16-Sty-2007 Pro Libris Nr 17 Ok³adka I + IV CMYK 16-Sty-2007 Pro Libris Nr 17 Ok³adka II + III CMYK I miejscewkonkursienaplakatzokazjiIVDniNiemieckich2006. Joanna Kowalczyk,KatedraSztukiiKulturyPlastycznej,Wydzia³ ArtystycznyUZ. Herausgegeben mitfinanziellerUnterstützung derStiftungfürdeutsch-polnischeZusammenarbeit Wydano zfinansowymwsparciem FundacjiWspó³pracyPolsko-Niemieckiej Erinnerungs- undVersöhnungsraum. Beata Frydryczak,HelenaKardasz-ParkMu¿akowski.Przestrzeñ pamiêciipojednania/MuskauerPark. Lubuskie Pismo Literacko-Kulturalne Lubuskie Pismo Literacko-Kulturalne Pro Libris nr 4(17) - 2006

Prace plastyczne wykorzystane w numerze Helena Kardasz

Copyright by Wojewódzka i Miejska Biblioteka Publiczna im. C. Norwida, Zielona Góra 2006

Redaktor naczelny: S³awomir Kufel

Redaktor naukowy Anna Szóstak

Redaktor graficzny Magdalena Gryska

Sekretarz redakcji Ewa Mielczarek

Korekta Grzegorz Gorzechowski

Cz³onkowie redakcji: Grzegorz Gorzechowski, Leszek Kania, Czes³aw Sobkowiak, Maria Wasik

Stali wspó³pracownicy: Krystyna Kamiñska, Ireneusz K. Szmidt, Andrzej K. Waœkiewicz, Jacek Weso³owski

Fotografie: Zdzis³aw Haczek, Helena Kardasz, Dawid Kotlarek, £ukasz Miko³ajczuk, zbiory prywatne

Wydawca Pro Libris - Wydawnictwo Wojewódzkiej i Miejskiej Biblioteki Publicznej im. Cypriana Norwida, al. Wojska Polskiego 9, 65-077 Zielona Góra

Sk³ad komputerowy Agencja Reklamowa „GRAF MEDIA”, tel. 068 451 72 78

Druk i oprawa IMAR-DRUK, ul. Wiejska 4, 65-763 Zielona Góra

Nak³ad - 400 egz.

ISSN 1642-5995 Nr indeksu 370754

Adres Redakcji: WiMBP im. Cypriana Norwida w Zielonej Górze al. Wojska Polskiego 9, 65-077 Zielona Góra (z dopiskiem Pro Libris), tel. 068 453 26 19 e-mail: [email protected] http://www.wimbp.zgora.pl Od Redakcji Vorwort des Herausgebers

Grudniowy numer Pro Libris oddajemy do Während wir Ihnen die Dezemberausgabe Pañstwa r¹k w oczekiwaniu na œnieg. Sprawy von „Pro Libris“ übergeben, warten wir auf powinny biec swoim trybem, ale nie zawsze den Schnee. Die Sachen sollen ihren nor- tak siê dzieje. Niekiedy coœ szwankuje, a my malen Weg gehen, es ist aber nicht immer der mamy nieprzewidywalnoœæ œwiata. Naukowcy Fall. Manchmal funktioniert etwas nicht ganz zw¹ to efektem cieplarnianym. richtig, die Welt ist nicht vorhersehbar. Die Tymczasem nasze pismo, ju¿ po raz sie- Wissenschaftler nennen das Treibhauseffekt. demnasty, oferuje swoim Czytelnikom wiele Nicht desto weniger bietet unsere ciekawych materia³ów. Szczególnie widoczni Zeitschrift ihren Lesern viel interessanten s¹ tym razem poeci – Kazimierz Furman, Lesestoff, und zwar schon zum siebzehnten Jolanta Pytel, Czes³aw Sobkowiak, Michael Mal. Vor allem die Dichter machen sich dies- Andreas Peters, Henryk Szylkin, Konrad mal bemerkbar – Kazimierz Furman, Jolanta Krakowiak, Rainer Vangermain, Nadie¿da Pytel, Czes³aw Sobkowiak, Michael Andreas Myszlennik. Poetycko przed Œwiêtami, ale Peters, Henryk Szylkin, Konrad Krakowiak, przecie¿ nie tylko wierszem rzecz idzie. Rainer Vangermain, Nadiezda Mischlennik. Prozatorskie teksty Andrzeja K. Waœkiewicza, Dichterisch geht es vor Weihnachten voran, Carmen Winter, Zofii Frydel-Koœmider, Xeni aber nicht nur Poesie finden Sie bei uns. Auch Cosmann–Doer i Mateusza Marczewskiego Prosa-Texte von Andrzej K. Waœkiewicz, z pewnoœci¹ dostarcz¹ Pañstwu wielu este- Carmen Winter, Zofia Frydel-Koœmider, Xenia tycznych prze¿yæ. Dorzuæmy do tego sta³e Cosmann–Doer und Mateusz Marczewski teksty Jacka Weso³owskiego, Czes³awa Mar- werden Ihnen sicherlich viele ästhetische kiewicza, prezentacje artystyczne Heleny Erlebnisse vermitteln. Dazu kommen noch - Kardasz – zaiste jest co czytaæ i ogl¹daæ w ten wie immer - Texte von Jacek Weso³owski, zimowy, choæ bezœnie¿ny czas. Czes³aw Markiewicz und die Künstlerpräsen- Jeszcze tylko usi¹œæ w ciep³ym fotelu, tationen von Helena Kardasz - fürwahr, es w pobli¿u migoc¹cej choinki i zag³êbiæ siê gibt genug zu lesen und zu sehen in dieser, w lekturze naszego kwartalnika... wenn auch schneelosen, Winterzeit. Wszystkim Czytelnikom serdeczne ¿ycze- Da muss man sich nur in einen warmen nia pogodnych i radosnych Œwi¹t Bo¿ego Sessel beim leuchtenden Weihnachtsbaum Narodzenia oraz Szczêœliwszego Nowego fallen lassen und in der Lektüre unsere unser- 2007 Roku sk³ada er Zeitschrift versinken... Allen unseren Lesern wünschen wir ein Redakcja schönes und freundliches Weihnachten und einen guten Rutsch ins Jahr 2007

Die Redaktion

3 Spis treœci

Andrzej K. Waœkiewicz, Wtedy i teraz ...... str. 6 Carmen Winter, Krähennest. (Gniazdo wron) ...... str. 11 Czes³aw Sobkowiak, Wiersze [Mapa, Nad kartk¹, Krzew, Moment] ...... str. 14 Zofia Frydel-Koœmider, I tak sobie patrzê ...... str. 16 Zenon Musia³owski, Niemen czyta Norwida ...... str. 21 Cyprian Kamil Norwid, Bema pamiêci ¿a³obny rapsod ...... str. 24 Xenia Cosmann–Doer, Mathilde möchte etwas schenken eine Adventsgeschichte (Historia adwentowa, czyli prezent od Matyldy) ...... str. 25 Mateusz Marczewski, Drabina dwóch Jakubów (fragment opowiadania) ...... str. 29 Michael Andreas Peters, Wiersze [Traumgesichte (Twarze snu), Gebet in Waffen (Modlitwa w orê¿u)] ...... str. 32 Czes³aw Sobkowiak, Gdy odlatuj¹ jaskó³ki ...... str. 34 Henryk Szylkin, Wiersz [Jesieñ, Zima] ...... str. 41

NA GRANICY ...... str. 42 Jacek Weso³owski, Na Granicy (6) Pieskie historie (z Dzien-Nika): Porno, Polizei albo Apokryf z pieskiem, Sprawnik ze Strapczyn¹; S³owo – obraz, nauka – sztuka. Praca z tekstem; Granica – Zwi¹zki ...... str. 42 Kazimierz Furman, Wiersze [*** Chcia³em napisaæ, *** Ostatniej modlitwy, Bez – nadzieja, *** Mia³o byæ, Mroki œredniowiecza, *** £askiœ pe³na, Erotyk 2] ...... str. 57 Przemys³aw Karwowski, Nieznane zwi¹zki Goethego ze Œl¹skiem i Ziemi¹ Lubusk¹ ...... str. 64 Konrad Krakowiak, Wiersze [***nie mogê, *** kimkolwiek jesteœ, *** æma baletnica, sanda³] ...... str. 71 Zdzis³aw Haczek, Piêæ dni w Cottbus, czyli Europa wzd³u¿ cienkiej, niebieskiej linii ...... str. 73

SYLWETKI ...... str. 75 Anna Szóstak, Trauma istnienia. O poezji Jolanty Pytel. (Ein Trauma der Existenz. Zur Poesie von Jolanta Pytel) ...... str. 75 Jolanta Pytel, Wiersze [Erotyk dla mê¿a (Erotikon für meinen Gatten), Ma³e miasteczka (Kleine Städtchen), Cud (Das Wunder), Dworzec ¿ycia (Bahnhof des Lebens)] ...... str. 82

PREZENTACJE „Pro Libris” ...... str. 86 Helena Kardasz ...... str. 86

4 Ewa Jêdrzejowska, Pomiêdzy bia³ym a zielonym. Non_ens.net Heleny Kardasz ...... str. 87 Nadie¿da Myszlennik, Wiersze [***Œnieg anemiczny, *** Szkoda] ...... str. 89 W³adys³aw £azuka, Oczekiwanie, Kleñ ...... str. 90 Rainer Vangermain, Wiersze [Mach´s doch (Zrób to), Stand by, Yogi (B¹dŸ czujny Yogi)] ...... str. 92 Adam Bagiñski ...... str. 94 Leszek Kania, Jubileusz malarza ...... str. 94 Izabela Taraszczuk, Szukaj¹c siebie. Malarstwo Adama Bagiñskiego ...... str. 96

OBRAZY PROWINCJI SZLACHECKIEJ ...... str. 97 Jaros³aw Kuczer, „Kapita³ cywilizacyjny” szlacheckoœci na Œl¹sku ...... str. 97 (Des Adelsstandes „Kulturkapital” in Schlesien - Zusammenfassung) ...... str. 104

PRZYPOMNIENIA LITERACKIE ...... str. 106 Czes³aw Markiewicz, Czytanie Ÿróde³ VI. Fenomen zapomnienia albo sennik pamiêci Wojciecha Czerniawskiego ...... str. 106

VARIA BIBLIOTECZNE ...... str. 110 Maria Radziszewska, Stylowy œwiat Antoniego Uniechowskiego ...... str. 110 Maria Wasik, Archiwum Jana Korczaka w S³ubicach ...... str. 117

KRAJOBRAZY LUBUSKIE ...... str. 119 Dawid Kotlarek, Trzebiechów. Œladami historii i przyrody. (Der Geschichte und Naturlandschaft der Ortschaft Trzebiechów/Trebschen) ...... str. 119

FORUM DYSKUSYJNE ...... str. 130 Zenon £ukaszewicz, Drzazgi w mózgu ...... str. 130

RECENZJE I OMÓWIENIA ...... str. 133 Urszula Kozio³, Supliki (Anna Szóstak) ...... str. 133 Franciszek Madera, Podole – moja mi³oœæ; Teresa Dzedzej, Muzyka kryszta³ów, Bronis³awa Raszkiewicz, Œwiat³o s³owa, Iwona Jankowska: Dmuchawce na bia³ej kartce (Czes³aw Sobkowiak) ...... str. 136 Romuald Szura, Zielony zapach lasu (Zenon £ukaszewicz) ...... str. 138 Maria Mi³ek. W czas marny potrzebni poeci (Czes³aw Markiewicz) ...... str. 139

KRONIKA LUBUSKA ...... str. 140 KSI¥¯KI NADES£ANE ...... str. 144 AUTORZY NUMERU ...... str. 145

Spis treœci

5 Andrzej K. Waœkiewicz

Wtedy i teraz

Jeansy Kiosk w nowo wybudowanym hotelu „Polan” sprzedawa³ tylko za dewizy (choæ Jest dokumentacja, wiêc mo¿na sprawdziæ. resztê wydawa³ w bonach), kupi³em wiêc Pojecha³em w tym stroju na Festiwal Filmowy potrzebn¹ sumê (czy nie od kole¿anki z pracy, w £agowie. Na ulicy Czes³aw £uniewicz red. I. K.?) i starannie obejrzawszy, dok³adnie zrobi³ mi zdjêcie, wpierw je da³em do repro- przymierzywszy naby³em. W³oskie, super rif- dukcji w „Nadodrzu”, potem artystyczn¹ fle, ciemne indygo, z rozporkiem zapinanym odbitkê £uniewicz umieœci³ w albumie z serii na zamek b³yskawiczny, na podobne zamki wydawanej przez Janka Muszyñskiego z ozdobnym suwakiem zapinane by³y dwie w Muzeum Lubuskim. tylne kieszenie; bocznej kieszeni na metr (jak Strasznie chcia³em mieæ takie spodnie. moje pierwsze farmerki) nie mia³y, za to kie- Wczeœniej mia³em namiastki. Pierwsze by³y szonkê na zegarek. Kosztowa³y, pamiêtam, sie- czarne, z du¿ymi mankietami. Co prawda dem dolarów. Za dolar p³aci³o siê 90 z³otych. kieszenie mia³y podobne, z lewego boku by³a A potem zapragn¹³em mieæ bluzê. Hote- nawet w¹ska kieszonka, w sam raz by w³o¿yæ lowy kiosk takiego towaru nie prowadzi³, sk³adany metr, tkanina wszak¿e w niczym nie naby³em wiêc za którymœ pobytem w Warsza- przypomina³a tej oryginalnej. Nazywa³y siê wie, firmy wrangler, za dwanaœcie dolarów. „farmerki”. Zast¹pi³y modne nieco wczeœniej Ta bluza, wraz ze spodniami, jest na zdjê- cajgowe w pod³u¿ne paski. Te¿ mia³em takie. ciu. Sama bluza jest te¿ w wierszu. Pytam siê Ju¿ nie by³y ideologicznie obce, bo gazety w nim: (a mo¿e by³o to „Dooko³a Œwiata”?) t³umaczy³y, i¿ tak naprawdê jest to roboczy dlaczego zim¹ strój rolników z Teksasu (st¹d tkanina, któr¹ siedemdziesi¹tego roku przypi¹³eœ czasem mo¿na by³o kupiæ nosi³a nazwê „tek- do d¿insowej bluzy zetempowski znaczek sas”), czy wedle tej wyk³adni by³ to tak¿e strój czy naprawdê robotników – nie pamiêtam. Ale przecie¿ wiesz co chcia³eœ przez to powiedzieæ kowboje, jakkolwiek z nazw¹ t¹ wi¹za³y siê czasem z³owrogie konotacje, tak naprawdê Pewnie potrafi³bym znaleŸæ wyk³adniê. byli zwyk³ymi pastuchami, pracownikami I pewnie zabrzmia³a by dziœ egzotycznie. Ale najemnymi w s³u¿bie u posiadaczy. Wiêc nic nijakiej sprzecznoœci pomiêdzy nimi nie z³ego w tych spodniach siê nie kry³o. widzia³em i w tle zdarzeñ tego roku doskonale Tyle, ¿e kupiæ je by³o trudno. siê ze sob¹ ³¹czy³y. Bywa³y na bazarach, bywa³y w komisach, Ale, jeœli mam wierzyæ w³asnym wier- ja je wszak¿e naby³em w drodze przestêpstwa. szom, dwa lata póŸniej w tej samej bluzie

6 to ju¿ nadzwyczajny cymes, drogo bo drogo, ale bez trudu mo¿na by³o nabyæ. Znaczek gdzieœ le¿y w którejœ szufladzie biurka, parê razy próbowa³em go odnaleŸæ, ale nie star- czy³o mi wytrwa³oœci, tyle tam szparga³ów. (I, przypomnia³em sobie, ¿e co prawda nie prawdziwe jeansy, ale krótkie spodenki z tej s³ynnej tkaniny mia³em znacznie wczeœniej, jeszcze w Lubsku. Chyba by³y niebieskie, ale g³owy za to nie dam. Nadzwyczaj mocne, mog³em w nich zje¿d¿aæ po ceglanej balustradzie przed wejœciem do szko³y i siê nie dar³y. Tylko upraæ je by³o trudno. Sztywnia³y w wodzie na deskê, mówi³a mi mama. By³y z paczek, unrowskich, jak uœwiadomi³em sobie póŸniej. Z tych paczek pamiêtam jeszcze solone fistaszki w puszkach i ¿ó³ty, o smaku prawdziwych owoców, kwasek cytrynowy w torebkach z grubego sreberka. Czy owomal- tina te¿ w nich by³a, czy j¹ póŸniej jad³em kupowan¹ w aptece, ju¿ sobie nie przypomnê. Bo o spodenkach te¿ d³ugo nie pamiêta³em, powróci³y, gdy pra³em pierwsze prawdziwe jeansy.) 6 VII, 1 VIII 2006

Stoj¹c, patrz¹c i z tym samym znaczkiem siedzia³em przy stole prasowym w wielkiej konferencyjnej sali – Babcia ju¿ wtedy by³a gruba – opowiada WRN. W³aœnie zmienia³a siê rz¹dz¹ca ekipa mi mama – porusza³a siê z trudem, wiêc i o decyzjach nale¿a³o poinformowaæ spo³e- chodzi³a o lasce. Sz³a do ogrodu, najpierw czeñstwo. Co prawda ci, co chcieli mogli obej- przechadza³a siê po œcie¿kach a potem przy- rzeæ wspania³y spektakl telewizyjny, to stawa³a, opiera³a siê na lasce i patrzy³a, jak wszak¿e co w centrali siê zdarzy³o w teren ogrodnicy pracuj¹. Oni pielili grz¹dki, zbierali powinno byæ przeniesione. owoce albo warzywa, a ona sta³a i patrzy³a. Siedzia³em i notowa³em. Taki zawód. Czy D³ugo, mówi mama, potrafi³a tak staæ i godzi- coœ z tej konferencji napisa³em, nie pamiêtam. nê. Sta³a i patrzy³a, a oni pracowali. Poczu³am, Pewnie nie, bo od komentarzy politycznych mówi mama, ¿e coœ jest nie tak. w piœmie byli inni. Jej wtedy, a móg³ to byæ pocz¹tek lat trzy- Ten epizod przypomnia³em sobie dziestych, wyda³o siê to niesprawiedliwe. Gdy w Basrze, póŸn¹ jesieni¹ 1997 roku. Mo¿e mi to opowiada³a, pewnie w póŸnych latach dlatego, ¿e spektakl, który tam siê odbywa³ by³ piêædziesi¹tych, nie mia³em w¹tpliwoœci, ¿e miniatur¹ tego, który ogl¹da³em w telewizji tak w³aœnie by³o. I oboje zastanawialiœmy siê w r. 1972, a mo¿e dlatego te¿, ¿e mia³em na co myœleli ci, na których pracê babcia patrzy³a, sobie mundur, nie d¿insowy wprawdzie, sama stoj¹c bezczynnie. b³êkitny, ale zielony polowy mundur armii Teraz, po z gór¹ pó³wieczu wiem, ¿e to co irackiej. Ten, który tu opisujê dawno ju¿ siê robi³a nazywa siê nadzorem w³aœcicielskim zniszczy³, wiêc go wyrzuci³em; wtedy nie by³ i raczej zastanawiam siê sk¹d osiemdziesi¹t lat

Andrzej K. Waœkiewicz

7 wczeœniej takie dziwne myœli przychodzi³y do (Potem, po latach, gdy ju¿ pracowa³em g³owy panience z dobrego domu. w „Gazecie Ch³opskiej” i pojecha³em do (Nie, mama nie by³a ani naiwna ani W³odzimierza Korsaka, by zrobiæ z nim czu³ostkowa. Wiedzia³a, ¿e z posiadania wywiad ogl¹da³em ca³e pliki zdjêæ. Tak¿e te wynikaj¹ nie same tylko przyjemnoœci, ale z polowañ w Puszczy Bia³owieskiej - Goering, i twarde obowi¹zki. Dziadek, opowiada³a, obok pan W³odzimierz. Ju¿ nie pamiêtam wstawa³ rano, ledwie tylko zaczê³y siê prace w bryczce czy w saniach. Czy to nie by³a polowe, konno albo dokartem obje¿d¿a³ pola. czêœæ tego, o czym z tak¹ pasj¹ pisa³ Tuwim By³ wprawdzie karbowy, Kremky siê nazywa³, w Kwiatach polskich?) z wêgierskiej rodziny, ale przecie¿ i jego trze- W tym albumie moich zdjêæ nie ma, s¹ ba by³o pilnowaæ. Zwyczajnoœæ, ale w tej w innych. Du¿o zdjêæ, móg³bym powiedzieæ, zwyczajnoœci coœ jej zgrzyta³o.) ¿e jako dzieciê nieletnie bywa³em czêstym, 6 VII 2006 choæ nieœwiadomym, modelem. Potem, po wojnie, ju¿ o wiele rzadziej. Nie bywa³o okazji, a i pieniêdzy tak¿e. Najwczeœniejsze Dwie fotki (poniek¹d historyczne) jest z £odzi, z 1946 roku. Stojê na œrodku ulicy, w paletku z koca, ju¿ trochê przyma³ym, Ojciec by³ zapalonym motocyklist¹, raj- w pilotce z dzianiny, na nogach mam wysokie dowcem szosowym. Nawet to, ¿e imieniny kalosze. Gdy czyta³em potem ksi¹¿ki obchodzê w listopadzie st¹d siê wziê³o. ¯e o Puchatku wyda³o mi siê, ¿e podobne mia³ mia³em byæ Andrzejem by³o ustalone (mamie Krzyœ, gdy szed³ przez Stumilowy Las, krótko bardzo podoba³o siê zdrobnienie: Jêdrek), ale po tym, gdy przesz³a wielka ulewa. Ale na gdy na chrzcie (chyba u œw. Jana) ksi¹dz zapy- zdjêciu nie ma wielkiego lasy, s¹ s³upy latarni ta³ o patrona, ojciec powiedzia³, ¿e Bobola ulicznych, w dali jakieœ, raczej niewysokie w ¿adnym wypadku. Bo z powodu jakichœ budynki i dwa rachityczne drzewka. uroczystoœci z nim zwi¹zanych odwo³ano rajd, wiêc ojciec mia³ do niego osobist¹ urazê. Wœród tych albumów, które siê zachowa³y w zgruzowanym domu w Warszawie (o nich osobno) jest jeden prawie w ca³oœci wype³- niony zdjêciami z rajdu 1938 r. Jest te¿ zdjêcie z obrad warszawskiego PZMot, i zdjêcie wychodz¹cych z jakiegoœ gmachu, mo¿e w³aœnie z owego PZMot, ojciec jest w wyso- kich sztylpach, skórzanej kurtce, czapce pilotce. Na tym wszak¿e, o którym chcê powiedzieæ jest w ciemnym garniturze, pod krawatem, starannie uczesany. Przemawia na trybunie, za nim wisi wielki sztandar z hakenkrojcem. Wygl¹da powa¿nie i dostojnie. Gdy by³em ma³y nijak nie potrafi³em zrozumieæ sk¹d oni razem – ojciec i haken- krojc. Mama t³umaczy³a mi, ¿e by³ rajd i Niemcy wygrali, wiêc ich sztandar zawis³ obok trybuny, a ci, co organizowali rajd gratu- lowali zwyciêzcom. Wiêc wiedzia³em, ale nijak nie mog³em siê pogodziæ, ¿e tak w³aœnie by³o - zwyczajnie i po prostu.

8 Gdyby nie ten p³aszczyk z kraciastego Zawód koca i gdybym nie wiedzia³, ¿e to ja jestem (datê na odwrocie wpisa³a ciocia Jula, st¹d Chyba rozmawia³em o tym z mam¹ ale, jak wiem dok³adnie kiedy by³o zrobione) by³oby to dziecko, zadawalaj¹c siê prostym i zrozu- ponadczasowe. Równie dobrze z lat trzy- mia³ym wyjaœnieniem, nie dopytuj¹c siê dziestych, czterdziestych albo i piêædzie- o szczegó³y. Zreszt¹ nie jestem pewien, czy si¹tych... mama potrafi³aby mi wyjaœniæ. Pewnie sama Ale to, które zrobi³ mi stryj Antoni nie zna³a detali. I, mniemam, nieszczególnie j¹ w 1948 roku w Lubsku, mog³o byæ tylko z lat to interesowa³o. Tak sobie myœlê, ¿e bardzo czterdziestych. Stojê, opieraj¹c siê o potê¿ny d³ugo pozostawa³a poza œwiadomoœci¹ sfery motor, w harcerskiej czapce rogatywce (chyba tego, co nazywa siê zasadami wymiany nie mojej, musia³em j¹ po¿yczyæ od jakiegoœ towarowo-pieniê¿nej. To znaczy kupowa³a kolegi; ale nie wykluczam, ¿e mia³em tylko rzeczy, chyba nawet sporo, ale s³abo zdawa³a zapomnia³em o tym), mam na sobie krótkie sobie sprawê, ¿e mo¿na postêpowaæ odwrot- spodenki i bluzê-kanadyjkê z wyk³adanym nie, ¿e w tych rzeczach jest ukryta wartoœæ, ¿e ko³nierzem od koszuli, uczesany te¿ jestem da siê je wymieniæ na gotówkê albo inne typowo – z grzywk¹. Ale najwa¿niejszy jest rzeczy. Kiedyœ spyta³em siê sk¹d na ramio- napis na murze, du¿y, bia³¹ farb¹ – „3 razy nach i przedramionach ma bia³e okr¹g³e plamy. tak”. To od wrzodów g³odowych, odpowiedzia³a, Stojê pod tym napisem. Raczej powa¿ny jak siê cz³owiek s³abo od¿ywia, albo d³ugo nie ni¿ uœmiechniêty, jakbym zdawa³ sobie sprawê je, to robi¹ siê wrzody, a jak ju¿ siê od¿ywi z powagi has³a. i wyzdrowieje zostaj¹ takie w³aœnie blizny. Gdy na prze³omie 1987 i 1988 roku Gdzie siê ukrywa³a po reformie rolnej zanim pisa³em ostatni z Aneksów do poematu wyjecha³a do £odzi, nie wiem, sk¹d g³ód a¿ Mirbad,7 zatytu³owany to jest... przypo- taki – te¿ nie wiem. Ale w tym wszystkim mnia³em sobie to zdjêcie. Nie wtedy, gdy by³o najwa¿niejsze jest to, ¿e gdy skoñczy³a opo- robione, nie wiedzia³em co znaczy has³o, pod wiadaæ spojrza³a na obr¹czkê i powiedzia³a: którym sta³em. Wydawa³o mi siê pewnie Przez ca³y czas nie pamiêta³am, ¿e j¹ mam równie naturalne jak napisy „min niet”. i nie pomyœla³am, ¿e mogê j¹ przecie¿ Ale w³aœnie by³o referendum w sprawie sprzedaæ. Do rzeczy nieszczególnie by³a przy- przemian gospodarczych, by³em, wspar³em, wi¹zana, wiêc myœlê, ¿e po prostu do g³owy choæ przecie¿, gdy siê potem zastanowi³em jej nie przysz³o, ¿e ten kawa³ek z³ota da siê i pytania, na które odpowiada³em usi³owa³em zamieniæ na po¿ywienie. Nie by o tym prze³o¿yæ na konkrety, nijak mi siê nie zupe³nie nie wiedzia³a, ale wiedzia³a, ¿e tak udawa³o. I tak mi siê to z³o¿y³o. Ów ch³opiec powiem – abstrakcyjnie. stoj¹cy pod has³em i ten du¿o starszy I pewnie tak by³o z zajêciami ojca. mê¿czyzna bior¹cy udzia³ w referendum Chyba siê o nie pyta³em. I pewnie mi i odpowiadaj¹cy „na dwa niejasne pytania”, na opowiada³a, tyle ¿e zapamiêta³em fragmenty. które – ju¿ wtedy – chyba nie by³o To wiêc, ¿e pozna³a go, gdy wraz z siostr¹ odpowiedzi. Mg³a i ruiny. prowadzi³ warsztat elektrotechniczny. Tak to (Ale czemu w tym wierszu napisa³em, ¿e nazywam, ale mówi³a mi tylko, ¿e wymienia³a stojê w „za du¿ym mundurku harcerskim”, (albo mo¿e tylko ³adowa³a) radiowe akumula- miast – jak wy¿ej opisa³em? Coœ mi siê skon- tory (w Trzylatkowie nie by³o pr¹du). Co robi³ taminowa³o. By³o tak, jak byæ powinno, nie potem nie wiem, przypuszczam, ¿e korzystnie tak jak by³o rzeczywiœcie. I nie podejmujê siê zainwestowa³ pieni¹dze z posagu. Jakie firmy rozstrzygaæ, która prawda jest bardziej wtedy uruchomi³ te¿ nie wiem. Wszystko prawdziwa.) zreszt¹ straci³ w 1939 r. Na krótko przed 6 VII 2006 wybuchem wojny, gdy prowadzi³ salon moto- cyklowy, zawar³ du¿¹ umowê z Policj¹

Andrzej K. Waœkiewicz

9 Pañstwow¹ na rataln¹ sprzeda¿ wiêkszej iloœci Wczesne dzieciñstwo mia³em wiêc raczej motocykli junak. A potem pañstwo przesta³o dostatnie. istnieæ i jego zobowi¹zania tak¿e, policja by³a A wiedza o ojcowych zatrudnieniach nie- ju¿ inna... Wszystko przepad³o. szczególnie mi by³a potrzebna. W ankietach Z okupacyjnych zajêæ znam tylko jedno, spokojnie wpisywa³em – pochodzenie spo³ecz- doœæ proste. Bra³ mianowicie od firm nie- ne: inteligencja pracuj¹ca. Bo, skoro zgin¹³ tak mieckich, albo mo¿e tylko pod niemieckim wczeœnie, liczy³o siê zatrudnienie matki. Gdy zarz¹dem, zlecenia na zakup zbo¿a (albo jednak weryfikowa³em has³o do Wspó³czesnych mo¿e m¹ki) w podwarszawskich wsiach. polskich pisarzy i badaczy literatury po naz- Gdy na rogatkach kontrola rejestrowa³a przy- wisku ojca miast zawodu by³ rz¹d kropek, a obok wóz, odwozi³ je do firmy, jeœli da³o siê proœba o uzupe³nienie danych. Wpisa³em za³atwiæ upowa¿nienie by³o wci¹¿ wa¿ne, wiêc: przedsiêbiorca. Chyba zgodnie z duchem a towar mo¿na by³o opyliæ po innych ju¿ czasów, w których ta publikacja siê ukaza³a. cenach. 1 VIII 2006

Andrzej K. Waœkiewicz

obchodzi³ 30 listopada 2006 roku 65. rocznicê urodzin oraz jubileusz 45-lecia pracy twórczej. W imieniu Redakcji i naszych Czytelników sk³adamy najlepsze ¿yczenia autorowi, dobrego zdrowia, pomyœlnoœci, sukcesów zawodowych i satysfakcji osobistych. Drogi Jubilacie, mamy nadziejê, ¿e Twoja wspó³praca z Pismem „Pro Libris” bêdzie uk³adaæ siê równie owocnie jak dot¹d!

10 Carmen Winter Carmen Winter

Krähennest Gniazdo wron

Oft steht der Umzugswagen vor einer der Przed jedn¹ z bram czêsto stoi samochód Türen. Die Fenster bleiben dunkel - nach und do przeprowadzek. Okna gasn¹ na dobre – nach. Noch drei, noch zwei, noch eines. Alle jedno po drugim. Jeszcze trzy, dwa, jeszcze Lichter aus. jedno. Ostatnie œwiat³o zgas³o. Es kommen Männern in Arbeitsanzügen. Pojawiaj¹ siê mê¿czyŸni w roboczych Es ist wichtig, das Männer diese Arbeit ubraniach. To robota dla mê¿czyzn. machen. Buduj¹ ogrodzenie. Od³¹czaj¹ przewody Das Gelände wird umzäunt. Die i rury. Versorgungsleitungen gekappt. Wyrywaj¹ wszystkie drzwi i okna, potem Alle Türen und Fenster werden heraus- wanny, umywalki, toalety, prysznice, kuchen- gerissen, nachdem alle Badewannen, ki i komandory. Waschbecken, Toiletten, Duschen, Küchen- W firmie nie ma wolnej koparki. Blok herde und Einbauschränke ausgebaut wurden. musi zaczekaæ. Es ist gerade kein Bagger frei in der Przelatuje przez niego wrona. Firma. Der Block muß warten. Œcie¿ki i drogi dojazdowe pokrywa Eine Krähe fliegt quer durch das Haus. ziemia. Spychacz zacz¹³ pracê. Mê¿czyŸni Die Gehwege und Zufahrtsstraßen werden przykrywaj¹ p³ot. Spychacz ³aduj¹ na mit Erde bedeckt. Eine Planierraupe verrichtet ciê¿arówkê, ciê¿arówka odje¿d¿a. diese Arbeit. Jetzt hängen die Männer Decken Pojawia siê koparka. über die Zäune. Die Planierraupe wird auf Najpierw wyrywa balkony. Otwory okien- einen Tieflader gefahren und abtransportiert. ne wydaj¹ siê jeszcze wiêksze, otwieraj¹ siê, Der Bagger kommt. jakby chcia³y coœ urodziæ. Ale co? Wrona nie Zuerst schlägt er die Balkone ab. Die nios³a w dziobie ziarna. Fensteröffnungen scheinen noch größer zu W niebieskich plastikowych workach werden, sich aufzuweiten, als wollten sie przed pustk¹ po drzwiach le¿y to wszystko, etwas gebären. Aber was? Die Krähe trug czego mieszkañcy nie zabrali. Wydalone. kein Samenkorn im Schnabel. Po drugiej stronie ulicy zebra³y siê matki Was die Mieter hinterließen, liegt in z ma³ymi dzieæmi. Siedz¹ w s³oñcu i przy- blauen Plastiksäcken vor den Türhöhlungen. gl¹daj¹ siê koparce. Widz¹ têczê, która Ausgeschieden. tworzy siê w strumieniu wody z przeciw- Auf der anderen Straßenseite haben sich po¿arowego wê¿a. Dziêki wodzie kurz nie Mütter mit ihren kleinen Jungen versammelt. zgasi tego widoku. Woda z wê¿a dosiêga naj- Sie sitzen in der Sonne und sehen dem Bagger dalszego naro¿nika bloku. W niego wbija siê zu. Sie sehen den Regenbogen, der sich im koparka, chwyta mocno i wyrywa pierwsze Wasserstrahl des Feuerwehrschlauches bildet. pole tej szachownicy. Das Wasser wird verhindern, daß das Bild im Zaczyna padaæ. W¹¿ ju¿ siê nie przyda. Staub verblaßt. Der Schlauch spritzt das Matki zabieraj¹ dzieci do suchych mieszkañ.

Carmen Winter

11 Wasser auf die entfernteste Ecke des Blocks. Koparka obiera blok z zewnêtrznych Dorthin greift der Bagger, hakt sich fest und œcian. Pojawiaj¹ siê przejœcia do kuchni, foto- reißt die erste Platte aus dem Schachbrett- tapeta z karaibskim rajem, drewniane panele. muster. Jeszcze nim wronie wpadnie myœl, by zbu- Es beginnt zu regnen. Der Schlauch hat dowaæ gniazdo na palmie, ta zapada siê ausgedient. Die Mütter bringen ihre Kinder in w górze z betonu. trockene Wohnungen. Parter pokrywa siê kwadratowymi czêœ- Der Bagger schält die Außenwand ab. ciami olbrzymich puzzli. Sichtbar werden die Durchbrüche zu den Kierowca koparki krêci i stuka przy ³y¿ce Küchen, die Fototapete vom Inselparadies, swej maszyny. W kieszeni spodni ma sterow- die Holzpaneele. nik. Gdy go uruchomi praw¹ rêk¹, to w górê Noch ehe die Krähe sich überlegen kann, wzbija siê nowy blok. auf der Palme ein Nest zu bauen, ist die schon 20 lat póŸniej lewa d³oñ powoduje, ¿e versunken im Betonberg. robotnicza wielka p³yta znika. Das Erdgeschoß bedeckt sich mit recht- Wymieniaj¹ ³y¿kê koparki. Bez skutku. winkligen Teilen eines Riesenpuzzles. Ciê¿arówka przywozi nowiuœk¹, b³yszcz¹c¹ Der Baggerfahrer schraubt und klopft an ³y¿kê. der Schaufel seines Rückbaubaggers. Er hat Poœród zielonych krzewów i ³¹k le¿y szara ein Daumenkino in der Hosentasche. Bedient góra. Wyci¹gniêta jak trzy nowe bloki er es mit dem rechten Daumen, wächst ein z czterema klatkami schodowymi ka¿dy. Neubaublock in die Höhe. Wyci¹gniêta jak zmêczony robotnik wieczo- 20 Jahre später macht der linke Daumen, rem albo jak zagubiona, wyci¹gniêta na pla¿ê daß das Arbeiterwohnsilo wieder verschwin- ryba. det. Koparka zbiera z ogrodzenia wilgotne, Die Baggerschaufel wird ausgewechselt. zakurzone œcierki i wk³ada je do kontenera. Erfolglos. Ein Lastwagen bringt eine werk- Zape³nia go jak matka wózek w supermarke- sneue glänzende Schaufel. cie. Dwaj ch³opcy skradaj¹ siê za róg ogro- Inmitten grüner Sträucher und Wiesen dzenia. Coœ odkryli. Kilka ¿ó³tych pi³eczek liegt ein grauer Berg. Langgestreckt wie drei tenisowych. Pozosta³oœæ po jednym z miesz- Neubaublocks mit je vier Aufgängen. kañców. Tocz¹ je w dó³ ulicy i biegn¹ za nimi. Langgestreckt wie ein müder Arbeiter am Wraca spychacz. Ostro¿nie wje¿d¿a na Abend oder wie ein gestrandeter Fisch, orien- rumowisko. Beton ugina siê pod nim. tierungslos. Nikt chyba nie wie, co pocz¹æ z t¹ szar¹, Der Bagger sammelt die nassen staubigen kruch¹ mas¹. Mo¿e by tak posypaæ ni¹ nie- Lappen vom Zaun in einen Container. Füllt utwardzone drogi. Mo¿e by tak wlaæ j¹ do ihn wie die Mütter im Supermarkt ihre fundamentów. Opowiada³aby ciche historie Einkaufswagen. Zwei Jungen schleichen sich o dawnych mieszkañcach wielkiej p³yty. um die Ecke des Bauzaunes. Sie haben etwas Historie o zapoconych koszulach i wychu- entdeckt. Ein paar gelbe Tennisbälle. Hinter- dzonych dzieciach, i o bia³ym pudlu spod lassenschaft eines Mieters. Sie lassen sie die pi¹tki. Czy za tymi œcianami, które uwa¿nie Straße hinab rollen und laufen ihnen nach. s³ucha³y, zdarzy³o siê komuœ umrzeæ? Die Planierraupe ist zurück. Sie fährt vor- Pada deszcz. sichtig auf den Schuttberg. Unter ihr geben Pada tak uparcie, ¿e na krzewach nie die Betonteile nach. zbiera siê szary betonowy kurz. Forsycje. Niemand scheint so recht zu wissen, was Kwit³y na ¿ó³to przed czarnymi dziurami mit dieser grauen, bröseligen Masse anzufan- okien. Matki zerwa³y kilka ga³¹zek. Ale ich gen wäre. Hinstreuen auf die aufgeweichten synowie nie zwa¿ali na kwieciste gwiazdy. Pfade könnte man sie. In Fundamente ein- Betonowa bestia maleje. Gruz, zapako- gießen könnte man sie. Sie würde dann wis- wany do kontenerów, wyje¿d¿a z miasta

12 pern von den einstigen Bewohnern der Platte. - na wysypisko. Jakieœ urz¹dzenie po¿era je, Geschichten würde sie erzählen von mieli i wydala jako szare okruchy. Z tych schweißigen Hemden und viel zu dünnen okruchów powstaj¹ dwie piramidy. Kindern und vom weißen Pudel aus Nummer Znów widaæ parter. 5. War eigentlich schon jemand gestorben hin- Koparka ponownie wbija siê w p³yty, ter diesen hellhörigen Wänden? rozrzuca je p³asko po ziemi. W przerwach Es regnet. kierowca pali i pije du¿o soku jab³kowego Es regnet so ausdauernd, daß kein grauer z kartonu od Aldiego. Betonstaub sich ansammeln kann auf den Wydaje siê, jakby wielkie zwierzê skaka³o Büschen. Forsythien. Gelb blühten sie vor den tu ca³ymi dniami próbuj¹c rozdeptaæ funda- schwarzen Fensterhöhlen. Die Mütter brachen menty. Trzeba je rozr¹baæ, wyrwaæ ziemi, ein paar Zweige ab. Aber die Söhne hatten nakarmiæ nimi maszynê, która mieli beton. keinen Blick für die gelben Blütensterne. P³aska szaroœæ le¿y tam, gdzie przez Das Betontier wird kleiner. Bruchstücke, dwadzieœcia lat sta³y nowoczesne bloki. in Container verpackt, werden aus der Stadt Zniknê³y prawie wszystkie maszyny, mo¿e hinausgefahren - abgekippt. Eine Maschine wróci spokój. frißt die Brocken vorn in sich hinein, zer- Ods³aniaj¹ siê znowu drogi i ulice. Jakiœ malmt sie und speit sie als graue Krümel mê¿czyzna cierpliwie porusza uliczn¹ szczot- wieder aus. Zwei Pyramiden werden aus k¹, która wci¹¿ spada mu z rêkojeœci. diesen grauen Krümeln aufgehäuft. Wyg³adzaj¹ plac. Ciê¿arówka przywozi Das Erdgeschoß wird wieder sichtbar. glebê. Nie wystarcza na ca³y area³. Noch immer nagt der Bagger an der Platte, Na skraju drogi stoi luksusowy samochód. legt die Teile flach auf die Erde. In den Pausen Ktoœ przechodzi przez plac. Ma na sobie gar- raucht der Baggerfahrer und trinkt viel nitur i stara siê nie pobrudziæ butów. Wydaje Apfelsaft aus einem Tetrapack von Aldi. polecenia jakiemuœ robotnikowi. Ma tu Tagelang scheint ein großes Tier auf der wyrosn¹æ zielona ³¹ka. Stelle zu hüpfen und das Fundament zu Piêæ go³êbi i wrona najadaj¹ siê do syta. zertreten. Das muß zerhämmert und aus der Potem przychodz¹ w³aœciciele psów. Erde gezerrt werden, muß auch durch die sierpieñ 2005 Maschine, die den Beton zermahlt. Eine graue Ebene liegt da, wo 20 Jahre T³umaczenie Grzegorz Kowalski lang die Neubaublöcke standen. Fast alle Maschinen sind verschwunden, es könnte sein, daß Ruhe einkehrt. Jetzt werden die Wege und Straßen wieder freigelegt. Ein Mann fegt geduldig mit einem Straßenbesen, der immer wieder vom Stiel fällt. Die Fläche wird glatt gewalzt. Last- kraftwagen bringen Mutterboden. Es reicht nicht für das ganze Areal. Ein nobles Auto steht am Straßenrand. Jemand geht über die Ebene. Er trägt einen Anzug und versucht, die Schuhe sauber zu halten. Einen Arbeiter weist er in die nächsten Aufgaben ein. Eine grüne Wiese soll wachsen. Fünf Tauben und die Krähe fressen sich satt. Dann kommen die Hundebesitzer. August 2005

13 Czes³aw Sobkowiak

Mapa

Wiele drobiazgów Jak na jedno ¿ycie Smaków liczb widoków Po raz setny i tysiêczny Uk³ada siê taka droga Do innej niepodobna A i ona sama za zas³on¹ jakby I nie wiesz którêdy i jak Kreski kropki i ich aura szczegó³owo Nanoszona na wielk¹ mapê Jej krainami przemykaj¹ ludzie i ty sam Jeden jedyny raz bezpowrotnie ¯e zaznacza siê taki œlad Bardzo dziwny Bo ca³y w znaku zapytania

Nad kartk¹

Próbujê wst¹piæ choæby na sekundê Tam gdzie kamienie Ca³kiem senne Doœwiadczaj¹ przemiany I ca³a reszta wraz z nimi Liœcie krople rosy na trawie Niæ paj¹ka w leœnej ciszy Bior¹ udzia³ najpewniejszy z pewnych W snuciu opowieœci O której wiadomo tylko ¯e nie wyœni³a siê filozofom

14 Czes³aw Sobkowiak

Krzew

Patrzê na roz³o¿ysty krzew porzeczki Wydaje siê ¿e bezczynnie Bo trwam niemal nieruchomo I jakbym zarazem chcia³ siê ukryæ Jak¹ tu zgubê usi³ujê znaleŸæ W jego ga³¹zkach miêkkich popl¹tanych Oto jest pytanie seledynem zapisane W mojej samotnej linijce

Rowerzysta jad¹cy ulic¹ W³aœnie popatrzy³ w moj¹ stronê Jakby jego sprawa by³a wa¿niejsza Mocnego uchwytu i potu na czole pe³na Ni¿ moja nie daj¹ca siê wyt³umaczyæ

Moment

Poza czerwonymi punkcikami Nabrzmia³ych p¹ków jab³oni Które siebie odgaduj¹ w wiosennej porze Wiedzieæ i widzieæ Niczego innego nie chcê W tym momencie Bo có¿ wiêcej mo¿na zobaczyæ i doznaæ Choæby siê wzmog³a Wielka burza szaleñstw Spryciarz ¿aden Sekretu nie wykradnie Ka¿demu po³o¿¹ na oczy ziemiê Tak po prostu i bez ceregieli

Jestem jak w d³ugiej Uci¹¿liwej podró¿y Widzia³em têczê i têczy upadek Có¿ jeszcze mo¿e spotkaæ Zmêczonego wêdrowca Który wie ile trzeba odwagi ¯eby niczego nie przekreœliæ W zwyczajnych p¹kach jab³oni

15 Zofia Frydel-Koœmider

I tak sobie patrzê...

Patrzê sobie z góry na moj¹ doczesn¹ ten ból rozsadzaj¹cy klatkê piersiow¹! Mia³em pow³okê i œmiaæ mi siê chce, chocia¿ pozycja, ochotê krzykn¹æ, ¿eby dali mi spokój, ale w której le¿ê, nie jest za wygodna. Ciemno, z moich ust wydoby³ siê tylko dziwny jêk. Nie ciasno, twardo, nieprzytulnie. I tak sobie wiem, ile czasu to trwa³o, straci³em ca³kowicie patrzê ju¿ od ponad tygodnia... rachubê. Mo¿e przysn¹³em? Tego dnia, jak zwykle, zerwa³em siê na Przebudzenie by³o cudowne! Patrzy³am dŸwiêk budzika i niemal biegiem ruszy³em do sobie z góry na moje cia³o spowite w barwne ³azienki. Tyle tylko, ¿e nie dotar³em. Coœ mnie sploty przewodów. Kilka osób nerwowo zak³u³o w piersiach, przed oczami zrobi³o siê krêci³o siê wokó³ mnie, szumia³a aparatura. ciemno i nagle ujrza³em sam siebie le¿¹cego Wiedzia³em, ¿e mnie wo³aj¹ tam, na dó³, ale na œrodku korytarza. By³o to o tyle dziwne, ¿e nie mia³em najmniejszej ochoty wracaæ. wydawa³o siê, jakbym spogl¹da³ na w³asn¹ Wirowa³em sobie spokojnie w górze, nic mnie postaæ gdzieœ spod sufitu. Jakbym siedzia³ nie bola³o, nie mia³em ¿adnych problemów. sobie na naszej stylizowanej lampie, a jed- Po co wiêc próbowali mnie wo³aæ? Ca³a noczeœnie le¿a³ na pod³odze. Mówiê wam, zabawa trwa³a chyba ze dwie godziny. Z ca³ej szalenie dziwne uczucie! Ogl¹da³em z zain- si³y trzyma³em siê mojej górnej pozycji i nie teresowaniem to, co dzia³o siê pode mn¹, jak- pozwoli³em œci¹gn¹æ na dó³. W koñcu chyba bym patrzy³ na film sensacyjny. Moja wredna zrozumieli, ¿e nic z tego i dali mi spokój. ma³¿onka najpierw szarpa³a moje cia³o i coœ Potê¿na kobieta zaczê³a od³¹czaæ od mojego wykrzykiwa³a. Potem z³apa³a telefon i gdzieœ cia³a te kolorowe wê¿yki, pozostali umyli rêce dzwoni³a. Zdziwi³o mnie, ¿e zaczê³a p³akaæ. i poszli sobie. Z ciekawoœci¹ obserwowa³em, Jacyœ tacy ubrani na zielono zaczêli mnie co bêdzie dalej. Film siê krêci³... szarpaæ, popod³¹czali ró¿ne rurki i wê¿yki, Zosta³em na jakiœ czas sam. Potem przyszli i biegiem ponieœli po schodach do erki. Tylko tacy dwaj z sinymi nosami, z³apali za nogi po co? Nagle przesta³em widzieæ, poczu³em i g³owê i przerzucili do metalowego koryta na straszliwy ból i us³ysza³em wycie karetki. kó³kach. Pojechaliœmy korytarzem, wind¹, Czu³em, ¿e gdzieœ jadê, ¿e coœ ze mn¹ robi¹... korytarzem. Pomieszczenie by³o ponure, ca³a Uchyli³em z trudem powieki i w tym momen- œciana wygl¹da³a jak ogromna szafa z niezli- cie samochód zatrzyma³ siê, zieloni ponieœli czon¹ iloœci¹ szuflad. Na œrodku sta³ wielki mnie wprost w szeroko otwarte drzwi. Szpital? stó³, na którym wyl¹dowa³em z impetem. Moi Przecie¿ ja jestem zdrowy, co siê dzieje, czego opiekunowie wyci¹gnêli z jakiegoœ zakamarka ode mnie chc¹??? A tak mi by³o dobrze na butelczynê, poci¹gnêli z niej zdrowo i scho- naszym wyr¹banym ¿yrandolu w korytarzu! wali na miejsce. Potem zajêli siê mn¹. Umyli, Po³o¿yli mnie w jakiejœ jasnej sali, zaczêli coœ ogolili, zaczêli ubieraæ. O rany, na³o¿yli na tam znów pod³¹czaæ. Mo¿e i by³oby nieŸle, ale mnie koszulê, której nigdy nie lubi³em i dla-

16 tego le¿a³a na dnie szafy! ¯e te¿ moja To by³o niesamowite. Nigdy nie s¹dzi³em, ¿e ma³¿onka j¹ znalaz³a? Dobrze musia³a pogrze- œmieræ jest taka prosta i bezbolesna. A mo¿e baæ w moich rzeczach, ¿eby akurat na ni¹ nigdy nie mia³em czasu, by o niej pomyœleæ? trafiæ! A jakie dziwne buty.... Nigdy takich nie Zawsze goni³em do przodu, w domu wci¹¿ mia³em. Czarne. Wstrêtny kolor! Ubrali, czegoœ brakowa³o, wiêc pieni¹dze, pieni¹dze, uczesali w³o¿yli w worek, zamknêli i wsunêli pieni¹dze... Nie powiem, dobrze zarabia³em, do jednej z tych szuflad na œcianie. Dopiero dom postawi³em z w³asnych funduszy, rodzina wtedy zorientowa³em siê, ¿e to jakaœ ch³odnia ¿y³a na bardzo przyzwoitym poziomie. Tak, czy zamra¿alnia. Jeszcze chwilê pokrêcili siê rodzina, a ja? Czy ja w ogóle ¿y³em? Myœl, po pomieszczeniu, znów ³yknêli ze swej butel- która przemknê³a przez moj¹ g³owê by³a co czyny i wyszli zamykaj¹c drzwi na klucz. najmniej dziwna. Wiadomo, z medycznego Zosta³em sam. A mo¿e powinienem powie- punktu widzenia to by³em istot¹ ¿yw¹, ale tak dzieæ - zostaliœmy sami? Bo by³em ja tam, naprawdê to czy poza prac¹ coœkolwiek sko- w szufladzie i ja tu, pod sufitem... Tylko czy rzysta³em z tego ¿ywota? Oj, chyba niewiele. o sobie mo¿na mówiæ w liczbie mnogiej? Obecni w pokoju bardzo mnie rozpraszali, ich Przecie¿ nie jestem ¿adnym królem. A mo¿e ubiory nastraja³y mnie co najmniej pesymisty- powinienem powiedzieæ - nie by³em? Trochê cznie, postanowi³em wiêc zmieniæ lokal, ¿eby pokrêci³em siê po tym niesympatycznym spokojnie przemyœleæ to, co mi przysz³o do pomieszczeniu, ale w koñcu znudzi³o mi siê g³owy. Do g³owy? Przecie¿ moja g³owa le¿y i postanowi³em zobaczyæ, co siê dzieje w tam, w szpitalnej ch³odni! To nawet dla mnie, domu. Wcale nie wydawa³o mi siê to dziwne, bardzo inteligentnego cz³eka, by³o nieco za ¿e bez trudu przenikn¹³em przez zamkniête trudne... Postanowi³em zajrzeæ do mojego drzwi i w chwilê potem podró¿owa³em pod biura. Tam zawsze panowa³ spokój wiêc i dziœ naszymi domowymi sufitami. pewno bêdzie tak samo. Bez problemu natych- W domu by³o przedziwnie. ¯ona ubrana miast ujrza³em pod sob¹ znajome biurko. ca³a na czarno - zg³upia³a czy co? przecie¿ W moim fotelu siedzia³ zastêpca, któremu wie, ¿e nie znoszê tego koloru! - siedzia³a nigdy nie pozwala³em niczego ruszaæ na moim w fotelu i p³aka³a zas³aniaj¹c twarz moja chus- biurku i ze spokojem robi³ przegl¹d dokumen- teczk¹. Na wersalce siedzia³y obok siebie tów. To ju¿ zakrawa³o co najmniej na skandal! moje córki, a m¹¿ najstarszej kr¹¿y³ niespokoj- Jeszcze dobrze nie ostyg³em, a tu ju¿ takie nie po pokoju. Telewizor by³ wy³¹czony. To numery. A najgorsze w tym wszystkim, ¿e nic chyba w tym domu ewenement - pomyœla³em nie mog³em zrobiæ. Z tego ju¿ od pocz¹tku z³oœliwie znaj¹c mi³oœæ mojej pani to ró¿nego zdawa³em sobie sprawê, ¿e mogê byæ tylko autoramentu seriali. A co najciekawsze - biernym obserwatorem. Mo¿e potem bêdzie wszyscy milczeli. Dziewczyny bezmyœlnie lepiej i bêdê móg³ siê trochê wtr¹ciæ w nie- patrzy³y na przeciwleg³¹ œcianê, ziêæ co jakiœ które wa¿ne sprawy? Potem? To znaczy kiedy? czas odgarnia³ w³osy z czo³a i nadal uskutecz- Po pogrzebie? A mo¿e dopiero jak œwiêty nia³ idiotyczny spacer. Nagle podszed³ do Piotr wska¿e mi moje miejsce w zaœwiatach? drzwi i za chwilê wróci³ z moj¹ ukochan¹ A mo¿e tak naprawdê ju¿ nigdy? Powoli ciotk¹ i jej synem, z³oœliwym kuzynkiem zaczyna³em ¿a³owaæ, ¿e tam, na tej szpitalnej Bolciem. A ci tu po co? - pomyœla³em zasko- sali by³em taki uparty i nie pozwoli³em czony. Ciotka znana by³a z tego, ¿e nigdy nie œci¹gn¹æ siê z wy¿yn... Przecie¿ oni beze mnie odwiedza³a nikogo bez interesu. Jaki¿ to zgin¹ z kretesem! Znów spojrza³em na biurko. interes mog³a mieæ do mojej ¿ony? A Bolka Najnowszy dokument, który dzisiaj mieliœmy nie widzia³em ju¿ chyba z piêæ lat, zgadza siê, rozpatrywaæ na spotkaniu... Co on z nim robi? od pogrzebu jego ojca. Zastanawia³em siê nad Co za idiota! Podar³ i wrzuci³ do kosza! Nagle tym nietypowym zgromadzeniem, gdy nagle uœwiadomi³em sobie, ¿e moja œmieræ jest zrozumia³em, ¿e przecie¿ ja po prostu równoznaczna z likwidacj¹ firmy, której umar³em i rodzina szykuje mi ostatni¹ drogê. by³em w³aœcicielem i jednoczeœnie dyrek-

Zofia Frydel-Koœmider

17 torem. Nikt z rodziny nie ma mo¿liwoœci spoczywaj¹ w szufladzie. Dziwna sprawa. prowadzenia jej dalej, nikt siê na tym nie zna. I nagle jednak coœ us³ysza³em, ale by³ to taki Mój zastêpca przygotowywa³ dokumenty do cichy szmer, a nie normalny g³os. Okaza³o siê, wyrejestrowania! A niszczy³ to, co by³o ju¿ ¿e obok mnie kr¹¿y sobie le¿¹ca na stole zbyteczne. Poczu³em siê jakoœ dziwnie patrz¹c kobiecina i przygl¹da swojej czêœci filmu. jak unicestwiany jest dorobek mojego ca³ego Szybko wymieniliœmy pogl¹dy na temat ¿ycia. Niby taka jest kolej rzeczy, nie panów, którzy zapewne pracowali w tej insty- myœla³em jednak, ¿e to tak zaboli. I znów nic tucji na sta³e i zamilkliœmy. Ka¿de z nas z moich przemyœleñ, niestety. Zdenerwowa³em myœla³o o swoich sprawach, o tym, czego siê zaistnia³¹ sytuacj¹ i zacz¹³em zastanawiaæ, w ¿yciu dokona³o, a czego nie uda³o siê zreali- co mam dalej zrobiæ z tak dziwnie rozpoczê- zowaæ. Mimo ¿e szuflady by³y szczelnie tym ¿yciem pozagrobowym. Barek by³ sze- zamkniête, widzia³em siebie le¿¹cego ze roko otwarty, widaæ ktoœ korzysta³ z jego z³o¿onymi d³oñmi na twardym dnie szuflady. zawartoœci. Na stoliku sta³o kilka brudnych Jeszcze dwie s¹siednie pó³ki by³y zajête. Na kieliszków. Ju¿ sobie urz¹dzili stypê? Szybcy jednej spa³a snem wiecznym potê¿nie zbu- s¹. Resztki kawy w fili¿ance. Ale¿ to moja dowana kobieta, na drugiej maleñkie dziecko. wczorajsza. I nikt nie posprz¹ta³! Bêdê musia³ Pozosta³e miejsca by³y wolne, czeka³y na porozmawiaæ z pani¹ Cesi¹, tak nie mo¿na! nowych lokatorów. W tym czasie kobiecina O rany, zapomnia³em, ¿e nie mogê porozma- zosta³a ubrana i wpakowana do kolejnej szu- wiaæ z nikim... No tak, ale ledwo zgin¹³em flady. Nic tu nie mia³em do roboty, trzeba by³o z oczu ju¿ zacz¹³ siê w firmie ba³agan. Nawet znaleŸæ sobie inne miejsce. Tu mi siê sprz¹taczka nie wype³ni³a swoich obowi¹z- wydawa³o co najmniej nieciekawie. Nigdy nie ków. Zajrza³em do jej kantorka. Siedzia³a na lubi³em alkoholików, a ci tutaj znów zaczêli krzeœle i p³aka³a. Tylko dlaczego? Chyba nie siê raczyæ jak¹œ pod³¹ namiastk¹ wódki. po mnie? A, faktycznie, przez moje odejœcie WyraŸnie mi siê to nie podoba³o. Gdzie by tu z ziemskiego pado³u sta³a siê bezrobotna. Ma siê udaæ? Tak naprawdê to nie bardzo chcia³o powód po p³aczu. A w pierwszej chwili mi siê nawiedzaæ dzia³kê, có¿ tam mog³o byæ pomyœla³em, ¿e mo¿e mnie lubi³a i dlatego ciekawego? Zaczê³o mnie to wszystko trochê p³acze. Ale ze mnie naiwniak. Nie, tu nie by³o nudziæ. Czy tak mia³a wygl¹daæ ca³a wie- miejsca do spokojnego przemyœlenia sytuacji. cznoœæ? Nie by³oby to zbyt zabawne... A mo¿e by tak na dzia³ce? Dzia³kê mam Zacz¹³em siê zastanawiaæ, co dalej. daleko za miastem, rzadko wprawdzie na niej Okaza³o siê to trudniejsze ni¿ do tej pory bywam i to przewa¿nie w wiêkszym towarzys- s¹dzi³em. Odkry³em doœæ szybko, ¿e w moim twie, ale teraz tam na pewno nikogo nie ma. stanie nie mo¿na spaæ, nie mo¿na z nikim Ale mo¿e najpierw zajrzê do kostnicy, czy nikt z ¿yj¹cych porozmawiaæ, tak naprawdê nie nie krzywdzi mojego kochanego cia³a? Jak mo¿na nic. Sam ju¿ nie wiedzia³em, czy pomyœla³em, tak i zrobi³em. jestem zadowolony, ¿e umar³em czy te¿ nie. Nie minê³a chwila, jak zacz¹³em patrzeæ W koñcu podj¹³em heroiczn¹ decyzjê i prze- spod mizernej ¿arówki na znane mi pomiesz- nios³em siê na dzia³kê. W naszym letnim domku czenie. Na obskurnym stole le¿a³a stara panowa³ niesamowity ba³agan. Wygl¹da³o na kobiecina, jakaœ taka drobniutka i pokurczona, to, ¿e w zimie ktoœ siê w³ama³ i wszystko a panowie zamaszyœcie obmywali j¹ zimn¹ przeszuka³. Po pod³odze saloniku przewraca³y wod¹. Chyba znów korzystali ze swoich kro- siê pot³uczone naczynia, wymiête ubrania, pelek uaktywniaj¹cych, bo ledwo trzymali siê jakieœ papiery. W k¹cie na stercie brudnej poœ- na nogach. W tym momencie zorientowa³em cieli odkry³em smacznie œpi¹cego, brudnego siê, ¿e mój film jest niemy. Widzia³em jak nieszczêœcie, mê¿czyznê. Zapewne bez- poruszaj¹ce siê usta, ale nic nie s³ysza³em. domny znalaz³ sobie sypialniê... Có¿, od Chcia³em dotkn¹æ uszu i... No tak, zapom- jesieni nikt nie zagl¹da³ na dzia³kê i taki efekt. nia³em, ¿e moje rêce, uszy i inne narz¹dy A tyle razy prosi³em! Ale kto mnie s³ucha?

18 Wszystkim w domu siê wydaje, ¿e s¹ m¹drzejsi nale¿a³em do tego œwiata. A do tamtego? ode mnie. Ja nie mia³em kiedy pojechaæ, ale Chyba jeszcze nie... Ciekawe, kiedy to nast¹pi. inni? I tak nic nie robi¹. Trzeba chyba zg³osiæ Mo¿e po pogrzebie? A mo¿e tak, jak na policjê, niech pojad¹ i aresztuj¹ tego wstrêt- powiadali starzy ludzie, miesi¹c po œmierci? nego brudasa. Przecie¿ zniszczy mi ca³y W³aœciwie ta wiedza do niczego nie by³a mi domek. W tym momencie dotar³o do mnie, ¿e potrzebna. Ot, tak jakoœ mi siê tylko to ju¿ nieistotne. I ¿e to nie ja bêdê za³atwia³ pomyœla³o. Kr¹¿y³em sobie powolutku, sprawê z bezdomnym. I ¿e to nie mój domek. spogl¹da³em na sielankow¹ atmosferê do Nic ju¿ nie nale¿a³o do mnie. I po co ja tak wczoraj mojej sypialni i zastanawia³em siê, co o wszystko zabiega³em? Ale¿ by³em g³upi! dalej z tak piêknie rozpoczêtym dniem. Nie Zostawi³em im wszystko, nic siê widocznie mia³em tak naprawdê ¿adnego pomys³u... nie da wzi¹æ na tê stronê. A moi znajomi nadal Nagle zwróci³ moj¹ uwagê jakiœ nerwowy siê tam mêcz¹ i garn¹ wszystko do siebie. Czy ruch. Kochankowie zaczêli siê jakoœ dziwnie nie da³oby siê ich jakoœ zawiadomiæ, ¿e to nie zachowywaæ, wygl¹da³o to, jakby siê ma sensu? Po co tak siê mêczyæ, rezygnowaæ pok³ócili. Faktycznie, chyba zasz³o jakieœ ze wszystkiego, skoro i tak trzeba ca³y nieporozumienie, bo mój przyjaciel w poœpie- dorobek materialny zostawiæ innym? chu opuœci³ pokój, a potem mieszkanie. Na kr¹¿eniu miêdzy mieszkaniem, dzia³k¹ W kilka minut póŸniej pojawi³y siê moje i kostnic¹ minê³a mi ca³a noc. Niczego córeczki. Najm³odsza strasznie blada przy tym w sumie nie wymyœli³em. Ranek powita³ mnie czarnym sweterku. Ale starsze niczego sobie. w okolicach aba¿uru w mojej sypialni. Moja Nawet im do twarzy w czerni - skonstato- ma³¿onka wsta³a bardzo wczeœnie, co nale- wa³em i uœmiechn¹³em siê pod nosem. No tak, ¿a³oby zaliczyæ do niespotykanych wydarzeñ. pod jakim nosem? Na dole odbywa³a siê jakaœ Jakoœ tak doœæ szybko przyszed³ do niej mój dyskusja, szkoda tylko, ¿e nie mia³em pojêcia, najserdeczniejszy przyjaciel. Kiedy popa- o czym rodzina rozmawia. To by³o dener- trzy³em na nich, zrozumia³em, ¿e ich kontakty wuj¹ce! Chyba najgorsze ze wszystkiego, nie od dziœ by³y du¿o bli¿sze ni¿ siê mo¿na czego doœwiadcza³em. Niby by³em wœród by³o spodziewaæ. Moja ¿ona i mój przyjaciel... nich, ale oni mnie nie widzieli, ja ich nie To by³o jak cios poni¿ej pasa. No nie, nie pasa, s³ysza³em... Poczu³em siê okropnie. Posta- bo przecie¿ mój pas i ca³a reszta by³a nieobec- nowi³em po raz kolejny zmieniæ miejsce poby- ne. A by³em tak pewien, ¿e nie mam rogów. tu. Wróci³em do kostnicy, ¿eby jeszcze raz Pewnie wszyscy wokó³ wiedzieli o sytuacji, przyjrzeæ siê temu, co jeszcze tak niedawno tylko nie ja. Sprawdzi³o siê znane powiedze- by³o mn¹. Le¿a³a sobie ta moja cielesna nie, ¿e najbardziej zainteresowany dowiaduje pow³oka w swojej szufladzie i czeka³a chyba siê najpóŸniej. No tak, teraz mieli wymarzon¹ na lepsze czasy. Wygl¹da³em tak samo, jak wolnoœæ. A ja naiwnie wierzy³em, ze moja wczeœniej, wcale siê nie zmienia³em. po³owica jest zmêczona ca³ym dniem drepta- A mówili, ¿e po œmierci cz³owiek m³odnieje. nia wokó³ spraw domowych i dlatego wie- Guzik prawda, widzia³em wszystkie zmarsz- czorem tak szybko zasypia i nie ma ochoty na czki na mojej twarzy, dodatkowy podbródek ma³¿eñskie powinnoœci. O œwiêta naiwnoœci! z trudem mieœci³ siê w ko³nierzyku koszuli, Czegó¿ to ja siê jeszcze teraz dowiem? a z³o¿one na piersiach rêce by³y pomarszczone Rozmawiali o czymœ, ale niestety niczego nie i jakieœ takie nieciekawe. Przez czas mojej s³ysza³em. Przegl¹dali papiery. Zajrza³em im nieobecnoœci nic nie przyby³o i nic nie uby³o. przez ramiê. A, tak, patrzyli ile to dostan¹ Jeszcze raz przenikn¹³em wzrokiem szuflady z ubezpieczenia, jak siê wzbogac¹ na mojej i stwierdzi³em, ¿e jednak coœ siê zmieni³o. Nie œmierci. Coraz dok³adniej rozumia³em, ¿e by³o dziecka. Pewno zosta³o dowiezione na by³em po prostu g³upi i utrzymywa³em nie cmentarz. Swoj¹ drog¹ ciekawe, jak bêdzie tylko w³asn¹ rodzinê, ale i osoby postronne. wygl¹da³ mój pogrzeb - pomyœla³em leniwie. Ale ju¿ nic nie mog³em zrobiæ, ju¿ nie Bo tak naprawdê to nie by³em a¿ tak mocno

Zofia Frydel-Koœmider

19 zainteresowany ca³¹ t¹ uroczystoœci¹. Có¿ widzia³, kto to mnie po¿egna³. Ale zabawnie mnie ona mog³a teraz obchodziæ? wygl¹dali! Podchodzili sztywno do moich Nadszed³ nareszcie ten dzieñ. Ju¿ od rana najbli¿szych i podawali d³onie w udawanym w moim domu gromadzili siê bli¿si i dalsi ¿alu. Doskonale wiedzia³em, ¿e moja œmieræ krewni. Wszyscy odpowiednio powa¿ni. No ich zupe³nie nie obesz³a. Ale wypada³o siê tak, mieli mnie przecie¿ pochowaæ. Jakoœ dzi- pokazaæ ¿ywym... Nie wiem, ile to trwa³o, ale wnie mi siê zrobi³o, niby ju¿ od kilku dni nie na szczêœcie ludzie zaczêli siê rozchodziæ. ¿y³em, ale co innego le¿eæ w szufladzie Pozostali w koñcu ci, którzy mnie ponoæ w pobliskim szpitalu, a co innego w grobie, kochali. Nie patrzyli jednak w zadumie na choæby najpiêkniejszym. Kr¹¿y³em sobie grób, jakby siê mo¿na by³o spodziewaæ, tylko miêdzy domem i kostnic¹. Patrzy³em, wyraŸnie siê o coœ k³ócili. Nareszcie i oni uœmiecha³em pod nosem, och, przepraszam, poszli. A ja zosta³em nad swym w³asnym jakoœ tak mi siê powiedzia³o. Nie mog³em pod grobem i mimo chêci nie by³em w stanie nosem, bo nos sobie spokojnie le¿a³ w szu- wynieœæ siê stamt¹d. Straci³em zdolnoœæ fladzie... No, po prostu siê uœmiecha³em i ju¿! przenoszenia siê, gdzie tylko mia³em ochotê. Moi znajomi alkoholicy wyci¹gnêli mnie Doszed³em do wniosku, ¿e teraz to ju¿ na z szuflady, upchnêli w sosnowe pude³ko, pewno pójdê do tego innego œwiata. wyrównali fa³dki i zakrêcili œruby. Pojecha- Mijaj¹ kolejne dni, ju¿ ponad tydzieñ od liœmy na cmentarz. By³o ca³kiem sympaty- pogrzebu, a ja ci¹gle tkwiê nad grobem. cznie, s³oneczko œwieci³o, ptaszki œpiewa³y. Szkoda, ¿e nikt mnie nie odwiedza, by³oby Niektórzy wyci¹gali chusteczki, przyk³adali weselej. Zacz¹³em odró¿niaæ dŸwiêki, powró- do suchych oczu. Znam to, znam, sam tak ci³a mi zdolnoœæ s³yszenia. S³yszê ptaszki, kiedyœ robi³em. Ksi¹dz coœ mówi³, pokropi³ czasem dolatuj¹ strzêpy rozmów ludzi trumnê wod¹, posypa³ ziemi¹. Czterej roœli odwiedzaj¹cych groby. A mnie nikt nie ch³opcy na trzy-cztery zsunêli trumnê odwiedza. Patrzê sobie na tê moj¹ doczesn¹ w wykopany otwór. Potem moja ma³¿onka pow³okê i sam nie wiem, co dalej. Czy mam tu udawa³a, ¿e chce siê rzuciæ za mn¹ do ziemi, tkwiæ a¿ do koñca œwiata, do S¹du ale nigdy nie by³a dobr¹ aktorka, wiêc zagra³a Ostatecznego? kiepsko. £opaty miga³y w rêkach grabarzy i w szybkim tempie nad moj¹ trumn¹ powsta³ wcale zgrabny pagórek. Zaraz wszyscy siê (I nagroda w Ogólnopolskim Konkursie Literackim rzucili do uk³adania wieñców i wi¹zanek im. Eugeniusza Paukszty pt. „Ma³e ojczyzny”, Kargowa artystycznie prostuj¹c szarfy, by ka¿dy 2006)

20 Zenon Musia³owski

Niemen czyta Norwida

Ukszta³towa³a nas kultura europejska, Wiersze Norwida towarzyszy³y Niemeno- to dziêki niej potrafimy kochaæ wiersze, wi niemal przez ca³¹ drogê artystyczn¹, by³y wracaæ do nich, rozmawiaæ z nimi. dla niego nieskoñczenie bogat¹ inspiracj¹. Dla wielu poezja wci¹¿ stanowi Ÿród³o Pocz¹wszy od pierwszej publicznej prezen- inspiracji, energii, a nawet ¿yciowej tacji „Bema pamiêci ¿a³obnego rapsodu” filozofii. w 1968 r., poprzez p³ytê „Idee Fixe” (1978), a na albumie „Spodchmurykapelusza” z 2001 Czes³aw Niemen koñcz¹c, widaæ wielki wp³yw poety nie tylko

Zenon Musia³owski

21 na dobór repertuaru, ale i na styl pisarski sun¹³ Niemenowi tomik mówi¹c: gdybyœ tak Niemena. Dlaczego? Niech odpowiedzi skrobn¹³ muzykê do wiersza Norwida „Bema udzieli sam artysta: pamiêci ¿a³obny rapsod”, to by³oby dopiero coœ! Ta rozmowa mia³a miejsce w ramach Norwid to jest w³aœciwie Ÿród³o. Źród³o wspólnego wyjazdu na trasê programu i pocz¹tek moich powa¿niejszych prób poetyc- „Zgaduj-Zgadula”. Niemen d³ugo rozwa¿a³ kich. Choæ, (…) nie obra¿ê siê jak ktoœ mnie ten projekt, zastanawia³ siê czy „wielka” poe- nazwie grafomanem. Od dzieciñstwa fascy- zja nadaje siê do estradowej prezentacji. nowa³em siê poezj¹. A Norwid nauczy³ mnie Konsultowa³ siê m.in. z Ew¹ Demarczyk nim rozró¿niania formy i syntetycznego rozumowa- ostatecznie podj¹³ siê tego zadania. No i zacz¹³ nia w budowaniu treœci. Norwid napisa³ próbowaæ. Najpierw - by wprowadziæ w³aœci- wprawdzie du¿o rozbudowanych poematów, ja wy nastrój - zaaran¿owa³ motyw na organach, jednak zawsze siêga³em do tych strof, które który powsta³ na trasie koncertowej, podczas by³y krótkie i zwiêz³e. To one, z uwagi na formê prób, prawdopodobnie w Kielcach, a potem i treœæ nadawa³y siê najbardziej do œpiewania. ju¿ ci¹g dalszy nast¹pi³ naturaln¹ kolej¹ Tu znalaz³em m¹droœæ i naukê bez koñczenia rzeczy. Koncertowa premiera „Rapsodu” filologii. Dalej studiujê tê poezjê. Norwid jest odby³a siê 20 grudnia 1968 r. w warszawskiej poet¹ zajmuj¹cym w moim ¿yciu miejsce Sali Kongresowej. To by³a sensacja! Idol szczególne. (…) Mam satysfakcjê, ¿e uda³o mi rzeszy m³odzie¿y sprawi³, ¿e tomiki wierszy siê w jakimœ sensie zaszczepiæ zainteresowanie Norwida masowo wykupowano z ksiêgarñ. t¹ poezj¹ jeszcze w czasach g³êbokiego PRL-u. Pó³tora roku póŸniej w wielu szko³ach na lek- cjach polskiego uczono siê wiersza Norwida (…) kiedyœ sam poeta w swojej twórczoœci z odtwarzanych p³yt. Niemen wprowadzi³ podnosi³ temat, ¿e póŸny wnuk odczyta jego modê na Norwida... pismo. Wspó³czeœni Norwidowi byli przyzwy- P³yta z 1968 r. „Niemen Enigmatic” by³a czajeni do poezji romantycznej, a on ju¿ by³ pierwsz¹, w której Niemen zawar³ wiersz postromantyczny. Jednak norwidowska publi- poety. Na nastêpnych p³ytach równie¿ znaj- cystyka i moralizatorstwo by³y niemi³e jego dowa³y siê wiersze jego poetyckiego guru, pokoleniu. I dalej nie s¹ mi³e dla ludzi, którzy jednak najbardziej Norwidowsk¹ p³yt¹ z moralnoœci¹ s¹ na bakier. Tak to wygl¹da. Niemena by³a nagrana w 1978 r „Idee Fixe”. Powiedzia³em wiêc, ¿e czujê siê tym póŸnym Tak¿e ostatni album „Spodchmurykapelusza” wnukiem, który odczyta³ pismo. Zarzucali mi z 2001 roku wskazuje przemo¿ny wp³yw wówczas ró¿ne rzeczy, ¿e szargam poezjê, Norwida na artystê ¿e w ogóle nie rozumiem, co œpiewam. To jest Z kolei na p³ycie „Aerolit” znalaz³y siê bardzo krzywdz¹ce i niesprawiedliwe, ponie- dwa wiersze Norwida: Pielgrzym i Daj mi wa¿ ¿adnego wiersza nie wybra³em przypad- wst¹¿kê b³êkitn¹. Jesieni¹ 1974 r., po kilku kowo (…). dniach prób, kr¹¿ek by³ gotowy. Album ten, Dlatego Norwid, poniewa¿ jego poezja dzisiaj wysoko ceniony przez kolekcjonerów, sta³a siê ponadczasowa. Ona jest aktualna wtedy z trudem przebija³ siê przez tenden- w³aœciwie do dziœ, bo porusza wiele aspektów cyjnie zatkane uszy recenzentów. Pochlebn¹ dotycz¹cych cz³owieczeñstwa, postêpowania i, recenzjê otrzyma³ dopiero w 2002 r., kiedy to wreszcie, spraw mentalnych... A przecie¿ Niemenowskie moogowanie w Pielgrzymie poeta tworzy³ w XIX wieku (…) Bardzo mi zafascynowa³o dwóch m³odych Anglików zale¿y na tym, by czytano go w Polsce, bo (The Chemical Brothers – „Come with us”). pomaga zrozumieæ i to, co siê u nas dzieje Sam Niemen pisze o tym wydarzeniu [wspó³czeœnie].” w ksi¹¿eczce do³¹czonej do boxu NIEMEN OD POCZ¥TKU II : A wszystko zaczê³o siê bardzo prozaicznie...... uœmia³em siê po otrzymaniu listu adre- Pewnego dnia Wojciech M³ynarski pod- sowanego do mnie i Cypriana Norwida, zanim

22 nie uzmys³owi³em sobie, ¿e ja wiem o poetach AERUMNARUM PLENUS angielskich niewiele wiêcej i czy ci najwiêksi BEMA PAMIÊCI ¯A£OBNY – RAPSOD jeszcze s¹ wœród ¿ywych... Tak, czy owak fakt CIEMNOŒÆ bez precedensu. Chemical Brothers umieœci³, CZY TEN PTAK KALA GNIAZDO, CO tak zwany loop mojej moogowej frazy, na swo- JE KALA jej p³ycie. DAJ MI WST¥¯KÊ B£ÊKITN¥ DO NAJŒWIÊTSZEJ MARII PANNY. W koñcowych s³owach opracowania napisa³: LITANIA ID¥CEJ KUPIÆ TALERZ PANI M Muszê powiedzieæ, ¿e mam jeszcze sporo ITALIAM! ITALIAM wierszy Norwida do zaœpiewania, które JESIEÑ czekaj¹ na swoj¹ kolej. Myœlê, ¿e jestem KLEOPATRA I CEZAR jeszcze winien poecie p³ytê pod tytu³em „Pieœñ LARWA od ziemi naszej” - bardzo aktualn¹, jak siê dziœ LAUR DOJRZA£Y okazuje. MARIONETKI MARMUR – BIA£Y Niestety œmieræ artysty nie pozwoli³a mu MI£OŒCI! W TOBIE JEDNEJ ODPO- zrealizowaæ tych planów i wspomniana p³yta CZNIENIE nie ukaza³a siê, podobnie jak wiele innych, MI£OŒÆ których materia³ muzyczny i tekstowy ju¿ MOJA OJCZYZNA przygotowa³. MOJA PIOSNKA [II] Poni¿ej sporz¹dzony zosta³ alfabetyczny MÓJ PSALM spis utworów Norwida, które Niemen wyko- PIELGRZYM rzystywa³ w swojej dzia³alnoœci artystycznej. PIEŒÑ OD ZIEMI NASZEJ Ich ostateczny kszta³t móg³ byæ zwi¹zany POSIEDZENIE z konkretnymi wydawnictwami tekstów PROMETHIDION Norwida, z których korzysta³ kompozytor. RZECZ O WLONOŒCI S£OWA Mimo wszystko, nierzadko poddawa³ orygi- SARIUSZ na³y ró¿nego rodzaju modyfikacjom. Czêstym SIEROCTWO zabiegiem by³a zamiana przyimków, powtó- SI£A ICH rzenia, skróty i zmiany deklinacyjne. Rzadziej VANITAS Niemen stosowa³ przestawienia szyku WIELKOŒÆ wyrazów lub sformu³owañ (np. Zapytaj), ZA P£OTEM a nawet ca³ych zwrotek (np. Pieœñ od Ziemi ZAPYTAJ Naszej). Dlatego za³o¿eniem moim by³o aby wier- sze przedstawiæ w kszta³cie zbli¿onym do prezentowanego przez kompozytora, jedynie Zacznijmy od pocz¹tku, czyli od „Bema z pominiêciem wielokrotnych powtórzeñ. pamiêci ¿a³obny-rapsod”.

Zenon Musia³owski

23 Cyprian Kamil Norwid

BEMA PAMIÊCI ¯A£OBNY-RAPSOD

...Iusiurandum patri datum usque ad hanc-diem ita servavi... Annibal I Czemu, Cieniu, odje¿d¿asz, rêce z³amawszy na pancerz, Przy pochodniach, co skrami graj¹ oko³o twych kolan? - Miecz wawrzynem zielony i gromnic p³akaniem dziœ polan; Rwie siê sokó³ i koñ twój podrywa stopê jak tancerz. - Wiej¹, wiej¹ proporce i zawiewaj¹ na siebie, Jak namioty ruchome wojsk koczuj¹cych po niebie. Tr¹by d³ugie we ³kaniu a¿ siê zanosz¹ i znaki Pok³aniaj¹ siê z góry opuszczonymi skrzyd³ami Jak w³óczniami przebite smoki, jaszczury i ptaki... Jako wiele pomys³ów, któreœ doœciga³ w³óczniami... II Id¹ panny ¿a³obne: jedne, podnosz¹c ramiona Ze snopami wonnymi, które wiatr w górze rozrywa, Drugie, w konchy zbieraj¹c ³zê, co siê z twarzy odrywa, Inne, drogi szukaj¹c, choæ przed wiekami zrobiona... Inne, t³uk¹c o ziemiê wielkie gliniane naczynia, Czego klekot w pêkaniu jeszcze smêtnoœci przyczynia. III Ch³opcy bij¹ w topory pob³êkitnia³e od nieba, W tarcze rude od œwiate³ bij¹ pacho³ki s³u¿ebne; Przeogromna chor¹giew, co siê wœród dymów koleba, W³óczni ostrzem o ³uki, rzek³byœ, oparta pod-niebne... IV Wchodz¹ w w¹wóz i ton¹... wychodz¹ w œwiat³o ksiê¿yca I czerniej¹ na niebie, a blask ich zimny omusn¹³, I po ostrzach, jak gwiazda spaœæ nie mog¹ca, przeœwieca, Chora³ ucich³ by³ nagle i znów jak fala wyplusn¹³... V Dalej - dalej - a¿ kiedyœ stoczyæ siê przyjdzie do grobu I czeluœcie zobaczym czarne, co czyha za drog¹, Które aby przesadziæ, Ludzkoœæ nie znajdzie sposobu, W³óczni¹ twego rumaka zeprzem jak star¹ ostrog¹... VI I powleczem korowód, smêc¹c ujête snem grody, W bramy bij¹c urnami, gwizdaj¹c w szczerby toporów, A¿ siê mury Jerycha porozwalaj¹ jak k³ody, Serca zmdla³e ocuc¹ - pleœñ z oczu zgarn¹ narody...... Dalej - dalej - -

24 Xenia Cosmann-Doer Xenia Cosmann-Doer

Mathilde möchte Historia adwentowa, etwas schenken, eine czyli prezent Adventsgeschichte od Matyldy

Der Schnee war naß. Mathilde legte den Kopf Œnieg by³ mokry. Matylda odchyli³a g³owê in den Nacken um ihn besser zu spüren und zu do ty³u, aby móc go lepiej widzieæ i czuæ. sehen. Große, weiche Flocken segelten langsam Du¿e miêkkie p³atki ¿eglowa³y powoli, pra- vor dem Nachmittagsgrau fast senkrecht, in immer wie poziomo przed nadci¹gaj¹cym zmierz- geringer werdenden Abständen herab. Auf den chem, odleg³oœci miedzy nimi stawa³y siê Wegen, auf den Beeten, auf den Bäumen und Zäunen lagen dicke, weiße Buckeldecken. Und die coraz mniejsze. Na drogach, grzêdach, Buckel wuchsen noch. Eine Blätterfaust voll drzewach i p³otach le¿a³y grube bia³e pierzyn- Schnee fiel mit Blatt und Stiel vom Kastanienbaum ki. I wci¹¿ ros³y. Nagle z kasztanowca spad³a auf Mathildes Kopf, den Zopf und in den offenen wraz z liœciem garœæ œniegu na g³owê Kragen. Aus weißem Gezweig spottete heiser ein Matyldy, na jej warkocz i za odchylony Rabenvogel, schwarz und nass… ko³nierz. Siedz¹cy na ga³¹zce zachrypniêty Weiß und leise war der Garten, auch von der gawron zaskrzecza³. Straße her war nichts zu hören. Ogród by³ cichy i bia³y, nie dochodzi³y tu Mathilde ging langsam zur Treppe. In ihren ¿adne odg³osy z ulicy. kalten Händen trug sie eine zerbrechliche Last, das Matylda wesz³a poma³u na schody. Herz aus Glas. Der Vogel flog mit schweren, schwarzen Schwingen vom Ast zum First. W zmarzniêtych rêkach nios³a kruchy ciê¿ar, Pechvogel, Pechvogel! serduszko ze szk³a. Ptak przeskakiwa³ ciê¿ko Als Mathilde klirrend fiel, war nicht der Vogel z ga³êzi na ga³¹Ÿ - Masz pecha, masz pecha! schuld. Unter dem Schnee war Eis von gestern. Matylda upad³a, rozleg³ siê brzêk. Nie by³a to Und das dünn geblasene Glas zerbrach im Karton: wina ptaka, pod œniegiem le¿a³ wczorajszy Scherben bringen Glück! lód. To cienkie, dmuchane szkie³ko w kar- Aber zuerst brachten sie Tranen. tonie pot³uk³o siê - pot³uczone szk³o przynosi „Scherben bringen Glück!” sagte auch die szczêœcie! Mutter. Sie knetete den Teig für die Pfefferkuchen. Ale najpierw przysz³y ³zy. Pot³uczone Mathilde bestreute die Kuchenbleche mit Mehl. szk³o przynosi szczêœcie - powiedzia³a mama, „Was schenke ich nun dem Vater zu Weihnachten?” Das war Mathildes Sorge. Das zagniataj¹c ciasto na pierniki. Matylda posy- Herz aus Glas war zerbrochen und der Vogel hatte pa³a blachê m¹k¹. Co dam teraz Tacie pod gespottet. Es war eine Saatkrähe, hatte die Mutter choinkê? – myœla³a. No tak, co teraz. erklärt. Serduszko rozbi³o siê i na dodatek ten ptak siê Eben pickte die Krähe mit ihrem großen grauen z niej naigrywa³. W³aœnie zastuka³ du¿ym, Schnabel an die gefrorenen Fensterscheiben. Aber szarym, dziobem w zamarzniête kwiaty na Eisblumen kann auch kein Rabenvogel pflücken. szybie. Ale tych kwiatów nawet ptak nie Das Herz aus Glas hatte Mathilde selbst potrafi³ zerwaæ. gemacht. Vor dem großen, heißen Ofen in der

Xenia Cosmann-Doer

25 Glasbläserwerkstatt hatte sie in die gläserne Flöte Serduszko ze szk³a zrobi³a Matylda geblasen. Am Ende, in der Form, hatte die Flöte w³asnorêcznie. W warsztacie hutniczym, golden geglüht. Und mit ein bißchen Hilfe vom stoj¹c przed gor¹cym piecem, dmuchaj¹c Meister war aus dem heißen Gold kühles, weißes w szklan¹ fajkê. Na koñcu w formie szk³o Glas geworden, ein Herz. Mathilde hatte es mit ¿arzy³o siê z³oto. I z… odrobin¹ pomocy Sternen bestückt, mit einer Schleife geschmückt und mit Seidenpapier umhüllt in den Karton majstra z gor¹cego z³ota wysz³o ch³odne, gesteckt. Zersplittert war es doch! bia³e szk³o w formie serca. Matylda przy- Ein zweites Mal würde sie nicht in der ozdobi³a je gwiazdkami i kokard¹, zawinê³a Glasbläserwerkstatt in eine Flöte blasen dürfen. w bibu³kê i w³o¿y³a do pude³eczka. Ale siê „Bitte doch noch einmal darum!” schlug die rozbi³o. Drugi raz w warsztacie na to samo ju¿ Mutter vor. „Nein!” Mathilde schüttelte den Kopf, jej nie pozwol¹. daß alle Locken flogen. Sie hatte Angst vor dem Poproœ ich jeszcze raz - poradzi³a mama. Spott der Meisterin. Die hatte so harte, schwarze Nie - Matylda potrz¹snê³a g³ow¹, a jej loczki Augen und so harte Worte. rozsypa³y siê. Ba³a siê naraziæ na drwiny ¿ony „Weihnachtszirkus!” hatte sie gesagt und majstra, mia³a takie zimne spojrzenie. Mathilde aus der Werkstatt scheuchen wollen. Der Meister hatte ihr die große Schürze umgebunden Istny cyrk z tym Bo¿ym Narodzeniem! - und seine Frau hinaus gewinkt. Er hatte Mathilde powiedzia³a do Matyldy i ju¿ wtedy chcia³a die Arbeit mit wenigen Worten und klaren Gesten przepêdziæ j¹ z warsztatu. Majster zawi¹za³ gezeigt. Dann hatte er gebrummt: „Nun du, ich jej du¿y fartuch i wyprosi³ ¿onê z warsztatu. hab’ zu tun !” Aber geholfen hatte er ihr doch... Potem burkn¹³ pod nosem - Mam du¿o robo- Vor dem Fenster fiel immer noch Schnee, fein- ty. Ale pomóg³ Matyldzie, to jasne… er jetzt und schneller. Za oknem pada³ œnieg, bardzo delikatnie Die Dunkelheit nahm zu und nur der Lichtstreif i szybko. By³o coraz ciemniej, i tylko ma³y aus dem schmalen Küchenfenster erhellte den promieñ œwiat³a z kuchni oœwietla³ ogród. Garten. „Schade, daß Schnee schmilzt,” dachte Szkoda, ¿e œnieg siê topi - pomyœla³a Matylda. Mathilde. Ein Weihnachtsgeschenk aus Schnee, duftig Prezent bo¿onarodzeniowy ze œniegu, und glitzernd, das wäre schön. Bewegen sollte es wspania³y i b³yszcz¹cy, to by³oby coœ. sich auch und klingen, wie eine Spieluhr. Musia³by siê poruszaæ i dzwoniæ jak graj¹cy Die Mutter lächelte zu Mathildes Gedanken: zegar. „Ein Geschenk wie ein Mama uœmiechnê³a siê jakby wiedzia³a glitzerndes Tanzlied ohne Worte wäre das. o czym myœli Matylda - Prezent jak po³ysku- Schenk’ deinem Vater doch ein Lied!” j¹ca piosenka do tañca, bez s³ów, to by³by „Aber Mutti, ich kann doch keine Lieder prezent dla twojego taty, sprezentuj mu machen!” empörte sich Mathilde über so viel piosenkê! Unverstand. Ale¿ mamusiu, ja nie umiem uk³adaæ „Aber eines aussuchen aus dem Weihnachtsliederbuch und es auf einer ganz piosenek - oburzy³a siê Matylda. kleinen Flöte spielen, das könntest du”, erklärte die Ale, mog³abyœ wyszukaæ jak¹œ kolêdê Mutter. i zagraæ j¹ na ma³ym flecie. To potrafisz - „Ist das ein Geschenk?” und „Was ist über- wyjaœni³a mama. haupt ein Geschenk?” Czy to jest prezent?A tak naprawdê co to fragte Mathilde. jest prezent? - zapyta³a Matylda. Myœla³y nad Lange dachten die Mutter und Mathilde über tym, rozmawia³y na przemian cicho i g³oœno. diese Frage nach.: Po jakimœ czasie Matylda dosz³a do wniosku, Doch, langsam, langsam begann Mathilde zu ¿e i muzyka mo¿e byæ prezentem. Mama begreifen, daß Musik ein Geschenk sein konnte. zaczê³a œpiewaæ, najpierw kolêdy, które Die Mutter fing an zu singen, erst die Weihnachtslieder, die Mathilde kannte, die sie Matylda zna³a i które mog³y œpiewaæ razem, mitsingen konnte, dann Lieder in einer fremden potem piosenki w jakimœ obcym jêzyku, Sprache, deren Weisen auf halben Silben in der którego melodie tañczy³y na po³ówkach Höhe tanzten, wie der Schnee vor dem Fenster. An g³osek i wznosi³y siê w górê jak œnieg za

26 diesem Abend fiel es Mathilde besonders schwer, oknem. Tego wieczoru ciê¿ko by³o Matyldzie ins Bett zu gehen und zu schlafen. iœæ spaæ… Hoch lag der Schnee vor dem Haus. Ganz zart Nazajutrz by³o du¿o œniegu. Tata oczyœci³ hellte der Himmel auf, ein türkisblaues Band über ganek ze œniegu. Matylda pobieg³a do szko³y. dem Wald. Eine Gasse hatte der Vater schon zum W szkole nie mia³a czasu, aby myœleæ o Bo- Gehen geschaufelt. In der Schule war erst recht keine Zeit für Weihnachtsgedanken. ¿ym Narodzeniu. Auf dem Heimweg, als das Licht schon wieder W drodze do domu, gdy ju¿ siê zmierzcha- abnahm, wartete Mathilde auf die Schneeflocken, ³o Matylda goni³a p³atki œniegu i œpiewa³a po und sang für sich im Schlendern leise cichu kolêdy. Gawron gdzieœ siê wypro- Weihnachtslieder. Der Rabenvogel hatte sich ver- wadzi³, wszystkie ptaki pochowa³y siê, ¿aden zogen, alle Vögel hatten sich verborgen, keiner nie fruwa³. Niebo pociemnia³o, przyby³o flog. Zwischen schmalen Wolkenfetzen kamen aus chmur i zacz¹³ padaæ œnieg. blauem Himmel herab die ersten Flöckchen. Hu, hu - zaœwista³ wiatr przy katedrze. „Huh!” fauchte der Wind um die Domvogtei. Matylda podbieg³a do bocznej nawy koœcio³a, Mathilde lief zum Seitenschiff, die Pforte war drzwi odmyka³y siê ciê¿ko. Przy organach schwer zu öffnen. An der Orgel saß der junge Pastor. Nach kurzem siedzia³ m³ody pastor. Po ma³ym wstêpie Gruß ließ er die Orgel jubilieren, laut und hoch. Es zagra³ g³oœno i uroczyœcie. To brzmia³o jak klang wie Schwalbengezwitscher zwischen den œwiergot jaskó³ek miedzy g³êbokimi tonami tiefen Atemzügen der komplizierten Melodie. skomplikowanej melodii. Sie wartete die musikalische Paus ab. Es war Matylda podesz³a ca³kiem blisko. ganz einfach zu bitten, vielleicht jedoch nicht ganz Poczeka³a do przerwy. Nie by³o ³atwo zapy- einfach zu machen, denn der Pastor krauste auch taæ. Pastor zmarszczy³ czo³o, to nie by³o takie die Stirn. Mathilde wollte die Melodie mit dem proste. Matylda poprosi³a o melodiê ze œwier- Schwalbengezwitscher für ihre kleine Flöte haben. gotem jaskó³ek na swój flet. Pastor Der Pastor begleitete Mathilde nach Hause. odprowadzi³ Matyldê do domu. Po drodze Unterwegs erzählte Mathilde, was sie über ein Geschenk dachte: „Es muß selbst gemacht sein, mówi³a o tym, co myœli o prezentach - Prezent weißt du. Man muß sich sehr viel Mühe geben. musi byæ zrobiony samodzielnie, trzeba siê Und einfach soll es auch nicht sein und nicht so bardzo staraæ. To nie mo¿e byæ byle co, takie schnell, husch, husch...” szast, prast. Ein Windstoß nahm ihr den Atem. Der Pastor Podmuch wiatru zapar³ jej dech. Pastor wickelte seinen Schal um Mund und Nase, also mia³ twarz zas³oniêt¹ szalem. Matylda chcia³a konnte er nicht antworten. Mathilde hätte gern zapytaæ sk¹d ten wiatr. Nie da³o siê. Musia³a gefragt, wo der Wind herkommt. Das ging nicht. mocno pochyliæ g³owê, aby broniæ siê przed Sie mußte tief den Kopf beugen und sich gegen den œnie¿yc¹. Na myœl przysz³y jej piszcza³ki Schneesturm stemmen. Dabei fiel ihr die brausende organowe, brzmi¹ce tak jak ta œnie¿yca. Orgel ein, volltönend wie der Sturmwind. Mutti war aber froh, daß ihre Mathilde heil Mama by³a szczêœliwa, ¿e wróci³a ca³a do nach Hause kam! Sie redete schnell und aufgeregt, domu! Matylda nie da³a nikomu dojœæ do ließ keinen zu Wort kommen. Heißer Tee beruhigte s³owa, mówi³a prêdko i z przejêciem. und wärmte. Uspokoi³a j¹ dopiero ciep³a herbata. Leise wie ein Kätzchen schlich Mathilde aus Po cichu, jak ma³y kotek, wysz³a z ciep³ej der warmen Küche in Vaters Arbeitszimmer und kuchni do pokoju taty i wziê³a stamt¹d papier mauste sich einen Bogen Notenpapier. Aus ihrer nutowy. Ze swojego piórnika wydoby³a Federtasche kramte sie einen Bleistift und einen o³ówek i temperówkê. Proszê - powiedzia³a Spitzer. i podsuwaj¹c obok puszki z ciastkami papier „Bitte”, sagte Mathilde und schob neben die w liniê - Napisz mi proszê te jaskó³cze œpiewy! Keksbüchse das linierte Papier, „bitte schreibe mir den Jubel mit dem Zwitscherchen auf! Noten lesen Ja ju¿ umiem czytaæ nuty, proszê! kann ich schon. Bitte!” Mama by³a trochê zbita z tropu, ¿e Matyl- Die Mutter war ein bißchen verlegen, daß da tak siê spoufala. Pastor zapyta³ o fortepian Mathilde so vertraulich tat. i zabra³ siê do pracy. Szuka³ dŸwiêków na

Xenia Cosmann-Doer

27 Der Pastor bat nur darum, das Klavier benutzen klawiaturze. To nie by³o proste przenieœæ zu dürfen, dann machte er sich schon an die Arbeit. melodiê na ma³y flet. Ze œwiergotu wysz³y trele. Er suchte sich auf dem Klavier die Töne zusam- Wiesz ju¿ o co chodzi, Matyldo? – zapyta³. men. Ganz einfach war das nicht, die Töne so ein- Myœlê, ¿e tak! – odrzek³a. fach wie möglich zu setzen für eine kleine Flöte, Kiedy wszystkie nuty znalaz³y siê na für einen kleinen Jubel. Aus den Zwitscherchen wurden Triller für die Flöte. „Kannst Du das schon papierze, pastor odegra³ je obiema rêkoma. Mathilde?” „Ja, ich glaub’ ganz gut!” Matylda by³a trochê zdziwiona. Brzmia³o to Als die Noten ordentlich auf dem Papier piêknie, ale to by³o coœ wiêcej ni¿ tylko standen, spielte sie der Pastor vom Blatt ab, mit zwyk³a melodia. Pastor ostro¿nie wyj¹³ flet beiden Händen spielte er. Mathilde war etwas ver- z zaciœniêtych palców Matyldy. Zagra³ wirrt. Das klang zwar schöner als vorher, aber es melodiê na flecie raz i drugi, ze wszystkimi war so viel mehr als eine einfache Melodie. trelami. Potem Matylda przeæwiczy³a pier- Vorsichtig nahm der Pastor die kleine Flöte aus wsz¹ linijkê, nie by³o tam jeszcze ¿adnych Mathildes verkrampften Fingern. Er spielte einmal treli. O tak, potrafiê wszystko zagraæ! - und noch einmal mit allen Trillern die promienia³a Matylda. Mama ukradkiem spoj- Jubelmelodie auf Mathildes Flöte. Dann übte Mathilde die erste Zeile, die hatte noch keinen rza³a na papier i te¿ tak myœla³a. Matylda Triller. „Ja, das kann ich lesen, das kann ich zusam- podziêkowa³a pastorowi. W pracowni by³o menkriegen!” strahlte sie. Die Mutter linste vor- ch³odno. Klawisze fortepianu przykryto sichtig auf das Papier. Sie glaubte es auch. suknem, a pastor da³ siê namówiæ na jeszcze Mathilde bedankte sich ausführlich. Das jedn¹ fili¿ankê herbaty. Gdy wyszed³ i znikn¹³ Arbeitszimmer war kühl. Das Klavier bekam eine w œnie¿ycy Matylda chcia³a natychmiast Decke auf die Tasten, und der Pastor bekam noch æwiczyæ. No, ale do odrobienia by³y jeszcze eine Tasse Tee. Als er wieder im Sturm ver- zadania domowe. Pomo¿esz mi mamusiu jak schwunden war, wollte Mathilde gleich auf der nie dam sobie rady? - zapyta³a trochê Flöte üben. Aber da gab es noch Hausaufgaben. niepewnie Matylda. „Hilfst du mir, Mutti, wenn ich nicht weiter kann?” fragte Mathilde etwas ungenau. Ale¿ tak, mama pomog³a przy pisaniu, Aber ja, die Mutter half beim Schreiben, beim rachunkach, czytaniu a¿ wreszcie mo¿na by³o Rechnen, beim Lesen, half bis der Schulranzen spakowaæ tornister. Nuty le¿a³y na stole endlich zugesperrt worden war. w kuchni. Matylda przesunê³a wieniec Das Notenpapier lag auf dem Küchentisch. adwentowy bli¿ej okna. Chcia³a widzieæ na Mathilde schob den Adventskranz näher zum szybie odbicie œwiec na tle tañcz¹cych Fenster. Sie wollte Kerzenschimmer und p³atków œniegu za oknem. Zaczê³a graæ. Nie Schneewirbel in den Fensterscheiben sehen und by³o to wcale takie trudne, jak jej siê to dann ganz flott spielen. Es war gar nicht so przedtem wydawa³o. I nagle - Och, mamusiu schwierig, wie sie gedacht hatte. Und plötzlich: ty œpiewasz o wiele piêkniej ni¿ ja gram! „Oh, Mutti, du klingst ja noch viel schöner, als die Flöte! Jeszcze raz , razem! Noch mal Mutti, noch mal zusammen!” Mama œpiewa³a kolêdê, Matylda akom- „Stimmet voll Jauchzen und Fröhlichkeit an...” paniowa³a jej na flecie. sang die Mutter, und Mathildes Flöte jubilierte. t³umaczenie Barbara Krzeszewska-Zmyœlony

28 Mateusz Marczewski

Drabina dwóch Jakubów (fragment opowiadania)

Moja babka zwykle dawa³a sobie radê sama i nawet kiedy w ogrodzie grusza zaczê³a chyliæ siê ze staroœci i tym samym zagra¿aæ tak samo starej i chyl¹cej siê altanie, oznajmi³a, ¿e ju¿ jest wszystko za³atwione i pan Piekarski - rencista, za dwadzieœcia z³otych zetnie drzewo w któreœ wolne popo³udnie. Antoni Piekarski jednak, jad¹c rowerem na grób ¿ony przewróci³ siê przy podje¿d¿aniu na krawê¿nik i upadaj¹c z³ama³ rêkê. Ludzie pomogli mu wstaæ, po dwudziestu mi- nutach podjecha³o pogotowie, wziêli go na nosze, jakaœ ¿yczliwa d³oñ w³o¿y³a do ambulansu siatkê ze zbitym zniczem i tym co zosta³o z nie otwartej jeszcze æwiartki wódki: kawa³kami szk³a trzymaj¹cymi siê kurczowo etykiety. Posz³o potem po Wschowie, co potwierdzili ci, którzy na cmentarzu przyuwa¿yli Piekarskiego, ¿e popija i to zdrowo na tym cmentarzu. Popija i pali znicze. Poprosi³a wiêc mnie babka telefonicznie, ¿ebym œci¹³ gruszê w jej ogrodzie, bo Piekarski przy- najmniej przez dwa miesi¹ce, o ile jeszcze kiedykolwiek, siekiery w rêce nie bêdzie móg³ trzymaæ a zima tu¿ tu¿. I ja to œciêcie gruszy od razu odebra³em jako coœ wiêcej ni¿ tylko œciêcie gruszy. Bo babka rzadko prosi³a o pomoc. Prawie nigdy. Na przyk³ad po pogrzebie swojego mê¿a a mojego dziadka w roku 1989 - cz³owieka niezwykle spokojnego, bêd¹cego zawsze trochê na uboczu, zaprosi³a ludzi na stypê, posadzi³a przy stole a sama posz³a do kuchni. I tam jak zwykle szybka, przygotowywa³a poczêstunek i tylko co pewien czas z³amana szlochem przystawa³a tr¹c zaczerwienione oczy i p³aka³a. I p³acz¹c miesza³a w garnkach czarn¹ warz¹chwi¹ pociemnia³¹ od wieloletniego u¿ycia. W pi¹tek skoñczy³em wiêc pracê wczeœniej i pojecha³em do Wschowy, ale drzwi mieszkania babki zasta³em zamkniête. W drzwiach, w szparze na listy, przez któr¹ mo¿na by³o wrzuciæ na pod³ogê mieszkania nawet œredniej wielkoœci ksi¹¿kê, wsuniêta by³a zrolowana kartka papieru. Babka w ostatniej chwili zdecydowa³a siê jechaæ do mojej ciotki do G³ogowa i wróciæ w sobotnie popo³udnie. Klucz od mieszkania by³ w skrytce „tam gdzie zawsze” jak pisa³a i zszed³em do piwnicy, bo skrytk¹ by³a ruchoma ceg³a tu¿ ko³o drzwi do naszej czêœci. W mieszkaniu na stole kuchennym, na plastikowej serwecie w kratkê, jak w jakiejœ harcerskiej grze w podchody, znalaz³em kolejn¹ kartkê. Tutaj babka zdradza³a szczegó³y planowanej akcji. Siekiera wisi przy wêglu w piwnicy, pi³a stoi oparta o œcianê, a klucz od dzia³ki ma nadal Piekarski, bo od czasu wypadku babka nie zd¹¿y³a go od niego odebraæ. Napisa³a tylko, ¿e „Piekarski miesz- ka na WoŸniczej w drugiej kamienicy od Leszczyñskiej, nie wiem który numer, ale zapytaj s¹siadów bo wszyscy go tam znaj¹”. Z góry ju¿ by³o ustalone, ¿e œci¹æ gruszê pomo¿e mi Anek. Brat mojego ojca, na którego mówiliœmy Anek, kiedyœ grywa³ w kosza i kocha³y siê w nim wszystkie dziewczyny. Z jedn¹ z nich siê o¿eni³ i przeniós³ na Wybrze¿e, do Tczewa. Pracowa³ w stoczni. Nigdy siê nie dowiedzia³em co dok³adnie robi, ale z jego opowieœci rysowa³ mi siê obraz jakiegoœ nadludzkiego wysi³ku. Jestem niemal pewien, ¿e ka¿dego dnia œwitem przebiera³ siê w zak³adowej szatni i chowa³ w metalowej szafce swoj¹ raportówkê ze œniadaniem zawiniê-

Mateusz Marczewski

29 tym w pergamin. Potem wchodzi³ z automatem do nitowania miêdzy ¿ebra statku, wpe³za³ w jakieœ ciemne i p³askie powierzchnie pachn¹ce smarem, czo³ga³ siê na najni¿sze pok³ady - tam, gdzie w przysz³oœci bêdzie p³ywa³ szlam gêsty od smarów i brudu sp³ywaj¹cych z ca³ego okrêtu. I tam rozdziela³ g³uchymi strza³ami komuniê wiecznego zwi¹zania. Czasem jednak pojawia³ siê na zewn¹trz, wychodzi³ na œwiat³o dzienne jak Jonasz wyrzygany z brzucha wieloryba i stawa³ przed nami z torb¹ na ramieniu i w czapce leninówce. I kiedy ze szklistymi oczyma ca³owa³ babkê w oba policzki, ona g³aska³a go po powiêkszaj¹cej siê ka¿dego roku ³ysinie i widzieliœmy, ¿e ten doskona³y gracz w kosza, namiêtny podrywacz o plecach i ramionach obroœniêtych tak gêstymi i lœni¹co czarnymi w³osami, ¿e mog³yby nale¿eæ do ma³py, z roku na rok starzeje siê coraz bardziej. Ale œmiaæ siê wci¹¿ potrafi³. Ilekroæ na Wszystkich Œwiêtych szliœmy ca³¹ rodzin¹ na grób dziadka, zamieraliœmy w oczekiwaniu na wejœcie Maryny - faceta, który przychodzi³ na s¹siedni grób. W zasadzie nic w nim nie by³o szczególnego. Mo¿e mia³ jedynie doœæ mocno wyprofilowane czo³o, pod którym osadzone by³y, pod okapem brwi, poczciwie patrz¹ce oczy. Kiedyœ Anek powiedzia³ jednak, ¿e la³ Marynê w dzieciñstwie i od tego czasu kiedy, tylko ten pojawia³ siê na koñcu cmentarnej œcie¿ki w towarzystwie ¿ony, trzêœliœmy siê ze œmiechu, a najbardziej z nas œmia³ siê Anek. Staraliœmy siê uspokoiæ, ws³uchaæ w chrobot g³oœników wisz¹cych na drzewach, z których wydobywa³ siê niezrozumia³y g³os ksiêdza, ale kiedy tylko nasze spojrzenia siê krzy¿owa³y, przychodzi³ kolejny histeryczny napad. A babka nieœwiadoma tego co siê dzieje za jej plecami albo zupe³nie tym nie zainteresowana z przechylon¹ g³ow¹ patrzy³a w ziemiê s³uchaj¹c mszy. Anek przyjechaæ mia³ tym o szesnastej piêæ. Poszed³em wiêc na dworzec kolejowy i przyszed³em o dwadzieœcia minut za szybko. Oprócz mnie przed budynkiem stacji by³ jedynie taksówkarz. Z g³ow¹ zwrócon¹ ku s³oñcu, z zamkniêtymi oczyma pali³ papierosa. Chodzi³em po brukowanym placu, z jednego koñca na drugi i przypomina³em sobie te wszystkie przyjazdy i odjazdy z tych przyd³ugawych jak na tak¹ mieœcinê peronów. Nas³uchiwa³em komunikatów za- wiadowcy stacji, w koñcu usiad³em na ³awce i zacz¹³em z nudów przygl¹daæ siê czubkom strzelistych topól, które ros³y wzd³u¿ torów. Potem obserwowa³em minutow¹ wskazówkê zegara umieszczonego na szczycie budynku. Im d³u¿ej na ni¹ patrzy³em, tym bardziej wydawa³o mi siê, ¿e ta wskazówka zwalnia i im bardziej czeka³em a¿ dotrze do szesnastej piêæ, tym bardziej by³em pewien ¿e wskazówka zwalnia, jakby jej intencj¹ by³o tu¿ przed przyjazdem poci¹gu zatrzymaæ siê, zamrzeæ i uwiêziæ mnie na tym brukowanym placu z sennym taksówkarzem, uwiêziæ w tych okolicznoœciach pozornie przypadkowych, bo nie by³y one wcale dla mnie takie przypadkowe, jeœli miejsce to, plac przed dworcem, by³o miejscem spotkania z tym z czego siê wywodzi³em. Przyje¿d¿a³em przecie¿ setki razy do babki i w³aœnie tutaj siê spotykaliœmy. Nigdy we Wschowie nie mieszka³em, bardziej tu bywa³em, bardziej zag³êbia³em siê w niej czasami ani¿eli ¿y³em, a ka¿de takie zag³êbienie, ka¿dy pobyt tutaj, by³ wizyt¹ w czasach, które by³y o wiele dalej odsuniête w przesz³oœæ ani¿eli nawet moje narodziny. Jakbym siêga³ za siebie, jakbym spêtany by³ jakimœ zabobonem i przes¹dem z czasami, w których mojego ojca i matkê k¹pano w metalowych miskach stoj¹cych na sto³ach a potem owijano ich kilkumiesiêczne cia³a kawa³kami bia³ych pieluszek. Albo i nawet z wczeœniejszymi wydarzeniami coœ mnie wi¹za³o, z³¹czony jakimœ porozumieniem by³em bowiem nawet z faktem, ¿e na Wschowê mówi³o siê kiedyœ, kiedy by³a miastem nale¿¹cym do Niemiec, Fraustad. A mo¿e mia³o w³aœnie tak siê staæ, ¿e tak w³aœnie zwi¹zany z przesz³oœci¹ jak pies ze smycz¹ pozostanê tutaj, na dworcu kolejowym we Wschowie, w ciszy i ciep³ym s³oñcu paŸdziernikowym uwiêziony gdzieœ pomiêdzy szesnast¹ cztery a szes- nast¹ piêæ na zawsze? Jakby ju¿ nic wiêcej nie mia³o siê wydarzyæ, jakby miasto czuj¹c, ¿e to jedna z ostatnich wizyt moich tutaj, bo przyje¿d¿a³em coraz rzadziej do babki, chcia³o mnie zamkn¹æ w sobie. Zamkn¹æ, bym dalej ju¿ nie powo³ywa³ do ¿ycia nowych zdarzeñ, nie wy- twarza³ zbêdnej przysz³oœci bo i po co, jeœli wszystko, co wydarzy³o siê cennego w moim ¿yciu wydarzy³o siê paradoksalnie przed moim narodzeniem i we wczesnych latach mojego dzieciñstwa, w³aœnie w tym mieœcie. Nagle jednak wszystko o¿y³o. Na placu pojawi³o siê kilku pospiesznych podró¿nych, którzy nadeszli od strony miasta i zaraz znikli za ciê¿kimi drzwiami z napisem „Kasy biletowe”.

30 Taksówkarz zdepta³ niedopa³ek i zacz¹³ spacerowaæ wolnym krokiem wzd³u¿ budynku stacji, a zza drzwi z napisem „Zawiadowca. Wstêp wzbroniony” wysz³a leniwie dró¿niczka wyrwana z letargu, który trwa³ od odjazdu poprzedniego poci¹gu i trzymaj¹c w d³oni zielony kolejowy lizak posz³a w stronê peronu. Poci¹g nadjecha³ i Anek znów troszkê starszy pojawi³ siê nagle w swojej leninówce z oczyma œmiej¹cymi siê, jakby powtarza³ w g³owie pytanie „a Marynê pamiêtasz?” - Milimetr! – mówi³ tak zawsze do mnie z racji mojego wzrostu - Milimetr, ale ty jesteœ wyso- ki, kurka ch³opie ty w kosza powinieneœ graæ. - E, gra³em kiedyœ, teraz jakoœ czasu nie mam- ja mu odpowiadam bo jakoœ za bieganiem po sali gimnastycznej nie przepadam a poza tym Anek tak zawsze ze mn¹ zaczyna³ spotkanie: od Milimetra i kosza. - Milimetr! – on mi na to tym swoim g³osem g³êbokim i ciemnym jak w³osy na plecach - sport trzeba uprawiaæ, ¿eby zdrowie by³o – i wali mnie w ramiê piêœci¹ po przyjacielsku, jakby chcia³ pokazaæ, ¿e w¹tpliwej figury jestem i œmieje siê, a ja przez kurtkê czujê jak w moje ramiê wbija siê nit za nitem. A takie te jego rêce silne, ¿e tylko uœmiecham siê i nic nie mówiê. - To przynajmniej dla sportu drzewko zetniemy, co? - No zetniemy... – mówiê i nie dodajê wujku, bo sami jesteœmy we Wschowie, nawet babki nie ma i razem drzewo bêdziemy ci¹æ, to co mu bêdê mówi³. - A kiedy wypijemy? Przed czy po robocie? - on pyta jakby czuj¹c, ¿e porzuci³em jakoœ i dla niego na szczêœcie wujka i bratanka i œmieje siê g³oœno i znów wali mnie w ramiê, a ja nie mogê siê cofn¹æ i coraz bardziej mi siê to podoba, ¿e on mnie jak kumpla traktuje choæ starszy od mojego ojca jest. I obaj œmiejemy siê bo ju¿ lody pop³ynê³y i zawi¹za³a siê sztama, a ja czujê jak nad Wschow¹ wyrastaj¹ ¿elazne ¿urawie stoczniowe t³uste od smarów i powoli poruszaj¹ swoimi ciê¿kimi kad³ubami z jêkiem, który przejmuje a¿ do koœci. A w szatni, której jeszcze przed chwilk¹ nie by³o, stoj¹ nasze szafki - Anka i moja. I te szafki weso³o poklapuj¹ metalowymi drzwiami i w ka¿dej szafce go³a baba na drzwiach jest przyklejona i mocne piwka stoj¹ przykryte robotniczymi rzeczami. A ponad miastem, ponad dachami z brunatnej niemieckiej dachówki, ponad topolami wysokimi jak, przysiêgam, pionowe elementy konstrukcji noœnej statku, niesie siê g³êboki i spokojny bas okrêtowej syreny. I uœmiechaj¹c siê czekamy ramiê w ramiê a¿ poci¹g odjedzie i bêdziemy mogli przejœæ przez tory. Uœmiechamy siê obaj bo i on s³ysza³ tê syrenê, ale dla niego brzmia³a ona po prostu jak uderzenie dzwonu z farnej wie¿y na kwadrans po czwartej i on w tym dzwonie us³ysza³ o wiele wiêcej ni¿ móg³ powiedzieæ ten dzwon mi, bo ja ten dzwon s³ysza³em wiele razy w ¿yciu, ale on s³ysza³ go kiedyœ ka¿dego dnia i dlatego siê uœmiecha³, bo tylko tyle móg³ zrobiæ stoj¹c twarz¹ w twarz ze swoj¹ m³odoœci¹. Poci¹g ruszy³ i ludzie w oknach patrzyli jak siê oddalamy. My staliœmy twarz¹ w twarz z uli- cami, które i dla niego i dla mnie zwyk³ymi ulicami nie by³y, a dla nich te ulice, te domy, ta sta- cja nawet, by³y jak¹œ kolejn¹ mieœcin¹ pomiêdzy Lesznem a G³ogowem, która wyrwa³a ich z drzemki w dzwonie kurtki wisz¹cej na wieszaku. By³y jak¹œ mieœcin¹, która podró¿nym wydawa³a siê jedynie farn¹ wie¿¹ widoczn¹ z daleka, wystaj¹c¹ ponad polami Wielkopolski i równie wysokim kominem wschowskiej cukrowni. I nie by³o dla nich nic wiêcej poza ten komin i farn¹ wie¿ê i dlatego patrzyli na nas w takim milczeniu i niezainteresowaniu. Bo nic do tego miasta nie czuli, kiedy my w przeciwieñstwie do nich obaj czuliœmy wiele. A kiedy poci¹g oddali³ siê na bezpieczn¹ odleg³oœæ, przezorny zawiadowca podniós³ ramiê szlabanu i nasze kroki zadud- ni³y na czarnych od przeje¿d¿aj¹cych poci¹gów deskach. Szliœmy Dworcow¹ pomiêdzy szpalerem kasztanów. Taksówkarz, który sta³ na placu dzisiaj nie mia³ szczêœcia. Dogoni³ wiêc nas i nie wysiadaj¹c z samochodu zapyta³ czy podwieŸæ. Podziêkowaliœmy, a on od razu przyspieszy³ i popêdzi³ w kierunku centrum miasta z szaleñczym turkotem kó³ na kocich ³bach. - G³adysz. Chyba Janek. Tak. Janek G³adysz. Chodzi³em z jego bratem do ogólniaka powiedzia³ Anek i dalej ju¿ szliœmy i nic nie mówiliœmy.

(cd. nast¹pi)

Mateusz Marczewski

31 Michael Andreas Peters

Traumgesichte Twarze snu

Zur Nacht hat mich ein Nix begehrt, Noc¹ wodnik mnie po¿¹da³, er nahte sich mit Prangen. zbli¿y³ siê z pomp¹. Sein Schimmel strahlte mondbewehrt Jego siwosz jaœnia³ ksiê¿ycem im Troß und Feen sangen w uprzê¿y a wró¿ki œpiewa³y.

Ein Hahn voraus, ganz ungeniert. Kogut na czele, bez krzty ¿enady. Gefolge trat zur Seite. Œwita odst¹pi³a na stronê. Die Lippen waren unrasiert. Usta by³y nieogolone. Gewand enthüllt durch Weite. Szata szeroko odkryta.

Er naht auf Schwestern, unbehaart Zbli¿a siê na siostrach, bezw³ose ihr Haupt mit Rosenwangen, ich g³owy, policzki ró¿owe, ein Zwilling, siamesenart, bliŸniê, niby syjamskie, des’ schmale Hüften schwangen. którego w¹skie biodra siê ko³ysa³y.

Grün-silber-blauer Schuppen deckt Zielono-srebrno-niebieski cieñ pokrywa den Arm und Rippenbogen. ramiê i ³uk ¿ebrowy. Vom Nabel Echslein aufgeschreckt, Jaszczurka pêpkiem przestraszona, hat sich zurückgezogen. zniknê³a w ukryciu.

Von Haupt bis Fuß, in weitem Schwall Od stóp do g³ów szerokim potokiem ergiest des Haares Seide, wytryska jedwab w³osów, Kaskaden, Strudel überall, kaskady, wiry wszêdzie, entbehrt jeglich’ Geschmeide. zbytkiem wszelki klejnot.

Im Mondschein schwach auf W ksiê¿yca s³abym przez chmur pianê Wolkenschaum blasku manch’ Welle uns gestreichelt. czasem musnê³a nas fala. Wie Rittersporn, nur weiß im Traum, Niczym ostró¿ka, choæ bia³a we œnie, hat Tau uns kühl umschmeichelt otuli³a nas ch³odem rosa.

August 1999 sierpieñ 1999

Przek³ad Krzysztof Olszanowski

32 Michael Andreas Peters

Gebet in Waffen Modlitwa w orê¿u

Ein Freund hat mir den Krieg erklärt, Przyjaciel wydeklarowa³ mi wojnê, sein Instrument die Trommel, jego instrumentem bêben, die Glocke war altarbewehrt, dzwon uœwiêcony byt o³tarzem, Musik erscholl, nicht Rommel. rozbrzmia³a muzyka - nie Rommel.

Die Rede war in manchem Reim, Mowa mia³a niekiedy rym, voll Rassein, Donner, Schlagen. pe³na grzechotu, grzmotu, walenia. Lügt Friede mir? Sie kehrn nicht heim! Wk³amuje mi pokój? Nie powracaj¹ do domu! Macht Herz und Atem jagen. Przez co serce me i oddech goni¹.

Wie Flammen rot erstrahlt ihr Kleid, Niczym p³omienie czerwono jaœnieje jej suknia, las Worte mancher Zunge, czyta³a s³owa niektórych jêzyków, mal sanft, mal laut, gebeugt wie Leid, to miêkko, to g³oœno, to niczym skulone erstirbt nach herem Schwunge. w bólu, a¿ zamar³a w wielkim geœcie. Schriest Frieden, Zeit flog weit, ich fror, geschärft warn die Granaten, Krzycza³aœ o pokój, czas siê rozpoœciera³, Ein Milchtopf aus Kartuschenrohr, marzn¹³em, nährt Kindheit wie Penaten. odbezpieczone by³y granaty, kanka z ³uski, Bitt’ Frieden! Du, mit Paukenschlag, ¿ywi dzieciñstwo niczym penaten. lausch’ wach dem falschen Sänger, Sie reiten noch so manchen Tag, O pokój proœ! ty - uderzeniem w kocio³, durch vieler Herren Länder. przys³uchuj siê czujnie fa³szywemu œpiewakowi, Wenn Feind und Götter aufgehängt, nie jeden dzieñ jeszcze przecwa³uj¹, ist Frieden sehr verletzlich. przez wiele krajów. Drum singt und tanzt, vergeßt nicht, denkt! Kein Leben ist unendlich! Gdy wrogowie i bogowie powieszeni, pokój jest bardzo kruchy. Tañczcie i œpiewajcie wiêc, nie zapomnijcie, myœlcie! Nie ma ¿ycia w nieskoñczonoœæ!

Przek³ad Krzysztof Olszanowski

33 Czes³aw Sobkowiak

Gdy odlatuj¹ jaskó³ki

Czytelnik z Zag³êbia Rury woln¹ od wszelkich gwa³townoœci porê roku, w której niewys³owiona cisza i jej mgliste, Oto dowiadujê siê rzeczy niebywa³ej, pan snuj¹ce siê przy ziemi pasma, zawieraj¹ Henryk, czyli tytu³owy Czytelnik, po dramaty- w sobie wszystkie nostalgiczne treœci istnienia. cznym wyemigrowaniu przed laty z Polski, Z Pary¿a przyjecha³ Kazik. Pe³en twórczych osiad³y w wymienionej wy¿ej czêœci Niemiec, pomys³ów i spojrzeñ na œwiat. Wymieniliœmy a dok³adnie w Gelsenkirchen, regularnie czyta zdania o tym, co w³aœnie dzieje siê na tym „Pro Libris”. Jednak jest ktoœ taki. I tu muszê naszym œwiecie, w Polsce, we Francji, skrupulatnie dodaæ, bo czemu mia³bym ukry- u niego, u mnie w domu, w Zawadzie, gdzieœ waæ swoj¹ szczególn¹ satysfakcjê, ¿e lekturê dalej i dalej. Wieczorem wypiliœmy butelkê zaczyna (jak zapewnia) od tych w³aœnie frag- wina, gadaj¹c o kobietach. O jednej kobiecie, mentów, moich prozatorskich poczynañ. Tak dwóch, trzech, wielu kobietach, byleby nie w³aœnie wygl¹da obieranie cebuli. Od s³owa by³y wariatkami. Pojechaliœmy póŸniej, czyli do s³owa, warstwa po warstwie i dowiadujesz nastêpnego dnia, do Jaromierza, ma³ej wioski siê czegoœ nowego, co w ludziach drzemie miêdzy – tak to ujmê – Kargow¹ a Wolszty- i nie pozwala tylko piæ piwa, zajadaæ siê nem. Do mojej Itaki. Jad¹c szos¹ podró¿ny kie³baskami, nieustannie pucowaæ kafelków w widzi najpierw po prawej stronie szerokie ³¹ki ³azience ku og³upiaj¹cemu samozadowoleniu. z kilkoma pas¹cymi siê krowami i ma wra- ¿enie, ¿e te krowy s¹ w tych samych miejscach Maria jak by³y przed wieloma, wieloma laty, kiedy st¹d wyje¿d¿a³ na sta³e. Ten podró¿ny to oczy- Ile to ju¿ lat, ci¹gle m³odych lat, kiedy wiœcie ja. Dalej, prawie na horyzoncie, topole, oko³o po³udnia zadzwoni³a Maria. Dobrze pa- szumne topole, te¿ te same, które podros³y miêtam jej nieco podekscytowany g³os, sukien- sporo a jakby nie zmieni³y siê nic a nic, sze- ka seledynowa, powiewna, poezja we w³osach leszcz¹ ich liœcie tkliwie nad moj¹ domow¹ Jakieœ zaproszenie, jakieœ obietnice. Czu³em, rzeczk¹, w której w dzieciñstwie k¹pa³em siê ¿e to coœ wa¿nego. Ogl¹dam siê wstecz. Có¿, i udawa³o mi siê z³owiæ kilka ryb. Z radoœci¹ wszystko, co siê zdarzy³o, zdarzy³o siê w prze- jeszcze trzepocz¹ce ogonkami nios³em do sz³oœci. By³ to jeden z tych wa¿nych i dobrych domu i ³¹czy³a siê z tym jedyna w swoim dla mnie telefonów w ¿yciu. Co potrafi³em, to rodzaju moja duma. I oto widaæ zarysy dwóch, dozna³em. Teraz zapisujê to na plus. trzech gospodarskich zabudowañ, dachów, a ca³a reszta skryta za drzewami. Jakaœ Podró¿ do Jaromierza smu¿ka dymu z komina przyci¹ga moje spoj- rzenie. Skrêciliœmy w akacjow¹ alejê, prze- Jesiennego dnia, w poniedzia³ek, s³oñce jechaliœmy tory kolejowe, którymi ju¿ nie œwieci³o, tak jak œwieci w spokojn¹, uciszon¹, jeŸdzi ¿aden poci¹g. Aleja taka piêkna,

34 wysokie drzewa. Zobacz, jaka wspania³a, d³ugotrwa³¹ rewizjê. Jad³em owoce rosn¹cej ga³êzie tworz¹ baldachim nad g³owami, po- pod oknem wiœni. Têdy bieg³em do ogrodu. patrz, ile tu wonnego kwiecia musi byæ wiosn¹. Spotka³em je¿a. Na tej ³¹ce kroczy³ bocian. Tu A jaki raj dla pszczó³ czerpi¹cych miody. mój pies umiera³. I ja umiera³em. Jeszcze Obok wysokie, iglaste drzewa sosnowego przed domem to samo drzewo lipy, pod lasu, który z ma³ego zagajnika, pe³nego którym w wózku spa³em, wyobraŸ sobie, maœlaków, cudownie smacznych maœlaków dok³adnie pamiêtam, jak wychyla³em siê i lisich nor, nie do poznania wyrós³. Têdy i t¹ z dzieciêcego wózka, chyba wypad³em. Ta szos¹ codziennie chodzi³em do szko³y sama pompa, schody ju¿ podniszczone, te w Kopanicy, do koœcio³a w niedzielê i na lek- same, a zw³aszcza klamka u drzwi z g³ow¹ cje religii, które po swojemu wyk³ada³ nam lwa. Jestem poruszony, robimy zdjêcia. ksi¹dz Micha³ £abiak. Ten sam, który przy- Dotykam rêk¹ tej w³aœnie klamki i tych drzwi je¿d¿a³ do mojego ojca z³o¿onego ciê¿k¹ od lat nie malowanych, z ³uszcz¹c¹ siê chorob¹ z ostatnim namaszczeniem. Pamiêtam br¹zow¹ emali¹. Rozmawiamy z nowymi jak dostojnie chodzi³, a raczej kroczy³ po salce mieszkañcami tego domu o tym, co by³o. Jak katechetycznej, mieszcz¹cej siê w pobli¿u im idzie w gospodarstwie. Czy ci¹gle zimowy- cmentarza i wzbudza³ swoj¹ postaci¹ respekt, mi wieczorami chodzi siê na darcie pierza. gdy¿ w razie potrzeby naucza³ tak¿e swoim I opowiada po pó³nocy frapuj¹ce historie. narzêdziem dydaktycznym, czyli g³adkim, Jedno okno, drugie okno. Kiedyœ tu by³ mur, wystruganym starannie patykiem, czasami raczej murek. Wdrapywa³em siê na niego œwiszcz¹c nim w powietrzu, daj¹c solidne i mog³em wiele wiêcej ogarniaæ swoimi ocza- ciêgi niepos³usznym ch³opakom w rêkê. Niby mi. Widzia³em Tereskê wychodz¹c¹ z s¹sied- bardzo surowy, a zarazem czêstowa³ nas niej furtki, wo³a³em do niej, by przybieg³a cukierkami. Po lekcjach zagl¹daliœmy na bawiæ siê ze mn¹, co chêtnie czyni³a. wiejski cmentarz, gdzie do dzisiaj ci¹gle Mimowolnie patrzê w tê sam¹ co wtedy jeszcze trwa dzieciêcy grobek mojego bracisz- stronê, ale z furtki nie wychodzi Tereska ani ka Henryka, pochowanego przesz³o ju¿ pó³ ktokolwiek inny. By³a te¿ piêkna, wielka, wieku temu, o dziwo trwa, bo nikt mimo ogromna drewniana stodo³a o glinianych up³ywu lat nie powa¿y³ siê go zniszczyæ. œcianach, kryta s³om¹. Moje królestwo, gdzie Zapêdzaliœmy siê te¿ na s¹siaduj¹cy obok spêdza³em godziny beztroskiego buszowania cmentarz protestancki, osamotniony, ju¿ wœród stert siana i s³omy, ale stodo³y te¿ nie zupe³nie zaroœniêty drzewami i krzewami ma. Znik³a, mo¿e dok¹dœ odlecia³a na swoich wszelkiego rodzaju. Ciekawi³y nas grobowce, potê¿nych wrótniach. Ach, co ja mówiê, oczy- w których ciemnoœæ. Le¿¹c w trawie przy wiœcie ¿e musia³a odlecieæ tam, gdzie i ja samej ziemi, wpatrywaliœmy siê przez ma³e kiedyœ odlecê. Wiêc idŸmy dalej. Ci¹gnie otwory przy pomocy latarek. Wydawa³o siê mnie jednak na ³¹ki, na te magiczne ³¹ki, siel- wtedy, ¿e coœ tam w g³êbi widaæ, widzimy, coœ skie, na których kiedyœ tyle patrzenia i myœle- tam jest, jakieœ zarysy, tajemnice, jakieœ nia. Moich modlitw i œpiewania. Zapachu ludzkie szcz¹tki drzemi¹ pod wiekami tru- siana, potu ludzi pracuj¹cych przy mien. Po plecach przelatywa³o coœ w rodzaju sianokosach, skubi¹cych trawê koni. Poznajê mrowienia i dreszczu, czyli mimowolny strach te ³¹ki i nie poznajê, jakbym pierwszy raz, przed tym wszystkim, co w tej ciemnoœci znowu pierwszy raz, widzia³ szerok¹ mo¿e byæ. A teraz jasnoœæ dnia, ³agodna jas- przestrzeñ, a w dali drogê z mkn¹cymi samo- noœæ, wysiedliœmy z auta, stoimy na pia- chodami, tyle tylko, ¿e teraz pêdz¹ niemal szczystej drodze, spokój, cisza, zobacz, w tym jeden za drugim i s¹ zupe³nie inne. Stoj¹ na domu z czerwonej ceg³y urodzi³em siê. pastwisku krowy, ca³a ich gromada, Modli³em siê, jad³em kaszê, kartofle, przykle- wspania³e, zakolczykowane krowy, zauwa¿aj¹ ja³em jêzyk do zamarzniêtej szyby, ba³em siê nas natychmiast, my stoimy, patrzymy na nie, milicjantów robi¹cych w naszym domu wielkie, z pêkatymi brzuchami i wymionami.

Czes³aw Sobkowiak

35 Pilnuje ich elektryczny pastuch. Kazik robi ca³e œwiat³o œwiata. Ktoœ jednak objawia³. Nie kilka zdjêæ, do których te czarno – bia³e krowy mog³o byæ inaczej, bo inaczej nigdy nie bywa. zdaj¹ siê jakby pozowaæ, fotografuje te¿ mnie Uwierz, ze wszystkiego, co by³o wokó³, na ich tle. Wyci¹gam rêkê, a one wolno pod- ob³oki, konie, drzewa, wiatr, koniczyna, chodz¹ w nasz¹ stronê. Przywitaæ siê. zachody s³oñca, najbardziej pragn¹³em poezji. Niesamowite jest poznawanie tej zielonej Wydawa³o mi siê, ¿e jej dotykam, jestem krainy. Spad³o kilka kropel drobnego desz- blisko i tylko ona jaœnia³a ponad wszystko, czyku. Powia³ wietrzyk. Wygl¹dnê³o zza i tak j¹ od tamtego czasu czujê i widzê. Nic nie ob³oku s³oñce. Dolecia³ ptasi œwiergot. Nieco minê³o. Obrazy takie ¿ywe. Kowal pracuj¹cy jakby samotny. Czujê siê dumny, ¿e moje w kuŸni ci¹gle ¿ywy, jego m³ot o kowad³o korzenie tutaj w³aœnie. ¯e coœ ze mn¹ uderza, choæ ju¿ przecie¿ umar³. Dym naprawdê jest. ¯e mogê wreszcie to uroczysko z ogniska snuje siê nadal. Nadal dŸwiêcz¹ przy komuœ pokazaæ, tê moj¹ wewnêtrzn¹ saniach dzwonki. Czy ¿ywe mo¿e byæ to, co nadzwyczajnoœæ. W tym b³otnistym rowku, odesz³o. Zamyœli³em siê na kilka sekund. wiosn¹ nape³nianym wod¹ z topniej¹cego W zau³ku, na skarpie, kiedyœ, wiêc wtedy, œniegu lub niekiedy wylewaj¹cej na ³¹ki rzecz- czyli bardzo dawno, znalaz³em pisklê, myœlê ki, wybucha³y z³ociste kaczeñce. Lubi³em po teraz o tym bezbronnym ptaku, któremu kolana brn¹æ w b³ocie. Ubrudziæ siê, ile siê chcia³em pomóc, a zostawi³em je w koñcu, tylko da. Wbiegaæ w rozlewiska i ka³u¿e. Tu dr¿¹ce w trawie i nie wiem jaki by³ potem jego le¿a³, pokazujê to miejsce Kazikowi, kolczasty los. Teraz po dziesi¹tkach lat przypomnia³em drut, który przebi³ mi stopê, a tam, popatrz, sobie o tamtym zdarzeniu. Minêliœmy d¹b, stoi jak sta³ sad Masznerów, ten sam sad, przez brzozowy lasek wydostaliœmy z ³¹ki na z licznymi owocowymi drzewami, ró¿nymi piaszczyst¹ drogê. Ku mojemu zdziwieniu na gatunkami jab³ek i œliw, do którego jesieni¹ polu, na którym jak pamiêtam z dzieciñstwa zapuszczaliœmy siê z pastwisk po z³ote renety. zawsze siano ¿yto, teraz równie¿ wyziera³y Chowaliœmy je w stogu siana i piekliœmy z ziemi tkliwie zieloniutkie ŸdŸb³a tego zbo¿a, w ognisku, i z wielkim apetytem jedliœmy. z którego chleb nasz powszedni. Poszliœmy Przeszliœmy zielony mostek, mosteczek na nieco dalej i nasze oczy rozradowa³y siê rowku, czysta woda pod nami, stanêliœmy na widokiem sporej wielkoœci poletka zape³nio- skraju ³¹ki, mojej ³¹ki, tu olchy, stawy, a na ich nego nieprawdopodobnie dorodnymi owocami brzegach krzewy z czarnymi jagodami, dyñ. ¯ó³te, pomarañczowe, czerwone, zielone, których lepiej nie jeœæ, jak pamiêtam nigdy nie bia³awe, szare. Ach warto, naprawdê warto nale¿a³o ich jeœæ, wiêc i teraz nie nale¿y, szko- taki obrazek zobaczyæ na w³asne oczy. Dynie. da, ¿e nie ma ju¿ tamtych dr¹gów oddzie- Ju¿ wiem, z dyniami potrafiê kojarzyæ pe³nioœæ laj¹cych pastwiska, chêtnie bym na nich owocowania. Mo¿e powinienem tym dyniom znowu usiad³. Idziemy na wskroœ ³¹ki, buty s¹ poœwiêciæ wiersz. Zwyczajnym, a przecie¿ nie mokre. Wpadamy w zaczepione miêdzy takim znowu zwyczajnym dyniom. I znowu ga³¹zkami sieci pajêczyn, które przylepiaj¹ siê w ruch poszed³ aparat cyfrowy, który to nie- do kurtek. Wrona poderwa³a siê do lotu. powtarzalne ich piêkno utrwali³ i z pewnoœci¹ Naprawdê tu pisa³em swoje pierwsze wiersze. zawiezie je w paryskie Kazika strony. Poczu- Moje oczy zaprzyjaŸnia³y siê z jaskó³kami, co ³em, ¿e dobrze mi robi doznawanie takiej potrafi³y mkn¹æ tu¿ przy samej ziemi. To w³aœnie konkretnoœci istnienia. Tu¿ obok jest znów lataæ bardzo wysoko. Tu muszê siê œwiat, który k³amie, zachowuje siê zdradliwie, zatrzymaæ. Chcê jeszcze patrzeæ i s³uchaæ. kurewsko, ca³y, prawie ca³y, w szaleñczym I patrzeæ. Czuæ siebie, bicie swojego serca, nat³oku i ataku zagarnia wszystkie sfery ¿ycia, obejmowaæ ca³¹ dookoln¹ przestrzeñ. wype³nia je medialn¹ u³ud¹. Chce obracaæ siê Popatrzeæ na to miejsce. Stojê, nas³uchujê bezkarnie, mówiæ wiêcej i wiêcej, bo nikt ju¿ poezji i niepoezji. Unosi³em siê, niesamowicie nie zdo³a dojœæ, czy to jeszcze prawdziwe unosi³em siê, nie wiem, kto objawia³ mi wtedy mówienie. Tu zaœ, gdzie kwaœno pachnie przy-

36 gotowywana dla zwierz¹t kiszonka, gdzie soko lec¹cego samolotu. Zima na wyci¹gniêcie miêkko butwiej¹ liœcie, wiem, co jest co. Nikt rêki. Na niebie pe³no ostro, niewybaczalnie, niczego nie udaje. Nikt nie nak³ada maski. œwiec¹cych gwiazd. Tych, co to podpowiada³y Mo¿e wiêc i mniej siê b³¹dzi. Bóg bowiem Emanuelowi Kantowi w Królewcu tajemnicê bli¿ej, nie wymyœlony Bóg, który gospodarstwa mêstwa tkwi¹cego w imperatywie moralnym. dogl¹da i sprawdza ka¿d¹ rzecz z osobna. Obo- Czasami œwiadomoœæ dotknie lêk. W³aœnie teraz wi¹zkowo poszed³em zobaczyæ jak w rzeczce wiem, co oznacza ten dotyk. Ból, lêk. Mam ju¿ p³ynie woda, p³ynê³a nieco mêtna, ale nie wiedzê, ¿e skoñczy³y siê ¿arty. Œmieræ po to jest, mia³em ochoty staæ na jej brzegu, bo có¿ by otwiera³y siê uszy i oczy i aby nie udawaæ, mog³em jej powiedzieæ, czego ona sama by w jakikolwiek sposób niczego sobie ani niko- nie wiedzia³a. Poczu³em jak¹œ jej obojêtnoœæ. mu nie wmawiaæ. I o nic ju¿ nie zabiegaæ. Wyszepta³em jedno, dwa s³owa na po¿egna- nie. Nieco dalej czeka³ na nas staw, któremu Powoli te¿ zrobiliœmy zdjêcia. Ten staw bywa³ i bywa pokrywany zieloniutk¹ rzês¹. Ma siê wra¿e- Powoli, szczegó³owo, wysypuje siê zawar- nie, subtelnoœci, miêkkoœci, której nie nale¿y toœæ teczek ludzi, którzy dawnemu systemowi naruszaæ. Zdarzy³o siê tu, przed jego lustrem, sprzedali swoj¹ duszê, a potem z zapa³em coœ niespodziewanego. Twarz Kazika zmieni³a sprzedawali kogo siê tylko da, nawet w³asne siê, coœ siê w niej wyg³adzi³o, wypogodnia³o. rodziny i przyjació³. Gdy czytam, z jak¹ gorli- Zauwa¿a³em jak spadaj¹ jedna po drugiej woœci¹ robili to jednak ludzie b¹dŸ co b¹dŸ uwieraj¹ce go od wewn¹trz skorupki, skorupy, œwiatli, to siê jednak dziwiê. Mechanizm wiêzy i obci¹¿enia. I staje siê zdolnym do lotu chyba jest, by³, ten sam zawsze, od ma³ych ptakiem. Przy tym niepozornym, a jednak pod³oœci do du¿ych, w których ju¿ traci siê urokliwym, stawku, na otaczaj¹cej go ³¹czce rozeznanie, co jest dopuszczalne, przyzwoite. urz¹dzano wiejskie zabawy. Do tych zabaw na I wtedy, im wiêcej, perfidniej, tym lepiej platformie traktorowej przyczepy, na któr¹ spe³niane zadanie. Czytam dzie³ko pt. „Kola- wdrapywa³a siê dzieciarnia, przygrywa³a cja z konfidentem” i tak sobie myœlê, choæ tyle wiejska orkiestra. Akordeon, tr¹bka i bêben. dziejowej sprawiedliwoœci. Najpierw ktoœ ideologicznie przemówi³, a potem wyzwolony lud ochoczo tañczy³. Jeszcze rano W bufecie by³a oran¿ada, wino, bu³ki i kie³- basa. Papierosy. Z tamtych ludowych zabaw Jeszcze jest rano. Oddycham. Wsta³em. nie zosta³o ju¿ nic, prócz wspomnienia, i prócz Umy³em siê. Wyci¹gn¹³em siê z samego siebie. blasku wody, w której teraz czyste odbicie Dzisiaj o dziwo czujê siê nawet nie najgorzej jesiennego nieba uzyskiwa³o niepospolit¹ i móg³bym obyæ siê bez lekarstwa. Tak sze- moc. Tak, s³owu nale¿a³oby przydaæ choæby roko oddycham. Jak dobrze, kiedy nic nie boli, odrobinê tej mocy ¿ycia i rzeczywistoœci. nie ci¹¿y, i jest lekko. Mogê sobie tylko wy- Nale¿a³oby. Tylko sk¹d ma ona dzisiaj siê obraziæ jak to wtedy mi³o mog¹ p³yn¹æ braæ. Wracamy niespiesznie do auta, znowu godziny, kiedy dzieñ po dniu nic nie dolega, jesteœmy przed moim dawnym domem z czer- po prostu lekko. I ³atwiej sobie uzmys³awiaæ wonej ceg³y, gdzie przy naftowej lampie wszelk¹ mo¿liw¹ cudownoœæ. I ³atwiej sie- sylabizowa³em elementarz. Wiemy wiêcej ni¿ dzieæ nad kartk¹. Wychodzê po kilka drew do dwie godziny wczeœniej, tylko nie wiemy, tak szopy, ¿eby napaliæ w piecu. Chce siê ¿yæ, naprawdê, co z t¹ wiedz¹ teraz zrobiæ. mimo ¿e wokó³ roœliny prawie wszystkie ju¿ pogas³y i ani œladu po kwiecistej ich œwietnoœci. Noc Ale teraz na ga³¹zkach mo¿na obserwowaæ ka¿dy listeczek z osobna, ka¿dy, bo niewiele Coraz zimniej i zimniej. Coraz wiêcej nocy. ju¿ ich zosta³o. I na dodatek przeœwietlaj¹ je Na niebie, w ciszy, przesuwa siê œwiate³ko wy- s³oneczne promienie.

Czes³aw Sobkowiak

37 Œwiat³o ju¿ by³y ksi¹dz, o którym szkoda nawet siê rozpisywaæ. Promienie s³oneczne pozdrawiaj¹ nas. Albo ktoœ promieniami nas pozdrawia. Tak Znak Nic nie minê³o z tego wszystkiego, co przez tysi¹clecia wymyœli³ cz³owiek, co tysi¹c Rzadko siê zdarza, by mo¿na by³o razy, sto tysiêcy razy sprawdza³o siê w ¿yciu zobaczyæ têczê z samego rana. Wyjrza³em i tylko g³upiec próbuje wmówiæ komu tylko przez okno, chmury porozrywane, ogromne siê da, ¿e przywi¹zanie do norm, to nie ob³oki pêdz¹, a miêdzy nimi niebieœciutkie licuj¹ce z nowoczesnym patrzeniem na œwiat obszary nieba. Zawieszona w powietrzu, trzymanie siê schematów. Od takich mêdrków delikatnie œwieci przejrzystymi barwami trzymaæ siê jak najdalej. têcza. Teraz w listopadzie. Widzê j¹ i rozu- miem, ¿e taka powinna byæ poezja. Klucz Poezja w ubikacji ptaków pod¹¿a na zimowisko. Ksi¹¿ki w ró¿nych miejscach s¹ sprzeda- A wane. Ale w ubikacji?! To mo¿e zdumiewaæ. Jak ka¿de dno. To mo¿e mieæ miejsce zapewne A wiêc wybieram rzeczy jasne. Jasnoœæ tylko w „powiatowej” (wedle terminologii jasnoœci nierówna. Nie s¹ z³udzeniem. Tylko pewnego radiowca) Zielonej Górze. Bo wpaœæ czymœ wiêcej ni¿ powalaj¹ca ciemnoœæ. na pomys³ wy³o¿enia do sprzeda¿y ksi¹¿ek Bezw³ad i ciê¿koœæ. Œwiat³em ciemnoœæ poetyckich obok papieru toaletowego i tale- zwyciê¿aj. Parafrazujê s³ynne zdanie. Czasami rzyka, na który „babci klozetowej” k³adzie siê wypada odœwie¿yæ sens tego, co siê ju¿ zanad- op³atê za pisuar i muszlê, to ju¿ stanowczo za to z powodu czêstotliwoœci u¿ywania du¿o. Potrafi coœ takiego zrobiæ tylko ktoœ, kto os³ucha³o, zu¿y³o, straci³o wyrazistoœæ, blask, myœli o spieniê¿aniu za wszelk¹ cenê nawet zamuli³o, wyda³o siê nazbyt powszednie. poezji. Ktoœ z³oœliwie móg³by rzec, jaka poezja takie jej miejsce. Tak nie wolno jednak nawet Bohater myœleæ o poezji. A có¿ dopiero tak poni¿aæ czyj¹œ, jaka by nie by³a, wra¿liwoœæ, czu³oœæ, Jakby nie patrzeæ nie minê³y czasy ludzi zamyœlenie, czyjeœ ods³oniêcie w³asnej intym- odwa¿nych. To, co obecnie robi mimo skali noœci. Pikanterii dodaje fakt, ¿e w ubikacji przeszkód, i w przesz³oœci zadawanych przez marketu „Piotr i Pawe³” odwiedzaj¹cym to „nieznanych sprawców” cierpieñ, pozwala mi miejsce „za potrzeb¹” polecane s¹ ksi¹¿ki o ksiêdzu Tadeuszu Zaleskim-Isakowiczu cz³onków stowarzyszenia „Jeszcze ¯ywi myœleæ i patrzeæ na jego poczynania w katego- Poeci”, miêdzy innymi Jolanty Pytel „Wejœæ w riach wysokich, heroicznych. Oto dowód, niebo”. Niestety widzia³em. Profanacja. ¿e wytrwa³oœæ, w³asne zdanie, dochowywanie wiernoœci wartoœciom moralnym, które W kuchni przek³adaj¹ siê na dobre, wspó³czesne rozu- mienie patriotyzmu (niestety za wszelk¹ Wróci³em na chwilê do kuchni. Bo w kuch- cenê niektórzy nihiliœci próbuj¹ wykpiæ ni piec rozgrzany, woda w garnku gor¹ca, te wartoœci, rzekomo ju¿ zbêdne Polakom dobry piec, prawdziwy ogieñ i ciep³o prawdzi- w budowaniu ojczystej szczêœliwoœci), ¿e taka we, zziêb³e plecy mi rozgrzeje. Kot po³o¿y³ siê postawa mo¿e byæ znakiem rozpoznawczym, na krzeœle. Stojê tak, ¿arówki nie palê, bo mo¿e dawaæ otuchê do wyboru w³aœciwej lubiê tê swojsk¹ ciemnoœæ, która zmêczone drogi. Warunkowaæ smak ¿ycia. I od razu oczy leczy, dobra ciemnoœæ. W szczelinach przyszed³ mi na myœl inny ksi¹dz, na szczêœcie p³yty widaæ p³omienie.

38 G³os W³adka w znacznym stopniu cz³owieka. Tego, który jeszcze chce wierzyæ w sprawy podstawowe. Znam jego g³os. Gdybym go us³ysza³ Dla niego wa¿ne jak powietrze, woda, œpiew w œrodku nocy, nagle obudzony, nie mia³bym ptaków, dotykanie horyzontu przez s³oñce. ¿adnego problemu z rozpoznaniem, do kogo Dla W³adka bêd¹ce Ÿród³em bólu i radoœci. nale¿y. Zd¹¿y³em siê ju¿ ws³uchaæ w jego Tworz¹ w nim krajobraz czu³y na wszystkie charakterystyczn¹ szorstkoœæ, przydan¹ mu drgnienia. I pod postaci¹ drzew, deszczu, dozê mêskiej chrapliwoœci. W³adek jest poet¹ œcie¿ki wiod¹cej przez pola, zmursza³ej z prawdziwego zdarzenia, z wra¿liwoœci¹, ³aweczki pod jab³onk¹, przemawiaj¹ w jego której nie nauczy³ siê poprzez przyjêcie pozy, imieniu. I tym dobitniej, kiedy dostêpuj¹ na³o¿enie maski lub manierycznego nasta- sekretu prostoty wypowiedzi. W³adek objawia wienia. Nic z tych rzeczy. W³adek jest auten- w nich w³aœnie samego siebie. tycznym poet¹, który zna i ca³ym sob¹ czuje swój nieco wyosobniony, a przecie¿ zarazem Przy herbacie i piwie g³êboko w nim tkwi¹cy œwiat. Czuje swoje w „Palomie” Choszczno, otaczaj¹c¹ przyrodê, tê zza okna, znad jeziora, które ma tak blisko swego domu Gadaliœmy sobie jak zwykle, ¿e ¿ycie i tê najbardziej okaza³¹ „Parku Drawieñskie- pêdzi. Ju¿ czterdzieœci lat pêk³o jak razem go”. Piêkno, zakorzenienie w naturze, a prze- debiutowaliœmy wierszykami w „Nadodrzu”. cie¿ i przywi¹zanie do prawdy wartoœci Mo¿e mamy szansê na skromny choæby duchowych, moralnych, których nie wolno jubileusz? A byliœmy z Mieciem uczniakami, licytowaæ ani relatywizowaæ, w jego wier- którzy ma³o co wyró¿niæ siê potrafili uzyski- szach ma dobre mieszkanie. To wszystko wanymi ocenami np. z matematyki. Wie o tym w jego osobowoœci tworzy harmonijn¹ ca³oœæ. dobrze pani Achramiej i profesor Arczyñski. Odzywa siê te¿, a w kim siê nie odzywa, Sz³o jak sz³o. Poza nami drukowa³ wtedy te¿ melancholijna nuta. Bo ¿ycie mija, zdrowie swój debiutancki tekœcik Marek Kukanow, ale mija, obrazy, wspomnienia daj¹ o sobie znaæ. on gdzieœ póŸniej siê zawieruszy³, jakby Jego usposobienie nazwa³bym refleksyjnym, zupe³nie nie obchodzi³o go dalsze pisanie. ale kiedy raz po raz, w ró¿nych porach dnia do A by³o to jednak wydarzenie, ten pierwszy mnie dzwoni, to w tonie jego g³osu i w ogóle krok, który warto pamiêtaæ, nie to co nast¹pi³o sposobie mówienia, s³yszê zdolnoœæ do fa- póŸniej, czyli kolejne druki w prasie i wyda- scynowania siê tym, co zdo³a³ gdzieœ zobaczyæ, wane tomiki lub nagrody. Ale tamto pod- przeczytaæ, przemyœleæ. Rzetelnie wed³ug niesienie g³owy, tamta rewelacja w szkole cz³owieczej miary oceniæ. I to we W³adku przy Chopina, wywieszenie przez Bolka bardzo lubiê, ceniê, bo nie jest mi obce, co Jurkiewicza w gazetce szkolnej naszych mówi, jakaœ niæ rozumienia miêdzy nami siê druków. Kto chcia³ to je czyta³ i czasami zawi¹zuje. Tacy ludzie jak W³adek wybieraj¹ dzieli³ siê uwagami. Do „Makusynów” nie najczêœciej ciszê, unikaj¹ pretensjonalnej nale¿eliœmy. Byliœmy z boku, co mo¿e i na krzykliwoœci, nie maj¹ pró¿nych ambicji pcha- dobre nam wysz³o. W koñcu doje¿d¿aliœmy do nia siê z w³asn¹ osob¹ i dokonaniami, gdzie szko³y z podzielonogórskich wiosek. Bo choæ tylko siê da, by ktoœ przyczepi³ im np. krzy¿ ponoæ mia³o w „Makusynach” miejsce jakieœ zas³ugi lub medal, robi¹ swoje, pielêgnuj¹ nietuzinkowe za spraw¹ druha Czarnucha œwiat osobistych prze¿yæ, ambicje kariery kszta³towanie osobowoœci, to nam, poetom, jakby s¹ poza nimi. Ale poezja nie jest poza taka kolektywizacja wra¿liwoœci i wyobraŸni nimi, poza nim szczególnie. O niej nie da siê nie wiem, czy by na dobre wysz³a. Zawsze to przecie¿ zapomnieæ. Mo¿e nawet œni siê cza- lepiej myœleæ po swojemu, a nie pod komendê. sami lub œni siê na jawie, kiedy bezsennoœæ nie Mo¿e i dlatego profesor Czarnuch nie zwróci³ pozwala zmru¿yæ oczu. Gdyby jej nie by³o, specjalnie na nas uwagi. Utkwi³o mi, ¿e hi- gdyby zosta³a zdeptana, to nie by³oby storii stara³ siê uczyæ niestereotypowo, a wiêc

Czes³aw Sobkowiak

39 nie tak ¿eby siê mo¿na by³o na lekcji nudziæ. sowego artyku³u w niemieckim „Die Tages- Zawsze mówi³ ¿ywo, dobitnie. Lubi³ dygresje. zeitung” (wiedzieli co robi¹), w gruncie rzeczy Pozwala³ na swobodne wypowiedzi i nieba- artyku³u zjadliwego o Polsce (niedawno zaœ nalne pytania. Ale jednak nie stroni³ od indo- „Die Welt” pokaza³ jak bardzo Polskê kocha), ktrynacji. I wiem, ¿e w tym celu te¿ gromadzi³ kiedy jeszcze wspiera siê, a jest to ju¿ nie- na Kazimierza Wielkiego, u siebie, m³odzie¿ smaczne, aluzj¹ do swojej mamy, ucz¹cej go na œwiatopogl¹dowe dyskusje. Niestety. w dzieciñstwie szlachetnego w wymowie Kiedyœ na lekcji tak zapêdzi³ siê, ¿e oto wierszyka, no i te inklinacje, tyle ¿e obecnie powszechnie straszono w czasie wojny, jaka to proniemieckie (có¿ potrafi¹ bezceremonialnie straszna ta Armia Czerwona, co to bêdzie, kpiæ „z Matki Boskiej, Jezusa, Trójcy Œwiêtej” kiedy przyjd¹ itd. I przyszli – powiada – ku zadowoleniu publiki), to chce mi siê… widzia³em takich zwyk³ych, m³odych (darujê sobie u¿ycie adekwatnego s³owa) na ¿o³nierzy, jeszcze prawie ch³opców, którzy tak¹ niezale¿noœæ duchow¹ i œwiat³oœæ, czy uœmiechali siê. I nie by³o w nich nic postêpowoœæ. strasznego ani groŸnego. Tak myœlê dzisiaj, czy aby nie nadgorliwie wtedy próbowa³ Wróble w nas, ma³o co zorientowanych w sytuacji, wzbudziæ poczucie normalnoœci, ¿e oto Sowieci Patrzê jak skacz¹ wœród nagich ga³¹zek weszli po prostu i s¹ sobie jakby nigdy nic i po jaœminu drobne, szare ptaszki. Bardzo ruchli- wsze czasy tak ma byæ. Jakbyœmy nie mieli siê we, ca³a ich gromada. Nie uzmys³awiam sobie nad tym nawet zastanawiaæ, ale akceptowaæ przez d³u¿szy czas, co to za jedne, dopiero po ten sympatyczny, zastany stan rzeczy. PóŸniej chwili, ¿e to przecie¿ wróble, ach, widzieæ je przysz³y lata nie³atwe dla Zbigniewa Czar- trzepocz¹ce w gor¹cym piasku albo w ka³u¿y, nucha, równie¿ w ¿yciu osobistym. Ale to nie to dopiero frajda. Jaki wigor w nie wstêpuje. temat ju¿ dla mnie. Mo¿e temat dla niego To s¹ w³aœnie wróble, które nale¿¹ do mojego samego na ksi¹¿kê autobiograficzn¹. Mit jego œwiata. Niech bêd¹ wróble, trzepoty, wielkie osoby urós³ do pokaŸnych rozmiarów i chyba ich k³ótnie, skakanie po ga³¹zkach, to okno, trwa nadal. Kiedy jednak teraz czytam jego ten jaœminowy krzew, nieco dalej dach, który teksty, w których nie omieszkuje pokpiwaæ jest naprawiany, abym ja wróblom, a one mnie z wartoœci religijnych, przytaczaj¹c rzekomo nie zabrak³y. Moje wiersze te¿ s¹ jak te autorstwa o. Oszajcy ¿art, pokpiwaæ z polskiego wróble, kartki zapisane, które trzymam patriotyzmu, i to w kontekœcie bezpreceden- w garœci. Oby chocia¿ tyle.

40 Henryk Szylkin

Jesieñ

Pokry³ fiolet wrzosy przy szpilkach sosnowych. Z gêstej mg³y nadwodnej jod³a pierœ wynurza. Stercz¹ martwe trawy. Przy brzegu ka³u¿y wyjrza³ z mchu bia³ego borowik br¹zowy.

Nad nim chmury ci¹gn¹ przez ojcowskie pola. Puste gniazdo pliszki upad³o spod dachu, majówki i chabry nie nêc¹ zapachem, ostatni snop zbo¿a le¿y ju¿ w stodole.

Smutek gniecie serce. Wczoraj ogród w krasie – dzisiaj le¿¹ w b³ocie, a wicher okrutny rwie rozwarte szpilki z domowego lasu i choæ w barwach tonie – to ka¿dy dzieñ smutniej. Jesieni santocka deszczem przesi¹kniêta tak¹ by³aœ kiedyœ i tak¹ pamiêtam.

Zima

Ciê¿kie, œnie¿ne chmury co kr¹¿¹ nad g³ow¹ z bezlitosnym wichrem pó³noc nam przynios³a. Pobielaj¹c pola, oszraniaj¹c sosny utworzy³a nagle krajobrazy nowe.

Znik³a dawna radoœæ a pó³senne s³oñce przymru¿y³o oko wyd³u¿aj¹c cienie jakby siê wstydzi³o swojego istnienia w te dnie coraz krótsze, a noce bez koñca.

Ch³ód ostry naciera. Ju¿ pisze rachunek pust¹ œcie¿k¹ w sadzie, nud¹ co z³em wieje. O czym dzisiaj pomarzyæ. Zgas³ promyk ratunku.

Zasypa³a zima ostatnie nadzieje. I tak pêdz¹c w mrozie wichry oszala³e zbyt wiele ma œmierci, a ¿ycia za ma³o.

41 NA GRANICY

Jacek Weso³owski

Na Granicy (6) Pieskie historie (z Dzien-Nika): Porno, Polizei albo Apokryf z pieskiem, Sprawnik ze Strapczyn¹; S³owo – obraz, nauka – sztuka. Praca z tekstem; Granica – Zwi¹zki

Pieskie historie czworakach w samych k¹pielówkach. Psi¹ obro¿ê ma na szyi! Jêzor wywalony, Porno dyszy jak pies, z do³u filuje na pani¹. „Fifi raus!” – mówi ona ostro. Facet na czwo- Wczoraj w nocy natykam siê na taki rakach wycwa³owa³ za drzwi. To ona kawa³ek, jakby porno. Zdziwiony trochê, wo³a „Fifi, komm zu Frauchen!” Facet bo program I czy II to by³ pañstwowej przycwa³owa³. Guter Hund, ja – chwali telewizji niemieckiej. Pokazani przeciêtni Frauchen. Facet dyszy, filuje, poszczekuje mieszczanie w mieszkaniu. Ona ubrana z cicha. Podniecony. Nagle hop! Nasko- stoi, w zwanej ma³ej czarnej bardzo mini- czy³ jej na nogê, ruchy frykcyjne markuje! malnej i na wysokich obcasach. Bat trzy- „Fifi pfuj!” – na to facetka, „Pfuj, Fifi!” ma w rêku, przy bli¿szym poznaniu siê i zamierza siê smycz¹. Facet odskoczy³, okaza³o, ¿e smycz. On przed ni¹ na p³aszczy siê na pod³odze, skomli, prze-

42 praszaj¹co filuje z do³u na pani¹. W tym towym. Wziê³em psa na smycz bez momencie kamera schodzi z obiektu, marnego s³owa, odchodzê. Ale s³yszê g³os wielce ju¿ obiecuj¹cego dla telewidza, inny: i przenosi siê w inny plan mieszkania: „Halt, proszê siê zatrzymaæ!” kanapa, poduszki. Na kanapie le¿y pies, A to druga przysz³a w odsiecz. Czar- podniós³ ³eb i z umiarkowanym zaintere- niawa, pewna swego, pani w³adza. sowaniem przygl¹da siê scenie. „Fifi, Krewka. £adne oczy. Czarne. I do mnie: komm du jetzt, komm sofort!” „Proszê nie odchodziæ, kiedy kole¿an- Scena okaza³a siê, ¿e pañcia z pañciem ka z panem rozmawia.” ucz¹ Fifi, jak ma i jak nie ma siê Stojê, s³ucham. Obie wy¿ej 40 (lat, nie zachowywaæ. kilo, hahaha) mo¿e, chyba. Grube, nabite, Berlin, 18 sierpnia 2005 a mo¿e to przez lumpy. Mo¿e kamizelki kuloodporne maj¹, myœlê, z biustonosza- mi, hahaha. Polizei „Pan na naszych oczach spuœci³ psa albo Apokryf z pieskiem zaraz przy wejœciu. Psy siê w parku pro- (Opowiadanie pana Bronka) wadzi na smyczy. Proszê sobie przeczy- taæ, o tam, regulamin.” Ja nic nie mówiê Znasz pan ten dom dziwny na na razie, myœlê. Zagram g³upa, j¹ka³ê, Albertinen ulicy, po prawo? Mur wysoki, penera, myœlê. Gapiê siê. Ona na to: cisza zawsze by³a, ¿ywego ducha nie „¯eby pan siê na drugi raz stosowa³, widaæ, w wieczór ciemnica. Raz mnie p³aci pan mandat 20 euro.” Ja siê gapiê, zaciekawi³o, patrzê co to jest, a tam ma³a niby ¿e nie rozumiê, ale mówiê: taka tabliczka na zielono i pisze POLIZEI. „To pse.. psami na park te¿ na sznur?” Myœlê sobie, jakieœ labolatorium maj¹ czy „No zw³aszcza w parku! Pan nie czyta coœ. Znajomy mi mówi, Klausik, co pan regulaminu! Trzeba czytaæ, jak napisane!” znasz, ¿e za enerdowa tam sztazi byli, „Nie moge... nie umie. A 20 euro ni a za Hitlera te¿ jakieœ mundurowi krêcili mam...” Gapiê siê. Ona na to: siê i w czarnych skórach. I patrz pan, „¯e nie umie i nie ma, to widzê...” Od ostatnio co tam przechodzê, du¿y ruch siê góry do do³u obrzuci³a mnie. By³em zrobi³. Na mur k³êby drutu kolczastego w kapturku, bo czapki nie wziê³em, ponarzucali czegoœ, brama roztworzona, p³aszcz na bluzê kapturow¹ wrzuci³em, co zawsze zaparta by³a. Na podwórku w laczkach na nogach, bo awaryjnie pe³no blachy stoi, busy, pikapy, normalne z pieskiem wysz³em. Nieogolony. taksy z zielonym lampasem. Policjanci siê „Udzielamy panu ferwarnung, a na krêc¹, œmiej¹ siê, rozmawiaj¹. drugi raz zap³aci pan mandat. Proszê iœæ.” Idê dzisiaj z pieskiem, patrzê, kawa³ Wróci³y siê na ulicê do tego grubego chodnika jakimiœ takimi betonami zasta- z zielonym, ja dalej kawa³ek za drzewa wili. ¯e wózkiem nie przejedzie czy co? Ale posz³em, pieska spuœci³em. do obiektu raz i wraz wje¿d¿aj¹, wyje¿- Co oni, cholera ich wie. Na terrorys- d¿aj¹. Przesz³em ko³o bramy, widzê na tów coœ szykuj¹, albo na tych ze wschodu, koñcu posesji stoi grupa. Jeden gruby, jeden co im siê teraz wlewaj¹ przez granicê EU zielony i dwie baby w czarnych mundu- na Odrze. Coœ szykuj¹. Daj im Bo¿e, niech rach. Minê³em. Tak jakby coœ mieli do mnie, siê broni¹ przed jebniêtym machmudz- g³osy zawiesili, ale nic. Wchodzê do parku, twem i przed bidnym cygañstwem. Ale puszczam pieska. A tu od ty³u s³yszê: czego do ludzi siê czepiaj¹? ¯eby siê „Hallo, nemen zi den hund an di lajne.” wprawiaæ no chyba. Ju¿ ja z nimi Baba mnie od ty³u podchodzi, w oku- nauczy³em siê rozmawiaæ. No nie? larach, w czarnym mundurze czy grana- Berlin, 14 stycznia 2005

NA GRANICY

43 Sprawnik ze Strapczyn¹ starszy cz³owiek – ojciec czy teœæ – i m³ody ch³opak, który wreszcie te psy Pogryz³o mnie w Bia³owicach. By³o odwo³a³ i zamkn¹³ za siatk¹-druciatk¹. tak: Jadê sobie na rowerku, Casperek-pies Pytam siê, co jest, do jasnej cholery, truchta grzecznie przy kole. Jesteœmy na dlaczego bestii na ³añcuchach nie trzy- wysokoœci zagrody rolniczej niejakiego maj¹, czy w klatce, dlaczego namord- Dürr-Durskiego, który naprzeciwko daw- ników nie maj¹?! Na to Dürrowa, ¿e to nie nego landsgutu, niedawnego pegeeru jej psy, i ¿e w³aœciciel zaraz wyjdzie. zamieszkuje. Nagle wylecieli na nas Wychodzi facet, stropiony i gapi¹ siê Sprawnik ze Strapczyn¹!!! Ze szko³y wszyscy na mnie na wspó³kê jak zamarli. wiemy, kto zapomnia³ przypomnê, Ja na to, ¿e chyba od „przepraszam” w filmie Wajdy nie ma (nie myliæ z Ku- zacz¹æ trzeba ----- (tu przerwê, ¿eby zano- sym-Soko³em), ¿e miana takie nosz¹ dwa towaæ g³upaw¹ rozmowê w radio na ostre psy myœliwskie z Pana Tadeusza. One temat wczorajszych demonstracji dwóch to (miana) wywodz¹ siê od aparatczyków od³amów postsolidarnoœciowców wzajem s¹downictwa carskiej Rosji; sprawnik przeciw sobie, co akurat w tle mi leci; i strapczy nazywali siê urzêdnicy od wstyd, wstyd, wstyd, naród g³upków, œci¹gania podatków, sekwestrów, op³at na pieniaczy, nieudaczników; naród emo- rzecz pañstwa. W dzia³aniu swym byli cjonalistów; emocjonaliœci nadaj¹ siê do oni (urzêdnicy ci) bezlitoœnie sprawni. muzyki, do religii – nie ma w Polsce U Suchowo-Kobylina coœ tam chyba o religii, jest obyczaj chodzenia do koœcio³a, tym jest. Takie w³aœnie dwie sprawne klepie siê pacierze, nauk Chrystusa i wprawne w swej robocie bestie powa¿nie nie bierze sie wcale; – te ludzie wyskoczy³y nagle z zagrody Dürra do rachunków, do organizacji, do eko- i dawaj Caspra k¹saæ, gryŸæ i szarpaæ! nomii nie nadaj¹ siê; chyba ¿e do Piesek zaraz pad³ na ziemiê w prze- rachunków w³asnych prywatowych; ¿eby ra¿eniu-oszo³omieniu bezbronnym, a te wykarauliæ; i czy nie z tego wynik³y zabo- dawaj go sprawiaæ i oprawiaæ! Jakieœ ry w XVIII wieku?) Wiêc od „prze- takie wiêksze teriery, muskularne, bia³o- praszam” zacz¹æ trzeba – mówiê. Na to czarno-br¹zowe ³aciate, potem siê oka- pani Dürr-Durska mówi „przepraszam”, za³o by³o, ¿e psy na dziki szkolone. a pan od bestii wynosi z domu butlê Rzuci³em rower i Casperka na rêce! Ale wody utlenionej i leje mi na zakrwawione on przera¿ony, wyrywa siê mi, te zaœ rêce. Zaraz on pana do lekarza zawiezie – bestie skacz¹ do niego jak na sprê¿ynach. mówi pani. Ogl¹dn¹³em pobie¿nie Cas- Co i raz psina znów na ziemi i znowu pod perka, pewien by³em, ¿e krwawa szmata, zêbami. W pewnym momencie unios³em tymczasem krwi nie widzê wcale, piesek ofiarê do góry wraz z uczepion¹ do jego merda ogonkiem (cockerowsk¹ resztk¹, boku besti¹! Razem ze czterdzieœci kilo! co ma), w oczy mi³oœnie mi zagl¹daj¹c. W tej kot³owaninie co i raz któryœ prze- Facet odbestyjny podjecha³ jak¹œ landar¹ jedzie mi zêbami po rêkach, a i w pew- (okaza³a siê dwudziestoletni¹ jett¹) nym momencie sam Casperek, miotaj¹c i popêdziliœmy do Nowogrodu do leka- bez³adnie paszczêk¹, ugryz³ mnie w prze- rza. Po drodze wyg³asza³em kazanie, sens gub prawej d³oni. Widzê, ju¿ krwi¹ ogólny taki, ¿e da³eœ cz³owieku dowód sp³ywam, wiêc ryczê: Kurwa, ludzie, co najwy¿szej lekkomyœlnoœci, dopuszczaj¹c to jest, na mi³oœæ Boga, czyje s¹ te do powy¿szego, przecie to jakby trzymaæ bestie?!!! Ze trzy minuty trwa³o ju¿ to odbezpieczony karabin maszynowy zajœcie, na podwórku Durskiego sta³y trzy w cha³upie, skrzynkê granatów przy osoby: Durska (sk¹din¹d niez³a laska ko³o piecu. Sprawca s³ucha³ potulnie, na pyta- czterdziestki, ale w typie wsiowym), jakiœ nia odpowiada³ wstrzemiêŸliwie, zw³a-

44 szcza jak rykn¹³em: Policjê na pana, zwa¿aj¹c na zbêdniki-ozdobniki w zacho- kurwa, wzywaæ?! mówi spokojnie: To ju¿ waniu jego i tytu³uj¹c go „panem dok- pan zdecyduje. Nie prosi, nic – podoba³o torem”, zda³em sprawê. Na m¹ mowê on mi siê. No dobrze. Ale ja w pewnym spowa¿nia³ i wzi¹³ siê do roboty. G³êbsze momencie patrzê (siedzia³em z psem na rany spiêli mi amerykañskimi plasterka- tylnym siedzeniu), a to jest Dürr-Durski. mi (zamiast szycia, kiedyœ szyli), ca³oœæ Znam goœcia z widzenia przecie¿, to jest opatrzono. Przeciw tê¿cowi mam szcze- m¹¿ tej apetycznej Dürrowej. Tylko jak pienie, ale doktor da³ receptê na antybio- ona mówi, ¿e nie jej te bestie s¹ i ¿e tyki, kaza³ kupiæ œrodki opatrunkowe w³aœciciel zaraz wyjdzie, to pomyœlalem, i codziennie do lekarza do Nowogrodu ¿e to znajomek jakiœ z psami w odwie- na kontrolê jeŸdziæ. Oczywista zaraz do dziny do tych Durskich przyjecha³ weterynarza, zbadaæ psa kaza³ i obowi¹z- i nie uwa¿a³ na nie. Dojechaliœmy do dok- kowy jest meldunek o pogryzieniu ze tora. Wylaz³ mamlok stary, farbowany wzglêdu na wœciekliznê. (S³ucham ca³y i pyta siê mnie, a pan sk¹d? W ogólnoœci czas radia i myœlê, jakby tym ciulom z Berlina, a w szczególnoœci terminowo Pi³sudski kota popêdzi³ – ci¹gle to samo: z Bia³owic – odpowiadam. A ja pana nie ma³ostkowoœæ, partyjniactwo, osobista znam. Weso³owski, panie doktorze, i te¿ urazowoœæ i nade wszystko nieudolnoœæ, doktor, ale niemedyczny – bardzo mi kiepska wydolnoœæ, wszystko siê roztapia mi³o, rêki podaæ nie mogê, bo widzi pan. w bez³adnej gadaninie; ta dziennikarka A co siê sta³o? – on siê pyta. Psy moje tym politykom ci¹gle te¿ przerywa, pana pogryz³y – mówi Dürr. A to trzeba popisuj¹c siê przed radios³uchaczami; do pogotowia do Zielonej Góry – ten dok- wszystko to razem jest „¿enada”, jak tor na to. Ran nie uzna³ obejrzeæ, polaz³ mawia³ przyjaciel mój by³y Jacek Tworek do domu swego, betonowego z ogród- przed laty z w³aœciw¹ mu celnoœci¹; kiem. A niechby mu Sprawnik ze Strap- gdzie¿eœ to Jacku teraz i w czym?). Dobi- czyn¹ odgryŸli skalp, takiemu Hipo- liœmy do weterynarza. Weterynarz bar- kratesowi – pomyœla³em i do jetty. To dzo przyjemny, ludzki cz³owiek, doktor jedziemy do Lubska – mówi Dürr-Durski Ojboli. U Casperka stwierdzi³ dwa urazy – tam te¿ jest pogotowie. W pogotowiu (ja potem jeszcze odkry³em dalsze drob- lubskim atmosfera jak za komuny, apaty- niejsze): g³êbokie nagryzienie k³em na- czna pielêgniarka pobra³a ode mnie dane, sady przedniej ³apki (piesek trochê kula³, dowiedzia³em siê przy okazji, ¿e moja ale koœæ nienaruszona) oraz zarysowana niemiecka karta Barmerowskiej kasy zêbiskami skóra na j¹drach: j¹dra na razie chorych jest w Polsce honorowana (ale spuch³y. Czyli prawie nic. Czyli ¿e bestie nie wszêdzie, o czym wspomnê). Wesz³o potraktowa³y psa jako przyrz¹d trenin- dwóch ros³ych facetów w œrednim wieku gowy: nie sz³o o to, by zabiæ, tylko ¿eby w pomarañczowych spodniach i kurtkach starmosiæ, skot³owaæ, zdeptaæ. Jakby jak w Feuerwehrze czy innych s³u¿bach chcia³y zagryŸæ, ju¿ by nie ¿y³. Gorzej by pogotowia medycznego za Odr¹. Jeden by³o pewnie, gdyby ucieka³. Przy okazji zuchowato, tak lekko zaczepnie pyta siê mnie siê dosta³o – i znacznie bardziej ni¿ mnie, co siê sta³o. Fraza typu dowcip, ¿e pieskowi. Sprawnik ze Strapczyn¹ nie kto tak pana piêknie or¿n¹³, czy coœ maj¹ niestety aktualnego zaœwiadczenia w tym duchu. Stawi³em dumnego czo³a o szczepieniu przeciw wœciekliŸnie, Dur- i stanowczo pytam, kto tu jest lekarzem, ski termin przespa³. Casperek szczepienie z kim mo¿na powa¿nie rozmawiaæ ma. Bestie id¹ pod obserwacjê, Dürr ma w powa¿nej sprawie, dla mnie powa¿nej. jeŸdziæ co 5 dni do kontroli (w Niemczech Na to zuchowaty, trochê wytr¹cony: Ja, ja to by psy posz³y w odosobnienie na dwa tu jestem lekarzem, na przyk³ad. Nie tygodnie i w³aœciciela obci¹¿ono by

NA GRANICY

45 op³at¹ s³on¹ za pobyt pacjentów w leczni- tak do wiosny by by³o zrobione. Sprawa cy, w Polsce jeszcze takich mecyi nie ma). dla pana honorowa, OK? Da siê zrobiæ, Nieszczêœcie ma³o prawdopodobne, zrobiê na pewno – on na to. I tak siê wœcieklizna od paru dziesi¹tków ju¿ lat zakoñczy³a sprawa ze Sprawnikiem w Mitteleuropie nieaktywna. Pogryzienie i Strapczyn¹ we wsi Bia³owice pod by³o w czwartek. W pi¹tek znowu Dürr- Nowogrodem Bobrzañskim, których ory- Durski powióz³ mnie do lekarza w No- gina³y spod Nowogródka Mickiewiczow- wogrodzie, ale innego, który bardzo siê skiego by³y. Co ucierpia³em, to by³o, serdecznie przypadkiem-wypadkiem zyska³em natomiast ¿yczliwego cz³owie- zaj¹³. Opatrzy³a mnie nader mi³a i z ca³¹ ka w mojej wsi. Niema³a rzecz i cieszy. solidnoœci¹ pielêgniarka (jaki szef, taki Bia³owice – 7 paŸdziernika, i personel). Doktorek da³ recepty na Berlin – 14 listopada 2006 dodatkowe leki, zleci³ mi samoopatry- wanie ran dwa razy dziennie, po tygod- niu powinienem siê pokazaæ chirurgowi S³owo – obraz, nauka – sztuka. w Berlinie. Karty Barmerowskiej nie Praca z tekstem uzna³, tylko portfel Dürr-Durskiego. Powiedzia³, ¿e w pogotowiu, w szpitalu Motto: siê honoruje, a w prywatnej praktyce nie. ?wejœæœjyw? Ponownie byliœmy u weterynarza, w sobotê. Stwierdzi³ u Casperka zupe³ne 1. Literatura wizualna – wizualnoœæ zdrowie (piesek przesta³ kuleæ ju¿ literatury w pi¹tek), zdziwi³ siê, ¿e piesek sobie jajec „Literatur¹ wizualn¹” nazywam te nie liza³, a mia³ spryskane opatrunkiem utwory literackie, które s¹ w ca³oœci lub elastycznym. Poinformowa³ o wynikach w detalach specjalnie „wizualnie akty- pierwszego badania Sprawnika ze Strap- wne”; widzieæ je, a s³yszeæ to nie to samo. czyn¹, ¿e nic nie stwierdzi³ podejrzanego. Lecz przecie¿ ca³a literatura jest w zasad- Policji powiadamiania poniecha³em niczym rozumieniu wizualna. Powstaje wobec przyzwoitego zachowania siê bowiem w „ciele wzrokowym”, w literach winowajcy: obwióz³ mnie gdzie trzeba, i napisach: w rêkopisie, w maszynopisie, rachunki u lekarzy i w aptece pozap³aca³. czy – ostatnio – w druku komputerowym, Robi wra¿enie cz³owieka uczciwego, pod palcami pisarza czy poety – i z dru- z faktów zasz³ych wnioski wyci¹gaæ ku, z pisma, z „cia³ wzrokowego” jest umiej¹cego, to po co mu robiæ sprawê odbierana, odczytywana – przez czytelni- karn¹ z policj¹? Gdyby wszak¿e coœ ka. Lecz czytelnik nie czyta tego, co wykryto u bestii i mam przed sob¹ napisa³ do niego poeta – czyta to, co daj¹ przykre leczenie (bolesne zastrzyki mu do czytania poœrednicy: edytor i t³u- w dupê, o ile nie za póŸno), to s¹ wyniki macz. obdukcji w pogotowiu i notatka wetery- Ustêp powy¿szy stanowi³ pocz¹tek narza. Dürr-Durski mnie dziesiêæ razy referatu, który wyg³osi³em by³em w 2002 przeprasza³ i na koniec pyta: Jak ja panu roku na konferencji naukowej Uniwer- mogê wynagrodziæ tê przykroœæ, ten ból? sytetu Zielonogórskiego pt. S³owo do Pytam siê, co proponuje. On na to, ¿e ma ogl¹dania. Napis i zapis w utworze artysty- spychokoparkê, mo¿e mi teren przed ple- cznym; zosta³ on opublikowany nastêpnie bani¹ moj¹ wyrównaæ. Ja po namyœle w ksi¹¿ce pod tym¿e tytu³em, wœród mówiê: wie pan, trafi³ w dziesi¹tkê. innych referatów rzeczonej konferencji Niech¿e mi pan tê kupê szlaki spod domu (Oficyna Wydawnicza UZ, 2004). Referat, przerzuci tam na skraj pola, w trzy kupy pt. S³owo wobec obrazu. Od problemów ko³o drogi. Nie musi byæ dziœ-jutro, ale „literatury wizualnej” do zagadek „nowej

46 sztuki”, wypreparowa³em z ostatniego Najsampierw trzeba stwierdziæ (lub co rozdzia³u spoczywaj¹cej od 1978 w re- najmniej podejrzewaæ), ¿e czynniki gra- dakcji wydawnictw Instytutu Badañ ficzne afoniczne mog¹ wystêpowaæ Literackich PAN w Warszawie mojej w tekstach mimo œwiadomoœci edytora, ksi¹¿ki pod roboczym tytu³em Elementy a nawet t³umacza, niejako automatycznie sfery graficznej tekstu poetyckiego; by³a to albo te¿ w warunkach pomieszania kon- moja rozprawa doktorska, obroniona wencji. Np. zapewne w wielu wypadkach 1977; zarchiwizowana jest w Bibliotece edytor nie stara siê okreœliæ funkcji Uniwersytetu £ódzkiego. Z³o¿ona do ekspresywnej czy semantycznej organizacji druku praca mia³a byæ przeze mnie prze- linii napisowych w wierszu wolnym, redagowana zgodnie z propozycjami które ustawione mog¹ byæ w ró¿nej autora recenzji wydawniczej (Edward odleg³oœci poziomej od brzegu strony Balcerzan). Zgadza³ siê z nimi redaktor i wzajem od siebie – jednak poszano- naczelny serii (Micha³ G³owiñski), przy- wanie dla uk³adu graficznego wiersza jest mierza³em siê propozycjom zadoœæu- konwencj¹ ukszta³towan¹ powoli i z bar- czyniæ. Jakoœ widocznie bez przekonania, dzo starej tradycji, trzeba zatem zachowaæ bo rzecz przeci¹gnê³a siê do 1981 roku, ów uk³ad, choæby by³ ca³kiem nieistotny kiedy to w mojej biografii, umieszczonej (jak siê zdaje) funkcjonalnie. Konwencja wœród wypadków bie¿¹cej historii, wraz ta stwarza mo¿liwoœæ „przemycania siê„ ze zmian¹ kraju oraz ustroju, w których form pikturalnych. Przyk³adem mog¹ tu ¿y³em, na kraj i ustrój inny, nast¹pi³a te¿ byæ wiersze angielskiego poety metafizy- wa¿na dla mnie wymiana form obecnoœci cznego XVII w., George Herberta. WeŸmy w kulturze – rzec mo¿na „od rozprawy utwór Easter Wings, który nie daje siê do wystawy”. Od s³owa do obrazu. ³atwo zepsuæ nieuwa¿nemu edytorowi – Dalsze wypadki historyczne sprawi³y, ¿e a nawet nieœwiadomemu t³umaczowi. zadomowiwszy siê na dobre w drugim W przedruku i w przek³adzie wystarczy kraju i w strefie mowy obrazu, mogê po obok odleg³oœci wiersza od lewego latach swobodnie przekraczaæ w tê brzegu siatki tekstowej przestrzegaæ orga- i wewtê granice: dwóch krajów i dwóch nizacji rytmicznej, której funkcjê stanowi form wypowiedzi: ponadjêzykowej obra- d³ugoœæ linii napisowych i podzia³ zowej i jêzykowej – w moim ojczystym graficzny jako skutek rozbicia na dwie jêzyku polskim. strofy, aby tekst zachowa³ nadan¹ przez Kolejne wystawy mojej sztuki wypre- poetê dystynkcjê magiczno-mistyczn¹: parowuj¹ siê jedna z drugiej. Metody tej kszta³t ewokuj¹cy obraz dwóch par u¿ywam w niniejszym tekœcie, co mi siê skrzyde³ anielskich. Kszta³t ten mo¿na tu teraz pisze. W sposób w³aœciwy w pe³ni dostrzec, gdy odwróci siê o 180 tworzywu: jêzykowemu. Tak jak referat stopni kartê ksi¹¿ki. Orygina³ angielski „wynikn¹³” z rozprawy, tak teraz z refe- i polski przek³ad Skrzyd³a w czas ratu „wyprowadzony” zostaje esej. zmartwychwstania w wielu wydaniach Wszystkie trzy s¹ tekstami naukowymi. utworów George Herberta w pe³ni W eseju zlikwidowa³em lub wintegrowa- zgadzaj¹ siê jako obraz. Porównywa³em ³em w tekst liczne w referacie przypisy, utwór w ró¿nych edycjach: The Temple, które w rozprawie, ma siê rozumieæ, s¹ London 1906, The Poems of George Herbert, jeszcze liczniejsze. A zatem do dzie³a. London – New York – Toronto 1933; pol- ski przek³ad (J. Sito) w: Poeci jêzyka an- 2. Poœrednicy gielskiego, t. I, Warszawa 1969. W wydaniu Przyjrzyjmy siê, co daj¹ czytelnikowi londyñskim z 1861 r. (The Works of George do czytania edytorzy i t³umacze w zakresie Herbert) wiersz Easter Wings wydruko- literatury specjalnie „wizualnie aktywnej”. wany jest pionowo (od do³u do góry,

NA GRANICY

47 a nie normalnie poziomo od lewej do i trzem powiêkszonym literom „O”, two- prawej) i obwiedziony lini¹, tak ¿e obraz rz¹cym wizualny obraz „kolanek” bam- skrzyde³ ³atwo rzuca siê w oczy. Czy ow¹ busa, utwór zachowa³ siê w przek³adzie liniê wzi¹³ edytor z Herbertowskiego jako piktura. Czego innego dokonano rêkopisu, czy te¿ jest ona zewnêtrznym – z innymi obrazami: mandolina zosta³a „rysunkowym”, drukarskim dodatkiem rozcz³onkowana na linie napisowe; to do tekstu poety, uwyraŸniaj¹cym wszak- maj¹ byæ wersy? – w oryginale trudno ¿e jego zamys³ – nie uda³o mi siê mowiæ o wersach, bo niemo¿liwe jest stwierdziæ. rozebranie tej piktury na sekwencje, Wyrazistym przyk³adem pomieszania tworz¹ce jakiœ linearny porz¹dek mowny, konwecji – literatury i sztuk plastycznych foniczny – zaœ goŸdzik napisany jest czy techniki drukarskiej – jest przek³ad w przek³adzie jak proza, przy czym uk³ad polski kaligramu Apollinaire´a La mando- graficzny stara siê jakby (ale niekonsek- line l´oeillet et la bambou, Mandolina, wentnie) o zachowanie wizualnej organi- goŸdzik i bambus (w tomie wydawnictwa zacji orygina³u. Zatem bambus i by³y (bo Ossolineum, seria „Biblioteka Narodo- jako piktura unicestwiony) goŸdzik zacho- wa”, 1975: Guillaume Apollinaire, Wybór wuj¹ swoje pozycje w siatce tekstu, ale za poezji, w opracowaniu J. Kwiatkowskie- to mandolina (jeszcze dosadniej piktural- go). Apollinaire´owskie calligrammes, sta- nie unicestwiona ni¿ goŸdzik) roœci sobie nowi¹ swoiste nawi¹zanie do bardzo pretensje do pierwszeñstwa w teraz line- starej formy poetyckiej: wiersza obrazko- arnym tworze jêzykowym (jak gdyby, bo wego, znanego ju¿ w staro¿ytnoœci nie ca³kiem), jakkolwiek orygina³ nie – w Grecji jako technopaegnion, w Rzymie rozstrzyga o kolejnoœci poszczególnych jako carmen figuratum. Poeta tak trzech grup napisowo-rysunkowych n a p i s a ³ wiersz, ¿e jego siatka graficz- w utworze literackim – w tekœcie jêzyko- na, uk³ad liter, tworz¹ obrazki: man- wym. doliny, goŸdzika, bambusa – nie inaczej. Powy¿szy przyk³ad postêpowania Polski edytor Apollinaire´owskiego tomu edytorsko-translatorskiego jaskrawo uwi- poezji, w którym znajduje siê tak¿e dacznia trudnoœci w praktycznym stoso- wybór calligrammes, publikuje obok waniu konwencji przekazu literackiego przek³adu (M. ¯urowskiego) podobiznê w tym i podobnych przypadkach utwo- autografu. W wydaniu ksi¹¿kowym tekst rów wizualnie aktywnych. Immanentna ten znajduje siê na numerowanej stronie warstwa jêzykowo-brzmieniowa tekstu – potraktowano go zatem jako tekst, nato- stawia opór wydzielaniu jej z bytu pisem- miast w czasopiœmie literackim („Prze- nego. Na ogó³ jednak w praktyce wydaw- gl¹d Humanistyczny”, 6/1968) gdzie niczej i przek³adowej utwór wizualnie wczeœniej ukaza³ siê przek³ad z podo- aktywny pozwala siê zgwa³ciæ bez bizn¹ autografu orygina³u, zamieszczono przeszkód i w ten sposób zostaj¹ naru- ten ostatni na stronie nienumerowanej szone jego poprawnoœæ tekstologiczna jako wk³adkê ilustracyjn¹ z reprodukcj¹ – oraz wola autorska, tj. integralnoœæ kon- czego? Dzie³a plastycznego Apollinaire´a strukcji tekstowej, krótko mówi¹c: zostaje czy rêkopisu utworu literackiego naruszone integrum rerum, struktura Apollinaire´a? Jeœli to twór sztuk plasty- dzie³a. cznych, to czemu siê go przek³ada? Jeœli Tak te¿ jest, gdy w wydaniu to tekst literatury, to dlaczego zmienia siê amerykañskim poezji Majakowskiego siatkê graficzn¹ tego ciekawego okazu t³umacz likwiduje s³ynne „schodki”, vers libre w przek³adzie? Wobec bambusa niszcz¹c wa¿ny czynnik ekspresywny t³umacz zastosowa³ pewien zabieg utworu; nie wiem, czy sprawê ratuje fakt œwiadomy: dziêki zmniejszeniu czcionki umieszczenia na s¹siedniej stronie ksi¹¿ki

48 orygina³u rosyjskiego (zob. O. Carlisle, Pada deszcz jest szczególnie piêkn¹, poe- Poets on Street Corners. Portraits of Fifteen tyck¹ manifestacj¹ j e d n o œ c i Russian Poets, New York 1970). Tak jest, graficzno-brzmieniowej, wizualno-fo- gdy w polskiej edycji „Biblioteki Naro- nicznej tekstu literatury. Jest pokazem dowej” kaligram Apollinaire´a Il pleut mo¿liwoœci tkwi¹cych w p i s e m n e j zostaje pozbawiony swojej funkcji wi- kondycji jêzyka sztuki literackiej. Widzi- zualnej. Siatka graficzna orygina³u my stru¿ki deszczu, s³yszymy stru¿ki tworzy obraz stru¿ek deszczu, padaj¹ce- g³osów kobiecych. Kapi¹ i szemrz¹ sma- go z ukosa. „Wersy” z³o¿one s¹ z literek gane wiatrem. Obraz deszczu jest zara- napisanych jedna pod drug¹; szeœæ linijek zem audialny i wizualny, „deszcz” Apol- tekstu, pisanego od góry do do³u, przed- linaire´a równoczeœnie widaæ i s³ychaæ. stawia sob¹ szeœæ stru¿ek wody, literki to Tak d³ugo, jak d³ugo chcemy patrzeæ na kropelki. Polski przek³ad: kartê ksi¹¿ki i – tak d³ugo, jak d³ugo chce- my powtarzaæ wersy utworu w dowolnej, PADA DESZCZ decydowanej przez nas kolejnoœci. Prze- k³ad nie tylko likwiduje pikturê – likwiduje Pada deszcz g³osów kobiecych te¿ formalnie potencjê symultaneiczn¹ jakby umar³y one nawet utworu, wyznaczaj¹c porz¹dek odczytu. we wspomnieniu T³umacz przywraca zrywane przez poetê „wiêzy przytrzymuj¹ce ciê od góry i od Wy te¿ padacie cudowne spotkania do³u” – determinacjê procesywnej natury mojego ¿ycia literackiego tworzywa. Aby uspokoiæ o kropeleczki bardziej wnikliwego czytelnika, wydawca tomu przek³adów pisze ogólnie o kaligra- I chmury staj¹ dêba i r¿¹ mach: „W znacznej czêœci tych utworów niby wszechœwiat miast tekst legitymuje siê samoistn¹ wartoœci¹ dos³yszalnych literack¹, spotêgowan¹, ale bynajmniej nie ufundowan¹ na pomys³ach graficz- S³uchaj jak pada deszcz gdy ¿al nych. Znamiennym przyk³adem jest tu i wzgarda wyp³akuj¹ Pada deszcz: utwór ten mo¿na - jak to dawn¹ sw¹ muzykê zreszt¹ uczyni³ jeden z t³umaczy, Jerzy Lisowski – wydrukowaæ po prostu jako S³uchaj jak opadaj¹ wiêzy zwyk³y wiersz. Znosi on z ³atwoœci¹ tê przytrzymuj¹ce ciê od góry »próbê druku«”. i od do³u Otó¿ – jest ca³kiem na odwrót: na pomyœle graficznym ufundowana jest Zamiana „stru¿ek deszczu” orygina³u i z pomys³u graficznego wynika wartoœæ w zwyk³e linie napisowe w przek³adzie artystyczna tego utworu literackiego, jego (rozbite do tego w druku zgodnie z kon- walor emocjonalny i szczególna ekspresja. wencj¹ przenoszenia „zbyt d³ugich” wer- Oczywiœcie porównywa³em Apolli- sów do nastêpnej linii) jest szczególnie naire’owski Il Pleut w rozmaitych wyda- dotkliwa dla tego utworu. Kasacja piktu- niach: francuskich i polskich, tak¿e inno- ry jest te¿ bowiem likwidacj¹ jej szczegól- jêzycznych. Do rêkopisu nie dotar³em nej funkcji, wynikaj¹cej z dyspozycji (znane mi s¹ inne kaligramy w rêkopi- statycznej tekstu pisanego czy drukowa- sach, dysponujê wiernym typograficznie nego. £atwo zauwa¿yæ, ¿e wiersz ten daje rêkopisom wydaniem Calligrammes Gal- siê czytaæ od ka¿dego, dowolnego wersu limarda, Paris 1948 (osobny tom dzie³ i w dowolnym porz¹dku linearnym – taki wszystkich Apollinaire´a w 12 tomach), jest zamys³ autora. Utwór Apollinaire´a inny wariant graficzny Il Pleut (fotokopiê

NA GRANICY

49 strony wydanej w Londynie ksi¹¿ki d S. Themersona – autora m.in. s³ynnej e przedwojennej ksi¹¿eczki Pan Tom buduje s dom oraz napisanej na emigracji, dziœ z zapomnianej powieœci Kardyna³ Pölätüo, c pisarza i logika duchowo pokrewnego z Lewisowi Carollowi) podaje P. Rypson w swojej ksi¹¿ce Obraz s³owa. Historia g poezji wizualnej, Warszawa 1989, jeszcze ³ inny wariant graficzny znajdzie czytelnik o w maszynopisie mojej pracy doktorskiej. s Tu wa¿na uwaga: Rypson (jego ksi¹¿ka ó napisana jest z pozycji historyka sztuki) w daje faksymil (drukowanego) utworu Apollinaire (za Themersonem), ja nato- k miast, stoj¹c na gruncie teorii literatury, o c y t u j ê po prostu Il pleut z wydania b Gallimarda, pisz¹c go (lub jak kto woli i „rysuj¹c”) na maszynie – w tekœcie mojej e rozprawy doktorskiej. We wszystkich c wymienionych wariantach graficznych y „rysunek” jest nieco inny: linie napisowe c (strugi deszczu) biegn¹ trochê inaczej, h „kropeleczki” ka¿dorazowo ró¿ni¹ siê od siebie o tyle, o ile ró¿ny jest krój czcionek Zobaczymy (ja i czytelnik) jak to w ró¿nych drukach i w moim maszy- „wyjdzie” w Prolibrisowym druku. nopisie (i – domyœlamy siê – w rêkopisie Okaleczenie utworu przez przek³ad poety). Mimo graficznych ró¿nic piktura mo¿e byæ mniej rzucaj¹ce siê w oczy ni¿ pozostaje jednak¿e w wymienionych w przypadku form pikturalnych. Oto przeze mnie upostaciowaniach tekstu w wierszu Apollinaire´a Lundi rue to¿sama f u n k c j o n a l n i e wobec Christine wystêpuj¹ liczby zapisane cyfra- ca³oœci utworu. Maj¹c to na uwadze, mi „300 francs”, „20. h. 27” – i s³owami mo¿na napisaæ Pada deszcz (wy¿ej cy- „six glaces”. W przek³adzie M. ¯urow- towany polski przek³ad) na komputerze, skiego Poniedzia³ek ulica Krystyny czy- na maszynie lub rêcznie – przywracaj¹c tamy: pikturê. Proszê bardzo, dla demonstracji mogê to uczyniæ z jedn¹ linijk¹ – Jestem winien blisko trzysta franków „stru¿k¹” deszczu, z jej pocz¹tkiem, mojej gospodyni ca³oœæ niech sobie „dorysuje” (dopisze) (...) czytelnik (odwo³ujê siê do jego Wyje¿d¿am dwudziesta dwadzieœcia wyobraŸni, gdyby w druku, jak w moim siedem „rysunku” komputerowym, „stru¿ka” Szeœæ luster wci¹¿ siê w siebie wpatruje zosta³a roz³amana na dwie strony). Wszystkie liczby napisano s³owami. PADA DESZCZ Ktoœ powie, ¿e to rzecz drobna. Nie ma P rzeczy drobnych w sztuce – ¿e coœ mo¿e a byæ tak albo inaczej. W przek³adzie nie d tylko ¿e likwiduje siê œrodki istotne dla a poetyki autora wiersza, ale i charak-

50 terystyczne dla pewnego szerszego krêgu w sensie funkcjonalnym.) Filologiczne zjawisk w poezji XX w. („uzwyklenie” opracowanie wyboru poezji Apollinaire´a jêzyka poezji: cyfry, skróty, wyra¿enia w serii „Biblioteka Narodowa” (1975) potoczne); po prostu t³umacz „przekrêca” w wielu miejscach omawia i wyjaœnia tekst bez ¿adnego powodu. „Szeœæ luster” wizualne funkcje ró¿nych, nie tylko – dobrze. Bo nie „6 zwierciade³”. Ale pochodz¹cych z tomu Calligrammes, dlaczego nie „300 franków” i nie „wy- utworów. W Liœcie oceanicznym œwiado- je¿d¿am godz. 20.27”? T³umacz naj- mie kszta³towane s¹ znaki „wielopo- widoczniej uwa¿a, ¿e „tak siê poecie rz¹dkowe” (realizacje postulatu symulta- napisa³o”. Tymczasem mo¿e chodzi o to, neizmu), t³umaczone jest znaczenie aby wywo³aæ wyobra¿enie wzrokowe nieprzek³adalnych skrótowców, objaœnia przedmiotów kultury codziennoœci: ban- siê funkcje znaków matematycznych („+” knotu, informacji w kolejowym rozk³adzie to nie jest bynajmniej to samo co literowo jazdy – liczby podaje siê tam w cyfrach, napisane „plus”!), wyjaœniane s¹ nie w s³owach. ekspresywne funkcje liczb pisanych jako Podam teraz kilka przyk³adów pozy- cyfry, wyt³umaczono, dlaczego nie uda³o tywnych. siê w przek³adzie zachowaæ akrostychu: W latach 70. (zesz³ego wieku) czytelni- pionowo zapisanego imienia „Lou” cy doczekali siê nareszcie przek³adów (kochanki poety). szeregu Apollinaire´owskich kaligramów Wobec druków oryginalnych przyk³a- po polsku, w pe³ni uwzglêdniaj¹cych ich dem wyj¹tkowej wnikliwoœci i odpowie- aspekt wizualny, miêdzy innymi tak dzialnoœci edytora by³o wydanie tomu skomplikowanych graficznie tekstów jak Brunona Jasieñskiego Utwory poetyckie, Lettre-ocean (List oceaniczny), Du cotton manifesty i szkice ze wstêpem E. Balce- dans les oreilles (Z wat¹ w uszach), La petite rzana („Biblioteka Narodowa”, Ossoline- auto (Ma³e auto) (zob. pierwszy z wymie- um 1972). Oto okaz (proszê redaktora nionych w tomie „Ossolineum” z 1975, „Pro Libris” o wzmo¿on¹ uwagê): pozosta³e w albumowej ksi¹¿ce Guil- „Gdy w pierwodruku Pieœni o g³odzie laume Apollinaire, Nowe przek³ady, Wy- czytamy: dawnictwo Literackie, Kraków 1973, t³umaczyli J. Hartwig i A. Miêdzyrzecki), na ulice t³umy jasnych rozeœmianych które przez dziesiêciolecia odstrasza³y ludzi t³umaczy. Po 78 latach od ukazania siê wyrzyga³y na s³oñce obdrapane domy s³ynnego poematu Stephana Mallarme´go panny . s³u¿¹ce . prostytutki Un coup de dés jamais n´abolira l´hasard (1885) mogliœmy wreszcie przeczytaæ po to nie wolno nam zniszczyæ œwiat³a polsku Rzut koœci nigdy nie zniweczy przy- miêdzy kropkami i s³owami w zapisie padku, przek³ad w pe³ni uwzglêdniaj¹cy ostatniego wersu. funkcje strukturalne zarówno kompozycji „Znormalizowany” zapis: graficznej jak i zró¿nicowañ typów pisma w wizualnej siatce tego niezwykle panny. s³u¿¹ce. prostytutki wa¿nego dla rozwoju poezji nowoczesnej utworu. (Un coup prze³o¿y³ M. ¯urowski momentalnie zak³amuje intencje auto- dla miesiêcznika „Poezja”, druk w nr ra i niweczy ca³a urodê poetyck¹ tekstu. 7/8/1975. Obok pomieszczono komen- Abowiem i owe „kropki” nie s¹ tu tylko tarz t³umacza o jego pracy: tekst zosta³ i wy³¹cznie „kropkami”. S¹ one ele- w przek³adzie roz³amany na dwie strony mentem grafiki tekstu, znakami szyfru, – inaczej ni¿ w autentyku, lecz jego wi- prób¹ naœladowania w y g l ¹ d u zualna organizacja pozosta³a nienaruszona (podkreœlenie moje, J.W.) taœmy wysu-

NA GRANICY

51 waj¹cej siê z aparatu Morse´a. Czytajmy cznej czy techniki graficznej? oraz – po bowiem dalej; oto zakoñczenie cytowanej drugie: W jakim to zakresie dany twór strofy: graficzny jako niew¹tpliwy tekst literatu- ry „jako ca³oœæ” jest i n t e g r a l n y? – na wszystkich piêtrach stukaj¹ce w odró¿nieniu od czynników graficznych aparaty nale¿¹cych nie do tego to tekstu literatu- wyrzucaj¹ pod³u¿ne papierowe œwistki: ry, lecz do danego obiektu pisarskiego, wieœæ na cztery koñce œwiata drukarskiego, w którym jest upostacio- wszystkim . wszystkim . wszystkim wany: do rêkopisu, maszynopisu, druku offsetowego lub siatki graficznej kompu- Paralela jest wyraŸna. Panny, s³u¿¹ce, tera w postaci wydruku lub dyskietki. prostytutki s¹ „znakami” komunikatu Oczywiœcie edytor i t³umacz maj¹ ten Miasta, które „wyrzyga³o na s³oñce problem tylko wtedy, gdy go widz¹. obdrapane domy”, podobnie jak znakami OdpowiedŸ na pierwsze pytanie mo¿e na „papierowych œwistkach” s prze- byæ nastêpuj¹ca: Dany integralny twór dzielone kropkami s³owa „wszystkim . graficzny jest utworem literackim, jeœli wszystkim . wszystkim”. Uchwycenie sytuuje siê w t r a d y c j i s z t u k i tego paralelizmu jest mo¿liwe przy za- l i t e r a c k i e j, a nie innej: sztuk chowaniu chwytu typograficznego z pier- plastycznych czy „technik graficznych” wodruku. – w takim sensie, jeœli jest to przedmiot Dalej w moim wspomnianym na powsta³y na gruncie literatury w jej histo- pocz¹tku referacie („wywiedzionym” rycznym rozwoju, a nie na innym grun- z rozprawy) robiê analizê innej kropki, cie. I tak np. niew¹tpliwie literackimi, nie tak dawno przeze mnie odkrytej a nie plastycznymi przedsiêwziêciami w poemacie Edwarda Stachury Kropka s¹ zarówno kaligramy Apollinaire´a jak nad ypsylonem (E. Stachura, Poezja i „s³owa na wolnoœci” Tomasso Filippo i proza, t I; warto przy tym przeczytaæ Marinettiego. Eksperymenty te podjêli ich notê redakcyjn¹ Z. Fedeckiego). Z roz- autorzy na pozycjach i w intencjach prawy wyjmujê parê przekonywuj¹cych uprawiania sztuki literackiej a nie czego przyk³adów specjalnej aktywnoœci wizu- innego, i choæ zapewne obaj inspirowali alnej – u tak znanych autorów jak Louis siê wspó³czesn¹ im sztuk¹ plastyczn¹, s¹ Aragon, Julian Tuwim, James Joyce. Ró¿- one w pe³ni uargumentowane jako skraj- nie postêpuj¹ z nimi edytorzy i t³umacze. ne zjawiska tej skali, której drugi biegun rozpoznajemy w jêzyku – pisanym: 3. Pytania ontologiczne w „ekstrawagancjach” ortograficznych (np. Sytuacja „wizualiów w edytorstwie Redliñski pisze konsekwentnie i celowo i sztuce przek³adu jest funkcj¹ sytuacji „dópa” zamiast „dupa” w Konopielce), w ontologii dzie³a literackiego. „Wizual- w zró¿nicowaniach pisanego s³owa noœæ literatury” jest zjawiskiem nielegal- w funkcji semantycznej i ekspresywnej nym czy pó³legalnym, bowiem s³owo, (Norwid z jego „akcentami graficznymi”: tekst – pisany czy wypowiadany – jest spacjami, kursywami, du¿ymi a ma³ymi zasadniczo czym innym ni¿ ikon czy inny literami), wreszcie w siatce graficznej vers jakiœ znak – czy choæby indeks (w znacze- libre. Natomiast twory formalnie podobne niu semiotycznym) – wizualny. Edytor do pikturalnych czy pozapikturalnych i t³umacz maj¹ problem nastêpuj¹cy: eksperymentów Apollinaire´a, Marinet- Po pierwsze: Czy dany integralny tiego czy futurystów polskich (Jasieñski, funkcjonalnie twór graficzny (pisemny) Czy¿ewski, M³odo¿eniec, Stern, Wat), jest u t w o r e m l i t e r a t u r y takie mianowicie jak kompozycje typo- – w odró¿nieniu od tworu sztuki plasty- graficzne Theo van Doesburga, tableau-

52 poemes Pieta Mondriana i Michela nastêpuj¹co: „Napisa³ Julian Przyboœ. Seuphora do literatury nie nale¿¹. S¹ to U³o¿y³ graficznie W³adys³aw Strzemiñ- albo czyste fenomeny plastyki wykorzys- ski”. Poniewa¿ tekst poetycki Przybosia tuj¹ce znaczeniowe projekcje litery, albo – nie zachowa³ siê w rêkopisie, rozdzielenie jak zw³aszcza prace Seuphora – twory jego grafii jêzykowej od typografii graniczne („hybrydy”), wynik³e z zamia- w druku jest niemo¿liwe. Z ponad jest ru integracji dwóch rodzajów sztuk. dziœ spójnym dzie³em poetycko-graficz- OdpowiedŸ na drugie pytanie: nym dwóch autorów i tylko tak mo¿na tê Na drodze porównañ ró¿nych uposta- ksi¹¿eczkê wznawiaæ. ciowañ tekstu miêdzy sob¹, a zw³aszcza przez odwo³anie siê do autografów, 4. Sztuka nowa mo¿na ustaliæ, co jest tekstem literatury, Problem s³owa wobec obrazu – dla a co jego opracowaniem graficznym literaturoznawcy, teoretyka czy filozofa w druku; jest to metoda, któr¹ mo¿na sztuki komplikuje siê wobec zjawisk nazwaæ f o r m a l n ¹. Natomiast metoda w nowej sztuce, w „nowej” czy „drugiej, f u n k c j o n a l n a polega na okreœleniu trzeciej itd.” „awangardzie”. Z tego funkcji strukturalnej danego czynnika mianowicie wzglêdu, ¿e artyœci pr¹dów graficznego w tekœcie – wszystko jedno, i tendencji, które wesz³y na arenê sztuki czy jest to odstêpstwo od obowi¹zuj¹cej od po³owy lat 60. XX wieku, otwarcie ortografii (s³ynny Nu¿ w b¿uhu), czy win- neguj¹ podzia³ na rodzaje sztuk, nie tegrowany „rysunek” (np. ikoniczne mówi¹c ju¿ o tym, ¿e neguj¹ status sztuki kwiatki w wierszu Mechaniczny ogród w ogóle – dla tego obszaru dzia³añ Stefan Tytusa Czy¿ewskiego, ró¿ne „r¹czki”, Morawski proponowa³ okreœlenie „po- „strza³ki” i inne piktogramy), czy jest to sztuka” (Na zakrêcie: od sztuki do po-sztuki, uk³ad graficzny siatki tekstu ekspresy- Kraków 1985). wny („schodki” Majakowskiego, rozma- Na gruncie literatury pojawi³o siê ite nieskonwencjonalizowane „grafizmy” w po³owie ubieg³ego wieku zjawisko nowoczesnego wiersza wolnego) czy poezji konkretnej, które w postaci „poezji semantyczny (wiersz-obrazek, kaligram). wizualnej” prêdko wci¹gnê³o w swoj¹ Na takiej podstawie w pewnych konkret- orbitê artystów sfery sztuk plastycznych. nych przedmiotach graficznych, drukar- „Wiersze konkretne” zaczêli równie¿ skich odró¿niæ mo¿na by by³o np. siatkê pisaæ filozofowie, lingwiœci i literaturo- graficzn¹ tekstu Dlja go³osa Majakow- znawcy (w Stanach Zjednoczonych np. skiego od jej interpretacji dokonanej przez prof. Mary Ellen Solt, w Niemczech Max El Lissitzkiego lub grafikê tekstów z tomu Bense, w Polsce Leszek Szaruga), nastêp- Z ponad Juliana Przybosia od na³o¿onej na nie ludzie innych zawodów; w Polsce ni¹ interpretacji typograficznej W³a- w latach 70. i 80. przesz³ego wieku wysta- dys³awa Strzemiñskiego w pierwodruku. wy tej sfery twórczoœci urz¹dzano w biblio- Trzeba próbowaæ oddzieliæ tekst od jego tekach publicznych i domach kultury. Po opracowania graficznego jako dzia³ania wyczerpaniu siê poezji konkretnej jako w innych konwencjach ni¿ jêzykowe ruchu jej doœwiadczenia z jednej strony i literackie. Daje siê to zrobiæ w przypad- wzbogaci³y repertuar „normalnej” litera- ku ksi¹¿ki Dlja go³osa W³adimira Maja- tury, z drugiej – ujawni³y siê w ró¿nych kowskiego w typografii El Lissitzkiego sferach komunikacji wizualnej, w sztuce (Berlin 1923, por. reprodukcje barwne i poza sztuk¹, np. w reklamie. w: J. Tschichold, Die neue Typographie, Tu dodam, jako dobrze zorientowany Berlin 1928, te¿ fotokopiê w: Isskustwo w temacie (w druku w wydawnictwie knigi, Moskwa 1970). Inaczej z tomikiem Universitas w Warszawie jest S³ownik Z ponad (Cieszyn 1930). Sygnowany jest rodzajów i gatunków literackich, zbiorowe

NA GRANICY

53 dzie³o naukowe, w którym znajduje siê 5. Uwagi wyjœciowe (wejœciowe) opracowane przez mnie – w 1974 r. – (...) „myœlenie jêzykowe” – wyra¿one has³o „konkretna poezja”) dodam, ¿e w obrazie. Tak siê koñczy³ mój referat workshop poezji konkretnej mieœci³ zielonogórski S³owo wobec obrazu, w sobie bardzo ró¿ne rzeczy; na gruncie z którego wzi¹³em do mego eseju obszer- polskim pokazuje to antologia pt. Poezja ne fragmenty. Ostatnie zdanie opatrzone konkretna. Wybór tekstów polskich oraz by³o nastêpuj¹cym przypisem: Zob. pojê- dokumentacja z lat 1967-1977 (Wroc³aw cie „tekstu wizualnego” w znaczeniu 1977), opracowana przez Stanis³awa semiotycznym, obejmuj¹cym wszelkie Dró¿d¿a, g³ównego twórcê i animatora komunikaty (przekazy) strukturowane ruchu w Polsce. Œwiadomie u¿ywam i odbierane wzrokowo, wystêpuj¹ce na wobec polskiej poezji konkretnej (i œwia- gruncie ró¿nych rodzajów sztuk: plasty- towej tak¿e) s³owa „ruch”, bo to by³ ruch. cznych, literatury, teatru, filmu, a nawet Bra³em w nim udzia³ jako referent na muzyki (tzw. muzyka graficzna) w: sesjach teoretycznych, organizowanych J. Weso³owski, Wizualnoœæ tekstu przez Dró¿d¿a od koñca lat 70. do 1981 a tekst wizualny, w: Pogranicza i kores- roku. W 2003 roku „wiersz konkretny” pondencje sztuk (wybrane referaty konfe- Dró¿d¿a Alea iacta est, opracowany przez rencji Instytutu Badañ Literackich PAN specjalistów-designerów od wystaw plas- 1978, pod red. T Cieœlikowskiej i J. S³a- tycznych jako monumentalna instalacja wiñskiego), Ossolineum 1980. Jako eks- (interaktywna), reprezentowa³ Polskê na plikacjê skomplikowanych stosunków Biennale w Wenecji. (O Dró¿d¿u jako miêdzy s³owem a obrazem oraz miêdzy poecie, a nie „plastyku” zob. mój esej „myœleniem jêzykowym” a „myœleniem w „Odrze”, 3/2005). obrazowym” w dzisiejszej sztuce por. W niezwyk³ym nasileniu tekst jêzy- J. Weso³owski, Grenze/Granica (katalog kowy zosta³ antycypowany na gruncie wystawy) Rostock – Lübeck – Szczecin sztuk plastycznych w konceptualizmie. 2002, zob. równie¿ reprodukcjê mojej Najbardziej znanymi przyk³adami tego instalacji Bez tytu³u. Dwa przedmioty zjawiska s¹ prace Josepha Kossutha: plan- znalezione w: B. Chrz¹stowska, E. Wie- sza z powiêkszonym has³em s³ownika gandtowa, S. Wys³ouch, Literatura jêzyka angielskiego meaning czy zestawie- wspó³czesna. Podrêcznik dla maturzystów, nie trzech krzese³: s³ownikowej definicji Poznañ 1997; obszerna analiza tej pracy, krzes³a, fotografii krzes³a i krzes³a real- autorstwa B. Chrz¹stowskiej (z uwzglêd- nego (Three Chairs). Nowoczesna wersja nieniem problematyki relacji „s³owo – œredniowiecznego sporu o uniwersalia? obraz”) znajduje siê w suplemencie do W sztuce dzisiejszej literê, napis i tekst podrêcznika autorek, W klasie maturalnej. spotkaæ mo¿na wszêdzie: w sali wysta- Ksi¹¿ka nauczyciela-polonisty, 1999. wowej, w ksi¹¿ce, gdzie nie zawsze Wyst¹pienie teoretyka na sesji zielono- wiadomo, czy dany fenomen sztuki górskiej po³¹czy³em z prezentacj¹ w³asnej reprezentuje poezjê czy malarstwo, teatr sztuki – w sali konferencyjnej, za aprobat¹ czy film. W sali wystawowej s³owo organizatorów konferencji: Dzien – Nik. wychyla siê do nas nie tylko z p³aszczy- Okazy. (Podobnie uczyni³em na konfe- zny akrylowego czy olejnego obrazu, rencji Cz³owiek i rzecz. Problemy reifikacji z planszy graficznej czy fotograficznej, ale w filozofii, literaturze i sztuce, Uniwersytet te¿ z ekranu telewizora, z projekcji œcien- im. Adama Mickiewicza, 1999; tu bez nej wideo, z ekranu komputera, i nie uzgodnienia z organizatorami, wobec tylko jako napis czy tekst jêzykowy, lecz czego uniwersytecki woŸny parê razy nade wszystko jako „myœlenie jêzykowe” wynosi³ z sali mój eksponat, który „nie – wyra¿one w obrazie. pasowa³”, trzeba by³o rzecz wyjaœniaæ.)

54 O mojej sztuce (koncept Dzien-Nik) poparcie dla tych moich starañ wobec naj³atwiej chyba dostêpne czytelnikowi dyrekcji Stiftung Stadtmuseum Berlin – publikacje w: „Format. Pismo Artys- niestety zbyt wiele trudnoœci by³o do tyczne”, 30 (1999) i „Exit. Nowa Sztuka w pokonania, zbyt d³ugo by czekaæ na ter- Polsce”, 4/2002 i 2/2006. Najpe³niejsza min w domu wystawowym równorzêd- egzegeza: Tomasz Zalejski-Smoleñ, Do nym ³ódzkiemu Muzeum tu w Berlinie. Granicy. O Dzien-Niku Jacka Weso³owskiego, A zatem Granica – Zwi¹zki bêdzie „Pro Libris”, 3/2006 oraz ten sam m³ody w £odzi i dla £odzi. W Grenze/Granicy, badacz: Dzien-Nik Jacka Weso³owskiego. projekcie dla Lubeki – Rostoku – Szczeci- Historia, poetyka, etyka, „Quart. Kwartal- na (2001-2002) m.in. chcia³em „przekro- nik Instytutu Historii Sztuki Uniwer- czyæ granicê” miêdzy autorem, a widzem. sytetu Wroc³awskiego”, 2/2006. By³ ten koncept zaproszeniem widza do „Utwór konkretny” ?wejœæœjyw?, któ- „bycia artyst¹” – w obcowaniu z wytwo- rego u¿y³em jako motta tego oto eseju rami mojej sztuki. W Granicy-Zwi¹zkach – wywiedzionego z referatu (wywiedzio- w³¹czam w ten zamiar innych artystów. nego z rozprawy), napisa³em (sobie) Trzy œciany galerii zajm¹ moje prace w 1980 roku, we wrzeœniu, gdy wróci³em w podziale na Rzeczy, Stosunki, Zjawiska z wakacji na Zachodzie i zaraz zanurzy- – jak w trzech miastach dawnej Hanzy. ³em siê w „Solidarnoœæ” na Uniwersytecie Podzia³ dobry jak ka¿dy inny – to w³aœnie £ódzkim. Upubliczni³em ten utworek po jest idea mojej Granicy: Granice miêdzy raz pierwszy na wystawie Granica – tym a tamtym i czym innym jeszcze wyz- Zwi¹zki w £odzi w 2006 roku – ³¹cz¹c go naczamy my, ludzie, za pomoc¹ nazw: to w koncepcie Zwi¹zki z „wierszem kon- jest „A”, a to jest „B”. Œcianê czwart¹, cen- kretnym” Stanis³awa Dró¿d¿a Czaso- traln¹, chcê zaj¹æ pracami innych artys- przestrzenie z osobist¹ dedykacj¹ autora. tów. To jest nowy element. Prace innych £ódŸ 1976, Zielona Góra 2002, Berlin 2006 zestawiam tu z moimi (Zwi¹zki); na tym pomyœle opiera³a siê wystawa ze Schwichtenbergiem w Muzeum w 1997, Granica – Zwi¹zki pokazywana potem w Niemczech. Tyle ¿e Berlin, 5.3.06 on by³ ten Jeden. W Zwi¹zkach widzia³- bym ok. 20 nazwisk bliskich mi ludzi – Pan Dyrektor Ryszard Czubaczyñski w³aœnie jako ludzi, niekoniecznie jako Muzeum Historii Miasta £odzi, artystów; na wystawie w £odzi mogê Pa³ac Poznañskich pokazaæ najwy¿ej 8–10 znajomych i przyjació³ – bo bym „rozsadzi³ granice” Szanowny Panie Dyrektorze w³asnego konceptu. Projekt Granica i Drogi Ryœku, – Zwi¹zki robiê specjalnie dla £odzi. Tu jest w³aœciwe dla mnie miejsce do refleksji wdziêczny za konkretny ju¿ termin nad istot¹ „granic”. I nad istotnoœci¹ kolejnej mojej wystawy w Muzeum przy „zwi¹zków”. Zwi¹zków z miejscami Ogrodowej, chcia³bym krótko powiado- i z ludŸmi mojej biografii. Czy, jako jed- miæ o stanie obecnym konceptu. A zatem nego z jej œwiadków (ile czasu siê znamy? tytu³ Granica – Zwi¹zki oznacza winte- prawie pó³ wieku), mogê liczyæ na parê growanie tego pierwotnego pomys³u, s³ów przyjaznego komentarza na otwar- z którym wyst¹pi³em do Ciebie w 2003 ciu Granicy – Zwi¹zków w Twoim, roku, owych Z-wi¹zków, w Granicê. Naszym Muzeum Historii Miasta £odzi? Pocz¹tkowo chcia³em, aby wystawa No, ja myœlê. w £odzi odby³a siê w kooperacji Pozdrawiam Ciê – z Berlinem i raz jeszcze dziêkujê Ci za Jacek Weso³owski

NA GRANICY

55 Nota: Wystawa mia³a miejsce w Muzeum Historii Miasta £odzi od 18 maja do 2 lipca 2006 r. Muzeum wyda³o dwujêzyczn¹ (pol.-niem.) publikacjê: Jacek Weso³owski, Granica – Zwi¹zki, £ódŸ 2006 – zeszyt uzupe³niaj¹cy do ksi¹¿ki-albumu: Jacek Weso³owski, Grenze/Granica, Rostock – Lübeck – Szczecin 2002. W moim koncepcie Zwi¹zki, wintegrowanym w projekt Grenze/Granica uczest- niczyli artyœci: Jan Berdyszak (Poznañ), Leif Draeby (Silkeborg), Stanis³aw Dró¿d¿ (Wroc³aw), Wolfgang Friedrich (Rostock), Ryszard Hunger (£ódŸ), Klaas Krüger (Berlin/Hamburg), Ellen Lehmann (Berlin), Bernhard Schwichtenberg (Kiel), D¹brówka Sobocka (Berlin/Kraków), Klaus Staeck (Heidelberg/Köln/Berlin), Jerzy Treliñski (£ódŸ).

56 Kazimierz Furman

Chcia³em napisaæ bardzo krótki wiersz O mi³oœci A mo¿e o Bogu Ale nie ma takich wierszy o Bogu

Nawet ten Który zamyka siê w czterech wersach Jest za d³ugi

Fakt Mogê go skróciæ do bez tytu³u Ale nawet czysta kartka Rozrasta siê Poza granice wszechœwiata I myœli

Od samego pocz¹tku Do bez koñca

Wtedy znudzony szukam puenty W d³oniach którymi ogrzewam pacierz

Bóg zlata

57 Kazimierz Furman

***

Ostatniej modlitwy nie pamiêtam Chyba ¿e by³a podobna do kobiety A nie zapominam cia³a Jest jak amen na ustach

Ostatniej kobiety te¿ nie pamiêtam Chyba ¿e by³a Tajemnic¹ Bo nie zapominam Boga Na plecach mi wyrós³ jak Garb

Ostatniej chwili te¿ nie pamiêtam Rozskrzydlony anio³ puka do drzwi domu W którym prócz brudu Zaduchu I gnoju

Wielka gromnica odmierza³a czas

58 Kazimierz Furman

Bez – nadzieja

Bez Krzew kwitn¹cy majowo Woni siê majem

Za Przybosiem Skowronek Lot podnosi do nieba Wpada w szyby brzêk

Nadzieja Imiê kobiety Ró¿a Imiê wyjête z Ró¿ewicza

Nie spotka³em takiej W ¿adnej galerii W ¿adnym muzeum Nie odnalaz³em na ¿adnym œmietniku

Piersiami Karmi nasze

Podgl¹dam Te dwa Mleczne ksiê¿yce w pe³ni

Noc prawie betlejemska Niewini¹tek rzeŸ

Bez Krzak gorej¹cy

Nadzieja Ko³ysanie do snu

59 Kazimierz Furman

*** W archiwach powybijane zêby Po³amane nogi Mia³o byæ tak piêknie GwoŸdzie spod paznokci Nieprzespane sny Mo¿e nie bêdzie smutno rozstaæ siê Niedoœnione noce Z t¹ mydlan¹ oper¹ Za 3 grosze Mia³o byæ piêkniej - co mi tam brecht – Jeszcze tylko kilka chwil

Z cieniami Do œmierci Które nawiedzaj¹ mnie-nas w pe³ni s³oñca W pe³ni miesi¹ca Stadion w ekstazie

We œnie Bieg tych kikucich sprinterów Podnieca wyobraŸniê Jestem-jesteœmy jak lunatycy B³¹dz¹cy po nocy Powinien milczeæ Ko³yskami rynien By spaæ Owacje By nie spaœæ Dzieje siê to teraz Jak zjawy A jakbyœmy b³¹dzili po katakumbach Wœród wybuchów wiosennych Kalin To ani forsa Spadaj¹cych Ani dramat Na nasze g³owy Jest smutno Jedynie domyœlaliœmy siê A mia³o byæ piêknie ¯e ¿ycie mog³oby byæ sob¹ To mo¿e nie bêdzie a¿ tak Ÿle Rozstaæ siê ¯e ¿ycie mog³oby byæ W porê Mia³o byæ piêknie 20.05.2005 Linie papilarne ociekaj¹ krwi¹ Cz³owiek jest ju¿ bez to¿samoœci Nikt

60 Kazimierz Furman

Mroki œredniowiecza

Bo¿e Panienko Przenajœwiêtsza W imiê Ojca i Syna

Ci ludzie chyba nie maj¹ sumienia To bestie

Przyszli wczoraj kilka minut po pi¹tej Najpierw zadali kilka rutynowych pytañ Jak d³ugo stojê na tej wystawie Ile razy zmieni³em ubranie Jak czêsto by³em doprowadzany do porz¹dku

Pytali o przyjació³ i znajomych

A ja o Ewie nic Mog³aby nie prze¿yæ tych tortur

PóŸniej zaczêli wykrêcaæ mi rêce £amali palce £okcie Rzucili je w k¹t Jakby nie by³y to rêce A kawa³ki drewna na rozpa³kê

Kiedy wyrywali nogi Myœla³em ¿e nie wytrzymam ¯e serce rozpêknie siê na kawa³ki

Odchodz¹c Mówili ¿e jeszcze wróc¹

I œmiali siê Œmiali siê serdecznie

61 Kazimierz Furman

***

£askiœ pe³na po drugi brzeg nocy Przez twoje w³osy chmury Przez palce moje wiatr przep³ywa Gdy idziemy mostem z wyci¹gniêtych ramion

£askiœ pe³na po kielich œwitu Przez twoje cia³o fala Przez moje ba³wan siê przelewa Gdy zbli¿amy siê nad nagoœci skraj

Unosz¹c w pustych jeszcze rêkach S³oñce jutra I gwiazdê Pod któr¹ nasz dach

62 Kazimierz Furman

Erotyk 2

Twoje cia³o Syberia Na bia³ym przeœcieradle zima

Twoje cia³o Ocean niespokojny Na bia³ym przeœcieradle fale

Twoje cia³o Afryka B³¹dzê po saharze

I budzi siê suka w tobie We mnie jakiœ kundel

63 Przemys³aw Karwowski

Nieznane zwi¹zki Goethego ze Œl¹skiem i Ziemi¹ Lubusk¹

Moje zainteresowanie ¿yciem i dzia³al- tak¿e wszechstronnoœæ zainteresowañ noœci¹ Johanna Wolfganga Goethego Goethego - od rysunku, poezji, teatru, siêga roku 1973, kiedy to w pierwszym poprzez znajomoœæ takich dziedzin nauki zielonogórskim antykwariacie, w niemal jak geologia, botanika a¿ po anatomiê dwusetn¹ rocznicê wydania, kupi³em w³¹cznie. Wszystko to wzbudza podziw „Cierpienia m³odego Wertera” w przek³a- i uznanie. dzie Leopolda Staffa. By³em wówczas Pobyt we Frankfurcie nad Menem w podobnym stanie ducha jak tytu³owy i zwiedzenie domu rodzinnego pisarza bohater, czyta³em zatem listy nieszczêœli- przypomnia³o mi m³odzieñcz¹ fascynacjê. wego Wertera pe³en emocji. Na zawsze Ponownie siêgn¹³em do lektur oraz do zapamiêta³em czterowiersz z ksiêgi pierw- bogatego Ÿród³a informacji, jakim jest szej bêd¹cego wed³ug mnie mottem Internet. W trakcie tych poszukiwañ ¿ycia poety, który potrzebowa³ stanu natrafi³em na zwi¹zki Goethego z moj¹ zakochania, fascynacji i cierpienia, ¿eby ma³¹ ojczyzn¹. Okaza³o siê, ¿e poeta tworzyæ: podró¿owa³ wzd³u¿ Odry, na Œl¹sk i do Ma³opolski, a tak¿e pozna³ ludzi wywo- Takiej mi³oœci ka¿dy m³odzian czeka, dz¹cych siê z okolic Zielonej Góry, które tak byæ kochana chce ka¿da dziewczyna; zaznaczy³y swój œlad w ¿yciu genialnego czemu¿ w najœwiêtszym z popêdów artysty. Goethe mia³ zwyczaj pisania dzien- cz³owieka ników i prowadzenia bogatej korespon- tkwi tak straszliwego cierpienia przyczy- dencji, co okaza³o siê bardzo cenne dla na? jego biografów. Dziêki temu ze spor¹ dok³adnoœci¹ zosta³ opisany niemal Po latach zrozumia³em, ¿e nie by³ to ka¿dy dzieñ jego ¿ycia; nad czym pra- przypadek. Wertuj¹c „Rozmowy z Goe- cowa³, w jakim by³ nastroju i stanie them” Johanna Petera Eckermanna w za- zdrowia. Prawdziwym kompendium piskach z 2 stycznia 1824 roku, znalaz³em wiedzy o „œl¹skiej” podró¿y poety w 1790 taki fragment wypowiedzi poety: ...i by³o- roku jest praca Juliana Maliszewskiego by Ÿle, gdyby ka¿dy z nas choæ raz w swoim zatytu³owana „J. W. Goethe na Œl¹sku”, ¿yciu nie prze¿y³ takiego okresu, w którym by wydana w 1993 roku przez Instytut Œl¹ski mu siê wydawa³o, ¿e Werter jest w³aœnie dla w Opolu. niego napisany. W³aœnie ta uniwersalnoœæ, Z tego opracowania zaczerpn¹³em ponadczasowoœæ jego twórczoœci to dla wiêkszoœæ danych o Annie Luizie Karsch mnie przejaw geniuszu. Frapuj¹ca jest i Coronie Schröter. Ponadto, o innych

64 „nadodrzañskich” przyjaŸniach Goethego Mozowa. Anna Luiza w wieku szesnastu dowiedzia³em siê z publikacji Jerzego lat wysz³a za m¹¿ za sukiennika Hirse- Piotra Majchrzaka „Na peryferiach his- korna i zamieszka³a w Œwiebodzinie. torii” i „Suibusium felix...: epizody z 700 Dziesiêæ lat póŸniej rozwiod³a siê (praw- lat dziejów Œwiebodzina i okolic.” Ale jak dopodobnie by³ to pierwszy rozwód dot¹d nikt nie podj¹³ próby policzenia, ile w protestanckich Prusach) i wysz³a po- tych osób tak naprawdê by³o. nownie za m¹¿ za krawca Karscha ze Wschowy. Ju¿ wczeœniej, pisz¹c rymo- Anna Luiza Karsch wane mowy pogrzebowe, objawi³a talent poetycki. Gdy po odejœciu od drugiego Anna Luiza Karsch (Karschin) odno- mê¿a zamieszka³a w G³ogowie, na jej towana zosta³a przez Maliszewskiego twórczoœæ zwróci³ uwagê hrabia Rudolf jako ta, która: obudzi³a w nim [Goethem, von Kottwitz, ówczesny w³aœciciel Boja- przyp. P. Karwowski] pierwsze zaintere- de³. Hrabia zawióz³ j¹ w 1761 roku do sowanie tym, co mo¿na by³o nazwaæ œl¹skie. Berlina i przedstawi³ na dworze. Karschin Karsch prowadzi³a korespondencjê sta³a siê osob¹ s³awn¹ i podziwian¹, z Goethem, dedykowa³a mu wiersz „Schön przyjmowana by³a na berliñskich salo- gutten Morgen Herr Doktor Göth”. nach. £askawy by³ dla niej zarówno Rozbawiony s³owami Karsch Goethe, Fryderyk Wielki, jak i jego nastêpca bêd¹c w Berlinie w maju 1778 roku, Fryderyk Wilhelm II, który podarowa³ jej znalaz³ czas na spotkanie z t¹, wówczas dom. Poetka zmar³a w Berlinie w 1791 popularn¹ na dworze, poetk¹. Jak pisze roku. Jej spuœcizn¹ zajê³a siê córka, J. Maliszewski: w osobie Anny Luizy Karsch Karolina Luiza von Klencke, publikuj¹c pozna³ Goethe nie tylko osobowoœciowe cechy wiersze. Do obecnych czasów zachowa³a Œl¹zaków, lecz po raz pierwszy zetkn¹³ siê z tym co póŸniej nazwa³ die Betulichkeit” (¿yczliwoœæ, us³u¿noœæ, sympatycznoœæ), co zawsze kojarzy³ ze s³owem œl¹ski. Jej oso- bowoœæ, otwartoœæ i serdecznoœæ zrobi³y na poecie niebagatelne wra¿enie. Wspo- mnienie o Annie Luizie zawar³ w jednym z aforyzmów: Wahrheitsliebe zeigt sich darin, daß man überall das Gute zu finden und zu schätzen weiß. (Mi³oœæ do prawdy ukazuje siê w tym, i¿ wie siê, jak odnaleŸæ dobro i jak je ceniæ). Anna Luiza Karsch pochodzi³a z nizin spo³ecznych. By³a przyk³adem awansu zdobytego talentem, ale te¿ ciê¿k¹ prac¹ i wytrwa³oœci¹. Poetka, zbieraczka pieœni ludowych, zwana marchijsk¹ lub nie- mieck¹ Safon¹, urodzi³a siê w 1722 roku w bli¿ej nieokreœlonym maj¹tku Hammer miêdzy Sulechowem a Krosnem Odrzañ- skim, lub w pobli¿u Œwiebodzina, jak twierdz¹ inni. By³a córk¹ ubogiego piwowara Christiana Dürbacha mieszka- j¹cego w Œwidnicy ko³o Zielonej Góry. Matka pochodzi³a z podsulechowskiego

NA GRANICY

65 siê tablica pami¹tkowa, umieszczona na Goethe pozna³ j¹ dopiero w Weimarze, pó³nocnej œcianie berliñskiego Sophien- gdy wiosn¹ 1776 roku zosta³a gwiazd¹ kirche. Jak podaje Jerzy P. Majchrzak tamtejszego teatru. Nie tylko œpiewaczk¹, w „Suibusium felix....”: dziœ Karschin jest ale i znakomit¹ aktork¹ dramatyczn¹. Nie ju¿ tylko pojêciem historycznym. Reprint by³ jedynym adoratorem Corony. O jej pierwszego wydania jej wierszy ukaza³ siê wzglêdy zabiega³ tak¿e ksi¹¿ê Karol w roku 1966 jako wydanie bibliofilskie, August. Do pewnego czasu spotykali siê w ograniczonym nak³adzie. Nie ma polskiego ca³¹ trójk¹, ale wkrótce dosz³o do nie- przek³adu jej twórczoœci. snasek. Jak wynika z jedynego zachowa- nego listu, Corona czyni³a wyrzuty Corona Schröter Goethemu za niezrêcznoœæ sytuacji. Poeta prosi³ o wybaczenie, proponowa³: powin- Urodzi³a siê 14 stycznia 1751 roku niœmy ¿yæ w przyjaŸni... nie mo¿emy odwró- w Gubinie. Jej ojciec s³u¿y³ w orkiestrze ciæ przesz³oœci, ale zostaniemy panami wojskowej; by³ trêbaczem-waltornist¹. przysz³oœci, jeœli tylko bêdziemy m¹drzy W 1754 r. rodzina Schröterów przenios³a i dobrzy. Ho³d przyjació³ce z³o¿y³ Goethe siê z pu³kiem do Warszawy (tu Corona w wierszu „Auf Miedings Tod”, najd³u¿- nauczy³a siê jêzyka polskiego), a po kilku szym z tamtych lat, co prawda poœwiêco- latach do Lipska. Od wczesnych lat nym nadwornemu stolarzowi i autorowi Corona wykazywa³a uzdolnienia mu- dekoracji teatralnych, ale bêd¹cym dosko- zyczne. Naukê œpiewu i gry na instru- na³¹ okazj¹ do wplecenia wersów doty- mentach klawiszowych rozpoczê³a cz¹cych aktorskiego œwiatka: w Warszawie. W Lipsku zadebiutowa³a jako sopranistka i wtedy po raz pierwszy Ihr Freunde, Platz! Weicht einen kleinen ujrza³ j¹ na scenie student Goethe. Ju¿ Schritt! wtedy zaw³adnê³a jego sercem. Osobiœcie Seht, wer da kommt und festlich näher tritt! Sie ist es selbst - die Gute fehlt uns nie - Wir sind erhört, die Musen senden sie. Ihr kennt sie wohl! sie ist’s, die stets gefällt: Als eine Blume zeigt sie sich der Welt; Zum Muster wuchs das schöne Bild empor, Vollendet nun, sie ist’s und stellt es vor. Es gönnten ihr die Musen jede Gunst, Und die Natur erschuf in ihr die Kunst. So häuft sie willig jeden Reiz auf sich, Und selbst dein Name ziert, Corona, dich. Sie tritt herbei. Seht sie gefällig stehn! Nur absichtslos, doch wie mit Absicht schön. Und hocherstaunt seht ihr in ihr vereint Ein Ideal, das Künstlern nur erscheint.

Najbardziej znan¹ kreacj¹ Schröter, uwiecznion¹ obrazem Georga Melchiora Krausa, by³a tytu³owa rola w prapre- mierze „Ifigenii w Taurydzie” zagrana

66 6 kwietnia 1779 roku. Coronie w roli dzinê Frommannów odwiedza³ 58-letni Orestesa towarzyszy³ sam Goethe, wyka- wówczas poeta i jednoczeœnie ksi¹¿êcy zuj¹c niema³y talent aktorski. Corona minister kultury, opiekun uniwersytetu Schröter uprawia³a te¿ malarstwo, pisa³a w Jenie, J.W. Goethe. Minna, czarnooka wiersze, deklamowa³a. Skomponowa³a piêknoœæ, wywar³a na nim ogromne kilka zbiorów pieœni, miêdzy innymi wra¿enie. Na prze³omie lat 1807/1808 melodiê do „Godnoœci niewiast” Schil- niew¹tpliwie pod jej wp³ywem, a tak¿e lera. K³opoty z g³osem zmusi³y artystkê zachêcony sonetami Zachariasza Wernera do zakoñczenia kariery scenicznej pisze w³asne, nazwane od miejsca pow- i poœwiêcenia siê pracy pedagogicznej. Ze stania, jenajskimi. Tak je okreœla Anna wzglêdów zdrowotnych w 1801 roku Milska w zbiorze „J. W. Goethe - Listy opuœci³a Weimar i zamieszka³a w leœnej mi³osne”: pod rêk¹ wytrawnego artysty miejscowoœci Ilmenau. Rok póŸniej sonety sta³y siê prawdziwymi klejnotami zmar³a. Do ostatnich chwil ¿ycia poezji mi³osnej. Winniœmy wiêc wdziêcznoœæ towarzyszy³a jej wierna przyjació³ka Minnie Herzlieb, ¿e sta³a siê ich natchnie- Wilhelmina Probst. niem. Jednym z najbardziej znanych jest sonet „Szarada”, oparty na grze s³ów Wilhelmina Herzlieb nazwiska Herz-serce i Liebe-mi³oœæ:

Wilhelmina Herzlieb, zdrobniale Zwei Worte sinds, kurz und bequem zwana Minn¹ lub Minchen, zaliczana jest zu sagen, do grona muz J. W. Goethego. Stosunek Die wir so oft mit holder Freude nennen, poety do piêknych i m³odych, takich jak Doch keineswegs die Dinge deutlich Minna, kobiet charakteryzuje Richard kennen, Friedenthal w s³ynnym dziele „Goethe: Wovon sie eigentlich den Stempel tra- jego ¿ycie i czasy”: To, ¿e Goethego tak czês- gen. to coœ poci¹ga³o do owych zagadkowych i w³aœciwie „nietykalnych” istot, jest rzecz¹ zrozumia³¹. Chroni¹ go one przed zbyt g³êbok¹ namiêtnoœci¹ i s¹ na tyle urzekaj¹ce, ¿e mog¹ wcieliæ siê w kszta³t literacki w formie bardziej wznios³ej i zmienionej. Goethemu zawsze by³ potrzebny impuls oso- bistego prze¿ycia, okazja do pisania wierszy okolicznoœciowych; jeœli wiêc chce raz wypróbowaæ rêkê w klasycznej formie sone- towej, której zazwyczaj nie stosuje, to Minchen jest po¿¹dan¹ ku temu okazj¹. Wilhelmina urodzi³a siê 22 maja 1789 roku w Sulechowie w rodzinie drukarza pracuj¹cego w oficynie wydawniczej rodu Frommannów. Osierocon¹ w dzie- ciñstwie Minn¹ zaopiekowa³ siê praco- dawca zmar³ego drukarza, Karl From- mann. W 1798 r. wydawca przeniós³ siê z rodzin¹ do Jeny, gdzie zyska³ wysokie uznanie, a w jego goœcinnym domu odby- wa³y siê spotkania z literatami i artysta- mi. W listopadzie i grudniu 1807 r. ro-

NA GRANICY

67 Es tut gar wohl in jung und alten W 1808 r. Goethe rozpocz¹³ pisanie Tagen, Eins an dem andern kecklich zu powieœci „Powinowactwa z wyboru”, verbrennen; a postaæ Minnie by³a pierwowzorem Und kann man sie vereint zusammen Otylii, jednej z najpiêkniejszych i najtra- nennen, giczniejszych postaci literackich, jakie So drückt man aus ein seliges wysz³y spod pióra Goethego. W tym Behagen. samym roku Wilhelmina powróci³a do Sulechowa, a w 1810 roku wziê³a œlub Nun aber such ich ihnen zu z profesorem gimnazjalnym Karolem gefallenUnd bitte, mit sich selbst mich zu Wilhelmem Walchem. Ma³¿eñstwo by³o beglücken; nieudane. Zwi¹zek z niekochanym cz³o- Ich hoffe still, doch hoff ichs zu erlan- wiekiem doprowadzi³ j¹ do wyczerpania gen. nerwowego i w efekcie do choroby umy- s³owej. Przez 14 lat mieszka³a u brata Als Namen der Geliebten sie zu lallen, Gottfrieda, pastora ewangelickiej gminy, In Einem Bild sie beide zu erblicken,In na plebanii w Przytoku. Po jego awansie Einem Wesen beide zu umfangen. na superintendenta do Zielonej Góry, w 1832 roku wróci³a do Sulechowa. Zmar³a Dwa s³owa s¹, misterne jest ich w wieku 76 lat i - jak podaj¹ Ÿród³a nie- powi¹zanie, mieckie - zosta³a pochowana w Görlitz. Wybieramy je chêtnie z innych s³ów gêstwiny, Christiane Becker-Neumann Lecz nie mo¿emy dociec prawdziwej przyczyny, Christiane Becker-Neumann, nasza Która im sens nadaje i przelotne najmniej popularyzowana krajanka, trwanie.

W m³odym i starym wieku mi³o nies³ychanie Obydwa sprzêgn¹æ z sob¹ zuchwale jak rymy; Jeœli w imieniu jedno z drugim po³¹czymy, To wyrazimy przez to lube po¿¹danie.

Pragnê teraz byæ u nich w mi³osnej estymie, By zespolone w jedno mnie uszczêœli- wi³y; Mam nadziejê, ¿e los mi nagrodê wyp³aci:

¯e bêdê je smakowa³ jak wybranki imiê, ¯e oba w jeden obraz po³¹cz¹ siê mi³y, ¯e bêd¹ ¿y³y w jednej uroczej postaci.

przek³ad - Leopold Lewin

68 urodzi³a siê w 1778 roku w rodzinie aktorskiej Johanna Christiana i Johanny ¯egnaj! Ju¿ muszê st¹d znikn¹æ i we mgle Elisabeth Neumann, w Kroœnie Odrzañ- siê rozwiaæ ulotnej, skim. W 1784 roku wraz z rodzin¹ Jedn¹-li proœbê mam, na przyjaŸñ nasz¹ przeprowadzi³a siê do Weimaru, gdzie siê klnê: trzy lata póŸniej zadebiutowa³a na scenie. O, nie pozwól mi zst¹piæ w krainê cieni Kszta³cona przez aktorkê Coronê Schröter bez s³awy, i samego Goethego osi¹gnê³a wkrótce Tylko muzy to moc ¿yciem obdarzyæ du¿e sukcesy. Do jej najœwietniejszych, œmieræ. tytu³owych ról nale¿a³y „Emilia Gallotti” Tam, w Persefony królestwie, bezkszta³tne i „Minna von Barnhelm” w tragediach unosz¹ siê cienie, Gotholda Ephraima Lessinga, postaci Gromady cieni, md³y rój tych bezimien- Amalii w „Zbójcach” i Luizy w „Intrydze nych dusz; i mi³oœci” Fryderyka Schillera, Klary Lecz gdy s³awny poeta któr¹œ opisze w w „Egmoncie” Goethego, czy Ofelii swej pieœni, w „Hamlecie” Szekspira. Goethe w swo- Wtedy j¹ przyjmie rad wielkich herojów ich dziennikach nazywa³ j¹ „najmilszym, chór” naturalnym talentem”. W 1793 roku Przek³ad – Wanda Markowska wysz³a za m¹¿ za aktora Heinricha von Blumanthal-Becker. Po urodzeniu dru- giego dziecka zaczê³a powa¿nie choro- Karl Joseph Raabe waæ. Zmar³a na gruŸlicê 22 wrzeœnia 1797 roku, w wieku 19 lat. Poeta, wstrz¹œniêty Karl Joseph Raabe zetkn¹³ siê z Goe- œmierci¹ ulubionej aktorki upamiêtni³ them we Wroc³awiu. Wywodzi³ siê Christiane w piêknej elegii „Euphrosyne”, z Otynia, gdzie urodzi³ siê w 1780 roku. któr¹ Schiller umieœci³ w „Almanachu Muz na rok 1799”. Jak pisz¹ Norbert Oellers i Robert Steegers w „Spotkajmy siê w Weimarze”: w elegii tej znaleŸæ mo¿na piêkne strofy, które dla Schillera sta³y siê najprawdopodobniej inspiracj¹ do napisania „Nenii”:

Lebe wohl schon zieht mich’s dahin in schwankendem Eilen. Einen Wunsch nur vernimm, freundlich gewähre mir ihn: Laß nicht ungerühmt mich zu den Schatten hinabgehn! Nur die Muse gewährt einiges Leben dem Tod. Denn gestaltlos schweben umher in Persephoneias Reiche, massenweis, Schatten, vom Namen getrennt; Wen der Dichter aber gerühmt, der wan- delt, gestaltet, Einzeln, gesellet dem Chor aller Heroen sich zu.

NA GRANICY

69 W wieku 10 lat wraz z rodzin¹ wyjecha³ Goethe by³ powszechnie znany i wci¹¿ do Wroc³awia. Jego ojciec otrzyma³ poznawa³ nowych ludzi. Œwiadcz¹ o tym niewielk¹ posadê w radzie miejskiej. Karl choæby obszerne skorowidze nazwisk Joseph uczy³ siê malarstwa. Zwi¹za³ siê w biografiach, czy publikacjach poœwiê- z kultur¹ œl¹sk¹, by³ ilustratorem wro- conych poecie. Na ich tle skromnie c³awskich wydañ Goethego i zarazem prezentuje siê iloœæ zaprezentowanych mi³oœnikiem jego twórczoœci. Poeta za- powy¿ej postaci, ale jak¿e cenn¹ kartê his- przyjaŸni³ siê z m³odym artyst¹, a w 1811 torii Œrodkowego Nadodrza tworz¹. roku zaprosi³ go do Weimaru, gdzie Pamiêæ o nich jest nasz¹ powinnoœci¹, wspólnie spêdzali wiele czasu. K. J. Raabe mamy tym samym wk³ad w europejskie wielokrotnie malowa³ mistrza (jeden z por- dziedzictwo kulturowe. tretów w tekœcie powy¿ej), portretowa³ te¿ jego ¿onê Christianê Vulpius, syna Bibliografia: Augusta oraz kilku przyjació³ poety, 1. Czarnuch Zbigniew, Arsena³ Gorzowski, miêdzy innymi Fryderyka Riemera, czy Anna Luiza Karschin, Gorzów 1998. aktora Aleksandra Wolffa. W „Dzien- 2. Friedenthal Richard, Goethe – Jego ¿ycie nikach” Goethego Raabe nazywany by³: i czasy, Warszawa 1971. der so geschickte als geffallige... talentreich 3. Majchrzak Jerzy Piotr, Na peryferiach verstanding und... wacker (ten tyle¿ zdolny historii, ¯agañ 2005. co uprzejmy... utalentowany, rozs¹dny 4. Majchrzak Jerzy Piotr, Suibusium felix i... zacny). Dziêki poecie Raabe otrzyma³ ...: epizody z 700 lat dziejów Œwiebodzina stypendium we W³oszech, a póŸniej obj¹³ i okolic, Œwiebodzin 2001. katedrê rysunku na uniwersytecie 5. Maliszewski Julian, J. W. Goethe na w Bonn. Po latach Raabe powróci³ do Œl¹sku, Opole 1993. Wroc³awia i wyk³ada³ w szkole sztuk 6. Milska Anna, J. W. Goethe – Listy piêknych. mi³osne, Warszawa 1971. Intensywny tryb ¿ycia, mnogoœæ po- 7. Oellers Norbert i Steegers Robert, siadanych talentów i zainteresowañ, Spotkajmy siê w Weimarze, Poznañ 2004. ³atwoœæ nawi¹zywania kontaktów, pe³nie- nie eksponowanych funkcji pañstwowych Internet: Bibliotheca Augustana, MDR.de, oraz czêste podró¿e powodowa³y, ¿e Wikipedia.

70 Konrad Krakowiak

* * * nie mogê zapomnieæ jej twarzy pe³na zachwytu ¿ycia pasji odwagi z g³ow¹ uniesion¹ pewna kroku i spokojna mija³a ratusz by³ czwartek podobno we wtorek mia³a próbê samobójcz¹ nie znam jej imienia

* * * kimkolwiek jesteœ obserwuj nas gdy przemijanie ponad nasze si³y a starania niedoceniane przez ¿ywych obserwuj nas tylko daj czasem znak ¿e patrzysz pomó¿ wstaæ gdy upadamy zagadko tysiêcy teologów

Pro Libris

71 Konrad Krakowiak

* * *

æma baletnica trzepoce kruchymi skrzyd³ami

zadziera nosa krzyczy g³oœniej i g³oœniej

przesta³a

ciekawoœæ owada nabi³a j¹ na jêzyki œwiec

jeszcze wzdryga ostatni¹ nut¹ ¿ycia w gor¹cych ³zach œwiecy

z rozpaczy czy z uciechy

sanda³

moja stopa do po³owy opalona czêœæ stopy sanda³ chowa

jak z prawd¹ bywa

zawsze do po³owy za sanda³em ludzkiej g³upoty

72 Zdzis³aw Haczek

Piêæ dni w Cottbus, czyli Europa wzd³u¿ cienkiej, niebieskiej linii

Cienka, niebieska linia ma kszta³t per- Cottbus spotykaj¹ siê producenci, dy- forowanej taœmy filmowej. Wystarczy strybutorzy, szefowie kinematografii dreptaæ wzd³u¿ niej chociebuskim dep- kilkunastu krajów Europy Œrodkowej takiem, ulicami, przez torowiska... i Wschodniej, by dogadywaæ sprawy i zawsze siê trafi do któregoœ z czterech miêdzynarodowych koprodukcji. Tu kin Festiwalu Kina Wschodnioeuropej- przedstawiciele 17 festiwali w Moskwie, skiego. Warszawie, Kijowie, Belgradzie, Sofii, Ostatnia 16. edycja chociebuskiej Tallinie, Zagrzebiu czy w Trieœcie imprezy (14-19 listopada) by³a szczegól- „sprzedaj¹” sobie nawzajem najnowsze, na. Wype³niona sala Teatru Miejskiego najciekawsze tytu³y. pos³usznie powtarza³a za prowadz¹cym Ale jest jeszcze piramida. Ta na plaka- uroczystoœæ otwarcia: - Chosieciebusz... cie znów nawi¹zuje do historii Cottbus. Choszebusz, Chocze... W kuluarach goœ- Wszak dwie piramidy - na wodzie i na cie z zagranicy pytali: - O co chodzi ziemi - kaza³ usypaæ w swoim s³ynnym, z tymi Serbo³u¿yczanami? Z tym napisem piêknym parku Hermann Fuerst von „Radnice” obok „Rathaus”? A dyrek- Pueckler-Muskau. A dzia³o siê to na toruj¹cy festiwalowi od 10 lat Roland pocz¹tku drugiej po³owy XIX wieku. Rust tylko siê uœmiecha³. Uda³o mu siê Piramida jest tu symbolem fascynacji celnie wpisaæ swoj¹ imprezê w obchody kultur¹ Egiptu. Trochê to kosmopolity- 850-lecia Chociebu¿a i podbiæ zaintere- czne? Wydumane? sowanie korzeniami tej czêœci Niemiec. Nie w Cottbus, gdzie na ulicznych A przecie¿ R. Rust ju¿ kilka lat temu tabliczkach pod s³owem „Strasse” stoi mocno zaakcentowa³ serbo³u¿yckie s³owiañska „Droga”. pochodzenie Cottbus. Wszak festiwalowa Nie w Chociebu¿u, gdzie na ulicy nagroda - szklana statuetka - nosi ci¹gle mijasz ludzi trzech ras. serbo³u¿yckie imiê Lubina. Piramida szczêœcia

Plakat festiwalu: na czerwonej pirami- dzie litery „Chosebuz”, u³o¿one niczym s³ynny „Hollywood” w Los Angeles. Tylko przewrotny ¿art autora? Aluzja do amerykañskiej Fabryki Snów? Mo¿e, trochê... W koñcu w Cottbus filmów siê nie krêci, ale te¿ nie tylko je pokazuje. To tu od lat pod szyldem Connecting

NA GRANICY

73 niebieskiej linii trafiasz przed wielki ekran w Hali Miejskiej. Po pó³toragodzin- nym seansie spadasz ze œmiechu z fotela (wraz z reszt¹ miêdzynarodowej publicz- noœci), bo Rumuni w filmie „12:08 Buka- reszt - by³ pan tam czy nie by³?” poka- zuj¹, ¿e obalanie dyktatora Ceausescu 16 lat temu to temat na pyszn¹ satyrê o rodakach. O cudzie (czasem alkoho- lowej) niepamiêci, fa³szywej martyrologii. Za chwilê na tym samym ekranie odkrywasz - pokazywany pod szyldem „Narodowe hity” - „Bumer 2”, czyli, ¿e Nie w Cottbus, gdzie na studenckiej Rosjanie te¿ maj¹ swojego Pasikowskiego, dyskotece s³yszysz jak m³odzi Ukraiñcy który obsadza w swoich sensacyjnych fil- kln¹... po polsku, bo... „A jak ma byæ mach odpowiednika Bogus³awa Lindy: inaczej, skoro dwa lata mieszkamy porachunki mafii, tajnych s³u¿b, poœcigi w pokoju z Polakiem?”. terenowymi limuzynami... A przed 22.00 gonisz po niebieskiej Taki bliski obcy linii do Weltspiegel. To stare kino uru- chamia siê tu ju¿ tylko na czas festiwalu. Kino (mniej komercyjna odnoga tej I to dla tego budynku prawdziwa fiesta! Muzy) zwyk³o siê kojarzyæ z awangard¹. Kolejka do kasy wygasa wraz z kartk¹ za £amaniem regu³, ruszaniem tabu... Dla szyb¹: „Bilety wyprzedane!”. Co przy- pisz¹cego te s³owa Europa zaczê³a jed- ci¹gnê³o tu tych 400 szczêœliwców (ci, co noczyæ siê w Cottbus ju¿ 16 lat temu. siê dostali)? Tzw. „D³uga noc krótkiego A jeszcze wczeœniej, bo w 1989 r. w £a- filmu”, czyli etiudy studentów prze- gowie - na Lubuskim Lecie Filmowym, ró¿nych szkó³ filmowych. Ich nazwiska które wtedy zapragnê³o byæ „oknem” na nic wam nie powiedz¹. Na razie. kinematografie s¹siadów. Ale to tu Bartosz Paduch - student Dziœ, kiedy goœcie chociebuskiej wydzia³u radia i telewizji w Katowicach - imprezy spiesz¹ na fina³ow¹ galê w Hali pokazuje swój 9-minutowy „x 2”: rzecz Miejskiej po czerwonym dywanie, witani o skinie i punku, którzy nagle dowiaduj¹ fleszami przez fotoreporterów, kiedy pod siê, ¿e nie bez powodu nosz¹ to samo wejœcie zaje¿d¿aj¹ limuzyny - festiwal nazwisko, choæ przecie¿ znaj¹ siê tylko pachnie Cannes czy Berlinem. Ale to z barykad nienawiœci i uprzedzeñ. tylko zwodniczy blask celebry potrzebnej mecenasom i sponsorom (impreza kosz- Powrót do korzeni tuje sporo, skoro tylko pula nagród wynosi³a w tym roku 56,5 tys. euro!). Tak, re¿yserzy z Czech, Rosji, Wêgier, Festiwal nie zatraci³ swej istoty: pomaga Niemiec, Polski, Bu³garii czy Rumunii, zbli¿yæ siê do obcego, do s¹siada na wy- których filmy pokazuje siê w Cottbus ci¹gniêcie rêki (czasem „uzbrojonej” w kufel grzebi¹ nam w genealogicznych trzewiach. piwa). I po „obcym” ju¿ nie ma ani œladu. Mieszaj¹ w korzeniach?! Ale¿ sk¹d. Tam ju¿ dawno namieszali nasi przod- Z czego œmiej¹ siê Rumunii kowie. Jeœli ju¿, to filmowcy mieszaj¹ nam w g³owach. I potem trochê boli. Id¹c wzd³u¿ namalowanej miêdzy Najlepsza tabletka na taki „ból g³owy”? najwa¿niejszymi punktami festiwalu, Bilet na kolejny festiwal w Chociebu¿u!

74 SYLWETKI

Anna Szóstak Anna Szóstak

Trauma istnienia. Ein Trauma der Existenz. O poezji Jolanty Pytel Zur Poesie von Jolanta Pytel

Ju¿ od pierwszego, debiutanckiego tomu Vom Erstlingswerk der Dichterin Jolanta Pytel, Opowieœæ o Gabrielu z roku 1972 poezjê dem Band Opowieœæ o Gabrielu [Erzählung über Jolanty Pytel przenika jakiœ rodzaj wewnêtrz- Gabriel] aus dem Jahre 1972 an durchdringt ihre nego niepokoju, wynikaj¹cego z przeczuwa- Dichtung eine Art der inneren Unruhe, die aus vorhersehbaren und intuitiv empfundenen Aus- nych i intuicyjnie odbieranych paroksyzmów brüchen eines existenziellen Schmerzes, sowohl der bólu istnienia - cudzego i w³asnego, uwiêzione- eigenen wie auch der fremden Existenz, der in den go w biologicznych granicach cia³a i zaklêtym biologischen Grenzen des Körpers und im verwun- krêgu wszystkich jego spazmów, kaprysów schenen Kreis all seiner Krämpfe, Launen und i instynktów. Instinkte gefangen gehalten wird, herrührt. Odnajdujemy w tych wierszach coœ In ihren Gedichten ist stets etwas von der dun- klen und sinnlichen Atmosphäre der Poesie eines z mrocznej i zmys³owej atmosfery poezji Rafa³a Rafa³ Wojaczek spürbar, die lediglich die Überreste Wojaczka, kontestuj¹cej same rudymenty bytu des Seins hinterfragt und das Subjekt zum i skazuj¹cej jej podmiot na funkcjonowanie Funktionieren im Fieber düsterer Visionen verurteilt, w malignie ponurych wizji potêguj¹cych das wiederum die Entfremdung gegenüber der obcoœæ wobec œwiata realnego i nadwra¿liwe realen Welt und ein hohes Maß an Überempfind-

SYLWETKI

75 wyczulenie na drwi¹c¹ z nakazów œwiadomoœci lichkeit gegenüber der den Geboten des oporn¹ materiê cia³a. Pragnienie wolnoœci poli- Bewusstseins spottenden, starren Materie des tycznej artyku³owane przez pokolenie Nowej Körpers stärkt. Das von der Generation der sog. Neuen Welle, der auch Rafa³ Wojaczek und Jolanta Fali, do którego zaliczymy i Rafa³a Wojaczka, Pytel angehören, geäußerte Verlangen nach politis- i Joannê Pytel, nak³ada siê czy raczej sublimu- cher Freiheit, überlagert oder sublimiert eher in ein je w pragnienie wolnoœci egzystencjalnej, Verlangen nach existenzieller Freiheit, das sich im wyra¿aj¹ce siê w obsesyjnej chêci wyjœcia poza obsessiven Willen das eigene, von Obsessionen und obrêb w³asnego - nêkanego przez obsesje i lêki, Ängsten geplagte, in ein Inneres und ein Äußeres rozdwojonego na wnêtrze i zewnêtrze - „ja”. geteilte „Ich” zu verlassen, ausdrückt. Intymnoœæ poetyckiego prze¿ywania i doz- Die Intimität des dichterischen Erlebens und Erfahrens des eigenen Seins wechselt in einer für nawania swego jestestwa przeplata siê tu, die Weltanschauung der Anhänger der Neuen Welle w sposób charakterystyczny dla œwiatopogl¹du charakteristischen Art und Weise mit dem Gefühl nowofalowego, z poczuciem odpowiedzialnoœ- der Verantwortung gegenüber dem Anderen und der ci za drugiego, za wspólnotê ludzk¹, do której Gemeinschaft der Menschen. Diese sowohl in der siê nale¿y. Ta podwójnoœæ zarówno w sferze Sphäre der Epistemologie und der Weltsicht, wie epistemologii i postrzegania œwiata, jak i w po- auch in der die Realität ordnenden Axiologie exis- rz¹dkuj¹cej rzeczywistoœæ aksjologii od same- tente Dopplung kommt von Beginn an in der Dichtung von Jolanta Pytel zum Vorschein und wird go pocz¹tku ujawnia siê w poezji Joanny Pytel, nicht nur zur Suche nach dem eigenen dichterischen staj¹c siê nie tylko poszukiwaniem w³asnego Ausdruck, sondern gleichsam zum Versuch, eine poetyckiego wyrazu, ale tak¿e prób¹ odnalezienia Übereinkunft zur Künstlichkeit oder zur Konvention konsensusu dla sztucznoœci czy umownoœci der Form und der Authentizität des Erlebens, des formy i autentycznoœci prze¿ywania, pozorów Scheins und der Wahrheit des Seins zu treffen und i prawdy istnienia, d¹¿enia do odkrycia tego, zum Versuch, einen Konsens im Drängen nach der co obiektywne, i subiektywizmu autokreacji: Entdeckung dessen, was objektiv ist, wie auch mit Blick auf die Subjektivität der Selbsterschaffung zu erreichen: moja kobieta najwyraŸniej stylizowana meine Frau opuszczona przez augenscheinlichst stilisiert twarz verlassen von dem sta³a w przeci¹gu dwóch chwil Gesicht by³am po tej stand im Zug zweier Augenblicke ich war auf dieser i und po drugiej auf der anderen stronie Seite widzê - moja kobieta nie mog³a istnieæ ich sehe – meine Frau konnte nicht existieren kiedy wróci³a do swojej twarzy als sie zu ihrem Gesicht zurückkehrte (Widzenia, Opowieœæ o Gabrielu, s. 6) (Widzenia [Gesichte], Opowieœæ o Gabrielu, S. 6) In einer etwas verschwommenen und chaotis- W nieco mêtnym i chaotycznym, rw¹cym chen, syntaktisch reißenden und fieberhaften siê sk³adniowo, pospiesznym zapisie usi³uje Niederschrift versucht die Dichterin die Heftigkeit poetka oddaæ gwa³townoœæ uczuæ i namiêtnoœ- der Gefühle und Leidenschaften wiederzugeben, die ci rozpiêtych pomiêdzy subteln¹ delikatnoœci¹ zwischen der subtilen Einfühlsamkeit der mi³osnych uniesieñ ducha a bluŸnierczo-eroty- Entrückung des Geistes und der blasphemisch-ero- czno-mistycznym ¿arem pragnieñ, mi³oœci tisch-mystischen Glut der Wünsche, Liebe und i ¿¹dzy, których obiektem jest mê¿czyzna ideal- Begehrung, deren Objekt sich in der in der Figur des Erzengels Gabriel verborgen liegende, ideale Mann ny ukryty pod postaci¹ archanio³a Gabriela: offenbart, gespannt sind:

Gabrielem zwany w ga³¹zce wiœni Gabriel genannt im Kirschzweig rozpoznany erkannt

76 gdzieœ wymarzony w którymœ zau³ku erträumt irgendwo in einem Winkel serca des Herzens nie czytaj moich r¹k lese nicht meine Hände eine Kirschknospe erscheint zjawi siê wiœni p¹k lese nicht meine Hände nie czytaj moich r¹k oder lese albo czytaj eine Kirschknospe erscheint zjawi siê wiœni p¹k sei aber gegrüßt ale witaj (Piosenka do Gabriela, Opowieœæ o Gabrielu, s. 10) (Piosenka do Gabriela [Ein Lied an Gabriel], Opowieœæ o Gabrielu, S. 10)

Gabriel - wcielone uosobienie potêgi Gabriel, die fleisch gewordene Verkörperung der mi³osnego spe³nienia, figura nadziei i obietnicy Kraft der Liebeserfüllung, eine Figur der Hoffnung szczêœcia w innym czasie i innej przestrzeni, und des Versprechens der Glückserfüllung an einem ginie w zderzeniu z okrucieñstwem i bezmyœl- anderen Ort und in einer anderen Dimension, stirbt noœci¹ œwiata, by odrodziæ siê w marzeniu bei dem Zusammenprall mit der Grausamkeit und i wyobraŸni jako znak zwyciêstwa poezji nad Gedankenlosigkeit der Welt, um dann im Traum und proz¹ ¿ycia, wyznanie wiary w moc s³owa in der Phantasie als ein Zeichen des Sieges der Poesie über die Alltäglichkeit des Lebens und als ein ocalaj¹cego od nicoœci i cierpienia: Glaubensbekenntnis zur Macht des Wortes, das von dem Nichts und den Leiden erlöst, aufzuerstehen: Gabriel obudzi³ mnie nasze rozplecione rêce stworzy³y ogieñ Gabriel weckte mich i szliœmy razem unsere auseinandergeflochtenen Hände w malinowym œnie erschufen das Feuer (***, Opowieœæ o Gabrielu, s. 15) und wir gingen zusammen im himbeerfarbenen Traum (***, Opowieœæ o Gabrielu, S. 15) Choæ daleko wczesnym wierszom Jolanty Pytel do kunsztownych strof Wojaczka, ³adem Obwohl die frühen Gedichte von Jolanta Pytel konstrukcji rygoryzuj¹cego nieprzewidywal- sich nicht mit den kunstvollen Strophen Wojaczeks, noœæ i szaleñstwo egzystencji, to jednak s¹ one in denen die Konstruktionsordnung die Unvorher- tak¿e wyrazem antynomii i przeciwieñstw sehbarkeit und den Wahnsinn des Seins erzwingt, definiuj¹cych istnienie, podobnie jak zbli¿enie messen können, sind sie dennoch ein Ausdruck der die Existenz definierenden Antinomien und Anta- siê do pe³ni jestestwa u obojga poetów gonismen, ähnlich wie die Annäherung an die Fülle mo¿liwe jest jedynie poprzez ból. Tym des Seins bei beiden Dichtern einzig und allein nur cz³owieczym bólem przepe³niona jest ca³a durch ein Leiden möglich wird. Dieser menschliche rzeczywistoœæ otaczaj¹ca, której nie dane jest Schmerz durchdringt die gesamte uns umgebende istnieæ niezale¿nie, gdy¿ nawet s³oñce rodzi siê Wirklichkeit, der es nicht gegeben ist, unabhängig w mêce, wstaj¹c - mroŸnego jak pustka von ihr zu existieren, da sogar die Sonne bei ihrem w sercu - zimowego ranka (zob. wiersz Aufgang an einem – eisigen wie die Leere des Her- zens – Wintermorgen in Qualen geboren wird (vgl. W naszych oczach, Tyle œwiat³a wokó³ ). die Gedichte: W naszych oczach [In unseren Augen], Przestrzeñ psychiki i przestrzeñ rzeczywis- Tyle œwiat³a wokó³ [So viel Licht ringsherum]). toœci nak³adaj¹ siê wzajemnie na siebie tworz¹c Der Raum der Psyche und der Raum der palimpsest, gdzie pod powierzchni¹ rzeczy Realität überlagern sich gegenseitig und erschaffen i zjawisk ukrywaj¹ siê byty potencjalne, do- ein Palimpsest, in dem unter der Oberfläche der myœlne i do-myœlane - jak w wierszu, któremu Dinge und Phänomene potentielle, mutmaßliche bez w¹tpienia patronuje (ale niestety bez finezji wie erdachte, Existenzen verborgen bleiben, wie im Gedicht, dem zweifelsohne Wis³awa Szymborska i wirtuozerii noblistki) Wis³awa Szymborska - Pate stand (leider aber ohne die Finesse und „s³owa na czas nie wymówione”, „fotografie Virtuosität der Nobelpreisträgerin) – „s³owa na czas mê¿czyzn których nie by³o”: nie wymówione” [zur rechten Zeit nicht ausge- sprochene Worte] und „fotografie mê¿czyzn których

SYLWETKI

77 w pokoju by³a i nie-by³a dziewczyna nie by³o” [Photographien von Männern, die es nicht jest i nie-jest kobieta gab]: ale im Raum war und war-nicht ein Mädchen pomiêdzy byciem jej a nie-byciem ist und ist-nicht eine Frau zaistnieje kiedyœ mo¿e coœ aber wiêc nie wchodŸcie do tego pokoju zwischen ihrem Sein und Nicht-Sein (Ten pokój, Tyle œwiat³a wokó³, s. 6) entsteht vielleicht irgendwann einmal etwas betritt also nicht diesen Raum Racj¹ istnienia jest w tej poezji mi³oœæ (Ten pokój [Dieser Raum], Tyle œwiat³a wokó³, S. 6 ) w najró¿niejszych jej przejawach, wyra¿ana Die Existenzberechtigung als solche bildet in wci¹¿ powracaj¹c¹ symbolik¹ d³oni rozpaczli- dieser Dichtung die Liebe in ihren vielfältigen wie têskni¹cych za dotykiem, szukaj¹cych Erscheinungsformen, die sich in der stetig porozumienia i wzajemnoœci, których brak wiederkehrenden Symbolik der Hände ausdrückt, mo¿e byæ wyra¿ony jedynie przez przywo³anie die sich verzweifelt nach Berührung sehnen und obrazu œmierci w kamiennym pejza¿u nach Einigung und Gegenseitigkeit suchen, deren og³uch³ych i œlepych „skamienia³ych ulic”, Fehlen wiederum das Bild eines Todes inmitten einer bêd¹cym w równym stopniu charakterystyk¹ steinerner Landschaft der taub und blind geworde- nen „versteinerten Straßen” – eine Charakteristik, realiów tamtego czasu, co wyobra¿eniem kraj- die im gleichen Maße auf die Wirklichkeit jener Zeit, obrazu duszy. wie auf die Vorstellung von einer Seelenlandschaft Ratunkiem przed ciemnoœci¹ i rozpacz¹, zutrifft –symbolisiert. œwiat³em przewodnim pozwalaj¹cym odnaleŸæ Als Rettung vor der Dunkelheit und der drogê okazuje siê cud macierzyñstwa. Verzweiflung und als ein leitendes Licht, das den Najpiêkniejsze i najbardziej szczere wiersze Weg zu finden erlaubt, erscheint der Dichterin das Jolanty Pytel zwi¹zane s¹ z mi³oœci¹ do Wunder der Mutterschaft. Die schönsten und ehrlichsten Gedichte von Jolanta Pytel sind im córeczki - wszechogarniaj¹c¹, wyj¹tkow¹, Zusammenhang mit ihrer Liebe zu ihrem jedyn¹ i bezwarunkow¹, uciszaj¹c¹ wszystkie Töchterchen entstanden. Es ist eine allumfassende, lêki i niepokoje, epifani¹ szczêœcia i jasnoœci: einzigartige und bedingungslose Epiphanie des Glücks und der Helligkeit, die alle Ängste und a kiedy przyjdzie Unruhen beiseitelegt: wezmê twoj¹ d³oñkê kruch¹ i pójdziemy opowiadaæ wiersze und wenn sie kommt nimm ich dein zerbrechliches Händchen kwiatom ptakom und wir gehen Gedichte erzählen i dzieciom Blumen Vögeln (Do córeczki, Tyle œwiat³a wokó³, s. 25) und Kindern (Do córeczki [An das Töchterchen], Poetyckie „ja” Jolanty Pytel to jednak Tyle œwiat³a wokó³, S. 25) przede wszystkim „ja” udrêczone, bezradne wobec pewnoœci nieuniknionego, nieodporne Das poetische „Ich” von Jolanta Pytel ist jedoch ein gequältes „Ich”, hilflos angesichts der Sicherheit na ból wspó³odczuwany z ca³ym œmiertelnym des Unvermeidbaren, nicht gefeit gegenüber dem ziemskim stworzeniem - umieraj¹cym ptakiem, gemeinsam mit der gesamten irdischen Schöpfung padaj¹cym drzewem i œciêtym kwiatem, cz³o- – dem sterbenden Vogel, dem fallenden Baum, der wiekiem wreszcie, na którego wci¹¿ spogl¹da geschnittenen Blume und schließlich mit dem nieub³agane „oko œmierci”. Mo¿e w³aœnie Menschen, auf den unaufhörlich „das Auge des z tego powodu tak silnie odczuwana jest w tej Todes” blickt – empfundenen Schmerz. Vielleicht poezji potrzeba zakorzenienia, odnalezienia aus diesem Grund ist in dieser Dichtung so stark das Bedürfnis der Verwurzelung spürbar wie auch w³asnego miejsca, domu mieszcz¹cego siê das Bedürfnis nach einem eigenen Platz, einem w ca³oœci w archetypicznym polu semanty- Heim, das ganz in dem archetypischen semantis- cznym bezpieczeñstwa, rodziny, przyjaznych chen Feld der Sicherheit, der Familie, freund- uczuæ i bliskich ludzi, o¿ywiaj¹cych i obda- schaftlicher Gefühle und naher Menschen aufgeht,

78 rzaj¹cych sensem przedmioty i œciany. die die Gegenstände und Wände zum Leben erweck- Kobiecoœæ poetki to forma wci¹¿ wymagaj¹ca en und sie mit einem, dem Sinn erfüllen. Die dope³nienia, w drugim cz³owieku jedynie odnaj- Weiblichkeit der Dichterin erscheint als eine Form, die einer steten Erfüllung erfordert, die einzig und duj¹ca remedium na grozê losu i metafizyczn¹ allein im anderen Menschen ein Remedium gegen gwarancjê bytu przekraczaj¹cego granice das Grauen des Schicksals und gegen die metaph- materii i czasu, jaki mierzy siê nieobecnoœci¹ ysische Garantie des die Grenzen der Materie und tych, których kochaliœmy i którzy odeszli Zeit, die nach der Abwesenheit derjenigen gemessen bezpowrotnie: wird, die wir einst liebten und die für immer gegan- gen sind, sprengenden Seins, findet: do okien zapomniane puka imiê an die Fenster klopft ein vergessener Name rozchodz¹ siê krzy¿e Kreuze zersprengen we wszystkie strony œwiata in alle Himmelsrichtungen i znowu o jednego umar³ego und wieder um einen Gestorbenen starsza jestem bin ich älter (***, 40 i cztery, s. 8) (***, 40 i cztery [40 und vier], S. 8)

To, co najwa¿niejsze, jest w poezji Jolanty Das Wichtigste ist in der Dichtung von Jolanta Pytel unaussprechbar, verborgen im Schweigen Pytel niewyra¿alne, ukryte w milczeniu miêdzy zwischen den Worten, deren – zuweilen bewusste s³owami, których - czasem zamierzona und beabsichtigte, zumeist jedoch unbewusste – i celowa, a najczêœciej wzruszaj¹co nieœwiado- Unbeholfenheit die Spannung am Berührungspunkt ma - nieporadnoœæ stara siê wyraziæ napiêcie des Fühlbaren mit dem Erfahrbaren, der Metaphysik na styku odczuwanego i doœwiadczanego, mit der Alltäglichkeit, des ungehorsamen Körpers, metafizyki i codziennoœci, niepos³usznego cia³a der das Bewusstsein im Käfig des Schmerzens zamykaj¹cego œwiadomoœæ w klatce bólu einsperrt mit dem Geheimnis, das dem Spiegelbild gleich unfassbar bleibt und das ontologische Rätsel i tajemnicy niepochwytnej jak odbicie w lustrze des Seins beinhaltet, zu erfassen versucht: kryj¹ce ontologiczn¹ zagadkê istnienia: und ich, die ich wahr bin i która ja prawdziwa zwischen mir und mir. miêdzy sob¹ i sob¹. (Codzienne [Alltäglich], 40 i cztery, S. 36) (Codzienne, 40 i cztery, s. 36) Die bildliche Darstellung sowie die Motiv- und Metaphernreihe sind bei Jolanta Pytel weder ausge- Sposób obrazowania oraz zespó³ motywów lesen noch durch die Frische der Assoziationen i metafor nie jest u Jolanty Pytel ani überraschend: Spiegel, Baum, Uhr, Wanderung... wyszukany, ani zaskakuj¹cy œwie¿oœci¹ sko- Eine jede stellt ein Symbol für sich dar, verfestigt jarzeñ: lustro, drzewo, zegar, wêdrówka... und in der literarischen Tradition kodifiziert, und Ka¿dy symbol z osobna, utrwalony i skody- knüpft an einen wohlbekannten Vorrat an Sinn und fikowany w tradycji literackiej, odsy³a do Bedeutung. Alle zusammen jedoch, in ihrer znanego na pamiêæ zasobu sensów i znaczeñ. Gesamtheit analysiert, setzen sich auf eine zwar konventionelle, dennoch aber konsequente Wszystkie razem jednak, rozpatrywane Symbolik des Lebens als einer Bewegung in der Zeit ca³oœciowo, sk³adaj¹ siê na konwencjonaln¹ fort. Diese Zeit möchte das lyrische Subjekt von wprawdzie, ale mimo wszystko konsekwentn¹ Jolanta Pytel mit einer eigenen Handschrift verse- symbolikê ¿ycia jako ruchu w czasie. Ten czas hen, und dadurch gleichsam ein Poem erschaffen, in podmiot liryczny wierszy Jolanty Pytel pragnie dem die eigene, schwierige und individuelle Existenz zapisaæ w³asnym pismem, tworz¹c poemat, sich in der aufbauenden Verbindung mit der sie über w którym trudne w³asne indywidualne istnie- die Vergänglichkeit und Vernichtung hinaustragen- den Gemeinschaft des Seins in einer unendlichen nie t³umaczy siê poprzez krzepi¹c¹ ³¹cznoœæ Reihe der Generationen erklärt wird: z wynosz¹c¹ ponad przemijanie i nicestwienie wspólnot¹ bytu w nie koñcz¹cym siê szeregu Hier mühe ich mich über einen Stein ab, pokoleñ: um in ihm den Schatten meines Lebens zu graben

SYLWETKI

79 Oto siê trudzê nad kamieniem, - ist im Gedicht Kamieñ [Stein] W³ócznia s³oñca aby w nim wyryæ cieñ w³asnego ¿ycia [Lanze der Sonne] zu lesen. Und dies ein den Text eröffnendes Fragment aus dem altbabilonischen Gilgamesch-Epos: „Als er zu der weiten Reise auf- - czytamy w wierszu Kamieñ (W³ócznia brach, wurde er sehr erschöpft, kehrte zurück. Auf s³oñca). A to otwieraj¹cy ów tekst fragment ze einem Stein grub er die Erzählung über die Mühen”. starobabiloñskiego eposu o Gilgameszu: Die Existenz besitzt bei Jolanta Pytel vor allem „Kiedy w drogê dalek¹ wyruszy³, zmêczy³ siê eine irdische Gestalt, das Jenseits erscheint hier ogromnie, przyszed³ z powrotem. Na kamieniu nicht, dafür gibt es einen schüchternen Glauben wyry³ powieœæ o trudach”. daran, dass „ponad ludzkim bólem / Jasnoœæ” [über Istnienie ma u Jolanty Pytel przede wszyst- dem menschlichen Schmerz / die Helligkeit] (Jesienne po¿egnanie [Herbstlicher Abschied], kim ziemsk¹ postaæ, zaœwiat siê tu nie pojawia, W³ócznia s³oñca) thront, dass Güte und Schönheit jest za to nieœmia³a wiara, ¿e „ponad ludzkim noch immer – allem zu Trotz – existieren, obwohl bólem / Jasnoœæ” (Jesienne po¿egnanie, wir niemals die Lektion des Lebens so gut erlernen W³ócznia s³oñca), ¿e dobro i piêkno wci¹¿ werden, um sie ausgezeichnet zu bestehen. jeszcze - na przekór wszystkiemu - istniej¹, bo „Naprawdê nie wiem, po której stronie umieœci³ ci¹gle zdolni jesteœmy do wspó³czucia mnie los” [Ich weiß wirklich nicht, auf welcher Seite i wzruszenia, choæ nigdy nie nauczymy siê mich das Schicksal wähnt] – schreibt in ihrer poet- ischen Autobiographie Jolanta Pytel in dem 2003 lekcji ¿ycia wystarczaj¹co dobrze, by zdaæ j¹ mit dem Lebuser Literatur-Lorbeerkranz ausgeze- celuj¹co. ichneten Gedichtband W³ócznia s³oñca. Jolanta „Naprawdê nie wiem, po której stronie Pytel, Jahrgang 1952, geboren „w kraju, gdzie umieœci³ mnie los” - pisze w poetyckiej auto- Wysokie i Niskie / miesza siê ze sob¹ tworz¹c krajo- biografii zamieszczonej w nagrodzonym braz / Zniewolonych i Wolnych” [in einem Land, in Lubuskim Wawrzynem Literackim w 2003 roku dem das Erhabene und das Niedrige / sich miteinan- tomiku zatytu³owanym W³ócznia s³oñca der vermischen und eine Landschaft erschaffen / der Versklavten und der Freien], in dem „Szpalty gazet Jolanta Pytel, rocznik 1952, urodzona „w kraju, pêcznia³y od niewypowiedzianych s³ów” [die gdzie Wysokie i Niskie / miesza siê ze sob¹ Zeitungsspalten von unausgesprochenen Worten tworz¹c krajobraz / Zniewolonych i Wolnych”, quollen], in dem schließlich – außer der Geschichte gdzie „Szpalty gazet pêcznia³y od niewypo- und Politik – ein normales Leben vor sich ging, in wiedzianych s³ów”, gdzie wreszcie - poza hi- dem alles seinen Platz hatte: Liebe und Tod, stori¹ i polityk¹ - toczy³o siê normalne ¿ycie, Hoffnung und Verzweiflung, Auflehnung und w którym zmieœci³o siê wszystko: mi³oœæ Resignation: i œmieræ, nadzieja i rozpacz, bunt i rezygnacja: Schon keine Fragen mehr Gedichte erinnern nicht an einen bunten Ball Nie ma ju¿ pytañ... Obgleich das Spiel in den beiden Feuern noch Wiersze nie przypominaj¹ kolorowej pi³ki, immer andauert choæ gra w dwa ognie wci¹¿ siê toczy. Weiß ich wirklich nicht, auf welcher Seite mich Naprawdê nie wiem po której stronie das Schicksal wähnt umieœci³ mnie los. (Nie wiem po której stronie [Ich weiß nicht auf welcher Seite], W³ócznia s³oñca, S. 36 ) (Nie wiem po której stronie, W³ócznia s³oñca, s. 36) Die Wertehierarchie ist hier jedoch eindeutig Hierarchia wartoœci jest tu jednak wyraŸnie bestimmt – die Seite, die die Dichterin wählt, deutet zorientowana - strona, któr¹ poetka wybiera, auf Haus, Familie und Freunde, da nur indem man wskazuje na dom, rodzinê, przyjació³, bo tylko die Identität in der sorgfältig rekonstruierten tak mo¿na „wejœæ w niebo”, odnajduj¹c to¿sa- Genealogie des Geschlechtes, die durch Gedächtnis moœæ w pieczo³owicie odtworzonej genealogii und Erinnerung besiegelt wird, wiederfindet, kann man „in den Himmel eingehen”. rodu, pieczêtowanej pamiêci¹ i wspomnieniem. Einige der meist nicht besonders umfangreichen Kilka w wiêkszoœci bardzo szczup³ych objê- Gedichtbände von Jolanta Pytel (Opowieœæ toœciowo zbiorków poetyckich Jolanty Pytel o Gabrielu 1976, Tyle œwiat³a wokó³ 1978, Destiny (Opowieœæ o Gabrielu 1976, Tyle œwiat³a wokó³ 1994, Oko œmierci [Auge des Todes] 1994,

80 1978, Destiny 1994, Oko œmierci 1994, Przebudzenie [Die Erwachung] 1995, 40 i cztery Przebudzenie 1995, 40 i cztery 1996, Czarny 1996, Czarny aptekarz [Der schwarze Apotheker] aptekarz 1999, Requiem dla Helenki 1999, 1999, Requiem dla Helenki [Requiem für Helenchen] 1999, W³ócznia s³oñca 2003, Wejœæ W³ócznia s³oñca 2003, Wejœæ w niebo 2006) to w niebo [In den Himmel eingehen] 2006) stellen zapis nie tylko drogi twórczej, ale przede nicht nur die Beschreibung des dichterischen Weges wszystkim - ¿yciowej, znaczonej doœwiadcze- dar, sondern vor allem des Lebensweges, der, wie niami - jak to w ¿yciu bywa - czêœciej trudnymi das so ist im Leben, häufiger von schwierigen als ni¿ radosnymi, to œwiadectwo egzystencji von fröhlichen Erfahrungen gezeichnet ist. Es ist rozpisanej na wiele ról przynale¿nych do dies ein Zeugnis einer Existenz, die in viele Rollen domeny kobiecoœci. Nie s³u¿y tej poezji erudy- zerfällt, die gemeinhin der Domäne der Weiblichkeit zugeschriebenen werden. Die zur Schau Stellung cyjny popis i skonwencjonalizowana retoryka, der Gelehrsamkeit sowie die konventionalisierte razi stylizacyjna mitologiczno-eklektyczna Rhetorik erweisen der Poesie keinen guten Dienst, maniera, bo na pewno nie jest to poezja wymi- es stört die stilisierte mythologisch-eklektische aru uniwersalnego filozoficznego uogólnienia, Manier, da dies sicherlich keine Poesie der uni- a ufamy jej tylko wtedy, gdy wychodzi poza versell-philosophischen Verallgemeinerung ist, und ogran¹ symbolikê, gdy mówi wprost glaubhaft nur dann erscheint, wenn sie die abge- o przestrzeni pojedynczego istnienia. Jej si³¹ droschene Symbolik verlässt und geradeaus über den Raum der einzelnen Existenz spricht. Ihre Kraft jest bowiem dramat najprawdziwszych, bo liegt im Drama der wahrhaftigsten, da mit dem krwi¹ serdeczn¹ poœwiadczanych, uczuæ Herzensblut bezeugten Gefühle und Erlebnisse, die, i prze¿yæ, których - jak ogrom boleœci po stra- wie den gewaltigen Schmerz nach dem Verlust der cie córki - nie oddadz¹ Tochter, Wörter nicht im Stande sind wiedergeben zu können: s³owa chropowate s³owa nieprzystaj¹ce schroffe Worte nicht angepasste Worte s³owa œmieszne i nieludzkie lächerliche und unmenschliche Worte wiêc - wyznaje poetka - w g¹szczu s³ów uwiêziona also – so gibt die Dichterin zu – milczê milczenie siê toczy im Dickicht der Worte gefangen poprzez stó³ i krzes³o schweige ich i samotne œciany das Schweigen hallt über den Tisch und Stuhl a dzwony dudni¹ g³ucho und die einsamen Wände w obola³ej g³owie und die Glocken tönen dumpf co ja tu robiê poœród œcian im schmerzenden Kopf opartych o sztukê was mache ich hier zwischen den Wänden (Jeszcze ¿ywym poetom, Requiem dla Helenki, s. 35) an die Kunst angelehnt (Jeszcze ¿ywym poetom [Den noch lebendigen Pomimo wszystkich swoich niedosko- Dichtern], Requiem dla Helenki, S. 35) na³oœci i niedostatków jest poezja Jolanty Pytel Trotz ihrer erheblichen Unzulänglichkeiten und - w najlepszym tego s³owa znaczeniu (uchowaj einem gewissen Maß an Unvollkommenheit ist die Bo¿e przed feminizmem!) - kobieca: emanuje Dichtung Jolanta Pytels – im besten Sinne des wra¿liwoœci¹, ciep³em, wspó³czuciem i zrozu- Wortes (Gott bewahre vor Feminismus!) – eine mieniem dla ludzkiej doli, pozostaj¹c wierna weibliche: sie strahlt Empfindsamkeit, Wärme, wartoœciom uznawanym dziœ za anachroniczne Mitgefühl und ein Verständnis gegenüber dem men- i niemodne, za którymi pewnie w³aœnie dlatego schlichen Schicksals aus, wobei sie den heute für anachronistisch und unmodern gehaltenen Werten, tak bardzo têsknimy. nach denen wir uns alle sicherlich gerade deswegen so sehnen, treu bleibt.

aus dem Polnischen übertragen von Grzegorz Za³oga

SYLWETKI

81 Jolanta Pytel

Erotyk dla mê¿a

Moje czterdzieœci lat kocha ciebie mi³oœci¹ p³on¹cych na stosie czarownic Moje czterdzieœci lat nie przeprasza nie liczy godzin spadaj¹cych jak dojrza³y owoc Moje czterdzieœci lat przykucnê³o pod zgarbionym drzewem i jab³ko na pó³ dzieli

(WejϾ w niebo)

Erotikon für meinen Gatten

Meine vierzig Jahre lieben dich mit der Liebe brennender Hexen auf dem Scheiterhaufen Meine vierzig Jahre entschuldigen nicht zählen keine Stunden welche wie ein reifes Obst fallen Meine vierzig Jahre hockten unterm krummen Baum und den Apfel halbieren

(In den Himmel kommen)

Übertragen von Ernest Dyczek

82 Jolanta Pytel

Ma³e miasteczka

Ma³e miasteczka sennie przytulone do dróg, jeszcze pacierz odmawiaj¹ pospiesznie, kwiaty sadz¹ w ogródkach i zak³adaj¹ œwi¹teczne ubrania, które œciskaj¹ im gard³a ale ju¿ za chwilê smok zajrzy im w oczy i dziurê wypali na przestrza³. Rozsypi¹ siê pacierze po drogach jak ³zy i nie bêdzie komu ich zbieraæ

06.06.2002 (Ma³e miasteczka)

Kleine Städtchen

Kleine Städtchen schläfrig an die Wege gedrückt, noch sprechen sie schnell ein Gebet, pflanzen Blumen in Gärten und ihre Festkleider anziehen, die ihnen die Gurgel drücken aber gleich der Drache blickt in ihre Augen und brennt ein Loch durch Gebete verstreut auf den Wegen wie Tränen und niemand wird sie pflücken

06.06.2002 (Kleine Städtchen)

Übertragen von Ernest Dyczek

83 Jolanta Pytel

Cud

To siê naprawdê zdarzy³o: P³ot siê zap³oci³ Drzewo zadrzewi³o Kwiat siê zakwieci³ Dom zadomowi³ Cz³owiek ucz³owieczy³

To siê naprawdê zdarzy³o: Choæ trwa³o mgnienie tylko Przez chwilê szczêœcie ¿y³o Nie mów wiêc ¿e to ma³o

(Requiem dla Helenki)

Das Wunder

Es ist wirklich geschehen: Der Zaun ist verzaunt Der Baum ist verbaumt Die Blume ist verblumt Das Haus ist verhaust Der Mensch ist vermenschlicht

Es ist wirklich geschehen: Wenn nur eine Weile dauerte Im Moment lebte das Glück Sag doch nicht es sei zu wenig

(Requiem für Helenka)

Übertragen von Marek Feliks Nowak

84 Jolanta Pytel

Dworzec ¿ycia

Prof. Lechowi Ludorowskiemu na dworcu ¿ycia porozwieszano skrzynki s³ów wrzucamy do nich i strach nasz i litoœæ i mi³oœæ urojeni listonosze pisz¹ o³ówkiem: - zwrot. adresat nieznany odje¿d¿aj¹ bezludne poci¹gi a na skrzynkach pojawia siê napis: - nieczynne

(Przebudzenie)

Bahnhof des Lebens

Professor Lech Ludorowski gewidmet im Bahnhof des Lebens befestigte man Wortkasten wir werfen drin und unsere Angst und Mitleid und Liebe imaginäre Briefträger schreiben mit dem Bleistift: – Retour. Empfänger unbekannt menschenleere Züge fahren ab und auf den Kasten erscheint Aufschrift: – geschlossen

(Erwachen)

Übertragen von Marek Feliks Nowak

85 PREZENTACJE

Helena Kardasz

Wystawa Heleny Kardasz non_ens.net odby³a siê w Galerii Nowy Wiek, Muzeum Ziemi Lubuskiej. Czas trwania projektu: paŸdziernik-grudzieñ 2006 r.

Studia w Instytucie Sztuki i Kultury Plastycznej WSP w Zielonej Górze w latach 1992 - 1996 Dyplom w Pracowni Fotografii prof. Piotra Wo³yñskiego. Od 1996 roku pracuje w Instytucie Sztuki i Kultury Plastycznej Uniwersytetu Zielonogórskiego - obecnie Katedra SiKP. W 2002 uzyska³a I stopieñ kwalifikacji artystycznej w dyscyplinie Fotografia na Wydziale Komunikacji Multimedialnej Akademii Sztuk Piêknych w Poznaniu. Stypendium twórcze Urzêdu Miejskiego w Zielonej Górze w latach 1996 i 2000. Nagroda J. M. Rektora Uniwersytetu Zielonogórskiego w 2002 r. Udzia³ w Miêdzynarodowym Sympozjum Fotografii Profile w latach 1996 - 2004. Wspó³organizator dzia³alnoœci Galerii PWW w Zielonej Górze w latach 2000 - 2003. Od 2003 opiekun Ko³a Naukowego PWW - dzia³alnoœæ wystawien- nicza Galerii PWW przy Wroc³awskiej 7 w Zielonej Górze. Zajmuje siê g³ównie instalacj¹, obiektem i fotografi¹. Wystawy indywidualne i udzia³ w prezentacjach zbiorowych w Polsce i za granic¹.

86 Pro Libris nr 17 kolor 01 str. 4-1 Helena Kardasz, olanafree , GaleriaNowy Wiek, MuzeumZiemiLubuskiej, ZielonaGóra2006 Helena Kardasz, nonsenspeel , GaleriaNowy Wiek, MuzeumZiemiLubuskiej, ZielonaGóra2006

16-Sty-2007 CMYK Pro Libris nr 17 kolor 01 str. 2-3 Helena Kardasz, Helena Kardasz,projekt olanfree non_ens.net (detal), GaleriaNowy Wiek,MuzeumZiemiLubuskiej, ZielonaGóra2006 , GaleriaNowyWiek,MuzeumZiemiLubuskiej,ZielonaGóra2006 Helena Kardasz,projekt Helena Kardasz, olanfree non_ens.net (detal), GaleriaNowy Wiek,MuzeumZiemiLubuskiej, ZielonaGóra2006 , GaleriaNowyWiek,MuzeumZiemiLubuskiej,ZielonaGóra2006

16-Sty-2007 CMYK Pro Libris nr 17 kolor 01 str. 2-3 Helena Kardasz,projekt Helena Kardasz, olanfree non_ens.net (detal), GaleriaNowy Wiek,MuzeumZiemiLubuskiej, ZielonaGóra2006 , GaleriaNowyWiek,MuzeumZiemiLubuskiej,ZielonaGóra2006 Helena Kardasz,projekt Helena Kardasz, olanfree non_ens.net (detal), GaleriaNowy Wiek,MuzeumZiemiLubuskiej, ZielonaGóra2006 , GaleriaNowyWiek,MuzeumZiemiLubuskiej,ZielonaGóra2006

16-Sty-2007 CMYK Pro Libris nr 17 kolor 01 str. 4-1 Helena Kardasz, olanafree , GaleriaNowy Wiek, MuzeumZiemiLubuskiej, ZielonaGóra2006 Helena Kardasz, nonsenspeel , GaleriaNowy Wiek, MuzeumZiemiLubuskiej, ZielonaGóra2006

16-Sty-2007 CMYK Ewa Jêdrzejowska

Pomiêdzy bia³ym a zielonym. Non_ens.net Heleny Kardasz

Na prezentowany w Galerii Nowy Wiek sam ulegamy, na lekkoœæ wirtualnego bytu, zielonogórskiego Muzeum nowy projekt pozbawionego konkretu dziennych wyborów. Heleny Kardasz sk³adaj¹ siê dwa pomiesz- Sala bia³a, pierwsza dla ogl¹daj¹cego, czenia. Odmiennie zaaran¿owane, prezen- sugeruje czas nocny przez projektowane na tuj¹ specyficzny dualizm ludzkiego œwiata – œcianê zdjêcie ³ó¿ka z równo u³o¿onymi intymn¹, senn¹ przestrzeñ nocn¹ i nama- dwiema poduszkami. Panuje tu pó³mrok, roz- caln¹, uwik³an¹ w innych przestrzeñ dnia. jaœniany biel¹ rzutowanej poœcieli oraz Tyle ¿e do tego, doœæ konwencjonalnego maleñkimi lampkami zwieszaj¹cymi siê z sufi- podzia³u dochodzi jeszcze nie-przestrzeñ – tu. Te ostatnie, zamkniête w metalowych jak pisze sama Kardasz – brak bytu b¹dŸ dziu- tulejach, oœwietlaj¹ punktowo umocowane ra w rzeczywistoœci – cyberprzestrzeñ. na przeci¹gniêtych od sufitu do pod³ogi meta- Dziura, która jednak bynajmniej nie oznacza lowych linkach, bia³e poduszki. W centrum nie-bycia. ka¿dej takiej puchowej podk³adki spoczywa Nie po raz pierwszy artystka porusza pro- dyskretna bia³a plakietka z niemal niewidocz- blem ukazania czasu, przestrzeni i œwiat³a nym napisem. Lampki pog³êbiaj¹ jeszcze ujmowanych z perspektywy filozoficznej wra¿enie intymnoœci sypialni, przestrzeni raczej, ni¿ fizycznej. Zarówno w jednej z naj- œwieckiej sakralnoœci œwiata prywatnego. wczeœniejszych instalacji, Ikononoemacie, jak Napisy na plakietkach, przypominaj¹ce wizy- i w póŸniejszej Ziarnistoœci czy Innych Cza- tówki na drzwiach, sugeruj¹ przynale¿noœæ sach, Kardasz porusza siê po cienkiej linii miejsca, przypisania go do kogoœ ale i jed- dziel¹cej rzeczywistoœæ od metarzeczywis- noczesny brak obecnoœci podmiotu. toœci. Realizuje swoj¹ fascynacjê napiêciem P³aszczyzna rzutowanego obrazu s³u¿y jakie rodzi siê pomiêdzy potocznym odbiorem jednoczeœnie jako t³o-ekran dla tocz¹cej siê œwiata rozbitego na zdarzenia a trwaniem bezg³oœnie czatowej konwersacji, luŸnej i nie- pojmowanym jako ca³oœæ. W swojej ostatniej zobowi¹zuj¹cej do niczego. Ow¹ beztrosk¹ pracy prezentowanej, artystka poszerza niedba³oœæ zak³óca wyraŸny rysunek pio- spektrum poprzednio stawianych problemów nowych kresek sugeruj¹cy jak¹œ przymu- o wirtualny wymiar egzystencji cz³owieka – sowoœæ sytuacji, zamkniêcie. Obraz rzu- coraz bardziej obecn¹ w naszym ¿yciu towany jest bowiem poprzez rytm napiêtych przestrzeñ symulowan¹. stalowych linek, których cienie rozcinaj¹ go Sam tytu³ wystawy - non_ens.net – niczym kraty. Sytuacjê pewnego przymusu sugeruje z jednej strony rodzaj zabawy, gry sugeruje równie¿ nazwa tej czêœci ekspozycji, s³ownej, beztroskiego sam na sam z kompu- dyskretnie umieszczona na przypiêtej linkami terem, z drugiej przez inkorporacjê s³owa do œciany kolejnej poduszce, gdzie na ka- nonsens wskazuje byæ mo¿e na niepotrzebn¹ wa³ku bia³ej, grawerowanej p³ytki mo¿emy infantylizacjê, jakiej podczas takiego sam na przeczytaæ nonsenspeel. Pojawia siê tu coœ

PREZENTACJE

87 z bezradnoœci cz³owieka wobec naskórko- uobecnia on rzeczywistoœæ dotykaln¹, bêd¹c woœci œwiata. Przestrzeñ nocna, bêd¹ca dla jednoczeœnie transfiguracj¹ twardego Kardasz przestrzeni¹ wirtualn¹ sugeruje st¹pania po ziemi. Ale obecnoœæ trawy sym- zawieszenie jakiejkolwiek taktylnoœci nie tylko bolizuje równie¿ naturê w jej najbardziej przedmiotów ale i dzia³añ, które tu do niewinnym aspekcie. Instalacja Kardasz niczego nie prowadz¹, zawieszenie podwójne uœwiadamia nam wieczn¹ têsknotê za wol- – poprzez œwiat wirtualny oraz œwiat noœci¹, piêkno mitu powrotu do natury, oniryczny, w³aœciwy sypialni. Na rzutowanym któremu chcielibyœmy ulec. Ukazuje równie¿ na œcianê ³ó¿ku, przekreœlonym zarówno bogactwo dotykalnej rzeczywistoœci, wci¹¿ przez pionow¹ kratê cieni linek jak i poziome dostêpne pomimo naszego uwik³ania, zarówno linie p³yn¹cego komputerowego tekstu, le¿¹ w schematy dnia powszedniego jak i z³udn¹ dwie poduszki. Ale nic poza tym nie sugeruje wolnoœæ oferowan¹ przez irrealn¹ przestrzeñ zak³ócenia samotnoœci sytuacji. Zarówno bia³ego pokoju. œnienie jak i udzia³ w wirtualnym œwiecie Przestrzeñ dzienna ofiarowuje jeszcze wy³¹cza jednostkê z rzeczywistoœci materii, coœ istotnego - daje nam stado, w ca³ej jego przenosz¹c j¹ w now¹ przestrzeñ. Miejsce namacalnoœci. Przymus pojawiania siê ju¿ nie objawienia tego œwiata a dowolnej ich w œwiecie wspólnym wi¹¿e siê z potrzeb¹ konfiguracji. konstytuowania œwiata zewnêtrznego, której W biel pierwszego pomieszczenia subtel- to konstytucji dokonaæ mo¿emy w³aœnie nie przenika zielone œwiat³o s¹siaduj¹cej poprzez potwierdzenie w innych. Hannah z nim przestrzeni dziennej, nazwanej olana- Arendt w swojej Kondycji ludzkiej, zwraca free. Kardasz bawi siê s³owami sugeruj¹c uwagê, ¿e jedynie transfiguracja jednost- przedimkiem a jak¹œ, jedn¹ z wielu, wolnoœæ, kowego tak aby pojawiæ siê mog³o w sferze byæ mo¿e jedynie wolnoœæ dopasowania siê. publicznej, upewnia nas o realnoœci œwiata Zniewolenie poprzez schematy sugeruje i nas samych.1 W zabiegu ukonstytuowania równie¿ zwieszaj¹ce siê z sufitu krzes³o. siebie poprzez pojawienie siê w œwiecie Nieruchome, poniewa¿ przymocowuj¹ go do przekazujemy swoj¹ intymnoœæ. Ona wraca pod³o¿a napiête, stalowe linki. Wra¿enie do nas odbita od oczu innych ludzi, w których skrêpowania pog³êbia film wyœwietlany z rzut- przegl¹damy siê jak w lustrach. nika na przeciwleg³¹ œcianê: rytmiczny ruch Ca³a sytuacja prezentowana w Galerii bujania siê, ukazany poprzez obraz umyka- Nowy Wiek ma w sobie wielokrotnie eksplo- j¹cej to w przód to w ty³ trawy. Pocz¹tkowo rowany przez Kardasz w¹tek sztucznoœci przypomina widok zapamiêtany z huœtania i naturalnoœci, ró¿nych rodzajów przestrzeni siê na huœtawce – obraz dzieciêcej beztroski. i jej postrzegania. Byæ mo¿e najbardziej oczy- Jednak jednostajna powtarzalnoœæ obrazu wistym i jednoczeœnie najtrudniejszym do od- ju¿ po chwili burzy wra¿enie beztroski, by nalezienia przekazem artystki jest w wypadku w wiêkszym jeszcze stopniu ni¿ unierucho- non_ens.net przestrzeñ tworz¹ca siê mione krzes³o, unaoczniæ ogl¹daj¹cemu pomiêdzy dwoma pokojami – homeostatycz- monotoniê dziennej przestrzeni. W takim na i dwubarwna, dzienno-nocna przestrzeñ kontekœcie poprzednia sala jawiæ siê mo¿e harmonijnego dopasowania i próbuj¹ca godziæ jako pigu³ka w sensie leku, ofiarowuj¹ca uwol- oba œwiaty. W wyró¿nionym przez Eliadego nienie od powtarzalnoœci istnienia w stadzie. podziale doœwiadczenia przestrzeni na zwyk³¹ Kardasz ³agodzi wymowê monotonnej i uœwiêcon¹2 by³yby to drzwi – obraz otwarcia codziennoœci przez umieszczony na œrodku – próg wskazuj¹cy na przerwanie przestrzeni pod³ogi zielonego pokoju kwadrat trawy. oczywistej dla jakiegokolwiek, czy to intym- ¯ywo, w ka¿dym znaczeniu tego s³owa, nego czy wspólnotowego porz¹dku.

Helena Kardasz „Non_ens.net”, Muzeum Ziemi Lubuskiej w Zielonej Górze - Galeria Nowy Wiek, X-XII 2006.

1 Hannah Arendt, Kondycja ludzka, przeł. Anna Łagodzka, wyd. Alatheia, Warszawa 2000, s. 56. 2 Miracea Eliade, Sacrum, mit, historia, przeł. A. Tatarkiewicz, PIW, Warszawa 1974, s. 49-82.

88 Nadie¿da Myszlennik

* * *

Œnieg anemiczny, patrz¹c na liczne Place, ulice, twarze i czyny, Traci³ powoli przytomnoœæ i, zimny, Cicho przechodniom pada³ pod nogi.

O œwicie jego dusza reinkarnowa³a W wodzie strumieni i popêdzi³a, Pe³na przeczucia rych³ego spotkania Z niebem i têcz¹, wiatrem, ptakami, Œmiechem, wierszami, ³zami i ¿yciem…

Ludzie zostali ci sami.

24.03.2006

* * *

Szkoda ¿e ten cz³owiek nigdy nikogo nie kocha³, nie wie o istnieniu duszy, nie wierzy w Boga i ci¹gle narzeka. Szkoda, ¿e nie mo¿na uszczêœliwiæ kogoœ, kto tak bardzo chce byæ nieszczêœliwym.

15.04.2006

89 W³adys³aw £azuka

Oczekiwanie

Œnieg topnia³. Kapa³o z dachów. Na ga³êziach drzew zwisa³y srebrzyste krople wody. Ujada³y psy. S³oñce k³ad³o siê nad wierzcho³kami sosen. Miki, zabawny foksterier przygl¹da³ siê staremu, przeczuwaj¹c w³óczêgê po lesie. Stary jednak poszed³ sam. Min¹³ ostatnie zabu- dowania, roz³o¿ysty klon, który latem daje du¿o cienia. Po obu stronach piaszczystej drogi, jesieni¹ pe³nej g³êbokich kolein i odleg³ego œwiat³a (gdy zachodzi s³oñce zabieraj¹c ze sob¹ coœ, czego on nie u mia³ nazwaæ), rozci¹ga³y siê pola obsiane ozimin¹. Patrzy³ na tê ziemiê ludzkich marzeñ, radoœci i smutków, zlan¹ potem, zacinan¹ batem – pod wiatr, pod dym z papierosa. Przywyk³ do niej jak wszyscy ludzie we wsi i nijak by mu by³o bez niej. Szed³. Droga opada³a w w¹wóz, gdzie w deszczach wiosennych i w s³ocie jesieni przez cienk¹ warstwê ¿wiru przebiega³a t³usta glina. Ciê¿ko by³o j¹ dŸwigaæ razem z butami. Nagle zdziwiony... Przystan¹³. Przed nim w szczerym polu czernia³o cielsko dzika. Pojedynczak najspokojniej w œwiecie ry³ kartoflisko, wygrzebuj¹c zmarzniête ziemniaki. Stary mia³ go z wia- trem. Pochylony zbli¿a³ siê do niego. Odyniec zwietrzy³ jednak zapach, podniós³ ³eb, fukn¹³ i ruszy³ przez dolinê, przygarbiony z nastroszon¹ szczecin¹ na karczysku. Tam, gdzie droga sprzê¿a siê z lasem, obejrza³ siê i przesadzi³ zwa³y œniegu. Znikn¹³ w labiryncie drzew. Stary min¹³ dolinê. Przez dobr¹ godzinê kluczy³ w gêstwinie drzew, odchodz¹cych p³askim wzgórzem na wschód do wysokich traw sosnowego boru. Œnieg skrzypia³ pod butami, lœni³, razi³ go swoj¹ biel¹, g³êbok¹ i odleg³¹. Przystan¹³ ¿eby odsapn¹æ. Zapali³ papierosa. Oczyma znalaz³ dolinê torfowisk, skut¹ teraz lodem i dostêpn¹. Latem o rosie kosi³ na jej krañcach trawê, suszy³ j¹ i uk³ada³ w kopki. Kiedyœ by³o tam jezioro pe³ne ryb, poroœniête przy brzegach trzcin¹. Teraz wszystko zaros³o, wysch³o. W³asnym oczom jednak nie wierzy³, tkwi³ przy swoim wspomnieniu, nie uznawa³ faktu, ¿e pozostaje w tyle za pêdz¹cym czasem. Zebra³ siê w sobie, tak jak wtedy, w ten wrzeœniowy poranek, gdy wœród po¿ó³k³ych traw i trzcin, powleczonych mg³¹, ujrza³ rannego byka, który przechytrzy³ myœliwych. Uciek³ z kot³a i sapa³ ciê¿ko, ukrywaj¹c siê miêdzy œwierkami. Ruszy³ dalej. Te drzewa ze œniegiem na wierzcho³kach by³y mu bliskie, choæ tajemnicze. Zna³ do g³êbi ten las, wszystkie œcie¿ki, wnêtrza zaczarowane. Przyjad¹, napali w piecu, znowu bêd¹ razem. Czeka³ d³ugo na tê chwilê. Znajdzie drzewko wysmuk³e, zielone. Przygl¹da³ siê œwierkom zaklêtym w baœniowe kszta³ty nad strumieniem, sosnom wysokim, objêtym kêpami œwierkowego podszycia. Przeci¹³ trop sznuruj¹cego lisa, widoczny wyraŸnie na œnie¿nym puchu. Dalej, gdzie strumieñ odbiega pod urwiste brzegi, ujrza³ szlak wyznaczony przez watahê dzików. Przesz³y têdy minionej nocy do m³odniaków i pól. W g³êbokim parowie znalaz³ drzewko œwierkowe. Otrz¹sn¹³ je ze œniegu. Wyprostowa³y siê symetrycznie u³o¿one ga³¹zki. Uci¹³ je nisko u pnia. Po³o¿y³ na œniegu. Oplót³ rzemieniem. Jak w ka¿dy zimowy dzieñ mrok gêstnia³ niedostrzegalnie i szybko, a w nim le¿a³ czarn¹ plam¹ las. Przyspieszy³ kroku. Strumieñ szumia³, gawêdzi³ w kaskadach. Wysoko w czystym, mroŸnym powietrzu zapali³y siê gwiazdy. Coraz wiêcej ich przybywa³o. Z zachodu wlok³a siê mg³a wró¿¹c mroŸn¹ noc. Tak chcia³ byæ z nimi, w domu, razem. Rozpierzchli siê po œwiecie. Pobêd¹ chocia¿ kilka dni. Wyszed³ na pola.

90 Wielka sowa zapad³a w kêpie drzew. Wieœ rozb³yskiwa³a œwiat³ami okien. Poszczekiwa³y psy, a on, stary, niesie drzewko. £adna bêdzie choinka pachn¹ca borem. Widzia³ na jej szczy- cie pe³gaj¹ce œwiate³ka. Uzmys³owi³ sobie, ¿e to gwiazdy tak œwiec¹. Jutro znów wzejdzie s³oñce, za lasem wciœniêtym w zakole rzeki. Ale najwa¿niejsze, ¿e oni tu do domu przyjad¹, i znowu bêd¹ razem, jak kiedyœ.

Kleñ

Siedzê wtopiony w zieleñ, ró¿ne jej odcienie. Wœród traw, krzewów, olch i buków. Buczyna tu wiekowa. Wspina siê po stoku, tam gdzie jest leœna szkó³ka, a za ni¹ bór mieszany i kêpa jode³. W dziupli nieopodal zamieszka³ rój pszczó³. Pracuj¹. Rzeka tu wlewa siê przewê¿eniem po kamienisto-¿wirowatym dnie. Pod drugim brzegiem rwie g³êbszym nurtem, a tu, gdzie jestem, tworzy siê mini zatoczka z pr¹dem wstecznym. Podsypa³em kostek z gotowanych w mundurkach ziemniaków. Zarzuci³em wêdkê. Czekam. Ani mru mru. Kozio³ek ociera poro¿e o m³ody podrost buka. Zakamuflowa³em siê tak, ¿e nawet mnie nie wyczu³. Tracze nurogêsi prowadz¹ swoje m³ode w górê rzeki. Zaczajony jestem jak Indianin. G³êboczek, to pó³tora metra czystej jak kryszta³ wody. Siedzê jak mysz pod miot³¹, bo inaczej wszystko bez sensu. S³oneczny blask wlewa siê przez korony drzew i widaæ ca³oœæ jak na d³oni. Ryby wp³ywaj¹ do zatoczki z nurtu, gdzie czuj¹ siê bezpieczniej. Zauwa¿am parê klonków, takich po dwadzieœcia piêæ centymetrów d³ugoœci. Przemierzaj¹ zatoczkê wolniutko jakby patrolowa³y teren. Znikaj¹. Pojawiaj¹ siê znowu. Odp³ywaj¹. Wiem, ¿e muszê tak trwaæ. Bo ka¿dy nieo- patrzny ruch, cieñ rzucony na wodê, to przegrana. Wtedy nadp³yn¹³ ten wiêkszy. Sam. Majestatycznie. K³adzie siê na boku. Czujnie podpatruje. P³ochliwy. Znika w rw¹cym nurcie. Muszê siedzieæ murem. I wreszcie jest. Dwukilogramowy. Z koñca zatoczki. Schodzi w dó³, gdzie na haczyku kostka ziemniaka. Porusza wargami, smakuje, po³yka i rusza w nurt. Zacinam. Kot³owanina w bryzgach wody. Mam go, wyrzucam na brzeg. Piêknie wybarwiony. P³etwy. Kto ³owi³ te ryby, ten wie. W tym kleniu wszystkie odcienie lata, kiedy niosê go œcie¿k¹ przez las. W ³uskach srebro rzeki przeb³yskuj¹cej przez listowie. W dolinie.

91 Rainer Vangermain

Mach´s doch Zrób to

Immer zieht´s mich zu den Wci¹¿ ci¹gnie mnie do Dreckjobs hin: Brudnej roboty Ins Nasse, ins Kalte, ins Dunkle. W wilgoæ, ch³ód, ciemnoœæ Dort treff ich dann die Dreckskerle, Spotykam tam gnojków Wir sind treffliche Brüder. Z którymi jestem za pan brat.

Im Dunklen fühlen wir die Schwärze. W ciemnoœci ogarnia nas czerñ. Im Kalten kommt uns der Schmerz. W ch³odzie dopada ból. Im Nassen gleiten wir weg, W wilgoci œlizgamy siê w dal. Bis nach Bombay, wo wir A¿ do Bombaju, gdzie Die Tanker zerlegen, Demontujemy tankowiec Mit bloßen Händen. Go³ymi rêkoma (Du kommunistischer Knochen) (Ty komunistyczny szkielecie) An Stricken den Schweißbrenner Palnikami bawimy siê w dzierganie In der Schrottmühle für die alte W m³ynie pe³nym z³omu starego Und neue Welt. I nowego œwiata.

Ein bißchen sozial-smooth Potañczmy troszkê Sagt der Drummer Mówi perkusista Und tracktiert die Becken, I uderza w talerz, Der Trommelschule, in der Szko³y bêbniarzy, gdzie Wir wieder das Hopsen lernen Bia³y murzyn Von dem weißen Neger Któremu zabrak³o pigmentu Mit dem Mangel an Pigment. Znów uczy nas podskakiwaæ.

Habe mich entkernt ! W œrodku jestem pusty! Langsam sage ich mir noch Powoli mówiê sobie jeszcze Der Job: robota: Immer ziehts mich zu dem Wci¹¿ ci¹gnie mnie do Job, Tej roboty, Zu den Brüdern, Do tych, z którymi za pan brat, Zu den Jobbrüdern. Do tych, z którymi tam za pan brat.

Halte den Engel im Würgegriff, Trzymam anio³a w œmiertelnym uœcisku, Mir zu gestatten, Pozwalam sobie, Eine irdische Existenz. Taki doczesny byt. Vorstrafen? Karany? Vorstrafen keine! Nie, nie karany!

92 Rainer Vangermain

Stand by, Yogi B¹dŸ czujny Yogi

Kommt die Liebe den Berg herunter Stacza siê z góry mi³oœæ Sitz ich am Fuße Ja siedzê u stóp Und warte auf sie. Czekam

Steige nicht hinauf Nie wspinam siê In die dünne Luft der Höhe W rzadkie powietrze na wysokoœciach Sie zu erobern. By j¹ zdobyæ

Ein Talgestürzter ist geheilt Jeden podszyty zwierzem uleczony Von der Sucht nach schwindelnder Höhe Z chorobliwych sk³onnoœci do wysokich Räusche kommen als Lawine ins Tal. z³udzeñ Upojenia schodz¹ w dó³ jak lawiny. Bewege dich nicht Was du brauchst Nie ruszaj siê Kommt vorbei. To czego szukasz Zdarza siê tu¿ obok Stand by, Yogi B¹dŸ czujny, Yogi

Przek³ad Grzegorz Gorzechowski

93 Adam Wojciech Bagiñski

Urodzi³ siê w 1940 roku w Toruniu. W latach 1961-66 studiowa³ na Wydziale Sztuk Piêknych Uniwersytetu Miko³aja Kopernika w Toruniu, uzyskuj¹c dyplom w pracowni prof. Stanis³awa Borysowskiego. W 1967 r. zwi¹za³ siê z Zielon¹ Gór¹, gdzie mieszka do dziœ. W twórczoœci artysty dominuje malarstwo olejne i akwarele. Tworzy tak¿e obiekty i instalacje.

Wystawy indywidualne Swe prace eksponowa³ na 32 wystawach indywidualnych w galeriach, muzeach, salach wystawowych w kraju i za granic¹, m.in. Zielona Góra (1969, 1978, 1981, 1984, 1987, 1989, 1993, 1997, 1999, 2000); Niemcy – Achim (1991); Kraków 1992; Niemcy – Verden (Rathaus) 1992, 1995; Niemcy – Ulcen (Heimatmuseum) 1993; I³awa 1994; Niemcy - Zeven (Galerie im Ratskeller) 1995; Niemcy – Bremen (Janusz Korczak Haus) 1995; Niemcy Cottbus (Wendischer Museum) 1996 (wystawa podczas Targów „Kraje i regiony œwiata”); Pary¿ 1996; Austria- Ried in Inkreis 1996; Sulechów – Galeria 24 1997; Gubin – Galeria Ratusz 2000; Sulêcin 2001; Gorzów 2002, Ko¿uchów (Galeria Zamkowa) 2005

Zrealizowane obiekty i instalacje 1991 – instalacja plastyczna w otwartej przestrzeni z okazji Dni Zielonej Góry; 1992 – realizacja obiek- tów i dzia³ania plastyczne do spektaklu pt. „Cieñ” (sala Arlekin – WiMBP Zielona Góra); 1995 - realizacja pt. „Zmiennoœæ” III Europa Biennale Niederlausitz (Pritzen, Niemcy); udzia³ w wystawach zbiorowych w kraju i za granic¹

Uczestniczy³ w ok. 80 wystawach, m.in.: Zielona Góra BWA Salony Jesienne (1971-1983, 2003-2005); Warszawa „Zachêta – Ogólnopolska Wystawa Marynistyczna „Barwy Morza” (1981); Zielona Góra „Z³ote Grono” 1981; Heidelberg 1983; Elbl¹g Galeria L 1985, 1988; Poznañ – INTERART 1986, 1987; Lublin – Triennale Akwareli 1990, 1993, 1996; Matera (W³ochy) Miêdzynarodowy Konkurs Malarstwa 1990-1991; Lipsk 1994, Zeven Galerie im Ratskeller 1996, Bydgoszcz BWA „Aqua Fonts Vitae” 1999, Bruksela – siedziba UE 2000; wystawy poplenerowe: Rzeszów BWA, Lwów Muzeum, £añcut 2005

Leszek Kania

Jubileusz malarza

Przyjaciele i mi³oœnicy twórczoœci Adama jubilat zaskoczy³ wszystkich, rezygnuj¹c pro- Bagiñskiego t³umnie przybyli na paŸdzierni- gramowo z odkurzania wspomnieñ, na rzecz kowy wernisa¿ artysty zorganizowany prezentacji dzie³ powsta³ych w ostatnich w salonie wystawowym zielonogórskiej biblio- latach. W sumie naliczy³em oko³o szeœædzie- teki. To z pewnoœci¹ miara popularnoœci siêciu prac. Wyj¹tek stanowi³ jedynie wizeru- malarza, obchodz¹cego w tym roku okr¹g³¹ nek ma³¿onki autora, namalowany bodaj¿e rocznicê 40-lecia pracy twórczej. Spodzie- w 1986 roku, antycypuj¹cy w znacznym wano siê zatem dostojnej, retrospektywnej stopniu jej obecny wygl¹d, co potwierdzi³o ekspozycji w muzealnym stylu. Tymczasem wielu wernisa¿owych goœci. Trzeba przyznaæ,

94 Pro Libris nr 17 kolor 02 str. 4-1 Adam Bagiñski, salon wystawowyWiMBP, ZielonaGóra2006 Akwarele, 2002-2006

16-Sty-2007 CMYK Pro Libris nr 17 kolor 02 str. 2-3 Bez tytu³u, Bez tytu³u, 80x100,olej,p³ótno,2005 50x70,olej,p³ótno, 2004 Bez tytu³u, Bez tytu³u, 81x72,olej,p³ótno,2005 60x81,olej,p³ótno, 2001

16-Sty-2007 CMYK Pro Libris nr 17 kolor 02 str. 2-3 Bez tytu³u, Bez tytu³u, 80x100,olej,p³ótno,2005 50x70,olej,p³ótno, 2004 Bez tytu³u, Bez tytu³u, 81x72,olej,p³ótno,2005 60x81,olej,p³ótno, 2001

16-Sty-2007 CMYK Pro Libris nr 17 kolor 02 str. 4-1 Adam Bagiñski, salon wystawowyWiMBP, ZielonaGóra2006 Akwarele, 2002-2006

16-Sty-2007 CMYK ¿e wystawa sprawia³a wra¿enie bardzo pe³ni kolor. On buduje przestrzeñ, okreœla spójnej w odniesieniu do tematu i ogólnej specyficzn¹ aurê oraz temperaturê emocjo- atmosfery poszczególnych przedstawieñ. naln¹ poszczególnych kompozycji. Artysta Oprócz kilku portretów, w zdecydowanej maluje przewa¿nie z pamiêci, w zaciszu pra- wiêkszoœci by³y to pejza¿e, stanowi¹ce od cowni, korzystaj¹c z akwarelowych szkiców pocz¹tku g³ówny przedmiot jego malarskich wykonywanych bezpoœrednio w plenerze. zainteresowañ. Bagiñski z determinacj¹ Przedstawia zapamiêtane widoki lub frag- i godnym podziwu uporem wielokrotnie menty krajobrazu w postaci barwnych smug powraca do tego motywu, analizuj¹c kraj- i plam. Stosuje ró¿ne tonacje kolorystyczne, obraz na rozmaite sposoby. G³ównie za pomo- zarówno „ciep³e” jak i „zimne”, w zale¿noœci c¹ farb olejnych i akwareli, którymi pos³uguje od przedstawianego motywu. Stara siê utrzy- siê nadzwyczaj biegle, osi¹gaj¹c w³asny, mywaæ obraz w ograniczonej gamie barwnej, ³atwo rozpoznawalny „charakter pisma”. która narzuca atmosferê i nie zak³óca rysun- Najnowsze obrazy wydaj¹ siê na pierwszy ku formy. Poprzez odpowiednie zestawienia rzut oka „³adne” i „estetyczne” w potocznym i grê kontrastów sugeruje okreœlone kszta³ty i pozytywnym znaczeniu tych s³ów. Nie jest to podpatrzone w przyrodzie. Kolejne warstwy jednak¿e estetyka w rozumieniu galanterii laserunków i przemalowañ uk³adaj¹ siê w pul- malarskiej, kojarzonej z typowymi „landszaf- suj¹ce p³aszczyzny kolorów przywo³uj¹ce sko- tami” zalegaj¹cymi galerie. jarzenia z niebem, ziemi¹ czy roœlinnoœci¹. Adam Bagiñski w swoich poszukiwaniach Materialnoœæ u¿ytej farby z widocznymi œla- i sposobie pracy przypomina mi daleko- dami pêdzla tworzy ekspresyjny ¿ywio³ pe³en wschodnich mistrzów pêdzla, dla których powietrza i œwiat³a. W rozedrganej, wibru- malowanie obrazów nie by³o wy³¹cznie j¹cej materii tych obrazów widz bez trudu sposobem komunikacji, ale przede wszyst- mo¿e doszukaæ siê pierzastych chmur, kim rodzajem automedytacji maj¹cej na celu refleksów s³oñca na wodzie czy rozleg³ych uzewnêtrznienie artystycznej duszy. Sens obszarów ³¹k i lasów. Odnajdzie te¿ liczne tworzenia oddaj¹ dobitnie s³owa samego panoramy Zielonej Góry, uchwycone w ró¿- malarza, zapisuj¹cego od pewnego czasu nych porach roku. Jest to oczywiœcie w³asne myœli : „Malarstwo jest dla mnie for- przetworzona, w³asna wizja œwiata. Na tyle m¹ rozmowy z samym sob¹, wyrazem kondy- jednak sugestywna i przekonywuj¹ca, ¿e cji psychicznej, prób¹ przekazu ró¿nych prowokuje odbiorcê do g³êbszych refleksji stanów emocjonalnych wyra¿onych w formie zwi¹zanych z postrzeganiem i odczuwaniem i kolorze. To forma poznawania siebie i œwia- natury. ta, która daje mi mo¿liwoœæ dzielenia siê Bagiñski w motywach pejza¿owych odnaj- swoimi prze¿yciami z odbiorc¹”. Twórczoœæ duje pierwiastki metafizyczne. W zwyczaj- ta wynika niew¹tpliwie z fascynacji natur¹, nych wydawa³oby siê elementach krajobrazu stanowi¹c syntetyczn¹ rejestracjê zauwa¿o- widzi harmoniê i porz¹dek kosmiczny. nych zjawisk. Nie polega na dos³ownym pow- Dostrzega w nich fundamentalne prawdy tarzaniu, kopiowaniu lub odtwarzaniu obser- zwi¹zane z sensem istnienia – tajemnicê wowanej rzeczywistoœci. Nie jest te¿ do koñ- ¿ycia, jego przemijanie i ponowne odradza- ca abstrakcj¹. To raczej poetycka relacja, nie. Nale¿y wiêc zauwa¿yæ, ¿e ów transcen- impresja. Twórczy dialog z natur¹, która dentny aspekt poszukiwañ malarza przek³ada w swojej istocie jest dynamiczna i zmienna. siê na swoist¹ energetycznoœæ reali- Przyjêta przez malarza koncepcja ma swoj¹ zowanych przez niego prac. Nie¿yj¹ca ju¿ genealogiê w sztuce wielkich pejza¿ystów, znakomita wroc³awska poetka, Marianna przede wszystkim Williama Turnera i Clau- Bocian, pisz¹c kiedyœ o jego obrazach trafnie de´a Moneta, którzy jako pierwsi potrafili za- zauwa¿y³a, i¿ ods³ania on i wizualizuje notowaæ na p³ótnie efemeryczne i ulotne „duchow¹ istotê Jestestwa cz³owieka, która zjawiska atmosferyczne. Wp³ywy te s¹ czy- nie zosta³a zabita w naszej teraŸniejszoœci”. telne, lecz nie wynikaj¹ z chêci naœladownict- Niewielu wspó³czesnych artystów posiada wa. Dominuj¹ca jest tu bowiem szczeroœæ ten rodzaj wra¿liwoœci. Dlatego te¿ postawa i autentycznoœæ wypowiedzi, poparta indywi- zielonogórskiego malarza cierpliwie i konsek- dualn¹, wypracowan¹ przez lata form¹. wentnie pod¹¿aj¹cego wytyczon¹ przed laty Najistotniejsz¹ funkcjê w tym malarstwie twórcz¹ drog¹ musi budziæ uznanie.

PREZENTACJE

95 Izabela Taraszczuk

Szukaj¹c siebie. Malarstwo Adama W. Bagiñskiego

Malarstwo pejza¿owe liczy sobie wiêcej Miêkkie kontrasty, pasa¿e odcieni, b³êkity, ni¿ kilka stuleci. W wiekach œrednich i epoce ró¿e, ciep³e br¹zy i energetyczn¹ zieleñ. Renesansu pozostawa³o t³em dla postaci Czasem pojawi siê smutek czerni, echo œwiêtych lub mo¿now³adców. By³o zaledwie zbiorowych tragedii. Akwarele i oleje te t³em, chocia¿ dziœ trudno sobie wyobraziæ (niepo)koj¹. Zaledwie kilkanaœcie p³ócien Mona Lisê lub Dürera zamkniêtych w czte- artysta opatrzy³ tytu³ami. Niektóre podpo- rech œcianach. Niderlandzcy mistrzowie wiadaj¹ okolice malowniczej Ziemi Lubuskiej. pêdzla uczynili zeñ równorzêdnego bohatera Domy, ratuszowe wie¿e, sylwetki œwi¹tyñ p³ócien. Ogl¹daj¹c dzie³a Ruysdaela trudno króluj¹ cichutko, pozwalaj¹c krajobrazowej pomniejszyæ rolê krajobrazów w przepysznej przestrzeni graæ pierwsze skrzypce. Pejza¿e szacie ka¿dej z pór roku. Romantycy posunêli wyczekuj¹ pytañ. Credo Adam W. Bagiñski siê o krok dalej i przyznali pierwszeñstwo zawar³ w uchwyceniu fragmentu I zmiennoœci. pejza¿om. I tak Caspar David Friedrich na Ona bowiem jest... sta³a. Tutaj prowokuje dy- nowo przypomnia³ o przemijaniu, maluj¹c namicznoœci¹, wabi kolorystyk¹. Czekoladowy ma³e postaci, zwrócone – nie buñczucznie br¹z przeistacza siê w wydmê lub staje siê bynajmniej – do widza plecami. sitowiem. Barwna mozaika jest tym czytelniej- XX wiek ukry³ pejza¿ poprzez geometryza- sza, im bardziej siê od niej oddalamy. I ¿artuje cjê, rozsypa³ na cz¹stki, irytuj¹c czasem kon- ponownie, gdy z bliska szukamy szczegó³ów. serwatywnych mi³oœników sztuki. Co wiêcej, Jak „Postaæ” z bzowego autoportretu. nada³ tak awangardowym wczeœniej impre- Jaki jest pejza¿ zielonogórzanina z Toru- sjonistom miano klasyków. nia? Poetycki, czarowny, szepcze sobie pan- Co widzi cz³owiek wspó³czesny, przystaj¹cy teistycznie. Nieuchwytny. To portret Stwórcy dziœ przed obrazami Adama W. Bagiñskiego? ukrytego w przyrodzie. Mistrz nie udziela Barwy, które frapuj¹. Barwy, które uk³adaj¹ szybkich odpowiedzi. Mo¿e znajdziemy je siê w pejza¿. Lub pejza¿ przechodz¹cy w barwy. w nas samych?

96 OBRAZY PROWINCJI SZLACHECKIEJ

Jaros³aw Kuczer

„Kapita³ cywilizacyjny” szlacheckoœci na Œl¹sku 1

Tworz¹c obraz szlachty ka¿dego z europej- o w³aœciwym sobie pochodzeniu, prawo do skich regionów nale¿y zdawaæ sobie sprawê legitymowania siê przypisanym do nazwiska z – w pewnym stopniu – uniwersalnego herbem, czy tradycja polityczna posiadaj¹ca funkcjonowania tego stanu w odniesieniu do oparcie w obyczaju ¿ycia publicznego. ca³ej Europy. Uniwersalizm ten by³ naturalnie Szczególnie istotnymi wyró¿nikami pozosta- silny zarówno w odniesieniu do spo³eczeñstwa wa³y formowanie i trwa³oœæ kompleksów nobiles zamieszkuj¹cego okreœlone prowincje, maj¹tków ziemskich, struktura i wp³yw na sto- tzw. „czêœci ustrojowe” 2, pañstwa, a nawet sunki religijne w regionie a nawet tak chara- ca³e kontynenty. Wyrazem potencja³u kultu- kterystyczne, omawiane czêœciowo na ³amach rowego szlachty by³y z pewnoœci¹ stworzone kwartalnika „Pro Libris” zjawisko, jak trady- przez ni¹ formy „kapita³u cywilizacyjnego” cje osiad³ego trybu ¿ycia 3. W efekcie wszystkie takie jak hierarchia stanowa powsta³a w opar- one wp³ynê³y na wytworzenie siê trudno dziœ ciu o wzorce czeskie oraz silne przekonanie uchwytnej, acz indywidualnej mentalnoœci

1 Artykuł oparty został o wyniki badań prowadzonych nad problemem szlachty śląskiej w okresie nowożytnym XV-XIX w. na Uniwersytecie Zielonogórskim pod kierunkiem prof. Wojciecha Strzyżewskiego. 2 K. Orzechowski, Historia ustroju Śląska 1202-1740, Wrocław 2005, s. 11-12. 3 J. Kuczer, Szlachta w życiu społeczno-gospodarczym księstwa głogowskiego w epoce habsburskiej (1526-1740), [w druku]; Idem, Siedziby szlacheckie księstwa głogowskiego w okresie 1526-1741, „Pro Libris”, 15: 2006, nr 2, s. 97-104.

OBRAZY PROWINCJI SZLACHECKIEJ

97 szlachty tak dolnoœl¹skiej, brandenburskiej, w Teutoñskim lesie. Kottwitzowie z kolei wielkopolskiej, jak i ³u¿yckiej, która z uwagi pochodziæ mieli od austriackiego domu na silne kontakty rodzinne w regionie po- ksi¹¿êcego (Fürstenhause) 5. Powstawa³y wiêc zostawa³a prawdopodobnie w du¿ej mierze nie tylko podania, czy legendy, ale aktualne wspólna. i czytywane, pieczo³owicie przechowywane W zamyœle redakcji przedstawiony artyku³ w prywatnych archiwach, swego rodzaju kro- otwiera seriê tematyczn¹ poœwiêcon¹ dziejom niki 6. poszczególnych rodzin szlacheckich ziemi, W rzeczywistoœci osadnictwo rycerstwa która w literaturze historycznej okreœlana jest w prowincji by³o procesem ci¹g³ym, który mianem Œrodkowego Nadodrza, czy pogra- nasila³ siê w okreœlonych okolicznoœciach, nicza œl¹sko-wielkopolsko-bradenburskiego. których odtworzenie nastrêcza wiele trudnoœci. Pojêcie to odnosi siê przede wszystkim do kra- Pierwszym takim momentem by³ trwaj¹cy jów Korony Czeskiej, monarchii habsburskiej, nieco ponad sto lat okres wojen, toczonych od Marchii Brandenburskiej, Królestwa Prus- po³owy XIII w., przez piastowskich ksi¹¿¹t kiego i wreszcie po 1569 r. Rzeczypospolitej Œl¹ska, których dwory przyci¹ga³y du¿¹ liczbê Obojga Narodów. Punkt ciê¿koœci rozwa¿añ rycerstwa 7. Nastêpnie krótki i niestabilny okreœlaæ bêdzie przede wszystkim coraz czêœ- okres wzrostu wp³ywów polskich na prze- ciej podnoszony problem dziejów rodzin ³omie XV i XVI w., który wysuniêty musi byæ szlacheckich, do 1945 r. zamieszkuj¹cych w znacznej mierze jako postulat badawczy obszar i tworz¹cych strukturê kulturow¹ pro- i jego nazwanie zwi¹zane jest raczej z obser- wincji pó³nocnoœl¹skiej. wacjami, ni¿ modelowym przygotowaniem tematu. Umown¹ cezur¹ trzeciego okresu, tak „Wytworne” pochodzenie w historiografii polskiej, czeskiej jak i nie- mieckiej okaza³a siê wojna trzydziestoletnia, W rodzinie szlacheckiej pogl¹d na pocho- a œciœlej data bitwy na Bia³ej Górze w 1620 r. dzenie i wyobra¿enia o przesz³oœci familiarnej Po st³umieniu powstania czeskiego cesarz czerpano czêsto z konstrukcji mitycznych, Ferdynand II (1619-16137) przyj¹³ bowiem które mia³y uprawomocniæ rodowód. Tak podstawowe priorytety polityki wewnêtrznej powsta³y liczne, mityczne legendy herbowe, pañstwa, opartej na tworzeniu stronnictwa pocz¹tki rodów upatruj¹ce w okresie staro¿yt- urzêdniczej szlachty katolickiej 8. nym. By³a to zreszt¹ kontynuacja œwiadomej W pierwszym i drugim okresie migracje koncepcji dziejów XVI- i XVII-wiecznego rozpoczyna³y siê z w³adztw terytorialnych kronikarstwa. Tendencja ta przekszta³ci³a siê Miœni, Turyngii, Górnych i Dolnych £u¿yc, nastêpnie w starania o uzupe³nienie wywodów czy Pleißenlandu. W dalszej kolejnoœci przy- genealogicznych 4. Przyk³adowo Bergowie bywano z Anhaltu, Starej Marchii, ale równie¿ poszukiwali swych korzeni w Tyrolu, kroni- Brunszwiku, Westfalii, Hesji, wschodniej karz Schönaichów, Peter Fietz, powo³any Frankonii, Bawarii, Szwabii, Badenii, w 1600 r. do prac nad uœwietnieniem pamiêci Wirtenbergi, a tak¿e z okolic dolnego Renu, rodu ”odnalaz³” pocz¹tek rodu w bitwie Czech i Moraw 9. Pojawili siê wówczas Schen- pomiêdzy Cheruskami a legionami rzymskimi ckendorfowie, Haugwitzowie, Sommerfeldowie,

4 M. Tobiasz, Szlachta i możnowładztwo w dawnej Polsce, Kraków 1945, s. 7-12. 5 A. Förster, Geschichtliches von den Dörfern des Grünberger Kreises. Aus den besten vorhandenen Quellen und eigener Beobachtung und Erfahrung zusammengestellte Erinnerungsbilder, Grünberg 1905, s. 219. 6 J. Schickfuss, New vermehrte Schlesische Chronika und Landesbeschreibung bis 1619, Jena-Breslau 1625, ks. 2, s. 102. 7 T. Jurek, Księstwo głogowskie pod rządami synów Konrada I (1273-1290), „Sobótka”, 42: 1987, s. 395-410; Idem, Obce rycerstwo na Śląsku do połowy XIV w., Poznań 1998, Katalogi rodzin, 191-313. 8 J. Kuczer Hrabiowie von Dünnewald jako właściciele majątku Zabór (1669-1718). Przykład osadnictwa szlachty tytularnej w księstwie głogowskim po wojnie trzydziestoletniej [w:] Szlachta na Śląsku. Władza, kultura, wizerunek własny, red. J. Harasimowicz [w druku]. 9 M. Gumowski, Rycerstwo śląskie w dobie piastowskiej, Katowice 1937, s. 36.

98 Dohnowie, Rechenbergowie, Zedlitzowie, Nazwisko Rothenburgowie, Grünbergowie, Gersdorfowie, Kittlitzowie, Kreckwitzowie, Landeskronowie, O zamkniêciu formy nazwiskowej mo¿na Niebelschützowie, Nostitzowie, Prittwitzowie, mówiæ dopiero od XVII w. 13 Nazwiska szlachty Köckeritzowie, Seidlitzowie, Glaubitzowie, niemieckiej by³y nazwiskami odmiejscowymi Benowie 10. maj¹cymi na celu okreœlenie przynale¿noœci Na omawiany przez nas obszar w okresie oœrodka, z której wywodzi³a siê dana osoba. XIII i XIV w. przyby³ specyficzny konglome- St¹d predykat „von”, czy rzadziej „de” rat, sk³adaj¹cy siê z przedstawicieli starych poprzedzaj¹ce nazwê miejscowoœci, z której rodzin rycerskich oraz – jak obliczy³ T. Jurek wywodzi³ siê ród. W przypadku posiadania – ministeria³ów. W odniesieniu do Œl¹ska sto- nowej siedziby rodowej na Œl¹sku dopuszczal- sunek ten przedstawia³ siê ok. 15% dla pier- ny by³ te¿ zwrot „von… und zu…”, czasem wszej grupy i a¿ 80% dla drugiej11. Ministe- struktura ta rozbudowywana by³a w miarê ria³owie byli ludnoœci¹ obarczon¹ niewol¹ uzyskiwanych tytu³ów i mog³a brzmieæ jak osobist¹ wobec panów, w ramach spo³ecznoœ- w przypadku Dünnewaldów: Graffen von ci rycerskiej zajmuj¹c najni¿sze, s³u¿ebne Dünnewald, Freiherren auf Nybelhorst und miejsce. Jeœli wœród rycerstwa wy¿szego Stengelohn, Herren zu Sabor (hrabiowie von spotkaæ mo¿na szlachtê dynastyczn¹, to mini- Dünnewald, baronowie na Nybelhorst steria³owie byli ludnoœci¹ ubog¹, szukaj¹c¹ i Stengelohn, panowie na Zaborze) 14. na terenach objêtych migracj¹ Ÿróde³ utrzyma- Podobnie jak w przypadku dowodów na nia 12. Odsetek mieszczan podaj¹cych siê za staro¿ytnoœæ rodziny, atrakcyjnym podkreœle- rycerzy wynosi³ od 2 do 3%. Mo¿liwe, ¿e w tej niem odrêbnoœci stanowej i elementem grupie pojawiali siê i ch³opi, którzy podobnie budowania systemu wartoœci szlacheckich jak mieszczanie nieprawnie podszywali siê sta³a siê id¹ca z nimi w parze konceptualizacja pod rycerstwo. Odsetek zaœ zamo¿nych formy nazwiskowej. I tak na przyk³ad migrantów siêga³ zaledwie 30%. Rechenbergowie otrzymaæ mieli nazwisko od W okresie trzecim, w wieku XVII na Œl¹sk s³ów wypowiedzianych przez Henryka przybywa³a wsparta materialnie szlachta tytu- g³ogowskiego wycofuj¹cego siê z nieokre- larna. Zas³u¿eni w wojnach cesarstwa gene- œlonego wzgórza w czasie bitwy pod Legnic¹ ra³owie, wówczas ju¿ baronowie i hrabiowie, (1241): „rache den Berg”15. Protoplast¹ Schö- otrzymywali najwiêksze maj¹tki ziemskie naichów sta³ siê jeden z wojów bior¹cych oraz mianowanie na urzêdy œl¹skie. Z najdal- udzia³ w bitwie po stronie króla Markomanów szych stron Europy przybyli Dünnewaldowie, Marbota, który pad³ ranny – co by³o posiadaj¹cy swe pierwotne dobra w Luksem- szczególne dla proweniencji nazwiska – „pod burgu, Fernemontowie, którzy zjawili siê na dêbami”. Wed³ug wspomnianego kronikarza Œl¹sku via Niderlandy, francuscy d’Hautois P. Fietza, król pasowa³ œmia³ka na rycerza i da³ le Bronne czy Leschcoraultowie. mu nazwisko Schönaich, co znaczy³o w³aœnie

10 H. Knothe, Geschichte des Oberlausitzer Adels und seiner Güter vom XIII. bis gegen Ende des XVI. Jahrhunderts, Leipzig 1879, s. 313; T. Jurek, op. cit., s. 245; J. Sinapius, Schlesische Curiositäten erste Vorstellung…, t. 1, Leipzig 1720, s. 27; Codex Diplomaticus Silesiae (dalej: CDS), t. 28, s. 56 i 76, t. 31, s. 19; Lehns- und Besitzurkunden Schlesiens und sein- er einzelnen Fürstenthümer im Mittelalter, wyd. C. Grünhagen, H. Markgraf, t. 1, Leipzig 1881, s. 201. 11 T. Jurek, op. cit., s. 35-40. 12 Meyers Konversations-Lexikon. Ein Nachschlagwerk des allgemeinen Wissens, t. 1, Leipzig-Wien 1895, s. 118; M. Cetwiński, Rycerstwo śląskie do końca XIII w., t. 1, Wrocław 1980, s. 25-26; idem, Pochodzenie i więzi krwi rycerstwa śląskiego, [w:] Społeczeństwo Polski średniowiecznej, t. 1, Warszawa 1981, s. 50-51; R. Barber, Rycerze i rycerskość, Warszawa 2000, s. 31-32 i 52. 13 J. Matuszewski, Polskie nazwisko szlacheckie, Łódź 1975, s. 13, 25, 28, 46-47. 14 Por.: Archiwum Państwowe w Zielonej Górze, Majątek Zabór, sygn. 57-66. 15 K. Gustav, H. Berner, Schlesische Landsleute. Ein Gedenkbuch hervorragender, in Schlesien geborener Männer und Frauen aus der Zeit von 1180 bis zur Gegenwart, Leipzig 1901, s. 42.

OBRAZY PROWINCJI SZLACHECKIEJ

99 „piekny d¹b”, a w herbie wieniec dêbowy dalej œredniowiecznych Niemiec. Za proto- z czterema czerwonymi wstêgami. Co ciekawe plastê danego rodu, rodziny, czy nawet domu na terenie Rzeczypospolitej rodzina przyjê³a heraldycznego uznawano bowiem pierwszego nazwisko Krasnodêbskich 16. poœwiadczonego-osiad³ego przedstawiciela rodziny na danym terenie. „Domy” i „linie” genealogiczne Nobilitacja

Na Œl¹sku wyró¿niamy domy rodzin, Pocz¹tkowo szlachta i inni „osiadli na których drzewo genealogiczne rozchodzi³o siê ziemi” (Landsassen) stawali siê lennikami na poszczególne linie. Ich liczba by³a z faktu wykonywania pos³ug o charakterze uzale¿niona od biologicznej si³y rodziny, militarnym (Roßdienst). Od XIV w. jednak a czasem od podzia³ów maj¹tkowych w jej pojawi³ siê obowi¹zek naniesienia lennika do ³onie. Dominowa³y rodziny, których rdzeñ ksiêgi lennej (Lehnsbuch). Takie zasady opiera³ siê na jednym domu, choæ by³y i legi- obowi¹zywa³y równie¿ szlacheckich agnatów tymuj¹ce siê dwoma, trzema, a nawet cztere- rodzin œl¹skich. Równoczeœnie szlachta stara³a ma, piêcioma i szeœcioma domami nie tylko siê ograniczyæ mo¿liwoœci mieszczañstwa wystêpuj¹cymi w ksiêstwie, ale i bior¹cymi zwi¹zane z przekraczaniem granic stanowych w nim swój pocz¹tek. Choæ dane domy i linie i w 1650 r. cesarz postanowi³ i¿ jedynie skupia³y w zasadzie jedn¹ rodzinê, to chara- dyplom szlachecki (Adelsdiplom) uprawniaæ kterystycznym elementem odró¿niaj¹cym je od mia³ do dysponowania prawami stanu siebie by³ czasem fakt dalszego pokrewieñstwa drugiego oraz wpisem do metryki ziemskiej. oraz poczucia odrêbnoœci terytorialno-ma- Droga do stanu szlacheckiego prowadzi³a j¹tkowej. Ich nazwy bra³y zwyczajowo przez nobilitacjê, indygenat i inkolat. Nobi- pocz¹tek od nazw posiadanych maj¹tków litacja królewska bowiem musia³a uzyskaæ i miejscowoœci stanowi¹cych centra ¿ycia tak oficjalne potwierdzenie zgromadzenia stanów rodzinnego jak i gospodarczego dóbr. Czasem poszczególnych ksiêstw œl¹skich – sejmików te¿ stosowano nazwê opisow¹, tzn. w nazwie ziemkich 18. Awans spo³eczny by³ tu jednak danego domu pojawia³y siê nazwy kilku ³atwiejszy ni¿ w Polsce. Nobilitacjê mo¿na wiosek posiadanych przez rodzinê. Ewiden- by³o otrzymaæ za zas³ugi zawodowe, nau- tnie tak okreœlano poszczególne domy rodzin kowe, za d³ugoletni¹ pracê w administracji Pusch, Sack oraz Troschke. U³atwia³o to pañstwowej, czy miejskiej itp. Mog³a byæ znacznie przyporz¹dkowanie danej rodziny do dziedziczna lub nadawana ad personam (bez szlachty ksiêstwa i eliminacjê szlachty z ni¹ prawa dzedziczenia). Owo rozwi¹zanie wyni- nie zwi¹zanej, b¹dŸ pozostaj¹cej w przelot- ka³o z próby ograniczenia dostêpnoœci, nie nych jedynie kontaktach na jego terenie 17. sprawdzi³o siê jednak, gdy¿ po œmierci nobili- Znamienny by³ fakt podkreœlania swoich towanego jego dzieciom wystawiano z regu³y wywodów genealogicznych w linii prostej od dokument potwierdzaj¹cy szlachectwo. XV- poszczególnych protoplastów linii œl¹skich, i XVI-wieczne nobilitacje œl¹skie sprowoko- choæ w istocie korzenie te siêga³y przecie¿ wa³y powstanie podzia³u na tzw. star¹ Uradel

16 APW, Stowarzyszenie Szlachty Niemieckiej (dalej: SSN), sygn. 529, Kurze Geschichte Unseres Hauses, s. 112-138; C.F. Michaelis, Rechtliche und Historische Entwicklung der Verhältnisse der Lehn- und Fidei-Commis-Herrschaften Amtitz und Möllendorf und Rechte des jedesmaligen regierenden Fürsten zu Carolath-Beuthen auf dieselben, Glogau 1832, s. 4; L. Maenner, Prinz Heinrich zu Schoenaich-Carolath ein parlamentarisches Leben der wilhelminischen Zeit (1852-1920), Stuttgart-Berlin 1931, s. 13. 17 Za J. Sinapiusem przyjęto termin „dom”, od niem. „Haus” oraz „linia” – „Linie”, hierarchicznie niższą w stosunku do „domu”: J. Sinapius, op. cit, t. 1-2. 18 W Rzeczypospolitej do stanu szlacheckiego można się było przedostać jeszcze przez tzw. adopcję, por.: A. Wyczański, Szlachta polska w XVI w., Warszawa 2001, s. 25.

100 i now¹ Briefadel19. Charakterystyczna dla za- np. bez prawa piastowania urzêdów do trze- mykania siê stanu szlacheckiego by³a pewna ciego pokolenia” – czyli preciso scarta- opiesza³oœæ kulturowa spowodowana si³¹ belatus. Na uwagê zas³uguje polska praktyka i dynamik¹ dzia³añ mieszczañskich. Podsta- tzw. delacji i pojawienie siê postaci dela- wow¹ zasad¹ dotycz¹c¹ szlachty œl¹skiej by³o tora – oskar¿yciela w sprawach o naganê porzucenie zajêæ niegodnych temu stanowi. szlachectwa 22. Nobilitowany mieszczanin oficjalnie nie móg³ figurowaæ miêdzy szlacht¹, dopóki nie porzu- Herb ci³ miejskich zajêæ oraz nie wszed³ w posia- danie dóbr rycerskich (1714) 20. Wyznacznikiem przynale¿noœci do szlachty Kolejnym etapem integracji w ramach w okresie nowo¿ytnym prócz pochodzenia od stanu by³y starania o indygenat ksiêstwa, czyli potomków rycerskich sta³ siê herb. Wyraz potwierdzenie szlachectwa w odniesieniu do herb by³ pokrewny terminom arbi, arf, erwe, konkretnego terytorium. Trzeci próg, czyli erbe, herbe, które wywodzi³y siê od pojêæ uzyskanie inkolatu, zwi¹zany by³ ze starania- w³asnoœciowych zwi¹zanych z terminologi¹ mi o osiedlenie siê i prawem nabycia maj¹tku dotycz¹c¹ spadków gruntowych. God³o her- gruntowego. Zarówno indygenat, jak i inkolat bowe wystêpowa³o pocz¹tkowo wprost w polu wydawane by³y przez gremia sejmików pieczêci, w drugiej po³owie XIII w. otrzyma³o ziemskich ksiêstw. W tym celu nale¿a³o wy- tarczê, a w XIV w. he³m, labry i klejnot. Ich staraæ siê o wpis do metryki ziemskiej, rozpowszechnieniu s³u¿y³o przejmowanie her- stanowi¹cej spis posesjonatów ksiêstwa z za- bów przez wasali i szeregowe rycerstwo oraz znaczeniem posiadanego maj¹tku. Proceder fakt, i¿ prawa herbowe – do XV w. w Europie ów pozostawa³ doœæ skomplikowany w przy- Zachodniej – nie pozostawa³y definiowalne padku szlachty obcej, choæ prosty w stosunku przez struktury spo³eczne, lecz prawo do niego do szlachty miejscowej. Na omawianym tere- posiada³ zarówno stan rycerski, mieszczañski nie indygenat by³ jakby wyra¿eniem swoistej i miasta, a nawet ch³opi (XIII w.), a dalej akceptacji i rozpoznaniem nobilitacji królew- i kobiety. Efektem podobnych procesów skiej 21. indywidualizacji i ewolucji herbu, by³o wy- Indygenat polski wystawiany szlachcie kszta³cenie dwóch rodzajów gode³ her- obcej w Wielkopolsce stanowi³ natomiast bowych, tzw. figur herbowych i mobiliów, o potwierdzeniu szlachectwa na zasadzie które to formy rozwiniêcia estetycznego odnowienia posiadanego ju¿ tytu³u. By³o to doczeka³y siê dopiero w epoce Renesansu. zwi¹zane m.in. z wykszta³ceniem siê po obu Wyraz temu dali tacy twórcy jak Dürer, stronach granicy podstawowych ró¿nic Cranach, czy Holbein m³odszy. instytucjonalnych. W Rzeczypospolitej od Herby œl¹skie nie posiada³y swoich nazw, 1669 r. obowi¹zywaæ mia³ ponadto tzw. lecz zwi¹zane by³y z nazwiskami, a podo- Skartabellat, czyli tzw. „œwie¿o uzyskane bieñstwo herbów kilku rodów œwiadczy³o szlachectwo, uprawniaj¹ce do korzystania o ich wspólnym pochodzeniu. Ich god³a, tylko z czêœci przywilejów szlacheckich, barwy i klejnot mog³y ulec zmianie przy

19 R. Sękowski, Herbarz szlachty śląskiej. Informator genealogiczno-heraldyczny, t. 1, Katowice 2002, s. 30 i 36. 20 Österreichisches Staatsarchiv (dalej ÖS), Allgemeines Verwaltungsarchiv (dalej: AVA), Adelsakten, Standeserhebungen und Gnadenakte für das Deutsche Reich und die österreichischen Erblande bis 1806 sowie kaiserlich-österreichischen bis 1823 mit einem Nachträgen zum „Alt-Österreichischen Adels-Lexicon“ 1823-1918, t. 1, s. 31. 21 Statuten und Willküren der Ritterschaft des Fürstenthum Glogau wegen des Lehnanfals, No. 6. a, 1513, [w:] F. Minsberg, op. cit., t. 2, s. 167; W. Konopczyński, Dzieje Polski nowożytnej, Warszawa 1996, s. 345. 22 W. Dworzaczek, Schlichtingowie w Polsce. Szkic genealogiczno-historyczny, Warszawa 1938, s. 12-13; Słownik wyrazów obcych, opr. B Pakosz [i.in.], Warszawa 1993, s. 784; O. Balzer, Skartabelat – o ustroju szlachectwa polskiego, Kraków 1911, s. 40-42; J. Tazbir, Kultura szlachecka w Polsce, Poznań 2002, s. 29; Herbarz polski Kaspra Niesieckiego, wyd. J.N. Bobrowicz, t. 1, Lipsk 1839-1846, s. 440-441; S. Mieroszowski, Kilka słów o heraldyce polskiej, Kraków 1887, s. 12-13.

OBRAZY PROWINCJI SZLACHECKIEJ

101 okazji przechodzenia szlachcica do szlachty Hierarchia stanowa tytularnej, potwierdzenia szlachectwa, czy wystawienia innego dokumentu zwi¹zanego Szlachta œl¹ska nale¿a³a do szlachty czes- ze szlachetwem. Niekiedy dodawano do kiej, która w XVII w. przyjê³a narzucone przez w³asnego herbu elementy nale¿¹ce do herbu cesarza wzory niemieckie. D³ugo jeszcze spokrewnionego, czy wymar³ego innego tytu³owa³a siê wiêc „rycerstwem” (Ritter- rodu. Na Œl¹sku, jak i w ca³ym cesarstwie, schaft, milites), co wynika³o po czêœci z trady- w ten sposób wykszta³ci³o siê pojêcie cji stanowych i przywo³ywania rycerskiego pierwotnego herbu rodowego (Stamm- rodowodu jej cz³onków, jak równie¿ z faktu wappen). Przy okazji noblitacji otrzymywano na³o¿onego na ni¹ obowi¹zku s³u¿by woj- Wappenbrief, wydawany na koszt zaintere- skowej oraz panuj¹cego w jej szeregach kultu sowanego. Zawiera³ on rysunek herbu i jego militarnego. Choæ kult ten z biegiem XVI w. dok³adny opis. Staranie siê o „udostojnienie w rzeczywistoœci zanika³, to widoczna by³a herbu”, czy po prostu jego wystawienie jego manifestacja przez elementy zewnêtrzne wynika³o z potrzeby upamiêtnienia swej obec- dotycz¹ce ¿ycia kulturowego. Wyró¿niamy noœci, czy te¿ aspiracji politycznych, które cztery warstwy wykszta³conego stanu powinny byæ poparte wiedz¹ o w³asnej szlacheckiego. Najni¿sz¹ by³ zwyk³y stan przesz³oœci 23. szlachecki – nobiles, Adelschaft, czy zwyk³e W Niemczech istnia³y nawet urzêdy, ma- Adel. Wy¿szym w stosunku do niego pozos- j¹ce roztaczaæ ochronê prawn¹ nad herbami 24. tawa³ stan rycerski – Ritterschaft, w krórego Odmiennie ni¿ to mia³o miejsce w Rzeczy- sk³ad wchodzi³y g³ównie rodziny o rodowo- pospolitej, na Œl¹sku panowa³y zachodnio- dzie œredniowiecznym (Uradel). Obie grupy europejskie zasady heraldyczne stanowi¹ce wybiórczo zwane by³y manami (Mannen, o podporz¹dkowaniu danej rodziny jednemu Mannschaft). znakowi herbowemu, a polski obyczaj heral- W XVI i XVII w. wykszta³ci³ siê podzia³ dyczny, wed³ug którego szlachta tworzy³a tzw. na szlachtê ni¿sz¹ oraz wy¿sz¹. W sk³ad pier- rody herbowe, by³ niezrozumia³y. W formie wszej wesz³a szlachta „zwyk³a” i rycerstwo 27. herbu mia³y prawo pojawiaæ siê elementy Do warstwy wy¿szej, tzw. warstwy panów nowe zwi¹zane z przejœciem do szlachty (Herrenstand), czyli szlachty tytularnej wy- tytularnej, b¹dŸ wynikaj¹ce z powtórnego ró¿niæ nale¿y zarówno wolnych panów, czyli przejmowania znaku od strony polskiej. Przy- baronów (Freiherren, Baron), jak i hrabiów k³adem mo¿e byæ herb Ossorya, którym (Grafen). Pewne egzemplum stanowili Schö- pos³ugiwa³a siê rodzina von Stentsch z domu naichowie, którzy w epoce fryderycjañskiej zarówno szczanieckiego, jak i Przytockiego 25. (1741) uzyskali najni¿szy – obok Herzoga Znaki herbowe œl¹skie zapo¿ycza³a zreszt¹ i Prinza – tytu³ ksi¹¿êcy: Fürst. Tytu³y przy- i szlachta polska. Takich Wappen-Vetter na te- znawano osobom wybitnym, które odda³y renach wschodnich posiadali choæby g³ogowscy znaczne us³ugi w s³u¿bie cesarskiej, dyplo- Nostitze 26. matom, wysokim urzêdnikom dworu cesar-

23 M. Bogucka, Dzieje kultury polskiej do 1918 roku, Wrocław 1987, s. 137. 24 A. Kulikowski, Heraldyka szlachecka, Warszawa 1990, s. 16-19; J.S. Beckenstein, Kurze Einleitung zur Wappenkunst und zur Art des Blasonirens, St. Petersburg 1731, s. 4; J. Szymański, Herbarz średniowieczny rycerstwa polskiego, Warsza- wa 1993, s. 7-12. 25 W. Strzyżewski, Związki heraldyczne szlachty polskiej i niemieckiej na przykładzie wybranych rodów (XV-XVIIIw.), „Rocznik Lubuski”, 28: 1993, s. 85-86; Z. Leszczyc, Herby szlachty polskiej, Wrocław 1995, s. 250. 26 F. Piekosiński, Heraldyka polska wieków średnich, Kraków 1899, s. 25-26 i 139-140; M. Gumowski, Pieczęcie ślaskie do końca XIV w. – pieczęcie rycerstwa śląskiego, [w:] Historia Śląska od najdawniejszych czasów do roku 1400, t. 3, Kraków 1936, s. 351. 27 R. Sękowski, op. cit., t. 1, s. 29; Archiwum Państwowe we Wrocławiu (dalej: APW), Personalia, nobilitacje, inkolaty, tabele lenników, Rep. 47, sygn. 7a, s. 1; M. Sczaniecki, Powszechna historia państwa i prawa, Warszawa 1995, s. 256; M. Ptak, Zgromadzenia i urzędy księstwa głogowkiego od początku XIV w. do 1740 r., Wrocław 1991, s. 31-33; H. Aubin, Geschichte Schlesiens, t. 1, Breslau 1938, s. 286.

102 skiego, dowódcom armii cesarskiej 28. Liczba etosu rycerskiego pozosta³a jedynie elemen- szlachty tytularnej sukcesywnie ros³a. G³ów- tem szcz¹tkowym wyra¿anym przez ceremo- nymi rodzinami posiadaj¹cymi prawo do nia³ ho³du lennego okazywanego w³adcy, czy tytu³u na Dolnym Œl¹sku by³y rodziny tworzonego wizerunku: postaci nagrobne, Schaffgotsch, Rechenberg, Berge, Knobels- wyobra¿enia poœmiertne, treœci stylizowanych dorff, Gersdorf, Glaubitz, Schönaich, inskrypcji nagrobnych, malowid³a z przed- Dünnewald, Redern, Knigge, Braun, stawieniem nestorów rodu. Zamkniêcie stanu Promnitz, Nostitz, Dohn, Kittlitz, Kottwitz, szlacheckiego w Europie Zachodniej nast¹pi³o Stosch, Zedlitz, Dyhern, Proßkau czy wraz z prze³omem XV i XVI w. Powsta³a Schweidnitz, Keßlitzów, Schlichting, Schön- wówczas œwiadomoœæ rodowo-stanowa wytwo- born, Schwainitz, Silber, Stosch, Zedlitz, rzy³a nastêpnie specyficzne poczucie przyna- Proßkau, Blumenthal, Churschwandt, Kanitz, le¿noœci rodowej i stanowej 30. Rodziny za- Herberstein, Brayda, Maltzan, Müllenau, mieszkuj¹ce Dolny Œl¹sk pozostawa³y w du¿ej Montani, d’Hautois le Bronne, Globen, mierze elementem nap³ywowym, który pojawi³ Leschcorault, Hohenhaus, Canon, Sintzen- siê tutaj na prze³omie XIII-XIV w. i czêœciowo dorff, Trachowie, Pachta, Cosel. By³a to nowa w XVII-XVIII w. Na grunt œl¹ski przetranspo- szlachta „z przywileju” (Briefadel). Szlachta nowane zosta³y tym samym zachodnioeuropej- tytularna mia³a prawo do tytu³u i ulepszonego skie stosunki lenne. Jeœli na prze³omie XV herbu oraz przys³ugiwa³a im odnoœna ranga i XVI w. nie brak rycerstwa legitymuj¹cego w spo³eczeñstwie, wi¹¿¹ca siê z adekwatnymi siê polskim pochodzeniem (Szyd³owieccy, korzyœciami natury majatkowo-w³asnoœciowej Karnkowscy, Sczanieccy), to okres póŸniejszy, w³¹cznie, pozbawieni byli natomiast odrêb- uwarunkowany w³adaniem habsburskim i prus- nych praw politycznych. Ich pojawienie siê kim, by³y ju¿ okresami dominacji potomków zwi¹zane by³o z faktyczn¹ ju¿ wewnêtrzn¹ rycerstwa niemieckiego. Nap³yw rycerstwa hierarchizacj¹ stanu szlacheckiego wzorowan¹ niemieckiego siêgn¹³ nawet Wielkopolski, na stosunkach panuj¹cych w Rzeszy Nie- choæ nosi³ charakter asymilacyjny. Kontakty mieckiej. Rozwój ten zosta³ zahamowany rodzinne szlachty polskiej i niemieckiej sta³y w sposób samoistny i tutejsza szlachta tytular- siê wówczas niemal tradycj¹, istniej¹c¹ bez na nie doczeka³a siê uhonorowania jej – jak to wzglêdu na politykê dynastii panuj¹cych i aktu- mia³o miejsce w Czechach, czy na Górnym alny uk³ad polityczny 31. Za systemem struktur Œl¹sku – oddzieln¹ kuri¹ w sejmie ksiêstwa 29. i hierarchii stanowych sta³ bowiem istniej¹cy ju¿ system wartoœci etycznych, do którego do- Uwagi koñcowe daæ nale¿a³o tradycje militarne, sposób ¿ycia, spêdzania wolnego czasu, rozumienia spraw Wykszta³cenie stanu szlacheckiego zwi¹- publicznych z perspektywy w³aœciwej dla elit zane by³o z zast¹pieniem zajêæ rycerskich spo³ecznych strzeg¹cych zarazem w³asnych przez osiad³y, gospodarski tryb ¿ycia. Formu³a przywilejów i odrêbnoœci kulturowych.

28 W. Barth, Hans Carl Fürst Carolath-Beuthen, Reichsgraf von Schönaich etc. Ein Beitrag zur Geschichte des fürsten- hauses Carolath auf Grund der fürstlich Carolather Archivacten, Beuthen 1883; Idem, Die Familie von Schönaich und die Reformation, Beuthen [b.r.w.], s. 8. Ibidem, t. 8, s. 705; Der Große Brockhaus, Handbuch des Wissens in Zwanzig Bän- den, t. 2, Leipzig 1931, s. 325, t. 6, s. 576, t. 8, s. 430; Der Große Herder Nachschlagwerk für Wissen und Leben, t. 5, Freiburg im Breisbau 1933, s. 1539; Brockhaus Enzyklopädie..., t. 5, s. 743, t. 9, s. 42, t. 10, s. 5. 29 Dokładny wykaz szlachty tytularnej księstwa głogowskiego: J. Kuczer, Kryteria definiujące elitę szlachecką księstwa gło- gowskiego po wojnie trzydziestoletniej (1648-1741), „Śląski Kwartalnik Historyczny Sobótka“, 61: 2006, cz. 2, s. 275-289; APW, Księstwo głogowskie, Rep. 24, sygn. 513, Rubrika 1 i 2, s. 3-22, oraz sygn. 527; APW, SSN, sygn. 127, 441; L. Zedlitz-Neukirch, Neues preussisches Adels-Lexicon…, t. 3, Leipzig 1836-1839, s. 125-129; C. Blazek, Der abgestorbene Adel der Preussischen Provinz Schlesien, t. 4, Nürnberg 1885-1887, s. 33; A. Krane, Wappen- und Handbuch des in Sch- lesien (anschliesslich der Oberlausitz) landgesessenen Adels, Görlitz 1901-1904, s. 58-59; ÖS, AVA, Adelsakten, Standeserhebungen und Gnadenakte für das Deutsche Reich und die österreichischen Erblande bis 1806 sowie kaiser- lich-österreichischen bis 1823 mit einem Nachträgen zum „Alt-Österreichischen Adels-Lexicon“ 1823-1918, t. 1, s. 56, 89, t. 4, s. 114, 264; M. Ptak, op. cit., s. 38; A. Bogucki, Polskie nazwy rycerstwa w średniowieczu. Przyczynki do historii ustro- ju społecznego, Włocławek 2001, s. 53. 30 A. Bach, Geschichte der deutschen Sprache, Leipzig 1943, s. 119-120. 31 J. Kuczer, Podstawy kształtowania kontaktów szlachty krośnieńskiej i głogowskiej z prowincją wielkopolską w okresie wczesnonowożytnym (1526-1741) [w:] Polacy-Niemcy-Pogranicze, red. G. Wyder, T. Nodzyński, s. 95-111.

103 Zusammenfassung Des Adelsstandes „Kulturkapital” in Schlesien

In der Absicht der Redaktion soll der vor- ein bewusstes Konzept der Geschichts- liegende Artikel eine thematische Reihe eröff- schreibung des 16. und 17. Jahrhunderts fort- nen, gewidmet der Geschichte von einzelnen gesetzt. Diese Tendenz erweiterte sich mit der Adelsfamilien des Landes, das in der Zeit zu Bemühungen, die Stammbäume zu Geschichtsschreibung als das „mittlere ergänzen. In Wirklichkeit war die Ansiedlung Oderland“ oder das „schlesisch-großpolnisch- der Ritterschaft in der Provinz ein anhaltender brandenburgische Grenzgebiet“ bezeichnet Prozess und die einzelnen Familien stammten wird. Der Schwerpunkt soll bei der immer von Reichsministerialen (80 %), verarmter öfter aufgegriffenen Problematik der Ritterschaft, die in einem direkten Lehnver- Geschichte von Adelsfamilien liegen, die hältnis zum Kaiser stand. diese nordschlesische Provinz bis 1945 Das Wappen. Die grundlegenden bewohnten und deren kulturelle Struktur mit- Symbole der Adelskultur waren der Name und gestalteten. das Wappen, deren Form, auf Grund des Die geplanten Artikel werden sich auf die Kulturtransfers, sich auf tschechische und Ergebnisse der Forschungen zum schlesischen deutsche Muster stützte. Neben der Abstam- Adelsstand in der Neuzeit stützen, d.h. im 15.- mung von ritterlichen Ahnen zeugte das 19. Jh., die an der Grünberger Universität Wappen in der Neuzeit von der Zugehörigkeit unter der Leitung von Prof. Wojciech zum Adelsstand. Das polnische Wort für Strzy¿ewski geführt werden. „Wappen“ – „herb“ ist mit den Begriffen arbi, Will man das Bild des Adelsstandes einer arf, erwe, erbe, herbe verwandt, Begriffen, die beliebigen europäischen Region darstellen, im Zusammenhang mit dem Eigentums- und muss man sich dessen bewusst sein, dass er - Grunderberecht stehen. Das Wappenwahr- in einem bestimmten Sinne - in ganz Europa zeichen befand sich ursprünglich direkt im auf die selbe Art und Weise funktionierte. Siegelfeld, im 13. Jahrhundert erhielten es Dieser Universalismus galt natürlich sowohl einen Schild, und im 14. Jh. – den Helm, die in Bezug auf die noblen Gesellschaften von Decke und den Ziemer. einzelnen Provinzen, von „verwaltungspolitis- „Häuser” und „Linien”. In der Mentalität chen Strukturteilen“, Staaten oder gar ganzen des Adelsstandes war es tief verwurzelt, die Kontinenten. Das kulturelle Potential des Familien, ja gar ganze Geschlechter gemäß der Adels fand in einem von ihnen geschaffenen Struktur der einzelnen „Häuser“ und denen „Kulturkapital“ seinen Niederschlag, dem untergeordneten „genealogischen Linien“ zu Phänomen der Adelskultur, die ihn von betrachten. anderen Ständen oder gesellschaftlichen Die Nobilitation. Die Adeligen und andere Gruppen unterschied: „Landsassen” wurden zuerst zu Lehnsleuten in Abstammung. In der Adelsfamilie wurden Gegenzug für ihre Militärdienste (Rossdienst). die Ansichten zur Abstammung und zur Seit dem 14. Jahrhundert kam allerdings die Vergangenheit des Geschlechts oft aus Mythen Pflicht auf, den Lehnsmann ins Lehnsbuch geschöpft, die den Stammbaum begründen einzutragen. Dies war auch bei Agnaten der sollten. So entstanden zahlreiche Wappen- Adeligen in Schlesien der Fall. Gleichzeitig legenden, die auf die Anfänge der Familien im versuchte der Adel, die Möglichkeiten der Altertum hinwiesen. Damit wurde übrigens Überquerung von Standesgrenzen durch das

104 Bürgertum einzudämmen, und so entschied der oder Mannschaften bezeichnet. Im 16. und 17. Kaiser 1650, dass nur ein Adelsdiplom über Jahrhundert entwickelte sich die Aufteilung in Rechte des zweiten Standes und Eintragungen den niedrigeren und höheren Adel. Der erste ins Grundbuch verfügen ließ. Der Weg zum bestand aus dem „einfachen“ Adel und der Adelsstand führte über die Adelung, das Ritterschaft. Die höhere Schicht, der sog. Indigenat (Aufnahme eines fremden Adeligen Herrenstand oder Titeladel, bildeten vor allem in den einheimischen Adel) oder das Inkolat sog. Freiherren oder Barone, sowie Grafen. (das Recht auf Grundbesitz in einem Land). Als ein besonderes Beispiel kann die Familie Die Standeshierarchie. Im entwickelten Schönaich angeführt werden, die in der frie- Adelsstand sind vier Schichten aufzuzählen. drichschen Epoche (1741) den Titel „Fürst“ Die niedrigste war die Adelschaft – nobiles erhielt, den niedrigsten von den drei höchsten oder einfach der Adel. Darüber stand die Rit- Titeln, zu denen auch „Herzog“ und „Prinz“ terschaft, gebildet vor allem aus Adeligen mit gehören. mittelalterlicher Abstammung (Uradel). Die bei- aus dem Polnischen den Gruppen wurden manchmal als Mannen übertragen von Grzegorz Kowalski

OBRAZY PROWINCJI SZLACHECKIEJ

105 PRZYPOMNIENIA LITERACKIE

Czytanie Ÿróde³ VI Fenomen zapomnienia albo sennik pamiêci Wojciecha Czerniawskiego

Czes³aw Markiewicz

„Czasem, gdy idê drog¹ przez wieœ, widzê ludzi z odleg³ych epok. B³ony jakieœ pradawne maj¹ na g³owach, na ramionach. Ktoœ pyta, w której stronie jest Troja. Ktoœ pyta, czy pamiêtam ch³ód jego czó³ka”. To, jedno z ostatnich zdañ „Dziennika z zapomnienia” Wojciecha Czerniawskiego, jakoœ zbyt doskonale archetypicznie okreœla stan œwiadomoœci cz³owieka „podwójnie repatriowanego”. Oto narrator, i jak siê dowiadujemy z notki biograficznej sam autor opowieœci (Wojciech Czerniawski urodzi³ siê 28 paŸdziernika 1945 r. w Go³êbiewku, woj. gdañskie. Dzieciñstwo spêdzi³ w nadmorskiej wsi Grzybowo pod Ko³obrzegiem. Mieszka w Szprotawie), najpierw, jako dziecko nasi¹ka atmosfer¹ têsknoty swoich dziadków i rodziców za jak¹œ cudownie mglist¹ kresowoœci¹ jeszcze niezbyt zadawnionej Rzeczpospolitej, póŸniej na chwilê konfrontuje to z w³asnymi „wykopaliskami” gdzieœ na pó³nocy nowej Itaki, by zaraz przenieœæ siê bardziej na po³udnie nadodrzañskie. W literackim skrócie, w „Dzienniku z zapomnienia” wygl¹da to tak: „– Prawdziwa wieœ z minionych wieków fascynuje mnie. (...) Ginie wieœ drewniana, s³om¹ kryta, z kapliczk¹ przy starej gruszy przy drodze. (...) Tylko mchy na s³omianym dachu siê rozros³y. Obracaj¹ siê piaszczyste ko³a wzgórz. Nad równin¹ ramiona tych, co kochali... – Ale to by³o tam, na wschodzie –

106 westchnê³a matka. – Tu, na zachodzie, domy s¹ murowane...”; „To byli Niemcy, po których przejêliœmy gospodarstwo. Stary Niemiec oprowadza³ ojca po polach. Palili ojca tytoñ, gdy ojciec wraca³ z koniem z pola. Córka tych Niemców, Hilda, bawi³a mnie, p³aka³a, gdy odje¿d¿ali. I my ci¹gle gdzieœ odje¿d¿aliœmy”; „Weszliœmy do mojego rodzinnego domu, do pokoju, w którym kiedyœ mia³em dwanaœcie lat. (...) I tylko jedno mnie zawsze podtrzymywa³o na duchu. Oczy pewnej dziewczynki, któr¹ zna³em w dzieciñstwie. (...) Gdzie ja w³aœciwie jecha³em. Czy na pewno do tamtej wsi. (...) To niemo¿liwe, ¿ebym to by³ ja. Ten m³ody mê¿czyzna o martwej twarzy”. Zostawmy na chwilê to zawahanie Czerniawskiego dotycz¹ce to¿samoœci bohatera, niech wystarczy to, ¿e autor pozostawia woln¹, uniwersaln¹ przestrzeñ do wype³nienia. Byæ mo¿e w³aœnie ta pozornie otwarta przestrzeñ spowodowa³a, ¿e to nie „Dziennik z zapomnienia” sta³ siê kultow¹ ksi¹¿k¹, któr¹ z podobnych powodów sta³ siê „Sennik wspó³czesny” Tadeusza Konwickiego. Byæ mo¿e ró¿na recepcja obu powieœci wyp³ynê³a z odmiennego potraktowania archetypów. Tak jak w „Dzienniku z zapomnienia” „Z wa³u wygrzebywano koœci, szcz¹tki mundurów, orze³ki”, tak w „Senniku wspó³czesnym” ktoœ spostrzega miêdzy wodorostami So³y „krzy¿, trochê ruski w kszta³cie, z okr¹g³¹ rozet¹ przy spojeniu ramion, a w niej (...) zarys odciœniêtej g³owy Chrystusa o bizantyjskich oczach”. Tak u Konwickiego pojawia siê archetyp, bo mowa o medaliku powstañczym z 1863 roku. I to musi wystarczyæ. I to wystarczy³o, ¿eby „Sennik” Konwickiego sta³ siê w powszechnej œwiadomoœci czytelniczej wystarczaj¹co wspó³czesnym, nie tylko w tytule bardzo wa¿nej powieœci polskiej. Konfrontacja „orze³ka” wygrzebanego z Wa³u Pomorskiego z powstañczym medalikiem, z góry skazuje na pora¿kê pierwsze ze skonfrontowanych wykopalisk. Na pora¿kê historio- zoficzn¹, ale czy na pora¿kê literack¹? Zostawmy na inn¹ chwilê subiektywnoœæ tego rozstrzygniêcia. Przypomnijmy tylko, ¿e Czerniawski, urodzony w 1945 roku, w chwili ukazania siê „Dziennika z zapomnie- nia” (1980) mia³ za sob¹ doœwiadczenia na przyk³ad 1968 roku, bardziej tego majowego z Pary¿a, ni¿ marcowego z Warszawy. To, bardzo wa¿ne doœwiadczenie, ró¿ni¹ce Czerniawskiego od starszego i „nêkanego” zupe³nie innymi, „bizantyjskimi” obsesjami Konwickiego, wp³ynê³o pierwszorzêdnie na moj¹ bezkrytyczn¹ fascynacjê „Dzien- nikiem z zapomnienia”. Zatrzymajmy siê jeszcze przy podobieñstwach obu powieœci. Czerniawski i Konwicki, razem, na przemian i równolegle z zasady ogrywaj¹ resen- tymenty wszelkiego autoramentu. O „wschodnim wzdychaniu” matki narratora „Dziennika” ju¿ przeczytaliœmy. Czas na bohaterów „Sennika”: „- Ach, u nas, (...) na wschodzie, to ludzie byli nerwowi. (...) Pamiêtam, jeden taki urzêdnik pañstwowy na Œnipiszkach (...) bardzo delikatne mia³ usposobienie. Rozgniewa³ siê raz, (...) doœæ ¿e napi³ siê denaturatu czystego, a potem (...) jeszcze w ³eb sobie strzeli³ (...). Taki by³ zdenerwowany, ¿e polecia³ na stacjê (...) i rzuci³ siê pod poci¹g. W tamtych czasach (...) u nas na wschodzie ludzie spokojnie ¿yli i poci¹g jecha³ mo¿e dwa albo trzy razy na dzieñ, trzeba by³o jeszcze szczêœcia, ¿eby tak trafiæ”. Repatrianckie resentymenty znajdziemy jednak na chybi³ trafi³, gdzie popadnie, nie szukaj¹c dalej ni¿ miêdzy lubuskimi op³otkami u Trziszki, Olczaka, Paukszty itp. Czerniawskiego wyró¿nia metafora, poetycki trop przygotowuj¹cy jakiœ szerszy hory- zont, zza którego ju¿ za chwilê wychynie s³oñce, to samo albo takie samo, jakie widzi co dzieñ o œwicie Eskimos, Indianin, czy znudzony stabilizacj¹ industrialn¹ Amerykanin. Konwickiego wyró¿nia anegdota, pojedynczy akapit przeciêty kontra- punktem, zawi¹zany najcelniejsz¹ z celnych point.

PRZYPOMNIENIA LITERACKIE

107 W opisach, bêd¹cych u Konwickiego tylko zwolnieniem dialogu, chwil¹ wytchnie- nia po wyczerpuj¹cym gadaniu, Czerniawski upatruje swoj¹ wielk¹ szansê. Szansê poety, który nie tylko wie, ale przede wszystkim przeczuwa, jak¹ si³ê maj¹ napiêcia miêdzy poszczególnymi s³owami. Powiedzmy tak: Konwicki jest „opisowo statyczny”; Czerniawski jest „dynamiczny postrzegawczo”. „Sennik” mo¿e obejœæ siê bez opisów. Wykreœlenie opisów z „Dziennika” pozbawi³oby opowieœci, paradoksalnie, tempa. Tempa lirycznego, które byæ mo¿e powszedniego czytelnika mniej intryguje, ni¿ beletrystyczna akcja, mimo statycznoœci opisów. Porównajmy na dowód, bez pauzy, dwa fragmenty; pierwszy z „Sennika wspó³czesnego”, drugi z „Dziennika z zapom- nienia”: „Dom nasz sta³ na ledwo widocznym pagórku, na ob³ej skarpie czy raczej na prastarym brzegu rzeki, która kiedyœ by³a potê¿na, wy¿³obi³a obszern¹ dolinê, zanim natura uczyni³a j¹ skromn¹ rzeczu³k¹ oznaczan¹ nie na ka¿dej mapie. Le¿¹c w pochy³ym ogrodzie, widzia³em pola biegn¹ce stromo ku górze, ku s³oñcu, co toczy³o siê nisko nad czarnymi œwierkami. Œród tych pól le¿a³, przylegaj¹c ciasno do zbocza, stary klasztor okolony z³otymi klonami”. „Idê. W t³umie. W œrodku dnia. W niejasny sposób przywi¹zany do nocy. Smutek motyli. £¹ka rozmywana przez delikatne naloty fal morza, studni, ka³u¿, wody po deszczu, na wieœ. Opl¹tane przez nie trawy. Wiatr, który tamowa³ mi oddech. Bliskoœæ lata. Mielizna moja, po której bieg³em przedziwnie lekko wzd³u¿ wa³u, za którym szumia³o morze. Sosny obraca³y siê, maliny by³y zawsze skierowane w moj¹ stronê, a przecie¿ odlatywa³y w³aœnie, ch³ód pla¿y pozostawiaj¹c gdzieœ z boku”. Bez wzglêdu na ró¿nice, mam satysfakcjonuj¹ce przekonanie, ¿e Czerniawski musia³ czytaæ przed napisaniem „Dziennika” „Sennik” - wyczuwam w tym swoim przeczuciu nieujawnione antenacje. I dopiero w tym momencie, wczytany w „Dziennik z zapomnienia” z podwojon¹ w czasie egzaltacj¹, mogê spe³niæ odk³adane ju¿ dwukrotnie: po pierwsze „to¿samoœ- ciowe zawahanie Wojciecha Czerniawskiego”, i po drugie „subiektywnoœæ rozstrzy- gniêcia pora¿ki historiozoficznej na rzecz spe³nienia literackiego”. Swoj¹ wêdrówkê „zapomnienia” bohater-narrator-autor „Dziennika” koñczy tam, gdzie j¹ zacz¹³: w dzieciñstwie. Ale bogatszy o archetypy wygrzebane nie tylko z nadmorskiego wa³u gdzieœ pod Ko³obrzegiem, bo tak¿e o te posk³adane z kulturowych skorup znad ca³ego rozlewiska Morza Œródziemnego. I tak spe³nia siê sen o Itace: to¿samoœæ „tu i teraz”. „I oto pewnego dnia widzisz, ¿e wróci³eœ. Ziemia znowu pachnie. Zwierzêta poznaj¹ ciê. Nawet ten stary, œlepy ju¿ chyba pies. Drgn¹³ jakby. Ta piêkna kara klacz. Krowa. (...) Odyseusz gromadzi Trojê. Ju¿ ma lœni¹cy miecz skiby, konia, Circe, Penelopê, szcz¹tki naczyñ, zatopione okrêty. (...) Kiedyœ, gdy by³o mi bardzo zimno, us³ysza³em szept, spojrza³em w stronê, sk¹d dochodzi³. A to moja matka w swoich straszli- wie powykrzywianych przez reumatyzm, trzês¹cych siê rêkach, trzyma³a s³oñce. Galaktyki przesuwa³y siê z chrzêstem podobnym do chrzêstu nadmorskiego piasku pod stopami”. To ostatnie, najwa¿niejsze s³owa „Dziennika z zapomnienia”. Jest jeszcze ta nieszczêsna historiozofia. Nie ma w „Dzienniku z zapomnienia” nawet aluzji publicystycznych, którym ulegali wszyscy autorzy si³uj¹cy siê z powojen- nym przesiedleniem, dotycz¹cych „racji stanu”. Czerniawski literacko pokona³ wszelkie tego typu zagro¿enia. Otwieraj¹c przestrzeñ zbudowan¹ z doœwiadczeñ choæ- by barwnej koñcówki lat szeœædziesi¹tych, nada³ swojej „repatriacji”, tej mentalnej i tej rzeczywistej, wymiar uniwersalny. W dodatku uzupe³ni³ tym to¿samoœæ swojego narra- tora. Z poetyck¹ swobod¹ porusza siê miêdzy „poniemieckimi” przedmiotami, a re- kwizytami z „muzeum wyobraŸni” - w takim rozumieniu, jak chcia³ Andrè Malraux. Zreszt¹ pos³uchajmy: „To w³aœnie tutaj, zawieszony na pêpowinach piêknych kobiet wisia³ Memling,

108 spada³ Ikar, jeden tylko Borges zachowa³ spokój. Kobiety bieg³y. Mê¿czyŸni biegli. Mówili coœ o ró¿nych rzeczach potrzebnych do ¿ycia. (...) A wiêc zauwa¿ono mnie. Ale na szczêœcie dopiero zauwa¿ono. (...) Oto piêkne Heleny uciekaj¹ce z piek³a. Oto wêdrówka poœród skromnych przedmiotów zgromadzonych w maleñkim pokoiku. (...) Dante ¿ywi³ siê w barze mlecznym. Trzês¹cy siê staruszek w trampkach, z plas- tikow¹ torb¹ damsk¹ na zakupy. (...) Tylko on ocala³ , to gdzieœ tutaj spotka³em Lira, kiedyœ by³ w³adc¹, królem, teraz jest starym cz³owiekiem, idzie, trzês¹c siê, ulic¹, lecimy nad œwiatem, mijamy bia³¹ œcianê Dover, w dole Nowy Jork, jaka delikatna, jak gdyby wysmuk³a jest korona powietrza, jak gdybym podnosi³ siê z dna, lecimy, jaki œwiat jest piêkny, przelatujemy nad Itak¹, ludzie pchaj¹ ty³ki do samochodów, d³awi¹ siê szynk¹, le¿¹ na kanapach, czasem gdzieœ w t³umie spotykam Beatrycze, jest to chwila tylko, u³amek sekundy, czy chwila mo¿e zadecydowaæ o czyimœ ¿yciu”. S¹ jeszcze przynajmniej dwa zachwycaj¹ce powody, ¿eby mówiæ, mówiæ, bez koñca mówiæ o „Dzienniku”. Pierwszy, krótko sformu³owany, to technika narracyjna Czerniawskiego. Ca³a opowieœæ, wszak skonstruowana jak quasi wiersz, jest rasowo ci¹gn¹c¹ siê opowieœci¹. Czasami nawet pojedyncze zdania, wplecione w opis, dialog, akcjê, maj¹ smak eseju. Spl¹tanie form, sugeruj¹ce jakieœ enigmatyczne zlepianie sen- sów, pora¿a jednoczeœnie jednorodnoœci¹ narracji. Wszystko do siebie pasuje, jak sko- rupy rozbitej przed wiekami, wygrzebanej z ziemi amfory z Lesbos. No i wreszcie postaæ ojca. To w ogóle osobna figura literacka. Ale chyba nie tylko. Emocje wt³oczone w o¿ywienie tego bohatera ujawniaj¹ g³êbsze, ni¿ fikcyjne, zwi¹zki autora z postaci¹. Ojciec z „Dziennika”, choæ inn¹ kresk¹ namaszczony, jako ¿ywy kojarzy siê z innym ojcem, „autorem” s³ynnych „Traktatów o manekinach” ze „Skle- pów cynamonowych” Brunona Schulza. „Mój ojciec robi³ bañki na mleko, które moja matka sprzedawa³a na targu. (...) Zawsze wydawa³o mi siê, ¿e ojciec buduje samolot, którym pewnego dnia odle- ci z tego ponurego miasteczka. Siedzia³ na skrzyneczce po amunicji w swoim pokoiku, pe³nym tajem- niczych oparów, dymów, precyzyjnych ruchów lutownicy, wpatrywania siê w ¿ar ¿elaznego piecyka. Siwow³osy cz³owieczek zgarbiony nad bañk¹, z drucianymi okularami bez jednego szk³a na nosie, poœród buteleczek z kwasem solnym, do którego by³ wrzucony kawa³ek cynkowej blachy, z lutownic¹ wœród k³êbów dymu tart¹ poœpiesznie o deseczkê z salmiakiem i wœród rozedrganych kropelek cyny w swoim straszliwie zagraconym pokoiku bêd¹cym w swej istocie pracowni¹ œredniowiecznego alchemika, usi³uj¹cego wynaleŸæ ¿ycie”. Tyle Czerniawski, a Schulz zdaje siê dodawaæ: „Wówczas bywa³o, ¿e zbiega³ po cichu z ³ó¿ka w k¹t pokoju, pod œcianê, na której wisia³ zaufany instrument. By³ to rodzaj klepsydry wodnej albo wielkiej fioli szklanej, podzielonej na uncje i nape³nionej ciemnym fluidem. Mój ojciec ³¹czy³ siê z tym instrumentem d³ug¹ kiszk¹ gumow¹, jakby krêt¹, bolesn¹ pêpowin¹, i tak po³¹czony z ¿a³osnym przyrz¹dem - nieruchomia³ w skupieniu, a oczy jego ciemnia³y, zaœ na twarz przyblak³¹ wy- stêpowa³ wyraz cierpienia czy jakiejœ wystêpnej rozkoszy”. „Dziennik z zapomnienia” ukaza³ siê w 1980 roku - by³a to nagroda w konkursie „Iskier” na debiut 1979. Trzy lata wczeœniej, w 1976 roku, pierwszy tom poezji Wojciecha Czerniawskiego „Jest ju¿ chyba kobiet¹” (nie licz¹c arkusza poetyckiego „Za las”, który ukaza³ siê nak³adem LTK w 1965 roku) uznany zosta³ za najlepszy debiut poetycki roku. „Dziennik z zapomnienia” adaptowa³ na scenê w „Starej Prochowni” w Warszawie Wojciech Siemion. Koniec lat siedemdziesi¹tych objawi³ w literaturze polskiej wielki talent. O Wojciechu Czerniawskim mówiono i pisano tylko dobrze, tylko z entuzjazmem. Potem by³o tylko jeszcze lepiej. Pojawi³y siê: „Puszkin w Pary¿u” i „Katedra w Kolonii”. Z wielk¹ oskom¹ czekam na coœ jeszcze lepszego, bez wzglêdu na to gdzie teraz „wêdruje” Wojciech Czerniawski.

PRZYPOMNIENIA LITERACKIE

109 VARIA BIBLIOTECZNE

Stylowy œwiat Antoniego Uniechowskiego

Maria Radziszewska

Zdjêcie. Tonio czyli Antoni Unie- znany rysownik i ilustrator, tak popu- chowski z rodzicami. Rok 1911, Meran. larny zw³aszcza w latach powojennych, Antoni siedzi na murku, mama stoi a teraz nieco zapomniany zmar³ 30 lat z ty³u, ojciec z drugiej strony. Ch³opiec temu. Przypominaj¹ go rysunki prezen- ma na g³owie kaszkiet, podci¹gniêt¹ nogê towane w Galerii Ilustracji Ksi¹¿kowej trzyma rêkami i œmia³o patrzy w obiek- WiMBP w Zielonej Górze. tyw aparatu fotograficznego. Ojciec - ele- Jest rzadkim zjawiskiem, ¿eby ¿ycie gancki pan w kapeluszu, z sumiastym twórcy tak wspó³gra³o z jego twórczoœci¹, w¹sem. Inne zdjêcie. W¹s ten sam ale pan, stanowi³o harmonijn¹ ca³oœæ, jak mia³o to który go nosi to Antoni Uniechowski miejsce w przypadku tego artysty. u schy³ku ¿ycia. PokaŸna muszka i lekki Czasem siê mówi: trzeba oddzieliæ ¿ycie letni kapelusz dope³niaj¹ wizerunku. twórcy od jego dzie³a, gdy ¿ycie jest kon- Fotografie te dzieli sporo ponad pó³ trowersyjne, odbiega sw¹ brzydot¹ od wieku, a panowie zdaj¹ siê byæ jakby piêknej, czêsto wybitnej twórczoœci. z jednej epoki. Patrz¹c na nie budzi siê Z Uniechowskim jest inaczej. Stylowy - to ciekawoœæ, i cz³owieka, i artysty. Ten s³owo bardzo pasuje do Antoniego Unie-

110 chowskiego. Stylowy pan, stylowe rysun- ukochan¹ bajk¹. Zachwycony bogactwem ki, stylowe ¿ycie. By³ stylowy w ka¿dym minionych zdarzeñ wyobra¿a³em je sobie calu, jako artysta i jako cz³owiek. zawsze plastycznie. W ca³ej obfitoœci szczegó³ów, zwi¹zanych ze stylem ¿ycia Źród³a inspiracji ka¿dej epoki” 4 - wspomina³. Przeczytan¹ historiê przenosi³ na papier, z tym Rysunek, ta poœrednia droga w docho- bogactwem szczegó³ów, bo szczegó³ dzeniu artysty do pe³ni warsztatu, sta³ siê stawa³ siê w jego rysunku bardzo wa¿ny. dla Uniechowskiego podstawow¹ form¹ Antoni Uniechowski uwa¿a³, ¿e œwiat twórczoœci. Jej pocz¹tków nale¿y szukaæ jego dzieciñstwa przypad³ tylko pozornie we wczesnym dzieciñstwie Antoniego. na wiek XX, u którego progu siê urodzi³. Zawyrokowano wtedy, ¿e jest dzieckiem I wojna œwiatowa przesunê³a go w œwiat cherlawym i chorowitym „zw³aszcza, ¿e fin de siecle’u i wieku XIX, w œwiat niektóre choroby o niezwykle atrak- szlachty kresowej, który przepad³ wraz cyjnych nazwach jak wiele najrozmait- z wybuchem rewolucji w Rosji, œwiat szych influenzyj czy s³ynna »colitis«, rodzinnych peregrynacji po Europie, od zrodzone by³y nie tyle przez bakterie, co Kresów poprzez Warszawê, Kraków, przez imaginacjê wiêkszych i mniejszych Wiedeñ, Szwajcariê lub Wenecjê a¿ po s³aw medycznych” 1. Tak wiêc Antoni Lazurowe Wybrze¿e. Obserwowa³ i umia³ Uniechowski chorowa³ „powolutku, nie- patrzeæ, umiejêtnoœæ patrzenia uwa¿a³ groŸnie, ale chronicznie” 2. I rysowa³, bo póŸniej za talent, rodzaj sztuki: „Z cieka- to prócz czytania by³a jego jedyna roz- woœci¹ ogl¹da³em z okien poci¹gów, rywka - wprost mania, zw³aszcza, ¿e „na hoteli, na dworcach i ulicach ten œwiat, temat cichutko rysuj¹cych dzieci nie którego nieodwracalnego koñca nie wypowiedzia³ siê negatywnie ¿aden dok- przewidywa³ wówczas nikt nawet bardzo tor, a ostatecznie Tonio choruj¹c i le¿¹c doros³y” 5. Najwiêksze wra¿enie z tych w ³ó¿ku, musia³ coœ robiæ...” 3. podró¿y wywar³ na Antonim Wiedeñ. Czyta³ i rysowa³, rysowa³ i czyta³. Ze Pozosta³a z tego fascynacja secesj¹. wzglêdu na ostr¹ cenzurê matki, lektury Wychowany by³ w kulcie urody Tonia nie by³y przypadkowe, ale te¿ nie- starych przedmiotów, bowiem jego ojciec koniecznie w³aœciwie dobrane do wieku by³ namiêtnym kolekcjonerem antyków ksi¹¿ki. Wyrugowano z jego œwiata i dzie³ sztuki. „Mroczne pokoje naszego beletrystykê, bajki, ksi¹¿ki awanturnicze, domu pe³ne by³y starych portretów, ksi¹g które rozbudzaj¹ w dzieciach „niezdrow¹ oprawionych w z³ocone skóry i perga- wyobraŸniê i nerwowoœæ”. By³y za to miny, szcz¹tków zbroi staropolskich, cen- dzie³a historyczne, wrêcz naukowe. Lek- nych mebli” 6 - zapamiêta. Andrzej Rysz- tury wyci¹gane z biblioteki ojca poch³a- kiewicz w poœmiertnym wspomnieniu nia³ bez wyboru i przeszkód. „Chaos o Antonim Uniechowskim napisze: „ufor- wiadomoœci, powsta³ych w miarê czyta- mowa³ siê wœród ludzi, którzy do nia dzie³ specjalistycznych, w koñcu dawnych przedmiotów mieli stosunek u³o¿y³ mi siê w bardzo precyzyjny obraz serdeczny i specjalny: widzieli w nich dziejów ludzkoœci i sta³ siê moj¹ ¿ywe przekazy dawnej i œwietnej polskiej

1 K. Uniechowska, Antoni Uniechowski o sobie i innych, Warszawa 1961, s. 7. 2 Tamże, s. 10 3 Tamże, s. 11 4 Tamże, s. 51 5 Tamże, s. 51 6 Tamże, s. 14

VARIA BIBLIOTECZNE

111 tradycji. Otaczali siê nimi, kochali je Pod okiem fachowców i rozumieli. A dla Tonia stawa³y siê one ponadto jakby medium, przenosz¹cym go Antoniego-rysownika odkryli gimna- w minione czasy zaludnione wymar³ymi zjalni koledzy „zarzucaj¹c go obsta- gatunkami ludzkimi - sejmikuj¹cych lunkami”. Najczêœciej by³y to wizerunki pieniaczy, opojów i zabijaków, dworskich idealnych narzeczonych i kobiet po- uk³adnych dostojników, oficjalistów, wy- dejrzanego autoramentu. Szko³a im. nios³ych karmazynów o senatorskim Stanis³awa Kostki opisana tak genialnie geœcie, podgolonych szlachetków uwie- w „Ferdydurke” przez kolegê szkolnego szonych u pañskich klamek, piêknie Witolda Gombrowicza odegra³a rolê nosz¹cych siê rycerzy, cudzoziemskich w ¿yciu Antoniego o tyle, ¿e: „Jak za fircyków, lub pozytywistycznych miesz- dawnych lat spêdza³em czas w szkole g³ównie na rysowaniu” 8. Talentem ucznia zainteresowali siê tak¿e profesorowie szko³y: nauczyciel rysunków prof. Mieszkowski i wycho- wawca prof. Ciepliñski. Ten pierwszy wprowadzi³ Uniechowskiego do Klubu Artystycznego, gdzie móg³ rysowaæ z natury tzw. „¿ywy model”, drugi - en- tuzjasta nowoczesnej sztuki uzmys³owi³ mu, ¿e wieczne treœci mog¹ byæ kompono- wane w najnowoczeœniejszych formach. Dojrzewa³ w Antonim zamiar wst¹- pienia do Akademii Sztuk Piêknych w Warszawie. Doradzono mu zdawanie egzaminu do pracowni profesora Karola Tichego. Jak nie jeden raz w ¿yciu przy- czan i wreszcie bywalców »kafeszan- da³a siê mu wiedza zdobyta podczas lat tanów«, z³otej m³odzie¿y prze³omu XIX chorowania. Znajomoœæ archeologii, któr¹ i naszego wieku. To by³ œwiat, który wykaza³ siê w rozmowie z profesorem Antoni Uniechowski zna³ najlepiej i który, pomog³a bardziej ni¿ teczka z pracami jak nikt inny, lekk¹ rêk¹ powo³ywa³ i zapewni³a mo¿liwoœæ zdawania egza- do ¿ycia w swych niezliczonych rysun- minu wstêpnego. Zda³, wybitnym stu- kach” 7. dentem jednak nie by³. Na drugim roku Zainteresowanie starymi, piêknymi studiów o swojej pracy-feretronie na za- przedmiotami sprawi³o, ¿e ulubion¹ liczenie z kompozycji us³ysza³ od profe- czynnoœci¹ artysty od lat szkolnych, by³o sora: „kompozycja zmiêta i bez syntezy”. zwiedzanie antykwariatów, zw³aszcza Nie mog³o byæ inaczej, skoro jego dbanie podczas wagarów, a niejedno spostrze- o szczegó³ „zaludni³o t³o mnóstwem ¿enie znalaz³o zapewne miejsce na jego budyneczków, pojazdów, roœlin. Byli rysunkach. To podczas takiego „waga- Kajfasz i Annasz, œwiêta Weronika rowego” zwiedzania zachwyci³ siê talia- w czerwonej tunice, Cyrenejczyk nios¹cy mi kart do gry i tarota, które póŸniej sam krzy¿, kap³ani, ¿o³nierze, p³acz¹ce bêdzie projektowa³. niewiasty. Biegli ch³opaczkowie z narzê-

7 A. Ryszkiewicz, Tonio – wspomnienie o Antonim Uniechowskim, Literatura 1976, nr 30 s. 14 8 K. Uniechowska, Antoni Uniechowski o sobie i innych, Warszawa 1961, s. 102

112 dziami tortur, prowadzono ³otrów. Dachy kumentów przesz³oœci z teraŸniejszoœci¹, domków mia³y zaznaczone nawet kontu- wydawa³a mi siê zawsze najbardziej ry dachówek” 9. godn¹ zaufania. Od najm³odszych lat Dla odmiany siêgn¹³ wiêc do form patrz¹c i porównuj¹c próbowa³em wyci¹- czysto abstrakcyjnych, ale i tu recenzja gaæ wnioski” 12. Pozosta³ wiêc Antoni przy Tichego nie by³a zachwycaj¹ca: „Drogi swoim plastycznym widzeniu œwiata. panie, w Suzie znaleziono granitowe cylindry dwumetrowej wysokoœci, ale to Œwiat Antoniego Uniechowskiego nie s¹ tylko granitowe cylindry, lecz wi- by³ stylowy zerunki królów elamickich... A tu u pana: to s¹ tylko kolorowe trójk¹ty” 10. I ten prywatny i zawodowy, warszta- Tak wiêc zarzuci³ Antoni Uniechowski towy. Wygl¹d kolejnych mieszkañ, wygl¹d formy abstrakcyjne, a wyniesione ze studiów nauki podsumowa³ stwierdzaj¹c, ¿e najwiêcej skorzysta³ wysiaduj¹c w sto³ówce z kolegami d³ugie godziny, popijaj¹c lurowat¹ herbatê. Zdarza³y siê i dobre opinie jak ta profesora Jastrzê- bowskiego o zaprojektowanej talii kart, lecz i tu „nastêpne zadania wypada³y gorzej, bo jak zawsze by³em na bakier z syntez¹ i przy ka¿dym zadaniu poch³a- nia³y mnie detale” 11. Antoni Uniechowski docenia³ uczelnie artystyczne, ale uwa¿a³, ¿e jeœli chce siê w ¿yciu artystycznym coœ osi¹gn¹æ, trzeba oderwaæ siê od szkol- nych metod, nawet zapomnieæ je i tylko tym, którzy to zrobili, uda³a siê prawdzi- wie wielka sztuka. artysty, klimat jego prac, ¿ycie jakie Sposób patrzenia na œwiat, uczenie siê wiód³. Wszystko to stanowi³o jednoœæ by³y u Uniechowskiego doœæ niespoty- spójn¹ i klarown¹. „Wysoki, szczup³y, kane: „Treœæ czasu, epoki, wydarzeñ by³a w czarnym »edenie« albo nawet w me- dla mnie zawsze zapisana w zewnêtrz- loniku, bo taka by³a moda. Albo ju¿ nie noœci, najwiêksze zainteresowanie budzi³a by³o to modne tylko staroœwieckie i przez wizualna strona ¿ycia. Wiedzê o tym, co to jeszcze modniejsze. Z laseczk¹, latem mnie otacza³o, odczytywa³em, choæ brzmi w niebieskawych marynareczkach, zim¹ to paradoksalnie z kszta³tu, wygl¹du w tzw. berberysie - czyli p³aszczu buer- i barwy rzeczy. Tych, co bra³y bezpoœred- buerry” 13 - to portret Antoniego Unie- ni udzia³ w ¿yciu moich wspó³czesnych, chowskiego. W swoich dojrza³ych latach i tych co przetrwa³y, asystowa³y innym uzupe³niony o sumiasty w¹s, identyczny ludziom i innym wydarzeniom, na które jaki nosi³ jego ojciec, w myœl przedwojen- czas nawarstwi³ historiê. Wiedza wynika- nej zasady, ¿e prawdziwy mê¿czyzna j¹ca z konfrontowania materialnych do- nosi w¹sy. Ci w¹saci mê¿czyŸni bêd¹ siê

9 K. Uniechowska, Antoni Uniechowski, czyli magiczne widzenie świata, Warszawa 1993, s. 141 10 Tamże, s. 142 11 K. Uniechowska, Antoni Uniechowski o sobie i innych, Warszawa 1961, s. 142 12 Tamże, s. 49 13 Tamże, s. 229

VARIA BIBLIOTECZNE

113 przewijaæ z upodobaniem tak¿e w jego czach. Ale nie chodzi³o mu o przekazanie twórczoœci, ilustruj¹cej czasy kontu- faktów historycznych, a o uchwycenie szowe, b¹dŸ miêdzywojenne. stylu: „te dwie pochodne historii - styl, Dom Antoniego Uniechowskiego jego kaprysy i zmiennoœæ, oraz modê, zawsze by³ przyjazny goœciom „pokoje która, jak pisa³ Cocteau, jest wzruszaj¹ca, pe³ne piêknych starych przedmiotów bo umiera m³odo, Antoni Uniechowski i gospodarz, który jakby zawsze mia³ przez parê dziesi¹tków lat stara³ siê wolny czas, serdecznoœæ dla goœci, wew- przedstawiæ w swoich rysunkach” 17. nêtrzny spokój i pogodê. U Uniechow- ¯ycie z Uniechowskim nie nale¿a³o do skich czas zatrzyma³ siê - gdzieœ oko³o ³atwych. Wiedzia³y o tym jego dwie ¿ony. 1900 roku” 14. Nie bardzo odnajdywa³ siê w rutynie dnia By³ to dom, w którym rozmowy codziennego. Wspomina³: „Domy maj¹ tê toczy³y siê: „Jeœli o polityce, to o polityce cechê, ¿e wszyscy w nich ustawicznie coœ Stanis³awa Augusta, jeœli o architekturze, robi¹. ¯ycie w domu trwa i posuwa siê to nie o koszmarze mrówkowców, lecz naprzód na zasadzie drobnych poczynañ np. o rzymskich akweduktach. Jeœli o dra- ka¿dego mieszkañca. Nastêpuj¹ jakieœ matach wojny, to o straszliwym Cortezie wielkie prania, porz¹dki, proszone wizy- i jego siepaczach”. 15 W swoich pracach ty. Nigdy nie czu³em potrzeby aktywnego podobnie jak w rozmowach pomija³ temat udzia³u w tych wszystkich sprawach”18. okropnoœci wojen XX wieku. Zw³aszcza Nie umia³ planowaæ, ¿yæ z myœl¹ o dniu temat II wojny œwiatowej by³ zakazany. jutrzejszym. Dla niego liczy³a siê teraŸniej- Córka wspomina³a: „Ile¿ to razy rysowa³ szoœæ, dzieñ dzisiejszy. Ulubion¹ modl- bitwy z wszystkich innych stuleci, ry- itwê „Ojcze Nasz” przywo³ywa³ jako uza- cerzy, ciurów, wodzów, bohaterów legen- sadnienie swojej filozofii ¿yciowej. „Chle- darnych i historycznych. Ile¿ formacji ba naszego powszedniego, daj nam wojskowych, rodzajów broni i rekwi- dzisiaj” - podkreœla³ to dzisiaj, nie jutro. zytów dawnych wojen. Ale tê nasz¹ Umia³ siê cieszyæ ka¿dym dniem. Nie ostatni¹ wojnê pomin¹³ milczeniem” 16. znosi³ tzw. rozmów o ¿yciu, a tak jak nie Dramat tamtych wojen dawno znikn¹³ cierpia³ rozmów o ¿yciu, tak kocha³ w pomroce dziejów, ta natomiast zbyt pogawêdki. By³ œwietnym gawêdziarzem. ¿ywo i boleœnie tkwi³a w artyœcie. Jego ¿ywio³em by³ natomiast œwiat Kocha³ za to rysowaæ wiek XVIII. Ulu- warszawskich i krakowskich kawiarñ. bion¹ ksi¹¿k¹ by³ „Rêkopis znaleziony Kolejne mody na kolejne kawiarnie, w Saragossie” Jana Potockiego, a jedna „Ziemiañska”, kawiarnia zwana SIM, z jej postaci, hrabia Saint-Germain sta³a „Noworolski”. Dni mija³y artyœcie na siê wdziêcznym tematem do rysowania dzieleniu czasu miêdzy intensywnym i gawêd. Te zamierzch³e historycznie te- przesiadywaniem w kawiarniach, noc- maty literackie jak choæby „Preliminaria nym rysowaniem i pomieszkiwaniem peregrynacji do Ziemi Œwiêtej j.o. Radzi- w domu, które tak córka podsumowa³a: wi³³a Sierotki” Juliusza S³owackiego po- „...istnienie ojca w naszym domu by³o zwala³y wykorzystaæ Uniechowskiemu ca³¹ ograniczone do jego wychodzenia na bogat¹ wiedzê historyczn¹, tak¿e o rze- miasto” 19.

14 A. Ryszkiewicz, Tonio – wspomnienie o Antonim Uniechowskim, Literatura 1976, nr 30 s. 14 15 K. Uniechowska, Antoni Uniechowski, czyli magiczne widzenie świata, Warszawa 1993, s. 90 16 Tamże, s. 207 17 Tamże, s. 75 18 K. Uniechowska, Antoni Uniechowski o sobie i innych, Warszawa 1961, s. 217 19 Tamże, s. 229

114 Antoni Uniechowski, artysta pracu- cji ksi¹¿kowej, jak i projektach scenografii j¹cy na zlecenie, nie uznawa³ w swoich teatralnej i telewizyjnej, których by³ auto- rysunkach tzw. sztuki dla sztuki, dwu- rem. Swoje rysunki podpisywa³ charak- znacznoœci. Tu ka¿dy ogl¹daj¹cy mia³ terystycznym i lakonicznym AU i podob- widzieæ, co autor mia³ na myœli. Antoni no by³y to nieliczne litery jakie w swoim Uniechowski rysuj¹cy do szuflady ¿yciu zanotowa³. zape³nia³ papier rysunkami magicznymi, U schy³ku ¿ycia Antoni Uniechowski niesamowitymi stworami, jednoro¿cami, mówi³ do córki: „Zawsze przyjemnie jest gryfami, sk¹d wyziera³a zaduma nad ¿yæ”. Mo¿na tak powiedzieæ zarówno tajemnic¹ istnienia, jego ró¿norodnoœci¹ o jego ¿yciu, ¿e prze¿y³ je do koñca i dziwnoœci¹. z wielk¹ przyjemnoœci¹ jak i o bohaterach Umiejêtnoœæ patrzenia, któr¹ uwa¿a³ jego rysunków, ¿e ¿yj¹ na nich z pasj¹. za szczególny dar i któr¹ przenosi³ na papier pozostawi³a niezapomniane wido- ki przedwojennej Warszawy, tak rozczu- laj¹ce w czasie, gdy miasto le¿a³o w gruzach. Lata wspó³pracy z „Przekro- jem” i niepowtarzalnoœæ jego stylu spra- wia³a, ¿e niektórzy kupowali pismo w³aœ- nie ze wzglêdu na niego. Uniechowski zilustrowa³ 178 ksi¹¿ek 20, w wiêkszoœci dzie³ klasyki polskiej i obcej, daj¹cych pole do popisu dla jego wyobraŸni. Patrz¹c na rysunki Antoniego Uniechowskiego, budzi siê uczucie zazdroœci, ¿e ci co na nich s¹, ¿yli jakby w lepszym, ³adniej- szym, stylowym œwiecie i sami byli ³adniejsi. Bowiem artysta rysuj¹c zasta- nawia³ siê nie tylko nad tym, jak mogli wygl¹daæ ci, których rysowa³, lecz tak¿e jakimi chcieli siebie widzieæ, za kogo uchodziæ. Mo¿e to sprawia, ¿e ten œwiat wydaje siê ³adniejszy. ¯e chcia³oby siê W posiadaniu Wojewódzkiej i Miej- znaleŸæ tam choæ na chwilê, rozejrzeæ po skiej Bibliotece Publicznej w Zielonej k¹tach, które ju¿ nie zmieœci³y siê na Górze znajduj¹ siê rysunki do nastêpu- rysunku. Bo wyobraŸnia artysty udziela j¹cych ksi¹¿ek: siê ogl¹daj¹cemu. Dywan warszawski z dawnych kronik W przedmowie do „Preliminariów w¹tku przez Antoniego Uniechowskiego peregrynacji do Ziemi Œwiêtej j.o. utkany, Warszawa 1969 [2 prace] Radziwi³³a Sierotki” J. S³owackiego Adam Stoberski Z., Bitwa na Kosowym Polu, Mauersberger stwierdza, ¿e „celem Warszawa 1962 [1 praca] dzia³ania artysty jest poetyka stylu Trease G., Z Garibaldim na Sycylii, ka¿dego czasu, ówczesny idea³ piêkna, Warszawa 1967 [1 praca] idea³ ¿ycia” 21. Uda³o siê to z nawi¹zk¹ Rostocki A., Soko³owski T., Œwiat sta- Uniechowskiemu osi¹gn¹æ, tak w ilustra- rych samochodów, Warszawa 1972 [1 praca]

20 Galeria Antoniego Uniechowskiego, dostępny: http://www.sponsoring.pl/uniechowski/ [5.09.2006] 21 J. Słowacki, Preliminaria peregrynacji do Ziemi Świętej j.o. księcia Radziwiłła Sierotki, Warszawa 1959, k. [3]

VARIA BIBLIOTECZNE

115 Prevost A. F., Historia Manon Lescaut Potocki J., Rêkopis znaleziony w Sa- i kawalera des Grieux, Warszawa 1948 ragossie, Warszawa 1950 [1 praca] [1 praca] £oziñski W., Opowiadania imæ Pana Rzewuski H., Pami¹tki Soplicy, Warsza- Wita Narwoja rotmistrza Konnej Gwardii wa 1961 [1 praca] Koronnej a. d. 1760-1767, Warszawa 1952 Rojek T., Historia i historyjki, Warszawa [1 praca] 1970 [1 praca]

116 Archiwum Jana Korczaka w S³ubicach

Maria Wasik

Biblioteka Collegium Polonicum wzbo- Na spotkaniu obecne by³y dzieci oraz gaci³a siê o kolejne archiwum literackie. ¿ona profesora Douzenrotha, gospodyni, Do wczeœniej przekazanych – Karla jak podkreœlali zabieraj¹cy g³os, bardzo Dedeciusa i Henryka Bereski, dosz³o goœcinnego domu. Jej ciep³e i serdeczne archiwum Janusza Korczaka. Podarowa³a wyst¹pienie zakoñczy³o to wyj¹tkowe je Bibliotece rodzina profesora Ericha spotkanie ludzi mówi¹cych w ró¿nych Dauzenrotha. Wydarzeniu temu towarzy- jêzykach, a bliskich sobie ideami – szy³a konferencja i otwarcie wystawy, J. Korczaka i E. Dauzenrotha. a bohaterami ca³oœci byli wielcy nie¿yj¹cy Nazwisko Janusza Korczaka znane jest – Doktor z Krochmalnej i Profesor Polakom od wczesnego dzieciñstwa, z Gießen. g³ównie za spraw¹ jego m¹drej ksi¹¿ki Sala Collegium Polonicum zgroma- „Król Maciuœ I” i jeszcze kilkunastu innych. dzi³a ludzi nauki z ca³ej Europy, którym Wielu osobom znana jest te¿ jego dzia³al- bliskie pozostaj¹ idee wychowawcze noœæ pedagogiczna i reformatorskie Janusz Korczaka. Spotkanie, dofinanso- publikacje, ³¹cz¹ce „arystokratyczne teorie wane z Fundacji Wspó³pracy Polsko- z demokratyczn¹ praktyk¹ wychowaw- Niemieckiej, prowadzi³ dr Krzysztof cz¹”, opisane m.in. w ksi¹¿kach „Jak Wojciechowski. Obok referatów by³y kochaæ dziecko”, „Prawo dziecka do sza- wspomnienia tych, którzy zetkn¹wszy siê cunku”. Pamiêta siê te¿ o bohaterskiej z profesorem z Niemiec „zarazili” siê od œmierci Starego Doktora ze swoimi pod- niego „tropieniem œladów” Korczaka. opiecznymi w komorach gazowych Tre- Zebrani wys³uchali trzech referatów: blinki. - Janusz Korczak w dokumentach znajdu- Dzia³alnoœci¹ J. Korczaka zafascy- j¹cych siê w ¯ydowskim Instytucie Histo- nowa³ siê prof. E. Daunzenroth obej- rycznym - Jan Jagielski (¯ydowski Instytut rzawszy w 1957 r. sztukê Erwina Sylvanusa Historyczny w Warszawie), „Korczak i jego dzieci”. By³ ju¿ wówczas - Erich Dauzenroth jako cz³owiek i nie- autorem licznych prac z dziedziny peda- strudzony orêdownik pojednania - Konrad gogiki. PóŸniej sta³ siê wspó³wydawc¹ Weiß (publicysta), w jêzyku niemieckim wa¿niejszych - Janusz Korczak jako „pons inter nationes”. ksi¹¿ek Korczaka, czego ukoronowaniem Droga do wzajemnego zrozumienia i pojed- w efekcie jest edycja 15-tomowych dzie³ nania - dr Michael Kirchner (Niemieckie zebranych pt. „Janusz Korczak Sämtliche Stowarzyszenie im. J. Korczaka). Werke” w wydawnictwie Gütersloher Referaty przeplatane by³y recytacjami Verlagshaus 1996-2006. tekstów obydwu bohaterów spotkania Profesor szukaj¹c œladów Korczaka oraz autorów pisz¹cych o nich. odby³ ponad 100 podró¿y do Polski,

VARIA BIBLIOTECZNE

117 inicjowa³ niestrudzenie zainteresowanie cytowaæ wiersz poetki Marii Bronikowskiej, jego teoriami pedagogicznymi, przy- która tak siê zwraca³a do Korczaka: czyni³ siê do powstania Miêdzynaro- dowego Stowarzyszenia im. Janusza O Tobie Korczaka. Przez wiele lat pe³ni³ funkcje Wymyœlili Ci filozofiê prezesa tego Stowarzyszenia w Niem- Antyczn¹, sokratejsk¹ - czech. Tak pisa³ o Korczaku: za ¿ycia Platoñsk¹ - stoick¹ troszkê uznania, nieco zachwytu, du¿o krêce- nia g³ow¹, zero wdziêcznoœci, ¿adnej s³awy. Szukali systemu - Nie by³ królem w koronie z ber³em, by³ Przesiewali przez sita królem o smutnych oczach i z chlebem Myœli Twoje i czyny w rêku, nie by³ regentem, ale pierwszym s³u¿¹cym. Chcieli Ciê wyt³oczyæ - Na konferencji pad³o te¿ wiele mi³ych, Wyt³umaczyæ - nazwaæ - pe³nych szacunku s³ów o prof. Dauzen- Przydzieliæ do „partii” - rothe (zm. 2004 r.). Nazwany zosta³ „dobrym cz³owiekiem z Gießen”. Podkre- Kierunku, orientacji - œlono jego niestrudzon¹ pracê na rzecz Wykorzystaæ nie tylko ¿ycie porozumienia i pojednania. W szkicu Ale œmieræ Twoj¹ biograficznym przygotowanym przez Michaela Kirchnera, przytoczono wypo- Stworzyli mit wielki wiedŸ Alice Dereere z Belgii: Legendê aureum - By³ cz³owiekiem z bogatym duchem Psalm - i intelektem, ekspertem humanistycznego i pedagogicznego dorobku Korczaka, czaru- Ale umkn¹³eœ im - j¹cym mówc¹ i wiernym przyjacielem pe³nym Bo by³eœ nie prosty humoru. Skromnoœæ i prostota, uczciwoœæ A zwyczajny i towarzyskoœæ le¿a³y w jego naturze. By w pe³ni przybli¿yæ te dwie postacie Ludzki i cz³owieczy przytoczê tekst, który w imieniu nieobec- Skromny i wa¿ny nej profesor Jadwigi Biñczyckiej odczy- By³eœ osob¹ ta³a dr Ma³gorzata Kmita: Kiedy Dauzenroth pisze o Korczaku Czy nie jest to te¿ konterfekt naszego wydobywa takie treœci i wartoœci, z którymi Przyjaciela Ericha Dauzenrotha, który by³ siê identyfikuje, które s¹ mu bliskie, które „ludzki i cz³owieczy, skromny i wa¿ny”, równie¿ jego charakteryzuj¹. Lubi te¿ siêgaæ który by³ i pozostanie dla nas wa¿n¹ i nieza- po œwiadectwo poezji. Podoba³o siê Dau- pomnian¹ sob¹? zenrothowi to, ¿e Korczak odcina³ siê od pe- Prof E. Dauzenroth za swoj¹ dzia- dagogów „oficerów sztabowych”, którzy pisz¹ ³alnoœæ zosta³ uhonorowany wieloma autoryzowane ksi¹¿ki „wszystkie pe³ne odznaczeniami polskimi i niemieckimi. pustych fraz i ob³udy”. Podoba³o siê Dauzen- Zachêcam do obejrzenia wystawy rothowi to, ¿e Korczak nie da³ siê zamkn¹æ w Bibliotece Collegium Polonicum zaty- w klatce oficjalnych pojêæ, utartych sche- tu³owanej „Janusz Korczak w zbiorach matów myœlowych, formu³ek ideologicznych. prof. Ericha Dauzenrotha”. – Dla podkreœlenia swoich upodobañ i wy- Wystawa czynna bêdzie jeszcze borów siêga³ Erich do jêzyka poezji. Lubi³ w 2007 roku.

118 KRAJOBRAZY LUBUSKIE

Dawid Kotlarek Dawid Kotlarek

Trzebiechów. Der Geschichte und Œladami historii i przyrody Naturlandschaft der Ortschaft Trzebiechów/Trebschen)

Trzebiechów, powiat sulechowski, 13 Trebschen, Kreis Züllichau, 13. August sierpnia 1934 r. Wielce szanowny Panie 1934. Sehr geehrter Herr Hess! […] so sich Hess![...] je¿eli Führer poczuje siê zmêczony der Führer einmal ermüdet fühlt von der Last ciê¿arem i brzemieniem pañstwa, jeœli z braku und Bürde des Staates, wenn er sich aus czasu nie zechce siê zbyt oddalaæ od Berlina Zeitmangel jedoch nicht allzu weit von Berlin celem gruntownego wyspania siê i entfernen möchte, um sich gründlich aus- odpoczynku, by³bym szczególnie rad, gdyby zuschlafen und zu erholen, würde es mich mój pa³ac w Trzebiechowie traktowa³ jako besonders erfreuen, wenn er mein Schloss in przybytek odpoczynku dla siebie i swoich Trebschen als Stätte der Erholung für sich und panów, i by go uzna³ za ca³kowicie swój. seine Herren auserkoren würde und ganz und Jesteœmy po³o¿eni w zagubionym k¹cie gar als das seinige betrachten. Wir sind in Marchii Brandenburskiej, tu¿ przy œl¹skiej einem verlorenen Winkel der Mark Bran- granicy, która przechodzi za wsi¹. Jest tu denburg, nahe der Grenze zu Schlesien gele- cicho, ale rzecz najwa¿niejsza – œpi siê tu gen, die gleich hinter dem Dorf verläuft. Hier wspaniale [...] Najwiêkszy spokój i cisza... ale ist es ruhig, aber das Wichtigste – es schläft

KRAJOBRAZY LUBUSKIE

119 sich hier herrlich […] Die größte Ruhe und Stille… vor allem aber wohnt man hier in einem ganz vergessenen Winkel, kann sich leicht verbergen und unerwünschte wie neugierige Leute weit von sich fern halten. 1 Mit diesen Worten ermutigte einst Heinrich XXXIII. von Reuß den Führer Adolf Hitler, auf dass er ihn auf seinem Landsitz in Trebschen besuchen möge. Der Einladung folgte er jedoch nicht. Dass er dies aber dur- chaus hätte bereuen mögen, davon können sich die heutigen Besucher dieser Ortschaft überzeugen. Trzebiechów ist letzter Zeit ins przede wszystkim mieszka siê tu w ca³kowicie Rampenlicht gerückt. Im Chaos, das die zapomnianym k¹cie, mo¿na siê tu ³atwo umfangreichen Renovierungsarbeiten am ca³kiem ukryæ, z dala od siebie trzymaæ Gebäude der Sozialhilfestelle (d.h. dem ehe- niepo¿¹danych ludzi i ciekawskich 1. maligen, in den Jahren zwischen 1903 und Takimi oto s³owy Henryk XXXIII von 1905 errichtete Sanatorium für an Tuberku- Reuss zachêca³ do odwiedzin w swojej trze- lose Erkrankte) mit sich brachte, wurden die biechowskiej posiad³oœci Adolfa Hitlera, ten Arbeiten des Jugendstilmeisters Henry van de jednak nigdy nie skorzysta³ z zaproszenia. Velde, der – wie sich herausstellte – die O tym, ¿e móg³ ¿a³owaæ przekonaæ siê mog¹ Inneneinrichtung des Hauses entworfen hatte, odwiedzaj¹cy tê miejscowoœæ tak¿e dziœ. freigelegt. Die Augen der Kunst- und O Trzebiechowie sta³o siê niedawno g³oœno. Geschichtswissenschaftler wandten sich nun- Podczas remontowej zawieruchy w miejsco- mehr der kleinen Ortschaft, etwa 40 km wym Domu Pomocy Spo³ecznej (dawnym östlich von Zielona Góra gelegen, zu. sanatorium przeciwgruŸliczym wzniesionym w latach 1903-1905) odkryto prace mistrza Eine Reise auf den Spuren secesji Henry’ego van de Velde, który jak siê der Vergangenheit okaza³o zaprojektowa³ wystrój wnêtrz budyn- Eine Wanderung durch Trzebiechów und ku. Oczy znawców sztuki i historii zwróci³y seiner Umgebung mag in Radowice seinen siê w kierunku ma³ej miejscowoœci, po³o¿onej Ausgangspunkt nehmen. Im Jahre 2000 blisko 40 km na wschód od Zielonej Góry. wurde hier das Naturschutzgebiet „Rado- wice” errichtet. Auf einer Gesamtfläche von Podró¿ œladami przesz³oœci über 55 ha erstrecken sich Jahrhunderte alte Buchenhaine, die ein einzigartiges Rückzugs- Podró¿ po Trzebiechowie i okolicach gebiet für vielfältige, interessante Tier- und mo¿na rozpocz¹æ od Radowic. W roku 2000 Vogelarten bilden (unter ihnen befinden sich powo³ano rezerwat przyrodniczy „Rado- u.a. der Trauerschnepper, der Waldkauz, der wice”. Na powierzchni ponad 55 ha rosn¹ Grünspecht, Kraniche und sogar die Euro- wielowiekowe lasy bukowe, które zamieszku- päische Sumpfschildkröte). 2 Von hier aus je ró¿norodna i ciekawa zwierzyna (mucho- lohnt es sich, einen kleinen Umweg in ³ówka, puszczyk, dziêcio³ zielony, ¿urawie, 2 a nawet ¿ó³w b³otny) . St¹d warto nad³o¿yæ 1 R. Kincel, Kłamca donosiciel i lizus: z kroniki rodu Reus- sów (5) [Lügner, Denunziant und Schleimer: aus der Chronik des Geschlechtes derer von Reuss], Poglądy [Ansichten] 1980, Nr. 10, S. 15. 1 R. Kincel, Kłamca donosiciel i lizus: z kroniki rodu Reus- 2 Siehe M. Maćkowiak, Szlakiem pomników przyrody [Auf sów (5), Poglądy 1980, nr 10, s.15. dem Pfad der Naturdenkmäler], Biuletyn Informacyjny 2 Zob. M. Maćkowiak, Szlakiem pomników przyrody, Biuletyn Miasta i Gminy Sulechów [Informationsbulletin der Stadt Informacyjny Miasta i Gminy Sulechów 2006, nr 43, s. 8. und Gemeinde Sulechów] 2006, Nr. 43, S. 8.

120 Richtung der malerisch auf einem Hügel gele- genen Ortschaft Podlegórze zu nehmen. Dabei sollte man sich aber vor dem grausamen Räuber hüten, der, wie die Legende erzählt, in den umliegenden Wäldern sein Unwesen trieb (und wohl noch treibt) und auch die Einwohner von Podlegórze in Angst und Schrecken versetzte. Wie berichtet wird, stand hier einst ein Gebäude, in dem ein Ritter mit seinen Töchtern wohnte. Sie waren sehr gottesfürchtige Leute, unternahmen häufig Pilgerreisen nach Sulechów und führten dabei Gaben mit sich. So verhielt es sich auch dieses Mal. Entlang ihres Weges erstreckte sich ein trochê drogi i skierowaæ siê w kierunku malow- dichter Wald, in dem der Räuber hauste. Er niczo po³o¿onego na wzniesieniu Podlegórza. brachte die edlen Jungfrauen um ihr Leben Baczyæ nale¿y przy okazji na okrutnego und begrub sie an der Straße, die nach G³u- rozbójnika, który jak g³osi legenda buszowa³ chów führte. All dies der Juwelen wegen, die w pobliskich lasach i sia³ postrach tak¿e er auf diesem Raubzug erbeutet hatte. Vor dem wœród mieszkañców Podlegórza. Sta³ tu Tod belegten die jungen Frauen ihren Mörder niegdyœ budynek, w którym mieszka³ pewien jedoch mit einem Fluch. Er soll bis heute als rycerz ze swoimi córkami. By³y one bardzo ein kopfloser Reiter nachts um die Gräber bogobojne i czêsto udawa³y siê z pielgrzymk¹ seiner Opfer reiten und die Vorbeiziehenden do Sulechowa, zabieraj¹c ze sob¹ podarunki. vor übermäßiger Habgier warnen. Tak by³o i tym razem. Na drodze rós³ gêsty Sollte dem Wanderer der Räuber jedoch las, w którym mieszka³ rabuœ. Zabi³ szlach- nicht erscheinen und es ihm gelingen, heil und cianki, zakopa³ przy drodze, która prowadzi³a gesund sein Zwischenziel zu erreichen, so do G³uchowa, a wszystko to dla klejnotów, wird er dort mit Sicherheit eine Kirche które pad³y jego ³upem. M³ode kobiety przed vorfinden, die hier 1876 aus Feld- und œmierci¹ rzuci³y na swojego kata kl¹twê. Backsteinen errichtet wurde. In Podlegórze Podobno do tej pory nocami ujawnia siê jako wurden schon seit dem 17. Jahrhundert jeŸdziec bez g³owy, szar¿uj¹c na swym Geistliche eingesetzt, die der polnischen rumaku ko³o grobu ofiar, przestrzegaj¹c prze- Sprache mächtig waren. Neben der Kirche ist chodniów przed nadmiern¹ chciwoœci¹. ein kleiner Friedhof gelegen, auf dem in einer Jeœli jednak rozbójnik nie pojawi siê i uda Familiengruft die Überreste derer von Reuß, nam siê ca³o dotrzeæ na miejsce z pewnoœci¹ Heinrich VII. und Maria Alexandrine, die ein- dostrze¿emy kamienno-ceglan¹ œwi¹tyniê, stigen Herren von Trebschen, ihre letzte wzniesion¹ w 1876 r. W Podlegórzu ju¿ od Ruhestätte gefunden haben. Vom Friedhof aus XVII w. na stanowisko pastora powo³ywano erstreckt sich eine herrliche Aussicht auf das duchownych pos³uguj¹cych siê polsk¹ mow¹. malerische Tal der Ober. Es geht weiter. Przy koœciele znajduje siê ma³y cmentarz, gdzie w rodzinnym grobowcu spoczywaj¹ * * * prochy von Reussów: Henryka VII i Marii Eine weitere Station auf der Reise führt Alexandriny, niegdysiejszych w³aœcicieli nach Ostrzyce, einem Dorf, das sich auf den Trzebiechowa. Z cmentarza rozpoœciera siê ersten Blick nicht von vielen anderen unter- piêkny widok na malownicz¹ dolinê obrzañ- scheiden mag. Die Ortschaft befand sich sk¹. Ruszamy dalej. zunächst in den Händen der Familie von Kolejnym punktem na mapie naszej Troschke, ging dann in die derer von podró¿y s¹ Ostrzyce, wioska jakich wiele, na Diebitsch, und schließlich in den Besitz derer

KRAJOBRAZY LUBUSKIE

121 pozór niewyró¿niaj¹ca siê. Nale¿a³a ona po- von Reuß über. Erhalten geblieben sind noch cz¹tkowo do Troschków, nastêpnie Diebit- die Gebäude der alten deutschen Schule und chów i Reussów. Zachowa³y siê jeszcze des Lehrerhauses. Im Sommer 1924 wurde budynki dawnej poniemieckiej szko³y i domu hier auf Bemühen der Gemeinde sowie unter nauczycielskiego. Latem 1924 r. ods³oniêto tu der Mitwirkung des Kriegsvereines und der pomnik ofiar I wojny œwiatowej 3. Powsta³ Unterstützung seitens des Fürsten Heinrich dziêki staraniom gminy przy wspó³udziale von Reuß ein Denkmal zu Ehren der im stowarzyszenia kombatantów wojennych Ersten Weltkrieg Gefallenen errichtet. Für den (Kriegerverein) i wsparciu ksiêcia Henryka Tag der feierlichen Einweihung des Ehren- Reussa. Na dzieñ ods³oniêcia pomnika wieœ denkmals wurde das Dorf mit Girlanden und przyozdobiono girlandami i innymi dekora- anderen dekorativen Elementen geschmückt. cjami. Na uroczystoœæ zaproszono przedsta- Zum Festakt lud man Vertreter der anliegen- wicieli s¹siednich wsi, którzy byli witani den Dörfer ein. Sie wurden bereits am Eingang muzyk¹ ju¿ na granicach miejscowoœci. zum Dorf mit Musik empfangen. Die Krieg- Kombatanci wczeœniej przeæwiczyli musztrê sveteranen exerzierten und präsentierten sich i na czas ceremonii zaprezentowali siê z broni¹, den Gästen mit Waffen, in Kriegsuniformen w mundurach polowych i stalowych he³mach. und Stahlhelmen. Es wurden patriotische Odœpiewano pieœni patriotyczne i wyg³oszono Lieder gesungen und zahlreiche Reden gehalten. wiele przemówieñ. Zabra³ g³os tak¿e sam Selbst der Fürst ergriff das Wort. Rache, Rache ksi¹¿ê. Zemsta, zemsta i jeszcze raz zemsta 4 - und nochmals Rache 3 – diese Worte geben wypowiedziane s³owa dobitnie odzwierciedla³y ausdrücklich die im damaligen Deutschland nastroje panuj¹ce w ówczesnych Niemczech. vorherrschende Stimmung wieder. Nach 1945 Po 1945 r. pomnik na d³ugie lata znikn¹³, verschwand das Denkmal für lange Jahre, und a w jego miejscu pozosta³o tylko kilka an seiner Stelle blieben nur einige Steine kamieni. Do niedawna. Dziœ znów mo¿na zurück. Bis eben vor kurzem. Heute sind die zobaczyæ p³yty upamiêtniaj¹ce niemieckie Platten zu Ehren der in diesem grausamen ofiary tamtej okrutnej wojny, która przecie¿ Krieg, der Tausende menschlicher Existenzen poch³onê³a tysi¹ce ludzkich istnieñ po wszys- aller Konfliktparteien ausgelöscht hatte, tkich stronach konfliktu. gefallenen Deutschen wieder an ihrem Ort. Z Ostrzyc do Trzebiechowa ju¿ tylko „rzut Von Ostrzyce nach Trzebiechów ist nur beretem”. noch ein „Katzensprung”. Rodzina von Troschke, Die Familie von Troschke, czyli historii troszkê also noch ein klein wenig Geschichte… Kiedy powsta³ Trzebiechów, tego nikt nie Wann Trebschen gegründet worden war, jest w stanie ustaliæ. Najstarsza wzmianka das kann heute keiner mehr sagen. Die älteste w zachowanych archiwaliach dotycz¹ca miej- in Archiven erhaltene schriftliche Erwähnung scowoœci siêga roku 1308. Wiadomym faktem stammt aus dem Jahre 1308. Bekannt ist, dass jest, i¿ od roku 1442, dobrem zarz¹dza³a ro- seit dem Jahre 1442 das Gut der Familie von dzina von Troschke, która w powiecie sule- Troschke gehörte, die im Landkreis Sulechów chowskim posiad³oœci mia³a sporo. Wywodzi³a weitere zahlreiche Besitztümer besaß. Die siê ona z Pomorza. Ju¿ w 1311 r. w dokumen- Familie stammte ursprünglich aus Pommern. tach figuruje imiê Johanna Droske. Pier- Bereits im Jahre 1311 wird in Urkunden der Name Heinrich Troschke überliefert. Unter den bekannteren Vertretern des Geschlechtes 3 Für jeden Gefallenen wurde ein Bäumchen gepflanzt, Heimatgeschichtliche Blätter für den Kreis Züllichau-Sch- wiebus 1994, nr 27, s. 3. 4 Książę miał wypowiedzieć te słowa mając na myśli Fran- 3 Der Fürst soll diese Worte in Richtung der Franzosen aus- cuzów, którzy w 1923 zajęli Zagłębie Ruhry. gesprochen haben, die 1923 das Ruhrgebiet besetzten.

122 wszym w³aœcicielem Trzebiechowa by³ nennen die Quellen einen gewissen Asmus Henryk Troschke. Ze znanych przedstawicieli von Troschke, der ein guter und wirtschaft- rodu Ÿród³a wymieniaj¹ niejakiego Asmusa licher Herr und ausgezeichneter Schütze von Troschke, dobrego gospodarza i strzelca gewesen sein sollte und angeblich auch die o znakomitych umiejêtnoœciach, który rzeko- Kugel auf der Kirchturmspitze in Sulechów mo przestrzeli³ kulê szpicy koœcio³a w Sule- durchschossen haben. Ihm verdankt die chowie. Sulechowskiej gildii strzeleckiej mia³ Sulechower Schützengilde ihr erstes Statut. nadaæ pierwszy statut. Kolejnym reprezentan- Ein anderer urkundlich verbürgter Vertreter tem by³ Sebastian von Troschke. Studiowa³ dieser Familie war Sebastian von Troschke. w Lipsku, zmar³ w 1688 r. w Podlegórzu. Er studierte in Leipzig und starb im Jahre Z roku 1693 pochodzi informacja o dwóch 1688 in Podlegórze. Aus dem Jahre 1693 przedstawicielach rodziny, którzy mieli swój stammt eine Information über zwei weitere udzia³ przy budowie Koœcio³a w Okuninie Angehörige derer von Troschke, die ko³o Sulechowa. Źród³a zawieraj¹ zapiski wiederum einen Beitrag zur Errichtung der tak¿e o Wolfgangu von Troschke „Panu na Kirche in Okunin bei Sulechów geleistet hat- trzech wsiach”. To w³aœnie za przyzwoleniem ten. Aus den Quellen ist daneben ebenso ein Troschków w Trzebiechowie osiedlali siê gewisser Wolfgang von Troschke, sog. „Herr œl¹scy protestanci, po wojnie 30-letniej über drei Flecken”, bekannt. Dank der Familie szukaj¹cy schronienia przed represjami, które von Troschke siedelten sich in Trebschen na nich spad³y. Duchowni opuszczali swoje schlesische Protestanten an, die nach dem parafie i oddawali siê w opiekê przygranicz- Dreißigjährigen Krieg Zuflucht vor der nym w³aœcicielom ziemskim Brandenburgii religiösen Verfolgung suchten. Die czy £u¿yc, a ci zezwalali im na swobodne Geistlichen verließen ihre Pfarrgemeinden praktyki religijne. Duszpasterze protestanccy und begaben sich in die Obhut der Landherren czêsto odprawiali swoje nabo¿eñstwa w lasach, in der grenznahen Mark Brandenburg sowie gromadz¹c wiernych na œwie¿ym powietrzu. in der Lausitz. Diese gestatteten und Z czasem zezwalano im na wznoszenie garantierten ihnen die freie Ausübung ihrer w³asnych œwi¹tyñ, które ze wzglêdu na swoje religiösen Praktiken. Die protestantischen przygraniczne po³o¿enie, zwano koœcio³ami Seelsorger hielten ihre Andachten häufig im granicznymi 5. W roku 1674 tego typu koœció³ Wald ab, wo sich die Gläubigen an der powsta³ tak¿e w Trzebiechowie. By³a to frischen Luft versammelten. Mit der Zeit drewniana, szkieletowa konstrukcja na planie durften sie auch eigene Gotteshäuser erricht- krzy¿a, zwana „bo¿¹ chatk¹”, która ju¿ w roku en, die auf Grund der grenznahen Lage auch 1679 grozi³a zawaleniem. Przeprowadzona Grenzkirchen genannt wurden. 4 Im Jahre zbiórka pieniêdzy w sulechowskim i okolicz- 1674 ist eine solche Kirche auch in Trebschen nych koœcio³ach pozwoli³a wybudowaæ nowy, erbaut worden. Es war eine hölzerne który móg³ pomieœciæ siedmiuset wiernych 6. Skelettkonstruktion auf dem Grundriss eines W 1682 r. zameldowa³ siê tu proboszcz Kreuzes, „Gottes Häuschen” genannt, die Johann Georg Martini wraz z synem i póŸniej- jedoch bereits im Jahre 1679 einzustürzen szym nastêpc¹ Samuelem Gottlobem. drohte. Eine daraufhin in der Kirche in Niew¹tpliwie najwiêksze zas³ugi dla Sulechów wie auch in den benachbarten Trzebiechowa mia³ Konrad von Troschke, Pfarrgemeinden erfolgte Geldsammlung który w 1707 r. z królewskiego przyzwolenia erlaubte es, eine neue Kirche zu errichten, die podniós³ ówczesny Trebschen do rangi miasta. nun in ihrem Inneren 700 Gläubiger fassen

5 M. Konopnicka-Szatarska, Kontrreformacja w księstwie 4 M. Konopnicka-Szatarska, Kontrreformacja w księstwie głogowskim (XVI-XVIII w.), Zielona Góra 2002, s. 54-55. głogowskim (XVI-XVIII w.) [Die Gegenreformation im 6 A. Foerster, Geschichtliches von den Dörfern des Grün- Fürstentum Glogau (16.-18. Jh.)], Zielona Góra 2002, S. berger Kreises, Grünberg 1905, s. 207. 54-55.

KRAJOBRAZY LUBUSKIE

123 Ze Œl¹ska w tym okresie przybywali tu konnte. 5 Im Jahre 1682 übernahm Pastor rzemieœlnicy wszelakich profesji: garncarze, Johann Georg Martini die Pfarrgemeinde, der krawcy, szewcy (z w³asnym cechem) oraz ko- hier mit seinem Sohn und späterem Nach- wale i cieœle. Na czeœæ króla miejscowoœæ folger Samuel Gottlob angereist war. przemianowano na Friedrichschuld (Frydery- Die zweifelsohne größten Dienste erwies kowa ³aska). Nazwa ta jednak nie przyjê³a siê Trebschen Konrad von Troschke, indem er im na sta³e. Jeszcze w XIX w. w korespondencji Jahre 1707 mit der königlichen Einwilligung stosowano wymiennie Friedrichschuld i Treb- dem damaligen Trebschen die Stadtrechte schen. Ostatecznie Trzebiechów straci³ prawa verlieh. Aus Schlesien wanderten in diesem miejskie w drugiej po³. XIX w. Zeitraum Handwerker aller Zünfte ein: W roku 1765 koñcz¹ siê rz¹dy Troschków Töpfer, Schneider, Schuhmacher (sogar mit na trzebiechowskiej posiad³oœci. Na krótko einer eigener Zunft) sowie Schmiede und dobro wesz³o w posiadanie Otto von Die- Zimmerer. Zu Ehren des Königs wurde die bitscha, ówczesnego pana na Podlegórzu oraz Ortschaft in Friedrichshuld umbenannt. Noch pani von Schmettow, a nastêpnie w³asnoœæ im 19. Jahrhundert waren im Briefverkehr die przejê³a rodzina von Reuss. beiden Ortsnamen Friedrichshuld und Tre- bschen abwechselnd im Umlauf. Schließlich Trzebiechów jedoch verlor Trebschen in der zweiten Hälfte pod rz¹dami Reussów des 19. Jahrhunderts seine Stadtrechte. Im Jahre 1765 geht die Herrschaft derer Pierwszym w³aœcicelem z Reussów by³ von Troschke in Trebschen zu Ende. Für Henryk IX. Ju¿ w 1780 r. posiad³oœæ oraz einen kurzen Zeitraum ging das Gut in den patronat nad koœcio³ami w Podlegórzu oraz Besitztum Otto von Diebitsch, des damaligen granicznym przeja³ jego syn ksi¹¿ê Henryk Herren in Podlegórze sowie der Frau von XLIV. 29 stycznia 1790 r. z³o¿y³ on wniosek Schmettow über, um dann von der Familie o oddzielenie Trzebiechowa od gminy koœ- von Reuß übernommen zu werden. cielnej w Podlegórzu, dok¹d dotychczas mieszkañcy musieli udawaæ siê na msze (koœ- Trebschen unter ció³ graniczny s³u¿y³ przybyszom ze Œl¹ska der Herrschaft derer von Reuß i pracownikom pana). Odt¹d wierni mogli Der erste Eigentümer der Güter aus dem zapomnieæ o trudach podró¿y. Drogi by³y Geschlecht von Reuß war Heinrich IX. w fatalnym stanie, dodatkowo podtapiane Bereits im Jahre 1780 übernahm sein Sohn w okresach wysokiego stanu Obrzycy. Ju¿ Fürst Heinrich XLIV. die Besitzungen sowie w roku kolejnym przyby³ do Trzebiechowa die Schirmherrschaft über die Grenzkirche proboszcz Pöler. Musia³o min¹æ jednak ponad und die Kirche in Podlegórze. Am 29. Januar 30 lat nim dotychczasowy drewniany koœció³ 1790 reichte er einen Antrag auf die zamieniono na œwi¹tyniê z prawdziwego Absonderung der Ortschaft Trebschen von der zdarzenia. W roku 1823 wzniesiono nowy Pfarrgemeinde in Podlegórze ein, wohin sich obiekt wed³ug projektu architekta Schinkela i die Einwohner bislang zur Messe begeben jego uczniów 7, a ca³oœæ sfinansowa³ patron mussten (die Grenzkirche diente den schlesis- Henryk XLIV. Fundator zmar³ w roku 1852. chen Einwanderern und den Arbeitern des Gutsherrn). Ab diesem Zeitpunkt konnten die Gläubigen die Mühen des beschwerlichen 7 Niemieccy badacze podają rok 1823 jako datę budowy Weges vergessen. Die Straßen befanden sich kościoła (C. Schelenz, Aus der Geschichte des Dorfes zur damaligen Zeit in einem sehr schlechten Trebschen, Heimatgeschichtliche Blätter für den Kreis Zustand, zusätzlich wurden sie bei hohem Züllichau-Schwiebus 1969, nr 2, s. 4 ; Abriss zur Heimatkunde des Kreises Zullichau, Schwiebus 1925, s. 48). S. Kowalski datuje wzniesienie świątyni w roku 1840 (zob. S. Kowalski, Miasta Środkowego Nadodrza dawniej, 5 A. Foerster, Geschichtliches von den Dörfern des Grün- Zielona Góra 1994, s. 171). berger Kreises, Grünberg 1905, S. 207.

124 Po jego œmierci kilkakrotnie maj¹tek zmienia³ Wasserstand der Ober überflutet. Bereits im swoich w³aœcicieli. W 1861 r. do pa³acu darauffolgenden Jahr kam der Pfarrer Pöler wprowadzi³ siê ksi¹¿ê Henryk VII wraz nach Trebschen. Es mussten jedoch weitere z ma³¿onk¹ ksiê¿n¹ Mari¹ Alexandrin¹ von dreißig Jahre vergehen, bis an der Stelle der Sachsen-Weimar. damaligen Holzkirche ein richtiges Gottes- haus aus Stein entstehen konnte. Im Jahre 1823 ist nach den Plänen des Architekten Schinkel und seiner Schüler eine neue Kirche erbaut worden. Das gesamte Bauvorhaben finanzierte der Schirmherr, Heinrich XLIV. 6 Der Stifter verstarb im Jahre 1852. Nach seinem Tode wechselten die Gutsbesitzer mehrmals. Im Jahre 1861 zog Fürst Heinrich VII. mit seiner Frau, der Fürstin Maria-Alexandrina von Sachsen-Weimar, in das Schloss ein. * * * Trebschen entwickelte sich unter ihrer Herrschaft prächtig weiter. In den 80ger Jahren des 19. Jahrhunderts wurde das Schloss umgebaut. Bereits die Familie von Troschke errichtete hier einen ersten Adelssitz, dessen Mauern im zentralen Teil des vom Heinrich VII. ausgebauten Schlosses erhalten geblieben sind. Auf Bemühen von Maria-Alexandrina hin begann man im Jahre Trzebiechów rozwija³ siê pod ich rz¹dami. 1903 das Tuberkulose-Sanatorium nach den W latach 80-tych XIX w. zosta³ przebu- Plänen des Architekten Max Schöndler zu dowany pa³ac. Ju¿ rodzina Troschów errichten. Die Innenausstattung stammte von wznios³a w Trzebiechowie pierwsz¹ rezy- Henry van de Velde. Die Einrichtung war dencjê szlacheck¹, a jej mury zachowa³y siê jedoch nicht lange im Betrieb, da die laufend- w centralnej czêœci rozbudowanego przez en Kosten einfach zu hoch waren und bald Henryka VII pa³acu. W roku 1903 z inicjaty- darauf zu ihrer Schließung führten. 7 Wieder wy Marii Alexandriny rozpoczêto budowê eröffnet wurde die Heilanstalt aber dann im sanatorium przeciwgruŸliczego, wed³ug pro- Jahre 1920. In dieser Zeit ließ sich in jektu architekta Maxa Schöndlera. Wnêtrza zaaran¿owa³ Henry van de Velde. Placówka nie dzia³a³a zbyt d³ugo, gdy¿ du¿e koszty 6 Deutsche Forscher geben 1823 als das Jahr der Errich- 8 tung der Kirche an (C. Schelenz, Aus der Geschichte des utrzymania wymusi³y jej zamkniêcie . Do Dorfes Trebschen, Heimatgeschichtliche Blätter für den ponownego otwarcia lecznicy dosz³o w 1920 r. Kreis Züllichau-Schwiebus 1969, Nr. 2, S. 4; Abriss zur Do Trzebiechowa przyby³ w tym czasie Heimatkunde des Kreises Zullichau, Schwiebus 1925, S. 48). S. Kowalski dagegen datiert die Errichtung des dr Curt Schelenz. Urodzi³ siê 17.11.1884 r., Gotteshauses auf das Jahr 1840 (siehe S. Kowalski, jako syn w³aœciciela apteki i historyka farma- Miasta Środkowego Nadodrza dawniej [Städte an der Mit- teloder im geschichtlichen Abriss], Zielona Góra 1994, cji Hermanna Schelenza. Studiowa³ medy- S. 171). 7 B. Bielinis-Kopeć, Sanatorium w Trzebiechowie – przeszłość i teraźniejszość : odkrycie nieznanego dzieła Henrego van de Velde [Das Sanatorium in Trebschen – 8 B. Bielinis-Kopeć, Sanatorium w Trzebiechowie – Vergangenheit und Gegenwart: die Entdeckung des przeszłość i teraźniejszość : odkrycie nieznanego dzieła unbekannten Werkes von Henry van de Velde] In: Henrego van de Velde w: Lubuskie Materiały Konserwa- Lubuskie Materiały Konserwatorskie, Bd. 1, Zielona Góra torskie, t. 1, Zielona Góra 2003, s. 138. 2003, S. 138.

KRAJOBRAZY LUBUSKIE

125 Trebschen der Arzt Curt Schelenz nieder, Sohn des Apothekeninhabers und Pharma- ziehistorikers Hermann Schelenz. Der am 17.11.1884 geborene Curt Schelenz studierte Medizin in Göttingen und München und erwarb dort den Doktortitel. Danach arbeitete er als Schiffsarzt auf dem Linienschiff Hamburg-Amerika sowie als Assistenzarzt in Berlin, um dann schließlich im Sommer 1920 als Chefarzt das Sanatorium in Trebschen zu übernehmen. * * * Curt Schelenz kam mit seinen neuen cynê w Getyndze i Monachium, uczelniê Aufgaben ausgezeichnet zurecht. Die Arbeit opuszczaj¹c z tytu³em doktora, by³ lekarzem stellte sich als seine Leidenschaft und pok³adowym morskiej linii Hamburg- eigentliche Berufung dar, man kann sogar Amerika i lekarzem pomocniczym w Berlinie sagen, dass er für sein Sanatorium lebte. by latem 1920 r. obj¹æ stanowisko szefa sana- Neben seiner Arzttätigkeit veröffentlichte er torium w Trzebiechowie. viele Texte, deren Thema hauptsächlich seine Curt Schelenz radzi³ sobie na nowym neue Heimat bildete. Er war als Redakteur stanowisku znakomicie, praca by³a jego pasj¹ und Herausgeber des Heimatkalenders des i powo³aniem, mo¿na u¿yæ stwierdzenia, ¿e Kreises Züllichau-Schwiebus tätig, der in den ¿y³ dla sanatorium. Doktor ponadto du¿o pu- Jahren zwischen 1926 und 1941 erschien, blikowa³, g³ównie na temat swojej ma³ej daneben führte gleichzeitig den Vorstand ojczyzny: redagowa³ i wydawa³ tzw. kalen- einiger regionaler Vereine und Organi- darz ojczyŸniany (Heimatkalender des Kreises sationen. Trebschen verlies er zu Beginn des Züllichau-Schwiebus) ukazuj¹cy siê w latach Jahres 1945. Am 23. Dezember 1974 verstarb 1926-1941, sta³ na czele kilku regionalnych er im Alter von 90 Jahren. stowarzyszeñ i organizacji. Trzebiechów Am 6. Mai 1922 verstarb Maria- opuœci³ na pocz¹tku 1945 r. Zmar³ 23 grudnia Alexandrina in Trebschen. Ihr Besitz ging 1974 w wieku 90 lat. zunächst auf ihren Sohn, Heinrich XXXII. 6 maja 1922 r. zmar³a w Trzebiechowie (1878-1935), und dann auf den bereits ein- Maria Alexandrina, w³asnoœæ przesz³a na jej gangs erwähnten Heinrich XXXIII. (1879- syna Henryka XXXII (1878-1935) i nastêpnie 1942) über. Die wirtschaftlichen Schwie- na wspominanego ju¿ we wstêpie Henryka rigkeiten der Zwischenkriegszeit führten zum XXXIII (1879-1942). Trudnoœci gospodarcze Verkauf der Besitzungen. Im Jahre 1943 miêdzywojnia wymusi³y sprzeda¿ maj¹tku. erlosch das Eigentumsrecht der Familie von Ostatecznie w roku 1943 Trzebiechów prze- Reuß auf Trebschen entgültig. Heinrich staje byæ w³asnoœci¹ Reussów. Henryk XXXIV XXXIV. (1887-1956) zog in das Schloss in (1887-1956), zamieszka³ w pa³acu w Stani- Staniszów bei Jelenia Góra (Hirschberg) um. szowie ko³o Jeleniej Góry, a maj¹tek odkupi³ Das gesamte Landgut kaufte Fürst Adolf zu ksi¹¿ê Adolf zu Bentheim-Tecklenburg 9. Bentheim-Tecklenburg 8, der sich an seinem Nabyt¹ w³asnoœci¹ nie cieszy³ siê za d³ugo. neuen Besitz jedoch nicht allzu lange erfreuen konnte.

9 Szerzej zob. Archiwum Państwowe w Zielonej Górze, Sąd Obwodowy w Sulechowie 1879-1945 (inna nazwa 8 Siehe auch: Landesarchiv in Zielona Góra, Amtsgericht in zespołu Amtsgericht Züllichau), Grundakten Trebschen Sulechów 1879-1945 (Amtsgericht Züllichau), Grundak- Stadt, sygn. 3193. ten Trebschen Stadt, Sign. 3193.

126 Trebschen Trebschen wird zu Trzebiechów staje siê Trzebiechowem Am 31. Januar 1945 wurde Trebschen von Trzebiechów zosta³ zdobyty przez 44. der 44. Artilleriebrigade unter dem Kom- Brygadê Pancern¹ pod dowództwem Józefa mando von Józef Gusakowski befreit. 9 Bereits Gusakowskiego 31 stycznia 1945 r 10. Ju¿ im Frühling strömten die ersten Umsiedler wiosn¹ przybyli tu pionierzy: 3 rodziny z Po- ein: zu den Pionieren gehörten 3 Familien aus znañskiego, a wkrótce za nimi przesiedleñcy dem Gebiet um Posen und bald darauf kamen zza Buga (80 rodzin), lecz tylko czêœæ z nich 80 Familien, die aus den Ostgebieten Polens postanowi³a zostaæ w Trzebiechowie. Choæ stammten, aber nur ein Teil von ihnen wollte pocz¹tki by³y trudne mieszkañcy przyst¹pili in Trzebiechów bleiben. Obwohl sich die do odbudowy ¿ycia spo³ecznego, gospodar- Anfänge als schwierig erwiesen, begannen die czego i kulturalnego. Trzbiechów sta³ siê neuen Einwohner bald damit, das ge- siedzib¹ gminy, dzia³alnoœæ rozpoczê³y pier- sellschaftliche, wirtschaftliche und kulturelle wsze organizacje polityczne (np. Stronnictwo Leben wiederaufzubauen. Trzebiechów Ludowe), spó³dzielnie (Rolnicza Spó³dzielnia wurde zum Sitz des Gemeindeamtes und die Produkcyjna „Postêp”, Gminna Spó³dzielnia ersten politischen Organisationen (z. B. die „Samopomoc”). Reaktywowano równie¿ sa- Volkspartei) und Genossenschaften (Land- natorium przeciwgruŸlicze, które funkcjono- wirtschaftliche Produktionsgenossenschaft wa³o do roku 1965, kiedy to w jego miejsce „Postêp” [Fortschritt], Gemeindegenossen- utworzono oddzia³ dla nerwowo chorych schaft „Samopomoc” [Selbsthilfe]) nahmen szpitala zielonogórskiego, a od 1974 w obiek- ihre Arbeit auf. Auch das Tuberkulosesana- cie zlokalizowano Dom Pomocy Spo³ecznej. torium wurde reaktiviert und blieb bis in das Odradza³o siê stopniowo ¿ycie kulturalne. Jahr 1965 hinein bestehen. Dann wurde an W relacji Ryszarda Janiaka w Nadodrzu seiner Stelle eine Abteilung für Nervenkranke z 1960 r. czytamy: Niewiele jest tu rozrywek. des Krankenhauses in Zielona Góra ein- Dwa razy w tygodniu miejscowe kino wy- gerichtet. Seit 1974 dient das Objekt als œwietla film, czasami w niedzielê jest dodatko- Sozialhilfeeinrichtung. Langsam kehrte auch wy seans dla dzieci. Trzebiechowianie ciesz¹ das kulturelle Leben in den Ort zurück. In siê swym kinem, gdy¿ wiedz¹, ¿e nie ka¿da einem Bericht von Ryszard Janiak in wieœ je posiada. Chcieliby tylko, aby kroniki Nadodrze aus dem Jahre 1960 ist zu lesen: Es filmowe, które trafiaj¹ tu z kilkumiesiêcznym gibt hier nicht viele Freizeitangebote. Zwei opóŸnieniem, by³y zmieniane dwa razy na Mal wöchentlich gibt es im hiesigen Kino eine tydzieñ tak jak filmy i ¿eby sala by³a nieco Filmvorführung und manchmal sonntags ogrzewana” 11. W tym czasie we wsi by³o ju¿ noch eine zusätzliche Vorführung für die czterech w³aœcicieli odbiorników telewizyj- Kinder. Die Trzebiechower sind mit ihrem nych, a wiêkszoœæ posiada³a w³asne radiood- Kino zufrieden, da sie wissen, dass nicht alle biorniki. W budynku gdzie mieœci³o siê kino Dörfer eines besitzen. Sie würden sich nur swoje zbiory udostêpnia³a gromadzka biblio- wünschen, dass die Filmchroniken, die hier teka, która trzyma³a równie¿ pieczê nad kilko- mit einer mehrmonatigen Verspätung eintref- ma punktami bibliotecznymi w gminie. fen, zwei Mal wöchentlich, so wie die Filme, Niemniej dla wiêkszoœci spêdzenie d³ugich gewechselt werden und das der Zuschauer- jesienno-zimowych wieczorów jest nie³atwym raum ein wenig beheizt werden würde. 10 Zu problemem i gdy zapada zmrok, po pogr¹¿o-

9 E. Hładkiewicz, Ludowcy z Trzebiechowa [Die Volksgenossen aus Trzebiechów], Zielony Sztandar 10 E. Hładkiewicz, Ludowcy z Trzebiechowa, Zielony (Wyd. G) 1983, Nr. 11, S. 9. Sztandar (Wyd. G) 1983, nr 11, s. 9. 10 R. Janiak, W Trzebiechowie kiełkuje... : list ze wsi [In 11 R. Janiak, W Trzebiechowie kiełkuje... : list ze wsi, Nado- Trzebiechów keimt es...: ein Brief vom Lande], Nadodrze drze 1960, nr 12, s. 14. 1960, Nr. 12, S. 14.

KRAJOBRAZY LUBUSKIE

127 nych w egipskich ciemnoœciach ulicach dieser Zeit gab es im Dorf bereits vier Trzebiechowa snuje siê zabójcza nuda, Besitzer von Fernsehempfängern. Die meisten rozpraszana tu i ówdzie “wod¹ ognist¹” - tyle Einwohner besaßen indes eigene Radio- relacja z roku 1960. empfänger. In dem Gebäude, in dem das Kino W Trzebiechowie uruchomiono równie¿ eingerichtet wurde, befand sich auch der Sitz szko³ê - w roku 1982 przeniesiono j¹ w mury der öffentlichen Gemeindebibliothek, die zabytkowego pa³acu, który stopniowo popa- ebenso an einigen anderen Ausleihstellen in da³ w ruinê. Dziêki spo³ecznikowskim ini- der Gemeinde ihre Sammelbestände zur Verfü- cjatywom miejscowego nauczyciela Stanis³a- gung stellte. Nichts desto trotz ist das Verbringen wa Sobkowicza uda³o siê powstrzymaæ langer Herbst- und Winterabende kein leicht- dewastacjê obiektu i doprowadziæ go do stanu es Problem. Wenn die Dämmerung einbricht, u¿ywalnoœci. Dzia³alnoœæ swoj¹ zainicjowali geht über die in ägyptische Finsternis einge- hercerze. Druhna Maria Burda zebra³a pier- hüllten Straßen von Trzebiechów eine tödliche wszych chêtnych 12. Przy harcówce zlokalizo- Langeweile um, die man hier und da mit Hilfe wanej w Gminnym Oœrodku Kultury w po- des „Feuerwassers” zu zerstreuen sucht – ³owie lat 80-tych dzia³a³o ju¿ 14 dru¿yn soweit der Bericht aus dem Jahre 1960. zuchowych, 13 harcerskich i 2 starszoharcer- skie, które tworzy³y Hufiec Trzebiechów, * * * w szkole natomiast dzia³a³y dwie grupy: In Trzebiechów wurde auch eine Schule „Leœni” i „Ornitolodzy”. Od 1987 r. na errichtet, die im Jahre 1982 in das Gebäude najwy¿szej kondygnacji trzebiechowskiego des lange Zeit verfallenden, historischen Schlosses verlegt wurde. Dank der gemein- nützigen Initiativen des hiesigen Lehrers, Stanis³aw Sobkowicz, ist es gelungen, den fortschreitenden Verfall des Objektes aufzuhalten und es der Nutzung frei zu geben. Bald darauf nahmen auch die polnischen Pfadfinder ihre Aktivitäten auf. Die Gruppen- leiterin Maria Burda versammelte die ersten Bereitwilligen um sich. 11 Am Stammsitz der hiesigen Pfadfinder im Gemeindekulturhaus waren bereits zur Mitte der 80ger Jahre 14 Wölflingsgruppen [so nannte man die jüng- sten der späteren Pfadfinder], 13 Pfadfinder- und 2 Bünde der älteren Pfadfinder organ- isiert, die den Stamm in Trzebiechów bilde- pa³acu umiejscowiona zosta³a „Chor¹gwiana ten. In der Schule wiederum wirkten zwei Szko³a Ma³ej Kadry”. andere Gruppen: die Waldmenschen „Leœni” Od 1990 r. Trzebiechowskim Oœrodkiem und die Ornithologen „Ornitolodzy”. Seit Kultury kieruje Tadeusz Wojter, animator wielu 1987 wurde in der höchsten Etage des przedsiêwziêæ kulturalnych i spo³ecznych. Trzebiechower Schlosses die Pfadfinder- TOK stara siê po¿ytecznie wype³niæ wolny schule „Chor¹gwiana Szko³a Ma³ej Kadry” czas m³odych mieszkañców gminy. W pla- eingerichtet. cówce od lat dzia³a kilka zespo³ów muzy- Seit 1990 wird das Trzebiechower cznych i tanecznych, np.: „Leœne aparatki”, Kulturhaus von Tadeusz Wojter geleitet, Be- „Wiolinki”, „Akcent”. Dyrektor oœrodka – treuer zahlreicher kultureller und gesell-

12 G. Wilczyńska, Zabawa czy sposób na życie, Chłopska 11 G. Wilczyńska, Zabawa czy sposób na życie [Ein Spiel Droga 1985, nr 12, s. 11. oder eine Lebensart], Chłopska Droga 1985, Nr 12, S. 11.

128 mi³oœnik archeologii zachêca równie¿ swoich schaftlicher Initiativen. Das Kulturhaus podopiecznych do poszukiwañ i studiowania bemüht sich um einen sinnvollen Zeitvertreib dziejów swojej ma³ej ojczyzny. für die jungen und jüngsten Einwohner der Gemeinde. Seit vielen Jahren üben zahlreiche Przyroda i ekologia Musik- und Tanzensembles wie z. B.: „Leœne aparatki”, „Wiolinki”, „Akcent”in der Ein- Trzebiechów stawia na ekologiê. Niew¹t- richtung. Der Leiter der Einrichtung, der sich pliwym atutem jest po³o¿enie gminy w strefie selbst leidenschaftlich der Archäologie widmet, ochronnej ujêcia wody dla Zielonej Góry. ermutigt auch seine Schützlinge, die Geschich- Tereny te stanowi¹ nie lada gratkê dla te ihrer Heimat gründlich zu erforschen. mi³oœników przyrody i wêdrówek leœnych. Na obszarze gminy roœnie du¿a liczba wielo- Natur und Ökologie wiekowych dêbów, m.in. najwiêkszy na tere- Trzebiechów setzt auf Ökologie. Ein nie przypa³acowego parku (mierzy w obwo- großer Vorteil der Gemeinde besteht nun ein- dzie 6 m i ma ponad 300 lat), oraz wiele mal in ihrer Lage inmitten eines Schutzgürtels innych odmian wspania³ego drzewostanu. um das Einzugsgebiet der Wasserentnahme Turyœci maj¹ okazjê szczegó³owo zapoznaæ für die Stadt Zielona Góra herum. Dieses siê z przyrod¹ dziêki œcie¿ce dydaktycznej Gebiet ist für alle Naturliebhaber und Freunde przebiegaj¹cej przez trzebiechowski park. Na von Waldwanderungen ein wahrer Glücksfall. pó³noc od Podlegórza rozci¹ga siê wspomnia- Auf dem Gebiet der Gemeinde stehen zahlre- ny ju¿ rezerwat przyrody „Radowice”, iche betagte Eichen (unter denen die größte, die im Umfang 6 m misst und bereits über 300 Jahre zählt, im Schlosspark zu bewundern ist) sowie viele andere herrlicher Baumarten. Die Gäste können die hiesige Natur auf einem Lehrpfad, der durch den Trzebiechower Park verläuft, eingehender kennen lernen. Nördlich von Podlegórze erstreckt sich das bereits erwähnte Naturschutzgebiet „Radowice” und in den umliegenden Wäldern sind viele sel- tene Tierarten wie Elche oder Dammwild anzutreffen, an und in der Obrzyca sind wiederum Bieber und Otter beheimatet. 12 * * * a w okolicznych lasach spotkaæ mo¿na rzad- Den Besuchern stehen vor Ort einige kie zwierzêta: ³osie, daniele, a w Obrzycy Dutzend Übernachtungsmöglichkeiten zur bobry i wydry 13. Verfügung. Diejenigen, die diesen Ausflug Na chêtnych goœci czeka w stolicy gminy wagen, werden es auf keinen Fall bereuen und kilkadziesi¹t miejsc noclegowych. Ci, którzy diese größte Ruhe und Stille für eine lange tu zawitaj¹ z pewnoœci¹ nie po¿a³uj¹, a w ich Zeit in ihrer Erinnerung behalten können. pamiêci na d³ugo pozostanie ten najwiêkszy spokój i cisza. aus dem Polnischen übertragen von Grzegorz Za³oga

12 Mehr Informationen siehe: T. Wojter, Charakterystyka 13 Szerzej zob. T. Wojter, Charakterystyka ekologiczna ekologiczna gminy [on-line] [Eine ökologische Charak- gminy [on-line] [dostęp 15 listopada 2006], dostępne w teristik der Gemeinde], World Wide Web: Word Wide Web: http://www.trzebiechow.gminarp.pl http://www.trzebiechow.gminarp.pl

KRAJOBRAZY LUBUSKIE

129 FORUM DYSKUSYJNE

Drzazgi w mózgu

Zenon £ukaszewicz

Zadziwiająca, chociaż zrozumiała kiewicz: „urodziłem się i zostałem i symptomatyczna jest ta wymiana po- w Zielonej Górze, co było i jest dla mnie glądów dwóch zielonogórskich autorów bardziej klęską, niż awansem”. Czyżby w ciekawie pomyślanym „Forum dysku- autorowi chodziło o to, że na jej syjnym”. Oto bowiem przeciętny poeta piaszczystej glebie nie znalazł żadnego i niezły regionalista Eugeniusz Kurzawa Waśkiewicza? Niemniej, zły to ptak, który „łka nad rozlanym mlekiem”, broniąc he- własne gniazdo kala... roicznie „Własności czasu przeszłego” A tak na marginesie: kto panów nakła- a jego adwersarz, poeta, prozaik, krytyk niał do pozostania w Zielonej Górze? literacki i dziennikarz w jednej osobie Nawet Kurzawa, po wędrówkach wschod- Czesław Markiewicz z temperamentem nimi rubieżami kraju, powrócił do miasta polemicznym „nokautuje” Kurzawę, mając swojej młodości. A stąd już niedaleko do niestety więcej słuszności aniżeli bliskiego mu Zbąszynia. Uznają zatem, że atakowany. Chociaż obaj są jakby z siebie jest w Zielonej Górze klimat mocno niezadowoleni, bo „uczelnię skończyłem mieszany – odpychający i przyciągający. raczej taką sobie, przyznaję” – to Kurzawa Myślę oczywiście o klimacie kulturowym, o zielonogórskiej WSP, a Czesław Mar- artystycznym. Aczkolwiek przypadki An-

130 drzeja Waśkiewicza czy Zygmunta Trziszki, A potem była przyjaźń z Kazimierzem którzy wyjechali stąd na stałe, mogą Kummerem, autorem wydanej pośmiert- przeczyć tej tezie. Andrzej jednak usa- nie powieści „Klatka” o krwawej niedzieli dowił się mocno na Wybrzeżu, a nieżyjący bydgoskiej, człowiekiem o własnej wrażli- już Trziszka nigdzie nie mógł znaleźć wości artystycznej i społecznej, który sobie miejsca, choć patronował mu Hen- ośmielił się rzucić publicznie legitymację ryk Bereza, oczywiście w sferze ekspery- ZMP na jakimś zebraniu, towarzyszenie mentów językowych. Kto wie jednak, jak Kisielowi na zjeździe polonistów. Itd., itp. potoczyłyby się ich dalsze losy, gdyby Była to duszna indoktrynacja w toksy- poza monopolistycznym Lubuskim Towa- cznym klimacie środowiskowego ostra- rzystwem Kultury działały wówczas cyzmu. inne stowarzyszenia i oficyny wydawni- Czy dzisiaj tamten czas nie jawi się jak cze? koszmarny sen? Dla mnie. A dla generacji Chociaż obaj autorzy starają się wy- Kurzawy i Markiewicza jest wprost raźnie oddzielić porządek polityczny, niezrozumiały. To nie jest ich świat. społeczny i kulturowy od własnych bio- Później ziścił się sen o wolności. Ale grafii, to jednak jest to niemożliwe. Każdy przecież nie do końca pełnej, nie do końca ma prawo do suwerennych decyzji, ale zachwycającej. Po latach zamieszkałem „wolność jest to uświadomienie koniecz- w Zielonej Górze. To była jeszcze PRL, ności”, tedy nie można pozbyć się kontek- ale już w złagodzonej formie. Zaczęło się stów społeczno-biograficznych. I uwarun- organizować tzw. środowisko literackie, kowań i ograniczeń. Zapamiętane gorzkie wpierw jako sekcja literacka przy LTK, doświadczenia tkwią w nas jak drzazgi potem jako klub literacki. Ale przecież w mózgu. ambicje kilku piszących były daleko We wczesnych latach pięćdziesiątych wyższe. To nic, że dorobek literacki mieli ubiegłego wieku, gdy witali się ze światem nieznaczny, o bardzo słabiutkim poziomie obaj polemiści, nie wiedząc, iż jest to artystycznym. Przecież chodziło o prestiż świat spętany stalinizmem, ja byłem na i wzniosłe miano literata. Rozpoczęto poznańskiej polonistyce. Pamiętam: na se- starania o utworzenie samodzielnego od- minarium polskiej literatury współczesnej działu Związku Literatów Polskich w Zielo- była omawiana twórczość Broniewskiego. nej Górze. Inicjatywę tę podchwyciła Referentem był jeden z twardogłowych władza centralna, bo przecież należało marksistów, ja przygotowałem koreferat. pokazać ziomkostwom niemieckim, że On mówił wyłącznie o rewolucyjnych Ziemia Lubuska jest piękna, gospodarna wymowach wierszy poety, ja przygo- i kulturalna. Zostały złamane wymogi towałem tekst o bardzo osobistej liryce statutowe ZLP ponieważ tylko 2 osoby z 6 Broniewskiego. Ledwo zacząłem go wygła- członków-założycieli były autorami dwóch szać, prowadząca seminarium dr Pańczy- książek literackich. I tak oto w 1961 roku kówna przerwała mi i kazała opuścić salę. dokonała się w Zielonej Górze wielka Nie, żeby ten mój głos zabrzmiał fałszy- mistyfikacja. Członkami ZLP zostali publi- wie, ale dlatego, iż rzekomo chciałem cyści, bajkopisarze i zasłużeni działacze pomniejszyć rolę poety-rewolucjonisty, partyjno-społeczni. Kilka osób rozdawało zwłaszcza ze strony tych, którym zależało sobie wzajemnie stypendia, organizowało na stypendium. spotkania literackie i obsadzało różne A potem była moja debiutancka recen- etaty w różnych organizacjach społecz- zja z powieści „Jan bez ziemi” Jackiewicza, nych. Dopiero w latach następnych do opublikowana w jezuickim „Przeglądzie Janusza Koniusza dołączyli Zbigniew Powszechnym”. I znów zostałem „czarną Ryndak, Irena Dowgielewicz czy Andrzej owcą”. Waśkiewicz i Zygmunt Trziszka. Nie dbam

FORUM DYSKUSYJNE

131 tutaj o pedanterię chronologiczną, wska- Autorzy tych polityczno-literackich zuję na pewne zjawisko z pogranicza poli- potyczek skupili swoją uwagę na latach tyki i sztuki. późniejszych. Przyznam, że mało mnie Jeśli ktoś mniema, że rozreklamowani obchodzą spory wokół Nowej Prywatności członkowie ZLP zyskali sobie czytelników, czy Nowej Fali i tutaj zgadzam się jest w błędzie. Stwarzano jednak zręcznie z Markiewiczem, który konstatuje: „Oce- pozory społecznie użytecznej działalności. niając te twórczości w ogóle mnie nie Na seminarium polonistycznym w dawnej obchodzi cała hucpa rozrachunkowa”. WSP o dorobku literackim tzw. miejsco- Podobnie jak on kiepski wiersz odkładam wych pisarzy nikt nie słyszał, biblioteka na półkę. Dzisiaj, po doświadczeniach lat w Gubinie na moją prośbę sporządziła 50. i późniejszych, nie dziwię się też, że wykaz rocznych wypożyczeń książek Kurzawa jest dziś prezesem oddziału ZLP, lubuskich pisarzy – wyszło zero. A do a jeszcze tak niedawno gościł w rezy- wiejskich klubów na spotkanie z pisarzami dencji Urbana, opisując to w gazetowej przychodzili ludzie, zwabieni afiszami, że relacji. Tak, jak nie dziwi mnie i to, że przybędzie agronom lub zootechnik. To nazwisko Waśkiewicza figuruje w stopce zapewne pamięta Andrzej Waśkiewicz, Aneksu – dodatku do lewicowej „Trybuny”. który przeżył taką przygodę. Aby jednak nie być posądzonym Takie były „wesołe” czasy, gdy fryzo- o ponuractwo obrachunkowe z minionymi wano rzeczywistość, upiększano ją w stylu latami dodam, że przeczytałem w moim trawy przed zakładami pracy na przyjazd długim życiu wiele interesujących powieś- Gierka. Czy więc można się dziwić, że co ci i zbiorów opowiadań polskich pisarzy ambitniejsi autorzy wyjeżdżali z naszego z lat powojennych, a wśród nich piękne miasta do innych większych ośrodków, teksty Ireny Dowgielewicz i dziś nie- gdzie można było w towarzystwie pisarzy słusznie zapomnianego Wojciecha Czer- z renomą podyskutować o literaturze, niawskiego ze Szprotawy. To przecież a nie tylko o tym, gdzie jest intratna fucha autorzy z Ziemi Lubuskiej. i ile na niej można zarobić. To przecież Ma rację Czesław Markiewicz, że tutaj kwitło „piękne” cwaniactwo, a za pie- należy się otrząsnąć z nadmiernej niądze LTK można było wydać np. we opiekuńczości państwa nad twórcami, bo Wrocławiu nie tylko debiutancki tomik dziś nie te czasy i nie te zapotrzebowania. wierszy, ale zafundować sobie opubliko- Ale ma przecież rację także Kurzawa, że wanie innych książek np. w Wydawnictwie każdy monopol idei i ideologii przynosi Poznańskim. Wspomina o tym mimocho- kulturze więcej strat niż pożytku. Każdy dem Andrzej Waśkiewicz w jak dotąd totalitaryzm jest groźny, bez względu jaką jedynie solidnie opracowanym informa- ma barwę. torze „Lubuskie Środowisko Literackie” (LTK 1970 r.). Nie muszę dodawać, że Ps. Tytuł tego tekstu jest lekkim również w Zielonej Górze nie osiadł żaden sparafrazowaniem Kisiela „Gwoździe wybitny twórca. w mózgu”. Choć sens jest chyba podobny?

132 RECENZJE I OMÓWIENIA

Urszula Kozio³, Supliki, WL, Kraków 2005, 72 s.

Jak zawsze do tej pory, tak¿e i w najnowszym zbiorze, najwa¿niejsze u Urszuli Kozio³ jest s³owo: intryguj¹co brzmi¹ce, wieloznaczne, ujawniaj¹ce w niespotykanym s¹siedztwie ca³e pok³ady ukry- tych znaczeñ i niespodziewanych sensów. Problemem zaœ, który tym razem zdominowa³ tematykê wierszy wroc³awskiej poetki, jest przemijanie i œmieræ. Ich tonacja bynajmniej jednak nie jest fune- bralna, ¿a³obna. Zadziorny charakter ( „nie jestem dobrze u³o¿ona / nie chcê byæ dobrze u³o¿ona / starczy, ¿e dobrze u³o¿ona / zd¹¿ê byæ w trumnie”, Zamiast wiersza II ) i przekora ci¹gle pe³nej wigoru starszej pani nie pozwoli³y jej ani na zbytnie roztkliwianie siê nad sob¹, ani na œmiertelnie (we wszystkich - ³¹cznie z dos³ownym - znaczeniach tego s³owa ) powa¿ne dywagacje o niewe- so³ym w istocie fakcie ¿egnania siê z ¿yciem i zmagania z coraz bardziej niepos³usznym cia³em - w ¿artobliwej zadumie poetyckiej prozy Traktaciku o mi³oœci bliŸniego nastêpuj¹co opisywanym w kontekœcie - nabieraj¹cego z up³ywem czasu zaskakuj¹co nowych znaczeñ - chrzeœcijañskiego przykazania mi³oœci: „Czy na myœl, ¿e masz kochaæ bliŸniego swego jak siebie samego nie wpadasz w panikê? Bo czy ty samego siebie kochasz? I czy twój organizm tê mi³oœæ aby na pewno odp³aca, czy tylko p³aci piêknym za nadobne? Ilekroæ spojrzysz w lustro i porównasz dzisiejsze odbicie z dawnym, albo jeœli obejrzysz obraz b¹dŸ wykres w³asnych organów wydobyty na jaw przeœwietleniem czy przy³apany elektronicznym impulsem na bezrytmie, bezw³adzie i odkszta³ceniach, czy nie nabierasz podejrzeñ, ¿e oto rozmi- jasz siê z samym sob¹, ¿e siê z siebie wyobcowujesz, ¿e samemu sobie stajesz okoniem i ¿e w naj- tajniejszej g³êbi coœ tam przeciw tobie spiskuje, coœ siê tam ciebie zapiera i usi³uje dzia³aæ ci na przekór?” S¹ jednak i oczywiste plusy wieku podesz³ego, jak mo¿noœæ spojrzenia na wiele spraw z zupe³nie nowej perspektywy. Urszula Kozio³ odwa¿nie staje do ostatniej rozgrywki, nazywaj¹c rzeczy po imieniu i bez eufemistycznej pruderii mówi¹c o tym, co bolesne i trudne, choæ te¿ nie stroni¹c od lingwistycznych zagadek, których rozwi¹zanie pozwala odkryæ drugie, metafizyczno- eschatologiczne dno jej poetyckich suplik. W³aœnie suplik, a nie suplikacji, bo subtelna semantyczna ró¿nica dziel¹ca oba okreœlenia jest tu bardzo istotna. Nie s¹ te wiersze bowiem kornym g³osem strwo¿onej duszy, która oddaje siê pod ³askaw¹ opiekê Pana, jak w koœcielnych pieœniach b³agal- nych, czyli suplikacjach w rodzaju Œwiêty Bo¿e, ale maj¹ czêsto charakter suplik, które sk³ada sup- likant, a wiêc ten, co suplikê wnosi, jak dawny ch³op do pana pisemn¹ proœbê czy skargê.

RECENZJE I OMÓWIENIA

133 Wycieczka zatem w odleg³e stulecia, w otwieraj¹cym tom wierszu W barwach amaro, z przypom- nieniem nazwisk poetów i królów, nie jest przypadkowa. To z jednej strony pretekst do gorzkiej nieco zadumy nad œcie¿kami przeznaczeñ, którym na imiê Historia, skazuj¹cych poczciwego króla Stasia na poœmiertn¹ poniewierkê jego doczesnych szcz¹tków, z drugiej - okazja do westchnienia nad przewrotnoœci¹ pamiêci i kaprysami poetyckiej s³awy, bo któ¿ z m³odych zna dziœ utwory Trembeckiego czy Niemcewicza, którzy przed laty, tak jak do dzisiaj ka¿dy poeta

nadal zapisuj¹ ³askawe okruchy z ³askawego sto³u ³askawym wróblom

szarobure piórka ulotne nad szarym blokiem zwiduj¹ im siê jak ulotny taniec Kossowskiej

ptasi œwir wystukuje jak zawsze w klawiatury ich parapetów ulotny werset co ledwo wpadnie jednym uchem do starczej g³owy to zaraz drugim uchem wylatuje. (W barwach amaro)

Przemijanie u Urszuli Kozio³ nie stroi siê te¿ w szaty a¿ nadto symbolicznej cmentarnej czerni - poetka wola³aby, by by³ to kolor amaro, poetycka wersja amarantu, lecz - uwaga!- bez w¹tpienia nie tylko o czerwieñ tu chodzi jako kontrapunkt serdecznej krwi ¿ycia wobec martwoty i bez- barwnoœci œmierci, ale o coœ wiêcej - bo a¿ o nieœmiertelnoœæ: od greckiego amarantos - nieœmiertel- ny; nie wiêdn¹cy. Wracaj¹c zaœ do suplik Urszuli Kozio³, nasuwa siê pytanie, do jakiej instancji s¹ kierowane, skoro „Bóg - jeœli jest - doprawdy nie zna umiaru w zadawaniu nam bólu” - pisze w Ma³ym traktacie o bo¿ych niesprawiedliwoœciach, który koñczy krótkim „Nie wierzê”. Nie szczêdzi poetka sobie i nam, czytelnikom, drwi¹cego memento znaczonego opisami powolnej i nieuniknionej degradacji biologicznego jestestwa - jakby na potwierdzenie nieczu³oœci owej si³y wy¿szej: losu, ananke, Boga (wci¹¿ jeszcze pisanego wielk¹ liter¹), w której przychyln¹ ingerencjê tak bardzo chcielibyœmy wierzyæ: „Nie doœæ wiêc, ¿e stary cz³owiek szpetnieje, kurczy siê, marszczy i przecieka jak dziurawy garnek, nie doœæ, ¿e traci zêby i w³osy, musi nadto jeszcze traciæ pamiêæ i rozum? Zdolnoœæ stanowienia o sobie? Ba, zdolnoœæ utrzymania siê na nogach, dŸwigniêcia siê na zwyk³y stopieñ, bo nawet g³upie schody uzurpuj¹ sobie teraz prawo rz¹dzenia jego krokami? Nie, nie, doprawdy, Bóg - jeœli jest - nie zna umiaru w zadawaniu nam cierpieñ i upokorzeñ”. Co wiêc jest ostatecznym udzia³em ludzkiego bytu-ku-œmierci ? Czy po niej przynajmniej czeka nas rekompensata? Rozwa¿ania o tym, co po drugiej stronie, jeœli jej istnienie przyjmie siê jako pewn¹ alternatywn¹ mo¿liwoœæ - zwykle towarzysz¹ refleksji eschatologicznej, wydaje siê jednak, ¿e za aforystyczn¹ wirtuozeri¹ poetyckiego s³owa czai siê w tym przypadku trzeŸwa racjonalistka, która nie ma ju¿ zbyt wielu z³udzeñ co do natury nieuchronnego i jego praw, jakim podlegaj¹ wszyscy i wszystko:

co wielkie i co ma³e dynda na uwiêzi tego samego nic.

(*** stara rzeka nie ma si³y...)

134 Tym prawom podlega nawet mi³oœæ:

bo ju¿ miêdzy tob¹ a mn¹ zarysowuje siê galopuj¹ca pustka zdyszany bieg powrót do niebytu prosto w czeluœæ bez dna i bez echa (***dajesz mi ró¿ê...)

Urszula Kozio³ nie odrzuca jednak¿e chyba ¿adnej z eschatologicznych hipotez czy koncepcji œwiata pozagrobowego - od hinduistycznej sugestii odpoczynku ducha w b³ogos³awieñstwie nirwany pocz¹wszy, skoñczywszy zaœ na powrocie do prabytu poprzez rozproszenie siê czy rozp³yniêcie we wszechœwiecie jako cz¹stka jego egzystencji w materii rzeczy i s³owa, by reinkarnowaæ w innej formie istnienia i powróciæ pod zupe³nie nowym mianem:

Na po¿arcie bia³ym ska³om rzuæcie moje koœci bia³e niech swym prochem, swoim mia³em w ¿ebro muszli wniknê ca³a przyjmê nowe imiê Fissurella Diodora Nerita Peloronta Pyramidella

amin

Nim odpomn¹ mnie anieli z³o¿ê biel sw¹ w muszli bieli niech¿e skrzyde³ mi udzieli Pholadidae cyrtopleura Panopea glycymeris

zrzeknê swego siê imienia dost¹piê przeistoczenia amin amin amin (Supliki)

Egzotyka piêknie brzmi¹cych ³aciñskich nazw tropikalnych muszli staje siê kusz¹cym mira¿em odrodzenia w amonicie poetyckiego Logos obiecuj¹cego wieczne trwanie, które pieczêtuje misty- czne trzykrotne „amin”. Nawi¹zanie do „amen” wieñcz¹cego modlitwê nie podlega dyskusji, ale poetka nie by³aby sob¹ pozbawiaj¹c czytelnika intelektualnej gimnastyki, bowiem „amin” niew¹tpli- wie intryguje. Mnie poetycka szarada sk³oni³a do poszukiwañ encyklopedycznego Ÿród³os³owu wyrazu, którego wyjaœnienie najbli¿sze jest niezbyt romantycznej, ale za to znakomicie puentuj¹cej wiersz definicji chemicznego procesu „wprowadzania grup aminowych do zwi¹zków organicznych” - czym¿e bowiem innym (oprócz duszy, naturalnie) jesteœmy, jeœli nie nietrwa³¹ mieszanin¹ pier- wiastków chemicznych, z których zbudowany jest nasz ziemski œwiat i do którego w tej w³aœnie postaci po œmierci powracamy do ¿ycia. Definiowanie œmierci niespodziewanie prowadzi wiêc do definicji ¿ycia, które okazuje siê byæ nie igraszk¹ bli¿ej nie znanych ¿ywio³ów, ale aktem niez³omnej woli, „mo¿eniem”- „imperatywem bytu”: „Zatem b¹dŸ, mó¿! - apeluje poetka, maj¹c pe³n¹ œwiadomoœæ, ¿e akt ów jest aktem bohaterstwa „w dobie roz³amu dwu czy nawet trzech epok”, kiedy trudno nie zw¹tpiæ w cz³owieczeñstwo, w bycie zwyciê¿aj¹ce posiadanie, skoro przesta³y w nie wierzyæ nawet bez-

RECENZJE I OMÓWIENIA

135 pañskie psy, o których pozornie beznamiêtnie, a w istocie niezwykle przejmuj¹co i poruszaj¹co pisze w Traktacie o niczyich psach. Czytaj¹c nowe wiersze Urszuli Kozio³ opublikowane w tomiku Supliki po dziesiêcioletniej przer- wie, smakowaæ mo¿emy styl ich autorki jak stare dobre wino, które z up³ywem czasu nie straci³o nic ze swego bukietu i w którym odnajdziemy jego najbardziej charakterystyczne nuty: inteligentn¹ drwinê, ironiczny dystans, konceptualn¹ grê ze s³owem, g³êbiê filozoficznych rozwa¿añ o sprawach ostatecznych podan¹ lekko i z finezj¹ w b³yskotliwych zderzeniach i metamorfozach s³ów. Skala mo¿liwoœci warsztatowych Urszuli Kozio³ jest niezwykle szeroka - od rozbudowanych traktacików - opowieœci poetyck¹ proz¹, po, zas³uguj¹ce ju¿ chyba na odrêbn¹ przegródkê gatunkow¹, sentencjonalne i maksymalnie skondensowane leksykalnie i znaczeniowo wyrywki - sui generis fragmenty, które staj¹ siê autonomicznymi i osobnymi ca³ostkami w rodzaju:

wchodz¹c rozwidniasz mnie

*

do znalezienia nic do stracenia wszystko ot, ca³e ¿ycie

*

¿urawie znów dopasowuj¹ klucz do nieba

*

rzeczy cichcem buduj¹ swój mit gdy tylko spuœcisz je z oczu

*

zaniemówienie oniemienie omamienie blaskiem tego œwiata

Korzystaj¹c z doœwiadczeñ poezji lingwistycznej (zw³aszcza Tymoteusza Karpowicza i Mirona Bia³oszewskiego) i ws³uchuj¹c siê uwa¿nie w melodykê twórczoœci poetyckiej Wis³awy Szymborskiej i Stanis³awa Grochowiaka, wypracowa³a Urszula Kozio³ w³asny, indywidualny jêzyk poetycki, ³¹cz¹cy, co jest w poezji polskiej przymiotem rzadkim (a którym wczeœniej cechowa³a siê w takim stopniu chyba tylko twórczoœæ Mistrza Ildefonsa), liryzm i humor, wzloty wyobraŸni i bystr¹ obserwacjê œwiata otaczaj¹cego, przejrzystoœæ i wyrafinowanie.

Anna Szóstak

Franciszek Madera, Podole – moja mi³oœæ, 28 s.; Teresa Dzedzej, Muzyka kryszta³ów, 32 s.; Bronis³awa Raszkiewicz, Œwiat³o s³owa, 32 s.; Iwona Jankowska, Dmuchawce na bia³ej kartce, 32 s. – Organon, Zielona Góra 2005.

Prawie wszyscy pisz¹ poezje. Prawie wszyscy bez specjalnych trudnoœci wydaj¹ swoje „dzie³a”. Coraz czêœciej bywa tak, ¿e ktoœ w wieku emerytalnym przypomina sobie o dawnej zarzuconej

136 z zawodowych lub ¿yciowych powodów pasji artystycznej. I z zapa³em próbuje j¹ wznowiæ, gdy czasu wolnego ju¿ sporo. Nie lekcewa¿ê jakiegokolwiek pisania poezji. Bo jeœli taka forma spêdza- nia czasu coœ wa¿nego oznacza, to zawsze jest to lepsze, mimo ¿e niekoniecznie artystycznie znacz¹ce, ni¿ innego rodzaju wegetacyjne zajêcie. Nigdy nie wiemy, czym i kiedy zaowocuje tego typu ziarenko. Tak te¿ patrzê na kolejne cztery zbiorki, które pod auspicjami Stowarzyszenia Jeszcze ¯ywych Poetów wydali autorzy w³aœnie ju¿ nie m³odzi. Metrykalnie bowiem osi¹gnêli ¿yciow¹ dojrza³oœæ i utrzymuj¹ siê z emerytur. Przynale¿eniu do Stowarzyszenia zawdziêczaj¹ dwie rzeczy: po pierwsze publikacjê, a po drugie, zapoznanie siê ze wspó³czesnym sposobem pisania. Jak¹œ literack¹, gdy idzie o styl, og³adê. Lektura tych tomików upewni³a mnie, ¿e w ka¿dym przypadku motorem pisania jest wspomnienie. Pamiêæ dzieciñstwa, m³odoœci, œwiadomoœæ up³ywu czasu. Choæ oczywiœcie nie tylko te kwestie, bo i doraŸne prze¿ycia dochodz¹ do g³osu. Po latach, szczególnie panie, odkrywaj¹ ponownie swoj¹ wra¿liwoœæ i bywaj¹ sk³onne otoczyæ ka¿d¹ rzecz i zdarzenie liryczn¹ czu³oœci¹. W gronie ostatnio wydanych zbiorków jest tylko jeden autor - Franciszek Madera, dla którego („Podole – moja mi³oœæ”) znaczenie ma wyœpiewanie uroku jego kresowych stron na Podolu, rodzinnego progu: „Który w moich wspomnieniach ¿yje, / I widzê go czêsto we œnie.” Autor przy pomocy czterowersowych zwrotek, najczêœciej rymowanych parzyœcie – trzeba przyznaæ – gorliwie, bez wdawania siê w nadmierne poetyzowanie, doœæ konkretnie, ale i stereotypowo, stara siê atuty tamtych stron przedstawiæ. Nie unika wysoce patetycznych dywagacji patriotycznych ani myœli historycznych. Tylko „Rodzinny dom” brzmi najbardziej przekonywaj¹co, bo poeta opisuje: „Ten dom lepiank¹ by³ zwany, / S³om¹ i glin¹ lepione mia³ œciany”. Natomiast tomiki: Teresy Dzedzej („Muzyka kryszta³ów”), Bronis³awy Raszkiewicz („Œwiat³o s³owa”) czy Iwony Jankowskiej („Dmuchawce na bia³ej kartce”) cechuje ju¿ ambicja pos³ugiwania siê nieco nowoczeœniejsz¹ retoryk¹. To widaæ po lekturze któregokolwiek z tekstów. I przyznam, ¿e te wiersze czyta mi siê lepiej, gdy¿ wolne s¹ od staroœwieckich wzorów. Wyraziœciej widoczne bywa ja liryczne, osoba, gdy¿ nie tylko o wspomnienie chodzi, ale tak¿e o wyra¿anie podmiotowoœci. Mimo, ¿e wytrawny czytelnik poezji, dostrze¿e ró¿nego typu s³aboœci, to jakby nie patrzeæ jawi¹ siê te wiersze jako czasami przekonywuj¹ce œwiadectwa osobistych doœwiadczeñ. Bo te¿ najczêœciej bywaj¹ czymœ w rodzaju zapisku lub notatki, prób¹ zatrzymania nastroju, klimatu chwili, opowieœ- ci¹ biograficzn¹. W ten sposób sporo dowiadujemy siê o skali wra¿liwoœci i odczuwaniu egzystencji. Jak ona w ka¿dym z prezentowanych ujêæ wygl¹da. Wewnêtrzny dramat cechuje osobowoœæ Teresy Dzedzej, która ma sk³onnoœæ do ostrego, bez z³udzeñ, czêsto smutnego, detalicznego widzenia swojej i otaczaj¹cej egzystencji: „Czasami po kolcach idê”. Na swój sposób zbli¿a siê do w³asnej prawdy o tym jak chropawe i okrutne bywa ¿ycie i bezradny w nim mo¿e byæ cz³owiek. Potrafi byæ szczera, ale i powœci¹gliwa w prezentowaniu osobistych obsesji. Tym zjednuje odpowiedni¹ dozê szacunku. Natomiast Bronis³awa Raszkiewicz, emerytowana nauczycielka, w swoich wierszach w sposób bardzo osobisty, chc¹c wywo³aæ ciep³y, nastrojowy klimat, w lirycznym w tonie eksplo- atuje wspomnienia, czasami bardzo ³adnie, przywo³uje dzieciñstwo: „Dotykaj¹ mnie ciep³e d³onie / Rodziców”, wraca do tego co podstawowe, np. „Bochen chleba w d³oni”, „k³os wype³niony ziarnem”, „pobielona wapnem chata”. Wszystkie obrazy odnosz¹ siê do czasu minionego, prze¿ywanego na Kresach. Autorka stwierdza wprost: „Przez moje ¿y³y p³ynie / ¯ejmiana”. Poza tym s¹ tu te¿ wiersze pisane jako dedykacje, okolicznoœciowe, adresowane do okreœlonej osoby lub osób. Potrafi Raszkiewicz napisaæ o górskiej wodzie w strumieniu: „Rozlane na kamieniach / Szk³o”. A wiêc jakoœ wnikliwie, gdzie indziej wspiera siê zmys³em obserwacyjnym, np. „O œwicie”. To s¹ oczywiœcie dotkniêcia tematów, spraw, ale jeszcze nie wejœcie w g³¹b. Przy wszystkich podobieñst- wach tematycznych, ucieczkach w retrospekcjê, dzieciñstwo, ods³anianiu w³asnych prze¿yæ, trochê jednak inne s¹ utwory Iwony Jankowskiej. Ze wzglêdu na zdolnoœæ mówienia jakby ca³kowicie z pozycji w³asnego wnêtrza i w³asnej egzystencji. Pozwala to odbieraæ te wiersze nie jedynie te- matycznie, ale jako dalece liryczne objêcia tyle¿ zdarzeñ, co ich odczuæ, pisze: „Niepowrotem jesteœ / Ja twoj¹ niepamiêci¹”. Mimo wyczuwalnych napiêæ mamy do czynienia z dba³oœci¹ o spojrzenie delikatne, ³agodne, takie które jednak zasadniczo niczego nie zburzy, bowiem jest nadzieja, cyt.: „Mo¿e tym gestem uleczysz / Wszystkie rany”. Z tego te¿ powodu mi³oœæ (mi³oœæ ma³¿eñska) jest okreœlana jako prozaicznie „starannie odmierzane krople”. Czasem coœ j¹ uwiera, odczuwa jakiœ niedostatek. Nie s¹ w stanie jej sensu zniweczyæ „zdeptane kapcie”, oznacza to, ¿e ma tu miejsce rozumienie logiki ¿ycia, wytrwa³oœæ, a to te¿ siê liczy. Nie twierdzê, ¿e omówionym zbiorkom

RECENZJE I OMÓWIENIA

137 mo¿na przypisaæ wysok¹ kwalifikacjê literack¹. Nie da siê ukryæ, ¿e wszystkie nosz¹ znamiona pier- wszego kroku, na dodatek póŸnego. By³oby jednak niesprawiedliwoœci¹ nie dostrzec jakichkolwiek pozytywów, co gdyby mia³o udan¹ kontynuacjê, mog³oby zadowoliæ bardziej wymagaj¹ce oczeki- wania. W³aœnie ca³a rzecz w spe³nieniu lub niespe³nieniu tych oczekiwañ.

Czes³aw Sobkowiak

Romuald Szura, Zielony zapach lasu, Pro Libris, Zielona Góra 2004, 90 s.

Szczup³y objêtoœciowo debiutancki tomik prozy Romualda Szury, nie wiem dlaczego przemil- czany przez rodzimych Zoilów, wyrasta bez w¹tpienia z jego poetyckich doœwiadczeñ. Dotyczy to przede wszystkim lirycznego obrazowania, jak i sensualnego opisu dookolnego œwiata. Warto przy- pomnieæ, ¿e Szura jest przecie¿ autorem takich zbiorków wierszy jak „Ko³ysanie czasu”, „Popo³udnie” i „Sosnowe klawisze”, a tak¿e licznych s³uchowisk radiowych o wyraŸnych prowe- niencjach poetyckich. Natomiast wczeœniejsze próby prozatorskie publikowa³ w wielu antologiach i almanachach opowiadañ lubuskich pisarzy, a w jego dorobku znajduj¹ siê równie¿ przek³ady utworów poetyckich twórców naszych niemieckich s¹siadów. W 11 opowiadaniach, pomieszczonych w tym tomiku, których akcja rozgrywa siê w lubuskim regionie, obfitym w lasy i jeziora, o czym œwiadcz¹ nie tylko topografia i nazwy Oœna, Wymiarek czy miasta z Winobraniem, ale wiele te¿ znaków szczególnych, spotykamy ludzi zwyk³ych, obar- czonych prze¿yciami i wspomnieniami, nie raz siêgaj¹cymi daleko wstecz, a¿ do lat powojennych. Natomiast las stanowi dla nich owo magiczne miejsce wypoczynku i dojmuj¹cej radoœci zachwytu nad piêknem natury, ale równie¿ przecie¿ jest Ÿród³em utrzymania, zarobkowania jako drwale czy robotnicy tartaczni. Lub tak¿e zbieracze runa leœnego. Ale nie to jest w tej prozie najwa¿niejsze. Podczas licznych podró¿y i spotkañ, czasami przypadkowych, wêdrówek i wypoczynków nad jezio- rami, jesteœmy uczestnikami interesuj¹cych rozmów, ¿yciowych konstatacji oraz konfrontowania tego co dziœ, z tym co dawno temu. Stwarza to okazjê do intymnych wyznañ, ¿alu a nawet nostal- gii za utraconym czasem. I tak zdarzenia pospolite i zwyk³e mieszaj¹ siê ze wznios³ymi, a relacje interpersonalne obywaj¹ siê na poziomie delikatnie zarysowanych sytuacji, zbli¿eñ, kontaktów i wspomnieñ. Bohaterowie Szury prze¿ywaj¹ tedy ma³e ludzkie dramaty i dotkliwe napiêcia, zawiedzione, b¹dŸ nagle urwane nadzieje, utratê zaufania do ludzi kiedyœ im bliskich. Autor sprawnie pos³uguje siê jêzykiem literackim, ale gdy trzeba siêga po dialogi gwarowe lub mowê kolokwialn¹. Warto w tym miejscu zwróciæ uwagê na potocznoœæ i funkcjonalnoœæ wielu dialogów oraz piêkne sceny, ods³aniaj¹ce ów magiczny las. Te obrazy poetyckie s¹ sugestywne, a spl¹tane z ludzkim bytowaniem nabieraj¹ szczególnego znaczenia. Zwykle jednak dominuj¹ nad ca³¹ narracj¹, przyt³aczaj¹c opisywane problemy obyczajowe. Jeœli jednak zewnêtrzna charakterystyka postaci jest doœæ wyrazista, to zabrak³o im pog³êbienia psychologicznego – staj¹ siê jednowymiarowi, p³ascy. W opowiadaniu „Przyjaciel Maksym”, ods³aniaj¹cym po reportersku dzia³ania miasteczkowej kliki, na zakoñczenie autor konkluduje: „Mo¿e nareszcie pêknie tama milczenia, a blady strach pad- nie na tych z kliki. Mo¿e wreszcie zmieni siê coœ w tym zamkniêtym œwiatku. Mo¿e upadek Barañca poci¹gnie za sob¹ upadek skarla³ych bonzów? Kto odgadnie, co mo¿e siê zdarzyæ w mieœcie tak ma³ym, ¿e wszystkie jego sprawy móg³by zmieœciæ w jednym dniu mego ¿ycia. Jednego tylko by³em pewien. Nie zmieni siê zapach ¿ywicy, trochê octowy, trochê cierpki, zapach lasu, który musi stale umieraæ, by mogli ¿yæ ludzie.” Niestety, tego typu zbanalizowanych konstalacji jest w tej prozie wiêcej. Nie miejsce tu na przytaczanie przyk³adów. To one w³aœnie rozbijaj¹ lirycznoœæ tej w zamierzeniu autora prozy, maj¹cej umo¿liwiaæ nam podziwianie œwiata. Tak nie jest. Bohaterowie i ich prze¿ycia szybko umykaj¹ naszej pamiêci. Nawet s³uszna refleksja „Dlaczego cz³owiek ucieka przed cz³owiekiem? A mo¿e przed samym sob¹, gdy czyjœ wytrych brutalnie otwiera pamiêæ” jest dla nas obojêtna, bo zanadto oczywista. No, i wreszcie uwaga koñcowa, dotycz¹ca „Wesela nad rzek¹” – opowiadania zamykaj¹cego tomik. W intencji autora mia³a byæ to próba opisania sto- sunków polsko-niemieckich, zakoñczonych w tekœcie wzajemn¹ koegzystencj¹, a nawet tworze-

138 niem wspólnych rodzin, jak np. w Gubinie. Niestety, zakoñczenie zbyt mocno pobrzmiewa publi- cystyk¹, i to nawet gazetow¹. Wielokrotnie doœwiadczenia dziennikarskie Szury po³o¿y³y siê cieniem nad t¹ proz¹, która mog³a byæ czysta i zachwycaj¹ca sw¹ urod¹. Jak las, który jest rzeczywistym bohaterem tej ksi¹¿ki...

Zenon £ukaszewicz

Maria Mi³ek, W czas marny potrzebni poeci, Organon, Zielona Góra 2006, 198 s.

Jak zwykle propozycja wydawnicza „Stowarzyszenia Jeszcze ¯ywych Poetów” nosi znamiona hybrydy. „W czas marny potrzebni poeci” to zbiór szkiców, recenzji, miejscami prób esejów Marii Mi³ek o twórczoœci autorów skupionych wokó³ SJ¯P. A ¿e takie skupiska twórcze charakteryzuj¹ siê doœæ swobodn¹ hierarchi¹ wartoœci przy rekrutacji cz³onków, to i poziom ich twórczoœci jest adek- watnie ró¿ny. Ale czy w zwi¹zku z tym poziom pracy Marii Mi³ek musi te kryteria albo ich brak wch³aniaæ na zasadzie mimikry krytycznej? Otó¿ nie. Jeœli mówimy o hybrydzie, czyli nieokreœlonym gatunkowo tworze, to tylko w kontekœcie bardzo spolaryzowanej jakoœci poezji, któr¹ wziê³a na warsztat eseistka (zreszt¹ sama te¿ poetka, i co gorsze... zaprzyjaŸniona ze wzmiankowanym Stowarzyszeniem). O... przyjacio³ach nie mówi siê Ÿle. W... przyjaŸni obowi¹zuje lojalnoœæ. Sama autorka chyba ma tego œwiadomoœæ. Swoje szkice krytyczne nazywa „impresjami”. Ponadto doda- je: „Chcia³am opowiedzieæ nie tylko o poetach, ale tak¿e o czytaniu poezji”. To bardzo chytry kwan- tyfikator. Mo¿na w tym wyczuæ próbê krygowania siê, t³umaczenia siê z jakiejœ specjalnej taryfy kry- tycznej. Oczywiœcie jeœli rzecz ca³¹ traktujemy powa¿nie. Przyjmijmy takie za³o¿enie jako tezê. W takim ujêciu nie da siê udowodniæ niczego. Przynajmniej w sytuacji poruszania siê w obszarze... literatury, ze wszystkimi jej przypad³oœciami jakoœciowymi. Subiektywizm, na który powo³uje siê autorka, nie ma tu nic do rzeczy. Sama przecie¿ potyka siê o takie pojêcia, jak „poetyka stosowana”, „pomiarowa aparatura”; powo³uje siê na konstatacje autorytetów (M. Go³aszewskiej, Œwiêtego Augustyna, Hezjoda itp.); by wreszcie, ju¿ nie we wstêpie, ale na d³ugim dystansie ca³ej... rozprawy roz³o¿onej na poszczególne nazwiska „operowanych” poetów, wytoczyæ orê¿ krytyczny najwiêk- szego kalibru, z koronkowo wydziergan¹ logistyk¹ krytyczn¹. No i efekt bywa czasami zgo³a karykaturalny. Oto poetycki dystych (nazwiska autorki z litoœci nie wymieniê): Zagryzê s³owa jak wargi do krwi/ Wytrysn¹ czerwon¹ plam¹ na kartce papieru, obtacza, jak panierka krytyczny s³owotok, tycz¹cy godnie, nie przymierzaj¹c jakiejœ Poœwiatowskiej albo innej Szymborskiej: „Powiedzia³abym nawet, ¿e œwiat w tej niezwykle osobistej liryce jest nie tylko „za- wieszony na drzewie”, lecz tak¿e pêkniêty. Coœ siê ma wydarzyæ, ale – nie staje siê. Coœ prawie jest – ale ledwie zamigocze, ju¿ mija. Owa dychotomia oddaje rodzaj zawieszenia miêdzy nadziej¹ a rozczarowaniem. Jest to zreszt¹ cech¹ znamienn¹ tej poezji: balansowanie na granicy miêdzy cisz¹ i krzykiem, burzliw¹ emocj¹ i zagryzieniem warg. St¹d czêstym chwytem stylistycznym jest pos³ugi- wanie siê rodzajem puenty. Wiersz toczy siê niejako w górê, wznosi siê, jest oczekiwaniem, ale w ostatnim momencie opada i koñczy siê niespe³nieniem”. No có¿, ten przyd³ugi cytat jest tylko nikczemnym wyimkiem z imponuj¹cych „mo¿liwoœci krytycznych” autorki „marnego czasu” i „potrzebnych poetów”. A przecie¿ ten nieszczêœliwy dystych, dwuwiersz, zaledwie dwie linijki i tak wystarcz¹ ¿eby obiektywnie potwierdziæ pretensjonalnoœæ, banalnoœæ „gryzienia warg” i „tryskania” krwi¹ po papierze. Zreszt¹ autotematycznoœæ poezji czeladniczej jest pierwszym ze schodów do nik¹d. A ca³y, nie da siê ukryæ fachowy, wywód krytyczki jest do tej poetyckiej, ciê¿kostrawnej potrawy tako¿ jeszcze ciê¿ej strawn¹ przystawk¹. To tak jakby golonkê polaæ zasma¿k¹ i popiæ to wszystko bulionem. I tak jest przynajmniej w po³owie „Czasu marnego”. Owszem, Maria Mi³ek czasami przemyca jakieœ po³ajanki, ale te s¹ o dziwo jakby ju¿ wyp³ukane z warsztatowej precyzyjnoœci. Co i tak nie przewartoœciowuje pozytywnie mieszanych ocen ca³ej ksi¹¿ki.

RECENZJE I OMÓWIENIA

139 A szkoda. Bo wartoœciowe, wnosz¹ce nowe elementy do dyskusji o literaturze w ogóle, s¹ szkice o poezji autorów w miarê obiektywnie ju¿ obecnych w ¿yciu literackim, tym, ju¿ bez dodatkowych epitetów, sankcjonuj¹cych zwyk³e u³omnoœci artystyczne. Mowa o „impresjach” o twórczoœci Ma³gorzaty Stachowiak, W³adys³awa Klêpki, Agnieszki Leœniewskiej, Marzeny Wiêcek i Jolanty Pytel. Gdyby Maria Mi³ek tylko tych poetów „namaœci³a” swoim niew¹tpliwym talentem recenzenckim, powsta³aby interesuj¹ca, domkniêta aksjologicznie ksi¹¿ka krytyczna. Tymczasem mamy do czynienia z kolejn¹ ju¿ inicjatyw¹ SJ¯P, któr¹ trzeba od³o¿yæ z nieutulonymi mieszanymi uczuciami.

Czes³aw Markiewicz

KRONIKA LUBUSKA

wrzesieñ - listopad 2006

• Tegoroczne Winobranie w Zielonej Górze (2-10 autorskich z m³odymi czytelnikami. W imprezie wrzeœnia) przebiega³o pod znakiem kultury uczestniczyli znani literaci: Beata Ostrowicka, i rozrywki. Wystêpowa³y zespo³y muzyczne Arkadiusz Niemirski, Izabella Klebañska, i wokaliœci, teatry uliczne; zorganizowano fes- Kazimierz Szymeczko, Wojciech Karwacki tyny, Jarmark staroci, Nocny Bieg Bachusa, i.in. i Zbigniew Koz³owski. Z imprez nawi¹zuj¹cych do tradycji winiarskich • Muzyka Bacha, Haendla i Mozarta uœwietni³a odbywa³y siê: pokazy t³oczenia winogron, wysta- fina³owy koncert 11. Festiwalu Muzyki Orga- wa i kiermasz zwi¹zany z winiarstwem i upraw¹ nowej i Kameralnej w Drezdenku (8 wrzeœnia). winoroœli. Winobraniu towarzyszy³ XXII Miê- • W ¯arach od 8 do 9 wrzeœnia trwa³ II Festiwal dzynarodowy Festiwal Folkloru. Kronopol z udzia³em lokalnych solistów i zespo- • W salonie wystawowym Biblioteki Norwida ³ów. Wyst¹pili tak¿e znani wykonawcy: G. Tur- 4 wrzeœnia otwarto wystawê „Tajemnicze nau, A. M.Jopek, D. Miœkiewicz, Z. Wodecki. wnêtrza organów koœcielnych ze zbiorów • W gorzowskiej Galerii Nowych Mediów 8 wrze- Wojciecha Jachimowicza”. Po wernisa¿u autor œnia otwarto wystawê „Miêdzynarodowa noc kolekcji opowiada³ o historii organów. dziecka”. Pokazano malarstwo, filmy, obiekty Ekspozycja by³a czynna do koñca wrzeœnia. i instalacje artystów z Poznania i Zielonej Góry. • 7 wrzeœnia, w galerii BWA w Zielonej Górze Oprawê muzyczn¹ wernisa¿u tworzy³a formacja wyst¹pi³ Ryuzo Fukuhara, japoñski tancerz butoh KOT. oraz amerykañscy muzycy George Cremaschi • Koncertem kompozytorów XX w. (Górecki, Kilar, (kontrabas, elektronika) i Liz Allbee (tr¹bka, Orff) Filharmonia Zielonogórska zainaugurowa³a elektronika). 8 wrzeœnia 51. sezon artystyczny. • Trzydniowe œwiêto ksi¹¿ki zorganizowa³a • Lubuskie Dni Kultury Alternatywnej w Gubinie zielonogórska WiMBP. Od 7 do 9 wrzeœnia przebiega³y od 8 do 10 wrzeœnia. Zaprezento- trwa³a akcja „Z ksi¹¿k¹ na walizkach”. Na tere- wano muzykê folkow¹, death metal, rodzinne nie Zielonej Góry i okolic odby³o siê 31. spotkañ muzykowanie.

140 • Koncert galowy XXII Miêdzynarodowego • 24 wrzeœnia w Muzeum Etnograficznym w Ochli Festiwalu Folkloru uœwietni³ wystêp zespo³u zorganizowana zosta³a impreza plenerowa pn. Œl¹sk (9 wrzeœnia). „PaŸdzierze, czyli... jak to ze lnem by³o”. • Wystawê fotografii Janiny Trojan w gorzowskiej • Krzeszyce goœci³y 24 wrzeœnia uczestników Galerii Towarzystwa Fotograficznego otwarto imprezy do¿ynkowej. Zorganizowano festyn 9 wrzeœnia. rodzinny, konkursy, kiermasze, koncerty. • Skansen w Ochli goœci³ uczestników jubileuszu • Miecz Szczeœniak promowa³ swój najnowszy 60-lecia Polskiego Zwi¹zku £owieckiego album „Zwyk³y cud” w Filharmonii Zielono- Okrêgu Zielonogórskiego. Imprezê rekreacyjno- górskiej 27 wrzeœnia. kulturaln¹ zorganizowano 10 wrzeœnia. • Lubuski Teatr zaprezentowa³ 27 wrzeœnia spek- • Tomik poetycki „Tchnienie” Wojciecha Œmigiel- takl muzyczny „Kolczyk w sercu” oparty na mu- skiego promowany by³ 14 wrzeœnia w saloniku zyce M. Kowalika i K. Kiljañskiego. literackim ksi¹¿nicy zielonogórskiej. Spotkanie • W Bibliotece Norwida w Zielonej Górze uro- prowadzone przez Ma³gorzatê Miko³ajczak czyœcie zainaugurowano rok kulturalno–oœwia- zorganizowano w ramach „Czwartku Lubus- towy (28 wrzeœnia). kiego”. • Od 28 do 29 wrzeœnia w zielonogórskiej WiMBP • 14 wrzeœnia Teatr Kreatury z Gorzowa œwiêtowa³ przebiega³a konferencja pn. „Czytelnik niepe³no- 15 rocznicê istnienia dwoma spektaklami („Ma³e sprawny w bibliotece”. Prozy” wg Mro¿ka i „Sceny z niewinnoœci • Pianista Jerzy Stryjniak by³ gwiazd¹ koncertu z nieœwiadomoœci” Gombrowicza). w Filharmonii Zielonogórskiej. W repertuarze • W gorzowskim Spichlerzu w ramach „Czwar- przewa¿a³a muzyka Ravela, Liszta, Czaj- tków Naukowych” Janusz Michalski przedstawi³ kowskiego (29 wrzeœnia). wyk³ad o malowid³ach œciennych Theodora • Gorzowska WiMBP zorganizowa³a spotkanie Nüttgensa w koœciele Podwy¿szenia Krzy¿a Œw. z pisark¹ Barbar¹ Kosmowsk¹ i poet¹ Józefem (14 wrzeœnia). Baranem. Literaci byli goœæmi trwaj¹cego dwa • 14 wrzeœnia w zielonogórskim Salonie Artys- dni fina³u XIII Ogólnopolskiego Konkursu tycznym „Stañczyk” zorganizowano spotkanie Literackiego im. Z. Morawskiego (29-30 wrzeœ- z re¿yserem Markiem Rêbaczem. nia). • Ko¿uchowski Oœrodek Kultury „Zamek” goœci³ • 30 wrzeœnia w gorzowskiej galerii Azyl-Art. wystawê Miros³awa Stêpnia „Anatomia zapa- otwarto wystawê ikon autorstwa Iwony Walas chu”. Wernisa¿ odby³ siê 15 wrzeœnia. z Sosnowca. • VIII Lubuskie Œwiêto Plonów zorganizowano • W ramach Miêdzynarodowego Dnia Muzyki w tym roku w Witnicy, 16-17 wrzeœnia. Grupy 1 paŸdziernika wyst¹pi³ Lipski Chór Synagogalny. œpiewacze i zespo³y artystyczne zainscenizowa³y Koncert odby³ siê w koœciele pw. Najœwiêtszego obrzêd „W s³onecznym krêgu”. Zbawiciela w Zielonej Górze. • W Starej Plebanii w Bia³owicach 17 wrzeœnia • 1 paŸdziernika zielonogórski klub 4 Ró¿e dla mia³o miejsce coroczne (od 2000 r.) polsko- Lucienne goœci³ Macieja Maleñczuka. niemieckie spotkanie kulturalne pn. „Rzeczy • Premiera „Strumienia”, autorskiego spektaklu poniemieckie. Zdarzenie artystyczno-literacko- Leszka M¹dzika, twórcy Sceny Plastycznej KUL historyczne”. Jego organizatorem by³o stowa- odby³a siê 1 paŸdziernika. Spektakl zrealizowano rzyszenie kulturalne KunstGrenzen e.V. Berlin z zespo³em Teatru Lubuskiego. z pomoc¹ czynników lokalnych. • WiMBP im. Norwida zorganizowa³a wystawê • 21 wrzeœnia odby³ siê koncert pn. „Nowosolska malarstwa Adama Bagiñskiego. Wernisa¿ odby³ scena dobrej muzyki” promuj¹cy Now¹ Sól. Do siê 4 paŸdziernika. udzia³u w imprezie zaproszono Grzegorza • 5 paŸdziernika w Spichlerzu odby³o siê spotkanie Skawiñskiego i grup¹ Kombi. poœwiêcone Waldemarowi Kuæce, popularnemu • Oratorium Piotra Rubika i Zbigniewa Ksi¹¿ka fotografowi gorzowskiemu. O artyœcie opowia- zaprezentowano w gorzowskim amfiteatrze da³a Ewa Ku³akowska. 22 wrzeœnia. Koncert pt. „Psa³terz wrzeœniowy” • Grupa „Akurat” koncertowa³a w Piwnicy Kawon zamyka cykl poœwiêcony pamiêci Jana Paw³a II. w Zielonej Górze 5 paŸdziernika. W koncercie wzi¹³ udzia³ Janusz Radek i Prze- • „Zrób karierê w bibliotece!”. Pod takim has³em mys³aw Branny. przebiega³o I Forum M³odych Bibliotekarzy. • W Jazz Clubie Pod Filarami 22 wrzeœnia wyst¹- Organizatorem konferencji by³a zielonogórska pi³o trio RGG. ksi¹¿nica (5-6 paŸdziernika).

KRONIKA LUBUSKA

141 • 6 paŸdziernika w gorzowskiej Galerii GTF warsztaty muzyczne dla m³odzie¿y, wystawê zaprezentowano wystawê fotografii dzieciêcej. rêkodzie³a, jam session na koz³ach i dudach. Ekspozycja by³a pok³osiem V Przegl¹du • Gorzowska galeria BWA 14 paŸdziernika zorga- Fotografii Dzieci i M³odzie¿y. nizowa³a „Przegl¹d plastyki lubuskiej”. • W Miejskim Centrum Kultury w Gorzowie • Trio Adama Pieroñczyka wyst¹pi³o z koncertem 6 paŸdziernika odby³ siê koncert grupy „Vespa”. w Jazz Clubie Pod Filarami (14 paŸdziernika). Dzieñ póŸniej w MCK z recitalem wyst¹pi³ go- • Gwiazda rosyjskiej piosenki poetyckiej ¯anna rzowski bas-barytona Armand Perykietko. Biczewska wyst¹pi³a z koncertem w Teatrze • W cyklu „W sztuce marzenia staj¹ siê rzeczywis- Lubuskim 18 paŸdziernika, a dzieñ póŸniej toœci¹” w zielonogórskim BWA, 6 paŸdziernika w gorzowskim Teatrze im. Osterwy. odby³ siê pokaz „Opowieœci zimowej” Katarzyny • W Galerii Nowych Mediów 19 paŸdziernika Kozyry. zaprezentowano wystawê prac gorzowianki • 6 paŸdziernika w Galerii w Starej Fabryce Marii Moniki Szalczyñskiej . Idzikowskiej zorganizowany zosta³ wernisa¿ • 20 paŸdziernika odby³ siê w Zielonej Górze kon- malarstwa Moniki £ukomskiej pt. „Anatomia cert w ramach XVI Festiwalu Smyczkowego ¿ycia”. Po wernisa¿u odby³ siê pokaz pracy „Mistrzowie polskiej wiolinistyki” im. Tadeusza dyplomowej Agnieszki Spiegelhalter pn. „Æmy”. Wroñskiego. • Bluesowe jam session z udzia³em W. Bagiñskie- • W Galerii Nowy Wiek Muzeum Ziemi Lubuskiej go, M. £azarkiewicza, A. Goliw¹sa i I. £ojko 20 paŸdziernika otwarto wystawê Heleny Kar- zorganizowano w klubie 4 Ró¿e dla Lucienne dasz „non_ens.net”. 6 paŸdziernika. • 21 paŸdziernika w salonie PGNiG zorganizowa- • W Jazz Clubie Pod Filarami zagrali 7 paŸdzierni- no wernisa¿ fotogramów „Odzyskana kobie- ka saksofonista Marek Kazana i pianistka Lena coœæ”. Imprezê zorganizowa³o Zielonogórskie Ludoff. Stowarzyszenie Amazonek. • 7 paŸdziernika w Teatrze Osterwy w Gorzowie • Piknik historyczny w Pniewie odby³ siê 21 paŸ- odby³a siê premiera s³owackiego re¿ysera Petera dziernika. Koèana pt. „Trzy siostry. Dwie ksi¹¿ki. Mi³oœæ • 21 paŸdziernika w Teatrze Lubuskim zainauguro- jedyna” wg A. Czechowa i P. Coelho. wano 13. Powinobraniowe Spotkania Teatralne • W dniach 9-14 paŸdziernika Centrum Kultury pn. „Niemcy-Austria-Czechy”. i Jêzyka Niemieckiego Uniwersytetu Zielono- • Do 22 paŸdziernika Muzeum Ziemi Lubuskiej górskiego zorganizowa³o w Zielonej Górze goœci³o wystawê pt. „Œl¹sk - kraina kraina IV Dni Niemieckie. Celem przedsiêwziêcia by³o muzeów” przygotowana przez Muzeum Œl¹skie przybli¿enie niemieckiej kultury, muzyki i sztuki. w Görlitz prezentuj¹c¹ eksponaty wybrane ze W og³oszonym konkursie na plakat pierwsze zbiorów 30 placówek muzealnych z Polski, miejsce uzyska³ projekt Joanny Kowalczyk Czech i Niemiec. (patrz II strona ok³adki). • 26 paŸdziernika w Grodzkim Domu Kultury zor- • W ramach Dni Niemieckich 11 paŸdziernika, ganizowano 21. ods³onê Turnieju Jednego w Bibliotece Norwida, otwarta zosta³a wystawa Wiersza pt. „Jesienny urok nostalgii”. Przemys³awa Karwowskiego pn. „Nieznane • Od 26 do27 paŸdziernika w Teatrze Lubuskim zwi¹zki J.W. Goethego ze Œl¹skiem i Ziemi¹ odbywa³y siê wieczory kabaretowe. Wyst¹pili Lubusk¹”. m.in. M. Opania, W. Zborowski, A. Strzelecki, • 16. numer Lubuskiego Pisma Literacko- J. Pietrzak. Kulturalnego „Pro Libris” promowany by³ • „Kombajn Do Zbierania Kur Po Wioskach” kon- 12 paŸdziernika na „Czwartku Lubuskim” certowa³ 27 paŸdziernika w Miejskim Centrum w Norwidzie. Kultury w Gorzowie. • Gorzowskie Dni Muzyki ph. „Jazz” zainau- • Wystawê Joanny Ratajczak-Kurowickiej „Œwia- gurowano koncertem zespo³u Up to Date t³oformy i poezja” otwarto 27 paŸdziernika w Teatrze Osterwy 12 paŸdziernika. w Muzeum Ziemi Lubuskiej. • 13 paŸdziernika w Jazz Clubie Pod Filarami • 27 paŸdziernika Galeria BWA zorganizowa³a rozpoczêto cykl „Klasyka w klubie”. Wyst¹pili finisa¿ „Last minute”. Swoj¹ wystawê zamknê³a absolwenci poznañskiej Akademii Muzycznej. Katarzyna Podgórska-Glonti. • W dniach 3-15 paŸdziernika odbywa³a siê 32. • Pianista Karol Radziwonowicz wyst¹pi³ z kon- edycja Biesiady KoŸlarskiej w Zb¹szyniu. certem 27 paŸdziernika w Filharmonii Zielono- Zorganizowano m.in. koŸlarskie i dudziarskie górskiej.

142 • 29 paŸdziernika zielonogórski klub Kawon goœci³ póŸniej skrzypka Adama Ba³dycha z grup¹ Up to zespó³ „Œwietliki”. Date, a 18 listopada Katarzynê Malinowsk¹ • W Galerii BWA zorganizowano wernisa¿ ma- w recitalu chopinowskim. larstwa S³awomira Czajkowskiego. Ekspozycjê • Na „Czwartku Lubuskim” 16 listopada Norwid pt. „Gil Scott said it” otwarto 2 listopada. goœci³ reprezentantów Pisma spo³eczno-kultural- • Scena plastyczna Leszka M¹dzika wyst¹pi³a nego „Trakt” i Nadwarciañskiego Kwartalnika 5 listopada w Teatrze Lubuskim ze spektaklem Historyczno-Archiwalnego. Spotkanie prowadzi³ „Strumieñ”. Zbigniew Czarnuch. • Na wernisa¿ gobelinów i rzeŸb z tkaniny • W Grodzkim Domu Kultury 17 listopada Teatr Aleksandry Zuby-Benn zaprosi³a Galerii Azyl- Kreatury wyst¹pi³ ze spektaklem „Miejski kraul”. Art. 4 listopada. • 18 listopada w gorzowskim MCK wyst¹pi³a • 4 listopada w Jazz Clubie Pod Filarami wyst¹pili z koncertem grupa „Komety”. gorzowscy muzycy, m.in. pianista Dawid Tro- • W ramach jesiennych Spotkañ Kulturalnych czewski. Koncert zatytu³owano „Solo, duo, trio”. M³odzie¿y Szkó³ Œrednich Autunalia zaprezen- • Koncert z okazji jubileuszu 15-lecia istnienia towano 21 listopada w Filharmonii Zielono- zespo³u „Supreme Lord” zorganizowano 5 listo- górskiej spektakl muzyczny „Tunel”. pada w klubie 4 Ró¿e dla Lucienne. • Na „Czwartku Lubuskim” 23 listopada pro- • 7 listopada w zielonogórskiej galerii BWA za- mowany by³ najnowszy tomik poetycki Henryka inaugurowano przegl¹d prac z kolekcji Lubuskiej Szylkina pt. „¯ejmiana”. Wiersze z tomiku recy- Zachêty Sztuki Wspó³czesnej. towa³a Ma³gorzata Wower. • Od 9 do 12 listopada trwa³ Festiwal TransVocale, • Tegoroczna edycja Wojewódzkiego Przegl¹du 3. edycja Europejskiego Festiwalu Piosenki Teatrów Amatorskich przebiega³a w terminie Autorskiej S³ubice-Frankfurt. Koncerty odby- 24-26 listopada. W przegl¹dzie wyst¹pi³o wa³y siê w Collegium Polonicum, a organizatora- 15 zespo³ów, a jego organizatorami by³o mi by³y S³ubicki Miejski Oœrodek Kultury Regionalne Centrum Animacji Kultury i Teatr i Forum Kleista we Frankfurcie nad Odr¹. Lubuski. • Kino Newa we wspó³pracy z Klubem Kultury • 24 listopada w Filharmonii Zielonogórskiej Filmowej, Wytwórni¹ DEFA i Filmem Polskim wyst¹pi³a z koncertem Beata Biliñska, laureatka zorganizowa³o przegl¹d filmów pt. „Wspó³czesne presti¿owych konkursów pianistycznych. Kino Polskie i Niemieckie” (19-29 listopada) • W Teatrze im. Osterwy 25 listopada odby³a siê • 10 listopada w gorzowskim MCK wyst¹pi³ Jesieñ Jazzowa pn. „Gorzów Jazz Celebrations”. Polski Teatr Tañca ze spektaklami „Barocco” Zaprezentowano jazz, rock, pop, free i in. i „Wo-man w pomidorach”. Imprezê zakoñczy³o jam sesssion. • Z okazji Œwiêta Niepodleg³oœci Teatr im. Osterwy • Gorzowska artystka Anna Szymanek zorgani- zorganizowa³ koncert „Storyboard” (jazz, muzyka zowa³a 25 listopada wystawê poplenerow¹ ludowa polska i armeñska, przeboje klasyki). w Galerii BWA Miejskiego Oœrodka Sztuki. • Oratorium „Œwiêtokrzyska Golgota” Piotra Rubi- • 26 listopada, w ramach Spotkañ z Kultur¹ ka zaprezentowano 11 listopada w koœciele £emkowsk¹, wyst¹pi³y 4 kapele ludowe pw. Œw. Ducha w Zielonej Górze. z Ukrainy i z Polski. Spotkania odby³y siê • Gorzowskie Spotkania Teatralne z udzia³em s³aw w gorzowskim Teatrze im. Osterwy. aktorskich (m.in. B. Wrzesiñska, A. Barciœ, • W cykl akustycznych koncertów „To w³aœnie T. Huk, K. Figura, M. Komorowska, M. ¯ebrow- muzyka” wpisa³ siê Muniek Staszczyk i zespó³ ski) zorganizowano w dniach 12-19 listopada T.Love koncertem w Filharmonii Zilonogórskiej • „Kombajn Do Zbierania Kur Po Wioskach” da³ (27 listopada). koncert w 4 Ró¿ach dla Lucienne 15 listopada. • Zespó³ VooVoo z Wojciechem Waglewskim • Przedstawiciele Polski, Czech i Niemiec wziêli wyst¹pi³ 29 listopada w zielonogórskiej Piwnicy udzia³ w Europejskim Festiwalu Tañca. Pokazy Kawon. odbywa³y siê 16 listopada w hali Uniwersytetu • Lech Majewski, re¿yser, pisarz, malarz, sce- Zielonogórskiego. narzysta, zaprezentowa³ w Galerii Nowych • Jazz Club Pod Filarami 16 listopada goœci³ Mediów wideoinstalacje pt. DiVinities. Wystawê pianistê Dawida Troczewskiego z triem, dzieñ mo¿na ogl¹daæ do koñca roku.

KRONIKA LUBUSKA

143 KSI¥¯KI NADES£ANE

Bibliografia Zielonogórskiego Winiarstwa, Archiwum Pañstwowe w Zielonej Górze, Zielona Góra 2006, s. 506.

Beata Frydryczak, Helena Kardasz, Park Miu¿akowski. Przestrzeñ pamiêci i pojednania. Muskauer Park. Erinnerungs- und Versöhnungsraum, Oficyna Wydawnicza Uniwersytetu Zielonogórskiego, Zielona Góra 2006, 116 s.

Jan Gross, W kilku wersach o nonsensach, Miniatura, Kraków 2005, 63 s.

Alicja Lewicka, Lampka nocna. Prace, Katedra Sztuki i Kultury Plastycznej. Uniwersytet Zielonogórski, Zielona Góra 2006, 24 s.

Mariusz Niemycki, Tañcz¹cy z babokiem, Wydawnictwo Skrzat, Kraków 2006, 54 s.

Mariusz Niemycki, Cz³apoklapek, Wydawnictwo Skrzat, Kraków 2006, 54 s.

Mariusz Niemycki, Wiadro na urodziny, Wydawnictwo Skrzat, Kraków 2006, 48 s.

Krzysztof Raniowski, Rady ziemi wolsztyñsko-babimojskiej, Biblioteka Publiczna Miasta i Gminy Wolsztyn, Wolsztyn 2005, 400 s.

Robert Rubacha, Oczy, Ko¿uchowski Oœrodek Kultury i Sportu „Zamek”, Ko¿uchów 2006, 38 s.

Spotkania z Nieoczekiwanym. Almanach grupy literackiej OKSYMORON, red. Barbara Konarska i Joanna Szczepaniak, Zielonogórski Uniwersytet Trzeciego Wieku, Zielona Góra, 2006, 248 s.

Krzysztof Swereda, G³os milczenia, Ko¿uchowski Oœrodek Kultury i Sportu „Zamek”, Ko¿uchów 2006, 46 s.

Anna Maria Szewczuk, Kwiaty mi³oœci, Wydawnictwo „Anna”, Zielona Góra 2006, 39 s.

Wiek Wierzbaka. G³osy poezji i prozy, red. Marian Grzeœczak, Media Rodzina, Poznañ 2006, 182 s.

Rainer Wochele, Desperat, Stowarzyszenie Pisarzy Polskich, Oddzia³ w Poznaniu, Poznañ 2006, 207 s.

144 AUTORZY NUMERU

Xenia Cosmann-Doer Poetka, autorka opowiadañ, z wykszta³cenia bibliotekarz. Mieszka w Berlinie. Zofia Frydel-Koœmider Ur. w 1953 r.; absolwentka UAM w Poznaniu; nauczycielka, autorka wierszy i krótkich form prozatorskich. Publikuje w prasie i almanachach pokonkursowych; liczne nagrody i wyró¿nienia w konkursach literackich. Mieszka w Bielsku-Bia³ej. Kazimierz Furman Ur. w 1949 r. Poeta, prozaik, felietonista, laureat nagród literackich (m.in. Lubuski Wawrzyn Literacki 1999). Zdzis³aw Haczek Dziennikarz „Gazety Lubuskiej”. Ewa Jêdrzejowska Doktorantka w Instytucie Filozofii Uniwersytetu Zielonogórskiego. Leszek Kania Kurator wystaw, krytyk sztuki, zastêpca dyrektora Muzeum Ziemi Lubuskiej. Przemys³aw Karwowski Ur. w1954 r. In¿ynier, przedsiêbiorca, regionalista, winiarz, mi³oœnik twórczoœci Goethego. Sta³y wspó³pracownik redakcji „Œwiat Radio”, „Œwiat Win” i „Winiarz Zielonogórski”. Mieszka i pracuje w Zielonej Górze. Konrad Krakowiak Ur. w 1979, student filozofii Uniwersytetu Zielonogórskiego, poeta, redaktor Telewizji Przewodowej Zielona Góra, copywriter, organizator dzia³añ kulturalnych, lektor radiowy i telewizyjny. Dawid Kotlarek Bibliotekarz, historyk, absolwent Uniwersytetu Zielonogórskiego; pracownik Dzia³u Informacji Bibliograficznej i Regionalnej WiMBP w Zielonej Górze. Jaros³aw Kuczer Historyk, pracownik Instytutu Historii UZ, regionalista. W³adys³aw £azuka Ur. w 1946 r. poeta, prozaik, laureat nagród i wyró¿nieñ literackich. Czêsto publikuje w prasie, a tak¿e wystêpuje na antenie PR i TVP. Autor zbiorów wierszy. Mieszka w Choszcznie. Zenon £ukaszewicz Ur. w 1934 r. na WileñszczyŸnie; krytyk literacki, emerytowany dziennikarz i by³y zastêpca redaktora naczelnego dwutygodnika spo³eczno-kulturalnego „Nadodrze”. Mateusz Marczewski Ur. w 1976 r., dziennikarz, reporta¿ysta. Publikowa³ m.in. w „Polityce”, „Tygodniku Powszechnym”, „Znaku” i „Przegl¹dzie Powszechnym”. Autor tomu poetyckiego i libretta do p³yt. Mieszka w Poznaniu. Czes³aw Markiewicz Ur. w 1954 r. w Zielonej Górze; poeta, prozaik, krytyk literacki, eseista, dziennikarz „Radia Zachód” w Zielonej Górze.

AUTORZY NUMERU

145 Zenon Musia³owski Urodzony w 1952 r. w Kroœnie Odrz.; meloman, kolekcjoner p³yt; dzia³acz Polskiego Stowarzyszenia Diabetyków. Mieszka w Zielonej Górze. Nadie¿da Myszlennik Poetka rosyjska zamieszka³a w ¯aganiu. Cyprian Norwid (1821-1883) poeta i plastyk; od 1842 za granic¹; przedstawiciel nowatorskiej, zintelektualizowanej liryki, autor poematów, utworów dramatycznych, nowel, filozoficznych esejów wspomnieniowych. Michael Andreas Peters Poeta, cz³onek Polsko-Niemieckiego Biura Literackiego, uczestnik X Nocy Poezji we Frankfurcie nad Odr¹. Jolanta Pytel Ur. w 1952 r. Poetka, prezes Stowarzyszenia Jeszcze ¯ywych Poetów. Publikowa³a w licznych almanachach, w prasie lokalnej i ogólnopolskiej. Jej utwory t³umaczono na jêzyk angielski i niemiecki. Mieszka w Zielonej Górze. Maria Radziszewska Bibliotekoznawca, historyk, starszy kustosz w Dziale Zbiorów Specjalnych WiMBP w Zielonej Górze. Czes³aw Sobkowiak Ur. w 1950 r., poeta, krytyk literacki, wspó³pracownik regionalnych i ogólnopolskich pism literackich. Anna Szóstak Ur. w 1965 r., mieszka i pracuje w Zielonej Górze. Historyk literatury polskiej, adiunkt Uniwersytetu Zielonogórskiego. Henryk Szylkin Ur. w 1928 r. na WileñszczyŸnie, poeta, prozaik, wieloletni prezes Towarzystwa Mi³oœników Wilna i Ziemi Wileñskiej, wspó³autor kilkudziesiêciu antologii poezji i prozy wydanych w kraju i za granic¹. Utwory H. Szylkina t³umaczono na jêzyki: litewski, rosyjski, bia³oruski, niemiecki, ukraiñski. Izabela Taraszczuk Asystent w Instytucie Filologii Germañskiej Uniwersytetu Zielonogórskiego. Rainer Vangermain Ur. w 1952 r., poeta, prozaik. Mieszka w Berlinie. Prezes Polsko-Niemieckiego Biura Literackiego we Frankfurcie nad Odr¹. Maria Wasik Dyrektor WiMBP im. C. Norwida w Zielonej Górze, bibliotekarz dyplomowany, autorka szeregu publikacji z dziedziny bibliotekarstwa. Andrzej K. Waœkiewicz Ur. w 1941 r. w Warszawie. Poeta, krytyk, historyk literatury, edytor. Mieszka i pracuje w Gdañsku. Jacek Weso³owski Artysta i teoretyk nowej sztuki, literaturoznawca, doktor nauk humanistycznych. Mieszka w Berlinie i Bia³owicach w Lubuskiem. Carmen Winter Publicystka i poetka. Prowadzi agencjê Publicystyki i Public Relation. Mieszka i pracuje we Frankfurcie nad Odr¹.

146 16-Sty-2007 Pro Libris Nr 17 Ok³adka II + III CMYK I miejscewkonkursienaplakatzokazjiIVDniNiemieckich2006. Joanna Kowalczyk,KatedraSztukiiKulturyPlastycznej,Wydzia³ ArtystycznyUZ. Herausgegeben mitfinanziellerUnterstützung derStiftungfürdeutsch-polnischeZusammenarbeit Wydano zfinansowymwsparciem FundacjiWspó³pracyPolsko-Niemieckiej Erinnerungs- undVersöhnungsraum. Beata Frydryczak,HelenaKardasz-ParkMu¿akowski.Przestrzeñ pamiêciipojednania/MuskauerPark. 16-Sty-2007 Pro Libris Nr 17 Ok³adka I + IV CMYK