Jerzy Strzelczyk Zapomniane Narody Europy
Total Page:16
File Type:pdf, Size:1020Kb
Strzelczyk Jerzy Zapomniane narody Europy W s t ę p Uczony biskup krakowski i wybitny humanista Piotr Tomicki (1464-1535) w trakcie licznych podróży nie ominął i Niemiec, studia swoje zresztą rozpoczął w Lipsku. Nie wiadomo dokładnie, co i gdzie skłoniło go do refleksji na temat dawnej ludności słowiańskiej w Niemczech, mieszkającej niegdyś - jak mniemał zresztą nie bez znacznej przesady - aż do Renu. Melancholijnej refleksji dał wyraz we własnoręcznej notatce na marginesie pewnej książki, która trafiła do jego biblioteki: „Oto, jak królestwa przechodzą od jednego narodu do drugiego, zmieniając swoje nazwy”. W refleksji tej, na co trafnie zwrócił uwagę Stanisław Kot, nie ma ani śladu jakiejś wrogości wobec Niemców, którzy odebrali Słowianom ich dziedziny, ani tym bardziej jakiejkolwiek sugestii, by „naprawić błąd historii” i przywrócić dawny stan rzeczy. Widoczna jest jedynie filozoficzna zaduma nad zmiennością fortuny, skazującej jedne narody na przemijanie i zapomnienie, inne wynoszącej na scenę dziejową. Można w tym dostrzec echo postępującej dojrzałości elit intelektualnych polskiego odrodzenia, kiedy to dość szybko społeczeństwo polskie zdawało się nadrabiać dystans cywilizacyjny wobec przodujących rejonów Europy. Niestety, później dystans ten zaczął ponownie narastać, przyjmując niepokojące rozmiary, czego skutki dotkliwie dają się nam we znaki do dzisiaj. W jednym z rozdziałów niniejszej książki przyjrzymy się ludowi, którego losy dały być może Tomickiemu okazję do przytoczonej refleksji. Zamysł książki jest nieskomplikowany. Zapragnąłem mianowicie przedstawić Czytelnikom kilka mniej znanych kart z dziejów naszego kontynentu. W ośmiu szkicach przedstawiłem osiem ludów, które niegdyś odgrywały określoną, mniej lub bardziej ważną, ale zawsze godną uwagi rolę w dziejach Europy, później zaś zeszły ze sceny dziejowej, pozostawiając dość nikłe na ogół i nie zawsze łatwo dostrzegalne ślady swojego istnienia. Oczywiście, tych osiem ludów to tylko drobna cząstka tego, co można by określić jako „etniczna historia Europy”. Można by się nawet zastanawiać, czy nie były to przypadkiem mało ważne peryferie tej historii, jakieś oboczne jej nurty, i czy warto w ogóle się nimi zajmować u progu XXI w., w obliczu postępującego na naszych oczach procesu integracji czy globalizacji Europy i świata. Uważam, że warto, a w obliczu wspomnianych procesów nawet szczególnie. Niezależnie bowiem od tego, z których stron wieją aktualnie modne wiatry, i jak bardzo bylibyśmy zafascynowani nie zawsze aprobowaną teraźniejszością i rysującymi się, niekiedy co prawda dość mgliście, konturami - oby pomyślnej! - przyszłości, historia pozostaje i chyba pozostanie nie tylko skarbnicą wiedzy i doświadczeń, lecz także kluczem do zrozumienia teraźniejszości i przyszłości, a także - miejmy przynajmniej taką nadzieję - do rozumniejsze-go kształtowania tejże przyszłości. Truizmem chyba jest stwierdzenie, że bez znajomości dziejów Polski, Niemiec, Serbii, Albanii, Iraku czy Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej, szansa zrozumienia zawiłych problemów ich dnia dzisiejszego i podejmowania, gdy zachodzi taka potrzeba, racjonalnych decyzji, nie jest zbyt wielka. Dzieje Europy, na niej bowiem pragniemy się skupić, są dziejami narodów i państw. Tradycje narodowe i państwowe w zjednoczonej Europie będą miały, rzecz jasna, inną wagę i charakter, niż w XIX i XX w., ale przecież nie staną się czymś obcym i zbędnym. Odwrotnie: wiele wskazuje na to, że korelatem („drugą stroną medalu”) integracji i globalizacji, prowadzących przecież, czy się to komu podoba, czy nie, do pewnego ujednolicenia i „spłycenia”, swego rodzaju remedium na te nieuchronne, ale niekoniecznie i nie w całej rozciągłości pożądane procesy, jest nawrót sentymentów i myślenia regionalnego, zwrot ku „małym ojczyznom” i ich historycznemu dziedzictwu. Ma to mieć funkcję nie tyle rekompensacyjną, ile uzupełniającą, wzbogacającą osobowość człowieka i tożsamość grup społecznych, zagrożonych globalizacją. Ludy, narody, były przez wiele stuleci niejako wehikułem dziejów europejskich. Niektórym dane było, albo same sobie wykuły, doniosłe miejsce w dziejach, w podręcznikach dzieje te opisujących i w pamięci kolejnych pokoleń, aż do dnia dzisiejszego. Francuzi, Włosi, Hiszpanie, Anglicy, Rosjanie, Niemcy, Węgrzy, Szwedzi, Polacy - to tylko kilka ważniejszych. Ich dzieje, podobnie jak dzieje instytucji politycznych (zwłaszcza państw) przez nich powoływanych do życia, jakże przecież różne, niekiedy powikłane, stanowiły do niedawna, a w pewnej mierze stanowią także obecnie, główny wątek powszechnych dziejów naszego kontynentu. Większa część Europejczyków, zarówno mieszkających w Europie, jak i poza nią (dość wspomnieć chociażby Irlandczyków w USA), poczuwa się do duchowej więzi z noszącymi te miana mieszkańcami średniowiecznej Europy. Ale ograniczenie historycznego pola widzenia do tych „szczęśliwców” byłoby istotnym tego pola zawężeniem i zubożeniem. Miroslav Hroch w niedużej, niedawno i w Polsce wydanej książce zwrócił uwagę na problem „małych narodów Europy”1. Do tej książki można Czytelnika tylko odesłać, choć nie wszystkie poglądy i tezy czeskiego autora można podzielić z jednakową gotowością. Książka Hrocha jak najbardziej zasługiwała na umieszczenie w serii Zrozumieć Europę. Ukazuje ona mechanizmy kształtowania się mniejszych narodów, różnorodność zjawisk kryjących się pod tym pojęciem, oraz - choć ogólnie - ich miejsce w dziejach i aktualnym obliczu naszego kontynentu. Pomaga wypełnić istotną lukę w potocznej wiedzy o przeszłości i teraźniejszości Europy. Miroslav Hroch pisał o narodach wprawdzie niekiedy ciężko doświadczonych przez historię, ale przecież w jakiś sposób tryumfujących, zwycięskich, na przekór bowiem wszelkim przeciwnościom zaistniały one, uformowały się i przetrwały, niekiedy uzyskując autonomię, niekiedy nawet w ramach własnych struktur politycznych, przez wieki im odmawianych, choćby nawet przykłady bałkańskie skłaniały do zadumy, czy istotnie zawsze wyszło im to na dobre. Baskowie, Katalończycy i Galisjanie w Hiszpanii, Bretończycy we Francji, Irlandczycy we własnym od pierwszej połowy XX w. państwie, Walijczycy i Szkoci w Wielkiej Brytanii, Flamandowie w Belgii, Białorusini i Ukraińcy, Litwini, Łotysze i Estończycy, Finowie, Węgrzy, na Bałkanach: Bułgarzy, Chorwaci, Macedończycy, Serbowie, Słoweńcy, dalej: Czesi i Słowacy, wreszcie Łużyczanie (Serbowie łużyccy) w Niemczech... Można by dyskutować z autorem, czy potraktowanie Norwegów, Greków i Węgrów jako „małe narody Europy” (choć Hroch podkreśla, że nie jest to w jego ujęciu równoznaczne z jakimkolwiek wartościowaniem czy rezultatem działań arytmetycznych) jest w pełni uzasadnione, ale myślę, że powyższa niekompletna wyliczanka daje już pewien pogląd na znaczenie problematyki odważnie i nowatorsko podjętej przez wspomnianego uczonego. Hroch wychodzi od współczesności, a wywody historyczne służą jej objaśnieniu. Wszystkie uwzględnione przezeń narody istnieją obecnie i bez wątpienia mają wyraźne (bardziej lub mniej pomyślne - to już inna sprawa) szanse wpisania się w przyszłe dzieje Europy i świata. Zadaniem mojej książki jest dokonanie innego rozpoznania w europejskiej przeszłości. Żaden z ośmiu uwzględnionych tu narodów już nie istnieje, stanowią zamknięte karty dziejów Europy, zawsze jednak odgrywały określoną, moim zdaniem godną pamięci, rolę w tych dziejach, choć dawno już znikły z mapy, a na ogół także z pamięci Europejczyków. Niemal nikt nie poczuwa się do następstwa po nich. „Zapomniane narody Europy”... Było ich wiele, opowiem o ośmiu. Sięgniemy do różnych rejonów kontynentu, ogarniemy wiele stuleci. Nie zaryzykujemy uogólnień, podjęta próba na pewno do nich nie upoważnia. Wnikliwy Czytelnik nie znajdzie teoretycznych rozważań typu: „co to jest naród”, „od kiedy można mówić o narodzie”, „co było przedtem, zanim powstały narody”; próżno będzie szukał wyjaśnienia mechanizmów kształtowania się narodów. Pojęcie „naród” występuje w książce nie w ściśle zdefiniowanym (zresztą nader ciągle dyskusyjnym) sensie, lecz w potocznym, który, ściśle rzecz biorąc, należałoby może w języku polskim oddać innym terminem, np. „lud”, niekiedy „plemię”, „szczep”. Zarówno teoretyczna problematyka narodów w dawniejszych epokach, jak również sama odnośna terminologia, należą do dziedzin żywo dyskutowanych w nauce światowej, nie tylko historycznej. Jej krytyczne zreferowanie byłoby bez wątpienia bardzo potrzebne, ale w ramach przedkładanej książki niemożliwe. Odsyłając w tym miejscu do trzech ważnych i obszernych monografii (w tym jednej polskiego uczonego), których nie sposób pominąć we wszelkich badaniach nad dawnymi narodami2 i z których wielokrotnie korzystałem także przy pisaniu niniejszej książki, pragnę przede wszystkim zaciekawić Czytelnika opisem kilku mniej znanych przypadków zawiłych dróg kształtowania się znanego nam oblicza etnicznego Europy. Nie zabraknie prawdziwych zagadek, będących rezultatem ułomności naszej wiedzy; prawdopodobnie w przyszłości, w miarę postępów nauki, niektóre z nich doczekają się wyjaśnienia, a niektóre elementy obrazu trzeba będzie zmienić. W doborze przykładów kierowałem się postulatem pewnej różnorodności, następnie dostępności z punktu widzenia polskiego Czytelnika, ale także stanem rozpoznania danego narodu w nauce, który z kolei w poważnym stopniu jest uzależniony od zachowania się odpowiedniej podstawy źródłowej. Dlatego z żalem zrezygnowałem z uwzględnienia niektórych ludów, co do których można domniemywać, że na miejsce w książce by zasługiwały, ale o których wiemy tak niewiele (albo - ściślej rzecz biorąc - o