N iniejszy tekst stanowi fragment książki: Zygmunt Gloger PISMA ROZPROSZONE TOM III 1890-1910 Redakcja naukowa edycji Jarosław Ławski i Jan Leończuk Wstęp Łukasz Zabielski, Marek Rutkowski, Jarosław Ławski Opracowanie tekstów i przypisy Łukasz Zabielski, Sebastian Kochaniec, Michał Siedlecki, Patryk Suchodolski Noty i słownik czasopism Anna Janicka Indeksy opracowali Mona Al-Kaber i Michał Siedlecki Całość 3-tomowej edycji można znaleźć na stronie http://www.ksiaznicapodłaska.pł/statics/gloger.html Publikacja powstała w ramach grantu NPRH pn. Naukowa edycja krytyczna „Pism rozproszonych” Zygmunta Glogeraw trzech tomach. Czas trwania projektu: lata 2013-2017 Książnica Podlaska im. Łukasza Górnickiego w Białymstoku Katedra Badań Filologicznych „Wschód - Zachód” Uniwersytetu w Białymstoku Wydział Filologiczny Uniwersytetu w Białymstoku KSIĄŻNICA NARODOWY PROGRAM PODLASKA ROZWOJU HUMANISTYKI Białystok 2016 „Gazeta Warszawska” i Z TYKOCIŃSKIEGO, 1 STYCZNIA 1890 ROKU „Gazeta Warszawska” 1890, nr 1, s. 2; opublikowanie w rubryce: „Listy od Korespondentów”; podpis pod tekstem: „Zygm. Gloger”. Korespondent nasz pisze w liście z 21-go grudnia: Gdyby kończący się rok kalendarzowy zamykał jednocześnie i rok rolnika, to zaśpiewalibyśmy mu wszyscy radośnie: requiescat in pacef i przyłożyli tak ciężkim grobowcem, żeby go i za lat tysiąc żaden ar­ cheolog nie wykopał. Niestety! — jednak najdotkliwsze skutki ogólnego braku paszy, słomy i ziarna odbiją się w drugiej połowie zimy i na przednówku, to jest pod koniec właściwego roku rolniczego, a któż wie, ja­ ki jeszcze będzie następny, gdy niezmarzłe pod śniegiem posiewy ozime2 każą przypuszczać nową klęskę? Skutki nieurodzaju przejawiają się w sposób różnorodny, niekiedy nawet niezwykły. Obok drożyzny żyta mamy taniznę pszenicy, choć ta urodziła się także bardzo miernie, a tylko ogólna bieda powoduje mniejsze zapotrzebowanie mąki pszennej jako zawsze droższej niż żytnia. Najemnik sprzężajny staniał, choć owies drogi w tym roku. Gdy bowiem włościanin mało ma pieniędzy za zboże, pragnie choć byle co zarobić sprzężajem3. Stąd gdy wóz parokonny, najęty np. pod wywózkę zboża o mil kilka, kosztował dawniej dziennie około dwóch rubli, dziś można go dostać za rubla lub nieco drożej. O kupujących ziemię ani sły­ chać, tak jakby z połowa ludzi ubyła na naszej glebie lub środek Europy leżał gdzieś we wnętrzu afrykań­ skim. Najcharakterystyczniejszym jednak objawem obecnego położenia jest niepraktykowany wzrost pie- niactwa4 między ludem wiejskim. Czy tak jest wszędzie, nie wiemy. Ale co się tycze naszej okolicy tykociń- skiej, to smutny ten objaw zanotować tu musimy. Zdawałoby się, że głównym powodem złego, wobec ogólnego braku pieniędzy, jest żądza i nadzieja wygrania czegoś przez proces na sąsiedzie, do którego przy­ czepić się o coś można. Lud jednak inne wskazuje źródło. Zapytany przeze mnie wieśniak o przyczynę wzrostu pieniactwa podczas tegorocznej jesieni, odpowiedział, że „skoro ludzie mało mają w tym roku zbo­ ża do młócenia, więc żeby nie próżnować, muszą się ciągać po sądach”. O ile wszelako byłoby chwalebnym podobny wstręt do próżniactwa, o tyle wybór niewesołego rodzaju uprzyjemnienia sobie czasu nie jest wca­ le do pozazdroszczenia i pochwały. Musimy też zaznaczyć spostrzeżenie, które zresztą jest faktem wiado­ mym dla każdego badającego bliżej życie wiejskie, iż w miejscowościach, w których się rozpanoszą pokątni doradcy, propinatorowie5 i tym podobne, widocznym jest pewne zdziczenie obyczajów i znaczna różnica poziomu moralnego pomiędzy pokoleniem starszym i młodszym na niekorzyść ostatniego. Mieliśmy tu na przykład wypadek pierwszy w kronice naszego zakątka. Oto zdarzały się we wszystkich czasach bójki mię­ dzy szkodnikami złapanymi na gorącym uczynku i strażą leśną, ale w tym roku we wsi Sawinie6 wydarzył się pierwszy napad na chatę leśnika Jana Jarockiego7, zabierającego się z rodziną do wieczerzy. Kilkunastu ludzi zajmujących się kradzieżą leśną wtargnęło do domu Jarockiego, którego fatalnie razem z jego żona pobito; w napadzie brały udział i kobiety. - Z powodu kilku ostatnich bardzo ciężkich zim i rozpowszech­ nionego kłusownictwa mamy coraz mniej zwierzyny. Myśliwi cieszą się tylko, że mające wyjść nowe prze­ pisy o polowaniu choć w części zaradzą złemu. Bilety na prawo polowania zamiast rubla będą podobno kosztowały kilkanaście rubli. Byłoby rzeczą pożądaną zmniejszenie liczby myśliwych, głównie jednak po- 151 Z Tykocińskiego, 1 stycznia 1890 roku kątnych, którzy nie wykupują żadnych pozwoleń i broń trzymają bez biletów. Sądzimy, że oddziałać prze­ ciw kłusownictwu mogliby najskuteczniej sołtysi, którzy wiedzą najlepiej, kto we wsi pokątnie poluje lub zastawia sidła i tak zwane trutki na zwierzynę. — W Stelmachowie8 pod Tykocinem9 przed kilku dniami zo­ stał puszczony w ruch młyn parowy, pobudowany przy gorzelni, tak, żeby jedna lokomobila obydwa te za­ kłady obsługiwała. Tym sposobem będziemy mieli dwa młyny parowe w naszej okolicy: w Tykocinie i Stelmachowie. Ten ostatni jednak, urządzony podług najbardziej udoskonalonego systemu, produkować będzie mąkę wszelkich gatunków, od najgrubszej do najdelikatniejszej krupczatki10. 1 Requiescat in pace - z łac. niech spoczywa w pokoju. 2 Rośliny ozime — jednoroczne rośliny uprawne, które do przejścia całego cyklu rozwojowego potrzebują niskich, zimowych temperatur. 3 Sprzężąj — określenie na pracę rolną wykonywaną przy pomocy tzw. zwierząt sprzężajnych czyli pociągowych (konie, woły, osły). Zwierzęta te wykorzystywano w rolnictwie jako sita pociągowa w transporcie, pracach na roli, do napędu stacjonarnych ma­ szyn rolniczych. 4 Pieniactwo - częste wytaczanie spraw sądowych, zwłaszcza z błahego powodu; chorobliwa skłonność do dochodzenia rze­ czywistych lub urojonych krzywd. 5 Propinator - w dawnej Polsce: posiadacz propinacji lub dzierżawca monopolowego wyszynku napojów alkoholowych 6 Słownik geograficzny Królestwa Polskiego odnotowuje miejscowość o takiej nazwie jako osadę w powiecie władysławowskim, w gminie Tomaszbuda, gubernia Suwalsa. Z tekstu wynika, że chodzi jednak prawdopodobnie o wieś Sawino, położoną w województwie podlaskim, gmina Tykocin. 7 Nie udało się ustalić tożsamości. 8 Stelmachowo - w XIX wieku wieś leżąca w guberni łomżyńskiej, powiecie mazowieckim. Współcześnie w województwie podlaskim, powiat białostockim. 9 Tykocin - miasteczko na lewym brzegu rzeki Narwi, w XIX wieku znajdujące się w guberni łomżyńskiej, powiecie mazo­ wieckim; obecnie miasto w województwie podlaskim, powiecie białostockim. Bielsk [Podlaski] - w XIX wieku miasto powiatowe guberni grodzieńskiej położone nad rzekami Białą i Lubczą; obecnie w województwie podlaskim. 10 Krupczatka - jasna, gruboziarnista mąka. Najgrubsza ze stosowanych w kuchni polskiej odmian. 2 Z POWIATU MAZOWIECKIEGO, 5 MARCA 1890 ROKU „Gazeta Warszawska” 1890, nr 60, s. 2-3; opublikowano w rubryce: „Listy od Korespondentów”; podpis pod tekstem: „Zygm. Gloger”. Korespondent nasz pisze: Kto by w ogóle o życiu wiejskim sądził z tego, co pisze nieraz prasa warszawska, ten nabrałby o nim pojęć bardzo błędnych, a w każdym razie sprzecznych i niedokładnych. Cóż pospolitszego, niż słyszeć i czytać komunały o życiu nad stan, o niezaradności wieśniaków, o trwonionym przez nich czasie przy zie­ lonym stoliku, na polowaniach, a podczas pobytu w Warszawie na śniadaniach u Stępka1 i tak dalej. W rzeczywistości są to ogólniki przebrzmiałe, dawniej przesadzane, a dziś nie mające nic wspólnego z ży­ ciem przeciętnego ziemianina. Nie przeczymy, że są wyjątki, bo gdzież ich nie ma, i nie myślimy uwag na­ szych stosować do całego kraju, pisząc z jednego powiatu. W ogóle ci, którzy żyli bez rachunku i bez pracy, upaść już musieli. Ci zaś, którzy utrzymali się przy ziemi, zreformowali swój budżet radykalnie, pracując w ciszy i zaparciu. Z całego naszego powiatu nikt na przykład nie jeździł do Paryża na wystawę, nikt nie przesiaduje w Warszawie, nikt nie urządzał balów podczas zapust. W ogóle pogranicze to guberni łomżyń- 152 .Gazeta Warszawska” 1890, nr 60 sklej, na którym mieszkamy, cichy prowadzi żywot, może nawet zanadto cichy. Mieliśmy zawsze wielkie wady i wielkie cnoty, a w charakterze naszym nadmierną łatwość popadania we wszelkiego rodzaju krań- cowości. Obok bezgranicznego poświęcenia jednostek napotykamy co chwila wybryki szalonej lekkomyśl­ ności innych. W jednym roku chodzimy w żałobie, w drugim tracimy zmysły w wirze straussowskiego wal­ ca. Gdy jeden z nas w dzień swego ślubu iluminuje własnym kosztem Canale Grandę w Wenecji1 2, inni za­ bijają kołkiem wrota, aby sąsiad do nich nie zabłądził. Bóg, niestety! — poskąpił nam jednej ważnej zalety, to jest praktyczności w życiu towarzyskim, której tak sowitą miarę inni otrzymali, czy też wyrobili. Niem­ cy, Francuzi i Anglicy umieją zabawić się małym kosztem, umieją utrzymywać stosunki towarzyskie naj­ liczniejsze i żyć z ludźmi, prawie nie przekraczając zwykłych codziennych, skromnych wydatków swego domu. Jest to jeden z owoców prawdziwej cywilizacji tych narodów, która u nas nie obaliła jeszcze pewnej ciasnej rutyny w sposobach przyjmowania gości i etykiecie sąsiedzkiej, rutyny tamującej stosunki towarzy­ skie, tak nieodbicie konieczne w życiu każdego społeczeństwa. Mamy wprawdzie bardzo wielu zdrowo my­ ślących i praktycznych, którzy w przyjmowaniu sąsiadów usunęli wino, pasztety, torty i długie szeregi dań, a gościnność ich nie tylko nic na tym nie straciła, ale przeciwnie dużo zyskała, gość bowiem, odczuwając, że nie powoduje subiekcji3 i wydatków gospodarzowi, czuje się bliższym jego serca, raczej domowym i po­ krewnym niż obcym.
Details
-
File Typepdf
-
Upload Time-
-
Content LanguagesEnglish
-
Upload UserAnonymous/Not logged-in
-
File Pages113 Page
-
File Size-