UNIWERSYTET RZESZOWSKI WYDZIAŁ FILOLOGICZNY INSTYTUT FILOLOGII POLSKIEJ

IZABELA ZAHACZEWSKA

„POLSKI DZIKI ZACHÓD” – BIESZCZADY W PAMIĘTNIKACH I REPORTAŻACH WSPÓŁCZESNYCH

Praca magisterska napisana pod kierunkiem dr hab. prof. UR Jolanty Pasterskiej

Akceptuję pracę:

(podpis promotora i data)

Rzeszów 2016 Składam serdeczne podziękowania swojemu Promotorowi, Pani dr hab. prof. UR Jolancie Pasterskiej, za życzliwość, cenne uwagi merytoryczne, wszechstronną pomoc oraz poświęcony czas SPIS TREŚCI

Wstęp ...... 5

Rozdział I

Bieszczady jako kraina geograficzno-historyczna i obszar mitotwórczy ...... 11

1.1. Bieszczady jako kraina geograficzna ...... 11 1.2. Rys historyczny ...... 16 1.2.1. Od prehistorii do wieku XIX ...... 16 1.2.2. I wojna światowa i dwudziestolecie międzywojenne ...... 22 1.2.3. „Łuny w Bieszczadach” ...... 27 1.2.4. I co dalej, czyli „odblask łun” ...... 31 1.3. Mieszkańcy Bieszczadów. Etnografia ...... 34 1.3.1. Łemkowie ...... 34 1.3.2. Bojkowie ...... 38 1.3.3. Żydzi ...... 43 1.3.4. Niemcy ...... 47 1.3.5. Cyganie ...... 49 1.3.6. Grecy ...... 50 1.4. Bieszczady (nie tylko) współczesne, czyli kultura regionu ...... 53 1.4.1. Kultura… ...... 53 1.4.2. Sztuka… ...... 56 1.4.3. Literatura… ...... 60

Rozdział II

Bieszczady we wspomnieniach rdzennego mieszkańca ...... 66

2.1. Pamiętnik – dziennik – wspomnienie. Zarys terminologiczny ...... 67 2.1.1. Pamiętnik, dziennik, wspomnienie, autobiografia – charakterystyka pojęć . 68 2.1.2. Obraz Bieszczadów w pamiętnikach XIX-wiecznych ...... 80 2.2. Tak się żyło w Bieszczadach – opowieść rdzennego mieszkańca ...... 84

3

Rozdział III

Bieszczady w pamiętnikach pierwszych osadników ...... 117

3.1. Trudne początki. Relacje osadników ...... 117 3.2. Bieszczady oczyma „wroga” ...... 152 3.3. Zaczarowana kraina… ...... 163 3.3.1. Wspomnienia legendami przetkane ...... 169 3.3.2. Z perspektywy barowego stolika, czyli Bieszczady dzisiaj ...... 172

Rozdział IV

Bieszczady okiem reportera ...... 179

4.1. Wokół współczesnego reportażu i jego odmian ...... 180 4.2. Adolf Jakubowicz i „jego” Bieszczady...... 196 4.3. Bieszczady w relacjach Andrzeja Potockiego ...... 209

Zakończenie ...... 221

Bibliografia ...... 224

4

WSTĘP

Bieszczady uważane są za jedne z najpiękniejszych polskich gór. Zachwycają swoją dzikością i tajemniczością, przyciągają malowniczymi pejzażami i niesamowitymi miejscami. Ich specyficzny klimat zapada głęboko w pamięć i wabi różnego rodzaju turystów i wędrowców, szukających nastrojowości, romantyzmu, wytchnienia od miejskiej wrzawy i gwaru, ludzi pragnących odnalezienia harmonii wewnętrznej i spokoju duszy na łonie natury, wyciszenia i odprężenia. Ten niewielki skrawek Polski stanowi osobliwość przyrodniczą i kulturową na skalę nie tylko całego kraju, ale i Europy. Od lat niezmiennie kojarzony jest z niczym nieskrępowaną wolnością i dziewiczą przyrodą, które w połączeniu z mitem polskiego „Dzikiego Zachodu” i echami „łun w Bieszczadach” ukształtowały jego wizerunek w świadomości Polaków oraz przesądziły o niekwestionowanej atrakcyjności turystycznej. Związana z tym jest również bogata historia tych terenów oraz niejednorodność kulturowa, etniczna i religijna ich mieszkańców. Wszystkie wymienione cechy powodują, że w Bieszczadach każdy może znaleźć coś dla siebie. Na wytrawnego turystę górskiego czekają więc urokliwe, ale wymagające sporej sprawności i samodzielności ścieżki, umożliwiające spotkanie z dzikim zwierzęciem i błądzenie po jego śladach, skosztowanie leśnych owoców czy wypicie wody prosto ze strumienia. Spragniony widoków wędrowiec odnajdzie się na szlakach Bieszczadzkiego Parku Narodowego, oferujących wiele interesujących osobliwości przyrodniczych oraz niezwykle malownicze, rozległe górskie panoramy, które obejmują swym zasięgiem szczyty Gorganów (znajdujących się już w części Karpat należącej do Ukrainy) oraz Tatry. Miłośnika historii przyciągną do „krainy Biesa i Czadów” pozostałości po dawnych mieszkańcach tych terenów – puste, pocerkiewne pagórki, pochylone przydrożne krzyże, zarośnięte pokrzywami miejsca po zagrodach gospodarskich czy też zarastające pola, na których kiedyś rozlokowane były wsie. Osobom interesującym się architekturą drewnianą Bieszczady proponują zaś dużą liczbę starych, ale zachowanych w dobrym stanie cerkiewek i „resztki” tradycyjnego budownictwa wiejskiego – drewniane chałupy. Znajdzie się w tym niezwykłym miejscu także coś dla mniej aktywnych – liczne ośrodki wczasowe np. nad Jeziorem Solińskim, które dają możliwość uprawiania sportów wodnych, pływania statkiem spacerowym, wędkowania lub „zwykłego” wypoczywania pośród jedynych w swoim rodzaju krajobrazów.

5

Wyjątkowej magii Bieszczadów nie oparli się również liczni pisarze i poeci, a przede wszystkim różni badacze, którzy opisywali i opisują w swoich książkach i pracach poszczególne elementy bieszczadzkiej rzeczywistości: geografię, historię, społeczeństwo (w tym etnografię tej części Karpat) oraz kulturę i sztukę. Jednym z najbardziej znanych miłośników „krainy Biesa i Czadów” jest Andrzej Potocki, którego zainteresowania obejmują aspekt etnograficzny (publikacje takie jak np. Bieszczadzkie losy. Bojkowie i Żydzi, Rzeszów – Krosno 2000; Bieszczadzkie judaica, Rzeszów 2007; Zaginiony świat bieszczadzkiego kresu. Bojkowie, Żydzi, Polacy, Niemcy i Cyganie, Rzeszów 2013) oraz społeczność powojennych Bieszczadów, składającą się z „kowbojów” (Dzikie pola socjalizmu czyli kowbojskie Bieszczady, Rzeszów 2015) i zakapiorów (Majster Bieda czyli Zakapiorskie Bieszczady, Rzeszów 2004). Swoją uwagę Potocki poświęcił także osobie Karola Wojtyły, czyli późniejszego papieża Jana Pawła II, który odbył kilkanaście wędrówek po Bieszczadach (por. m.in. Bieszczadzkimi i beskidzkimi śladami Karola Wojtyły, Rzeszów 2006)1. Bieszczadzka etnografia stała się również przedmiotem badań m.in. Jana Falkowskiego i Bazylego Pasznyckiego (Na pograniczu łemkowsko-bojkowskiem: zarys etnograficzny, Lwów 1935 (przedruk: Warszawa 1991)), Romana Reinfussa (Śladami Łemków, Warszawa 1990), Roberta Witalca (Mniejszość grecka w Bieszczadach w świetle dokumentów wytworzonych przez UB-SB, [w:] Bieszczady w Polsce Ludowej 1944–1989, red. J. Izdebski, K. Kaczmarski, M. Krzysztofiński, Rzeszów 2009) i Jerzego Tarnawskiego (Nie masz już Cyganów…, „Bieszczad. Rocznik Towarzystwa Opieki nad Zabytkami. Oddział Bieszczadzki” 2007, nr 13). Z kolei historię Bieszczadów (głównie tę dotyczącą II wojny światowej, walk z Ukraińską Powstańczą Armią i lat powojennych) badał m.in. Grzegorz Motyka (Tak było w Bieszczadach. Walki polsko-ukraińskie 1943-1948, Warszawa 1999; Od rzezi wołyńskiej do akcji „Wisła”. Konflikt polsko-ukraiński 1943–1947, Kraków 2011; W kręgu „Łun w Bieszczadach”. Szkice z najnowszej historii polskich Bieszczad, wyd. 2, Warszawa 2013). Istnieją również publikacje poświęcone kulturze i literaturze „krainy Biesa i Czadów”, m.in. artykuł Andrzeja Burghardta Bieszczady w filmie fabularnym („Wierchy” 1999, r. 64) oraz wybrane teksty z tomu zbiorowego noszącego tytuł Z tradycji kulturalnych Rzeszowa i Rzeszowszczyzny. Księga pamiątkowa dla uczczenia

1 Więcej informacji na temat Andrzeja Potockiego i jego twórczości przedstawię w rozdziale czwartym, w którym zostaną poddane analizie jego reportaże dotyczące Bieszczadów. 6

X-lecia Rzeszowskiego Oddziału Towarzystwa Literackiego im. Adama Mickiewicza pod redakcją Stanisława Fryciego i Stefana Reczka (Rzeszów 1966). Dlaczego więc, w obliczu tak dużej ilości opracowań dotyczących Bieszczadów, ja również zdecydowałam się uczynić je głównym tematem swoich rozważań? Jest to z mojej strony przejaw swego rodzaju „lokalnego patriotyzmu”, gdyż od urodzenia mieszkam w tej pięknej części Polski, stąd też pochodzi prawie cała moja rodzina. Historię „krainy Biesa i Czadów” znam z opowieści dziadków i rodziców, którzy obserwowali zmiany zachodzące na tym obszarze w XX wieku, sama mam zaś okazję uczestniczyć w jego rozwoju już w wieku XXI. Z tego też względu tematyka bieszczadzka żywo mnie interesuje, a praca magisterska daje możliwość rozwinięcia tych zainteresowań w formie praktycznej poprzez obcowanie z rzadziej wykorzystywanymi w badaniach naukowych materiałami źródłowymi, a co za tym idzie – stwarza sposobność do wypełnienia „luki” powstałej w dotychczasowych pracach badawczych i innowacyjnego spojrzenia na ten piękny obszar, jakim są Bieszczady. Za główny cel niniejszego wywodu obrałam przedstawienie obrazu tej części Karpat zawartego w dwudziestowiecznych wspomnieniach jej mieszkańców, pierwszych osadników i ludzi z nią związanych oraz reportażach. Jest to perspektywa bardzo ciekawa, gdyż zazwyczaj na Bieszczady patrzy się przez pryzmat badaczy naukowych, turystów, pisarzy i poetów, jednym słowem: ludzi „z zewnątrz”, którzy nie znają trudów codziennego bieszczadzkiego życia, a przecież „kraina Biesa i Czadów” to

(…) tekst kultury czy może raczej kulturowy palimpsest, powielekroć zapisywany, zeskrobywany, zamazywany i od nowa zapisywany przez kolejne pokolenia Bieszczadzian2.

Cytat ten jasno wskazuje, że to właśnie mieszkańcy i ludzie w bezpośredni sposób związani z regionem tworzą jego specyficzny klimat, dlatego też tak istotne jest zapoznanie się z ich punktem widzenia na miejsce swojego zamieszkania i przekonanie, że Bieszczady to nie tylko piękne krajobrazy, świeże powietrze i dzika przyroda, ale też ciężka praca, walka o byt i przetrwanie, krew, pot i łzy, ból i cierpienie. W tym kontekście można określić tę część Karpat jako tytułowy „polski Dziki Zachód” – krainę pionierów i mozolnej pracy, pozbawioną znamion stereotypowości i liryzmu. Podstawą materiałową moich badań będą kolejno wspomnienia żołnierza wojska polskiego Józefa Pawłusiewicza (Na dnie jeziora, wyd. 2 popr. i uzup., Krosno 20093), teksty wspomnieniowe zawarte w tomie zbiorowym pt. Pionierzy. Pamiętniki

2 A. Burghardt, Bieszczady Władysława Krygowskiego, „Wierchy” 1997, r. 62, s. 48. 3 Po raz pierwszy książkę tę wydano w Polsce w roku 1981. 7 osadników bieszczadzkich (przedm. B. Gołębiowski, wybór, red. i przypisy H. Jadam, Rzeszów 1975), pamiętniki leśników: Wśród lasów i zwierząt Bieszczad Władysława Pepery (współaut. – oprac. literackie J. Huta, Warszawa 1995) i Wspomnienia bieszczadzkiego leśnika Zygmunta Rygla (wyd. 2 popr., Krosno 20004), pamiętniki żołnierzy Ukraińskiej Powstańczej Armii: Stepana Stebelskiego „Chrina” (W bunkrze „Chrina”. Wspomnienia dowódcy sotni UPA w zasadzce której, zginął gen. Karol Świerczewski, wstęp B. Halczak, Warszawa – Kraków 20145) i Omelana Płeczenia (9 lat w bunkrze. Wspomnienia żołnierza UPA, na podst. zapisu I. Dmytryka oprac. i zred. N. Ilycka, przeł. z ukr. M. Kawecka, Lublin 1991), „wspominki” Bogusława Łowczyka (Bieszczadzkie ścieżki, Rzeszów 1998) oraz reportaże Adolfa Jakubowicza pomieszczone w zbiorze Powroty (Rzeszów 1980). W celu uzupełnienia i rozszerzenia ukazanego na ich podstawie obrazu Bieszczadów analizie poddam także pamiętniki, wspomnienia i reportaże wydane już po roku 2000, czyli w XXI wieku6: Czar Bieszczadów. Opowiadania Woja autorstwa Wojomira Wojciechowskiego (Rzeszów 2009), Kim ja jestem. Między snem a jawą… Mariana Hessa (Wrocław 2005), Prywatną podróż pamięci Ryszarda Wiktora Schramma (Olszanica 2003), cztery tomy „zakapiorskich wspominków” Rafała Dominika (Bieszczadzkie opowieści Siekierezady, Rzeszów 2009; Bieszczadzkie opowieści Siekierezady 2, Rzeszów 2010; Bieszczadzkie cztery pory roku. Zapiski z Siekierezady, Olszanica 2012; Bieszczady. Przystanek Siekierezada, il. R. Kaja, Rzeszów 2015) oraz teksty reportażowe wspominanego już Andrzeja Potockiego (Przystanek Bieszczady: bez cenzury, wyd. 2 znacznie rozsz., Rzeszów 2011). Jako podbudowę naukową wykorzystam, oprócz opracowań dotyczących etnografii, historii oraz kultury i literatury wymienionych wcześniej, m.in. takie publikacje jak Kształtowanie się nowej społeczności wiejskiej w Bieszczadach Marii Biernackiej (przedm. A. Kutrzeba-Pojnarowa, Wrocław 1974), Pionierska społeczność w Bieszczadach Henryka Jadama (Rzeszów 1976), Spór o Bieszczady Witolda Michałowskiego i Janusza Rygielskiego (wyd. 2 rozsz., Warszawa 1986) oraz wydawnictwa popularnonaukowe, m.in. Bieszczady. Od Komańczy do Wołosatego

4 Zebrane w tej książce wspomnienia (artykuły wspomnieniowe) i felietony były publikowane wcześniej w różnego rodzaju gazetach i czasopismach, m.in. „Podkarpaciu”, „Gazecie Bieszczadzkiej”, „Ziemi Krośnieńskiej”, „Lesie Polskim” i „Trybunie Leśnika”. 5 Wspomnienia „Chrina” zostały wydane po raz pierwszy w roku 1950 w Augsburgu i opatrzone tytułem Zymoju w bunkri. 6 Teksty te w dużej mierze dotyczą obrazu Bieszczadów w XX wieku lub pozwalają ukazać ich charakterystyczne cechy na przełomie wieków i na początku XXI stulecia. 8 autorstwa Stanisława Krycińskiego (Rzeszów 2015) i przewodniki: Bieszczady Stanisława Kłosa (Wrocław 2000) i Bieszczady. Przewodnik (dla prawdziwego turysty) (współaut. W. Krukar i in., wyd. 10 aktualiz., Pruszków 2004). W pierwszym rozdziale pracy skupię się na przekazaniu „obiektywnych” informacji na temat geografii, historii, etnografii oraz kultury, sztuki i literatury Bieszczadów. Przedstawię krótkie rozważania o pochodzeniu i znaczeniu nazwy Bieszczady oraz ich położeniu administracyjnym i geograficznym. Opiszę także historię tych ziem od czasów prehistorycznych poprzez kolejne stulecia aż do wieku XX, kiedy to miały miejsce zdarzenia odciskające piętno w pamięci kolejnych pokoleń Bieszczadzian i Polaków w ogóle, czyli II wojna światowa i walki z Ukraińską Powstańczą Armią, a następnie wysiedlenia i ponowne zasiedlanie ziemi bieszczadzkiej. Zajmę się również krótką charakterystyką poszczególnych grup etnograficznych zamieszkujących Bieszczady na przestrzeni kilku ostatnich stuleci i mających wpływ na ich specyficzny klimat: Bojków, Łemków, Żydów, Niemców, Greków i Cyganów (Romów). Zaprezentuję też informacje dotyczące bieszczadzkich mitów kulturowych, sztuki i architektury tego regionu oraz literatury o nim traktującej, co pozwoli na płynne przejście do analiz kolejnych utworów pamiętnikarskich. A czym jest sam pamiętnik? Jakie specyficzne cechy posiadają wspomnienie, dziennik i autobiografia? Zawarta w drugim rozdziale charakterystyka tych poszczególnych „gatunków literackich” umożliwi wyodrębnienie różnic i podkreślenie podobieństw między nimi, a tym samym ułatwi dalszą pracę na materiale źródłowym. Dodatkowo zaczątkiem badań nad XX-wiecznymi wspomnieniami Bieszczadzian stanie się krótki opis relacji pamiętnikarskich z XIX wieku. Pierwszym zaś tekstem poddanym dogłębnej analizie zostanie pamiętnik Józefa Pawłusiewicza, przedstawiający relację rdzennego mieszkańca opisywanych terenów, obejmującą czasy pierwszej połowy XX stulecia (od tych sprzed I wojny światowej do roku 1944) i zawierającą informacje na temat m.in. przyrody i krajobrazu, wydarzeń historycznych, stosunków narodowościowych, obyczajów i tradycji, wierzeń oraz życia codziennego społeczności miejscowości Łęg i jej okolic, tj. „małej ojczyzny” autora (wiadomości te można jednak z przekonaniem odnieść do wizerunku całych Bieszczadów). Rozdział trzeci to z kolei badania nad pamiętnikami bieszczadzkich pionierów, którzy w swoich wspomnieniach ukazują obraz Bieszczadów opozycyjny do tego wykreowanego przez literaturę, gdyż przepełniony ciężką, mozolną pracą, bólem i cierpieniem oraz nierzadko prawdziwą walką o przetrwanie. W celu uzupełnienia

9 i poszerzenia oglądu rzeczywistości „krainy Biesa i Czadów” poddam analizie także pamiętniki żołnierzy Ukraińskiej Powstańczej Armii, którzy przebywali na tych terenach m.in. w latach 40. XX wieku, walcząc o swoje miejsce na ziemi. Pozwolą one na ukazanie Bieszczadów z perspektywy kogoś „obcego”, rzec by nawet można – „wroga”. Jeszcze inny punkt widzenia na tę część Karpat wyłoni się zaś ze wspomnień ludzi w różnoraki sposób z nią związanych, które to teksty jednak stanowią już połączenie realizmu z „literackością”, przejawiającą się poprzez liczne nawiązania do bieszczadzkich podań i legend. Będzie to „ukłon” w stronę turystów i mieszkańców innych części kraju, którzy spoglądają na Bieszczady właśnie przez pryzmat ich magii i „fantastyki” oraz mitów kulturowych głoszonych przez literaturę. W ostatnim rozdziale przedstawię natomiast obraz „krainy Biesa i Czadów” zawarty w reportażach Adolfa Jakubowicza i Andrzeja Potockiego. Swoje rozważania rozpocznę od wyjaśnienia pojęcia reportaż oraz zaprezentowania różnych klasyfikacji i odmian tego gatunku z pogranicza literatury i publicystyki. Następnie zaś podejmę próbę omówienia relacji „osób trzecich”, które niekoniecznie brały udział w opisywanych przez siebie wypadkach, ale często stawały się po prostu ich świadkami lub słuchaczami dla mieszkańców Bieszczadów i osób tutaj się osiedlających. Reporterzy bowiem zwracali uwagę na to, co według nich było najistotniejsze i najbardziej interesujące, dzięki temu więc stworzyli wizerunek Bieszczadów oparty o problemy mieszkańców i koleje ich życia widziany zarówno z perspektywy ich samych, jak i osób, które wybrali na bohaterów swoich tekstów, nie bali się również poruszać spraw kontrowersyjnych i przez lata starannie tuszowanych. W taki sposób postaram się zaprezentować możliwie jak najbardziej dokładny obraz Bieszczadów XX wieku zawarty we wspomnieniach, pamiętnikach i reportażach, ze szczególnym uwzględnieniem realnego wymiaru egzystencji w tej części Karpat, pozwalającego określić ją jako „polski Dziki Zachód”.

10

ROZDZIAŁ I

BIESZCZADY JAKO KRAINA GEOGRAFICZNO-HISTORYCZNA I OBSZAR MITOTWÓRCZY

Stanisław Kłos we wstępie do jednego ze swych przewodników zaznaczył, że:

Pisząc o Bieszczadach wypada zacząć od stwierdzenia, że cały ten region jest pewnego rodzaju „osobliwością”, bowiem drugiego takiego, czy choćby podobnego, w naszym kraju nie ma. Za takim określeniem przemawiają czynniki geograficzne, przyrodnicze, historyczne i społeczne, zarówno te dawne, jak i współczesne1.

Chcąc więc zaprezentować w swojej pracy obraz Bieszczadów XX wieku z perspektywy pamiętników i reportaży, czyli właśnie owe „osobliwości” regionalne, nie sposób pominąć geografii, historii, etnografii i mitotwórczej roli tego regionu Polski. Informacje te posłużą jako punkt wyjścia dla omówienia reportaży i wspomnień opisywanych w rozdziałach kolejnych. Bez tego „tła” nie da się bowiem dobrze zrozumieć, co autorzy opracowywanych kolejno utworów chcieli przekazać następnym pokoleniom czytelników i dlaczego Bieszczady na przestrzeni lat stały się tak „nośnym” tematem dla literatury, kultury i sztuki oraz polem zainteresowania badaczy.

1.1. BIESZCZADY JAKO KRAINA GEOGRAFICZNA

Bieszczady to skrawek Polski zajmujący południowo-wschodni jej kraniec, pasmo górskie na pograniczu z Ukrainą i Słowacją. Są to góry o najmniejszej liczbie ludności i najmniejszym stopniu zagospodarowania w całym kraju. Pod względem administracyjnym ich obszar do roku 1975 przynależał do województwa rzeszowskiego i wchodził w skład trzech powiatów: sanockiego, leskiego i ustrzyckiego. Na początku lat 70. zaczęto czynić przygotowania do reformy administracyjnej i utworzono – największy w kraju – eksperymentalny powiat bieszczadzki, na którego siedzibę wybrano Lesko. Nowy podział na województwa z roku 1975 spowodował z kolei, że cały obszar Bieszczadów znalazł się na terenie województwa krośnieńskiego. Dzisiaj leży on w obrębie województwa podkarpackiego (powiaty bieszczadzki, leski i sanocki z trzema miastami – Leskiem, Ustrzykami Dolnymi i Zagórzem oraz pięcioma

1 S. Kłos, Osobliwości Bieszczadów. Przewodnik krajoznawczy po znanych i nieznanych osobliwościach regionu, Rzeszów 2014, s. 5. 11 wiejskimi gminami – Baligrodem, Cisną, Czarną, Lutowiskami, Soliną (z siedzibą w Polańczyku), a także sporymi częściami gmin Komańcza, Lesko, Olszanica, i Zagórz)2. Nazwę Bieszczady używa się na ogół jako wyrazu synonimicznego dla polskiej części tych gór (chociaż są one jedynie fragmentem Bieszczadów Zachodnich). Od dawna znajduje się ona w sferze niesłabnącego zainteresowania historyków, geografów i językoznawców. Nie udało im się jednak do tej pory dokonać pełnego wyjaśnienia jej pochodzenia i znaczenia, które zapewne na zawsze zostaną już owiane tajemnicą. Stanisław Kłos w swoich przewodnikach3 notuje, iż, według informacji podanej przez Adama Fastnachta i Kazimierza Dobrowolskiego (w 1938 roku), najstarsza wzmianka o omawianej nazwie ujęta została w dokumencie węgierskim z 1269 roku (w formie zapisu Beschad4) i oznaczała położony w rejonie Jaślisk graniczny grzbiet karpacki. Następnie, począwszy od roku 1400, używane były różne formy tego pojęcia, takie jak: Byesczad/Byeschady (1400/1523), Byeschczad lub Byeschczadi5 (1447), Byesked (1470–80), a od 1512 roku również Biesczad lub Bieszczad, Beskieda (1565), Beskid (1578)6. Znamienne jest, że w przeważającej części starszych dokumentów przytoczone odmiany dotyczą lasów królewskich i gór wchodzących w skład grzbietu karpackiego, ale niekoniecznie znajdujących się w obecnych granicach Bieszczadów. Zdarzało się również, że do opisu tej części Karpat stosowano zamiennie określenia Bieszczad i Beskid7. Wymienność tych dwóch form obecna była także w czasach późniejszych8. Widać więc doskonale, że jeszcze w połowie XIX wieku nazwa Bieszczady dotyczyła rozległego, ale niejednoznacznie określonego obszaru Karpat. Następnie zaczęto jej używać na określenie pasm górskich położonych w dorzeczach górnego Sanu i Stryja. Dopiero połowa lat 30. XX wieku przyniosła konkretne zastosowanie terminu –

2 P. Swianewicz, Do socjalizmu i z powrotem. Zagadnienia społeczne i gospodarcze [w:] Bieszczady. Przewodnik (dla prawdziwego turysty), współaut. W. Krukar i in., wyd. 10 aktualiz., Pruszków 2004, s. 33. 3 S. Kłos, Bieszczady, Wrocław 2000; S. Kłos, Osobliwości Bieszczadów…, dz. cyt. 4 Beschad alpes Poloniae (ultra indagines regni Poloniae, ad alpes Beschad, ulterius tenet metas cum terra Polonie) [w:] Codex diplom. Arpad. tom VIII, 242 (1269 r.) (za: https://pl.wikipedia.org/wiki/Bieszczady, [24.05.2015]). 5 „W aktach grodzkich sanockich z 1447 r. spotykamy zapis, że: wszystkie Byeschczadi powyżej i poniżej do Jaślisk i od Jaślisk aż do połonin są królewskie” (cyt. za: S. Kłos, Bieszczady…, s. 7). 6 Beskidy [w:] M. Malec, Słownik etymologiczny nazw geograficznych Polski, red. A. Kubiak-Sokół, Warszawa 2003, s. 40. 7 Robi tak np. Jan Długosz, kiedy podaje: „Byeszkod, góra blisko zamku Sobień, dzieląca ziemie polskie od węgierskich […]”, a następnie: „San źródła mający w Górach Sarmackich, z góry zwanej Byeskad” (za: S. Kłos, Bieszczady..., s. 7). 8 W Geograficzno-statystycznym opisie Królestwa Galicji i Lodomerii z roku 1849 czytamy: „Karpaty od Stryjeńskiego obwodu aż do granic Szląska zwyczajnie Bieszczadami lub Beskidami zwane” (za: tamże). 12 geografowie przypisali go do ściśle określonej części Karpat, położonej w kierunku wschodnim od Przełęczy Łupkowskiej po źródła Świcy. Na marginesie warto wspomnieć, że nazwa Bieszczady do czasów II wojny światowej nie była zbyt dobrze znana i ludność tubylcza rzadko jej używała. Częściej spotykana była forma Beskid, określano nią jednak zazwyczaj tylko graniczny grzbiet. Popularne było również włączanie Bieszczadów do Gór Sanockich (Wiktor Schramm jeszcze w 1958 roku używa tej nazwy, ponieważ według niego „nazywanie tego regionu Bieszczadami jest bałamutne”9). Etymologia obu nazw – Bieszczady i Beskid – do dzisiaj jest niejasna, choć najprawdopodobniej sięga czasów przedsłowiańskich. Już w XVI wieku podejmowano próby łączenia ich z trackim plemieniem Bessów, które (według Ptolemeusza) zamieszkiwało na północ od Karpat10. Wśród mnogości innych hipotez pochodzenia nazw zwrócono uwagę na trzy, które wydają się być najbardziej prawdopodobne – źródłosłów albański, germański lub tracki (tracko-iliryjski). Największą akceptację uzyskała druga propozycja, poparta autorytetem Jana Rozwadowskiego11. Z kolei Kazimierz Dobrowolski w 1938 roku wyjaśnił toponimię omawianych wyrazów na tle nazewnictwa obszaru Bałkanów. Połączył je z albańską nazwą terenową bjeska, bjeske, która oznaczała pastwisko, halę górską lub łąkę. Popularnym, aczkolwiek nadającym się do włożenia „między bajki”, wyjaśnieniem etymologii słowa Bieszczady jest również opowieść-legenda o tajemniczych dobrych i złych duchach tutejszych gór – Biesach i Czadach12. Wynikiem połączenia tych dwu terminów miała być właśnie nazwa Bieszczady. Nie podlega jednakże wątpliwości, że niegdyś słowo bieszczad i pokrewny mu ruski beskid oznaczały górskie rubieże – niezaludniony i niezagospodarowany teren oddzielający Polskę i Ruś od Węgier. Dzisiejsze rozumienie nazw, jak już zostało wspomniane we wcześniejszych rozważaniach, ukształtowało się za sprawą geografów dopiero w XIX i XX w. Warto w tym miejscu dodać jeszcze, iż omawiany termin był od wieków określeniem wskazującym na pierwotność i nieprzyjazność opisywanego nim miejsca wobec człowieka. Na bieszczad uchodzili gonieni przez prawo przestępcy,

9 Tamże, s. 10. 10 Tego źródłosłowu nie bierze się już jednak dzisiaj pod uwagę. 11 Wyprowadza on w 1914 roku leksem Bieszczad z gwar środkowo-dolno-niemieckich od beshêt, beskēt i skaid-, skid- – geograficzny „przedział lub rozdział wód” (za: http://pl.wikipedia.org/wiki/Bieszczady, [dostęp: 24.05.2015]). 12 Legenda ta powstała jednakże już w latach powojennych, a stworzył ją Marian Hess, o którym będzie jeszcze mowa w dalszej części tejże pracy. 13 zbóje z bieszczadu zaś rabowali okoliczne wioski. Już w literaturze staropolskiej można zarejestrować takie wyrażenia, jak bieszczadź łez (czyli padół płaczu) lub też świat zbieszczadział (stał się dziki). Samuel Bogumił Linde pisze o Bieszczadach: „część gór Karpackich, dawniej rozbójnictwem sławna, przytułek łotrów”13. Geograficznie Bieszczady stanowią zachodnią część Beskidów Wschodnich, które z kolei należą do Zewnętrznych Wschodnich Karpat14. Sięgają one od Przełęczy Łupkowskiej (640 m n.p.m.) na zachodzie po Przełęcz Wyszkowską (933 m n.p.m.) i dolinę rzeki Świcy (tereny dzisiejszej Ukrainy) na wschodzie oraz słowackie Obniżenie Sninskie na południu. Omawianą część Karpat dzieli się zazwyczaj na dwie części: Bieszczady Wschodnie, zajmujące tereny od Przełęczy Tucholskiej do Wyszkowskiej (teren Ukrainy), oraz Bieszczady Zachodnie, które pozostają w granicach Polski i sięgają od Przełęczy Łupkowskiej na zachodzie do Przełęczy Użockiej ze źródłami Sanu na wschodzie15. Nieduży, południowy fragment regionu obejmuje teren Słowacji i nosi nazwę Bukowskie Wierchy (Bukovskě Vrchy). Za naturalną granicę między Bieszczadami Wschodnimi a Zachodnimi przyjęło się uważać dolinę Stryja. Po II wojnie światowej nałożyła się na nią granica państwowa pomiędzy Polską a ówczesnym ZSRR, obecnie Ukrainą, gdzie znajduje się najwyższy szczyt Bieszczadów, noszący nazwę Pikuj (1406 m n.p.m.). Na terytorium Polski zaś najwyższa jest Tarnica (1346 m n.p.m.). Bieszczady Zachodnie obejmują rozległą płaszczyznę o powierzchni około 2100 km², którą wyznaczają: od południa – najważniejszy wododział Karpat, na którego grzbiecie ciągnie się granica państwowa Polski ze Słowacją i po części także z Ukrainą; od zachodu – wspominana powyżej Przełęcz Łupkowska z dolinami rzek Osławy i Osławicy, które oddzielają opisywany obszar od Beskidu Niskiego; od wschodu – również wymieniana wyżej Przełęcz Użocka i granica państwowa z Ukrainą, która biegnie częściowo doliną górnego Sanu; od północy zaś – naturalne zagłębienie między Bieszczadami a Pogórzem Przemyskim, wzdłuż którego wiedzie linia kolejowa Zagórz – Krościenko. W ich ukształtowaniu zarysowuje się wyraźny podział na północną część

13 Za: http://pl.wikipedia.org/wiki/Bieszczady, [dostęp: 24.05.2015]. 14 Wielki łuk Karpat ciągnie się od słowackiej Bratysławy do Żelaznej Bramy nad Dunajem i zajmuje przestrzeń 1300 km. Karpaty wchodzą w skład tzw. systemu alpejskiego (alpidów), który zajmuje europejskie młode łańcuchy górskie (od Gór Betyckich po Bałkany), i dzielą się na Karpaty Zachodnie, Wschodnie i Południowe. Przyjmuje się, że zachodnia granica Karpat Wschodnich przebiega od Przełęczy Łupkowskiej (640 m), pomiędzy dolinami Osławicy i Osławy, które leżą po północnej stronie centralnego wododziału, a doliną Laborca leżącą po stronie południowej (W. Krukar, Co to takiego – Bieszczady? Środowisko geograficzne [w:] Bieszczady. Przewodnik (dla prawdziwego turysty)…, s. 21). 15 Czasami wydziela się również Bieszczady Środkowe (od Przełęczy Użockiej do Tucholskiej). 14 niższą – tzw. Przedgórze Bieszczadzkie lub Bieszczady Niskie (pogórze składające się ze wzgórz i niezbyt wysokich gór) – oraz południową wyższą – Bieszczady Wysokie (kilka sporych skupisk i pasm górskich o znacznej wysokości i bardzo urozmaiconej rzeźbie terenu). Na Przedgórzu Bieszczadzkim znajdują się dwa główne bieszczadzkie miasta – Lesko i Ustrzyki Dolne, zaś Bieszczady Wysokie to obszar w znacznej mierze zagospodarowany jako Bieszczadzki Park Narodowy z m.in. Połoniną Wetlińską i Caryńską. W środkowym fragmencie opisywanej krainy znajduje się obszerny sztuczny zbiornik wodny, czyli Jezioro Solińskie16. Warto dodać w tym miejscu, że granice Bieszczadów Zachodnich i ich podział na mniejsze jednostki fizycznogeograficzne przysparzają niemało problemów geografom, którzy od lat mają problem z wypracowaniem w tej materii jednolitego stanowiska. Jeden z badaczy, Mieczysław Klimaszewski, uważa na przykład, że należy do nich zaliczyć cały określony w powyższych rozważaniach obszar. Z kolei inni uczeni, w tym Jerzy Kondracki, są zdania, że Bieszczady Zachodnie stanowią tylko południowy fragment tego terenu, który od zachodu i północy zamykają doliny rzek Osławy i Sanu. Niektórzy są również skłonni zaliczać podgórską część do ościennego mezoregionu, który stanowią Góry Sanocko-Turczańskie – szerokie pasmo biegnące od Sanoka aż po Turkę na Ukrainie17. Wedle zdania Jerzego Kondrackiego „rzeczywiste” Bieszczady Zachodnie, czyli Bieszczady Wysokie, mają swój początek w pasmach Korbani i Otrytu, według innych rozpoczynają się zaledwie od południowych podnóży tychże masywów18. Podsumowując, na terenie dzisiejszej Polski znajdują się tylko Bieszczady Zachodnie (a w zasadzie ich północna połowa – biorąc pod uwagę Bukowskie Wierchy na Słowacji) i zachodnia część Gór Sanocko-Turczańskich. Granica między nimi ciągnie się równolegle do rzeki San, od granicy państwa aż do jej ujścia do Jeziora

16 Bieszczady Zachodnie to góry o charakterze pasmowym. Krajobraz tego obszaru budują przede wszystkim długie pasma i skupiska wzgórz i gór, które przebiegają z północnego zachodu na południowy wschód, są poprzedzielane licznymi obniżeniami terenu i pocięte prostopadłymi dolinami rzek i strumieni. Charakteryzują się one długimi i bardzo wąskimi grzbietami, w przeważającej części odkrytymi, które nierzadko najeżone są występami skalnych grani i zasłane głazowiskami zwanymi tutaj grehotem. W przeciwnym kierunku niż pasma górskie, od południowego wschodu na północny zachód, wije się między górami dolina rzeki San, największej na tym obszarze i mającej swoje źródło gdzieś w zaciszu Przełęczy Użockiej. W samym sercu regionu znajdziemy dwa duże sztuczne zalewy – większy, czyli wspominane Jezioro Solińskie, i mniejszy, czyli Zalew Myczkowski/Myczkowiecki, które powstały na skutek spiętrzenia wód Sanu przez budowę zapór wodnych (S. Kłos, Osobliwości Bieszczadów…, s. 6– 7). 17 Na potrzeby niniejszej pracy przyjmuję stanowisko Mieczysława Klimaszewskiego. 18 Za: S. Kłos, Bieszczady…, s. 14. 15

Solińskiego, i dalej w kierunku zachodnim – wzdłuż północnych podnóży pasma Korbani19.

1.2. RYS HISTORYCZNY

Nie jest łatwym zadaniem mówić o samodzielnej historii regionu bieszczadzkiego czy w ogóle jakichkolwiek gór. Bywają one bowiem, z racji odległości od dużych miast i głównych ośrodków cywilizacji i władzy, z natury rzeczy tylko widownią epizodów wielkich wydarzeń i procesów historycznych, rozgrywających się na arenie dalekich nizin, i nie da się ukryć, że są to w przeważającej części epizody mniej ważne, mało istotne. Naszkicowanie tła dziejowego Bieszczadów jest jednak konieczne do zrozumienia szczegółowych zagadnień i faktów z przeszłości, opisywanych w dalszej części pracy.

1.2.1. Od prehistorii do wieku XIX

Pierwsze wzmianki o obecności człowieka i śladach osadnictwa na terenie Bieszczadów pochodzą z III tysiąclecia przed Chrystusem, czyli epoki neolitu (2500– 1700 p.n.e.) i mają bezpośredni związek z wpływami kulturowymi Kotliny Panońskiej. Z epoki brązu (1700–700 p.n.e.) pochodzą odnalezione w okolicach Leska, Stefkowej i Olszanicy różnorodne przedmioty, m.in. groty strzał i bransolety, które nawiązują do tradycji kultury ludności zamieszkującej natenczas południowe zbocza Karpat (tzw. kultura Otomani20). W okolicach roku 1000 p.n.e. przybyły w te strony ludy kultury łużyckiej zajmujące się rolnictwem. Początki naszej ery zaś to czas przebywania tutaj

19 Charakterystyka geografii Bieszczadów za: S. Kłos, Bieszczady…, s. 11 – 14. 20 Kultura Otomani-Füzesabony rozwijała się na północno-wschodnich peryferiach Niziny Węgierskiej i była zgromadzeniem o wyjątkowym znaczeniu dla pojmowania zjawisk kulturowych epoki brązu na terenie Europy Środkowej. Na początku, we wczesnej fazie, przypominała ona bardzo kulturę hatwańską (osiadły tryb życia powiązany z hodowlą i rolnictwem), aby w stadium klasycznym (Füzesabony) osiągnąć wysoki stopień rozwinięcia cywilizacyjnego. W kulturze tej na szczególne zainteresowanie zasługuje przede wszystkim organizacja osadnictwa – społeczeństwo zamieszkiwało osady o profilu obronnym na tellach oraz osady otwarte, które tworzyły nierzadko wielki osadniczy konglomerat. Gród od osad otwartych oddzielała fosa. Drugim ważnym aspektem dla Otomani jest też forma pochówku – najpierw odbywał się on poprzez całopalenie, a następnie dominowały pogrzeby szkieletowe. Liczne znaleziska w postaci form odlewniczych oraz brązowych i złotych wyrobów świadczą również o daleko posuniętej technologii obróbki, uzyskiwanego z okolicznych złóż, metalu. Innym jej wyznacznikiem były czterokołowe wozy na pełnych kołach oraz charakterystyczne wytwory w postaci ceramiki malowanej. Godne uwagi badaczy są także: w pełni poświadczony kult kobiety oraz bardzo rozwinięte kontakty kultury Otomani-Füzesabony z dalekimi terenami. Ślady jej osadnictwa odkryto bowiem na północy Karpat, np. niedaleko Nowego Sącza nad Dunajcem i Jasła nad Wisłoką, a elementy jej oddziaływania – w wykopaliskach przynależnych kulturze trzcinieckiej. Było to zapewne spowodowane faktem, iż pomiędzy Południem i Północą rozwijały się bardzo dobrze stosunki handlowe (informacje za: Encyklopedia historyczna świata. T. 1: Prehistoria, oprac. nauk. J. K. Kozłowski, Kraków 1999, s. 214– 217). 16

Celtów, którzy swoje osadnictwo rozwinęli przede wszystkim w dorzeczu środkowego Sanu (tzw. kultura puchowska21). W tym samym czasie, o czym dowodzą zebrane świadectwa, istniały przecinające Karpaty szlaki handlowe. Pod koniec okresu starożytnego przez bieszczadzkie przełęcze wędrowały w stronę Niziny Panońskiej grupy Gotów i innej ludności pochodzenia germańskiego, po nich z kolei pojawili się pierwsi Słowianie (VI w. n.e.). O ciągłości osadnictwa można mówić jednak zaledwie od czasów wczesnohistorycznych. Pewne jest, że w X wieku grody sanocki i przemyski skupiały wokół siebie spore grupy osad o profilu rolniczym. Do niedawna panowało przekonanie, że opisywaną część Karpat zamieszkiwało słowiańskie plemię Chorwatów (Chrobatów). W tej chwili jednak historycy dowiedli, że dorzecza Sanu, górnego Bugu i Dniestru były zasiedlone przez prapolskie plemiona Lędzian (inaczej Lachów). Na wschód od źródeł rzeki Strwiąż ich sąsiadami byli Pieczyngowie. Lędzianie stanowili prawdopodobnie związek albo państwo o charakterze plemiennym, byli również właścicielami słynnych w tym czasie Grodów Czerwieńskich, o których wzmianka pochodzi z roku 981 z tzw. latopisu Nestora. Mniej więcej w połowie wieku X plemię Lachów zostało uzależnione od Rusi Kijowskiej i szybko przepadło w dziejowej zawierusze. Przełom wieków XIII i XIV to z kolei czas kolonizacji regionu przez pasterzy pochodzenia wołoskiego22 i ich koegzystencji

21 Kultura puchowska to cywilizacja, która rozwijała się na terenie północnej Słowacji w młodszym okresie przedrzymskim, aby następnie przemieścić się na ziemie Kotliny Sądeckiej i Żywieckiej oraz w rejon podkrakowski, na prawy brzeg Wisły (obszar górnego i środkowego dorzecza Sanu – Doły Jasielsko-Sanockie). Nastąpiła ona po kulturze łużyckiej jako kontynuacja dla zespołu grup kulturowych zachodniohalsztackich i lateńskich w celtycko-trackiej odmianie. Najczęściej łączy się ją z celtyckim plemieniem Kotynów. Miała ona wiele wspólnego z całym środkowoeuropejskim Barbaricum, jednocześnie wykazując bardzo mocne zależności z kulturą lateńską. Dla kultury puchowskiej charakterystyczny jest wysoki stopień rozwoju gospodarczego, czego dowodzą np. emisje lokalnych monet. Kojarzona jest ona przede wszystkim ze stanowiskami mającymi powiązania z osadami odkrytymi, nie ma bowiem materiałów grobowych pochodzących z tego okresu. Społeczność tej kultury budowała osady o charakterze obronnym, ufortyfikowanym, którym to towarzyszyły osiedla otwarte. W niektórych osadach zostały odkryte miejsca kultu, w których składano bogom ofiary. Specyficznymi wytworem kultury puchowskiej jest ceramika, popularnie zwana grafitową, bransolety ze szkła oraz nietypowe narzędzia kowalskie i rolnicze (informacje za: Encyklopedia historyczna świata…, s. 416; R. Madyda-Legutko, Sytuacja kulturowa w polskich Karpatach we wczesnym okresie rzymskim [w:] Na granicach antycznego świata. Sytuacja kulturowa w południowo-wschodniej Polsce i regionach sąsiednich w młodszym okresie przedrzymskim i okresie rzymskim. Materiały z konferencji – Rzeszów, 20- 21 XI 1997, red. S. Czopek, A. Kokowski, Rzeszów 1999, s. 15–23; P. Kaczanowski, R. Madyda- Legutko, Strefy kulturowe w Europie Środkowej w okresie rzymskim [w:] Archeologia o początkach Słowian. Materiały z konferencji, Kraków, 19-21 listopada 2001, red. P. Kaczanowski, M. Parczewski, Kraków 2005, s. 128). 22 Karpaccy Wołosi (lub inaczej Wałasi) to zapewne potomkowie Macedo-Rumunów, za czym przemawiają zarówno względy antropologiczne, jak i różnego rodzaju pożyczki albańskie. Nie da się jednoznacznie ustalić czasu, w którym zaczęli oni przenikać na tereny północnych Karpat. Bo choć pierwsze wzmianki na ich temat pojawiają się w źródłach z wieku XIV, to nie podlega wątpliwości, że zaczęli oni gospodarować na tym obszarze znacznie wcześniej (więcej informacji m.in. o etymologii nazwy Wołoch: Karpaccy pasterze wołoscy [w:] J. Czekanowski, Wstęp do historii Słowian. Perspektywy 17 z ludami wschodniosłowiańskimi (rusińskimi). Obie ludności dały początek grupom górali karpackich. Wcześniej datuje się powstawanie pierwszych grodów obronnych. Znaczącą rolę spełniał Sanok – najstarsze miasto w regionie, o którym pierwsze wspomnienie historyczne pochodzi z roku 1150. Od czasów panowania pierwszych Piastów aż do połowy wieku XIV obszar dzisiejszych Bieszczadów należał do państwowości ruskiej: na początku Rusi Kijowskiej, potem do księstwa halickiego. Sytuacja zmieniła się dopiero w 1340 roku, kiedy wygasła dynastia Romanowiczów, a Ruś Halicką przejął w swoje ręce Kazimierz Wielki. Jej formalne przyłączenie do Polski nastąpiło jednak dopiero w 1387 r. z postanowienia królowej Jadwigi. W ten sposób dzisiejsze Bieszczady weszły w obręb ziemi sanockiej. Dwa kolejne stulecia to okres dynamicznej akcji osadniczej, na czele której stały rody szlacheckie (z racji nadań ziemskich w regionie bieszczadzkim) oraz królewscy starostowie z Przemyśla i Sanoka. Jej wynikiem jest powstanie sporej części bieszczadzkich miejscowości. W tym czasie wyjątkowo wyróżniły się dwie familie: Balów i Kmitów, którzy do końca XVI wieku osiedlili swoich poddanych w dolinach Solinki i Sanu aż po przełęcze w głównym paśmie Karpat. Pierwsza ze wzmiankowanych rodzin – pochodzący z Węgier Balowie – w roku 1361 na mocy królewskiego aktu nadania ziemi objęła w posiadanie rozległe tereny położone głównie w górnych dorzeczach Osławicy i Wisłoka. Za ich sprawą Bieszczady uległy znacznemu rozwojowi, modernizacji i kolonizacji. Sama familia jednak pod koniec XVII wieku zaczęła tracić na znaczeniu, aby w wieku XVIII ostatecznie zaniknąć. Druga dynastia – Kmitowie – pojawiła się na omawianym obszarze pod koniec wieku XIV lub na początku wieku XV. Ich siedzibą został zamek na Sobieniu, a później Lesko. Podobnie jak Balowie systematycznie powiększali oni swoje majętności i przyczynili się do powstania kolejnych bieszczadzkich wsi. Większość miejscowości w Bieszczadach zasiedlała ludność pochodzenia wołosko-rusińskiego. W czasach królowania Władysława Jagiełły, czyli na początku XV wieku, osady zaczęto lokować na tzw. prawie wołoskim, charakteryzującym się swoistym ustrojem, sądownictwem i ekonomią23. Jedną z pierwszych takich wsi był Hoszów, późniejsze to Szczawne i Radoszyce.

antropologiczne, etnograficzne, archeologiczne i językowe, wyd. 2 na nowo oprac., Poznań 1957, s. 97– 99). 23 Szerzej na ten temat: S. Kłos, Bieszczady…, s. 106. 18

Kolejne dwa wieki były dla Bieszczadów niespokojne, choć konflikty, do których dochodziło na tym terenie, miały raczej charakter lokalny. Najczęściej walczyła ze sobą szlachta, były to również awantury między poszczególnymi rodami, na których często cierpiały dwory i chłopskie zagrody. Można by śmiało rzec, że nie działo się nic ważnego, gdyby nie kilka istotniejszych epizodów: najazd tatarski (1624 r.), w wyniku którego spłonęły wsie, a część ludności została wzięta w jasyr; przemarsz armii Rakoczego w 1657 roku, która w trakcie odwrotu spustoszyła kilkanaście wsi w dolinie Osławy; ostatni wielki najazd Tatarów w 1672 roku, którzy tym razem wdarli się w głąb Bieszczadów oraz pojawienie się Szwedów w 1704 r., którzy spalili Lesko i ograbili dobra Krasickich. Lata konfederacji barskiej to z kolei czas przemykania wśród gór oddziałów konfederackich (pod dowództwem Franciszka Pułaskiego, stryjecznego brata Kazimierza, śmiertelnie rannego pod Hoszowem i pochowanego w kościele parafialnym w Lesku) i szukających ich wojsk moskiewskich24. Największą bieszczadzką plagą w XVII i XVIII wieku było jednak zbójnictwo25. Bandy tzw. beskidników napadały na drogach bogatszych kupców i wędrowców, plądrowały wsie, dwory i plebanie. W ich skład wchodzili najczęściej różnego pokroju rabusie i opryszkowie, ludzie ścigani przez prawo i zbiegli chłopi. Oprócz mieszkańców miejscowości bieszczadzkich uczestniczyli w nich Wołosi i Węgrzy. Zdarzały się nawet wioski, w których mieszkali tylko beskidnicy. Rozbójnictwo nie było jednakowoż domeną tylko ludzi niskiego stanu, często do band przystępowali drobniejsi szlachcice, Żydzi26, a także popi. Dokumenty sanockie przechowują nazwiska niektórych

24 S. Kłos, Bieszczady…, s. 110. 25 Warto dodać, że pojawiło się ono na tych terenach znacznie wcześniej, bo już w wieku XV (tamże, s. 109). 26 Jako pierwszy w konflikt z prawem popadł, odnotowany w aktach sądowych, Żyd bieszczadzki Moszko z Leska w roku 1554 – został on oskarżony o gwałt. Kolejny zarejestrowany to Fejtko z Jasienia, który jako wywiadowca w 1606 roku napadł ze swą bandą na dwór w Teleśnicy Oszwarowej. W 1607 roku już na czele bandy podjął próbę rabunku Żyda „na starym zamku samborskim”. Do rozboju jednak nie doszło, więc w tym czasie zadowolili się „tylko” obrabowaniem i zamordowaniem kobiety w miejscowości Nanczułka. Najsłynniejszym hersztem żydowskim w rejonie Bieszczadów był jednakże Jankiel Wolf, który grasował ze swą bandą w latach 80. XVIII wieku. Nieznane są jakiekolwiek szczegóły dotyczące jego pochodzenia czy początków zbójowania. Wiadomo jednak, że był bogobojnym Żydem – nigdy nie zbójował w szabas i zawsze modlił się w synagodze w Jom Kipur. Po wielu nieudanych próbach został w końcu schwytany i aresztowany przez Mikołaja Kitajgrodzkiego, dziedzica Bereźnicy Wyżnej. Osądzono go i stracono we Lwowie 16 maja 1787 roku. Ostatnim Żydem, który stworzył w Bieszczadach swoją bandę był Jankiel z Czarnej – karczmarz. W roku 1883 na prośbę Anglika Fryderyka Isherwooda przegonił parobków dworskich z Polany. Powodem całego zajścia była kopalnia ropy naftowej w tejże miejscowości, o którą walczyli wspomniany Isherwood i Niemiec – hrabia Hans von Büllow. Warto zaznaczyć w tym miejscu również, że Żydzi trudnili się nie tylko zbójnictwem, ale i paserstwem – skupowali od innych beskidników skradzione przedmioty i konie (A. Potocki, Bieszczadzkie judaica, Rzeszów 2007, s. 75–77). 19 z najsławniejszych opryszków, m.in. Oleksego Dobosza, zbója owianego legendą i przywoływanego w licznych podaniach. Nierzadko również po tej stronie Karpat pojawiali się rozbójnicy pochodzenia węgierskiego, zwani tołhajami, hultajami, sabatami, którzy okradali i niszczyli wszystko, co spotkali na swej drodze. Nie oszczędzali nawet świątyń, zdarzały im się również napady na pomniejsze miasteczka. Ich, zazwyczaj kilkudziesięcioosobowe, watahy cieszyły się wielkim szacunkiem ludności pochodzenia wołoskiego, która ceniła takie cechy, jak odwaga i wolność i utożsamiała członków band z walczącymi z niesprawiedliwością społeczną beskidnikami, warto jednak zaznaczyć w tym miejscu, że

Nie byli to – jak ich do niedawna przedstawiano – szlachetni Janosikowie czy mściciele chłopskich krzywd, lecz nie gardzący mordem zbóje, „sponsorowani” przez czerpiących z tego procederu zyski węgierskich magnatów, zwłaszcza dziedziców Humiennego27.

W celu obrony przed ich działalnością szlachta z Sanoka powoływała specjalne oddziały zbrojne tzw. smolaków28 lub harników, które jednak na dłuższą metę okazywały się mało skuteczne. Kres rozbójnictwu położyła dopiero monarchia austriacka, a członkowie band kończyli swoją aktywność (trwającą do kilku lat) torturami, na szubienicy lub spędzając długie lata w więzieniu. Rok 1772 przyniósł pierwszy rozbiór Polski, w wyniku którego południowa część kraju, w tym Bieszczady, dostała się pod panowanie Habsburgów i otrzymała miano Królestwa Galicji i Lodomerii, potocznie zwanego Galicją. Na pierwszy rzut oka w górach niezbyt wiele się zmieniło. Warunki życia nadal były prymitywne i nieskomplikowane, żyło się sprawami dnia codziennego. Rolnictwo, prowadzone w niezwykle trudnych warunkach, nie przynosiło wymiernych korzyści, ożywiły się za to stosunki handlowe z innymi rejonami cesarstwa austriackiego. Odbywały się np. wielkie targi wołów i bydła w Baligrodzie i Lutowiskach. Ponadto na terenie Bieszczadów działały pojedyncze wypały węgla i potażu, młyny wodne i tartaki oraz niezbyt duże huty żelaza w Rabem i Cisnej. Rozwijało się również rzemiosło oraz infrastruktura. Budowano nowe drogi i linie kolejowe (np. Przemyśl – Budapeszt). Z racji zasobności regionu bieszczadzkiego w drewno i jego masowej wycinki wybudowano tutaj sieć kolejek wąskotorowych. Ważnym przedsięwzięciem było także

27 T. A. Olszański, Długie, nieciekawe dzieje. Zarys historii [w:] Bieszczady. Przewodnik (dla prawdziwego turysty)…, s. 40. 28 Byli to przeważnie smolarze, którzy bardzo dobrze znali góry. 20 powstawanie kopalni ropy naftowej w rejonie Zagórza, Leska i Ustrzyk Dolnych oraz rafinerii w Lesku i Ustrzykach, które to obiekty zatrudniały sporą część mieszkańców pobliskich wsi. W 1846 roku szlachta galicyjska wzięła udział w nieudanym powstaniu, które z założenia miało objąć tereny wszystkich zaborów. Obmyślono natarcie na Sanok, ale w pełni zmobilizował się tylko jeden z trzech oddziałów, utworzony w większości z pracowników huty w Cisnej i prawie natychmiast rozpędzony przez chłopów podburzonych przez Austriaków. Również kontrpowstanie, czyli rabacja galicyjska, miała w Bieszczadach przebieg bardzo łagodny – zrabowano wiele dworów, ale śmierć poniósł tylko niewielki odsetek mieszkańców. Po dwóch latach Wiosna Ludów przyniosła zniesienie pańszczyzny w Galicji. Urządzano podniosłe „pogrzeby pańszczyzny”29, a część wystawionych przy tej okoliczności pamiątkowych krzyży można podziwiać do dziś. Opisane powyżej wydarzenia wznieciły rewolucję w świadomości bieszczadzkich chłopów. Zyskali oni status wolnych posiadaczy, uczestników gospodarki rynkowej, a także odczucie, iż władze austriackie darzą ich większym zaufaniem niż dziedziców. Zaczęli stawać się obywatelami. Rozpoczęły się przemiany kulturowe – z niewielkich, zamkniętych i stosunkowo niezmiennych kultur o charakterze lokalnym kształtowały się duże społeczeństwa regionalne i nowoczesne narody. Prowadziło to tym samym do rozłamów w relacjach polsko-rusińskich. Wolność miała też jednak swoje słabe strony – pojawiło się ryzyko bankructwa i utraty dobytku oraz potrzeby szybkiej zmiany dotychczasowego zajęcia. Po niedługim czasie bieda i brak pracy poza sektorem rolnictwa zmusiły chłopów do masowej emigracji z Bieszczadów do Ameryki. Ważną kwestią dotyczącą terenu tej części Karpat był także tzw. „spór o duszę Rusina”30. Szeroka autonomia galicyjska w drugiej połowie XIX wieku doprowadziła do znacznego rozpowszechnienia szkolnictwa polskiego i ruskiego. Przy szkołach wznoszono czytelnie, obok kościołów i cerkwi, w ramach walki z plagą alkoholizmu, powstawały bractwa trzeźwości. Efektem tych działań było formowanie się świadomości narodowej ludu wsi bieszczadzkiej. Jednak w przypadku Rusinów proces

29 Księgi, w których zapisywano powinności wobec dworu uroczyście chowano do grobu. Nierzadko odbywało się to w asyście cerkiewnej, a ponoć także i kościelnej. Czasami składane były one do trumien i zawsze towarzyszyły im solenne przysięgi, w których grożono śmiercią każdemu, kto odważyłby się je kiedykolwiek wykopać. W miejscu pochówku stawiano krzyż i sadzono drzewa. 30 Za: T. A. Olszański, dz. cyt., s. 42. 21 ten został zakłócony przez pewną kontrowersję, która nie miała odbicia w społeczeństwie narodowości polskiej. Zaczęto mianowicie zadawać sobie pytanie: kim są „Rusini”? Na terenie Bieszczadów, jak i w całej Wschodniej Galicji, o rząd dusz walczyły dwie orientacje. Pierwszą z nich był narodowy ruch ukraiński. Jego zwolennicy głosili, iż Rusini są Ukraińcami, czyli samodzielnym narodem, który żyje na obszarze rozciągającym się od Charkowa po Łemkowszczyznę. Druga to orientacja wszechruska, zwana w potocznym języku moskalofilską, czyli tzw. starorusini, zaprzeczający istnieniu narodu ukraińskiego i podkreślający swoją przynależność do narodu rosyjskiego w formie jego odłamu. Ich ideologię można zamknąć w krótkim zdaniu: „istnieje tylko jeden naród ruski – naród rosyjski”31. Wyraz „Ukrainiec” nie był dotychczas znany w Galicji; jeszcze w dwudziestoleciu międzywojennym w wielu wioskach bieszczadzkich nie oznaczał przynależności do konkretnego narodu, ale używano go na określenie świadomego ukraińskiego działacza narodowego. „Spór o duszę Rusina” ostatecznie wygrała pierwsza z przedstawionych orientacji, której postulaty zgadzały się z etnograficzno-językową rzeczywistością. Wsi stanowczo opowiadających się za drugą opcją nigdy nie było w Bieszczadach zbyt wiele, choć jedna z nich, Kamionka, podtrzymywała ideę wszechruską aż do lat 40. XX wieku. Duża ich część przez długi czas w ogóle nie posiadała rozbudzonej świadomości przynależności narodowej, były to zwłaszcza miejscowości położone u stóp połonin. Dopiero II wojna światowa i wysiedlenia, które po niej nastąpiły, ostatecznie wyjaśniły wszystkim zainteresowanym, że jednak są Ukraińcami.

1.2.2. I wojna światowa i dwudziestolecie międzywojenne

I wojna światowa rozpoczęła się w Bieszczadach dopiero jesienią 1914 roku. Do wiosny 1915 toczyły się na opisywanych obszarach nieustanne walki, ponieważ wojska rosyjskie bez skutku próbowały utorować sobie przez karpackie szczyty, prowadzącą na Węgry, drogę. Można powiedzieć, że był to najkrwawszy czas w całych bieszczadzkich dziejach, po którym pozostał w górach ogrom zniszczeń i liczne, dzisiaj już zapomniane i zaniedbane, cmentarze – głównie żołnierskie32. Oprócz żołnierzy narodowości polskiej na froncie przebiegającym przez graniczne grzbiety Karpat i połoniny ginęli również Austriacy, Rosjanie, Niemcy, Słowacy, Czesi, Węgrzy, Serbowie i Ukraińcy. Niszcząca

31 Tamże. 32 Czasami można też natrafić, przede wszystkim w lasach i na połoninach, na ślady okopów. 22 siła wojny nie ominęła także wsi, które poniosły bardzo ciężkie straty, nie tylko o charakterze materialnym. Stacjonujące w Bieszczadach wojska rozbierały budynki, nawet te mieszkalne, aby uzyskać drewno na opał lub materiał do budowy fortyfikacji polowych. Masowo rekwirowano też mieszkańcom cały inwentarz gospodarski oraz zgromadzone zapasy żywności, pozostawiając ich na pastwę zimna i głodu. Konie zniknęły z tych terenów niemal całkowicie. W rejonach nieustannych bojów albo stałych pozycji obronnych często zdarzały się również przypadki przeprowadzania ewakuacji chłopów, czyli po prostu wypędzania ich z domostw. Na skutek prowadzonych w tym okresie działań wojennych wiele miejscowości uległo częściowemu zniszczeniu, a inne całkowicie zniknęły z powierzchni ziemi. Ostatecznie Rosjanie zostali pokonani przez Austriaków, jednak dla ludności tubylczej oznaczało to represje skierowane przeciwko hipotetycznym „kolaborantom”. Te krwawe wydarzenia pochłonęły więcej ofiar niż wszystkie inne bieszczadzkie wojny razem wzięte33. W latach 1918–1919 na tereny Bieszczadów dotarły działania związane z wojną polsko-ukraińską. To zdarzenie nie miało samo w sobie większego znaczenia dla przebiegu wydarzeń w całym kraju, lecz wpływało na uaktywnienie się środowisk ukraińskich i nacjonalistów Symona (Semena) Petlury w dolinie Osławy. Bezpośredni wpływ na decyzję Ukraińców o walce o niepodległość wywarło utworzenie przez Ukraińską Radę Narodową Zachodnioukraińskiej Republiki Ludowej (ZURL), która swoim zasięgiem obejmowała wszystkie terytoria Cesarstwa Austro-Węgierskiego zamieszkałe przez ludność pochodzenia ukraińskiego34. Na początku listopada 1918 roku w Bieszczadach powstała tzw. Republika Komańczańska (inaczej Wisłocka), która swą nazwę zawdzięczała głównemu ośrodkowi ruchu, czyli Komańczy. Inną bazą był Wisłok Wielki, najwaleczniejsi jednak obrońcy Republiki pochodzili z Prełuk. Bieszczadzcy ukrainofile objęli władzę w Baligrodzie, Cisnej, Lutowiskach i Ustrzykach Dolnych. Nie udało im się to jednakże w Sanoku i Zagórzu, bowiem te dwa miasta od samego początku konfliktu twardo obstawały po stronie Rzeczypospolitej. Również w początkach listopada Republika zgłosiła swój akces do ZURL, a jej prezydentem został wybrany Andrij Kyr35. Cały ruch ogarnął około 28 wsi,

33 T. A. Olszański, Najkrwawsza karta dziejów. Pierwsza wojna światowa w Bieszczadach [w:] Bieszczady. Przewodnik (dla prawdziwego turysty)…, s. 50–54. 34 Uchwała o utworzeniu ZURL została przyjęta we Lwowie w nocy z 31 października na 1 listopada 1918 roku. Proklamację tę ogłoszono m.in. w lwowskim czasopiśmie „Diło”. Zachodnioukraińska Republika Ludowa nie została jednak uznana przez żadne z państw Ententy. 35 Był on podoficerem armii austro-węgierskiej, a cywilnie kupcem lub piekarzem – co do tego źródła nie są zgodne. 23 znajdujących się na pograniczu Bieszczadów i Beskidu Niskiego, aż po miejscowość Żubracze i Solinkę na wschodzie. „Komańczanie” utworzyli własną milicję, która miała działać podobnie do pospolitego ruszenia, i własne siły zbrojne. Wkrótce w rejonach Baligrodu, Cisnej, Szczawnego, Komańczy, Leska i Ustrzyk Dolnych zaczęły mieć miejsce starcia z oddziałami milicji polskiej (polskiej samoobrony oraz polskiego wojska). Po szeregu walk w okolicach Szczawnego, 22 stycznia 1919 roku, oddziały polskie podjęły operację (określaną jako bardziej policyjno-represyjną niż wojskową), która poskutkowała zajęciem Komańczy, likwidacją samozwańczej Republiki i zajęciem linii kolejowej w kierunku Czechosłowacji36. Najdłużej regionalne władze ZURL utrzymały swoją pozycję w Lutowiskach, ponieważ miejscowość ta była siedzibą Ukraińskiego Powiatowego Komisariatu i miejscem stacjonowania świetnie uzbrojonego batalionu Ukraińskiej Halickiej Armii, która jeszcze 5 kwietnia podjęła próbę opanowania Ustrzyk Dolnych. W maju Wojsko Polskie rozbiło jej front pod Chyrowem i likwidowało kolejno wszystkie pozycje oporu Ukraińców, którzy w końcu musieli się wycofać i, przekraczając granicę z Czechosłowacją, udać się na Zakarpacie. Bieszczady więc definitywnie znalazły się w składzie odrodzonego państwa polskiego37. Międzywojnie (lata Polski sanacyjnej) nie zaowocowało żadnymi większymi zmianami na lepsze dla życia regionu. Jedynym bardziej znanym wydarzeniem tego czasu był bunt chłopów z 19 wsi bieszczadzkich o proweniencji bojkowskiej, znany jako „powstanie leskie”, który stanowił niejako odpowiedź na biedę i ucisk polityczny. Rozruchy owe zostały później bardzo „rozdmuchane” przez propagandę komunistyczną, co podkreśla przytoczony poniżej cytat:

Narastające konflikty tylko raz znalazły wyraz w wydarzeniach o większej skali – trzytygodniowych rozruchach, które w komunistycznej historiografii zyskały nazwę „powstania chłopów leskich” i obrosły legendami, mówiącymi o dziesiątkach zabitych, samolotach ostrzeliwujących kolumny chłopów, płonących wsiach… Cóż – „partia musi mieć swą historię”, także w wymiarze lokalnym38.

W rzeczywistości jako powód zajścia podaje się zmuszanie społeczności do darmowych świadczeń na rzecz budowy dróg w ramach zarządzonego przez władze

36 Ostatni efekt był zasadniczo głównym celem działań Polaków. 37 Informacje na temat Republiki Komańczańskiej za: S. Kłos, Bieszczady…, s. 113–114 oraz T. A. Olszański, Długie, nieciekawe dzieje…, s. 42–43. O Republice tej w ciekawy, bardzo przystępny i dokładny sposób piszą również Stanisław Kryciński w publikacji pt. Bieszczady. Od Komańczy do Wołosatego (Rzeszów 2015, s. 65–71) oraz Mariusz Głuszko w książce Bieszczady z historią i legendą w tle (Sandomierz 2008, s. 62–65). 38 T. A. Olszański, Między starym a nowym. Wieś bieszczadzka w międzywojniu [w:] Bieszczady. Przewodnik (dla prawdziwego turysty)…, s. 57. 24 tzw. święta pracy. Potraktowano to jako próbę powrotu do czasów pańszczyźnianych39. Władzom udało się stłumić owy bunt połączonymi siłami policji i wojska. Nie udało się uniknąć kilku ofiar śmiertelnych, wiele osób też raniono. Rozruchy ustały po zaledwie trzech tygodniach40. Pamiątką po tym wydarzeniu jest pomnik upamiętniający „powstanie chłopów leskich”, który powstał w czasach PRL i stoi w Solinie. Po I wojnie światowej nastąpiło znaczne zubożenie bieszczadzkiej wsi, która zaczęła powracać do metod gospodarowania znanych z wcześniejszych dziesięcioleci. Bieszczady stały się jednym z najbardziej zacofanych i biednych terenów kraju:

Nawet na tle przysłowiowej biedy galicyjskiej Bieszczady były bardzo ubogie…41.

Nierzadko ludność wiejska cierpiała głód i skrajną nędzę. Panowało przeludnienie, ciemnota i powszechny analfabetyzm, spowodowany głęboko zakorzenionym w świadomości chłopów konserwatyzmem, który warunkował bardzo nieprzychylny ich stosunek do nauki dzieci. Dodatkowo, pomimo usilnych starań władz włożonych w budowanie szkół, dostęp do szkolnictwa był niewielki. Wiele wsi nie posiadało ich wcale, w innych były tylko jedna lub dwie klasy. Ciekawą sytuację przywołuje w swoich reminiscencjach Franciszek Gankiewicz z Terki:

Właścicielka dóbr Waleria Pohlman własnym kosztem wybudowała szkołę i przekazała gromadzie. Jednak tamtejszy greckokatolicki ksiądz wspólnie z sołtysem nie dopuścili do jej otwarcia. Dom wydzierżawiono, a później rozebrano42.

Wspomnienie to pozwala też zauważyć, jak wielkim poważaniem i estymą wśród ludu cieszyli się duchowni, zarówno greckokatoliccy, jak i prawosławni. Wiejski świat Bieszczadów bez problemu dawał się podzielić na dwie części: pogórzańską wieś rolniczą oraz górską wieś pastersko-rolniczą43. Rolnictwo miało tutaj

39 Bezpośrednim bodźcem do buntu była najprawdopodobniej chęć rozebrania kapliczki przydrożnej na trasie Ustianowa – Łobozew w celu poszerzenia drogi. Nie wzięto jednak pod uwagę faktu, że w 1848 roku „zakopano” pod nią „pańszczyznę”. Chłopi poczęli więc gromadzić się wokół krzyża, a próby rozpędzania ich i bicia przez policję skutkowały tym, że zbierali się coraz większą gromadą i w coraz to innych miejscach. Protesty, starcia i bijatyki, sporadycznie „urozmaicane” strzałami, ogarnęły wszystkie wsie pomiędzy Soliną a Ustrzykami Dolnymi. Część ludności grupowała się również na górze Jawor. Warto jednak zaznaczyć w tym miejscu, że „powstanie leskie” i jego przyczyny nie doczekały się do tej pory w pełni obiektywnego opracowania (o czym pisze we wspominanej już powyżej książce Mariusz Głuszko: M. Głuszko, dz. cyt., s. 71–79). 40 Opis „powstania leskiego” za: S. Kłos, Bieszczady…, s. 114 oraz T. A. Olszański, Między starym a nowym…, s. 57–58. 41 T. A. Olszański, Między starym a nowym…, s. 54. 42 Cyt. za: S. Kłos, Bieszczady…, s. 115. 43 Widać to było bardzo dobrze na przykładzie regionalnych przezwisk, np. mieszkańcy Terki nazywali sąsiadów z niedalekiego Tworylnego „hyrniakami”, czyli góralami, lub „hucułami”, z kolei ludzi zamieszkałych w Terce, Polankach i Stężnicy określano mianem „jahlaków”, czyli jedzących kaszę 25 charakter bardzo prymitywny. Chłopi uprawiali przede wszystkim owies, żyto, jęczmień, ziemniaki, kapustę i marchew, czyli wszystko to, co stanowiło podstawę ich wyżywienia. W celach przemysłowych uprawiano zaś konopie i len. W sadach rosły zazwyczaj jabłonie i śliwy. Do czasów II wojny światowej w górskich wsiach stosowano przestarzały sposób naprzemiennej uprawy położonych wyżej pól. Dopiero lata 30. przyniosły pod tym względem zmiany i powszechne stało się obsiewanie pól roślinami użyźniającymi – łubinem i koniczyną. Jako siłę pociągową używano zazwyczaj już koni, choć na terenach bardziej niedostępnych w dalszym ciągu zastępowały je woły. Czasami hodowano krowy, dużo częściej owce i kozy lub kury i kaczki, bardzo rzadko świnie. Pasterstwo, mimo dużego zasięgu, prawie zawsze było w tych stronach tylko dziedziną pomocniczą dla gospodarki o profilu rolnym. Nierzadko od głodu chroniły tubylców płody lasu, takie jak orzechy laskowe, owoce leśne, grzyby i prawdopodobnie orzeszki bukowe. Swoją działalność prowadzili również kłusownicy, lasy jednak nie obfitowały w zwierzynę. Chłopi żywili się głównie chlebem (który, rzecz jasna, sami wypiekali), nabiałem, ziemniakami, kapustą i żurem. Nawet tak pospolite dzisiaj z kartoflami były dla nich nie lada rarytasem. Pomimo utrudnień mieszkańcy Bieszczadów starali się być w jak najwyższym stopniu samowystarczalni. Samodzielnie mielono mąkę w żarnach, tkano płótno, garbowano skóry i wytwarzano odzież. W każdej wiosce wyrabiano sukno, a każdy gospodarz był jednocześnie stolarzem, kołodziejem i cieślą. Każda miejscowość miała też swojego kowala, najczęściej był nim Cygan. Kupowano jedynie garnki, a z niezbędnych produktów spożywczych sól. Dla zdobycia gotówki sprzedawano wszystko, co tylko się do tego nadawało: jajka, drób, sery, płótna domowej roboty. Szukano również zatrudnienia w tartakach, kopalniach ropy naftowej oraz przy pracach leśnych. Dla gospodarki Bieszczadów ważna była obecność Żydów, którzy zasadniczo zmonopolizowali handel, mieli pod kontrolą gospodarkę leśną i znakomitą większość kopalni ropy. Oni też w głównej mierze parcelowali podupadające majątki ziemskie. Naprzeciw ich handlowi wychodziła powoli spółdzielczość ukraińska, która wpływała na poprawę sanitarnego stanu hodowli oraz wzrost kultury wsi bieszczadzkiej. Ruch spółdzielczy propagował również w aktywny sposób ukraińskie idee narodowe – powstawały np. typowo ukraińskie placówki oświatowe. Polskiej spółdzielczości nie jaglaną. Mieszkańcy Rzepedzi zaś to zjadacze sera – „syrjanie” (za: T. A. Olszański, Między starym a nowym…, s. 55). 26 było wtedy w ogóle w Bieszczadach. Przemiany w najwolniejszym tempie docierały do wsi podpołonińskich. Życie polityczne toczyło się przede wszystkim w miastach. Na wsi nie występowały żadne konflikty na tle narodowościowym – Polacy i Ukraińcy żyli w wręcz idealnej symbiozie. Nikt też wtedy nie przeczuwał, że w stosunkowo krótkim czasie ta współpraca przemieni się w zaciekłą nienawiść. Silny konflikt istniał natomiast pomiędzy miastem, kojarzonym przez chłopów z władzą i przymusem, a wsią. Potęgowała się też niechęć w stosunku do Żydów, której tło stanowiła konkurencja rynkowa44. Ważnym aspektem historii międzywojennych Bieszczadów jest koegzystowanie na ich terenie społeczności o różnych narodowościach. Wiodącą rolę pełniła ludność rusińska, która po części zdołała się już zukrainizować. Stosunkowo liczna była społeczność żydowska, istniały tutaj również kolonie niemieckie. Bardziej szczegółowe opisy poszczególnych nacji zostaną przedstawione przeze mnie w kolejnym podrozdziale dotyczącym stricte etnografii bieszczadzkiej. Przedstawione do tej pory wydarzenia były oznaką końca starych czasów. Jak pisze Tadeusz Andrzej Olszański:

W Bieszczady wkraczały formy życia właściwe połowie XX wieku i związane z nimi konflikty. Zbliżała się wojna, która miała nieodwracalnie zniszczyć stary górski świat45.

1.2.3. „Łuny w Bieszczadach”

Ostatnia wojna, czyli II wojna światowa, i jej następstwa zapisały się w historii Bieszczadów czarnymi kartami46. Trzy razy przechodziły przez te tereny fronty walczących wojsk, następnie miały miejsce, trwające kilka lat, krwawe potyczki z Ukraińską Powstańczą Armią, dwa razy region bieszczadzki podzieliły granice. We wrześniu 1939 roku Bieszczady nie odczuły jeszcze żadnych większych skutków działań militarnych47. 10 września granicę Polski przekroczyły wojska

44 Żydzi bywali najczęściej właścicielami karczm. W każdej wiosce była co najmniej jedna karczma, czasami dwie albo nawet trzy. Dochody zapewniał w nich handel wódką, nazywaną okowitą, siwuchą lub gorzałką. Karczmy stanowiły centralny punkt we wsi, bowiem w nich skupiało się życie towarzyskie, odbywały się zebrania oraz niektóre uroczystości wiejskie albo nawet rodzinne (A. Potocki, Wokół bieszczadzkich zalewów. Przewodnik z legendami, Krosno 2001, s. 33–34). Opis wsi bieszczadzkiej w latach dwudziestolecia międzywojennego na podstawie: S. Kłos, Bieszczady…, s. 114–115; A. Potocki, Gospodarka na przełomie wieków [w:] tegoż, Wokół bieszczadzkich zalewów…, s. 31–34; T. A. Olszański, Między starym a nowym…, s. 54–58. 45 T. A. Olszański, Między starym a nowym…, s. 58. 46 S. Kłos, Bieszczady…, s. 120. 47 Większe walki w latach 1939 i 1941 toczyły się wyłącznie w okolicach Sanoka. 27 słowackie (z ramienia prohitlerowskiego rządu księdza Józefa Tiso), które już następnego dnia, po drobnych utarczkach, dotarły do Baligrodu i Bukowska. Prowadzące atak od strony zachodniej dywizje niemieckie przejęły Sanok i zaczęły posuwać się w kierunku Lwowa przez Uherce, Stefkową i Krościenko. 12 września, w ślad za Słowakami, granicę od południa przekroczyła niemiecka 57. Dywizja Piechoty. W ten sposób na przestrzeni zaledwie kilku dni całe Bieszczady Zachodnie znalazły się w rękach Niemców. W niedługim czasie wycofali się oni jednak na zachodni brzeg Sanu, a wschodnią stronę rzeki zajęła Armia Czerwona. W wyniku ustalenia linii demarkacyjnej między Niemcami a Związkiem Radzieckim terytorium Bieszczadów zostało podzielone wzdłuż doliny Sanu. Północno-wschodnia część regionu została włączona do Ukraińskiej Republiki Radzieckiej48, reszta obszarów znalazła się pod okupacją hitlerowską w zasięgu Generalnej Guberni. W czerwcu 1941 roku wybuchła wojna niemiecko-radziecka, w wyniku której Niemcom udało się bez większych przeszkód przełamać obronę radziecką. Wkrótce całe Bieszczady znów znalazły się pod ich okupacją. Gwałtownemu pogorszeniu uległy stosunki narodowościowe, ponieważ hitlerowcy udzielali poparcia nacjonalistom ukraińskim, którzy dzięki temu mogli uaktywnić swoją działalność. Ucierpiała na tym zarówno ludność polska (Ukraińcy przejęli władze w większości miast i wsi), jak i Żydzi, których społeczność została eksterminowana pod Zasławiem w latach 1942 – 1943. Niezwykle utrudnione pole manewru miał również dopiero powstający ruch oporu, koncentrujący się w rejonie Sanoka, gdzie organizowano oddziały AK. Pod koniec 1943 roku utworzył się w głębi Bieszczadów oddział partyzancki pod dowództwem Józefa Pawłusiewicza, oficera Wojska Polskiego, który walczył z Ukraińcami w latach 1918/1949. Później połączył on swoje siły z partyzantką sowiecką – oddziałem Mikołaja „Muchy” Kunickiego, w którego szeregi wstępowali przede wszystkim Polacy z Wołynia50. Prowadzili oni działalność dywersyjną i ścierali się z pomocniczymi formacjami niemieckimi oraz partyzantką ukraińską. Walki wyzwoleńcze o tereny Bieszczadów były niezmiernie wyczerpujące i długie, a dodatkowo prowadzone w niesprzyjających warunkach terenowych. Z tego

48 W lecie roku 1940 Rosjanie zaczęli prowadzić wzdłuż granicy budowę umocnień, które wchodziły w skład tzw. Linii Mołotowa, czyli Nadsańskiego Rejonu Umocnień (S. Kłos, Bieszczady…, s. 121–122). 49 Więcej informacji o Józefie Pawłusiewiczu i jego działalności w kolejnym rozdziale, gdzie zostaną poddane analizie jego wspomnienia dotyczące Bieszczadów XX wieku. 50 Kunicki ze swym oddziałem przybył w Bieszczady latem 1944 roku. 28 też powodu pochłonęły dużą liczbę ofiar i spowodowały niemałe spustoszenia. Dwa pierwsze fronty nie miały jednak tak wielkiego wpływu na dzieje opisywanego regionu, jak trzeci, który zapadł w pamięci zarówno jego uczestników, jak i mieszkańców pobliskich okolic. Na początku sierpnia 1944 roku armia radziecka zdobyła Sanok, 10 września51 zaś podjęła dalsze ataki o charakterze „zaczepnym”, które miały na celu wyparcie Niemców z tej części Karpat (tzw. operacja wschodniokarpacka). Zakończyły się one po trzech tygodniach ich wyrzuceniem z ostatniej linii oporu w okolicy Woli Michowej, którą hitlerowcy zdążyli jeszcze w połowie spalić. Niedługo po przejściu frontu Bieszczady uległy kolejnemu podziałowi. I tym razem spory fragment regionu, znajdujący się po prawej stronie Sanu, został oddany w ręce ZSRR (m.in. Ustrzyki Górne i ). Opisywaną część granicy skorygowano jednak w 1951 roku. Przejście frontu nie poskutkowało tak wyczekiwanym pokojem. Wręcz przeciwnie – najgorszy okres wojny w Bieszczadach dopiero miał się rozpocząć. Wojnę wznieciły oddziały Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA) podlegające Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN), sformowanej w czasie okupacji (1929) przez szowinistyczne ugrupowania ukraińskie. Było to stronnictwo o charakterze skrajnie nacjonalistycznym, antykomunistycznym i antypolskim. To właśnie ono w czasie wojny podjęło współpracę z hitlerowcami. Jako cel swojej aktywności obrało utworzenie „Wilnu, Samostijnu, Sobornu/Sabornu Ukrainu” na terenach, które zamieszkiwali Ukraińcy, ale należących do Związku Radzieckiego i Polski52. UPA w postaci zbrojnego ramienia OUN powstała w roku 1943. Stworzył ją Stefan/Stepan Bandera, od którego nazwiska członków UPA zaczęto nazywać powszechnie banderowcami. Za ich sprawą wzmógł się krwawy terror skierowany przeciwko mieszkającej w Bieszczadach

51 Za: T. A. Olszański, Długie, nieciekawe dzieje…, s. 44. 52 Organizacja ta prowadzi swoją działalności po dziś dzień. W czasach wojny u jej podstaw leżała doskonale zorganizowana i rozbudowana sieć, która oparcie materialne i kadrowe bez problemu znajdowała wśród miejscowej ludności. Dysponowała ona zarówno oddziałami UPA, jak i kuszczami samoobrony oraz służbą bezpieczeństwa, która traktowała w sposób bezwzględny tak Polaków, jak i niesubordynowanych Ukraińców. UPA z założenia miała charakter armii podziemnej, partyzanckiej oraz terrorystycznej. Pod względem organizacji wzorowała się na wojsku, była dobrze wyszkolona i uzbrojona. Miała własną strukturę. Zakerzonie (inaczej Zakerzonia lub Zakerzoński Kraj, czyli wschodni fragment Polski, znajdujący się z perspektywy ukraińskiej na zachód od linii Curzona) było tzw. VI okręgiem wojskowym o kryptonimie „Sian”, który z kolei przynależał do grupy operacyjnej UPA „Zachód”. Okręgiem tym, podzielonym dodatkowo na trzy taktyczne odcinki „Łemko” (w zasięgu którego znajdowały się Bieszczady), „Bastion” i „Daniliw”, dowodził Mirosław Onyszkiewicz ps. „Orest”, a w jego ramach działalność prowadziły 2 bataliony (kurenie), z których każdy składał się z 4 kompanii (sotni), te z kolei z plutonów (czot). Na kureń składało się zazwyczaj kilka samodzielnych drużyn (rojów), które podejmowały się wykonywania zadań specjalnych (za: S. Kłos, Bieszczady…, s. 126–128; K. Szymański, Wstęp [w:] M. Bilska, Ognie nad Solinką, wstęp K. Szymański, Warszawa 1981, s. 9). 29 ludności polskiej. Według nazewnictwa UPA w regionie bieszczadzkim działał kureń „Rena” (majora Wasyla Martyna Mizernego) złożony z czterech sotni, w tym trzech operujących w powiatach leskim i sanockim (były to sotnie „Bira” – Wasyla Szyszkanynecia, „Chrina” – Stepana Stebelskiego i „Stiacha”/„Stacha” – nazwisko nieznane53). Wiosną 1944 roku banderowcy zamordowali kilka polskich rodzin w Serednim Małym, a w sierpniu dokonali największej masakry54 tego czasu – w Baligrodzie z ich rąk zginęło ok. 40 osób. Pomoc dla Polaków nadeszła dopiero po zakończeniu wojny, kiedy to prosto z frontu przybyły na te tereny jednostki Wojska Polskiego, które rozlokowano w rejonach Sanoka, Leska, Baligrodu i innych miejscowości. Potyczki z „bandami”, jak często nazywa się oddziały UPA, trwały aż do 1947 roku. W tym samym czasie, co działania militarne, wojsko prowadziło również akcję przesiedlania Ukraińców na ziemię radziecką55. 28 marca 1947 roku, podczas akcji-zasadzki przygotowanej prawdopodobnie przez sotnię „Chrina”56, zginął w Jabłonkach pod Baligrodem „człowiek, który się kulom nie kłaniał”, ówczesny wiceminister obrony narodowej, generał broni Karol Świerczewski. Jak do niedawna przypuszczano, właśnie to wydarzenie miało się bezpośrednio przyczynić do przeprowadzenia w 1947 roku akcji „Wisła”. Obecnie wszelkie dowody wskazują jednak na fakt, iż generał przybył w Bieszczady w związku z już postanowioną akcją. Niemniej jednak 24 kwietnia tego samego roku rozpoczęto przesiedlenia ludności ukraińskiej na zachód i północ Polski. Uczestniczyły w nich oddziały WP, MO i KBW. Skutkiem tych wydarzeń było rozbicie do końca lipca 1947 roku głównych sił UPA, pozbawionych wsparcia materialnego i kadrowego. Resztki band odeszły do ZSRR lub na Słowację. Bieszczady opustoszały, wyludniły się – ucichły strzały i pozostały tylko zgliszcza57.

53 Podobny pseudonim „Stiah” nosił urodzony w Bereźnicy Wyżnej Jarosław Staruch, który był głównym ideologiem i kierownikiem OUN na Zakerzoniu – przywoływani w niniejszym podrozdziale badacze i autorzy publikacji dość jasno jednak sugerują, że nie można tych dwóch osób utożsamiać. 54 Jak podaje T. A. Olszański w Długich, nieciekawych dziejach…, s. 44. 55 Pacyfikacje prowadzone przez WP i siły sowieckie czasami pochłaniały więcej ofiar niż napady UPA na Polaków. 56 Dziś ta wersja nie jest już traktowana w kategoriach niepodważalnej prawdy. 57 Z perspektywy czasu badacze bardzo różnie oceniają opisywane wydarzenia. Zarówno działalność UPA, jak i zasadność akcji „Wisła” stanowią pole do przeróżnych interpretacji i osądów, wzbudzają wiele kontrowersji. Wiadomo jednak, że i Polacy, i Ukraińcy wykazywali się w dążeniu do osiągnięcia własnych ambicji tak chwalebnym męstwem, jak i odrażającymi zbrodniami. Wzajemna nienawiść często przesłaniała zdrowy rozsądek i można śmiało stwierdzić, że obie strony konfliktu mają sobie co przebaczać. Na temat tych problemów napisano już wiele książek i wydano tysiące publikacji – wypowiadają się w nich autorzy polscy i ukraińscy, m.in. Edward Prus, Ryszard Torzecki, Eugeniusz 30

1.2.4. I co dalej, czyli „odblask łun”

Do końca lat 50. XX wieku Bieszczady jawiły się jako miejsce zapomniane przez Boga, zaniedbane, trudno dostępne, wyniszczone tragicznymi zdarzeniami, dalekie od „cywilizacji”. Jednak już w 1948 roku do wsi bardziej dostępnych i przede wszystkim ocalałych od pożarów zaczęli przybywać chłopi z przeludnionych miejscowości okolic Rzeszowa. Rozpoczęła się również pierwsza faza osadnictwa – międzygminna/międzypowiatowa (mniej więcej lata 1947–1956). Społeczność zamieszkująca północne tereny powiatów leskiego i sanockiego, która posiadała niewielkie gospodarstwa rolne powstałe na skutek ich dość dużego rozdrobnienia, zaczęła przemieszczać się na południowe obszary powiatu bieszczadzkiego. Najczęściej odbywało się to w kierunku od wsi tzw. przyległych (zamieszkiwanych przez ludność innych narodowości) do wsi polskich. Chętnie osiedlano się w domach po Ukraińcach, które zachowały się w wyniku akcji przesiedleńczej. W 1951 roku także nastąpiła wymiana terenów granicznych – regulacja granic pomiędzy Polską i Związkiem Radzieckim, podczas której Polacy otrzymali tereny od Ustrzyk Dolnych po Otryt, znajdujące się na północ od Sanu, przekazując jednocześnie Związkowi Sowieckiemu część ówczesnego województwa lubelskiego, a mianowicie południowy fragment powiatów tomaszowskiego i hrubieszowskiego. Ludność tych ziem osiedliła się, chcąc nie chcąc, na ziemiach bieszczadzkich, w szczególności w tych wsiach, które posiadały jeszcze zabudowania odpowiednie do ponownego zamieszkania58. Okolice Ustrzyk Dolnych (Krościenko i bliskie mu miejscowości) stały się też obszarem osadniczym dla Greków, którzy otrzymali azyl polityczny w Polsce po udziale w wojnie wyzwoleńczej

Misiło, Henryk Pająk i Grzegorz Motyka, a także Ukrainiec (co dziwne, wróg OUN-UPA) Wiktor Poliszczuk (za: T. A. Olszański, Odblask odległych łun. Walki z ukraińską Powstańczą Armią [w:] Bieszczady. Przewodnik (dla prawdziwego turysty)…, s. 58–63; S. Kłos, Bieszczady…, s. 128–133). Szerszą perspektywę oglądu tego tragicznego konfliktu pokazują m.in. pozycje: G. Motyka, Od rzezi wołyńskiej do akcji „Wisła”. Konflikt polsko-ukraiński 1943–1947, Kraków 2011; Akcja „Wisła”, red. J. Pisuliński (Instytut Pamięci Narodowej. Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu), Warszawa 2003; E. Prus, Legenda Kresów. Szare Szeregi w walce z UPA, wyd. 2 popr. i rozsz., Wrocław 2003; W. Masłowśkyj, Z kim i przeciw komu walczyli nacjonaliści ukraińscy w latach II wojny światowej?, przeł. z ukr. Z. Małyszczycki, Wrocław 2001; A. Korman, Stosunek UPA do Polaków na ziemiach południowo-wschodniej II Rzeczypospolitej, Wrocław 2002 (publikacja ta jest o tyle ciekawa, że autorowi udało zebrać i udokumentować 362 metody torturowania Polaków i zadawania śmierci); G. Motyka, W kręgu „Łun w Bieszczadach”. Szkice z najnowszej historii polskich Bieszczad, wyd. 2, Warszawa 2013; B. Halczak, Absurd akcji „Wisła” [w:] Łemkowie, Bojkowie, Rusini – historia, współczesność, kultura materialna i duchowa, red. nauk. S. Dudra, B. Halczak, R. Drozd, I. Betko, M. Ńmigel’, t. 3, Głogów 2010. 58 Była to tzw. „Akcja H-T”. Więcej informacji na temat zmiany granic w 1951 można znaleźć m.in. na stronach internetowych: http://pl.wikipedia.org/wiki/Umowa_o_zmianie_granic_z_15_lutego_1951 [dostęp: 15.03.2015] oraz http://www.bieszczadzki.pl/strona-436-bieszczady_1951_akcja_h_t_1951.html [dostęp: 10.04.2015], a także w artykule: T. A. Olszański, Dzieje słupów i słupków. Przemiany bieszczadzkich granic [w:] Bieszczady. Przewodnik (dla prawdziwego turysty)…, s. 71–72. 31

(1950 rok). Byli to w znacznej mierze działacze związani z polityką i komuniści. Ten etap osadnictwa odznaczał się dużą ostrożnością i tymczasowością – osadnicy, przede wszystkim greccy, ciągle liczyli, że uda im się w niedalekiej przyszłości powrócić w rodzinne strony. W tym czasie władze polityczne starały się za wszelką cenę wypromować Bieszczady jako wzorcowy teren socjalistyczny, ich dążenia zostały jednak szybko pohamowane przez bezwzględne uwarunkowania klimatyczne. Po 1956 roku, pomimo lęku przed kolejnymi wysiedleniami, w region bieszczadzki zaczęli powracać, nie zawsze legalnie, Ukraińcy. Umożliwiono powrót niektórym rodzinom Bojków. Bieszczady z wolna się odradzały. Druga faza osadnictwa (ok. 1957–1960) przyniosła tzw. osadnictwo grupowe, kiedy to osiedlano się w jednej wsi – nowej, dotychczas niezamieszkałej lub miejscu po wsi dawniejszej, które zdecydowano się zasiedlić od początku. Okres ten to czas bardzo intensywnego rozwoju osadnictwa w Bieszczadach, spowodowanego m.in. faktem, iż ziemie i gospodarstwa zaczęto sprzedawać na korzystniejszych dla nabywców warunkach. Rozwijała się też sieć dróg, wsie były elektryfikowane. Ostatnim etapem osadnictwa stało się tzw. dosiedlanie, czyli przybywanie nowych osadników do już wcześniej zasiedlanych wsi. Powodami tych migracji były m.in. konieczność dalszego rozwoju gospodarczego oraz świadomy wybór kolejnych przybyszów, preferujących łatwiejszy start na zagospodarowanym obszarze niż skromne warunki na odludziu. Osadnicy tej fazy to zazwyczaj pojedynczy ludzie lub małżeństwa z dziećmi. Oprócz osadnictwa rolnego rozwijało się na opisywanych ziemiach również osadnictwo leśne. Napływali górale, przybywający w Bieszczady okresowo na wypas owiec, oraz więźniowie zatrudniani do pracy w PGR-ach. Małe korzyści osadnicze przynosił słabo rozwijający się na tych terenach przemysł59. Stosunkowo nowe zjawisko stanowiło wzmożenie się ruchu turystycznego. Potęgował go fakt, iż do Bieszczadów przylgnęła łatka gór obrosłych legendą –

59 Nazwy poszczególnych etapów osadnictwa za: S. Bemben, Życie osadnika zaczynałem dwa razy [w:] Pionierzy. Pamiętniki osadników bieszczadzkich, przedmowa B. Gołębiowski, wybór, red. i przypisy H. Jadam, Rzeszów 1975, s. 187–188, przypis 26. Więcej informacji na temat powojennego osadnictwa bieszczadzkiego w: H. Jadam, Pionierska społeczność w Bieszczadach, Rzeszów 1976; M. Biernacka, Kształtowanie się nowej społeczności wiejskiej w Bieszczadach, przedm. A. Kutrzeba-Pojnarowa, Wrocław 1974; A. Potocki, Bieszczady – fenomen społeczny. Z dziejów powojennego osadnictwa [w:] Bieszczady. Przewodnik (dla prawdziwego turysty)..., s. 64–68; Bieszczady zdobywane po raz drugi [w:] Bieszczady. Przewodnik, oprac. P. Luboński, wyd. 7 zm., Olszanica 2009, s. 35–36; S. Kłos, Bieszczady. Przewodnik, Warszawa 1986, s. 36–40. 32 konkurencji dla Tatr oraz przybywanie w te okolice ludzi pragnących przygody, z przeszłością, ale bez przyszłości, osób bardzo barwnych, które oddały część swojego kolorytu tym magicznym górom, tzw. zakapiorów, „twardzieli” przepełnionych chęcią mocnych wrażeń, a także zachęconych filmowym obrazem tego regionu romantycznych „kowbojów”, którzy stali się postaciami wręcz mitologicznymi60. W 1962 roku powstał sztuczny zbiornik wodny w Myczkowcach, a następnie w 1968 w Solinie. W 1973 roku utworzono, w celu ochrony przyrody, Bieszczadzki Park Narodowy, który sukcesywnie powiększano w latach 1989 i 1991. W tym samym roku rozpoczęła się również budowa słynnego kombinatu drzewnego w Ustianowej, którego pierwsze sektory uruchomiono w 1977. W połowie lat 70. powstał ośrodek myśliwsko-wypoczynkowy w Mucznem, z przeznaczeniem dla władz komunistycznych, który jednak został zlikwidowany po interwencji bieszczadzkiego oddziału „Solidarności”. Lata 70. to także okres akcji „Bieszczady 40”, podjętej przez ZHP. W ramach programu harcerze z całego kraju wykonywali na rzecz lokalnej społeczności mnóstwo prac. Pozostałe po nich stanice stały się trwałą częścią bieszczadzkiego krajobrazu61. Rozbieżność idei dotyczących przyszłości „krainy Biesa i Czadów” spowodowała zrodzenie się tzw. sporu o Bieszczady – część polityków i publicystów optowała za przemianą tego terenu w wielki ośrodek turystyczno- wypoczynkowy, rzesze przyrodników, miłośników gór i krajoznawców widziało w tym rozwiązaniu zagrożenie dla unikalnej przyrody62 (w ramach konsensusu poszerzono powierzchnię Bieszczadzkiego Parku Narodowego). Nowa epoka rozpoczęła się w Bieszczadach od strajku okupacyjnego chłopów w Ustrzykach Dolnych (lata 1980/1981), który zakończył się podpisaniem porozumienia rzeszowsko-ustrzyckiego63. Mieszkańcy regionu mieli już świadomość bycia obywatelami i nie bali się walczyć o swoje prawa. Po 1989 roku życie bieszczadzkiej społeczności zaczęło ulegać pewnym przeobrażeniom. Najpierw przyszło kilkuletnie załamanie, następnie stopniowe odżywanie gospodarki leśnej. Upadły PGR-y, co spowodowało zubożenie wsi. Głównym sektorem gospodarki

60 Więcej na temat zakapiorów i „kowbojów” w dalszych częściach niniejszej pracy. 61 Zainteresowanym akcją harcerzy polecam książkę Nasze Bieszczady, wybór i oprac. W. Wiśniewski, Warszawa 1980. 62 Opisywanego sporu w całości dotyczy książka Witolda Michałowskiego i Janusza Rygielskiego pt. Spór o Bieszczady (wyd. 2 rozsz., Warszawa 1986). 63 M. Głuszko, dz. cyt., s. 143–148. 33

Bieszczadów stała się za to turystyka, która w dalszym ciągu rozwija się bardzo żywiołowo.64

1.3. MIESZKAŃCY BIESZCZADÓW. ETNOGRAFIA

Andrzej Potocki w swojej publikacji Bieszczadzkimi i beskidzkimi śladami Karola Wojtyły pisze:

Żeby zrozumieć Bieszczady, trzeba poznać historię żyjących w tych górach kilkudziesięciu pokoleń Polaków, Rusinów i Żydów. Tych, którzy przeżyli tu swoją doczesność, i tych, co z zachwytem patrzyli ze szczytów na Boskie dzieło stworzonego świata65.

Zdanie to potwierdza sensowność krótkiego przedstawienia sześciu wybranych i, wydaje się, najbardziej kojarzonych z Bieszczadami społeczności, w zasadzie mniejszości etnicznych i narodowych. Bez tego podrozdziału opisana powyżej bieszczadzka historia pozostawałaby niepełna. Bo historia to nie tylko wydarzenia, wojny, potyczki, boje, ale również ludzie, którzy ją tworzą. A różnorodność kulturowa to główna cecha regionów pogranicznych, która pozwala ukazać ich magię i niepowtarzalność. I Bieszczady są właśnie takim magicznym miejscem, tyglem narodów, gdzie historię tworzyli ludzie – „inni”, „obcy”, którzy po jakimś czasie stawali się „swoi”. Współpraca pomiędzy społecznościami różnych narodowości układała się rozmaicie – był czas zgody, był i czas nienawiści i walk. Ale pozostało wiele świadectw, które jednoznacznie wskazują na wkład Łemków, Bojków, Żydów, Cyganów, Niemców i Greków w budowanie specyfiki regionu i tworzenie jego charakterystycznego oblicza.

1.3.1. Łemkowie

Łemkowie to grupa ludności ukraińskiej, która była wysunięta najdalej na zachód i zamieszkiwała zasadniczo tereny Beskidu Niskiego. Wschodnia granica ich zasięgu sięgała trochę poza dolinę rzeki Osławy aż po pasmo Wysokiego Działu (Wołosań – Chryszczata – Suliła), czyli tereny przynależące już do Bieszczadów. Najdalej wysuniętymi w tę stronę wsiami były Żubracze i Solinka. Następnie, dalej w kierunku wschodnim, istniał obszar przejściowy, na którym mieszały się

64 XX-wieczna historia regionu, w szczególności walki z UPA oraz okres osadnictwa, zostanie wykorzystana i poszerzona w dalszej części pracy przy próbach zanalizowania pamiętników mieszkańców i osadników bieszczadzkich pod kątem charakterystyki obrazu Bieszczadów. 65 A. Potocki, Bieszczadzkimi i beskidzkimi śladami Karola Wojtyły, Rzeszów 2006, s. 9. 34 i krzyżowały wpływy i cechy kultur łemkowskiej i bojkowskiej66. Przebieg północnej granicy obu grup do dziś pozostaje kwestią sporną. Przyjmuje się, że zarówno Łemkowie, jak i Bojkowie posiadali wspólne korzenie, związane z osadnictwem wołoskim (XIII–XVI w.67). Wołosi to pasterski lud koczowniczy, stanowiący mieszaninę różnych narodowości (m.in. rumuńskiej, bałkańskiej, ruskiej i węgierskiej). Na początku trudnili się prawie wyłącznie hodowlą, potem stopniowo zaczęli przechodzić na hodowlano-rolniczy sposób gospodarowania. Łemkowie cechowali się jednoznaczną odrębnością kulturową i językową od wszystkich swoich sąsiadów. Posiadali oni mocno rozbudzone poczucie wyższości nad Bojkami, wynikające z faktu, że sami zamieszkiwali tereny leżące w dobrach królewskich (dlatego mówili o sobie „koroliwcy” – ludzie królewscy), podczas gdy sąsiedzi byli chłopami pańszczyźnianymi68. Byli też bardziej majętni i lepiej rozwinięci kulturowo od swoich krajanów. Podobnie do Bojków jednak przestrzegali stosownych obrzędów związanych m.in. ze świętami roku liturgicznego, ale nie tylko. Dialekt łemkowski stanowił peryferyjną gwarę języka ukraińskiego69, w której aż roiło się od różnego rodzaju archaizmów i dużej ilości wpływów obcych. Od innych dialektów różnił się on dwoma zasadniczymi cechami. Pierwszą z nich był stały akcent, padający na przedostatnią zgłoskę; drugą zapożyczenie od Słowaków wyrazu „łem” („tylko”), które dało początek przezwisku „łemki”/„Łemky”, za które odpowiedzialni byli Bojkowie. Nazwa ta w późniejszym czasie została podchwycona i przyjęta przez etnografów, sami zainteresowani zaakceptowali ją jednak dopiero w dwudziestoleciu międzywojennym, bo zazwyczaj sami siebie określali mianem Rusnaków70. Termin „Łemko” pierwotnie występował także w odmianie „Łemok”, „Łemak”, „Łemkarz”

66 Stąd problemy z dokładnym przeprowadzeniem granicy między kulturą łemkowską a bojkowską. Ogólnie rzecz biorąc, ciężko pisać i opowiadać o Łemkach, nie wiążąc ich istnienia bezpośrednio z życiem Bojków, tak więc w niektórych fragmentach charakterystyki obu grup będą się uzupełniać i wzajemnie do siebie odnosić. 67 R. Reinfuss, Związki kulturowe po obu stronach Karpat w rejonie Łemkowszczyzny [w:] Łemkowie w historii i kulturze Karpat, red. J. Czajkowski, wyd. 2 uzup. i popr., cz. 1, Sanok 1995, s. 168. Badacz dzieli dodatkowo „falę osadnictwa wołosko-ruskiego” na dwa oddzielne nurty: wcześniejszy (XIII w.) i późniejszy (XV i XVI wiek). 68 S. Kryciński, dz. cyt., s. 60–65. 69 Roman Reinfuss wspomina o trzech góralskich gwarach Ukrainy: huculskiej, bojkowskiej i właśnie łemkowskiej (R. Reinfuss, Śladami Łemków, Warszawa 1990, s. 92). 70 Jeszcze inaczej mówił o nich Wincenty Pol, który nie zgadzał się z przyjętą nazwą Łemkowie. Mieszkańców Łemkowszczyzny nazywał Czuchońcami (od elementu garderoby) albo Kurtakami. 35 albo „Łemkacz”, a w literaturze spotyka się go po raz pierwszy w publikacji Osypa Lewickiego z 1834 roku71. Do najbardziej charakterystycznych elementów łemkowskiego ubioru należały rzucająca się w oczy czuha/czuchania, czyli brązowy płaszcz z sukna (z kapturem), na co dzień rozpięty i zawieszony na plecach oraz łejbyk/łajbyk/lajbyk/druszlak – niebieska lub zielona kamizelka z metalowymi guzikami. Najbardziej oryginalną częścią stroju kobiecego były zaś krywulki, czyli naszyjniki-kołnierze z drobnych paciorków w kolorach czerwonym i białym, często tak splecionych w misterne wzory, że szerokością sięgały do 20 cm. Młode kobiety zaplatały włosy w kiskę i nie miały obowiązku nakrywania głowy. Mężatki zaś upinały włosy i nosiły czepce ciasno obejmujące głowę. Łemkinie nosiły oplicze, tj. białe koszule ze zdobionymi kołnierzami oraz kabaty (spódnice) przyozdabiane ręcznie białym lub biało-niebieskim drukiem na granatowym tle72. Łemkowie mieszkający nad Osławą trudnili się przede wszystkim rolnictwem (choć rezultaty tego zajęcia były niezwykle marne), czasami także hodowlą i pasterstwem wypasowym (była to hodowla owiec, kóz, bydła rogatego i świń, kur i gęsi, czyli wsparcie dla uprawy rolnej) oraz zbieractwem (grzyby i jagody). Skromne wyniki tych podstawowych gałęzi gospodarki powodowały, że spora część ludności łemkowskiej, w tym kobiet, zaczęła szukać dodatkowych możliwości zarobku w handlu i pracach najemnych. Zarówno Łemkowie, jak i Bojkowie budowali chałupy (chyże) w typie zagród jednobudynkowych – kryjących pod jednym dachem część mieszkalną (jedna, dwie izby), stajnię (pomieszczenie dla zwierząt gospodarczych) oraz boisko (miejsce przechowywania wozu i młocki zboża). Poddasze pełniło funkcję stodoły. Zabudowania były drewniane, miały konstrukcję zrębową i kryto je gontem lub (szczególnie u Bojków) strzechą. Podłogi w izbach czasami były robione z desek, częściej jednak mieszkańcy zadowalali się klepiskiem z ubitej gliny. Pomieszczenia były też zazwyczaj półkurne, czyli posiadały wyprowadzenie dymu na poddasze. Rzadko trafiały się (bardziej na wschodzie) chaty całkowicie kurne. Łemkowie często również malowali

71 Za: S. Kłos, Bieszczady…, s. 141–142 (w dalszym ciągu ta skrócona forma przypisu dotyczy publikacji: S. Kłos, Bieszczady, Wrocław 2000). 72 R. Reinfuss, dz. cyt., s. 38–47. 36 i dekorowali ściany swych domostw. Nieliczne okazy architektury łemkowskiej zachowały się m.in. w Czarnej – reszta uległa zniszczeniu lub rozbiórce73. Wschodnia Łemkowszczyzna to też tereny, na których wykształcił się bardzo oryginalny typ drewnianych cerkwi, charakterystyczny tylko dla doliny Osławy. Bojkowszczyzna utrzymała zaś typ odróżnialny, dość archaiczny, bo znany mniej więcej od wieku XV. Warto też wspomnieć, że grupa łemkowska przez długi okres czasu opierała się ukrainizacji. Sugestie propagandy ukraińskiej znalazły posłuch przede wszystkim na obszarach Łemkowszczyzny sąsiadujących z Bieszczadami, czyli wschodnich. Bojkowie zaś bez problemu i dość wcześnie zaczęli określać się jako Ukraińcy74, co doprowadzało do konfliktów z Polakami w czasie okupacji hitlerowskiej. Cała społeczność łemkowska dzieliła się (i dzieli się również dzisiaj) ze względu na przynależność narodową i religię. Zwolennicy jej odrębności są prawosławni, sojusznicy narodu ukraińskiego należą do Kościoła greckokatolickiego, obecnie bizantyjsko-ukraińskiego. Dziś nieliczne skupiska ludności łemkowskiej żyją we wsiach Beskidu Niskiego i zachodniej części Bieszczadów (m.in. w Rzepedzi, Turzańsku, Komańczy, Smolniku nad Osławą)75, a jej niepowtarzalną kulturę ukazują m.in. zbiory państwa Boiwków, którzy utworzyli w Komańczy prywatną Izbę Pamięci Kultury Łemkowskiej. Pani Daria (już bez męża, który zmarł w 2008 roku) organizuje w niej warsztaty, na których można nauczyć się wytwarzania krywulek i tradycyjnego haftu łemkowskiego. Od 1990 r. odbywa się w Zdyni Łemkowska Watra (której historia sięga 1983 r.), czyli święto kultury łemkowskiej-rusińskiej. Łemkowie-Ukraińcy zaś zjeżdżają tłumnie na Watrę do Michałowa. Działa też wiele różnego rodzaju stowarzyszeń, powstają nowe zespoły folklorystyczne. Rozwija się także nauczanie języka łemkowskiego. Nie można zapomnieć również o literaturze łemkowskiej. Zdarzały się przypadki, kiedy zajmowali się nią synowie tutejszych gospodarzy, którzy zasilali grupę inteligencji łemkowskiej (złożonej przede wszystkim z księży greckokatolickich) po zdobyciu lepszego wykształcenia – tutaj warto wspomnieć o poecie Bohdanie Ihorze

73 T. A. Olszański, Świat Łemków i Bojków. Zarys etnografii Bieszczadów [w:] Bieszczady. Przewodnik (dla prawdziwego turysty)…, s. 80–81. 74 S. Kłos, Bieszczady…, s. 143. 75 A także na Dolnym Śląsku i Ziemi Lubuskiej (w okolicach Legnicy, Lubina, Chocianowa, Głogowa, Wołowa, Przemkowa, Szprotawy, Nowej Soli, Zielonej Góry, Świebodzina, Międzyrzecza, Skwierzyny, Strzelec Krajeńskich i Gorzowa Wielkopolskiego). W województwie podkarpackim można ich spotkać również we wsiach: Bartne, Blechnarka, Bielanka, Konieczna, Kunkowa, Wołowiec i Wysowa (za: B. Halczak, Łemkowie i Bojkowie, „Przegląd Powszechny” 2009, nr 11, s. 44). 37

Antonyczu, literacie, dziennikarzu i autorze kilku prac historycznych Julianie Tarnowyczu czy poecie i prozaiku Jacku Dudrze. Nie próżnowała i młoda inteligencja wykształcona po przesiedleniu76 przez uczelnie wyższe głównie Szczecina i Wrocławia. Wydała ona wielu poetów i prozaików (m.in. Petra Trochanowskiego – ps. Petro Murjanka, Iwana Żełena, Ołenę Duć, Iwana Rusenkę, Annę Tylawską, Pawła Stefanowskiego, Władysława Hrabana), którzy piszą głównie o tęsknocie za ojcowizną i poczuciu krzywdy. Przedstawiciel rozwijającej się twórczości prozaicznej to także Seman Madzelan, który, przesiedlony w 1947 roku, napisał Smak doli opowiadający o życiu Łemków mieszkających w okolicach Lubinia i przetłumaczony na język polski77.

1.3.2. Bojkowie

W odróżnieniu od Łemków, Bojkowie nie posiadali wyraźnie wyodrębnionej tożsamości grupowej. Roman Reinfuss, tworząc w latach 30. szkic na ich temat78, stwierdził, że w stosunku do grupy łemkowskiej są oni wręcz zapóźnieni gospodarczo i kulturowo o jakieś 100 lat. Zwracano też ogólnie uwagę na ich konserwatyzm i archaizm, przejawiający się także w gwarze, którą ciężko było zrozumieć społeczności ukraińskiej zamieszkującej niziny. Należy jednak zauważyć, iż Bojkowie byli pośród górali karpackich najbardziej jednolicie ukraińską grupą; nie poddawali się wpływom ani polskim (jak Łemkowie), ani rumuńskim (jak Huculi79). Zamieszkiwali oni na wschód od ludności łemkowskiej (ogólnie były to tereny Bieszczadów Wysokich, wschodnia część Bieszczadów Środkowych, zachodni fragment Gorganów i część Środkowych Karpat), od której oddzielała ich rzeka Osława („czysta” Bojkowszczyzna to obszar opierający się na zachodzie o dolinę Solinki). Od wschodu sąsiadowali z Hucułami. Na północy zaś graniczyli z Dolinianami i Pogórzanami i pomimo faktu, iż granica ta nie do końca była czytelna ze względu na przejściowość terenów przyjmuje się, że na terytorium „współczesnej” Polski

76 Patrz podrozdział Bojkowie. 77 R. Reinfuss, dz. cyt., s. 106–108. 78 Za: T. A. Olszański, Świat Łemków i Bojków…, s. 81 (prawdopodobnie chodzi o szkic Reinfussa Ze studiów nad kulturą materialną Bojków, „Rocznik Ziem Górskich” 1939). 79 Huculi (Hucułowie) to trzecia z grup górali karpackich/rusińskich, zamieszkująca ukraińską i rumuńską część Karpat Wschodnich. Swoją specyficzną kulturę regionalną stworzyli w dorzeczu górnego Prutu, Czeremoszu Białego i Czarnego oraz Cisy. Żyli z dala od dużych miast, dróg i szlaków handlowych. Trudnili się hodowlą bydła, pasterstwem i myślistwem. Charakterystyczna dla tej społeczności była hodowla koni – jak sama nazwa wskazuje, to Huculi właśnie „stworzyli” rasę koni huculskich. Sama Huculszczyzna stanowi również motyw wielu dzieł literackich (szczególnie przedwojennych) i malarskich (S. Vincenz, O Hucułach dla Encyklopedii Ukraińskiej, „Płaj. Almanach Karpacki. Półrocznik Towarzystwa Karpackiego” 2011, nr 43, s. 112–122). 38 przebiegała na południe od Leska i Ustrzyk Dolnych (wsie graniczne to Liszna, Rabe, Kamionka, Solina, Łobozew i Stebnik). Podstawą języka Bojków był język ruski, przejęty pod wpływem Cerkwi prawosławnej. Inaczej też można powiedzieć, że dialekt bojkowski to jedna z gwar języka ukraińskiego (obok łemkowskiej i huculskiej, o czym była mowa przy omawianiu społeczności Łemków). Natknąć się w nim możemy na dużą liczbę zapożyczeń z języka polskiego, słowackiego, rumuńskiego i węgierskiego. Nie posiadał on jednak żadnej formy literackiej. Nazwa „Bojko” traktowana była jako przezwisko i po dziś dzień budzi liczne spory i kontrowersje. Jej najstarszy zapis pochodzi z roku 1607, w literaturze pojawiła się w 1811. Używał jej także Wincenty Pol. Istnieją dwa główne sposoby objaśniania tego określenia. Po pierwsze – wywodzenie go od partykuły „boj”, „boje” (polskie „bo”), która miała często pojawiać się w gwarze bojkowskiej80 (również w znaczeniu „tak”/„tak jest”); po drugie (i jest to opcja starsza) – pochodzenie od rumuńskiego wyrazu „bou” albo ruskiego „bojko”, czyli „wół”. Niektórzy badacze widzą powiązanie tej nazwy z celtyckim plemieniem Boii/Bojów/Bajuwarów, ten rodowód nie ma jednak potwierdzenia historycznego. Podobnie bezpodstawne jest odniesienie do terminu „Boici” we współczesnej Encyklopedii Ukrainoznawstwa, nazwa ta bowiem oznacza „Boihaeim”, tj. kraj Bojów, Bohemię, obecne Czechy81. Nieaktualnymi propozycjami są również próby wywodzenia nazwy Bojków od ruskiego słowa „bojki” („dzielny”) autorstwa Pawła Józefa Szafarzyka lub przeciwna teoria Ołeksandra Potebni o związku z „bojkiem”, czyli „tchórzem”82. Najnowszy punkt widzenia przedstawia zaś ukraiński uczony Mychajło Chudasz, który wyznaje pogląd, iż nazwa Bojków pochodzi od staroruskich imion posiadających cząstkę „boj” (np. Bojomir)83. Za najpopularniejszą i najbardziej rozpowszechnioną uważana jest jednak pierwsza z podanych etymologii (czyli pochodzenie Bojków od słów „boj”, „boje”), która jednakże ma charakter zasadniczo pejoratywny i chętnie była nadawana bardzo nielubianym sąsiadom. Jej negatywny wydźwięk był związany z „wołowatością”, gdyż określenie „bojko” oznaczało bądź to człowieka nieufnego, zacofanego, prymitywnego i ociężałego, bądź

80 Tadeusz Andrzej Olszański w szkicu Świat Łemków i Bojków. Zarys etnografii Bieszczadów zaznacza jednak, że ta próba wyjaśnienia etymologii powstała w sposób analogiczny do przypadku nazwy Łemków i niewątpliwie jest błędna, gdyż to słowo nie wyróżniało dialektu bojkowskiego spośród sąsiadów (T. A. Olszański, Świat Łemków i Bojków…, s. 82). 81 Za: T. A. Olszański, O nazwie Bojków, „Płaj. Zeszyt Krajoznawczy Towarzystwa Karpackiego” 6, s. 5. 82 Tamże. Ostatnia możliwość jest z oczywistych powodów stanowczo odrzucana przez samych zainteresowanych. 83 Tamże, s. 6. 39 też hodowcę siwych długorogich wołów – bojków (albo też stosowane było w odniesieniu do samych wołów – ciężkich, upartych, służących do zaprzęgu); zdarzało się również utożsamianie jej z handlarzami wołami i solą84. Dodać należy, że sami Bojkowie określali siebie mianem Hyrniaków lub Werchowyńców/Werhowynców. Łemkowie używali w stosunku do nich nazwy „luchy” („świnie”), Polacy zaś najczęściej mówili o nich jako o Rusinach, Rusnakach albo Górniakach85. Niemniej jednak zanotowana przez etnografów nazwa „Bojko” przyjęła się powszechnie na określenie tej grupy ludności pod koniec XIX wieku. Strój bojkowski był mało ozdobny i stosunkowo prosty, uboższy od odzienia łemkowskiego. Do szycia ubrań Bojkowie używali tkanego samodzielnie w chacie płótna lnianego lub konopnego oraz samodziałowego sukna z wełny owczej. Sukno otrzymywali poprzez spilśnianie w foluszach tkaniny wełnianej. I kobiety, i mężczyźni ubierali się przeważnie na biało, a na koszule zakładali lejbiki/lejbiki/łajbiki, kamizelki w kolorze brązowym. Rzadko spotykało się kolorowe akcenty albo hafty (ewentualnie przy strojach świątecznych, a i te ozdoby nie były zbytnio wyszukane). Tak popularne u Łemków czuchanie na Bojkowszczyźnie znane były tylko w nielicznych wsiach, często jednak noszono kożuszki i kożuchy – oznakę dominacji gospodarki pasterskiej. Obuwie stanowiły zazwyczaj skórzane chodaki lub łapcie z łyka; nie używano ich jednakże w okresie od wiosny do pierwszych przymrozków – chodzono boso. Idąc do cerkwi lub do miasta ubierano trzewiki (które zakładano dopiero przed cerkwią i ściągano zaraz po wyjściu z niej). W dni świąteczne mężczyźni wkładali czoboty, czyli buty z cholewami (które pojawiły się na przełomie XIX i XX wieku i stanowiły potwierdzenie bogactwa gospodarza). Kobiety także je nosiły, z czasem jednak porzucając tę modę na rzecz wysokich sznurowanych trzewików do kostek i mesztów, tj. półbutów. Innymi charakterystycznymi elementami kobiecych strojów bojkowskich były kurtaki lub kacabajki – krótkie kurteczki; grube sukienne spódnice, czyli farbanki; wykonane z brązowego sukna długie płaszcze – siraki oraz uzupełnienie w postaci płachty z lnu albo tzw. zawijki. Mężczyźni oprócz portek (spodni z płótna) i koszul obwiązywanych skórzanymi pasami nosili kurtaki, siraki oraz hunie – okrycia w postaci wykonanych z grubego sukna samodziałowego w kolorze brązowym obszernych płaszczy/peleryn, narzucane na ramiona i z zapięciem pod szyją, które miały kołnierze

84 Za: S. Kłos, Bieszczady…, s. 141–142. Tezę o wywodzeniu nazwy Bojków od określenia handlarzy bądź bydła przyjmuje za trafną Tadeusz Andrzej Olszański w przywoływanym powyżej szkicu. 85 Za: A. Potocki, Bojkowie [w:] tegoż, Zaginiony świat bieszczadzkiego kresu. Bojkowie, Żydzi, Polacy, Niemcy i Cyganie, Rzeszów 2013, s. 80–81. 40 w kształcie prostokąta i zszyte rękawy służące za torby86. Dziewczęta nosiły warkocze i nie musiały nakrywać głowy. Mężatki zaplatały włosy dookoła chomełki, czyli rodzaju obręczy zakładanej na głowę. Do tego były w obowiązku zakrywania głowy chustką. Głównym zajęciem Bojków było pasterstwo – zajmowali się tym na dużą skalę, zwłaszcza na połoninach (najczęściej był to wypas wołów i owiec w pobliżu wsi). Hodowali owce, kozy, bydło, potem także konie. Podstawę ich życia stanowiło również rolnictwo: uprawa owsa, żyta, lnu, konopi, ziemniaków, kapusty i niewielkich ilości jarzyn na bardzo kamienistej ziemi dającej marne plony. Czasami pracowali również w lesie, na tartaku lub w folwarkach. Bieda przymuszała ich też nierzadko do emigracji lub podejmowania prac sezonowych z dala od miejsca zamieszkania. O ile budownictwo bojkowskie było bardzo podobne do łemkowskiego i zostało omówione już powyżej w podrozdziale Łemkowie, to do ciekawych zjawisk należą z całą pewnością cerkwie typu bojkowskiego, charakteryzujące się trójdzielną budową (babiniec, czyli przedsionek, nawa i prezbiterium). Nawa główna była stosunkowo wyższa od prezbiterium i babińca. Budynek (zazwyczaj drewniany) przykrywano trzema osobnymi zwieńczeniami w postaci łamanych dachów brogowych. Dzwonnice miały postać konstrukcji wolnostojących. Ten typ budownictwa jest uważany za najbardziej archaiczny. Dzisiaj w Bieszczadach możemy spotkać tylko jedną cerkiew tego rodzaju – świątynię w Smolniku, wybudowaną w 1791 roku. Inne zostały zniszczone lub rozebrane87. Bojkowie cechowali się prostotą, prymitywizmem, byli ludem niezwykle zabobonnym, aczkolwiek pobożnym. Roman Reinfuss uważał, że stanowili oni przeciwieństwo Łemków88. Odznaczali się pewnym konserwatyzmem i archaizmem kulturowym. Ze względu na miejsce zamieszkania nie utrzymywali trwałych kontaktów ze światem „zewnętrznym”, zresztą też świadomie i dobrowolnie stronili od obcych wpływów. Ich kultura materialna i duchowa, obyczaje i obrzędy stanowiły swego rodzaju „relikt przeszłości”. Wierzyli oni np. w przesąd o dwóch duszach człowieka – pogańskiej i chrześcijańskiej. Powszechna była też wiara w różnego rodzaju duchy, upiory, wampiry, strzygi, dobre i złe moce, gusła, czary i czarownice oraz życie po śmierci. W każdej wsi byli „zamawiacze” (w tym „zamawiacze” pogody – chmarnicy,

86 Więcej informacji na temat bojkowskich strojów w: M. J. Marciniak, Strój ludowy Bojków, „Płaj. Zeszyt Krajoznawczy Towarzystwa Karpackiego” 6, s. 44–56; J. Falkowski, B. Pasznycki, Na pograniczu łemkowsko-bojkowskiem, Lwów 1935 (przedruk: Warszawa 1991), s. 42–53; S. Kłos, Bieszczady…, s. 148–149. 87 Więcej: S. Kryciński, dz. cyt., s. 193 – 200. 88 Za: S. Kłos, Bieszczady…, s. 143. 41 którym czasami pomagał propastnyk – prowadzący burzę), czyli „ludzie od uroków”, znachorzy i wróżbici, a pogrzebom towarzyszył pogański archaizm w postaci płaczek, które wywodziły tzw. jojkania, czyli żale za zmarłym. Bojków obowiązywały, dopasowane do okoliczności, obrzędy (weselne, pogrzebowe, związane ogólnie ze śmiercią i narodzinami). Nawet tak podstawowym, codziennym czynnościom, jak wypędzanie bydła, sadzenie ziemniaków, zbieranie ziół, leczenie chorób itp. towarzyszyły różnorodne zabobony. Osobliwością był zwyczaj pogrzebowy. Grób dla zmarłego kopali wszyscy ludzie ze wsi i każda rodzina musiała mieć w tym swój udział, a trumnę z nieboszczykiem, bez względu na porę roku, wieziono na cmentarz na saniach. Bojkowie nie troszczyli się jednak bardzo pieczołowicie o miejsce pochówku. Cmentarze bojkowskie były znacznie uboższe kamieniarsko od łemkowskich. Nierzadko jedyną ozdobę grobu stanowił, łatwy do ukradnięcia, niewielki krzyżyk. Stąd też nekropolie te nie zachowały się tak dobrze jak miejsca wiecznego spoczynku społeczności Łemków89. Na skutek decyzji politycznych w latach 1945-1946 z terenów Bieszczadów wysiedlono do Związku Radzieckiego znaczną część ludności ukraińskiej, w tym właśnie Bojków i Łemków. Pozostali zostali wywiezieni na tzw. Ziemie Odzyskane podczas akcji „Wisła” (1947 r.). Góry opustoszały, tylko na zachodzie regionu udało się pozostać nielicznym przedstawicielom społeczności łemkowskiej. O ile Łemkom udało się przetrwać w Polsce (w niewielkich skupiskach) aż do czasów współczesnych, o tyle Bojkowie przeszli już do historii i nie istnieją jako osobna grupa etnograficzna/etniczna. Można spotkać pojedyncze rodziny o bojkowskim rodowodzie, w znakomitej większości przypadków jednak żaden Bojko nie przyzna się do tego, że jest Bojkiem, zaznaczy raczej z przekonaniem, iż poczuwa się do bycia Ukraińcem bądź ewentualnie Polakiem. Wszystko, co wiemy o ludności bojkowskiej to wynik badań prowadzonych w międzywojniu, relikty ich istnienia możemy też odnaleźć tu i ówdzie w górach bądź zobaczyć w Parku Etnograficznym Muzeum Budownictwa Ludowego w Sanoku. Pod względem kulturowym Bojkowszczyzna odradza się w kierunku wschodnim od rzeki San, czyli na terytorium dzisiejszej Ukrainy. Rolę

89 Więcej o kulturze duchowej (wierzeniach, zabobonach, obrzędach) Bojków piszą Hubert Ossadnik w szkicu Elementy kultury duchowej zachodniej Bojkowszczyzny. Obrzędy pogrzebowe, wiara w życie pozagrobowe, złe duchy, upiory i czarownice („Płaj. Zeszyt Krajoznawczy Towarzystwa Karpackiego” 6, s. 108–114), Paweł Wójcik w artykule Od narodzin do śmierci. Życie na pograniczu łemkowsko- bojkowskim („Bieszczad. Rocznik Towarzystwa Opieki nad Zabytkami. Oddział Bieszczadzki” 2007, nr 13, s. 65–103) oraz Andrzej Potocki w książkach Wokół bieszczadzkich zalewów… (dz. cyt., s. 41–45, podrozdział Zabobony i zwyczaje bojkowskie) i Zaginiony świat… (dz. cyt., s. 156–165, podrozdziały Obrzędy świąteczne i Zabobony i zwyczaje). 42 przewodnią w tym procesie odgrywa Turka – niewielkie miasteczko nad rzeką Stryj, nieformalna stolica i serce Ziemi Bojkowskiej, które posiada muzeum bojkowskie (Muzeum etnograficzne „Bojkowszczyzna” i Muzeum Księgi Bojkowskiej). Co pięć lat odbywa się tam Ogólnoświatowy Festiwal Kultury Bojkowskiej, impreza o charakterze folklorystycznym90.

1.3.3. Żydzi91

Kolejna grupa etniczna, czyli Żydzi, przybyła do Polski prawdopodobnie już w wieku XI – wynika tak z notatki Jehudy ha-Kohena dotyczącej ich obecności w Przemyślu (lata 30. XI w.). Niewykluczone jednak, że pojawili się wcześniej na dworze Mieszka I. W wiekach późniejszych natomiast kolejni przedstawiciele tej ludności osiedlali się w naszym kraju na skutek prześladowań na terenach zachodniej Europy (w Anglii, Francji i Hiszpanii). Pierwsi przywędrowali Aszkenazyjczycy (Żydzi z krajów niemieckich i frankońskich), za nimi Safardyjczycy (Żydzi z Półwyspu Iberyjskiego). Aszkenazyjczycy posługiwali się mającym swoje źródła w jednym z dialektów niemieckich językiem jidysz92. Na ziemiach polskich cieszyli się Izraelici wieloma przywilejami. Pozwalano im dość swobodnie się rozwijać, choć istniały miasteczka, w których obowiązywał przywilej „de non tolerandis Judaeis”93, który zakazywał Żydom osiedlania się w nich (nie tyczył się on miast Bieszczadów). W regionie bieszczadzkim najwcześniej zasiedlili oni Lesko (1542 r.), później także Sanok, Ustrzyki Dolne, Baligród, Lutowiska, Krościenko, Czarną, Cisnę i Wolę Michową. Zauważalna była odmienność żydowskiej religii i kultury. Mężczyźni nosili brody i pejsy, a na czubek głowy nasuwali jarmułkę, która jednakowoż nie przeszkadzała w jednoczesnym zakładaniu czapki lub kapelusza. Do tego ubierali długi chałat w kolorze czarnym oraz wystające spod niego cycełe, czyli sięgający bioder i przywdziewany na koszulę kawałek płótna, które było składane na pół, wykończone czterema sznurkami i posiadało otwór na głowę. Podczas modlitwy na ramiona zarzucali białą chustę w kształcie prostokąta – tałes. Tak odziani w dzień szabasu

90 http://www.nieznanaukraina.pl/1180/turka/, [dostęp: 15.12.2015]. 91 Całość podrozdziału za: A. Potocki, Bieszczadzkie judaica… (dz. cyt.). Publikacja ta jest w całości poświęcona mniejszości żydowskiej w Bieszczadach i ogólnie na ziemiach polskich. 92 Tamże, s. 6. 93 Tamże, s. 7. 43 odprawiali modły w synagogach, bożnicach, klojzach, sztybłechach i prywatnych domach modlitwy. Żydzi organizowali się w gminy, czyli kahały, dzięki którym mieli dostęp do wszystkich potrzebnych w codziennym życiu instytucji. W razie niesubordynacji wobec władzy czekała ich kara cheremu – wyklęcia ze społeczeństwa żydowskiego. Życie całej gminy podporządkowane było nakazom Talmudu, który stanowił o niezmienności i trwałości zwyczajów dotyczących wszystkich płaszczyzn życia. Kahał miał za zadanie opiekować się chederem (szkołą religijną), szpitalem (który zasadniczo traktowany był jako dom dla ubogich), rytualną rzeźnią i łaźnią, synagogą i cmentarzem, bractwami pogrzebowymi i opieki nad chorymi oraz zarządzać fundacjami i udzielać pomocy potrzebującym. Zatrudniał on gminnego rabina, który sprawował swoją posługę przez określoną kadencję bądź dożywotnio, a także rabinów synagogalnych oraz dajanów – asesorów rabina, którymi byli: kaznodzieja, kantor, szkolnik, rzezak, oglądacz zwłok, pracownik cmentarza i kancelarii gminnej, woźny itp. Rabin miał za zadanie wychodzić naprzeciw wszystkim potrzebom religijnym kahału94. Do świąt żydowskich o najwyższej randze zalicza się przede wszystkim Jom Kipur, tj. sądny dzień. W jego czasie trzeba było bezwzględnie pościć i oddawać się jedynie modlitwie, bowiem w trakcie nabożeństwa Jahwe miał obwieścić każdemu człowiekowi, co go czeka w nowym roku. Po Jom Kipur przychodziło święto szałasów lub kuczek, po żydowsku Sukos. Obchodzono je na pamiątkę trwającej czterdzieści lat wędrówki ludu izraelskiego przez pustynię. Kolejne uroczystości to Pasach – wspomnienie wyjścia Izraelitów z niewoli Egipcjan oraz Rosz-Hoszanna – żydowski Nowy Rok, który według ich kalendarza rozpoczyna się w połowie września. Dalej warto wspomnieć jeszcze o trwającej osiem dni Chanuce, święcie Szabouth, czyli upamiętnieniu objawienia Tory narodowi izraelskiemu oraz zwykłym dniu świątecznym, którym była sobota – szabas95. Od początku swojej bytności w regionie bieszczadzkim Żydzi byli społecznością bardzo aktywną pod względem gospodarczym. Prawie w każdej wiosce mieszkały rodziny żydowskie, których przedstawiciele trudnili się sklepikarstwem, szynkarstwem, drobnym rzemieślnictwem (rzeźnictwem, złotnictwem, browarnictwem i krawiectwem),

94 Tamże, s. 33–34. 95 Więcej o religii i zwyczajach żydowskich, w tym np. o trzech najważniejszych momentach w życiu każdego Żyda (urodzinach, chrzcie i śmierci) pisze Andrzej Potocki w rozdziale zatytułowanym Religia i zwyczaje (tamże, s. 33–44). 44 a czasami nawet rolnictwem96. Co bogatsi byli przedsiębiorcami zajmującymi się eksploatowaniem lasów, dzierżawcami (np. gospód lub szynków) lub właścicielami folwarków; często też udzielali pożyczek na procent. W międzywojniu w ich rękach był prawie cały handel97 (domena Izraelitów) oraz znakomita część wyprzedawanych przez ubożejącą szlachtę majątków ziemskich. Najbardziej jednak znanymi zajęciami Żydów były arenda karczm bądź też wykupywanie ich na własność98 oraz zbójnictwo99. Społeczność chrześcijańska i duchowieństwo patrzyli nieprzychylnym okiem na ich nieustanne bogacenie się i pogoń za zyskiem. Różnymi aktami prawnymi starano się ograniczać ich aktywność. Do tego dochodziły jeszcze niesnaski na gruncie czysto religijnym, gdyż zabobonny lud uważał, że to właśnie Żydzi są winni śmierci Chrystusa. Zarzucano im też tak absurdalne praktyki, jak np. zabijanie dzieci chrześcijan, aby ich krwi dolać do świątecznej macy. Izraelici służyli za postrach dzieci i stanowili symbol zła. Określano ich jako niewiernych i deprecjonowano status ich religii100. Spadek liczby ludności żydowskiej na terenach Bieszczadów postępował stopniowo. Przełom XIX i XX wieku przyniósł emigrację sporej liczby Żydów z gęsto zaludnionych miasteczek i wsi galicyjskich do Stanów Zjednoczonych. Populacja ludności żydowskiej zmniejszyła się także podczas I wojny światowej, kiedy to jej przedstawiciele zostali powołani do armii austriackiej. W tym czasie wybuchła też epidemia cholery, a część bogatych Izraelitów została wywieziona w głąb Rosji przez wycofujące się wojska rosyjskie. Powstanie II Rzeczpospolitej w 1918 roku poskutkowało z kolei tym, że Żydzi znaleźli się w szeregach Wojska Polskiego

96 Choć akurat tym ostatnim zajmowali się właściwie bardzo rzadko. 97 Handlowano m.in. skórami, śledziami, zbożem, suknem, winem, wołami, baranami i ołowiem. Częstym zajęciem Żydów było także obnośne kramarstwo, które powodowało, iż musieli oni wędrować od wsi do wsi zapuszczając się w najodleglejsze zakątki Bieszczadów. 98 Por. przypis 44 w tym rozdziale oraz fragment zatytułowany Galicyjska karczma żydowska w publikacji Potockiego (dz. cyt., s. 65–73). 99 Por. przypis 26 w tym rozdziale. 100 W kwestii religii żydowskiej godny uwagi jest jeden istotny fakt. Mianowicie, judaizm dzieli się na cztery podstawowe religijne ryty: ortodoksów, chasydów, judaizm tradycyjny i reformowany. Na terenach Galicji ukształtował się i rozwijał drugi z wymienionych odłamów. Był on dość innowacyjnym, z początku elitarnym, ruchem religijnym, który nowych dróg służenia Bogu szukał w żydowskiej tradycji, przede wszystkim w regułach mistyki kabalistycznej. Duże znaczenie przywiązywano w nim do wiary w inkarnację i wędrówkę dusz, co wiązało się ściśle z rytualnym zabijaniem zwierząt. Ważną rolę w chasydzkich wspólnotach przypisywano cadykowi – przywódcy danej społeczności, który według wiernych posiadał magiczną moc czynienia cudów oraz mógł pośredniczyć między Bogiem i ludźmi. Chasydyzm założył ben Elizer, nazwany przez swoich zwolenników Bal Szem Tow – Pan Dobrego Imienia. Miano chasid oznaczało zaś osobę bogobojną i wielce pobożną. Ruch ten zyskał na masowości na przełomie wieków XVIII i XIX. Silny ośrodek chasydzki powstał pod koniec XVIII wieku w Lesku (A. Potocki, dz. cyt., s. 55–58; rozdział zatytułowany Chasydzi). 45 i walczyli o wolną Polskę. Na lata światowego kryzysu gospodarczego przypadła zaś następna fala emigracji bieszczadzkich Izraelitów do USA. Najtragiczniejsza w skutkach dla tej społeczności okazała się jednak II wojna światowa. Pod koniec września 1939 roku ziemie po prawej stronie Sanu zostały przejęte przez armię sowiecką. Przeniosła się tam również żydowska ludność mieszkająca na lewym brzegu rzeki, czemu Niemcy na początku się nie sprzeciwiali, a wręcz zachęcali ją do podjęcia takiego kroku. Część Żydów deportowano w najodleglejsze obszary Rosji, ponieważ zostali oni zakwalifikowani do „burżuazji”. Niektórzy podejmowali też współpracę z Sowietami, godząc się nawet na bycie konfidentami NKWD, czym wywoływali niechęć Polaków. Po agresji Niemiec na Związek Radziecki spora liczba Żydów, zarówno miejscowych, jak i uciekinierów, udała się dalej w kierunku wschodnim, dzięki czemu nielicznym udało się przeżyć okupację hitlerowców. Większość Izraelitów przebywających na terenie Bieszczadów zginęła jednak w masowych egzekucjach i niemieckich „fabrykach śmierci”, z których jedna znajdowała się w Zasławiu (tzw. Zwangsarbeitslager). Był to obóz szczególny, zważywszy na fakt, że jedynym Niemcem był tam jego komendant. Na zewnątrz nadzór nad więźniami sprawowała policja ukraińska (Ukrainische Hilfpolizei), wewnątrz policja żydowska i Judenrat101. Śmiało by rzec można, że brat zabijał brata. Zdarzały się sytuacje, gdy pomocną dłoń w kierunku Żydów, pomimo grożącej im za to śmierci, wyciągali Polacy. „Sprawiedliwi wśród narodów świata” nierzadko jednak płacili najwyższą cenę za okazane wsparcie, bo i też często byli denuncjowani hitlerowcom przez „życzliwych” sąsiadów. Holocaust położył kres egzystencji Żydów na terenie Bieszczadów. Ich obecność w tym miejscu ma już jedynie wymiar historyczny:

Historia Żydów w Bieszczadach to czas przeszły, czas ich życia, czas zagłady i czas śmierci102.

Niewiele też pozostało po nich pamiątek. Oprócz leskiej i ustrzyckiej (mieszczącej obecnie bibliotekę miejską) synagogi oraz znajdujących się w obu miastach kirkutów103 (leski jest największym w Polsce zespołem starych żydowskich nagrobków oraz największym, najlepiej zachowanym i najstarszym cmentarzem

101 Tamże, s. 84. Judenrat to niemiecka rada żydowska – Rada Starszych. 102 Tamże, s. 97. 103 Sami Żydzi nazywali cmentarz bet dam (wieczny dom) albo bet hachajim, kirkut to nazwa nadana mu przez Polaków, którzy określali go też czasami pogardliwie jako okopisko – miejsce grzebania zwierząt. Oprócz Leska i Ustrzyk Dolnych cmentarze żydowskie znaleźć można również w Baligrodzie, Lutowiskach i Woli Michowej. 46

żydowskim w Bieszczadach) o istnieniu w regionie bieszczadzkim społeczności żydowskiej przypominają tablice upamiętniające jej masowe egzekucje, znajdujące się w Olszanicy i Lutowiskach (podana na nich data jest jednak nieprawdziwa, brak też wspomnienia o tym, że ofiarami byli właśnie Żydzi). 30 czerwca 1995 roku została też otworzona w leskiej synagodze Izba Pamięci Żydów Galicyjskich, zlikwidowano ją jednak w maju 1997 r. Obecnie znajduje się tam Galeria Sztuki Bieszczadzkiej Grupy Twórców.

1.3.4. Niemcy104

Zarówno Niemcy, jak i przedstawieni dalej Cyganie i Grecy są często pomijani105 w różnego rodzaju opracowaniach dotyczących etnografii bieszczadzkiej. Ich wpływ na obraz Bieszczadów, w porównaniu z oddziaływaniem trzech wcześniejszych grup, nie wydaje się tak wielki, sądzę jednak, że brak choćby króciutkich charakterystyk tych społeczności spowoduje, iż oblicze opisywanych gór straci na swojej różnorodności i specyfice, a przedstawione rozważania pozostaną w pewnym sensie niepełne. Pierwsza wzmianka o Niemcach w Bieszczadach pochodzi z 1483 roku, kiedy to Nicolaus Harda Noytbayer został przyjęty do leskiego prawa miejskiego106. Później, aż do roku 1772, kiedy to Małopolska została zagarnięta przez Austrię, pojawiali się na tych ziemiach tylko pojedynczy przedstawiciele tej nacji. Po tym roku zaczęli napływać do Leska w większej ilości zarówno sami Niemcy, jak i zniemczeni Czesi, co miało związek z zajmowaniem stanowisk urzędniczych w austriackim cyrkule. Byli wśród przybyłych także rzemieślnicy (murarze, stelmachowie, piekarze). Przedstawiciele ludności niemieckiej cechowali się lojalnością wobec pracodawców i niezwykłą wręcz solidnością, dlatego chętnie obsadzano ich na stanowiskach gajowych, rządców albo wykwalifikowanych robotników. Największa liczba osadników niemieckich przybyła jednak w Bieszczady w latach 1783-1785. Był to okres tzw. kolonizacji józefińskiej107. Z powodu niechęci Polaków wobec kolonistów, których nazywali Szwabami, ci drudzy zasiedlali dawne folwarki starostw wójtowskich i niegrodowych, które jako dobra kameralne były

104 Całość podrozdziału za: A. Potocki, Niemcy [w:] tegoż, Zaginiony świat…, s. 303–316. 105 Poświęca się im niewiele miejsca, wyłącznie nadmieniając o ich istnieniu na opisywanym obszarze. 106 A. Potocki, Niemcy…, s. 305. 107 Cesarz austriacki Józef II dał im możliwość zakładania osad o profilu rolniczym, gdzie koloniści byli zobligowani nie do odrabiania pańszczyzny, a do płacenia czynszu pieniędzmi (A. Potocki, Niemcy…, s. 306). 47 zarządzane przez dwór cesarski. Osadnictwo to nie miało w planach wyrzucania mieszkańców z gospodarstw indywidualnych. Z założenia Niemcy mieli stać się wzorami pod względem gospodarności oraz uprawy roli. Do 1939 roku istniały w Bieszczadach cztery miejscowości, w których spora część mieszkańców była kolonistami (stąd też obszary ich zwartego osadnictwa nazywano koloniami): Bandrów Kolonia, (Siegenthal), Wolica (Obersdorf) oraz dolna część Stebnika (Steinfels). Osadnicy ci wyznawali różne odłamy protestantyzmu: luteranizm, kalwinizm, ewangelicyzm augsburski i reformowany – tworzyli jednak jedną gminę ewangelicką. Mieli duże trudności z przyzwyczajaniem się do trudnych warunków gospodarowania, często więc porzucali swoje zagrody i bądź to zamieszkiwali w innych częściach Galicji, bądź też powracali na ojcowiznę do Niemiec. Pod względem religijno-kulturowym tworzyli ścisłe grupy i nie starali się za wszelką cenę asymilować z innymi mieszkańcami, chociaż bywały przypadki zawierania małżeństw z Rusinami i Polakami. Gospodarowali na stanowczo wyższym poziomie niż ich sąsiedzi Rusini. Charakteryzowali się zupełnie innym podejściem do wypełniania swoich obowiązków. Obok domostw mieli sady owocowe, ogródki warzywne i kwiatowe; siali w większym zakresie koniczynę, żyto i pszenicę. Zajmowali się również hodowlą koni i krów. 30 września 1939 roku mieszkańcy Bandrowa Kolonii o narodowości niemieckiej zostali przesiedleni przez wojsko niemieckie w okolice Gniezna, gdzie zajmowali odebrane Polakom gospodarstwa o profilu rolnym108. Reszta została wysiedlona do Niemiec do czerwca 1940 roku. Po osadnikach niemieckich pozostały w Bieszczadach tylko cztery zniszczone cmentarze z zachowanymi jedynie kilkunastoma nagrobkami (resztę brutalnie zdewastowano). Na tle całej społeczności niemieckiej regionu bieszczadzkiego wyróżnił się szczególnym okrucieństwem wywodzący się z niej Johan Bäcker, bodaj największy ze zbrodniarzy hitlerowskich, którzy działali na tym obszarze i mordowali bieszczadzkich Żydów. Najwybitniejszą zaś postacią spośród niemieckich kolonistów był Adam Fastnacht – kustosz Ossolineum i autor wielu prac badawczych traktujących o osadnictwie na ziemi sanockiej.

108 Mieszkali tam do 20 stycznia 1945 roku, kiedy to z nakazu władz niemieckich musieli opuścić zajęte polskie gospodarstwa i przenieść się na ziemie rdzennie niemieckie. 48

1.3.5. Cyganie109

Cyganie, dzisiaj z racji poprawności politycznej nazywani Romami, pojawili się na terenie Polski na początku XV wieku (w Krakowie, Sanoku i Trześniowie, co sugeruje, że przybyli z południa Europy, być może z Węgier)110. Polacy jednak byli wtedy wobec nich bardzo negatywnie nastawieni i źle patrzyli na osoby sprzyjające tej nacji111. Cyganie zamieszkiwali na obrzeżach podgórskich ruskich wsi i polskich miast, co pozwoliło im na przejście na osiadły tryb życia. Pomimo dość dużego rozproszenia i przynależności do Cerkwi greckokatolickiej112 zachowali wiele ze swoich zwyczajów i zabobonów, co ustrzegło ich przed całkowitą asymilacją113. Sporo jednak ze swych tradycji utracili, przejęli też częściowo słownictwo lokalne. Nauczyli się języka polskiego, dialektu bojkowskiego, a nawet jidysz, choć między sobą rozmawiali w swoim języku, którego nikt nie rozumiał i przez to wzbudzali nieufność pozostałych mieszkańców regionu. Na obcych114 Cyganie mówili gadzio (w przypadku Cyganów karpackich terminu tego używano wobec nielubianych i pogardzanych Rusinów), na Polaków raja (pan). Żyli dużo bardziej ubogo niż „gadziowie”, zajmowali najniższy szczebel drabiny społecznej. Mężczyźni zajmowali się kowalstwem i muzykowaniem (na weselach i we dworach szlacheckich), kobiety utrzymywały się z wróżenia. Umieli wytapiać żelazo z „krasnego kamienia” i darniowej rudy. Chętnie bywali na odpustach, gdzie mogli sprzedawać swoje wyroby z żelaza: motyki, siekiery, sierpy, cieślice, topory ciesielskie, noże, kute gwoździe i trójnogi. Zdarzali się między nimi niedźwiednicy, czyli osoby wodzące na łańcuchu niedźwiedzia, cieszące się ogromnym szacunkiem i podziwem,

109 Używam mniej poprawnego politycznie terminu „Cyganie”, ponieważ jego współczesny zamiennik „Romowie” został wprowadzony dopiero w drugiej połowie XX wieku, a co za tym idzie – nie był szerzej znany w czasach, które tutaj opisuję. Etnonim „Cygan” nie miał wtedy zabarwienia pejoratywnego, a jego stosowanie nie niosło za sobą negatywnych skojarzeń. 110 A. Potocki, Cyganie [w:] tegoż, Zaginiony świat…, s. 320. 111 Dzisiaj na Cyganów karpackich mówi się Bergitka Roma, choć sami zainteresowani wolą miano Amare Roma (nasi Cyganie). 112 Jerzy Tarnawski w swoim szkicu Nie masz już Cyganów… (J. Tarnawski, Nie masz już Cyganów…, „Bieszczad. Rocznik Towarzystwa Opieki nad Zabytkami. Oddział Bieszczadzki” 2007, nr 13, s. 238) pisze, że Cyganie w większości należeli do Cerkwi greckokatolickiej, ale zdarzały się tez przypadki przynależności do Kościoła rzymskokatolickiego. Podana w tekście głównym informacja pochodzi jednak z publikacji Andrzeja Potockiego (A. Potocki, (Wprowadzenie) [w:] tegoż, Zaginiony świat…, s. 12), który w rozdziale poświęconym stricte Cyganom dodaje, że w regionie bieszczadzkim „nie było pośród nich rzymskokatolików” (A. Potocki, Cyganie…, s. 322). 113 Dzielili się swoją kulturą, tradycjami, zwyczajami, muzyką i tańcem z pozostałymi mieszkańcami bieszczadzkich miejscowości tylko w trakcie własnych uroczystości rodzinnych, zwłaszcza wesel (za: J. Tarnawski, dz. cyt., s. 238–239). 114 Obcym nazywano kogoś, kto nie był Cyganem. 49 posądzane o posiadanie magicznych mocy. Ich sposób życia zawsze wywoływał skojarzenia z wolnością – wędrowali taborami po Polsce i świecie, w przeciwieństwie do chłopów „przywiązanych” do ziemi. W Bieszczadach nie uważano ich za odrębną grupę etniczną, przypisywano im narodowość polską lub ruską, do własnego wyboru. Kres ich istnieniu na opisywanych terenach przyniosła okupacja niemiecka, która propagowała obraz tych, bardzo użytecznych w systemie gospodarki samowystarczalnej wsi bieszczadzkiej, ludzi jako najpodlejszego gatunku człowieka. Hitlerowcy rozprawili się z Cyganami podobnie jak z Żydami. Oczywisty dla ich ideologii był obowiązek eksterminacji tych grup społecznych. Ludność obu społeczności zsyłano do wspominanego już Zasławia, a stamtąd także do Bełżca. Porrajmos (zniszczenie – tak „cygański Holocaust” nazywają sami zainteresowani115) przeżył zaledwie co dziesiąty Cygan. Bieszczadzcy Romowie zniknęli z lokalnego pejzażu, zostały po nich tylko nieliczne przekazy i pamięć starszych pokoleń. Przetrwali także w nazwach topograficznych i kilku legendach116.

1.3.6. Grecy

Grecy i Macedończycy117 to najmłodsza z mniejszości narodowych na terenie Polski. Przybyli do naszego kraju jako uchodźcy polityczni, którzy obawiali się represji po udziale w wojnie domowej w latach 1946-1949118 (o czym wspomniałam w podrozdziale dotyczącym historii Bieszczadów). Na początku skierowano ich głównie do miast i wiosek na Dolnym Śląsku, skąd następnie w 1951 roku zaczęli

115 A. Potocki, (Wprowadzenie)…, s. 12. 116 Trzy rodziny pochodzące z Bergitka Roma zostały w Baligrodzie. Warto wspomnieć również, że Cyganie bieszczadzcy budzili niechęć innych grup romskich z terenów Polski, gdyż nie podtrzymywali tradycji wędrowania. Zarzucano im niewielkie zainteresowanie kodeksem romanipen i sankcjami związanymi z tzw. skalaniami. Z tego też powodu przylgnęło do nich miano łabanca (nieczyści). Cyganie kultywujący zwyczaje wędrowne, którzy w Bieszczadach pojawiali się raczej w dawnych czasach, byli Lowarami i handlowali końmi (za: A. Potocki, Cyganie…, s. 333). 117 W Bieszczady przybyła ludność pochodzenia greckiego, nie byli to więc tylko rodowici Grecy, ale też właśnie Macedończycy. Dla uproszczenia jednak będę używała raczej samego określenia Grecy, gdyż jest ono bardziej popularne i szerzej rozpowszechnione. 118 W 1944 roku Anglicy i Amerykanie wyzwolili Grecję spod okupacji hitlerowskiej. Grecy liczyli więc na to, że po latach trwogi i poniewierki znowu zapanuje w ich kraju pokój – stało się jednak zupełnie na odwrót. Anglicy sprawili Grekom kolejną okupację. Każdego, kto nie chciał ulec narzuconemu z góry porządkowi, nazywano komunistą i wrogiem demokracji. Wielu ludzi, zwłaszcza tych o poglądach lewicowych, zaczęło się buntować. Wskutek tego rozpętała się sześciomiesięczna wojna domowa. 28 października 1947 roku utworzono Demokratyczną Armię Grecji (w skrócie DAG). Chwycono broń i zajęto górzyste obszary na północy Grecji. Podczas walk część wojska została wyparta pod granicę z Bułgarią i stopniowo zaczęła wycofywać się do tego kraju. Po trwającym kilkanaście miesięcy pobycie na Bałkanach azylu udzieliły Grekom państwa socjalistyczne, w tym także i Polska. Cała ludność grecka korzystała ze statusu uchodźców politycznych i otrzymywała pomoc od polskiego rządu (za: A. Bata, Dzieje tułaczki. Z Grecji w Bieszczady, „Podkarpacie” 1990, nr 44, s. 6; K. Potaczała, Wygnańcy Zeusa, „Super Nowości” 1998, nr 71, s. 8). 50 migrować do województw: wrocławskiego, zielonogórskiego, szczecińskiego, gdańskiego, krakowskiego i rzeszowskiego. W tym ostatnim osiedlono ich na terenie Bieszczadów – w miejscowościach Krościenko, , i Grąziowa119. Największe skupisko uchodźców utworzyło się w Krościenku, gdzie założyli oni Rolniczą Spółdzielnię Produkcyjną o nazwie-symbolu „Nowe Życie” i zajęli opuszczone przez Bojków zagrody. Nie inwestowali oni zbyt wiele w swój majątek nieruchomy, gdyż byli przekonani, że ich pobyt na bieszczadzkiej ziemi to tylko sytuacja przejściowa. Stąd też unikali wszelkiego rodzaju remontów czy modernizacji zabudowań, ograniczali się do niezbędnego na co dzień minimum – żyli więc w bardzo ciężkich, wręcz prymitywnych warunkach. Liczono, że osadnicy szybko zaaklimatyzują się na tym górskim terenie ze względu na jego podobieństwo do ich rodzinnych okolic. Nie wzięto jednak pod uwagę różnicy w klimacie, która powodowała ich nieustanną frustrację. Z czasem ludność grecka zaczęła inspirować aktywność gospodarczą i społeczno-kulturalną zamieszkiwanych przez siebie miejscowości. Na dowód tego wystarczy zaznaczyć, że najważniejsze funkcje w miejscowych władzach, instytucjach i organizacjach spełniali właśnie greccy emigranci. Ich główna działalność koncentrowała się jednak wokół założonej spółdzielni, która zaczynała coraz lepiej prosperować. Prowadziła ona hodowlę bydła, świń, owiec i kurcząt. W jej ramach uruchomiono także tartak i piekarnię, a dodatkowo rozwijano pszczelarstwo, warzywnictwo, sadownictwo oraz konfekcję (tę ostatnią we współpracy z Sanokiem). Ze skórzanych odpadów wytwarzano torby, teczki itp. Szeroki asortyment i pracowitość Greków pozwalały czerpać z tego przedsięwzięcia spore dochody. Spółdzielnia „Nowe Życie” była jednym z największych i najlepiej prosperujących na terenie dawnego województwa rzeszowskiego, a także w Polsce tego typu projektem120. Uchodźcy greccy prowadzili też działalność kulturalną, która opierała się na ich bogatym folklorze. Założono w Krościenku teatr amatorski „Eurypides”, w którym wystawiano sztuki autorów greckich, działał tam również zespół folklorystyczny „Orfeusz”. Od 1968 roku istniał także w Krościenku dom kultury, wzniesiony z inicjatywy i przy dużej pomocy Greków. Wśród ludności greckiej, zwłaszcza młodszego pokolenia, dużo było ludzi bardzo uzdolnionych, wybijających się w pracy

119 R. Witalec, Mniejszość grecka w Bieszczadach w świetle dokumentów wytworzonych przez UB-SB, [w:] Bieszczady w Polsce Ludowej 1944–1989, red. J. Izdebski, K. Kaczmarski, M. Krzysztofiński, Rzeszów 2009, s. 185. 120 K. Potaczała, Nie przesadza się starych drzew, „Od A do Z. Dziennik obywatelski” 1992, nr 200, s. 6. 51 zawodowej, społecznej, kulturalnej121. Warty podkreślenia w tym miejscu jest fakt, że to właśnie z bieszczadzkiej kolonii Greków wywodzi się wiele sławnych osób: popularna piosenkarka Eleni Dzoka (Helena Tzoka), która mieszkała wraz z rodzicami w Liskowatem, Chariklia Sikorowska, żona lidera krakowskiej grupy „Pod Budą”, która swoje dzieciństwo spędziła w Krościenku, poeta Nikos Chadzinikolau, malarz Telemach Pilitsidis czy śpiewak operowy Paulos Raptis122. O ile na początku ich bytności w Bieszczadach życie Greków było trudne, a oni sami tworzyli szczelnie zamkniętą społeczność, o tyle z biegiem czasu zaczęto przełamywać bariery niechęci i braku zaufania i nawiązywano coraz bliższe stosunki z Polakami. Zdarzały się nawet mieszane małżeństwa. Następował również awans społeczny kolonistów, którzy podejmowali zatrudnienie w zakładach przemysłowych i różnego rodzaju urzędach. Wiązało się to z ogólną postawą „bieszczadzkiego" Greka, który zaczął patrzeć na swój pobyt w obcym, choć przyjaznym mu kraju w sposób najbardziej racjonalny z punktu widzenia jego rodzinnego interesu. Społeczność grecka wykazywała się dużą pracowitością, zapobiegliwością oraz oszczędnością, czym podnosiła znacznie swój standard życiowy. Oszczędności swoich nie przeznaczano jednak na inwestycje trwałe, które mogły Greków związać na stałe z tym terenem, lecz na zakup przedmiotów ułatwiających życie codzienne i jednocześnie nadających się do ewentualnego przewiezienia w inne miejsce. Od połowy lat 60. emigranci zaczęli powracać do ojczystego kraju bądź Bułgarii i Macedonii, przełom nastąpił jednak dopiero w roku 1974 i swoje apogeum osiągnął na początku lat 80., kiedy to do władzy doszedł Andreas Papandreu i Grekom nie groziły już żadne sankcje ani represje123. Osadnictwo greckie jest więc dzisiaj tematem zamkniętym, aczkolwiek możemy w Bieszczadach spotkać jeszcze kilku przedstawicieli rodzin mieszanych grecko-polskich oraz znaleźć w Krościenku pomnik jednego z czołowych przywódców Komunistycznej Partii Grecji – Nikosa Belojannisa i grecki cmentarz.

121 W Polsce przez pewien czas istniała nawet swoista moda na greckie piosenki, tańce, folklor, muzykę, literaturę. Ogromnym powodzeniem cieszyły się występy zespołów w typie „Orfeusza” (za: A. Bata, Dzieje tułaczki. Z Grecji w Bieszczady, „Podkarpacie” 1990, nr 45, s. 6). 122 Tamże. 123 Za: J. Pawlak, Bieszczadzkie drogi, „Widnokrąg” 1986, nr 26, s. 1–2; K. Potaczała, Nie przesadza się starych drzew…, dz. cyt. 52

1.4. BIESZCZADY (NIE TYLKO) WSPÓŁCZESNE, CZYLI KULTURA REGIONU

Przedstawione w tym podrozdziale krótkie rozważania na temat szeroko pojętej kultury, sztuki i literatury Bieszczadów i o Bieszczadach mają za zadanie utworzyć pomost pomiędzy opisywanymi powyżej stricte teoretycznymi zagadnieniami związanymi z regionem bieszczadzkim, z założenia stanowiącymi obiektywną prawdę i podłoże geograficzno-historyczne do analizy i interpretacji kolejnych pamiętników i reportaży, a obrazem tej krainy przetworzonym przez artystów i wykreowanym przez miłośników gór, turystów, badaczy i po części także mieszkańców. Mówiąc prościej: pomost między realizmem a literackością, które to dwie cechy łączą w sobie badane przeze mnie w następnych rozdziałach wspomnienia i reportaże. Bieszczady to temat- rzeka, a możliwość badania ich i budowania artystycznego obrazu tych gór powoduje, że są one nieustanną inspiracją dla rzesz różnego rodzaju malarzy, rzeźbiarzy, muzyków, reżyserów i przede wszystkim, biorąc pod uwagę aspekt niniejszej pracy, literatów.

1.4.1. Kultura…

Bieszczady to niezaprzeczalnie obszar mitotwórczy. Ich specyfika geograficzna, historyczna i etnograficzna spowodowała, że wytworzyły się różnego rodzaju mity, stereotypy i utarte tematy kulturowe, które wiążą się z postrzeganiem tych gór przez mieszkańców i osoby postronne. Tworzą one wizję nadsańskiej krainy powszechnie znaną i akceptowaną przez społeczeństwo. Z racji tematyki pracy omówię szerzej tylko trzy z nich, reszta zostanie jedynie wymieniona. Pierwszym ważnym dla mnie mitem bieszczadzkim jest przedstawianie opisywanego miejsca jako polskiego „Dzikiego Zachodu”. Określenie to po raz pierwszy ukazało się na łamach „Przekroju” w związku z artykułem na temat Henryka Victoriniego i jego kolegi Mariusza Merskiego124, którzy postanowili szukać swojego szczęścia w tym „zapomnianym przez Boga” miejscu. Do zdjęcia zapozowali oni na koniach, ze strzelbami w ręku i malowniczym krajobrazem w tle. W Bieszczady ruszyły więc całe rzesze młodych ludzi zainspirowane tą sielanką i chcące przeżyć „romantyczną” przygodę swojego życia, bez pieniędzy, ale w amerykańskim stylu – beztrosko, barwnie, z radością i rozbudzonymi emocjami. Słowa „bieszczadzcy

124 Był to artykuł Adama Tenety i Jerzego Dyczka (A. Teneta, J. Dyczek, Cowboye w Bieszczadach, „Przekrój” 1957, nr 659). 53 kowboje” skojarzyły im się ze światem westernów kręconych w USA, który jednak nie do końca znalazł swoje odzwierciedlenie w rzeczywistości Bieszczadów. Gdy kandydaci przybyli na miejsce docelowe, okazało się, że czeka na nich szara, prozaiczna, zwykła, codzienna praca, a marzenia o kłusowaniu konno po połoninach, cała „amerykańska otoczka”, egzotyka i zabawa to tylko płonne nadzieje. Mimo to nie poddali się i podjęli walkę z tym ciężkim życiem, które tu na nich czekało. Nie potrwało to jednak zbyt długo, bo codzienna praca szybko straciła na atrakcyjności, podobnie jak osławiona jazda konna. „Dziki Zachód” odszedł w zapomnienie, a ludzie, którzy wytrwali pomimo ciężkich warunków, zostali statecznymi osadnikami-mieszkańcami, którym nie w głowie „romantyczne” przygody. Pozostała po „kowbojach” jedynie legenda – w starych gazetach i filmie polskim125 (o którym będzie mowa w kolejnym podrozdziale, związanym z bieszczadzką sztuką). Termin „Dziki Zachód” nie wywołuje jednakże skojarzeń tylko z amerykańskimi westernami – wolnością, preriami, saloonami, końmi, kowbojami. Przywołuje on też konotacje mniej przyjemne, a związane z ciężkimi warunkami (w tym wypadku bieszczadzkimi), trudną, mozolną pracą, pionierstwem i nierzadko walką o przetrwanie – i w tym właśnie kontekście użyłam go w tytule swojej pracy i pod tym kątem będzie on przywoływany w jej dalszych częściach, mówiących o osadnictwie w Bieszczadach. Podobnym w zarysie do poprzedniego jest mit wagabundy, powsinogi, czyli swojskiego bieszczadzkiego zakapiora, również związany z szeroko pojętą wolnością i ucieczką od codziennego życia, czemu z całą pewnością sprzyja klimat Bieszczadów. Zakapior to typ bieszczadnika, wyróżniający się spośród innych ludzi swoją oryginalnością, dziwactwem, zachowaniem, usposobieniem i pogodą ducha. Ktoś, kto porzuca swoje dotychczasowe życie, problemy i zmartwienia, aby zamieszkać na odludziu i zostać tam pewnego rodzaju włóczęgą, artystą ludowym, który w smutne, szare życie wnosi odrobinę folkloru. Taki zakapior przyjmował najczęściej rolę „wioskowego” filozofa, człowieka spokojnego i szukającego spokoju, tworzącego wokół siebie wyjątkową atmosferę, ale też pragnącego wyciszenia, kontaktu z dziewiczą przyrodą i swoistej izolacji od miejskiego gwaru i życia w ciągłym biegu. Najczęściej tacy wagabundowie, hipisi, życiowi rozbitkowie nie podejmowali żadnej konkretnej pracy, często za to topili swoje smutki w alkoholu. Zadowalało ich bycie

125 W. Szymczyk, Dziki zachód nad Wołosatką?, „Profile” 1968, nr 2, s. 121.

54 atrakcją dla turystów, czasami oddawali się też sztuce. Niektórzy z nich stali się na przestrzeni lat legendą – najbardziej znanym przykładem „ustatkowanego” zakapiora jest Jędrek Wasielewski Połonina, choć można tu przywołać również Zdzisława Radosa czy Lutka Pińczuka126. Postaciom zakapiorów bieszczadzkich poświęcił swą książkę Andrzej Potocki, nosi ona tytuł Majster Bieda czyli Zakapiorskie Bieszczady i traktuje zarówno o zakapiorach-legendach, jak i artystach oraz zwykłych włóczęgach. W „nurcie zakapiorskim” tworzy także Rafał Dominik, którego twórczość wspomnieniową poddam analizie w dalszej części pracy. Ostatnim z trzech wybranych przeze mnie mitów jest zbójnictwo bieszczadzkie, o którym była już mowa, a które stanowi podstawę (przyczynek) do badań nad pamiętnikami bazującymi na bieszczadzkich legendach i podaniach oraz zjawisku zakapiorstwa. Zasadniczo uważa się, że zbójnik to taki typowy Janosik czy Robin Hood – zabiera bogatym, oddaje biednym, pomaga uciemiężonym, dba o sprawiedliwość społeczną. W rzeczywistości jednak temat ten jest bardziej skomplikowany. Bo o ile znalazłoby się zapewne w historii (zbójnictwo, w przeciwieństwie do zakapiorstwa, ma podłoże historyczne, w większym stopniu też wpływało na rzeczywiste życie ludzi niż obraz „Dzikiego Zachodu”) kilku dobrych beskidników, o tyle częściej byli to najzwyklejsi bandyci, zwani także opryszkami, tołhajami, spisakami, zbójcami, rozbójnikami, hultajami, ludźmi lub kupami swawolnymi127. Najbardziej historyczna i najwłaściwsza wydaje się nazwa beskidnicy. Jak wspominałam wcześniej ich bandy napadały na drogach bogatych kupców i wędrowców, plądrowały wsie, dwory i plebanie. Składały się z różnego pokroju rabusiów, ludzi ściganych przez prawo i zbiegłych chłopów, a nierzadko też szlachciców, którzy chcieli przez zawieranie porozumień z rozbójnikami osiągnąć jakieś korzyści majątkowe lub militarne, Żydów128, popów, kniaziów czy sołtysów. Bandy zbójnickie rodziły się niejako w wyniku specyficznego klimatu epoki staropolskiej (bo wtedy głównie działały) spotęgowanego typową atmosferą gór. Beskidnikom sprzyjały własne warunki psychiczne, sytuacja społeczna i fizjografia terenu, ich istnienie stanowiło odpowiedź na gwałt społeczny, niesprawiedliwość, pychę szlachecką, niepewność egzystencji, nieustanne poczucie zagrożenia i krzywdy. Przemocą odpowiadali na przemoc. Z kolei dobrzy zbójnicy byli tworem powstałym z potrzeby wykreowania bohatera ludowego,

126 Za: S. Kłos, Bieszczady…, s. 207–208. 127 S. Orłowski, Tołhaje czyli Zbóje w Bieszczadach, Rzeszów 2009, s. 5–6. Publikacja ta jest w całości poświęcona zagadnieniu zbójnictwa bieszczadzkiego. 128 Por. przypis 26 do tego rozdziału. 55 którą potęgował fakt, iż zazwyczaj przypisywano im dużą odwagę, męstwo, śmiałość i poczucie wolności, a także pogardę dla śmierci i wymiaru sprawiedliwości. Takie myślenie wyzwala w dzisiejszym społeczeństwie chociażby serial Janosik. Najsławniejszym bohaterem legend i różnego rodzaju historii związanych ze zbójnictwem w Bieszczadach jest jednak „zły” beskidnik – Oleksy Dobosz. Te trzy tematy nie wyczerpują bogactwa mitów związanych z Bieszczadami. Obok nich znajdziemy jeszcze takie zagadnienia, jak bieszczadzka Apokalipsa związana z II wojną światową, która w regionie bieszczadzkim miała swój ciąg dalszy w postaci walk z bandami UPA, a co za tym idzie – mit złego Ukraińca, bandyty i banderowca, niebezpiecznego, bezwzględnego mordercy. Dalej mamy z kolei Bieszczady jako tygiel narodów, mieszankę wielu różnych grup etnicznych i kulturowych czy też mityczną „krainę Biesa i Czadów”, „krainę łagodności”, arkadię nieskażoną przez cywilizację, pełną wolności, swobody i zapewniającą życie w harmonii z naturą. Wszystkie te stereotypy i mity tworzą niepowtarzalny obraz Bieszczadów, nie jest on jednak zazwyczaj uwarunkowany historycznie i często mija się z prawdziwym obliczem tych pięknych, ale potrafiących zaskoczyć niejednego człowieka gór.

1.4.2. Sztuka…

Przytoczone powyżej mity i stereotypy bieszczadzkie mają bardzo duży wpływ na twórczość artystów tego regionu. Jednak zanim przejdziemy do motywu Bieszczadów w malarstwie, rzeźbie, filmie i muzyce, warte zaznaczenie jest, że sama historia ukształtowała specyficzny krajobraz tych gór. Bo pisząc o sztuce, nie można zapomnieć także o architekturze. Zróżnicowanie etniczne, kulturowe i wyznaniowe spowodowało, że Bieszczady obfitują w różnego rodzaju zabytkowe budowle. Część z nich została zniszczona w trakcie wojen i działań zbrojnych, część rozgrabiona albo uszkodzona na skutek nieumyślnych (choć częściej chyba celowych) działań. Wypada więc wspomnieć o zamkach i dworach (np. zamku Sobień niedaleko Załuża, zamku Kmitów w Lesku, dworkach w Dziurdziowie, Tarnawie i Łobozewie), domach i kamienicach mieszczańskich z XVIII–XIX w., zabudowie małomiasteczkowej (np. ratuszu w Lesku), a przede wszystkim budowlach sakralnych, które są dla tego regionu bodaj najbardziej reprezentatywne. Znajdziemy więc tutaj m.in. klasztor Karmelitów Bosych w Zagórzu oraz kościoły w Lesku, Zagórzu, Uhercach, Hoczwi i Jasieniu (które powstawały w różnych okresach czasu, tym bardziej więc są warte uwagi). Chlubą Bieszczadów i ich niezaprzeczalnym walorem są też cerkwie, które charakteryzuje

56 różnorodność form, stylów i typów. Powstawały one w obrębie dwóch grup etnograficznych, wyróżnić więc możemy cerkwie typu łemkowskiego i bojkowskiego, które dodatkowo dzieli się na różne warianty, w zależności od tego, jaki styl architektoniczny obowiązywał w danym czasie. Do najsłynniejszych należą np. cerkiew w Smolniku, Rzepedzi, Turzańsku, Komańczy, Bystrem koło Czarnej, Hoszowie czy Michniowcu. Z budowlami sakralnymi wiąże się sztuka sakralna w ogólności, czyli wszystkie polichromie kościołów, obrazy, rzeźby ołtarzowe, ikonostasy i same ikony, czyli obrazy religijne wykonywane z uwzględnieniem ściśle określonych wzorów i kanonów129. Obok świątyń często usytuowane są cmentarze, zazwyczaj opuszczone i zdewastowane, na których można znaleźć nieliczne zachowane nagrobki. Warte uwagi są również zabytki kultury żydowskiej, czyli synagogi i kirkuty z macewami – kamiennymi płytami nagrobnymi. W regionie bieszczadzkim pracuje i tworzy wielu artystów, najczęściej amatorów, rzadziej profesjonalistów-osadników. W 1978 roku powstało Bieszczadzkie Stowarzyszenie Twórców Kultury (obecnie Bieszczadzka Grupa Twórców Kultury), które zrzesza bieszczadzkich artystów. Do dyspozycji turystów jest też kilka galerii regionalnych i autorskich. Zazwyczaj artyści tutejsi tworzą „z potrzeby serca”, rzadziej w celach zarobkowych, choć i takie sytuacje mają miejsce. Możemy więc nazwać ich sztukę za Stanisławem Kłosem „sztuką użytkową o charakterze pamiątkarskim”130. Składają się na nią zazwyczaj rzeźby w drewnie ukazujące postaci świętych bądź bieszczadzkich diabłów, obrazy naśladujące w swej formie ikony, pejzaże itp. Jest to na ogół sztuka w typie twórczości ludowej. Wiele dzieł jednak pokazywanych było na wystawach krajowych i zagranicznych ze względu na ich walory artystyczne i oryginalność. Grono najbardziej uzdolnionych i uznanych bieszczadzkich artystów tworzyli i tworzą: Jędrek Wasielewski Połonina (określany czasem mianem Jędrusia Świątkarza), który malował, rysował, rzeźbił i pisał wiersze; Zdzisław Rados (Król Bieszczadów), rzeźbiarz; Zofia Roś z Bachlawy, kobieta nieumiejąca czytać ani pisać, ale posiadająca niezwykły talent wyczarowywania z drewna za pomocą zwykłego noża przedziwnych świątków, ptaszków i figurek (nazwana Nikiforem Bieszczadów); Leon Chrapko z Bóbrki, poeta, prozaik i malarz; Piotr Romaszkan z Kalnicy i Ryszard

129 Termin „ikona” pochodzi od wyrazu greckiego eikon, czyli obraz, wizerunek (za: S. Kłos, Bieszczady…, s. 173). 130 Tamże, s. 182. 57

Kierzkowski z Wetliny, twórcy stylizowanych mebli oraz Zdzisław Pękalski z Hoczwi – nauczyciel, społecznik, rzeźbiarz, malarz i poeta, twórca niespotykanych nigdzie indziej madonn, postaci świętych, bieszczadzkich diabłów oraz „ikon” – obrazów malowanych na starych deskach, np. z koryta dla świń czy drzwi od chlewików. Bardziej znanymi twórcami są także Jan Ligaj z Zagórza, rzeźbiarz i intarsjonista131; Stanisław Trafalski ze Stefkowej, rzeźbiarz, malarz bieszczadzkich pejzaży i twórca płaskorzeźbionych w drewnie ikon; Lucyna Mierzwa i Marzena Zając z Czarnej, Jadwiga Denisiuk i Teresa Goździecka z Cisnej – malarki ruskich świętych i madonn; Waldemar Kardyaczny z Leska, Zbigniew Zamołojko, Beata Tkacz i Jadwiga Siara z Ustrzyk Dolnych, Róża Fronczak z Czarnej i Julian Malczewski z Bukowca – malarze, rysownicy i graficy. W Polanie obok leśniczówki możemy natknąć się na drewnianą figurę św. Huberta, którą stworzył Ireneusz Gołębiowski, snycerz i rzeźbiarz z Michniowca. W drewnie rzeźbią także m.in. Janusz Zubow ze Szczerbanówki, Michał Chebda z Czarnej, Antoni Łuczka z Zagórza, Waldemar Witkowski z Olchowca i Michał Hahn z Polany. W Dwerniku pracuje malarz, rzeźbiarz i twórca artystycznych wyrobów kutych ze srebra, Józef Soczyński. Częściowo z Bieszczadami związany był także Zdzisław Beksiński, wybitny polski malarz pochodzący z Sanoka, którego obrazy można podziwiać w muzeum sanockim. Rzeźbił także bieszczadzkie biesy Marian Hess, o którym będzie mowa w dalszej części pracy132. Z roku na rok ta galeria bieszczadzkich twórców powiększa się o przedstawicieli coraz to młodszych pokoleń (należą do nich np. Anitta Rotter-Pucz, malarka czy Tomasz Żyto-Żmijewski, rzeźbiarz, malarz i człowiek uprawiający performance werbalny), którzy do sztuki tradycyjnej dodają elementy współcześnie modne. Ich dzieła można podziwiać m.in. w Galerii Sztuki Bieszczadzkiego Domu Kultury znajdującej się w leskiej synagodze133.

131 Intarsja jest to sztuka zdobienia mebli, która polega na tworzeniu obrazu przez wykładanie na powierzchnię drewnianych przedmiotów wstawek z innych rodzajów drewna, które czasami są bejcowane, podpalane lub podbarwiane (https://pl.wikipedia.org/wiki/Intarsja, [dostęp: 16.12.2015]). 132 Informacje na temat architektury i sztuki, w tym przytoczone nazwiska, podaję za: S. Kłos, Bieszczady…, s. 159–185; rozdział Architektura i sztuka). 133 Jako ciekawostkę warto dodać, że na początku XX wieku w Kalnicy istniał zakład przetwórstwa drzewnego, który wytwarzał prefabrykaty dla słynnej fabryki mebli „Thonet” w Wiedniu. Meble tej marki są znane na całym świecie i na patencie skręcania ich po rozpakowaniu zwykłymi śrubami bazował Ingvar Kamprad, kiedy budował imperium IKEA (więcej informacji na ten temat: S. Kryciński, Bieszczady. Od Komańczy…, s. 139–142). 58

Kolejnym przejawem sztuki, łączonym z obszarem Bieszczadów, są filmy fabularne134, które zasadniczo można podzielić na dwa główne nurty: westernowy (związany z mitem polskiego „Dzikiego Zachodu”) oraz egzystencjalny. Odmianę westernową zapoczątkował film Rancho Texas z 1959 roku, zrodzony z fascynacji życiem pionierów i dzikim pięknem Bieszczadów. Następnie powstały Ogniomistrz Kaleń (1961), który bazował na powieści Łuny w Bieszczadach Jana Gerharda i zasadniczo miał raczej niewiele wspólnego z tematyką westernową, ale za takowy jest uznawany przez Kazimierza Kochańskiego, Wilcze echa (1968) oraz Wszyscy i nikt (1977). Badaniem ludzkiej natury zajęły się zaś takie filmowe dzieła, jak Baza ludzi umarłych (1959), do której scenariusz pisał Marek Hłasko i Czesław Petelski, reżyser filmu, Zerwany most (1963) oraz Chudy i inni (1967). Temat ludzkich postaw podjęły również nowele filmowe, bazujące na scenariuszach Jerzego Janickiego: Hasło (1977), Wesołych świąt (1977), Wolna sobota (1977) oraz Kino objazdowe (1986). Wszystkie wyżej wymienione filmy zostały nakręcone w Bieszczadach i w mniejszym lub większym stopniu są z nimi powiązane merytorycznie. Inną konwencję zastosował Witold Leszczyński, który sfilmował Siekierezadę (1985), głośną powieść autorstwa Edwarda Stachury. Film był o tyle ciekawy, że tekst utworu nie miał zasadniczo nic wspólnego z Bieszczadami. Odpowiadały one tylko reżyserowi pod względem geograficznym i pejzażowo-obyczajowym. Nie da się ukryć, że rozwój drugiego nurtu zaowocował dziełami w większości ambitnymi, wybitnymi, udanymi. Na zakończenie warto jeszcze dopowiedzieć, że Bieszczady stanowiły filmową namiastkę Dzikich Pól w Panu Wołodyjowskim lub Karpat rumuńskich w Bandycie135. Kończąc rozważania o bieszczadzkiej sztuce nie można zapomnieć także o muzyce. Bieszczady łączą się w naturalny sposób z nurtem poezji śpiewanej, której przedstawicielami są m.in. Wolna Grupa Bukowina, której liderem był poeta Wojciech Bellon, oraz Stare Dobre Małżeństwo (SDM) – zespoły tworzące piosenki na kanwie poezji Jerzego Harasymowicza, Edwarda Stachury i Adama Ziemianina. Krzysztof Myszkowski, lider Starego Dobrego Małżeństwa stał się też inicjatorem powstania Festiwalu Sztuk Różnych „Bieszczadzkie Anioły”, który odbywał się w Cisnej,

134 Nie będę ich tutaj szczegółowo omawiać ze względu na nikły związek z dalszymi częściami pracy. Zainteresowanych odsyłam do: A. Burghardt, Bieszczady w filmie fabularnym, „Wierchy” 1999, r. 64, s. 29–56; M. Głuszko, dz. cyt., s. 149–157; W. Szymczyk, dz. cyt., s. 121–123. 135 Informacje w tekście głównym podaję za Andrzejem Burghardtem (dz. cyt.). 59

Dołżycy i Wetlinie w latach 2001-2009136. Swoją twórczość prezentowali tam m.in. Stanisław Sojka, Tadeusz Woźniak, Antonina Krzysztoń oraz zespoły: Bez Jacka, Czerwony Tulipan, Słodki Całus od Buby czy Bohema. Najbardziej jednak znanym zespołem bieszczadzkim jest punkrockowa grupa KSU, która powstała w Ustrzykach Dolnych w 1978 roku i której liderem jest Eugeniusz „Siczka” Olejarczyk – kompozytor, wokalista i niezwykle charyzmatyczny artysta.

1.4.3. Literatura…

Opisane powyżej zagadnienia związane z kulturą i sztuką Bieszczadów ukazują, w jaki sposób można wykorzystać motyw tych gór w działalności artystycznej i jak to zrobili lokalni, ale i ogólnie polscy, twórcy. Ostatnim ogniwem tych rozważań i ich uzupełnieniem, a także bezpośrednim nawiązaniem do treści kolejnych rozdziałów będzie więc omówienie literatury bieszczadzkiej oraz motywu Bieszczadów funkcjonującego w literaturze. Z górami tymi powiązane jest życie i twórczość wielu poetów, pisarzy, publicystów, badaczy folkloru i przeszłości tych terenów. Nie pozostały po nich najczęściej prawie żadne pamiątki, a o ich obecności w Bieszczadach często informują tylko tablice upamiętniające. Region bieszczadzki działał jak swoisty „magnes” na znanych poetów. Współcześnie znalazł on swoje miejsce w twórczości Tadeusza Śliwiaka, Tadeusza Różewicza, Leopolda Lewina, Stanisława Pagaczewskiego, Ryszarda Szocińskiego, Tadeusza Andrzeja Olszańskiego, Mariana Sonelskiego i Wiesława Koszeli. „Natchnieni Bieszczadem” są także twórcy lokalni: Janusz Szuber, Leon Józef Chrapko, Zdzisław Pękalski, Janusz Gołda, Jan Szelc oraz Jędrek Wasielewski. Szczególne zainteresowanie tym górom okazał jednak w swoich wierszach Jerzy Harasymowicz – Arcypoeta Bieszczadów. Jego wiersze wykształciły dość specyficzną „bieszczadzką wrażliwość poetycką”. Był on także twórcą poetyckiej „krainy łagodności” oraz inspiracją dla Wojciecha Bellona. Prochy Harasymowicza, na jego wyraźną prośbę, rozsypano nad Haliczem137. W poezji o tematyce bieszczadzkiej jednym z częstych motywów była śmierć generała Świerczewskiego przedstawiana pod różnymi kątami. Pisali o tym wydarzeniu

136 Jego kontynuacją jest festiwal Bieszczadzkie Spotkania ze Sztuką „Rozsypaniec”. 137 Za: T. A. Olszański, W górach jest wszystko, co kocham… Jerzy Harasymowicz i inni poeci Bieszczadów [w:] Bieszczady. Przewodnik (dla prawdziwego turysty)…, s. 146–148; S. Kłos, Bieszczady…, s. 199. 60 m.in. Wiktor Woroszylski w Poemacie o generale Walterze, Władysław Broniewski w Opowieści o życiu i śmierci Karola Waltera-Świerczewskiego oraz Józef Janowski w Śmierci generała Waltera. Inne źródło natchnienia stanowiła dla poetów także samotność i cisza małych cerkiewek, które przywołują w pamięci obrazy przeszłych czasów, tradycji i ludzi kiedyś na tych terenach żyjących. Zaduma nad tym, co minęło towarzyszyła m.in. Barbarze Tondos, kiedy pisała wiersz pt. Z Bieszczadów. Kolejny nurt to czysta poezja krajobrazu, Arkadii zielonej, która odświeża, ocala i daje człowiekowi mnóstwo radości. Pejzaże takie tworzyli: Krystyna Szymonowicz (Dolina w Rajskiem), Jan Grygiel (W Bieszczadach), Stanisław Pagaczewski (Olszaniczka) i Wojciech Kawiński (W Bieszczadach). Wspomniana Krystyna Szymonowicz określiła też nowy motyw poezji bieszczadzkiej, czyli wdzieranie się w Bieszczady cywilizacji i próbę zawarcia przymierza pomiędzy nią a naturą (K. Szymonowicz, Krajobraz odchodzący)138. W XIX wieku mieszkały na opisywanym terenie trzy wybitne postacie: Wincenty Pol, Kazimierz Józef Turowski oraz Jan Kanty Podolecki. Byli to wielcy patrioci, gospodarze na niewielkich majątkach, a jednocześnie społecznicy zajmujący się poezją, pisarstwem, publicystyką i pracą naukową. Często wędrowali razem po górach. Wincenty Pol przez kilka lat gospodarował w Szumnym Dworze w Kalnicy. Tu napisał Obrazki z podróży i Obrazki z życia, a całą swoją bytność w tym miejscu opisał we wspomnieniach Z pamiętników sioła. Tutaj też zaczął powstawać Mohort. Pol – poeta, prozaik i geograf – prowadził w Bieszczadach badania etnograficzne, choć w zakresie tej dziedziny był samoukiem. Jan Kanty Podolecki z kolei urodził się w Lesku, gdzie jego ojciec zarządzał dobrami Krasickich. Sam, po śmierci ojca, gospodarzył w niewielkim folwarku w Rzepedzi. Był on poetą, publicystą i pisarzem, tłumaczem, badaczem ludowej kultury i niezmordowanym wędrowcem. Używał pseudonimu Jaśko z Beskidu. Więziono go za działalność polityczną i społeczną. Najbardziej znanym jego dziełem jest powieść wierszem Hnatowe Berdo. Zginęły niestety jego pamiętniki, notatki i zbiory dotyczące etnografii.

138 Za: J. Nowakowski, Motywy rzeszowskie we współczesnej poezji [w:] Z tradycji kulturalnych Rzeszowa i Rzeszowszczyzny. Księga pamiątkowa dla uczczenia X-lecia Rzeszowskiego Oddziału Towarzystwa Literackiego im. Adama Mickiewicza, red. S. Frycie, S. Reczek, Rzeszów 1966, s. 81–83.

61

Ostatnim z „wielkiej trójki” jest Kazimierz Józef Turowski, który jako młody poeta osiadł w Żubraczem. Był też publicystą, działaczem patriotycznym i wydawcą „Biblioteki Polskiej”, a przy tym dobrym gospodarzem, idącym z postępem czasu. Zajmował się etnografią, bazując na kulturze miejscowego ludu. Pisał powieści, wiersze, rozprawy i fachowe artykuły z zakresu rolnictwa i leśnictwa. Wydał m.in. Zbiór pieśni ludu polskiego i ruskiego. Do tego grona dołączyć można także urodzonego w Hoczwi Januarego Poźniaka, który pozostawał pod wielkim wpływem Wincentego Pola. Pisał on wiersze i zbierał pieśni ludowe. Trzy tomiki swoich wierszy, opiewających góry i krajobraz ziemi rodzinnej, wydał dopiero pod koniec życia. Spora część jego prac zaginęła. Kolejnym autorem związanym w szczególny sposób z Bieszczadami jest również Zygmunt Kaczkowski, do którego przylgnęło miano barda ziemi sanockiej. Swoje dzieciństwo spędził w Cisnej, gdzie jego ojciec był zarządcą w majątku Fredrów. W późniejszym czasie gospodarował przez dwa lata w Bereźnicy Wyżnej. Stał się sławny dzięki poczytnym powieściom o tematyce historyczno-obyczajowej. Najbardziej znane jego książki to np. Murdelio, Anucjata i Grób Nieczui. Swój bieszczadzki epizod miał także Aleksander Fredro, którego ojciec urodził się w Hoczwi. Do ich majątku należała też Cisna i kilka okolicznych wiosek, gdzie bywał kilkakrotnie młody Fredro. Relacje z podróży znajdujemy w jego pamiętnikach, a ich pokłosie stanowi poemat Kamień nad Liskiem, oparty na miejscowej legendzie. Przypisuje mu się też autorstwo satyrycznego poematu, którego rękopis odnalazł przypadkiem Zdzisław Pękalski. W Bóbrce nad Sanem mieszkał także komediopisarz Józef Bliziński. Pisywał on nowele, humoreski i komedie, był autorem słynnego Pana Damazego. Swój pobyt w pobliżu Soliny opowiedział na kartach pamiętnika, nie zachował się on jednak do naszych czasów. Z Czarnej wywodził się Jan Dobrzański – publicysta i wydawca, którego uważa się za twórcę nowoczesnej polskiej prasy, współtwórcę Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół” i założyciela Towarzystwa Przyjaciół Sceny we Lwowie. W Baligrodzie na świat przyszedł poeta, powieściopisarz i dziennikarz, Józef Rogosz, w Szczawnem zaś mieszkał autor utworu scenicznego pt. Grajek z gór, który opowiada o życiu miejscowych górali – Michał Groblewski. Odrębnym nurtem bieszczadzkiej literatury, już współczesnym, są publikacje dotyczące okresu walk z bandami UPA. Na pierwszy plan wysuwa się tutaj książka Jana Gerharda Łuny w Bieszczadach. Gerhard był naocznym świadkiem tamtych

62 wydarzeń i opisuje wydarzenia, mające miejsce w latach 1945-1947 pomiędzy Cisną i Baligrodem. Dokumentalna relacja przeplata się tutaj z literacką fikcją, która czasami zniekształca obraz autentycznych wydarzeń. Powieść ta ukazuje tragiczne losy ludzi, poświęcenie żołnierzy Wojska Polskiego oraz bestialstwo band UPA. Innym naocznym świadkiem walk był Robert Pick, który swoje prywatne przeżycia opisał w książce Bój o Wetlinę. Podobnie uczynił Ryszard Sawicki w Płonących wzgórzach. O potyczkach z UPA pisali poza tym Stanisław Myśliński – Strzały pod Cisną, Dominik Jastrzębski – Strzelał każdy dom i każde drzewo, Artur Bata – Bieszczady w ogniu i wielu innych. Wartość historyczna i literacka tych dzieł jest jednak kwestią względną. Cech autentyczności pozbawiona jest za to powieść Bój Wacława Bilińskiego, który nie posiadał nawet dobrego rozeznania topograficznego Bieszczadów. Roman Bratny z kolei na wydarzeniach wojennych i ówczesnych podziałach narodowych i politycznych osnuł książkę o problematyce moralnej i psychologicznej – Śniegi płyną, która ukazuje wojnę z brutalną wręcz ostrością. Podobną atmosferę tworzy Tadeusz Hołuj w Początku, choć ten autor odnosi swoją historię do czasów już powojennych i ustalania nowego porządku politycznego. Do spraw okupacyjnych powraca jeszcze Ryszard Kłyś, twórca Drogi do Edenu. Poszczególne, wymienione tu książki przedstawiają obraz Bieszczadów pełen walki i śmierci, który angażował uczucia nie tylko mieszkańców tych ziem, ale i całego narodu. Echa wojny odbijają się następnie w dziełach Łukasza Grzywacza-Świtalskiego (Z walk na Podkarpaciu) oraz Andrzeja Brygidyna (Kryptonim San). Powstawały też liczne „bieszczadzkie” powieści młodzieżowe, jak np. Kowboje z zielonych wzgórz Tadeusza Kwiatkowskiego, Błękitna planeta Marii Kann oraz opowiadania publikowane pojedynczo w różnych czasopismach. Bieszczady tworzyły także scenerię dla dzieł beletrystycznych, których autorzy chętnie korzystali z „mody na Bieszczady”. Byli to m.in. wspominani Ryszard Kłyś i Tadeusz Kwiatkowski, Eugeniusz Kabatc (Przygoda z Agnieszką), Andrzej Stasiuk (Biały kruk), Stanisław Lipiński (Matragona) oraz najsłynniejszy autor opowiadań z regionem bieszczadzkim w tle, właściciel chaty w Chmielu – Jerzy Janicki, który tworzył także liczne scenariusze filmowe. Powstał też nowy rodzaj literatury, tzw. literatura górska, którą stworzył Władysław Krygowski. Jego książki to najczęściej przewodniki, choć był on również poetą i prozaikiem, opisującym góry oraz osobisty obraz Bieszczadów lat 50. W tym miejscu należy zaznaczyć także, że o tym regionie napisano wiele przewodników

63 turystycznych (i nie tylko) oraz liczne prace badawcze – naukowe i popularnonaukowe, których nie sposób tu wszystkich wymienić. Wzbogacają one wiedzę czytelnika o różnego rodzaju ciekawostki historyczne czy geograficzne oraz pomagają zgłębić specyficzny charakter Bieszczadów. Ostatnim zaś nurtem, najciekawszym i najważniejszym ze względu na temat niniejszej pracy, jest pisarstwo wspomnieniowe, pamiętnikarskie (często uważane za grafomańskie). Możemy tutaj wyróżnić takie pozycje, jak Na dnie jeziora Józefa Pawłusiewicza, która to książka opisuje bieszczadzkie dzieje od czasów przed I wojną światową do roku 1944. Opowieścią o pionierskich czasach powojennych jest zbudowany z kilku pamiętników różnego autorstwa tom Pionierzy – pamiętniki osadników bieszczadzkich, wydany w 1975 roku. W podobnej konwencji pamiętnikarskiej są także utrzymane Między pracą a przygodą poety Jana Szelca, Wśród lasów i zwierząt Bieszczad leśnika Władysława Pepery, Wspomnienia bieszczadzkiego leśnika Zygmunta Rygla czy Burza nad Sanną osadnika Krzysztofa Brossa139. Do tego dołączyć można także wspominany już „nurt zakapiorski”, którego najważniejszym przedstawicielem jest Rafał Dominik – autor Opowieści Siekierezady – oraz reportaże o tematyce bieszczadzkiej m.in. Adolfa Jakubowicza, Andrzeja Potockiego, Henryka Nicponia i Krzysztofa Potaczały. Większość przywołanych w tym akapicie wspomnień, relacji pamiętnikarskich itd. zostanie omówiona przeze mnie szczegółowo na kartach kolejnych rozdziałów. Ten krótki „wykaz literacki” pokazuje, że autorzy poszczególnych utworów z reguły bazowali na zaprezentowanych mitach kulturowych i je podtrzymywali lub sami tworzyli. Bieszczady stanowiły i stanowią nadal źródło niewyczerpanych kontekstów, w których można opisywać ich specyfikę, niepowtarzalność i bogactwo kulturowe oraz historyczne.

***

Przytoczone w niniejszym rozdziale fakty ukazują nam Bieszczady jako krainę niezwykłą zarówno pod względem geograficznym, jak i historycznym oraz mitotwórczym. Jest to obszar, o którym napisano już wiele, lecz nie wszystko. Badano

139 Informacje o twórcach bieszczadzkich, literaturze Bieszczadów i jej motywach za: S. Kłos, Bieszczady…, s. 187–199; J. Grygiel, Ziemia rzeszowska w polskiej literaturze współczesnej [w:] Z tradycji kulturalnych Rzeszowa i Rzeszowszczyzny…, s. 40–42; S. Orłowski, Śladami sławnych piór. Pisarze polscy w Bieszczadach [w:] Bieszczady. Przewodnik (dla prawdziwego turysty)…, s. 94–101. 64 go pod różnymi kątami, wciąż jednak istnieje wiele zagadnień, które nie zostały omówione dokładnie albo też całkowicie je pominięto. I właśnie dlatego warto zagłębić się w dzieje tych gór i poznać ich specyfikę po to, aby lepiej zrozumieć chociażby zainteresowanie literatów tym niewielkim skrawkiem Polski i ocalić jego unikalność od zapomnienia. Wspaniały opis Bieszczadów, który zarazem idealnie podsumowuje rozważania teoretyczne tego rozdziału i potwierdza zasadność badań i analiz kolejnych fragmentów niniejszej pracy przedstawili autorzy książki Spór o Bieszczady:

Bieszczady, XX-wieczna odmiana ussuryjskiej tajgi i ukraińskich Dzikich Pól, kraina zarosłych burzanem pogorzelisk wsi, podmokłych zarośli, gdzie kluczyłeś po ścieżkach leśnego zwierza, głuchych ostępów i rozsypujących się w proch zmarłych od mrozu buków. Szukałeś w nich samotności, przygody, możliwości bezpośredniego obcowania z naturą i sprawdzenia samego siebie. Nie góry, nie step i nie tajga, a bieszczady. Z małej litery. To było to, co należało naprawdę chronić, ocalić dla przyszłych pokoleń. Zajmowały promile powierzchni naszego kraju. Kiepskiej, nieurodzajnej ziemi, borów z małowartościowym drzewostanem. (…) Nieporównane. Fascynujące. Unikalne140.

140 W. Michałowski, J. Rygielski, dz. cyt., s. 12. 65

ROZDZIAŁ II

BIESZCZADY WE WSPOMNIENIACH RDZENNEGO MIESZKAŃCA

Obraz Bieszczadów, który został ukazany w poprzednim rozdziale to wypadkowa długoletnich badań prowadzonych na tym niewielkim obszarze Polski, dotyczących jego geografii, historii oraz etnografii, a także roli mitotwórczej i literackiej. Krótki opis tych ziem pozwala zauważyć czytelnikowi, jak na przestrzeni lat zmieniło się oblicze tych pięknych, choć bardzo długo niedocenianych gór; umożliwia skonfrontowanie ich przeszłości z chwilą obecną.

Powie ktoś: ale przecież to naturalne, że Bieszczady zmieniły swoje oblicze, że i tu dotarła cywilizacja. Bo czymże byłby ten zakątek Polski bez wielkiej obwodnicy bieszczadzkiej, bez zalewu solińskiego, bez domów wczasowych, pensjonatów, schronisk. Dzisiaj oczekiwania turystów są zupełnie inne niż kilkadziesiąt czy nawet jeszcze kilkanaście lat temu. Warto jednak zadać pytanie: czy budując nowe, ocalono wszystko stare, co powinno się było zachować dla potomnych?1

Ta kwestia poruszona przez Andrzeja Potockiego skłania do refleksji. Nie zawsze bowiem obserwator „z zewnątrz” jest w stanie uchwycić te elementy rzeczywistości, które są ważne dla ludzi bezpośrednio związanych z opisywanym regionem i stanowią o jego specyfice. Wszystko, co fascynuje przejezdnych, jest codziennością, „chlebem powszednim” dla tych drugich2. Dlatego też tak ważne jest zapoznanie się z perspektywą samych mieszkańców danego terenu oraz ich punktem widzenia na temat miejsca swojego zamieszkania. I właśnie w tym miejscu, bazując na rozważaniach prowadzonych w pierwszym rozdziale, postaram się przedstawić obraz Bieszczadów pierwszej połowy XX wieku i opis życia ludzi mieszkających wtedy na tym skrawku Polski, za podstawę badawczą swojego wywodu obierając wspomnienia jednego z rdzennych mieszkańców „krainy Biesa i Czadów”. Zarówno on, jak i pamiętnikarze przywołani w następnym (trzecim) rozdziale poprzez swoją twórczość starają się bowiem przekazać czytelnikowi to, co w pierwszej kolejności, według nich, powinno przeniknąć do świadomości ludzkiej, to, co pod każdym względem jest warte ocalenia i zapamiętania przez kolejne pokolenia. Andrzej Potocki pisze:

1 A. Potocki, Bieszczadzkimi i beskidzkimi śladami Karola Wojtyły, Rzeszów 2006, s. 13. 2 A. Potocki, Zamiast wstępu [w:] tegoż, Wokół bieszczadzkich zalewów. Przewodnik z legendami, Krosno 2001, s. 3. 66

Jeżeli pozbawimy Bieszczady ich naturalnej aury, staną się czymś na kształt górniczej hałdy niebudzącej niczyjej fascynacji. I nikt nie pójdzie po naszych śladach, tak jak my teraz chodzimy po śladach dawnych ich mieszkańców3.

I dalej:

W tych, co byli tu przed nami, było tyle samo radości, nadziei, niepokoju i smutku, co i w nas. Tak samo kochali, mieli podobne marzenia. Stawiali domy, przydrożne kapliczki i świątynie. Oddawali cześć Bogu i grzeszyli. Z pamięci pokoleń jak my z podręczników czerpali wiedzę o życiu. Uczyli się kręcić kiczki na dach, pleść chodaki ze słomy, strugać klepki na cebry, wyplatać kosze z korzeni sosny, prząść konopie, ubijać w stępie orkisz na kaszę, młócić cepami, robić maź do smarowania osi wozów i paść woły na połoninach. Na przednówkach przymierali głodem i wtedy, bywało, jedli lebiodę lub hubę porastającą buki4.

Analiza tekstów pamiętnikarskich umożliwia właśnie takie „chodzenie po śladach dawnych mieszkańców”, zapoznanie z ich życiem codziennym – pozbawionym w znacznej mierze liryczności i stereotypowości, które wszechobecne są w rozlicznych przekazach ustnych i pisanych dotyczących tematyki bieszczadzkiej, a przy tym tak podobnym, a zarazem tak różnym od naszego własnego życia. To między innymi mieszkający na tym obszarze ludzie ukształtowali wizerunek Bieszczadów, który znamy.

2.1. PAMIĘTNIK – DZIENNIK – WSPOMNIENIE. ZARYS TERMINOLOGICZNY

Choć pamiętniki i dzienniki często budzą kontrowersje ze względu na niemożność ścisłego określenia ich stopnia autentyczności oraz obecne w nich elementy subiektywizmu, stanowią bogate źródło poznania minionych czasów w perspektywie „ludzkiej”, a nie tylko statycznej. Pomagają zrozumieć historię zarówno z punktu widzenia naukowców i ludzi sławnych, jak też osób mniej znanych, o których pisze się mało lub wcale, a które stanowią kluczowy element dla objaśnienia przeszłych wydarzeń:

Ludzie wielcy i średni, bardziej lub mnie sławni chwytali za pióra, aby współczesnym i przyszłym pokoleniom przedstawić własne drogi życia, podkreślić swoje zasługi i zganić przywary innych. Pamiętniki takie były i są czytane jako dokumenty epoki, z których wiele można się dowiedzieć o autorze

3 A. Potocki, Bieszczadzkimi i beskidzkimi śladami…, s. 12. 4 Tamże. 67 i jemu współczesnych. Pamiętniki takie służyły i służą autorom do zadokumentowania swego udziału w ważnych wydarzeniach epoki, narodu, klasy5.

Zanim jednak zostaną poddane analizie kolejne utwory pamiętnikarskie autorstwa ludzi związanych z Bieszczadami, konieczne jest przygotowanie zarysu terminologicznego, obejmującego takie pojęcia, jak pamiętnik, dziennik, wspomnienie oraz autobiografia. Charakterystyka tych poszczególnych „gatunków literackich” pozwoli na wyodrębnienie ich różnic i podkreślenie podobieństw zachodzących między nimi, co w znacznej mierze ułatwi dalsze rozważania, a krótki opis relacji pamiętnikarskich z XIX wieku dotyczących Bieszczadów stanie się zalążkiem badań nad wspomnieniami z XX wieku i zaakcentuje fakt, iż góry te interesowały badaczy już przeszło dwa wieki temu.

2.1.1. Pamiętnik, dziennik, wspomnienie, autobiografia – charakterystyka pojęć

Wymienione w tytule podrozdziału pojęcia, a właściwie nazwy „gatunków literackich”, często używane są w różnego rodzaju pracach badawczych zamiennie. Nierzadko czytając na przykład artykuł dotyczący autobiografii natrafiamy na zdania mówiące, że jej autorem jest pamiętnikarz, który przelewa na papier swoje wspomnienia. Wydawać by się więc mogło, że nie istnieją żadne różnice pomiędzy tymi terminami i jakkolwiek byśmy nie nazwali utworu bazującego na osobistych przeżyciach autora, zawsze będziemy mieć rację i nie miniemy się z prawdą. Jest to jednak duże uproszczenie, które ułatwia pracę z materiałami typu autobiograficznego, niemniej czasami nie pozwala dostrzec istoty omawianego dzieła literackiego. Dlatego właśnie tak ważne jest usystematyzowanie poszczególnych pojęć i ukazanie ich charakterystycznych cech. Według Słownika gatunków literackich6 pamiętnik jest gatunkiem paraliterackim, który stanowi zazwyczaj prozatorski przekaz z wydarzeń mających miejsce w przeszłości i ułożonych chronologicznie7, w których autor – a tym samym narrator dzieła – uczestniczył lub które obserwował; względnie może to być też relacja ze zdarzeń, których uczestnikami były osoby mu znane. Posiada on kilka

5 J. Kądzielski, Zalety i wady [w:] Pół wieku pamiętnikarstwa, wybór i oprac. S. Adamczyk, S. Dyksiński, F. Jakubczak, słowo wstępne F. Jakubczak, Warszawa 1971, s. 66. 6 M. Bernacki, M. Pawlus, Słownik gatunków literackich, wstęp S. Jaworski, Bielsko-Biała 1999. 7 Porządek chronologiczny nie stanowi jednak ścisłej reguły, zdarzają się bowiem w tej materii wyjątki – por. np. Antypamiętniki autorstwa André Malraux czy Fantomy Marii Kuncewiczowej (za: Pamiętnik [w:] Słownik terminów literackich, [aut.] M. Głowiński [i in.], red. J. Sławiński, wyd. 4, Wrocław 2002, s. 369 oraz http://portalwiedzy.onet.pl/32800,,,,pamietnik,haslo.html, [dostęp: 12.03.2016]). 68 charakterystycznych cech, między innymi jest prowadzony z pewnej perspektywy czasowej, co pozwala autorowi na ocenę zjawisk, ich wpływu na przyszłe wydarzenia oraz sensu historycznego, a także daje mu możliwość snucia własnych refleksji dotyczących opisywanych faktów8. Bezpośrednim materiałem dla pamiętników jest własne życie ich autora, dlatego też wpisują się one w rozległy obszar piśmiennictwa autobiograficznego (podobnie jak wspomnienia, dzienniki, wszelkiego rodzaju intymne zapiski i notatki, w tym bardzo popularne zapiski z podróży)9. Pamiętniki można rozpatrywać, biorąc pod uwagę trzy różne perspektywy. Pierwszą z nich jest punkt widzenia historyka – wtedy to patrzymy na badany tekst jako źródło poszerzające naszą wiedzę na temat pewnych faktów historycznych, swoisty dokument danej epoki. Następnie klaruje się wizja pamiętnika jako tzw. dokumentu osobistego, który interesuje głównie socjologów, badaczy społecznej świadomości lub ewentualnie psychologów. Staje się on wtedy bazą informacji o biografii, zainteresowaniach i poglądach twórcy, a także przeobrażeniach społecznych, w szczególności przemianach świadomości społecznej10; wyrazem specyficznego ujmowania świata, tendencji społecznych i przekonań, które są charakterystyczne dla określonych warstw i kręgów11. Trzecia perspektywa wreszcie wiąże się z artystyczną i literacką wartością pamiętnika, który rozpatrywany jest jako forma piśmiennictwa, jego szczególny gatunek znajdujący się na pograniczu dokumentu i literatury – tekst stanowi w takim wypadku przedmiot zainteresowania badaczy literatury12. Twórczość pamiętnikarska znana była szerzej już od czasów starożytnych (utwory w takiej postaci pisali np. Ksenofont oraz Juliusz Cezar – Pamiętniki o wojnie

8 Wiąże się to z dwupłaszczyznowością narracji – autor patrzy na wydarzenia z pewnej perspektywy czasowej, może więc skupiać się nie tylko na ich obiektywnym przedstawieniu, ale ma też możliwość subiektywnego ustosunkowania się do nich w chwili pisania (za: Pamiętnik [w:] M. Bernacki, M. Pawlus, dz. cyt., s. 278; Pamiętnik [w:] Słownik terminów literackich…, dz. cyt.). Odnosi się do tego w swoich wspomnieniach Wojomir Wojciechowski – według niego świat wygląda inaczej z perspektywy człowieka młodego, dwudziestokilkuletniego, inaczej dojrzałego mężczyzny, a zupełnie odmiennie w oczach osoby starszej, która ma za sobą wiele doświadczeń i przeżyć (W. Wojciechowski, Czar Bieszczadów. Opowiadania Woja, Rzeszów 2009, s. 245). 9 M. Grad, Pamiętniki a literatura [w:] Pół wieku pamiętnikarstwa…, s. 170. 10 Tamże. Warto dodać w tym miejscu, że w pamiętnikach występuje zazwyczaj także duża warstwa informacji o charakterze obiektywnym, dotyczących np. warunków i realiów życia. 11 Chodzi tutaj o pamiętniki pisane przez osoby „nieprofesjonalne”, czyli przedstawicieli różnych grup zawodowych i społecznych, np. chłopów, żołnierzy, robotników. Rozwojowi tekstów tego typu służą przede wszystkim liczne konkursy (za: Pamiętnik [w:] Słownik terminów literackich…, dz. cyt.; Pamiętnik [w:] Literatura. Wiedza o kulturze, aut. W. Appel [i in.], kom. nauk. A. Z. Makowiecki [i in.], Warszawa 2006, s. 618). Przykładem takiego właśnie nieprofesjonalnego piśmiennictwa pamiętnikarskiego będą omawiane w dalszej części niniejszej pracy teksty osadników bieszczadzkich. 12 M. Grad, dz. cyt.; Pamiętnik [w:] Literatura. Wiedza o kulturze…, dz. cyt.; Pamiętnik [w:] Słownik terminów literackich…, dz. cyt. 69 domowej). W czasach dawniejszych traktowano ją jako „etap przejściowy” pomiędzy piśmiennictwem faktograficznym a literaturą piękną zawartą w formie fabularnej prozy narracyjnej (taką rolę pełniły chociażby pamiętniki kardynała de Retza13 oraz Saint- Simona14 we Francji). Na gruncie polskim za początek tego nurtu pisarstwa można uznać Żywot człowieka poczciwego Mikołaja Reja z Nagłowic15. Powszechnie uprawianym w Polsce gatunkiem piśmiennictwa pamiętniki stały się jednak w wieku XVII. Wtedy to reforma szkolnictwa, którą zawdzięcza się w znacznej mierze jezuitom, sprawiła, iż większość szlachty polskiej posiadła umiejętność czytania i pisania. Spowodowało to, że ludzie uczestniczący w ważnych i ciekawych wydarzeniach tamtego czasu, takich jak odkrycia geograficzne czy wyprawy wojenne, pragnęli u schyłku życia dać wyraz i świadectwo swoim przeżyciom. Najważniejszymi utworami typu pamiętnikarskiego w epoce baroku stały się więc Początek i progres wojny moskiewskiej hetmana polnego koronnego Stanisława Żółkiewskiego (ok. 1612), Pamiętnik wojny chocimskiej Jakuba Sobieskiego16, pamiętnik z lat 1646–1667 autorstwa Jakuba Łosia z Grodkowa oraz autobiografia księcia Bogusława Radziwiłła. Niekwestionowanym arcydziełem pamiętnikarstwa XVII-wiecznego są jednak Pamiętniki Jana Chryzostoma Paska, które uzyskały przychylność potomnych ze względu na swoje walory poznawcze – jako źródło informacji na temat epoki i szlacheckiej obyczajowości (wyłania się z nich obraz człowieka zacnego, ale jednocześnie „zaściankowego szlachciury, pieniacza, rębajły i moczygęby”17)18. Przez kolejne wieki popularność pamiętników nie malała. W XIX wieku prowadzenie dziennika stało się wręcz obowiązującą modą. Na plan pierwszy w tym okresie czasu wysuwa się zbiór gawęd19 Trzy po trzy Aleksandra Fredry20. Dalej można

13 Jean-François Paul de , czyli późniejszy kardynał de Retz, to francuski polityk i pisarz, którego Pamiętniki z lat 1662–1677 są niezwykle cenionym dziełem literackim, bogatym w znakomite portrety psychologiczne wybitnych ludzi tamtej epoki (http://portalwiedzy.onet.pl/70694,,,,retz_jean_fran_ois_paul_de_gondi,haslo.html, [dostęp: 13.03.2016]). 14 Louis de Rouvroy, duc de Saint-Simon – żołnierz, dyplomata i pisarz pochodzenia francuskiego, urodzony w Wersalu (https://pl.wikipedia.org/wiki/Louis_de_Rouvroy, [dostęp: 13.03.2016]). 15 Ze względu na jego zasadniczo dydaktyczny i właśnie pamiętnikarski charakter. 16 Jakub Sobieski był ojcem Jana III Sobieskiego. 17 Pamiętnik [w:] M. Bernacki, M. Pawlus, dz. cyt., s. 278. 18 Dzieło to, jak i ogólnie pamiętnikarstwo polskie, wysławiał często Adam Mickiewicz w swoich Wykładach paryskich. Zwracał on też uwagę na wartość pamiętników Janczara (tutaj chodzi prawdopodobnie o Kronikę Turecką autorstwa Serba Konstantego Mihajlovicia z Ostrowicy, którą błędnie tytułuje się Pamiętnikami Janczara), Jędrzeja Kitowicza, ks. Augustyna Kordeckiego, Józefa Kopcia, Jana Kilińskiego, Kajetana Koźmiana, Adama Naruszewicza, Juliana Ursyna Niemcewicza, Józefa Wybickiego, Jana Duklana Ochockiego i Ewy Felińskiej (za: tamże, s. 279; Pół wieku pamiętnikarstwa inspirowanego [w:] Pół wieku pamiętnikarstwa…, s. 5). 19 Gawęda to wywodzący się z ustnych opowieści i zachowujący ich charakter (chodzi tutaj o swobodę kompozycyjną, lekkość i bezpośredniość wypowiedzi i jej barwny styl) utwór narracyjny. Popularna stała 70 przytoczyć m.in. Pamiętnik Stanisława Brzozowskiego21 z początku wieku XX, a także współczesny Pamiętnik z powstania warszawskiego Mirona Białoszewskiego (1970) oraz Pamiętnik narkomanki Barbary Rosiek (1985; z posłowiem Marka Kotańskiego)22. Często zdarzały się również przypadki wprowadzania pamiętników w strukturę powieści (stawały się wtedy jednym z elementów narracji), jak np. pamiętnik Rzeckiego w Lalce Bolesława Prusa czy pamiętnik Joasi w Ludziach bezdomnych Stefana Żeromskiego. Miało to na celu urozmaicenie fabuły, jak i umyślne włączenie perspektywy drugiego narratora, którego zadaniem było dopełnienie obrazu świata zaprezentowanego z własnego, subiektywnego punktu widzenia23. W czasach nowożytnych pamiętnik rozpatruje się (o czym była już mowa na początku podrozdziału) głównie jako gatunek paraliteracki. Stanowił on jedną z form wypowiedzi, które kształtowały podłoże pod narodziny nowoczesnej powieści, współcześnie oddziaływującej nierzadko na charakterystyczne dla niego metody narracji (czego wyrazem jest dążność do kompozycji zamkniętej, fabularyzacji i wprowadzanie dialogu)24. Warto również zaznaczyć, że szczególnym rodzajem twórczości pamiętnikarskiej są pamiętniki ludowe (np. Jana Słomki, Franciszka Magrysia, Jakuba Wojciechowskiego25), powstające spontanicznie lub też z racji organizowania rozlicznych konkursów. Pierwszy z nich odbył się w 1921 roku z inicjatywy profesora Floriana Znanieckiego, od tego też czasu rozwinęła się w naszym kraju nowa epoka –

się za sprawą kultury dworskiej i szlacheckiej. Opowieści tego typu, w formie epiki wierszowanej, znaleźć można w Panu Tadeuszu Adama Mickiewicza, gdzie snuto je na rozlicznych biesiadach, ucztach i spotkaniach towarzyskich (za: Gawęda [w:] G. Leszczyński, Elementarz literacki. Terminy, pojęcia, charakterystyki, Warszawa 2001, s. 76). Gawędę uznaje się za formę pokrewną pamiętnikowi. 20 Więcej informacji na temat pamiętnikarstwa w XIX wieku można znaleźć w Słowniku literatury polskiej XIX wieku (red. J. Bachórz, A. Kowalczykowa, wyd. 4, Wrocław 2009) pod hasłem Pamiętnikarstwo (M. Dernałowicz, s. 670–674). 21 Jest to jedno z najważniejszych dzieł polskiej intymistyki (https://pl.wikipedia.org/wiki/Pami%C4%99tnik_Stanis%C5%82awa_Brzozowskiego, [dostęp: 13.03.2016]). Pojęcie „intymistyka” odnosi się z jednej strony do literatury, która uwzględnia tematy intymne, tj. różnego rodzaju medytacje introwertyczne, tajniki duszy, domowe życie codzienne, prosty i pozbawiony emfazy sposób życia (zwrot w stronę poezji i prozy osobistej), z drugiej zaś strony „intymizm” oznacza praktykowanie dzienników intymnych i akcentuje komunikacyjną samozwrotność w dzienniku, nakierowanie komunikatu na jego nadawcę. „Intymizm” zachodzi wówczas wtedy, gdy „indywiduum szuka swej identyczności i prowadzi z sobą dialog celem uzyskania samowiedzy, prowadzącej do kształtowania osobowości zorganizowanej w czasie” (R. Lubas-Bartoszyńska, Między autobiografią a literaturą, Warszawa 1993, s. 14–15). 22 Są to tylko przykładowe tytuły, pochodzące z różnych okresów czasu. 23 Za: Pamiętnik [w:] M. Bernacki, M. Pawlus, dz. cyt., s. 280; Pamiętnik [w:] Literatura. Wiedza o kulturze…, dz. cyt.; M. Grad, dz. cyt. 24 Za: Pamiętnik [w:] Literatura. Wiedza o kulturze…, dz. cyt.; Pamiętnik [w:] Słownik terminów literackich…, dz. cyt. 25 Przykłady za: A. Olcha, Literackie walory pamiętnikarstwa [w:] Pół wieku pamiętnikarstwa…, s. 96. 71 pamiętnikarstwa konkursowego. Pamiętniki związane z tego rodzaju projektami często przyczyniały się do pogłębiania świadomości klasowej i kulturowej i stanowiły ważną podstawę badawczą dla socjologów26. Z racji dalszych rozważań prowadzonych w niniejszej pracy i bazujących na pamiętnikach i wspomnieniach „zwykłych” ludzi, niezwiązanych w żaden sposób z pracą literacką, pozwolę sobie na zamieszczenie w tym miejscu kilku dodatkowych uwag dotyczących pamiętnikarstwa, szczególnie tego „nieprofesjonalnego”27. Mianowicie nie można zapominać, że pamiętniki są nieocenionym materiałem badawczym, kiedy na przeszłe wydarzenia i fakty chcemy spojrzeć nie oczami naukowców, ale ludzi, którzy historię tworzyli i tworzą. Stąd tak ważne dla zrozumienia fundamentalnych procesów zachodzących w społeczeństwie i narodzie są chociażby wspomnienia chłopów i klasy robotniczej, które pozwalają odciąć się od stereotypowego i ściśle narzuconego postrzegania minionych epok i zwrócić w stronę „ludzkich” kategorii oglądu rzeczywistości28. Pamiętniki dają też możliwość prowadzenia badań związanych z postawami i wyobrażeniami kolejnych pokoleń Polaków na temat spraw ważnych, ewolucją tych pokoleń pod względem dążeń, celów życiowych i aspiracji, przekształceniami na płaszczyźnie szeroko rozumianej kultury, a co najważniejsze na ich podstawie śmiało można opracować zagadnienie typów osobowości Polaków – ich wzorów osobowych, „charakteru narodowego”, czyli jednym słowem: stereotypu człowieka polskiej narodowości. Należy także pamiętać, że każdy pamiętnik posiada kilka warstw informacyjnych: to, co jest mówione wprost przez autora i przekazywane bezpośrednio, to, co autor stara się przed czytelnikiem ukryć i przemilczeć, informacje potencjalne zawarte w uważanych za oczywiste stwierdzeniach i założeniach oraz wiadomości na temat osobowości autora, które uwidaczniają się w jego specyficznym stylu czy sposobie wyrażania się29. Lektura utworów pamiętnikarskich pozwala na dokładniejsze i głębsze poznawanie ludzi oraz zachodzących między nimi procesów i zjawisk. Dzięki nim możliwe jest ujrzenie wewnętrznej istoty badanych zjawisk i procesów, przyczynowych związków i postaw.

26 http://portalwiedzy.onet.pl/32800,,,,pamietnik,haslo.html, [dostęp: 12.03.2016]; M. Grad, dz. cyt., s. 174. 27 Uwagi te oparte są w znacznej mierze na szkicach dotyczących twórczości pamiętnikarskiej, pomieszczonych w cytowanym już tomie Pół wieku pamiętnikarstwa (dz. cyt.). 28 J. Chałasiński, Dokumentalno-kulturowe wartości pamiętnikarstwa ludowego [w:] Pół wieku pamiętnikarstwa…, s. 21–25. 29 J. Szczepański, Pamiętniki a wiedza o polskim społeczeństwie [w:] Pół wieku pamiętnikarstwa…, s. 26–28. 72

Na ich podstawie daje się zaobserwować dynamika społeczeństwa, podłoże różnych ruchów i procesów30. Antonina Kłoskowska w szkicu Autobiografie31 (następuje tutaj przemieszanie pojęć pamiętnik i autobiografia) rozróżnia dwa rodzaje dokumentów autobiograficznych. Pierwszym jest materiał stanowiący składnik praktycznych uwarunkowań społecznych, czyli korespondencja. Przedstawia ona to, co dzieje się na bieżąco, bez późniejszych relacji na temat danej sytuacji, w przeciwieństwie do dokumentów drugiego rodzaju, nazywanych przez autorkę retrospektywno- refleksyjnymi. Te z kolei opierają się na relacjonowaniu wydarzeń społecznych, przy czym nie mogą mieć już wpływu na ich przebieg. Pamiętnikarz sam staje się obserwatorem-badaczem32. Kłoskowska podkreśla dodatkowo, że pamiętniki cechują się znaczną dawką spontaniczności, przez co czytelnik może ufać, iż uwypuklone przez autora wspomnień informacje są w rzeczywistości najbardziej dla niego i jego środowiska istotne. Utwory pamiętnikarskie ponadto posiadają jeszcze jedną ogromną wartość, tj. fakt, iż na podstawie losów jednego człowieka, ich autora, można obserwować działalność instytucji w miejscu jego zamieszkania, a także widziany jego oczami układ współzależności między ludźmi. Pamiętnikarz ukazuje czytelnikowi swoje miejsce i znaczenie w otaczającej go rzeczywistości, w środowisku miejscowym. Dzięki jego wspomnieniom klaruje się obraz stosunków pomiędzy nim a otaczającym go światem33. Dodatkowo pamiętniki pełnią również funkcje wychowawcze wobec młodzieży i dorosłych. Można je uznać za obfitą lekcję poglądową, najczęściej patriotyzmu i oddania ojczyźnie, którą pogłębia ich niezwykła sugestywność, dzięki czemu trafia ona do odbiorców znacznie szybciej niż pisane na zamówienie liczne tomy naukowe34.

30 S. Nowakowski, Refleksje nad pamiętnikami Ziem Zachodnich [w:] Pół wieku pamiętnikarstwa…, s. 29–33. 31 A. Kłoskowska, Autobiografie [w:] Pół wieku pamiętnikarstwa…, s. 34–37. 32 Drugi typ dokumentów stanowi kwestię problematyczną w przypadku, kiedy pamiętnik lub wspomnienia pisane są na zamówienie, np. w związku z jakimś konkursem. Nierzadko zdarza się bowiem, że autorzy, chcąc trafić w gust jurorów i dopasować się do tematyki konkursu, budują fikcyjną rzeczywistość, prezentując sztuczne postawy i opinie. 33 D. Gałaj, Świadectwo twórców historii [w:] Pół wieku pamiętnikarstwa…, s. 38–46. Inny badacz, Ryszard Dyoniziak, w swoim szkicu Polski wkład do rozwoju socjologii zaznacza, że wartość poznawcza materiałów pamiętnikarskich jest różna, ale nie należy zapominać, że powinno się je zawsze konfrontować z wiadomościami i informacjami pochodzącymi z innych źródeł, np. danymi ankietowymi, statystycznymi, badaniami eksperymentalnymi czy monografiami (R. Dyoniziak, Polski wkład do rozwoju socjologii [w:] Pół wieku pamiętnikarstwa…, s. 61). 34 J. Malanowski, Ważny dokument historyczny [w:] Pół wieku pamiętnikarstwa…, s. 63–65. 73

Twórczością pamiętnikarską zajmowali się (i zajmują) ludzie z różnych środowisk zawodowych i społecznych – chłopi i robotnicy, lekarze, inżynierowie, nauczyciele, żołnierze, działacze społeczno-kulturalni, pracownicy usług i handlu, politycy, ludzie młodzi i starzy, Polacy i obywatele innych państw (w tym polscy emigranci i migranci), pisarze „zawodowi” i amatorzy. Wspólnym mianownikiem tej pamiętnikarskiej działalności nie jest ani wiek, ani wykształcenie, ani przynależność społeczna czy kulturowa. Wszyscy ci ludzie pragną natomiast opisać to, co wydarzyło się w ich życiu, w czym uczestniczyli lub czego byli bezpośrednimi świadkami. Dobra proza o charakterze dokumentalnym wpisuje (o czym już była mowa) pamiętnikarza z jego losami i przeżyciami w szerszą perspektywę, obejmującą całe środowisko społeczne, a czasami nawet ogólnonarodowe. Brak tu wyrachowania, sztuczności i emfazy, jest za to przygoda, cierpienie i radość, gorycz i oczekiwanie na spełnienie marzeń, codzienny trud i wysiłek35. Daleko pamiętnikom do utworów literackich, aczkolwiek zdarzają się wśród nich, pomiędzy fragmentami nieliterackimi, przebłyski talentu pisarskiego, bezsporne wartości o charakterze literackim36. Inną ważną kwestią wartą zaznaczenia jest miejsce pamiętnikarstwa w literaturze, którego określenie napotyka na wiele trudności. Jest to spowodowane głównie bezpośrednimi związkami zachodzącymi pomiędzy twórczością pamiętnikarską a realną rzeczywistością. Wymagany w przypadku opisu własnego życia autentyzm zapisu powoduje, iż skutecznie eliminowana jest (a przynajmniej powinna być) z pamiętników fikcja artystyczna37, która stanowi niejako kwintesencję tradycyjnego pojmowania literackości tekstu. Po drugie zaś wspomnienia opierają się powszechnym kanonom, konwencjom i schematom obowiązującym w przypadku literatury. Stąd też jawna, aczkolwiek nieuzasadniona degradacja utworów pamiętnikarskich w obliczu literatury pięknej. Kolejne problemy są wynikiem amorficzności pamiętników, ich luźnej kompozycji, braku ograniczenia pojemności

35 Nie angażując się w wysławianie zalet pamiętnikarstwa jako pewnej formy literackiej, nie można nie zauważyć, że przedstawia ono losy, konflikty, charaktery i realia współczesnej Polski, których pozbawiona jest literatura piękna (S. Adamczyk, Wątpliwości i satysfakcje [w:] Pół wieku pamiętnikarstwa…, s. 119). Będzie to doskonale widoczne w dalszej części pracy przy analizie pamiętników, szczególnie tych opisujących życie osadników bieszczadzkich. 36 A. Olcha, dz. cyt., s. 95–102. Rzadko się jednak zdarza (są to sporadyczne wręcz przypadki), żeby wartości o charakterze literackim ujawniały pamiętniki stanowiące plon różnego rodzaju konkursów. Częściej można je „wyłapać” w tekstach „prywatnych”, gdy pisze się np. dla rodziny, niż w utworach „świątecznych” lub „okolicznościowych” (S. Adamczyk, dz. cyt.). 37 Nie można jednak całkowicie pozbawić pamiętników elementów fikcyjnych, gdyż funkcjonują one nie na zasadzie „zmyślenia”, ale poprzez subiektywny sposób odtworzenia, przez specyficzną organizację czasową, przestrzenną i przyczynową, skonstruowanie świata rzeczywistego, autoprezentację osoby narratora będącego zarazem bohaterem itp. 74 treściowej i różnorodności tematycznej. Nie podlega jednak wątpliwości, że każdy utwór o charakterze pamiętnikarskim stanowi próbę ujawnienia subiektywnego obrazu życia i odkrycia prawdziwej ludzkiej natury, jest więc swoistym aktem estetycznym. Działalność pamiętnikarska posiada bowiem to samo źródło, co literatura – powstaje na skutek potrzeby podzielenia się swoimi przeżyciami z drugim człowiekiem, jak i ochoty do odkrycia osobowości „ja” pamiętnikarskiego. Właściwością strukturalną pamiętników jest ich epickość, która polega na kreowaniu samodzielnego i odmiennego obrazu świata pomimo faktu, iż jest ona uwarunkowana i zależna od subiektywnej pozycji narratora. Opowiada on o wydarzeniach, które miały miejsce w jego świadomości, ale wszystkie swoje odczucia podporządkowuje wytworzonemu przez siebie obrazowi świata. Nie istnieje bowiem pamiętnik, nawet najbardziej intymny, który nie byłby osadzony w rzeczywistości. Chociażby pamiętnikarz reprezentował sobą typ introwertyczny, musi bazować w swoim dziele na związkach ze środowiskiem społecznym, jakimiś procesami historycznymi czy sytuacją zewnętrzną, które bezsprzecznie wpływają na jego świadomość. Gdy wspomnienia mają z góry ustalony charakter kronikarski, utrwalający uczestnictwo autora w wydarzeniach doniosłych pod względem historycznym, realne otoczenie staje się niezależne od narratora38. Zaletą spisywania pamiętnika jest również bez wątpienia możliwość uporządkowania własnych doświadczeń w szereg ocen, opisów zdarzeń i poglądów, stanowiących podłoże do tworzenia się nowych wzorców kulturowych z tego, co narosło we wcześniejszych latach w umyśle i psychice danego człowieka. Motorem tych działań są niezwykle szybkie przemiany społeczne i kulturowe oraz duża narodowa ruchliwość społeczna, które tworzą potrzebę szybkich zmian tradycyjnych schematów, pojęć, postaw, norm, a co za tym idzie – wywołują (szczególnie u ludzi wrażliwych) nieodpartą potrzebę przemyśleń na temat własnej osoby i otaczającego świata39. Pamiętniki stają się niejako „barometrem” życia kulturalnego, społecznego, politycznego. Czytelnicy mogą więc ufać, że pamiętnikarz o pochodzeniu wiejskim lub miejskim przedstawia obraz życia swojej rodziny, sąsiadów, wioski, gminy czy powiatu w sposób prosty, aczkolwiek rzetelny i rzeczywisty40.

38 M. Kaczmarek, Od dokumentu do literatury [w:] Pół wieku pamiętnikarstwa…, s. 114–117. 39 B. Gołębiowski, Zadomowieni w kulturze narodowej [w:] Pół wieku pamiętnikarstwa…, s. 125. 40 C. Grądzki, O reedycję „Młodego pokolenia chłopów” [w:] Pół wieku pamiętnikarstwa…, s. 255. 75

Powracając do rozważań „czysto teoretycznych” – termin pamiętnik używa się często również w odniesieniu do wspomnień, dziennika i imionnika41, nierzadko także jako synonim autobiografii. Nie są to jednak pojęcia równoznaczne (o czym też była mowa na początku podrozdziału), warto więc zaznaczyć charakterystyczne cechy poszczególnych gatunków. Wspomnienia są najbliższe tradycyjnemu pojmowaniu pamiętników (dlatego też stosowanie tych dwóch terminów zamiennie nie jest wielkim błędem), przy czym zazwyczaj charakteryzują się niewielkimi rozmiarami42. Posiadają również luźniejszą niż utwory stricte pamiętnikarskie budowę43. Stanowią „sprawozdanie” z życia swojego lub opisują egzystencję innych ludzi, ich działalność oraz wydarzenia z nimi związane (np. Jarosław Iwaszkiewicz w swoim zbiorze felietonów i szkiców pt. Ludzie i książki prezentuje sylwetkę Karola Irzykowskiego44). Spisuje się je z perspektywy czasu45 stosując retrospekcję, często więc materiał w nich zawarty jest niepełny, nieścisły, niezbyt dokładny, a nawet odbiega od prawdy historycznej i faktów46. Dziennik (inaczej diariusz) to z kolei zespół różnych luźnych zapisków, które autor oznacza datami dziennymi. Są one tworzone dzień po dniu, na bieżąco. Ich tematem mogą być przeżycia i własne przemyślenia autora, jego życie, drobne codzienne wydarzenia, aktualne fakty z życia publicznego. Zazwyczaj w dzienniku następuje przemieszanie spraw błahych z tymi ważniejszymi, autor nie ma bowiem możliwości, pisząc codziennie, aby dokonać ich oceny na podstawie skutków, nie zna przyszłości, dlatego też jedynym kryterium selekcji opisywanych rzeczy jest ich znaczenie współczesne, teraźniejsze. Dzienniki osób znanych wydawane są bardzo często w postaci książki (np. Dzienniki Stefana Żeromskiego). Zdarza się również, że autor kształtuje swoją powieść na wzór dziennika (np. Dzienniki Franciszki Krasińskiej

41 Za: Pamiętnik [w:] G. Leszczyński, dz. cyt., s. 150. W niektórych słownikach można również znaleźć informację, że pamiętnik obejmuje różne formy wypowiedzi, od wspomnień po dzienniki, a zależne jest to od przyjętej struktury narracji (np. Pamiętnik [w:] Literatura. Wiedza o kulturze…, dz. cyt.). 42 Tamże. 43 Za: Pamiętnik [w:] Słownik terminów literackich…, dz. cyt. 44 Dzięki swojej swobodnej budowie wspomnienie może miejscami przekształcać się w esej lub esej może nasycić się elementami wspomnienia (R. Lubas-Bartoszyńska, dz. cyt., s. 138–139). Z pojęciem wspomnienia łączy się także kolejne – anegdota. Jest to ściśle określony układ wydarzeń lub „fakt genologiczny”, który posiada takie cechy, jak: zdarzeniowość, istnienie w niepublikowanym przekazie ustnym, zwięzłość, budowa, która zmierza ku jakiemuś jasno zarysowanemu zakończeniu, dowcip, humor, podobieństwo do aforyzmu, elementy zaskoczenia, cudowność, czasami pikanteria, nastawienie na indywidualność, a nie psychologię. Anegdota niejako rozwija się w toku opowiadania, nie jest dokonana (tamże, s. 136). 45 Może to być dystans nawet kilkudziesięciu lat. 46 Powodem rozbieżności między wspomnieniami a rzeczywistością jest zawodna pamięć ludzka, która pewne fakty wypiera ze świadomości ludzkiej, inne znów przetwarza (B. Matus, Bez pamiętników nie ma historii [w:] Pół wieku pamiętnikarstwa…, s. 74–75). 76 autorstwa Klementyny z Tańskich Hoffmanowej)47. Jedną z odmian tego gatunku literackiego jest dziennik intymny, który znaczenie dla literatury zyskał w epoce romantyzmu. Autor przedstawia w nim swoje refleksje dotyczące własnych przeżyć, doznań, osobistej sytuacji (np. Wyznania, których autorem jest Jean-Jacques Rousseau, Dzienniki Stefana Żeromskiego, współczesne dzienniki m.in. Gustawa Herlinga- Grudzińskiego, Zofii Nałkowskiej, Mirona Białoszewskiego)48. Dzienniki są jedną z form literackich dających świadectwo czasu, zawierają w sobie pewną prawdę pomimo mitologizacji i konfabulacji autora49. Umożliwiają przedstawienie człowieka in statu nascendi, całego skomplikowanego procesu kształtowania się jego osobowości na przestrzeni lat i pod wpływem zewnętrznego świata50. Imionnik (inaczej sztambuch) stanowi zaś pewną formę ozdobnego zeszytu pamiątkowego, albumu, którego przeznaczeniem jest wpisywanie w nim życzeń, pozdrowień, różnych sentencji, wierszy i wierszyków lub tekstów pamiątkowych, stanowiących wyraz sympatii, życzliwości, serdeczności wobec adresata, zapewnienie o przyjaznych dla adresata uczuciach nadawcy. Najstarszy imionnik w Polsce pochodzi z końca XVI wieku51. Ostatnim ważnym terminem z zakresu pisarstwa pamiętnikarskiego jest autobiografia, czyli opowieść autora o jego własnym życiu, kolejach losów i czynach, zdarzeniach, których był świadkiem, nabywanych przez niego doświadczeniach, ewolucji postaw wobec świata. W najnowszej refleksji o charakterze teoretycznoliterackim to jeden spośród czterech gatunków tzw. literatury dokumentu osobistego (obok opisywanych już pamiętnika, dziennika i wspomnień), który zyskuje

47 Powstaje wtedy powieść-pamiętnik, czyli jedna z odmian powieści, która pod względem narracji przypomina pamiętnik. Narrator wypowiada się w pierwszej osobie i opowiada o wydarzeniach przeszłych, które może komentować, hierarchizować i poddawać refleksji z pewnej perspektywy czasowej. Przykładem takiej powieści jest Robinson Crusoe Daniela Defoe (za: Powieść-pamiętnik [w:] G. Leszczyński, dz. cyt., s. 174). Gatunek ten miał niebagatelny wpływ na rozwój popularnej w XX wieku literatury autobiograficznej (za: Powieść-pamiętnik [w:] M. Bernacki, M. Pawlus, dz. cyt., s. 338). Podobna do powieści-pamiętnika jest powieść-dziennik, przy czym druga z nich podzielona jest na części datami dziennymi, a jej fabuła opiera się na osobistych wynurzeniach, wyznaniach i refleksjach narratora na temat wydarzeń bieżących (np. wspominany w tekście głównym utwór Klementyny Hoffmanowej). Formę dziennika przyjął także Edmund de Amicis pisząc Serce, w którym to dziele przeplatają się dzienne notatki narratora i krótkie nowele i opowiadania (za: Powieść-dziennik [w:] G. Leszczyński, dz. cyt., s. 172). 48 Za: Dziennik [w:] G. Leszczyński, dz. cyt., s. 53–54; Dziennik intymny [w:] M. Bernacki, M. Pawlus, dz. cyt., s. 397–399. 49 P. Hertz, O dziennikach, pamiętnikach, wspomnieniach, rozmowę przepr. I. Sariusz-Skąpska, P. Kosiewski, „Kresy. Kwartalnik Literacki” 1998, nr 35 (s. 37, wypowiedź Izabelli Sariusz-Skąpskiej). 50 M. Kaczmarek, dz. cyt., s. 117. Więcej informacji na temat dziennika (szczególnie XIX-wiecznego) można znaleźć pod hasłem Dziennik w przytaczanym już powyżej Słowniku literatury polskiej XIX wieku (M. Piechota, s. 202–204). 51 Za: Imionnik [w:] G. Leszczyński, dz. cyt., s. 85. 77 sobie coraz wyższą pozycję w literaturze współczesnej. A mówiąc prostymi słowy: jest to całościowa lub fragmentaryczna biografia danej osoby napisana przez nią samą. Autobiografia ukonstytuowała się wtedy, gdy jednostka odkryła w sobie wewnętrznego człowieka, którego losy i doświadczenia nie dawały się uprościć do objawów i ocen o charakterze zewnętrznym – na prowadzenie wysunęła się samoświadomość danej osoby. W chrześcijaństwie utrwalano tę tendencję w celu budowania dla siebie samego obrazu własnego życia, co wiązało się z koncepcją „życia duszy”. Stąd też autobiografia to głównie swoiste wyznanie, uzewnętrznianie się człowieka i jego przeżyć, choć zdarzają się też przypadki zobiektywizowane, które rejestrują to, co człowiek przeżył i co zrobił. Autorami autobiografii byli m.in. Cezar, św. Augustyn (Wyznania), Dante Alighieri, Francesco Petrarca, włoski rzeźbiarz Benvenuto Cellini, francuski poeta i filozof Jean-Jacques Rousseau, amerykański fizyk i mąż stanu Benjamin Franklin, niemiecki poeta Johann Wolfgang von Goethe, Stendhal, francuski pisarz i filozof Jean- Paul Sartre, John Ruskin, Friedrich Nietzsche czy Albert Einstein. Istnieją także utwory o charakterystycznym piętnie autobiograficznym (różnego rodzaju eseje i utwory poetyckie), jak chociażby Klemensa Janickiego O sobie samym do potomności, Juliusza Słowackiego Godzina myśli lub Czesława Miłosza Miasto bez imienia; w XX wieku zaś np. Borisa Pasternaka List żelazny czy Anny Achmatowej Poemat bez bohatera. Dużą rolę elementy autobiograficzne mogą odgrywać w przypadku pamiętników i dzienników. Pisarstwo autobiograficzne o proweniencji europejskiej posiada rozmaite kryteria, według których się różnicuje. Można wyodrębnić więc: autobiografie przedstawiające mniej lub bardziej szczegółowo przebieg życia; autobiografie stanowiące uspójniony obraz życia autora, całościowy sens jego doświadczeń, paradygmat pełniący rolę pouczenia albo przestrogi; autobiografie, których podstawowym zadaniem jest relacjonowanie zdarzeń; autobiografie stanowiące dla autorów pole dla analizy ich własnych przeżyć wewnętrznych, rozwoju życia duchowego, kształtowania się religijności, poglądów filozoficznych, idei artystycznych itp.; autobiografie przekazujące czytelnikom tylko informacje prawdziwe, ale także takie, w których następuje przemieszanie prawdy i fikcji. Jako graniczny przypadek wyróżnia się tutaj powieść autobiograficzną52.

52 Powieść autobiograficzna to najważniejszy gatunek literatury dokumentu osobistego. Opiera się ona na wydarzeniach z życia jej autora, które prezentuje w sposób uporządkowany, według przyjętej koncepcji 78

Można spotkać się z dwoma głównymi typami, ale też zarazem nurtami ewolucyjnymi autobiografii: zapisami odzwierciedlającymi postawę ekstrawertywną, w których „ja” umożliwia ogląd bogatego i złożonego świata zewnętrznego (innych ludzi, realiów, wypadków historycznych itp.) oraz zapisami z dominującą postawą introwertywną, gdzie świat stanowi tło przeżyć wewnętrznych „ja”. Do pierwszego typu zalicza się przede wszystkim szeroko rozumiana literatura faktu, w tym przeważająca część pisarstwa pamiętnikarskiego. Drugi typ to tzw. „intymistyka”53 (z takimi arcydziełami jak Wyznania św. Augustyna i Wyznania Jeana-Jacquesa Rousseau). Autobiografia może przyjmować bardzo różne formy literacko-gatunkowe: pamiętnika (ciągła narracja pamiętnikarska, porównywalna z powieściową), dziennika (przede wszystkim intymnego) lub diariusza, cyklu listów, eseju54, gawędy wspomnieniowej, tzw. łże-dziennika przypisywanego do tzw. sylw współczesnych55, książki mówionej (współcześnie synonimu audiobooka; przykładem książki mówionej sensu stricto jest Mój wiek. Pamiętnik mówiony Aleksandra Wata), przede wszystkim zaś wszelkich odmian i typów dziennika literackiego. Najnowszymi arcydziełami autobiograficznymi powojennej literatury polskiej są Inny świat Gustawa Herlinga- Grudzińskiego oraz wspominany już Pamiętnik z powstania warszawskiego Mirona Białoszewskiego. Odrębnym zaś nurtem pisarstwa o charakterze autobiograficznym w latach 90. są wspomnienia ważnych polityków i osób publicznych o niepośledniej roli dla najnowszej historii Polski, np. Wiara i wina. Do i od komunizmu Jacka Kuronia56. Ważnym zagadnieniem związanym z autobiografią, na które warto jeszcze zwrócić uwagę, jest tzw. „pakt autobiograficzny”. Pojęcie to wprowadził Philippe

całościowej (np. kolejności dziejów lub rozmaitości przeżyć). Obok rzeczywistych faktów narrator wprowadza w ciąg fabularny elementy fikcji literackiej (np. Fantomy Marii Kuncewiczowej, Wielki strach Juliana Stryjkowskiego). Powieść o charakterze autobiograficznym może stosunkowo wiernie odtwarzać wspomnienia autora i autentyczne wydarzenia, może też jednak ubarwiać rzeczywistość, odbiegać od niej, podkreślać subiektywny stosunek autora do własnej przeszłości. Elementy autobiograficzne często występują w różnego rodzaju powieściach – autor opisując losy bohaterów sięga do własnego życiorysu; dzieje się tak np. w Dolinie Issy Czesława Miłosza (za: Powieść autobiograficzna [w:] G. Leszczyński, dz. cyt., s. 171; Autobiografia [w:] M. Bernacki, M. Pawlus, dz. cyt., s. 511). 53 Szerzej o tym pojęciu w przypisie 21. do tego rozdziału. 54 Chodzi tutaj głównie o esej autobiograficzny, np. Rodzinna Europa Czesława Miłosza. 55 Sylwy współczesne charakteryzują się przemieszaniem gatunków literackich, zmiennością różnych poetyk i nastrojów, stosowaniem stylizacji i cytatów oraz dodatków graficznych, wielowątkowością, np. Kalendarz i klepsydra Tadeusza Konwickiego (https://pl.wikipedia.org/wiki/Sylwa, [dostęp: 14.03.2016]). 56 Zgromadzone informacje na temat autobiografii za: Autobiografia [w:] Literatura. Wiedza o kulturze…, dz. cyt., s. 30; Autobiografia [w:] Słownik terminów literackich…, s. 50–51; Autobiografia [w:] M. Bernacki, M. Pawlus, dz. cyt., s. 511–514. 79

Lejeune w swoim tekście Pakt autobiograficzny57. „Pakt autobiograficzny” to pewnego rodzaju umowa, którą zawierają autorzy współczesnych dzieł literackich z ich odbiorcami. Realizuje się on poprzez takie warunki, jak: sytuacja autora (tożsamość imienia i nazwiska autora i narratora); forma językowa (1. opowieść, 2. proza); temat (dzieje jednostki, historia osobowości); status narratora (1. tożsamość imienia i nazwiska narratora i głównego bohatera, 2. retrospektywna wizja opowiadania). Dodatkowo wprowadza się specjalne tytuły, podtytuły i zwroty kierowane do odbiorców, które mają zapewnić ich o autentyczności przekazywanych informacji. Stanowi to podstawę do nabrania przez tekst charakteru prawdziwej autobiograficzności, nawet pomimo elementów fikcji fabularnej (tutaj autor i czytelnik zawierają kolejną umowę, czyli tzw. „pakt powieściowy”). Takie teksty, które łączą w sobie dokument osobisty i fikcję literacką przyjęło nazywać się tekstami autofiction58.

2.1.2. Obraz Bieszczadów w pamiętnikach XIX-wiecznych59

Badania nad obrazem Bieszczadów ukazanym w pamiętnikach i reportażach warto rozpocząć od relacji ludzi związanych z tym terenem w wieku XIX. Nie da się bowiem ukryć, że góry te stanowiły obszar zainteresowania badaczy, naukowców, ale też i turystów już przeszło dwa wieki temu, kiedy nikomu nie śniło się nawet o zdobyczach cywilizacyjnych kolejnych stuleci. Nie używano także wtedy znanej dziś każdemu doskonale nazwy Bieszczady, określając tę część Karpat zazwyczaj jako

57 Dla naszych rozważań bazą jest artykuł (P. Lejeune, Pakt autobiograficzny, „Teksty. Teoria literatury. Krytyka. Interpretacja” 1975, nr 5, s. 31–49; artykuł w wersji elektronicznej: http://bazhum.muzhp.pl/media//files/Teksty_teoria_literatury_krytyka_interpretacja/Teksty_teoria_literat ury_krytyka_interpretacja-r1975-t-n5_(23)/Teksty_teoria_literatury_krytyka_interpretacja-r1975-t- n5_(23)-s31-49/Teksty_teoria_literatury_krytyka_interpretacja-r1975-t-n5_(23)-s31-49.pdf, [dostęp: 14.03.2016]), aczkolwiek pełną wersję stanowi książka o tym samym tytule (P. Lejeune, Le pacte autobiographique, 1975). 58 Za: P. Lejeune, dz. cyt. (artykuł); Autobiografia [w:] M. Bernacki, M. Pawlus, dz. cyt., s. 511; R. Lubas-Bartoszyńska, dz. cyt., s. 10–11. Więcej informacji na temat autobiografii: A. Cieński, Strukturalistyczna tendencja w nauce o autobiografiach i pamiętnikach, „Roczniki Biblioteczne” 1992, r. 36, z. 1–2, s. 53–84; A. Cieński, Badania nad autobiografiami i pamiętnikami po 1980 r., „Roczniki Biblioteczne” 1993, r. 37, z. 1–2, s. 73–81; A. Giza-Poleszczuk, Autobiografia: między symbolem a rzeczywistością, „Kultura i Społeczeństwo” 1990, t. 34, nr 1, s. 95–109; K. Kaźmierska, O metodzie dokumentów biograficznych, tamże, s. 111–118; R. Forycki, Autobiografia [w:] Słownik literatury polskiej XIX wieku, dz. cyt., s. 50–52. Zagadnienie autobiografizmu w literaturze wyczerpująco opisała w swojej książce Regina Lubas-Bartoszyńska (dz. cyt.). Ciekawym źródłem wiadomości na temat ogólnego pisarstwa dokumentalnego oraz związków dokumentu i literatury jest także praca Rocha Sulimy Dokument i literatura (Warszawa 1980). W tym miejscu chciałabym zaznaczyć również, że w swoich badaniach, dla uproszczenia, będę używała naprzemiennie terminów pamiętnik, wspomnienie i autobiografia. 59 Całość podrozdziału na podstawie artykułu Adama Fastnachta Bieszczady w relacjach pamiętnikarskich z XIX wieku („Rocznik Sanocki” 1967, s. 133–160). 80

Beskid lub ewentualnie Bieszczad (w liczbie pojedynczej; liczba mnoga pojawiała się w sporadycznych przypadkach). Stosowano też termin Góry Sanockie. XIX-wieczne relacje pamiętnikarskie (opisane w artykule Adama Fastnachta) obejmują zasadniczo swym zasięgiem tereny od źródeł Sanu aż po dorzecze Osławy, czyli do granicy Bieszczadów i Beskidu Niskiego. Zawierają one opisy krajobrazu górskiego (np. wspomnienia Aleksandra Fredry i Zygmunta Kaczkowskiego), fragmenty dotyczące wiejskiej społeczności (m.in. w pamiętnikach Stanisława Staszica, Wincentego Pola, Aleksandra Kisielewskiego) i szlachty górskiej (np. relacje Aleksandra Fredry, Marcina Smarzewskiego, Seweryna Łusakowskiego), a także polowań, na które często zjeżdżano z bardzo daleka, oraz dążeń narodowowyzwoleńczych i ich ech w tym małym górskim zakątku. Podjęty został również temat legend i starych zwyczajów (w szczególności u Wincentego Pola i Jana Kantego Podoleckiego). Autorzy poszczególnych wspomnień mieli różne zapatrywania na góry i ich mieszkańców, a związane to było przede wszystkim z zasięgiem zainteresowań poszczególnych badaczy, wiekiem, w którym „zapoznali się” z Bieszczadami (inna jest relacja np. Fredry, który swoje wrażenia chłopięce opisuje z perspektywy czasu, inna np. Staszica, będącego dojrzałym człowiekiem) oraz ich przynależnością społeczną. Nie jest to więc, ogólnie rzecz ujmując, obraz całościowy, wyczerpujący, dający czytelnikowi pełną charakterystykę zjawisk. Stanowi on jednak skarbnicę interesujących informacji i spostrzeżeń, które pozwalają zauważyć jak bardzo zmieniły się Bieszczady na przestrzeni lat pod względem kulturowym, społecznym, demograficznym i „krajobrazowym”. Autor artykułu koncentruje początek swych rozważań na wspomnieniach Stanisława Staszica (czyli najwcześniejszych), które nie dotyczą bezpośrednio terenów Bieszczadów, ale pozwalają przypuszczać, że i w tych górach życie codzienne ludności wiejskiej wyglądało podobnie. Następnie przytoczony zostaje obraz gór autorstwa Aleksandra Fredry, który w pamiętnikach Trzy po trzy pisze o swojej podróży z Beńkowej/Bieńkowej Wiszni do Cisnej. Wspomina on krajobraz (bardzo ponury ze względu na wszechobecność gór i gęstych borów), ludność zamieszkującą omawiane tereny (w tym górali i Cyganów), wygląd poszczególnych wsi (jak Hoczew, Baligród, Cisna), swoje chłopięce wędrówki po kolejnych szczytach, opowiadania o rozbójnikach i myślistwie oraz wizyty sąsiedzkie w czasie niepogody, które stanowiły jedną z rozrywek „domowych”.

81

Dalej przeczytać można fragmenty pamiętników Zygmunta Kaczkowskiego, który pisze m.in. o wycieczce, a właściwie wyprawie turystycznej na górę Łopiennik, odbytej w 1833 roku w towarzystwie Jerzego Bułharyna, Sylwerego Brześciańskiego i Tadeusza Strzeleckiego (w tym czasie w Galicji przebywało bardzo dużo byłych powstańców listopadowych, których gościła szlachta, oraz emisariuszy Wielkiej Emigracji), a także niecodziennych gości: Wincentego Pola i Seweryna Goszczyńskiego, którzy zachwycali się widokiem tego szczytu. Urządzono więc „eskapadę” na górę, wyprawiono odpowiedni tabor i w jakiś czas potem wyruszono, poprzedzając wędrówkę wieczornymi opowieściami o sprawach politycznych i powstaniu. Kaczkowski relacjonuje w pięknych słowach wschód słońca, którego byli świadkami członkowie wyprawy oraz wspaniałą mowę Wincentego Pola, przyczynek do powstania jego Pieśni o Ziemi naszej. Rozmowę między uczestnikami wycieczki zakończył spór o to, z czyjej winy upadła Polska (kończył on wszystkie konwersacje tamtych czasów). Marcin Smarzewski również opisuje swoją wyprawę w góry, aczkolwiek jego relacja mówi o terenach znajdujących się bardziej we wschodniej części Bieszczadów. Wycieczka ta za swój cel obrała polowanie. Dodatkowo zapoznać się można z całym dość skomplikowanym momentem podróży z Przemyśla w Bieszczady i obrazem życia mieszkańców tego obszaru, który nie należał do łatwo dostępnych z powodu braku odpowiedniej jakości dróg. Życie ludzi w tych stronach uzależnione było często od warunków przyrodniczych60. O życiu mieszkańców Bieszczadów pisze też w pięknych słowach Wincenty Pol, który zwiedzał te tereny z jasno określonymi zainteresowaniami – turystycznymi i badawczymi. Sporządził on barwne obrazy zwyczajów ludowych, takich jak sobótki nad Osławą czy pielgrzymka do Krasnego Brodu z okazji święta Matki Boskiej Jagodnej61. Interesowały go obyczaje Łemków z dorzecza Osławy, ale też tutejsze pieśni (m.in. pogańskie kolędy, które uważał za najstarsze zabytki poezji ludowej). Nieobce było jednak pamiętnikarzowi poczucie wyobcowania i rozczarowania spowodowanego odrzuceniem przez lud wszelkich prób wprowadzania postępu i ideałów demokratycznych. We wspomnieniach pt. Z pamiętników sioła znalazło się

60 Te problemy (złego stanu dróg i ciężkich warunków naturalnych) będą jeszcze aktualne w XX wieku, o czym więcej przy analizie pamiętników tego czasu. 61 Fragmenty dotyczące tych „wydarzeń” ludowych znaleźć można też w cytowanej w pierwszym rozdziale pracy książce Stanisława Krycińskiego Bieszczady. Od Komańczy do Wołosatego (Rzeszów 2015, s. 111–123). Został tam też pomieszczony opis „chwil grozy” w Szumnym Dworze (s. 123–132). 82 też miejsce na opis trudnej wędrówki górskiej, którą autor podjął w jesienny wieczór w celu wzięcia udziału w imieninach swojego sąsiada zza Osławy. Seweryn Łusakowski z kolei mało uwagi zwraca w swoich wspominkach na krajobraz, więcej miejsca poświęcając ludziom i działaniom partyzanckim. Charakteryzuje on też dość dokładnie górską szlachtę sanocką, tzw. Sanoczan, u której obserwuje wszelkiego rodzaju przejawy patriotyzmu. W swoje relacje wplata on także opisy niektórych dworów i ich właścicieli i ubolewa także nad brakiem ogrodów na tym terenie i jego ubóstwem, które uniemożliwia mu podjęcie godnej pracy. Ślady bytności w Bieszczadach widoczne są także w utworze poetyckim Jana Kantego Podoleckiego pt. Hnatowe Berdo, który powstał w oparciu o przepiękną legendę dotyczącą skały o tej samej nazwie, znajdującej się w okolicach Połoniny Wetlińskiej. Do badań nad okolicami nadosławskimi zachęcał Kazimierz Józef Turowski, zwracając uwagę na ich walory historyczne, etnograficzne i językoznawcze. Sam gromadził i wydał drukiem pieśni ludowe, w tym pieśni z Leska, Uherzec i Sianek. Świadectwem ówcześnie panujących w Bieszczadach stosunków kulturalnych i społecznych wśród ludności łemkowskiej Szczawnego i jego okolic jest zaś utwór sceniczny Michała Groblewskiego pt. Grajek z gór, który pisarz oparł na życiu ludności góralskiej tych miejsc i ich wędrówkach na Węgry w celach zarobkowych. Z Bieszczadami związani byli także Jan Dobrzański i Józef Rogosz (urodzeni na tym terenie). Drugi z nich dał wyraz swojemu przywiązaniu do rodzinnych gór w wierszu napisanym w 17. roku życia pt. Do ziemi sanockiej, który łączy ponadto marzenia o „małej ojczyźnie” z nutą patriotyczną. Nie zachowały się niestety pamiętniki Józefa Blizińskiego, przybysza z Warszawy. Próbę przedstawienia wrażeń tego komediopisarza, jakich doznawał w momencie eksploracji gór, podjął Adam Dobrowolski; jest to jednak informacja pośrednia i dość wyidealizowana. Mieszkańcy Bieszczadów posłużyli z całą pewnością jako wzory dla postaci z komedii Blizińskiego. Bieszczady, o czym warto pamiętać62, stanowiły krainę pełną dzikiej zwierzyny na czele z jej królem – niedźwiedziem. Były rajem dla myśliwych. Wspomnienia o polowaniach przedstawiał już Aleksander Fredro, jednak jeden z najbardziej interesujących opisów pozostawił Jerzy Jarosz, myśliwy i leśnik63. Jest to wyprawa z trzema towarzyszami w okolice Dźwiniacza Górnego w celu upolowania

62 Do tego wątku powrócę przy analizie relacji pamiętnikarskich XX wieku, w szczególności autorstwa leśników i myśliwych. 63 Fragment ten cytuje w swoim artykule Adam Fastnacht (dz. cyt., s. 154–156). 83 niedźwiedzia, a następnie dzików. Trwała ona kilka dni, a do domu wracano bieszczadzkimi grzbietami górskimi. Na zakończenie Adam Fastnacht przedstawia ciekawą informację na temat ludności wiejskiej, która zawiera relację spisaną przez Aleksandra Kisielewskiego. Książka tego autora to niejako połączenie wspomnień z podróży z przewodnikiem krajoznawczym. Pamiętnikarz zwraca tam uwagę m.in. na zły stan szkolnictwa wsi sanockiej i wyraża pragnienie, aby na tym terenie rozkrzewiły się w stosunkowo krótkim czasie wiedza i nauka (co stało się dopiero w wieku XX i to w sposób stopniowy). Tak prezentuje się w skrócie obraz Bieszczadów wieku XIX, zawarty we wspomnieniach różnych autorów. Można uznać, że ten niewielki zakątek naszego kraju był krainą trudno dostępną, ale budzącą coraz to większe zainteresowanie i wielce atrakcyjną. Niedostępność terenów, położenie na uboczu i ciężkie warunki przyrodnicze powodowały, że przetrwała tu przez długi okres czasu tradycyjna kultura ludowa, dawne formy życia i gospodarowania, a także konserwatyzm poglądów szlacheckich. Zachwycano się krajobrazem, ale dużo informacji dotyczy także ludzi zamieszkujących Bieszczady, co sprawia, że opisy i wypowiedzi literackie nabierają szczególnej wartości. Był to świat pozbawiony asfaltowych szos, ukształtowany przez nieubłaganą górską przyrodę i właściwy epoce układ stosunków kulturowych i społeczno- politycznych. Ustąpił on miejsca nowym przemianom, zachował jednak swój niepowtarzalny urok grzbietów górskich i szczytów, lasów i połonin, co doskonale potwierdzą i uwidocznią analizowane w kolejnych częściach pracy relacje pamiętnikarskie i wspomnienia pochodzące z wieku XX i ukazujące obraz Bieszczadów z nowszej i bardzo zróżnicowanej perspektywy.

2.2. TAK SIĘ ŻYŁO W BIESZCZADACH – OPOWIEŚĆ RDZENNEGO MIESZKAŃCA

Pierwszą XX-wieczną relacją pamiętnikarską, którą warto w tym miejscu przywołać i poddać analizie są wspomnienia Józefa Pawłusiewicza, opublikowane w formie książkowej pod tytułem Na dnie jeziora. Pamiętnik ten jest niezwykle ważnym źródłem informacji o Bieszczadach, gdyż przedstawia relację rdzennego mieszkańca tych terenów, która obejmuje czasy od tych sprzed I wojny światowej do

84 momentu wyzwolenia w roku 194464. Zawiera ona, oprócz subiektywnych opinii, przeżyć, wrażeń i spostrzeżeń pamiętnikarza także informacje zobiektywizowane65, dotyczące m.in. krajobrazu, przyrody, stosunków narodowościowych, wydarzeń historycznych, zwyczajów, wierzeń i życia codziennego mieszkańców tego niewielkiego skrawka Polski, a konkretnie miejscowości Łęg66 i jej okolic – „małej ojczyzny” autora-narratora. Józef Pawłusiewicz urodził się w 1902 roku w miejscowości Stawczany67. Wychował się jednak w Bieszczadach, gdzie jego ojciec Stanisław nabył około 50 hektarów ziemi. W latach 1918 i 1919 czynnie uczestniczył w walkach polsko- ukraińskich, w roku 1920 z kolei w wojnie polsko-bolszewickiej. Po ukończeniu w 1925 roku Szkoły Podchorążych Rezerwy Kawalerii w Grudziądzu udało mu się dostać do służby w Straży Granicznej, pełnił m.in. funkcję komendanta komisariatu w Jaśliskach na terenie Beskidu Niskiego (od 1929 roku w stopniu podporucznika rezerwy artylerii). Podczas kampanii wrześniowej (1939 r.) już jako porucznik objął dowództwo nad oddziałem pograniczników walczących z Niemcami68. Po rozbiciu polskich wojsk przedarł się w rodzinne strony, gdzie zajął się pracą w rodzinnym gospodarstwie, a później także działalnością w obronie ludności tubylczej przed hitlerowcami i bandami UPA. Utworzył wraz z braćmi i zaufanymi ludźmi partyzancki oddział samoobrony, który początkowo przerzucał emigrantów przez granicę polsko-słowacką, pomagał prześladowanej ludności żydowskiej oraz zbiegłym z niemieckich obozów jenieckich żołnierzom sowieckim, następnie zaś przeprowadzał różnego rodzaju akcje dywersyjne, zamachy na prominentnych hitlerowskich dygnitarzy oraz działania o charakterze wywiadowczym. W momencie zbliżania się frontu radzieckiego (1944 r.) oddział Józefa Pawłusiewicza dołączył do partyzanckiego oddziału sowieckiego im. Stalina, którym dowodził Polak w stopniu kapitana – Mikołaj Kunicki ps. „Mucha”.

64 Autor opisuje również swoje spostrzeżenia na temat czasów powojennych, jest to jednak relacja bardzo pobieżna i zaledwie kilkustronicowa. 65 Nie są to informacje stricte obiektywne, gdyż zostały „przepuszczone” przez świadomość pamiętnikarza, który przedstawia je ze swojej własnej perspektywy (była o tym mowa w pierwszym podrozdziale dotyczącym terminologii „gatunków literackich”), aczkolwiek dzięki temu właśnie na ich podstawie można odtworzyć jedyny i niepowtarzalny obraz Bieszczadów XX wieku, co też postaram się uczynić w toku dalszych badań. Uwaga ta odnosi się do wszystkich pamiętników i reportaży analizowanych przeze mnie w kolejnych częściach pracy. 66 Wieś ta została zalana wodą w trakcie budowy Zalewu Solińskiego. 67 Miejscowość ta znajduje się w okolicach Lwowa, w dawnym powiecie Gródek Jagielloński. 68 Uczestniczył w walkach pod Wieluniem, Częstochową, Radomiem, Rawą Ruską. 85

W jego szeregach partyzanci polscy, jako czwarta kompania polska, walczyli od 24 lipca do 1 października 1944 roku, kiedy to w Wołkowyi została ona rozformowana69. 1 stycznia 1945 roku przyniósł pamiętnikarzowi awans na kapitana i wcielenie do 1. Brygady Zaporowej w Korpusie Kawalerii w Majdanku. Potem przepracował on kilka miesięcy jako komendant Szkoły Podoficerskiej Kawalerii, co zaowocowało nadaniem mu stopnia majora i skierowaniem do organizacji Zakładu Tresury Psów Służbowych Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego w Michalinie (czyli późniejszego Zakładu Tresury Psów Służbowych Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego i Milicji Obywatelskiej w Sułkowicach, którym zarządzał jako komendant). W tym czasie był również instruktorem szkolenia szwadronów kawalerii. Swoją służbę zakończył jako pułkownik, w 1959 roku przeszedł na zasłużoną emeryturę i osiedlił się na powrót w Bieszczadach, tym razem jednak w miejscowości Rajskie70. Jak pisze jego córka – Barbara Trusiewicz:

Po powrocie w Bieszczady w 1959 roku towarzyszyła mu legendarna sława partyzanckiego dowódcy, a wraz z nią wdzięczność wszystkich, którym jego oddział samoobrony przyniósł spokój i bezpieczeństwo. Cieszył się ogromną popularnością wśród okolicznych mieszkańców. Był człowiekiem skromnym, bezpośrednim, nadzwyczaj życzliwym i uczynnym. Do ostatnich dni swojego życia ojciec cieszył się szacunkiem i sympatią otaczających go osób. Był dla miejscowych ludzi autorytetem pomagając w załatwianiu rozmaitych trudnych spraw w urzędach różnego szczebla. Udzielał się też społecznie spotykając się przez wiele lat z kombatantami, harcerzami i osobami przyjeżdżającymi do ośrodków wypoczynkowych w Polańczyku, gdzie w niezwykle interesujący sposób opowiadał o Bieszczadach i swoich przeżyciach wojennych i myśliwskich. Dom ojca w Rajskiem był otwarty dla wszystkich gości, bywali w nim również znakomici ludzie71.

Bezpartyjny Józef Pawłusiewicz został odznaczony m.in. Krzyżem Partyzanckim, Złotym Krzyżem Zasługi, Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski oraz, już pośmiertnie, Medalem „Za udział w Wojnie Obronnej 1939”. Zmarł w roku 1979, w wieku 77 lat. Doskonała pamięć pułkownika i jego swoisty dar do opowiadania spowodowały, że wielu ludzi zachęcało go do spisania wspomnień. I właśnie w ten sposób powstał

69 https://pl.wikipedia.org/wiki/Oddzia%C5%82_Partyzancki_Brygad_im._Stalina, [dostęp: 27.03.2016]. 70 Warto dodać również, że Józef Pawłusiewicz w sposób aktywny działał w związku kynologicznym i bardzo zasłużył się w hodowli psów rasy „gończy polski”. 71 B. Trusiewicz, Posłowie [w:] J. Pawłusiewicz, Na dnie jeziora, wyd. 2 popr. i uzup., Krosno 2009, s. 586–587. O popularności Józefa Pawłusiewicza wśród mieszkańców Bieszczadów świadczy fakt, iż jego postać jest często przywoływana w innych publikacjach, m.in. w pamiętnikach osadników, które będą omawiane w kolejnym rozdziale. 86 pamiętnik Na dnie jeziora, który po raz pierwszy wydano w Polsce w 1981 roku72, czyli już po śmierci autora. Na pierwsze pełne i nieocenzurowane wydanie czytelnicy musieli jednak czekać aż do roku 200973. Sam Józef Pawłusiewicz motywuje powstanie swojej zbeletryzowanej autobiografii tak:

Wszystko, co tu opowiem, opiera się w całości na wspomnieniach własnych, a także na wspomnieniach mojej najbliższej rodziny i sąsiadów, którzy ongiś żyli na terenach znajdujących się dziś na dnie olbrzymiego jeziora, Zalewu Solińskiego. Jeżeli wybiegam wspomnieniami poza ten obręb, w dawne, dziś prawie bezludne osiedla bieszczadzkie, czynię to dlatego, że chciałbym w skrócie przynajmniej, przedstawić zarys tej połaci naszego kraju, charakteryzującej się jakże niecodzienną historią, zarówno jeśli chodzi o wydarzenia polityczne, jak obyczaje i kulturę. Poprzez opowieści o dzieciństwie, młodości i wieku dojrzałym, o Łęgu, miejscu mego i moich najbliższych życia w Bieszczadach, chciałbym pokazać główny nurt historycznych wydarzeń od pierwszej wojny światowej aż po okres odbudowy, prawie doszczętnie zrujnowanych drugą wojną światową i walkami polsko-ukraińskimi, Bieszczadów74.

Ważnym elementem jego opowieści stały się piękna, dzika przyroda, sylwetki konkretnych osób oraz rozwój kulturalno-obyczajowy Bieszczadów (w tym zaginione już lub ginące tradycje, obrzędy religijne, a nawet różnego rodzaju gusła, zabobony i przesądy). Autor pragnie, aby te wszystkie informacje zostały przekazane potomnym, gdyż coraz mniej ludzi o nich pamięta75. Wysnuwa też refleksję, którą warto przytoczyć, gdyż uzasadnia ona chęć odtworzenia obrazu bieszczadzkiej ziemi dawnych lat, a mianowicie pisze:

Świat, w którym żyłem za czasów młodości, nie był podobny do dzisiejszego. (…) Widać, że świat niewzruszenie i bez odpoczynku wędruje przez nieskończoność do zagłady – my zaś idziemy wraz z nim. Właściwie do pośpiechu nikt z nas nie ma powodów. Możemy być pewni, że osiągniemy cel we właściwym czasie76.

72 A także w 1989 roku w Czechosłowacji (dzisiejszych Czechach). 73 Informacje o Józefie Pawłusiewiczu za: https://pl.wikipedia.org/wiki/J%C3%B3zef_Paw%C5%82usiewicz, [dostęp: 27.03.2016]; http://www.biblioteka- ustrzyki.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=545:pukownik&catid=70:regionalia&Itemi d=142, [dostęp: 27.03.2016] oraz notką wydawniczą (krótką biografią) umieszczoną z tyłu na okładce książki Na dnie jeziora (dz. cyt.). O pułkowniku traktuje również publikacja pt. Pułkownik z dna jeziora. Opowieść o Józefie Pawłusiewiczu (Koszęcin 2013). Stał się on także jednym z bohaterów powieści przygodowej dla młodzieży Dzikus, czyli wyjęty spod prawa autorstwa Wandy Żółkiewskiej, która to książka została mu bezpośrednio zadedykowana, a jego działania partyzanckie opisuje Krystyna I. Stażyk w utworze pt. Przeciw śmierci, wydanym w bardzo popularnej kiedyś serii „Tygrys”. 74 J. Pawłusiewicz, dz. cyt., s. 7. 75 Zaznacza przy tym, że nie ma żadnych ambicji literackich, chciałby jedynie, aby proste słowa wspomnień przetrwały w pamięci kolejnych pokoleń. 76 J. Pawłusiewicz, dz. cyt., s. 8. 87

Relacja autora uwarunkowana jest w dużej mierze jego sytuacją zawodową i zainteresowaniami. Jako żołnierz pragnął, aby wydarzenia, w których sam brał udział i jego współtowarzysze broni nie przepadli w „mrokach dziejów”77, a jako zapalony myśliwy dostrzegał szczegóły krajobrazu, fauny i flory bieszczadzkiej, na które nikt inny nie zwracał szczególnej uwagi. Bieszczady78 dzieciństwa Józefa Pawłusiewicza to przede wszystkim tereny znajdujące się obecnie pod wodami Zalewu Solińskiego79. Pośród dokładnych informacji dotyczących geografii opisywanego regionu, nazw przysiółków, rzek i gór, odnajdujemy opis Soliny tamtego czasu:

Solina liczyła około dwustu gospodarstw, był w niej także dwór, kilka sklepów żydowskich i dwie karczmy. Za Polankami i Łokciem domy na prawym brzegu Solinki należały już do wsi Zawóz, a gospodarstwa na jej lewym brzegu do wsi Polańczyk i Wołkowyja80.

Autor skupia się jednak przede wszystkim na krajobrazowym przedstawieniu rodzinnej wsi – Łęgu – położonej po lewej stronie Sanu i odległej od Soliny o 5 kilometrów. Jest to opis mocno subiektywny, ale pozwalający dostrzec, jak piękną krainą były Bieszczady przed wojną:

W Bieszczadach nie było miejscowości tak pięknie położonej jak nasz ukochany Łęg. Bogactwo piękna przyrody było tam tak wielkie, że trudno to opisać. Leżał on w kolanie srebrnej wstęgi Sanu jak w kołysce, obficie nasłoneczniony, osłonięty od wiatrów górami, spokojny i zaciszny. Od północy dominowała nad całą okolicą góra Jawor, od wschodu wznosiła się Kulbaka, od zachodu Skała Solińska, od południa Kiczera i Pasieki. Dobra gleba, piękne drzewa i cisza – wielka, przejmująca cisza. Kiedy wiatry szalały nad Bieszczadami, kiedy zamieci śnieżne tworzyły olbrzymie zaspy, w Łęgu panowała niczym niezmącona cisza. Słychać było tylko huczące górą burze, ale ozdobne świerki, brzozy i lipy okalające nasz dom nawet nie drgały. A kiedy czasem przy największych burzach opadała okiść śnieżna z konarów

77 Wydarzenia historyczne opisane w książce będą przeze mnie przytaczane o tyle, o ile ich przebieg będzie znacząco wpływał na obraz Bieszczadów XX wieku, którego wyłonienie jest celem niniejszej pracy. Nie będą też one przywoływane i omawiane w sposób bardzo szczegółowy. 78 Autor w toku opowiadania podkreśla, że dawniej nie używano tej nazwy. Część Karpat, która leżała na terenie naszego kraju, dzielona była na Beskid Zachodni, Środkowy i Wschodni. Beskid Zachodni (tereny od Łupkowa aż do granicy z ziemią nowosądecką) zamieszkiwała ludność pochodzenia łemkowskiego, Beskid Środkowy (od Łupkowa do Sianek) – Bojkowie, a Beskid Wschodni (w kierunku wschodnim od Sianek) „należał” do Hucułów. Wszystkie te plemiona różniły się od siebie nawzajem m.in. obyczajami, kulturą, strojem, sposobem życia i narzeczem mowy. Pamiętnikarz zaznacza także, że jego wspomnienia odwołują się zasadniczo do terenów obecnych Bieszczadów, czyli dawnego Beskidu Środkowego (J. Pawłusiewicz, dz. cyt., s. 47). Ten podział dokonany przez Józefa Pawłusiewicza jest jednak mocno uproszczony, co widać w odniesieniu do rozważań przedstawionych w rozdziale pierwszym mojej pracy, dotyczącym bieszczadzkiej geografii. 79 M.in. wsie: Solina, Zadział, Łęg (w opisywanych czasach wieś ta należała do powiatu leskiego), Teleśnica Sanna, Sokole, Chrewt i Rajskie. 80 J. Pawłusiewicz, dz. cyt., s. 9. 88

świerkowych, strącona podmuchem wiatru, który się wkradał ku górze, uderzając w łęgowską ciszę, wtenczas ojciec mój ostrzegał: „Nie pokazuj się poza granicę Łęgu, bo ci burza głowę zerwie”81.

Cytat ten ukazuje niezwykłą malowniczość krajobrazu bieszczadzkiego oraz warunki przyrodnicze, które, choć czasami mocno niesprzyjające i wręcz surowe, nadawały mu swoistej oryginalności i tworzyły pewną specyfikę regionalną. W toku opowiadania pamiętnikarz często podkreśla, iż główną cechą „gniazda rodzinnego” była jego zaciszność, porównywana do działania wiatrów w miejscowościach położonych na wzgórzach. Czytelnik dowiaduje się również jak nieznośnie surowy bywał bieszczadzki klimat82, szczególnie w czasie zimy, kiedy to panowały ciężkie mrozy, a opady śniegu były bardzo obfite. Jedną z zim, która szczególnie dała się mieszkańcom tego obszaru we znaki ze względu na swoją surowość, była ta z przełomu lat 1928 i 1929:

Pamiętam jednak większe mrozy w Bieszczadach. Tym straszliwsze, że długotrwałe i przy znacznie grubszej pokrywie śnieżnej, sięgającej niekiedy kilku metrów. Była to zima roku 1928/1929. Określenie „zima stulecia” byłoby wtedy za słabe. Świadczyły o tym kilkunastoletnie buki i jodły, które, zwłaszcza w dolinach rzek i innych kotlinach, tak zwanych mrozowiskach, wymarzły doszczętnie. Ocalały częściowo lasy na szczytach gór. Z drzew owocowych pozostały jedynie szczątki, i to wyłącznie w miejscowościach położonych wyżej. Najbardziej ucierpiała flora i fauna bieszczadzka w dolinie Sanu i Solinki. (…) Po dzień dzisiejszy stare kilkusetletnie drzewa, których część przetrwała na wzgórzach, noszą ślady tej katastrofalnej zimy. (…) Znajdowaliśmy niejednokrotnie w lasach zamarznięte przytulone do siebie sarny lub jelenie. Mrozy owej pamiętnej zimy sięgały do czterdziestu stopni, a co najgorsze, trwały od końca grudnia do końca marca, czyli trzy miesiące83.

Na terenie Bieszczadów znaleźć można było mnóstwo uroczysk84; na samej górze Jawor było ich kilka: Koszary, Głębokie, Zaobszar, Łazy, Księża Jama, Hyriawka, Kerniczne, Przypor, Petra Potok, Załążek, a także sam szczyt góry, czyli Patryja85. Z punktu widzenia geograficznego, ale też administracyjno-myśliwskiego ważny był również podział na obwody łowieckie. Początek XX wieku to czasy, gdy

81 Tamże, s. 10. 82 Można go określić jako typowy klimat górski, którego jedyną zaletą było to, iż nawet podczas zimy na zboczach gór od strony południowej można było się solidnie wygrzać w promieniach słońca (tamże, s. 543). 83 Tamże, s. 183. 84 Uroczysko to jakaś część lasu (czasami także pola lub łąki), która posiadała znaczenie orientacyjne i nie miała jasno określonych granic. Najczęściej było to miejsce związane z jakimiś ważnymi wydarzeniami historycznymi lub legendarnymi, legendą lub kurhanem czy posiadające specyficzne cechy przyrodnicze. Czasami wchodzi ono w skład rezerwatu przyrody. Potocznie oznacza jakieś odludne i tajemnicze miejsce, nierzadko niebezpieczne i mogące rzucać „uroki” na ludzi (https://pl.wikipedia.org/wiki/Uroczysko, [dostęp: 28.03.2016]). 85 Patryją nazywano na terenie Bieszczadów wierzchołek góry, na której umiejscowiona była wieża triangulacyjna, czyli geodezyjna. Właśnie taki punkt sieci triangulacyjnej znajdował się na górze Jawor nad Łęgiem (J. Pawłusiewicz, dz. cyt., s. 17 [przypis redakcji]). 89

Bieszczady obfitowały w tereny myśliwskie i dawały możliwość swobodnego polowania na rozległych obszarach na skutek tego, że każda wieś stanowiła taki oddzielny łowiecki obwód na swoich gruntach i lasach. Można je było dzierżawić w drodze licytacji w starostwie, od Żydów lub prywatnych właścicieli86. Analogicznie rzecz się miała z „użyczaniem” odcinków Sanu dla rybaków87. Wagę tej najważniejszej bieszczadzkiej rzeki podkreśla sam Pawłusiewicz:

San był rzeką bodaj najbardziej rybną w Europie. W licznych jego dopływach, górskich potokach, a przede wszystkim w Solince, niewiele mniejszej od Sanu, roiło się od pstrągów, brzan, jelców, świnek i innych ryb. Pospolity był też w Sanie i Solince łosoś i węgorz, miętus i szczupak88.

Przytoczony fragment sugeruje także, że ryby stanowiły bardzo ważne źródło pożywienia dla mieszkańców omawianych terenów (ze względu na walory smakowe i odżywcze). W ówczesnych czasach doliny bieszczadzkich rzek były najgęściej zaludnionymi obszarami, dlatego też sporo osób zajmowało się rybołówstwem (były to zarówno dzieci, jak i osoby starsze, a nawet kobiety) – mimo to ryb nigdy nie brakowało89. Łowiono je na wiele sposobów, nawet rękoma. Sama rzeka San stanowiła ważny element krajobrazu, gdyż, jak zaznacza pamiętnikarz, jej szmer działał kojąco dla zmysłów i z powodzeniem kołysał do snu, szczególnie w niespokojnych latach wojennych. Pomagał też uspokoić myśli i rozstrzygać zawiłe i trudne kwestie stawiane ludziom przez życie. Kolejne stronice autobiografii przynoszą niezwykle działające na wyobraźnię opisy lata 1914 roku – bieszczadzkiego lata poprzedzającego wybuch I wojny światowej, pięknego, bardzo urodzajnego i upalnego:

Ostatnie blaski zachodzącego słońca oświecały krajobraz Łęgu, nużący żar upalnego lata już minął. Góry oblane łagodnym światłem, tu i ówdzie przysłonięte cieniem rzucanym przez zwiewne obłoki, wyglądały pięknie w szacie zieleni. Słońce jak ogromna kula ognista zachodziło nad Żbyrem, rzucając swe ostatnie

86 Zdarzało się i tak, że polowano indywidualnie lub zbiorowo na dzierżawie sąsiada po uprzednim zawiadomieniu go o tym. Nie dochodziło jednak nigdy do żadnych nieporozumień na tym tle; w terenie poruszano się bardzo swobodnie. Ważne było to, że upolowane zwierzę stanowiło niekwestionowaną własność myśliwego, który je zastrzelił, mógł więc nim bez ograniczeń dysponować i handlować, przy czym nie sprzedawano nigdy mięsa, a jedynie skóry zwierząt futerkowych, np. kuny (wartą w latach 20. około 300 złotych), wydry czy lisa (tamże, s. 28–29). 87 Widać w tym miejscu od razu, czym zajmowano się na co dzień w Bieszczadach w pierwszej połowie XX wieku. 88 J. Pawłusiewicz, dz. cyt., s. 41`. 89 Niestety, budowa zapory wodnej w Solinie i wzmożony ruch turystyczny spowodowały, że stan ryb w Sanie i Solince oraz ich dopływach drastycznie się zmniejszył. 90 promienie na Tarnowe i Zadział, gdzie połyskiwały dachy zabudowań Paprockich. Lenkiewiczów i Gąsiorowskich90.

I dalej:

Słońce schowało się już za Żbyrem, rzuciwszy ostatnie promienie na zabudowania Dańka. Wieczorni śpiewacy leśni, kosy, drozdy i wilgi, rozpoczęli swój piękny chór, aby po chwili ucichnąć i ułożyć się do snu. Na żyznych polach Tarnowego gęsto odezwały się przepiórki, na Wielkiej Łące rozpoczęły swój uparty śpiew chruściele – one umilkną dopiero w godzinę lub dwie po wschodzie słońca – będą więc grały całą noc. W rowach przydrożnych i na podmokłych łąkach przeciętych potokiem Hryniowy, który wypływał spod Kulbaki, ozwał się chór żabi, puszczyk swym histerycznym śmiechem wtórował mu ze Skały Solińskiej, jakby chciał szydzić z cichego kumkania pojedynczych żabek. Zapadał letni, cichy zmierzch nad Bieszczadami (…)91.

W ten barwny obraz bieszczadzkiego krajobrazu i niespotykanej nigdzie indziej dzikiej przyrody wpisuje się idealnie jeden z przykładów „wysokiej kultury europejskiej”92, czyli pałacyk w Sokolem, należący do Alfreda Roińskiego. Wybudowany w ustronnym, zacisznym i bezludnym miejscu, w żaden sposób nie zaburzył piękna otaczającego go środowiska naturalnego, wręcz w pełni się w nie wkomponował dzięki bliskości Sanu, otoczeniu przez dębowy park i zasadzeniu obok budynku sadu owocowego, dającego wspaniałe plony. Niejako przy okazji czytelnik może dowiedzieć się także o charakterystycznej cesze letnich burz (jedną z nich autor opisuje) w Bieszczadach, jaką jest ich gwałtowność. Pawłusiewicz przywołuje również zimę 1917 roku i relację z podróży swojej i swojego brata Leszka ze szkoły we Lwowie do domu w Łęgu z okazji Bożego Narodzenia. Odbywa się ona najpierw pociągiem (przez Sambor i Chyrów do Ustianowej), a następnie saneczkami ciągniętymi przez dwa hucułki przez górę Żuków, Łobozew, górę Jawor, Solinę – gdzie po pokrytym lodem Sanie ślizgają się na łyżwach lub obcasach z podkówkami dzieci, Tarnowe, Roztokę, Wielką Łąkę do rodzinnego Łęgu. Tutaj zimowy bieszczadzki krajobraz zostaje wpisany w relację z wigilijnego polowania:

Najpiękniejszą książką myśliwską i najdroższą łowieckiemu sercu jest biały kobierzec śniegu, na którym dziki zwierz tajemniczym pismem swych tropów opowiada dzieje zimowej kniei bieszczadzkiej. Do takiej to właśnie kniei na wigilijne polowanie podążamy przez Pasieki, Berdko do Iwańcza93.

90 J. Pawłusiewicz, dz. cyt., s. 63. 91 Tamże, s. 66. 92 Tamże, s. 88. 93 Tamże, s. 94. Co ciekawe, relacje z polowań i opisy krajobrazu oraz przyrody dają możliwość zapoznania się z regionalnymi nazwami poszczególnych przysiółków, gór i pagórków. 91

Zamiłowanie do myślistwa pozwala też szkicowo przedstawić obraz jesieni w Bieszczadach (roku 1918), a konkretnie miesiąca listopada. Nie jest to jednak obraz radosny, a przepełniony smutkiem, przygnębieniem i niepewnością kolejnego dnia – piękna zazwyczaj bieszczadzka jesień swoją aurą odzwierciedlała nastroje ludności tubylczej94. Józef Pawłusiewicz często podkreśla tajemniczość Bieszczadów, ich swojskość, pierwotność, dzikość i naturalność, które to cechy od niepamiętnych czasów rozwijały się na tym terenie ze względu na odległość od „cywilizowanego” życia miast zachodniej i centralnej Polski. W trakcie przerzutu grupy emigrantów przez granicę (w latach okupacyjnych), podczas rozmowy, tak charakteryzuje swoją „małą ojczyznę”:

Pani jako mieszczuchowi niemającemu bezpośredniego kontaktu z żywą przyrodą wydawało się, że życie tutaj płynie – jak się pani wyraziła – sennym nurtem. A jest zgoła inaczej. Nurt życia jest tu wartki, tym silniejszy, że nieskażony jeszcze – w tym stopniu, co na przykład w Polsce centralnej – cywilizacją człowieka. Tu zaobserwować można zjawiska wiecznie trwającej, na śmierć i życie, walki o byt, tudzież potężnych zrywów miłości, również wiecznie trwającej w przyrodzie95.

Bieszczady stanowiły mieszaninę romantyzmu i prozy życia, które w tym zakątku naszego kraju toczyło się z pewnością całkowicie innym rytmem niż na pozostałych ziemiach, aczkolwiek przepełnione było nierzadko strachem, niepewnością i niestałością. Sama ludność miejscowa często nie wiedziała, co też może się wydarzyć kolejnego dnia i z czym przyjdzie jej się zmierzyć, aby przetrwać kolejne tygodnie, miesiące i lata. Warunki klimatyczne i krajobrazowe nierzadko zaskakiwały i powodowały, że mieszkańcy Bieszczadów musieli wykazywać się dużym hartem ducha, kreatywnością, pomysłowością i zapałem. Nie ułatwiał im tego prymitywny charakter życia codziennego, pozbawionego cennych zdobyczy cywilizacyjnych rozpowszechnionych już w innych częściach Polski. Niezaprzeczalnie jednak egzystencja taka miała w sobie mnóstwo uroku, dawała ukojenie oraz pozwalała cieszyć się ciszą i spokojem. Miały też Bieszczady chwile, kiedy ich krajobraz nie zachwycał swoim pięknem, a wręcz straszył i odpychał. Jednym z takich momentów była wiosna 1941 roku:

Wreszcie nadeszła wiosna 1941 roku. Wiosna obfitująca w tak ogromne opady deszczu, jakich najstarsi ludzie w Bieszczadach nie pamiętali. Na skutek długotrwałych opadów ziemia rozmokła do tego stopnia,

94 Dodatkowo panuje wtedy na opisywanych terenach ostra epidemia grypy, tzw. hiszpanki, która nierzadko kończyła się dla chorego śmiercią. Jedynymi lekarstwami były wtedy aspiryna i chinina. 95 J. Pawłusiewicz, dz. cyt., s. 266–267. 92

że strome zbocza brzegów Sanu, porośnięte lasami, obsunęły się wraz z korzeniami drzew, tworząc niemiłe oku wyrwy w lasach. Wyglądało to jak olbrzymie liszaje, które uszkodziły skórę na ciele ludzkim. Obdarły ją i poszarpały, odsłaniając ropiejące rany. Rozpłakały się Bieszczady jak rzadko kiedy. Nawet maj – król roku, książę miesięcy – nie rozkwitał swą młodzieńczością, wydawał się ponury i ospały. Dopiero w ostatnich dniach, w trzeciej dekadzie, zabłysnął słońcem, które z pośpiechem osuszało ziemię, jakby chciało nadrobić zaległości96.

Można odnieść wrażenie, że przyroda znowu swoim wyglądem odzwierciedlała nastroje tubylców, szczególnie Polaków, którzy byli „bombardowani” wiadomościami o licznych zwycięstwach wojsk okupanta. Były to informacje mocno przytłaczające, brakowało w nich pokrzepienia i optymizmu, co też potwierdzał kapryśny bieszczadzki klimat. Pogłębiało się to wraz z nadejściem kolejnych pór roku:

Minęło lato 1941 roku i nadeszła wczesna sroga zima. San stanął w okowach lodowych. Głęboki śnieg okrył Bieszczady białym całunem97.

Miał jednak klimat bieszczadzki również swoje zalety, w tym także takie związane bezpośrednio z życiem codziennym i jego warunkami. Autor i jego brat zwracają mianowicie uwagę na fakt, iż ziemia w Łęgu i okolicach była nieco piaszczysta (żytnio-ziemniaczana), dzięki czemu rodziła smaczne ziemniaki. Specyficzny był też mikroklimat opisywanych terenów – duże nasłonecznienie i ochrona przed wiatrem powodowały, że rośliny wegetowały lepiej od tych, które rosły na polach zacienionych i „skazanych” na chłodne wiatry98. Krajobraz Bieszczadów miał także wpływ na działania partyzanckie w trakcie walk polsko-ukraińskich, kiedy to: wszędzie widać było łuny pożarów. W otaczającej pięknej przyrodzie czaiła się śmierć99.

Ukrywającym się w lasach Polakom przychodziła z pomocą właśnie dzikość przyrody. Schronienie dawały im gęsto podszyte i zalesione góry, jak np. Jawor, które poprzecinane były najczęściej głębokimi jarami prawie niemożliwymi do przebycia przez człowieka. Te „dżungle” bieszczadzkie, jak nazywa je pamiętnikarz100, stanowiły swoistą barierę, przez którą ciężko było się przedzierać wrogim oddziałom, nieznającym zbyt dobrze okolicy.

96 Tamże, s. 331–332. 97 Tamże, s. 343. 98 Tamże, s. 393. Warunki takie miały duży wpływ na życie miejscowej ludności, ponieważ dzięki nim nie cierpiała ona tak wielkiego głodu jak mieszkańcy innych terenów w Bieszczadach i nie tylko. 99 Tamże, s. 447. 100 Tamże, s. 481. 93

Z krajobrazem Bieszczadów ściśle wiąże się również wątek bogactwa zwierzyny, która zamieszkiwała opisywane tereny. Pamiętnikarz przywołuje na kartach książki m.in. różne gatunki dzięciołów101, jarząbki, puchacze (które uważano za ozdobę bieszczadzkiej fauny i jednego z najważniejszych ptaków zaraz po orle), przepiórki (pospolite w tamtych czasach, potem już prawie nieistniejące w Bieszczadach), słonki, pliszki (które występowały na tym obszarze w dwóch gatunkach102), zające, lisy, dziki, rysie („tygrysy” borów bieszczadzkich), sarny i jelenie (chlubę bieszczadzkich lasów) oraz mnogość gatunków ryb (które wymienione zostały przy opisie rzeki San). W kontekście wiary w różnego rodzaju czary i gusła pojawia się również niejadowity wąż Eskulapa, w Polsce występujący tylko w Bieszczadach i objęty ochroną103. Niemniej jednak najwięcej miejsca Pawłusiewicz poświęcił w swojej publikacji zwierzęciu domowemu – psu, a konkretnie ogarom, które hodowane były przez lata w jego rodzinie:

Za mojej młodości każdy myśliwy bieszczadzki posiadał psa tej rasy. W czasie okupacji i później, po wysiedleniu ludności z Bieszczadów, pogłowie ogarów spadło prawie do zera. Zachowały się jedynie rzadkie pojedyncze okazy – więcej było ich w okolicach Zakopanego i na Słowacji. Udało mi się jednak uratować hodowane przez nas psy. Rozmnożyłem je znacznie i stale prowadzę u siebie niewielką ich hodowlę. I oto dziś wśród myśliwych bieszczadzkich i na rozległym Podkarpaciu ogary polskie stają się coraz bardziej popularne104.

Pamiętnikarz oddał nieocenione zasługi w hodowli psów i to w skali całego kraju. Specyficzność Bieszczadów XX wieku przejawiała się również w słownictwie regionalnym i gwarze tych okolic. Choć nie jest to szczególnie rozbudowana część wspomnień, w toku opowiadania można „wyłapać” kilka charakterystycznych wyrazów i zwrotów, którymi posługiwali się mieszkańcy ziemi bieszczadzkiej. Czasami były to

101 Tamże, s. 18–19. 102 Autor opisuje obydwa gatunki tego ptaka na stronie 159 swojej autobiografii (tamże). 103 Głębię mądrości ukrytą w bieszczadzkiej (i nie tylko) florze, a w związku z tym bogactwo wierzeń i wiedzy naszych przodków ukazuje w swoim artykule pt. Symbolika wybranych zwierząt Bieszczad Agnieszka Bywalec (A. Bywalec, Symbolika wybranych zwierząt Bieszczad [w:] Bieszczady. Natura – Kultura, red. H. Kosętka, R. Gadamska-Serafin, J. Mazur-Fedak, Sanok 2011, s. 127–138). Autorka, czerpiąc ze starożytnych mitologii, przekazów biblijnych i działalności pisarskiej różnych uczonych, opisuje trzy najbardziej charakterystyczne gatunki zwierzyny Bieszczadów – węża Eskulapa, puchacza i rysia – zaznaczając, że stanowią one pewnego rodzaju bieszczadzkie symbole i są ważnym elementem nie tylko przyrody, ale też i kultury. 104 J. Pawłusiewicz, dz. cyt., s. 40. Pamiętnikarz poświęca tym psom cały podrozdział swojej książki – ich utrzymaniu, nieocenionej roli w trakcie polowań, charakterowi i szczegółowemu wyglądowi. Odwołuje się także do znanych pozycji literatury, w których występowały ogary, a mianowicie Pana Tadeusza Adama Mickiewicza i Popiołów Stefana Żeromskiego (tamże, s. 36–40). 94 też określenia używane tylko i wyłącznie w rodzinie Pawłusiewiczów i wśród ich znajomych, niemniej jednak warte są one przytoczenia105: 1. „pypka” – tak nazywano smoczek, przez który dziecko piło mleko; w kręgu rodziny i znajomych Pypą nazywany był przyjaciel domu autora, Marceli Tomaszewski, który odznaczał się dużym pociągiem do alkoholu (czyli potocznie – do butelki); 2. „cudzesy” – papierosy „zdobyte” w ramach poczęstunku przez inną osobę; 3. „gościniec cesarski” – gładka, w dobrym stanie szosa (w tym wypadku prowadząca do Ustrzyk); 4. „siczowcy” – policjanci ukraińscy; 5. „gazdynia” – określenie pochodzące z gwary bojkowskiej i oznaczające gospodynię; 6. „za pazuchą” – pod koszulą; wyrażenie często używane w Bieszczadach; 7. „załubnie” – saneczki; 8. „motuzek” – sznurek (do podpasywania się); 9. „durakiw nie sieją i nie sadzą – oni sami się rodzą” – przysłowie bojkowskie. Obraz Bieszczadów, jak już zostało wspomniane w pierwszym rozdziale pracy, to jednak nie tylko krajobraz. To również ludzie, którzy tworzyli historię tych terenów oraz właśnie sama ta historia, czasami przejawiająca się w wydarzeniach radosnych, częściej jednak – szczególnie w pierwszej połowie XX wieku – w smutnych i tragicznych, pełnych cierpienia, niedoli ludzkiej i łez. Dlatego też tak ważne jest, aby uzupełnić relację o dwudziestowiecznych Bieszczadach o informacje dotyczące historii, ludzi i ich życia codziennego wyłaniające się z autobiografii Józefa Pawłusiewicza. Na co dzień mieszkańcy Bieszczadów zajmowali się rolnictwem, hodowlą (przydomową, obejmującą najczęściej drób, trzodę chlewną, krowy i konie), pszczelarstwem, rybołówstwem oraz myślistwem. Pokarmu dostarczała mieszkańcom, szczególnie w cięższych czasach, bieszczadzka przyroda, dzięki której mogli jeść ryby, dziczyznę, grzyby, płody roślinne, a także, dzięki odpowiednim warunkom klimatycznym, płody rolne. W rodzinie pamiętnikarza pito dwa razy dziennie kawę ze śmietanką, którą przygotowywała stara ciotka - sama nazywała ją kawą „mickiewiczowską”. Do niej podawano wypiekane rogaliki lub domowy razowy chlebek żytni posmarowany masłem. Częstym posiłkiem były ziemniaki z podśmietaniem. Gości częstowano nalewką, zwaną ratafią, i przekąskami w formie marynowanych węgorzy i pstrągów.

105 Słownictwo typowo gwarowe przytaczane jest przeze mnie w kolejnych akapitach, dotyczących konkretnych aspektów życia codziennego, jak np. jedzenie, wygląd chaty, „moda”. 95

Herbatę robiono w tak popularnych niegdyś samowarach. Na specjalne okazje matka autora przygotowywała dziczyznę (np. comber sarni) z gotowanymi ziemniakami i sosem doprawionym odpowiednimi przyprawami i śmietaną. Dziczyzna w ogóle była jednym z najważniejszych źródeł pożywienia, toteż mięsa nigdy nie sprzedawano, tylko przerabiano je na wędliny. Boczki i szynki marynowano, z reszty zaś robiono kiełbasy lub rozdawano mięso sąsiadom oraz uczestniczącym w polowaniu myśliwym. Na śniadanie jadano smażone ryby, jajecznicę, masło i wypiekany w domu chleb razowy. Najbardziej ubogo pod względem zaopatrzenia w żywność było w okresie okupacji, kiedy to, z racji przymusu oddawania kontyngentów na wojsko, nie starczało chleba ani ziemniaków, a za zabicie na własne potrzeby wieprza groziła kara śmierci. Jedynym ratunkiem w tych okrutnych czasach była hodowla krów, które dawały mleko. Na podstawowe pożywienie u Bojków106 składały się ziemniaki, nabiał, kapusta, chleb i placki z owsa, czyli oszczipki, podawane z masłem i twarogiem. Dodatkowo suszono duże ilości ryb, owoców i grzybów (w beczkach kiszono rydze). W zimie, a zwłaszcza w trakcie postów, z owoców przygotowywano kompot (juszkę) i popijano nim ziemniaki, które stanowiły podstawę dla wielu potraw. Przygotowywano je na wiele sposobów: gotowano, pieczono, tarto na placki, na , i na pierogi, w tym na pierogi pieczone w piecu piekarskim, tzw. stulniki, które jedzono z masłem i popijano wspominanym już podśmietaniem (była to charakterystyczna potrawa bieszczadzkich chłopów). Gości częstowano mlekiem, świeżym domowym razowym chlebem oraz bryndzą. Zdarzało się również, że podawano podpłomyki z razowej mąki pszennej, jednak była ona rzadko spotykana nawet u rolników bardziej zamożnych. Najważniejszym posiłkiem dla Bojków było śniadanie, czyli obid, spożywane około godziny ósmej rano. Składało się ono z kilku potraw. Pozostałości śniadania przechowywano na połudenok, tj. posiłek południowy, jedzony w granicach godziny drugiej po południu. Wieczorem była jeszcze kolacja (weczeria), którą stanowiła zazwyczaj zupa. W trakcie adwentu i Wielkiego Postu ściśle poszczono, nie spożywano nawet mleka i jaj. Za podstawę pożywienia służyły wtedy ziemniaki z kapustą, często surową, dla której omastą był olej lniany, konopny, słonecznikowy lub z bukwy. Jedzono także placki owsiane i chleb z czosnkiem i ukiszonymi rydzami. Olej wytłaczano samodzielnie, a makuchy, czyli produkty uboczne jego tłoczenia,

106 Czyli ludności pochodzenia rusińskiego (ukraińskiego), która zamieszkiwała pospołu z Polakami opisywane tereny (por. rozdział pierwszy niniejszej pracy – podrozdział Mieszkańcy Bieszczadów. Etnografia). 96 przeznaczano na karmę dla trzody chlewnej i krów. Ulubionym postnym dodatkiem do pieczonych lub gotowanych w łupinach ziemniaków była surowa kapusta z olejem i cebulką. Spożywano również postne bób, fasolę i groch, przy czym czasami również kraszono je lekko olejem smażonym z cebulką. Bojkowie palili fajki, zwane przez nich zapiekankami. Były one wypalane z gliny i można je było nabyć dosłownie za grosze na odpustach i w miastach. Potrzebne do nich cybuszki wyrabiano samodzielnie z drewna czeremchowego (kuciapki) lub z kruszyny (smerdziaczki). Fajki robiono także z drewna gruszowego. Papierosy palili paribki – kawalerowie. Zmieniali je na fajki po zawarciu związku małżeńskiego. Wstawano wcześnie rano, równo z pianiem kogutów. Mężczyźni szli do pracy – karmili bydło i konie i rozpoczynali omłot cepami, kobiety natomiast rozniecały ogień w piecu lub pod kuchnią albo też przędły włókno na płótno i sukno. Gospodyni nastawiała również obiad. Wieczorami wszystkie kobiety z sąsiedztwa schodziły się na tzw. weczernicię i każda przędła sama dla siebie do późnych godzin nocnych. Latem wstawano o świcie i wypędzano bydło i konie na pastwiska. Kiedy zwierzęta się napasły, wracano na śniadanie, po czym wychodzono w pole do pracy. Siłę pociągową stanowiły woły, gdyż koni było niezwykle mało. Źródłem dużego dochodu było wypasanie wolców i jałówek. Każdego roku odbywały się spędy bydła rzeźnego – 19 sierpnia w Lutowiskach, 30 sierpnia w Baligrodzie. Przyjeżdżali na nie kupcy z Węgier i Czech, gdyż bydło pochodzenia polskiego było bardzo cenione i poszukiwane. Chętnie kupowano także podobne do hucułów koniki specjalnej rasy bieszczadzkiej, które sprawdzały się w ciężkich górskich warunkach. Uprawa roli była na bardzo prymitywnym poziomie. Wszelkie prace wykonywano rękoma. Kosami koszono siano i owies, sierpem zaś żęto żyto i pszenicę. Ziemniaki i pozostałe rośliny okopowe obrządzano motyką107. Dopiero po jakimś czasie zaczęły pojawiać się różnego rodzaju maszyny ułatwiające pracę w polu i odciążające rolników, m.in. młocarnie ręczne i kieratowe, kopaczki, kultywatory i żelazne brony. Powszechny był tzw. głód ziemi, gdyż gospodarstwa zazwyczaj były silnie rozdrobnione, a chłop czuł silne przywiązanie do ziemi. Dlatego też zaczęto masowo wyjeżdżać do Ameryki, gdzie zarabiano dolary potrzebne do zakupu ziemi po powrocie do kraju ojczystego.

107 Autor wskazuje, że zakupione przez jego ojca, pierwsze w Łęgu, kopaczka do ziemniaków i młocarnia kieratowa wywołały wśród sąsiadów nie lada sensację. 97

Osobną kwestią jest z kolei ówczesna bieszczadzka „moda”. Mężczyźni (Bojkowie) często nosili długie włosy, które nad karkiem równo przycinali. Ich strój stanowiła długa lniana lub konopna, sięgająca nad kolana i przepasana szerokim pasem zapinanym na trzy sprzączki (szytym z podwójnej skóry i posiadającym kieszonki na drobne pieniążki oraz hubkę i krzesiwo) koszula. Wypuszczali ją oni na spodnie, a pod szyją spinali za pomocą okrągłej spinki z lusterkiem o średnicy mniej więcej trzech centymetrów. Nosili spodnie bądź to z takiego samego jak koszula płótna, bądź, w zimie, z sukna. Uzupełnieniem garderoby była samodziałowa kamizelka – na chłody wystarczał łejbyk lub sirak, w wypadku ciężkich mrozów krótki kożuch barani sięgający pasa. Na głowę zakładano kapelusz ze słomy wykonany samodzielnie, w zimie zaś baranią czapkę. Kobiety również nosiły na co dzień lniane koszule, takie same jak mężczyźni. W święta ubierały się natomiast w koszule z cienkiego płótna kartanowego, kupowanego w miastach. Koszule kobiece haftowane były w różnorakie wzory na piersiach i ramionach oraz zapinane pod szyją na guziczki. Do tego zakładano spódnicę – latem lnianą, zimą z sukna samodziałowego, znacznie jednak cieńszego niż to przeznaczone na męskie siraki czy łejbyki. Do przepasania służyła krajka, czyli taśma szeroka na pięć centymetrów w różnych kolorach. Okręcano się nią nawet dwa, trzy razy. Na koszule kobiety nakładały gorsety – rodzaj kamizelki ozdabiany różnymi „świecidełkami”. Na głowie zaś nosiły różnobarwne chusty, przy czym panny wiązały je pod brodą, mężatki zaś na karku. Dodatkowo te drugie upinały włosy na kształt kwadratu w tyle głowy za pomocą chomiwki, zrobionej z drutu i mającej cztery boki klamry – ramki, na którą nawijały włosy. Zarówno kobiety, jak i mężczyźni nosili chodaki wykonane z grubej, wytrzymałej skóry. Podobne one były do zakopiańskich kierpców i obszywane skórzanymi paseczkami. Na nogach trzymały się dzięki wołokom, czyli dość grubym sznurkom plecionym z przędzy wełnianej, które zawiązywano powyżej kostek. Mężczyźni owijali je wokół spodni, kobiety na wełniane rajstopy własnego wykonania108. W takich strojach ludność bojkowska udawała się na doroczny odpust (prazdnik) do Zawozu i Studennego. Odbywał się on na świętego Mychajła, czyli jesienią.

108 Według Józefa Pawłusiewicza strój Bojków do roku 1914 nie uległ praktycznie żadnym zmianom. Jedynymi osobami, które na krótki okres czasu z niego rezygnowały byli emigranci powracający z Ameryki. Przywozili oni bowiem ze sobą ubrania modne w Europie, które jednak po zniszczeniu „wymieniali” na ubiór tradycyjny, do którego byli bardzo przywiązani (J. Pawłusiewicz, dz. cyt., s. 52). Informacje opisane przez pamiętnikarza potwierdzają zgromadzone przeze mnie w pierwszym rozdziale pracy wiadomości na temat Bojków. 98

Uczęszczali na niego pospołu Rusini i Polacy. W trakcie tych odpustów można było nabyć różnego rodzaju towary. W Łęgu i okolicznych wsiach tylko z rzadka występowały chaty bez kominów, czyli kurne, znakomitą większość zaś stanowiły one na bardziej górzystych terenach Bieszczadów, czyli w kierunku południowym od miejsca zamieszkania pamiętnikarza. W narzeczu ruskim chatę nazywano chyżą. Składała się ona zazwyczaj z jednej dużej izby, znacznie rzadziej i tylko u bogatszych gospodarzy obok niej znajdowała się druga, mniejsza, zwana wankir. Izba mieszkalna umeblowana była dużym stołem (znajdującym się zazwyczaj w jej rogu, którego blat oparty był nie na nogach, lecz na skrzyni z niskimi nóżkami), skrzynią, w której gospodyni przechowywała jedzenie przeznaczone na konkretny dzień oraz dwoma ławami umocowanymi na stałe pod ścianami (czasami dostawiano do stołu mniejsze ławki; nie używano taboretów i krzeseł). Na ścianach wisiały „święte” obrazy, czasami także portret cesarza austriackiego z rodziną. W tej samej izbie znajdowały się również drewniane łóżka, w ilości potrzebnej do zaspokojenia potrzeb rodziny. We wspominanym małym alkierzyku spali rodzice. Główną część domu zajmował jednak piec piekarski109 z kuchnią, na którym w zimie sypiały małe dzieci i starcy. Obok pieca umocowana była szeroka ława – przypiecek, a po rusku prypiczok – która także mogła służyć za miejsce do spania. Chyża posiadała tylko jedne główne drzwi (ryglowane mocną zasuwą z bukowego drewna), przez które wchodziło się do sieni podzielonej na dwie części. Jedną był przedsionek, prowadzący przez troje „drzwi” kolejno do izby mieszkalnej, stajni i spiżarni (korczory). Ponieważ w każdym gospodarstwie trzymano żarna (w roli podręcznego młynka), pomimo tego, iż w każdej wiosce istniał prymitywny młyn wodny, miejscem ich przechowywania była również sień. Między Bożym Narodzeniem a Wielkanocą w izbie ustawiano warsztat tkacki, na którym przez całą zimę „produkowano” z lnianej i konopnej przędzy płótno na spodnie, koszule i bieliznę pościelową, a z przędzy wełnianej – na łejbyki, zimowe spodnie i kamizelki oraz siraki przybierające kształt peleryn. Płótno samodziałowe było niezwykle wręcz trwałe – ubrania z niego robione noszono przez długie lata.

109 Zdarzało się, że, aby zaoszczędzić na nafcie, ludzie zamiast lamp naftowych używali łuczyw – szczapek, które palili na skraju pieców piekarskich. W zależności od gatunku drewna w izbie było widno i przyjemnie (gdy palono smolaki, czyli polana sosnowe) lub wręcz odwrotnie (gdy używano jako łuczywa zwykłych trzasek, dających słabe światło i nieustannie przygasających) (J. Pawłusiewicz, dz. cyt., s. 433). 99

XX-wieczne Bieszczady nie były również wolne od wiary w różnego rodzaju gusła i zabobony. Jeden ze znajomych autora, myśliwy, był święcie przekonany, że jego strzelba jest zaczarowana (schidna) i przyciąga do siebie zwierzęta. W momencie, kiedy ktoś rzucał na broń uroki, oddawano ją do człowieka zajmującego się zamawianiem, który podobno przymuszał żmiję, aby przepełzła przez lufę strzelby, co ją „odczarowywało” i nadawało jej pożądane właściwości. Dużą popularnością cieszyli się różnego rodzaju znachorzy, którzy ponoć potrafili „zabajać” choroby, okurzali chorych dymem ze zbieranych własnoręcznie ziół o leczniczych właściwościach, lali roztopiony wosk na zimną wodę, a przy tym odmawiali przedziwne zaklęcia i specjalne modlitwy. Ludzie często korzystali z ich pomocy. Czarownicy nierzadko dla lepszego efektu hodowali węże Eskulapa, co czyniło specyficzny nastrój wśród pacjentów. Tego rodzaju praktykom sprzyjał analfabetyzm, brak opieki lekarskiej i pospolita ciemnota110. Pośród niektórych mieszkańców Bieszczadów przez długie lata panowała jeszcze wiara w takie przesądy, jak np. to, że każda krowa w oborze posiada swojego stróża w postaci łasiczki (tak jak każde dziecko ma swego anioła stróża). Dlatego też żaden rolnik nie robił krzywdy łasicom, łaskom i gronostajom – za ich zabicie czekała bowiem kara w postaci śmierci krowy. Nie wolno było także pożyczać ani sprzedawać mleka sąsiadom po zachodzie słońca, bo potem krowy doiłyby się krwią. Chleb przed pożyczeniem trzeba było koniecznie napocząć, odkrawając małą kromkę, a naczyń nie wolno było oddawać pustych. Pecha myśliwemu przynosił kot, który przeciął mu szlak, a wszystkim ludziom – kobieta z pustymi wiadrami przechodząca przez drogę111. Wierzono również, że w lasach znajdują się miejsca niedostępne dla ludzi, gdzie „coś” straszy i dzwoni łańcuchami. Jedną z wróżek-czarownic Józef Pawłusiewicz szczegółowo opisuje. Zwraca uwagę na to, że sam wygląd kobiety powodował, iż zyskiwało się pewność, że ma ona łączność z siłami nieczystymi i nadprzyrodzonymi. Wywoływała ona wśród ludzi zabobonny lęk swoimi zmierzwionymi włosami i przeszywającym spojrzeniem. Mówiono o niej, że ma do czynienia z diabłami i jest o wiele lepsza od lekarza w leczeniu wszystkich chorób. Bano się jej potwornie, gdyż potrafiła również odbierać mleko krowom, sprawiać, by doiły się krwią lub pozostały już na zawsze jałowe. Przez

110 Wierzono na przykład, że wpływ na wynik leczenia miała waluta, w której płacono czarownikowi, stąd też często za środek płatniczy służyły dolary. Ponadto znachorzy potrafili wmówić prostym ludziom, że potrafią uleczyć nawet takie choroby, jak padaczka (J. Pawłusiewicz, dz. cyt., s. 59). 111 Dlatego też nawet obecnie w Bieszczadach kobieta niosąca puste wiadra poczeka na skraju drogi, żeby ją minąć. Nie wszystkie więc przesądy uległy całkowitemu zapomnieniu. 100 jej czary śmietany nie można było ubić na masło, kury nie znosiły jaj, a ponoć i chmury dawały jej sobą kierować. Hodowała też kilka padalców, zaskrońców i dwa wielkie węże Eskulapa. Zajmowała się także wróżeniem za pomocą roztopionego pszczelego wosku i kart112. Paradoksalnie, ważnym aspektem życia wiejskiego była i religia. Ponieważ Bieszczady zamieszkiwane były przez ludność polską i ruską, część mieszkańców uczęszczała do cerkwi, a część do kościoła (wizyty w tych świątyniach przybrały na sile tuż przed przeczuwanym wybuchem wojny polsko-ukraińskiej, a i odpusty wtedy cieszyły się większą liczbą wiernych). Nierzadko zdarzało się, że najwyższym autorytetem we wsi stawał się ksiądz113. Z tego też względu dużą rolę odgrywała w wiejskim życiu tradycja świąt Bożego Narodzenia i Wielkanocy. Józef Pawłusiewicz przywołuje w tym kontekście rok 1915, kiedy to Wielkanoc obchodzono niezwykle ubogo i w smutnym nastroju. Zabrakło jajek nie tylko na tradycyjne pisanki, ale nawet do święcenia i sosu tatarskiego. Sytuację taką spowodował fakt, iż Czerkiesi służący w wojsku rosyjskim, niejedzący w ogóle mięsa wieprzowego, „polowali” zawzięcie na drób. Święta Bożego Narodzenia udało się jednak zorganizować z zachowaniem wszelkiej tradycji. Stół prezentował się niezwykle bogato. Pojawiły się na nim ryby pod różnymi postaciami, barszcz i nadziewane grzybami, rozmaite rodzaje pierogów, kutia z miodem i inne smakołyki. W rogu jadalni stanął snopek owsa, pod obrus włożono sianko, opłatek przywiózł ksiądz z Wołkowyi. Jedynym „mankamentem” była uboga choinka, na której zabrakło cukierków i innych świecidełek. Nie było też pod nią żadnych drobnych upominków od aniołka, ale cóż począć, skoro w czas wojny nawet i aniołki stały się bezradne. Bezradny pozostał również Święty Mikołaj, bo w tym roku w ogóle nie pokazał się w Łęgu – wieść głosiła że pełnił służbę wojskową114.

Ta żartobliwa uwaga ukazuje, jak bardzo w czasie wojny potrzebne było ludziom zachowanie tradycji i „normalności”. Bieda i działania wojenne dawały się wszystkim ogromnie we znaki.

112 J. Pawłusiewicz, dz. cyt., s. 291–297. Autor opisuje czarownicę oraz przykładowy przebieg wizyty u niej i metody „leczenia” (klientką wróżki jest w tym wypadku żona jednego ze znajomych pamiętnikarza). 113 Do księdza chłopi zwracali się „jegomościu”, jego małżonka była „imością”, córka panną, a syn panyczem. Dopiero lata 30. przyniosły pod tym względem zmiany, gdyż duchowni ukraińscy zabronili tych tytułów ze względu na ich polskie, a co za tym idzie szlacheckie brzmienie i kazali mówić do siebie otcze (tamże, s. 135). 114 Tamże, s. 85. 101

Rok 1920 przyniósł w tym względzie pewną odmianę. Wieczerza była uroczysta, poprzedzona tradycyjnym wigilijnym polowaniem. Warto przy tym zwrócić uwagę, że w łowach uczestniczyli także Ukraińcy, którzy święta obchodzili według kalendarza gregoriańskiego, z tego też powodu Polacy zapraszali ich chętnie na kolację wigilijną do siebie:

Zwyczaj wspólnego obchodzenia świąt praktykowany był w Bieszczadach przez długie lata. Nie wyrugowała go nawet pierwsza wojna polsko-ukraińska, która niewątpliwie wywarła niekorzystny wpływ na dotychczasowe zgodne współżycie Polaków z Ukraińcami, ale powoli to współżycie wracało do dawnych przyjaznych form. Dopiero w latach trzydziestych – o czym jeszcze będzie mowa – począł się zarysowywać wyraźny rozbrat, przeradzający się w zdecydowaną wrogość115.

Autor sygnalizuje w tym fragmencie przyszłą nienawiść polsko-ukraińską i nadejście krwawych lat 40. XX stulecia. Póki co jednak w towarzystwie panował uroczysty nastrój. Po powrocie do domu, oporządzeniu upolowanej zwierzyny i wyczyszczeniu broni wszyscy z apetytem zasiadali do stołu. Wieczerza przebiegała z zachowaniem wszystkich rodzinnych tradycji ze względu na fakt, iż było to pierwsze Boże Narodzenie po zakończeniu działań wojennych i odzyskaniu przez Polskę niepodległości. Zaśpiewano kolędy, po czym część rodziny udała się na pasterkę, a pamiętnikarz z trzema braćmi poszedł do przyjaciela rodziny w roli kolędnika, gdzie przyjęto ich niezwykle serdecznie i odpowiednio ugoszczono. Kolejnymi, znów jednakowoż smutnymi, świętami wspominanymi w autobiografii było Boże Narodzenie 1939 roku, tak bardzo odmienne od wszystkich poprzednich. Gościem rodziny stał się niechcący podoficer niemiecki, który jednak odmówił skorzystania z zaproszenia do wspólnej wieczerzy, tłumacząc się, że nie wolno mu go przyjąć. Po kolacji odśpiewano tradycyjną kolędę. W rogu jadalni znowu stała „biedna”, „goła” choinka pozbawiona świeczek, ozdóbek i słodyczy. I tak samo jak w 1915 roku nie zjawił się aniołek z prezentami. Pojawiły się za to łzy smutku i przygnębienia z powodu braku niektórych członków rodziny, o których losie nic nie było bliskim wiadomo. Życie codzienne mieszkańców Bieszczadów było również zorganizowane według powszechnie panujących „zwyczajów”. Autor i jego bracia sypiali na sianie w brogu lub stodole, gdzie mogli rozrabiać do woli i opowiadać sobie różne historie bez towarzystwa dorosłych. W porze letniej chętnie spożywano posiłki na zewnątrz pod rozłożystym drzewem. Tam też odbywały się „rozgrywki” szachowe ojca pamiętnikarza

115 Tamże, s. 142–143. 102 z sąsiadami lub grano w modnego wówczas preferansa. Głowa rodziny Pawłusiewiczów lubiła też w tym miejscu czytać książki lub gazety. Dzieci nie otrzymywały od swoich rodziców żadnych łakoci, nawet gdy ci wracali z dalekiej podróży. Zajmowały się one za to często pasieniem bydła, podczas którego chętnie nuciły różne rodzime piosenki. Ciekawą uwagą Józefa Pawłusiewicza jest z całą pewnością stwierdzenie, że Bieszczady słynęły z pięknych kobiet116. W owych czasach jednak kobiety były poddawane surowej opinii publicznej, stąd też pogardzaną przez społeczeństwo była np. panna z dzieckiem. Ważną kwestią była edukacja dzieci i młodzieży. W momencie zamknięcia wszystkich szkół w czasie pierwszej wojny światowej ojciec autora sprowadził do domu profesora gimnazjalnego, który zajął się prywatnym nauczaniem pociech Pawłusiewiczów i ich sąsiadów. Dopiero w 1916 roku szkoły zostały na powrót otwarte i dzieci mogły kontynuować naukę w normalny sposób, np. w gimnazjum we Lwowie. Pamiętnikarz musiał jednak przerwać naukę w 1918 roku (szkoły znów zamykano) i z ucznia przedzierzgnąć się w żołnierza. W czasie wojny nakazywano rolnikom świadczenia wojskowe i pod przymusem ściągano od nich kontyngenty płodów rolnych, paszy dla koni w dużej ilości, wyznaczano także dla armii podwody – forszpany. W Bieszczadach pojawiły się setki tysięcy grobów nieznanego żołnierza. Wielu żołnierzy ginęło przez bezmyślność swych dowódców, ewentualnie dostawało się do niewoli. Zdarzały się też przypadki, gdy oficerowie pomagali ludności bieszczadzkiej. Jednym z takich „dobrych duchów” był praporszczik z oddziału kwatermistrzowskiego armii rosyjskiej, który zapewnił rodzinie Pawłusiewiczów zapasy soli, cukru w kostkach, sucharów, herbaty, a nawet tytoniu. Samych walk rosyjsko-austriackich Łęg i okolice nie odczuły w znacznym stopniu, front bowiem przechodził obok nich. Po pierwszej wojnie światowej warunki życia ludności wsi bieszczadzkiej uległy, wbrew oczekiwaniom, znacznemu pogorszeniu. Wzrastała nędza. Zmniejszył się analfabetyzm, ale nie poprawiały warunki materialne. Gospodarstwa trzeba było rozdrabniać proporcjonalnie do przyrostu ludności. Rosła stopa bezrobocia, pracy szukali robotnicy (np. w przemyśle naftowym) i małorolni chłopi (m.in. w tartakach, w lesie lub wyjeżdżając za granicę). Z roku na rok szerzył się pośród nich coraz większy „ferment”. Spowodowało to, że władze powiatowe w 1932 roku postanowiły

116 „Potwierdza” to stwierdzenie jedna z piosenek nuconych przez pastuszków: „Hej, góry nasze góry, hej, góry i doliny, hej, najpiękniejsze w świecie są bieszczadzkie dziewczyny” (tamże, s. 527). 103 wprowadzić „święto pracy”, czyli przymus bezpłatnej pracy przy budowie dróg. Na skutek tej decyzji na terenie Bieszczadów wybuchło tzw. „powstanie leskie”117, brutalnie stłumione przez siły policji i wojska. Było to jednak jedno z ważniejszych wspólnych „wystąpień” chłopów polskich i ukraińskich przed całkowitym zniszczeniem dobrych stosunków. W tym miejscu konieczne jest przejście do jednej z najważniejszych kwestii bieszczadzkich, która składa się na obraz Bieszczadów XX wieku. Mianowicie chodzi o stosunki narodowościowe, okres II wojny światowej i czasy tuż po niej. Na początku ludzie narodowości ruskiej118 zamieszkujący opisywane tereny żyli w wielkiej przyjaźni z miejscowymi Polakami. Panowała ogólna sympatia i tolerancja, żyto w doskonałej symbiozie. Polacy władali narzeczem ukraińskim tak samo dobrze, jak swoim językiem ojczystym. Właścicielami majątków często bywali też Żydzi, z którymi relacje również układały się bardzo dobrze119. Polacy osiedlili się w okolicach mniej górzystych, z bardziej urodzajną ziemią, łagodniejszym klimatem i lepszą wegetacją roślin. Na obszarach wyższych i bardziej górskich zamieszkiwali Rusini. Nie spotykano się z żadnymi konfliktami na tle narodowościowym, Polacy często żenili się z Rusinkami i odwrotnie. Wesela takie, zgodne z utartym zwyczajem, mocno zakrapiano okowitą. Trwały one nawet po kilka dni. Język ruski był powszechnie używany, polski obowiązywał tylko w urzędach i we dworach. Stopień świadomości narodowej u obu społeczności był bardzo niski, o Polsce mówiło się tylko wśród Polaków z niegdysiejszych zaścianków szlacheckich. We wsiach, w których stały kościoły Polacy mówili między sobą po polsku, natomiast w tych, w których znajdowały się cerkwie greckokatolickie używali wyłącznie języka ruskiego. Następowała ścisła asymilacja ludności, co było skutkiem tego, iż szlachta zamiast kościołów budowała cerkwie. Zdarzało się więc, że chociaż dziadkowie danego chłopa byli Polakami, to on sam uważał się już za Rusina. Z takiego obrotu sprawy cieszyło się bardzo duchowieństwo greckokatolickie. Nikt się nie przejmował wynarodowieniem Polaków – rządowi austriackiemu taka sytuacja była nawet na rękę. Uroczystości cerkiewne odbywały się przy wspólnym udziale polskich i ruskich księży wraz z ich parafianami. Tak świętowano m.in. Jordan 19 stycznia. Po nabożeństwie wszyscy szli

117 O którym szerzej w pierwszym rozdziale niniejszej pracy, w podrozdziale Rys historyczny. Sam pamiętnikarz zna je tylko z opowiadań, ponieważ w tym czasie nie było go na terenie Bieszczadów. 118 Na początku XX wieku (do roku 1939) nie używano w ogóle terminu „Ukrainiec” tylko „Rusin”. 119 Z kolei właścicielem młyna wodnego w Łęgu był Czech kolonista nazwiskiem Indra (J. Pawłusiewicz, dz. cyt., s. 110). 104 bawić się do karczmy, gdzie Żyd już czekał z gorzałką, stanowiącą uniwersalne lekarstwo na wszelkie zmartwienia i choroby. Pito ją w ogromnych ilościach – na wszystkich uroczystościach rodzinnych, weselach i dożynkach. Pojono nią też rodzące matki, gdyż sprawiała (tak przynajmniej myślano), że nabierały sił, szybciej rodziły, a później rychlej wracały do zdrowia. Na Polaka i Rusina czekał również taki sam, nieciekawy zresztą, los żołnierza w armii austriackiej, do której pobór odbywał się rokrocznie w marcu. Służba trwała trzy lata, a żołnierzy wcielano do jednostek stacjonujących w różnych miastach monarchii austro-węgierskiej. O ile rekrut dostał się do jednostki wojskowej na terenie Galicji – nie cierpiał za bardzo, gdyż mógł się spokojnie porozumiewać z towarzyszami. Gorsza dola czekała na żołnierzy rzuconych w obce środowisko, nad którymi się pastwiono i znęcano z powodu ich odmienności. Bici i poniżani, bez możliwości pożalenia się komukolwiek lub napisania listu do rodziny (z powodu analfabetyzmu) często bardzo cierpieli, a nawet odbierali sobie życie. W czasie I wojny światowej w Bieszczadach rozpowszechniano negatywny obraz Moskali, których nazywano dziczą azjatycką. Taką opinię podtrzymywali m.in. Żydzi, sprzyjający ówczesnej Austrii. Żandarmeria austriacka dokonywała aresztowań Rusinów-moskalofilów, którymi najczęściej byli księża greckokatoliccy, nauczyciele ludowych szkół i inni inteligentniejsi mieszkańcy bieszczadzkich wsi. Wywożono ich do obozu koncentracyjnego dla więźniów politycznych w Thalerhofie na Węgrzech, co było spowodowane tym, że

Rusini-moskalofile rozpoczęli ożywioną działalność. Bojkowski chłop, nieuświadomiony narodowościowo, z gruntu apolityczny, zachowywał się biernie. Przerobią go na Ukraińca dopiero w roku 1918, kiedy po proklamacji Ukrainy w Brześciu przez rząd austriacki Petlura rozpocznie organizowanie armii ukraińskiej, kiedy po rozpadnięciu się armii cesarsko-królewskiej przybędą do swych osiedli oficerowie i podoficerowie austriaccy, dawniej narodowości ruskiej, a teraz ukraińskiej. Oni to, wspomagani przez gorliwie agitujący kler, stanowiący trzon inteligencji ukraińskiej, pociągną za sobą Bojków do armii petlurowskiej. W jej szeregach staną Bojkowie do walki z Polakami, z którymi do tej pory żyli w przykładnej, wprost braterskiej zgodzie120.

W ten sposób stosunki polsko-rusińskie zaczną ulegać poważnym zmianom, z przyjacielskich staną się wrogimi i nienawistnymi. Na terenie Galicji gasły powoli nastroje moskalofilskie wśród ludności do tej pory ruskiej, zaczynał się za to narodowościowy ruch ukraiński. Nad jego rozwojem pracował kler greckokatolicki

120 Tamże, s. 70. 105 i ukraińscy nauczyciele. Apolityczny do tego momentu chłop z Bieszczadów przeobrażał się systematycznie z Rusina w Ukraińca. Zaczynały się szerzyć nastroje antypolskie wśród osób zaprzyjaźnionych dotychczas z Polakami. Działacze ukraińscy za wszelką cenę chcieli poróżnić te dwa narody i zmusić je do bratobójczej walki, co stało się bezpośrednio po upadku monarchii habsburskiej w 1918 roku. Wtedy to armia austriacka uległa całkowitej rozsypce i powszechnie z niej dezerterowano. Jej żołnierze „padli łupem” gorliwych działaczy ukraińskich, którzy ustanowili z nich trzon organizującej się armii petlurowskiej. W czasie, gdy Polska powoli powstawała z gruzów, Ukraińcy prowadzili nieustanny werbunek do armii Petlury. Z wolna tworzono samoobronę mającą na celu zatrzymanie prawdopodobnej agresji z ich strony. Nie trzeba było na nią długo czekać. W całych Bieszczadach rozległo się hasło nawołujące Ukraińców do walki z Polakami (A teper kineć, treba Lachiw byty!121). W planach mieli oni m.in. aresztowanie Pawłusiewiczów, którzy z powodu wybujałego nacjonalizmu swoich dotychczasowych braci musieli uciekać z rodzinnej wioski. Ludność ukraińska poczęła również ulegać wewnętrznemu podziałowi na aktywnych nacjonalistów oraz pozytywne osoby, które niejednokrotnie narażały swoje życie w celu pomocy Polakom122. Polacy zaczęli zwalczać zbrojnie oddziały ukraińskie: to biedny chłop bieszczadzki, natchniony duchem wolności i gotowy wszystko bez zastrzeżeń poświęcić ojczyźnie. Mamy tu takich wielkich Polaków, cichych, skromnych, ofiarnych patriotów, których można by postawić na wzór niejednemu arystokracie. Lud nasz pragnie wolności ojczyzny, świadomy krzywd wyrządzanych im przez zaborców123.

Pamiętnikarz sam brał udział m.in. w „wypadzie” do Teleśnicy Oszwarowej, gdzie petlurowcy ponieśli sromotną klęskę. Po tym wydarzeniu Bieszczady podawały sobie z ust do ust informacje na temat jego przebiegu, a armia Petlury straciła swój pierwotny rezon. Ostatecznie udało się ją rozgromić i wojna polsko-ukraińska została zakończona. W Bieszczady powracali zabiedzeni moskalofile z obozu w Thalerhofie. Jedni z nich pozostali przy swoich dawniejszych zapatrywaniach, drudzy przeszli na stronę ukraińską. Stosunki pomiędzy Polakami a Ukraińcami po wojnie znowu zaczęły kształtować się korzystnie. Rany powoli się zacierały. Na przeszkodzie całkowitemu

121 Tamże, s. 105. 122 Lub przyjmowały po prostu postawę bierną i powściągliwą wobec ostrej agitacji swoich współbraci zaangażowanych całym sercem w ruch nacjonalistyczny. 123 J. Pawłusiewicz, dz. cyt., s. 116. 106 zapomnieniu o przeszłych wydarzeniach stała jednak ciężka sytuacja bieszczadzkiej ludności po I wojnie światowej. Nacjonaliści wykorzystywali ją do siania niezgody między narodami polskim i ukraińskim, w czym szczególnie przodował kler ukraiński. Miał on niebywały wpływ na ciemnego chłopa, a wszystko, co powiedział świaszczennyk do swoich parafian było święte. Nacjonalizm rósł w siłę również dzięki nieudolnej polityce władz polskich – chciano restaurować szlachtę zagrodową na terenie Bieszczadów, a chłop polski począł wynosić się ponad ukraińskiego. Dochodziło do zwad na zabawach i weselach. Drażniono ludność narodowości ukraińskiej, ograniczając ją w zakresie szkolnictwa, polityki gospodarczej i kultury narodowej, co było po myśli ukraińskim szowinistom. Pozytywne stosunki polsko-ukraińskie uległy całkowitemu rozpadowi w czasie II wojny światowej. Oddziały ukraińskie rozpoczęły współpracę z armią niemiecką i donosiły jej o wszystkich ruchach Polaków. Na ludność pochodzenia polskiego okupant nałożył wysokie kontyngenty. Na stanowiskach administracyjnych zasiadali, z ramienia Niemców, Ukraińcy i folksdojcze124. Na obszarze Bieszczadów generalny gubernator Hans Frank powołał Ukrainische Hilfspolizei, której rekruci pochodzili z OUN. Ukraińcy stali się dla Polaków bardziej uciążliwi niż gestapowcy, gdyż za wszelką cenę „starali się być bardziej hitlerowscy niż sam Hitler”125. Sytuacja bieszczadzkiej ludności polskiej nie była więc godna pozazdroszczenia. Polacy czuli się krzywdzeni przez dotychczasowych współbraci i ich zwierzchnictwo, czyli najeźdźcę. Pawłusiewicz wraz z braćmi i przyjaciółmi postanowił pomóc przy przerzutach polskich żołnierzy przez granicę na Węgry. Założona przez nich komórka ruchu oporu działała dosyć sprawnie do momentu zaaresztowania głównodowodzących całym przedsięwzięciem. Dużą pomocą byli dla kurierów niektórzy Ukraińcy, którzy udając przyjaźń i zgodność z poglądami swoich pobratymców, działali na ich szkodę i oddawali nieocenione usługi Polakom, okazując im swą nieustanną przychylność. Niezwykle brutalnie obchodzili się z Polakami Niemcy. Na gestapo wzywano każdego inteligenta i albo zatrzymywano go w przepełnionym więzieniu, albo po przeprowadzonym „śledztwie”, mocno pobitego, wypuszczano do domu. Więźniów wysyłano samochodami w nieznanym nikomu kierunku – jedni twierdzili, że wywożono ich do obozów koncentracyjnych, drudzy, że mordowano pod osłoną nocy

124 Niem. Volksdeutsche – osoby podające, że są pochodzenia niemieckiego i dzięki temu zyskujące u okupanta liczne przywileje. 125 J. Pawłusiewicz, dz. cyt., s. 402. 107 w lesie. W jeszcze gorszej sytuacji byli Żydzi, których traktowano jako „podgatunek”. W Sanoku ulokowano ich w specjalnej dzielnicy, gdzie w kilkanaście osób zamieszkiwali ciasne pomieszczenia. Mieli całkowity zakaz wychodzenia do miasta i często przymierali głodem. Ludność żydowską z okolicznych miejscowości spędzano do Sanoka, Baligrodu i innych miasteczek, gdzie po zabraniu wszelkiego mienia segregowano na dwie kategorie. Przy życiu utrzymywano tylko Żydów zdolnych pracować – tworzono z nich kompanie robotników zajmujących się np. naprawą dróg. Dzieci, starców i kobiety w podeszłym wieku od razu skazywano na śmierć – zabijano i grzebano, po wcześniejszym pozbawieniu odzieży (włącznie z bielizną), we wspólnych mogiłach. Później przygotowano w Zasławiu przeznaczone dla Żydów, ogrodzone drutem kolczastym baraki, które okazały się być obozem śmierci. Nierzadko zdarzało się jednak i tak, że faszyści mordowali osoby narodowości żydowskiej bezpośrednio w miejscu ich zamieszkania na ziemi bieszczadzkiej126. W tych działaniach Niemcom cały czas sprzyjali Ukraińcy (nakłaniani przez swoich księży), którzy głęboko wierzyli, że Hitler da im „samostijną” Ukrainę127. Rok 1940 przyniósł pewnego rodzaju spokój do miejscowości zalanych obecnie przez wody Jeziora Solińskiego. Wszystkie ważniejsze faszystowskie organy ścigania znajdowały się w sporej odległości od Łęgu – w oddalonej o 8 kilometrów Wołkowyi był najbliższy posterunek ukraińskiej policji, w odległym o ponad 20 kilometrów Baligrodzie mieszkał starosta niemiecki, czyli landrat, i mieściła się filia gestapo, które swoją centralę miało w Sanoku. W rodzinnej wiosce pamiętnikarza rządziła jedynie placówka straży granicznej (Grenzschutzu), posiadająca uprawnienia przysługujące administracyjnym władzom okupanta128. Nie ustawała jednak propagandowa działalność Ukraińców, którzy nawoływali do niesienia wszechstronnej pomocy Niemcom m.in. w kwestii dostarczania kontyngentów, jak i zgłaszania się ochotników ukraińskich na roboty w Niemczech. Młodych Ukraińców zachęcano do wstępowania w szeregi Ukrainische Hilfspolizei. Niejednokrotnie zdarzały się przypadki ucieczki skażonej nacjonalizmem młodzieży ukraińskiej przez San ze strony sowieckiej na

126 Józef Pawłusiewicz określa te wydarzenia jako dziką i barbarzyńską eksterminację Żydów, wywołującą powszechne oburzenie. Częste były więc przypadki, że Polacy (i inni wrogowie faszyzmu) z narażeniem życia pomagali znajomym osobom narodowości żydowskiej i ukrywali je. 127 Cały czas jednak pamiętnikarz przytacza słowa swoje lub swoich znajomych mówiące o tym, że wśród Ukraińców zdarzali się i tacy, którzy nie popierali polityki faszystowskiej, odmawiali współpracy z Niemcami i utrzymywali dobre stosunki z Polakami. 128 Jej komendantem był pochodzący z Czech podoficer austriacki Johan Topitsch, ukryty wróg hitleryzmu i faszyzmu, który zawsze, kiedy tylko mógł, szedł na rękę Polakom. Żył on w bardzo dobrych stosunkach z rodziną Pawłusiewiczów. 108 stronę niemiecką. Sowiecka straż graniczna mimo starań nie była w stanie zatrzymać tego procederu (na korzyść Ukraińców działały trudne terenowe warunki bieszczadzkie), Niemcy zaś nielegalne przekraczanie granicy traktowali z przymrużeniem oka, udzielali nawet migrantom doraźnej pomocy i rzekomo kierowali ich do pracy w Niemczech (w rzeczywistości wcielali młodzież ukraińską do Ukrainische Hilfspolizei, a potem SS Galizien). Na stałe wpisały się w krajobraz bieszczadzki przelatujące eskadry samolotów obciążonych bombami, a ryk ich motorów przeszywał panującą zazwyczaj dookoła ciszę. Coraz częściej też całe rodziny polskie musiały na noc opuszczać swe domostwa i ukrywać się w obawie przed napaścią wroga. Rozpoczęła się agresja Niemiec na Rosję. Wojska sowieckie wycofywały się coraz bardziej na wschód; najdłużej bronił się jeden pododdział ulokowany w bunkrze w parku Krasickich nad Sanem w Lesku, poddał się jednak po kilkunastu dniach w związku z brakiem pożywienia129. Hitler przystąpił do całkowitego rozwiązania „kwestii żydowskiej”, co w Bieszczadach, podobnie jak i w całym kraju i całej Europie, spowodowało masowe egzekucje Żydów i udzielających im pomocy Polaków. W Lutowiskach dwóch gestapowców pozbawiło życia strzałami w tył głowy aż 750 osób pochodzenia żydowskiego. Urządzano obławy na Żydów, w których oprócz Ukraińców i esesmanów uczestniczyli (często przymusowo) cywile z okolicznych wsi. Teren Bieszczadów był także bardzo niekorzystny dla Sowietów z racji negatywnego do nich stosunku ludności ukraińskiej współpracującej z okupantem. W roku 1943 zaczęła upadać legenda o niezwyciężonych siłach niemieckich na rzecz informacji o zwycięstwach wojsk sowieckich. Przepowiadano upadek III Rzeszy. Nie ustawały jednak akcje ludobójcze, a wręcz przybierały na sile. Zaczęto przymierzać się do wysiedleń ludności polskiej, gdyż plan Hitlera zakładał „Polskę bez Polaków” – kraj nadwiślański miał się stać kolebką Rzeszy, przy czym konieczne było oczyszczenie go z ludności tubylczej. W Bieszczadach w dalszym ciągu trwała organizacja SS Galizien, a Ukrainische Hilfspolizei łapała Polaków w celu przekazania ich Niemcom do niewolniczej pracy. Nie trzeba też było długo czekać na rozbrzmiewającą w lasach i wsiach bieszczadzkich przysięgę UPA, którą przyjmował od „rycerzy tryzuba” generał chorąży Taras Czuprynka (Roman Szuchewycz):

129 Szczątki tego bunkra, wysadzonego w końcu przez Niemców, znajdują się do dziś w Lesku przy moście na Sanie. 109

„Ja, żołnierz Ukraińskiej Powstańczej Armii – powtarzali strilci – wziąwszy do ręki broń, przysięgam uroczyście na mój honor i sumienie, że będę mężny i odważny w walce oraz bezlitosny dla wrogów ziemi ukraińskiej”130.

Jak relacjonuje Pawłusiewicz, zaprzysiężenia miały charakter jawny, czasami nawet uczestniczyli w nich, jako przyjaciele Ukraińców, Niemcy. Działalność UPA była natomiast skierowana w stronę ludności polskiej i sowieckiej partyzantki, która coraz częściej pojawiała się w Bieszczadach. Reprezentujący na terenie Podkarpacia kierownictwo OUN Jewhen Wreciona polecił sotniom „Burłaka”, „Hromenki”, „Lemona” i „Didka” zapuszczenie się w głąb ziemi bieszczadzkiej w celu obsadzenia górskich przejść na Słowację i Węgry. Śledzili ich kurierzy polskiego podziemia. Niemcy nie oszczędzali na pomocy powstającym kureniom, gdyż wierzyli, że UPA zabezpieczy góry przed ludźmi z ruchu oporu. Duchowni ukraińscy w cerkwiach błogosławili strilciw uważających się za spadkobierców boju o chwałę tryzuba. Święcili także ich siekiery i noże na smert Lachom, po czym sotnie ruszały nieść śmierć bezbronnym i spanikowanym bieszczadzkim rodzinom polskim. Duchowi prowidnycy zapewniali przy tym, że zabicie Lacha nie jest żadnym grzechem i z góry rozgrzeszali żołnierzy ukraińskich. Bandy UPA działały jednak nie tylko na terenach Bieszczadów – pod Przemyślem i Lubaczowem operowały sotnie „Neczaja”, „Osypa”, „Czarnego” i „Bajdy”131. W ich szeregach walczyli w głównej mierze byli policjanci Ukrainische Hilfspolizei, skierowani do UPA przez kierownictwo OUN. Współpracowali oni ściśle z gestapo. Latem 1943 roku na ziemi rzeszowskiej pojawiły się oprócz band UPA oddziały esesmanów należące do 14. Ukraińskiej Dywizji SS Galizien (Hałyczyna) i posiadające na rękawach mundurów lwa Galicji. Stanowiły one nadzieję działaczy OUN, w tym przewodzącego skrzydłem Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów, z ramienia którego powstała SS Galizien132, bardzo wpływowego wśród nacjonalistów ukraińskich

130 J. Pawłusiewicz, dz. cyt., s. 371. 131 Koncentrowały się one w ukraińskich wioskach jesienią 1943 roku z rozkazu generała „Perebijnisa” (Dmytra Hrycaja) – szefa sztabu UPA (tamże, s. 375). 132 SS Galizien miała być czwartą wschodnią „narodowościową”, obok estońskiej, łotewskiej i złożonej z jugosłowiańskich muzułmanów, dywizją „trupich czaszek” (w kolejnych latach wsławiła się ona niespotykanym wręcz okrucieństwem na Ukrainie, Słowacji, w Polsce, Austrii i Jugosławii). 28 kwietnia 1943 roku odprawiono we wszystkich greckokatolickich świątyniach Lwowa uroczyste nabożeństwa, w czasie których proklamowano utworzenie ukraińskiej dywizji SS Galizien (Hałyczyna). Najważniejszym z nich było to w katedrze, celebrowane przez bazylianina Wasyla Łabę, którego Niemcy wyznaczyli na kapelana utworzonej dywizji. W kazaniu Łaba wystąpił przeciwko światu komuny, liberalizmu i demokracji i zachęcał do oddania się pod opiekę „tysiącletniej Rzeszy”. Za organizację dywizji odpowiadały terenowe ekspozytury Ukraińskiego Centralnego Komitetu, które werbowały ochotników spomiędzy członków i przyjaciół skrzydła OUN prowadzonego przez Melnyka. Utworzono 110 pułkownika Andrija Melnyka oraz doktora Wołodymyra Kubijowicza. Drugiemu skrzydłu OUN przewodzili Stefan Bandera i Roman Szuchewycz, zaangażowani w tworzenie UPA. W Bieszczady docierały niepokojące informacje o zbrodniczej działalności Ukraińskiej Powstańczej Armii wobec Polaków na ziemiach wołyńskich i podolskich. Dostarczała ich ludność pochodzenia polskiego, której udało się uciec przed upowskimi oprawcami. W samych Bieszczadach również zaczęto Polaków prześladować. Na drzwiach chat bezbronnych rodzin polskich nocą naklejano karteczki zmuszające Lachów do opuszczenia swych domów w ciągu 24 godzin – w przeciwnym wypadku czekała ich śmierć. Faszyści ukraińscy agitowali przeciwko społeczeństwu polskiemu. Rozpoczęła się krwawa akcja „rizunów”133, której patronem stał się ukraiński kler. Jako pierwsze jej ofiarą padły zaścianki szlacheckie (szlachta była wyjątkowo znienawidzona przez przywódców ukraińskich). Spanikowani Polacy zaczęli nocować w lasach i niedostępnych jarach. Oprócz rzezi masowych zdarzały się często porwania przez bandytów spod znaku tryzuba pojedynczych podejrzanych osób, które wskazywali nawet ich sąsiedzi współpracujący z bandami134. Polacy, choć w sporadycznych przypadkach, mogli jednak znowu liczyć na pomoc dobrych, uczciwych Ukraińców (m.in. nielicznych, nawołujących UPA do zaprzestania mordów, księży greckokatolickich). Nie było to jednakowoż wsparcie częste, ponieważ sympatyków ludności polskiej poczytywano za renegatów i wrogów narodu ukraińskiego i traktowano na równi z Polakami, a często nawet gorzej (np. stosowano wobec nich i ich rodzin wymyślne tortury i okrutnie zabijano)135. Doszło do tak paradoksalnej dla nich specjalne obozy szkoleniowe w okolicach Lwowa, Krakowa i na obszarach pomiędzy Sanem a Wisłą. Część rekrutów Niemcy wysyłali do własnych ośrodków szkoleniowych na Dolnym Śląsku, Pomorzu Zachodnim i w Meklemburgii. W akcji tej nie brali udziału zwolennicy drugiego odłamu OUN, gdyż pozbawiała ona UPA nowych ochotników i zmniejszyła dostawane od Niemców dotacje. Faszyści niemieccy lekceważyli jednak całkowicie plany i aspiracje Kubijowycza i Melnyka, podporządkowując Hałyczynę tylko swoim celom policyjno-wojskowym. Dlatego też dowództwo i wszystkie wyższe stanowiska objęli w niej, z ramienia Reichsführera Heinricha Himmlera, Niemcy i słowaccy folksdojcze, traktujący z pogardą ukraińskich strilciw. W czerwcu 1943 roku Himmler włączył Hałyczynę do akcji „Wilkołak”, której celem było spacyfikowanie Zamojszczyzny (za: tamże, s. 373–375). Wszystkie przytoczone w tekście głównym informacje o ukraińskim wojsku pochodzą z pamiętnika Józefa Pawłusiewicza. 133 Pamiętnikarz przywołuje sytuację, w której usłyszał, jak banderowcy opowiadali sobie ze śmiechem historię jakiegoś człowieka (prawdopodobnie Polaka), który najpierw błagał ich o darowanie mu życia, a następnie sam założył sobie na szyję pętlę (tamże, s. 405). 134 Przed Ukraińcami musiał się również ukrywać sam autor, który był zawodowym oficerem w wojsku polskim. 135 W późniejszym czasie taki sam stosunek mieli „rycerze tryzuba” wobec ludzi pomagających partyzantce sowieckiej. Józef Pawłusiewicz opisuje w tym kontekście historię jednego z mieszkańców wsi Krywe nad Sanem, który za pomoc oddziałowi Kunickiego zapłacił życiem trzech swoich sióstr – wywleczone nocą z domu, przepadły w bieszczadzkich lasach. Sam „winowajca” ostał się przy życiu 111 sytuacji, kiedy nikt nikomu nie dowierzał, nawet sąsiad sąsiadowi, i starano się nie opuszczać swych domostw bez wyraźniej potrzeby. W ramach walki z UPA pamiętnikarz, jego bracia i znajomi założyli oddział samoobrony136, którego zadaniem docelowym była ochrona ludności polskiej i współpraca z licznie pojawiającą się w Bieszczadach partyzantką sowiecką. Liczono wówczas bardzo na pomoc armii rosyjskiej, gdyż tylko w niej widziano wyzwoliciela spod hitlerowskiego jarzma. Józef Pawłusiewicz pomógł czterem uciekinierom sowieckim, którzy zbiegli z niemieckiego obozu jenieckiego w Rymanowie. W zamian za to ci Sowieci przyłączyli się do akcji dywersyjnej, prowadzonej przez polską partyzantkę, która dzięki temu zyskała na „wiarygodności” w oczach przeciwników – miała niejako „potwierdzenie” współpracy polsko-rosyjskiej. Wiosna 1944 roku stała się jedną z najstraszniejszych pod względem ataków UPA na rodziny polskie, które notabene stanowiły tylko niewielki odsetek mieszkańców Łęgu i okolic. W Bieszczadach czaił się strach i panował terror137:

Nienawiść posiana przez zaślepionych podżegaczy rodziła okrutne owoce138.

Próby ponownego ocieplenia stosunków Ukraińców z Polakami nastąpiły dopiero w momencie, gdy na opisywanych terenach zaczęły coraz częściej pojawiać się oddziały sowieckiej partyzantki, która na wszystkie możliwe sposoby starała się przeszkadzać w zorganizowaniu przez Niemców i ich „wspólników” obrony przed Armią Czerwoną: napadała na drobne oddziały Wehrmachtu, posterunki policji ukraińskiej i gestapo oraz różne transporty wojskowe, udaremniała dowóz kontyngentów mięsa i zboża, zaminowywała tory kolejowe, mosty i drogi, a także utrudniała łączność139. Dodawało to otuchy Polakom, jednocześnie wywołując trwogę

tylko dlatego, że zanocował akurat wtedy w Lesku. W ramach zemsty banderowcy dodatkowo spalili jego dom (J. Pawłusiewicz, dz. cyt., s. 498). Autor zauważa w tym miejscu, że „konspirowanie wszelkich poczynań było w Bieszczadach trudniejsze niż na innych terenach Polski” (tamże). 136 Informacje o jego utworzeniu przywoływane są w licznych opracowaniach historycznych i naukowych dotyczących okresu II wojny światowej i walk z UPA oraz w biografiach Józefa Pawłusiewicza, który został dowódcą tej partyzanckiej formacji. 137 Autor przytacza w tym kontekście wypadki z 30 marca 1944 roku, mające miejsce w miejscowości Serednie koło Polany. Nacjonaliści zamordowali tam osiem osób i spalili cały zaścianek szlachecki (J. Pawłusiewicz, dz. cyt., s. 448, w tym przypis redakcji). 138 Tamże, s. 454. 139 Dodatkowo także Sowieci organizowali wywiad, który miał na celu przekazywanie informacji o działaniach wroga władzom rosyjskim, naczelnemu dowództwu na linii frontu (tamże, s. 495). Z tego też powodu Bieszczadzianie byli dla nich nieocenioną pomocą, gdyż dobrze znali teren i posiadali kontakty wśród „dobrych” Ukraińców, mogących pomóc w zbieraniu wiadomości o wojskach okupanta (tamże, s. 501). 112 i panikę u faszystów140. Wiadomości o kolejnych klęskach armii niemieckiej powodowały ucieczki niektórych urzędników faszystowskich na zachód, zdawali oni bowiem sobie doskonale sprawę ze swej zbrodniczej działalności w Bieszczadach. Ukraińcy próbowali zaś odcinać się od pierwotnych prowodyrów i nawiązywać dialog ze swoimi polskimi sąsiadami, potępiając napady na ich rodziny. Zapanował ogólny strach, nikt nie mógł już spać spokojnie. Śmierć groziła dosłownie każdemu z mieszkańców Bieszczadów. Ważnym więc posunięciem z punktu widzenia taktycznego i moralnego stało się przyłączenie oddziału samoobrony Józefa Pawłusiewicza do sowieckiego oddziału partyzanckiego kapitana Mikołaja „Muchy” Kunickiego141. Pamiętnikarz wspomina przy tym, jakim dobrym, zdolnym i odpowiedzialnym dowódcą był Kunicki – urodzony partyzant, którego żywiołem była walka z wrogiem. Jego humor podczas niebezpiecznych wypraw zagrzewał zgnębionych żołnierzy do boju, a radość w związku z kolejnymi starciami udzielała się wszystkim podkomendnym142. Sukcesem połączonej partyzantki było m.in. rozbicie, przez konną grupę zwiadowczo-dywersyjną, w Krywem nad Sanem sotni „Burłaki” z UPA143. Zdarzały się jednak przypadki wpadania przez partyzantów sowieckich w zasadzki urządzane przez upowców. Najczęściej jeńcy nie wracali już z niewoli, „szczęśliwi” uciekinierzy zaś przedstawiali „obraz nędzy i rozpaczy”, bowiem Niemcy nauczyli strilciw potwornego torturowania w trakcie śledztwa144. Sami jednak hitlerowcy nie zawsze odznaczali się przykładną odwagą, szczególnie wyżej postawione osobistości, jak np. zastępca komendanta gestapo w Sanoku, który został uprowadzony przez partyzantów Kunickiego. W momencie spotkania z „Muchą”

140 Żołnierze niemieccy bardzo bali się partyzantki sowieckiej i starali się unikać jak ognia walki z nią, szczególnie w lesie (Sowieci na początku działań dywersyjnych „zamieszkiwali” głównie duże obszary pokryte lasem, np. grzbiet Otryt, ciągnący się na przestrzeni prawie 20 kilometrów – od Rajskiego po Smolnik) (tamże, s. 486–487). 141 Przy czym „Mucha” bez wahania zgodził się pomóc rodzinom polskim, którym już wcześniej dał schronienie w swoim oddziale partyzanckim Józef Pawłusiewicz (tamże, s. 495). O połączeniu tych dwóch oddziałów partyzantki polskiej i sowieckiej oraz o kapitanie Kunickim wspomina także Grzegorz Motyka w swojej książce W kręgu „Łun w Bieszczadach”. Szkice z najnowszej historii polskich Bieszczad (wyd. 2, Warszawa 2013, s. 58–59). O działaniach partyzanckich pisze zaś w swoim pamiętniku sam Mikołaj Kunicki (M. Kunicki, Pamiętnik „Muchy”, wstęp S. Wroński, wyd. 2, Warszawa 1967). 142 J. Pawłusiewicz, dz. cyt., s. 510. 143 Później z oddziałem „Burłaki” partyzantka walczyła jeszcze kilkakrotnie, aż do momentu, gdy doszczętnie go zlikwidowała w pierwszej połowie lipca 1944 roku nieopodal Wetliny (tamże, s. 514). 144 M.in. wpychania igieł pod paznokcie przesłuchiwanego, wbijania w pięty rozgrzanych do czerwoności gwoździ, a także zaciskania szyi powrozem i jednoczesnego bicia sękatymi kijami po nagich plecach, przy czym zatrzymanemu kazano wtedy śpiewać. Najczęściej kończyło się to wydaniem na więźnia wyroku śmierci poprzez zastrzelenie lub powieszenie (często na drucie kolczastym) – przed śmiercią nierzadko wyłupywano skazanemu oczy i rozpruwano brzuch, z którego wypływały wnętrzności (za: tamże, s. 513, 568–569). Niewiarygodną wręcz historię ocalenia jednego z partyzantów ze wsi Polana opisał Pawłusiewicz w swoim pamiętniku (tamże, s. 516–520). 113 zachowywał się niezwykle hańbiąco dla godności żołnierza (choć sam wcześniej naśmiewał się z mierności polskich oficerów):

Uwolniony z pęt, z portkami pełnymi kału i moczu ze strachu, ukląkł przed Kunickim i liżąc mu buty jak pies, błagał o litość. Wyzywał Hitlera i jego świtę od najgorszych łotrów, co pchnęli naród niemiecki do zbójeckiego napadu na Polskę i Związek Radziecki, a teraz żołnierze cierpią za ich bandycką robotę145.

Za przeciwieństwo tchórzliwego, bojącego się kary za okrutne zbrodnie Niemca pamiętnikarz podał walczących Polaków, często kilkunastoletnich chłopców, którzy dumnie patrzyli śmierci w oczy, pełni odwagi, godności, honoru, heroizmu i patriotyzmu146. W czasie przedzierania się partyzantki pod dowództwem Kunickiego przez linię frontową na stronę wyzwoloną spod okupacji żołnierze polscy „znaleźli” nowych przyjaciół – Węgrów, którzy najpierw walczyli po stronie Niemców, zorientowawszy się zaś po polskich komendach, że to Polacy porwali się na tak odważny krok, przeszli na ich stronę i udzielili im pomocy w ramach tradycyjnej polsko-węgierskiej przyjaźni. Byli to również zagorzali przeciwnicy faszyzmu, gotowi walczyć z nim za wszelką cenę, najchętniej na terytorium swojego kraju. Poprosili swoich „bratanków” o pomoc, a po jej otrzymaniu zniknęli w lesie, którym chcieli przedrzeć się w stronę granicy147. Po szczęśliwym dotarciu do wyzwolonej ziemi148 nie było końca powszechnej radości. Polacy śpiewali stare żołnierskie piosenki, Sowieci swoje melodyjne piosnki, a nieliczni Ukraińcy ulubione dumki. Wywijano hołubce i prysiudy oraz grano na harmoszkach. Po chwilach szczęścia przyszła kolej na dalszą wędrówkę. W Baligrodzie partyzanci spotkali się z informacjami na temat ataku sotni „Burłaki”, której „rycerze” w trakcie mszy napadli na bezbronną zgromadzoną ludność i zabili 42 Polaków149. Potem zaś oddział Kunickiego udał się w stronę Wołkowyi, gdzie czwarta kompania polska złożyła ostatni raport swojemu dowódcy i została rozformowana. Po wojnie:

145 Tamże, s. 525. 146 Tamże, s. 525–526. 147 Tamże, s. 551–552. 148 Autor podaje tu rok 1945, choć według biografii i historii oddział Pawłusiewicza został rozformowany w jesieni 1944 roku (dokładne informacje w tekście głównym na początku tego podrozdziału przy biografii Pawłusiewicza). 149 Pamiętnikarz w tekście podaje liczbę 48 osób (informacje w tekście głównym za przypisem redakcji) (J. Pawłusiewicz, dz. cyt., s. 566). Wydarzenie to uznaje się często za największą masakrę cywilnej ludności pochodzenia polskiego w Bieszczadach. 114

Bieszczady odetchnęły, ale też i opustoszały. Z dawnych mieszkańców pozostały nieliczne rodziny polskie w Terce, Wołkowyi, Baligrodzie, Polańczyku, Solinie, Myczkowie, Myczkowcach i w niektórych wsiach w pobliżu powiatowego miasta Leska. Łęg, miejsce mego [Józefa Pawłusiewicza – przyp. I.Z.] dzieciństwa i najpiękniejszych wspomnień z nim związanych, przestał istnieć. Pozostały po nim tylko zgliszcza, świadczące, że żyli tam ludzie. Dzisiaj i te zgliszcza znalazły się pod wodą, nawet po nich zaginął ślad150.

W niedostępnych bieszczadzkich lasach pojawiła się niespotykana mnogość zwierzyny, w tym wilków i dzików. Odnowiono także, będącą na wymarciu po latach wojennych, hodowlę ogarów polskich. Bieszczady znów tchnęły orzeźwiającym, „czystym jak kryształ górskim powietrzem”151. Okolica odzyskała swoją malowniczość, piękno przyrody i bogactwo leśnego zwierza. Sam autor pamiętnika (o czym była już mowa na początku tego podrozdziału) w 1959 roku przeszedł na zasłużoną emeryturę i osiedlił się w miejscowości Rajskie, około ośmiu kilometrów od rodzinnego Łęgu. Zaznacza jednak przy tym, że nie przybył w te okolice jako osadnik (tak sądzili niektórzy turyści), ale wrócił po prostu w swoje rodzinne strony152. Według pamiętnikarza przeobrażenia w Bieszczadach rozpoczęły się właśnie końcem lat 50. XX stulecia. Wojsko i lokalna społeczność przyczyniły się do budowy dróg – w miejsce krętych i wyboistych powstały asfaltowe szosy, po których, zamiast jednokonnych furmanek, poczęły jeździć autobusy, samochody i motocykle. Myśliwi i miłośnicy przyrody zadbali o utrzymanie bogactwa bieszczadzkiej fauny, w tym o ocalenie żubra i łosia, będących „pięknymi reliktami pradawnej kniei”153. Rosłe konie wyparły charakterystyczne niegdyś na tym terenie hucułki. Zniknęły kurne, kryte słomą lub gontem chaty, a także drewniane, już z kominami, ale wciąż jednoizbowe domki. Lampy naftowe zastąpiło upragnione światło elektryczne. Całkowitej zmianie uległa

150 Tamże, s. 576. Ostatnie zdanie cytatu wskazuje na zalanie terenu wodą w momencie powstania Zalewu Solińskiego. 151 Za: tamże, s. 577. 152 Warto dodać, że Józef Pawłusiewicz przywołuje na kartach książki kilka osób, które w jakiś sposób zapisały się w historii Bieszczadów. Są to m.in. Hugo Herczko, który w międzywojniu był właścicielem restauracji i pensjonatu (w którym swoją siedzibę miała stacja noclegowa Towarzystwa Krzewienia Narciarstwa) „Beskidek” w Cisnej (za: tamże, s. 95 [przypis redakcji]); ks. Jan Siuzdak (1898–1942) – proboszcz parafii w Wołkowyi w latach 1931–1940, aresztowany, więziony i zamordowany w Dachau (trwa jego proces beatyfikacyjny) (za: tamże, s. 286–287 [w tym przypis redakcji] oraz https://pl.wikipedia.org/wiki/Jan_Siuzdak, [dostęp: 01.04.2016]); Franciszek Gankiewicz z Terki – przyjaciel Józefa Pawłusiewicza, jeden z ochotników w oddziale samoobrony (jego pamiętnik będzie przedmiotem analizy w kolejnym rozdziale). 153 Za: tamże, s. 580. Obecnie żubry w Bieszczadach można spotkać w Zagrodzie Żubra w Mucznem, wzrasta również ich populacja na wolności. Podjęto też kroki mające na celu sprowadzenie na te obszary łosi, gdyż zostały one zdziesiątkowane w latach 90. 115

„moda” i obyczaje. Miejsce dawnych wieczornic, w trakcie których dziewczęta i kobiety przędły i śpiewały razem z męską młodzieżą, a starsi palili fajki i rozmawiali o dawnych dziejach, zajęły telewizory i radioodbiorniki. Rozluźnieniu uległy relacje międzyludzkie. Nawet wiejska sztuka kulinarna upodobniła się do tej miejskiej. Józef Pawłusiewicz kończy swoje wspomnienia krótką wypowiedzią na temat Bieszczadów połowy lat 70., czyli niedługo przed swoją śmiercią:

Bieszczady stanowią dziś w Polsce bodaj jedyny zakątek nieskażony jeszcze pazurem cywilizacji. Kiedy patrzę przez okno mojego domku i wspominam to, co było, zastanawiam się, czy mój prawnuk uwierzy w moje opowieści o życiu tutaj, zanim Łęg i całe to piękno przykryły wody jeziora154.

Przytoczone refleksje dotyczące lat 50., 60. i 70. wskazują jasno, że „kraina Biesa i Czadów” w drugiej połowie XX wieku wciąż stanowiła (i na początku XXI stulecia stanowi nadal, choć już w mniejszym stopniu) miejsce dziewicze i zachwycające swoją naturalnością, a przy tym coraz bardziej „ucywilizowane” i starające się iść z duchem czasu.

***

Większość wypadków opisanych przez Józefa Pawłusiewicza potwierdzają badacze historii, śmiało można więc rzec, że jego obszerna opowieść tchnie autentyzmem i prostotą i przywołuje dokładny obraz fragmentu Bieszczadów (choć zapewne pozostałe tereny nie różniły się zbytnio od tego opisywanego) w pierwszej połowie XX wieku, a przedstawiona „skrótowa” relacja czasów powojennych jest doskonałą podbudową pod analizę kolejnych pamiętników Bieszczadzian/bieszczadników.

154 Tamże, s. 584. 116

ROZDZIAŁ III

BIESZCZADY W PAMIĘTNIKACH PIERWSZYCH OSADNIKÓW

Rozważania przeprowadzone w poprzednim rozdziale i dotyczące obrazu Bieszczadów we wspomnieniach Józefa Pawłusiewicza pokazują, że perspektywa samych mieszkańców opisywanego regionu jest niezwykle ciekawa i ważna dla zapoznania się z jego historią i specyfiką. Ukazuje ona autentyczny opis przeżyć ludzkich i zwraca uwagę na to, co – zdaniem tubylców – powinno wniknąć do świadomości ludzkiej, co warte jest poznania i zapamiętania przez kolejne pokolenia Polaków. Z tego też względu konieczne wydaje się rozbudowanie wizerunku „krainy Biesa i Czadów” XX wieku w oparciu o punkt widzenia bieszczadzkich pionierów, w tym pierwszych powojennych osadników, którzy swoją ciężką pracą przyczynili się do zamiany tego „jałowego” fragmentu Polski w upragnioną „ziemię obiecaną”. Aby jednak dodatkowo poszerzyć ogląd „sprawy bieszczadzkiej” badaniom poddane zostaną również pamiętniki „obcych”, czyli Ukraińców, żołnierzy Ukraińskiej Powstańczej Armii, którzy na opisywanym terenie walczyli o swoje miejsce na ziemi. Ich wspomnienia pozwolą dopełnić obraz dwudziestowiecznych Bieszczadów i ukazać go z kolejnej, już trzeciej w tym wypadku, perspektywy. Za uzupełnienie tej części pracy posłużą także, przeanalizowane pokrótce w ostatnim podrozdziale, materiały wspomnieniowe ludzi związanych w różnoraki sposób z tą częścią Karpat, które jednakowoż łączą już w sobie elementy „jawy” i „snu”, realizmu i „literackości”, reprezentowanej w tym przypadku przez liczne nawiązania do legend i podań ludu bieszczadzkiego. Ten punkt widzenia (czwarta perspektywa) jest niezwykle ważny, gdyż przedstawia obraz Bieszczadów najbardziej utrwalony w świadomości turystów i mieszkańców pozostałych regionów Polski.

3.1. TRUDNE POCZĄTKI. RELACJE OSADNIKÓW

W jednym ze swoich reportaży o tematyce bieszczadzkiej Adolf Jakubowicz (o czym będę dokładniej pisała w rozdziale czwartym) cytuje wypowiedź mieszkanki „krainy Biesa i Czadów”:

117

A Bieszczady trzeba pokazać takie jakie one naprawdę są. Piękne, ale twarde1.

I właśnie taki, opozycyjny do wykreowanego przez literaturę, obraz Bieszczadów wyłania się z pamiętników i wspomnień ich mieszkańców oraz przybyłych w to miejsce osadników, w tym z tomu pt. Pionierzy. Pamiętniki osadników bieszczadzkich, który jako kolejny zostanie poddany przeze mnie analizie. Książka ta stanowi pokłosie konkursu zorganizowanego w 1972 roku przez Wyższą Szkołę Pedagogiczną i Zarząd Oddziału Towarzystwa Przyjaciół Pamiętnikarstwa w Rzeszowie pod hasłem „Mój udział w rozwoju Bieszczadów” i zawiera 12 prac wspomnieniowych (z 57 przysłanych na konkurs)2 o szeroko rozumianej tematyce bieszczadzkiej i zróżnicowanej wartości artystycznej. Ich autorami są kolejno: Adolf Jakubowicz, Franciszek Gankiewicz, Maria Staruchowicz, Zofia Pastuszczak, Stefan Truchanowicz, Stanisław Wolan, pamiętnikarka ukryta pod inicjałami E. Ch., Jan Włodyka, Jacek Tylka, Stanisław Bemben, Bolesław Typrowicz oraz Kazimierz Tetera. Autobiografie poprzedzono przedmową Bronisława Gołębiowskiego pt. Obraz bieszczadzkiego pionierstwa w świetle wspomnień osadników, zamknięto zaś tekstem Henryka Jadama Pamiętniki osadników bieszczadzkich jako źródło poznania najnowszej historii regionu. Przedstawione historie można z powodzeniem podzielić na 3 grupy: te, które dotyczą w głównej mierze początków XX wieku (lat I i II wojny światowej oraz dwudziestolecia międzywojennego), pamiętnik stanowiący pomost pomiędzy latami przedwojennymi i powojennymi oraz te opisujące lata powojenne, przede wszystkim okres osadniczy. Obejmują one różnorodną tematykę – dzięki nim czytelnik może dowiedzieć się, jakie były kolejne etapy XX-wiecznego osadnictwa, dlaczego przyszli pionierzy postanowili przybyć na nieznany sobie teren, jak wyglądało ich życie po wstępnych próbach zagospodarowania się, ale też jak żyło się w Bieszczadach przed wojną i w trakcie okupacji. Niezwykle interesujące są również fragmenty dotyczące różnych świątecznych tradycji oraz życia kulturalnego. Bazą wszystkich pomieszczonych w omawianym tomie relacji są dwa strategiczne czynniki nieodłącznie związane z krajobrazem, a mianowicie woda i droga

1 A. Jakubowicz, A las zostanie [w:] tegoż, Powroty, Rzeszów 1980, s. 117. 2 Pozostałe „wypracowania” znajdują się w dziale rękopisów Wojewódzkiej i Miejskiej Biblioteki Publicznej w Rzeszowie. 118

– „wielka woda” i „długa droga”3. Są to dwa elementy, które pośrednio ukształtowały każdą z osadniczych biografii, gdyż to głównie wokół nich toczyły się losy mieszkańców poszczególnych miejscowości. Nie zawsze chodziło jednak tylko i wyłącznie o tak charakterystyczne dla Bieszczadów Jezioro Solińskie czy małą i dużą obwodnicę bieszczadzką. Autorzy skupiali się raczej na niewielkich drogach dojazdowych i problemie ujęcia wody w systemy wodociągowe, które miały dostarczać ją wprost do domów i całych osiedli, te dwie właściwości miały bowiem niebagatelny wpływ na jakość życia pionierów bieszczadzkich, często wskazywały miejsca odpowiednie do zakładania gospodarstw, inspirowały i ukierunkowywały rozwój ruchu społecznego, życia kulturalnego i turystyki4. Istniał także szereg czynników decydujący o zróżnicowaniu opisywanej społeczności i stopniu jej skomplikowania, z których najważniejsze to: różnorodność środowisk, z których wywodzili się przyszli osadnicy, różny stopień ich doświadczenia w zagospodarowywaniu opuszczonych terenów (wręcz pustkowia) oraz poziom formalnego wykształcenia (od niepełnego podstawowego aż do ukończonych studiów wyższych)5. Nie wszystkie jednak z zawartych w analizowanej książce opowieści można określić mianem pamiętników, autobiografii. Pierwszym (nie licząc przedmowy i zakończenia) tekstem są bowiem Reminiscencje wspominanego już Adolfa Jakubowicza, czyli wspomnienia opatrzone osobistymi refleksjami autora, związanymi z Bieszczadami. Opowiadają one o jego obserwacjach dotyczących początków bieszczadzkiego osadnictwa, poczynionych w trakcie „wycieczek” w góry. Podobnie jak pamiętniki, zwracają uwagę na liczne trudności i niedogodności piętrzące się przed pionierami oraz ich ciężkie warunki materialne. Autor w pewnym momencie swojego wywodu pozwala sobie nawet na swego rodzaju „sakralizację” życia pierwszych osadników – porównuje ich ubogi dom ze stajenką betlejemską:

Przez cały czas naszej rozmowy tuż za przepierzeniem zbitym z desek i zawieszonym płachtą, szczękała łańcuchem uwiązana krowa, a w trakcie nagrania, spoza szmaty, raz po raz wsadzał łeb kasztan. W tej scenerii – skojarzenie utkane z biblijnej materii obrazu stajenki betlejemskiej było wręcz nieodparte, bo

3 B. Gołębiowski, Obraz bieszczadzkiego pionierstwa w świetle wspomnień osadników [w:] Pionierzy. Pamiętniki osadników bieszczadzkich, przedmowa B. Gołębiowski, wybór, red. i przypisy H. Jadam, Rzeszów 1975, s. 17. 4 Za: tamże, s. 16–17. 5 H. Jadam, Pamiętniki osadników bieszczadzkich jako źródło poznania najnowszej historii regionu [w:] Pionierzy…, s. 227. 119 w rzeczywistości ludzie musieli wprowadzić się na zimę do stajni, a nie na odwrót – schronić zwierzęta do domu mieszkalnego6.

Jest to obraz nader wymowny, poświadczający, że życie pierwszych bieszczadzkich osadników było niezwykle ciężkie i trudne, ale jednocześnie sugerujący, że mieli oni do wykonania jakąś ważną misję, która nie pozwalała im się poddać – mieli sprawić, aby Bieszczady znów tętniły życiem, a ludzie zapomnieli o przeżytych cierpieniach wojennych i powojennych. Jakubowicz w toku swojego opowiadania podkreśla też często znaczenie dróg w życiu osadniczym, przy czym zwraca uwagę na olbrzymią rolę wielkiej bieszczadzkiej obwodnicy, która umożliwiła mieszkańcom przybliżenie się do normalnego życia, dojazd do szpitala, szkoły, biblioteki czy kina. Każdy fragment drogi stwarzał sposobność do świętowania – ze szczególnym namaszczeniem i wielką radością witano pierwsze maszyny drogowe, a później autobusy. Wizja ucywilizowania tego niewielkiego zakątka Polski powodowała, że nawet przyjmowane na początku z pewną rezerwą plany budowy zapory wodnej w Solinie przestawały budzić już jakiekolwiek kontrowersje. Najważniejszą jednak kwestią poruszoną w Reminiscencjach jest określenie znaczenia pamiętników w dokumentowaniu zmian zachodzących na terenie Bieszczadów. Autor niejednokrotnie podkreśla, jak ważnym źródłem poznania ich prawdziwego obrazu są wspomnienia mieszkańców – pisane bez zbędnego patosu, upiększania czy demonizowania warunków życia, za to powściągliwe, wyważone, bezinteresowne, a przede wszystkim prawdziwe w swej prostocie. Często nie są one łatwą w odbiorze lekturą, gdyż dominują w nich świadectwa ludzkiego znoju, załamania, zwątpienia, radości z osiągania nawet najbłahszych rzeczy. Ale jednocześnie stanowią swoisty klucz do zrozumienia spraw Bieszczadzian, klucz, którego zabrakło w literaturze i filmie, a który pozwala zapełnić powstałą lukę materiałem stosunkowo niepodważalnym, autentycznym i posiadającym sporo wartości poznawczych. Dzięki pamiętnikom ludzi Bieszczadów można poznać różne aspekty ich codziennego życia,

Ale ich [pamiętników – przyp. I.Z.] ostateczna wymowa jest jednoznaczna: człowiek wygrał wielką stawkę, na przekór ugorom, dzikiej zwierzynie niszczącej jego zasiewy, w warunkach braku drogi, szkoły, elektryczności. Wygrał, przezwyciężając uczucie niewiary, które ciążyło na nim przez wiele lat.

6 A. Jakubowicz, Reminiscencje [w:] Pionierzy…, s. 32. 120

Jest to zwycięstwo nad samym sobą, zwycięstwo, które osiągnął wtedy, gdy uwierzył w celowość, sens własnej ciężkiej pracy i wyrzeczeń7.

I właśnie tej walce z przeciwnościami losu poświęcone są wspomnienia pierwszych osadników bieszczadzkich, którym udało się osiągnąć zwycięstwo i zbudować swoją nową „małą ojczyznę”, której stali się zagorzałymi patriotami. Pierwszą grupą pamiętników (jak to zostało już wspomniane na początku tego podrozdziału) są wspomnienia dotyczące w głównej mierze jeszcze początków wieku XX. Obejmują one teksty Franciszka Gankiewicza, Marii Staruchowicz, Zofii Pastuszczak oraz Stefana Truchanowicza i w dużym stopniu pokrywają się z autobiografią Józefa Pawłusiewicza8, potwierdzając niejako zawarte w niej informacje. Głównymi wątkami tych opowieści są stosunki narodowościowe pomiędzy mieszkańcami Bieszczadów, ciężkie warunki ich egzystencji, lata okupacji i walk z Ukraińską Powstańczą Armią oraz rozwój życia kulturalnego i społecznego. Stosunkowo niewiele miejsca autorzy poświęcili na przedstawienie krajobrazu Bieszczadów, choć np. Franciszek Gankiewicz tak opisuje swoją rodzinną wieś Terkę:

Wieś, jak każda inna, położona w górach między lasami. Z południa osłania ją góra „Połoma”, od północnego wschodu „Tołsta”, zaś od północnego zachodu stoi – jakby kopa siana – tuż nad rzeką Solinką – „Manastyr”. Wspaniały widok dla malarza9.

Te malownicze tereny stały się domem dla ludzi różnych narodowości. Autor pierwszych wspomnień przywołuje w tym kontekście czasy zgodnego współżycia Polaków i Rusinów, czyli późniejszych Ukraińców, którzy zawierali pomiędzy sobą małżeństwa i spędzali razem np. Boże Narodzenie. Najczęściej używano języka ruskiego, tylko dwór i rodzina gajowego – Tomasza Czarneckiego – posługiwały się polszczyzną. Pozwala to zauważyć, jak dobre wzajemne relacje polsko-ukraińskie panowały na terenie Bieszczadów jeszcze przed II wojną światową. Oba narody żyły w zgodnej symbiozie, potrafiły się ze sobą porozumiewać i współpracować pomimo różnic kulturowych i religijnych. Równie przyjaźnie kształtowały się stosunki Polaków z innymi nacjami, które zamieszkiwały ziemie bieszczadzkie. Gankiewicz wspomina w toku swojego opowiadania postać prowadzącego karczmę Żyda, Hersza Beera

7 Tamże, s. 37. 8 Pamiętnik Franciszka Gankiewicza w największym stopniu nakłada się na wspomnienia Józefa Pawłusiewicza, gdyż obydwaj autorzy żyli w tych samych czasach w sąsiednich wioskach i dzielili ze sobą m.in. trudne lata okupacji i walk z UPA – znali się bardzo dobrze, ponieważ Gankiewicz był podkomendnym Pawłusiewicza w oddziale samoobrony (dlatego też obaj przywołują wzajemnie swoje postaci w toku własnych wspomnień). 9 F. Gankiewicz, Przeżyłem kawał historii [w:] Pionierzy…, s. 43. 121

Bejsykiewicza. Była to osoba niezwykle barwna – prawdziwy karczmarz, potrafiący zadbać o swoje interesy, ale też cieszący się życzliwością, sympatią i zrozumieniem pozostałych mieszkańców wsi, którzy „tracili” mnóstwo czasu i pieniędzy w jego zajeździe. Podobnie na temat innego Żyda, zwanego Herszkiem, wypowiada się również Maria Staruchowicz, przypisując mu tak pozytywną cechę jak uczciwość i podkreślając przy tym, że zawsze był on gotowy do udzielania kredytu sąsiadom i sprzedawania produktów „na borg”. Z pamiętników można dowiedzieć się także jak wyglądało życie codzienne mieszkańców Bieszczadów. Egzystowali oni w bardzo złych warunkach, powszechnie panowała nędza i głód. Franciszek Gankiewicz (podobnie jak Józef Pawłusiewicz) wspomina kurne chaty, których punktem centralnym był piec. Pod nim zazwyczaj znajdował się kurnik, co nie sprzyjało polepszeniu warunków prowadzenia gospodarstwa, gdyż: jak już orkiestra kogucia rozpoczęła swój koncert, wszyscy chcąc nie chcąc musieli wstawać, oprócz dzieci. Mężczyźni szli na boisko bić cepami po snopkach, kobiety biorąc kądziele przędły nici z lnu lub konopi, po czym robiły samodziałowe płótna, z którego szyły koszule i portki dla mężczyzn10.

Należy dodać w tym miejscu, że ta pobudka miała miejsce mniej więcej około godziny drugiej w nocy i trwała czasami aż do rana. Kobiety tkały również cieńsze od samodziałowego sukno przeznaczone na zimowe spódnice (farbanie lub farbanki) dla siebie. Powszechnym obuwiem były chodaki, tylko bogatsi gospodarze kupowali świąteczne trzewiki, które chronili za wszelką cenę przed zniszczeniem – z tego względu w dalszą drogę szli boso (mocno raniąc przy tym nogi), a buty zakładali tuż przed miejscem przeznaczenia. Wypiekano niewielkie ilości chleba. Na przednówku kupowano „na borg” kukurydzę, mąkę i kaszę. Poważną pomocą dla ubogich w trudnym letnim okresie była praca w polu, najczęściej przy żniwach, na Węgrzech, za którą otrzymywano jako zapłatę pszenicę i żyto. Do prac gospodarskich hodowano wyłącznie woły, które po robocie pozostawiano na górskich pastwiskach11. Maria Staruchowicz zwraca uwagę na fakt, że już jako dziecko musiała pracować, aby odciążyć swoich rodziców (podobnie robiły inne dzieci). Starsze

10 Tamże, s. 46. 11 Tak jak Pawłusiewicz, Franciszek Gankiewicz wspomina targi bydła, odbywające się 19 sierpnia w Lutowiskach. 122 pociechy miały za zadanie pomagać w pracach polowych, paść krowy, opiekować się młodszym rodzeństwem lub mleć w żarnach zboże na chleb i kluski, młodsze dzieciaki zaś pilnowały kur lub pasły gęsi na ścierniskach, w lecie zaś w czasie żniw zbierały kłosy na polu. Powszechnym zjawiskiem był głód, szczególnie „przednówkowy”. Podobne wspomnienia ma Zofia Pastuszczak, opisująca ubogą chatę, w której było niezwykle zimno z powodu powybijanych szyb i nieszczelnych, zniszczonych drzwi. Nieobcy był jej również problem alkoholizmu, z którym zmagali się jej dziadkowie. Była to częsta przypadłość na wsi, która powodowała roztrwanianie majątku i coraz większą biedę. Innym ważnym problemem wsi bieszczadzkiej był analfabetyzm. Gankiewicz porusza tę kwestię w kontekście braku szkoły we wsi, sam miał bowiem wiele szczęścia, gdyż jego niepiśmienny ojciec posłał go na nauki do dworu, do „naszego Pana” Feliksa Suchodolskiego, który edukował go także pod względem patriotycznym12. Dopiero dwudziestolecie międzywojenne przyniosło w tej materii pewne zmiany – dzieci miały możliwość uczęszczania do czterech klas i nauki czytania, pisania i mowy polskiej. Także Staruchowicz wielką rolę w krzewieniu i pielęgnowaniu wartości narodowych i społecznych przypisuje nauczycielowi, a zarazem pierwszemu kierownikowi sześcioletniej szkoły, do której uczęszczała. To właśnie nauczyciele szkolni kształtowali w swoich wychowankach miłość do ojczyzny i szacunek dla starszych, co zaowocowało w kolejnych latach udziałem już dorosłych osób w rozwijającej się działalności spółdzielczej i społecznej13. Ciekawym wątkiem wspomnień są z całą pewnością opisy różnych zwyczajów i tradycji świątecznych. Gankiewicz przywołuje zabawy organizowane w karczmie u Hersza z okazji rusińskiego święta Jordana (19 stycznia), polegającego na święceniu wody w rzece, oraz tygodniowe wesela14. Maria Staruchowicz pisze m.in. o tradycjach Bożego Narodzenia oraz poprzedzających te święta mikołajkach, na które niecierpliwie oczekiwały małe dzieci. W tych ciężkich czasach cieszono się nawet z drobnych i stosunkowo ubogich podarunków:

Każde święto witane było z radością, chociaż nie było w każdym domu choinek, a tylko u bogatych gospodarzy. My, kupowaliśmy bibułę, zawijali w nią kostki cukru, nierzadko i kawałki buraków, ale i tak

12 Wiedza ta nie poszła na marne, co jasno wynika z kolejnych stronic pamiętnika, kiedy autor pisze o czasach wojennych i międzywojennych. 13 W tym miejscu Maria Staruchowicz wspomina m.in. istnienie biblioteki gromadzkiej i uroczyste obchody 500-lecia bitwy pod Grunwaldem. 14 We dworze urządzano także święto 3 Maja, którego obchody były jednak objęte ścisłą tajemnicą. Autor uczestniczył w nich jako uczeń Feliksa Suchodolskiego. 123 było dużo radości. Kolędnicy, kolacja z kilku dań i siano na stole, w kącie snopek zboża, zaś na ziemi rozesłana wiązka słomy, na której baraszkowaliśmy w święta, wszystko to dodawało uroku15.

Na podstawie tego fragmentu widać wyraźnie, że na bieszczadzkiej wsi występowały różnice majątkowe, widoczne zwłaszcza w czasie świąt. Bez względu jednak na status materialny i pozycję społeczną wszyscy mieszkańcy wioski starali się zachowywać tradycję przekazywaną z pokolenia na pokolenie. W dzień Nowego Roku dzieci w Bieszczadach chodziły od domu do domu, składając gospodarzom życzenia noworoczne. W zamian otrzymywały od gospodyń małe bułeczki noworoczne zwane szczodrokami. W czerwcu obchodzono sobótki, a wielkim wiejskim wydarzeniem były trwające trzy dni wesela (dzień spędzano u panny młodej, dzień u pana młodego, a na koniec udawano się do swatki). Długie zimowe wieczory kobiety i dziewczęta spędzały na skubaniu pierza lub prządkach, podczas których opowiadano sobie różne bajki i historie o czarach, strachach, gusłach i minionych czasach. Starsi ludzie chętnie snuli także różnorakie gawędy o czasach pańszczyzny, rzezi galicyjskiej i powstaniach narodowych. Najważniejszym punktem wspomnień tego czasu są jednak przeżycia autorów związane z II wojną światową i walkami z Ukraińską Powstańczą Armią. Ten wątek został szczególnie rozbudowany w pamiętniku Franciszka Gankiewicza, który brał aktywny udział w tych wydarzeniach. Jeszcze przed wojną był uczestnikiem walk o wolną Polskę w 1919 roku. Dostał się do niewoli petlurowców – wywieziono go i okrutnie torturowano, udało mu się jednak uwolnić i powrócić w rodzinne strony. Wtedy to nastały czasy zmiany więzi braterstwa Polaków i Ukraińców w zaciętą nienawiść, którą podsycało natarczywe upowszechnianie herbu tryzuba (wymieniano nawet odzież). Wraz z nadejściem 1939 roku rozpętało się w Bieszczadach istne piekło na ziemi16. Gankiewicz niezwykle szczegółowo opisuje panującą wtedy atmosferę17, przy czym ważne jest, że dzieli Ukraińców na tych uczciwych, którzy pomagali Polakom oraz zatwardziałych nacjonalistów. Zdarzenia pierwszej połowy XX wieku skłoniły go do zapisania swoich wspomnień w celu przekazania ich kolejnym pokoleniom, aby nigdy nie uległy zapomnieniu.

15 M. Staruchowicz, 75 lat życia w Bieszczadach [w:] Pionierzy…, s. 69. 16 Wtedy to na terytorium Polski wkroczyli hitlerowcy i wskrzesili, skierowany przeciw Polakom, ukraiński nacjonalizm. Osiągnął on swoje apogeum tuż po II wojnie światowej (była o tym już mowa we wcześniejszych częściach mojej pracy). 17 Jego opis tamtych wydarzeń jest zasadniczo identyczny jak relacja Józefa Pawłusiewicza przywołana we wcześniejszym rozdziale, z tego też względu nie będę go tutaj wnikliwie analizowała. Dość zaznaczyć, że w tekście pojawiają się nazwiska m.in. właśnie Pawłusiewicza, Kunickiego, Wawrosza oraz księdza Siuzdaka. 124

O latach wojny i działaniach UPA pisze również dość szczegółowo Zofia Pastuszczak, która wraz z rodzicami i rodzeństwem została deportowana aż na Wołyń (terytorium Związku Radzieckiego), gdzie czekało na nich niezwykle trudne życie. Warunki materialne pozostawiały wiele do życzenia, a ludzie żyli w wielkiej bojaźni i strachu nawet wobec siebie nawzajem. Jako jedyny pozytywny aspekt mieszkania w Woli Grabowej autorka podaje możliwość uczęszczania do szkoły, w której nauka odbywała się w języku rosyjskim. Zofia Pastuszczak przywołuje również niezwykle oddziałujące na emocje czytelnika sceny mordowania niewinnych Polaków przez ukraińskie bandy nacjonalistyczne. Zaznacza też, że cudem ocaleni członkowie rodzin mordowanych, ich znajomi i sąsiedzi żyli w ciągłym strachu i przerażeniu. Przykładem okrutnej działalności „rycerzy tryzuba” była m.in. sytuacja zmuszenia dwóch młodych Ukraińców do wstąpienia w szeregi upowców, a następnie wydanie im rozkazu zamordowania w nocy swoich polskich narzeczonych. Po odmowie zrealizowania takiego bestialskiego czynu nacjonaliści dokonali okrutnej zemsty na dziewczętach – torturowali je, zgwałcili, a następnie porzucili na polu. Narzeczeni, nie mogąc patrzeć na męczarnie swych ukochanych, zastrzelili je i odeszli. Znów pojawia się (tak jak u Gankiewicza) podział na pozytywne postaci Ukraińców, którzy nie chcieli identyfikować się z ideologią nacjonalistyczną18 i strilciw z UPA. Oprócz tego na uwagę zasługuje sposób werbowania do band. Niejednokrotnie zdarzało się, że za odmowę dołączenia do UPA jej członkowie mścili się na rodzinach „rekrutów”, mordując je i paląc ich gospodarstwa. Jako podsumowanie autobiografii zarówno Marii Staruchowicz, jak i Zofii Pastuszczak pojawia się wspominany już motyw drogi, która w zamieszkałych przez nie wsiach powoli zaczynała stawać się łącznikiem ze światem (u drugiej autorki dodatkowo występuje wodociąg). Franciszek Gankiewicz kończy swój pamiętnik na roku 1947.

18 „Losy pozytywnych postaci Ukraińców, przedstawione w omawianej publikacji, przeciwstawiają się schematycznemu myśleniu na temat tego narodu i stanowią barwny, aczkolwiek nierzadko tragiczny opis jego życia na ziemiach bieszczadzkich. Skłania to do refleksji nad stereotypowym postrzeganiem opisywanej nacji i pomaga uświadomić sobie, że słowo Ukrainiec nie musi mieć zabarwienia wyłącznie pejoratywnego” (cytuję za swoim artykułem: I. Zahaczewska, Polski „Dziki Zachód” – Bieszczady XX wieku w świetle pamiętników pierwszych osadników [w:] Pogranicza (nie tylko) Podkarpacia, red. J. Pasterska, S. Uliasz, A. Luboń, Rzeszów 2016, s. 274 [przypis]). 125

Ostatnimi wspomnieniami obejmującymi swoją treścią początek XX wieku i czasy przedwojenne jest stylizowana na felietonową19 relacja Stefana Truchanowicza pt. O tym i owym. Pamiętnik ten różni się od pozostałych nie tylko formą pisarską, ale także tematyką, gdyż autor najwięcej miejsca poświęca swojej działalności społecznej, spółdzielczej i handlowej. Na samym wstępie zaznacza, że dawniej Bieszczady nazywano Karpatami, a on sam zetknął się z nimi na skutek problemów ze zdrowiem (przeniósł się w Bieszczady ze Lwowa). Z wielkim zapałem i ochotą poświęcał się pracy w różnorakich organizacjach o charakterze kulturalno-oświatowym, był m.in. prezesem Koła Związku Inwalidów Wojennych w Ustrzykach Dolnych, a od roku 1935 pierwszym wójtem zbiorowej gminy Ustrzyki Dolne-Wieś. Aktywność samorządowa pozwalała mu na walkę z wiejskim analfabetyzmem, a także angażowanie się w rozwój szkolnictwa i regulację gospodarki leśnej20. Mając cały czas na uwadze kwestię pracy, Truchanowicz w skrócie przedstawił też wypadki II wojny światowej21, hitlerowską okupację22 oraz nieludzką działalność band UPA23. Od roku 1944 stał się on jednym z głównych organizatorów administracji państwowej w Bieszczadach, później także przez długi czas pełnił funkcję dyrektora przedsiębiorstwa handlowego. Cieszył go każdy sukces związany z rozwojem bieszczadzkich wsi. Zawsze na pierwszym miejscu stawiał dobro ludzi, dlatego też zyskał ich ogromny szacunek i poważanie. Za pracę w interesie społeczności Bieszczadów został nawet odznaczony Brązowym Medalem „Za zasługi dla obronności kraju”, Złotym Krzyżem Zasługi i Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski. W jego autobiografii pojawia się zarówno motyw drogi – tutaj już w kontekście obwodnicy, jak i bezpośrednie odwołanie do Zalewu Solińskiego, czyli „wielkiej wody”. Te dwa elementy wpłynęły znacząco na coraz szybszy rozwój Bieszczadów i poprawę jakości życia ich mieszkańców poprzez rozkwit systemu komunikacyjnego i utworzenie bazy wypoczynkowej (a w związku z tym – rozwój turystyki, która do dzisiaj jest główną gałęzią bieszczadzkiej gospodarki).

19 Autor posiadał wyższe wykształcenie handlowe, a w związku z tym lepiej wykształcony warsztat pisarski (niejednoznaczny jednak z talentem literackim), stąd więc być może wzorowanie pamiętnika na felietonie. 20 Pamiętnikarz przy okazji wspominania o budowie szkół przywołuje jedno z ważniejszych bieszczadzkich wydarzeń, jakim było tzw. „powstanie leskie” (por. S. Truchanowicz, O tym i owym [w:] Pionierzy…, s. 86–87). 21 W relacji pojawiają się nazwiska braci Pawłusiewiczów których autor opisuje jako „dwóch rosłych Łemków w kożuchach chłopskich” (tamże, s. 91), Gankiewicza oraz Mikołaja Kunickiego. 22 Niemcem, któremu autor poświęca najwięcej uwagi w swoim tekście jest Johan Becker, będący postrachem Ustrzyk Dolnych (por. tamże, s. 93–94). 23 Truchanowicz niejednokrotnie był zmuszany do uciekania przed bandami UPA, które rugowały Polaków z „Ziemi Ukraińskiej” pod groźbą wymordowania ich i ich rodzin (tamże, s. 87). 126

Pomostem pomiędzy relacjami dotyczącymi lat przedwojennych a wspomnieniami powojennych osadników jest tekst Stanisława Wolana Warto by mieć dziś 20 lat. Pamiętnik ten to swoisty osąd przeszłości, teraźniejszości (w aspekcie lat osadnictwa) i przyszłości Bieszczadów. Autor przybył na opisywane tereny razem z rodzicami jako dziecko (były to jeszcze lata przedwojenne – rok 1931) z okolic Tarnopola. Bodźcem do podjęcia takiego kroku stały się problemy finansowe związane z kredytem bankowym na zakup ziemi. W nowym miejscu zamieszkania (wieś – Wola Maćkowa w ówczesnym powiecie leskim) rodzinie żyło się bardzo ciężko, pamiętnikarz spędził więc swoje dzieciństwo w niedostatku, który nie pozwalał na zdobycie wymarzonego wykształcenia:

Po przyjeździe w Bieszczady ojciec wzniósł skromne zabudowania i zaczął od nowa gospodarzyć. Ziemia dawała liche plony i cierpieliśmy niedostatek. W okresie „przednówku” tylko raz dziennie przygotowywała mama posiłek, przeważnie zupę grzybową zaprawioną mąką owsianą. Ojciec szukał pracy, by nas wyżywić, ale bezskutecznie. Najmował się do dworu, gdzie mu niewiele płacono. Jako najstarszy w domu, mając 12 lat zacząłem pracować u właściciela dworu w Woli Maćkowej. Za dzień pracy otrzymywałem 50 groszy i zupę na obiad. Do szkoły chodziłem cztery lata, gdzie ukończyłem 3 i 4 klasę. Dalej nie mogłem się uczyć, bo ojciec nie miał pieniędzy na kupno butów i ubrania, by mnie posyłać do szkoły24.

Z powodu biedy cierpiała cała rodzina. Rodzice autora nie byli w stanie opłacić nawet lekarza dla chorego młodszego syna, a po jego śmierci godnego pochówku. Ojciec Stanisława Wolana w tej sytuacji wypowiada głęboko zapadające czytelnikowi w pamięć słowa: biedni ludzie muszą umierać dlatego, że są biedni25.

Dopiero w kolejnych latach nastąpiło ożywienie życia społecznego i gospodarczego wsi, a przy tym poprawa statusu materialnego wyróżniających się pod względem wytrwałości i pracowitości osadników. Utworzono Kółko Rolnicze i zespół Przysposobienia Rolniczego. Rozwijała się również wiejska działalność kulturowa. W miejscowym dworze po pracy robotnicy często ćwiczyli piosenki autorstwa miejscowych ludzi. Były to różne przyśpiewki (np. weselne i obrzędowe) oraz stare stepowe dumki. Przez długie lata, w ramach rozrywki, pielęgnowano zwyczaje ludowe, takie jak wieczornice, majówki czy zabawy. Ludność zamieszkała we wsi pochodziła

24 S. Wolan, Warto by mieć dziś 20 lat [w:] Pionierzy…, s. 103–104. 25 Tamże, s. 104. 127 z terenów południowych i wschodnich – do 1947 roku mieszkańcami Leszczowatego byli m.in. potomkowie Kozaków z Zaporoża. Tworzyli oni w Bieszczadach samodzielną kulturę ludową i charakterystyczne obyczaje, zwyczaje i tradycje. Podobnie jak Maria Staruchowicz i Franciszek Gankiewicz, Stanisław Wolan z sympatią i sentymentem powraca myślami do kilkudniowych hucznych wiejskich wesel. Autor wspomina również, podobnie jak inni Bieszczadzianie, tzw. „powstanie leskie”, czyli wystąpienie chłopów narodowości polskiej i ukraińskiej przeciwko przymusowi pracy nałożonemu przez ówczesne władze, które zostało brutalnie stłumione. Przeciwstawia następnie „spokojny” okres międzywojenny czasowi wojny, kiedy to Polaków (w tym pamiętnikarza) prześladowano, przymusowo wywożono na roboty do Niemiec, a tym samym zmuszano do szukania drogi ucieczki z piekła wojennego. Niemcy mordowali ludność polską i żydowską, palili i niszczyli jej dobytek. W pamiętniku Wolana znalazło się również miejsce na przywołanie postaci Mikołaja Kunickiego i opisy krwawej aktywności upowców na ziemi bieszczadzkiej26, której zresztą autor sam doświadczył, ledwo zachowując przy tym życie27. Zmiany przyniósł dopiero rok 1947, kiedy to miało miejsce wysiedlenie części ludności na zachód kraju. Jej miejsce zajmowali osadnicy z województwa krakowskiego28. Zaczęły się tworzyć nowe grupy społeczne, które musiały jednak włożyć dużo wysiłku w pokonywanie wzajemnych uprzedzeń i niezrozumienia wynikającego z odmienności obyczajów i tradycji, sposobu mówienia, a nawet odrębności w sposobie ubierania się. Okres ten cechował się dużą tymczasowością, osadnicy liczyli na szybkie wzbogacenie się, a przy tym nie zamierzali inwestować w swoje nowe gospodarstwa. Sytuacja uległa poprawie dopiero na przestrzeni kilku kolejnych lat. Stopniowo polepszały się stosunki sąsiedzkie tubylców z osadnikami29, m.in. góralami, którzy wnieśli do miejscowej kultury wiele nowych zwyczajów i tradycji. Młodzież chętnie promowała dziedzictwo kulturowe, aranżując regionalne

26 Ojciec Stanisława Wolana (który był komendantem posterunku MO w Ropience) został zastrzelony przez jednego z żołnierzy UPA podczas walki we wsi Średnica (prawdopodobnie chodzi tutaj o wioskę , która znajduje się w pobliżu miejscowości przywoływanych w toku narracji), a jego nazwisko umieszczono na leskim obelisku upamiętniającym milicjantów poległych w walkach z bandami nacjonalistycznymi. 27 Stanisław Wolan to kolejny pamiętnikarz odróżniający prawych Ukraińców od nacjonalistów (wspomina on przy tej okazji pewną Ukrainkę, która uprzedziła go o zamiarach upowców, a tym samym uratowała przed śmiercią kilkunastu Polaków). 28 Nad rozwojem ówczesnego powiatu leskiego czuwał m.in. płk Gerhard (według wspomnień Stanisława Wolana, który znał go osobiście). 29 Np. poprzez zawieranie mieszanych małżeństw. 128 występy góralskie. Następował coraz szybszy, ale i konsekwentny rozwój życia kulturalnego, gospodarczego i społecznego wsi bieszczadzkiej. Nie zabrakło także we wspomnieniach Stanisława Wolana krótkiego, aczkolwiek bardzo treściwego (i zapewne dość subiektywnego) opisu krajobrazu:

Chętnie udaję się do mojej Woli Maćkowej i Leszczowatego. Jakże piękne są te zbocza, doliny i potoki, pokryte obecnie lasami30.

Pamiętnikarz jako jeden z nielicznych pionierów bieszczadzkich otwarcie zwraca uwagę nie tylko na aspekt praktycznego wykorzystania warunków krajobrazowych i przyrodniczych, ale także na ich wartość estetyczną (a przy tym i sentymentalną). Wspomnienia dotyczące czasów przedwojennych i wojennych posłużyły Wolanowi do wysnucia głębokiej refleksji na temat przyszłości Bieszczadów. Nieskomplikowane, ale niezwykle sugestywne porównania przeszłości z teraźniejszością osadniczą pozwoliły na ukazanie złożoności życia mieszkańców tego urokliwego zakątka Polski w pierwszej połowie XX wieku. Autor chciał, aby jego (i nie tylko jego) „wspominki” odnośnie warunków życia w tym czasie przekazane zostały szerokiemu ogółowi. W ten sposób stworzył także podwaliny pod analizę pamiętników tyczących się już stricte lat powojennych i osadnictwa31. Kolejne opowieści autobiograficzne zamieszczone w tomie Pionierzy. Pamiętniki osadników bieszczadzkich to już relacje dotyczące osadnictwa w latach 50. i 60. Należą do nich wspomnienia autorki ukrytej pod inicjałami E. Ch., Jana Włodyki, Jacka Tylki, Stanisława Bembna, Bolesława Typrowicza oraz Kazimierza Tetery. Opisują one głównie niesprzyjające warunki życia czekające w Bieszczadach na pierwszych osadników powojennych: nieżyczliwość władz i urzędników państwowych, którzy często w znacznym stopniu ograniczali swoją pomoc nowo przybyłym, zwabionym na opisywane tereny zwodniczą propagandą, nieprzyjazne, utrudniające pracę na roli warunki klimatyczne, wrogość sąsiadów, brak dróg dojazdowych i bieżącej wody.

30 S. Wolan, dz. cyt., s. 109. 31 Prowadzone do tego momentu badania nad pamiętnikami pierwszych osadników bieszczadzkich są wzorowane na analizie tychże tekstów zaprezentowanej przeze mnie w cytowanym już artykule pt. Polski „Dziki Zachód” – Bieszczady XX wieku w świetle pamiętników pierwszych osadników (I. Zahaczewska, dz. cyt., s. 268–277). Dalsze losy rodziny Stanisława Wolana, a konkretnie jego czterech córek przedstawił w jednym ze swoich reportaży (które omówię w rozdziale czwartym) Adolf Jakubowicz (A. Jakubowicz, Cztery córy miał tata [w:] tegoż, dz. cyt., s. 127–141). 129

Różne były przyczyny pojawienia się nowych mieszkańców w Bieszczadach. E. Ch. z mężem i córkami chcieli zmienić swój los na lepszy poprzez zaprzestanie przebywania u obcych i zamieszkanie „na swoim”. Jan Włodyka w Bieszczady przenosił się dwa razy: pierwszy raz w 1947 roku, kiedy to za główne powody osadnictwa uważano przeludnienie wsi w 3 powiatach – strzyżowskim, krośnieńskim i jasielskim, chęć założenia własnego gospodarstwa (tutaj chodziło głównie o małorolne, młode małżeństwa) oraz zniszczenie dotychczasowego dobytku w trakcie wojny; za drugim razem skłonił go do przeprowadzki zły stan zdrowia małżonki, chorującej na astmę, nadciśnienie i serce. Jacek Tylka również przywołuje względy zdrowotne, a ponadto politykę propagandową państwa (rozpowszechnianie informacji o gotowych do kupna i osiedlania się gospodarstwach w „krainie Biesa i Czadów”) oraz chęć zmiany warunków „klimatycznych” (zakurzonego i hałaśliwego miasta na spokojną wieś). Ten pamiętnikarz podaje również nieco humorystyczną przyczynę osadnictwa – motywację kierownika szkoły wiejskiej w Dołżycy:

W Bieszczady przywiodły go kłopoty z małżonką, od której, jak twierdził, chciał się choć na stare lata uwolnić32.

Kilka, podobnych do argumentacji poprzednich pamiętnikarzy, powodów swojej decyzji o przeprowadzce w Bieszczady wysuwa także Stanisław Bemben. Były to: możliwość poprawy dotychczasowych warunków egzystencji („walka” o mieszkanie, pracę i środki do życia), uczucia patriotyczne (choć to raczej przyczyna podawana przez rodzinę i znajomych autora), pragnienie funkcjonowania na własny koszt, potrzeba zagospodarowania zniszczonego działaniami wojennymi bieszczadzkiego terenu, konieczność zmiany klimatu ze względu na przebytą przez pamiętnikarza ciężką chorobę płuc, a także umiłowanie gór, przyrody, przygody i „zawodu” rolnika33. Autor ten bardzo celnie dokonuje również periodyzacji powojennego osadnictwa bieszczadzkiego34:

Tak się złożyło, że w latach 1947–1956 w Bieszczady szli ludzie, by było się gdzie przyczepić. Takie były warunki. W latach 1957–1960 szli już z wyższymi wymaganiami i po więcej jak ci w 1947 r. Od

32 J. Tylka, Moje życie zaczęło się od nowa [w:] Pionierzy…, s. 153. 33 Henryk Jadam w swojej, cytowanej już w rozdziale pierwszym, pracy pt. Pionierska społeczność w Bieszczadach jako główne zbadane przyczyny osadnictwa podaje: chęć posiadania własnego gospodarstwa i dorobienia się, konieczność zmiany środowiska, imigrację zagraniczną oraz pragnienie powrotu w rodzinne strony (H. Jadam, Pionierska społeczność w Bieszczadach, Rzeszów 1976, s. 88–89). 34 Do tego cytatu odwołuję się już w pierwszym rozdziale niniejszej pracy przy okazji omawiania najnowszej historii Bieszczadów (por. Rys historyczny). Tam też kolejne etapy zostały szerzej opisane – tutaj zagadnienie to zostało przeze mnie tylko ponownie zasygnalizowane w celu usystematyzowania i uszeregowania kolejnych analizowanych pamiętników. 130 mniej więcej 1960 roku były już całkiem inne wymagania. Należy je uznać również w spóźnionych Bieszczadach35.

Pierwszy etap osadniczy (lata 1947–1956) cechował się największym „przymusowym” prymitywizmem36. Wsie (Jan Włodyka wskazuje tutaj dwie miejscowości - Bezmichową37 i Manasterzec) były w znacznej części poukraińskie, rodziny osadnicze zajmowały miejsce wysiedlonych w akcji „Wisła”38. W trakcie osiedlania się obowiązywała zasada „kto pierwszy, ten lepszy” – osoby przybywające wcześniej miały szansę zająć sobie lepsze gospodarstwa, których stan po bliższym zapoznaniu i tak rozczarowywał, m.in. słomianymi dachami, brakiem stodół oraz ciasnymi i starymi domami. Przybysze za wszelką cenę jednak starali się rozwijać gospodarkę wsi (uprawiano rolę, hodowano np. trzodę chlewną itp.) oraz organizować życie społeczne, przy czym początkowo często zdarzały się zatargi z ludnością tubylczą, którą nawet w różnych urzędach traktowano priorytetowo i lepiej od nowo przybyłych. Długa bywała też walka o szkołę i przydział nauczyciela, bezustanne starania jednakowoż przyniosły upragnione rezultaty. Obowiązywała umowa z księdzem, na podstawie której jego przyjazdy do kościoła i szkoły musiały być odrabiane w polu lub przy młocce oraz nakaz pracy w lesie na rzecz Leśnictwa. Niesprzyjające dla przybyszy okazywały się także warunki przyrodnicze – leśna zwierzyna często czyniła szkody w polu, a wilki porywały np. barany z pastwisk. Włodyka zwraca również w swoich wspomnieniach uwagę na fakt, iż dużą rolę w rozwoju osadnictwa wsi bieszczadzkiej, przede wszystkim w początkowym etapie, odgrywały osoby osadników, które wysyłano do poprzednich miejsc zamieszkania na „akcje werbunkowe” (sam pamiętnikarz był jednym z takich delegatów). Podkreśla przy tym jak bardzo „smutny był początek osadników”39.

35 S. Bemben, Życie osadnika zaczynałem dwa razy [w:] Pionierzy…, s. 187 i przypis 26. Etapy zagospodarowywania Bieszczadów charakteryzuje (także na bazie pamiętników pierwszych osadników) Henryk Jadam w swojej publikacji (H. Jadam, dz. cyt., s. 55–75). 36 Na co wskazują wspomnienia Jana Włodyki – por. J. Włodyka, Znowu wróciłem w Bieszczady [w:] Pionierzy…, s. 126 i przypis 10. 37 Dziś Bezmiechową. 38 Aczkolwiek w terenie nadal można było natknąć się na niedobitków z ukraińskich band nacjonalistycznych. 39 J. Włodyka, dz. cyt., s. 127. Zdanie to wskazuje jednoznacznie na problemy adaptacyjne ludności osadniczej do nowych warunków i odmiennego środowiska przyrodniczego. Sam autor jako stolarz, cieśla, kołodziej i bednarz często świadczył sąsiedzkie usługi związane z tymi zawodami (z powodu dużego zniszczenia dobytków gospodarskich), przy tym jednak zabiegał o bycie „na bieżąco” z wiadomościami z kraju i ze świata, prenumerował więc dwie gazety (pamiętnikarz nie podaje jednak ani ich rodzaju, ani konkretnych tytułów). 131

Złe warunki życia, w tym bardzo dotkliwy brak dróg, wspomina także Bolesław Typrowicz, który po zdemobilizowaniu40 osiadł w Posadzie Leskiej (części Leska), gdzie został ekonomistą (księgowym) w Państwowym Gospodarstwie Rolnym. W 1946 roku Lesko przedstawiało pewnego rodzaju „obraz nędzy i rozpaczy”, wzbudzało w przyjezdnym lęk i strach:

Miasto było bardzo ubogie, „dwie ulice na krzyż”, kilka kamienic jednopiętrowych, kilkuset mieszkańców, trzy sklepy i nic więcej. Noc niczym się nie różniła od okupacyjnych. Po zapadnięciu zmroku każdy mieszkaniec zamykał się w domu na cztery spusty w obawie przed bandami UPA, nie wiedząc czy dożyje jutra. W porze wieczorowej i nocnej na ulicy można było zobaczyć tylko patrole wojskowe i milicyjne41.

Były majątek Krasickich, miejsce pracy pamiętnikarza, również nie wzbudzał zachwytu. Wszystko było zrujnowane i zniszczone, kilku- i kilkunastoosobowe rodziny zamieszkiwały w jednej izbie. Z dnia na dzień nastroje ludności poczynały się jednak poprawiać, przy czym początkowe lata pobytu Typrowicza w Bieszczadach to jeszcze czas „nocnych akcji”, tj. pościgów za bandami UPA, w których on sam nierzadko brał udział jako były wojskowy. Jest to też okres powstawania pierwszych PGR-ów, budowanych często na odludziach bez drogi, elektryczności, szkoły. Najpierw warunki materialne w tych gospodarstwach były niezwykle trudne, dopiero od około 1950 roku zaczęły się one otrząsać z marazmu. Zaczęła przybywać do nich wykwalifikowana kadra rolnicza, dzięki czemu PGR-y przyczyniły się do wybudowania wielu budynków mieszkalnych, obór, stodół, magazynów na zboże i owczarni. Autor jako sekretarz Rady Zakładowej i zastępca głównego księgowego musiał często wyjeżdżać do przeludnionych powiatów (np. Gorlice, Limanowa, Brzozów, Jarosław, Przemyśl), aby werbować robotników do pracy w PGR-ach. W celu zachęcenia ich do przybycia w Bieszczady zabiegał także o poprawę warunków ich pracy i życia (m.in. kulturalno- oświatowego). Przy tej okazji Typrowicz wspomina wymianę terenów z roku 1951, kiedy to ZSRR oddał Polsce część powiatu ustrzyckiego42, a tym samym duże obszary ziemi uprawnej.

40 Bolesław Typrowicz w wieku 17 lat wstąpił do I Dywizji im. T. Kościuszki, przeszedł „chrzest bojowy” pod Lenino i walczył na szlaku bojowym od Bugu po Łabę. Przed przystąpieniem do armii mieszkał wraz z rodziną w Związku Radzieckim (na terenach tajgi syberyjskiej). Po wojnie powrócił w rodzinne strony rodziców – na Rzeszowszczyznę (B. Typrowicz, Nie myślałem, że będę ekonomistą w bieszczadzkich PGR-ach [w:] Pionierzy…, s. 203–204). 41 Tamże, s. 204. 42 Por. rozdział pierwszy niniejszej pracy (Rys historyczny). 132

W Państwowych Gospodarstwach Rolnych często pracowali ludzie, których śmiało można nazwać kombinatorami i nierobami. Trafiały tam różne osoby, np. poszukujący szczęścia „wędrowcy”. Na porządku dziennym były kradzieże, oszustwa i nieróbstwo. Nawet zajmujący wysokie stanowiska pracownicy umysłowi nierzadko dopuszczali się nadużyć, ich jednak częściej dosięgało ramię sprawiedliwości. Zdarzały się również przypadki odchodzenia pionierów z bieszczadzkich PGR-ów43, którzy nie wytrzymywali fizycznie i psychicznie z powodu ogromnej presji władz. W 1957 roku Państwowe Gospodarstwa Rolne zaczęły stopniowo przechodzić na własny rachunek gospodarczy. Zaowocowało to znacznym rozwojem gospodarczym, a w późniejszym czasie także kulturalnym (np. zorganizowano orkiestrę oraz założono zespół pieśni i tańca dziewcząt) i społecznym. Swoje wspomnienia Bolesław Typrowicz kończy refleksją na temat zmian w Bieszczadach, wzrostu ich roli na arenie państwowej (w dużym stopniu dzięki osadnikom) i zaproszeniem do tej pięknej krainy:

Cieszę się ogromnie, że po tylu latach i trudach niegdyś zaniedbany i opuszczony nasz zakątek znany jest dzisiaj w całej Polsce, że ludzie przyjeżdżają tu podziwiać jego piękno, spędzać urlopy i regenerować zdrowie. (…) Dumny jestem, że ziemia bieszczadzka z każdym rokiem staje się coraz piękniejsza i bogatsza, dumny z tego, że praca nasza nie poszła na marne i dlatego pragnę wszystkich Czytelników zaprosić, by zechcieli odwiedzić naszą uroczą Krainę Połonin, życząc im na tej ziemi wszystkiego dobrego44.

Osadnikiem pierwszego etapu zagospodarowywania Bieszczadów był także Kazimierz Tetera, który w roku 1951 przybył z rodzicami do miejscowości Michniowiec. Przyczyną jego osiedlenia się w ziemi bieszczadzkiej była, wspominana już przez Bolesława Typrowicza, wymiana odcinków granicznych pomiędzy ZSRR a Polską. Tak jak Lesko u poprzedniego pamiętnikarza, tak i Ustrzyki Dolne dla Tetery przedstawiały niezbyt przyjazny widok, budziły w nim dziwne wrażenie, lęk i niepokój:

Już samo miasteczko Ustrzyki Dolne, gdzie wyładowano nas na stacji, na mnie, przywykłego do nadbużańskich nizin, zrobiło dziwne wrażenie. Wydawało mi się, że jest ono zapadłe w ziemię, takie wrażenie robiło na tle okalających go wzgórz i lasów. Biegałem z kolegami po górach, ale budziły one we mnie niepokój i lęk45.

43 Głównymi pionierami PGR-ów byli robotnicy, którzy wcześniej stanowili służbę folwarczną (zjawisko „przekwalifikowania się” tych osób dokonywało się w latach następujących po reformie rolnej). 44 B. Typrowicz, dz. cyt., s. 215. 45 K. Tetera, Wszyscy są z Bieszczadów [w:] Pionierzy…, s. 217. 133

Nadgraniczny Michniowiec również nie przywitał nowo przybyłych wielkim przepychem i bogactwem – rodzina Tetery zamieszkała w zniszczonej chacie, której jedyną zaletą było posiadanie komina. Nocą pluskwy dawały się wszystkim we znaki. Wieś pozbawiona była drogi dojazdowej, co stanowiło główny bieszczadzki problem tamtego czasu. Wszędzie za to pełno było „pamiątek” po Ukraińskiej Powstańczej Armii: amunicji, granatów i lektury o nacjonalistycznych treściach. Do oddalonej o kilka kilometrów szkoły46 (dopiero co otwartej) dzieci chodziły na piechotę, a w trakcie zimy (która w Bieszczadach była zawsze wyjątkowo śnieżna) jeździły na nartach lub wożono je saniami. Ten etap według autora (co potwierdza wspomnienia analizowane wcześniej) cechował się dużą tymczasowością – ludzie jako opału używali nawet płotów, szykowali znajdowane we wsi wozy do „ucieczki”, zbierali pozostawione przez wysiedlonych na polach ziemniaki. Dopiero z czasem zaczęto uprawiać rolę na własny rachunek oraz zajęto się hodowlą zwierząt gospodarskich. Stopniowo rozpoczynał się tzw. „pierwszy etap zagospodarowywania Bieszczadów” – na wolnych polach tworzono PGR-y (które nie cieszyły się u tego pamiętnikarza wielkim poważaniem, szczególnie ze względu na niesolidność wielu robotników47). Tak opisuje ten okres Tetera:

Życie biegło jakby ospale, znaczone porami roku i latami. Orano, siano, koszono, młócono. A wszystko byle jak, byle żyć. O budynki nikt nie dbał. Znikły płoty. Budynki rozebrano na budowę pegeeru48.

Osadnicy nie starali się o lepsze życie, ponieważ ciągle mieli nadzieję na powrót w swoje rodzinne strony, gdzie żyło im się lepiej i bezpieczniej pomimo równie niesprzyjających warunków. Jedyną rozrywkę zapewniała placówka WOP, której żołnierze często urządzali potańcówki w świetlicy. Raz w miesiącu do wsi przyjeżdżało też wojskowe kino objazdowe. Jeden z oficerów zorganizował także zespół estradowy złożony z żołnierzy i cywilów. Dopiero rok 1956 przyniósł zmiany – zaczął się „nowy etap zagospodarowywania Bieszczadów”, pracy towarzyszył już większy zapał i rozpoczęto budowę wielkiej obwodnicy, czyli pętli bieszczadzkiej, co dało możliwość rozwoju komunikacji (m.in. poprzez kursowanie pierwszych autobusów zwanych potocznie „stonkami”).

46 Nierzadkie były przypadki, gdy nauczycielem w wiejskiej szkole był ktoś nieposiadający odpowiedniego przygotowania i doświadczenia w tym tak ważnym na wsi zawodzie. 47 Na co zwracał już uwagę wcześniejszy pamiętnikarz, Bolesław Typrowicz. 48 K. Tetera, dz. cyt., s. 219. 134

Do wsi przybywali nowi rolnicy, pracownicy PGR-u, którzy porzucili ciężkie warunki gospodarowania „na swoim” oraz osoby o romantycznym i optymistycznym usposobieniu (chodzi zapewne o bieszczadzkich „kowbojów”), bazujące na swoich wyobrażeniach o Bieszczadach i ciężko znoszące konfrontację z prawdziwymi, twardymi uwarunkowaniami życia na tym terenie. Wielu przesiedleńców szybko więc uciekało, pozostawiając za sobą tylko długi i niespełnione nadzieje. Bieszczady tymczasem powoli, aczkolwiek systematycznie się rozbudowywały. Powstawały nowe drogi, szkoły, podłączono tutaj światło elektryczne, pojawiali się pierwsi turyści. Rozwijały się gospodarstwa. Cały czas było daleko do ludzi i świata, wieś jednak szybko zmieniała swoje oblicze. Ukształtowała się także lokalna społeczność, w której nikt już nie jest obcy, za to „wszyscy są z Bieszczadów”49. Pamiętnikarz podkreśla, że jego zdaniem najlepszymi gospodarzami byli przesiedleńcy, którzy nie przyjechali w opisywane strony dla kariery i włożyli dużo pracy w rozwój ziemi bieszczadzkiej jako swojego nowego domu, nie umniejsza przy tym jednakowoż roli „dobrych” osadników, równie ciężko pracujących i nie czekających na „mannę z nieba”. Za „przedstawicielkę” drugiego etapu osadnictwa można uznać pamiętnikarkę o inicjałach E. Ch., która w Bieszczady przeniosła się wraz z mężem i córkami z Podhala w roku 1958. Warunki bytowe były już wtedy znacznie lepsze niż w pierwszym okresie (istniały np. szkoły podstawowe we wsi, choć nadal problem stanowiło podłączenie elektryczności), autorka jednak początkowo spotykała się z różnymi, często nieprzychylnymi reakcjami ludzi na decyzję o osiedleniu się w „krainie Biesa i Czadów”. Dzięki swojej zaciętości i uporowi powoli zżyła się z sąsiadami i doprowadziła „do porządku” swoje gospodarstwo (pokonując przy tym wiele przeszkód związanych z budową domu i rozpoczęciem pracy na roli). Zaczęła nawet prowadzić agroturystykę, co okazało się o tyle ciężkim przedsięwzięciem, że we wsi nie było wodociągu, a tym samym bieżącej wody w mieszkaniu. Problemem dla niezbyt zamożnej rodziny stała się również chęć dalszego kształcenia dzieci, które wymagało wielu nakładów finansowych z racji konieczności zamieszkania pociech w dużej odległości od domu rodzinnego (w Ustrzykach Dolnych, w których okolicy mieszkała E. Ch., była tylko jedna szkoła średnia – liceum) oraz pozbawiało gospodarstwo kolejnych par rąk do pracy. Mimo tego jednak tak pamiętnikarce, jak i pozostałym osadnikom udało się rozwinąć wyższą kulturę rolną i unowocześnić swoje

49 Tamże, s. 225. 135 obejścia (choć w tym celu cały czas konieczne było branie kredytów m.in. w Banku Rolnym, które następnie z wielkim trudem spłacano). E. Ch. wspomina przy tym, że bardzo trudna dla przybyłych w Bieszczady osadników była walka z surową przyrodą opisywanej krainy, która zmuszała ich do wytrzymałości, pracowitości, a nierzadko i cierpienia. I to właśnie warunki przyrodnicze uczyniły z nowych mieszkańców twardych i zahartowanych ludzi Bieszczadów50. Ostatni etap osadniczy, a właściwie przełom drugiego i trzeciego, reprezentują dwaj ostatni pamiętnikarze – Jacek Tylka i Stanisław Bemben, którzy w Bieszczady przybyli w roku 1960. Większość wiosek w tym okresie, pomimo znacznego rozwoju we wcześniejszych dwóch fazach osadnictwa, w dalszym ciągu nie zapewniała kolejnym przybyszom podstawowych „wygód”, jak droga, woda, elektryczność czy odpowiednie mieszkania. Takie też warunki czekały na nowo przybyłych w Bieszczady Tylkę i Bembna. Pierwszy z nich przeniósł się do wsi Dołżyca w ówczesnej gminie Komańcza, drugi – podobnie jak Jan Włodyka – do Manasterca (według ówczesnego podziału administracyjnego miejscowość ta należała do powiatu Lesko i gromady Łukawica), a następnie do Cisnej. Stanisław Bemben rozpoczyna swój pamiętnik od wspomnień związanych z rodowitymi Bieszczadzianami – zarówno tymi, których ominęła akcja „Wisła”, jak i przesiedlonymi na ziemie zachodnie. Dzięki poznaniu tych osób dowiedział się wiele na temat życia, piękna opisywanej ziemi i tragizmu przeszłych wydarzeń (chodzi tutaj o walki z UPA i jeszcze wcześniejszą zgodną wspólną egzystencję Polaków i Ukraińców). Przesiedleńcy w rozmowach z autorem wyrażali swoją tęsknotę za bieszczadzką przyrodą i swoją „małą ojczyzną”, krytykowali jednak przy tym złe warunki życia i powszechnie panującą tam biedę. Pamiętnikarz zapoznaje się również ze słynną legendą o Biesach i Czadach, która – według niego – trafnie odzwierciedla charakter regionu. Wspomina też pokrótce o tzw. „powstaniu leskim”, analogicznym jego zdaniem do „powstania” chłopów w powiecie przeworskim51. Zarówno Bemben, jak i Tylka przed osiedleniem się w Bieszczadach dokonali pewnego rodzaju rozpoznania terenu, które miało umożliwić szczegółowe rozeznanie warunków i przygotowanie do szybszego startu gospodarczego w obcym środowisku.

50 W tej konkluzji widać podobieństwo do omawianego już powyżej pamiętnika Kazimierza Tetery, który także pisał o utworzeniu się lokalnej społeczności osadniczej w Bieszczadach. Nowo przybyli nie byli już obcymi, ale ludźmi z Bieszczadów, które stały się ich nową „małą ojczyzną”. 51 Pamiętnik zatem ma w początkowej części charakter prze-twarzania wspomnień, gdyż zawarte w nim informacje pochodzą „z drugiej ręki”. 136

Bemben najpierw brał udział w różnego rodzaju akcjach, których punktem docelowym były właśnie Bieszczady, jak np. wyjazd na sianokosy czy wypas bydła, potem zaś przeprowadził z żoną i jej bratem rekonesans konkretnych miejscowości. Spotkał się przy tym z dwiema różnymi opiniami na temat osadnictwa w Bieszczadach – propagandą państwową, która zachęcała do przeprowadzek na opisywany teren oraz zdaniem mieszkańców, którzy taki manewr zdecydowanie i stanowczo odradzali. Ostatecznie jednak pamiętnikarz zdecydował się na zakup ziemi w częściowo zamieszkałej już (przez „miejscowych” pominiętych przez akcję „Wisła” oraz osadników dwóch poprzednich etapów, nazywanych potocznie „góralami” i „mazurami”) wsi Manasterzec. Tylka z kolei najpierw wysłuchał opinii młodszego brata, który pracował sezonowo w Bieszczadach i zapoznał się z miejscowością o nazwie Dołżyca i warunkami życia w tym miejscu, następnie zaś, po wstępnych wyliczeniach kosztów ewentualnej przeprowadzki, sam dokonał „zwiadu” tejże wioski:

W tym składzie pojechaliśmy wynajętą furmanką do miejsca, gdzie 15 lat temu była wieś Dołżyca, tak powiedział sekretarz. (…) rozmowa siłą faktu weszła na temat drogi, bo na furmance trudno było wysiedzieć, chociaż konie szły stępa. Doły i kałuże były okropne, choć jesień wtedy była bardzo piękna. (…) Przed nami wzgórza porośnięte krzakami i samosiejką leśną – to Dołżyca. Od kopca zaczyna się wieś. Po prawej stronie góra zwana Mogiłą, dalej las, na północ wieś Czystohorb, wzgórza na zachodzie to „Daniła” i „Perdała”. Te, które ciągną się na południe, to „Tychy”. Ich szczytami biegnie pas graniczny oddzielający Polskę i Czechosłowację. Po stronie wschodniej rozbudowały się Radoszyce. „Jedźmy dalej – powiedział inż. Czaja – staniemy w środku wsi”. Zatrzymaliśmy się w środku wsi, której nie było, ale był cmentarz52.

Fragment ten, oprócz dokładnej geografii fragmentu Bieszczadów i regionalnych nazw gór, sygnalizuje już trudności czekające w przyszłości na pionierów – niesprzyjające gospodarzeniu warunki terenowe, dziką, trudną do okiełznania przyrodę bieszczadzką oraz prawie całkowite odizolowanie wsi. Pojawia się też tutaj motyw drogi, ale rozumianej „opacznie”, gdyż utrudniała ona podróżowanie, właściwie uniemożliwiała komunikację i często prowadziła donikąd. Ostatecznie jednak pamiętnikarz podjął decyzję o osiedleniu się w obejrzanej miejscowości (zrobił to jako jeden z pierwszych) wraz z jednym ze swoich braci i szwagrem. Na kiepski stan drogi zwrócił uwagę również Stanisław Bemben – ta prowadząca do Manasterca była niezwykle kręta, wyboista, w czasie deszczu bagnista, a przede wszystkim bardzo dziurawa.

52 J. Tylka, dz. cyt., s. 135–136. 137

Obaj autorzy-pionierzy główną część swoich wspomnień poświęcili na przedstawienie trudności i kłopotów osadniczych, które na nich czekały. Przede wszystkim we znaki dawały się (oprócz fatalnej drogi) prymitywne warunki mieszkaniowe (najczęściej na początku zamieszkiwano w barakach, namiotach, szałasach lub ziemiankach), brak elektryczności i szkół oraz niegospodarność zamieszkujących okoliczne wioski. Nie lepiej sprawy się miały z załatwianiem formalności urzędowych – pracownicy wszelkiego rodzaju instytucji państwowych zamiast pomagać często szkodzili osadnikom i piętrzyli przed nimi rozliczne trudności. Ciężka „do przeskoczenia” była w szczególności mentalność starszego pokolenia naznaczonego piętnem walk z Ukraińską Powstańczą Armią, a „przecież Bieszczady to Polska, a nie jakaś Ukraina”53, jak pisze Tylka, który za cel postawił sobie przyczynienie się do utworzenia nowej, lepszej, „góralskiej”54 społeczności w Bieszczadach. Pamiętnikarz ten był zmuszony do walki z przeciwnościami losu od samego początku, gdyż problemem okazało się nawet przetransportowanie trzody z Podhala do Bieszczadu. Zauważa on jednak, że ważnym aspektem w początkowej fazie zasiedlania były kontakty międzyludzkie. Wszyscy starali się wzajemnie poznać kierowani tym samym celem. Pomagano sobie wzajemnie, co przyczyniało się do tworzenia nowego środowiska. Dobre relacje sąsiedzkie zaczęły się jednakowoż z biegiem czasu pogarszać z powodu poręczycielstwa w banku. Sytuację zaogniały skarżenie na pozostałych osadników oraz podżeganie banku i władz powiatu do wzajemnych oskarżeń. Stopniowo pozostawiano nowo przybyłych samym sobie i zmuszano ich do twardego upominania się o swoje prawa, a przy tym nierzadko szykanowano. Nie było nawet możliwości wykonywania dla osadników elementarnych usług, dlatego też Tylka w celu zrobienia podstawowych narzędzi gospodarczych zmuszony został do wyjazdu do rodzinnej miejscowości. Bieszczadzkie władze nie omieszkały również, w ramach „przeszkadzania”, wtrącać się w osobiste sprawy pamiętnikarza, takie jak np. chęć zawarcia związku małżeńskiego. Wszystkie te przeciwności osadnik jednak dzielnie znosił i pokonywał; owocowało to np. tworzeniem się specyficznych kręgów towarzyskich (w skład których wchodził on sam, jego żona, nadleśniczy, lekarz i pielęgniarka z ośrodka zdrowia).

53 Tamże, s. 139–140. 54 Jackowi Tylce udało się „przemycić” w Bieszczady elementy zakopiańskiego folkloru, np. jego ojciec szył w Dołżycy kierpce i kapce, a sam autor posiadał m.in. zakopiańską uprząż konną i sanki, dzięki czemu mógł urządzać kuligi zimą. Również wesele pamiętnikarza miało po części charakter góralski, a we wcześniejszej fazie swojego życia na bieszczadzkiej ziemi Tylka wraz ze swoimi juhasami witali każdego nowego sąsiada żentycą, serem i muzyką – grali na akordeonie i skrzypcach. 138

Mimo tych wszystkich sytuacji gospodarka osadnicza cały czas się rozwijała – uprawiano rolę55 i hodowano zwierzęta gospodarskie, przede wszystkim owce. Nie było to łatwe zadanie, gdyż tereny były bardzo zaniedbane, wyjałowione, zakrzaczone i zachwaszczone, klimat i pogoda nieubłagane, a dzika zwierzyna, np. wilki, nieprzewidywalna, ale z tym też powoli sobie radzono (niezwykle ważne stały się w tym kontekście pomysłowość i przedsiębiorczość osadników, które pozwalały na okiełznanie sił natury i wykorzystanie ich w odpowiedni sposób do własnych celów). Najbardziej we znaki dawała się nowym mieszkańcom zima bieszczadzka – prawie zawsze sroga, mroźna i bardzo śnieżna – a w szczególności brak opału. Wszystkie te przeszkody i utrudnienia powodowały, że spora część przybyszy poddawała się rezygnacji i zamierzała w krótkim czasie opuścić Bieszczady. Byli oni uznawani przez opinię publiczną za pijaków i lekkoduchów (zdarzały się rzeczywiście i takie przypadki, ale stanowiły wyjątki), a tymczasem według Jacka Tylki

Każdy osadnik przyjeżdżając w Bieszczady miał z góry opracowany plan zagospodarowania według swoich założeń, umiejętności i zamiłowania. Jedni planowali żyć z uprawy zbóż, drudzy z hodowli jałowizny, inni z kontraktowanego rzepaku, tytoniu, grochu, lnu, trawy nasiennej. My z bratem z hodowli owiec i bydła. Zgierski z Walczakiem z ferm kurzych, Gostyński z ogrodnictwa. W Dołżycy ten kontrast był bardzo widoczny. Każdy też zaczął realizować swoje plany. Można było się wszystkiego nauczyć i wszystko przeanalizować. Każdy wychwalał swój system jako niezawodny, każdy był pewny dochodu i powodzenia, lecz wszyscy bez wyjątku popełniliśmy ten sam błąd kardynalny. Nie znaliśmy tutejszych warunków klimatycznych, biologicznych i na dodatek nikt się nie spodziewał, że tak mogą dokuczyć antagonizmy środowiskowe. Nikt nie przewidywał, że na 10-ciu hektarach trudno będzie wyżywić konia i dwie krowy, bo tyle przeważnie wszyscy posiadali56.

Fragment ten wskazuje jasno, że najczęstszą przyczyną zniechęcenia osadników do dalszego zagospodarowywania Bieszczadów był brak przygotowania „merytorycznego” i wcześniejszego rozeznania w warunkach bieszczadzkich. Skutkiem takiego nieprzemyślanego postępowania były liczne straty materialne i chęć opuszczenia zamieszkiwanego terenu oraz strach i obawy dotyczące przyszłości swojej rodziny. We wsi począł rozprzestrzeniać się głód, na czym szczególnie cierpiały dzieci. Z tego też powodu co bardziej zapobiegliwi osadnicy starali się szukać różnych sposobów polepszenia bytu i walki o drogę, elektryczność, dodatkowe kredyty, szkołę i sklep. Odwiedzili w tym celu nawet Warszawę. Ostatecznie prawie wszystkie

55 Ważna dla uprawy roli była znajomość warunków środowiska naturalnego i kalendarza upraw – brak wiedzy w tym zakresie powodował bowiem, że osadnicy często przez pierwszych kilka lat byli stratni, gdyż nie zbierali w ogóle zboża. 56 J. Tylka, dz. cyt., s. 152. 139

„roszczenia” osadnicze zostały wypełnione i w 1963 roku wieś cieszyła się światłem elektrycznym, drogą, nową szkołą i sklepem. Rozwinęła się także działalność społeczna. Osoby, które przetrwały ciężki okres próby, tzw. staż osadniczy, który trwał około dwóch lat, i nie poddały się przeciwnościom i niepowodzeniom oraz zdążyły wypracować odpowiedni dla siebie system gospodarczy pozostawały w Bieszczadach już na stałe. Podobnie o ciężkich początkach w roli bieszczadzkiego osadnika pisze ostatni z pamiętnikarzy-pionierów – Stanisław Bemben. Przywołuje on obraz zniszczonych, najczęściej z premedytacją, Bieszczadów i potrzebę ich ponownego zaludniania i odbudowywania życia społecznego. Wskazuje także na charakterystyczną tymczasowość, cechującą działania osadników początkowych etapów zagospodarowywania ziemi bieszczadzkiej oraz prymitywność ich życia i gospodarowania. Trudności, które napotykał na swojej drodze były bardzo podobne do tych opisanych przez Jacka Tylkę: trudne warunki klimatyczne (których osadnicy się nie spodziewali), nieprzewidywalna pogoda, nieubłagana natura. Kierowca, który przywiózł przybysza z dobytkiem do Manasterca stwierdził wręcz, że „tu się na pewno diabeł okocił, młode zostawił, a sam uciekł”57. Pamiętnik Bembna zawiera dodatkowo charakterystykę przybyłych w Bieszczady osadników, która jasno ukazuje złożoność tej społeczności (na którą składali się miejscowi, osadnicy powojenni oraz osadnicy na nowych warunkach). Ludzie przyjechali do „krainy Biesa i Czadów” z różnych stron Polski, reprezentowali różne „zawody” i poglądy społeczno-polityczne, mieli także za sobą odmienne przeżycia. Każdy z nich wnosił coś ciekawego w życie wsi, co pozwalało na wyróżnienie się pośród reszty. W Bieszczady sprowadziły ich różnorakie przyczyny, stanowili jednak podstawę do utworzenia na płaszczyźnie społeczno-kulturalnej nowego, zwartego środowiska (ważni byli w tym aspekcie zwłaszcza ludzie młodzi). Mieszkali oni bardzo prymitywnie, prowizorycznie, czasami dzielili mieszkanie z bydłem i drobiem. Wieś cierpiała na niedobory prasy i głód czytelnictwa spowodowany powolnym rozwojem sieci bibliotek. Przy okazji autor przedstawia także początkowy sposób spędzania Bożego Narodzenia – monotonny, bo bez rodziny, urozmaicany jedynie

57 S. Bemben, dz. cyt., s. 171. 140 powinszowaniami noworocznymi (składanymi przez „przebrańców”) oraz niespodziewaną wizytą kolędników w noc sylwestrową. Powoli i stopniowo rozwijało się rolnictwo i gospodarka, a także życie społeczne wioski bieszczadzkiej. Regulowały się stosunki własnościowe, a społeczność się solidaryzowała. Nowi osadnicy z wolna wykańczali swoje zabudowania gospodarcze, starsi i miejscowi w końcu zabierali się do remontu swoich, stanowiących często pozostałości po Ukraińcach, ocalałe w wojnie, w czasie walk z UPA i przed grabieżami po 1947 roku. Nie dzielono już ludzi na Ukraińców, „górali”, „mazurów” i Polaków – wszyscy byli „swoi”. Podobnie jak u Tylki pojawiali się także tacy osadnicy, którzy w żaden sposób nie dawali sobie rady i byli zmuszeni opuścić ziemię bieszczadzką. „Droga przez wieś to nadal prawdziwa makabra”58, poczyniono więc starania o jej wyremontowanie59. Pojawiła się także elektryczność. Dodatkowo „w szkole [był – przyp. I.Z.] katastrofalnie niski poziom nauki”60, a jedynymi dofinansowanymi bieszczadzkimi przedsięwzięciami były obwodnica, zapora i kolejka wąskotorowa. Sam autor podjął więc decyzję o „ucieczce” – żonę odprawił pod Rzeszów, a sam rozpoczął pracę agronoma gromadzkiego w Cisnej. Cisna stanowiła enklawę ludności rdzennej. Osadnikami byli tutaj głównie leśnicy. Społeczność innych wsi, podobne jak w Manastercu, była bardzo złożona i miała za zadanie odbudowę, odrodzenie Bieszczadów. Osadnicy coraz częściej podejmowali jednak pracę poza rolnictwem, np. w lesie przy wyrębie czy w turystyce (to ci, którzy posiadali odpowiednie kwatery), ponieważ rolnik miał w Bieszczadach przeważnie utrudniony start. Za wszelką cenę starano się także pobudzać rozwój życia kulturalnego, w tym czytelnictwa. Próby wyciągnięcia terenów bieszczadzkich z zacofania często jednak powodowały, że wpadały one w nie od nowa. Koniec lat 60. w dalszym ciągu przynosił zmiany w życiu osadników. Powstawały sklepy we wsiach, wodociągi, remontowane były drogi. Konieczne stawało się ciągłe „przerabianie” gospodarki i jej nieustanna mechanizacja.

Jedni osadnicy zostawali, inni wyjeżdżali przytłoczeni problemami materialnymi i warunkami przyrody. Tych pierwszych było jednak znacznie więcej. Podjęli oni wyzwanie odbudowy opuszczonych i zniszczonych terenów bieszczadzkich i przyczynili się tym samym do ich rozwoju społecznego, gospodarczego i kulturalnego. Wierzyli, że ciężką pracą są w stanie zmienić przyszłość Bieszczadów.

58 Tamże, s. 184. 59 Osadnicy remontowali drogę nawet na własny rachunek, w czynie społecznym. 60 S. Bemben, dz. cyt., s. 186. 141

Część z nich postanowiła również wziąć udział w konkursie i przekazać swoje przeżycia związane z osadnictwem kolejnym pokoleniom. Dzięki nim możemy poznać inne spojrzenie na ten skrawek Polski. Np. wspominany już pamiętnikarz Stanisław Bemben z przekorą odnosił się do obrazu Bieszczadów propagowanego przez reporterów i turystów, którzy zwracają uwagę tylko na wartości estetyczne: piękno krajobrazu, dzikość przyrody, świeże powietrze, a nie dostrzegają problemów, z jakimi boryka się ludność tubylcza. Podkreślał jednak, iż nie oznacza to, że natura i urok bieszczadzki są przez mieszkańców spychane na dalszy plan. To właśnie wartości przyrodnicze przyciągnęły osadników w tę część kraju, z tym, że zwracali oni uwagę na możliwość racjonalnego wykorzystania tych walorów w codziennym życiu61.

Nie wytrzymali w Bieszczadach romantyczni „kowboje”, sprawdzili się na tym ciężkim do zagospodarowania skrawku Polski jedynie ludzie zwykli, prości, a przy tym uparci i niepoddający się żadnym przeciwnościom i problemom62. Analizowana tutaj publikacja zawiera tylko ograniczoną liczbę prac nadesłanych na konkurs, ale można je badać pod wieloma różnymi kątami. Ich wielką zaletą jest autentyzm i bardzo różnorodny materiał ludzkich przeżyć. Pamiętniki te stanowią świadectwo ludzkiego trudu, ciężkiej i wyczerpującej pracy, ukazują momenty załamania i zwątpienia, ale też zadowolenia i radości nawet z błahych osiągnięć. Każdy z autorów pisze o swoich towarzyszach, własnym obejściu i pracy, a całość pozwala dostrzec skutki i efekty ich ogólnej działalności na ziemi bieszczadzkiej. Jedynym „mankamentem” może wydawać się rok wydania zbioru (1975), który, z racji panującego w kraju ustroju, „wymuszał” przedstawianie pewnych faktów z dogodnej dla ówczesnych władz perspektywy63. Tom ponadto opisuje zasadniczo osadnictwo o charakterze rolnym i pomija inne jego rodzaje, nie można mu jednak odmówić niezaprzeczalnej wartości poznawczej:

Jego ideą jest, parafrazując słowa Stanisława Wolana, wpojenie odbiorcom (zwłaszcza dzieciom i młodzieży) miłości do Ojczyzny – zarówno tej „dużej”, jak i najbliższej pięknej górskiej okolicy64.

61 I. Zahaczewska, dz. cyt., s. 278. 62 O typach bieszczadzkich osadników pisze w swojej publikacji Henryk Jadam (H. Jadam, dz. cyt., s. 123–147). 63 „Stąd też zapewne tak wiele miejsca pamiętnikarze poświęcili na opisy działalności społecznej i rozwoju gospodarczego Bieszczadów. Można przypuszczać, iż miało to również na celu zachęcenie potencjalnych odbiorców książki do osiedlenia się w Bieszczadach i podtrzymanie mitu tej krainy jako „raju na ziemi”, zapewniającego tak mieszkańcom, jak i nowo przybyłym wspaniałe warunki do życia i prowadzenia działalności gospodarczej. Nie bez znaczenia jest również fakt, iż przedstawiony w analizowanych tekstach obraz Bieszczadów uwarunkowany jest tematem konkursu, dlatego pewne zagadnienia zostały opisane przez autorów szczegółowo, a inne pominięte” (I. Zahaczewska, dz. cyt., s. 278 [przypis]). 64 Tamże, s. 279. Więcej informacji o latach powojennego osadnictwa bieszczadzkiego i jego poszczególnych etapach można znaleźć jeszcze w takich publikacjach, jak: A. Jakubowicz, Powroty, dz. cyt. (zbiór reportaży, który zostanie przeze mnie przeanalizowany w rozdziale czwartym); A. Potocki, 142

Osadnictwo „rolne” to jednak nie jedyny sposób ponownego zagospodarowywania Bieszczadów. Podstawową rolę „pomocników” tej grupy ludności napływowej stanowili bowiem pracownicy służby leśnej, czyli leśnicy, gajowi, pracownicy parków konnych i robotnicy budujący drogi i osady – często również przyjezdni. Przygotowywali oni grunt dla późniejszych osadników w terenach najbardziej zalesionych i górzystych, na których „rolnicy” mogli szukać własnej stabilizacji i nowego domu:

To właśnie my, leśnicy, byliśmy pionierami życia gospodarczego, to my ożywialiśmy tą pustkę, stanowiąc jednocześnie „przedplon”, niczym olsza szara, dla swoich następców. Mieliśmy wówczas ograniczone wymagania życiowe, przy dużym samozaparciu, harcie i odwadze oraz wierze, że za kilka lat wszystko się zmieni…65

Pamiętniki leśników – Władysława Pepery, Zygmunta Rygla i Wojomira Wojciechowskiego66 – potwierdzają więc w dużym stopniu wspomnienia osadników „rolnych” w Bieszczadach, ale też zwracają przy tym uwagę na kilka innych aspektów życia bieszczadzkiej krainy. Swoje pionierskie „wspominki” leśnicy uzupełniają bowiem o niezwykle barwne, oddziałujące na wyobraźnię czytelnika opisy krajobrazu oraz relacje z polowań67, które często odbywały się w bogatych w zwierzynę lasach bieszczadzkich68.

Dzikie pola socjalizmu czyli kowbojskie Bieszczady, Rzeszów 2015 (w szczególności strony 17–79); M. Biernacka, Kształtowanie się nowej społeczności wiejskiej w Bieszczadach, przedm. A. Kutrzeba- Pojnarowa, Wrocław 1974; J. Wolski, Przekształcenia krajobrazu wiejskiego Bieszczadów Wysokich w ciągu ostatnich 150 lat, Warszawa 2007 (tu przede wszystkim strony 78–82). 65 Z. Rygiel, Wspomnienia bieszczadzkiego leśnika, wyd. 2 popr., Krosno 2000, s. 106. 66 W. Pepera, Wśród lasów i zwierząt Bieszczad, współaut. – oprac. literackie J. Huta, Warszawa 1995; Z. Rygiel, dz. cyt.; W. Wojciechowski, Czar Bieszczadów. Opowiadania Woja, Rzeszów 2009. 67 Najobszerniej o polowaniach pisze Władysław Pepera, który zasadniczo poświęca im całość swojej publikacji. Ma to swoją przyczynę w tym, że był on zapalonym nie tylko leśnikiem, ale i myśliwym, a także jedną z bardziej znanych w tej dziedzinie bieszczadzkich postaci, o czym świadczy chociażby fakt, iż jego nazwisko zostaje przywołane w toku wspomnień zarówno przez Zygmunta Rygla, jak i Wojomira Wojciechowskiego. Rygiel opisuje inż. Peperę jako doskonałego myśliwego i rybaka (dla którego łowiectwo i wędkowanie były życiową pasją) oraz największego na terenie kraju pogromcę wilków, zwracając przy tym uwagę na jego życzliwość, wesołe usposobienie i niezwykłą umiejętność snucia ciekawych gawęd. Wojomir Wojciechowski zaś pisze o nim w następujący sposób: „wielki łowczy bieszczadzki i całego Podkarpacia, kierownik hodowli jelenia karpackiego (…), który stał się legendą leśników, a przede wszystkim łowiectwa w Bieszczadach” (W. Wojciechowski, dz. cyt., s. 146). Dodaje również, że Pepera bardzo lubił samotność i nie przepadał za towarzystwem innych myśliwych. 68 Ich pamiętniki przybierają przy tym formę nieco bardziej literacką niż analizowane powyżej wspomnienia rolników, gdyż każdy leśnik z racji wykonywanego zawodu musiał posiadać lepsze wykształcenie, a tym samym lepiej ukształtowany warsztat pisarski (nie jest to jednak fakt równoznaczny z posiadaniem talentu literackiego). 143

Wszyscy trzej pamiętnikarze przybyli w Bieszczady już po wojnie69, w momencie, gdy ten skrawek Polski był jeszcze niezaludniony, dziki, bez osiedli ludzkich i dróg, naznaczony piętnem wojny i walk z UPA:

W wyniku tych walk spalone zostały wsie, pozrywane mosty, na każdym kroku świeże były ślady tragedii ludzkiej, mogiły i szkielety rozgrzebywane i roznoszone przez wilki i lisy, kikuty roztrzaskanych pociskami artyleryjskimi przydrożnych drzew – to ponury obraz, trudny do zatarcia w pamięci. Długo unosił się swąd spalonych domów i całych wiosek, nierzadko można było spotkać w ruinach piwnic i w lasach zdziczałe koty i psy, jako pozostałości po błyskawicznie wysiedlonych Łemkach. Jedynym śladem cywilizacji po tych kataklizmach były zarośnięte fundamenty domostw, zdziczałe drzewa owocowe, gdzieniegdzie zrujnowane kapliczki przydrożne lub fragmenty cerkiewek. Istniało tu jednak życie. Życie niezniszczalnej natury, flory i fauny bieszczadzkich lasów i połonin, gdzie przyroda sama w sposób niekontrolowany przejęła ster swego rozwoju70.

Bez przeszkód można było podziwiać nieskażone cywilizacją piękno przyrody, lasy, potoki i rzeczki pełne pstrągów, bogactwo leśnego runa, ryk niedźwiedzia71 czy wycie wilka72. I to właśnie stało się zasadniczym tematem wspomnień wszystkich leśników. Oczywiście, zdają oni relację również z wydarzeń historycznych, które miały miejsce w Bieszczadach, jak zmiana granic w 1951 roku73 czy osadnictwo Greków74, nie odbiegają te opisy jednak w znaczny sposób od przeanalizowanych już powyżej. Być może leśnicy, jako obywatele pełniący służbę państwową, mieli tylko większą świadomość tych zdarzeń, jeszcze bardziej odczuwali ich skutki. Stali się też oni

69 Wojomir Wojciechowski miał okazję zapoznać się z Bieszczadami trochę bliżej już w dzieciństwie, zamieszkując na kresach Rzeczpospolitej, w bliskim sąsiedztwie „krainy Biesa i Czadów” oraz słuchając różnych historii na ich temat, szczególnie tych dotyczących walk z UPA. 70 W. Pepera, dz. cyt., s. 5. 71 Władysław Pepera przywołuje przesąd odnoszący się do zachowania niedźwiedzi – jeżeli zwierzę było tłuste, czyli odpowiednio przygotowane do zimowego snu, wróżyło niezwykle ostrą zimę, mroźną i śnieżną. 72 Bieszczady tamtego okresu obfitowały m.in. w wilki (nazywano je nawet często „krainą wilka”, gdyż zwierzęta te grasowały po Bieszczadzie całymi watahami i bywały okresy, kiedy konieczne było przeprowadzanie „akcji wilczej”, czyli licznych polowań, które miały na celu ochronę równowagi biologicznej), niedźwiedzie (ich największa ekspansja przypada na lata 1960–1970), jelenie (pogłowie jelenia musiało być ściśle kontrolowane i w razie potrzeby redukowane), dziki, żbiki, wydry i węże Eskulapa. 73 Zygmunt Rygiel wspomina akcję przesiedleńczą jako źle zorganizowaną i nieprzemyślaną – nikt bowiem nie rozeznał się wcześniej w warunkach bytowych, klimatycznych i terenowych poszczególnych wsi, do których kierowano przymusowych osadników (Z. Rygiel, dz. cyt., s. 32–33). Podobnie przedstawia ten fakt Wojomir Wojciechowski, który wspomina, że „ofiary” „Akcji H-T” miały, trwające wiele lat, problemy z zaadaptowaniem się do nowych, zastanych w Bieszczadach warunków. Ludzie ci żyli dniem dzisiejszym, oczekiwali na powrót w swoje rodzinne strony, gdzie pozostawili znacznie bardziej rozwinięte gospodarstwa. Dopiero z biegiem czasu podporządkowywali się nowej rzeczywistości (ten fragment pamiętnika Wojciechowskiego potwierdza autobiografie osadników „rolnych”). 74 Władysław Pepera opisuje Greków jako ludzi bardzo nieszczęśliwych i biednych, którzy jednak stosunkowo szybko przystosowywali się do nowych warunków życia i imali każdej pracy (W. Pepera, dz. cyt., s. 14–15). 144

świadkami rozwoju Bieszczadów, zmiany ich oblicza. Widzieli budowę dróg, mostów, przepustów, powstawanie dwóch bieszczadzkich pętli i dwóch zapór wodnych. Brali udział w budowaniu osad, głównie robotniczych, i obiektów o przeznaczeniu publicznym (szkół, sklepów, świetlic), obserwowali także rozwój turystyki. Ich relacje pełne są dokładnych danych geograficznych, nazw miejsc, wielkości areałów. Wspominają tworzenie w Bieszczadach hodowli żubra75 oraz Ośrodka Hodowli Jelenia Karpackiego76. Przez ich pamiętniki przewijają się zarówno postaci „zwykłych” mieszkańców i osadników, prostych ludzi, którzy musieli pokonywać różne przeszkody i trudności, aby doczekać się w końcu rozwoju swojej, najczęściej nowej, „małej ojczyzny”, jak i bardziej znane persony, mieszkające w Bieszczadach lub w jakiś sposób z nimi związane, np. przez internowanie czy przyjazdy na polowania77 (autorzy wymieniają m.in. premiera Piotra Jaroszewicza78, marszałka Sejmu Stanisława Gucwę, generała Zygmunta Berlinga79, kontrowersyjną postać Kazimierza Doskoczyńskiego80, ale także marszałka Mariana Spychalskiego, generała Franciszka Szlachcica, księcia

75 Zagrody wybudowano w Stuposianach i Komańczy, a żubry przetransportowano w Bieszczady z Pszczyny i Niepołomic. 76 Do Ośrodka należało kilka nadleśnictw: Komańcza – Łupków, Baligród – Wołkowyja, Cisna, Wetlina, Lutowiska – , – Tarnawa. Jego kierownikiem (inspektorem) został mianowany Władysław Pepera, wtedy nadleśniczy stuposiańsko-tarnawski, którego głównym zadaniem, oprócz realizowania planów hodowlanych i doglądania gospodarki łowieckiej, było organizowanie polowań dewizowych. 77 W Bieszczadach organizowano polowania dla różnych ważnych osobistości krajowych oraz, wspominane w przypisie powyżej, polowania dewizowe, czyli takie, w których udział brali prominenci zagraniczni. Ich punkt kulminacyjny przypada na lata siedemdziesiąte (W. Pepera, dz. cyt., s. 148). Zygmunt Rygiel wspomina także postać legendarną – Ołeksę (Oleksego) Dobosza, przywódcę karpackich zbójników, który podobnie jak pamiętnikarz urodził się w ukraińskiej (do 1945 roku polskiej) miejscowości Peczeniżyn. 78 Właśnie za jego sprawą w Muzeum Przyrodniczym w Ustrzykach Dolnych wśród eksponatów znalazł się bieszczadzki niedźwiedź, choć nie do końca jest jasne, czy zabiła go kula wystrzelona przez premiera. 79 Generał Berling był Generalnym Inspektorem do Spraw Łowiectwa, który mieszkał w miejscowości Rajskie. Władysław Pepera wspomina go jako człowieka prawego, kulturalnego i wymagającego, wielkiego patriotę oraz etycznego myśliwego, który jednak początkowo znajdował się pod nadzorem swojego sąsiada, pułkownika Pawłusiewicza, gdyż z powodu wojskowej przeszłości nie cieszył się zaufaniem władzy (W. Pepera, dz. cyt., s. 66). 80 Pułkownik Kazimierz Doskoczyński był komendantem rządowych ośrodków wypoczynkowych w Arłamowie, Mucznem, Trójcy i Łańsku. Nie cieszył się zbytnią sympatią wśród mieszkańców Bieszczadów (m.in. z powodu despotycznego charakteru i czynienia często złych kroków w polityce leśnej, myśliwskiej i łowieckiej), ale nie można mu odmówić przy tym sporego wpływu na rozwój tej ziemi. Sporo miejsca jego osobie poświęca Henryk Nicpoń w swojej najnowszej książce Duchy Arłamowa (Warszawa 2015). Władysław Pepera określa Doskoczyńskiego jako człowieka o ograniczonych horyzontach, dwulicowego „kameleona” oraz wybuchowego, wulgarnego, nieznoszącego sprzeciwu brutala, który zachowywał się jak udzielny książę Arłamowa (gdzie istniał od lat 60. ośrodek wypoczynkowy Urzędu Rady Ministrów) i Mucznego (które przez jakiś czas nosiło nawet nazwę Kazimierzowo) (por. W. Pepera, dz. cyt., s. 159–163). Pepera opisuje również samą miejscowość (tamże, s. 119), zaś Zygmunt Rygiel Arłamów (Z. Rygiel, dz. cyt., s. 69–73). 145

Abdorezę Pahlaviego81, marszałka Josipa Broza Titę, prezydenta Francji Valéry’ego Giscarda d’Estaing, Lecha Wałęsę, kardynała Stefana Wyszyńskiego czy jednego z najbardziej znanych i cenionych bieszczadzkich myśliwych i leśników – Gwidona Strouhala82). Władysław Pepera i Zygmunt Rygiel przedstawiają w swoich wspomnieniach opisy krajobrazu, zarówno tego zastanego po przyjeździe w Bieszczady, dzikiego, smutnego i nostalgicznego, jak i jego kolejnych zmian w rytmie rozwoju opisywanych terenów. Początkowe olbrzymie puste przestrzenie i słabe zaludnienie sprzyjały gospodarce łowieckiej, nie zawsze jednak przemyślanej i racjonalnej. Mimo tego poszczególne pory roku pozwalały cieszyć się niezapomnianymi widokami, głównie jesień, która zachwycała całą gamą kolorów i pozwalała usłyszeć toczący się po górach ryk jeleni. Zima z kolei była w tych stronach „prawdziwa”, zamiecie śnieżne często utrudniały lub wręcz uniemożliwiały podróżowanie. Wiosną dawały się we znaki chłody, choć ziemia rozkwitała barwami różnorodnych gatunków kwiatów, przy czym nawet tęcza kolorów nie była w stanie przezwyciężyć wrażenia pustki, martwoty i wszechogarniającej głuszy, wywołanych przede wszystkim tragicznymi losami tych ziem: działalnością UPA i wysiedleniami. Pośród gór często można było natknąć się – szczególnie latem – na okopy z okresu walk z Ukraińską Powstańczą Armią, jamy strzeleckie, kości ludzkie, rozbite garnki, hełmy, spalone wsie i resztki łemkowskich i bojkowskich chat – biednych i nędznych, gdyż:

Piękne i rozreklamowane dziś Bieszczady były niegdyś krainą zapomnianą przez Boga – Polską „C” lub „D”, znaną jako siedlisko galicyjskiej nędzy83.

Rygiel wspomina też miejscowość Suche Rzeki, gdzie znajdowały się pozostałości szkoły podoficerskiej UPA, która działała w latach 1945–1947. Nieobce były również obu pamiętnikarzom krwawe historie dotyczące nienawiści polsko- ukraińskiej, które zdarzało im się usłyszeć od mieszkańców Bieszczadów oraz osób wysiedlonych w latach 1945 i 1946, nierzadko odwiedzających swoje rodzinne strony. Po akcji „Wisła” pozostały w „krainie Biesa i Czadów” tylko zachwaszczone ugory,

81 Abdoreza (Abdul Reza/Abd-or-Reza) Pahlavi to książę irański, syn Rezy Szaha Pahlaviego oraz jego szóstej żony, brat ostatniego szacha Iranu – Mohammada Rezy Pahlaviego (sam szach gościł w Polsce, w Łańsku, kilkakrotnie wraz ze swą małżonką). 82 Gwidon Strouhal był wieloletnim przyjacielem Władysława Pepery i Wojomira Wojciechowskiego. To właśnie on zorganizował polowania dla Pahlaviego i Broza Tity. Można o nim przeczytać w publikacji Juliana Huty i Ryszarda Napory pt. Gwidon Strouhal, wielki myśliwy i leśnik oraz inne wspomnienia myśliwych ([b.m.w.] 2015). 83 Z. Rygiel, dz. cyt., s. 68. 146 kikuty drzew owocowych, fragmenty zniszczonych domów, cerkwi, piwniczek i kapliczek – wszystko to stanowiło miejsca po opuszczonych wsiach, np. Polanie, Krywem, Zatwarnicy i Stuposianach lub część miejscowości słabo zaludnionych, jak dawne miasteczko Lutowiska84. W 1951 roku nawet „stolica” Bieszczadów, Ustrzyki Dolne, była brudna i zdewastowana85. Zygmunt Rygiel tak opisuje swoje nowe „miejsce na ziemi”:

Teren wyludniony, spustoszony wojną, pustka etniczna w wyniku akcji „W” – jednym słowem teren, gdzie diabeł mówi dobranoc. Po Poznaniu był to dla mnie wstrząs, zwłaszcza, że czas zatrzymał się tu na II połowie XVIII w. Bezludzie, wokół popalone wsie (…) – opustoszałe chaty kryte słomą, lub ich niedopalone kikuty. Brak dróg, zniszczone mostki, brak osad służbowych, a wokół… góry, góry i ugory86.

We znaki dawał się również brak elektryczności. Takie warunki czekały na nowych osadników, m.in.: wspominanych już Greków, górali, więźniów, którzy w ramach odsiadywania wyroków pracowali w PGR-ach, osób, które uciekały od swojej przeszłości, aby wieść surowy żywot w bieszczadzkiej głuszy lub też po prostu lubowały się w ciszy, spokoju i życiu na odludziu. Na przestrzeni lat wszystko to jednak uległo zmianie na lepsze, Bieszczady rozwinęły się87. W roku 2000 Rygiel konstatuje, że: nie ma „dzikich Bieszczadów”, bezludnych terenów, setek hektarów zaminowanych lasów i pól; znikły nakazy pracy, znikli pełnomocnicy rządu do spraw zagospodarowywania regionu i zasiedlenia. Nie ma w gajówkach i leśniczówkach kopcących lamp naftowych, umilkły trzaski „szczotów” w kancelariach leśnictw i biurach nadleśnictw. Nie ma już przegonów bydła przez lasy i wypasów krów na przejętych terenach; serwitutów, nie ma już niedostępnych masywów leśnych, bezdroży i fatalnych dróg. Znikły tandetne zabudowania baraków Parków Konnych w dzikich ostępach leśnych z przypadkowymi ludźmi. Nie słychać już odgłosu świstu lokomotywek leśnych i stukotu kół po szynach poczciwej i wielce zasłużonej „ciuchci” bieszczadzkiej… wożącej drewno88.

84 Często po miejscowościach pozostawały tylko nazwy na mapach lub nazwy dawnych wsi przejmowane były przez uroczyska. 85 Ta opinia Zygmunta Rygla na temat Ustrzyk Dolnych potwierdza pierwsze wrażenie związane z tym miastem zaprezentowane przez przywoływanego wcześniej pamiętnikarza-osadnika, Kazimierza Teterę. 86 Z. Rygiel, dz. cyt., s. 24. 87 Choć Władysław Pepera w latach 70. pisze, że „żywiołowa cywilizacja przyniosła bezkrólewie i wiele zniszczyła. Teraz potrzeba nam w Bieszczadach mądrej cywilizacji, która odtworzy życie w górskich potokach i uratuje przyrodę od dewastacji. Chciałbym, żeby wszystko cofnęło się do stanu sprzed dziesięciu lat. Wstrzymałbym osadnictwo na tych terenach. Po co rolnicy mają się męczyć na bieszczadzkich glebach. Można by te pola zalesić. W istniejących już osiedlach trzeba dać ludziom to, co jest im potrzebne do życia, ale nowych osad nie zakładałbym” (W. Michałowski, J. Rygielski, Spór o Bieszczady, wyd. 2 rozsz., Warszawa 1986, s. 65). 88 Z. Rygiel, dz. cyt., s. 7–8. 147

Podobne wspomnienia ma również Wojomir Wojciechowski – nadleśniczy w Nadleśnictwie Lutowiska, kilkunastoletni dyrektor Bieszczadzkiego Parku Narodowego, twórca Ośrodka Informacyjno-Edukacyjnego w Lutowiskach, współtwórca Ośrodka Naukowo-Dydaktycznego w Ustrzykach Dolnych oraz Zachowawczej Hodowli Konia Huculskiego w Wołosatem, członek i aktywny ratownik GOPR (w tym kilkuletni prezes Zarządu Grupy Bieszczadzkiej GOPR), prezes (funkcja okresowa) Oddziału PTTK w Ustrzykach Dolnych i OSP w Lutowiskach, jeden z twórców Międzynarodowego Rezerwatu Biosfery „Karpaty Wschodnie” oraz współpracy sąsiedzkiej w tym kontekście z słowackimi i ukraińskimi parkami narodowymi. W swojej autobiografii zwraca on jednak przede wszystkim dużą uwagę na aspekt osadniczy – w tym na ludzi i rozwój Bieszczadów w 2. połowie XX wieku (Pepera i Rygiel, o czym była mowa powyżej, skupiali się raczej na opisach polowań i swoich „leśnych” przygód):

Do wspomnień, które sięgają w przeszłość nawet pięćdziesięcioletnią, bo tyle lat już jestem w Bieszczadach, skłoniła mnie chęć swoistego utrwalenia przekształceń, jakie w tym czasie na moich oczach i z moim udziałem dokonywały się w tym urokliwym zakątku naszego kraju. Przeszłość, którą próbuję odtworzyć ze swojej pamięci, będzie zawierać się w opowieściach o przepięknej krainie bieszczadzkiej, jak również o ludziach, którzy są, i o tych, którzy przeminęli lub po prostu wyjechali, ale położyli wielkie zasługi dla Bieszczadów i przy tym na trwałe wryli się w moją pamięć89.

Wojciechowski pisze o trudnościach czekających na nowo przybyłych, o dzikiej, niedostępnej przyrodzie, braku dróg lub ich fatalnym stanie oraz braku elektryczności. Bieszczady według niego były wtedy terenem dziewiczym, osnutym legendą i tajemnicami lat powojennych, które odcisnęły niezatarte piętno na tym skrawku naszego kraju. Wojciechowski szczegółowo opisuje wygląd kilku miejscowości (m.in. Ustrzyk Dolnych, które pełniły wówczas bardzo ważną rolę ze względu na znajdujące się w nich urzędy i dobrze zaopatrzone sklepy, Skorodnego stanowiącego raj dla dzikiej zwierzyny czy wsi o nazwie Krywka – cichej, spokojnej, z sadami i niezmierzonymi łąkami), najwięcej uwagi poświęca jednak Lutowiskom, które stały się jego nowym domem i „wyposażone” były w kościół, siedzibę nadleśnictwa, PGR, restaurację/stołówkę/bar, sklep, placówkę Wojsk Ochrony Pogranicza oraz park konny90. Zaznacza przy tym, że Bieszczady to przede wszystkim kraina styku,

89 W. Wojciechowski, dz. cyt., s. 23. 90 Konie stanowiły podstawowy środek transportu w Bieszczadach (przed upowszechnieniem się samochodów), w szczególności w kwestii tzw. zrywki drewna (więcej na ich temat: tamże, s. 135–142; A. Potocki, Dzikie pola socjalizmu…, s. 165–179). 148 pogranicza kultur – stąd też liczne, wpisane w krajobraz cerkwie i chaty łemkowskie i bojkowskie oraz śpiewane przez okolicznych mieszkańców dumki ukraińskie. Główną osią wspomnień Wojomira Wojciechowskiego są ludzie Bieszczadów, w szczególności osadnicy, którzy nie bali się osiąść w skrajnie ciężkich warunkach i walczyć o odbudowanie kolejnych miejscowości. Często byli to ludzie przypadkowi, skłonieni do zamieszkania w „krainie Biesa i Czadów” różnymi przyczynami, mającymi korzenie w ich przeszłości. Nieobce autorowi było więc zjawisko poszukujących przygody bieszczadzkich „kowbojów” (zawarł znajomość m.in. z Henrykiem Victorinim) oraz zakapiorów (poznał się np. z Lutkiem Pińczukiem). Zazwyczaj okazywało się, że ludzie ci nie mieli ochoty na solidną pracę, zajmowali się za to dostarczaniem rozrywek turystom, m.in. próbując wjeżdżać na koniu do baru. Legenda podawana z ust do ust czyniła z nich tym samym swoistych „bohaterów”, choć przecież prawdziwymi bohaterami byli ludzie poświęcający się ciężkiej pracy dla dobra Bieszczadów. Dlatego też na pierwszy plan w opowieści pamiętnikarza wysuwają się pionierzy bieszczadzcy: kadra leśna, która według Wojciechowskiego stanowiła swoistą podstawę pierwszego etapu osadnictwa, gdyż dbała o zagospodarowywanie Bieszczadów ze względu na kompleksy leśne, będące głównym bogactwem tego terenu91; pracownicy PGR-ów, likwidujący odłogi; drogowcy z Krakowskiego Przedsiębiorstwa Robót Drogowych, którzy zaangażowani byli w budowę małej i dużej obwodnicy oraz zapory w Solinie; żołnierze Wojsk Ochrony Pogranicza, strzegący granicy kraju oraz górale z Podhala, przywożący wiosną w Bieszczady owce na wypas. Wszystkie te grupy po pewnym czasie dawały początek nowym lokalnym bieszczadzkim społecznościom, które czasami w wręcz nonszalancki sposób podchodziły do skomplikowanych problemów przynoszonych przez życie, czego wyrazem były, nadające kolorytu Bieszczadom, wypowiedzi typu: „nieżywe było i zdechło” lub „pieprzy jak Jóźka, co zmarła”92. Często organizowano całonocne spotkania, podczas których górale opowiadali swoje historie o zbójnikach i góralskim życiu, miejscowi zaś snuli legendy o Bieszczadach. Pamiętnikarz wspomina też kilka bardziej znanych postaci, jak legendarny (według niego) leśniczy Jacek Czternastek (który zasłużył się w czasie wojny obroną

91 Bieszczady stały się ostoją dla dawnych leśników pochodzących z Wschodnich Karpat. 92 W. Wojciechowski, dz. cyt., s. 48. 149 miejscowej ludności walcząc w partyzantce Józefa Pawłusiewicza), sam Józef Pawłusiewicz oraz generał Zygmunt Berling. Dzięki tym wszystkim ludziom Bieszczady na przestrzeni lat rozwijały się i przeobrażały. Do swoich domów wracali pierwsi autochtoni. Wybudowano pierwsze drogi łączące oddalone miejscowości z głównym węzłem komunikacyjnym, podłączono prąd, zmechanizowano pracę w lesie, a na drogach coraz częściej zamiast koni zaczynały pojawiać się samochody. Powstanie Zalewu Solińskiego i dużej i małej obwodnicy bieszczadzkiej przyczyniło się do wzrostu atrakcyjności turystycznej „krainy Biesa i Czadów”. Pierwotna dzicz bieszczadzka, określana potocznie jako miejsce, „gdzie diabeł mówi dobranoc, gdzie psy szczekają zadkami, gdzie kruki zawracają, kraina wilka, kraina zakapiorów”93 zmieniała powoli swój charakter, przy czym coraz łatwiejsza dostępność i atrakcyjność tych terenów nie przyćmiła całkowicie ich dzikości, której po prostu trzeba było szukać w odpowiednich miejscach. Rozpowszechniało się przekonanie, że „ten, który raz w te Bieszczady przyjedzie, będzie mimo wszystko ciągle wracał”94, modna stała się także piosenka z bardzo dobrze znanym refrenem:

Hej Bieszczady hej Bieszczady na Bieszczady nie ma rady chciałem sobie pokowboić a tu trzeba krowy doić95

W latach 60. nastąpiła intensywna budowa dróg96 oraz nowych osiedli przeznaczonych dla robotników leśnych i leśniczówek. Powstawały stołówki, sklepy, szkoły, studnie i ujęcia wody. Polskie Towarzystwo Turystyczno-Krajoznawcze zajmowało się organizacją rajdów narciarskich i pieszych w celu przyciągnięcia dużej liczby młodych ludzi. W 1961 roku utworzono Bieszczadzką Grupę Górskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego. Zmiany w polityce regionalnej, przede wszystkim leśno-rolnej, oraz otwarcie Bieszczadów na turystów pozwoliło spojrzeć obiektywnie na walory opisywanego terenu, takie jak przyroda, krajobraz, położenie, sprawy społeczne oraz zachowane dobra kulturowe.

93 Tamże, s. 131. 94 Tamże, s. 129. 95 Słowa za: tamże, s. 157 (zapis zgodny z oryginałem, czyli tekstem pamiętnika). 96 Powstawały one czasami w iście ekstremalnych warunkach, dlatego niezbędne było zatrudnianie doskonałych operatorów sprzętu. Drogi budowało często wojsko lub więźniowie. 150

Lata 70. z kolei to czas harcerskiej akcji „Bieszczady 40”, rozwoju ferm owczarskich i rolnictwa oraz szczytowy moment działania ośrodków rządowych m.in. w Arłamowie, Tarnawie czy Wołosatem. Bieszczady stały się też wtedy dużą atrakcją dla reżyserów, którzy wybrali je na miejsce planu filmowego97, co chlubnie zapisało się kartach historii tych gór. Młodzi ludzie coraz częściej zajmowali miejsce starych pionierów i licznie przybywali do Bieszczadu, zwiększając tym samym grono stałych mieszkańców. Zaczęto instalować pierwsze przekaźniki telewizyjne oraz zakładać świetlice wiejskie i szkoły, które zapewniały społeczeństwu upragnioną stabilizację. Życie społeczne i kulturalne wsi natomiast podlegało w dużej mierze powstającym jednostkom Ochotniczej Straży Pożarnej. Z biegiem tych wszystkich działań wytworzyła się bardzo ważna do rozstrzygnięcia kwestia związana z przyszłością Bieszczadów. Zastanawiano się czy postawić na tym skrawku Polski głównie na gospodarkę leśną, czy też może na rolnictwo. W dużym stopniu zrezygnowano jednak z zalesiania, bowiem:

Atrakcyjność bieszczadzkich dolin, które później nazwane zostały „Krainą Dolin”, to pozostałe po dawnych wsiach sady, cmentarze oraz olbrzymie przestrzenie łąkowe, zupełnie niezaludnione. Przyroda jak gdyby odebrała to, co kiedyś zabrali jej ludzie. Były tam bardzo ludne wsie zakładane w XIV i XV wieku98.

Powstawał zatem problem ochrony bieszczadzkiej fauny i flory przed zbytnią eksploatacją, który starano się na różne sposoby rozwiązywać. Jednocześnie zaś rozwijało się zaplecze turystyczne, ułatwiające wędrowanie po Bieszczadzie. Dbano także o współpracę ze wschodnimi sąsiadami organizując różnorakie spotkania „towarzyskie” po obu stronach granicy. Zaowocowało to w latach 90. rozpoczęciem „formalnej” współpracy z Ukraińcami i Słowakami w ramach wprowadzenia w życie idei Międzynarodowego Rezerwatu Biosfery „Karpaty Wschodnie”. Bieszczady stały się przedmiotem zakrojonej na szeroką skalę promocji. Zapewniały i zapewniają do dziś piękne krajobrazy, możliwość obcowania z dziką przyrodą oraz obejrzenia różnych ciekawych pozostałości po byłych mieszkańcach i zabytków historycznych. Dużą rolę pełni w tym kontekście powstały w 1973 roku Bieszczadzki Park Narodowy (sukcesywnie powiększany o kolejne hektary) – dzięki niemu:

97 Pisałam o tym w rozdziale pierwszym pracy (por. podrozdział pt. Bieszczady (nie tylko) współczesne, czyli kultura regionu). 98 W. Wojciechowski, dz. cyt., s. 200. 151 dopiero dostrzeżono niepowtarzalność, wartość i piękno Bieszczadów. Uznano, że jest to jednocześnie przyroda, krajobraz i historia99.

Ideą pamiętników wszystkich trzech leśników nie jest więc, jak widać z powyższych rozważań, chęć stworzenia bieszczadzkiej monografii, ale ukazanie ciężkich pionierskich czasów z perspektywy samych pionierów, osób, które włożyły w rozwój Bieszczadów całe swoje serce. Wspomnienia te uzupełniają obraz „krainy Biesa i Czadów” o informacje dotyczące 2. połowy XX wieku, czasu, kiedy na plan pierwszy wysuwały się już nie bratobójcze walki i wysiedlenia, ale możliwość odpowiedniego zagospodarowania tego pięknego regionu i czerpania korzyści duchowych i materialnych z jego niekwestionowanej niepowtarzalności100.

3.2. BIESZCZADY OCZYMA „WROGA”

Jak przedstawiłam to już w pierwszym rozdziale niniejszej pracy101 i jak wynika z przeprowadzonych przeze mnie powyżej analiz tekstów wspomnieniowych państwo polskie od wieków zamieszkiwane było przez ludność pochodzenia polskiego i rusińskiego, która żyła w jego obrębie w idealnej wręcz symbiozie. W pamiętnikach i dziennikach z XVI wieku Ukraińcy byli określani przez Polaków mianem współobywateli102. Dopiero w wieku XVII w polskich tekstach o charakterze pamiętnikarskim zaczynają pojawiać się pewne sygnały świadczące o początkach postrzegania odrębności społeczeństwa ukraińskiego, m.in. poprzez używanie nazwy „Ukrainiec”, przy czym etnonim ten miał z reguły charakter nazwy regionalnej103. Nie inaczej było w Bieszczadach, gdzie jednak początkowe, kształtowane na przestrzeni kilkuset lat dobre relacje między obu narodami przemieniły się w XX wieku w zaciekłą nienawiść wywołaną przede wszystkim II wojną światową i działalnością

99 Tamże, s. 224. 100 Opisowi Bieszczadów 2. połowy XX wieku poświęcił swoją, cytowaną już powyżej, publikację Andrzej Potocki (A. Potocki, Dzikie pola socjalizmu…, dz. cyt.). 101 Por. podrozdziały Rys historyczny oraz Mieszkańcy Bieszczadów. Etnografia. 102 A. Niewiara, Wyobrażenia o narodach w pamiętnikach i dziennikach z XVI – XIX wieku, Katowice 2000, s. 39–40. Kategoria współobywatelstwa była wyróżniana przez szlachcica polskiego na podstawie dwóch czynników: pozycji społecznej (czy członek danej grupy etnicznej jest równą społecznie szlachtą dla Polaka) oraz statusu materialnego (czy nie posiada większej ilości dóbr). Polak-szlachcic akceptował przedstawiciela innej grupy etnicznej jako współobywatela o tyle, o ile nie była zachwianą jego pozycja w państwie i nie cierpiały na tym jego interesy. Stąd też Ukraińcy (a w tym Kozacy) na początku odbierani byli negatywnie, jako chłopi będący podlegli panom polskim. Pozytywne cechy zaczęto przypisywać im dopiero wtedy, gdy przeszli pod panowanie rosyjskie, a atamani kozaccy byli w swoim społeczeństwie postrzegani już jako szlachta ludu ukraińskiego (tamże). 103 Za: tamże, s. 117. 152

Ukraińskiej Powstańczej Armii104. Temat ten był w Polsce niejednokrotnie podejmowany w różnego rodzaju publikacjach. Ta bogata literatura często niestety opierała się o fakty wygodne ideologicznie105 i pełna była rozmaitych przekłamań, przemilczeń i przeinaczeń. Rodziła i rodzi nadal nienawiść w stosunku do Ukraińców, a wszelkie fakty historyczne traktuje w dość instrumentalny sposób. Na skutek tego relacje polsko-ukraińskie poznaje się z perspektywy mocno stereotypowej i ograniczonej, a tym samym kształtuje się w kolejnych pokoleniach Polaków obraz Ukraińca – bandyty, „rezuna”/„rizuna” i zdegenerowanego zbrodniarza. Często przemilczane pozostają fakty związane z Ukraińską Powstańczą Armią, które mogłyby zostać odebrane przez obywateli Polski jako pozytywne, jak np. jej walka z Niemcami czy trwający dość długi czas opór przeciwko Związkowi Radzieckiemu na terenie Ukrainy w dziesięcioleciu 1944–1954. Akcentuje się zaś tylko te informacje, które jednoznacznie wskazują na współpracę Ukraińców z hitlerowcami oraz przedstawiają wybrane, najczęściej najbardziej okrutne, mordy popełnione na Polakach106. Książki z kategorii popularnych, które autorzy kierują do szerszych kręgów odbiorczych107, jako zasadę przyjęły możliwość ubarwiania rzeczywistości, a w skrajnych przypadkach przypisywanie armii ukraińskiej zbrodni, których nie popełniła. Rzetelne badania są w szczególności słabą stroną w kwestii zbrodni UPA dokonywanych przez nią na Kresach. Odwrotnie sytuacja miała się w przypadku konfliktu polsko-ukraińskiego na terenie dzisiejszej Polski. Częstokroć prawdziwe dane o liczbie ofiar, które zginęły z ręki UPA były mocno zawyżane i to tylko i wyłącznie w celach propagandowych. Grzegorz Motyka podkreśla jednak w jednej ze swoich publikacji108, że nie zgadza się z opinią, jakoby komunistyczne władze chciały wykreować za wszelką cenę stereotyp „Ukraińca-rezuna”, gdyż w rzeczywistości tworzyły obrazy Ukraińców „dobrych” i „złych” – „dobrych”, czyli nakierowanych poglądowo na politykę Związku Radzieckiego i „złych”, tj. tych, którzy pragnęli walczyć o Ukrainę „samostijną”109, a tym samym stawali się w oczach władzy „rezunami”. Miało to na celu zniechęcenie

104 Por. rozdział pierwszy niniejszej pracy, podrozdział pt. Rys historyczny. 105 Chodzi w tym miejscu głównie o literaturę Polski Ludowej, która miała zasadniczy wpływ na ogólny ogląd kwestii polsko-ukraińskiej przez Polaków (i nie tylko). 106 Widać to nawet w analizowanych powyżej relacjach pamiętnikarskich. 107 Książki fabularne, niezgodne do końca z rzeczywistością historyczną, to np.: M. Bilska, Ognie nad Solinką, wstęp K. Szymański, Warszawa 1981 oraz W. Szelągowski, Pseudonim „Myron”, Warszawa 1974. 108 G. Motyka, W kręgu „Łun w Bieszczadach”. Szkice z najnowszej historii polskich Bieszczad, wyd. 2, Warszawa 2013, s. 36–47 (rozdział Obraz Ukraińca w literaturze Polski Ludowej). 109 Tym sposobem wyraz „samostijność” (niepodległość) stał się swoistą inwektywą, a tryzub (godło Ukrainy) – symbolem wszelkich zbrodni, podobnie jak niemiecka swastyka (za: tamże, s. 44). 153

Polaków do wszelkich wyrazów sympatii wobec niepodległej Ukrainy i wpojenie przeświadczenia o tym, że „samostijnu” Ukraina musi być z zasady antypolska. Propaganda miała również na celu ukazanie członków Wojska Polskiego, Wojsk Ochrony Pogranicza, Milicji Obywatelskiej i UB-SB jako polskich patriotów, którzy nigdy nie zapominali o odpowiednio rozumianych interesach narodowych. Wszystkie te zabiegi propagandowe przyczyniły się, wraz z bolesnymi wspomnieniami tysięcy osób, do utrwalenia nieufności i niechęci pomiędzy Polakami i Ukraińcami, a co za tym idzie – do utrudnienia im wzajemnego porozumienia110. Zaprezentowane powyżej rozważania pokazują stosunek Polaków do konfliktu polsko-ukraińskiego. Zazwyczaj to właśnie ich perspektywę na ten wyjątkowo trudny i kontrowersyjny moment historyczny, jakim były lata powojenne poznają czytelnicy poświęconych tej tematyce publikacji. Nikt, a przynajmniej niewiele osób, pokusiło się o próby przedstawienia racji i zapatrywań drugiej strony konfliktu. A są to informacje niezwykle ciekawe i ważne dla stworzenia kompletnego obrazu lat 40. XX wieku, ukierunkowane przede wszystkim na analizę stosunków polsko-ukraińskich, dla których tłem stały się zasadniczo tereny Bieszczadów. W celu więc uzupełnienia zgromadzonych już wiadomości poniżej przedstawię spojrzenie „wrogów” na to zagadnienie, a podstawą badawczą moich rozważań będą wspomnienia dwóch żołnierzy UPA – Omelana Płeczenia (9 lat w bunkrze. Wspomnienia żołnierza UPA) oraz Stepana Stebelskiego „Chrina” (W bunkrze „Chrina”. Wspomnienia dowódcy sotni UPA w zasadzce której, zginął gen. Karol Świerczewski)111. Na początku warto zaznaczyć112, że relacje o charakterze pamiętnikarskim często są trudnym źródłem dla badaczy, ponieważ nie stanowią stricte obiektywnych relacji z przeszłych wydarzeń, ale są przekazem mocno zsubiektywizowanym. Autor często dokonuje swojej własnej interpretacji dziejów, celowo je mitologizuje, przedstawia nie tak, jak je widział, ale tak, jak je widzieć powinien. Nierzadko też przemilcza wypadki z jakichś względów „niewygodne”, a nadmiernie uwydatnia te, które według niego powinny zyskać na znaczeniu, bo są „wygodne”. Te negatywne cechy pamiętników ulegają wzmocnieniu w przypadku wspomnień żołnierskich, kiedy

110 Informacje w tym akapicie za: tamże. 111 O. Płeczeń, 9 lat w bunkrze. Wspomnienia żołnierza UPA, na podst. zapisu I. Dmytryka oprac. i zred. N. Ilycka, przeł. z ukr. M. Kawecka, Lublin 1991; S. Stebelski „Chrin”, W bunkrze „Chrina”. Wspomnienia dowódcy sotni UPA w zasadzce której, zginął gen. Karol Świerczewski, wstęp B. Halczak, Warszawa – Kraków 2014 (zapis tytułu zgodny z oryginałem). 112 Była już o tym mowa w pierwszym podrozdziale rozdziału drugiego, przedstawiającym krótki zarys terminologiczny dotyczący pamiętnika, dziennika i wspomnień – w tym miejscu pozwolę sobie tylko na krótkie, aczkolwiek ważne przypomnienie najistotniejszych kwestii. 154 pamiętnikarz wywyższa siebie i swoje zasługi, a demonizuje przeciwnika i jego działania113. Należy jednak przy tym pamiętać, iż dużą zaletą pisarstwa pamiętnikarskiego jest jego prostota i brak szczególnych „zapędów” literackich, a spomiędzy subiektywnych wiadomości wyłania się swoisty autorowi sposób myślenia i wyznawany system wartości. Ważnym aspektem decydującym o charakterze wspomnień jest także czas ich powstawania: Stebelski musiał przestrzegać zasad konspiracji (stąd częste używanie w jego relacji tylko inicjałów i pierwszych liter nazw miejscowych), gdyż pisał jeszcze w trakcie działań wojennych na Ukrainie, Płeczeń miał pod tym względem znacznie większą swobodę. Stepan Stebelski (ps. „Chrin”) urodził się w 1914 roku w okolicach Sambora (wieś Hołyń, powiat Kałusz). Ukończył seminarium nauczycielskie oraz polską szkołę podchorążych piechoty w stopniu kaprala wojska polskiego. Przed wojną był nauczycielem w Leszczawie Górnej, a następnie, już w pierwszych latach wojny, kierownikiem szkoły i wójtem w Kuźminie, gdzie się też ożenił. Od 1934 roku przynależał do OUN i z tego też powodu był więziony przez gestapo. Z więzienia udało mu się jednak zbiec. W czerwcu 1944 roku dołączył do leśnych oddziałów UPA. Szybko dostał awans na porucznika i w 1945 roku zorganizował swoją własną sotnię, wchodzącą w skład kurenia „Rena”. Jego podwładni byli niezwykle dobrze wyszkoleni, zdyscyplinowani i uzbrojeni. Ci z nich, których udało się pochwycić wyznawali, że za wszelką niesubordynację „Chrin” karał chłostą, a czasami nawet śmiercią. To on prawdopodobnie zorganizował zasadzkę na generała Świerczewskiego. Latem 1947 roku, ścigany, wraz ze swą sotnią przekroczył granicę i przeszedł na terytorium sowieckie. Zginął w Czechosłowacji (dzisiejszych Czechach) w 1949 roku, próbując przedostać się na Zachód114. Jego wspomnienia, jak zostało to zaznaczone powyżej, spisywane były jeszcze w trakcie wojny na Ukrainie, kolejno w latach 1947, 1948 i 1949. Opisują one szczegółowo działania Ukraińskiej Powstańczej Armii na terenach Bieszczadów i Pogórza Przemyskiego, przywołując w tym celu konkretne daty, miejsca i nazwiska. Atakowane przez UPA wsie „Chrin” opisuje jako siedziby, gniazda wroga, ujawniając przy tym swój stosunek do Polaków oraz bolszewików i Niemców. Z jego wypowiedzi

113 B. Halczak, Wstęp [w:] S. Stebelski „Chrin”, dz. cyt., s. 22. 114 Za: tamże, s. 21–22; H. Garbowski, Zanim doszło do akcji „Wisła”, Pruszków 2000, s. 176–177; https://pl.wikipedia.org/wiki/Stepan_Stebelski, [dostęp: 16.04.2016]. 155 można wywnioskować, że najważniejszym wrogiem UPA było sowieckie NKWD. Polacy byli przeciwnikiem niższego rzędu, choć to o nich Stebelski pisze częściej. Stosunek Ukraińców do Niemców i Sowietów ujawnia się już we wstępie do pierwszej części wspomnień „Chrina” pt. Przez śmiech żelaza115. Autor notuje:

Niemiecki front pękał. Brunatna inwazja „nowej Europy” wycofywała się na zachód. Niemieckie buty pokryte ukraińskim czarnoziemem opuszczały pozycje. Zastępowała je sowiecka inwazja „nowej demokracji”, by do końca splądrować Ukrainę, by na bagnetach przynieść „słońce stalinowskiej konstytucji” i „radosne, szczęśliwe życie”. Złowieszczo dudniły kroki czerwonej nawały w podartych łachmanach, gumowcach i walonkach. Uciekał „zbawiciel”, nadchodził „wyzwoliciel”. Nie będzie już „übermenschów” [nadludzi – przyp. I.Z.]. Znikną straszliwe obozy, na przykład Majdanek, Oświęcim, odpowiedzialność zbiorowa, masowe egzekucje ukraińskich więźniów politycznych po miastach, nie będzie publicznego wieszania, „pacyfikacji” i pożarów w ukraińskich wsiach. Nie będzie wywózek na ciężkie roboty do Niemiec, łapanek w miastach, bezkarnej swawoli gestapowców, „sonderdienstu” [Służby Specjalnej, czyli niemieckiej policji pomocniczej – przyp. I.Z.] i „bahnschutzów” [formacji, które ochraniały kolej i jej szlaki – przyp. I.Z.], nie będzie już „nur für Deutsche” [„tylko dla Niemców”; szowinistyczny napis umieszczany w okupowanych przez III Rzeszę krajach na środkach transportu publicznego, budynkach użyteczności publicznej i innych tego typu miejscach – przyp. I.Z.]. Będzie natomiast „starszy brat z najbardziej postępową kulturą rosyjską”, „najbardziej demokratyczną konstytucją”, „sprawiedliwością ludową”, „wyborami”. Pojawią się nowe winnice, chatynie, sołowki, Kołyma, Sybir, straszliwe obozy, głód, więzienia i dalsza fizyczna likwidacja narodu ukraińskiego. Znów będą rozstrzeliwania, o jakich świat dotąd nie słyszał, mordowanie narodu ukraińskiego, szczególnie młodzieży, dzikie i okrutne obławy na wsiach i w miastach, straszliwa grabież ukraińskich wsi, znów będą gnać ukraińskich mężczyzn bagnetami enkawudzistów, partyjnych, komsomolców w karnych jednostkach – na przedzie bolszewickich frontów. Będą niszczyć ukraińskie zdobycze kultury, fałszować historię, literaturę, wróci rusyfikacja. Zacznie się bezprawie, przemoc, terror, masowe wywózki i ruina. Będzie ZSRR otoczony granicami z drutów kolczastych, częstokołów, linii alarmowych, min i wielkimi garnizonami przygranicznymi. To wszystko zostanie podsycone kłamliwą propagandą o „dostatnim życiu”, „wielkich sukcesach walki robotniczej”, stachanowszczyzną, orderomanią116.

Ten nieco długi cytat dokładnie opisuje, jak na żołnierzy sowieckich i niemieckich oraz politykę ich zwierzchników zapatrywali się Ukraińcy. Jest o tyle ciekawy, że „Chrin”, w przeciwieństwie do pamiętnikarzy polskich i badaczy historii, podkreśla, iż ludność ukraińska, w tym UPA, nie zawsze działała w porozumieniu

115 S. Stebelski „Chrin”, dz. cyt., s. 27–191. 116 Tamże, s. 29–30. 156 z Niemcami, a wręcz przeciwnie – także ona odczuwała ich ucisk i przemoc117. W ciągu relacji czytelnik dowiaduje się o co najmniej kilku wypadkach, kiedy to UPA walczyła z faszystami, brała ich do niewoli, zabierała im samochody i broń, rozbijała niewielkie oddziały niemieckie, lecz często też po rozbrojeniu, w ramach „humanitarnego” postępowania, puszczała hitlerowców wolno. Dalsze stronice pamiętnika potwierdzają także drugą część cytatu, gdzie Stebelski pisze o nienawiści wobec Rosji i jej polityki. Sowieci byli największą „zmorą” Ukraińców, gdyż za wszelką cenę chcieli narzucić im swoją wolę i zagarnąć państwo ukraińskie. Dlatego też pamiętnikarz często podkreśla wrogość w stosunku do bolszewików i przypisuje im takie cechy, jak brak humanitaryzmu, kultury i obycia, brutalność oraz lubowanie się w hulaszczym trybie życia. Czerwonoarmiści ograbiali biednych chłopów, mordowali bezbronnych ludzi i ideowych Ukraińców, gwałcili kobiety (przy czym wielu z nich było chorych wenerycznie i mieli za zadanie zarażanie dziewczyn, szczególnie tych utrzymujących kontakty z partyzantką). Ich oddziały przeprowadzały we wsiach obławy, podczas których odbywały się masowe aresztowania i wywózki, najczęściej na Sybir. NKWD organizowało także dokładne rewizje i przymusowe pobory do Armii Czerwonej. W trakcie świąt bolszewicy ze szczególnym uwielbieniem dręczyli wioski w poszukiwaniu ukrytych powstańców, a jak już udało im się jakiegoś złapać zabijali go, zrywali z niego buty i ubranie, przywiązywali do końskiego ogona, zmuszali mieszkańców do rozpoznania ciała, a potem włóczyli je do rejonu118. Dlatego też, choć „Chrinowi” zdarzało się widzieć Sowietów obdartych i niemal bosych, którzy zamiast plecaków mieli zwykłe worki, nie okazywał im współczucia, wręcz nie mógł doczekać się, kiedy Zachód pozna prawdziwą twarz Rosji. Pamiętnikarz przywołuje także jedną z największych walk UPA przeciwko zaborcy sowieckiemu, którą stoczono na ziemiach „ukraińskich”. Była to bitwa o Leszczawę Górną (wraca do niej w swoich wspomnieniach również Omelan Płeczeń), która została spalona, a jej mieszkańców wywieziono na polskie Ziemie Odzyskane lub „rozrzucono” na terenach Ukrainy. Dodatkowym punktem zapalnym w relacjach ukraińsko-sowieckich była propaganda, dzięki której Rosja starała się wmówić całemu światu, jak beznadziejny i bezsensowny jest ukraiński ruch

117 Być może jest to spowodowane faktem, że sam autor pamiętnika był niemieckim więźniem, czuł więc wrogość w stosunku do hitlerowców, którzy działali w porozumieniu z UPA o tyle, o ile skłaniały ich po temu możliwe do osiągnięcia korzyści, związane z faszystowską polityką. Nierzadko zdarzały się wypadki, gdy gestapo katowało Ukraińców celem wydobycia od nich jakichś ważnych informacji. 118 Choć zdarzały się również przypadki, kiedy czerwonoarmiści wręcz nie zwracali uwagi na powstańców-Ukraińców (por. S. Stebelski „Chrin”, dz. cyt., s. 167). 157 narodowowyzwoleńczy. UPA prowadziło z kolei swoją własną agitację, mającą na celu umożliwienie mieszkańcom wsi uzyskania tożsamości narodowej i odrzucenie tendencji „rusofilskich”. Najwięcej jednak miejsca Stepan Stebelski poświęcił w swoim pamiętniku relacjom Ukraińców z Polakami, przy czym ci pierwsi są z natury dobrzy i walczą w słusznej sprawie, a drudzy z kolei reprezentują „siły zła”, okrucieństwo i bezwzględność. Polacy określani są przez niego mianem czerwonych (z racji współpracy z Armią Czerwoną119) „bojówkarzy” i bandytów, którzy bez pardonu terroryzowali ludność ukraińską. Tak jak Sowieci, mordowali bezbronnych chłopów, nie mając względów nawet dla starców, kobiet i dzieci. Grabili również ich dobytek, ładowali wszystko na wozy i wywozili do swoich wsi. Jeszcze przed wojną zdarzały się wypadki, kiedy to polska ludność napadała na Ukraińców m.in. w celu odebrania im cerkwi, którą chciała zamienić na kościół120. Miejscową ludność ukraińską bito (np. za używanie w rozmowie czy modlitwie języka ukraińskiego), kaleczono, po nocach wykaszano jej całe zboże, niszczono inwentarz, a nawet wlewano naftę do studni z wodą. Wiele osób aresztowała polska milicja. Poza tym Polacy wraz z Sowietami rozszerzali działania agitacyjne, które jednak nie odnosiły zbyt wielkich sukcesów ze względu na przebiegłość Ukraińców. Czerwone bojówki polskie były dobrze zorganizowane i uzbrojone, dlatego nie miały oporów przed napadaniem na wsie, paleniem i grabieniem, zabijaniem inteligencji ukraińskiej i ideowych chłopów, gwałceniem kobiet oraz torturowaniem i katowaniem aresztowanych (robiły to chętnie zwłaszcza w święta). Z pomocą Wojska Polskiego i specjalnych radzieckich grup robiły obławy na wsie, które następnie wyrzynały w pień. „Chrin” pisze:

W czasie zimy poległo prawie dwa tysiące powstańców i ludności cywilnej – zostali wyrżnięci przez polskie bojówki121.

Pamiętnikarz przytacza wiele sytuacji, w których Polacy odznaczali się wyjątkowym okrucieństwem i brakiem ludzkich uczuć. Twierdzą szowinizmu i nacjonalizmu była bojówkarska wieś Borownica, leżąca pomiędzy Birczą, Dubieckiem a Sanokiem. W miarę rozwoju sytuacji jednak nawet w polskich wioskach, według

119 Czasami można było jednak spotkać osoby narodowości polskiej, które przyznawały się do nienawiści wobec Sowietów. 120 Por. S. Stebelski „Chrin”, dz. cyt., s. 87–88. 121 Tamże, s. 133. 158 upowca, poczynały się rodzić nieporozumienia, gdyż wielu spokojnych gospodarzy poczęło narzekać na bojówki, które dokuczały niewinnym ludziom122:

Stateczni polscy gospodarze dbali, by nikt nie krzywdził Ukraińców, ba, nawet stawali w ich obronie123.

W zestawieniu z takim obrazem Polaków UPA prezentowała się wręcz jako „wybawiciel” uciemiężonych chłopów, który pojawiał się zawsze wtedy, gdy wymagała tego sytuacja i z zaciętością godną bohaterów bronił ludu ukraińskiego:

Pomimo strasznego terroru, podstępu i prowokacji, wróg nie zdołał zniszczyć naszej zbrojnej siły, która w walce o Niezależne Zjednoczone Państwo Ukraińskie zapisała się złotymi zgłoskami w naszej historii. Walka jest kontynuowana tylko i wyłącznie w oparciu o siły własne narodu ukraińskiego. Żołnierze UPA i rewolucjoniści stworzyli mit heroizmu, bezgranicznego poświęcenia i miłości do swojej ojczyzny. Wciąż wiedziemy prym pomiędzy zniewolonymi narodami ZSRR w walce o prawa narodów, człowieka, walce za wolne i suwerenne państwa. Zahartowana w wielu bojach UPA wciąż będzie dumnie stawiać czoło moskiewskim hordom i służącym im czerwonym Polakom, wyposażonym w najnowszy sprzęt. (…) Wróg w barbarzyński sposób wyrzucił całą ludność i spalił wsie. Żołnierze z oddziałów UPA na Łemkowszczyźnie nie jedzą czasem nawet po kilka dni, ale dalej, w krwawych bojach, zaścielają odwiecznie ukraińskie ziemie trupami wrogów. Biją się o każdą wioskę, miasto, o każdy las, górę i pole124.

Sam autor wspomnień, jako żołnierz UPA, często podkreślał swój patriotyzm, wielką miłość do Ukrainy i więź ze współrodakami125. Dlatego też często przywołuje w toku opowiadania momenty, gdy szczęśliwa z powodu przybycia upowców ludność wiejska częstowała ich jedzeniem, dbała o ich potrzeby materialne (np. ubiór), dziękowała za okazaną pomoc w momencie napadu polskich bojówek. Młode dziewczyny z radością opiekowały się rannymi, chodziły na zwiady, a niejednokrotnie same pokazywały niespotykaną odwagę wstępując w szeregi UPA. Odmiennie pod względem stosunków narodowościowych prezentują się wspomnienia drugiego z żołnierzy Ukraińskiej Powstańczej Armii – Omelana Płeczenia. Jest to uwarunkowane m.in. tym, że Płeczeń spisywał je już po zakończeniu konfliktu, z pewnej perspektywy czasowej (stąd też brak konspiracji w przypadku wymieniania nazwisk i miejscowości) i mówią one przede wszystkim o życiu powojennym, kiedy to w latach 1947–1956 upowiec ukrywał się w lasach i bunkrach

122 Por. tamże, s. 141. 123 Tamże, s. 159. 124 Tamże, s. 195–196 (druga część wspomnień pt. Zimą w bunkrze, s. 193–342). 125 Bohdan Halczak zaznacza jednak, że była to miłość o tyle szczera, co naiwna, gdyż Stebelski nie przyjmował do wiadomości, że większa część Ukraińców zachowywała jednak lojalność wobec Sowietów (B. Halczak, dz. cyt., s. 23–24). 159 powiatów leskiego, sanockiego i przemyskiego. Opisują one głównie codzienność partyzantów i tylko czasami przeplatane są wspomnieniami z walk. Omelan Płeczeń w toku narracji rzadko odwołuje się do działalności NKWD, zwraca jednak uwagę na to, jak okrutnie Sowieci traktowali więzionych Ukraińców z UPA, których bito i masakrowano, a następnie odsyłano do Armii Czerwonej. Znakomitą większość wspomnień zajmują jednak w tym przypadku relacje ludności ukraińskiej (głównie samego autora) z Polakami, przy czym pamiętnikarz wyodrębnił dwa ich „rodzaje”: dobrych i złych. Dobrzy byli ludzie, którzy już w momencie ukrywania się Płeczenia w bunkrach pomagali mu w codziennym życiu przez organizowanie żywności, zapewnianie zaplecza materialnego (ubrań, narzędzi itp.), a także zawsze służyli dobrą radą i wspomagali dobrym słowem. Były to rodziny polskie, z którymi autor od zawsze utrzymywał dobre stosunki i na które mógł liczyć w każdej sytuacji, jak choćby wtedy, gdy potrzebował lekarstw w trakcie choroby. Znajomi Polacy jeszcze podczas walk często uprzedzali żołnierzy UPA o napadach, dzięki czemu partyzanci nie wpadali w pułapki. Współtowarzysz niedoli pamiętnikarza, który razem z nim ukrywał się po wojnie, o jednym z Polaków powiedział:

- To Andrzej Feń! Dobrze go znam! Polak, ale fajny chłop, nie jest do nas wrogo nastawiony (…)126.

Te dobre kontakty polsko-ukraińskie stały się szczególnie ważne w momencie, gdy upowcy mogli już opuścić swoje schronienie i zacząć prowadzić normalne życie127. Inaczej sprawy się miały ze „złymi” Polakami, którym daleko było do ucywilizowania (w tym kontekście pamiętnikarz wspomina obraz zdewastowanego cmentarza z rozkopanymi mogiłami, rzuconymi w głęboki wąwóz krzyżami i rozrzuconymi kośćmi oraz poćwiartowane ciała Ukraińców znalezione po ataku polskich żołnierzy na Bachów i Berezkę). Tutaj również, podobnie jak u „Chrina”, pojawia się obraz ludności polskiej zawzięcie walczącej z UPA, mordującej także bezbronnych Ukraińców, gwałcącej kobiety, palącej wioski i grabiącej społeczność

126 O. Płeczeń, dz. cyt., s. 31. Rodzina Feniów stała się Płeczeniowi i jego towarzyszowi bardzo bliska w ciągu 9 lat życia w odosobnieniu. 127 Omelan Płeczeń na dalszych stronicach swojej książki przywołuje wydarzenia z początku lat 50., kiedy to w Bieszczadach zaczęli pojawiać się pierwsi osadnicy, wypełniający „lukę” powstałą w wyniku akcji przesiedleńczej, oraz poczęto tworzyć powoli pierwsze PGR-y. Wspomina także kluczową datę 27 kwietnia 1956 roku, kiedy to ogłoszono amnestię dla więźniów politycznych. Dzięki niej wraz ze swoim współtowarzyszem mógł już bez obaw wyjść z ukrycia i wieść normalne życie u boku żony i córeczki. Nie zmieniło to jednak faktu, że większość ludzi patrzyła na niego nieprzychylnym okiem i widziała w nim wroga polskości, toteż pamiętnikarz powziął decyzję o emigracji do USA. W Nowym Jorku znalazł się w lutym 1963 roku (dużo czasu zajęło bowiem załatwianie formalności i pokonywanie problemów piętrzonych przez władze). 160 ukraińską, z tym, że Płeczeń nazywa walczące oddziały polskie „bandami”, które lubowały się w mordowaniu i napadaniu na wsie (szczególnie w okresie świąt). Ponownie pojawia się także Borownica jako przykład siedliska największych polskich szowinistów. Myślą przewodnią, a zarazem i podsumowaniem tych rozważań narodowościowych Omelana Płeczenia, prezentujących dwojaką postawę Polaków wobec ludu ukraińskiego, mogą być więc dwie wypowiedzi bohaterów książki: na świecie nie ma złych, czy dobrych nacji, są tylko dobrzy albo źli ludzie128

oraz jeżeli człowiek jest porządny, to zostanie taki zawsze, a jeżeli jest ścierwem, to nic go już nie zmieni129.

Wskazują one jasno, że wśród dwóch walczących narodów zawsze można było znaleźć przykłady osób, które nie zgadzały się z powszechnym stosunkiem swojego społeczeństwa do „obcych” (a tym samym narażały się swoim współbraciom). Nie należy więc analizować trudnych relacji polsko-ukraińskich na bazie uogólnień, które prowadzą do wytwarzania i podtrzymywania stereotypów, tylko rozpatrywać przypadki konkretnych jednostek i grup ludzi oraz ich postaw wobec bliźniego, choć „obcego”. Obydwaj pamiętnikarze w swoich wspomnieniach zawarli również informacje o życiu w budowanych przez żołnierzy UPA bunkrach, w których zimowano (jak „Chrin”) lub ukrywano się (jak Omelan Płeczeń). „Budowle” takie powstawały w trudno dostępnych miejscach w lasach Bieszczadów i Pogórza Przemyskiego i stanowiły w latach 40. XX wieku pewien specyficzny „rys architektoniczny”. Najczęściej wykopywano je pod ziemią i dokładnie maskowano z zewnątrz młodymi drzewkami, igłami z mrowisk, paprociami i jeżynami. Wykopaną glinę wynoszono np. do urwiska nad potokiem, gdzie również starannie ją maskowano. Bunkry nie były duże (wymiary w zależności od potrzeb przyszłych „mieszkańców”). Wykładano je wewnątrz suchymi belkami. W środku znajdowały się prycze, stolik, kuchnia, umywalka oraz tunel prowadzący do potoku, skąd czerpano wodę. Oprócz tego upowcy zaopatrywali się we wszystkie niezbędne im do przeżycia artykuły (zapasy uzupełniali wychodząc raz na jakiś czas do pobliskich wsi), jak pożywienie, środki czystości, podstawowe lekarstwa, nici, guziki, igły, gwoździe, ołówki, pióra itp. W bunkrze „Chrina” znalazła się także półka z książkami, maszyna do pisania, papier i kalka (gdyż dowódca sotni w trakcie zimowania pracował m.in. nad swoimi wspomnieniami).

128 O. Pieczeń, dz., cyt,, s. 112. 129 Tamże, s. 175. 161

Niedaleko bunkra magazynowano w różnych kryjówkach mięso. Na wypadek ataku wroga cały schron był zaminowany, aby można go było w razie potrzeby szybko zniszczyć. Bunkry Płeczenia130 zamiast tunelu do potoku miały specjalne rynny z wydrążonych pni, które doprowadzały wodę do środka. Jeden z nich, ostatni, posiadał również dwa „pokoje”. Życie w takim bunkrze było bardzo monotonne, dlatego zazwyczaj żołnierze UPA układali sobie grafik czynności i dyżury, które miały na celu urozmaicenie im dnia, gdyż w ten sposób każdy z nich zajmował się kolejno czymś innym (gotowaniem, sprzątaniem, wartą itd.). O ile jednak Omelan Płeczeń często wychodził na zewnątrz, aby udać się do którejś z wiosek, o tyle „Chrin” i jego kompani przebywali zamknięci prawie cały czas, wychodząc tylko w okolice swojej kryjówki (ci drudzy spędzali w schronie tylko zimę; była to forma „przeczekiwania” niesprzyjających walce warunków atmosferycznych). W bunkrze Stebelskiego za to prowadzona była edukacja dla żołnierzy, często czytali oni książki i zdobyte we wsi gazety, organizowali różne zabawy, grali w szachy i domino, opowiadali sobie różnorakie historie o swoim życiu, dyskutowali m.in. o polityce, a także organizowali święta (wbrew pozorom żołnierze UPA, co pokazano w obydwu pamiętnikach, byli bardzo religijni i pobożni, w swoich „mieszkaniach” posiadali obrazy i ikony świętych, a wszystkie święta starali się spędzać w sposób zgodny z tradycją131). Obchodzono też imieniny każdego „mieszkańca”, mikołajki (udało się wtedy przygotować nawet symboliczne prezenty) oraz andrzejki, w czasie których sobie wróżono, np. z wosku. Tak wyglądało życie w Bieszczadach w latach 40. XX wieku w perspektywie dwóch „rycerzy tryzuba”. Nie zawsze były to walki i potyczki z ludnością polską i Sowietami, częstokroć trudne momenty musieli oni przeczekiwać w specjalnie do tego celu przeznaczonych bunkrach. Nie da się jednak ukryć, że na czoło wydarzeń tego czasu zawsze wysuwał się i będzie się wysuwać konflikt polsko-ukraiński, przez każdego postrzegany w różny sposób, ale prowadzący do konkluzji, że obydwa narody

130 W wyniku różnych nieprzewidzianych zdarzeń (najczęściej odkrycia schronu przez kogoś niepowołanego) Omelan Płeczeń żył kolejno w kilku różnych bunkrach. 131 „Chrin” wspomina uczęszczanie w ważne święta liturgiczne na uroczystą Służbę Bożą (czyli mszę św.). W Wielkanoc śpiewano pieśń Chrystos Woskres oraz dzielono się święconką. W Boże Narodzenie chodzono z kolędą po wsiach, przygotowywano „diducha” i sianko, wypatrywano pierwszej gwiazdki oraz pozdrawiano się słowami „Chrystos Rażdajet’sia” (na co odpowiadano „Sławite joho!”). W kącie stała ubrana choinka. Do wieczerzy zasiadano w czystej odzieży, odmawiano modlitwę i śpiewano kolędę Boh Predwicznyj, następnie zaś dzielono się prosforą i spożywano dwanaście potraw: barszcz z uszkami, pierogi z kapustą, kutię, grzyby, kapustę, kaszę z gruszkami, gołąbki, pierogi z ziemniakami, groch, fasolę ze śliwkami, susz i . Potem kolędowano (tak wyglądały święta w bunkrze Stebelskiego). 162 nigdy nie były w tej kwestii bez winy. Wspomnienia upowców ukazują jednak nową, szerszą perspektywę oglądu wydarzeń tamtego okresu. „Obcy” – z perspektywy Polaków – jawią się w świetle swoich wspomnień jako normalni ludzie, którzy także kochali, nienawidzili i ginęli w imię swojej ojczyzny. Co więcej, często byli nawet wrażliwi na piękno otaczającego krajobrazu. Omelan Płeczeń tak opisuje jedną z bieszczadzkich osad, w której stacjonował z sotnią:

Stałem na warcie w szopie i podziwiałem urok tej osady. Z jednej strony wcisnęła się w grzbiet góry Chwaniowej. Obok, na wzgórzach rozrzucone, stały chaty, a dalej z prawej strony aż do Trzciańca hen, hen ciągnął się las. W oddali widać było Zawadkę, a za nią Ropienkę. Na lewo z łysej góry spływał strumień. Z rozmachem uderzał w skały i pokręciwszy się trochę biegł obok chat, potem chował się w gęstych zaroślach, aby znów wypłynąć gdzieś w dolinie, koło drogi, akurat tam, gdzie rzekę przecina most. Hen, daleko, za szosą z Birczy do Sanoka bielały domy Tyrawy Wołoskiej, a za nimi widać było kościół w Stańkowej. Zapowiadał się piękny dzień. Z kominów prosto ku niebu unosił się dym. Było cicho, tylko gdzieś w oddali poszczekiwały psy. Pomyślałem, że gdyby w tym pięknym zakątku zaskoczył nas wróg, nie byłoby gdzie uciekać132.

Jak widać, omówione wspomnienia ukazują bardzo bogaty materiał przeżyć ludzkich – nie zawsze zgodny z ustaleniami historycznymi, ale dzięki temu tak ciekawy, bo prezentujący nieschematyczną i nieznaną perspektywę. Wyłania się z nich ważny wniosek – zarówno naród polski, jak i naród ukraiński powinny wyjść poza utarte schematy i skonfrontować swoje postrzeganie tamtej rzeczywistości z drugą stroną konfliktu. Nie da się bowiem ukryć, że wydarzenia lat 40. rzutują na relacje polsko-ukraińskie po dziś dzień133 i konieczne byłoby wypracowanie w tej materii porozumienia i kompromisu134.

3.3. ZACZAROWANA KRAINA…

Bieszczady „od zawsze” uważane były również za region posiadający warunki naturalne idealne wręcz do zamieszkania przez osoby, które z różnych powodów potrzebowały (lub potrzebują) kryjówki przed władzą, urzędnikami czy ludźmi w ogóle. Do niedawna osiedlali się w tych górach różnego rodzaju artyści, ludzie szukający

132 O. Płeczeń, dz. cyt., s. 122. 133 Wnioski takie notuje chociażby Antonina Kłoskowska w swojej książce Kultury narodowe u korzeni (wyd. 2, 1 dodr., Warszawa 2012, s. 183–203). Warto tu też wskazać, że na Ukrainie nawet dziś szerzy się antypolonizm oraz gloryfikuje się UPA (por. np. http://pikio.pl/upa-i-bandera-bohaterami-w-edukacji- ukrainskiej/, [dostęp: 16.04.2016]; http://www.kresy.pl/wydarzenia,ukraina?zobacz/ukrainski-ipn- zestawia-polskie-panstwo-podziemne-z-nazistami-i-komunistami, [dostęp: 16.04.2016]). 134 Ciekawe rozważania filozoficzno-kulturowe na temat tolerancji, wyzwań czasu dla ludzkości i wzajemnych oddziaływań narodów Europy Środkowo-Wschodniej prezentuje w swojej publikacji pt. Kulturozofia Andrzej L. Zachariasz (Rzeszów 2006). 163 samotności, uciekający przed coraz szybciej rozwijającą się cywilizacją czy skonfliktowani z prawem. W XX wieku wielu takich „rozbitków” uzyskało na bazie „społecznej konwencji” miano zakapiorów bieszczadzkich, uwielbianych zwłaszcza przez turystów. Poziom tej swoistej adoracji uzależnia się jednak od wielkości talentu, zasług każdego z nich, a także osobowości – im bardziej charyzmatyczna, nieprzewidywalna i specyficzna, tym lepiej dla samego zakapiora. XIX wiek nie był natomiast tak „przyjazny” dla ukrywania i zatajania tożsamości i przeszłości w bieszczadzkiej głuszy niż pozostałe (przede wszystkim wcześniejsze) stulecia. Austriacka administracja bardzo pilnie strzegła wtedy porządku na swoim terenie, a i niespodziewany wyż demograficzny uszczuplał zasoby naprawdę dzikich i odosobnionych miejsc. Nieprzebyte puszcze dodatkowo przetrzebił też masowy wyrąb lasów na potrzeby przemysłu135. Wiadomo jednak136, że przez kilkaset lat bieszczadzkie połoniny stanowiły siedlisko zbójników, opryszków, tołhajów, bekidników. Bliskość sporej już w XVII i XVIII wieku ilości wsi, dworów i miast stwarzała coraz więcej okazji do kradzieży, które ułatwiał także fakt, iż trakty były gęsto przecinane przez przełęcze. Schronienie rozbójnikom dawały stoki górskie z lasami i mnóstwem jaskiń. Niebagatelne znaczenie dla zbójnictwa miała też, przebiegająca grzbietami gór, granica Polski i Węgier – dawało to możliwość szybkiej ucieczki z terytorium jednego kraju na teren drugiego, gdzie nie obowiązywały dane prawa. M.in. wielu chłopów uciskanych przez szlachtę, nie mogąc poradzić sobie ze swoją sytuacją, wolało życie wśród górskich szczytów niż niepewną wiejską egzystencję pośród powstań, buntów, zwiększanych podatków, głodu, prześladowań i roznoszonych epidemii. O zjawisku zbójnictwa na terenach Polski napisano bardzo wiele, przede wszystkim właśnie w XIX i XX wieku. Według romantyków, inspirowanych przez podania ludowe, rozbójnikom przyświecały szlachetne cele i motywacje, cechowały ich niezwykłe czyny:

W rzeczywistości zbójnicy byli różni, tak jak różne było społeczeństwo, z którego się wywodzili. Że byli okrutni? A któż w owych czasach nie był? Ani żołnierze, ani arystokracja, ani nawet – a może zwłaszcza – sądy czy to świeckie, czy kościelne. Zbójnicy byli więc takimi, jakie były ich czasy. Wspaniali,

135 R. Bańkosz, Wstęp [w:] tegoż, Straszliwi zbójnicy z Bieszczadów i okolicy, Krosno 2010, s. 9. 136 Pisałam już o tym w rozdziale pierwszym, w podrozdziałach Rys historyczny i Bieszczady (nie tylko) współczesne, czyli kultura regionu. 164 rycerscy, bohaterscy, a niekiedy okrutni, prymitywni i łasi na każdą rzecz, która miała jakąkolwiek wartość. Niby zresztą dlaczego mieliby się różnić od reszty społeczeństwa?137

Tacy opryszkowie cieszyli się szczególną uwagą Ukraińców, Rusinów, Słowaków i Rumunów. Polacy i Węgrzy poświęcali im jej znacznie mniej. Przyczyną tej sytuacji był fakt, iż wymienione nacje często jeszcze w XIX wieku nie posiadały własnej państwowości ani nawet jej namiastki, a „dwa bratanki” w państwie Habsburgów miały narodową pozycję znacznie lepszą niż pozostałe cztery grupy narodowościowe ze względu na dużą liczbę arystokratycznych elit, znacznie bogatsze mieszczaństwo, odwoływanie się do rycerskiej i arystokratycznej przeszłości, a tym samym tworzenie dziewiętnastowiecznego etosu narodowego. Większość ludzi zamieszkujących Karpaty Zachodnie i Wschodnie zaś to społeczeństwo wiejskie – ruskie, ukraińskie, słowackie i rumuńskie, które uważało arystokrację Polski i Węgier za obcą etnicznie i ekonomicznie. Z tego też powodu zazwyczaj nacje te odwoływały się w swej tradycji do bohaterów-rycerzy pochodzących z ludu i nie traktowały ich tylko jako postaci legendarnych (jak to czyniono w Polsce), ale także bohaterów narodowych138. Każda z nich ma więc przynajmniej jednego „własnego” zbójnika – u Słowaków najważniejszym jest Juraj Janosik, u Ukraińców Oleksa Dobosz, u Rumunów Grigore Pintea (Pintea Viteazul), a u Węgrów Sandor Rozsa/Sándor Rózsa (Aleksander Róża)139. Mówiąc o polskich opryszkach, najczęściej na myśl przychodzi Huculszczyzna albo Podhale. Dzieje się tak z przyczyny polskich poetów, pisarzy, artystów z przełomu XIX i XX wieku, którzy poddali się nasilonej fascynacji kulturą ludową i wszystkim, co z nią związane. Nie można jednak zapominać, że zbójnicy pojawili się w literaturze polskiej po raz pierwszy u bieckiego barokowego epika, poety, satyryka, facecjonisty i moralisty – Wacława Potockiego, który w swoim zbiorze anegdot, fraszek i wierszy pt. Ogród, ale nie plewiony, bróg, ale co snop to inszego zboża, kram rozlicznego

137 R. Bańkosz, dz. cyt., s. 10. 138 Często taki sposób myślenia prowadził do pewnych uproszczeń oraz tworzenia i podtrzymywania stereotypów (tamże, s. 10–11). 139 Swoistym paradoksem jest, że w Polsce najsławniejszymi zbójami są słowacki Janosik i ukraiński Oleksa Dobosz (choć w czasach PRL-u, z oczywistych względów, „promowany” był tylko pierwszy z nich, a Huculszczyzna stała się tematem niepoprawnym politycznie; odwrotna sytuacja miała miejsce w czasach poprzedzających II wojnę światową, gdyż wtedy obaj rozbójnicy cieszyli się w Polsce dużą sławą, na początku prowadził nawet pod tym względem Dobosz). Nie ma jednak w tym zjawisku niczego dziwnego czy złego, ponieważ polskie dzikie ostępy znajdowały się na pograniczu etnicznie polsko- ukraińskim lub polsko-słowackim (za: tamże, s. 11). 165 gatunku pisał o bieszczadzkich zbójach (inaczej bieszczadnikach lub beskidnikach)140. Poświęcone są im również różnego rodzaju legendy, podania i historie wywodzące się z terytorium Bojkowszczyzny i Łemkowszczyzny zarówno po stronie polskiej, jak i słowackiej oraz ukraińskiej oraz kilka tekstów funkcjonujących powszechnie w całej Galicji Wschodniej141. Legenda (z łacińskiego dosłownie „to co winno być przeczytane”142) to gatunek literacki ściśle związany z bieszczadzkim folklorem. Najogólniej mówiąc, jest to utwór epicki, którego kanwę stanowi jakieś autentyczne wydarzenie lub fakt z życia realnej postaci bardzo mocno nasycone elementami fikcji literackiej143; opowiadanie o treści fantastycznej z wieloma pierwiastkami niezwykłości oraz cudowności, dotyczące przede wszystkim życia osób świętych (np. średniowieczna legenda o św. Aleksym), męczenników zasłużonych dla propagowania chrześcijaństwa i apostołów144. W 2. połowie XVIII w. legendy zaczęły służyć jako tworzywo opracowań literackich, budziły duże zainteresowanie romantyków, przy czym ich rozumienie jako gatunku znacznie się poszerzyło – w jego obręb zostały zakwalifikowane także podania ludowe145. W literaturze późniejszej motywy legendowe funkcjonowały podobnie do tych mitologicznych oraz biblijnych: przenosiły odpowiednie treści światopoglądowe i moralne (np. F. Werfel, Pieśń o Bernadecie) albo stanowiły jeden ze składników

140 Tamże, s. 11. Bieszczady w czasach zbójników i Wacława Potockiego były rozumiane jako obszar znacznie bardziej niż współcześnie rozległy. 141 Tamże, s. 11–12. Dzieje wschodniokarpackich zbójników oraz legendy związane z ich postaciami uwiecznione zostały przez wielu powszechnie znanych folklorystów, etnografów, artystów i literatów rumuńskich, węgierskich, czeskich, słowackich, ukraińskich i, oczywiście, polskich (na ich czele stali m.in. Stanisław Vincenz, Iwan Franko i Oskar Kolberg). Oprócz nich opisywaną tematyką zajmował się także Zdzisław Piasecki, Urszula Janicka-Krzywda oraz Stanisław Orłowski (tamże, s. 12). Więcej na temat zbójnictwa bieszczadzkiego w: S. Orłowski, Tołhaje czyli Zbóje w Bieszczadach, Rzeszów 2009 oraz tenże, O bieszczadzkich zbójnikach, „Płaj. Zeszyt Krajoznawczy Towarzystwa Karpackiego” 6, s. 115–129. 142 Legenda [w:] Słownik terminów literackich, [aut.] M. Głowiński [i in.], red. J. Sławiński, wyd. 4, Wrocław 2002, s. 271. 143 Legenda [w:] G. Leszczyński, Elementarz literacki. Terminy, pojęcia, charakterystyki, Warszawa 2001, s. 109. 144 Legenda o świętym, czyli inaczej legenda hagiograficzna, to gatunek kształtowany w średniowieczu i sukcesywnie rozwijany jako jedna z form popularyzowania katolicyzmu akceptowana i mocno popierana przez instytucję Kościoła. Miała ona na celu zadziwianie słuchaczy (wtedy legendy przekazywane były ustnie), zdumiewanie ich i zaskakiwanie różnymi niezwykłymi i nadprzyrodzonymi zjawiskami; ponadto ukazywała wiernym wzory idealne do naśladowania tudzież olśniewała mocą, jaką posiadały osoby święte (za: tamże; Legenda [w:] Słownik terminów literackich…, s. 271). 145 Podanie jest gatunkiem bardzo bliskim legendzie i nierzadko z nią mylonym. Legenda jednak, w przeciwieństwie do podania, zawiera niewiele elementów prawdy historycznej: zacierają się w niej wydarzenia autentyczne, które stają się podstawą dla luźno tworzonego opowiadania, a związek z prawdą uwarunkowaną historycznie jest często tak odległy, że trudno go uchwycić (np. legenda o zbójniku Janosiku) (Legenda [w:] G. Leszczyński, dz. cyt., s. 109). 166 stylizacji literackiej, nierzadko o charakterze parodystycznym (np. T. Mann, Wybraniec)146. Bohaterem legend i podań ludowych stały się również Bieszczady. Opowieści o nich stanowią wytwór ludzkiej fantazji i wyobraźni, niezwykle osobliwy, gdyż związany z ludem, którego obecnie na tych terenach już nie ma. W latach 40. XX wieku bieszczadzka hybrydyczna wspólnota kulturowa i społeczna rozpadła się, sprawiając, że echa odległych wydarzeń, zwyczajów i wierzeń składowanych do tej pory w ludzkiej pamięci i tradycji, przekazywane głównie ustnie z pokolenia na pokolenie w formie legend, podań i opowieści uległy groźbie szybkiego zapomnienia, a nawet całkowitego wymarcia. Na szczęście znalazły się osoby, które zadbały o przetrwanie tej bogatej kultury – m.in. Marian Hess (artysta i etnograf, twórca legendy dotyczącej powstania nazwy Bieszczady) oraz wielki miłośnik i piewca tego regionu Polski, historyk Andrzej Potocki. Drugi z nich podjął się nawet trudu zebrania i wydania legend bieszczadzkich, „okruchów tego, co ocalało w ludzkiej pamięci i nielicznych publikacjach”147. Jego Księga legend i opowieści bieszczadzkich, wielokrotnie wznawiana i sukcesywnie uzupełniana, stanowi najbardziej znany zbiór tego rodzaju opowiadań oraz prawdopodobnie najpowszechniej kojarzoną publikację dotyczącą „krainy Biesa i Czadów” w ogóle. Jest ona wynikiem ciężkiej pracy badawczej autora, który starał się dotrzeć do dawnych mieszkańców Bieszczadów, korzystał z historii opowiadanych przez przewodników bieszczadzkich, historyków i etnografów, prowadził czasochłonne kwerendy biblioteczne, ale też nierzadko zagłębiał się w swoją wyobraźnię i wymyślał własne wersje opisywanych wydarzeń i zjawisk.

Księga legend i opowieści bieszczadzkich ukazuje świat na pół rzeczywisty, na pół fantastyczny. Wiele miejsca poświęca dawnym wierzeniom i zabobonom. Prowadzi czytelnika po zakamarkach bieszczadzkich połonin, żyjących już tylko w ludzkiej pamięci wsiach i uroczyskach. Legendy malują niezwykły obraz tej krainy zasiedlonej przez diabelskie biesy i anielskie czady, które są tylko dobrą odmianą diabłów. Wiele jest w tych opowieściach zła i ludzkiej krzywdy, przekazywanych z przymrużeniem oka. Liczne są historie zaczerpnięte z dawnych dokumentów (…) W legendach opisane są miejsca i miejscowości, ich powstanie oraz znaczące wydarzenia (…) Pojawiają się wreszcie sławne rody, które zapisały karty historii Bieszczadów (…)148

Cytat ten w sposób zwięzły i przejrzysty przedstawia istotę przywołanej publikacji, podzielonej i uporządkowanej według kryterium tematycznego.

146 Legenda [w:] Słownik terminów literackich…, s. 271–272. 147 A. Burghardt, Nowe książki o Bieszczadach Zachodnich, „Wierchy” 1999, r. 64, s. 348. 148 J. Bieniek, Obraz Bieszczadów w legendach i opowieściach Andrzeja Potockiego [w:] Pogranicza (nie tylko) Podkarpacia…, dz. cyt., s. 186–187. 167

Poszczególne rozdziały noszą kolejno tytuły: Imię nasze… Bies i Czad (początek tej części stanowi legenda dotycząca pochodzenia nazwy Bieszczady, zasłyszana od Mariana Hessa), Opowieści szczytów i skał (opowiadania poświęcone legendarnym bieszczadzkim miejscom i obiektom), Zamki, ruiny i duchy, Ej wy chłopcy, wy mołodcy… (legendy dotyczące przywoływanych powyżej zbójników, m.in. Dobosza), Szlacheckie ekscesy (opowieści o szlachcie zamieszkującej Bieszczady), Święci i profani, Bieszczadzkie wędrówki księdza Karola Wojtyły, Opowieści prawdziwe…, …i przez gmin zmyślone, a ich wspólnym celem jest próba „odbudowy kulturowej tożsamości Bieszczadów”149. Te krótkie rozważania na temat zjawiska zbójnictwa i legend bieszczadzkich ukazują, że bardzo dużo ludowych opowieści przetrwało w pamięci ludzi i starych zapiskach pomimo upływu czasu i tragicznych wydarzeń. Ożywają one na nowo, systematycznie odgrzebywane i upowszechniane poprzez różne środki przekazu. Współcześnie w Bieszczadach tworzą się również zupełnie nowe opowiadania i mity, kreowani są nowi bohaterowie. W ten sposób legendą stały się m.in. postaci pierwszych zakapiorów, Jędrka Wasielewskiego i Zdzisława Radosa, oraz bieszczadników, np. Lutka Pińczuka oraz Henryka Victoriniego. Trwają oni w świadomości osadników i mieszkańców Bieszczadu, ale przede wszystkim turystów, dla których „ci, którzy odchodzą, a którzy swoje życie i twórczość poświęcili ukochanym górom”150 tworzą już swoisty mit i „rys kulturowy”151. Celem niniejszego wstępu było zasygnalizowanie, że zbójnictwo bieszczadzkie stanowi pewien „zalążek” zakapiorstwa ze względu chociażby na podobne motywy podjęcia ryzyka zamieszkania na dzikim i często niedostępnym terenie Bieszczadów przez życiowych „rozbitków”, a legendy i podania tej części Karpat są stałym elementem jej charakterystycznego klimatu, goszczącym zarówno na kartach różnego rodzaju publikacji (w tym wypadku wspomnień ludzi związanych z „krainą Biesa i Czadów”), jak również obecnym w odczuciach turystów i mieszkańców innych rejonów Polski. Zebrane informacje należy więc potraktować jako przyczynek do badań nad „nurtem zakapiorskim” w twórczości Rafała Dominika oraz materiałami wspomnieniowymi łączącymi w sobie elementy realizmu i „literackości” autorstwa

149 A. Burghardt, dz. cyt., s. 348. 150 S. Kłos, Bieszczady, Wrocław 2000, s. 233. 151 Informacje w tym akapicie za: tamże. 168

Mariana Hessa, Ryszarda Wiktora Szramma oraz Bogusława Łowczyka, które zostaną pokrótce omówione poniżej152.

3.3.1. Wspomnienia legendami przetkane

Pierwszą publikacją wspomnieniową, którą chciałabym w tym miejscu przywołać jest pewnego rodzaju „pamiętnik” wspominanego już przeze mnie kilkakrotnie Mariana Hessa (1941–2010). Ten etnograf, rzeźbiarz i malarz na stałe wpisał się w krajobraz Bieszczadów – przede wszystkim jako twórca legendy o Biesie i Czadach, dzięki którym ten skrawek Polski zyskał swoją nazwę. Jego przygoda z opisywanym terenem rozpoczęła się z początkiem lat 60., kiedy to niespełna dwudziestoletni autor zaczął swoje turystyczne wędrówki po Bieszczadzie. Następnie podjął zatrudnienie w PGR-ze w Czarnej przy wypasie bydła, a w 1968 roku został bieszczadzkim osadnikiem i zamieszkał w tych górach na stałe wraz z żoną i prawie stuletnią babcią. Na życie zarabiał jako przewodnik, w wolnych chwilach zaś rzeźbił, malował i prowadził badania etnograficzne. Jego dom w Bieszczadach znany był z tego, że właściciel stawiał wokół niego swoje rzeźby z drewna, które przedstawiały różnego rodzaju stwory, mające według Hessa uosabiać postaci znane z bieszczadzkiej mitologii. Rzeźbiarz interesował się także miejscowymi legendami i sukcesywnie tworzył własne, dla których ilustracją były przydomowe drewniane „pokraki”. Dzielił się tym wszystkim z turystami i harcerzami odwiedzającymi chętnie i licznie jego „zaczarowany ogród”, wpisujący się idealnie w warunki naturalne i klimat tej części Karpat. Niestety, artysta musiał opuścić swoją „małą ojczyznę” i wyjechać stąd w roku 1988, najpierw na zachód Polski, a potem do Niemiec, gdzie zmarł. Wspomnienia Mariana Hessa wydane pod tytułem Kim ja jestem. Między snem a jawą…153 to właśnie relacja dotycząca jego pojawienia się i życia w Bieszczadach, a następnie już poza ich terenem, w którą wplecione zostały także reminiscencje jego córki, Anny. Nie posiadają one jednak tak wielkich walorów poznawczych, jak analizowane już wcześniej pamiętniki innych mieszkańców i osadników, gdyż obraz

152 O legendach bieszczadzkich można przeczytać więcej w: tamże, s. 223–233; J. Bieniek, dz. cyt., s. 184–194; A. Burghardt, dz. cyt., s. 348. Same legendy pomieszczone są m.in. w : A. Potocki, Księga legend i opowieści bieszczadzkich, wyd. 7 rozsz. i uzup., Rzeszów 2006 (istnieje oczywiście szereg wydań tejże publikacji, ja dla potrzeb pracy korzystałam z podanego); R. Bańkosz, Straszliwi zbójnicy z Bieszczadów i okolicy, Krosno 2010, K. Antoniszak, Tajemnice Bieszczadu, Toruń 2008 oraz M. Głuszko, Bieszczady z historią i legendą w tle, Sandomierz 2008, s. 158–174 (obok legend znajdują się tutaj różne opowieści ludowe). 153 M. Hess, Kim ja jestem. Między snem a jawą…, Wrocław 2005. 169

Bieszczadów w nich zawarty został jeszcze mocniej niż w pozostałych autobiografiach zsubiektywizowany i balansuje na granicy „jawy” i „snu”. Autor i jego córka nie tyle opisują same góry, ale czynią z nich tło dla swojego życia i przeżyć wewnętrznych. Hess wspomina różne wyprawy górskie, w których uczestniczył, ludzi, których spotykał na swej drodze, zwierzęta bieszczadzkie, z którymi się zaprzyjaźnił i ciężkie warunki życia osadniczego, ale czyni to o tyle, o ile wydarzenia te i rzeczy miały jakiś wpływ na jego rozwój wewnętrzny i dojrzewanie jako człowieka (podobnie zresztą ujmuje swoje „wspominki” jego córka). Pomiędzy zaś te sytuacje „realne” wplecione zostają elementy „literackie”, czyli legendy bieszczadzkie, które zbierał i sam tworzył. Dzięki temu przedstawiony obraz Bieszczadów staje się mniej wyraźny, „rozmyty”, bliski sercu turysty i miłośnika gór, ale pozbawiony stricte realnego, społecznego wymiaru. Czytelnik może zobaczyć „krainę Biesa i Czadów” z perspektywy jednostki, głównie poprzez jej przeżycia wewnętrzne i relacje z ludźmi154. Drugą, dość podobną w formie publikacją, są wspomnienia Ryszarda Wiktora Schramma (1920–2007), profesora Uniwersytetu Poznańskiego, znanego biologa, taternika i podróżnika155, którego rodzina związana była z Olchową, wsią znajdującą się na południe od Zagórza. Jego Prywatna podróż pamięci to publikacja złożona z dwóch części. Pierwszą z nich stanowią „właściwe” wspomnienia autora zatytułowane Na wschód od Osławy156, bazujące na powrocie pamiętnikarza w rodzinne strony w ramach wędrowania po Bieszczadach ze znajomymi, dzięki czemu odżywają w nim wszystkie wspomnienia. Nie jest to jednak dzieło stricte pamiętnikarskie, ale pewien rodzaj gawędy „szlacheckiej” – niezwykle trudno więc mówić tu o spójnym obrazie Bieszczadów XX wieku. Tekst stanowi bowiem „mieszaninę” wielu informacji: krótkich relacji z poszczególnych etapów wędrówki z przyjaciółmi, wspomnień z dzieciństwa, opisów dotyczących przyrody (fauny i flory) i geografii, etnografii i etnologii (m.in. charakterystyk przedchrześcijańskich obrzędów, praktykowanych

154 Informacje o życiu Mariana Hessa za: tamże oraz S. Kryciński, dz. cyt., s. 15–16. 155 Ryszard Wiktor Schramm był członkiem Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego i Komisji Turystyki Górskiej PTTK oraz prezesem Poznańskiego Klubu Wysokogórskiego, należał także do The Explorers Club. Uczestniczył (jako kierownik) w sześciu wyprawach polarnych na Spitsbergen oraz wielu wyprawach badawczych m.in. w Darwaz Afgański oraz Hindukusz Wysoki. Jest autorem kilku prac naukowych i publikacji dotyczących podróży i taternictwa (informacje za: https://pl.wikipedia.org/wiki/Ryszard_Schramm, [dostęp: 21.05.2016] oraz notką wydawniczą – krótką biografią – umieszczoną z tyłu na okładce książki Prywatna podróż pamięci (R. W. Schramm, Prywatna podróż pamięci, Olszanica 2003)). 156 R. W. Schramm, dz. cyt., s. 7–54. Ta część książki jest najbardziej interesująca w kontekście tematu niniejszej pracy, więc należy zaznaczyć, że powstała dużo wcześniej niż wskazuje na to data wydania całej publikacji, bo w połowie lat 50. XX wieku („To wspomnienie pisałem w półtora roku po naszej bieszczadzkiej wędrówce w 1954 roku” (tamże, s. 9)). 170 w Bieszczadach jeszcze w XX stuleciu). Mnóstwo „wtrętów” dotyczy również historii regionu, pochodzą one zarówno z rozlicznych tekstów źródłowych, jak i własnych reminiscencji autora. Nie brakuje w „pamiętniku” także poetyckich opisów krajobrazu, prozy podróżniczej, odwołań do legend i podań ludowych, w tym treści związanych ze zjawiskiem zbójnictwa, oraz elementów literackich sensu stricto, czyli fragmentów utworów Wincentego Pola i Zygmunta Kaczkowskiego oraz wiersza Jerzego Harasymowicza (obiektywne informacje znajdujące się w analizowanej książce stanowią więc potwierdzenie dla wiadomości zebranych w pierwszym rozdziale i nie wprowadzają do prowadzonych w pracy rozważań zbyt wielu nowych informacji). Wszystkie zapiski są niezwykle sugestywne i rzeczowe, rzadko przeplatane subiektywnymi wrażeniami autora, aczkolwiek ich mankamentem jest wspominany już powyżej brak spójności. Druga część publikacji Schramma to Prywatna podróż pamięci157, czyli swoista saga rodu Schrammów, która nie przedstawia jednak praktycznie żadnej wartości w kwestii nakreślenia obrazu Bieszczadów. Zawiera ona w sobie mnóstwo dat, imion i nazwisk, wyciągów z ksiąg parafialnych dotyczących poszczególnych członków rodziny autora. Jedynymi wartymi uwagi z perspektywy tematu niniejszej pracy jej fragmentami są opisy wsi Olchowa i Tarnawa oraz kolejne cytaty z Wincentego Pola158. Ostatnią pozycją, którą chciałabym przytoczyć w tym podrozdziale, są Bieszczadzkie ścieżki Bogusława Łowczyka (1961–)159. Pamiętnikarz rozpoczął swoją przygodę z Bieszczadami w 1975 roku jeszcze jako kilkunastoletni chłopiec. Ukończył historię w Wyższej Szkole Pedagogicznej w Rzeszowie. W czasach studenckich na wakacjach pracował jako robotnik leśny w Bieszczadach oraz kierował turystyczną bazą noclegową. Jego zafascynowanie górami zaowocowało przywołaną tutaj publikacją160, która

jest zapisem bieszczadzkich doświadczeń jej autora, spontaniczną ekspresją zauroczonego wędrowca, aktem wdzięczności za fakt, że są jeszcze takie miejsca jak Bieszczady. Książka, którą, szanowny Czytelniku, trzymasz w rękach jest też apelem, aby ten region Polski nadal, jak najdłużej, na zawsze pozostał enklawą Natury, gdzie obcujący z nią człowiek będzie miał szansę przypomnieć sobie, iż

157 Tamże, s. 56–138. Nosi ona taki sam tytuł jak całość książki. 158 Za: http://reader.bloog.pl/id,4693222,title,Byla-taka-rodzina-Ryszard-Wiktor-Schramm-Prywatna- podroz-pamieci,index.html?smoybbtticaid=6170ca, [dostęp: 21.05.2016]. 159 B. Łowczyk, Bieszczadzkie ścieżki, Rzeszów 1998. 160 Informacje za notką wydawniczą – krótką biografią – umieszczoną z tyłu na okładce książki Bieszczadzkie ścieżki (tamże). 171

„(…) jest z nią związany, że tak naprawdę nie można go od niej oddzielić, tylko pośród niej jest jego prawdziwe miejsce na ziemi.” Niniejsza opowieść jest również literackim dokumentem czasów minionych, wspomnieniem ludzi i wydarzeń z przeszłości, bez których nie może obejść się żadna bieszczadzka gawęda…161

Ostatnie słowa od razu wskazują na fakt, iż omawiana książka nie jest stricte pamiętnikiem, ale, podobnie jak wspomnienia Ryszarda Wiktora Schramma, pewnego rodzaju gawędą „literacką”, a właściwie zbiorem kilku krótkich gawęd zawierających piękne, momentami liryczne wręcz opisy bieszczadzkiej przyrody, krótkie informacje historyczne i geograficzne, wzmianki o zwierzętach i ludziach charakterystycznych dla Bieszczadów, a także subiektywne odczucia i wrażenia autora. Tak jak Prywatna podróż pamięci nie wnosi ona do prowadzonych tutaj rozważań zbyt wielu nowych wiadomości, ale z wszystkich trzech wymienionych w tym podrozdziale pozycji znajduje się jednak najbliżej „obiektywnego”, „realnego”, ale budowanego na przeżyciach autora obrazu Bieszczadów XX wieku, dzikich, opuszczonych, lecz pięknych i dających turyście wytchnienie. Trzeba podkreślić przy tym jednak niekwestionowaną wartość przywołanych publikacji, gdyż każda z nich proponuje inną perspektywę patrzenia na „krainę Biesa i Czadów”, uwarunkowaną „profilem zawodowym” i zainteresowaniami poszczególnych twórców – każdy z nich zwracał uwagę na inne, ale ważne dla siebie elementy bieszczadzkiej rzeczywistości.

3.3.2. Z perspektywy barowego stolika, czyli Bieszczady dzisiaj

Andrzej Potocki we wstępie do jednej ze swych publikacji dotyczących Bieszczadów pisze:

Bieszczady od zawsze były ucieczką grzeszników. Najpierw chronili się tu beskidnicy, łupiący kogo popadło, potem zagończycy, co możniejszym puszczali się w zaciąg, wreszcie dezerterzy cesarskiej armii i upowscy partyzanci. Karpacka puszcza wszystkim dawała schronienie (…)162

Cytat ten stanowi pewne potwierdzenie informacji ze wstępu do tego podrozdziału i doskonale wprowadza w bieszczadzki klimat zakapiorski. Bo to właśnie ci sławni zakapiorzy są niejako „potomkami” dawnych zbójników i opryszków, którzy szukali schronienia w tej części Karpat. Adam Orłowski w swojej pracy163 podaje, że słowo zakapior ma rodowód rosyjski i oznacza w tym języku właśnie zbója, opryszka (co również potwierdza

161 J. Górnicki, Od wydawcy [w:] B. Łowczyk, dz. cyt., s. 5. Zapis cytatu w cytacie zgodny z oryginałem. 162 A. Potocki, Przedsłowie [w:] tegoż, Majster Bieda czyli Zakapiorskie Bieszczady, Rzeszów 2004, s. 5. 172 wcześniejszą tezę o powinowactwie zjawiska zbójnictwa i zakapiorstwa). Krzysztof Antoniszak zaś przywołuje dwie definicje tego wyrazu, z których wynika kolejno, że zakapior to albo celtycki druid, czyli „mityczna postać z pogranicza zaświatów, występująca w podaniach jako tajemniczy MAG i CZAROWNIK”164, albo, według Słowian, „tajemna istota, postać z zakapturzoną, niewidoczną twarzą, mająca w sobie moc czynienia dobra, w podaniach występuje jako DOBRY DUCH GÓR”165. W kulturze bieszczadzkiej omawiany leksem zatarł jednak pierwotne znaczenia, sensy, a jedyne, co pozostało mu jako „spuścizna po przodkach” (szczególnie rosyjskich) to element związany z nieograniczoną wolnością. Warto tutaj przypomnieć, że współczesny zakapior to człowiek, który porzucił swoje dotychczasowe życie na rzecz egzystowania na kresach cywilizacji, czyli bieszczadzkim odludziu, niebieski ptak bez chęci do pracy, ze zmarnowanym życiem, „brudnym” życiorysem, oczekujący Bożej łaski i opieki. Terminem tym określa się zazwyczaj poszukujących wolności artystów, dla których Bieszczady stały się inspiracją w tworzeniu, ale także zwykłych łaziorów, włóczęgów, którzy znaleźli się w tym zakątku Polski z przypadku oraz bezrobotnych pijaczków, mówiąc potocznie – meneli166. I właśnie ci ostatni, paradoksalnie, stali się bohaterami popularnych Opowieści Siekierezady Rafała Dominika, które w ramach uzupełnienia dotychczasowych rozważań zostaną poniżej poddane analizie pod kątem kreacji obrazu Bieszczadów XXI wieku. Rafał Dominik, autor czterech części Opowieści…167, to barman w tytułowej „Siekierezadzie”, „restauracji” znajdującej się w Cisnej i znanej w całej Polsce, a nawet za granicami kraju. Jest on wnikliwym obserwatorem i uważnym słuchaczem, który współuczestniczy w tworzeniu mitu bieszczadnika, bez cenzury i literackiego retuszu oddając jego groteskowy i dramatyczny charakter. Sam siebie uważa za „nędznego

163 A. Orłowski, Bieszczadzkie pogranicze w literaturze polskiej po roku 1945, praca doktorska napisana pod kierunkiem prof. dr. hab. S. Uliasza, Rzeszów 2013. 164 K. Antoniszak, Zakapior – prawda czy li tylko legenda [w:] tegoż, Tajemnice Bieszczadu, dz. cyt., s. 9. Zapis cytatu zgodny z oryginałem. 165 Tamże (zapis cytatu zgodny z oryginałem). Warta przeczytania jest cała opowieść Krzysztofa Antoniszaka dotycząca zakapiorów (K. Antoniszak, dz. cyt., s. 9–18). 166 Za: A. Orłowski, dz. cyt. O znanych i mniej znanych zakapiorach można przeczytać w: A. Potocki, Majster Bieda…, dz. cyt. oraz A. Potocki, Dzikie pola socjalizmu…, s. 187–207. Krótko o zjawisku zakapiorstwa pisze także Andrzej Potocki w książce Bieszczadzkimi i beskidzkimi śladami Karola Wojtyły (dz. cyt., s. 15). Postać jednego z bardziej znanych bieszczadzkich zakapiorów, Zdzicha Radosa, przywołuje także w swojej najnowszej książce Henryk Nicpoń (H. Nicpoń, dz. cyt.). 167 R. Dominik, Bieszczadzkie opowieści Siekierezady, Rzeszów 2009; tenże, Bieszczadzkie opowieści Siekierezady 2, Rzeszów 2010; tenże, Bieszczadzkie cztery pory roku. Zapiski z Siekierezady, Olszanica 2012; tenże, Bieszczady. Przystanek Siekierezada, il. R. Kaja, Rzeszów 2015. 173 ciśniańskiego kronikarza bolesnych dziejów moich [swoich – przyp. I.Z.] czasów”168 oraz „wiejskiego psychologa zza kontuaru barowego”169, przy czym zauważa, że:

Praca barmana ma jedną piękną zaletę – możliwość wysłuchiwania ludzkich historii, które dla początkującego literata to diamenty, grudy złota i kilogramy srebra. Jestem przekonany, że ksiądz nie dowie się tego wszystkiego przy spowiedzi. W barowym konfesjonale wierni spowiadają się po aquavicie, a to rozluźnia sumienie. Jest jeszcze jedna różnica – kapłan wysłuchuje najczęściej smutki i boleści, a u nas ten stan ducha jest przemieszany z iście renesansową radością170.

Opowiadania Dominika można zatem uznać za przetworzone pod kątem literackim historie z życia bieszczadzkich zakapiorów i mieszkańców Cisnej, którzy stanowią jeden z nieodłącznych elementów obrazu współczesnych Bieszczadów. Te krótkie szkice, narracje, momentami przypominające Opowieści galicyjskie Andrzeja Stasiuka, mają za zadanie wprowadzenie czytelnika w świat oddający mentalność bohaterów „Siekierezady”, ich umocnione własne światy, kierujące się prywatną logiką, pozwalającą przetrwać w naszym dzisiejszym świecie, coraz bardziej pospiesznym i wymagającym, przetrwać zabawnie, oryginalnie, z szaleństwem i charakterem171.

To specyficzne poczucie własnej odrębności, tak charakterystyczne dla bieszczadzkich „meneli”, sprawia, że nadzwyczaj często spotykają ich przedziwne przygody, które to właśnie stanowią kanwę poszczególnych opowiadań. Każda przedstawiona fabuła kończy się zaś podsumowaniem w formie zadziwiająco celnej puenty, czy to samego autora, czy któregoś z jego bohaterów – puenty łączącej elementy dotyczące rzeczywistości uniwersalnej (chodzi tutaj m.in. o zagadnienia miłości, śmierci, wolności i tragizmu życia człowieka) z odnośnikami do egzystencji poszczególnych zakapiorów, ich marzeń, zwycięstw, a częściej porażek i bolączek dnia codziennego. Dzięki takiemu połączeniu tworzy się specyficzna filozofia bieszczadnika (jak czasami nazywani są ci ludzie) – filozofia człowieka balansującego na granicy wolności i samodestrukcji, uwielbienia dla własnego sposobu życia i funkcjonowania według ustalonych przez siebie zasad oraz braku samokontroli nad własnym działaniem w świecie. Pozorna niezależność i całkowita swoboda, życie wbrew ustalonym odgórnie zasadom zazwyczaj jednak w przypadku zakapiorów prowadzi ku zagładzie – zamiast

168 R. Dominik, Bieszczadzkie cztery pory roku…, s. 75. 169 Tamże, s. 77. 170 R. Dominik, Bieszczadzkie opowieści Siekierezady, dz. cyt., s. 5. 171 Tamże, s. 61. 174 wolności i szczęścia czeka na nich zniewolenie, najczęściej spowodowane alkoholizmem172. Język, jakim posługuje się Rafał Dominik tworząc swoje Opowieści… przepełniony jest wulgaryzmami, słowami dosadnymi i nieprzyzwoitymi, wyrazami powszechnie uważanymi za obraźliwe i obsceniczne, ale dzięki temu autorowi udaje się oddać charakterystyczny zakapiorski klimat. Brak wyszukania nie świadczy o jego słabym warsztacie pisarskim, lecz o chęci odzwierciedlenia codziennej egzystencji bieszczadzkiej wsi, prostej, ale pełnej brutalności, bo takie właśnie jest życie – z jednej strony sentymentalne, z drugiej bezwzględne i okrutne. Dominik patrzy na to wszystko zza baru, ma możliwość zachowania dystansu i oceny obserwowanych zjawisk i sytuacji, częściej jednak decyduje się na ich „dosłowne” przywoływanie, traktując otaczającą rzeczywistość właśnie z dużym dystansem i humorem, choć zazwyczaj jest to humor czarny. Mimo często żartobliwego wydźwięku historyjek, proza Rafała Dominika tchnie także dużą dawką pesymizmu, autor ukazuje tragiczne wręcz zmagania się człowieka z jego losem, wskazując jednak przy tym, że zawsze istnieje nadzieja na odmianę fortuny, na polepszenie bytu, wystarczy tylko odrobina samozaparcia. Warto w tym miejscu jeszcze zauważyć, że autor obok ludzi uczynił bohaterami swoich narracji także piękną bieszczadzką przyrodę oraz wieś, w której przyszło mu żyć. Nie są to jednak znowu opisy proste i dosłowne, ale literacko przetworzone charakterystyki, które pozwalają spojrzeć na Cisną jako alternatywny świat żyjący własnym życiem i posiadający własne wymiary rzeczywistości – czas i przestrzeń173. Dla samego autora (a zapewne i reszty mieszkańców wioski) Cisna stanowi całe Bieszczady:

Bieszczady – kraina geograficzna rozpościerająca się z południa od cmentarza ciśniańskiego. Następnie ciągnie się przez stawy przy muzeum Siekierezady do murów właściwej świątyni na północy. Od zachodu granicą tej ziemi jest pomnik socrealny wielkiego karabinu, niżej niego usadowione są obiekty drobnych sklepikarzy i agora, czyli parking przed Siekierą gdzie mędrcy się spotykają. Granicą wschodnią jest most kolejki wąskotorowej na rzece Solince, gdzie zmęczeni całodzienną dyskusją

172 Tak jak zbójnicy okradali bogatych ludzi na bieszczadzkich traktach i podczas napadów na wsie i miasteczka, tak współcześni zakapiorzy (w tym wypadku ciśniańscy „menele”) „łupią” turystów i miejscowych „szanujących się” ludzi z „drobnych” na wino. Można uznać ten fakt za kolejne, dość żartobliwe oczywiście, potwierdzenie powinowactwa zjawisk zbójnictwa i zakapiorstwa. 173 Por. R. Dominik, Bieszczadzkie opowieści Siekierezady, dz. cyt., s. 16–19 (opowiadanie pt. Zegarmistrz Światła Purpurowy). 175

„filozofy” odpoczywają, a zamiast poduszki pod głową mają zabytkową szynę, co wykuły ją jeszcze huty Franciszka Józefa starego cesarza. Oto i całe Bieszczady, w których ja się mieszczę i komponuję174.

Cisna okazuje się więc być w perspektywie Dominika całym bieszczadzkim światem, a tym samym kolebką zakapiorstwa. W jej specyficzną rzeczywistość wpisani są poszczególni „menele” – ci znani, jak Janusz (Jasio) Zubow, Zdzicho Rados, Piotr Francuz, Jędrek Połonina, Jan Małpa, Witek Malarz, Pezex, Papa Smerf, Bronisław Marsula, i mniej znani, jak m.in. Marek Co Nie Robi Nic, Gienek Butelka czy Mietek. Za tym ciśniańskim światem kryje się jednak w odczuciu czytelnika coś więcej, coś, co pozwala wkomponować Bieszczady w całą Polskę, a nawet i cały świat, mianowicie: wspominane już uniwersalne spojrzenie na życie. Bieszczady są zarazem odrębnością i uogólnieniem, ich klimat umożliwia patrzenie na egzystencję ludzką w jej najprostszym wymiarze, bez zbędnego upiększania i ozdabiania. „Blasku” temu spojrzeniu nadaje tylko specyficzna atmosfera tej części Karpat oraz „charyzmatyczni”, momentami dziwni i nieprzewidywalni ludzie – artyści i zakapiorzy właśnie. Opisane tutaj pokrótce „wspomnienia” Rafała Dominika to ogląd współczesnej bieszczadzkiej rzeczywistości, która okazuje się być jednak bardziej uniwersalna niż mogłoby się miłośnikowi tych gór wydawać. Bieszczady to swoisty mikroświat, w którym odbija się los wszystkich ludzi, o tyle jednak charakterystyczny, że posiadający swoją niekwestionowaną aurę. Dzięki temu właśnie „kraina Biesa i Czadów” wciąż cieszy się niesłabnącym zainteresowaniem turystów, dla których pozostaje taka „swoja” i „obca”, jednocześnie swojska i egzotyczna, bliska i daleka. Dzięki autorowi czytelnikowi ukazuje się obraz Bieszczadów XXI wieku z perspektywy barowego stolika i baru – jest to jednak perspektywa mocno zsubiektywizowana i przetworzona literacko (także tutaj możemy się np. natknąć na znaną legendę o Biesie i Czadach). Nie ma w prozie Dominika bezpośrednich opisów przyrody, geografii, historii, które są ciągle obecne w omawianych już powyżej wspomnieniach – wszystko, co zostało ukazane w tych zbiorach krótkich historyjek zostało bowiem przepuszczone przez świadomość twórcy, a tym samym przetworzone i pogłębione o „drugie dno”. Zaletą takiej sytuacji jest jednak niewątpliwie to, że widzimy obraz Bieszczadów oczami ich mieszkańca i to mieszkańca posiadającego niebywały zmysł obserwacji i ukazywania miejsca swojego zamieszkania jako odrębności i części większej całości jednocześnie, której nieodłącznym elementem są bieszczadzcy zakapiorzy.

174 R. Dominik, Bieszczady…, s. 24. 176

***

Poddane analizie w drugim i trzecim rozdziale teksty wspomnieniowe pozwalają czytelnikowi spojrzeć na Bieszczady XX wieku oczami samych ich mieszkańców, osadników oraz przebywających na tych terenach Ukraińców. Obrazują jak wyglądało pionierskie (i nie tylko) życie na tym niewielkim skrawku Polski. Nie są przepełnione liryzmem i nie bazują na konwencjonalnych stereotypach, oferują jednak w zamian coś innego – relację prostą, autentyczną i przepełnioną płynącymi z serca uczuciami. Dzięki tym pamiętnikom Bieszczady jawią się jako prawdziwy „polski Dziki Zachód” – nie chodzi tu jednak o „kowbojów” (choć i tacy się zdarzali), konie, prerie czy saloony, ale o ciężkie pionierskie warunki życia, mozolną pracę, a nierzadko i walkę o przetrwanie. Zapewniają one czytelnikowi wędrówkę śladami dawnych mieszkańców, pokazują różne perspektywy, punkty widzenia i opinie, każdy bowiem pamiętnikarz zauważał w swoim otoczeniu coś innego, co jego zdaniem było warte przekazania kolejnym pokoleniom. W trzeciej części pracy znalazły się także, przytoczone w ramach uzupełnienia, teksty wspomnieniowe z mniej lub bardziej eksploatowanymi elementami „literackości”, które nie zawierają w sobie odwołań do ciężkiego losu mieszkańców Bieszczadów XX wieku, ale pokazują opisywany teren jako miejsce idealne dla turystów, artystów i życiowych „rozbitków”. Z jednej strony potwierdzają one wcześniejsze rozważania (w tym badania naukowe), z drugiej jednak wprowadzają w świat przeżyć autorów, którzy nie mieli szansy poznać trudów życia na bieszczadzkiej ziemi, ale widzą w nich tę legendarną, specyficzną aurę. Opowiadania Rafała Dominika ukazują ponadto Bieszczady XXI wieku, trochę bardziej nowoczesne, ale w dalszym ciągu przepełnione bolączkami dnia codziennego. „Kraina Biesa i Czadów” w perspektywie ciśniańskiego barmana to element większej całości, mikroświat odzwierciedlający uniwersalność ludzkiej egzystencji i poddający się procesowi ciągle postępującej globalizacji. Wszystkie przytoczone relacje są niewątpliwie bardzo subiektywne, dzięki temu jednak tak ciekawe i literacko nieschematyczne. Warto bowiem zapamiętać, że pamiętniki stanowią formę prawdy noszonej głęboko w sercu, przedstawiają obraz rzeczywistości nakładający się na inne obrazy schematyczne, przy czym prawda w tym

177 kontekście (i w ogóle) jest pojęciem względnym – „nie ma jednej prawdy, bo każdy ma swoją i nawet Bóg jedyny jest w Trójcy”175.

175 A. Potocki, Majster Bieda…, s. 96. 178

ROZDZIAŁ IV

BIESZCZADY OKIEM REPORTERA

Rozważania poprowadzone w trzech poprzednich rozdziałach ukazały Bieszczady jako krainę bardzo interesującą naukowców, turystów i miłośników gór, a przy tym miejsce zamieszkania dużej grupy ludzi, którym niestraszne były złe warunki życia na tym skrawku Polski przez cały XX wiek. Relacje pamiętnikarskie pozwoliły zapoznać się z „krainą Biesa i Czadów” niejako „od podszewki” – bez zbędnego patosu i liryzmu (zazwyczaj), ale za to ze wszystkimi trudami i niewygodami życia codziennego. Mieszkańcy i pierwsi osadnicy nie kierowali się w kreśleniu wspomnień utartymi schematami i konwencjonalnymi stereotypami – chcieli przekazać potomnym prostą, autentyczną perspektywę oglądu rzeczywistości, która płynęła prosto z ich serca. Nie da się ukryć, że często było to spojrzenie mocno subiektywne, przepuszczone przez świadomość nadawcy, ale dzięki temu można się przekonać, co dla każdego z autorów było ważne, na co zwracali oni szczególną uwagę, co ich cieszyło, a co martwiło. Każdy z nich przyjmował odmienny punkt widzenia, mimo to często wspomnienia Bieszczadzian pokrywały się ze sobą i z wynikami analiz różnych badaczy, uznać więc można, że powstał z tego „obiektywny”, „rzeczywisty” obraz Bieszczadów XX (a nawet XXI) wieku. Wydaje mi się, że ciekawym zabiegiem będzie zatem skonfrontowanie dotychczasowych rozważań z trzecią (a właściwie piątą, biorąc pod uwagę „podział” pamiętnikarzy) i zarazem ostatnią perspektywą, a mianowicie – spojrzeniem reporterów na ten skrawek Polski, ludzi na nim zamieszkujących oraz ich codzienne problemy. Pozwoli to uzupełnić dotychczas skonstruowany obraz Bieszczadów o relacje „osób trzecich”, niekoniecznie biorących udział w rozgrywających się w „krainie Biesa i Czadów” wypadkach, ale będących ich świadkami lub po prostu odbiorcami opowieści mieszkańców i osadników, bowiem:

Reportaże są echem ważnych wydarzeń krajowych i zagranicznych. Powstają na bieżąco, rejestrując aktualne wydarzenia i zwracając uwagę na to, co jest – zdaniem reporterów – najistotniejsze. Nie ma dziedziny życia w Polsce i na świecie, która by nie znalazła odbicia w polskich reportażach (…)1

1 K. Wolny, O poetyce współczesnego reportażu polskiego (1945–1985), Rzeszów 1991, s. 79. 179

Analiza reportaży o tematyce bieszczadzkiej umożliwi więc zapoznanie się z najistotniejszymi (z perspektywy piszących reporterów) problemami mieszkańców i kolejami ich życia, a przy tym z ogólnym obrazem Bieszczadów XX wieku, ukształtowanym w świadomości tak samych bohaterów, jak i autorów tekstów.

4.1. WOKÓŁ WSPÓŁCZESNEGO REPORTAŻU I JEGO ODMIAN

Choć reportaż często budzi kontrowersje pod względem swojej przynależności gatunkowej, niezaprzeczalnie stał się jedną z najczęściej współcześnie uprawianych „dziedzin” pisarstwa. Przyjmuje się, że jego geneza sięga początków piśmiennictwa lub nawet czasów powstania gatunku ludzkiego, ponieważ przekazywanie wiadomości o wydarzeniach to jedna z podstawowych umiejętności człowieka, która pozwala odróżnić go od zwierzęcia2. Melchior Wańkowicz określa dlatego reportaż jako najstarszy gatunek dziennikarski, a nawet „ojca literatury”3:

Literaci – miejcie w poważaniu praszczura, z którego lędzwiście się poczęli. Bo reportaż jest tak stary jak mowa ludzka. Począł się już, kiedy pierwszy troglodyta przyniósł wiadomość o pasących się na polanie mamutach4.

Według Wańkowicza przodkami nowoczesnego reportażu byli Tukidydes i Cezar, ponieważ oprócz pełnienia funkcji wodzów zajmowali się również komentowaniem ważnych wydarzeń i bitew jako kronikarze i historycy. Nie czynili jednak tego zza biurka, lecz z centrum akcji. Władysław Wolert z kolei przywołuje XVI-wieczne Włochy5, gdzie autorzy pisanych na bieżąco informacji nazywani byli novelanti, gazettanti, reportisti. Pierwsi z nich swoje nowiny sprzedawali, drudzy trudnili się ich redakcją, trzeci zaś obierali funkcję współczesnych reporterów. Coraz częściej też w rzymskich gazetach spotykano nazwiska Giovanniego Poli, Giuda Gualtieriego oraz Maurizia Cattaneo zajmujących

2 K. Wolny-Zmorzyński, A. Kaliszewski, Gatunki informacyjne [w:] K. Wolny-Zmorzyński, A. Kaliszewski, W. Furman, Gatunki dziennikarskie. Teoria, praktyka, język, wyd. 2, Warszawa 2009, s. 53. Niektórzy doszukują się prapoczątków reportażu w opowiadaniach pierwotnych ludów, kiedy to narrator podkreśla, że dana opowieść jest prawdziwa lub w antycznych dziełach (np. Iliada Homera, Zagłada Pompei Pliniusza Młodszego), Biblii, sprawozdaniach Ibrahima Ibn Jakuba – arabskiego kupca czy buddyjskiego mnicha Hiuan Tsiang (za: K. Kąkolewski, Reportaż [w:] Słownik literatury polskiej XX wieku, red. A. Brodzka [i in.], Wrocław 1992, s. 930; K. Kąkolewski, Reportaż [w:] Teoria i praktyka dziennikarstwa. Wybrane zagadnienia, red. B. Golka, M. Kafel, Z. Mitzner, Warszawa 1964, s. 114). 3 K. Wolny-Zmorzyński, A. Kaliszewski, dz. cyt., s. 53. 4 M. Wańkowicz, Karafka La Fontaine’a, t. 1, Kraków 1972, s. 22. 5 W. Wolert, Szkice z dziejów prasy światowej, Kraków 1977, s. 65. 180 się polityką i przysyłających wiadomości z południa Francji i Hiszpanii. W pewnym sensie ich doniesienia również można uznać za pierwsze próby reporterskie6. Podobny charakter na terenie Polski miały niektóre części kronik Galla Anonima lub pism autorstwa Jana Długosza, opisujące współczesne wydarzenia, czyli np. życie dworu albo rozmowy, w których piszący brali udział7. Przed powstaniem prasy datowano także pierwsze quasi-reportaże, tj. opowiadania/sprawozdania kupców, żeglarzy, podróżników, m.in. Opisanie świata Marca Polo8. Reportaż jako autonomiczny gatunek wydzielił się z literatury. Pierwsze składniki o charakterze reportażowym pojawiły się w polskim piśmiennictwie dosyć wcześnie w relacjach z podróży krajowych oraz zagranicznych, w diariuszach9 i itinerariach10, poematach podróżniczych (takich jak m.in. Flis, to jest Spuszczanie statków Wisłą i inszymi rzekami do niej przypadającymi Sebastiana Klonowica, Marcina Borzymowskiego Morska nawigacja do Lubeka... w R. P. 1651 czyniona i Podróż do Ziemi Świętej z Neapolu Juliusza Słowackiego) oraz opisach podróży (tutaj np. Podróż do Turek i Egiptu Jana Potockiego, Podróże po Ameryce Juliana Ursyna Niemcewicza, Dziennik podróży do Tatrów Seweryna Goszczyńskiego, Kilka dni w górach Pokucia Mieczysława Romanowskiego, Wspomnienia Wołynia, Polesia i Litwy i Obrazy z życia i podróży Józefa Ignacego Kraszewskiego)11. To oświeceniowe i romantyczne pisarstwo o podróżach posiadało cechy literatury dokumentarno-reportażowej, przy czym kierowało się nie tylko ambicjami poznawczymi, ale także artystycznymi. Wywarło ono bardzo duży wpływ na rozwój realizmu w XIX wieku12. W czasach pozytywizmu pisarze-korespondenci prasy codziennej (m.in. Henryk Sienkiewicz i Adolf Dygasiński) relacjonowali i przesyłali w postaci listów z różnych kontynentów przeżycia z podróży. Także autorzy rozlicznych listów, wspomnień,

6 Tamże. Krzysztof Kąkolewski zauważa również, że jedna z anglosaskich antologii reportażu autorstwa Snydersa i Morrisa rozpoczyna się od tekstu Spalenie czarownicy (1587 rok) (K. Kąkolewski, Reportaż [w:] Słownik literatury polskiej XX wieku…, s. 930; K. Kąkolewski, Reportaż [w:] Teoria i praktyka dziennikarstwa…, s. 114. 7 K. Wolny-Zmorzyński, A. Kaliszewski, dz. cyt., s. 54. 8 Tamże. 9 Por. rozdział drugi, podrozdział Pamiętnik – dziennik – wspomnienie. Zarys terminologiczny. 10 Itinerarium/itinerariusz to pewien rodzaj starożytnego opisu podróży, który zawierał praktyczne wskazówki dotyczące trasy lub przewodnik dla podróżnych (za: http://sjp.pwn.pl/sjp/itinerarium;2467015.html, [dostęp: 21.05.2016]). 11 K. Wolny-Zmorzyński, A. Kaliszewski, dz. cyt., s. 54. Więcej na temat relacji z podróży jako „przodków” reportażu w wyczerpującym opracowaniu Czesława Niedzielskiego pt. O teoretycznoliterackich tradycjach prozy dokumentarnej (podróż – powieść – reportaż) (Toruń 1966, s. 5–76). 12 Akapit za: K. Wolny-Zmorzyński, A. Kaliszewski, dz. cyt., s. 54–55. 181 nowel, charakteryzując różne środowiska społeczne wiele miejsca poświęcali obserwacjom życia, pracy, obyczajów (np. Eliza Orzeszkowa w ABC…, Henryk Sienkiewicz w Janku Muzykancie, Bolesław Prus w Antku). Pierwszy reportaż w prasie polskiej wyszedł spod ręki Józefa Ignacego Kraszewskiego. Była to zamieszczona w „Tygodniku Petersburskim” w 1838 roku, w numerze 94 Pracownia Suchodolskiego. Pierwszym uznanym polskim nowoczesnym reportażem została natomiast Pielgrzymka do Jasnej Góry (1895) Władysława Reymonta, napisana z okazji setnej rocznicy insurekcji kościuszkowskiej13. Jako teksty wyprzedzające reportaż krajowy wymienia się Szkice warszawskie Bolesława Prusa oraz więzienne i szpitalne obrazki (Za kratą, Obrazki więzienne, Ludzie i rzeczy) Marii Konopnickiej. Cechy reportażowe posiada też Dzień letnika, czyli nowela naturalistyczna autorstwa Adolfa Dygasińskiego oraz jego opis kopalni w Borysławiu14. Widać więc, że literatura pozytywizmu (realistyczna oraz naturalistyczna) stała się niezwykle istotnym ogniwem w procesie „powstawania” form reportażowych. Powodem tego był fakt, że zalecała ona studia nad środowiskiem i oddawanie jego obrazu za pomocą stylu artystycznego15. Epokę reportażu jako zupełnie nowego gatunku otworzył Egon Erwin Kisch (1885–1948), czeski dziennikarz pochodzenia żydowskiego, piszący po niemiecku16,

13 Akapit za: tamże, s. 55. 14 Tamże, s. 55. 15 K. Wolny, Kształtowanie się reportażu i jego systematyka [w:] Reportaż. Wybór tekstów z teorii gatunku, wybór i oprac. K. Wolny, Rzeszów 1992. Protoplastą reportażu było sprawozdanie dziennikarskie, które miało odpowiadać na 5 klasycznych pytań: „kto?”, „gdzie?”, „kiedy?”, „jak?”, „dlaczego?”. Im bardziej wzrastały w czytelnikach zainteresowania dotyczące odpowiedzi na dwa ostatnie zapytania, tym szybciej „zwykłe” sprawozdania przechodziły w coraz dokładniejsze opisy, wyjaśnienia sytuacyjne i socjologizujące aż po precyzyjne analizy celów działania charakteryzowanych postaci. Wielką poczytnością cieszyły się „historie z życia wzięte”, sensacyjne relacje i oparte na prawdziwych wydarzeniach wieloodcinkowe felietony. Na początku bohaterami tekstów reportażowych były osoby publiczne, zamieszane w skandale i afery, ofiary różnych wypadków, a przedmiotami opisu zdarzenia, które uważano za konieczne do przekazania opinii publicznej (za: K. Kąkolewski, Reportaż [w:] Słownik literatury polskiej XX wieku…, s. 930). Więcej informacji na temat reportażu w XIX wieku można znaleźć w Słowniku literatury polskiej XIX wieku (red. J. Bachórz, A. Kowalczykowa, wyd. 4, Wrocław 2009) pod hasłem Reportaż (C. Niedzielski, s. 820–823). 16 Jego najsłynniejsze zbiory reportaży to m.in. Szalejący reporter, Zapisz to Kisch, Praski Pitaval, Meksyk. Jest on uważany za jednego z klasyków nowoczesnego reportażu światowego wraz z takimi osobami, jak m.in.: John Reed (1887–1920), dziennikarz amerykański i autor książki-reportażu na temat rewolucji październikowej pt. Dziesięć dni, które wstrząsnęły światem oraz reportażu o rewolucji w Meksyku; Curzio Malaparte (1898–1957), dziennikarz i pisarz pochodzenia włoskiego, twórca bardzo znanego demaskatorskiego tomu reportaży z frontu wschodniego Kaputt; Ernest Hemingway (1899– 1961), pisarz, reporter i korespondent wojenny (podobnie jak Reed i Malaparte). W przypadku Hemingwaya, niezależnie od jego twórczości stricte reportażowej (Zielone wzgórza Afryki, Sygnowano: Ernest Hemingway. Artykuły i reportaże 1920–1956), nawet napisane przez niego opowiadania posiadają cechy reportażu (za: K. Wolny-Zmorzyński, A. Kaliszewski, dz. cyt., s. 55–56). 182 w Polsce natomiast Melchior Wańkowicz (1892–1974)17. Według nich reportaż, tak jak inne gatunki literackie, dawał możliwość zupełnie pełnej wypowiedzi, nobilitowali go więc poprzez poświęcenie mu swojej twórczości. W Polsce dwudziestolecia międzywojennego poczytność i rozgłos zyskiwały teksty reportażowe m.in. Arkadego Fiedlera, Ksawerego Pruszyńskiego („księcia reportażu polskiego”18), Konrada Wrzosa, Heleny Boguszewskiej, Ireny Krzywickiej, Aleksandra Janty-Połczyńskiego oraz Ewy Szelburg-Zarembiny19. Pojawia się także wtedy określenie „literatura faktu”20. Coraz częściej i chętniej reportaże zostają wydawane w formie książkowej i szybko zyskują przewagę nad beletrystyką21. Elementy prozy fabularnej oraz relacji reportażowej zawierały utwory dokumentujące doświadczenia wojenne i okupacyjne, np. opowiadania obozowe Tadeusza Borowskiego, Medaliony Zofii Nałkowskiej, Dymy nad Birkenau Seweryny Szmaglewskiej, oraz obrazujące zbrojny czyn polskiego żołnierza, m.in. Bitwa pod Monte Cassino Melchiora Wańkowicza czy Dywizjon 303 Arkadego Fiedlera. Jednak dopiero połowa lat 50. przyniosła bujny rozwój piśmiennictwa reportażowego oraz liczne grono jego pasjonatów. Twórcy ci koncentrowali się głównie na zjawiskach moralnych, obyczajowych, społecznych (Jerzy Ambroziewicz, Stefan Bratkowski, Krzysztof Kąkolewski, Stefan Kozicki, Hanna Krall, Klemens Krzyżagórski, Zbigniew Kwiatkowski, Jerzy Lovell, Aleksander Małachowski, Edward Redliński, Barbara Seidler, Anna Strońska), temacie wojny (Zbigniew Flisowski, Kazimierz Moczarski, Andrzej Mularczyk, Janusz Przymanowski) oraz dwóch nurtach reportażu podróżniczego – przedstawiającego opis egzotycznych obyczajów i przygodowo- sensacyjną akcję (Olgierd Budrewicz, Alina i Czesław Centkiewiczowie, Arkady Fiedler, Wacław Korabiewicz, Lucjan Wolanowski) oraz stanowiącego studium zjawisk

17 Bywa on nazywany „ojcem polskiego reportażu”. W czasach dwudziestolecia międzywojennego świadomie określał swoje teksty jako reportaże. Jego twórczość cechuje się prowadzeniem opowiadania w sposób gawędziarski, plastycznym obrazowaniem wzmacniającym dokumentację faktów oraz bogactwem języka. Napisał m.in. Szpital w Cichiniczach, W kościołach Meksyku, Na tropach Smętka, Dzieje rodziny Korzeniewskich, Bitwę o Monte Cassino (za: tamże, s. 57). 18 Tamże, s. 57. 19 Za: K. Kąkolewski, Reportaż [w:] Słownik literatury polskiej XX wieku…, s. 930. 20 Obejmowało ono swoim zakresem formy prozy bazujące na autentycznych faktach, np. pamiętniki. Używano go także potocznie w stosunku do reportażu, który był głównym nurtem „literatury faktu”, zwanej z francuskiego „wielkim reportażem” (grand reportage), w Stanach Zjednoczonych „niefikcją” (non fiction) lub „nowym dziennikarstwem” (new journalism), a w Związku Radzieckim „szkicem” (oczerk) (za: tamże). 21 Za przyczyny takiego stanu rzeczy podaje się: wielką intensywność przeżyć wojennych, która wzbudziła nieufność wobec wszelkiego rodzaju zmyślenia; rewolucję w oświacie; samozniszczenie prozy fabularnej poprzez jej odchodzenie od fabuły, narracji i innych środków wyrazu; powstanie pokolenia autorów, którzy nie do końca ufali swojej wyobraźni i fikcji w ogóle (za: tamże, s. 931). 183 kulturalnych, politycznych i gospodarczych (Kazimierz Dziewanowski, Wojciech Giełżyński, Wiesław Górnicki, Ryszard Kapuściński, Edmund Osmańczyk)22. Do młodszego pokolenia reporterów zaliczyć można m.in.: Ewę Owsiany, Wojciecha Pieleckiego, Zbigniewa Branacha, Krzysztofa Lisa, Wiesława Łukę, Mirosława Prandota, Jerzego Sławomira Maca, Janusza Niczyporowicza, Piotra Gabryela, Jagienkę Wilczak, Helenę Kowalik, Mariana Bijocha, Janusza Wilka- Białożeja, Jacka Snopkiewicza, Andrzeja Niedobę, Mariana Buchowskiego, Edmunda Szczesiaka, Edmunda Żurka, Jerzego Łaniewskiego, Jana Płaskonia, Zbigniewa Górniaka, Romana Kubiaka, Andrzeja Małachowskiego i Dariusza Wilczaka23. Sama nazwa „reportaż” wywodzi się od łacińskiego czasownika reportare oznaczającego ‘odnosić, donosić, oddać, zawiadamiać’ i francuskiego reportage, czyli sprawozdanie dziennikarskie (od II połowy XIX wieku)24. Najprostsze więc definicje mówią, że reportaż to wiarygodna relacja z rzeczywistych wydarzeń, znanych autorowi bądź to w wyniku bezpośredniej obserwacji (autor jest albo naocznym ich świadkiem, albo uczestnikiem), bądź z dokumentów25. Dla prasoznawców reportaż jest gatunkiem dziennikarskim, czyli relacją na temat rzeczywistych faktów oraz zdarzeń. Literaturoznawcy z kolei uważają go za jedną z odmian wspominanej już literatury faktu i gatunek synkretyczny26. Pewne jest natomiast, że nie ma on jasno ukształtowanej i sformułowanej, a przy tym społecznie uznanej definicji, jest niejako nieuchwytny teoretycznie. Warto jednak w tym miejscu przytoczyć kilka wypowiedzi na temat reportażu, które pojawiają się w dotyczących go publikacjach i z całą pewnością pomogą zrozumieć jego istotę i specyfikę . W dwudziestoleciu międzywojennym Ignacy Fik stwierdził, że reportaż „właściwą literaturą nie jest”, a Stanisław Baczyński zwrócił uwagę na jego „swoiste zadania artystyczne”. Po wojnie Kazimierz Wyka uznał go zaś za „wyprzedzenie prozy powieściowej”27. Klasyk nowoczesnego reportażu światowego, Egon Erwin Kisch zwraca uwagę na to, że „specyfiką relacji (Bericht) jest to, że jej

22 Za: Reportaż literacki [w:] Literatura. Wiedza o kulturze, kom. nauk. A. Z. Makowiecki [i in.], aut. W. Appel [i in.], Warszawa 2006, s. 703. 23 Za: M. Siembieda, Reportaż po polsku, red. i posł. A. Niczyperowicz, Poznań 2003, s. 19. 24 M. Wojtak, Reportaż. Informacja zobrazowana [w:] tejże, Gatunki prasowe, Lublin 2004, s. 268; Reportaż [w:] M. Bernacki, M. Pawlus, Słownik gatunków literackich, wstęp S. Jaworski, Bielsko-Biała 1999, s. 611. 25 Za: Reportaż [w:] G. Leszczyński, Elementarz literacki. Terminy, pojęcia, charakterystyki, Warszawa 2001, s. 194; Reportaż [w:] Literatura. Wiedza o kulturze…, s. 702; Reportaż [w:] Słownik terminów literackich, [aut.] M. Głowiński [i in.], red. J. Sławiński, wyd. 4, Wrocław 2002, s. 471. 26 M. Wojtak, dz. cyt., s. 268. 27 Cyt. za: K. Kąkolewski, Reportaż [w:] Słownik literatury polskiej XX wieku…, s. 931. 184 temat stanowi prawdziwe wydarzenie”28. Wańkowicz zauważa podobieństwo reportażu do mozaiki, której kamyki należy ułożyć tak, by odzwierciedlały obraz rzeczywistości29, a samo pisanie według niego „(…) można porównać do pracy nad mozaiką: żadnej cząstki nie można pomalować, każdą trzeba wynaleźć w jej naturalnej barwie”30. Zdaniem Kazimierza Koźniewskiego „reportaż przekazuje czytelnikowi prawdę dnia dzisiejszego z użyciem wszelkich środków artystycznych – prócz fikcji”31. Krzysztof Kąkolewski określa go jako „aktualne opowiadanie o prawdziwych faktach”32. Powszechnie znane jest zaś stwierdzenie, że reportaż to „bękart literatury pięknej i brukowej popołudniówki”33. Kilka definicji podkreśla również związek (podobieństwo) pomiędzy reportażem i literaturą. Wańkowicz sądzi, że reporter powinien stosować się do takich samych wymagań warsztatowych jak pisarz realista albo naturalista, podobnie wypowiada się Kisch:

Bez reportażowania, tzn. bez gromadzenia (dla opracowania przedmiotu) merytorycznie ważnego materiału, nie ma mowy o duchowym opracowaniu jakiegoś tematu. (…). Flaubert z powodu Salambo podróżował do Algierii, obserwacje Zoli na lokomotywie, w stalowniach, w halach i dzielnicach biedy są znane z biografii i w każdej linijce jego dzieł rozpoznawalne. Każdy pisarz, także nierealista, potrzebuje studiów środowiska, a każde studium środowiska jest reportażem34.

Widać jasno, że klasyk reportażu za oczywiste przyjmuje, iż element autentyczności jest wprowadzany do opisów poprzez własne przeżycia i obserwacje pisarza. W opinii Wacława Kubackiego polski reportaż w formie pisanej korzystał z doświadczeń autobiografizmu i prozy realistycznej, wszedł w strefę gatunków posiadających własną poetykę, takich jak pamiętnik, szkic publicystyczny, nowela czy chociażby powieść. Kubacki jako pierwszy z krytyków dostrzegł również, że reportaż w Polsce doznał „skażenia literackością”, czego przyczyną miało być dodanie składników kreacyjnych do reportażowej charakterystyki rzeczywistości. Tym sposobem sprawozdanie reporterskie o charakterze dokumentalnym otrzymało miano reportażu literackiego. Zdaniem kolejnego krytyka, Marka Millera, reportaż to:

28 Cyt za: K. Wolny-Zmorzyński, A. Kaliszewski, dz. cyt., s. 58. 29 M. Wojtak, dz. cyt., s. 268. 30 Cyt za: K. Wolny-Zmorzyński, A. Kaliszewski, dz. cyt., s. 58. 31 Cyt za: tamże. 32 K. Kąkolewski, Reportaż [w:] Teoria i praktyka dziennikarstwa…, s. 114. 33 Reportaż [w:] M. Bernacki, M. Pawlus, dz. cyt., s. 611; K. Kąkolewski, Reportaż [w:] Słownik literatury polskiej XX wieku…, s. 932. 34 Cyt za: K. Wolny-Zmorzyński, A. Kaliszewski, dz. cyt., s. 58–59. 185 gatunek pogranicza, rozpięty między literaturą a dziennikarstwem, [który – przyp. I.Z.] czerpie z jednego i drugiego pełnymi garściami. Jego otwartość i pojemność od dawna fascynuje literaturoznawców. Eksponując dokument – cytat, fotografię, rysunek – usiłuje reporter wszelkimi dostępnymi mu środkami uprawdopodobnić opisywane fakty35.

Ostatnią wartą przytoczenia definicją jest zaś ta sformułowana przez Kazimierza Wykę, niezwykle trafnie oddająca współzależność między reportażem a literaturą: reportaż jest wyprzedzeniem prozy powieściowej ku tematom, które jeszcze nie podlegają przetworzeniu artystycznemu, jeszcze są zbyt bliskie, ażeby posiąść wobec nich dystans, domagają się jednak wyrazu i zapamiętania36.

Jak wynika zatem z powyższych rozważań definicyjnych, pomiędzy reportażem a jego literackimi rywalami (np. powieścią czy opowiadaniem) nie występuje żaden konflikt; reportaż po prostu wyręcza przeciwników w miejscach, do których nie mogli lub nie zdążyli dotrzeć, stanowi więc on pewnego rodzaju awangardę w kwestii poznania i opisywania rzeczywistości37. Poetyka reportażu pisanego może pochodzić od noweli. Jednym ze znaczeń francuskiego słowa nouvelle jest ‘nowina’, a zasadniczy cel reportażu to przedstawianie i charakteryzowanie nowin w sposób zapewniający wywarcie na odbiorcy jak największego wrażenia. Ponadto oba gatunki posiadają kilka cech wspólnych; są to: zwięzłość, prostota, jednowątkowość akcji, dramatyczność opowiadania, przejrzystość całej fabuły, niezbyt duża liczba bohaterów, wydarzenia uszeregowane w ciągu przyczynowo-skutkowym, częste konfrontowanie przeciwstawnych wydarzeń oraz efektowne zakończenie38. Kazimierz Wolny-Zmorzyński dążył w 1996 roku do rozwiązania kontrowersyjnego kłopotu literackości i jednoczesnej dokumentarności reportażu. Wydzielił więc w tym celu w ukonstytuowanym przez siebie gatunku „reportażu pisanego jako gatunku publicystyczno-literackiego” dwa podgatunki, mianowicie reportaż literacki oraz reportaż publicystyczny. Do pierwszego z nich zaliczył m.in. powieści reportażowe Hanny Krall i dużych rozmiarów książkowe reportaże Melchiora Wańkowicza, do drugiego zaś sprawozdania z rzeczywistości i natychmiastowe ich komentarze, realizowane w masowych mediach. Dodatkowo wyodrębnił on podział

35 Cyt za: tamże, s. 59. 36 Cyt. za: tamże. 37 Za: tamże. 38 Tamże. 186 reportażu dziennikarskiego sensu stricto na gatunek fabularny (należący do rodzaju informacyjnego) oraz problemowy (związany z publicystyką)39. W tym miejscu warto jeszcze zwrócić uwagę na rozróżnienie reportera i reportażysty, które zaproponował w swojej publikacji Maciej Siembieda40:

Najprostszą linię podziału tworzy schemat wielu redakcji, w których reporter poluje na gorące tematy i wiadomości, a reportażysta pisze reportaże41.

Omówiona tu szkicowo różnorodność postaw i dość skomplikowana historia reportażu spowodowały, że ukształtowało się wiele odmian gatunkowych tej formy wypowiedzi dziennikarskiej, a tym samym powstało kilka jej typologii. Pierwsza z nich to propozycja autora niemieckiego słownika literackiego, Gero von Wilperta. Wyróżnił on dwie różne formy: 1. ‘reportaż’ (die Reportage); 2. ‘literaturę podróżniczą’ (die Reiseliteratur). Następny jest podział reportażu jako gatunku na trzy typy, przeprowadzony przez Kazimierza Koźniewskiego. Są to kolejno: 1. reportaż interwencyjny; 2. reportaż informacyjny; 3. reportaż problemowy (tutaj występuje także szczególna odmiana – „reportaż wielki”). Dalej przytoczyć można klasyfikację, którą stworzył Wilmont Haacke, autor monografii na temat felietonu (wyodrębnione więc przez niego formy odnoszą się zarówno do felietonu, jak i reportażu), która prezentuje się następująco: 1. sprawozdanie naocznego świadka; 2. sprawozdanie bezpośrednie, czyli tzw. ‘feature’; 3. sprawozdanie sądowe; 4. korespondencja; 5. portret; 6. sprawozdanie z podróży; 7. reportaż; 8. szkic;

39 Tamże. Podział na reportaż fabularny i problemowy przyjmuję jako klasyfikację obowiązującą w kolejnych podrozdziałach, zawierających analizę reportaży Adolfa Jakubowicza oraz Andrzeja Potockiego. 40 M. Siembieda, dz. cyt., s. 13. 41 Tamże. 187

9. ‘story’. Borys Polewoj wydziela takie odmiany, jak: 1. reportaż z podróży; 2. reportaż – portret; 3. ‘reportaż poświęcony różnym wydarzeniom’; 4. reportaż publicystyczny; 5. korespondencja wojenna. Ewgienija Żurbina z kolei podaje następujące typy: 1. bezpośredni zapis wrażeń, rozmyślań i asocjacji; 2. utwory podobne do artykułu, ale różniące się od niego zindywidualizowanym sposobem myślenia, obrazowością, społeczno-filozoficzną syntezą; 3. korespondencja; 4. reportaż beletryzowany, bardzo bliski opowiadaniu; 5. reportaż popularno-naukowy; 6. reportaż dotyczący człowieka i związanej z nim sprawy; 7. reportaż podróżniczo-krajoznawczy. Wszystkie wymienione do tej pory sposoby podziału gatunku reportażu brały pod uwagę kwestię tematyki. Widać jednak, że pomiędzy poszczególnymi typami gatunku brakuje wyraźnie wydzielonych granic, poza tym wskazane typologie są niezadowalające w obliczu istnienia utworów ominiętych w szczegółowym podziale, np. sprawozdania sportowego42. Z tego też względu Krzysztof Kąkolewski wprowadza aż trzy klasyfikacje odmian gatunkowych, mając na uwadze takie kryteria, jak forma, temat, miejsce zamieszczenia oraz środki wyrazu. Pierwsza typologia zawiera aż 5 odmian reportażu: 1. reportaż informacyjny – znajdujący się na granicy rozszerzonej informacji, zachowujący jednak nadany mu przez autora kształt utworu; 2. reportaż sprawozdawczy – graniczący ze sprawozdaniem dziennikarskimi i tak jak ono podlegający chronologii wydarzeń, stanowiących jego istotę, podawanych w sposób osobisty, subiektywny; 3. reportaż publicystyczny – mający do dyspozycji obraz, a przy tym opowiadający o problemie z możliwością opatrzenia relacji komentarzem odautorskim;

42 Dotychczasowe klasyfikacje przedstawiłam za: J. Maziarski, Anatomia reportażu, Kraków 1966, s. 85– 87. 188

4. reportaż literacki – przez pewien czas nazywano tak każdy dobry reportaż, obecnie w języku potocznym jest to zaś taki tekst reportażowy, który został pomieszczony w piśmie literackim albo napisany przez pisarza-beletrystę; 5. „reportaż” – za Zachodzie określany jako ‘wielki’ (story), a w ZSRR jako ‘szkic’ (oczerk/oczierk); jest to po prostu reportaż sensu stricto, zawierający w sobie wszystkie elementy gatunkowe: aktualność, formę oryginalnego utworu artystycznego oraz dokumentalną prawdziwość w najszerszym tego słowa znaczeniu. Pod względem tematu Kąkolewski wyodrębnia reportaż podróżniczy, zagraniczny, demaskatorski, sądowy, kryminalny, interwencyjny, produkcyjny, wojskowy, wojenny, socjologiczny, psychologiczno-portretowy, naukowy, historyczny itp. Natomiast trzecia typologia, uwzględniająca środki wyrazu i miejsce zamieszczenia, pozwala wydzielić następujące rodzaje reportażu: 1. w prasie pisanej (pisany, fotoreportaż); 2. filmowy (posiadający autentyczny dźwięk lub opatrzony czytanym komentarzem); 3. radiowy (czytany, dźwiękowy lub dysponujący oboma tymi środkami); 4. telewizyjny (na dokrętce filmowej, z wozu, studia albo mający do dyspozycji wszystkie te trzy składniki)43. Równie ciekawy podział proponuje Jacek Maziarski. Biorąc pod uwagę kryterium strukturalne wyróżnia on: 1. relacje (w tym relacje dziennikarskie, relacje rozbudowane, reportaże podróżnicze) – zawierające wiele szczegółów i ukazujące się bądź to jako np. relacja sportowa, bądź też w kolumnie lokalnej albo informacyjnej; 2. szkice (środowiskowe, problemowe, portretowe) – w przeciwieństwie do czystych relacji posiadające mniej fabuły i związków czasowo-przestrzennych; 3. reportaże fabularne – charakteryzujące się silnie nakreślonym ciągiem zdarzeniowym, w którym bierze udział reporter oraz dużą rolą subnarratorów; 4. formy pośrednie – utwory zawierające cechy różnych odmian, typów gatunku44. Inna klasyfikacja tego samego autora opiera się o tzw. ujęcia, które mogą być: 1. informujące statycznie (mało obrazowości, brak opisu zdarzeń, „suche” fakty w logicznych kombinacjach);

43 Za: K. Kąkolewski, Reportaż [w:] Teoria i praktyka dziennikarstwa…, s. 123–124.. 44 Za: J. Maziarski, dz. cyt., s. 91–100. 189

2. informujące dynamicznie (w przeciwieństwie do poprzednich cechujące się rozwojem w czasie); 3. przedstawiające statycznie (duża autentyczność, mocny nacisk na dokumentarność, podglądanie faktów); 4. przedstawiające akcyjne (bliskie opowiadaniu; występują w nich dialogi i monologi, stopniowanie napięcia oraz indywidualizacja języka; dają one reportażowi możliwość „rozwinięcia skrzydeł”)45. Odmienny sposób podziału form reportażowych przedstawia w swoim szkicu pt. Gatunki reportażowo-dziennikarskie okresu dwudziestolecia. Próba typologii Hanna Maria Małgowska46. Autorka opiera go o zagadnienie postawy narratora wobec relacjonowanych faktów. Reporter może przyjąć więc kolejno pozycję: 1. interpretującą (przechodzenie od faktu do problemu); 2. świadomego ideologa (poruszanie się od problemu do faktu); 3. uczestnika (kierowanie się od faktu do faktu); 4. refleksyjną lub polemiczną (przechodzenie od problemu do problemu). Istnieje również typologia odmian reportażu, biorąca pod uwagę ukształtowanie językowo-stylistyczne wypowiedzi oraz reguły jej budowy. Dokonała jej Jadwiga Litwin, charakteryzując trzy typy reportażu: 1. narracyjny, w którym eksponuje się sytuację narracyjną z jasno zarysowanym tłem wydarzeń; na pierwszy plan wysuwa się wtedy narrator i jego wypowiedź na temat zdarzenia; 2. relacyjny, charakteryzujący się mocno podkreśloną pozycją narratora (jest on albo świadkiem sytuacji, albo jej współuczestnikiem); funkcję dominującą pełni w tym wypadku sytuacja sprawozdawcza wpisująca dane wydarzenie w złożoną scenerię zewnętrzną; 3. dramatyczny, którego cechą dystynktywną jest nadrzędna pozycja sytuacji fabularnej, ukształtowanej w pasmo zdarzeń rozwijających się w czasie i budujących koleje życia bohatera jednostkowego lub zbiorowego; pierwszy plan relacji zajmują wypowiedzi poszczególnych osób, które są bezpośrednimi uczestnikami opisywanego konfliktu47.

45 Za: K. Wolny-Zmorzyński, A. Kaliszewski, dz. cyt., s. 65–67. 46 H. M. Małgowska, Gatunki reportażowo-dziennikarskie okresu dwudziestolecia. Próba typologii [w:] Reportaż. Wybór tekstów…, dz. cyt., s. 152–162. 47 J. Litwin, Język i styl polskiego reportażu (na materiale z lat 1945-1975), Rzeszów 1989, s. 11–12. 190

Kilka wariantów klasyfikacji reportażu przedstawiał też w kolejnych swoich opracowaniach Kazimierz Wolny (Wolny-Zmorzyński). Opierają się one o różne kryteria, takie jak tematyka, charakterystyka bohaterów, opis środowiska, metodę ujęcia tematu, sposób i miejsce opublikowania reportażu, które pozwalają wydzielić kilka typów i odmian reportażowych. Ze względu na tematykę Wolny wyróżnia reportaż produkcyjny, naukowy, technologiczny, demaskatorski, współczesny, historyczny, kryminalny, sądowy, krajowy, zagraniczny, podróżniczy, sportowy, okupacyjny, wojenny i wojskowy (pokrywa się ten podział z jedną z klasyfikacji przeprowadzonych przez Krzysztofa Kąkolewskiego, omówioną powyżej). Opis środowiska pozwala mu wyodrębnić reportaż środowiskowy, społeczno-polityczny, społeczno-kulturalny i społeczno-obyczajowy. Charakterystyka bohaterów stanowi główny przedmiot reportażu psychologicznego. Pod względem sposobu ujęcia tematu krytyk wydziela dwa główne typy: reportaż literacki (skupiony na obrazowości) oraz publicystyczny (którego cechą nadrzędną jest sprawozdawczość), z których każdy dzieli się dodatkowo (o czym była już mowa w tym podrozdziale) na reportaż fabularny i problemowy48. Wolny sklasyfikował również omawiany gatunek pod względem miejsca i sposobu publikacji. Tak powstało 5 kolejnych jego odmian: reportaż pisany, dźwiękowy, filmowy, telewizyjny oraz fotoreportaż49. Podstawowymi cechami (wyznacznikami) gatunkowymi reportażu są:  respekt wobec faktów, ich rzeczowe przedstawianie;  obrazowość uzyskiwana przy pomocy języka charakterystycznego dla utworów literackich;  stosowanie się jego twórcy do zasad paktu faktograficznego (reporter musi być obserwatorem, świadkiem, współuczestnikiem zdarzeń lub ich rekonstruktorem; musi znać daną sprawę z autopsji, relacji świadków albo dokumentów);  aktualność (chociaż czasami dopuszcza się możliwość odwołań do historii);  waga prezentowanych problemów;  komunikatywność stylu, mają na względzie interakcje zachodzące pomiędzy nadawcą i odbiorcą50.

48 Za: K. Wolny, Kształtowanie się reportażu…, dz. cyt., s. 136, 139. 49 Tamże, s. 137. Reportaż pisany, czy to problemowy, czy fabularny, może być zamieszczony w prasie (czasopismach, magazynach, dziennikach, dodatkach kulturalnych do prasy codziennej) oraz opublikowany w formie książki (autorskiej) lub w różnego rodzaju antologiach i seriach zbierających teksty reportażowe (za: K. Wolny-Zmorzyński, A. Kaliszewski, dz. cyt., s. 60). 50 Za: K. Wolny-Zmorzyński, A. Kaliszewski, dz. cyt., s. 68; M. Wojtak, dz. cyt., s. 272–273. 191

Kolejna ważna kwestia związana z reportażem to jego układ kompozycyjny. Odmiana fabularna tekstów reportażowych składa się z czterech następujących elementów: wstępu, mającego za zadanie wprowadzenie adresata w wydarzenia i zapoznanie go z bohaterami, konfliktu, czyli zawiązania się akcji, rozwiązania konfliktu oraz zakończenia, które uwzględnia osobiste uwagi i spostrzeżenia reportera. Reportaże problemowe to z kolei konstrukty złożone z segmentów wstępnych, przedstawiających zarys problemu i refleksje autora, partii tekstu wypełnionych informacjami o punkcie widzenia bohatera albo bohaterów oraz zakończenia, w którym pojawia się rozwiązanie zagadnienia lub zamknięcie tekstu w postaci ciągu pytań skierowanych do czytelnika (odbiorcy)51. Istotnym zagadnieniem przy omawianiu reportażu jest także jego struktura, która obejmuje postać reportera, bohatera reportażu oraz czas i miejsce „akcji”. W reportażu fabularnym reporter może pełnić funkcję:  bezpośredniego obserwatora (świadka) wypadków, który ma przewagę nad bohaterami, bacznie obserwuje ich sposób zachowania i stara się zachować obiektywność w relacjonowaniu faktów. Jego pozycja w tekście może być jawnie dookreślona bądź też „ukryta”. Kieruje on swoją uwagę głównie na osoby i przedmioty opisywane w reportażu, stawia na pierwszym planie sprawy najwyższej wagi;  uczestnika opisywanych zdarzeń, niemogącego zachować w takim wypadku całkowitej obiektywność. Jego refleksje i spostrzeżenia zazwyczaj mają charakter jednostronny, ale z całym powodzeniem mogą być konfrontowane z wypowiedziami pozostałych bohaterów, co pozwala na stworzenie pełniejszego oglądu rzeczywistości;  słuchacza ukrytego niejako za podmiotem relacjonującym. Jest to forma pośrednia, bowiem odkrycie postaci reportera odbiorca zawdzięcza osobie opowiadającej dane zdarzenia, która je relacjonuje autorowi tekstu, a czasami nawet bezpośrednio się do niego zwraca;  rekonstruktora zdarzeń, który odtwarza ich przebieg na bazie zebranych materiałów i dokumentów, układając je w logiczny ciąg. Nie ma on możliwości

51 M. Wojtak, dz. cyt., s. 273. 192

kreacji świata przedstawionego, tworzy go, za podstawę przyjmując autentyczne fakty52. W reportażu problemowym reporter charakteryzuje problem i prezentuje argumenty sformułowane w wyniku dokładnie przeprowadzonej eksploracji terenu. Punktem wyjścia dla jego rozważań zazwyczaj jest skarga, list lub obserwacja nieprawidłowości w funkcjonowaniu życia społecznego. Inaczej niż w reportażu fabularnym ma on prawo do wyraźnego zaznaczenia swojej obecności, gdyż przyjmuje funkcję polemisty, wysłuchującego dwóch stron konfliktu, które za wszelką cenę powinien starać się zrozumieć. Do jego obowiązków należy poinformowanie czytelnika, co służyło mu za materiał do prowadzenia rozważań53. Bohaterowie reportaży to z całą pewnością istniejący w rzeczywistości ludzie. Reporter ich nie tworzy, ale stara się możliwie jak najdokładniej opisać ich losy i problemy, zrekonstruować sytuacje, które były ich udziałem lub „uwieńczyć dzieło ich życia przybliżeniem społeczeństwu wybitnych sylwetek, albo tylko ciekawych historii danego pokolenia”54. Można więc uznać ich w pewnym sensie za autorów tekstu reportażowego, gdyż bardzo często sam reporter ogranicza się tylko do odtwarzania wydarzeń opowiedzianych mu przez rozmówcę. Reportaże zazwyczaj ukazują ludzi z różnych warstw społecznych, wpisanych w jakąś określoną przestrzeń przedstawioną. Bywa, że pomaga ona dookreślić postać, czasami zaś to postać nadaje charakteru opisywanemu wycinkowi rzeczywistości. Występujące w reportażu osoby można charakteryzować w sposób bezpośredni (czyli przybliżając ich wygląd i zachowanie na bazie poczynionych przez reportera obserwacji bądź wspomnień osób z nimi związanych i zgromadzonych dokumentów) lub pośredni (przez różne motywacje, kierujące ich działaniami oraz ich własne wypowiedzi). W reportażach problemowych częste jest ograniczanie się reportera do podawania tylko imienia i nazwiska swojego bohatera albo samych jego inicjałów, gdyż cechy osobowościowe i wygląd nie pełnią znaczącej roli dla treści przekazywanej przez tekst. W reportażu fabularnym natomiast centralnym punktem fabuły jest postać i zdarzenie, z tego też względu wygląd zewnętrzny i charakter bohatera mają wpływ na przebieg akcji.

52 Reporter może być również kreatorem wydarzeń – kierować nimi według swojego pomysłu, aby ułożyły się w wymyślony przez niego ciąg lub wywoływać je i pozostawiać ich bieg przypadkowi (za: K. Kąkolewski, Reportaż [w:] Słownik literatury polskiej XX wieku…, s. 933). 53 Za: K. Wolny, O poetyce…, dz. cyt., s. 91–164. Więcej informacji na temat postaci reportera w tekstach reportażowych: tamże. 54 Tamże, s. 189. 193

Czas w tekstach reportażowych stanowi bardzo ważny element konstrukcyjny i można go rozpatrywać na kilku płaszczyznach:  czas dokumentacji – to czas eksploracji terenu i zbierania materiałów;  czas sprawozdawczy (czas czynności sprawozdawczych, czas wypowiedzi) – to czas, kiedy reporter przekazuje treści już w formie wypowiedzi, która ma charakter reportażowy publicystyczny i literacki;  czas fabuły (czas przedstawianych zdarzeń, okres zawartości fabularnej) – łączy się on w reportażu z czasem rzeczywistym określanym porami dnia i kalendarzem;  czas gramatyczny – to kategoria fleksyjna czasowników. Jej główną funkcją jest określanie momentu akcji, o której mówi zdanie w stosunku do samego momentu mówienia;  czas odbioru (czas, kiedy odbiorca zaznajamia się z treścią reportażu). Czas dokumentacji i wypowiedzi nie zawsze jest w reportażach problemowych i fabularnych ujawniany. Zazwyczaj reporter od razu relacjonuje i przedstawia opisywane wydarzenia. Ostatni element struktury reportażu stanowi przestrzeń, czyli inaczej miejsce „akcji”, które dookreśla obszar egzystowania postaci, miejsca wydarzeń fabularnych, sytuacji i scen będących ich udziałem oraz „występuje jako przedmiotowy wykładnik pewnej założonej w obrębie utworu strategii komunikacyjnej”55. Bohater reportażu jest w nią wkomponowany m.in. poprzez swoje działania. W reportażach fabularnych często czytelnik ma do czynienia z dokładnymi opisami krajobrazów lub wnętrz, przedstawianymi z punktu widzenia samych bohaterów tekstu56.

Oba elementy – czas i przestrzeń – pełnią w reportażu zarazem funkcję konstrukcyjną i dokumentalną, poznawczą – historyczną i społeczno-obyczajową, a także w drodze uogólnień – historiozoficzną i dydaktyczną. Na przestrzeni dziejów ukazują przemiany zachodzące w różnych kulturach świata. I co dziwniejsze, to uogólnienie dokonuje się wtedy szczególnie, gdy reporter oddaje klimat czasu i przestrzeni w sposób obrazowy i zawęża swoje obserwacje do zasięgu oka. Nabierają one wtedy cech wiarygodności i autentyzmu. Przenoszą też doświadczenia indywidualne i zbiorowe z różnych kręgów kulturowych i wprowadzają czytelnika w zasięg oddziaływania symbolicznych znaczeń57.

Ważną cechą reportażu jest także jego uformowanie stylistyczne. Gatunek ten uznaje się za wielostylowy, czyli taki, który łączy w sobie elementy wszystkich stylów

55 Tamże, s. 210. 56 O bohaterach reportażu, jego czasie i przestrzeni za: tamże, s. 189–216, 220–226. 57 Tamże, s. 216. 194 wypowiedzi: artystycznego, naukowego, publicystyczno-dziennikarskiego i potocznego. Ścierają się w nim również dwie zasadnicze odmiany stylistyczne polszczyzny: potoczna i oficjalna58. Najnowsze badania związane z zagadnieniem stylu reportażu koncentrują się na osłabieniu powiązań ze stylem artystycznym i przybliżeniu do stylu informacji zawartej w gazecie. Na pierwszy plan wysuwają się ponadto wszelkiego rodzaju powinowactwa z piśmiennictwem o charakterze użytkowym. Efekt rzetelności i prawdziwości przekazu osiąga się poprzez cytowanie nekrologów, rejestrów, protokołów, uzasadnień itp.59 Podsumowując dotychczasowe rozważania nad kwestią reportażu, należy stwierdzić, że forma jego zapisu jako relacji reporterskiej skłania ku przypisaniu go do gatunków dziennikarskich, natomiast ujęcie opisywanego tematu językiem literackim oraz rozległa tematyka tekstów reportażowych, przynależąca też do literatury pięknej, pozwalają włączyć go w zakres prozy artystycznej. Za literackością (fikcyjnością) reportażu przemawiają takie jego cechy, jak:  występowanie osoby narratora, którym jest autor reportażu umiejscowiony wewnątrz akcji;  dramaturgia wydarzeń charakterystyczna dla prozy artystycznej (zawiązanie akcji, kulminacja napięcia, rozwiązanie);  przedstawianie portretów bohaterów;  stosowanie dialogu i monologu;  zindywidualizowany język postaci;  kierowanie się ku puencie;  plastyczne, barwne opisy;  wykorzystanie środków artystycznych;  możliwość wprowadzenia elementów czystej fikcji w celu pogłębienia lub spuentowania przedstawianych problemów;  dopuszczalność zastosowania fikcji jako genezy reportażu (reportaż kreowany);  selekcja i uporządkowanie faktów (głównie w reportażu filmowym). Dokumentarność (prasowość) tekstu reportażowego objawia się zaś poprzez:  logiczną prawdę sądów;  ścisłą dokładność dat, liczb, faktów, nazw i nazwisk oraz ich weryfikowalność;

58 J. Litwin, dz. cyt., s. 17. Więcej informacji na temat zróżnicowania stylowego i funkcjonalnego narracji w reportażu w: tamże, s. 55–98. 59 Za: M. Wojtak, dz. cyt., s. 273–274. 195

 autentyzm postaci, zdarzeń, języka;  prowadzenie bezpośredniej relacji (bardzo rzadko jest ona pośrednia);  ułożenie faktów w związki zdarzeniowe, a nie ich uogólnianie czy wyjaśnianie);  prowadzenie badań nad faktami, dochodzenie do prawdy wzorem detektywa albo naukowca;  asertoryczność (wypowiadanie sądów jednoznacznie prawdziwych lub sprawiających wrażenie prawdziwych)60. Przedstawione w niniejszym podrozdziale rozważania dotyczące reportażu, jego wyznaczników i odmian w znacznej mierze ułatwią dalsze badania nad tekstami reportażowymi tyczącymi się Bieszczadów, w szczególności XX-wiecznych. Umożliwią skupienie się na kompozycji analizowanych tekstów, ich tematyce i cechach strukturalnych (bohaterach, czasie i przestrzeni). Pozwolą także wyodrębnić z nich to, co było w perspektywie reporterów najbardziej warte przekazania.

4.2. ADOLF JAKUBOWICZ I „JEGO” BIESZCZADY

Jednym z najbardziej znanych powszechnie stwierdzeń dotyczących Bieszczadów jest to mówiące, że przyjeżdża się w nie raz, potem się już tylko wraca61. Przekonał się o tym zapewne Adolf Jakubowicz, który, zafascynowany klimatem tych pięknych gór, często do nich powracał, nie tylko jednak fizycznie, ale i w swojej twórczości. Owocem „miłości” do bieszczadzkiej ziemi stał się m.in. zbiór reportaży zatytułowany Powroty62, który jako pierwszy poddam w tym miejscu analizie pod kątem zaprezentowanego w nim obrazu „krainy Biesa i Czadów”. Adolf Jakubowicz urodził się w 1930 roku w Iwoniczu. Ukończył studia na Wydziale Grafiki Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie63. Został artystą plastykiem (konkretnie grafikiem i rysownikiem). W 1955 roku wraz z kolegami założył „Grupę XIV”64 i brał udział we wszystkich organizowanych przez nią wystawach. W latach 1962–1993 urządził 12 wystaw indywidualnych, których tematem przewodnim był krajobraz Bieszczadów i Podkarpacia. Przyniosły mu one duże uznanie w kręgach

60 Za: K. Wolny-Zmorzyński, A. Kaliszewski, dz. cyt., s. 69–70. 61 W trzecim rozdziale posłużyłam się cytatem z pamiętnika Wojomira Wojciechowskiego, mówiącym o tym „zjawisku”: „ten, który raz w te Bieszczady przyjedzie, będzie mimo wszystko ciągle wracał” (W. Wojciechowski, Czar Bieszczadów. Opowiadania Woja, Rzeszów 2009, s. 129; por. także trzeci rozdział pracy, podrozdział Trudne początki. Relacje osadników). 62 A. Jakubowicz, Powroty, Rzeszów 1980. 63 Był uczniem Konrada Srzednickiego. 64 Więcej na temat tejże grupy: http://kud-art.pl/417/Grupa_XIV.html, [dostęp: 22.05.2016]. 196 artystycznych i kulturalnych Rzeszowa. Udzielał się też czynnie w życiu środowiska rzeszowskich plastyków (m.in. w lokalnych oddziałach Związku Polskich Artystów Plastyków i Związku Polskich Artystów Malarzy i Grafików). Od 1970 do 1990 roku zajmował stanowisko redaktora naczelnego Rozgłośni Polskiego Radia Rzeszów. Równolegle do twórczości artystycznej oddawał się także innemu rodzajowi wypowiedzi twórczej – reportażowi i publicystyce, w których motywem głównym, podobnie jak w grafice, były Bieszczady. Został laureatem wielu ogólnopolskich konkursów na reportaż, organizowanych przez „Tygodnik Kulturalny”, „Politykę”, Wydawnictwo „Iskry” oraz Spółdzielnię Wydawniczą „Czytelnik”, a także uhonorowany Odznaką „Zasłużony dla Sanoka”. Pozostały po nim 3 teki autorskie: Bieszczady w rysunku (1967), Rzeszowskie krajobrazy (1970), Rzeszów w rysunkach (1974). Zmarł w 1993 roku w Rzeszowie. Adolf Jakubowicz był człowiekiem silnie związanym ze swoim rodzinnym regionem, któremu poświęcił prawie całą swoją twórczość. Jego szczególnym zainteresowaniem cieszyli się zamieszkujący na Podkarpaciu ludzie i ich losy, wobec których nigdy nie przechodził obojętnie65. Widać to doskonale w Powrotach zbudowanych z dziewięciu reportaży problemowych (środowiskowych, społeczno- obyczajowych i społeczno-kulturalnych) pisanych na przestrzeni kilkunastu lat (od roku 1965 do 1980)66 i zatytułowanych kolejno: Powrót, Udręka i nadzieja, Droga, Ślad, Cerkiewka, Ciernie i róże, A las zostanie, Cztery córy miał tata, Operacja. Każdy z nich opowiada o innej sytuacji i innych bohaterach, wszystkie razem jednak tworzą spójny obraz Bieszczadów (i nie tylko) XX wieku. Jednym z ważnych elementów tych tekstów są ich tytuły, które stanowią oś dla całej relacji i mają znaczenie wręcz symboliczne. Są one niejako słowami-kluczami, pomagającymi dokonać selekcji informacji od tych najważniejszych do mniej ważnych, określają problem poddany omówieniu w tekście i przyciągają uwagę czytelników. Poddany analizie zbiór można z powodzeniem podzielić pod względem tematyki i problemu zawartego w poszczególnych reportażach oraz najbardziej wyeksponowanej w nich cechy strukturalnej (w tym wypadku będą to bohater i przestrzeń). Nie da się jednak ukryć, że w każdym z wymienionych przypadków centralnym punktem

65 Informacje o Adolfie Jakubowiczu za: https://pl.wikipedia.org/wiki/Adolf_Jakubowicz_(artysta), [dostęp: 22.05.2016]; http://www.bwa.rzeszow.pl/jakubowicz-adolf,172.html, [dostęp: 22.05.2016) oraz notką wydawniczą – krótką biografią – umieszczoną z tyłu na okładce książki Powroty (dz. cyt.). 66 Twórczość Adolfa Jakubowicza to głównie utwory rozproszone, pisane do różnych gazet i czasopism. Można się więc domyślać, że i reportaże z tomu Powroty były już wcześniej publikowane na łamach prasy. 197 odniesienia są postacie, które stworzyły specyficzny klimat społeczny i kulturalny Bieszczadów. Pierwszą dającą się wyodrębnić grupą tekstów są trzy reportaże (Powrót, Udręka i nadzieja, Droga) bazujące na szeroko już omówionej w poprzednich rozdziałach kwestii powojennego osadnictwa bieszczadzkiego67. Perspektywa reportera nie odbiega w tym wypadku bardzo od spojrzenia pamiętnikarzy na to zagadnienie. Autor obserwuje zmiany zachodzące na terenie tej części Karpat na przestrzeni kilku lat. Początkowo, wbrew temu, co głosiła zwodnicza, socjalistyczna propaganda, ziemia ta nie zachęcała do osiedlania:

Wtedy, wczesną wiosną, gdy szczyty gór pokryte były jeszcze śniegiem, ziemia szara i pusta, a na przestrzeni dziesiątków kilometrów spotykało się stare połemkowskie domy, w którym nikt nie poprawiał dachu, jedynymi nowymi budynkami były leśniczówki, całe to gadanie przedstawiciela powiatu o przyszłych szkołach, sklepach, schroniskach i sanatoriach, wielkich zbiornikach wodnych wydawało się tym samym sloganem o czekającym Eldorado, jakim karmiono wieś w ulotkach: Przyjeżdżajcie w Bieszczady! Czeka Was najtańsza ziemia! Chcesz założyć własną gospodarkę, przyjedź w Bieszczady. Państwo zapewni Ci pomoc i wszechstronną opiekę!68

Cechą szczególną takiego spojrzenia na charakteryzowaną przestrzeń jest obiektywizm i świadomość niedoskonałości terenu, który czekał na nowych mieszkańców. Przy okazji autorowi udaje się także nakreślić obraz gór związany z warunkami klimatycznymi, a nie społecznymi – czytelnik może „zobaczyć” Bieszczady wiosną. W kolejnych latach warunki osadnicze ulegają zmianom na lepsze, choć nadal „kraina Biesa i Czadów” bardziej przypomina Dziki Zachód niż region idący z postępem i zapewniający godziwe warunki mieszkaniowe. Szczególnie we znaki daje się brak dróg dojazdowych, elektryczności i wodociągów. W 1961 roku reporter bierze udział w rekonesansie gór, którego wyniki nie napawają jednak optymizmem:

Wyniosłem z tych wędrówek obraz Bieszczadów nie zanotowanych kamerą filmową, nie mieszczących się w obiegowych pojęciach o tym regionie, Bieszczadów spoza głośnej obwodnicy i łatwych zestawień. Wieś Dziurdziów. Domy ciasne jak wszędzie, zazwyczaj dwuizbowe, wysokość mieszkań niewiele ponad dwa metry. Zagęszczenie od 4 do 8 osób na izbę. 35,7 proc. domów wymaga naprawy. W 42,9 proc. ogółu domów tej wsi na jedną izbę przypada powyżej sześciu osób. Tylko w dwu

67 Z tego też względu nie będę ich tu szczegółowo omawiać. Krótka analiza jest jednak niezbędna, gdyż pokaże nowy ogląd sprawy i dopełni obraz powojennych Bieszczadów XX wieku ukazany w pamiętnikach i wspomnieniach. 68 A. Jakubowicz, Powrót [w:] tegoż, dz. cyt., s. 5. Zapis zgodny z oryginałem. 198 przypadkach w jednym łóżku śpi jedna osoba, wszędzie indziej – dwie, trzy, cztery. Średnia Wieś. W połowie tutejszych domów na jedno łóżko przypada dwie osoby, w drugiej połowie – trzy i cztery. Wołkowyja. Rejon najbardziej zaniedbany w powiecie leskim. Drogi fatalne. Droga z Hoczwi przez Myczków przez trzy czwarte roku nie do przebycia żadnym pojazdem. Dojeżdżamy inną drogą przez Stężnicę, Radziejową. Mamy szczęście. Lato jest piękne i suche, przedzieramy się łożyskami potoków. Trzecia droga do Wołkowyi prowadzi z Soliny przez San. Można przejść i przejechać przy niskim stanie wody. Dopiero w kilka lat później prasę polską obiega zdjęcie dzieci przechodzących tę rzekę na wysokich szczudłach w codziennej wędrówce do szkoły i ze szkoły. Tu ludzie chodzą na drugą stronę w ten sposób od najdawniejszych czasów. Do Bukowca, Terki, Polanki, Rajskiego można dotrzeć polnymi drogami, do Zawozu – przejeżdżając w bród Solinkę. Pięć wsi tego rejonu nie ma ani jednego domu. Sady pełne owoców. Jabłka są małe, kwaśne. Spotykamy człowieka wiozącego na koniu dwa pełne wory. Właściwie nie byłoby w tym nic niezwykłego, tu nawet listonosz przyjeżdża pod dom konno. Ale ten prowadził konia jakoś szczególnie ostrożnie. Zapytaliśmy go, co wiezie. Jajka. Jedzie do sklepu wymienić je na sól, chleb, naftę…69

To tylko nieliczne przykłady wiosek, które pomimo znacznego rozwoju we wcześniejszych dwóch etapach osadnictwa w dalszym ciągu nie zapewniały kolejnym przybyszom podstawowych „wygód”. Nie rozpieszczały ich też warunki naturalne – trudna do uprawy ziemia czy długie, ostre, mroźne zimy. Obraz ten jest znów o tyle ciekawy, że przeczy obiegowym opiniom na temat Bieszczadów, które „od zawsze” znane były tylko od strony pięknych krajobrazów i dzikiej przyrody. Rok 1966 to dla reportera czas konfrontacji – tego, co zapamiętał sprzed kilku lat z tym, co zastał po powrocie70. Niektóre wioski zdążyły się przez ten czas rozrosnąć i awansować do miana dużych wsi podmiejskich, inne na powrót się wyludniły. W krajobraz bieszczadzki powoli wtapiały się mury budowanej zapory wodnej oraz budowane przy niej ośrodki wczasowe. I znowu minęło kilka lat, przyszła kolejna wiosna:

Dalekie śniegi na północnych stokach gór wyglądają nierealnie, jak oleodrukowa pocztówka. W szlachetnych brązach i szarościach zakwitają masywy bukowych lasów. Jest to jeden z najpiękniejszych, najbardziej subtelnych okresów bieszczadzkiego pejzażu71.

W taki właśnie wizerunek powojennych Bieszczadów zostali wpisani przez Jakubowicza ludzie – pierwsi osadnicy72. To właśnie oni stali się też centralnym punktem trzech omawianych tutaj reportaży. Czytelnik poznaje ich przede wszystkim

69 A. Jakubowicz, Powrót [w:] tegoż, dz. cyt., s. 7. 70 Jak można się domyślać, chodzi o tytułowy powrót. 71 A. Jakubowicz, Udręka i nadzieja [w:] tegoż, dz. cyt., s. 22. 72 W reportażu pt. Droga autor wspomina przywoływanych już przeze mnie w poprzednim rozdziale leśników-pamiętnikarzy, inżyniera Peperę oraz nadleśniczego „Woja” Wojomira Wojciechowskiego. 199 poprzez zachowania i działania. W pierwszej fazie zasiedlania pionierzy charakteryzują się dużą ostrożnością w podejmowaniu decyzji – dokładnie badają grunt, mający „przypaść im w udziale”. Dokonują licznych i tłumnych zwiadów terenu, korzystają z rad starszych i bardziej doświadczonych członków rodziny. Czasami rezygnują z zamieszkania na tym skrawku Polski ze względu na brak domów i duże odległości od sklepów, szkół, ośrodków zdrowia czy kościołów. Z założenia w Bieszczady miały przybyć przede wszystkim młode małżeństwa, chcące żyć na własną rękę, z dala od rodziny. Społeczność osadnicza okazała się być jednak bardzie zróżnicowana – pojawili się w górach ludzie różnego autoramentu, zarówno uczciwi rolnicy, wykazujący się cierpliwością, zrozumieniem i chęcią do pracy, jak i osoby z dyplomami chemików czy dentystów, wojskowi, dozorcy hoteli robotniczych oraz pary żyjące „na kocią łapę”, ludzie rozwiedzieni albo samotni. Zazwyczaj kierowały ich w te strony hasła głoszone w gazetach i radiu, mówiące o dogodnych warunkach osadnictwa, nadmiarze ziemi i zapewnianych kredytach. Rzeczywistość prezentowała się zgoła inaczej. Jedni, ci bardziej zawzięci, postanawiali zostać, inni wyjeżdżali (bądź raczej uciekali) na drugi koniec Polski z długami. Najwytrwalsi stworzyli „nowe” Bieszczady, walcząc o każdy centymetr ziemi, o elektryczność, wodę, a przede wszystkim drogę. Ich początkowy strach przed byciem pionierami przerodził się w dumę ze zdobytych osiągnięć. Zagospodarowali kilka wiosek, zbudowali nowe domy, pracowali od rana do nocy, aby ich następcom żyło się lepiej. Niestraszne były im mrozy, śniegi, ulewy niszczące uprawy, pożary pochłaniające dobytek, dzika leśna zwierzyna oraz zatargi z byłymi mieszkańcami i sąsiadami. Z wrogich sobie ludzi stawali się powoli przyjaciółmi, jedną wielką bieszczadzką rodziną, która zawsze sobie pomagała. Zaczynali od niczego, na zmianę wygrywali i przegrywali, nie da się jednak ukryć, że wypełnili wobec Bieszczadów zaszczytny, ale gorzki pionierski obowiązek. Dzięki nim bowiem „kraina Biesa i Czadów” stała się taką, jaką można ją oglądać po dziś dzień – odpowiednio zagospodarowaną, zaludnioną i przygotowaną do przyjmowania zarówno nowych mieszkańców, jak i turystów. Inne reportaże to teksty skupiające się tylko i wyłącznie na opisie konkretnych osób związanych z Bieszczadami (i nie tylko). Jak była już o tym mowa w poprzednich rozdziałach, ludzie to jeden z elementów tworzących obraz tych gór. Poprzez opisy ich życia i charakterystyki podejmowanych działań uwidaczniają się również problemy społeczne i historyczne dręczące społeczeństwo tego skrawka Polski.

200

W reportażu pt. Ślad autor zapoznaje czytelników z postacią Stanisława Piziaka (1927–1968), bibliotekarza, dyrektora Wojewódzkiej i Miejskiej Biblioteki Publicznej w Rzeszowie i działacza kulturalnego73. Nie jest to jednak „sucha” biografia, ale osobista relacja Jakubowicza na temat życia jednego z jego przyjaciół. Piziaka czytelnik poznaje jako syna wdowy, samotnie wychowującej pięcioro dzieci i prowadzącej gospodarstwo. Staszek był najstarszym „mężczyzną” w rodzinie, musiał więc przejąć część obowiązków po swoim zmarłym ojcu. Jako dorosły człowiek nie lubił chwalić się swoim dzieciństwem, nie było ono też jednak dla niego tematem tabu i powodem do wstydu. Jego obsesją stało się jednak krytyczne ocenianie tego etapu życia, zastanawianie się, czy sprostał wymaganiom sytuacji i złożonym na jego barki powinnościom. Do śmierci charakteryzowało go specyficzne, często wręcz niezrozumiałe poczucie obowiązku – wracał do rodzinnego domu, pomagał matce w polu:

Może znał ten atawistyczny związek Matki z ziemią, może wiedział, że jest wobec niego bezsilny i że jedynym uczciwym wyjściem jest jej pomóc, nawet jeśli nie aprobował jej postępowania. (…) Mieszkając od kilkunastu lat w mieście, zachował kontakt z ziemią najbardziej autentyczny, sprawdzony doświadczalnie. Znał wieś i jej najważniejsze problemy. Wracał z tych robót w polu zmęczony i milczący74.

Jego postawa życiowa nie pozwalała mu na sentymenty. Przygotowywane przez niego na różne okazje życiorysy były bardzo zwięzłe, lapidarne: „pochodzenie społeczne, szkoła, liceum, studia uniwersyteckie, praca zawodowa”75. Udzielał się w amatorskim zespole artystycznym, który pomógł mu rozwinąć zainteresowanie teatrem. Jakubowicz wspomina w tym kontekście, jak jego przyjaciel „uciekał” do teatru podczas ich wspólnych wyjazdów. W 1958 roku Stanisław Piziak został powołany na stanowisko dyrektora Wojewódzkiej i Miejskiej Biblioteki Publicznej. Niezwykle troszczył się o sprawy czytelnictwa, niejednokrotnie przez to popadając w konflikt z ówczesną władzą, bo choć zazwyczaj milczał w czasie ważnych obrad, sprowokowany jednak do dyskusji rzadko potrafił dostosować się do tonu spotkania. Narażał się dla idei. Wiedział, że sprawy czytelnictwa na Podkarpaciu mają się źle i za wszelką cenę starał się to zmienić.

73 Por. http://www.bj.uj.edu.pl/biogramy/biogram?field%5B1%5D%3D4%26value%5B1%5D%3DRzesz%C3% B3w%26limit%3D50%26page%3D1=&nosearchresult=1&id=12090, [dostęp: 23.05.2016]. 74 A. Jakubowicz, Ślad [w:] tegoż, dz. cyt., s. 50–51. 75 Tamże, s. 51. 201

Z tego też powodu Jakubowicz uznał go za wartościowego człowieka i chętnie się z nim zaprzyjaźnił. Dyrektora WiMBP w Rzeszowie łączyły także dobre relacje m.in. z poetą Janem Śpiewakiem, dzięki niemu również odnowili swoje kontakty z Rzeszowszczyzną Wilhelm Mach, Bogusław Kogut, Jan Gerhard, Julian Kawalec, Julian Przyboś, Jerzy Łyżwa. Postać Stanisława Piziaka posłużyła reporterowi do omówienia i zasygnalizowania problemu rozwoju czytelnictwa na Podkarpaciu, a tym samym również w Bieszczadach. Choć sam dyrektor rzeszowskiej biblioteki miejskiej nie był ściśle związany z „krainą Biesa i Czadów”, często odwiedzał ten zakątek Polski propagując rozwój sieci bibliotek i poszerzanie księgozbiorów, szczególnie w małych wiejskich placówkach. Jakubowicz wplótł w relację o jednej z ważnych rzeszowskich postaci środowiska kulturalnego również krótki opis Bieszczadów z 1966 roku:

W miejscu, gdzie stał pamiątkowy obelisk, zbudowano pomnik ku czci generała Waltera, obwodnica była już ludnym turystycznym traktem. Przybyło sporo nowych osad i restauracji. Były to już Bieszczady inne niż te sprzed pięciu lat76.

Inną postacią na stałe wpisaną w pejzaż Bieszczadów i całego Podkarpacia jest bohater następnego reportażu (Cerkiewka) – Aleksander Rybicki (1904–1983)77. Nie przyjaźnił się on z Adolfem Jakubowiczem, mieli jednak okazję poznać się osobiście i wiele razy spotkać. Reporter odtwarza dokładną biografię tego człowieka, nie omieszkując dodać przy tym kilku zaobserwowanych przez siebie sytuacji dotyczących jego osoby. Przede wszystkim przedstawia prawdopodobną motywację twórcy

76 Tamże, s. 66. 77 Aleksander Rybicki urodził się w Przemyślu. Swoje dzieciństwo i lata młodzieńcze spędził w wioskach Pogórza Przemyskiego – Tyrawie Wołoskiej i Hołuczkowie, gdzie jego matka była nauczycielką. W roku 1928 zaczął studiować medycynę na Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie, którą ukończył w 1934. W tym samym czasie brał udział w wykładach z historii sztuki i etnografii oraz żywo pasjonował się kolekcjonerstwem i muzealnictwem. W połowie lat 30. XX wieku zamieszkał w Sanoku. Tam razem z Adamem Fastnachtem i Stefanem Stefańskim zaczął zbierać eksponaty do Muzeum Ziemi Sanockiej, którego był współtwórcą i kustoszem (do 1939 roku). Za jego sprawą powstał w tym miejscu dział etnografii. W trakcie II wojny światowej aktywnie działał w polskiej armii, za co został kilkakrotnie odznaczony. W 1947 roku aresztowało go NKWD, na skutek czego lata 1947–1955 przepędził w łagrach sowieckich. W roku 1956 otrzymał stanowisko kustosza działu etnograficznego sanockiego muzeum i zaczął pracować nad możliwością ratowania ocalałych zabytków drewnianego budownictwa. Wraz z historykiem i etnografem Franciszkiem Kotulą, etnografem Adamem Fastnachtem i wojewódzkim konserwatorem zabytków Jerzym Turem postarał się o powstanie w 1958 roku Muzeum Budownictwa Ludowego w Sanoku, czyli największego z polskich skansenów. Został też jego pierwszym dyrektorem. Utworzył w MBL dwie pracownie – budowlaną i konserwatorską, zapoczątkował też wydawanie periodyku „Materiały MBL w Sanoku”. Rybicki to pionier polskiego muzealnictwa skansenowskiego, prywatnie zajmujący się kolekcjonowaniem ceramiki huculskiej. W 1978 roku przekazał swój zbiór Muzeum Historycznemu w Sanoku. Pochowano go na sanockim Cmentarzu Centralnym (za: S. Kryciński, Bieszczady. Od Komańczy do Wołosatego, Rzeszów 2015, s. 153 [przypis]). O działalności konspiracyjnej Aleksandra Rybickiego podczas II wojny światowej można przeczytać w: tamże, s. 153– 154. 202 sanockiego skansenu do zainteresowania się zabytkami budownictwa drewnianego – była nią zdewastowana, pusta cerkiewka w Rosolinie, którą Rybicki zwiedził jeszcze w latach, gdy

Nikomu się (…) nie śniło, że region, który został straszliwie zniszczony przez tą przedłużoną o dwa lata wojnę, gdzie wyludnieniu uległo 120 wsi, gdzie praktycznie przestała istnieć sieć dróg i mostów, a prawie ćwierć miliona hektarów ziemi uprawnej zaczęło zarastać lasem – będzie znów zagospodarowany, że znajdzie się w zasięgu zorganizowanej, planowanej działalności człowieka78.

Jakubowicz pisze o Rybickim jako o człowieku niezwykle pracowitym, energicznym, wytrwałym, z dużym zapałem mówiącym o swoich projektach, planach, zamierzeniach, a przy tym ciężko doświadczonym przez życie (jego żona Kazimiera została bowiem aresztowana przez Niemców, którzy nie mogli „złapać” Rybickiego, i zamordowana w Oświęcimiu). W celu odnajdywania cennych przedmiotów, które potem oddawał do wielu różnych muzeów, chodził tylko sobie znanymi, bieszczadzkimi ścieżkami. Tak jak Piziak walczył o rozwój czytelnictwa na Podkarpaciu, tak dyrektor Muzeum Budownictwa Ludowego toczył boje o zachowanie kultury materialnej tego regionu, a w szczególności Bieszczadów. W swoich działaniach był wytrwały, konsekwentny, zarażał własną pasją i entuzjazmem. Nie doceniano jednak w pełni jego zaangażowania, podburzano władze przeciw niemu, więc po odejściu na emeryturę przez wiele lat nie wchodził na teren Parku Etnograficznego. W tym czasie jednak odwiedziło go mnóstwo historyków i etnografów z różnych zakątków Europy, którzy bardzo chętnie gościli w Sanoku. Zawsze był dla nich gościnny i serdeczny:

Przechodząc na emeryturę pozostał taki sam jak dawniej, żwawy, dynamiczny, ciekawy świata, ludzi, interesujący się regionem i jego zabytkami79.

Tym bardziej niezrozumiałe wydaje się Jakubowiczowi to, że przewodnicy nie znają nazwiska założyciela skansenu, milczą też o nim wydawnictwa MBL80. Ciekawym reportażem pomieszczonym w analizowanym tomie jest tekst pt. Ciernie i róże, mówiący o problemie szkolnictwa na terenie Bieszczadów na przykładzie miejscowości Stańkowa. Reporter opisuje wioskę tak (podczas pierwszego z nią zetknięcia):

78 A. Jakubowicz, Cerkiewka [w:] tegoż, dz. cyt., s. 71–72. 79 Tamże, s. 78. 80 Trzeba w tym miejscu wziąć pod uwagę fakt, że analizowany reportaż dotyczący osoby Aleksandra Rybickiego został napisany w latach 1973–1979, wiele się więc zapewne od tego czasu zmieniło w związku z tą kwestią. 203

Dochodzimy do wsi. Typowa, bieszczadzka, nad potokiem, wciśnięta między dwoma zboczami. Duże ich połacie to pastwiska. Domy stare, niebogate. W jednym z nich, tuż przy drodze, niewielka ciemna izba z dwoma pustymi, drewnianymi łóżkami. Tu do dzisiaj mieszkały nauczycielki. Opodal dudni młocarnia. Wzdłuż drogi słupy linii elektrycznej. Będzie prąd we wsi81.

Głównymi bohaterkami reportażu stały się nauczycielki miejscowej szkoły: wspomniane w powyższym cytacie – dwie młode dziewczyny z dyplomami nauczycielskimi, które w Stańkowej miały podjąć się pierwszej samodzielnej pracy – oraz ich następczynie. Świeżo upieczone absolwentki liceum pedagogicznego pochodzące spod Rymanowa reporter poznał w sytuacji mało dla nich komfortowej – podczas „ucieczki” z wioski, która zauroczyła je pięknym krajobrazem jeszcze przed wakacjami, a następnie zniechęciła do niesienia „kaganka oświaty” trudnymi warunkami życia, nieżyczliwością ze strony mieszkańców oraz odcięciem od rozrywek i świata82. Jedną z kobiet spotyka kilka lat później przy okazji wieczorku tanecznego we Wzdowie i poznaje motywację młodych nauczycielek do podjęcia tej, wtedy tak nagłej i niezrozumiałej, decyzji. Jej przyczyną były złe uwarunkowania mieszkaniowe, brak zrozumienia ze strony lokalnej ludności i ogólna niechęć rodziców do szkoły oraz obowiązku szkolnego (woleli oni, aby dzieci zostawały w domu i pomagały w gospodarstwie). Taka atmosfera zachęciła je do rezygnacji ze stanowiska i szybkiego wyjazdu. Nauczycielka, następczyni „uciekinierek”, od początku obiecała sobie, że się nie podda. Charakteryzowała ją duża determinacja i siła woli, nie przeszkadzały ciężkie warunki egzystencji. Dzięki temu po kilku latach awansowała na stanowisko kierowniczki szkoły. Początki jej życia na bieszczadzkiej wsi, równie jak poprzedniczek, nie należały do łatwych, o czym pisze w swoim pamiętniku83. Nie napawała także optymizmem historia samobójstwa dawniejszej nauczycielki, Olgi Semykowny, która w 1932 roku z powodu wrogości lokalnego księdza i właściciela dworu oblała się w mieszkaniu naftą i podpaliła. Postać nowej nauczycielki pozwoliła reporterowi na krótkie scharakteryzowanie ówczesnego problemu szkolnictwa (szczególnie wiejskiego) w Bieszczadach. Objawiał

81 A. Jakubowicz, Ciernie i róże [w:] tegoż, dz. cyt., s. 85. 82 Autor reportażu przytacza na poparcie takiej sytuacji raport z wizyty na tych terenach ekspedycji lekarzy, specjalistów z zakresu higieny żywienia i gospodarki komunalnej oraz stomatologów. Dokument ten potwierdza zły stan zdrowia mieszkańców oraz fatalne warunki ich egzystencji: brak dróg, zdatnej do użytku drogi, profilaktyki zdrowotnej; zwraca też uwagę na powszechne zacofanie społeczeństwa. 83 Adolf Jakubowicz cytuje w trakcie relacji jego fragmenty. 204 się on poprzez nieodpowiednie uwarunkowania kwaterunkowe (klasy, w których uczono były w rzeczywistości izbami nieprzystosowanymi do celów szkolnych) oraz, wspominaną już powyżej, wrogość rodziców do szkoły, skutkiem czego na wsi szerzył się analfabetyzm84. Dzieci również często chorowały w wyniku złego odżywiania i użytkowania zanieczyszczonej wody. Dzięki Krystynie Jurcabie i jej zawziętej walce o rozwój szkoły w Stańkowej klasy zostały wyremontowane i odświeżone, a podwórko przed budynkiem wyczyszczone i uporządkowane. Przede wszystkim jednak zmieniło się podejście dzieci do nauki i pracy społecznej. Wychowankowie nowej kierowniczki chętnie uczestniczyli w życiu wioski, cieszyli się nie tylko z pracy na rzecz szkoły, ale także swojej miejscowości. Wykształcenie nabrało dla nich wielkiej wartości, gdyż zapewniało pracę w godziwych warunkach. Niereformowalni pozostawali jedynie dorośli, wykazujący ciągły brak zrozumienia tak dla nauczycielek, jak i własnych pociech. Jakubowicz na zakończenie swojego reportażu formułuje taką oto konkluzję:

W tym spełnionym przyrzeczeniu nauczycielki „nie będzie ucieczki z mojej szkoły” jest coś z determinacji ludzi, którzy przeszli tu przez ogień i wodę. I choć nie ma w tej walce o wytrwanie strzelaniny, wiem dobrze, że nie jest jej lekko85.

Krystyna Jurcaba zasiliła swoją osobą grono bieszczadzkich Siłaczek, które dzielnie walczyły o poprawę jakości kształcenia młodych ludzi na tym niewielkim skrawku Polski w 2 połowie XX wieku. A las zostanie to z kolei reportaż mówiący o powojennym osadnictwie leśnym. Jego bohaterami jest małżeństwo leśników – Maria i Kazimierz Hartmanowie. Ta relacja różni się jednak od poprzednich tym, że reporter prawie całkowicie oddaje głos swoim rozmówcom86 (ich swoiste reminiscencje w dużej mierze pokrywają się ze wspomnieniami leśników przeanalizowanymi w poprzednim rozdziale87). Kazimierz Hartman przybył w Bieszczady, aby podjąć pracę w Rejonie Lasów Państwowych w Ustrzykach Dolnych, skąd dostał skierowanie do Nadleśnictwa . Czekały tam na niego, tak jak na wszystkich osadników, ciężkie warunki życia – brak mieszkania i dróg dojazdowych oraz słabo zaopatrzone, nieliczne sklepy. Po przeniesieniu do Nadleśnictwa Lutowiska został nawet zmuszony przez sytuację do

84 Nie dotyczyło to jednak wszystkich wsi, bowiem wiele z nich miało wybudowane (często z wyprzedzeniem wobec liczby ludności i spodziewanego osadnictwa) nowe, piękne szkoły. 85 A. Jakubowicz, Ciernie…, dz. cyt., s. 87. 86 Reportaż ten to relacja złożona z obszernych fragmentów zapisu magnetofonowego rozmowy Adolfa Jakubowicza z Hartmanami. 87 Z tego też względu reportaż nie będzie omówiony bardzo szczegółowo. 205 zajęcia się kłusownictwem – wraz z kolegami żywili się prawie wyłącznie łowionymi w Sanie rybami. Mimo tego jednak postanowił pozostać już w tym miejscu. Maria zaś przyjechała w Bieszczady, do Lutowisk, do swojej matki, która osiedliła się w tej miejscowości. Tam też poznała przyszłego męża. Szybko odbył się ich ślub i wesele. Nawiązały się w tym czasie wspaniałe przyjaźnie pomiędzy rodzinami poszczególnych leśników, trwające wiele lat. Stanowili oni jedną wielką „familię” i zawsze mogli na sobie polegać. Leśniczyna tak wspomina w reportażu początki wspólnego życia z mężem w Bieszczadach:

Warunki wtedy były ciężkie, żyło się bardzo ubogo, ziemie „zatłoczone”, zaniedbane, klimat ostry, trudno było coś wyhodować. Dokuczały nam dziki, zjadały ziemniaki, po całych nocach się pilnowało. Tak było przez pół lata. Jak się jedną noc przespało, to dziki wszystko zniszczyły, zryły. Były takie sytuacje – bez przesady to mówię – że nie było co do garnka włożyć. Mimo, że tych parę groszy człowiek miał, to nie można było nic kupić, ani własnego wyhodować88.

Zmiany na lepsze przyszły wraz z powstawaniem pierwszych osad leśnych i budową dróg. Były to jednak wciąż lata stosunkowo spokojne, jeszcze bez masowej turystyki. W terenie można było znaleźć pozostałości po dawnych mieszkańcach (np. zakopane w ziemi cenne przedmioty) lub pisane po ukraińsku dokumenty. Bieszczady stanowiły teren bezpieczny, nikt nie obawiał się kradzieży czy napaści (choć zdarzały się wypadki, gdy do „krainy Biesa i Czadów” przybywali przestępcy wyjęci spod prawa i uciekający przed wymiarem sprawiedliwości, pospolici złodzieje i „krętacze”); plagą były za to wilki. Bieszczadzianie chętnie służyli sobie nawzajem pomocą i dzielili się z sąsiadami i nowymi przybyszami wszystkim, co posiadali. Dzięki temu byli w stanie przeżyć najtrudniejsze chwile. Kto nie potrafił zsolidaryzować się z resztą – nie miał szans na przetrwanie:

To jednak było twarde życie. Trzeba było ciężko fizycznie pracować; tam nie dało się leżeć w łóżku i czekać aż manna zleci z nieba89.

Fala artykułów w prasie dała początek epoce „bieszczadzkich kowbojów”, liczących na łatwe i przyjemne życie na łonie natury. Nikt nie spodziewał się prawdziwych, ciężkich warunków egzystencji, które zastawał po przyjeździe na miejsce. Kazimierz Hartman podkreśla więc szczególnie, że prawdziwymi pionierami

88 A. Jakubowicz, A las zostanie [w:] tegoż, dz. cyt., s. 109–110. Maria Hartmanowa wspomina przy okazji przywoływaną już w niniejszej pracy kilkakrotnie postać leśniczego Pepery. 89 Tamże, s. 116. 206 byli na tym terenie budowlańcy z Zarządu Budownictwa Leśnego, sami leśnicy oraz robotnicy z Krakowskiego Przedsiębiorstwa Robót Drogowych90. Rodzina Hartmanów po kilku latach przejęła schronisko w Ustrzykach Górnych. Na początku zajmował się nim Kazimierz, który zrezygnował z pracy leśnika. W roku 1960 powrócił on jednak do Nadleśnictwa Lutowiska, a prowadzenie obiektu przeszło w ręce Marii. Następnie zaś podjęli trudną dla siebie decyzję o przeprowadzce do Sanoka. Chcieli, aby ich dzieci, do tej pory wychowywane wśród samych dorosłych, a tym samym nad wiek poważne, miały kontakt ze swoimi rówieśnikami i zapewnioną dobrą szkołę. Często jednak w swoich wspomnieniach Hartmanowie powracali do lat spędzonych w Dwerniczku, gdzie przyjmowali wielu gości, znajomych i turystów. Pozostali też w stałym kontakcie z większością z nich, np. z profesorem Jarosławem Czekałowskim, któremu pomogli w dzień pożegnania z dotychczasowym bieszczadzkim, pionierskim życiem. Kazimierz Hartman te krótkie „wspominki” zakończył konkluzją dotyczącą pracy leśnika, która dla postronnego obserwatora mogłaby wydawać się prosta i łatwa, zaś naprawdę jest niezwykle ciężka i odpowiedzialna, gdyż ludzie przychodzą i odchodzą, a „las zostanie”91. Ostatnie dwa reportaże Adolfa Jakubowicza nie dotyczą już stricte terenu Bieszczadów. Pierwszy z nich jest jednak wart przytoczenia ze względu na fakt, iż stanowi niejako kontynuację omawianego w poprzednim rozdziale pamiętnika Stanisława Wolana pt. Warto by mieć dziś 20 lat92. Jakubowicz przestawia w swojej relacji (Cztery córy miał tata) losy czterech córek pamiętnikarza, a przede wszystkim jednej z nich, Jadwigi, mieszkającej w Rzeszowie i noszącej po mężu nazwisko Osolińska93. Rodzina Jadwigi borykała się z problemem braku mieszkania, więc młode małżeństwo postanowiło napisać w tej sprawie list do redakcji, w której pracował Adolf Jakubowicz. Z pomocą przyszedł im również Stanisław Wolan, który także wystosował do reportera list w sprawie kłopotu swojej córki. Umożliwiło to autorowi reportażu przypomnienie sobie spotkania z Wolanem w Lesku, w trakcie którego pamiętnikarz

90 Podobnie wypowiada się na ten temat w swoim pamiętniku Wojomir Wojciechowski (por. rozdział trzeci, podrozdział Trudne początki. Relacje osadników). 91 A. Jakubowicz, A las…, dz. cyt., s. 122. Nagrana przez Adolfa Jakubowicza relacja dźwiękowa dotycząca pionierskiego życia Hartmanów w Bieszczadach została nagrodzona w konkursie na pamiętniki bieszczadzkich leśników, którego podsumowanie odbyło się w Ustrzykach Dolnych (prawdopodobnie w okolicach roku 1979, gdyż taką właśnie datą opatrzony jest omawiany reportaż). 92 S. Wolan, Warto by mieć dziś 20 lat [w:] Pionierzy. Pamiętniki osadników bieszczadzkich, przedmowa B. Gołębiowski, wybór, red. i przypisy H. Jadam, Rzeszów 1975, s. 103–112 (por. rozdział trzeci, podrozdział Trudne początki. Relacje osadników). 93 Ponieważ moja rodzina zna osobiście rodzinę Stanisława Wolana, z którą się przyjaźni, chciałabym zaznaczyć pomyłkę Adolfa Jakubowicza – Jadwiga i jej mąż noszą nazwisko Opalińscy. 207 został nagrodzony w konkursie na pamiętniki osadników bieszczadzkich, oraz przytoczenie krótkiej historii jego życia (w tym fragmentów wyżej wymienionych i omówionych wspomnień). Ostatecznie sprawę rozwiązano z korzyścią dla Osolińskich (Opalińskich) – przydzielono im mieszkanie na Baranówce. Czytelnik może także zapoznać się z krótkimi informacjami dotyczącymi pozostałych córek Wolana. Najstarsza z nich, Barbara, zamieszkała w Koninie, gdzie podjęła pracę jako nauczycielka w szkole specjalnej. Druga (Grażyna) wyszła za mąż i osiedliła się w Kozienicach. Trzecia (najmłodsza) – Bogusława – zamieszkała w Rzeszowie u starszej siostry i podjęła naukę w liceum ogólnokształcącym94. Pozostała część reportażu to już jednak relacja dotycząca wyłącznie stolicy Podkarpacia. Drugi (a zarazem ostatni zawarty w tomie) tekst (Operacja) to historia dotycząca działających w czasie II wojny światowej w Iwoniczu i jego okolicach doktorów – Józefa Aleksiewicza oraz znanego profesora Wiktora Brossa95, którzy uratowali wielu żołnierzy polskich, a także grupę piętnastu rannych żołnierzy radzieckich, znajdujących się w niemieckiej niewoli96. Wszystkie omówione powyżej reportaże Adolfa Jakubowicza to historie ludzi, którzy, walcząc o własne gospodarstwo, dom, szkołę, zachowanie dawnej kultury czy rozwój czytelnictwa – jednym słowem: o swoje miejsce na ziemi, nie przestraszyli się ciężkich warunków, wyczerpującej pracy i konieczności wielu wyrzeczeń, aby zmienić swoją „małą ojczyznę” i dopomóc w jej rozwoju. Osiągając swoje małe prywatne cele kształtowali nowy wizerunek Bieszczadów, który można oglądać po dziś dzień. Ich życie pokazuje, jak zmienny jest ludzki los, w którym zdarzają się wygrane i przegrane, wzloty i upadki, a w tym wszystkim dużą rolę odgrywa postać reportera, cierpliwie towarzyszącego poszczególnym osobom w ich trudnej drodze ku lepszemu, a w tym przypadku: ku lepszym, zupełnie nowym Bieszczadom. Poddane analizie teksty z powodzeniem można uznać za publicystyczne reportaże problemowe w formie obiektywnej informacji o kłopotach i zdarzeniach,

94 Są to oczywiście informacje aktualne w roku napisania reportażu (1979). Obecnie wszystkie córki Stanisława Wolana są emerytkami, a najmłodsza spełniła marzenie swojego ojca i mieszka ze swoją rodziną w rodzinnym domu w Brelikowie. 95 Wiktor Bross to ojciec jednego z bieszczadzkich „zakapiorów” – Krzysztofa Brossa (por. A. Potocki, Majster Bieda czyli Zakapiorskie Bieszczady, Rzeszów 2004, s. 91–98, a w szczególności s. 95). Jest to prawdopodobnie jedyny fakt, który pozwala, oczywiście współcześnie, w jakiś sposób łączyć przytoczony reportaż Adolfa Jakubowicza z obszarem Bieszczadów. 96 Reportaż ten został napisany w roku 1965, jednak w 1980, w obliczu nowych wydarzeń i faktów, nastąpiła konieczność jego aktualizacji i uzupełnienia. 208 w których autor zasadniczo nie wyraża własnych opinii, ocen i uczuć, często za to przywołuje autentyczne dialogi bądź też fragmenty różnych listów i dokumentów. Reporter jawi się więc w nich nie jako pisarz, ale rekonstruktor wydarzeń (słuchacz- odbiorca), ich świadek lub uczestnik, którego głównym celem jest rzetelne przekazywanie rzeczywistych historii i wiadomości.

4.3. BIESZCZADY W RELACJACH ANDRZEJA POTOCKIEGO

W przestrzeń XX-wiecznych Bieszczadów wpisał także losy różnych ludzi Andrzej Potocki, którego reportaże jako kolejne w tym rozdziale zostaną poddane przeze mnie analizie, gdyż doskonale uzupełniają refleksje wysnute przez Adolfa Jakubowicza. Andrzej Potocki to urodzony w 1947 roku w Rymanowie pisarz i dziennikarz (w tym autor wielu reportaży telewizyjnych i materiałów filmowych nagrywanych dla TVP Rzeszów). Z wykształcenia animator kultury i historyk (absolwent Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Rzeszowie oraz Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie), przez ostatnie 25 lat jednak z olbrzymim powodzeniem trudni się zawodem reportażysty. Jego teksty znaleźć można na łamach prasy regionalnej i ogólnopolskiej. Zadebiutował w „Życiu Literackim” w 1973 roku. W latach 1991–1993 pełnił funkcję redaktora naczelnego gazety „Od A do Z. Dziennik obywatelski”. Potocki jest autorem wielu publikacji dotyczących Bieszczadów i ich specyfiki97. Najbardziej znane to wspominana już w poprzednim rozdziale Księga legend i opowieści bieszczadzkich (ośmiokrotnie wznawiana) oraz Madonny bieszczadzkie (wznawiane pięciokrotnie). Napisał także m.in. takie książki, jak: Bieszczadzkie Sanktuarium Maryjne w Jasieniu, Dusiołki co one są w Bieszczadach, Od źródeł Sanu do Otrytu, Bieszczadzkie losy. Bojkowie i Żydzi, Wokół bieszczadzkich zalewów. Przewodnik z legendami, Między Otrytem i Żukowem, Majster Bieda czyli Zakapiorskie Bieszczady, Bieszczadzkimi i beskidzkimi śladami Karola Wojtyły, Bieszczadzkie judaica, Przystanek Bieszczady, Kapliczka pamięci, Zaginiony świat bieszczadzkiego kresu. Bojkowie, Żydzi, Polacy, Niemcy i Cyganie czy Dzikie pola socjalizmu czyli kowbojskie Bieszczady98.

97 Andrzej Potocki mieszkał przez 17 lat w Bieszczadach, gdzie związany był z Bieszczadzkim Domem Kultury w Lesku oraz założył Galerię „Leska Synagoga” i Bieszczadzką Grupę Twórców Kultury zrzeszającą bieszczadzkich artystów-amatorów. Jego zainteresowania obejmują również regionalną historię ruskich grup etnicznych i społeczności żydowskiej. 98 Jego teksty znajdują się także w wielu publikacjach zbiorowych. 209

Za swoją działalność był wielokrotnie nagradzany. Jest laureatem nagrody „Dziennikarz Roku 1990”, Przeglądu i Konkursu Dziennikarskich Oddziałów Terenowych TVP (w latach 1996, 2000 i 2001 – zdobył I i dwa razy II nagrodę), nagrody głównej im. Franciszka Kotuli (2000 r.) za książki dotyczące Bieszczadów, nagrody Marszałka Województwa Podkarpackiego za całokształt twórczości (2006 r.) oraz, za szczególne osiągnięcia w dziedzinie kultury, nagrody Zarządu Województwa Podkarpackiego (2010 r.)99. Otrzymał również dyplom honorowy „Chroniąc Pamięć” (przyznany mu przez Ambasadę Izraela w Warszawie, Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego RP, Fundusz Michaela Traisona dla Polski, Żydowski Instytut Historyczny i Fundację Ochrony Dziedzictwa Żydowskiego), przyznawany Polakom angażującym się w dialog polsko-żydowski i zachowanie dziedzictwa polskich Żydów. W 2013 roku Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego docenił jego niewątpliwy wkład w propagowanie etnografii, historii, dziedzictwa kulturowego i aktywności o charakterze kulturalnym mieszkańców województwa podkarpackiego i nadał mu odznakę honorową „Zasłużony dla Kultury Polskiej”100. Andrzej Potocki, podobnie jak Adolf Jakubowicz, jest silnie związany ze swoim rodzinnym regionem, dlatego też poświęca mu całą swoją twórczość, której jednym z ważnych elementów są reportaże ukazujące losy ludzi uwikłanych w otaczającą ich rzeczywistość Podkarpacia, a w szczególności Bieszczadów. Zainteresowania reportażysty ludźmi, ich życiem, kulturą i historią są szczególnie widoczne w zbiorze reportaży fabularnych pt. Przystanek Bieszczady, będącym podstawą dla przeprowadzanych w tym podrozdziale badań. Warto zaznaczyć, że tom ten do tej pory ukazał się w dwóch wydaniach. Pierwsze nosi tytuł Przystanek Bieszczady: bez litości101 i zawiera 20 tekstów, drugie to Przystanek Bieszczady: bez cenzury102 (23 reportaże zatytułowane kolejno: Przystanek Bieszczady, Pies mojego dzieciństwa, Jaskółki brzegówki, Ludowe wojsko polskie, ale nie moje, Ruski bachor, Wigilijna kasza, Taca, Poeta, Jednonogi, Syberyjska młodość Heleny Michajłownej, Odyseja po bieszczadzku, Zbrodnia NKWD w Lesku, Z archiwum

99 Jego twórczość filmowa też była wielokrotnie wyróżniana, m.in. na VI Międzynarodowym Festiwalu Telewizyjnym i Radiowym dla Mniejszości Narodowych „Mój rodzinny kraj”, Użgorod 2004 (film Przepadła moja Łemkowyna) oraz na XI Międzynarodowym Festiwalu Filmów Przyrodniczych im. Włodzimierza Puchalskiego w Łodzi w 2005 roku (film ...i żeby wilk był syty i owca cała). 100 Informacje o Andrzeju Potockim za: http://www.potockiandrzej.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=1&Itemid=2, [dostęp: 24.05.2016] oraz https://pl.wikipedia.org/wiki/Andrzej_Potocki_(pisarz), [dostęp: 24.05.2016]. 101 A. Potocki, Przystanek Bieszczady: bez litości, Rzeszów 2008. 102 A. Potocki, Przystanek Bieszczady: bez cenzury, wyd. 2 znacznie rozsz., Rzeszów 2011. 210

„Chrynia”, Dwa ostrza miecza, Tragedia Terki, Sprofanowane sacrum, Plaża nieboszczyków, Byli, minęli, Bydlęcy żywot Teodora S., Przerwany lot, Bieszczadzkie wędrówki księdza Karola Wojtyły, Strzeżcie się fałszywych proroków, Z zapisków reportera). Jak wskazuje sam opis bibliograficzny, druga edycja została znacznie rozszerzona w stosunku do pierwszej. Zniknęły z niej trzy krótkie teksty bazujące na osobistych przeżyciach autora103, pojawiło się za to sześć innych reportaży (Jaskółki brzegówki, Ludowe wojsko polskie, ale nie moje, Wigilijna kasza, Taca, Bieszczadzkie wędrówki księdza Karola Wojtyły oraz Z zapisków reportera). Część relacji została również poszerzona o dodatkowe informacje, sugestie i spostrzeżenia autora, z tego też względu analiza będzie się opierała właśnie na tym wydaniu. Wszystkie zawarte w zbiorze reportaże można uznać za fabularne, gdyż opowiadają one nie o konkretnych problemach, lecz o historiach dotyczących Bieszczadów lub ludzi z nimi związanych, przy czym Potocki pozwala sobie na wyrażanie subiektywnych opinii i uwag, czarny humor, a nawet parodię, co nadaje tekstom bardziej literackiego niż publicystycznego charakteru (relacje Adolfa Jakubowicza miały raczej formę obiektywnej informacji o zdarzeniach i problemach). Najlepszym też sposobem ich podziału będzie nie klasyfikacja ze względu na cechy strukturalne (bohaterów i przestrzeń), lecz „segregacja” tematyczna. Autor pisze swoje teksty z perspektywy rekonstruktora zdarzeń (na podstawie zasłyszanych historii lub przeczytanych dokumentów), ich świadka bądź też uczestnika, jest niejako uwikłany w fabułę całej książki. Często w obręb reportażu wprowadza dialogi wypowiadane przez autentyczne osoby, ich wypowiedzi związane z omawianą relacją (w których nie brakuje wulgaryzmów) bądź też urywki listów i innych dokumentów. Dzięki temu teksty nabierają autentyczności i ciągłości przyczynowo- skutkowej. Wszystkie one mówią też o niezmiernie wielkim morzu cierpienia ludzkiego i okrucieństwa – człowiek staje się trybikiem w maszynie historii, nieważnym i mało widocznym, który raz zadaje cios w imię przypadkowych idei, innym razem to uderzenie od losu przyjmuje104. Tom otwiera reportaż pt. Przystanek Bieszczady, którego osią centralną jest przestrzeń, a konkretnie prowincjonalne Lesko w latach 70. i 80. XX wieku.

103 O tym, jak we śnie obciąłem sobie ucho, Krzyż i Moje Bieszczady ([w:] A. Potocki, Przystanek Bieszczady: bez litości…, dz. cyt., s. (kolejno) 152–155, 174–175, 195–207). 104 Za: K. Potocka, Przedmowa [w:] A. Potocki, Przystanek Bieszczady: bez cenzury…, dz. cyt., s. 5. 211

Rozpoczyna się on naturalistycznym opisem obecnej ulicy Parkowej, która powitała Potockiego w mieście w sposób mocno zapadający w pamięć i dość specyficzny:

Moje pierwsze spotkanie z Leskiem w lutym 1972 roku pozostawiło w pamięci słodkawy zapach końskich gówien i spienionej uryny, kipiącej pękającymi banieczkami powietrza. W jej złocistych kałużach przedrzeźniało się zimowe słońce. Ulica zwana teraz Parkową zapchana była na całej długości chłopskimi furami. Na jej końcu stał młyn, przy którym dzień w dzień, już od świtu, ustawiały się długie kolejki furmanek z okolicznych wsi zapełnionych workami zboża przywiezionymi do zmielenia. Ludzkie gadanie coraz zagłuszało rżenie nawołujących się koni, Po wieczór ulica przypominała długo niesprzątaną stajnię pełną rozdeptanych, parujących końskich gówien, porozciąganej słomy i roztrzepanego siana105.

Ten wstęp w perspektywie całości tekstu doskonale oddaje atmosferę życia leskiego społeczeństwa zagorzałych partyjnych działaczy, dla których najważniejszy był prywatny interes oraz ustrój polityczny przybyły „zza wschodniej granicy”, oraz indolentnych urzędników. Ich ślepa wiara w puste słowa i kłamstwa ideologiczne powodowała, że swojskie Lesko tonęło w marazmie, „kolebało się w rytmie przestępowania z nogi na nogę”106. Autor wymienia jego szczegóły topograficzne, jak np. budynek liceum ogólnokształcącego, przedszkola i rzeźni, dwa rynki, ratusz, park Krasickich i zamek oraz dwa pomniki, a nawet szalety miejskie. Następnie wyśmiewa socjalizm i wszelkie jego przejawy (temu zagadnieniu poświęca w reportażu najwięcej miejsca), m.in. długie kolejki przed sklepami, brak wykształcenia służb mundurowych i pracowników biurowych, libacje alkoholowe urządzane przez urzędników, pochody pierwszomajowe, wybory do sejmu czy w najwyższym stopniu lekceważący stosunek władzy do kultury (tym samym Lesko zostaje w pewien sposób wpisane w całą „polską” peerelowską rzeczywistość). Na tym niedoskonałym tle „błyszczy” za to osoba samego Potockiego, który przez wiele lat pełnił funkcję dyrektora Bieszczadzkiego Domu Kultury w Lesku i dbał o rozwój kulturalno-wychowawczy miasta. Podejmowane przez niego działania, często sprzeczne z poglądami władz, umożliwiły mu wykreowanie swojej osoby na „zbawiciela prowincjonalnego miasteczka”107, który nie czuje strachu przed nikim i niczym. Autor sam siebie wpisuje w leską, a tym samym bieszczadzką przestrzeń, dokonując przy tym jej oceny:

105 A. Potocki, Przystanek Bieszczady [w:] A. Potocki, Przystanek Bieszczady: bez cenzury…, dz. cyt., s. 9. 106 Tamże, s. 10. 107 A. Orłowski, Bieszczadzkie pogranicze w literaturze polskiej po roku 1945, praca doktorska napisana pod kierunkiem prof. dr. hab. S. Uliasza, Rzeszów 2013. 212

Wbrew początkowym obawom, że ugrzęznę na zawsze w peerelowskim marazmie Leska, będącego tak naprawdę dobrowolnym zesłaniem, stało się ono moim autentycznym przystankiem w Bieszczady, w których spełniłem marzenie o przygodzie życia. Nie bez powodu nazywam je zatem moim miastem i jestem dumny z tego, jak bardzo wypiękniało od kiedy słowa znaczą to, co powinny i nie kryje się za nimi dawny propagandowy fałsz. Stało się prawdziwie stolicą Bieszczadów… I mam nadzieję, że już nigdy nie wróci tam peerelowski sztafaż, w którym wszystko było potiomkinowską iluzją108.

Omówiony reportaż stanowi idealne wręcz otwarcie książki, będąc symboliczną „bramą w Bieszczady”, po przejściu której czytelnik może spokojnie „eksplorować teren” pełen ciekawych ludzi, zagadek i tajemnic oraz niewyjaśnionych, a często i nieznanych bieszczadzkich historii. Pierwszą grupą tekstów wyodrębnioną na podstawie tematyki są relacje dotyczące osobistych przeżyć autora, które nie wnoszą zbyt wiele do obrazu Bieszczadów XX wieku109, ale w zamian nadają całości tomu wysokiego poziomu autentyczności. Należą do nich reportaże: Pies mojego dzieciństwa, Jaskółki brzegówki, Ludowe wojsko polskie, ale nie moje oraz Ruski bachor. Relacjonują one poszczególne etapy rozwoju Potockiego, poczynając od dzieciństwa, kiedy to zaprzyjaźnił się z suką pilnującą domu jego dziadka – Chinką/Hinką, która ostatecznie dokonała żywota zastrzelona przez ojca reportażysty. Dzięki bohaterkom kolejnego tekstu – jaskółkom – autor posiadł podstawowe informacje dotyczące seksualności człowieka i jego życia intymnego, natomiast pobyt w wojsku, opisany w reportażu Ludowe wojsko polskie, ale nie moje, utwierdził go w przekonaniu, że nigdy nie chciał być żołnierzem i nim nie zostanie (przy okazji czytelnicy mogą dowiedzieć się również jak wyglądała w PRL-u zasadnicza służba wojskowa). Ostatnia relacja z tej grupy mówi zaś o znanym Potockiemu osobiście chłopcu, który urodził się w wyniku gwałtu radzieckiego żołnierza na szesnastoletniej dziewczynie. Dziecko było z tego względu szykanowane przez rówieśników, znęcał się nad nim także jego ojczym. Dopiero pewna groteskowa sytuacja sprawiła, że los chłopca po części się odmienił. Punktem centralnym dwóch kolejnych reportaży (Wigilijna kasza i Taca) są „przedmioty”. Pierwszy z tekstów to „satyra na wigilijną kaszę z suszonymi śliwkami”110, po zjedzeniu której bohater dostał ataku rozwolnienia w czasie pasterki i stał się pośmiewiskiem całej wsi. Drugi to z kolei studium hierarchii społecznej

108 A. Potocki, Przystanek Bieszczady [w:] A. Potocki, Przystanek Bieszczady: bez cenzury…, dz. cyt., s. 43. 109 Z tego też względu nie będę ich tutaj szczegółowo omawiać. 110 K. Potocka, dz. cyt., s. 5. 213 niewielkiego miasteczka (można się domyślać, że jest to miasteczko w Bieszczadach) budowanej w oparciu o wielkość datków na tacę na niedzielnej sumie:

Taca kościelna nie była zwykłą tacą, taką jak domowa, na którą kładło się chleb albo nawet i kawał szynki, stawiało pół litra wódki w kryształowej karafce i kieliszki. Ta, o którą mi chodzi, miała w sobie taki sam walor sacrum, jak kielich mszalny, chociaż nie lśniła blaskiem złota. Ot, zwyczajny kawałek żelaznej blachy posmarowany chromem, a jednak była poza fizycznym zasięgiem zwykłego śmiertelnika, takiego, co to każdej niedzieli przychodził do kościoła wysłuchać słowa Bożego. Wierni kładli na nią ofiarę na kościół, którą, jakby na to nie spojrzeć, zgarniał proboszcz. Większość wrzucała brzęczące monety, nieliczni z namaszczeniem kładli nieme papierowe banknoty. Ich nominały wyznaczały pozycję na szczeblach drabiny lokalnej społeczności111.

I tak co niedziela na tacy powinno było się znaleźć siedem banknotów stuzłotowych (od stolarza, krawca, fryzjera, aptekarza, „doktóra”, piekarza i barmana) i dwanaście pięćdziesięciozłotowych (od kilku urzędników i pomniejszych rzemieślników, a także żony komendanta posterunku MO i kierownika kina). Wszelkiego rodzaju „zawirowania” w tym schemacie podlegały szybko społecznej weryfikacji i szczegółowym badaniom ich przyczyn. Trzecia grupa tekstów znowu zawiera dwa kolejne reportaże (o tytułach Poeta i Jednonogi). Punktem wyjścia dla tych relacji stali się ich bohaterowie. W pierwszym tekście postacią główną jest człowiek powszechnie uważany za poetę (Potocki znał go „z widzenia”) i lekceważony przez innych mieszkańców miasteczka (prawdopodobnie bieszczadzkiego), który jednak okazał się być zwykłym zdrajcą, gdyż wydał na śmierć podczas II wojny światowej dwoje żydowskich dzieci i przechowującą je Rusinkę. Relacja na temat bezpodstawnej ludzkiej nienawiści wobec bliźniego pozwoliła autorowi na zaznaczenie obecności Żydów w tej części Karpat, o których jednak mówiło się niewiele lub wcale. Zostały po nich tylko ruiny bożnicy i cmentarz na Okopisku. W latach 80. Izraelici znów zaczęli odwiedzać miasto. Poeta już wtedy nie żył, a jego najmłodszy syn na wysługiwaniu się przyjezdnym Żydom zarabiał pieniądze. Bohaterem drugiego tekstu jest z kolei starszy jednonogi mężczyzna, który zamiast protezy posługiwał się mosiężną gilzą armaty przeciwpancernej kalibru 100 milimetrów. Potocki poznał go w czasie swojego pierwszego pobytu w Jaśliskach. Ten krótki reportaż umożliwił autorowi ukazanie obrazu tego małego, bieszczadzkiego (a właściwie już beskidzkiego) miasteczka w roku 1971:

111 A. Potocki, Taca [w:] A. Potocki, Przystanek Bieszczady: bez cenzury…, dz. cyt., s. 82. 214

Po dawnej świetności został rynek wybrukowany pięściakami, w zasadzie pusty, jeżeli nie liczyć wałęsających się psów i stada gęsi, kilka przyrynkowych drewnianych mieszczańskich zaniedbanych chałup i chylący się ku upadkowi ratusz, w którego kamiennych murach pomieszczono sklep wielobranżowy i geesowską knajpę112.

Dwie następne relacje (Syberyjska młodość Heleny Michajłownej oraz Odyseja po bieszczadzku) także w centrum zainteresowania stawiają bohaterów, przy czym są to postaci zmuszone do dźwigania przez życie piętna ciężkich doświadczeń związanych z zesłaniem w czasie II wojny światowej. Pierwszą taką opisaną osobą jest, pochodząca z beskidzkiej Posady Górnej, Helena Michajłowna, która całą swoją młodość (6 lat życia) spędziła na Syberii, gdzie wywieziono ją w 1940 roku (wojna zastała ją we Lwowie, daleko od rodziny). Trudy syberyjskiej egzystencji, praca ponad siły, walka o przeżycie, przerażenie i niepokój już na zawsze pozostały w jej podświadomości, przez całe życie nie potrafiła wymazać ich z pamięci. Drugim tragicznym bohaterem jest również ciężko doświadczony przez los Jerzy Makar. Mężczyzna urodził się w powiecie leskim, we wsi Hulskie, gdzie jego ojciec posiadał bardzo duże gospodarstwo. Potocki tak rekonstruuje (na podstawie opowiadania Makara) obraz wioski w początkach XX wieku:

Hulskie było wtedy, jak na warunki bieszczadzkie, średnią wsią liczącą ponad 50 gospodarstw i około 350 mieszkańców. We wsi stała cerkiew greckokatolicka, murowana z kamienia, pod blachą. Chodzili do niej wszyscy – Rusini i Polacy. Tych drugich było zaledwie kilka rodzin. Jeszcze wtedy żyli ze sobą w najlepszej zgodzie. Określenia „Ukrainiec” tutaj nie znano. Najbliższa szkoła była w Polanie, czteroklasowa, polska. Z Hulskiego niewiele dzieci posyłano do niej – najważniejsza była robota w polu. Wszystkim wiadomo przecież było, że dziadowie i ojcowie do szkół nie chodzili, a rozumu nie brakowało113.

Cytat ten stanowi doskonałe potwierdzenie informacji zawartych w omówionych w poprzednich rozdziałach pamiętnikach, mówiących o zgodnym współżyciu w Bieszczadach ludzi różnych narodowości, w tym właśnie Rusinów i Polaków, która to przyjaźń później przekształciła się w morderczą nienawiść. Zwraca też uwagę na problem szkolnictwa (przywoływany już przez Adolfa Jakubowicza), który przez długi czas był jednym z najważniejszych w małych bieszczadzkich (i nie tylko) miejscowościach.

112 A. Potocki, Jednonogi [w:] A. Potocki, Przystanek Bieszczady: bez cenzury…, dz. cyt., s. 99. 113 A. Potocki, Odyseja po bieszczadzku [w:] A. Potocki, Przystanek Bieszczady: bez cenzury…, dz. cyt., s. 114–115. 215

Przez kilka lat Makar pracował na gospodarstwie, gdyż najpierw zaginął ślad po jego ojcu (żołnierzu podczas I wojny światowej), a następnie zmarła matka. Stary Makar w końcu jednak wrócił do domu (był w niewoli rosyjskiej) i powtórnie się ożenił. Szybko jednak zmarł, a Jerzy najpierw odbył zasadniczą służbę wojskową w Sanoku, potem pracował kilka miesięcy w Czechosłowacji, w końcu zaś wybudował dom w Dwerniczku i się ożenił. Podjął także pracę w charakterze celnika, które to stanowisko zajmował aż do wybuchu II wojny światowej (w międzyczasie urodził mu się syn). Wraz z nastaniem września 1939 roku rozpoczęła się jego kilkuletnia „odyseja”. Na początku został internowany przez wojsko radzieckie, potem był prześladowany przez NKWD, a w końcu dostał wyrok za „szpiegostwo” i wywieziono go do sowieckiego łagru na Syberii. Został z niego zwolniony w 1941 roku na mocy porozumienia rządu sowieckiego z polskim rządem na emigracji, jednak aż do roku 1943, w wyniku różnych zdarzeń losowych, pozostawał na terytorium ZSRR. W 1943 r. wstąpił do oddziału I Dywizji Wojska Polskiego im. Tadeusza Kościuszki, z którą walczył pod Lenino. Jego żołnierska przygoda szybko się jednakowoż skończyła z powodu zranienia dwoma odłamkami w brzuch. Przez jakiś czas pracował jeszcze w Związku Radzieckim, ale w 1944 roku postanowił przedrzeć się na terytorium Polski. Różne zbiegi okoliczności spowodowały, że powrócił w Bieszczady, te jednak były ogarnięte bratobójczymi walkami z UPA. Okazało się również, że upowcy zabili całą jego rodzinę, mieszkającą nadal w Dwerniczku. Koniec wojny zastał go w Lesku, gdzie podjął decyzję o nowym ożenku i wyjeździe na Ziemie Odzyskane. Zamieszkał w Gryfinie i podjął pracę w tamtejszym PGR-ze. Po utracie stanowiska coraz częściej zdarzało mu się myśleć o powrocie w rodzinne strony. I tak historia zatoczyła koło, a „odyseja” się zakończyła, gdyż w 1964 roku wynajął dom w Bezmiechowej (gospodarstwa w Dwerniczku nie udało mu się już odzyskać), gdzie spędził resztę swojego życia. Zarówno Helena Mychajłowna, jak i Jan Makar obrazują doskonale losy wielu bieszczadzkich (i z pewnością nie tylko) ludzi, których II wojna światowa obarczyła ogromnym bagażem trudnych doświadczeń. Koleje ich życia pozwalają wpisać towarzyszący im ból i cierpienie w obraz tej części Karpat, utkany z wielu tego typu poruszających historii. Kolejną grupę reportaży stanowią relacje o charakterze historycznym, które mówią o bieszczadzkich zdarzeniach osnutych mgłą tajemnicy. Składają się one na

216 tragiczny pejzaż Bieszczadów, które żyją z ich niezatartym piętnem po dziś dzień. Potocki posługuje się w tych tekstach faktami historycznymi przytaczanymi w pierwszym rozdziale niniejszej pracy, z tego też względu pozwolę sobie tylko na ich krótkie wymienienie. Pierwszy z tej grupy reportaży (Zbrodnia NKWD w Lesku) traktuje o bestialskim morderstwie dokonanym przez sowieckie NKWD w 1941 roku na dwudziestu jeden mieszkańcach Leska. Zbrodnia ta w czasach PRL-u była starannie tuszowana ze względu na „przyjaźń” polsko-radziecką. Dokonano jej w Rejonowym Komisariacie Milicji Ludowej, który miał siedzibę w pożydowskim hotelu Dawida Gottliba114. Po odnalezieniu zwłok (czego dokonano z pomocą jednego z mieszkańców Olszanicy) Niemcy wykorzystali całą sytuację do swoich celów politycznych, nadając jej bardzo propagandowy charakter. Dwa następne reportaże (Z archiwum „Chrynia” i Dwa ostrza miecza) dotyczą działalności Ukraińskiej Powstańczej Armii na terenach Bieszczadów. Z dużą dokładnością reportażysta opisuje wygląd upowskich bunkrów, które (jak to już była mowa w rozdziale trzecim) stanowią swoisty „rys architektoniczny” tej części Karpat. Podstawą do podjęcia tego tematu przez autora było odnalezienie przez jednego z mieszkańców „krainy Biesa i Czadów” części archiwum sotni Stepana Stebelskiego „Chrina”. Były w nim zawarte m.in. dwa dokumenty: rozpoznanie sił polskich z 1 lutego 1946 roku oraz list Stanisława Kossakowskiego (dowódcy oddziału NSZ) do Stebelskiego, zawierający nakaz oddania czterech pojmanych przez UPA mężczyzn. W razie niewykonania rozkazu Kossakowski obiecywał zemstę (której jednak nie udało mu się już dokonać). Potocki konkluduje, że:

Treść tego listu zdaje się być jednocześnie dowodem, że tu w Bieszczadach nie było porozumienia i współdziałania między polskimi oddziałami partyzanckimi a sotniami upowskimi115.

Drugi tekst opisuje z kolei zbrodnię dokonaną przez żołnierzy UPA na ośmiu cywilnych osobach pochodzenia polskiego (były to trzy kobiety, trzy dziewczynki i dwóch chłopców). Los jednak zemścił się na oprawcach, gdyż wiosną 1946 roku ludność rusińską poczęto wysiedlać, najpierw na Ukrainę, potem na polskie Ziemie

114 W tym samym miejscu w roku 1944 współtworzono zamysł powstania Węgierskiej Republiki Ludowej (za: A. Potocki, Zbrodnia NKWD w Lesku [w:] A. Potocki, Przystanek Bieszczady: bez cenzury…, dz. cyt., s. 143–144). 115 A. Potocki, Z archiwum „Chrynia” [w:] A. Potocki, Przystanek Bieszczady: bez cenzury…, dz. cyt., s. 152. 217

Odzyskane. Zostały po nich tylko prawie w pełni wyposażone chaty oraz broń ukryta w licznych bunkrach. Ostatnią relacją z tej grupy jest reportaż pt. Tragedia Terki, w którym Potocki „odkrywa” tragedię 30 Rusinów wymordowanych przez oddział Wojsk Ochrony Pogranicza w ramach zemsty za uprowadzenie przez upowców trzech Polaków. Znów widać tu podobieństwo do analizowanych w poprzednich rozdziałach pamiętników (szczególnie wspomnień Ukraińców), gdyż wskazują one jasno, że nie tylko UPA ma na sumieniu wiele ludzkich istnień. Następna grupa tekstów obejmuje dwa reportaże (Sprofanowane sacrum i Plażę nieboszczyków), których „akcja” dzieje się już w latach powojennych, kiedy to na ziemiach bieszczadzkich (i nie tylko) rozwijała się polityka socjalistyczna, za nic mająca wiarę w Boga. Pierwszy z nich to relacja z bezzasadnego niszczenia kolejnych bieszczadzkich cerkwi bądź też ich całkowitego unicestwiania (łupem władzy padła m.in. świątynia w Rajskiem) oraz bezpodstawnego zburzenia murowanego kościoła w Wołkowyi. Drugi reportaż mówi z kolei o profanacji cmentarzy znajdujących się pod wodami Jeziora Solińskiego – według dokumentów w trakcie budowy zapory szczątki osób pochowanych w tym miejscu powinny zostać ekshumowane i złożone w miejscu wiecznego spoczynku, znajdującym się już poza obrębem Zalewu. W rzeczywistości jednak jeszcze w latach 90. często można było spotkać na plażach Polańczyka i Soliny odkryte trumny, pozostałości nagrobków, gwoździe, a także ludzkie kości, które nierzadko pływały też po wodach jeziora. Ostatnia „partia” reportaży (największa, gdyż obejmująca 6 tekstów: Byli, minęli, Bydlęcy żywot Teodora S., Przerwany lot, Bieszczadzkie wędrówki księdza Karola Wojtyły, Strzeżcie się fałszywych proroków i Z zapisków reportera) to utwory, których fabuła znów obraca się wokół postaci. Byli, minęli i Bydlęcy żywot Teodora S. to historie mieszkających kiedyś w Bieszczadach „zwykłych” ludzi, którzy prowadzili

(…) zwyczajne szare życie, umęczone codzienną harówką i tylko czasem okraszone jakimiś małymi radościami116.

Relacje te nie odbiegają znacząco od treści przeanalizowanych w poprzednich rozdziałach pamiętników, dlatego też nie będą tutaj szczegółowo omawiane. Dość zaznaczyć, że ludzie ci z biegiem czasu odeszli w niepamięć, tak jak ich codzienne troski, radości i smutki czy też stworzony przez nich krajobraz, „którego już nie da się

116 A. Potocki, Byli, minęli [w:] A. Potocki, Przystanek Bieszczady: bez cenzury…, dz. cyt., s. 206. 218 odtworzyć”117. Szczególną uwagę reportażysta poświęcił jednej z takich postaci, Teodorowi S., z którym nawet przez jakiś czas uczęszczał do tej samej klasy. Mężczyzna ten w latach 60. XX wieku żył z dala od cywilizacji i zdobyczy techniki, prowadził prawdziwie prosty, „bydlęcy żywot”. Pozostałe reportaże z tej grupy dotyczą kolejno: dziesięciu osób, które zginęły tragicznie w wyniku katastrofy śmigłowca, do której doszło w Cisnej w 1991 roku118; postaci Karola Wojtyły, który w latach 50. i 60. wędrował po Bieszczadach119; konfabulacji dotyczących osoby późniejszego papieża Jana Pawła II i jego wycieczek po „krainie Biesa i Czadów” oraz trzech młodych kobiet, których nie rozpieszczało życie (jedna została zgwałcona przez pracodawcę, druga po nieudanych związkach „stoczyła się na dno” i popadła w alkoholizm, trzecia zaś była bita i molestowana przez własnego ojca). Losy wszystkich tych osób wpisały się na stałe w bieszczadzki krajobraz i ukształtowały jego obraz, a postać wędrującego po górskich bezdrożach Karola Wojtyły stała się już nawet pewnego rodzaju legendą. Przystanek Bieszczady: bez cenzury to książka, która ukazuje wszechstronne spojrzenie na otaczającą rzeczywistość – historia splata się tutaj z losami poszczególnych osób. Każdy z reportaży to osobna relacja, wszystkie razem jednak dają czytelnikowi obraz przedwojennych, wojennych i powojennych Bieszczadów, naznaczonych przede wszystkim cierpieniem, bólem i strachem jednostki oraz socjalistyczną propagandą, których piętno ciąży na tych górach aż do dnia dzisiejszego. Potocki z wyczuciem uzupełnia luki w historii, prezentując nowe fakty – do tej pory owiane mgiełką tajemnicy, skrupulatnie tuszowane lub po prostu zapomniane. Publikacja ta pozwala również wpisać „krainę Biesa i Czadów” w szerszy dyskurs dotyczący czasów II wojny światowej i PRL-u, gdyż nie ulega wątpliwości, że opisane na jej kartach postaci i wydarzenia to elementy pewnej układanki, która w konsekwencji ukazuje obraz nie tylko tego małego skrawka naszego kraju, ale całej Polski120.

117 Tamże. 118 Był to śmigłowiec ekipy telewizyjnej Magazynu Kryminalnego 997 (za: A. Potocki, Przerwany lot [w:] A. Potocki, Przystanek Bieszczady: bez cenzury…, dz. cyt., s. 223–234). W wyniku nieszczęśliwego wypadku zginęły trzy osoby z załogi, sześciu policjantów i jeden policyjny pracownik cywilny. 119 Reportaż Bieszczadzkie wędrówki księdza Karola Wojtyły to „streszczenie” książki Andrzeja Potockiego (przywoływanej już kilkakrotnie w różnych częściach pracy) noszącej tytuł Bieszczadzkimi i beskidzkimi śladami Karola Wojtyły (Rzeszów 2006). 120 Warto zaznaczyć, że ciekawe reportaże na temat Bieszczadów XX i XXI wieku wyszły także spod pióra Henryka Nicponia (H. Nicpoń, Za wrotami cudów. Opowieści bieszczadzkie, Rzeszów 2007; tenże, Tajemnice Soliny, wyd. 2 poszerz., Rzeszów 2010) oraz Krzysztofa Potaczały (K. Potaczała, Bieszczady w PRL-u, Olszanica 2012; tenże, Bieszczady w PRL-u. Część 2, Olszanica 2013; tenże, Bieszczady w PRL-u. Część 3, Olszanica 2015). 219

***

Ewa Owsiany w swoim szkicu pt. Uleczyć życie (szkic o reportażu)121 napisała, że:

Dobry reportaż powstaje ze zdziwienia. Albo z oczarowania jakimś człowiekiem, czy splotem zdarzeń. Może być, że z protestu. Czyli dlatego, że dziennikarz potrafi przejmować się i to nie tylko sobą122.

Ta krótka „definicja” reportażu doskonale odzwierciedla postawę Adolfa Jakubowicza i Andrzeja Potockiego. Obu autorów bowiem cechuje niepospolita wręcz wrażliwość na problemy innych ludzi, ciekawość ich losów, radości i smutków. Teksty poddane w tym rozdziale analizie stanowią indywidualne spojrzenie reporterów na „krainę Biesa i Czadów”, ludzi w niej zamieszkujących oraz ich codzienność. Mówią o tym, co reporterom wydawało się w danej chwili najistotniejsze, co przedstawiało dla nich najwyższą wartość. Ukazane w nich Bieszczady XX wieku to przede wszystkim teren zmagania się uwikłanej w historię jednostki z wieloma kłopotami, z bólem i cierpieniem oraz pole walki o lepszy byt, o rozwój „małej ojczyzny”, swoista arena walki dobra ze złem. Ta część Karpat to miejsce szczególne – pełne ludzkich tragedii, ale też radości z niewielkich nawet osiągnięć. Jakubowicz i Potocki w swoich reportażach tworzą obraz Bieszczadów stanowiący pewnego rodzaju układankę – jej poszczególne elementy to postaci, przestrzeń i wydarzenia, które same w sobie nie posiadają ogromnej wartości, ale poskładane w całość dają kompletny ogląd bieszczadzkiej rzeczywistości, idealnie nakładający się na spojrzenie pamiętnikarzy i je uzupełniający.

121 E. Owsiany, Uleczyć życie (szkic o reportażu) [w:] Abecadło dziennikarza, red. A. Niczyperowicz, Poznań 1996, s. 19–36. 122 Tamże, s. 23. 220

ZAKOŃCZENIE

Przedstawione przeze mnie rozważania prezentują obraz Bieszczadów zachowany we współczesnych pamiętnikach, wspomnieniach i reportażach, które były pisane przez mieszkańców tego regionu Polski, pierwszych osadników i ludzi z nim bezpośrednio lub pośrednio związanych. Składają się na niego: geografia, wydarzenia historyczne, etnografia, kultura, ale przede wszystkim ludzie i ich życie codzienne z wszystkimi radościami i smutkami. Jak wynika z poszczególnych analiz jest to pewnego rodzaju innowacyjne, lecz przy tym niezwykle ważne spojrzenie na „krainę Biesa i Czadów”, gdyż zazwyczaj, jak była już o tym mowa wcześniej, jest ona ukazywana przez pryzmat badań naukowych, turystyki oraz literatury, tworzących wizerunek tej części Karpat „z zewnątrz”. Nie należy jednak zapominać, że turyści, pisarze i poeci oraz naukowcy nie mają zasadniczo możliwości zapoznania się z trudami codziennej egzystencji na tym niewielkim skrawku Polski. Badania podjęte w kolejnych częściach pracy umożliwiły mi „przejście” od „obiektywnych” informacji na temat Bieszczadów poprzez wspomnienia rdzennego ich mieszkańca (Bieszczadzianina „z krwi i kości”), pamiętniki pierwszych powojennych osadników-pionierów i „obcych”, czyli Ukraińców, aż do relacji „osób trzecich”, tj. reporterów, którzy nie zawsze brali udział w opisywanych przez siebie wydarzeniach, ale z całą skrupulatnością starali się wypełniać obowiązki cierpliwego, wiernego słuchacza i obserwatora otaczającej rzeczywistości. Wszystkie poddane analizie teksty ukazały obraz „krainy Biesa i Czadów” w sposób niezwykle prosty, ale przepełniony autentyzmem, a nie „literacki” – nasycony liryzmem i stereotypami, przy tym jednak każdy z autorów wyróżnił ze swojego otoczenia inne jego fragmenty, podkreślił to, co w jego oczach było najważniejsze i warte przekazania kolejnym pokoleniom. Dzięki temu powstał spójny wizerunek XX- wiecznych Bieszczadów, którego pierwsze ogniwo stanowi relacja Józefa Pawłusiewicza, żołnierza wojska polskiego i mieszkańca nieistniejącej już miejscowości Łęg. Pamiętnikarz ten przedstawił opisywaną część Karpat w pierwszej połowie XX wieku, czyli w latach obydwu wojen światowych i dzielącego je dwudziestolecia międzywojennego. Jako zagorzały myśliwy zwracał on dużą uwagę na bieszczadzką przyrodę i krajobraz, jako wojskowy zaś na prowadzone dookoła działania wojenne. Jego pamiętnik przepełniony jest również opisami dotyczącymi życia codziennego zamieszkujących pospołu na terenie Bieszczadów Polaków i Rusinów,

221 których zgodne współżycie zostało w latach 40. zamienione w nienawiść przez zapamiętałych „rycerzy tryzuba”. Wspomnienia Pawłusiewicza znalazły swoją kontynuację w publikacji noszącej tytuł Pionierzy. Pamiętniki osadników bieszczadzkich, w której pomieszczono teksty pamiętnikarskie związane zarówno z początkami XX wieku i czasem II wojny światowej, jak i te opisujące już lata powojenne, osadnicze. Pionierzy bieszczadzcy dali w nich świadectwo ludzkiego trudu i ciężkiej, mozolnej pracy, którą musieli wykonać, aby móc w pełni cieszyć się życiem w swojej nowej „małej ojczyźnie”. Właśnie dzięki ich działaniom można dzisiaj oglądać Bieszczady w pełnej krasie, jako teren bardzo dobrze rozwinięty i „ucywilizowany”. Byli to jednak głównie osadnicy „rolni”, dla których najważniejszym punktem odniesienia stało się własne gospodarstwo i wyczerpująca praca na roli, z tego też względu konieczne stało się uzupełnienie ich wizji o perspektywę pionierów-leśników. Ci drudzy również zwracali uwagę na trudne warunki życia czekające na nich w tej części Karpat (m.in. brak dróg, elektryczności i bieżącej wody), przy okazji jednak, podobnie jak Pawłusiewicz, poświęcili w swoich wspomnieniach dużo miejsca pięknej bieszczadzkiej przyrodzie i krajobrazom. Zgoła odmienny punkt widzenia zaprezentowali żołnierze Ukraińskiej Powstańczej Armii, którzy postrzegali Bieszczady lat 40. XX wieku głównie pod kątem stosunków narodowościowych (w tym polsko-ukraińskich). Ich pamiętniki ukazują Ukraińców jako normalnych ludzi, którzy walczyli o swoje miejsce na ziemi, a przy tym skłaniają do refleksji nad postrzeganiem polsko-ukraińskiego konfliktu tylko z perspektywy jednej z jego stron. W celu poszerzenia oglądu bieszczadzkiej rzeczywistości zajęłam się także w swoich badaniach wspomnieniami zawierającymi liczne elementy „literackości”, w tym odwołania do podań i legend znanych w całych Bieszczadach. Pokazują one nie tylko ciężkie warunki życia w tym regionie Polski, ale także te jego cechy, które zadecydowały o wielkiej atrakcyjności turystycznej i przyciągnęły do „krainy Biesa i Czadów” wielu życiowych „rozbitków”. Dodatkowo część z nich ukazuje obraz Bieszczadów już w XXI wieku i wpisuje te piękne góry w szerszą perspektywę poznawczą, związaną z procesem ciągle postępującej globalizacji. Wszystkie przywołane i omówione relacje wspomnieniowe są z całą pewnością bardzo subiektywne, ale właśnie dzięki tej cesze wielce ciekawe i literacko nieschematyczne. Dają możliwość przekazania kolejnym pokoleniom prawdy noszonej

222 głęboko w sercu i zaprezentowania obrazu rzeczywistości nakładającego się na inne schematyczne obrazy. Ich ciekawym uzupełnieniem stały się w moich rozważaniach reportaże Adolfa Jakubowicza i Andrzeja Potockiego, które opisują najistotniejsze problemy mieszkańców Bieszczadów z perspektywy bądź to uczestnika wydarzeń, bądź ich obserwatora lub słuchacza danej historii, czasami także z punktu widzenia samego bohatera tekstu. Reporterzy wybierali z otaczającej ich rzeczywistości te elementy, które wydawały im się warte przekazania i im poświęcali swoją twórczość. Podobnie jak pamiętnikarze ukazali obraz Bieszczadów XX wieku przepełniony trudami życia codziennego i wieloma problemami, przy tym jednak punktem centralnym ich relacji stali się ludzie, a konkretnie – jednostka uwikłana w historię, walcząca o przetrwanie i lepszy byt, której osiągnięcia przyczyniły się do rozwoju opisywanej części Karpat. Bieszczady w reportażach to więc miejsce szczególne – miejsce splotu ludzkich tragedii z chwilami radości nawet z błahych osiągnięć. Ważne jest również to, że ani Potocki, ani Jakubowicz nie bali się tematów kontrowersyjnych – śmiało uzupełniali luki w historii, prezentowali fakty w nowym świetle i odkrywali starannie tuszowane tajemnice. W obliczu przedstawionych przeze mnie powyżej wniosków skłaniam się ku stwierdzeniu, że cel mojej pracy, którym było ukazanie Bieszczadów jako prawdziwego „polskiego Dzikiego Zachodu”, został osiągnięty, jednak zaprezentowana problematyka dotycząca obrazu tej części Polski w XX-wiecznych pamiętnikach i reportażach z pewnością nie wyczerpuje w całości charakteryzowanego tematu, albowiem istnieje jeszcze wiele publikacji wspomnieniowych i reportażowych dotyczących Bieszczadów w minionym stuleciu. Przeprowadzone rozważania „zmuszają” za to do refleksji nad prawdziwym wizerunkiem „krainy Biesa i Czadów” oraz dalszych badań w tym zakresie, które, moim zdaniem, z powodzeniem można byłoby poszerzyć także o dogłębną analizę twórczości pamiętnikarskiej i publicystyczno-literackiej wieku XXI.

223

BIBLIOGRAFIA

Literatura podmiotu Dominik R., Bieszczady. Przystanek Siekierezada, il. R. Kaja, Rzeszów 2015. Dominik R., Bieszczadzkie cztery pory roku. Zapiski z Siekierezady, Olszanica 2012. Dominik R., Bieszczadzkie opowieści Siekierezady 2, Rzeszów 2010. Dominik R., Bieszczadzkie opowieści Siekierezady, Rzeszów 2009. Hess M., Kim ja jestem. Między snem a jawą…, Wrocław 2005. Jakubowicz A., Powroty, Rzeszów 1980. Łowczyk B., Bieszczadzkie ścieżki, Rzeszów 1998. Pawłusiewicz J., Na dnie jeziora, wyd. 2 popr. i uzup., Krosno 2009. Pepera W., Wśród lasów i zwierząt Bieszczad, współaut. – oprac. literackie J. Huta, Warszawa 1995. Pionierzy. Pamiętniki osadników bieszczadzkich, przedm. B. Gołębiowski, wybór, red. i przypisy H. Jadam, Rzeszów 1975. Płeczeń O., 9 lat w bunkrze. Wspomnienia żołnierza UPA, na podst. zapisu I. Dmytryka oprac. i zred. N. Ilycka, przeł. z ukr. M. Kawecka, Lublin 1991. Potocki A., Przystanek Bieszczady: bez cenzury, wyd. 2 znacznie rozsz., Rzeszów 2011. Potocki A., Przystanek Bieszczady: bez litości, Rzeszów 2008. Rygiel Z., Wspomnienia bieszczadzkiego leśnika, wyd. 2 popr., Krosno 2000. Schramm R. W., Prywatna podróż pamięci, Olszanica 2003. Stebelski „Chrin” S., W bunkrze „Chrina”. Wspomnienia dowódcy sotni UPA w zasadzce której, zginął gen. Karol Świerczewski, wstęp B. Halczak, Warszawa – Kraków 2014. Wojciechowski W., Czar Bieszczadów. Opowiadania Woja, Rzeszów 2009.

Literatura przedmiotu Wydawnictwa zwarte Akcja „Wisła”, red. J. Pisuliński (Instytut Pamięci Narodowej. Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu), Warszawa 2003. Antoniszak K., Tajemnice Bieszczadu, Toruń 2008. Babiński G., Pogranicze polsko-ukraińskie: etniczność, zróżnicowanie religijne, tożsamość, Kraków 1997.

224

Bańkosz R., Straszliwi zbójnicy z Bieszczadów i okolicy, Krosno 2010. Bata A., Bieszczady w ogniu, Rzeszów 1987. Biernacka M., Kształtowanie się nowej społeczności wiejskiej w Bieszczadach, przedm. A. Kutrzeba-Pojnarowa, Wrocław 1974. Bieszczady. Natura – Kultura, red. H. Kosętka, R. Gadamska-Serafin, J. Mazur-Fedak, Sanok 2011. Bilska M., Ognie nad Solinką, wstęp K. Szymański, Warszawa 1981. Czekanowski J., Wstęp do historii Słowian. Perspektywy antropologiczne, etnograficzne, archeologiczne i językowe, wyd. 2 na nowo oprac., Poznań 1957. Falkowski J., Pasznycki B., Na pograniczu łemkowsko-bojkowskiem: zarys etnograficzny, Lwów 1935 (przedruk: Warszawa 1991). Garbowski H., Zanim doszło do akcji „Wisła”, Pruszków 2000. Głuszko M., Bieszczady z historią i legendą w tle, Sandomierz 2008. Gołębiowski T., Pionierzy budownictwa leśnego w Bieszczadach. Monografia Zarządu Budownictwa Leśnego „Bieszczady” w Ustrzykach Dolnych 1955-1980, Przemyśl 1985. Huta J., Napora R., Gwidon Strouhal, wielki myśliwy i leśnik oraz inne wspomnienia myśliwych, [b.m.w.] 2015. Jadam H., Pionierska społeczność w Bieszczadach, Rzeszów 1976. Janicki J., Opowieści bieszczadzkie, wyd. 5, Olszanica 2014. Kłoskowska A., Kultury narodowe u korzeni, wyd. 2, 1 dodr., Warszawa 2012. Korman A., Stosunek UPA do Polaków na ziemiach południowo-wschodniej II Rzeczypospolitej, Wrocław 2002. Kryciński S., Bieszczady. Od Komańczy do Wołosatego, Rzeszów 2015. Kryciński S., Bieszczady. Tam gdzie diabły, hucuły, Ukraińce, Rzeszów 2014. Kunicki M., Pamiętnik „Muchy”, wstęp S. Wroński, wyd. 2, Warszawa 1967. Litwin J., Język i styl polskiego reportażu (na materiale z lat 1945-1975), Rzeszów 1989. Lubas-Bartoszyńska R., Między autobiografią a literaturą, Warszawa 1993. Łemkowie, Bojkowie, Rusini – historia, współczesność, kultura materialna i duchowa, red. nauk. S. Dudra, B. Halczak, R. Drozd, I. Betko, M. Ńmigel’, t. 3, Głogów 2010. Łemkowie w historii i kulturze Karpat, red. J. Czajkowski, wyd. 2 uzup. i popr., cz. 1, Sanok 1995. Łemkowie w historii i kulturze Karpat, red. J. Czajkowski, cz. 2, Sanok 1994.

225

Masłowśkyj W., Z kim i przeciw komu walczyli nacjonaliści ukraińscy w latach II wojny światowej?, przeł. z ukr. Z. Małyszczycki, Wrocław 2001. Maziarski J., Anatomia reportażu, Kraków 1966. Michałowski W., Rygielski J., Spór o Bieszczady, wyd. 2 rozsz., Warszawa 1986. Motyka G., Od rzezi wołyńskiej do akcji „Wisła”. Konflikt polsko-ukraiński 1943–1947, Kraków 2011. Motyka G., Tak było w Bieszczadach. Walki polsko-ukraińskie 1943-1948, Warszawa 1999. Motyka G., W kręgu „Łun w Bieszczadach”. Szkice z najnowszej historii polskich Bieszczad, wyd. 2, Warszawa 2013. Nasze Bieszczady, wybór i oprac. W. Wiśniewski, Warszawa 1980. Nicpoń H., Duchy Arłamowa, Warszawa 2015. Nicpoń H., Tajemnice Soliny, wyd. 2 poszerz., Rzeszów 2010. Nicpoń H., Za wrotami cudów. Opowieści bieszczadzkie, Rzeszów 2007. Niedzielski C., O teoretycznoliterackich tradycjach prozy dokumentarnej (podróż – powieść – reportaż), Toruń 1966. Niewiara A., Wyobrażenia o narodach w pamiętnikach i dziennikach z XVI – XIX wieku, Katowice 2000. Orłowski S., Tołhaje czyli Zbóje w Bieszczadach, Rzeszów 2009. Partyka J., Bibliografia bieszczadzka za lata 1800–1975, Bieszczadzki Park Narodowy, Kraków 1977. Pieradzka K., Na szlakach Łemkowszczyzny, posłowie T. A. Olszański, Krosno 2003. Pogranicza (nie tylko) Podkarpacia, red. J. Pasterska, S. Uliasz, A. Luboń, Rzeszów 2016. Potaczała K., Bieszczady w PRL-u, Olszanica 2012. Potaczała K., Bieszczady w PRL-u. Część 2, Olszanica 2013. Potaczała K., Bieszczady w PRL-u. Część 3, Olszanica 2015. Potaczała K., KSU: rejestracja buntu. Opowieść o punk rocku w Bieszczadach, oprac. graf. K. Motyka, Rzeszów 2010. Potocki A., Bieszczadzkie judaica, Rzeszów 2007. Potocki A., Bieszczadzkie losy. Bojkowie i Żydzi, Rzeszów – Krosno 2000. Potocki A., Bieszczadzkimi i beskidzkimi śladami Karola Wojtyły, Rzeszów 2006. Potocki A., Dzikie pola socjalizmu czyli kowbojskie Bieszczady, Rzeszów 2015. Potocki A., Kapliczka pamięci, Rzeszów 2009.

226

Potocki A., Księga legend i opowieści bieszczadzkich, wyd. 7 rozsz. i uzup., Rzeszów 2006. Potocki A., Majster Bieda czyli Zakapiorskie Bieszczady, Rzeszów 2004. Potocki A., Zaginiony świat bieszczadzkiego kresu. Bojkowie, Żydzi, Polacy, Niemcy i Cyganie, Rzeszów 2013. Pół wieku pamiętnikarstwa, wybór i oprac. S. Adamczyk, S. Dyksiński, F. Jakubczak, słowo wstępne F. Jakubczak, Warszawa 1971. Prus E., Legenda Kresów. Szare Szeregi w walce z UPA, wyd. 2 popr. i rozsz., Wrocław 2003. Pułkownik z dna jeziora. Opowieść o Józefie Pawłusiewiczu, Koszęcin 2013. Reinfuss R., Śladami Łemków, Warszawa 1990. Reportaż. Wybór tekstów z teorii gatunku, wybór i oprac. K. Wolny, Rzeszów 1992. Siembieda M., Reportaż po polsku, red. i posł. A. Niczyperowicz, Poznań 2003. Sulima R., Dokument i literatura, Warszawa 1980. Szelągowski W., Pseudonim „Myron”, Warszawa 1974. Wańkowicz M., Karafka La Fontaine’a, t. 1, Kraków 1972. Wiktorowicz K., Tłumacze ciszy. Opowiadania bieszczadzkie, Rzeszów 2009. Wolert W., Szkice z dziejów prasy światowej, Kraków 1977. Wolny K., O poetyce współczesnego reportażu polskiego (1945–1985), Rzeszów 1991. Wolny-Zmorzyński K., Kaliszewski A., Furman W., Gatunki dziennikarskie. Teoria, praktyka, język, wyd. 2, Warszawa 2009. Wolski J., Przekształcenia krajobrazu wiejskiego Bieszczadów Wysokich w ciągu ostatnich 150 lat, Warszawa 2007. Zachariasz A. L., Kulturozofia, Rzeszów 2006. Z tradycji kulturalnych Rzeszowa i Rzeszowszczyzny. Księga pamiątkowa dla uczczenia X-lecia Rzeszowskiego Oddziału Towarzystwa Literackiego im. Adama Mickiewicza, red. S. Frycie, S. Reczek, Rzeszów 1966.

Druki rozproszone Artykuły z tomów zbiorowych: Madyda-Legutko R., Sytuacja kulturowa w polskich Karpatach we wczesnym okresie rzymskim [w:] Na granicach antycznego świata. Sytuacja kulturowa w południowo- wschodniej Polsce i regionach sąsiednich w młodszym okresie przedrzymskim i okresie

227 rzymskim. Materiały z konferencji – Rzeszów, 20-21 XI 1997, red. S. Czopek, A. Kokowski, Rzeszów 1999. Kaczanowski P., Madyda-Legutko R., Strefy kulturowe w Europie Środkowej w okresie rzymskim [w:] Archeologia o początkach Słowian. Materiały z konferencji, Kraków, 19- 21 listopada 2001, red. P. Kaczanowski, M. Parczewski, Kraków 2005. Kąkolewski K., Reportaż [w:] Teoria i praktyka dziennikarstwa. Wybrane zagadnienia, pod red. B. Golka, M. Kafel, Z. Mitzner, Warszawa 1964. Owsiany E., Uleczyć życie (szkic o reportażu) [w:] Abecadło dziennikarza, red. A. Niczyperowicz, Poznań 1996. Witalec R., Mniejszość grecka w Bieszczadach w świetle dokumentów wytworzonych przez UB-SB, [w:] Bieszczady w Polsce Ludowej 1944–1989, red. J. Izdebski, K. Kaczmarski, M. Krzysztofiński, Rzeszów 2009. Wojtak M., Reportaż. Informacja zobrazowana [w:] tejże, Gatunki prasowe, Lublin 2004. Artykuły w czasopismach: Bata A., Dzieje tułaczki. Z Grecji w Bieszczady, „Podkarpacie” 1990, nr 44–45. Bieńkowski W., Dzikie Bieszczady, „Przegląd Kulturalny” 1962, nr 40. Blin-Olbert D., Kultura materialna Bojków, Płaj. Zeszyt Krajoznawczy Towarzystwa Karpackiego” 6. Burghardt A., Bieszczady w filmie fabularnym, „Wierchy” 1999, r. 64. Burghardt A., Bieszczady Władysława Krygowskiego, „Wierchy” 1997, r. 62. Burghardt A., Nowe książki o Bieszczadach Zachodnich, „Wierchy” 1999, r. 64. Cieński A., Badania nad autobiografiami i pamiętnikami po 1980 r., „Roczniki Biblioteczne” 1993, r. 37, z. 1–2. Cieński A., Strukturalistyczna tendencja w nauce o autobiografiach i pamiętnikach, „Roczniki Biblioteczne” 1992, r. 36, z. 1–2. Czajkowski J., Historyczne zasiedlenie zachodniej Bojkowszczyzny, „Płaj. Zeszyt Krajoznawczy Towarzystwa Karpackiego” 6. Czyżewski K., Zachować bogactwo mniejszości, rozmowę przepr. M. Jaszewska, „Przegląd Powszechny” 2009, nr 11. Derecki M., Jak jest w Bieszczadach?, „Kamena” 1967, nr 14. Fastnacht A., Bieszczady w relacjach pamiętnikarskich z XIX wieku, „Rocznik Sanocki” 1967.

228

Giza-Poleszczuk A., Autobiografia: między symbolem a rzeczywistością, „Kultura i Społeczeństwo” 1990, t. 34, nr 1. Grygiel J., Dzieci Akropolu pod połoninami, „Nowiny Rzeszowskie” 1974, nr 157. Halczak B., Łemkowie i Bojkowie, „Przegląd Powszechny” 2009, nr 11. Hendrykowski M., Bieszczady w filmie, „Profile” 1973, nr 8. Hertz P., O dziennikach, pamiętnikach, wspomnieniach, rozmowę przepr. I. Sariusz- Skąpska, P. Kosiewski, „Kresy. Kwartalnik Literacki” 1998, nr 35. Kaźmierska K., O metodzie dokumentów biograficznych, „Kultura i Społeczeństwo” 1990, t. 34, nr 1. Marciniak M. J., Strój ludowy Bojków, „Płaj. Zeszyt Krajoznawczy Towarzystwa Karpackiego” 6. Olszański T. A., O nazwie Bojków, „Płaj. Zeszyt Krajoznawczy Towarzystwa Karpackiego” 6. Orłowski S., O bieszczadzkich zbójnikach, „Płaj. Zeszyt Krajoznawczy Towarzystwa Karpackiego” 6. Ossadnik H., Elementy kultury duchowej zachodniej Bojkowszczyzny. Obrzędy pogrzebowe, wiara w życie pozagrobowe, złe duchy, upiory i czarownice, „Płaj. Zeszyt Krajoznawczy Towarzystwa Karpackiego” 6. Pawlak J., Bieszczadzkie drogi, „Widnokrąg” 1986, nr 26. Pohorski K., Huculszczyzna 1936–1939, „Płaj. Almanach Karpacki. Półrocznik Towarzystwa Karpackiego” 2011, nr 43. Potaczała K., Nie przesadza się starych drzew, „Od A do Z. Dziennik obywatelski” 1992, nr 200. Potaczała K., Wygnańcy Zeusa, „Super Nowości” 1998, nr 71. Reinfuss R., Ze studiów nad kulturą materialną Bojków, „Rocznik Ziem Górskich” 1939. Rzemieniewski D., Mniejszości narodowe i etniczne w Polsce, „Przegląd Powszechny” 2009, nr 11. Samborski M., Tomaszewski B., Wymiana terytoriów przygranicznych między Polską Ludową i ZSRR w 1951 r. Przesiedlenie Bojków z rejonu Ustrzyk Dolnych, „Płaj. Almanach Karpacki. Półrocznik Towarzystwa Karpackiego” 2011, nr 42. Szymczyk W., Dziki zachód nad Wołosatką?, „Profile” 1968, nr 2. Tarnawski J., Nie masz już Cyganów…, „Bieszczad. Rocznik Towarzystwa Opieki nad Zabytkami. Oddział Bieszczadzki” 2007, nr 13.

229

Teneta A., Dyczek J., Cowboye w Bieszczadach, „Przekrój” 1957, nr 659. Vincenz S., O Hucułach dla Encyklopedii Ukraińskiej, „Płaj. Almanach Karpacki. Półrocznik Towarzystwa Karpackiego” 2011, nr 43. Wójcik P., Od narodzin do śmierci. Życie na pograniczu łemkowsko-bojkowskim, „Bieszczad. Rocznik Towarzystwa Opieki nad Zabytkami. Oddział Bieszczadzki” 2007, nr 13. Wysocka F., O odmianie nazwy Bieszczady, „Kwartalnik Rzeszowski” 1967, nr 3.

Prace niepublikowane Orłowski A., Bieszczadzkie pogranicze w literaturze polskiej po roku 1945, praca doktorska napisana pod kierunkiem prof. dr. hab. S. Uliasza, Rzeszów 2013.

Słowniki i encyklopedie Bernacki M., Pawlus M., Słownik gatunków literackich, wstęp S. Jaworski, Bielsko- Biała 1999. Encyklopedia historyczna świata. T. 1: Prehistoria, oprac. nauk. J. K. Kozłowski, Kraków 1999. Grzenia J., Słownik nazw geograficznych z odmianą i wyrazami pochodnymi, oprac. red. A. Kubiak-Sokół, Warszawa 2008. Leszczyński G., Elementarz literacki. Terminy, pojęcia, charakterystyki, Warszawa 2001. Literatura. Wiedza o kulturze, aut. W. Appel [i in.], kom. nauk. A. Z. Makowiecki [i in.], Warszawa 2006. Malec M., Słownik etymologiczny nazw geograficznych Polski, red. A. Kubiak-Sokół, Warszawa 2003. Podręczny słownik terminów literackich, [aut.] M. Głowiński [i in.], red. J. Sławiński, wyd. 12 zm., Warszawa 1999. Słownik literatury polskiej XIX wieku, red. J. Bachórz, A. Kowalczykowa, wyd. 4, Wrocław 2009. Słownik literatury polskiej XX wieku, red. A. Brodzka [i in.], Wrocław 1992. Słownik terminów literackich, [aut.] M. Głowiński [i in.], red. J. Sławiński, wyd. 4, Wrocław 2002.

230

Przewodniki Bieszczady. Przewodnik (dla prawdziwego turysty), współaut. W. Krukar i in., wyd. 10 aktualiz., Pruszków 2004. Bieszczady. Przewodnik, oprac. P. Luboński, wyd. 7 zm., Olszanica 2009. Kłos S., Bieszczady, Wrocław 2000. Kłos S., Bieszczady. Przewodnik, Warszawa 1986. Kłos S., Osobliwości Bieszczadów. Przewodnik krajoznawczy po znanych i nieznanych osobliwościach regionu, Rzeszów 2014. Kryciński S., Przemyśl i Pogórze Przemyskie. Przewodnik, Pruszków – Olszanica 1997. Potocki A., Wokół bieszczadzkich zalewów. Przewodnik z legendami, Krosno 2001. Ustrzyki i okolice, Kraków 1970.

Źródła internetowe Hasło Adolf Jakubowicz (artysta), https://pl.wikipedia.org/wiki/Adolf_Jakubowicz_(artysta). Hasło Andrzej Potocki (pisarz), https://pl.wikipedia.org/wiki/Andrzej_Potocki_(pisarz). Hasło Bieszczady, http://pl.wikipedia.org/wiki/Bieszczady. Hasło Intarsja, https://pl.wikipedia.org/wiki/Intarsja. Hasło Itinerarium, http://sjp.pwn.pl/sjp/itinerarium;2467015.html. Hasło Jakubowicz Adolf, http://www.bwa.rzeszow.pl/jakubowicz-adolf,172.html. Hasło Jan Siuzdak, https://pl.wikipedia.org/wiki/Jan_Siuzdak. Hasło Józef Pawłusiewicz, https://pl.wikipedia.org/wiki/J%C3%B3zef_Paw%C5%82usiewicz. Hasło Louis de Rouvroy, https://pl.wikipedia.org/wiki/Louis_de_Rouvroy. Hasło Oddział Partyzancki Brygad im. Stalina, https://pl.wikipedia.org/wiki/Oddzia%C5%82_Partyzancki_Brygad_im._Stalina. Hasło Pamiętnik, http://portalwiedzy.onet.pl/32800,,,,pamietnik,haslo.html. Hasło „Pamiętnik” Stanisława Brzozowskiego, https://pl.wikipedia.org/wiki/Pami%C4%99tnik_Stanis%C5%82awa_Brzozowskiego. Hasło Retz Jean François Paul de Gondi, http://portalwiedzy.onet.pl/70694,,,,retz_jean_fran_ois_paul_de_gondi,haslo.html. Hasło Ryszard Schramm, https://pl.wikipedia.org/wiki/Ryszard_Schramm. Hasło Stepan Stebelski, https://pl.wikipedia.org/wiki/Stepan_Stebelski. Hasło Sylwa, https://pl.wikipedia.org/wiki/Sylwa.

231

Hasło Umowa o zmianie granic z 15 lutego 1951, http://pl.wikipedia.org/wiki/Umowa_o_zmianie_granic_z_15_lutego_1951. Hasło Uroczysko, https://pl.wikipedia.org/wiki/Uroczysko. Lejeune P., Pakt autobiograficzny, „Teksty. Teoria literatury. Krytyka. Interpretacja” 1975, nr 5, http://bazhum.muzhp.pl/media//files/Teksty_teoria_literatury_krytyka_interpretacja/Tek sty_teoria_literatury_krytyka_interpretacja-r1975-t- n5_(23)/Teksty_teoria_literatury_krytyka_interpretacja-r1975-t-n5_(23)-s31- 49/Teksty_teoria_literatury_krytyka_interpretacja-r1975-t-n5_(23)-s31-49.pdf. http://kud-art.pl/417/Grupa_XIV.html. http://pikio.pl/upa-i-bandera-bohaterami-w-edukacji-ukrainskiej/. http://reader.bloog.pl/id,4693222,title,Byla-taka-rodzina-Ryszard-Wiktor-Schramm- Prywatna-podroz-pamieci,index.html?smoybbtticaid=614147. http://www.biblioteka- ustrzyki.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=545:pukownik&catid=70 :regionalia&Itemid=142. http://www.bieszczadzki.pl/strona-436-bieszczady_1951_akcja_h_t_1951.html. http://www.bj.uj.edu.pl/biogramy/biogram?field%5B1%5D%3D4%26value%5B1%5D %3DRzesz%C3%B3w%26limit%3D50%26page%3D1=&nosearchresult=1&id=12090. http://www.kresy.pl/wydarzenia,ukraina?zobacz/ukrainski-ipn-zestawia-polskie- panstwo-podziemne-z-nazistami-i-komunistami. http://www.nieznanaukraina.pl/1180/turka/. http://www.potockiandrzej.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=1&Itemi d=2.

232