<<

LUTY 2015

Gazeta internetowa poświęcona muzyce improwizowanej ISSN 2084-3143 ISSN

Rozmowy: Antoni Krupa Iva Bittová Weronika i Michał Kwiatkowscy

Wojtek Jachna Chwycić przypadek i go nie zepsuć

Wojtek Jachna, fot. Kuba Majerczyk < Od Redakcji redaktor naczelny Piotr Wickowski [email protected]

Klasyfikowanie pomaga w zorientowaniu się w ogromie docierającej zewsząd muzyki. Przynosi jednak częściej więcej szkody niż pożytku, sprowadzając bogatą i nowatorską twórczość do zużytych i nieaktualnych etykiet. A co z takimi artystami, którzy w szu- fladkach w ogóle się nie mieszczą? Jak na przykład Iva Bittová. „Nie interesuje mnie trzymanie się żadnych gatunków. Nad muzyką nie da się w taki sposób zapanować. Nigdy nie wiesz, co ci do głowy przyjdzie, co się w tobie urodzi. Nie ma co zatrzymywać tego procesu. Zresztą, w moim przypadku większość muzyki powstaje w trakcie impro- wizacji i przeważnie dla mnie samej jest zaskoczeniem. Gdy gram, sama słucham jej po raz pierwszy, odkrywam ją” – mówi Iva Bittová. Z błędnym klasyfikowaniem próbuje walczyć bohater lutowego JazzPRESSu – Woj- ciech Jachna, który zauważa: „Dziś wszystkim wygodniej jest podchwycić jakieś fajne, chwytliwe hasło, niż zastanawiać się, co i jak gra dany muzyk czy zespół”. Błędne klasyfikowanie i upraszczanie, wbrew pozorom, nie jest problem dotyczącym jedynie nielicznych. Dotyka ono na co dzień wszystkich melomanów a zwłaszcza mi- łośników jazzu, których zamyka się w getcie z etykietką „niszowy”. Co należy tłumaczyć jako: taki, który swojej ulubionej muzyki nigdy nie usłyszy i nie zobaczy w masowych mediach, chyba że wyjątkowo i nie wcześniej niż w okolicach północy. Nic dziwnego, że później organizatorzy koncertów stwierdzają, że u nich „ się nie przyjął”. Takie słowa usłyszał od jednego z nich nasz felietonista Konrad Michalak. Sugestię Konrada, z felietonu publikowanego w tym numerze naszego magazynu, pod- daję pod rozwagę wszystkim, którzy decydują, jaka muzyka i kiedy się opłaca, komu i ile za „pracę w kulturze” zapłacić lub czy w ogóle przeznaczyć jakieś pieniądze na działalność kulturalną: „Być może wreszcie przyszedł czas, żeby zacząć się godzić ze świadomością, że duży ekonomiczny zwrot wymaga pracy, wysiłku i czasu, nierzad- ko też wymaga popełnienia błędów oraz zainwestowania pieniędzy, bez stuprocento- wej gwarancji krótkoterminowego zwrotu”. Miłej lektury!

> SPIS TREŚCI

3 – Od Redakcji

4 – Spis treści

6 – Wydarzenia

9 – Konkursy

10 – Wspomnienie 10 WARD SWINGLE (1927 – 2015) Pożegnanie twórcy The Swingle Singers

12 – Płyty 12 Top Note Pianohooligan – 15 Studies for the Oberek 16 RadioJAZZ.FM poleca 18 Recenzje Wojciech Myrczek & Paweł Tomaszewski – Love Revisited Andrzej Olejniczak oraz Orkiestra Polskiego Radia pod batutą Krzesimira Dębskiego – New Sax Concertos Ksawery Wójciński – The Soul Tomasz Sroczyński, Marek Pospieszalski – Bareness Grażyna Auguścik Orchestar – Inspired by Lutosławski Wojtek Mazolewski Quintet – Polka Bogna Kicińska – The Maze Michał Milczarek Trio – Squirrels & Butterflies Diana Krall – Wallflower Erik Truffaz – Being Human Being Ches Smith & These Arches – International Hoohah Bill Frisell – Guitar in The Space Edge Robin Eubanks + Mental Images – Klassik Rock Vol. 1 Adam Pierończyk Quartet – A-Trane Nights

50 – Koncerty 50 Przewodnik koncertowy 52 Normalnie w styczniu 58 Jazz w pięciu smakach 61 Sprzężenie zwrotne 64 Żywiołowe polsko-belgijsko-australijskie HRH 66 Bielszy odcień bieli 68 Bez cenzury – jazz i klasyka

< JazzPRESS, luty 2015 5

73 – Rozmowy 73 Wojciech Jachna Chwycić przypadek i go nie zepsuć 84 Antoni Krupa Moim życiem pokierowały dwa przypadki… 92 Iva Bittová Artykuł pierwszej potrzeby? Zatyczki do uszu 98 Michael League Musisz być podekscytowany tym co tworzysz 105 Weronika i Michał Kwiatkowscy Chcemy, żeby ta kula śnieżna toczyła się sama

113 – Galeria improwizowana

118 – Słowo na jazzowo 118 Słuchając we dwoje John Surman – The Spaces In Between 122 Półmisek szefa Dyskretny urok jazzowych epifanii 124 On the Corner Polecam, bo wie, co to jazz 126 Lewym Uchem Bez stuprocentowej gwarancji krótkoterminowego zwrotu

128 – Pogranicze 128 World Feeling Wyłącz kaloryfer 131 Bluesowy Zaułek 131 The Blues Hall of Fame – urodzeni pod pechową gwiazdą

134 – Kanon Jazzu

136 – Redakcja

> 6| Wydarzenia

Apprentice z Domem Wydawniczym For Tune oraz Patryk Kraśniewski Trio z Agencją Koncer- towo-Wydawniczą Karrot Kommando uzyskali dofinansowanie w ramach czwartej edycji kon- Weezdob Collective, Mateusz Pałka, Szymon kursu na jazzowy debiut fonograficzny. Mika Quartet i Kajetan Borowski Trio – to finali- Jak poinformował organizujący konkurs In- ści konkursu festiwalowego Lotos Jazz Festival – stytut Muzyki i Tańca: „Wyboru zakwalifiko- 17. Bielska Zadymka Jazzowa. Finalistów wybrało wanych projektów dokonano, kierując się kon- jury pod przewodnictwem Jana Ptaszyna Wrób- cepcją nagrania i wyrazem artystycznym de- lewskiego. Finał Konkursu odbędzie się 23 lute- biutujących zespołów (na podstawie nadesła- go w Sali Koncertowej ZPSM w Bielsku-Białej. nych materiałów demonstracyjnych). Wysoko Gwiazdami tegorocznej Zadymki będą: Wayne oceniono dojrzałość muzyczną artystów i ory- Shorter, , Randy Crawford, ginalność przedstawionych projektów, a także Arturo Sandoval i Włodek Pawlik. umiejętności wykonawcze muzyków biorących udział w nagraniu”. Wyboru dokonano spośród dziesięciu zgłoszonych projektów. Program Jazzowy debiut fonograficzny ma na celu zwiększenie liczby debiutów i nagrań mu- zyki jazzowej, ułatwienie wejścia na rynek mu- Na mapie polskich jazzowych miejsc koncerto- zyczny nowym zespołom i solistom, a także ani- wych przybył kolejny punkt – Jazz Club Vertigo mację jazzowej twórczości kompozytorskiej we Wrocławiu. Oficjalną działalność zainaugu- (przynajmniej 50 procent czasu trwania nagra- rowano tam 15 lutego koncertem Moniki Borzym. nia musi zostać poświęcone muzyce polskiej Vertigo (po angielsku oznacza „zawrót głowy”) z obligatoryjnym nagraniem przynajmniej jed- znajduje się w podziemiach budynku Business nego nowego utworu polskiego kompozytora). Center Save The World. Właściciele klubu za- We wcześniejszych trzech edycjach programu pewniają, że akustyka wnętrza została specjal- dofinansowano wydanie sześciu albumów pły- nie dostosowana do grania muzyki jazzowej. towych: Jazz City Choir, Raw Tone (2012 rok), Jo- Miło nam poinformować, że ściany pomieszczeń anna Kucharczyk Quartet, Darek Dobroszczyk klubu zdobią między innymi fotografie autor- Trio feat. Przemek Hanaj (2013), F.O.U.R.S. Collec- stwa naszego redakcyjnego kolegi Lecha Basela. tive, Michał Milczarek Trio (2014).

< JazzPRESS, luty 2015 |7

podkreśla Witold Wnuk, pomysłodawca Kon- kursu Śmietany oraz dyrektor Letniego Festiwa- lu Jazzowego w Piwnicy pod Baranami. W jury konkursu znalazły się międzynarodowe gwiazdy jazzowej gitary – chcą w ten sposób zło- żyć hołd wybitnemu polskiemu artyście, z któ- rym się przyjaźnili i współpracowali. Są wśród nich między innymi: John Abercrombie, Mike Do 31 marca przyjmowane będą zgłoszenia do Stern i Ed Cherry, a także polscy wirtuozi i peda- pierwszej edycji Międzynarodowego Jazzowe- godzy tego instrumentu: Marek Napiórkowski go Konkursu Gitarowego im. Jarka Śmietany. i prof. Karol Ferfecki. Skład jury uzupełni po- Na podstawie nadesłanych nagrań jury wybie- nadto wieloletni przyjaciel Śmietany, pianista rze 10-15 najlepszych muzyków, którzy zapro- i organista Wojciech Karolak oraz prezes Fun- szeni zostaną na rozpoczynające się 1 lipca prze- dacji My Polish Heart – Witold Wnuk. słuchania w Krakowie. Zwycięzcy ogłoszeni zo- Zgłoszenia do konkursu przyjmowane są za po- staną 4 lipca podczas finałowej gali w Centrum średnictwem strony www.smietanacompeti- Kongresowym ICE Kraków. Organizatorzy prze- tion.com. Tam też dostępne są szczegóły i regu- widzieli nagrody pieniężne o łącznej wartości lamin konkursu. 17 tys. dolarów. Nagrodę specjalną ufunduje po- nadto rodzina patrona konkursu – Anna i Ali- cja Śmietana. Przesłuchania konkursowe i kon- cert galowy będą rejestrowane i transmitowane online. Dodatkowo, na stronie konkursu zorga- nizowany zostanie plebiscyt, w którym publicz- ność wybierze najlepszego muzyka startującego w konkursie. Otrzyma on nagrodę publiczności i wystąpi podczas finałowej gali. Konkurs w hołdzie wybitnemu gitarzyście Jar- kowi Śmietanie organizuje Fundacja My Polish Heart, we współpracy z Fundacją im. Zbigniewa Seiferta i Letnim Festiwalem Jazzowym w Piw- nicy pod Baranami. Konkurs odbywać się będzie fot. Marian Sanecki w cyklu dwuletnim, na przemian z zainaugu- rowanym w ubiegłym roku Konkursem im. Z. Druga edycja Międzynarodowego Jazzowego Seiferta. „Konkurs Seiferta spotkał się z olbrzy- Konkursu Skrzypcowego im. Zbigniewa Seiferta mim, międzynarodowym zainteresowaniem. odbędzie się między 11 a 16 lipca 2016 roku. Zdo- Jego sukces przekonał mnie, że równie ważnym bywca pierwszej nagroda otrzyma 10 tys. euro, wydarzeniem powinien się stać Konkurs im. drugiej – 5 tys. euro a trzeciej – tysiąc euro. Orga- Jarka Śmietany. I to zarówno dla młodych mu- nizatorem Konkursu jest Fundacja im. Zbignie- zyków jak i fanów jazzu z Polski oraz świata” – wa Seiferta.

> 8| Wydarzenia

Cztery imprezy z muzyką swingową, niezliczo- ne godziny warsztatów, konkursy, pokazy i wie- le innych atrakcji złożą się na Retro Weekend Wrocławski festiwal Jazz nad Odrą wkracza Festiwal. Święto miłośników dawnego jazzu (od w swoją drugą pięćdziesiątkę pod artystycznym lat 20. do 40. XX wieku) i związanych z nim tań- kierownictwem Leszka Możdżera. Gwiazda- ców odbywać będzie się w dniach od 26 lutego mi 51. edycji JnO, która rozpocznie się 14 kwiet- do 1 marca w Warszawie. nia i potrwa przez tydzień, będą między innymi: Na imprezach najlepszą muzykę swingową za- Dave Liebman, Lars Danielsson, Lee Konitz, The pewniać będą polscy i zagraniczni DJ-e, zagra- Bad Plus, Dave Douglas, David Sanborn i Ma- ją też na żywo zespoły: The Warsaw Dixielan- rius Neset. Z polskich atrakcji szczególnie cieka- ders, Happy Jazz Band i Blues Fellows. Na głów- wie zapowiada się specjalny koncert przygoto- nej imprezie, w sobotę 28 lutego, w Loft44, nie wany przez Wojciecha Konikiewicza w hołdzie zabraknie występów instruktorów i konkur- Ryszardowi Miśkowi, podczas którego zapre- sów tanecznych z nagrodami oraz praktycznych zentują się różne pokolenia polskiej jazzowej porad z zakresu retro stylu – makijażu, fryzur, awangardy. stroju i dodatków. Muzycy, którzy nie ukończyli 35. roku życia do Organizowany po raz piąty Retro Weekend Fe- 31 marca mogą jeszcze zgłaszać się do konkursu, stiwal po raz drugi ma charakter międzynaro- który jest najstarszą tego typu, festiwalową ry- dowy, z gościnnym udziałem zagranicznych in- walizacją w Polsce. Warunkiem udziału w nim struktorów. Więcej informacji na stronie: www. jest przedstawienie do oceny 20–30-minutowe- retroweekend.pl go materiału muzycznego na CD (w tym włas- W tym numerze JazzPRESSu publikujemy roz- nej interpretacji znanego standardu jazzowe- mowę z organizatorami Retro Weekend Festi- go). W jury znaleźli się: Lee Konitz, Leszek Moż- wal – Weroniką i Michałem Kwiatkowskimi dżer i Paweł Brodowski. Szczegóły na stronie or- z warszawskiej szkoły tańca Shim Sham. ganizatora: jazznadodra.pl/konkurs-30.

< JazzPRESS, luty 2015 |9

W lutym proponujemy do zdobycia płyty wokalistek jazzowych oraz nowość książko- wą.. Można wybierać między następującymi:

Diana Krall – Wallflower

Bogna Kicińska – The Maze

Monika Lidke – If I Was Describe You

Stanisław Danielewicz – Jazzowisko trójmiasta. Czwarta zmiana

Wygrywa co dziesiąty z kolei mail, z wpisa- nym w temacie tytułem jednej z trzech wy- mienionych płyt lub książki, którą chcieliby- ście dostać. Zapraszamy do pisania na adres: [email protected]. Powodzenia!

> 10| Wspomnienie

Ward Swingle (1927 – 2015) Pożegnanie twórcy The Swingle Singers

Andrzej Patlewicz [email protected]

Od czasu powstania The Swingle Paryża. Właśnie tam Ward Swingle Singers jazzowy świat znacznie kontynuował swoją dalszą naukę, wzbogacił się o grupy wokalne, pobierając lekcje u pianisty Walte- wśród których byli i polscy Novi ra Giesekinga. Dzięki niemu rozwi- Singers. W dużej mierze przyczynił jał swoje jazzowe zainteresowania, się do tego amerykański wokali- które bliskie były sztuce wokalnej. sta i aranżer Ward Swingle, twórca Śpiewając w zespole Les Blue Stars, i spiritus movens The Swingle Sin- który towarzyszył w nagraniach gers, zespołu słynącego ze znakomi- studyjnych i na estradzie wokalist- tych interpretacji utworów muzyki ce Blossom Dearie, odkrył iż śpiew poważnej. Ward Swingle odszedł 19 jest jego powołaniem. Właśnie stycznia 2015 roku, w wieku 87 lat. w Les Blue Stars poznał utalento- waną wokalistkę Christiane Le- Ward Lamar Swingle przyszedł na grand, siostrę znanego kompozyto- świat 21 sierpnia 1927 roku w Mobi- ra i pianisty Michela Legranda. To le, w stanie Alabama, gdzie docie- dzięki niej przyłączył się do zespołu rały echa muzyki Nowego Orleanu. wokalnego Les Double Six, kiero- Swoją edukację muzyczną rozpo- wanego przez Mimi Perrin, która czął od gry na fortepianie. Zanim wspierała na estradzie francuskie rozpoczęła się na dobre jego ka- gwiazdy, między innymi Charlesa riera muzyczna, wraz ze starszym Aznavoura i Édith Piaf. Gdy kierow- bratem Irą występował w szkolnej niczka, ze względu na stan zdrowia, kawiarni. Po ukończeniu szkoły wycofała się z prowadzenia zespołu średniej studiował w Cincinnati Les Double Six, Ward Swingle wraz Conservatory, gdzie poznał francu- z Christiane Legrand i pozostałymi ską skrzypaczkę Franćoise Demo- wokalistami utworzyli grupę Les rest, która została jego żoną. Udzie- Swingle Singers. lał się czynnie w uczelnianym big bandzie, a dzięki stypendium Ful- Jazzujące aranżacje kompozycji brighta po raz pierwszy wyjechał do Jana Sebastiana Bacha, wykonywa-

< JazzPRESS, luty 2015 |11

ne na głosy, przyniosły zespołowi kalistami sformował efemerydę wokalną Swingle II. ogromną popularność. Otrzymywa- Prowadzone przez Warda Swingle grupy wokalne, li zaproszenia na koncerty niemal przybierały co rusz różne nazwy, a to The Swingles, z całego świata. W Polsce wystąpili The New Swingle Singers, czy wreszcie The Swingle w 1964 roku śpiewając a cappella. Singers. Pod tym ostatnim szyldem grupa zasłynęła, Nagrane przez zespół albumy zdo- nie tylko nad Tamizą, wykonując brawurowo temat były pięć nagród Grammy. do filmu o przygodach Jamesa Bonda The Spy Who Loved Me. Les Swingle Singers wykonywa- li klasyczne tematy jak Eine klei- The Swingle Singers wykonywali, przy użyciu jazzo- ne nachtmusik Mozarta lub Largo wo-swingowej techniki wokalnej, własne opracowa- z koncertu F-dur Jana Sebastiana nia muzyki klasycznej. Po mistrzowsku, za pomocą Bacha, a także z wielką wprawą techniki skatu, a capella śpiewali zarówno utwory sięgali po znane utwory z muzyki klawesynowe, organowe fugi, jak i bardzo skompli- popularnej. Wszystko, co śpiewali kowane aranżacyjnie utwory koncertowe. było sztuką wokalną z wielkim ła- dunkiem jazzu. Ważnym momen- W 1984 roku Ward Swingle zrezygnował z czynnego tem w ich karierze było wspólne śpiewania i zajął się pisaniem aranżacji dla własne- wykonanie z Modern Jazz Quartet go zespołu, w którym pojawiały się nowe pokolenia Arii na strunie G Jana Sebastiana Ba- śpiewaków. Mimo podeszłego wieku z wielkim po- cha, co przyniosło im olbrzymie uz- wodzeniem prowadził warsztaty dla młodych wo- nanie krytyki jazzowej. Zachwycała kalistów. W 2008 roku Ward Swingle obchodził swo- się nimi także publiczność, która je osiemdziesiąte urodziny. Olbrzymi chór siedem- doceniła ich kunszt wokalny. dziesięciu byłych członków The Swingle Singers odśpiewał jubilatowi Happy Birthday. Zespół, który Będąc niemal u szczytu sławy fran- założył Ward Swingle istnieje do dziś, jako formacja cuski zespół w 1973 roku rozwiązał międzynarodowa, skupiająca wokalistów z różnych się, a Ward Swingle wyjechał do zakątków świata. Londynu, gdzie wraz z młodymi wo-

> 12 NOTE TOP < |

Płyty/ Top Note

TTTOOOPPPNNNOOOTTTEEE podaje natacyanijednej istniejącejjużmelodiiludowej. rając sięnaimprowizacjachrodzimego folkloru, Orzechowski nie szkiców inspirowanych jedyniecechamioberka. Co ciekawe, opie- czynienia raczej miniaturami, z fortepianowymi zbiorem krótkich przypadku mamypoświęconego muzyce Pendereckiego, do w tym śli z pierwszej płyty. W przeciwieństwie dosporychform z debiutu Pianohooligana. Myli sięjednakten,ktooczekuje kontynuacji my ni DeccaClassics,jestjużdrugimsolowym materiałemw karierze Płyta go tańcai tam szuka, przez nikogo jeszcze niezbadanych przestrzeni. Tym razem zaprasza nasdomiejsccharakterystycznych dlapolskie- czujnością. wirach oswojonych, niemal na pamięć, czyli z uśpioną wygody poruszania siępore- już natematmuzyki wiemy; z butów tego, co własnych przyzwyczajeń; z butów z butów rzuca z butów: Piotr Orzechowski przyzwyczaił jazzową publiczność dotego, żewy Pianohooligan –15Studies for theOberek U brzegów PiotraOrzechowskiego 15 Studies for theOberek,opatrzona logiemlondyńskiejwytwór - - - storyczny zarys oberka,pianista hi- Będąc dalekimodbrnięcia w ( współczesnym kontekście nym we skim folklorem –alewyprowadzo- melodiom zainspirowanym pol- nia część badańpoświęconajest radości kreacji (TheImpuse).Ostat- niczego, jako czysty efekt formy z wizacja byłaźródłempowstawania impulsiepotrzebnym, byimpro- o ( 7-9 są przedmiotem badańw Study wistym metrummuzyki ludowej – nieoczy rytm – z sions). Pulsacja i ich rozwiązań (The Ten- kadencji i niejróżnorakich –a w w harmonii ry poruszajązjawisko napięcia na są w zyce budowane kolorem zawarte mu- ca. Najsilniejszewrażenia w omawia pięćcechludowego tań- Piętnaście tytułowychstudiów dźwięków pokazane przede wszystkim za pomocą raczej naulotnewartościtegotańca, ny zarysoberka, pianistakładzie nacisk Będąc dalekimodbrnięciaw historycz The Line). The Pulse) The Colour). Kolejne trzy utwo- (część zatytułowa- Study 1,2i 3 . mówi TriadaStudy 10-12mówi -

ści. Wyciągając rzeczy dawnena światło nowej im- (niż znanedotychczas) cechy muzycznej osobowo- nimjeszcze bardziej charakterystyczne rzeźbi w większągłębięsiebie, która sta –schodzącw coraz temu eksperymentowiulega równieżsam piani - czy toświadomy zabieg,aleodnoszęwrażenie, że może przynieść muzyka improwizowana. Niewiem, świadkiem zmian,jakie się jednocześnie twórcą i oczom wytrawnego krytykarodzimegojazzu.Staje zasadach, sięga daleko ponadto, co dostępne jest Opierając znanąnamformę nazupełnienowych ciąganie naświatłodzienne,ocalaodzapomnienia. tymsamym nowe życie;przez wy improwizacji, a Orzechowski-alchemik dajeoberkom nową postać cją, składa formę, dalekąjednakżeodrekonstrukcji. ści pierwsze –aleówrozkład wcale niejestdestruk na polskimgruncieoberki.Rozbiera formę naczę- ducha, jakimożełączyć wszystkie znanei nieznane żeby odnaleźćjedność,uniwersalizm i myśl główną; po to, –a wszystko muje, potęguje,dzieli,dwoi i troi - nowe składniki, zamienia,wymienia,dodajei odej soku –jakw pracowni alchemicznej wtłacza coraz to miludowości każdąkroplę wyciskaze znanej I tak, pokazane przede wszystkim za pomocądźwięków. kładzie naciskraczej naulotnewartości tegotańca, - JazzPRESS, luty 2015 JazzPRESS, [email protected] Marta Ignatowicz-Sołtys | > > 13 TOP- NOTE- TOPNOTE 14 < |

Płyty/ Top Note Ostrożny niechbędzieten,który A jak bada–todokońca. Jeśli jużcośmówi...tokonkretnie. że pianista niezarzuca nas treścią. stu szkicachnadoberkiemwidać, wpiętna- używającym słów, taki oszczędnie kornym, świadomym i czynienia z człowiekiem bardzopo- nie jak podczas rozmów mam do sobie właśnietakiegokońca. Podob- polskichmuzyków życzyłby den z zdumiewam sięwiedząc,żenieje- muzyce, naprawdę chcerobićw próby zdefiniowania tego, cotak mówi, żejestraczej napoczątku numeru JazzPRESSu Orzechowski wywiadziedostyczniowego Gdy w wego, akordu napłycie. słychać jużodpierwszego, kluczo- to długie badania. A oparciu o w dzo szerokiejświadomościhistorii, TTTOOOPPPNNNOOOgana rozwijanajestnapodłożubar intuicjaPianohooli- prób i błędów, swoją muzyczną tożsamośćmetodą podczas gdydawneludyodkrywały nią dużo dalej, bo Tyle, żeidziez muzyce ludowej – intuicji. TTdziś o Tbez któregonierozmawialibyśmy przy tymjednakgłównegoośrodka, była przybierać swą formę. Nietraci jakiejmuzyka zwykła postaci w przełamuje schemat i jednocześnie EEEchaczowi coś,cotenpozorniezna przestrzeni czasowej. Dajewięcsłu- prowizacji, prezentujejąw szerszej - libyśmy dziśdoAmeryki. jednego człowieka nie podróżowa- ryzyka bez graniczącego z obłędem Bardzo. Należyjednakpamiętać,że podróż ponowe jestryzykowna? szczytów, nowych lądów. Czy taka dzą doodkrycianowego: nowych się nie bać. Oba te czynniki prowa- wysiłku. Aleproszę koncentracji i nia wymaga ogromnych nakładów dlazrozumie- niczym niedzieli, a nikim nego materiału, który sięz styczna. Jestprzykładem muzycz- wątpliwości, żejestna wskroś arty wym mniemaniu,niemamjednak maso- może niebyćatrakcyjna w jazdę samochodem.To płyta,która uprzyjemnić sobiezaichprzyczyną tle rozmowy przy kawie lub cić w studia nadoberkamichceumieś- nego przede mną. I choć mówi się, mówisię, nego przede mną.I choć i pokazują, jakjeszcze wieleniezna- mnie wyzwaniem. Uczą pokory muzyki improwizowanej, sądla kontekście współczesnej kiem, w na zwątpienie. Studia nadober na wrażliwość, niepozwalam sobie wszakże zrodziła się moja muzycz- której folklorystycznej intuicji,z wyzwaniem. Polegając jednakna znam, jestdlamnieogromnym działania machiny, którą pozornie tworząc zupełnienowysposób którymi zarządza Orzechowski, drobnych trybików, chanizmów i Przedzieranie się przez układ me- - - próbować nazywać jąsłowami. wciąż nanowo zawsze żmudnie i którzy mieli odwagę zyki w Polsce, większych dlamniebadaczy mu- powołuję siętutajnadwóch naj- – nazwał swoje rozważania z pokorą nurt wchodzi próbującopisaćjazz, głęboki Tyrmand, świadomy w jak mistrz muzycznego pióra, Leopold tą, bystawiaćichcoraz więcej.Inny nia dotyczące oberka–raczej zachę- się odpowiedzią na wszystkie pyta- dobnie płytaPiotra niewydajemi próbować mówićtymbardziej.”. Po- powiedzieć, trzeba tymisłowami tym,czego sięniedasłowami – o wiedzieć, nazwać, ale–dodiabła opisać, wysłowić, wyrazić, wypo- Chłopeckiego bronisię:„Niedasię monologuAndrzeja Muzyka w nie należy próbować jej opisywać. kończą sięsłowa, nieznaczy to, że że muzyka zaczyna siętam,gdzie . Nie bez powodu jazzu . Nie bez powodu U brzegów dotychczas nieodkrytego, lądu. dziś dobrzegów nowego, nikomu się, żedziękisteromPiotra dobiłam łam podczas studiówoberka.Cieszę jakiejdozna- porcji naukii pokory, przy kolejnych jego płytach takiej tra Orzechowskiego, życząc sobie Pio- nazywam mójtekst:U brzegów jest tojazz.Świadomatejprawdy, nową normę,nowyranking. I wciąż rej trzeba stworzyć nowy schemat, tychczas nieznaną, na potrzeby któ- przedstawia przestrzeń nikomu do- mę, ponadranking czy schemat– wyrywając sięwysoko ponadnor- formalnością zupełniezbędną.Bo „płyta roku” zyka, dlaktórejrankingi takiejak –wymykać się.To mu- – i powinna jednemu pięknemu opisowimoże poziomie, która z powodzeniem nie- muzyką nanajwyższymświatowym 15 Studies for theOberekjestdlamnie czy „muzyka roku” JazzPRESS, luty 2015 JazzPRESS, są są | > 15 TOP> NOTE TOPNOTE 16| RadioJAZZ.FM poleca

Wolfgang Haffner – Kind Of Cool Alex Riel & Stefan Pasborg – Drumfaces

Taki skład i repertuar w połączeniu ze znakiem (...) Obaj perkusiści grają wyśmienicie, dla mnie jakości, jaki stanowi wydanie albumu przez ACT jednak odkryciem tego albumu jest nieznany mi Music, oznacza w zasadzie pewny sukces. Z dru- wcześniej pianista – Carsten Dahl, grający na nie- giej zaś strony, mógł przecież powstać zbiór co staromodnym, ale doskonale pasującym do sztampowo zagranych standardów. Wtedy jed- konwencji tego albumu elektrycznym fortepianie. nak nie czytalibyście tego tekstu, bo ja bym go nie Na organach Hammonda wspomaga go, również napisał. O słabych płytach pisać nie warto, a na ich wcześniej mi zupełnie nieznany, Jeppe Tuxen. słuchanie szkoda czasu. Życie jest za krótkie. (...) Dodatkowym smaczkiem uzupełniającym autor- Całość pomyślana jest jako produkcja nieco roz- ski repertuar jest jeden z największych jazzowych rywkowa, lekka, łatwa i przyjemna, choć, jak to przebojów wszechczasów – Bernie’s Tune i melo- często bywa w przypadku muzyki najwyższej ja- dia Boba Haggarta i Raya Bauduca z lat trzydzie- kości, jeśli spędzicie z tą muzyką więcej czasu, stych – Big Noise From Winnetka wyciągnięta odkryjecie, że mimo swojej przystępności daleka z lamusa i doskonale wpisana w stylistykę albu- jest od banału i prostego odgrywania znanych na mu. całym świecie melodii. (...) Drumfaces czekało na mojej półce z nowościa- Całość brzmi niezwykle nowocześnie, choć gdy- mi jakiś czas. Ten album jest dla mnie niezwy- by album ukazał się 50 lat wcześniej, byłby rów- kłym zaskoczeniem i dowodem, że duńska scena nie ciekawy i mało kto uznałby go za produkcję jazzowa działa wyśmienicie, a biorąc pod uwagę z przyszłości… To taki rodzaj ponadczasowej, ma- fakt, że młodsi uczą się od starszych, z pewnością instreamowej jazzowej stylistyki, którą wymyślo- tradycja wielkich mistrzów pozostanie tam jesz- no w latach 50. ubiegłego wieku i która sprawdza cze długo żywą sztuką, a nie tylko wspomnieniem się do dzisiaj. utrwalonym na płytach.

< JazzPRESS, luty 2015 |17

Vincent Peirani – Living Being Adam Bałdych & Yaron Herman – The New Tradition Vincent Peirani to muzyk absolutnie zjawisko- wy, człowiek, który codziennie udowadnia, że (...) Dla mnie bezapelacyjnymi zwycięzcami i au- akordeon to nie tylko tango, muzyka klezmer- torami najlepszej jazzowej płyty 2014 roku są ska i staromodnie brzmiące taneczne przebo- Adam Bałdych i Yaron Hernam – ich The New Tra- je. Jego niezwykle zaangażowana, pełna emocji dition musicie mieć na pewno. i wirtuozerska gra przywraca akordeon na jazzo- Jest jeszcze kilka zjawiskowych produkcji, któ- we salony, a być może wprowadza go tam po raz re z pewnością zapamiętam na dłużej. Należą pierwszy w roli solowego, pełnoprawnego impro- do nich Prana Artura Dutkiewicza, Belle Epoque wizującego instrumentu. Vincenta Peirani’ego & Emile Parisiena i Portra- (...) Vincent Peirani to już nie tylko wirtuoz akor- its Chicka Corei. Ten ostatni album przywrócił mi deonu, ale sprawny lider niezwykłego kwintetu, wiarę w starego mistrza, która jego wyczynami w którym we własnych kompozycjach łączy tra- elektrycznymi została nieco nadszarpnięta. Świa- dycyjne brzmienie akordeonu z elektrycznymi tową produkcją popisał się Marek Napiórkowski, brzmieniami fortepianu i efektami generowanymi jego KonKubiNap to płyta, która byłaby sensacją przy pomocy studyjnej elektroniki. za Oceanem, gdyby tam trafiła. Absolutnie feno- Z perspektywy poprzednich dwóch albumów – na menalnym zaskoczeniem jest najnowszy album Living Being jest zdecydowanie mniej akordeono- Grażyny Auguścik Inspired by Lutosławski, z tą wych improwizacji i więcej ciekawej, autorskiej płytą muszę jednak jeszcze poznać się bliżej… muzyki oraz interesujących poszukiwań brzmie- Ciągle ją odkrywam, co i Wam polecam. (...) niowych. (...) Płyty recenzuje Rafał Garszczyński

Pełne recenzje płyt tygodnia na stronie www.jazzpress.pl/plyta-tygodnia

> 18| Płyty / Recenzje

Wojciech Myrczek & Paweł Tomaszewski – Love Revisited

Krzysztof Komorek [email protected]

Bałdychem, Jarosławem Śmietaną, Grzegorzem Nagórskim czy Ery- kiem Kulmem. Ma także doświad- czenie w pracy z wokalistami: Mar- tą Król i Iwoną Kmiecik.

Myrczek i Tomaszewski zdecydowa- li się nagrać znane standardy, nie- mal same hity jak My One And Only Love, Unforgettable czy Nearness of You. Taki dobór materiału powo- duje, że słuchacze chętnie sięgają Dom Wydawniczy For Tune lubi po nagrania. W końcu – parafrazu- zaskakiwać słuchaczy. Taką nie- jąc klasyka – najbardziej podobają spodzianką jest nowa seria płytowa nam się te utwory, które już zna- nazwana rubinową, gdzie, jak zapo- my. Z drugiej strony niesie to jed- wiadają sami wydawcy, „pojawiać nak ze sobą pewne niebezpieczeń- się będą płyty z pięknie zaśpiewa- stwo. Gdy interpretacje znacznie nymi piosenkami, w różnych sty- odbiegają od klasycznych, znanych lach”. Trzeba przyznać, że już inau- wcześniej wersji, odbiorcy mogą się gurujący tytuł zawiesił poprzeczkę zrazić, mieć odczucie zniszczenia wysoko. Wojciech Myrczek to jed- przez wykonawcę któregoś z tak na z nadziei polskiej wokalistyki lubianych utworów. Przyznam się jazzowej, laureat nagród takich jak od razu, że i mnie coś takiego przy- Montreux Jazz Voice Competition, darzyło się – jest na tej płycie jedna Bielskiej Zadymki Jazzowej czy Mię- piosenka, której, mimo usilnych dzynarodowych Spotkań Wokali- prób, nie polubiłem. Za to pozostałe stów Jazzowych w Zamościu. Paweł dziewięć jest znakomitych. Tomaszewski, poza liderowaniem własnemu tercetowi, współpracuje Obu panom udało się znaleźć zło- i współpracował z wieloma muzy- ty środek pomiędzy zachowaniem kami, między innymi z Adamem tego, co najlepsze w oryginalnych

< JazzPRESS, luty 2015 |19

wersjach, a odciśnięciem własnego, bitnego naukowca, twórcy polskiej szkoły bioelek- niepowtarzalnego piętna, nawet je- troniki. Płytę kończy All Blues, w którym doszukać śli miało by to być dodanie jedynie się możemy fascynacji wokalisty stylem Bobby’ego drobnego smaczku do znanej już McFerrina. potrawy. Znakomicie brzmi Little Sunflower, gdzie spokojną balladę Wojciech Myrczek jest wokalistą uniwersalnym, a ta porusza nieoczekiwane przyspie- płyta pokazuje szeroki wachlarz jego możliwości – szenie fortepianu i wokaliza Woj- śpiew, wokalizę czy scat. W każdej z form sprawdza ciecha Myrczka. Rewelacyjny jest się znakomicie. Paweł Tomaszewski umiejętnie do- pomysł na My Romance zagrany pełnia swojego kolegę, nie będąc tylko akompania- z fortepianem żeglującym momen- torem. Obaj wyrażają się o sobie w samych superla- tami w stronę ragtime’u. Ciekawy tywach i wydaje się, że to duet idealnie dobrany. Czy z wielu powodów jest Freedom Jazz czegoś mi na Love Revisited brakowało? Tak, małego Dance, zaczynający się w konwen- drobiazgu: choćby jednej piosenki zaśpiewanej w oj- cji zbliżonej do free, potem zgodnie czystym języku. Może doczekamy się „innego spoj- z tytułem przywołujący jazzowy ta- rzenia na miłość”, po polsku? Na razie trzeba jednak niec, zaś zamiast solo, eksponujący stwierdzić, że rubinowa seria zalśniła szlachetną cytat z książki Włodzimierza Sedla- barwą, a ja mam nadzieję, że kolejne kamienie z tej ka, katolickiego duchownego i wy- kolekcji będą równie cenne.

sprawdźsprawdź ktokto wygrałwygrał »» www.jazzpress.pl

> 20| Płyty / Recenzje

Andrzej Olejniczak oraz Orkiestra Polskie- go Radia pod batutą Krzesimira Dębskiego – New Sax Concertos Krzysztof Komorek [email protected]

trzy kompozycje na saksofon i or- kiestrę symfoniczną. Cały koncert symfoniczny poświęcony temu in- strumentowi, a dodatkowo jedne- mu tylko soliście, nie zdarza się na co dzień. Półtorej godziny obecności na scenie w takiej konfiguracji sta- nowi niemałą trudność dla artysty, a tyle trwały właśnie wybrane do programu utwory.

Początek występu to kolejne wy- zwanie: zmierzenie się z legendą Andrzej Olejniczak mieszka i pra- Focus Suite Eddiego Sautera. Utwór cuje w Hiszpanii. Polskę odwiedza napisany dla Stana Getza, nagrany jednak regularnie i dzięki temu w 1961 roku, jest uznawany za jed- w ostatnim półroczu miałem przy- no z największych dokonań tego jemność dwukrotnie słuchać jego artysty. Partie saksofonu są przez występów: z Montreal Trio grają- kompozytora ledwie zasugerowa- cego muzykę Zbigniewa Seiferta ne, zostawiając muzykowi pole do oraz ze String Connection. Ten mi- improwizacji. Orkiestra jest tu zre- nifestiwal uzupełniłem teraz płytą dukowana do smyczków, a w skła- z nagraniem koncertu z kwietnia dzie pojawia się dodatkowo perku- 2013 roku. sja – w warszawskim koncercie za bębnami usiadł Łukasz Żyta. W Studiu Koncertowym Polskiego Radia im. Witolda Lutosławskiego Występ rozpoczął się od krótkiego spotkali się: Orkiestra Polskiego Ra- dynamicznego Night Rider. Kolej- dia pod dyrekcją Krzesimira Dęb- ne cztery części suity były spokoj- skiego oraz właśnie Andrzej Olej- niejsze, a wyróżniał się spośród niczak. Program koncertu zawierał nich balladowy I Remember When.

< JazzPRESS, luty 2015 |21

Wreszcie kapitalny finał – I’m Late, mira Dębskiego. Bliska wzajemna I’m Late to jakby kłótnia perkusji znajomość (obaj panowie nie tylko i saksofonu ze smyczkami. Stałe po- współpracują ze sobą, ale i przyjaź- wracające motywy smyczków wpla- nią się na stopie pozazawodowej) tają się pomiędzy długie solowe zaowocowała dziełem stworzonym partie saksofonu i perkusji. Andrzej w roku 2008. Uważny słuchacz wy- Olejniczak gra ostrzej, bardziej wy- łowi wplecione w poszczególne czę- raziście niż niegdyś Stan Getz. Cała ści tematy grywane wcześniej przez suita to bez wątpienia jazzowy String Connection. Ostatnia część utwór z dodatkiem instrumentów występu to znowu nieco inna sty- symfonicznych. listyka, przywodząca tym razem na myśl gershwinowskie utwory or- Druga część jest już zdecydowanie kiestrowe – mam tu na myśli prze- klasycznym utworem. To Saxopho- de wszystkim cześć trzecią Giocoso. ne Concerto Marka Kussa, trzyczęś- ciowy utwór powstały w roku 2006, Całości słucha się z zapartym podczas premierowej prezentacji tchem. Rewelacyjne nagrania, które wykonywany przez Branforda Mar- dzięki swej stylistycznej różnorod- salisa. Ciekawostkę stanowi głów- ności świetnie eksponują znako- ny temat drugiej części dzieła, któ- mitą technikę i muzyczną erudy- ry jest palindromem – zabrzmi tak cję Andrzeja Olejniczaka. Jedynym samo grany od początku do końca mankamentem jest konieczność jak i w kierunku przeciwnym. Wy- zmiany płyty (długość koncertu wy- różniłbym tu finałowe Andante musiła wydanie nagrania na dwóch z przepiękną liryczną końcówką. dyskach CD) i wyrwania się z atmo- Ostatni z prezentowanych utwo- sfery muzycznej uczty. Dla mnie to rów to Jazz Concerto for Sax and jedna z najlepszych płyt ubiegłego Orchestra napisany przez Krzesi- roku.

> 22| Płyty / Recenzje

Ksawery Wójciński – The Soul

Rafał Zbrzeski [email protected]

i Robertem Raszem, jak się jednak okazuje, jest to artysta o wielu twa- rzach i wielu rejonach twórczych poszukiwań.

W związku z tytułem płyty ośmie- lam się snuć przypuszczenie, że Ksawery Wójciński zaprasza słu- chaczy w podróż w głąb własnej du- szy. Album nagrany solo wydaje się być ku temu najlepszym sposobem. Jaki więc obraz swojego wnętrza Niezwykły urodzaj panuje w naszym kraju na solo- przedstawia nam artysta? we wydawnictwa muzyków improwizujących. Do- piero co recenzowałem na tych łamach płytę Mar- Dusza Wójcińskiego jest bliska cina Bożka. W międzyczasie ukazały się nagrania rzeczom wzniosłym i mistycznym solo Pawła Szamburskiego i Jacka Mazurkiewicza (utwory Trinity, Holiness, Eternity), (by wymienić tylko dwóch z całego szeregu), a już na jednocześnie pamiętająca o korze- recenzenckim stoliku wylądowało kolejne wydaw- niach (Roots), rozwibrowana i ro- nictwo zawierające muzykę nagraną w pojedynkę – zedrgana od wyimprowizowanych tym razem przez Ksawerego Wójcińskiego. dźwięków, ale przy tym posiadająca duży ładunek kojącego zmysły spo- Album zatytułowany The Soul ukazał się pod koniec koju. Bywa nostalgiczna, ale i nie- ubiegłego roku nakładem wydawnictwa For Tune. spokojna, pełna napięć – jak gdyby Pierwsze zaskoczenie pojawiło się, gdy odruchowo rozdrażniona. W finale jednak wy- spojrzałem na miejsce na okładce, w którym zwy- brzmiewa gospelowo-soulowym kle widnieje skład. Owszem wymieniono tam tyl- songiem, który rozprasza wszelkie ko i wyłącznie Ksawerego Wójcińskiego, ale zestaw niepokoje. użytych podczas nagrania instrumentów obejmu- je nie tylko kontrabas, którego się spodziewałem. The Soul to bardzo ciekawa, wciąga- Wójcińskiego kojarzyłem do tej pory głównie jako jąca, wielowątkowa i do końca trzy- basistę zespołu Hera oraz z gry w trio z Uri Cainem mająca w napięciu opowieść.

< JazzPRESS, luty 2015 |23

Tomasz Sroczyński, Marek Pospieszalski – Bareness Piotr Wojdat [email protected]

środków wyrazu, pomysłowością, komunikatywnością, ale także nie- banalnym podejściem do samej kompozycji i improwizacji.

Wspólnego albumu Sroczyńskiego i Pospieszalskiego doskonale słu- cha się w całości. Takie stwierdze- nie niby nie jest zaskakujące, ale jeśli zestawić je z informacją o tym, kiedy płyta była nagrywana, to już tak oczywiste nie będzie. Część Wspólna płyta skrzypka i specja- kompozycji została zarejestrowana listy od elektronicznych brzmień w marcu 2011 roku w Kościele Na- w jednym, czyli Tomasza Sroczyń- wiedzenia Najświętszej Marii Pan- skiego oraz saksofonisty Marka Po- ny na Nowym Mieście w Warsza- spieszalskiego, pomimo że została wie. Pozostałe nagrania powstały wydana przez uznany niezależny ponad dwa lata później… w pracow- label Requiem Records jakoś nie ni Tomasz Sroczyńskiego. Inny czas, zaistniała w szerszej świadomości inne warunki akustyczne – a jed- słuchaczy. To duży błąd. Tym zresz- nak spójność zamysłu artystyczne- tą większy, że nie uświadczymy tego go i pewna ciągłość narracji zosta- wydawnictwa, o ile mnie pamięć ła zachowana. Jak to możliwe? Nie nie myli, także w żadnym znanym jestem w stanie odpowiedzieć na to mi zestawieniu najlepszych pol- pytanie z całkowitą pewnością, ale skich płyt 2014 roku. Nie ukrywam, skoro efekt przerasta oczekiwania, iż ten stan rzeczy nie przestaje mnie to współpraca muzyków na prze- zadziwiać. strzeni lat okazała się nad wyraz udana. W dobie kopiowania gotowych wzorców i chodzenia na artystycz- W moim odczuciu w Bareness naj- ną łatwiznę, Bareness urzeka nie bardziej interesujące jest zestawie- tylko skromnym nagromadzeniem nie kompozycji w duchu współ-

> 24| Płyty / Recenzje

czesnej kameralistyki, z minimalistycznymi impre- Płyta Tomasza Sroczyńskiego i Mar- sjami nawiązującymi do muzyki ambient. Utwory ka Pospieszalskiego nie jest nagra- oparte na uzupełniających się dialogach saksofonu niem stworzonym pod publikę. Jeśli lub klarnetu ze skrzypcami, oddają tak różne stany słuchacz spodziewa się tylko ko- emocjonalne, jak niepokój, nostalgia czy namięt- lejnego albumu w duchu jazzowej ność. Przykuwają uwagę lekko zarysowaną narracją, awangardy czy muzyki współczes- ogromnym skupieniem czy chwilowym odejściem nej, to może się poczuć zaskoczony od tematu, w czym bryluje Marek Pospieszalski, sto- finalnym efektem współpracy tych sujący oddech okrężny oraz inne triki zadęciowe dwóch artystów. Kto lubi wyzwa- i artykulacyjne. nia i ważniejsza jest dla niego sama muzyka niż przejmowanie się łat- Z drugiej strony mamy do czynienia z nagraniami, kami stylistycznymi, ten powinien w których istotną rolę odgrywa sampler. Najlep- wpisać Bareness na ścisłą listę płyt szym przykładem jest zamykające cały album, ty- do sprawdzenia. Zwłaszcza, że obok tułowe Bareness. Oprócz tego, że jest to najdłuższa wydawnictwa Catalogue des arbres kompozycja na całej płycie, a zarazem znakomite jej Jacaszka i Kwartludium, to chyba zwieńczenie, duetowi udaje się wprowadzić słucha- najbardziej intrygujący album ze- cza w stan permanentnej melancholii. Zapętlenie szłego roku. Warto do niego wracać, głównego motywu powoduje, że zapada on w pa- by odkryć go także dla siebie. mięć i wraca ze zdwojoną siłą.

< JazzPRESS, luty 2015 |25

Grażyna Auguścik Orchestar – Inspired by Lutosławski

Rafał Zbrzeski [email protected]

big-bandowych aranżacji i potężne- go zestawu instrumentów dętych. Owa orkiestra to w gruncie rzeczy trzy różne zespoły, z których każdy jest przedstawicielem innego mu- zycznego gatunku. Na płycie Gra- żynie Auguścik towarzyszą: kwartet smyczkowy Atom String Quartet, jazzowe trio Jana Smoczyńskiego oraz poszukiwacze i strażnicy ludo- wej tradycji czyli trio Janusza Prusi- nowskiego. Ta mocno urozmaicona Grażyna Auguścik to jedna z naj- grupa muzyków wspólnie z woka- bardziej docenionych polskich wo- listką wzięła na warsztat utwory kalistek jazzowych. Jej twórcze za- z wczesnego okresu twórczości Wi- interesowania sięgają poza ramy tolda Lutosławskiego. tego, co zwykle możemy znaleźć na sklepowej półce w dziale ze śpiewa- Na albumie Inspired by Lutosławski jącymi paniami – najlepszym tego znajdziemy na nowo zaaranżowa- przykładem może być płyta The In- ne i przetworzone utwory wielkie- tuition Orchestra Fromm, w nagra- go polskiego kompozytora, takie niu której wzięła gościnny udział. jak Tryptyk śląski czy kompozycje z cyklu melodii ludowych. Brzmie- Nowa płyta sygnowana nazwi- nie nowych wersji sugeruje, że za- skiem wokalistki pojawiła się na miarem artystów było dotarcie do rynku pod koniec ubiegłego roku pierwotnych ludowych i folklory- nakładem najbardziej chyba ak- stycznych inspiracji Lutosławskie- tywnego polskiego wydawnictwa – go, wyciągnięcie tych właśnie ele- warszawskiego For Tune. Na okład- mentów kompozycji na pierwszy ce albumu, po nazwisku wokalistki plan, a następnie zinterpretowanie pojawiło się słowo „Orchestar”, za- ich na nowo, w swój własny, jak naj- wiedzie się jednak ten, kto oczekuje bardziej nowoczesny sposób.

> 26| Płyty / Recenzje

Zamiar ten udał się połowicznie sób większą liczbę utworów. Album – w większości utworów na płycie jako całość zdecydowanie by na tym dostajemy tylko jeden z elementów, zyskał. na przykład tętniący ludową spon- tanicznością oberek, albo jazzową Dobrze się stało, że płyta taka jak wokalną balladę. Gdzieś nad tym Inspired by Lutosławski pojawiła wszystkim unosi się co prawda się na rynku. Stanowi ona ciekawy duch oryginalnych kompozycji, ale przykład eksperymentowania w łą- płyta jako całość brzmi po prostu czeniu rozmaitych muzycznych mało spójnie. Zbyt rzadko wszyst- światów. Szkoda, że zabrakło więk- kie trzy zespoły pojawiają się w na- szej konsekwencji w budowaniu graniu równocześnie, łącząc swoje spójności materiału, są bowiem na siły i tworząc rzeczywiście nową ja- albumie momenty, które powodują, kość, jak ma to miejsce w utworach że niektórych kompozycji słucham Hurra polka i Fujarka. Nie wiem, czy kilkukrotnie z rzędu, są też nieste- zabrakło muzykom odwagi, czy po- ty takie, które przy którymś z kolei mysłów, by zaaranżować w ten spo- przesłuchaniu pomijam.

Jeżeli lubisz nas czytać, ppjęzyk polski nie ma przed tobą tajemnic i chcesz pomóc nam ustrzec się błędów – zapraszamy do współpracy przy korekcie naszych tekstów. Zgłoszenia przyjmujemy pod adresem: [email protected]

< JazzPRESS, luty 2015 |27

Wojtek Mazolewski Quintet – Polka

Wojciech Sobczak-Wojeński [email protected]

łaniająca się trąbka, tworzy cieka- wą introdukcję do kojącego tematu utworu. Kiedy pierwszy raz usłysza- łem tę kompozycję (autorstwa lide- ra), wiedziałem, że skądś kojarzę to specyficzne „dławienie” się trąbki. Otóż odnalazłem je w niektórych utworach z płyty Arkhangelsk, któ- rą sygnuje Erik Truffaz. Czy to z in- spiracji, czy nie, Oskar Török zagrał swoje frazy niezwykle nastrojowo.

Grochów – kompozycja pianistki Jo- Zapowiedź płyty Polka usłyszałem anny Dudy to nieco bardziej dyna- po raz pierwszy dokładnie 12 lipca miczna muzyczna opowieść, która 2012 roku, kiedy to kwintet Wojcie- pobudza rozmarzonego słuchacza cha Mazolewskiego rozpoczynał fe- pozytywną energią. Żałuję jedynie, stiwal jazzowy w SOHO Factory. Od że bardziej wyzwolone klimaty, któ- tej pory z dużą czujnością i niemałą re zespół proponuje w środkowej niecierpliwością oczekiwałem na- części utworu (przypadającej na grania, które dziś szczęśliwie trzy- solo saksofonisty Marka Pospieszal- mam w dłoni i niniejszym dzielę skiego) zostały tak szybko ukrócone się z Państwem wrażeniami po jego i sprowadzone do przewodniego be- wielokrotnym już przesłuchaniu. atu, choć również – nader przyjem- nego (tutaj solo Töröka). Jak jednak Roma I – niezależnie, czy odnosi się dobrze znam sceniczny tempera- do Wiecznego Miasta, czy niewiasty ment formacji Wojciecha Mazolew- obdarzonej wdzięcznym imieniem skiego, zespół z pewnością kreatyw- Romana lub Romualda, pozostaje nie rozwija wspomniany fragment urzekającą inauguracją tej nietu- na koncertach. Nieco mroczniejszą zinkowej płyty. Analogowe brzmie- opowieść grupa snuje w kompozy- nie nagrania otula ciepłem od cji Kurta Cobaina Heart-Shaped Box, pierwszych minut, a nieśmiało wy- w jakże odległej od oryginału aran-

> 28| Płyty / Recenzje

żacji, która po raz kolejny utwierdza w którym muzycy rozwijają swoje mnie w słodkim przekonaniu, że partie solowe niemal w rytmie di- wolę jazz od grunge’u. Mimo to, aż sco. Synchroniczne partie fortepia- się prosi, aby pokazać pazur! Znów nu i kontrabasu, tworzące podkład pozostaje wiara, że w wersji „live”, do tematu naprawdę poprawiają w smętne klubowe opary wdziera humor! Bangkok to bodaj najbar- się nutka rock&rolla. Zanim dotrze- dziej romantyczny i refleksyjny my do tytułowej Polki, lider asam- utwór z całego zestawu, który mimo blu proponuje nam autorską kom- swej nazwy, w moim odczuciu pozycję, będącą – jak rozumiem – tchnie polskością, znacznie bardziej kolejną muzyczną widokówką, tym niż następujący po niej osobliwy, razem z rodzimego Gdańska (utwór fantazyjny Kraków. Nieszkodliwe PUNK-T Gdańsk). Chwytliwy temat, i przystępne Get Free w kołyszącym ożywczy rytm i nie za długie partie rytmie reggae, mimo że wytypowa- solowe muzyków – to niewątpliwie ne na singiel promujący wydawni- przepis na jedną z najbardziej przy- ctwo, dla mnie niepotrzebnie mąci stępnych propozycji całego wydaw- klimat w tym konkretnym miejscu nictwa. Polka znacznie bardziej do płyty. Lepiej byłoby, aby zespół bez- mnie przemawia, charakteryzuje pośrednio przeszedł do sześciomi- się jazzowym pulsem, ciekawszymi nutowej repryzy kompozycji Roma rozwiązaniami harmonicznymi, II, która faktycznie jest tą finalną. większą przestrzenią dla poszcze- Choć i tutaj niestety muzyczna po- gólnych temperamentów kole- dróż na Jamajkę, którą odbywają gów Mazolewskiego. Szkoda, że tak muzycy zaraz po zagraniu napraw- krótko trwa, gdyż sekcja rytmicz- dę lirycznego tematu, niepotrzeb- na (Wojciech Mazolewski i Michał nie banalizuje całość. Bryndal) naprawdę tutaj „wkręca”. Z zadumy niewątpliwie wytrąca Najnowsze wydawnictwo formacji z kolei Bombtrack (z repertuaru Wojciech Mazolewski Quintet to no- zespołu Rage Against The Machi- woczesna, lekkostrawna, niewydu- ne), w którym saksofonista Marek mana, choć niepozbawiona ambicji Pospieszalski bezlitośnie odpiera propozycja, która powinna przypaść wszelkie ewentualne zarzuty jako- do gustu nawet największym konte- by na płycie brakowało rockowego statorom muzyki improwizowanej. przytupu. Po lirycznym Paris (z wo- Zaiste osłuchany we wszelkich mu- kalizą Sary Brylewskiej) i ekspery- zycznych gatunkach lider, w swoi- mentalnym Berlin (z udziałem per- stym dla siebie eklektycznym języ- kusisty Qby Janickiego), następuje ku, opowiada wraz z kolegami histo- bardzo ciekawy numer – Sunday, rię, która angażuje, koi, a zarazem

< JazzPRESS, luty 2015 |29 realnie zachęca do zabawy.Znacznie wizowaną układankę, która fascy- bardziej poetycka i przemyślana od nuje początkujących słuchaczy, a i nagranej naprędce poprzednicz- znajduje uznanie w oczach kone- ki (Wojtek w Czechosłowacji, 2011 r.) serów muzyki. Do tego dochodzi Polka ma wszelkie atuty, aby stać jego niepodważalna charyzma sce- się modną płytą wśród aspirującej niczna i kompetencja do rzeczo- młodej publiczności. Dla tych, któ- wego, interesującego rozprawiania rzy w jazzowych peregrynacjach o muzyce swojej, muzyce, którą mają już wprawę, odbiór nagrania poważa, oraz innych kwestiach. Ta- będzie zaś okazją do satysfakcjonu- kiej osoby, takiej muzyki – płynącej jącego wyszukiwania muzycznych pod znakiem ambitnej, ale jednak skojarzeń. W moim przypadku ta- radosnej rozrywki – potrzeba, aby kimi znaleziskami są między inny- realnie dotrzeć z synkopowanymi mi: The Cinematic Orchestra, Jaga dźwiękami pod strzechy. Mój zna- Jazzist, Trifonidis Orchestra, Get mienity imiennik wychodzi jeszcze The Blessing, Ibrahim Electric i Erik bardziej na przeciw! Ci, którzy na Truff az. koncercie nie wiedzą, bądź zapo- mnieli chwilowo, jakiej konkretnie Mazolewski, jak mało kto, potra- muzyki słuchają, niech popatrzą na fi bez odżegnywania się od swoich palce lidera-kontrabasisty. Any que- źródeł i fascynacji, tworzyć impro- stions left?

WARSZAWSKIE TOWARZYSTWO MUZYCZNE IM. STANISŁAWA MONIUSZKI – ROK ZAŁOŻENIA 1871 Koncerty w Pałacu Szustra

25.02.2015 / g.19:30 SEBASTIAN ZAWADZKI solo Warszawskie Towarzystwo Muzyczne Projekt współfinansuje m.st.Warszawa ul. Morskie Oko 2, Warszawa www.wtm.org.pl

> 30| Płyty / Recenzje

Bogna Kicińska – The Maze

Mery Zimny [email protected]

doświadczenie, dały owoc, na który można się skusić z całkowicie czy- stym sumieniem.

Bogna Kicińska od początku cza- ruje nas swoim głosem, snując opowieści najczęściej bez słów, za to operując wieloma barwami swojego głosu. W sposób subtelny i nienachalny pokazuje jakby przy okazji swoje umiejętności i możli- wości wokalne. Z lekkością i natu- Ubiegły rok obfitował w wiele ralnością operuje scatem, zarówno świetnych, a nawet spektakular- w partiach improwizowanych, jak nych debiutów na polskim po- i podczas śpiewania napisanych dwórku jazzowym. Zaliczyć do nich przez siebie melodii. Często wcho- można wydany pod koniec roku de- dzi w interesujący dialog z inny- biutancki album polskiej wokalist- mi instrumentami, zdarza się też, ki jazzowej Bogny Kicińskiej. Ma- że śpiewa unisono, najczęściej teriał na The Maze nagrany został ze skrzypcami. Wśród doskona- w nowojorskim studiu Bass Hit Re- łych autorskich kompozycji i rów- cording z pomocą polskich i ame- nie dobrych aranżacji standardów, rykańskich jazzmanów. W skład ciężko wybrać utwór szczególnie zespołu weszli między innymi: wybijający się czy zapadający w pa- skrzypek Mateusz Smoczyński, pia- mięć. Każdy z nich czymś zaskaku- nista Kuba Cichocki, kontrabasista je, jakimś niebanalnym rozwiąza- Edward Perez i perkusista Colin niem w warstwie rytmicznej czy Stranahan. Na materiał, prócz czte- też harmonicznej, niespodziewa- rech standardów, złożyło się pięć nym zwrotem akcji, rewelacyjnym autorskich kompozycji wokalistki. solem skrzypka lub pianisty. Bogna Zarówno zamysł samej autorki, jak Kicińska swojego głosu używa i świetni muzycy, którzy jej towa- z prawdziwą wirtuozerią, co w po- rzyszyli, wzbogacając całość o swoje łączeniu z wyśmienitymi instru-

< JazzPRESS, luty 2015 |31

mentalistami daje muzykę nieba- Pomiędzy własne kompozycje wo- nalną, pełną wyczucia i smaku. kalistka postanowiła wpleść cztery standardy, które ładnie komponują Muzykę Bogny Kicińskiej można się z całością, czyniąc płytę spójną. sklasyfikować jako nowoczesny Zostały też wykonane w oryginal- jazz, w którym autorka odważnie ny sposób, przez muzyków, których czerpie chociażby z muzyki kla- stać było na własne interpretacje sycznej. Najwyraźniej widoczne takich kompozycji jak: I Get a Kick jest to w dwóch utworach, które Out Of You Cole’a Portera, You’re powstały z towarzyszeniem kwar- Everything Chicka Corei i Neville’a tetu smyczkowego, czego przykła- Pottera i Speak Low Kurta Weila. dem jest kompozycja Sen paste- Zastanawiam się jednak, co skłoni- reczki. Najważniejszą rolę spośród ło wokalistkę do włączenia tychże towarzyszących wokalistce muzy- kompozycji do swojej płyty. W koń- ków odegrali skrzypek oraz piani- cu większości materiał to jej własne sta. Obydwaj panowie mają bardzo propozycje, niezwykle udane, cieka- dużo do powiedzenia i bynajmniej we i świeże, a więc standardy właś- nie są to rzeczy banalne. Mądrze ciwie są tutaj zbędne. akompaniują i wspierają Bognę Kicińską w wokalnych improwi- Piękny głos, świetna technika, po- zacjach, ale też pozostawiają swój mysł, dojrzałość i kreatywność, mocny, indywidualny rys na kolej- a do tego doskonały angielski – to nych utworach. Niemalże w każdej przymioty, które Bogna Kicińska na z kompozycji zachwycają ich partie pewno posiada. Nie pozostaje nic solowe. Warto też zwrócić uwagę innego, jak tylko czekać na kolejny na wspaniałą partię kontrabasu jej krążek, mam nadzieję, że tym ra- w Speak Low Kurta Weila, gdzie zem w całości z autorskimi kompo- Edward Perez ma swoje przysło- zycjami. wiowe pięć minut.

> 32| Płyty / Recenzje

Michał Milczarek Trio – Squirrels & Butterflies

Urszula Orczyk [email protected]

Pierwszy studyjny album Michał Milczarek Trio, nagrany w warszaw- skim Quality Studio zwraca uwa- gę bardzo dobrą produkcją (w roli producenta Envee; odpowiedzialny za mastering – Marcin Cichy, czyli połowa Skalpela). Płyta ma dobre brzmienie, a zawarty materiał mu- zyczny tworzy spójną całość. Na ten efekt w dużym stopniu wpłynęło zastosowanie sprytnego i trafione- go zabiegu – otóż, kompozycję zaty- tułowaną Gibril Farishta podzielono Michał Milczarek Trio, czyli gita- na krótkie części (prawie wszystkie rzysta Michał Milczarek, perkusi- trwają poniżej minuty), pełniące sta Mateusz Modrzejewski i basista funkcję mostów-łączników między Bartosz Łuczkiewicz grają muzykę kolejnymi utworami. Pomysł ten improwizowaną, z dużymi wpły- rzeczywiście się sprawdził, łącząc wami fusion i nowoczesnego jazzu materiał w zborną całość. Ciekawe, oraz elementami bluesa, rocka, że muzyczna treść tych krótkich funku i psychodelii. 13 październi- „przejść” okazuje się bardziej inte- ka 2014 roku ukazała się ich debiu- resująca od niektórych „pełnowy- tancka płyta Squirrels & Butterflies, miarowych” utworów. wydana przez Akademię Rocka dzięki wsparciu Instytutu Muzy- Ogólnie rzecz biorąc, Squirrels & ki i Tańca, w ramach programu Butterflies to przyzwoity debiut, do- Jazzowy Debiut Fonograficzny Roku. brze zagrany przez zgrany zespół. Wcześniej powstały na początku Wprawdzie gitarowe improwizacje 2012 roku zespół miał na swoim lidera dominują, lecz na szczęście koncie jedno wydawnictwo – EP nie przytłaczają całości. The Big Game.

< JazzPRESS, luty 2015 |33

Z ciekawszych kompozycji warto tem A Handful of Needles i Mount wspomnieć o otwierającym album Brynd – mocny, motoryczny, z wy- Thuan Has Never Seen Shanghai korzystaniem elektroniki. – ze zróżnicowaną dynamiką, roz- poczynającym się melodyjnym mo- To, co drażni natomiast na tej płycie, tywem gitarowym w estetyce Pata to pewna „szkolna”, zbyt łatwa do Metheny’ego, który przewija się co odczytania przewidywalność w bu- jakiś czas przez cały utwór. Nieste- dowie kompozycyjnej utworów, ty pomimo charakterystycznego nadużywanie powtórzeń motywów tematu i energicznych gitarowych przewodnich i zbyt powszechnie improwizacji, utwór niepotrzebnie spotykane w stylistyce fusion pa- jest tak długi (prawie ośmiominu- tenty, sposób frazowania. Pomimo towy); z czasem powtarzalność mo- tego, Michał Milczarek Trio mają tywów w schemacie kompozycyj- spory potencjał, podstawy i narzę- nym staje się trochę nużąca i prze- dzia do dalszego rozwoju. Oby tylko widywalna, co osłabia jego walory. kierunek w jakim pójdą, zaowoco- wał bardziej indywidualnym i ory- In plus wyróżnia się również nieco ginalnym językiem muzycznym.. psychodeliczny, z rockowym szny-

Wasze wsparcie = kolejny numer JazzPRESSu nr konta: 05 1020 1169 0000 8002 0138 6994 wpłata tytułem: Darowizna na działalność statutową Fundacji

> 34| Płyty / Recenzje

Diana Krall – Wallflower

Andrzej Patlewicz [email protected]

rzyła swój repertuar o znane utwo- ry z repertuaru Toma Waitsa, Joni Mitchell, Billy’ego Joela, Gordona Lightfoota i wielu innych popular- nych twórców.

Tą drogą podąża również na swojej najnowszej, wydanej 3 lutego, pły- cie Wallflower. Krall zamieściła na niej dwanaście piosenek – tak, pio- senek a nie tematów jazzowych – stając się bardziej piosenkarką niż wokalistką jazzową. Powstała płyta Diana Krall należy do tych jazzo- popowa zagrana przez muzyków wych artystek, które od lat odnoszą jazzowych: gitarzystę Anthony’ego spektakularne sukcesy. Kanadyjska Wilsona, perkusistę Karriema Rig- wokalistka ma do nich dystans i do- ginsa i kontrabasistę Dennisa Cro- skonale zdaje sobie sprawę z włas- ucha (z zespołu Elvisa Costello). nych niedoskonałości. W jednym Diana Krall we wszystkich utwo- z wywiadów powiedziała: „Mam rach śpiewa i tylko w niektórych wrażenie, że dostaję od losu więcej, gra, bardzo oszczędnie, na fortepia- niż na to zasługuję.”. nie. Główne partie fortepianu prze- jął producent albumu , Nie zawsze tak było – o tym, jak wy- również Kanadyjczyk, spod którego glądało jej życie opowiadała w pio- ręki wyszły dziesiątki, jeśli nie setki senkach na płycie The Girl In The nagrań, w tym wiele nagrodzonych Other Room (2004 r.), która była jej Grammy. Foster znakomicie odnaj- debiutem jako autorki tekstów. Po- duje się w utworach wybranych znanie Elvisa Costello, z którym za- na Wallflower, niewykluczone, że częła wspólnie komponować i który łatwiej jest mu grać taki repertuar został jej mężem sprawiło, że wy- niż Dianie Krall, której pianisty- dostała się z kręgu amerykańskich ka osadzona jest w zupełnie innej standardów. Za jego namową posze- konwencji. Fortepianowe partie

< JazzPRESS, luty 2015 |35

Krall pojawiają się w zaledwie kil- który przemycił ten utwór na płytę. ku utworach (Wallflower, I Can’t Tell Diana grała wcześniej na jazzowej You Why, California’ Dreamin’). płycie (o ile można tak powiedzieć) Paula McCartneya Kisses On The Diana Krall zna popularne piosenki Bottom (2012 r.) i z sesji nagranio- jeszcze z czasów, kiedy grała w pia- wej do tego albumu zapamiętała If no barze, ponoć miała ich wtedy I Take You Home Tonight. McCartnej w repertuarze ponad setkę. Nagra- nie umieścił wtedy tej kompozy- ne na tym etapie jej kariery są jed- cji na swoim albumie, znalazła się nak trochę niczym zaprzeczenie jej ona jednak na Wallflower. Świetnie wcześniejszego wizerunku – wo- wypada w wykonaniu Diany zna- kalistki sięgającej raczej po ballady na kompozycja Eltona Johna Sorry Nata Kinga Cole’a czy tematy Irvin- Seems To Be The Hardest Word. ga Berlina. Od pierwszej chwili przykuwa uwa- Płytę otwiera przebój sprzed lat Ca- gę zaadaptowany na potrzeby tego lifornia Dreamin’ pochodzący z re- albumu Superstar z repertuaru pertuaru The Mamas and the Pa- The Carpenters, z nieco zmienioną pas. Piękna i zarazem przejmująca aranżacją. Podobnie jak w znanym interpretacja Diany Krall, do której utworze Desperado kalifornijskiej świetny beat dołożył tu perkusi- grupy The Eagles. W zdumiewają- sta Karriem Riggins. W chórkach cy sposób zinterpretowane zostały pojawia się głos pamiętającego utwory: I’m Not In Love grupy 10 cc czasy powstanie tego utworu Gra- oraz Don’t Dream It’s Over australij- ham Nash ze znanej niegdyś for- skiej formacji The Crowded House. macji Crosby, Stills, Nash & Young. W Operator ( That’s Not The Way It Wokalistka ubarwiła swój najnow- Feels) z 1972 roku, utworze autor- szy album duetami, zapraszając stwa Jima Croce’a, dołącza kolejny do współpracy dwóch śpiewają- głos z CSN&Y – Stephen Stills. W In cych Kanadyjczyków – osadzone- My Life Lennona i McCartneya (w go w konwencji jazzowej Michaela wersji deluxe albumu) słychać for- Bublé’a z którym wykonała Alone tepianowe popisy Davida Fostera, Again (Naturally) oraz pop-rockma-

> 36| Płyty / Recenzje

na Briana Adamsa, świetnie spisu- Hardest Word oraz studyjne Yeah jącego się w utworze Randy New- Yeah. W tym ostatnim utworze Dia- mana Feels Like Home. na Krall śpiewa z brytyjskim wokali- stą Georgie Famem. To właśnie 50 lat Wśród doskonale prezentujących temu ta wykonywana przez niego, się muzyków zespołu Diany Krall, jego własna kompozycja Yeah Yeah, różnorodnym brzmieniem swojej wdarła się na pierwsze miejsce bry- gitary zadziwia szczególnie Antho- tyjskiej listy przebojów, spychając ny Wilson. Warto zwrócić też uwa- w dół I Feel Fine Beatlesów. Ten wyjąt- gę na grę Davida Fostera i jego sub- kowy duet wokalny, z sędziwym dziś telną oprawę do tytułowego utworu Georgie Famem oraz towarzyszącym Wallfl ower, mało znanej kompozy- na organach Joey DeFrancesco jest cji Boba Dylana z 1971 roku. jednym z najciekawszych spośród najnowszych dokonań Diany Krall. Na poszerzonej wersji delux, poza In Szkoda, że mogą się o tym przekonać My Life są jeszcze koncertowe wer- jedynie nieliczni nabywcy specjalnej sje Wallfl ower i Sorry Seems to Be the edycji płyty Wallfl ower.

JazzPRESS swingująco ćwierka na Twitt erze Nie przegap – obserwuj! @JazzpressPL

< JazzPRESS, luty 2015 |37

Erik Truffaz – Being Human Being

Maciej Krawiec [email protected]

swoje zainteresowanie tak różnymi stylami jak: drum’n’bass, muzyka indyjska i arabska, pop, rap, a tak- że elektronika. Najnowszy album Truffaza jest wyrazem fascynacji tą ostatnią.

Being Human Being powstało we współpracy z dwoma innymi artystami: meksykańskim twór- cą muzyki elektronicznej Murco- fem oraz francuskim rysownikiem Enki Bilalem. Materiał zarejestro- Francuski trębacz Erik Truffaz wy- wany na płycie to ścieżka dźwięko- daje się być obecnie gdzieś na ubo- wa przygotowana do filmu Bilala, czu gorących muzycznych nurtów, została ona jednak przez Truffaza wydarzeń i dyskusji. Mimo że kry- i Murcofa zaadaptowana na potrze- tykom zdarzało się określać go kon- by wydawnictwa. Wprowadzili oni tynuatorem stylu Milesa Davisa, skróty, by muzyka ta, pozbawio- a o jego muzyce pisano, iż prawdo- na kontekstu wizualnego, nie była podobnie podobną pisałby wielki nużąca. W efekcie powstał godzin- Amerykanin, gdyby przyszło mu ny set, w trakcie którego rodzą się pożyć kilka lat dłużej, Truffaz za- i giną kolejne melodie i tematy, zaś chował skromną i trzeźwą postawę rozmaite emocje wzmagają się, łą- wobec swojej twórczości. Od pra- czą, nikną. wie dwudziestu lat wydaje kolejne albumy dla wytwórni Blue Note, Wyrafinowanej, bogatej w brzmie- z których niejeden miał charakter nia elektronice Murcofa towarzyszy autorski, a nawet oryginalny. Na trąbka Truffaza, która jest nie mniej uznanie zasługuje ich koncepcyjna wielobarwna. Muzyk raz operuje i gatunkowa różnorodność: zaczy- ciepłym, miękkim, okrągłym dźwię- nał od klasycznego hardbopu i cool- kiem, by za chwilę zmrozić wysoki- -jazzu, zaś później demonstrował mi tonami tłumionego instrumen-

> 38| Płyty / Recenzje

tu albo uczynić swoją grę nieczytel- na płytach Silver Rain ną za sprawą stosowanych efektów. i Free, na Being Human Being trębacz prezentuje syntezę swoich muzycz- W samych kompozycjach można nych pasji. doszukać się rozmaitych inspiracji: Warhol efektownie pobrzmiewa Nowy album Erika Truffaza trudno psychodelią spod znaku Massive At- polecić słuchaczom, którzy scep- tack, przejmujące Hybridation przy- tycznie podchodzą do wiodącej wodzi na myśl elektroniczne eks- w muzyce prym elektroniki. Płyta perymenty Nilsa Pettera Molværa, Being Human Being jest jej pełna, melodyka i repetytywność And Nina zaś trębacz tu i ówdzie do niej im- kojarzą się jednoznacznie z dzie- prowizuje. Ci jednak, którzy za syn- łami Philipa Glassa, zaś w pełnym tetycznymi brzmieniami przepa- wzruszeń 8 Skin odczuć można dają, odnajdą na albumie Truffaza kruchość niektórych piosenek ze- ciekawie ewoluujące tematy, prze- społu Portishead. Truffaz od tych różne muzyczne nastroje, a może wpływów się nie odżegnuje, wręcz nawet, za sprawą zmysłowo pulsu- przeciwnie, mówi o nich głośno, jących rytmów, oddadzą się tanecz- uznając je za część siebie. Niczym nej mantrze…

Polub JazzPRESS na Facebooku www.facebook.com/JazzPRESSpl

< JazzPRESS, luty 2015 |39

Ches Smith & These Arches – International Hoohah

Urszula Orczyk [email protected]

czywiście nie można nic zarzucić temu wydawnictwu.

Charakteryzując ogólnie muzykę graną przez These Arches, należy wspomnieć o wyróżniających ją: wielowątkowości kompozycyjno- -improwizacyjnej i eksperymental- no-eksploracyjnym podejściu w łą- czeniu różnych idei muzycznych, co zazwyczaj daje efekt w postaci ciekawych strukturalnie utworów, w których dużo się dzieje bez nie- International Hoohah to trzeci al- znośnego wrażenia przerostu for- bum kwintetu These Arches. Płyta my nad treścią. jest zapisem występu formacji na Warsaw Summer Jazz Days 2012 Lecz jeśli w przypadku wydanego i zawiera sześć oryginalnych kom- rok wcześniej albumu Hammered pozycji skomponowanych specjal- ma się poczucie spójności całości nie na tę okazję przez Chesa Smit- materiału i zasadności zastoso- ha, na zamówienie wytwórni For wanych środków wyrazu, to z In- Tune. ternational Hoohah jest już nieco inaczej. To, co słyszymy na tej pły- Poza Smithem – perkusistą, kompo- cie, można określić jako fuzję za- zytorem, muzykiem o jazzowo-ro- haczającego o mainstream współ- ckowych korzeniach, zespół tworzą czesnego jazzu z free i awangardą. znakomici i cenieni instrumentali- Ale pomimo bogatych, złożonych ści: saksofonista altowy Tim Berne, i eklektycznych struktur muzycz- gitarzystka Mary Halvorson, sak- nych, całość zaprezentowanego sofonista tenorowy Tony Malaby materiału nie wydaje się tworzyć i akordeonistka Andrea Parkins. spójnego konceptu. Jest zwyczaj- I pod względem wykonawczym rze- nie nierówna. Niby nie ma tu mo-

> 40| Płyty / Recenzje

notonii, lecz zastana różnorodność ce muzycznie jeśli odbierać je od- sprawia trochę wrażenie zlepku dzielnie, jako osobne fragmenty. muzycznych pomysłów, które nie Zabrakło jednak „kleju”, który by zawsze wzajemnie się wspierają je połączył w spójną całość. Fakt, że i mają jakiś cel. Partie improwi- pojawiają się zwroty i zmiany kie- zacyjne nie w każdym przypadku runku niekoniecznie usprawiedli- dopełniają budowę kompozycji. wione, bo nie wiadomo za bardzo Miejscami muzyka błądzi w ślepy skąd wynikają lub też nie mają zaułek, wpada w dłużyzny, „roz- usprawiedliwiającej kontynuacji, jeżdża się”. nie służy ogólnemu pozytywnemu odbiorowi tej płyty. Mam wrażenie, Owszem, pojawiają się dobre wątki że tym razem mariaż założeń ma- indywidualne, ciekawe melodyjne instreamowego jazzu z free nie do motywy, partie bardzo interesują- końca zdał egzamin.

< JazzPRESS, luty 2015 |41

Bill Frisell – Guitar in The Space Edge

Krzysztof Komorek [email protected]

anu. Nagrania The Beach Boys, The Kinks czy The Byrds w interpretacji jednego z tytanów jazzowej gitary mogą wzbudzać radość i sentyment za dawnymi chwilami. Jak wynika z wypowiedzi Frisella, taka też była idea wyboru kompozycji – powrót do czasów jego dorastania.

Niestety odrzucając całą tę otocz- kę otrzymujemy nagrania niezbyt ciekawe. Płyta jest bardzo, a nawet za bardzo, gitarowa. Frisell oraz Bill Frisell przenosił nas już wie- wspomagający go na gitarach elek- lokrotnie w muzyczne krainy in- trycznej i hawajskiej Greg Leisz spirowane wybranym miejscem, nie pozostawiają wiele miejsca czasem czy osobą. Tym razem po- sekcji rytmicznej. Covery zagrane stanowił zabrać nas na wycieczkę są w większości „po bożemu” – bez w erę podboju kosmosu. W ten spo- zbytniego odchodzenia od orygi- sób powstała płyta z coverami kla- nału. Ot, czasem ze zmienionym sycznych rockowych utworów lat tempem. Stwierdzam to z przy- 50. i 60. ubiegłego stulecia (okraszo- krością, ale z trudem przebrnąłem na dwoma kompozycjami samego przez całość. Frisella). Będzie krótko, bo dobrego nic nie da Kiedy się spojrzy poprzez kontekst się tu powiedzieć, a „znęcać się” nad odniesień kulturowych do tamtych lubianym muzykiem nie zamie- czasów, zwłaszcza jeżeli się je pa- rzam. Domyślać się mogę, że wyko- mięta, a nagrana muzyka wypełnia- nawcom świetnie grało się ten ma- ła (w oryginalnych wersjach) czyjeś teriał i ich rozumiem. Cóż, dla mnie młode lata, to zrozumieć można jednak, jako słuchacza, płyta ta jest liczne zachwyty, jakie pojawiły się nudna niczym przysłowiowe flaki w recenzjach po drugiej stronie oce- z olejem.

> 42| Płyty / Recenzje

Robin Eubanks + Mental Images – Klassik Rock Vol. 1

Andrzej Patlewicz [email protected]

Otwierająca płytę kompozycja Thank You to czystej postaci soul jazz. Pełen przebojowości temat jest powrotem do rodzinnych miejsc, do filadelfijskiej czarnej muzyki, którą Eubanks chłonął jako młody chło- pak. Nic dziwnego, że w tym utwo- rze – podobnie jak w innych na pły- cie Klassik Rock Vol. 1 – ważną rolę ogrywa wokal. Poza liderem cieka- wie śpiewają: Corey Glover i Kuum- ba Frank Lacy. Puzonista Robin Eubanks przez wiele lat realizował swoje muzycz- Zestaw utworów na tej płycie jest ne projekty z wykorzystaniem boga- zlepkiem wszystkiego, co dobre tego wyposażenia elektronicznego, w muzyce popularnej i rockowej, tworzącego podczas nagrywania coś a co można było w ciekawy sposób w rodzaju sieci komputerowej po- przenieść na grunt muzyki impro- między muzykami i ich sprzętem, wizowanej. Tak stało się w przypad- co miało umożliwiać im wzajemną ku słynnego Kashmiru Led Zeppe- kontrolę jakości dźwięku. Ktoś na- lin, wydłużonego do niemal dzie- wet wyraził opinię, że Eubanks re- sięciu minut, ze świetną grą lidera prezentował jeden z najbardziej fu- na puzonie, instrumentach klawi- turystycznych kierunków w jazzie. szowych oraz instrumentach per- kusyjnych. Równie dobrze w zesta- Najnowsza płyta Robina Eubanksa, wie tym wypada hendrixowski Fire przewrotnie zatytułowana Klassik z gitarowymi solówkami Kevina Rock Vol. 1, jest powrotem do tych Eubanksa. przefiltrowanych dźwięków. Eu- banks gra na puzonie w sposób nie- W rozbudowanych utworach Ba- konwencjonalny, stosując bogate hian Parade i Shifting Centers roz- elektroniczne brzmienia. grywane są wyjątkowe struktury

< JazzPRESS, luty 2015 |43

harmoniczne. Eubanks gra przeni- oraz wokalu samego Eubanksa sły- kliwym czystym i głębokim dźwię- chać w kompozycji The Ocean, mo- kiem, który podtrzymują znako- mentami przypominającej echa micie pozostali muzycy: alcista M-Base. Nie zapominajmy, że to Ro- Antonio Hart, pianista Mike King, bin Eubanks był jednym z twórców kontrabasista Boris Kozlov oraz i ważniejszych muzyków tego stylu bębniarz Nate Smith. w muzyce.

W ostinatowym klimacie Ostinato Klamrą albumu jest pełna jazzowe- muzycy poszerzają swoje możli- go klimatu kompozycja Between The wości harmoniczne. Wyróżnia się Lines z mocną, wyrazistą grą na ba- w tej kompozycji sam Robin Eu- sie elektrycznym Borisa Kozlova. Te- banks, który potwierdza, że stwo- mat na wskroś nowoczesny, ale też rzył swój własny styl gry na puzo- wyraźnie odwołujący się do okresu nie. Elektryczne brzmienia puzonu współpracy Robina Eubanksa z Jazz i trąbki z mocnym podkładem per- Messengers Arta Blakey’a. kusji i instrumentów perkusyjnych

www.jazzpress.pl

> 44| Płyty / Recenzje

Adam Pierończyk Quartet – A-Trane Nights

Maciej Krawiec [email protected]

po czym dołącza do niego pomysło- wa, dyskretnie aktywna sekcja Dzie- dzica i Coxa. Wkrótce ze swoimi to- nami wkracza Adrian Mears, który bywa w swej grze oszczędny, jakby nieśmiały, ale są też momenty, kie- dy jest bardzo dynamiczny i ekspo- nuje funkowość oraz dezynwoltu- rę brzmieniową à la puzonista Til Schneider z niemieckiego zespołu Three Fall. Trwająca niemal szesna- ście minut kompozycja nie zwalnia Nie wybrzmiały jeszcze całkiem ani na chwilę; rozedrgane perkusjo- echa głośnej solowej płyty Adama nalia Dziedzica bardzo interesująco Pierończyka z 2013 roku zatytuło- towarzyszą kolejnym dobrym par- wanej The Planet Of Eternal Life, a do tiom solowym muzyków. sklepów trafił kolejny album ar- tysty. Tym razem jest to zapis kon- Następny na płycie utwór – Bushido certu kwartetu Pierończyka z 2008 Code – to kontynuacja tej wyrafino- roku, z berlińskiego klubu A-Trane. wanej jazzowej zabawy. Przy świet- Saksofoniście towarzyszy wyborny nym matowym pulsie sekcji zespół zespół: Adrian Mears na puzonie snuje swoje improwizowane histo- i aborygeńskim didgeridoo, Antho- rie. Tranquil Prestidigitator przynosi ny Cox na kontrabasie oraz Krzysz- całkiem odmienną tkankę brzmie- tof Dziedzic na perkusji. niową: Pierończyk sięga po sakso- fon sopranowy, zaś Mears po did- Otwierająca album kompozycja geridoo. Posępny początek utworu Ivolginskij Dacan zaczyna się od par- stopniowo przeradza się w niepoko- tii solowej Pierończyka, która przy- jący groove duetu. Z tym utworem wodzi na myśl meandrujące swo- kontrastuje szalenie dynamiczny bodnie frazy z The Planet Of Eternal Copernicus, w którym mamy do czy- Life. Saksofonista nie bez humoru nienia z szybkim, elokwentnym te- wprowadza główny temat utworu, matem i błyskotliwymi popisami

< JazzPRESS, luty 2015 |45

solo. Dopiero tutaj Dziedzic, znany Seashore, I Believe I’d Die Of Joy. Tam z wyjątkowo ekspresyjnej i mocnej wzruszające frazy kierują ku sobie gry, daje upust tym skłonnościom. Mears i Pierończyk, intymny dialog Kompozycja The Storks Of Marra- prowadzą także Cox z Dziedzicem. kech przenosi nas w enigmatyczny Album zamyka Muniak & Pieroń- świat niczym z brzmiących Johnem czyk – Best Bakers In Town, w którym Luriem filmów Jima Jarmuscha – artyści dają upust swoim improwi- muzycy, jak bohaterowie Poza pra- zatorskim temperamentom. Jest wem, niespiesznie podróżują, prze- szybko i namiętnie. Tę jazzową eks- komarzając się, odchodząc od siebie tazę hojnie nagradza zgromadzona i ponownie się spotykając. Utwór w berlińskim klubie publiczność. urzeka transową magią i swoistą aurą tajemnicy. Skutecznie wybu- Poza tymi różnorodnymi muzycz- dza z tych eskapistycznych snów nymi jakościami, A-Trane Nights porywający rytm perkusji Dziedzi- to album, który doskonale oddaje ca i mocny kontrabas Coxa w kolej- koncertowy żywioł oraz radość mu- nym utworze – Andalusian Garden zyków towarzyszącą wspólnej grze Bel Canto. W nim zarówno główny i spotkaniu z publicznością. Przede motyw, jak i solówki saksofonisty wszystkim jednak dokumentuje i puzonisty, mają w sobie drama- on klasę lidera kwartetu – Adama tyzm, a nawet agresję. Do bardzo Pierończyka, który po raz kolejny pięknych, refleksyjnych nastrojów potwierdza swoje kompozytorskie muzycy wracają w If I Ever Saw The i koncertowe talenty.

Wiesz o ciekawym koncercie? Napisz do nas ! [email protected]

> 46| Płyty / Recenzje

Adam Pierończyk Quartet – A-Trane Nights

Wojciech Sobczak-Wojeński [email protected]

(Krzysztof Dziedzic). Gatunek opo- wieści snutej w utworze Ivolgin- skij Dacan, chcąc nie chcąc, plasuje się obok Tańca Smoka Miłości i nie ukrywam, że za każdym razem, gdy słyszę TAKIE przestrzenne, hipno- tyczne, silnie rytmiczne podkłady, tak czyste, nieprzekombinowane granie na saksofonie tenorowym i tak słowiańsko brzmiące tema- ty, to doznaję uczucia prawdziwej satysfakcji. Rozpoczyna się pięknie, tenorowo, solowo, subtelnie, amerykańsko. The Bushido Code rozpoczyna dwu- Co takiego? Podwójna koncertowa głos instrumentów dętych, w któ- płyta kwartetu Adama Pierończy- rym chropowaty puzon przenika ka. Po serii skojarzeń z Coltrane’em, się z gładkością saksofonu altowe- Redmanem, Rollinsem, słuchacz go, a rytm tym razem znaczy laty- zapoznaje się z wielce chwytliwym nosko brzmiące instrumentarium tematem otwierającej kompozycji, Dziedzica. Ta kompozycja, znacznie aby po podwójnym wysłuchaniu mniej przystępna od pierwszej, to skonstatować, że temat ten już ra- kolejna płaszczyzna do solowych dośnie pobrzmiewa w jego głowie. wyczynów artystów – począwszy (W tym miejscu przypomina mi od świetnego Coxa przez Mearsa, się tytuł płyty Ornette’a Colemana aż po lidera. I to na solo tego ostat- – Dancing In Your Head, ale to tyl- niego przypada największe oży- ko luźne skojarzenie.). Muszę przy- wienie sekcji rytmicznej, co do- znać, że współgranie puzonu (Ad- datkowo wzmaga dramaturgię tej rian Mears) i kontrabasu (Anthony fantastycznej, ekspresyjnej partii, Cox) w tym utworze jest wyjątkowo płynnie przechodzącej w finale do udanym rozwiązaniem aranżacyj- osobliwej melodii ludowej. Szkoda nym, a całość znakomicie dopełnia tylko, że do tej pory nie było miejsca orientalny zestaw perkusjonaliów na solo perkusyjne, bo aż się prosi,

< JazzPRESS, luty 2015 |47

aby czysty rytm wiódł prym, choć znakomity popis Pierończyka!), bez- na moment. A za nami już nieco po- błędnie rozgrywany temat w uniso- nad pół godziny koncertu… nie i… oczekiwane, pierwszorzędne solo perkusji! Legendarny Antho- Spragnieni egzotyki słuchacze ny Cox, pokazuje klasę, choć moim z pewnością zacierać będą ręce na zdaniem jego partia solowa mogła- brzmienie australijskiego didge- by spokojnie być „openerem” tego ridoo, które otwiera trzecią kom- utworu, aby niepotrzebnie nie gasić pozycję wieczoru (Mears). I znów, emocji po improwizacjach pozo- pozostając w „około-miłosnych” kli- stałych kolegów. Mimo wszystko, matach, przypomina mi się kom- świetne zakończenie tego wieczoru. pozycja W obliczu misia, z pierwszej Pora wykorzystać wirtualny bilet na płyty Mikołaja Trzaski, gdzie sak- drugi koncert! sofon ścierał się z tą aborygeńską trąbą. Przyznam, że nie gustuję za- Spragnieni egzotyki słuchacze tego nadto w brzmieniu didgeridoo, stąd wieczoru doznają satysfakcji jako też Tranquil Prestidigitator pozosta- pierwsi, gdyż pierwszy utwór dys- je w moim prywatnym rankingu ku nr 2 rozpoczyna Adrian Mears najsłabszym punktem programu. na swoim didgeridoo. Zanim wy- Muszę jednak oddać Adamowi Pie- brzmiewa temat kompozycji The rończykowi co sprawiedliwe – jako Storks Of Marrakech, przed słucha- zwolennik Jana Garbarka czuję się czem jeszcze analiza smyczkowych ukontentowany tą saksofonową pociągnięć po strunach kontrabasu impresją. w wykonaniu Antohony’ego Coxa. Średnio przyjemny fragment. Z dru- Copernicus, wieńczący pierwszy giej zaś strony, wyobrażam sobie, że koncertowy dysk, to świetny, ożyw- tego typu duet mógłby, ku uciesze czy numer, który znów otwiera fanów radykalnej muzyki, grać cały w moim mózgu folder z napisem recital i tym bardziej chwała muzy- „Lesław Możdżer Sextet – Talk To kom, że tutaj nie trwa to za długo. Jesus (1996 r.)”. Znakomita, rozpę- We wszystkim warto znać miarę! dzona sekcja rytmiczna, agresywne Ascetyczny temat całości, transowy solówki na tenorze i puzonie (tutaj, kontrabas i specyficzne brzmienia

> 48| Płyty / Recenzje

perkusyjne, znowu wywołują re- opowieści, która w moim odczuciu miniscencje i powodują, że moja wypada nieco smętnie po takim subiektywna przyjemność osiąga zabójczym utworze, jak poprze- wysokie wartości. dzający Andalusian. Być może jest to celowy zabieg przed finalnym Andalusian Garden Bel Canto roz- Muniak & Pierończyk – Best Bakers poczyna mocny groove i tutaj naj- In Town, w którym sekcja dęta bardziej podobają mi się przebitki dzielnie galopuje przez dwanaście Krzysztofa Dziedzica. W pewnym minut, a „dęciaki” improwizują na momencie są to dźwięki wygrywa- zmianę i wychodzi im to fenome- ne na jakiejś blaszce (proszę wyba- nalnie. Wymiana między kontra- czyć tę trywializację) – i brzmi to basem a perkusją to równie rewe- kapitalnie! Ukłony dla Mearsa za lacyjny dialog, który zasługuje na puzonowe solo, w którym w jed- ogromne oklaski, nagradzające nym, czy dwu fragmentach, słyszę bez wyjątku wszystkich muzycz- znielubione mi didgeridoo, ale cóż nych interlokutorów na koniec za efekt! Lider oczywiście uracza koncertu. słuchaczy znakomitą partią solo- wą, ale, tak jak wspomniałem, ten Przyznać należy, że oba dyski, skła- utwór „ukradł” perkusista, jak się dające się na najnowsze wydaw- okazuje – prawdziwy dziedzic afry- nictwo sygnowane nazwiskiem kańskich mistrzów rytmu. Pierończyka, mają znakomitą dra- maturgię, a koncertów słucha się Kolejna kompozycja, obdarzo- z wypiekami na twarzy. Nawet na długim tytułem – If I Ever Saw wskazane przeze mnie słabsze frag- The Seashore, I Believe I’d Die Of Joy menty, mogą posłużyć jako chwila (w świecie szeroko pojmowanego wytchnienia pomiędzy utworami, jazzu, jeśli miałbym podać dłuższą które naprawdę zaskakują mocą nazwę, to wskazałbym na ostatni i przywodzą na myśl najlepsze sko- utwór na pierwszej płycie Johna jarzenia. To nie tylko jazzowa mu- McLaughlina i Shakti – możecie zyka świata, ale też jazzowa muzy- sprawdzić!) to prawie dwanaście ka na światowym poziomie. Warto minut spokojniejszej, nieco nie- było złapać A-Trane, aby dotrzeć na pokojącej, oniryczno-hipnotycznej te koncerty!

< JazzPRESS, luty 2015 |49

JazzPRESS dostępny jest na takich urządzeniach jak iPhone i iPad w bardzo przyjaznej formie! Mamy nadzieję, że ułatwi Wam to lekturę naszego miesięcznika! By przetestować jak czyta się nasz magazyn na Waszych urządzeniach, kliknijcie tutaj » Piszemy dla Was i dzięki Wam

> 50| Koncerty / Przewodnik koncertowy

JACHNA / BUHL + MAĆKOWIAK SOLO 18 lutego w warszawskich Chmurach rozpoczyna trasę duet Wojtek Jachna / Jacek Buhl, którym towarzyszyć będzie Artur Maćkowiak solo. Zaplanowano następujące koncerty: 19 lutego – Lublin, Warsztaty Kultury, 21 lute- go – Tuczno, Bałagan Artystyczny, 22 lutego – Koszalin, Z innej beczki, 26 lutego – Poznań, Las, 27 lutego – To- ruń, CoCart, 28 lutego – Bydgoszcz, Mózg, 25 marca – Wrocław, CRK i 26 marca – Kraków, Piękny pies. Istniejący od sześciu lat duet Jachna / Buhl ma w swoim dorobku trzy płyty, w tym ubiegłoroczny album Atropi- na. Gitarzysta i performer Artur Maćkowiak w lutym wy- daje swoją trzecią solową płytę If It’s Not Real.

PARDON, TO TU: STAŃKO I SCHLIPPENBACH W lutowym i w marcowym programie warszawskiego Par- don, To Tu znów zaroiło się od wielkich nazwisk sceny im- prowizowanej. Z pewnością wielką atrakcją będą podwójne koncerty Chicago Underground Duo (Rob Mazurek / Chad Taylor – 15-16 lutego) a następnie tria Peter Brötzmann / Steve Swell / Paal Nilssen-Love – 22-23 lutego). Marzec otworzy formacja Tim Berne’s Snakeoil (Tim Berne / Oscar Noriega / Matt Mitchell / Ches Smith – 1 marca). Następny koncert to sensacyjne pierwsze i jedyne sceniczne spotka- nie Tomasza Stańki w duecie z pianistą Alexandrem von Schlippenbachem (4-5 marca) W kolejnym tygodniu wy- stąpi supergrupa Plymouth (Mary Halvorson / Jamie Saft / Joe Morris / Chris Lightcap / Gerald Cleaver – 10 mar- ca), po której wystąpi The Nels Cline Singers (Nels Cline / JazzPRESS zapraszają na koncerty na zapraszają JazzPRESS Trevor Dunn / Scott Amendola / Cyro Baptista – 11 marca)

BAABA W TRASIE Formacja Baaba, wyrusza w trasę promującą wydaną pod koniec ubiegłego roku płytę EasterChristmas. Pierw- szy etap koncertów rozpoczyna się 15 lutego w Radomiu (Czytelnia Kawy), następnie wiedzie przez Bydgoszcz (20 lutego, MCK), Koszalin (21 lutego, CK 105), Łódź (22 lutego, Lokal) do Warszawy (26 lutego, Dzik). Grupa Baaba powstała w roku 2000 roku. Obecnie skład tworzą: Tomasz Duda (saksofony, flet, sampler), Bartosz Weber (gitara, sampler), Piotr Zabrodzki (bas) i Jan Mły- narski (perkusja). RadioJAZZ.FM i RadioJAZZ.FM

< JazzPRESS, luty 2015 |51

ŚLĄSKI JAZZ KLUB: ALBERT VILA QUARTET Albert Vila, jeden z najlepszych hiszpańskich gitarzystów młodego pokolenia, laureat wielu europejskich nagród, wystąpi 19 lutego w Śląskim Jazz Klubie w Gliwicach. Gi- tarzysta prezentować będzie materiał z nowej płyty za- rejestrowanej w ubiegłym roku w Nowym Jorku. Albert Vila zagra w kwartecie wraz z polskimi muzykami: Do- minikiem Wanią (fortepian), Alanem Wykpiszem (bass) i Dawidem Fortuną (bębny).

DOBRY WIECZÓR JAZZ: BAŁDYCH IMAGINARY QUARTET Imaginary Quartet Adama Bałdycha wystąpi 6 marca na kolejnym koncercie w ramach cyklu Dobry Wieczór Jazz, organizowanego w warszawskim Teatrze Roma. Skład zespołu Imaginary Quartet, poza grającym na skrzypcach liderem, tworzą: Paweł Tomaszewski (fortepian), Michał Barański (kontrabas), Paweł Dobrowolski (perkusja). Adam Bałdych zwyciężył w podsumowującym ubiegły rok plebiscycie, który zorganizował JazzPRESS. Otrzymał największą ilość głosów jako „polski wykonawca roku” oraz w kategorii „polska płyta roku”, za album The New Tradition nagrany w duecie z Yaronem Hermanem.

WARSAW BLUES NIGHT: DUKE ROBILLARD BAND Po ponad rocznej przerwie powraca Warsaw Blues Night! 16 marca w Klubie Hybrydy wystąpi mistrz bluesowej, a także jazzowej gitary Duke Robillard. Uznany jest za kontynuatora gitarowego dziedzictwa T-Bone Walkera, ma za sobą pięćdziesiąt lat muzycznej aktywności i na swoje koncerty ciągle przyciąga tłumy miłośników eks- presyjnie swingującej gitary. Będzie to jedyny koncert Duke Robillard Band w Polsce, a jednocześnie muzyczne wspomnienie występu sprzed siedmiu lat, kiedy to Robil- lard zagrał na WBN. Takiego wydarzenia nie może prze- gapić żaden fan bluesa i jazzu. JazzPRESS zapraszają na koncerty na zapraszają i JazzPRESS RadioJAZZ.FM

> 52| Koncerty / Relacje

Michał Wróblewski Trio Normalnie w styczniu

W styczniu, kiedy większość miejsc koncertowych poprzestawało na po- świąteczno-noworocznym marazmie, warszawski Pardon, To Tu zapropono- wał solidny program, niepozbawiony wartościowych wydarzeń. Oto relacje z trzech wybranych styczniowych koncertów.

Marta Ignatowicz-Sołtys [email protected]

Michał Wróblewski Trio sta, niedziela, już po zmierzchu, ale jeszcze nie zupełnie w nocy; światła Są tacy, którzy w szukaniu spoko- latarni, taksówki mknące po pusto- ju i odpoczynku po ciężkiej pracy szejących ulicach zmęczonej dniem uciekają od miasta. Są też ci, któ- Warszawy... Nie ma lepszego pej- rzy w miejskiej dżungli znajdują zażu dla zilustrowania materiału swoje ukojenie. Wieczór 18 stycznia płyty City Album formacji Michał w Pardon, To Tu z pewnością był ra- Wróblewski Trio. No, może zamie- jem dla tych drugich. Centrum mia- niłabym jedynie wypchany po brze-

< JazzPRESS, luty 2015 |53 fot. Marta Ignatowicz-Sołtys Marta fot. fot. Marta Ignatowicz-Sołtys Marta fot. Michał Wróblewski Michał Kapczuk

gi klub na przyspieszoną stopklatkę łem zespołu, zdawała się udowadniać, że pomysł na z nowej trasy linii stołecznego metra Chopina na jazzowo jeszcze się nie skończył. Mało – z mknącymi obrazami ludzi i śla- tego, wielcy tego świata – choć z wieków dawnych dów, jakie po sobie pozostawiają. – mogą wciąż dostarczać współczesnym inspiracji. Co dla muzyki znaczy tylko lepiej: gdy świat poważ- Melodyka fortepianu stanowiła ny brata się z tym „niepoważnym”, w którym czysta myśl przewodnią, a różnorodność kwinta ma czelność się obniżyć – i, co gorsza, brzmi utworów ukazywała spory wachlarz to dobrze. muzycznych inspiracji lidera, nie pozwalając zatrzymać się na jed- Nie wiem, czy to jakość muzyków zapewnianych nym obrazie na dłużej. I tak, siedząc przez organizatorów koncertu, zapotrzebowanie na w miejscu, odbiorcy karmili słu- scenę w stolicy, o takim a nie innym muzycznym chowe zmysły gwarem ulic za dnia, przekazie, czy klimat Pardon, To Tu, ale w tym ka- ciszą ulic wieczorową porą, wcho- meralnym klubie przy Placu Grzybowskim zawsze dząc w rytm pulsującego miasta za znajduję się w sytuacji, gdy jest za dużo ludzi i za instrumentalnym triem Wróblew- mało miejsca. Nie inaczej było tym razem. Pomimo skiego. Także etiuda Chopina, spój- pewnej niewygody, taki widok cieszy, bo znaczy, że nie połączona z autorskim materia- ludzi głodnych dobrych dźwięków nigdy dość.

> 54| Koncerty / Relacje fot. Maciej Klunder

Axel Dörner Die Anreicherung

Piotr Wojdat [email protected]

Kiedy słucham płyt z udziałem trę- nie. W pewnym sensie jest więc ar- bacza Axela Dörnera, nie mogę wyjść tystą wybitnym, który jest w stanie z podziwu dla jego umiejętności. Od- zagrać wszystko i opowiedzieć to, noszę wrażenie, że jest chodzącą en- używając własnego języka. Niekiedy cyklopedią muzyki jazzowej. W ra- jednak artysta ponad przeciętny sta- mach jednej kompozycji potrafi je się zakładnikiem dużych umiejęt- nawiązać do bebopu czy hard bopu, ności i zbyt daleko idącej kreatywno- by potem przenieść słuchacza do ści. Geniusz nie zawsze idzie w parze czasów świetności free jazzu. Jakby z jakością prezentowanej muzyki. tego było mało, stosując innowacyj- ne techniki gry na trąbce, odnajduje Czy takie wnioski nasuwają się po własne, charakterystyczne brzmie- styczniowym, niedzielnym wieczo-

< JazzPRESS, luty 2015 |55

mi z Hyperactive Kid czy bardzo udanej, wydanej w ostatnim czasie przez Clean Feed płycie projektu Grünen. Perkusyjna ekwilibrystyka Norwega kazała przecierać fot. Maciej Klunder oczy ze zdumienia, gdyż to, co wyrabiał na scenie ten artysta, budziło absolutny mój podziw.

Mniej efektownie, ale też i mniej efektyw- nie wypadł pianista Håvard Wiik, który dosłownie i w przenośni przez większość czasu trwania koncertu sprawiał wraże- nie, jakby myślami był gdzieś obok wyda- rzenia. W kluczowych momentach prze- budzał się jednak z letargu i pokazywał, na co naprawdę go stać. Niestety, niewiele dobrego mogę powiedzieć o kontrabasi- ście Janie Roderze. Jeśli Håvard Wiik bez mrugnięcia okiem oddawał pole do popi- su liderowi Axelowi Dörnerowi i hyper- Christian Lillinger aktywnemu (nomen omen) Christianowi Lillingerowi, to Roder przez większość cza- rze w Pardon, To Tu, kiedy to Axel su trwania koncertu jawił się w tej całej układance Dörner wystąpił ze swoim kwar- jako statysta. tetem Die Anreicherung? Trudno odpowiedzieć na to pytanie jed- Nie chcę przez to powiedzieć, że niemiecki basista noznacznie. Na pewno Axel Dör- odstaje od reszty muzyków tworzących Die Anrei- ner potwierdził swoją niezaprze- cherung. Jego postawa być może jest efektem przy- czalną klasę, wydobywając z trąb- pisania mu takiej, a nie innej roli przez spiritus mo- ki dźwięki, które raz kojarzyły się vens projektu. A druga może być bardziej prozaicz- z zamierzchłą przeszłością muzyki na – Jan Roder nie do końca odnajduje się w zespole, jazzowej, ale częściej ukazywały którego idea grania opiera się na wielowątkowości muzykę synkopowaną w zupełnie i czasami zbyt daleko idącej chęci pokazania sze- innym świetle. Do lidera nie mo- rokiego spektrum umiejętności Dörnera i Lilinge- głem mieć większych uwag. Impo- ra. W efekcie muzyki Die Anreicherung słucha się nował spokojem, pomysłowością z dużym zaciekawieniem, podziwiając przy okazji i przejrzystym brzmieniem. Podob- umiejętności trębacza i perkusisty, ale jako do ze- nie rzecz miała się z Christianem społu (a przecież to jest najważniejsze) można mieć Lillingerem, znanym między inny- sporo uwag .

> 56| Koncerty / Relacje

Prophetic Fall

Piotr Wickowski [email protected]

Po prawej stronie publiczności gra- wym Matsa Gustafssona. Prophetic jący na fletach prostychDominik Fall byli w stanie wyemitować tego Strycharski; po lewej, za perkusją – wieczoru podobną dawkę energii, Paweł Szpura; w centrum – kontra- posługując się właściwie jedynie basista Ksawery Wójciński. Zgodnie akustycznym instrumentarium z rozmieszczeniem zawodników, oraz mając w sekcji dętej, wpraw- to właśnie w centrum przebiega- dzie różnorodny zestaw, ale jednak ła główna linia frontu, stąd zespół tylko skromnie brzmiących fletów. czerpał swoją moc, stąd atakował. Tam była nie tylko baza rytmiczna, Siłą rzeczy więc proporcje rozłożo- ale również melodyczna. Ksawery ne zostały inaczej, a funkcję głów- Wójciński niejednokrotnie podczas nego motoru napędowego przej- tego koncertu wyglądał jak pięś- mował od Ksawerego Wójcińskiego ciarz marzący już tylko o dźwięku raczej Paweł Szpura, a nie Dominik gongu, chwili wytchnienia, dzięki Strycharski. Nie oznacza to jednak, której będzie mógł pozbierać się na że rola flecisty ograniczona została następną rundę. Sam jednak był tylko do subtelnej koloryzacji, or- sobie winien – to on był sprawcą namentyki, do jakiej niestety często niezwykle intensywnego przebiegu jest sprowadzana, w mniej lub bar- muzycznej akcji, gęstego momen- dziej licznych zespołach jazzowych. tami chyba nawet do granic swoich Wręcz przeciwnie – w tym trio flet technicznych możliwości. Co spra- prosty wyemancypował! Choć mo- wiało, że Prophetic Fall (chyba moż- mentami w swojej wątłości (do- na już użyć tej nazwy, zaczerpniętej słownie: niektóre z instrumentów, od tytułu płyty; wcześniej ten sam którymi posługiwał się Strychalski skład występował jako DKS Trio) były wielkości ołówka) był niczym przypominał grające kiedyś na tej niewielki zwierzątko futerkowe la- samej scenie The Thing, skład też wirujące swobodnie i z wdziękiem trzyosobowy, ale wykorzystujący, od pomiędzy dwoma rozszalałymi be- czasu do czasu, akcesoria elektrycz- stiami. Nawiasem mówiąc, może ne oraz – co najważniejsze – opie- warto byłoby zadbać, aby realizato- rający się, w znacznym stopniu, na rzy dźwięku na koncertach tej for- mocarnym saksofonie barytono- macji dawali większą szansę temu

< JazzPRESS, luty 2015 |57

Galeria improwizowana Marty Ignatowicz-Sołtys fot. Marta Ignatowicz-Sołtys Marta fot. strona 113

Ksawery Wójciński

instrumentowi, bo podczas występu w Pardon, To Tu, chwilami trudno było mu się przebić przez hu- ragan sekcji Szpura-Wójciński.

Koncert 28 stycznia był warszawską premierą pierw- szej płyty tria, zatytułowanej właśnie Prophetic Fall, którą wydało pod koniec ubiegłego roku Not Two Records. Nie znając nawet początków grupy i jej związków z tradycją klezmerską, a jedynie odnosząc ten koncert do debiutanckiej płyty, nie trudno spo- strzec, że wspólne działanie Strychalskiego, Wójciń- skiego i Szpury ewoluuje, jest ciągłym procesem, pa- sjonującym do śledzenia przy kolejnych okazjach.

> 58| Koncerty / Relacje fot. Piotr Gruchała

Jazz w pięciu smakach

Wojciech Sobczak-Wojeński Warszawa, Studio Polskiego Radia [email protected] im. Witolda Lutosławskiego, 27 stycznia 2015 r.

W nowym roku cykl jazzowych mo. Różnorodności spodziewałem koncertów, organizowanych przez się od samego początku, wystarczy Mariusza Adamiaka w Studiu Kon- bowiem popatrzeć na dotychczaso- certowym Polskiego Radia im. Wi- we artystyczne decyzje gitarzysty, tolda Lutosławskiego, rozpoczął gi- aby skonstatować, iż z lubością łą- tarzysta Nguyên Lê, wraz z dwoma czy on przeróżne estetyki. kompanami: Chrisem Jenningsem na kontrabasie oraz Jackiem Ko- Muzyka orientalna, klasyczna, chanem na perkusji. Lider zafun- elektroniczna, utwory Marleya, dował warszawskiej publiczności The Beatles, Led Zeppelin, Hendri- prawdziwe muzyczne danie kuchni xa i Floydów – wszystko to stanowi fusion: barwne, intrygujące, sma- składniki muzycznej zupy pho, od kujące dziwnie, ale zarazem znajo- lat serwowanej nam przez fran-

< JazzPRESS, luty 2015 |59 cuskiego gitarzystę wietnamskie- go pochodzenia. Takie, a nie inne wolty stylistyczne i fuzje wskazują jasno na osłuchanie gitarzysty, jego wszechstronność i odwagę arty- styczną. Mają też znaczący wpływ na rozmycie jego indywidualne- go stylu. Niczym wynajmowany Gruchała Piotr , fot. Lê Nguyên do różnych, często odmiennych od siebie projektów, „sesyjny gitarzy- sta” przywdziewa różne maski, lecz w tym ciągłym żonglowaniu środ- kami wyrazu ma trudności w okre- śleniu własnego języka. W samej grze Nguyêna słyszałem wiele sty- listycznych zapożyczeń z dorobku innych gitarzystów i choć nie je- stem gitarowym maniakiem (któ- ry z pewnością usłyszałby jeszcze więcej), wychwyciłem brzmienia i rozwiązania harmoniczne grane wcześniej przez innych mistrzów sześciu strun: Terje Rypdala, Bil- la Frissella, Steve’a Howe’a, Pata Medytacyjny, newage’owy wstęp szybko przeszedł Metheny’ego. Choć nie posądzam w ożywioną, pełną rockowej energii improwizację. lidera o eksplorowanie polskie- I tak już do samego końca – energetyczne utwory go dorobku muzycznego, niektóre napędzane przez niestrudzoną sekcję rytmiczną fragmenty kojarzyły mi się nawet (brawa dla wszechstronnego Kochana i starającego z zagrywkami Apostolisa Anthimo- się dotrzymać kolegom kroku Jenningsa) przepla- sa czy Jana Bo. Słowem – brakło mi tały się z kontemplacyjnymi kompozycjami, w któ- w tym wszystkim Nguyêna Lê. Wy- rych Nguyên posługiwał się często syntezatorem, daje mi się, że orientalne zaciąganie tworząc muzyczne tła, typowe dla innego wirtuoza na gitarze o brzmieniu à la Wciąż – Krzysztofa Ścierańskiego (skądinąd obecnego na bardziej obcy, którym rozpoczął się widowni). Drażniły mnie u lidera nad wyraz czę- koncert, mogłoby stanowić podsta- ste zmiany brzmienia (nawet kilka razy w jednym wę unikalnego stylu lidera, gdyby utworze), które, jak sądzę, miały nadać całości dra- jednak było w większym natężeniu maturgii i plastyczności, ale jestem pewien, że nie w całym programie jego występu. jednemu słuchaczowi skutecznie utrudniały delek- towanie się serwowaną muzyką.

> 60| Koncerty / Relacje fot. Piotr Gruchała Nguyên Lê

Nguyên, zamknięty w sobie, niewchodzący zanad- nie powiedzieć nudno), by stopnio- to w interakcje – ani z publiką, ani własną załogą wo rozwinąć się w żywiołową, ko- – najlepiej wypadał we fragmentach stylizowanych lektywną improwizację na zapętlo- na orientalne. Jego oszczędna, nie za głośna i niena- nych akordach, do złudzenia przy- stawiona na efekciarstwo przemyślana gra, angażo- pominających podkład z It’s About wała wtedy najmocniej i ukazywała jego kompozy- That Time Milesa Davisa. torski zmysł. Gitarzyście nie można zarzucić braku wirtuozerii. I choć niektórzy dopatrzą się owej ma- I tak oto zakończyła się muzyczna estrii w shreddingu, ja dostrzegałem ją w niby rzu- uczta, z której chyba nikt nie wy- canych przypadkowo, świetnie brzmiących akor- szedł głodny. Ja, choć syty, następ- dach i drobnych ozdobnikach. Czasem mniej, zna- nym razem oczekiwałbym jakiegoś czy więcej! deseru, który nada daniu bardziej wyrazisty i pikantny smak. Może Ostatnia kompozycja tamtego wieczoru najbardziej się niebawem okazać, że Nguyên przywoływała ducha Hendrixa i ostatecznie uwolni- popełni jeszcze płytę z coverami ła energię kumulującą się w trójce muzyków. Zachę- Red Hot Chili Peppers, ale nie o ten ceni żwawymi oklaskami instrumentaliści posta- typ dosłowności chodzi autorowi nowili uraczyć widownię bisem, który, o dziwo, po niniejszej recenzji… takiej petardzie zaczął się wyjątkowo ociężale (aby

< JazzPRESS, luty 2015 |61 fot. Marta Ignatowicz-Sołtys Marta fot.

Dominik Wania, Maciej Obara Sprzężenie zwrotne

Marta Ignatowicz-Sołtys [email protected] Warszawa, Klub Kultury Saska Kępa, 19 stycznia 2015 r.

Jak ja się cieszę, że dotarłam na ten Dominik Wania, który (wraz z Piotrem Orzechow- koncert! – takimi słowami pragnę skim) jest dla mnie żywym dowodem na wzrost ja- rozpocząć moją relację z majster- kości krakowskiej sceny. Pełen pokory, tytan pracy. sztyku, którym uraczyli mnie Domi- Długo i rzetelnie bada muzykę na wskroś – a gdy nik Wania i Maciej Obara wieczo- już to zrobi, udostępnia swoją pracę słuchaczom rową porą 19 stycznia w Klubie Sa- i mówi o niej otwarcie (jako dowód w sprawie, pole- ska Kępa, na warszawskiej Pradze. cam Państwu wywiad z Dominikiem z ubiegłorocz- nego, kwietniowego numeru JazzPRESSu). Muzyka Są nazwiska, które przykuwają nie Macieja Obary zaś już od momentu debiutu jest naj- tylko wzrok i słuch, ale także mobi- wyższych lotów – i każdy kolejny rok jego aktywnej lizują do szybszego włożenia butów działalności jest tego dowodem. na nogi. W moim Leksykonie Gorą- cych Nazwisk Jazzowych znalazł się Gdy zatem na scenie spotkali się razem – bez wzglę-

> 62| Koncerty / Relacje

wiele. Jerzy Szczerbakow zapowia- dając koncert, powiedział: „To duet, ale taki, jakby grało ich co najmniej czterech.”. Stwierdzenie to było cał- kiem trafne, nie tylko za sprawą współbrzmienia, w którym było gęsto, ale także dzięki materiałowi, jaki panowie zaprezentowali nie tak dawno w Norwegii... w kwarte- cie właśnie. Jak dowiedzieliśmy się, program nieprędko będzie zareje- strowany. Jedyne, co w takim wy- padku możemy zrobić, to chodzić na koncerty, by uczestniczyć w czymś ulotnym, nieuchwytnym, co zdarza się teraz i co w takiej samej postaci nie wydarzy się już nigdy więcej.

Obfity program autorski przepla- tany był fragmentami utworów Komedy, a ich każdorazowe „poja- wianie się”, zwiastowało zmianę w prowadzeniu muzycznego napię- cia: zmiana brzmieniowa, fragment solo, innym zaś razem konsekwen- cja silnych „tarć” obu instrumen- tów. W oceanie pełnym pochodów fortepianowych fal, które nacierały jedna za drugą, saksofon podążał jednostajnym ruchem, wyznacza- Maciej Obara, Dominik Wania, fot. Marta Ignatowicz-Sołtys jąc kolorytem klarowny tor prze- pływu. W stałej współpracy obu du na zawartość merytoryczną dwugodzinnego czynników wciąż dochodziło do koncertu – musiałam tam być. Podobnego zdania sprzężeń zwrotnych: sygnały wyj- byli również licznie zgromadzeni na sali muzycy. ściowe, jakie proponował Wania, Jak wiemy, muzyk na koncert przychodzi do pracy. oddziaływały na wejściowe uzy- Powód musi być więc poważny, jeżeli również poza skiwane przez Obarę i odwrotnie. własnymi koncertami na cudzych gości. Działo się Przy ciągłym napięciu budowanym

< JazzPRESS, luty 2015 |63

przez akompaniament fortepianu, długie dźwięki saksofonu stawały się tak intensywne i nasycone, że aż niemożliwe w konkretnej treści. „Dużo mięsa” – jakby powiedział znajomy muzyk. Bo Obara nawet jak gra oszczędnie – to z „mięsem”.

Nie ulega wątpliwości, że pod wzglę- dem kreatywności na scenie mamy do czynienia z jednostkami niezwy- kle indywidualnymi. A gdy takim dwóm przyjdzie się spotkać – to albo nastąpi mocne zderzenie i pójdą na Maciej Obara, fot. Marta Ignatowicz-Sołtys dno albo w walce o ster rozbiją się o skały... może też nastąpić sprzęże- nie, cudowna wzajemność, w której swoje mistrzostwo nie tyle pomno- Wania budował tło fabuły, ale to Obara wyprowa- żą dwukrotnie, co podniosą do kwa- dzał głównego bohatera, który swoją drogą, bez tej dratu. I tak się stało. Byliśmy świad- fabuły byłby tak goły jak Adam na florenckim fre- kami współpracy dwóch takich, co sku Masaccia. Znów obraz. Wszak najistotniejszym bezczelnie ukradli księżyc. walorem formalnym języka muzycznego jest nie to, co ktoś gra, ale jak gra. A panowie grali bezpreceden- Moja wyobraźnia zataczała koło sowo, bezkonkurencyjnie i nieomylnie. Pięknie. wokół obrazów morza, z każdym przypływem akompaniamentu for- Chciałoby się złapać minioną chwilę i bezradnie tepianu. A to ocierała się dramatur- zawołać: „Czy ktoś to nagrywał?”. Mnie pozostaje za- gią o Hitchcocka i jego Łódź ratun- wodna pamięć, Państwu – pilne szukanie nazwisk kową opartą na opowiadaniu Johna obu panów na plakatach i stronach w sieci. Swoją Steinbecka, a to wracała do Noża drogą, dla samego plakatu również warto duet wi- w wodzie, w muzycznym napięciu zualnie odnaleźć. Agnieszka Sobczyńska wykona- Komedy. Obecność tego ostatniego ła na ten właśnie występ piękną grafikę, od której była szczególnie pokreślona; jego w czasie koncertu nie mogłam oderwać oczu. Moż- Kattorna niczym temat z waria- na uznać, że stała się ona niejako konkurencją dla cjami, łączył spójnie myśli dwóch scenicznego duetu. Obecność tej grafiki w sieci jest instrumentów w jedną klamrę śladem, do którego chętnie powracam wspominając opowiadania. Sprzężenie napędza- tamten styczniowy wieczór. ło charakter oglądanych obrazów.

> 64| Koncerty / Relacje fot. Piotr Banasik Piotr fot.

Samuel Hall, Mateusz Rybicki, Lennart Heyndels Żywiołowe polsko-belgijsko-australijskie HRH

Rafał Zbrzeski [email protected] Kraków, Klub Piec Art, 1 lutego 2015 r.

Twórczość muzyków wchodzących jest głęboko zakorzeniona w tradycji w skład HRH Trio nie była mi do tej free-jazzu i muzyki improwizowanej. pory znana. Krakowski występ for- W dźwiękach płynących ze sceny bez macji był dla mnie pierwszym spot- problemu doszukać się można było kaniem z nazwiskami tworzących wpływu takich artystów jak Albert tę międzynarodową grupę muzy- Ayler, Cecil Taylor czy Peter Brötz- ków i co z tym związane – zagadkę mann. Jako swoją główną inspirację stanowiło dla mnie, co właściwie muzycy wskazują jednak twórczość zespół zaprezentuje. awangardowego, improwizującego wiolonczelisty Tristana Honsingera. Polsko-belgijsko-australijskie trio powstało zaledwie kilka miesięcy W skład zespołu wchodzą: grają- temu, a krakowski koncert był dopie- cy na klarnetach Mateusz Rybicki, ro czwartym wspólnym występem. belgijski kontrabasista Lennart Muzyka, której tego wieczoru moż- Heyndels oraz perkusista z Austra- na było posłuchać w klubie Piec Art lii Samuel Hall. Celem tria jest ba-

< JazzPRESS, luty 2015 |65 danie możliwości prowadzenia im- prowizacji w małym składzie.

Podczas koncertu zadziorne, pełne fot. Piotr Banasik Piotr fot. wigoru brzmienie klarnetu Rybi- ckiego świetnie współgrało z grą sek- cji eksplorującej rozmaite struktury rytmiczne. Muzycy korzystali z róż- norodnych środków ekspresji, co jest już tradycją w muzyce improwi- zowanej, wykorzystując oczywiście rozszerzone techniki gry na swoich instrumentach. Pałki użyte do gry na kontrabasie czy wymiana końcówki klarnetu na końcówkę rury odku- rzacza to niektóre z urozmaiceń za- stosowanych przez zespół. Przy tym wszystkim muzycy grali niezwykle uważnie i każdy z nich był wsłucha- ny w grę kolegów. Bardzo sprawnie i z ogromnym wyczuciem reagowali na to, co dzieje się podczas występu. Tego wieczoru Mateusz Rybicki nie Mateusz Rybicki ograniczył się jednak tylko do gry na klarnetach. Postanowił skorzystać ze stojącego w rogu sceny fortepia- lu sposobów artystycznej wypowiedzi, a nie stanowią nu i zaprezentował się jako piani- celu samego w sobie. Emocjonalność to kolejny atut sta – burza dźwięków przechodząca muzyki HRH Trio – miałem wrażenie, że podczas w spokojne klawiszowe plamy w cie- żywiołowej improwizacji przenoszą się gdzieś poza kawy sposób urozmaiciła występ. klubową salę i całkowicie dają się unieść dźwiękom.

Dużą zaletą muzyki HRH Trio jest HRH Trio nie stwarza może nowej jakości w impro- zróżnicowanie dynamiczne kompo- wizowanym jazzie, ale z uwagą przygląda się trady- zycji. Zespół nie wpada w pułapkę cji, osiągając przy tym bardzo interesujący rezultat. hiperekspresyjnego hałasu, który Mam nadzieję, że projekt przetrwa przez dłuższy łatwo mógłby się przerodzić w ka- czas i zdąży się zaprezentować szerszej publiczności. kofonię. Owszem w muzyce tria Gdy pojawi się taka możliwość, fani free zdecydowa- obecne są te bardziej hałaśliwe ele- nie powinni udać się na koncert tej trójki utalento- menty, ale stanowią one jeden z wie- wanych improwizatorów..

> 66| Koncerty / Relacje fot. Marta Ignatowicz-Sołtys Marta fot.

Michał Salamon, Kuba Dworak Bielszy odcień bieli

Marta Ignatowicz-Sołtys [email protected] Warszawa, Skwer, 25 stycznia 2015 r.

Miałam okazję uczestniczyć w styczniu w kilku bar- tropem, ruszyłam w przyprószony dzo różniących się od siebie koncertach, wszystkie białym śniegiem wieczór 25 stycz- jednak mieściły się w ramach jednego i tego same- nia do warszawskiego Skweru na go jazzu. Sale wypełnione po brzegi są dowodem na spotkanie z F.O.U.R.S. Collective. to, że odbiorcy mają nie tylko ogromną potrzebę, ale i prawo do poszukiwania własnego odcienia białego Co na ich koncercie przykuło moją koloru w muzycznym języku. Podobnie jak Innuici, uwagę? Komunikatywność przeka- mieszkańcy Dalekiej Północy, dla których biel śnie- zu. Publiczność młoda, ale – sądząc gu ma wiele określeń, a każde z nich tyczy się innej, po liczbie sprzedanych po koncercie choć dla nas mało rozróżnialnej, materii. płyt – nie mniej złakniona muzycz- nych wrażeń od starszych salono- Biel jest jedną z najpiękniejszych barw, jak śpiewa wych wyjadaczy. pewna polska wokalistka, przez wielu nazywana jazzową: „Ty spójrz na biel, na nieobjętą biel / Jej W F.O.U.R.S nie sposób nie zauważyć moc, jej blask podpowie Ci / Że biel to Bóg, bezkres, personalnej zmiany na scenicznym bez czas / Podziwiaj ją, bo jest / Bo jesteś”. Idąc tym przedzie, w postaci Zbigniewa Szwaj-

< JazzPRESS, luty 2015 |67 Zbigniew Plewniak Szwajdych, Stanisław

dycha. Zmiany, swoją drogą, bardzo znakiem rozpoznawczym marki Salamon & Plewniak. słyszalnej. Młody trębacz niesamowi- cie „wkleił się” w muzyczny przekaz O tym wieczorze z całą pewnością możemy powie- zespołu, kolorystycznie doskonale dzieć, co następuje: młodzi ludzie z Krakowa zebrali współgrając z saksofonem Stasz- w Warszawie pełną salę zainteresowanych słucha- ka Plewniaka. Mam wrażenie, że ta czy, nagradzających każdego z solistów głośnymi zmiana bardziej jeszcze dopełnia ar- brawami. Bis był słuszny i – sądząc po woluminie tystyczny przekaz pianisty Michała zachwytu odbiorców – uzasadniony. Salamona. Wokal Plewniaka nato- miast kierował kwintet raz w stro- Warto przypomnieć, że prezentowana podczas kon- nę i The Globetrotters certu płyta, była wisienką na torcie wygranego de- z Kubą Badachem, innym zaś razem biutu fonograficznego, który to został wzmocniony zahaczał o energiczne funky, aby pokaźnym dofinansowaniem z kieszeni fanów, by na koniec ukoić żywiołowo reagu- muzycy mogli nagrać płytę marzeń. Wreszcie trze- jącą widownię spokojnymi frazami ba zauważyć, że zespół F.O.U.R.S. Collective odważ- Treezz. Zachwyt publiczności zdawał nie i samodzielnie wchodzi frontowymi drzwiami się być dowodem, że ów tytułowy na trudny muzyczny rynek. Nie stroni jednak też od utwór, promujący zeszłoroczną pły- okien – czego dowodem jest udział w telewizyjnym tę – choć nagrany w ostatniej chwili show, który z pewnością sprzyja wypełnieniu sal i jako ostatni figurujący na liście – nie koncertowych ciekawską publiką. Jest to znak dzi- bez powodu znalazł się w repertuarze siejszych czasów, w które zespół wkracza z impetem, zespołu. Mało tego, dla wielu jest teraz dumnie prezentując swój bielszy odcień bieli.

> 68| Koncerty / Relacje fot. Piotr Gruchała Janusz Szrom Bez cenzury – jazz i klasyka

Wojciech Sobczak-Wojeński [email protected] Głosy o zmroku – Warszawa, Mysia 3, styczeń 2015 r.

Rok 2015 rozpocząłem z gracją i w dobrym humorze, później klasycznie tuląc do snu (Ja- a to wszystko za sprawą cotygodniowych koncertów dwiga Kotnowska i Leszek Potasiń- organizowanych przez Agencję Artystyczną Verità ski – Tańce Świata), a jeszcze innym Nostra w ramach premierowej edycji festiwalu Gło- razem – pozostawiając w lekkiej sy o zmroku (I Festiwal Muzyczny Verità Nostra 2015). konsternacji, o czym za chwilę. Dawny budynek Urzędu Cenzury, jakże niewinnie i urokliwie jawiący się dzisiaj, w każdą niedzielę Na finał festiwalu organizatorzy stycznia gościł melomanów zorientowanych na sub- przewidzieli nietypowy program. telną i wysmakowaną muzykę. I taka w istocie po- Pierwszym występem (każdy kon- brzmiewała na poddaszu Mysiej 3, raz to emanując cert składał się bowiem z dwóch swingową energią i czarem (Jarek Wist – Swinging części) uczyniono program anonso- with Sinatra), roztaczając wokół romantyczną rzew- wanego jako „bożyszcze nastolatek” ność (Hołownia / Pulcyn – Henryk Wars Songbook), Kuby Molędy, który z pomocą gita-

< JazzPRESS, luty 2015 |69

ra dobrze zna się na popie, wie więc jakimi rządzi się prawami oraz jakie pierwiastki może i powinien zawierać, aby w swej „sztuczności” poruszać ser-

fot. Piotr Gruchała ca. Zabrakło mi tego wieczoru wielu elementów, z których najważniejszym jest wyrazistość.

W tym miejscu muszę jednak wspo- mnieć, że Molęda ma zachwycające umiejętności wokalne, a jego pracowi- tość na polu artystycznym jest godna pochwały. Choć nie czuję się nastolat- ką, jestem przekonany, że jego aktu- alna muzyczna oferta stanowi świet- ną propozycję dla młodych słuchaczy (słuchaczek?), poszukujących muzycz- nego idola. Molęda dobrze się prezen- tuje, nie posługuje się nowomową, jego muzyka jest melodyjna, a droga rzetelnie budowanej kariery może być dla wielu drogowskazem. Zdecydowa- nie wolałbym, aby polskie dzieciaki Zbigniew Wrombel słuchały Molędy, aniżeli Biebera czy innej Miley Cyrus. rzysty i saksofonisty zechciał zapre- zentować kilka wyimków ze swojej Znacznie bardziej ciekawił mnie następujący po muzycznej kariery i upstrzyć całość występie Kuby Molędy program Śpiewnik Janusza coverami. Muszę przyznać, że kon- Szroma i Zbigniewa Wrombla. Panowie, ze wspar- cert ten nie przypadł mi do gustu ciem pianisty Piotra Wrombla (syna Zbigniewa) ze względu na zbyt dużą zawartość i perkusisty Krzysztofa Szmańdy, zrealizowali swój „cukru w cukrze”, mało ekspresyj- płytowy projekt, który składa się z jazzujących wer- ny wokal, szczodrze doprawiony sji znanych polskich przebojów. W jednej z wielu „talentem”, saksofon a’la Kenny G książek, jakie przeczytałem o Johnie Lennonie, pad- i zdumiewające zabiegi stylistycz- ło zdanie, że jeżeli gra się utwory cudzego autorstwa, ne (vide: Thriller Michaela Jacksona to, choćby zastosować najdziwniejszą aranżację, je- wykonywany bez mała jak Kołysan- żeli w tej muzyce wciąż tkwi macierzysty utwór, bę- ka dla nieznajomej). Postrzegam się, dzie to udana wersja. Według koncepcji autorstwa może i nieskromnie, za osobę, któ- niegdysiejszego Bitelsa (do której entuzjastów się

> 70| Koncerty / Relacje fot. Piotr Gruchała Janusz Szrom, Zbigniew Wrombel zaliczam), niemal wszystkie zaprezentowane w tej się retro syntezatorem jeszcze raz części koncertu covery były udane – prezentujące na potrzeby żywiołowej piosenki piękno i energie drzemiące w oryginalnych pio- Andrzeja Zauchy Byłaś serca biciem, senkach, wykonane z jazzowym feelingiem, bez eg- która wypadła świetnie – być może zaltacji. Zapewne mogą sobie Państwo z łatwością ze względu na jej oryginalny, synth- wyobrazić, jak przyjemnie wybrzmiały akustyczne -popowy charakter. Moim zdaniem, wersje z gruntu jazzującego Pod Papugami czy me- program w stu procentach aku- lancholijnych perełek – Uciekaj serce bądź Jej portret. styczny byłby artystycznie lepszym Ciekawostką był utwór Tylko wróć z pamiętnego se- posunięciem, a i dzięki temu obecni rialu Wojna domowa, do którego sprytnie wkradło na sali fani Breakoutu nie nabawi- się hancockowskie Cantaloupe Island. liby się bruksizmu. Mimo tego za- strzeżenia oceniam koncert bardzo Obok tych nad wyraz udanych i stosunkowo mało na plus. ryzykownych wariacji muzycznych, zdarzyło się kil- ka mniej satysfakcjonujących fragmentów, jak na Janusz Szrom, o którego znakomi- przykład przekombinowane, poprzedzone instru- tych możliwościach wokalnych nie mentalnymi dłużyznami, elektroniczne Kiedy byłem trzeba zanadto pisać, przekazał pub- małym chłopcem czy nieco dancingowa, latynoska lice swą pozytywną energię, nie raz Historia pewnej znajomości. Piotr Wrombel posłużył zachęcając zebrany tłum do wokal-

< JazzPRESS, luty 2015 |71 fot. Piotr Gruchała

Janusz Szrom, Zbigniew Wrombel

nego udziału, a niemal każdy utwór zy uznania należą się za bezpośrednie zestawienie okrasił ciekawą opowieścią. Takie- ze sobą jazzu i klasyki, jak również zaprezentowa- go zabiegu zabrakło tydzień wcześ- nie przystępnych wariantów tej muzyki. Dobrze, gdy niej podczas programu Tańce Świa- pokazuje się, że muzyka obu tych gatunków – poj- ta, gdzie aż prosiło się o zgrubną mowanych jako „przeintelektualizowana rozrywka charakterystykę każdego z tańców, z wyższych sfer” – może być elegancka, szykowna, gdyż te, brzmiały dość monotonnie a przy tym miła, rozrywkowa i modna. Cieszy rów- i trudno było ocenić, czy muzycznie nież fakt, że w jednym miejscu stykają się, często jesteśmy już w Rumunii, czy jeszcze nieuczęszczające na te same koncerty, widownie: w Hiszpanii. jazzowa i klasyczna. Dla znawców swojego gatun- ku takie wieczory to sympatyczna ciekawostka, dla Podsumowując, była to udana, pio- początkujących zaś – prawdziwe otwarcie na świat nierska edycja Głosów o zmroku, ambitnej muzyki. skrząca się prawdziwą feerią barw. Mam tu na myśli nie tylko oświet- Kiedy piszę ten tekst, jest grubo po zmroku, a ja lenie, które znakomicie współgra- wciąż nucę Płonie stodoła. Udzielam głosu poparcia ło z ascetyczną przestrzenią Mysiej dla przyszłych edycji festiwalu. I niech będzie to mój 3, ale przede wszystkim muzyczną głos o zmroku. różnorodność. Szczególne wyra-

> 72| Rozmowy fot. Kuba Majerczyk Kuba fot.

< JazzPRESS, luty 2015 |73

Wojciech Jachna – trębacz i improwizator. W przeszłości w zespołach Con- temporary Noise Sextet i Sing Sing Penelope, obecnie współtworzy formację Innercity Ensemble, duet Jachna / Buhl oraz trio Jachna / Tarwid / Karch. W ubiegłym roku udało mu się wydać płyty z każdą ze swoich aktualnych grup, wszystkie zbierające pozytywne recenzje. Nagraną w trio Sundial auto- rzy bloga Polish Jazz uznali za najlepszy jazzowy krążek roku 2014, zaś sa- mego Jachnę za muzyka roku. W rozmowie dla JazzPRESSu Wojciech Jach- na zdradza, jakie kolejne jego albumy pojawią się wkrótce.

Chwycić przypadek i go nie zepsuć

Mateusz Magierowski [email protected]

Mateusz Magierowski: Miniony rok z uwagi na odmienną muzyczną był dla ciebie właściwie pasmem stylistykę niż ta, w której dotychczas muzycznych sukcesów, zwieńczo- funkcjonowałem. Wielka w tym za- nych tytułami muzyka roku i płyty sługa Grzegorza Tarwida i Alberta roku za krążek Sundial, nadanymi Karcha – młodych muzyków stu- przez twórców bloga Polish Jazz. diujących obecnie w Kopenhadze, Czy drogą do sukcesu było przesu- wielkich talentów i – już w tym mo- nięcie akcentu z funkcjonowania mencie – dojrzałych artystów. Mam w większych składach – takich jak poczucie, że Sundial pozwolił mi na Sing Sing Penelope czy Contempo- oderwanie przyczepionej do mnie rary Noise – w stronę bardziej ka- od jakiegoś czasu łatki. Przesunię- meralnych, autorskich formuł? cie akcentu, jak to ładnie ująłeś, na mniejsze i inne składy, odbywa się Wojciech Jachna: „Pasmo sukce- już od dłuższego czasu, ale dopiero sów” to chyba za dużo powiedzia- teraz udało mi się wszystko dopiąć ne, ale faktycznie wszystkie płyty, i zebrać owoce kilku lat pracy. W za- które udało się wydać w 2014 roku, sadzie jeszcze niezupełnie, bo nowy zebrały świetne recenzje, a krążek rok przyniesie przynajmniej jeden Sundial tria Jachna / Tarwid / Karch nowy projekt, nad którym pracuję, zrobił najwięcej zamętu, pewnie a może nawet i więcej.

> 74| Rozmowy

Jak w świetle tych nowych wyzwań wygląda twoja nagraną na Sundial stoi wspólna przyszłość w takich składach, jak wspomniane Sing koncepcja brzmienia tego zespołu, Sing Penelope i Contemporary Noise, w których dlatego trio firmujemy nazwiska- funkcjonowałeś przez lata, a które pozwoliły ci dać mi całej naszej trójki, a nie tylko, się poznać polskiemu jazzowemu słuchaczowi? na przykład, moim. Tak naprawdę ta konfiguracja powstała w sposób Sing Sing Penelope nie gra od ponad roku i wspólnie zupełnie nieplanowany, co tylko podjęliśmy decyzję o zawieszeniu działalności. Tak- potwierdza moja tezę, że najfaj- że Contemporary nie funkcjonuje jako zespół już niejsze rzeczy rodzą się przypad- ponad rok, a przyczyn tego stanu rzeczy jest wiele. kiem, a naszym zadaniem jest ten Nie przez przypadek jest coraz więcej małych form, przypadek uchwycić i nie zepsuć. dużym zespołom po prostu coraz trudniej istnieć Alberta poznałem kiedy jeszcze stu- na rynku. Ja sam na pewno byłem zmęczony - diował w Bydgoszczy, od słowa do cjonowaniem w dużych organizmach muzycznych, słowa zaczęliśmy razem grać. Po- miałem coraz więcej pomysłów na muzykę, na któ- wstał nawet pomysł, żeby nagrać rej tworzenie miałbym większy wpływ. Niekoniecz- coś akustycznie w duecie, ale Albert nie pisanej od A do Z przeze mnie, ale opartej na najpierw chciał zarejestrować ma- współpracy w małych składach – duetach czy triach. teriał ze swoim kwartetem. W któ- Materiał na Sundial to przecież kompozycje Grzego- rąś sobotę zadzwonił do mnie z in- rza i Alberta oraz nasze wspólne utwory. formacją, że nagranie jest przygoto- wane, ale chłopaki z Krakowa nie Zostawiłeś młodzieży dość dużo improwizacyjnej przyjechali, bo pierwsza fala mro- i kompozycyjnej przestrzeni. zów i śniegu zatrzymała ich na dro- dze. Na miejscu był tylko Grzegorz, Bo słuchanie to dla mnie podstawowa rzecz. Jestem który już dzień wcześniej dojechał coraz bardziej zmęczony gadaniem głupot o sobie, z Warszawy, więc Albert zadzwo- muzyce, a coraz bardziej nastawiony na słuchanie. nił i spytał, czy nie przyjadę, żeby To długi proces i mam w tej materii jeszcze wiele coś pograć. Nie trzeba było mi tego do zrobienia, ale sądzę, że obrałem dobry kierunek. powtarzać dwa razy. Przyjechałem, Przede wszystkim mam kompanów, których też in- nagraliśmy sporo improwizowa- teresują podobne rzeczy – a to już bardzo dużo. Cho- nego materiału. Grzegorza widzia- ciażby Jacek Buhl, z którym współtworzę duet Jach- łem pierwszy raz w życiu, ale po raz na / Buhl, czy Grzesiek i Albert. pierwszy słyszałem, żeby ktoś grał tak jak on! Fragmenty tej sesji wy- To w rezultacie słuchania młodszych kompanów słaliśmy do kilku osób, które oce- narodził się pomysł na Sundial? niły materiał jako sensowny, więc przesłałem go też do For Tune. Za- Pomysł na Sundial nie pojawił się w mojej głowie – dzwonił Jarek Polit i tak się zaczęło. jestem czasem mylnie o to posądzany. Za muzyką Kiedy okazało się, że chcą to wydać,

< JazzPRESS, luty 2015 |75 zaczęliśmy, na bazie tego, co wtedy zagraliśmy, tworzyć pewną opowieść. Spisałem częściowo rzeczy, które wy- improwizowałem, chłopa- ki przynieśli swoje numery. Duży udział w domknięciu materiału na płytę miał Al- bert, który nie tylko napisał dwie bardzo kameralistycz- ne w swym klimacie kom- pozycje, ale też zapropono- wał pewną dramaturgię tej płyty, stworzył z odrębnych klocków spójną całość.

Dramaturgię budowaną w znacznej mierze w im- prowizowanym dialogu, który właściwie stanowi rdzeń waszej muzyki. fot. Piotr Gruchała Dwa najbardziej rozimpro- wizowane kawałki to Terpsichore’s i słuchać, co z tego wychodzi. Tak powstał Sundial – Chant i Sudden Rush – wspaniałe na bazie wspólnego grania i słuchania. Kompozycje utwory Grzegorza Tarwida. Jego zostały niejako dopisane do charakteru muzyki. pianistyka jest zresztą wielkim ob- jawieniem na tej płycie. Przy Grze- Zostawmy Sundial i skupmy się na innych forma- gorzu i Albercie czuję się trochę jak cjach, które współtworzysz albo współtorzyłeś. dobry papa, który dogląda owie- Dubska, Mordy, Innercity Ensemble, Contempora- czek… i uważa, żeby za bardzo ich ry Noise czy Sing Sing Penelope reprezentują róż- nie zepsuć (śmiech). Jak pokazuje ne muzyczne stylistyki. Lubisz sięgać poza jazzową historia naszej płyty, czasami trze- konwencję. ba się po prostu otworzyć na im- pulsy z zewnątrz. Niby niewiele, ale Zaczynałem od różnych gatunków, bo – wiadomo uwierz mi, dla wielu jest to po pro- – nie od razu Kraków zbudowano. Przy okazji po- stu niewykonalne. Zestawienie per- znałem wielu interesujących ludzi, nauczyłem się sonalne ułożyło się samo. A styli- jak funkcjonują zespoły, jakie są ich bolączki, jakie styka? Trzeba po prostu zacząć grać problemy trapią różne bandy. Gwoli ścisłości: spo-

> 76| Rozmowy

śród wszystkich wymienionych zespołów obecnie i umiejętności, i sposób jakiś, i ener- gram jedynie w Innercity Ensemble – zresztą z du- gię. Widocznie ja tego po prostu nie żym powodzeniem. Projekt, który miał być jednora- mam. Dyskusji na temat tego, co jest zowym spotkaniem muzyków z różnych miast, stał jazzem, a co nie, pozwól, że nie będę się normalnie działającym working bandem. Prob- podejmował, wolę posłuchać, „co lemy z funkcjonowaniem w takim trybie rzecz jasna w trawie piszczy”. Powiem tak: czy są, bo to aż siedem osób i kupa sprzętu, ale świetny solowa płyta Ksawerego Wójciń- odbiór naszej muzyki wynagradza te niedogodno- skiego jest jazzem? Nie wiem, ale ści. Wracając do meritum, z zespołów, które wymie- jest bardzo fajna. Czy solowa płyta niłeś, tylko Dubska, grające reggae, nie sięgały po Pawła Szamburskiego to jest jazz? improwizację. I to też niekoniecznie, bo na samym Nie wiem, ale jest bardzo fajna, itd. początku zespół zawzięcie improwizował na bazie pracy jamajskiej sekcji. Cała reszta grała muzykę, Co jest jeszcze jazzem, a co już nie – w którym improwizacja odgrywała ważną rolę, cza- to byłby pewnie temat na wywiad- sem mniejszą, kosztem kompozycji (Contempora- -rzekę. Niezależnie od tego, w jakim ry), czasem większą stopniu jazzem (Sing Sing Penelo- Podstawową sprawą było dla mnie jest muzyka twoja pe), czasem w kon- zawsze to, czy muzyka jest prze- i wspomnianego wencji free rocko- Ksawerego Wójciń- wej (Mordy). Nie konująca, czy zawiera emocje, czy skiego, zgodzisz się, była to oczywiście jest określoną opowieścią, czy ma że ostatnimi cza- „klasyczna jazzo- w sobie jakąś przestrzeń sy muzycznie jest wa improwizacja”, wam po drodze? ale ja sam coraz mniej już wiem, czym ona tak na- prawdę jest. W swoim graniu zawsze inspirowałem Początek współpracy z Ksawerym się jazzem – brzmieniem, frazowaniem, timingiem. był oczywiście również przypadko- Klasyfikacja muzyki, którą grałem, była i jest kwe- wy i wynikał z zaproszenia od Pio- stią drugorzędną – podstawową sprawą było dla tra Wojdata. To on wymyślił sobie, mnie zawsze to, czy muzyka jest przekonująca, czy organizując koncert free jazzowej zawiera emocje, czy jest określoną opowieścią, czy trębaczki Susany Santos Silvy z kon- ma w sobie jakąś przestrzeń, itd. Jeśli zaczynamy trabasistą Torbjornem Zetterber- stosować takie kryteria, to jazzowość muzyki scho- giem, nasz duet z Ksawerym, jako dzi na dalszy plan. suport dla nich. Nigdy wcześniej nie poznaliśmy się z Ksawerym, nigdy Wiesz, problem jest też taki, że – jak to ładnie kie- też z nim nie grałem, choć oczywi- dyś ujął Tomasz Stańko w wywiadzie dla Jazz Ma- ście znałem jego muzykę. Zdzwoni- gazine – ten „prawdziwy”, mainstreamowy jazz jest liśmy się, Ksawery wyraził gotowość muzyką piekielnie trudną i żeby zagrać go w prze- do gry, ja też, ustaliliśmy, że spotka- konywający sposób, trzeba mieć naprawdę do tego my się na próbie tydzień wcześniej,

< JazzPRESS, luty 2015 |77

żeby pogadać, pograć i zobaczyć, czy w improwizacji – dusza, którą ma jego muzyka. Sły- to ma sens. Miało (śmiech). Zagrali- chać w jego graniu jakieś fajne opowieści, a nie je- śmy krótki, treściwy, ponad półgo- dynie zabawę techniką i wprawki. Jest mi niezwykle dzinny set przed koncertem Susa- przyjemnie improwizować z nim, to naprawdę duża ny i Torbjorna – wyszło fajnie, więc frajda. stwierdziłem, że chciałbym coś z tym dalej zrobić. Zdradzę jedynie, Pewnie tak samo określiłbyś granie z Andrzejem że jesteśmy z Ksawerym po impro- Przybielskim. Chyba każdy improwizujący trę- wizowanej sesji w Bydgoszczy. Kie- bacz z Bydgoszczy w jakimś sensie mierzy się z jego dy jej słucham, to mam wrażenie, legendą? że gram z gościem, którego znam od dwudziestu lat. Mówiąc o Andrzeju nie za bardzo wiadomo, od czego zacząć i na czym skończyć. Przede wszystkim trąbka Planujecie wydać ten materiał? Andrzeja była obecna od początku mojej edukacji jazzowej. Moje początki słuchania muzyki to punk Na razie jesteśmy na etapie pracy rock i hardcore, co powoli rozszerzało się na zimną nad nim. Wiem, że mi się podoba. falę, rock lat 70., jazz rock, po drodze hip-hop i reg- Muzyka nie ma charakteru ekstre- gae. I to właśnie w czasie słuchania kultowej płyty malnego free, jest raczej medytacyj- Variété – pierwszej oficjalnej – spotkałem się z trąb- na i transowa. Cieszę się z tej współ- ką Andrzeja. Od razu mnie wciągnęło. Zaryzykował- pracy i mam nadzieję, że uda nam bym stwierdzenie, że jego brzmienie, frazy, były mi się coś z tym dalej zrobić, trochę równie bliskie jak te Davisa czy później Stańki. pokoncertować. Ksawery to – moim zdaniem – obecnie jeden z najcie- Po latach miałeś okazję z nim grać na jednej scenie kawszych akustycznych kontra- podczas nagrania krążka Sing Sing Penelope Stirli basistów uprawiających szeroko People (in Jazzga). rozumianą muzykę improwizowa- ną. Jego kompetencje są ogromne, Kiedy po latach poznałem Przybielskiego, był już swoim warsztatem zaprzecza tra- postacią dość enigmatyczną i miał średni kontakt dycyjnemu poglądowi, że do grania z otoczeniem. Zaczął mnie dostrzegać, kiedy zoba- free czy free improv nie trzeba mieć czył jak gram gdzieś na jamie, obejrzał mojego con- solidnego warsztatu. Ciężko powie- na constellation (marka trąbki – przyp. red.) i od dzieć, czy nasza muzyka mieści się tego czasu zawsze, kiedy mnie widział na mieście, w tych kanonach. Chyba wykracza krzyczał: „Jachna, ty jesteś trębacz, chodź tu zobaczyć poza nie, ale Ksawery cokolwiek mój kornet!”, albo coś w tym stylu (śmiech). Widy- nie zagra, robi to świetnie. Grając wałem go w Eljazzie i Mózgu, potem w Sanatorium, smykiem ma znakomitą intona- zawsze przychodził, kiedy były jakieś jamy, kilka cję, grając palcami ma znakomite z nich do dziś wspominam jako najciekawsze wie- brzmienie, no i rzecz najważniejsza czory w moim życiu. Samo granie z Andrzejem przy-

> 78| Rozmowy fot. Piotr Gruchała

Wojciech Jachna z Ksawerym Wójcińskim pominało jednak igranie z bombą… Pomysł naszego certu nie było nikomu do śmiechu. zespołu, żeby nagrać z Przybielskim płytę live, był Cała trasa z Andrzejem nauczyła jednym z głupszych, na jakie wpadliśmy, co miało nas dyscypliny zespołowej i tego, okazać się po samym nagraniu. Wszyscy którzy go że kiedy Andrzej krzyczy do nas na nagrywali, wiedzieli, że Andrzej nie przejmuje się scenie, to nie możemy go słuchać, specjalnie miejscami, w których ma grać. Wiadomo, tylko grać dalej. A ponadto? Na że zawsze zagra swoje charakterystyczne frazy, ale pewno otworzyliśmy się na impro- problem polegał na tym, że aby całość miała sens, wizację totalną, bo z Andrzejem nie musiało to zostać zagrane w określonym miejscu, można było inaczej. Przyznam się a nie tam, gdzie akurat wypadło. Dlatego płyta Stirli szczerze, że samego Przybielskiego People (in Jazzga) ostatecznie składa się w większo- nie traktowałem nigdy jako swoje- ści z improwizacji, częściowo zagranych zresztą na go duchowego mistrza, miał swoje próbie przed koncertem. Resztę w pocie czoła Rafał filozoficzne przekazy, ale dla mnie Gorzycki miksował razem z Jarkiem Hejmannem był raczej postacią hermetyczną. i wierz mi, nie była to łatwa praca. Trąbka Andrze- Wolę słuchać jego muzyki. Tego jak ja hulała wszędzie, większość kompozycji przygoto- improwizuje, jak konstruuje frazy wanych na koncert została rozpirzona w puch przez muzyczne. I takim chcę go zacho- mistrza (śmiech). Najfajniejsze jest jednak to, że po- wać w pamięci. wstała z tego inna, nowa jakość, ale podczas kon-

< JazzPRESS, luty 2015 |79

Jeśli chodzi o aspekt techniki, to An- że jacyś goście grają podobnie jak yassowcy, ale ta drzej grał po prostu swoją muzykę. epoka już minęła, więc trzeba wymyślić coś nowego. Nie był typem nauczyciela gry na Minęło dwadzieścia lat, mamy mnóstwo improwi- instrumencie czy wirtuozem, wiele zowanej, wspaniałej muzyki, tworzonej przez takich rzeczy wykonawczych pozostawa- muzyków jak Marcin Masecki, Mikołaj Trzaska, Irek ło poza jego zasięgiem. Jego postać Wojtczak, Tomasz Dąbrowski, Mikrokolektyw i wie- nauczyła mnie jednego: nie można lu, wielu innych. To jest muzyka postyassowa? Tro- grać wszystkiego świetnie, a kiedy chę to chyba głupie i śmieszne. Ktoś powie, że na- się na czymś koncentrujesz maksy- szym punktem odniesienia jest Bydgoszcz – ale ten malnie – na swojej muzyce, impro- niby „postyass” to etykieta, którą przypinano zespo- wizacji – zawsze dzieje się to kosz- łom spoza Bydgoszczy, takim jak Robotobibok czy tem innych rzeczy. Podsumowując: Pink Freud. Pojęcia typu „yass”, „postyass”, „muzyka niewątpliwie Przybielski wielkim z Mózgu” to po prostu nic innego, jak określenia na muzykiem był – miał swoje brzmie- muzykę, która już była dawno: free jazz afroamery- nie, time i artykulację. kański – Ornette Coleman, Archie Sheep, nowojor- skie Down Town – John Lurie, Marc Ribot, Fred Frith, Skoro już jesteśmy przy „bydgo- czy w końcu cała brytyjska scena free/impro – Derek skich” tematach, to nie mogę nie Bailey, Barry Guy, Evan Parker. Dlatego dla mnie ta- spytać cię o łatkę, którą przypięto kie określenia są niejasne i mgliste, i robią ludziom muzycznemu środowisku tworzą- wodę z przysłowiowego mózgu (śmiech). Osobiście cemu w klubie Mózg, określając je wolę pracować na swoje nazwisko, które, mam na- mianem „postyassowego”. Mocno dzieję, wkrótce będzie coś znaczyć, niż na jakieś nie- cię ona uwiera? jasne i nieczytelne terminy, zresztą niebroniące się historycznie. Hmm… To moje „ulubione” pytanie, ale trudno, rozprawmy się z tym. Po- Wiem jednak, że dziś wszystkim wygodniej jest pod- styass – co to właściwie znaczy? Od chwycić jakieś fajne, chwytliwe hasło, niż zastana- dłuższego czasu jestem w opozycji wiać się, co i jak gra dany muzyk czy zespół. Powie- wobec takich pojęć. Są one dzienni- dzieć: „Aha, Wojtek Jachna, artysta z Mózgu, posty- karskim wygodnictwem, powtarza- assowiec”. Zobacz, jakie to wprowadza zamieszanie: nym bez ładu i składu, i – co gorsza większość projektów funkcjonujących w klubie – bez znajomości tematu. Jeśli ktoś Mózg po 2000 roku wymykało się klasyfikacjom – mówi „scena yassowa” czy „postyas- Sing Sing Penelope, Spejs, The Cyclist, Ecstasy Proje- sowa”, to ja się pytam: jaka? Był czas, ct Rafała Gorzyckiego – każdy z tych bandów miał że na jakichś muzyków mówiło się osobny mood, nastrój, każdy dziś idzie swoją, od- „yassowcy” – tak sami się określali rębną ścieżką. Dlatego, jeśli pytasz mnie, czy mnie w latach 90., ale już „scena postyas- uwiera ta łatka – tak, uwiera mnie. Trochę się zmie- sowa” to jest jakaś kaczka dzienni- niło w muzyce, więc nie ma sensu wracać do cze- karska stworzona na tej zasadzie, goś i robić jakiegoś zbowidowskiego klimatu. Oczy-

> 80| Rozmowy fot. Piotr Gruchała

Wojciech Jachna z Ksawerym Wójcińskim wiście, wtedy był świetny czas i na pewno na mnie totalnie. Tak już mi zostało z tym wpłynął, mówiłem o tym nie raz, ale dzisiaj wpły- Stańką. Gdzieś wcześniej był Przy- wają na mnie zupełnie inne rzeczy. Z przyjemnoś- bielski, na początku na tych płytach cią obejrzałem film na dziesięciolecie Mózgu, Mi- niejazzowych – takich jak Variété. łość, przeczytałem Chłepcąc ciekły hel. Historia Yassu Zauważ, że to było w ogóle charak- Sebastiana Reraka, ale czas idzie do przodu. Kawał terystyczne dla Przybiełki – on grał fajnej historii, ale trzeba robić dalej swoje. wszędzie, gdzie słyszał jakąś prze- strzeń dla siebie, nie tylko jazz. Ja Nie da się jednak nie spojrzeć wstecz na historię też mam zresztą podobną filozofię. jazzu, szczególnie jeśli – tak jak ty – sięga się w swej Stańko, Przybielski, Gralak to tacy twórczości do jazzowych inspiracji. goście, którzy zawsze się włóczyli po jakichś ciekawych składach, po- Jako trębacz wystartowałem z pozycji wielbiciela Mi- szukiwali tej „innej” muzyki. Tak lesa Davisa, jazzu elektrycznego, acid jazzu, reggae jak z Miles, który zmieniał składy, i tego typu bujających rzeczy. W pewnym momencie brzmienia, konteksty swojej gry. To kumpel mi powiedział: „Ej, posłuchaj Tomasza Stań- też napędza do trochę innego gra- ki, to jest trębacz, który fajnie gra”. Kupiłem sobie nia, innej pracy z instrumentem. Je- jego taśmę z Balladyną, muzyką do spektaklu. Kiedy śli chodzi o mainstream, zaintereso- ją włączyłem i usiadłem na tapczanie, tak zostałem wałem się takim graniem przez Pio- na tym tapczanie do końca taśmy. Wgniotło mnie tra Wojtasika. Moim zdaniem jest

< JazzPRESS, luty 2015 |81

świetnym pedagogiem i wyjątkową do różnej muzyki. Siłą rzeczy też stanowiła dla mnie osobą. Miałem przyjemność wziąć ona inspirację, stąd być może projekty, w których udział w trzech warsztatach jazzo- brałem udział, zawsze były „obok” głównego nurtu wych z Wojtasikiem jako wykładow- jazzu. Gdzieś w tym wszystkim było też chodzenie do cą i dużo mi one dały. Teraz próbuję Mózgu na koncerty yassowe i eksperymentalne, zo- szlifować granie klasycznego jazzu baczyłem tam kilku gości, którzy coś pokazali – Fred na Akademii Muzycznej w Bydgosz- Frith, Joey Baron. Mimo że był czas, kiedy większość czy, którą kończę w tym roku. Tro- mojej płytoteki stanowiły płyty wydane przez Blue chę tak na starość mnie wzięło na Note: Davisa, Hubbarda, Coltrane’a czy Lee Morga- to studiowanie, ale tak czasem bywa na, nigdy w takiej estetyce nie poczułem się na tyle (śmiech). Uczę się u Marcina Gaw- dobrze i komfortowo, aby ją uprawiać. A inspiracje dzisa, który jest świetnym mainst- pozamuzyczne? Na pewno moja rodzina, mój oś- reamowym trębaczem. Dużo jako mioletni syn Antek, no i oczywiście polskie filmy – pedagog dał mi na początku Janusz zwłaszcza stare. Jest tam tak duża ilość nieprawdo- Zdunek, trębacz w Arythmic Per- podobnie pięknej muzyki, że oglądam to stare kino fection Mazzolla, głównie ze wzglę- jednocześnie stu- du na kompozycje, Tylko nielicznych „kozaków” stać dent Akademii Mu- ich klimat, sposób zycznej na wydziale na stuprocentowo improwizowane wykonania i pomy- klasycznym. Miał koncerty, na których się sły na aranżacje. swoje otwarte my- nie wykładają Można się zachwy- ślenie o muzyce, ale cić, zainspirować widząc, że nie mam i zadziwić. żadnych podstaw muzycznych, przez rok katował ze mną wszyst- Skoro jesteśmy już przy zachwycaniu i zadziwianiu kie skale z metronomem, z różnymi innych – czym Wojciech Jachna zamierza zachwy- artykulacjami. Dało mi to podstawy cić i zadziwić swojego słuchacza w 2015 roku? do dalszego rozwoju. Zacznę może od refleksji, że wszystkiego jest za dużo, A pozajazzowe inspiracje? również w muzyce. Wszystkiego się za dużo wydaje, mamy do czynienia z klasyczną nadprodukcją. Ja Jeśli chodzi o gatunki inne niż jazz, niestety siłą rzeczą dołączyłem do tej muzycznej la- to ja akurat nigdy nie potrzebowa- winy i – szczerze mówiąc – średnio się z tym czuję, łem do słuchania takiej muzyki ale ostatnie lata były dla mnie bardzo twórcze i wie- specjalnej zachęty. Wychowałem le rzeczy zbiegło się w czasie. Co więcej, wszystko się środowisku, w którym zawsze wskazuje na to, że w 2015 roku dopnę jeszcze jeden słuchało się rocka w różnych od- projekt, który zacząłem dwa lata temu – trio z Pa- słonach, elektronicznego, ekspery- włem Urowskim i Mateuszem Krawczykiem, które mentalnego. Zawsze miałem dostęp obecnie przekształciło się w kwartet z Jackiem Ci-

> 82| Rozmowy fot. Piotr Gruchała

chockim na fortepianie, świetnym pianistą, klawi- perkusję, osobno tracki z elektroni- szowcem grupy Limboski. Ten zespół jest wypadko- ką, osobno podogrywać trąbkę i po- wą naszych jazzowych fascynacji odczytanych w in- miksować, bawiąc się możliwościa- dywidualny sposób. Są kompozycje moje, Pawła, Ja- mi studia. Całość brzmi momenta- cka, jest też nasze wspólne improwizowanie. Jeszcze mi wręcz trip hopowo, ale nie będę zobaczymy, jak to wypadnie na nagraniu, ale nie dalej odstraszał (śmiech). chciałbym, żeby był to po prostu „zlepek kompozy- cji jazzowych” różnych muzyków. Jak we wszystkich Jak już wspomniałem, niedługo moich działaniach, chciałbym stworzyć pewną aurę będę miksować duet z Ksawerym i spójność tej muzyki. Wójcińskim i zobaczymy, co z tego wyniknie – mam nadzieję, że coś Nagrany i zmiksowany jest już kolejny duet Jach- pięknego. Bardzo chciałbym pograć na / Buhl. Materiał jest jeszcze mniej „jazzowy”, też koncertowo Sundiala. Ten pro- dużo w nim groove’ów, elektroniki i szeroko pojętej jekt grany na żywo prezentuje się postprodukcji. Zawsze chcieliśmy taką płytę nagrać, bardziej niż dobrze. Jest więcej og- ale nigdy nie było okazji i środków. A teraz, dzięki za- nia, improwizacji, rozciągania for- proszeniu od Artura Maćkowiaka, gitarzysty Inter- my. Na razie zagraliśmy w Toruniu, city Ensemble, który pracuje w studiu w bydgoskim Katowicach i na bydgoskich Drums MCK, pojawiła się szansa, by zrealizować ten projekt Fuzjach – było naprawdę krzepko…. tak, jak zawsze chcieliśmy to zrobić. Osobno zrobić

< JazzPRESS, luty 2015 |83

Koncertowo na pewno pokażemy sali, że gram jak Molvær, tak jakby nie było innych się jako duet Jachna / Buhl, razem trębaczy grających w tym duchu i preparujących in- z Arturem Maćkowiakiem solo, na strument na różne sposoby. Ta tradycja jest ogrom- przełomie lutego i marca. Ostatnio na, ale wszyscy znaleźli tylko takie odniesienia. Styl oprócz pojedynczych koncertów nie gry Jacka jest bardzo daleki od tego, co słychać na graliśmy zbyt dużo, więc cieszę się, płytach Skandynawa, więc cieszy fakt, że przy re- że w końcu będziemy mogli zapre- cenzjach ostatniej Atropiny w końcu zrozumiano zentować się w trasie live. nasz muzyczny komunikat.

Nadrabialiście jednak ostatnio re- Co do idei otwartej improwizacji, przepływu: to gularnością wydawanych płyt. może być bardzo ciekawa forma uprawiania muzy- ki, ale muszą być spełnione pewne warunki. Przede Granie z Jackiem to w ogóle temat, wszystkim ludzie musze być otwarci na siebie, nie który ciągniemy już dość długo. Ja- wymagać od siebie grania w określonej konwencji. cek nasze granie określa jako „prze- Oczywiście zawsze dochodzimy do końca pewnej pływy”. Improwizujemy, dodając koncepcji grania, nic nie trwa wiecznie. Druga spra- elektroniczne loopy, preparując wa – im większe indywidualne możliwości, kompe- czasem trąbkę, a innym razem ba- tencje muzyków, tym te improwizacje są ciekawsze. wiąc się akustycznie. Najfajniejsze Tak naprawdę tylko nielicznych „kozaków” stać na w tym wszystkim jest to, że nie za- stuprocentowo improwizowane koncerty, na któ- stanawiamy się w ogóle, w jakiej rych się nie wykładają. Nasze koncerty mają zapla- konwencji będzie to muzyka – wy- nowany scenariusz, w ramach którego pozwalamy nika ona niejako naturalnie z na- sobie na pewne fikołki, dowolność. Kiedy słucham szej zabawy dźwiękiem. Czasem na przykład Wayne Shorter Quartet, to słyszę, że jest ociera się o free, czasem o beatowe taka mistrzowska formuła, gdzie goście z niesamo- wygibasy, czasem pojawiają się wy- witym zapasem też pozwalają sobie na takie przepły- myślone wcześniej melodie. Dużo wy. Nie wnikam, czy na formie czy nie, bo podejrze- takich sytuacji było na pierwszej wam, że muzycy tej klasy nawet kiedy improwizują, płycie duetu Pan Jabu, której – ta- to i samą formę sobie w czasie grania tworzą. A zu- kie mam wrażenie – nikt chyba nie pełnie improwizowane granie? Kiedyś na Festiwal zrozumiał. Jest ona kolejnym przy- Mózg przyjechali von Schlippenbach, Paul Lovens kładem wsadzania muzyki do pew- i Evan Parker i dali tak mistrzowski koncert, że pa- nej szuflady – skoro goście z Byd- miętam go do dziś. Pokazali, jak można daleko zajść goszczy grają w duecie, to musi być w takim graniu, które wydaje się wiecznym szuka- to sążnista fryta. Skoro jej nie było, niem. A my? Mamy jakąś swoją, skromną formułę, a pojawiły się elektroniczne loopy która uprawiamy i rozwijamy po prostu. Okaże się, i preparacje trąbki, wszyscy napi- jak daleko zajdziemy.

> 84| Rozmowy fot. Katarzyna Kukiełka Katarzyna fot.

Antoni Krupa – urodzony 23 marca 1945 roku w Krakowie. Dziennikarz radiowy, muzyk, kom- pozytor. Autor książki Miasto błękitnych nut, czyli historia krakowskiego jazzu i nie tylko. Miłośnik i kolekcjoner płyt winylowych. Rozmawialiśmy w miejscu jego wieloletniej pracy – siedzibie Radia Kraków. Rozmowa pewnie byłaby dłuższa, ale Pan Antoni miał tuż po niej umówioną próbę zespołu. Mamy nadzieję, że do rozmowy i niektórych poruszonych w nich wątków uda nam się jeszcze powrócić. Moim życiem pokierowały dwa przypadki…

Rafał Zbrzeski [email protected]

Rafał Zbrzeski: Radio jest pracą za Antoni Krupa: Już tłumaczę dlacze- pomocą głosu, pan dokłada do tego go. Praca w radiu to jedno. Zanim wyrazisty wizerunek. Nieodłączne jednak zostałem radiowcem byłem atrybuty: kapelusz i fajka… muzykiem, potem porzuciłem gra-

< JazzPRESS, luty 2015 |85 nie na kilkadziesiąt lat. Na stare Coltrane’a odbierałem jego grę jako cienkie piszcze- lata mi odbiło i ponownie zacząłem nie i myślałem – o co temu facetowi chodzi? Dopie- grać i występować, a nie wyobrażam ro potem zacząłem odczuwać przyjemność z obco- sobie występu bez kapelusza. Zasko- wania z tymi starszymi, spokojniejszymi rodzajami czeniem dla mnie jest fakt, że nigdy jazzu i odczuwam ją do dzisiaj. nie miałem tylu okazji do grania i rozmaitych działań na estradzie Studiował Pan górnictwo na Akademii Górniczo- co teraz, kiedy jestem stary i scho- -Hutniczej w Krakowie, mówiąc wprost, kierunek rowany. Los mi spłatał takiego figla. słabo kojarzący się ze sztuką. Jak więc doszło do tego, że zaczął Pan występować? Występował pan w kilku zespo- łach: Jazz Band Ball Orchestra, Patrząc z perspektywy lat na całe moje życie, docho- awangardowej grupie WIEM Mar- dzę do wniosku, że pokierowały nim dwa przypadki. ka Grechuty, freejazzowym trio Powiem najpierw o drugim z nich. Jeżdżąc i wystę- z Jackiem Kochanem i Pawłem Da- pując po świecie z zespołem Jazz Band Ball, zebra- lachem. Kiedy właściwie narodziła łem sporą kolekcję płyt. Dzięki temu ówczesny kie- się w panu miłość do muzyki, mi- rownik redakcji muzycznej Radia Kraków Antoni łość do jazzu? Mleczko zaproponował mi robienie audycji. Pojęcia nie miałem o jakimkolwiek dziennikarstwie. Czasy Paradoks początków mojego za- były takie, że radio nie miało płyt, które miałem ja. interesowania jazzem polegał na W ten sposób zostałem radiowcem, nie mając żad- tym, że nie zacząłem, jak większość nego wykształcenia w tym kierunku. Ktoś kiedyś ludzi, poznawania tej muzyki od napisał, że Krupa wpadł do radia na kawę i zasie- swingu, czy jazzu tradycyjnego. Ja dział się ponad trzydzieści pięć lat. wszedłem w nią poprzez free jazz i awangardę. Oszalałem na punk- A pierwszy przypadek? cie płyty Johna Coltrane’a Medita- tions oraz płyty Pharaoha Sandersa Nigdy nie marzyłem, że stanę się profesjonalnym Karma. Oczywiście niewiele z tego muzykiem. Studiując na AGH miałem co prawda rozumiałem, zafascynowała mnie zespół rockowy, a właściwie blues-rockowy. Zespół natomiast masa, lawina dźwięków, nazywał się The Lessers i wystartowali w nim zna- mocna faktura tych płyt. Niewiele komici muzycy: basista Marian Pawlik i perkusista rozumiałem, ale dobrze się czułem Benek Radecki. Weszli oni później w skład forma- słuchając tej muzyki. Trwałem więc cji Dżamble, a to była absolutna ekstraklasa polskiej przy niej, próbując usłyszeć jak naj- muzyki. Granie z The Lessers było niesamowitą za- więcej i zrozumieć, o co w niej właś- bawą, odbywało się dużo imprez, na których zespół ciwie chodzi. W tamtym czasie nie- mógł zagrać. W każdy piątek i sobotę potańcówki specjalnie podobał mi się Miles Da- w klubach studenckich, komersy, studniówki. Ktoś vis. Po doświadczeniach z muzyką tam musiał grać, a że nie było w Krakowie zbyt wielu

> 86| Rozmowy zespołów, więc mieliśmy zapewnione regularne wy- nie Zbyszek Seifert i Jasiu Jarczyk. stępy. Sytuacja, o której wielu muzyków dziś marzy. Tam po raz pierwszy zetknąłem się ze środowiskiem jazzowym i wszed- Co takiego się wydarzyło, że z amatorskiego zespołu łem w jazz. To właśnie w Helikonie blues-rockowego trafił pan do Jazz Band Ball? kupiłem pierwszą płytę, tam dosta- łem od Grzegorza Tusiewicza Medi- Po pierwsze, po drodze zainteresowałem się jazzem. tations Johna Coltrane’a. Ale były też konkretne wydarzenia, które mnie do tego doprowadziły. Pewnego razu graliśmy z The Jazz-Klub Helikon to miejsce już Lessers na balu barbórkowym w głównym budynku nieistniejące, uwiecznione tylko AGH. Bal odbywał się w ten sposób, że w kilku róż- w nazwie pańskiej audycji i w for- nych salkach grały różne zespoły i każdy mógł wy- mie wspomnieniowej publikacji brać muzykę jaka mu pasowała do zabawy. Podczas pod redakcją wspomnianego Grze- przerwy w graniu poszliśmy podglądać konkuren- gorza Tusiewicza. cję i trafiliśmy do salki gdzie grał kwartet jazzowy. Marian Pawlik trącił mnie i powiedział: „Ten sak- Ubolewam nad tym ogromnie, li- sofonista jest niezły, weźmy go do składu.”. Podczas kwidowanie takich miejsc jest bar- ich przerwy zagadaliśmy, mówiąc, że mamy rewe- barzyństwem. Proszę sobie wyob- lacyjny zespół rhythm’n’bluesowy i chcielibyśmy, razić jak wyglądałby Nowy Jork bez żeby z nami grał. On stwierdził, że skoro ma to być klubu Birdland. Dodatkowo zostały rhythm’n’blues, to potrzebne są nam dobre riffy. zniszczone freski autorstwa Wie- W ogóle nie wiedzieliśmy wtedy co to są te riffy, ale sława Dymnego, którymi ozdobio- ów saksofonista pojawił się na naszej kolejnej pró- ne było klubowe pomieszczenie, bie i żeby wzbogacić brzmienie przyprowadził ko- podczas remontu zdrapano je i wy- legę, który grał na puzonie. Tym saksofonistą oka- rzucono na śmietnik. Barbarzyń- zał się być Zbigniew Seifert, a puzonistą Jan Jarczyk, skie niszczenie zabytków kultury, znany później jako pianista, choć szkołę muzyczną zasługujące na najsurowszą karę. ukończył właśnie w klasie puzonu. Oni dwaj wciąg- nęli mnie do Jazz-Klubu Helikon. W klubie bywałem bardzo często. Mieszkałem wtedy przy odchodzą- Helikon jest dziś prawdziwą legendą. Kariery zaczy- cej od Rynku Głównego ulicy Szcze- nali tam miedzy innymi Adam Makowicz, Krzysz- pańskiej, a Helikon znajdował się tof Komeda, oraz nieco później Tomasz Stańko. Jakie dwie ulice dalej, przy św. Marka 15. ma pan wspomnienia związane z tym miejscem? Nawet gdy nie miałem czasu tam posiedzieć, wpadałem, jak to się Przeciętny człowiek nie miał do Jazz-Klubu prawa mówi „podpisać listę obecności”. wstępu – obowiązywały karty klubowe. Aby tako- Jako, że mieszkałem blisko, klu- wą otrzymać należało zostać wprowadzonym przez bowi koledzy, jeśli tylko zjawili się dwóch członków klubu. Mnie wprowadzili właś- w okolicy Rynku przed otwarciem,

< JazzPRESS, luty 2015 |87

z nimi następnego dnia na nagra- nia do Katowic, bo zrezygnował ich banjonista. Odpowiedziałem: „Z ogromną przyjemnością, ale ni- gdy w życiu na tym nie grałem.”. On machnął na to ręką i powiedział, żebym niczym się nie martwił, bo gra się na tym prawie jak na gitarze. Pojechałem, sesja nagraniowa była koszmarem, ale w efekcie jakoś poszło, a chłopcy polubili mnie na tyle, że zaproponowali żebym grał z nimi na stałe. W ten sposób dołą- czyłem do profesjonalnego zespołu. Szybko nauczyłem się grać na ban- jo, bo nie jest to trudny instrument i zostałem w składzie Jazz Band Ball na kolejnych pięć lat. Niestety w czasach kiedy z nimi grałem, nie wydawali płyt w Polsce. Jedyną pły- tą na jaką się załapałem był album wydany w Niemczech przez firmę Metronome.

Dużo wyjeżdżałem z zespołem do Holandii, Niemiec, w czasach kie- dy bardzo ciężko było wyjechać na Zachód. W efekcie więcej czasem fot. Katarzyna Kukiełka przebywałem za granicą niż tu. Skutek był taki, że w pewnym mo- przychodzili do mnie posiedzieć, mencie musiałem wybrać pomiędzy graniem a stu- posłuchać płyt. Nie myślałem jed- diami. Po zaliczeniu czwartego roku porzuciłem nak nigdy o graniu jazzu. I wte- studia na AGH. Dużo później ukończyłem kierunek dy miał miejsce drugi przypadek. „pedagogika kulturalno-oświatowa” na Uniwersyte- Pewnego dnia słyszę dzwonek do cie Jagiellońskim, bo był taki wymóg, że dziennikarz drzwi, otwieram, a za drzwiami radiowy musi mieć ukończone studia wyższe. stoi Jan Boba – pianista Jazz Band Ball – trzymając pod pachą banjo. Kolejnym rozdziałem było granie w grupie Marka I pyta mnie czy nie pojechałbym Grechuty WIEM.

> 88| Rozmowy

Tak, zrezygnowałem z Jazz Band Ball. Wyjazdy zaczę- wiąc. Z tym zespołem stworzyliśmy ły mnie męczyć i nie do końca taką właśnie muzykę muzykę do spektaklu Ziemia Jałowa chciałem grać. Akurat wtedy Marek Grechuta mon- według Elliota. Spektakl był wysta- tował nowy skład. Zafascynowała go twórczość We- wiany przez Teatr STU, a my podczas ather Report i chciał jazz-rockowe granie połączyć przedstawień graliśmy na żywo, co ze współczesną poezją. Występy z grupą WIEM to nie było wtedy w teatrze często spo- były dwa i pół roku przepięknej przygody. Mieliśmy tykanym zabiegiem. Z Krzyśkiem dwie sekcje rytmiczne złożone z najlepszych jazz- założyliśmy też w późniejszym manów w Polsce. Pierwsza sekcja to był Kazimierz okresie zespół country. Śpiewała Jonkisz na perkusji i Paweł Jarzębski na kontraba- z nami Polka urodzona w Stanach sie. W czasie gdy ci dwaj grali z Namysłowskim, za Zjednoczonych. Z dzisiejszej per- perkusję wskoczył Jurek Bezucha a na kontrabasie spektywy wokalnie niczym chyba grał Bronek Suchanek. Mając taką sekcję za sobą, po się nie wyróżniała, ale w tamtym prostu odfruwaliśmy. Poza tym Grechuta pozwalał czasie zespół gdzie wokalistka śpie- nam się wyżyć. Program składał się z dwóch części. wa perfekcyjnie po angielsku robił W pierwszej normalnie graliśmy jako zespół towa- wrażenie. rzyszący Markowi w piosenkach, za to w drugiej były tylko trzy utwory, gdzie po odśpiewaniu swojej części Kilkakrotnie podczas naszej roz- schodził ze sceny a my graliśmy długie improwiza- mowy padły nazwiska znakomi- cje. Po ponad dwóch latach Grechucie znudziła się tych jazzmanów związanych z Kra- taka forma i rozwiązał grupę. Zostaliśmy na lodzie. kowem. Spotykał pan tych ludzi na co dzień, jakie są pana wspomnie- Wtedy postanowiłem dać upust swojej fascynacji nia związane z tamtymi osobami? free-jazzem. Z kolegami z Jazz-Klubu Jackiem Ko- chanem na perkusji i Pawłem Dalachem na sakso- To były bardzo barwne osobowości. fonie stworzyliśmy trio. Moja gitara podpięta była Pierwszą postacią, która przycho- do mnóstwa przetworników, co pozwalało mi wydo- dzi mi na myśl, w związku z klu- bywać z niej kosmiczne dźwięki. Zagraliśmy może bem Helikon, jest trębacz Andrzej dwa koncerty, ale za to zrealizowaliśmy nagrania Jakóbiec, który był też w Helikonie w radiu, które są zachowane do dzisiaj. barmanem. Zdarzało się, że pod- czas koncertu w klubie stojąc za Równocześnie zapuszczałem się w inne gatunki barem wyciągał trąbkę i grał ra- muzyczne. Założyłem na przykład duet gitarowy zem z zespołem. Andrzej mieszkał z Krzysztofem Wierzchoniem, który grał na gitarze w samym Rynku Głównym, więc dwunastostrunowej, Grupa CD, gdzie nie graliśmy jako że do klubu miał bardzo bli- kompozycji tylko gitarowe improwizowane impre- sko, często idąc do pracy kupował sje. Potem dołączył do nas Jasiu Gonciarczyk – kon- dwie skrzynki piwa, które potem trabasista z kwartetu Seiferta i przez pewien czas stanowiły zaopatrzenie baru, in- występowaliśmy w trio znakomicie się przy tym ba- nego źródła zaopatrzenia w napo-

< JazzPRESS, luty 2015 |89 je klub nie miał. To była instytucja działająca samoistnie, utrzymy- wana przy życiu przez pasjonatów. W klubie bywałem w późniejszym okresie niż na przykład Adam Ma- kowicz, który nie mając chyba gdzie się podziać, sypiał na klubowym fortepianie. Również w tym klubie swoje podwójne wesele zorganizo- wali legendarni jazzmani Krzysztof Komeda i Andrzej Trzaskowski. To też działo się w czasach kiedy ja do klubu jeszcze nie chodziłem.

W czasach mojej bytności w He- likonie przychodzili tam głównie muzycy związani z nurtem jazzu tradycyjnego, ale bywał też Seifert ze swoim kwartetem (jeszcze w roli saksofonisty). To właśnie tam za- czął krystalizować się pierwszy kwintet Tomasza Stańki. Stańko był bardzo spokojnym i cichym czło- wiekiem, natomiast ze Zbyszkiem Seifertem zaprzyjaźniłem się. Wpa- dał do mnie do domu, słuchaliśmy płyt, spędzaliśmy wspólnie czas. Połączyła nas też miłość do muzy- fot. Katarzyna Kukiełka ki Coltrane’a. Wiąże się z tym na- stępująca anegdota. W czasach gdy Seifert mieszkał już w Niemczech, biłem się najpierw blady, następnie czerwony z roz- przyjechał w odwiedziny do Polski. paczy i odpowiedziałem: „Zbyszku nie mam ich.”. Do Ja w międzyczasie z jakiegoś powo- dziś trochę mi wstyd kiedy to wspominam. du odsprzedałem część mojej płyto- teki. Pewnego dnia otwieram drzwi To było jedno z moich ostatnich spotkań ze Zbysz- i na progu widzę Zbyszka, który pyta kiem. Potem spotkaliśmy się jeszcze podczas nagry- mnie: „Antoni w tych Niemczech wania jego koncertu w Klubie Pod Jaszczurami, któ- nie mają w ogóle płyt Coltrane’a, ry ukazał się jako dwuczęściowa płyta zatytułowana mogę przegrać je od Ciebie?”. Ja zro- Kilimanjaro. Płyta ta jest jedynym zarejestrowanym

> 90| Rozmowy i wydanym jego występem z krakowskimi muzy- ce, a pomiędzy tym gra muzyka. To kami, podczas którego gra jako skrzypek. Ukazała był dramat. Mieliśmy szczęście, że się też niedawno płyta nagrana podczas Jazzu Nad w czasie kiedy wysłaliśmy audycje Odrą, gdzie wystąpił ze swoim kwartetem, ale jesz- do Warszawy, powstawała tam, pod cze jako saksofonista. Ten kwartet nigdy nie zare- kierunkiem dwóch znakomitych jestrował płyty studyjnej, a szkoda bo był znakomi- dziennikarzy Ryszarda Wolańskie- tym zespołem. go i Andrzeja Witkowskiego, redak- cja jazzowa. Szukali oni materiałów Wróćmy na chwilę do pańskiej pracy w radiu. do audycji, my z naszym zasobem Wpadł pan tu na chwilę, a przygoda z radiem płyt spadliśmy im z nieba, więc trwa już prawie czterdzieści lat – nie czuje się pan przymknęli oczy na nasz brak do- zmęczony? świadczenia i sposób czytania. Kie- dy w Krakowie zorientowano się, Przed mikrofonem czuję się jak ryba w wodzie, ze nasze audycje wzięła Warszawa, mógłbym to robić jeszcze przez milion lat. Ja po pro- Antoni Mleczko zaproponował mi stu bardzo dobrze się z tym czuję. Niestety ze wzglę- stworzenie czegoś wspólnie i zro- du na problemy zdrowotne coraz większą trudność biliśmy audycję Studio dwóch. Tak sprawia mi dotarcie do radia. Idealną sytuacją dla zaczęła się moja przygoda z radiem. mnie byłoby gdyby ktoś, w jakiś magiczny sposób, W trakcie tych prawie czterdziestu przeniósł mnie z domu do radia i z powrotem. lat przeszedłem chyba wszystkie szczeble sztuki radiowej. Byłem W przypadku radia, też dała o sobie znać pana producentem nagrań, pisałem mu- miłość do muzyki Coltrane’a. Pierwszy cykl pana zykę do słuchowisk, prowadziłem audycji zatytułowany był Muzyczny świat Johna własne programy, przeprowadzi- Coltrane’a. łem też sporo wywiadów.

Tak. Kiedy Antoni Mleczko zaproponował mi ro- Pamięta pan jakieś szczególnie bienie audycji dla radia, nie chodziło o audycję dla udane, najciekawsze, bądź szcze- tutejszej rozgłośni regionalnej. W tamtych czasach gólnie trudne wywiady? każde radio regionalne dostarczało materiały Pol- skiemu Radiu w Warszawie i było z tego rozliczane. Największą, zupełnie baśniową Zrobienie takiego materiału zostało mi zapropono- przygodą był wywiad, który prze- wane. Nie specjalnie czułem się na siłach, więc po- prowadzałem nie dla radia, a na prosiłem o pomoc przyjaciela Zdzisława Gogulskie- potrzeby pisma Jazz Forum z Nige- go, perkusistę Jazz Band Ball. Zdzisław miał wtedy lem Kennedym. Wywiad miałem większą kolekcję płyt ode mnie. Zrobiliśmy audycję umówiony w jego mieszkaniu przy razem, mam ją do dziś nagraną, kiedy jej słucham ulicy Floriańskiej, poszedłem tam myślę, że jest to kuriozum. Dwóch facetów czyta a w środku natknąłem się na próbę z kartki swoje kwestie niczym dzieci w podstawów- zespołu, tłum osób, przechadzają

< JazzPRESS, luty 2015 |91 się jakieś dziewczyny. Potworne za- o tym poziomie języka w ogóle by nie poszedł, żeby mieszanie, atmosfera jak w jakimś się nie wygłupić. Haskell otworzył mi drzwi i przez klubie. Zaproponowano mi obiad, moment poczułem się jakbym spojrzał w lustro – ta wódkę, ja odmawiałem, bardzo dłu- sama siwa broda, siwe włosy, podobna twarz. Zada- go to trwało zanim udało się usiąść łem mu wtedy tylko jedno pytanie, które wcześniej z Nigelem i wysłuchać jego niesa- sobie przygotowałem: „Opowiedz mi o twojej przy- mowitych opowieści, między inny- godzie z muzyką.”. Po tym pytaniu opowiadał przez mi o tym jak uczęszczał na lekcje półtorej godziny, a ja miałem gotowy materiał. Je- skrzypiec do Grappelliego i Menu- den z najlepszych moich wywiadów. hina. Drugi wywiad, który pamię- tam szczególnie, to ten gdy Jarek Pytanie na koniec naszej rozmowy. Czy jest coś co Śmietana opowiadał mi o wizycie przykuwa pana uwagę na współczesnej polskiej w domu u Milesa Davisa. scenie jazzowej?

Trudny był dla mnie wywiad z Ada- Zdecydowanie tak. Choć początki jazzu w naszym mem Makowiczem, który robiłem kraju związane są z ogromnymi trudnościami stosunkowo niedawno. Bałem się, i opóźnieniem wobec reszty świata, obecnie dzieje bo nie znałem wcześniej Makowi- się wiele znakomitych rzeczy. Jest wielu znakomi- cza, a jest przecież muzykiem świa- tych młodych muzyków, którzy dzięki uczelniom towej sławy. Rzeczywiście na po- muzycznym bardzo szybko przyswajają sobie po- czątku było nieco drętwo, więc po- trzebne umiejętności. Wymieniłbym tu: Tomka Ku- stanowiłem sięgnąć po asa, którego dyka i grającego u niego w zespole genialnego mło- miałem w rękawie i zapytałem: dego pianistę Dominika Wanię. Przychodzi mi też „Panie Adamie, wyjaśnijmy pewną do głowy Piotr Orzechowski, który robi teraz mię- sprawę raz na zawsze. Różne źród- dzynarodową karierę. Jest też Paweł Kaczmarczyk ła podaja, że w Jazz-Klubie Helikon – pianista, który chyba wydaje w najbliższym czasie spał pan na, bądź pod fortepianem. kolejną płytę. Poza wymienionymi jest cała plejada Jak było naprawdę?”. Wtedy Mako- znakomitych muzyków. wicz wybuchnął śmiechem i atmo- sfera od razu się rozluźniła.

Anegdoty krążą o wywiadzie, któ- Wasze wsparcie = kolejny ry przeprowadziłem z Gordonem numer JazzPRESSu Haskellem. Któraś z polskich filii nr konta: dużych wydawnictw muzycznych 05 1020 1169 0000 8002 0138 6994 załatwiła mi ekskluzywny wywiad wpłata tytułem: w cztery oczy, wywiad miał odbyć się Darowizna na działalność w hotelu. Mój angielski nie jest zbyt statutową Fundacji dobry i podejrzewam, że ktoś inny

> 92| Rozmowy fot. Marcin Wilkowski Marcin fot.

„Muzyka bierze się z ciszy, dlatego im jej więcej, tym lepiej” – uważa Iva Bittová, czeska awan- gardowa skrzypaczka, aktorka i performerka, która gra i śpiewa symultanicznie. Jej muzyka to bardzo autorskie połączenie jazzu, folku, rocka i muzyki klasycznej. Skrzypce nie mają dla niej ograniczeń, często gra na nich jak na banjo, a jej śpiew to połączenie śpiewu operowe- go, tradycyjnego oraz improwizowanych dźwięków. „Nie interesuje mnie trzymanie się żad- nych gatunków. Nad muzyką nie da się w taki sposób zapanować” – podkreśla. O muzycznym zgiełku Nowego Jorku, współpracy z Manfredem Eicherem z ECM-u oraz konieczności za- chowania dźwiękowej higieny mówi w wywiadzie dla JazzPRESSu. Artykuł pierwszej potrzeby? Zatyczki do uszu

Paulina Pacuła [email protected]

Paulina Pacuła: W rozmowie pub- wyjeżdża, musi zabierać ze sobą po- likowanej w JazzPRESSie (maj 2014) łowę mieszkania: pięć marynarek, polski jazzman, Wojciech Karolak, bo nigdy nie wie, w co będzie chciał powiedział, że nienawidzi podró- się ubrać na scenę, ulubiony kubek żować, bo za każdym razem, kiedy na kawę, książkę. To takie jego kło-

< JazzPRESS, luty 2015 |93 potliwe dziwactwo. Jak jest w two- od trzydziestu lat, a wciąż potrzebuję ćwiczeń. Poza im przypadku? tym śpiewanie to praca całym ciałem. Nie chodzi tylko o struny głosowe i przeponę. Głos zależy od Iva Bittová: (Śmiech) Zupełnie na każdego mięśnia w ciele. Jest różny w zależności od odwrót. Widziałaś moją małą, czer- wewnętrznych napięć, ogólnego samopoczucia czy woną walizkę? Nie jest nawet pełna. zwyczajnie stanu zdrowia. Dlatego sporo czasu po- Nie potrzebuję wiele. Nie otaczam święcam na utrzymanie sprawności fizycznej. Poza się przedmiotami. Lubię minima- tym do improwizacji – a to jeden z ważniejszych ele- lizm: na koncert zabieram ze sobą mentów mojej muzyki – potrzebne jest coś jeszcze: skrzypce, jedną sukienkę, trochę obecność. Koncentracja, skupienie, czystość umy- kosmetyków. Nie wlokę ze sobą po- słu. To nie przychodzi samo z siebie, trzeba nad tym łowy domu. Jestem w stanie spako- pracować. wać się w dziesięć minut. Nieważ- ne, czy jadę na dwa dni czy na dwa Wygrywasz niesamowite melodie na skrzypcach, tygodnie. Lubię też pustkę pokojów traktując je nieraz jak banjo, jednocześnie śpiewasz hotelowych. W takim miejscach ła- tak, że człowiek ma dreszcze, bo oprócz tradycyjne- twiej o czystą obecność. go śpiewu, są jeszcze krzyki, jęki i świergot, do tego w trakcie występów angażujesz całe ciało, tworząc Lubię podróżować. Każde miejsce niezwykły performance. Twoja energia jest niemal ma swój rytm, swoją dynamikę namacalna. Skąd ona się bierze? i dźwięki. To inspiruje. Jedyne, co mnie czasem męczy, to harmider Moja energia bierze się z ciszy i spokoju wewnętrz- lotnisk, dworców i ulic. Dlatego za- nego. Moja medytacja to samotność i długie spacery wsze mam ze sobą zatyczki do uszu. po lesie. Niby mieszkam w Nowym Jorku, ale Rhi- To mój ulubiony gadżet i artykuł nebeck to tak naprawdę totalne obrzeża, za domem pierwszej potrzeby (śmiech). Sta- mam zupełnie dziki las. To tam spędzam najwięcej ram się odcinać od niepotrzebnych czasu. Staram się unikać zgiełku, niepotrzebnych dźwięków, bo one wybijają mnie bodźców, nadmiernego rozproszenia. Moja muzyka z równowagi, burzą koncentrację. pochodzi z wewnątrz, więc właśnie na wnętrzu mu- A te elementy są mi w pracy nie- szę się skupiać. zwykle potrzebne. To dość zaskakujące. Myślałam, że muzyk wyjeżdża Muzyka to dla ciebie praca? do Nowego Jorku po to, by wejść tam w niesamowi- cie żywe i twórcze środowisko, jak najwięcej grać Oczywiście. To niewątpliwie zajęcie, i poznawać ludzi. Myślałam, że to dlatego w 2007 które bardzo kocham, ale też praca, roku zostawiłaś swoją małą arkadię – Lelekovice która wymaga ode mnie profesjo- niedaleko Brna. Żeby rzucić się w wir wielkiego nalizmu, dyscypliny, ćwiczeń i re- miasta... gularności. Na skrzypcach gram

> 94| Rozmowy

Tak, poniekąd dlatego wyjechałam. I oczywiście ro- Moja muzyka jest bardzo eklektycz- bię to, korzystam z energii tego miejsca, spotykam się na, sięgam po różne motywy. Béla z ludźmi, poznaję fantastycznych muzyków, nawią- Bartók to kompozytor, na którym zuję nowe współprace. Ale smutne jest dla mnie jed- się wychowałam, podobnie jak na no: oni mają tak mało czasu! Większość muzyków, morawskim folku. Mój dom zawsze z którymi się spotykam, zawsze się dokądś śpieszy. był pełen muzyki, schodzili się do To zaskakujące. Kompletnie nie jest to mój sposób nas miejscowi grajkowie i muzy- bycia. Uwielbiam spotkania, ale nie lubię bywania kowaliśmy razem z ojcem, mamą, i przelotnych kontaktów. Czasem chwytam skrzyp- rodzeństwem. Jestem też bardzo ce, zaczynam grać i po chwili nie wiem, czy minęła przywiązana do muzyki dawnej, godzina, dwie czy pięć. Tak samo mam ze spotkania- teraz na przykład studiuję muzykę mi z ludźmi. Potrzebuję na nie czasu. Generalnie je- barokową, niedługo będę miała na- stem introwertykiem i stąd takie moje potrzeby. wet tytuł naukowy w tej dziedzinie. Wciąż jestem studentką (śmiech). Na scenie tego po tobie w ogóle nie widać. Ale ten eklektyzm bierze się też (Śmiech) Scena to zupełnie inna sytuacja. To mo- z tego, że dużo pracuję z innymi ar- ment, kiedy daję. Otwieram się i wypływa ze mnie tystami, niemal każdy album na- to wszystko, co tak pieczołowicie w sobie pielęgnuję grywam z kimś innym i to właśnie i gromadzę. Ale na co dzień introwersja dominu- te osoby wnoszą do mojej muzyki je. Żyję w swoim świecie. Unikam wiadomości, nie rozmaite brzmienia. Inne są efekty oglądam telewizji, nie wiem, gdzie doszło do jakie- współpracy z Vladimírem Václa- goś zamachu, morderstwa, trzęsienia ziemi czy kry- vkiem, inne z Bang on a Can, a jesz- zysu politycznego. To coś, co mnie bardzo rozbija cze inne z Fredem Frithem czy Leo- i sprawia, że nie mogę tworzyć. Bo ani nie mam na sem Janáckiem i klasycznym kwar- to wpływu, ani nie potrafię nikomu pomóc. Dlate- tetem smyczkowym. Ja to bardzo go skupiam się na tym, co potrafię robić dobrze – na lubię, absolutnie nie chcę popadać muzyce. w formalizm, nie interesuje mnie trzymanie się żadnych gatunków. Krytycy i melomani mają problem z nazwaniem Nad muzyką nie da się w taki spo- twojej muzyki. Jedni mówią, że to folk, bo dużo tam sób zapanować. Nigdy nie wiesz, co brzmienia tradycyjnej muzyki czeskiej, słowackiej ci do głowy przyjdzie, co się w to- i morawskiej, inni, że jazz, bo improwizujesz, jesz- bie urodzi. Nie ma co zatrzymywać cze inni, że muzyka klasyczna, bo bardzo świado- tego procesu. Zresztą, w moim przy- mie używasz takich elementów jak melodyka, ryt- padku większość muzyki powstaje mika, dynamika, kolorystyka czy artykulacja. Poza w trakcie improwizacji i przeważ- tym często odwołujesz się do Béli Bartóka, który jest nie dla mnie samej jest zaskocze- twoim muzycznym guru. Z każdą kolejną płytą nie niem. Gdy gram, sama słucham jej ułatwiasz im zadania. po raz pierwszy, odkrywam ją.

< JazzPRESS, luty 2015 |95

Miles Davis, zapytany o improwi- zację, powiedział kiedyś, że naj- pierw gra, a dopiero potem wie, co to jest i może coś o tym powiedzieć.

W moim przypadku jest podobnie. Improwizacja to fascynujący pro- ces. W pewnym sensie nie wiesz, co się wydarzy za sekundę. Muzy- ka cię prowadzi. Bardziej ją odkry- wasz niż tworzysz. Bo dźwięk to in- strument sam w sobie. W zależno- ści od tego, gdzie grasz, on zacho- wuje się zupełnie inaczej. Inaczej brzmi w XVII-wiecznym kościele, inaczej na scenie teatru, inaczej w gotyckim klasztorze. Ucieka w przestrzeń, odbija się od ścian albo dostaje chaotycznego pogłosu. Bardzo lubię grać we wnętrzach, w których dotąd nie grałam. Lubię chodzić po sali i odkrywać, co tam się z tymi moimi dźwiękami dzie- je. Z tym się można bawić, chwytać to, dośpiewywać do tego. To jest rodzaj dialogu, jak z drugim mu- zykiem. Bardzo to lubię. Czasem się nawet trochę zapominam na fot. Marcin Wilkowski koncertach i na przykład kilka mi- nut śpiewam odwrócona twarzą do ściany, bo usłyszałam tam coś sobie po sali i śpiewasz, a on stoi samotnie, taki ciekawego. Dla mojej publiczności niepotrzebny. to może dziwnie wyglądać, ale je- śli mnie znają, wiedzą, o co chodzi (Śmiech) Tak, ja w ogóle nie przepadam za takim (śmiech). sprzętem. Jeśli gram w kameralnej sali, która ma dobrą akustykę, to mikrofon nie jest mi potrzebny. Zauważyłam też, że czasem zapo- Pamiętam piękny koncert, rok temu w synagodze minasz, że masz mikrofon, któ- w Timisoara, w Rumunii. Było około pięciuset osób, ry ma cię nagłaśniać. Chodzisz ledwo byłam w stanie się między nimi przeciskać,

> 96| Rozmowy gdy spacerowałam i śpiewałam. Byłam bez mikro- Tak też było w moim przypadku. fonu. I cudowne było, jak bardzo wszyscy byli cicho. Choć akurat pomysł nazwania utwo- Musieli się naprawdę skupić, żeby dobrze słyszeć. rów „fragmentami” bardzo mi się Wtedy pomyślałam, że to świetna metoda, by mo- spodobał. Bo ta płyta to rzeczywiście tywować ludzi do skupienia (śmiech). Bo to bardzo trochę taka zbieranina fragmentów, miłe uczucie. próbek mojej twórczości (śmiech). O to Manfredowi chodziło. Bardzo Ale oczywiście zdarza mi się też grać z większym ze- chciał zebrać na niej coś, co jego społem, na dużych scenach, jak na przykład w Car- zdaniem jest esencją mojej muzyki, negie Hall w Nowym Jorku, gdzie już trzeba być czymś dla niej najbardziej charakte- bardziej zdyscyplinowanym. Takie miejsca też dają rystycznym. Co nawet było dla mnie fantastyczne możliwości. Bo kolejną jakością, która ciekawym doświadczeniem, bo jak jest dla mnie bardzo ważna w muzyce, jest dynami- dotąd chyba sama nie wiedziałam, ka. W profesjonalnych salach można w tej kwestii co tą esencją jest. Dlatego takie spoj- poszaleć. Pamiętam piękny koncert z kwartetem rzenie z boku, opinia profesjonalisty, smyczkowym w Wigmore Hall w Londynie. To jed- była dla mnie bardzo wartościowa. na z najlepszych sal, w jakich kiedykolwiek grałam. Akustyka była taka, że mogliśmy operować na naj- Bardzo się cieszę z tej płyty i je- drobniejszych detalach, takich jak cmoknięcie czy stem niezmiernie szczęśliwa, że mlaśnięcie. Było mnóstwo przestrzeni na to, by za- zostałam zaproszona do ECM-u. czynać delikatnie pianissimo, powoli przechodzić Ale jak dla mnie ona jest trochę do forte, po to, by za chwilę pozwolić sobie na sza- zbyt sterylna. To nie do końca moje lone fortissimo. Dla mnie dynamika w muzyce jest brzmienie. Choć rzeczywiście wy- bardzo ważna, bo to tak jak w życiu. Jest hałas, głoś- szła z tego kwintesencja mojego ność, krzyk, ale jest i szept, cisza i wszystko to, co po- stylu, odsączona z tych różności, między. Współczesna muzyka bardzo często ignoru- które w danym momencie sponta- je dynamikę, a moim zdaniem to ogromna strata. nicznie do mnie przychodzą. Samej pracy w studiu też towarzyszyło Słuchając cię i znając twoją muzykę, nietrudno od- pewne napięcie. Nie mogłam cho- nieść wrażenie, że uwielbiasz wolność, że potrze- dzić w trakcie śpiewania, musiałam bujesz jej w muzyce. Jakim doświadczeniem było pilnować mikrofonu, po kilka razy dla ciebie nagrywanie płyty z Manfredem Eiche- powtarzać te same frazy. To nie jest rem dla ECM-u (płyta Iva Bittová, wydana została mój sposób pracy. Ale i tak było to przez ECM w 2013 roku – przyp. red.)? Bo poza tym, dla mnie bardzo ciekawe doświad- że wśród niektórych uchodzi za muzycznego geniu- czenie i czekam na kolejny wspólny sza, za artystę dźwięku, to nie jest też tajemnicą, że projekt. jest trochę despotą i dyktatorem. Decyduje, co chce nagrać, jakie mają być okładki i nierzadko wymy- Nagranie dla ECM jest dla muzyka śla nawet tytuły dla cudzych utworów. rodzajem ostatecznego uznania? Ta

< JazzPRESS, luty 2015 |97 niezwykle poważana, renomowa- doświadczenie, przychodziło tam do mnie mnóstwo na marka jest dla wielu słuchaczy melodii. A cała płyta jest rodzajem prostej refleksji jakością samą w sobie. nad życiem, jego kolejami, pojawiają się na niej bar- dzo różne emocje. Tak, oczywiście, to jest wyraz uzna- nia, który do tego otwiera bardzo Sięgnęłaś na niej po teksty Růženy Danielovej, rom- wiele drzwi. Ale ja osobiście wolę skiej poetki ocalałej z Holokaustu. Jej wiersze były nagrywać dla małych wydawnictw. pisane w Oświęcimiu. Bo duże wytwórnie rządzą się zu- pełnie innymi prawami. W małej, Tak, to niezwykle poruszająca i piękna poezja. zaprzyjaźnionej wytwórni mam wpływ na więcej rzeczy. To stam- To prawda, że twój ojciec był z pochodzenia Romem? tąd wychodzą najbardziej autorskie projekty. Tego tak naprawdę nie wiem. Tak uważa moja sio- stra, ma jakąś teorię na ten temat, ale ojciec ani nie Zatem wygląda na to, że nad ostat- mówił w romani, ani nie mamy żadnych romskich nią płytą pracowałaś dokładnie krewnych, nigdy też o tym nie opowiadał. W sumie tak, jak lubisz. Entwine-Proplétám nie wiem, skąd się to wzięło. Nie ze względu na po- (2014, Pavian Records) została na- chodzenie ojca sięgnęłam po tę poezję. Są tam po grana w XVII-wiecznym kościele prostu niesamowite emocje i niezwykłe doświad- w Czechach. Pięć utworów powsta- czenia. Historia Romów to kopalnia nieopowiedzia- ło tam na miejscu. nych historii. Tego, co dla mnie jest najważniejsze. Ludzkie doświadczenia, historie, uczucia. Na tym się Tak. Ta płyta została nagrana skupiam. we wnętrzu XVII-wiecznego koś- cioła Jana Nepomucena, wybudo- Tworząc muzykę, masz jakiś cel? Zadałaś sobie kie- wanego przez genialnego archi- dyś takie pytanie: po co to robię? tekta Jana Błażeja Santini. W prze- pięknym, niezwykle czarującym Tak, nieraz. Muzyka to terapia i mój mały wkład miejscu. Spędziłam tam wiele dni, w funkcjonowanie tego świata. Oczyszcza, budzi grając zamknięta w tych niesamo- energię, cieszy, ale też pozwala przeżyć emocje, od witych murach z zaprzyjaźnionym których często się odcinamy. A na koncercie można inżynierem dźwięku. Utwory, któ- się dać ponieść. Lubię dawać ludziom coś, co im po- re tam powstały, są odzwierciedle- maga lepiej żyć, lepiej się czuć. Na mnie samą muzy- niem niezwykłego ducha tego miej- ka działa w ten sam sposób. Właśnie dlatego to robię sca, jego genius loci. To było piękne i uważam to za moją misję.

> 98| Rozmowy fot. Jarek Misiewicz Jarek fot.

Michael League – basista, gitarzysta, kompozytor, aranżer, producent, właś- ciciel GroundUP Music. Mocno zaangażowany w propagowanie muzycznej edukacji, współpracuje z kilkoma amerykańskimi organizacjami non profit promującymi muzykę. Znany przede wszystkim jako lider – zespołu powstałego jedenaście lat temu na University of North , gdzie League studiował jazz. Snarky Puppy to grupa zdobywająca coraz większą popularność wśród słu- chaczy i rozpoznawalność w branży swoją indywidualną fuzją jazzu, rocka, funku i R&B. W dotychczasowym dorobku mają osiem wydanych albumów. Muzycy Snarky Puppy są również członkami zespołów występujących z Ery- kah Badu, Marcusem Millerem, Kirkiem Franklinem, Ari Hoenigiem, Royem Hargrovem.

< JazzPRESS, luty 2015 |99 Musisz być podekscytowany tym co tworzysz

Urszula Orczyk [email protected]

Urszula Orczyk: Snarky Puppy two- Skąd się wzięła nazwa zespołu? Ma rzy około trzydziestu muzyków? ona jakieś szczególne znaczenie?

Od trzydziestu do trzydziestu pięciu. Nie, nie ma. Mój brat zamierzał tak nazwać swój zespół, ale w końcu Od początku był taki pomysł na zrezygnował, więc ja ją sobie wzią- zespół? łem. No i lubię psy. Nie ma tu żad- nej wyjątkowej historii. Gdybym Nie. Stało się tak z konieczności. wiedział, że zespół nadal będzie Niektórzy z członków zespołu nie istniał po dziesięciu latach, nie na- mogli uczestniczyć we wszystkich zwałbym go Snarky Puppy. koncertach ze względu na różne zo- bowiązania zawodowe, więc zatrud- Zespół istnieje blisko jedenaście lat. niałem innych muzyków, którzy Co było najtrudniejsze w ciągu tego potem stawali się częścią zespołu. czasu? Nie była to łatwa droga?

Na scenie jest was znacznie mniej, Nic nie było łatwe. Zdarzyła się ale nadal jest to duża grupa. kiedyś trasa, gdy skończyły mi się pieniądze. Miałem zapłacić chłopa- Tak, z pewnością. Na scenie jest za- kom po pięćdziesiąt dolarów za kon- wsze od siedmiu do dwunastu osób. cert i nawet tyle nie byłem w stanie, Zasadniczo piszę materiał na dzie- bo wykorzystałem już maksymalny sięciu muzyków. Kiedy zakładałem limit na mojej karcie kredytowej. zespół było nas dziesięciu na sce- Czułem się wtedy bezradny. nie i staram się raczej tego trzymać. Zależnie od składu w jakim gra- Myślę, że doświadczając takich rze- my, zmienia się sposób wykonania czy, ważnym jest, by nie pokazywać utworów; osobowości danych mu- światu swojej walki i frustracji. Nie zyków sprawiają, że muzyka brzmi dzielić się tym, bo robiąc to, w pe- trochę inaczej. wien sposób wywołuje się taki stan

> 100| Rozmowy fot. Jarek Misiewicz Jarek fot.

rzeczy. Zawsze więc starałem się zwracać uwagę na bardzo rozsądnym i trzeźwo my- pozytywne strony sytuacji. To pomaga zmotywować ślącym, a z drugiej – otwartym na siebie i innych. rzeczy nadprzyrodzone, nie z tego świata. Chciałbym takim być. Nie Masz naturę lidera? jestem, ale chciałbym.

Chyba tak. Zawsze taki byłem – uparty, przywódczy. Jesteś jedyną osobą w zespole, któ- Od dziecka. ra przebywa w trasie przez jedena- ście miesięcy w roku. Jak sobie da- Twój ulubiony bohater fikcyjny to agent Dale Coo- jesz z tym radę, nie jesteś już trochę per z serialu Twin Peaks. Dlaczego? Utożsamiasz się zmęczony? z nim? Nie… To znaczy, bywam zmęczony Nie, absolutnie. Nie jestem nawet w połowie tak fizycznie. Kiedy nie jestem w tra- fajny jak on. Lubię go, bo uosabia takiego idealnego sie ze Snarky Puppy, udzielam się człowieka. Jest z natury niezwykle dobry, o dobrych w innych projektach, aby doświad- intencjach, wysokim morale. Zachowuje doskona- czać trochę innej muzyki. Ale na łą równowagę pomiędzy byciem, z jednej strony razie jest OK, może za dziesięć lat

< JazzPRESS, luty 2015 |101 będę chciał spędzać jedenastu mie- mu – wszedłem do studia, usiadłem przy fortepia- sięcy w trasie. 2015 rok będzie trochę nie, coś zacząłem grać i w efekcie powstał cały utwór. luźniejszy. Zamierzamy mniej kon- Zdarzyło mi się pisać na polu pełnym kóz, na Krecie. certować i skupić się na nagrywa- Niektóre kawałki napisałem w samochodzie, śpie- niu płyt. wając do telefonu. Najczęściej piszę w jakichś pojaz- dach, podróżując. W 85 procentach ty jesteś autorem materiału granego przez zespół. Skąd się wzięły tytuły takich utworów jak Shofu- Raczej nie masz tyle czasu, aby kan, Tio Macaco? usiąść sobie spokojnie w domu i pi- sać wtedy, kiedy chcesz. Jak ci się Tio Macaco to w języku portugalskim „wujek mał- udaje tworzyć tak dobre kompo- pa”. Moja bratanica jest pół-Brazylijką i nazywała zycje, nie mając praktycznie na to mnie tak, ponieważ uważała, że przypominam mał- czasu? Dopingują cię wiszące nad pę. To brazylijska melodia, napisałem ją właściwie głową terminy? dla niej. Shofukan to nazwa japońskiego centrum kultury; oznacza również dźwięk szumiącego wśród Tak, terminy. Nie wiem czy piszę sosen wiatru, nawiązuje więc do klimatu melodii. pod presją dobrze czy nie, ale tak Zawsze próbuję wymyślić tytuł mający estetyczny jest – piszę pod presją. Generalnie to związek z danym utworem, nie jest on zatem nigdy wyzwala iskrę kreatywności, ponie- przypadkowy. waż wiem, że muszę. Im mniej my- ślisz, tym bardziej poddajesz się in- Co jest, twoim zdaniem, najważniejsze w procesie stynktowi i intuicji, płyniesz z prą- komponowania? dem. Uważam, że to tworzy lepszą muzykę. Rzeczy, które pojawiają Najważniejsze, żeby to co napiszesz naprawdę ci się w głowie znienacka okazują się się podobało. Musisz być podekscytowanym tym co muzycznie najlepsze. Lepsze niż te, tworzysz, bo jeśli tak nie jest, nie możesz oczekiwać, nad którymi musisz ślęczeć. że spodoba się innym.

Lingus z albumu Wydaje mi się, że zespół tak dobrze brzmi, bo potra- skomponowałeś podczas lotu sa- ficie się nawzajem słuchać. molotem. Czy inne utwory też po- wstały w osobliwych miejscach, Staram się, aby każdy w zespole miał warunki, aby niecodziennych warunkach? brzmieć jak najlepiej. To jest moim celem jako lide- ra – rozpoznać mocne strony każdego z muzyków Tak. Z We Like It Here dwa utwory i dać im przestrzeń, żeby je pokazali. Piszę dla nich, napisałem w japońskim centrum na scenie słuchamy się nawzajem, reagujemy na to kultury w Holandii, a jeden powstał co grają inni, aby cały czas móc improwizować. cztery dni przed nagraniem albu-

> 102| Rozmowy

Płyta We Like It Here opowiada o doświadczeniach Jaki wpływ miało otrzymanie na- w Europie? grody Grammy na karierę twoją i zespołu? Tak. Wciąż słyszeliśmy: „Oh, Europa, zobaczycie, bę- dzie wspaniale!”. Bardzo na to czekaliśmy i kiedy Ludzie bardziej cię poważają. Cho- w końcu pojechaliśmy w trasę było dokładnie tak ciaż to śmieszne, że potrzeba Gram- jak wszyscy mówili. Było niesamowicie. Zabrałem my, żeby ludzie cię szanowali. Bar- ze sobą kamerzystę, aby nagrać odwiedzone miej- dziej cię szanują, więc więcej ci pła- sca. Wielu Amerykanów nie podróżuje i oglądanie cą, nocujesz w lepszych hotelach. DVD jest ich sposobem, żeby zobaczyć jak ludzie słu- chają muzyki lub jak wygląda Europa, bez potrzeby Jest się wyżej w hierarchii? ruszania się z domu. Tak właśnie, kilka szczebli wyżej Który z albumów Snarky Puppy jest dla ciebie szcze- na pewno. To miłe. Nareszcie… Nie gólnie ważny? oznacza to automatycznie jakiejś fortuny i nocowania w pięciog- jest chyba tym, który lubię najbardziej. Do- wiazdkowych hotelach przez cały staliśmy na niego grant z narodowego funduszu na czas, ale jest wygodniej pod wielo- rzecz sztuki w Stanach. Był to projekt charytatyw- ma względami. ny dla młodego uchodźcy z Afryki – Bukuru Cele- ste. Wyjątkowe doświadczenie, pomóc nagrać płytę W 2015 roku będziecie koncertować dzieciakowi, który w życiu nie sądził, że mu się coś z Metropole Orchestra? takiego przydarzy. Uważam, że to piękna płyta, bar- dzo lubię utwory, które na niej są; była nawet przez Tak. W kwietniu 2014 roku nagry- dzień czy dwa numerem jeden na liście przebojów. waliśmy z nimi. Specjalnie dla tej 64-osobowej orkiestry napisałem Snarky Puppy występuje czasami z innymi artysta- około godzinną, sześcioczęściową mi. Z którymi z nich współpracę szczególnie dobrze suitę. Płyta ukaże się w kwietniu 2015 pamiętasz? roku nakładem Impulse! Records. Praca z tym zespołem była niezwy- Jest ich wielu. Z Jeffem Coffinem, saksofonistą Dave kłym doświadczeniem, niesamowi- Matthews Band. Zawsze z nim gramy jeśli jest oka- tym, jak spełnione marzenie. zja, jest fantastyczny. Gdy byliśmy w Brazylii, gra- liśmy z flecistą Carlosem Maltą, jednym z moich Kiedy wyjdzie album Family Dinner ulubionych muzyków w ogóle. Zawsze jest ciekawie volume 2? kiedy grasz z jednym ze swoich idoli. Pamiętam, na przykład, koncert z Terencem Blanchardem. Zda- Będzie nagrywany w lutym, a uka- rzyło się zagrać z wieloma różnymi niesamowitymi że się latem. Nagranie odbędzie się gośćmi. w Nowym Orleanie, od 12 do 14 lu-

< JazzPRESS, luty 2015 |103 fot. Jarek Misiewicz Jarek fot.

tego, z udziałem ośmiu wokalistów Czy poza projektami o których już powiedziałeś, – z Anglii, Peru, Mali i Stanów Zjed- macie coś jeszcze w planach na 2015 rok? noczonych. Wystąpi również goś- cinnie kilku instrumentalistów. W sierpniu zamierzamy nagrać w Dallas kolej- ny album instrumentalny Snarky Puppy. Razem Podobno macie w planach nagra- z płytą chcemy też wydać dokument o teksańskich nie płyty z Bobbym McFerrinem? muzykach.

Tak, rozmawialiśmy o tym ogólnie, Którzy z muzyków wpłynęli szczególnie na twój ale nic konkretnego jeszcze nie pla- sposób postrzegania muzyki? nowaliśmy. Kiedy byliśmy w Brazy- lii, Bobby zaśpiewał z nami na kon- Z pewnością było tysiące artystów, którzy wpłynę- cercie. Podoba mu się to co robimy. li na to jak myślę o muzyce. Czasem była to jedna Jego córka, studentka Berklee, też jest płyta, utwór lub jakiś moment w utworze. Ale mó- naszą fanką. Louis Cato, jego perku- wiąc o tych wielkich, wymieniłbym Led Zeppelin, sista, jest moim przyjacielem i jed- The Beatles, Jamesa Browna, Steviego Wondera, nym z perkusistów Snarky Puppy. Astora Piazzolę, Milesa Davisa, Louisa Armstron- Dlatego w naturalny sposób pojawił ga, Herbie’ego Hancocka, Wayne’a Shortera, Jamesa się pomysł na nagranie takiej płyty. Taylora, Toma Petty’ego, Philipa Glassa, Strawińskie-

> 104| Rozmowy

go, Szostakowicza, Debussy’ego, Ravela, Beethovena, Czy są płyty, które zmieniły twoje Bacha. Jest ich nieskończenie wielu. myślenie o muzyce?

A jakich nowych lub obecnie tworzących artystów Oczywiście. Na przykład Abbey słuchasz? Road The Beatles, Houses of the Holy Led Zeppelin, Dark Side of the Moon Bardzo lubię Björk, Radiohead, Deerhoof. Jest taki Pink Floyd, Apple Venus volume 1 zespół z Brooklynu – Breastfist. Bardzo mi się podo- XTC, Songs from the Big Chair Tears ba to co robią Banda Magda z naszej wytwórni pły- for Fears. Wszystkie te płyty miały towej. Jestem zresztą fanem wszystkich zespołów coś, czego wcześniej nie słyszałem z naszej wytwórni. w muzyce. Niektóre z nich są legen- darnymi klasykami, inne po prostu Którą dekadę uważasz za najlepszą muzycznie? usłyszałem w momencie, gdy umysł otworzył mi się na rzeczy wcześniej Lata 70., a ściślej mówiąc lata 1965-1975. Zwykli lu- niedostrzegane. What Cha’ Gon- dzie słuchali wówczas dobrej muzyki, ponieważ na Do For Me Chaki Khan to płyta duże wytwórnie płytowe i mainstreamowe media pop/dance, ale jest głęboka i bogata promowały dobrą muzykę. Obecnie, większość rze- muzycznie. Lubię, kiedy artyści po- czy, które słychać w radiu i telewizji jest beznadziej- trafią przekazać złożony koncept, na. Mam też wrażenie, że to był czas gdy panował idee muzyczne w taki sposób, aby duch odkrywania i wielkiej kreatywności. Podczas każdy mógł tego posłuchać i by tra- tego dziesięcioletniego okresu twórcy nie bali się fiało to do ludzi, tak jak na przykład próbować nowych rzeczy i powstawały wielkie płyty Michaela Jacksona – Off the płyty. Brakuje mi tego. Teraz jest tak zachowawczo Wall, Thriller. To jest muzyka, która i przewidywalnie, że wszystko co nie pasuje do pew- może się spodobać każdemu czło- nej określonej formuły uważane jest za niezależne wiekowi z poczuciem rytmu. A jeśli lub undergroundowe. W przemyśle muzycznym jesteś muzykiem, docenisz ją jeszcze zawsze chodzi o pieniądze, ale wcześniej zarabiano w inny sposób, na innym poziomie. na sztuce, a teraz już, moim zdaniem, tak nie jest. Moim zdaniem, właśnie w tym tkwi Przynajmniej nie na wielką skalę. Oczywiście są sens muzyki. Nie powinno się być wspaniałe zespoły, które zarabiają dużo pieniędzy, zmuszonym nadążać za muzykami, ale jest ich mało. zastanawiać się, o co im chodzi.

www.jazzpress.pl

< JazzPRESS, luty 2015 |105 fot. Marta Ignatowicz-Sołtys Marta fot.

On zastanawia się, jak sprzedać kilkaset tysięcy lakierów do włosów, ona chce mieć moją córkę w swojej grupie przedszkolnej, gdy już przyjdzie taka pora. On po pracy ściąga garnitur i zakłada... następny, ona – zdejmuje trampki, by założyć... takie, co pasują do sukienki. Ich ży- cie zmienia rytm i nabiera tempa – dosłownie – gdy wychodzą na parkiet. Weronika i Michał Kwiatkowscy – właściciele studia tańca Shim Sham w Warszawie, organizatorzy cykliczne- go Retro Weekend Festival. Śmieją się i żartują, ale gdy zaczynamy mówić o uczeniu – robią się śmiertelnie poważni. Bo zabawa wynika z dobrego przygotowania backgroundu, nie mają czasu, żeby coś robić byle jak. Jeśli mają wysupłać 25. godzinę ze swojej doby dla tańca, ich misja musi mieć mocne podeszwy i najsilniejsze fundamenty. Chcemy, żeby ta kula śnieżna toczyła się sama

Marta Ignatowicz-Sołtys [email protected]

Marta Ignatowicz-Sołtys: Wrócili- ganizowanym w Krakowie. Czy ście po świeżo wygranym konkur- udział w konkursach tanecznych sie Strictly Lindy Hop na Dragon jest ciągłą potrzebą udowadniania Swing – festiwalu swingowym or- sobie, że jest się najlepszym, czy do-

> 106| Rozmowy brą zabawą wśród tych, którzy wiedzą, jak to robić? W.K.: Jako żona podporządkowana mężowi zawsze słucham jego pro- Weronika Kwiatkowska: Jeżeli bierzesz udział wadzenia... I skrzętnie korzystam w konkursie, to ten element konkurencji i potrzeby z okazji, które mi daje, bym to ja pokazania się przychodzi. mogła zabłysnąć.

Michał Kwiatkowski: Jest częścią zabawy, częścią Prowadzicie warszawską szkołę imprezy – głównie po to, żeby ludzie zobaczyli, jak Shim Sham – to wyzwanie, powo- można w bardziej profesjonalny sposób tańczyć, łanie, czy łączenie przyjemnego nie tylko na samym parkiecie; jest pokazaniem, do z pożytecznym? czego można dojść. Z drugiej strony między uczest- nikami wytwarza się pewien stopień rywalizacji, bo M.K.: Prowadzimy szkołę w ramach w większości są nauczycielami tańca, którzy między wolnego czasu i sprawia nam to sobą też konkurują. Każdy chce być najlepszy. prawdziwą przyjemność. Zaczy- naliśmy od zabawy. Początkowo Jest różnica zdań, czy to pomaga w tańcu? w Warszawie było nas niewielu. Chcieliśmy jednak, żeby taniec ten W.K.: Nie. stał się bardziej rozpoznawalny. Po- czuliśmy powołanie, aby stopniowo M.K.: (śmiech) zacząć budować tę niewielką spo- łeczność tańca lindy hop w naszym Dlaczego? mieście. Gdybyśmy dali sobie spo- kój, obecnie tańczyłoby 150, może M.K.: Bo, tak jak w małżeństwie, kobieta powinna nawet 200 osób mniej. być podporząd­­ko­­wana. W.K.: Każda z nich ma znaczenie. W.K.: (śmiech) Obydwoje bardzo lubimy uczyć sprawia nam to przyjemność więc, Ale czy, tak jak na przykład w tangu, musi być na- tak jak powiedział Michał, jest to pięcie, żeby taniec był bardziej ekspresyjny, czy ba- powołanie. Z drugiej strony jest zujecie raczej na ciągłej współpracy? fun. Nie mamy takiej potrzeby, żeby sprzedawać usługę pod nazwą: M.K.: Na początku, jak się uczysz, większa jest rola „kurs tańca” i udawać: „Och, wszyscy partnera. Natomiast już później – wzajemnie daje- jesteście fantastyczni, jesteście naj- my sobie miejsce na interpretację, na muzykę. Nie lepszą grupą dzisiaj!”. Owszem, jeśli jest tak, że partner w stu procentach nakazuje, co możemy, to tak mówimy. W pierw- ma być zrobione. szej kolejności jednak zależy nam, żeby ludzie zarażali się tym tańcem Żono, czy chcesz coś dodać do wypowiedzi męża? i sami z siebie chcieli tańczyć.

< JazzPRESS, luty 2015 |107

M.K.: Często po pierwszych zaję- ciach więcej jest frustracji niż sa- tysfakcji z tańca, proces uczenia się czasem bywa bolesny. Chcemy jednak, żeby ludzie robili to do- brze. Według nas „dobrze”, czyli żeby było porozumienie między partnerami. Chodzi o to, żeby ta- niec był dla nich zabawą, a jedno- cześnie, żeby to był cały czas lin- dy hop, a nie coś na kształt tańca swingowego.

Wiem, że często pada takie pytanie, ale muszę je zadać: czy lindy hop jest tańcem dla każdego? To znaczy, czy każdy może go zatańczyć? A py- tam mistrza Polski, który zaczyna- jąc przygodę ze złotą erą swingu w ogóle nie miał poczucia rytmu...

W.K.: Chyba sama sobie właśnie od- powiedziałaś na to pytanie! (śmiech)

M.K.: Tańce swingowe są tańcami użytkowymi, nie są tańcami turnie- jowymi, ludowymi. Można zacząć od prostych kroków, od natural- nych ruchów, które każdy z nas zna, ponieważ wykonuje je codziennie idąc po ulicy. Potem dodaje się do tego muzykę, wyczucie rytmu... da- lej idzie.

W.K.: A rytmu można się nauczyć.

M.K.: Tak, czego ja jestem najlep- szym przykładem.

fot. Marta Ignatowicz-Sołtys > 108| Rozmowy

Pytam również jako wasza uczennica. Back to basic, tych dwóch tańcach. Z nich wyni- czyli wyrabianie poczucia rytmu poprzez drałowa- ka trochę inna muzyka. Nie tańczy nie krokiem podstawowym wte i wewte, ćwiczenie się już do happy jazzu czy do jazzu naciągów towarzyszy każdym zajęciom. Bez mocno nowoorleańskiego, tylko do muzyki ugruntowanych podstaw nie ma zabawy? bigbandowej lat 40. Lindy hop jest w tym momencie najbardziej popu- W.K.: Zależy, co chcesz osiągnąć. Każdy z nauczycieli larnym z tańców swingowych. Na lindy uczy trochę inaczej; inną ma metodykę i inne tej granicy zatrzymujemy się. cele. Niektórzy koncentrują się przede wszystkim na zabawie, co też jest fajne i całej masie ludzi odpowia- A jive? da taki system uczenia. Tylko że dla nas – opierając się na doświadczeniu jakie zdobyliśmy jako tance- M.K.: Jive’owi mówimy stanowczo: rze – najważniejsze jest to, żeby człowiek nauczył się „NIE”! poruszać własnym ciałem, miał świadomość tego, co się z nim dzieje i z czego wynika konkretny ruch. Dlaczego? Nie tylko odtwarzanie na zasadzie „kopiuj-wklej”, ale bycie niejako twórcą, generatorem danego ru- W.K.: Nasze zajęcia zaczynamy od chu. Podstaw nigdy nie jest za dużo. Im dalej w las, tego: „Jeśli potrafisz chodzić, to po- tym bardziej zaczynasz je doceniać. trafisz też zatańczyć”. Wystarczy do- dać ci odrobinę rytmu. Jive jest już M.K.: Skupiając się na wypracowaniu dobrej pod- techniką turniejową, to jest ballro- stawy, wybieramy drogę może trochę dłuższą, ale om dance, gdzie istotne jest usta- naszym zdaniem dobrą. Chcemy, żeby ludzie wy- wienie nóg, rąk, trzymanie ramy, chodząc od nas, ze szkoły, i chcąc dalej rozwijać się wprowadzanie sztywności w okre- tanecznie, mieli taki znak jakości. Czyli: mają pod- ślonych miejscach. Co jest wbrew stawę, mają bazę, na jakiej dalej mogą pracować. Czy naszej naturze (śmiech). z nami, czy z innym nauczycielem tańca... M.K.: Żeby improwizować, dobrze W.K.: …czy w ogóle, gdy wybiorą inny taniec... się bawić i rozumieć z partne- rem w tańcu towarzyskim, trzeba M.K.: …i zupełnie inną technikę, będą wiedzieć, jak osiągnąć naprawdę bardzo wysoki prawidłowo poruszać się na parkiecie. poziom. W tańcach użytkowych może nie wygląda to tak spektaku- Zajmujecie się corem, czyli tańcem z lat 1920-40. larnie jak w tańcu towarzyskim, nie trzeba natomiast mieć równie M.K.: Uczymy chronologicznie. Najpierw charleston wysokiego poziomu, żeby dobrze i jitterbug, które mają najbardziej podobne kroki się bawić z innymi osobami. Znasz do tego, w jaki sposób przemieszczasz się po ulicy. to minimum, tę podstawę: podąża- Potem przechodzimy do lindy hopa bazującego na nie, prowadzenie, rytm i ruch ciała

< JazzPRESS, luty 2015 |109 z bouncingiem – i jesteś w stanie cia, warsztaty. Natomiast ten najbardziej spektaku- się bawić. larny jeden procent, który może przyciągać na po- czątku widownię do tej kategorii tańców, to jest tzw. Co więc czyni lindy wyjątkowym na strictly lindy – czyli: startuję z partnerką, którą znam, tle innych kategorii tanecznych? z którą trenuję, z którą mam przećwiczone wszyst- Jego socjalność? kie elementy, z którą mogę zrobić coś więcej. Bo fi- gury akrobatyczne wymagają zgrania. Nie polecam W.K.: Tak, przede wszystkim cha- przerzucania z przypadkową osobą, bo to wykracza rakter towarzyski – w bardzo do- poza zasady savoir-vivre’u na parkiecie (śmiech). brym tego słowa znaczeniu. Idąc na potańcówkę nie muszę iść ze swo- W.K.: A to by bolało (śmiech). im partnerem, a i tak będę się do- brze bawić. Abstrahując od muzyki, Przybliżcie, proszę, czytelnikom JazzPRESSu ideę która jest wartością samą w sobie, I Charlston the World, w ramach którego stworzyli- nie muszę znać wszystkich kroków, ście film I Charlston Warsaw. wszystkich przejść – bo jeśli partner da mi sygnał, a ja mam na tyle do- M.K.: To ogólnoświatowy projekt pokazujący miej- brą świadomość swojego ciała i czas sca, w których ludzie tańczą charlestona. Ma za za- na reakcję, to zatańczę do tego, do danie raczej pokazać miasto i tancerzy w tym mie- czego mnie poprowadzi. Dodam ście niż superchoreografię samych tancerzy. Od jeszcze coś od siebie i będzie super. czasu do czasu odbywają się konkursy filmów swin- gowych, jazzowych, tak jak w Seattle na Just Dance Mówicie, że lindy wykorzystuje na- Film Festival. Zrobiliśmy więc taki film, wysłaliśmy turalne ruchy ludzkiego ciała tak, i zdobyliśmy trzecie miejsce. by taniec nie był nadto wyczerpują- cy i wymagający niezwykłej spraw- Czy taka wygrana pomaga w rozprzestrzenianiu ta- ności. Patrząc na wasze zdjęcia i wi- necznej edukacji na rodzimym poletku? dząc, jak Weronika lata nad twoją Michale głową, wcale nie odnoszę W.K.: Oczywiście, że tak. Za granicą wiedzą, że coś takiego wrażenia... dzieje się w Polsce, przede wszystkim dzięki ludziom z Krakowa, którzy wykonują świetną robotę, a ich M.K.: Charleston i jitterbug były działalność jest rozpoznawana na arenie między- tańcami przyziemnymi. Lindy był narodowej. Jeśli więc inne kraje zobaczą, że w Polsce pierwszym tańcem wykorzystu- rzeczywiście coś drgnęło, przekuje się to w większe jącym elementy półakrobatyczne zainteresowanie lindy hopem, a w rezultacie even- i akrobatyczne. Mamy dwie odnogi ty, które zorganizujemy, będą miały większy zasięg. – po pierwsze social dance, czyli 99 Mocodawcy kulturalni na miejscu też o tym usłyszą procent czasu, który tancerz spędza i wówczas będziemy mieli większe wsparcie ze stro- na parkiecie zajmują imprezy, zaję- ny miasta.

> 110| Rozmowy

dzo świadomość muzyczna i obeznanie z jazzem wpły- wa na jakość improwizacji tanecznej?

W.K.: Wpływa ogromnie. Czy wiedza jest potrzeb- fot. Marta Ignatowicz-Sołtys Marta fot. na? To zależy od poziomu zaawansowania. Ludzie, którzy zaczynają swoją przygodę z lindy hop, nie rozumieją tej potrzeby – po co mieliby się tego uczyć? Mają swoje kroki, wiedzą, jak wygląda ogólny sche- macik i to działa. Potem, gdy zaczynają odkrywać, w jaki sposób jest budowa- na muzyka i jak można ją wykorzystać, pojawia się takie: „Wow! Ale fajnie we- szło!”. Albo inne hasło: „Ale wsadził!” (śmiech).

Taka grypserka swingowa?

M.K.: Marketing lindy hopa i tańców swingowych W.K.: Bo można coś rzeczywiście jest bardziej marketingiem szeptanym. Jednak takie wsadzić w muzykę tak, żeby ide- akcje jak wygrana konkursu, czy program śniada- alnie pasowało. Mówili nam na niowy, pomagają w dotarciu do masowej widowni Dragonie: „Ach, te akrobacje były i uświadomieniu jej, że coś takiego w Polsce istnieje. tak wpasowane w muzykę!”. A one Sam lindy hop, choć nie jest nazwą znaną, to jednak nie były kwestią przypadku, tylko najbardziej popularny taniec swingowy wśród tan- umiejętnością liczenia do ośmiu. cerzy. Możesz edukować ludzi, ale najpierw musisz ich zwabić. I takie konkursy, filmiki pozwalają ich M.K.: Można tańczyć nie znając złapać, żeby edukować i wciągać coraz bardziej. jazzu, historii jazzu, czy nawet sa- mej muzyki, jeśli tylko słyszysz Wasz taniec jest też improwizacją. Jak ważna jest dla rytm. Ale jeśli już jesteś tancerzem tancerza wiedza o jazzie i kontakt z nim? Jak bar- i coraz mniej zajmuje cię ruch włas-

< JazzPRESS, luty 2015 |111 nego ciała, ruch partnerki, połącze- tu nie było. Wówczas nie widzieli dalszego sensu ist- nia, więcej czasu możesz poświęcić nienia swoich zespołów. Bo ile można grać do kotle- na muzykę, wsłuchiwanie się w nią. ta? Aż zaczęła się tworzyć ta społeczność, dzięki któ- Oprócz tego edukacja muzyczna po- rej mają zupełnie inną motywację do opracowywa- maga. Muzyk, który jest jednocześ- nia kolejnych utworów, nowych aranżacji. Zupełnie nie tancerzem, jest dwa razy wyżej inaczej gra się dla tancerzy, którzy żywiołowo reagu- ode mnie. Słyszy dużo więcej w mu- ją, czy interpretują ich grę. zyce, dużo więcej rozumie. Jeśli chcę wyłapać naprawdę subtelne rzeczy, Innymi słowy, podarowaliście im drugą młodość. muszę spędzić więcej czasu z muzy- ką. Ubolewam nad tym, że jeszcze W.K.: Tak, to jest ta symbioza, o której mówiłaś. tego nie zrobiłem. M.K.: Bez nich my też byśmy się tak nie rozwijali. W.K.: Michał zbiera się od trzech lat, żeby grać na trąbce. M.K.: Muzycy wchodzą na scenę i masz wrażenie, że geriatria – sześćdziesiąt, siedemdziesiąt plus... Masz Z pewnością potańcówki, które wrażenie, że ten co ciągnie za sobą kontrabas zaraz organizujecie, są najlepszą formą się przewróci. Siada perkusista, nabija: bum, bum, muzycznej edukacji. Współpracu- bum-bum, bum-bum – i w tym momencie jakby jecie z warszawskimi zespołami, każdemu z krzyża dwadzieścia lat zdjęli (śmiech). również dixielandowymi. Mam wrażenie, że ta relacja oparta jest Czy społeczność, którą spotkałam ostatnio na jed- na symbiozie. Dzisiaj coraz trud- nej z waszych imprez jest społecznością shim sham, niej o zespoły rasowo i prawdziwie czy lindy w ogóle? grające swing, bo zapotrzebowanie na nie zmniejsza się wraz z tym, jak W.K.: To są ludzie tańczący w różnych miejscach muzyka idzie do przodu. A dzięki w Warszawie, ale są też przybysze z całej Polski. wam, mają swoją stałą niszę. M.K.: Retro Weekend Summer’s End, na którym by- M.K.: Współpracujemy na co dzień łaś, jest jednym z dwóch projektów w ciągu roku, z The Warsaw Dixielanders, Happy które organizujemy w Warszawie. Ten jest lokalny Jazz Band i Blues Swallows. Z punk- i ma na celu pokazać tańczącym jak najwięcej in- tu widzenia tancerza zupełnie inne struktorów z Polski, którzy uczą lindy hopa. Z dru- jest tańczenie do muzyki granej na giej strony, dla nas instruktorów jest to miejsce spot- żywo aniżeli do muzyki mechanicz- kań, wymiany doświadczeń, czas na rozmowę o tym: nej. Jakościowo nie da się przeło- kto, co i jak robi oraz nauka od siebie nawzajem. Byli żyć klimatu imprezy. Sami muzycy tam instruktorzy z Poznania, Wrocławia, Krakowa, mówią, że takiej sceny swingowej Gdańska, Warszawy. w Warszawie jeszcze pięć lat temu

> 112| Rozmowy

W.K. Rzeczywiście, tworzy się społeczność lindy będzie, bo na rozgrzanie przed im- hopowa, a wywodzi się ona głównie ze szkoły. Nie prezą proponujecie tancerzom spo- próbujemy ich na siłę integrować, bo nie chcemy ro warsztatów. wydźwięku sekciarskiego (śmiech). Oni natomiast zaczynają się kumplować, łączy ich taniec, chodzą W.K. Oczywiście, że tak. Niektórzy razem na imprezy. Tworzenie się społeczności jest przychodzą dla samych warsztatów niejako naturalnym efektem tego, że prowadzimy pod okiem wybitnych tancerzy, inni zajęcia, organizujemy eventy i to wszystko jakoś – bo będzie fajna impreza. Jeśli mo- samo zaczyna się nakręcać. żemy połączyć te dwie rzeczy, to tyl- ko lepiej dla wszystkich. W porów- Emanuje z was ogromna pasja, poważnie przykła- naniu z zeszłym rokiem zajęcia będą dacie się do realizowania swoich idei. Nie chcieliby- wzbogacone jeszcze o grupę solo. ście robić tego zawodowo? Obserwując ludzi na waszych im- W.K.: Nie, bo przestałoby to być naszą pasją. prezach zauważam, że bycie „retro” wychodzi już grubo poza kanwy M.K.: Jest społeczność z Chełma, w której wyrosłem tańca. To strój, fryzury, a czasem i której bardzo dużo zawdzięczam. Te dzieciaki teraz również bycie retro na co dzień. Ob- nam pomagają, nie płacąc jednocześnie za przebyte szerne są wasze szafy? u nas kursy. Taka wymiana. Gdybyśmy zaczęli żyć z tego, robić to zawodowo, nie mógłbym sobie na coś W.K.: Są z gumy, tak jak my (śmiech). takiego pozwolić i zacząłbym patrzeć na ludzi prze- liczając ich na złotówki. Nie chcemy sprzedawać Czego wam życzyć, pamiętając usługi, chcemy tworzyć społeczność. o tym, co będzie się rozgrywać w najbliższych miesiącach? W.K.: Musielibyśmy robić coś wbrew sobie. Robimy to, co uważamy za dobre i słuszne, ale niekoniecznie W.K.: Siły. musi się to podobać szerszemu odbiorcy. M.K.: Czasu. M.K.: Czyli być profitowe. Może, ale nie musi. Wy- bieramy często dłuższą, bardziej bolesną drogę, ale W.K.: Energii. uważamy, że tak trzeba, jeśli chodzi o naukę tań- ca. Nie drogę na skróty, żeby tylko się przypodobać i zarobić.

26 lutego rusza organizowany przez was Retro Weekend Festival, wydarzenie muzyczno-taneczne Polub JazzPRESS organizowane przez waszą szkołę już po raz piąty. na Facebooku Przeglądając program domyślam się, że łatwo nie www.facebook.com/JazzPRESSpl

< JazzPRESS, luty 2015 |113

Galeria improwizowana Marta Ignatowicz-Sołtys

Muzyczne fotografie Marty Ignatowicz są absolutnie wyjątkowe. Cechuje je głębokie zrozu- mienie materii muzycznej. Do tego nie wystarczy być profesjonalnym fotografikiem, trzeba być samemu artystą muzykiem, który zna brzemię zmagania się z procesem tworzenia. Dopiero mając tę wiedzę, można w pełni oddać magiczny klimat i nastój muzyki. Marta dysponuje taką wiedzą i specyficzną, rzadko spotykaną, wrażliwością. Dlatego jej fo- togramy oddają prawdę o tworzeniu muzyki, są autentyczne i wyjątkowe w swoim rodzaju. Dotykają trochę metafizyki, co jest tak charakterystyczne dla muzyki, i co czyni ją magiczną. Jarek Śmietana

Wiesław Prządka > 114|

Czesław Mozil

Sławek Berny < JazzPRESS, luty 2015 |115

Marta Ignatowicz-Sołtys [email protected]

Muzyka obrazem będzie

muzycznych fotografiach chcę złożyć głęboki ukłon w stronę muzy- ków, dla których przestrzeń tonacji, brzmień i dźwięków jest często Wtą pierwszą i najważniejszą w życiu. Fotoreporterzy o tym zapomina- ją, zatrzymując się jedynie na sfotografowaniu człowieka z instrumentem czy mi- krofonem. Podejrzewam, że i mnie nie udałoby się uchwycić w obrazie sposobu przeżywania, gdybym sama nie była muzykiem. Dlatego chciałam wejść z obrazem w muzykę, z muzyką w fotografię; scalić te dwie przestrzenie tak, by były czytelne zarówno dla widzących, jak i słyszących. Chciałam stworzyć obrazową niszę dla muzyków – by znaleźli swoje miejsce w fotografii. I dla fotografów – by spróbowa- li odnaleźć się w muzyce. W jej w kolorze, jasnościach, ciemnościach, nasyceniu, kontrastach, barwach, fakturze, kształtach, wzorach, przestrzeni, emocjach, ruchu. By zobaczyli, że bez zaangażowania i wejścia w przestrzeń przeżywaną przez foto- grafowanego, bez stania się jej częścią – człowiek stojący na scenie z rekwizytem jest wciąż bryłą nieodkrytą. I przez to dla odbiorcy fotografii – niedostępną. Roz- mowy z muzykami i praca dyplomowa z zakresu tonacji muzycznych były dla mnie silnym bodźcem, by pójść dalej, polegając na swoim subiektywnym postrzeganiu obu tych światów oraz próbie ich nazwania przez obraz.

Mimo upływu lat i ewoluowania – z czasem i doświadczeniem – mojej wrażliwo- ści fotograficznej, rozwijam się o kolejne obrazy. Bo Musica Pictura Erit (Muzyka obrazem będzie) nie jest dla mnie jednorazowym tworem dyplomowym, tytułem skończonym dla kompletu fotografii, ale bardziej zadaniem na życie, nieustannym celem w pracy zawodowej. To moje marzenie dla fotografii muzycznej, dla muzyki fotografowanej – by przestrzenie te, w mojej twórczości, nie ulegały rozdzieleniu.

> 116|

Tomasz Kukurba, Kroke

< JazzPRESS, luty 2015 |117

Mateusz Pospieszalski

Robin Eubanks > 118| Słowo na jazzowo / Słuchając we dwoje

John Surman – The Spaces In Between

Rafał Zbrzeski [email protected]

Najciekawsza, najbardziej intry- „Coś” – ta nieuchwytna aura geniu- gująca i najpiękniejsza muzyka szu czasem po prostu pojawia się na powstaje często, gdy twórca wy- skutek szczęśliwego splotu różnych chodzi poza sztywne ramy dane- okoliczności. go gatunku. Gdy przestaje myśleć: „Gram jazz, więc zagram to w takiej, Dziś chcę się podzielić odczuciami a takiej skali, używając konkretnej związanymi z albumem, podczas harmonii”, a zaczyna szukać, łączyć słuchania któ- i tworzyć poza wytyczoną wcześ- rego nie mam niej ścieżką. Owszem, zdarza się, że wątpliwości co efektem takich poszukiwań bywa do obecności na asłuchalna kakofonia, lecz czasem nim owej „bożej w miejscach międzygatunkowych iskry”. Wydana tarć powstają rzeczy absolutnie w roku 2007, na- wyjątkowe. kładem wytwór- WE DWOJE ni ECM, płyta Trudno stwierdzić, jakie warunki Johna Surmana muszą zostać spełnione, aby po- The Spaces In Be- wstało dzieło wybitne – samoświa- tween trafiła do domość artysty, biegłość warszta- moich rąk zu- towa, osłuchanie, kreatywność – to pełnym przypad- wszystko brzmi równie prawdzi- kiem – wygrze- wie, co banalnie. Historia pokazu- bana w jakimś wyprzedażowym je, że nie zawsze spełnienie tych koszu z tytułami wycenionymi wymogów gwarantuje sukces. Ba! na pięć polskich złotych. Pierwsze Największym wirtuozom zdarza przesłuchanie było niczym olśnie- się nagrywać koszmarne gnioty. By nie – wraz z kolejnymi dźwiękami powstało dzieło wybitne, musi za- ogarniał mnie błogi spokój i uczu- istnieć to osławione „coś”, które tak cie pełnej harmonii. ciężko zdefiniować. Im dłużej się nad tym zastanawiać, to tym bar- dziej staje się jasne, że taka defini- cja być może po prostu nie istnieje. ciąg dalszy na s.120 p SŁUCHAJĄC < JazzPRESS, luty 2015 |119

John Surman – The Spaces In Between

Aleksandra Kurowska [email protected]

Każda melodia ma własną historię zwykle, słyszę tylko historię. Odgło- i każda melodia historię opowiada, sy, które do mnie wówczas dociera- każdemu inną. Są melodie fanta- ją są tak bliskie życiu, że niemal się styczne, jakby przypłynęły z odle- z nim zlewają. A może to właśnie głych krain, zza siedmiu lasów, sied- skrawek czyjegoś istnienia, może miu mórz, tak samo ulotne co nie- nawet całość? Nie wiem i wystarczy realne, trudne do zapamiętania. Są mi ta magiczna tajemniczość, która i te koszmarne, mnie urzekła. obce, nieprzy- jemnie dziwne, Od pierwszych sekund między od- opowiadające dechami smyczków, ostrożnymi to, o czym cięż- stąpnięciami basu i czułymi wes- ko mówić sło- tchnieniami saksofonu odzywa się wami, których szeptem tęsknota. Cedząc wzru- zapamiętywać szające wyznania, aż blaszany nar- WE DWOJE nikt nie chce. rator jeszcze bardziej się rozrzew- Całkiem zwy- ni, rozpłacze. Czas się jakoś dłuży, kłe zdarzają a do głosu dochodzą wątpliwość się rzadziej, ale z niepewnością. Chórem ostrze- nadają sens, jak gają podróżnika, by marzenia nie pauzy w party- przyniosły mu zguby, ten jednak turze. Zazwy- wyrusza. Pobudzony pragnieniem czaj są proste, szybko się zadoma- szczęścia, ciekawy, rusza w drogę wiają i żyją własnym życiem. daleką, bez mapy, bez planu, szukać swego miejsca na ziemi. Idąc prze- Kilka takich pięknych opowieści żywa swe życie, wszystkiego próbu- podarował mi kiedyś Rafał, a właś- je, dojrzewa. Błądzi, na pozór tylko ciwie zachęcił do wysłuchania nie- samotnie, każdemu z jego kroków zwykłej narracji Johna Surmana. wtórują skrzypiące jak zmrożona The Spaces In Between nie mogę po- trawa pod stopami wspomnienia. równać do żadnej innej płyty, ponie- waż gdy jej słucham, nie słucham kompozycji, nie słyszę muzyki jak ciąg dalszy na s.121 p SŁUCHAJĄC > 120| Słowo na jazzowo / Słuchając we dwoje

dokończenie ze strony 118

Rafał Zbrzeski

W teorii album ten spełniał wszel- Maestria i powab zaklęte w dźwię- kie kryteria, by mi się nie spodobać. kach z The Spaces In Between powo- Nie przepadam za „third stream dują u mnie stan błogiego relaksu music” – jak próby łączenia muzyki – naturalnie podzieliłem się więc tą klasycznej z jazzem, czy raczej szu- płytą z Aleksandrą. Właściwie to po kania czegoś pomiędzy tymi gatun- cichu bardzo liczyłem na to, że zrobi kami, nazwała kiedyś monachijska na niej wrażenie – popatrz, ja, facet wytwórnia. Poza nielicznymi wyjąt- zakochany we free-jazzie, katujący kami to muzyka wiejąca na kilome- Cię Ornettem Colemanem, Donem try nudą i nadęciem, do tego często Cherrym i Archiem Sheppem, będę podbudowana newage’ową pseudo- słuchał z Tobą płyty zawierającej filozofią. Dziewięćdziesiąt dziewięć niemalże klasyczną kameralistykę. procent płyt zaliczanych do tego I co więcej, zrobię to nie po to, żeby nurtu jest dla mnie niesłuchalna. się przypodobać, ale dlatego, że ta muzyka naprawdę mnie urzekła, WE DWOJE Jak wszyscy wiemy, nie ma jednak więc chciałbym by urzekła i Ciebie reguł bez wyjątków – album Sur- i Tobie również dostarczyła błogiej mana jest absolutnie genialnym przyjemności. tego przykładem. Czule rozrzew- niony saksofon zamiennie z klar- Nie wiem, jak to robię, i nie chcę się netem snują swoją opowieść wple- przechwalać, ale chyba po raz kolej- cioną pomiędzy melodie odgrywa- ny udało mi się co zaplanowałem. ne z ogromną uczuciowością przez Dźwięki trafiły przez uszy do serca klasyczny kwartet smyczkowy, do i poruszyły to, co schowane najgłę- tego puls kompozycji wzmocnio- biej. Tak przynajmniej mi się wy- ny został grą kontrabasisty Chrisa daje, gdy patrzę na Aleksandrę pod- Laurence’a. czas słuchania we dwoje tej płyty. SŁUCHAJĄC < JazzPRESS, luty 2015 |121

dokończenie ze strony 119

Aleksandra Kurowska

Niemal krzyczą by zawrócił, bo już czynku. The Spaces In Between jest nie jego czas, albo jeszcze nie… Lecz dla mnie jak powieść ilustrowana serce tęskni za wiosną, wypatruje impresjonistycznymi obrazami. spokojnej zieleni, czeka pachnące- Mnogość kolorów, nieograniczo- go wiatru. nych konturem, wolnych od jed- noznacznej interpretacji zmusza Wiosna przychodzi wraz z odgłosa- do popuszczenia wodzy fantazji. mi uderzeń ostatnich kropel spada- Historia, którą niosą ze sobą te me- jących z drzew, a z nią ciepłe słońce, lodie przepełniona jest najbardziej jego orientalna piękność. Wszystko codziennymi, długimi rozmowami, jest już inne, przyroda uwodzi roz- wzruszeniami, bliskimi każdemu kołysanymi rytmami, wiatr przy- uczuciami. Żyje naprawdę. nosi ze sobą korzenne zapachy. Znalazł ją, albo ona jego. Mogą już Do tej pory nie wiem, czy polecając spokojnie zasnąć. tę płytę Rafał chciał mi coś szczegól- WE DWOJE nego, przekazać, powiedzieć coś, co Za każdym razem, w momencie rozumielibyśmy tylko my, albo co gdy uświadamiam sobie, że płyta wówczas zdradziłyby jego rumień- się zatrzymała, mam wrażenie jak ce na twarzy i plączący się język. Nie gdyby ostatnia godzina trwała co miałam potrzeby by dowiadywać najmniej kilka lat. Zachwyca mnie się tego natychmiast, ale zdaje się, prostota i lekkość z jaką przychodzi że osiągnął swój cel. Teraz nie chcę muzykom kreślenie alternatywnej słuchać zawartych na niej melodii rzeczywistości, która w tym wypad- z nikim innym. Stały się Nasze. ku staje się moim miejscem odpo-

Wasze wsparcie = kolejny numer JazzPRESSu nr konta: 05 1020 1169 0000 8002 0138 6994 wpłata tytułem:

Darowizna na działalność SŁUCHAJĄC statutową Fundacji > 122| Słowo na jazzowo / Półmisek Szefa

Dyskretny urok jazzowych epifanii

Maciej Nowotny [email protected] www.polish-jazz.blogspot.com

chce być sztuką, a nie produktem użytkowym w rodzaju higienicznej podpaski, musi w pierwszym od- biorze budzić dyskomfort, sprzeciw, a nawet bunt.

I nie dziwiłbym się wcale, gdyby takie właśnie emocje wywołała najnowsza płyta braci Olesiów – Marcina i Bartłomieja – nagrana z niemieckim wibrafonistą Chri- stopherem Dellem. Przypomina mi ona bowiem tę słynną Venus z Milo: Oleś Brothers & Christopher Dell – perfekcyjną, nieskończenie piękną Komeda Ahead i... nieskończenie zimną. To tak, jak- by Einstein rzeczywiście był kobietą Po czym może człowiek poznać, że i jeszcze do tego dostał ciało Moni- żyje? Mianowicie po tym, że wner- ki Bellucci. Cały czar w postaci per- wia innych ludzi. Bo jedną z naj- fekcyjnych piersi, niezrównanych ważniejszych cech wszelkich dzia- bioder, olśniewających pośladków łań kreatywnych jest fakt, że wy- jest rozpraszany przez spojrzenie, wołują w nas, odbiorcach dysonans w którym jest zbyt wiele samoświa- poznawczy. Innymi słowy: irytują, domości, patosu i jednocześnie kpi- drażnią, szarpią nerwy, złoszczą, ny. Na tej płycie spoglądamy na Ko- gniewają, a przede wszystkim wy- medę przez chwyconą w odwrotną prowadzają z równowagi. Jeśli za- stronę lunetę, która zamiast nas do tem człowiek żyje, czyli tworzy, mó- dzieła przybliżać, pozwala nam na wiąc górnolotnie przeciwdziała na- to, co tak dobrze znamy, spojrzeć turalnej dla Wszechświata skłon- z oddali, wyrabiając sobie dystans. ności do wzrostu entropii to akt ten Doświadczamy tej muzyki orbitując wywołuje sprzeciw otoczenia. Nie z dala od siebie, od Ziemi, a przede inaczej jest z muzyką, która jeśli wszystkim od... jazzu.

< JazzPRESS, luty 2015 |123

Jeśli bowiem coś zawdzięczamy o tym, jak kto zagrał na takim czy Komedzie poza zgraną do nieprzy- innym instrumencie, jakie utwory tomności Kołysanką z Rosemary’s na warsztat wzięli muzycy, a nawet Baby Polańskiego, której wykona- kto płytę wydał (chociaż o tym aku- nie powinno być obecnie surowo rat warto wspomnieć, bo to pierw- zabronione, to jest tym odwaga eks- szy album – miejmy nadzieję, że perymentowania, traktowanie mu- będzie ich więcej – wydany przez zyki jako swego rodzaju epifanii, powołaną przez Macieja Karłow- w której już nie o rozrywkę chodzi, skiego i Kajtka Prochyrę Fundację o miejsce na liście przebojów czy Słucham), ile minut trwa i gdzie liczbę sprzedanych singli, lecz o nas można ją kupić (nie wiem). Niekie- samych, naszą egzystencję, o jej sens dy bowiem najważniejsze jest po w tym świecie. Jak to nazwał pięk- prostu dzieło sztuki. Być może dla- nie Stańko, który zresztą wydanym tego kiedyś ludzie nie dbali o podpi- w 1997 roku albumem Litania roz- sywanie swoich rzeźb, fresków czy począł renesans zainteresowania wierszy wszakże czuli, że są jedynie Komedą, chodzi o „soul of things”. narzędziem, przy pomocy którego wypowiada coś ważnego, coś nie- Przyjemnie jest pisać (a mam na- odzownego, ktoś o wiele ważniejszy dzieję, że też czytać), gdy trafia się i sensowniejszy niż oni sami... na muzykę, która potrafi wzbudzić w słuchaczu taki rezonans. Dla- tego też zabraknie w tym tekście Autor felietonów z cyklu Półmisek Szefa – zwykłych w wielu recenzjach in- Maciej Nowotny jest redaktorem naczelnym formacji o biografiach muzyków, bloga: www.polish-jazz.blogspot.com

> 124| Słowo na jazzowo / On the Corner

Polecam, bo wie, co to jazz

Wojciech Sobczak-Wojeński [email protected]

Naprawdę lubię Davida Bowie- Sane (1973 r.), w której pianista Mike go. Jego postać jest dla mnie ist- Garson gra partie, które na prośbę nym ucieleśnieniem pop-artu. Po- lidera miały nawiązywać do jazzo- dziwiam jego odwagę, charyzmę wej awangardy lat 60., a w moim i marketingowy zmysł, a nawet po- prywatnym odczuciu miejscami święciłem lwią część mojej pracy przypominają styl Grzegorza Cie- magisterskiej tej, cokolwiek ekscen- chowskiego – wyprzedzając jednak trycznej, osobie. Dlaczego jednak jego pojawienie się na muzycznej piszę o nim w tym miejscu? Otóż, scenie o kilka lat. Zaiste, ciekawa pragnę przypomnieć jego flirty (nie kompozycja. Nawiasem mówiąc są- towarzyskie, bo rubryk by w na- dzę, że Bowiego i Garsona „ubiegł” szym magazynie zabrakło) z muzy- zaś o trzy lata pianista jazzowy Ke- ką jazzową. ith Tippett, w utworze Cat Food ze- społu King Crimson, ale to zupeł- David, zafascynowany Charlesem nie inna opowieść. Znamienna jest Mingusem i Johnem Coltrane’em, kolaboracja artysty z Pat Metheny otrzymał swój pierwszy saksofon Group w połowie lat 80., której jakże altowy – w dodatku plastikowy – powszechnie znanym i lubianym w wieku czternastu lat. Dopiero owocem pozostaje kompozycja This rok później zmienił go na praw- Is Not America (z filmu Johna Schle- dziwy instrument dęty drewniany singera, tłumaczonego w Polsce i powołał do życia zespół. Jego fał- jako Sokół i koka). szywie brzmiący, chropowaty sax pobrzmiewa na wielu nagraniach Kolejny, znakomity romans znanego już Davida Bowiego. z jazzem przeżywa Bowie na swo- im albumie Black Tie, White Noise Dobrym przykładem jazzujących (1993 r.), na którym spotyka innego dęć Davida są partie w utworze Bowiego – Lestera, trębacza Art En- Subterraneans (płyta Low, 1977 r.) semble of Chicago. Proszę posłu- czy Candidate (płyta Diamond Dogs, chać świetnego numeru Jump They 1974 r.). Ciekawym przykładem echa Say – z fałszującym saksofonem jazzu w muzyce artysty jest tytu- Davida i porażającą solówką Leste- łowa kompozycja z płyty Aladdin ra! Dla uzupełnienia wspomnę, że

< Słowo na jazzowo / On the Corner |125

na listach płac Davida Bowie’ego przez lata pojawiali się, oprócz sty- listycznie nieograniczanych, mniej znanych muzyków sesyjnych, inni znani i kojarzeni z jazzem: Poogie Bell, David Sanborn, Omar Hakim i Joey Baron.

Z końcem ubiegłego roku w Inter- necie pojawił się nowy singiel Bo- wiego Sue (Or In A Season Of Cri- me). O dziwo, po latach stylistycz- nych wolt, artysta znów sięga po jazzową sekcję rytmiczną, a towa- rzyszy mu orkiestra Marii Schnei- der. Premierowa piosenka promuje album kompilacyjny Nothing has changed (z ang. nic się nie zmieni- ło). No cóż, z pewnością nie zmienił się David Bowie, który, jak wiado- mo, ciągle się zmienia. Nie zmieni- ła się też jego słabość do jazzu. A ja niezmiennie polecam romans z Bo- wiem, choć nie musimy tu naślado- wać Micka Jaggera…

> 126| Słowo na jazzowo / Lewym Uchem

Bez stuprocentowej gwarancji krótkoterminowego zwrotu

Konrad Michalak [email protected]

Sara Vaughan – My Favourite Things go zlepka bzdur o bogactwie barwy głosu solisty, nie zwrócę uwagi na Doprawdy nieogarnięta jest ludzka monumentalny charakter wykona- skłonność do szufladkowania in- nia itp. Nie stać mnie na twórczość nych ludzi oraz wszelkich wytwo- krytyczną. Jednego jestem pewien – rów ludzkiej pracy, nieistotne czy odbiorcy kultury, widzowie, słucha- będzie to praca intelektualna czy cze, czytelnicy muszą obecnie na fizyczna. Okazuje się jednak, że ta własna rękę starać się o to, by sty- patologiczna skłonność do układa- kać się ze sztuką, która nie jest ob- nia wszechrzeczy w przydanym so- ciążona kontekstem, nadawanym bie porządku, może być zgubna, bo jej celowo przez media. Skoro tylko zamyka po ludzku oczy na rzeczy, szokująca informacja jest w stanie które nie muszą być ani piękne ani przebić się do świadomości odbior- brzydkie, ale są swoiste. cy, trzeba wszystkim zjawiskom odnotowanym przez nas (media) Jakież było moje zdziwienie kiedy nadać szokujący wymiar. Dzięki usłyszałem wykonanie Mario Lan- temu z działu na przykład literatu- zy Softly As in a Morning Sunrise. Nie ry dowiadujemy się o perypetiach był to może strzał w dziesiątkę, ale finansowo-erotycznych na linii przyznać trzeba, że Lanza, zaska- Karpowicz-Dunin, przy okazji zaha- kuje swoim śpiewem. Właściwie czając o wątek dominacji lewackich do końca trudno powiedzieć czy i homotolerancyjnych środowisk potencjalny odbiorca miałby być w kapitule przyznającej nagrodę zaskoczony pozytywnie czy nega- NIKE. Oczywiście z grubsza rzecz tywnie tym wykonaniem. I chyba biorąc jest to stek bzdur, skompo- to jest właśnie najlepsze, że oto „ka- nowanych po to, by zebrać lajki / wałek sztuki” muzycznej jest „jakiś”. komentarze / odsłony, a wszystko Nie podejmuję się w tym miejscu to spowodowane wszechobecną ka- wykonania fachowej analizy aran- pitalistyczną dominacją pieniądza, żacji Softly i z tego samego powodu, także w kulturze, która nie może, nie poświęcę pozostałej części tego siłą rzeczy, obejść się bez niego. felietonu na stworzenie krytyczne-

< JazzPRESS, luty 2015 |127

Jak w tym świetle przedstawia się rodzi, delikatnie mówiąc, paranoję – oto odbior- (kontrowersyjna) rzeczywistość ca chciałby zetknąć się z ambitną muzyką, ale nie potencjalnego twórcy muzyki, soli- może, bo „organizator kultury” (dyrektor domu kul- sty, kompozytora? Jak współtwórcy tury, właściciel klubu, manager restauracji ) boi się, zespołu muzycznego, który mimo że odbiorca nie przyjdzie, a organizator nie zarobi. wszystko próbuje wyżyć z własnej Jest tylko jeden błąd w tym jakże logicznym toku sztuki? Otóż rzeczywistość, nie opi- rozumowania ekonomicznego. Błąd leży w założe- sywana z taką zapalczywością przez niu, że każda potencjalna inwestycja musi się bły- dziennikarzy, wygląda znacznie skawicznie przerodzić w bezwzględny i przeliczalny bardziej prozaicznie. 150 zł za mu- zysk – w postaci pieniądza ze sprzedaży biletów (w zyczną głowę płacą w krakowskich domu kultury), biletów, drinków i posiłków (w knaj- klubach (tyle dostaje za koncert pie). Być może wreszcie przyszedł czas, żeby zacząć jeden muzyk grający w kilkuoso- się godzić ze świadomością, że duży ekonomiczny bowym zespole). Oczywiście jest to zwrot wymaga pracy, wysiłku i czasu, nierzadko też informacja nieoficjalna od ludzi wymaga popełnienia błędów oraz zainwestowania grających, szukajacych miejsca do pieniędzy, bez stuprocentowej gwarancji krótkoter- grania i zarobienia pieniędzy na minowego zwrotu. Być może czas zdać sobie sprawę własnej wytężonej pracy. z tego, że odbiorca o zawężonej świadomości kul- tury, nie będzie miał innych potrzeb, poza obejrze- Utyskiwanie na trudy codzienno- niem talent show w telewizji i odwiedzeniem jednej ści nie leży w mojej naturze, ale nie imprezy plenerowej w rodzinnym mieście, w trak- sposób zadać sobie pytanie, jak za- cie której usłyszy co zna i lubi czyli dysko z pola. tem można funkcjonować w tym świecie, nie tracąc z oczu najważ- Bez świadomości faktu konieczności kształtowania niejszego, czyli dążenia do wszel- gustów odbiorców, wpadamy w błędne koło. Przy kich założonych celów, we względ- okazji jednej z moich dziennikarskich rozmów z or- nej zgodzie ze sobą. Odpowiedź jest ganizatorami koncertów jazzowych, usłyszałem taką jedna: funkcjonować merkantylnie, oto wypowiedź: „U nas parę lat temu próbowaliśmy to znaczy chałtury robić dyskretnie, wprowadzić jazz, ale się jakoś nie przyjął. Może tam zmiast wesel, bankiety, zamiast ka- dalej w odległej o kilkadziesiąt kilometrów mieści- wiarnianego ciosania numerów, nie bardziej się wpisał w krajobraz miejski czy coś…”. „duety do restauracji na eventy Po czymś takim jedyną ulgą mogła być właśnie Sa- bogatych ludzi” (autentyczna, nie- rah Vaughan i My Favourite Things w słuchawkach. oficjalna rzecz jasna, wypowiedź Zachowując umiarkowany dystans do religii, szep- znajomego managera). Ta sytuacja nąłem do siebie w duchu: „Boże, co za ulga.”

> 128| Pogranicze / World Feeling

Wyłącz kaloryfer

Łukasz Nitwiński [email protected]

Urodziłem się w lutym i nie jest to dla mnie bez znaczenia. Dlatego dosko- nale pamiętam, jak w dzieciństwie przestrzegano mnie przed jego zimnem. „Idzie luty, podkuj buty”. Ale mam alternatywną propozycję: poniżej trzy albumy w gorących rytmach, jasnych i ciepłych jak słoneczne promienie. Dodatkowe grzanie nie będzie już Państwu potrzebne. Keep listening!

Abelardo Barroso with Orquestra Sensación – Cha Cha Cha

Nagrania dokonane przez Abelar- do Barroso z Orquesta Sensación w Hawanie 1950 roku stanowią je- den z najlepszych przykładów złotej ery muzyki kubańskiej. Na albumie Cha Cha Cha wytwórnia World Cir- cuit, stojąca niegdyś za Buena Vista Social Club, umieściła czternaście wyselekcjonowanych legendarnych nagrań. Nad każdym utworem oso- biście czuwał Nick Gold, wielki ad- mirator talentu Kubańczyka. Ponad 40 lat po śmierci Barroso w 1972 roku jego postać pozostaje ukochaną iko- ną w muzyce latynoskiej. Zaskaku- jące, że jego piosenki przyniosły mu wielką sławę również w Afryce Za- chodniej, gdzie głos Barroso wciąż słyszalny jest w kawiarniach całej Gwinei, Mali, Senegalu i Wybrzeża Kości Słoniowej. World Feeling World

< JazzPRESS, luty 2015 |129

Nagrania są pięknie zremastero- pierwszy plan wychodzą skrzypce wane. Brzmią świeżo i czysto, jak- i flety. Zwłaszcza te drugie nadają by zostały nagrane przed chwilą. jego muzyce lekkości i taneczno- Niektórych ta precyzja może razić, ści. Gatunkowo dominuje tytułowa wszak pozbawia pewnego wdzię- cha-cha i mambo. Całość jest fan- ku. Wśród instrumentów orkie- tastyczna i elegancka, jak dobrze stry Barroso zaskakująco często na skrojony kubański garnitur.

takie perełki jak: Hey Joe Hendri- xa (po hiszpańsku!), Sookie Sookie Steppenwolf czy Cissy Strum The Me- ters – wszystkie w nigdy wcześniej niesłyszanych aranżacjach. Zgodzę się, że nie są to covery najwyższego kunsztu, ale frajdy dają mnóstwo i brzmią urokliwie czupurnie.

Album jest bardzo eklektyczny, utwory łączy młodzieńcza werwa i psychodeliczny sound gitary. Fani Various Artists – Peru Bravo: odjazdów totalnych pokroju Arza- Funk, Soul & Psych from Peru’s hel będą jednak zawiedzeni – świat Radical Decade latino aż tak daleko nie sięga. Peru Kompilacja Peru Bravo powstała Bravo to opowieść o muzycznych z pasji do odkrywania różnorod- wichrach historii kultury peru- ności muzyki peruwiańskiej. Jest wiańskiej pod koniec lat 60. i na tutaj punk i funk, chicha i cumbia, początku lat 70. W Limie był to czas akustyczny folk i początki elektro- niestabilności i radykalnych poszu- niki. Przeszłość miesza się z teraź- kiwań: politycznych i społecznych. niejszością. Chropowate i szorstkie Odzwierciedleniem tych wydarzeń gitary prowadzą nas przez pokręt- jest muzyka – migotliwa, efeme- ne meandry knajp i klubów. Są tu ryczna, pełna wiary.

> 130| Pogranicze / World Feeling

Ricardo Lemvo & Makina Loca – La Rumba SoYo

Nowy album Ricardo Lemvo & Ma- kina Loca jest międzynarodowym projektem pełną gębą. Nagrania zarejestrowano na trzech konty- nentach, w czterech krajach (USA, Kanada, Francja i Angola). Co zajęło Lemvo trzy lata. A wszystko to dla zgłębienia korzeni muzyki, którą nasiąkał w różnych kulturach. Czy się udało? Trudno powiedzieć, ale brzmi bez dwóch zdań świetnie.

Ricardo Lemvo dorastał w Kongu, ale związany jest najmocniej z An- golą i USA. Zyskał miano pioniera dzięki niewidzialnej metodzie łą- czenia gatunków z krajów oddzielo- nych Atlantykiem. Sercem są rytmy afro-kubańskie powiązane ze styla- mi panafrykańskim (soukous, sem- ba i kizomba). Jego talent do łączenia został określony przez Los Angeles Times jako „bezszwowy”. W pokręt- ny sposób rzeczywiście oddaje to jego umiejętności poszukiwania, przenikania i tworzenia nowego. La Rumba SoYo wydana została z myślą o rynkach i koncertach w USA i Eu- ropie. Trochę to czuć w zbyt upiętej produkcji, ale to właściwie nieistot- ne – muzyka pięknie pulsuje. W ła- godny sposób wprowadza nas w op- tymistyczny i taneczny nastrój. World Feeling World

< JazzPRESS, luty 2015 |131

The Blues Hall of Fame – urodzeni pod pechową gwiazdą Aya Lidia Al-Azab [email protected]

Mieliśmy nieokrzesanego Howlin’ nierozerwalnym elementem po- Wolfa, złośliwego Sonny Boy Wil- trzebnym do tworzenia bluesa. liamsona II, przyszedł więc czas, by do towarzystwa wielkich dołączył Niestety, zespół od początku istnie- Canned Heat, jeden z najbardziej nia zmagał się z częstymi zmiana- znanych i szanowanych zespołów mi składu. Do duetu doszli Frank w historii białego bluesa, a zarazem Cook (perkusja), Stuart Brotman niewiarygodnie pechowy. Posiada (bas) oraz Henry Vestine (gitara). bogatą dyskografię, okupioną licz- Wkrótce Brotman odszedł z ze- nymi perturbacjami w składzie. społu, a na jego miejsce przybył najpierw Mark Andes, a następnie Canned Heat powstał w 1966 roku Larry Taylor, który współpracował z inicjatywy dwóch miłośników z Jerrym Lee Lewisem i grupą The bluesa z Los Angeles: Alana Wil- Monkees. W takim składzie na- sona i Boba „The Bear” Hite’a. Alan grali w 1967 roku swój debiutancki „Blind Owl” (pseudonim z powodu album Canned Heat, który posiada okularów) był znany ze współpracy doskonale opracowane interpreta- z Sonem Housem przy albumie Fat- cje takich standardów jak: Rollin’ her Of Folk Blues, to dzięki niemu, And Tumblin Muddy’ego Watersa weteran na nowo został odkryty. i Dust My Broom, idealnie powie- lający gitarową surowość Roberta Nazwę grupy zaczerpnęli z nagra- Johnsona. nia Tommy’ego Johnsona Canned Heat Blues. Ich fascynacja korzen- Entuzjastyczne samopoczucie nym bluesem nie ograniczyła się i wiara w siłę zespołu spowodo- tylko do nazwy, ich brzmienie od wały nagranie płyty Boogie with początku bazowało na bluesie, Canned Heat, w której zagrał nowy energicznej harmonijce i rozbudo- perkusista Alfred Fita (właściwie wanych gitarowych solówkach, czy Adolfo De La Parra). Z tego właśnie na technice slide. albumu pochodzi hit On The Road Again, który przyniósł grupie miej- Posiadali pokłady młodzieńczej sca w brytyjskim i amerykańskim energii, talentu i feelingu, który jest notowaniu list przebojów. Charak- BLUESOWY ZAUŁEK

> 132| Pogranicze / Bluesowy Zaułek

terystyczne wysokie partie wokalne Wilsona do złudzenia przypomina- ją głos Skipa Jamesa. Piosenka stała się klasykiem i standardem blueso- wym. Materiał jest konsekwentnie ukierunkowany w stronę korzen- nego bluesa, z psychodelicznymi improwizacjami. To właśnie połą- czenie charakteryzuje grupę Can- ned Heat.

Kolejnym sukcesem okazało się dwupłytowe wydawnictwo Livin’ The Blues. W repertuarze znajdu- je się ciekawa interpretacja utwo- ru Charlie’go Pattona Pony Blues, a Parthenogenesis udowadnia moż- liwości eksperymentalne grupy. Delikatna kompozycja Goin’ Up The Country posiada melodię piosenki Henryego Thomasa Bulldoze Blu- es, Wilson jedynie zmienił tekst, wskrzeszając zapomniany stan- dard. Utwór idealnie wpasował się w modę lat 60., kultywującą życie w zgodzie z naturą.

Ważnym wydawnictwem spośród czterech albumów wydanych w la- tach 1969-70 była płyta Hooker & Heat, efekt współpracy z legendą i bluesowym mentorem Johnem Lee Hookerem. Niczym spotkanie Steviego Ray Vaughana z Albertem Kingiem, zetknięcie się dwóch po- koleń, dzielących te same fascy- nacje. Takie muzyczne spotkania BLUESOWY ZAUŁEK

< JazzPRESS, luty 2015 |133

posiadają najgłębszą wartość arty- ku, utrata głównego spoiwa grupy styczną, każdy czerpie istotną cząst- – to jest wokalisty – osłabiła mora- kę, historii lub świeżości. Zapisa- le kwartetu. Po nagraniu płyty Hi- ny materiał przeszedł do historii storical Figures And Acient, odszedł bluesa nowego pokolenia. Niestety Barreda, który zastąpiony został sukcesy tej płyty, czy też Hallelujah, bratem Hite’a – Richardem. Jedy- przerywa kolejna zmiana składu – ny założyciel Canned Heat, Hite, na albumie Future Blues pojawia się próbował przez lata utrzymać ze- nowy gitarzysta Harvey Mandel. Za- spół. Nieustające zmiany, problemy jął on miejsce Henry’ego Vestine’a, z kontraktem nagraniowym dały który nie mógł dalej współpraco- się we znaki, a dokładniej odbiły się wać z basistą Larrym Taylorem. na zdrowiu Hite’a. 5 kwietnia 1981 Mimo to, zespół wciąż bronił się roku, po koncercie w North Holly- swoją twórczością. W Wielkiej Bry- wood, wokalista zasłabł i zmarł na tanii hitem stał się cover Let’s Work atak serca. Together, oraz inspirowane kulturą Cajunów nagranie Sugar Bee. I tu dla niektórych powinna skoń- czyć się historia Canned Heat. Niestety historia muzyki lubi zasko- W zależności od tego, jak postrze- czyć nas tragedią. 3 września 1970 gamy istotę zespołu, oceniamy de- roku w ogrodzie Hite’a znaleziono cyzję pozostałych muzyków, z któ- ciało Alana Wilsona. Zmarł w wyni- rą zmierza się większość składów. ku przedawkowania, choć są teorie, Stoją oni przed wyborem zakoń- że było to samobójstwo. Dołączył czenia działalności i pozostawienia on tym samym do „klubu 27”. Gru- słuchaczom wspomnień o wielkim pą wstrząsnęła śmierć wokalisty, zespole albo wskrzeszenia umarłej która spowodowała znaczną rekon- dawno grupy. W tym przypadku strukcję w składzie. Odeszli Taylor Taylor i Parra wybrali drugą drogę. i Mandel, którzy nawiązali współ- Postanowili pielęgnować spuści- pracę z Johnem Mayallem. Powrócił znę po dwóch wielkich założycie- natomiast Vestine, a nowym basistą lach. W 1992 roku powrócił Harvery został Antonio De La Barreda. Mandel, a skład uzupełnia gitarzy- sta i harmonijkarz Dale Spalding. Śmierć Alana Wilsona zamknę- ła etap powodzeń i szczytu kariery Zespół do dziś funkcjonuje i kon- Canned Heat. Ciągłe zmiany, które certuje. W marcu tego roku wyru- towarzyszyły zespołowi od począt- szają w trasę po Europie. BLUESOWY ZAUŁEK

> 134|Kanon Jazzu

Billy Bang – Live At Carlos 1 Chet Baker – Baby Breeze

(...) Całość jest równie niezwykła i nietypowa, jak (...) To prawda, że Chet Baker z wiekiem nabierał większość muzycznych propozycji lidera tego szlachetności. Doświadczenie życiowe, a w jego ciekawego zespołu. Billy Bang eliminując ze skła- przypadku raczej zużycie organizmu sprawiło, że du fortepian, uwolnił swoją muzykę od wszelkich to, co wolne stało się jeszcze wolniejsze, a głos rytmicznych ograniczeń. Jednocześnie stworzył nabrał bardzo unikalnej barwy, podczas gdy w la- dość unikalne brzmienie zdominowane przez ar- tach sześćdziesiątych – okresie powstania Baby tykulacyjnie czysty ton skrzypiec i kontrapunkt Breeze brzmiał… zwyczajnie. w postaci marimby Thurmana Barkera. Pozostałe Tak więc Chet Baker tym lepszy, im późniejszy. instrumenty, którym lider przypisał funkcje solo- I to właśnie problem płyty, która powstała w 1965 we, to trąbka Roya Campbella i gitara Oscara San- roku. Poza tym Baby Breeze jest bardzo nierówna. dersa. Do tego jeszcze niezwykle pełny, mięsisty Partie wokalne brzmią poprawnie, ale momenta- i dobrze, jak na warunki koncertu, zarejestrowany mi ocierają się o balladowy banał. 20 lat później dźwięk kontrabasu Williama Parkera oraz perku- będą zawierały w sobie zdecydowanie większy ła- sja Zena Matsuury. W dwóch utworach gościnnie dunek emocjonalny. Będą prawdziwsze. To jednak na kongach udziela się Eddie Conde. Wszystko to jest ważny dokument i być może, jeśli Chet Baker muzycy raczej mało znani, ale to kolejny dowód, nie nagrałby później wielu wyśmienitych płyt, tę ile w tego rodzaju produkcjach potrafi wydarzyć uznalibyśmy za genialną. On sobie sam wysoko się między średniej klasy muzykami wybranymi zawiesił poprzeczkę. (...) do składu i wprawnie prowadzonymi przez lidera. (...)

< JazzPRESS, luty 2015 |135

Charlie Parker – Bird: Original Motion Miles Davis with John Lee Hooker – The Picture Soundtrack Hot Spot

W 1989 roku pojawienie się tej płyty było wielką Ten album jest jednym z najmniej znanych w dy- sensacją. Oto bowiem do wyśmienitej fabulary- skografii Milesa Davisa. O kulisach jego powstania zowanej biografii Charliego Parkera, nakręconej też w sumie wiadomo niewiele. Sporo udało mi się z wielką dbałością o muzyczne szczegóły przez tą muzyką zaskoczyć fanów gatunku znających Clinta Eastwooda powstała ścieżka dźwiękowa, tysiące jazzowych płyt. Również skład zespołu jakiej jeszcze świat nigdy nie widział. Postęp tech- jest niezwykle zaskakujący, nawet jeśli weźmiemy nologii studyjnej umożliwił odseparowanie dźwię- pod uwagę fakt, że płyta powstała w 1990 roku, ków saksofonu Charliego Parkera pochodzących więc u schyłku życia artysty. (...) z różnych nagrań powstałych na przełomie lat Ten album stał się najlepszym dowodem blueso- czterdziestych i pięćdziesiątych od całej reszty in- wych korzeni całego jazzu. Sposób w jaki Miles strumentów i realizacyjnych brudów epoki nagry- Davis odnalazł swoje miejsce wśród muzyków wania na prymitywne magnetofony. W kolejnym z zupełnie innej muzycznej bajki, jest absolutnie etapie realizatorzy korzystając z najnowszych do- fenomenalny. Miles potrafił nie tylko zagrać blue- stępnych wtedy środków technicznych, wyczyścili sa, ale również w towarzystwie charakterystycz- dźwięki saksofonu nieżyjącego już od ponad 30 lat nego brzmienia gitary Johna Lee Hookera zacho- muzyka i zaprosili do studia współczesne gwiazdy, wać swój własny sound. (...) żeby nagrały płytę ze swoim idolem. (...) Płyty przypomina Rafał Garszczyński

Pełne recenzje z cyklu Kanon Jazzu na stronie www.jazzpress.pl/kanon-jazzu

> Kontakt z redakcją: [email protected] Wydawca ul. Morskie Oko 2, 02-511 Warszawa Fundacja Popularyzacji Muzyki www.jazzpress.pl Jazzowej EuroJAZZ ISSN 2084-3143 Redakcja redaktor naczelny: Piotr Wickowski

Roch Siciński Piotr Wojdat Mery Zimny Fotograficy: Kacper Pałczyński Piotr Gruchała Jerzy Szczerbakow Marta Ignatowicz-Sołtys Aleksandra Nowosad Kuba Majerczyk Mateusz Magierowski Lech Basel Łukasz Nitwiński Marcin Wilkowski Milena Fabicka Piotr Fagasiewicz Rafał Garszczyński Piotr Banasik Aya Lidia Al-Azab Barbara Adamek Czartoryjska Maciej Nowotny Bogdan Augustyniak Ryszard Skrzypiec Krzysztof Wierzbowski Urszula Orczyk Monika S. Jakubowska Karolina Śmietana Julian Olearczyk Dorota Olearczyk Korekta Konrad Michalak Ewa Weydmann Wojciech Sobczak-Wojeński Katarzyna Słocińska Andrzej Patlewicz Zuzanna Tuliszka Krzysztof Komorek Skład i opracowanie graficzne Sławomir Orwat Beata Wydrzyńska Dionizy Piątkowski [email protected] Marta Ignatowicz-Sołtys Marketing i reklama Radek Wośko Agnieszka Holwek [email protected] Tomasz Furmanek Lech Basel Małgorzata Smółka Rafał Zbrzeski

Wszystkie materiały w numerze objęte są licencją Creative Commons Uznanie autorstwa-Użycie niekomer- cyjne-Bez utworów zależnych 3.0 Polska, to znaczy, że wolno je kopiować i rozpowszechniać, jednak należy oznaczyć w sposób określony przez Twórcę lub Licencjodawcę, nie wolno używać do celów komercyjnych i nie wolno zmieniać, przekształcać ani tworzyć nowych dzieł na podstawie tego utworu. Z tekstem licencji można zapoznać się na stronie » KWIECIEŃ 2014

Gazeta internetowa poświęcona muzyce improwizowanej ISSN 2084-3143 ISSN

Rozmowy: Kuba Płużek Hernani Faustino Ambrose Akinmusire Dr Sylvanus Kwashie Kuwor Tomasz Tłuczkiewicz

Dominik Wania Nigdy nie byłem jazzowym ortodoksem

Dominik Wania, fot. Kuba Majerczyk

LIPIEC 2014

Gazeta internetowa poświęcona muzyce improwizowanej ISSN 2084-3143 ISSN

Rozmowy: Rafał Sarnecki Jacek Kochan Monika Lidke Susana Santos Silva Shai Maestro Mariusz Adamiak Marcin Wasilewski Interpretuję, więc czuję się wolny

Marcin Wasilewski, fot. Kuba Majerczyk