Zdzisław F. Ćmoch Szkoła w Wielgolesie 1807-2007 czyli o wydarzeniach i ludziach st ąd proz ą ksi ąg kilkoro (wersja niepełna) Wielgolas 2007 Korekta: Marzanna Brauła Projekt okładki: Marta Wójtowicz Przedmow ą opatrzyła: Roma A. Piłatkowska © Copyright by Zespół Szkół im Rodziny Wyle żyńskich w Wielgolesie, 2007 ISBN 83 – 921007-6-X Autor zrzekł si ę honorarium autorskiego. Całkowity dochód ze sprzeda ży ksi ąż ki przeznaczony jest na potrzeby Zespołu Szkół w Wielgolesie. Wszelkie prawa zastrze żone. Kopiowanie w cało ści i fragmentach bez zgody autora i wydawcy zabronione Skład, łamanie i druk: Poligrafia, Wydawnictwo „ Żelazo” Mi ńsk Mazowiecki, ul. Kolejowa 27c. tel. (0-25) 758-61-51. -2- Przedmowa Nazywam si ę Roma Piłatkowska i jestem wielgolasiank ą. Całe moje dotychczasowe życie, pomin ąwszy okres nauki w liceum i na studiach, było zwi ązane z Wielgolasem. Otrzymałam, jak sadz ę, staranne wychowanie, gdzie uczciwo ść , wiara i miło ść do Ojczyzny s ą gwarantem mojej egzystencji. Mój ojciec, Roman Ptasi ński, były żołnierz AK i rzemie ślnik, mój dziadek Stanisław Ptasi ński - rzemie ślnik, to równie ż rodowici wielgolasianie, sercem oddani "małej ojczy źnie". Ju ż jako uczennica Szkoły Podstawowej w Wiegolesie marzyłam o zawodzie nauczycielki. Od momentu, kiedy lekcje j ęzyka polskiego zacz ęła prowadzi ć z moj ą klas ą p. Melania Boruci ńska - ówczesna dyrektorka i zarazem nauczycielka j ęzyka ojczystego, wiedziałam, że b ędę nauczycielk ą j ęzyka polskiego. Potem liceum – profil humanistyczny, studia i... pierwsza praca, oczywi ście w o śmioklasowej Szkole Podstawowej w Wielgolesie. Młoda, do ść energiczna, wypełniona szlachetnymi ideami i wiedz ą rzuciłam si ę bez reszty w wir pracy. Postanowiłam udowodni ć, że przysłowie, które brzmi jak pogró żka "bodaj by ś cudze dzieci uczył" nie spełni si ę. I rzeczywi ście młodzie ż była grzeczna i chyba wdzi ęczna za moje zaanga żowanie. To była dla mnie ogromna satysfakcja i jedyna, bo zarobki żadne, ledwo starczało do pierwszego, przy bardzo skromnej egzystencji. Od 1 wrze śnia 1990r. zostałam dyrektorem placówki, w której dotychczas uczyłam. Od pocz ątku kierowania szkoł ą starałam si ę urzeczywistni ć swoj ą wizj ę. Niezawodnie wspomagał mnie mój m ąż Zbigniew Piłatkowski. Ju ż w tym samym roku powołałam Społeczny Komitet Rozbudowy Szkoły, którego przewodnicz ącym został Pan Andrzej Jarz ębski. Z sentymentem wspominam tamte lata, ogromny zapał mieszka ńców i pracowników placówki. Wiedziałam, że nie mog ę zmarnowa ć tego potencjału. Ruszyli śmy. Zorganizowali śmy dwukrotn ą zbiórk ę pieni ędzy, poszukiwali śmy sponsorów, organizowali śmy dochodowe imprezy. Za uzyskane pieni ądze opłacili śmy projekt rozbudowy szkoły, zakupili śmy wiele materiałów budowlanych. Fakt, że byłam wówczas radn ą pomógł mi wprowadzi ć rozbudow ę placówki do bud żetu gminy. Ówczesne kuratorium w Siedlcach wspomogło nasz ą inicjatyw ę i w 1997r. oddano do użytku now ą szkoł ę, jednak bez sali gimnastycznej. Rado ść była ogromna. Duma rozpierała wszystkich tych, którzy przyczynili si ę do powstania nowego skrzydła szkoły, bo rzeczywi ście, sukces to ogromny, imponuj ący. Du że przestrzenne korytarze, widne sale, łazienki wewn ątrz, nie źle wyposa żona kuchnia, wygodna stołówka - to rzeczy, które do momentu oddania nowej szkoły były dla nas nieosiągalne. 1 wrze śnia 1999r. reforma o światy. Powstaj ą gimnazja. Byłam wówczas ich entuzjastk ą. Dzisiaj ju ż w znacznie mniejszym stopniu. W naszej gminie dokonuje si ę reorganizacja sieci szkół. Powstaje sze ścioklasowa szkoła podstawowa, któr ą kieruje p. Hanna Zawadka i Gimnazjum w Latowiczu z oddziałami w Wielgolesie, któr ą ja miałam przyjemno ść kierowa ć. Słowo ‘przyjemno ść ’ nie znalazło si ę tu przypadkowo, bo cho ć warunki funkcjonowania placówki były trudne - jedna szkoła - dwa budynki oddalone od siebie o 5 km, to jednak zapał wszystkich pracowników, doskonały klimat pracy, świetne relacje z rodzicami, dawały ogromn ą satysfakcj ę. 1 wrze śnia 2003r. kolejna zmiana organizacyjna. W Wielgolesie powstaje Zespół Szkół, czyli szkoła podstawowa i gimnazjum. Taka organizacja trwa do dzisiaj, a ja niezmiennie jestem dyrektorem. -3- W mi ędzyczasie wydarzyło si ę bardzo wiele. Wykonano elewacj ę zewn ętrzn ą szkoły, wymieniono okna, oddano do u żytku sal ę gimnastyczn ą wymieniono centralne ogrzewanie w starej szkole, wyremontowano strych. Szkoła mo że si ę poszczyci ć wieloma osi ągni ęciami, szczególnie w sporcie, recytacji, w zmaganiach muzycznych, ortograficznych, filatelistycznych, ekologicznych, realizacj ą projektów mi ędzynarodowych, tytułami "Szkoła z klas ą”, "Szkoła Ucz ąca si ę", i jeszcze czym ś, co do ko ńca nie jest wymierne - doskonałym klimatem i niezwykłe twórczymi i pracowitymi nauczycielami. To przecie ż nikt inny, tylko Pan Zdzisław Ćmoch – nasz historyk – wyszukał informacje, że nasza szkoła powstała 200 lat temu. Autorem niniejszej ksi ąż ki jest równie ż Pan Zdzisław Ćmoch - nauczyciel niezwykłe oddany swojej pracy, to, stwierdzam z przekonaniem, tytan pracy. Dzi ęki niemu tak wiele si ę dzieje w szkole, to On jest inicjatorem wielu, wielu ciekawych pomysłów. Zdzisławie, po prostu Ci dzi ękuj ę. Roma Piłatkowska -4- Wst ęp 200-letnie dzieje szkoły w Wielgolesie nie zostały dotychczas nale życie zbadane i opisane. Niniejsze opracowanie jest prób ą cało ściowego uj ęcia historii szkoły. W sposób szczególny staram si ę potraktowa ć okres od pocz ątku jej istnienia do zako ńczenia II wojny światowej. Powody ku temu s ą dwa; odległo ść czasowa i do ść sk ąpe źródła, co dla historyka stanowi zawsze wyzwanie i zmusza do my ślenia, co sprawia, że czasem doj ście do jednego zdania-pewnika jest ju ż sukcesem, po drugie – swego rodzaju „misja”, która nakazuje ocali ć to, co jeszcze si ę zachowało w ludzkiej pami ęci, a czego nawet za rok- dwa nie da si ę odtworzy ć. Dobitnie si ę o tym przekonałem opracowuj ąc dzieje szkoły w Dębem. Ostanie pi ęć dziesi ęciolecie to ju ż tylko swego rodzaju kronika. Praca historyka sprowadza si ę tutaj do uporz ądkowania tego, co w źródłach si ę zachowało, ewentualnego uzupełnienia, a przede wszystkim wyboru z bogatych zapisów rzeczy najistotniejszych. Ten ostatni aspekt jest najtrudniejszy i sprawia, że mimo najszczerszych ch ęci – zawsze opracowanie b ędzie tr ąci ć subiektywizmem. Do ść silne jeszcze emocje zwi ązane z poprzednim, a upadłym kilkana ście lat temu ustrojem na pewne rzeczy wywieraj ą niekwestionowany wpływ, nie mówi ąc ju ż o wydarzeniach tocz ących si ę współcze śnie. O ile mog ę do ść spokojnie opisywa ć czasy, których nie do świadczyłem, o tyle trudno bez emocji i „naleciało ści” pisa ć o tym, czego si ę do świadczyło. W momencie, kiedy ko ńczy si ę obiektywizm, a zaczynaj ą emocje – ko ńczy si ę historyk i historia, a zaczyna polityka. Polityka, która tak ch ętnie zaprz ęgała i zaprz ęga histori ę na swoje usługi, i która wyrz ądziła jej tyle złego – nie faktom jednak, ale ich interpretacji na bie żą ce potrzeby. Dlatego b ędę chciał przede wszystkim takiego traktowania historii w tej pracy unikn ąć . Nie wiem, na ile mi si ę to uda, szczególnie w odniesieniu do ostatniego półwiecza. Tylko czas potrafi naprawd ę oddzieli ć ziarno od plew. Dlatego trzeba poczeka ć kolejnych 20-30 lat, żeby wyłuska ć to ziarno lat obecnych. Najchętniej pozostawiłbym to moim uczniom, a my ślę (nie bezpodstawnie), że przynajmniej 2-3 moimi śladami pójdzie. Nie wiem tylko, czy zdołałem ich przekona ć, że wielka historia dzieje si ę tu i teraz, że sami j ą tworzymy, niekoniecznie trzeba jej szuka ć w wydarzeniach na skal ę narodow ą czy europejsk ą. Wielkie wydarzenia maj ą swój pocz ątek nie zawsze (a nawet rzadko) w zaciszu gabinetów polityków. Metropolit ą krakowskim został ten, którego Prymas Wyszy ński akurat nie umie ścił na oficjalnej li ście „dla władzy”… „Skok przez płot” jednego robotnika w stoczni i protest suwnicowej przeciwko warunkom pracy (domagała si ę m.in. oddzielnych łazienek dla kobiet) zako ńczył si ę rozmontowaniem światowego systemu komunistycznego. I jestem przy polityce… wydawa ć by si ę mogło. Nie. Chc ę tylko uświadomi ć Czytelnikowi, jak wielki wpływ na polityk ę mog ą wywrze ć jednostki i zdawałoby si ę – nieistotne fakty, a fakty - to ju ż historia. Niejeden przeskakiwał płot, niejedna kobieta protestowała – mo że kto ś rzec – i nic z tego nie wynikło. Tak, bo żeby zadziało si ę co ś wielkiego, potrzebne s ą jeszcze inne wymiary – wła ściwe miejsce i wła ściwy czas, a na to ju ż wpływu nie mamy. Bior ąc powy ższe pod uwag ę b ędę si ę starał pisa ć o ludziach i ich pracy, o tym co zrobili, nie dezawuowa ć ich dzieła tylko dlatego, że ulegali w mniejszym lub wi ększym stopniu manipulacji. Mo żemy mie ć do nich pretensj ę tylko o to, że dali si ę manipulowa ć, że brak im było niejednokrotnie szerszego ogl ądu rzeczywisto ści, jej trze źwej oceny. Nie mo żemy natomiast wini ć ich za to, że z zapałem budowali drogi, ko ścioły i szkoły, bez -5- wzgl ędu na to, jakiemu systemowi akurat słu żyły. Słu żyły przede wszystkim im samym, ich dzieciom, słu żą i nam. Tak, jak to co my robimy b ędzie słu żyć nast ępnym pokoleniom. Pretensj ę mo żna mie ć tylko wtedy, je żeli robili co ś, co szkodziło innym. Ale czy my tego dzi ś jeste śmy w stanie unikn ąć ? „M ądrale” z przełomu tysi ącleci? Kiedy trzy lata temu ukazała si ę poprzednia moja do ść skromna praca po świ ęcona szkole i jej patronowi, spotkałem si ę niejednokrotnie z krytyk ą, szczególnie w odniesieniu do rodziny Wyle żyńskich. Troch ę si ę tego spodziewałem, bo sam byłem zaskoczony, że „tak to wyszło”, że takie wspaniałe patriotyczne dzieje miał ten ród. - Niemo żliwe! To nie tak! Przecie ż to byli dziedzice, wyzyskiwacze! – i to mówili ludzie, którzy ich nie znali, a posiłkowali si ę tylko opiniami.
Details
-
File Typepdf
-
Upload Time-
-
Content LanguagesEnglish
-
Upload UserAnonymous/Not logged-in
-
File Pages179 Page
-
File Size-