„TATERNIKA" 1907 1957

STYCIEN LUTY MARZEC 11 9 5 7 www.pza.org.plI >*** . -

I

M v a 2 O B SI www.pza.org.pl TATERNIK Klub Wysokogórski samodzielną organizacją CZASOPISMO KLUBU Potrzeba zjednoczenia polskiego ruchu wysokogórskiego, roz- rozbitego na szereg odrębnych organizacji, spowodowała powo­ WYSOKOGÓRSKIEGO łanie jesienią 1935 roku przy ówczesnym Polskim Towarzystwie Tatrzańskim jednolitej organizacji taternickiej pod nazwą „Klub 1 • 1957 • ROCZNIK 33 Wysokogórski", która później przez prawie 15 lat chlubnie nim STYCZEŃ-LUTY- MARZEC kierowała. Dziś nie tyle potrzeba zjednoczenia sprawiła, by roz­ wiązany w 1950 roku Klub, ponownie reaktywować, co konie­ czność stworzenia najbardziej korzystnych warunków rozwoju silnie już rozwiniętemu ruchowi taternickiemu w Polsce. Taternictwo polskie wprawdzie, po przejściu pod opiekę Polskiego Towarzystwa Turystyczno-Krajoznawczego, zacho­ wało swą jedność, to przecież nieznaczną dla swego rozwoju Komitet Redakcyjny: Antoni Gąsio- uzyskiwało pomoc, nawet wówczas, gdy po Naradzie Cho­ rowski, Jerzy Hajdukiewicz, Maciej chołowskiej w czerwcu 1954 r. powołana została Sekcja Alpi­ Kuczyński, Ryszard Schramm, An­ nizmu ZG. PTTK podlegająca równocześnie GKKF. Pomimo drzej Wilczkowski. licznych niedomogów i niedociągnięć w pracy Sekcji, „ruszyła Redaguje zespól: Antoni Wala przecież sprawę alpinizmu polskiego z martwego punktu i po­ (p. o. red. nacz.), Przemysław Bur­ chard, Ryszard Gradziński, Zbigniew mogła mu wyjść z impasu, w którym pozostawał w latach Łagocki, Maciej Mischke, Adam Sko­ poprzednich. Jednakże praktyka organizacyjna Sekcji i do­ czylas, Jerzy Wala. świadczenia uzyskane w pracy wykazały już wkrótce, że Tymczasowy adres Redakcji: Antoni prawidłowy rozwój alpinizmu wymaga utworzenia autonomicz­ Wala, Kraków, ul. Osiedle 15 Grud­ nego stowarzyszenia, posiadającego osobowość prawną i wła­ nia 11 m. 13. sny budżet, dotowany nie za pośrednictwem organizacji spo­ Tymczasowy adres administracji: łecznej, jaką jest PTTK, lecz bezpośrednio przez Państwo" Kraków, pi. Wiosny Ludów 8. Realizacja: Wydawnictwo „Sport i Tu­ (z referatu sprawozdawczego przewodn. W. Żuławskiego). ' rystyka" Warszawa, ul. Rutkow­ „Trójzależność Sekcji tj.: od ZG. PTTK, Komitetu dla skiego 7. Spraw Turystyki i GKKF powodowała zamieszanie kompe­ Projekt okładki i układ graficzny tencyjne" i „wywoływała ponadto poważne trudności w co­ zeszytu: Zbigniew Łagocki.: dziennej pracy Sekcji". Także specyficzny charakter „alpi­ Rysunki: Maciej Kuczyński, Zbigniew nizmu, posiadający wiele cech wspólnych z turystyką", jak Łagocki, Jerzy Wala. również „ze sportem", istnienie w nim szeregu innych ele­ mentów, choćby „geograficzno-odkrywcze", czynią z niego ruch, Nakład 2000x270 egz. Papier rot. który „nie mieścił się bez reszty ani w pionie turystycznym, 70x100, ki. III, 80 g. Oddano do ani sportowym, wymagając odrębności form organizacyjnych". składania 15 VII 57. podpisano do Stała codzienna działalność Sekcji Alpinizmu w ramach druku 17 IX 57. druk ukończono ZG PTTK, jak i podległych jej sekcji terenowych, zależnych w październiku 1957. równocześnie od macierzystych oddziałów PTTK, napotykała Krakowskie Zakłady Graficzne, Za­ na drobne, a bardzo liczne zahamowania, wynikające z nie­ kład nr. 6 Kraków, Orzeszkowej 7, dostatecznego zrozumienia przez władze PTTK owej odręb­ zam. 257, M-15. ności i specyfiki alpinizmu. Tymczasem potrzeba było dużo swobody działania i samodzielności w decyzji, by alpinizm polski mógł kroczyć po własnych drogach ku zdobyczom w kraju, jak przede wszystkim na arenie światowej. Cena pojedynczego numeru „Tater­ Nie małe znaczenie miała również dla podejmowanej de­ nika" —10 zł. W sprawie prenume­ cyzji powołania samodzielnej organizacji, sprawa reaktywo­ raty należy zwracać się pisemnie do wania Polski w prawach członka Międzynarodowej Unii To­ administracji czasopisma. warzystw Alpinistycznych, której członkiem może być tylko organizacja posiadająca osobowość prawną i suwerenna w de­ cydowaniu o swojej działalności. Członkowie Klubu Wysokogórskiego Toteż pod wpływem tych argumentów, jak i wielu innych ■— otrzymują zeszyty „Taternika" w ra­ poważną rolę odgrywała tu i tradycja — zobowiązane uchwałą mach składek członkowskich. rozszerzonego Plenum Sekcji Alpinizmu na Kalatówkach w gru­ dniu 1955 r., Prezydium Sekcji Alpinizmu ZG PTTK przystą­ piło do realizacji uchwały utworzenia Klubu Wysokogórskiego, co po wielu miesiącach starań i przygotowań zostaje w końcu uwieńczone powodzeniem. W wyniku wspólnie podjętej decyzji przez GKKF, Komitet do Spraw Turystyki, PTTK i Sekcję JVa okładce: LAWINA PYŁOWA spod Niżnich Rysów Alpinizmu o powołaniu Klubu, zostaje opracowany jego statut Z, Łagoekl oraz projekt preliminarza budżetowego na rok 1957.

www.pza.org.pl Nowa autonomiczna organizacja ma się opierać na następujących za­ łożeniach (według releratu W. Żu­ Władze Klubu Wysokogórskiego ławskiego): 1. Klub Wysokogórski jest stowa­ rzyszeniem posiadającym własny W dniach 8 i 9 grudnia 1956 r. na Walnym Zjeździe został powołany Za­ statut, osobowość prawną i zrze­ rząd Główny Klubu Wysokogórskiego w składzie: szającym wszystkich polskich al­ Prezes: Wawrzyniec Żuławski pinistów. Wiceprezesi: Adam Dobrowolski 2. Posiada uprawnienia Sekcji GKKF. Jerzy Hajdukiewicz 3. Posiada własny budżet, własną ko­ Zdzisław Kozłowski mórkę finansową, etaty itp. Bu­ Sekretarz: Andrzej Zawada dżet obejmuje działalność Klubu Z-ca sekretarza: Ryszard Karpiński Wysokogórskiego krajową i za­ Skarbnik: Jan Staszel graniczną w sensie tzw. kontak­ Członkowie Zarządu: Paweł Czartoryski, Jan Długosz, Antoni Janik, Kazi­ tów zagranicznych (wyjazdy do mierz Kowalski, Tadeusz Nowicki, Ryszard Schramm, krajów europejskich). Roman Śledziewski, Marek Stefański, Zofia Strumiłło. 4. Fundusze czerpie z dotacji GKKF, Komisja Rewizyjna: Karol Jakubowski, Władysław Manduk, Rafał Unrug, który sprawuje nad nim kontrolę Justyn Wojsznis, Jacek Żukowski oraz tinansową. Wyjazdy zagraniczne jako zastępcy: Julian Łaszkiewicz, Zbigniew Wiśniowski wchodzą w plan dewizowy GKKF. Sąd Koleżeński: Bolesław Chwaściński, Stanisław Groński, Jerzy Mitkie- 5. Na cele wypraw w góry egzo­ wicz, Henryk Mogilnicki, Tadeusz Orłowski tyczne występuje o specjalne do­ oraz zastępcy: Zbigniew Korosadowicz, Jerzy Maślanka. tacje finansowe do władz rzą­ Dla usprawnienia pracy Zarządu zostały powołane komisje: sportowa, dowych. wypraw, sprzętowa taternictwa jaskiniowego, szkoleniowa, których składy Klub Wysokogórski zostaje osta­ ustalają sami przewodniczący, przedstawiając je do zatwierdzenia Zarządowi. tecznie powołany uchwałą Walnego Zjazdu w dniach 8. i 9. grudnia 1956 r. w Warszawie. Zostaje wów­ czas uchwalony jego statut oraz po­ wołane jego władze. Ustalono rów­ nież formy organizacyjne oraz za­ kres kompetencji jego jednostek te­ Adresy: renowych, jakimi są Koła Klubu Wysokogórskiego. Burzliwa narada grudniowa wykazała jak wiele pro­ 1. Zarząd Główny Klubu Wysokogór­ — Warszawa, Senatorska 11 (adres blemów narosło do rozwiązania w pol­ skiego tymczasowy) skim ruchu wysokogórskim i jak po­ 2. Komisja Sportowa — Kraków, PI. Wiosny Ludów 8 ważne zadania stoją przed nową or­ 3. Komisja Szkoleniowa — Kraków, PI. Wiosny Ludów 8 ganizacją. 4. Komisja Sprzętowa — Kraków, Król. Jadwigi 239 Życzyć by należało alpinizmowi (ob. Antoni Janik) (adres tymczasowy) polskiemu, by ta jego reorganizacja 5. Magazyn Sprzętu — Zakopane, Krupówki 12 była już ostatnią, zbyt bowiem 6. Komisja Taternictwa Jaskiniowego — Kraków, Krupnicza 14 m. 8 ujemnie zaciążyły one na jego roz­ woju na przestrzeni tych kilku ostat­ nich lat. Koła Klubu Wysokogórskiego

1. Koło Bielsko-Bialskie — Bielsko-Biała, Piastowska 3 2. Koło Bydgoskie — Bydgoszcz, Dworcowa 14 3. Koło Gliwickie — Gliwice, Rynek 12 4. Koło Katowickie — Katowice, Rynek 11 5. Koło Krakowskie — Kraków, Śląska 5 m. 5 6. Koło Lubelskie — Lublin, PI. Litewski 2 7. Koło Łódzkie ■.— Łódź, Piotrkowska 102a 8. Koło w Nowej Hucie — Nowa Huta, Osiedle B-l/bl. la m. 20 w lokalu Oddz. PTTK Zniesienie 9. Koło Poznańskie — Poznań, Sporna 14 10. Koło „Sudeckie" ■— Cieplice, Komuny Paryskiej 17 11. Koło Szczecińskie — Szczecin, Sikorskiego 19 (kol. klasyfikacji St. Groński) Koło Toruńskie — Toruń, Sienkiewicza 30/32 Uchwałą Walnego Zjazdu Klubu Koło „Trójmiasto" Sopot, Stalina 765 Wysokogórskiego w dniu 9 grudnia Koło Warszawskie — Warszawa, Kopernika 34/25 1956 r. została anulowana „klasyfi­ Koło Wrocławskie — Wrocław 12, Mielczarskiego 32 kacja sportowa w alpinizmie", wpro­ (kol. Jerzy Jabłoński) wadzona przez byłą Sekcję Alpi­ 16. Koło Zakopiańskie — Zakopane, Krupówki 12 nizmu ZG PTTK i GKKF w roku 1955. Decyzję tę podjęto w wyniku przeszło rocznych doświadczeń, które wykazały, że nie daje ona obiek­ Sekcje Taternict-wa Jaskiniowego tywnej oceny taterników oraz wy­ wiera ujemny wpływ na ich postawę, Klubu Wysokogórskiego zwłaszcza młodych, którzy w „po­ goni za godzinami wspinaczki" gubią istotne wartości alpinizmu. 1. Sekcja Krakowska — Kraków, Śląska 5 m. 5 2. Sekcja Toruńska — Toruń, Kraszewskiego 52 3. Sekcja Warszawska — Warszawa, Karpiński Ryszard, Floriańska 8/63 4. Sekcja Wrocławska — Wrocław, Aleja Słowackiego 31 m. 16 (Teresa Janasz) 5. Sekcja Zakopiańska — Zofia Stecka, Zakopane, Za Stru­ giem lla

www.pza.org.pl CZASOPISMO KLUBU WYSOKOGÓRSKIEGO 1957 -ROCZNIK 33 STYCZEŃ • LUTY • MARZEC

str.

KRONIKA I PIĘĆDZIESIĘCIOLECIE TATERNIKA 4 W GOUFFRE BERGER Kazimierz Kowalski Oleg Czyżewski 6 POMIMO ŹE TRAGICZNA... Antoni Wala 13 POŚWIĘĆMY WIĘCEJ UWAGI LAWINOM Zdzisław Marek 17 KANGCHENDZONGA Anna i Adam Skoczylasowie ... 18 TATERNICTWO I ALPINIZM ... 26 RECENZJE 35 KRONIKA ŻAŁOBNA ' . 38 NOTATKI 41 WIADOMOŚCI TECHNICZNE ... 42 NOTATKI BIBLIOGRAFICZNE . . 45 KONSPEKT 47

www.pza.org.plWYDAWNICTWO .SPORT i TURYSTY~KA« Pięćdziesięciolecie Taternika

I tak, wśród zmiennych dziejów polskiego Sekcji Taternickiej AZS w Krakowie i w War­ taternictwa, niemal od jego zarania, boryka­ szawie, potem Koła Wysokogórskiego przy jąc się z losem, jaki narzucała mu rzeczy­ PTT w Warszawie, by od roku 1935 stać wistość naszego życia państwowego, przegro­ się organem Klubu Wysokogórskiego PTT, dzona zawieruchą dwu wojen, doczekał się „Ta­ dzieląc z nim wspólnie los aż do roku 1950, ternik" pięćdziesięciu lat swego istnienia. Nie­ tj. do chwili zawieszenia jego dzialałności. łatwe to były lata, toteż gorzej lub lepiej, prze­ Lata 1928 do 1938, to okres najlepszego cież zawsze wierny swemu zadaniu, pełnił on rozwoju „Taternika", wychodzi wtedy najbar­ rolę propagatora i dokumentatora polskiego dziej regularnie, w 6 zeszytach rocznie. Nie ruchu wysokogórskiego w kraju i zagranicą. zniweczyły również jego egzystencji ciężkie lata Założony w roku 1907 przez niewielką grupę okupacji. Wydanych wówczas siedem powie­ zapaleńców, członków ówczesnej Sekcji Tater­ lanych zeszytów pisma, weszło do historii oku­ nickiej Towarzystwa Tatrzańskiego, miał nie­ pacyjnej literatury nielegalnej. łatwe przed sobą zadanie do spełnienia. Tak Życzenia wyrażone w pierwszym powojen­ oto krótko przedstawiał się jego program, sfor­ nym numerze „Taternika": „aby wraz z całym mułowany przez ówczesną Redakcję: Jako taternictwem i alpinizmem polskim mogło odtąd organ Sekcji, będzie miał «Taternik» wspólne rozwijać się stale w absolutnej ciągłości, bez z nią cele, a to: pracę koło rozwoju turystyki żadnych wstrząsów i katastrof" niestety nie polskiej i szerzenia wśród ogółu zamiłowania spełniły się. Początkowo wszystko zapowiadało do taternictwa". się pomyślnie, późniejsze jednak, ciągłe reor­ Dopiero jednak z latami wykuwało się ob­ ganizacje, jakie głęboko przeorały polski ruch licze pisma, precyzował się zakres jego tema­ wysokogórski, przy tym likwidacja macierzy­ tyki. Na jego łamach znajdowały swoje odbi­ stej organizacji, jaką był Klub Wysokogórski cie podstawy ideologiczne, jakie wypracował PTT, nie sprzyjało wydawaniu pisma, toteż sobie polski ruch wysokogórski, jego życie or­ przestaje się ono ukazywać w latach 1950— ganizacyjne, osiągnięcia w Tatrach i poza 1955. Dopiero w roku 1956, z inicjatywy i za nimi. W miarę rozwoju polskiej turystyki staraniem byłej Sekcji Alpinizmu ZG PTTK, górskiej, taternictwo coraz bardziej od niej się ukazuje się ono ponownie. wyodrębniało odnajdując swój własny zakres Wznowione pismo nie mogło już wyrównać działania, cel i zainteresowania. „Taternik" tej luki, jaka powstała przez okres tych kilku odgrywał tu zasadniczą rolę stając się propa­ lat. A były to lata brzemienne w osiągnięcia, gatorem nowych kierunków, terenem żywych zwłaszcza w taternictwie zimowym lak polskim dyskusji; był zawsze organem tych środowisk, jak i czechosłowackim, były to również lata które decydowały o rozwoju taternictwa. Obok niebywałego rozwoju alpinizmu światowego, Sekcji Turystycznej TT, był zarazem organem zwłaszcza egzotycznego, Toteż potrzebę pisma 4 www.pza.org.pl odczuwało się szczególnie silnie, tym bardziej, mensiewicz (1911—1912 r.), pierwsi wytyczyli że zainteresowanie alpinizmem zaznaczyło się drogę pismu. Mieczysław Świerz (1913—1928 takie i wśród szerszych rzesz społeczeństwa. r.) z wielkim uporem kontynuował jego wy­ Tę poważną lukę tylko w małym stopniu za­ dawanie w trudnym dla odradzającego się ru­ stępowały powstające wówczas pisemka lokalne: chu taternickiego okresie po I wojnie świato­ „Oscypek" w Poznaniu, „Góry Wysokie" wej i dopiero w latach wspaniałego jego roz­ w Krakowie, „Taternik Łódzki , czy „Krze­ woju, redaktorzy: Stanisław Krystyn Zaremba sanica" w Warszawie. Dziś „Taternik" tej (1929—1930 r.), Jan Alfred Szczepański luki już nie wyrówna, musi nadążać za no­ (1931—1935 r.), Zdzisław Dąbrowski (1936— wym postępującym szybko życiem, odpowiadać 1939 r.), postawili pismo na ówczesne czasy jego potrzebom. na najwyższym poziomie. Trudną rolę „taj­ „Taternik" ukazywał się dzięki inicjatywie nego redaktora" pełnił w latach okupacji Ta­ i bezinteresownej pracy zarówno jego redakto­ deusz Orłowski (1940—1944 r.). W ciężkiej rów jak i współpracy całego środowiska tater­ sytuacji powojennej z wielkim nakładem pracy nickiego. Od jego żywotności i prężności za­ i ze zmiennym powodzeniem podjął się odbu­ leżał poziom pisma jak i regularność i czę­ dowy pisma Witold H. Paryski (1941—1949 r. stotliwość jego ukazywania się. Pierwsze ze­ i 1956 r.). szyty ukazały się we Lwowie, później siedzibą Dziś „Taternik", będący znowu organem Redakcji były: Kraków, Warszawa, Zakopane. Klubu Wysokogórskiego, wchodzi na nową Redaktorzy: Kazimierz Panek (1907 r.), Ro­ drogę, w nowe półwiecze. Czy będzie ono dla man Kordys (1908—1911 r.), Zygmunt Kle­ niego szczęśliwsze?

Z. Łągocki

www.pza.org.pl W GOUFFRE BERGER

KAZIMIERZ KOWALSKI OLEG CZYŻEWSKI

W obozie na —750 m zatrzymujemy się dziś poziomo ustawiony maszt i drabinki tylko przez godzinę. Tu złożono główne za­ umożliwiają jej przejście. Dalej jeszcze kilka pasy żywności i sprzętu potrzebne do akcji potężnych wodospadów i znów dochodzimy w głębokich partiach groty, korzystamy więc do rozszerzonego chodnika. To już obóz z okazji i objadamy się rozmaitymi smako­ —940 m; na ciasnej platformie nad brzegiem łykami. Trzeba jednak ruszać dalej. Droga potoku stoją tu dwa namioty — jest to naj­ prowadzi najpierw dnem olbrzymiego cho­ niższy obóz wyprawy. dnika, po zwałach głazów, z dala od rzeki W namiotach jest ciasno, bo zastaliśmy płynącej głębokim kenionem w rozmytym tu dwu Francuzów z grupy szturmowej, namulisku. Wkrótce jednak dochodzimy do a nasza ekipa obejmuje 8 osób: trzech Fran­ zwężenia. Słychać tu dobiegające z dołu głosy. cuzów, dwu Włochów, Anglika, Libańczyka Wkrótce widać też światła: to zbliża się wra­ i Polaka. Z trudem mieścimy się w małych cająca francuska grupa szturmowa, która namiocikach. Przed zaśnięciem korzystam przed dwoma dniami osiągnęła dno. Nie­ jeszcze z rozkoszy cywilizacji: dzięki telefo­ którzy z nich są już dwa tygodnie pod zie­ nowi mogę rozmawiać po polsku, łączę się mią, są zarośnięci i wymęczeni, ale pełni z obozem na powierzchni, gdzie po zejściu triumfu. O uzyskaniu rekordu świata wiemy do jaskini w poprzednich dniach wypoczywa już z ich telefonów, ale wypytujemy teraz Teresa Janasz i Mietek Mielcarski. o szczegóły. Wreszcie dwa węże światełek Na drugi dzień wyruszamy koło południa, rozchodzą się — jeden ku otworowi, w górę, zresztą pora dnia nie odgrywa tu żadnej drugi — w dół. roli. Po zawiłej drodze przez dość ciasne Dalsza droga przypomina kaskady przed przejścia dochodzimy wreszcie nad Salę Hu­ obozem —750 m. Znów całą szerokością wą­ raganu. Tu był kres wyprawy w roku 1955: skiego kenionu skalnego płynie strumień, 45-metrowa zerwa, którą z hukiem spada spada wodospadami, potem znów uspokaja wodospad. Drabina zawieszona jest nieco się w głębokich jeziorach. Mijamy drabinki z boku, ale i tak od połowy długości zwisa założone wzdłuż wodospadów, porozumie­ w wodospadzie, który rozbijając się na gład­ wamy się krzykiem lub gwizdkami, bo huk kich płytach spada ukosem. Zakładam pętlę wody głuszy słowa. Mijamy rekordową głę­ zjazdową i możliwie najszybciej jadę w dół bokość wyprawy z roku 1954: —903 m. po gładkiej, nylonowej linie. Woda wali po Drogę zamknęła wówczas wielka kaskada, hełmie przysłoniętym kapturem, mimo u- 6 www.pza.org.pl szczelnienia mankietów wlewa się do ręka­ syfonie. To już —1131 m. Jak wykazało bar­ wów. Gdy tylko ląduję na dnie, odpinam wienie, wody rzeki płyną stąd jeszcze dwa linę i biegnę na stromy stok sali, poza za­ kilometry dalej i 50 m niżej, by wydostać sięg wody. Widok jest wspaniały. W sła­ się wreszcie na powierzchnię w jaskini Cuves bym świetle latarek widać szeroką, białą de Sassenage. wstęgę wodospadu, który po 45-metrowym Zawracamy i jak się da najszybciej pły­ locie wpada do jeziorka. Jeziorko jest sfa­ niemy do naszych towarzyszy. Potem już lowane, pod wodospadem pieni się i wrze. z nimi idziemy w górę. Mija kilka godzin Pęd wody powoduje stały wiatr, powietrze wytężonej pracy nim znów jesteśmy w Sali pełne jest rozpylonej wody, a ściany i głazy Huraganu. Ale nad wodospadem nie widać na dnie ociekają wodą. Widzę, jak od stropu świateł towarzyszy, którzy mieli z obozu odrywa się świecący punkt i jedzie w dół, —940 wyjść nam naprzeciw. Ryk wody jest chwilami zanurza się w spienioną strugę jeszcze gwałtowniejszy, a wstęga wodospadu wody, ale nie gaśnie. Już jest na dole, o wiele szersza. Podchodzimy bliżej. Drabina w świetle elektrycznej lampy czołowej wi­ od połowy długości tańczy w samej strudze dać biały hełm i ręce w czerwonych, kau­ wody. Jesteśmy skonsternowani. Na szczę­ czukowych rękawicach ochronnych. Wkrótce ście dochodzi tu jeszcze kabel telefoniczny. wszyscy jesteśmy na dole. Znów mamy łączność z powierzchnią. Tam Droga wiedzie teraz szerokim, stromym też są niespokojni. Przed kilku godzinami chodnikiem. Gdzieś na głębokości 1070 m do przeszła ogromna burza. Strugi wody z nie­ szumu rzeki dołącza się huk wodospadu: osłoniętej prawie glebą powierzchni lapiazu istotnie, z otworu leżącego wysoko w bo­ natychmiast przedostały się do jaskini i w cznej ścianie tryska potężna struga wody wielu miejscach droga jest całkowicie zablo­ i piękną parabolą spada wprost do jeziorka kowana. Wzdłuż kabla między wszystkimi na dnie. Stąd coraz większa wskutek do­ obozami biegną zaniepokojone głosy. Będzie pływów rzeka płynie węższym już koryta­ trzeba czekać na opadnięcie wody. Z po­ rzem. Na przemian to płyniemy na dinghy wierzchni będą dzwonić do obozu —940 m, po jeziorkach, to ciągniemy z sobą łódź z którym nie możemy uzyskać połączenia, w zapieraczkach ponad zwężonym, pieni­ aby ruszyli ku nam i przesłali w nieprzema­ stym, nurtem. O północy docieramy do kalnych workach ubrania, namioty, żywność. miejsca, gdzie spory dotąd chodnik zamienia Sytuacja nasza jest nie do pozazdroszcze­ się w wąski kanał. Tylko dwójka może ru­ nia. Jesteśmy zupełnie przemoczeni, zmę­ szyć na łodzi — reszta czeka. Jesteśmy prze­ czeni po kilkunastu godzinach akcji i głodni. moczeni do nitki mimo nieprzemakalnych Kończy się też karbid w lampach, a nasze kombinezonów, więc po półgodzinnym cze­ lampy elektryczne świecą słabym, żółtawym kaniu zmarzliśmy na kość. Kiedy pierwsza światłem na wyczerpanych bateriach. Budu­ dwójka wraca zgłaszam chęć pójścia w ich jemy z kamieni okrągły murek, który na­ ślady. Jedzie ze mną Jean Lavigne, reszta krywamy nieprzemakalnymi kombinezonami. rezygnuje. Musimy się spieszyć, by^nie ka­ Skurczeni, przyciśnięci do siebie, szczękamy zać na siebie długo czekać. Początkowo że­ zębami na przemian to zapadając w półsen, gluga j est łatwa, płyniemy wąskim chodnikiem to budząc się z zimna. Co jakiś czas ktoś po głębokiej, spokojnej wodzie. Wnet jednak wychodzi na zewnątrz, by sprawdzić czy nie przejazd zamyka zwężenie. Muszę wyjść z ło­ ma światła na półce nad wodospadem. Po dzi i wisząc na rękach, zanurzony po ra­ 5 godzinach ktoś triumfalnie krzyczy: są! miona przycisnąć się do ściany, aby Jean Wszyscy wybiegamy na zewnątrz. Nad strugą mógł przesunąć naszą łódeczkę bokiem przez wodospadu migotają światełka. szczelinę. Dalej znów jest szerzej. Jeszcze Dopiero potem dowiedziałem się, z jakim jedno zwężenie, tym razem dające się obejść trudem dotarli wówczas z obozu do tej półki. górą i jesteśmy w sali końcowej. Szerokie Trzeba było przechodzić w poprzek potężny jezioro rozlewa się wśród pokrytych nacie­ wodospad, brodzić po pas w wodzie ciągnąc kami ścian, a wody rzeki giną w szerokim ciężkie worki. Nie wiedziałem też wówczas, 7 www.pza.org.pl * £*$' *r ><

Ws ^ a _*;••

m. 'ii •

rk?www.pza.org.pl r> że był tam Oleg Czyżewski, który po na­ Po 18 godzinach obudził nas telefon. Woda szym odejściu razem z Andrzejem Chodo­ już trochę opadła, koledzy z obozu na rowskim doszedł do obozu —940. Nie mogli­ —940 m ruszyli, aby nam pomóc. Wodospad śmy rozmawiać z grupą ludzi na półce, bo wciąż był groźny, choć widocznie zmalał. huk wodospadu głuszył wszystko. Po pe­ Udało się też przesunąć nieco drabinę w bok. wnym czasie na linie wiszącej w wodospadzie Mimo to, 45 m w górę po szarpanej wodą pojawił się worek, potem drugi, trzeci. Za drabince nie jest spacerem. Na ostatnich chwilę wszystkie były na dole. W workach metrach ręce zmęczone są do bólu, co chwilę płóciennych znajdowały się nylonowe, nie­ trzeba przystawać i czekać aż uspokoi się przemakalne, a w nich sprzęt i żywność. bijące gwałtownie serce. Wreszcie platforma. Za ChwilĘ czułem się jak nowonarodzony, Po paru godzinach wszyscy jesteśmy na zrzuciwszy wiele warstw przemoczonych górze. Zwijamy drabinki — jesteśmy tu osta­ ubrań. Na butanowej kuchence grzał się tni. Na powierzchni jest znów noc, kiedy tonimałt. Po jedzeniu poszliśmy spać w naj­ dochodzimy do obozu —940. Czeka nas jesz­ głębszym w dziejach speleologii obozie: na cze dwa dni ciężkiej pracy zanim znów —1050 m. ujrzymy światło gwiazd. K. Kowalski

•X-

Historia „Gouffre Berger" zaczęła się wła­ jak się potem okazało, uchodzi on do ko­ ściwie w r. 1947, kiedy grupa młodych groto­ rytarza, położonego ok. 100 m niżej — do­ łazów z Grenoble rozpoczęła badanie jaskini tarto do szczytu studni, na pokonanie której Cuves de Sassenage. Z jaskini tej wypływa zabrakło sprzętu. W czasie następnej wy­ spora rzeczka, posuwając się w górę jej biegu prawy w dniach 13 i 14 sierpnia 1953 na grotołazi odkryli ok. dwu kilometrów kory­ głębokość —300 zeszli J. Cadoux i A. Garby. tarzy, wreszcie zostali zatrzymani przez sy­ Po przebyciu kilku dalszych studni (naj­ fon. Poszukiwania dalszej drogi nie dały re­ głębsza z nich ma ok. 47 m głębokości), do­ zultatów. Trudno dostępne górne piętro ja­ tarli na głębokości—250 do ogromnego ko­ skini kończy się ślepo, ryzykowne wspinaczki rytarza o rozmiarach 20x50 m. Zatrzymani do wysoko położonych otworów nie dawały zostali przez wielkie jezioro. Kolejna wy­ wyników. Trzeba było szukać innej drogi prawa, zorganizowana we wrześniu 1953 zmu­ do źródeł „Rzeki bez Gwiazd". szona była do wycofania się ze względu na Rozpoczęto więc poszukiwania od góry. wysoki stan wody w jaskini. Wody, jak się zdawało, pochodziły z płasko- Następny atak rozpoczął się tydzień póź­ wzgórza „St. Nizier", w zboczu którego niej. Po przepłynięciu na nadymanych łód­ umiejscowiona jest jaskinia Cuves de Sasse­ kach jeziora i pokonaniu szeregu niewielkich nage. Ale na „St. Nizier" nie było wiele wodospadów na pojawiającej się i znikającej otworów, a te które zbadano nie prowadziły wśród głazów rzeczce, grupa szturmowa zmu­ daleko. Płaskowzgórze sąsiednie, Sornin, to szona była do wycofania się wskutek wy­ istny ser szwajcarski — setki studni, szcze­ czerpania. Akcja w jaskini trwała bez lin, otworów pokrywa jego powierzchnię. przerwy 38 godzin, osiągnięto —372 m. Ale oba wapienne masywy oddzielone są W czasie tej wyprawy stwierdzono koniecz­ głęboką doliną, dnem której płynie rzeka ność założenia obozu, w oparciu o który Fouron. Hipoteza o skrzyżowaniu rzek pod­ mogłaby działać grupa szturmowa. Już do­ ziemnej i powierzchniowej wydawała się dzi­ tarcie do —372 i powrót na powierzchnię wna, jednak została przyjęta. Rozpoczęto był zadaniem niezwykle ciężkim, dalsze po­ poszukiwania na Sornin, zaczęło się syste­ suwanie się w głąb olbrzymiej jaskini bez matyczne, żmudne badanie studni za stu­ biwaku nie było możliwe. dnią, otworu za otworem. I jedna z tych Wyprawa zakrojona tym razem na wielką studni, odkryta 24 maja 1953 r. przez Jo skalę miała miejsce w sierpniu 1954. Obóz Berger'a, puściła. założono w wielkiej „Sali Trzynastu" na głę­ W pierwszym dniu osiągnięto głębokość bokości —494 m. Z niego grupa szturmowa, —52 m, następnego dotarto do —103. Po poruszając się w dość trudnym terenie, do­ przebyciu trzech kolejnych kominów i przej­ szła do miejsca, gdzie całą szerokość zwę­ ściu zapieraczką „bezdennego" korytarza — żającego się korytarza zajmuje rzeka. Jej

W JASKINI ZIMNEJ (TATRY). Pokonywanie progu przy pomocy składanego masztu, jR. Grudziński

www.pza.org.pl korytem — brodząc po pas w wodzie, pły­ spadach. Podział na grupy przedstawiał się nąc na łodziach, idąc zapieraczką, schodząc następująco: przez liczne wodospady po drabinkach, do­ 1) Pierwsza grupa szturmowa składała się tarła do szczytu dużego wodospadu na wyłącznie z Francuzów. Grupa ta miała —705 m. Wodospad był nie do przebycia. założyć obóz trzeci na głębokości —940 m Drabinkę można było zawiesić jedynie wprost i w oparciu o niego posunąć eksplorację w wodzie. Zejście było możliwe — powrót możliwie daleko. Kierownik grupy — J. pod prąd wodospadu byłby fizyczną nie­ Berger. możliwością. Bretizel, który spróbował zejść 2) Grupa mająca przebyć jaskinię do głębo­ parę metrów, wrócił z największym wysił­ kości —650. Kierownik — P. Breyton. kiem, wciągany przez kolegów na linie ase­ Polacy — T. Janasz i M. Mielcarski. kuracyjnej. Jedynym wyjściem było założyć 3) Druga grupa szturmowa, w skład której maszt, wywieszony poza wodospad, i na jego wchodziło trzech Francuzów i sześciu końcu zawiesić drabinkę. Zadanie to pod­ cudzoziemców. Z Polski — K. Kowalski. jęto w czasie wyprawy we wrześniu 1954. Grupa ta miała dotrzeć do punktu, osią­ Po założeniu stalowego masztu, Garby i Ca- gniętego przez grupę pierwszą i ewentu­ doux poprzez kilka dalszych kaskad doszli alnie prowadzić dalszą eksplorację. do —740, gdzie zbrakło im drabin. W czasie 4) Grupa wspierająca, mająca dojść do wyprawy tej pobito światowy rekord głębo­ —840 m. Miała ona asekurować powra­ kości w jaskini, wynosił on wówczas —728 m cającą grupę szturmową i wraz z nią wy­ (Pierre St. Martin). cofać sprzęt do —500 m. Kierownik Znowu koniecznością okazało się założenie grupy — R. Juge. Polacy — A. Chodo­ obozu. W czasie następnych dwóch wypraw rowski i O. Czyżewski. dotarto z obozu —850 najpierw do -—903, Oprócz tych grup działało w jaskini szereg a następnie, aż do —985, na szczyt „Wodo­ pomniejszych zespołów, jak topograficzny, spadu Huraganu". Jest on częścią ogrom­ filmowy itp. nego, ponad 70 metrów liczącego wodospadu, Pierwsza grupa szturmowa weszła do ja­ zajmującego całą szerokość korytarza. Eks­ skini wkrótce po naszym przyjeździe. Cudzo­ ponowanym trawersem na prawej ścianie do­ ziemcy zwiedzili w tym czasie jaskinie Cuffin chodzi się wysoko nad środkową część wodo­ i Cuves de Sassenage. W czasie oczekiwania spadu, następnie przechodzi się po drabince na wejście do groty zbadaliśmy niewielką w dół, ponad wodospadem, na drugi jego studnię na Plateau Sornin, a A. Chodorow­ brzeg, dalej systemem ciasnych bocznych ski i Kazimierz Kowalski wzięli udział w b. korytarzyków i półeczek nad wodą dochodzi trudnej eksploracji studni Marry, która, jak się na szczyt ostatniej, niemal pionowej, ma­ się okazało, na głębokości 200 m łączy się jącej ponad 40 m wysokości zerwy wodo­ z Gouffre Berger. spadu. Wyczerpanie jeszcze raz zatriumfo­ Jako pierwsza z grup „cudzoziemskich" wało — czołówka się cofnęła. Tu miała się weszła do jaskini grupa „—650". W ciągu zacząć właściwa akcja wyprawy 1956. trzech dni pobytu pod ziemią członkowie jej doszli do początku „Rzeki bez gwiazd" Wyprawa ta organizowana była na ogro­ i wrócili do obozu na powierzchni. Druga mną skalę, miała mieć charakter między­ grupa szturmowa weszła do jaskini mniej narodowy. Do wzięcia w niej udziału zapro­ więcej w chwili otrzymania telefonicznego szeni zostali między innymi i Polacy. meldunku o osiągnięciu przez grupę pierwszą Skład polskiej ekipy przedstawiał się na­ dna jaskini — syfonu na głębokości—1131 m. stępująco: kierownik — Kazimierz Kowalski Po drodze, do głębokości —250 m, członko­ (Kraków), Andrzej Chodorowski (Warszawa), wie drugiej grupy szturmowej asekurowali Oleg Czyżewski (Kraków), Teresa Janasz wychodzącą grupę „—650". Po trzech dniach (Wrocław), Mieczysław Mielcarski (Toruń). drogi (biwaki w obozach pierwszym i trze­ W chwili naszego przyjazdu przygotowania cim) część grupy (F. Petzl i J. Lavigne do wyprawy były już bardzo zaawansowane: z Francji, Sami Karkabi z Libanu i K. Ko­ na Plateau Sornin przewieziono helikopte­ walski) dotarła do syfonu końcowego. rem i samolotami cały sprzęt (4 t), przy W dzień po drugiej grupie szturmowej otworze jaskini rozbito obóz, do jaskini zeszła pod ziemię grupa wspierająca. Po wniesiono 228 worków sprzętu, ubezpieczono wspólnym biwaku w obozie pierwszym grupa drogę i założono drabiny do —750 m, wresz­ się rozdzieliła, część jej pozostała w obozie cie założono dwa obozy — pierwszy (—500 m) drugim, pozostali — w tym A. Chodorowski i drugi (—750 m). W związku z dużą ilością i O. Czyżewski — zeszli do obozu trzeciego. ludzi, mających zejść pod ziemię (ok. 40 osób) W tym czasie druga grupa szturmowa zna­ zostali oni podzieleni na szereg samodziel­ lazła się w bardzo ciężkiej sytuacji. W czasie nych grup, które miały wchodzić do jaskini powrotu została ona zaskoczona u stóp Wo­ w kolejności, uniemożliwiającej powstanie dospadu Huraganu przez gwałtowny, spo­ „tłoku" w obozach i zapewniającej grupom wodowany burzą przybór wody, który na wzajemną asekurację w studniach i na wodo- blisko dobę uniemożliwił poruszanie się przez 10 www.pza.org.pl wodospady. Zawiadomiona telefonicznie niemal do końca (do wypływu rzeki w jaskini grupa z obozu trzeciego zdołała dotrzeć na Cuves de Sassenage pozostało jeszcze 50 m szczyt Wodospadu Huraganu (—985 m) i do­ różnicy poziomów przy odległości ok. 400 m) starczyła odciętym przez wodę sprzęt biwa­ jednej z najpiękniejszych pod względem spor­ kowy, żywność i suche ubrania, umożliwia­ towym jaskiń świata. W wyprawie byliśmy jąc im w ten sposób założenie najgłębszego najsilniejszą po Francuzach grupą, ustępo­ w dziejach speleologii obozu (—1050 m). Po waliśmy im tylko w technice chodzenia po opadnięciu wody rozpoczął się odwrót, bi­ metalowych drabinkach linowych, co naj­ wakowano kolejno w obozach trzecim, dru­ mniej dorównywaliśmy im we wspinaczce gim i pierwszym. Sprzęt wycofany został podziemnej. Zapoznaliśmy się z zagranicz­ do —500 m, gdzie złożono go do września. nym sprzętem jaskiniowym, oraz z proble­ Wyprawa, mająca na celu badanie bocznych mami organizacyjnymi, związanymi z wy­ korytarzy, wyniosła go na powierzchnię. prawami jaskiniowymi na największą skalę. Druga grupa szturmowa przebywała pod Dzięki temu, że w wyprawie, obok Francu­ ziemią siedem dni, grupa wspierająca zów i nas, brali udział Anglicy, Belgowie, sześć. Hiszpanie, Libańczycy, Włosi i Szwajcarzy, Wynik wyprawy to przede wszystkim po­ nawiązaliśmy szereg cennych kontaktów oso­ bicie rekordu świata głębokości i poznanie bistych.

SORNIN (WDm)

LAPIAt

WICUI KENION obói.2.

.? WW>0SRM> HURA6ANW 0WŁ5. SYFON K.ONCOWV 0b4l4

Przekrój poprzeczny GOUFFRE BURGER. 11 www.pza.org.pl Mimo, że główny ciąg jaskini — koryto ryta rzeki. Istnienie jego jest bardzo prawdo­ rzeki — został zbadany do końca, nie na­ podobne, znalezienie drogi do niego umożli­ leży sprawy Goultre Berger uważać za za­ wiłoby, być może, dalsze posunięcie eksplo­ mkniętą. W jaskini jest jeszcze szereg pro­ racji jaskini. Dotychczasowe próby znale­ blemów, najciekawszy z nich to dopływ rzeki zienia górnego piętra kończyły się niepowo­ na głębokości ok. —1100 m. Zbadanie go, dzeniem, głównie z powodu trudności wspi­ to zadanie niezwykle trudne, niemniej pro­ naczkowych. Te i szereg innych problemów jektuje się już w tym celu specjalną wy­ są rękojmią, że Gouffre Berger długo jeszcze prawę. Inny problem to znalezienie przejścia stanowić będzie centrum uwagi speleologów do starego, suchego i wyżej położonego ko­ całego świata. Oleg Czyżewski

12 www.pza.org.pl w

■f/;! Ł ii

NA GRANI ŚNIEŻNEGU SZCZYTU A. Skoczylas

Pomimo że tragiczna...

ANTONI WALA

Na wschodzie czerwienił się skraj nieba, wkroczyliśmy na nią. Był dzień 31 marca nad kotlinami rozpościerały się szare mgły, 1956 roku — rozpoczynaliśmy wyprawę... a doliny pogrążone były jeszcze w mroku, O wyprawie gramowej myśleliśmy już da­ gdy opuszczaliśmy Kieżmarską Chatę. Po wno. Przejście zimowe grani Tatr Wysokich twardym, zmarzniętym śniegu szybko po­ pociągało wielu, a uwieńczone sukcesami dążaliśmy ku Przełęczy pod Kopą, i nie przejścia małych grup taterników czeskich wiele było jaśniej, gdy stanęliśmy na niej. w 1954 roku i wielka wyprawa Słowaków Przed nami biegnąca ku Jagnięcemu Szczy­ zimą 1955, tym bardziej pobudzały do szyb­ towi, zrazu połoga, śnieżna grań wyznaczała kiego działania. Otwarcie Tatr Słowackich kierunek naszego marszu. Przynagleni chło­ dla działalności polskich taterników stwo­ dem, wywołanym słabym, ale zimnym wia­ rzyło warunki, by zainteresowanie się tym trem, który dął z głębi północnych dolin, problemem przekształciło się w konkretny 13 www.pza.org.pl zamiar. I rzeczywiście, w listopadzie 1955 r. na 3-osobowe racje dzienne i łącznie z pa­ Sekcja Krakowska podejmuje uchwałę prze­ liwem była rozmieszczona w 4 składach. prowadzenia wyprawy. Jednak późniejsze Pomimo niewielkiej ilości żywności, którą trudności udaremniają zorganizowanie jej na niosła grupa na odcinkach pomiędzy skła­ koszt Sekcji. Pozbawiona również pomocy dami, plecaki ważyły i tak ok. 20 kg. Biwa­ finansowej ze strony byłej Sekcji Alpinizmu kowano w 3 namiotach: dwu prywatnych ZG PTTK zostaje ostatecznie zrealizowana i jednym z magazynu CRS Sekcji Alpinizmu. wysiłkiem i własnymi środkami finansowymi W okresie od 25. III. do 29. III. 1956 r. przez niewielką grupę członków Sekcji Kra­ założono przy stale poprawiającej się po­ kowskiej. Było również wiele innych tru­ godzie, a później bardzo dobrej, składy ży­ dności oprócz finansowych, wiele zmieniły wności: pod Zbójnicką Ławką, na Polskim one w pierwotnych planach i zamiarach — Grzebieniu, pod Kozią Strażnicą. Czwarty pomimo to na dzień 25 marca wyprawa zo­ skład na Hińczowej Przełęczy założyli póź­ staje całkowicie przygotowana. niej członkowie grupy pomocniczej, wów­ Gdy rozłożyliśmy się przed Urzędem Cel­ czas gdy rozwinęła się już w pełni działal­ nym na Łysej Polanie, spiętrzyły się sterty ność grupy graniowej. Składy zakładała wy­ plecaków, mocno wypchane sprzętem, ekwi­ łącznie grupa graniowa, dopiero bowiem punkiem oraz zawierające blisko 200 kg ży­ 29. III. przybyli pozostali uczestnicy grupy wności przeznaczonej na grań. Po stosun­ pomocniczej, a ich spóźnienie spowodowane kowo szybko i życzliwie przeprowadzonej zostało trudnościami w zwolnieniu się z pracy. odprawie celnej, udaliśmy się samochodem Po tych trzech dniach dużego wysiłku, do St. Smokowca, gdzie znajdowała się na­ grupa graniowa udała się do Kieżmarskiej sza baza główna. Przybyło wówczas tam Chaty, by spędzić już tam na miejscu dzień 8 uczestników grupy graniowej: Jerzy Wala— odpoczynkowy 30 marca, poprzedzający wy­ kierownik, Henryk Czarnocki, Jerzy Lechow­ prawę. ski, Adam Skoczylas, Tadeusz Strumiłło, Skromność miejsca nie pozwala opisać tu Andrzej Truszkowski, Antoni Wala, Stani­ dzień po dniu przebiegu wyprawy. W paru sław Worwa oraz z grupy pomocniczej: więc tylko zdaniach przedstawię tu kilka Krystyna Hellerówna. momentów z jej przebiegu, chociaż nie-mogą Cała wyprawa według założeń dzieliła się one wyczerpać wielkiej rozmaitości zdarzeń na dwie grupy współdziałające ze sobą: i oddać bogactwa przeżyć. graniową, której zadaniem było tra­ Zwykle budziliśmy się wczas rano, goto­ wersowanie grani od Przełęczy pod Kopą waliśmy śniadanie i podobnie co dzień likwi­ do Liliowego niosąc ze sobą pełny ekwipunek dowaliśmy obóz. Pomimo pośpiechu, trwało to i sprzęt oraz uzupełniając żywność ze skła­ do dwóch godzin, a nieraz i dłużej. Później dów w odstępach mniej więcej trzydniowych. były długie godziny marszu; to posuwaliśmy Grupa pomocnicza miała utrzymy­ się długim, wyciągniętym szeregiem, niosąc wać łączność oraz likwidować składy żywno­ ciężkie „wory", to znów wiązaliśmy się na ściowe i w miarę posuwania się grupy gra­ małe zespoły, gdy teren stawał się trudniej­ niowej przenosić się z dolin do dolin, nawią­ szy i wymagał asekuracji. Podczas pierw­ zując z nią kontakt. Równocześnie mogła szych słonecznych dni posuwanie się utru­ rozwijać własną działalność taternicką. W jej dniał upał, przed którym osłanialiśmy twarze skład wchodzili: Marian Paully — kierownik, czym kto mógł, nogi grzęzły wówczas w roz­ Zbigniew Hegerle, Krystyna Hellerówna, Ja­ miękłym śniegu, a buty były pełne wody. dwiga Siemińska, Jan Słupski, Wanda Pio­ Godziny południowe przeczekiwaliśmy, uroz­ trowska i przez krótki czas współpracował maicając sobie czas robieniem zdjęć, goto­ z nią Andrzej Rokita. waniem herbaty i spożywaniem suchego Planowano przejście grani w ciągu 11 dni, prowiantu. przy czym przy "przygotowywaniu żywności Później, gdy przyszły chłodne i wietrzne dla grupy graniowej uwzględniano jeszcze dni 4 i 5 kwietnia, a śnieg zmienił się w twardy 4 dni rezerwowe. Żywność była podzielona „beton", posuwanie się było już lżejsze. Cóż,

1 A www.pza.org.pl kiedy pogoda stała się kapryśna, wietrzna, Dla lepszego zorientowania się czytelnika w prze­ biegu wyprawy podaję tu krótkie jej itinerarium: a potem zmieniła się tak znacznie, że na 31 marca: Przełęcz pod Kopą, godz. 5.20. — Barani Zwornik, 15.00. Obóz I na platformie pod wierz­ przeciąg dwóch dni uniemożliwiła je nawet. chołkiem Baraniego Zwornika. Słoneczna pogoda. Te dni spędzone w zawieii pod Kozią Stra­ 1 kwietnia: Śnieżna Przełęcz, godz. 6.40. — Zbójnicka Ławka, 17.10. Obóz II założono pod pd. śc. Małego żnicą, a później jeszcze gorsze dni: biwak Lodowego. Zmienna, częściowo słoneczna pogoda. 2 kwietnia: Biała Ławka, godz. 8.30. — Przełęcz Roz­ na Wadze, marsz pod stokami Żabiej Turni dzielę, 18.00. Obóz III w jamach śnieżnych pod Mięguszowieckiej i Wołowej Turni i w końcu pd. śc. Jaworowego Szczytu. Słoneczna pogoda. 3 kwietnia: Mały Jaworowy Szczyt, godż. 8.45. — dwa długie dni przeczekiwania w namiotach Polski Grzebień, 18.15. Obóz IV na Polskim Grze­ bieniu. Słoneczna pogoda. przy Hińczowych Stawach, to okres wiel­ 4 kwietnia: Polski Grzebień — Wsch. Batyżowiecka kiego trudu i większego jeszcze niepokoju. Przełęcz, 17.00. Obóz V założono na górnym pię­ trze Doliny Batyżowieckiej. Pochmurno, opady Zadawaliśmy sobie wówczas ustawicznie py­ śniegu. 5 kwietnia: Zach. Batyżowiecka Przełęcz — Zach. tanie: czy warunki się poprawią, czy też Szczyt Żelaznych Wrót. Obóz VI na buli pod pd. trzeba będzie się wycofać; gnębiła nas myśl, śc. Żłobistego Szczytu. Pochmurno, w południe zadymka. że taki nakład pracy, tylodniowy trud może 6 kwietnia: Przeczekiwanie zawiei w namiotach. Część zespołu weszła na Żłobisty Szczyt. zakończyć się fiaskiem, gdy byliśmy już tak 7 kwietnia: Pozostawano w namiotach, nadal zawieja. blisko celu. Drżeliśmy o nasze „delikatne" 8 kwietnia: Rumanowy Szczyt, 10.30. — Waga, 18.00. Obóz VII założono obok schroniska. Niepogoda. namiociki, gdy targał nimi potężny napór 9 kwietnia: Rysy — po Hińczową Turnię. Obóz VIII wiatru i każdego dnia stwierdzaliśmy nowe przy Hińczowych Stawach. Mgła i zawieja. 10 i 11 kwietnia: Pozostawano w namiotach. Zawieja, uszkodzenia. Któż z nas mógł wówczas przy­ częściowo odwilż, pod wieczór 11.4. oziębienie i roz­ pogodzenie. puścić tragedię dnia 12 kwietnia. 12 kwietnia: Rozpoczęto o godz. 6.40. kontynuację przejścia. Grupa podzieliła się na 3 zespoły, z któ­ » Dzień kończyliśmy ustawianiem namio­ rych każdy ma wejść na inny wierzchołek Mięgu­ tów. W pomroce nocy jeszcze długo wśród szowieckich . Szczytów. Zespół: Czarnocki i Stru­ miłło ulega katastrofie w czasie wejścia na Mięgu- pustki skał i śniegów migały bladymi świa­ • szowiecki Szczyt Pośredni. Wyprawa zostaje przer­ tełkami, wsączającymi się w ciemność nocy, wana. trzy nasze namioty ustawione obok siebie Poza planowanym opuszczeniem: PapLu- i w około roznosił się terkot prymusów, głu­ sowych Turni, Zbójnickich Turni, Graniastej szony uderzeniami wiatru. Długo jeszcze roz­ Turni i Rówienkowych Turni, byliśmy zmu­ szeni, ze względu na bardzo trudne warunki ważaliśmy ubiegły dzień i obmyślaliśmy atmosferyczne pominąć na zrobionym od­ szczegóły przejścia na dzień następny. Były cinku grani również: Kaczy Szczyt, Żabiego i żarty, wesołe lub smutne wspomnienia. Konia, Wołową Turnię, Hińczową Turnię. Później owładnięci zmęczeniem, zasypialiśmy Już opracowując plan działania wyprawy twardo budzeni dopiero mroźnym rankiem. przewidywaliśmy wejście na trudniej dostę­ pne szczyty, jak Ostry Szczyt, Dzika Turnia, Najsmutniejszy był dzień ostatni. Wspa­ dalej grań Batyżowieckiego Szczytu po Zmarzły Szczyt, Wsch. Szczyt Żelaznych niały, mroźny dzień. Poranne słońce, oświe­ Wrót, Żabiego Konia, grań Mięguszowiec­ tlające korony Baszt i błękitne, bezchmurne kiego Szczytu Pośredniego po Główny, Zadni niebo, napełniło nas nadzieją zwycięstwa. Mnich, tylko częścią zespołu, gdy tymcza­ Po trzech dniach oczekiwania, głodni i bez sem pozostała część uczestników obchodząc wymienione szczyty miała przenieść plecaki paliwa, czuliśmy konieczność zrobienia osta­ tamtej. Stale pogarszająca się pogoda od tniego zrywu, by pokonać ostatnią zaporę: Polskiego Grzebienia, stąd konieczność zwię­ Mięguszowieckie Szczyty i dojść do składu kszenia tempa, wzgląd na bezpieczeństwo na Hińczowej Przełęczy, w ciągu ubiegłych grupy jak i nie zawsze dostateczna kondycja niektórych uczestników, zmuszały nas do dni zupełnie niedostępnego. zmian w taktyce przejścia i wejścia tylko Zejście lawiny ż Mięguszowieckiego Szczytu częścią zespołu jeszcze na takie szczyty jak: Pośredniego i śmierć w niej Henryka Czar­ Czarny Szczyt, Mały Lodowy, Wielicki Szczyt, Litworowy Szczyt, Śnieżna Kopa, nockiego i Tadeusza Strumiłły kładzie kres Żłobisty Szczyt, Rumanowy, Ganek, Wy­ wyprawie i przekreśla nasze nadzieje. Ale to soka, Czeski Szczyt, Żabia Turnia Mięgu­ już wówczas nie ma dla nas żadnego zna­ szowiecka. czenia, śmierć najdroższych towarzyszy zbyt Przejście zimowe grani Tatr Wysokich jest boleśnie nas dotknęła. Zachodzące słońce swoistym problemem nastręczającym szcze­ gólne trudności związane z długotrwałością ostatnim blaskiem rzucanym na szczyty, że­ wyprawy. Wymaga to wkładu dużego wy­ gnało nas smutnych, schodzących w doliny... siłku oraz zmusza do ustawicznego pośpiechu 15 www.pza.org.pl z obawy niepogody. Potrzeba dużej ilości Na zakończenie dorzucę parę danych z wyposażenia sprzętu, paliwa i żywności, powiększających wyprawy i uzyskanych doświadczeń technicznych1): znacznie obciążenie wyprawy w stosunku do Grupa graniowa zaopatrzona była w 8 czekanów, letnich, wymaga działania większym zespo­ 5 młotków, 7 par raków (Strumiłło używał butów z tri- łem, a więc i konieczność odpowiedniego roz­ kuniami), 2 liny zjazdowe i jedną asekuracyjną, 14 wiązania taktycznego przejścia, by mogło pętli, 16 karabinków, 15 haków skalnych, 6 igieł lo­ ono przebiegać sprawnie. Trudności techni­ dowych. Wyposażeni byliśmy wszyscy w śpiwory i kur­ czne grani nie odgrywają tak zasadniczej tki puchowe, gotowaliśmy na prymusach typu Juwel. roli, jak przy przejściach ścianowych, za to naczyń używaliśmy z kuchenek spirytusowych produk­ najważniejsze są takie umiejętności, jak: cji bielskiej. Biwakowaliśmy w 3 namiotach, w tym dobra orientacja w terenie, umiejętność dwóch z rękawami. Zebrane doświadczenia odnośnie na­ pracy w zespole, w najdoskonalszym stopniu miotów i obozowania w nich są tak obfite, że nie mo­ technika posuwania się po śniegu, zakłada­ żemy tu o nich pisać. W każdym bądź razie przeko­ nie zjazdów i poręczówek. Z cech charakte­ naliśmy się o zupełnej nieprzydatności batystu na na­ ryzujących uczestników najważniejsza jest mioty zimowe. Stwierdziliśmy również, że najważniej­ długotrwała wytrzymałość, umiejętność sze jest takie wykonanie namiotu, by zapewniał ma­ współżycia, zrozumienie celu wyprawy i pod­ ksymalną wygodę, zupełnie izolował od zewnątrz (jedy­ porządkowanie się mu —jak wykazała wy­ nym rozwiązaniem są tu rękawy) oraz był mocny. prawa nie takie proste i łatwe do urzeczy­ Żywność, jak już wspominaliśmy, dzieliła się na wistnienia w praktyce. trzy porcje, oznaczone literami A, B, C, różniące się nieco składem i ilością kalorii. Przeciętna dzienna por­ Należy się również liczyć ze znacznym cja na osobę zawierała około 4000 kal. i ważyła 1100 g. wzrostem niebezpieczeństw obiektywnych Ogólna waga żywności wynosiła 133,56 kg. Paliwo sta­ zarówno na skutek specyficznych warunków nowiła czysta benzyna w ilości 19 1 i nie było jej wcale posuwania się grupy, jak i niemożliwości za dużo; w przyszłości należałoby brać więcej. uniknięcia niesprzyjających warunków atmo­ sferycznych. Szczególnie wzrasta niebezpie­ Dla przykładu podany jest poniżej skład porcji czeństwo lawiniastości, które nie zawsze da dziennej A, obliczonej dla jednej osoby: się uniknąć. I pod tym względem okazało wartość kaloryczna Nazwa produktu ilość w g. się jeszcze niedostateczne wyszkolenie na­ w kal. szych taterników w zakresie zagadnień me­ teorologii, oceny warunków śnieżnych i la­ cukier 150 577,5 winiastości. Jedynie tym można wytłuma­ ser 50 185,5 czyć niewłaściwą bezpośrednio w terenie masło 50 372,5 ocenę warunków śnieżnych przez Czarnoc­ dżem 100 249,0 kiego i Strumiłłę, co w konsekwencji po­ kiełbasa suszona 200 474,0 ciągnęło ich śmierć. Warunki śnieżne w owym pumperńikiel 150 360,0 dniu, pomimo, że wymagały liczenia się z la- sucharki 50 226,0 winiastością, umożliwiały jednak kontynuo­ keksy 50 234,0 wanie wyprawy. Na odprawie przed rozej­ ciastka (Krakuski) 50 203,0 ściem się grup omawiano tę sprawę — a je­ suszone owoce 100 268,0 dnak już w terenie, Czarnocki i Strumiłło płatki 50 193,0 posuwali się tak, że nasuwa się przypusz­ cukierki 100 385,0 czenie, że ostatecznie musieli ocenić je ina­ Razem 1100 3727,5 czej. Mając za zadanie wejść na wierzchołek Mięguszowieckiego Szczytu Pośredniego skie­ Przyjmując 3727,5 kal. za 100%, porcja zawierała: rowali się w prawy skraj szerokiej depresji 8,6% białka, 27,4% tłuszczu, 64% węglowodanów, co śnieżnej znajdującej się w prawej części stanowi przesunięcie w kierunku zwiększenia zawartości ściany i tędy mieli zamiar dostać się do za­ tłuszczu w porównaniu z danymi z literatury, a spo­ chodów przecinających ścianę i wyprowa­ wodowane trudnościami w zakupie żywności na rynku, dzających na zach. grań. Jak wykazał ma­ teriał fotograficzny, zmyleni najprawdopodo­ Pomimo, że wyprawa zakończyła się tra­ bniej twardą pokrywą śniegu wypełniającego gicznie, o czym nie wolno nam zapominać, depresję i zachód, zupełnie zrezygnowali postawiła przecież jeszcze jeden dalszy krok z asekuracji (Czarnocki miał zwiniętą linę), na drodze rozwojowej naszego taternictwa jak i zdecydowali się na przecięcie depresji i wzbogaciła go nowymi doświadczeniami, w kierunku zachodów. I tu w czasie tra­ zwłaszcza z zakresu obozowania, nasuwając wersu, blisko 300 m nad stawem zniosła ich równocześnie wniosek, że już najwyższy czas, lawina, przerzuciła przez kilkudziesięciome­ by wyszło ono z „ciepłych pieleszy" schronisk trowy próg zagrzebując w spiętrzeniu śnież­ na twardą wprawdzie, ale męską drogę zi­ nym już na brzegu stawu. Tragiczna więc mowych obozów i wypraw pod namiotami. była ich omyłka, a przecież obydwaj byli doskonałymi taternikami o wieloletnim do­ ') Interesujących się bliżej wyprawą odsyłamy do sprawozdania kierownika wyprawy opracowanego dla świadczeniu zimowym. Sekcji Alpinizmu ZG PTTK. 16 www.pza.org.pl POŚWIĘĆMY WIĘCEJ UWAGI LAWINOM

ZDZISŁAW MAREK

Przyjrzałeś się już zapewne zamieszczonym obok zdjęciom i przyznasz chyba, że widok schodzącej la­ winy może być efektowny — jak choćby tej na zdję­ ciu lawiny pyłowej. Natomiast lawinisko, zwłaszcza duże, czyni zawsze przykre wrażenie. Może dlatego, że nieraz nasuwa przykre wspomnienia, a może na skutek rodzącej się w nas obawy, bo któż nie lęka się lawin; są tym żywiołem, wobec którego stajemy bezsilni. W każdym z nas tkwi jeszcze w pamięci rok 1956, tak szczególnie obfity w liczne i wielkie lawiny — ileż spowodowały ofiar. Również ostatni sezon zimowy rozpoczęła seria wypadków. Wiele się o tym mówi i dy­ skutuje, ale trzeba chyba przyznać, że nasze wiado­ mości o lawinach niewiele wyszły poza to, co wiedziano o nich już w epoce Chmielowskiego i Zaruskiego. Tym­ czasem upłynęło już wiele lat i wiedza jak i doświad­ czenia w tym zakresie poważnie posunęły się naprzód. O ile mi wiadomo, to poza zmarłym niedawno Prof, Milatą, nikt poważniej w ostatnich latach nie zajmował się i chyba nie zajmuje tym zagadnieniem. Tymczasem nawet w Czechosłowacji coraz więcej poświęca się uwagi sprawie lawin, a wydanie tam ostatnio dla tu­ rystów fachowej książki pt.: „Zimni nebezpeći v ho­ rach" J. Houdeka i M. Vrby jest nie tylko cenną dla nich pomocą, ale zdaje się wskazywać na prowadzenie tam również i poważnych studiów w tym zakresie. Książka ta jest pewną syntezą wiedzy o niebezpie­ czeństwach zimowych, ze szczególnym uwzględnieniem lawin; oparta zarówno na bogatej literaturze światowej jak i na własnych obserwacjach autorów, uzupełniona materiałem dokumentacyjnym. Zresztą wystarczy tylko uwzględnić światową lite­ raturę alpinistyczną, by móc się przekonać, jak sze­ roka i głęboka jest już wiedza o lawinach. Może nie­ wielki obszar naszych gór, w których istnieje niebez­ pieczeństwo lawin, nie stwarza konieczności prowadze­ nia szeroko zakrojonych studiów, to niemniej najwyż­ szy już czas, by udostępnić i zapoznać nasze społe­ czeństwo, a zwłaszcza środowisko taternickie i tury­ styczne ze zdobyczami zagranicy. Również wydaje się jak najbardziej celowe rozpoczęcie systematycznych ob­ serwacji w zakresie lawin i pokrywy śnieżnej tak dla potrzeb taternictwa, turystyki narciarskiej jak i go­ spodarki górskiej. Pomyślmy o tym, czas już najwyż­ szy, a liczne ostatnio wypadki lawinowe tym bardziej do tego zobowiązują,

www.pza.org.pl KANGGHENDZONGA

ANNA i ADAM SKOCZY LASÓW IE

Kangchendzonga1, —■ centrum potężnej wanie pod wpływem monsunu, to jeden grupy górskiej, leżącej na granicy pomiędzy z najsilniej ośnieżonych obszarów Himala­ Sikkimem, państewkiem wchodzącym w skład jów. Zawiera w sobie niesłychane bogactwo Unii Indyjskiej a Nepalem, ojczyzną Szer­ lodowców. Do najciekawszych niewątpliwie pów— ma wysokość 8585 m n. p. m., a tym należy potężny płaski lodowiec wciśnięty samym w hierarchii najwyższych szczytów w nieckę południowej grani Simvu. Nas na­ świata zajmuje trzecie miejsce po Evereście tomiast najbardziej interesują lodowce spły­ i Chogo-Ri. Wysokość Kangchendzóngi bu­ wające bezpośrednio z samej Kangchen­ dzi do dziś jeszcze spory pomiędzy poszcze­ dzóngi. Jest ich cztery (patrz mapka): opa­ gólnymi badaczami, z których pewna grupa dający ku pd. wsch. lodowiec Talung oraz przyznaje jej nie podaną wyżej wysokość, ku pn. wsch. Zemu, należące — jak już lecz 8579 m. wspomnieliśmy — do zlewiska rzeki Tisty Od głównej grani Wielkich Himalajów, i opadający ku pd. zach. lodowiec Yalung ciągnącej się na terenie Sikkimu na długości oraz ku pn. zach. lodowiec Kangchendzonga, 100 km na zachód od przełęczy Czabuk-La należące do zlewiska Tamru. Lodowce te do przełęczy Tang-La na wschodzie, a obej­ mają dość znaczną długość. Tak na przy­ mującej jeszcze szereg innych grup górskich, kład: najdłuższy z nich — Zemu, liczy sobie odbiega ku południowi od szczytu Domo 27,3 km długości; nieznacznie tylko krótszy (3420 m) boczne odgałęzienie, rozdzielające jest lodowiec Yalung — 21 km; potem na­ się na szereg pasm, noszących jako całość stępuje lodowiec Kangchendzonga ze swymi nazwę grupy Kangchendzóngi od najwyż­ 17,3 km oraz 13 km długi Talung. szego masywu zajmującego w nich centralne Miejscem, w którym rozpoczynają się położenie. wszystkie wyprawy stawiające sobie za cel Masyw Kangchendzóngi posiada pięć wie­ eksplorację masywu Kangchendzóngi, jest rzchołków, z których tylko trzy zasługują pełne bazarów, parków i pałaców — Dar- na tę nazwę i one będą tylko uwzględniane dżiling. O ile mieszkańcy Nepalu stanowią w dalszym opisie. Są to: w zach. grani mimo wszystko dość jednolitą pod względem Zachodnia Kangchendzonga, którą od Kang­ rasy i religii grupę, to Sikkimczycy są kon­ chendzóngi — w pojęciu szczytu — oddziela glomeratem różnych religii, rasy indo-euro- płaska Zachodnia Przełęcz, oraz Kangchen­ pejskiej i mongolskiej. Spotyka się tu la- dzonga II, od której odgałęziają się granie: maizm i buddaizm obok bardzo skąpo zre­ południowa i wschodnia. Od pn. ogranicza sztą reprezentowanego mahometanizmu; Ty- masyw Przełęcz Północna, od zach. Prze­ betańczyków i Leptsha obok Nepalczyków łęcz Kangbachen, od pd. Przełęcz Talung, i Hindusów. skąd ciągnie się długie pasmo ze szczytami W pogodne dni, gdy opadną mgły otula­ Talung Peak, Kabru, Ratong Peak i inne. jące Himalaje Sikkimu, nad Dardżiling wy- Wschodnia grań kończy się w przełęczy stercza olśniewająco biała, nierealna w swym Zemu Gap oddzielającej masyw Kangchen­ pięknie, Kangchendzonga. Wraz z otaczają­ dzóngi od ciągnącego się na wschód pasma cymi ją trabantami zajmuje cały północny ze szczytami Simvu i słynnym Siniolchu. horyzont; skupia na sobie oczy Europejczy­ Poprzez masyw Kangchendzóngi przebiega ków i Hindusów modlących się do zamiesz­ dział wodny rozdzielający zlewisko rzeki kujących jej lodowe pustynie bogów. W tym Tisty płynącej doliną tejże nazwy i zbie­ widoku jest coś, co każe opuścić zaciszne rającego potoki spływające z lodowców „bungalows" i zagłębić się w parne, zaro­ Zemu i Talung po wschodniej stronie Kang­ śnięte tropikalną, bujną roślinnością doliny chendzóngi, od zlewiska rzeki Tamru od­ wiodące ku jej śniegom. wadniającej stronę zachodnią, a płynącej na Nie oparł się jej urokowi poważny i uczony obszarze Nepalu. Anglik, sir Hooker. W 1848 i 49 roku prze­ Grupa Kangchendzóngi będąca zdecydo­ szedł on i opisał doliny na wschód i na 18 www.pza.org.pl '■

KA1NGCHENDZ0NGA (8585 m), widziana z pd.-zachodu. Toni Hagen. Die Alpen J. 32. zachód od masywu. Sir Joseph był jednak Kellas. Wszedł on na przełęcz Simvu i Zemu- wiernym synem ówczesnej „trzeźwej epoki" Gap w najbliższym otoczeniu Kangchen- i ani na chwilę nie powstała mu w głowie dzóngi, lecz ogrom góry działał deprymu­ myśl wdzierania się na skute lodem szczyty. jąco; Kellas wyjechał z Sikkim nie myśląc Pierwszym, który na Kangchendzóngę po­ nawet o zdobyciu szczytu. patrzył oczyma alpinisty, był Anglik D. W 1920 roku Mr Raeburn i C. G. Craw- Freshfield. Przeszedł on w 1899 roku dolinę ford podjęli próbę wejścia na niego. Dotarli Tisty, mijając z rzadka rozsiane, stopione oni na flance Yalung do wysokości 6300 m. w jedną całość z bujną roślinnością, bam­ Niestety na tej wysokości zaangażowani tra­ busowe chatki Leptsha. Koło Lachen, osady garze okazali się bezwartościowi i z ciężkim w górnym biegu Tisty, skręcił na zachód sercem przystąpiono do odwrotu2. i wszedł na lodowiec Zemu. Stwierdziwszy W 1929 roku młody, nie mający wiele możliwość wejścia na szczyt od tej (pn. wspólnego z alpinizmem Amerykanin E. F. wsch.) strony, Freshfield zatoczył następnie Farmer powziął szaloną decyzję samotnego koło i nie wchodząc na lodowiec Yalung wejścia na szczyt. Wraz z kilkoma traga­ przyjrzał się z góry partii pd.-zach. ściany. rzami zaangażowanymi w Dardżiling dotarł W sześć lat później dr J. Jacot Guillarmod on na lodowiec Yalung. Po kilku -tygodniach poprowadził na lodowiec Yalung wyprawę, krańcowo wyczerpani tragarze przebili się która zamierzała wejść na szczyt. Pierwszy z powrotem do Dardżiling, lecz sam Farmer jednak poważniejszy atak załamał się na nie wrócił już nigdy, drogo płacąc za swe wysokości około 6500 m. W czasie odwrotu niedoświadczenie. wszyscy ludzie biorący udział w wyprawie W tym samym roku wyruszyła pod Kang­ zostali porwani przez lawinę, w której zginął chendzóngę pierwsza nowoczesna i dobrze por. Pachę wraz z trzema Szerpami. zorganizowana wyprawa niemiecka. Kiero­ Po następnych sześciu latach przewinął wał nią monachijczyk Paul Bauer. Podobnie się pod Kangchendzóńgą słynny dr A. M. jak swego czasu Freshfield, wyprawa prze- 19 www.pza.org.pl szła z Dardżiling do doliny rzeki Tisty, o Kangchendzongę nie leżało wtedy w moż­ a z niej do doliny Zemu. Jako drogę wej­ liwościach czteroosobowej wyprawy. ścia Bauer obrał pn. wsch. żebro, już przez Do czasu drugiej wojny światowej wokół Freshfielda uznane za klucz w drodze od szczytu ucichło. Jeszcze co prawda przyje­ wschodu na szczyt. Żebro to kulminuje chali tu dwukrotnie Niemcy: L. Schmaderer w tzw. „Sporngiptel", a powyżej zatraca się i E. Grób wraz ze Szwajcarem H. Pajdarem, w liczących jeszcze ponad osiemset metrów ale ani razu nie wstawiali oni Kangchen- zboczach wiodących stromo i wcale nie łatwo dzóngi poważnie w swoje plany. „Deutsche ku szczytowi. Niemcy wytrwali na żebrze Himalaja-Stiftung", organizacja kierująca przez wiele tygodni, zakładając obóz dzie­ rozwojem niemieckiego himalaizmu, skiero­ siąty na wysokości 7400 m, lecz potężny wała swą oficjalną działalność na Nanga opad śnieżny zmusił ich do odwrotu. Zaraz Parbat, pn. zach. kraniec "Wielkich Hima­ w następnym roku G. O. Dyhrenfurth zorga­ lajów, zaś Anglicy byli zaangażowani w ko­ nizował tzw. „Internationale Himalaya Ex- lejnych wyprawach na Mount Everest. Al­ pedition" i poprowadził ją pod Kangchen- piniści innych narodowości na ogół wybie­ dzóngę. Próba wejścia nie powiodła się i Dyh­ rali sobie cele skromniejsze, leżące poniżej renfurth zdecydował się na eksplorację znacz­ 8000 metrów, lub też kierowali się ku leżą­ nie niższych szczytów, głównie w grani na cemu na granicy Kaszmirsko-Tybetańskiej północ od niej jak: Jongsang Peak (7470 m), Chogo-Ri (K2). Ramthang Peak (6700 m) i inne. Dopiero w 1951 roku lodowiec Yalung do­ P. Bauer, dla którego wejście na Kang- czekał się następnych odwiedzin. Tym ra­ chendzóngę stało się „idee Fixe" jego życia, zem byli to Anglik Gilmour Levis i Szwajcar w ciągu tego roku przygotował drugą nie­ George Frey3,. Nie mieli oni w zamiarach miecką wyprawę, która w 1931 roku zaata­ zaatakowania szczytu, lecz zachęcony moż­ kowała powtórnie pn. wsch. żebro. Tym ra­ liwościami Levis powrócił w 1953 roku z no­ zem Niemcy walczyli z nienotowanym na tej wym towarzyszem, Johnem Kempę. W tym wysokości ciepłem, lecz mimo opadów desz­ czasie, kiedy Levis penetrował górne piętra czu (!) i śniegu, mimo śmierci trzech ludzi, lodowca Yalung, podchodząc pod same założyli obóz 11 i 12, by wreszcie stanąć na (pd. zach.) urwiska góry, Kempę, ze zboczy szczycie pn. wsch. żebra („Sporngiptel") —■ Kabru studiował górne partie tej flanki. 7700 m. Sam Bauer na kilka dni przedtem, Szczegółem, który najbardziej rzuca się zrozpaczony, wycofał się z żebra z potężną w oczy patrzącemu na tę ścianę, jest tzw. rozstrzenia lewej komory serca. Niestety „wielka półka" (the Great Shelf) — potężny dalsza droga okazała się niemożliwa. Strome wiszący lodowiec, długi na 1800 metrów, na zbocza śnieżne groziły lawinami — to zade­ 400 metrów szeroki. Leży on w poprzek cydowało i rozpoczęto likwidację obozów... ściany, mniej więcej w połowie jej wysoko­ P. Bauer raz jeszcze przyjechał w Hima­ ści. Swoim prawym, pd.-wsch. krańcem laje — Sikkimu, mianowicie w 1936 roku. wspiera się na żebrze spadającym z Kang- Kierował wtedy maleńką, treningową wy­ chendzóngi II (ogranicza ono — orogra­ prawą, która weszła na Siniolchu (6891 m), ficznie — z prawej strony kocioł Ta- najpiękniejszą górę świata. Pokuszenie się lung Cwm pod Talung Peak); koniec lewy, pn.-zach. gubi się w ścianach zachodniej Kangchendzóngi. Z lewego skraja „wielkiej półki" spływa ok. 2000 m w dół lodowiec, który w połowie swego przebiegu, zakręca­ jąc przy wielkim żebrze zwanym „garbem" (Hump) tworzy spore plateau. Zerwa lo­ dowca powyżej plateau otrzymała nazwę „górnego lodospadu", poniżej zaś plateau —■ „dolnego". Dolny lodospad nie jest jedno­ litym strumieniem lodu. Wystercza z niego bardzo stromy, skalny filar, dzielący lodo­ spad na dwa ramiona: prawe — orografi­ cznie — zasilane lodem plateau i górnego lodospadu, oraz lewe, któremu brak bezpo­ średniego połączenia ze spływającym z „wiel­ kiej półki" lodowcem. Jest ono wciśnięte między wspomniany już filar a płytową, blisko 2000 metrów wysoką ścianę skalną, którą obrywa się „wielka półka" ku pd.-zach. i zasilane głównie jej obrywami lodowymi. Z „wielkiej półki" w kierunku grani bie­ gnie przez odstręczająco strome i gładkie ściany Kangchendzóngi wąska, śnieżna ram-

www.pza.org.pl Pd.-zach. urwiska KANGCHENDZONGI z wrysowaną drogą wejścia na szczyt wyprawy Ch. Eyansa. Objaśnienia: K ■— Główny szczyt Kangchendzóngi Z ■— Filar Kempe'a KZ — Kangchendzónga Zachodnia FZ — Z>chodni Filar PZ |— Przełęcz Zachodnia DZ — Dolna Zerwa PT '— Przełęcz Talung GZ — Górna Zerwa T — Kocioł Talung (Talung Cwm) XX — „Wielka półka" (The Great Shelf) B, ■— Pierwsza Baza G — Rampa („gangway") B2 — Druga Baza + -— Grób porucznika Pachę 1,4, 5, 6 Obozy P — Plateau

pa (Gang-way), którą jak sądzili Levis z Kangchendzóngi II, ograniczające kocioł i Kempę — dałoby się osiągnąć grań na z prawej strony), albo wybrać drogę przez wysokości Zachodniej Przełęczy. Dalsza dro­ lodowiec spływający z lewego końca „the ga wiodłaby zachodnią granią na szczyt. Great Shelf". Ostatecznie, po próbie przedo­ Levis i Kempę skonfrontowali wyniki stania się do Talung Cwm wybrano drogę swych obserwacji i doszedłszy do przeko­ lodospadem. Wyprawie zabrakło jednak czasu nania, że „musi się udać"... wrócili do Anglii. już nawet nie na atak szczytowy, ale nawet Przez następne pół roku z ramienia Hima- na osiągnięcie plateau. Ostatni z obozów za­ layan Comittee przygotowali wyprawę, która łożono na szczycie stromego filara dzielą­ w kwietniu 1954 roku założyła między sera­ cego „dolny lodospad" (nazwano go potem kami lodowca Yalung swój „base camp". „filarem Kempę"), skąd Levis optycznie „Wielka półka" jest niewątpliwie słabym tylko stwierdził, że dotarcie do plateau jest punktem Kangchendzóngi, ale trzeba do możliwe. niej dojść. Wyprawa miała dwie możliwości: Wynikami wyprawy zainteresował się John albo przez Talung Cwm dotrzeć do jej pra­ Hunt. Na jego wniosek Alpine Club i Royal wego skraju (wyszedłszy naturalnie wpierw Geographical Society, postanowiły zorgani­ z kotła na wspomniane już żebro spadające zować dużą, najnowocześniej wyposażoną 21 www.pza.org.pl wyprawę. Powołano komitet organizacyjny była spiętrzona, pełna chwiejnych turni lo­ (kierował nim Hunt), patronat zaś objął dowych, porozrywana szczelinami. Zaniepo­ Filip, książę Edynburga. Kierownictwo wy­ kojony Evans wyszedł na rekonesans. Nie­ prawy powierzono Charlesowi Evansowi, daleko ponad końcem filara zerwa przerą­ temu samemu, który wraz z Tomem Bour- bana była głęboką i szeroką szczeliną. Choćby dillon wyszedł na pd. wierzchołek Everestu nawet alpiniści sforsowali tę przeszkodę, to w maju 1953 roku. Evans rozpoczął przy­ przekraczała ona jednak możliwości obłado­ gotowania już w sierpniu 1954 roku. Ilość wanych tragarzy, tym bardziej że już samo członków wyprawy określono na dziewięciu. dotarcie do szczeliny było trudne (kilka pio­ Evans dobrał sobie ludzi pod każdym wzglę­ nowych uskoków lodowych, z których naj­ dem najlepszych. Obok niego w wyprawie wyższy liczył ponad 20 metrów). Evans wy­ znalazł się jeszcze jeden uczestnik wyprawy dał polecenie opuszczenia „dolnej zerwy ... na Everest w 1953 roku — George Band. W bazie zapanowały minorowe nastroje. Poza nim Evans zaprosił Normana Hardie, Pozostawała jedna problematyczna szansa. Johna Jackson, Toma Mac Kinnon, Neila W czasie rekonesansu Evans zauważył mo­ Mather, Tony Streathera, Joe Browna i le­ żliwość wejścia poprzez lodową ścianę na karza Johna Clegg. Większość z nich znała „garb" (na lewo od lodowca wypływającego już Himalaje z poprzednich wypraw. z „wielkiej półki"), z którego można by się Kwestie sprzętu nie stanowiły jakiegoś pokusić zejść na plateau. O ile ponad nim specjalnego problemu. Evans oparł się na górna zerwa lodospadu dałaby się przejść, wzorach everestowskich, za wyjątkiem apa­ droga do „wielkiej półki" stałaby otworem. ratury tlenowej, znacznie od 1953 roku Bazę przeniesiono teraz spod Talung w bez­ udoskonalonej. pośrednie sąsiedztwo grobu por. A. Pachę Już 10 marca 1955 roku wyprawa zna­ (1905 r.) pod lodową ścianą „garbu". 24 kwie­ lazła się w Rungnet bungalow tuż koło tnia Band, Evans i Hardie wyszli na reko­ Dardżiling. Na sirdara zaangażowano słyn­ nesans nowej drogi. Miała ona swoje dobre nego z Everestu Dawę Tensinga (nie mylić i złe strony. O ile trudności techniczne w po­ z Tensingiem Norkey Bhotia), który za zgodą równaniu z drogą przez zerwę były znacznie Evansa dobrał sobie ludzi wg własnego uzna­ mniejsze, o tyle wzrosła groźba lawin, o czym nia. Znaleźli się między nimi Szerpowie tej mówiły zresztą okoliczności śmierci Pachę. miary co Anullu, Aila, Ang Dawa, Urkien, Co chwila z bezkresnych wydałoby się urwisk razem dwudziestu ośmiu. zachodniej Kangchendzóngi, wystrzelały skal­ 13 marca rozpoczęto podejście pod Kang- ne i lodowe bloki. Aż drgnęli wszyscy, gdy chendzóngę. Bagaże wyprawy niosło 300 ku­ naraz ze strasznym łoskotem z seraków Ta­ lisów z Dardżiling. Po dziesięciu dniach, lung Peak, po drugiej stronie doliny runęły 22 marca, z trawiastego siodła w niskim tysiące ton lodu rozbijając się tysiąc metrów grzbiecie zamykającym dolinę Yalung, otwarł niżej na lodowcu w drobny pył zalewający się widok na poskręcane cielsko lodowca kłębem całą jego górną część. Yalung i stojące po obu stronach szczyty. Po założeniu obozu 1 Evans i towarzysze W miarę posuwania się wzdłuż lodowca wrócili do bazy, gdzie następnego dnia za­ w górę doliny, Evans zakładał kolejne obozy, trzymał ich opad śnieżny. Lecz już 26 z których najbliższy przyszłej bazie był tzw. Hardie i Band przeszli z powrotem do obozu „corner camp", obóz leżący w miejscu, gdzie pierwszego. W ciągu następnych dwóch dni, lodowiec raptownie zmienia kierunek z za­ wraz z Brownem, Evansem i dwoma szer­ chodniego na południowy. Okres ten wyko­ pami, przeszli „garb" i założyli obóz 2 już rzystywano na przeprowadzenie stopniowej na plateau... aklimatyzacji. Jedno tylko w tym okresie troskało Evansa. Wyniki zeszłorocznej wyprawy Kempę Plateau, choć rozległe, było również nara­ i Levisa nie pozwalały Evansowi liczyć na żone na obstrzał obrywających się wysoko dotarcie do „wielkiej półki" od strony Talung w ścianach Kangchendzóngi brył lodowych Cwm. Pozostawała tylko droga przez „dolną i skalnych. Z tych względów, obok stosun­ zerwę" spływającego z niej lodowca. 15 kwie­ kowo małej wysokości obozu 2 (ok. 6500 m), tnia, po założeniu bazy pod Talung Cwm, nie można było traktować go jako bazy Hardie i Band rozpoczęli forsowanie zerwy. wysuniętej. Należało więc możliwie rychło Podobnie jak ubiegłego roku Kempę, wy­ założyć obóz 3 i to w możliwie bezpiecznym brali nie lód, lecz skierowali się ku filarowi miejscu. Evans i Brown pozostali na noc dzielącemu lodospad (filar Kempę). Nadspo­ w obozie 2 i zaraz następnego dnia rozpo­ dziewanie szybko dotarli do jego szczytu częli forsowanie „górnej zerwy" ku przy­ (tu zakończyła się ubiegłego roku próba puszczalnemu miejscu obozu 3, którego je­ wejścia) i już 20 marca Evans wraz z pię­ dnak nie założyli. cioma alpinistami i dwunastoma szerpami Wieczorem tego dnia (29 kwietnia) słońce ruszyli ich śladem. Obraz jaki przedstawił zachodziło w krwisto-złotych kolorach, a w się Evansowi ponad filarem nie był zachę­ kilka godzin później zaczęła się zadymka. cający. Zerwa lodowca w kierunku plateau Gdy następnego ranka nic nie wróżyło zmia- 22 www.pza.org.pl ny, Evans i Brown postanowili zejść, do pani tragarze oraz Mather i Evans wracali bazy. Wyszli na „garb", lecz zaraz po kilku do niższych obozów. Zbliżało się rozstrzy­ pierwszych krokach w dół, strome zbocze gnięcie... W obozie 4 Hardie i Streather cze­ którym schodzili zadudniało i... zarysowało kali na swą kolej tłumiąc ambicje. się na całej szerokości. Zawrócili na plateau „Gdy zaczęliśmy schodzić do obozu 5 — do obozu 2, które w złych warunkach, spe­ pisał potem Evans w swojej książce: „Kang- cjalnie po opadach, okazało się wręcz nie­ chenjunga, The Untrodden Peak" — George zawodną pułapką. Band i przygotowywali się do 4 1 maja świeciło słońce. Z bazy Hardie spędzenia nocy. Było po czwartej" . i Streather podprowadzili na plateau kilku Obydwaj wypełzli z namiotu, gdzie George objuczonych szerpów, lawirując po niepe­ podłączył ich maski do wielkiej butli z tle­ wnym śniegu. Obóz 3 założono o 400 metrów nem, z której mieli czerpać przez całą noc. wyżej, wśród fantastycznych turni „górnej Joe rozpalał prymus. Chcieli zjeść możliwie zerwy", a przez siedem następnych dni dużo, a przede wszystkim możliwie dużo trwało kolejne podciąganie tu transportów. wypić. „Pili najpierw oranżadę, potem słodką herbatę. Kolacja składała się z zupy szpa­ „Górna zerwa" okazała się przystępniejsza ragowej w kostce, baranich ozorków z kon­ niż przypuszczano. W krótkim okresie mię­ serwy i pure ziemniaczanego. Potem pili dzy 9 a 14 maja założono obozy 4 i 5. Ten znowu... tym razem czekoladę... drugi stał już na „wielkiej półce" (7550 m). Droga na szczyt została otwarta... Zaryso­ ...„W tym czasie słońce zapadało poza wał się plan ostatecznego ataku. Jannu, rzucając wielkie złote promienie przez Należało zaopatrzyć górne obozy we wszy­ rozdarte zasłony chmur"... George, tego stko co potrzeba do wypadu na szczyt, ranka w czasie przygotowań do wyjścia przede wszystkim zaś w aparaturę tlenową. z obozu 5 odmroził sobie palce rąk. Wszyst­ (Evans z bazy wysłał wszystkich mogących kie opuszki pokryły się drobnymi pęcherzy­ nosić na tych wysokościach szerpów i tych kami. W palcach kłuło go przy każdym do­ alpinistów, którzy nie byli przewidziani do tknięciu. Nawet proste kiedy indziej prze­ ataku szczytowego). Po zaopatrzeniu obo­ łożenie filmu w aparacie sprawiało mu tru­ zów, pierwszy zespół szczytowy — Joe dności. Brown i George Band — miał przejść do W namiocie nie czuli się za pewnie. Jego najwyższego obozu (5), by wraz z ludźmi zewnętrzna, odstokowa część wisiała nad asekurującymi ich akcję szczytową założyć „wielką półką". Poza nią nie widać było nic obóz 6 i zaraz następnego dnia zaatakować i dopiero gdzieś zupełnie nisko w dole, szczyt. W dzień po Joe i George mieli dojść zmniejszony odległością, wił się lodowiec do obozu 6 Hardie i Streather, aby po ewen­ Yalung. George przezornie przypętlił Joe tualnym niepowodzeniu pierwszego zespołu i siebie do sterczącego poza namiotem bloku. ponowić próbę. Wszyscy inni mieli zejść do Ostatnie spojrzenie na niebo... Chmury uło­ obozu 3, prócz Evansa i Dawy Tensinga, żyły się w dwie warstwy; niższą, spiętrzoną mających stanowić w obozie 5 grupę od­ w cumulusy i wyższą mroczną i burzową. wodową. Mieli oni tam czekać aż do po­ Nad dolinami migały smugi błyskawic, tu wrotu ekip szczytowych. w górze panowała jednak absolutna cisza. Potem, gdy leżeli już w namiocie zerwał się Lecz wpierw nim do tego doszło, pogor­ lekki wiatr, który szeleścił jego płachtami szyła się pogoda. Przez kilka dni poszcze­ i zsypywał na dach grudki śniegu. Przywo­ gólne zespoły z grupy zaopatrzeniowej po­ dziło to na myśl oszołomionemu anoxią ruszały się we mgle i masach sypiącego i rozespanemu Georgowi, że znów pada śnieg. śniegu, które zasłaniały im widok na zgu­ Noc na szczęście była piękna". biony gdzieś nisko w dole lodowiec Yalung. Na dobitkę w czasie przekraczania jednej Sen nie przychodził łatwo. Dopiero po z licznych szczelin w „górnej zerwie", pod włączeniu tlenu, gdy stopniowo fala ciepła idącym z Mc. Kinnonem Pembą Dorje za­ zalewała ich ciała, zaczęły im się zamykać łamał się most śnieżny. Po wyciągnięciu go oczy. Ale nawet i wtedy świadomość jutra ze szczeliny, choć z pozoru wydawało się, siadała im zmorą na piersiach. O piątej rano że Pembie nic nie dolega, odesłano go do skończył się tlen. Obudzili się natychmiast. obozu 3. Dopiero po trzech dniach jego stan Namiot opuścili, gdy stał on jeszcze w cie­ pogorszył się raptownie i mimo zastosowania niu, choć słońce (była godzina 8.15) opie­ możliwych w tych warunkach zabiegów rało się już na zachodnim skraju rampy. i środków, Pemba zmarł. Zalegający rampę śnieg był twardy ...„Z bazy 22 maja, już przy lepszej pogodzie, pierw­ oglądaliśmy swego czasu ostatnie partie drogi szy zespół szczytowy wraz z grupą asekura­ przez lornetę i początkowo zamierzaliśmy cyjną osiągnął obóz 5. W dwa dni później Wyjść rampą aż do zachodniej grani Kang- Ang Norbu, Dawa Tensing, Evans, Mather, chendzóngi, a nią na wierzchołek. Plan ten Band i Brown założyli obóz 6 na wysokości jednak odrzuciliśmy, decydując się pójść po 8200 m. Już późnym popołudniem wyczer­ linii śnieżnych półek i potrzaskanych skal, 23 www.pza.org.pl które widzieliśmy na pd.-zach. ścianie. Za­ było, że Joe lepiej wykorzystuje swój tlen czynając się o siedemdziesiąt metrów poniżej i że dlatego powinien prowadzić dalej"... Zachodniej Przełęczy, ów system półek bie­ W tym czasie gdy Joe przerąbywał się przez gnie skośnie poprzez ścianę, aż do stóp śnież­ resztę rynny, George ze swego mizernego nego żebra, które wznosi się w górę, osią­ stanowiska zerkał na bielejącą wprost pod gając zachodnią grań pomiędzy wierzchoł­ nimi „wielką półkę" i lodowiec Yalung. kiem, a grupą wybitnych skalnych turni­ Z rynny po skałkach przeszli na dobrze im czek". znane z obserwacji śnieżne żebro, wiodące George i Joe szybko sforsowali dolną część na grań. Stąd zobaczyli z bliska szczytowe rampy, wyżej jednak sprawa się skompliko­ ścianki. Stok wiodący ku grani miał nachy­ wała. Szczytowe urwiska ściany zasłaniały lenie trzydziestu stopni. ...„Korciło ich, aby im szerszy widok na dalszą drogę, a spe­ przestać wybijać stopnie i wspinać się tylko cjalnie na początek owego systemu półek w rakach, ale ostrożność zwyciężyła. Szli już śnieżnych. Toteż, gdy zobaczyli pierwszą bez przerwy pięć godzin i George miał zu­ możliwość wytrawersowania z rampy w ścia­ pełnie zeschnięte gardło; skrzepy śliny oble­ nę, byli pewni, że to początek obranego piały mu podniebienie"... jeszcze w bazie zachodu. Przez godzinę prze- ...„Dotąd nie czuli wiatru; dopiero, gdy rąbywał się George przez zalodzone skały weszli na zachodnią grań uderzyła w nich i twardy śnieg. Gdy okroczył jedno z licz­ północna wichura, przerzucająca ponad ich nych żeber, stanęła mu przed oczyma kilku­ głowami tumany śniegu"... Pod granią za­ dziesięciometrowa skalna ściana, poprzegra- trzymali się na odpoczynek. Przyjął ich mały dzana pasami przewieszek. Joe powiedział balkonik otoczony z trzech stron lodowymi tylko: „skrajnie trudno"... i rozpoczęli od­ ściankami. Jedząc, patrzyli na białe i ko­ wrót. „...Pomyłka ta kosztowała ich półtorej ronkowe otoczenie doliny Yalung, na szaro- godziny zmarnowanego czasu i tlenu..." Joe brązowe i łyse grzbiety, odgradzające Wielkie zastąpił teraz zmęczonego Georga. Szli T Himalaje od zasnutych mgłą dolin Indii. w da szym ciągu rampą. „...Wybijali sto­ ...„Czas uciekał... Była druga i pozostało pnie w zakosy, posługując się jedną ręką. im tylko dwugodzinne zaopatrzenie w tlen. Uderzenie — uderzenie krok, uderzenie — George zwrócił uwagę, że muszą zawrócić uderzenie, krok, posuwali się teraz szybko"... z powrotem o trzeciej, lub ryzykować biwak. ...„Dopiero ponad nieznacznym rozwidle­ Wobec tego — odpowiedział Joe — bę­ niem rampy w jej górnej partii urwiska dziemy tam o trzeciej"... z prawej strony traciły nachylenie i w bla­ Ruszyli dalej po dziesięciu minutach. skach słońca ujrzeli swe półki"... Dalsza ...„Odtąd" jak mówił Joe „jest to grań droga wydawała się dość prosta (niełatwa!). podobna do Crob Góch, łatwa w wejściu; Problemem pozostawało sforsowanie dale­ lód leży tylko we wgłębieniach, natomiast kich jeszcze podszczytowych ścianek, przez to, czego się trzeba było łapać, było suche które stąd nie dostrzegali żadnych możli­ i wolne od śniegu"... Łagodna początkowo wości przejścia. grań stawała się, w miarę zbliżania się do ...„Gdy weszli, po opuszczeniu rampy, na szczytu, coraz bardziej stroma, aż spiętrzyła płyty, w przysypane śniegiem strome żleby się w dwudziestometrową turnię, zbudowaną i półki, Joe ■— świetny wspinacz skalny — z brunatnych skał. Poruszali się równocze­ skierował się od razu w kierunku skał. Nie­ śnie. Spod uskoku wytrawersowali na połu­ które ścianki okazały się jednak trudniejsze dniową ścianę. Trawersem dostali się pod niż przypuszczał. George wybierał wtedy skalno-śnieżną rynnę, gubiącą się w górze śnieg. Zdjęli teraz raki i przywiązali je do w dwudziestometrowej gładkiej ścianie. aparatów tlenowych. Po raz pierwszy od ...,,W rynnie tkwił zaklinowany wielki blok, bazy gumowe podeszwy ich butów dotknęły gdzie George założył stanowisko, w czasie gołej skały"... gdy Joe oglądał skały ponad sobą... Było Dalsza droga wiodła przez strome dobrze tam kilka pęknięć biegnących w górę; Joe rzeźbione skalne żeberko, a potem przez po­ wybrał najłatwiejsze. U jego stóp leżało kryte skorupą lodu pólko śnieżne. Tu Joe kilka graniastych bloków, które osiągnął tra­ dla bezpieczeństwa wbił pierwszy hak. wersem poprzez pokryte śniegiem półki. ...„Przewinął się potem na drugą stronę Miejsce było eksponowane"... „Jak wyjdziesz skalnej krawędzi, przez moment zawisł na z tej swojej szczeliny" — powiedział Joe — rękach; jego stopy bujały w powietrzu. Prze­ „nie będziesz musiał specjalnie skakać, aby szedłszy zalodzony komin, wytrawersował zlecieć w dół". Umocował karabinek i wy­ w prawo poprzez płytową ścianę"... Gdy ruszył. Szczelina była w dole łatwa, lecz do przeszli potem drugi ryzykowny i ekspono­ głowy wpadła mu myśl, że może mu bra­ wany trawers, stanęli u stóp lodowej rynny., knąć sił, więc otworzył dopływ tlenu na Przy potężnym bloku przerywającym ją pełnych sześć litrów na minutę. Gdy osią­ w połowie założyli stanowisko. Joe poczuł gnął zaklinowany w pęknięciu blok, umoco­ zmęczenie i właściwie powinien teraz pro­ wał przy nim drugi karabinek (do haka — wadzić George... „Ale jednak oczywistym dopis. red.). Powyżej kilka bloków tworzyło 24 www.pza.org.pl grani, a także szczyt żebra Bauera. („Sporn- gipfel", dopisek autora) i zielony wąż lo­ dowca Kangchendzonga. Od Tybetu dzieliło ich tylko około 15 mil. Za dzikimi sylwetami Twins i Nepal Peak dostrzegali roztaczające się płaskowyże, bezwodne pustynie piasko­ wej barwy, do pół zasłonięte przez chmury. Tylko tu i ówdzie upstrzone były śnie­ giem"... Znów naglił ich czas. Po piętnastu minu­ tach, o trzeciej, zaczęli schodzić. ...„Zabrali ze sobą po kawałku szaro-czarno nakrapia- nego gnejsu"... Już znacznie niżej, u podstawy wyprowa­ dzającego na grań śnieżnego żebra, Joe'mu skończył się tlen. Odpiął bezużyteczny już teraz aparat i złożył go na śniegu. Nieda­ leko poniżej tlen George'a skończył się rów­ nież. Ruszali się wolno; wydawało się im, że już dawno powinni być przy namiocie. Urwiska ponad nimi gorzały w zachodzącym słońcu. Było już jednak zupełnie ciemno, gdy stanęli przed namiotem. „...Burczał w nim prymus Normana Hardie i Tony Streather'a. Zrobiliście? — odmruknęli coś w odpowiedzi i zwalili się z nóg przed wej­ ściem do namiotu"... Było to 25 maja 1955 roku. Następnego dnia Hardie i Streather, po Odcinek górnej części drogi z 6 obozu na szczyt. koszmarnej nocy spędzonej w czwórkę w dwu­ osobowym namiocie, idąc po śladach pierw­ szego zespołu, powtórzyli ich sukces. Ani jednak pierwszy, ani drugi zespół przewieszkę. Na ich krawędziach były dro­ szczytowy nie stanął na samym szczycie bne chwyty, jednak bloki nie wydawały się Kangchendzóngi. Evans mianowicie, przy­ pewne i dlatego wolał klinować pięści w szcze­ rzekł lamaistom z Gangtok (stolicy Sik- linach po ich obu stronach. Joe odwrócił kimu), że sam wierzchołek pozostanie nie- nagle głowę i krzyknął: „George! jesteśmy zdeptany; wierzchołek... sanktuarium bogów. na szczycie!" Parę minut później George Naturalnie te dwa metry łatwego terenu, piął się już pęknięciem. Wyszli na platformę jakie dzieliły Anglików od szczytu nie mogą utworzoną przez kilka olbrzymich szarych w niczym podważać ich wyniku. płyt. ...„Przed nimi w odległości paru kroków LITERATURA: wznosił się śnieżny stożek zaledwie o kilka Charles Evans: „Kangchenjunga, The Untrodden Peak". metrów wyższy... Paul Bauer: „Um den Kantsch". Paul Bauer: „Auf Kundfahrt im Himalaya". „Był to szczyt"... G. O. Dyhrenfurth: „Himalaya" — unsere Expedition ...„Kilka metrów w prawo znajdował się 1930. Marcel Kurz: „Die Erschliessung des Himalaya" — inny płaski stół skalny, położony po połu­ Die Alpen 1933. dniowej stronie szczytu. Wyszli nań, by Francis Younghusband: „Das Herz der Natur". zrobić zdjęcia na tle wierzchołka. Fotogra­ fowali wszystkie cztery strony świata. Sik- ') Anglicy używają pisowni „Kangchenjunga", jest kim i Dardżiling były skryte pod morzem ona jednak niewłaściwa. W artykule podano nazwę kotłujących się chmur, które opływały po­ szczytu w pisowni stosowanej przez Niemców i Szwaj­ łudniową grań góry i rozpościerały się w kie­ carów, a za ich przykładem częściowo przez Włochów i Francuzów. Pisownia taka stosowana jest także w pol­ runku równiny. Widzieli obozy 4 i 2, jako skiej literaturze alpinistycznej. czarne plamki. Poziom chmur leżał na wy­ 2) Crawford i Raeburn w 1920 r. we dwójkę z kil­ sokości 6500 metrów. W oddali wznosiły się koma miejscowymi tragarzami tak dalece nie mieli ponad nie, tylko najwyższe szczyty, jak ska­ żadnych szans podjęcia ataku na KangchendzOngę, że ich wyprawy kroniki himalajskie nie zaliczają do sze­ liste wysepki obmywane przez fale, Makalu regu wypraw na ten szczyt. i. Chomolonzo, Lhotse i Everest"... J ) George Frey w czasie tej wyprawy, podczas próby ...„Z południowej grani Joe spoglądał wejścia na nienazwany szczyt 5830 m nad lodowcem Katong, zginął na skutek upadku ze stromej rynny w dół wschodniej ściany, ale widział tylko lodowej. chmury"... Następnie przeszli na grań za­ *) Wszystkie dalsze cytaty pochodzą również ze wspo­ chodnią. ...,,Z góry widzieli płyty północnej mnianej książki Evansa. 25 www.pza.org.pl TATERNICTWO I ALPINIZM

Polscy taternicy UJ Alpach Francuskich m lecie 1956 r.

W zeszłym sezonie letnim działały na te­ renie Alp Francuskich, w grupie górskiej dwa zespoły naszych taterników. Pierwszy z nich brał udział iv Międzynaro­ dowym Obozie Alpinistycznym w - le-Planet zorganizowanym przez francuską La Federation sporlwe et gymniaue du Trauail (FSGT) i szwajcarską La Federation Ski et Montagne SATUS de Geneue. Drugi wcho­ dził w skład obozu polsko-francuskiego zorga­ nizowanego przez Groupe Uniuersiłaire Mon­ tagne et de Ski (GUMS). Pobyt ten w Alpach Francuskich łącznie z wyjazdem kilkuosobowej grupy do Austrii rozpoczął na nowo po dziewięcioletniej prze­ rwie działalność polskiego alpinizmu oraz zli­ kwidował odosobnienie w jakim znajdowaliśmy się przez te lata.

ziałalność tegoroczna w Alpach miała pinistami posiadającymi doświadczenie lo­ Dcharakter treningowo-sportowy — cho­ dowcowe, w imprezie zaś organizowanej przez dziło przede wszystkim o zapoznanie mło­ GUMS uczestnicy nasi rekrutowali.się z mło­ dych taterników z warunkami wspinaczki dego pokolenia i tylko kierownik miał do­ alpejskiej oraz umożliwienie im przyswoje­ świadczenie alpejskie. nia sobie techniki lodowcowej. Nie zrezy­ Wyjazdy były zorganizowane przez byłą gnowano jednak z osiągnięcia pewnych wy­ Sekcję Alpinizmu PTTK przy pomocy GKKF ników sportowych, chociaż poziom ich jak i Komitetu do Spraw Turystyki. i rodzaj wejść nie były ustalone z góry, a raczej wybór dróg starano się dostosować Udział grupy polskiej w Międzynarodowym do układających się warunków atmosferycz­ Obozie Alpinistycznym w Montroc-le-PIanet nych i możliwości uczestników. W obozie tym, trwającym od 29 lipca do Niemałą wagę przywiązywano również do 19 sierpnia obok Polaków brali udział rów­ nawiązania bezpośrednich kontaktów z za­ nież Francuzi, Szwajcarzy, Czesi, Słowacy granicznym ruchem alpinistycznym, uzupeł­ oraz Belgowie. W skład grupy polskiej wcho­ nienia doświadczeń oraz w miarę możności dziło 12 osób:' Wawrzyniec Żuławski (kie­ zapoznania się z nowoczesnym sprzętem rownik), Tadeusz Orłowski, Jan Staszel, zna­ wspinaczkowym. jący już Alpy z wypraw poprzednich i Zdzi­ Zgodnie z charakterem obozów, jak i ży­ sław Kozłowski — wszyscy z Warszawy. czeniami organizatorów, w obozie FSGT Helena Hajdukiewicz z Zakopanego, Ta­ i SATUS brała udział grupa złożona ze śred­ deusz Rogowski, Roman Śledziewski, Witold niego i młodego pokolenia, wzmocniona al- Udziela i Jacek Żukowski ze Śląska oraz

U góry: 3733 m). Zachodnia ściana. A. Wala 26 www.pza.org.pl Stanisław Biel, Tadeusz Nowicki i Antoni w tym samym czasie przez Czechów i Sło­ Wala z Krakowa. waków. Uczestnicy wyprawy działali w zespołach Przyczyn takiego stanu rzeczy doszuki­ swobodnie dobieranych, wg każdorazowo wać się należy przede wszystkim w bardzo zgłoszonych i zatwierdzonych przez kiero­ zmiennych warunkach atmosferycznych oraz wnika planów. nieodpowiedniej, w stosunku do wahań po­ Główna baza obozu mieściła się w Mon- gody, taktyce domarszów w teren wspinacz­ troc-le-Planet (1353 m) w miejscowości po­ kowy (podejścia do wysoko położonych łożonej 9 km od , w górę Doliny schronisk należało dokonywać w dni nie- Chamonix. Baza wysokogórska (pod namio­ pogodne). Nie bez znaczenia był też fakt, tami) została założona na morenie bocznej że większość uczestników obozu przebywała lodowca , u wylotu kotła lo­ w Alpach po raz pierwszy. Dodać należy dowca Charpoua na wysokości 2080 m. Taka także słabe na ogół przygotowanie kondy­ lokalizacja obozu okazała się bardzo nie­ cyjne u wszystkich. Mimo że nikt wyraźnie korzystna, gdyż ze względów komunikacyj­ nie odczuwał wpływu wysokości, dobre samo­ nych na dojście z obozu w górne partie poczucie i dobra sprawność fizyczna cecho­ lodowców traciło się cały dzień czasu. wała uczestników dopiero pod sam koniec Osiągnięcia wyprawy w zakresie zdobycia trwania obozu. Je*dnak najlepsze nawet przy­ doświadczeń i treningu alpejskiego, poznania gotowanie nie może gwarantować natych­ terenu i warunków alpejskich należy ocenić miastowego przystosowania się do zmienio­ bardzo wysoko. Wszystkie zespoły radziły nych (w stosunku do Tatr) warunków wy­ sobie zupełnie dobrze w terenie lodowco­ sokościowych i klimatycznych. Stąd nasuwa wym nawet w najtrudniejszych warunkach się wniosek, że przyszłe obozy w Alpach atmosferycznych. winny trwać przynajmniej 4 tygodnie. Natomiast osiągnięcia sportowe należy Należy także uznać jako poważne nie­ uznać za jedynie wystarczające. Do naj­ dociągnięcie: lepszych z nich należą: z dróg lodowo-skal- — słabą teoretyczną znajomość terenu nych: wsch. ścianą działania i jego specyfiki alpinistycznej żlebem Gervasuttiego i droga granią od Col u wszystkich po raz pierwszy w Alpach de la Fourche na Epole NE du Mont Mau- przebywających taterników, spowodowaną dit; ze skalnych: 1 wejście zach. ścianą na w dużej mierze późnym ustaleniem składu; Aiguille du Moine i wsch. ścianą na Dent — brak ściślej określonego planu działa­ du Reąuin. Pomimo dużych ambicji po­ nia tak całej wyprawy jak i poszczególnych szczególnych zespołów, dokonane przejścia — zespołów; notowane wprawdzie dość wysoko w świecie — a przede wszystkim brak nowoczesnego alpinistycznym i odbyte w niezłych cza­ sprzętu, zmuszający do posługiwania się sach — tak ilościowo, jak i jakościowo stały ciężkim, przestarzałym i zniszczonym. Naj­ poniżej możliwości polskiego taternictwa, bardziej dały się we znaki liny sisalowe, a także ustępowały przejściom dokonanym sztywniejące i spętlające się po zmoknięciu.

NA LODOWCU GIGANTA A. Wala

www.pza.org.pl < 38.7. Przelot Warszawa—Genewa. (Nowicki i Staszel lecą w dniach 29 i 30. 7., H Biel w terminie jeszcze późniejszym). g 29. 7. Zwiedzanie Genewy. O 30.7. Uroczyste powitanie polskiej grupy alpinistycznej w Genewie przez mera pj miasta i organizatorów obozu. tsj Przejazd autokarem do Montroc le Planet. 31.7. Załatwianie spraw organizacyjnych. Drobne uzupełnianie sprzętu w Cha- monix. 1.8. Pogoda słoneczna, w nocy deszcz. Zakładanie bazy namiotowej nad lodow­ cem Mer de Glace (2080 m). 2.8. Deszcz, po południu niewielkie rozpogodzenia. Wszyscy w bazie. Hajdukie- wiczowa i Nowicki odbywają wycieczkę, do schronu nad lodowcem Charpoua (2841 m). 3.8. Deszcz, po południu przejaśnienia, w nocy śnieg. Cała grupa udaje się do schronu nad lodowcem Charpoua. 4.8. Dość pogodnie, po południu silny opad śniegu (niżej deszcz). Nowicki, Or­ łowski, Wala, Żuławski wchodzą na przełęcz la Nonne—l'Eveque (3304 m) i przez lodowiec Talefre wracają do bazy. Reszta grupy schodzi do bazy w Montroc, by przygotować się do trawersowania grani Mont Blanc. 5.8. Dzień pogodny. Nowicki, Orłowski, Wala, Żuławski podchodzą do schro­ niska Reąuin (2516 m). Hajdukiewiczowa, Kozłowski, Rogowski, Staszel (kie­ rownik grupy), Sledziewski, Udziela i Żukowski dojeżdżają kolejką do Bellevue i osiągają schronisko na Aiguille du Gońter (3816 m). 8. 8. Ulewne deszcze. Grupa Żuławskiego schodzi do Montroc. Grupa Staszla przebywa w schronisku. 7.8. Duże zachmurzenie, przelotne deszcze. Obie grupy nie opuszczają swych baz. 8.8. Dzień pogodny. Silny wiatr w górnych partiach. W rejonie Mt. Blanc chmury stojące. Grupa Staszla wyrusza ze schroniska i osiąga „Garb Wielbłąda" (ok. 4670 m), skąd na skutek silnej wichury i wzrastającego zachmurzenia powraca do schroniska na Aig. du Gońter. Nowicki i Wala odbywają z Montroc trenin­ gową wycieczkę graniową: P. de Bron (2954 m) — Aig. du Midi (3302 m) — Grań oddzielająca doliny lodowca Tour i Trient. Biel przylatuje do Genewy i do­ ciera do Chamonix. 9.8. Pogoda słoneczna. Grupa Staszla dokonuje trawersowania grani M. Blanc (4810 m) od Aig. du Gońter po Col du Midi (3516 m). Grupa Żuławskiego po za­ opatrzeniu się w żywność w Chamonix wjeżdża kolejką na Aig. du Midi (3842 m) i schodzi na nocleg do obserwatorium nad Col du Midi, gdzie spotyka się z grupą Staszla. Biel przybywa do Montroc. 10.8. Początkowo pogodnie, po południu gwałtowna burza śnieżna. Nowicki, Or­ łowski, Wala, Żuławski atakują pn. wsch. filar pokonując jego uskok do '/i wysokości i wycofują się z kluczowego miejsca, wymagającego zastosowa­ nia t. h., na skutek późnej pory, braku sprzętu biwakowego i psującej się po­ gody. Grupa Staszla schodzi do bazy w Montroc. Biel sprowadza do Montroc swój sprzęt pozostawiony w Bossons. 11.8. Opad śniegu i deszczu, silny wiatr. Grupa Żuławskiego schodzi do schro­ niska Reąuin. Pozostali przebywają w Montroc. 12.8. Pogoda słoneczna. Grupa Żuławskiego schodzi do bazy nad lodowcem Mer de Glace. Orłowski i Żuławski pozostają w bazie, natomiast Nowicki i Wala po zaopatrzeniu się w żywność wracają do schroniska Reąuin. Kozłowski i Żukow­ ski podchodzą do bazy nad lodowcem Mer de Glace i po uzupełnieniu sprzętu idą na nocleg do schroniska Reąuin. Pozostali wjeżdżają kolejką na Aig. du Midi. Hajdukiewiczowa, Rogowski, Staszel i Udziela nocują w obserwatorium na Col du Midi, a Biel i Sledziewski przechodzą do schroniska Torino. 13.8. Pogoda słoneczna. Orłowski i Żuławski dokonują pierwszego wejścia zach. ścianą na Aig. du Moine (3412 m) (droga o dużych trudnościach, skała b. krucha) i schodzą na noc do schroniska Couvercle (2896 m). Hajdukiewiczowa, Rogow­ ski, Staszel i Udziela wchodzą żlebem Gervasuttiego (w górnej części wariantem Lachenala) na Mont Blanc du Tacul (4248 m) i schodzą na nocleg do obserwa­ torium. Nowicki i Wala atakują pn. ścianę Tour Ronde, lecz na skutek wystą­ pienia znacznych dolegliwości żołądkowych u Wali wycofują się, by po południu wraz z nadchodzącym Bielem, Kozłowskim, Śledziewskim i Żukowskim wejść na Col de la Fourche (3682 m), gdzie nocują w schronie. 14.8. Rano pochmurno i mglisto, od godzin południowych silny opad śnieżny (niżej deszcz). Biel, Nowicki, Wala, Żukowski schodzą z Col de la Fourche i pró­ bują wejścia pn. ścianą na Tour Ronde. Rozpętuje się jednak śnieżyca, a scho­ dzące ścianą lawinki pyłowe zmuszają grupę do wycofania się i zejścia na nocleg do schroniska Reąuin. Hajdukiewiczowa, Rogowski, Staszel i Udziela schodzą do bazy w Montroc. Podczas przechodzenia przez seraki Lodowca Giganta pod Staszlem obrywa się most śnieżny, przy czym odnosi on lekkie obrażenia głowy. Orłowski i Żuławski schodzą ze schroniska Couvercle do bazy nad lodowcem Mer de Glace. 15.8. Pogoda słoneczna. Biel, Nowicki, Wala i Żukowski podchodzą do schronu na Col de la Fourche, gdzie oczekują na nich Kozłowski i Sledziewski. Orłowski i Żuławski przenoszą się do schroniska Reąuin. IG. 8. Pogoda słoneczna, Orłowski i Żuławski dokonują przejścia nadzwyczaj trudnej drogi środkiem wsch. ściany Dent du Reąuin (3422 m), biwakując w zej­ ściu nieco poniżej szczytu. Biel, Kozłowski, Nowicki, Sledziewski, Wala i Żu­ kowski wchodzą granią od Col de la Fourche na Epołe NE du (4236 m) , i schodzą na nocleg do schronu na Col du Midi. Rogowski i Udziela udają się do schroniska na lodowrcu Argentiere (2727 m). Hajdukiewiczowa i Staszel po­ zostają nadal w Montroc. 17. 8. Rano pogodnie, potem burza i opady. Rogowski i Udziela wyruszają z za­ miarem wejścia przez Grand Couloir na Aig. Verte. Z powodu znacznej lawinia- stości i gwałtownie psującej się pogody, wycofują się i wchodzą na Petite Aig. Verte (3508 m), skąd schodzą do Montroc. Nowicki, Kozłowski, Sledziewski i Wala 28 www.pza.org.pl NASZ OBÓZ A. Wala udają się do bazy nad lodowcem Mer de Glace. Nowicki i Wala pozostają w niej, a reszta schodzi do Montroc. Tam również przybywają Biel i Żukowski, którzy zjechali z Aig. du Midi kolejką. Orłowski i Żuławski schodzą po biwaku do schro­ niska Reąuin. 18.8. Pochmurno, po południu deszcz. Orłowski i Żuławski schodzą do bazy nad lodowcem Mer de Glace, skąd wraz z Nowickim i Walą po zabraniu swego ekwi­ punku udają się do Montroc. W godzinach wieczornych odbywa się uroczyste zakończenia obozu w Montroc z udziałem mera Chamonix. 19.8. Przejazd autocarem do Genewy. Jedynie Biel pozostaje w les Bossons na obo­ zie GTJMS. 21).—24.8. Pobyt w Genewie w oczekiwaniu na miejsce w samolocie. Część grupy przelatuje do Warszawy 23, a część 24 sierpnia.

Działalność zespołu biorącego udział w obozie GUMS w les Bossons Dziesięcio-osobowy zespół polski brał udział w tym obozie na za­ sadzie bezdewizowej wymiany. W jego skład wchodzili: Witold Ostrowski (kierownik), jedyny znający teren działania z poprze­ dniego pobytu. Oprócz niego z Warszawy byli jeszcze: Marek Karpiński, Jan Strzelecki, Jerzy Surdel, Jerzy Warteresiewicz, Jan Zarębski; z Krakowa: Marian Bała; ze Śląska: Czesław Mo- matiuk i Marek Stefański; z Łodzi: Lechosław Utracki Od dnia 20. 8 w skład grupy wszedł również Stanisław Biel. Baza wspólnego, francusko-polskiego obozu znajdowała się w les Bossons, ok. 4 km od Chamonix w dół doliny. Terenem działania była grupa Mont Blanc. W les Bossons mieszkano w wypożyczonej stodole oraz w postawionych obok dwuosobowych namiotach. Posiłki przygotowywano we własnym zakresie, korzy­ stając z założonego przez Francuzów składu żywnościowego. Każdy z uczestników otrzymał po 10.000 franków na uzupełnienie pokarmów według osobistych życzeń oraz na pokrycie kosztów przejazdu kolejkami. 29 www.pza.org.pl Z tej bazy wyruszano na trzydniowe wy­ trzymała się na zamarzniętym lawinisku. pady w góry, zabierając ze sobą żywność Poza drobnymi obrażeniami, jedynie J. Za­ i nocując wówczas w schroniskach, schro­ rębski uległ poważniejszej kontuzji, przebi­ nach wysokogórskich lub w namiotach. jając nogę czekanem, co uniemożliwiło mu Wspinaczki odbywano w zespołach cztero­ prowadzenie dalszej działalności. osobowych: dwójka francuska i dwójka pol­ Drugi wypadek zdarzył się tego samego ska. Wybór drogi i prowadzenie należało do dnia przy trawersowaniu Mont Blanc du Francuzów. Odbiło się to na doborze dróg — Tacul. Na stoku lodowym obsunął się Sur­ głównie skalnych, gdyż oni, lepiej czując się del, pociągając za sobą Strzeleckiego. Po w skale, przeważnie wybierali takie. dwustu metrach obsuwania się, zatrzymali się na lawinisku. Surdel doznał złamania Dla zobrazowania przebiegu obozu, podamy kilka ważniejszych dat: żebra, a Strzelecki zranił sobie twarz cze­ 6.8. Przelot z Warszawy przez Pragę, Zttrich do Genewy. kanem. 7.8. Przejazd autobusem z Genewy do Chamonix. 25.8. Zakończenie obozu GUMS. Tadeusz Nowicki i Marian Bała 29.8. Przejazd koleją z Chamonix do Lyonu. 30.8. Przelot samolotem z Lyonu do Paryża. 6.9. Powrót z Paryża do Warszawy. Zestawienie wyników alpinistycznych: 9.8. Aiguille des Petits Charmoz (2867 m) od lodowca Nantillons — Utracki, Warterasiewicz. Les Courtes (3856 m). Trawersowanie grani do Col des Cristaux — Momatiuk, Ostrowski. Czesi i Słoiuacy HJ Międzynarodo­ L'Ev6que (3469 m). Wejście pd. granią — Bala, Ste­ fański. wym Obozie FSGT i SATUS Aiguille de Blaitiere (3521 m). Wejście granią z Col du Nantillons — Strzelecki, Surdel. (3673 m). Wejście od schroniska Re- UJ grupie Mont Blanc in 1956 r. quin — Karpiński, Zarębski. 10.8. Aiguille du Plan ze schroniska Requin — Utracki, Warterasiewicz. Aiguille du Moine (3412 m). Wejście pd. zach. granią — Momatiuk, Ostrowski. W obozie tym zorganizowanym przez Les Courtes. Trawersowanie grani — Bala, Stefański. FSGT (Francja) i SATUS (Genewa) wzięli Dent du Requin. Wejście zwykłą drogą — Karpiński, udział oprócz Polaków, o których piszemy Zarębski. 13.8. Pointę de Sysyphe od Preche Superieur des Pe- poprzednio, także 3 Belgowie (w tym 1 ko­ riades — Utracki, Warterasiewicz. bieta) z organizacji Amis de la Naturę, Dent Requin. Wejście zwykłą drogą — Surdel, Strze­ 8 do 10 Szwajcarów z SATUS, 5 do 15 lecki. Aiguille des Pelerins (3318 m). Wejście od lodowca Francuzów z FSGT i 17 Czechów i Słowa­ Pelerins — Momatiuk, Ostrowski. ków (3 kobiety), których działalności po­ Aiguille des Grands Charmoz (3445 m). Wejście zach. święcona jest ta notatka. ' ścianą od lodowca Nantillons — Bała, Stefański. M. Blanc du Tacul (4249 m). Wejście od Col Du Midi — Uczestnikami grupy czechosłowackiej byli: Karpiński, Zarębski. J. Andraśi, K. Cerman, J. Gałfy, O. Kopal, 14.8. Les Grandes Periades. Trawersowanie grani — Utracki, Warterasiewicz. R. Kuchaf, J. Masek, J. Mlezak, F. Pasta, Aiguilles de Blaitiere. Wejście od lodowca Nantillons — J. Psotka, A. Puśkaś, J. Velićka, dr E. For- Ostrowski, Momatiuk. manova, J. Hrablikova, O. Velićkova. Kie­ Col de la Fourche z Lodowca Giganta — Bała, Kar­ piński, Stefański, Utracki, Warterasiewicz, Zarębski. rownikiem grupy był V. Prochazka, trene­ 17.8. Tour Ronde (3798 m). Wejście pn. ścianą — rem F. Zavodsky, lekarzem całego obozu Utracki, Warterasiewicz. dr J. Wolf. Oprócz tych brał udział także Mont Maudit (4468 m). (Próba trawersowania grani Mont Blanc) — Strzelecki, Surdel, Momatiuk, Ostrowski. K. Skifpsky, którego zadaniem było wyko­ 20.8. Aiguille des Pelerins. Wejście drogą „Camichael" — nanie dokumentarnego filmu z obozu. Utracki, Warterasiewicz. 22.8. La Nonne (3340 m). Wejście granią z Breche Przylecieli oni do Genewy 2 sierpnia, by Nonne — L'Eveque — Utracki, Warterasiewicz. tego samego dnia udać się do Montroc-le- Aiguille de L'M. Wejście filarem — Bała, Karpiński. Planet. Do obozu w Charpoua przybyli Aiguille de Moine. Wejście pd. zach. granią — Surdel, Stefański. 4 sierpnia, gdzie założyli swoje namioty 26.8. Aiguille des Chamois (2902 m) — Biel, Piccard. obok reszty uczestników. Grupa czechosło­ wacka znacznie więcej od naszych uczestni­ Zmienna, ustawicznie pogarszająca się po­ ków, przeważnie nocujących w schroniskach, goda, poważnie osłabiła działalność zespo­ przebywała w namiotach, prowadząc stąd łów. Pod koniec obozu codziennie w górach swoją działalność. Była ona bardzo intensy­ padał śnieg lub deszcz. wna w pierwszym okresie; w drugiej poło­ W czasie trwania obozu zdarzyły się dwa wie, na skutek pogorszenia się warunków wypadki. Dnia 17. 8. przy schodzeniu z Col atmosferycznych uległa znacznemu osła­ de la Fourche na lod. Brenva, na skutek bieniu. •poślizgnięcia poleciał Stefański, pociągając Przechodząc chronologicznie, ograniczymy pozostałych za sobą, kolejno wyrwanych ze się do podania najważniejszych osiągnięć. stanowisk: Zarębskiego, Karpińskiego i Bałę. 5 sierpnia Andraśi, Galfy, Psotka i Puśkaś Cała grupa po obsunięciu się ok. 100 m za- wychodzą ze schroniska Reąuin i po 7 godz.

30 www.pza.org.pl wspinaczki wchodzą pn. ścianą na Tour pn. ścianą na Aiguille des Grand Charmoz, Ronde (3798 m). W ścianie napotkali na działalność grupy czechosłowackiej w Alpach. twardy śnieg i lód, co osłabiło tempo przej­ Znajomość prawie przez połowę uczestni­ ścia. Używano haków lodowych, przy czym ków grupy M. Blanc czy to z poprzedniego 7 z nich złamało się. 8 sierpnia z obozu obozu w 1955 r., czy też z lat dawniejszych, w Charpoua dokonano grupowego wejścia lepsze zgranie się z bardzo zmienną pogodą razem ze Szwajcarami i Francuzami pd.-zach. i przygotowanie kondycyjne, pozwoliło cze­ granią na Aiguille du Moine (3412 m). chosłowackim taternikom rozwinąć inten­ 9 sierpnia o godz. 3.00 wychodzi z obozu sywniejszą i na wyższym poziomie działal­ dwójka: Kuchaf i Cerman na pn. ścianę ność od naszych uczestników tegoż obozu. Aiguille des Grand Charmoz (3445 m), z za­ Zaznaczyć trzeba, że dużą pomocą był dla miarem przejścia drogi Merkla i Welzen- nich dobry i lekki sprzęt jakim dysponowali. bacha. O godz. 4.30 osiągają lodowiec Odnowili oni także kontakty z zeszłego Thendia, by w 3,5 godz. szybkiej wspi­ roku ze znanymi alpinistami: Leiningerem, naczki śnieżnym żlebem w prawej części R. Lambertem i R. Dittertem, uzyskując od ściany osiągnąć środkowe śnieżne pole. O go­ nich informacje o azjatyckich górach. dzinie 11.00 dochodzą do trawersu w górnej Oprać, na podstawie „Horolezca" części ściany, którym wydostają się na ob­ TOCZ. II. zesz. 10. J. Wala. lodzone skały na lewo od podszczytowego nadzwyczaj stromego żlebu. Skałkami przy bardzo dużych trudnościach posuwają się w górę aż do godz. 20.30. Po spędzonym na siedząco, w kurtkach puchowych, biwaku, Rok 1956 przy pięknej pogodzie, 10 sierpnia po 2 godz. wspinaczki przechodząc ostatnie 100 m ścia­ ny już łatwiejszym terenem, osiągają o godz. 10.30 szczyt, skąd schodzą pd.-wsch. granią Himalajach na lod. Nantillons. Również 9 sierp, dokonują wejścia wsch. W ciągu ostatnich trzech lat, od chwili ścianą na Aiguille du Moine w 8 godz. zdobycia Everestu, rozwój alpinizmu w Hi­ J. Mlezak i J. Velićka, a w następnym dniu malajach przybrał rozmiary nieoczekiwane. ci sami (prawdop. 2 wejście) wchodzą żle­ Charakteryzują go nie tylko czołowe wy­ bem na Col. Savoie (3491 m) z lod. Talefre. czyny, które przyniosły 8 dalszych wejść na 10 sierp. Andraśi, Galfy, Psotka i Puśkaś, ośmiotysiączniki, ale także znaczny rozrost opuściwszy o godz. 1.00 schronisko d'Ar- wszerz. Ilość mniejszych wypraw stale się gćntiere, i po przekroczeniu o godz. 6.00 zwiększa — małe grupy alpinistów działają szczeliny brzeżnej, w 5,5 godz. wychodzą w różnych okolicach Himalajów, wybierając pięknym lodowym żlebem Conturier w pn. sobie za cel piękne szczyty sześciotysięczne, ścianie na (4121 m), ale do­ których ilość jest nieprzeliczona. Toteż ob­ piero po godzinie 18.00, gdy przestają spa­ jęcie takiego ruchu (roczna ilość wypraw dać kamienie, schodzą żlebem Whympera dochodzi do 30) szczegółową kroniką stało do schroniska Couvercle. W tym też dniu się niemożliwe nawet dla największych cza­ wchodzą „Ostrogą Brenvy" genewczycy: sopism alpinistycznych. Również nasze spra­ Fivaz i Marthe oraz Kopal, Masek i Pasta wozdanie ograniczyć się musi do najważniej­ na Mont Blanc (4810 m). Nie udaje się po­ szych wydarzeń sezonu 1956 roku. nowiona i w tym roku próba wejścia pn. 1. Trzecia wyprawa szwajcarska wysłana ścianą na Aiguille du Dru. przez Schweizerische Stiftung fur alpine For- schungen działała w rejonie Everestu w porze 12 i 13 sierp, biorą udział przy poszuki­ wiosennej pod kierunkiem Alberta Egglera waniach w okolicy schroniska nad lod. Char­ przy udziale 10 uczestników z Zurichu poua wraz z francuskimi przewodnikami za i Berna. Funkcje sirdara drużyny Szerpów przewodnikiem Renę Broisat i jego klientką, spełniał początkowo Pasang Dawa Lama, którzy zginęli w drodze na Dru. a po jego zachorowaniu Dawa Tensing. Mlezak i Kopal przechodzą 16 sierp. wsch. Szwajcarzy posuwali się utartym szlakiem ścianę Grópon. 17 sierp, pomimo załamują­ przez zerwę lodowca Khumbu, kocioł za­ cej się pogody i grożącego przez nią zasko­ chodni i lodowiec Lhotse. Z obozu VI (Via) czenia w ścianie, dwójka Galfy i Puśkaś na wys. 7900 m wystartowali dnia 18 maja wchodzi w drogę Gervasutti'ego, prowadzącą Fritz Luchsinger i Ernst Reiss (jedyny ucze­ ogromnym, ok. 800 m wysokim, u góry za­ stnik poprzednich wypraw), i potężnym żle­ mkniętym serakami, żlebem na M. Blanc du bem pn. zach. ściany osiągnęli wierzchołek Tacul (4249 m). W wspaniałym czasie 3;5 Lhotse (8501 m), najbliższego sąsiada Eve- gódz., tą czysto lodowo-śnieżną drogą osią­ restu, czwartego kolejnego szczytu ziemi. gają szczyt, zamykając tym, wraz z drugim Warto podkreślić, że jest to pierwsza tego najlepszym sukcesem, jakim jest 6 wejście typu droga w Himalajach, gdzie szlaki pro- 31 www.pza.org.pl KARAKORUM. Widok z górnej części lod. Baltoro na grupę BRIDE PEAK {7654 m). wadzi się z zasady otwartymi stokami lub Baltoro. Jakkolwiek szczyt ten nie był jesz­ grzędami, żebrami i graniami. cze przez nikogo zbadany, jakkolwiek w wy­ Po przeniesieniu obozu VI na przełęcz prawie nie było doświadczonych himalaistów Południową (obóz VI b) wykonano dwa ko­ (kierownik inż. Fritz Morawec), odniesiono lejne ataki na Everest, oba udane. Dnia zwycięstwo wstępnym bojem. Baza zało­ 23 maja stanęli na szczycie Jurg Marmet żona została na Południowym Lodowcu Gas- i Ernst Schmied (II wejście), a dnia 24 herbrum, po czym urządzono zaledwie trzy maja Hansrudolf von Gunten i Adolf Reist obozy pośrednie, najwyższy na 7100 m. (III wejście). Przy wszystkich wejściach po­ Trójka szturmowa S. Larch, F. Morawec sługiwano się aparatami tlenowymi kon­ i H. Willenpart wyszła z tego obozu i po strukcji francuskiej, odznaczającymi się na­ ciężkim biwaku, spędzonym bez namiotu, der małą wagą (6,6 kg) przy wystarczającej osiągnęła szczyt dnia 7 lipca. Jest to trzeci wydajności. „austriacki" ośmiotysięcznik, po Nańga Par- bat i Cho Oyu. 2. Czwarta z kolei wyprawa japońska na Manaslu (8128 m) w centralnym Nepalu do­ Wyprawa prowadziła swe zadania w dal­ tarła wreszcie do celu. Poprzednia w latach szym ciągu i dnia 12 lipca H. Ratay, H. 1952 (rekonensansowa) i 1953 r. wyszukały Roiss i dr G. Weiler (lekarz wyprawy) weszli pewny szlak wejścia, natomiast w r. 1954 na szczyt bez nazwy (7728 m) w grani łą­ Japończycy natrafili na opór ludności miej­ czącej Hidden Peak i Sia Kangri. scowej, która nie pozwoliła im się nawet 4. Sławą piękności i niedostępności cie­ zbliżyć do podnóża góry. Nie znamy jeszcze szył się od dawna wspaniały Mustagh Tower szczegółów ostatniej wyprawy, której kie­ (7273 m) w rejonie Lodowca Baltoro w Ka­ rownikiem był doświadczony alpinista Yuko rakorum. Jego smukła sylweta znana jest Maki. Wiadomo jednak, że wejścia dokonano powszechnie dzięki fotografii Vittoria Sella' i. tym razem z południowej strony, gdzie za­ Inna rzecz, że oglądany z innej strony roz­ łożono 6 obozów. Wierzchołek osiągnęły kłada się na granie podobnie jak Giewont, dwie dwójki szturmowe: dnia 9 maja K. Ima- który od wschodu wygląda na iglicę (np. z Bo- nishi i Sirdar Gyaldzen Norbu, a dnia 11 czania), a rozłożysty jest od południa. mają Higeta i Kato. Pod Mustagh Tower spotkały się w r. 1956 3. Austriackie Towarzystwo Himalajskie niespodzianie dwie ekspedycje. Anglicy (Bri- (Osterreichische Himalaya-Gesellschaft) wy­ tish Baltoro Expedition 1956) zjawili się słało wyprawę na Gasherbrum II. (8035 m) wcześniej pod kier. Johna Hartoga i zało­ w Karakorum, w górnym basenie lodowca żyli bazę na lodowcu Chagaran, u połud-

www.pza.org.pl Yiltorio Sella

niowych stoków góry. Stamtąd weszli na Klubu Alpejskiego z Zurichu, w r. 1954 — „West Col" (6180 m) i granią pn. zach. po­ argentyńska, która wśród nadzwyczaj wiel­ prowadzili szlak wejścia. Dnia 6 lipca J. kich trudności zdołała dotrzeć do grani Brown (zdobywca Kangchendzóngi) i I. Mc szczytowej około 8000 m, lecz musiała się Naught-Davis stanęli na wierzchołku za­ cofnąć i straciła swego kierownika Fr. Iba- chodnim, następnego zaś dnia J. Hartog neza. (Ten najpopularniejszy alpinista Ar­ i dr T. Patey weszli także na wierzchołek gentyny zmarł wskutek odniesionych od­ wschodni (o parę metrów wyższy). Trudno­ mrożeń.) W r. 1955 Niemcy i Szwajcarzy ści wejścia były bardzo wielkie. połączonymi siłami też nie wskórali wiele. 5. Wyprawa francuska pod wodzą Gui- Wyprawa w r. 1956 była drugą argentyń­ dona Magnone, jednego z najsławniejszych ską, zakrojoną na wielką skalę, pod kie­ alpinistów (zachód, ściana Dru, Cerro Fitz runkiem majora Emiliana Huerta. Dwa wy­ Roy, Makalu) zastała obsadzony przez An­ pady prowadzone z obozu 7 (7700 m) glików najprostszy dostęp do Mustagh To­ w dniach 15 i 25 maja nie dotarły do grani wer. Francuzi zwrócili się więc ku stronie szczytowej. Dhaulagiri jest obecnie „zamó­ wschodniej, którą osiągnęli lodowcem Biange. wiony" na dwa lata naprzód: 1957 dla eks­ Na szczyt weszli dnia 12 lipca granią pd. pedycji francusko-szwajcarskiej, 1958 r. po wsch.: A. Contamine, P. Keller, G. Magnone raz trzeci przez Argentyńczyków. i R. Paragot. 7. Być może jeszcze trudniej dostępnym Mit niedostępności Mustagh Tower roz­ szczytem jest Rakaposhi (7790 m) w Kara­ wiał się bez śladu. Zapewne nie ostatni korum. Trzy wyprawy dawniejsze nie posu­ z wciąż nowych mitów. Lecz szczególnie zna­ nęły się wiele ponad 6000 m. Były to: an­ mienne dla obecnego stadium rozkwitu hi­ gielska w r. 1938, anglo-szwajcarska w r. 1947, malaizmu jest to trzykrotne w ciągu ty­ niemiecka w r.. 1954. W r. 1956 podobny los godnia pokonanie tak trudnego szczytu. spotkał anglo-amerykańską grupę 4 alpi­ 6. Ale nie wszystko w Himalajach układa nistów pod kierunkiem kpt. M. Banksa, po­ się tak pomyślnie dla alpinistów. Są góry mimo trzech energicznych wypadów sztur­ opierające się dotąd atakom człowieka. Na­ mowych. Uzyskano jednak znacznie większą jeży do nich Dhaulagiri w Centralnym Ne­ wysokość, ponad 7000 m. palu (8172 m)1, najwyższy z dziewiczych 8. Istniejący od trzech* lat w Dardżiling szczytów. Już cztery poprzednie wyprawy „Himalayan Institute" or­ wróciły pobite: w r. 1950 — francuska, ganizuje coroczne wyprawy, w których biorą w r. 1953 — szwajcarska Akademickiego udział Szerpowie i* Hindusi, instruktorzy 33 www.pza.org.pl i absolwenci Instytutu. W tym roku, wy­ uzyskany na stokach Cho Oyu. Widzimy, prawa jak zwykle pod kierownictwem dy­ że kobiety były wyjątkowo rzadkimi zja­ rektora Instytutu majora N. D. Iayala, wiskami akcji himalajskiej. Ostatnio stan obrała sobie za cel wyniosły Sasir Kangri ten uległ zasadniczej zmianie. Organizowane (7672 m) we wschodniej partii Karakorum. są już ekspedycje wyłącznie kobiece! Za Pomijając rekonesans Anglików (J. O. M. Ro- przykładem Szkockiego Kobiecego Klubu bertsa i G. Lorimera) w r. 1946, góra ta Wysokogórskiego (ekspedycja w r. 1955), nie była jeszcze atakowana przez alpinistów. poszły w tym roku Angielki, które urządziły Próby ekspedycji Iayala nie udały się — wyprawę w Himalaj"e Zachodnie (rejon prasa doniosła, że uczestnicy nabrali prze­ Kulu) pod kierownictwem p. Joyce Dun- konania, iż Sasir Kangri nie jest możliwy sheath. Alpinistki zdobyły ogółem 6 szczy­ do zdobycia. Nowy mit? tów między 5800 a 6100 m wysokości. 9. Do r. 1954 włącznie tylko 5 kobiet Jan Kazimierz Dorawski zapisało swe nazwiska w kronikach himalaj­ skich. Były to: Fanny Bullock-Workman, Jenny Wisser-Hooft, Hettie Dyhrenfurth, Annelies Lohner i Claude Kogan. Ta ostat­ 1 W numerze 1 z 1957 roku „Die Alpen" podano nia dzierży kobiecy rekord wysokości 7700 m, nową kotę dla tego szczytu 8222 m.

GASHERBRUM II (8035 m) z wy­ znaczoną drogą wejścia wyprawy austriackiej. Widok z pd. Lodowca Gasherbrum na Gasherbrum II (G II) i Gasherbrum III (G III) 2, 3 — obozy B — biwak na wysokości 7500 m

MUSTAGH TOWER (7297 m) i „Black Tooth" w jego pd.-wsch. grani, widziane z pd.-pd.-wsch. Wyzna­ czono drogę wejścia wyprawy fran­ cuskiej pd.-wsch. granią oraz liczbami kolejne obozy. Atak szczytowy na­ stąpił z obozu 4 (6300 m) położonego na wiszącym lodowcu, w dniu 11. 7. Po biwaku na grani na wysokości ok. 6900 m., osiągnięto szczyt o godz. 13°" dnia 12. 7. i tego samego dnia po­ wrócono do obozu 4.

www.pza.org.pl recenzje

PIERWSZY NA LINIE Jan J. Szczepański

Roger Frison-Roche: PIERWSZY NA lega na tym, że bohater powieści, Jeśli zarzucałem autorowi niewła­ LINIE. Przekład z franc. i posłowie Piotr Servettaz, uległszy wypadkowi P. Krupy. W-wa 1956. PAX, s. 348. ściwe postawienie problemu, to wła­ I mapka w czasie akcji ratowniczej i cierpiąc śnie dlatego, że usiłuje on dość szcze­ wskutek kontuzji na lęk przestrzeni, gólną sytuację Piotra przedstawić Trudno oprzeć się. wrażeniu, że postanawia „przełamać się" i mimo jako zagadnienie moralne, rozwiązane autor tej powieści, Roger Frison- wszystko zostać przewodnikiem. w konkluzji na zasadzie silnej woli. Roche, jest lepszym alpinistą niż pi­ Pomijam tu kwestię czy można Jest to w tym wypadku grubym sarzem. Toteż chociaż zażyła znajo­ w ogóle „przełamać" wysiłkiem woli i naiwnym uproszczeniem. I niczego mość gór i obycie z realiami wspi­ leli przestrzeni, występujący jako nie wyjaśniają tu prostoduszne kon- naczki stanowią niewątpliwie cenną schorzenie organiczne. Nie o to na­ wenały starego Ravanat, mające sta­ wartość w tego rodzaju książce, czy­ wet chodzi. Chodzi o branie przez nowić ostateczny „wydźwięk" po­ telnik zyskuje pełne zadowolenie z lek­ autora za dobrą monetę dramatu fał­ wieści. tury jedynie w bezpośrednich opisach szywej ambicji. Bowiem Piotrowi W swoim posłowiu, tłumacz, Piotr akcji wysokogórskiej. Nawet intere­ Servettaz nie zależy na tym, by Krupa, też zatrzymuje się przelotnie sujące tło obyczajowe, ukazujące ży­ w ogóle chodzić po górach, ale by na owej wypowiedzi Rayanata, stwier­ cie alpejskich górali i przewodników być przewodnikiem. Czytelnik mógłby dzając, że nie jest ona wystarcza­ nie jest w stanie zneutralizować wad się solidaryzować z owym pragnie­ jąca. Niestety szczupłe ramy recenzji naiwnie postawionego problemu, roz­ niem i doceniać jego racje moralne, nie pozwalają na szersze rozwinięcie wlekłości narracji i taniego senty­ gdyby Piotr znajdował się w sytuacji, tego interesującego i aktualnego za­ mentalizmu. w której przewodnictwo stanowiłoby gadnienia. Pozwolę sobie jedynie za­ jego zawód, rzeczywistą podstawę jego Psychologiem potrafi być Frison- uważyć, że rozważania na temat egzystencji. Tak jednak nie jest. Piotr, Roche tylko w ścianie. Trzeba przy­ „granic dozwolonego ryzyka" (jak to ma za sobą jakieś studia hotelarskie znać, że wie naprawdę co czuje wspi­ określa Piotr Krupa) oraz na temat i jest człowiekiem zamożnym, wła­ nacz, któremu chwyt wysuwa się psychicznej motywacji sportu wyso­ ścicielem dobrze prosperującego pen­ z rozdygotanej znużeniem dłoni, że kogórskiego przewijają się przez całą sjonatu. W tych okolicznościach zna straszliwą pokusę odpoczynku na literaturę górską refrenem wciąż tych mógłby z powodzeniem zaspokoić jakiejś plasience w świecie pionowych samych pytań. Wydaje mi się, że swoją miłość do gór sportowym upra­ zerw, kiedy jedyną szansą ocalenia przy próbach formułowania odpo­ wianiem wspinaczki. Wchodzą tu jest pośpiech, choćby za cenę krań­ wiedzi należy brać pod uwagę przede więc w grę jakieś motywy inne ani­ cowego wysiłku, że dobrze rozumie wszystkim fakt, iż wspinaczka stała żeli sama namiętność alpinistyczna. skomplikowaną grę ambicji i lęku to­ się w naszych czasach sportem „mod­ Autor • przemilcza je lub może sam warzyszącą w pokonywaniu najwięk­ nym", wskutek czego jednym z jej ich nie dostrzega, jednakże czytelnik szych skalnych i lodowych trudności. powabów bywa pewien swoisty sno­ obeznany nieco ze środowiskiem ludzi Trzeba mu również przyznać ową bizm, nić zawsze zgodny ż duchem gór, potrafi je zrekonstruować. Źró­ swoistą wrażliwość na urodę gór, górskiej przygody. dłem ambicji Piotra jest zapewne która nie wyczerpuje się w zachwy­ pragnienie należenia do honorowego tach nad ich malowniczością, ale do Ponadto sądzę, że ten najpięk­ klanu przewodników, uczestniczenia estetycznej kontemplacji dodaje świa­ niejszy sport, traktowany coraz bar­ w ich poczuciu wyższości wobec ce­ domość piękna aktywnej walki z ich dziej wyczynowo, zaczyna przedsta­ prów i zwykłych rolników z dolin. surową potęgą. wiać większe niebezpieczeństwo psy­ Prawdopodobnie tęskni do owej sa­ chiczne niż fizyczne. Z chwilą jednak, gdy akcja po­ tysfakcji „wodzowstwa", jaką daje wieści przenosi się w doliny, bohate­ chodzenie z „gościem", a więc z re­ No, ale uzasadnienie tych twier­ rowie Frison-Roche'a grzęzną w ży­ guły niemal słabszym partnerem, dzeń, to raczej temat do specjalnego wiole 19-wiecznego konwencjonalizmu który w ręce przewodnika składa artykułu. literackiego, stają się nudni i papie­ swój los i darzy go bezgranicznym rowi. Wszelkie konflikty między nimi, podziwem. Oczywiście, są to pragnie­ .Wracając do książki Frison-Ro­ wszelkie uczucia jak przyjaźń, miłość nia ludzkie i zrozumiałe, jednakże che^, należy wyrazić uznanie tłuma­ czy nawet rozpacz, zamieniają się raczej drugorzędne wobec istotnego czowi, który przełożył francuski tekst w banalne, płytkie gadulstwo. problemu wysokogórskiej namiętno­ poprawnie i zadał sobie wiele trudu Niestety książka Frison-Roche'a ści, i w moim przekonaniu, nie dość by w obszernym posłowiu wyjaśnić ma problem. Mówię „niestety" po­ poważne, aby uzasadnić decyzję bra­ niezorientowanemu w wysokogórskiej nieważ brak problemu jest chyba nia na siebie odpowiedzialności za problematyce czytelnikowi tajniki lepszy od problemu pozornego, który życie innych, kiedy się samemu pod­ alpejskiej topografii, technikę wspi­ drażni tylko swoją nieistotnością. lega niebezpiecznej chorobie. naczki oraz charakterystyczne mo­ Ujmując rzecz najkrócej, sprawa po- menty historii alpinizmu. 35 www.pza.org.pl Nie wyjaśnia Ullman, jaki obrano DWADZIEŚCIA LAT sposób opracowania materiału. Wszy­ stko jednak wskazuje na to, że tekst W HIMALAJACH Tensinga oblekał Ullman w odpo­ wiednią formę stylistyczną, jak naj­ prostszą, jak najbliższą wypowiedzi człowieka prymitywnie tylko włada- j ącego j ęzykiem angj elskim. Nato­ miast układ książki zdradza już ro­ botę pisarską. Rozpoczęcie opowia­ dania od opisu najwyższego biwaku pod szczytem Everestu, od którego cofamy się, by w szeregu wspomnień przebiec całe życie Szerpa; podział na rozdziały tworzące zamknięte i posiadające pewną pointę całości —- to musi pochodzić od Ullmana. Nie­ Jan K. Borowski mniej książka sprawia wrażenia nie­ zafałszowanego autentyzmu 2. MAN OK EVEREST, The Autobio- Tensing opowiada swe życie od graphy of Tenzing told to James urodzenia w r. 1914 (w miejscowości Ramsey Ullman. London 1955, s. 320, fot. 45, szkice 4. Tsa-Chu u południowych stoków ma­ sywu Czomolungmy) aż do chwili obecnej. A właściwie — jak mówi — trzy życia. Pierwsze — do 18 lat — w ojcowskiej wsi Thamey było pry­ mitywnym żywotem pasterza jaków. Drugie -— to życie tragarza wysoko­ KSIĄŻKA ZUPEŁNIE NIEZWYKŁA. górskiego i alpinisty, spędzone prze­ AUTOREM JEJ JEST ANALFABETA, ważnie na wyprawach himalajskich KTÓRY PODYKTOWAŁ JĄ DOŚWIAD­ i tybetańskich, z krótkimi przerwami CZONEMU PISARZOWI W OBECNOŚCI poświęconymi żonie i dzieciom w ubo­ giej izbie na przedmieściu Dardżi- MĘŻA ZAUFANIA, ZNAJĄCEGO DO­ Iing, uwieńczone wreszcie wejściem SKONALE JĘZYK ANGIELSKI W SŁO­ na szczyt świata. Trzecie zaczęło się WIE I PIŚMIE I MAJĄCEMU DZIĘKI z chwilą powrotu z Everestu i — TEMU MOŻNOŚĆ KOTROLOWANIA jego zdaniem — nie wiadomo, dokąd go zaprowadzi. Na razie zawiodło go CZY SŁOWA AUTORA SĄ WIERNIE do własnej willi na wzgórzu, ze wspa­ ODDANE. TAK POWSTAŁA AUTO­ niałym widokiem na śnieżne szczyty BIOGRAFIA SŁAWNEGO W CAŁYM Kangchendzongi. Dało mu zamoż­ ŚWIECIE SZERPA, W7SPÓŁZDOBY- ność i sławę światową oraz trudną WCY NAJWYŻSZEJ GÓRY ŚWIATA do pojęcia dla nas popularność w kra­ 1 jach wschodu. Tensing jest bohaterem TENSINGA NORKEY'A BHOTIA . dwu narodów: Nepalu i Indii. Jest tam dla jednych oczywistą personi­ J. R. ULLMAN, AMERYKAŃSKI fikacją bóstwa, wcieleniem Sziwy PISARZ I AUTOR PARU KSIĄŻEK czy Buddy (zależnie od religii, którą NA TEMATY HIMALAJSKIE (SZE­ wyznają jego wielbiciele); dla drugich manifestacją tężyzny i wartości rasy. ROKO ZNANE I TŁUMACZONE NA obalającą wszelkie dyskryminacje, OBCE JĘZYKI: „KINGDOM OF AFEN- jest „kolorowym człowiekiem", który TURE" I „HIGH CONC-UEST"), W z nizin wybił się na szczyty całego KRÓTKIM SŁOWIE WTSĘPNYM NO­ człowieczeństwa. Toteż nie dziwmy -się, gdy Tensing opowiada jak gdzieś SZĄCYM WIELE MÓWIĄCY TYTUŁ tam palono przed nim kadzidło i pa­ ,,THE GENTLEMAN OF CHOMOLUN- dano na twarz, a kiedy indziej do GMA", DAJE WYRAZ SWEMU OCZA­ jego domu przychodzą chorzy, którzy ROWANIU OSOBISTOŚCIĄ TENSIN­ wierzą, że dotknięcie jego szat może GA. PO PRZECZYTANIU KSIĄŻKI ich uzdrowić. KAŻDY CZYTELNIK PODZIELI TO Czytelnika książki uderza wyjąt­ UCZUCIE. kowa wręcz pamięć Tensinga. W ciągu 20 łat odbył tak wiele wypraw i po­ dróży, zetknął się z dziesiątkami 36 www.pza.org.pl ludzi różnych narodowości, a przecież Nie umniejsza to szczerości i jego rzenie jego życia, która mu dała opowiadanie jego wypełnione jest wypowiedzi — pisze także o kon­ wszystko. Od kolebki słyszał opo­ drobnymi nieraz szczegółami; cytuje fliktach, lecz drobne wady lub pot­ wiadania matki o „Górze, na którą długi szereg nazwisk, również wiele knięcia nie przesłaniają mu dodatniej ptak nie wyleci" — nie miał jeszcze dat. Wszystko to musi czerpać wy­ sylwety człowieka. Jeśli np. wytyka 10 lat, gdy od wracających z pierw­ łącznie z pamięci, gdyż z natury Huntowi ten lub ów błąd w postę­ szych wypraw everestowskich Szer­ rzeczy nie może się posługiwać, jak powaniu z Szerpami, to niemniej oce­ pów po raz pierwszy usłyszał miano człowiek piśmienny, jakimiś notat­ nia go jako znakomitego kierownika. „Everest", i dowiedział się, że ma to kami lub drukowaną literaturą. A zna­ i dzielnego człowieka. być — wedle stwierdzeń białych cu­ wca tej właśnie literatury nie znajduje Do Hillary'ego ma pewien żal za dzoziemców — najwyższy szczyt żadnych niezgodności, poza kilkoma jego relację z wejścia na Everest, świata. Wówczas już postanowił zo­ pomyłkami w pisowni nazwisk. w której dopatruje się zlekceważenia stać tragarzem wysokogórskim, by móc się zbliżyć do niego, by kiedyś Drugą rzeczą dominującą w na" roli swojej, jako towarzysza. Naszym stanąć na jego wierzchołku. Dla tego szych wrażeniach jest inteligencja zdaniem żal niesłuszny, oparty za­ celu uciekł z domu w 19 roku życia, opowiadającego. Tensing nie tylko pewne na błędnym przedstawieniu do tego dążył uparcie przez 20 lat. przytacza fakty, ale je wartościuje. mu tekstu relacji zawartej w książce Siedem razy brał udział w atakach Widać, że myślał nad wszystkim, Hunta! Ale niezależnie od tego oraz na swoją górę — coraz wyżej i coraz co przeżył, dociekając przyczyn i skut­ mimo to, że widać iż ci dwaj współ- bliżej — najpierw jako tragarz, po­ ków rzeczy. Więc niełatwo jest coś zdobywcy nie przypadli sobie spe­ tem dzięki swym wyjątkowym kwa­ mu wmówić, uczynić go narzędziem. cjalnie do gustu, gdy przychodzi lifikacjom, jako członek grup sztur­ Po zejściu w doliny ze zwycięskiej w r. 1954 wieść o ciężkiej kontuzji mowych. Miłość do gór i do Everestu wyprawy na Everest, opadnięty przez Hillary'ego przy ataku na Makalu, przebija przez wszystkie słowa Ten­ gromady ludzi, reporterów, agita­ Tensing na odbywającej się właśnie singa, który dedykując książkę „Czo- torów, polityków — nie tylko za­ premierze filmu „The Conąuest of molungmie" wymienił wszystkich chował równowagę ducha i jasny Everest" w Dardziłing wzywa obec­ Szerpów i wszystkich wspinaczy sąd, ale nie pozwolił się wyzyskać nych do zaniechania radosnego ob­ świata". Ma do tego pełne prawo. do celów, które mu były obce. chodu i do modlitw za ocalenie to­ warzysza z Czomolungmy. A najbardziej obcymi dla Ten- singa są sprawy, które ludzi dzielą "Wręcz rozczulająca jest za to * a nie zbliżają. Dlatego też nie chciał, przyjaźń Tensinga do Raymonda aby go przeciwstawiano jako Azjatę Lamberta, szwajcarskiego uczestnika Nakładem Wydawnictwa „Iskry' Brytyjczykom albo jako Nepalczyka dwu ataków na Everest w r. 1952. ukazało się ostatnio (czerwiec 1957 r.) Hindusom. „Jakie znaczenie dla zdo­ Ten człowiek, z którym nie mógł tłumaczenie książki Tensinga w opra­ bycia góry ma to, jakiej jestem nawet rozmawiać, bo sam nie umie cowaniu Ullmana p. t. „Człowiek Ewe- narodowości?" — pyta Tensing. „Za­ po francusku a tamten po angielsku, restu"., Z wielkim uznaniem trzeba danie, które sobie stawiają wszyscy jest mu bliski, jak brat. Stojąc na podkreślić walory literackie i popraw­ alpiniści świata robi z nich braci, szczycie Everestu myśli o nim, a po­ ność tłumaczenia dokonanego przez a nie dzieli. Wszyscy powinni być tem posyła mu czerwony szalik, Marię Skroczyńską zachowującego równi: Hillary, ja, Nepalczyk, Hin­ który niegdyś otrzymał odeń w po­ prostotę i świeżość oryginału. Ksią­ dus, każdy". darunku, a który umyślnie wziął żka wydana jest bardzo starannie, z sobą na decydujący atak. Wydaje się też, że właśnie inteli­ bogato ilustrowana wkładkami roto­ gencja i rozum Tensinga sprawiły, Tensing zarobił wiele na wywia­ grawiurowymi: Stanowi niewątpliwie że nie zawróciły mu głowy istne la­ dach, artykułach prasowych i książ­ najlepiej wydaną tego rodzaju pozycję winy odznaczeń, honorów i zaszczy­ ce — otrzymał znaczne dary od róż­ na naszym rynku księgarskim, jest tów, jakie nań spadły, gdy stał się nych miast i organizacji hinduskich. zarazem chyba najciekawszą pozycją sławny. Oświadcza, że jest tym sa­ Nie kryje się z tym, że chce dobrze z pośród literatury alpinistycznej jaka mym „starym Tensingiem", chce żyć zarobić, ale nie każdy sposób wydaje ukazała się dotychczas u nas. spokojnie w domu rodzinnym, do mu się godnym. Odmawia więc stale którego sprowadził 84-letnią matkę reklamowych podpisów licznym fir­ i siostrę z mężem i córkami. Chce mom krajowym i zagranicznym, które mieć szczerych przyjaciół, tych sa­ się doń zgłaszają. Odmówił sprzedaży mych co dawniej. Chce hodować swe zarówno ubioru, jaki nosił na Eve- ulubione teriery. Chodzić po górach, reście, jak też okruchów skał, które ale nie z byle kim, lecz z zasługu­ przyniósł na pamiątkę z podniebnej 1 Transkrypcja jego nazwiska jącymi na przyjaźń wspinaczami. grani, jakkolwiek ofiarowywano mu w podanej pisowni uznana jest obec­ A przede wszystkim chce pracować za nie wielkie sumy. Natomiast kilka1 nie za najbardziej właściwą. Trzeba dla poprawy doli swego ludu — tych kamieni złożył w darze swemu jednak zaznaczyć, że zwłaszcza w li­ teraturze angielskiej starszej, a na­ Szerpów. „Panditji", jak nazywa premiera wet i nowszej, również w omawianej Tensing woli widzieć u ludzi dobre Nehru. książce, używana jest pisownia: Ten- zing Norgay. strony. Bodajże o nikim się źle nie Sprzedaż owych rzeczy wydałaby 2 We Francji ukazała się książka wyraża. A licznym alpinistom bry­ się mu świętokradztwem nie wobec Yves Malartic pt. „La yictoire de tyjskim i innych narodowości wysta­ bóstwa czy zakazów religijnych, ale Sherpa Tensing sur l'Everest". Napi­ sana bez autoryzacji i wybitnie an- wia najlepsze świadectwo pisząc wobec własnego uczucia dla Czomo­ glofobska, doczekała się stanowczej o nich, jak o drogich przyjaciołach. lungmy, na której spełniło się ma­ dezawuacji ze strony Tensinga. 37 www.pza.org.pl kronika żał bna

TADEUSZ STRUMIŁŁO (10. 7. 1929—12. 4. 1956)

wicznie skłonny do krytycy­ wych oraz wielką ilość nowych zmu, urodzony polemista, wariantów), a także niemal przy tym nadzwyczaj pilny wszystkie najciekawsze przej­ w pracy i sumienny, doszedł ścia wTatrach Polskich. Przej­ w niedługim, bo w pięcio­ ście zimą wsch. ściany Mnicha, letnim okresie pracy nauko­ pn.-zach. ściany Niżnich Ry­ wej, do niebywałych wyników. sów, samotne przejście grani Wrodzona tężyzna fizyczna Czarnego Stawu Gąsienico­ umożliwiała mu podejmowa­ wego, wsch. ściany Zadniej nie najtrudniejszych wspina­ Baszty, przejście dróg Paszu- czek nawet w okresach naj­ chy i Łapińskiego na Mnichu cięższej pracy zawodowej. i Kazalnicy, „kantu" Zamar­ Góry pochłonęły go już łej Turni, to tylko kilka cie­ w czasach szkolnych i odtąd kawszych jego przejść.W osta­ stały się jego największą pa­ tnich dwóch latach coraz bar­ sją. W taternictwo wszedł dziej pochłania go praca za­ w roku 1948 torując sobie do wodowa, pozostawiając mu niego własną drogę, zrazu po­ coraz mniej czasu na wspi­ zawsze pragnął robić w ży­ wolną, by niebywałym zry­ naczki, ale i wówczas każdą ciu coś, co dawało mu poczu­ wem w lecie 1951 r. osiągnąć wolniejszą chwilę im poświęca. cie „wielkości". W zimie 1956 najwyższy poziom i wejść do Doskonały wspinacz letni i zi­ roku tym czymś „wielkim" czołówki taternickiej stając mowy jest równocześnie je­ w górach była dla niego grań się równocześnie członkiem dnym z tych nielicznych, któ­ Tatr Wysokich. Marzył o niej zwyczajnym Klubu Wysoko­ rzy umieli określić swój ideał od dawna, gotów był niemal górskiego. Najintensywniejsza taternicki. W jednym z arty­ sam pójść na nią, gdyby za­ jego działalność taternicka kułów w „Oscypku" pisze: brakło chętnych. Pasjonował zbiega się ze szczytowym roz­ „Piękno gór i rozmach mło­ się przygotowaniami, gdy wy­ wojem taternictwa powojen­ dości. Estetyka Karłowiczow- prawa stała, się rzeczywisto­ nego, szybko zmierzającego ska i Kordysowa biologiczna ścią, chociaż niewiele mógł im do ostatecznego rozwiązania potrzeba wysilania się do osta­ poświęcić czasu. Tragiczna wszystkich pozostałych pro­ tka" i również w jednym z li­ śmierć w lawinie wraz z Hen­ blemów zarówno letnich jak stów do przyjaciela: „nawet rykiem Czarnockim prz^reśla i zimowych. I śmiało można w takim sakramencko techni­ ukończenie upragnionego pro­ stwierdzić, że w tym pocho­ cznym miejscu czujesz, że ta­ blemu. dzie po coraz nowsze zdoby­ ternictwo, to absolutnie coś Temu, co robił, oddawał się cze Tadeusz Strumiłło jest je­ więcej niż tylko sam sport..., zawsze cały: czy była to żmu­ dnym z pierwszych. Niedługa, że taternictwo jest tym pun­ dna praca naukowa, czy wspi­ bo zaledwie kilkuletnia jego ktem Twego życia, w którym naczka w ukochanych górach, działalność taternicka obej­ koncentruje się maksimum czy życie rodzinne, czy cho­ muje znaczną ilość pierwszych Twych przeżyć, wrażeń, emo­ ciażby beztroskie, urozmaico­ przejść (ok. 30 letnich i zimo- cji, refleksji, wysiłku intele- ne kawałami rozmowy z ko­ legami. Nadzwyczaj koleżeń­ ski i bezpośredni, cieszył się na ogół wielką sympatią ko­ W dniu 28 marca 1957 r. pośliznięcia się T. Korka i po­ legów, pierwszy w dyskusjach schodząc z Mięguszowieckiego ciągnięcia przez niego J. Bil- i żartach o ciętym i bogatym Szczytu zginęli JACEK BIL- czewskiego, obaj wspinacze języku, umiał być również CZEWSKI z Kola Gliwickiego obsunęli się poprzez lodowy wymagającym wobec siebie i TADEUSZ KOREK z Kola próg żlebu, spadając do pod­ jak i drugich w pracy nauko­ Krakowskiego. Wypadek miał stawy ściany i ponosząc śmierć wej czy na wspinaczce, zdo­ miejsce u wylotu żlebu spa­ na miejseu. W obu zmarłych bywając się na najwyższy wy­ dającego z Hinezowej Prze­ utraciliśmy drogich kolegów, siłek, by wykonać swój za­ łęczy do Małego Kotła Mię­ doskonałych taterników i war­ miar. Nadzwyczaj inteligen­ guszowieckiego od strony Mor­ tościowych członków naszego tny, o bystrym umyśle, usta- skiego Oka, gdzie na skutek społeczeństwa. 38 www.pza.org.pl ktualnego i fizycznego, I my­ dząc jednak zawsze pilnie ży­ wnie prowadzonej pracy na­ ślę, że dlatego tu w Tatrach cie Klubu i starając się utrzy­ ukowej nie przerywa nawet koncentruje się cały człowiek mać z nim kontakt. Najdroż­ wówczas, gdy zostaje od roku w bezinteresownym wysiłku sze było mu zawsze piśmien­ 1953 zastępcą redaktora na­ i dlatego Tatry stają się ośrod­ nictwo taternickie i ówczesna czelnego Polskiego Wydawni­ kiem najgłębszych i najsilniej­ Redakcja pisma krakowskiego ctwa Muzycznego w Krako­ szych naszych uczuć". Łączył „Góry Wysokie" wiele za­ wie, rozwijając równocześnie w sobie pasję wspinacza z głę­ wdzięcza jego uwagom i w ożywioną działalność redak­ boką wrażliwością na piękno miarę możności udzielanej po­ torską i przyczyniając się do przyrody. Swym przeżyciom mocy. Był jednym z tych, wydania szeregu cennych stu­ górskim jak i nurtującym go którzy największą wagę przy­ diów, prac materiałowych problemom dawał wyraz w pi­ wiązywali do estetycznej for­ i źródłowych. Jednocześnie sanych w miarę czasu wspom­ my pisma. jest wykładowcą na Uniwer­ nieniach i artykułach pole­ Obok gór, od najmłodszych sytecie Krakowskim i War­ micznych, drukowanych w lat zdradzał wielkie zaintere­ szawskim, rozwijając działal­ „Oscypku", „Górach Wyso­ sowanie muzyką. W roku 1947 ność pedagogiczno-dydakty- kich" i „Wierchach". Na in­ rozpoczyna studia muzykolo­ czną i pomimo krótkiego cza­ tensywniejszy udział w życiu giczne na Uniwersytecie Po­ su wychowuje sobie szereg organizacyjnym Klubu nie znańskim u prof. Chybiri- nowych współpracowników. starczyło już czasu, nie po­ skiego. Już w czasie nich kry­ Śmierć zabiera go u progu zwalała na to twórczość na­ stalizują się jego zaintereso­ kariery naukowej. Pośmier­ ukowa. Jeszcze w latach 1951 wania naukowe, koncentrują­ tnie wydana obszerna praca i 1952 współdziała w powsta­ ce się koło zagadnień muzyki pt. „Źródła i początki roman­ niu i rozwoju ośrodka poznań­ epoki Oświecenia i Romanty­ tyzmu w muzyce polskiej" skiego, szkoli młodych adep­ zmu. Jej też poświęca później zamyka jego pięcioletni do­ tów taternictwa, ale z chwilą swoje liczne prace publicysty­ robek naukowy przeniesienia się do Krakowa czne,popularno-naukowe i roz­ pozostaje już na uboczu, śle- prawy. Nadzwyczaj intensy- [A. W.)

HENRYK CZARNOCKI (15. 12. 1924—12. 4. 1956;

W yprawa zimowa na grań świat górskiej przyrody i ma- Tatr Wysokich pochłonęła go lowniczość jezior mazurskich. całkowicie; był jednym z jej Z górami zetknął się już inicjatorów i od samego po­ w chłopięcych latach i odtąd czątku brał naj czynniej szy urzekły go już na całe życie. udział w jej organizacji. Poprzez wycieczki turysty­ W trzynastym dniu wyprawy, czne i narty, zawsze pchany dnia 12 kwietnia 1956 r. ginie nieustanną pasją wszelkiego wraz z Tadeuszem Strumiłłą zwiedzania i oglądania „cu­ w lawinie, na pd. stokach dów" przyrody zdążał ku ta­ Mięguszowieckiego Szczytu ternictwu, które uprawiać za­ Pośredniego. czyna w roku 1942 samotną Henryk Czarnocki urodził wspinaczką na Kościelcu. się 15 grudnia 1924 r. w War­ Wchodzi w taternictwo wła­ szawie. Studia inżynierskie sną drogą, z bliskimi mu ró­ kończył na Politechnice Kra­ wieśnikami poznając krok po kowskiej, gdzie po otrzymaniu kroku tajniki wiedzy tater­ dyplomu pracował na stano­ nickiej. Nie zraża go wysiłek ścią i wytrwałością. W górach wisku asystenta w Katedrze z jakim trzeba było w owych nie szukał rekordów dla re­ Budownictwa Wodnego, z naj­ trudnych latach zdobywać kordów — chciał w nich prze­ większą sumiennością oddając sprzęt i z jeszcze większym bywać i móc się wspinać, to się pracy pedagogicznej i na­ mozołem doświadczenie tater­ było najważniejsze. A prze­ ukowej. Praca ta nie mogła nickie. Z czasem konsekwen­ cież wszedł do czołówki ta­ jednak wypełnić jego bujnej tnie i stopniowo przechodząc ternickiej mając na swym i szczególnie wrażliwej- na pię­ coraz trudniejsze drogi staje koncie wiele pięknych i wy­ kno, uczuciowej natury. Po­ się doskonałym wspinaczem soko cenionych przejść za­ chłaniała go od dziecka umi­ do końca łączącym wysoką równo w Tatrach Polskich jak łowana muzyka, pochłaniał technikę z wielką roztropno- i Słowackich. Jego pierwsze 39 www.pza.org.pl wejścia zimowe: w 1946 od łowanym w pięknie przyrody nizmu PTTK, prowadząc w la­ pn. na Żabią Przełęcz Wyżnią i poszukującym go nie tylko tach 1955 i 1956 referat szkole­ oraz w 1949 od pd. na Kozią wśród urwisk tatrzańskich, niowy, a ostatnio pełniąc fun­ Przełęcz Wyżnią, należały lecz również i wśród lasów kcję sekretarza Sekcji. Był in­ wówczas do najlepszych osią­ i kopulastych grzbietów Be­ struktorem na licznych kursach gnięć sezonów. Niemniej war­ skidów. W swych wędrówkach oraz brał udział w wyprawach tościowe były późniejsze wej­ zwiedza całe Beskidy, Niżne ratunkowych. Nadzwyczajna ścia lewą połacią wsch. ściany Tatry, Fatrę-i Jurę Krakow­ koleżeńskość, uczynność i skro­ na Zadnią Basztę czy pn. fi­ ską, poznaje również Pojezie­ mność jednała mu przyjaźń larem na Zadnią Garajową rze Mazurskie. Pochłonięty i sympatię, a zapał i wytrwa­ Turnię, nie wymieniając wielu nimi odchodzi nawet na kró­ łość pomagała w pracy pomi­ innych. Pierwsze letnie wej­ tko od taternictwa w latach mo licznych trudności i nieje­ ście na Teriańską Przełęcz 1950 do 1953. Ogromny roz­ dnokrotnie braku uznania. Niżnią jest jednym z najle­ wój jaki nastąpił wówczas Zapalony narciarz i propa­ pszych jego pierwszych przejść w taternictwie odsuwa go gator krótkich desek w tury­ letnich. Przeszedł również mię­ z czołówki i kiedy wraca styce narciarskiej, był rów­ dzy innymi takie ściany, jak znów, potrzebuje wiele czasu, nież członkiem Komisji Tury­ Galeria Gankowa zach. fila­ by w swych przejściach wy­ styki Narciarskiej ZG PTTK, rem, Kościelec zach. ścianą równać lukę jaka wówczas posiadał także złotą odznakę Kominem Świerża, Rumano- powstała. Dlatego nie znajdu­ GON. Zamiłowany fotograf, wy pn. wsch. ścianą, wszedł jemy w jego spisie wielu pozostawił po sobie może nie­ na Mięguszowiecki Szczyt pn.- wspaniałych przejść ostatnich zbyt duży zbiór zdjęć, ale bar­ wsch. filarem, przeszedł „Orlą lat, na których urzeczywist­ dzo starannie opracowanych, Perć" zimą. Zaraz po wojnie nienie, pomimo wielu pro­ ciekawych kompozycyjnie i o zostaje członkiem Klubu Wy­ jektów, nie starczyło już wartościach artystycznych. sokogórskiego PTTK i w roku czasu. Był to efekt jego wieloletnich 1948 jest kandydatem na wy­ wędrówek, tematem bowiem prawę w Alpy. Brał również czynny udział w życiu organizacyjnym tak jego zdjęć był przede wszyst­ Pomimo wielkiego zamiło­ Koła Krakowskiego Klubu kim zrwsze krajobraz. wania do taternictwa nie prze­ Wysokogórskiego jak i póź­ staje być wędrowcem rozmi- niej Oddziałowej Sekcji Alpi- {A. W.)

BRONISŁAW DĄMBSKI

(2. 9. 1928—6. 8. 1956)

JL/nia 5 sierpnia 1956 r., kim umiłowaniem gór, jako prowadząc w latach 1955 w czasie próby wejścia tech­ wspinacz nie szukał rozgłosu, i 1956 referat sprzętu, wkła­ niką hakową na wierzchołek jak i obca mu była gonitwa dając przy tym w -tę pracę Filara Abazego w Dolinie Bo- za „godzinami". W swym, maksimum poświęcenia i ener­ lechowickiej pod Krakowem stosunkowo krótkim okresie gii. drogą przez tzw. „Rysę nad działalności taternickiej, do­ Był on również bardzo zdol­ Tablicą", odpadł Bronisław konał ok. 50 przejść letnich nym i wysoko cenionym pra­ Dąmbski na skutek wyskocze­ i zimowych, z których naj­ cownikiem w Zakładzie Wo- nia haka. Z powodu zerwania bardziej wartościowe były: zi­ dociągów_ i Kanalizacji Poli­ się liny spadł z 12 m na zie­ mowe przejście grani wokół techniki Śląskiej, gdzie zaczął mię doznając poważnych obra­ Doliny Pańszczycy w 1955 r., pracować już w czasie stu­ żeń. Przewieziony do Szpitala wejście na Mięguszowiecki diów, początkowo jako labo­ im. Narutowicza w Krakowie, Szczyt wsch. ścianą i na Niż- rant, a po ich ukończeniu na zmarł dnia 6 sierpnia 1956 r. nie Rysy zach. grzędą Tom- stanowisku asystenta. Poprze­ Działalność taternicką roz­ kowych Igieł latem 1955 r. dnio ukończył studia ekono­ począł w 1951 r. poprzez Koło ,Brał również czynny udział miczne w Wyższej Szkole Śląskie Klubu Wysokogór­ w życiu organizacyjnym byłej Ekonomicznej w Szczecinie. skiego. Odznaczał się głębo- Sekcji Alpinizmu w Gliwicach, (J. Mostowski)

40 www.pza.org.pl notatki

NIEODPOWIEDZIALNY OCZYSZCZANIE ŚCIAN sić się najwyżej do 3800 m WYCZYN Z HAKÓW npm. Dnia 2. 3. 1955 aparat Pewien nieodpowiedzialny Klub wspinaczy z Cortina typu Rillex lądował na Jung- nauczyciel obrał sobie Finster- usunął w r. 1955 wszystkie fraujoch (3450 m), co uważano aarhorn za teren do uprawia­ haki z pn. ściany Cima Oves- za wielki sukces, ale już w le­ nia „turystyki masowej." w naj­ di Lavaredo, zaś w r. 1956 z cie tego roku osiągnięto szczyt gorszym tego słowa znaczeniu, Cima Grandę di Lavaredo Mt. Blanc (4810 m). prowadząc grupę czterdziestu Sprawa ta wywołała silne pro­ dzieci szkolnych na ten cztero- testy wśród . zachodnich alpi­ PRZYKRE OSTRZEŻENIE tysięczny szczyt. Szczęśliwym nistów, którzy uważają że na­ Śmierć Eryka Gauchat zbiegiem okoliczności obyło się potkane w ścianie, a tkwiące uwypukla pewne ujemne bez wypadku. Zauważyć nale­ w odpowiednim miejscu haki strony nowego stylu alpini­ ży, że normalna droga na Fin- należy pozostawiać dla na­ stycznego i — jako ostrze­ steraarhorn ma trudności zbli­ stępców. Dla Polaków udają­ żenie — zasługuje na szcze­ żone do naszej Orlej Perci, co cych się w Alpy jest to cen­ gólne omówienie. bynajmniej nie uprawnia do ną wskazówką, by przez wy­ Czołówka francusko-szwaj- tego rodzaju wyczynów. bicie — według reguł tatrzań carskiej wyprawy, pani Claude skich — haków, nie narazić Cogan, Erie Gauchat i Ray­ W WIEKU 82 LAT się na zarzut postępowania mond Lambert, schodzili dnia NA PIZ PALU nie fair. 24. 10. 1955 ze szczytu Ga- Inż. Hans Pfann, Mona- Znany wspinacz szwajcar­ nesh'u (Himalaje). Świetny chijczyk, zwany przez Wel- ski Ruedi Schatz pisze w tej wspinacz, 22-letni Gauchat, zenbacha „Altmeister", w dn. sprawie: „Jeśli jakaś partia proponował kilkakrotnie, żeby 4. 8. 55, w wieku 82 lat, tra­ czuje się już tak pewna, sie­ się rozwiązać dla przyspiesze­ wersował Piz Palu. bie, że uważa napotkane haki nia zejścia. Wreszcie — po­ za zbędne, to niech je — pro­ mimo formalnego zakazu kie­ JERZY SAWICKI i JERZY szę — usuwa pierwszy". rownika Lamberta — roz­ SOBKOWSKI NA wiązał się i pobiegłszy na­ HARDANGERJOEKULEN MARCEL KURZ CZŁOKIEM przód, stracił równowagę, po­ W czasie wycieczki statkiem HONOROWYM 4 KLUBÓW leciał kilkaset metrów i zgi­ nął na miejscu. „Mazowsze" do Norwegii w li­ Marcel Kurz, alpinista pcu 1956 r., Jerzy Sawicki szwajcarski, uzyskał dnia 7. i Jerzy Sobkowski zwiedzili lo­ 12. 53 godność członka ho­ LODOWCE ODDAJĄ dowce Hardangerjoekulen i we­ SWOJE OFIARY szli na szczyt tej nazwy. Grupa norowego Alpin Club'u, zaś górska z najwyższym szczytem w r. 1955 — Club Alpino Lodowiec Lauteraar odsło­ Hardangerjoekulen (1876 m) Italiano. Kurz jest więc chyba nił w 1955 r. zwłoki ofiar jest położona na wschód od najbardziej honorowanym al­ z 15. 7. 1880 roku: dra A. Hal­ ■ Hardangerfiordu i stanowi pu­ pinistą, ponieważ posiada lera z przewodnikami F. Roth stynny płaskowyż o bardzo członkostwo honorowe 4 klu­ i P. Rubi. Karawanę rozpoz­ skąpej roślinności tundry gór­ bów: AC, CAI, francuskiego nano po zegarku z nazwiskiem skiej, pożłobiony lodowcami CAF i szwajcarskiego SAC. Rubiego. i pokryty wielkimi polami fir­ Zeszłego roku ciało Georg'a nowymi, pośród których tu HELIKOPTER Winklera z Monachium, pio­ i tam sterczą urwiska skalne. W ALPINIZMIE niera sportu wspinaczkowego, Krajobraz urozmaicają liczne Zastosowanie helikoptera który zginął w dniu 16. 8. 1888 jeziorka, z których najwięk­ w ratownictwie, a nawet przy na Weishorme, ukazało się szym jest jezioro Finsenvatn. zaopatrywaniu schronisk, sta­ w lodowcu. Wycieczkę odbyli jej ucze­ je się w Alpach faktem do­ stnicy w dość wyjątkowych konanym. Sprawą decydującą KOT NA GRANI warunkach, nie posiadając było oczywiście udoskonale­ MATTERHORNU ekwipunku turystycznego. nie sprzętu. Na grani Zmutt spotkano Koleją z Bergen do Oslo, przez Przed kilku laty pułap heli­ w r. 1953 kota, który po dwu Myrdal dostali się do gór­ koptera nie przekraczał 3000m dniach samotnej wspinaczki skiej stacji Finse i po nocy Jeszcze w maju 1954 oceniano, przyłączył się w trzecim dniu spędzonej w schronisku „Fin- że helikopter typu SE 3120 do spotkanej partii i z nią senhyli", w ciągu następnego może — w optymalnych wa­ ukończył drogę... w plecaku. dnia zwiedzili interesującą ich runkach atmosferycznych i z Podobną kocią historię noto­ grupę górską. . dwuosobową załogą — wzno­ wano już w r. 1950. 41 www.pza.org.pl wiadomości techniczne

Składamy maszt

W taternictwie jaskiniowym nie mamy z reguły możności wyboru drogi; prowadzi ona w głąb jaskini jedynym do­ stępnym korytarzem. Na drodze tej spotykamy niekiedy trudności nie dające się pokonać żadną z technik znanych w taternictwie: ani klasyczną wspinaczką, ani też techniką podciągową, która zresztą pod ziemią rzadko daje się sto­ sować. W tym przypadku można i należy sięgnąć do ułatwień technicznych pozwalających posunąć się dalej w głąb jaskini. Jednym z najważniejszych ułatwień tego typu jest składany maszt. Został on zastosowany po raz pierwszy w spe­ leologii francuskiej przez P. Chevalier w systemie jaskiniowym Dent de CroUes w 1942 r. W Polsce pierwszy maszt dla celów taternictwa jaskiniowego skonstruowany został przez T. Bernhardta i W. Starzeckiego w 1953 r. Użyto go po raz pierwszy przy pokonywaniu Wielkiego Progu w Jaskini Zimnej. Od tego czasu używany był wielokrotnie i dobrze spełniał swoje zadanie. Założeniami konstrukcyjnymi masztu były: mała waga, jak najmniejsza ilość części składowych, wygodny transport i prosty montaż. Projekt masztu opracowano samodzielnie, gdyż dane techniczne masztu francuskiego nie były nam znane. Zasadniczym materiałem konstrukcyjnym był lotniczy złom duralowy. Dał on rury i materiał na odlewy. Po­ nadto użyto śrub stalowych i linek stalowych do naciągów. Wysokość masztu wynosi 8,40 m, waga 15,2 kg. Maszt składa się z następujących odrębnych części: 3 rury masztowe, 3 mufy, 3 odsadnie, 1 głowica, 1 uchwyt na odsadnie. 1 stopa, 2 podpórki do głowicy, 3 naciągi ze ściągaczami, 1 drabina. Ponadto przy użyciu masztu konieczne są 2 liny taternickie i 1 karabinek. Montaż masztu trwa kilkadziesiąt minut i możliwy jest nawet w bardzo niedogodnych warunkach. Po zmontowa­ niu opiera się głowicę masztu o ścianę jaskini, po czym na przeciągniętej przez przymocowany do głowicy karabinek linie wciąga się drabinę sznurową. Wspinaczka następuje po drabinie, a nie po samym maszcie. Wyboczeniu masztu przeciwdziałają stalowe linki naciągu przymocowane do obu końców masztu i do trzech odsadni w jego części środkowej. Maszt pozwala na pokonanie przewieszonych lub całkowicie pozbawionych chwytów i stopni ścian. Oczywiście jego użycie na drogach możliwych do przejścia metodami taternickimi należy uznać za sportowo niewłaściwe. Maszt umoż­ liwił wielkie odkrycia w Jaskini Zimnej, używany był również w Jaskini Raptawickiej, Lodowej w Ciemniaku i Ja_ skini Bielskiej w Tatrach Słowackich. Szkolenie w użyciu masztu stanowi obecnie stałą część wyszkolenia polskich ta. terników jaskiniowych na kursach dla zaawansowanych. Tadeusz Bernhardt i Włodzimierz Starzecki

Zestawienie części składowych masztu

Oznaczenie Długość w 0 zewn. Grubość ścian Nazwa części na rysunkach Materiał Ilość mm w mm w mm Waga w kg

Rury masztowe RM dur aluminium 3 2770 45 2 1,50x3 Odsadnie 0 duraluminium 3 1210 30 1 0,40 X 3 Mufy M duraluminium 3 700 50 2,3 0,60 X 3 Głowica G stop alumin. 1 — — odlew 0,96 X 1 Podpórki do głowicy P duraluminium 2 230 18 pełne 0,20 X 2 Uchwyt na odsadnie UO stop alumin. 1 — — odlew 0,67X1 Stopa s stop alumin. 1 — — odlew 0,78x1 Naciągi główne NG linkafstalowa 3 7800 3 — 0,57x3 Ściągacze Ś mosiądz-stal 3+3 150 i 100 18 i 10 — uwzględniona przy wadze NG

Szakle Sz stal pobiel. 9 30:. —' — uwzględniona przy wadze NG Kausze Ka stal pobiel. 9 30 — — uwzględniona przy wadze NG Głowica do odsadni GO duraluminium 3 60 30 pełna 0,08 X 3 Naciągi do odsadni NO linka stalowa 3 1100 2 — 0,17X3

Karabinki K stal 4 120 — ■— 0,18X4 Drabina D duraluminium 1 12000 — — — 42 www.pza.org.pl Fragment górnej części masztu

'.-KO Głowica do osadni

■ ■GO

Fragmenty masztu Szkic masztu 4S www.pza.org.pl Założenia do produkcji namiotów zimowych strukcję. Wprowadzenie ręka­ wa polarnego i okienka w po­ staci rękawa pozwoli na za­ bezpieczenie namiotu przed na­ Omawiając założenia jakim winny zdaniem, o najszerszym zastosowa­ wianiem śniegu do wnętrza. odpowiadać namioty, muszę się za­ niu. Namiot szturmowy powinien być: Tego nie zagwarantuje nam nigdy dość niepewny w dzia­ strzec, że nie ma namiotów uniwer­ a) wygodny, salnych. Nie tylko, że namioty uży­ łaniu (oblodzenie) zamek bły­ b) szczelny, skawiczny. Dla uchronienia się wane w zimie będą się różnić zde­ c) maksymalnie prosty w kon­ cydowanie od letnich, ale prawie zupełnie od przewiewu oraz strukcji, mocny i łatwy w rozsta­ dla podwyższenia temperatury każdy zakres działalności może wy­ wieniu, magać innego typu namiotów. Uwagi wnętrza, znacznego zmniejsze- tu podane będą odnosić się jedynie d) w pełni montowalny z zewnątrz, szenia oszronienia, a przez to do potrzeb taternictwa zimowego, e) o małym oporze dla wiatru, poprawienia warunków miesz­ natomiast wymagania zarówno co do f) lekki, kalnych, wskazane jest stoso­ wykonania jak i typów namiotów g) o jaskrawych kolorach. wanie podwójnych ścian. Róż­ nice na korzyść namiotów o po­ dla wypraw w wysokie góry mogą ad a) Podyktowane jest to koniecz­ dwójnych ścianach, używanych być inne, ale nie sądzę, by zbytnio nością przebywania nieraz w w czasie próby przejścia grani od nich odbiegały. namiocie przez kilka dni bez Tatr Wysokich w zimie 1956 r. Ze względu na zastosowanie wy­ przerwy w czasie niepogody, dały się wyraźnie zauważyć daje się koniecznym produkowanie ubrania i spakowania się pra­ w porównaniu z pojedynczym 3 typów namiotów: wie równocześnie całego ze­ namiotem. a) małe namioty szturmowe — społu, zwłaszcza w czasie sil­ zupełnie małe dwuosobowe namioty nego mrozu, wiatru i opadu ad c) Czynnik ten odgrywa decydu­ o pojedynczych ścianach z rękawem śniegu, ugotowania i spożycia jącą rolę w czasie długich gra­ polarnym. Może to być zmodyfiko­ posiłków, wysuszenia odzieży, niówek, gdy koniecznością staje wany i zaopatrzony w rękaw namiot robienia zapisków. Ciasnota na­ się ciągłe ustawianie i likwi­ typu „Akar". Takie namioty mogą miotów zwalnia tempo zakła­ dacja namiotów, często w złej w niektórych wypadkach, przy ata­ dania i likwidacji obozów. pogodzie, przez ludzi zmarznię­ kach ścianowych lub krótkich gra­ Zmusza do oczekiwania nieraz tych i wykonujących wszystkie niówkach odegrać ważną rolę, nie na silnym wietrze i mrozie, czynności w rękawiczkach. zapewniają jednak dobrych warun­ zanim pozostali towarzysze po Wówczas każda chwila ma ków biwakowych. kolei rozłożą się w namiocie ogromne znaczenie, a każde silniejsze szarpnięcie może za­ b) namioty szturmowe — trzy­ lub ubiorą i spakują rzeczy. decydować o stanie namiotu. osobowe, stanowiące podstawowe wy­ Namiot winien mieć osobną Jak uczy doświadczenie, naj­ posażenie grup taternickich i obozów. kuchnię, co zapobiega zawilgo­ więcej uszkodzeń powstaje przy Spełniają zupełnie dobrze rolę ma­ ceniu, a z kolei oszronieniu tych czynnościach. Skompliko­ łych namiotów bazowych. Są konie­ części mieszkalnej, oraz zalo- wana konstrukcja i wielka ilość czne na długie wyprawy. dzeniu powierzchni zewnętrz­ nej nawet przy podwójnych punktów zaczepienia zajmuje c) namioty bazowe — duże na­ ścianach. Łatwiej też uniknąć dużo czasu i utrudnia usta­ mioty wieloosobowe spełniające rolę zanieczyszczenia namiotu i po­ wienie. Należy tu dodać, że jadalni i kuchni, magazynów, sy­ żaru. Konieczne jest zaopa­ stosowany batyst nie nadaje pialni itp., konieczne dla obozów trzenie namiotu w okno w po- się na tego rodzaju namioty. stałych oraz wypraw. Dowodem ich staci rękawa i rękaw w podło­ Jest rzadki i słaby, można go przydatności a nawet konieczności dze pozwalający na oczyszcze­ jedynie użyć do wykonania niech będą doświadczenia II Alpi- nie namiotu i oddanie moczu powłoki wewnętrznej. Również niady Zimowej w kwietniu 1955 r. bez wychodzenia z niego. naciągi i zaczepy muszą być z obozu na Krzyżnem. bardzo mocne. W dalszej części omówione zostaną ad b) Powinno być to zapewnione tylko namioty szturmowe, naszym przez zupełnie szczelną kon­ Dalszy ciąg na str. 46

Taternicy! Piszcie do nas o życiu Waszych Kół, o ich potrzebach i osiągnięciach. REDAKCJA

44 www.pza.org.pl notatki bibliograficzne

Mason Kenneth: AB ODE OF- suje końcową fazę działań wyprawy c) zaziębienia i zamarznięcia wywo­ SNOW. A History of Himalayan Ex- (po odesłaniu chorego Hillary'ego), łane wyczerpaniem, złym przygo­ ploration and Mountaineering. Lon­ a więc I wejście na Baruntse (7185 m) towaniem fizycznym, słabą odpor­ don 1955, Buperl Hart-Davis, str. 372, oraz wielkie uroczystości w Namche nością organizmu. 21 ilustr. 16 mapek. Bazar, związane z wręczeniem medali W drugim rozdziale omawia orga­ Jeden z najlepszych znawców Hi­ zasługi Szerpom wyprawy ewerestow- nizację i przygotowanie służby ra­ malajów, ich kartografii i literatury skiej. jkd towniczej w obozach. Postępowaniu daje w swym dziele szczegółową, choć uczestników i kierowników grup, ce­ zwięźle ujętą, kronikę działań ludz­ lem zapobiegania wypadkom, po­ kich w najwyższych górach świata. święca rozdział trzeci. Zwraca tu Uwzględnia kolejno pierwsze podróże Tichy Herbert: CHO OYU, uwagę na konieczność właściwego z XVI i XVII wieku, prace geogra­ GNADE DER GOTTER. Wien 1955, przygotowania ludzi, organizacji wy­ fów i topografów XVIII i XIX stu­ Ullstein Verlag, str. 242, 4 tabl. kolor., praw i postępowania w terenie. lecia, próby prekursorów turystyki fot. 39, 2 mapki. W czwartym rozdziale omawia or­ wysokogórskiej, a wreszcie świetny Himalajskie wyprawy Tichy'ego ganizację akcji ratunkowej. rozwój alpinizmu ostatniej doby. nie są podobne do innych. Mała ilość Książeczka napisana jest ciekawie, Książka jest niewyczerpaną kopalnią uczestników, minimalne rozmiary ba­ wypełniona licznymi przykładami za­ informacji, niekiedy mało znanych gażu, ścisłe współżycie z Szerpami, czerpniętymi z praktyki oraz szere­ i czasem wręcz rewelacyjnych. Liczne nie tylko w czasie akcji górskiej, ale giem rysunków. J. W. szkice topograficzne ułatwiają orien­ i w dolinach — oto, co je wyróżnia. tację, a obszerny indeks zapewnia W stosunku do gór występuje Tichy szybkie odszukanie potrzebnych da­ nie jako zdobywca, lecz najżarliwszy wielbiciel. W sumie urocza książka, GROTOŁAZ. Biuletyn Krakowskiej nych. Dzieło Masona jest prawdziwą Oddziałowej Sekcji Taternictwa Jaski­ encyklopedią himalaizmu. jkd napisana przez człowieka, dla któ­ rego Himalaje są ,.właściwą ojczy­ niowego PTTK. Kraków, nr 1 (17), zną", a wejście na Cho Oyu czymś listopad 1955; nr 2 (18), kwiecień w rodzaju pielgrzymki. jkd 1956; nr 3—4 (19—20), grudzień 1956, cm 28X20,5, rotaprint; foto­ grafie. Egyler Albert: GIPFEL tJBER Pismo poświęcone jest sprawom DEN WOLKEN. Bern 1956, Verl. taternictwa jaskiniowego i speleolo­ Hallwag, str. 287, tabl. fot 71, szkice 3. Izzard Ralph: SUR LA PISTE gii. Stanowi dalszą kontynuację 15 nu­ DE L'ABOMINABLE HOMME Wspaniale wydany tom zawiera DES NEIGES. (Tyluł oryginału: merów „Grotołaza", wydanych w la­ szczegółowe sprawozdanie ze szwaj­ The Abominable Snowman Aduenlurei, tach od 1950—1954 r. w maszyno­ carskiej wyprawy na Mt. Everest Paris 1955, Amiot-Dumont, str. 197, pisie. Omawiane 3 zeszyty wydawane w roku 1956, uwieńczonej —jak wia­ tablic fot. 4, mapka' 1. w małym nakładzie (150+25 egz.), domo — dwukrotnym wejściem na opatrzone są oryginalnymi fotogra­ Reporter wielkiego londyńskiego fiami. Zeszyt listopadowy z r. 1955 szczyt świata obok zdobycia jego naj­ dziennika, „Daily Mail", nakłonił swą bliższego sąsiada, Lhotse (8501 m). dyrekcję do wysłania specjalnej eks­ przynosi reportaże z wyjazdów pol­ Ozdobą książki są niezwykle piękne pedycji, której celem miało być po­ skich grotołazów do Słowacji w zimie i znakomicie reprodukowane zdję­ szukiwanie tajemniczego „yeti" — 1955 r. oraz ciekawy artykuł po­ cia. jkd zwanego też „śnieżnym człowiekiem". święcony zagadnieniom fotografowa­ Jakkolwiek samego „yeti" nie uj­ nia w jaskiniach. W kwietniowym rzano, nader ciekawe materiały ze­ (1.956 r.) omówione są przygotowania brane przez fachowych przyrodników do wyprawy do Bułgarii, organizacja Hillary Edmund P.: HIGH AD- i myśliwych przemawiają za istnie­ badań jaskiniowych w Polsce oraz VENTUBE. London 1955, Hodder a. niem nieznanego zoologii stworzenia, zawiera tłumaczenie z języka słowac­ Sloughlon, str. 224, 31 ilustr., mapki. żyjącego w pustkach himalajskich. kiego artykułu opisującego wyprawę Książka napisana żywo i interesu­ do najgłębszej jaskini Słowacji, avenu Krótki pierwszy rozdział zaznaja­ jąco. jkd Barasdalas (182 m głęb.). Trzeci nu­ mia czytelnika z początkami kariery mer —- grudniowy (1956 r.) zawiera wysokogórskiej zdobywcy Everestu, obszerne omówienie klasyfikacji w ta­ po czym następuje opis trzech jego ternictwie jaskiniowym, artykuł Bea- wypraw himalajskich: rekonesanso­ trice Djulić o speleologii w Chor­ wej z r. 1951, treningowej na Cho A. A. Maleinow: MIEBY BEZ- OPASNOSTI W ALPINIZMIE. wacji, sprawozdanie z wyprawy do Oyu z r. 1952 oraz wielkiej i zdo­ Bułgarii i z udziału w wyprawie do bywczej z r. 1953. Decydujące dwa Moskwa 1955, Profizdat, cm 16,5X13, dni (28 i 29 maja 1953) opowie­ s. 11 , ilustr. 39. Gouffre Berger. Pismo jest bardzo dziane są dokładniej, niż w znanym W tej niewielkiej broszurze autor, ciekawe, a szereg wiadomości ze spe­ ustępie książki Hunta, dowiadu­ znany nam jako towarzysz W. Ostrow­ leologii i alpinizmu jaskiniowego za jemy się więc wielu nowych szcze­ skiego z wejścia na Dych-tau w roku granicą, notatki techniczne, wiado­ gółów. Specjalną wartość dokumen­ 1935, omawia zagadnienia związane mości organizacyjne, bibliografie i re­ tacyjną posiadają zdjęcia szczytowe, z wypadkami w górach i sposobami cenzje są cennym jego uzupełnieniem. które są reprodukowane w komple­ zapobiegania im. Stanowi ono niezastąpioną pozycję cie — 22 fotografie. jkd Pierwszy rozdział poświęca on dla wszystkich interesujących się przyczynom wypadków w alpinizmie, sprawami jaskiniowymi w kraju i za widząc główny ich powód w osłabie­ granicą. J. W. niu uwagi podczas kontynuowania przejścia. Także ich rodzaj i często­ Hillary Edmund i Lowe George: tliwość występowania uzależnia od OSCYPEK Nr 10, Poznań, czer­ EAST OF EVEBEST. London 1956, gatunku terenu. Ogólnie dzieli on wiec 1956, Sekcja Alpinizmu Oddz. Hodder a. Stoughton, sir. 70, ilustr. 48. przyczyny wypadków na trzy grupy: Poznańskiego PTTK, cm 28,5X20,5, Krótka relacja Hillary'ego z dzia­ a) odpadnięcia i błędy asekuracji naj­ sir. 44+V, powielony, fol. orygin. 2. łań nowozelandzkiej wyprawy na Ma­ częściej występujące w terenie skal­ Ostatni zeszyt pisma poznańskiego kalu na wiosnę 1954 roku, z drama­ nym, a mające swoje podłoże w poświęcony jest pamięci H. Czarnoc­ tycznymi przygodami, upadkiem to­ przyczynach subiektywnych kiego i T. Strumiłły, zmarłych w la­ warzysza do szczeliny lodowca, zła­ b) lawiny i obrażenia kamieniami, winie na pd. stokach Mięguszowiec­ maniem żeber w czasie akcji ratun­ w terenie śnieżnym, lodowym i w kiego Szczytu Pośredniego w dniu kowej — a wreszcie omal że śmier­ kruchej skale, już mniej zależne 12 kwietnia 1956. Charakterystykę telnym zapaleniem pluć, Lowe opi- od przyczyn subiektywnych T. Strumiłły — alpinisty dają arty- 45 www.pza.org.pl kuty Zb. Kłoczowskiego i K. Szy­ BERGE DER WELT, Das Buch o Kangchendzilndze, J. Franco i A. manowskiego, o jego wynikach na­ der Forscher und Bergsteiger, heraus- Viałatte o Makalu, N. D. Jayal ukowych w dziedzinie muzykologii gegeben von der Schweizerischen Stif- o III w. na Karnet, A. Eggler i E. pisze K. Michałowski. O H. Czar­ tung far Alpine Forschungen. Tom XI, Schmied o powtórzeniu wejścia na nockim piszą J. Januszkowski i A. 1956/57, Ziirich 1956, Biichergilde Everest, E. Reiss o Lhotse, W. Kick Wala. Wielkie umiłowanie przyrody Gutenberg, str. 218, tabl. fot. 68, szki­ i R. Sandler o frankfurckiej wyprawie i siłę przeżyć estetycznych u H. Czar­ ców 11. w rejon lodowca Chomolungma (Ka­ nockiego odczytujemy z fragmentów Ten szwajcarski rocznik stał się rakorum). Poza tym czytamy 3 arty­ jego listów do matki. Numer uzu­ niewątpliwie najwybitniejszym wy­ kuły o pięknych wejściach alpejskich pełniają: opis próby zimowego tra­ dawnictwem górskim świata, tak (E. Reiss: Ebnefłuh, R. Schatz: Torre wersowania grani Tatr Wysokich, z uwagi na nieosiągalny dla innych Venezia, H. von Gunten: Aig. du opowiadanie „W dolinie Zimnej Wo­ periodyków poziom graficzny, jak też Plan), poważną rozprawę o lodzie dy" i „Lawina", sprawozdanie z se­ ze względu na treść. Piszą w nim lodowcowym (O. Gurther: Gletscher- zonu zimowego 1955/56, itineraria Szwajcarzy, Anglicy, Amerykanie, eis), o wulkanach afrykańskich (A. i inne. W związku z przerwaniem Niemcy, Francuzi, Hindusi, Japoń­ Heim: Die Virunga-Vulkane), o wej­ dalszego wydawania pisma, bardzo czycy i in. o najważniejszych sukce­ ściach w Alasce, a przede wszystkim cenne było uzupełnienie numeru spi­ sach w górach całego globu. Spe­ monografię Mount McKinley, pióra cjalnie jednak uwzględnione są wy­ B. Washburna z doskonałą mapą sem treści „Oscypka" za lata 1951— i wspaniałym kompletem zdjęć. 1956 (nr I—XVIII). darzenia himalajskie. A. W. W ostatnim tomie piszą: G. Band jkd

Ciąg dalszy ze str. ii ad d) Pozwala na uniknięcie zanie­ miocie jest zupełnie zadowa­ przymocowania namiotu bryłami śnie­ czyszczenia wnętrza, stosując lająca. gu i kamieniami). Dwa główne na­ ramy zakładane z zewnątrz. ad g) Namioty o jaskrawych kolo­ ciągi. Wysokość namiotu ok. 110 cm, ad e) Przy panujących często w gó­ rach nie tylko, że zapewniają szerokość ok. 165—170 cm. Długość rach bardzo silnych wiatrach dobrą widoczność ich w tere­ części mieszkalnej ok. 195 cm. osiągających szybkości do 30 nie, ale również stwarzają bar­ Należy zwrócić uwagę na utrzy­ i więcej m/sek., poważne zna­ dzo przyjemne warunki we­ manie odstępu między obydwoma czenie ma odpowiednia kon­ wnątrz namiotu. Wskazane powłokami, zwłaszcza przy podłodze. strukcja namiotu, jak najbar­ jest powiązanie dwu kolorów Ułatwione będzie to przez zlikwido­ dziej zmniejszająca jego opór, np.: zewnętrzna powłoka po­ wanie dużych płaszczyzn oraz umo­ zapewniająca jego statyczność, marańczowa, a wewnętrzna cowanie bocznych odciągów w po­ oraz pozwalająca na uniknięcie niebieska lub seledynowa. bliżu środka parcia na ściany boczne większych płaszczyzn wklę­ Reasumując powyższe uwagi mo­ jak i przez nadanie im właściwego słych, w których gromadziłby żna podać ogólną koncepcję': na­ kąta nachylenia (45°). się śnieg. Decydującą rolę od­ miot dwuspadowy, trzyosobowy, za­ Jerzy Wala grywa tu odpowiednie rozmie­ wieszony na ramach w kształcie od­ szczenie odciągów bocznych. wróconego „V", zakładanych w kie­ ad f) Celowo sprawę ciężaru namiotu szenie od zewnątrz, z kuchnią z przo­ umieściłem na końcu, gdyż jego du i magazynem z tyłu, z rękawem lekkość nie może być uzyskana polarnym od przodu, dwuścienny. kosztem niespełnienia poprze­ Kuchnia i magazyn również z po­ dnich punktów. Natomiast po­ dłogą oddzielone ściankami od części winno się ją uzyskać wyłącznie mieszkalnej. Podwójne odciągi w ścia­ zainteresowanych bliżej tymi za­ jakością materiałów. Waga do nach bocznych. Obok normalnych gadnieniami odsyłamy do książki zaczepów klapy (wykorzystane do Mojmira Tichaka „Zimni horolezecke 4.5 kg przy 3-osobowym na­ tabofeni" Praga 1955 r.

Już ukazał się w sprzedaży bogato ilustrowany podręcznik zasad taternictwa

Adama Dobrowolskiego i Tadeusza Nowickiego p. t. „TATERNICTWO" nakładem Wydawnictwa „Sport i Turystyka"

46 www.pza.org.pl PUBLISCHED BY THE POLISH MOUNTAINEERING CLUB "I 1957 • VOLUME 33 REVUE DU CLUB POLONAIS DE HAUTE MONTAGNE -*-

CONTENTS: CONTENU:

The Chronicie informs about the establishment of La chronique; annonce la fondation du Club polonais a Polish High Mountain Club, an independent body de la Haute Montagne, comme une organisation auto- endowed and financially controlled by the Central Com- nomiąue, dotee et controlee par les finances du Comite mittee for Physical Culture, to which alł Polish alpi- Principal de la Culture Physiąue, qui cumule tous les nists belong; it presents the names ot the Club's au- Alpinistes polonais. Presente les Autorites du Club, thorities and adresses; it informs about the cancellment les adresses et une notę sur la suppression de la classi­ of classification in alpinism, as established by the for- fication sportiye dans 1'alpinisme polonais, introduite mer Alpinist Section of the Polish Tourist Associa- par la precedente Section de 1'Alpinisme du P.T.T.K. tion PTTK. Page 1 (La Societe polonaise de Tourisme). Page 1

Frontispieee. La page titulaire. Fiftieth anniversary of „Taternik". This Polish al- Le cinquantehaire de „Taternik". L'annee courante pinists'magazine was founded in 1907 and its publica- nous apporte le cinquantieme anniversaire (1907—1957) tion continues through the last fifty years with only de la fondation d'une revue alpinistę polonaise „Ta­ short interruptions, under the consecutive editorship of: ternik", paraissant avec plusieures menues interrup­ K. Panek (1907), R. Kordys (1908—1911), Z. Kle­ tions jusqu'a nos jours et redigee a tour de role par: mensiewicz (1911—1912), M. Świerz (1913—1928), S. Za­ K. Panek (1907), R. Kordys (1908—1911), Z. Kle­ remba (1929—1930), J. A. Szczepański (1931—1935), mensiewicz (1911—1912), M. Swierz (1913—1928), Z. Dąbrowski (1936—1939), underground with T. Or­ S. Zaremba (1929—1930), J. A. Szczepański (1931— łowski (1940—1944), W. H. Paryski (1947—1949 and 1935), Zdzisław Dąbrowski (1936—1939), comme revue 1956). Page 4 clandestine par T. Orłowski (1940—1944) et W. H. Paryski (1947—1949 et 1956). Page 4 „In the Gouffre Berger" (by K, Kowalski and O. Czy­ Dans la grotte Gouffre Berger (par K. Kowalski żewski). The authors have taken part in the Interna- et O. Czyżewski). Les impressions des auteurs du temps tional Expedition to the Gouffre Berger near Grenoble de leur participation a ł'expedition internationale a la in in 1956, where the world record of depth grotte Gouffre Berger pres de Grenoble en France, was achieved. K. Kowalski attoined this depth with en 1956, quand fut obtenu le record mondial de la the second assault team. Page 6 profondeur 1131 m. De la part des Polonais cette pro- fondeur fut atteinte par K. Kowalski du second groupe Desplte tragedy... (by A. Wala). The article is an d'assaut. Page 5 account of the first Polish trial of a winter passage of the High Tatra ridge in 1956, which was continued Malgre ąuelle fut tragique... (par A. Wala). Cet in spite of heavy weather conditions, and interrupted article raconte les peripśties d'une expedition qui, pour on the 13 th day because of the death in an avalanche [a premierę fois dans 1'histoire de Talpinisme hivernal of two members of the expedition. Page 13 polonais essaya de traverser la crete des Hautes Tatra. Cetait en 1956. L'expedition continua dans des con­ ditions changeantes et dures, mais le treizieme jour Morę attention to the avalanehe problem (by Z. Ma­ dut s'arreter a cause de la mort de deu,x de ses mem- rek). The author points out the need of morę generał bres dans une avalanche. Page 31 acąuaintance with the problems of snów slides e. g. with their classification. Page 17 Nous devons eonsacrer un peu plus d'attention an probl me des avalanches (par Z. Marek). L'auteur Kangchendzónga (by A. and A. Skoczylas). The souligne la necessitee d'une plus large instruction des authors tell about the English expedition of Evans alpinistes sur les nouvelles donnees concernantes la (1955) and gives a topographical sketch of the area formation des avalanches et de leurs classification. and a short history of the Kangchendz6nga's con- Page 17 quest. Page 18 Kangchendzónga (par. A. et A. Skoczylas). Cest un expose historiąue de l'expedition victorieuse an­ Polish and international alpinism. glaise d'Evans en 1955. Cet expose est precede par This is a report of Polish participation in the Inter­ une esquisse topographique du terrain et une courte national Alpinist Camp in Montroc-le-Planet, organized ebauche historique de 1'ascension de le Kangchen­ in 1956 by the F. S. G. T. (France) and SATUS (Ge- dzónga. Page 18 neva, Switzerland) and in the Franco-Polish camp organized by the G. U. M. S. in Les Bossons. Intere- L'Alpinisme dans les Tatra et 1'Alpinisme (eroniques) sting Polish achievements: Mont Blanc du Tacul by Renferme un rapport sur la participation des Polonai. the East face and Gervasutti's couloir, Col de la Fo- dans un Camp alpinistę international a Montroc-le- urche ridge on Epole NE du Mont Maudit, Tour Ronde Planet en 1956, organise par F.S.G.T. (France) et North face; rocks: Ist ascent of the Aiguille du Moine SATUS (Geneve — Suisse) et en meme temps sur leur by the West face. The article notes the achievements participation dans un camp polonais-francais, organise of the Tcheco-Slovak group which also took part in par G.U.M.S. dans les Bossons. Y eut-il des resultats the F. S. G. T. and SATUS camps. interressants du cote polonais? Citons: Mont Blanc J. K. Dorawski tells about alpinists'activity in the du Tacul par la paroi est (le couloir de Gervasutti), Himalaya in 1956, about the conąuestof Lhotse (8501 m), la crete depuis le Col de la Fourche iusqu'a Epole NE and the ascent of the Everest by the Swiss, the con- du Mont Maudit, Tour Ronde par la paroi nord, pre­ ąuest of the Manaslu (8128 m) by the Japanese, the mierę entree sur les Aiguille du Moine par la paroi conąuest of the Gasherbrum II (8035 m) by the Au- ouest. La croniąue mentionne encore les rśsultats du strians, the ascent of Mustagh Tower (7273 m) by the groupe tchekoslovaque, prenant aussi part dans le English and French expedition, etc. Page 26 camp F.S.G.T. et SATUS 47 www.pza.org.pl Iteviews; J. .1. Szczepański writes about Frison J.' K. Dorawski commente l'activite alpinistę dans Roche's book „Premier de Gordee"; he criticizes the les Himalaya en 1956: la conąutte de Lhotse (8501 m) author's prolixyty and sentimentality and the way he par les Suisses et leur ascension de l'Everest; la con- rvamatizes lalse ambition, when presenting Peter Ser- quete de Manaslu (8128 m) par les Japonais, de Ga- bettaz's peculiar situation as a morał problem, solved sherbum II (8035 m) par les Autrichiens, l'ascension ay strength of will. On the other hand the reviewer anglaise et francaise de Mustagh Tower (7273 m) et dppreciates the author's ability in describing naturę autres. Page 26 and the beauty of the struggle witli the mountains'au- stere grandeur. Comptes reiulii ; J. J. Szczepański donnę une cri- J. K. Dorawski speaks about the life and character tigue du llvre de Roger Frison Roche, intitulóe „Pre­ of Tensing Norkey, as revealed in his autobiography, mier de cordee", reprochant a l'auteur les łongueurs published by R. Ullman. Page 35 narratiyes, le sentimentalisme et la creation du dramę de fausse ambition, ąuand ii tfiche de prósenter la Obituary; short characteristics of outstanding Po- situation singuliere de Pierre Servettaz, comme un lish alpinists: Ing. Henryk Czarnocki and Tadeusz probleme morał et de la denouer dans la conclusion Strumiłło, publisher and musicologist, deceased in an sur la base de la fermę volonte. Le critiąue souligne avalanche on the south face of Mięguszowiecki Middls avec approbation l'abilitee de l'auteur avec la ąuelle Peak, whe trying out a Winter passage of the High ii montret le charme et la magnificence des montagnes, Tatra ridge. Ing. Bronisław Dąmbski, killed while trai- esquivant en meme temps d'une lutte active avec la ning on rocks near Kraków. Page 38 severe puissance de la naturę. J. K. Dorawski discute 1'histoire de la vie et donnę la caracteristiąue de Ten­ . Notes; short news from the Alps. Page 41 sing Norkey, se basant sur 1'autobiographie du cćlebre alpinistę „Man of Everest", redigśe par Ullman. Teełmieal news; inform about the documentation of Page 38 a folding mast, constructed by T. Bernhardt and W. Starzecki in 1953, and used by Polish speleologues, Nćcroloflie; contient une breve caracteristiąue des and also about „rudiments for the production of winter eminents alpinistes polonais — 1'ingenieur Henryk tents" for high mountain use. Page 42 Czarnocki et le redacteur et musicologue Tadeusz Strumiłło, morts dans une avalanche sur le versants Bibliographical notes Page 45 du midi du pic Mięguszowiecki Mediat, au cours du passage hivernal de la crete des Hautes Tatra. Llnge- Contents 47 nieur Bronisław Dąmbski succomba pendant l'exercice d'entrainement dans les petits rochers aux alentours The magazine isTaternik" will be sent out in ex- de Kraków. Page 38 change for alpinist and geographical publications. Notes; Apportent des menues nouvelles des Alpes. Editors address: A-ntoni Wala, Kraków, ul. Osiedle 15 Page 41 Grudnia 11 m 13 Poland Łes nouvelles techniąnes; Renferment la documen­ tation du mats pliant construit par T. Bernhardt et W. Starzecki en 1953 et appliąue par les spellśologues polonais. On y discute aussi les elements necessaires pour la production des tentes d'hiver dans le sport de la Haute Montagne. Page 47 Notes bibliog,raphiques. Page 45 Le eontexte. Page 42 La revue „Taternik" est expediee en ecbange des editions alpinistes et gśographiąues. L'adresse de la Bedaction: Antoni Wala. Kraków, ul. Osiedle 15 Grudnia 11 ra 13 Pologne

Wskazówki dla autorów: Artykuły do zeszytów „Taternika" należy nadsyłać w 2 egzemplarzach maszynopisu, na arkuszach formatu A4, jednostronnie pisane, z odstępem między wierszami i z marginesem 4 cm z lewej strony. Fotografie dołączone do pracy jak i składane do depozytu, do wykorzy­ stania przez Redakcję powinny być wykonane na papierze błyszczącym, białym, możliwie w formacie 13x18 lub 18x24 w 2 egzemplarzach. Rysunki wykonane na kalce tuszem. Rękopisów i fotogramów nie zamówionych Redakcja nie zwraca. 48 www.pza.org.pl H

Z. Łagoclti www.pza.org.pl Cena zł 10.-

W następnym

numerze

dowiesz się:

co

pisze

,,Die Alpen."

o tragedii

na Mont Blanc co

nasi grotołazi widzieli

w Bułgarii,

jók

Terray i Magnone

zdobyli Fitz - Roy i poco

skałołazi nad Łabq

wspiftają się

z

garnkiem,

Dla zainteresowanych

kronika alpejska,

itineraria

nowe drogi

WYOAW.NICTWO

SPORT I TURYSTYKA www.pza.org.pl