Ain T No Sunshine

Total Page:16

File Type:pdf, Size:1020Kb

Ain T No Sunshine

Ain’t no sunshine Ale to już było

Ain't no sunshine when she's gone a e G a Z wielu pieców się jadło chleb C G C It's not warm when she's away Bo od lat przyglądam się światu d G Ain't no sunshine when she's gone a G Nieraz rano zabolał łeb C G C And she's always gone too long D I mówili zmiana klimatu d G Anytime she goes away Czasem trafił się wielki raut e d Albo fala proletariatu F G Wonder this time where she's gone Czasem podróż w najlepszym z aut e d Wonder if she's gone to stay Częściej szare drogi powiatu F G Ain't no sunshine when she's gone An' this house just ain't no home Ale to już było i nie wróci więcej F G C Anytime she goes away I Choć tyle się zdarzyło e To do przodu wciąż wyrywa głupie serce F C And I know-I know-I know-I know-I know-I know Ale to już było znikło gdzieś za nami F G C I know-I know-I know-I know .... Choć w papierach lat przebyło e Yeah, I'm gonna leave that young thing alone To naprawdę wciąż jesteśmy tacy sami F C But ain't no sunshine when she's gone - oh oh Na regale kolekcja płyt Ain't no sunshine when she's gone I wywiadów pełne gazety Only darkness everyday Za oknami kolejny świt Ain't no sunshine when she's gone I w sypialni dzieci oddechy An' this house just ain't no home One lecą drogą do gwiazd Any time she goes away Przez niebieski ocean nieba Any time she goes away Ale przecież za jakiś czas Any time she goes away Będą mogły sobie zaśpiewać Any time she goes away Always Look on the Bright Side of Life

Some things in life are bad, They can really make you mad, Other things just make you swear and curse, When you're chewing life's gristle, Don't grumble, Give a whistle And this'll help things turn out for the best. And...

Always look on the bright side of life. /x 2

If life seems jolly rotten, There's something you've forgotten, And that's to laugh and smile and dance and sing. When you're feeling in the dumps, Don't be silly chumps. Just purse your lips and whistle. That's the thing. And...

Always look on the bright side of life /x 2

For life is quite absurd And death's the final word. You must always face the curtain with a bow. Forget about your sin. Give the audience a grin. Enjoy it. It's your last chance, anyhow. So,...

Always look on the bright side of death, Just before you draw your terminal breath.

Life's a piece of shit, When you look at it. Life's a laugh and death's a joke it's true. You'll see it's all a show. Keep 'em laughing as you go. Just remember that the last laugh is on you. And...

Always look on the bright side of life. Always look on the right side of life. Archia Anna Maria Smutne oczy, piękne oczy, D fis Mój dom murem podzielony d Smutne usta bez uśmiechu. h E7 A A7 Podzielone murem schody a Widzę co dzień ją z daleka, Po lewej stronie łazienka E Stoi w oknie aż do zmierzchu. Po prawej stronie kuchenka a A7 /x2 Moje ciało murem podzielone Anna Maria D Fis7 h E7 A A7 Dziesięć palców na lewą stronę Tylko o niej ciągle myślę Drugie dziesięć na prawą stronę I jednego tylko pragnę, Głowy równa część na każdą stronę | x2 Żeby chciała choć z daleka, Choć przez chwilę spojrzeć na mnie. Moja ulica murem podzielona Świeci neonami prawa strona Anna Maria smutną ma twarz, Lewa strona cała wygaszona Anna Maria wciąż patrzy w dal. Zza zasłony obserwuję obie strony | x3

Jakże chciałbym ujrzeć kiedyś Swe odbicie w smutnych oczach, Jakże chciałbym móc uwierzyć W to, że kiedyś mnie pokocha.

Lat minionych, dni minionych Żadne modły już nie cofną. Ten, na kogo ciągle czeka, Już nie przyjdzie pod jej okno. Autob iografia Autsajder

Miałem dziesięć lat, gdy usłyszał o mnie świat a W mej piwnicy był nasz klub C G Chociaż puste mam kieszenie D D4 No i wódy czasem brak D D4 Kumpel radio zniósł, usłyszałem Blue Suede Shoes Ja już nigdy się nie zmienię A I nie mogłem w nocy spać Zawsze będę żył już tak D Wujek Józek zmarł darowano reszty kar Znów się można było śmiać Nie słuchałem nigdy ojca W kawiarniany gwar jak tornado jazz się wdarł Choć przestrzegał zgnoją Cię I ja też chciałem grać. Z naiwności w oczach chłopca Ojciec, Bóg wie gdzie, martenowski stawiał piec Dziś już wielu śmieje się Mnie paznokieć z palca zszedł Z gryfu został wiór, grałem milion różnych bzdur Ale jedno wiem po latach G I poznałem co to seks. Pocztówkowy szał, każdy z nas ich pięćset miał Prawdę musisz znać i ty Zamiast nowej pary dżins, Zawsze warto być człowiekiem E A w sobotnią noc był Luksemburg, chata, szkło Choć tak łatwo zejść na psy A Jakże się chciało żyć.

Było nas trzech, w każdym z nas inna krew, F Kumpel zdradził mnie nie jeden Ale jeden przyświecał nam cel, G I nie jeden przegnał, lecz Za kilka lat mieć u stóp cały świat, wszystkiego w bród. C a Nie szukałem zemsty w niebie Alpagi łyk i dyskusje po świt, d Co kto robi jego rzecz. Niecierpliwy w nas ciskał się duch, B Ta dziewczyna którą miałem Ktoś dostał w nos, to popłakał się ktoś, coś działo się. F Chciała w życiu tylko mnie Poróżniła nas, za jej Poli Raksy twarz Teraz z innym jest na stałe Każdy by się zabić dał. Każdy kocha tak jak chce W pewna letnią noc gdzieś na dach wyniosłem koc I dostałem to, com chciał. Powiedziała mi, że kłopoty mogą być, Chociaż puste mam kieszenie Ja jej, że egzamin mam No i wódy czasem brak Odkręciła gaz, nie zapukał nikt na czas Ja już nigdy się nie zmienię Znów jak pies byłem sam. Zawsze będę, żył już tak Nadal puste mam kieszenie Stu różnych ról, czym ugasić mój ból, Nauczyło mnie życie jak nikt, Nadal forsy, forsy brak W wyrku na wznak przechlapałem swój czas, najlepszy czas. Forsę, będę, będę kraść W knajpie dla braw klezmer kazał mi grać No bo wódy, wódy brak Takie rzeczy, że jeszcze mi wstyd Pewnego dnia zrozumiałem, że ja nie umiem nic. Słuchaj mnie, tam pokonałem się sam, Oto wyśnił się Wielki Mój Sen, Tysięczny tłum spija słowa z mych ust, kochają mnie. W hotelu fan mówi „ Na taśmie mam To, jak w gardłach im rodzi się śpiew”, Otwieram drzwi i nie mówię już nic do czterech ścian. Babę zesłał Bóg Baleron

Babę zesłał Bóg, raz mu wyszedł taki cud a W pewnym małym miasteczku a Babę zesłał Bóg, coś innego przecież mógł d Gdzieś na krańcach Albanii G Żeby dobrze zrobić wam, żeby dobrze zrobić wam F E F E Stary rzeźnik Alberto F Babę zesłał Pan a Miał sklep mięsny z mięsami I czy pan był bogaty Bóg też chłopem jest, świadczy o tym jego gest Pan był biedny, czy cieć Bóg też chłopem jest, tak jak swing, blues i jazz Każdy dobry baleron Żeby z baby ciągle kpić, żeby z baby ciągle kpić Chciał żreć Trzeba chłopem być Ten baleron dla zgłodniałych cavaleros a E Bóg Ci zesłał mnie, byś miał kogoś w noc i w dzień Z baleronem będziesz senior prezentował się jak struś a E Bóg Ci zesłał mnie, ty się z tego tylko ciesz Na baleron i kiełbasę ty się skuś /x2 F E Z woli nieba jestem tu, z woli nieba jestem tu Więc się do mnie módl Jeśli chcesz pan baleron Biały, czarny, czerwony Zakrapiany tymiankiem Czy też mocno pieprzony Jaki chcesz pan baleron Dużo tłuszczu czy nie Jaki chcesz pan baleron? Ole!!!

Na corridę gdy pójdziesz Z baleronem ukrytym Wtedy mocniej zabije Serce twej senioraty No i ona zemdlona Na twe łono bez sił Padnie, szepcząc: „Amigo! Gdzieś je skrył?!” Ballada o Cześku Piekarzu Ballada o Felku Zdankiewiczu

Chleba takiego jak ten od Cześka D A Felek Zdankiewicz był chłopak morowy Nie kupisz nigdzie nawet w Warszawie e D fis h Przyjechał na urlop sześciotygodniowy Bo Czesiek piekarz nie piekł lecz tworzył G A Ojra, tarira ojra, tarira ojra, tarira, raz, dwa, trzy! Bochny jak z mąki słoneczne kołacze D A Kłaniali mu się ludzie gdy wyjrzał D A Urlop się. kończy czas do wojska wrócić Przez okno w kitlu łyknąć powietrza e G fis h Ale Felusiowi żal koleżków rzucić A masłem kromkę smarując każdy G A Mówił: nad chleby ten chleb od Cześka D A D Nie tak koleżków jak swojej kochanki U której przebywał wieczory i ranki

Chleb się chlebie chleb się chlebie C G e a Wreszcie go schwytali grudnia trzynastego Bo nad chleb być może co C h e I go zawieźli do biura śledczego Chleb się chlebie chleb się chlebie C G e a Niech ci nigdy nie zabraknie C Lecz Feluś nie gapa już nóż otwiera Przebił Czajkowskiego na Fuksa naciera Drożdży wody rąk i ziarna D A e h (mruczał Czesiek tak noc w noc) G D A G D Ledwie wyskoczył za bramę ratusza Wsiada do dorożki na Warszawę rusza A o porankach chlebem pachnących Gdy pora idzie spać dla piekarzy A w tej dorożce miał czasu troszkie Więc kazał się zawieźć aż na Czerniakowskie Zaczerwienione zamykał oczy Czesiek i siadał z dłutem przy stole Połóż się Feluś boś ty jest pijany Ciągle te same oczy i trochę Połóż się Feluś boś ty niewyspany Za duży nos w drewnie cierpliwym Pieściły ręce dziesiątki razy Kładzie się Feluś do snu kamiennego A kochanka jego do biura śledczego Porankiem świeżym chlebem pachnące Panowie agenci prędko pospieszajcie Nikt takich słów jak miasto miastem Felka Zdankiewicza na łóżku schwytajcie Nie znał i źle się dzieje mówili Na obraz czerniał Czesiek razowca Panowie agenci prędko pospieszyli Felka Zdankiewicza z nogami nakryli Kruszał podobnie bułce zleżałej Gdy go znaleźli na pasku z wojska Jedzie kibitka wąską ulicą Dłuto jak wbite w bochen miał w garści A koledzy jemu szczęścia zdrowia życzą I nie wie nikt co Cześka wzięło Lecz śpiewa każdy jak miasto miastem Ach wy koledzy czyż wy nie żyjecie Czy wy mojej Mańce życie darujecie

Nie martw się Feluś my jeszcze żyjemy I tę twoją Mańkę smykiem posuniemy

Młoda Felusiowa już w grobie spoczywa A my na to konto gruchniem sobie piwa Ballada o Krzyżowcu

Wolniej, wolniej, wstrzymaj konia e Dokąd pędzisz w stal odziany A Pewnie tam, gdzie błyszczą w dali C Jeruzalem białe ściany. D Pewnie myślisz, że w świątyni Zniewolony Pan twój czeka Abyś przyszedł go ocalić, Abyś przyszedł doń z daleka.

Wolniej, wolniej, wstrzymaj konia Byłem wczoraj w Jeruzalem, Przemierzałem puste sale, Pana twego nie widziałem. Pan opuścił Święte Miasto Przed minutą, przed godziną, W chłodnym gaju na pustyni Z Mahometem piją wino.

Wolniej, wolniej, wstrzymaj konia Chcesz oblegać Jeruzalem – Strzegą go wysokie wieże, Strzegą go mahometanie. Pan opuścił Święte Miasto, Na nic poświęcenie twoje, Po co niszczyć białe wieże, Po co ludzi niepokoić.

Wolniej, wolniej, wstrzymaj konia, Porzuć walkę niepotrzebną, Porzuć miecz i włócznię swoją I jedź ze mną, i jedź ze mną. Bo gdy szlakiem ku północy Podążają hufce ludne, Ja unoszę dumnie głowę I odjeżdżam na południe. Ballada o małym rycerzu Ballada z gór W stepie szerokim, którego okiem a C d Nawet sokolim nie zmierzysz a C E Tu króluje zeszłoroczny czas G C D Wstań, unieś głowę, wsłuchaj się w słowa a d a / d a d a Na posłaniu z liści buczynowych F C Pieśni o małym rycerzu a E a /x2 Stąd do ziemi dalej niż do gwiazd a h e Zachwytu swego nie wysłowisz C D G Choć mały ciałem, rębacz wspaniały Wyrósł nad pierwsze szermierze Rosną skrzydła u ramion e I wieki całe będą śpiewały Czas się w wieczność przemienia C7+ Pieśni o małym rycerzu Obłocznieją wszystkie ziemskie sprawy a Gdy zbliżamy się do szczytu po kamieniach H7 Ty, któryś w boju i ty, coś w znoju I ty, co uczysz i mierzysz Rosną skrzydła u ramion Wstań, unieś głowę, wsłuchaj się w słowa Czas się w wieczność przemienia Pieśni o małym rycerzu Góry i wolność dokoła Chyba dostąpimy tu wniebowstąpienia

A w schronisku Święty Piotr z herbatą I widoki nieziemskie na świat Przy ognisku rozłożymy się z gitarą Posłuchamy co nam w duszy gra

Z pleców góry zrzucimy do stóp I zmęczenie rozzujemy znów To schronisko to prawdziwy raj Niechaj wieczny odpoczynek trwa

Rosną skrzydła u ramion Rosną przepastne błękity Życie pełne olśnień zachwytów Tyś wędrówką najwytrwalszą ku szczytom

Góry tu wszystko jest święte Tu wspinaczki nasze wniebowzięte W górach rosła Światowida twarz Od ogniska bije jeszcze baśni blask Bandyta Lecz jeden z tych, co mieli ją, na pewno zginie!

Nie chciałem śpiewać ani pić. I bez niej nie umiałem żyć. To była miłość. Szczenięca miłość. A jeden z tych, co mieli ją, Powiedział: - Pędź, gówniarzu, won! Aż mnie zmroziło.

A jeden z tych, co mieli ją, Ubliżał mi, wyzywał, klął. Ja się w ten układ wpychać nie chciałem, Lecz kiedy miałem spadać już Ona rzuciła krótko: - Tchórz! Więc z nią zostałem.

A jeden z tych... Co niech go szlag! Podskoczył do mnie krzycząc tak: Chodź na solówkę, nie masz wyboru! Wychodzę. Ma być sam na sam. Honor to święta rzecz, a tam. ośmiu bandziorów

Obcy mi cykor, bliski gniew. Nie mdlałem nigdy widząc krew. Nóż mieć w kieszeni zawsze wypada. Trudno przewidzieć własny los, Lecz pierwszy możesz zadać cios! Lecz pierwszy możesz zadać cios - to jest zasada..

Gdy zazgrzytała stal o kość, Myślałem: Będą mieli dość! Mogłem się cofnąć, lecz mi odbiło! Źle, gdy się człowiek głupio rwie, Paru od tyłu zaszło mnie! Paru od tyłu zaszło mnie, za późno było!

Pan prokurator z ran mych drwi. Zamknęły się więzienia drzwi. Tam - w lazarecie - dogorywałem. Felczer na żywo rany szył I mówił: Będziesz, brachu, żył! I mówił: Będziesz, brachu, żył! A ja żyć chciałem!

Odsiedzę, co odsiedzieć mam. Ona nie przyjdzie, głowę dam! Ja jej nie winię. Wcale nie winię. Żyje pod konstelacją złą, Lecz jeden z tych, co mieli ją... Baranek (Bardzo) smutna piosenka retro

Ach Ci ludzie, to brudne świnie A Lato było jakież szare, C G7 Co napletli o mojej dziewczynie d Jakieś bzdury o jej nałogach A I słowikom brakło tchu. C G7 To po prostu litość i trwoga d Smutnych wierszy parę, E7 a Tak to bywa gdy ktoś zazdrości D Ktoś napisał znów. D G7 Kiedy brak mu własnej miłości g Smutnych wierszy nigdy dosyć, Plotki płodzi, mnie nie zaszkodzi żadne obce zło A d I zranionych ciężko serc, Na mój sposób widzieć ją A d Nieprzespanych nocy, Na głowie kwietny ma wianek A d Które trawi lęk. W ręku zielony badylek A d A przed nią bieży baranek g D Kap, kap, płyną łzy. C G7 A nad nią lata motylek A d W łez kałużach ja i ty. C G7 Wypłakane oczy i przekwitłe bzy. C A d G C G Krzywdę robią mojej panience Płacze z nami deszcz, Opluć chcą ją podli zboczeńcy I fontanna szlocha tez, Utopić chcą ją w morzu zawiści Trochę zadziwiona skąd ma tyle łez. Paranoicy, podli sadyści Utaplani w brudnej rozpuście Nad dachami muza leci, A na gębach fałszywy uśmiech Muza czyli weny znak. Byle zagnać do swego bagna, ale wara wam Czemuż wam poeci Ja ją przecież lepiej znam Miodu w sercach brak. Muza ma sukienkę krotka, Znów widzieli ją z jakimś chłopem Muza skrzydła ma u rak. Znów wyjechała do St. Tropez Lecz wam ciągle smutno, Znów męczyła się, Boże drogi A mnie boli ząb. Znów na jachtach myła podłogi Tylko czemu ręce ma białe Chciałem zapytać, zapomniałem Ciało kłoniąc skinęła dłonią wsparła skroń o skroń Znów zapadłem w nią jak w toń

Ech, dziewczyna pięknie się stara Kosi pieniądz, ma jaguara Trudno pracę z miłością zgodzić Rzadziej może do mnie przychodzić Tylko pyta kryjąc rumieniec Czemu patrzę jak potępieniec Czemu zgrzytam, kiedy się pyta czy ma ładny biust Czemu toczę pianę z ust Baśka Bez słów

G a C G G a C G Chodzą ulicami ludzie G D Maj przechodzą lipiec grudzień e h Baska miała fajny biust, Ania styl, a Zośka cos, co lubię. G a C G Zagubieni wśród ulic bram C G D Ela całowała cudnie, nawet tuż po swoim ślubie. G a C G Przemarznięte grzeją dłonie Z Kaśka można było konie kraść, chociaż wiem, G a C Dokądś pędza za czymś gonią Że chciała przeżyć ze mną swój pierwszy raz, G I budują wciąż domki z kart Magda zło, Jolka mnie, Zagłaskałaby na śmierć, G a A Agnieszka zdradzała mnie. C G A tam w mech odziany kamień C G Tam zaduma w wiatru graniu C G Piękne jak okręt, pod pełnymi żaglami, C G a e Tam powietrze ma inny smak C G D Jak konie w galopie, jak niebo nad nami. C G a e Porzuć kroków rytm na bruku Spróbuj – znajdziesz jeśli szukać Karolina w Hollywood, z Aśką nigdy nie było tak samo, Zechcesz nowy świat własny świat Ewelina zimna jak lód, wiec na noc umówiłem się z Alą Wszystko mógłbym Izie dać, Tak jak Oli, Płyną ludzie miastem szarzy pozbawieni złudzeń, marzeń ale one wcale nie chciały brać Omijają wciąż główny nurt Małgorzata jeden grzech, aż onieśmielała mnie, Kryją się w swych norach krecich i śnic nawet o karecie A Monika była okay Co lśni złotem nie potrafią już Żyją ludzie asfalt depczą nikt nie krzyknie każdy szepcze Drzwi zamknięte zaklepany krąg Tylko czasem kropla z oczu po policzku w dół się stoczy I to dziwne drżenie rąk Biały miś Bieszczady

Hej dziewczyno o… spójrz na misia a… a d Tu w dolinach wstaje mgłą wilgotny dzień. e a On przypomni, przypomni chłopca ci F G a E Szczyty ogniem płoną, stoki kryje cień. D7 G H7 Nieszczęśliwego o… białego misia a… Mokre rosą trawy wypatrują dnia, Który w oczach ma tylko szare łzy. ciepła, które pierwszy słońca promień da.

Biały miś, biały miś, dla dziewczyny C d Cicho potok gada, gwarzy pośród skał G C D G Którą kocham i będę kochał wciąż F G a o tym deszczu co z chmury trochę wody dał G C D G D7 Lecz dziewczyna, lecz dziewczyna jest już z innym Świerki zapatrzone w horyzontu kres, A ja kocham i będę kochał wciąż głowy pragną wysoko, jak najwyżej wznieść

Płynie czas, płynie czas, jak ta rzeka Tęczą kwiatów barwny połoniny łan, I nie wrócą, nie wrócą tamte dni słońcem wypełniony jagodowy dzban. W moim sercu, w moim sercu, jest dziś rana Pachnie świeżym sianem pokos pysznych traw, Którą zatrzeć możesz tylko ty! owiec dzwoneczkami cisza niebu gra

Serenadą świerszczy, kaskadami gwiazd noc w zadumie kroczy mroku ścieląc płaszcz. Wielkim Wozem księżyc rusza na swój szlak, pozłocistym sierpem gasi lampy dnia. B ieszczadzkie anioły Bieszczadzkie reggae

Anioły są takie ciche, a Porannej mgły snuje się dym d C d C Zwłaszcza te w Bieszczadach G Gdy spotkasz takiego w górach a Jutrzenki blask na stokach gór d C d C Wiele z nim nie pogadasz e Nowy dzień budzi się, budzi się F C d C Najwyżej na ucho ci powie C G Melodię dnia już rosa gra d C d C Gdy będzie w dobrym humorze C F Że skrzydła nosi w plecaku C G Reggae, bieszczadzkie reggae d C d C Nawet przy dobrej pogodzie a e a Słońcem pachnące, ma jagód smak. Anioły są całe zielone, Reggae, bieszczadzkie reggae Zwłaszcza te w Bieszczadach Jak potok rwący przed siebie gna. Łatwo w trawie się kryją I w opuszczonych sadach Połonin czar ma taką moc W zielone grają ukradkiem Że gdy je ujrzysz pierwszy raz Nawet karty mają zielone Wrócić chcesz znów za rok Zielone mają pojęcie A nawet zielony kielonek Z poranną rosą czekać dnia.

Anioły bieszczadzkie C G Bieszczadzkie anioły a Dużo w was radości C I dobrej pogody G a Bieszczadzkie anioły Anioły bieszczadzkie Gdy skrzydłem cię dotkną Już jesteś ich bratem

Anioły są całkiem samotne Zwłaszcza te w Bieszczadach W kapliczkach zimą drzemią Choć może im nie wypada Czasem taki anioł samotny Zapomni dokąd ma lecieć I wtedy całe Bieszczady Mają szaloną uciechę

Anioły są wiecznie ulotne Zwłaszcza te w Bieszczadach Nas też czasami nosi Po ich anielskich śladach One nam przyzwalają I skrzydłem wskazują drogę I wtedy w nas się zapala Wieczny bieszczadzki ogień Blues dla Małej Bolero

Wystukaj po torach do mnie list C h7-5 W małym miasteczku, gdzieś na krańcach Hiszpanii A G Wtedy naprawdę nie wyjedziesz cała a G Stary krawiec Amigo szył bolero najtaniej F E Niech będzie w nim lokomotywy gwizd F C Pan był bogaty czy biedny, pan był biedny czy cieć A G Tylko to zrób jeszcze dla mnie - Mała h7-5 E a Każdy takie bolero chciał mieć F E

Wystukaj po torach do mnie list Bo to bolero A Choćby w alfabecie Morse'a Dla bogatych Kawaleros G Moja ulica jeszcze twardo śpi W tym bolero będziesz senior F E Jeśli tak chcesz w liście zostań Prezentował się jak struś F E Na bolero, Kawaleros ty się skuś! F E A mogliśmy - Mała - razem łąką iść h7-5 Świt witać po kolana w rosie a Na korridę gdy wyjdziesz w swe bolero okryty A mogliśmy - Mała - razem piwo pić G Mocniej serce zabije, serce twej seniority Dom nasz zamienić na sto pociech E A gdy ona zemdlona na twe łono bez sił Padnie szepcąc Amigo, kto to szył? A mogliśmy - Mała - konie kraść F Z niebieskiego boskiego pastwiska C Jakie chcesz pan bolero: białe, czarne, różowe A mogliśmy - Mała - w środku lata h7-5 Zapinane od tyłu czy wkładane przez głowę Zbudować słoneczną przystań E a Stary krawiec Amigo naszej drużynie kochanej Może uszyć bolero najtaniej Napisz od serca do mnie list I zamieszkaj w tym liście cała Niech śmiechu dużo będzie w nim Obiecaj mi to dzisiaj - Mała

Napisz od serca do mnie list Lecz - proszę - nie wysyłaj go nigdy W szufladzie zamknij go na klucz Niech czeka wciąż lepszych dni Bukowina I Bukowina II

W Bukowinie góry w niebie postrzępionym d7 e7 a7 Dość wytoczyli bań próżnych przed domy kalecy C d F C W Bukowinie rosną skrzydła świętym bukom C7+ G C7+ a7 Żyją jak żyli – bezwolni, głusi i ślepi C d F C Minął dzień wiatrem z hal rozdzwoniony d7 e7 a7 Nie współczuj – szkoda łez i żalu d G e I nie mogę znaleźć Bukowiny Bezbarwni są, bo chcą być szarzy d G C e a I nie mogę znaleźć Ty wyżej, wyżej bądź i dalej e F Fis G C Chociaż gwiazdy mnie prowadza ciągle szukam d7 a7 e7 a7 Niż ci co się wyzbyli marzeń d G C

W Bukowinie zarośnięte echem lasy Niechaj zalśni Bukowina w barwie malin C F G W Bukowinie liść zieleni się i złoci Niechaj zabrzmi Bukowina w wiatru szumie C F G Śpiewa czasem baniom ciemnym basem Dzień minął, dzień minął – nadszedł wieczór C d C I nie mogę znaleźć Bukowiny Świece gwiazd zapalił F C I nie mogę znaleźć Siadł przy ogniu, pieśń posłyszał i umilkł. C d F C Choć już szukam godzin krocie i dni krocie Po dniach zgiełkliwych, po nocach wyłożonych brukiem W Bukowinie deszczem z chmur opada W zastygłym szkliwie gwiazd neonowych trudno szukać Okrzyk ptasi zawieszony w niebie Tego, co tylko zielonością Nocka gwiezdna gadkę górom gada Na palcach zaplecionych drzemią I nie mogę znaleźć Bukowiny Rozewrzyj dłonie mocniej, mocniej I nie mogę znaleźć Za kark chwyć słonce, sięgnij w niebo Choć mnie wola Bukowina wciąż do siebie Odnaleźć musisz – gdzie góry chmurom dłoń podają Gdzie deszcz i susze, gdzie lipce, październiki, maje Staja się rokiem, węzłem życia Twój dom bukowy zawieszony U nieba pnia, kropla żywicy Błękitny, zloty i zielony Całuj mnie Chłopaki nie płaczą

D A h G A D A h G A Mówisz, życie jak cukierek D h Kupiłem sobie „dżiny”, buty, czapkę i pas. Gorzkie jest czasami D h A Opuszczam Amerykę, byłem tam pięć lat, Mówisz panna zostawiła D h Lecz tęsknię już tak bardzo, że nie mogę spać, nie mogę jeść. Kumple dawno cię olali D h a Marzeniem moim twarz zobaczyć twoją jest. Ale nie bój nic – minie jakiś czas B A C H Wiozę torby z darami w aucie z alufelgami, Poczuj chłodny świt, wszystko przejdzie ci G A G A Portfel cały wypchany dolarami, a ty... U–u–u chłopaki D G D A h G A D A h G A U–u–u nie płaczą D G A ty całuj mnie, to taka piękna gra! U–u–u chłopaki e A Całuj mnie, ja ci to wszystko dam! U–u–u nie płaczą e A Nie nie nie nie nie nie h B D A Podjadę pod okienko twe, zastukam co sił. Nie będę stukał, bo szybę bym zbił, Nie masz kaski – odpuść sobie A ty mi zaraz otworzysz, jestem bogaty więc możesz, Jutro przecież tez jest dzień Twój ojciec, co w polu orze, nie będzie mnie bił. Może kiedyś ci pomogę Dam ci torby z darami, auto z alufelgami, Może ty nie wystawisz mnie Portfel cały wypchany dolarami, a ty... Ale nie bój nic – minie jakiś czas Poczuj chłodny świt, wszystko przejdzie ci G E G A Dam ci torby z darami, auto z alufelgami, Portfel cały wypchany dolarami Chodź pomaluj mój świat Chory na wyobraźnię

Piszesz mi w liście, że kiedy pada a d a G F G Kiedy nasturcje na deszczu mokną. G a Dawno w mieście drwił z niego każdy, a d Siadasz przy stole, wyjmujesz farby C G pośmiewiskiem był ludziom na co dzień a d I kolorowe otwierasz okno. d E a Ot - wariat, chory na wyobraźnię, F C F C wiecznie w drodze spóźniony przechodzień d E Trawy i drzewa są takie szare, C d Barwę popiołu przybrały nieba. F C Dokąd idziesz? Pytali go bliscy, W ciszy tak smutno szepcze zegarek C d Z tego bracie to trzeba się leczyć O czasie, co mi go nie potrzeba. F G A on brał tekturową walizkę i wychodził swym obrazom naprzeciw mówiąc Więc chodź, pomaluj mój świat C d Na żółto i na niebiesko. F C Idę tam, gdzie bezmiar błękitów, C G d a Niech na niebie stanie tęcza C d Światłocienie cyprysów przy drodze C G d a Malowana twoją kredką. F G Feerią barw każdy ranek rozkwita F C F C Więc chodź pomaluj mi życie, Chociaż wiem, że do celu nie dojdę d E Niech świat mój się zarumieni, Niech mi zalśni w pełnym słońcu Gdy malował świat milkł jak zaklęty Kolorami całej Ziemi. kurczył się w skrawek płótna na ramach A on pieścił je jak pierś kobiety Za siódmą górą, za siódmą rzeką W siedmiobarwnych tęcz kreskach i plamach Moje sny zamieniasz na pejzaże Kiedy skończył wpatrywał się w ciszy Niebem się wlecze wyblakłe słońce by natchnieniem nasycić snów duszę Oświetla ludzkie, wyblakłe twarze. A gdy już dał się marszandom wykpić Pił noc całą, by z brzaskiem wyruszyć mówiąc: Chrystus bieszczadzki Ciągle pada

Siedzisz na swym pniaczku jak bieszczadzki gazda h A Ciągle pada. Asfalt ulic jest dziś śliski jak brzuch ryby A fis Błogosławisz ptakom wracającym do gniazda G D A Mokre niebo się opuszcza coraz niżej fis D Tym, co przyszli do Ciebie bo z serca chcieli h A Żeby przejrzeć się w zmarszczonej deszczem wodzie D E7 I tym co wśród pożogi odejść stąd musieli G A A ja? A ja chodzę desperacko i na przekór wszystkim moknę A fis Patrzę w niebo chwytam w usta deszczu krople fis D Wskaż nam Panie drogę po Bieszczadzkich szlakach D – D/h/A Patrzą na mnie rozpłaszczone twarze w oknie. To nic. D E7 Zagubionym – bądź echem w strumieniach i ptakach G – G/A/D I światłem w ciemności, jak twój księżyc blady D – D/h/A Ciągle pada. Ludzie biegną bo się bardzo boją deszczu fis D Gdzie umilkły cerkwie i zdziczały sady G – G/A/D Stają w bramie ledwo się w tej bramie mieszcząc D H Ludzie skaczą przez kałuże na swej drodze H E Zieleń skryła blizny – zostały wspomnienia A ja? A ja chodzę nie przejmując się ulewa ani spiesząc fis D Czując jak mi krople deszczu usta pieszczą D H7 W sercach został smak tamtego cierpienia Ze złożonym parasolem idę pieszo. O tak. H7 E Znad tych samych ognisk inne pieśni płyną Gnane ciepłym wiatrem do wzgórz nad Soliną Ciągle pada. Alejkami już strumienie wody płyną Jakaś para się okryła peleryną Tym, co zeszli ze szlaku by prawem zwyczaju cis H Przyglądając się jak mokną bzy w ogrodzie Podziękować Tobie za przedsionek raju A E H A ja? A ja chodzę w strugach wody ale z czołem podniesionym Za ptasie koncerty o porannym brzasku cis H Żadna siła mnie nie zmusza i nie goni I za lipcowe noce przy księżyca blasku A H Idę niby zwiastun burzy z kwiatem w dłoni. O tak!

Wskaż nam Panie drogę po Bieszczadzkich szlakach E– E/cis/H Ciągle pada. Nagle ogniem otworzyły się niebiosa Zagubionym – bądź echem w strumieniach i ptakach A – A/H/E Potem zaczął deszcz ulewny siec z ukosa I światłem w ciemności, jak twój księżyc blady Liście klonu się zatrzęsły w wielkiej trwodze Gdzie umilkły cerkwie i zdziczały sady A ja? A ja chodzę i nie straszna mi wichura ni ulewa Ani piorun który trafił obok w drzewa Słucham wiatru który wciąż inaczej śpiewa Corazón espinado Co Ty tutaj robisz

!!Vámonos!! I co ja robię tu, co ty tutaj robisz? C G 12 ciężkich szczerozłotych koron moją głowę zdobi. F C G Esa mujer me está matando, Jest tyle różnych dróg, co ty tutaj robisz? me ha espinado el corazón, Kolejny piękny marmurowy pomnik koło domu stoi. por más que trato de olvidarla mi alma no da razón. Już każdy powiedział, to co wiedział, F G Trzy razy wysłuchał dobrze mnie. F G Mi corazón aplastado, Wszyscy zgadzają się ze sobą, C e dolido y abandonado A będzie nadal tak jak jest. F G !A ver! !A ver! Tú sabes, dime mi amor ?Cuánto amor y qué dolor nos quedó? I co ja robię tu, co ty tutaj robisz? Są takie rzeczy, że nikt nie zaprzeczy, po co tu się głowić, Aah aah !ay! Corazón espinado. Z daleka słychać szum, co ty tutaj robisz? !Cómo duele, me duele mamá! Dla wielkich oraz osłów, by się rzucić z mostu no i łowić. Aah aah !ay! Cómo me duele el amor. I co ja robię tu, co ty tutaj robisz? Mieć te przestrzenie na jedno skinienie, wiele wynagrodzi, Cómo duele, cómo duele el corazón Nie trzeba tęgich głów, co ty tutaj robisz? cuando uno es bien entregado, Takie okazje, bale i lokale są bym się narodził. pero no olvides mujer, que algún día dirás !Ay! !ay! !ay! Cómo me duele el amor.

Aah aah !ay! Corazón espinado. !Cómo duele, me duele mamá! Aah aah !ay! Cómo me duele el amor.

Aah aah !ay! Corazón espinado. Aah aah !ay! Cómo me duele el amor.

!!Échale mi Carlitos!!

Cómo me duele el olvido, cómo duele el corazón, cómo me duele estar vivo, sin tenerte a un lado amor.

Corazón espinado. (4x)

Corazón espinado. (4x) Córka rybaka Czasem nagle smutniejesz

C F C G Czasem nagle smutniejesz d B C Gdy księżyc świecił na niebie dla ciebie C G C To jakby dnia ubywa A g A Poczułem miłość co przyszła jak wiatr G I nie wiem jak ci pomóc B g Me serce było w gorącej potrzebie G Więc tylko proszę wybacz A A7 Córką rybaka ty byłaś ja - góral z Tatr C G Jelenie gdzieś nad jeziorem sennie ryczały C G C Czasem łzy w twoich oczach d Ryby w jeziorze już poszły dawno spać F Na krótką chwilę zagoszczą B Rzekłaś wtedy do mnie Mój Mały! C I nie wiem czy coś mówić g Cóż ci mogę w te parną, mazurską noc dać F G C I nawet nie wiem po co A A7

Córko rybaka, Mazura z Mazur C G Puszczam więc wtedy latawce Popatrz jaki na jeziorze wonny glazur G Ze śmiechu mego śmieszne Daj mi swe usta, weź mnie w ramiona F C I znowu dnia przybywa Niech się przekonam ile słodyczy F G Powietrze staje się lżejsze Jest w słowie Ilona C I lżejsza staje się wędrówka Lato minęło lecz uczucie ogniem płonie Z plecakiem coraz cięższym Choć odległość dziś tak wielka dzieli nas Nad domem przysiadła tęcza Ciągle czuję na mym ciele twoje dwie dłonie Na nieba niebieskiej gałęzi W uszach moich szumi woda, szemrze las Zakopane całe śniegiem zasypane A ty piszesz: na jeziorze gruba kra Przesyłasz całuski i dwie rybie łuski Zima minie, lato złączy serca dwa Czarny blues o czwartej nad ranem Czerwony jak cegła

Czwarta nad ranem, może sen przyjdzie A cis Nie wiem jak mam to zrobić E A Może mnie odwiedzisz D A Ona zawstydza mnie E H E fis Strach ma tak wielkie oczy E A D E A Wokół ciemno jest E H Czemu cię nie ma na odległość ręki? A E Czuje się jak Beniamin E A Czemu mówimy do siebie listami? fis cis I udaję, że śpię E H Gdy ci to śpiewam – u mnie pełnia lata D A Może walnę kilka drinków E A Gdy to usłyszysz – będzie środek zimy D E A Może nakręcą mnie H E Czemu się budzę o czwartej nad ranem A E Nakręcą mnie A E H7 I włosy twoje próbuję ugłaskać fis cis Lecz nigdzie nie ma twoich włosów D A Nie wiem jak mam to zrobić Jest tylko blada nocna lampka, łysa śpiewaczka D E fis By mężczyzną się stać Śpiewamy bluesa, bo czwarta nad ranem A E I nie wypaść ze swej roli Tak cicho, by nie zbudzić sąsiadów fis cis Tego co pierwszy raz Czajnik z gwizdkiem świruje na gazie D A Gładzę czule jej ciało Myślałby kto, że rodem z Manhattanu D E A Skradam się do jej ust Wiem, że to jeszcze za mało Herbata czarna myśli rozjaśnia Aby ciebie mieć A list twój sam się czyta Aby mieć Że można go śpiewać za oknem mruczą bluesa Topole z Krupniczej Czerwony jak cegła A I jeszcze strażak wszedł na solo Rozgrzany jak piec A Ten z Mariackiej Wieży Muszę mieć, muszę ją mieć E Jego trąbka jak księżyc biegnie nad topolą Nie, nie mogę odejść H7 Nigdzie się jej nie spieszy Gdy kusi mnie grzech A Muszę mieć, muszę ją mieć E Już piąta, może sen przyjdzie Może mnie odwiedzisz H7 Nie wiem jak to się stało Ona chyba już śpi Leżę obok pełen wstydu Krótki to był zryw Będzie lepiej, gdy pójdę Nie chcę patrzeć jej w twarz Może kiedyś da mi szansę Spróbować jeszcze raz, jeszcze jeden, jeden raz Człowiek z liściem Cztery piwka Ze Świnoujścia do Walvis Bay a G F C F C /x2 C E7 Droga nie była krótka, Wsiadł do autobusu człowiek z liściem na głowie a e A po dwóch dobach, albo mniej, Nikt go nie poratuje, nikt mu nic nie powie G D Już się skończyła wódka. Tylko się każdy gapi, tylko się każdy gapi i nic F G C F C "Do brydża!" – krzyknął Siwy Flaka I z miejsca rzekł – "Dwa piki", Siedzi w autobusie człowiek z liściem na głowie A ochmistrz w "telewizor" wlał O liściu w swych rzadkich włosach nieprędko się dowie Nie byle jakie siki. E7 a Tylko się w okno gapi, tylko się w okno gapi i nic Cztery piwka na stół, w popielniczkę pet, A D Uważaj to nie chmury, to Pałac Kultury d G C F C Jakąś Damę roześmianą Król przytuli wnet. E7 A Liście lecą z drzew, liście lecą z drzew G F C F C E Gdzieś między palcami sennie płynie czas. A7 D „Czwarta ręka, Króla bije As...” E7 a I tak siedzi w autobusie człowiek z liściem na głowie A w karcie tylko jeden As Nikt go nie poratuje, nikt mu nic nie powie I nic poza tym nie ma, Tylko się każdy gapi, tylko się każdy gapi i nic Ale nie powiem przecie – „Pas”, Może zagrają szlema? Wsiadł drugi podobny nad człowiekiem się zlitował „Kontra” – mu rzekłem, taki bluff, Tamten się pogłaskał w główkę liścia sobie schował By nieco spuścił z tonu, A Fred mu na to – „Cztery trefl!” Bo ja, mówi jestem z lasu, bo ja, mówi jestem z lasu i już Przywalił bez pardonu.

A „mój” w dwa palce obtarł nos, To znaczy: nie ma nic... I wtedy Flak, podnosząc głos, Powiedział – „Cztery pik!” I kiedy jeszcze cztery Króle Pokazał mu jak trza, To Fred, z renonsem – „Siedem pik” – Powiedział – „Niech gra Flak!”

A ja mu – „Kontra”, on mi – „Re”, Już nie pamiętam, ile dni Ja czuję pełen luz, W miesiące złożył czas. Bo widzę w moich kartach, że Morszczuki dosyć dobrze szły

Jest atutowy tuz. I grało się nie raz Więc strzelam! Kiedy karty Fred Lecz nigdy więcej Siwy Flak, Wyłożył mu na blat, Klnę na jumprowe wszy, To każdy mógł zobaczyć, jak Choćbyś go prosił tak, czy siak Siwego Flaka trafia szlag. Nie zasiadł już do gry!

W popielniczkę pet, cztery piwka na stół Już tej Damy roześmianej nie przytuli Król Gdzieś nam się zapodział atutowy As, Tego Szlema z nami wygrał czas Czy te oczy mogą kłamać

a E //x4 A gdy się zejdą, raz i drugi, d a Kobieta z przeszłością, mężczyzna po przejściach, E a Bardzo się męczą, męczą przez czas długi, d a Co zrobić, co zrobić z tą miłością? E a

On już je zna, już zna te dziewczyny, d a Z poszarpanymi nerwami, co wracają nad ranem nie same, d a a d On już słyszał o życiu złamanym. E a

Ona już wie, już zna tę historię, d a Że żona go nie rozumie, że wcale ze sobą nie śpią, d Ona na pamięć to umie. E a

A gdy przyjdzie zapomnieć i w pamięci to zatrzeć? d a Lepiej milczeć przytomnie i patrzeć. E a

Czy te oczy mogą kłamać? Chyba nie! d Czy ja mógłbym serce złamać? I te pe... a Kiedyś to zrozumiesz sama… To był błąd! E Czy te oczy mogą kłamać? Ależ skąd! a E/a a E //x4

A gdy się czasem w życiu uda Kobiecie z przeszłością, mężczyźnie po przejściach, Kąt wynajdują gdzieś u ludzi I łapią, i łapią trochę szczęścia.

On zapomina na rok te dziewczyny Z bardzo długimi nogami, co wracają nad ranem nie same. Woli ciszę z radzieckim szampanem.

Ona już ma, już ma taką pewność, O którą wszystkim wam chodzi, zasypia bez żadnych proszków, Wino w lodówce się chłodzi.

A gdy przyjdzie zapomnieć i w pamięci to zatrzeć? Lepiej milczeć przytomnie i patrzeć. Dla ciebie

Dla Ciebie mógłbym zrobić wszystko G e Co zechcesz powiedz tylko e C Bo naprawdę na dużo mnie stać. a G Dla ciebie mógłbym wszystko zmienić, Mógłbym nawet uwierzyć, Bo naprawdę na dużo mnie stać.

Dla ciebie zrywam polne kwiaty wybieram te najrzadsze Naprawdę na dużo mnie stać Najchętniej zamknąłbym cię w klatce Bo kocham na Ciebie patrzeć Naprawdę na dużo mnie stać

To wszystko czego chcę D C D To wszystko czego mi brak C D To wszystko czego ja C e Nigdy nie będę miał e a Otwórz oczy zobacz sam F7+ C G Przed nami mgła. G D a

Dla Ciebie mógłbym zrobić wszystko Co zechcesz powiedz tylko Naprawdę na dużo mnie stać Przez Ciebie wpadłem w głęboką depresję Już teraz nie wiem kim jestem Bo naprawdę na dużo mnie stać.

Zamykam oczy nie chcę widzieć nie chcę czuć Czy to koniec już? To koniec już... F7+ C G D a Długość dźwięku samotności Dni których jeszcze nie znamy

I nawet, kiedy będę sam F d Tyle było dni do utraty sił a C G C Nie zmienię sie, to nie mój świat a G Do utraty tchu tyle było chwil d a C G Przede mną droga, którą znam Gdy żałujesz tych, z których nie masz nic Którą ja wybrałem sam Jedno warto znać, jedno tylko wiedz, że

Tak, zawsze genialny B F Ważne są tylko te dni, których jeszcze nie znamy d G C F G Idealny musze być d C Ważnych jest kilka tych chwil, tych na które czekamy I musze chcieć, super luz i juz Setki bzdur i juz, to nie ja Pewien znany ktoś, kto miał dom i sad Zgubił nagle sens i w złe kręgi wpadł Wiesz, lubię wieczory Choć majątek prysł, on nie stoczył się Lubię sie schować na jakiś czas Wytłumaczyć umiał sobie wtedy właśnie, że I jakoś tak, nienaturalnie Trochę przesadnie, pobyć sam Jak rozpoznać ludzi, których już nie znamy? a e C G Wejść na drzewo i patrzeć w niebo Jak pozbierać myśli z tych nie poskładanych? a e C G Tak zwyczajnie, tylko ze Jak odnaleźć nagle radość i nadzieję? d a F C Tutaj też wiem kolejny raz Odpowiedzi szukaj czasu jest tak wiele. a e C G Nie mam szans być kim chcę

Noc, a nocą gdy nie śpię Wychodzę choć nie chce spojrzeć na Chemiczny świat, pachnący szarością Z papieru miłością, gdzie ty i ja I jeszcze ktoś, nie wiem kto Chciałby tak przez kilka lat Zbyt zachłannie i trochę przesadnie Pobyć chwile sam, chyba go znam Do kołyski Dobranoc

Żyj z całych sił i uśmiechaj się do ludzi h A h G e Dobranoc! CC CC Bo nie jesteś sam A h Niech ci się przyśni drzewo wiśni. FF GG aa aa FF GG Śpij, nocą śnij A rano CC CC Niech zły sen cię nigdy więcej nie obudzi, h G h Fis e niech diabeł spadnie z fortepianu FF GG aa aa FF GG Teraz śpij A h i niech powie FF FF G ci „na zdrowie!” Niech dobry Bóg zawsze cię za rękę trzyma i że ciągle śnię... FF FF G Kiedy ciemny wiatr porywa spokój, że ciągle śnie o Tobie. CC CC FF GG Siejąc smutek i zwątpienie Ciągle śnię o Tobie aa aa FF GG aa aa FF GG Pamiętaj, że Kiedy we śnie FF FF Jak na deszczu łza, h e A G e A h e A jem czereśnie, GG GG cały ten świat nie znaczy nic, o nic kiedy we śnie jem... aa aa FF GG Chwila która trwa, może być najlepszą z twoich chwil Kiedy we śnie FF FF Najlepszą z twoich chwil jem czereśnie, GG GG kiedy we śnie jem... aa aa F Idź własną drogą, bo w tym cały sens istnienia, Wtedy słyszę twe „Dobranoc Żeby umieć żyć niech ci się przyśni drzewo wiśni.” Bez znieczulenia, bez niepotrzebnych niespełnienia A rano myśli złych niech wazon spadnie z fortepianu i nie mówi nic Jak na deszczu łza, tylko słucha, jaka… cały ten świat nie znaczy nic, o nic jaka ta porcelana krucha, Chwila która trwa, może być najlepszą z twoich chwil jaka ona krucha, Najlepszą z twoich chwil jaka ta porcelana krucha.

Jak na deszczu łza, Kiedy we śnie cały ten świat nie znaczy nic, o nic jem czereśnie, Chwila która trwa, może być najlepszą z twoich chwil kiedy we śnie jem... Najlepszą z twoich chwil Kiedy we śnie jem czereśnie, kiedy we śnie jem...

Twój diabeł mówi mi „dobranoc” Dobranoc! Dobranoc! Dobranoc! Dom (marzenie o…) Drogi lesie

Odpłyniemy – nie będzie nas obchodził świat D G D G Na polanie na śniadanie G G E G G E Nie odbierze skrzydeł nam D G A Przyszły sobie dwie młode łanie G G E G G E Odejdziemy tam gdzie nikt nie będzie mógł nas znać D G D G Jedna łania trochę większa D Smutek niech zostanie sam G A A ta druga – ciut mniejsza C G G E

Ukryjemy bicie serca w ciszy prostych słów f c Drogi lesie, kręta drogo G D Sama śmierć trop zgubi w nich f c I ty piękna górska wodo C D Żyć będziemy gdzieś gdzie nic nam nie przeszkodzi żyć G g a Jak daleko w kilometrach – we śnie B A A jak blisko mego serca Nawet zimy krótkie dni Nad górami, nad lasami Ref: Zbudujemy dom h7 h7 C7 C7 Słońce bawi się w berka z chmurami a w nim będziemy pleść marzeń nić h7 C7 A Byle dalej od zachodu – Przez okno puszczać ją na wiatr e D Jutro harce znów od wschodu Chwytać szczęście h7 h7 C7 C7 – nałapiemy szczęścia pełną garść h7 C7 A Być człowiekiem – to pytanie Wystarczy tyle żeby trwać Jakże czasem trudno odpowiedzieć sobie na nie By po prostu być Trzeba tylko więcej dawać, mniej zabierać Więcej kochać Odnajdziemy zgubiony wspólnych nocy sens Aż po świt co zaprze dech Odszukamy – otrząśniemy z kurzu oczu blask – ten sam Będzie stać nas znów na śmiech

Przetrzymamy obcych spojrzeń lodowaty deszcz Sami ogrzejemy się I przetrwamy – a gdy nam zabraknie kiedyś sił by śnić Rozpłyniemy się we mgle Dym z jałowca Dzieci wybiegły

Dym z jałowca łzy wyciska C a Dzieci wesoło wybiegły ze szkoły d a Noc się coraz wyżej wznosi d G Zapaliły papierosy, wyciągnęły flaszki Strumień srebrną falą błyska Chodnik zapluły, ludzi przepędziły Czyjś głos w leśnej ciszy prosi Siedzą na ławeczkach i ryczą do siebie

Żeby była taka noc C a Wszyscy mamy źle w głowach, że żyjemy Kiedy myśli mkną do Boga d G Hej, hej, la, la, la, la, hej, hej, hej, hej Żeby były takie dni Że się przy Nim ciągle jest Tony papieru, tony analiz Żeby był przy tobie ktoś Genialne myśli, tłumy na sali Kogo nie zniechęci droga Godziny modlitw, lata nauki Abyś plecak swoich win Przysięgi, plany, podpisy, druki Stromą scieżką umiał nieść. Wzorce, przykłady, szlachetne zabiegi Tuż przed szczytem się zatrzymaj Łańcuchy dłoni, zwarte szeregi Spójrz jak gwiazdy w dół spadają Warstwy tradycji, wieki kultury Spójrz jak drży kosodrzewina Tydzień dobroci, ręce do góry Góry z tobą zawołają Dzieci wesoło wybiegły ze szkoły Ogrzej dłonie przy ognisku Zapaliły papierosy, wyciągnęły flaszki Płomień twarz ci zarumieni Chodnik zapluły, ludzi przepędziły Usiądziemy przy nim blisko Siedzą na ławeczkach i ryczą do siebie.. Jedną myślą połączeni Dziękuję Dziś prawdziwych cyganów już nie ma

Dziękuję Ci a F G d E7 Dziś prawdziwych Cyganów już nie ma, c G7 c Za każdy uśmiech Twego serca Bo czy warto po świecie się tłuc? C7 f B7 Es Za to że jesteś przy mnie Pełna miska i radio „Poemat” G7 c C7 f Gdy ja w oddali błądzę Zamiast płaczu, co zrywał się z płuc… f c D7 G7 Za górą, rzeką i doliną Dawne życie poszło w dal, C7 f C7 f Jesteś jak Dziś na zimę ciepły szal. B7 Es B7 Es Nadzieja nigdy nie gasnąca Tylko koni, tylko koni, tylko koni, f6 c D7 Ostatni promyk słońca Tylko koni żal. D7 G7 Gdy noc pochłania jasność Biegnę do Ciebie jak po tęczy Dawne życie poszło w dal, Dziś pierogi, dzisiaj bal. a F C G Tylko koni, tylko koni, tylko koni, Przyjacielu mojej drogi krętej a C d E7 Tylko koni żal. Wędrowaniem złączone światy dwa Przyjacielu mojej drogi krętej Dziś prawdziwych Cyganów już nie ma, Jeszcze nie jeden przejdziemy razem szlak Cztery kąty i okna ze szkła. Egzaminy i szkoła, i trema, a G F E I do taktu harmonia nam gra. Dziękuję Ci Za Twoje cierpliwe czekanie Dziś prawdziwych Cyganów już nie ma Za noce prześpiewane I do szczęścia niewiele już brak. I dźwięki wolnej ciszy Pojaśniało to życie jak scena, Przy jednym stole i herbacie Tylko w butach przechadza sie ptak.

Szczęściem jest Że można razem ruszyć w drogę Cieszyć się obecnością Odkrywać rzeczy nowe Biegnę do Ciebie jak po tęczy Dżdżownica Ela

Nie umieraj, nie umieraj, nie umieraj, dżdżownico CGaF Byłaś naprawdę fajna dziewczyna C e Nie umieraj, nie umieraj, nie umieraj, dżdżownico CgaF I było nam razem naprawdę milo C7 a Leci bocian ponad lasem CG Lecz tamten to chłopak był bombowy d F Wymachuje swym... ogonem aFG Bo trafiał w dziesiątkę w strzelnicy sportowej d F G Wymachuje swym ogonem CG Pozdrawiając przy tym żonę aFg Gdy rękę trzymałem na twoim kolanie To miałem o tobie wysokie mniemanie Tam na wierzy widać trupa Lecz kiedy z nim w bramie piłaś wino Z okna mu wystaje... głowa Z okna mu wystaje głowa Cos we mnie drgnęło cos się zmieniło. A dokładnie jej połowa Och, Ela straciłaś przyjaciela F G C a Gdzieś w Wenecji na gondoli Musisz się wreszcie nauczyć F G Młoda para się... kołysze Że miłości nie wolno odrzucić C a Młoda para się kołysze Zakłócając przy tym ciszę Że miłości nie wolno odrzucić F G C

Na polanę wpadli zbóje Pytałem, błagałem, ty nic nie mówiłaś Po kolana mieli... miecze Nie byłaś juz dla mnie taka mila Po kolana mieli miecze Patrzyłaś tylko z niewinna mina Bo to było średniowiecze I zrozumiałem, ze cos się skończyło Przed bocianem leci mucha Zaraz bocian ją wy... przedzi Aż wreszcie poszedłem po rozum do głowy Zaraz bocian ja wyprzedzi Kupiłem na targu nóż sprężynowy Bo zlecieli się sąsiedzi Po tamtym zostało tylko wspomnienie Na kamieniu leży glizda Czarne lakierki, co jeszcze nie wiem. Mówi, że ja boli... głowa Mówi, że ją boli głowa Bo to strefa atomowa

Koloniści idą w grupie Wychowawców mają... w domu Wychowawców mają w domu Niepotrzebni są nikomu

Maryś, Maryś, moja Maryś Maryś nie zamiataj izby Bo po izbie lata mucha Ona wpadnie ci do ucha Every breath you take I’ll be watching you

Every breath you take G9 G9 e9 e9 And every move you make Every bond you break, every step you take I’ll be watching you C9 D9 G9

Every single day And every word you say Every game you play, Every night you stay I’ll be watching you

Oh, can’t you see You belong to me? How my poor heart aches With every step you take

Every move you make Every vow you break Every smile you fake, Every claim you stake I’ll be watching you

Since you’ve gone I’ve been lost without a trace I dream at night, I can only see your face I look around, but it’s you I can’t replace I feel so cold, and I long for your embrace I keep crying baby, baby please, Oh, can’t you see You belong to me? How my poor heart aches With every step you take

Every move you make, Every step you take I’ll be watching you

Every bomb you make Every job you take Every heart you break, Every Irish wake I’ll be watching you

Every wall you build Every one you’ve killed Every grave you’ve filled, All the blood you’ve spilled Gdyby m miał gitarę Gdzie ta keja

Gdybym miał gitarę a Gdyby tak ktoś przyszedł i zapytał: a To bym na niej grał E a A7 Stary, czy masz czas? G a Opowiedziałbym o tej miłości d a Potrzebuję do załogi jakąś nową twarz, C G7 C Którą przeżyłem sam E7 a A7 Amazonka, Wielka Rafa, oceany trzy, C7 F d Rejs na całość, rok, dwa lata, to powiedziałbym: a E7 a A wszystko te czarne oczy Gdybym ja je miał Gdzie ta keja, a przy niej ten jacht, E7 a Za te czarne cudne oczęta Gdzie ta koja wymarzona w snach, G C Serce, duszę bym dał Gdzie te wszystkie sznurki od tych szmat, g A7 d Gdzie ta brama na szeroki świat. a E7 a Fajki ja nie palę Wódki nie piję Gdzie ta keja, a przy niej ten jacht, Ale z żalu wielkiego Gdzie ta koja wymarzona w snach. Ledwo co żyję W każdej chwili płynę w taki rejs, Tylko gdzie to jest, no gdzie to jest? Ludzie mówią głupi Po co ty ją brał Gdzieś na dnie wielkiej szafy leży ostry nóż, Po coś to dziewczę czarne, figlarne Stare dżinsy wystrzępione impregnuje kurz, Mocno pokochał? W kompasie igła zardzewiała, lecz kierunek znam, Biorę wór na plecy i przed siebie gnam.

Przeszły lata zapyziałe, rzęsą zarósł staw, A na przystani czółno stało – kolorowy paw. Zaokrągliły się marzenia, wyjałowiał step, Lecz dalej marzy o załodze ten samotny łeb. Gloria Golonka

Chwała najsampierw komu G e Wczoraj w nocy znów o niej śniłem, Komu gloria na wysokościach? G a C D G G7 Czemu jej nie ma przy mnie, czy coś źle zrobiłem? Chwała najsampierw tobie C D Nie było nawet jednej krótkiej chwili Trawo przychylna każdemu e Byśmy razem sam na sam byli. Kraino na dół od Edenu C D C A przecież tak bardzo, chcę ją mieć blisko siebie, Gloria! Gloria! D G bo kiedy jej nie ma przy mnie, coś się we mnie ... kolebie. Kolacja przy świecach – tylko ja i ona. Chwała tobie, słońce No może jeszcze polędwica smażona.. Odyńcu ty samotny Co wstajesz rano z trzęsawisk nocnych Golonka, golonka i piwo bezalkoholowe... I w góry bieżysz, w niebo sam się wzbijasz I chmury czarne białym kłem przebijasz Nie mówię, że nie lubię klusek śląskich ze stekiem. I to wszystko bezkrwawo – brawo, brawo Ogórki kiszone zapijam kwaśnym mlekiem. I to wszystko złociste i nikogo nie boli Ale gdy ona na boczku leży Gloria! Gloria in excelsis soli! wtedy gardzę nawet salcesonem ! Świeżym !

Z słońcem pochwalonym teraz pędźmy razem Nie mówię, że nie lubię schabowych kotletów Na nim, na odyńcu, galopujmy dalej Albo na przykład rybnych filetów. Lecz gdyby podano nawet grzyby ze śmietaną. Chwała tobie wietrze Albo kurczaki z rożna ja i tak z nią zostanę.. Wieczny ty młodziku Sieroto świata, ulubieńcze losu Od złego ratuj i kąkoli w zbożu Łagodnie kołysz tych co są na morzu Gloria! Gloria in excelsis soli!

Chwała wam ptaszki śpiewające Chwała wam ryby pluskające Chwała wam zające na łące Zakochane w biedronce Chwała wam: zimy, wiosny, lata i jesienie Chwała temu co bez gniewu idzie Poprzez śniegi, deszcze, blaski oraz cienie W piersi pod koszulą – całe jego mienie Gloria! Gloria! Goniąc kormorany Gór mi mało (dożywocie gór)

Dzień gaśnie w szarej mgle, G a C d G G* G / x2 Wiatr strąca krople z drzew. C D Drogi Mistrzu, Mistrzu mojej drogi C G Sznur kormoranów w locie splątał się, G h Mistrzu Jerzy i Mistrzu Wojciechu d G Pożegnał ciepły dzień, a Przez was w górach schodziłem nogi C G Ostatni dzień w mazurskich stronach. | D Nie mogąc złapać oddechu d G

Zmierzch z jezior żagle zdjął, G a Gór, co stoją nigdy nie dogonię Mgieł porozpinał splot, C D Znikających punktów na mapie Szmer tataraku jeszcze dobiegł nas. G h Jakie miejsce nazwę swym domem Już wracać czas... a D G Jakim dotrę do niego szlakiem

Noc się przybrała w czerń, Gór mi mało i trzeba mi więcej C G To smutny lata zmierzch. Żeby przetrwać od zimy do zimy a e Już kormorany odleciały stąd, Ktoś mnie skazał na wieczną wędrówkę F C Poszukać ciepłych stron, Po śladach, które sam zostawiłem d G Powrócą z wiosną na jeziora. Góry, góry i ciągle mi nie dość Nikt nas nie żegna tu, Skazanemu na gór dożywocie Dziś tak tu pusto już, Świat na dobre mi zbieszczadział Mgły tylko ściga wśród sitowia wiatr. Szczyty wolnym mijają mnie krokiem Już wracać czas... Pańscy święci, święci bezpańscy Święty Jerzy, Mikołaju, Michale Starodawni gór świętych mieszkańcy Imię wasze pieśniami wychwalam

Gór, co stoją nigdy nie dogonię Znikających punktów na mapie I chaty, by nazwać ją swym domem Do której żaden szlak by nie trafił Góralska opowieść Harley mój

Kiedy góral umiera, to góry z żalu sine D D7 Kiedy siedzę na maszynie A D2 Pochylają nad nim głowy, jak nad swoim synem. G D Totalny czuję luz D2 Las w oddali szumi mu odwieczną pieśń bukową e G D Włączam silnik, daję kopa A on długo sposobi się przed najdalszą drogą. e G D Za mną tylko kurz To wspaniała jest maszyna Kiedy góral umiera, to nikt nad nim nie płacze, Chodź ma czterdzieści lat Siedzi, czeka aż kostucha w okno zakołacze. Stary mój też ją dosiadał Oczy jeszcze raz podniesie wysoko do nieba, To samo czuł mój starszy brat By pożegnać góry swoje, by im coś zaśpiewać. Harley mój, to jest to, kocham go A D2 Góry moje, wierchy moje, otwórzcie swe ramiona, D e Harley mój, to jest to, kocham go D2 Niech na miękkim z mchu posłaniu G Cichuteńko skonam. D Odmienił moje życie Ojcze mój, halny wietrze, powiej ku północy, D e Odkąd poskładałem go Bo wyleczył mnie z kompleksów Ciepłą, drżącą swoją ręką zamknij zgasłe oczy, G D Dał mi swoją moc Bym mógł w ziemię wrosnąć, strzelić potem e Nigdy mnie nie zdradził Do słońca smreczyną G D Nie zawiódł ani raz I na zawsze szumieć już nad swoją dziedziną. e G D To wspaniała jest maszyna Choć ma już ze czterdzieści lat Kiedy góral umiera, to dzwony mu nie grają, Cicho wspina się pod bramy góralskiego raju, Tylko strumień na kamieniach żałobną nutę składa, Tylko nocka chmurnooka górom opowiada.

A gdy góral już umrze, to nikt nie układa baśni, Tylko w niebie roziskrzonym mała gwiazdka zgaśnie. Ziemia twardą, szorstką ręką tuli go do siebie, By na zawsze mógł już zostać pod góralskim niebem. Hej przyjaciele Hej w góry

Tam, dokąd chciałem, już nie dojdę, C G Zagrajcie nam, może się cofnie czas C d Szkoda zdzierać nóg. F C Do tamtych dni z naszych marzeń. F C G Już wędrówki naszej wspólnej C G Do dni spędzonych pośród sennych skał Nadchodzi kres F G C Gdy czas umykał w pełni zdarzeń

Wy pójdziecie inną drogą, Hej w góry, w góry, w góry, popatrz tam wstaje blady świt Zostawicie mnie, Jeszcze tak nieporadnie chce ominąć szczyt. Odejdziecie – sam zostanę Hej, miły panie czekaj zaraz my też będziemy tam, Na rozstaju dróg Nie będziesz musiał schodzić z połoniny sam.

Hej, przyjaciele C G Bywały dni, że słońca złoty blask Zostańcie ze mną F C W zawody szedł z sennym brzaskiem. Przecież wszystko to, co miałem, G To dziwne więc, że dzisiaj skoro świt Oddałem Wam. F G C I wiatr, i deszcz razem tańczą. Hej, przyjaciele Choć chwilę jedną Muzyka gór, moją miłością jest Znowu w życiu mi nie wyszło, Upaja mnie zapach lasu, Znowu będę sam. Potoków szum, leśnych ptaków śpiew Wspomnieniem są lepszych czasów. Znów spóźniłem się na pociąg I odjechał już Tylko jego mglisty koniec Zamajaczył mi. Stoję smutny na peronie Z tą walizką jedną, Tak jak człowiek, który zgubił Od domu swego klucz. Tam, dokąd chciałem, już nie dojdę, Szkoda zdzierać nóg. Już wędrówki naszej wspólnej Nadchodzi kres. Wy pójdziecie inną drogą, Zostawicie mnie, Zamazanych drogowskazów Nie odczytam już. Historia jednej znajomości Hiszpańskie dziewczyny

Morza szum, ptaków śpiew, złota plaża pośród drzew H7 e C e H7 e Żegnajcie nam dziś hiszpańskie dziewczyny e C e Wszystko to w letnie dni przypomina Ciebie mi G G7 C Żegnajcie nam dziś marzenia ze snów e C D Przypomina Ciebie mi e C H7 Ku brzegom angielskim już ruszać nam pora, e C e Lecz kiedyś na pewno wrócimy tu znów. F H7 e Sia la la la la la-a e H7 Sia la la la la la-a I smak waszych ust, hiszpańskie dziewczyny, W noc ciemną i złą nam będzie się śnił. Szłaś przez skwer, z tyłu pies "Głos Wybrzeża" w pysku niósł Leniwie popłyną znów rejsu godziny, Wtedy to pierwszy raz uśmiechnęłaś do mnie się Wspomnienie ust waszych przysporzy nam sił. Uśmiechnęłaś do mnie się Niedługo ujrzymy znów w dali Cap Deadman Odtąd już dzień po dniu upływały razem nam I głowę baranią sterczącą wśród wzgórz, Rano skwer, plaża lub molo, gdy zapada zmierzch I statki stojące na redzie przy Plymouth. Molo, gdy zapada zmierzch Klarować kotwicę najwyższy czas już.

Płynął czas, letni czas, aż wakacji nadszedł kres A potem znów żagle na masztach rozkwitną, Przyszedł dzień, w którym już rozstać musieliśmy się Kurs szyper wyznaczy do Portland i Wight. Rozstać musieliśmy się I znów stara łajba potoczy się ciężko Przez fale w kierunku na Beachie Fairlie Land. Morza szum, ptaków śpiew, złota plaża pośród drzew Wszystko to w letnie dni przypomina Ciebie mi Zabłysną nam biel? skał zęby pod Dover. Przypomina Ciebie mi I znów noc w kubryku, wśród legend i bajd. Powoli i znojnie tak płynie nam życie Na wodach i w portach South Foreland Light. Hit the road Jack Idę

Am G F E7 Am G F Idę sobie drogą taką, a C G a Hit the road Jack. Don't you come back no more, no more, no more, Jaką wolny sam obrałem E7 Idę, śpiewam dumny z tego, no more. Że swej duszy nie sprzedałem. Hit the road Jack and don't you come back no more. I może ktoś powie mi, a G a G Am G F E7 Że to tak jakoś głupio brzmi a G C G Oh woman, oh woman, don't treat me so mean, I może zarzucić też, że a G a You're the meanest woman I've ever seen. Prowadzę nieznaną z nim grę. a G a I guess if you say so I'll have to pack my things and go. A ja sobie idę i wybija takt a C G a I czuję się wolny, wolny jak ptak Hit the road Jack and don't you come back no more, no more, no I wiem, że mi więcej do szczęścia nie trzeba, more, no more. Prócz dachu nad głową i kromki chleba. Hit the road Jack and don't you come back no more. I dzięki Ci Panie Boże na niebiosach, a C G a Now baby, listen baby, don't-a treat me this-a way Że mogę się położyć na złocistych kłosach. For I'll be back on my feet some day. I dzięki Ci Panie Boże na niebiosach, Że mogę się wytarzać w babich lata włosach. Don't care if you do 'cause it's understood you ain't got no money you just ain't no good. Dziękować Ci Panie nigdy nie przestanę a G a G Za deszcz, za chmury, za wiersze śpiewane a G a G Well, I guess if you say so Za trzciny, za źdźbło trawy, za wszystko listowie, a G C G I'd have to pack my things and go. (That's right) Za to co w mym sercu i co w mojej głowie jest. a G a G

Hit the road Jack and don't you come back no more, no more, no more, no more. Hit the road Jack and don't you come back no more. Co ja robie tu I just called to say I love you

C e F C G /x2 No New Year's Day to celebrate No chocolate covered candy hearts to give away I co ja tutaj robię /u–u/ co ty tutaj robisz C e No first of spring, no song to sing Dwanaście ciężkich F In fact here's just another ordinary day Szczerozłotych koron moją głowę zdobi C G No April rain, no flowers bloom; Jest tyle różnych dróg /u–u/ co ty tutaj robisz No wedding Saturday within the month of June Kolejny piękny But what it is, is something true Marmurowy pomnik koło domu stoi Made up of these three words that I must say to you

Już każdy powiedział to co wiedział d F G I just called to say I love you Trzy razy wysłuchał dobrze mnie d F G I just called to say how much I care Wszyscy zgadzają się ze sobą C e I just called to say I love you A będzie nadal tak jak jest F G And I mean it from the bottom of my heart

I co ja robię tu /u–u/ co ty tutaj robisz No summer's high, no warm July Są takie rzeczy No harvest moon to light one tender August night Że nikt nie zaprzeczy po co tu się głowić No autumn breeze, no falling leaves Not even time for birds to fly to southern skies Z daleka słychać szum /u–u/ co ty tutaj robisz Dla wielkich oraz osłów No Libra sun, no Halloween By się rzucić z mostu no i łowić No giving thanks to all the Christmas joy you bring But what it is, though old so new To fill your heart like no three words could ever do Irlandia (kocham Cię jak Irlandię) Ja stawiam

Mieszkałaś gdzieś w domu nad Wisłą C e Czy mam pieniądze, czy grosza mi brak – ja stawiam! e D e Pamiętam to tak dokładnie a d – Ja stawiam! Twoich czarnych oczu bliskość B F Czy los mi sprzyja, czy idzie mi wspak – ja stawiam! e D e Wciąż kocham Cię jak Irlandię C G – Ja stawiam! Czy mam dziesięciu kompanów, czy dwóch, e G A Ty się temu nie dziwisz C e Czy mam ochotę na rum, czy na miód, A C H7 Wiesz dobrze co było by dalej a d Czy mam pieniądze, czy grosza mi brak – ja stawiam! e D e Jakbyśmy byli szczęśliwi B F – Ja stawiam! Gdybym nie kochał Cię wcale C G C Czy wicher w oczy, czy w plecy mi dmie – ja stawiam! I przed szczęściem żywisz obawę Czy mi kompani ufają, czy nie – ja stawiam! Z nadzieja, że mi je skradniesz Czy ja ścigam wroga, czy wróg ściga mnie, Wlokę ten ból przez Włocławek Dopóki mój okręt nie leży na dnie, Kochając Cię jak Irlandię Czy wicher w oczy, czy w plecy mi dmie – ja stawiam!

Gdzieś na ulicy fabrycznej A gdy mnie dziewka porzuci jak psa – ja stawiam! Spotkać nam się wypadnie Gąsiorek biorę i piję do dna – ja stawiam! Lecz takie są widać wytyczne Kompanię zbieram i siadam za stół, By kochać Cię jak Irlandię I nie ma wtedy płacenia na pół, Bo gdy mnie dziewka porzuci jak psa – ja stawiam! Czy mi to kiedyś wybaczysz Działałem tak nieporadnie Ja stawiam żagle jak kufel na stół – ja stawiam! Czy to dla Ciebie coś znaczy Czy fala mnie niesie, czy w górę, czy w dół – ja stawiam! Że kocham Cię jak Irlandię Czy tam dopłynę, gdzie kończy się świat, A Ty się temu nie dziwisz... Czy aż do piekła poniesie mnie wiatr, Ja stawiam żagiel, jak kufel na stół – ja stawiam!

Ja stawiam żagiel, jak kufel na stół – ja stawiam! Ja stawiam żagiel, jak kufel na stół – ja stawiam! Jak Jak okiem sięgnąć

Jak po nocnym niebie sunące białe obłoki nad lasem D A G D Los łaskawie zwykł mnie wieść G Jak na szyi wędrowca apaszka szamotana wiatrem e G D Drogą małych miejskich szczęść h Jak wyciągnięte tam powyżej gwieździste ramiona wasze Lecz zostawiam czasem milion ważnych spraw C a G A tu są nasze, a tu są nasze, Teraz ścieżka pośród traw G Wiedzie mnie w cudowny świat h Jak suchy szloch w tę dżdżystą noc Do przyjaciół, których z mapy dobrze znam C a G Jak winny – li – niewinny sumienia wyrzut Że się żyje gdy umarło tylu, tylu, tylu Zabieram marzeń garść na drogę D a Myśl o wolności i pogodę D e Jak suchy szloch w tę dżdżystą noc Ducha, co wzrasta z każdym dniem D C D Jak lizać rany celnie zadane Jak lepić serce w proch potrzaskane Bo tutaj w górach jest mój dom G Śpią marzenia, gwiazdy lśnią h Jak suchy szloch w tę dżdżystą noc Tu przestrzenią karmię serce C a Pudowy kamień, pudowy kamień Żyć, co krok pragnę więcej! C D Ja na nim stanę, on na mnie stanie On na mnie stanie, spod niego wstanę Za mną już niejeden szczyt Choć wysoki, prostszy niż Jak suchy szloch w tę dżdżystą noc Czasem, z czasem stanąć twarzą w twarz Jak złota kula nad wodami W codzienności znaleźć sens Jak świt pod spuchniętymi powiekami I móc wrócić wiedząc, że Życiu trzeba gór nadawać kształt Jak zorze miłe, śliczne polany Jak słońca pierś Bo tutaj w górach jest mój dom C G a D Jak garb swój nieść Wysoko w górach jest mój dom Jak do was, siostry mgławicowe Jak okiem sięgnąć – dom Ten zawodzący śpiew

Jak biec do końca, potem odpoczniesz, potem odpoczniesz Cudne manowce, cudne manowce, cudne, cudne manowce Jak wiatr Jaka jesteś

Rozhulanych liści pora, sinych traw skulony łan G D Jesteś bitwą moją nie skończoną G a Niebem burych chmur kołtuny, po horyzont strat i skarg G D W której ciągle o przyczółek walczę C D G Wiatr próbuje smagać twarz, łzy wyciskać, siły kraść e D Jesteś drzwiami które otworzyłem Ty, promieniu, któryś ponad, drogę wskaż A G A potem przycięły mi palce

Aż nad górami słońce i wszystko proste tak h A G D Jesteś kartką z kalendarza Nagle światem jestem, mną cały świat h A fis G A h Zagubioną gdzieś pomiędzy szufladami Wiary tyle i nadziei mam A G D I ulicą na której co dzień Mogę być, jak wiatr, mogę być jak wiatr e G A Uciekałem między latarniami

Ponad górami słońce i wszystko proste tak Jesteś mgłą ogromną nie zmierzoną ciszą Cały światem jestem, mną cały świat W huku i łoskotem w ciszy Wiary tyle i nadziei mam Jesteś piórem i wyblakłą kartką Mogę być, jak wiatr, mogę być jak wiatr Którymi na której dzisiaj piszę

Dobrym mrozem skuty w skałę bezcielesny błota łan Przyszłaś do mnie a ja nie spostrzegłem A skrzypiące pod nogami melancholie; małe tak Dzisiaj tylko mogę mówić byłaś Po jeziorze śniegu iść, nie sięgnąć nigdy dna Nie wiem czy na jawie wzięłaś mnie za rękę I pogodę nieść tam, gdzie mrok i mgła Czy jak wszystko ty się tylko śniłaś

Ponad górami słońce i wszystko proste tak Cały światem jestem, mną cały świat Wiary tyle i nadziei mam Mogę być, jak wiatr, mogę być jak wiatr Jaki był ten dzień Ja mam tylko jeden świat

Późno już, otwiera się noc d B C a Kiedy w piątek słońce świeci D e Sen podchodzi do drzwi na palcach jak kot B F g a Serce mi do góry wzlata A7 D Nadchodzi czas ucieczki na aut Gdyż w sobotę wezmę plecak Gdy kolejny mój dzień wspomnieniem się stał W podróż do mojego świata

Ref: Jaki był ten dzień, co darował co wziął Bo ja mam tylko jeden świat D e Czy mnie wyniósł pod niebo, czy porzucił na dno Słońce, góry, pola, wiatr A7 D Jaki był ten dzień, czy coś zmienił, czy nie I nic mnie więcej nie obchodzi Czy był tylko nadzieją na dobre i złe Bom turystą się urodził

Łagodzi mrok osłania mi twarz Dla mnie w mieście jest za ciasno Jakby przeczuł, że chcę być sobą choć raz Wśród pojazdów, kurzu, spalin, Nie skarżę się, że mam to co mam, Ja w zieloną jadę ciszę, Że przegrałem coś znowu i znów jestem sam W ścieżki pełne słodkich malin.

Miliony gwiazd ze snu budzi cię Myślę, leżąc pośród kwiatów, Swe promienie ci ślą więc chciej przyjąć je Czy w jęczmienia żółtym łanie Miniony dzień złóż u nieba wrót Czy przypadkiem za pół wieku Niech popłynie melodia z księżycowych nut Coś z tym światem się nie stanie

Chciałbym, żeby ten mój świat Przetrwał jeszcze tysiąc lat, Żeby mogły nasze dzieci Z tego świata też się cieszyć Jaskółka uwięziona Jaworzyna a G d E Letni deszcz po dachówkach szumi, a Jaskółka czarny sztylet, wydarty z piersi wiatru Spać się kładzie każdy, kto umie zasnąć e G Nagła smutku kotwica, z niewidzialnego jachtu Zasnąć, gdy pada letni deszcz A F7 G Katedra ją złowiła w sklepienia sieć wysoką Rzeki się pod mostami cisną Jak śmierć kamienna bryła Tysiące kropel drąży swe pismo, na szybach Jak wyrok na prostokąt. Na szybach cienie kładzie zmierzch Jaskółka błyskawica w kościele obumarłym Tnie jak czarne nożyce lęk który ją ogarnia Jaworzyna górom się kłania C F Spod obłoków szczyty odsłania C F a C e G a Pogoda będzie i jutro będzie ładny świt G C F G Jaskółka siostra burzy, żałoba fruwająca Rozchmurzyła się Jaworzyna Ponad głowami ludzi w których się troska błąka Już nie płacze, śmiać się zaczyna Jaskółka znak podniebny jak symbol nieuchwytna Pogoda będzie i jutro nie będzie smutny nikt D Zwabiona w chłód katedry chrzest Boga i modlitwa Noc się ściele na lasach mokrych Gasną światła w oknach domów samotnych Nie przetnie białej ciszy pod chmurą ołowianą W nocy samotność gorsza jest Lotu swego nie zniży nad łąki złotą plamą Ludzie się kryją w swoich myślach Przeraża mnie ta chwila która jej wolność skradła Zamknięte drzwi, zamknięte oczy, sen blisko Jaskółka czarny brylant wrzucony tu przez diabła Blisko za oknem szczeka pies a C e G a Na wieczne wirowanie na bezszelestną mękę Na gniazda nie zaznanie na przeklinanie piękna Jedyne co mam Jedzie pociąg

Jedyne co mam to złudzenia a C a Nic nie robić, nie mieć zmartwień, A D A (E D) Że mogę mieć własne pragnienia C G a chłodne piwko w cieniu pić Jedyne co mam to złudzenia d a Leżeć w trawie liczyć chmury, A D (A E) (A E D) Że mogę je mieć. G a gołym i wesołym być Nic nie robić, mieć nałogi, A D A (E D) Miałem siebie na własność a C a bumelować gdzie się da Ktoś zabrał mi prywatność C G a Leniuchować, świat całować, A D (A E) A Co mam zrobić bez siebie – jak żyć d a dobry Panie pozwól nam Bez siebie – jak żyć. E a Jedzie pociąg z daleka na nikogo nie czeka (D E) A Miałem słowa własne Konduktorze łaskawy byle nie do Warszawy Ktoś stwierdził, że zbyt ciasne Jedzie pociąg z daleka na nikogo nie czeka Co mam zrobić bez słów – jak żyć Konduktorze łaskawy byle nie do Warszawy Bez słów – jak żyć. o, nie, byle nie do Warszawy

Jedyne co mam to złudzenia... Nic nie robić nie mieć zmartwień, chłodne piwko w cieniu pić Leżeć w trawie, liczyć chmury, gołym i wesołym być Miałem serce dla wszystkich A prywatnie być blondynem, mieć na głowie włosów las Ktoś klucz do niego obmyślił I na łóżku z baldachimem robić coś niejeden raz Co mam zrobić bez serca – jak żyć Bez serca – jak żyć. Być ponad to co nas boli, co ośmiesza tylko nas Wypić z wrogiem beczkę soli, dobry panie pozwól nam Miałem myśli spokojne Nie oglądać „Wiadomości”, paru gościom krzyknąć „pas” Lecz ktoś wywołał w nich wojnę Złotej rybce ogryźć ości za to, co przyniosła nam Co mam zrobić teraz – jak żyć Jak teraz żyć Jesień Jest już za późno

Jesień, Jesień, Jesień Jeszcze zdążymy w dżungli ludzkości siebie odnaleźć, C d C złote liście spadają z drzew Tęskność zawrotna przybliża nas. F C d Jesień, Jesień, Jesień Zbiegną się wreszcie tory sieroce naszych dwóch planet, dzieci liście zbierają na wf Cudnie spokrewnią się ciała nam.

Jesień, Jesień, Jesień Jest już za późno! e złote liście spadają w dół Nie jest za późno! F Jesień, Jesień, Jesień Jest już za późno! e Marcin znalazł tylko liścia pół Nie jest za późno! F G

Jesień, Jesień, Jesień Jeszcze zdążymy tanio wynająć małą mansardę za to Zosia aż cztery w całości Z oknem na rzekę lub też na park; Jesień, Jesień, Jesień Z łożem szerokim, piecem wysokim, ściennym zegarem; Znowu piątka w dzienniczku zagości Schodzić będziemy codziennie w świat.

Jeszcze zdążymy naszą miłością siebie zachwycić, Siebie zachwycić i wszystko w krąg. Wojna to będzie straszna, bo czas nas będzie chciał zniszczyć, Lecz nam się uda zachwycić go. Jestem z miasta Jolka, Jolka Jolka, Jolka pamiętasz lato ze snu, C G a Jestem z miasta, to widać a G C G Gdy pisałaś: Tak mi źle, C G a Jestem z miasta, to słychać a G C G Urwij się choćby zaraz, coś ze mną zrób, C G d a Jestem z miasta, to widać, słychać i czuć a G C E7 a e Nie zostawiaj mnie samej, o nie. C G F

W cieniu sufitów, w świetle przewodów a e a e Żebrząc wciąż o benzynę gnałem przez noc. W objęciach biurek, w krokach obchodów a e a e Silnik rzęził ostatkiem sił, Rodzą się rzeczy jasne i ciemne G F Aby być znowu w Tobie, śmiać się i kląć, Wszystko było tak proste w te dni. Ja nie rozróżniam ich, nie ufam, wiec a e Dziecko spało za ścianą, czujne jak ptak. W rytmie zachodów, w słowach kamieni Niechaj Bóg wyprostuje mu sny. W spojrzeniu ptaków, w mowie przestrzeni Powiedziałaś, że nigdy, że nigdy aż tak, Rodzi się spokój – mówią, po jednym roku Słodkie były jak krew Twoje łzy. Leczą się myśli, mnie to nie bierze Emigrowałem d F C W świetle przewodów, w cieniu sufitów a e z objęć Twych nad ranem, d F C W wietrze oddechów, w błocie napisów C e Dzień mnie wyganiał, d F C nocą znów wracałem. d F G Rodzą się szajby małe i biedne G F Dane nam było Karmie się nimi i karmić się będę a e słońca zaćmienie, Następne będzie, może za sto lat.

Plażą szły zakonnice, a słońce w dół Wciąż spadało nie mogąc spaść. Mąż tam w świecie za funtem odkładał funt, Na toyotę przepiękną, aż strach. Mąż Twój wielbił porządek i pełne szkło, Narzeczoną miał kiedyś jak sen, Z autobusem Arabów zdradziła go, Nigdy już nie był sobą, o nie. W wielkiej żyliśmy wannie i rzadko tak, Wypełzaliśmy na suchy ląd. Czarodziejka gorzałka tańczyła w nas, Meta była o dwa kroki stąd. Nie wiem ciągle dlaczego zaczęło się tak, Czemu zgasło, też nie wie nikt. Są wciąż różne koło mnie, nie budzę się sam, Ale nic nie jest proste w te dni. Justysia

Na Justysię czekałem przy studni C G C G Już myślałem, że przeminął wiek C G d Nagle krok Justysi zadudnił G C (F G C) Na mosteczku co wisiał w poprzek

Sia la la… a wieczór taki upojny d G C Sia la la… najważniejsze, że jestem przystojny

Wreszcie jesteś Justysiu Ty ma, Moja jedyna, jedyna kochana. Popatrz księżyc na chmurkę się pcha A Ty byś pewnie chciała na siano.

Na gałązce siadł sobie ptak, Pewnie gałąź się pod nim nie złamie. Bo by ptak upadł na wznak, A Ty byś pewnie chciała na sianie.

Ty byś chciała i ja też bym chciał, Wrócić kiedyś do naszego zadupia. Bo nas los na poniewierkę skazał, Bo tak chciał, czego ryczysz głupia.

Raz zagroda spłonęła nam cała, I chałupa kryta dachówką. Tyś mi jedna Justysiu została, Holenderskiej rasy jałówka. Kakao Kiedy byłem małym chłopcem

Skończyła się już noc Kiedy byłem a żaluzje się rozjechały Kiedy byłem małym chłopcem hej na głowę naciągam koc Wziął mnie ojciec d jest dla mnie za mały Wziął mnie ojciec i tak do mnie rzekł a nogi wystają mi Najważniejsze co się czuje e jest mi zimno w nie Słuchaj zawsze głosu serca hej d a nie kocham już ciebie coś się musiało między nami Kiedy byłem skomplikować Kiedy byłem dużym chłopcem hej miłość Wziął mnie ojciec nie ma jej Wziął mnie ojciec i tak do mnie rzekł Głosem serca się nie kieruj Jak to, jak to się stało, Tylko forsa w życiu ważna jest że mi wypiłaś moje kakao Wicher wieje przecież to mój kubeczek Wicher słabe drzewa łamie hej to mój kubeczek Wicher wieje z wiewiórką jest Wicher silne drzewa głaszcze hej Najważniejsze to być silnym Wicher silne drzewa głaszcze hej Killer Kim właściwie była ta piękna pani?

To co się dzieje D Nikt nie zna ścieżek gwiazd; a G Naprawdę nie istnieje D Wybrańcem kto wśród nas? e a Wiec nie warto mieć niczego A G Zapukał ktoś... d Tylko karmić zmysły D To do mnie gość?! C G Włóczyłem się jak cień a G Będzie co ma być Czekałem na ten dzień; e a Już wiem, ze stąd nie zwieję Już stoisz w drzwiach... d Poczekam i popatrzę Jak dziwny ptak. C G Nie cofnę kijem Wisły Więc bardzo proszę, wejdź, F G Już tylko killer h Tu siadaj, rozgość się e a O sobie tylko tyle fis e I zdradź mi, kim tyś jest, F Wiem co za ile A h Madame? G Nie musze dbać o bilet fis e Albo nie zdradzaj mi, e a Lepiej nie mówmy nic. G Mam wszystko w tyle Lepiej nie mówmy nic. F C Są czasem takie chwile Ze się nie mylę Nieśmiało sunie brzask, Choć czasem nie wiem ile Zatrzymać chciałbym czas. Inaczej jest... Nie kiwnąłem nawet palcem G D Czas musi biec. By się znaleźć w takiej bajce A Gdzieś w dali zapiał kur, Teraz w pace swe ostatnie G D Niemodny wdziewasz strój, Resztki image'u tracę A Już stoisz w drzwiach... Jak dziwny ptak.

Więc jednak musisz pójść, Posyłasz mi przez próg Ulotny uśmiech swój, Madame. Lecz będę czekać, przyjdź! Gdy tylko zechcesz, przyjdź! Będziemy razem żyć! King Klub wesołego szampana

Mówiono o nim King, w mieście Świętej Wieży e A gdybym miał cię zjeść, a F Pamiętam z podstawówki jak całował się z papieżem G To co byś powiedziała? a Przejeżdżał też sekretarz, gdy przecinano wstęgę e A gdybym ugryźć chciał, d B King poszedł na wagary, pomarzyć o czym innym G Czy coś byś przeciw miała? d Był zawsze trochę z boku, na bakier trochę był a e a e W szkole nikt nie wiedział, czym King na prawdę był a e H7 Chciałabym, chciała, chciałabym, chciała. C F C E

To było trochę później, już miał przyjaciółkę Ewę A gdybym był krogulcem, Mieszkali więc bez ślubu i klepali słodką biedę To co byś powiedziała? Dawali czasem czadu bo lubili lekkie draki I gdybym przyszedł z teczką Znajomych było wielu, wieczory i poranki Do łóżka i twego ciała? Uważaj na sąsiadów swych, bo lubią dawać cynk Ty wiesz kto rządzi w mieście tu – biskup z komisarzem, King! Chciałabym, chciała, chciałabym, chciała.

Tak mówił mu przyjaciel, długi chudy Lolo A gdybym był młotkowym, Gdy wyszli na ulicę zapalić spliffa z colą W fabryce z młotkiem szalał? Mam dosyć tego miasta, czerwono – czarnej mafii To co byś powiedziała, Czy mnie rozumiesz Lolo? Czy wiesz co mnie trapi? Czy coś byś przeciw miała? Tymczasem blada Ewa wytłumaczyć pragnie wszystko Bo komisarz wszedł przez okno a spod łóżka wyszedł biskup Drżałabym, drżała, drżałabym, drżała.

Co masz w kieszeni King, komisarz spytał w drzwiach A gdybym musiał odejść Wy palicie wciąż to świństwo, mieliśmy wiele skarg Z teczką od twego ciała? A biskup łypie z boku, to na Kinga to na Ewę Uciekać do robala, Wy żyjecie tu bezbożnie, myślicie że nic nie wiem To co byś powiedziała? Za posiadanie zielska ty dostaniesz parę latek Żałowałabym Dziś King siedzi w celi i wspomina dobre dni Napisał do papieża bardzo długi list Świąteczną wysłał kartkę do samego prezydenta Lecz nikt o nim dziś nie mówi, nikt o nim nie pamięta Był zawsze trochę z boku, na bakier trochę był W szkole nikt nie wiedział, czym King naprawdę był Knockin’ on the heaven’s doo r Kochać inaczej

Mama, take this badge from me G D Am7 Kochać to nie znaczy zawsze to samo a D a I can't use it anymore G D C Można kochać tak lekko, można kochać bez granic It's gettin' dark, too dark to see Kochać, żeby zawsze i wszędzie być razem Feels like I'm knockin' on heaven's door Wierzyć, że jest dobrze, gdy jesteśmy sami

Knock, knock, knockin' on heaven's door Kochać to nie znaczy zawsze to samo Knock, knock, knockin' on heaven's door Kiedy jesteś daleko kochasz przecież inaczej knock, knock, knockin' on heaven's door A kiedy pragniesz tak mocno, żebyś nie żałował Knock, knock, knockin' on heaven's door. Kiedy jesteś daleko możesz wszystko stracić

Mama, put my guns in the ground, G D C A kiedy przyjdzie na ciebie czas C G F I' can't shoot them anymore. A przyjdzie czas na ciebie F That long black cloud is comin' down, Porwie cię wtedy wysoko tak I feel like I'm knockin' on heaven's door. Do góry cię uniesie A kiedy przyjdzie na ciebie czas Baby stay right here with me A przyjdzie czas na ciebie 'Cause I can't see you anymore... Porwie cię wtedy do góry tak This ain't the way it's supposed to be... Wysoko cię uniesie I feel I'm knocking on heaven's door… Lecz nagle możesz zacząć spadać w dół a D To już nie to samo a D a D Son won't you remember me?... I can't be with you anymore… Kochać to nie znaczy zawsze to samo A lawman's life is never free… Trzeba stale uważać, żeby kogoś nie zranić I feel I'm knocking on heaven's door... Nie tak łatwo jest kochać, nie tak łatwo być razem Kiedy wszystko najlepsze dawno już za nami Kolorowe jarmarki Kolorowy wiatr

Kiedy patrzę hen za siebie a Masz mnie za głupią dzikuskę c B W tamte lata co minęły d Lecz choć cały świat zwiedziłeś, c Zjeździłeś wzdłuż i wszerz. g Czasem myślę co przegrałam G I mądry jesteś tak, c g Ile diabli wzięli C E7 Że aż słów podziwu brak c B Co straciłam z własnej woli d G – Dlaczego, powiedz mi, tak mało wiesz? c B G Ile przeciw sobie C a Mało wiesz? g C Co wyliczę to wyliczę E Na lądzie, gdy rozglądasz się lądując, C a Ale zawsze wtedy powiem, że najbardziej mi żal: E7 a Chcesz wszystko mieć na własność, nawet głaz. C a A ja wiem, że ten głaz ma także duszę, F e d Imię ma i zaklęty w sobie czas. d e a Kolorowych jarmarków, blaszanych zegarków A7 d G C Pierzastych kogucików, baloników na druciku a d E7 a A7 Ty myślisz, że są ludźmi tylko ludzie, C a Motyli drewnianych, koników bujanych d G C Których ludźmi nazywać chce twój świat. C a G Cukrowej waty i z piernika chaty a d E7 a (A7) Lecz jeśli pójdziesz tropem moich braci, F e d Dowiesz się największych prawd, najświętszych prawd. d G C

Gdy w dzieciństwa wracam strony Czy wiesz czemu wilk tak wyje a Dobre chwile przypominam W księżycową noc, e F Mego miasta słyszę strony I czemu ryś tak zęby szczerzy rad? a e Czy powtórzysz tę melodię co z gór płynie, F G C Czy ktoś czas zatrzymał Barwy, które kolorowy niesie wiatr, d F G I gdy pytam cicho siebie Barwy, które kolorowy niesie wiatr? d F C Czego żal dziś tobie Pobiegnij za mną leśnych duktów szlakiem, Co wyliczę to wyliczę Spróbujmy jagód w pełne słońca dni. Ale zawsze wtedy powiem, ze najbardziej mi żal: Zanurzmy się w tych skarbach niezmierzonych I choć raz o ich cenach nie mów nic.

Ulewa jest mą siostrą, strumień bratem, A każde z żywych stworzeń to mój druh. Jesteśmy połączonym z sobą światem, A natura ten krąg życia wprawia w ruch.

Do chmur każde drzewo się pnie F e a – Skąd to wiedzieć masz, skoro ścinasz je? d G

To nie tobie ptak się zwierza a W księżycową noc, e F Lecz ludziom wszelkich ras i wszelkich wiar a e Więc zanućmy tę melodię, co z gór płynie – F G C Barwy, które kolorowy niesie wiatr. d F G Możesz zdobyć świat, d G Lecz to będzie tylko świat, e F Tylko świat – a Nie barwy, które niesie wiatr. e F d C Kołysanka dla Joanny I Kołysanka dla Misiaków

C C7+ C C7+ C5 W tym pokoju bardzo cicho dziś D Po trzech dniach nareszcie śpisz D7 Zanim mi sen na oczy spłynie C e Gdzieś za drzwiami został ból G D Moje myśli szybują przez lufcik d C G Całych siebie chcemy dać D Żeby cię ujrzeć w ową chwilę C e Kilku ludzi dobrze nas zna D7 Gdy włosy czeszesz przed lustrem a C G Tylko czasem słabnie nam puls G D

A kiedy zaśniesz w ciepłej pościeli Już dobrze, dobrze już C G D Zmęczone długim przelotem Jak ptaki głowy w skrzydła wtulają Może trzeba upaść na twarz Patrząc na sen twój spokojny C C C7+ C5 C Swoje rzeczy ubogiemu dać I zacząć malować bez farb Niech Ci się przyśnią pory roku Przeklinamy dzień za dniem Niech grają we śnie twoim i tańczą Spisz bo życie Twoje nie jest snem Jesień prężąca liście do lotu C G Taki ciężar tylko zgina ci kark Lato w upale słonecznym C G W kącie siedzi anioł stróż A jeśli zima to w śniegu cała C G Strzeże naszych ciał i dusz Wiosna w miłków wiosennych łąkach C G Za godzinę muszę wyjść Śpij moje myśli nad tobą czuwają C F Przyjdź po bliskość moich ust Na parapecie za oknem e G a Chcę Ci dać trochę wiary w cud Póki możesz moje wino pij Kołysanka dla nieznajomej Kołysanka dla Nieznajowej

Gdy nie bawi cię już C a Zima powoli sunie w ciszy przez równinę G G/F e7/9+ C D Świat zabawek mechanicznych F Kopczyki śniegu zamiast ptaków na gałęziach G D C Kiedy dręczy cię ból C a Uciekłem tam gdzie można uciec najskuteczniej G G/F e7/9+ C D Niefizyczny F Do tych kapliczek połemkowskich czas nie sięga e9+ D C9/5 Zamiast słuchać bzdur C Głupich telefonicznych wróżek zza siedmiu mórz a e F C F Śpij, śpij nadszedł czas e7/9+ D C G Spytaj siebie czego pragniesz G a W śniegu strumień w słońcu las e D C G Dlaczego kłamiesz że miałaś wszystko F G Ktoś tu zbudował kiedyś piec z nierównych cegieł Gdy udając że śpisz Gliniane serce żar rozpala że aż huczy W głowie tropisz bajki z gazet Zostało jeszcze kilka półek i obrazek Kiedy nie chcesz już śnić I coś co każe „Encore jeszcze raz” zanucić Cudzych marzeń Boso do mnie przyjdź Beskid nakryje tutaj mnie pokorną ciszą I od progu bezwstydnie powiedz mi czego chcesz Zima zasypie cicho ślady zetnie chłodem Słuchaj jak dwa serca biją I to nie ja powrócę jutro przez Rozstajne Co ludzie myślą – to nieistotne Siebie zostawię w białej pustce w Nieznajowej

Kochaj mnie C G7 a7 G C Kochaj mnie Kochaj mnie nieprzytomnie C G7 a7 Jak zapalniczka płomień e Jak sucha studnia wodę F G Kochaj mnie namiętnie tak F G a F Jakby świat się skończyć miał G C

Swoje miejsce znajdź C I nie pytaj czy taki układ ma jakiś sens a e F C F Słuchaj co twe ciało mówi G a W miłosnej studni już nie utoniesz F G

Jak księżyc w oknie śmiej się i płacz e F Na linie nad przepaścią tańcz G a F Aż w jedną krótką chwilę G a Pojmiesz po co żyjesz F G Kołysanka księżycowa Koniec

Śpisz pięknie tak a G To już jest koniec, nie ma już nic G D e C Po kątach cisza gra F G Jesteśmy wolni, możemy iść Szkoda słów resztę dopowie księżyc F e To już jest koniec, możemy iść Śpisz staram się a G Jesteśmy wolni, bo nie ma już nic Oddychać szeptem pościel jeszcze pachnie F G Ogniem naszych ciał F e a Robaczek w swej dziurce, jak docent za biurkiem G D I pszczółka na kwiatkach jak kontrol w tramwajach e C Kiedyś znajdę dla nas dom d e d Tak dłubie i gmera, napisze, wymyśli Z wielkim oknem na świat G d Obejdzie wokoło, zabrudzi, wyczyści Znowu zaczniesz ufać mi e d Nie pozwolę ci się bać G d I krzaczek przy drodze i brat przy maszynie Kiedyś wszystkie czarne dni e d Jak noga w skarpecie, sprzedawca w kantynie Obrócimy w dobry żart G d Kamyczek na polu i strażnik na straży Znowu będziesz ufał mi e d G Lodówka wciąż ziębi, kuchenka wciąż parzy Teraz śpij a G Z po co, a po co tak dłubie i dłubie Wiem dobrze wiem A za co, a za co tak myśli i skubie Potrafię ranić tak jak nikt A tak się przykłada i mówi z ekranu Przykro mi nie wiem co robić gdy płaczesz I bredzi latami wieczorem i rano Już nie śmiejesz się jak kiedyś Wszystko jest inaczej Kolejny raz proszę się o ostatnią szansę Konik na biegunach Krajka

Za rok może dwa schodami na strych a Chorałem dźwięków dzień rozkwita a G Odejdą z ołowiu żołnierze E Jeszcze od rosy rzęsy mokre a d Przeminie jak wiatr uśmiechów twych świat We mgle turkocze pierwsza bryka C d Kolory marzeniom odbierze a Słońce wyrusza na włóczęgę. E E7 Za rok może dwa schodami na strych Za misiem kudłatym poczłapią d A ja mam swoją gitarę d G Beztroskie te dni I zobaczysz a Spodnie wytarte i buty stare C a Że jednak wspaniały był on... E E7 Wiatry niosą mnie na skrzydłach d E a (A)

Konik – z drzewa koń na biegunach A E Drogą pylistą, drogą polną a G Zwykła zabawka mała huśtawka Jak kolorowa pannę krajka a G A rozkołysze rozbawi A (a) Słońce się wznosi nad stodołą C d Konik – z drzewa koń na biegunach a E Będziemy tańczyć walca E E7 Przyjaciel wiosny uśmiech radosny Każdy powinien go mieć a Zmoknięte świerszcze stroją skrzypce a G Żuraw się wsparł o cembrowinę a d Kłopotów masz sto I zmartwień masz sto Wiele nanosi wody jeszcze C d Bez przerwy to trwa karuzela Wielu się ludzi z niej napije E E7 Nie lalka co łka ni piłka co gra Bez reszty twój czas dziś zabiera Ulica szeroka wystawa – to tu Na chwilę przystajesz zdumiony Uśmiechnij się więc I zawołaj Jak wtedy gdy na grzbiecie cię niósł...

Radosny to dzień wspaniały to dzień Wracają z ołowiu żołnierze Ze strychu znów w dół schodami aż tu Wracają lecz już nie do ciebie By ktoś tak jak ty beztroskie miał dni Powrócił przyjaciel ten z wiosny Dlaczego to każdy już powie Na plecach przyniosłeś go tu... Kroplą deszczu Kryzysowa narzeczona h A f# G A Mogłaś moją być, kryzysową narzeczoną a F G Tak to ja, widzisz, bywa tak h A Razem ze mną pić, to co nam tu nawarzono W zimnym deszczu posłusznie moknę fis e Mogłaś moją być, przy zgłuszonym odbiorniku Za rogiem człowiek, on to lepiej zna h A Aż po blady świt, słuchać nowin i uderzać w gaz Co znaczy czekać, on tu dłużej moknie fis e Nie jeden raz, nie jeden raz. Wpisany w los, milczenia łyk h A fis zapisany wierszem G A Mogłaś być już na dnie, a nie byłaś d7 B C Poetą mistrz, a błaznem ja h A fis Nigdy nie dowiesz się, co straciłaś. Z datą wczorajszego dnia e Mogłaś moją być, kryzysową narzeczoną Kroplą deszczu namaluję Cię h D Pomalutku żyć, tak jak nam to naznaczono A potem długo sam, sam w to nie uwierzę e G A Mogłaś moją być, jakoś ze mną przebiedować Kroplą deszczu spłynie Twoja twarz h D Zamiast życzyć mi, na pocztówce nie wiadomo skąd W tej kropli będę ja i z sobą mnie zabierzesz e G A Wesołych Świąt, Wesołych Świąt

Tak to ja, moim sługą deszcz Wielkich powstań i upadków mężem Mrocznych pieśni, zapisanych nut Swoich marzeń otępiałym więźniem Tak to ja, a przy mnie Twoja twarz

Wpisany w los, milczenia łyk, zapisany wierszem Poetą mistrz, a błaznem ja Z datą wczorajszego dnia Kundel bury Lato z ptakami odchodzi

Jak był mały to znalazłam go w ogródku D A Lato z ptakami odchodzi, a d a I wyglądał jak czterdzieści osiem smutków A7 D Wiatr skręca liście w warkocze. d a E a Taki mały, taki chudy, nie miał pana ani budy D H7 e Dywanem pokrywa szlaki, a d a Więc go wzięłam, przygarnęłam, no i jest E7 A Szkarłaty wiesza na zboczach. d a E a

Razem ze mną kundel bury D G D A Przyobleka myśli w kolory, d G Penetruje wszystkie dziury D G D D7 W liści złoto, buków purpurę... C a Kundel bury, kundel bury, e A D E7 Palę w ogniu letnie wspomnienia, d G Kundel bury, fajny pies e A D Idę wymachując kosturem. C a

Gdy jest obiad to o kundlu najpierw myślę, Idę w góry cieszyć się życiem, d G Gdy jest brudny, to go latem kąpię w Wiśle. Oddać dłoniom halnego włosy, C a Ma numerek i obrożę W szelest liści wsłuchać się pragnę, d G I wygląda nie najgorzej, W odlatujących ptaków głosy. C E Chociaż czasem ktoś zapyta: co to jest? Słony smak czuję w ustach, Ludzie mają różne pudle i jamniki, Dzień spracowany ucieka, Ale ja bym nie zamienił się tam z nikim. Anioł zapala gwiazdy, Tylko mam troszeczkę żalu, Oświetla drogę człowieka. Nie nie dadzą mu medalu, Bo mój kundel to na medal przecież jest. Już niedługo rozpalę ogień, Na rozległej, górskiej polanie. Już niedługo szałas przytulny, Wśród dostojnych buków powstanie. Lecące bociany Lipka

(G D G G D e C h7 a7 D7) Z tamtej strony jeziora a e a Obudzić się rosie rozkażę, G D G G D e Stoi lipka zielona C F C Nawet gdy dzień zaśpi, C h7 a7 D7 A na tej lipie, na tej zieloniutkiej e G a E A kiedy już wstaną pejzaże G D G G D e Trzej ptaszkowie śpiewają a e a I zakwitnie jaśmin: C h7 a7 D7 Nie byli to ptaszkowie Wtedy ręce rozłożę jak bociek C D e G D Tylko trzej braciszkowie I jak Chrystus C D e Co się spierali o jedną dziewczynę Zastygnę w locie, G D Który ci ją dostanie Spojrzę na góry C D e Jak na piersi dziewczęce G D Jeden mówi: „Tyś moja” I znów jak bociek rozłożę ręce. C D7 Drugi mówi: „Jak Bóg da” A trzeci mówi: „Moja najmilejsza, Słońce przywitam jak gospodarz domu, Czemuś taka smutna?” W którym garnki nie płaczą. Zasieję pieśni i nie zdradzę nikomu „Jakże nie mam smutna być? Ile dla mnie znaczą. Za starego każą iść Czasu tak niewiele (C h7 e C h7 C h7 C D7) /x2 Jeszcze dwie niedziele mogę miły z Tobą być!”

A kiedy noc uroczyście oblecze Z tamtej strony jeziora Swój czarny garnitur, Stoi lipka zielona Rozpalę ogień i zaproszę wędrowców – A na tej lipie, na tej zieloniutkiej Pośpiewamy do świtu. Trzej ptaszkowie śpiewają Łemata Lubię mówić z Tobą

Pamiętam, tylko tabun chmur się rozwinął C G a e cis E H cis I cichy wiatr wiejący ku połoninom F C G F G Jak kamień plecak twardy pod moją głową cis E I czyjaś postać, co okazała się tobą Kiedy z serca płyną słowa H cis Idę dołem a ty górą C G Uderzają z wielką mocą Jestem słońcem, ty wichurą a e Krążą blisko wśród nas ot tak Ogniem ja, wodą ty F C Dając chętnym szczere złoto Śmiechem ja, ty ronisz łzy G F G cis E H cis Byłaś jak słońce w tę zimną noc I dlatego lubię mówić z Tobą Jak wielkie szczęście, co zesłał mi los I dlatego lubię mówić z Tobą Lecz nie na długo było cieszyć się nam Te kłótnie bez sensu, skąd ja to znam Każdy myśli to co myśli Myśli sobie moja głowa I tłumaczyłem, jak naprawdę to jest Może w końcu mi się uda Że mam swój świat, a w nim setki tych swoich spraw Wypowiedzieć proste słowa A moje gwiazdy to z daleka do mnie lśnią Śmiechem i łzami witają mój bukowy dom

I czas zakończyć rozważania te Przy wodospadzie, tam, gdzie słychać śpiew W źródlanej wodzie, czas zanurzyć dłoń Już żegnam was, dziś odchodzę stąd Majka Majster Bieda

Gdy jestem sam, myślami biegnę G e C D D G fis e A D Do mej najdroższej, jak rzeka wiernej Skąd przychodził, kto go znał D G Kto mu rękę podał kiedy D G A Majka, nie jestem Ciebie wart G e C D Nad rowem siadał, wyjmował chleb D A Majka, zmieniłbym dla Ciebie cały świat Serem przekładał i dzielił się z psem fis h Tyle wszystkiego co z sobą miał A G fis e Choć dni mijają i czas ucieka Majster Bieda A D G fis e A D Ty jesteś wierna, wierna jak rzeka Czapkę z głowy ściągał gdy wiatr gałęzie chylił drzewom. Byłaś mą gwiazdą, byłaś mą wiosną Śmiał się do słońca i śpiewał do gwiazd. Sennym marzeniem, myślą radosną Drogę bez końca co przed nim szła Znał jak pięć palców, jak szeląg zły. Oddałbym wszystko, bo jesteś inna Majster Bieda Za jeden uśmiech, jedno spojrzenie Nikt nie pytał skąd się wziął gdy do ognia się przysiadał Miłość tak wielka już się skończyła Wtulał się w krąg ciepła jak w kożuch Bo przecież Majka mnie opuściła Znużony drogą wędrowiec boży. Zasypiał długo gapiąc się w noc Majster Bieda

Aż nastąpił taki rok D G Smutny rok tak widać trzeba D D7 G A Nie przyszedł Bieda zieloną wiosną D A Miejsce gdzie siadał zielskiem zarosło fis h I choć niejeden wytężał wzrok A G Choć lato pustym gościńcem przeszło A G Z rudymi liśćmi, jesieni scheda A G Wiatrem niesiony popłynął w przeszłość A G Wiatrem niesiony popłynął w przeszłość A G Wiatrem niesiony popłynął w przeszłość A G A Majster Bieda D G fis e A D Makatka z aniołem Makumba

Na twarzy twej rumieńce G C Mój ojciec – Makumba – być królem wioski C F G Jakbyś był uduchowiony D G Ja mieszkać w Afryka, przyjechać do Polski Przez gruźlicę płuc C Żeby studiować w waszym pięknym kraju A dobroć twą nieziemską G D D7 Skinheadzi mi tu jednak żyć nie dają Zamykasz na niebieski klucz e D Ja uczyć się ciężko waszego języka Zamykasz na niebieski klucz C D G I dostać raz w zęby, gdy iść po ulicach Polacy rasiści – każdy to powie Najczęściej można spotkać cię C D I nikt tu nie lubić czarny człowiek Nad przepaścią lukrowaną e C Gdy przez dziurawą kładkę G C Makumba, Makumba, Makumba ska F G Przeprowadzasz swoje dzieci B a7 G Polska – Afryka, Afryka – Polska C a Makumba, Makumba, Makumba ska F G E Nocą może chciałbyś Oderwać się od ściany Ja chcieć uciekać, szykować do drogi Ale jedno skrzydło Lecz poznać dziewczyna, co ma piękne nogi Gwóźdź ci przedziurawił Ja pałać uczuciem i pałać szalenie Więc zostajesz z nami I tak się Makumba zakochać w Helenie Na wieki wieków amen My szybko wziąć ślub i mieć dużo dzieci Rodzice z Afryka przysyłać prezenty Ja ciągle studiować i uczyć do rana Hela się cieszyć z naszego mieszkania

Ja dużo pracować i wiele potrafić Polska teściowa się o mnie martwić Ona się ciągle modlić do Boga: „Boże jedyny, Makumbę zachowaj”

Ja kończyć studia i robić kariera My mieć samochód i bulteriera Ja mieszkać tu długo i nie wiedzieć czemu Nie chcą mnie przyjąć do KPN–u Małgośka Mgła

To był maj pachniała Saska Kępa a Mgła okryła domy i ulice a F E Szalonym zielonym bzem Wpełzła w szpary między okiennice. To był maj gotowa była sukienka F Ja w pokoju siedzę, a za oknem I noc stawała się dniem a Dzieją się tam rzeczy przeokropne. Już zapisani byliśmy w urzędzie E Białe koszule na sznurze schły a Patrzę a tam przy cmentarnej bramie Nie wiedziałam co ze mną będzie F a Kat jakiegoś gościa kołem łamie. Gdy tamta dziewczynę pod rękę ujrzałam z nim D7 G d7 G G7 Kat nad gościem męczy się i poci... Ludzie patrzą Małgośka mówią mi C Czyżby kat robotę swoją sknocił? On nie wart jednej łzy, on nie jest wart jednej łzy a C G Kat straszliwe śruby swe dokręca Małgośka wróżą z kart a Już nad gościem nie ma siły się znęcać On nie jest grosza wart F Nagle w tłumie słychać skargę gościa Ach weź go czart, weź go czart a D7 „Jejku, jak mnie dzisiaj łamie w kościach...” Małgośka tańcz i pij A z niego sobie kpij Patrzę a tam zaraz za zakrętem Jak wróci powiedz nie Wampir jakąś babkę dusi prętem Niech zginie gdzieś na dnie Taka kolej rzeczy już być musi, Ej, głupia ty, głupia ty, głupia ty. a D7 a Wampir jedną babkę w roku musi zdusić. „Czemu dzisiaj babkę tę przypierasz?” Jesień juz, juz pachną chwasty w sadach Pytam grzecznie damskiego wampira I pachnie zielony dym „Czemu dzisiaj brudzisz swe paluszki?” Jesień juz, gdy zajrzę do sąsiada „Jak to? Przecież właśnie dzisiaj są Zaduszki” Pytają mnie czy jestem z nim Widziałam biały ślub idą święta Tam na plantach, tuż obok cmentarza Nie słyszałam z daleka słów Mąż żonie wrzątkiem gębę wyparza, Może rosną im już pisklęta Chyba pójdę tam ze swoją żoną A suknia tej młodej uszyta jest z moich snów Ona także gębę ma niewyparzoną.

Jedna baba drugiej takiej babie Wsadziła do torby grabie A poza tym całkiem jeszcze nową Wsadziła jej w torbę bombę atomową. Teraz zaś niejaki pan Drakula Babkę z bombą w torbie gdzieś przytula. Wampir wiele kobiet ma w rezerwie Lecz ta babka świetnie przecież go rozerwie. Miłość w Cisnej Miłość z gór

G D e C / G D C D / G D e C / G D C D G Mówią, że góra się z górą nie zejdzie C e a A A7 Nawet gdy zima zasypie przełęcze d C G G7 Jak Cię nie kochać w taką noc G D C G A my byśmy w górach zeszli się wszędzie Nad Cisną gwiazdy w Wielkim Wozie h e C D Tak nas miłość przyciąga szaleńczo Swym blaskiem oświetlają nas G D C G Wiatr znad połonin je tu przywiał C D G W drodze nie będą nam przeszkodą Uskoki losu ukryte pod śniegiem Jak Cię nie kochać w taką noc e h Wicher się między nas nie wedrze chłodem Księżyc przegląda się w Twych oczach a h Zawieje nas nie oddalą od siebie I zarys gór ubranych w mgły e h I mógłbym patrzeć w nie bez końca a h C D Nad szczyt, nade wszystko miłość się wzbija Wspina się ponad ziemskie poziomy Jak Cię nie kochać w taką noc Nad górnolotne słowa, nad wyraz W splątanych włosach czuje wiosnę Miłość z gór jak góry ogromna I chciałbym wierzyć w uśmiech Twój Gdy Ci nad ranem śpiewam w Cisnej Mówią, że wiara góry przenosi A nas miłość niesie ponad doliną Nad ranem umilkł gitary śpiew Nie musimy zimy o nic prosić Zew morza pognał Cię na północ Choćby i bez szlaku przejdziemy nad zimą Lecz będę czekać cały rok Kiedy powrócisz znów do Cisnej Nie zdoła nas lęk po drodze zmrozić Przez zaspy prostą przebijemy ścieżkę Prześlizgniemy się gładko po niepewnym lodzie Jak lawina całą ogarniemy przestrzeń Mniej niż zero Moc

D e G D e – G D e G D e G D Jestem siłą drzemiącą G7+ C7+ Jestem puchem ulotnym Myślisz może, że więcej coś znaczysz e G D Jestem oparciem bezpiecznym bo masz rozum, dwie ręce i chęć Jestem siłą szemrzącą Twoje miejsce na ziemi tłumaczy zaliczona matura na pięć Bo my tworzymy jedną z wielkich mocy C D G e I w nas ukryta jest nadzieja C D G G7 Są tacy – to nie żart, C D Lecz gdy rozłączysz jedno od drugiego C D G e dla których jesteś wart C D To nie będziemy razem trwać C D G7+ G7+

Mniej niż zerooo – mniej niż zero... e G D e G D Jestem wodą źródlaną Mniej niż zerooo – mniej niż zero... Jestem błyskiem nadziei Jestem wizją zamgloną Zawodowi macherzy od losu Jestem strumieniem myśli specjaliści od śpiewu i mas Choćbyś nie chciał i tak znajdą sposób Jestem liściem jesiennym na swej wadze położą nie raz Jestem drzewem nieugiętym Jestem trawą niezłomną Choć to fizyce wbrew Jestem jesienią leniwą wskazówka cofa się Jestem kwiatem zziębniętym Jestem ciepłem natrętnym Jestem obroną daremną Jestem myślą codzienną Modlitwa o śmiech Moja ziemia

Śmiechu mi trzeba a Pochyl się nad tą ziemią D D E D D E Na te dziwne czasy h Spoconą od trudu D D E D D E Śmiechu zdrowego C Gdzie ludzie małej wiary C Jak źródlana woda G a Gdzie ludzie czekają wciąż cudu... C G D D E Niech mnie kołysze a W tej wielkiej podróży h Pokłoń się moim górom I niech prowadzi C Gdzie niebo czasami Gdzie śmieszna gospoda G a Przechodzi w mokrej sukni Przechodzi bosymi stopami Niech dźwięczy męczy F C Aż do zadyszki a G Gdzie gorzko się zagnieździł Śmiechu mi trzeba C G Dziki chwast zwątpienia Przede wszystkim a Więc w domu rozbrajamy Rozbrajamy granaty milczenia Niech się zatrzęsą Od śmiechu ściany Pozdrów jasne potoki Niechaj na zawsze W ramionach doliny Będę pijany I krople mego serca Nic okrutnego I krople w gałęziach kaliny Nic cynicznego Śmiechu mi trzeba Pochyl się nad tą ziemią Bardzo ludzkiego Gdzie krzyże w zagonach Załamują nad nami Załamują zmęczone ramiona

Niech świerki rosną smukłe Aby na rozstanie Stolarz mógł wystrugać Mógł wystrugać ostatnie mieszkanie Moje góry łaskawe Morskie opowieści

Moje góry łaskawe dajcie mi święty spokój kiedyś D fis G A Kiedy rum zaszumi w głowie, a Niechaj żyję tu z wami a potem umrę h D A Cały świat nabiera treści, G Wtedy chętniej słucha człowiek a C Na zielonej połoninie G Morskich opowieści. G E7 a

Moje góry łaskawe dajcie mi święty spokój kiedyś D fis G A Kto chce, ten niechaj słucha, Niechaj żyję tu z wami a potem umrę... h D A Kto nie chce, niech nie słucha, Jak balsam są dla ucha Domem teraz i potem bądźcie mi zawsze G A D Morskie opowieści. Bo w każdym drzewie chowam duszę Hej, ha! Kolejkę nalej! Niech porywa mnie wiatr Hej, ha! Kielichy wznieśmy! Porywa wiatr każdego dnia To zrobi doskonale W tajemnice górskich dróg G A Morskim opowieściom. Łajba to jest morski statek, Sztorm to wiatr co dmucha z gestem, Cierpi kraj na niedostatek Morskich opowieści.

Pływał raz marynarz, który Żywił się wyłącznie pieprzem, Sypał pieprz do konfitury I do zupy mlecznej.

Był na "Lwowie" młodszy majtek, Czort, Rasputin, bestia taka, Że sam kręcił kabestanem I to bez handszpaka.

Jak pod Helem raz dmuchnęło, Żagle zdarła moc nadludzka, Patrzę – w koję mi przywiało Nagą babkę z Pucka.

Niech drżą gitary struny, Niech wiatr grzywacze pieści, Gdy płyniemy pod banderą Morskich opowieści.

Od Falklandu–śmy płynęli, Doskonale brała ryba, Mogłeś wędką wtedy złapać Nawet wieloryba. Muszka plujka My cyganie

Muszka plujka i żuczek gnojarek a E My, Cyganie, co pędzimy z wiatrem, C G Stanowili dość dobraną parę. E a My, Cyganie, znamy cały świat, e Ona była plujka, a on zwykły żuk a d My, Cyganie, wszystkim gramy a e I żyli szczęśliwie, choć mu brakło nóg. A E A śpiewamy sobie tak H7 e E

Muszka plujka i żuczek gnojarek Ore, ore, szabadabada amore C G Co dzień rano wokół krowiej kupki odprawiali bale. Hej, amore szabadabada, a e Ona była plujka, a on nie miał wujka, O muriaty, o szagriaty a e A na dodatek jeszcze nie miał nóg ten żuk. Hajda trojka na mienia H7 e (E)

Muszka plujka i gnojarek żuczek – Kiedy tańczę – niebo tańczy ze mną, Ona była wierna, a on miał jeszcze parę innych suczek. Kiedy gwiżdżę – gwiżdże ze mną wiatr, Miłosnej euforii szybko mijał czas, Zamknę oczy – liście więdną, Lecz to trwało krótko, bo zabił ich gaz. Kiedy milknę – milczy świat.

Taka to historia, smutna, lecz prawdziwa. Gdy śpiewamy – słucha cała ziemia, Ona byłą plujka, on był stary dziwak. Gdy śpiewamy – słucha cały świat, Lecz skąd gaz pytacie, cień się plujki błąka. Niechaj każdy z nami śpiewa, Tak to słoń zawinił, bo drań puścił bąka. Niech rozbrzmiewa piosnka ta:

Będzie prościej, będzie jaśniej, Całą radość damy wam, Będzie prościej, będzie jaśniej Gdy zaśpiewa każdy z was: Na co komu dziś Nadzieja – CJT

Stała pod ściana sącząc kakao, F A F G Włosy Twoje jak łany pszenicy d Kapela cięła walca na sześć. F A F G Złocą się niby pole majowe F Spytałem skromnie: „czy pójdziesz do mnie?” Jak morska fala księżycem skąpana C Kiwnęła głowa zgadzając się. Co twarz mą skrzydłem piany muska mimochodem g a7

Trzeba zawsze żyć biegnącą chwilą a G C F Czym mam opisać Twych kształtów firmament Na co komu dziś wczorajszy dzień. Pradawnych bogiń niebiańską skończoność Jak w zwykłych słowach powiedzieć co czuję Topiłem smutki w butelce wódki Czy mogę widzieć obietnicę w spojrzeniu Obok Japończyk do lustra pił. Pytam żółtego: „powiedz dlaczego Nie ma przyszłości, ale jest nadzieja B F C Tez jesteś smutny?” on na to mi: W oczach się rodzi, w blasku ust dojrzewa g a7 d Pozwala wierzyć w dobry czas Na co komu dziś wczorajsza miłość Gdy nasze dłonie odnajdą się w pustce Na co komu dziś wczorajszy sen. Po co dalej pić to samo piwo W oczach Twoich jest tyle ciepła Kiedy czujesz, że uleciał gaz. Że w ich płomieniach zaraz topnieje Serca mojego lodowa osłona Chciałem być sobą za wielką wodą Co przed światem uczucia kryje Na czekoladę poczułem chęć. Była namiętna, bardzo nieletnia W Twoim uśmiechu jest wszystko zawarte I dobrze znała refrenu sens. Morze, i niebo, i tęcza jak droga Co przyciąga mnie, kusi i daje Spotkałem narzeczoną F G A F G Wiarę, że ten uśmiech, będzie kiedyś dla mnie taką ze szkolnych lat próbowaliśmy mocno by taniec naszych ciał rozgrzała jakaś iskra. Nadzieja – Hey Nadzieja – Ira

Spróbuj powiedzieć to a G d Możesz masz w głowie myśli bardziej szalone niż ja D C2 G C2 Nim uwierzysz, ze a G Może masz skrzydła których by Tobie pozazdrościł ptak Nie warto mówić kocham d Może masz serce całe ze szlachetnego szkła Może masz kogoś a może właśnie kogoś Ci brak Spróbuj uczynić gest Nie płacz, nie płacz, o nie C D C D Nim uwierzysz, że Nic nie warto robić Nie ma nikt, takiej nadziei jak ja D C2 G C2 Nie ma nikt, takiej wiary w ludzi i cały ten świat Nic naprawdę nic nie pomoże a G d Nie ma nikt, tylu zmarnowanych lat Jeśli Ty nie pomożesz dziś miłości Nie ma nikt, bo któż to wszystko mieć by chciał D C2 G Nic naprawdę nic nie pomoże Jeśli Ty nie pomożesz dziś miłości Może masz oczy w których nie gościł dotąd strach Może masz w sobie niechęć do wojny i brudnych spraw Musisz odnaleźć nadzieje Może masz litość a może uczuć już w tobie brak I nie ważne, że Może masz wszystko, lecz nie masz tego co mam ja Nazwą ciebie głupcem Musisz pozwolić by Tylko ja G F C G Sny Tylko ja F F C G Sprawiły byś pamiętał, że

Moja i twoja nadzieja a G F G a G F G Uczyni realnym krok w chmurach Moja i twoja nadzieja Pozwoli uczynić dziś cuda Naiwne pytania Naprawdę nie dzieje się nic

Kiedy byłem mały e e7 Czy zdanie okrągłe wypowiesz, e Zawsze chciałem dojść na koniec świata a a7 Czy księgę mądrą napiszesz g d Kiedy byłem mały, pytałem gdzie Będziesz zawsze miał w głowie tę samą a g I czy w ogóle kończy się ten świat ? Pustkę i ciszę d A kiedy byłem mały ooo... Słowo to zimny powiew W życiu piękne są tylko chwile G e D Nagłego wiatru w przestworze W życiu piękne są tylko chwile, tak, tak Może orzeźwi cię, ale do nikąd Dojść nie pomoże Kiedy byłem mały Pytałem co to życie ? Zwieść cię może ciągnący ulicami tłum a G C G C (F C F) Pytałem co to jest życie mamo ? Wódka w parku wypita albo zachód słońca a G C G E E7 Widzisz - życie to ja i Ty Lecz pamiętaj naprawdę nie dzieje się nic d a G Ten ptak, to drzewo i kwiat I nie stanie się nic aż do końca d E a Odpowiadała mi ooo... Zaufaj tylko warg splotom Teraz jestem duży i wiem, że Bełkotom niezrozumiałym W życiu piękne są tylko chwile Gestom w próżni zawisłym Dlatego czasem warto żyć Niedoskonałym Dlatego czasem warto żyć, no bo....

W życiu piękne są tylko chwile \ 4 x Kiedyś, kiedyś byłem mały Pytałem gdzie i czy, tak, tak Kiedyś byłem taki mały...taki mały...mały... Nasze przebudzenie Nie nie nie

Słuchać w pełnym słońcu, jak pulsuje ziemia C G d a Połóż pistolet na stół e a Uspokoić swoje serce, niczego już nie zmieniać I uprzedzenia wyrzuć w kąt C G D I uwierzyć w siebie, porzucając sny Na całym świecie są faszyści A twój bunt przemija, a nie ty. Którzy nienawidzą innych rąk Nie nie nie e Nie wiesz, nie wiesz, nie rozumiesz nic C G d a Nie wszystkich możesz zabić a To niemożliwe uwierz mi C G D Widzieć parę bobrów przytulonych nad potokiem Nie nie nie Nie zabijać ich więcej, cieszyć się widokiem Za dużo możesz stracić Nie wyjadać ich wnętrzności, nie wchodzić w ich skórę Bo takie krótkie są nasze dni Stępić w sobie instynkt łowcy, wtopić w naturę. Tylko nie mów tego mi e a C D Wybrać to co dobre, z mądrych starych ksiąg Nigdy nie mów tego mi G D e Uszanować swoją godność, doceniając ją Tylko nie mów tego że a C D A gdy wreszcie uda się, własne zło pokonać Nienawidzisz mnie G D Żeby zawsze mieć przy sobie, czyjeś ramiona. Więc pomyśl o tym co cię boli Wyczuć taką chwilę w której kocha się życie O wszystkich wojnach które znasz I móc w niej być stale na wieczność w zachwycie To najtrudniejsze zawsze jest W pełnym słońcu dumnie, na własnych nogach Powiedzieć nie gdy mówią tak Może wtedy będzie można ujrzeć uśmiech Boga. Nie nie nie Bądź pozytywnym wojownikiem Przejść Wielką Rzekę bez bólu i wyrzeczeń F C d a Kiedy na ringu zostajesz sam Tak tak tak Za dużo dzieci nie ma już Swoich tatusiów i swoich mam Nie p łacz, kiedy odjadę Nie płacz Ewka

Nie płacz, kiedy odjadę D h Nie płacz Ewka, bo tu miejsca brak A fis Sercem będę przy tobie e A7 D Na Twe babskie łzy E Nie płacz, kiedy odjadę G D Po ulicy miłość hula wiatr Zostawię ci te melodię e A7 Wśród rozbitych szyb Patrz poeci śliczni prawdy sens Piosenkę, która przypomni Roztrwonili w grach Niepowtarzalne te chwile W półlitrówkach pustych SOS I słowa cicho szeptane Wysyłają w świat Tylko tobie jedynej Żegnam was, już wiem h D Amore – to znaczy kocham Nie załatwię wszystkich pilnych spraw A E fis Tiviato – całuję ciebie Idę sam E D Gdy jestem z tobą dziewczyno Właśnie tam A Tak dobrze mi jest jak w niebie Gdzie czekają mnie Tam przyjaciół kilku mam od lat Chociaż będę daleko Dla nich zawsze śpiewam, dla nich gram Wrócę miłości śladem Jeszcze raz żegnam was nie spotkamy się... Więc zanuć naszą melodię I nie płacz, kiedy odjadę Proza życia to przyjaźni kat Pęka cienka nic Telewizor, meble, Mały Fiat Oto Marzeń szczyt Hej prorocy moi z gniewnych lat Obrastacie w tłuszcz Już was w swoje szpony swoje dopadł szmal Zdrada płynie z ust Niebo do wynajęcia Niech żyje bal

Na tablicy ogłoszeń pod hasłem „lokale” a7 Życie kochanie trwa tyle co taniec e Przeczytałem przedwczoraj ogłoszenie ciekawe fandango, bolero, be–bop H Na tablicy ogłoszeń fioletowym flamastrem d7 manna, hosanna, różaniec i szaniec H7 Ktoś nabazgrał słów kilka, dziwna była ich treść a7 i jazda i basta i stop. e Bal to najdłuższy na jaki nas proszą, G Niebo do wynajęcia G e7 a7 nie grają na bis, chociaż żal, D Niebo z widokiem na raj G D e7 h a7 zanim wiec serca upadłość ogłoszą C Tam gdzie spokój jest święty G D e7 h a7 na bal, marsz na bal H7 No i święci są pańscy Szklanką ciepłej herbaty Szalejcie aorty, ja idę na korty Poczęstuje cię Pan Roboto ty w rękach się pal Miasta nieczułe mijajcie jak porty Pomyślałem „to świetnie takie niebo na ziemi Bo życie, bo życie to bal Grzechów nikt nie przelicza nikt nie szpera w szufladzie” Bufet jak bufet zaopatrzony Pomyślałem „to świetnie” i spojrzałem na adres Zależy, czy tu, czy gdzieś tam Lecz deszcz rozmył litery i już nie wiem gdzie jest Tańcz póki żyjesz i śmiej się do żony I pij... zdrowie dam! Gdy wróciłem do domu gdzie się błękit z betonem splata W Babel wysoki sięgający do chmur Niech żyje bal! Bo to życie to bal jest nad bale! e H e H Zaparzyłem herbatę w swym pokoju nad światem Niech żyje bal! Drugi raz nie zaproszą nas wcale! H7 e Myśląc „nic nie straciłem pewnie tak jest i tam” Orkiestra gra! Jeszcze tańczą i drzwi są otwarte! e H e H Dzień wart jest dnia! A to życie zachodu jest warte! a H H7 e

Chłopo–robotnik jak boa grzechotnik z niebytu wynurza się fal, wiedzie swa mamę i tatę, i żonkę, i rusza, wyrusza na bal. Sucha kostucha – ta Miss Wykidajło wyłączy nam prąd w środku dnia. Pchajmy wiec taczki obłędu, jak Byron, bo raz mamy bal! Niewiele Ci mogę dać Nocna piosenka o mieście

Sto gorących słów, gdy na dworze mróz C a C W mieście jak ryby tramwaje C G W niewyspaną noc jeden koc d F C F C A miasto jak studnia bez dna F a G Solo moich ust, gitarowy blues C a C A niebo jak żuraw, a niebo jak żuraw C G G7 a Kilka dróg na skrót, parę słów ... d F C F G Schyla się nocą i świtem powstaje C d Nad rybną studnią bez dna E e a Nie mogę ci wiele dać F Nie mogę ci wiele dać d G Zaułków lipcem sparzonych A7 F Bo sam niewiele mam C a A Wyciszyć nie może zmrok G F C Nie mogę dać wiele ci F Zasiedli na ławkach, zasiedli na ławkach E7 a Nie mogę dać wiele ci d G Ludzie, co twarze dniem umęczone F C Przykro mi C F C Pod lipiec kładą i zmrok G C Pod lipiec kładą i zmrok G a Osiem znanych nut, McCartneya but Kilka niezłych płyt, jeden kicz Nie śpię, bo spotkać chcę w mieście Siedem chudych lat, talię zgranych kart Tę ciszę, co gęsta jak noc Południowy głód, kurz i bród Rozmawiać z krokami, swoimi krokami I idę do nocy naprzeciw Nadgryziony wdzięk, pustej szklanki brzęk Bo wokół cisza i noc Niespełniony sen itp. Podzielony świat, myśli warte kart Czekam, aż neon przytłumi Zaleczony lęk, weź co chcesz. Rozmyta latarnia dnia Odnajdą się cienie, odnajdą się cienie I ludźmi ulice zatłumią Czekam na przyjście dnia Och , Ziuta Odpowie Ci wiatr

Och Ziuta, dziś życie me przegrane jest h G A h Przez ile dróg musi przejść każdy z nas C F C a Przegrane jest przez jedną noc G A By móc człowiekiem się stać? C F G Och Ziuta, naprawdę nie wiem jak się pozbyć Przez ile mórz lecieć ma biały ptak, Jak się pozbyć ciebie stąd Nim w końcu opadnie na piach? Przez ile lat będzie kanion trwał, Urodę Świnki Piggy masz D G F Nim w końcu rozkruszy go czas? Wagą przewyższasz nawet ją We śnie mnie straszy twoja twarz Odpowie ci wiatr wiejący przez świat d G C F A wszystko to przez jedną noc D G A Odpowie ci bracie tylko wiatr.

Przez ile lat przetrwa ten górny szczyt, Nim deszcz go na mórz zniesie dno? Przez ile ksiąg pisze się ludzki byt, Nim wolność w nim wpisze ktoś? Przez ile lat nie odważy się nikt Zawołać, że czas zmienić świat?

Przez ile lat ludzie giąć będą kark, Nie wiedząc, że niebo jest tuż? Przez ile łez, ile bólu i skarg, Przejść trzeba i przeszło się już? Jak blisko śmierć musi przejść obok nas, By człowiek zrozumiał swój los?

Odpowie ci wiatr wiejący przez świat, Odpowie ci bracie tylko wiatr. Odpowie ci wiatr wiejący przez świat, I ty swą odpowiedź rzuć na wiatr. Ona Opadły mgły

Ona jest ze snu, a ubrana w codzienność D A G Opadły mgły i miasto ze snu się budzi C F Dla mnie zrzuca ją kiedy robi się ciemno Górą czmycha już noc C G Ktoś tam cicho czeka, by ktoś powrócił By nasze życie miało wreszcie jakiś smak A h G A Do gwiazd jest bliżej niż krok Wracam chętnie do chwili i pamiętam pierwszy raz Pies się włóczy pod murami bezdomny C F Pierwsze spotkanie jak podróż w nieznane A h A h Niesie się tęsknota czyjaś na świata cztery strony C G C Siedzieliśmy wpatrzeni tak jak dzieci, A h G A A ziemia toczy, toczy swój garb uroczy C F C G które jeszcze nic nie wiedzą Toczy, toczy się los.

By w środku nocy tańczyć razem w świetle gwiazd Ty, co płaczesz, a żeby śmiać się mógł się ktoś C F Zamykam oczy, tańczy cisza wokół nas – Już dość! Już dość! Już dość! C G Bo całkiem inna jest jej niewinność Odpędź czarne myśli! Każdy jej taniec jest wyłącznie dla mnie zawsze już zostanie Dość już twoich łez Niech to wszystko przepadnie we mgle.

Bo nowy dzień wstaje Bo nowy dzień wstaje Nowy dzień Bo wstaje nowy dzień

Z dusznego snu już miasto się wynurza Słońce wschodzi gdzieś tam Tramwaj na przystanku zakwitł jak róża Uchodzą cienie od bram Ciągną swoje wózki dwukółki mleczarze Nad dachami snują się sny podlotki pełne marzeń A ziemia toczy, toczy swój garb uroczy Toczy, toczy się los

Ty, co płaczesz, a żeby śmiać się mógł się ktoś – Już dość! Już dość! Już dość! Odpędź czarne myśli Porzuć błędny wzrok Niech to wszystko zabierze już noc. Oprócz błękitnego nieba Paw

Kiedy jestem sam e D Miałem kiedyś wielki dom piękny ogród otaczał go g c7 F Przyjaciele są daleko, ode mnie, ode mnie H7 C D Gdzie co noc słychać było pawia krzyk jak zapowiedź losu Gdy mam wreszcie czas dla siebie H7 e Kiedy rankiem znajdowałem tam złote jajo Wielki złote jajo Kiedy sobie wspominam Dawne, dobre czasy, Nie wiem skąd wziął się tam c7 d7 g c7 F Czuję się jakoś dziwnie, dzisiaj noc jest czarniejsza Nigdy przedtem o tym nie, nie myślałem Bo po co Oprócz błękitnego nieba C D e Kiedy miałem wielki kopiec złotych jaj Nic mi dzisiaj nie potrzeba I przyjaciół wielu otaczało mnie Nie byłem sam, o nie! nie byłem sam Gdzie są wszystkie dziewczęta, Które kiedyś tak bardzo kochałem, kochałem Pewnej nocy prysnął czar ptak nie znosił już złotych jaj Kto z przyjaciół pamięta ile razy dla Nich przegrałem Trefne karty rozdał los, więc przegrałem partię z nim A życie toczyło się dalej Ummm... W gardle zaschło mi A życie toczyło się dalej, a życie toczyło się dalej. Aaaa.... I butelka zupełnie, zupełnie, już pusta, już pusta Nikt do drzwi już dzisiaj nie zastuka Ładnych kilka długich lat minęło od tej nocy Której nigdy nie, nie zapomnę mu | x2 Oprócz drogi szerokiej, oprócz góry wysokiej C D e Siedzę teraz sam w ogrodzie, wśród umarłych kwiatów Oprócz kawałka chleba, oprócz błękitu nieba Nikt już nie, nikt już nie odwiedza mnie | x2 Oprócz słońca złotego, oprócz wiatru mocnego Czasem tylko przyjdzie on, czasem tylko przyjdzie on piękny Oprócz kawałka chleba, oprócz błękitu nieba Czasem tylko przyjdzie on piękny dumny Jak to paw, jak to zwykle paw. Pejzaże harasymowiczowskie Pieśń na wyjście

Kiedy stałem w przedświcie, a Synaj G D Idź człowieku idź, rozpowiedz a Prawdę głosił przez trąby wiatru, C e Idźcie wszystkie stany d d7 Zasmreczyły się chmur igliwiem – G D Kolorowi, biali, czarni E E7 Bure świerki o góry wsparte. e C D Idźcie zwłaszcza wy, ludkowie F G Przez na oścież otwarte bramy a e I na niebie byłem ja jeden, Plotąc pieśni w warkocze bukowe. Dla wszystkich starczy miejsca C G a e I schodziłem na ziemię za kwestą Pod wielkim dachem nieba Przez skrzydlącą się bramę Lackowej. Rozejdźcie się po drogach C e I był Beskid i były słowa G C G Po łąkach, po rozłogach a e Zanurzone po pępki w cerkwi baniach G C Po polach, błoniach i wygonach Rozłożyście złotych D D W blasku słońca, w cieniu chmur Smagających się z wiatrem do krwi. C D G Rozejdźcie się po niżu F G Moje myśli biegały końmi Rozejdźcie się po wyżu Po niebieskich, mokrych połoninach. Rozejdźcie się po płaskowyżu I modliłem się złożywszy dłonie W blasku słońca, w cieniu chmur a e Do gór, do Madonny brunatnolicej. Dla wszystkich starczy miejsca C e a e A gdy serce kroplami tęsknoty Pod wielkim dachem nieba Jęło spadać na góry sine, Na ziemi której ja i ty C e a a Czarodziejskim kwiatem paproci Nie zamienimy w bagno krw Rozgwieździła się Bukowina. Pieśń XXIX Piosenka dla Juniora i jego gitary

D C G D Gdy pokłócisz się z dziewczyną G D Całe życie w niebo idzie D2 (Nie życzę ci, lecz różnie jest) e D Mój połoniński pochód C7+ Nie chciej zaraz marnie ginąć G h I buki srebrni jeźdźcy G6 Zaufaj mi, przekonasz się C D D7 Nad nimi wiosny sokół D2 I nadał tamtej połoniny wiatr Skocz w pudło gitary a C I chmur wiosennych grzywy I tam rozłóż się obozem G D I na chorągwi wspomnień twarz Skocz w pudło gitary Z włosami wiejącymi Ratunkowym ona kołem Przeczekaj nachalną nawałnicę, Jak ciała nasze w mrocznym rytmie D e G D Wyjdź potem ze słońcem na ulicę! Wznosiły się góry opadały Wyjdź potem ze słońcem na ulicę. Tak dzieje się gdy wiosna przyjdzie Wypala miłość stare trawy Gdy ci będzie jakoś nie tak (Nie życzę ci, lecz różnie jest) Całe życie w niebo idzie Gdy ta słynna smuga cienia Mój połoniński pochód Przypęta się, przerazi cię I buki srebrni jeźdźcy Nad nimi wiosny sokół Aż cię znowu noc dopadnie Jak popiół rozwiały się grzechy (Nie życzę ci, lecz różnie jest) W ciszy ktoś zawilce zasiał Ciemny Bóg się tobą zajmie, I tylko grzmią włosy przestrzeni Lecz wtedy ty wywijasz się W wielkich oknach mego świata I pomóż słońcu! I pomóż słońcu! I pomóż słońcu lśnić! Piosenka dla Wojtka Bellona Piosenka dla Dośki

Powiedz, dokąd znów wędrujesz D G D Jeszcze noc, jeszcze cienie się chwieją G C Czy daleko jest twój sad D G D Cichym snem oddycha cały dom G C e A Ten w krainy buczynowe C G D Moje myśli błądzą między złudą i nadzieją G C Ze mną tam układa pieśni wiatr C G D A czasami do snów Twoich zajrzeć chcą G C D G G7 Ten w krainy buczynowe e g D Za mną nikogo, tylko wiatr… e G D To będzie dobry dzień C D Jeśli rano mnie przywitasz G D Zmierzchy grają, a przestrzenie Ciepłych rąk dotknięciem e Własny mi podają dźwięk Bez niepotrzebnych słów A A7 Takie śpiewy z nimi lub milczenie To będzie dobry dzień C D W którym znika każdy dawny lęk Z Twojej twarzy to wyczytam G C W takich śpiewach i milczeniu Dzień się budzi, Ty się budzisz G C W szumie świętych buków zginął lęk Witaj dniu D G

Zaszumiały się powietrza Jakie imię chcesz darować mu na drogę I ruszyłeś sam na szlak Jakim słowem przywita go nasz dom Ten ostatni, ten najlepszy Czy gdy jesień przyjdzie będzie jej za osłodę Przyszedł czas, Pan dał znak Wszak we dwoje jesień nie jest porą złą Ten ostatni, ten najlepszy Przyszedł czas, Pan dał Ci znak. Plastelina Płacz

Ulepiłem mamie domek z niewidzialnej plasteliny C G F G Z dłońmi tak splecionymi, jakbyś klęcząc, spała e D a e Dwa okienka, dwa koniny z niewidzialnej plasteliny. W niedostępne mym oczom wpatrzona widzenie, C h A A w okienkach kwiatki bratki z niewidzialnej plasteliny Płaczesz przez sen i wstrząsem wylękłego ciała e D a e A dla taty krawat w kwiatki z niewidzialnej plasteliny. Błagasz o nagłą pomoc, o rychłe zbawienie. C h e

Ulepiłem sobie pieska, łaciatego z czarnym pyszczkiem, Jeszcze płaczu niesytą do piersi Cię tulę, G D a e Lalkę Kasię i Tereskę, i pistolet, i siostrzyczkę. A Ty goisz się we mnie niby lgnąca rana, C h A Namęczyłem się ogromnie, zbiłem łokieć stłukłem szklankę A ja płacz Twój całuję, biodra i kolana G D a e mamo, tato chodźcie do mnie, mam tu dla was niespodziankę. I ramię i zsuniętą z ramienia koszulę C h e

Czemu na mnie tak patrzycie i zdziwione macie miny Lecz karmiony ust Twoich spłakanym oddechem, e D a e Czyście nigdy nie widzieli niewidzialnej plasteliny? Nie pytam o treść widzeń. Dopiero z porania C h A Zadaję ciemną nocą tłumione pytania. e D a e Odpowiadasz bezładnie – ja słucham z uśmiechem. C h e Pocztówka z Beskidu Poezja

Po Beskidzie błądzi jesień C G Ty przychodzisz jak noc majowa a7 e Wypłakuje deszczu łzy. A e Biała noc, uśpiona w jaśminie F G na zgarbionych plecach niesie F C I jaśminem pachną Twoje słowa Worek siwej mgły. d G I księżycem sen srebrny płynie. Pastelowe cienie kładzie C G Zdobiąc rozczochrany las. a e Płyniesz cicha przez noce bezsenne Nocą rwie w brzemiennym sadzie F C cichą nocą, tak liście szeleszczą Grona słodkich gwiazd, złotych gwiazd. D G C Szepcesz sny, szepcesz słowa tajemne W słowach cichych skąpana jak w deszczu Jesienią góry są najszczersze, F G C a Żurawim kluczem otwierają drzwi. F G C C7 Jesienią smutne piszę wiersze, F G C a Smutne piosenki śpiewam Ci. D G C

Po Beskidzie błądzą ludzie, Kare konie w chmurach rżą. Święci pańscy zamiast w niebie Po kapliczkach śpią. Kowal w kuźni klepie biedę, Czarci wydeptują trakt. W pustej cerkwi co niedzielę Rzewnie śpiewa wiatr, pobożny wiatr Polanka Powroty

Liści zielenią zagra nam wiatr a G a Boję się nieba w twoich oczach D A śpiewność ptaków tylko prawdę powie F E Jeszce drżysz ze zmęczenia i potu... G Choć niepojęty ten cały świat Świat chcesz dzielić na białe i czarne A Choć nam nie wszystko chce zmieścić się w głowie Miły boje się twoich powrotów! G A D

To zatańcz ze mną na polanie a G a Drżysz jeszcze oczy zamglone G Ot tak po prostu G F E Zrobisz wszystko o co cię proszę A To zatańcz ze mną na polanie a G a Musisz wierzyć, przecież mnie kochasz h Choć raz prawdziwie, zatańcz ze mną sobie G F E a Krótka chwila i wracasz G a E a a E a Krótka chwila i wracasz A Krótka chwila i wracasz na morze G A D Spójrz drzewa takie się uśmiechnięte A trawa oświadcza się kwiatom Boję się chmur nad twoim czołem Choć nienazwane to piękne przepięknie Kiedy ręce do krwi otarte Oddają się wszystkim nie biorąc nic za to Dumnie kładziesz przede mną na stole Miły boje się twoich powrotów! Drzewa coś szepcą, coś ciągle śpiewają I pełno w ich szumie jest twojej piękności Boję się morza w twoich myślach Choć troszeczkę o jesieni bają Kiedy jesteś do drogi już gotów To i tak las pełen jest naszej miłości Leżysz przy mnie, oczy otwarte Miły boję się twoich powrotów! Pożegnalny ton Pożegnanie Liverpoolu

Chyba dobrze wiesz już, jaką z dróg, C e a Żegnaj nam dostojny, stary porcie, C C7 F C Popłyniesz, kiedy serce rośnie Ci nadzieją. d D G Rzeko Mersey żegnaj nam! C G Że jeszcze są schowane gdzieś, F E7 a D Zaciągnąłem się na rejs do Kalifornii, C C7 F C Nieznane lądy, które szczęście twe odmienią. C F G C Byłem tam już niejeden raz. C G7 C

Chyba dobrze wiesz już, jaką z dróg, A więc żegnaj mi, kochana ma! G F C Wśród białej fali piany statek Twój popłynie, Za chwilę wypłyniemy w długi rejs. G A jeśli tak, spotkamy się, Ile miesięcy Cię nie będę widział, C C7 Na jakiejś łajbie, którą szczęście swe odkryjesz. Nie wiem sam, F C Lecz pamiętać zawsze będę Cię. C G Morza i Oceany grzmią, C G C F G Pieśni pożegnalny ton. F G C Zaciągnąłem się na herbaciany kliper, Jeszcze nieraz zobaczymy się, G C G E7 F Dobry statek, choć sławę ma złą, Czas stawiać żagle i z portu C G F A że kapitanem jest tam stary Burgess, Wyruszać nam w rejs! G C Pływającym piekłem wszyscy go zwą.

W kolorowych światłach keja lśni, Z kapitanem tym płynę już nie pierwszy raz, A główki portu sennie mruczą do widzenia. Znamy się od wielu, wielu lat. A jutro, gdy nastanie świt, Jeśliś dobrym żeglarzem – radę sobie dasz, W rejs wyruszymy, by odkrywać swe marzenia. Jeśli nie – toś cholernie wpadł.

Nim ostatni akord wybrzmi już. Żegnaj nam dostojny, stary porcie, Na pustej scenie nieme staną mikrofony. Rzeko Mersey żegnaj nam. Ostatni raz śpiewamy dziś. Wypływamy już na rejs do Kalifornii, Na pożegnanie wszystkim morzem urzeczonym. Gdy wrócimy opowiemy wam. Preludium dla Leonarda Prosektorium

Na parterze w mojej chacie D Leży na stole głowa Mieszkał kiedyś taki facet, G D jaka piękna połowa. Który dnia pewnego cicho do mnie rzekł: C G D Obok świeża i miękka Gdy zachwycisz się dziewczyną, C G Leży jakaś ręka. Nie podrywaj jej na kino, D A Ale patrząc prosto w oczy, szepnij słowa te: C G D A ty stoisz I się temu przyglądasz Jestem taki samotny h G Lecz uśmiechnij się, Jak palec albo pies. D A Bo za chwilę czeka Cię Kocham wiersze Stachury C G Twoje ulubione… I stary dobry jazz. D A D Prosektorium Szczęścia w życiu nie miałem, h G Rzucały mnie dziewczyny. D A Na półce wysoko Szukam cichego portu, C leży jedno oko. Gdzie okręt mój zawinie. G D A w ciemnej głuszy nasłuchują uszy. Po tych słowach z miłosierdzia Padła już nie jedna twierdza Pływają w wanience I nie jedna cnota chyżo poszła w las. nogi, głowy i ręce. Ryba bierze na robaki Wszystko się kotłuje, A panienka na tekst taki, chyba zwymiotuję. Który zawsze mówię, patrząc prosto w twarz. Można tutaj znaleźć Kiedy szał pierwszych zrywów minął każdą cząstkę ciała. Zakochałem się w dziewczynie Tylko duszy nie ma, Z Którą się na całe życie zostać chce dusza uleciała. Chciałem rzec: będziemy razem Zrozumiała mnie od razu I jak echo wyszeptała słowa te.

Jesteś taki samotny…

Jestem taka samotna… Przechyły Przemijanie

Pierwszy raz przy pełnym takielunku, e D e Dzień kolejny minął a G a Biorę ster i trzymam kurs na wiatr. e D e Dzień co nic nie przyniósł C G a e I jest jak przy pierwszym pocałunku – a D e Jeszcze się nie skończył C G a e W ustach sól, gorącej wody smak. a H7 e A już nowy wyrósł C G a

O – ho, ho! Przechyły i przechyły! a D e Tyle dni minęło, tyle marzeń C G a e O – ho, ho! Za falą fala mknie! a D e Tyle ludzi przeszło, tyle zdarzeń C G a e O – ho, ho! Trzymajcie się dziewczyny! a D e Tyle marzeń sennych się nie spełniło C G a e Ale wiatr, ósemka chyba dmie! a H7 e Tyle dobrych gwiazd ubyło. C G a

Zwrot przez sztag, o’key zaraz zrobię! Tyle słów powiedział Słyszę jak kapitan cicho klnie. Słów, co nic nie znaczą Gubię wiatr i zamiast w niego dziobem, Może kogoś uraził To on mnie od tyłu, kumple w śmiech. Czyjeś oczy płaczą

Hej ty tam z burtę wychylony Znowu czasu mijanie, Tu naprawdę się nie ma z czego śmiać! Znowu minął dzień– Cicho siedź i lepiej proś Neptuna, Komu przyniósł radość? Żeby coś nie spadło ci na kark. Komu smutek– wiem

Krople mgły, w tęczowym kropel pyle Tańczy jacht, po deskach spływa dzień. Jutro znów wypłynę, bo odkryłem Morze, jacht. żeglarską starą pieśń. Przewróciło się Przeżyj to sam

Przewróciło się niech leży G Na życie patrzysz bez emocji C e a Cały luksus polega na tym e Na przekór czasom i ludziom wbrew d d7 G G7 Że nie muszę go podnosić C Gdziekolwiek jesteś, w dzień czy w nocy C e a Będę się potykał czasem G Oczyma widza oglądasz grę d d7 G G7 Będę się czasem potykał ale nie muszę sprzątać C G D G Ktoś inny zmienia świat za ciebie C e a G D G Nadstawia głowę, podnosi krzyk A ty z daleka, bo tak lepiej Zapuściłem się to zdrowo I w razie czego nie tracisz nic Coraz wyżej piętrzą się graty Kiedyś wszystko poukładam Przeżyj to sam, przeżyj to sam C e a d d7 G g7 Teraz się położę na tym Nie zamieniaj serca w twardy głaz C e E7 a To mi się wreszcie należy więc się położę na tym Póki jeszcze serce masz d d7 G G7

Coś wylało się nie szkodzi Widziałeś wczoraj znów w dzienniku Zanim ztęchnie to długo jeszcze Zmęczonych ludzi wzburzony tłum Ja w tym czasie trochę pośpię I jeden szczegół wzrok twój przykul Tym bezruchem się napieszczę Ogromne morze ludzkich głów Napieszczę się tym bezruchem potem otworzę okna A spiker cedził ostre słowa W kątach miejsce dla odpadków bo w te kąty nikt nie zagląda Od których nagła wzbierała złość Łatwiej tak i całkiem znośnie I począł w tobie gniew kiełkować Może czasem coś wyrośnie Az pomyślałeś milczenia dość Może ktoś zwróci uwagę ale kiedyś się wezmę

Zapuściłem się to zdrowo Cały luksus polega na tym Łatwiej tak i całkiem słusznie Może czasem coś wybuchnie Będę się czasem potykał ale kiedyś się wezmę Raj Respect e7 C7+ G* D* What you want (hooo) baby I got it Tu, w górach trawy wiosną śpiewają h7 C What you need (hooo) you know I got it Wiatrem się trzęsą w chłodnym poranku G D (Hooo) all I'm asking (hooo) is for a little respect Źdźbła swe z kwiatami przeplatają ( Just a little bit) when you come home Jak ciała wiernych cichych kochanków (Just a little bit) hey baby ( Just little bit) When you come home ( Just a Little Bit) Mister Ciszę przerywa czasem śpiew ptasi Lub ryk jelenia gdzieś w leśnej głuszy I ain't gonna do you wrong while you're gone Tutaj spokoju pragnienie zgasisz I ain't gonna do you wrong 'cause I don't wanna I ukojenie znajdziesz dla duszy All I'm asking is for a little respect when you come home (Just a Little Bit) Baby ( Just a little bit ) Tu aniołowie siedzą przy watrze C7+ D G When you come home ( Just a little Bit) Yeah W gór majestacie Pan cicho śpiewa I kątem oka na ludzi patrzy I'm about to give you all my money Czasem spokojny, czasem się gniewa C7+ D e And all I'm asking in return honey Is to give me my profits when you get home Tu, wśród przełęczy i skalnych grani (Justa Justa Justa) Yeah baby when you get home Kamień samotny z ziemi wystaje Kwiecień zielony mchem przysiadł na nim ( Just a little Bit ) Yeah ( Just a little bit ) Już się rozgląda za ciepłym majem Tu aniołowie siedzą przy watrze... Hooo your kisses sweeter than honey and guess what so is my money All I want you to do for me is give it to me whn you get home ( Re re re re spect) Yeah baby whip it to me ( Just a little bit) when you get home now ( Just a little bit)

R-E-S-P-E-C-T find out what it means to me R-E-S-P-E-C-T take out the TCP ohhhh (Sock it to me,etc.)

A little respect oh yeah ( Just a little bit) A little respect ( Just a little Bit) Rzeka Sanctus

Wsłuchany w twą cichą piosenkę C F C F Święty, święty, święty blask kłujący oczy Wyszedłem na brzeg pierwszy raz. C F e a Święta, święta, święta ziemia co nas nosi Wiedziałem już rzeko, ze kocham cię rzeko F e a Że odtąd pójdę z tobą. F e d G Święty kurz na drodze e Święty kij przy nodze C O, dobra rzeko, o mądra wodo. C F C F e Święte krople potu D D7 Wiedziałaś gdzie stopy znużone prowadzić F e a Święty kamień w polu e Gdy sił już było brak (było brak). F e d G…C F Przysiądź na nim, panie C Święty płomyk rosy D D7 Wieże miast, łuny świateł. Święte wędrowanie e Ich oczy zszarzałe nie raz. Witały mnie pustką, żegnały milczeniem Święty chleb, chleba łamanie C D G gdym stał sie twoim nurtem Święta sól, solą witanie C D G Święta cisza, święty śpiew C D e Po dziś dzień z tobą rzeko. Znojny łomot prawych serc C D Gdzież począł, gdzie kres dał ci Bóg. Słupy oczu zapatrzonych C D G Ach życia mi braknie, by szlak twój przemierzyć, Bicie powiek zadziwionych C D e by poznać twą melodię. Święty ruch i drobne stopy C D D7 Święta święta święta ziemia co nas nosi

Słońce i ludny niebieski zwierzyniec Baran, Lew, Skorpion i Ryby sferyczne Droga Mleczna, Obłok Magellana Meteory, Gwiazda Przedporanna Saturn i Saturna dziwów wieniec Trzy pierścienie i księżyców dziewięć Neptun, Pluton, Uran, Mars, Merkury, Sen Katarzyny II Sen o Victorii

Na smyczy trzymam filozofów Europy, G D G Dzisiaj miałem piękny sen C F Podparłam armią marmurowe Piotra stropy, G D e Naprawdę piękny sen C F Mam psy, sokoły, konie - kocham łów szalenie, C D e Wolności moja, śniłem, że C F A wokół same zające i jelenie. C D G Wziąłem z Tobą ślub d F C Pałace stawiam, głowy ścinam fis h Kiedy mi przyjdzie na to chęć. fis G D Słońce nas błogosławiło Mam biografów, portrecistów C D e I Księżyc też tam był I jeszcze jedno pragnę mieć... C D G Wszystkie gwiazdy nieba, nieba Wszystkie gwiazdy pod Stój Katarzyno! Koronę Carów e H e H Sen taki jak ten może Ci z głowy zdjąć! e a e D G O Victorio, moja Victorio C a F Dlaczego mam Cię tylko w snach C a F Kobietą jestem ponad miarę swoich czasów. Wolności moja i Victorio C a F Nie bawią mnie umizgi bladych lowelasów. Opanuj w końcu cały świat d C G Ich miękkich palców dotyk budzi obrzydzenie, Już wolę łowić zające i jelenie. Och, gdyby tak wszyscy ludzie Ze wstydu potem ten i ów, mogli przeżyć taki jeden dzień Rzekł o mnie: niewyżyta Niemra! Gdy wolność wszystkich, wszystkich zbudzi I pod batogiem nago biegł, I powie: "Idźcie tańczyć, to nie sen" Po śniegu dookoła Kremla! O Victorio, moja Victorio Kochanka trzeba mi takiego jak imperium, O Victorio ma Co by mnie brał tak jak ja daję - całą pełnią. Co by i władcy i poddańca był wcieleniem, I mi zastąpił zające i jelenie. Co by zrozumiał tak jak ja, Ten głupi dwór rozdanych ról. I pośród pochylonych głów, Dawał mi rozkosz albo ból!

Gdyby się kiedyś kochanek taki znalazł... - Wiem, sama wiem! Kazałabym go ściąć! Sen w łemkowskiej wiosce Sielanka o domu

Wędrowałem Beskidu krainą e C e A jeśli dom będę miał, A h7 cis7 Leśne ścieżki miałem za siostry e C e To będzie bukowy koniecznie, D E7 A Wśród drzew odnalazłem mój spokój C D e Pachnący i słoneczny. h7 E A I zginęły gdzieś wszystkie kłopoty Wieczorem usiądę– wiatr gra, D E A zegar na ścianie gwarzy: A D E Gdy raz szedłem leśnymi dróżkami Dobrze się idzie, panie zegarze? a h7 cis7 Pośród lasów, trafiłem do wioski. Tik, tak... tik, tak... tik, tak... h7 E7 A Wszystko prawie już chwastem zarosło Świeca skwierczy i mruga przewrotnie, D E W jednej chacie zostałem na nocleg. Więc puszczam oko do niej A h7 cis7 Dobry humor dziś pani ma h7 E A Gdzie stąd odeszli ludzie, którzy piekli chleb? e C D e Dobry humor dziś pani ma h7 E A Gdzie są ich pieśni, czemu zamarł w cerkwi śpiew? Gdzie dym z kominów, studziennych żurawi skrzyp? Szukam, szukania mi trzeba A E Pozostała pustka, czasem echa tamtych dni. Domu– gitarą i piórem, G D A A góry nade mną jak niebo, A E Gdy zasnąłem to dręczyły mnie koszmary, A niebo nade mną jak góry G D A We śnie widziałem postacie z łemkowskiej wioski Coś szeptały, ręce do mnie wyciągały, Gdy głosy usłyszę u drzwi, Na ustach zamarł im krzyk bezsilności. Czyjekolwiek– wejdźcie, poproszę, Jestem zbieraczem głosów, A dom mój bardzo lubi, gdy Śmiech ściany mu rozjaśnia I gędźby lubi i pieśni... Wpadnijcie na parę chwil, Kiedy los Was zawiedzie w te strony, Bo dom mój otworem stoi Dla takich jak my, dla takich jak my...

Zaproszę dzień i noc, Zaproszę cztery wiatry– Dla wszystkich drzwi otwarte... Ktoś poda pierwszy ton– Zagramy na góry koncert Buków porą pachnącą: Nasiąkną ściany grą... A zmęczonym wędrownikom Odpocząć pozwolę muzyką, Bo taki będzie mój dom, bo taki będzie mój dom, Bo taki będzie mój dom Sponad kufla piwa

Jak szczyty do wzięcia, kufle kudłate E H fis A Wynurzają się po sobie i piętrzą w oddali E H fis A H Wspinają się słowa starym znanym szlakiem Szlakiem dawno zdobytych już szklanic

I wzrasta słono – słono potem okupiona A H cis gis Wiatrem odarta z drzew Jaworzyna A H E Spojrzenie błądzi po szczytach zielonych Gubi się w mgłą zasnutych dolinach

Wieczór gdzieś tam z wiatrem ku nocy odpływa Po kamieniach pną się myśli w nieskończoność Ku lotom bez granic – sponad kufla piwa Do bożych schronisk niepamięci drogą

Przewala się po kątach mej pijanej duszy Odchodzi i wraca, potyka i wstaje Grzmot dawno przebrzmiałej, radocyńskiej burzy I śmiech bez pamięci, i echa wołanie

Z każdym łykiem lżejszy wzbijam się nad domy Ponad sady dolin i cerkiewne głowy W rozespanych wspomnieniach nieprzytomnie tonę Między drogą z Komańczy a bramą Lackowej C D e (E) Sprzysiężenie górskiego kamienia Stand by me

A4 a A2 a /x2 A F#m D E A Sprzysiężeni budząc się świtem a E D Przykrywają palcami oczy F C E When the night has come By zatrzymać chociaż przez chwilę a G D F#m Nić wysnutą z osnowy nocy C E F G And the land is dark Nić, co nieba barwą się mieniąc C D D E A Diratissimę w ścianie kreśli C D And the moon is the only light we'll see Potem dnia zakładają brzemię h A I ruszają w drogę ku szczęściu C E7 a No, I won't be afraid, Fm Mija dzień, koło się toczy a C G E No, I won't be afraid Marzeniami kładą się cienie a C G F D E A I odradza się każdej nocy a G E Just as long as you stand, stand by me. I odradza się każdej nocy a C D F Sprzysiężenie górskiego kamienia C E A So, darling, darling, stand by me, Fm Sprzysiężeni – przyjazne dłonie Oh, stand by me. Plotą węzeł nad ogniem watry D E A I wpatrzeni w gasnący płomień Oh, stand, stand by me, Nucą pieśni pachnące wiatrem Stand by me.

Nie rozplotą ni burze, ni waśnie If the sea that we look upon Tego, co złączone przez ogień Should tumble and fall Słońce wokół – wciąż jaśniej i jaśniej Or the mountain should crumble in the sea, Zakwitł kamień dziś górskim głogiem I won't cry, I won't cry, No, I won't shed a tear A gdy wiatrem sprzysiężonym w oczy zawieje Just as long as you stand, stand by me Bliski uśmiech w cień nocy odejdzie Bukowina opuszcza ramiona Bukowina łeb pochyla siwy Czas odpływa, z czasem smutek kona Lecz wspomnienia pozostają żywe Stary bryg Sweet Home Alabama gdy wypływał z portu stary bryg e D G (D/e) Big wheels keep on turning jego losów nie znał wtedy nikt e D G (D/e) Carry me home to see my kin nikt nie wiedział tego że e D Singing songs about the Southland statkiem– widmem stanie się stary bryg A H7 e (D/e e) I miss Alabamy once again And I think its a sin, yes Hej, ho! na umrzyka skrzyni e G D e i butelka rumu G D e Well I heard mister Young sing about her Hej, ho! resztę czart uczyni Well, I heard ole Neil put her down i butelka rumu! Well, I hope Neil Young will remember A Southern man don't need him around anyhow Co z załogą zrobił stary bryg tego też nie zgadnie chyba nikt Sweet home Alabama czy zostawił w porcie ją Where the skies are so blue czy na morza dnie nikt nie wie gdzie Sweet Home Alabama Lord, I'm coming home to you Przepowiednia zła jest że ho ho! kto go spotka marny jego los In Birmingham they love the governor ale my nie martwy się, Now we all did what we could do hej nie martwmy się – rum jeszcze jest Now Watergate does not bother me Does your conscience bother you? Tell the truth

Now Muscle Shoals has got the Swampers And they've been known to pick a song or two Lord they get me off so much They pick me up when I'm feeling blue Now how about you?

Sweet home Alabama Oh sweet home baby Where the skies are so blue And the governor's true Sweet Home Alabama Lordy Lord, I'm coming home to you Yea, yea Montgomery's got the answer Szałasolot Szczęśliwej drogi już czas

Przed zaklęsłą stromizną urwiska G D C2 G Los Cię w drogę pchnął a s z a ł a s o l o t ulatuje w nieznane. e D C2 D I ukradkiem drwiąc się śmiał E Skrzydłem dachu zagarnia krajobraz Bo nadzieję dając Ci F Płyną przezeń śródleśne przestrzenie. Fałszywy klejnot dał E A Ty, idąc w świat Leśna mądrość obdarzyła go ciszą. a h C2 G Patrzysz w klejnot ten co dnia Chore drzewo w daremnej podróży. e D C2 D Chociaż rozpacz już od lat Brakło ognia, aby spełnił się żywot Wyziera z jego dna pustych piersi, pełnych wciąż wietrznych marzeń. Na rozstaju dróg Przed zaklęsłą stromizną urwiska Gdzie przydrożny Chrystus stał s z a ł a s o l o t – wystrzępione lotki gontów Zapytałeś, dokąd iść rozpościera – szykując się w ciszy Frasobliwą minę miał do niemożliwej podniebnej żeglugi. Przystanąłeś więc Z płaczem brzóz sprzymierzyć się I uronić pierwszy raz W czerwone wino łzę

Szczęśliwej drogi już czas a C Mapę życia w ręku masz G Jesteś jak młody ptak d a Głuchy jest los a C Nadaremnie wzywasz go G Bo Twój głos... d

Uuuuuu.... G d a

Idziesz wiecznie sam I już nic nie zmieni się Poza tym, że raz jest za Raz przed Tobą Twój cień Los Cię w drogę pchnął I ukradkiem drwiąc się śmiał Bo nadzieję dając Ci Fałszywy klejnot dał Szesnaście ton Świat baśni

Ktoś mówił, że z gliny ulepił mnie Pan, e A7 e/e Kiedy dzień przemija e a H7 Lecz przecież się składam z kości i z krwi. e A7 e/e Przychodzi marzeń chwila e a D Z kości i krwi i z jarzma na kark a G a a7 /G a Wiodąc kroki w czas dziecinnych snów G C a H7 I pary rąk, pary silnych rąk. h7 e/ H7 e Schodzą z kartek starych Bajki co przed laty Co dzień szesnaście ton i co z tego mam? e A7 e/e Opowiedział gdzieś tam komuś ktoś Tym więcej mam długów im więcej mam lat. e A7 e/e Nie wołaj święty Piotrze, ja nie mogę przyjść, a G a a7 /G a Jest taki świat pięknych baśni z dawnych lat a D7 G C Bo duszę swoją oddałem za dług h7 e/ H7 e Który nie przemija, w nim zatrzymał się czas a H7 e E7 Księżniczki, rycerze i paproci kwiat a D7 G C Gdy matka mnie rodziła, pochmurny był świt. Jest taki baśni świat. A H7 e Podniosłem więc szuflę, poszedłem pod szyb. Nadzorca mi rzekł – Nie zbawi Cię Pan, W gęstwinach huczą jary Załaduj co dzień szesnaście ton. Drgają drzew konary Ponad lasem srebrny księżyc mknie Czort może dałby radę, a może i nie. Głaz do głazu gada Szesnastu tonom podołać co dzień. Dziwy opowiada Szesnaście ton, szesnaście jak drut, W starym dębie skrzaty kryją się Co dzień nie da rady nawet i we dwóch.

Gdy kiedyś spotkasz mnie, lepiej z drogi mi zejdź, Bo byli i tacy – nie pytaj gdzie są. Nie pytaj gdzie są, bo zawsze jest ktoś, Nie ten, to ów, co urządzi Cię.

Co dzień szesnaście ton i co z tego masz? Tylko długi, leżysz, słabniesz, nędza bruździ Ci twarz O Panie mój ja nie mogę już iść Zaprzedałem duszę swoją i to nie od dziś. Światłem Ta sama chwila

Jestem jak nieprzepuszczalny promień, promień światła a G Mów, niech twoje słowa zbudza krew, F C d Wszystko co mną – światłem jest a G Niech wszystko będzie juz O.K. C B O–o, Wszędzie, gdzie pędzę, znajdę – znajdę zmierzch Jest tyle miejsc, do których powrócimy. F B Csus4 C Błękitny zmierzch świetlisty zmierzch Mów, niech twoje słowa zburzą mur, niech twoje dłonie zniszczą chłód, Uciekam w przepaści mroczne głębie F G a Ten nagły chłód, co sercu przyniósł zimę. Bo nie wiem jeszcze jak tam jest Błękit i fiolet przenika mnie F G C a Nie odnajdzie więcej nas ta sama chwila. F C d7 B Csus4 C Światłem stanę się F G a Nie odnajdzie więcej nas ta sama chwila. Niech każdy dzień dodaje nam sil, Es B F C Jestem jak niezdobyty szczyt, szczyt skalisty Może znajdziemy siebie znów. Wdrapać do światła musisz się Nie trzeba lin uprzęży karabinki niepotrzebne Mów, chce tego bardziej niż ty sam, Czasami skała serce ma Miłość mocniejsza jest od skal. Obiecaj mi lawinę uniesienia. Jestem jak trawa najprostsza patrząca w oczy niebu Mów, chce być przy tobie blisko tak, czule jak alpejski szczyt Wiem, ze tych słów nie zmieni czas, Bezdomny jak Cyganie wiatru wolny jak krzyk zabłąkany Dopóki jest, dopóki jest nadzieja. W promieniach mgieł ramionach zórz Tak bardzo się starałem Taka mała

Kto za tobą w szkole ganiał do piórnika żaby wkładał G G a Bo taka mała bardzo mi się spodobałaD G h A Kto? no powiedz kto? D7 G Za taką małą oddałbym kawał duszy ciała Kto na ławce wyciął serce i podpisał głupiej Elce Ciała i duszy, abym tylko mógł usłyszeć jej głos. Kto? no powiedz kto? Za taką małą życie oddać by się chciało Tak bardzo się starałem C G E7 Dla takiej małej suknie, broszki, kwiaty szale A ty teraz nie chcesz mnie a D7 G Szale i kwiaty, dom na raty, a w nim dzieciaków tłum. Dla ciebie tak cierpiałem C G E7 Powiedz mi dlaczego nie chcesz mnie a a7 D Za taką małą i powalczyć by się chciało G G a D7 G Bo taka mała, a tak bardzo się wszystkiego bała Bała się złego i dobrego, i w tym był jej wdzięk. Kto dla ciebie nosił brodę, spodnie w kwiatki włożył modne Kto, no powiedz kto Hej! Ty mała bardzo mi się spodobałaś Kto Tuwima wiersz przepisał, jako własny tobie wysłał Dla ciebie mała oddałbym kawał duszy ciała Kto, no powiedz kto Ciała i duszy, lecz na razie wybacz muszę już iść.

Ja dla ciebie byłem gotów kilo wiśni zjeść z pestkami Ja, tylko ja Teraz kiedy cię spotykam mówisz mi że się nie znamy Czy to ładnie tak? Tańcz głupia tańcz Teksański

U Maxima w Gdyni znów cię widział ktoś, a F G a F G Herbata stygnie zapada mrok D G A sypał zielonymi mahoniowy gość. A pod piórem ciągle nic D G A Bony M zagrało, kelner zgiął się wpół Obowiązek obowiązkiem jest Potem odjechało złote BMW. Piosenka musi posiadać tekst Gdyby chociaż mucha zjawiła się Tańcz głupia, Tańcz, swoim życiem się baw, C G a F Mogłabym ją zabić a później to opisać wprost na spotkanie ognia leć. C G a Tańcz głupia, Tańcz wielki bal sobie spraw, C G a F W moich słowach słoma czai się G A D To wszystko co dziś możesz mieć. C G a Nie znaczą nic G A D Jeśli szukasz sensu prawdy w nich Sama tego chciałaś, pewnie coś był wart Zawiedziesz się Zapłacony ciałem kolorowy slajd. A może zmienić zasady gry Czasem tak dla hecy, lubię patrzeć jak Chcesz usłyszeć słowa coraz bliżej świecy ruda krąży ćma.. To sam je sobie wymyśl

Nabij diabła, chmurę śmierci weź Pomoże ci Wnet twe myśli w słowa zmienią się Wyśpiewasz je sam Tolerancja Tyle słońca w całym mieście

Dlaczego nie mówimy o tym, co nas boli otwarcie D A Dzień – wspomnienie lata d A7 Budowa ściany wokół siebie – marna sztuka A D Dzień – słoneczne ćmy, a–a! A7 d D7 Wrażliwe słowo, czuły dotyk wystarczy D A Nagle w tłumie, w samym środku miasta g d Czasami tylko tego pragnę, tego szukam D G A D A D Ty, po prostu – ty. E7 A7

Na miły Bóg, życie nie po to tylko jest, by brać A D G A Dzień – godzina zwierzeń Życie nie po to, by bezczynnie trwać D G A Dzień – przy twarzy twarz, a–a! I aby żyć siebie samego trzeba dać D G A Szuka pamięć poplątanych ścieżek, Lecz czy znajdzie nas? Problemy moje, twoje, nasze, boje, polityka A przecież każdy włos jak nasze lata policzony Tyle słońca w całym mieście, d Kto jest bez winy niechaj pierwszy rzuci kamień, niech rzuci Nie widziałeś tego jeszcze, Daleko raj, gdy na człowieka się zamyka Popatrz, o, popatrz! g Szerokimi ulicami A7 Niosą szczęście zakochani, Popatrz, o, popatrz! d

Wiatr porywa ich spojrzenia, D7 Biegnie światłem w smugę cienia, Popatrz, o, popatrz! g Łączy serca, wiąże dłonie, A7 Może nam zawróci w głowie też. A7 d

Dzień – powrotna podróż, Dzień – podanie rąk, a–a! Ale niebo całe jeszcze w ogniu, Chce zatrzymać wzrok! Uciekaj moje serce U rke

Gdzieś w hotelowym korytarzu krótka chwila, a E a Nic nie przychodzi do głowy E Splecione ręce gdzieś na plaży oczu błysk G C Samotny człowiek w środku dnia cis Wysłany w biegu krótki list A7 Zupełnie sam Stokrotka śniegu dobra myśl, d Na ulicy gwar To wciąż za mało moje serce, żeby żyć G C Zgubione szczęście Uciekaj skoro świt, d Nigdy nie wraca choćbyś chciał Bo potem będzie wstyd a Tyle w życiu sie zmienia I nie wybacz nikt chłodu ust twych E a Zaufaj przeznaczeniu

Burzliwe wtorki, które przyjdą po niedzielach Pijemy za lepszy czas A Kropelka żalu , której winien jesteś ty Za każdy dzien., który w życiu trwa cis Nie prawda że tak miało być, Za każde wspomnienie co żyje w nas że warto w byle pustkę iść Niech żyje jeszcze przez chwile To wciąż za mało… Nic nie przychodzi do głowy Odloty nagłe i wstydliwe nie zabawne Nic nie poprawisz choćbyś chciał Nic nie wiedząc, a zdradzony pies, czy liść Czekaj na wiatr żałośnie chuda kwiatów kiść Zjawi sie sam I nowa złuda nowa nić To wciąż za mało.... Wykorzystaj te chwile Może cie spotkać w środku dnia Nie trać wiary w marzenia Tyle jest do stracenia W górach jest wszystko co kocham W listopadowym lesie

W górach jest wszystko co kocham G h C D Jak łasiczki ścieżka w śniegach d e a I wszystkie wiersze są w bukach Droga życia była kręta d G C I zawsze kiedy tam wracam Teraz z lasów zeszła na mnie d e a Biorą klony mnie za wnuka Młodych jodeł zieleń święta E a Nieludzką ręką malowany jest Zawsze kiedy tam wracam Piękny obraz duszy mojej Siadam na ławce z księżycem Ale Złockiej Ikonie I szumią brzóz kropidła Ja nigdy nic nie powiem Dalekie miasta są niczym Wokół góry, góry i góry E a Ja się tam urodziłem w piśmie G a e D I całe moje życie w górach E a Ja wszystko górom zapisałem czarnym Ileż piękniej drozdy leśne śpiewają C G I jeden znam tylko Synaj Niż śpiewak płatny na chórach E a Na lasce z jałowca wsparty Wokół lasy, lasy i wiatr I całe życie w wiatru świstach I czerwień kalin jak cyrylica pisze Wszyscy których kocham wita I na trombitach jesieni głosi bór Modrzewia ikona złocista Że jedna jest tylko mądrość Dzieło zdjęte z gór. Ważne są tylko kopuły pieśni Które na górze wysokiej zostaną Nikt nie szuka inicjałów cieśli Gdy cieśle dom postawią Przyjaciele, którzy jemiołę czcicie Dobrze, że chodzicie światem Wkrótce jodełkę zieloną spalicie By darzyła was ciepłym latem Warszawa We wtorek po sezonie

Za oknem zimowo zaczyna się dzień H Złotym kobiercem wymoszczone góry G C G Zaczynam kolejny dzień życia cis A Jesień w doliny przyszła dziś nad ranem h C a D Wyglądam przez okno, na oczach mam sen Buki czerwienią zabarwiły chmury G C H7 e A Grochów się budzi z przepicia Z latem się złotym właśnie pożegnałem... C D7 G Wypity alkohol uderza w tętnice Autobus tapla się w śniegu We wtorek w schronisku po sezonie G C D G Przez szybę oglądam betonu stolicę W doliny wczoraj zszedł ostatni gość... e A7 D Już jestem na drugim jej brzegu Za oknem plucha, kubek parzy w dłonie G c H7 e I tej herbaty i tych gór mam dość... C D G Gdy patrzę w twe oczy zmęczone jak moje E H A To kocham to miasto zmęczone jak ja Szaruga niebo powoli zasnuwa, Gdzie Hitler i Stalin zrobili, co swoje Wiatr już gałęzie pootrząsał z liści. Gdzie wiosna spaliną oddycha Pod wiatr, pod górę znowu sam zasuwam Może w schronisku spotkam kogoś z bliskich Krakowskie Przedmieście zalane jest słońcem Wirujesz jak obłok, wynurzasz się z bramy Ludzie tak wiele spraw muszą załatwić A ja jestem głodny, tak bardzo głodny A czas płynie wolno panta rhei... Kochanie, nakarmisz mnie snami Do siebie tylko już nie umiem trafić Zielony Żoliborz, pieprzony Żoliborz Kochać, to więcej z siebie dać, czy mniej... Rozkwita na drzewach na krzewach ściekami z rzeki kompletnie pijany Chcę krzyczeć, chcę ryczeć, chcę śpiewać

Jesienią zawsze zaczyna się szkoła A w knajpach zaczyna się picie Jest tłoczno i duszno, olewa nas kelner I tak skończymy o świcie Jesienią zawsze myślę o latach Tak starych jak te kamienice Jesienią wychodzę z tobą na spacer Przez pełne kasztanów ulice W ehikuł czasu Wędrowiec

Pamiętam dobrze ideał swój A E fis D Nie oglądaj się za siebie, kiedy wstaje brzask a C Marzeniami żyłem jak król A E D A Ruszaj dalej w świat nie zatrzymuj się G d a Siódma rano, to dla mnie noc Sam wybierasz swoją drogę z wiatrem czy pod wiatr a C Pracować nie chciałem, włóczyłem się Znasz tu każdy szlak przestrzeń woła cię G d a Za to do puszki zamykano mnie Za to zwykle zamykano mnie Przecież wiesz, że dla ciebie każdy nowy dzień C G d a Po knajpach grywałem za piwo i chleb Przecież wiesz, że dla ciebie chłodny lasu cień Na szyciu bluesa tak mijał mi dzień Przecież wiesz, jak upalna bywa letnia noc Przecież wiesz, że wędrowca los to jest twój los Tylko nocą do klubu Puls /E fis /D A Jam session do rana, tam królował blues Lśni w oddali toń jeziora słyszysz ptaków krzyk To już minęło, ten klimat, ten luz Tu odpoczniesz dziś i nabierzesz sił Ci wspaniali ludzie nie powrócą D Ale jutro znów wyruszysz na swój stary szlak Nie powrócą już Będziesz dale szedł tam gdzie pędzi wiatr

Lecz we mnie zostało coś z tamtych lat Mój mały intymny muzyczny świat Gdy tak wspominam ten miniony czas Wiem jedno, że to nie poszło w las Dużo bym dał, by przeżyć to znów Wehikuł czasu to byłby cud Mam jeszcze wiarę, odmieni się los Znów kwiatek do lufy wetknie mi ktoś Wędrujemy (dwa światy) W hisky

Wędruję ścieżką od ciebie do ciebie A9 Mówią o mnie w mieście – co z niego za typ G C G C G C G C Choć droga prowadzi tylko przez góry fis F A9 Wciąż chodzi pijany, pewno nie wie co to wstyd G C G C G C G C Przez świat zatopiony wierzchołkami w niebie Brudny, niedomytek – w stajnie ciągle śpi D Dwa światy znam – lecz ten mój to który? Czego szuka w naszym mieście C G a D Idź do diabła – mówią ludzie pełni cnót C G a Góry rozpadły się w stos fotografii D E7 Ludzie pełni cnót D G C G C Poprzecinane wąwozami miasta A9 fis F A9 Ale ty mój świat ułożyć potrafisz Chciałem kiedyś zmądrzeć, po ich stronie być I świat znów zaczyna w góry się zrastać Spać w czystej pościeli, świeże mleko pić Naprawdę chciałem zmądrzeć i po ich stronie być Góry to nasze spiętrzone marzenia C G a F Pomyślałem więc o żonie aby stać się jednym z nich W górach ludzie jak one rosną ku niebu Stać się jednym z nich Morze szczytów nas w żeglarzy przemienia Sterujących coraz dalej od brzegu Już miałem na oku hacjendę – wspaniałą mówię wam Lecz nie chciała tam zamieszkać, żadna z pięknych dam Góry to ludzie którzy je niosą w plecaku Wszystkie śmiały się wołając, wołając za mną wciąż Ludzie są jak góry które noszą w sobie Bardzo ładny frak masz Billy, ale kiepski byłby z ciebie mąż Gdzie oczy poniosą wędrujemy szlakiem Kiepski byłby mąż A u celu i tak czeka drugi człowiek Whisky – moja żono – jednak tyś najlepszą z dam Wędruję ścieżką od ciebie do ciebie Już mnie nie opuścisz nie, nie będę sam Choć nie ma drogi poza górami Mówią – whisky to nie wszystko, można bez niej żyć Już poza tobą świata nie dostrzegam Lecz nie wiedzą o tym, że – że najgorzej to Zawieszony między dwoma światami To samotnym być, to samotnym być – nie Nie chcę już samotnym być – nie... Tęsknię za tobą na pustych szczytach Lecz mój wzrok nie sięga w doliny U świata krawędzi z chmur skłębionych czytam Świat na tobie się kończy na tobie zaczyna Wiara Wind of change

Teraz popłynę powietrzem G D F, Dm, F, Dm, Am7, Dm Am7, G Pośród opasłych gwiazd C G I follow the Moskva C Dm Dni ponazywam odszedłem Down to Gorky Park C Z waszych podniebnych lat. Listening to the wind of change Dm Am7 G An August summer night C Dm Mam jeszcze dosyć wiary Soldiers passing by C W ciebie i w siebie i w nas Listening to the wind of change Dm Am7 G Wziąłem ją z mojej gitary Tego nauczył mnie czas. [Interlude:] F9, Dm, F, Dm, Am7, Dm Am7, G The world is closing in C Dm Ty ze swej drogi nie wracaj Did you ever think C Choćby dogonił cię krzyk That we could be so close, like brothers Dm Am7 G Słowa nic przecież nie znaczą The future's in the air C Dm To tylko umarł nikt. I can feel it everywhere C Blowing with the wind of change Dm Am7 G

[Chorus:] Take me to the magic of the moment C G Dm G On a glory night C G Where the children of tomorrow dream away Dm G Am In the wind of change Am/F G

Walking down the street C Dm Distant memories C Are buried in the past forever Dm Am7 G [Chorus] With you and me Am/F G [Chorus] The wind of change blows straight Am G Into the face of time Am Like a stormwind that will ring G The freedom bell for peace of mind C Let your balalaika sing Dm What my guitar wants to say E E [Chorus] With you and me Am/F G Windą do nieba [Outro:] F, Dm, F, Dm, Am7, Dm Mój piękny panie, raz zobaczony w technikolorze C a G Piszę do pana ostatni list F G C Już mi lusterko z tym pana zdjęciem też nie pomoże G a F Pora mi dzisiaj do ślubu iść C G F

Mój piękny panie ja go nie kocham, taka jest prawda Pan główną rolę gra w każdym śnie Ale dziewczyna przez świat nie może iść całkiem sama Życie jest życiem pan przecież wie

Już mi niosą suknię z welonem F G C a Już cyganie czekają z muzyką Koń do taktu zamiata ogonem Mendelsonem stukają kopyta F e a

Jeszcze ryżem sypną na szczęście Gości tłum coś fałszywie odśpiewa Złoty krążek mi wcisną na rękę I podwiozą mnie windą do nieba /x3 F G C G

Mój piekny panie z tego wszystkiego nie mogłam zasnąć Więc nie mógł mi się pan przyśnić dziś I tak odchodzę bez pożegnania jakby znienacka W łosy Kiedy jesteś piękny i młody a C G E Nie, nie, nie, nie zapuszczaj wąsów ani brody Tylko noś, noś, noś drugie włosy jak my. a C G E A Kiedy jesteś stary i brzydki Nie, nie, nie, nie używaj maszynki, ani brzytwy Tylko noś, noś, noś długie włosy jak my Bo najlepszy sposób na dziewczynę a C D E Zrobić sobie z włosów pelerynę A więc noś, noś bracie długie włosy jak my a C D E A Już cię rodzina z domu wygania Już cię fryzjer z nożycami gania A ty noś, noś, noś długie włosy jak my Idzie Hippis z długimi włosami a C G E Skręcił z Kruczej idzie Alejami A ty noś, noś, noś długie włosy jak my a C G E A Idzie żołnierz z długimi włosami WSW go goni Alejami A ty noś, noś, noś długie włosy jak my Bo najlepszy sposób na kobietę Zrobić sobie z włosów bransoletę A więc noś, noś, noś długie włosy jak my Znów cię rodzina z domu wygania Znów cię fryzjer z nożycami gania A ty noś, noś, noś długie włosy jak my Idzie ojciec niesie nowe szachy Długie włosy wiszą mu z pod pachy A ty noś, noś, noś długie włosy jak my Idzie ciotka, idzie całkiem bosa Długie włosy wiszą jej u nosa A ty noś, noś, noś długie włosy jak my Kiedy jesteś piękny i młody Nie, nie, nie, nie zapuszczaj wąsów ani brody Tylko noś, noś bracie długie włosy jak my I niech cię rodzina z domu wygania Niech cię fryzjer z nożycami gania A ty noś, noś, noś długie włosy jak my W szystko mi mówi, ż e mnie ktoś pokochał Wytrąciłaś

Ktoś mnie pokochał, świat nagle zawirował, bo C F G Rata tam tatatam tataratatatatam C G a F Ktoś mnie pokochał na dobre i na złe tararara tararam C G C Bezchmurne niebo znów mam nad głową Bo ktoś pokochał mnie a Byłem jeden okrągły, miałem wszystko na twarzy C G C G Byłem chętny i czuły, miałem o czym pomarzyć Ktoś mnie pokochał, niech wszyscy ludzie wiedzą to Byłem pełen równości i górą powagi C G a F Ktoś mnie pokochał na dobre i na złe Wytrąciłaś mnie z równowagi C G C Ktoś mnie pokochał, ze snu mnie zbudził Ktoś, kto pokochał mnie Rata tam tatatam tataratatatatam Wytrąciłaś mnie z równowagi C G C Lampa nad progiem, i krzesło, i drzwi FG Świat był piękny i pusty, a ja w porównaniu Wszystko mi mówi, że mnie ktoś pokochał Byłem prosty, gotowy na każde spotkanie Woda i ogień powtarza wciąż mi Świat był drzwiami słabości i ścianą odwagi Że mnie ktoś pokochał dziś Wytrąciłaś mnie z równowagi Pukajcie ze mną w niemalowane drewno, bo Lampa stała na stole, włosy rosły na głowie, Czasami szczęście trwa tylko chwilę, dwie buty spały na szafie, młodzi pili na zdrowie, Pukajcie ze mną, bo wiem na pewno jedni mieli pretensje, drudzy mieli uwagi, Że ktoś pokochał mnie Wytrąciłaś mnie z równowagi La, la, la, la... Jedno życie w pamięci, drugie życie na zdjęciach, czasem kropla na głowę, byle nigdy nie cegła, Lampa nad progiem, i krzesło, i drzwi z jednej strony coś głaszcze, z drugiej strony coś wali, Wszystko mi mówi, że mnie ktoś pokochał A ty mnie wytrąciłaś z równowagi Woda i ogień powtarza wciąż mi Że mnie ktoś pokochał dziś

Pukajcie ze mną w niemalowane drewno, bo Czasami szczęście trwa tylko chwilę, dwie Pukajcie ze mną, bo wiem na pewno Że ktoś pokochał mnie Yesterday Z aniołami

Yesterday, G F#m Wielkiego miasta krzyk All my troubles seemed so far away B7 Em Em/D C Obudził sie i znikł Now it looks as though they're here to stay D G G/F# Zdjął z powiek łuski snu Oh, I believe in yesterday Em A7 C G I pognał do gwiazd co tchu.

Suddenly, Poczułem wtedy broń, I'm not half the man I used to be ANIOŁA BRATNIĄ DŁOŃ There's a shadow hanging over me nie będę się więcej bał Oh, yesterday came suddenly ANIOŁÓW WOKÓŁ MAM

F#m B7 Em Em/D C G/B Am D G A tymczasem zanim przyjdzie sen Why she had to go I don't know she wouldn't say I oczy szklące mi zamknie powieką I said something wrong now I long for yesterday Weź proszę moje ręce dwie I ponieś je, ponieś, daleko daleko. Yesterday Love was such an easy game to play Wielkiego miasta krzyk ... Now I need a place to hide away Oh, I believe in yesterday. Z nim będziesz szczęśliwsza Z akończenie

Zrozum to, co powiem, e H7 Oto droga przede mną karta C9 F* Spróbuj to zrozumieć dobrze G D Nie spełniona opisem zdarzeń C9 F* Jak życzenia najlepsze, te urodzinowe C G Oto kroki – tykanie zegara C9 F* Albo noworoczne, jeszcze lepsze może a H7 Aż po czasu najdalszy kraniec G* F* C9 O północy gdy składane C G Drżącym głosem, niekłamane H7 Oto wola ziarno kiełkujące Jakże wątło i jakże niespiesznie Z nim będziesz szczęśliwsza, C G Zasiane byle jak na łące Dużo szczęśliwsza będziesz z nim. a H7 Olbrzymiego groźnego powietrza Ja, cóż C Włóczęga, niespokojny duch, G Błazen płacze – śmieje się błazen a G* Ze mną można tylko a Karuzela z twarzami w pędzie F* C9 Pójść na wrzosowisko D7 Barwny kram z wyborem przeznaczeń a G* I zapomnieć wszystko e Przy strzelnicy gdzie celem szczęście F* Gis0 C9 Jaka epoka, jaki wiek, C G a Jaki rok, jaki miesiąc, jaki dzień G a C G Błazen płacze – błazen się śmieje I jaka godzina a Zgiełk przy w łuk ustawionych stołach Kończy się, C Może dziś wiatr inaczej zawieje A jaka zaczyna e Może jutro zamknie się koło

Nie myśl, że nie kocham Ile pytań we mnie a ile Lub że tylko trochę. Pustych miejsc przy słowie odpowiedź Jak cię kocham, nie powiem, no bo nie wypowiem W ilu drogach zanurzyłem się w pyle Tak ogromnie bardzo, jeszcze więcej może By i tak nie móc trafić ku sobie I dlatego właśnie żegnaj, Zrozum dobrze, żegnaj Wiem co woda powietrze i ogień Ale powiedz gdzie znajdę wytchnienie Z nim będziesz szczęśliwsza, Gwiazdo moja która mnie prowadź Dużo szczęśliwsza będziesz z nim. Po bezkresnych nieba przestrzeniach Ja, cóż Włóczęga, niespokojny duch, Błazen płacze – śmieje się błazen... Ze mną można tylko Pójść na wrzosowisko C9 – 332030 F* ( F9/7 ) – 887080 G* ( G9/6 ) – 10,10,9,0,10,0 Gis0 I zapomnieć wszystko – XX3434 Ze mną można tylko W dali znikać cicho. Zanim pójdę Zapiszę śniegiem w kominie

Ile jestem ci winien a d e A jeśli zabraknie na koncie pieniędzy , C G Ile policzyłaś mi za swą przyjaźń I w kącie zagnieździ się bieda. F C Ale kiedy wszystko już oddam czy Po rozum do głowy pobiegnę niech powie, C G Będziesz szczęśliwa i wolna czy Co sprzedać by siebie – nie sprzedać. F F Będziesz szczęśliwa i wolna czy Ale zanim pójdę Zapiszę śniegiem w kominie, C G Ale zanim pójdę Zaplotę z dymu warkoczyk, a e Ale zanim pójdę I zanim zima z gór spłynie wrócę. F C G chciałbym powiedzieć ci że d e Zapiszę śniegiem w kominie, F G Warkoczyk z dymu zaplotę, C a Miłość to nie pluszowy miś a d e I zanim zima z gór spłynie wrócę, F C G Ani kwiaty, to też nie diabeł rogaty a d e I będę z powrotem. F C Ani miłość kiedy jedno płacze a d G A drugie po nim skacze C F A jeśli nie znajdę w swej głowie rozumu Miłość to żaden film w żadnym kinie To paszport odnajdę w szufladzie. Ani róże ani całusy małe duże Zapytam go może, on pewnie pomoże, Ale miłość kiedy jedno spada w dół Poradzi jak sobie poradzić. Drugie ciągnie je ku górze A jeśli zabraknie ci w sercu nadziei, Ile jestem ci winien Bo powrót jest zawsze daleko. Ile policzyłaś mi za swą przyjaźń Przypomnij te słowa, zaśpiewaj od nowa, Ile były warte nasze słowa Bym wiedział, że ktoś na mnie czeka Kiedy próbowaliśmy wszystko od nowa Kiedy próbowaliśmy wszystko od nowa Zapiszę śniegiem w kominie, Ale zanim pójdę Zaplotę z dymu warkoczyk, Ale zanim pójdę I zanim zima z gór spłynie wrócę. Ale zanim pójdę Zapiszę śniegiem w kominie, chciałbym powiedzieć ci że Warkoczyk z dymu zaplotę, I zanim zima z gór spłynie wrócę, I zawsze już będę z powrotem. Zawsze tam gdzie Ty Zazdrość

Zamienie każdy oddech w niespokojny wiatr C a G G Są chwile h G A By zabrał mnie z powrotem tam gdzie masz swój świat Gdy wolałabym martwym widzieć Cię fis h G A fis Poskładam wszystkie szepty w jeden ciepły krzyk Nie musiałabym Żeby znalazł sie aż tam gdzie pochowałaś sny Się Tobą dzielić nie, nie

Juz teraz wiem ze dni są tylko po to F G Gdybym mogła, schowałabym By do Ciebie wracać każdą nocą złotą C a Twoje oczy w mojej kieszeni Nie znam słów co maja jakiś większy sens Żebyś nie mógł oglądać tych Jeśli jedno tylko, jedno tylko wiem Które są dla nas zagrożeniem Być tam zawsze tam gdzie Ty Do pracy Nie pytaj mnie o jutro to za tysiąc lat Nie mogę puścić Cię nie, nie Płyniemy białą łódka w niezbadany czas Tam tyle kobiet Poskładam nasze szepty w jeden ciepły krzyk I każda w myślach gwałci Cię By nie uciekły nam by wysuszyły łzy Złotą klatkę sprawię Ci Będę karmić owocami Budzić sie i chodzić spać we własnym niebie C a A do nogi przymocuję Być tam zawsze tam gdzie ty F G Złotą kulę z diamentami Żegnać sie co świt i wracać znów do Ciebie Być tam zawsze tam gdzie ty Budzić sie i chodzić spać we własnym niebie C a Być tam zawsze tam gdzie ty. Yeeee. F G C Zegarmistrz światła Zlećcie się bociany

A kiedy przyjdzie także po mnie a G Jest niewiele takich miejsc, e9 D zegarmistrz światła purpurowy D a Gdzie bociany się zlatują, e9 D By mi zabełtać błękit w głowie C G Jest niewiele takich łąk, d C7+ to będę jasny i gotowy D a Które fruną. h7 H7

Spłyną przeze mnie dni na przestrzał Zlećcie się bociany, e9 e* zgasną podłogi i powietrza Usiądziemy, pogadamy – e9 e* Na wszystko jeszcze raz popatrzę Tyle z siebie damy C7+ H7 i pójdę, nie wiem gdzie na zawsze Ile mamy. e9 H7 Zlećcie się bociany, e9 e* Usiądziemy, zaśpiewamy – C7+ H7 Tyle w sobie mamy C7+ H7 Ile damy. E9 H7

Bocian to jest stadny ptak I samotnik, Bocian to jest wolny ptak, Wciąż powrotny.

Na bocianie gniazda patrz – Wypłucz oczy. Na bocianie gniazda spójrz Pod obłoki.

Zrozum nasz bociani świat, Świat odlotów i powrotów. Poznaj ten bociani świat … Piękno lotu. Zostanie tyle gór Życzenia

Zostanie tyle gór, ile udźwignąłem na plecach Dosyć już słonych pocałunków Zostanie tyle drzew, ile narysowało pióro Dość słów nie tak gorących Nigdy już dotknięć zbyt płytkich Tak gotowym trzeba być Gestów w pustkę płynących do każdej ludzkiej podróży Tak zdecydują w niebie Nie chcę szukać bo dotarłem do sedna lub serce nie zechce już służyć Nie chcę czekać – zbyt długo czekałem Nie chcę wierzyć bo wierzę już w jedno Ja tylko zniknę wtedy Nie chcę patrzeć bo wszystko widziałem w starym lesie bukowym Tak jakbym wrócił do siebie Tylko złożę Ci jeszcze życzenia Po prostu wrócę do domu Tylko poślę Ci siebie w prezencie Chociaż wcale Ci tego nie trzeba I wszystko tam będzie jak w życiu Chociaż chciałbym Ci dać dużo więcej I stół i krzesła i buty Te same nieporuszone Tylko złożę Ci jeszcze życzenia Na niebie zostaną góry Tylko złożę ten wiersz w Twoje ręce Chociaż nic nie mogę tym zmienić Tylko ludzi nie będzie Ile uczuć pomieszczę w piosence? Tych co najbardziej kocham Czasem we śnie ukradkiem Dosyć już pięści zaciśniętych Zamienią ze mną dwa słowa Dość łez nie powstrzymanych Nigdy już spojrzeń zbyt ciężkich Będą leciały stadem liście Szeptów nie dosłyszanych Duszyczki i szepty ich w lesie Będzie tak wielki i świsty Nie chcę wierszy na próżno pisanych Rok cały będzie tam jesień Nie chcę ciosów znienacka od tyłu Nie chcę marzeń z ziemią zrównanych Moje drzewa będą szumiały Nie chcę kłamstw że to wszystko się śniło Na tym i tamtym świecie Moc

Myślisz może, że jak masz lemacik To zadanie rozwiążesz ot tak! Wielkie gały ma cały matmacik Ale w głowie pomysłów wciąż brak Symbol 2–głowy wąż A Pasek lami wciąż

Moc /x4

Pan Profesor rysuje płaszczaki Które żyją w przestrzeni 2D Aby płaszczak uniknął sraki Musi kokardę zawiązać se U Lisa nogi brak A fika śmiesznie tak

Moc /x4

Recommended publications