Omówienia i recenzje 313 Adam F. BARAN JERZEGO GIEDROYCIA POLSKA ZE SNU Zmarł nagle. Zasnął i już się nie obu­ ku 1989 do kraju nie przyjechał (por. dził - następnego dnia miał wyjść ze szpi­ s. 58 ln.). Doktor honoris causa kilku tala. Jego ostatnią wolą było, aby żadni polskich uczelni, między innymi Uni­ „oficjele” nie uczestniczyli w pogrzebie. wersytetu Jagiellońskiego, Uniwersytetu Pokój założyciela „Kultury” opróżniono Wrocławskiego, Uniwersytetu Warszaw­ z rzeczy osobistych, ale go nie przemeb­ skiego oraz Uniwersytetu Marii Curie- lowano (pomieszczenie zajął Henryk Gied- Skłodowskiej. Krytyczny wobec prze­ royc, najmłodszy brat, który po śmierci mian następujących w ojczyźnie, odmówił Zofii Hertz w roku 2003 do dziś kieruje przyjęcia Orderu Orła Białego. Tak w Instytutem Literackim). Dwa miesiące bardzo wielkim skrócie można opisać później, w listopadzie roku 2000, ukazał głównego bohatera wydanej właśnie książ­ się ostatni, 637. numer „Kultury” - w du­ ki Magdaleny Grochowskiej1. Aby zbli­ żej części przygotowany jeszcze przez żyć się jednak do odpowiedzi na pyta­ jej redaktora naczelnego. nie, kim naprawdę był Jerzy Giedroyc, Redaktor Jerzy Giedroyc (1906-2000) należy głębiej poznać jego wielowymia­ był twórcą Instytutu Literackiego, który rową postać. Badania zajęły autorce kilka powstał w roku 1946, przez pięćdziesiąt lat i w efekcie powstała praca opisująca trzy lata, od roku 1947, wydawał i reda­ Giedroycia na ponad sześciuset stronach. gował miesięcznik „Kultura”. Od roku Efekt reporterskiej dociekliwości wzbo­ 1962 był również wydawcą „Zeszytów gaca serię wydanych już przez Świat Książ­ Historycznych”. Wokół Instytutu - osta­ ki książek-portretów: Jana Pawła II (w ro­ tecznie z siedzibą w Maisons-Laffitte pod ku 2005), Jana Nowaka-Jeziorańskiego Paryżem - skupił wybitnych współpra­ (w 2005), Władysława Bartoszewskiego cowników. Z perspektywy emigracji pro­ (w 2006), Marka Edelmana (w 2008) ponował Polakom model myślenia o pań­ i kardynała Stefana Wyszyńskiego (w stwie stawiający interes Polski ponad 2009). wszystkie wewnętrzne partyjne interesy, Książkę Grochowskiej czyta się z za­ promował postawy społeczne pozbawio­ interesowaniem - chciałoby się powie­ ne wszelkich fobii, postulował budowa­ dzieć: jednym tchem, ale objętość mate­ nie społeczeństwa obywatelskiego oraz riału na to nie pozwala. Układ chronolo­ przyjazny stosunek do mniejszości naro­ giczny rozdziałów jest raczej zabiegiem dowych i do sąsiadów. Wspierał opozy­ cję demokratyczną w Polsce. Zaciekle 1 Magdalena Grochowska, Jerzy zwalczany przez władze PRL-u, stał się Giedroyc. Do Polski ze snu , Świat Książki, se­ bohaterem czarnej propagandy. Po ro­ ria „Autorytety”, Warszawa 2009, ss. 686. 314 Omówienia i recenzje porządkującym, gdyż forma reporterskie­ sze wprost: „Gdyby nie Legia Honoro­ go dochodzenia góruje nad narracją. Za­ wa, którą Francja przyznała Giedroycio­ bieg ten sprawia, że osią analiz autorki wi krótko przed wojną za jego wkład jest postać głównego bohatera: czasem w polsko-francuski traktat handlowy, wie­ na pierwszym planie, czasem na drugim, le drzwi w Paryżu byłoby przed «Kul- a czasem jakby chwilowo nieobecna, ustę­ turą» zamkniętych. Gdyby generał de puje miejsca innym ludziom „Kultury” Gaulle nie zadeklarował, że Czapski jest czy osobom z tym środowiskiem zwią­ tym Polakiem, którego on przyjmie zaw­ zanym. Czytelnik z pewnością znajdzie sze, los maleńkiego wydawnictwa i niko­ w pracy Grochowskiej takie fragmenty, mu wówczas nieznanego miesięcznika na które będzie chciał zwrócić szczególną mógł potoczyć się zgoła inaczej” (s. 125). uwagę (choćby z racji zainteresowań ba­ Z książki Magdaleny Grochowskiej dawczych), i fragmenty, które zdecyduje jasno wynika, że Giedroyc nie wierzył się pominąć lub odłożyć na później. Je­ w zdolność emigracji do skutecznego stem przekonany, że inne też będą wy­ współdziałania. Wierzył natomiast w moc bory i sposób czytania osób, które mają drukowanego słowa. Budując wraz ze za sobą lekturę wydanych wcześniej ksią­ współpracownikami Instytut, sięgał do żek poświęconych Giedroyciowi i „Kul­ wzorców z dziewiętnastego wieku, kiedy turze”, inne zaś tych, dla których będzie orężem było słowo Wielkiej Emigracji. to zagadnienie nowe. Czy znaczy to, że Wyobrażał sobie „Kulturę” jako warsztat siłą tej książki jest jej uniwersalność? eksperymentalny, w którym się studiuje, W moim odczuciu - tak. analizuje, wyciąga wnioski i wprowadza Wybory głównego bohatera deter­ je w życie; miała być trybuną myśli poli­ minowała emigracja. W roku 1946 Gie- tycznej i kulturalnej, „omnibusem emigra­ droyc przyjeżdża do Rzymu z projektem cji”, a zarazem pismem na wskroś „krajo­ organizacyjnym i planem pracy Instytutu wym”. Jego główne przesłanie stanowiła Literackiego, który jako agenda wojsko­ myśl, że nawet w warunkach braku su­ wa Drugiego Korpusu ma zbierać doro­ werenności politycznej można zachować bek piśmiennictwa polskiego oraz wy­ suwerenność duchową. Jak pisze autor­ dawać dla żołnierzy (otrzymujących jeszcze ka książki, działalność „Kultury” była żołd) pamiątkowe albumy, słowniki i li­ balansowaniem na linie i zmaganiem się teraturę popularną. Gdy zaczęła się de­ z wizją nadchodzącej ekonomicznej plaj­ koniunktura, Giedroyc postanowił prze­ ty (przygotowując pięćdziesiąty numer nieść Instytut do Paryża i uzyskał na pisma jesienią 1951 roku, Giedroyc był to zgodę generała Władysława Andersa. przekonany, że nie zdoła wydać numeru W czerwcu 1947 roku ukazuje się pierw­ setnego). „Ta improwizacja powinna była szy numer „Kultury”, którego główną się skończyć katastrofą” - pisze Grochow­ „bohaterką” jest Europa. Kilka miesięcy ska (s. 135). Na przykład w roku 1954 później Paryż wita szczupłą kadrę Insty­ właściciel domu na Komeju wypowie­ tutu (której członkowie byli postrzegani dział „Kulturze” umowę i wygrał z nią przez część mieszkańców dzielnicy Pa­ proces - wówczas jednak Instytut ogło­ ryża, w której zamieszkali, jako wrogo­ sił zbiórkę, dostał pożyczki i kupił swoją wie upragnionego pokoju i , jacyś faszy­ siedzibę przy avenue de Poissy, gdzie ści”) najtańszym hotelikiem w Dzielnicy mieści się ona do dziś. Tymczasem, nie­ Łacińskiej, a ostatecznie - zrujnowaną jako ponad problemami egzystencji, „Kul­ willą przy avenue Comeille w podpary- tura” budowała własny, odmienny niż skim Maisons-Laffitte. Grochowska pi­ nad Tamizą, obraz emigracji. Grochow­ Omówienia i recenzje 315 ska opisuje to w ten sposób: „W dzielnicy ju - to było przecięcie wszelkich więzi. domków jednorodzinnych w Maisons- Jeśli chcieli oddziaływać - to wyłącznie -Laffitte, w willi obrośniętej dzikim wi­ w trybie dywersyjno-dwójkarskim | t | | nem, zwykle panuje cisza. Samotny czło­ Byłem temu kategorycznie przeciwny. wiek w gabinecie pochyla się nad papie­ Wiązanie się z różnymi wywiadami, żeby rami. Nie rozpamiętuje przeszłości. Zga­ załapać na tym trochę pieniędzy i budo­ niony w liście przez Benedykta Heyden- wać bardzo podejrzane siatki, było dla koma za brak w «Kulturze» upamiętnienia mnie zupełnie nie do przyjęcia”2. kolejnej rocznicy Września, odpowiada Książka Grochowskiej zawiera wie­ z lekkim zniecierpliwieniem: «Co w tej le interesujących wątków głównych i te­ dziedzinie można napisać poza materia­ matów pobocznych. Autorka na przy­ łami pamiętnikarskimi...». Instytut Li­ kład nie pomija w swych dociekaniach teracki w latach 60. zacznie opisywać kwestii stosunku Giedroycia i „Kultury” przeszłość w «Zeszytach Historycznych». do Kościoła katolickiego w Polsce (kwe­ Teraz patrzy prosto przed siebie. Gie- stii tej poświęcony jest rozdział siedem­ droyc buduje własną armię. Ma żołnie­ nasty). Obraz ten jest miejscami ostry, rzy w Gwatemali, Argentynie, Anglii, ale przez to autentyczny. Zagadnienie to Szwajcarii, Belgii, USA, Meksyku, we trzeba jednak przeanalizować osobiście Włoszech, Francji, także w PRL-u. A i wyrobić sobie własne zdanie. Tu po­ u każdego z nich rozumienie polskości służę się tylko słowami księdza Adama inne, nieskrępowane dyscypliną getta, Bonieckiego z tekstu opublikowanego swe­ nieskażone odruchami stada. «Kultura» go czasu na łamach „Tygodnika Powszech­ mieni się poglądami, zaskakuje zmien­ nego”: „Był krytyczny [Jerzy Giedroyc nością, szokuje dotykaniem tabu. Żołnie­ - A. F. B.j wobec ludzi Kościoła i chy­ rze nigdy nie zbiorą się wszyscy razem. ba nie zawsze sprawiedliwy w ocenach. Nim ruszy do Lafitu Październikowa fala Kryteria miał jasne. Mniej interesował gości z Polski, pusto jest w domu «Kul- go aspekt duchowy, duszpasterski, do­ tury»” (s. 137). ceniał zaś polityczne znaczenie Kościoła Różnice na linii Tamiza-Paryż nie i przeceniał możliwości Kościoła w sfe­ dotyczyły tylko pojmowania roli emi­ rze oddziaływania społecznego. Trakto­ gracji (autorka pisze o tym szczegółowo wał Kościół poważnie. Chętnie rozma­ w rozdziale piątym). Zróżnicowany był wiał z ludźmi Kościoła i pamiętam, że też stosunek do PRL-u, podobnie było sam kiedyś pomagałem zorganizować z ideą uznania podmiotowości wscho­ spotkanie z młodym wówczas, dobrze dnich sąsiadów i łączenia niepodległości się zapowiadającym biskupem - dzisiaj Ukrainy z interesami Polski. W Auto­ kardynałem. Pamiętam, że obaj panowie biografii na cztery ręce tak pisał o tym byli potem zadowoleni. Nie wszystko ro­ sam Giedroyc: „Zasadnicza rozbieżność zumiał i nie wszystko akceptował. Rok między nami a Londynem polegała na czy dwa po wyborze Jana Pawła II po­ tym, że my byliśmy nastawieni na od­ wiedział mi chłodno: «nam się ten pa­ działywanie na Kraj, a oni chcieli od razu pież nie podoba». Zmartwiony starałem budować Polskę emigracyjną, państwo się udowodnić,
Details
-
File Typepdf
-
Upload Time-
-
Content LanguagesEnglish
-
Upload UserAnonymous/Not logged-in
-
File Pages8 Page
-
File Size-