aut. Maksymilian Dura 14.01.2020

PRZECIWLOTNICZA TARCZA IRANU [RAPORT]

Amerykańskie lotnictwo bez większych problemów może sforsować irański system obrony przeciwlotniczej. „Sforsować” nie oznacza jednak całkowicie zniszczyć, co mogą odczuć te statki powietrzne, które działają na małych wysokościach – w tym przede wszystkim śmigłowce.

Irański system obrony powietrznej i przeciwlotniczej (OPL) to mieszanina rozwiązań własnych, amerykańskich, rosyjskich i chińskich, działających w dużej części w ramach systemu zbudowanego jeszcze w latach siedemdziesiątych przez Stany Zjednoczone. To bowiem Amerykanie jeszcze przed Rewolucją Islamską jako pierwsi przeanalizowali uwarunkowania geopolityczne Iranu i zaproponowali budowę zintegrowanego systemu obrony w ramach trzech programów (Spellout, Peace Ruby i Peace Net).

Stworzone wtedy założenia pod sieć posterunków radarowych połączonych za pomocą linii radioliniowych i urządzeń łączności troposferycznej były później modyfikowane przez Irańczyków z włączaniem własnych, nie zawsze lepszych rozwiązań technicznych i organizacyjnych. Głównym elementem systemu obrony powietrznej miało być lotnictwo, ponieważ uznano, że duża powierzchnia kraju oraz górzysty teren nie sprzyjają organizacji szczelnej, naziemnej obrony przeciwlotniczej.

Dopiero po Rewolucji Islamskiej w 1979 r. priorytetem stały się lądowe systemy obrony plot. Słowo „systemy” użyte zostało tu specjalnie, ponieważ Irańczykom odciętym sankcjami od nowych technologii przez długi okres czasu nie udało się zbudować, jednolitego, zintegrowanego systemu obrony powietrznej. Zorganizowano natomiast obronę punktową najważniejszych obiektów i obszarów z wykorzystaniem różnego rodzaju naziemnych, rakietowych i artyleryjskich zestawów przeciwlotniczych.

Niosło to za sobą poważne ograniczenia związane m.in. z koniecznością używania większej ilości środków obserwacji technicznej, dowodzenia i uzbrojenia. Irańczycy do dzisiaj nie dysponują w ten sposób również dostępnym dla wszystkich systemem wczesnego ostrzegania, ponieważ poszczególne ośrodki zdecentralizowanej obrony przeciwlotniczej prawdopodobnie nie przekazują sobie informacji o wykrytych celach.

Pojawiające się nagle obiekty powietrzne są więc często wykrywane dopiero przez własne, integralne radary i systemy optoelektroniczne tych ośrodków, drastycznie skracając tym samym czas na identyfikację i klasyfikację celów. Przykładem może być wojna Iraku z Iranem, gdy irańskie wyrzutnie przeciwlotnicze MIM-23B Hawk zestrzeliły około czterdziestu irackich samolotów bojowych MiG-23 i Su-22 oraz … kilkanaście własnych statków powietrznych. Po tragicznym przypadku zestrzelenia ukraińskiego samolotu pasażerskiego 8 stycznia 2020 r. okazało się, że taka nieakceptowalna w czasie pokoju (z punktu widzenia zasad działania OPL i bezpieczeństwa) „samodzielność” w zdobywaniu informacji może dotyczyć w Iranie nawet pojedynczych wyrzutni. Irański system przeciwlotniczy średniego zasięgu z pociskami to kopia amerykańskiego systemu MIM-23 Hawk opracowanego jeszcze w latach pięćdziesiątych. Fot. Wikipedia/Hawijpolo/CC BY SA 4.0.

Do połowy lat dziewięćdziesiątych w tworzeniu namiastki obrony przeciwlotniczej wykorzystywano pozostałości zestawów, które zakupiono jeszcze przed Rewolucją Islamską w krajach zachodnich oraz później w Rosji i Chinach. Początkowo były to tylko rakiety średniego i krótkiego zasięgu. W pierwszym przypadku korzystano ze zmodyfikowanych przez Irańczyków amerykańskich baterii MIM-23B Hawk (około 150 wyrzutni) oraz rosyjskich baterii S-75 „Wołchow” z ich chińskim odpowiednikiem HQ-2J (około 70 wyrzutni). Obronę krótkiego zasięgu zabezpieczało około 45 wyrzutni brytyjskich systemów Rapier i Tigercat.

Zapowiedzią planu wzmocnienia irańskiej tarczy przeciwlotniczej były umowy podpisywane z Rosją w latach 1995-1997 na dostawę samobieżnych zestawów średniego zasięgu 2K12E „Kub” oraz pierwszego stacjonarnego systemu dalekiego zasięgu S-200 „Wega”. Rzeczywiste zmiany generacyjne zaczęły się jednak dziesięć lat później, gdy w 2005 roku kupiono w Rosji 29 mobilnych zestawów przeciwlotniczych krótkiego zasięgu 9K331M „Tor-M1” i wstępnie dogadano się na temat przekazania Iranowi systemu „ziemia-powietrze” dalekiego zasięgu S-300.

Plany w odniesieniu do tego systemu ujawniono dopiero w 2008 roku, jednak Rosjanie pod naciskiem opinii międzynarodowej ostatecznie zerwali umowę z władzami w Teheranie w 2010 r. powołując się na Rezolucję nr 1929 Rady Bezpieczeństwa Organizacji Narodów Zjednoczonych (zakazującej przekazywanie Iranowi nowoczesnej broni, w tym systemów rakietowych). W 2016 r., po zawarciu porozumienia ws. programu atomowego, zdecydowano się jednak dokończyć dostawy i irańska obrona przeciwlotnicza została wyraźnie wzmocniona czterema dywizjonami zupełnie nowych baterii S-300PMU1/2.

Irańskie modyfikacje rakietowych zestawów przeciwlotniczych Ograniczenia w dostępie do nowoczesnych systemów rakietowych zmusiły Irańczyków do samodzielnego rozwijania tego rodzaju uzbrojenia. Polegało to najczęściej na kopiowaniu już wykorzystywanych u siebie rozwiązań oraz ich modyfikowaniu do własnych potrzeb (a właściwie możliwości irańskiego przemysłu). Specjalnie nie używa się w tym przypadku słowa „modernizacji”, ponieważ zmiany wprowadzane przez Irańczyków nie zawsze były związane z ulepszeniem właściwości taktyczno-technicznych uzbrojenia wykorzystywanego jako wzór.

Tym bardziej, że modyfikowane są nawet systemy od dawna uznawane za przestarzałe, takie jak S-75 i HQ-2J. Otrzymały one nawet irańskiej produkcji rakiety Sayyad-1, którym podobno zwiększono zasięg z 60 do 80 km. Taki sam proces modyfikacji przeprowadzono również w odniesieniu do systemu dalekiego zasięgu S-200 „Wega” i to na kilka różnych sposobów (tworząc zestawy Fajr-8 i Gareh).

Przykładowo, jeszcze w 2011 Irańczycy pochwalili się wyposażeniem go we własnej produkcji rakiety Sayyad-2. Zostały one umieszczone na podwoziu samochodowym w kontenerach do złudzenia przypominających te wykorzystywane w pociskach PAC-2 systemu Patriot. Cały system w Iranie oznaczany jest jako Talash.

Podczas pierwszej prezentacji pocisku Sayyad-2 specjaliści zaczęli podejrzewać, że Irańczycy wzorowali się na konstrukcji amerykańskiej rakiety przeciwlotniczej RIM-66 SM-1MR, którą ich marynarka wojenna pozyskała od Stanów Zjednoczonych jeszcze w latach siedemdziesiątych. temu jednak zaprzecza twierdząc, że na bazie pocisku SM-1 powstała inna rakieta - , w którą wyposażono niektóre irańskie okręty. W rzeczywistości wiadomo jedynie, że pocisk ten wystrzelono z kutra rakietowego „Gorz” oraz fregat typu Damavand.

Rakieta Mehrab, kopia amerykańskiego pocisku SM-1 na irańskim kutrze rakietowym „Gorz”. Fot. Hamed Jafarnejad/Fars (CC BY 4.0)

To zamieszanie w określeniu rzeczywistego stanu rzeczy jest o tyle zrozumiałe, że Iran bardzo często wykorzystuje różne nazwy dla rakiet, dla radarów zabezpieczających działanie baterii oraz dla spinających je systemów dowodzenia i kierowania (które zresztą są rzadko ujawniane). Dodatkowo w najnowszych irańskich systemach uzbrojenia wyrzutnie są tak projektowane, by mogły wystrzeliwać pociski różnego typu. Dlatego określenie z zewnątrz nazwy danego, irańskiego zestawu rakietowego oraz jego składu i możliwości jest praktycznie niemożliwe.

Tak jest w przypadku rakiety dalekiego zasięgu Sayyad-3, która według Irańczyków może atakować cele na odległości 150-200 km. Ma ona wejść zarówno na wyposażenie zmodernizowanych zestawów S-200, jak i stała się podobno bazą do stworzenia reklamowanego jako nowy systemu przeciwlotniczego Khordad 15. System ten jest prezentowany jednak również z rakietami średniego zasięgu Sayyad-2. Irańczycy być może próbują w ten sposób stworzyć baterie zdolne do jednoczesnego prowadzenia obrony wielowarstwowej zgodnie z zasadą „pełnej integralności baterii w działaniu”.

Zestaw przeciwlotniczy Khordad 15. Fot. Mohammad Agah/CC BY SA 4.0/FARS

Problem w nazewnictwie i klasyfikacji jest dobrze widoczny także w przypadku nowego irańskiego systemu przeciwlotniczego średniego zasięgu Mersad. Początkowo wszystko było jasne, ponieważ Irańczycy zgodnie ze swoim zwyczajem po prostu skopiowali amerykański system Hawk wraz z zabezpieczającymi jego działanie radarami i systemem dowodzenia. Wiadomo więc było, że we wprowadzanych od 2010 roku bateriach Mersad, wykorzystywano rakiety Shahin o podobnym układzie aerodynamicznym i zasadzie działania jak pociski amerykańskie MIM-23B Hawk.

Zachowano również naprowadzanie półaktywne z radarami kierowania uzbrojeniem HPIR oraz rozbudowaną strukturę przewoźnych (a nie mobilnych) elementów baterii. Oczywiście Irańczycy twierdzą, że ich rozwiązanie jest lepsze od pierwowzoru-amerykańskiego Hawka. Ma to więc być przede wszystkim system cyfrowy (co nie było wynikiem przemyśleń, ale wynikało po prostu z braku dostępu do podzespołów analogowych), bardziej odporny na zakłócenia radioelektroniczne, o dwukrotnie zwiększonym zasięgu i pułapie. Ponadto, teoretycznie ma korzystać nie tylko z własnych radarów, ale również z zewnętrznej sieci obserwacji technicznej. Irańczycy deklarują również, że baterie Mersad mogą jednocześnie zwalczać więcej obiektów powietrznych, w tym nawet rakiety balistyczne. Nie wyjaśnili jednak, jak to zamierzają zrobić przy ograniczonej liczbie radarów podświetlających, wchodzących w skład zestawów ogniowych.

Radary: Jouiya i podświetlania celu Hadi (z lewej) irańskiego systemu MesrsAD. Fot. MEHR

Irańczycy stosują więc jeden radar wstępnego wykrywania i śledzenia celów Kavosh (zmodyfikowana wersja amerykańskiego radaru PAR typu AN/MPQ-50 o zasięgu zwiększonym ze 100 do 150 km i dodanym systemem IFF), jeden radar Jouiya stosowany do wykrywania celów niskolecących (odpowiednik amerykańskiej stacji CWAR typu AN/MPQ-34 z dodanym kanałem optoelektronicznym) oraz dwa radary podświetlania celu Hadi (odpowiednik amerykańskiego radaru AN/MPQ-46 HPIR z dodanym kanałem optoelektronicznym). Radar PAR systemu Mersad. Fot. Vahid Reza Alaei/FARS/CC BY SA 4.0.

Później zaczęto wprowadzać do Mersadów zupełnie nowe elementy o zmienionych nazwach i oznaczeniach. Niejednoznaczne są dodatkowo przekazy co do osiągów samych rakiet Shahin. Kiedy bowiem w kwietniu 2011 roku opisywano w agencji Fars News testy systemu Mersad to okazało się, że użyto już wtedy dwóch różnych pocisków, nie tylko Shahin ale również Shalamche. Nowa rakieta ma być szybsza od swojej poprzedniczki (3 Mach w porównaniu do 2,4 Mach), mieć lepszy algorytm naprowadzania na cel, poprawioną odporność na zakłócenia jak i zasięg zwiększony do … ponad 40 km. Oznacza to, że Shahin leciał nie dalej niż na 20 km, a więc nie mógł być lepszy od pocisków systemu Hawk zwalczających cele na odległości około 40 km. Wystrzelenie rakiety z systemu rakietowego Mersad. Fot. MEHR/CC BY 4.0.

Zdjęcia z tych strzelań pokazały jednak odejście w przypadku Shalamche od koncepcji amerykańskiej, ponieważ wyrzutnia nie jest już przewoźna, ale zamontowana na samochodzie, a dodatkowo nie zawiera trzech pocisków ale tylko dwa – i to dodatkowo zamontowane w kontenerach startowych. Pamiętać przy tym jednak trzeba, że nie jest znana skuteczność tych rakiet, nie wiadomo też, czy rozpoczęto ich seryjną produkcję. Irańskie dane są w tym względzie bardzo mało wiarygodne. Zamieszanie pogłębia również to, że część źródeł określa wersję mobilną tego systemu jako . Tymczasem Ghader to także nazwa irańskiej rakiety manewrującej przystosowanej do atakowania celów nawodnych i lądowych.

Odmianą systemu Mersad, specjalnie przeznaczoną do zwalczania bezzałogowych aparatów latających i celów lecących na niskich wysokościach (w tym śmigłowców) ma być zaprezentowany w 2018 r. zestaw krótkiego zasięgu Kamin-2. Wielkość kontenerów z rakietami zaprzecza jednak, by chodziło jedynie o system do zwalczania dronów – chyba, że tych największych: klasy HALE i MALE (o dużej autonomiczności oraz średniego i wysokiego pułapu). Dodatkowo Irańczycy pokazali jedynie same kontenery nie informując o składzie baterii, jak również o jej możliwościach (szczególnie jeżeli chodzi o środki rozpoznania).

Samodzielnie budowane przez Iran zestawy rakietowe

Jak widać Irańczycy pokazali, że pomimo wszechobecnych, technologicznych zakazów, potrafią sobie radzić i budować działające systemy rakietowe. Co więcej irański przemysł do perfekcji opanował umiejętność zastępowania niedostępnych podzespołów zachodnich i utrzymywania w sprawności sprzętu wojskowego, kupionego w takich krajach jak Stany Zjednoczone czy Wielka Brytania. Jednocześnie uczono się, tworząc własne rozwiązania. Oficjalnie zalicza się do nich systemy krótkiego zasięgu Ya Zahra, systemy średniego zasięgu Raad 1, Raad 2 i Khorad-3 oraz system dalekiego zasięgu Bavar-373. Zestaw przeciwlotniczy Ya Zahra - zaprezentowana w 2013 r. irańska kopia francuskiego systemu przeciwlotniczego krótkiego zasięgu Crotale. Fot.M-ATF, from military.ir and iranmilitaryforum.net / Wikipedia / CC BY SA 3.0.

Wszystkie te rozwiązania są reklamowane przez Irańczyków jako nowe. W rzeczywistości są one wzorowane na zagranicznych zestawach rakietowych, z tą różnicą w odniesieniu np. do systemu Mersad, że korzystano ze wzorów, których nie było na wyposażeniu irańskiej armii. Przykładowo system krótkiego zasięgu Ya Zahra przypomina chiński system HQ-7 (który z kolei przez Chińczyków był skopiowany z francuskiego systemu Crotale).

Co ciekawe pomimo, że system Ya Zahra wprowadzony do produkcji w Iranie w 2013 r. już wyróżnia się trzy jego wersje. Może to oznaczać, że wcześniejsze odmiany nie spełniały wymagań irańskich sił zbrojnych. Irańczycy poszli zresztą jeszcze dalej i stworzyli samodzielnie działający zestaw przeciwlotniczy krótkiego zasięgu Herz-9, umieszczając jego wszystkie elementy na jednym pojeździe (kontenerze). Autonomiczny zestaw przeciwlotniczy Herz-9 - irańska kopia francuskiego systemu przeciwlotniczego krótkiego zasięgu Crotale. Fot. Majid Haghdoust/MEHR News Agency/CC BY SA 4.0.

Z kolei uważa się, że wzorem dla „irańskich” systemów średniego zasięgu Raad był rosyjski zestaw przeciwlotniczy Buk-M3. Raad został zaprezentowany w maju 2014 roku przez siły obrony przeciwlotniczej Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej i to aż w czterech konfiguracjach: Khordad-3, Tabas, Raad-2 i Alam al hoda. Takich konfiguracji może być jeszcze więcej, ponieważ niektóre źródła wymieniają także system Raad-1.

Szczególna uwagę zwraca zestaw Khordad-3, którego najważniejszym elementem jest wyrzutnia, na której zainstalowano trzy irańskie pociski rakietowe Taer-2 o zasięgu 50 km i pułapie 27 km oraz radar z nieruchomą anteną ścianową (co powoduje, że system ten jest najprawdopodobniej sektorowy). Przypuszcza się zresztą, że prezentowana na pokazach stacja radiolokacyjna to propagandowa atrapa, o czym świadczy chociażby to, że zainstalowano ją na niewzmocnionej kabinie kierowców, gdy tymczasem takie rozwiązania wraz z systemem zasilania i chłodzenia ważą kilkaset kilogramów. Według Irańczyków zestaw ten ma mieć również możliwość wykorzystywania innych pocisków, zwiększających jego zasięg daleko ponad 100 km.

Wzorowany na rosyjskim systemie „Buk” irański zestaw Khordad-3z trzema rakietami Taer-2B oraz integralnym radarem. Fot. Omid Vahabzadeh/FARS/CC BY SA 4.0.

Pełne niejasności jest źródło inspiracji irańskich inżynierów w odniesieniu do określanego jako rodzimy - systemu dalekiego zasięgu Bavar-373. Z wyglądu przypomina on bardzo system rosyjski S-300, jednak prototyp Bavar-373 miał być według Irańczyków gotowy już listopadzie 2011 r., a jego oficjalna prezentacja odbyła się w sierpniu 2016 r. Iran nie miał więc teoretycznie możliwość skopiowania wszystkich rosyjskich rozwiązań przekazanych wraz z bateriami S-300PMU1/2. Nie oznacza to jednak, że te rozwiązania nie zostały wykorzystane wcześniej (wraz z pozyskanymi niektórymi, pojedynczymi elementami baterii – np. radarem 30N6) i po dostawach z Rosji, co pozwoliło dokończyć już zaczęte prace. Sfinalizowano je wprowadzeniem do służby pierwszej baterii w 2019 roku, o czym w sierpniu tego samego roku powiadomił osobiście prezydent Iranu Hassan Rouhani.

W Bavar-373 widać zarówno postępy osiągnięte przez Irańczyków jeżeli chodzi o rakiety, jak i zacofanie w przypadku systemów elektronicznych i informatycznych. Ale nawet jeżeli chodzi o rozwijane przez siebie technologie rakietowe, Irańczykom nie udało się np. skopiować rosyjskich rakiet o „zimnym” starcie i ich pociski najprawdopodobniej startują z pionowo ustawionych wyrzutni na „gorąco”, utrudniając zorganizowanie stanowisk ogniowych.

Z przymrużeniem oka należy też patrzeć na parametry systemu Bavar-373 jakimi chwalą się Irańczycy. Według nich, wchodzący w jego skład radiolokacyjny system obserwacji technicznej (z radarem ścianowym Meraj) pozwala na wykrywanie statków powietrznych na odległości większej niż 300 km oraz ich śledzenie od 250 km. Same rakiety przeciwlotnicze Sayyad-4 mają natomiast zasięg 200 km. Irańczycy twierdzą więc, że ich rozwiązanie jest lepsze od amerykańskiego Patriota i porównywalne z S-300.

Ale dezinformacja irańska nie dotyczy wcale tylko parametrów ich uzbrojenia. Chaos wprowadzono również jeżeli chodzi o ilość wykorzystywanych zestawów rakietowych i to nawet tak dużych jak S-300. Do dzisiaj część źródeł uważa, że poza kupionymi w Rosji czterema bateriami S-300PMU1/2 Iran dysponuje czterema innymi bateriami tego systemu starszych wersji pozyskanych około 2010 roku z Białorusi (dwie baterie) i innych źródeł (wśród których wymienia się nawet Chorwację). Trudno się więc dziwić, że wątpi się w wiarygodność danych w odniesieniu do innych, o wiele mniejszych zestawów.

Artyleria przeciwlotnicza: zamiast celności - ilość

Oddzielną dziedziną irańskiego systemu obrony powietrznej jest artyleria przeciwlotnicza. Trudno jest nawet oszacować ilość tego rodzaju uzbrojenia w irańskich siłach zbrojnych, ponieważ utrzymywane jest ono w armii do czasu aż się nie rozleci. Tak naprawdę naprawdę nie wiadomo, co jest rzeczywiście w pełni sprawne, a co służy tylko do propagandowych pokazów dla tłumów.

Irańczycy wykorzystują więc masowo opracowane jeszcze w latach czterdziestych w Związku Radzieckim holowane podwójnie i poczwórnie sprzężone przeciwlotnicze, ciężkie karabiny maszynowe ZPU-2/ZPU-4 kalibru 14,5mm oraz podwójnie sprzężone, holowane armaty ZU-23 kalibru 23 mm (które w Iranie są zresztą produkowane na dużą skalę). Zestawy te są najczęściej pozbawione jakiegokolwiek zautomatyzowanego systemu kierowania ogniem, co rekompensuje się ich ilością (poza wersją ).

Poczwórnie sprzężony przeciwlotniczy, ciężki karabin maszynowy ZPU-4 kalibru 14,5mm zdobyty przez Amerykanów w Iraku podczas operacji Desert Storm. Fot. USMC/Wikipedia

Irańczycy stosują również zestawy większego kalibru. Są wśród nich zarówno przestarzałe armaty kalibru: 37 mm (typu 55, bazująca na radzieckiej armacie z czasów II wojny światowej typu M1939), 40 mm (Bofors L/70) oraz 100 mm (na bazie radzieckich armat KS-19, które w Polsce zostały wycofane pod koniec lat pięćdziesiątych) jak i systemy w miarę nowe: kalibru 35 mm (podwójnie sprzężone armaty kalibru 35 mm systemu Skygaurd). Bezpośrednie zabezpieczenie artyleryjskie wojsk przed atakiem powietrznym zapewnia nieokreślona oficjalnie liczba samobieżnych zestawów gąsienicowych: z dwiema armatami kalibru 57 mm (typu ZSU-57-2) i czterema armatami kalibru 23 mm (typu ZSU-23-4). W obu przypadkach chodzi jednak o zestawy przestarzałe, których nie udało się Irańczykom odpowiednio zmodernizować. Wszystkie te elementy są jednak tak masowo stosowane, że przy jednoczesnym strzelaniu mogą rzeczywiście stanowić zagrożenie – szczególnie dla celów wolnych i niskolecących (śmigłowce).

Dodatkowo Irańczycy starają się cały czas zwiększyć ich skuteczność wprowadzając własne modyfikacje. Praktycznie za każdym razem te zmodernizowane zestawy artyleryjskie są reklamowane już jako dzieło irańskich inżynierów otrzymując własne nazwy. Jest jednak mało prawdopodobne by przewyższały one możliwościami swoje pierwowzory. Irańczycy działają jednak w ten sposób, m.in. chcąc się uchronić przed posądzeniem o naruszenie praw licencyjnych.

Takim nowym zestawem artyleryjskim ma być armata Sa’ir 100 mm. Jej modernizacja polegała jednak ta naprawdę na zastąpieniu zużytych elementów nowymi, co starej konstrukcji nadało prawdopodobnie jedynie nowy wygląd. Samych parametrów związanych z celnością jednak najprawdopodobniej nie udało się wprowadzić, ponieważ Irańczycy przy okazji nie pochwalili się wprowadzeniem nowego rodzaju amunicji precyzyjnej (chociaż była ona już publicznie prezentowana).

„Nowym” systemem ma być np. podwójna sprzężona armata kalibru 35 mm Samavat, która jest w rzeczywistości hybrydą znanej armaty Oerlikon GDF. Przypuszcza się że w tym przypadku Irańczycy spróbowali również skopiować system radiolokacyjnego i optoelektronicznego wskazywania celów z zestawu Skygaurd. Na pewno dużym utrudnieniem w tych pracach był brak dostępu do najnowszych technologii (np. kamer termowizyjnych i procesorów systemowych). Według Irańczyków cały program zakończył się oczywiście sukcesem.

Podobnym przeskokiem generacyjnym miał według irańskich mediów być system Mesbah 1, opracowany dla armat kalibru 23 mm. Jego produkcja ruszyła z wielką oprawą medialną w 2010 roku. Według Irańczyków system ma pozwalać na kierowanie czterema podwójnymi armatami ZU-23-2 i ma być specjalnie przystosowany do zwalczania rakiet manewrujących. System artyleryjski 8x23 mm Mesbah 1 z widoczną za nim „ścianową” anteną radaru kierowania uzbrojeniem. Fot. Vahid Alalei/FARS/CC BY SA 4.0.

Irańczycy odeszli jednak od istniejących na świecie rozwiązań tego rodzaju (np. polskiego systemu „Blenda”) i opracowali coś, co rzeczywiście „nie ma analogów na całym świecie”. O ile bowiem standardowe systemy kierowania ogniem artyleryjskim służą do naprowadzania na cel kilku standardowych, oddzielnie rozstawionych zestawów artyleryjskich (najczęściej czterech), to Irańczycy zamontowali na jednej przyczepie kołowej obracany w dwóch płaszczyznach moduł bojowy z czterema podwójnymi armatami Zu-23-2.

Co więcej zasadniczym źródłem informacji dla tego rodzaju zestawów za granicą jest tylko głowica optoelektroniczna (ze względu na ograniczony zasięg samych armat). Irańczycy jednak zaproponowali kontenerowy wóz kierowania i dowodzenia nie tylko z kamerami, ale również z radarem o antenie ścianowej. To co miało szokować siłą ognia, u specjalistów wzbudza wątpliwości.

Po pierwsze biorąc pod uwagę zasięg armat uważa się radar za kosztowny „zbytek”, który jedyne w czym pomaga, to w wykryciu własnego stanowiska ogniowego przez przeciwnika. Głowica optoelektroniczna jest o tyle lepsza, że działa pasywnie. Montaż na jednym podwoziu czterech armat zwiększył dodatkowo ciężar zestawu i ograniczył ilość zabieranej amunicji. Cały kompleks jak się okazuje ma zresztą mniejszą o połowę szybkostrzelność niż w przypadku czterech oddzielnych armat ZU-23-2.

Dlatego przypuszcza się, że zastosowano takie rozwiązanie, ponieważ Irańczykom nie udało się zsynchronizować działania czterech oddzielnie rozstawionych systemów artyleryjskich. Koszty tego rozwiązania spowodowały, że oficjalnie nic nie wiadomo by Mesbah 1 był produkowany seryjnie i wprowadzany masowo do irańskich sił zbrojnych.

Podobną prowizorką było przeniesienie zestawu dwóch armat kalibru 57 mm z pojazdu gąsienicowego ZSU-57-2 na ciężarówkę 6x6 KrAZ-6322. Skuteczność tego zestawu (nazywanego „Bahman”) w odniesieniu do nowoczesnych samolotów bojowych budzi wątpliwości). Dla irańskiego dowództwa ważniejsze jest jednak to, że uzbrojone w ten sposób ciężarówki doskonale prezentują się w czasie defilad, pokazów propagandowych oraz manewrów.

Przenośne zestawy rakiet przeciwlotniczych klasy MANPADS

Podstawą bezpośredniej obrony przeciwlotniczej irańskich jednostek lądowych są przenośne, przeciwlotnicze zestawy rakietowe. W przypadku tego rodzaju uzbrojenia oparto się przede wszystkim na konstrukcji znanego, rosyjskiego systemu MANPADS 9K38 „Igła”.

Irańczycy skorzystali jednak nie bezpośrednio z rosyjskiego wzoru, ale z jego chińskiego klonu typu QW-1, importowanego z Chin w dużych ilościach. Na jego bazie opracowano własne rozwiązania (a właściwie kopie), do których zalicza się przede wszystkim Misagh-1. Zestaw ten jest eksportowany do krajów arabskich takich jak Syria, Jemen, Irak czy dla Hezbollahu.

Irańskie przeciwlotnicze zestawy rakietowe klasy MANPADS Misagh-2. Satyar Emami/FARS/CC BY SA 4.0.

Jego nową wersją jest Misagh-2 o zwiększonym zasięgu do ponad 5 km. W porównaniu do rosyjskich i polskich odpowiedników jest to jednak system o gorszych parametrach, z cięższą rakieta o prawdopodobnie jednozakresowym detektorze i bez dodatkowego wyposażenia (np. bez możliwości zainstalowania systemu „swój-obcy”).

Zmianą generacyjną mają być dopiero MANPADS-y Misagh-3 zaprezentowane w lutym 2017 roku. Mają być one lżejsze i z zupełnie nowym pociskiem. Praktycznie niezmieniony aparat startowy oznacza jednak np., że nadal nie wprowadzono cyfrowego sterowania parametrami rakiety (tak jak np. zrobiono w polskim „Piorunie”).

Irańskie zestawy przenośne są montowane także na pojazdach terenowych (Safir Jeep). Tego typu poczwórne wyrzutnie (oznaczane jako Soheil) nie mają jednak dodatkowych, optoelektronicznych systemów obserwacyjnych, a więc są jedynie ułatwieniem w transporcie i prowadzeniu dłuższych dyżurów. Zamontowana na pojeździe wyrzutnia Soheil czterech przenośnych zestawów rakietowych typu Misagh-2. Fot. Saeed Karimi nejad/FARS/CC BY SA 4.0.

System obserwacji technicznej

System radarowy wczesnego ostrzegania oraz zintegrowany, zautomatyzowany system dowodzenia to najmniej znane elementy systemu obrony powietrznej Iranu. Nie tylko więc nie wiadomo, co w nim pracuje, jakie są jego parametry, ale nawet: czy on w rzeczywistości w ogóle działa. Ograniczenia Irańczyków w tej dziedzinie widać szczególnie w przypadku radarów obserwacji sytuacji powietrznej.

Po ich wyglądzie widać, że próby modernizacji systemu obserwacji technicznej, szczególnie w odniesieniu do radarów dalekiego zasięgu, się nie udały. Przykładowo nie mając dostępu do najnowszych rozwiązań zakupiono na przełomie XX i XXI wieku sześć chińskich stacji radiolokacyjnych JY-14. Oczywiście były to rzeczywiście radary dalekiego zasięgu i trójwspółrzędne, ale były zbudowane w starej technologii (z dużymi antenami parabolicznymi i ośmioma wiązkami tworzonymi „mechanicznie”). Tymczasem należy przypomnieć, że w tym samym czasie (od 1996 roku) w Polsce był już produkowany seryjnie (w Zakładzie Produkcji Doświadczalnej PIT) trójwspółrzędny radar TRS-12 z płaską anteną ścianową, w którym przeszukiwanie w elewacji odbywa się z wykorzystaniem elektronicznie uformowanych ośmiu wiązek odbiorczych.

Później Irańczycy zaczęli budować anteny ścianowe, ale kiedy na zachodzie zaczęto już produkować anteny aktywne w Iranie dopiero wprowadza się pierwsze wersje radarów z antenowymi ze skanowaniem pasywnym i to starej generacji. Taką stacją ma być np. radar dalekiego zasięgu Qamar-3D z anteną o deklarowanym zasięgu ponad 450 km. Zbudowany dla systemu rakietowego Mersad radar trójwspółrzędny Hafez. Fot. MEHR/Hossein Razaqnejad/CC BY SA 4.0.

Zapowiedzią zmian ma być pokazana oficjalnie po raz pierwszy we wrześniu 2017 r. pierwsza irańska stacja radiolokacyjna z aktywną anteną Hafez o zasięgu 250 km, która według Irańczyków mieć możliwości do śledzenia jednocześnie 100 celów. Radar ten ma być na wyposażeniu zestawów rakietowych Mersad, jednak jak na razie nie wiadomo, by rzeczywiście udało się go wprowadzić do faktycznie działających baterii. Być może to właśnie dlatego w czasie faktycznych strzelań nowych pocisków rakietowych nadal stosowane są „stare” technologicznie, dwuwspółrzędne stacje radiolokacyjne. Odpalenie rakiety Sayyad-2 z wyrzutni systemu średniego zasięgu Talash. Na zdjęciu widać, że strzelanie zabezpieczała jedna z wersji dwuwspółrzędnego radaru PAR – prawdopodobnie zaadoptowanego z systemu Hawk. Fot. Wikipedia/Tasnim news/CC BY 4.0.

Dodatkowo Irańczykom nie udało się opanować technologii azotku galu, a więc muszą się posiłkować zdobywaniem układów mikrofalowych za granicą. Irański przemysł ma więc duże trudności w kontynuowaniu badań i produkcji w potrzebnej skali. Stąd wątpliwości co do operacyjnego wykorzystywania wszystkich radarów prezentowanych na propagandowych pokazach w Iranie: takich jak trójwspółrzędna stacja Khordad opracowana dla systemów rakietowych, podobnego przeznaczenia stacje Thunderbolt R-1 i BC-373. Jak dotąd nie opublikowano bowiem zdjęć tych radarów rozwiniętych na stanowiskach bojowych.

W Iranie tworzone są natomiast prostsze systemy, oparte często o anteny paraboliczne, budowane w dużej ilości wersji i rodzajów. Przypuszcza się, że w irańskim systemie obrony powietrznej może być nawet ponad czterdzieści typów różnych stacji radiolokacyjnych. Pomijając stacje wchodzące w skład zestawów przeciwlotniczych w systemie obrony powietrznej stosowane są tam m.in. dwa typy radarów długofalowych Matla-ul Fajr, radar długofalowy Kaihan VHF (najprawdopodobniej klony rosyjskiej stacji P-18), systemy pasywnego rozpoznania Alim i Fath-2, stacjonarny radar trójwspółrzędny Asr, radar mobilny średniego zasięgu Kavosh, 2 (z anteną paraboliczną), , itd. Radar Kashef 2. Fot.Wikipedia/Vahid Alpha/CC BY SA 3.0.

Do tych irańskich rozwiązań należy jeszcze doliczyć stacje radiolokacyjne kupione za granicą: z Chin, Rosji, Białorusi i Ukrainy. Są wśród nich m.in. mobilny rosyjski radar Kasta 2E z anteną paraboliczną, białoruski mobilny radar długofalowy „Wostok-E” (uznawany za nowoczesny) oraz prawdopodobnie ukraiński system pasywnego rozpoznania „Kolczuga”. Irańczykom udało się pozyskać także stację długofalową „Niebo SVU VHF”, prawdopodobnie jako element wczesnego wykrywania dla baterii S-300. Prezentowany na jednej z defilad egzemplarze tej stacji nie miał jednak anteny z anteną z elektronicznie kształtowaną wiązką, taką jaką np. opracowała polska PIT Radwar (typu P-18PL) lub posiada białoruska stacja „Wostok-E”.

Zresztą Irańczykom prawdopodobnie nie udało się włączyć swoich mobilnych radarów długofalowych w system wczesnego ostrzegania całego kraju, o czym świadczą nerwowe działania związane z możliwością pojawienia się amerykańskich i izraelskich samolotów stealth. Tymczasem to właśnie tego rodzaju stacje są specjalnie predysponowane do wykrywania statków powietrznych z bardzo małą skuteczną powierzchnia odbicia. Nie znana jest także liczba stacjonarnych posterunków z rodzimymi stacjami długofalowymi, które Irańczycy zaprezentowali po raz pierwszy w 2014 r.

Irańscy dygnitarze chwalili się za to zbudowaniem dwóch radarów pozahoryzontalnych OTH (Over-the- horizon). Pierwszy z nich ( OTH) o zasięgu 1000 km miał zostać uruchomiony w 2014 roku. Druga taka stacja - Sepehr, o trzykrotnie zwiększonej odległości wykrywania, miała być przekazana użytkownikowi do eksploatacji w 2015 r. Irański radar wczesnego ostrzegania Sepehr o zasięgu 3000 km. Fot. FARS/Twitter/CC 4.0.

O oddaniu kolejnej tego rodzaju stacji (BMEWS) poinformowano z kolei w 2018 r. Daje to podstawy do sądzenia, że irański system wczesnego ostrzegania istnieje, tylko prawdopodobnie nie jest połączony z najniższym szczeblem użytkowników – zestawami rakietowymi. I nie ma tu znaczenia, że Irańczycy chwalą się posiadaniem systemu łączności radioliniowej i troposferycznej specjalnie opracowanej dla przekazywania obrazu sytuacji powietrznej z radarów obserwacyjnych do stanowisk dowodzenia i mobilnych wyrzutni. Jak się okazało 8 stycznia 2020 roku pod Teheranem takie połączenia nie działają, nawet bez przeciwdziałania przeciwnika.

Sposób dowodzenia irańska obroną przeciwlotniczą

Jak widać cały system irańskiej obrony przeciwlotniczej jest zlepkiem systemów rakietowych i radiolokacyjnych wielu typów, wersji i konfiguracji z wymieszanymi typami rakiet, radarów, systemów optoelektronicznych i systemów kierowania. Powoduje to na pewno duże zamieszanie jeżeli chodzi o wsparcie logistyczne, co jest związane z wykorzystywaniem w jednostkach dużej ilości sprzętu o ograniczonych możliwościach technicznych. Bardzo trudny jest również proces szkolenia operatorów, który przy takiej różnorodności sprzętu musi się odbywać nie na symulatorach (bo ich zbudowanie w takiej ilości jest niemożliwe) ale na zestawach bojowych w jednostkach (co wpływa na ich szybkie zużywanie).

Nie ma przy tym możliwości dowolnego zastępowania lub uzupełniania załóg, ponieważ praktycznie każdy zestaw rakietowy (poza kupionymi niedawno w Rosji wyrzutniami „Tor” i S-300) różni się konfiguracją, sposobem działania i obsługą. Utrudniony jest też proces dostaw części zamiennych oraz codzienna obsługa. Problemy ma również przemysł, który nie skupia się na tańszej produkcji seryjnej jakiegoś zestawu, ale cały czas realizuje kosztowną budowę coraz to nowych wzorów uzbrojenia. Politycy i generałowie mają więc możliwość chwalenia się nowościami, ale armia wydaje w ten sposób więcej środków na modernizację. Najtrudniejsze do ocenienia są irańskie systemy dowodzenia obroną powietrzną i przeciwlotniczą. Wiadomo na pewno, że Iran prowadził intensywne prace w tej dziedzinie, jednak prawdopodobnie nie oparto się przy tym jedynie na strukturze hierarchicznej, ale przede wszystkim na autonomicznym działaniu jednostek rakietowych. Dodatkowym utrudnieniem w organizowaniu jednolitego systemu obrony przeciwlotniczej jest rozdzielanie systemów rakietowych pomiędzy działające często bez synchronizacji irańskie siły powietrzne i Korpus Strażników Rewolucji Islamskiej. Zestrzelenie irańskiego samolotu pasażerskiego pokazało, że podzielono między te dwie struktury wojskowe nawet tak nowoczesne systemy uzbrojenia jak „Tor-M1”.

Mobilne zestawy rakietowe „Tor-M1” są zarówno na wyposażeniu irańskich sił zbrojnych jak i Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej. Fot. mil.ru

Z jednej strony utrudnia to rozbicie w jednym nalocie zintegrowanego systemu obrony powietrznej (ponieważ faktycznie on nie działa). Z drugiej strony utrudnia to kontrolę całego systemu i zbieranie danych ze wszystkich, dostępnych źródeł informacji. Irańczycy godzą się więc na działanie autonomiczne poszczególnych jednostek przeciwlotniczych, nawet jeżeli związane jest to z mniejszą świadomością sytuacyjną. Negatywnym efektem takiej organizacji działania, jest również ograniczenie czasu reakcji dla poszczególnych systemów przeciwlotniczych, ponieważ nie otrzymują one informacji od radarowego systemu wczesnego ostrzegania, a jedynie z własnych, integralnych systemów radiolokacyjnych. Tak prawdopodobnie działają kupione od Rosji baterie S-300, ale również nowe baterie irańskiej produkcji Bavar-373.

Według Irańczyków ma ona być wyposażona we własny system dowodzenia i kontroli Fakour, zdolny do samodzielnego gromadzenia informacji z pasywnych i aktywnych systemów radiolokacyjnych oraz tworzenia na ich podstawie lokalnego obrazu sytuacji powietrznej. W rzeczywistości nikt nie wie, czy Irańczycy rzeczywiście zdołali stworzyć odpowiedni system dowodzenia i kontroli. Nie wiadomo też w jaki sposób jest on połączony z wyższymi szczeblami kierowania i dowodzenia.

Efektem takiego działania było m.in. zestrzelenie ukraińskiego samolotu pasażerskiego w okolicach Teheranu 8 stycznia 2020 r. Być może dochodzenie w tej sprawie będzie okazją do ujawnienia sposobu, w jaki powinien przebiegać proces kierowania obroną przeciwlotnicza Iranu oraz prawdy jak to się rzeczywiście odbywa.

Jak na razie wiadomo, że irańskie zestawy rakietowe są skuteczne przeciwko dużym, wolnolecącym i niemanewrującym statkom powietrznym. Zestrzelenie w czerwcu 2019 r. nad Zatoką Perską amerykańskiego drona RQ-4N nie jest w tym przypadku jakąkolwiek wskazówką. O wiele większe zaniepokojenie powinien natomiast wzbudzić przypadek przejecie w 2011 roku przez Iran amerykańskiego bezzałogowca RQ-170 Sentinel wykonanego w technice stealth. Według USA uległ on awarii, ale istnieje możliwość że za jego przejęciem stoją irańskie systemy walki radioelektronicznej.

O tej dziedzinie w Iranie nie mówi się praktycznie wcale. Dodatkowo zawsze trzeba uwzględniać, że irański system opiera się najczęściej na systemach mobilnych i wprowadzonych w dużej ilości. W normalnych warunkach, przy zachowaniu ciągłej łączności niewątpliwie wpływa to na zwiększenie żywotności. Jednak już wojna w Iraku wykazała, że realizowana obecnie w Iranie obrona ilością i autonomicznością może być wysoko nieskuteczna. Pamiętać należy, ze podobnie zbudowany syryjski system obrony przeciwlotniczej, dodatkowo wspomagany silnie przez Rosjan był bez większych problemów forsowany przez izraelskie samoloty bojowe.