wśród kie­ rowniczych gremiów politycznych. Warto jeszcze przypomnieć, iż z powodu niedo­ statecznej obecności ludności ukraińskiej w miastach, nie spełniały one swojej cy­ wilizacyjnej roli w Galicji Wschodniej w takim stopniu, jak w zachodniej jej części. Inaczej rzecz się miała po polskiej stronie. Jeżeli przyjąć domniemania o szla­ checkim rodowodzie polskiej inteligencji lub jej uleganiu szlacheckiej mentalności, o sprzyjającym podłożu głównie w Galicji, to nie można wykluczyć tego dystansu społecznego w stosunkach polsko-ukraińskich, jakkolwiek na przełomie XIX i XX stulecia w Uniwersytecie Jagiellońskim procentowo było więcej młodzieży chłop­ skiej niż w okresie Polski Ludowej. Przed rokiem 1918 opiniotwórcze gremia pol­ skie i ukraińskie nie znajdywały więc m.in. i z tego powodu naturalnego podłoża zbliżenia, chociaż łatwo wskazać od tego wyjątki. Wydaje się np., iż takie właśnie było źródło poglądu, często występującego po polskiej stronie, o austriacko-nie- mieckim rodowodzie narodowego ruchu ukraińskiego lub o ustabilizowanym, bar­ dzo ograniczonym jego zasięgu społecznym do „garstki” inteligencji. Znane cechy tak wiele znaczącej galicyjskiej kultury pogranicza i świadomości „małej ojczyzny” zaznaczyły się wyraźniej w przebiegu starcia zbrojnego w latach 1918-1919, które nosiło znamiona wojny domowej, nie dopuszczającej np. ewentu­ alności rozwiązania kompromisowego, każda ze stron chciała bowiem zachować dla siebie pozycję dominującą i wykluczała zejście do roli mniejszości narodowej lub współrządzącej. Początkowo była to więc wyłącznie wojna wewnątrzwschodnioga- licyjska, starcie ludności polskiej Lwowa z Republiką Zachodnio-Ukraińską, na­ stępnie wewnątrzgalicyjska i dopiero od przełomu lat 1918/1919 w pełni między­ państwowa: polsko-ukraińska. Jak długo, w każdym wymienionym etapie zbrojnego konfliktu, oddziaływała kultura małej ojczyzny, tak długo wynaturzeń wojennych było niewiele i jeżeli występowały, to jako dzieło jednostek z zażenowaniem przyj­ mowane do wiadomości przez oficjalne czynniki stron. Że starano się je eliminować najlepiej świadczy umowa podpisana 1 lutego 1919 r., która określała warunki prze­ trzymywania jeńców i zasady internowania osób, których pozostawienie na wolno­ ści strony uznawały za niepożądane dla swoich sił zbrojnych. Umowa zobowiązy­ wała obie strony do otoczenia opieką jeńców i internowanych, umożliwienia ich odwiedzania przez przedstawicieli komitetów opiekuńczych i wypłacania zasiłków żołnierzom i oficerom. Zgodzono się także ograniczyć stosowanie internowania jako środka prewencyjnego wyłącznie do osób działających na szkodę armii, a więc z pominięciem motywów politycznych. Zobowiązano się do prowadzenia ewidencji jeńców i internowanych oraz przynajmniej raz w miesiącu udostępnienia jej stronie przeciwnej, a także do wymiany upełnomocnionych delegatek Czerwonego Krzyża, wyposażonych w prawo wizytacji obozów odosobnienia. W połowie marca wizyto­ wała wschodniogalicyjski teatr działań wojennych misja Komitetu Czerwonego Krzyża z Genewy, odnosząc dobre wrażenie z przyjętych zasad prowadzenia działań zbrojnych. Naturalnie nie znaczy to jednak, iż nadal nie przekraczały one ustalonego wymiaru i nie ulegały wynaturzeniom, ale odtąd ich charakter był łatwiejszy do określenia, co w konsekwencji korzystnie wpływało na zmniejszenie liczby prze­ stępstw wojennych. Poważną rolę w kształtowaniu się polsko-ukraińskich relacji odgrywały siły ze­ wnętrzne, czyli domniemani lub faktyczni sojusznicy. Orientacje stron różniły się pod tym względem w sposób zasadniczy. Początkowo najdłużej w roli tej występo­ wała monarchia austriacko-węgierska, która uchodziła nawet za sojuszniczkę obu stron, umiejętnie obdarowując je swoją przychylnością lub zdystansowaniem się. W końcowej fazie I wojny światowej przychylność przypadła stronie ukraińskiej, ale ta okupiła ją faktycznym zawieszeniem swoich roszczeń do Rusi Zakarpackiej. Dało to powód polskim czynnikom politycznym do oskarżeń Zachodnioukraińskiej Republiki Ludowej o współdziałanie z państwami centralnymi, czemu władze ukraińskie gwałtownie zaprzeczały, aczkolwiek korzystały z ochotniczego zaciągu oficerów niemieckich i austriackich na potrzeby prowadzonej wojny. Oskarżenia te i ich zaprzeczenia przeniesione zostały następnie do historiografii, pomimo że sta­ nowisko Austrii straciło jakiekolwiek znaczenie na długo przed podpisaniem trak­ tatu w Saint Germain (10 IX 1919 r.), sojusznicy ukraińscy zaś w większym stopniu wywodzili się z konieczności niż z wyboru. Rozbieżności te w istotny sposób zacią­ żyły następnie na stosunku niepodległej Polski do Republiki (Niemiecko-) Austriac­ kiej, która udzieliła gościny rządowi Jewhena Petruszewycza i sprzyjała mu na fo­ rum Konferencji Poselskich, których przedmiotem były doraźne rozliczenia państw sukcesyjnych. Konferencje Poselskie stały się w ten sposób jedynym forum między­ narodowym, na którym delegacja ukraińska uzyskała uznanie, mimo iż Zachodnio- ukraińska Republika Ludowa począwszy od lata 1919 roku przestała istnieć, ale nadal występowała jako pełnoprawny uczestnik rozmów. Krąg państw, o których przychylność zabiegały obie strony znacznie się rozsze­ rzył podczas Konferencji Paryskiej, a zwłaszcza po wyparciu Halickiej Armii z Ga­ licji. Ich sojusznicza rzetelność, podobnie jak w czasach austriackich, pozostawiała jednak wiele do życzenia. Najdłużej w roli wschodniogalicyjskiego ukraińskiego sojusznika występowała tym razem i dyskretnie Czechosłowacja, łącząc ową przy­ chylność z demonstrowaną wobec Polski odmiennością swoich interesów na płasz­ czyźnie międzynarodowej i zabiegając o wspólną granicę z Rosją. Krótko i równie nieszczerze proukraińskie gesty czyniła dyplomacja brytyjska, wykorzystująca pol­ sko-ukraińskie napięcia do otwartej krytyki polityki wschodniej rządu polskiego. Sporadycznie wspierała grupę Petruszewycza Kanada, umożliwiając jej przedkłada­ nie skarg do Ligi Narodów, co nie sprzyjało dobremu wizerunkowi Polski na arenie międzynarodowej, zwłaszcza w czasie jej starań o zatwierdzenie granicy ryskiej. Nieskuteczność rzekomych czy prawdziwych sojuszników ukraińskich aspiracji państwowych była, jak się wydaje, jedną z przyczyn rozpadu zjednoczonych w styczniu 1919 r. republik ukraińskich i zwrotu „Ukrainy Petlurowskiej” w kierun­ ku Polski, w celu jej pozyskania dla przeciwstawienia się największemu przeciwni­ kowi suwerenności Ukrainy, tj. Rosji i Ukrainy Sowieckiej. Podstawą porozumienia była przede wszystkim rezygnacja Kijowa ze wschodniogalicyjskiego obszaru, go­ dząca w aspiracje państwowe wschodniogalicyjskich polityków ukraińskich i pol­ skie zobowiązania jego wsparcia w stanowieniu niepodległego państwa. W ten spo­ sób w ciągu kilku miesięcy niedawny przeciwnik stał się sojusznikiem, ale nie wpłynęło to na zmianę zdecydowanie antypolskiego stanowiska wschodniogalicyj­ skich polityków ukraińskich (wykluczających jakikolwiek kompromis z polskim sąsiadem), dla nich Polska była przeciwnikiem najważniejszym, większym od Rosji denikinowskiej i sowieckiej, których skłonność do częściowych ustępstw często przyjmowano jako w pełni wiarygodną. Sojusz wojskowy polsko-ukraiński sprawdził się podczas walk w wojnie 1920 r., chociaż sojusznik polski pomimo silnej motywacji politycznej okazał się zbyt słaby, aby w ówczesnej sytuacji, zwłaszcza wobec niewystarczającego wspar­ cia niepodległościowych wysiłków Semena Petlury ze strony społeczeństwa ukraiń­ skiego, wymusić na Rosji Sowieckiej podczas rokowań ryskich uznanie niepodle­ głego i suwerennego państwa ukraińskiego. W opinii niektórych historyków wyco­ fanie się Polski z zobowiązań sojuszniczych względem rządu ukraińskiego oceniane jest nader krytycznie, nawet w kategoriach zdrady, jako rezultat samozadowolenia z wątpliwego uznania przez Sowiety polskiej zwierzchności nad obszarem wschod- niogalicyjskim. Ocenę tę odnosi się nie tylko do traktatu ryskiego, ale i do stosunku władz polskich do pobytu rządu Petlury na ich obszarze i podległych mu oddziałów umieszczonych w obozach. „Jeśli mowa o zdradzie Polski przez sojuszników [pod­ czas II wojny światowej], czemu tak rzadko mówimy o zdradzie Ukrainy Petlury przez nas samych? - pyta prof. Piotr Wandycz4. Porównanie to nie uwzględnia jed­ nak istotnych różnic w zachowaniach obu nacji na drodze do niepodległości i nie­ wystarczającego wsparcia ze strony społeczeństwa ukraińskiego dla sił Petlury, gdy wiosną 1920 r. stanęły one w Kijowie. Od charakteru stosunków polsko-ukraińskich uzależnione były obozy odosob­ nienia, które organizowały obie strony w latach 1918-1919, gdy prowadziły działa­ nia wojenne w Galicji Wschodniej i na Wołyniu. Były to wówczas obozy jenieckie, ale przetrzymywano w nich także ludność cywilną przynajmniej, jak wyżej wspo­ mniano, do lutego 1919, zakwalifikowaną do kategorii przeciwnika państwowego - tak po polskiej, jak i ukraińskiej stronie. Do tego rodzaju odosobnienia należy rów­ nież zaliczyć obóz krakowski (na Dąbiu), ale trzeba podkreślić, że nie miał on cha­

4 P. W andycz, Zagłada Drugiej Rzeczpospolitej 1945-1947, .Zeszyty H istoryczne” 1999, z. 129, s. 160. rakteru wyłącznie ukraińskiego, skoro przetrzymywano tu także osoby internowane z innych powodów, między innymi Czechów w okresie wojny o Śląsk Cieszyński i polskich komunistów, przeciwników polsko-ukraińskiej wyprawy kijowskiej. Sytuacja socjalna przetrzymywanych nie wykazywała nic szczególnego poza ścis­ łym związkiem, podobnie jak w obozach organizowanych przez władze ukraińskie dla jeńców i polskiej ludności cywilnej w Galicji Wschodniej, z krytycznym położe­ niem gospodarczym państwa. Upamiętnienie tego obozu, przedsięwzięte przez wła­ dze samorządowe Krakowa, nawiązuje zatem do najgorszego przed II wojną świa­ tową okresu stosunków polsko-ukraińskich: zaciętej wojny, początkowo - jak wspomniano - w pełni domowej. Zasługuje on jednak na przypomnienie jako sym­ bolu starcia zbrojnego, w którym wydatnie ograniczono wynaturzenia i nie naruszo­ no w większym stopniu podstaw kultury pogranicza, a więc i koegzystencji wszyst­ kich trzech grup narodowościowych: ukraińskiej, polskiej i żydowskiej, jak to póź­ niej uczyniły skrajnie nacjonalistyczne grupy ukraińskie przeprowadzając czystki etniczne na Wołyniu i w Galicji Wschodniej w latach 1943-1944. Jeżeli przyjąć, iż galicyjski konflikt ukraińsko-polski był w pewnym stopniu spuścizną austriacko- galicyjskich stosunków narodowościowych, to dostrzec również należy niebagatelny wpływ na jego przebieg austriackiej kultury politycznej zdolnej utemperować naj­ bardziej skrajne stanowiska, ale dość szybko wygasającej w dobie powojennych konfliktów etnicznych i społecznych. Do odmiennej kategorii obozów trzeba zaliczyć te, które strona polska utrzy­ mywała w latach 1920-1924 jako bezpośrednie następstwo podpisanych w Rydze preliminariów pokojowych5. Zakwaterowano w nich oddziały sojusznicze, w tym również oddziały Petlury wraz z towarzyszącym im rządem i ludnością cywilną (kobiety i dzieci) uchodzącą przed Armią Czerwoną. O odmiennych nastrojach tych nowych lokatorów obozów najlepiej świadczy, iż nie chcieli oni pozostawać w obo­ zach wspólnie z Ukraińcami wschodniogalicyjskimi, zwolennikami antypolsko nasta­ wionego Petruszewycza. Rząd polski obozy te utrzymywał w konsekwencji wcze­ śniejszych zobowiązań sojuszniczych. Dość szybko je jednak rozwiązano, do czego zobowiązywał Polskę traktat ryski, pomimo że strona sowiecka nie dotrzymała go w pełni i pośrednio kwestionowała polską zwierzchność nad Galicją Wschodnią. Brak zdecydowania rządu polskiego wynikał z jego słabości na arenie między­ narodowej, gdzie długo musiał zabiegać o zatwierdzenie wschodniej granicy i w tym celu o przełamanie oporu zachodnich aliantów. Nie tylko więc wypełniono zobo­ wiązanie traktatowe i spowodowano wyjazd z terytorium Polski ukraińskich czynni­ ków rządowych, ale rozwiązano także obozy dla internowanych, chociaż nie wszy­ scy ich mieszkańcy zdołali znaleźć swoje miejsce w Polsce lub na zachodzie Euro­ py. Nie jest natomiast jasne, czy wydarzenia powyższe wpłynęły na wycofanie się rządu polskiego z koncepcji przyznania ludności ukraińskiej w Galicji Wschod-*

* Szerzej Z. Karpus, Jeńcy i internowani rosyjscy i ukraińscy na terenie Polski w latach 1918-1924, T o ­ r u ń 1 9 9 7 . niej odpowiednio szerokiej autonomii przez utworzenie odrębnego pod względem uprawnień prawnopolitycznych „województwa ruskiego”. Nie ulega natomiast wąt­ pliwości, że nie bez wpływu na ukraińską politykę władz polskich i postawy społe­ czeństwa pozostawała ewolucja polityki ukraińskiej. Niepowodzenie sojuszu Piłsud­ ski - Petlura wpłynęło bowiem w sposób dopingujący na formację Petruszewycza, która po podpisaniu traktatu ryskiego rozpoczęła intensywne starania mające na celu uniemożliwienie jego rejestracji w Sekretariacie Ligi Narodów, na spornym terenie zaś przystąpiła do skutecznego zwalczania przy zastosowaniu fizycznego terroru zwolenników kompromisu z Polską. Szczególnym powodem ku temu stał się pierw­ szy powszechny spis ludności, którym władze polskie objęły także wschodnią Gali­ cję i w rok później (1922) wybory do Sejmu i Senatu. Usiłowano w ten sposób nie tylko wyeliminować ugodowców, ale także poprzez zaatakowanie urządzeń pań­ stwowych, majątków ziemskich itd. uniemożliwić rządowi polskiemu wykonywanie zwierzchności państwowej nad spornym terytorium. Zachowania te miały charakter desperacki, ponieważ sprawa byłego terytorium galicyjskiego, jak również Wołynia, nie miała alternatywnej perspektywy poza granicami państwa polskiego, jeżeli wy­ kluczymy możliwość inkorporacji do Ukraińskiej Republiki Sowieckiej. Dowodziły zatem ogromnej determinacji w zwalczaniu kompromisu z państwem polskim. W tych warunkach pojawiło się stale wzrastające zagrożenie dla wielowiekowego dorobku koegzystencji obu narodów poważnie ciążące na wzajemnych stosunkach politycznych, torując drogę skrajnym kierunkom politycznym. Przytoczone niżej kopie dokumentów pochodzą ze spuścizny podsekretarza sta­ nu w Ministerstwie Spraw Zagranicznych Stefana Dąbrowskiego przechowywanej w Bibliotece Raczyńskich w Poznaniu. Obozy dla internowanych żołnierzy ukraiń­ skich i formacji gen. Stanisława Bułak-Bałachowicza, a więc byłych sojuszników Polski, znalazły się pod jego zwierzchnictwem z chwilą przejęcia ich przez Mini­ sterstwo Spraw Zagranicznych od władz wojskowych w kwietniu 1921 r. Oznaczało to nadanie sprawie ukraińskiej wymiaru wyłącznie politycznego bez wyraźniejszego określenia jej rozwiązania w przyszłości. Stefan Dąbrowski miał opinię dobrego rzeczoznawcy ukraińskiego, ale nie angażował się w większym stopniu niż wyma­ gano tego od wyższego urzędnika państwowego w polityczne koncepcje dalszego ułożenia stosunków polsko-ukraińskich zarówno w kraju, jak i w polityce zagra­ nicznej. Działalność, po przydzieleniu nowych obowiązków służbowych, rozpoczął od rozpoznania sytuacji w powierzonych mu obozach, w rezultacie czego powstały publikowane dokumenty. Ich autentyczność i rzetelność nie budzą wątpliwości. Wszystkie zostały uwierzytelnione podpisem wystawcy. Aneks 1 [Warszawa] 26 kwietnia 1921

Oświadczenie Ukraińskiej Misji Dyplomatycznej w Polsce w związku z opuszczeniem terytorium Rzeczypospolitej Polskiej przez rząd Ukraińskiej Republiki Ludowej.

Ukraińska Misja Dyplomatyczna w Rzeczypospolitej Polskiej ma zaszczyt zawiadomić Rząd Rzeczypospolitej Polskiej, że w związku z ratyfikacją ryskiego traktatu pokojowego Rząd Ukraińskiej Republiki Ludowej poleci! mi złożyć następujące oświadczenie: 1) Ze względu na zmienioną sytuację polityczną Rząd Ukraińskiej Republiki Ludowej wraz z instytucjami urzędowymi opuszcza terytorium Rzeczypospolitej Polskiej. 2) W konsekwencji, wskazanej w punkcie 1-ym, Rząd Ukraińskiej Republiki Ludowej zmuszony jest również do zlikwidowania swego oficjalnego przedstawicielstwa przy Rządzie Rzeczypospolitej Polskiej z dniem 28 kwietnia 1921 roku, a mianowicie: Misji Dyplomatycz­ nej, Misji Ekonomiczno-Handlowej i Wojskowej Komisji Likwidacyjnej. 3) Pod opieką Rządu Ukraińskiego na terytorium Polski przebywała znaczna ilość oby­ wateli URL w szczególności uchodźców z Ukrainy, którzy obecnie zmuszeni będą zwracać się do Rządu Polskiego o pomoc. Zważywszy, że większa część ich opuściła ziemię ojczystą z przyczyn, które i dziś nie zostały usunięte. Rząd Ukraińskiej Republiki Ludowej jest pewny, że Rząd Polski nie odmó­ wi tej ludności ukraińskiej ze swej strony obrony ich ludzkich praw, uprasza o dane jej nadal prawa gościny na terytorium Polski i okazywanie pomocy w zaspakajaniu materialnych i kulturalnych potrzeb.

/-/ podpis nieczytelny Prezes Ukraińskiej Misji Dyplomatycznej w Rzeczypospolitej Polskiej

Biblioteka Raczyńskich w Poznaniu, papiery Stefana Dąbrowskiego, kopia. Aneks 2

W a rsz a w a 12 V11921

Raport ptk St. Dowoyno-Sottohuba z wizytacji obozów w Tomowie, Łańcucie i Pikulicach.

Poufne

Na podstawie otrzymanego rozkazu i instrukcji Pana Ministra zwiedziłem obozy inter­ nowanych Ukraińców i Rosjan w Tarnowie, Łańcucie i Pikulicach i melduję co następuje: a) Petlura i jego otoczenie. W Tarnowie przebywa główny ataman [Semen] Petlura z przedstawicielami swego byłe­ go rządu. Byłem przyjęty przez głównego atamana, któremu oświadczyłem, że będąc wysła­ nym z ramienia p. Wiceministra Stefana Dąbrowskiego do zwiedzenia obozów internowa­ nych, uważałem również za obowiązek osobiście u niego zameldować się. Ataman Petlura zapytał mnie, czy Ministerstwo Spraw Zagranicznych, które obecnie przejęło sprawy ukraiń­ skie, ma zamiar zmienić w tych sprawach kierunek polityczny. Odpowiedziałem, że w Polsce jest jeden kierunek polityki, który nie zależy od tego do jakiego Ministerstwa sprawa jest przekazaną. Dodałem również, że stoimy na gruncie, że Ukraińcy są naszymi sprzymierzeń­ cami byłymi, którzy przyjmowali razem z nami udział we wspólnych walkach przeciwko bolszewikom, ale musimy kierować się też traktatem ryskim, który nakłada na nas w tej sprawie szereg zobowiązań. Ataman Petlura odpowiedział, że doskonale to rozumie, ale musi podkreślić ich rozpaczliwy stan finansowy. Ataman Petlura prosił mnie o zakomunikowanie Panu Ministrowi, że w skarbie ukraińskim zupełny brak gotówki, że stan cywilnych interno­ wanych, którym nie należą się od Rządu Polskiego deputaty, i których on musi żywić jest wprost katastrofalny. Ludność zaczyna się burzyć wskutek głodu, wrogo występując przeciw­ ko niemu osobiście jak również i przeciwko Polsce. Podobne wypadki psują mu robotę, którą podjął w celu nawiązania braterskich stosunków pomiędzy przyszłą Ukrainą a Polską. Ata­ man Petlura podniósł również sprawę o wydanie mu 72 milionów marek na rachunek tych sum, które należą się Ukrainie od Polski, ponieważ według jego zdania dotychczas pozostało wydane Ukraińcom znacznie mniej od ogólnej wartości majątku wywiezionego przez wojsko polskie z Ukrainy. Sprawę tę ataman Petlura przekazał generałowi Zielińskiemu w Warsza­ wie. Co do obozów Petlura się zgodził, że wobec traktatu ryskiego, one muszą być zlikwido­ wane, że najlepszą drogą w tym celu jest organizacja robót dla internowanych, ale podkreślił konieczność wysyłania na roboty całymi jednostkami pod dowództwem swych oficerów, ażeby nie rozbijać wojskowej organizacji. Po skończonej rozmowie udałem się do biura Prezydenta Ministrów p. [Wiaczesława] Prokopowicza, który oświadczył, że chciałby być pewny, że Pan wiceminister Dąbrowski, który ma teraz kwestie ukraińskie w swym ręku, rozumie ważność kwestii ukraińskiej i zdaje sobie sprawę, że polityczna działalność ich obozu jest równie ważna dla Polski, jak dla Ukrainy. Pan Prokopowicz podkreślił konieczność zachowania wojskowej organizacji internowanych. Muszę również dodać, że w Tarnowie jest też przesilenie gabinetowe, ponieważ minister wojny generał [Mychajło Omelanowicz-] Pawlenko podał się do dymisji. Powodem jego ustą­ pienia są ciągle nieporozumienia z Petlurą, któremu zarzuca wtrącanie się do spraw wojskowych w obozach, jak np. awansowanie, usunięcie oficerów bez jego wiedzy. Na jego miejsce tymcza­ sowo mianowanym ma być generał [Marko] Bezruczko. Generał Pawlenko obecnie mieszka na dworcu w Krakowie w wagonie i prowadzi teraz politykę przeciwko Petlurze. W Tarnowie ze źródeł prywatnych, otrzymanych przy pomocy por. Bończy-Uzdow- skiego, naszego oficera łącznikowego, który tam znajduje się od dłuższego czasu i dobrze orientuje się w sprawach ukraińskich, zaczerpnąłem informacji, że w obozie Petlury wskutek kryzysu finansowego przewiduje się rozłam. Istnieje partia, do której należy prezydent mini­ strów p. Prokopowicz, która ma zamiar w razie zaprzestania finansowania Petlury przez Pol­ skę, zacząć pertraktacje z p. Petruszewyczem i przenieść się do Pragi.

b) Obóz internowanych Ukraińców w Łańcucie. W obozie znajduje się 2668 ludzi, w tej liczbie 192 kobiety i 60 dzieci. Z ogólnej liczby ludzi około 25% pochodzi z ziem przyłączonych do Polski na podstawie traktatu ryskiego. W obozie jest sporo inteligencji, przy pomocy której utworzony został uniwersytet narodowy, szkoły malarstwa, śpiewu, teatr narodowy itd. Utrzymanie dobre, oficerowie i żołnierze otrzymują od nas deputat, tak samo jak w naszej armii. Rozlokowanie dostatecznie dobre. Z wyjątkiem żonatych, którzy z powodu braku miejsca mieszkają razem, przy czym łóżka rodzinne są oddzielone jedno od drugiego prześcieradłem. W obozie istnieją dwa polityczne prądy, jeden stronnictwo Petlury, drugi zaś na rzecz Petruszewycza i Pragi. Agitacja czeska w obozie istnieje i wywołuje ciągłą dezercję do Czech. We wsi Tarnowce w okolicach Tar­ nowa, mieszka grecko-katolicki pop Przepiórski, syn którego znajduje się w Pradze. Część internowanych jest w ciągłej korespondencji z tym popem, przy czym przy pisaniu listów posługują się często szyfrem. Istnieje również agitacja bolszewicka, przy czym w czasie mego pobytu do obozu na imię jednego z internowanych przyszedł list od przedstawiciela sowietów w Szwecji, na oficjalnym blankiecie z pieczęcią z przepustkami i rekomendacją do władz sowieckich w Kijowie. Muszę dodać, że nasz komendant obozu major Peszkowski, który pochodzi z Łańcuta, doskonale orientuje się w sprawach ukraińskich, postępuje zawsze taktownie, utrzymując również internowanych w należytej karności.

c) Obóz internowanych w Pikulicach. W obozie 2750 ludzi, z b. armii [gen. Stanisława Bułak-] Bałachowicza, w liczbie któ­ rych 79 kobiet i 37 dzieci. Utrzymanie i rozlokowanie również dobre. Istnieje bolszewicka agitacja, nawet były wykryte odezwy o charakterze bolszewickim, drukowane w obozie na szapirografie. Propagandzie dopomaga pewna liczba b. jeńców bolszewickich, których gen. Balachowicz w swym czasie niefortunnie zaciągnął do swych oddziałów. Do Rosji chce wra­ cać wszystkiego 140 ludzi, reszta zaś internowanych odmawia się, ponieważ ma na sumieniu wielu zamordowanych komisarzy w czasie wycieczek Bałachowicza. Istnieje oprócz tego jeszcze germanofilska propaganda, przeważnie w kołach wyższych oficerów. Nasz oficer wywiadowczy kpt. Baluciński oświadczył mnie, że otrzymał informacje, że jeden z urzędników w starostwie w Przemyślu, nazwisko którego on będzie wiedział za parę dni, wyrabia internowanym w Łańcucie i w Pikulicach dokumenta w celu przedostawania się do Czech. Kpt. Baluciński składa o tern szczegółowy raport do II Oddz. we Lwowie. d) Wnioski. Uważam, że sprawa likwidacji rządu Petiury, jak również obozów internowanych, jest bardzo drażliwą i delikatną. Musimy się liczyć z tym, że Petlura i członkowie jego b. rządu, którzy są nienawidzeni w Galicji Wschodniej i uważani tam, jako zdrajcy idei ukraińskiej, ale natomiast popularni w zakordonowej Ukrainie, jako hasło antybolszewickie, mogą stać się ważnym atutem w naszym ręku przy ostatecznym rozstrzygnięciu przez Ententę kwestii wschodniej Małopolski. W razie opuszczenia ich finansowo, rząd Petiury rozpadnie się i prawdopodobnie zbierze się w Pradze, wzmacniając kadry naszych przeciwników obozu Petruszewycza. Z drugiej zaś strony, obozy muszą być likwidowane jak najprędzej, ponieważ próżniacze życie za drutem internowanych, ułatwia różne propagandy, skutkiem których mo­ gą być zajścia i rozruchy, nie mówiąc już o tym, że obozy obciążają nasz budżet. W tym celu uważam, że musi być przeprowadzone: 1. Zestawienie we wszystkich obozach spisu ludzi chcących wracać do sowieckich Rosji i Ukrainy. W tym celu internowani muszą złożyć odpowiednie zaświadczenie i ludzi chcących wyjechać do sowietów należy bezzwłocznie odesłać do obozów bolszewickich. 2. Zwolnienie z obozów ludzi urodzonych na terenach wchodzących w skład Rzeczy­ pospolitej na podstawie traktatu ryskiego i chcących korzystać z praw obywatelstwa polskiego w myśl uchwały Sejmu. 3. Zorganizowanie dla reszty robót.

St. Dowoyno-Sołłohub PŁK. SZTABU GENERALNEGO

Biblioteka Raczyńskich iv Poznaniu. Papiery Stefana Dąbrowskiego, kopia. Aneks 3

W arszaw a 30 VI. 2 VI11921 r.

Sprawozdanie wiceministra Stefana Dąbrowskiego z przygotowań do likwidacji obozów internowanych żołnierzy armii ISemenaJ PeHury, (gen. Borysa] Peremykina i (Stanisława Bułak-J Bałacho wieża

Poufne

Mam zaszczyt przedstawić Panu Ministrowi następujący stan rzeczy: 1. Rada Ministrów na posiedzeniu 8 kwietnia 1921 przyjęła następujący wniosek Ministra Spraw Wojskowych: „Wobec zawarcia pokoju, sprawy związane z likwidacją spraw ro­ syjskich i ukraińskich w Polsce przechodzą w całości pod kierownictwo Ministerstwa Spr[aw] Zagranicznych]. Dotyczy to również obozu jeńców i internowanych powyż­ szych narodowości. Obozy te przechodzą, pod względem kierownictwa i pod względem budżetowym do Ministerstwa Spraw Zagranicznych w dniu 20 kwietnia 1921. Niezbęd­ ny personel kierowniczy i wykonawczy przekazany będzie przez Ministerstwo Spraw Wojskowych - Ministerstwu Spraw Zagranicznych”. Już poprzednio Rada Ministrów powierzyła MSZ kierownictwo i organizację akcji repa­ triacyjnej, w zakres której wchodziła także likwidacja obozów jeńców bolszewickich. Wobec tego Minister Spraw Wojskowych w rozkazie z dnia 30 IV 1921 L.7500/J utworzył Sekcję Jeńców i Internowanych, wydzielił z kompetencji Ministerstwa] S[praw] Wojsk[owych] i podda! pod rozkazy gen. [Franciszka] Zwierzchowskiego, który z kolei w drodze służbowej został uzależniony od MSZ w osobie Wiceministra spraw Zagranicznych. Według brzmienia rozkazu /punkt V/ sprawy dotyczące internowanych w miarę postępu pracy miały być odda­ wane w zupełności pod zarząd władz cywilnych według wskazówek MSZ. Budżet Sekcji Jeńców i Internowanych po porozumieniu się z Ministerstwem Skarbu został automatycznie jako viremant des fonds przeniesiony na budżet MSZ. - 2. Kiedy nasi delegaci wręczali przedstawicielom rządu sowieckiego w Mińsku w końcu kwietnia ratyfikowany układ ryski, delegat sowiecki Sojak zapytał „w pariadkie czastnoj informacji”, co Rząd Polski uczyni z Petlurąi jego rządem itd. Wówczas odpowiedzieli­ śmy „że stosując się do art. V traktatu wszystkie instytucje, przypisujące sobie charakter rządu Ukrainy zostały zlikwidowane, osoby zainteresowane opuściły terytorium polskie, a o ile pozostają, to w charakterze osób prywatnych”. Są to słowa raportu p. St. Zalew­ skiego starszego referenta D. V. (Wydz. Wschodniego). Przed wręczeniem dokumentów ratyfikacyjnych złożył w MSZ także imieniem Petlury dnia 26 kwietnia, deklarację - prezes Ukraińskiej Republiki Ludowej. „Ze względu - brzmią słowa deklaracji - na zmienioną sytuację polityczną rząd Ukraińskiej Republiki Ludowej wraz z instytucjami urzędowymi opuszcza terytorium Rzeczypospolitej Polskiej, oraz zwija misję dyplomatyczna, handlowa i wojskową”. Opiece rządu polskiego polecają się uchodźcy z Ukrainy przebywający w Polsce. Dla sprawdzenia jak rzeczy stoją wysłałem do Tamowa i do obozów internowanych Ukraińców przydzielonego mi przez wojskowość pika Sztabu Generalnego St. Dowoyno-Sołłohuba. Z raportu jaki mi złożył w dniu 12 czerwca wynika, że ataman Petlura wraz z całym swym rządem przebywa w Tarnowie, urzęduje i właśnie w tym czasie załatwiał „przesilenie gabinetowe” z powodu ustąpienia gen. Pawlenki, ministra wojny. Prezydent Ministrów p. Prokopowicz podkreślił w rozmowie z płk. Sołłohubem konieczność zachowania wojskowej organizacji internowanych, na co kładł właśnie nacisk także ataman Petlura. Raport płka Sołłohuba wręczyłem p. dyr. [Henrykowi] Lówenhertzowi z tym, aby zaznajomił z jego treścią i wnioskami tych posłów z wschodniej Małopolski, z którymi oma­ wia sprawy tej dzielnicy. Dr Ldwenhertz złożył mi następnie sprawozdanie, z którego wyni­ kło, że posłowie wschodniej Małopolski różnych obozów uznali drażliwość sprawy pod względem politycznym i zgodzili się na proponowany przeze mnie plan likwidacji. 3. Sprawa likwidacji oddziału Bułak-Bałachowicza nastręcza także wiele trudności. Przede wszystkim ze względu na osobę samego dowódcy. Wystąpił on bowiem ze służby i nie ma prawa mieszać się do obozów internowanych dawnych swych szeregowców, którzy przeszli pod opiekę rządu względnie rosyjskiego Komitetu Ewakuacyjnego. Tymczasem generał Bałachowicz jest innego zdania, uważa się za naczelnika państwa białoruskiego na obczyźnie, który ma w dalszym ciągu prawo i obowiązek rozkazywania swoimi ludźmi Dnia 25 czerwca zjawił się u mnie gen. Bałachowicz w obecności płka Sołłohuba i oświadczył, że otrzymał pozwolenie od Ministerstwa Spraw Wojskowych na wyprowadze­ nie swoich ludzi na roboty do Puszczy Białowieżskiej. A także koło Grodna, gdzie inżynier Putjata podjął się dla Ministerstwa Spraw Wojskowych sianokosów w majątkach rządowych. Bałachowicz oświadczył, że jego ludzie w liczbie 1500 wyjeżdżając* z Pikulic pod Przemy­ ślem na wschód, że już on zakupił żywność dla tych ludzi za cztery miliony marek, że otrzy­ mał z resztą w tych dniach bezpośrednio pozwolenie na wyjazd swojego oddziału od Szefa Sztabu, gen. Sikorskiego. Tymczasem w ostatniej chwili wysyłka została wstrzymana i wobec tego zwraca się do MSZ o interwencję w tej sprawie celem przyspieszenia odjazdu jego ludzi. Z rozmowy z gen. Bałachowiczem wyjaśniło się, że w liczbie internowanych z b. jego od­ działu znajduje się około 50% ludzi pochodzących z terytorium przyłączonego do Polski na mocy traktatu w Rydze. Gen. Bałachowicz nie pragnie, aby ludzie Ci wrócili do swoich sie­ dzib do pracy pokojowej. Rząd sowiecki niesłusznie oskarża Bałachowicza o tworzenie zbrojnych oddziałów. Zdaniem generała w zakordonowej Białorusi bolszewicy tworzą umyślnie zbrojne oddziały białoruskie, które rabują włościan na równi z oddziałami czerwo­ nymi, oskarżając przy tym jedynie Bałachowicza. (sic) Te charakterystyczne wynurzenia gen. Bałachowicza utwierdziły mnie w przekonaniu, że jego oddziały powinny pozostawać w obozach możliwie długo, a w każdym razie nie powin­ ny być wysyłane w zwartej formacji na wschód, ponieważ będą się tam zajmowały nie tyle pracą ile podsycaniem ruchawek na Białorusi, sprowadzających się przede wszystkim do ma­ sowego wyżynania [sic!] ludności żydowskiej. Toteż, kiedy w połowie czerwca dowiedziałem się, że Bałachowicz swój oddział z obozu chce przesunąć na wschód, aby zyskać bazę dla zbrojnych wycieczek, że w Białowieży już się znajduje brat generałą Józef Bałachowicz, i niejaki Jelin, który siedział w więzieniu za sprawy pieniężne związane z likwidacją armii, że dalej w obozie w Pikulicach płk. Zgun prowadzi pomiędzy internowanymi akcję na rzecz urządzenia przez Bałachowicza nowej wojenki, - wydałem natychmiast rozkaz gen. Zwierz- chowskiemu, aby przez swych podwładnych zarządził: a) aby bracia Bałachowicze nie mieli dostępu do obozu w Pikulicach, b) by płk. Zgun został przeniesiony z Pikulic do innego obozu, c) aby ludzie Bałachowicza nie zostali wysłani na roboty, natomiast aby w ich miejsce p. gen. Zwierzchowski wysłał partie spokojniejszych internowanych, sprawdziwszy uprzednio

' Tak w oryginale. czy roboty na wschodzie istnieją w rzeczywistości. W rozmowie telefonicznej jaką miałem w trzy dni po wizycie Balachowicza z gen. [Władysławem] Sikorskim okazało się, że Balacho- wicz świadomie mnie wprowadził w błąd, ponieważ w ostatnim czasie żadnego rozkazu w sprawie internowanych „bałachowiczów” ów gen. Sikorski nie wydał i wydać nie mógł, jak sam przyznał, skoro sprawy te związane z likwidacją obozów zostały przydzielone do MSZ. Zwracam uwagę Pana Ministra, że Balachowicz cieszy się popularnością wśród ludności białoruskiej głównie ze względu na rzezie Żydów, jakie tam urządzał. Informacje, jakie mnie dochodzą świadczą, że na Białorusi ludność urządza spontanicznie masowe wyrzynanie Żydów i wspomina nazwisko Balachowicza, „batki”, jako inicjatora czynnego programu antyżydow­ skiego. Wobec tego jestem kategorycznie przeciwny, aby ludzie Balachowicza w zwartej forma­ cji byli przeniesieni na wschód pod jakimkolwiek pretekstem.

WNIOSKI

1. Likwidacje obozów internowanych należy rozpocząć od powrotu do swych siedzib tych obywateli Rzeczypospolitej, którzy dotychczas bez powodu trzymani są za drutem. Gen. Zwierzchowski otrzymał rozkaz sporządzenia w obozach odpowiednich spisów. 2. Należy ogłosić po obozach dobrowolny powrót do Rosji sowieckiej z chwilą gdy rząd Le­ nina wyda obiecywaną amnestię. W obecnych warunkach zgłaszają się na wyjazd do Rosji internowani w nielicznym odsetku. Nie pozwoliłem nie tylko wysyłać par force, lecz także dołączać do transportów jeńców osoby internowane. Z tego mieliśmy już kłopoty, ponie­ waż ludzie ci ze strachu po przekroczeniu granicy polskiej rozbiegli się, a rząd polski został oskarżony przez sowiety o wysyłanie agitatorów. 3. Należy stworzyć sprawiedliwy podział funduszów przyznanych przez Radę Ministrów na tzw. fundusz likwidacyjny. Nie tylko dla byłego rządu Petlury, lecz także dla Komitetu Ro­ syjskiego Sawinkowa. Rozdziałem tych funduszów zapomogowych powinien się zająć Komitet Ukraiński i Komitet Rosfyjski] przy nadzorze MSZ w porozumieniu z Min. Skarbu. 4. W myśl konferencji odbytej w MSZ z przedstawicielami: Min. Pracy, Min. Skarbu, Min. Spraw Wewn., gen. Zwierzchowskiego, prez. Korsaka, pik. Sollohuba i p. Szumlakowskie- go (protokół w D.V.), reszta jeńców mogłaby być użytą do tzw. „robót specjalnych” co zdaniem Min. Pracy nie zmniejszyłoby możności zarobkowania bezrobotnym Polakom. 5. Kozacy internowani mają ochotę zgłosić się do służby w wojsku polskim w legii cudzo­ ziemskiej, o ile ona zostanie utworzoną, co z resztąjest rozważane w MS. Wojsk. Ta sprawa ma doniosłe znaczenie dla zyskania sympatii całego kozactwa w Rosji i poza jej granicami. Jednakże utworzenie jednostki kozackiej w składzie legii cudzoziemskiej, może być tłumaczone przez rząd sowietów jako naruszenie traktatu ryskiego. Posłanie takiego od­ działu na granicę zachodnią państwa, jako oddziału wartowniczego, wymaga usunięcia nie­ licznych zresztą elementów germanofilskich wśród oficerów, na co zwraca uwagę protokół nadzwyczajnego zjazdu kozackiego 22 czerwca br. (akty wydz. D.V.), na odbycie którego udzieliłem owego czasu pozwolenia. St. Dąbrowski b. Podsekretarz Stanu

Biblioteka Raczy ńskich w Poznaniu, Papiery Stefana Dąbrowskiego, kopia. and Ukrainians - in-between the Co-existence and Confrontation

Abstract The Polish-Ukrainian neighbourhood was of great significance to both nations for many reasons: 1. Polish-Ukrainian border territory, which included the lands inhabited by both ethnic groups in 10%, constituted approximately 38% of the area and 30% of the population of Poland. The proportions were comparable for the Ukrainian part; 2. National identification, equalled with citizenship would often write off "the culture of little homelands”, which was so characteristic of the border territory; 3. There was a considerable diversity in the social and professional structure of both eth­ nic groups; 4. The World War I (1918-1919) had serious anti-integration consequences although it did not manage to eliminate the”culture of little homelands” altogether. The alliance between Piłsudski and Petlura (1920-1921) did not alter the anti-Polish views and reactions of many Ukrainians from the territory of former Galicia. The enclosed reports (Appendix 1-3) contain the data about good living conditions for Ukrainian soldiers in internment camps that were created after the treaty in Riga, and also about the political crisis among Ukrainian emigration and Bolshevik influences.

Annales Academiae Paedagogicae Cracoviensis Folia 17 Studia Historica II (2003)

Mariusz Majewski Początki produkcji silników lotniczych w II Rzeczypospolitej (1921-19261

Problemy gospodarcze II Rzeczypospolitej od dawna są zarzewiem wielu spo­ rów wśród historyków. Wyjątkowa zgodność panuje przy każdorazowej próbie opisa­ nia malwersacji finansowych dokonanych przez: Zakłady Amunicyjne „Pocisk”, Za­ kłady Chemiczne „Nitrat”, Begijskie Towarzystwo Akcyjne Sochaczewskiej Fabryki Sztucznego Jedwabiu, Towarzystwo Starachowickich Zakładów Górniczych S.A. oraz Francusko-Polskie Zakłady Samochodowe i Lotnicze. W niniejszej pracy skoncentro­ wano się na ukazaniu afer gospodarczych dokonanych przez zarząd Frankopolu1. Połączone w 1918 r. ziemie polskie stanowiły zlepek terytoriów kresowych Ro­ sji, Austrii, Niemiec. W wyniku celowej działalności zaborców procesy inwestycyj­ ne w tych branżach i gałęziach przemysłu, które miały związek z produkcja sprzętu i uzbrojenia wojskowego były rozmyślnie powstrzymywane, gdyż przewidywano tu w przyszłości wybuch konfliktu zbrojnego. Dlatego też jednym z pierwszoplano­ wych działań podjętych przez władze polskie były zakupy uzbrojenia wojskowego we Francji, Anglii, Austrii, Włoszech, jak również znalezienie takich rodzimych producentów, którzy mogliby zaspokoić potrzeby armii. Fabrykanci owi jednak ani nie posiadali odpowiednio dużych kapitałów, ani tym bardziej nie chcieli angażować się w długie cykle wytwórcze. Warto w tym momencie podkreślić, że wcale nie mniejszą bolączką polskich władz był prawie całkowity brak odpowiednio wy­ kształconych inżynierów i techników. Zapewne dlatego narodził się pomysł uru­ chomienia produkcji sprzętu lotniczego przy wykorzystaniu licencji, kapitału i kadry pochodzących z Francji2.

1 T. Grabowski, Rola państwa w gospodarce Polski 1918-1928, Warszawa 1967; R. Gradowski, Polska 1918-1939. Niektóre zagadnienia kapitalizmu monopolistycznego, Warszawa 1959; P. Stawecki, Z dzie­ jów przemysłu wojennego w II Rzeczypospolitej, „Wojskowy Przegląd Historyczny” 1971, z. 1-3; J. Go­ łębiowski, Przemyśl wojenny w Polsce 1918-1939, Kraków 1990. 1 Pierwsze oferty w sprawie uruchomienia produkcji sprzętu lotniczego napływały już w 1920 r. m.in. od firm: Airco (De Havilland), Handley Page, Ansaldo, Austro Daimler oraz Consortium Français d’Avia- tion (Hispano-Suiza, Bréquet, Blériot-Spad, Farman, Morane Soulnier). Szerzej na ten temat: H. Gliwic, W kancelarii notarialnej Kazimierza Bara przy Sądzie Okręgowym w Warsza­ wie 11 maja 1921 roku doszło do zawiązania Francusko-Polskich Zakładów Samo­ chodowych i Lotniczych. Inicjatorami powstania Frankopolu ze strony firm francu­ skich byli inżynierowie Raymond Saulnier oraz Władysław Srzednicki (dyrektor techniczny zakładów Farmana w latach 1915-1919). Założycielami spółki ze strony polskiego kapitału byli: Zdzisław hr Grocholski, Leopold Wellisz oraz Juliusz Leski. Do powstałej polsko-francuskiej grupy zostali następnie zaproszeni: Adam Ernst, Marian Biliński, Leonard Bobiński, Seweiyn ks. Czetwertynski, Piotr Drzewiecki, Medard Downarowicz, Paweł Heiperin, Kazimierz Hącia, Jerzy Iwanowski, Włady­ sław Kościelski, Andrzej ks. Lubomirski, Janusz ks. Radziwiłł, Stefan Rotermund, Zdzisław Słuszkiewicz, Marcin Szarski, Gustaw Wartheim oraz płk w stanie spo­ czynku Włodzimierz Ostoja Zagórski3. Większość polskiej grupy Frankopolu była jedynie figurantami pozbawionymi odpowiednio dużych kapitałów, umożliwiają­ cych rozpoczęcie planowanych inwestycji4. Budowa zakładów miała być finansowana w równych częściach zarówno przez kapitał francuski, jak i przez stronę polską. Władze konsorcjum zastrzegły jednak, że jej wkład będzie polegał na dostarczeniu licencji, udzieleniu pomocy przy uru­ chamianiu produkcji oraz odstąpieniu parku maszynowego. Polscy dysponenci Frankopolu mieli natomiast wykupić teren pod przyszłe zakłady oraz ukończyć

Kapital wędrowny w gospodarce światowej. Warszawa 1938, s. 390—393; L. Rayski, Polski przemysł lotniczy i jego rozwój, [w:] Przemyśl i Handel, Warszawa 1928, s. 174-176; F. Suchos, Polski przemysł i technika lotnicza przed wojną, „Myśl Lotnicza” (Londyn) 1941, nr 3, s. 3-9; J. Źamowski, Rozwój tech­ niki a życie społeczne w Polsce międzywojennej, „Dzieje Najnowsze”, 1981 z. 1-2, s. 370; P. Stawecki, Polityka wojskowa Polski 1921-1926, Warszawa 1981, s. 102; CAW, Biuro Adm. Armii, sygn. I 300.54.61. Protokół komisji pod przewodnictwem mjr. Stachowskiego z 12 listopada 1919; CAW, II Wiceminister Spraw Wojsk. I 300.2.23. Pismo założycieli Frankopolu do wiceministra spraw wojsko­ wych z lutego 1920; ibidem, Odpis notatki GUZA w sprawie zorganizowania przemysłu lotniczego z 10 grudnia 1920 r.; ibidem. Wniosek do Komitetu Ekonomicznego Rady Ministrów w sprawie umowy na aeroplany i silniki z Frankopolu z 20 listopada 1920 r. 1 Włodzimierz Ostoja-Zagórski (1882-1927) - generał brygady, pilot. Do wybuchu 1 wojny światowej był oficerem w Biurze Ewidencyjnym (K-Stelle) Sztabu Generalnego Austro-Węgier. W 1916 r. powoła­ ny do Legionów i Polskiego Korpusu Posiłkowego, pełnił wówczas funkcję dowódcy pułku piechoty oraz szefa Sztabu II Brygady Legionów. Po odzyskaniu niepodległości na stanowiskach dowódcy dywizji oraz szefa Sztabu Frontu Północnego. W 1921 r. przeniesiony został do rezerwy, a następnie zasiadał jako przedstawiciel MSWojsk. w spółce Frankopol - posiadał pakiet 30 akcji o wartości 2 min mk. Począwszy od 1923 r. sprawował kolejno funkcję szefa: Departamentu X Przemysłu Wojennego oraz Departamentu IV Żeglugi Powietrznej MSWojsk. Tę ostatnią pełnił do 18 marca 1926 r. Szerzej na ten temat: S.P. Prauss, Z Zakopanego na Stag Lane, Wrocław 1996, s. 531; A. Przedpełski, Lotnictwo Wojska Pol­ skiego 1918-1996, Warszawa 1997, s. 50-51; J.B. Cynk, Siły Lotnicze Polski i Niemiec. Wrzesień 1939, Warszawa 1989, s. 24-25; CAW, Odd. II SG, sygn. tymczasowa 1773/29/1456. Protokoły z posiedzeń zarządu Spółki Akcyjnej Frankopol z 16 stycznia 1923 r. i 30 kwietnia 1923 oraz Protokoły przesłuchania Juliusza Leskiego i Kazimierza Kruszewskiego w sprawie KQ 256/26 z 2 lipca 1926 r. 4 AP m. st. Warszawy, Rejestr Handlowy Sądu Okręgowego w Warszawie, sygn. RHB VII, poz. 1117. Wpis z 11 maja 1921 r. Podnikový Archiv Skody (dalej PAŠ) Pilzno, Skodapol, sygn. 5024. Protokół rozmów inż. W. Srzednickiego odbytych z dyrekcją wytwórni Farmana inżynierami Vigene i Fichot z 5 grudnia 1920 r. „Monitor Polski” z 14 maja 1921 r., s. 108, s. 4-6, poz. 233. inwestycje budowlane. Zyski z przyszłej działalności produkcyjnej Frankopolu miały być dzielone proporcjonalnie do wniesionego kapitału. Kapitał nowo utwo­ rzonej spółki wynosił początkowo 60 min mk, a następnie, poprzez emisję akcji, został podwyższony do sumy 300 min mk. Całość kapitału wpłacono do października 1922 roku. Akcje Frankopolu o wartości po 80 min zostały nabyte przez konsorcjum oraz Zakłady Amunicyjne „Pocisk”. Pozostałe walory zakupiły banki: Przemysłowy 55 min mk, Kredytowy 37 min mk, Polski 37,5 min mk, Dyskontowy 25 min mk5. Do podpisania umowy między Frankopolem a MSWojsk. doszło 31 maja 1921 r. Sygnatariuszami ze strony spółki byli: Władysław Srzednicki i Marian Biliński, ze strony władz wojskowych - dyrektor Głównego Urzędu Zaopatrzenia Armii płk Józef Lipkowski. Kontrakt ten uzyskał moc prawną dopiero po kontrasygnacie mini­ stra spraw wojskowych gen. Kazimierza Sosnkowskiego, co nastąpiło 16 sierpnia 1921 r.6 Umowa zobowiązywała Frankopol do wyprodukowania w okresie 10 lat 2650 samolotów oraz 5300 silników lotniczych. W pierwszych latach funkcjonowa­ nia spółki przewidywano fabrykację 300 płatowców rocznie. Typami produkowa­ nych samolotów miały być Breąuet XIV oraz Spad Harbemont XX. W następnych latach działalności Frankopolu MSWojsk. wyraziło zgodę na wybór płatowców wytwarzanych przez firmy należące do konsorcjum. Jednostkami napędowymi, które miał produkować Frankopol, były silniki Hispano-Suiza o mocy 300 KM. Początkowo fabrykować miano po 600 jednostek rocznie, a w następnych okresach po 500 sztuk. Frankopol zobowiązał się w umowie z 31 maja 1921 r. do wybudowa­ nia wytwórni na swój koszt, co najmniej 100 km od granic państwa. Produkcja pła­ towców miała zostać uruchomiona do końca 1922 roku, natomiast fabrykacja silni­ ków lotniczych w dwa i pół roku od zatwierdzenia umowy, tj. w lutym 1924 r. W kontrakcie Frankopol zobowiązał się do naśladowania najlepszych wytwórni francuskich oraz wyposażenia swojego parku maszynowego w minimum 50% naj­ nowszych obrabiarek7. Kontrakt zawarty pomiędzy GUZA a spółką Frankopol do dnia dzisiejszego wzbudza szereg kontrowersyjnych ocen, albowiem nie tylko został w sposób ewi­ dentny źle sformułowany, ale zobowiązał Ministerstwo Spraw Wojskowych do zakupu w przyszłości dużych ilości sprzętu lotniczego. Inną kwestią, wyłaniającą się z umowy 31 maja 1921 r., była potrzeba posiadania przez siły zbrojne tak dużych zapasów sprzętu lotniczego. W chwili podpisania umowy sytuacja polityczna i mi­ litarna II Rzeczpospolitej była już ustabilizowana. Czy liczono się z możliwością wybuchu kolejnego konfliktu zbrojnego, a jeżeli tak, to z kim? Zupełnie niejasne jest również, jak ówczesne władze wojskowe chciały rozwiązać kwestię zgromadze-

5 CAW, Biuro Adm. Armii, sygn. I 300.54.19. Sprawozdanie z konferencji odbytej w Wydziale Przemy­ ślu Wojennego w sprawie konsorcjum fabryk lotniczych we Francji i umowy z Frankopolem z 31 paź­ dziernika 1922 r. 6 CAW, Dep. Spraw MSWojsk., sygn. I 300.58.162. Umowa z 31 maja 1921 r. zawarta pomiędzy pik. J. Lipkowskim a członkami zarządu Frankopolu W. Srzednickim i M. Bilińskim. 1 1bidem, art. II paragraf 3 i 4 oraz art. III paragraf 5, art. IV paragraf 7 i 8. nia tak obfitych zapasów, ponieważ hangary, które w pełni nadawały się do tego celu, znajdowały się w pobliżu granic: w Poznaniu-Lawicy, Winiarach, Bydgoszczy i Grudziądzu. Następną wątpliwością, wyłaniającą się z umowy Frankopolu, był brak odpowiednio przeszkolonych kadr lotniczych. Pilotów wojskowych w chwili zakończenia wojny polsko-sowieckiej posiadaliśmy jedynie 146. Zupełnie nieliczny był natomiast średni personel techniczny, który mógłby przeprowadzać drobne naprawy, czy chociażby odpowiednio zabezpieczyć zmagazynowany sprzęt. Pod­ sumowując należy zauważyć, że formułując postanowienia kontraktu z 31 maja 1921 r. władze wojskowe nader optymistycznie oceniały potrzeby lotnictwa pol­ skiego w latach 1921-1931, bez analizy uwarunkowań gospodarczych, możliwości technicznych oraz sytuacji społecznej zaistniałych w pierwszych latach niepodległo­ ści II Rzeczypospolitej, niemniej zdobyto się jednak na wysiłek założenia wytwórni płatowców oraz silników lotniczych8. Pierwsze przeszkody w realizacji umowy z Frankopolem pojawiły się już w końcu 1921 r. Ich przyczyną była sprawa zaliczek, które zobowiązały się wypła­ cić władze wojskowe. Przedstawienie tego problemu jest istotne, gdyż jego niezna­ jomość czyni niezrozumiałą istotę sporu powstałego w przyszłości pomiędzy MS Wojsk, a spółką Frankopol. Zgodnie z podpisanym kontraktem, Frankopol po nabyciu terenów pod budowę zakładów otrzymał zaliczkę w wysokości 5% przybli­ żonej wartości pierwszego zamówienia rocznego. Po zainicjowaniu prac budowla­ nych spółka miała otrzymać kolejną zaliczkę, tym razem w wysokości 10%. Jeśli przyjąć, że w pierwszym roku działalności Frankopol miał wyprodukować ogółem 300 płatowców, to sumy wypłacone w formie zaliczek umożliwiałyby pokrycie czę­ ści planowanych kosztów inwestycji9. Na polecenie wiceministra spraw wojskowych oraz szefa Administracji Armii gen. Eugeniusza de Henning Michaelisa wypłacono spółce pierwszą zaliczkę w wy­ sokości 500 min mk (5% wartości rocznego zamówienia na płatowce). Jednak gdy władze spółki zażądały wypłacenia kolejnej zaliczki - lmld mk, spotkały się ze sta­ nowczą odmową władz wojskowych. Zarząd Frankopolu interpretował warunki umowy na swoją korzyść, uważając, że władze MSWojsk. winny wypłacić zaliczki najpierw w wysokości 5%, a następnie 10% od wysokości łącznego zamówienia na płatowce i silniki. W konsekwencji władze wojskowe zorientowały się, że popełnio­ no szereg błędów, formułując warunki umowy i dążyły do jej zmiany począwszy od 1922 roku10.

' L. Rayski, Słowa prawdy o lotnictwie polskim, Londyn 1948, s. 22; Protokół z 316 posiedzenia sejmu RP z 3 lutego 1927 r., s. CCCXVI 11-14; T. Kmiecik, Kształtowanie się kadr technicznych w lotnictwie. Warszawa 1989, s. 37-41. ' CAW, Dep. Spraw MSWojsk. sygn. I 300.58.162. Sprawozdanie pik. Z. Platowskiego z kontroli ksiąg Frankopolu z 15 listopada 1922 r. L. 450/Gr. Org.; E. Malak, Samoloty bojowe i zakłady lotnicze Polska 1933-1935, Wrocław 1990, s. 26-28. AAN, Prok. Gen., sygn. 71. Pismo prezesa Prokuratorii do gen. S. Majewskiego z 18 lipca 1924 r. L. 13284/2306/24-1, s. 8-10. Warto zauważyć, że do 1922 r. budowa wytwórni była finansowana tylko z udzielonych przez MSWojsk. zaliczek; gdy środki te zostały wydatkowane, a spółka nie otrzymała kolejnych wypłat, prace budowlane przerwano. W tym samym czasie kapitał akcyjny, najpierw w wysokości 300 min mk, a od 1923 r. 600 min mk, spoczywał na kontach firmy, nie będąc zupełnie angażowany. Na wy­ płacone zaliczki MSWojsk. uzyskało od spółki gwarancje, ale nie były one zabez­ pieczeniami hipotecznymi, a bankowymi, co w konsekwencji powodowało, że przy ewentualnym bankructwie Frankopolu nie było możliwości ich odzyskania, ponie­ waż próby takie musiałyby zakończyć się ogłoszeniem upadłości banków, a więc stratami dla skarbu państwa. Konkludując należy stwierdzić, że zarząd Frankopolu podjął się budowy wytwórni na koszt i ryzyko państwa11. Uprzywilejowana pozycja Frankopolu polegała również na zapewnieniu przez MSWojsk. tzw. zaliczek produkcyjnych. I tak, po przystąpieniu do produkcji Fran- kopol miał otrzymać 30% przybliżonej wartości zamówienia, kolejne 30% miało być wpłacone po zakupie przez Frankopol niezbędnych surowców: drewna, płótna, stali, odlewów, karterów, wałów korbowych. Reszta należności, tj. 40% zamówie­ nia, wypłacona miała zostać Frankopolowi po zakończeniu produkcji i odebraniu sprzętu przez MSWojsk. Warto zwrócić uwagę, że władze wojskowe w tym samym czasie udzielały również pomocy finansowej, w postaci wypłat zaliczek, innym wytwórniom pracującym na rzecz wojska, ale ich wysokość ograniczała się jedynie do pokrycia 10% zakupionych materiałów do produkcji (np. ZMPiL w Lublinie), a reszta należności była wypłacana po zakończeniu produkcji i odebraniu gotowego sprzętu przez MSWojsk.11 Odzwierciedleniem przywilejów, które otrzymał Frankopol, było zapewnienie spółce pokrycia wydatków poniesionych na zakup surowców, robociznę, kosztów fabrycznych i ogólnych (generalnych). W tych ostatnich mieściło się m.in. utrzyma­ nie dyrekcji, kasyna, stołówki, urządzeń kulturalnych, domów dyrekcji i urzędni­ ków, samochodów osobowych, koni, szkoły, dobroczynności, reprezentacji, podat­ ków, kredytów, kas zapomogowych i emerytalnych oraz pomocy aprowizacyjnej. Oprócz pokrycia tych wydatków MSWojsk. gwarantowało spółce 15-procentowy zysk, który obliczany miał być na podstawie wyżej wymienionych kosztów. Należy zauważyć więc, że im większe kwoty wykazywała spółka, tym wyższe były wypła­ cane jej zyski. Umowa z 31 maja 1921 r. zastrzegała co prawda, że wysokość cen płatowców i silników nie może być wyższa od analogicznych wartości w wytwór-

" CAW, Biuro Adin. Armii, sygn. 1 300.54.124. Pismo ppłk L. Rayskiego do szefa Administracji Armii w sprawie zaliczki 500 min mk dla Frankopolu z 30 października 1922 r. nr 6182/22/Żegl. Pow.; L. Ray­ ski, Polski przemysł lotniczy i jego rozwój, [w:] Przemyśl i Handel 1918-1928, Warszawa 1928, s. 174; CAW, Dep. Spraw MSWojsk., sygn. I 300.58.162. Sprawozdanie pik Z. Platowskiego z 15 listopada 1922 r. 11M. Majewski, Zakłady Mechaniczne Plagę i Laśkiewicz w Lublinie. Przyczynek do dziejów prywatnego przemysłu lotniczego w okresie II Rzeczpospolitej, Rocznik Naukowo-Dydaktyczny WSP w Krakowie, z. 181. Prace Historyczne XVIII, Kraków 1997, s. 99-102; CAW, Dep. Spraw MSWojsk., sygn. I 300.58.162. Protokół konferencji z 9 marca 1923 r., s. 3. niach francuskich, ale należy zauważyć, że koszty pozyskania siły roboczej były o 40% niższe niż we Francji. Trudno więc oprzeć się wyrażeniu, że kontrakt ten wręcz zachęcał do grabieży skarbu państwa, a sytuacja miała przecież miejsce w państwie mającym duży deficyt budżetowy11 *13. Oprócz wielu mankamentów występujących w umowie, zawierała ona jednak postanowienia atrakcyjne dla MSWojsk., ponieważ spółka została zobowiązana do zorganizowania biura techniczno-konstruktorskiego. Jego celem początkowym miało być udoskonalenie typów budowanych samolotów oraz silników lotniczych, a następnie samodzielne opracowywanie tych konstrukcji. Gdyby prace te zainicjo­ wano w sposób zgodny z umową, państwo otrzymałoby w połowie lat dwudziestych zespół konstruktorski, który mógłby podjąć samodzielne prace nad jednostkami na­ pędowymi. Brak takiego ośrodka wpływał negatywnie na zaopatrzenie w silniki własnej konstrukcji, zmuszając władze do kosztownego importu14 15. Budowa Francusko-Polskich Zakładów Lotniczych i Samochodowych rozpo­ częła się już w październiku 1921 r., po zatwierdzeniu przez Departament Budow­ nictwa MSWojsk. planów wytwórni. W tym celu spółka nabyła teren o powierzchni 20 ha, płacąc dotychczasowemu właścicielowi folwarku Okęcie-Dedale równowar­ tość 15 min mk swoimi akcjami. Prace budowlane zainicjowane zostały przez firmę inż. Władysława Czarnockiego, która w latach 1920-1921 prowadziła równoległe prace inwestycyjne w zakładach Amunicyjnych „Pocisk” oraz wytwórni granatów Czajkowskiego. Całkowity koszt budowy Frankopolu był obliczony na 20 min fran­ ków francuskich (ok. 20 mld marek polskich). Po ustaleniu przez władze wojskowe, że Frankopol finansuje prace budowlane z zaliczek wypłacanych przez państwo, nie angażując zupełnie środków własnych, prace inwestycyjne na Okęciu zostały przerwane . Sądzić należy, że środki na budowę i uruchomienie Frankopolu zostały spółce udzielone, gdyż państwu zależało na posiadaniu wytwórni. Jednak władze wojskowe chciały posiadać rękojmię, że pomoc, która zostanie udzielona, nie będzie wydatko­ wana na inne cele. Kwestionowano również nielojalność francuskich dysponentów Frankopolu, którzy doprowadzili do powstania syndykatu; za pośrednictwem tegoż sprzedawano sprzęt lotniczy do Polski o 10% droższy od oferowanego dla rządów innych państw. Kolejną falę dyskusji między Frankopolem a MSWojsk. wywołał typ silników, których fabrykacja miała być zainicjowana. W umowie z maja 1921 r. władze wojskowe zamówiły jednostki napędowe typu Hispano-Suiza 300 KM. W chwili, gdy kontrakt był podpisywany, istniały we Francji próby dostosowania

11 Protokół z 282 posiedzenia Sejmu RP z 29 marca 1926 r„ s. CCLXXXIl/32. CAW, Dep. Spraw MSWojsk., sygn. 1300.58.162. Umowa ze spółką Frankopol z 31 maja 1921 r. paragraf 12. 14 Ibidem, paragraf 28 i 29 umowy z 31 maja 1921 r.; E. Malak, Prototypy samolotów bojowych. Polska 1936-1939. Wrocław 1990, s. 8-9. 15 2 budownictwa lotniczego, „Lot Polski” z marca 1926 r., nr 3, s. 67; CAW, Dep. Spraw MSWojsk, sygn. I 300.58.162. Pismo płk. Z. Platowskiego do ministra spraw wojskowych z 25 listopada 1924 r. L. 466/Gr. Org. tego silnika do płatowców Brequet XIV i Spad Harbemont XX, jednak ze względów technicznych nie powiodły się one. Władze MSWojsk. zdając sobie sprawę, że wa­ runki umowy zostały zbyt pochopnie sformułowane, dążyły do jej rewizji, na co Frankopol nie wyrażał jednak zgody, tłumacząc się zakupieniem licencji oraz daleko posuniętymi pracami badawczymi. Dopiero w listopadzie 1923 r. władze spółki wy­ raziły zgodę na anulowanie klauzuli o produkcji silników Hispano-Suiza i rozpoczę­ cia wyrobu jednostek napędowych Renault 300 KM16. Dążeniem władz Departamentu IV Żeglugi Powietrznej, na czele których stał od 1 stycznia 1923 r. francuski generał Armand Leveque, było zabezpieczenie zaliczek udzielonych Frankopolowi. Przeciągające się rozmowy i niepotrzebne kwestiono­ wanie prawa MSWojsk. do rewizji kontraktu doprowadziły w efekcie do wstrzyma­ nia wszystkich prac na terenie Okęcia. Chcąc zdobyć niezbędne fundusze na konty­ nuowanie rozpoczętych inwestycji, francuscy dysponenci doprowadzili do powsta-, nia wspomnianego syndykatu. Dzięki inicjatywie gen. A. Leveque’a oraz szefa polskiej Misji Wojskowej we Francji płk Łoyko-Radziejowskiego zamawiany dla lotnictwa wojskowego sprzęt był kupowany przez rząd Francji, a następnie odstę­ powany władzom polskim. Działalność nowego szefa Departamentu IV Żeglugi Powietrznej MSWojsk. gen. A. Leveque’a doprowadziła nie tylko do wystąpienia przeciwko Consortium Français d’Aviation, ale również do oskarżenia o próbę grabieży państwa polskiego. Należy podkreślić, że Francuz gen. Leveque przez cały okres swojego urzędowania w Departamencie IV twardo trzymał się swojej głównej zasady, że będzie reprezentował sztandar Francji, ale nie przemysł lotniczy tego państwa17. Oceniając podjęte przez gen. A. Leveque’a działania należy wskazać, że nie tyl­ ko uległ istotnej poprawie stan zaopatrzenia jednostek lotniczych, ale doprowadzono w tym czasie (1 stycznia 1923 - 17 lipca 1924 r.) do uruchomienia dwóch nowych zakładów przemysłu lotniczego: Podlaskiej oraz Wielkopolskiej Wytwórni Samo­ lotów. Zainicjowano również budowę nowej wytwórni silników lotniczych w Dębli­ nie. Wyrób jednostek napędowych miał zostać powierzony jednej z firm zagranicz­ nych, wyłonionej w drodze konkursu spośród: Fiata, Vickersa, Lorraine-Dietrich, Issota-Francini. Kolejne przesilenia na stanowisku dowódcy Departamentu IV oraz polityka nadmiernych zakupów sprzętu lotniczego zainicjowana przez gen. W. Za­ górskiego uniemożliwiły stworzenie konkurencyjnej dla Frankopolu wytwórni.18

18 CA W, Biuro Adm. Armii, sygn. I 300.54.124. Pismo gen. G. Macewicza do gabinetu ministra z 31 października 1922 r. Licz. 1639/22. Z. P. tjn., por. także: Pismo gen. K. Sosnkowskiego do szefa francu­ skiej Misji Wojskowej w Polsce gen. Charlesa Duponta z 15 listopada 1922 1. 7819/22/GMTT. 17 CA W, Dep. Spraw MSWojsk., sygn. I 300.58.160. Pismo pik. Fitza do szefa Administracji Armii z 23 kwietnia 1923 r. Liczb, 246/1/7KA/23? tjn.; A. Skwarczyński, Zbrodniarze, Warszawa 1925, s. 25. PAŚ Pilzno, Śkodapol, sygn. 5027. Protokół rozmów dr W. Sykory z gen. W. Zagórskim z 13 marca 1926 r.; L. Rayski, Słowa prawdy..., Londyn 1948, s. 19. Wszystkie działania podjęte przez gen. A. Leveque’a zainicjowane zostały na poczet kredytu udzielonego przez rząd Francji w wysokości 400 min fr.18 Gen. A. Leveque, będąc szefem Departamentu IV Żeglugi Powietrznej, dążył do rewizji umowy z Frankopolem. Działania te spotkały się z krytyką na łamach prasy oraz forum parlamentu, a spółka akcyjna wykazywała wrogą obojętność wobec pro­ ponowanych przez generała poprawek. W rezultacie wzajemnych nieporozumień A. Leveque chciał doprowadzić do jej zerwania uważając, że „należy dać do zrozu­ mienia spółce, że Państwo Polskie może bez Frankopolu się obejść i nawet dla fabrykacji silników można znaleźć innych [bardziej sumiennych - przyp. M.M.] dostawców”19. W końcu czerwca 1924 r., a więc w ostatnich miesiącach urzędowania kompe­ tentnego i uczciwego dowódcy lotnictwa, konflikty narosłe między ministrem spraw wojskowych a nierzetelną spółką były tak duże, że zarówno władze Departamentu Żeglugi Powietrznej, jak i szef Administracji Armii gen. Stefan Majewski wyrażali pogląd:

Obecnie MSWojsk. podejmując próbę rewizji umowy (z 31 maja 1921 r.) przy współ­ udziale firmy dąży do [wprowadzenia - przyp. M. M.J w kontrakcie zmian korzystnych dla MSWojsk., przy wywołaniu w Dęblinie konkurencji firm tego samego typu. Z uwagi na to, że pewne okoliczności wywołać mogą niedojście do porozumienia, gdyż zaryso­ wuje się znaczna różnica poglądów [...] zajść może potrzeba bezwzględnego zerwania kontraktu20.

Szeroko cytowane dokumenty przedstawiają jednoznaczne stanowisko władz wojskowych, które mimo braku wytwórni silników były gotowe z niej zrezygnować, ale uważały, że zmiana kontraktu z 1921 r. jest niezbędna. Szczęśliwym dla Frankopolu zbiegiem okoliczności, minister spraw wojsko­ wych gen. Władysław Sikorski odwołał dotychczasowego szefa Departamentu IV gen. A. Leveque’a, powierzając pełnienie tej funkcji płk. a następnie gen. bryg. Włodzimierzowi Ostoi-Zagórskiemu. Warto podkreślić, że wchodził on wcześniej w skład zarządu Frankopolu, jednak zgodnie z pragmatyką wojskową 23 sierpnia 1924 r. Zagórski zrezygnował z pełnienia tej funkcji. Wówczas to Frankopol doko­ optował do swego składu gen. Eugeniusza Michaelisa, na którego rozkaz, przypo­ mnijmy, została wypłacona zaliczka w wysokości 0,5 mld mkJl.

" CA W, Biuro Adm. Armii, sygn. 1 300.54.133. Pismo szefa Departamentu Przemyślu Wojennego gen. A. Litwinowicza do Towarzystwa Lorraine z 22 października 1924 r. nr 4412/24/11; Protokół z 50 posie­ dzenia Sejmu RP z 6 lutego 1932 r. s. 14; CAW, Odd. 1 SG, sygn. 1.303.694. Referat Ignacego Matu­ szewskiego dla szefa Administracji Armii z 9 maja 1930 r. Min. Skarbu nr D III. 70/2/tjn/30. ” Ibidem, Pismo gen. A. Leveque’a do szefa Administracji Armii z 5 stycznia 1924 r. L.dz. 1804/23.Ż.P. J“ AAN, Prok. Gen., sygn. 71. Pismo szefa Administracji Armii gen. S. Majewskiego do Prokuratorii Generalnej z 23 czerwca 1924 r. L. 7494/tjn. 21 AP m. st. Warszawy, Rejestr Handlowy Sądu Okręgowego w Warszawie, sygn. RHB VII poz. 1117 wpis z 26 sierpnia 1924 r.; Sprawozdanie zarządu Francusko-Polskich Zakładów Samochodowych i Lot­ niczych za 1925 r. s. 2-3. E. Malak, Samoloty bojowe i zakłady lotnicze, Wrocław 1990, s. 22-23. Już w pierwszych miesiącach urzędowania gen. W. Zagórskiego sprawa spółki znalazła szczęśliwe dla niej rozwiązanie. 2 września 1924 r. przedstawiono mini­ strowi spraw wojskowych projekty dwóch umów ramowych na płatowce i silniki lotnicze. Były to zapewne te same kontrakty, przed podpisaniem których wzbraniali się generałowie S. Majewski i A. Leveque. Po częściowym wprowadzeniu popra­ wek, sugerowanych przez Prokuratorię Generalną i uzgodnieniu ich z Najwyższą Izbą Kontroli Państwa, zostały one parafowane 30 grudnia 1924 r. przez członków zarządu Frankopolu - Piotra Drzewieckiego i Władysława Srzednickiego, a z ra­ mienia władz Departamentu IV przez gen. Włodzimierza Zagórskiego oraz mjr. Czesława Filipowicza. Kontrakty zaczęły obowiązywać dopiero po uzyskaniu kon­ trasygnaty ministra spraw wojskowych gen. W. Sikorskiego, co nastąpiło 7 stycznia 1925 r.22 W umowie z 30 grudnia 1924 roku zarówno władze wojskowe, jak i członkowie zarządu Frankopolu zrezygnowali z wykonania kontraktu z 31 maja 1921 r. Jedno: cześnie spółka zobowiązywała się do wyprodukowania i dostarczenia dla MSWojsk. 500 płatowców w ciągu 5 lat. Oprócz fabrykacji samolotów, MSWojsk. zamówiło również części zamienne w ilości co najmniej 10% kontraktu rocznego. W przypad­ ku gdyby zamówienie nie zostało zrealizowane, MSWojsk. przysługiwało, oprócz nałożenia kar konwencjonalnych, także prawo rezygnacji z wyprodukowanej serii płatowców23. Kontrakt ramowy na płatowce zawierał również atrakcyjne warunki dla MSWojsk. Wytwórnia miała być wybudowana i urządzona na koszt spółki, odpo­ wiadać miała ostatnim wymogom techniki i najlepszym wzorom wytwórni francu­ skich. Wszystkie zainstalowane urządzenia miały być nowe. W artykule 3. umowy przewidywano ostateczny termin uruchomienia działu płatowcowego do 30 sierpnia 1926 r. W jego skład miały wejść: suszarnia drewna, warsztaty do obróbki drewna, stolarnia, montownia skrzydeł, tapicemia, ostateczna montownia płatowców, ślusar- nia, warsztat mechaniczny, warsztaty montażu ślusarskiego i mechanicznego, dział prób oraz malamia skrzydeł. Umowa zobowiązywała wytwórnię do ograniczenia liczby robotników, ale stwarzała dosyć szerokie ramy wyboru systemu produkcji. Typy produkowanych płatowców miały podlegać modyfikacjom, a z czasem prze­ widywano samodzielne opracowywanie konstrukcji lotniczych przez biuro kon­ struktorskie24. Do umowy ramowej na płatowce załączono tzw. szczegółowe zamówienie, któ­ re miało obowiązywać po uruchomieniu produkcji przez wytwórnię w pierwszym roku działalności gospodarczej. Frankopol zobowiązał się w nim do wykonania na

22 CAW, Biuro Adm. Armii sygn. I 300.54.123. Wniosek gen. W. Sikorskiego na Komitet Ekonomiczny Ministrów z 7 stycznia 1925 r. 22 R. Bartel, Z historii polskiego lotnictwa wojskowego 1918-1939, Warszawa 1978, s. 387; CAW, Biuro Adm. Armii, sygn. 300.58.162. Umowa nr 15 z 30 grudnia 1924 r. zawarta pomiędzy przedstawicielami MSWojsk. gen. W. Zagórskim i mjr. J. Zajączkowskim a przedstawicielami zarządu Frankopolu P. Drzewieckim i W. Srzednickim. u Ibidem, artykuł 3-5 umowy z 30 grudnia 1924 r. rzecz MS Wojsk. 100 płatowców Spad 61. Wartość zamówienia została obliczona według cen obowiązujących we Francji, a następnie przeliczona według kursu fran­ ka do złotych polskich. Płatowiec kosztować miał 19 926 zł, a całość pierwszego zamówienia rocznego obliczono na 1 992 600 zł. Terminy dostaw 100 płatowców Spad 61 zostały ustalone następująco: począwszy od końca marca 1926 r. - 10 sztuk, a w kolejnych miesiącach, do września 1926 r., po 15 egzemplarzy. W kontrakcie na płatowce zwraca uwagę nie tylko niewielka liczba samolotów za­ mówionych przez MSWojsk., ale wyraźne ograniczenie czasu fabrykacji Spad 61 tylko do 1928 r.iS Druga umowa ramowa z 30 grudnia 1924 r. została sformułowana niemal tak samo, jak kontrakt na płatowce. Przewidywano wyprodukowanie 2700 silników lot­ niczych w okresie 10 lat. W pierwszym roku, tj. do końca marca 1927, Frankopol miał wytworzyć 100 jednostek napędowych, w kolejnym 200 silników, a począwszy od kwietnia 1928 r. docelowa wielkość produkcji miała wynosić rocznie 300 jedno­ stek. Spółka zobowiązała się dostarczyć części zamienne do produkowanych silni­ ków w ilości 15% przewidywanych zamówień rocznych26. Harmonogram produkcji w pierwszym roku wytwarzania silników został sformułowany w tzw. zamówieniu szczegółowym, które stanowiło integralną część umowy ramowej. Frankopol zobo­ wiązał się do wyprodukowania w 1927 r. 100 jednostek napędowych Lorraine- Dietrich 450 KM o ogólnej wartości 2 150 000 zł. Dostawy miały być zapoczątko­ wane w październiku 1926 r. - 5 jednostek, w listopadzie i grudniu firma miała do­ starczyć 15 egzemplarzy, od stycznia 1927 r. po 20 silników, a w ostatnim miesiącu obowiązywania zamówienia szczegółowego - marcu 1927 r. - 27 silników lotni­ czych27. W przeciwieństwie do kontraktu na płatowce, który stanowił, że całkowite uruchomienie działu nastąpi do końca sierpnia 1926 r., umowa na silniki przewidy­ wała częściowe oddanie pomieszczeń fabrycznych do 1 stycznia 1927 r. Ostatecznie dział silników miał być uruchomiony po zakończeniu prac budowlanych i montażo­ wych na wydziałach wytłaczania wałów korbowych oraz korbowodów, do 1 maja 1928 r., pod rygorem natychmiastowego zerwania kontraktu28. W dziale silników spółki Frankopol przewidywano funkcjonowanie odlewni aluminium i brązu, kuźni mechanicznej, ślusarni, montażowni warsztatów blacharskich, pieców do obróbki termicznej, lakierni, warsztatów mechanicznych oraz wydziałów obróbki piaskiem, kontroli i prób. Również w dziale silników Frankopolu miało znajdować się biuro konstruktorskie, którego celem początkowym, jak zakładano, będzie udoskonalenie

15 Ibidem, Szczegółowe zamówienie nr 1 z 30 grudnia 1924 r. “ CA W, Dep. Spraw MSWojsk., sygn. 1300.58.162. Umowa nr 14 z 30 grudnia 1924 r. ” CAW, Dep. Spraw MSWojsk., sygn. I. 300.58.160. Szczegółowe zamówienie nr 1 do umowy z 30 grudnia 1924 r. na dostawę 100 silników Lorraine 450 KM. ” CAW, Dep. Spraw MSWojsk., sygn. I 300.58.162. Umowa nr 14 z 30 grudnia 1924 r., artykuł 3, 4, 24. Porównaj także: Wytwórnia Sprzętu Komunikacyjnego PZL Warszawa-Okęcie, Warszawa 1988, s. 27-29. licencyjnych silników produkowanych przez spółkę, a następnie samodzielne opra­ cowywanie konstrukcji29. Gen. W. Zagórski, zdając sobie sprawę, że Frankopolu nie stać na ukończenie procesu inwestycyjnego, w kolejnym artykule umowy ramowej na silniki przyznał spółce pożyczkę w wysokości 5 min fr. francuskich na zakup maszyn, narzędzi i urządzeń fabrycznych. Spłata tej wierzytelności nastąpić miała w okresie 10 lat30. W przeciwieństwie do umowy z 1921 r., MS Wojsk, zażądało, w umowach ra­ mowych z grudnia 1924 r., udzielenia gwarancji hipotecznych na wypłacone zalicz­ ki. Frankopol zobowiązanie to wypełnił jedynie częściowo, przyznając MSWojsk. gwarancje hipoteczne na majątku wytwórni w Okęciu-Dedalach, reszta zobowiązań finansowych została zagwarantowana na majątku wytwórni „Pocisk”. Symptoma­ tyczne jest również, że formułując postanowienia zamówień szczegółowych, okre­ ślono wartość rocznych dostaw i zastrzeżono, że nie będą one podlegały zmianom po uruchomieniu produkcji31. Zarówno na fabrykację płatowców, jak i silników lotniczych Frankopol otrzy­ mał zaliczki w wysokości 35% zamówienia, odpowiednio 697 tys. zł i 752 tys. zł. Wypłaty kolejnych zaliczek, również w tej samej wysokości, otrzymać miał po roz­ poczęciu produkcji, a reszta należności, tj. 30% po zakończeniu cyklu i odebraniu gotowego i sprawdzonego przez MSWojsk. sprzętu32. W początkach stycznia 1925 r. minister spraw wojskowych gen. Władysław Sikorski zwrócił się z uzasadnieniem zawartych kontraktów do Komitetu Ekonomicznego Ministrów. W dokumencie tym swoje stanowisko motywował następująco:

obecnie przedkładane umowy [zostały - przyp. M.M.] uzgodnione w ministerstwach Przemysłu i Handlu oraz Spraw Wojskowych. Zawierają one spostrzeżenia Prokuratorii Generalnej, w sprawie których ma wypowiedzieć się KEM. [...] Szybkie załatwienie tej sprawy jest niezbędne, gdyż z powodu kończącego się roku budżetowego, kredyty prze­ znaczone na [Frankopol - przyp. M.M.] musiałyby przepaść. Poza tym prezydent Repu­ bliki Francuskiej zwracał się w ostatnim czasie do szefa Misji Francji [w Polsce - przyp. M.M.] gen. Dupont’a z zapytaniem, dlaczego sprawa umowy nie jest jeszcze załatwiona, [gdyż uniemożliwia to - przyp. M. M.] likwidację pierwszej raty kredytu33.

Pospieszne zawarcie umów z Frankopolem było niewątpliwym błędem genera­ łów W. Sikorskiego i W. Zagórskiego. W rezultacie tego spółka mogła pobierać da­ lej znaczne sumy pieniężne, nie rozpoczynając produkcji, a niektóre paragrafy umów ramowych stwarzały warunki do nadużyć. Było to rezultatem nie tylko wad

” CA W, Dep. Spraw MSWojsk., sygn. 1300.58.162. Umowa nr 14 z 30 grudnia 1924, artykuł 3 i 4. 30 Ibidem, artykuł 11 i 12. 31 Ibidem, Pismo gen. W. Zagórskiego do szefa Departamentu IX Sprawiedliwości MSWojsk. z 20 lutego 1925 r. L. 2213/Zaop./Bud./25 Z.P. 31 PAŚ, Pilzno, Frankopol, sygn. 4986. Protokół komisji inwentaryzacyjnej Frankopolu w składzie kpt. Bieńkowski, kpt. Brodowski, inż. Borowiak z 2 października 1926 r. 33 CA W, Biuro Adm. Armii, sygn. 1300.54.123. Wniosek gen. W. Sikorskiego na KEM z 7 stycznia 1925 r. prawnych przy formułowaniu kontraktów, ale przede wszystkim nieuwzględnienia żądań wysuwanych przez Prokuratorię Generalną oraz poprzednie kierownictwo Departamentu IV Żeglugi Powietrznej. Podstawowym błędem popełnionym przez gen. Zagórskiego było to, że nie zdecydował się wystąpić przeciwko zespolonemu kierownictwu firm Pocisk-Nitrat-Frankopol. Sprawą natomiast otwartą pozostanie możliwość nawiązania bezpośrednich więzów produkcyjnych z firmą Lorraine- Dietrich, z którą rząd polski podpisał w październiku 1924 r. umowę licencyjną na uruchomienie produkcji silników L-D 450 KM34. Jeszcze w 1924 r. większość akcji Frankopolu została wykupiona przez Zakłady Amunicyjne „Pocisk”. W ten sposób, w wyniku celowej i rozmyślnej działalności dysponentów pakietu większościowego akcji firm Pocisk, Nitrat i Frankopol, doszło do próby powstania prywatnego koncernu zbrojeniowego, finansowanego przez skarb państwa35. Ścisłe powiązania między firmami: Pocisk, Nitrat i Frankopol za­ owocowały powołaniem tzw. kolegium zarządzającego, w którego skład weszli G. Wartheim, J. Leski, S. Płużański i W. Srzednicki. Zadaniem tego organu było kierowanie wszystkimi wymienionymi wytwórniami. Symptomatyczne jest również to, że firmy te były finansowane przez te same banki. Środki pieniężne, które spły­ wały w formie zaliczek MSWojsk., były przekazywane na wspólne rachunki, gdzie dopiero odbywał się ich podział36. Zarząd Frankopolu wsparty środkami finansowymi MSWojsk., a także kredy­ tami rządu Francji rozpoczął po raz wtóry prace budowlane na Okęciu-Dedalach. Doprowadziły one w 1925 r. do ukończenia dwóch obiektów fabrycznych. Pierw­ szym była hala główna, projektowana jako dział płatowców o powierzchni całko­ witej 9000 m2, w której mieścić się miały, oprócz warsztatów, także pomieszczenia administracyjne oraz biuro konstruktorskie. Drugim z budynków spółki, całkowicie ukończonym i wyposażonym, był dział obróbki drewna o powierzchni 1000 m2. Obydwa gmachy były jednopiętrowe, o konstrukcji żelazobetonowej. Należy sądzić, że praca w tych pomieszczeniach została zapoczątkowana jeszcze w 1925 r., pod­ czas gdy pozostałe obiekty były wznoszone37. Jak wcześniej zauważono, Frankopol na dokończenie inwestycji budowlanych oraz zapoczątkowanie produkcji płatow­ ców i silników lotniczych został obdarowany po raz kolejny nisko oprocentowanymi pożyczkami, których spłata została rozłożona na 10 lat. Zaliczki udzielone Franko-

34 T. Grabowski, Inwestycje zbrojeniowe w gospodarce Polski międzywojennej. Warszawa 1963, s. 63- -64; PAŠ, Pilzno, Škodalot, sygn. 5039. Umowa licencyjna zawarta między przedstawicielem Polskiej Misji Wojennych Zakupów w Paryżu a dyrektorem firmy Lorraine C. Nicaisem z 28 października 1924 r. DMN 7846/ZC. 35 P. Stawecki, Polityka wojskowa Polski 1921-1926, Warszawa 1981, s. 102; PAŠ, Pilzno, Škodapol, sygn. 5024. Protokół z rozmów inż. Klementa i dr Hromadki z dyrektorem Frankopolu inż. J. Leskim z marca 1926 r. 36 „Automobilista Wojskowy" z 15 kwietnia 1926, nr 4, s. 2-3, 6; por. V roczne sprawozdanie Zarządu Zakładów Amunicyjnych „Pocisk” za 1924 r. 37 PAŠ, Pilzno, Škodapol, sygn. 5024. Uwagi inż. K. Boxanita o pracach budowlanych na terenie Franko­ polu. Bez daty, prawdopodobnie z końca marca 1926 r. połowi w latach 1921-1922, w sumie 840 min mk, przeliczono na złote polskie, co stanowiło równowartość 488 868 zł, z przeznaczeniem, że zostaną spłacone przez spółkę w czasie realizacji umów ramowych. Frankopol na mocy kontraktów z 30 grudnia 1924 r. pobrał kolejne zaliczki na uruchomienie produkcji silników lotniczych i płatowców w wysokości 1449 tys. zł. Oprócz tego spółka otrzymała 4,5 min fr fr., co stanowiło równowartość 1221 tys. zł, na zakup parku maszynowe­ go. Wyrazem przywilejów, które uzyskała niesolidna spółka od władz Departamentu IV Żeglugi Powietrznej, było zagwarantowanie jej pokrycia cła za sprowadzone urządzenia w wysokości 49 tys. zł. Należy sądzić, że Frankopol, który dysponował sumami rzędu kilku min zł, był niezmiernie zainteresowany wszelkimi dotacjami skarbu państwa, nawet w stosunkowo małej wysokości. Taka działalność spółki w lutym 1926 r. została określona przez gen. Jacynę mianem „komisanta prowadzą­ cego dotychczas za pieniądze rządowe bez wkładu własnego kapitału wszystkie pra­ ce związane z [realizacją - przyp. M.M.] umów”. Przyczyną złej kondycji finanso­ wej Frankopolu był przede wszystkim brak własnych środków na kontynuację inwe­ stycji oraz przywłaszczenie części zaliczek wpłacanych przez MSWojsk.38 Do 22 września 1926 r., a więc do czasu wykupienia akcji Frankopolu przez Śkodę, nie zostały jeszcze ukończone suszarnie drewna o powierzchni 1000 m2, brak było ogrzewania, elektrownia miała niedokończone poszycie dachowe, w kuźni nie było tynków, warsztaty remontowe silników zaledwie zainicjowano, wylewając pod przyszły budynek fundamenty39. Przyczyny nieukończenia prac inwestycyjnych w przewidzianych umową terminach należy upatrywać w przeznaczeniu udzielo­ nych przez MSWojsk. zaliczek na cele nie związane z produkcją ani też z budową wytwórni40. Pożyczka w wysokości 4,5 min fr fr. została przyznana spółce na poczet zaku­ pów maszyn i narzędzi niezbędnych w wytwórni lotniczej. Nabyto około 680 sztuk, głównie obrabiarek, tokarek, szlifierek, heblarek, pras, wiertarek. Większość z tych urządzeń została zakupiona z wyposażenia fabryk Saurera i Hotchinsa, a około 100 maszyn sprowadzono z Niemiec w ramach rewindykacji. Przy zakupie urządzeń we Francji pośredniczyła francuska firma z Lyonu - Campagne Generale d’Electri- que, która za pomoc w przeprowadzeniu transakcji pobrała 10% z globalnego zamówienia41. Większość nabytych urządzeń była produkcji amerykańskiej, nieliczne kon­ strukcji szwajcarskiej i angielskiej. Należy podkreślić jednak, że zakupione wyposa-

M K. Kozłowski, Problemy gospodarcze U Rzeczpospolitej, Warszawa 1989, s. 61-62. CA W, Dep. Spraw MSWojsk., sygn. I 300.58.160. Protokół komisji w sprawie Frankopolu z czerwca 1926 r., s. 3. ” Ibidem, s. 7-10. 40 PAŚ, Pilzno, Frankopol, sygn. 4986. Protokół komisji inwentaryzacyjnej Frankopolu z 2 października 1926 r. 41 CA W, Dow. Lotn., sygn. I 300.38.76. Wykaz maszyn zakupionych przez Frankopol z lipca 1925; PAŚ, Pilzno, Śkodapol. sygn. 5024. Notatki inż. T. Hayne z rozmów z zarządem spółki Frankopolu z kwietnia 1926 r. żenie Frankopolu nie było ani nowe, ani też nowoczesne, tym samym władze spółki naruszyły paragraf 3 umowy ramowej z końca grudnia 1924 r.42 Park maszynowy Frankopolu o łącznej wadze 815 ton został sprowadzony do Polski w większości drogą morską z Cherbourga do Gdańska, pozostałą część, prawdopodobnie pocho­ dzącą z rewindykacji, przetransportowano koleją. Całość wyposażenia Frankopolu sprowadzono do końca marca 1926 r., sprzęt ten następnie był sprawdzany, a potem przystąpiono do jego montażu w halach fabrycznych43. Oprócz prac budowlanych i montażowych wykonywano w Frankopolu podczas ostatnich miesięcy istnienia (kwiecień-czerwiec 1926 r.) remonty silników Renault 300 KM oraz zapoczątkowano w marcu 1926 r. działania, mające na celu urucho­ mienie seryjnej produkcji płatowców Spad 61. Wykonano wówczas m.in. rysunki warsztatowe, sporządzono szereg drobnych elementów kadłuba oraz skrzydeł. Zna­ ne z literatury przedmiotu dwa samoloty, które jakoby zostały wykonane przez Frankopol, były sprowadzone z firmy Bleriot-Spad w celu przeprowadzenia możli­ wie szczegółowych studiów, porównania poszczególnych elementów konstrukcji, a następnie sporządzenia rysunków warsztatowych. Warto zauważyć, że według szczegółowego zamówienia na płatowce, Frankopol w marcu 1926 miał ukończyć pierwszą serię złożoną z 10 sztuk44. Szef Departamentu IV Żeglugi Powietrznej MSWojsk. gen. W. Zagórski wie­ dząc, że Frankopol naruszy postanowienia umów ramowych i nie będzie w stanie ukończyć budowy wydziału płatowcowego w terminie do sierpnia 1926 r. ani też zainicjować fabrykacji płatowców w przewidywanym okresie, doprowadził do za­ mrożenia wypłat zaliczek począwszy od połowy grudnia 1925 r. Zaistniała sytuacja doprowadziła władze Frankopolu do gwałtownego poszukiwania źródeł dopływu gotówki, która umożliwiłaby wywiązanie się z podjętych zobowiązań. Podjęto wówczas rozmowy z zakładami Lorraine-Dietrich, jak i koncernem Škody. Przed­ stawiciele Frankopolu obliczali wówczas swoje potrzeby na około 4 min zł. Z sumy tej połowa miała być przeznaczona na ukończenie inwestycji budowlanych, druga zaś część na zakup niezbędnych podzespołów do silników Lorraine-Dietrich 450 KM45. Škoda i jej przedstawicielstwo, działające w Polsce od 1925 r., było zaintereso­ wane pozyskaniem już istniejących wytwórni, w rachubę wchodziło jednak samo­ dzielne ich prowadzenie w przyszłości, dlatego też rozmowy, które prowadził Vil- helm Hromadko i Bolesław Avenarius z Juliuszem Leskim i Władysławem Srzed- nickim, zostały przerwane. Firma Lorraine-Dietrich początkowo była zainteresowa­ na projektem Frankopolu, desygnując w listopadzie 1925 r. swojego dyrektora tech-

4J CA W, Dep. Spraw MSWojsk., sygn. I 300.58.162. Umowa nr 15 z 30 grudnia 1924 r., artykuły 3 i 10. ° CA W, Dow. Lotn., sygn. 1 300.28.76. Pismo Frankopolu do szefa Departamentu IV MSWojsk. z 15 czerwca 1925 r. L. 250025. 44 PAŠ. Pilzno, Frankopol, sygn. 4986. Protokół komisji inwentaryzacyjnej Frankopolu z 2 października 1926 r., s. 8. 45 PAŠ, Pilzno, Śkodapol, sygn. 5024. Protokół z rozmów inż. T. Hayne i V. Hromadko z gen. W. Zagór­ skim z lutego 1926 r. nicznego Carla Nicaisa do zarządu spółki. Uzgodniono wówczas, że wytwórnia francuska udzieli wsparcia spółce Frankopol w wysokości 2 min zł oraz dostarczy części silników. Brakującą do ukończenia inwestycji budowlanych kwotę wnieść miały Zakłady Amunicyjne „Pocisk”. Jednak przy finalizowaniu kontraktu „Pocisk” odmówił udzielenia wsparcia finansowego. W zaistniałej sytuacji firma Lorraine- Dietrich wycofała się z prowadzonych pertraktacji, unieważniając udzielone pełno­ mocnictwa inż. C. Nicaisa46. Duży wpływ na zerwanie negocjacji Frankopolu z wytwórnią Lorraine-Dietrich miała Škoda, której członkowie zarządu od lutego 1926 r., prowadzili bardzo szcze­ gółowe rozmowy z generałami W. Zagórskim i M. Norwidem-Neugebauerem. Za­ angażowanie Škody polegało również na bardzo dokładnej penetracji prywatnych wytwórni lotniczych, jak i zakładów z nimi kooperujących. Próby nawiązania bez­ pośrednich więzów kooperacyjnych Frankopolu z wytwórnią Lorraine-Dietrich na­ leżałoby uznać za zjawisko pozytywne dla dalszego rozwoju produkcji silników lotniczych, albowiem część personelu działu silników została skierowana na roczną praktykę do firmy francuskiej, co zresztą gwarantowała umowa licencyjna zawarta w październiku 1924 r. Władze spółki Frankopol przewidywały, że przeszkolona we Francji kadra inżynierów i techników zostanie wdrożona w produkcję jednostek na­ pędowych i będzie w przyszłości samodzielnym zespołem konstruktorskim. Jednak, po wykupieniu pakietu kontrolnego akcji Frankopol przez Skodę, osoby te zostały zwolnione z pracy bez odszkodowania, w trybie natychmiastowym. Utracono tym samym szansę pozyskania bardzo cennego zespołu ludzkiego, który jednak Škoda wolała zastąpić własnym personelem z zakładów w Pilźnie i Mladá Boleslav47. Do końca czerwca 1926 r. Frankopol zatrudniał około 250 pracowników, z czego 50 osób przy remontach silników, kolejnych 50 przy konserwacji parku maszynowego, około 100 przy robotach stolarskich w dziale platowców, ponad 30 robotników zaj­ mowało się pracami budowlanymi, pozostali, tj. około 20 pracowników, stanowili obsługę i ochronę wytwórni. Całemu personelowi Frankopolu zarząd spółki wypo­ wiedział formalnie umowy o pracę już w końcu czerwca 1926 r. W końcu września pracownicy zostali zwolnieni bez wypłaty stosownych odszkodowań. Należy za­ uważyć, że sytuacja finansowa pracowników Frankopolu była nie do pozazdrosz­ czenia już od początków stycznia 1926 r., ponieważ wynagrodzenie za luty i marzec otrzymali dopiero w początkach kwietnia 1926 r., co zresztą nastąpiło w wyniku interwencji płk. L. Rayskiego. W marcu 1926 r. na wniosek posła Mariana Zyndrama Kościałkowskiego Sejm podjął uchwałę o powołaniu komisji do zbadania umów długoterminowych. W jej skład weszli: przewodniczący gen. J. Krzemiński, płk Korpusu Kontrolerów MSWojsk. - Z. Platowski, mjr Pietrzak z Dep. IV ŻP oraz prof. Mierzejewski z ra­

46 CA W, Biuro Adm. Armii, sygn. I 300.54.124. Pismo W. Srzednickiego do gen. W. Zagórskiego z 24 kwietnia 1925 r. 47 PAŠ, Pilzno, Škodapol, sygn. 5024. Protokół z rozmów inż. T. Hayne z pik. L. Rayskim z 14 czerwca 1926 r., s. 10-21. mienia MPiH. Analizie poddano nie tylko sytuację finansową przedsiębiorstwa, ale przede wszystkim starano się dokonać porównania zawartych umów i na tej podsta­ wie dopiero wypracowano wnioski48. Ocena działalności Frankopolu, a szczególnie zawartych w końcu 1924 r. kon­ traktów, wypadła negatywnie, ponieważ - jak podaje sprawozdanie z 8 marca 1926 r. - postanowienia nowych umów były bardziej niekorzystne od warunków kontraktu z 1921 r., gdyż przewidywały wypłaty nowych pożyczek i zaliczek, nie gwarantując wykonania przez spółkę swoich zobowiązań. MSWojsk. nie skorzystało z uprawnień kontrolnych w stosunku do spółki, odzyskanie pożyczonych kwot oce­ niono jako niemożliwe, zaś przejęcie majątku spółki nie leżało w interesie władz wojskowych, gdyż wymagałoby to nowych nakładów inwestycyjnych. Spółka, dys­ ponując niskooprocentowanymi pożyczkami, osiągnęła nadzwyczajne korzyści. Dlatego podjęto decyzje o niezwłocznym przeprowadzeniu kontroli finansowej spółki, oszacowaniu majątku i odzyskaniu ceł za sprowadzone maszyny49. Kontrola Frankopolu, rozpoczęta w marcu 1926 r., z przerwami była kontynuowana do czerwca 1926 r. Wnioski wypracowane na podstawie kompleksowej kontroli kon­ statowały, iż „zaliczki udzielone firmie na rozbudowę i uruchomienie produkcji w wysokości 2476 tys. zł zostały przeznaczone na inne cele [...] a obecny stan wy­ twórni nie odpowiada warunkom umowy, dlatego konieczne jest jej zerwanie”50. Wobec stwierdzenia nadużyć finansowych na szkodę skarbu państwa, co w rezultacie było oczywistą przyczyną niedotrzymania terminów fabrykacji płatow- ców, umowy ramowe powinny być zerwane, a sprawa Frankopolu skierowana na drogę sądową. Tak jednak się nie stało, a przyczyn należy upatrywać nie tylko w długotrwałym i przewlekłym procesie sądowym, ale przede wszystkim w kolej­ nym przesunięciu terminów uruchomienia wytwórni silników lotniczych i podjęcia w nich produkcji. Sprawa Frankopolu została zakończona według przewidywań płk. L. Rayskiego oraz szefa Departamentu X Przemysłu Wojennego MSWojsk. gen. A. Litwinowicza, którzy dążyli do odsunięcia grupy akcjonariuszy „Pocisku”, zmniejszenia ilości za­ mówień na silniki lotnicze do 200 sztuk rocznie, całkowitej likwidacji umowy na płatowce Spad 61 oraz doprowadzenia do odstąpienia wytwórni grupie finansistów, którzy uruchomiliby produkcję jednostek napędowych51. Realizując wypracowaną koncepcję, zwrócił się płk L. Rayski z propozycją uru­ chomienia takiej wytwórczości do firm Lorraine-Dietrich, Issota Francini, Gnome- Rhone, Hispano-Suiza oraz zakładów Skody. Analizując oferty, zadecydowano nie **

** CA W, Biuro Adm. Armii, sygn. I 300.54.123. Ściśle tajny protokół komisji dla zbadania umów długo­ terminowych z Frankopolem z 8 marca 1926 r. 4’ Ibidem, Uwagi gen. J. Krzemińskiego, s. 10-11. “ CA W, Dep. Spraw MSWojsk., sygn. I 300.58.160. Protokół z posiedzenia komisji w sprawie umów z Frankopolem z 5 lipca 1926 r. 51 PAŚ, Pilzno, Śkodapol, sygn. 5024. Protokół z rozmów inż. K. Boxanita i T. Haynego z gen. A. Litwi- nowiczem i płk. L. Rayskim z 4 września 1926 r. tylko o wyborze najlepszej propozycji (Škoda), ale przede wszystkim opowiedziano się za typem produkowanych w przyszłości jednostek napędowych. Wybór Škody na producenta silników lotniczych w Polsce był spowodowany nie tyle korzyściami technologicznymi, bo te nie były zbyt zachęcające, co przede wszystkim zbliżeniem rządów w Pradze i Warszawie po konferencji w Locamo51 52. Wbrew twierdzeniom lansowanym przez gen. L. Rayskiego, unieważnienie kontraktu z Frankopolem nie obyło się bez strat dla skarbu państwa, albowiem Ško­ da, przejmując zobowiązania nierzetelnej spółki, wliczyła je w koszty produkowa­ nych przez siebie silników, co powodowało w konsekwencji drożyznę jej produk­ tów. Straty spowodowane nierzetelnym wywiązywaniem się z umów przez Franko- pol można uznać za jeszcze większe, gdy weźmie się pod uwagę, że nie powstał tam zespół konstruktorski umiejący projektować własne jednostki napędowe. Albowiem o ile w pierwszej połowie lat trzydziestych możliwe było skonstruowanie nowocze­ snych płatowców, o tyle opóźnień w produkcji silników lotniczych nie nadrobiono, do 1939 r.53 Największe korzyści materialne z likwidacji Frankopolu odnieśli faktyczni dys­ ponenci pakietu większościowego akcji, współwłaściciele firm „Pocisk” i „Nitrat” - J. Leski, G. Wartheim, W. Srzednicki, P. Drzewiecki. Otrzymali oni od Škody sto­ sowne odszkodowanie w wysokości 150 tys. dolarów. Nie był to jednak kres afer finansowych, z jakich zasłynęła ta spółka, ponieważ każda z osób wchodzących w skład kolegium zarządzającego dysponowała pakietem akcji imiennych uprzywi­ lejowanych (około 2000 szt.). Notowania tych walorów w kwietniu 1927 r., a więc gdy już Škoda była właścicielem wytwórni silników na Okęciu, wynosiły 10 zł za akcje imienne, uprzywilejowane oraz 10 gr. za akcje zwykłe. Na gwałtownej wy­ przedaży akcji zyskali faktyczni dysponenci pakietu własnościowego akcji, nato­ miast pokaźne straty ponieśli posiadacze małych ilości akcji, których wartość sys­ tematycznie malała w drugim półroczu 1926 i początkach 1927 roku54. Nieporozumienia oraz matactwa finansowe Frankopolu miały przede wszystkim tragiczny wymiar dla szefa Departamentu IV Żeglugi Powietrznej gen. W. Zagór­ skiego. W wyniku nagonki prasowej autorstwa Wojciecha Stpiczyńskiego i kpt. Adama Mrówki w „Głosie Prawdy” i „Robotniku” oraz interpelacji poselskich wniesionych przez Mariana Malinowskiego i Mariana Zyndrama Kościałkowskiego, minister spraw wojskowych gen. Lucjan Żeligowski odwołał dowódcę lotnictwa z zajmowanego stanowiska. Wysunięte zarzuty dotyczyły początkowo pracy w wy­ wiadzie Austro-Węgier (K-Stelle), a następnie zakupów sprzętu lotniczego w ilo­ ściach przekraczających potrzeby wojska, uprzywilejowania spółki Frankopolu, na­

51 L. Rayski, Słowa prawdy..., Londyn 1948, s. 24; J. Faryś, Koncepcje polskiej polityki zagranicznej 1918-1939, Warszawa 1982, s. 150. u PAŠ, Pilzno, Frankopol, sygn. 4990. Notatki do bilansu Frankopolu z 31 grudnia 1926 r.; W. Rumbo- wicz. Dlaczego nie mamy dotychczas silników lotniczych własnej produkty i! „Lot Polski” 1926, nr 3, s. 76. M PAŠ, Pilzno, Frankopol, sygn. 4987. Referat w sprawie przejęcia Frankopolu przez Škod; z 14 paź­ dziernika 1926 r.; M. Romeyko, Ku czci poległych lotników. Warszawa 1933, s. 243. bycia płatowców niebezpiecznych pod względem warunków wytrzymałościowych oraz przekroczenia budżetu lotnictwa o 70 min fr fr.55 Ocena działalności gen. W. Zagórskiego na stanowisku dowódcy lotnictwa mo­ że sprawiać trudności merytoryczne. Jednak należy podkreślić, iż sprowadzała się głównie do realizacji planów mobilizacyjnych armii wypracowanych przez genera­ łów A. Leveque’a oraz W. Sikorskiego. Czy w tym konkretnym wypadku powinien być on pociągnięty do odpowiedzialności karnej i czy na pewno gen. W. Zagórski był właściwą osobą, którą uczyniono winną za wszystkie niedostatki występujące w polskim lotnictwie wojskowym w II połowie lat dwudziestych, tego z całą pew­ nością stwierdzić jednoznacznie dziś już nie można. Formalnie rzecz biorąc śledz­ two przeciwko gen. W. Zagórskiego zostało zainicjowane na wniosek płk. Stefana Kaczmarka za zgodą szefa Administracji Armii gen. Daniela Konarzewskiego - 29 kwietnia 1926 r. (akta sprawy KQ 256/26). Jednak już wówczas prokurator wy­ rażał wątpliwość czy aresztowanie na tak skromnej podstawie będzie możliwe. W aktach sprawy sądowej nie ma jakiejkolwiek informacji, że do 12 maja 1926 r., podjęto ostateczne rozstrzygnięcia56. Gen. W. Zagórski w trakcie przewrotu majowego został wyznaczony rozkazem naczelnego dowódcy gen. Tadeusza Rozwadowskiego na stanowisko szefa grupy lotniczej. Jednocześnie otrzymał następujące polecenie: „gdyby oddziały maszerują­ ce bezprawnie do Warszawy nieposłuchały rozkazów otrzymanych ma Pan prawo użyć bomb i karabinów maszynowych celem całkowitego rozproszenia oddziałów”. W wyniku podjętych działań gen. W. Zagórski wykonał szereg lotów w dniach 12- -14 maja 1926 r., zrzucając ogółem 62 bomby lotnicze i zabijając 13 osób cywil­ nych oraz 2 wojskowe. Liczba osób rannych na wskutek bombardowań - jak podaje raport Komisji Likwidacyjnej gen. Lucjana Żeligowskiego - przekroczyła 30. Po zakończeniu walk W. Zagórski wraz z innymi generałami: T. Rozwadowskim, W. Malczewskim, B. Jaźwińskim został internowany w Wilanowie, a następnie przewieziony do Wojskowego Więzienia Śledczego w Warszawie, a stamtąd 2 czerwca 1926 r., do wileńskiego Antokołu. W trakcie cztemastomiesięcznego po­ bytu w więzieniu w Wilnie nie przedstawiono generałowi ani też jego adwokatowi Franciszkowi Sznarbachowskiemu ostatecznego aktu oskarżenia w sprawie o nad­ użycia w lotnictwie. Dlatego warto tu jeszcze raz podkreślić, iż gen. W. Zagórski, jakkolwiek nie pozbawiony całkowicie odpowiedzialności za działalność na stano­ wisku dowódcy lotnictwa, na pewno nie należał do grona zwolenników marszałka J. Piłsudskiego. Konflikt między nimi rozpoczął się już w 1906 r. i systematycznie

” CAW; Dep. Spraw MSWojsk.; sygn. I 300.58.160. Pismo szefa Departamentu IV do ministra spraw wojskowych z 19 lutego 1926 r. L. Dz. 354/tj/26/ż.P.Sz.; A. Przedpełski, Lotnictwo Wojska Polskiego 1918-1996, Warszawa 1997, s. 53-54. 54 J. Rawicz, General Zagórski zaginą!..., Warszawa 1963, s. 38-39; Z. Cieślikowski, Tajemnice śledztwa KO-1042/27, Warszawa 1976, s. 12-15. narastał nawet po przewrocie majowym57. Gen. W. Zagórski, przebywając w wię­ zieniu antokolskim, odgrażał się, że po uwolnieniu przedstawi kopię dokumentów świadczących o współpracy J. Piłsudskiego z K-Stelle. Nie ma potrzeby uzasadniać, iż gdyby takie zarzuty zostały potwierdzone, to mogło grozić destabilizacją sytuacji wewnętrznej w Polsce. Jak pisze Jerzy Halbersztadt

Piłsudski osobiście zażądał od prezesa Sądu Wojskowego gen. J. Krzemińskiego i szefa Departamentu Sprawiedliwości MSWojsk. gen. J. Dańca dostarczenie jakichkolwiek materiałów, na podstawie których można prowadzić śledztwo a chociaż trzymać ich pod aresztem5’. Pomimo wielokrotnych zażaleń wnoszonych przez F. Sznarbachowskiego pro­ kuratura nie zarządziła ani uzupełnienia akt śledztwa, ani też nie sporządzono osta­ tecznie aktu oskarżenia, choć upłynęły wszelkie ustawowe terminy59. Dlatego na polecenie szefa Wojskowego Sądu Okręgowego w Warszawie płka Gerarda Armiiy- skiego generał został ostatecznie zwolniony z więzienia w dniu 6 sierpnia 1927 ro­ ku. Decyzja ta winna, jak słusznie podkreśla Zbigniew Cieślikowski, trafić bezpo­ średnio do rąk prokuratora i komendanta wiezienia w Wilnie. Wybrano jednak inne rozwiązanie, wypróbowane już przy uwolnieniu gen. T. Rozwadowskiego. Postda- towany rozkaz zwolnienia gen. Zagórskiego został przekazany przez płk. G Armiń- skiego najpierw gen. Józefowi Dańcowi, ten zaś udostępnił dokumenty ppłk. Alek­ sandrowi Prystorowi po to, aby ten wyznaczył kpt. Lucjana Miładowskiego do uwolnienia, a następnie asystowania generałowi w wyznaczonej na godzinę 2100 audiencji u marszałka Józefa Piłsudskiego60. Po przybyciu do Warszawy adiutant Marszałka mjr Zygmunt Wende przekazał informację, iż w związku z wyjazdem na Zjazd Legionistów w Szczypiornie audien­ cja zostaje przesunięta na 8 lub 9 sierpnia 1927 r., w związku z czym generał jest wolny. Mjr Wende zaproponować miał także gen. Zagórskiemu podwiezienie do centrum Warszawy. Ostatecznie generał opuścił asystę na Krakowskim Przedmie­ ściu udając się do łaźni rzymskich. Tyle informacji podał komunikat MSWojsk.

57 CA W, Odd. II SG, sygn. tymczasowa 1773/89/1468. Pismo szefa SG WP gen. T. Rozwadowskiego do gen. Włodzimierza Zagórskiego; Raport Komisji Likwidacyjnej gen. L. Żeligowskiego do szefa Depar­ tamentu Sprawiedliwości z 15 lipca 1926 r.. Lista przyjęć do więzienia w Wilnie z 2 czerwca 1926 r. L. 262/11 26 oraz Decyzja Wojskowego Sądu Okręgowego w Warszawie z 25 maja 1926 w sprawach 256/26 i 15/26; S. Arski, My Pierwsza Brygada, Warszawa 1962, s. 34-35; A. Garlicki, U źródeł obozu belwederskiego. Warszawa 1983, s. 184-187,280-281,288-289. 51J. Halbersztadt, Józef Piłsudski a mechanizm podejmowania decyzji wojskowych w łatach 1926-1935, „Przegląd Historyczny” t. LXXIV, 1983, z. 4, s. 678-679. CAW, Odd. II SG, sygn. tymczasowa 1773/89/1466; Wyciąg z zarządzeń mjr. W. Mazurkiewicza CCXIV-CCC XXXV. 57 Z. Cieślikowski, op. cit., s. 25-29,33-35. “ Z. Cieślikowski, op. cit., s. 36-56, 59. Komunikat ministra spraw wojskowych z 13 sierpnia 1927 r. CAW Odd. 11 SG, sygn. tymczasowa 1773/89/1456. Ulotka endecka z 10 września 1927 r. Protokół prze­ słuchania Tadeusza Kutrzeby z 6 lipca 1926 r. i zapisek urzędowy mjr. W. Mazurkiewicza o meldunku gen. M. Kukiela z 19 sierpnia 1927 r. Wiele innych źródeł wskazuje na to, iż to nie generał Zagórski został przywieziony do centrum, co zostało upozorowane po to, aby najprawdopodobniej porwać go jeszcze na dworcu kolejowym. Ulotka endecka z 10 września podaje wiele miejsc, gdzie generał Zagórski miał być owego feralnego dnia brutalnie przesłuchiwany, m.in. prywatne mieszkania: Walerego Sławka, Władysława Kowalewskiego, siedzi­ ba Strzelca, a ostatecznym miejscem kaźni był Fort Legionów przy ówczesnej ulicy Zakroczymskiej. Tę ostatnią informację potwierdził także gen. Marian Kukieł. Doniesienia prasowe, a także oficjalny komunikat MSWojsk. prawdopodobnie spowodowały wdrożenie kolejnego śledztwa skierowanego przeciw generałowi (KQ 1042/27). Co więcej, zainicjowano bardzo szeroko zakrojone poszukiwania W. Za­ górskiego najpierw na terenie kraju, Wolnego Miasta Gdańska, Czechosłowacji, a następnie Niemiec, Austrii, Włoch, a nawet w Afryce Północnej i Zachodniej. Tak rozwinięte akcje poszukiwawcze miały przede wszystkim na celu uspokojenie opinii publicznej, ale również odsunięcie bezpośredniego zagrożenia od środowisk bezpo­ średnio związanych z postacią marszałka J. Piłsudskiego (ppłk A. Prystor, mjr Z. Wenda, płk B. Wieniawa-Długoszowski, ppłk J. Beck oraz gen. D. Konarzewski). Brak postępów śledztwa, a także zmierzające donikąd poszukiwania spowodowały, że sprawa gen. Zagórskiego zniknęła z kręgu zainteresowań władz wojskowych i po 29 września 1927 roku tylko sporadycznie doń wracano. Podsumowując wysiłki podjęte przez Frankopol w latach 1921-1926, których celem była budowa, a następnie uruchomienie wytwórni silników lotniczych oraz płatowców, należy skonstatować, że doprowadzono jedynie do częściowego uru­ chomienie wytwórni, wykonano remonty 13 silników Renault 300 KM oraz wdro­ żono prace nad uruchomieniem produkcji seryjnej samolotów Spad 61. Tym samym trzeba uznać, że starania przedsięwzięte przez władze wojskowe oraz środki finan­ sowe, którymi obdarzono spółkę, zostały zmarnotrawione. Nie wydaje się możliwe, aby rodzimi lub tym bardziej obcy kapitaliści angażowali własne środki w przemysł wojenny, a zwłaszcza lotniczy, gdzie wymagane były bardzo duże zasoby materia­ łowe, a ryzyko w razie niepowodzenia równoznaczne z bankructwem. Tym bardziej zrozumiałe wydają się decyzje Departamentu IV MSWojsk., który dążąc do uru­ chomienia produkcji silników lotniczych, zmuszony był do zaangażowania się i udzielania pomocy finansowej. Bezpośredni wpływ na późniejszą kwalifikację poczynań Frankopolu miały oceny gen. L. Rayskiego. Niepodważalnym faktem jest jednak, że kontrakty, będące w toku realizacji, zostały przerwane. Przypadek Fran­ cusko-Polskich Zakładów Samochodowych i Lotniczych winien być również rozpa­ trywany w kontekście stosunków polsko-francuskich, które nie były w myśl układu wojskowego z 19 lutego 1921 r. równouprawnionymi, albowiem weszły one w życie po zatwierdzeniu układu handlowego, który przyznawał Francji jednostronną klau­ zulę najwyższego uprzywilejowania. Kapitał francuski widział w Polsce (w latach 1919-1924) dogodne dla siebie pole eksploatacji ekonomicznej ubogiego sojusz­ nika. Sądzić przeto należy, że pierwszy kontrakt Frankopolu zrealizowany być nie mógł, bo był on sprzeczny z zamiarami przedstawicieli konsorcjum. Umowy z 30 grudnia 1924 r. prawdopodobnie zostałyby wypełnione z dosyć dużym opóź­ nieniem, w konsekwencji wydaje się, że nawet pomimo jego zrealizowania państwo nie otrzymałoby zespołu konstruktorskiego, który mógłby podjąć samodzielne prace badawcze w dziedzinie silników lotniczych, co stanowiło zasadniczy cel działań Ministerstwa Spraw Wojskowych61.

Beginnings of the Production of Aircraft Engines in the Second Republic of Poland 11921-1926)

Abstract

Using, as an example, the activities of the French-Polish Car and Aircraft Works (Fran- kopol), the author presented difficulties which a modern defence industry of the Second Re­ public of Poland had to face with. The main objective of the company created in 1921 was to start the production of aircraft engines and to construct aircraft for the organised military aviation. In spite of very favourable financial terms that Frankopol received from the Ministry of Military Affairs, the company did not manage to fulfil the assignment that it was given. The reason were financial scandals accompanying the activities of Frankopol, as well as commercial agreements that Poland concluded with France giving it the most favoured nation clause. It was an opportunity for the foreign capital for abuse and profiteering, which caused the waste of a considerable part of state funds. Military authorities were not free from blame because they did not always consider tech­ nological and financial possibilities of the national industry with reference to the plans of army modernisation and its tasks. The expectations connected with the newly-built aircraft industry with the participation of foreign companies serve as a good example.

61 E. Malak, Samoloty bojowe i zakłady lotnicy Polska 1933-1935, Wrocław 1990, s. 26-28; J. Gołę­ biowski, Przemyśl wojenny w Polsce 1918-1939, Kraków 1990, s. 46-51, 113-114; K. Krzyżanowski, Wydatki wojskowe Polski 1918-1939. Warszawa 1976, s. 122-124; P. Stawecki, Polityka wojskowa Pol­ ski 1921-1926. Warszawa 1981, s. 52-53, 64-65, 67-68.

Annales Academiae Paedagogicae Cracoviensis Folia 17 Studia Historica II (2003)

Ewa Fogelzang-Adler Działalność konspiracyjna Stronnictwa Demokratycznego (1939-1945)

Stronnictwo Demokratyczne podjęło działalność konspiracyjną - organizacyjną i polityczną - już w pierwszych miesiącach okupacji1. Odegrało ono istotną rolę w dziejach Polski Podziemnej, choć oczywiście jego pozycja w konspiracyjnym życiu politycznym nie była tak doniosła, jak czterech partii koalicji rządowej. Dwa lata istnienia Klubów Demokratycznych i od kwietnia 1939 roku zaledwie pięć mie­ sięcy funkcjonowania partii politycznej, nie dały ruchowi demokratycznemu możli­ wości pełnego ukształtowania się i osiągnięcia zwartości organizacyjnej i politycz­ nej. Konsekwencją tego były późniejsze procesy dezintegracyjne, które doprowa­ dziły w końcu do rozłamu w partii. Przyczyniło się do tego także to, że SD skupiało działaczy o różnym światopoglądzie i przeszłości politycznej. Wybuch II wojny światowej utrudnił rozwój polityczny i organizacyjny Stron­ nictwa Demokratycznego. Jednak, pomimo rozproszenia niemal po całym kraju kie­ rownictwa partii, a nawet częściowej jego emigracji, niemal bezpośrednio po zakoń­ czeniu działań wojennych wznowiła ona swoją działalność1. Wielu członków Klu­ bów Demokratycznych i Stronnictwa włączyło się w czynną walkę z okupantami.

1 W podjętej próbie prezentacji działalności konspiracyjnej Stronnictwa Demokratycznego zwrócono uwagę przede wszystkim na działania obu głównych nurtów partii - SD „Prostokąt” oraz Stronnictwa Polskiej Demokracji (także jego struktury młodzieżowej). Poza tym za istotną dla realizacji tematu ba­ dawczego uznano charakterystykę głównych ośrodków Stronnictwa funkcjonujących poza Warszawą oraz prac podejmowanych przez demokratów, mających na celu utworzenie Komitetu Zagranicznego SD na emigracji. Skromna baza źródłowa przechowywana głównie w Centralnym Archiwum Historycznym Stronnictwa Demokratycznego i archiwach terenowych ośrodków SD nie pozwala na pełną prezentację konspiracyjnych prac Stronnictwa prowadzonych w latach wojny i okupacji, zwłaszcza w Łodzi, Lwowie i Wilnie. Stąd część problematyki badawczej została jedynie zasygnalizowana. 1 Ze względu na brak źródeł trudno jest określić jaką liczbą członków dysponowało SD w chwili wybu­ chu wojny. M. Murek wspominał o 7 tysiącach członków. Sądzić można jednak, że liczba ta została za­ wyżona. Bardziej prawdopodobne jest, że SD i Kluby Demokratyczne zrzeszały około 2-3 tysięcy ludzi. Jak twierdzili E. Kulesza i A. Fiderkiewicz, Stronnictwo Demokratyczne posiadało znaczną liczbę sym- Upadek Warszawy zapoczątkował w dziejach Stronnictwa okres działalności konspiracyjnej. W trzecim dniu wojny, na posiedzeniu Zarządu Głównego SD zo­ stała uchwalona rezolucja i odezwa, wzywająca naród do walki3. 5 września 1939 roku odbyło się spotkanie przedstawicieli partii z Dowództwem Obrony Warszawy, na którym zadecydowano o utworzeniu Robotniczych Batalionów Obrony Warsza­ wy. Na konferencji tej Stronnictwo reprezentował Henryk Lukrec, a jednym z do­ wódców Batalionów został Jerzy Makowiecki - wiceprezes Zarządu Głównego Stronnictwa Demokratycznego. Pracami konspiracyjnego Stronnictwa Demokratycznego kierował początkowo prezes przedwojennego Zarządu Głównego - prof. Mieczysław Michałowicz, będą­ cy przedstawicielem SD w Głównej Radzie Politycznej, która jako reprezentacja polityczna narodu miała sprawować funkcje konspiracyjnego rządu cywilnego. Pierwsze posiedzenie Rady Politycznej odbyło się 10 października 1939 roku w mieszkaniu Leona Nowodworskiego (SN), gdzie obecni byli: Mieczysław Nie­ działkowski (PPS), Kazimierz Pużak (PPS), Zygmunt Zaremba (PPS), Maciej Rataj (SL), Stefan Korboński (SL), Mieczysław Michałowicz (SD)4. Udział Stronnictwa Demokratycznego w Głównej Radzie Politycznej przyczynił się do tego, że w pierwszych miesiącach działalności konspiracyjnej zajęło ono istotne miejsce wśród ugrupowań politycznych funkcjonujących w okupowanym kraju. Niestety, wkrótce Stronnictwo straciło tę pozycję. Nastąpiło to po wycofaniu się prof. Mieczysława Michałowicza z czynnego życia konspiracyjnego wobec nie­ bezpieczeństwa dekonspiracji (aresztowanie przywódców SL i PPS - Macieja Ra­ taja i Mieczysława Niedziałkowskiego). Michałowicz, ustępując w grudniu 1939 roku ze stanowiska prezesa ZG SD, zaproponował na swoje miejsce dotychczaso­ wego skarbnika - inż. Romualda Millera. Nie wyjaśniono przyczyn i przebiegu kry­ zysu, jaki nastąpił w związku z koniecznością obsadzenia stanowiska prezesa ZG SD przez następcę prof. Michałowicza. Przypuszcza się, że jedną z nich było zaan­ gażowanie się partii w tworzenie Głównej Rady Politycznej i związanie się z SZP, co wywołało sprzeciw niektórych działaczy. Przekazy osób zaangażowanych bezpo­ średnio w ówczesne wydarzenia nie były jednoznaczne. Erazm Kulesza twierdził, że Romuald Miller nie wyraził zgody na objęcie funkcji prezesa, uzasadniając to wąt­ pliwościami natury politycznej, wypowiadał się bowiem przeciwko „konfiguracji

patyków, którzy jednak nie byli formalnie jego członkami. Pod deklaracją założycielską SD podpisało się 387 osób, a w tak ważnym ośrodku, jak Warszawski Klub Demokratyczny płaciło składki 450-500 członków. Zob. np. relacja A. Klimowicza z dnia 9.11.1977 r.. Centralne Archiwum Historyczne Stron­ nictwa Demokratycznego; E. Kulesza, „Materiały o Klubach i Stronnictwie Demokratycznym”, CAH SD, cz. 2; A. Fiderkiewicz, Burzliwe lata. Wspomnienia z lat 1928-1939, Warszawa 1939.

3 Zob. Materiały do historii Klubów i Stronnictwa Demokratycznego w latach 1937-1939, wstęp i opra­ cowanie L. Chajn, Warszawa 1964. Cz. 1, s. 561-562, także: „Dziennik Ludowy" nr 247 z 5.09.1939 r. 4 Nie ma zgodności co do udziału w zebraniu Stefana Korbońskiego. Wątpliwości budzi także miejsce spotkania. Por. H. Wosiński, Stronnictwo Demokratyczne w latach II wojny światowej. Warszawa 1980, s. 21-22; E. Duraczyński, Kontrowersje i konjlikty 1939-1941, Warszawa 1977, s. 101-102. personalno-organizacyjnej w kierownictwie GRP”5 6. Inni działacze (m.in. Jerzy Pług- Piętowski) w swoich wspomnieniach podawali, że Miller przyjął proponowane sta­ nowisko, odmówił zaś reprezentowania SD w GRP, ze względu na „prymat w niej czynników prawicowych oraz sanacyjnych” i zrezygnował wkrótce z funkcji prezesa*. W pierwszych miesiącach 1940 roku Stronnictwo Demokratyczne zaczęło się posługiwać konspiracyjnym kryptonimem „Prostokąt”. Na początku stycznia 1940 roku w Warszawie w mieszkaniu dr Reginy Flesza- rowej, przy ul. Rakowieckiej 4 odbyło się zebranie, na którym wybrano nowe wła­ dze naczelne7 **. Prezesem ZG SD został dr Stanisław Więckowski (ps. „Doktór”, „Piotr”), dotychczasowy wiceprezes ZG oraz prezes Okręgu Łódzkiego, wicepreze­ sem - inż. Jerzy Makowiecki (ps. „Tomasz”, „Malicki”), dotychczasowy wiceprezes Okręgu Warszawskiego pełniący także funkcję sekretarza generalnego*. W tym sa­ mym czasie został utworzona Komisja Programowa, której pracami kierował Stani­ sław Więckowski*. Zadaniem jej była koordynacja prac związanych z działalnością wydawniczo-propagandową, opracowanie stanowiska Stronnictwa wobec podsta­ wowych kwestii politycznych, a także ustalenie zakresu współudziału w akcjach prowadzonych przez kierownictwo podziemia. Działalność partii skupiała się w tym okresie przede wszystkim na terenie War­ szawy, gdzie kontakty między członkami opierały się na siatce organizacyjnej tzw. trójek środowiskowych. Czasami (np. przy kolportażu prasy) były to ogniwa kilku- lub kilkunastoosobowe10. Organizacyjnie siatka terenowa powiązana była poprzez łączników z ogniwami wyższego szczebla Stronnictwa lub strukturami podziemny­ mi, z którymi członkowie Stronnictwa Demokratycznego współpracowali. Do głów­ nych zadań należały wówczas: działalność wydawniczo-propagandowa, udział w akcjach sabotażowych, organizacja tajnego nauczania itp.11 W lutym 1940 roku w miejsce Głównej Rady Politycznej utworzono Polityczny Komitet Porozumiewawczy. W nowej politycznej reprezentacji zabrakło przedsta­

5 E. Kulesza, „Stronnictwo Demokratyczne w okresie okupacji”, maszynopis. Cz. IV, s. 11, CAH SD. 6 Zob. np. Z. Nosek, „Rozłam w podziemnym „Prostokącie” i utworzenie Stronnictwa Polskiej Demokra­ cji”, CAH SD; J. Pług-Piętowski, Stronnictwo Demokratyczne w czasie okupacji (odłam Stronnictwo Polskiej Demokracji), „Zeszyty Historyczno-Polityczne Stronnictwa Demokratycznego” 1968, nr 4. 7 H. Wosiński podał, że miało ono miejsce przy ul. Mazowieckiej 4. * W skład zarządu weszli: dr Regina Fleszarowa (ps. „Elżbieta”), Antoni Wieczorkiewicz (ps. „Tomasz”), Halina Nieniewska (ps. „Iko”), Mieczysław Bilek (ps. „Mirosław”). W drugiej połowie roku włączono do niego Erazma Kuleszę. ’ W skład Komisji Programowej wchodzili m.in. Mieczysław Bilek, Jerzy Makowiecki, Regina Flesza­ rowa, Halina Nieniewska (ps. „Iza", „Iko"), Erazm Kulesza, Zygmunt Kapitaniak, Antoni Wieczorkie­ wicz. Zob. I. Karwacińska, „Działalność okupacyjna Stronnictwa Demokratycznego na terenie Warszawy lata 1939-1944”, maszynopis, CAH SD. 101. Karwacińska, op. cit., s. 46. " W tajnym nauczaniu brali udział m.in.: J. Dębowska, Halina Nieniewska, T. Manteuffel, Marceli Handels- man, Ludwik Widerszal. Zob. np. I. Karwacińska, op. cit; B. Wit-Święciński, „SD w ruchu oporu”, maszynopis, CAH SD. wiciela Stronnictwa Demokratycznego. Przeciwko włączeniu go do PKP wypowie­ działo się Stronnictwo Narodowe, które oskarżało Stronnictwo Demokratyczne o wpływy masońskie11 12. Także PPS, SL i SP niezbyt chętnie odnosiły się do ewen­ tualnego udziału SD w pracach PKP. W ten sposób „Prostokąt” znalazł się niejako w bocznym nurcie konspiracji, powracając w pewnym stopniu na główną arenę po­ lityczną dopiero pod koniec wojny, poprzez wejście w lipcu 1944 r. Zjednoczenia Demokratycznego, którego był członkiem, do Rady Jedności Narodowej. Nie ozna­ czało to oczywiście braku angażowania się członków Stronnictwa w konspiracyjne prace Polski Podziemnej. Wobec Ekspozytury (następnie Delegatury) na Kraj rządu polskiego na emigracji partię reprezentował Stanisław Więckowski, a w krajowych władzach wojskowych - Jerzy Makowiecki, pełniący funkcję kierownika Wydziału Informacji Politycznej Biura Informacji i Propagandy Komendy Głównej Armii Krajowej13. Stronnictwo Demokratyczne „Prostokąt” związało się z ogólnopolskim ruchem oporu kierowanym przez rząd RP na emigracji, uznając go za jedynego kontynuatora polskiej władzy państwowej. Polityczno-organizacyjna zależność partii od rządu i jego krajowych ekspozytur stała się przyczyną kontrowersji w „Prostokącie”. W jego ramach wyodrębniła się grupa działaczy, głównie wywodzących się z ostatniego zarządu Klubu Demokra­ tycznego w Warszawie i Sekcji Młodych pod przywództwem Romualda Millera (ps. „Jakub Jasiński”), która przyjęła nazwę - Polska Organizacja Demokratyczna (POD). Powstanie jej stanowiło zapowiedź rozłamu w „Prostokącie”, choć począt­ kowo istniała ona opierając się na jego strukturach, nie zrywając z nim organizacyj­ nie i ograniczając swoją działalność głównie do Warszawy. POD domagała się uwolnienia Stronnictwa spod wpływów organów wojskowo-politycznych ZWZ (później AK) oraz rządu i jego Delegatuiy na Kraj14. Opcje polityczne, jakie zarysowały się wśród członków Stronnictwa nie stano­ wiły przeszkody w podejmowaniu wspólnych działań. Jedną z form wspólnej walki z okupantem była pomoc udzielana ludności żydowskiej. Rozmowy na temat jej metod i form z Pełnomocnikiem Delegatury Rządu na Kraj i innymi znaczącymi osobami Polski Podziemnej prowadzili m.in.: Czesława i Teofil Wojeńscy, Ferdy­ nand Arczyński (ps. „Marek”), Emilia Hiżowa, Józef Wąsowicz, Zofia Rudnicka. Członkowie Stronnictwa Demokratycznego brali udział w pracach Tymczasowego Komitetu Pomocy Żydom, utworzonego we wrześniu 1942 roku przy Delegaturze Rządu na Kraj, którym kierowała Zofia Kossak (ps. „Weronika”) oraz Rady Pomocy

11 J. Terej, Rzeczywistość i polityka. Ze studiów nad dziejami najnowszymi Narodowej Demokracji, War­ szawa 1971, s. 126—134. 11 W Biurze Informacji i Propagandy KG AK pracowali także: Ludwik Widerszal (ps. „Pisarczyk”), Mar­ celi Handelsman (ps. „Targowski”), Kazimierz Moczarski (ps. „Rafał”). 14 O działalności Polskiej Organizacji Demokratycznej wspominali m.ln.: Emilia Hiżowa, Zygmunt Nosek, Jerzy Pług-Piętowski. Związani byli z nią również: Zygmunt Żmigrodzki, Czesława i Teofil Wojeńscy. Żydom (krypt. „Żegota”)15. Wchodzili w skład kierownictwa Rady oraz kierowali jej niektórymi komórkami. W ramach pomocy świadczonej ludności żydowskiej udzielano jej zarówno wsparcia moralnego, jak i materialnego: finansowego, miesz­ kaniowego, polegającego na przygotowaniu fałszywych dokumentów. Poza tym prowadzono prace informacyjno-propagandowe, mobilizujące społeczeństwo pol­ skie do niesienia pomocy Żydom. Poza wkładem członków SD w walkę o odzyskanie niepodległości oraz w akcję pomocy Żydom należy zwrócić uwagę na ich działalność prasowo-wydawniczą, zapoczątkowaną już w 1940 roku. SD „Prostokąt” wydawał m.in.: „Myśl Społecz­ no-Polityczną” (następnie: „Myśl i Życie Społeczno-Polityczne”, „Myśl Społeczna i Polityczna”, „Nowe Drogi”), „Wolną Trybunę”, „Kronikę Polską”. Działacze Stronnictwa swój stosunek do rzeczywistości wojennej i pookupacyjnej wyrażali również w wydawanych kolejnych deklaracjach ideowo-programowych16. Po aresztowaniu przez gestapo płk. Stanisława Więckowskiego, w sierpniu 1942 r. na czele Zarządu Głównego „Prostokąta” stanął Mieczysław Bilek (ps. „Mi­ rosław”), który w następnym roku podzielił los swego poprzednika17. Od czerwca 1943 roku stanowisko prezesa objął inż. Jerzy Makowiecki. W okresie tym pogłębiały się rozbieżności pomiędzy dwoma nurtami politycz­ nymi partii. Część działaczy wyrażała niezadowolenie z polityki prowadzonej przez Zarząd Główny, a zwłaszcza prezesa Jerzego Makowieckiego i opowiadała się za programem prezentowanym przez Polską Organizację Demokratyczną. Gdy podej­ mowane przez m.in. Mieczysława Michałowicza i Ferdynanda Arczyńskiego próby pogodzenia obu grup nie przyniosły rezultatu, postanowiono zwołać zjazd w War­ szawie, z udziałem wszystkich okręgów Zarządu Głównego „Prostokąta” i Polskiej Organizacji Demokratycznej. Celem jego miało być opracowanie nowego programu partii adekwatnego do skomplikowanej sytuacji wewnętrznej i międzynarodowej okupowanego kraju. Koniecznością stała się odpowiedź na pytanie o to - jakie sta­ nowisko powinno zająć Stronnictwo wobec coraz wyraźniej rysującego się w pol­ skim życiu konspiracyjnym podziału na dwa przeciwstawne bloki. 4 lipca 1943 roku odbył się konspiracyjny zjazd Stronnictwa Demokratycz­ nego18. W porządku obrad miały znaleźć się: ocena sytuacji politycznej w kraju i na

15 W akcji „Żegota” brali udział m.in. Ferdynand Arezyński (ps. „Marek”, „Łukowski”), Anna Dobrowol­ ska (ps. „Michalska”), Andrzej Klimowicz (ps. „Zbigniew”), Jerzy Makowiecki (ps. „Tomasz”, „Malic­ ki”, „Wokulski”), Kazimierz Moczarski (ps. „Rafał”), Zofia Rudnicka (ps. .Alicja”). '* „Deklaracja Ideowa” (1940), „Założenia wyjściowe dla programu ogólnej powojennej przebudowy politycznej" (1942), „Zarys programu organizacji nowoczesnego państwa” (1942), „Projekt Deklaracji Ideowej Stronnictwa Demokratycznego” (1943), „Na chwilę przełomu” (1943), „Granica z Niemcami” (1943), „Tezy Ideowe SPD” (1943), „Zagadnienia graniczne” (1944), „Siła i słabość demokracji" (1944). 17 Ożywiona działalność Stronnictwa stała się przyczyną represji ze strony okupanta. Wielu działaczy zostało aresztowanych - m.in.: Antoni Wieczorkiewicz (19.06.1941), Halina Nieniewska (16.05.1942), Stanisław Więckowski (9.08.1942), Mieczysław Michałowicz (10.11.1942), Mieczysław Bilek (15.05.1943). " Domagano się jego odbycia celem konsolidacji obu grup Stronnictwa oraz wyboru jednolitych władz naczelnych. świecie, wyjaśnienie stanowisk ideowo-politycznych Polskiej Organizacji Demo­ kratycznej i „Prostokąta”, przyjęcie deklaracji ideowej oraz wybór nowych władz. Na wstępie obrad prezes Jerzy Makowiecki uznał potrzebę zwołania zjazdu. Stwier­ dził jednak, że nie może brać w nim udziału z powodów formalnych, tzn. braku projektu tez „Prostokąta”, których nie przygotowano ze względu na krótki termin. Oświadczenie to nie zostało przyjęte do wiadomości, gdyż zawiadomienia o mają­ cym się odbyć zjeździe wysłano trzy miesiące wcześniej, a ostateczny kształt dekla­ racji mieli opracować uczestnicy zjazdu. Po opuszczeniu obrad przez Makowieckie­ go działacze POD oraz część delegatów „Prostokąta”, którzy nie wchodzili wcze­ śniej w jej skład, przyjęli „Tezy Ideowe SPD”, opracowane przez Polską Organiza­ cję Demokratyczną, tworząc Stronnictwo Polskiej Demokracji (SPD). Wyznaczyli także swoją reprezentację na emigracji oraz wybrali nowe władze, na czele których stanął Romuald Miller19. Struktura organizacyjna Stronnictwa Polskiej Demokracji została oparta na „systemie piątkowym”. Zebrania zwoływano z różną częstotliwością - w zależności od potrzeb. Każdy członek jednej piątki był organizatorem i opiekunem kolejnej. Spotkania odbywały się najczęściej na terenie budowy PZU na Żoliborzu lub w mieszkaniach prywatnych: Romualda Millera, Emilii Hiżowej, Jerzego Pługa- Piętowskiego, Teofila i Czesławy Wojeńskich. Poza Zarządem Głównym w War­ szawie oraz okręgów krakowskiego, łódzkiego i lwowskiego nie działały aż do po­ łowy 1944 roku inne władze Stronnictwa Polskiej Demokracji. Dopiero w połowie 1944 roku powstał w Rzeszowie Tymczasowy Zarząd SPD. Działalność wydawnicza SPD obejmowała prasę (m.in. „Głos Demokracji”, „Dzień”) oraz druki zwarte (Zagadnienia graniczne, Siła i słabość demokracji). W rezultacie zjazdu lipcowego dokonał się rozłam na dwa odrębne nurty dzia­ łające w konspiracji pod nazwami: Stronnictwo Demokratyczne „Prostokąt” z Je­ rzym Makowieckim i Stronnictwo Polskiej Demokracji z Romualdem Millerem na czele. Rozbicie to spowodowało początkowo pewien zastój w działalności jednej i drugiej grupy. Stronnictwo Polskiej Demokracji dużo uwagi musiało poświęcić pracom organizacyjnym, zwłaszcza w okręgach: Kraków, Lwów i Wilno. „Prosto­ kąt” zaś skoncentrował się na pracy konspiracyjnej w ramach Biura Informacji i Propagandy. Po śmierci Jerzego Makowieckiego pracami „Prostokąta” kierował Erazm Kulesza20.

” SPD zwracało uwagę na to, że poprzez wybór Romualda Millera na prezesa Zarządu nawiązano do decyzji Mieczysława Michałowicza z początków okupacji. W skład zarządu weszli m.in.: Teofil Wojeń- ski - wiceprezes, Ferdynand Arczyński - sekretarz, Henryk Lukrec - naczelny redaktor prasy SPD oraz Emilia Hiżowa, Czesława Wojeńska, Zygmunt Żmigrodzki, Jerzy Pług-Piętowski, Albin Jura - z Krako­ wa, Larysa Chomsowa ze Lwowa (ps. „Lalka”, „Diana”), Andrzej Klimowicz, Leszek Guzicki - jako jego członkowie, zob. Protokół ze zjazdu SD. CAH SD, maszynopis. 20 Jerzy Makowiecki został zamordowany 13.06.1944 roku przez grupę Andrzeja Sudeczki (Andrzej Odoliński) z Narodowych Sił Zbrojnych, w trakcie akcji mającej na celu wyeliminowanie z AK tzw. „agentów Żydokomuny”. Wtedy także zamordowano Marcelego Handelsmana i Halinę Krahelską. Śmierć Jerzego Makowieckiego w znaczny sposób przyczyniła się do osłabienia działalności „Prostoką- Przez cały okres konspiracyjnej działalności Stronnictwa Demokratycznego „Prostokąt” widać było dążenie jego władz do włączenia go w organizacyjną struk­ turę krajowych władz politycznych. W tym celu „Prostokąt” zaangażował się na początku 1943 roku w tworzenie Społecznej Organizacji Samoobrony. Jako licząca się siła polityczna - skupiająca kilkadziesiąt grup niepodległościowych - w założe­ niu organizatorów miała stać się ona zbiorowym członkiem Politycznego Komitetu Porozumiewawczego21. Przewodniczącym SOS wybrano ówczesnego prezesa Za­ rządu Głównego Stronnictwa Demokratycznego - Mieczysława Bilka, co wskazy­ wało na istotną rolę „Prostokąta” w tworzeniu i pracach Społecznej Organizacji Sa­ moobrony. Po wybuchu powstania warszawskiego, w wyniku niezrealizowania głównego celu, dla którego powołano do życia SOS oraz aresztowania jej członków, działalność organizacji ustała. W tym czasie osłabieniu uległa również działalność Stronnictwa Demokratycz­ nego „Prostokąt”. Wpłynęło na to w dużej mierze zaangażowanie się jego członków m.in. w działania o charakterze wojskowym. Poza tym wielu działaczy zostało aresztowanych i straconych. Po nieudanej próbie wejścia do Politycznego Komitetu Porozumiewawczego, (następnie: Krajowa Reprezentacja Polityczna), który przekształcił się na początku 1944 roku w Radę Jedności Narodowej, „Prostokąt” wyznaczył sobie zadanie zbu­ dowania szerszego demokratycznego porozumienia politycznego. W ten sposób po­ wstało formalnie w lipcu 1944 roku, działające już właściwie od wiosny tego roku, Zjednoczenie Demokratyczne22. Program jego zbudowano opierając się na zaadapto­ wanym do warunków wojny i okupacji programie Klubów Demokratycznych i przed- wrześniowego Stronnictwa Demokratycznego. Pracami Zjednoczenia kierował Euge­ niusz Czarnowski (ps. „Adam”, „Kostrzewa”, „Piotr”), z którym jako wiceprzewodni­ czący współpracowali: Zygmunt Kapitaniak (ps. „Bronisław”), od marca 1945 roku

ta”, w którym zabrakło wówczas silnej indywidualności politycznej. J. Rzepecki, Wspomnienia i przy­ czynki historyczne. Warszawa 1956, s. 278-280. 11 Według niepełnych danych w skład SOS weszło około 20 organizacji niepodległościowych, reprezentują­ cych różne kierunki polityczne: Tajna Armia Polska (TAP), Polski Związek Wolności (PZW), Pobudka, Front Odrodzenia Polski (FOP), Syndykalistyczna Organizacja „Wolność” (SOW), Polska Walczy (PW), „Unia”, Obóz Polski Walczącej (OWP), Związek Syndykalistów Polskich, „Racławice”, Organizacja Zjed­ noczenia Słowian. Zob. H. Wosiński, Stronnictwo Demokratyczne w latach II wojny światowej. Warszawa 1980, s. 92-93. J1 Trudno podać dokładną datę powstania Zjednoczenia Demokratycznego. W numerze 1 „Głosu Wolne­ go Wolność Ubezpieczającego”, podano, że powołano je do życia pod koniec 1944 roku. H. Wosiński napisał: „Na prawie pół roku przed formalnym powstaniem Zjednoczenia Demokratycznego, w lipcu 1944 roku, występuje na początku 1944 roku pojęcie wprawdzie już skonfederowanych lecz jeszcze nie zjednoczonych trzech organizacji, a mianowicie: Związku Wolnej Polski (ZWP), Stronnictwa Demokra­ tycznego «Prostokąt» i Polski Niepodległej”. Zob. H. Wosiński, op. cit., s. 114-1.15. Nazwy „Zjednocze­ nie Demokratyczne” używano więc już przed lipcem 1944 roku, kiedy to nastąpiło jego formalne ukon­ stytuowanie się. pełniący funkcję przewodniczącego, oraz Stanisław Michałowski (ps. „Michał”)23. Zjednoczenie Demokratyczne wydawało pismo „Nowy Dzień” oraz „Głos Wolny Wolność Ubezpieczający” (ukazał się tylko jeden numer), pod redakcją Eugeniusza Czarnowskiego. Na posiedzeniu Rady Jedności Narodowej 15 lipca 1944 roku Czarnowski, jako przedstawiciel Zjednoczenia Demokratycznego, otrzymał mandat jej członka24. W ten sposób Stronnictwo Demokratyczne „Prostokąt” zrealizowało wreszcie swoje dążenie do uczestnictwa w Radzie Jedności Narodowej. Niestety, „Prostokąt” nie był reprezentowany w Radzie jako samodzielna partia polityczna, lecz członek Zjednoczenia Demokratycznego. Wybuch powstania warszawskiego przerwał działalność Zjednoczenia Demo­ kratycznego. Wielu jego członków znalazło się w walczących oddziałach Armii Krajowej. Próby rozwoju różnych form działań organizacyjno-politycznych podjęło Zjed­ noczenie po upadku powstania, kiedy to prace jego rozciągnięte były na pięć okrę­ gów terenowych: podwarszawski, łódzki, krakowski, piotrkowski i skierniewicki. Prowadząc działania konspiracyjne Zjednoczenie Demokratyczne nie uznawało Krajowej Rady Narodowej, Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego i Rządu Tymczasowego. W uchwale z marca 1945 r. ogłoszono konieczność utworzenia Obozu Demokracji Polskiej. 1 lipca 1945 roku Zjednoczenie Demokratyczne wzięło udział w ostatnim po­ siedzeniu Rady Jedności Narodowej. W wyniku działań represyjnych doprowadzono do rozwiązania ZD we wrześniu 1945 r. Część jego członków wstąpiła do Stron­ nictwa Demokratycznego. Inaczej potoczyły się dzieje Stronnictwa Polskiej Demokracji, reprezentującego lewe skrzydło Stronnictwa Demokratycznego. Po zjeździe lipcowym, już od jesieni 1943 roku dążyło ono do konsolidacji lewicy konspiracyjnej. Wyznaczało jej rolę siły politycznej, która w momencie odzyskania niepodległości powinna objąć wła­ dzę w kraju i przeprowadzić niezbędne zmiany ustrojowe. Chęć pozyskania do niej Polskiej Partii Socjalistycznej - Wolność Równość Niepodległość i Stronnictwa Ludowego, stała się jedną z przyczyn udziału Stronnictwa Polskiej Demokracji w tworzeniu Centralizacji Stronnictw Demokratycznych, Socjalistycznych i Syndy- kalistycznych. W listopadzie 1943 roku przedstawiciele SPD - m.in. Romuald Miller i Ferdy­ nand Arczyński, przeprowadzili rozmowy z członkami Naczelnego Komitetu Lu-

u Ugrupowania zrzeszone w Zjednoczeniu Demokratycznym reprezentowały wiele zróżnicowanych kierunków politycznych. W skład jego weszli: Stronnictwo Demokratyczne „Prostokąt”, Związek Wolnej Polski, Polska Niepodległa, Polska Walczy, Zjednoczenie Robotników Polskich, Unia. Zob. np. Z. Zió­ łek, Od okopów do barykad. Warszawa 1973. 14 H. Wosiński twierdził, że Eugeniusz Czarnowski już od stycznia 1944 roku jako przedstawiciel „skon- federowanych” ZWP, SD „Prostokąt” i PN brał udział w pracach tzw. komisji Głównej RJN. Zob. H. Wosiński, op. cit. s. 115. dowego (NKL) Zjednoczenia Stronnictw Demokratycznych i Socjalistycznych na temat możliwości wejścia do NKL25. SPD nie weszło wówczas do NKL, gdyż uwa­ żano, iż wpływ na działalność rządu polskiego na emigracji może mieć tylko siła utworzona w ramach „obozu londyńskiego”. Pod koniec 1943 roku, po odrzuceniu propozycji PPR o wzięciu udziału w pra­ cach nad tworzeniem KRN, Stronnictwo Polskiej Demokracji wznowiło rozmowy na temat przystąpienia do NKL26. Na zebraniu NKL 19 stycznia 1944 roku zadecy­ dowano o wejściu do niego SPD oraz o poszerzeniu składu o Stronnictwo Ludowe. W lutym 1944 roku powstała Centralizacja Stronnictw Demokratycznych, So­ cjalistycznych i Syndykalistycznych27. Przewodniczącym Centralnego Komitetu Ludowego - organu wykonawczego Centralizacji został Romuald Miller ze Stron­ nictwa Polskiej Demokracji. Do władz naczelnych z ramienia SPD wszedł także Ferdynand Arczyński, a podczas powstania warszawskiego - Emilia Hiżowa i An­ drzej Klimowicz (ps. „Zbigniew”)28. Kierownictwo Stronnictwa Polskiej Demokracji, obawiając się, że pozytywny stosunek do propozycji udzielenia pomocy w tworzeniu KRN mógłby doprowadzić do rozłamu w partii, zajmowało jednocześnie krytyczne stanowisko wobec prowa­ dzonej wówczas polityki rządu polskiego na emigracji. Utworzona Centralizacja miała być trzecią siłą, niezależną od rządu i KRN. Stronnictwo Polskiej Demokracji zajmowało w Centralnym Komitecie Ludowym jedną z czołowych pozycji. Było jednym z głównych inspiratorów powstania Centralizacji. W „Deklaracji Progra­ mowej” i „Wytycznych Ideowych CKL” widać wyraźny wpływ tez programowych Stronnictwa Polskiej Demokracji. Przez pewien czas prowadzono rozmowy mające na celu włączenie przedstawi­ ciela CKL w skład RJN, co było uzależnione od wyprowadzenia z niej przedstawi­ ciela SN lub włączenia członka PPR, tak aby - zgodnie z żądaniami Centralizacji - reprezentowane w niej były stronnictwa od centrum po skrajną lewicę. Po odrzuce­ niu przez RJN propozycji CKL zdecydowano się na współpracę z PPR i KRN. Pod koniec lipca 1944 roku podjęto decyzję o przystąpieniu do KRN. Konferencja w tej

25 Członkowie NKL Zjednoczenia Stronnictw Demokratycznych i Socjalistycznych, z którymi przepro­ wadzano rozmowy to: Wacław Barcikowski (ps. „Kartuz”), Henryk Borucki (ps. „Czarny”), Teofil Gło­ wacki (ps. .Julian”), M. Krzepkowski. NKL było traktowane jako instytucja konkurencyjna wobec Dele­ gatury Rządu RP na Kraj, utworzona we wrześniu 1943 roku, jako porozumienie RPPS, PSD i PLAN. 16 Dyskusję o współudziale SPD w tworzeniu KRN rozpoczęto jesienią 1943 roku. W zarządzie Stron­ nictwa Demokratycznego nie zdołano wypracować jednoznacznego stanowiska odnośnie do tej kwestii. Niektórzy członkowie - m.in. Romuald Miller - byli gotowi współpracować z PPR, ale musieli liczyć się z tym, że mogłoby to uniemożliwić konsolidację Stronnictwa i utrudnić nawiązanie kontaktu z innymi partiami, np. PPS-WRN, SL, na współpracy z którymi SPD szczególnie zależało. 17 W jej skład oprócz Stronnictwa Polskiej Demokracji (SPD) weszły: Robotnicza Partia Polskich Socjali­ stów (RPPS), Polskie Stronnictwo Demokratyczne (PSD), Polska Ludowa Akcja Niepodległościowa (PLAN), Związek Syndykalistów Polskich (ZSP), Związek Socjalistów Ludowych „Wolność”, Polska Organizacja Syndykalistyczna i Bund. u H. Borucki. „Stronnictwo Demokratyczne w latach wojny 1939-1945 (przyczynki do historii)”, ma­ szynopis, CAH SD. sprawie odbyła się 21 sierpnia 1944 roku” . 25 września utworzono Powstańcze Po­ rozumienie Demokratyczne, co stało się przyczyną konfliktów w CKL30. Przeciwko kierownictwu CKL, które przystąpiło do PPD, wystąpili przede wszystkim syndy- kaliści. 15 stycznia 1945 roku pozbawiono Romualda Millera stanowiska prezesa, na jego miejsce wybrano Teofila Głowackiego31. W Stronnictwie Polskiej Demokracji ścierały się poglądy dwóch orientacji: zwolenników Centralizacji z Teofilem Wojeńskim (wiceprezes SPD) na czele, któ­ rzy doprowadzili do tego, że weszło ono w skład Centralizacji oraz grupy popierają­ cej blok z PPR, socjalistami i ludowcami (na czele z Romualdem Millerem). Jeszcze w trakcie powstania warszawskiego Stronnictwo Polskiej Demokracji podjęło decy­ zję o nawiązaniu współpracy i połączeniu z ZG Stronnictwa, powstałym 18 sierpnia 1944 roku na ziemiach wyzwolonych spod okupacji. W uchwale prezydium posta­ nowiono, że członkowie SPD, którzy znajdowali się na terenach wolnych mieli obowiązek nawiązania kontaktów z ZG Stronnictwa Demokratycznego. Warto wspomnieć, że Stronnictwo Polskiej Demokracji, dążąc do budowania struktur zbliżonych do przedwojennego Stronnictwa Demokratycznego, utworzyło jesienią 1943 roku Wydział Młodzieży, któremu nadano nazwę Ruch Młodej De­ mokracji (RMD). Był on w zasadzie częścią składową SPD. Potrzeby życia konspi­ racyjnego zadecydowały bowiem o niewyodrębnianiu dla niego specjalnych zadań, wobec konieczności utrzymania ścisłej współpracy pomiędzy członkami. Od listopada 1943 r. RMD wydawał pismo „Młoda Demokracja”, które reda­ gował Leszek Guzicki. Kolportowano je wśród młodzieży związanej z ruchem demokratycznym w funkcjonujących wtedy kołach samokształceniowych, dysku­ syjnych, tajnych kompletach itp. Na łamach organu RMD rozważano wiele kwestii interesujących ówczesne młode pokolenie, dotyczących zarówno realiów okupacyj­ nych, jak i powojennych. Wśród nich znalazły się m.in.: postawy wobec Niemców, postulaty dotyczące samokształcenia, a z zagadnień dotyczących powojennego mo­ delu państwa - upowszechnienie szkolnictwa i innych form oświaty, powszechność dostępu do dóbr kultury, prawo do pracy i wypoczynku. Zastanawiano się również nad reformami społeczno-politycznymi i gospodarczymi, które należało wprowadzić w wyzwolonym kraju. Wyartykułowano je m.in. w ogłoszonym 12 stycznia 1944 r. „Programie Ruchu Młodej Demokracji”. Ruch Młodej Demokracji skupiał młodzież wywodzącą się głównie z byłych działaczy Sekcji Młodych, o nastawieniu radykalnym, krytycznym wobec rządu pol­ skiego na emigracji i jego krajowych ekspozytur32. W marcu 1944 roku RMD i kilka

” Początkowo została ona zaplanowana na 4 sierpnia 1944 roku. Termin jej został przesunięty przez wzgląd na wybuch powstania warszawskiego. Konferencja z 21 sierpnia 1944 roku, na której uznano PKWN, nie oznaczała oczywiście całkowitej aprobaty wszystkich członków CKL, w tym SPD. M W skład jego weszły ugrupowania polityczne zrzeszone w Krajowej Radzie Narodowej, Centralnym Komitecie Ludowym, Radzie Obrony Narodu, Centralnym Komitecie Młodzieży. 31 Z. Nosek, „Notatki i wspomnienia z lat 1939-1945”, maszynopis. CAH SD. 31 W skład kierownictwa RMD wchodzili: Hedda Bartoszek, Leszek Guzicki (który jako przedstawiciel RMD wszedł do ZG SPD), Andrzej Klimowicz (członek ZG SPD), Witold Podgórski, Ludwik Rostkowski. młodzieżowych organizacji lewicowych (m.in. ZMS i ZWM) utworzyły Koła Mło­ dzieży przy Krajowej Radzie Narodowej. Ruch Młodej Demokracji reprezentował w nich Leszek Guzicki. W lipcu 1944 roku utworzono Centralny Komitet Młodzieży, który w wydanej przez siebie odezwie apelował o zjednoczenie się całej młodzieży demokratycznej w ramach Frontu Młodzieży Ludowej. Wybuch powstania warszawskiego położył kres działalności Centralnego Komitetu Młodzieży. Jednak nawiązana współpraca pomiędzy różnymi organizacjami młodzieżowymi ułatwiła kontakty KRN, CKL i RON, w wyniku których powstało Powstańcze Porozumienie Demokratyczne. W dziejach Stronnictwa Polskiej Demokracji kilkakrotnie przewijała się kwestia podjęcia wspólnych działań z Polskim Stronnictwem Demokratycznym (PSD), któ­ rego nazwa przypominała nazwę: Stronnictwo Polskiej Demokracji33. Powstało ono na bazie Komendy Obrońców Polski. Jego członkowie nie wywodzili się ze środo­ wisk, które tworzyły przedwojenne Stronnictwo Demokratyczne, ale program PSD nawiązywał do założeń przedwrześniowego Stronnictwa Demokratycznego. PSD utrzymywało kontakty z RPPS. Dlatego SPD było przekonane, że ugrupowanie to powstało pod auspicjami tej partii i początkowo odcinało się od niego. Po wyja­ śnieniu tej kwestii, pod koniec 1943 roku, podjęto rozmowy na temat ewentualnego połączenia w ramach Zjednoczenia Stronnictw Demokratycznych i Socjalistycznych (później: Centralizacji Stronnictw Demokratycznych, Socjalistycznych i Syndykali- stycznych)34. Szansa na realizację tego zamierzenia powstała dopiero w połowie 1944 roku, kiedy to poglądy Stronnictwa Polskiej Demokracji i Polskiego Stron­ nictwa Demokratycznego co do nawiązania współpracy NKL (następnie CKL) z KRN stały się zbieżne. Przeszkodził temu jednak wybuch powstania warszawskiego. W październiku 1944 roku Polskie Stronnictwo Demokratyczne zgłosiło goto­ wość do połączenia się ze Stronnictwem Demokratycznym. Dopiero jednak 22 stycznia 1945 roku przedstawiciele ZG PSD przyjechali do Lublina i przeprowadzili na ten temat rozmowę z Wincentym Rzymowskim. 5 lutego odbył się w Podkowie Leśnej Zjazd Delegatów PSD, na którym doszło do połączenia Polskiego Stronnic­ twa Demokratycznego i Stronnictwa Demokratycznego35.

33 Był to odłam ruchu demokratycznego, który od marca 1943 roku nosił nazwę Polskiego Stronnictwa Demokratycznego. Zob. H. Borucki, „Wspomnienia”, maszynopis, CAH SD. M 19.01.1944 roku odbyło się spotkanie władz SPD i PSD, na którym postanowiono, że na bazie Zjedno­ czenia Stronnictw Demokratycznych i Socjalistycznych zostanie utworzona Centralizacja Stronnictw Demokratycznych, Socjalistycznych i Syndykalistycznych, do której wstąpią oba ugrupowania, a następ­ nie połączą się w jedną organizację. Zob. np. H. Borucki, „Konferencje połączeniowe PSD z odrodzonym Stronnictwem Demokratycznym na przełomie lat 1944-1945”, maszynopis, CAH SD. 35 Na konferencję przybyło ponad 200 działaczy PSD z wyzwolonych terenów kraju. W lutym i marcu odbyły się następne konferencje i zebranie połączeniowe PSD i SD, m.in. 8.02.1945 - Kraków, 4.03.1945 - Warszawa. II

Stronnictwo Demokratyczne poza okręgiem warszawskim prowadziło działal­ ność w okręgach: krakowskim, łódzkim, lwowskim i wileńskim. Z ogniw Stronnictwa Demokratycznego funkcjonujących poza Warszawą istotną rolę odgrywała organizacja krakowska36. Był to jedyny ośrodek, który począwszy od pierwszych miesięcy okupacji aż po wyzwolenie i bezpośrednio po nim, zachował ciągłość organizacyjną i personalną. Wiązało się to w dużym stopniu z pozycją, jaką posiadało Stronnictwo Demokratyczne w Krakowie w latach wojny i okupacji37. Wokół organizacji krakowskiej już w pierwszych miesiącach okupacji skupiło się grono ludzi spoza Stronnictwa Demokratycznego, wywodzące się głównie z Okręgowego Związku Powstańców Śląskich, który później zgłosił akces do niego. Wywołane wojną i okupacją rozproszenie członków przedwojennego krakowskiego Stronnictwa Demokratycznego spowodowało, że działalność konspiracyjną począt­ kowo podjęła niewielka grupa, popierająca linię polityczną „Prostokąta”. Mimo trudności, demokraci krakowscy wznowili w warunkach okupacyjnych działalność już w październiku 1939 roku. Na ich czele stanął dr Mikołaj Kwaśniewski, były prezes Rady Naczelnej Stronnictwa Demokratycznego38. Pod koniec 1940 roku doszło w zarządzie krakowskim Stronnictwa Demokra­ tycznego do kontrowersji, których powodem stała się linia polityczna ówczesnego kierownictwa. Zarzucano mu przede wszystkim wyrażenie zgody na włączenie się do Stronnictwa ludzi o rodowodzie sanacyjnym. W styczniu 1941 roku wielu działaczy partii zostało aresztowanych przez gesta­ po39 40. Szczególnie dotkliwe dla instancji krakowskiej było uwięzienie Mikołaja Kwa­ śniewskiego. Na czele Stronnictwa stanął wówczas Ferdynand Arczyński, z którym współdziałali m.in.: Albin Jura, Edward Marszałek, Stefan Kamiński. Pod koniec 1941 roku, po powołaniu Arczyńskiego do prac w Warszawie, prezesem Stronnic­ twa w Krakowie został prof. Adam Krzyżanowski. W pierwszych miesiącach 1943 roku krakowska organizacja wybrała nowy za­ rząd, który z niewielkimi zmianami utrzymał się do końca wojny. W składzie jego znaleźli się: prof. Adam Krzyżanowski - przewodniczący, zastępcy - Ferdynand Arczyński i Albin Jura, sekretarz - Alfred Droździkowski60. Faktycznie pracami

36 W maju 1939 r. wybrano zarząd w składzie: dr Mikołaj Kwaśniewski - przewodniczący, Jerzy Lan- grod, Kazimierz Prochownik - wiceprzewodniczący, Mieczysław Lewiński - sekretarz, J. Trochimowski - skarbnik, członkowie: Aleksander Dackow, Tadeusz Lorenc, Łukasiewicz, Adam Polewka. Zob. Mate­ riały do historii Klubów i Stronnictwa Demokratycznego, op. cit., cz. 2, s. 423. 31 Z. Kozik, Partie i stronnictwa polityczne w Krakowskiem 1945-1947, Kraków 1975, s. 74. M W skład zarządu wchodzili także: dr Aleksander Adler, Aleksander Dackow, Ferdynand Arczyński, Izabela Marcówna, Jerzy Ogłódek. 34 Byli wśród nich m.in.: Mikołaj Kwaśniewski, Izabela Marcówna, Aleksander Adler, Jan i Czesław Ogłódkowie. 40 Członkowie zarządu: Kazimierz Eustachiewicz, Józef Figna, Stefan Kamiński, Edward Marszałek, Kazimierz Maślankiewicz, Eugeniusz Tor. Stronnictwa kierował Albin Jura. Do zarządu zostali dokooptowani przebywający w Krakowie od wybuchu powstania warszawskiego Janusz Strzałecki i Emilia Hiżowa. Spośród różnych form konspiracyjnej działalności krakowskiego Stronnictwa Demokratycznego na czoło wysuwała się działalność wydawnicza. Na terenie Kra­ kowa ukazywało się kilkanaście tytułów pism: „Dziennik Polski” (następnie: „Go­ niec Polski”, „Gazeta Polska”, „Polska i Świat”, „Słowo Polskie), „Głos Polski. Komunikat” (następnie „Kurier Polski”), „Polska”, „Polska Podziemna”, „Jutro Pol­ ski. Biuletyn Informacyjny”, „Jutro Polski. Organ Demokratyczny”, „Kurier Po­ wszechny”, „TAP”, „Tygodnik Polski”, „Watra”, a także czasopisma dla Niemców, wydawane w języku niemieckim: „Germania” i „GG. Nachrichten”. Wiosną 1940 roku opracowano tzw. „Białą Księgę”, która została wydana w Paryżu przez rząd gen. Władysława Sikorskiego41. Warto wspomnieć także o akcji, w której około czterdziestoosobowa grupa młodzieży rozplakatowała w mieście i rozesłała do urzędów niemieckich afisze ośmieszające goebelsowską propagandę, dotyczącą Katynia. W tekście imitującym urzędowe ogłoszenie niemieckie zachęcano do organizowania wycieczek do Oświę­ cimia i innych obozów koncentracyjnych celem zapoznania się z najnowocześniej­ szym osiągnięciami III Rzeszy w dziedzinie mordowania ludzi. Wydano m.in. także ulotki informujące Polaków o tym co ich czeka na robotach w Niemczech oraz klep­ sydry po śmierci gen. W. Sikorskiego. Poza pracami wydawniczymi krakowski okręg Stronnictwa Demokratycznego prowadził także wiele innych form działalności - m.in. organizowano przerzuty młodzieży, która chciała walczyć w wojsku polskim na Zachodzie, współpracowano z Krakowską Radą Pomocy Żydom, organizowano pomoc dla więźniów i ich ro­ dzin. Warto zaznaczyć, że Stronnictwo Demokratyczne w Krakowie swoje prace rozciągało na inne regiony - szczególnie Rzeszowszczyznę i Podkarpacie. Organizacja krakowska Stronnictwa Demokratycznego działała początkowo w ramach „Prostokąta”. Później jednak i w niej nastąpiło wewnętrzne zróżnicowanie postaw i poglądów na współpracę z różnymi nurtami Stronnictwa Demokratyczne­ go. Część działaczy, a wśród nich redakcja „Dziennika Polskiego”, znalazła się w pewnym czasie pod wpływem grupy związanej z Polską Organizacją Demokra­ tyczną, a później Stronnictwem Polskiej Demokracji. W lipcu 1943 roku w trakcie zjazdu Stronnictwa Demokratycznego krakowski ośrodek poparł linię programową Stronnictwa Polskiej Demokracji, choć niektórych jej elementów nie akceptował. Niektórzy członkowie - m.in. Adam Bar i Eugeniusz Tor, współpracowali z Delegaturą Rządu na Kraj. Nadal używano nazwy - Stron­ nictwo Demokratyczne. Wskutek rozbieżności stanowisk na temat akceptacji plat­ formy politycznej Stronnictwa Polskiej Demokracji (poparcie udzielone KRN przez SPD) doszło do podziału na dwie frakcje: na czele prawicowej stali Adam Krzyża-

■" Ferdynand Arczyński, Z dziejów prasy konspiracyjnej Stronnictwa Demokratycznego w Krakowie 1939-1945, „Zeszyty Historyczno-Polityczne Stronnictwa Demokratycznego” 1973, z. 9, s. 18. nowski, Albin Jura, Edward Marszałek, lewicowej zaś - Kazimierz Eustachiewicz42. Taki stan rzeczy utrzymał się aż do pierwszych lat powojennych. 31 stycznia 1945 roku w Krakowie odbyło się pierwsze zebranie reaktywowanego Stronnictwa Demokratycznego. Działacze krakowscy włączyli się wówczas do jego prac. Początkowo działalność Stronnictwa w Łodzi została zawieszona, a wielu dzia­ łaczy, obawiając się aresztowania, przeniosło się m.in. do Warszawy. Członkowie łódzkiej organizacji, którzy znaleźli się w Warszawie, powołali tzw. „Grupę Łódz­ ką”, posiadającą swój punkt kontaktowy w sklepie przy ulicy Granicznej 8. Działali w niej także członkowie przedwojennych władz Stronnictwa Demokratycznego, m.in.: Stanisław Więckowski, Wincenty Tomaszewicz, Feliks Łaszkiewicz, Józef Rutkowski. Nawiązali oni kontakty z działaczami warszawskimi, utrzymując je jed­ nocześnie z członkami Stronnictwa w Łodzi43. W 1941 roku Tadeusz Sarnecki (ps. „Tadeusz”) podjął próbę reaktywowania Stronnictwa Demokratycznego w Łodzi. Zamiar ten zakończył się wówczas niepo­ wodzeniem. Dopiero dwa lata później, w sierpniu 1943 roku, udało się Sarneckiemu doprowadzić do wznowienia działalności partii w Łodzi, na czele której stanął Ma­ rian Przestalski (ps. „Krzysztof’). Do prac łódzkiej organizacji, która otrzymała kryptonim „Warsztaty” włączyli się również m.in. Jerzy Isakowicz, Jan Swoboda. Józef Strumiłło pełnił funkcję łącznika kontaktującego się z Sarneckim, reprezentu­ jącym okręg warszawski. Żywiołowo rozwijająca się działalność Stronnictwa Demokratycznego we Lwowie prawie ustała po wybuchu wojny. Na przełomie 1941/1942 roku podjęto próby jej reaktywowania. Przyniosły one jednak pożądany efekt dopiero w 1943 roku, po przybyciu do Lwowa Ferdynanda Arczyńskiego, który otrzymał zadanie zaktywizowania demokratycznych działaczy lwowskich. Szczególnie aktywni byli wówczas: Artur Kopacz, Larysa Chomsowa, Maria i Józef Wnukowie, Maria i Sta­ nisław Teisseyre. Na zjeździe w lipcu 1943 roku lwowska organizacja formalnie udzieliła popar­ cia Stronnictwu Polskiej Demokracji, do którego władz ze Lwowa weszła Larysa Chomsowa44. Struktura lwowska, pomimo opowiedzenia się za Stronnictwem Pol­ skiej Demokracji, pozostała jednak pod ideowym wpływem „Prostokąta”. Jesienią 1943 roku zaczęto wydawać pismo „Lwowski Kurier”, ukazujące się do połowy 1944 roku. Bardzo szczupła baza źródłowa nie pozwala zbadać stopnia aktywności i zakre­ su prac prowadzonych przez członków wileńskiego Stronnictwa Demokratycznego lat wojny i okupacji45. Z zachowanych listów wysłanych 15 lipca i 6 września 1943 roku przez Stronnictwo Polskiej Demokracji do wileńskich działaczy wynikało, że41

41 Z. Nosek, „Notatki i wspomnienia...", s. 406-420. 41E. Kulesza, „Stronnictwo Demokratyczne...”, s. 54-60. ** Stronnictwo Demokratyczne w latach 1937-1965, Warszawa 1967. 45 Do czołowych działaczy należeli m.in.: Manfred Kridl, Bronisław Krzyżanowski, Henryk Elzenberg, Bohdan Zawadzki. o próbach podejmowania przez nich działań dowiedział się warszawski okręg Stron­ nictwa Demokratycznego dopiero w początkach 1943 roku. W wystosowanych pismach informowano organizację wileńską o ówczesnej sytuacji w Stronnictwie. Proszono o zajęcie stanowiska w kwestii rozłamu w partii, zaznaczając, że w Radzie Naczelnej zarezerwowano miejsce dla jej członka. Brak odpowiednich dokumentów nie pozwala ustalić czy wysłane listy dotarły do adresata oraz jakie zajęto stanowi­ sko we wspomnianej kwestii, w przypadku otrzymania korespondencji.

Część działających w latach wojny i okupacji organizacji konspiracyjnych związana była ze Stronnictwem Demokratycznym. Spośród nich należy wspomnieć przynajmniej o Polskiej Ludowej Akcji Niepodległościowej (PLAN) oraz Związku Rewolucyjno-Niepodległościowym (ZRN), utworzonych z inicjatywy działaczy Stronnictwa Demokratycznego. Rozpoczęły one działalność niemal od pierwszych dni okupacji. Od 15 października 1939 roku działała Polska Ludowa Akcja Niepodległościowa, w dużym stopniu związana personalnie ze Stronnictwem Demokratycznym. Stanowiła ona jedną z pierwszych organizacji konspiracyjnych Polski Podziemnej. Powstała z inicjatywy Jerzego Drewnowskiego (ps. „Stanisław”), byłego członka Sekcji Mło­ dych Klubu Demokratycznego w Warszawie, a później sekretarza Sekcji Pracy Spo­ łecznej Komisji Organizacyjnej Stronnictwa Demokratycznego. Drugim jej organiza­ torem był Juliusz Dąbrowski (ps. „Bem”), instruktor harcerski, członek ZG SD. Działacze PLAN wywodzili się głównie z dwóch środowisk: dziennikarzy i pi­ sarzy związanych z pismem „Orka na Ugorze” oraz Koła Instruktorów ZHP im. Mieczysława Bema (KIMB) - m.in.: Jan Lipiński, Jan Sterling, Jerzy Dargiel, Ja­ nusz Przedborski, Kazimierz Koźniewski, którzy włączyli się do prac PLAN w koń­ cu listopada 1939 roku. Organizowano wydziały: bojowy, wojskowy, wiejski, mło­ dych, propagandy. Rozwój organizacji, prowadzącej m.in. akcje propagandowe oraz działania sabotażowe, został przerwany w początkach 1940 roku aresztowaniami, które doprowadziły do jej likwidacji44. W końcu marca 1940 r. powstała nowa organizacja PLAN, która poza zbieżnością nazwy posiadała wspólną linię programową z pierwszą Polska Ludową Akcją Nie­ podległościową. Mając początkowo charakter młodzieżowy, przekształciła się następ­ nie w grupę polityczną bazującą na środowiskach związanych ze Stronnictwem De­ mokratycznym46 47. PLAN II w końcu 1944 r. wszedł do Naczelnego Komitetu Ludowe­ go, a następnie do powstałego na jego bazie Centralnego Komitetu Ludowego.

46 Aresztowano m.in.: Juliusza Dąbrowskiego, Karola i Andrzeja Drewnowskich, Jana Lewandowskiego, Michalinę Makowską, Wacława Koźniewskiego, Eugenię i Mieczysława Przedborskich. 47 W skład zarządu weszli: Wacław Barcikowski, Jan Nepomucen Miller, Henryk Borucki, Feliks Wisen- berg, Stanisław Janusz, B. Kwiatkowski, Cezary Szemley-Ketling. Z inicjatywy byłych działaczy demokratycznego komitetu wyborczego do samo­ rządu m.st. Warszawy powstał Związek Rewolucyjno-Niepodległościowy (ZRN), utworzony jesienią 1939 roku. Nie zachowały się do dzisiaj materiały archiwalne dotyczące działalności ZRN. Fakty związane z powstaniem i jego działaniami mogą być odtwarzane jedynie z informacji znajdujących się w nielicznych na ten temat pracach, m.in. Jerzego Drewnowskiego i Kazimierza Koźniewskiego48. Na ich pod­ stawie można stwierdzić, że Związek Rewolucyjno-Niepodległościowy został zało­ żony z inicjatywy Juliusza Dąbrowskiego, Jerzego Makowieckiego oraz innych działaczy Stronnictwa Demokratycznego. Akces do niego zgłosiły również niektóre koła Związku Nauczycielstwa Polskiego oraz część działaczy „Siewu”. K. Koźniew- ski przypuszcza, że Związek Rewolucyjnego-Niepodległościowy stanowił ówczesną „formę reorganizującego się z jawnej na tajną działalności Stronnictwa Demokra­ tycznego”, albo „szerszą inicjatywę integralną”, której pomysł zrodził się wśród grupy działaczy Stronnictwa49. Zdaniem H. Wosińskiego druga możliwość była bar­ dziej prawdopodobna58. Dalsze losy Związku Rewolucyjno-Niepodległościowego nie są znane. Jerzy Drewnowski i Kazimierz Koźniewski nie wykluczyli faktu jego wejścia do PLAN51, Henryk Wosiński sądził zaś, że został on wchłonięty przez inne organizacje, zmie­ rzające do konsolidacji polskiego podziemia politycznego i zbrojnego52.

IV

Wielu członków Stronnictwa Demokratycznego wyemigrowało z kraju. Część z nich kontynuowała działalność polityczną także za granicą. Bardzo wcześnie, bo już jesienią 1939 roku, dwaj członkowie Rady Naczelnej Stronnictwa Demokratycz­ nego - Jerzy Langrod i płk. Jerzy Grzędziński podjęli udaną próbę utworzenia Ko­ mitetu Zagranicznego Stronnictwa Demokratycznego we Francji53. Na przewodni­ czącego został wybrany Tytus Filipowicz, przedwojenny działacz Warszawskiego Klubu Demokratycznego, który od grudnia 1939 roku reprezentował Stronnictwo w'emigracyjnej Radzie Narodowej. W składzie zarządu Komitetu znaleźli się również: Wanda Niklewicz-Dobrzańska, Kazimierz Załuski, Mieczysław Szerer, Irena Łomiń- ska, Stanisław Faecher, Józef Wittenberg, Witold Langrod, Czesław Poznański, Wła­ dysław Baranowski, a później także Stanisław Olszewski i Bolesław Zubrzycki. Członkowie Stronnictwa Demokratycznego już na początku 1940 roku rozpo­ częli wydawanie pisma „Czarno na Białym”, które redagował zespół: Czesław

■“ J. Drewnowski, K. Koźniewski, Pierwsza bitwa z Gestapo, Warszawa 1965. ■” K. Koźniewski, Czerwony Harcmistrz, Warszawa 1971, s. 161-162. 50 H. Wosiński, op. cit., s. 32. 51 J. Drewnowski, K. Koźniewski, op. cit., s. 158. 5Z H. Wosiński, op. cit., s. 32. 53 J. Langrod, Listy do redakcji, „Nowa Epoka” 1946, nr 2. Poznański (redaktor naczelny), Antoni Słonimski, January Grzędziński, Kazimierz Załuski, Bolesław Zubrzycki54. Klęska Francji przyczyniła się do tego, że dalsze prace Stronnictwa Demokra­ tycznego na emigracji podjęto w Londynie od sierpnia 1942 roku. Komitetem Za­ granicznym Stronnictwa Demokratycznego w Londynie kierował wówczas Witold Langrod, a później Olgierd Górka i Krzysztof Radziwiłł. W czerwcu 1945 roku znaczna część Komitetu Zagranicznego Stronnictwa De­ mokratycznego, po akceptacji Tymczasowego Rządu Jedności Narodowej, zgłosiła akces do restytuowanego Stronnictwa Demokratycznego, podobnie jak Stronnictwo Demokratyczne - Okręg Francja i funkcjonujące w Belgii Koła Stronnictwa Demo­ kratycznego im. J. Lelewela. Niektórzy działacze Stronnictwa Demokratycznego przebywali na emigracji w ZSRR. Byli to m.in.: Wincenty Rzymowski, Leon Chajn, Jan Karol Wende, Jan Rabanowski, którzy w dużym stopniu przyczynili się do reaktywowania działalności Stronnictwa Demokratycznego w Lublinie, w sierpniu 1944 roku. Znamienny jest fakt, że działacze Stronnictwa Demokratycznego w okupowa­ nym kraju niewiele wiedzieli o działalności członków organizacji na emigracji. Z relacji Krystyny Wigury-Kobyłeckiej i Ferdynanda Arczyńskiego wynikało, że kontakty między Stronnictwem Demokratycznym w kraju i za granicą były zniko­ me. Jak pisała Wigura-Kobyłecka, pierwsze spotkanie przedstawicieli krajowych i emigracyjnych odbyło się w Warszawie jesienią 1942 roku55. Dalsze postępy w tym kierunku zostały poczynione w połowie 1943 roku, kiedy to przedstawiciel Komitetu Zagranicznego Stronnictwa Demokratycznego z Londynu uczestniczył w lipcowym zjeździe Stronnictwa. Bezpośrednio po nim Romuald Miller i Ferdy­ nand Arczyński wystosowali do płk. Januarego Grzędzińskiego, prof. Manfreda Kridla i prof. Rostowskiego pismo, w którym zostały podane informacje o przebiegu zjazdu i nowej sytuacji zaistniałej w Stronnictwie. Udzielając akceptacji adresatom jako przedstawicielom Komitetu Zagranicznego Stronnictwa Demokratycznego na Emigracji wzywano ich do podjęcia rozmów z przedstawicielami w kraju. Nie do­ szło jednak wówczas do nawiązania kontaktów pomiędzy Zarządem Stronnictwa a demokratami na emigracji.

* * *

Brak dostatecznej bazy źródłowej nie stwarza możliwości dokonania głębszej analizy działalności Stronnictwa Demokratycznego w ośrodkach pozawarszawskich i na emigracji. Warto podkreślić jednak, że w latach II wojny światowej członkowie SD prowadzili szeroką działalność konspiracyjną o różnorakim charakterze. Oprócz akcji wymierzonych przeciwko okupantom (zbieranie informacji, nasłuchy radiowe, prace wydawniczo-propagandowe, tajne nauczanie, organizowanie działań bojkoto­ wych, sabotażowo-dywersyjnych, udział w działaniach zbrojnych) oraz pomocy

54 J. Grzędziński, „«Czarno na Białem» (1937-1939). Wspomnienia naczelnego redaktora”, CAH SD. 55 K. Wigura-Kobylecka, op. cit., s. 11-12. prześladowanym, zarówno na odbywanych spotkaniach, jak i w publicystyce oma­ wiano nie tylko problemy wojenno-okupacyjne, ale także dotyczące ustroju przy­ szłej, wolnej Polski. W latach wojny i okupacji Stronnictwo Demokratyczne „Prostokąt” oraz Stron­ nictwo Polskiej Demokracji prowadziło swe prace w wielu ośrodkach. Oprócz orga­ nizacji warszawskiej, łódzkiej, krakowskiej, lwowskiej i wileńskiej podejmowano próby rozwijania różnych form działalności także w Lublinie, na Śląsku i w Rado­ miu. Nie zachowały się jednak źródła, które dawałyby możliwość stwierdzenia tego, jakie były efekty tych przedsięwzięć. Rozbieżności ideowo-programowe pomiędzy SD „Prostokąt” oraz SPD istniały, ale nie były aż tak wielkie i zasadnicze, o czym może świadczyć chociażby to, że po wyzwoleniu członkowie ich włączyli się w działalność odrodzonego Stronnictwa Demokratycznego. Zarówno Stronnictwo Demokratyczne „Prostokąt”, jak i Stron­ nictwo Polskiej Demokracji opowiadały się za demokratyczną formą wyzwolonego kraju, w którym powinny zostać przeprowadzone podstawowe reformy społeczno- gospodarcze. Różnice dotyczyły głównie zakresu, środków i metod realizacji - w osiągnięciu przez powojenne państwo postulowanego kształtu.

Underground Activities of the Democratic Party 11939-1945)

A bstract The Democratic Party (SD) started its underground activities in the first months of Ger­ man occupation. It played a significant role in Underground Poland, although considerably minor in comparison with the activity of the four parties of the Government coalition. Its role is confirmed by the participation, among others, in the Main Political Council; in its wide publishing and propaganda action, underground education, sabotage and military operations. It was different political views held by party members that were responsible for the party split-up. On July 4, 1943 (an underground convention) beside the Democratic Party „Prosto­ kąt” („Rectangle") there came into being the Polish Democratic Party (SPD). In autumn 1943, SPD created the Youth Division, which was named the Movement of the Young Democracy. Apart from region the Democratic Party conducted its activities also in the regions of Cracow, Lodz, Lvov and Vilnius. Among those, the Cracow organisation was par­ ticularly active. Some of the organisations that were active during the years of war and occu­ pation were connected with the Democratic Party, such as Polish Peasants’ Independence Organisation and Revolutionary and Independence Union. Besides, the Democratic Party „Prostokąt” and SPD initiated larger-scale democratic agreements: Social Organisation of Self-defence, Democratic Union, Centralisation of Democratic, Socialist and Syndicalism Unions. Some members of the party emigrated from the country, others continued their politi­ cal work abroad, e.g. in France, Great Britain and Belgium. Annales Academiae Paedagogicae Cracoviensis Folia 17 Studia Historica II 12003)

Joanna Janus Plan Marshalla w czechosłowackiej prasie (czerwiec-sierpień 1947)

Na tle pozostałych państw radzieckiej strefy wpływów Czechosłowacja stano­ wiła w połowie 1947 r. swoistą oazę wolności. Zgrupowane we Froncie Narodowym siły polityczne cieszyły się dużą swobodą działania. W polityce zagranicznej pań­ stwa rysowały się dwie odmienne koncepcje. Partie „umiarkowane” skupione wokół prezydenta Edvarda Beneśa dążyły do podtrzymywania tradycyjnych więzi łączą­ cych Czechosłowację ze światem zachodnim. Republika miała pozostać „pomostem pomiędzy Wschodem a Zachodem”, o zrównoważonych wpływach obydwu stron1. Dla wszystkich jednak nadrzędną wartość miał sojusz ze Związkiem Radzieckim, zawarty 12 grudnia 1943 r. Komuniści wspierani przez lewe skrzydło socjaldemo­ kracji gotowi byli na nim poprzestać, jako na jedynej gwarancji bezpieczeństwa i suwerenności państwa. Nad koncepcjami polityki zagranicznej, niezależnie od orientacji, ciążył też specyficzny „syndrom Monachium”. Sprowadzał się on do przekonania, że największym zagrożeniem dla bezpieczeństwa Republiki pozostają Niemcy, a jedynym lojalnym sprzymierzeńcem jest Związek Radziecki2. Leżąca na skrzyżowaniu ważnych szlaków handlowych Czechosłowacja była najbardziej uprzemysłowionym państwem tej części Europy. Niewielki rozmiar zniszczeń umożliwił Czechom szybkie uruchomienie produkcji przemysłowej. Z końcem 1946 r. osiągnęła ona ok. 80% poziomu przedwojennego. Czescy ekono­ miści liczyli na zajęcie przedwojennego miejsca Niemiec na rynkach południowo-

1 Archiv Liberalni Strany, Praga (dalej ALS), Československá Strana Národní Socialistická 1945-1948, kart. 126, Návrh programu Československá Strany Národní Socialistické pro XIV Valný Sjezd (II 1947), s. 91-111; E. Beneš, Paměti. Od Mnichova k nové válce a k novému vitězstvi, Praha 1948, s. 424—430; zob. też: E. Táborský, Prezident Bene! mezi Západem a Východem, Praha 1993.

1 Zob.: I. Ducháíek, O zahraniéněpolitickou orientaci ĆSR před únorem 1948, „Svádectví”, r. XII, i. 45, 1973, s. 61-68; J. Korbel, The Communist Subversion o f Czechoslovakia 1938-1948. The Failure of Coexistence, Princeton 1959, s. 179; P. Wandycz, List Jana Masaryka do Stalina, „Zeszyty Historyczne”, z. 100, Paryż 1992. wschodniej części kontynentu3. Od wiosny 1947 r. stawało się jednak jasne, że prze­ starzały czeski przemysł na dłuższą metę nie będzie zdolny do konkurencji. Jego modernizacja była zaś możliwa jedynie w razie uzyskania zachodnich kredytów inwestycyjnych. Słabością czeskiej gospodarki był też niedostatek surowców natu­ ralnych, które importowano głownie z Zachodu4. Do czerwca 1947 r. ujemny bilans w handlu z Zachodem osiągnął ponad 1,5 mld koron i nadal wzrastał. Wobec nie­ spotykanej od lat suszy przewidywano znaczny spadek produkcji rolnej. Należało się liczyć z koniecznością importowania dużych ilości zboża, spadek zaś dochodów państwa oceniano na 10-15 mld koron5. Starania o uzyskanie kredytu od USA, Wielkiej Brytanii, Międzynarodowego Funduszu Walutowego oraz Banku Świato­ wego przebiegały opornie. Czechosłowacja otrzymała od 1945 r. kilka kredytów krótkoterminowych, przeznaczonych głównie na zakup surowców. Podczas per­ traktacji o pożyczkę w USA natrafiano głównie na trudności o politycznych cha­ rakterze. Niekorzystny wpływ miało deklarowane przez Pragę poparcie dla radziec­ kiej polityki zagranicznej, demonstrowane na paryskiej konferencji pokojowej w 1946 r. Szczególną irytację Waszyngtonu wywołał aplauz czeskich delegatów dla stwierdzenia radzieckiego wiceministra spraw zagranicznych, Andrieja Wyszyń­ skiego, jakoby USA dążyły do „ekonomicznego zniewolenia Europy poprzez poli­ tykę polegającą na udzielaniu jałmużny”6, a także utrzymane w podobnym tonie enuncjacje komunistycznej prasy. 5 czerwca 1947 r. sekretarz stanu USA George Marshall zadeklarował gotowość podjęcia działań na rzecz przywrócenia Europie równowagi ekonomicznej. Nie była to jednak oferta bezwarunkowej pomocy; zainteresowane jej uzyskaniem państwa musiały bowiem przejawić inicjatywę, wspólnie redagując program odbudowy. Pro­ pozycja ta zdawała się otwierać szanse na rozwiązanie wszystkich problemów, tra­ piących czeską gospodarkę, gwarantując zarazem umocnienie związków z Zacho­ dem. Jednocześnie jednak w Pradze uznawano bezwzględną konieczność uwzględ­ nienia radzieckiego stanowiska wobec planu Marshalla.

3 A. Teichova, For and Against the Marshall Plan in Czechoslovakia, [w:] Le Plan Marshall et le relève­ ment économique de l'Europe. Colloque tenu á Bercy les 21, 22, 23 mars 1991, Paris 1993, s. 111; K. Kaplan, P. Pfibik, Die Tschechoslovakei und der Marshall-Plan, „Bohemia. Zeitschrift für Geschichte und Kultur der böhmischen Länder”, Band 26, Heft 2, München 1985, s. 347-352. Dane na temat wy­ miany handlowej Czechosłowacji, [w:] M. Dewar, Soviet Trade with Eastern Europe 1945-1949, London 1951, s. 16-25.

4 K. Kaplan, P. Pfibik, op. cit., s. 350-354; W. Ullmann, The United States in Prague 1945-1948, New York 1978, s. 74-75.

5 K. Kaplan, P. Pfibik, op. cit., s. 353, 357; K. Kaplan, Nekrvavá revoluce, Praha 1993, s. 76; A. Teichova, op. cit., s. 117.

6 J. Bymes, Speaking Frankly, New York, London 1947, s. 142-144; G. Lundestad, The American Non- Policy towards Eastern Europe, 1943-1947. Universalism in an Area not of Essentia! Interest to the United States, Tromsö, Oslo, Bergen 1978, s. 167-170; S. Michálek, Nádeje a vytriezvenia. Českosloven- sko-americké hospodárske vzt 'ahy v rokoch 1945-1951, Bratislava 1995, s. 66-70. Bezpośrednia reakcja radzieckiego rządu na amerykańską propozycję nie była jednoznaczna. „Prawda” z 16 czerwca informowała, że politykę Marshalla dyktuje chęć zapobieżenia kryzysowi gospodarczemu w USA, wywierania presji politycznej za pomocą dolara i ingerencji w wewnętrzne sprawy innych państw. Jednocześnie jednak wysiłki podejmowane przez radzieckich dyplomatów w celu zdobycia dodat­ kowych informacji na temat propozycji Marshalla dowodziły, że Moskwa jest nią zainteresowana. Czechosłowacka prasa również starała się unikać zajmowania jednoznacznego stanowiska. Jednakże nadzieje i sympatie były wyraźnie widoczne. Obszernie cyto­ wano wypowiedzi zachodnich polityków oraz opinie publikowane w środkach ma­ sowego przekazu. Często służyły one za motto dla dalszych informacji. „Plan Mars­ halla - światło w tunelu” - fragment wypowiedzi Vincenta Auriola widniał w na­ główku wiadomości „Času” Słowackiej Partii Demokratycznej z 19 czerwca. Dzień wcześniej komentator gazety wyjaśnił, że w rządowych kręgach USA stabilizacja polityczna i międzynarodowy pokój są ściśle związane z pomyślnością gospodarczą, a także ze wzrostem wymiany między jak największą liczbą państw. Warunkiem efektywnej współpracy było jednak wyrównanie różnic pomiędzy gospodarką USA i państw zrujnowanych wojną. Ponieważ dotychczasowy system udzielania pomocy poszczególnym państwom nie sprawdził się, tłumaczono, Marshall zaproponował globalne rozwiązanie. „Bez względu na fakt, że sama Ameryka również ma korzyść z pożyczki, także niektórzy lewicowi pisarze polityczni dostrzegają w propozycji Marshalla «pierwszy naprawdę godny męża stanu czyn od czasu śmierci Roosevelta»” informowało 18 czerwca „Svobodné Slovo”, centralny organ Partii Narodowo-Socjalistycznej. W zaproszeniu ZSRR do udziału w odbudowie Europy dostrzegano doniosły krok na drodze do stabilizacji światowego pokoju. Ostro skrytykowano natomiast anty- amerykańskie wystąpienia komunistycznej prasy. Otóż komunistyczny tygodnik „Tvorba” opublikował wiersz Stanislava Kostki Neumanna, zawierający inwektywy pod adresem prezydenta Trumana. W odpowiedzi na oficjalny protest amerykańskiej ambasady praski MSZ wystosował notę wyrażająca głębokie ubolewanie. Prasa komunistyczna nadal identyfikowała się jednak z poglądami Neumanna. Każdy myślący komunista i niekomunista - pisało «Svobodné Slovo» - musi ostatecznie uznać, że ten, kto o coś się stara - nawet gdy jest to tylko pożyczka, którą będzie musiał spłacać - ma bardzo niewielką nadzieję na spełnienie swych życzeń, jeśli użyje grzecz­ nościowych zwrotów... Neumanna. Takie formy są na miejscu raczej tam, gdzie wręcz wmusza się nam coś, czego nie pragniemy7. Tymczasem wychodząc naprzeciw oczekiwaniom USA inicjatywę przejęły rządy państw Europy - Wielkiej Brytanii i Francji. Obradujący w Paryżu w dniach

1 „Svobodné Slovo”, 20 VI 1947; na temat zapatrywań narodowych socjalistów zob. też: F. Klátil, Repu­ blika nad stranami. O vzniku a vývoji československé strany národné socialistické 1897-1948, Praha 1992. s. 313. 17-18 czerwca ministrowie spraw zagranicznych Ernest Bevin i Georges Bidault postanowili zaprosić do dalszych obrad ZSRR8. Decyzja ta nie rozwiała nieufności radzieckich przywódców. Agencja TASS wysunęła 19 czerwca przypuszczenie, że dwaj zachodni ministrowie „ubili interes” za plecami ZSRR i innych państw euro­ pejskich9. Z sugestią tą współbrzmiał komentarz „Rudégo Práva”, oficjalnego orga­ nu Komunistycznej Partii Czech. Jego paryski korespondent André Simone10 stwierdzał wręcz, że prowadzone w tajemnicy przed Rosjanami dyskusje na temat programu odbudowy Europy zostały zainaugurowane już podczas konferencji mo­ skiewskiej w kwietniu 1947 r. W efekcie takiej polityki utworzono dwie kategorie państw, pogłębiając polityczny podział Europy i świata, przekonywał Simone". Ostatecznie jednak, ku powszechnemu zaskoczeniu, 22 czerwca 1947 r. rząd radziecki wyraził gotowość wysłania na konferencję ministra spraw zagranicznych Wiaczesława Mołotowa. Komunistyczna prasa natychmiast zaprzestała krytyki planu Marshalla. „Polityczne napięcie w Europie znacznie się rozluźniło... Otwiera się droga płodnej współpracy między ZSRR a Zachodem” - nagłówek wiadomości w gazecie „Lidová Demokracie” z 25 czerwca był typowy dla czeskiej prasy po przyjęciu przez Moskwę zaproszenia na paryskie obrady. Z doniesień napływających z War­ szawy wynikało, że sojuszniczy rząd polski zgłosił chęć udziału w dyskusjach na temat amerykańskiej oferty. Rada Ministrów po raz pierwszy debatowała na temat propozycji Marshalla w dniu 24 czerwca. Postanowiono utworzyć międzyministerialną komisję pod prze­ wodnictwem ministra spraw zagranicznych Jana Masaryka. Jej zadaniem było wyja­ śnienie szczegółów amerykańskiej oferty i przygotowanie propozycji". Wstrzemięźliwa postawa praskiego gabinetu stała się przedmiotem ostrej krytyki ze strony działaczy chadeckiej Partii Ludowej. Na łamach gazety „Lidová Demokra­ cie” Pavel Tigrid określił efekty rządowej debaty mianem „Salomonowego wyroku”. Został on ukoronowany - pisał dziennikarz - 25 czerwca wizytą przedstawiciela czecho­ słowackiej ambasady u amerykańskiego sekretarza do spraw ekonomicznych, Thorpa, któremu oświadczono, że Czechosłowacja nie chce się na razie przyłączyć do planu Marshalla, lecz jedynie „żąda” (!) wyjaśnienia bliższych szczegółów. I żeby było całkiem jasne, jakieś „czechosłowackie źródło dyplomatyczne” zwróciło uwagę, jak donosi Uni-

' J. Janus, Polityczne aspekty Planu Marshalla, „Studia Polono-Danubiana et Balcanica”, nr VII, „Ze­ szyty Naukowe Uniwersytetu Jagiellońskiego” nr MCLXXVII, 1995, Prace Historyczne, z. 118, s. 174.

* P. Koefod, New Concept in the Quest for Peace. Marshall Plan: Aspect ofPower Politics, Genève 1950, s. 120; „Prawda", nr 155,19 VI 1947. " .André Simone” to pseudonim Otto Katza, czeskiego lewicowego publicysty, który zostal powieszony wraz z Rudolfem Slansky’m podczas czystek praskich w 1952 r. " „Rudé Právo”, 19 VI 1947.

11 Československo a Marshallùv plán. Sborník dokumentů. K vydáni připravili R. Jičín, K. Kaplan, K. Krátký, J. Šilar, Praha 1992, dok. 9, s. 13-16; J. Janus, Czechosłowacja wobec Planu Marshalla, „Ze­ szyty Naukowe Uniwersytetu Jagiellońskiego”, Prace Historyczne, z. 107,1993, s. 167. ‘ted Press, że „Polska poniosła dużo większe wojenne straty niż Czechosłowacja, i dlate­ go potrzebuje także pilniejszej pomocy”. Pozwolimy sobie zauważyć, że jest to pierwszy przypadek w dziejach nowożytnej dyplomacji, kiedy pełniący oficjalną funkcję przed­ stawiciel małego państwa, które potrzebuje zagranicznej pomocy niczym soli, oręduje, aby pierwszeństwo w otrzymaniu tej pomocy miało inne państwo. Któż polecił temu człowiekowi wykonanie tego wspaniałego dyplomatycznego piruetu? [...] Nie po raz pierwszy ministerstwo spraw zagranicznych, kontynuował Tigrid, którego wiceminister jest osobliwie żwawy w wypadkach [...] bliższych jego światopoglądowi, okazało nie­ wiarygodną opieszałość w sprawach niezwykle ważnych dla naszego państwa. Jest to nowy dowód, że partyjna namiętność ideologiczna bierze górę w pałacu czemińskim13.

Tigrid uznawał toczące się w Paryżu obrady za najważniejsze wydarzenie od czasu zakończenia drugiej wojny światowej. Nie żywił jednak złudzeń co do swo­ body manewru własnego rządu: .Jeśli minister Mołotow [...] odrzuci propozycję Marshalla, będzie rzeczą niełatwą, jeśli nie niemożliwą, aby ją przyjął minister Ma- saryk i jego czterdziestu kolegów w rządzie”14. Konferencja paryska rozpoczęła obrady 27 czerwca 1947 r. Zachodni ministro­ wie zgadzali się co do konieczności objęcia programem pomocy całej Europy z wy­ jątkiem Hiszpanii. Proponowano utworzenie specjalnych komitetów dla każdej dziedziny gospodarki oraz komitetu dyrekcyjnego, który sumowałby ustalony przez nie bilans. Radziecki minister poddał te propozycje ostrej krytyce. Przestrzegał, że powołanie komitetu dyrekcyjnego zagrozi suwerenności państw. Ponadto propono­ wał, aby przed podjęciem jakichkolwiek działań zwrócić się do rządu USA o wyja­ śnienie dwóch kwestii: wysokości sumy, jaką zdecydowany był on wyasygnować na odbudowę europejskiej gospodarki oraz szans na uzyskanie aprobaty Kongresu. Mołotow domagał się zatem jedynie rozdzielenia amerykańskiej pomocy wśród ofiar niemieckiej agresji. W tej sytuacji konferencja zakończyła się fiaskiem w dniu 2 lipca 1947 r. W dwa dni później ministrowie spraw zagranicznych Francji i Wiel­ kiej Brytanii wystosowali do 22 państw Europy zaproszenia na konferencję poświę­ coną opracowaniu programu odbudowy Europy. Obrady miały się rozpocząć w Pa­ ryżu 12 lipca, końcowy zaś termin zgłaszania udziału upływał dwa dni wcześniej15. Pomimo zerwania konferencji czescy przywódcy liczyli, że wobec ogromu po­ trzeb gospodarczych Rosjanie pozwolą im skorzystać z amerykańskiej pomocy. 5 lipca szefowie partii komunistycznych Europy Środkowej, wśród nich stojący na czele praskiego rządu Klement Gottwald otrzymali od kierownictwa WKP(b) instrukcje na temat dalszego postępowania w sprawie konferencji paryskiej. Zalecano

13 Chodziło o wiceministra spraw zagranicznych, słowackiego komunistę Vladimíra Clementisa, który w obliczu bezwolności wykazywanej przez Masaryka wobec komunistów sprawował rzeczywistą kon­ trolę nad ministerstwem. 14 „Lidová Demokracie”, 29 VI 1947. 15 J. Janus, Polityczne aspekty..., s. 176-179. wzięcie udziału w obradach w celu wykazania mankamentów francusko-brytyjskie- go planu i zapobieżenia jego jednomyślnej akceptacji16. Czeska prasa również nie utraciła nadziei, że plan Marshalla, będący pierwszą próbą zharmonizowania dwu głównych koncepcji polityczno-ekonomicznych świa­ ta, stanie się wydarzeniem ważniejszym od zwycięstwa nad nazizmem, jak pisały 1 lipca bezpartyjne „Svobodné Noviny”. Relacjonując przebieg paryskich obrad na ogół starano się unikać ferowania ocen. Czytelnicy mogli niekiedy odnieść wraże­ nie, że za wzrastający rozdźwięk pomiędzy mocarstwami odpowiedzialność ponosi jakaś trzecia, niematerialna siła. Największym chyba zagrożeniem dla światowego pokoju jest wzajemne uprzedzenie mocarstw. Najpierw uniemożliwiało ono i uniemożliwia nadal zawarcie traktatu pokojo­ wego z pokonanymi Niemcami, choć od końca wojny upłynęły już dwa lata [...] Napięcie między Waszyngtonem a Moskwą jest najpoważniejszym niebezpieczeństwem, które w coraz większym stopniu rujnuje poziom życia politycznego, zwłaszcza europejskiego - ubolewano 1 lipca na łamach dziennika „Národní Obroda”17 **. W podobnym tonie pisało „Svobodné Slovo”: Czy uda się zjednoczyć Europę [...] jeśli jedynie zjednoczenie może przybliżyć nadzieję na trwałość przyszłego pokoju? Kłopot w tym, że odpowiedź uwarunkowana jest pyta­ niem, a pytanie odpowiedzią. Gdyby Związek Radziecki nie żywił nieufności w poli­ tyczną bezinteresowność amerykańskich propozycji pomocy, sprawa byłaby łatwa; po­ dobnie jak w wypadku, gdyby Stany Zjednoczone nie obawiały się, że środki, które chcą dać do dyspozycji, nie zostaną wykorzystane przeciwko nim11. Podczas posiedzenia praskiego rządu 4 lipca jednomyślnie zdecydowano, że Czechosłowacja powinna przyjąć zaproszenie. Postanowiono też wysłać do Moskwy delegację rządową dla przedyskutowania ważnych kwestii politycznych. Obok ne­ gocjowanego traktatu z Francją i kwestii ekonomicznych tematem rozmów miał być udział Czechosłowacji w konferencji paryskiej1’. Decyzję o udziale reprezentantów Pragi w paryskich obradach zatwierdziło ostatecznie prezydium rządu, obradujące w dniu 7 lipca. Delegacja kierowana przez ambasadora w Paryżu Jindřicha Noska miała dbać, aby podjęte ustalenia nie godziły w suwerenność państwa i jego zobo­ wiązania gospodarcze20. Decyzja została bezzwłocznie ogłoszona. Czechosłowacja znalazła się w centrum zainteresowania zachodnich środków masowego przekazu. Fragmenty ich relacji szybko trafiały na pierwsze strony więk­ szości czechosłowackich dzienników. „Svobodné Slovo” zamieściło przegląd prasy brytyjskiej i francuskiej. Najwięcej uwagi poświęcono komentarzowi francuskiego

16 Československo a Marshallůvplán, dok. 26, s. 38. 17 Zob. też: „Národní Obroda", 8 VII 1947. “ „Svobodné Slovo", 2 VII 1947.

17 Československo a Marshallův ptán, dok. 22, s. 33-34.

” Ibidem, dok. 31, s. 42-47; J. Janus. Czechosłowacja.,., s. 168-170. lewicowego „Franc Tireur”, określającego depeszę o przyjęciu zaproszenia „dobrą i wielką sprawą”, która ułatwi decyzję innym państwom, a także zapobiegnie utwo­ rzeniu zachodniego bloku i rozwieje obawy powstania „nowego Monachium”21. Na łamach „Národní Osvobození” cytowało obszerne urywki komentarza londyńskiego liberalnego „New Chronicie”. Stwierdzano tam, że: „Choć Związek Radziecki pozo­ stanie na razie na uboczu, uczestnictwo Czechosłowacji w europejskich planach mo­ że okazać się mostem, po którym mógłby przyjść Mołotow, aby zająć miejsce, które wciąż na niego oczekuje”22. W podobnym tomie utrzymane były komentarze ame­ rykańskiej prasy, relacjonowane przez dziennik „Národní Obroda”23. Atmosfera podniosłości i radosnego oczekiwania nie udzieliła się redaktorom „Rudego Práva”. Na pierwszej stronie wydania z 8 lipca zamieszczono jedynie małą, pozbawioną komentarza notatkę o przyjęciu zaproszenia. Cytowane wewnątrz numeru komenta­ rze „Prawdy” oraz komunistycznego „L’Humanité” nie pozostawiały wątpliwości, że prowadzona przez Amerykanów i ich zachodnioeuropejskich sojuszników „anty­ radziecka i antykomunistyczna polityka, przywracająca najgorsze tradycje Mona­ chium zostanie odrzucona przez wszystkie demokracje świata”. Decyzja w sprawie stosunku polskiego rządu wobec propozycji Marshalla miała zapaść na posiedzeniu planowanym na 9 lipca 1947 r. Jednakże dzień wcześniej ra­ dziecka agencja informacyjna TASS nadała z Paryża wiadomość o odrzuceniu przez Polskę zaproszenia na konferencję paryską. Protesty prezydenta Bolesława Bieruta wobec radzieckiego ambasadora, jak też dementi rzecznika warszawskiego MSZ-u nie dały rezultatu. Rząd poddał się woli Moskwy, odrzucając zaproszenie do Paryża w dniu 10 lipca. Podobnie postąpiły pozostałe państwa radzieckiej strefy wpływów. Organy prasowe czechosłowackich partii „umiarkowanych” podały 9 lipca za­ równo informację o komunikacie agencji TASS w sprawie polskiego stanowiska, jak też o dementi ogłoszonym przez polskie MSZ. Przytaczano również wypowiedź przedstawiciela Foreign Office, iż „oznajmianie odmowy obcych rządów nie jest sprawą radzieckiej agencji informacyjnej”. Nie komentując powyższych doniesień przypominano, że decyzja w sprawie udziału Polski w planie Marshalla ma zapaść 9 lipca wieczorem24. „Vývoj” powrócił w tym dniu do tematu zakończonej niedawno konferencji pary­ skiej, postrzeganej jako arena „mocarstwowej polityki egoizmu, nieufności i histerii, która doprowadziła świat na dzisiejsze tragiczne rozdroże”. Odpowiedź na pytanie: „Co mamy robić?” wydawała się oczywista: „Czechosłowacką politykę, zgodną z tra­ dycją, moralnym, duchowym i politycznym dziedzictwem naszego państwa, politykę, o której przyszłe generacje mogłyby powiedzieć, że była to polityka mężczyzn, a nie tchórzy”25. Sens owej maksymy pozostawiono interpretacji czytelników.

Jl „Svobodné Slovo", 9 VII 1947. ” „Národní Osvobození”, 9 VII 1947. u „Národní Obroda”, 10 VII 1947. u „Lidová Demokracie”, 9 VII 1947; „Národní Obroda”, 9 VII 1947, „Čas”, 10 VII 1947. ” „Vývoj”, 9 VII 1947. Rankiem 9 lipca odleciała do Moskwy delegacja rządowa z Gottwaldem i Masa- rykiem na czele. Większość czechosłowackiej prasy otwarcie łączyła tę wizytę z niepowodzeniem konferencji paryskiej. Cytowano komentarze paryskiego lewi­ cowego „Franc Tireur” sugerujące, że w Moskwie będzie się zmierzać ku temu, aby udział Czechosłowacji w europejskim programie odbudowy nie kolidował z zawar­ tymi przez nią porozumieniami gospodarczymi z ZSRR, oraz utrzymane w podob­ nym tonie doniesienia praskiej placówki agencji Reutera16. Podczas wizyty na Kremlu, nocą z 9 na 10 lipca członkowie delegacji zostali poddani przez Stalina ostrej krytyce z powodu przyjęcia zaproszenia. Radziecki przywódca przyznawał, że przez pewien czas panował na Kremlu pogląd, że pań­ stwa Europy Wschodniej powinny wziąć udział w konferencji, a w razie potrzeby ją opuścić. Jednakże wobec niezbitych dowodów, że celem inicjatorów obrad jest izo­ lacja Związku Radzieckiego stanowisko to uległo zmianie. Grożąc rewizją „przyjaz­ nego i sojuszniczego” stanowiska wobec Czechosłowacji radzieccy przywódcy zażądali zmiany decyzji. Aby ukoić rozgoryczenie swych gości Stalin zaoferował pomoc w formie dostaw 200 tysięcy ton pszenicy oraz owsa i jęczmienia27. Przeby­ wający w Moskwie ministrowie, a pod ich wpływem reszta gabinetu w dniu 10 lipca 1947 r. postanowili wycofać swój udział w opracowaniu planu. Nagłą woltę uzasad­ niono negatywnym stanowiskiem wschodnioeuropejskich sojuszników28. Już 11 lipca zachodnie środki masowego przekazu poinformowały o radzieckiej ingerencji w decyzję praskiego rządu. Powszechny był pogląd, że w zaistniałej sytu­ acji koncepcja „mostu” nie będzie możliwa do utrzymania. Na łamach „New York Timesa” zwracano uwagę na „tragedię narodu na pograniczu”, który przez swą tra­ dycję i powiązania gospodarcze bliższy jest światu zachodniemu. Uwadze komen­ tatorów nie uszedł też sposób, w jaki radzieccy przywódcy potraktowali swych so­ juszników. Zwracano uwagę na analogię pomiędzy wizytą czechosłowackich mini­ strów w Moskwie i podróżą Hdchy do Hitlera w 1939 r. Dramatyczne okoliczności towarzyszące odwołaniu przez Pragę udziału w konferencji określano mianem „dru­ giego Monachium”29. Skojarzenia z katastrofą monachijską nasunęły się również komentatorom ko­ munistycznego „L’Humanité”. Ci jednak przekonywali, że ZSRR i państwa „demo­ kracji ludowej” odrzucając plan Marshalla zapobiegły „drugiemu Monachium”. Francuskim komunistom dzielnie sekundowała brytyjska lewica, zdaniem której

“ „Lidová Demokracie”, „Národní Osvobozeni”, 5 VII 1947; „Čas”, 8 i 10 VII 1947; „Národní Obroda”, II VII 1947. 17 Československo a Marshallův plán, dok. 42, s. 57; dok. 43, s. 58-64. 11 Ibidem, dok. 49, s. 68-89; J. Janus, Czechosłowacja..., s. 173-176. ” Przegląd prasy zachodniej, [w:] Archiv Federálního Ministerstva Zahraničních Veči, Praga, Odbor. B, tel. nadesł. nr 1895/B/47, Nosek do MZV, 12 VII 1947; nr 1905/B/47, Slávik do MZV, 12 VII 1947; Vojenský Archiv, Praga, Ústav T. G. Masaryka, Benešův Archiv, Hospodářství, kt. 1; S. Michálek, op. cit., s. 104-108. Czechosłowacja ukazała całemu światu, że szanse uzyskania pomocy mają także ci, którzy zabiegają o nią na Wschodzie30. „Rudé Právo” informując 11 lipca o odrzuceniu zaproszenia przyjmowało już za pewnik, że krok ten popiera cały naród. Jeśli odezwą się na zachodzie głosy - pisano - które będą złośliwie komentować obecną decyzję naszego rządu, nie może to mieć najmniejszego wpływu na nasze społeczeń­ stwo! Albowiem naród, który ma za sobą tragiczne doświadczenie Monachium, ma także swój instynkt i poczucie godności. Delegacja rządowa powróciła z Moskwy 12 lipca. Czytelnicy „Rudégo Práva” mogli nazajutrz zobaczyć szeroki uśmiech Gottwalda, schodzącego z pokładu ra­ dzieckiego samolotu. W sprawozdaniu z ceremonii powitania podkreślano, że pre­ mier powrócił z Moskwy w doskonałym nastroju. W komunikacie zredagowanym wspólnie ze stroną radziecką stwierdzano, że moskiewskie rozmowy ukazały całko­ witą jedność poglądów, prowadząc do zgodnie przyjętych decyzji. Prasa przedru­ kowała też teksty dziękczynnych telegramów, które do Stalina, Mołotowa i Mikoja- na przesłali odpowiednio - premier Gottwald, minister spraw zagranicznych Masa­ ryk i minister sprawiedliwości Prokop Drtina, narodowy socjalista31. Dopiero teraz komunistyczna prasa opublikowała pełny tekst przemówienia Mołotowa wygłoszonego przed opuszczeniem konferencji paryskiej 2 lipca. Z upo­ dobaniem cytowano komentarze zachodnich środków masowego przekazu, dla uproszczenia sprowadzone niekiedy do wspólnego mianownika: „Można powiedzieć, że brytyjskie gazety usiłują powiedzieć czytelnikom co następuje: «Spójrzcie, co Sło­ wianie dostali od Rosjan, podczas gdy nam Marshall jedynie obiecuje dolary»”32 33. „Rudé Právo” z 16 lipca przyniosło wypowiedzi „ludzi pracy” zebrane rzekomo w zakładach pracy, biurach i na ulicach (dla spotęgowania efektu zrobiono im zdję­ cia). Naciśniemy sobie pasy, ale niepodległości nie sprzedamy. Tam [w Paryżu] musielibyśmy tańczyć, tak jakby nam grali panowie”, stwierdzić miał palacz, Václav Ćemy. N a pierwszej Republiki wierzyłabym tym, którzy są przeciwko rzą­ dowi. Jednakże rządowi Gottwalda wierzę. Co obiecali, to spełnili”, zapewniała go­ spodyni domowa, Milena Partličková. Gdy jedna z sondowanych urzędniczek oka­ zała się nie być przekonana o słuszności rządowej decyzji, o skomentowanie jej wy­ powiedzi poproszono .jakiegoś studenta”. Wyjaśnił on: „Gdybyśmy mogli tam roz­ mawiać jak równy z równym i nikt nie żądałby od nas kompromisów na naszej dro­ dze do socjalizmu, pojechalibyśmy tam niewątpliwie jako pierwsi. Lecz w takiej sytuacji nie mamy tam nic do roboty”. Przedmiotem szczególnego zainteresowania publicystów „Rudégo Práva” stała się konferencja paryska, która 12 lipca 1947 r. rozpoczęła obrady z udziałem dele­

30 Z. Veselý, Československo a Marshallůvplán, Praha 1985, s. 70. 31 Dokumenty a materiály k dejinám ěeskoslovensko-sovětskych vztahu, díl V: květen 1945-únor 1948, Praha 1988, dok. 314, s. 477-479; „Rudé Právo", 13 VII 1947. 33 „Rudé Právo”, 16 VII 1947. gatów szesnastu państw Zachodniej Europy. W dniu inauguracji Simone, mianowa­ ny specjalnym sprawozdawcą, mógł w pełni rozwinąć swój talent publicystyczny, pisząc: Konferencja, która zostanie dziś otwarta w Paryżu, przez jednych jest nazywana europej­ ską konferencją gospodarczą, chociaż delegaci reprezentują jedynie mniejszą cześć lud­ ności Europy. Inni nazywają ją konferencją o planie Marshalla, choć taki plan, jak fran­ cuskie ministerstwo spraw zagranicznych samo oświadczyło, nie istnieje. Już nazwy, które nie odpowiadają rzeczywistości, ukazują atmosferę symulacji, w jakiej rozpoczyna się paryskie spotkanie.

Paryski korespondent organu prasowego KPCz dowodził, że dla przezwyciężenia powojennych trudności państw Europy zasadnicze znaczenie mają poczucie bezpie­ czeństwa, gwarancje suwerenności oraz sprawiedliwe rozwiązanie kwestii reparacji. Jednakże procedura konferencji, a także propagowana przez jej inicjatorów idea odbu­ dowy zachodnich stref Niemiec, pozostają w jaskrawej sprzeczności z tymi warunka­ mi, stanowiąc niebezpieczny krok w kierunku utworzenia zachodniego bloku. Wnio­ sek był oczywisty: „Okazuje się teraz, że dziś, podobnie jak w przeszłości, Związek Radziecki broni niepodległości i suwerenności słabych przeciw silnym”33. „Imiona tych, którzy nie biorą udziału, są na ustach wszystkich, a najwięcej mówi się o Czechosłowacji”, relacjonował nazajutrz swe wrażenia z pierwszego dnia obrad Simone. Jeden z najlepiej poinformowanych obserwatorów zdradził mu ponoć, że organizatorzy konferencji pragnęli wykorzystać uczestnictwo Czechosło­ wacji jako alibi, że nie chcą podzielić Europy na dwie części; jednakże jednomyślna decyzja praskiego rządu udaremniła ten plan. W relacji Simone’a perspektywy kon­ ferencji przedstawiały się dość ponuro: nawet amerykańscy dziennikarze określali ją mianem „teatru kukiełkowego”, większość delegatów żywiła obawy, że cała praca pójdzie na mamę; nawet zaś akceptacja programu przez Kongres USA nie dawała gwarancji przyznania realnej sumy każdemu z uczestników34. Wreszcie „Rudé Právo” z 17 lipca przyniosło na pierwszej stronie wiadomość: „Konferencja paryska zakończyła się fiaskiem”. Z tekstu wynikało wprawdzie, że pracę kontynuuje komitet koordynacyjny, lecz jego działalność ogranicza się do rozdawania różnych kwestionariuszy delegatom, którzy „zdecydowali się nadal tra­ cić czas w Paryżu”. Po zapoznaniu się z pytaniami zawartymi w kwestionariuszach rozegrać się miała „tragikomiczna scena, ukazująca bezradność i bezplanowość pa­ nującą w państwach o kapitalistycznej gospodarce”. Określenie potrzeb, jakie będą mieć poszczególne państwa w roku 1950 przekraczało bowiem możliwości przed­ stawicieli wielu z nich. Na następnej stronie informacja o „zimnym prysznicu”, jaki sprawił uczestnikom konferencji Waszyngton, odrzucający możliwość zwołania w bieżącym roku nadzwyczajnej sesji Kongresu dla zatwierdzenia planu, dopełniała tej ponurej wizji. Po lekturze takich relacji czytelnik mógł jedynie odczuwać głębo-

” „Rudé Právo", 12 VII 1947. 34 „Rudé Právo”, 13 VII 1947; zob. też: „Svétové Rozhledy”, roi. I, é. 8, IX 1947, s. 682-687. ką wdzięczność dla tych, którzy nie dopuścili, aby jego kraj został wplatany w żało­ sną i niepoważną aferę zwaną planem Marshalla35. Rewelacje ujawniane przez organ prasowy KPCz do złudzenia przypominały enuncjacje radzieckiej prasy, z upodobaniem roztaczającej obraz „kociokwiku” rze­ komo obejmującego Zachodnią Europę w obliczu rozwianych złudzeń tamtejszych „naiwniaków i aferzystów już liczących miliony dolarów, które jutro popłyną zło­ tym deszczem na ich niepewne interesy i ciemne spekulacje”36. W całkowicie odmiennym tonie relacjonowała przebieg paryskich obrad nieko­ munistyczna prasa. „Wschodnia Europa stała się związkiem zawodowym żebraków, izolowanych od światowych źródeł gospodarczych”, informowały w dniu rozpoczę­ cia konferencji „Obzory”. Wkrótce na łamach tygodnika z goryczą przywołano za­ pewnienie udzielone przez Masaryka, że „będzie się zawsze starał, choćby z czapką w ręce, «obchodzić» Zachód, aby wybłagać coś dla podtrzymania naszego standardu życiowego”37. Chadecki „Vývoj” podkreślał 23 lipca, że pierwsza część konferencji paryskiej zakończyła się już sukcesem - dla państw, które przyjęły zaproszenie. Stany Zjednoczone ofiarowują wszystkim europejskim narodom pomocną rękę i jeśli ktoś uważa, że może się bez tej pomocy obejść, nie stanowi to jeszcze powodu, aby rów­ nież Czechosłowacja zrezygnowała z tej wielkiej okazji - pisał bez ogródek Pavel Tigrid. W naszym układzie ze Związkiem Radzieckim nie ma paragrafu, który zakazywałby nam współpracy z resztą Europy i Ameryką [...] Domagamy się, aby system naszych sojuszy został uzupełniony traktatem sojuszniczym z Francją i Wielką Brytanią, protestujemy przeciwko obelgom wysuwanym przez niektóre gazety i osoby pod adresem Zachodu i nalegamy, aby nasza gospodarka otrzymała jak największą pomoc od Stanów Zjedno­ czonych31. Trzeba przyznać, że organy prasowe partii „umiarkowanych” nie miały łatwego zadania. Z jednej strony należało przeciwdziałać rozluźnieniu stosunków z Zacho­ dem, lecz jednocześnie nie drażnić Rosjan. Ponadto trzeba było przekonać własny elektorat co do słuszności podjętej decyzji. W wysiłkach tych prym wiedli narodowi socjaliści. Efektem nadzwyczajnego posiedzenia prezydium i klubu poselskiego Partii Narodowo-Socjalistycznej był komunikat, opublikowany 18 lipca na łamach „Svobodnégo Slova”.

35 Podobne relacje: „ Konec *Marshallova plánu?» ", „ Marshallův ptán ve slepé uličce ", „Obrana Lidu”, 14 X oraz 17 X 1947. Osiągniecie porozumienia przez zebranych w Paryżu delegatów szesnastu państw, posiadających niekiedy sprzeczne interesy nie było oczywiście łatwe. Pomimo tego konferencja zakoń­ czyła się sukcesem w dniu 22 września 1947 r. Raport końcowy przewidywał ścisłą współpracę ekono­ miczną sygnatariuszy, podjęcie działań zmierzających do przywrócenia stabilizacji finansowej oraz po­ moc USA w wyrównaniu deficytu płatniczego w wysokości 22 mld 440 min $ w okresie 1948—1951. “ „Prawda”, nr 191,25 VII 1947. 37 „Obzory”, 19 VII 1947. 33 „Vývoj”, 23 VII 1947. Działanie przedstawicieli partii w rządzie było oczywistym następstwem wierności wo­ bec naszego sojusznika - pisano - ponieważ nasze ewentualne uczestnictwo w rozmo­ wach paryskich mogło w danej sytuacji sprawiać wrażenie działania wymierzonego przeciw naszemu sojuszniczemu związkowi. Dla partii narodowych socjalistów sojusz ze Związkiem Radzieckim pozostaje w dalszym ciągu fundamentalnym filarem bezpieczeń­ stwa państwa [...] W naszym początkowym przyjęciu zaproszenia na konferencję paryską nie było niczego, co byłoby wymierzone przeciwko temu sojuszowi, co zresztą wynika z faktu, że wypowiedzieli się za nim wszyscy członkowie rządu, łącznie z przedstawi­ cielami partii komunistycznej” . W artykule W interesie Czechosłowacji, opublikowanym 23 lipca przez „Svo­ bodné Slovo” Drtina tłumaczył, że udział w konferencji paryskiej przyczyniłby się do sprzecznego z interesami państwa osłabienia mocarstwowej pozycji ZSRR. Mini­ ster przypominał, że gwarancją bezpieczeństwa Republiki jest siła słowiańskiej Ro­ sji, a w interesie społeczeństw obydwu państw leży, aby germańskie zagrożenie na zawsze pozostało zamknięte w granicach, do których sprowadziła je klęska hitle­ rowskich Niemiec39 40. Członkowie i sympatycy partii nie byli jednak usatysfakcjonowani tymi wywo­ dami. Do centralnego sekretariatu napływały listy protestacyjne. Wyjaśnień domagały się również okręgowe reprezentacje partii. Jak pisał sekretarz jednej z placówek, argumenty podawane przez Ministerstwo Informacji nie brzmiały wiarygodnie. „Wszyscy rozumni obywatele [...] słusznie uważający, że jesteśmy satelitami ZSRR” potępiali postępowanie rządu, zmieniającego decyzję pod wpływem pogróżki41. Od połowy lipca 1947 r. można było zaobserwować wzrastające usztywnienie stanowiska KPCz. Po Pradze krążyła plotka, że Gottwald popadł u Stalina w nieła­ skę z powodu braku czujności i próbuje zasłużyć na przebaczenie42. Argumenty, za pomocą których partie „umiarkowane” usiłowały uzasadnić zmianę stanowiska w kwestii planu Marshalla, stawały się często pretekstem do ataków przeciwko ich przywódcom. 15 lipca „Rudé Právo” oskarżyło kierownictwo partii ludowej o for­ sowanie antyradzieckiej polityki oraz idei zbliżenia z reakcyjnymi elementami na Zachodzie. Podczas manifestacji w Mielniku dnia 24 sierpnia, redaktor naczelny organu prasowego KPCz, Vilém Nový z ironią skomentował wypowiedź sekretarza Partii Narodowo-Socjalistycznej, Vladimíra Krajiny, jakoby Czechosłowacja odrzu­ ciła plan Marshalla pod naciskiem Moskwy. Oczywiście, że respektujemy pogląd naszego głównego sojusznika i konsultujemy z nim dyplomatyczne kroki - mówił. Tak było również w przedmonachijskiej republice, kiedy naszym głównym sojusznikiem była Francja. Jednakże główny powód, dla którego od­

39 „Svobodné Slovo”, 18 Vil 1947; P. Drtina, Československo můj osud, sv. 2, kn. 2, Toronto 1982; s. 348-249; L.K. Feierabend, Pod vládou národní Fronty, Washington D. C. 1968; O. Hora, Sveděctvi o puči. Z boju proti komunizaci Československa, t. II, Melantrich, Praha 1991, s. 14-15. 40 P. Drtina, op. cit., s. 351-356; zob. też: O. Hora, op. cit., s. 16-17. 41 ALS: Československá Strana Národní Socialistická 1945-1948, kart. 150.

41F. FejtO, V. Fišer, Praski zamach stanu 1948, Warszawa 1990, s. 73. rzuciliśmy uczestnictwo w rokowaniach na temat planu był taki, że nasza Republika nie może asystować przy próbach odnowienia sił niemieckiego imperializmu [...] O tej spra­ wie pan poseł Krajina zamilczał43. Tekst tej nagany triumfalnie opublikowało „Rudé Právo”. Był to zaledwie początek ofensywy, która przybrała na sile z końcem września 1947 r., po powrocie przedstawiciela KPCz, Rudolfa Slánský’ego z konferencji za­ łożycielskiej Kominformu w Szklarskiej Porębie. Obok ostatecznej likwidacji sło­ wackich demokratów, mobilizacji sił lewicowych wszystkich ugrupowań politycz­ nych oraz umocnienia kontroli nad policją i wojskiem zakładano ograniczenie związków z Zachodem44. Z niespotykanym dotąd impetem ruszyła kampania propa­ gandowa oskarżająca Stany Zjednoczone o uprawianie „dolarowej dyplomacji” i przygotowywanie wojny przeciwko ZSRR. Szybko uznano jednak, że na wyobraź­ nię Czechów najlepiej podziała wizja odbudowanego przez Amerykanów zaborcze­ go państwa niemieckiego. W ten sposób plan Marshalla stał się, jak oceniał amery­ kański ambasador Laurence Steinhardt, najbardziej atakowanym elementem amery­ kańskiej polityki45.

Marshall's Plan in the Czechoslovakian Press (June-August 1947)

Abstract Immediately after George Marshall’s declaration to provide assistance to Europe in the process of its reconstruction (on June 5, 1947), the Czechoslovakian press tried to avoid ta­ king a definite stand in the matter. However, some hope was transparent in the publications of „moderate” parties (Svobodně Slovo, Lidová Demokracie, Čas, Vývoj) that Prague would use assistance of the USA. On the other hand, Rudé Právo, the Czechoslovak Communist Party journal, following the Soviet press, was very suspicious towards the American proposal. And yet, when on June 22, 1947 the Soviet government expressed its willingness to participate in the discussion on Marshall’s plan, the communist press stopped criticism on the subject. In spite of the fact that Moscow finally took a negative stand, the Czechoslovakian government decided to participate in the programme of the European reconstruction on July 4. Forced by the Soviets, it changed its decision on July 10. After July 10, press notes in Rudé Právo with reference to Marshall’s plan imitated those from the Soviet press. Moderate parties’ journals in their attempts to keep the ties with the west, expressed sorrow because of the division of Europe, however, not intending to irritate Russians, they tried to convince its readership that the taken decision was right.

43 „Rudé Právo”, 26 VIII 1947; zob. też: „Svetové Rozhledy”, roč. 1, č. 6, VII 1947, s. 481-483; P. Drti­ na, op. cit., s. 352-353. 44 O dalszym rozwoju sytuacji politycznej w Czechosłowacji, [w:] K. Kaplan, op. cit., s. 73 nn.; J. Korbel, op. cit., s. 183 nn.; F. Fejtä, V. Fišer, op. cit., s. 81 nn.; M.K. Kamiński, Polska i Czechosłowacja w poli­ tyce Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii 1945-1948, Warszawa 1991, s. 283 nn.

45 M. Steinitz, The U.S. Propaganda Effort in Czechoslovakia, 1945-1948, „Diplomatic History”, vol. 6, nr 4, Fali 1982, s. 379-380; J. Korbel, op. cit., s. 186.

Annales Academiae Paedagogicae Cracoviensis Folia 17 Studia Historica II (2003)

MISCELLANEA

Barbara Obtutowicz Projekt stroju narodowego dla Hiszpanek w 1788 roku

W XVIII wieku Hiszpania przeżywała poważne trudności wewnętrzne będące następstwem kilkuwiekowych zaniedbań gospodarczych. Odkąd bowiem Hiszpanie zawładnęli złoto- i srebmonośnymi posiadłościami w Ameryce Południowej przestali się troszczyć o rozwój rodzimej gospodarki. W zamian za przywożone z kolonii kruszce szlachetne mogli kupić wszelkie towary za granicą. Na dłuższą metę taka polityka prowadziła do upadku rynku wewnętrznego i ubożenia społeczeństwa. Z drugiej strony prądy oświeceniowe docierające na Półwysep Pirenejski z sąsied­ niej Francji zachęcały do życia dostatniego i wystawnego. W Hiszpanii szerzyła się moda na francuskie maniery, etykietę, fryzury i stroje. Mania cudzoziemszczyzny ogarnęła zwłaszcza kobiety z wyższych i średnich sfer, które ogromne sumy wyda­ wały na upiększenie swego wyglądu. Skutki takiego postępowania szybko dały 0 sobie znać w budżetach prywatnych i w skarbie koronnym. Zjawisko to sprzyjało nasilaniu się negatywnych opinii na temat kobiet. W powszechnej świadomości utrwalało się przeświadczenie, że to właśnie one ponoszą winę za nieszczęścia, jakie trapiły zarówno rodziny, jak i państwo1. Przekonanie takie upowszechniała ówczes­ na prasa. Przykładowo w 1781 roku na łamach „Cajón de Sastre Literario” pojawił się artykuł piętnujący zaniedbywanie przez kobiety obowiązków matek i żon, za­ miłowanie do zbytku, próżnowanie, kierowanie się kaprysami, co - jak podkreślał anonimowy autor - prowadziło do ewidentnej ruiny państwa2. Problem musiał narastać, skoro za panowania Karola III (1756-1788) w kręgach elity rządowej, w skład której wchodzili przedstawiciele hiszpańskiego Oświecenia zwani ilustrados, powstała myśl o wprowadzeniu obowiązkowego stroju narodowe­ go dla kobiet. Ideę popierał premier Hiszpanii hrabia Floridablanca. Robił to nieofi-

1 P. Fernandez Q uintanilla, La mujer ilustrada en ta Espąna del siglo XVIII, M adryt 1981, s. 103.

2 A n o n i m , Defensa de las mugeres eon egemplos de su magnanimidad, „Cajón de Sastre Literario”, 1781, t. IV, s. 227-238. cjalnie, obawiając się wybuchu niezadowolenia wśród bogatej arystokracji, szlachty i burżuazji. Jednocześnie władze czyniły konkretne posunięcia przeciwko marno­ trawstwu i rozrzutności. Ingerując w wydatki swych poddanych, w 1770 roku król zakazał importowania muślinów francuskich i nakazał zastępowanie ich przez mate­ riały krajowe. Wprowadzano przepisy regulujące korzystanie z towarów luksuso­ wych, np. odgórnie ustalano maksymalną liczbę koni zaprzęganych do powozów. W 1776 roku minister skarbu markiz Esquilache, kierując się względami bezpie­ czeństwa i oszczędności, usiłował zmodyfikować strój męski poprzez odrzucenie modnej wówczas, obszernej peleryny (przestępcy zwykli ukrywać pod nią sztylety) oraz kapelusza z szerokim rondem, które ułatwiało rozbójnikom maskowanie twarzy. Nakazał obcięcie peleryn i zmniejszenie kapeluszy, co spotkało się ze zdecydowanym oporem, doprowadzając do powstania skierowanego przeciwko osobie ministra. Bezpośrednią zachętą do reformy stroju kobiecego w Hiszpanii było rozporzą­ dzenie wydane przez króla Danii Christiana VII w 1783 roku, ograniczające nosze­ nie ubiorów szytych z materiałów zagranicznych3. Pięć lat później, w lutym 1788 roku na rynku księgarskim w Madrycie ukazała się praca zatytułowaną Discurso politico-económico sobre el lujo de las seiioras y proyecto de un troje nacional (Dyskurs polityczno-ekonomiczny na temat zbytku kobiet i projektu stroju narodo­ wego)4. W lipcu „Gaceta de Madrid” ogłosiła sprzedaż nowej publikacji, a „Memo­ riał Literario” podał streszczenie książki poprzedzone obszernym komentarzem5. Dyskurs liczy 68 stron, składa się ze wstępu, czterech rozdziałów i jest anoni­ mowy. Z tekstu wynika, że napisała go kobieta, ponieważ narrator używa żeńskiej formy wypowiedzi. Jednak badania przeprowadzone przez historyków hiszpańskich i francuskich sugerują, że pracę zredagował niejaki Navarrete, marynarz, członek Stowarzyszenia Ekonomicznego Madrytu*. Na odwrocie strony tytułowej widnieje cytat z Ekonomii Ksenofonta w przekładzie tłumaczki o nazwisku Castellana de Tamara. Fragment ten brzmi następująco:

W istocie wydaje mi się, że dobra kobieta jest przyjacielem domu i wielkim wsparciem dla swego męża. Najczęściej bywa tak, że fortuna rośnie dzięki pracy mężów, a szczu- pleje na skutek wydatków i wystawności żon. Tak więc, gdy kobiety z rozwagą gospoda­ rują posiadanymi zasobami pieniężnymi majątek pomnaża się, natomiast upada gdy czy­ nią to w sposób nieodpowiedzialny.

Dyskurs otwiera sześciostronicowy wstęp w formie listu skierowanego do hra­ biego Floridablanki przez pewną Damą. W liście tym Dama zapewniała, że do za­ interesowania się problemem skłoniły ją wyłącznie pobudki patriotyczne. Postano­ wiła przekonać rodaczki o szkodliwych następstwach przepychu w ubiorze i prze- *•'* 3 P. Femdndez Quintanilla, op. cit., s. 102-103. 4 Discurso politico-económico sobre el lujo de las seńoras y proyecto de un traje nacional, Madryt 1788. 9 P. Femśndez Quintanilla, op. cit., s. 104. * Ibidem, s. 106; P. de Demerson, Maria Francisco de Sales Portocarrero. La Condesa de Monti jo. Una figura de la llustración, Madryt 1975, s. 164. sądnego naśladownictwa zagranicznej mody. Namawiała kobiety do zaakceptowania stroju narodowego, widząc w tym skuteczny sposób na wydobycie Hiszpanii z zaco­ fania gospodarczego oraz na polepszenie wizerunku „płci pięknej” w oczach społe­ czeństwa7. Temu celowi miał służyć Dyskurs. Rozdział pierwszy (s. 9-28)® nosi tytuł: O ciężarze jakim dla Państwa i rodzin jest przepych w ubiorach. Wspomniana Dama przypomniała w nim, że problem luk­ susu nurtował ludzkość od najdawniejszych czasów. W starożytności, w średnio­ wieczu i w epoce nowożytnej władcy wprowadzali przepisy limitujące używanie przedmiotów zbytku (s. 16). W XVIII wieku cudzoziemszczyzna zaatakowała w sposób szczególnie groźny Danię. Rozrzutność Dunek wydających na zagraniczne kreacje więcej pieniędzy niż wynosiły ich budżety rodzinne, prowadziła do maso­ wego ubożenia społeczeństwa, skłaniając króla do ukrócenia tego procederu na dro­ dze prawnej (s. 10). W dalszej części Dama zwróciła uwagę, że podobne zjawisko występowało w Hiszpanii, gdzie żeńska połowa społeczeństwa, czyli około 5 min kobiet, w skali rocznej przeznaczała na upiększenie swej prezencji astronomiczną sumę 118 088 235 realów. Panie z niższych warstw koniecznie chciały dorównać w ubiorze arystokratkom, co często prowadziło je do niepohamowanej żądzy ciągłe­ go wybijania się i imponowania otoczeniu atrakcyjnym wyglądem zewnętrznym. Kobiety te stawały się niewolnicami wystawności i mody (s. 12, 15). Z punktu wi­ dzenia interesów państwa najbardziej niepokojący był fakt, że wydawane na ten cel pieniądze nie pozostawały w kraju. Hiszpania miała słaby przemysł i niemal wszystko kupowano za granicą, przyczyniając się do wzbogacenia obcych gospoda­ rek (s. 23). Autorka ubolewała, że Anglicy i Francuzi łamiąc monopol Hiszpanii na handel z jej koloniami uprawiali nielegalny handel, przerzucając swe towary do Ameryki i zarabiając na tym krocie. Centralnym punktem kontrabandy była Marty­ nika, gdzie wybudowano ogromne magazyny ze składami broni, tkanin, ozdób wszelkiego gatunku (s. 21-22). Skutki swoistego opętania modą odbijały się nie tylko na ekonomii kraju i na osobowości samych kobiet, prowadząc do upadku ich morale, ale na całym społeczeństwie. W pogoni Hiszpanek za wystawnym życiem zaczęto upatrywać przyczynę zmniejszania się liczby zawieranych związków mał­ żeńskich, a co za tym idzie spadku przyrostu naturalnego. Ponadto zaabsorbowanie kobiet życiem towarzyskim i rozrywkami odciągało je od obowiązków domowych (s. 24-26). Rozdział drugi Dyskursu (s. 28-41) anonimowa Dama zatytułowała: Proponuje się wprowadzenie stroju narodowego kobiet jako sposobu przyjemnego i ze wszech miar właściwego dla zahamowania postępującej rozrzutności i wystawności. Autor­ ka przedstawiła w nim przypuszczalne korzyści z wprowadzenia w życie omawia­ nego projektu. W jej przekonaniu używanie stroju narodowego miało nauczyć Hisz­ panki oszczędności, skromności przy jednoczesnym zachowaniu pełni elegancji,

7 Wstąp do Discurso politico-económico... (strony nienumerowane). ' Numery stron dotyczące zawartości treści poszczególnych rozdziałów podajemy w tekście niniejszego artykułu, nie w przypisach. 2S8 Barbara Obfutowicz

wdzięku, uroku i dotychczasowej pozycji (s. 33-34, 39). Sądziła nawet, że za przy­ kładem Hiszpanii pójdą inne kraje ujednolicając strój swych mieszkanek (s. 35). Istniała jednak obawa, czy bogate damy z elity zaakceptują projekt, ponieważ nie zależało im na pieniądzach, lecz na utrzymaniu wysokiego prestiżu, którego ze­ wnętrzną oznaką był m.in. odpowiednio dobrany, modny strój. Zdaniem autorki ta­ jemnica sukcesu polegała na umiejętnej interpretacji projektu. Nie należało mówić damom, że powinny wyrazić zgodę przez wzgląd na ratowanie stanu finansów pań­ stwa, ale raczej, że dzięki realizacji projektu zasłyną one w całym świecie jako te, które noszą swój oryginalny strój. Mając tę świadomość każda arystokratka będzie gotowa do zmiany dotychczasowego ubioru (s. 36-37). Wzmianka o szansie na rozsławienie imienia Hiszpanii jest ważna również dla­ tego, że za panowania Karola III kraj ten usiłował wyjść z izolacji polityczno- -gospodarczej i po trzech wiekach skoncentrowania uwagi na posiadłościach w Ame­ ryce czynił starania o zaznaczenie swej obecności w Europie. Hiszpanie niemal pod każdym względem chcieli dorównać pozostałym Europejczykom. „leżeli Panie przy­ wdziewają stroje, które nazywają Angielka, Polka, Turczynka, dlaczegóżby nie uży­ wać od tej pory stroju pełnego gracji i majestatu zwanego Hiszpanką? Czyżby Turcy lub Polacy mieli lepszy gust, aby nam dawać lekcje jak się ubierać? (s. 40). Ten jedyny w Dyskursie akcent polski skłania do krótkiej refleksji. Przypo­ mnijmy, że w dobie obrad Sejmu Czteroletniego, a zatem wówczas, kiedy w Hisz­ panii opublikowano Dyskurs, w Rzeczypospolitej wzrastało zainteresowanie strojem narodowym. Stało się tak dzięki zabiegom stronnictwa patriotycznego, którego członkowie zaczęli odchodzić od zagranicznej mody. Powrót do ubiorów polskich popierały przedstawicielki najzamożniejszych rodów arystokratycznych z Izabelą Czartoryską na czele9. Także w późniejszych latach, w związku z groźbą całkowitej utraty niepodległości nawiązywano do polskiej tradycji i obyczajów. Nie było to zjawisko powszechne, bowiem opozycyjny wobec „patriotów” dwór królewski na czele z królem Stanisławem Augustem Poniatowskim hołdował wzorom obcym, zwłaszcza francuskim. Za przykładem monarchy szli jego zwolennicy polityczni. Co się zaś tyczy stroju kobiecego, to kształtował się on pod wpływem wzorów cudzo­ ziemskich, jednak zawsze przy zachowaniu pierwiastków rodzimych. W sumie w modzie polskiej schyłku XVIII stulecia, zarówno męskiej, jak i żeńskiej, ścierały się elementy zachodnie (angielskie, hiszpańskie, niderlandzkie, niemieckie, francu­ skie) i wschodnie (tureckie)10. W omawianym okresie, poza Hiszpanią i Polską, na­ rodowe ubiory propagowano także w Danii, Szwecji, w krajach niemieckich, w Al­ zacji i Szkocji11. Przy końcu rozdziału drugiego autorka wymieniła nazwy trzech strojów kobie­ cych w zależności od zajmowanego przez kobiety miejsca w hierarchii społecznej,

9M. Bartkiewicz, Polski ubiór do 1864 roku, Wrocław 1979, s. 102-103. " J.S. Bystroń, Dzieje obyczajów w dawnej Polsce wiek XVI-XV11I, t. II, Warszawa 1994, s. 422, 425; Z. Kuchowicz, Obyczaje staropolskie XVII-XVUI wieku. Łódź 1975, s. 233,242-243. 111. Tumau, Ubiór narodowy w dawnej Rzeczypospolitej, Warszawa 1991, s. 76-77. pogody, okazji na jakie się je wkłada itp. Były to: Espafioła - jako pierwsza ranga, Carolina druga i najniższa Madrileňa lub inaczej Borbonesa. Trzeci rozdział (s. 42-59): Instrukcja do ustanowienia narodowego stroju ko­ biecego zawiera szczegółowy opis wyglądu i przeznaczenia trzech rodzajów stroju narodowego. Każdy z nich dzielił się dodatkowo na trzy klasy. Ubiory różniły się fasonami, kolorami, jakością materiałów i rozmaitymi dodatkami. Wszystkie cecho­ wała prostota, a zarazem elegancja. Wprowadzono obowiązek używania wyłącznie tkanin wyprodukowanych w kraju. Z ozdób wykluczono kosztowne krepy, koronki jedwabne i wyroby zagraniczne (s. 42-47). La Espaňola miała być uszyta z naj­ przedniejszych materiałów „tak, aby nie powstydziły się nią największe Damy Królestwa” (s. 43), La Carolina skromniejsza i tańsza, La Borbonesa lub inaczej Madrileňa najmniej kosztowna, ale wygodna w użyciu i nie krępująca swobody ruchów. Kobiety mogły dobierać do strojów kapelusze i chustki według indywidual­ nych upodobań, pory roku, miejsca zajmowanego w hierarchii społecznej, jednak pod warunkiem, że nakrycia głowy będą po przystępnych cenach (s. 42-46). Do noszenia stroju narodowego miała prawo tylko pewna grupa kobiet, a mianowicie te, którym przysługiwał tytuł Granda Hiszpanii, matki, żony, siostry, córki mężczyzn z tytułami: Excellencia (Ekscelencja), Ilustrisima (Najjaśniejszy), Seňoria (Wiel- możność) oraz zatrudnionych w służbie królewskiej w charakterze wojskowych lub urzędników. Ograniczenie to wprowadzono celowo, dla zachęcenia kobiet z niż­ szych warstw do starań o polepszenie ich kondycji społecznej (s. 47). Tak więc da­ my stojące najwyżej w hierarchii miały zakładać pierwszą klasę trzech strojów trzymając się następującego porządku: La Espaňola wyłącznie na ceremoniał cało­ wania rąk królewskich, La Carolina na pozostałe okazje i La Madrileňa lub Borbo­ nesa kiedy wychodziły na ulicę. Do każdego stroju powinny dołączać złote i srebrne hafty umieszczane na obu ramionach i na okryciu wierzchnim (s. 48-49). Dla Hisz­ panek spokrewnionych z mężczyznami posiadającymi tytuł Excelencia lub Ilustri- simos, projekt przewidywał taką kolejność: podczas gali na dworze królewskim La Espaňola drugiej klasy, na uroczystościach mniejszej wagi La Carolina pierwszej klasy i La Madrileňa lub Borbonesa pierwszej kategorii na ulicy. Do ubiorów obo­ wiązywały specjalne hafty, ale tylko srebrne i umieszczane na ramieniu prawym (s. 49-50). Krewne tych co posiadali tytuł Seňoria lub piastowali wysokie urzędy państwowe miały zakładać na wymienione wyżej trzy okazje odpowiednio: La Espaňola trzeciej klasy, La Carolina drugiej i La Madrileňa lub Borbonesa również drugiej. Srebrne hafty należało przyszywać na ramieniu lewym (s. 50). Ponadto za­ kładano, że panie połączone więzami krwi z mężczyznami pozostającymi w służbie królewskiej, oprócz strojów trzeciej klasy będą nosiły godła (złote, srebrne, jedwab­ ne) oraz różnokolorowe wstęgi w zależności od rangi im przysługującej. Rozdział czwarty (Powtórzenie korzyści z używania narodowego stroju kobiet, s. 59-65) ma charakter podsumowujący. W nawiązaniu do pierwszego rozdziału anonimowa Dama uzupełniła w nim listę korzyści wypływających z wprowadzenia stroju narodowego: zahamowanie importu przedmiotów zbytku na rzecz ożywienia przemysłu i handlu krajowego a przez to uniezależnienie ekonomiczne Hiszpanii od zagranicy; kobiety będą ubierać się taniej, ale elegancko, „przyzwoicie, z wdzię­ kiem”, w następstwie czego wzmocnią się budżety rodzinne, poprawi się stan mo­ ralny społeczeństwa; nastąpi zwiększenie liczby zawieranych związków małżeń­ skich i przyrostu naturalnego. Jednym słowem, wszystko stanie się zdrowsze, upo­ rządkowane, lepsze. Dama zapewniała, że dzień, w którym Karol III ogłosi rozpo­ rządzenie w tej sprawie będzie „dniem wielkiej radości dla wszystkich Dam, które dostąpią tego zaszczytu; dniem święta dla mężczyzn przytłoczonych nadmiernym zbytkiem ich rodzin; dniem początku poprawy stanu finansów państwa; dniem sła­ wy i nieśmiertelności dla Monarchii” (s. 62). Na ostatnich kartach Dyskursu (s. 66-68) widnieją rysunki przedstawiające damy ubrane w trzy rodzaje hiszpańskiego stroju narodowego. Hrabia Floridablanca przyjął Dyskurs z entuzjazmem. Zaraz po przestudiowaniu jego treści zwrócił się z prośbą o zaopiniowanie do tzw. Junty de las Damas, czyli swego rodzaju sekcji kobiecej ustanowionej przy Madryckim Towarzystwie Eko­ nomicznym. Ku jego zdziwieniu zasiadające w tym gremium mieszkanki stolicy, pochodzące z najzamożniejszych i najbardziej prestiżowych rodzin arystokratycz­ nych, odrzuciły projekt. Swe stanowisko motywowały tym, że w naturze ludzkiej jest zakodowana chęć różnienia się między sobą również pod względem wyglądu zewnętrznego. Sprawę postawiły jednoznacznie: kobiety należące do dystyngowa­ nych rodów nie wyrażą zgody na noszenie takich samych strojów jak te stojące niżej w hierarchii społecznej. Jednocześnie słusznie zauważyły, że zamiłowanie Hiszpa­ nek do zbytku można wykorzenić nie na drodze odgórnych rozporządzeń i ujednoli­ cania strojów, lecz poprzez zmianę ich mentalności. Natomiast mentalność można było zmienić jedynie dzięki przeprowadzeniu gruntownej reformy szkolnictwa dla dziewcząt12. Uwagi światłych kobiet w omawianej kwestii niewątpliwie świadczą o ich prze­ nikliwości i dobrej orientacji w zagadnieniu, które rozumiały lepiej niż mężczyźni piastujący najwyższe stanowiska w państwie. Od wieków kobietom wytykano tysią­ ce wad. W Hiszpanii krytyka ta nasiliła się w okresie Oświecenia, kiedy za sprawą zakonnika benedyktyńskiego, ojca Benito Jeronimo Feijóo, zainicjowana została otwarta dyskusja wokół wzajemnych relacji i różnic między kobietą a mężczyzną. W literaturze moralizatorskiej, w poezji, w prasie pojawiały się wątki ośmieszające „słabą płeć”. Jednak nie robiono nic, aby zmienić ten stan, ponieważ nie znano recepty. Tylko nieliczni dostrzegali, że zasadniczą przyczyną ignorancji kobiet w wielu dziedzinach nie była ich zła wola ani wady wrodzone, lecz zaniedbania wychowawczo-edukacyj ne. Dyskurs ukazał się w okresie, gdy dzięki staraniom Karola III i członkom rządu podejmowano pierwsze kroki na rzecz organizowania oświaty publicznej dla dziew­ cząt. Jak się miało niebawem okazać, większość wysiłków na tym polu zarówno ze strony państwa, jak i Kościoła nie przyniosła spodziewanych rezultatów. Projekt

11P. Femandez Quintanilla, op. cit., s. 107-108. narodowego stroju dla Hiszpanek upadł, zaś szkół żeńskich wprawdzie przybywało z każdym rokiem, ale obowiązujące w nich programy nauczania nie odpowiadały rzeczywistym potrzebom społecznym. Problem marnotrawstwa, rozrzutności, za­ miłowania do przepychu trwał nadal. Zjawisko zataczało coraz szersze kręgi spo­ łeczne, pogrążając w ruinie majątki prywatne i skarb publiczny. Dowody na to od­ najdujemy w literaturze i prasie z końca XVIII i pierwszej połowy XIX stulecia. „Diario de Valencia” z 1794 roku ubolewał, że próżność i życie ponad stan są bar­ dzo „zaraźliwe” i dotykają ludzi ubogich. Pragnąc ukryć swą biedę wydają ostatnie pieniądze na kosztowne ubrania. „Należy uciekać od takich praktyk, jak szybko po­ trafimy - radził anonimowy autor artykułu - aby nie wystawiać się na pośmiewisko i nie popadać w skrajność. Dlatego bez względu na kondycję społeczną powinniśmy brać przykład z osób skromnych i statecznych”13. Utwory XIX-wiecznego moralisty hiszpańskiego, słynnego Ramóna Mesonero Romanosa wskazują, że przykład kobiet naśladowali mężczyźni. Tym sposobem powstał model rozmiłowanego w zagra­ nicznych modach lechugino (modnisia, fircyka)14, który z czasem stał się symbolem transformacji społeczeństwa hiszpańskiego ku kapitalizmowi i liberalizmowi. Jed­ nak w powszechnej świadomości trwonienie pieniędzy na coraz to nowe kreacje przez mężczyzn nie uchodziło za tak gorszące, jak w przypadku kobiet. Nadal zwal­ czano luksus i pychę, ale najczęściej w odniesieniu do niewiast. Stopniowo kobiety same zaczęły dostrzegać zgubne skutki zbytku. Pewna dama o imieniu Ludwika w liście do swej siostry wydrukowanym na łamach czasopisma „La Espigadera” w 1837 roku, nawiązując jakby do idei Dyskursu, opowiadała się za radykalną zmianą sposobu ubierania. Tym razem postulat ten został skierowany do obu płci. Ludwika opowiadała się za równością wszystkich ludzi w ubiorze oraz w dostępie do rozrywek i edukacji15. Nie zapominajmy, że były także pozytywne aspekty zmiłowania mieszkanek Półwyspu Pirenejskiego do kosztownych strojów, kosmetyków, biżuterii, wymyśl­ nych fryzur. To właśnie kobiety hiszpańskie przyciągały uwagę podróżników zagra­ nicznych. Dzięki temu pełniły rolę swoistej wizytówki Hiszpanii, przysłaniającej panującą w tym kraju biedę i zacofanie. Zachwycano się ich niepospolitą urodą, wy­ szukaną elegancją i wdziękiem. Podróżujący po Hiszpanii czasów Karola III Anglik, Joseph Townsend chwalił Hiszpanki za ich „dobry gust przejawiający się w zakła­ daniu mantylki, czyli swego rodzaju szala z muślinu zakrywającego głowę, ramiona, która zastępuje pelerynę, kaptur i welon. Żadna cudzoziemka nie potrafi jej nosić w sposób równie naturalny i elegancki”16. Czarowi mantylki, charakterystycznego i używanego po dziś dzień elementu stroju kobiet hiszpańskich, ulegli Francuzi,

,J A.Y.R.D.L.Y.L., Discurso sobre tujo y vanidad, „Diario de Valecia”, 3 sierpnia 1794, s. 173-175. 14 R. Mesonero Romanos, Escenas Matritenses por el curioso partanie, Barcelona 1983, np. s. 206-208; 216-217. 15 „La Espigadera”, 11 sierpnia 1837, s. 25-26. 14 J. Townsend, Viajepor EspaBa en la época de Carlos III (1786-1787), Madryt 1988, s. 134. m.in.: Charles Didier17, Theofile Gautier18 i Charles Daviller19 oraz Polak Teodor Tripplin20. O urzekająco pięknych ubiorach Hiszpanek i ich urodzie pisali Jan Potocki21, Karol Dembowski, Aleksander Hołyński22, Aleksander Laborde23, czy towarzysząca Fryderykowi Chopinowi podczas pobytu na Majorce George Sand24.

17 C. Didier, Un annee en Espagne, 1.1, Paryż 1837, s. 299. "T . Gautier, Viaje por EspaHa, Barcelona 1985, s. 192,194. ” C. Davillier, Viaje por EspaHa, Madryt 1959, s. 366-367. “ P. Sawicki, Hiszpania malowniczo-historyczna, Wrocław 1996, s. 23. 11 J. Potocki, Rękopis znaleziony w Saragossie, Warszawa 1959, s. 29 i inne. ” P. Sawicki, op. cit., s. 67,69,75, 107. 13 A. Laborde, Reino de Valencia. Ilinerario descriplivo de las provincias de EspaHa (...), Walencja 1826, s. 98. M G. Sand, Un ilinerario en Mallorca (1838-1839), Palma de Mallorca 1979, s. 150. Annales Academiae Paedagogicae Cracoviensis Folia 17 Studia Historica II (20031

Stanistaw Kilian Centralne Archiwum Ruchu Narodowego w Warszawie

W 1992 r. obradujący w Londynie VII Centralny Zjazd Stronnictwa Narodowe­ go podjął decyzję o przewiezieniu do kraju i przekazaniu Fundacji Narodowej mate­ riałów archiwalnych i bibliotecznych zgromadzonych przez emigracyjnych naro­ dowców. Koszty przewiezienia i zabezpieczenia zbiorów pochodziły ze sprzedaży budynku nr 8 przy Alma Terrace w Londynie będącego siedzibą emigracyjnego SN. W Warszawie zbiory zostały zdeponowane w pomieszczeniach udostępnionych przez redakcję „Myśli Polskiej”, a następnie 19 grudnia 1999 r. przewiezione do pomieszczeń przy ul. Matuszewskiej 4 - odtąd siedziby Centralnego Archiwum Ru­ chu Narodowego (CARN), gdzie są inwentaryzowane. W latach 1996-1997 i na krótko w 1998 r. porządkowałem te archiwalia, co skłania mnie do prezentacji za­ wartości CARN w sytuacji, gdy brakuje katalogu zbiorów. Na tej podstawie badacze dziejów najnowszych, korzystający z archiwów polskich za granicą, będą mogli zo­ rientować się jakie materiały znajdują się w CARN, a których nie odnaleźli w Lon­ dynie czy Nowym Jorku. W archiwum zgromadzono trzy rodzaje materiałów: I. prywatne kolekcje poli­ tyków i publicystów związanych z SN: Zygmunta Berezowskiego, Tadeusza Bielec­ kiego, Antoniego Dargasa, Tadeusza Piszczkowskiego, Józefa Płoskiego, Jerzego Skirgajłło-Jacewicza, Edwarda Sojki, Zbigniewa Stypułkowskiego, II. dokumenty redakcji „Myśli Polskiej”; III. materiały oddziałów i kół SN w Szwecji, Niemczech Zachodnich, Włoszech. Nie brakuje emigracyjnej memuarystyki w formie zapisków i wspomnień zarejestrowanych na taśmie magnetofonowej1. Warto odnotować mate­ riały obozu narodowego z lat międzywojennych (nieliczne), jak i wcześniejsze doty­ czące Komitetu Narodowego w Paryżu.

1 Niektóre wypowiedzi wykorzystałem w pracy poświęconej Tadeuszowi Bieleckiemu (Wydawnictwo Naukowe Akademii Pedagogicznej, Kraków 2000). W kolekcjach prywatnych znajdują się przeważnie listy i pisma (sprawozdania i opinie) adresowane z miejsc osiedlenia narodowców do „centrali” SN w Londynie. Wśród nich ważne miejsce zajmują ekspertyzy ekonomiczne i socjologiczne opra­ cowane przez znawców zagadnień życia społeczno-politycznego reprezentujących środowiska polityczne „polskiego Londynu”2. Na ogół ich treść odnosi się do bieżą­ cych wydarzeń z życia politycznego rozgrywających się w kraju w pierwszej powo­ jennej dekadzie, w niewielkim zakresie obejmują problematykę kraju-gospodarza i zachodniej Europy. Spośród kolekcji prywatnych niewątpliwie najwięcej materiałów zawierają zbiory dokumentów z biblioteki Tadeusza Bieleckiego. Przykuwa uwagę imponują­ ca wielkością korespondencja prezesa SN z narodowcami osiadłymi w USA, Euro­ pie, Australii i Afiyce. Wśród adresatów znajdują się również osoby nie związane ideowo ani organizacyjnie ze SN (J. Lipski, J. Starzewski, J. Wszelaki). Z punktu widzenia badacza dziejów powojennej emigracji szczególnie interesująca i rzucająca nowe światło na politykę polskąjest korespondencja T. Bieleckiego z Kazimierzem Sosnkowskim z lat 1952-1955, kiedy generał w roli mediatora zaangażował się w proces politycznego zjednoczenia emigracji i utworzenia jednego ośrodka władzy. Trzeba podkreślić, iż część tej korespondencji znajduje się tylko w CARN, a kopii brakuje w Archiwum Instytutu im. gen. Sikorskiego i kolekcjach prywatnych przechowywanych w Instytucie im. Józefa Piłsudskiego w Londynie. Równie intere­ sująca i wartościowa jest korespondencja prezesa SN z gen. Władysławem Ander­ sem, kiedy ten jako przedstawiciel kolegialnej głowy państwa (Rady Trzech) konsultował strategię polityki polskiej z administracją amerykańską oraz jako prze­ wodniczący Głównej Komisji Skarbu Narodowego zabiegał o pomoc finansową w ośrodkach polonijnych w Stanach Zjednoczonych (1956). Nad wyraz interesująca jest treść jego korespondencji z Edwardem Sojką i Kazimierzem Tychotą z lat 1952-1954 w związku z tzw. sprawą Tychoty, która poprzedzała „aferę Bergu”. Przez lata listy te opatrzone klauzulą tajności nie były udostępniane, nawet w emi­ gracyjnym Londynie niewielu wiedziało o ich istnieniu. Stąd też nie zostały wyko­ rzystane w „Sprawozdaniu Komisji do Spraw Łączności z Krajem” poświęconym problematyce łączności z krajem i sprawie Bergu3. Warto zauważyć, iż nawet Tychota w Ostatnim raporcie (Weissenburg 1954) zapomina o korespondencji do Bieleckiego. Summa summarum - badacze dziejów polskiego wychodźstwa poli­ tycznego mogą liczyć na wartościowe informacje zawarte w 50 listach dotyczących zagadnienia łączności z krajem. Warto wspomnieć o korespondencji Bieleckiego z politykami amerykańskimi polskiego pochodzenia i działaczami Kongresu Polonii*

* Polska pod reżimem komunistycznym. Sprawozdanie z sytuacji w kraju (1944-1949), na prawach ręko­ pisu, cz. 1-3, Londyn 1949; S. Skrzypek, Zagadnienie ludności Ukrainy w oświetleniu literatury poli­ tycznej lat 1948-1950 (na prawach rękopisu), Londyn 1951; J. Zdziechowski, Gospodarcza i polityczna analiza Planu Szumana (na prawach rękopisu), Londyn 1952; W. Rajkowski, Konflikt naftowy w Persji (tlo polityczno-gospodarcze), Londyn 1951. 1 Patrz: „Zeszyty Historyczne” z. 79, Paryż 1987. Amerykańskiej, m.in.: Zbigniewem Brzezińskim, Antonim Sedlakiem, Mieczysła­ wem Szymczakiem, elementem Zabłockim, która ukazuje skalę działań podejmo­ wanych przez Bieleckiego w celu - jak to określił - umieszczenia „kwestii polskiej” w orbicie amerykańskiej polityki w Europie. Tej problematyce poświęcone są rów­ nież listy i pisma urzędowe adresowane do polityków brytyjskich i francuskich. Najcenniejszą - w mojej opinii - część kolekcji Bieleckiego stanowią odręczne za­ piski z jego rozmów w Kongresie i Departamencie Stanu. Z ich treści można zo­ rientować się nie tylko w zakresie poruszanej problematyki, ale też poznać klimat rozmów i spotkań, a przede wszystkim zrozumieć stosunek amerykańskich polity­ ków do postulatów politycznych „polskiego Londynu”. Warto wspomnieć o odręcz­ nych zapiskach prezesa SN z rozmów z politykami europejskimi i przedstawicielami emigracji politycznej „krajów ujarzmionych”. Nie zawierają one jednak jakichś rewelacyjnych informacji, których brakuje w londyńskiej prasie polskojęzycznej. Rozmówcami Bieleckiego byli przeważnie drugo- i trzeciorzędni politycy, którzy w większym stopniu komentowali bieżące wydarzenia z pierwszych stron gazet, niż konsultowali strategię „wyjarzmienia” krajów Europy Środkowo-Wschodniej. W korespondencji prezesa SN znajdują się materiały ilustrujące drogę, jaką musiał pokonać prezes SN, by przełamać bojkot polityków brytyjskich i zyskać ich popar­ cie na stanowisku przewodniczącego emigracyjnego quasi-parlamentu - Tymczaso­ wej Rady Jedności Narodowej, które nieprzerwanie piastował przez 17 lat. W głów­ nej mierze są to zaproszenia na uroczystości polskie, święta i manifestacje, listy gratulacyjne i pisma dziękczynne związane z publicznymi wystąpieniami polityków brytyjskich w obronie krajów Europy Środkowo-Wschodniej. W ten sposób na ogół nieznani w świecie polityki przywódcy emigracyjnych stronnictw znajdywali drogę dotarcia do brytyjskich kręgów rządowych. W podobny sposób poznał Bielecki: Harolda Macmillana (brytyjskiego ministra obrony i premiera), Anthony’ego Edena (brytyjskiego ministra spraw zagranicznych), Lorda Cardinal (watykańskiego se­ kretarza stanu), Johna F. Dullesa (amerykańskiego sekretarza stanu), Roberta Tafta (amerykańskiego senatora), Charlesa Kerstena i wielu innych. Na tej liście znalazły się osoby dość odległe od zagadnień polskich, m.in. panie Czang Kaj-szek i Eleono­ ra Roosevelt, które poznał w trakcie drugiej wizyty w USA (1949). Prócz kolekcji prywatnych ważne miejsce w archiwum zajmują dokumenty pro­ gramowe i organizacyjne Centralnego Wydziału Wykonawczego SN w Londynie i Wydziałów Krajowych. Brakuje protokołów z posiedzeń Komitetu Politycznego SN. Komitet Polityczny zastępujący przedwojenny Komitet Główny tworzyli zasłu­ żeni dla ruchu narodowego działacze w liczbie 48-60 osób4, wśród nich T. Bielecki, Z. Berezowski, E. Sojka, Z. Stypułkowski. W kolekcjach prywatnych nie natrafiłem jednak na ślady wskazujące, gdzie należałoby szukać tych materiałów. Z pewnością protokołów tych nie ma w archiwach polskich w Londynie. Być może zostały znisz­ czone, co w jakimś stopniu można by wiązać z treścią wypowiedzi K. Tychoty, iż*

* Patrz: J. Baraniecki, „Zarys działalności Stronnictwa Narodowego w latach 1939-1995 poza granicami Polski” (maszynopis), Londyn 1995, s. 3. w SN obok Komitetu Politycznego funkcjonowała kilkuosobowa, poufna struktura na wzór międzywojennej „siódemki” czy „dziewiątki” złożona z zaufanych „bielec- czyków”, faktycznie sprawująca kierownictwo polityczne i nie licząca się z decy­ zjami pozostałych członków Komitetu5. Wśród dokumentów programowych SN znajdują się protokoły z posiedzeń Wy­ działu Wykonawczego Rady Politycznej za lata 1952-1953. Brakuje wcześniejszych z lat 1949-1951. Niekompletny jest również zbiór protokołów z obrad Tymczasowej Rady Jedności Narodowej (od 1962 Rady Politycznej), lecz ubytki te można uzupeł­ nić na miejscu studiując sprawozdania z posiedzeń TRJN zamieszczane na łamach „Myśli Polskiej”. Archiwum jest skarbnicą prasy emigracyjnej, tu znajdują się kom­ pletne roczniki „Myśli Polskiej”, a przede wszystkim biuletyny wewnętrzne SN, których nie sposób znaleźć poza Warszawą lub w prywatnych kolekcjach za granicą. „Myśli Polskiej” jest kilka kompletów, część z nich można by przekazać do Biblio­ teki Jagiellońskiej, gdzie brakuje egzemplarzy z lat 50., 60. i 70., co utrudnia pracę badaczom dziejów emigracyjnych, zmuszając ich do wyjazdów do bibliotek war­ szawskich. Nie brakuje innych tytułów prasy narodowej („Horyzonty”, „Polak”, „Placówka”, ,3iuletyn Narodowy”). W kolekcjach prywatnych znajduje się także spora ilość prasy emigracyjnej i polonijnej spoza Londynu i Europy, przeważnie ze Stanów Zjednoczonych. Są to jednak zbiory niekompletne, co wynika z faktu, iż politycy emigracyjni (nie wyłączając narodowców) zazwyczaj gromadzili tylko te tytuły, w których odnajdywali informacje i wzmianki o sobie. Na uwagę zasługują wycinki z anglojęzycznych gazet i pism wychodzących w Stanach Zjednoczonych, które Bielecki otrzymywał za pośrednictwem Zygmunta Stypułkowskiego (w latach 1959-1971 przedstawiciela Egzekutywy Zjednoczenia Narodowego w USA). Prawdziwym rarytasem archiwalnym są dokumenty Komitetu Narodowego w Paryżu i korespondencja Aleksandra Lednickiego z Romanem Dmowskim. Nie wiadomo w jaki sposób materiały te znalazły się w Londynie. Prawdopodobnie zo­ stały oddane w depozyt bądź jako darowizna przekazane w latach 70. przez Biblio­ tekę Polską w Paryżu, w odpowiedzi na apel Instytutu Romana Dmowskiego skie­ rowany do instytucji i osób fizycznych o przekazywanie do Londynu materiałów dokumentujących historię ruchu narodowego. Nie można zapominać, iż ambicją emigracyjnych narodowców było zebranie w Londynie możliwie największej liczby dokumentów świadczących o ciągłości życia politycznego endecji, co wynikało z obawy przed wymazaniem z historiografii śladów Narodowej Demokracji. Nie­ wątpliwie do rarytasów należy zaliczyć raporty emigracyjnych kurierów („służb wywiadowczych”) z przebiegu akcji wywiadowczej na terenie kraju prowadzonej na podstawie umowy z Komitetem Wolnej Europy podpisanej przez T. Bieleckiego i E. Sojkę w imieniu Rady Politycznej. W archiwum mogą znaleźć coś dla siebie w równym stopniu badacze myśli po­ litycznej emigracji, jak i historycy wojskowości. Wśród różnego rodzaju dokumen­

5 }. Baraniecki - przyjaciel Bieleckiego, od 1991 r. prezes CWW - w rozmowie ze mną nie podziela! tej opinii. tów rządowych z lat 1939-1941 ważne miejsce zajmują akta osobowe żołnierzy pol­ skich (szeregowych i oficerów) przebywających na terenie Szwajcarii i Francji. Sporą część archiwaliów stanowią dokumenty SN i organów emigracyjnej wła­ dzy, w których zasiadali reprezentanci SN, tj.: Rady Narodowej, Rady Politycznej i Tymczasowej Rady Jedności Narodowej. Część z tych materiałów została zebrana i opublikowana6. Największą część zbiorów CARN (2/3 objętości) zajmują książki gromadzone od powojennych lat przez działaczy emigracyjnego SN. W dekadzie lat 70. księgo­ zbiór ten został przekazany Instytutowi Historycznemu im. Romana Dmowskiego, który postawił sobie zadanie zgromadzenia w jednym miejscu publikacji związa­ nych z historią ruchu narodowego. Stąd też wśród książek i broszur przeważają pu­ blikacje historyczne obejmujące zarówno dzieje ojczyste, jak i świata. Wśród „bia­ łych kruków” trzeba wymienić raporty dotyczące polityki zagranicznej w latach 70. (United States Foreign Policy. Report of the Secretary of State). Nie mniej ważną częścią księgozbioru są publikacje polskich ośrodków wydawniczych we Włoszech, Francji, Wielkiej Brytanii i USA. W największej liczbie są to książki wydawane nakładem Instytutu Historycznego im. Romana Dmowskiego w Stanach Zjednoczo­ nych. Wśród publicystyki politycznej Wojciecha Wasiutyńskiego czy Bogdana Gajewicza znajdują się przede wszystkim pisma zebrane Romana Dmowskiego. Jest ich tak wiele, że można by nimi obdzielić kilkadziesiąt bibliotek (z pewnością za­ rząd Fundacji pomyślnie odpowie na wnioski adresowane do niego w tej sprawie). Wspomnieć należy również o licznych fotografiach ukazujących nieznanych bądź zapomnianych dziś bohaterów życia emigracyjnego. W dużej mierze fotografie te ilustrują amerykańskie podróże przewodniczącego RJN, nieliczne przypominają obraz przedwrześniowej Polski.

6 Por.: Wybór dokumentów do dziejów polskiego uchodźstwa niepodległościowego, pod red. A. Suchcitza, L. Maika, W. Rojka, Londyn 1997; Materiały do dziejów polskiego uchodźstwa niepodległościowego 1939-1990. Uzupełnienia do tomów l II, V, VI, pod red. Z. Błażyńskiego, Londyn 1996; Protokoły z posiedzeń Rady Ministrów Rzeczypospolitej Polskiej z lat 1939-1945, Kraków 1995, 1996; S. Stępka, W imieniu Stronnictwa i Międzynarodówki Chłopskiej. Wystąpienia Stanisława Mikołajczyka z lat 1948- -1966, Warszawa 1995; Dokumenty Rady Narodowej zamieścił R. Turkowski w pracy pt. O Polsce na uchodźstwie. Rada Narodowa Rzeczypospolitej Polskiej 1939-1945, Warszawa 1997, s. 205 i n.

Annates Academiae Paedagogicae Cracoviensis Folia 17 Studia Historical! I2003I

PRACE STUDIUM DOKTORANCKIEGO

Anna Szylar Lecznictwo w klasztorze benedyktynek w Sandomierzu

Wśród wielu elementów życia, składających się na egzystencję benedyktynek w klasztorze sandomierskim, na uwagę zasługuje problematyka działalności zakon­ nej w sferze organizacji lecznictwa i opieki nad chorymi siostrami zakonnymi.* Jest to zagadnienie niezwykle ciekawe, dotychczas nie badane, krótkie wzmianki na ten temat zamieścił ks. Jan Gajkowski w opracowaniu pt. Benedyktynki sandomierskie1 oraz s. Małgorzata Borkowska w książce pt. Życie codzienne polskich klasztorów żeńskich w XVII-XV11I wieku1. Również praca o. Czesława Gila pt. Życie codzienne karmelitanek bosych w Polsce w XVll-XlX wieku1, a szczególnie rozdział dziewiąty, dotyczący rodzajów chorób i opieki nad chorymi pozwala porównać działalność dwóch formacji zakonnych żeńskich w tym samym okresie. Szkic jest oparty na źródłach archiwalnych, zachowanych w zbiorach Archi­ wum Biblioteki Seminarium Duchownego (ABSD) w Sandomierzu. Należą do nich: Regestra podskarbskie konwentu sandomierskiego - rękopisy obejmujące lata 1739— -1753, 1754-1768, 1769-1794, 1795-1806(VI) i 1806(VII)-1818(VI)4. W działach ekspensy pod nagłówkiem infirmeria, wpisywanych w każdym miesiącu kolejnych

* Jest to artykuł powstały na marginesie opracowania na temat benedyktynek sandomierskich, na semina­ rium doktoranckim prowadzonym przez prof. dra hab. Feliksa Kiryka. 1J. Gajkowski, Benedyktynki sandomierskie, Sandomierz 1917. 2 M. Borkowska, Życie codzienne polskich klasztorów żeńskich w XVII-X\'IU wieku, Warszawa 1996. 1C. Gil, Życie codzienne karmelitanek bosych w Polsce w XVll-XIX wieku, Kraków 1997. * ABSD: Regestra podskarbskie konwentu sandomierskiego 1739-1754, niep., sygn. G 866; Regestra podskarbskie pp benedyktynek 1754-1768, niep., sygn. G 891; Regestra podskarbskie za przelożeństwa Marianny Siemianowskiej, konwentu sandomierskiego pp. benedyktynek 1769-1794, niep., sygn. G 889; Regestra podskarbskie pp. benedyktynek w Sandomierzu 1795-1806, niep., sygn. G 1148 oraz doku­ menty w Zespole archiwalnym pp. benedyktynek sandomierskich (ZBS) z lat 1616-1903 zgromadzone według rządów poszczególnych ksień. lat, podane zostały wydatki na utrzymanie szpitala klasztornego. Informacje o naj­ cięższych chorobach, będących w konsekwencji przyczyną śmierci oraz o niektó­ rych zakonnicach sprawujących urząd infirmerek zawiera metryka klasztorna5. Rękopisem godnym uwagi jest liczący 104 strony poradnik medycyny domowej z XVIII w., podający sposoby leczenia różnorodnych schorzeń, jego układ i charak­ ter pisma świadczyć może o uzupełnianiu treści na bieżąco, niektóre porady opa­ trzone są nazwiskami zakonnic6. Podstawowa wiedza medyczna XVIII w. zebrana została w pochodzącym z od­ pisu zielniku, liczącym 678 stron, obejmującym zestawienie metod leczenia, rodza­ jów schorzeń i właściwości różnych środków leczniczych7. Pouczenia o zapobieganiu chorobom i prowadzeniu zdrowego trybu życia za­ mieszczone zostały w 24-stronicowej broszurze z XVIII w., pochodzącej z odpisu lub darowizny z klasztoru dominikanów lubelskich8. Oprócz wymienionych archiwaliów zachowały się także inne rękopisy: porad­ nik składu lekarstw sporządzanych na różne dolegliwości z 1636 roku9, podręcznik opisujący lekarstwa i choroby z XVIII wieku10, broszury zawierające informacje o sposobach wykonywania i właściwościach leczniczego plastra SchifT-Hauseńskie- gon i pigułek Morisona11 *. Prawdopodobnie porady w nich zawarte miały zastosowa­ nie w lecznictwie i profilaktyce zdrowotnej w klasztorze benedyktynek w Sando­ mierzu, dla mnie zaś stanowiły cenny materiał poznawczy. Warto wspomnieć również o zachowanej w Archiwum Benedyktynek w Łomży (ABLom.) Kronice benedyktynek sandomierskich, zawierającej zapiski prowadzone w latach 1763-1780, wśród nich odnajdujemy również wzmianki o lecznictwie klasztornym13. Przedstawiona w opracowaniu problematyka obejmuje okres XVII, XVIII i po­ czątków XIX w. i dotyczy infirmerii klasztornej, opisu chorób i sposobów leczenia zakonnic, metod pozyskiwania lekarstw oraz wysokości nakładów na lecznictwo.

*

5 ABSD: Książka przyjęć do zakonu, profesji i konsekracji sióstr i ksieni w klasztorze sandomierskim oraz opisanie różnych przypadków, sygn. G 1392. ‘ ABDS: Sposoby przyrządzania leków domowych z wykazem treści, sygn. G 1766. 7 ABDS: O przygotowaniu lekarstw na różne choroby. Opis ziół ułożony słownikowo, sygn. G 1761. a ABSD: Wiadomości najciekawsze każdemu człowiekowi chcącemu zdrowie ocalić, sygn. G 1765. ’ ABSD: Recepty lekarstw na różne choroby (1636 r.), w j. lac., sygn. G. 1758. 10 ABSD: Opis chorób i lekarstw, XVIII w., brak kilkunastu stron, niektóre są nieczytelne, sygn. G 1763. " ABSD: Opisanie Schiff-Hauseńskiego balsamicznego plastru z rosyjskiego na polski język przetłuma­ czone w roku 1791, sygn. G 1764. 12 ABSD: Pigułki J. Morisona czyli uniwersalne lekarstwo roślinne wynalezione przez tegoż..., XIX w., sygn. G 1759. 11 ABLom.: Dzieje klasztoru sandomierskiego od roku 1615, 30 października. Spisane w roku 1763 za przclożeóstwa P. Marianny Siemianowski, ksieni 13 (dalej cyt. Kronika benedyktynek sand.). Rozdział 36. reguły zakonnej św. Benedykta, na założeniach której opierała się działalność benedyktynek sandomierskich, poświęcony został relacjom pomiędzy chorymi i zdrowymi zakonnikami. Obowiązkiem mnichów była troska o chorych współbraci. Uznawana była za cel nadrzędny, ponieważ wyrażała służbę wobec Chrystusa. Chorym przysługiwało osobne pomieszczenie, opieka wyznaczonego przez opata zakonnika oraz możliwość kąpieli i spożywania mięsa, co zabronione było zdrowym mnichom. Nadzór i odpowiedzialność za przestrzeganie wymienio­ nych zaleceń reguły należała do opata. Chorzy zakonnicy powinni być świadomi, cytując za św. Benedyktem, „że służy im się na chwałę Bożą i niech nie dokuczają służącym i braciom nadmiernymi wymaganiami”14. Przepisy te odgórnie regulowały życie wewnątrzklasztome, niektóre z nich, np. stała wstrzemięźliwość od pokarmów mięsnych zostały złagodzone i zezwolono np. benedyktynkom kongregacji chełmińskiej na spożywanie mięsnych posiłków w nie­ dzielę, wtorek, czwartek, a w wypadku trudności z nabyciem ryb także w ponie­ działek. Zniesiono zakaz korzystania z kąpieli, istniały łaźnie parowe, a w klasztorze sandomierskim korzystanie z nich było regularne15. Pozostałe zalecenia reguły obo­ wiązywały w dalszym ciągu, należały do nich dbałość o chorych, zapewnienie im lekarstw i pomocy fachowej, traktowanie ich ze współczuciem i wyrozumiałością oraz organizowanie dla nich szpitali klasztornych. W klasztorze benedyktynek w Sandomierzu, podobnie jak w innych, wydzielo­ no dla chorych sióstr specjalne pomieszczenia zwane infirmerią, stanowiące szpita­ lik klasztorny. Ze względu na znaczny stan osobowy zakonu istniała infirmerią gór­ na i dolna16. W dolnej leczone były prawdopodobnie zakonnice cierpiące na lżejsze schorzenia. Czas pobytu na przykład Babianny Borowskiej w infirmerii dolnej wy­ nosił kilka tygodni17. Infirmerią górna mogła służyć leczeniu sióstr cierpiących na przewlekłe, długotrwałe, nawet trwające kilka lat choroby. Wyposażenie infirmerii stanowił piec, wzmianki o nim pochodzą z 1741 r.18, nie wiadomo dokładnie, w której z nich się znajdował. W 1761 r. miała miejsce napra­ wa komina w infirmerii górnej, za którą murarz policzył sobie 20 gr19.

H G. Holzherr OSB, Reguła benedyktyńska w życiu chrześcijańskim, komentarz do reguły iw. Benedykta, Tyniec 1988, s. 158-159. 15 M. Borkowska, Życie codzienne..., s. 114, 140. Reguła chełmińska - zbiór ustaw zakonnych, opartych na regule św. Benedykta, wraz z nowymi konstytucjami, opracowanymi przez ksienię klasztoru chełmiń­ skiego Magdalenę Mortęską na przełomie XVI/XVII w., zatwierdzonymi przez papieża Klemensa VIII w 1605 r. 16 M. Borkowska, Liczebność i skład osobowy klasztorów benedyktynek kongregacji chełmińskiej, „Nasza Przeszłość” t. 49,1978, s. 248-249. Autorka podaje liczbę zakonnic klasztoru sandomierskiego w wybra­ nych okresach czasowych; w roku 1640 - 51 zakonnic, 1660 - 43, 1680 -3 1 ,1 7 0 0 - 42, 1720 - 39, 1740 - 47, 1760 - 50, 1780 - 49, 1800 - 34; ABSD, G 891 (1767/VIII), w nawiasach umieszczony został rok i miesiąc wpisu. 17 ABSD: G 1392, k. 185. " ABSD: G 886 (1741/1 ). ” ABDS: G 891 (1761/11). Wyrazem dbałości o czystość i utrzymanie warunków higienicznych było ma­ lowanie i odnawianie szpitala. Prace te wykonywano co kilka lat i zapisywano w księdze wydatków np. „murarzowi od bielenia infirmerii 1 zł 15 gr”20, „od bielenia infirmerii 1 zł”21, czy wyszczególniając, że pomalowano gómąlub dolnąjej część22. W 1753 r. osadzono w infirmerii nowe okna23, ale pożar kościoła i części klasztoru spowodował konieczność ich ponownej wymiany w 1764 r. Stolarz przy­ gotował ramy, zakupiono nowy ołów, wykonano okucia i w ten sposób usunięto resztki zniszczeń po niedawnym pogorzelisku24. Wzmianki o kolejnym remoncie okien w infirmerii dolnej, polegające na ich częściowej wymianie i wstawieniu no­ wych szyb pochodzą z 1801 r.25 W trosce o życie duchowe chorych sióstr utworzono w szpitalu klasztornym kaplicę, nie ma żadnych wzmianek od kiedy istniała, ale na pewno była czynna w połowie XVIII w., ponieważ pobielenie kaplicy w infirmerii wykonane zostało w 1757 r.26 Pewne prace remontowo-porządkowe kontynuowano jeszcze w tym sa­ mym roku, a „od roboty kaplicy i stolika w infirmerii” zapłacono 6 zł 23 gr27. O wyposażeniu w sprzęt aptekarski i medyczny dowiadujemy się z regestrów podskarbskich. Najczęściej kupowano naczynia infirmerskie i garnki, chociaż sądzę, że pod pozycją wydatki - jarmark też umieszczano zakupy tego rodzaju. Były one w miarę regularne, przeważnie dwa razy w roku, w maju i we wrześniu, rzadziej w czerwcu i październiku. Jednorazowo przeznaczano na naczynia po około 2 zł, chociaż w 1749, 1779, 1780 i 1781 r. nie dokonano żadnego wpisu wydatkowanych na ten cel pieniędzy. Na podstawie zgromadzonych danych z lat 1742-1803 nakłady na sprzęt me­ dyczny wynosiły rocznie: w latach 1742-1753 po około 1 zł 7 gr, a w okresie 1754- -1803 po 3 zł 4 gr, co daje średnią wielkość roczną 3 zł2*. Oprócz naczyń koniecznych do przygotowania lekarstw i wykonywania zabie­ gów, w infirmerii znajdowała się wanna, służąca głównie do kąpieli leczniczych, koszty jej wykonania wraz z okuciem w 1740 r. wyniosły aż 9 zł29. Woda noszona była w konwiach oraz kanach, które dokupowano w miarę potrzeb30. Odnotowany został zakup tarki, prawdopodobnie do rozcierania i rozdrabniania produktów do

20 Ibidem (1755/VI1I). 21 ABSD: G 889 (177I/V1). 22 ABSD: G 891 (1764/VII, 1767/VIII). 23 ABSD: G 866 (I753/V1II). 22 ABSD: G 891(1764/V1I). Pożar miał miejsce w 1757 r. [za: G 1392] 25 ABSD: G 1148(1801/X1I). “ ABSD: G 891(1757/1) 27 Ibidem (1757/11). “ ABSD: G 866, G 891, G 1148 ” ABSD: G 866 (1740/1); por. Historia medycyny, pod red. T. Brzezińskiego, Warszawa 1988, s. 231-233. K Ibidem (1739/V/III). lekarstw31, garnuszków do picia napojów i mikstur leczniczych32, nabyto „talerzyki do krwi dla chorych” (do spuszczania krwi)33, talerze do spożywania posiłków34 oraz łyżki, za które w 1752 r. zapłacono 1 zł 6 gr33. Sekretarka uwzględniła również wydatki „na gąbkę do infirmerii” 1 zł 10 gr36 i „cegłę do pocenia” 26 gr37. Sprzęt przechowywany był w specjalnych skrzyniach z zamknięciem umoco­ wanym na zawiasach i zamykanych na skobel. W 1767 r. trzy skrzynie tego typu dostarczono do infirmerii3*, na temat wyposażenia w inne sprzęty nie odnalazłam wzmianek. W celu zachowania higieny osoby usługujące przy chorych ubrane były w uszy­ te z płótna fartuchy infirmerskie, figurujące jako wyposażenie w 1747 r.39 Wszystkie większe klasztory, a do takich należał sandomierski, posiadały apteki na własne po­ trzeby, gdzie przygotowywano i przechowywano medykamenty. Na „chędożenie” apteki w 1744 r. wydano 2 zł40. Na urząd infirmerki ksieni wyznaczała zakonnicę, która nie miała żadnych in-. nych obowiązków, poza służbą i opieką nad chorymi, dbałością o sprzęt i potrzebne lekarstwa. Nazwiska kilku zakonnic-infirmerek znane są z metryki klasztornej. Były wśród nich: Marianna Baranowska (wstąpiła do nowicjatu w 1721 r. - zmarła w 1785 r.), Aleksandra Kosowska (1736-1784), Zuzanna Motkowska (1740-1801), Marcjanna Gorzkowska (1742-1788), Gertruda Raczyńska (1752-1788), Mechtylda Zarębianka (1766-1803), Rozalia Mazarakówna (1770-1797), Elżbieta Dudkiewi- czówna (1776—1794)41, Salomea Popielówna (1816-1868) i Julianna Kawecka (1808-1869)42. O Zuzannie Warcabównie (1619-1661) pochodzącej z Krakowa i Reginie Błażejowskiej (1712-1771) konwersce, dowiadujemy się z metryki klasz­ tornej. Pierwsza z nich „była przez lat wiele firmantką którą zabawę bardzo świąto­ bliwie i doskonale z wielką miłością odprawowała”, natomiast „druga wszystko he­ roicznie czyniła, znosząc cierpliwie wszelkie przykrości w usługach, chorym we wszystkim wszelkimi sposobami wygodę i usługę czyniąc”43. Posiadały one zapew­ nie szczególny dar do wykonywania tej powinności, skoro na 12 wymienionych tyl­

31 Ibidem (1740/1V). Za tarkę zapłacono 11 gr. 31 Ibidem (1747/III). 33 ABSD:G 1148(1800/11). 33 Ibidem (1799/11). 35 ABSD: G 866 (I752/X). 34 ABSD: G 1148 (1798/XII). 33 ABSD: G 891(1754/1). 31 Ibidem (1767/X1I). n ABSD: G 866(1747/111). 30 Ibidem (1744/XI). 31 ABSD: G 1392, k. 18,20-21,23-26,179, 187-188, 190-192, 194. 32 ABSD: ZBS, Akta ksieni S. Dobińskiej, Klasztor - spisy zakonnic 1825,1827,1830. 33 ABSD: G 1392, k. 8,18,150,183. Konwerska - siostra drugiego chóru, składała i luby zakonne (profe­ sja), ale nie była konsekrowana (wyświęcana przez biskupa). ko dwie zasłużyły na dłuższą wzmiankę. Domyślać się można, że mogły służyć za przykład poświęcenia i cierpliwości. Niezwykłe umiejętności lecznicze wykazała jedna z trzech sióstr Moszyńskich, kurująca chorą Rozalię Mazarakównę. Przyczyniła się do jej wyleczenia, mimo że sprowadzony doktor nie dawał nadziei na powrót do zdrowia44. Świadczy ten fakt 0 tym, iż niektóre infirmerki posiadały podstawową wiedzę medyczną. Choroby, na które zapadały zakonnice można, jak już wspomniano, podzielić na ciężkie schorzenia, wymagające długotrwałego leczenia, takie jak: suchoty, gościec, paraliż, febra, puchlina, kołtun, maligna i choroby umysłowe oraz lżejsze, czyli wszelkie przeziębienia, bóle gardła, zębów, uszu, żołądka, kaszle, krótkotrwałe go­ rączki, owrzodzenia i niegroźne rany. Najczęściej wymienianą w źródłach chorobą były suchoty. Anna Krzesimowska (1705-1706) to najmłodsza zakonnica, która „niespełna rok cały nowicjat przeżyła, a od Wszystkich Świętych na suchoty zapadła, czternaście niedziel leżała wieku swego życia, miała lat 17”4S *. Musiała być bardzo słabego zdrowia i organizm nie przetrzymał surowych warunków klasztornych, albo wstępując do zakonu była już chora i tutaj nastąpiło dalsze pogorszenie stanu zdrowia, a w konsekwencji śmierć. Podobnie było z 23-letnią Barbarą Błońską (1680-1686), która „będąc złożona cięż­ ką chorobą suchot, w cierpliwości wielkiej skończyła szczęśliwie i przeniosła się do wieczności”44. Nieodżałowaną stratą była śmierć uzdolnionej muzycznie Katarzyny Czela- dzieńskiej (1690-1727), „która chorowawszy na suchoty, potem puchlina nogi obie opanowawszy skancerowała lewą strasznie, gdzie w wielkiej cierpliwości niedziel siedem leżąc ducha w ręce boskie oddała"47 oraz Elżbiety Dudkiewiczówny (1776— -1794) grającej na różnych instrumentach muzycznych i pięknie śpiewającej „czym naderwawszy sobie piersi, wpadła w suchoty i głos do śpiewania znacznie straciła w której słabości kilka lat żyjąc, starała się usilnie pracować dla Boga”48. Choroba atakowała osoby w różnym wieku, Marianna Bidzieńska (1682-1725) „na suchoty chorując kilka lat, potem na kilka niedziel przed dokończeniem życia puchlinę okrutną w nogach mając i insze wielkie defekta [...] nie stękała, chociaż srodze skancerowaną mając nogę aż do kolana, wielkiej cierpliwości przykład zostawiła, umierając w wieku 62 lat”49. Długotrwałe cierpienia były udziałem Justyny Krzesi- mowskiej (1684-1719), „która nie tylko świątobliwego życia zostawiła przykład, ale 1 długiej choroby, gdyż przez niedziel 26 na gorączkę i suchoty chorując, różne przy tym boleści cierpliwie znosiła”50, Zofii Bratysiewiczówny (1698-1730), która „dłu­

44 ABŁom., Kronika benedyktynek sand., s. 36; M. Borkowska, Życie codzienne..., s. 272. 45ABSD:G 1392, k. 17, 163. 44 Ibidem, k. 13, 158. 47 Ibidem, k. 14,170. ■“ Ibidem, k. 26,190. 4* Ibidem, k, 13,168. M Ibidem, k. 13, 167. go w domu chorując i różnych medyków próbując [...] wszystkie nie pomagały, kil­ ka lat na suchoty chorowała”51 i Zofii Błońskiej (1699-1729) cierpiącej „na suchoty i kaszel”, która „chorując siedem niedziel z łóżka nie wstawała, w cierpliwości zno­ sząc różne boleści”52. Suchoty spowodowały śmierć Marianny Ostrowskiej (1730— -1780), Katarzyny Michałowskiej (1748-1778), Melityny Borowskiej (1761-1788), Rozalii Mazarakówny (1770-1797) i Tekli Wolskiej (1789-1804)53. Choroba atakowała płuca, towarzyszył jej, jak widać z opisów kaszel, bardzo silne bóle w całym organizmie, gorączka, obrzęki i opuchnięcia, niezdolność do sa­ modzielnego poruszania się, końcowe stadia były najtrudniejsze do przetrzymania, stąd w każdym opisie pojawiały się refleksje nad wytrwałością i cierpliwością pa­ cjentek, stanowiące wzór dla innych cierpiących. Medycyna ówczesna nie znała żadnego skutecznego lekarstwa na suchoty, wszystkie przytoczone wyżej przypadki zachorowań powodowały w konsekwencji zgon. Niebezpieczna była także puchlina, Anna Wierzbicka (1690-1725) „chorowała dziewięć niedziel na puchlinę i gorączkę”, a Helena Chomentowska (1712-1749) „wpadłszy w chorobę od febry zaczętą, przez dwie niedziele w puchlinie zostając wszelkimi sposobami usilnie gotowała się do wiadomej sobie śmierci”54. Podobnie Katarzyna Wybranowska (1712-1756) „rozchorowawszy się znacznie i niebezpiecz­ nie jako sam doktor uznawał”, przeżyła jeszcze kilka miesięcy „puchlinę mając naj­ bardziej w nogach, że ani chodzić ani leżeć w słabościach i nudnościach nie mogła, ale tylko siedzieć na łóżku”55. Konsekwencją choroby w każdym prawie przypadku była śmierć. Więcej szczęścia miała Krystyna Czeladzieńska (1734-1776), pokonała schorzenie „i z nóg puchlina zupełnie ściekła tak, że skóra i kości zostały”, a ona przeżyła, pozostając do końca życia kaleką54. Uważana za chorobę puchlina była skutkiem zaburzeń w funkcjonowaniu jakiegoś wewnętrznego organu, np. serca, nerek, wątroby, a nie chorobą samoistną, jak wtedy sądzono. Często odnotowywano w zapiskach klasztornych zaburzenia w funkcjonowaniu układu kostno-stawowego określane jako gościec. Anna Pełczanka (1703-1737), „która w wielkim kalistwie na połamanie nóg i rąk przez gościec, w zakonie lat 33 bez kwartału, w wielkiej cierpliwości i pokorze posługi zakonne przy swoim kali­ stwie jako mogła odprawowała, na pięć lat przed śmiercią z łóżka już nie wstawała i przewrócić się w swojej niemocy nie mogąc zmarła w niewymownych bole­ ściach”57. Dwa następne przypadki dotyczyły starych zakonnic, mająca 70 lat Justy­ na Krzyżanowska (1746-1800) „lat 14 przed śmiercią złożona chorobą gościec

M Ibidem, k. 15,171. ,1 Ibidem, k. 15,171. " Ibidem, k. 19,23-26,183,185,186,188,191. M Ibidem, k. 14,17, 168,178. 55 Ibidem, k. 18,182. “ Ibidem, k. 20, 185. ” Ibidem, k. 15,173. zwaną przy nieznośnym bólu ręki, gdy już od doktorów uleczona być nie mogła, przestała na tym zupełnie”, natomiast 80-letnia Helena Piasecka (1721-1779) kilka­ naście lat przed śmiercią nie opuszczała z tego samego powodu infirmerii58. Choro­ ba ta nie powodowała szybkiego zgonu, ale w miarę rozwoju doprowadzała do ka­ lectwa, przysparzając ogromnych boleści. Spotykamy także wzmianki o sparaliżowanych sędziwych zakonnicach. Alek­ sandra Kłosowska (1736-1784) i Franciszka Paczewska (1740-1793) ostatnie lata życia spędziły w infirmerii, podobnie jak Anna Chuderska (1715-1763), która „na trzy lata przed śmiercią w kalistwie w infirmerii leżała”. Dużo młodsza Marianna Boxianka (1742-1764) „będąc zarażona z lewej strony paraliżem cało rok i miesięcy kilka w tym kalistwie przetrwała”, pomimo podjętych przez lekarzy prób wylecze­ nia, nie odzyskała zdrowia59. Niespotykanym obecnie schorzeniem był kołtun. Dwukrotnie odnotowano przy­ padki tej choroby w metryce: Marianna Mokronowska (1769-1802) „po chorobie blisko półrocznej na kołtun i paroksyzmy, wcześnie przygotowana do śmierci” i Katarzyna Sroczeńska (1721-1729) „w młodym wieku [...] nawiedzana [...] róż­ nymi boleściami kołtuna przez niedziel 29 na łóżku odpoczywała”60. Wyjaśnienie przebiegu choroby jest niejednoznaczne, ludność potocznie nazy­ wała kołtunem objawy gośćca, przypisując mu bóle mięśniowe i stawowe61. Zielniki podają sposób zastosowania lekarstw na tę chorobę, z którego wynika, że jest to schorzenie zewnętrzne głowy, prawdopodobnie w postaci ran lub owrzodzeń. Podobne trudności napotyka się przy rozpoznawaniu maligny, choroba zaczy­ nała się gorączką i boleściami, a w końcowej fazie przebiegu powodowała śmierć. Zapadła na nią Róża Hadziewiczówna (1732-1760), u której „choroby tej przyczyną była febra, która ją tydzień potrzymawszy w malignę wpędziła” i ksieni Barbara Trzecieska (1681-1726), która „rozchorowawszy się na malignę ciężką, przez dwie niedzieli bez utyskiwania różne boleści znosząc” zmarła62. Nasuwa się przypuszcze­ nie, że w organizmie występował stan zapalny, co objawiało się naprzemiennymi uderzeniami gorąca i zimna, towarzyszył mu ból, dalszy rozwój zapalenia sprawiał, że dla chorego nie było żadnego ratunku. Pobyt chorych w infirmerii można podzielić ze względu na długość leczenia na okres do i powyżej jednego roku. Przeważnie w tym czasie w ciężkich schorzeniach następowało rozstrzygnięcie, zakonnica umierała, albo wyniszczony organizm po­ konywał chorobę, ale zostawały ślady trwałego kalectwa. Odnotowane przypadki całkowitego wyzdrowienia były niezwykle rzadkie, co na pewno nie znaczy, że ta-

“ Ibidem, k. 15,23,173,193. ” Ibidem, k. 18,20-21, 181-182, 187, 190. "Ibidem, k. 18,25, 171,194. 41 Z. Gloger, Encyklopedia staropolska ilustrowana. Warszawa 1901, t. II, s. 207. 41ABSD: G 1392, k.13,20, 169,179. kich nie było. Wspomniana wyżej Rozalia Mazarakówna jest tego przykładem, inne z pewnością potraktowano jako rzecz normalną, nie zasługującą na odnotowanie. Spośród wymienionych w metryce sióstr zakonnych do pierwszej grupy pa­ cjentek należały: ksieni Justyna Skarszewska (1629-1689) „stękała niedziel 10 przez które ustawicznie gotowała się do śmierci”, Katarzyna Ujejska (1631-1664) „rok cały ciężko chorując”, Katarzyna Bątkowska (1668-1695) „przeżywszy choro­ bę długą trzy ćwierci roku”, Marianna Suska (1721-1746) trafiła „prosto do infirme- rii [...] przez 6 miesięcy leżąc”, Helena Małecka (1733-1783), Babianna Borowska (1726-1776) czy Teresa Chmielowska (1706—1745), która „słabością samą bez in­ nych defektów, na poł roku przed śmiercią na łóżku złożona szczęśliwie dokonała”. Niekiedy podawano powód choroby, jak we wzmiance o Mariannie Szczepanow- skiej (1729-1747) tłumacząc, że „przy śpiewaniu zakasławszy się kiszka się w niej zerwała [...] słaba będąc taiła boleści swoje nie chcąc nimi turbować przełożonej, na dwie niedziele tylko przed śmiercią z łóżka juz wstawać nie mogła”63. Wszystkie te przypadki traktowano jako choroby śmiertelne i nie wnikano w istotę ich przyczyn. Grupę przewlekle chorych stanowiły wymienione wcześniej Helena Piasecka i Anna Chuderska, a także Justyna Lemieszówna (1642-1673) „złożona ciężką cho­ robą przez dwie lecie”, Zofia Dębicka (1674-1692) „w długiej chorobie będąc”, Marianna Morawicka (1691-1724) „która ciężkie boleści przez lat dwanaście cier­ piała”, Marianna Moszyńska (1731-1782) na rok przed śmiercią nie wstawała z łóż­ ka oraz Felicjana Bełdowska (1719-1758, „która całe życie umartwiona słabym zdrowiem [...] siedem lat przed śmiercią w infirmerii zostając [...] przyszedłszy do kresu życia w puchlinę wpadła”64. Przyczyny nagłych zgonów tłumaczono w różny sposób. W przypadku zmarłej niespodziewanie Marianny Sobańskiej (1744-1780) powodów szukano w „paroxy- zmie, któren miewała”63. W tym przypadku możliwy był wylew wewnętrzny, na tyle rozległy, że dla chorej nie było żadnego ratunku. Zdarzały się także niebezpieczne choroby oczu, wskazujące na symptomy sta­ nów nowotworowych. Teresa Siemianowska (1706-1740) cierpiała na „wielkie bo­ lenie oczu przez lat kilkanaście”, podobnie jak Cecylia Zygmuntowska (1742-1789), u której choroba oczu i nóg spowodowała kalectwo do końca życia66, Helena Moszyńska zaś wyjechała „dla słabości oczu do okulisty do Łoniowa, gdzie się kurowała przez sześć niedziel u brata swego”67. Natknęłam się także na wzmianki o chorobach psychicznych wśród zakonnic w Sandomierzu. Zofia Kłosowiczówna (1617-1665) „straciwszy z początków w za­ konie rozum przyszła przed śmiercią do niego”, natomiast druga z sióstr zakonnych

" Ibidem, k. 8-9, 14, 17-20, 151, 159, 162, 177, 185, 187. " Ibidem, k. 10, 12, 14, 18,20, 155, 160, 167, 178-179, 180. 45 Ibidem, k. 22, 187. “ Ibidem, k. 17,22,174, 189. " ABLom.: Kronika benedyktynek sand., s. 36; M. Borkowska, Życie codzienne..., s. 272. Konstancja Jordanówna (1686-1735) „w zakonie w wielkich mortyfikacjach żyjąc i temi zdrowia nadruszywszy na kilka lat przed śmiercią wariacją głowy cierpiała”6®. W 1838 r. do nowicjatu wstąpiła Marianna Kniaź, która po ośmiu latach pobytu w klasztorze zachorowała. Rozwój choroby psychicznej spowodował konieczność odesłania jej na leczenie do Szpitala Dzieciątka Jezus w Warszawie, skąd zapewne nie powróciła, ponieważ jej nazwisko nie figuruje w żadnych późniejszych spisach zakonnic6’. Za karę boską uważano wszelkie epidemie, zarazy i morowe powietrze, stwa­ rzające realne zagrożenie życia. Jedynym ratunkiem było opuszczenie klasztoru i wyjazd do miejsc, gdzie nie było jeszcze epidemii. Zgromadzenie sandomierskie dwukrotnie w 1647 r. w czerwcu i listopadzie „dla łożnej choroby rozerwało się było na [...] na trzy części” w celu uniknięcia morowego powietrza. Urszula Wolska (1618-1658) i Teresa Boglewska (1691-1708) należały do ofiar epidemii. Pierwsza z nich zmarła „na powietrze przy pani stolnikowej z panną Korycieńską zakonnicą także mieszkając przed trwogami”, druga zmarła „podczas powietrza” i ze względu na niebezpieczeństwo zarazy pochowano ją nie w podziemiach kościoła, ale na cmentarzu70. Z powyższych informacji wynika, że w metryce zapisywano jedynie długo­ trwałe, stwarzające zagrożenie dla życia choroby. Opisy są dość skąpe, na uwagę zasługują komentarze dotyczące cierpliwości chorych w znoszeniu niewysłowio- nych boleści i kalectwa. Niektóre zapiski nie są opatrzone takimi informacjami, co może świadczyć, że ból i choroba były wielkim obciążeniem i dla chorujących, i dla opiekujących się nimi. Metryka zawiera tego typu informacje tylko w odniesieniu do wieku XVII i XVIII. Bezpośrednią opiekę medyczną w klasztorze sprawowali cyrulicy. Sandomierz miał bogatą tradycję w tym względzie, w II połowie XVI i w I połowie XVII w. za­ mieszkiwało tu kilku do kilkunastu cyrulików, z ich pomocy korzystały także bene­ dyktynki71. Do podstawowych powinności cyrulika należało puszczanie krwi, sta­ wianie baniek i pijawek, opatrywanie ran i leczenie chorych72. W regestrach podskarbskich z lat 1739-1818 opłaty dla cyrulika były wpisywa­ ne prawie w każdym miesiącu. Ich wielkość uzależniona została od rodzaju wyko­ nywanych zabiegów leczniczych, podstawowym było puszczanie krwi. W czasie zabiegu obowiązywały pewne zasady: „podczas bowiem gorąca i mrozów, puszcza­ nie krwi jest uprzykrzone i powinno być na ten czas letnio, ludziom nie mającym jeszcze lat 14 krwi puszczać nie godzi się, także po lat 60 albo 70”, powinno być

“ Ibidem, k. 13.28, 152,173; J. Gajkowski, op. cit., s. 143; M. Borkowska, Zycie codzienne..., s. 272. ” ABSD: ZBS: Akta ksieni B. Staszewskiej, Korespondencja Biskupów i Konsystorza Sandomierskiego do ksieni, 7 VII 1846. „Biskup sandomierski wystarał się o miejsce na kuracją dla zakonnicy tutejszej Marianny Kniaź na pomieszanie zmysłów cierpiącej”. "Ibidem,k. 8, 14,51,149,154. 11 F. Kiryk, Lekarze i aptekarze sandomierscy z przełomu XVI i XVII stulecia, Sandomierz 1987, s. 21. 71 Z. Gloger, op. cit., 1.1, s. 103. wykonywane „w potrzebie wielkiej”, kto się jednak przyzwyczaił do częstych za­ biegów „temu szkodzi przerywanie”73. Przepisy określały najkorzystniejsze dni do ich wykonania, tj. w dniu św. Marcina (5 X), św. Błażeja (3 II), św. Filipa (1 V), św. Jakuba (26 VII) i św. Bartłomieja (24 VIII), przy bezchmurnym niebie, najlepiej w czasie wiatrów wiejących z północy74. Podczas zabiegu należało wytoczyć mało krwi, pacjentka musiała być na czczo, żyły po prawej stronie ciała otwierano wiosną i latem, po lewej jesienią i zimą. Po wykonanym zabiegu można było jeść potrawy lekkostrawne, ograniczając słone i kwaśne, nie należało ciężko pracować ani korzy­ stać z łaźni. Zabiegi wykonywano po wcześniejszym zapoznaniu się z układem planet „gdy księżyc w tym znaku zostaje, któremu część ciała podlega, w ten czas z tej części krwi nie puszczają” oraz „nów przeszkadza przez 3 dni poprzedzające i przez 3 następujące”75. Otwarcie konkretnej żyły uwarunkowane było rodzajem schorzenia. Puszczanie krwi „z żyły idącej przez pośrodek czoła [...] na zapalenie oczów [...] na ból głowy, na szaleństwo, na trąd po twarzy”, a spod języka „na ból zębów i dziąseł, na katar w głowie, na wrzody w uściech, na zapalenie i owrzodzenie gardła”. Często spusz­ czano krew z kończyn górnych i dolnych. Otwarcie żył w nogach „pod małymi pal­ cami” pomagało „na koliczne affekcje, pod wielkim palcem [...] na różne affekcje oczu, nad kostkami w obu nogach [...] na ból w krzyżach, na szaleństwo, na dycha­ wice [...] na zapalenie albo nabrzmiałość”. Także żyły w rękach odpowiednio wyko­ rzystywano: „pod małym palcem [...] otwierana bywa na żółtaczkę, na różne affek­ cje śledziony, na febry osobliwe [...] na nerek exullceracje i zapalenia, w affekcjach melancholicznych puszcza się z lewej ręki”, z żyły na łokciu „na różne defekta oczu i na wielką chorobę oraz na wszelkie affekcje wątroby, żołądka, na parcie w bo­ kach”. Z koloru krwi i konsystencji odczytywano rodzaj i zaawansowanie choroby76. Ponieważ tak wszechstronne właściwości uzdrawiające przypisywano puszcza­ niu krwi, zrozumiałe jest zamieszczenie w rachunkach wydatków na opłacenie cy­ rulika prawie w każdym miesiącu w latach 1739-1818.1 tak przykładowo w 1757 r. koszty samych zabiegów wynosiły 59 zł 11 gr, w 1771 - 87 zł 21 gr, a w 1781 r. 42 zł 16 gr77. Opłaty za zabiegi były zróżnicowane, w 1812 r. za puszczanie krwi ksieni zapłacono 2 zł, zakonnicy 1 zł, a służącej 15 gr78. Zauważalny spadek wydat­ ków na cyrulików od końca lat siedemdziesiątych XVIII w. nie oznaczał zmniejsze­ nia liczby zabiegów, a był wynikiem częstszego korzystania z porad medyków, któ­ rzy także zalecali, a nawet sami wykonywali te zabiegi.

7J ABSD: G 1761, s.l u Ibidem, s. 5; T. Wierzbowski, Podręcznik do studiów archiwalnych, Warszawa 1908. 75 ABSD: O 1761, s. 2,4 ,6 . 74 Ibidem, G 1761, s. 11-13, exullceracje - wrzody, affekcje- skłonności. 77 ABSD: G 891 (1759); G 889 (1771, 1781). 71 ABSD: ZBS, Akta ksieni U. Kuczkowskiej, Klasztor - dobra, teczka 2 (1806-1818). Spotykamy także adnotacje „cyrulikowi od otworzenia apertury” ksieni w 1739 r., sekretarce w 1767 r. i jakiejś zakonnicy w 1797 r., koszty zabiegów wynosiły kolej­ no od 18 zł poprzez 3 zł 13 gr do 1 zł w ostatnim przypadku79. Najprawdopodobniej cyrulik wykonywał zabieg otwarcia i oczyszczenia wrzodu lub rany. Zachował się przepis na mastyczką do apertury, której skład: terpentyna przepłukiwana kilkra- krotnie wódką w celu zdezynfekowania, połączona z żółtkami jaja kurzego i oliwą, miał oczyszczać i goić rany*0. Niekiedy pojawiają się wzmianki, że zapłacono cyrulikowi „za krwie puszcza­ nia i stawiania baniek”, co mogło świadczyć o puszczaniu tzw. krwi zaskórnej przy zastosowaniu baniek i nacinania skóry81. Informacje o samym stawianiu baniek są dość sporadyczne, widocznie nie należały do głównych zajęć cyrulika w klasztorze sandomierskim. Natomiast rola klasztornego dentysty jest właściwym określeniem, kilka razy w roku usuwał zakonnicom bolące i chore zęby, w 1766 r. „od rwania zęba” panny Michałowskiej policzył 20 gr8i. Wykonywał zabiegi „szpryncowania” gardła, co może świadczyć o śladach epidemii oraz nastawiał kończyny po złamaniach. Znamy nazwiska dwóch cyrulików kurujących zakonnice, pierwszy, niejaki Gołębiowski wymieniany w 1767 r. i drugi - Tomasz w 1801 r., ale nic poza tym o nich nie wiemy83. W latach 1739-1758, a jest prawdopodobne, że nawet do 1769 r. zakonnice ko­ rzystały z umiejętności cyruliczki Borkiewiczowej, w tym czasie jej nazwisko wy­ stępuje aż 19 razy w regestrach podskarbskich. Można pokusić się o stwierdzenie, że funkcję tę pełniła prawie nieprzerwanie, chociaż w niektórych latach nie ma odno­ towanych wpłat na jej nazwisko. Skuteczność zabiegów chyba zadowalała zakonni­ ce, dlatego mogła się cieszyć zaufaniem i długą pracą. Najczęstszymi zabiegami wykonywanymi przez cyruliczkę było „stawianie pijawek i smarowanie panien”. W 1744 r. leczyła pannę Borkowską i Zagórską, za kurację otrzymała 24 zł84. Słu­ żyła pomocą także ksieni, należność 8 zł wpisano z uzupełnieniem „Borkiewiczowej od kuracji ksieni”85. Smarowanie, oklepywanie, opieka nad obłożnie chorymi, li­ kwidowanie odleżyn stanowiły podstawowe czynności medyczne cyruliczki, rza­ dziej wpisywane było puszczanie krwi i „otwieranie apertury”. W razie konieczności wzywano do pomocy drugą cyruliczkę, należność do zapłaty „cyruliczce Borkiewi­ czowej i Nowaczce od leczenia, pijawek stawiania zł 25 od krwi puszczania gr. 13” może świadczyć o kolejnej epidemii86. O innych, znanych z nazwisk kobietach mo-

” ABSD: G 866 (1739/XII); G 889 (I767/IX); G 1148 (1797/XII). " ABSD: G 1766, s. 32-33. “ ABSD: G 866 (1749/V). ” ABSD: G 889 (1766/IX). “ Ibidem (1767/I/II); G 1148 (1801/X!I). ** ABSD: G 866(1744/111). 15 ABSD: G 891(1754/XI). “ ABSD: G 889 (1769/111). żerny przypuszczać, na podstawie wykonywanych zabiegów, że to też cyruliczki. Niejaka Cędrowiczowa zajmowała się „tonowaniem” panien, trzykrotnie wypłacano jej należność87, „Jakubownej od stawiania pijawek P. Raczyńskiej” zapłacono 4 zł88, a Rębalską wpisano w rachunkach wraz z dwoma cyrulikami, płacąc wszystkim ra­ zem 32 zł 12 gr89. W latach 1786-1801 nieznane z nazwisk cyruliczki aż 16 razy do­ konywały „stawiania pijawek”, pobierając opłaty od 20 gr do 4 zł90. Leczyły również nowicjuszkę stosując „szpiyncowanie” ucha, ale efekt zabiegu nie jest znany91. Do pomocy w razie potrzeby najmowano kobiety, służące i pomocnice, zajmo­ wały się one grzaniem wody i przygotowywaniem kąpieli dla chorych, oklepywa- niem, smarowaniem, liczba ich wzrastała proporcjonalnie do ilości zachorowań. Figurują także pojęcia „kobity”, czyżby znachorki(?), która „od leczenia panien 4” pobrała w 1769 r. 11 zł, a w 1784 r. leczyła pannę Bocheńską przez dwa miesiące za 15 zł92. Tylko jedna z usługujących w infirmerii jest znana z imienia, sekretarka za­ pisała „Krzyśce dziewce infirmarskiej zasług florenów 9”93. W regestrach klasztornych pierwsza wzmianka o korzystaniu z pomocy doktora pojawiła się w 1763 r. - „Doktorowi Bęzie i w aptece lwowski 157 zło”.94 Trudno ustalić, czy był to doktor miejscowy, możliwe że z Sandomierza, a lekarstwa zaleca­ ne przez niego zakupiono we Lwowie. Dwa lata później zapisano „Doktorowi na­ szemu za medykamenta ad rationem” 110 zł i kolejno w następnych zanotowane zostały sumy: 140 zł, 528 zł 8 gr, 300 zł i 180 zł z dopiskiem, że są to opłaty uisz­ czone doktorowi za medykamenta za ostatnie dwa lata98. Nasuwa się wniosek o re­ gularnym korzystaniu z porad lekarskich i pośrednictwie doktora w dostarczaniu medykamentów. Od 1772 r. medykiem zakonnym był doktor Derszner i prawdopo- dobie do 1788 r. jego umiejętnościom powierzane były najcięższe przypadki zacho­ rowań. Z jego pomocy korzystała ksieni, pacjentką była chora na suchoty Melityna Borowska. W listopadzie 1787 r. pobrał opłatę 18 zł za leczenie panny Borowskiej, w lutym następnego roku zapłacono mu ponownie 18 zł za jej kurację, a 25 kwietnia nastąpił zgon zakonnicy. Był to przypadek szczególny, medycyna nie znała na tę chorobę skutecznego lekarstwa. Możemy przyjąć, że w latach 1772-1788 doktor wzywany przez zakonnice do bardzo ciężkich zachorowań, pobrał sumę 683 zł, co średnio rocznie wynosiło 42-43 zł94.

r ABSD: G 886 (1746/I1I/IX, 1748/IV). " ABSD: G 889 (1773/11). " ABSD: G 1148 (1800/VIII). *° Ibidem, G 889. ” ABSD: G 1148(1801/1). ” ABSD: G 891 (1769/V, 1784/ III, IV). “ ABSD: G 866 (1739/V). “ ABSD: G 891 (1763A/I). ” ABSD: G 891 (!765/VII/IX, 1766/XI, 1767/11). “ ABSD: G 889 (1772/VI, 1787/IX, 1788/11). 2B2 Anna Szylar

Poprzednika zastąpił doktor Bednary, wpisywany w regestrach od 1788 r. i na pewno leczył zakonnice do 1796 r. W 1800 r. zanotowana została stała pensja „Imć Panu Doktorowi za kuracje roczne” w wysokości 200 zł i stosowne adnotacje takich samych pensji figurują w 1801 i 1802 r. Spotyka się również jednorazowe honoraria dla lekarzy, np. doktor Wójcikowski pobrał 18 zł97, Pawlikowski 40 zł, wojskowy również 40 zł9*. Leczenia zakonnic podejmowali się także felczerzy. Felczer Kwiatkowski za pracę w 1808 r. otrzymał 36 zł, nieznany z nazwiska Tomasz w 1812 r. pobrał 2 zł. W 1811 r. do chorych poddanych wzywano również felczera - Żyda i zapłacono mu z pieniędzy klasztornych 6 zł99 100*. Trzykrotnie zamieszczane były wzmianki o korzystaniu z pomocy chirurga, wiadome są sumy, które pobierał, w 1799 r. - 27 zł 2 gr, w 1800 - 24 zł, w 1801 - 12 zł, jednak stwierdzenie ,J P Chirurgowi od kuracji zakonnic” niewiele mówi o sposobie leczenia i rodzajach schorzeń*00. Do posług medycznych wzywany był także kat, który w 1744 r. otrzymał za­ płatę 5 zł 2 gr, zastanawiający jest wpis do regestru „katowi od nogi J W P Ksieni”. Po raz drugi skorzystano z usług kata w 1752 r., zapłata „katowi od nogi” była taka sama, nie wiadomo, kto został poddany temu zabiegowi10'. W obu przypadkach chodziło najprawdopodobniej o składanie złamanych kończyn, czym również zaj­ mował się kat z racji znajomości anatomii102. W 1747 r. wpisano „od exemterowania SP IMP Szczepanowskiej ratione zerwa­ nia wnętrzności”, za co zapłacono aż 90 zł. Była to pierwsza i jedyna zanotowana w klasztorze operacja, nie wiemy kto ją przeprowadził, ale skutek jej był śmiertelny103. Kuracja chorych zakonnic nie mogła być prowadzona bez odpowiednich le­ karstw. Większość kupowano, zioła zbierano lub uprawiano w ogrodzie przyklasz­ tornym, wiele medykamentów przygotowywano na miejscu. Benedyktynki do 1768 r. najczęściej zaopatrywały się w aptece jezuickiej w Sandomierzu. W księgach rachunkowych zapisywano wydatkowane sumy z adno­ tacją „aptekarzowi jezuickiemu na lekarstwa” lub „księdzu aptekarzowi za lekar­ stwa”. W okresie 1739-1749 nakłady na medykamenty wynosiły 1688 zł, od 1754 do 1765 r. - 5546 zł 24 gr, a w latach 1750-1753 i 1757 nie wpisano żadnych sum

97 ABSD:G 1148(1800/111, 1801/III, IV, 1802/III>. 91ABSD: ZBS, Akta ksieni U. Kuczkowskiej, Klasztor - dobra, teczka 2 (1806-1818). 99 Ibidem. 100 ABSD: G 1148(1799/V, 1800/VIII, 1801/X). "" ABSD: G 866 (1744/XI, 1752/VIII). 192 Informację o udzielaniu pomocy medycznej przez kata odnajdujemy też w regestrach prowadzonych w krakowskim szpitalu iw. Ducha, gdzie w 1611 r. zapisano „kathowi czo ubogam niewiastę lieczył która szobie była nogę złamała” [za:] K. Antosiewicz, Opieka nad chorymi i biednymi w krakowskim szpitalu świętego Ducha, „Roczniki Humanistyczne”, t. 24, 1978, z. 2, s. 74. 103 ABSD: G 866 (1747/111), exemterować - wyjmować. zapłaconych w tej ani w innej aptece104. W razie braku na miejscu, sprowadzano lekarstwa za pośrednictwem jezuitów z innych miast, tak było w 1768 r., gdy „apte­ karzowi za medykamenta do Krakowa dla P. Bidzińskiej” zapłacono 72 zł105. Po likwidacji zakonu jezuitów w 1773 r. kupowano leki dalej w Sandomierzu, ale wydatkowane sumy były zdecydowanie mniejsze niż płacone jezuitom. Zjawisko to można tłumaczyć faktem zakupu przez klasztor szkuty, którą wysyłano pszenicę do Gdańska; w drodze powrotnej kupowano taniej niż na miejscu potrzebne towary. Apteki istniały w pobliskich miejscowościach. W Opatowie kupowano w 1790 i 1793 r. „mannę kalabrinę”, dwa lata później „za miksturę” zapłacono 28 zł a w 1808, 1815 i 1817 r. wydano łącznie 170 zł 27 gr104. Dużo wcześniej, bo w 1740 i 1741 r. zakonnice kupowały m.in. „essencją” i „proszek serdeczny” w Koprzywni­ cy za sumę 35 zł, a w 1787 r. „za lekarstwa dla zakonnic z apteki koprzywnicki” na­ leżność wyniosła 13 zł 4 gr. Odnotowano jednokrotny zakup w Tarnowie w 1796 r. w kwocie 6 zł 21 gr107. Prawdopodobnie w każdym przypadku były to zakupy w aptekach prowadzonych przez zakonników. Zaopatrywano się również w Lublinie w aptece reformackiej, asortyment zakupów był różnorodny, od „kropli anodyal- nych” dla ksieni po „medykamenta różne”. W celu ułatwienia dostaw reformaci lubelscy przesyłali zamówione leki reformatom w Sandomierzu, a ci dostarczali je benedyktynkom; nie wiemy czy była to powszechnie przyjęta zasada, ale w 1768 r. zapisano „za medykamenta zgromadzeniu w.aptece reformackiej lubelskiej apteka­ rzowi sandomierskiemu reformackiemu sprowadzone 208 zł”. Aptekarz reformacki „za medykamenta do Krakowa i do Lublina” otrzymał od zakonnic w 1769 r. 222 zł, co wskazuje na powolne zwiększanie się znaczenia reformatów w dostarczaniu le­ ków dla zakonnic108. Możliwe jest, że apteka reformacka stanowiła, po likwidacji jezuickiej, główne źródło zaopatrzenia dla benedyktynek. Informacje o samodzielnym zakupie i sprowadzaniu leków spotykamy w ra­ chunkach z 1759 i 1769 r., przy okazji wzmianek o uiszczaniu należności w miej­ scowej aptece, wpisano cenę tych zakupów z podkreśleniem „oprócz gdańskich”109. Dla ostatniego dziesięciolecia XVIII w. zachowały się materiały, pozwalające ustalić skąd sprowadzano leki, jakie i za jaką cenę. Głównym miejscem zaopatrzenia była apteka królewska w Warszawie. Cieszyła się ona dobrą renomą, specjalne instrukcje dla szyprów dokonujących zakupów nakazywały „medycyny kupować w Warszawie w Aptece Królewski, bo tam są w najlepszym gatunku”. W celach oszczędnościowych powinni żądać pakowania ich w papier, bo za butelki, słoje

m ABSD: G 866; G 891. 105 ABSD: G 891 (1768/IV). ABSD: G 889 (1790/1V, 1793/VII, 1795/IX): ZBS, Akta ksieni U. Kuczkowskiej, Klasztor - dobra, teczka 2 (1806-1818). 101 ABSD: G 866 (1740/XI, 1741/VII): G 889 (1787/VI): G 1148 (1796/X1I). ""ABSD: G 891 (1768/11, I769/IX). ABSD: G 889 (1759/X, 1760/XI). i banie trzeba było dodatkowo płacić110. Do niektórych wykazów dołączano prze­ liczniki wagowe określające, że kamień to 32 flinty, funt to 32 łoty według wagi gdańskiej i berlińskiej. W tym wypadku zadanie powierzono zapewne jakiemuś no­ wemu szyprowi, który nie miał jeszcze doświadczenia w załatwianiu tego typu spraw. Podprzeorysza w klasztorze sporządzała listę leków do zakupu, wraz z wyka­ zem cen z ostatnich lat. Szyper miał nakazane kupować po najniższej cenie, w razie niemożności stargowania ceny, powinien i tak je zakupić, bo „gatunek ich i waga zawsze może nagrodzić drogość ich na miejscu”11*. Niektóre spisy zawierały prośby do aptekarzy o dokładne pakowanie proszków, wpisywanie ich nazwy, wagi i ceny w celu sprawdzenia zgodności ilości z ceną i uniknięcia pomyłki przy podawaniu112. Zdarzały się towary nienajwyższej jakości, w 1798 r. zamawiająca medykamenty Elżbieta Brzezińska prosiła „pana Aptekarza”, aby zamówiony blejwas i mydło we­ neckie były prawdziwe. W przypadku braku takowych zgadzała się na inne mydło „zrobione [...] z oliwy, a nie z masła”, natomiast na blejwas zdecydowana była po­ czekać do czasu sprowadzenia go do apteki113. W 1792 r. lekarstwa na sumę 303 zł 3 gr kupował w Warszawie szyper Luka­ siewicz114, a w 1797 r. za 148 zł 28 gr niejaki Wąsowicz115. Wiadomo również, że w 1793 r. zapłacono w aptece królewskiej 265 zł 8 gr116. Zakupu leków dokonywano także w 1796 i 1798 r., jednak wysokość należności jest trudna do ustalenia. Porów­ nując zamówienia z wykazami sprowadzonych medykamentów można dostrzec, że były one realizowane w całości, co świadczy o bardzo dobrym zaopatrzeniu apteki królewskiej w środki medyczne. Nazwisko aptekarza Muszery figuruje na kilku wy­ stawionych rachunkach za leki117. Wśród zachowanych zamówień, jedno z 1795 r. dotyczy apteki lwowskiej. Do wykazu innych sprawunków dołączono kilka potrzebnych aktualnie w klasztorze lekarstw, podając dla porównania ceny z apteki warszawskiej. Zastrzeżono również, że we Lwowie może ich nie być i jakie zapewnie musiało powstać zdziwienie, gdy wszystko kupiono i to po dużo niższej cenie. Łączna wartość leków wyniosła 84 zł 21 gr118. Dysponujemy również wykazem zakupów z 1776 r. z Wrocławia, skąd sprowa­ dzono lekarstwa na sumę 56 zł119.

1111ABSD: ZBS, Akta ksieni M. Siemianowskiej, Zakupy - Elbląg, 1793. 1,1 ABSD: ZBS, Akta ksieni M. Siemianowskiej, Z akupy- Elbląg, 1796. 111 ABSD: ZBS, Akta ksieni M. Siemianowskiej, Zakupy - Elbląg, 16 V 1798. 111 ABSD: ŻBS, Akta ksieni M. Siemianowskiej, Zakupy - Elbląg, 21 V 1798. 114 ABSD: ZBS, Akta ksieni M Siemianowskiej, Zakupy - Elbląg, 1792. 115 ABSD: ZBS, Akta ksieni M. Siemianowskiej, Zakupy - Lwów, 1787. 116 ABSD: ZBS, Akta ksieni M. Siemianowskiej, Zakupy - Warszawa, 1793. 1,7 ABSD: ZBS, Akta ksieni M. Siemianowskiej, Zakupy - Elbląg, 1796; Zakupy - Warszawa, 13 IV 1798,16 V 1798; Zakupy-Gdańsk, 1796. "* ABDS: ZBS, Akta ksieni M. Siemianowskiej, Zakupy - Lwów, 1795. " ’ ABDS: ZBS, Akta ksieni M. Siemianowskiej, Zakupy - Wroclaw, 1776. Na podstawie zamówień i rachunków z aptek można sporządzić przykładowy spis leków i środków farmaceutycznych wykorzystywanych w klasztorze sando­ mierskim: cremortartari, manna calabrina, rabarbarum, nitrum depurtatum, nitri dul- cis, senes, castoris, blejwas, terpentyna wenecka, sól polichresti, sól saldecyńska, sól gorzka, sól miraculosa, saletra ordynaryjna, krople annodini, essensja castoris, esen- sja menstruales, esensja carminativa, esensja cephalika balsamica, proszek antispasma- ticum, proszek tartarus emeticus, maść mellotowa, camphori, emplastrum de tacama- haca, syrop biały, oliwa de lucca, woda spaska, mydło gdańskie i moskiewskie, korzeń alantowy, korzeń pimineli, korzeń i ziele cardi Benedicti, lukrencja, ziele język jeleni, kwiat centurii, korzeń cytwarowy i wronie oko120. Część z nich służyła do bezpośred­ niego użycia, większość zaś wchodziła jako substytuty w skład leków, proszków i mikstur wykonywanych na miejscu w aptece i infirmerii klasztornej. Wśród produktów potrzebnych do przygotowania lekarstw były jaja, masło, wosk, olej, mydło, wódka i różne nalewki. Kupowano je często, wydatki na jaja, w wysokości 2-3 zł wpisywane były w każdym miesiącu, prawdopodobnie wcho­ dziły one w skład większości leków domowych. Niekiedy pojawiają się informacje 0 nabyciu dla chorych cytryn, „pomarańczyków suchych, arbaty”, cukru, suszonych śliwek i fig, migdałów, mleka, miodu, wina, piwa oraz araku, kwiatu lipowego 1 konwalii, jałowca i dzikiej róży. Kupowano żabi skrzek, sadło zajęcze, psie skórki i sadło, łój kozłowy, skórkę koźlęcą, pijawki, róg jeleni, „mrowisko na wódkę mrówczaną” i „gołąbki na lekarstwo”. Odnotowano również w 1746 r. wydatek na okulary, kosztowały one 15 grm . Wśród recept na wykonanie lekarstw domowych godne uwagi są te, które po­ dały same zakonnice. Cecylia Zygmuntowska na ból głowy radziła „kminek prosty utłuc z solą i przez chustkę niczym nie skrapiając przyłożyć na czoło”, a według Marianny Bocheńskiej dobry sposób „na ból głowy i humory” to „gorczycę z octem jak musztardę zmieszać i same podeszwy przez chustkę obłożyć”. Najskuteczniejszą zaś metodą na uśmierzenie bólu żołądka według Katarzyny Wybranowskiej i Zu­ zanny Boguckiej było „chleb rozkroiwszy winem ciepłym polać i kwiatem muszka- tałowym drobno pokrajawszy albo gałązką muszkatałową posypać i przyłożyć na żołądek. Na czerwoność oczu i płynienie materyi” Zofia Lipowska proponowała okłady z niegotowanego mleka, w przypadku mechanicznego uszkodzenia oka okła­ dy z ruty zagotowanej w winie. Na głuchotę oraz wszelkie choroby uszu jedna z sióstr Moszyńskich „zalecała rzodkiew skrobać, w chusteczkę włożywszy wyci­ skać sok z niej i w ucho wpuszczać zrobiwszy czopek” lub „z półmiska, którym na­ krywają paloną kawę wyjąwszy z ognia, bibułą wycierać sok czyli parę z kawy,

1211 ABDS: ZBS, Akta ksieni M. Siemianowskiej, Zakupy - Elbląg, 1793; Zakupy - Warszawa, 1792, 1793, 13 IV 1798, 16 V 1798; Zakupy-G dańsk, 1797, 1798, tartarus waysztan - drożdże winne, blejwas - „czynią go z ołowiu, a jest popiół ołowiany, ma moc wyczyszczającą, wysuszającą, wronie oko uśmie­ rza ból - kładą w winny ocet a tak zmięknie i skórę wierzchnią z siebie puści [...] a miękkie ku krojeniu albo tłuczeniu [...] na proch [...] bardzo gorzkie” [za:] G 1761, s. 616-618. 121 ABDS: G 866; G 891; G 889; G 1148. i z tej bibuły czopki robić i kłaść w ucho”. Ciekawy sposób miała Katarzyna Popie- lówna na zatrucia „kiedy bieganie weźmie z boleściami i osłabieniem terpentyną się kadzić”, a na nudności i „womioty driakwie weneckie zażyć i herbatę popić” lub zjeść jajka ugotowane na miękko z dużą ilością soli. Choroby astmatyczne, kaszel, duszności według Zymuntowskiej można osłabić następująco „damasceny pokrajać w kawałki i w wódce moczyć i też same śliwki jeść” lub „piórem z kuropaty przy stoczku trochę zapaliwszy i zaraz zdmuchnąwszy kadzić pod nosem”. Towarzyszące przeziębieniom bóle gardła Katarzyna Wojciechowska zalecała kurować następująco „imbieru białego utłuc miałko i przesiawszy w piórko wsypać i wydmuchać prędko w gardło”. Wrzody, pryszcze, choroby skórne „podobne do mrówki - jak mówią czarniawej - wziąć pod miarą sadła zajęczego na laskowy orzech, miodu praśnego takież i mąki żytniej tyloż placuszek z tego wszystkiego ugnieść i przykładać”, a na guzy, jątrzące się i obierające rany skutecznym środkiem była „wódka, kamfora, mydło barskie, ukłocić to wszystko smarować i chusteczkę namaczawszy przykła­ dać”. Autorkami recept były Konstancja Załuska, Marianna Bocheńska i Justyna Krzyżanowska122 *. Dużą popularnością cieszyła się wśród zakonnic „maść św. Damiana”, robiono ją z oliwy, tytoniu, blejwasu, terpentyny, łoju sarniego lub kozłowego i wosku, spo­ rządzano plaster o szerokim zastosowaniu: „ten plaster jest na wszystkie rany do­ świadczony, choćby raz od kilku lat zastarzałe, goi parchy, guzy, wrzody, każde stłuczenia, zastarzałą krew, kancery, piekielny ogień”. Plastry wykonywano także z żabiego skrzeku, oliwy i blejwasu, po wysmażeniu dodawano kamfory i wódki, całość ubijano do konsystencji gęstej śmietany, zawijano w papier nasączony oliwą i okładano rany122. Inne tzw. domowe plastry to plaster kapucyński „na rany i defekta osobliwe, na krzyżów bolenie i przeciw ogniu piekielnemu, na puchlinę suchoty i piersi osłabione”124. Wysoką gorączkę starano się osłabić galaretką z utartego rogu jeleniego, „żeby był tak miałki jako mąka”, po wygotowaniu proszku dodawano „wódki różanej co się podoba” i cukru, po wystudzeniu „żeby się dobrze zsiadło i kiedy się zechce pić zażywać tego po łyżce”. Popularnością cieszyła się „emulsja na gorączkę” z białego maku, nasion ogórka, melona i dyni, rozpuszczonych w wódce różanej, dawkowana „kiedy się zechce choremu pić tego dawać co się chce”125. Zagrożenie epidemią zarazy powodowało panikę, sposoby ochrony „w miej­ scach gdzie zarazy powietrza lub inne panują” były typowe dla tamtych czasów, oprócz odosobnienia i unikania kontaktów z chorymi stosowano mikstury własnego wyrobu. Przepis zachowany w notatkach zakonnych podawał, że należało wziąć „dwa garce octu winnego jak może być najmocniejszy, włożyć do niego dwie główki

122 ABDS:G 1766. ,2J Ibidem. 114 Ibidem, s. 43-45. 125 Ibidem. czosnku, które trzeba potłuc [...] goździków całych [...] dzięglu pokrajawszy w drobne kawałki, garść ruty [...] jałowca tłuczonego i soli garść i wystawić to wszystko na słońce i potym zażywać”. Stosowanie polegało na nacieraniu „tym oc­ tem koło piersi obydwóch i tył głowy, uszy i nos i jeżeliby zaraza wielka była to i na język trochę upuścić [...] i gdyby się miała pokazać dymienica, to chusteczki nama- czawszy przykładać, odmieniając jak prędko wyschnie”124. Skuteczność tego leku na pewno była wątpliwa, ale w XVIII w. wierzono w jego uzdrawiającą moc. Interesująca wydaje się kwestia wysokości nakładów przeznaczanych na lecz­ nictwo w stosunku do wysokości średnich rocznych przychodów. Zestawienie umieszczone zostało w tabeli 1.

1739- 1750- 1760- 1770- 1780- 1790- 1800- 1810- -1749 -1759 -1769 -1779 -1789 -1799 -1809 -1818 2,6% 2,19% 2,25% 0,84% 0,52% 0,57% 1,51% 1,12% 493 zł 372 zl 688 zl 232 zł 181 zł 255 zł 1019 zł 493 zł

Tabela 1. Procentowy udział wydatków na lecznictwo w klaszto­ rze w Sandomierzu w latach 1739-1818 Źródła: ABSD: G 866; G 891; G 889; G 1148; ZBS, Akta ksieni U. Kucz­ kowskiej, Klasztor - dobra, teczka 2 (1806-1818)

Na lecznictwo przeznaczano średnio sumy wynoszące od 0,5% do 2,6% docho­ dów, co zamieszczone zostało w pierwszym wierszu tabeli. Natomiast w kolejnym zapisane zostały średnie roczne wydatki na ten cel, określone w złotych. Zaznaczyć należy, że w latach 1770-1799 nie wpisywano nakładów na zakup lekarstw naby­ wanych podczas „ftyoru gdańskiego”, stąd wysokość kwot uległa znacznemu obniżeniu127.

*

Przedstawione sposoby leczenia w klasztorze sandomierskim nie odbiegały od metod stosowanych w ówczesnych czasach128. Porównując organizację i zakres po­ mocy medycznej z sytuacją w innych klasztorach żeńskich, zauważamy istotne po­ dobieństwa. W razie choroby najczęściej kurowano się w inftrmerii klasztornej. Bezpośrednią opiekę nad chorymi sprawowały inftrmerki, one również leczyły lżej

Ibidem, G 1776, s. 23-25, 36-37. W klasztorze norbertanek w Krakowie w połowie XVII w. najbar­ dziej pożądanymi lekami były: czosnek, siarka i wódka, zapobiegawczo stosowano również konsumpcję dużej ilości owoców i warzyw [za:] K. Kramarska-Anyszek, Dzieje klasztoru norbertanek w Krakowie na Zwierzyńcu, „Nasza Przeszłość”, t. 47, 1977, s. 73. 117 Rozliczenia zysków i wydatków związanych z handlem gdańskim zapisywane były łącznie, dlatego nie dysponujemy danymi o wysokościach nakładów na zakup lekarstw w aptece królewskiej w Warszawie.

'"J .S . Bystroń, Dzieje obyczajów w dawnej Polsce, wiek XVI-XV11I, Warszawa 1960, s. 425-438; M. Borkowska, Życie codzienne.., s. 270-277; Historia medycyny, s. 48-49, 209-210; M. Łyskanowski, Siedem zwycięstw medycyny. Warszawa 1979, s. 66-88. chore siostry, dbały o uzupełnianie apteki w konieczne zioła i medykamenty. Jednak o ich pracy odnajdujemy mało zapisów. Znacznie więcej możemy się dowiedzieć o czynnościach cyrulików i lekarzy, którym trzeba było za leczenie zapłacić129. Na­ gminnie stosowano, jako zabieg prewencyjny przy wielu schorzeniach, puszczanie krwi. Lekarstwa przygotowywano według zielników i przepisów domowych. Często dostrzegamy bezradność ówczesnej medycyny wobec choroby, której nie potrafiono w większości przypadków zdiagnozować. Wzmianki w nekrologach i kronikach klasztornych potwierdzają powyższą opinię. Jednak bogate wyposażenie apteczki klasztornej w leki, ciągłe ich uzupełnianie, zatrudnianie cyrulików i doktorów, zbie­ ranie recept, przepisów i informacji jak zapobiegać i leczyć już nabyte choroby świadczy o dużym wysiłku wkładanym w ochronę i ratowanie zdrowia.

119 Por. K. Antosiewicz, op. cit., s. 74-75. Annales Academiae Paedagogicae Cracoviensis Folia 17 Studia Historical! (2003)

Anna Janota-Strama Obraz Napoleona Bonaparte w pamiętnikach Polek

O Napoleonie - cesarzu Francuzów napisano już wiele. A. Nieuważny zanoto­ wał, iż do 1990 roku ukazało się 787 457 książek i artykułów o Napoleonie Bona­ parte i wszystkich aspektach jego epoki1. Wydawać by się więc mogło, że temat ten powinien zostać wyczerpany. Problematyka napoleońska wzbudza jednak nadal wiele emocji i kontrowersji. Dzieje się tak dlatego, że Bonaparte to nie tylko najwy­ bitniejsza jednostka XIX wieku, to również postać przesycona dramatyzmem, która sięgnęła po najwyższe laury tego świata, by następnie stracić wszystko i umrzeć w niewoli. Jego losy stały się bliskie i fascynujące także dla ludzi XX wieku, gdyż to stulecie również przyniosło niejedną tego typu oszałamiającą, ale i tragiczną karierę (np. postać Adolfa Hitlera). Napoleon mawiał: „Świat jest ciekawy poznania najdrobniejszych szczegółów życia człowieka, który odegrał wielką rolę, co pije, co je, jak długo śpi, jakie są jego codzienne przyzwyczajenia, wszystko w nim budzi zainteresowanie”2. Źródłem bezpośredniego poznania tychże ciekawostek były, są i pozostaną pamiętniki. Oczywiście największą wartość mają pamiętniki osób będących przedmiotem na­ szego zainteresowania. Napoleon, jak wiadomo, napisał, czy raczej podyktował swe wspomnienia Emmanuelowi de Las Cases, który opublikował je jako Mémorial de Sainte Hélène w 1823 roku w Paryżu, odnosząc przy tym ogromny sukces wydaw­ niczy3. Wydaje się jednak, że równie ciekawe i dostarczające wielu istotnych wia­ domości mogą być pamiętniki świadków epoki.

' A. Nieuważny, M y z Napoleonem, Wrocław 1999, s. 5. 1 M. Senkowska-Gluck, Napoleon. Maksymy, Warszawa 1983, s. 26. 1 Szerzej na ten temat: A. Nieuważny, op. cit., s. 144-146. Oczywiście należy mieć na względzie niebezpieczeństwa wynikające z subiek­ tywizmu przekazów pamiętnikarskich4, ale jeśli spełni się warunki dobrej krytyki źródłowej, pamiętnik może być nie tylko fascynującą lekturą, ale i kopalnią wiado­ mości. Warto przytoczyć wypowiedzi kilku wybitnych badaczy, którzy dostrzegali w pamiętnikach szczególne wartości. Dla Stefana Kieniewicza pamiętnik jest wbrew pozorom trudnym, kłopotliwym i niebezpiecznym typem źródła, ale jednocześnie potrzebnym i pełnym przy tym uroku5. Wg Jerzego Kozakiewicza natomiast sponta­ niczność i subiektywizm przeżywanej rzeczywistości nie jest wadą, a wręcz prze­ ciwnie zaletą, zaś

subiektywizacja wydarzeń absolutnie nie jest równoznaczna z nieścisłością, brakiem prawdy historycznej, albo wręcz niewiarygodnością źródła [...] ponadto [...] pojęcie „prawdy historycznej” lub „prawdy” w ogóle mieści w sobie możliwość równoczesnego istnienia wielorakich form jednej „prawdy”. Źródło nawet uznane za w znacznym stop­ niu obiektywne, oddaje tylko fragment minionej rzeczywistości, wybrany często arbitral­ nie, według subiektywnych kryteriów przez jego twórcę6. Franciszek Jakubczak stwierdził wręcz, z punktu widzenia socjologa, że „dyle­ mat, czy badać obiektywną rzeczywistość, czyjej subiektywne odbicie, jest pozor­ ny, bo ludzkość nie zna innego odzwierciedlenia obiektywnej rzeczywistości jak za pośrednictwem subiektywnego czynnika świadomości”7, literatura wspomnieniowa „przekształca perspektywy widzenia procesu dziejowego”8, a pamiętnik jest „naj­ bardziej autentycznym i pełnym wyrazem osobowości jednostkowej konkretnego historycznego człowieka”9. Obecnie pamiętnik traktowany jest przez historyków coraz poważniej. Wiąże się to, według Jerzego Matemickiego, z pogłębianiem się relatywizmu w historiografii, tj. z przekonaniem, że nie ma źródeł absolutnie pewnych; wszystkie są w większym *

* S. Kościalkowski do cech związanych z subiektywizmem pamiętników zaliczył m.in. „nieścisłości i omyłki faktyczne, wynikające z możliwości zapomnienia różnych szczegółów przez autora pamiętni­ ków, zwłaszcza, jeśli były one pisane o wiele później, w wiele lat po wypadkach opisywanych bez ja­ kichkolwiek dokumentów, notatek i materiałów pomocniczych [...]; przesadę roli własnej autora pamięt­ ników w faktach pomyślnych, w których brał on udział, z jednoczesnym pomniejszeniem w tychże fak­ tach roli innych osób; chęć usprawiedliwienia się”. S. Kościalkowski, Historyka. Wstąp do studiów histo­ rycznych, Londyn 1954, s. 109.

5 S. Kieniewicz, Materiały pamiętnikarskie w moim warsztacie badawczym, „Pamiętnikarstwo Polskie” 1971, nr 2, s. 33.

6 J. Kozakiewicz, Pamiętniki jako źródło oraz ich funkcja w procesie kształtowania wiadomości społecz­ nej, „Historyka” 1982, t. XII, s. 129-130. Autor wskazuje również na istotne rozważania na ten temat: W. Kula, Rozważania o historii, Warszawa 1958, s. 47-48.

7 Cyt. za J. Bukowski, Wartość poznawcza dokumentów pamiętnikarskich, „Pamiętnikarstwo Polskie" 1972, nr 4, s. 96.

* Cyt. za Z. Wojtkowiak, O klasyfikacji i interpretacji pamiętników. Uwagi i propozycje, „Studia Żródlo- znawcze” 1980, t. XXV, s. 164-165. 9 Ibidem. lub mniejszym stopniu subiektywne, co sprawia, że cała nasza wiedza o przeszłości ma charakter względny. Ponadto, dzisiejszych badaczy, w większym stopniu niż kiedyś, interesuje „subiektywna” strona procesu dziejowego (tj. świadomość spo­ łeczna, ideologie, mentalność poszczególnych warstw itp.)10. Warto również przytoczyć słowa samego Napoleona, które znakomicie kompo­ nują się z wcześniej przedstawionymi opiniami zawodowych historyków:

Owa prawda historyczna, tak upragniona, do której każdy tak gorliwie się odwołuje, to nazbyt często tylko puste słowo: jest nieosiągalna w chwili, gdy dzieją się wydarzenia, w ogniu krzyżujących się namiętności, a jeśli później dochodzi się do zgody na jej temat, oznacza to tylko, że zabrakło już zainteresowanych i oponentów. Lecz czymże jest naj­ częściej owa prawda historyczna? Uzgodnioną bajką, jak to ktoś trafnie powiedział11. Wiek XIX przyniósł bujny rozwój pamiętnikarstwa. Duży z pewnością wpływ miała na to epoka wojen napoleońskich, która poprzez swój rozmach wyryła się nie­ zatartym piętnem w pamięci jej świadków. Wielu chciało opisać swoje przygody, koleje losu, przekazać potomnym własną relację i opinię na temat tych wiekopom­ nych wydarzeń. Ponadto dla polskich pamiętnikarzy krótki okres istnienia Księstwa Warszawskiego stanowił jeden z nielicznych promieni rozświetlających mroki dziejów porozbiorowych, na które przypadła ich starość. Na rozkwit pamiętnikar­ stwa wpływ miał też z pewnością romantyzm, podkreślający indywidualizm przeżyć człowieka, dążącego do ich ekspresji. Pamiętnik dawał taką możliwość, dla Polaków dodatkowo był on jednym z niewielu sposobów przedstawienia swych prawdziwych poglądów mimo istniejącej cenzury. Wśród Polaków stosunkowo najczęściej po pióro sięgali żołnierze i politycy, którzy w okresie napoleońskim mieli mniejszy lub większy wpływ na wypadki hi­ storyczne (wystarczy wspomnieć tu takie postacie, jak książę Adam Jerzy Czartory­ ski, czy mniej znani M. Ogiński, J. Załuski). Można również natrafić na pamiętniki chłopów - żołnierzy, choć należą one do rzadkości. Sporo natomiast mamy pamięt­ ników literatów (jak choćby znakomite Trzy po trzy A. Fredry) oraz pamiętników kobiecych, których analiza będzie przedmiotem dalszych rozważań. Wiele wspo­ mnień doczekało się jeszcze dziewiętnastowiecznych wydań, czy to w postaci książ­ kowej, czy też we fragmentach na łamach czasopism; niektóre świętowały swoje kolejne edycje w naszym stuleciu, inne zaś do tej pory pozostają w rękopisach, cze­ kając na swoich badaczy i wydawców. Analizę pamiętników kobiecych należałoby poprzedzić ich ogólną charaktery­ styką. Z pewnością nie znajdziemy tu dokładnych relacji z pól bitewnych, czy też szczególnie głębokich analiz polityki Bonapartego. W Napoleonie autorki dostrze­ gały rzecz jasna wielkiego wodza, wybitnego władcę, z pewnością jednak spoglą­ dały one na niego głównie od strony salonowej, dla wielu z nich był on także

J. Matemicki, Pamiętnik jako dokument kultury historycznej, „Przegląd Humanistyczny” 1985, nr 11/12, s. 240. " M. Senkowska-Gluck, op. cit., s. 32. obiektem westchnień. Notowały więc skrzętnie, co powiedział, jak się zachował, jakie nowiny na jego temat krążą po salonach. Wobec faktu, że po pióro głównie sięgały wówczas przedstawicielki rodów szlacheckich, zaprezentowane pamiętniki przedstawiają spojrzenie na Napoleona właśnie ze strony polskich szlachcianek. Niektóre z nich widziały cesarza, rozmawiały z nim, inne tylko słyszały o nim obie­ gowe plotki, prawie każda jednak coś pisze na jego temat. Wiele z nich spisywało swe wspomnienia po latach, tak że widoczne jest gdzieniegdzie spojrzenie retro­ spektywne, opatrzone narosłymi później przemyśleniami. Wydaje się jednak, że to, jakim go widziały i jakim zapamiętały Polki, jest istotne dla właściwego oddania nastrojów społeczeństwa polskiego tamtych dni, a może również, w swej warstwie anegdotycznej i nie tylko, dostarczać cennych wiadomości. Mówi się, że najważniejsze jest pierwsze wrażenie. Przyjrzyjmy się więc, jak też Napoleon oddziaływał swym urokiem osobistym na Polki, jak zachowywał się na balach itp. Anna Nakwaska z Krajewskich ujrzała cesarza na prezentacji dam, jaka odbyła się w Warszawie w 1807 roku. Napoleon miał wejść do sali jak na pole walki lub na plac rewii, szybko i obojętnie. Wkrótce jednak twarz jego złagodniała, a zatrzymując się przed Marią Walewską, zawołał głośno: O, jakież to mnóstwo pięknych kobiet w Warszawie!1J Autorka dokładnie nie cytuje słów, które do nich kierował, zaznacza jedynie, że były to te same, które każdy panujący zobowiązany jest mówić przy prezentacji i „których z abecadłem od kolebki uczyć się powi­ nien”13, a choć Napoleon dość późno się ich nauczył, doskonale dawał sobie radę, jak na prawdziwego władcę przystało. Pytał bez czekania na odpowiedź, mijał zręcznie te osoby, które mu się nie podobały, chwalił strój pięknych, a kobiety mniej urodziwe lub w podeszłym wieku pytał o urzędy mężów, liczbę dzieci. Pamiętnikarka opisuje również przebieg zwykłego wieczoru na dworze cesar­ skim. Najczęściej zaczynano od gry w karty, przy czym nie trwało to zbyt długo i grano nie na pieniądze. Następnie odbywał się koncert. Napoleon zajmował krze­ sło w samym środku, damy siadały koło niego tworząc półkole, a mężczyźni usta­ wiali się za krzesłami. Jak to komentuje autorka „był to zaiste rzadki widok zwy­ cięzcy, który szczerze z zawojowania swego z podbitymi się cieszy, a hołd nie wy­ muszony, ale serdeczny od nich przyjmuje”. Napoleon miał słuchać z zadowole­ niem, czasem wybijając rytm nogą i zażywając tabakę, tym bardziej, że jego kapel­ mistrz znając gust swego pana, „serwował” głównie pieśni włoskie14. Koncert naj­ dłużej trwał trzy kwadranse, a gdy Napoleon wstał ze swojego miejsca, oznaczało to jego koniec, choć autorka wyraźnie zaznacza, że cesarz nigdy nie przerwał śpiewu. 11

11 A. Nakwaska z Krajewskich, Wyjątki z pamiętników współczesnych, „Gazeta Warszawska” 1852, nr 209, s. 4. u Ibidem. u Ibidem. Jak wiadomo, Napoleon ceni! przede wszystkim operę włoską. Jego ulubionym śpiewakiem byt kastrat Girolamo Crescend, któremu miał dać Żelazną Koronę - odznaczenie przyznawane za... odwagę na polu bitwy. Z ciekawostek wspomnieć można jeszcze, że wojsko francuskie ruszało czasem do ataku przy dźwiękach muzyki operowej. Por. V. Cronin, Napoleon, Kraków 1999, s. 355. Po koncercie następowała wieczerza. Damy siedziały, a panowie (wśród nich ce­ sarz) chodzili wokół stołu i usługiwali. Napoleon oddalał się najczęściej w środku wieczerzy, obszedłszy najpierw cały stół i powiedziawszy każdej damie coś miłego. Anna Nakwaska wyraźnie sugeruje, że wtedy dopiero znikała atmosfera napięcia, dworskiej etykiety, a zabawa trwała do północy. Choć pisała wspomnienia w późnej starości, opierając się tylko na swej pamięci, wyraźnie pamięta pewien bal wydany przez Joachima Murata, na którym Napoleon usiadł przy stoliku obok niej. Pisze, że „zbliżenie się do wielkiego człowieka na zawsze przyjemne wspomnienie w mojej pamięci zostawiło”15. Henrietta z Działyńskich Błędowska, w przeciwieństwie do poprzedniczki, nie rozmawiała z Napoleonem osobiście. Widziała go tylko z daleka (w trakcie swojego pobytu w Paryżu w 1810 r.), gdyż ze względu na młody wiek (miała wtedy 16 lat) nie mogła być prezentowana na dworze. Najczęściej przypatrywała się Napoleonowi w teatrze przez lornetkę, gdyż miała lożę naprzeciwko cesarskiej. Zapisuje, że gdy cesarz zwrócił swe spojrzenie na nią, było tak przeszywające, że musiała mimo woli i lornetkę, i oczy spuścić16. Inna z pamiętnikarek miała jeszcze mniej szczęścia. Klementyna z Tańskich Hof- fmanowa widziała Napoleona tylko przez okno karety, kiedy czekał na zmianę koni w jednej z karczm na drodze z Błonia do Sochaczewa. Zapisała, że mimo faktu, iż widziała go tylko z daleka i przez krótką chwilę, było to dla niej ogromne przeżycie17. Jak już wcześniej wspomniano Anna Nakwaska zachwycała się klasą Napole­ ona jako władcy. Wirydianna Fiszerowa przekazuje nam natomiast wiadomości na temat jego pierwszych kroków w tej roli. Zaproszona została bowiem na przyjęcie wydawane przez Józefinę, występującą po raz pierwszy w roli żony Pierwszego Konsula. O Napoleonie pisze, że „czuł się nieswojo jako dygnitarz. Rozmawiając z obcymi ministrami skubał guziki swego fraka jak mały sztubak. Bardziej do twa­ rzy było mu w obozie, niż na salonach”18. Wirydianna Fiszerowa, jak to kobieta, pilnie obserwowała wygląd Bonapartego, zmieniający się w ciągu lat. W 1807 roku ze smutkiem zanotowała, że stracił na atrakcyjności. Nadmierna otyłość zaczęła przeszkadzać mu w chodzie i zmniejszyła wzrost. Rysy twarzy uległy zgrubieniu, tracąc delikatność, a spojrzenie stało się ponure. Nic jednak miał nie stracić ze swo­ jej energii, „zadawał pytania tak dobitnie, że trzeba było mieć wiele przytomności umysłu, by na nie odpowiedzieć, choć były nieskomplikowane”19. Potrafił także pytania dobierać do twarzy i to zawsze trafnie, i tak np. kobietę znaną z licznych

15 A. Nakwaska, op. cit., nr 209, s. 4.

16 Por. H. Błędowska z Działyńskich, Pamiątka przeszłości. Wspomnienia z lat 1794-1832, Warszawa 1960, s. 108-109.

17 Por. K. Hoffmanowi z Tańskich, Pamiętniki. Berlin 1849, s. 38. Autorka podaje miejscowość Cegłów, gdzie miała znajdować się owa karczma. Wydaje się to mało prawdopodobne, gdyż Cegłów znajduje się trochę dalej za wspomnianymi miejscowościami.

" W. Fiszerowa, Dzieje moje własne i osób postronnych, Londyn 1975, s. 250-251. ” Ibidem, s. 289. romansów zapytał, czy dużo ma potomstwa. Inna wspominana przez nią komiczna sytuacja wynikła z nieporozumienia. Napoleon, w Poznaniu na prezentacji dam, do trzech ładnych dziewcząt, ubranych w suknie z tiulu haftowane w srebrne motyle, powiedział: „Macie suknie z Lyonu!” Panienki niezbyt mocne w francuszczyźnie odpowiedziały zapłonione: „Nie Sire! To nie lwy, to motyle”20. Największe chyba wrażenie cesarz wywarł na Annie z Potockich Wąsowiczo- wej, która gdy go po raz pierwszy ujrzała podczas prezentacji dam na Zamku Kró­ lewskim tak się wzruszyła, że nie była w stanie wydusić z siebie żadnej logicznej odpowiedzi na zadane jej przezeń pytanie. Wydawało jej się, że otacza go aureola, chwała geniuszu, że z pewnościąjest osobą, która musi być nieśmiertelna. W trakcie kolejnego spotkania autorka nie dała się już jednak zaskoczyć wzruszeniu, a wręcz przeciwnie - popisała się celnym dowcipem. Podczas balu Napoleon miał zadać jej pytanie: „Co sądzi pani o moim tańcu? Myślę, że się pani ze mnie wyśmiewała”. Na co ona odparła: „Doprawdy Najjaśniejszy Panie, jak na wielkiego człowieka tań­ czysz doskonale”21. Opis przyjęcia u dworu, jaki dała nam już Wirydianna Fiszerowa, Anetka (tak zdrobniale nazywano Annę Potocką-Wąsowiczową) uzupełnia m.in. informacją, że cesarz przyjmował damy dwa razy w tygodniu: w poniedziałki i w piątki, rano zaś wymieniał panie mające grać z nim w wista wieczorem. Były to zawsze: jedna star­ sza i dwie spośród najmłodszych. Anetka miała grać bardzo często, na co z pewno­ ścią wpłynęła jej trafna odpowiedź na pytanie, jakie Napoleon zadał jej, gdy grała z nim po raz pierwszy. Zapytał mianowicie: „O co gramy?”, na co ona odparła: „Ach Wasza Cesarska Mość, o jakieś miasto, jakąś prowincję, jakieś królestwo!” Napoleon roześmiał się i spytał: „No, a gdybym to ja wygrał?”, wtedy Anetka rzekła bez zająknięcia: „Wasza Cesarska Mość jest przy gotówce, raczy może zapłacić za mnie”22. Pisze, że kolacja dla niektórych kobiet mogła być dość stresująca, gdyż Napoleon, krążąc wokół dam, zadawał im mnóstwo pytań o książki, myśli, upodo­ bania i wymagał szybkich odpowiedzi. Autorka tak się widocznie spodobała Napoleonowi, że została zaproszona 28 czerwca 1810 roku na obiad do Saint-Cloud. Przedstawiła w swym pamiętniku do­ kładny jego przebieg. Przybyła na miejsce o 1730. Najpierw odbyła się półgodzinna przejażdżka po parku, w czasie której Napoleon otrzymywał podania od ludzi. Prze­ kazywał je następnie sekretarzowi, który przygotowywał ich streszczenia. Co rano były one odczytywane Napoleonowi, który sam dyktował odpowiedzi. Po prze­ jażdżce rozpoczynał się obiad. Pomimo tego, że było jeszcze jasno, zapalono wszystkie świeczniki, chociaż okna pozostawiono otwarte. Podobno Napoleon tak najbardziej lubił jadać obiad. Za krzesłem cesarza stał z serwetką paź, który udawał, że podaje talerz. Tak naprawdę nigdy tego nie robił, gdyż Napoleon wolał, by wyrę-

10 Ibidem. 21 A. Potocka-Wąsowiczowa, Wspomnienia naocznego świadka. Warszawa 1965, s. 101. “ ibidem, s. 106. czał go jeden z kuchmistrzów. Dworska etykieta była więc zachowana, choć pozor­ nie. Cesarz jadł mało i szybko, wybierał prostsze dania, w połowie obiadu zaś poda­ no mu karczochy w ostrym sosie, które zjadł wszystkie po tym, jak nikt inny nie chciał ich spróbować (zbyt pospolity musiał to być posiłek dla tak delikatnych gar­ deł, jakimi odznaczały się uczestniczące w obiedzie osoby). Wieczór zakończył się spektaklem teatralnym, w którym wystąpił znakomity francuski artysta François Joseph Talma, ulubiony aktor Napoleona, którego ruchy cesarz rzekomo starał się naśladować. I tak np. charakterystyczny gest założenia lewej ręki za siebie Bona­ parte miał zapożyczyć właśnie od niego23. Wydaje się oczywiste, że w tej analizie nie można pominąć Marii Walewskiej, słusznie określanej mianem polskiej małżonki Bonapartego. Jakie były jej wrażenia, czy nie pozostawiła czasem po sobie pamiętników, jako że z pewnością miała co opisywać! Pamiętnik pozostawiła, ale jest on niestety dla historyków niedostępny. Marian Brandys w swej znakomitej książce Kłopoty z panią Walewską pisze, że ist­ nieją osobiste papiery Walewskiej, jej obfita korespondencja oraz dwie kopie pa­ miętnika. Niestety znajdują się one w niedostępnych dla badaczy archiwach dwóch arystokratycznych rodzin francuskich, wywodzących się od Walewskiej: hrabiów Omano, w zamku La Branchoire w Turenii, oraz w Paryżu, u hrabiów Colonna- Walewskich. Jedynym historykiem-napoleonistą, który uzyskał zgodę na kwerendę w zbiorach paryskich Walewskich, był Fryderyk Masson, ale nie zdołał on i tak przejrzeć wszystkiego, gdyż część materiałów, w tym znaczne partie pamiętnika, rodzina uznała za nie nadające się do publikacji. Badacz ten napisał w 1893 roku krótki szkic biograficzny o Walewskiej, który stał się na prawie pół wieku podstawą informacji o pięknej Marii. Niestety nie przytoczył on w nim dosłownych sformu­ łowań autorki, zastępując je własnym omówieniem, ani też nie podał szczegółowych wskazówek źródłowych. Nowy zwrot nastąpił w latach 1934-1935, kiedy to ukazała się opowieść biograficzna hrabiego d’Ornano, prawnuka Marii Walewskiej, pt. Ży­ cie i miłości Marii Walewskiej. Autor oparł się na bogatym zestawie źródłowym (korespondencja, skrócona wersja pamiętnika, pisane na gorąco komentarze Marii do ważniejszych wydarzeń). Nie ograniczył się jednak do przekazania autentycznej wersji dokumentów, lecz stworzył dzieło literackie, przekreślając tym samym jego wartość badawczą. Wszelkie ponawiane próby zagłębienia się badaczy w archiwa potomków pięknej Polki kwitowane są krótko, że wszystko, co było przeznaczone do publikacji, znajduje się w książce hrabiego Omano24. A nasze rodaczki - pamiętnikarki, czy piszą coś na temat tego słynnego roman­ su cesarskiego, który przez wiele miesięcy był głównym przedmiotem rozmów we wszystkich salonach Warszawy? Niestety, również tutaj znaleźć możemy tylko skromne wiadomości. Być może był to temat, powiedzmy sobie, dość wstydliwy jak na owe czasy, ponadto pewien wpływ na powściągliwość pamiętnikarzy - przy-

,J Ibidem, s. 208-215. !4 M. Brandys, Kłopoty z panią Walewską, Warszawa 1971, s. 10-17. najmniej w początkach drugiej połowy XIX wieku - mógł również wywierać fakt, iż w latach 1855-1860 we Francji na czele ministerstwa spraw zagranicznych stał Aleksander hr. Colonna-Walewski, syn Napoleona i Marii. Wyciągnijmy jednak z pamiętników gwoli zaspokojenia ciekawości kilka przy­ kładowych informacji. Anna Wąsowiczowa pisze na przykład tak: „Niektórzy utrzymywali, że widzieli, jak po kontredansie cesarz uścisnął jej rękę, co, jak po­ wiadano, równało się schadzce. Rzeczywiście doszło do niej nazajutrz wieczorem”. Wtedy to Maria „równie słabo się broniła, jak twierdza Ulm”25. Wspomina również o tym, jak Napoleon sprowadził Walewską do swej kwatery w Ostródzie (tu autorka się myli, gdyż Maria Walewska towarzyszyła Napoleonowi nie w Ostródzie, lecz w Kamieńcu Suskim), o czym Anetka wie od przyjaciółki naszej bohaterki narodo­ wej. Tam m.in. kazał, aby wybrała sobie najpiękniejszy spośród szali przysłanych przez Persję dla cesarzowej Józefiny. Walewska miała zgodzić się na przyjęcie naj­ skromniejszego, i to nie dla siebie, lecz dla swojej przyjaciółki. Wirydianna Fisze- rowa o romansie Walewskiej z Napoleonem pisze bardzo dyskretnie, nie wspomina jej nazwiska, zaznacza jedynie, że raczej nie urodą lecz swą dobrocią i naiwnością podbiła serce Napoleona. Skoro już jesteśmy przy sprawach sercowych, to można przytoczyć informację z pamiętnika Anny Nakwaskiej, która świadczy o tym, że Napoleon sprawował nie­ podzielną władzę nad swymi marszałkami nie tylko na polu bitwy, ale także starał się kontrolować ich decyzje matrymonialne. Wynikało to z pewnością w jakimś stopniu z maksymy jaką wyznawał: „Nie lubię małżeństw z miłości. Rozpalone głowy radzą się tylko wulkanu wyobraźni”26. Otóż autorka zamieszcza w swoim pamiętniku usłyszaną od wiarygodnej osoby pogłoskę, jakoby Napoleon jednym słowem miał zniweczyć potajemne małżeństwo zawarte przez Charlesa Tristana de Montholon z Emilią Cichocką przyjaciółką Marii Walewskiej27. Małżeństwo nato­ miast Louisa Moranda z Polką - Emilią Parys zaakceptował, choć początkowo był mu przeciwny, gdyż miał inne plany matrymonialne względem Moranda (przezna­ czył mu podobno na małżonkę księżniczkę bawarską). O historii tego polsko- francuskiego małżeństwa wspomina w swoim pamiętniku Sabina z Gostowskich Grzegorzewska, krewna Emilii Parys. Pisze m.in. o prezentacji pani Morand przed Napoleonem, podczas której była ona tak speszona, że nie potrafiła odpowiedzieć na żadne z pytań zadanych jej przez cesarza. Bonaparte zwracając się do Moranda miał pochwalić urodę jego żony, co bardzo ucieszyło generała, któremu ogromnie zale­ żało, aby jego żona została przez zwierzchnika zaakceptowana2*. Można również wspomnieć, że cesarz był ojcem chrzestnym ich pierwszego syna (choć go osobiście do chrztu nie trzymał), który zresztą otrzymał imię Napoleon. *1715

15 A. Potocka-Wąsowiczowa, op. cit., s. 101. W kampanii 1805 roku ta kluczowa twierdza padła w ciągu jednego dnia. ” O. Aubry, Prywatne tycie Napoleona, Katowice 1991, s. 141. 17 Por. A. Nakwaska, op. cit., nr 212, s. 4. “ S. Grzegorzewska z Gostowskich, Pamiętniki, Warszawa 1888, s. 184. W pamiętnikach kobiecych znaleźć też możemy ciekawostki, których z pewno­ ścią próżno byłoby szukać gdzie indziej. Anetka zanotowała na przykład, że Napo­ leon, gdy starał się o rękę Marii Ludwiki, miał otrzymać od swego kuriera Anatola de Montesqiou zamiast portretu przyszłej małżonki jej pantofelek. Podobno mała stopa miała być jedynym jej atutem, a Napoleona, jak to zaufani wiedzieli, najbar­ dziej pociągały w kobietach ich małe dłonie i stopy (duże określał mianem „prostac­ kich kończyn”29). Ta sama autorka po wizycie w Malmaison, gdzie oglądała m.in. sypialnię Napoleona, zanotowała:

Pokój ten sam przez się jest jednym z najpiękniejszych, jakie można ujrzeć. Rzeźbione łoże wzorowane na sprzętach starożytnych odznacza się prostotą i nieskazitelnością linii; stoi ono na wzniesieniu pokrytym olbrzymią skórą tygrysią nadzwyczajnej piękności. Wspaniały namiot, zastępujący zasłony, podtrzymują trofea wojenne, z których każde przypomina jakieś zwycięstwo lub podbój. Nie są to nic nie znaczące insygnia wojskowe ani bogate ozdoby, ale jakby wymowna kronika bohaterskich czynów żołnierzy i chwały wojownika, którego były zdobyczą” . Inna pamiętnikarka - Waleria Tarnowska, zapisała natomiast we wspomnie­ niach spotkanie z matką Napoleona - Letycją Bonaparte, w trakcie swej wizyty w Rzymie w 1804 roku. Z jej opowiadań dowiedziała się m.in., że Napoleon od siódmego roku życia odznaczał się charakterem butnym, gwałtownym, zawsze chciał być pierwszy, niełatwo ustępował. Wbrew życzeniom matki od dzieciństwa pragnął być żołnierzem, „dobrowolnie się zaprawiał do trudów i niewygody, jadał tylko komyśniak żołnierski i sam siebie próbował rozlicznymi umartwieniami”31. Na kartach pamiętników odnaleźć też możemy sporo refleksji na temat polityki Napoleona, znaczenia jego postaci dla świata. Przytoczmy kilka z nich. Wspomnia­ na przed chwilą Waleria Tarnowska na wiadomość o rozstrzelaniu księcia d’Enghien32, zareagowała pełnymi rezygnacji słowami: „alboż na Ziemi nigdy nie znajdzie się bohater, któryby wszędzie i zawsze miał bohaterem pozostać?”33. Do­ wiedziawszy się zaś o koronacji cesarskiej Napoleona nie chce wierzyć, aby ten wielki człowiek „dbał o jeden tytuł więcej i żeby jego ambicje tylu niższymi być

” O. Aubry, op. cit., s. 158. M A. Potocka-Wąsowiczowa, op. cit., s. 195. Jl W. Tarnowska ze Strąjnowskich, Podrót Polki do Wioch w epoce napoleońskiej, 1803-1804, „Przegląd Polski” 1897, t. 123, s. 87. J1 Księcia d'Enghien podejrzewano oto, że byl powiązany ze spiskowcami (Cadoudal, Moreau, Pichegru) chcącymi obalić Pierwszego Konsula w 1804 roku. Wiadomo było, że obecność jakiegoś tajemniczego księcia Bourbona w Paryżu miała być hasłem do ogólnego powstania. Uznano, że chodzi o Louisa de Bourbon-Condć, księcia d’Enghien, gdyż znajdował się najbliżej granicy Francji, w miejscowości Etten- heim, w margrabstwie badeńskim. Księcia porwano i skazano na karę śmierci, choć zaprzeczy! on, jakoby miał brać udział w spisku. Wyrok oparto na stwierdzeniu księcia, że walczył przeciwko rewolucyjnej Francji. Bonaparte chciał w ten sposób pokazać całej Europie, że o żadnym kompromisie z Bourbonami nie może być mowy. Por. A. Zahorski, Napoleon, Warszawa 1982, s. 118-119. )J W. Tarnowska ze Strojnowskich, op. cit., s. 89. mogły od jego chwały!”33 34. Woli raczej wierzyć, że przyjął ten tytuł po to, aby sakrą cesarską wzmocnić swoją pozycję i przywiązać do siebie znanych ze swej zmienno­ ści Francuzów. Z niektórych relacji wyraźnie wynika, że Napoleon dla wielu pamiętnikarek był uosobieniem sił ponadludzkich, zjawiskiem o wymiarze niemal apokaliptycznym. Sabina Grzegorzewska tak zanotowała:

Napoleon był jednym z tych ludzi opatrzonych, od czasu do czasu jawiących się na tle dziejów, którzy byli, bo być musieli. W nich to głównie objawia się myśl Boża [...] Dzieje jego stanowią epokę w dziejach ludzkości, mianowicie pod względem religii, du­ cha, praw i wyobrażeń tu zostawią one niezatarte niczym ślady35.

Trudno także nie zgodzić się z autorką, która w kodeksie cywilnym Napoleona widzi wiekopomne dzieło na miarę kodeksu justyniańskiego, dzieło będące kuźnią wiedzy dla prawodawstwa europejskiego. Zarzuca jednak Napoleonowi egoizm, którym miał zarazić cały naród: „Gdyby jego pomysły były doszły do skutku, reszta państw europejskich, a może i zamorskich byłaby się stała francuskimi prowincjami [...] Chciał, aby Europa była Francją, a Paryż stolicą świata”36. Jego naczelnym po­ wiedzeniem miało być: „Jam jest Francją, a Francja światem”37. Klementyna z Tańskich Hoffmanowa, dowiedziawszy się o śmierci cesarza, za­ pisała w swoim dzienniku:

Zupełnie temu zdarzeniu nie dawałam wiary. Zdawało się, że on był zbyt wielki, aby po­ spolite wypadki życia dotknąć go miały [...] Ten, który życiem milionów ludzi rozporzą­ dzał, przed którym drżał świat cały, stoi sam bez władzy przed tronem przedwiecznego, trwoga jego większa jest może od trwogi tego żołnierza, którego niegdyś nie za człowie­ ka, ale za rzecz uważał [...] a wspomniawszy, że zimny głaz go okrywa, że wszechmocny nie liczy państw, które on podbił, bitew, które wygrał, królów, których porobił, ale dobre uczynki jego... truchleję. Dzieje najpóźniejsze będą mówić o Napoleonie, oddadzą mu sprawiedliwość, wykryjąbłędy, ja dziś litować się tylko nad nim mogę...31.

Sporo również napotkać możemy w pamiętnikach opinii o stosunku Napoleona do Polski i Polaków, ocen jego polityki. Karolina z Potockich Nakwaska w pamięt­ niku, w którym opisuje czyny wojenne swojego ojca Adama hr. Potockiego, twórcy 11. pułku jazdy Księstwa Warszawskiego, oskarża Napoleona o to, że w 1809 roku nie przywiązywał większej wagi do wywalczonej przez Polaków Galicji: „z zimną krwią i nieczułością oprawcy rozdzierającego serca swych ofiar, stanowił o losie kraju tyle mu przychylnego, opuścił go na koniec i pogrążył naród w nową prze­

33 Ibidem, s. 97. 33 S. Grzegorzewska z Gostowskich, op. cit., s. 146. 33 Ibidem, s. 145. 37 Ibidem. M K. z Tańskich Hoffmanowa, op. cit., s. 90-91. paść”39. Wygnanie Napoleona na wyspę św. Heleny uznała za sprawiedliwą karę za „zawody uczynione narodowi, co z taką wiernością szedł za nim, a który on tak niemiłosiernie opuścił”40. Wiele również pisze na temat polityki Napoleona Wirydianna Fiszerowa. W jej pamiętniku znajdujemy m.in. odpis z oryginału listu Bonapartego do generała Dą­ browskiego, w którym dziękuje on za wspaniałą postawę polskich legionów w ostatnich walkach we Włoszech: „powiedz Twoim wiarusom, że myślę o nich ciągle, że liczę na nich i doceniam ich oddanie sprawie, której bronimy, że nie prze­ stanę być ich przyjacielem i towarzyszem”41. Jakże autorce musiało być smutno, gdy po latach umieszczała te słowa na kartach swych wspomnień. Być może czyniła to po to, aby uzmysłowić swym przyszłym czytelnikom, co Napoleon obiecywał, a co rzeczywiście uczynił z legionami. Będąc w Paryżu w momencie ogłoszenia układu w Amiens, przynoszącego kruchy, acz upragniony przez Europę pokój, odebrany przez Francuzów z entuzjazmem, pisze o nastrojach publicznych wręcz coś odwrot­ nego. Według niej, uroczystości odbywające się z tej okazji owiane były atmosferą smutku. Być może taki, a nie inny zapis wziął się stąd, że autorka zapamiętała ten okres, tak jak i większość Polaków, jako naznaczony rozpaczą z powodu pokoju, który nic nie wnosił w sprawie polskiej, a wręcz przeciwnie - zawierał postanowie­ nia, które wróżyły jej jak najgorzej. Rok 1806 i wydarzenia z nim związane zajęły rzecz jasna również wiele miejsca na kartach jej pamiętnika. Opis tych wydarzeń łączy autorka z charakterystyką Na­ poleona. W jej ironicznej opinii potrafił on uzyskać to, co chciał. Kiedy po wkro­ czeniu na ziemie polskie jego armiom brakowało zaopatrzenia, a Polacy byli prze­ konani, że dostarczyli już wszystko, co tylko mogli (dali bowiem więcej w przecią­ gu tych kilku tygodni, niż tego żądali Prusacy w przeciągu długich lat), szybko wy­ prowadził ich z tego błędu ostrym słowem i groźbą (przekonał, że ich urzędy nie są synekurami, sugerował karę śmierci za niedostarczenie wszystkiego, czego potrze­ bowała jego armia). Wkrótce też Polacy, spełniając jego żądania, odkryli zasoby, o których nie mieli pojęcia. Autorka z drugiej strony podziwia niesamowitą praco­ witość Napoleona, który w trakcie swego pobytu w Poznaniu dowodził marszem armii w głąb ziem polskich, nadzorował organizację polskiej armii, rozpatiywał propozycje mocarstw, przebiegał konno okolice Poznania, a wieczorami bywał na przyjęciach. Jak na prawdziwą znawczynię problemów politycznych przystało, wnikliwie analizuje instytucje Księstwa Warszawskiego. Bonaparte miał np. zgodzić się na utworzenie sejmu, gdyż przeczytał w książce Claude’a Rulhićre’a Opis anarchii

39 K. z Potockich Nakwaska, Pamiętnik o Adamie hr. Potockim, pułkowniku jazdy Księstwa Warszaw­ skiego, Kraków 1862, s. 35. " Ibidem, s. 51. 41 W. Fiszerowa, op. cit., s. 215. w Polsce42 (odnoszącej się głównie do konfederacji barskiej), że istniał on kiedyś w Rzeczypospolitej. Autorka pisze: „Pozostawił nam tę zabawkę, ale wątpliwe, czy przywiązywał do niej znaczenie, w przeciwnym razie bowiem, postarałby się o jego usprawnienie”43. Równie krytycznie ustosunkowuje się do posunięć politycznych Napoleona Anna Potocka-Wąsowiczowa. Wedle niej, cesarz wkraczając w 1806 roku na ziemie polskie dbał jedynie o potrzeby swej armii, nie obiecywał nic Polakom. O postano­ wieniach tylżyckich autorka zaś pisze: „Polaków nie zadowoliło Księstwo War­ szawskie, toteż przerzuciliśmy nasze nadzieje na przyszłość, aby znieść bez szemra­ nia teraźniejszość”44. Krytyczne uwagi odnajdujemy także w zapiskach W. Fiszerowej odnoszących się do roku 1812. Wtedy również Napoleon miał wykazać się brakiem znajomości pojęć związanych z historią Polski. Cesarz pomieszał mianowicie pojęcia: „konfede­ racji”, która oznacza formę sprawowania władzy, z „pospolitym ruszeniem”. Stąd wzięły się późniejsze jego zarzuty bezczynności i braku gotowości bojowej, jakie miał zastać w Księstwie Warszawskim w trakcie swego odwrotu spod Moskwy. Klęska kampanii rosyjskiej była w oczach autorki tym większa, że „myśl o jego upadku nikomu nie przychodziła do głowy. Wydawałaby się bardzo dziwaczna, niemal bluźnierstwem. Nasz stosunek do niego tak dalece przypominał religię”45. Również i Anetka dużo miejsca poświęca opisowi nastrojów społecznych, po­ wszechnemu zapałowi i nadziejom związanym z kampanią rosyjską, a następnie kompletnemu szokowi, jaki towarzyszył wiadomościom o niepowodzeniu. Jej przy­ szły mąż, pułkownik Stanisław Dunin-Wąsowicz, który towarzyszył Napoleonowi w czasie odwrotu, miał jej opowiedzieć o podjętej przez Napoleona próbie odwie­ dzenia pani Walewskiej, w czasie przejazdu przez Łowicz. Towarzysz Napoleona Armand de Caulaincourt, książę Vicenzy, odwiódł go jednak od tego zamiaru, wskazując jak źle odebrane by to zostało przez cesarzową i opinię publiczną, tym bardziej, że opuścił armię. Kilka kart w swym pamiętniku poświęciła Anetka także osobie księcia Józefa Poniatowskiego. Miała widzieć fragment listu, w którym książę przytaczał poufną rozmowę, jaką odbył z Napoleonem w Dreźnie, w 1813 roku. Cesarz chciał poznać opinię Poniatowskiego na temat zawarcia ewentualnego pokoju. Napoleon okazywał księciu niezwykłe zaufanie od czasu, gdy ten nie odstąpił go, pomimo namów ze strony wysłannika Prus - księcia Antoniego Radziwiłła. Gdy książę powiedział, że najlepiej byłoby zawrzeć teraz pokój, aby potem lepiej prowadzić wojnę, Napoleon odparł, że on będzie prowadził wojnę, żeby później lepiej zawrzeć pokój, a przy-

4J Wkraczając na ziemie polskie Napoleon naszą historię znal słabo, właśnie na podstawie tej książki, którą w przededniu kampanii 1806 roku odnaleziono w paryskich archiwach, a później na jego rozkaz wydano kilkakrotnie jako swego rodzaju kompendium wiedzy o Polsce. 43 W. Fiszerowa, op. cit., s. 313. 44 A. Potocka-Wąsowiczowa, op. cit., s. 122. 45 W. Fiszerowa, op. cit., s. 383. szłość rozstrzygnie, który z nas dwóch miał rację46. Nie okazała się ona, jak wiado­ mo, korzystna dla żadnego z nich. W pamiętnikach trudno więc znaleźć przychylne wypowiedzi na temat polityki polskiej Napoleona. Powszechnie panowało przekonanie, że Napoleon zawiódł zaufanie Polaków, że jego postanowienia były niewystarczające w stosunku do daniny krwi, jaką Polacy złożyli walcząc w szeregach jego wojsk. Inna sprawa, że refleksje te najczęściej spisywane były po latach, stąd ich autorki miały wystarczają­ co dużo czasu na przemyślenia, a i sytuacja polityczna kraju nie nastrajała widocznie optymistycznie. Trudno ponadto oczekiwać obiektywnego spojrzenia, zrozumienia faktu, iż Napoleon był przede wszystkim władcą francuskim i interesy swego kraju musiał stawiać na pierwszym miejscu, gdy nasza ojczyzna pogrążona była w de­ strukcji politycznej. Zastanówmy się, jaki też obraz Napoleona wyłania się z pamiętników kobiet, jakiego rodzaju wiadomości możemy z nich uzyskać? Z pewnością pojawia się przed nami cesarz jako władca udzielający audiencji, wydający bale, tańczący, roz­ mawiający z kobietami... Specyfika tych pamiętników sprawia, że możemy poprzy- glądać się Napoleonowi otoczonemu nie przez żołnierzy, ale przez kobiety, które wywoływały na jego twarzy uśmiech, łagodziły surowość spojrzenia. Uzyskujemy obraz władcy, który pomimo otaczającej go aury wielkości jest zwykłym człowie­ kiem z krwi i kości, rządzonym namiętnościami, oddającym się normalnym ówcze­ snym rozrywkom. Potrafi żartować, docenia również dowcip innych. Bywa szar­ mancki (pewnej pani, która miała bukiet białych róż wpięty we włosy mówi, że pa­ sują do białości jej cery), ale i zbyt bezpośredni (z pewną młodą kobietą przeprowa­ dził bardzo ciekawy dialog: „Ile pani ma dzieci?” „Sire, nie mam ich wcale”. „Więc pani już wzięła rozwód?” „Sire nie miałam w ogóle męża, jestem panną”. „To źle! Nie trzeba tak długo przebierać, bo szkoda czasu!”)47. Ma on czasem chwile słabo­ ści, popełnia błędy wynikające z niewiedzy, czy z braku większej ogłady dworskiej, to jednak tylko świadczy na jego korzyść, gdyż kto błędów nie popełnia? Staje się on nawet nam - przeciętnym ludziom - przez to znacznie bliższy. Nie jest przecież potomkiem rodu królewskiego, od dzieciństwa „karmionego” etykietą, ale człowie­ kiem, który doszedł do najwyższych splendorów dzięki własnemu geniuszowi i ciężkiej pracy. Niektóre pamiętnikarki starały się snuć także rozważania o polityce Napoleona, jego postępowaniu względem Polaków. Choć w kwestii tej ostatniej przeważają po­ glądy raczej krytyczne, wynikające z gorącego patriotyzmu, jedno wydaje się być pewne. Napoleon był dla Polek mężem opatrznościowym, uosobieniem potęgi prze­ kraczającej ludzkie pojmowanie. Jak wielka musiała być siła jego oddziaływania na psychikę, wyobraźnię kobiecą niech świadczą słowa Narcyzy Żmichowskiej, która - znając Napoleona tylko z opowiadań i lektury - tak zanotowała w swoim dzienniku:

“ Por. A. Potocka-Wąsowiczowa, op. cit., s. 257-258. 47 S. Wasylewski, Gawędy o dawnym obyczaju, Poznań 1923. t. IV, s. 130. Jakaż to jest ta siła geniuszu, ten mimowolnie zachwycający wdzięk sławnego imienia, żeby tak rządził wszystkimi władzami mej duszy. Blisko we dwadzieścia lat po jego zniknieniu ja młoda dziewczyna, czytając, śmieję się i płaczę i podzielam uczucia wszystkich, którzy z uwielbieniem na drodze chwały i zwycięstw za nim postępowali4*. Napoleon Bonaparte powiedział kiedyś, mając na myśli Aleksandra Wielkiego: „Ludzie genialni są jak meteory; ich przeznaczeniem jest, by spalając się przydali blasku epoce, w której żyją”49. Wydaje się, że słowa te jak najbardziej pasują rów­ nież do ich autora. Rzeczą oczywistą jest, że nie można przedstawić zwartego, konkretnego, jedno­ litego obrazu Napoleona, gdyż istnieje tyle prawd o nas, ile opinii, a pamiętniki są tego najlepszym dowodem. Istotny jest także fakt, iż poglądy każdego człowieka nie są jednolite w ciągu całego życia, lecz zmieniają się wraz z upływem czasu (w tym względzie można jedynie zauważyć, że o ile Napoleon wraz z wiekiem przybierał na wadze, zmieniał poglądy, często drastycznie, o tyle jego historyczny uniform się nie zmieniał. Szary płaszcz i czarny, dwurożny kapelusz kojarzą wszyscy nierozłącznie z Napoleonem). Co może więc wnieść lektura pamiętników do naszej wiedzy o cesarzu Francu­ zów? Jako odpowiedź zacytujmy Tadeusza Michała Nittmana:

Nić nadludzkiej indywidualności Bonapartego spaja te luźne obrazki i sprawia, że w mia­ rę czytania tych kart posąg Napoleona szary od dymu i oparów krwi, okrywa się koloro­ wą opończą codziennych, a jednak niezwykłych wydarzeń. Sprawia, że postać nabiera życia, ciepła, barw. I zbliża się ku nam zwykłym ludziom. Widać rysy i skazy, ale też i drogocenne perły. Łzy radości i żalu tych, co go kochali50. Wydaje się, że słowa te przede wszystkim odnieść możemy do pamiętników kobiecych.41

41 N. Żmichowska, Ścieikiprzez tycie. Wspomnienia, Wrocław 1961, s. 50. " M. Senkowska-Gluck, op. cit., s. 41. 50 T.M. Nittman, Wstęp, [w:] S. Wasylewski, op. cit., s. IV. Annales Academiae Paedagogicae Cracoviensis Folia 17 Studia Historíca II (2003)

Jadwiga Czerwińska Działalność charytatywna Towarzystwa Literackiego Przyjaciół Polski w Londynie u schyłku XIX wieku

W Bibliotece Czartoryskich w Krakowie znajdują się cenne źródłowe informa­ cje dotyczące działalności Towarzystwa Literackiego Przyjaciół Polski w Londynie. Owych informacji dostarczyła korespondencja sekretarzy Towarzystwa kierowana do Hotelu Lambert, są to listy: Karola Szulczewskiego1, Józefa Baranowskiego2, Edmunda Naganowskiego3, adresowane do Lubomira Gadona, sekretarza Włady­ sława Czartoryskiego. Towarzystwo Literackie założone w Londynie 25 II 1832 roku funkcjonowało do roku 1922. Po dziewięćdziesięcioletniej działalności pozostała rozległa kore­ spondencja oraz sporo źródeł drukowanych zwłaszcza w prasie, nie tylko angiel­ skiej, ale także i polskiej. Informacje o Towarzystwie zamieszczono m.in.: w „Pall Mall Gazette”, „Standardzie”, „Saturday Review”, „The Globie”, „Timesie”, „Kło­ sach”, „Kraju”, „Czasie”, „Kurierze Poznańskim”, „Dzienniku Poznańskim”4. Mimo licznych materiałów Stowarzyszenie nie doczekało się pełnego opracowania. Działalność TLPP do lat sześćdziesiątych XIX wieku jest dobrze znana, bowiem do tego okresu istnieje stosunkowo obfita literatura. Niemniej jednak nie wszyscy autorzy w sposób wyczerpujący przedstawili działalność tej instytucji. Na przykład Jan Dębowski w książce pt. Polacy w Anglii i o Anglii zaprezentował działalność Towarzystwa w Londynie w sposób marginalny5. Również Jerzy Borejsza, Jerzy

1 Biblioteka Czartoryskich w Krakowie, rkps 6637 A, Lubomir Gadon. Korespondencja. Listy od Karola Szulczewskiego 1871-1876. 1 B. Czart., rkps 7337 III, Lubomir Gadon. Korespondencja. Listy od Józefa Baranowskiego 1875-1887. 1 B. Czart., rkps 7343 111, Lubomir Gadon. Korespondencja. Listy od Edmunda Naganowskiego 1886— -1887. 4 „Kurier Poznański”, nr 189 z 20 VIII 1887; nr 101 z 4 V 1887; nr 283 z 11 XII 1887; B. Czart., rkps 7343 111, E. Naganowski do L. Gadona, Londyn 7 i 17 IX 1888,9 X 1888. 5 J. Dębowski, Polacy w Anglii i o Anglii, Kraków 1962, s. 188-190. Zdrada oraz Sławomir Kalembka w swych obszernych pracach o polskiej emigracji dziewiętnastowiecznej przedstawili bardzo skromny zarys tej organizacji6. Nieco szerzej Jerzy Zdrada, w Zmierzchu Czartoryskich, omówił współpracę TLPP z Ho­ telem Lambert do roku 18717. Więcej informacji udzielili Stanisław Szpotański, Jan Pomorski oraz Kazimierz Dopierała. W swych artykułach omówili dokładnie gene­ zę, założenia i strukturę organizacyjną Towarzystwa*. Ponadto Jan Pomorski napisał interesujący artykuł dotyczący pomocy udzielanej emigrantom polskim przez Aso­ cjację w latach 1832-1864*. Ciekawa praca wyszła również spod pióra Ludwika Zieleńskiego, który ukazał działalność polskich uchodźców w Anglii od upadku powstania listopadowego do wybuchu powstania krakowskiego. Autor podjął próbę zaprezentowania polskich organizacji emigracyjnych na tle sytuacji wewnętrznej i międzynarodowej w Anglii. Opisał także niesnaski i kłótnie, jakie toczono na wy­ spach między Gromadą Grudziąż, Sekcją Londyńską TDP, Ogółem Londyńskim a obozem konserwatywno-arystokratycznym skupiającym się wokół TLPP10. Rado­ sław Paweł Żurawski vel Grajewski na kartach książki Wielka Brytania w „dyplo­ macji" księcia Adama Jerzego Czartoryskiego wobec kryzysu wschodniego 1832- 1841 zaprezentował starania księcia zmierzające do odbudowy Polski w obliczu konfliktów, jakie miały miejsce między Anglią a Rosją o wpływy w Turcji, na Kau­ kazie i w Azji Środkowej. Opisał także pomoc udzielaną księciu we wszystkich tych zabiegach przez Londyńskie Towarzystwo Literackie poprzez organizowanie mitin­ gów, przygotowywanie artykułów dla londyńskiej prasy oraz opracowywanie różno­ rodnych materiałów, które były wykorzystywane w tzw. „debatach polskich” w Izbie Gmin11. Głównym zadaniem organizacji było podtrzymanie zainteresowania sprawą pol­ ską poprzez publikowanie różnorodnych prac literackich, historycznych oraz infor­ mowanie na bieżąco Anglików o sytuacji politycznej na ziemiach polskich. Pod po­ zorem tej działalności realizowano zadania polityczne. Kolejnym celem była pomoc

‘ J. Borejsza, Emigracja Polska po Powstaniu Styczniowym, Warszawa 1966, s. 59; J. Zdrada, Wielka Emigracja po Powstaniu Styczniowym, Warszawa 1987, s. 53; S. Kalembka, Wielka Emigracja. Polskie Uchodźstwo po Powstaniu Styczniowym w latach 1831-1862, Warszawa 1971, s. 63-67. 7 J. Zdrada, Zmierzch Czartoryskich, Warszawa 1969, s. 88, 168,262-263,419. *S. Szpotański, Emigracja Polska w Anglii (1831-1848), „Biblioteka Warszawska”, R. LXIX (1909), t. 2, s. 259-287; J. Pomorski, Geneza, program i struktura organizacji Towarzystwa Literackiego Przyja­ ciół Polski, „Przegląd Humanistyczny”, R. XXII (1978), nr 1, s. 157-182; K. Dopierała, Literackie Towa­ rzystwo Przyjaciół Polski w Londynie, „Przegląd Zachodni”, R. 41, 1985, nr 4, s. 63-77; J. Pomorski, Geneza, program i struktura organizacyjna Towarzystwa Literackiego Przyjaciół Polski, „Przegląd Hu­ manistyczny” 1978, nr 1, R. XXII, s. 157-182; S. Szpotański, Emigracja polska w Anglii (1831-1848), „Biblioteka Warszawska”, R. LX1X (1909), t. 2, s. 259-287. * J. Pomorski, Towarzystwo Literackie Przyjaciół Polski a emigracja w Wielkiej Brytanii w okresie mię- dzypowstaniowym, „Przegląd Humanistyczny”, R. XXIII (1979), nr 3, s. 143-168. 18 L. Zieleński, Emigracja polska w Anglii w latach 1831-1846, Gdańsk 1964. " R.P. Żurawski vel Grajewski, Wielka Brytania w „dyplomacji" Adama Jerzego Czartoryskiego wobec kryzysu wschodniego 1832-1841, Warszawa 1999. charytatywna niesiona emigrantom polskim przebywającym na wyspach. Wokół tych zadań (literackich, politycznych, charytatywnych) skupiała się cała działalność Stowarzyszenia. W zależności od sytuacji w różnych okresach jeden cel wysuwał się nad pozostałe. Począwszy od lat siedemdziesiątych XIX wieku priorytetowa stała się działalność charytatywna11. Po powstaniu styczniowym, a zwłaszcza po wojnie francusko-pruskiej położe­ nie Towarzystwa było trudne. Powodów było wiele, przede wszystkim duże bezro­ bocie występujące w Anglii, a zwłaszcza w Londynie, które pod koniec XIX wieku w stolicy dotknęło około 30% mieszkańców. W tym okresie nastąpiło osłabienie zainteresowania sprawą polską. Rząd starał się rozwiązać trudności wewnętrzne, natomiast społeczeństwo angielskie nie tylko przestało zajmować się Polakami, ale często było wrogo nastawione wobec przybyszów, bowiem napływ taniej i niewy­ kwalifikowanej siły roboczej potęgował ich niechęć. Postrzegali oni cudzoziemców jako ludzi, którzy „wydzierają chleb krajowcom”12 13. Sytuacja komplikowała się wraz z napływem uchodźców z Francji, którzy musieli opuścić ten kraj po wydarzeniach, jakie miały miejsce w tzw. Komunie Paryskiej. Polaków w ostatnim ćwierćwieczu XIX wieku w samym Londynie było około 1500, większość z nich to ludzie ubodzy, czasem wykształceni, którzy dla zdobycia kawałka chleba wykonywali rozmaite prace. Jednym z nich był Jan Zabrocki, który chodząc po ulicach Londynu sprzeda­ wał zapałki, dorabiając w ten sposób do zasiłku otrzymywanego z Asocjacji14. Obywatele ziem polskich przebywali także w innych miastach Wielkiej Brytanii m.in. w Nottinghamie, Leeds, Manchesterze, Sheffieldzie, Cardiffie, Liverpoolu15. W obliczu sytuacji polityczno-gospodarczej panującej w Anglii Towarzystwo podjęło działalność w takiej skali, na jaką pozwalały środki finansowe. Wobec zapa­ ści gospodarczej, znaleźć osoby chętne do wspierania cudzoziemców nie było rzeczą łatwą, bowiem z roku na rok malała liczba sympatyków sprawy polskiej wśród Anglików16. Dlatego Stowarzyszenie apelowało do duchowieństwa i światlejszych obywateli z Królestwa Polskiego i Galicji o wstrzymanie emigracji do Wielkiej Brytanii, poprzez uświadomienie chłopom i rzemieślnikom, że angielski rynek pracy jest trudny i wielu ludzi uzależnionych jest całkowicie od zasiłku udzielanego przez Towarzystwo. Jednocześnie Stowarzyszenie przestrzegało, że nie jest w stanie udzielić wszystkim pomocy materialnej17. Potrzeby materialne były bardzo duże, toteż Towarzystwo starało się o fundusze z różnych źródeł. Pieniądze pochodziły od instytucji dobroczynnych, członków Asocjacji, osób prywatnych, a także z różnego rodzaju imprez organizowanych przez Polaków. Regularnie kasę Towarzystwa wspierała Instytucja Czci i Chleba,

12 „Kurier Poznański” 1887, nr 276. 12 B. Czart., rkps 6637 A, K. Szulczewski do L. Gadona, Londyn 11 VI 1872. w B. Czart., rkps 7343 III, E. Naganowski do L. Gadona, Londyn 4 VI 1887. 15 B. Czart., rkps 7343 III, E. Naganowski do L. Gadona, Londyn 11 II 1887. 16 B. Czart., rkps 7343 111, E. Naganowski do L. Gadona, Londyn 17 1 1872. 17 „Kurier Poznański” 1886, nr 2 1. która przesyłała pieniądze na zapomogi niektórym weteranom z 1831 roku, m.in. Jerzemu Raczyńskiemu i Michałowi Terleckiemu18. Również Towarzystwo Dobroczynności Dam Polskich z Paryża przekazywało na rzecz emigrantów raz w miesiącu 100 franków (około 5 £). W 1887 roku fundusz tej organizacji został zmniejszony o połowę19. Udzielaniem pomocy zajmowały się komitety utworzone we wszystkich zaborach ziem polskich: Komitet Poznański, Komitet Krakowski i Komitet Warszawski. W roku 1886 Komitet Poznański prze­ słał do londyńskiej Asocjacji 25 £ dla rodaków wydalonych z Prus. W tym samym roku dziesięć razy więcej pieniędzy przekazał Komitet Krakowski20. W samej Anglii członkowie Rady Towarzystwa, zwłaszcza sekretarz, zabiegali o zasilenie kasy przez miejscowe organizacje filantropijne. Były to tzw. „Charity Organizations”, które nie chciały udzielać zapomóg finansowych, wolały przekazać Polakom rzeczy używane, przede wszystkim odzież. Niektóre z nich przysyłały do biura Towarzy­ stwa swego przedstawiciela, który zaznajamiał się z działalnością Asocjacji21. Zbie­ raniem składek zajmowały się także redakcje różnych gazet, które umieszczały na prośbę sekretarzy artykuły przedstawiające położenie rodaków. W tym zakresie współpracowano z prasą polską, angielską i amerykańską. Na wyspach takie infor­ macje zamieszczał „Daily News”, „Jewish Chronicie” i „Moming Post”22. Bardzo dobrze układała się współpraca TLPP z redakcjami pism krajowych, zwłaszcza z „Kurierem Poznańskim”, który zamieścił cykl artykułów zatytułowanych „Nędza Polska nad Tamizą”, a także różnorodne sprawozdania. Ponadto chętnie współpra­ cowano z „Dziennikiem Poznańskim”, „Krajem”, „Czasem”, a także „Zgodą” wy­ dawaną w Milwaukee przez Polaków mieszkających w Ameryce23. Prasa zbierała datki od różnych organizacji, a także od osób prywatnych. Pieniądze przesyłano na adres redakcji bądź bezpośrednio na rachunek bankowy, który był prowadzony wiele lat przez londyński bank Couttsa, bądź też na ręce polskiego sekretarza24. Regularnie udzielały pomocy osoby prywatne, byli wśród nich zarówno Anglicy, jak i zamożniejsi Polacy mieszkający w kraju i za granicą oraz duchowieństwo polskie. Spośród Anglików hojnie wspomagali Asocjację prezesi Towarzystwa Literackiego Przyjaciół Polski, m.in. Lord Dudley Coutts, Lord Kinnaird, Harrowby. Oprócz prezesów Lord Leigh, Winmarleigh, Arthur Hill, William Henry Hall, Harry

“ „Kurier Poznański” 1885, nr 32. ” B. Czart., rkps 7343 III, E. Naganowski do L. Gadona, Londyn 26 XII 1886, 18 VI 1887, 1 II 1888; „Kurier Poznański” 1886, nr 284. ” B. Czart., rkps 7343 III, E. Naganowski do L. Gadona, Londyn 29 IX 1886, 24 X 1886; „Kurier Po­ znański” 1887, nr 189. 11 B. Czart., rkps 7343 III, E. Naganowski do L. Gadona, Londyn 2 XI 1886. “ B. Czart., rkps 7343 III, E. Naganowski do L. Gadona, Londyn 29 IX 1886, 13 XII 1886; „Kurier Po­ znański” 1886, nr212. u B. Czart., rkps 7343 III, E. Naganowski do L. Gadona, Londyn 4 II 1887; „Kurier Poznański” 1885, nr 212, nr 214,1886, nr 226, 1887, nr 189. 24 „Kurier Poznański” 1885, nr 186, 1886, nr 230. Vemey, Charlotte Blount, Andrey Bulleri, William Birkbeck i wielu innych15. Chęt­ nie pomagali Polacy mieszkający w Anglii, m.in. płk C.S. Gzowski, F.R. Rola Wol­ ski, B. Jazdowski, A. Lubecki, A. i H. Giełgudowie. Bardzo zaangażowane w prace Towarzystwa były także panie, np. baronowa Burdett Coutts, która niejednokrotnie wydobywała Stowarzyszenie z kłopotów finansowych, między innymi regulując zaległe należności za wynajem lokalu. Również p. Stengal z domu Kochańska oraz p. Gnorowska, z pochodzenia Angielka, która ofiarowała znaczniejszą kwotę, złożo­ ną następnie na rachunku bankowym, a z uzyskanych odsetek wypłacano stałe za­ pomogi oraz F. Wielobycka i inne16. Książę Władysław Czartoryski regularnie zasilał kasę przelewając na rachunek bankowy stałe datki, najczęściej kwoty pięcio- lub dziesięciofuntowe. Również jego żona ks. Małgorzata Orleańska wspomagała emigrantów, jak i inni członkowie rodziny, m.in. ks. Jerzy Czartoryski, ks. Roman Czartoryski. Ponadto czynili to Władysław Zamoyski, Adam Sapieha, hr. Gurowski17. Dużą aktywność w zbieraniu i pomocy emigrantom wykazywali sekretarze To­ warzystwa. Na szczególną uwagę zasługuje wieloletni sekretarz (1842-1884), uczestnik powstania listopadowego major Karol Szulczewski, który redagował ode­ zwy, listy do polskich i angielskich przyjaciół z prośbą o wsparcie. Gdy nie wystar­ czało środków na zapomogi, często wypłacał zasiłki ze swoich prywatnych pienię­ dzy. Po śmierci Szulczewskiego borykano się z wieloma problemami, ponieważ jego następca Józef Baranowski nie miał tak rozległych kontaktów z wpływowymi Anglikami, jak poprzednik18. Inny sekretarz Edmund Naganowski dla ratowania kasy Towarzystwa udał się w kwietniu 1887 roku do Paryża, aby tam miedzy Polakami zebrać fundusze. Sumę 38 £ otrzymał od T. Okszy, K. Zamoyskiego, J. Tyszkiewicza, T. Jełowieckiego, doktora S. Gałęzowskiego, J. Bartkowskiego i innych19. Kasę Towarzystwa zasilali także jego członkowie, wnosząc roczną składkę w wysokości 2 gwinei, którą przeznaczano na prowadzenie biura, opłacenie sekreta­ rza, a resztę przeznaczano na pomoc wychodźcom30.

19 „Kurier Poznański” 1885, nr 186; B. Czart., rkps 7337 III, J. Baranowski do L. Gadona, Londyn 21 XII 1878; B. Czart, rkps 7343 III, E. Naganowski do L. Gadona, Londyn 30IV 1888,27 V 1888. “ B. Czart., rkps 7343 III, E. Naganowski do L. Gadona, Londyn 30 IX 1887,4 X 1887, 29 IX 1888, 1 II 1888; B. Czart, rkps 7337 III, J. Baranowski do L. Gadona, Londyn 23 X 1880, 1 XII 1880; „Kurier Poznański” 1887, nr 189. 27 B. Czart, rkps 6637 A, K. Szulczewski do L. Gadona, Londyn 26 X 1874, 30 I 1875, 6 III 1875; B. Czart., rkps 7337 III, J. Baranowski do L. Gadona, Londyn 25 I 1885, 8 X 1885, 3 XI 1885; B. Czart, rkps 7343 III, E. Naganowski do L. Gadona, Londyn 8 III 1886, 29 IX 1886, 11 II 1887, 14 I 1888, 1 II 1888,29 X 1888. “ B. Czart., rkps 7343 III, K. Szulczewski do K. Branickiego, Londyn 41 1881; B. Czart., rkps 7337 III, J. Baranowski do L. Gadona, Londyn 29 VIII 1885, 14 IX 1885, 2 X 1885; K. Szulczewski, Odezwa do rodaków, Paryż 1857. 29 B. Czart., rkps 7343 III, E. Naganowski do L. Gadona, Londyn 28II 1887, 8 IV 1887. M B. Czart., rkps 7343 III, E. Naganowski do L. Gadona, Londyn 11 II 1887,4 XII 1887. Ponadto Stowarzyszenie dla zdobycia potrzebnych funduszy organizowało róż­ nego rodzaju imprezy; były to zazwyczaj bale, koncerty, a czasem kiermasze, zaw­ sze z płatnym wstępem. Każda impreza miała swojego protektora - gdy patronat sprawowała osoba popularna i zamożna, to zainteresowanie wśród Anglików było większe. Niekiedy ks. Władysław Czartoryski swoją osobą podnosił rangę balu. Tego rodzaju przedsięwzięcia organizowano zazwyczaj w Town Hall. Dochody z imprez były różne. Na początku działalności Towarzystwa imprezy charytatywne cieszyły się bardzo dużym powodzeniem. Z chwilą, gdy zainteresowanie sprawą polską malało, również dochody nie były duże, więc podchodzono do organizowa­ nia tego rodzaju przedsięwzięć bardzo ostrożnie. Rada Towarzystwa często uchwa­ lała rezolucje, w których nie brała odpowiedzialności za straty finansowe, ponadto zobowiązała ludzi odpowiedzialnych za przygotowania kiermaszu czy też balu, aby pieniądze wydawali rozważnie. W roku 1888 dochód z balu wyniósł tylko 20 £, po­ nieważ zorganizowano go w dniu, kiedy odbywał się bal w pałacu Buckingham, natomiast kiermasz zorganizowany w marcu tego roku przez damski komitet Towa­ rzystwa został nazwany przez sekretarza „pocieszającym sukcesem”31. Zebrane pieniądze rozchodziły się na zapomogi dla emigrantów. W pierwszej kolejności pomocy udzielano weteranom z roku 1830-1831. Na początku lat trzy­ dziestych przebywało na Wyspach 600 uczestników powstania listopadowego, w roku 1881 liczba ich zmniejszyła się do 60, w cztery lata później pozostało ich tylko 26, a w 1886 - 15. Towarzystwo udzielało im stałego lub jednorazowego wsparcia. Pieniądze na zapomogi stałe pochodziły z legatu Gnorowskiej. W 1885 roku z funduszu korzystali: -Jan Józef Baranowski, Jan Zabrocki, Antoni Bańkowski, Ignacy Sokołowski, Józef Kin, Michał Terlecki. W tym samym roku zasiłek jedno­ razowy z tegoż legatu otrzymali m.in.: Jan Kryński, Soter Drelinkiewicz, Józef Mal­ czewski, Jan Sobolewski, Gabriel Pientka, Izaak Michałowicz, Karol Piotrowski, Wincenty Sakiewicz, Wincenty Sosnowski, Ignacy Wilamowicz i Hipolit Wojtkie­ wicz. Właśnie oni potrzebowali największej opieki, ponieważ byli to ludzie starzy, schorowani, a niektórzy z nich niewidomi. Towarzystwo zatrudniało lekarza, który udzielał bezpłatnych porad, przepisywał lekarstwa (które Stowarzyszenie wykupywało), a w razie potrzeby załatwiał miejsce w szpitalu. Również Asocjacja pokrywała koszty pogrzebów32. Niekiedy ogłaszała zbiórkę na wykonanie nagrobka, jak to miało miejsce po śmierci Karola Szulczew- skiego, zasłużonego powstańca listopadowego i długoletniego sekretarza Towarzy­ stwa, który zmarł w 1884 roku33.

Jl B. Czart., rkps 7343 III, E. Naganowski do L. Gadona, Londyn 21 XI 1886, 26 XII 1886, 8 I 1887, 8, 14 i 20 IV 1887, 6 i 20 V 1887,25 III 1888, 15 VI 1888. 11B. Czart., rkps 6673 A, K. Szulczewski do K. Branickiego, Londyn 4 I 1881; B. Czart., rkps 7337 III, J. Baranowski do L. Gadona, Londyn 25 VII 1885, 14 IX 1885, 2 i 8 X 1885; B. Czart., rkps 7343 III, E. Naganowski do L. Gadona, Londyn 4 II 1887, 4 VI 1887,4 X 1887; „Kurier Poznański” 1885, nr 32; 1886, nr 284; 1887, nr 30. " B. Czart., rkps 7337 III, J. Baranowski do L. Gadona, Londyn 21 II 1885, 3 XI 1885, 3 i 10 II 1886, 12 IV 1886; „Kurier Poznański” 1885, nr 256; 1885, nr 295; 1886, nr 190. W dalszej kolejności uprawnieni do pobierania zasiłków byli uczestnicy Wiosny Ludów, wojny krymskiej, a także uchodźcy z powstania styczniowego. Towarzystwo pomagało młodym emigrantom, którzy - nie mogąc podjąć pracy zarobkowej - chętnie opuszczali Wielką Brytanię. Przede wszystkim pokrywano koszty podróż}', a niekiedy opłacano wyżywienie. Młodzi ludzie wyjeżdżali do róż­ nych zakątków świata, masowo emigrowali do Ameryki Północnej, gdzie na miejscu znajdowali pomoc Polaków, którzy zrzeszali się w komitety kupieckie i robotnicze, świadcząc pomoc nowo przybyłym ziomkom. Oprócz Ameryki Północnej wyjeż­ dżano też do Ameryki Południowej (najczęściej do Brazylii) oraz Afiyki (Przylądek Dobrej Nadziei). Tylko przez drugie półrocze 1886 roku Stowarzyszenie wykupiło bilety na podróż do Nowego Jorku 14 rodzinom i 19 pojedynczym osobom oraz do Rio de Janeiro 6 rodzinom. Zresztą samo Towarzystwo było zainteresowane zmniej­ szeniem liczby uchodźców polskich w Anglii. W przeciwnym razie musiałoby udzielać stałych zapomóg, na co Stowarzyszenia nie było za bardzo stać. Toteż chętnie przeznaczało pieniądze na wyekspediowanie rodaków za ocean. Byli też wychodźcy, którzy po kilkuletniej tułaczce chcieli wracać do kraju, naj­ chętniej szukali oni zajęcia w Galicji. Wśród nich byli i tacy, którzy pod pozorem wyjazdu do kraju chętnie eksploatowali fundusz Towarzystwa - po wręczeniu im pieniędzy oraz innych rzeczy potrzebnych na podróż rezygnowali z opuszczenia Londynu33 34. Chętnych do korzystania z zasiłku było bardzo wielu, toteż codziennie do biura, mieszczącego się przy ulicy Duke 10, przychodziła duża liczba kobiet i dzieci. Wła­ ściciel domu, w którym wynajmowano lokal, niejednokrotnie żądał zaprzestania inwazji na jego mieszkanie przez ubogich emigrantów. W 1881 roku doszło nawet do tego, że Polacy nie mogli przychodzić osobiście do siedziby Stowarzyszenia, tylko kontaktowali się listownie z sekretarzem35. Nie brakowało też różnego rodzaju pieniaczy polskich, którzy oskarżali Towarzystwo o różnorodne nadużycia finanso­ we i trwonienie pieniędzy. Jeden z sekretarzy Towarzystwa tak przewidywał ich wizytę: „miła to będzie godzinka, ogarnia mnie strach o lokatorów, bo że burda to będzie, to nie ulega kwestii”36. Czasem zarzuty były słuszne, bowiem nie każdy sekretarz prowadził rzetelnie księgi rachunkowe. Takim incydentom próbowano zapobiegać. Gdy wykazano, że osoba odpowiedzialna za kasę nie może się rozliczyć z odebranych kwot lub jest zbyt rozrzutna, wówczas odsuwano ją całkowicie od fi­ nansów Towarzystwa37. Rzadkie były to przypadki, bowiem osoby zajmujące się

33 B. Czart., rkps 7337 HI, J. Baranowski do L. Gadona, Londyn 26 II 1885, 10 i 13 XI 1885, 5, 9 i 23 XII 1885,1911886; „Kurier Poznański” 1885, nr 186; 1886, nr 211; 1886, nr 230, nr 284; 1887, nr 189. 35 B. Czart., rkps 7337 III, J. Baranowski do L. Gadona, Londyn 15 X 1887; B. Czart., rkps 7343 III, E. Naganowski do L. Gadona, Londyn 4 IX 1887. 34 B. Czart., rkps 7343 III, E. Naganowski do L. Gadona, Londyn 15 X 1887. 31 B. Czart., rkps 7334 IV, Lubomir Gadon. Korespondencja. Listy od Władysława Czartoryskiego 1888— 1894, W. Czartoryski do L. Gadona, Paryż 21 VII 1888. rozdzielaniem środków nie zabiegały o własne korzyści, tylko starały się pomóc innym, bardziej potrzebującym. Londyńskie Towarzystwo niemalże przez cały okres swego istnienia obok działalności literackiej i politycznej zajmowało się udzielaniem zapomóg material­ nych. Trudności adaptacyjne wielu Polaków skłoniły członków TLPP do przejęcia tej funkcji. W latach osiemdziesiątych XIX wieku Stowarzyszenie ograniczyło się do działalności dobroczynnej. Wielu współczesnych zarzucało mu poniechanie przyjętych założeń, które wydawały im się bardziej istotne. Mimo tej krytyki i wielu gorzkich słów, które padały pod adresem Asocjacji, uznać trzeba, że taka forma po­ mocy również była potrzebna, bowiem pomagała przetrwać wygnańcom w trudnych chwilach na obczyźnie. Annates Academiae Paedagogicae Cracoviensis Folia 17 Studia Historica II (2003)

Z KRONIKI ŻAŁOBNEJ

Pamięci prof. zw. dra hab. Czesława Majorka I27IX1938 - 2 9 IX 2002)

„Vita est iter ad mortem” (Seneka)

Po sześćdziesięciu czterech latach życia odszedł na zawsze prof. zw. dr hab. Czesław Majorek - wybitny uczony w zakresie historii edukacji i dydaktyki histo­ rii, wieloletni nauczyciel akademicki, znany w kraju i poza jego granicami humani­ sta, mądry, wrażliwy, światowego formatu człowiek. Do ostatnich dni wypełniał powinności profesora zwyczajnego w Katedrze Historii Oświaty i Wychowania Akademii Pedagogicznej w Krakowie. Jednak nieubłagana śmierć dosięgła Go w tarnowskim szpitalu (29 IX). Spoczął na cmentarzu w rodzinnej miejscowości koło Tamowa (4 X). Żegnany był z tym większym bólem, iż jeszcze parę tygodni wcześniej chyba nikt, kto miał okazję rozmawiać z Profesorem nie dopuszczał myśli o Jego bliskiej śmierci. Prof. C. Majorek urodził się 27 września 1938 r. w Pleśnej, w rodzinie robotni­ czej jako syn Antoniego i Ludwiki z domu Walkowicz. Po skończeniu szkoły pod­ stawowej (1952) został uczniem tarnowskiego Liceum Pedagogicznego, w którym pomyślnie złożył egzamin dojrzałości (1956). Następnie przeniósł się na drugi koniec Polski do Szczecina, gdzie przez dwa lata (1956-1958) był nauczycielem w Szkole Podstawowej nr 32. Z kolei po ukończeniu Studium Nauczycielskiego w Gorzowie Wielkopolskim (1960) wrócił nad morze, by stać się studentem kierun­ ku pedagogika na Wydziale Humanistycznym Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Gdańsku (1960-1963). Uczestniczył w seminariach magisterskich dwóch profeso­ rów: K. Kubika i K. Sośnickiego. W ich toku badał koncepcję programową szkoły polskiej z lat 1917-1919. Promotorem napisanej rozprawy magisterskiej był prof. K. Kubik. Na jej podstawie, po złożeniu egzaminu dyplomowego z wynikiem bar­ dzo dobrym, otrzymał tytuł magistra pedagogiki (VI 1963). Po skończeniu studiów Czesław Majorek przez rok pracował zawodowo w Za­ sadniczej Szkole Budowlanej w Tarnowie jako wychowawca w internacie. Następ­ nie w okresie trzech lat (1964-1967) odbył studia doktoranckie w krakowskiej WSP, badając dzieje kształcenia nauczycieli szkół ludowych na terenie Galicji autono­ micznej. Promotorem Jego przewodu doktorskiego był prof. M. Tyrowicz. Na pod­ stawie rozprawy pt. „System kształcenia nauczycieli szkół ludowych w Galicji doby autonomicznej 1871-1914”, uzyskał w czerwcu 1968 r. stopień naukowy doktora. Po siedmiu latach (1975) został doktorem habilitowanym nauk humanistycznych w zakresie historii wychowania i nauki oraz dydaktyki historii i wychowania oby­ watelskiego. Jego rozprawa habilitacyjna nosiła tytuł „Książki szkolne Komisji Edukacji Narodowej”. W roku 1976 otrzymał powołanie na stanowisko docenta etatowego. Tytuł naukowy profesora nadzwyczajnego uzyskał w 1986 r., zaś po dwunastu latach (1998) został profesorem zwyczajnym. Podczas studiów i przy zdobywaniu stopni oraz tytułów naukowych współpra­ cował lub był oceniany i promowany przez grono czołowych polskich profesorów. Poza wcześniej wymienionymi należeli też do nich: J. Hulewicz, L. Kurdybacha, J. Miąso, K. Mrozowska, T. Słowikowski, I. Zarębski. Z tych kontaktów wynosił najlepsze wzory naukowego badania przeszłości myśli i praktyki edukacyjnej, a tak­ że inspiracje do właściwego modelowania swojej osobowości. Można rzec, iż for­ macja intelektualna prof. C. Majorka dokonywała się w kontakcie z najlepszymi polskimi tradycjami w zakresie badań nad historią wychowania. W rezultacie szyb­ ko wyrastał na samodzielnego pracownika naukowego, a także ambitnego, liczącego się w środowisku uczelnianym, wytrawnego nauczyciela akademickiego. Z krakowską WSP związał się etatowo w 1967 r., przechodząc wszystkie szcze­ ble awansu naukowego: od asystenta po profesora zwyczajnego. Sprawował tu od­ powiedzialne funkcje akademickie. Z wyboru lub nominacji był m.in. na stanowi­ skach prodziekana (1976-1978) i dziekana Wydziału Humanistycznego (1984— —1987), dyrektora Instytutu Nauk Pedagogicznych (1978-1981), kierownika Zakła­ du Dydaktyki Historii (1988-1991) i jego kuratora (1991-1997). Działał w wielu komisjach rektorskich, w tym do spraw badań naukowych i programów studiów. Pod koniec życia (IX 2000 - VIII 2002) przyjął funkcję pełnomocnika Rektora ds. wprowadzenia do planu studiów w AP im. KEN w Krakowie Europejskiego Syste­ mu Transferu Punktów ECTS. Pracował też okresowo w uczelniach pozakrakow- skich. Odbywał zajęcia dydaktyczne w katowickiej WSP TWP, w krakowskiej AWF i do ostatnich dni - w rzeszowskiej WSP. Oprócz spełniania obowiązków uczelnianych chętnie brał udział w życiu naukowym środowiska historycznooświatowego w Polsce. Przewodniczył Komite­ towi Redakcyjnemu Komisji Nauk Pedagogicznych PAN w Krakowie (1984-1991), działał w tutejszej Komisji Nauk Pedagogicznych PAN (od 1991). Był wybierany do Rady Naukowej Instytutu Historii i Techniki PAN w Warszawie (kadencje: 1978— -1984, 1986-1989). Należał do Komitetu Historii Nauki i Techniki PAN (1983— -1986) oraz wchodził w skład Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN (1990-1993). Prof. Majorek podjął pracę w kilku zagranicznych organizacjach naukowych. Od 1979 r. był członkiem International Standing Conference for the History of Edu- cation (ISCHE). W latach 1985-1988 i 1991-1994 uczestniczył w działalności za­ rządu ISCHE. Od 1992 r. przewodniczył Komitetowi Organizacyjnemu Kongresu tej organizacji, który odbył się na terenie krakowskiej WSP (1996). Na to sierpnio­ we spotkanie przybyło 141 historyków wychowania z 25 krajów. Zmarły Profesor był od 1981 r. członkiem z wyboru International Society of History Didactics. Regularnie wyjeżdżał na badania naukowe i na zajęcia dydaktyczne do zagra­ nicznych ośrodków naukowych. Uczestniczył aktywnie w wielu konferencjach mię­ dzynarodowych, publikował referaty i artykuły w językach obcych, popularyzował w świecie polską historię wychowania, wypowiadając się wielekroć w kwestiach metodologicznych. Gościł m.in. w Northern Illinois University (De Kalb, USA - 1989) jako Invited Speaker. Rok później przyjechał do Churchill College (Cambrid­ ge, Anglia - 1990) jako Fellow Commoner, aby rozpoznać współczesne tendencje rozwojowe angielskiej historiografii edukacyjnej. Od 1991 r. korzystał z uniwersy­ teckiej oferty programowej w University of Lethbridge (Alberta, Kanada), jako Foreign Instructor. Prowadził tam kursy z pedagogiki porównawczej oraz historii edukacji. Pokłosiem wyjazdów zagranicznych były m.in. dwie publikacje: Educa­ tion in Global Society. A Comparative Perspectives (wspólnie z K. Mazurkiem i M.A. Winzer, 2000) oraz Educational Reform in National and International Per­ spectives: Past, Present and Future (wspólnie z E.V. Johanningmeierem, 2001). Bez wątpienia zmarły Profesor zajmował w zagranicznym środowisku uczonych z zakre­ su historii edukacji, pedagogiki porównawczej i dydaktyki historii znaczące miejsce. Prof. C. Majorek był dociekliwym badaczem dziejów polskiego szkolnictwa, oświaty i myśli pedagogicznej XVIII-XX w., ze szczególnym uwzględnieniem za­ boru austriackiego. Istotnym wkładem w rozwój polskiej historii wychowania były Jego studia nad zmianami zawodu nauczycielskiego i ruchu pedagogicznego w Ga­ licji, nad podręcznikami i programami szkolnymi doby Komisji Edukacji Narodo­ wej, a także nad programami nauczania, teorią podręczników i podręcznikami do szkół początkowych i średnich w XIX w. Rozwinął swoje zainteresowania dziejami wiedzy i myśli pedagogicznej w Galicji w okresie zaborów oraz zagadnieniami przemian w oświacie w czasach przełomów społeczno-politycznych. Równolegle prowadził gruntowne badania dziejów szkolnej edukacji historycz­ nej na ziemiach polskich okresu porozbiorowego. Głównie zajmował się podstawo­ wymi funkcjami nauczania tego przedmiotu. Rekonstruował współczesne orientacje w badaniach historycznoedukacyjnych na świecie. Po uzyskaniu habilitacji dużą część swoich zainteresowań skupił na aktualnych zagadnieniach nauczania historii i metodyce tego przedmiotu. Pozostawił w dorobku znakomite teksty na temat kształtowania pojęć historycznych, konstruowania w toku zajęć nowoczesnego sys­ temu metodycznego, strategii problemowej w edukacji historycznej, mikro- i makro- historii, i inne. O rozległości swoich zainteresowań w dziedzinie dydaktyki historii zaświadczył na kartach podręczników z tego zakresu. Można stwierdzić, iż prof. C. Majorek w poszukiwaniach badawczych nie ogra­ niczał się do dziejów regionalnych. Swobodnie podejmował problematykę edukacji w Polsce w okresie międzywojennym i po II wojnie światowej, aż po ostatnie trans- m

formacje. W pracach kreślił szerokie tło porównawcze, polskie i powszechnodzie- jowe. Rozpatrywał tam zarówno czynniki społeczno-polityczne, jak i pedagogiczne, kształtujące dzieje oświaty. Wprowadzał refleksję teoretyczną nad sensem i metodą badań w zakresie historii edukacji oraz nad metodyką i dydaktyką historii. Pozostawiony przez prof. C. Majorka dorobek badawczy odznacza się solidnym warsztatem naukowym, rzetelną i szeroką podbudową źródłową, bardzo komunika­ tywną formą wypowiedzi i dużą erudycją bibliograficzną. Napisał cztery książki, był redaktorem dalszych trzynastu, opublikowanych w językach polskim i angielskim. Ponadto był autorem około dwustu rozpraw i artykułów naukowych, wydanych w językach: polskim, angielskim, niemieckim, bułgarskim, hiszpańskim, rosyjskim, serbsko-chorwackim, włoskim i katalońskim. Najważniejszymi dziełami w Jego dorobku pozostaną monografie: System kształcenia nauczycieli szkół ludowych w Galicji doby autonomicznej 1871-1914 (Wrocław 1971), Książki szkolne Komisji Edukacji Narodowej (Warszawa 1975), Projekty reform szkolnictwa ludowego w Galicji (Wrocław 1980), Historia utylitar­ na i erudycyjna. Szkolna edukacja historyczna w Galicji 1772-1918 (Warszawa 1990). Zmarły Profesor należał również do współredaktorów i współautorów pracy zbiorowej Myśl pedagogiczna w Galicji 1772-1918. Ciągłość i zmiana (Rzeszów 1996). Był współautorem podręczników: Metodyka nauczania historii w szkole pod­ stawowej (Warszawa 1988) i Dydaktyka historii (Warszawa 1993, 1994). Jego arty­ kuły były drukowane w takich czasopismach naukowych i specjalistycznych, jak „Rozprawy z Dziejów Oświaty”, „Kwartalnik Pedagogiczny”, „Przegląd Historycz- no-Oświatowy”, „Przegląd Humanistyczny”, „Wiadomości Historyczne”, „Rocznik Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN”, „Rocznik Naukowo-Dydaktyczny WSP w Krakowie”, „Zeszyty Naukowe” UJ i UG. Do najwartościowszych rozpraw i artykułów prof. C. Majorka z ostatnich kilku­ nastu lat należą rozważania i refleksje na temat historii wychowania jako dyscypliny badawczej. Przykładowo trzeba tu wymienić następujące teksty: Przezwyciężanie diaspory. Współczesne tendencje w rozwoju historii wychowania, „Zeszyty Nauko­ we UJ. Prace Pedagogiczne”, Kraków 1987; Współczesna koncepcja historii wychowania jako nauki, „Rozprawy z Dziejów Oświaty” 1989 (współautorstwo); Innowacje pedagogiczne jako przedmiot badań historii wychowania w Polsce, „Zeszyty Naukowe UJ. Prace Pedagogiczne”, Kraków 1991; Glosa do rozważań o historii wychowania, „Kwartalnik Pedagogiczny” 1993; Warsztat badawczy histo­ ryka wychowania dziejów najnowszych, [w:] Stan i perspektywy historii wychowa­ nia, praca zbiorowa, Poznań 1996. Profesor C. Majorek miał bogaty dorobek na polu kształcenia kadry nauczyciel­ skiej i naukowej jako promotor oraz recenzent. Wykształcił około 150 magistrów pedagogiki i historii, a także 12 doktorów nauk humanistycznych. Był recenzentem w kilkudziesięciu przewodach doktorskich i kilkunastu habilitacyjnych w różnych ośrodkach akademickich Polski. Wielokrotnie recenzował dorobek naukowy kandy­ datów ubiegających się o nadanie tytułu naukowego na zlecenie rad wydziałów uniwersytetów, wyższych szkół pedagogicznych i Centralnej Komisji ds. Tytułu Naukowego i Stopni Naukowych. Prośby o sporządzenie recenzji napłynęły również spoza Polski: z University of South Florida (USA) i z University of Newcastle (Australia). Był więc uznawanym autorytetem naukowym oraz ekspertem w zakre­ sie uprawianych dyscyplin naukowych. Niejednokrotnie bywał surowym krytykiem prac nie spełniających podstawowych wymogów dysertacji naukowych. Z reguły nie tolerował pseudonaukowości, powierzchowności i pustosłowia. Narażał się więc u niektórych osób na nieprzychylne opinie i komentarze. Przyjmował je do wiado­ mości, lecz zdania nie zmieniał. Był konsekwentny i wiemy przyjętym zasadom. Stawiał sobie i innym wysokie wymagania. Rozmowy z Profesorem wzbogacały intelektualnie i dawały każdorazowo nowe impulsy. Za osiągnięcia naukowe, dydaktyczne i organizacyjne zmarły Profesor otrzy­ mywał nagrody i wysokie odznaczenia. Został m.in. laureatem nagród I, II i III stopnia Ministra Edukacji Narodowej. Uhonorowano Go kolejno: Medalem Komisji Edukacji Narodowej (1975), Srebrnym Krzyżem Zasługi (1979), Złotym Krzyżem Zasługi (1981), Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski (1988). Wielo­ krotnie wyróżniany był nagrodami rektorskimi. Pracowite życie prof. Czesława Majorka przysporzyło polskiej humanistyce wiele cennych prac i szczegółowych ustaleń, które na długo pozostaną w obiegu naukowym. Jego śmierć jest bolesną stratą, która dotknęła liczne grono osób, blisko z Nim związanych. Był bowiem człowiekiem prawym i pogodnym, chętnie spieszą­ cym z pomocą i radą. Posiadał przy tym komunikatywną osobowość, poczucie humoru i mądre podejście do codziennych problemów.

Czesław Nowarski

Annales Academiae Paedagogicae Cracoviensis Folia 17 Studia Historica II (2003)

RECENZJE

Żydzi w polskim i czeskim społeczeństwie obywatelskim. Židé v české a polské občanské společnosti. Red. Jerzy Tomaszewski, Jaroslav Valenta Praga\Praha 1999. Stata Wspólna Polsko-Czeska Komisja Nauk Humanistycznych przy Minister­ stwie Edukacji Narodowej Rzeczypospolitej Polskiej i Ministerstwie Szkolnictwa Młodzieży i Kultury Fizycznej Republiki Czeskiej. Stron 192, nakład 400 egz.

Tom opracowany przez czeskich i polskich historyków, a będący - jak wynika tylko z przypadkowej wzmianki w jednym z artykułów - owocem wspólnej sesji naukowej, składa się z 5 czeskich i 7 polskich rozpraw. Choć tematyka ich dotyczy przede wszystkim XIX i XX wieku, nie może ona być obojętna i historykowi cza­ sów nieco wcześniejszych. Mówi ona bowiem o tym jak zrodzone w społeczeństwie stanowym (które niektórzy z autorów uparcie nazywają feudalnym) wyodrębnienie ludności żydowskiej funkcjonowało w czasach późniejszych, jakie było jego zna­ czenie, kto usiłował je zniweczyć a kto utrzymać i przekształcić w odrębność bar­ dziej odpowiednią dla społeczeństwa czasów najnowszych, a wreszcie - last but not least -jak ą w tym rolę grały stare konflikty i przesądy, a jaką nowe. Choć założeniem autorów było zasadniczo ukazanie roli Żydów1 w polskim i czeskim społeczeństwie, wspólne ujęcie tej tematyki stało się ważne również dla ukazania różnic i podobieństw między Czechami a Polakami. Nie poruszane impli­ cite, widoczne są one jednak w odmiennym podejściu czeskich i polskich history­ ków do tematyki swych rozpraw. Autorów czeskich interesuje miejsce Żydów jako obywateli wspólnego społeczeństwa czeskiego. Autorów polskich - stopień organi­ zacji Żydów w opozycji do społeczności nieżydowskiej. Jest to zrozumiałe w świe­ tle cyfr: Żydzi w Polsce to ponad 11% ludności, mniejszość znacząca ilościowo i organizacyjnie, w Czechach wraz z Morawami i czeskim Śląskiem - w tym i z pol­ ską obecnie częścią Śląska Cieszyńskiego - nigdy w omawianym okresie nie prze­ kroczyli oni 1,9% ludności. Tym samym jednak niewiele dowiadujemy się o we­ wnętrznej organizacji społeczności żydowskiej w Czechach oraz o procesach asy-

1 Nie stosujemy się do przepisu ortografii odróżniającego narodowość oznaczaną dużą literą od wyznania oznaczanego małą, gdyż po pierwsze w wypadku Żydów rozróżnienie to jest szczególnie trudne i w więk­ szości wypadków byłoby dyskusyjne, a po drugie używanie dużych liter nie należy do kompetencji orto­ grafów; jest to przede wszystkiem kwestia grzeczności. milacyjnych i próbach zbliżenia różnych wyznaniowo społeczności w Polsce. Takie ujęcie omawianej tematyki więcej może nawet nam mówi o różnicach w czeskim i polskim rozumieniu roli Żydów w ich społeczeństwach niż o samych Żydach. Oczywiście o rozumieniu obecnym; piszący te słowa, który pamięta jeszcze swych przedwojennych żydowskich przyjaciół ze szkolnej ławy, nie może się nigdy pogo­ dzić z przeciwstawieniem „Żyd - Polak”, gdyż dla niego Żydzi byli zawsze i są nadal Polakami wyznania mojżeszowego. Polskiemu recenzentowi mimo to z uznaniem wypada ocenić przedstawione w tym tomie wypowiedzi, zaczynając od szczególnie wysokiej oceny prac history­ ków czeskich. Stanowią one całość jednolitą i konsekwentną, prezentują też podob­ ne spojrzenie na omawiane problémy. Kolejno więc Jiři Kořalka omówił zagadnie­ nie narodowości Żydów w czeskich ziemiach od 1848 r. (choć cofa się aż do reform józefińskich i ich skutków) po r. 1918, Jan Havránek pisał o Żydach praskich, Ludmila Nesladkova scharakteryzowała społeczny problem Żyda w mieście prze­ mysłowym, głównie na przykładzie Morawskiej i Polskiej Ostrawy, czeskiemu antysemityzmowi w latach 1918-1945 poświęcił swoje wystąpienie Jan Rataj, a w latach bezpośrednio po II wojnie światowej - Helena Krejčová. Z polskich auto­ rów Jerzy Tomaszewski jest autorem syntetycznego ujęcia pt. Żydzi w strukturach społeczeństwa obywatelskiego w zasadzie dotyczącego XX w., lecz często sięgają­ cego i do wcześniejszego rodowodu poruszanych problemów. Ten sam autor omó­ wił również w osobnym ujęciu osiągnięcia i niedostatki odnośnej polskiej historio­ grafii, Maria Meducka przedstawiła Żydów Kielecczyzny w życiu publicznym w la­ tach 1905-1939, znów sięgając w czasy wcześniejsze, podobnie jak i Czesław Brzoza, piszący o Żydowskich ugrupowaniach politycznych w życiu Krakowa w okresie mię­ dzywojennym, tematem wypowiedzi Jolanty Żyndul są Żydzi w życiu parlamentar­ nym II Rzeczypospolitej, Bożena Szaynok pisze o Odbudowie życia żydowskiego w Polsce na przykładzie osadnictwa żydowskiego na Dolnym Śląsku, zaś Andrzej Małkiewicz i Marianna Zachariasiewicz poświęcili swoją rozprawę tzw. sprawie Slanskiego w świetle raportów ambasadora PRL w Pradze, Wiktora Grosza. O ile więc referaty uczonych czeskich stanowią pewną określona całość, mogącą pełnić rolę syntezy omawianych problemów badawczych, o tyle prace polskie, poza wstęp­ ną rozprawą Jerzego Tomaszewskiego, mają w większej mierze wartość egzemplifi- kacyjną, dotycząc jednak kwestii równie ważnych i omawiając przykłady istotne dla przyszłej syntezy. Spróbujmy przedstawić więc w koniecznym uproszczeniu zasadnicze tezy auto­ rów czeskich. Od reform józefińskich datuje się możliwość prawna zrównania Żydów czeskich ze społecznością chrześcijańską. Reformy będące dziełem niemiec­ kiego cesarza i niemieckiej biurokracji, w równej mierze jak względy językowe, sprawiły, iż czescy Żydzi skłonni byli wpierw utożsamiać się z niemczyzną, zwłasz­ cza że akces do niemieckiej kultury postrzegany był również jako awans kulturalny. Nadzieje jednak związane z reformami okazały się zawodne, równouprawnienie pozostało na papierze, a równocześnie rozpoczynała się czeska walka o równoupraw- nienie narodowe. W tej sytuacji społeczność żydowska w Czechach rozdarta została pomiędzy cztery orientacje. Konserwatywne kręgi ortodoksów niechętne były wszel­ kim zmianom, uważając trwanie przy stanowej odrębności za gwarancję zachowania identyczności etnicznej i wyznaniowej. Kręgi przychylne asymilacji podzieliły się na czechofilskie i germanofilskie. Wreszcie utworzył się ruch syjonistyczny, nie­ chętny konserwatywnym ortodoksom, ale jak oni zwalczający koncepcje asymila- torskie w imię zachowania identyczności już narodowej, a nie tylko kulturowo- religijnej. Stosunek czeskich i niemieckich działaczy narodowych do asymilatorów był początkowo ambiwaletny w zależności od tego z kim konkretni Żydzi chcieli współdziałać. Z biegiem lat jednak liberalna koncepcja, oceniająca jednostki a nie całość żydowskiej społeczności i odróżniająca wśród niej czechofilów od germano- filów, koncepcja poszukiwania sprzymierzeńców raczej niż zwalczania przeciwni­ ków, ustępować zaczęła przed koncepcją nacjonalistyczną, zwracającą uwagę na identyczność własnej grupy etnicznej i stąd podejrzliwą wobec wszelkich elemen­ tów obcych kulturowo. Tendencja ta wzmocniona została elementami dawnego, wy- znaniowo motywowanego antyjudaizmu, ujawniły się w niej również konflikty eko­ nomiczne, spowodowane zarówno konkurencją, jak i siłą żydowskiego kapitału i znaczeniem Żydów w konkretnych zawodach. Tak rodził się czeski antysemityzm, początkowo znajdujący swój wyraz w jednostkowych próbach sądowego odrodzenia starych przesądów; czeskim odpowiednikiem sprawy Dreyfusa stało się w tym samym czasie oskarżenie młodego, niedorozwiniętego umysłowo Żyda o mord ry­ tualny - później ujawniająca się w pogromach lat 1918-1919, wreszcie w tworzeniu organizacji rasistowskich na wzór polskich skrajnych kół endeckich. Tezy to zatem interesujące, porządkujące naszą wiedzę o problematyce nie tylko czeskiej, mogące stać się podstawą do dalszej dyskusji, dotyczącej nie tylko problemów żydowskich, ale również ogólnych problemów współżycia różnych grup etnicznych, kulturo­ wych, wyznaniowych w tym samym społeczeństwie, problemów wciąż nabrzmia­ łych i owocujących wciąż nowymi tragediami w Irlandii Północnej i Kraju Basków, w Kaszmirze i na Cejlonie, w Czeczenii i Kosowie, w Bośni i na Timorze. Tragedia Zagłady w cień usunęła początkowo inne podobne tragedie w dziejach, z niewiele przecież wcześniejszą tragedią Ormian na czele - tragedią, której prze­ cież wciąż niektóre rządy mają czelność zaprzeczać. Przez szereg lat wybuchy nie­ nawiści etnicznej owocujące lokalnymi rzeziami - Biafra, sprawa Sikhów - zosta­ wiały świat obojętnym. Dopiero tragedia bezmyślnie podzielonej Jugosławii uświa­ domiła ogrom niebezpieczeństwa czającego się wokół nas, niebezpieczeństwa skry­ wanej nienawiści. Stąd wzmagające się zainteresowanie, również wśród historyków czasów dawniejszych, rozwiązaniami umożliwiającymi znalezienie pozytywnych wzorców, dających się i dziś wyzyskać. Średniowieczne Toledo czy Palermo mają służyć za przykład zgodnego współżycia chrześcijan, mahometan i Żydów2. Być

1 Palerme 1070-1492. Mosaïque de peuples, nation rebelle: ta naissance violente de l ’identité sicilienne. Red. H. Bresc, G. Bresc-Bautier, Paris 1993; Tolede Xlle-XUe. Musulmans, chrétiens et juifs: le savoir et może z pewną przesadą. W obu tych miastach dominacja jednego wyznania była niekwestionowana, w obu tolerancja była zjawiskiem przejściowym3. Słuszniej może byłoby ukazać rolę staropolskiego Lwowa, zwłaszcza że znakomite dzieło Władysława Łozińskiego ukazuje nie tylko współżycie, ale i konflikty oraz drogi ich rozwiązywania3. Recenzowane dzieło, zwłaszcza, ale nie tylko w części czeskiej, pokazuje jednak źródła i przebieg narastania tych konfliktów, ujawniając mechani­ zmy, które trzeba zrozumieć, aby na przyszłość konfliktom tym zapobiegać. Zastanowić się jednak należy nad pewnymi lukami w rozumowaniu autorów, które sprawiają, że wnioski ich w pewnym momencie wydają się jakby niedokoń­ czone. Rozpocznijmy od roli organizacji wpierw wyznaniowych, a później narodo­ wych. Interesujące jest spostrzeżenie Czesława Brzozy, że choć miotła Oświecenia nie oszczędziła formalnie rozwiązanych organizacji charytatywnych Żydów kra­ kowskich - podobnych zresztą w swym charakterze do identycznych bractw kato­ lickich - to pojawiły się znowu one w II połowie XIX w., a sugestia autora, że w takim razie rozwiązanie ich pozostało nie zrealizowane, wydaje się słuszna. Jed­ nakże organizacje wyznaniowe, nawet w najszlachetniejszym celu działające, zaw­ sze są zarzewiem podziału - jeśli ich cele nie są religijne, to lepiej będą spełniane przez organizacje wspólne, lepiej będzie to służyć formowaniu właśnie społeczeń­ stwa obywatelskiego. W społeczeństwie stanowym każdy stan rządził się w naj­ drobniejszych sprawach sam i kultywował dzięki temu własną odrębną kulturę - a Żydzi często są uważani, i nie bez pewnej racji, przez historyków dawnej Rzeczy­ pospolitej za stan odrębny. Otóż jeśli pamiętamy, że kultura, wedle najczęściej akceptowanej jej definicji, to „zespół reguł lub wzorców podzielanych przez człon­ ków pewnego społeczeństwa”5, to kultury współistnieć mogą ze sobą w społeczeń­ stwie stanowym, czyli złożonym z niejako minispołeczeństw kultywujących własne wzorce, lecz w społeczeństwie obywatelskim staje się to znacznie trudniejsze, ko­ nieczne jest bowiem minimum consensusu odnośnie do obowiązujących wzorców wspólnych. Na tym polega tragedia asymilatorów, odrzucanych w rezultacie często przez obie kultury, właśnie dlatego, że próbują przerzucić między nimi pomost. .Przejawia się to często nawet w pozornych drobiazgach. Pamiętniki krakowskiej mieszczki z końca XIX w., która z uznaniem witała wysiłki niektórych rodzin ży­ dowskich by adaptować się do mieszczańskich norm, z komicznym zgorszeniem jednak komentowała fakt, że nadal jadają śledzie z cebulą6 najlepiej ilustrują prze­ bieg pewnego procesu kulturowego, który zresztą, jak wiemy, w tym wypadku za­ kończył się sukcesem kulinarnej kultury żydowskiej. Antoni Mączak natomiast

la tolerance, Red. L. Cardaillac, Paris 1991. Na uwagę zasługują też liczne ostatnio publikacje hiszpań­ skie, dotyczące Żydów, Morysków i dziejów inkwizycji.

4 Szerzej o tym S. Grzybowski, Palermo czyli skrzyżowanie kultur, [w:] idem, Trzynaście miast czyli antynomie kultury europejskiej, Wrocław 2000, s. 36-55.

4 W. Łoziński, Patrycjat i mieszczaństwo lwowskie w XVI i XVII wieku, Lwów 1902, passim.

5 W.A. Haviland, Cultural Anthropology, New York 1975, s. 27.

‘ Maria z Mohrów Kietlińska, Wspomnienia. Opr. I. Homola-Skąpska, Kraków 1986, s. 283. wspomina strach dziecka, które po raz pierwszy zetknęło się z tłumem żydowskim, odmiennie wyglądającym, odmiennie się zachowującym, niezrozumiale mówią­ cym7. Te na pozór tylko marginalne przykłady wyjaśnić mogą, dlaczego w omawia­ nym tomie, pomimo zawartych w nim wielu trafnych uwag i prób zrozumienia pro­ blemów spornych, zabrakło mi ukazania roli wzorców kulturowych, ich przemian oraz walki z tymi przemianami, prowadzonej z obu stron, walki, która opóźniała utworzenie społeczeństwa obywatelskiego i która tak wielką rolę odegrała w budze­ niu nienawiści.

Stanisław Grzybowski

' A. Mączak, W. Tygielski, L atem w Tocznabieli, Warszawa 2000, s. 47-48.

Annales Academiae Paedagogicae Cracoviensis Folia 17 Studia Historica II (2003)

Andrzej Paczkowski, Droga do .mniejszego zta'. Strategia i taktyka obozu władzy lipiec 1980 - styczeń 1982. Wydawnictwo Literackie, Kraków 2002, ss. 332.

O sytuacji panującej w PRL w latach 1980-1982 napisano do tej pory niejedną książkę. Ukazały się na ten temat setki różnych artykułów i rozpraw. W nich to przedstawiano w różnych ujęciach losy wielkiego fenomenu społecznego, jakim było powstanie i funkcjonowanie NSSZ „Solidarność”. Są to jednak pozycje - w ogromnej większości - napisane z punktu widzenia rozwoju i upadku związku zawodowego „Solidarność”1. Centralna władza państwowa występuje w nich na drugim planie. Decyzje jej są analizowane w tych pracach, jako odpowiedzi ówczes­ nej władzy partyjnej na kolejne posunięcia dokonane przez „Solidarność”. A prze­ cież dla ówczesnego aparatu rządzącego konflikt na linii „Solidarność” - władza był absolutnym priorytetem i zajmował naczelne miejsce w tematyce rozmów gremiów państwowych (od Biura Politycznego po terenowe Rady Narodowe). Właśnie stosunkiem władzy do „Solidarności” - w okresie od lipca 1980 do stycznia 1982 - postanowił w swej książce zająć się Autor recenzowanej pracy. Ce­ lem jego pracy badawczej stało się przedstawienie, jak pisze: „strategii i taktyki obozu władzy wobec fali strajkowej z lipca i sierpnia 1980 r. i sytuacji, która po­ wstała po jej wygaśnięciu”, aż do momentu proklamowania stanu wojennego. Jak zaznacza w książce, nie zamierza on zajmować się ani mitem „Solidarności”, ani jej miejscem w obrębie stanu wojennego. Chce natomiast przedstawić próbę opisu - jak najbardziej obiektywnego - zamysłów i procedur stworzonych przez władzę pań-

1 Ujmowanie w taki sposób tematyki wynikało z dwóch głównych czynników. Po pierwsze z fenomenu „Solidarności" i ogromnego nim zainteresowania społecznego. Po drugie ze skrywania przez władze swoich rzeczywistych intencji działania, co szczególnie dobrze widać we wspomnieniach polityków. Pisane były nie w celu podania prawdy o zachodzących zjawiskach, ale z zamiarem obrony i usprawie­ dliwienia swoich ówczesnych decyzji. Zob. przykładowo W. Jaruzelski, Stan wojenny dlaczego.... War­ szawa 1992; S. Kania, Zatrzymać konfrontacją. Warszawa [b.d.w.]; J. Rołicki, Edward Gierek: Przerwa­ na dekada. Wywiad rzeka, Warszawa 1990. stwową, które doprowadziły do wprowadzenia stanu wojennego. Autora interesują przede wszystkim mechanizmy związane z jego przygotowaniem i zainicjowaniem: procesy decyzyjne, obieg informacji, tryb prac legislacyjnych i logistycznych. Z tego powodu nie jest to historia Polski z lat 1980-1982, lecz tylko mały jej wyci­ nek dotyczący wydarzeń z tych czasów. Ujęcie tego fragmentu historii ma charakter pionierski, gdyż jest to pierwsze w polskiej historiografii monograficzne opracowa­ nie kulisów przygotowania i wprowadzenia stanu wojennego. Praca składa się ze wstępu, sześciu rozdziałów i zakończenia. Układ treści za­ wartych w monografii jest chronologiczny. Dzięki temu dzieło charakteryzuje się dużą przejrzystością pod względem konstrukcyjnym. Chronologia wydarzeń przed­ stawiona w pracy obejmuje dokładnie okres czasu ujęty w tytule. Jest to spowodo­ wane tym, że Autor słusznie początek drogi do stanu wojennego widzi w wybuchu strajków - na dużą skalę - w lipcu 1980 r. Doprowadziły one nie ty Iko do powstania „Solidarności”, ale uruchomiły cały potężny - choć nieco ociężały - aparat pań­ stwowy przeznaczony do walki z opozycją. Cezura końcowa, czyli styczeń 1982 r. nie budzi również żadnych większych wątpliwości. Wówczas to zebrany sejm usankcjonował ustawowo prawo stanu wojennego, a „człowiek orkiestra” - tzn. I sekretarz - premier - minister obrony narodowej - przewodniczący Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego - Wojciech Jaruzelski wygłosił obszerne przemówienie przedstawiające plany władzy w nowej sytuacji. We wstępie Autor przedstawił bazę źródłową, na której oparł swoje badania. Jest ona niezwykle imponująca. Wykorzystał on powszechnie znane źródła, jak i utajnione do tej pory dokumenty archiwalne. Do tej pierwszej grupy zaliczyć trze­ ba akta z Archiwum Akt Nowych (partyjne, MON, MSW) oraz opublikowane do tej pory dokumenty polskie, rosyjskie, amerykańskie, czeskie, niemieckie (szczególnie cenne, gdyż E. Honecker był głównym orędownikiem interwencji w Polsce) i wę­ gierskie. Do drugiej grupy zaliczyć należy tajne do tej pory dokumenty wojskowe i akta MSW, które obecnie znajdują się w gestii Instytutu Pamięci Narodowej. Źró­ dła archiwalne uzupełnia wykorzystanie bogatej liczby publikacji pamiętnikarskich i książkowych dotyczących tego okresu. Autor w rozdziale I analizuje strategię obozu władzy związaną ze strajkami sierpniowymi, aż do momentu podpisania porozumień w Szczecinie, Gdańsku i Ja­ strzębiu. Obok specjalnych partyjnych komisji, w dniu 16 VIII 1980 r. minister spraw wewnętrznych powołał specjalny zespół do kierowania akcją antysolidamo- ściową o nazwie Sztab Operacji Lato 80. W jego skład weszli najważniejsi przed­ stawiciele resortu MSW na czele z władzami czterech departamentów Służby Bez­ pieczeństwa. Zespół ten zaczął w szybkim tempie przygotowywać plany różnych możliwości rozwiązania sprawy niepokornych grup strajkowych. Nawiązał on współpracę z MON, ale uczestnictwo sił wojskowych w możliwej akcji pacyfika- cyjnej miało mieć charakter tylko pomocniczy o charakterze logistycznym (udo­ stępnienie lotnisk, pojazdów transportowych itp.). Pod koniec sierpnia siły MSW były już gotowe do rozpoczęcia akcji przywrócenia ładu komunistycznego w kraju, ale tylko pod względem siłowym. Brakowało bowiem jakichkolwiek scenariuszy sugerujących zachowanie społeczeństwa polskiego w przypadku użycia siły przez wojska rządowe. Z tego powodu najwyższe czynniki państwowe - wielki wpływ na ową decyzję miał gen. W. Jaruzelski - obawiając się wybuchu krwawej wojny domowej zrezygnowały z akcji siłowej i zdecydowały się podpisać porozumienia sierpniowe. W następnych dwóch rozdziałach Autor przedstawia - w ujęciu chronologicz­ nym - taktykę władz państwowych mającą na celu próby rozbicia „Solidarności” po sierpniu 1980 r., aż do czasu wydarzeń marcowych 1981 r. Biuro Polityczne - oczywiście przy pomocy „zbrojnego ramienia partii”, czyli SB - starało się realizo­ wać wówczas następujące metody walki z „Solidarnością”: utrudniać rejestrację związku zawodowego, zrzucać na jego barki odpowiedzialność za ówczesny kryzys gospodarczy oraz próbować skłócić między sobą członków władz komisji krajowej. W ciszy gabinetów natomiast dalej działał intensywnie Sztab Operacji Lato 80. Za­ czął przygotowywać od października 1980 r. listy osób wytypowanych do „izolacji” i opracowywać plany różnych wariantów działań wojskowych. Autor uważa, że właśnie w październiku 1980 r. zrodziła się już w pełni skonkretyzowana idea wprowadzenia stanu wojennego. Jednak brak wcześniejszych uregulowań prawnych i wciąż istniejąca wybuchowa sytuacja w kraju spowodowały, że władze w kryzy­ sach: rejestracyjnym i marcowym ustępowały tylko dlatego, że plan akcji nie był jeszcze gotowy do realizacji. Do gry pomiędzy władzą a „Solidarnością” we wrze­ śniu 1980 r. wszedł jeszcze jeden bardzo ważny czynnik. Były nim ogromne naciski na polskie władze wywierane przez Wielkiego Brata i jego satelickich sojuszników. Zaniepokojeni możliwością upadku systemu zaczęli oni straszyć interwencją, co było najbardziej widoczne w ogłoszeniu ćwiczeń wojsk Układu Warszawskiego Sojuz 80 na grudzień 1980 r. (ostatecznie odwołanych) i przeprowadzeniu ćwiczeń Sojuz 81 w marcu roku następnego. Autor stawia tezę - logicznie uzasadnioną i udokumentowaną - że zapowiadana interwencja była tylko wielkim blefem (cho­ ciaż zastrzega, że hipotezę ową mogą zmienić nowe dokumenty, które być może znajdują się w archiwach rosyjskich). Przywódcy radzieccy nie mieli bowiem za­ miaru wprowadzać wojsk Układu Warszawskiego. Działania te miały na celu prze­ straszenie nie tylko społeczeństwa polskiego, ale przede wszystkim przywódców PZPR. Gra okazała się skuteczna, gdyż po marcu 1981 r. z większym impetem za­ częto przygotowywać plany wprowadzenia stanu wojennego. Autor zastrzega, że nie oznacza to, iż ZSRR w żadnej sytuacji nie dokonałby interwencji w Polsce. Zapew­ ne poczułby się zmuszony do niej, gdyby w Polsce przystąpiono do faktycznej zmiany systemu politycznego. W rozdziałach IV i V widać w pełni przygotowania mechanizmów państwo­ wych do wprowadzenia stanu wojennego. Objęcie funkcji I sekretarza przez W. Ja­ ruzelskiego doprowadziło do pełnej konsolidacji struktur MSW i MON z aparatem państwowym. Tym razem wszystko zostało przygotowane perfekcyjnie pod wzglę­ dem organizacyjnym. Już na początku listopada 1981 r. można było przeprowadzić przygotowaną operację. Czekano jednak na najbardziej dogodny moment. Pojawił się on w nocy z 12 na 13 XII 1981 r. O tym, co się stało tej nocy i w dniach następ­ nych, aż do stycznia 1982 r. opowiada rozdział ostatni. W zakończeniu Autor przedstawia w bardzo ciekawy i błyskotliwy sposób roz­ ważania na temat pojęcia „mniejsze zło”. Dziś jest ono dla wielu osób po prostu sy­ nonimem stanu wojennego. Stwierdza, że terminu tego po raz pierwszy - w rozwa­ żaniach nad badanym tematem - użył prymas Józef Glemp. Stało się to wieczorem 13 XII 1981 r. podczas kazania w Warszawie. Prymas jednak tylko w taki sposób interpretował motywy działania władz, a nie wypowiadał się, czy sam też tak uważa. Ciekawe w tych rozważaniach jest to, że W. Jaruzelski - który w potocznym odczu­ ciu społecznym uznawany jest za twórcę tego pojęcia - użył tego zwrotu po raz pierwszy dopiero 21 VII 1983 r. Oznacza to, że nie należy uważać go za twórcę tej słynnej dziś figury retorycznej. Publikacja, jak już stwierdzono, ma charakter pionierski. Poza ogromną rolą po­ znawczą, charakteryzuje się ona spoistością sądów i logicznymi, w pełni autorskimi interpretacjami zachodzących w niej zdarzeń. Wynika to bez wątpienia z ogromnej historycznej erudycji Autora. Stanowi ona fundamentalny krok w zapoczątkowaniu na dużą skalę badań nad zachowaniami władzy państwowej wobec opozycji w la­ tach 1980-1982. Tak jak każdy fundament ma ona kilka drobnych zarysowań. Nie można zgodzić się z opinią Autora, że I sekretarz PZPR Edward Gierek udając się w lipcu 1980 r. na urlop na Krym wraz z całą tzw. wierchuszką nie zdawał sobie sprawy z powagi sytuacji, jaka wytworzyła się wówczas w Polsce i postępował wedle zasa­ dy ,jakoś to będzie” (s. 27). E. Gierek liczył bowiem nie tyle na wypoczynek na Krymie - choć przydałby mu się bardzo, bo wyglądał na znerwicowanego i schoro­ wanego człowieka1 2 * - ile na rozmowę z L. Breżniewem. W czasie niej prosił on o pomoc ekonomiczną dla upadającej gospodarki Polski. Niestety - na jego zgubę - radzieckie kierownictwo odmówiło mu tego rodzaju pomocy2. Trudno również zgo­ dzić się z poglądem, że po wprowadzeniu stanu wojennego poważne zamieszki uliczne wybuchły tylko w Gdańsku (s. 282). W dniach 15-17 XII 1981 r. do dużych ekscesów antyrządowych doszło również w Łodzi. Nie były one wprawdzie tak wielkie, jak w Gdańsku. Natomiast sporo osób zostało mocno poturbowanych. O ich sile świadczy to, że władza państwowa do ich tłumienia użyła: trzy kompanie ZOMO, pluton specjalny ZOMO, armatki wodne i transportery opancerzone, a 17 grudnia MO zatrzymała w związku z demonstracją 176 osób4. Duże rozczaro­ wanie wzbudzi nie tylko u historyków zupełnie niezrozumiały konstrukcyjnie - jest przecież indeks nazwisk i wykaz skrótów - brak zestawienia bibliograficznego na

1 Zob. P. Kostikow, B. Roliński, Widziane z Kremla. Moskwa-Warszawa. Gra o Polskę, Warszawa 1992, s. 235. 1 Ibidem, s. 246. 4 A. Dudek, T. Marszałkowski, Walki uliczne w PRL 1956-1989, Kraków 1999, s. 256-258. końcu pracy. Należy upomnieć się również o anglojęzyczne streszczenie pracy, któ­ re wprowadzałoby w rezultat badań historyków obcojęzycznych. Reasumując należy powiedzieć, że recenzowana praca stanowi bardzo ważny wkład w rozwój badań nad genezą stanu wojennego. Wyznacza fundamentalne tezy, które wraz z nowo ujawnionymi lub odkrytymi materiałami źródłowymi mogą zo­ stać rozbudowane lub zweryfikowane. Obowiązkowo powinna znaleźć się w pry­ watnej biblioteczce nie tylko historyka dziejów najnowszych, czy miłośnika muzy Klio, ale przede wszystkim polityków bez względu na ich proweniencję. Po jej prze­ czytaniu być może zaczną wyrażać bardziej logiczne sądy na temat drogi Polaków do stanu wojennego i przestaną posługiwać się populistycznymi, banalnymi i nie­ prawdziwymi hasłami dotyczącymi 13 grudnia.

Robert Murzyn

Annales Academiae Paedagogicae Cracoviensis Folia 17 Studia Historien II 120031

Dorothee Schmitz-Köster, W im ię r a sy . D zieci d la Führern - mity i rzeczywistość. Wydawnictwo Trio, Warszawa 2000, ss. 249.

Temat, który poruszyła autorka, jeszcze długo po zakończeniu wojny pozosta­ wał okryty aurą tajemniczości, niezbadany. Krążyło sporo legend, mitów i stereoty­ pów w świadomości ludzi, ale brakowało rzetelnej naukowej analizy. Nasuwało się wiele pytań, na które nie było odpowiedzi: Czym były domy Lebensbomu? Czy ich działalność była naganna moralnie? Czy przeczyły one jakimkolwiek ludzkim od­ czuciom praworządności? Jak były i są postrzegane przez społeczeństwo niemiec­ kie? Kim były wtedy i kim są dziś dzieci, które tam przyszły na świat i się wycho­ wały? Czy ten szczególny bagaż doświadczeń pozostawił w ich psychice niezmazy- walne ślady? Jaka jest prawda i czy mamy szanse na jej poznanie? To pytanie naj­ bardziej nurtowało autorkę, dziennikarkę, D. Schmitz-Köster. Swe poszukiwania rozpoczęła od zbadania materiału, który był już poddany analizie przez innych. Nie było to zadanie trudne, zważywszy, że materiału było nie­ wiele i miał on raczej charakter powierzchowny, nienaukowy i stereotypowy. Podob­ nie można scharakteryzować sposób podejścia do niego wcześniejszych „badaczy”. Temat ten po raz pierwszy poruszony został zaraz po wojnie, na przełomie 1947 i 1948 r. przed Międzynarodowym Trybunałem Wojskowym w Norymberdze. Uznano wówczas domy Lebensbomu za organizacje charytatywne i sprawa została zamknięta. W 1955 r. swoje zainteresowanie wyraził niemiecki Bundestag. Trzy lata później temat został podjęty ponownie przez niemieckiego dziennikarza Willa Bertholda, powstała wtedy seria artykułów. Również przemysł filmowy zaintereso­ wał się tą historią, uznał że jest ona na tyle tajemnicza i kontrowersyjna, iż może gwarantować sukces kasowy. Na podstawie faktów powstał scenariusz filmowy, a w 1961 r. nakręcono film fabularny pt. Lebensborn, który notabene wywołał skan­ dal. Kolejny raz sprawa powróciła w 1975 r., kiedy na rynku pojawiło się jednocze­ śnie kilka publikacji dotyczących tego tematu, a telewizja wyemitowała film, tym razem dokumentalny. Marc Hillel i Clarissa Henry po raz pierwszy nakreślili w miarę szczegółowy obraz dziejów i polityki Lebensbomu, jednakże przyjęli oni jako założenie a priori konkretny obraz Lebensbomu, jako „fabryki produkującej aryjskie dzieci”, dlatego badania te noszą znamiona braku prawdziwości i obiektywności. Hipoteza, z której wyszli była, jak się miało okazać, błędna. To dzięki m.in. takim badaczom, tak trud­ no było namówić autorce, której zainteresowania oscylowały wokół ludzi, bezpo­ średnich świadków tamtych wydarzeń, do szczerych, jawnych zwierzeń. W świa­ domości społeczeństwa pokutował bowiem właśnie taki obraz, obraz - jak się miało okazać - nieprawdziwy, fałszywy, ale jedyny. Świadkowie nie chcieli do niego po­ wracać, gdyż mógł postawić ich w złym świetle. W szczególnie trudnej sytuacji znajdowały się dzieci, które, co było rzeczą nagminną, nie wiedziały nic o swoich rodzicach, a także o okolicznościach swoich urodzin. Ich psychika podsuwała im różne rozwiązania, ale zawsze były to rozwiązania, których należało się wstydzić. Bardzo późno, bo dopiero pod koniec lat 70., poważnie do tych zagadnień pod­ szedł historyk, Georg Lilienthal, sięgając do archiwów, dokumentów. W stosunko­ wo dokładny i naukowy sposób przedstawił historię domu i jego polityczne zadania. Używał określeń propagandowych tamtego okresu, mówił o „instrumencie narodo- wosocjalistycznej polityki rasowej” i dowodził, że służył on „selekcji oraz groma­ dzeniu krwi aryjskiej”. Zdementował, jako nieprawdziwy, obowiązujący obraz Le­ bensbomu, ale jednocześnie nie zaprzeczył, że władze nazistowskiej Rzeszy miały w swoich planach uczynienie z Lebensbomu domów produkujących „dzieci aryjskie najlepszego gatunku”. Praca tego historyka miała charakter przełomowy. Zaintere­ sowano się także, po raz pierwszy, nie tylko samym działaniem i funkcjonowaniem domów, ale także dziećmi, które się tam urodziły i spędziły najwcześniejsze lata swego dzieciństwa. W 1988 r. opublikowano wspomnienia dziecka Lebensbomu. W 1993 roku powstał film, podejmujący podobną tematykę, pt. Wypalone piętno. W 1994 r. poruszono także inny problem, a mianowicie motywacji kobiet, które podejmowały decyzję o staniu się matkami Lebensbomu. Takie były fakty; nurtowały autorkę, która postanowiła dotrzeć do prawdy. Swe poszukiwania rozpoczęła od odnalezienia naocznych świadków, zarówno matek, dzieci, jak i personelu, jak się okazało dość licznego. Dodatkową trudność stanowił problem wieku. Od opisywanych wydarzeń minęło bowiem ponad pięćdziesiąt lat, to dużo wobec długości życia ludzkiego. Początkowo D. Schmitz-Köster spotkała się z dużym sceptyzmem, większość ludzi nie chciała wracać do tamtych czasów, temat był zbyt drażliwy. Autorka nie poddała się jednak i znaczną część osób udało jej się namówić do zwierzeń. W miarę upływu czasu kobiety zaczęły odkrywać swe fragmenty życia, urywki wspomnień, a te pozwoliły autorce stworzyć obraz niepełny, ale zawierający pasujące do siebie elementy, zaczynające układać się w całość. Układanka ta miała wiele pustych miejsc, ale umożliwiła, pomimo swej fragmentaryczności, nakreślenie historii do­ mów Lebensbomu w całkiem innym świetle. Książka koncentruje się na jednym, konkretnym domu Lebensbomu, położo­ nym w Hohehorst. Opisuje go w sposób niezwykle drobiazgowy. Ukazuje jego hi­ storię, nakreśla sylwetki poprzednich właścicieli i to, w jaki sposób stał się przysta­ nią dla samotnych matek, szczególnych matek, jeszcze przed wybuchem wojny. Autorka wprowadza czytelnika także w historię samej organizacji, analizuje przy­ czyny powstania i jej miejsce ideologiczne w narodowosocjalistycznej polityce ra­ sowej. Przedstawia drogi administracyjne i organizacyjne Lebensbomu oraz założe­ nia statutowe. Miał on, w pewnym sensie, wypełnić lukę, spowodowaną brakiem placówki dla „odpowiednich” panien z dziećmi. Pomimo bowiem polityki nazistów i ich świadomej zgody na rozwiązłość małżeńską, społeczeństwo niemieckie, dość konserwatywne, nie okazało moralnego przyzwolenia na związki pozamałżeńskie. Mimo poparcia państwa, nieślubne dzieci i ich matki były poddawane presji otocze­ nia. Trzeba też uczciwie zaznaczyć, iż domy Lebensbomu nie wyciągały pomocnej dłoni do każdej matki znajdującej się w trudnej sytuacji z powodu planowanej bądź nie planowanej ciąży. Przyjęcie do domu wiązało się, z oczywistą wówczas, selekcją rasową, zarówno matki, jak i ojca dziecka. Miała ona gwarantować stworzenie ,410-, wej elity”. Kobiety musiały poddać się badaniom lekarskim, należało także dostar­ czyć dokumenty, które potwierdzały aryjskie pochodzenie obojga rodziców. Dom zapewniał wówczas opiekę i co było szczególnie istotne - dyskrecję, posuniętą tak daleko, że wielu dzieciom Lebensbomu jeszcze dziś trudno jest ustalić tożsamość rodziców. Sprawiało to wrażenie tajemniczości, takie były odczucia mieszkańców domu. Starano się utrzymać taki stan rzeczy, gdyż on częściowo gwarantował dys­ krecję jego mieszkańcom. Autorka przedstawia także sposób zorganizowania domu, pracowników, m.in. pielęgniarki, sekretarki, siostry brunatne, lekarzy. Szczególne miejsce w administracji domu zajmowali mężczyźni, to oni tak naprawdę odpowiadali za jego funkcjonowa­ nie. Naziści przyznawali dominującą rolę mężczyznom. Ludzie ci, według określenia autorki, to: „mieszanina przekonanych wyznawców oraz pragmatyków [...] którzy uważali, że są na właściwym miejscu, miejscu dla «wybrańców»”. To co ich łączy, to fakt, że wszyscy oni zgodnie, pozytywnie oceniają swój pobyt w Lebensbomie. Pomimo to nie można zaprzeczyć pewnym oczywistym faktom. Domy te nie­ wątpliwie noszą znamiona instytucji totalnych. Świadczą o tym określone mechani­ zmy dyscyplinujące, jak np. jednakowe ubiory, stałe pory zajęć, prelekcje i odczyty połączone z propagandą. Miało to wykluczyć możliwość zachowań indywidualnych, równać matki wobec siebie. Powszechne były metody separacyjne: dzieci od matek, kobiet od mężczyzn. Autorka starała się także nakreślić drogi kobiet do domów Lebensbomu. Miesz­ kanki to kobiety związane z żonatymi mężczyznami, panny opuszczone przez ojca dziecka oraz takie, które decydowały się na samotne wychowywanie dziecka. Pa­ miętajmy o tym, że wojna wyzwoliła niejako w sposób przymusowy emancypację kobiet. Dużo z nich pracowało, miało samodzielne stanowiska i dzięki temu mogły uniezależnić się od mężczyzn, a jednocześnie zapewnić byt sobie i swojemu dziec­ ku. W domach rodziły także żony esesmanów, którzy byli na froncie. Było to jednak zupełnie co innego. Czuły one swoją wyższość i na każdym kroku skrupulatnie to podkreślały. Do domu nie przyjmowano natomiast mężatek, które miały nieślubne dzieci. Jednocześnie nie było przeszkód w przypadku niezamężnych kobiet, które oczekiwały dzieci z żonatymi mężczyznami. Czasami dochodziło do sytuacji nie­ zręcznych, kiedy zarówno żona, jak i kochanka rodziły równocześnie. Poddawano to krytyce, ale nie z powodu moralnego, lecz organizacyjnego. Pouczano ojca o lep­ szym planowaniu. Postępowano w ten sposób, gdyż Rzesza wychodziła z założenia, że należy podtrzymywać naród zdziesiątkowany przez wojnę. Liczył się cel, a nie droga do niego. Ofiar oczekiwano od wszystkich. Lebensbom pomagał także tym matkom, które ze względu na ciężką sytuację materialną po porodzie nie mogły opiekować się dzieckiem. W takiej sytuacji pozo­ stawało ono nadal w domu. Co ciekawe, bardzo często kobiety, które raz urodziły w domu Lebensbomu decydowały się na drugą ciążę. Stanowiło to swoistego ro­ dzaju azyl bezpieczeństwa. Znały już dom, wiedziały, że mogą liczyć na pomoc. W pewnym okresie Lebensbom zainteresował się także pośrednictwem pracy dla swoich pensjonariuszek. Miało to wymierne znaczenie, bowiem ok. 60% matek otrzymało pracę właśnie w ten sposób. Autorka poświęciła także cały rozdział dzieciom Lebensbomu. Większość z nich cierpiała na chorobę sierocą. W skrajnych przypadkach prowadziło to do opóźnienia w rozwoju. Dzieciom nieobce były takie sytuacje, jak: ciągłe rozstania i pożegnania z najbliższymi, stale zmieniające się opiekunki, brak bliskości z rodzicami lub cho­ ciażby z jednym z nich. Nie są to warunki, w których mogłoby dobrze rozwijać się jakiekolwiek dziecko, a już na pewno nie takie, które ma stanąć na czele elity. Brak pewności siebie, własne niedowartościowanie z powodów, które były wspólne dla wszystkich dzieci, takich jak chociażby stopień poparcia rodziców dla polityki naro- dowosocjalistycznej, przynależność ojca do SS i jego ewentualny udział w zbrod­ niach II wojny światowej, skazywało z góry ten plan na niepowodzenie. Nakreślony został także portret ojców dzieci Lebensbomu. Ok. 30% z nich było żonatych i posiadało dzieci z pozamałżeńskich związków. Nie krytykowano ich za posiadanie nieślubnych dzieci, ale za okłamywanie ich matek (stanowiło to narusze­ nie kodeksu honorowego SS) w sprawach ewentualnego małżeństwa. Utajniona była mniej więcej połowa ojców, ale byli i tacy, choć stanowili nieliczne wyjątki, którzy bądź odwiedzali dzieci i ich matki, bądź z nimi mieszkali. Jedno co łączy wszyst­ kich ojców, to ich przynależność do SS. Domy Lebensbomu zakładano również z powodzeniem za granicą. Wybrane, niebieskookie dzieci z Polski, Rumunii, Słowacji, Francji, Belgii, Luksemburga i Norwegii trafiały do takich domów i były zniemczane. Potem umieszczano je w rodzinach zastępczych. Po zakończeniu wojny ich los nie był godny pozazdrosz­ czenia, większość z nich pozostawała w sierocińcach, część w rodzinach zastęp­ czych, tylko nieliczne powróciły do biologicznych matek bądź ojców. Książkę autorka zadedykowała między innymi swoim rozmówcom, bez których dobrej woli nigdy by ona nie powstała. To właśnie dzięki bezpośrednim relacjom świadków, nacechowanych często emocjami, towarzyszącymi im w trakcie powra­ cania pamięcią do czasów bardzo odległych i z gruntu krytykowanych, książka jest pozycją ciekawą nie tylko dla zawodowego historyka, ale dla przeciętnego czytelni- ka-hobbysty zainteresowanego historią. Autorka posługuje się w sposób swobodny tym szczególnym stylem pisarskim, który nie jest już suchym sprawozdaniem, ale i nie nosi znamion „pisadła”. Częściowo wpływ na to ma niewątpliwie fakt, iż autorka książki jest dziennikarką i w jej zawód wpisana powinna być niejako obo­ wiązkowa tzw. lekkość pióra. Książkę czyta się dobrze, zawiera ona pewne ele­ menty, które dodatkowo przybliżają czytelnikowi jej bohaterów. Są to dokumenty, głównie z Archiwum Państwowego w Bremie oraz Archiwum Federalnego w Berli­ nie, ale i zdjęcia domu, jego pensjonariuszy, dzieci. Temat który poruszyła autorka jest interesujący nie tylko dla historyków, może być analizowany także z punktu widzenia socjologa czy psychologa, a nawet pedagoga. Mówi bowiem o losach ludzi, matek i ich dzieci, którym przyszło żyć w czasach, gdy władza kpiła sobie z podstawowych standardów moralnych każdego zdrowego społeczeństwa. Struktura książki jest jasna, podzielona na dwie części. Pierwsza przybliża i wprowadza czytelnika w problematykę, ma go zaciekawić. Druga z kolei stanowi esencję całego zagadnienia, opisuje dom i jego mieszkańców. Myślę, że te wszystkie aspekty, interesująca problematyka, dobrze napisany (i przetłumaczony) tekst skłonią wielu czytelników do sięgnięcia po pracę Dorothee Schmitz-Köster.

Edyta Chrobaczyńska-Plucińska

Annales Academiae Paedagogicae Cracoviensis Folia 17 Studia Historica II (2003)

Emst Klee. Auschwitz - medycyna III R zeszy ije j ofiary, Universitas. Kraków 2001, ss. 471.

Prezentowana praca Auschwitz - medycyna III Rzeszy i jej ofiary ukazała się w Niemczech w 1997 r. nakładem Fischer Verlag GmbH1. Na rynek polski zdecy­ dowało się ją wprowadzić wydawnictwo Universitas. Autor - Ernst Klee (ur. 1942) jest twórcą kilku istotnych publikacji na temat Akcji Eutanazji w Niemczech, m.in. ,fiuthanasie" im NS-Staat. Die Vernichtung „lebensunwerten Lebens". Publikuje m.in. w tygodniku „Die Zeit”. Tematyka zbrodniczych eksperymentów, jakich dokonywali na więźniach obo­ zów koncentracyjnych lekarze hitlerowscy nie doczekała się w powojennych Niem­ czech bogatej literatury. Spośród autorów zajmujących się tym zagadnieniem, obok prezentowanego tu Ernsta Klee, można wymienić: Alexander Mitscherlich (Medizin ohne Menschlichkeit - Dokumente des Nürnberger Arzteprozesses), Christoph Meinel (Medizin, Naturwiessenschafi, Technik und Nazionalsozialismus) czy Hubert Fischer (Der deutsche Sanitätsdienst 1921-1945). Przyczyny tego zjawiska należy upatrywać w początkowej próbie usprawiedliwienia eksperymentów i nadania im rangi badań naukowych. Wśród polskich autorów wymienić wypada Jana Mikul­ skiego (Medycyna hitlerowska w służbie III Rzeszy). Książka Ernsta Klee ukazuje świat zbrodniczych badań przeprowadzanych na ludziach przez hitlerowskich lekarzy - w większości profesorów uniwersyteckich, związanych z powszechnie szanowanymi ośrodkami akademickimi, przeprowadza­ jących eksperymenty na zlecenie ministerstw i wielkich koncernów farmaceutycz­ nych. „Badania” te przeprowadzane na ludziach - więźniach obozów koncentracyj­ nych, nierzadko prowadziły do śmierci lub w najlepszym razie trwałego kalectwa. Dokonywali ich ludzie powołani do ratowania ludzkiego życia, do niesienia pomocy innym. Grozę czytelnika budzi obojętność, z jaką lekarze niemieccy traktowali życie i zdrowie osób będących obiektami tych doświadczeń.

Tytuł oryginału: Auschwitz, die NS-Medizin und ihre Opfer. Ernst Klee prowadzi swą narrację chłodno i beznamiętnie. W kolejnych roz­ działach swojej pracy szczegółowo i wyczerpująco analizuje strukturę niemieckich obozów koncentracyjnych, działalność Niemieckiego Komitetu Badań Naukowych, wreszcie badania przeprowadzane na zlecenie SS i Wehrmachtu. Książkę otwiera rozdział poświęcony obozom koncentracyjnym - rzetelny i rze­ czowy, zakończony prawdziwą perełką - niepublikowanym dotąd nigdzie spisem lekarzy obozowych. Każde nazwisko opatrzone jest informacją, gdzie i w jakiej spe­ cjalności dana osoba odbywała swoją praktykę, przy niektórych podano nawet kiedy i w jakich okolicznościach został skazany lub zmarł. Nie dowiemy się tu co prawda kto czego się dopuścił, jednakże z pewnością już sam spis dla badacza przedmiotu będzie cenną wskazówką. Obozy koncentracyjne pozostawały dla lekarzy SS cennym rezerwuarem „obiektów” dla eksperymentów. Lekarze obozowi zajmowali się nie tylko opraco­ wywaniem nowych metod uśmiercania więźniów, ale także odgrywali dużą rolę w badaniach prowadzonych przez wojsko, SS i koncerny farmaceutyczne. Byli 1 tacy, jak np. osławiony „Anioł Śmierci” dr Josef Mengele, którzy realizowali swoje własne ambicje naukowe2 *. Badania prowadzone były wielowątkowo i dotyczyły, w zależności od zlecenio­ dawcy - różnych dziedzin. Niemiecki Komitet Badań Naukowych zainteresowany był rozwojem badań nad „higieną rasową”1, ciężkimi chorobami (stwardnieniem rozsianym) i bronią biologiczną. Co ciekawe, w eksperymentach brali udział nie tylko jeńcy wojenni czy więźniowie obozów koncentracyjnych, ale także Niemcy - chorzy psychicznie, członkowie ruchu oporu4 i skazani na śmierć kryminaliści. W przypadku badań nad stwardnieniem rozsianym, umyślnie zarażano równole­ gle ludzi i małpy przez inienkcje, chcąc dowiedzieć się w jaki sposób choroba się przenosi. Ofiarami byli głównie chorzy umysłowo. W tym przypadku śmiertelność wśród ludzi była prawie 100-procentowa. Prace nad bronią biologiczną trwały z przerwami do końca wojny. Sprawdzano w nich działanie różnych związków chemicznych (głównie toksyn) na organizm ludzki. Ofiarami byli przede wszystkim więźniowie obozów koncentracyjnych i jeń­ cy wojenni. Praca Ernsta Klee, jako jedna z niewielu, wspomina mało znany epizod związany z preparatem o enigmatycznej nazwie „N-Stoff” (trójchlorek fluoru). Był to środek przeznaczony do użycia wojskowego - ciecz wybuchająca w momencie połączenia się z tlenem z powietrza. Prace nad nim trwały do końca 1944 roku. Do­ świadczenia z użyciem N-Stoff oraz innych bojowych środków chemicznych w obozach koncentracyjnych kontynuowano praktycznie do zakończenia wojny.

2 SS-Hauptsturmfilhrcr dr Josef Mengele, ur. 1911, od 30 maja 1943 r. lekarz obozowy KL Auschwitz, do końca swojego pobytu w obozie prowadził zbrodnicze eksperymenty, wyniki przesyłał do Towarzystwa Antropologicznego im. Cesarza Wilhelma w Berlinie, odpowiedzialny za śmierć tysięcy ludzi, nigdy nic osądzony. Zmarł prawdopodobnie w Brazylii pod koniec lat 60. 1 Dotyczyły głównie Cyganów. 4 Ciała osób posądzonych o działalność w niemieckim ruchu oporu po wykonaniu egzekucji poddawane były sekcji, w trakcie której pobierano od nich organy, z których następnie tworzono preparaty biologiczne. Wehrmacht zlecał przeprowadzanie eksperymentów, które miały zapewnić armii niemieckiej przewagę nad wojskami alianckimi. Badania miały na celu pomóc w przezwyciężeniu problemów i zagrożeń zdrowotnych, jakim musieli stawić czoła żołnierze niemieccy. Tematyka eksperymentów dotyczyła m.in. rozpoznawania symulowania chorób (badania nad ropawicą, oparzeniami i żółtaczką) oraz wiruso­ wego zapalenia wątroby. Na specjalne zlecenie Luftwaffe prowadzono prace nad zapobieganiem śmierci na dużych wysokościach (próby, jak długo człowiek może wytrzymać w warunkach rozrzedzonego tlenu), zachowaniem się człowieka w ko­ morze podciśnień (wprowadzanie tlenu do tętnic - eksperymenty na dzieciach do­ tkniętych epilepsją), a także nad wpływem słonej wody na organizm człowieka oraz tzw. śmiercią z wychłodzenia5. W większości przypadków przedmiotami badań byli jeńcy wojenni - przeważnie Rosjanie. W efekcie eksperymentów ginęli oni w trud­ nych do opisania męczarniach. Osobne miejsce poświęca autor badaniom prowadzonym przez SS, z pewnością najbardziej nieludzkim i okrutnym eksperymentom w historii medycyny. Klee przedstawia strukturę organizacji medycznej SS oraz chłodno analizuje poszczegól­ ne etapy badań. Posocznica (zatrucie krwi), gruźlica, podawanie toksyn i odtruwa­ nie, trująca amunicja czy też przerażające badania nad zgorzelą gazową (gangrena) ukazują obraz dantejskiego piekła ukrytego za parawanem z białego płótna. Atmos­ ferę medycznego horroru potęgują cytaty z zeznań i raportów lekarzy SS. Jeden z nich pozwolę sobie przytoczyć: Należy znaleźć nowe ofiary doświadczalne. Będzie nimi pięciu rosyjskich więźniów z Sachsenhausen, rzekomo skazanych na śmierć [...] Rosjanie zostają rozebrani, muszą położyć się twarzą do ziemi. Widmann6 poucza, że wolno spowodować tylko rany mięśni (w przeciwnym razie trucizna nie zacznie działać, zostanie bowiem wypłukana przez krew). Więźniowie zostają ostrzelani nabojami kaliber 7,65 mm7. U dwóch pociski prze­ chodzą na wylot przez uda. Są bezwartościowi jako dalsze obiekty doświadczalne, więc zo­ stają zabici strzałem w tył głowy. Mrugowsky protokołuje umieranie trzech pozostałych': Po 20 do 25 minutach wystąpił niepokój ruchowy i lekki ślinotok. [...] Po 58 minutach nie dało się już wyczuć tętna u dwóch osób doświadczalnych. [...] Po 65 minutach u za­ trutych brak odruchów kolanowych [■■■] u dwóch z nich brak także odruchów brzusz­ nych. [...] Niepokój ruchowy wzrósł później tak bardzo, że zatruci wstawali, rzucali się na ziemię, wywracali oczami, wykonywali bezwładne ruchy rękami i ramionami. W końcu niepokój ustąpił, źrenice rozszerzyły się maksymalnie, skazani leżeli spokojnie. [...] Śmierć nastąpiła w 121,123 | )29 minucie po strzale’.

' Wyniki z dwóch ostatnich serii badań przedstawiono na konferencji w Norymberdze „Problemy me­ dyczne niebezpieczeństw na morzu i zimą”, którą odbyła się w dniach 26 i 27 października 1942 r. Pełen spis osobowy konferencji w prezentowanej książce (s. 228-230). ‘ SS-SturmbannfUhrer Albert Widmann - kierownik wydziału chemicznego Instytutu Kryminalno-Tech- nicznego SS. 7 Standardowe naboje karabinowe. 1 Oberführer Joachim Mrugowsky - naczelny klinicysta przy szefie służby zdrowia SS i policji. ’ Raport Mrugowsky’ego z 12.09.1944 do Widmanna, cyt. za Emst Klee, Auschwitz - medycyna III Rze­ szy i je j oßary, Universitas, Kraków 2001. Dalsza część pracy szczegółowo przedstawia powiązania władz obozowych KL Buchenwald z koncernem IG Farben oraz ich wpływ na przeprowadzane w obozie eksperymenty. Autor dowodzi, że na terenie KL Buchenwald pracował przynajmniej jeden pracownik firmy Bayer (część IG Farben) nadzorujący eksperymenty. Osobny rozdział w historii obozu stanowią doświadczenia z lekami zwalczającymi dur brzuszny. Prezentowana praca zawiera kolejny arcyciekawy dokument ilustrujący przebieg tych doświadczeń - jest to dziennik oddziału dra Dinga zatytułowany „Dziennik Oddziału Badań nad Durem Plamistym i Wirusami Instytutu Higieny Waffen SS”10. Osobny rozdział opowiada historię Ahnenerbe - „Stowarzyszenia Naukowo- Badawczego” pozostającego pod egidą SS. W porównaniu z instytutami uniwersy­ teckimi czy placówkami badawczymi Wehrmachtu dysponowało ono nieograniczo­ nym rezerwuarem więźniów obozów koncentracyjnych. Brak „wykwalifikowanej” kadry zmusił Stowarzyszenie do stworzenia tylko dwu ośrodków badawczych w Dachau i w Strasburgu". Eksperymenty polegały m.in. na próbie stworzenia „cu­ downego środka” zatrzymującego krwawienie (Dachau). Do jego produkcji zamie­ rzano użyć substancji żelującej stosowanej do produkcji marmolady (sic!). Ośrodek w Strasburgu zajął się m.in. badaniami nad iperytem (gaz musztardowy), wirusami oraz stworzeniem swoistej kolekcji szkieletów i spreparowanych genitaliów mę­ skich. Twórcą i pomysłodawcą był kierownik ośrodka - prof. August Hirt". KL Auschwitz autor poświęcił dwa końcowe rozdziały - jeden dotyczy ekspe­ rymentów prowadzonych w obozie, drugi zaś opisuje działalność dra Josefa Mengele - człowieka, który stał się symbolem zbrodniczych praktyk niemieckiej służby zdrowia. Klee przedstawia krótki rys historyczny obozu, a następnie próby opanowania epidemii tyfusu, która wybuchła w Oświęcimiu pod koniec 1943 roku. Tragiczny obraz epidemii autor buduje umiejętnie dobierając zeznania naocznych świadków: „Wszy łaziły wszędzie, po podłodze, łóżkach, ścianach, trzeszczały pod stopami. [...] Śmiertelność była przerażająca. 31 grudnia w ciągu dwudziestu czterech godzin zmarło dziewięćset sześćdziesięciu ludzi”11 12. W tych strasznych warunkach władze obozowe odwszawianie traktują jako kolejną metodę eksterminacji więźniów zmu­ szając chorych m.in. do kąpieli na mrozie. W fatalnych warunkach higienicznych prowadzono eksperymenty medyczne. Jednym z najbardziej przerażających było tworzenie hodowli bakterii przez Instytut Higieny SS. Sposób „pozyskiwania materiału” do badań opisuje Filip Muller:

10 Erwin Ding-Schuler-higienista SS. " Od nazwisk kierujących ośrodki te otrzymały odpowiednio kryptonimy: Dachau - wydział R (Rascher), Strasburg - wydział H (Hirt). 12 Prof. August Hirt (ur.'1898), dyrektor licznych ośrodków akademickich (Greifswald, Frankfurt nad Menem), ścigany po wojnie za zbrodnie wojenne, popełnił samobójstwo latem 1945 roku. IJ U st dr Ljubow Alpatowej z 21.01.196) cyt. za Ernst Klee, Auschwitz... Przed uśmierceniem obydwaj lekarze niczym handlarze bydłem obmacywali uda i łydki żyjących jeszcze mężczyzn i kobiet by wybrać „najlepsze sztuki”. Po rozstrzelaniu ofiary kładziono na stole. Następnie lekarze wycinali kawałki ciepłego jeszcze mięsa z ud i ły­ dek i wrzucali je do stojącego nieopodal pojemnika. Mięśnie dopiero co zastrzelonych poruszały się jeszcze, drgały i trzęsły się w wiadrach, wprawiając je w ruch14. Eksperymenty nad masową sterylizacją kobiet i mężczyzn, badania nad wpły­ wem prądu elektrycznego na ciało ludzkie (obóz w Monowicach) i wiele innych zostały tu szczegółowo opisane. Autor po raz kolejny szokuje czytelnika dokładno­ ścią relacji i zasobem użytego w pracy materiału źródłowego. Ostatnia część książki wspomina sylwetkę i „badania” najbardziej przerażające­ go z lekarzy hitlerowskich, nigdy nie osądzonego za swoje zbrodnie dra Josefa Mengele,,Anioła Śmierci” obozu w Oświęcimiu. Człowiek, który jeszcze za życia stał się uosobieniem wszelkich wynaturzeń sztuki lekarskiej, pozbawiony jakich­ kolwiek zahamowań, bezwzględnie realizujący program badań genetycznych. Dla kontrastu autor cytuje zeznania ludzi, którzy widzieli Mengelego w Oświęcimiu: „Dobrze zbudowany o ujmującym wyrazie twarzy”15, lub „Sprawiał wrażenie ele­ ganckiego, pięknego mężczyzny o wyszukanych manierach”14. Eksperymenty pro­ wadzone przez dra Mengele budzą odrazę - z Oświęcimia do Instytutu Antropologii nieprzerwanie płyną wyniki badań: „szkielety zrośniętych ludzi, odcięte dziecięce główki w słojach z formaliną, spędzone płody, skrzynie pełne oczu”17. „Anioł Śmierci” interesuje się bliźniakami, kolorem oczu i rakiem wodnym (noma). Z przyjemnością pracował na rampie. Jak podaje Klee - Mengele był wyznawcą medycyny selektywnej... W prezentowanej pracy nie ma miejsca na ogólniki - każda teza poparta jest dokumentami i rzeczowymi argumentami. Poza tzw. procesem lekarzy w Norym­ berdze - większości osób związanych ze działalnością pseudomedyczną udało się ujść bezkarnie; co więcej, prawie wszyscy po wojnie kontynuowali swą praktykę lekarską, nierzadko kierując katedrami uniwersyteckimi. W XXI wieku nauka żąda wolności. Badania nad klonowaniem komórek ludz­ kich niedawno zakończyły się sukcesem. Co ten sukces oznacza? Klee konkluduje swoją pracę stwierdzeniem: W Auschwitz to marzenie się spełniło Absolutny dostęp do ludzi i ludzkich płodów Orgia nauki, która wykorzystuje. Auschwitz było piekłem dla więźniów i niebem dla nauki, która bez zahamowań posłu­ giwała się „materiałem ludzkim”1*.

Witold Tomasz Chrostowski

14 Wspomniani lekarze to SS-HauptsturmfDhra Kitt i SS-Obasturmfflhrer Weba. Cyt z Filip Muller S on der- behandlung. Drei Jahre in den Krematorien und Gaskammern in Auschwitz, za Emst Klee, Auschwitz... 1:5 Zeznanie Janiny Gołębiowskiej cyt z Materiały dowodowe do procesu Mengelego, za Ernst Klee, Auschwitz.. 14 Zeznanie Mancy Schwalbe z 7.02.1967, ibidem. 17 Ernst Klee, Auschwitz... " Ibidem.

Annales Academiae Paedagogicae Cracoviensis Folia 17 Studia Historica II (2003)

SPRAWOZDANIA

Sprawozdanie z obozu naukowego „Próby jednoczenia się Europy - Zjazd Gnieźnieński w roku 1000 a Unia Europejska roku 2000"

Obóz naukowy „Próby jednoczenia się Europy - Zjazd Gnieźnieński w roku 1000 a Unia Europejska roku 2000” został zorganizowany przez działające w Aka­ demii Pedagogicznej im. KEN w Krakowie Studenckie Koło Naukowe Historyków im. Joachima Lelewela w dniach 14-24 sierpnia 2000 r. W spotkaniu, obok studen­ tów historii Akademii Pedagogicznej w Krakowie, uczestniczyli również studenci historii z Uniwersytetu Ruhry w Bochum w Republice Federalnej Niemiec. Uczest­ nicy obozu odwiedzili Gniezno, Malbork, Kwidzyn, Lidzbark Warmiński, Ornetę, Frombork, Gdańsk oraz wiele innych zamków krzyżackich. Podstawowym celem obozu było znalezienie odpowiedzi na pytanie czy Zjazd Gnieźnieński w roku 1000 był pierwszą próbą zjednoczenia chrześcijańskiej Europy. W prowadzonych dyskusjach zwrócono uwagę na fakt, iż to doniosłe w dziejach Polski wydarzenie jest zupełnie inaczej odbierane przez Polaków i Niemców, czego najpełniejszym dowodem był brak większego zainteresowania ze strony niemieckich mediów zarówno samą rocznicą Zjazdu, jak i spotkaniem przywódców państw Europy Środkowo-Wschodniej w Gnieźnie w roku 2000. Niemniej jednak uczestni­ cy zgodzili się, że Zjazd był próbą zjednoczenia chrześcijańskiej Europy obrządku łacińskiego, do czego impuls dały marzenia i idee cesarza Ottona III, jak też Bole­ sława Chrobrego. Równie istotną częścią obozu było zwiedzanie zamków krzyżac­ kich oraz dyskusja nad wspólną przeszłością polsko-niemiecką tzw. Ziem Odzyska­ nych. Ważne miejsce w dysputach z niemieckimi studentami zajęła trudna historia stosunków polsko-niemieckich, choć uczestnicy obozu z satysfakcją stwierdzili, że w dobie jednoczenia się Europy kontakty między Polską a Niemcami są wręcz mo­ delowe. Zwrócono jednak uwagę, że znacznie większy udział w pojednaniu polsko- niemieckim i dalszym polepszaniu wzajemnych stosunków powinny mieć kontakty między zwykłymi obywatelami obydwu państw, w szczególności powinno dotyczyć to ludzi młodych. Świetnym tego przykładem stał się właśnie obóz naukowy Studenckiego Koła Naukowego Historyków Akademii Pedagogicznej im. KEN w Krakowie. W podsumowaniu wypada stwierdzić, że wszystkie zakładane cele merytorycz­ ne i organizacyjne obozu naukowego zostały zrealizowane, a jego rezultaty zostaną opublikowane w Biuletynie Studenckiego Koła Naukowego Historyków AP w Kra­ kowie, jak też w planowanej gazecie internetowej. Uczestnicy obozu zaplanowali kolejny wspólny, polsko-niemiecki obóz naukowy na sierpień 2001 r., w którego przeprowadzeniu uczestniczyć miała strona niemiecka. Zamierzenia te udało się zrealizować w sierpniu 2003 roku. Jerzy Ciecieląg Annales Academiae Paedagogicae Cracoviensis Folia 17 Studia Historica II (2003)

Informacja o działalności Studenckiego Kota Naukowego Historyków im. Joachima Lelewela w Akademii Pedagogicznej w Krakowie

Studenckie Koło Naukowe Historyków im. Joachima Lelewela działa przy Instytucie Historii AP od 1952 r. W chwili obecnej liczy czterdziestu członków - absolwentów, będących studentami oraz kilkudziesięciu członków, którzy nie są już studentami. Kolo Naukowe od kilku tygodni działa według nowego statutu przyjęte­ go przez Walne Zgromadzenie Członków Koła i zatwierdzonego przez Radę Insty­ tutu Historii AP. Bieżącymi pracami Koła kieruje czteroosobowy Zarząd. Sprawy sporne rozstrzyga Sąd Koleżeński. Do podstawowych celów Koła należy: budzenie zainteresowań naukowych studentów i ich wdrażanie do pracy naukowej i badaw­ czej, integracja środowiska studenckiego, pomoc w kształceniu, prowadzenie prac popularyzujących historię. Cele te realizowane są poprzez działalność sekcji tema­ tycznych, organizację i udział w seminariach, sympozjach oraz konferencjach i zjazdach naukowych, organizację obozów oraz wycieczek naukowych i krajo­ znawczych, organizację spotkań i dyskusji, publikowanie prac powstałych w wyniku badań prowadzonych przez członków Koła. Obecnie w Studenckim Kole Naukowym Historyków działają następujące sek­ cje tematyczne: historii starożytnej, historii średniowiecznej, historii XIX w., Miłoś­ ników Krakowa, historii wojskowości. W roku akademickim 1999/2000 Koło Nau­ kowe miało bogaty program działania. Do stałych przedsięwzięć Koła zaliczyć można cykl spotkań z wybitnymi i ciekawymi historykami pt. „Historia odległa i bliska”. W ramach tego cyklu miało miejsce m.in. spotkanie dotyczące polskich wykopalisk archeologicznych w Sakkarze w Egipcie oraz wykład prof. Jerzego Wy- rozumskiego, który mówił o Zjeździe Gnieźnieńskim w roku 1000. Koło zorgani­ zowało także kilka wycieczek, m.in. do Tyńca, Wiśnicza, Niepołomic, Lanckorony i Sandomierza. Bardzo ważnym wydarzeniem był wyjazd członków Koła, wespół z kolegami z Uniwersytetu Jagiellońskiego, do Bochum. Był to już kolejny wyjazd w ramach kontaktów z Uniwersytetem Ruhry w Bochum, trwających od jedenastu lat. Niezmiernie istotny był też obóz naukowy w sierpniu 2000 r. „Próby jednocze­ nia się Europy - Zjazd Gnieźnieński w roku 1000 a Unia Europejska roku 2000”, którego podstawowym celem było znalezienie odpowiedzi na pytanie czy Zjazd Gnieźnieński w roku 1000 był pierwszą próbą zjednoczenia chrześcijańskiej Europy. W roku akademickim 2000/2001 Studenckie Koło Naukowe Historyków im. Joachima Lelewela zamierza kontynuować m.in. cykl „Historia odległa i bliska”, odbyło się już spotkanie dotyczące polskich wykopalisk w Deir el-Bahari. Koło pla­ nuje także kilka wycieczek, m.in. do Tamowa i Wrocławia. Ważnym zadaniem jest reaktywacja Balu Historyka, który był kiedyś chlubną wizytówką studentów historii AP. W październiku 2001 r. do Krakowa przyjadą studenci z Bochum, których go­ ścić będzie, wespół z UJ, Studenckie Koło Naukowe Historyków AP. Spotkanie będzie tym razem dotyczyć migracji w XIX w. Koło planuje również zorganizowa­ nie polsko-niemieckiego obozu naukowego „Polska i Niemcy u progu trzeciego ty­ siąclecia - przyjaciele i partnerzy”. Mamy nadzieję, że obóz ten stanie się imprezą cykliczną, organizowaną na przemian w Polsce i w Niemczech. Wreszcie, Kolo Naukowe planuje zorganizowanie w maju 2001 r. ogólnopolskiej konferencji na temat „Rola kobiety w historii”.

W dniu 11 grudnia 2002 roku Walne Zgromadzenie Koła Naukowego History­ ków dokonało wyboru nowego zarządu w składzie:

Prezes: Katarzyna Tymczak Wiceprezes: Adrian Szopa Sekretarz: Iwona Trąbka Skarbnik: Ilona Poźarowszczyk Członek: Grzegorz Ozimiński

Dokonano także wyboru nowego składu Sądu Koleżeńskiego Koła Naukowego Historyków:

Przewodniczący: Łukasz Płatek Sekretarz: Natalia Podstawska Członkowie: Jolanta Szabla Janusz Szymula

Jerzy Ciecieląg Spis treści

ARTYKUŁY I ROZPRAWY

Jerzy Ciecieląg Armia Judei jako symbol narodowy w okresie panowania dynastii Hasmoneuszy (168/167-63 przed Chr.) 3 Marek Wilczyński Bipedes bestiae - obraz Hunów w oczach autorów rzymskich IV i V w. n.e. 27 Andrzej Dróidż Grzech książki zakazanej [cenzura kościelna w świetle zbiorów Biblioteki Casanątense] 45 Piotr Borek O listach Bohdana Chmielnickiego 81 Agnieszka Skórska-Jarmusz Zbrodnia i kara w świetle wybranych listów i pamiętników drugiej połowy XVII stulecia 113 Barbara Obtulowicz Kobieta hiszpańska w relacjach podróżników zagranicznych u schyłku oświecenia i w epoce romantyzmu 127 Ewa Danowska Życie codzienne w Gimnazjum Wołyńskim w Krzemieńcu (1805-1831) 145 Lucyna Kudła „Teka” a samokształcenie historyczne młodzieży galicyjskiej (1898-1912) 157 Hanna Kozińska-Witt Prymat ducha, czy wielki przemysł? Koncepcje rozwojowe Krakowa do roku 1933 169 Ludwik Mroczka Polacy i Ukraińcy między koegzystencją a konfrontacją 183 Mariusz Majewski Początki produkcji silników lotniczych w II Rzeczypospolitej (1921-1926) 201 Ewa Fogelzang-Adler Działalność konspiracyjna Stronnictwa Demokratycznego (1939-1945) 223 Joanna Janus Plan Marshalla w czechosłowackiej prasie (czerwiec-sierpień 1947) 241

MISCELLANEA

Barbara Obtulowicz Projekt stroju narodowego dla Hiszpanek w 1788 roku 255 Stanisław Kilian Centralne Archiwum Ruchu Narodowego w Warszawie 263

PRACE STUDIUM DOKTORANCKIEGO

Anna Szylar Lecznictwo w klasztorze benedyktynek w Sandomierzu 269 Anna Janota-Strama Obraz Napoleona Bonaparte w pamiętnikach Polek 289 Jadwiga Czerwińska Działalność charytatywna Towarzystwa Literackiego Przyjaciół Polski w Londynie u schyłku XIX wieku 303

Z KRONIKI ŻAŁOBNEJ Pamięci prof. zw. dra hab. Czesława Majorka (27 IX 193 8 - 29 IX 2002) Czesław Nowarski 311

RECENZJE Valenta. Praga\Praha 1999. Stała Wspólna Polsko-Czeska Komisja Nauk Humanistycznych przy Ministerstwie Edukacji Narodowej Rzeczypospolitej Polskiej i Ministerstwie Szkolnictwa, Młodzieży i Kultury Fizycznej Republiki Czeskiej. Stron 192, nakład 400 egz. Stanisław Grzybowski 317 Andrzej Paczkowski, Droga do „mniejszego zła". Strategia i taktyka obozu władzy lipiec 1980 - styczeń 1982. Wydawnictwo Literackie, Kraków 2002, ss. 332. Robert Murzyn 323 Dorothee Schmitz-Köster, W imię rasy. Dzieci dla Führern - mity i rzeczywistość. Wydawnictwo Trio, Warszawa 2000, ss. 249. Edyta Chrobaczyńska-PIucióska 329 Ernst Klee, Auschwitz - medycyna III Rzeszy i jej ofiary, Universitas, Kraków 2001, ss. 471. Witold T omasz Chrostowski 335

SPRAWOZDANIA

Sprawozdanie z obozu naukowego „Próby jednoczenia się Europy - Zjazd Gnieźnieński w roku 1000 a Unia Europejska roku 2000” Jerzy Ciecieląg 341

Informacja o działalności Studenckiego Koła Naukowego Historyków im. Joachima Lelewela w Akademii Pedagogicznej w Krakowie Jerzy Ciecieląg 343 Contents

ARTICLES and DISSERTATIONS

Jerzy Ciecieląg Judaean Army as a National Symbol during the Hasmonean Period (168/167—63 B.C.) 3 Marek Wilczyński Bipedes bestiae - the Image of the Huns by Roman Authors in the 4th and 5th Centuries 27 Andrzej Dróżdż The Sin of the Forbidden Book [Ecclesiastical Censorship on the Basis of the Collection of Casanatense Library] 45 Piotr Borek On Bohdan Chmielnicki’s Letters 81 Agnieszka Skórska-Jarmusz Crime and Punishment in the Selected Letters and Diaries of the Second Half of the 17th Century 113 Barbara Obtulowicz The Spanish Woman in Travellers’ Reports at the End of the Enlightenment and in the Romanticism 127 Ewa Danowska Everyday Life in Volyn Gymnasium in Krzemieniec (1805-1831) 145 Lucyna Kudła Teka and Historical Self-Education of Galician Youth (1898-1912) 157 Hanna Kozińska-Witt Primacy of the Spirit or the Great Industry? Ideas for the Development of Cracow until 1933 169 Ludwik Mroczka Poles and Ukrainians - in-between the Co-existence and Confrontation 183 Mariusz Majewski Beginnings of the Production of Aircraft Engines in the Second Republic of Poland (1921-1926) 201 Ewa Fogelzang-Adler Underground Activities of the Democratic Party (1939-1945) 223 Joanna Janus Marshall’s Plan in the Czechoslovakian Press (June-August 1947) 241

MISCELLANEA

Barbara Obtulowicz Design of National Dress for Spanish Women in 1788 255 Stanisław Kilian Central Archives of the National Movement in Warsaw 263

DOCTORAL STUDIES PAPERS

Anna Szylar Health Care in the Benedictine Convent in Sandomierz 269 Anna Janota-Strama The Image of Napoleon Bonaparte in Polish Women’s Diaries 289 Jadwiga Czerwińska Charitable Activities of the Literary Society of the Friends of Poland in London at the End of the 19th Century 303

OBITUARY

In honour to Professor Czeslaw Majorek, hab. dr (27 Sept 1938 - 29 Sept 2002) Czeslaw Nowarski 311

REVIEWS Valenta. PragaVPraha 1999. Stala Wspólna Polsko-Czeska Komisja Nauk Humanistycznych przy Ministerstwie Edukacji Narodowej Rzeczypospolitej Polskiej i Ministerstwie Szkolnictwa, Młodzieży i Kultury Fizycznej Republiki Czeskiej. Stron 192, nakład 400 egz. Stan islaw Grzybowski 317 Andrzej Paczkowski, Droga do „mniejszegozła". Strategia i taktyka obozu władzy lipiec 1980 - styczeń 1982. Wydawnictwo Literackie, Kraków 2002, ss. 332. Robert Murzyn 323 Dorothee Schmitz-Köster, W imię rasy. Dzieci dla Fiihrera - mity i rzeczywistość. Wydawnictwo Trio, Warszawa 2000, ss. 249. Edyta Chrobaczyńska-Plucińska 329 Ernst Klee, Auschwitz - medycyna III Rzeszy i jej ofiary, Universitas, Kraków 2001, ss. 471. Witold Tomasz Chrostowski 335

REPORTS

Report from an academic camp “Attempts at Unifying Europe - Gniezno Convention in 1000 and the European Union in 2000” Jerzy Ciecietyg 341

Information on the History Students’ Academic Society at the Pedagogical University of Cracow named after Joachim Lelewel Jerzy Ciecielqg 343

ISSN 1643-6547