Ewa Demarczyk – Zamilkł Czarny Anioł
Total Page:16
File Type:pdf, Size:1020Kb
Cena 7 zł (w tym 5% VAT) www.miesiecznik.krakow.pl Nr 09 (190) Wrzesień 2020 Ewa Demarczyk – zamilkł Czarny Anioł Indeks 388726 Olga Tokarczuk specjalnie dla nas Jedziemy do Włoch! Przynajmniej czytelniczo Marta Bizoń: śpiew, Neapol i Kazimierz ISSN 1733-0459 Bartolomeo Bezzi (1851–1923), Bacio di sole a Verona, 1914, olej na płótnie, 121 x 85 cm, Museum of Modern and Contemporary Art of Trento and Rovereto / © Wikimedia Commons (User: Mushroom) Podróż Nel blu dipinto di blu Tekst: Katarzyna Włodyka De Simone „Znasz-li ten kraj, gdzie cytryna dojrzewa?” – napisał za Goethem Adam Mic- kiewicz, dając wyraz odwiecznej nostalgii ludzi spod szarego nieba za słoń- cem, światłem i barwami Południa. To tylko jedna z dróg do Włoch, a jest ich bez liku biegnących z różnych stron, z różnych epok, przez różne wymiary. u „sercu Europy”, „skrzyżowaniu kul- i na nie globalnej szarości, i często uśmiecha- K tur”, „kolebce cywilizacji” ciągną wie- my się na słowo „Italia” na przekór jej pogma- lojęzycznym pochodem pielgrzymi, artyści, twanej, często mrocznej historii, walącym się królowie, wygnańcy, marzyciele i poszukiwa- mostom, trzęsącej się ziemi. Co jest za tym cze przygód. Po ich nawarstwionych śladach uśmiechem? Balkon Julii w Weronie, wenec- podążamy i my – uwolnieni od trudów daw- kie gondole, muskuły Dawida, lody i plaża, nych podróży i ubożsi o część ich magii – lecz Stanze Raffaella, biały szczyt Etny nad błę- doświadczający nadal „syndromu Stendhala”, kitną mgiełką, kryształ morza w Apulii czy zawrotu głowy z nadmiaru piękna i szczęścia Rzymskie wakacje? A może polskie nazwi- opisanego 200 lat temu przez francuskiego sko pod włoskim pejzażem lub krzak bzu, pisarza, który czuł się Włochem. Ściągamy co w Taorminie obudził w Jarosławie Iwasz- do Włoch coraz tłumniej, mimo nacierającej kiewiczu tęsknotę za Polską? Lub szmat błę- WRZESIEŃ 2020 1 kitu podszytego blaskiem: „blu dipinto di blu” z nami Bernardo Bellotto, rozbitkowie z po- ze sławnej piosenki? wstań modlący się o Polskę we florenckiej Ile epok i ludzi, tyle dróg do tej wspólnej Santa Croce, generał Dąbrowski, co „z ziemi nam ojczyzny ducha, miłości, geniuszu – oso- włoskiej do Polski”… Zabieramy „włoski” Kra- bliwie harmonijnej całości, której obraz „stał ków: Kallimacha, Berrecciego i królową Bonę się raz na zawsze obrazem bóstwa, przyrody z koszykiem włoszczyzny. Lecz pakujemy też i człowieka” i do której podróż „powinna sta- najbardziej prywatne, mało warte na pozór nowić jedno z rozstrzygających doświadczeń drobiazgi: fragment obrazu, zdarzenia, zasły- moralnych (…). Są kraje bardziej niezwykłe, szanej historii, muzyczny pasaż, kolor, echo wspanialsze pejzaże, starożytniejsze cywili- emocji. Kolorowe szkiełka wrzucane latami do szuflad pamięci nie tylko zdecydują o kolo- rycie przyszłych wrażeń. To w nich kryje się Podróż zaczyna się przed wyruszeniem. często to, czego naprawdę szukamy. Nim staniemy na włoskiej ziemi, mamy Weźmy reminiscencje z dzieciństwa, stop rzeczywistości i bajek, najważniejszy zaczyn w oczach gotową kliszę, przez którą tego, co nastąpi. Na przykład magię słów. będziemy na nią patrzeć. Sklejoną z różności: „Rzym”: w błysku magnezji stają katakumby wieków, spiżowi gladiatorzy, barokowy pa- z kadrów „górnych” i „ziemskich” – istotnych, łac, olbrzymi i mroczny. W chybotliwym bla- nieistotnych, oryginalnych, banalnych. sku złocą się łuski kopuły. Dokoła taras, ar- chaiczne lotnisko. Właśnie wzbił się z niego latający dywan. „Wenecja” – sen Szeherezady. zacje tchnące niewypowiedzianym majesta- Labirynty lśnień, odbić i podskórnego dziania. tem swoich sztuk i legend – pisze Paweł Mu- Atłasowa czerń, rzeźbiona biel, błyski purpury ratow w Obrazach Włoch – [lecz] Włochy są i ultramaryny. Niewidzialny festyn za różo- ojczystym domem naszej duszy, żywą stroni- wiejącym widnokręgiem. „Florencja” – srebr- cą naszego życia, rytmem naszego serca biją- ny filigran, cenna miniatura. Biały plac z ko- cego mocniej na widok rzeczy zarówno wiel- lumnadą wypełniony błękitnym powietrzem. kich, jak i małych. (…) We Włoszech wszystko Znad niebieskiej rzeki sunie orszak wiotkich jest dla nas ważne i cenne. Ten sam rytm rzą- postaci w turbanach jak gniazda feniksa. „Sy- dzi płaskorzeźbami Donatella i wieczornym cylia” – śnieg pada za oknem, pachną man- ruchem florenckiej ulicy”. darynki, z cichych słów tłumaczki Lamparta Podróż zaczyna się przed wyruszeniem. wyłania się pomarańczowa od żaru planeta. Nim staniemy na włoskiej ziemi, mamy Albo niektóre widokówki, koncentraty ma- w oczach gotową kliszę, przez którą bę- rzeń. Jak ta z Lazurową Grotą, po której został dziemy na nią patrzeć. Sklejoną z różności: błękit i pragnienie śpiewu, tańca, gwizdania, z kadrów „górnych” i „ziemskich” – istot- fruwania: barwa morza i nieba utożsamio- nych, nieistotnych, oryginalnych, banalnych. na z ideą Włoch, „włoskiej podróży” i „wło- W podróżnym bagażu, oprócz samych siebie, skiego szczęścia”. I ta inna migawka o sma- w drogę zabieramy walizę cudzych spojrzeń ku wolności i przygody, z samotnej eskapady barwiących nasze, a prym wśród nich wiodą do Włoch pewnego krakowskiego profesora spojrzenia Polaków. Meandrami lotnisk, ruin z czasów, gdy świat leżał daleko od Polski. „Wi- i zaułków powędrują z nami ulubieni autorzy dzę” do dziś w technikolorze, jak z uśmiechem oraz poznani tu i ówdzie „włoscy przyjacie- na odmłodniałej twarzy pędzi wśród pinii pod le”. Jak w podcieniach Bolonii nie spotkać Ko- wiatr na lambretcie, a na niebie przesuwają chanowskiego, w Rzymie Sienkiewicza, a pod się profile słynnych miast (ach, to wzruszenie cyprysem wśród antycznych grobowców Po- na widok drogowskazów: „Werona”, „Urbino”, laków romantycznej doby wzdychających „Siena”…) Przypomina bohatera powieści, któ- z Zygmuntem Krasińskim: „O ziemio włoska! rą przeczytałam przed pierwszą włoską wy- W tobie bóg sam gości! Tyś sercem świata, prawą. Młody Belg Jimmy z Tempo di Roma w którym wrą płomienie, / W grobach twych Alexisa Curversa przeżywa podróż z Medio- mieszka nie śmierć, lecz natchnienie. I stróż lanu do Rzymu jak przebudzenie do nowego twój wieczny – to anioł piękności!”? Jedzie życia. „Krajobraz jest jak partytura” – pisze 2 KRAKÓW Marek Zagańczyk w Drodze do Sieny. Widząc Wiele dziś się zmieniło. Jakby włoski urodę we wszystkim, co tworzy włoski krajo- świat uległ spłaszczeniu, jakby utracił braz – w sztuce i sławnych widokach, w zwy- kłych rzeczach i sprawach – Jimmy odczytuje coś ze swej legendy. A przecież wciąż w nim zaproszenie, by dać się ponieść życiu. doń wracamy jak przyciągani magnesem, By z ostrością odczuwania daną cudzoziem- com smakować każdą chwilę z głową w błę- gotowi wznowić poszukiwania, kicie. zaczynając od tego, co pozostało. W odległym 1817 roku Stendhal uznał Italię za miejsce, gdzie polowanie na szczęście jest szczególnie porywające. Czy to jest to samo krajobrazach. Czujemy to „coś”, śledząc przez szczęście, które miał na myśli Roger Peyrefit- kolorowe szkiełka z walizki balon podnoszą- te, pisząc półtora wieku później, że „Włochy cy się w błękit spod katedry w Trani i w na- są już jedynym krajem, gdzie doświadczamy głych kolorystycznych zachwytach. Ach, te radości życia i który sprawia, że w nią wie- pomarańcze, czerwienie i ochry na tle bizan- rzymy, nawet jeśli on sam w nią nie wierzy”? tyjskiego nieba letnich popołudni! „Azzurro, il To samo, do którego tęsknimy, gdy rodzą się pomeriggio è troppo azzurro per me” – śpie- nasze wakacyjne projekty i siła, by przetrwać wa ochrypłym głosem Paolo Conte i pod ma- letnią próbę lotnisk i autostrad? Z pewno- ską starego aligatora otwierają się „przepa- ścią Stendhal nie poznałby dziś „swojej” Italii ście zmysłów”. sprzed zjednoczenia, fascynującej różnorod- To „coś” jest nieuchwytne, lecz wiemy, że nością kształtów i treści. Pewnie i Peyrefitte istnieje, na przekór wszystkiemu. Wiemy nie odnalazłby „swoich” fascynujących Włoch o tym „od zawsze”, a potwierdzeń nie brak. początków nowoczesności i „dolce vita”, gdy Czy w Zagadce przybycia i popołudnia Giorgio do korowodu dawnych geniuszy dołączyli ci De Chirico nie odnotował pojawienia się żagla z rzymskiej Via Veneto, z Riwiery i z Capri. w środku miasta, a Zbigniew Herbert w Bar- Wiele dziś się zmieniło. Jakby włoski świat barzyńcy w ogrodzie „dojmującego uczucia za- uległ spłaszczeniu, jakby utracił coś ze swej stygłej wieczności”, jakiego doznał na Piazza legendy. A przecież wciąż doń wracamy jak del Campo w Sienie, gdy podnosił do ust kieli- przyciągani magnesem, gotowi wznowić po- szek wina? Więc wracamy do domu, lecz tyl- szukiwania, zaczynając od tego, co pozosta- ko na chwilę. Bo gdy zapas słońca całkiem się ło. Italia to wszak ciągle „kraj jak mało który wyczerpie, znów ruszymy w drogę. Wiemy, nasycony (…) wizualnością, zewnętrznie po- czego szukamy. Nosimy to w sobie: w kolo- strzeganą, widowiskową urodą życia” – za- rowych szkiełkach sprzed podróży i w tych pewnia Piotr Sztompka, polujący obiekty- nowych, uzbieranych na miejscu. Następnym wem socjolog globtroter. W istocie nadal nie razem na pewno się uda, oko podróżnika wi- sposób oprzeć się błyszczącej powierzchni dzi wszak najlepiej. „Volare, cantare, nel blu świata, nawet jeśli często przymykamy oczy, dipinto di blu” – nucimy, zapalając lampę o je- tłumacząc sobie jak Jimmy, że „pospolitość siennym zmroku i, jak Domenico Modugno może być częścią wzniosłej całości”. Jak nie w San Remo, rozkładamy do lotu ramiona. ulec urokowi orkiestr na Piazza San Mar- co, gwiazd w Portofino, taranteli na placy- ku z fontanną i kotem, spojrzeń mężczyzn na wieczornym korso („Tylko Włosi umieją patrzeć na kobiety” – twierdzi Jimmy)?