Projekt okładki i strony tytułowej: SCRIPTORES Małgorzata Rybicka Redakcja i wydawca: Układ grafi czny wnętrza: Ośrodek „Brama Grodzka – Teatr NN” Marcin Skrzypek teatrnn@tnn..pl www.tnn.lublin.pl Skład: Dyrektor Ośrodka: Amadeusz Targoński www.targonski.pl Tomasz Pietrasiewicz Druk i oprawa: PETIT s.c. Lublin Adres redakcji i wydawcy: ul. Grodzka 21, 20-112 Lublin Nakład: tel.: (+48 081) 532-58-67, faks: 534-61-10 1000 egz. Redaktor pisma: © Copyright for cover design by Małgorzata Rybicka 2008 Marcin Skrzypek [email protected] scriptores.tnn.lublin.pl Numer zredagowany przez zespół: Marcin Skrzypek, Aleksandra Zińczuk (redakcja, ilustracje) Anna Chaber (redakcja techniczna) Joanna Zętar (ikonografi a) Konsultacje archiwalne: Marzena Baum Autor: NN Składamy serdeczne podziękowania Rodzinie Tomanków za udostępnienie zbiorów prywatnych i zgodę na publikację tekstów „Scriptores” jest kontynuacją pisma „Scriptores Scholarum [Zeszyty Szkolne] Józefa Łobodowskiego. – kwartalnik uczniów, nauczycieli oraz ich Przyjaciół” wydawanego przez Ośrodek od czwartego numeru w latach 1994-2000.

Między społeczeństwem polskiem a kilkoma miljonami rusinów z Podola i Wołynia wzniosła się barykada niezrozumienia i niechęci, za którą biją nienawistne serca bratniego narodu. Prze- ważnie jesteśmy skłonni całkowitą odpowiedzialnością za ten stan obciążać sumienia Rusinów. Józef Łobodowski, Serca za barykadą, s. 381.

Arnsztajnowa jest z pochodzenia Żydówką, stąd też zapewne lekceważące zestawienie jej z „Tu- rowerem, Łazowerem i Frydkiem” i umieszczenie w sąsiedztwie obelżywej uwagi o pederastach. Nie pierwszy to raz zdarza się pp. „nacjonalistom”. Czytaliśmy już kiedyś coś takiego o sędziwej pisarce w „Podbipięcie”. Żydówka! – i sprawa przesądzona. Pp. Publicyści zapomnieli jednak dodać, że ta Żydówka prowadziła intensywną pracę niepodległościową w Lublinie mniej więcej wtedy, gdy babcia niejednego „narodowego” redaktora chodziła w rudej peruce. Józef Łobodowski, Do redaktora „Wiadomości Literackich, s. 291.

Starzy i doświadczeni wyjadacze, sutenerzy na utrzymaniu rewolucji, monopoliści na głód, nę- dzę i trupy, potrafi ą zawsze wytłumaczyć młodszemu koledze, że jego wątpliwości są wynikiem braku ideowego wyklarowania, a zastrzeżenia, choćby podyktowane wstrętem do etycznych machlojek, to po prostu inteligenckie błądzenie po manowcach. Józef Łobodowski, Uzurpatorzy wolności, s. 257. Józef ŁOBODOWSKI tom 1: życie, twórczość, publicystyka, wspomnienia

SPIS TREŚCI:

KALENDARIUM ŻYCIA

Dzieciństwo i okres szkolny 1909-1931 Litwa 9, Chrzest w Warszawie 10, Lublin 10, Rosja (Moskwa) 11, Kubań 11, Rewolucja 12, Powrót do Polski 13, Lublin: szkoła po- wszechna, gimnazjum 14, Przerwa w nauce 15, Poetycki agita- tor 16, Słońce przez szpary 16, Matura 17

Studia i działalność publicystyczno-pisarska 1931-1939 Radykalizacja młodzieży 19, Gwiezdny psałterz 20, O czerwonej krwi 21, Pierwszy proces „literacki” Łobodowskiego 21, Usunięcie Łobodowskiego z KUL-u 22, Wejście Łobodowskiego w środowi- sko lubelskich komunistów 23, Skandalista 23, Łobodowski i Ma- jakowski 24, Łobodowski publicysta 24, „Trybuna” 24, Początek wątku porozumienia polsko-ukraińskiego 25, Powstanie Lubel- skiego Związku Literatów 25, W przeddzień 26, Redakcja „Kurie- ra Lubelskiego” 26, „Barykady” 27, Konfi skata nr. 2 „Barykad” 28, Prace nad nr. 3 „Barykad” 29, Rachunek sumienia 30, Wydanie i areszt nr. 3 „Barykad” 31, Sprawa sądowa za nr 3 „Barykad” 31, Druga sprawa sądowa 32, Służba wojskowa 33, Rozprawy sądo- we za „Barykady” 34, Łobodowski aktorem 34, Spotkania z Janem Śpiewakiem 34, Zuzanna Ginczanka 35, Próba samobójcza 36, Najazd Awangardy na Warszawę 39, Umorzenie sprawy Łobo- dowskiego 40, wyjazd do Warszawy 41, Czechowicz 42, „Dźwi- gary” 43, Odchodzenie od komunizmu 44, Tłumaczenia z ukraiń- skiego 45, Zerwanie z komunizmem 45, Rozmowa z ojczyzną 47, Atak na Łobodowskiego 47, Odpowiedź: Smutne porachunki 48, Reakcja na Smutne porachunki 49, Przekłady z języka rosyjskie- go 50, Sprawa ukraińska 50, Zgłoszenie Rozmów z ojczyzną do nagrody PAL 51, Sprawa Łobodowskiego – ciąg dalszy 51, Uzur- patorzy rewolucji 52, Demonom nocy 52, Zuzanna Ginczanka w Warszawie 53, Sprawa ukraińska 54, Nagroda PAL 54, Atak na Łobodowskiego i polemika 54, Sprawa Arnsztajnowej 55, Sprawy kryminalne Łobodowskiego 55, „Kurier Lubelski”, nowa inicjatywa Łobodowskiego 56, Lubelska Szopka Polityczna 56, Wyjazd do Łucka – redakcja pisma „Wołyń” 57, Konfl ikt polsko- ukraiński 58, Ankieta o stosunkach polsko-ukraińskich 59, Ślub nr 35 (2009) 3 z Jadwigą Kuryłłówną 59, Pobyt na Wołyniu 60, Wspomnienie o Józewskim 60, Twórczość w okresie pobytu na Wołyniu 61, Józefa Łobodowskiego koncepcja kultury kresowej 62, Powrót do Warszawy 63, Sprawa ukraińskia 64, Katastrofi zm 64, Pobyt na Rusi Zakarpackiej 65, Ostatnie spotkanie z Zuzanną Ginczan- ką 65, Początek wojny 66

69 Wojna 1940-1945 71 Historia Mówiona Adam Tomanek

Okres powojenny – emigracja 1945-1988 Życie i praca na emigracji 73, Sprawa ukraińska – podsumowa- nie 76, Śmierć i pogrzeb 79

82 FOTOREPORTAŻ Z ARCHIWALIÓW

KALENDARIUM ŻYCIA – HASŁA UZUPEŁNIAJĄCE

95 „W Słońce” 99 „Trybuna” 104 „Barykady” 109 „Dźwigary” 112 Łobodowski i Czechowicz 117 Knajpa Ojca Grudnia 120 Loża Wielkiego Uśmiechu 123 Pamiątki po Łobodowskim 126 Józef Łobodowski a fi lm i lubelskie kina 127 Józef Łobodowski Nogi Marleny Dietrich

WYBÓR TEKSTÓW

Józef Łobodowski Wiersze lubelskie 133 Ballada lubelska 149 Na śmierć Czechowicza 150 Żonie 152 Lubelszczyzna 153 Noce lubelskie 157 Lublin 1934 158 W Zemborzycach 159 List do matki 160 Cmentarz w Lublinie

Lublin we wspomnieniach Łobodowskiego 163 Józef Łobodowski Wspomnienia lubelskie 173 Józef Łobodowski Cztery Lubliny

4 nr 35 (2009) Lublin w powieściach Łobodowskiego 181 Jerzy R. Krzyżanowski Lublin Józefa Łobodowskiego 185 Tadeusz Kłak „Lubelskie” powieści Józefa Łobodowskiego

Józef Łobodowski – lubelski skandalista 201 Wacław Gralewski Wataha Atamana Łobodi 215 Alojzy Leszek Gzella Pod znakiem Łobody. Z dziejów prasy lubelskiej

219 Sprawa „poety skonfi skowanego” na łamach „Expressu Lubelskiego” 222 Awantury Łobodowskiego odnotowane w „Głosie Lubelskim”

„Kurier Lubelski” 1932 227 „Kurier Lubelski” Józefa Czechowicza 230 „Zgrzyty Lubelskie” w „Kurierze Lubelskim” 231 Współpraca Józefa Łobodowskiego z „Kurierem Lubelskim” 232 Rezygnacja Józefa Łobodowskiego z redagowania „Kuriera Lubelskiego” 233 Rubryka Paragrafa „Zgrzyty lubelskie”

Zerwanie z komunizmem 253 Józef Łobodowski Smutne porachunki 257 Józef Łobodowski Uzurpatorzy wolności

Atak na Łobodowskiego 271 Bolesław Miciński List otwarty do Osipa Łobody 273 Józef Łobodowski Tropicielom polskości 276 Bolesław Miciński Żarty i wyznania 281 Józef Łobodowski Żarty a rzeczywistość 285 Bolesław Piasecki Rozkoszny laureat

Sprawa Arnsztajnowej 289 Bolesław Piasecki „Pion” przegląda prasę 290 Bolesław Piasecki Skutki 291 Józef Łobodowski Do redaktora „Wiadomości Literackich” 293 Bolesław Piasecki Burza na lubelskim Olimpie poetyckim 294 Bolesław Piasecki Naręcze jajeczek 296 Bolesław Piasecki Profesor patriotyzmu

Środowisko literackie – Lublin i Warszawa 299 Józef Łobodowski Zuzanna Ginczanka 306 Historia Mówiona Adam Tomanek 307 Józef Łobodowski „Dusze chce łowić...” 314 Józef Łobodowski O cyganach i katastrofi stach 363 Irena Szypowska Rozmowa z Józefem Łobodowskim 374 Roman Samsel Poezja się uratuje 377 Historia Mówiona Irena Szypowska nr 35 (2009) 5 Ukraina 381 Józef Łobodowski Serca za barykadą 384 Rozmowa z Józefem Łobodowskim w „Spotkaniach” 393 Józef Łobodowski Przeciw upiorom przeszłości

O Józefi e Łobodowskim i jego twórczości 409 Jan Miklaszewski Gwiezdny psałterz 411 Czesław Miłosz Lublin żyje 413 Tymon Terlecki Poezje Cezarego Baryki 417 Jerzy Stempowski Nagroda Literacka „Kultury” 419 Kazimierz Okulicz O Łobodowskim i o „cywilizacji jagiellońskiej” 422 Rozmowa Józefa Zięby z Jadwigą Ostrowską 427 Józef Zięba Józef Łobodowski – poeta religijny 430 Historia Mówiona Adam Tomanek 431 Florian Śmieja Józef Łobodowski o sobie i swojej poezji 435 Jadwiga Sawicka Osobna droga 437 Historia Mówiona Wanda Tomankowa 438 Jerzy Święch Rachunek sumienia emigranta 442 Jarosław Cymerman Teatr Łobodowskiego

444 Bibliografi a

6 nr 35 (2009) Kalendarium życia Józefa Łobodowskiego 19 marca 1909 – Józef Stanisław Łobodowski urodził się we wsi Purwiszki na Suwalszczyźnie w ro- dzinie Władysława i Stefanii z domu Doborejko -Jarząbkiewicz. Rodzice wkrótce po narodzinach syna sprzedali ma- jątek i przenieśli się do Lublina. 1914 – ojca, pułkownika armii carskiej, skierowano na służbę do Rosji; wraz z nim wyjechała cała rodzina. 1914-1917 – pobyt w Moskwie; jako chłopiec Łobo- dowski był świadkiem rewolucji bolszewickiej i wojny domowej. 1917-1922 – pobyt w Jejsku na Kubańszczyźnie (Pół- nocny Kaukaz), nad brzegiem Morza Azow- skiego. – Nauka w gimnazjum rosyjskim. – Obserwacja powstania chłopów i Kozaków kubańskich przeciwko władzy radzieckiej. – Przyjaźń z Kozakami, fascynacja Ukrainą (ukraińskością) – później przez przyjaciół na- zywany był „atamanem Łobodą”. – Trudna sytuacja materialna; dwunastoletni Józef zajmował się nielegalnym handlem sa- mogonem i papierosami, za co został areszto- wany, spędzając dwie doby w celi więziennej. – Prześladowania ojca przez bolszewików – niewola i ciężka choroba. 4 marca 1922 – śmierć ojca; Władysław Łobodowski został pochowany w Jejsku. 1922 – powrót do Lublina z matką i starszą siostrą Wandą (młodsza siostra Janina zmarła w dro- dze na tyfus). Trzynastoletni Józef z matką mu- Powyżej: Józef Łobodow- siał ponownie zarabiać na utrzymanie swoje ski z rodzicami i siostrami i rodziny. w Rosji 1914-1916 rok. Fot. 1922-1924 – szkoła powszechna w Lublinie; od siód- ze zbiorów rodziny To- mej klasy pełnił funkcję dyrektora szkolnego manków. teatru. 1924-1931 – nauka i działalność kulturalna w Gimna- Na poprzedniej stronie: zjum im. Hetmana Jana Zamoyskiego w Lub- Józef Łobodowski. Fot. ze linie; praca zarobkowa, między innymi na zbiorów rodziny Toman- poczcie, w telegrafi e, jako korepetytor. ków. 1928-1931 – redaktor szkolnego czasopisma „W Słoń- ce” (tematyka czasopisma: literatura, sztuka, nauka). 1929 – pierwszy tomik poetycki Słońce przez szpary wydany za własne pieniądze. po otrzymaniu tomu do oceny obiektywnie skrytykował zbiór i zachęcił młodego poetę do dalszej pracy twórczej. 1931 – matura. Dzieciństwo i okres szkolny 1909-1931

1909-1910 – Litwa Józef Łobodowski urodził się 19 marca 1909 litewsku znaczy to po prostu: miejsce roku w Purwiszkach na Suwalszczyźnie. bagniste. Moje zjawienie się było nie Irena Szypowska: [Purwiszki leżały] lada ewenementem, ponieważ od ślu- nad rzeką Zapsią, dopływem Białej Hań- bu przychodziły same córki, a było ich czy, na tym skrawku kresowej Aukszto- trzy, ojciec zaś uparł się, że musi mieć ty, który po pierwszej wojnie światowej męskiego dziedzica. Nie wiem, dlaczego wszedł w obręb Litwy. Folwark należący zwlekałem tak długo, ale wreszcie zjawi- do parafi i Wiejsieje, a położony dwa- łem się. Oczywiście tego wiekopomne- dzieścia wiorst od Sejn, był własnością go wydarzenia nie pamiętam, wszystko, Łobodowskich.1 co o tym pierwszym okresie mojego ży- Józef Łobodowski: Mój ojciec, Wła- cia napiszę, czerpię z opowiadań, więc dysław Łobodowski, miał widocznie za ścisłość informacji nie odpowiadam. we krwi gospodarskie upodobania, bo Otóż gdy przyszedłem na świat, na przez całe życie marzył o własnym kącie okolicę zwaliła się potężna burza z gro- na skrawku ziemi, choćby najmniejszym, mami i błyskawicami, podobno o tej ale własnym. Dzięki tym upodobaniom porze (jeszcze zima) na Auksztocie nie- i marzeniom urodziłem się na litewskiej zmiernie rzadka. Przestraszone baby za- wsi, w gminie Wiejsieje, powiatu sej- częły szeptać po kątach, że urodził się neńskiego, w tej części, która po odzy- zły człowiek, może, broń Boże, wcie- skaniu niepodległości przypadła Litwie, lenie diabła. Moja matka także wpadła nazywanej przez Polaków Kowieńską. w przerażenie, ponieważ noworodek, Folwarczek zakupiony z oszczędności czyli ja, po rozejrzeniu się dookoła ciułanych przez całe życie był niewiel- skrzywił się, zaczął piszczeć i wykazy- ki, jakieś [tu napisane pierwotnie: sto, wać niedwuznaczną chęć powrotu. Wo- ale przekreślone i dopisane:] dwieście bec tego mój dziadek, który był przy hektarów ornej ziemi [wygląda to jak tym obecny, ochrzcił mnie zwykłą wodą, poprawienie błędu, możliwe jednak, że jako najstarszy chrześcijanin w domu. za błąd uznał J. Ł. przypisanie sobie za Ta skromna uroczystość najprawdopo- małego obszaru – przyp. I. Sz.], trochę dobniej zatrzymała mnie na tym padole lasu, wreszcie jeziorko, na którym moż- łez, który już-już zamierzałem opuścić. na było założyć rybne gospodarstwo. Jak Ledwie się ta ceremonia dokonała, aż do tego doszło i jak się urwało, opowiem tu dzyń-dzyń, dzwoneczek przy bryczce, na innej stronie [nie znaleźliśmy jej], którą ksiądz proboszcz jechał z Ostatni- na razie chodzi o stwierdzenie ważne- mi Olejami do konającego, a że wpadł we go (przynajmniej dla mnie) faktu, że 19 wspomnianą burzę, zawinął do pierw- marca 1909 roku w dworze ziemiań- szego napotkanego domu. Naturalnie skim, Purwiszki, urodził się Józef Ło- został przyjęty z otwartymi ramiona- bodowski, czyli ja. mi. Taka okazja! Zostałem ochrzczony 1 Irena Szypowska, Z tą nazwą miałem potem, już w gim- po raz drugi, już formalnie i święconą Łobodowski. Od „Ata- nazjum, pewne niemiłe kłopoty, bo wodą. Zawsze co ksiądz proboszcz to mana Łobody” do „Seniora Lobo”, Warsza- wystarczyło zmienić pierwszą literę nie dziadek, choćby najbardziej kocha- wa 2001, s. 8. i wychodziło niezbyt przyzwoicie. A po jący i kochany. Ale i na tym nie koniec.2 2 Tamże. nr 35 (2009) 9 Kalendarium życia Józefa Łobodowskiego

1910 – chrzest w Warszawie Irena Szypowska: Władysław i Ste- są nieważne, że prawdziwy chrzest ma fania Łobodowscy nagle zrujnowani się odbyć z prawdziwym ceremoniałem, (w 1910 roku sprzedali majątek niejakie- z muzyką organów, których w skrom- mu Macianisowi i wszystkie pieniądze nym purwiszańskim dworze, rzecz pro- na skutek krachu fi nansowego straciły sta, nie uświadczył. wartość), zatrzymali się na pewien czas Więc po raz trzeci zostałem ochrzczo- w Warszawie. Z tego okresu Józio za- ny, już jako pierworoczniak, na war- pamiętał: „idę z matką i siostrami do szawskich Bielanach, tam właśnie, kościoła na Powązkach... Dróżka była gdzie przed dwustu przeszło laty pan wysłana drobnymi kamieniami, nabra- Michał Wołodyjowski został porwa- łem ich mnóstwo do dziecinnych san- ny przez Onufrego Zagłobę. Ale, gdy dałków”. mnie chrzczono przy dźwięku organów Józef Łobodowski: [Gdy] rodzina zna- na Bielanach w roku 1910, nie miałem lazła się przejściowo w Warszawie, jeszcze pojęcia o przygodach bohate- ojciec uparł się, że tamte dwa chrzty rów Trylogii.3

1910-1915 – Lublin Irena Szypowska: [Ojciec Łobodow- tatusiem dwie dziewczynki w jasnych skiego] skierowany do ósmego batalio- sukienkach: młodsza – Władysława, nu saperów wyjechał z rodziną na stałe zwana w rodzinie Dziunią, z długimi do Lublina. Ale co w tej części Europy do pasa warkoczami związanymi na ko- i w tym wieku mogło być stałe? kardy – stoi; starsza, śliczna Janeczka W Lublinie spędzili kilka w mia- z krótkimi włosami, siedzi obok. Nie rę dostatnich i spokojnych lat. Z tego ma najstarszej, Marysi, która umarła okresu zachowała się reprezentacyjna na dyfteryt. Fotografi a mogła być zro- fotografi a w wymiarze „gabinetowym”: biona wiosną 1914 roku, bo chłopiec przystojny ofi cer z twarzą pełną god- wygląda na pięciolatka. Późniejsza być ności i powagi, łysiejący, ale z czarną nie mogła. wypielęgnowaną bródką, stoi obok W 1914 roku żołnierz poszedł na znacznie młodszej damy siedzącej na wojnę, trudną i dla Polaka w obcym krześle i przygarniającej do siebie syn- mundurze bezsensowną, a jego żona ka w marynarskim mundurku z grzyw- z niepokojem śledziła działania na fron- ką opadającą na czoło. (Przygarnia go, cie. Po pierwszych klęskach armii ro- na chwilę, do zdjęcia, bo utrzymać go syjskiej zaczęła się obawiać, że przyjdą przy sobie nigdy nie mogła, po pro- Niemcy i rodzina rosyjskiego ofi cera stu w ich stosunki wdał się „wicher hi- będzie zagrożona, a poza tym rozdzieli storii”). Pani Stefania uczesana jest do ich linia frontu. Podjęła wtedy decyzję góry, w kok, ubrana w suknię do samej przeniesienia się na czas wojny do Mos- 3 Tamże, s. 8-13. ziemi z białym, koronkowym żabotem. kwy. Podobnie postąpiło wiele rodzin 4 Tamże, s. 13-14. Oboje stanowią przystojną parę. Przed będących w takiej sytuacji.4

10 nr 35 (2009) Dzieciństwo i okres szkolny 1909-1931

1915-1917 – Rosja (Moskwa) W roku 1915 Łobodowscy przybyli do Mos- dwukrotnie niż za poprzednim razem. kwy. Dlaczego? – dziwi się matka – przecież Irena Szypowska: Rosjanie, przynaj- minął zaledwie miesiąc? Tak, madame, mniej początkowo, życzliwie patrzyli tłumaczy uprzejmy subiekt, ale właś- na polskich „bieżeńców”. Życie toczyło nie Niemcy zajęli Warszawę, najlepsze się mniej więcej normalnie. Łobodow- zabawki przychodziły z warszawskich scy zamieszkali w dobrej dzielnicy, mie- fabryk. […] li służącą, dziewczynę, którą zabrali ze Po dwóch latach prowadzenia wojny sobą z Lublina. sytuacja żywnościowa zaczęła się psuć, Dziewczynki poszły do gimnazjum, a po pierwszej mieńszewickiej rewolucji chłopiec uczył się w domu i bardzo i abdykacji Mikołaja II popsuła się cał- szybko opanował umiejętność czytania kowicie. Brakowało wszystkiego: mąki, i pisania po polsku i rosyjsku. Listy od cukru, tłuszczów. Jakoś późną jesienią ojca przychodziły regularnie, co roku tegoż roku przyszedł list od znajomych, spędzał nawet w domu niedługi urlop.5 którzy uprzednio wyjechali na północny Józef Łobodowski: Chociaż dzieci, Kaukaz. Zachęcali do przyjazdu. Matka bacznie śledziliśmy wydarzenia wojen- nie wahała się ani jednej chwili. Po dwóch ne. Zdarzyło się, że popsuła się moja tygodniach potrzebnych na likwidację ulubiona zabawka. Uprosiłem mat- mieszkania, sprzedaż rzeczy, spakowanie kę, aby mi kupiła taką samą. Idziemy się, [wsiedliśmy w] dalekobieżny pociąg do sklepu, okazuje się, że jest droższa Moskwa – Jekatierinodar.6

1917-1922 – Kubań (Północny Kaukaz), miasto Jejsk Józef Łobodowski: Wyładowaliśmy ców zostały po pewnym czasie prze- się w mieście Jejsku, na brzegu Morza niesione na stepy nadazowskie, między Azowskiego. Duży rybacki port, rozległe rzeki Kubań i Jeję. Przedtem koczowało ogrody i sady, w nich parterowe, jedno- tam wojownicze plemię Nahajców, bę- rodzinne domki. [Było to pod koniec dące w ciągłych konfl iktach z sąsiednimi lata 1917 roku]. […] Kałmukami oraz osiadłymi bardziej na Od małego byłem niezmiernie cieka- południe Czerkiesami. Suworow wyciął wy świata i ludzi. Od razu zwróciło moją ich w pień i na opustoszałe stepy przy- uwagę, że mieszczanie mówią dziwnym byli owi Kozacy ukraińscy. Budowali językiem: niby rosyjski, a wielu słów nie stanice i nadawali im nazwy kureni: Hu- rozumiałem. Dopiero matka mi wyjaśni- mańska, Perejesławska, Połtawska itd. ła, że miasto jest otoczone przez kozackie Gdzie jak gdzie, ale stare i oklepane stanice, gdzie zachowała się czysta mowa powiedzenie o ziemi „mlekiem i mio- ukraińska, bo przecież Kozacy kubańscy dem płynącej” tu, na kozackiej Kubań- to potomkowie dawnej Siczy Zaporo- szczyźnie, miało realne zastosowanie. skiej. Stąd w języku jejskich mieszczan Wspaniały czarnoziem, niekiedy głę- liczne naleciałości ukraińskie. boki na kilka metrów, rodził pszenicę Zacząłem szukać odpowiednich lek- tak wybujałą, że jeździec na koniu ginął tur i wkrótce dokładnie zorientowałem w niej, jak w lesie. Zatrzęsienie owoców: się w historii i rzeczywistości tego kraju. morele, brzoskwinie, rodzaj śliw zwa- Po zlikwidowaniu Siczy przez wojska nych tyczą, a przede wszystkim mnó- 5 Tamże, s. 14-15. Katarzyny Drugiej niedobitki Zaporoż- stwo znakomitych kawonów i melonów. 6 Tamże. nr 35 (2009) 11 Kalendarium życia Józefa Łobodowskiego

Gdy Kozak przywoził je na targ na downików po owoce, głównie more- dwukołowej wysokiej arbie, sprzedawał le. Trzęśliśmy drzewa, sami zbierając po dziesięć sztuk, pojedynczo nie chciał. do koszyków i dopiero wtedy morele Kawonami tuczono nierogaciznę. Do- szły na wagę; cośmy zjedli nie liczyło mowego ptactwa gospodynie nie po- się, a objadaliśmy się niewąsko. Morze trafi ły się doliczyć. Oczywista: konie, było płytkie, w limanie woda tak gęsta, bydło rogate. że nawet nie umiejący pływać utrzymy- Lud był dorodny, szczery, przyjazny, wali się na powierzchni. Roiło się od rozmiłowany w starych obyczajach „byczków”, bardzo smacznych nied- przeniesionych z głębi XVIII stulecia. użych ryb o wielkich łbach, stąd pew- Chodziłem często z siostrami do sa- nie ich nazwa.7

Rewolucja Józef Łobodowski: Rewolucja bolsze- trwała wojna z Polską i Czerwonej Ar- wicka początkowo niewiele tu zmieniła. mii nie stać było na tworzenie drugie- Władza w Jejsku znalazła się w rękach go frontu. Zaczęło się to dopiero po miejscowych, wszyscy się znali i do po- żniwach. Miasta już były wygłodzone, ważniejszych represji nie dochodziło. nie tylko tu – wszędzie! Opustoszały Ten pierwszy okres trwał krótko. Ko- wsie na całym Powołżu: setki tysięcy zacy kubańscy słusznie podejrzewa- chłopów wyruszały w zachodniopo- jąc, że bolszewicy spróbują im odebrać łudniowym kierunku, uciekając przed część posiadanej ziemi, burzyli się, aż głodową śmiercią. W Rostowie nad Do- wraz z powstaniem tzw. Białej Armii nem, gdzieśmy się zatrzymali na dwa pod dowództwem generałów Korni- tygodnie, zanim podstawiono eszelon, łowa, Markowa, Drozdowa wybuchło który nas zawiózł do Polski, na każdym powszechne powstanie. Był piękny sło- kroku zdarzało się widzieć trupy nie- neczny dzień, kiedy do Jejska wdarł się szczęsnych Powołżan. zagon kozacki pod atamanem Pukrow- Kozacy kubańscy nie chcieli dostar- skim. W lecie 1919 wyglądało na to, że czać żywności do miast. Nowe, sowie- bolszewizm zostanie zduszony. I gdyby ckie pieniądze, które im proponowano, na czele ruchu białogwardyjskiego stali nie miały żadnej wartości, zresztą nie ludzie o jako takim rozeznaniu politycz- było nic do kupienia (aż do NEP-u). nym i jasnej wizji historycznej, istotnie Wtedy zaczęły się przymusowe rekwi- po rewolucji bolszewickiej pozostało- zycje. Udawały się albo nie. Zdarzało by tylko złe wspomnienie. Nieszczęście się, że z komisji rekwizycyjnych, wy- chciało, że Korniłow, człowiek mający jeżdżających do stanic, nikt żywy nie takie rozeznanie, zginął na samym po- wracał. Sam widziałem wóz naładowany czątku, a na jego miejsce przyszli tacy jak pszenicą oraz uciętymi łapkami kurcząt. Denikin, baron von Wrangel, alkoholik Na górze poukładano zabitych. Oszczę- Mag-Majewskij. Zasadnicze błędy poli- dzono tylko jednego, by powoził niesa- tyczne i rażące pomyłki natury wojsko- mowitym transportem. Przypięto mu wej doprowadziły do rychłej katastrofy. do munduru arkusz papieru z szyder- Ruch białogwardyjski zamarł najpierw czym napisem: „Rekwizycja wypłacona na Ukrainie, Donie, Północnym Kau- w całości!”. kazie, na Krymie. Ale bywało także wręcz odwrotnie. Masowych represji wobec kozackich W drugiej połowie sierpnia co noc oglą- 7 Tamże, s. 15-19. stanic jeszcze nie stosowano. Jeszcze daliśmy na widnokręgu olbrzymie łuny,

12 nr 35 (2009) Dzieciństwo i okres szkolny 1909-1931 bo płonęły pobliskie niepokorne stani- ciach, a widział niemało i niejednego ce: Staromińska, Staroszczerbinowska... doświadczył. Rozpaczliwy opór został wszędzie zła- Józef Łobodowski: Widziałem, jak many; przewaga liczebna i techniczna Kozacy wieszali bolszewików, a bol- była zbyt wielka. Kubańszczyzna ponio- szewicy rozstrzeliwali Kozaków. sła w walkach 1920-1922 ciężkie straty, W miesiącach głodu kradłem. Nienawi- ale jeszcze nie została ranna śmiertel- ści do rewolucji nie czułem, choć jako nie. Takie rany zostały zadane dopiero syn ofi cera i obszarnika mógłbym mieć w latach przymusowej kolektywizacji. pretensje podobne do nieukojonych ża- W Rosji etniczny opór zdarzał się, ale lów ziemian wyeksmitowanych razem nigdy nie przybrał charakteru masowe- z pudlem Gagą z zacisznych dworków go. Na Ukrainie, Północnym Kaukazie kresowych […]. Zresztą miało się wtedy – tak! do całej ówczesnej rzeczywistości ro- Kozacy kubańscy, podobnie jak chłopi syjskiej stosunek lekko szyderczy, a na- ukraińscy, ginęli z głodu, tysiące poszły wet pobłażliwy. Wiedziało się przecież do łagrów. Inni zginęli w otwartej walce: i wierzyło: to tylko tutaj pijane cham- stanice były bombardowane przez lotni- stwo dorwało się do władzy i szaleje, ctwo, atakowane przez oddziały pancer- a tam, gdzie we mgle giną stalowe szy- ne. Praktycznie – Kozaczyzna zginęła” ny kolei, za górami, za lasami wyrasta […]. Byłem w Rosji przez najgorętsze polska ojczyzna, kraj mlekiem spra- lata. Rewolucję przeżywałem na ulicy. wiedliwości i miodem zgody płynący, Już wtedy, jako sprzedawca papierosów kraj szklanych domów... Zatrzyma się i tytoniu, wchodziłem w konfl ikt z wła- repatriancki eszelon, zabierze polskich dzą […]. Przyjaźniłem się z bezdomnymi bieżeńcow i... pominaj kak zwali! Tak dziećmi portowymi ku rozpaczy moich łatwiej było znosić głód, chłód, tyfus rodziców.8 i wszy. Irena Szypowska: Handlował samo- Irena Szypowska: Dzięki temu dystan- gonem i papierosami, nielegalnie pro- sowi łatwiej było też dostrzec w człowie- dukowanymi w domu. Dwie doby ku jego upodlenie lub wyszlachetnienie, przesiedział w celi więziennej. Miał zupełnie niezależne od przynależności wtedy dwanaście lat. Swoim koleżkom klasowej. Jako przykład pobudek mo- poświęcił późniejszy wiersz Łobuzerskie, ralnych kierujących ludźmi podaje Ło- w którym pisał z patosem: bodowski uratowanie przez jego ojca od stryczka komisarza bolszewickiego Uroczyście was dzisiaj pozdrawiam, w okresie masakry czerwonych doko- o, łobuzy czarnomorskich nywanej w 1920 roku przez karny ba- bulwarów, talion markowców, a rok później, gdy razem nas wicher szorstki karta się odwróciła, wybawienie polskiej nosili na skrzydłach pożaru... rodziny przez tegoż komisarza od woja- żu na Wyspy Sołowieckie. Pamięć tych W cytowanym artykule pisze Łobo- wydarzeń przechowuje jeszcze rodzina dowski o swych obserwacjach i odczu- pisarza.9

1922 – powrót do Polski Irena Szypowska: W 1922 roku we kończył życie. „Nie przetrzymał wojny czworo wyruszyli w drogę do Polski. i rewolucji” – mówi się w rodzinie. Syn 8 Tamże. Ojciec już nie żył. 4 marca nagle za- własnymi rękami zrobił mu trumnę. Do 9 Tamże. nr 35 (2009) 13 Kalendarium życia Józefa Łobodowskiego

Rostowa nad Donem dopłynęli statkiem, chowano ją tuż za granicą, na polskiej a stamtąd po kilku tygodniach oczeki- ziemi. Dojechali więc do Lublina we wania w strasznych warunkach, zarażeni troje: wdowa, która przeżyła gehennę, tyfusem, wsiedli do pociągu dla polskich siedemnastoletnia panienka i trzynasto- repatriantów. Tylko Józek ustrzegł się letni wyrostek, który stanowczo za dużo choroby. Starsza dziewczynka, śliczna już w swym życiu widział, nad wiek był Janeczka, zmarła podczas podróży i po- doświadczony i samodzielny.10

1922-1931 – Lublin: szkoła powszechna, gimnazjum W roku 1924 Łobodowski ukończył szkołę wizję szkoły i apodyktyczny styl kiero- powszechną i zdał egzamin do gimnazjum wania procesem wychowawczym. Moż- matematyczno-przyrodniczgo im. Hetmana liwe, że będąca pod wpływem rodziny Jana Zamoyskiego. matka chciała, aby chłopiec, wychowu- Irena Szypowska: W Lublinie były jący się bez ojca, poddał się dyscyplinie wówczas dwa ośmioklasowe gimna- i utemperował. Ale uczniowie „Zamoy- zja męskie o kierunku klasycznym, ale skiego”, podobnie jak wszystkich innych w państwowym nie było miejsc, a pry- szkół, łatwo i chętnie ulegali wtedy watne było za drogie dla wdowy, utrzy- wpływom powojennej obyczajowości mującej się z emerytury po mężu (siostra i mody, znacznie swobodniejszej, szo- Dziunia od razu zaczęła pracować w Dy- kującej starsze pokolenie, co wywoły- rekcji Poczt i Telegrafów, wyszła za mąż, wało konfl ikty z dyrektorem i gronem owdowiała i została sama z dwuletnim pedagogicznym. Chłopcy zaczynali na- synkiem). Józio został więc uczniem miętnie uprawiać sport i to nie w szkole, Gimnazjum Państwowego im. Hetma- gdzie nie było żadnych po temu warun- na Jana Zamoyskiego, będącego szko- ków, ale w klubach miejskich. Lubel- łą realną, nastawioną trochę bardziej scy kibice długo pamiętali prawdziwą na przygotowanie do życia praktyczne- walkę, jaka rozgorzała w mieście, gdy go niż na bezinteresowne kształcenie dyrektor Gostyński zabronił uczniowi, umysłowe. znakomitemu, niezastąpionemu bram- Brakowało chłopcu dobrych podstaw karzowi „Lublinianki” należeć do tego w naukach matematyczno-przyrodni- klubu i walczyć w jego barwach. Atmo- czych, uwielbiał za to poezję, zwłaszcza sfera panująca w gimnazjum odpowia- Słowackiego, wyróżniał się pasją pozna- dała jednak Łobodowskiemu, a drobne wania, a ponadto posiadał umiejętności przeszkody tylko ożywiały jego energię rzadkie i cenne, takie jak dar pięknego i pomysłowość. Nauczyciele byli do- opowiadania, sprawdzony już na Ku- brymi specjalistami swoich dziedzin baniu, gdy swym koleżkom Kozakom i choć nie zawsze mieli przygotowanie i Ormianom opowiadał Trylogię tak, że pedagogiczne, szanowali indywidual- im dech zapierało w piersiach, wyróż- ność uczniów, popierali ich aktywność niała go też zdolność przekonywania i samodzielność, wierzyli w nich i za- o swych racjach. Te cechy zachował do wsze gotowi byli pomóc. Chociaż sami końca życia. w większości nastawieni byli zachowaw- Pewną rolę w decyzji matki mogła czo, umożliwiali uczniom wyrażanie odegrać osoba dyrektora i kierunek, jaki swych poglądów, uznając to za koniecz- nadawał on wychowaniu. Gimnazjum ny warunek dojrzewania umysłowego Zamoyskiego prowadził ksiądz Gostyń- i obywatelskiego. „Byliśmy indywidu- 10 Tamże. ski, jezuita mający nieco staroświecką alistami, zdecydowanie pozbawionymi

14 nr 35 (2009) Dzieciństwo i okres szkolny 1909-1931 instynktów stadnych, co zresztą wcale com wydawanie szkolnego pisma litera- nie wykluczało ofi arności i zdolności do ckiego. Przegłosowano tytuł „W Słońce”, poświęceń” – twierdził po latach Ło- chociaż Łobodowskiemu wcale się nie bodowski i na pewno ta charakterysty- podobał i jego właśnie wybrano na re- ka środowiska odnosi się zwłaszcza do daktora. Utrzymał to stanowisko do cza- niego samego i to nie tylko wtedy, gdy su, gdy znalazł się w klasie maturalnej, był uczniem, ale w ciągu całego życia. wtedy zwyczajowo zwalniano uczniów Ten indywidualista, starszy trochę od ze wszystkich funkcji, aby się mogli do- swoich kolegów, bo „opóźniony z powo- brze przygotować do egzaminu. du wojny” (Ileż polskich pokoleń miało Młody redaktor odznaczał się nie- swoich „przerośniętych”! Ileż razy we zwykłą aktywnością, wykraczającą wspomnieniach nauczycieli znajdujemy poza mury szkoły. W dniu jego pogrze- uwagi o tych, co się uczyli „z większym bu w 1988 roku rozmawiałam w Lublinie niż inni zapałem!”), lubił się afi szować z jego szkolnymi kolegami i koleżanka- ateizmem i lewicowością oraz zabierać mi ze szkół żeńskich. Po sześćdziesięciu głos nie pytany. Głośne były jego utarcz- latach jeszcze go pamiętali jako reżysera ki z profesorami. Mimo to cieszył się Dam i huzarów Fredry, wystawionych wyrozumiałością pedagogów i protekcją w międzyszkolnym teatrze, i jako ak- prefekta, księdza Ludwika Zalewskiego, tora grającego w Mazepie Słowackiego opiekuna uzdolnionej młodzieży, miłoś- z wielką ekspresją rolę Wojewody. nika poezji i przyszłego wydawcy Anto- Cały tekst tego dramatu pamiętał do logii współczesnych poetów lubelskich. końca życia i mógł recytować w każdej Możliwe, że księdzu Zalewskiemu już chwili. Pamięć miał zawsze fenomenal- wtedy podobały się wiersze niesfornego ną, umysł przenikliwy i samodzielny, ucznia lub przynajmniej to, że je układał. czytał szybko i od razu wychwytywał Łobodowski pisać zaczął bardzo istotę rzeczy, był spostrzegawczy i miał wcześnie, tuż po powrocie z Rosji; poe- szeroką skalę zainteresowań i możliwo- zjowało kilku uczniów gimnazjum, mię- ści. „Był kimś”, jak to się mówi. Wcześ- dzy innymi Stefan Kurowski, późniejszy nie stał się indywidualnością. Wszystko profesor Katolickiego Uniwersytetu to sprawiało, że mimo kłopotów, jakich Lubelskiego. Polonista Paweł Gdula przysparzał szkole, nauczyciele i dy- (nota bene wysoko oceniający pisarskie rektor lubili go, starali się mu pomóc zdolności młodzieńca) sprzyjał temu i doprowadzić do matury. Nie ułatwiał i pewnego razu zaproponował chłop- tego.11

1929-1930 – przerwa w nauce Przez cały rok od marca 1929 do lutego 1930 czął pracować na poczcie, a potem w te- Łobodowski pracował jako telegrafi sta. legrafi e. Wtedy dyrektorowi zrobiło się go Irena Szypowska: Będąc w siódmej kla- żal i zaproponował powrót. Łobodowski sie w ogóle nie zjawiał się na lekcjach ma- przystał na to, ale musiano mu udzielić tematyki i fi zyki. Wyrzucono go za to ze zgody na dawanie korepetycji. Przyzwy- 11 Tamże, s. 20-22. szkoły. Uznał zasadność tej decyzji i za- czaił się już do własnych pieniędzy.12 12 Tamże.

nr 35 (2009) 15 Kalendarium życia Józefa Łobodowskiego

Łobodowski – poetycki agitator Irena Szypowska: Buntowniczo na- uczucia, gotowi byli razem z nim „coś stawieni młodzi robotnicy, uczniowie zrobić, gdzieś biec”. Natomiast na py- i studenci rozpłomieniali się, gdy Ło- tanie, co zrobić i gdzie biec, skwapli- bodowski w swym granatowym mun- wie odpowiadali młodym idealistom durze telegrafi sty (a nie w smokingu „doświadczeni towarzysze”, którzy nie z kwiatem w butonierce) z ekspresją wiadomo jak i kiedy, wciągali w wir pra- recytował swe wiersze. Wyrażał ich cy agitacyjnej.13

1929 – Słońce przez szpary Irena Szypowska: W 1929 roku, jesz- i ten zachęcił go do poezjowania. Ło- cze jako uczeń, wydał pierwszy tom bodowski postąpił podobnie, a Tuwim wierszy Słońce przez szpary. Właśnie otrzymawszy Słońce przez szpary odpo- wtedy w „Wiadomościach Literackich” wiedział: „Za dużo w tomiku wierszy, ukazało się wspomnienie Juliana Tu- za dużo w wierszach słów, ale są i bar- wima o tym, jak posłał swoje wiersze dzo dobre (Atawizm)”. Przeczytajmy uwielbianemu Leopoldowi Staffowi fragment:

Idziesz przez miejskie ogrody pod kloszem błękitnej pogody, znajomym oddajesz ukłony, uśmiechy mężczyznom młodym... (a w serce skrzydłem dalekim uderza coś przenikliwie i pod twą stopą trzeszczy wilgotne, leśne igliwie).

Usiadłaś za loży barierą w ogromnym ciemnym teatrze, słuchasz słów niedalekich, na bliskie postacie patrzysz, jak pada zatruty Hamlet, szlachetny się męczy Akosta... (a twoje nagie ramiona wicher ostępów chłosta).

Na miękkiej, ciepłej kanapie, jak na samotnej estradzie, z obcą, dziwaczną książką w leniwej ręce się kładziesz... (a przez pokraczne literki, przez niepotrzebną kartę ognisko wilgotnej jaskini świeci w źrenice otwarte).

Dzisiaj niedbale przegięta przez biały leżak – Jutro gorącą piersią oparta na fraku tancerza; (...a w ustach smak leśnych jagód i czyjaś ręka kosmata, co w mchy wysokie zaciąga i władnie kibić oplata...)

Ten wiersz – jeden z pierwszych, jakie jąc kłopotów i utrudniając konwen- wyszły spod pióra Łobodowskiego – cjonalne stosunki z ludźmi. Głębokie trafi a w istotę jego osobowości: kultura odczucie związku z naturą wzmagało i natura nigdy nie mogły się w nim har- jednak siły witalne i chroniło przed ni- 13 Tamże. monijnie zespolić, dzikość wyzierała hilizmem. Tak było zawsze, do końca 14 Tamże, s. 23-24. spod układności i ogłady, przysparza- jego dni.14

16 nr 35 (2009) Dzieciństwo i okres szkolny 1909-1931

1931 – matura Irena Szypowska: Najważniejszym prob- przez trzy noce wkuwał setkę wzorów al- lemem podczas egzaminu dojrzałości gebraicznych, geometrycznych, trygono- mogła być matematyka. Profesor Bogu- metrycznych. Gdzie się uczył? Zapewniał, cki, zwany nie wiadomo dlaczego Rułą, że na ławeczce cmentarza przy ulicy Li- świadomy tego, że Józek jest bardzo słaby powej, przy grobowcu, w którym w 1863 z jego przedmiotu i na maturze nie roz- roku ukrywał się jego dziad. Spróbował wiąże zadań pisemnych, a zbyt honorowy jego doświadczenia, pokonał strach, jest na to, aby ściągać, wezwał go do siebie wzory wprawdzie szybko zapomniał, ale na pewien czas przed terminem i zapo- na zawsze zapamiętał księżycowe noce wiedział (jak wspominał delikwent), że majowe, śpiew słowików i zapach jaśmi- podczas egzaminu ustnego (w pewnym nów. Stary cmentarz lubelski będzie się sensie poprawkowego, bo nie obowią- pojawiać często w jego wierszach pisa- zującego tych, co zdali pisemny), będzie nych w późniejszych latach na obczyźnie go pytał wyłącznie z wzorów. Abiturient (Cmentarz w Lublinie):

Zawsze lubiłem cmentarze. Lubiłem w nocy drzemać wśród grobów, porwanych powodzią jaśminów. Powietrze zalewało krtań chmielnym płynem, słowiki krzyczały na cały świat o swoim szczęściu, oszalałe, w miłości niesamowite.

Maturę złożył w 1931 roku. Otrzymał lozofi i, religii i ćwiczeń cielesnych miał bardzo dobrą notę z języka polskiego oceny dobre, z pozostałych przedmio- oraz z historii, połączonej wówczas z na- tów – dostateczne. Był to niezły rezultat, uką o Polsce współczesnej. Te przed- szczególnie jeśli się weźmie pod uwagę, mioty pasjonowały go bardzo i znał je że uczenie się nie było ani jedynym ani znacznie lepiej, niż tego wymagano. najważniejszym zajęciem tego gimna- Z przyrodoznawstwa, propedeutyki fi - zjalisty.15 15 Tamże, s. 20-23.

nr 35 (2009) 17 1931 – początek studiów w Katolickim Uniwersytecie 1934 – przekład utworów Tarasa Szewczenki na za- Lubelskim na Wydziale Praw. mówienie Ukraińskiego Instytutu Naukowego 1931 – O czerwonej krwi – tomik skonfi skowany, postę- w Warszawie; książka ukazała się w 1936 roku powanie sądowe przeciwko poecie za obrazę w 75. rocznicę śmierci ukraińskiego poety, za- moralno-religijną i za działalność polityczną. wierała 21 przekładów Łobodowskiego. Dzięki pomocy adwokata lubelskiego Konra- 1935 – tom Rozmowa z ojczyzną. da Bielskiego oraz warszawskiego adwokata 1935 – nielegalna i ryzykowna podróż do Kijowa i na i krytyka literackiego Emila Reitera zawieszono Wołyń – ogląd realnej sytuacji w Związku So- karę więzienia. wieckim, kategoryczne zerwanie z ideologią 1931 – Gwiezdny psałterz – drugi tomik zawierają- komunistyczną. cy obok własnych wierszy Łobodowskiego – Po powrocie zaangażował się w obronę przekłady utworów ukraińskich, rosyjskich, spraw ukraińskich, między innymi w głośnych białoruskich. Tom ten miał ukazać się razem artykułach prasowych. ze skonfi skowanym zbiorem O czerwonej krwi. 1936 – tom Demonom nocy (Nagroda Młodych Pol- 1930-1939 – działalność translatorska, okres przed- skiej Akademii Literatury). wojenny – głównie utwory propolskie i an- 1937 – nieudana (z powodów fi nansowych) próba tymoskiewskie. wznowienia „Kuriera Lubelskiego”. 5 lutego 1932 – wydalenie z KUL-u z „wilczym bile- – Wydanie Lubelskiej Szopki Politycznej. tem”; odtąd Łobodowski stał się popularny 1937-1938 – praca w tygodniku „Wołyń” (współpraca jako „poeta konfi skowany”. już od 1933 roku) w Łucku – tematyka polsko- 1932 – początek dorosłej działalności wydawniczej: re- ukraińska; współpraca z wojewodą wołyńskim daktor proletariackich miesięczników „Trybu- Henrykiem Józewskim. na” (1932-1935) i „Barykady” (1932), w których – Silne starcia polityczno-społeczne, aktywne publikował swoje wiersze i artykuły; czasopis- życie kulturalno-towarzyskie. ma bardzo często konfi skowane. 1 marca 1938 – potajemny ślub z Jadwigą Kuryłło Październik 1932 – redakcja „Kuriera Lubelskiego” w Katedrze Lubelskiej – rodzice żony nie zga- (przejęta po Józefi e Czechowiczu na niedłu- dzali się na ślub ze względu na złą sławę jaka gi okres). towarzyszyła poecie; po ślubie Łobodowscy 1932-1988 – zaangażowanie w sprawę pojednania osiedlili się w Łucku. polsko-ukraińskiego (utwory, artykuły, wystą- Grudzień 1938 – wraz z żoną przeniósł się do War- pienia, spotkania). szawy (we wrześniu 1939 wojna przerwała 1932 – tom W przeddzień. małżeństwo). – Wcielony do wojska i skierowany do szkoły 1938-1939 – przyjaźnie z poetami (Czechowicz, Tu- podchorążych przy 44. Pułku Strzelców Kre- wim, Wierzyński). sowych w Równem. – Współpraca z czasopismami: „Droga”, „Ka- – Miłość do Zuzanny Ginczanki, poetki po- mena”, „Skamander”, „Marchołt”, „Wiadomości chodzenia żydowskiego (rozstrzelana przez Literackie”, „Myśl Polska”, „Wschód”, „Biuletyn gestapo w 1944 roku); w 1987 roku poświęcił Polsko-Ukraiński”, z Instytutem Wschodnim i zadedykował jej tom Pamięci Sulamity. i związkiem „Prometeusz” zrzeszającym emi- 1933 – został członkiem Zarządu Związku Literatów grantów rosyjskich, ukraińskich, gruzińskich oddz. w Lublinie. oraz z czasopismem „My” tworzonym przez 1934-1935 – prezes Związku Literatów w Lublinie. ukraińskich pisarzy i działaczy społecznych. Marzec 1934 – aresztowany pod zarzutem głoszenia – Współpraca z Polskim Radiem. propagandy komunistycznej w szkole pod- 1939 – tom Złota Hramota złożony w wydawnictwie chorążych (na dzień przed wyjazdem na urlop Jakuba Mortkowicza – wybuch wojny unie- do Warszawy); trafi ł do okręgowego więzienia możliwił wydanie książki, ukazała się dopiero w Lublinie. po latach, na emigracji (1954). 1934 – po usunięciu z wojska udał się do Warszawy. 1939 – czterotomowa antologia poezji ukraińskiej 1934-35 – redaktor czasopisma „Dźwigary”. w tłumaczeniu Łobodowskiego (m.in. poezje 1935 – tom przekładów U przyjaciół (Biblioteka Poe- Pawła Tyczyny, Jewhena Małaniuka, Ołeha Ol- tycka „Dźwigarów”) – wiersze Lermontowa, życza i inych) złożona w wydawnictwie F. Hoe- Błoka, Majakowskiego, Jasienina. sicka – nie wydana z powodu wybuchu wojny. Studia i działalność publicystyczno-pisarska 1931-1939

1931

Radykalizacja młodzieży W roku 1931, w maju, Łobodowski zdał jeśli się tylko chce. Pragnie przybliżyć wszystkie egzaminy maturalne i zapisał zwycięstwo dobra nad złem, sprawied- się na prawo w Katolickim Uniwersytecie liwości nad krzywdą, piękna nad brzy- Lubelskim. dotą. Rzuca się wtedy w wir namiętnych Irena Szypowska: W latach, gdy Ło- i zażartych dyskusji, przewracając całą bodowski kończył gimnazjum, mło- ludzkość do góry nogami. Przebudowę dzież bardzo się radykalizowała. Był to świata zaczyna od... świata.16 okres wielkiego załamania gospodar- Na jesieni 1931 Łobodowski zaczął współ- czego w całej Europie, szczególnie bo- pracę z Czechowiczem przy tworzeniu no- lesny i ciężki w Polsce, która nie zdążyła wego pisma „Kurier Lubelski”. W tym czasie jeszcze okrzepnąć i zbudować mocnych przygotowuje do druku dwa tomiki poezji: podstaw samodzielnej egzystencji. Wieś Gwiezdny psałterz i O czerwonej krwi. była ciągle bardzo biedna, w miastach Janusz Kryszak: [Gwiezdny psałterz po- zaczynało być trudno o pracę. dobnie jak poprzedni tom Słońce przez W całej Europie odczuwało się kry- szpary (1929)] to tomy pisane pod wy- zys systemu demokratyczno-parlamen- raźnym wpływem Skamandrytów, głów- tarnego, który wybrali dla siebie także nie Kazimierza Wierzyńskiego i Juliana Polacy odtwarzający swą państwowość Tuwima; pojawiły się niemalże te same po pierwszej wojnie światowej. Wy- motywy, te same pojęcia, a przede rażało się to w popularności ideologii wszystkim bardzo zbliżona była atmo- faszystowskiej i eksperymentu komu- sfera tych tomów, atmosfera fascynacji nistycznego szczególnie wśród mło- biologią, siłą życia, radością życia – dych, łatwowiernych i niecierpliwych. to najbardziej charakterystyczne rysy, Pierwsze, jeszcze nieznaczne przejawy które wskazywały na to, że terminował niepokoju i szamotania się młodzieży Łobodowski, jako poeta, w szkole Ska- 16 Irena Szypowska, zasygnalizował Stefan Żeromski w swej mandrytów.17 Łobodowski: Od „Ata- mana Łobody” do ostatniej powieści [Przedwiośnie]. [...] Tom Gwiezdny psałterz zamykał pierwszy, „Seniora Lobo”, Warsza- Bunt przeciw przyziemności, małości, najwcześniejszy okres twórczości Łobodow- wa 2001, s. 25-26. lenistwu umysłowemu i obojętności na skiego. Wyszedł on najprawdopodobniej 17 Audycja Marii Brze- los innych ludzi – zawsze charakteryzu- późną jesienią 1931 roku, na co wskazują zińskiej z 1981 roku pt. Poeta grozy, szczęścia – ją młode pokolenie. Widzi ono ostrzej wspomnienia Łobodowskiego. Jednak zapo- Józef Łobodowski, tran- wszystkie ułomności organizacji społecz- wiedź tego tomu ukazała się dopiero w lutym skrypcja i opracowanie nej i uważa, że można je zlikwidować, 1932 w „Kurierze Lubelskim”. Julita Nowicka.

nr 35 (2009) 19 Kalendarium życia Józefa Łobodowskiego

1932

1931-1932 – Gwiezdny psałterz Irena Szypowska: Ujawnił w nim dużą zręcznym naśladowcą optymistycznych, skalę możliwości imitacyjnych. Okazał żywiołowych poezji Wierzyńskiego. się pojętnym uczniem Staff a w takich Echo Wiosny i wina odzywa się w wier- wierszach jak Dzieża, Lato, utrzyma- szu Podniesienie, wyrażającym jednak nych w stylu Ścieżek polnych, i bardzo prawdziwy stan duszy młodzieńca:

Ach, świat! – ach miłość! – ziemia klęka i wśród kwitnących traw się tarza, a człowiek niesie życie w rękach, jak ksiądz monstrancję u ołtarza.

W podobnym stylu utrzymywany jest ny mistrzowi Julianowi. Kończy go za- programowy wiersz Poezja, dedykowa- powiedź:

A sam będę wichurą, co chadza po świecie, leśne chaszcze tumani, kurzawą się szasta i strudzone postoły smutnemu poecie na spotkanie potęgom wyprowadza z miasta.

Odmiennym tonem, jakby z Bruno- szy przywołujący wspomnienie głodu na Jasieńskiego, brzmi Hymn brzucha doznanego w Rosji, głodu doprowadza- wprowadzający dysonans do zbioru jącego do tego, że kamienicę wymienia- postskamandryckiego, bo po raz pierw- no na worek mąki:

tarza się w głodzie potwór kostropaty, miłości nie chce, bliźnich mu nie trzeba i bucha ziemią ocean zatarty w dzikim okrzyku: – chleba! – chleba!! – chleba!!!18

Wspomniana wyżej notatka z „Kuriera Lu- wonej krwi, która w międzyczasie została belskiego” (9 lutego 1932) zatytułowana z polecenia prokuratury skonfi skowana”. była Echa konfi skaty. Oto jej treść: „Jak się Tymczasem Łobodowski, wspominając dowiadujemy wkrótce ukaże się na półkach ten okres czasu, mówi, że kolejność wydania księgarskich książka pt. Gwiezdny psałterz. tych tomików była odwrotna. Komu wie- Autorem jej jest p. Józef Łobodowski, poeta, rzyć – poecie czy notatce prasowej? Można którego tom wierszy O czerwonej krwi skon- postawić hipotezę, że Gwiezdny psałterz rze- fi skowano przed kilkoma dniami. czywiście wyszedł na jesieni 1931 roku, lecz Notatka ta wskazuje jednoznacznie, że nie zwrócił na siebie uwagi żadnej krytyki Gwiezdny psałterz ukazał się już po wyda- i Łobodowski po konfi skacie tomu O czer- niu O czerwonej krwi. W reklamie tego tomu wonej krwi postanowił zadbać o reklamę („Trybuna” 1 marca 1932, nr 1) przygotowa- niezauważonego wcześniej Gwiezdnego psał- 18 Irena Szypowska, nej przez Łobodowskiego czytamy: „[...] tom terza, wykorzystując atmosferę skandalu, Łobodowski..., s. 25-27. ten miał ukazać się razem z książką O czer- jaka wtedy się wytworzyła wokół jego osoby.

20 nr 35 (2009) Studia i działalność publicystyczno-pisarska 1931-1939

1932 – O czerwonej krwi W styczniu 1932 roku ukazuje się tom poezji a ziemia dudni pod nami Łobodowskiego O czerwonej krwi. i wzbiera groźną nowiną Jan Kryszak: Wiersze zamieszczone wygraża pięściami jak wiec, w tym tomie są odbiciem ważnego mo- że trzeba porwać się z miejsca, mentu w biografi i Łobodowskiego, zwią- ogromny sztandar rozwinąć, zanego z początkiem lat trzydziestych. że trzeba coś zrobić, gdzieś biec. Moment ten sprzyja i prowadzi do pew- nych przemian w jego poetyce, w jego [...] Poezja Łobodowskiego odpo- myśleniu o poezji, w jego wyobraźni poe- wiadała rodzącej się awangardzie arty- tyckiej. To okres, w którym Łobodow- stycznej, nowemu pokoleniu poetów, ski zbliża się – mówiąc bardzo umownie debiutujących w latach trzydziestych – do lewicy literackiej, do kręgów na- i odrzucających zarówno tradycje ska- stawionych radykalnie, jeśli chodzi o po- mandryckie, jak i wzory tworzone przez glądy społeczne, o poglądy polityczne.19 Przybosia i Peipera, „papieży” awangar- Irena Szypowska: W 1932 roku wy- dy krakowskiej. Czesław Miłosz pisał: szedł jeszcze w dwustu pięćdziesięciu „Łobodowski jest wyjątkowo poważ- egzemplarzach tomik O czerwonej krwi, nym pisarzem, [...] ten człowiek głosem składający się z utworów rewolucyjnych, ochrypłym od agitatorskiego wrzasku wyrażających bunt przeciw obowiązują- mówi do nas przejmująco i przekonu- cej moralności i wszystkim autorytetom. jąco”.20 Był on zainspirowany Odami barba- Wiersze Łobodowskiego zapewne nie zwró- rzyńskimi Giosue Carducciego, laureata ciłyby żadnej uwagi czytelników i krytyki Literackiej Nagrody Nobla, oraz twór- literackiej, gdyby nie ingerencja prokuratora czością Włodzimierza Majakowskiego. i decyzja Sądu Okręgowego o konfi skacie Wiersz tytułowy zawierał strofę: tomu O czerwonej krwi.

1932 – pierwszy proces „literacki” Józefa Łobodowskiego Józef Zięba: W 33. numerze „Kurie- nią rangę. Nie zachowały się akta doty- ra Lubelskiego” ukazała się intrygująca czące tej sprawy. Miernowski zapewne notatka, informująca, iż ostatnią sensa- bronił skutecznie, skoro oskarżony, poza cją kulturalnego Lublina jest konfi skata konfi skatą tomu, nie otrzymał żadnej książki Łobodowskiego. „Jak się dowia- kary. Konfi skata tomu zaciążyła jednak dujemy – donosił «Kurier» – równo- na życiorysie Łobodowskiego.21 cześnie z konfi skatą tomu wytoczono Józef Łobodowski: [Tom] O czerwonej autorowi proces o bluźnierstwo, podbu- krwi został skonfi skowany. Konfi skata rzanie tłumu itp. Na rozprawie sądowej, zresztą zupełnie bezsensowna, dlatego która odbędzie się wkrótce, bronić będą że wiersze w tym tomie były, powiedz- poetę p.p. Kazimierz Miernowski i apl. my, rewolucyjne i określone jako amo- adw. Wł. Mazurkiewicz”. ralne, ale to były przecież tylko echa Miernowski był znanym adwokatem, lektur. Dlaczego wiersze Carducciego 19 Poeta grozy... przyjaźnił się z Czechowiczem i pozo- są polecane w gimnazjum jako lektu- 20 Irena Szypowska, stawał w bliskich kontaktach ze środo- ra nadobowiązkowa, czy dlatego, że Łobodowski..., s. 25-27. 21 wiskiem literackim Lublina. Podjęcie otrzymał Nagrodę Nobla? Bo przecież Józef Zięba, Żywot Józefa Łobodowskiego obrony młodego poety przez autorytet u Carducciego jest dużo wierszy atei- (1), „Relacje” nr 3, 1989, prawniczy nadawało sprawie odpowied- stycznych, rewolucyjnych, na przykład s. 4. nr 35 (2009) 21 Kalendarium życia Józefa Łobodowskiego

Hymn do szatana – wycofajcie Carduc- wego tomiku Łobodowskiego Gwiezdny ciego z bibliotek szkolnych!22 psałterz, mimo że tomik ten był już wy- W lutym ukazuje się w „Kurierze Lu- dany! belskim” wspomniana zapowiedź no-

1-5 lutego 1932 – usunięcie Łobodowskiego z KUL-u Józef Zięba: O wszczęciu postępowania Jak wspomniałem, w zachowawczych karnego prokurator powiadomił 1 lutego kręgach Łobodowski miał już ustaloną 1932 roku rektora KUL-u, ks. J. Kruszyń- opinię. Wyraził ją ks. Z. Goliński, pole- skiego. Skutek był niemal natychmiasto- mizując z nim w „Głosie Lubelskim” (10 wy. Już 5 lutego na posiedzeniu Senatu lutego 1932) w artykule Antykatolickie postanowiono relegować Łobodowskie- wystąpienie Kuriera Lubelskiego pod go z uczelni. W ślad za tą decyzją zo- pręgierzem opinii publicznej. Ks. Goliń- stało nawet rozesłane do wszystkich ski pisał: „Znając p. Ł[obodowskiego] państwowych uniwersytetów poufne z jego wypowiedzeń się, artykułów pismo, informujące, iż „student 1 roku w pismach i poezji, stwierdzić trzeba, prawa Katolickiego Uniwersytetu Lubel- że dominantą w jego usposobieniu jest skiego, Józef Łobodowski, za szerzenie nienawiść do religii i Kościoła katoli- pornografi i i bluźnierstwa, w wydanych ckiego”. przez siebie utworach poetyckich, skonfi - Konfi skata tomu, relegowanie z uczel- skowanych przez władze prokuratorskie, ni i podobne do powyższej opinie stwo- decyzją Senatu dn. 5 lutego r.b. został rzyły wokół Łobodowskiego atmosferę z Uniwersytetu relegowany” [17 lutego sensacji. W radykalnych kręgach mło- 1932]. (Z akt osobowych J. Łobodow- dzieży i inteligencji zyskał na popu- skiego, Archiwum KUL). larności jako „poeta skonfi skowany”. Obecnie może dziwić tak szybka Trzeba przyznać, że potrafi ł okolicz- i kategoryczna reakcja Senatu w znanej ności te odpowiednio zdyskontować.23 skądinąd z dużej tolerancji uczelni. Po Działania władz KUL-u (w tym rozesłanie otrzymaniu poufnego pisma prokurato- 17 lutego „wilczego biletu” do wszystkich ra, Senat natychmiast usuwa studenta, uczelni w kraju) spowodowały nie tylko a rektor wysyła do wszystkich uniwersy- przerwanie studiów, ale przede wszystkim tetów w kraju pismo, które można trak- uniemożliwienie jakiejkolwiek nauki na stu- tować jak „wilczy bilet”. Łobodowski już diach w Polsce, co miało o wiele poważniejsze praktycznie nie mógł ubiegać się o przy- konsekwencje. jęcie na jakikolwiek uniwersytet i konty- Irena Szypowska: Nie mógł kontynuo- nuować rozpoczętych studiów. wać zaledwie rozpoczętych studiów na Nie zachowały się protokóły z po- żadnej uczelni. Przestał widzieć siebie siedzeń Senatu. Trudno więc obecnie jako człowieka z zawodem dającym do- domyślać się, jakie dodatkowe moty- bre podstawy egzystencji. Stracił grunt wy przemawiały za podjęciem takiej pod nogami. Musiał to być także wielki właśnie decyzji. Można jedynie powąt- cios dla matki jedynaka. A poza tym, piewać, by wszyscy członkowie Senatu o czym zapewne nie myślał i czego nie mogli w tak krótkim czasie zapoznać się doceniał, został pozbawiony czynni- z tomem wierszy, który był już skonfi - ka dyscyplinującego jego nieokiełzna- 22 Za: Irena Szypowska, skowany. Bez wątpienia musiały istnieć ną naturę i niezależny umysł. Dobrze Łobodowski..., s. 27-28. 23 Józef Zięba, Żywot jeszcze inne powody skłaniające władze by mu zrobiły studia, podczas których (1)..., s. 4. uczelni do natychmiastowego działania. bada się różne systemy prawne i anali-

22 nr 35 (2009) Studia i działalność publicystyczno-pisarska 1931-1939 zuje różne odruchy ludzkie, które niepo- dane zjawisko z przeciwnego punktu hamowane, choć naturalne, prowadzą widzenia. Studiowanie prawa i praktyka do skutków dających się rozpatrywać sądowa musiałaby go w tym wyćwiczyć. zarówno z punktu widzenia moralne- Opanowałby może sztukę dyplomacji go, jak i prawnego. I to może najbar- i zasady pragmatyzmu w działaniu. Jako dziej odbiło się na osobowości młodego człowiek na pewno by na tym skorzystał, poety. Łobodowski nigdy nie nauczył czy byłoby to dobre dla poezji – trudno się słuchać drugiej strony i patrzeć na powiedzieć.24

Wejście Łobodowskiego w środowisko lubelskich komunistów Irena Szypowska: Doraźnym skut- ny i bezkompromisowy, poddawał się kiem wyrzucenia ze studiów, naj- ich sugestiom, stając się znakomitym bardziej zapewne widocznym, choć agitatorem. Mieli nadzieję, że żywio- krótkotrwałym, było szybko postępujące łowy młodzieńczy protest przeciw re- uzależnienie się od lubelskich komu- ligii i moralności oraz przeciw państwu nistów. Tamci go odtrącili – ci otwo- zmieni się w działanie ściśle podporząd- rzyli ramiona. Łobodowski ma czas, kowane partii. nawiązuje więc kontakty, uczestniczy Zwolennicy tradycyjnych wartości, w różnych akcjach w Lublinie i w innych broniący ładu i stabilizacji przed anarchią miastach oraz po wsiach, a także pisze, i zagrożeniem komunistycznym, uwa- drukuje, redaguje. Staje się postacią zna- żali, że trzeba poskromić młokosa i po- ną, nadaje swemu miastu ton barwną wstrzymać jego oddziaływanie na rzesze osobowością poety – chuligana, pełne- młodzieży. Pierwsi odezwali się duchow- go temperamentu publicysty, inicjatora ni, urażeni antykatolickim charakterem wielu pomysłów wydawniczych, działa- wystąpień młodego poety i publicysty, cza, agitatora znanego w robotniczych w dodatku studiującego prawo na kato- dzielnicach. [...] lickim uniwersytecie. Ksiądz Z. Goliński Represje zawsze wywoływały w nim umieścił w „Głosie Lubelskim” z 10 lute- przekorę, „jak wy tak, to ja tak”, stawał go 1932 artykuł, w którym stwierdził, że się coraz bardziej zaciekły. Działacze „dominującym tonem wszystkich wystą- Komunistycznej Partii Polski byli za- pień Łobodowskiego jest nienawiść do dowoleni. Młody, zdolny poeta, odważ- religii i Kościoła katolickiego”.25

Skandalista Irena Szypowska: Był bohaterem wielu „Niski, krępy, silnie zbudowany, o pro- skandali, o którym opowiada się niezwy- fi lu boksera, choć trochę asymetrycz- kłe historie i którego się sobie pokazuje ny, łączył w sobie cechy intelektualisty na ulicy: „Szedł przez całą szerokość Kra- z temperamentem chuligana. Tkwiło kowskiego Przedmieścia, jakiś ogrom- w nim jakby dwóch ludzi – poetę podju- ny, kanciasty, jak mi się wydawało, dziki dzał awanturnik”. Takim go zapamiętał ró- i kudłaty. Ludzie ustępowali mu z drogi”. wieśnik, Wacław Gralewski, „gawędziarz Takim go zapamiętała uczennica gimna- i hochsztapler” (jak go z kolei określa Zyg- 24 zjum lubelskiego, przyszła poetka Anna munt Mikulski). Gralewski zapewne wie- Irena Szypowska, Łobodowski..., s. 27. Kamieńska, gdy pewnego dnia zwrócono dział, że „Łoboda” toczył amatorskie walki 25 Tamże, s. 27-30. jej uwagę na głośnego młodzieńca. bokserskie na deskach kina „Corso”.26 26 Tamże, s. 28. nr 35 (2009) 23 Kalendarium życia Józefa Łobodowskiego

Łobodowski i Majakowski Irena Szypowska: Kilkanaście lat to na starość stan mieszczańskiej stabi- wcześniej tak samo po Odessie chodził lizacji byłby dla poety upragniony, ale dwudziestoletni Włodzimierz Maja- już niedostępny. kowski, wywołując niechęć, oburzenie Obaj – Rosjanin i Polak – pochodzi- i lęk „porządnych obywateli”, nie mogą- li „z dobrych domów” i obaj wcześnie cych spokojnie patrzeć na jego prowoka- straciwszy ojców, wychowywani byli cyjne zachowanie, złe maniery, zepsute przez matki w warunkach ciężkich, zęby, brudne paznokcie, żółtą futury- znacznie trudniejszych niż te, w jakich styczną koszulę i nadmierną pewność upływało ich wczesne dzieciństwo. Ło- siebie. Ale młodzi urządzali mu huczne bodowski był zafascynowany postacią owacje, gdy krzyczał: „Rozwalamy wasz Majakowskiego i jego poezją, której stary świat!”. dynamizm i witalizm były mu bliskie, Podobna atmosfera skandalu, ekscy- choć poetyka – obca (bliższy mu był Je- tacji, uwielbienia, a także czujności (ze sienin). Przekładał jego wiersze, napisał strony policji) towarzyszyła „atamano- o nim utwór Majakowskiemu. Studio- wi Łobodzie”, gdy czytał swe wywroto- wał dzieje jego życia i śmierci. Książka we wiersze i prowokował zachowaniem Wiktora Woroszylskiego o rosyjskim odbiegającym od przyjętych konwencji. poecie pozostała na stole, gdy Łobo- „Zawsze gardziłem ciszą zasiedziałych dowski śmiertelnie chory, na zawsze mieszczan” – powie o swej młodości. Za opuszczał swój dom.27

Łobodowski publicysta Irena Szypowska: Poezja nigdy nie wydawał, były jednak efemerydami, bra- wystarczała „Łobodzie”. Miał tempe- kowało bowiem pieniędzy, prenumera- rament publicysty i działacza, zawsze torzy zawodzili, trudno było utrzymać potrzebował gazet, na łamach których się na rynku z nowym tytułem, docho- mógł prowokować przeciwników albo dziły także kłopoty z cenzurą.28 odpowiadać na ich zaczepki. Czuł się Józef Zięba: W środowisku literackim najszczęśliwszy, gdy miał własne pismo i w kręgach radykalnej inteligencji ak- i mógł je wypełniać w znacznej mie- ceptowano bezkompromisowość Łobo- rze sam, drukując jedne artykuły pod dowskiego. To utrwalało jego pewność pseudonimami, inne podpisując włas- o słuszności publicystycznych wystą- nym nazwiskiem. Umiał też redagować pień. Wybijał się na przywódcę i czo- i pozyskiwać teksty, na jakich mu zależa- łową postać w środowisku literackim ło. W latach lubelskich periodyki, które młodych.29

Marzec-czerwiec 1933 – „Trybuna” Józef Zięba: Już 1 marca 1932 roku pod- swoich wierszy. Warto przytoczyć treść pisał jako redaktor naczelny i odpowie- tego ogłoszenia: dzialny dwutygodnik młodej demokracji Nowość! Nowość! W najbliższych dniach ukaże 27 Tamże. pt. „Trybuna”. Całą trzecią stronę okład- się w handlu księgarskim tom poezji Józefa 28 Tamże, s. 29. 29 Józef Zięba, Żywot ki pierwszego numeru zajął na reklamę Łobodowskiego pt. Gwiezdny psałterz. Tom ten (1)..., s. 4. mającego się ukazać następnego tomu miał się ukazać razem z książką O czerwonej

24 nr 35 (2009) Studia i działalność publicystyczno-pisarska 1931-1939 krwi, która w międzyczasie została z polecenia mokratycznej i zaczął współpracę z jego prokuratora SKONFISKOWANA! organem „Trybuną”. Kilka numerów tego Konfi skata była więc doskonałą rekla- dwutygodnika przygotował nawet jako mą dla kolejnych poczynań literackich, redaktor naczelny. Był jednak dla ZMD redaktorskich i publicystycznych Józefa zbyt radykalny. Zarówno jego przyna- Łobodowskiego. Autor tomu O czerwo- leżność do Związku, jak i prowadzenie nej krwi coraz bardziej radykalizował pisma skończyły się, gdy skonfi skowa- swoje wystąpienia, nieraz świadomie ny został numer, w którym Łobodowski prowokując dalsze ingerencje cenzury ogłosił wiersz Słowo o prokuratorze. i prokuratora.30 Józef Zięba: Z dniem 5 maja 1932 roku Przypomnijmy ustalenia, z których wynika przestał być redaktorem naczelnym jednoznacznie że Gwiezdny psałterz był już i odpowiedzialnym „Trybuny”, ale pozo- wydany (jesienią 1931), kiedy ukazała się stał jeszcze w składzie kolegium. W szó- ta reklama. stym numerze tego pisma opublikował Irena Szypowska: Łobodowski nigdy się prowokujący wiersz Słowo o prokurato- całkowicie nikomu nie podporządkował. rze. Spowodowało to konfi skatę nume- Wbrew komunistycznym opiekunom ru. Łobodowski przestał współpracować zbliżył się do Związku Młodzieży De- z „Trybuną”.31

Wiosna 1932 – początek wątku porozumienia polsko-ukraińskiego W „Trybunie” nr 1 z 1 marca 1932 roku ukazał się tekst Józefa Łobodowskiego Serce za barykadą. Józef Łobodowski: To było pierwsze moje wystąpienie wzywające do zgody mię- dzy Polakami a Ukraińcami. Oczywiście ten artykuł wywołał tylko oburzenie ze strony polskiej.32

21 maja 1932 – Powstanie Lubelskiego Związku Literatów Józef Łobodowski uczestniczył w zebraniu W tej notatce sporządzonej najprawdopo- założycielskim Lubelskiego Związku Litera- dobniej przez Łobodowskiego jest pewna tów. W nr 6 „Trybuny” z 1 czerwca 1932 roku niejasność – pojawiają się wśród członków w dziale „Noty” czytamy: założycieli Związku Literatów dodatkowe Otwarcie T-wa Literackiego w Lub- nazwiska osób, które z pewnością w tym linie. W dniu 21 maja r.b. odbyło się wszystkim nie uczestniczyły. Chodzi tu w Lublinie w lokalu tymczasowym o Bolesława Leśmiana, Hannę Malewską przy ul. Niecałej 6 pierwsze inaugu- i A. Szczerbowskiego. racyjne zebranie T-wa Literackiego. Irena Szypowska: Lubelski Związek Li- Omówiono kwestie statutowe, wybra- teratów powstał w 1932 roku. Być może no zarząd i ustalono listę członków za- inicjatywa padła 7 maja podczas „Wiel- 30 Tamże. 31 Tamże. łożycieli. Są nimi pp. Fr. Arnsztajnowa, kiego Wieczoru Poetyckiego”, w którym 32 Rozmowa z Józefem K. Bielski, J. Czechowicz, W. Gralew- wzięli udział Józef Czechowicz, Antoni Łobodowskim, „Spot- ski, K. A. Jaworski, J. N. Kłossowski Madej, Bronisław Ludwik Michalski i Jó- kania” 1987, nr 33-34, [powinno być: Kłosowski], B. Leśmian, zef Łobodowski.34 s. 202. 33 J. Łobodowski, A. Madej, H. Malew- Józef Łobodowski: Kiedy z inicjatywy Noty, „Trybuna” 1932, nr 6, s. 19. ska, B. L. Michalski i A. Szczerbow- Czechowicza powstał Lubelski Związek 34 Irena Szypowska, ski.33 Pisarzy, byłem jeszcze nieopierzonym Łobodowski... nr 35 (2009) 25 Kalendarium życia Józefa Łobodowskiego

pisklęciem, ale już mnie dopuszczono. Krasnegostawu – niewiele ponad pięć- Czechowicz zrobił z tego wielkie hallo, dziesiąt kilometrów, otrzymałem podpis przypisując sobie rolę kierowniczą, co, Konrada Bielskiego, później do Chełma niestety, nie było prawdą. Ów Związek Lubelskiego – podpis Kazimierza An- Pisarzy Lubelskich był początkowo or- drzeja Jaworskiego (KAJ-a), i wreszcie ganizacją nielegalną, która zbierała się do wioski pod Chełmem, historyczna w mieszkaniu prywatnym Arnsztajno- miejscowość Stołpie, gdzie był kierow- wej, kiedy indziej w mieszkaniu Cze- nikiem szkoły powszechnej młody Wit chowicza przy ulicy Radziwiłłowskiej. Tarnowski. Wróciłem do Lublina na pie- Przyjeżdżali prelegenci z Warszawy, na chotę, niosąc ze sobą owe trzy brakujące każdym odczycie było do kilkudziesię- głosy. Wystarczyły, aby uzyskać legity- ciu osób. […] mację Związku.35 Sprawa zalegalizowania Związku Pi- Irena Szypowska: 6 czerwca odbyło sarzy Lubelskich jest prosta. Chodziło się pierwsze zebranie zarządu. Czecho- o zgromadzenie podpisów, których mia- wicz, który wcześniej, na posiedzeniu ło być, jeśli mnie pamięć nie zawodzi, inauguracyjnym, zgodził się przewod- dziesięć. Czechowicz o tym wiedział, niczyć Związkowi, teraz przekazał to ale o zebranie odpowiedniej ilości pod- stanowisko Franciszce Arnsztajnowej, pisów nie zadbał. Zebrał jakieś siedem będącej już od dawna członkiem war- czy osiem – nie pamiętam. Podjąłem się szawskiego związku. Sam został jej za- sprawę załatwić. Poszedłem pieszo do stępcą.36

Czerwiec 1932 – W przeddzień Józef Zięba: Pod koniec czerwca wydał być zniszczony, który może wyzwolić tyl- kolejny swój tom wierszy W przeddzień, ko jakaś katastrofa. Łobodowski jest poe- na który już chyba z przyzwyczajenia tą wewnętrznie rozdartym. Biologicznie, przeczulony starosta grodzki za utwór zmysłowo czuje się ze światem niezmier- „piłsudski” nałożył 2 lipca areszt, uchy- nie mocno związany; przeżywa to bardzo lony dziewięć dni później przez Sąd gwałtownie, bardzo ekstatycznie, podda- Okręgowy w Lublinie. Łobodowski je się jego urodzie. A jednocześnie ma triumfował.37 wewnętrzne poczucie nieprzystosowania Janusz Kryszak: Zbiór W przeddzień zo- do świata, wewnętrzne poczucie niemoż- stał wydany, jak informował autor na od- ności istnienia. Z równą gwałtownością wrocie karty tytułowej, „w ograniczonej roztacza obrazy zagłady, obrazy katastro- ilości stu egzemplarzy, wyłącznie dla zna- fy, obrazy koniecznego zniszczenia, które jomych i przyjaciół” – większość książek musi nadejść i które dotyczy także jego Łobodowskiego przed wojną ukazywała samego jako człowieka, jako jednostki się w takich składach: 100, 120, 150 eg- – bo on jako człowiek ginąc, razem ze zemplarzy. Rysunek świata, który musi światem zginie.38 35 Józef Łobodowski, O cyganach i katastro- fi stach (dokończenie), „Kultura” nr 12, 1964, 14 października – listopad 1932 – redakcja „Kuriera Lubelskiego” s. 31-50. 36 Irena Szypowska, Józef Zięba: 14 października 1932 roku uwagi wyczulonego już Wydziału Bez- Łobodowski..., s. 38. objął po Czechowiczu stanowisko re- pieczeństwa Publicznego, który Wysłał 37 Józef Zięba, Żywot (1)..., s. 4. daktora naczelnego i odpowiedzialnego do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych 38 Poeta grozy... dziennika „Kurier Lubelski”. Nie uszło to informację, iż nowy redaktor „Kuriera”:

26 nr 35 (2009) Studia i działalność publicystyczno-pisarska 1931-1939 jest byłym studentem KUL, relegowanym za poglądy komunistyczne Łobodowskiego zna- przekonania komunistyczne i usuniętym za lazły wyraźne oblicze. komunistyczne poglądy ze Związku Polskiej Sporządzający tę informację mógł Młodzieży Demokratycznej. Ostatnio ujawnio- mieć na uwadze między innymi artykuł no kontakty jego z miejscowymi działaczami Łobodowskiego Dnieprostroj symbo- komuny i z tego powodu znajduje się on pod lem, za który został skonfi skowany nu- obserwacją władz bezp. publ. W szeregu arty- mer „Kuriera” z 24 października 1932.39 kułów, zamieszczonych w „Kurierze Lubelskim”

Październik 1932 – marzec 1933 – „Barykady” Józef Zięba: Wcześniej, bo już z datą nej trybuny. Wydaje się, że i Łobodow- 1 października, Łobodowski wydał pier- ski wiązał z miesięcznikiem jako jego wszy numer miesięcznika „Barykady”. redaktor duże nadzieje. 20 listopada Tu też nie omieszkał zareklamować się zrezygnował ze stanowiska redaktora jako „poeta skonfi skowany”. Informował naczelnego „Kuriera Lubelskiego”. Po- swoich czytelników, że: spiesznie przygotowywał drugi numer Józefowi Łobodowskiemu, którego książka „Barykad”. Jego treść miała być już bar- O czerwonej krwi została w styczniu bieżącego dziej radykalna i prowokująca. Atak roku skonfi skowana, doręczono przed dwoma został skierowany na warszawskie śro- miesiącami akt oskarżenia. Między innymi za- dowisko literackie, na szkołę średnią i jej rzuca się tam podburzanie do nieposłuszeństwa system wychowawczy, na konserwatyw- władzom, szerzenie nienawiści klasowej, celo- ną inteligencję, a przede wszystkim na we obrażanie uczuć religijnych, bluźnierstwo religię i Kościół katolicki. i wreszcie obrazę moralności publicznej przez Adam Broniewicz (zapewne pseudo- wypowiadanie bezwstydnych myśli i wyrazów nim Łobodowskiego) ogłosił artykuł pt. – oskarżonemu grozi cztery lata ciężkiego wię- wykańczamy warszawę (w obydwu nu- zienia. merach „Barykad”, zapewne pod wpły- […] Pierwszy numer „Barykad” miał wem poetyki Czechowicza, nie używano charakter literacki. Publikował utwo- dużych liter i interpunkcji nawet w pub- ry poetyckie Czechowicza, Łobodow- licystyce; cytuję zgodnie z oryginałem), skiego Czuchnowskiego, Piechala, który kończył się hasłem: Timofi ejewa i Bielskiego oraz przekła- wołamy o stworzenie wspólnego frontu mło- dy Rimbauda i Jasienina. Publicystyka dej literatury reprezentującej żywe wartości również obracała się wokół spraw li- poetyckie i zdecydowanie radykalnego spo- teratury i kultury. Dobór tematów, jak łecznie frontu wymierzonego przede wszystkim i ton poszczególnych wypowiedzi, któ- przeciw warszawie za którą stoi wszystko co rych autorem był w większości – wy- można zaliczyć do bezpłciowego inteligenctwa stępujący pod różnymi pseudonimami, i mieszczaństwa polskiego walcząc na swoich ale także pod własnym nazwiskiem – odcinkach o przerąbanie drogi nadchodzącej Józef Łobodowski, nie skłaniały cenzu- kulturze ludzkości zaczynamy od najbliższych ry i prokuratora do konfi skaty nowego przeciwników dzisiaj wykańczamy warszawę. periodyku. Wykańczanie literackiej Warszawy Pismo zostało zauważone w kraju, nie interesowało cenzora, podobnie jak a dla miejscowego środowiska litera- artykuł Szymona Marienholza pt. treść 39 ckiego i powołanego przed kilku mie- czy forma, w którym autor dowodził, że Józef Zięba, Żywot Józefa Łobodowskiego siącami Lubelskiego Związku Literatów rewolucja społeczna winna być połączo- (2), „Relacje” nr 4, 1989, stwarzało szanse ukształtowania włas- na z rewolucją kulturalną. s. 8. nr 35 (2009) 27 Kalendarium życia Józefa Łobodowskiego

Nie wzbudził też zastrzeżeń artykuł ligencja chce być elitą społeczną może nią Stefana Strachockiego rewolucja na pa- zostać ale pod tym jednym warunkiem że pierze, omawiający rolę inteligencji w re- swego wyjątkowego z tej racji stanowiska wolucjonizowaniu mas społecznych, użyje dla społecznego i kulturalnego re- a kończący się stwierdzeniem: „jeśli inte- wolucjonizowania mas”.40

Listopad 1932 – konfi skata drugiego numeru „Barykad” Drugi numer „Barykad” ukazał się w listo- gów rzucił w czasie rewolucji hasło religia to padzie i natychmiast został skonfi skowany. opium dla ludu. Józef Zięba: Starosta grodzki nałożył W dalszej części artykułu Plizga wska- areszt na drugi numer „Barykad” z po- zywał na szkodliwość oddziaływania wodu zamieszczenia trzech artykułów: Kościoła i religii jako „opium” na masy palarnie opium, jeszcze jedne koszary społeczne. W konkluzji stwierdził, iż: i noty, zawierających cechy przestępstwa religią najbardziej z punktu widzenia intere- z art. 152, 172 i 173 kk. sów klasowych szkodliwą jest bezsprzecznie Pierwszy tekst podpisał niejaki Ma- chrześcijaństwo oraz jego następstwo w postaci rian Plizga (zapewne pseudonim Ło- rzymskiego katolicyzmu i dlatego główna walka bodowskiego), drugi sam Łobodowski, musi się rozegrać właśnie na tym odcinku. a noty w ogóle nie były sygnowane. Wobec braku jakichkolwiek informa- Na posiedzeniu niejawnym 15 grud- cji o autorze przestępczego artykułu ro- nia 1932 roku Sąd Okręgowy decyzję zesłano za nim listy gończe. starosty zatwierdził, wyłączając jedynie Jeszcze bardziej prowokująco brzmia- artykuł pt. jeszcze jedne koszary, kry- ła nota zamieszczona na 51 stronie pis- tykujący program nauczania i wycho- ma. Oto jej pełny tekst: wania w szkołach średnich. Darowano w poznaniu odbyły się podniosłe uroczystości Łobodowskiemu stwierdzenie, iż: w związku z poświęceniem pomnika chrystu- program szkolny nastawiony jest w kierunku sa króla odbywały się przy udziale kardynała reakcyjnym zaciera wszelkie ślady w historii hlonda wielkiej ilości duchowieństwa i wiernych i życiu prowadzące ku wnioskom mogącym – polska posiada obecnie trzy europejskie rekor- zagrażać dzisiejszemu ustrojowi słowem jest dy – płodzenia dzieci przeciętna ilość wyroków narzędziem w walce klasowej z lewicą społecz- śmierci i trzeci najsmutniejszy olbrzymi procent ną narzędziem nie gorszym niż chrześcijańska ogólnego narodowego dochodu wydawany na rodzina kościół i koszary. cele religijne – ale czas skończyć z tą zabawą – Prokurator wszczął postępowanie religia jest oczywistym aparatem duchowego wobec Łobodowskiego jako redak- niewolnictwa a kler stał się jeszcze jednym na- tora odpowiedzialnego za to, że do- rzędziem więcej do opanowania mas – szkoła puścił do opublikowania i zamierzał koszary więzienie urząd śledczy oto są instytu- upowszechnić artykuł Mariana Plizgi cje gdzie przygotowuje się karny i posłuszny i noty. Przesłuchany w tej sprawie, Jó- materiał ludzki na robotników na patriotów zef Łobodowski do winy lżenia religii i mięso armatnie – kościół jest tą nadziemską rzymskokatolickiej nie przyznał się. kopułą uzupełniającą gmach naszej cywilizacji Głównym winowajcą był więc Marian daje niejako boską sankcję poczynaniom szpic- Plizga, który rozpoczął swój artykuł od lów cenzorów i innych szefów bezpieczeństwa prowokującego stwierdzenia: podobno w czasie uroczystości poznańskich lenin który był nie tylko postacią historyczną hlonda salutowano 21 strzałami armatnimi – na najwyższą miarę i genialnym teoretykiem naszym zdaniem wystarczyłby jeden strzał ale 40 Tamże. ale również jednym z największych demago- celny.

28 nr 35 (2009) Studia i działalność publicystyczno-pisarska 1931-1939

Łobodowski, jako redaktor naczel- a jego redaktorowi groziła rozprawa ny i odpowiedzialny, zapewne musiał sądowa. się liczyć z tym, że za tak prowokują- Sąd na razie nie rozpoczynał przewo- ce sformułowania może grozić pismu du, gdyż oczekiwał na wynik poszuki- konfiskata. Obecnie trudno stwier- wania głównego „przestępcy”, którym dzić, czy kierował się tylko młodzień- był enigmatyczny Marian Plizga. Łobo- czą niefrasobliwością, niechęcią do dowski miał zapewne świetną zabawę, jakichkolwiek kompromisów, czy dą- kiedy, czytał listy gończe... za swoim żył do uzyskania kosztem konfiskaty pseudonimem, zobowiązujące wszyst- jeszcze większego rozgłosu. W każ- kie władze wojskowe i cywilne, by za- dym razie cały nakład drugiego nume- trzymały i dostarczyły poszukiwanego ru „Barykad” nie dotarł do odbiorców, do najbliższego więzienia.41

Koniec 1932 – prace nad trzecim numerem „Barykad” Mimo konfi skaty w listopadzie drugiego nu- 1. zdolność socjologicznego ujmowania zja- meru „Barykad” Łobodowski natychmiast wisk (psychologia ani fi lozofi a nic na tym nie przystąpił do pracy przy trzecim zeszycie ucierpią); pisma, który miał przyjąć formę „dodatku”, 2. relatywizm praktyczny, który poza człowie- ale faktycznie był kolejnym numerem. kiem i jego życiem nie zna żadnego celu; Józef Zięba: Nie troszcząc się zbytnio 3. dynamizm problemów i tendencji, uarty- o wynik oczekującego go procesu, przy- stycznionych (ale nie zniekształcających) przez gotowywał następny numer „Barykad”. konstrukcję i kompozycję poetycką. Przerost Tym razem miał to być dwutygodniowy estetyki musi być usunięty; dodatek do skonfi skowanego miesięcz- 4. zdolność kolektywnego ujmowania zjawisk, nika. By łatwiej wymknąć się cenzurze, przedmiotowość zamiast podmiotowości; nadał mu formę gazetową, co uzasadniał 5. rzetelność i odpowiedzialność twórczą, eli- następująco: minujące wszelkie dezorganizujące uczucia Gazetowy format, brak okładki i wkładek elimi- (wykreślamy natomiast słowolejów, gdaczący nuje pracę introligatorską, co umożliwi dostawę liryzm onanistów, gadatliwość romantyków pisma do czytelników bezpośrednio po zejściu na miękko). z maszyny. Z góry się cieszę, widząc rozczaro- Widać z tych sformułowań, jak „pro- wanie starostwa po spóźnionej konfi skacie. Już gram” był mglisty i sporządzony po- dlatego choćby warto było pomyśleć o wyda- spiesznie. Zawierał hasła zapewne niu pisma. Więc wydaliśmy. Żeby tępe satrapy zaczerpnięte z różnych artykułów pub- wiedziały, że gwiżdżemy na ich wszechwładzę, licystyki literackiej. zresztą i tak już niedługotrwałą. Może nieco bardziej samodzielna jest Cztery strony tego „dwutygodniowe- „deklaracja” społeczno-polityczna sfor- go dodatku” zostały zapełnione chyba mułowana w tym artykule: wyłącznie przez Łobodowskiego, który Nie przysięgaliśmy uroczyście zespołowi Marks starym zwyczajem posłużył się kilko- – Lenin – Stalin, ale mocniej od wszelkich przy- ma pseudonimami. Numer otwierał „ar- siąg związani jesteśmy z proletariatem rosyjskim tykuł wstępny” Józefa Łobodowskiego wspólnym celem i walką heroiczną o jego reali- i Stefana Strachockiego pt. Wykładamy zację. Spostrzegamy, że Rosja walczy o nowe i je- nóżki na stół. W artykule tym próbował dyne pojęcie człowieka pracy. O ekonomiczne Łobodowski sformułować własny pro- jego wyzwolenie. O odkłamanie odwiecznych gram literacki i społeczny. Pisał: przesądów. To nam wystarcza, aby stwierdzić, że Pragniemy zastrzyknąć literaturze: 25 października stanie się kiedyś dniem imieni- 41 Tamże. nr 35 (2009) 29 Kalendarium życia Józefa Łobodowskiego

nowym ludzkości. Przyspieszając wedle swych ły: Adama Broniewicza O „bezstronnej” środków i możliwości nadejście tej chwili, po- literaturze, Stefana Strachockiego Cza- siadamy dość krytycyzmu, aby dostrzec ujemne rujący inteligent. Na marginesie „Biblii objawy w rosyjskim laboratorium nowego życia. cygańskiej” i podpisany własnym nazwi- Wymieńmy najważniejsze: skiem przez Łobodowskiego Bezdomni 1) szablon w stosowaniu teorii marksizmu, co w Lublinie. Droga do życia. Ostatnią prowadzi do ciasnego i fanatycznego dogma- stronę pisma wypełniły dwa artykuły tyzmu; sygnowane również przez Łobodow- 2) przesuwanie się punktu ciężkości z dziedziny skiego: Szczepionka przeciw proleta- społecznej do gospodarczej, co należy uznać za riatowi i Rachunek sumienia. Z tego podniesienie środka do godności celu; artykułu warto przytoczyć fragment 3) symplicystyczny stosunek do starej kultu- autocharakterystyki redaktora „Bary- ry indywidualistycznej, pewne wartości które kad”.42 są jednak nieśmiertelne. Ta mało znana, a jakże ważna (dla Na stronie drugiej periodyku zamieś- zrozumienia postawy Łobodowskiego) cił Łobodowski artykuł poszukiwanego wypowiedź poety była reprezentatywna listem gończym Mariana Plizgi pt. Eks- dla pewnego kręgu młodego pokolenia plozja rzeczywistości i dwa swoje wier- literackiego, którego Łobodowski był re- sze: Raz ostatni i Wiersz tragiczny. Na prezentantem. Dlatego warto przywołać stronie trzeciej znalazły się trzy artyku- fragment tego tekstu.

Rachunek sumienia (artykuł Łobodowskiego z 3-go numeru „Barykad”) Józef Łobodowski: A teraz kilka słów żulków i redagowania dawnej „Trybu- o własnej personie, jako że nieporozu- ny”. Okres ten zakończył się wydaniem mienia koło niej powstałe mogą łatwo książki W przeddzień i zerwaniem ze przenieść się i na rachunek pisma. Ludzie Związkiem Polskiej Młodzieży Demo- solidni i przyzwoici, czyniący z życia spo- kratycznej, do którego, niestety, przed- kojną poduszkę pod głowę, nie chcą zro- tem lekkomyślnie dałem się wciągnąć. zumieć, „czego właściwie on chce i po co Miesiące następne to ostateczne zo- się rozbija”. I znowu odpowiedź na to nie rientowanie się w kierunku klasowości jest kwestią wyłącznie prywatną, ponie- i podjęcie wydawnictwa „Barykad”. waż tłumacząc jednostkę, jednocześnie Tyle historia i chronologia. Logika uzasadnia powstanie i istnienie pisma. dodaje: zdarzyła się kulturalna i eko- A więc odpowiem; jeszcze przed ro- nomiczna katastrofa w świecie. Wszy- kiem moje wystąpienia poetyckie i pub- scy są za nią odpowiedzialni i wszyscy licystyczne były wekslami bez pokrycia. są obowiązani tworzyć nowe konstruk- Awanturowałem się w imię swej nieza- cje, aby po usunięciu gruzów rozpocząć leżności i pogardy do dzisiejszego ustro- budownictwo przyszłości. Człowiek, ju i społeczeństwa. Węsząc trupi zapach który na podstawie faktu istnienia jego rozkładu, umiałem zdobyć się na w społeczeństwie jest obywatelem, negację i protest, ale nie wiedziałem, a z fachu literatem, posiada podwój- w którą stronę się obrócić i w co uwie- ny obowiązek reagowania na zjawiska rzyć. Był to okres eklektyzmu ideowego życiowe. Raz w płaszczyźnie politycz- i poszukiwań, okres tomu O czerwonej no-ustrojowej, dwa w płaszczyźnie lite- 42 Tamże. krwi, pierwszych konfiskat, wylania racko-artystycznej. Z tego zdajemy sobie 43 Tamże. z uniwersytetu przez zgorszonych księ- sprawę i ja, i moi towarzysze.43

30 nr 35 (2009) Studia i działalność publicystyczno-pisarska 1931-1939

1933

15 stycznia 1933 – wydanie i areszt 3. numeru „Barykad” Rok 1933 rozpoczął się w życiu Łobodowskie- b) przytoczył fałszywe wiadomości, mogące wy- go konfi skatą trzeciego numeru „Barykad” wołać niepokój publiczny, o fałszywych bitwach, (formalnie „dodatku” do pisma). staczanych rzekomo przez wojsko z powstańca- Józef Zięba: Starosta grodzki zarządze- mi chłopskimi na Wołyniu i Polesiu – czyli o czyn niem z 15 stycznia 1933 roku nałożył przewidziany w art. 170 kk. areszt na ledwie wydany numer „Ba- 2) [wiersz] pt. Raz ostatni, w którym: rykad”, a Sąd Okręgowy 18 stycznia na a) znieważył Polskie Godło Państwowe słowami posiedzeniu niejawnym zarządzenie to gdy ci wskażą na białego orła to wyzysk i nędza zatwierdził. Na szczęście przy aktach i bat – czyli o czyn przewidziany w art. 153 kk. sprawy ocalał unikalny egzemplarz b) publicznie nawoływał żołnierzy do popeł- „dwutygodniowego dodatku”. [...]44 nienia przestępstwa przez odmówienie posłu- Prokurator wszczął nowe postępowa- szeństwa podczas wojny słowami złamcie karne nie przeciw Łobodowskiemu, już nie tyl- dotychczas szeregi kiedy armatniego mięsa łowca ko jako redaktorowi odpowiedzialnemu, wyjdzie do was i pokaże stalowym bagnetem na ale i autorowi zamieszczonych w „dwu- Królewiec na Moskwę, na – czyli o czyn tygodniowym dodatku” do „Barykad” przewidziany w art. l54 § 1 kk. tekstów. W sporządzonym akcie oskar- 3) pt. Rachunek sumienia, w którym publicznie żenia wymieniono wiele przestępstw. znieważył Urząd Starościński w Lublinie sło- I tak: wami żeby te satrapy wiedziały, że gwiżdżemy 1) w artykule. pt. „Eksplozja rzeczywistości”, na ich wszechwładzę, czyli o czyn przewidziany w którym: w art. 127 kk. a) wskazując na nędzę robotniczych, krzywdzo- Nazbierało się więc sporo artykułów nych i wyzyskiwanych, publicznie nawołuje do i paragrafów, które groziły poważnymi popełnienia przestępstwa przez zmianę prze- konsekwencjami. Szczęściem było to, że mocą ustroju Państwa Polskiego – czyli o czyn sąd rozpatrywał obydwie sprawy – mie- przewidziany w art. 154 § 2 kk. sięcznika i dwutygodnika – oddzielnie.45

Wiosna 1933 – sprawa sądowa za trzeci numer „Barykad” Józef Zięba: Pierwsza na wokandę są- literackiej, uzupełniając równocześnie w szko- dową trafi ła sprawa „dwutygodniowego łach polskich zasób swych wiadomości. Dłuższy dodatku”. Po jej rozpatrzeniu Sąd Okrę- pobyt Łobodowskiego w Rosji Sowieckiej nie gowy w Lublinie wydal 23 sierpnia 1933 wyszedł mu na dobre, bowiem zapoznawszy roku wyrok skazujący Łobodowskiego się tam z ustrojem bolszewickim, stosunkami na łączną karę dwóch lat i sześciu mie- i instytucjami tamtejszymi, po przyjeździe do sięcy aresztu. Zwolniono go jedynie od Polski rozpoczął ostrą krytykę układu stosunków opłat sądowych, ale cały nakład czaso- polskich pod względem prawnym i społecznym pisma uznano za przepadły. Bardzo inte- oraz wyraził dążenie do przekształcania życia resujące jest uzasadnienie tego wyroku. polskiego na wzór bolszewicki. Oto najciekawsze fragmenty: Wprawdzie Łobodowski oświadczył na przewo- 44 Tamże. 45 Oskarżony Józef Łobodowski po powrocie do dzie sądowym, że jego ideologia tylko zbliża Józef Zięba, Żywot Józefa Łobodowskiego Polski z Rosji Sowieckiej w 1922 roku, gdzie się do komunizmu, jednakowoż prace jego (3), „Relacje” nr 5, 1989, przebywał od roku 1914, poświecił się pracy literackie nosiły wiele znamion przestępczych, s. 4. nr 35 (2009) 31 Kalendarium życia Józefa Łobodowskiego

by mogły ujść uwadze władz odnośnych. Dla przypisywanych mu przestępstw; rozmiar szko- wyświetlenia owego „credo politycznego” Łobo- dy wobec rozpowszechnienia znacznej ilości dowski w artykule Rachunek sumienia poświęcił egzemplarzy czasopisma „Barykady”; wreszcie znaczny ustęp, w którym śmiało wypowiada znaczne napięcie złej woli, przejawiające się swoje poglądy i nienawiść do dzisiejszego ustro- w przewidywaniu, iż czasopismo będzie skon- ju i społeczeństwa (ustęp od słów „A teraz kilka fi skowane i wyszukiwanie specjalnych dróg, by słów o własnej personie” do końca artykułu). dotarło do czytelników. Rzecz oczywista, iż tego rodzaju ustosunkowa- Z tych wszystkich względów sąd uznał za słusz- nie się do przejawów życia polskiego jak i utrzy- ne i sprawiedliwe zastosować w danym wypad- mywanie kontaktu z wybitnym działaczem K.P.P. ku średni wymiar kary. Szmulem-Berem Mejersonem, musiały zwrócić Łobodowski zgłosił na sali sądowej uwagę władz śledczych na osobę Józefa Łobo- apelację. O obronę przed Sądem Apela- dowskiego, zwłaszcza energia i zdolność tego cyjnym poprosił swego przyjaciela, me- ostatniego budziły obawę łatwego rozszerzenia cenasa i poetę Konrada Bielskiego. Sąd się poglądów Łobodowskiego na osoby, które Apelacyjny na rozprawie 13 listopada z nim się stykały. […] utrzymał wyrok Sądu Okręgowego, ale Przechodząc do określenia wymiaru kary Sąd zmniejszył karę do lat dwóch i zawiesił miał na uwadze: wiek młody oskarżonego (lat jej wykonanie na lat pięć. Zwolniono 23), stosunki jego osobiste, rodzinne i społecz- Łobodowakiego od wszelkich opłat są- ne; uprzednie postępowanie karne przeciwko dowych, ale zastosowano jako środek niemu w związku z zarzuceniem mu prze- zapobiegawczy, kaucję w wysokości 200 stępstw podobnego rodzaju; nieokazywanie złotych, która założona została przez poprawy pomimo wszczętych już uprzednio inną osobę. Miał więc poeta jakichś za- dochodzeń; brak skruchy w toku wyjaśnień sobnych protektorów, którzy czuwali, by składanych na przewodzie sądowym; charakter nie stała mu się zbyt wielka krzywda.46

Czerwiec-listopad 1933 – druga sprawa sądowa (za drugi numer „Barykad”) Józef Zięba: Czekała go jeszcze dru- odnaleziony. „Gazeta Śledcza” ogłasza- ga rozprawa sądowa. Tym razem jako ła za nim list gończy w numerach z 19 redaktora odpowiedzialnego drugiego lipca, 18 sierpnia 1933 roku i jeszcze numeru miesięcznika „Barykady”. Akt 25 stycznia 1937 roku. Łobodowski nie oskarżenia dostarczono mu 24 czerw- mógł się więc długo do swego pseudo- ca 1933 roku. Prokurator oskarżał go, nimu przyznawać, gdyż groziłaby mu że jako redaktor odpowiedzialny w za- jako autorowi, kolejna rozprawa sądowa. miarze rozpowszechnienia umieścił Stanął przed sądem 29 listopada 1933 dwa artykuły: palarnie opium, i noty, roku. Na rozprawie powtórzono zarzuty w których lży prawnie uznane wy- postawione w dostarczonym mu przed znanie Kościoła rzymskokatolickiego, pięciu miesiącami akcie oskarżenia. Sąd „jednak rozpowszechnienie tych arty- Okręgowy postanowił Józefa Łobodow- kułów nie nastąpiło z powodu zajęcia skiego nakładu przez władze bezpieczeństwa, uznać winnym dokonania zarzucanego mu czyli o czyn przewidziany w art. 23, przestępstwa i na mocy art. 23 § 1 i 173 k.k. 173 k.k.”. skazać na jeden (1) rok więzienia; od opłat sądo- Przesłuchany Józef Łobodowski nie wych oskarżonego zwolnić, zaś koszta postępo- przyznał się do winy lżenia religii rzym- wania przyjąć na rachunek Skarbu Państwa. Na 46 Tamże. skokatolickiej. Marian Plizga nie został mocy art. 50 § 1 k.k. dowód rzeczowy – trzysta

32 nr 35 (2009) Studia i działalność publicystyczno-pisarska 1931-1939 pięćdziesiąt (350) egzemplarzy miesięcznika wykonanie pozbawienia wolności za- „Barykady” nr 2, z listopada 1932 roku – uznać wiesił na pięć lat. za przepadłe […] Do akt sprawy dołączono jeszcze pis- Przechodząc do wymiaru kary i biorąc pod mo Starostwa Grodzkiego z 4 kwietnia uwagę, że oskarżony Józef Łobodowski jako 1935 roku o zniszczeniu pozostającego zwolennik ustroju komunistycznego, pomi- w depozycie całego nakładu drugiego nu- mo że jest zupełnym ignorantem zasad religii meru miesięcznika „Barykady”. Egzeku- rzymsko-katolickej, to widać zwłaszcza z treści cji, dokonanej w imieniu prawa, umknął inkryminowanego ustępu artykułu „Noty” – co najmniej jeden „świadek”. Unikalny podjął się walki z tą religią za pomocą lżenia egzemplarz drugiego numeru „Barykad” jej – Sąd uznał za słuszne skazać go z art. 23 § trafi ł, po latach do zbiorów Muzeum im. 1 i 173 kk, na 1 (jeden,) rok więzienia. Józefa Czechowicza i na tej podstawie W imieniu Łobodowskiego złożył można stwierdzić, że więcej szkody dla apelację Konrad Bielski. Sąd tym ra- życia literackiego Lublina wyrządzili zem się nie spieszył. Sprawa wróciła stróże prawa, aniżeli trochę zbuntowany, na wokandę dopiero po siedmiu mie- światobórczo nastawiony do otaczającej siącach. Sąd Apelacyjny na posiedze- go rzeczywistości młody poeta. niu jawnym 6 lipca 1934 roku znowu Nie był to jednak ostatni kontakt Ło- postanowił zatwierdzić wyrok Sądu bodowskiego z wymiarem sprawiedli- Okręgowego, ale na mocy art. 61 kk. wości.47

Październik 1933 – marzec 1934 – służba wojskowa W październiku 1933 roku Łobodowski został niałą brzydotą. Rysy miał jakieś nie z tej powołany do służby wojskowej, którą miał od- ziemi, trudno byłoby opisać tę twarz – bywać w Równem na Wołyniu w Dywizyjnym był w niej jakiś przymus, jakaś apoka- Kursie Podchorążych Rezerwy przy 44 Pułku liptyczna ironia, może wzgarda dla tego Strzelców Konnych. Tam spotkał Zuzannę świata, ale nie zapomnę tych oczu, jak Ginczankę, której po latach poświęcił tom dwa piekła, pełne szatańskiego śmie- Pamięci Sulamity oraz poetę Jana Śpiewaka. chu.49 Irena Szypowska: Wojsko, do którego, Irena Szypowska: Już te oczy, ta twarz jak wiemy, miał stosunek bardzo kry- denerwowały młodszych ofi cerów. So- tyczny, dostarczyło zupełnie nowych bolewski rzuca też pewne światło na wrażeń. Teraz na własnej skórze po- sytuację Łobodowskiego. Z jego wspo- znał jako rekrut, czym jest wojskowy mnień wynika, że poeta zachowywał się dryl, bezmyślny automatyzm działania prowokacyjnie, zapewniając na przy- i nadużycia kapralskiej władzy, wszyst- kład sierżanta, że nie interesuje go ani ko to, co tak przejmująco opisał Adolf rozbieranie ani ubieranie karabinu ma- Rudnicki w powieści Żołnierze z 1933 szynowego i nie zamierza się tym zaj- roku, dziele z pewnością znanemu poe- mować. On sam przyznał, że stawił się cie – poborowemu. do Równego dwa dni po terminie, nigdy 47 Tamże. 48 nie wracał z przepustki na czas, spóź- Irena Szypowska, Już po śmierci Łobodowskiego jego Łobodowski..., s. 39-41. kolega z wojska opublikował wspomnie- nił się na własną przysięgę. Poza tym 49 Za: Irena Szypowska, nie o Łobodowskim w podchorążówce. nawet zawsze był hardy i pyskaty. Bez- Łobodowski..., s. 39-41. Szczególne wrażenie zrobił na wojsko- pośredni dowódcy nienawidzili tego Por. Tadeusz Sobo- wych zwierzchnikach wygląd poety.48 strzelca i wykorzystując swą przewagę lewski, Łobodowski na podchorążówce, Tadeusz Sobolewski: Od pierwszego kazali mu wykonywać różne męczące „Dziennik Żołnierza”, 14 dnia byłem zafascynowany jego wspa- i upokarzające ćwiczenia, na przykład kwietnia 1989. nr 35 (2009) 33 Kalendarium życia Józefa Łobodowskiego

biec, padać, znowu biec i znowu pa- dowski jest „zagorzałym czerwonym dać, aż do ostatecznego wyczerpania. wywrotowcem”, co jego sytuację jeszcze Wiadomo było w dodatku, że Łobo- utrudniało.50

Rozprawy sądowe za „Barykady” Irena Szypowska: W tym czasie od- ru „Barykad”. Sąd skazał redaktora mie- bywały się rozprawy sądowe, na które sięcznika na jeden rok więzienia. I znów był dowożony do Lublina. Pierwsza za Konrad Bielski w imieniu swego klienta „Dodatek” do „Barykad” [czyli faktycz- a zarazem przyjaciela, złożył odwołanie. nie nr 3. pisma – przyp. red.] w Sądzie Sytuacja była poważna. Wyrok Apelacyjnym miała miejsce 13 listopada. wprawdzie nie był prawomocny, a re- Bronił Konrad Bielski. Sąd utrzymał wy- wizja została założona, ale jej rezultat rok skazujący, ale obniżył karę do dwóch nie był pewny aż do 6 lipca 1934 roku, latach więzienia i zawiesił jej wykonanie kiedy to Sąd Apelacyjny postanowił ten na pięć lat. Następna rozprawa odbyła się wyrok utrzymać, ale wykonanie zawiesić 29 listopada i dotyczyła drugiego nume- na pięć lat.51

Łobodowski aktorem Irena Szypowska: Okres rekrucki listopadowego. Nie trudno uwierzyć, w podchorążówce mógł być lżejszy że w tej roli był znakomity, a fascynu- niż w zwykłej jednostce, ale w sytua- jąca „wspaniała brzydota” potęgowała cji Łobodowskiego trudno było o tym ekspresję. Recytował też poemat Le- marzyć. Ulgę odczuwał zapewne tylko chonia Mochnacki i napisał słowa do wtedy, gdy zajmował się tym, co ze służ- hymnu swego pułku. Te zasługi oraz bą nie miało nic wspólnego. Taką przy- pogodne usposobienie podchorążego jemność mogło dać mu przygotowanie powodowały, że ofi cerowie nie mający do odegrania postaci Konstantego z nim codziennych służbowych kontak- w Kordianie Słowackiego wystawianym tów na ogół lubili tego żołnierza i wiele we fragmentach w rocznicę powstania mu wybaczali.52

1933 – spotkania z Janem Śpiewakiem w Równem Irena Szypowska: Czasem, nielegalnie, Równego dla obu było miłym zasko- udawało mu się wyskoczyć na miasto czeniem, a dla strzelca Łobodowskiego, i odetchnąć powietrzem innym niż ko- rzec można – szczęściem. Śpiewak po- szarowe. zostawił wspomnienie z tego spotkania Pewnego razu niespodziewanie spot- w tomie Przyjaźnie i animozje:53 kał na ulicy Jana Śpiewaka, który, jak się Jan Śpiewak: Pewnego dnia zobaczy- okazało, przebywał w Równem – swym łem na ulicy Józka. Nie poznałem go mieście rodzinnym, gdzie pomagał ojcu z początku. W mundurze? Nie tak daw- 50 Irena Szypowska, mecenasowi Spiwakowi (syn – poeta no spotkałem go u Seweryna. Dlaczego Łobodowski..., s. 39-41. bardzo zgrabnie przekształcił to nazwi- w Równem? Ta sama wysunięta szczę- 51 Tamże. 52 Tamże. sko) prowadzić kancelarię adwokacką. ka, ten sam krok boksera. Ucieszył się 53 Tamże. Znali się z Lublina i spotkanie na ulicy ze spotkania. Odtąd, kiedy tylko mógł,

34 nr 35 (2009) Studia i działalność publicystyczno-pisarska 1931-1939 uciekał z koszar z kolegami do nas. jesieninowsko-kozacką. Właściwie go Kluczyli, aby nie trafi ć na kanarków. nie znałem, późniejsze jego życie było Podchorążówka nie rozpieszczała. Przy- dla mnie zagadką. O poezji mówiliśmy chodzili do nas jakby z innego świata. rzadko, tym bardziej o problemach spo- Na białym obrusie czekały smakowite łeczno-politycznych. Przybiegał z ko- dania i mroźne napoje. Co jak co, ale pić legami, żeby odciąć się od koszmaru potrafi li wszyscy. Nie pamiętam ani jed- podchorążówki i chamstwa podofi ce- nego z nich z nazwiska, nawet twarze ich rów, którzy wymyślali różne sposoby starły się w mojej pamięci. Wyskakiwali poniżania inteligenckiej młodzieży. z ulicy Poniatowskiego i tygrysim sko- Sierżanci mogli okazywać swą wyż- kiem dopadali czym prędzej do drzwi. szość zanim podopieczni ich nie zdo- Czuli się jak u siebie w domu. byli pierwszej gwiazdki. Musieli śpieszyć Był już Łobodowski znanym poetą, się, natężać swą wynalazczość, za rok wydawał książki ogromniastych wier- będzie za późno.54 szy, żywy potok zdań przynosił celne Irena Szypowska: Wizyty w domu strofy i patetyczny miał. Wiersze były Śpie waka sprawiały Józkowi wielką przy- recytacyjne i w tych latach oddziaływały jemność, ale najważniejsze było to, że Ja- sugestywnie. Znany był również z wy- sio poznał go z fascynującą dziewczyną czynów pijackich, pozował na postać piszącą wiersze, z Zuzanną Ginczanką.55

Jesień 1933 – Zuzanna Ginczanka Józef Łobodowski: Gdy ją poznałem drukującym wiersze i mającym bogaty późną jesienią 1933 roku, była już kobie- księgozbiór, była dla poetyzującej gim- tą, wprawdzie młodziutką, ale w pełnym nazjalistki bardzo cenna. Pożyczała od rozkwicie pysznej, egzotycznej urody. niego książki, zwłaszcza zbiorki najnow- Wiedząc, że rozczytuje się w Pieśni nad szej poezji, z którą nie miała możności pieśniami Salomona (jednemu z póź- zetknąć się w szkole.57 niejszych wierszy dała tytuł Canticum Jan Śpiewak: Dwa pierwsze wrażenia, canticorum) z miejsca nazwałem ją Su- jakie wyniosłem ze spotkania z Ginczan- lamitą (Szu lammit), co się Sanie nie- ką pozostały w pamięci. […] Pierwsze zmiernie spodobało.56 – to jej dom. Piętrowy, murowany, znaj- Irena Szypowska: Zuzanna urodziła się dował się na pryncypialnej ulicy 3 Maja. w Kijowie 9 marca 1917 roku, ale wycho- Na dole mieścił się duży skład apteczny, wała się w Równem, dokąd uciekli jej na górze rozprzestrzeniało się obszer- rodzice w obawie przed rewolucją. Oj- ne mieszkanie, urządzone, jak zwykle ciec, Szymon Gincburg, aktor, mężczy- w Równem, bez smaku. Dom pachniał zna równie przystojny co lekkomyślny, lekarstwami, maściami, kosmetykami, rozszedł się z żoną i wyjechał zagranicę. stężałym przeschniętym wapnem i stę- Matka „żądna życia i przygód”, żyjąca chlizną. Pełno tu było niepotrzebnych we własnym kręgu, powtórnie wyszła mebli. Tłoczyły się staromodne komody, za mąż za Czecha i wyjechała z nim na ociężałe fotele, śmieszne pochyłe stoliki stale do Hiszpanii. i kozetki. Meble zwężały pokoje, ciążyły, Zuzannę wychowywali dziadkowie, przygniatały. Kilka mieszczańskich po- właściciele apteki, o wszystkim decydo- koleń z jakąś konsekwentną chaotycz- 54 wała babka, bo dziadek, sparaliżowany, nością musiało zbierać to wszystko, Tamże. 55 Tamże. był niezorientowany w wielu sprawach. aby wytworzyć dziwne nawarstwienie 56 Tamże, s. 41-43. Znajomość z Jasiem Śpiewakiem, już prawie bezużytecznych przedmiotów. 57 Tamże. nr 35 (2009) 35 Kalendarium życia Józefa Łobodowskiego

Stłoczenie mebli świadczyło o zamoż- łącznie po rosyjsku: „Sanoczka, czto ty ności domu. tak dołgo rozgowariwajesz z etim soł- Drugie wrażenie – to oczy Zuzanny. datom?” – „Babuszka” – odpowiada- Niebieskie, uśmiechające się, ironiczne. ła zazwyczaj Zuzanna – „my wiediom Jedno miała smutne, a drugie kpiące.58 litieraturnyj rozgawor”. Kiedyś stara Irena Szypowska: Łobo dowski miał przyłapała mnie w korytarzu. Podniosła możność dobrze poznać ten mieszczań- pince-nez w złotej oprawie, obrzuciła ski dom i te dziwne oczy. Przeczytawszy mnie krytycznym spojrzeniem. Uprze- wspomnienia Śpiewaka zatytułowane dzając ewentualną indagację, zapew- Zuzanna – legenda tragiczna postanowił niłem energicznie: „Madam, ja wied „porozmawiać” ze swym rówieśnikiem wlubion w Sanoczku tolko płatonicze- o uwielbianej przez nich dziewczynie. ski!” (zakochany platonicznie). Babcia Napisał wspomnienie o niej. [...] Podej- uśmiechnęła się z widoczną ironią. „Isz mując rozmowę z nota bene nie żyjącym jewo! Nam charaszo izwiestno pra eti już wtedy Janem Śpiewakiem, Łobo- tolko platoniczeski lubwi” (znamy się dowski, który zawsze wszystko pamię- na tych platonicznych miłościach). tał lepiej niż inni, zaczyna: Sana śmiała się wesoło. W nagrodę Józef Łobodowski: Myląc zasad- otrzymałem podwójną porcję poca- nicze daty Śpiewak zapamiętał jed- łunków. Ale nie tyle, ile bym chciał... nak to i owo… „Zaznajomiłem Józka – „Śmierdzisz koszarami i żołdackim z Zuzanną” – wspomina [Jan Śpiewak] juchtem.” – „odtąd rozdwajał się, często przepa- W Warszawie, gdy byłem już w cywi- dał u niej na górze. O czym rozmawiał lu i babci nie było w pobliżu, wyglądało z Giną godzinami? Myślałem, że kocha to trochę inaczej. [...] Jeszcze na wiosnę się w niej...” 1933 roku Zuzanna posłała Tuwimo- Rzeczywiście – o czym? Ech, nieżyją- wi kilka swoich poetyckich pierwocin, cy Jasiu! O czym dwudziestoczteroletni między innymi wiersz Szesnastolatki. poeta może rozmawiać ze wspaniałą Ten wiersz nigdy nie ukazał się w druku, szesnastoletnią dziewczyną, której po- nie chciała mi, mimo usilnych próśb, dać dobają się jego wiersze? Od czasu do go do przeczytania. Tuwim zachował się czasu dolatywał niezadowolony głos dyskretnie i także nikomu go nie poka- babci, która Zuzannę wychowywała. zał. Ale nie trudno było domyśleć się, Nie znała dostatecznie dobrze języka o co w nim chodziło. Zuzanna bardzo polskiego i rozmawiała z wnuczką wy- wcześnie dojrzała.59

1934

1934 – próba samobójcza Na początku roku 1934 Łobodowski próbo- karabin; zdołał wytrącić broń, ale padł wał popełnić samobójstwo. strzał. Niedoszłego samobójcę areszto- Józef Zięba: Według relacji żony poe- wano i postawiono przed Wojskowym ty, przyczyną próby samobójstwa były Sądem Okręgowym w Lublinie, lecz prześladowania jakiegoś zawodowego wskutek interwencji znanych literatów, sierżanta. Sierżant prześladowca zjawił m.in. Kazimiery Iłłakowiczówny i Ewy 58 Tamże. się na sali w momencie, gdy Łobodow- Szelburg-Zarembiny, został zwolniony 59 Tamże. ski miał już wycelowany w swoją stronę z wojska.

36 nr 35 (2009) Studia i działalność publicystyczno-pisarska 1931-1939

Nie zachowały się akta Wojskowego zwalił się na ziemię. W tej samej chwili Sądu Okręgowego w Lublinie, ale do wszedł Witkowski, (plutonowy pełniący akt prokuratora Sądu Okręgowego do- obowiązki podofi cera służbowego) i ja łączono pismo kwatermistrza 45 Puł- wskazałem mu tego leżącego – jeszcze ku Strzelców Kresowych informujące, nie wiedziałem, kto to. Plutonowy pod- że Łobodowski – zwolniony z Dywi- biegł, podniósł karabin małokalibrowy, zyjnego Kursu Podchorążych Rezerwy otworzył zamek i drobny dymek uniósł i odesłany 27 lutego do 45 Pułku jako się z komory zamkowej. Krzyknąłem: macierzystego – został 10 marca 1934 „Izba chorych!” i wybiegłem po lekarza. roku aresztowany i odstawiony do woj- Dwaj sanitariusze złapali nosze i biegli skowego więzienia śledczego w Lublinie, ze mną do koszar. Kiedy wszedłem, Ło- a 13 marca 1934 roku wykluczony na bodowski leżał na stole, jęczał cicho. Pa- okres pięciu lat ze służby wojskowej. […] trzyłem na niego i nie mogłem uwierzyć: W dokumencie tym nie ma więc żad- „Józek! Cóżeś ty zrobił najlepszego!!!” nej wzmianki z jakiego powodu Łobo- Wkrótce nadszedł dowódca kom- dowski został aresztowany i wykluczony panii, pułkownik Worobej. Ten przez z wojska. Ważna jest data aresztowania chwilę patrzył na Józka, po czym głosem – 10 marca 1934 roku. W tym dniu od- jak najbardziej urzędowym spytał: „Czy był się słynny wieczór najazdu poetów chcieliście w ten sposób uniknąć służby awangardowych na Warszawę. Nazwi- wojskowej ?” Usłyszałem cichy szept: sko Łobodowskiego znajdowało się na „Nie”. To go uratowało od kary. afi szu. Nieobecność jego zaniepokoi- Zabrano go do szpitala. Tej nocy nie ła warszawskie środowisko literackie spałem. Ofi cerowie buszowali po szaf- i nastąpiła natychmiastowa interwen- ce Józka, wyrzucając książki Lermon- cja dwu wpływowych pań, poruszonych towa, Tołstoja, Gogola – „bolszewizm, losem młodego poety. psiakrew...” Nie spałem nie tylko dlate- Według zachowanych dokumentów, go, że człowiek, którego przyjaźnią się uwięzienie Łobodowskiego nie trwało szczyciłem, zrobił coś, czego nie mo- dłużej niż trzy dni, ale poeta później głem zrozumieć, ale również dlatego, że jeszcze często na przeżycia więzienne oczekiwałem śledztwa. Byłem pewny, iż się powoływał, twierdząc, że wówczas jako naoczny świadek mogę być badany miał się dokonać przełom w jego życiu, przez żandarmerię. Wachmistrz żan- prawie jak w celi Konrada.60 darmerii urzędował całą noc w biurze Do Ireny Szypowskiej, autorki biografi i Łobo- dowódcy kompanii i od czasu do czasu dowskiego odezwał się Tadeusz Sobolewski, zaglądał do naszej sypialni, ale pomijał jego kolega z wojska. Opisał bardzo dokład- mnie całkowicie – interesował go kto nie ten tragiczny dzień. inny, Roman Przezwański, nauczyciel Tadeusz Sobolewski: Ten wieczór z Dubna, który spał na górnym łóżku był tak samo szary, wszyscy siedzie- nade mną. Roman był również znany li w świetlicy ucząc się regulaminów, jako czerwony wywrotowiec...61 mnie zaś powierzono zadanie uczenia Irena Szypowska: Nieszczęsnego walki z bagnetem jednego z naszych ko- samobójcę odwieziono do szpitala legów, Żyda, który tej gałęzi nauki abso- w Równem, ale nie było tam aparatu lutnie nie pojmował. Byliśmy sami na Rentgena, więc nie można było ustalić, sali, widziałem tylko, że ktoś siedział gdzie ugrzęzła kula. Przewieziono go pod ścianą przysłonięty łóżkiem, ale więc (prawdopodobnie w styczniu 1934 60 to mnie nie interesowało... W pewnym roku) do wojskowego szpitala okręgo- Józef Zięba, Żywot (3)..., s. 4. momencie posłyszałem cichy trzask wego w Chełmie. Okazało się, że kula 61 Za: Irena Szypowska, i ujrzałem, iż ten siedzący za łóżkiem ześlizgnęła się wzdłuż żeber i ugrzęzła Łobodowski..., s. 44-45. nr 35 (2009) 37 Kalendarium życia Józefa Łobodowskiego

w przeponie, sprawiając ból. Nic nie Zgadzam się z tym przypuszczeniem. wiadomo o tym, czy ją wtedy wyjęto. Łobodowski znalazł się w sytuacji, Podczas kilkudniowego pobytu z której nie widział wyjścia. Poświęcił w szpitalu w Chełmie odwiedził Łobo- swą młodość idei, w której sens zaczął dowskiego Kazimierz Andrzej Jaworski, poważnie wątpić i nie wiedział, co ro- profesor seminarium nauczycielskiego, bić dalej, jak się z tego z honorem wy- poeta i wydawca świeżo założonego plątać. Jeszcze ma procesy polityczne, (pierwszy numer wyszedł we wrześ- jeszcze musi bronić swego stanowiska, niu 1933) miesięcznika poetyckiego ale wkrótce, za parę miesięcy, wystą- „Kamena”. Łobodowski oczywiście od pi z jawnym oskarżeniem komunizmu. pierwszego numeru współpracował W podobnej sytuacji znajdowali się licz- z KAJ-em, tłumacząc poetów rosyj- ni poeci rosyjscy, którzy targnęli się na skich: Błoka, Jesienina, Majakowskie- swoje życie. Łobodowski wielokrotnie go, Mandelsztama, Gumiłowa – mieli pisał o tym, poświęcił im utwory poe- więc o czym rozmawiać. […] tyckie i ciągle w rozmowach wracał do O przyczyny samobójczego zamachu tej sprawy. Także w jego brulionach czę- wprost zapytała nieszczęśnika Kazimie- sto spotyka się nazwiska poetów zgła- rza Iłłakowiczówna i treść tej rozmowy dzonych przez NKWD, zaszczutych, przytoczyła w tomie wspomnień Trazy- bądź doprowadzonych do samobójczej meński zając (1968): śmierci. – Czy panu tam dokuczali? A może pan jest O własnym zamachu nigdy nie chciał absolutnym pacyfi stą? mówić, ale opowiadał o tym, co zda- – Ależ ja nic nie miałem przeciwko tej szkole, rzyło się później: 27 lutego wrócił do proszę pani. Ja wcale nie przez pacyfi zm, ja po podchorążówki, gdzie zastał wiadomość prostu – z miłości... o przeniesieniu do kompanii 45 Pułku Patrzyłam na niego oszołomiona... W takim Strzelców Kresowych. Zgłosił się tam ubraniu, z takim brakiem przednich zębów, i od razu dostał dwutygodniowy urlop pewno, że miłość musiała być nieszczęśliwa, zdrowotny. Jednak zanim zdążył się od- bo któraż by go panna chciała. meldować, przyszedł rozkaz osadzenia Iłłakowiczówna zdaje się przyjmować w więzieniu. Przewieziono go do Lubli- za dobrą monetę słowa młodego poety. na i zamknięto w więzieniu wojskowym, Ale zarówno cały dialog jak i komentarz mieszczącym się w gmachu pokarmeli- owiane są leciutką ironią. Chcecie mieć ckim przy kościele Św. Józefa. Przyczy- motyw – no, to go macie, chcecie, to ną było znalezienie w szafce rękopisów wierzcie, niczego więcej się nie dowiecie. dających podstawę do przypuszczenia, Jedni więc mówią o nieszczęśliwej mi- że uprawiał antypaństwową propagan- łości, inni o trudach służby wojskowej dę. […] – jest tak, jak chciał poeta. A jaka była W archiwum zachował się ofi cjalny prawda? Zbliża się do niej Jacek Trzna- dokument wojskowy: Kwatermistrz 45 del, gdy w artykule O Józefi e Łobodow- Pułku Strzelców Kresowych informuje skim („Arka” nr 50, 1994) pisze: prokuratora Sądu Okręgowego w Lub- Kto wie, czy zamach samobójczy dokonany na linie, że Łobodowski zwolniony z Dywi- początku roku 1934 w czasie służby w szkole zyjnego Kursu Podchorążych Rezerwy ofi cerskiej, nie wiąże się raczej z trudnymi trans- i odesłany 27 lutego do macierzystego formacjami wewnętrznymi niż przeżyciami ser- pułku, został 10 marca aresztowany cowymi, o których mówią niektóre źródła. Biorąc i odstawiony do wojskowego więzienia pod uwagę twardy charakter poety, trudno też śledczego w Lublinie a 13 marca wyklu- przyjąć, że był to gest rozpaczy z powodu zna- czony na pięć lat ze służby wojskowej. nego traktowania elewów przez podofi cerów. Na końcu Kwatermistrz dopisał: „W cza-

38 nr 35 (2009) Studia i działalność publicystyczno-pisarska 1931-1939 sie pełnienia służby wojskowej w 45 Puł- żadnego przestępstwa podlegającego ku Strzelców Kresowych nie popełnił orzecznictwu sądowemu”62

10 marca 1934 rok – „Najazd Awangardy na Warszawę” Irena Szypowska: 10 marca miało miej- w dzieło szybkiego „uzdrawiania” pań- sce w Warszawie ważne wydarzenie stwa, wychodzącego właśnie z kryzy- literackie. W sali Towarzystwa Higie- su i podejmującego śmiałe inicjatywy nicznego przy ulicy Karowej odbył się w wielu dziedzinach życia. „Najazd Awangardy na Warszawę”. Or- Wyrazem zbliżenia się Łobodow- ganizował tę imprezę tygodnik „Państwo skiego do tego środowiska miał być Pracy” organ Legionu Młodych, orga- jego udział w wieczorze literackim nizacji związanej z obozem rządowym. w stolicy. Spotkanie miało charakter W tym piśmie, w którym dział litera- szczególny. Polską Akademię Literatu- cki prowadzili Czechowicz i Domiński, ry reprezentował jej sekretarz general- a także w innych organach Legionu, np. ny Juliusz Kaden-Bandrowski, znany ze w świetnie redagowanym luksusowym swego zainteresowania młodą literaturą „Pionie”, drukowali wtedy młodzi poeci i z pomocy udzielanej początkującym krakowscy, wileńscy i lubelscy, dobrze pisarzom. Obecni byli przedstawiciele widziani przez starszą generację publi- średniej generacji: Kazimiera Iłłakowi- cystów i działaczy politycznych obozu czówna i Karol Irzykowski oraz redaktor rządowego. Inicjatorami i pierwszymi „Gazety Polskiej” Ignacy Matuszewski. redaktorami „Pionu” byli: Adam Skwar- W imieniu Legionu Młodych przema- czyński – czołowy ideolog piłsudczyzny, wiał Wacław Zagórski z Wilna. W spot- Tadeusz Święcicki, Wiliam Horzyca. kaniu wzięli udział: Józef Czechowicz, Od pewnego czasu z „Państwem Pra- Czesław Miłosz, Marian Czuchnowski, cy” i z „Pionem” współpracował już Jó- Julian Przyboś, Jalu Kurek, Henryk Do- zef Łobodowski. Drukował tam artykuły miński, Adam Ważyk, Bronisław Lu- propagujące głębokie reformy społeczne dwik Michalski, Józef Maśliński i inni. przeprowadzane pod auspicjami nie- Zaskoczyła wszystkich nieobecność podległościowych i socjalistycznych Łobodowskiego, który także był zapro- ideałów młodego Piłsudskiego i gorąco szony. „Jest w wojsku, odsługuje wojsko występował w obronie autonomicznych w karnej kompanii – szepczą wtajem- wartości dzieła sztuki przed tendencja- niczeni” – donosiła czytelnikom spra- mi do upowszechniania za cenę zubo- wozdawczyni „Kobiety współczesnej” żenia wartości artystycznych i obniżenia (cytuję za Markiem Zaleskim, autorem poziomu intelektualnego. Ceniono jego Przygód drugiej awangardy). Poeci czy- pióro i drukowano chętnie. Dochodziło tali jego ostre, społecznie zaangażowa- do znamiennego przesunięcia. Lewica ne wiersze. komunistyczna odpychała Łobodow- Korespondentka „Kobiety współczes- skiego i innych młodych radykałów, nej” pisze: gdyż zabierała im poczucie swobody Dłuższe owacje spotykają Żagarystów – sztan- i niezależności, zmuszając do całkowite- darowych niejako przedstawicieli akademickiej go podporządkowania celom partyjnym, Muzy. Ale bezsprzecznie największe wrażenie za to przyciągała ich ofi cjalna polityka wywiera Piłsudski Łobodowskiego w recytacji kulturalna, dająca szansę włączenia się artysty [Henryka Ładosza]: 62 Tamże, s. 44-49.

nr 35 (2009) 39 Kalendarium życia Józefa Łobodowskiego

Oto są ręce – młoty w zecerni jak w kuźni, krew się lepi, nie farba na czarnych literach – towarzyszu Piłsudski, w trzydzieści lat później Julian Blachowski zabije Gastona Koehlera.

Wiem: Litwa dzieciństwa jest wonią mirry i narodu, ojczyzna kwitnie w pałacu białego cieniach, ale gdzie podziać się z sercem, gdy czarny wstanie Żyrardów i barykadą kamienną runie na progu sumienia.

Pomorze wbite włócznią w spienione ciało Bałtyku, Śląsk buchający ogniem, Borysław naftą chlusta – łatwo uskrzydlić się dumą, piersi nadrywać od krzyków i czyjeś święte imię po stokroć ślinić na ustach.

Łatwo sczerwienić skronie od tętniącego żaru, gdy miastem marsz uderzy w ułańskie proporce, a ciężej przebić się młodym przez słowa: Polska i Naród – i głowy na barach osadzić jak kosy szto Sznurki krzaczastych brwi niech szarym zwiążą się lontem, iskrą ze źrenic do dynamitu mózgu: trzydzieści lat temu jak teraz groził artykuł sto piąty, serce człowieka szło na spotkanie liktorskim rózgom.

Za Belwederu oknami wicher nie ucichł, spadek duchów umarłych siwą głowę obarcza – – towarzyszu Piłsudski, w przeddzień polskiej rewolucji krwią wasze imię wypisujemy na tarczach.

Ten utwór najmocniej wyrażał nie- Wiersz nieobecnego poety-buntow- pokój młodego pokolenia, rozdartego nika zrobił wielkie wrażenie, a wia- między ideą niepodległej ojczyzny a prag- domość, że autor siedzi w więzieniu, nieniem sprawiedliwości, której nie osiąg- poruszyła wszystkich zebranych. Spra- nięto. To rozdarcie przypisuje poeta także wą zajęły się panie: Ewa Szelburg-Za- Piłsudskiemu, towarzyszowi dawnych rębina i Kazimiera Iłłakowiczówna walk o wolną i sprawiedliwą. Zapowia- oraz Józef Czechowicz i Ignacy Ma- da, że jego imię. młodzi rewolucjoniści tuszewski.63 wkrótce znów wypiszą na tarczach.

Umorzenie sprawy Łobodowskiego Józef Łobodowski: Kazimiera Iłła- od generała Dobrodzickiego, dowódcy kowiczówna była wówczas osobistym okręgu lubelskiego, bo byłem przewie- sekretarzem Piłsudskiego, to była ziony do Lublina. (Nie wiem, czy pani wprawdzie funkcja raczej honorowa, pamięta kościół Św. Józefa, pokarme- ale w wojsku miała swoje wpływy. Bar- licki? – tam było więzienie). I Dobro- 63 Tamże, s. 50-53. dzo się moją sprawą przejęła i zaczęła dzicki dostał podobno dobrą radę od

40 nr 35 (2009) Studia i działalność publicystyczno-pisarska 1931-1939

Kazimiery Iłłakowiczówny, żeby mnie wiersz Piłsudski spodobał się Marszał- zwolnić. Zapytał, kogo trzeba, czy już kowi tak, że kazał przekazać autorowi dostałem akt oskarżenia, bo przepis był tysiąc złotych, za które ten ubrał się ele- taki: jeżeli oskarżony dostał akt oskar- gancko od stóp do głów, czym zachwy- żenia, to musiał stanąć przed sądem cał lubelskie panny razem z kawalerami wojskowym, a jeżeli nie, to można było zaproszone do lokalu. W szampańskiej sprawę przekazać do sądu cywilnego. atmosferze odbyło się spotkanie całej Ponieważ akt ten nie został mi doręczo- paczki. Byli: Czechowicz, Domiński, ny, Dobrodzicki podpisał wyrzucenie Madej, Wójcik. Wałkowali sprawę przy mnie z wojska na pięć lat, bo na tyle wódeczce z dobrą zakąską. opiewały wyroki zawieszenia. Wyszed- Kiedyśmy to opijali z przyjaciółmi – opowiadał łem na wolność!64 mi Łobodowski – uniesiony proroczym duchem Irena Szypowska: Dla porządku do- powiedziałem: „Beze mnie nie może być wojny, dajmy, że generał Dobrodzicki przeka- więc wojna wybuchnie najwcześniej w 1939 zał sprawę sądowi cywilnemu w Łucku, roku. Oby był język skołowaciał!” a ten ją umorzył. To lubelskie spotkanie miało charak- W końcu marca Łobodowski wy- ter wyjątkowy, wszyscy bowiem specjal- szedł na wolność. Wielkanoc spędził nie na święta zjechali się do rodzinnego już w Lublinie. Jego żona mówiła mi, że miasta.65

1934 – wyjazd do Warszawy W ślad za Czechowiczem i Arnsztajnową, Dobrej 9, między Tamką a Solcem, nie- również Łobodowski wyruszył do Warszawy daleko gmachu ZNP, w którym mieszkał myśląc o nawiązaniu kontaktów ze stołecz- Czechowicz. […] Wkrótce dołączył do nym środowiskiem literackim. nich Henryk Domiński i często „waletu- Józef Łobodowski: Gdy przyjecha- jący” Wacław Mrozowski. Od czasu do łem do stolicy w roku 1934, po wy- czasu gościli młodych wilnian, których rzuceniu mnie z wojska na pięcioletni także wessała stolica: Miłosza, Putra- okres (tyle opiewały zawieszenia wy- menta, Zagórskiego. Liczba lokatorów roków i innych spraw sądowych), była nieokreślona. Kiedy wyprowa- zbliżyłem się do Tuwima, poznałem dził się Piętak, jego miejsce zajął gra- Grydzewskiego i Wierzyńskiego, Iłła- fi k Miklaszewski. We wspólnym pokoju kowiczównę, Słonimskiego, następnie zawsze też znajdowali nocleg przyjeż- poetów Kwadrygi, Sabyłę, Dobrowol- dżający do stolicy lublinianie: Wacław skiego, Flukowskiego, łodzian: Piecha- Iwaniuk, Czesław Janczarski, Artur la, Timofi ejewa. Z prozaików: Goetla, Buksbaum. 64 Tamże, s. 52-53. 65 Tamże. Nałkowską, Szelburg-Zarembinę, Uni- Sytuacja fi nansowa mieszkańców tego 66 Józef Zięba, Żywot łowskiego, Andrzejewskiego. Znacznie pokoju nie była tak zła, jak to się czasem Józefa Łobodowskiego później przyszła kolej na wileńskich ża- przedstawia. Każdy chętny i zdolny do (4), „Relacje” 1989, nr 6, garytów: Zagórskiego, Miłosza, Putra- pracy mógł zarobić piórem, ale oczy- s. 4. 67 66 wiście nie wtedy, gdy ograniczał się do Michalski popełnił menta. samobójstwo 27 lipca Irena Szypowska: W maju 1934 roku pisania wierszy. […] Wystarczyło nawet 1935. W roku 1936 pojechał Łobodowski do Warszawy. Po- na wódkę pitą u siebie. Kłopoty zaczy- Łobodowski opubliko- rozumiał się z Michalskim oraz z pozna- nały się wtedy, gdy towarzystwo zasza- wał o swoim przyjacielu nym niedawno Piętakiem i zdecydowali lało w lokalach Śródmieścia, zamawiając piękne wspomnienie pt. O Bronisławie Michal- 67 się razem wynająć pokój. Znaleźli od- „przez roztargnienie” francuskie koniaki skim („Życie Lubelskie” powiednio duży, z balkonem, przy ulicy i szampany. nr 17). nr 35 (2009) 41 Kalendarium życia Józefa Łobodowskiego

Lublinianie przenieśli do stolicy „cy- na łóżku, oplatał głowę dłońmi i krzy- gańskie” obyczaje. Gdy szli ulicą, cała czał w przerażeniu: Tylko nie po głowie!”. należała do nich. Śpiewali, żartowali, „Ataman Łoboda” tłumaczył ten strach śmiali się, robili miny do przechod- zapaleniem opon mózgowych, które niów i odgrywali różne sceny. Żywioł w dzieciństwie przebył Piętak. młodości unosił ich i rzucał od szalonej Łobodowski zresztą rzadko bywał na radości po udrękę i gorycz załamania Dobrej. Opłacał swoją część komorne- i rozpaczy. Jak zwykle w takiej grupie go, miał własną otomanę, mógł więc zdarzały się zabawy ryzykowne i odby- przyjechać zawsze, kiedy chciał. Gdy wane czyimś kosztem. Stanisław Piętak zjawiał się rannym pociągiem z Lublina, (w Portretach i zapiskach z 1963 roku) budził wszystkich, dawał pieniądze Rózi opowiada, jak na przykład Łobodowski posyłając ją po prowiant na śniadanie. brał drobnego, niepozornego Rzeczecę A potem wyrywał się na miasto. […] za kołnierz, podnosił do góry i tubalnym Lokatorzy „wspólnego pokoju” głosem zapowiadał, ku uciesze innych, mimo libacji alkoholowych pracowali że przywiąże go do ściany i będzie wo- dużo. Piętak przygotowywał pierwszy kół niego rzucać nożem – nawet go nie tom wierszy Alfabet oczu i ćwiczył się drasnąwszy. „W ostatniej chwili”, oczy- w prozie, Domiński zdobywał erudycję, wiście, rezygnował. która pozwoliła mu wkrótce stać się jed- Także i z Piętakiem dochodziło „do nym z lepszych recenzentów, Łobodow- scen nieprzyjemnych na tle gwałtownych ski przygotowywał nowy tom wierszy, dyskusji politycznych – przyznaje Ło- przekładał poetów rosyjskich, działał bodowski. – Gdy zbliżałem się do niego w Związku Pisarzy Lubelskich, i zakładał z niezbyt dobrymi zamiarami, kładł się nowe pismo „Dźwigary”.68

Czechowicz Irena Szypowska: „Czechowicz miesz- Śmieszyło go, gdy nieopierzeni de- kał w pobliżu na Smulikowskiego z tak biutanci wypowiadali krytyczne sądy zwanym „siostrzeńcem”, urodziwym o Wierzyńskim i Lechoniu. młodziutkim Stefciem. Lubił atmosfe- Cenił Czechowicza jako wybitnego rę „cyganów” z Dobrej, lepiej się czuł poetę, uważał, że rdzeń jego twórczości z nimi niż w snobistycznych kawiar- tkwi w „tragicznym niepokoju istnienia, niach. Oni też cenili jego towarzystwo w mrocznych podszeptach metafi zyki” i przyjaźń, ale nie byli bezkrytyczni a nie w swojskiej stylizacji ludowej, do- wobec mistrza. […] Łobodowski doce- strzeganej powszechnie. Autorowi ka- niał intelektualną opiekę Czechowicza tastrofi cznej ballady z tamtej strony nad przyjaciółmi, to że wprowadzał ład (1932) dedykował rewolucyjny poemat w lektury młodych literatów, ułatwiał Rozmawiam z Rosją zamieszczony w to- debiuty, czasem pomagał fi nansowo, mie Rozmowa z ojczyzną (1936). Mimo 68 Irena Szypowska, ale patrzył z niesmakiem, jak przekazy- niewątpliwego uznania i sympatii był Łobodowski..., s. 56, 57, 58. wał młodym swe upodobania literackie, Łobodowski krytyczny wobec starsze- 69 Tamże, s. 57. jak zarażał pogardą dla skamandrytów. go kolegi.69

42 nr 35 (2009) Studia i działalność publicystyczno-pisarska 1931-1939

1934-1935 – „Dźwigary” Józef Zięba: Łobodowski wrócił do cy- teresujący. Łobodowski potrafi ł skupić wila i do przerwanej pracy poetyckiej, dobre pióra. dziennikarskiej i redaktorskiej. Natych- Gdyby udało mu się utrzymać pismo miast zaczął zbierać materiał [do pisma na zaproponowanym poziomie „Dźwi- któremu] dał tytuł „Dźwigary”. Pierw- gary” mogłyby się stać ważnym czyn- szy numer ukazał się w listopadzie 1934 nikiem, kształtującym życie literackie roku. Podpisany został przez Kazimie- kraju. Jednak bez wsparcia fi nansowego rza Wójcika. Łobodowski z zawieszony- nie można było myśleć o dłuższym ży- mi wyrokami, nie mógł już ryzykować. wocie miesięcznika. I wydaje się, że ta- Nikt nie miał jednak wątpliwości, kto kiego wsparcia zabrakło, a Łobodowski jest twórcą i redaktorem pisma tym nie mógł liczyć ani na własne dochody, bardziej, że redakcja w artykule Pro ani na pomoc biednej rodziny. Wydał domo sua informowała czytelników, iż jeszcze jeden numer „Dźwigarów”: za antenatem „Dźwigarów” jest miesięcz- grudzień 1934 i styczeń 1935 roku. Nu- nik „Barykady”, który „Zmarł śmiercią mer nie uległ konfi skacie, ale i tak pismo gwałtowną, mając dębową trumnę po- umarło śmiercią naturalną.70 zwem zatrzaśniętą. Zostało po nim kilka Irena Szypowska: Miesięcznik ten, weksli i ożywione stosunki z urzędem „poświęcony sprawie polskiej kultury śledczym i prokuratorem.” proletariackiej”, nawiązywał do wcześ- Artykuł kończył się informacją: niejszych „Barykad”. Miał się stać orga- „To, że pismo wychodzi w Lublinie, nem lewicowej inteligencji, niezależnej jest najzupełniejszym przypadkiem. od linii KPP, którą reprezentował „Le- «Dźwigary» nie mają żadnych ambicji war”. Daleki od ortodoksyjności pod- regionalnych”. kreślał niezależność polskiego ruchu od W założeniu miało to być pismo kierunku sowieckiego i głosił potrzebę ogólnopolskie. Pierwszy numer można łączności kultury współczesnej z trady- uznać za próbę nawiązania bliższych cją narodową. Próbował odegrać pewną kontaktów lubelskich poetów z wileń- rolę w formułowaniu teorii kultury świa- skimi „żagarystami”. Znalazły się w nich ta pracy, przede wszystkim zaś określał bowiem, obok utworów Czechowicza stosunek młodych poetów do tradycji i Łobodowskiego, wiersze Zagórskiego, Skamandra i Awangardy, ostrzegając Miłosza i Putramenta. Poza tym numer zarówno przed zbytnim tradycjonali- przynosił sporo przekładów i materia- zmem jak i przed uleganiem magii no- łów dotyczących literatury i przemian wej formy. społecznych, dokonujących się w Związ- Ten temat podjął Łobodowski w ar- ku Radzieckim. Publicystykę numeru, tykule Antynomie poezji współczesnej jak dawniej, niemal w całości wypełnił ogłoszonym pod pseudonimem Szymo- Łobodowski, występując pod nowymi na Marienholza w pierwszym numerze i starymi pseudonimami: nie przywołał „Dźwigarów”, który wyszedł w paździer- jedynie poszukiwanego listem gończym niku 1934 roku. W tymże samym nu- Mariana Plizgi. merze ukazał się też artykuł Na froncie Ton publicystycznych wypowiedzi poetyckim (podpisany: Łobodowski, był już bardziej zrównoważony i miar- Marienholz) oceniający poezję ośrod- kowany. Jedynie Nowaczyńskiego na- ka lubelskiego i wileńskiego. zwano „Jadowitą purchawką polskiej Autorzy, a właściwie autor, krytycznie literatury”. W sumie, numer był nie tyl- odnieśli się w nim do twórczości Józefa 70 Józef Zięba, Żywot ko obszerny (liczył 84 strony), ale i in- Czechowicza, zarzucając mu zbytni su- (4)..., s. 4. nr 35 (2009) 43 Kalendarium życia Józefa Łobodowskiego

biektywizm i brak poczucia rzeczywi- każdy marmurowy załom i każdy fałd szaty stości społecznej. Bardzo wysoko ocenili spływający ku stopom. poezję Czesława Miłosza, uznając go za Wiersze Miłosza sąsiadowały z utwo- najzdolniejszego z żagarystów: rami Czechowicza, Piętaka, Zagórskie- Miłosz jest surowy i patetyczny, ale jego patos go. Z ideą „poezji proletariackiej” nie nie ma nic z rozhukanego żywiołu, jest pełnym miały nic wspólnego, świadczyły za to znaczenia gestem, który zastygł i oto widzimy o poważnych ambicjach literackich.71

1934 – odchodzenie od komunizmu Koniec roku 1934 to początek rozstawania Irena Szypowska: Napięcie rosło. Kon- się Łobodowskiego ze środowiskiem komu- gres Pisarzy Proletariackich w Charko- nistycznym. wie, a potem Związek Pisarzy Radzieckich Irena Szypowska: Łobodowski doj- potępiły awangardę artystyczną, prokla- rzewał, usamodzielniał się, już wtedy mowały realizm socjalistyczny i zażądały można było dostrzec jego niezdolność od pisarzy całkowitego podporządko- do noszenia „efektownej liberii” i „pięk- wania się partii komunistycznej. Wobec nej kokardy”. Budziło to niezadowole- polskich literatów sformułował te po- nie partyjnych matadorów, którzy coraz stulaty Marian Czuchnowski drukując częściej zawodzili się na swoim pupilu.72 w „Robotniku” w 1933 roku cykl arty- Józef Łobodowski: Było kiedyś zebranie kułów W głąb awangardy. Zaatakował partyjne [KPP], ja do partii nie należa- w nich poetów krakowskich, żagarystów łem, ale mnie zapraszano. [...] Na tym i lublinian, a twórczość Łobodowskiego zebraniu postawiono pytanie: czy należy określił jako dekadencką, burżuazyjną, wydawać zakamufl owane czasopismo, nie dość zdecydowanie służącą prole- czy wydać jednodniówkę, z góry licząc tariatowi.74 się z tym, że zostanie skonfi skowana. Łobodowski odpowiedział artyku- Była dyskusja na ten temat i najstarszy łem Pisarz współczesny w teraźniejszo- pan, który nie brał udziału w dyskusji, ści, który zamieścił w drugim i zarazem tylko się jej pilnie przysłuchiwał, po- ostatnim numerze „Dźwigarów” (gru- dziękował nam: „Dyskusja była bardzo dzień 1934 – styczeń 1935).75 ciekawa, ale nie możemy podjąć decyzji W jego tekście można było przeczytać zna- teraz, bo w Charkowie odbędzie się za czące zdanie: „Sztuka jest narzędziem walki miesiąc zjazd pisarzy proletariackich, klasowej, ale cecha ta nie może być uważana z udziałem także zagranicy, a więc za- za jej istotę, ponieważ o tym, czy dany utwór powiedzieli się: Romain Rolland, Berna- należy do sztuki czy nie, decydują wyłącznie nos...” Poderwałem się i powiedziałem: względy estetyczne”. „A co nas obchodzi, co oni tam uchwa- Irena Szypowska: Broniąc autonomicz- 71 Irena Szypowska, lą? Co Romain Rolland wie o życiu ro- nych wartości dzieła literackiego pod- Łobodowski..., s. 58-59. 72 Tamże, s. 59-60. botnika czy chłopa lubelskiego, a nawet nosił zarazem sprawę upowszechnienia 73 Józef Zięba, Żywot Illia Erenburg, co on wie?” – Z miejsca kultury, propagując stanowisko, jakie już (4)..., s. 4. zostałem oskarżony o odchylenie na- wiele lat przed nim zajmowali Przyby- 74 Irena Szypowska, cjonalistyczne. Od tego się zaczęło, to szewski i Abramowski: „Udostępnienie Łobodowski..., s. 60. 75 Tamże. był właściwie punkt zwrotny, to mi po- literatury masom powinno odbyć się nie 76 Za: Irena Szypowska, twierdziło wszystkie moje poprzednie przez zubożenie środków artystycznych, Łobodowski..., s. 60. podejrzenia.73 ale przez podniesienie kultury ogólnej.76

44 nr 35 (2009) Studia i działalność publicystyczno-pisarska 1931-1939

Tłumaczenia z ukraińskiego Ludmiła Siryk: W roku 1934 Łobodow- Książka ukazała się w roku 1936 w 75. ski dostał zamówienie od ukraińskiego rocznicę śmierci ukraińskiego poety. Instytutu naukowego w Warszawie na weszło do niej 21 utworów w tłuma- przekład utworów Tarasa Szewczenki. czeniu Łobodowskiego.77

1935

1935 – zerwanie z komunizmem W roku 1935 Łobodowski został prezesem zimierza nad Wisłą na piechotę, lecz Związku Literatów w Lublinie i pełnił tę pojechać wynajętą taksówką, urządzić funkcję aż do 1939 roku ale najważniejszym starej matce święta na Wielkanoc, na wydarzeniem w jego życiu w tym okresie jakie sama zdobyć się nie mogła, zjawić było zerwanie z komunizmem. Zimą i wiosną się nagle w Kasynie Ofi cerskim i wywo- 1935 dojrzewała w Łobodowskim już bardzo łać sensację smokingiem, którego nigdy mocno decyzja o zarwaniu z lewicą komu- przedtem się nie miało?78 nistyczną. Irena Szypowska: W marcu 1935 roku Józef Łobodowski: Nie chcę niczego znów pojechał Łobodowski do Lublina. upiększać, więc wypada dodać, że na Spotkał się tam ze starym znajomym decyzji odejścia zaważyły również mo- z Komunistycznej Partii Zachodniej tywy mniej urodziwe […]. Miałem 25 lat. Ukrainy, który zupełnie załamany, opo- Cztery najlepsze lata młodości oddałem wiedział mu o straszliwym głodzie pa- temu, cośmy – zapewne za patetycznie nującym od kilku lat na ziemi niegdyś – nazwali polską rewolucją. Konfi skaty, mlekiem i miodem płynącej. Wkrótce rewizje, areszty, więzienia, relegacje, wy- po jego wyjeździe doszła do Łobodow- roki... A jednocześnie prawie wszystkie skiego wiadomość o jego samobójczej zarobione pieniądze wpychane w druki śmierci. Zrobiło to na nim ogromne i defi cytowe wydawnictwa, „sowieckie- wrażenie. Postanowił nielegalnie prze- mu psu pod ogon”, jak brutalnie w czasie kroczyć granicę i przekonać się oso- jakiegoś pijaństwa wyraził się Bronek biście, jak wygląda rzeczywistość pod Michalski. rządami bolszewików. Mówił mi, że Gdy coraz częściej zaczęły przycho- mimo iż zagadywał po ukraińsku, nikt dzić chwile zwątpienia, wszystkie uroki się do niego nie odzywał. Dopiero jakiś młodości osaczały i wzywały ku sobie. Żyd, spotkany na przedmieściu małego A gdyby tak za forsę, przygotowaną na miasteczka, odważył się otworzyć usta. następny numer czasopisma kupić so- „Oczywiście wróciłem całkowicie wyle- bie nowe ubranie, odnowić znajomość czony” – kończył Łobodowski. 77 Ludmiła Siryk, Napisał wtedy wiersz Do starego to- Naznaczony Ukrainą. ze starą sztubacką sympatią, zaprosić O twórczości Józefa ją na kolację do Europy, nie iść do Ka- warzysza: Łobodowskiego, Lublin 2002, s. 21. Łudziliśmy się długo. Zagmatwanym śladem 78 Za: Irena Szypowska, wiódł rozkaz gniewu skłóconą gromadę – Łobodowski..., s. 60-61. Por. Józef Łobodowski, krwawiliśmy bez celu w daremnych odsieczach. O cyganach…, „Kultura” Wiatr postrącał na ziemie krople ciężkich godzin, 1964, nr 10. nr 35 (2009) 45 Kalendarium życia Józefa Łobodowskiego

Słyszymy – w noc burzliwą powoli odchodzi krok tych, którzy unieśli swe głowy spod miecza. –

Lgną do szyb zwiędłe liście, złej nocy posłowie, jeszcze na stole szklanka, anim jej nie dopił; mgła w źrenicach – i chyba już dziś wypowiem myśli, z których się każda przy brzegu utopi.

Tylko ty pode mną groźnym cieniem trwasz – jak mam cię dzisiaj nazwać, stary towarzyszu! – żyliśmy dniem wróżonym, a dzień ów nie przyszedł, stopom ziemia uciekła, przed mrokiem na twarz padły forpoczty jutra. Teraz ostry profi l twój świeci, martwo leżą spracowane ręce – umilkliśmy. Zostały te zatrute strofy i świat nie wywalczony. I śmierć. I nic więcej. […]

Zaczął się wtedy zastanawiać nad Nie podzielał także Łobodowski obo- przyczynami samobójstw rosyjskich wiązującego w kręgach kryptokomuni- poetów: może Jesienin powiesił się nie stycznych nastroju entuzjazmu wobec z powodu alkoholizmu, Majakowski za- tak zwanej ojczyzny międzynarodo- strzelił się nie z powodu kobiety, a co wego proletariatu. Nielegalne przejście z Mykołą Chwylowym?79 granicy do ZSRR, przemytniczą ścież- Jacek Trznadel: Młodziutki pisarz, ką, dokonane w 1935 roku, właśnie dla zaangażowany najpierw prze kilka lat sprawdzenia przystawalności idei do w twórczość „rewolucyjną”, także jako praktyki, z godnym młodości ryzykan- redaktor „proletariackich” lewicowych ctwem, dopełniło tej edukacji.80 czasopism (jak lubelskie „Barykady”, Józef Zięba: Po latach Łobodowski „Dźwigary”) i uczestnik bulwersujących uprościł proces gwałtownych przemian opinię wieczorów autorskich, stał się psychicznych, opowiadając, iż „w 1935 głośny także z powodu konfi skat utwo- roku dojrzała decyzja, żeby pojechać rów, procesów i wyroków. Łobodowski nielegalnie do Związku Sowieckiego dość szybko i głęboko przemyślał jed- i przekonać się, jak ta rzeczywistość tam nak niepokojący go „alians” z komuni- naprawdę wygląda. Oczywiście wróci- stami i ich „kulturą” (nigdy zresztą nie łem całkowicie wyleczony” („Poezja” reprezentował linii KPP). Zachowując 1988, nr 6, s. 21). radykalne poglądy społeczne (ukazywa- Wiele wskazuje na to, że poeta po la- ne w szczególnej poetyce jego wiersz), tach, może dla ubarwienia życiorysu, oskarżył jednak komunistów i kryp- przeniósł do własnej biografi i ten fi k- tokomunistów o fałsz i dwulicowość. cyjny epizod ze swojej powieści Rzeka Bo też społeczny ton, a nawet niewąt- graniczna. Obecnie nie jest to już tak pliwie tony lewicowej rewolucyjności bardzo istotne, czy osobiście spraw- u Łobodowskiego nie służyły jakiemuś dzał realia, czy tylko śledził coraz bar- 79 Irena Szypowska, określonemu programowi, związane- dziej niepokojące wieści napływające Łobodowski..., s. 60-61. mu z topografi ą partii politycznych tych z kraju, który brał za wzór przebudowy 80 Jacek Trznadel, lat, lecz miały raczej ukazywać dramat społecznej i politycznej własnej ojczy- O Józefi e Łobodowskim, „Arka” nr 2, 1994, i konfl ikt tragiczny ludzkiej egzysten- zny. W każdym razie tym czasie zaczął s. 105. cji, uwikłanej w ciemne dyktaty historii. tracić wiarę w prawdziwość wyznawa-

46 nr 35 (2009) Studia i działalność publicystyczno-pisarska 1931-1939 nych i propagowanych z taką żarliwoś- żagarystów odkrywały katastrofi czną cią haseł. Buńczuczną pewność siebie wizję świata. Wyrazem nowej postawy zastąpił niepokój i pesymizm. Kontak- stal się wydany w 1935 roku tom wierszy ty z Czechowiczem i grupą wileńskich Rozmowa z ojczyzną.81

1935 – Rozmowa z ojczyzną Ten nowy tom wierszy ukazał się po raz [...] pierwszy na jesieni 1935 roku w Lublinie Gdy w młodości zatrutej i gniewnej bibliotece lubelskich „Dźwigarów”. jak więzienne na ścianach napisy – Józef Zięba: Józef Łobodowski […] głowa runie na twardy bruk, swoje 64 strony [poezji] w nakładzie gdy się nogi w czarnej krwi poślizgną – stu egzemplarzy opublikował za nie- ty mi oczy znużone przysyp całe 500 złotych. Zabrał się do tego ze siwym piachem nadwiślańskich dróg znajomością rzeczy. Zaczął od zapro- o, zielona, śpiewająca, szumiąca, szenia na kolację właściciela Drukarni o, jedyna, nienawistna ojczyzno. Popularnej w Lublinie, co obniżyło mu (Ojczyzna) cenę druku do 60 złotych za arkusz, pa- […] Wacław Kubacki pisał: pier kupił sam, sam też zapłacił – nie- Rozmowa z ojczyzną stanowi doniosłe zjawisko wiele – introligatorowi Goldmanowi, literackie. Już od dawna nie słyszało się tonu tak który razem z dwoma synami oprawił mocnego i szczerego. Ten bunt zahamowanej mu książkę. Cały nakład bardzo szybko przez warunki dziejowe energii, to manifest rozszedł się, więc autorowi zwróciły się całego pokolenia. Głos pokolenia staje się tu koszty i mógł jeszcze zaprosić przyja- poezją, a poezja dokumentem.83 ciół na kolację do Oazy […]. Miłośni- Janusz Kryszak: Łobodowski opa- cy twórczości Józefa Łobodowskiego trzył ten tom krótką notą dającą do zro- zauważyli od razu, że zmienił poglądy. zumienia, że nie uważa za stosowne, Ci którzy, jak przedtem, szukali w jego ażeby poeta przyznający się do ducho- wierszach podniety do buntu i nadziei wego pokrewieństwa z ideami proleta- na szybkie zwycięstwo rewolucji, za- riatu, z duchem lewicowym, radykalnym wiedli się.82 politycznie, musiał pisać wiersze agitki, Irena Szypowska: Znamienne, że sło- musiał pisać wiersze, które byłyby taki- wo „ojczyzna”, którego wcześniej nie mi „czerwonymi ulotkami” poetyckimi. używał, teraz wprowadził poeta do ty- Chciał zachować swoją odrębność, swoją tułu tomu. Rodziło to pewne skojarze- indywidualność i ten głos spowodował, że nia literackie. Jan Bielatowicz ogłosił, zaczęto patrzeć na Łobodowskiego z uko- że „urodził się Konrad”, dodajmy: nie sa, zaczęto obserwować go uważniej.84 wykluczone, że stało się to znowu w celi Tom Rozmowa z ojczyzną stał się szybko więziennej: obiektem ataku lewicowych krytyków.

Atak na Łobodowskiego 81 Józef Zięba, Żywot Irena Szypowska: Rozczarowanie [do- Rozmowie o Łobodowskim („Ilustro- (4)..., s. 4. 82 Irena Szypowska, tychczasowych wielbicieli poezji Ło- wany Kurier Codzienny”, 15 września Łobodowski..., s. 69. bodowskiego nowym tomem poety] 1935), w której zarzuca poecie neura- 83 Tamże, s. 70. wyraził Stefan Napierski w fi kcyjnej stenię i anarchizm. 84 Poeta grozy... nr 35 (2009) 47 Kalendarium życia Józefa Łobodowskiego

Odpowiedź Łobodowskiego: Smutne porachunki Irena Szypowska: Poeta swą odpo- moje połatane portki, teraz martwią się wiedź sformułował w artykule Smutne po nocach „skądże to Łobodowski ma porachunki, wydrukowanej na pierw- forsę?”. Nie wiedzą, żem wtedy, gdy mnie szej kolumnie „Wiadomości Literackich” ścigano, śledzono i osaczano, gdy byle z 27 października. Przyznaje, że zmienił pętak pluł mi pod nogi, gdy srogą zimą poglądy, ale dodaje: marzłem w letnim palcie, gdym w wię- Żałuję, żem tak późno je zmienił. Wy jesteście zieniu wojskowym pisał wiersze na ścia- przyzwyczajeni do rycerzy niezłomnych. Nie- nie – byłem szczęśliwszy niż dziś. […] złomnych autorów! Nie myśli, nie rozumuje, nie Urągają mi z chwilą, gdy przyszła ma wątpliwości. Oto patent na bohaterstwo. stosunkowa pomyślność zewnętrzna. Lunatycy chodzą spokojnie po gzymsie, bo Cóż z tego, gdy zabrakło pomyślności nie widzą przepaści. Jaka szkoda, że nie jestem ideologicznej. [...] Iść z nimi – to zna- lunatykiem. czy co dzień zadawać gwałt sumieniu. Następnie wyjaśnia przyczyny odstą- Zakrywać oczy na wszystko, czego się pienia od dotychczasowych przekonań. widzieć nie poleca. Poddać się terro- Krytykuje postawę lewicy komunistycz- rowi moralnemu. Wstrzymać się z wy- nej, depczącej dekalog etyczny i gwałcą- głaszaniem własnego zdania, póki nie cej wolność jednostki w imię doktryny: przyjdzie urzędnik i nie uzgodni po- Iść z nimi to znaczy co dzień zadawać gwałt glądów i myśli bez imiennego nakazu. sumieniu. Zakrywać oczy na wszystko, czego Żyć w straszliwym przeświadczeniu, że się widzieć nie poleca. Poddać się terrorowi wszelka krytyka, wszelka próba opozy- moralnemu. Wstrzymywać się z wygłoszeniem cji ideowej będzie potraktowana jako własnego zdania, póki nie przyjdzie urzędnik zamaskowana kontrrewolucja... Mam i nie uzgodni poglądów w myśl bezimiennego dość tej zabawy. Spójrz na wczorajszych nakazu. Żyć w straszliwym przeświadczeniu, że żołnierzy wolności, dzisiejszych niewol- wszelka krytyka, wszelka próba opozycji ideo- ników frazesu. Ich głowy zaczynają doj- wej będzie potraktowana jako zamaskowana rzewać do gilotyny. kontrrewolucja. Mam dość tej zabawy.85 Dalej bronił się w następujący spo- Warto przytoczyć obszerniejsze sób przed oskarżeniami o zdradę: fragmenty z tego artykułu. Józef Łobodowski: Nie jest zdradą ani Józef Łobodowski: Nie widzę nigdzie dezercją zrzucanie munduru, w którym sztandaru, pod którym można by złożyć duszno. [Nie] jest zdradą wypowiedze- głowę, nie słyszę słów komendy. Słyszę nie posłuszeństwa uzurpatorom idei. wrzask targowiska, gdzie kupa sprycia- Nie zdradzam haseł wolności. Opusz- rzy licytuje się w miłości do proletaria- czam ludzi, którzy zdegenerowali so- tu. Nie ma w Polsce szeregu, do którego cjalizm. [...] Uważam, że rewolucja – to mógłbym doszlusować. […] przede wszystkim przywrócenie god- Kiedy wydawałem książki i pisma ności każdej jednostce. A nie sądzę, aby „o treści wywrotowej”, poszła po Lub- godność ludzka święciła triumfy tam, linie plotka, że za pieniądze Kompartii gdzie tylu najwartościowszych musiało „zatruwam ducha narodu”. Dziś, gdy uj- jej szukać w samobójstwie. rzano moje nazwisko na szpaltach za- Józef Zięba: Była to aluzja do samo- sobnych w gotówkę czasopism, znów bójstw rosyjskich poetów: Błoka, Je- wszystkie gamratki jazgoczą, żem się sienina i Majakowskiego. Swoim zaś dał przekupić i dlatego zatrąbiłem na dawnym towarzyszom zarzucał brak 85 Irena Szypowska, odwrót. Te same grzebieluchy, które zdolności do krytycznej oceny wyda- Łobodowski..., s. 70. parę lat temu kwiczały z uciechy, widząc rzeń:

48 nr 35 (2009) Studia i działalność publicystyczno-pisarska 1931-1939 nie wykazać się entuzjazmem dla masakry po ski jasno zobaczył degenerację ofi cjalnej śmierci Kirowa, słowem kierować się w ocenie ideologii Kraju Rad i chęć bezwzględ- zjawisk sumieniem, a nie partyjnym nakazem nego sterowania przez Sowiety rucha- – to w języku ofi cjalnym nazywa się kontrre- mi rewolucyjnymi na świecie. Uderzał wolucją. [...] Dla mnie kontrrewolucjonistami go cynizm apartczyków napędzających są właśnie tępi marksiści i to wszystko, co dzisiaj naiwnych do konspiracyjnej działalności nosi stempel ofi cjalnej rewolucji. 86 (Smutne porachunki): Irena Szypowska: Łobodowski nie był Odbijać ulotki o treści tak doskonale szablono- odosobniony w swym rozczarowaniu do wej i wyświechtanej, że ją każdy woźny sądowy komunizmu. Od lewicy odstąpiło wielu wyrecytuje znudzony na pamięć? Gnić w wię- intelektualistów europejskich. Z partii zieniu, podczas gdy komisarz sowiecki pije na komunistycznej wystąpił trzydziesto- bankiecie na cześć króla brytyjskiego? letni Włoch, sławny już Silone, Andre Napisać czy powiedzieć, że Sowiety, wstępu- Gide ogłosił w 1937 „uzupełnienia” do jąc do Ligi Narodów, zlizały własne plwociny, Podróży do ZSRR zmieniając sens swej których przedtem nie szczędziły genewskiej relacji. Victor Serge, pisarz rosyjski i ko- instytucji, skrytykować działalność Komiternu, munista, po ośmiu latach prześladowań nie wykazać entuzjazmu dla masakry po śmierci wydostawszy się z ZSRR, sam demasko- Kirowa, słowem, kierować się w ocenie zjawisk wał zbrodnie rządzących i wzywał do sumieniem, a nie partyjnym nakazem – to w ję- pisania prawdy.87 zyku ofi cjalnym nazywa się kontrrewolucja. Jacek Trznadel: Zapomniane dziś arty- I deklarował: „Nie zdradzam haseł wol- kuły Łobodowskiego z tego okresu warte ności. Opuszczam ludzi, którzy zdegene- są przedruku. Pisane z pozycji emocjo- rowali socjalizm” (Smutne porachunki). nalnych lewicowca, który zrozumiał, Zwracał uwagę na terror państwa sowie- że komuniści zdradzają ludzkie ideały, ckiego w stosunku do wszelkich odru- ukazują świetność pióra i uderzają zna- chów swobody twórczej, na samobójstwa komitą, celną argumentacją. Łobodow- i eksterminację pisarzy.88

Reakcja na Smutne porachunki Jacek Trznadel: Zmiana frontu, doko- kule Ewolucja ideowa („Robotnik” 1935, nana jawnie, ostentacyjnym oświadcze- nr 333). Pisała: niem w „Wiadomościach Literackich” Nie zabieram w tej sprawie głosu jako literatka, (Smutne porachunki, jesień 1935), prze- jako człowiek przynależny do tego czy innego ciw temu, co autor nazywa „siuchtą le- obozu – tylko po prostu jako ktoś, kto przeczytał wicową”, wzbudziło ogromną niechęć tę „ewolucję ideową” i poczuł głębokie obrzydze- kryptokomunistów i ataki z ich strony nie […]. Występuje on tu jako typowy przykład (Wanda Wasilewska, Lucjan Szenwald). „poety”, „literata”, który wyczuwając instynktow- Oskarżono go o zdradę, a nawet – bar- nie, skąd wiatr wieje, burzy się i fermentuje, głosi dzo typowy zarzut komunistyczny – swą przynależność do obozu rewolucyjnego, by o prowokację dokonaną przez kogoś, w końcu trafi ć tam gdzie przynależał w swej isto- kto tylko podszył się pod hasła radykal- cie od początku – do obozu reakcji do zacisznej, 86 Za: Józef Zięba, ne, by je kompromitować. spokojnej zatoczki. Opowiastki o rozpaczy i żalu Żywot (4)..., s. 4. Józef Zięba: Po tym wystąpieniu w pra- z powodu utraty „dziecinnej wiary” możemy zo- 87 Irena Szypowska, sie krajowej zawrzało. Najgwałtowniej stawić na boku – pieniądze i powodzenie łatwo Łobodowski..., s. 74. 88 i najostrzej ocenili tę ewolucję dawni obetrą te łzy […]. Pan Łobodowski pluje na swoją Jacek Trznadel, O Józefi e..., s. 105. towarzysze Łobodowskiego. Pierwsza przeszłość – to mu wolno – widocznie sam ocenił, 89 Józef Zięba, Żywot zabrała głos Wanda Wasilewska w arty- że więcej nie była warta.89 (4)..., s. 4. nr 35 (2009) 49 Kalendarium życia Józefa Łobodowskiego

Irena Szypowska: Wanda Wasilew- ror na Ukrainie, przeraziły mnie obelgi ska w „Robotniku” umieściła artykuł rzucane na socjaldemokrację austriacką Ewolucja ideowa. Nazwała w nim Ło- w parę dni po zgonie «Münichreitera bodowskiego „plugawcem”, który „plu- i Wallischa».91 je na swoją przeszłość”, stwierdziła, że Poza artykułem Wasilewskiej ukazały się jest „nacjonalistycznym agentem w służ- jeszcze inne bie faszyzmu”, że „sparszywiał” i „budzi Irena Szypowska: Lucjan Szenwald obrzydzenie”.90 w „Lewarze” (1935, nr 5) oskarżył au- Józef Zięba: Łobodowski odpowiedział tora Rozmowy z ojczyzną o nacjonalizm Wasilewskiej w artykule Adwersarze he- i stwierdził, że zawsze był on obcy mar- roizmu („Wiadomości Literackie” 1935, ksizmowi, ale teraz wreszcie „puścił far- nr 48). Warto przytoczyć tu chociażby bę”: „Poczytujemy to sobie za zasługę, jedno zdanie „Przeraziły mnie dopie- że zmusiliśmy go do gadania w sposób ro egzekucje po śmierci Kirowa i ter- tak otwarty”. 92

Przekłady z języka rosyjskiego Józef Zięba: W tym samym 1935 roku kowskiego. W Słowie od autora tłuma- [...] wydał w Bibliotece Poetyckiej nie czył się, iż zmuszony był, wybrać tylko istniejących już „Dźwigarów” tom prze- utwory najbliższe mu uczuciowo. Ze kładów wierszy poetów rosyjskich pod względu na trudności fi nansowe musiał znamiennym tytułem U przyjaciół. Zna- wyeliminować z tomu wiersze Niekra- lazły się w nim tłumaczenia utworów sowa, Wołoszyna, Gumiliowa, Puszkina, Lermontowa, Błoka, Jesienina i Maja- Briusowa i Pasternaka.93

Sprawa ukraińska Ludmiła Siryk: Po zerwaniu z komuni- du ciągle na próżno zrywającego się do zmem Łobodowski całą energię twórczą walki o wolność.95 skierował na obronę spraw ukraińskich, Początkowo Łobodowski krytykował 90 Irena Szypowska, a „sprawa ukraińska” stała się przede politykę narodowościową państwa pol- Łobodowski..., s. 74. 91 Za: Józef Zięba, wszystkim „równaniem serca i honoru”. skiego, potem widząc jak zmienia się ona Żywot (4)..., s. 4. Zadeklarował to w artykułach Smutne na korzyść (po podpisaniu przez rząd 92 Irena Szypowska, porachunki, Uzurpatorzy wolności i Ad- umowy normalizacyjnej z przedstawi- Łobodowski..., s. 73-74. wokatka heroizmu.94 cielami mniejszości ukraińskiej w 1935 93 Józef Zięba, Żywot Józefa Łobodowskiego Irena Szypowska: Pamięć o tym, że ro- roku), popierał dążenia ku poprawie wza- (5), „Relacje” 1989, nr 7, dzina ojca wywodzi się z kozaczyzny, jemnych stosunków i brał udział w wielu s. 4. a także, i może przede wszystkim, dzie- przedsięwzięciach do tego zmierzają- 94 Za: Ludmiła Siryk, ciństwo spędzone na Kubaniu, kiedy to cych. Współpracował z Ukraińskim In- Naznaczony..., s. 18-19. 95 Irena Szypowska, wchłaniał w siebie pieśni i obyczaje tego stytutem Naukowym w Warszawie, który Łobodowski..., s. 75-81. ludu, spowodowały trwałe zaintereso- prowadził energiczną działalność wy- 96 Tamże, s. 75. wanie kulturą Ukrainy i sytuacją naro- dawniczą i oświatową.96

50 nr 35 (2009) Studia i działalność publicystyczno-pisarska 1931-1939

1936

Zgłoszenie tomu Rozmowa z Ojczyzną do nagrody PAL Wielkim sukcesem Łobodowskiego stało się Rok po lubelskim wydaniu Rozmowy z oj- zgłoszenie Rozmowy z ojczyzną do Nagrody czyzną (1935) i po dyskusji, jaką wywołał ten Młodych Polskiej Akademii Literatury w 1936 tomik, wznowił go bez wahania ale w wersji roku. Konkurentem Łobodowskiego do tego uzupełnionej i poszerzonej warszawski wy- wyróżnienia było Trzynaście wierszy Święto- dawca F. Hoesick. Była to prawdziwa nobili- pełka Karpińskiego. Zwolennikami Łobodow- tacja dla poety skiego wśród jurorów nagrody byli: Julian Tymczasem wciąż w prasie toczyła się go- Kaden-Bandrowski, Zofi a Nałkowska i Wacław rąca dyskusja wokół decyzji Łobodowskiego Rzymowski. Wygrał Karpiński przewagą jed- o zerwaniu z komunizmem. nego głosu.

Sprawa Łobodowskiego – ciąg dalszy Irena Szypowska: Sprawa Łobodow- dzieć, że to, co zrobił Łobodowski, jest skiego nabrała wielkiego rozgłosu. Koło krokiem naprawdę heroicznym”. redakcyjne „Verbum” przeprowadzi- Kazimierz Wyka recenzując tom ło zebranie, na którym dr Rafał Bluth Rozmowa z ojczyzną pod znamien- wygłosił odczyt Casus Łobodowskiego. nym tytułem Cierpkie pieniactwo poe- W dyskusji Wojciech Bąk trafnie spo- ty („Tygodnik Ilustrowany” 1936, nr 50) strzegł, że poeta przechodzi proces „sa- oświadczył: mouświadomienia się indywidualisty”. Twórczość Łobodowskiego stanowi dumny do- Sprawozdanie z tego zebrania ogłosił wód niezależności poezji. Świadczy, że prawem w „Pionie” (1936, nr 3) Karol Irzykowski, poety jest prawo ostrzegania i buntu, w któ- tytułując je Co to jest zdrada?97 rym mieści się więcej wartości, niż w zgubnym Józef Zięba: Wśród kręgów bardziej śpiewie z barykadową grupą. Świadczy, że umiarkowanych decyzja Łobodowskie- w młodym pokoleniu żywym jest ku ciemnej go została przyjęta z większym zrozu- przyszłości skierowane, losem człowieka wy- mieniem. Karol Irzykowski w artykule tyczone „cierpkie pieniactwo poety”. Co to jest zdrada („Pion” nr 3, 1936) […] rozpatrywał moralne aspekty decyzji Głosów polemicznych i dyskusyjnych poety, stwierdzając, iż na korzyść Ło- było znacznie więcej, ale cytowane tu bodowskiego powiedzieć można to, że wypowiedzi chyba najlepiej ilustrują nie „całą tę sprawę swoją przeżył bardzo tylko sprawę Łobodowskiego, ale prob- silnie”. Zaś Andrzej Kruczkowski, włą- lematykę nurtującą ówczesne młode po- czając się do dyskusji artykułem Casus kolenie literatów. Łobodowski („Wiadomości Literackie” Wydaje się, że i dziś, kiedy w publicy- 1935, nr 45), napisał: „Być młodym i nie styce rozważa się różne aspekty epoki być komunistą, lub nie komunizować, stalinizmu z lat trzydziestych, „casus to – w Polsce – o mało że nie heroizm Łobodowskiego”, jako polskie echo tam- 97 Tamże, s. 73-74. najczystszej wody”. Kończy zaś artykuł tych czasów, też godny jest głębszej re- 98 Józef Zięba, Żywot stwierdzeniem: „Trzeba jednak powie- fl eksji.98 (4)..., s. 4.

nr 35 (2009) 51 Kalendarium życia Józefa Łobodowskiego

Odpowiedź Łobodowskiego: Uzurpatorzy rewolucji Łobodowski jeszcze raz postanowił przedsta- dach degenerację kultury i literatury wić swoje stanowisko i motywy odejścia od w Sowietach, ale także podobne objawy komunizmu. Zrobił to w artykule Uzurpatorzy w kulturze kryptokomunistycznej i „jed- rewolucji. nolitofrontowej” w Polsce. Irena Szypowska: Łobodowski odpowie- Opowiadał się za prymatem wolności dział obszernym artykułem Uzurpatorzy myślenia i nakazów moralnych przed na- rewolucji, które „Wiadomości Literackie” kazami partyjnymi. Bezlitośnie ośmieszał w dniu 19 lipca 1936 roku wydrukowały różne „partyjne” sytuacje (czytelnik mógł na dwóch kolumnach. Teraz poeta pisze wyczuć konkretne, własne obserwacje nie tylko o skostnieniu ideologii komuni- autora): „Nie powinieneś tłumaczyć Je- stycznej ale o prześladowaniu wszystkich sienina. To przecież kułacki poeta! Jakżeś samodzielnie myślących. Przypomina mógł swój poemat zadedykować Czecho- o doprowadzeniu do samobójstw Je- wiczowi? Może nie wiesz, że Czechowicz sienina, Majakowskiego, Chwylowego, jest znanym sanatorem”? o rozstrzelaniu profesora Kruszelnyćkie- Łobodowski pokazywał też, że wolność go, o absurdalnym oskarżeniu Trockiego, kultury narodowej jest w Sowietach folk- Zinowiewa i Christiana Rakowskiego, o to lorystycznym widowiskiem, jeśli chodzi że są „płatnymi agentami państw impe- o narodowości zajmujące „kilka powiatów”, rialistycznych”. Uważa, że pisarze lewicy natomiast dławi się tam wielkie narody, europejskiej powinni ujawnić wszystkie jeśli nie są posłuszne partyjnej dyktaturze: znane im dobrze zbrodnicze fakty.99 Co innego Ukraina. Tu już ludność idzie w mi- Jacek Trznadel: To czego autor nie po- liony, tutaj tęsknota do prawdziwej wolności mieścił w pierwszym artykule [Smutne i niepodległości może wstrząsnąć podstawami porachunki] napisanym w literackiej for- socjalistycznej ojczyzny. Więc ciągną tabory ukra- mie dialogu, dopowiedział w niecały rok ińskie przez stepy Syberii, którą beztroski Polak później w konkretnej analizie artykułu zdążył już nazwać krajem bez przekleństw, i na Uzurpatorzy wolności. Ukazywał tam bezszelestnych oponach sunie od wsi do wsi na konkretnych i bezlitosnych przykła- czornyj woron GPU.100

1936 – Demonom nocy F. Hoesick wydał następny tom Łobodow- Brzmi w tych utworach, często bar- skiego pt. Demonom nocy. Wzbudził on duże dzo rozbudowanych, echo ludowej poe- zainteresowanie krytyki literackiej. zji śpiewanej, rapsodów, bylin, tego, co Irena Szypowska: Poszukiwanie ducho- zbliża do tradycji Homera. Łobodow- wej ojczyzny znamionuje [...] tom Demo- ski żywo odczuwał związek Ukrainy nom nocy. Z jeszcze większym niż dotąd z Grecją. Nazywał swą mityczną oj- uniesieniem emocjonalnym kreuje Ło- czyznę „Helladą scytyjską”. Nie ma tu bodowski pejzaż bujnych, lecz posęp- jednak epickiego spokoju ani dystan- nych stepów, przypominając krajobrazy su, jest przeczucie zagłady. Ton kata- Goszczyńskiego w Zamku Kaniowskim, strofi czny uwydatnia się szczególnie 99 Irena Szypowska, Malczewskiego w Marii, czy Słowackie- w epizodach będących reminiscencją Łobodowski..., s. 73-74. go w Beniowskim. Powołuje też Kozaków wspomnień z dzieciństwa w Rosji: rze- 100 Jacek Trznadel, zi, głodu, pożogi – co nadaje piętno O Józefi e..., s.107 o naturze lirycznej i pełnych żaru odeskich 101 101 Irena Szypowska, apaszów, walczących o wolność, zbun- apokaliptyczne. Łobodowski..., s. 72. towanych przeciw niewoli ciała i ducha.

52 nr 35 (2009) Studia i działalność publicystyczno-pisarska 1931-1939

Zuzanna Ginczanka w Warszawie Irena Szypowska: Dużo czasu spę- węzeł kruczych włosów na karku. Nie dzał Łobodowski z Zuzanną Ginczan- mogła się nie podobać.103 ką, która przyjechała do Warszawy na Irena Szypowska: Początkowo Józek studia pedagogiczne w Uniwersytecie i Sana byli ze sobą blisko. „Szczęśliwy Warszawskim. Przy protekcji Tuwima Casanowa” – powtarzali dawni przyja- ona też miała szeroko otwarte drzwi re- ciele z Lublina, pamiętający jego daw- dakcji „Skamandra” i „Wiadomości Li- ne podboje i widzący go teraz u boku terackich”. Dzięki temu już w 1936 roku niezwykle efektownej panny bywającej wydała u Przeworskiego, w luksusowej w najlepszym towarzystwie. Sana druko- szacie grafi cznej, swój pierwszy (i jedy- wała w „Skamandrze” i „Wiadomościach” ny) tomik wierszy O centaurach.102 wiersze liryczne, w „Szpilkach” – saty- Józef Łobodowski: Zastanawiałem ry. W Ziemiańskiej przesiadywała przy się, jaki właściwie jest jego stosunek do stoliku Gombrowicza z Otwinowskimi, Sany – wspomina Łobodowski w tomiku Piętakiem, który ją, piękną i utalentowa- Pamięci Sulamity. Widywano ich stale ną, nazywał pierwszą damą dworu, a sie- w „Małej Ziemiańskiej”. Gdy jakiś im- bie paziem króla Gombrowicza. Razem pertynent zapytał Zuzannę: »Czy pani bywali w Zodiaku, Adrii. Przysiadali się jest kochanką Tuwima?«, ta odparła do nich: Jan Śpiewak, Andrzej Nowicki, spokojnie: »Za wysokie progi na moje Eryk i Hanna Lipińscy, Jerzy Pietrkie- nogi« Ale czy to była tylko opieka oj- wicz, Henryk Domiński, Józef Czecho- cowska starszego o dwadzieścia kilka wicz, Adam Ważyk ze swą piękną żoną lat, od dawna sławnego poety, czy coś Gizą i Bella Gelbardowa, później znana więcej, trudno dociec. Że nie była jego pod pseudonimem Czajki. kochanką – to pewne. Czy Sana była wtedy szczęśliwa? Jan Zdarzyło się któregoś wieczora, że Śpiewak, jej znajomy z Równego, czę- pewien początkujący pisarz, po do- sto przebywający w tym towarzystwie, brze zakropionej kolacji, powiedział do uważał, że czuła się coraz bardziej sa- Zuzanny: »Pani jest warta nocy!« Nie motna, bo zdawała sobie sprawę z tego, przypadło mi to do gustu, więc ostro że „tumaniono ją kabotyństwem, pate- zareplikowałem: »Jest pan w grubym tycznymi gestami bez pokrycia”. Czekała błędzie. Zuzanna jest warta nie jednej na wielką miłość, ale ta nie przychodziła. a tysiąca i jednej nocy!« Tamten chciał „Podchodziła coraz groźniejsza historia coś powiedzieć, ale Tuwim, który był i straszyła”. [...] przy tym obecny, śmiejąc się zwrócił Łobodowski coraz rzadziej pojawiał się mu uwagę: »Panie, po tym, co pan usły- w lokalach, w których bywała Sana (za- szał od Łobodowskiego, pozostaje panu wsze nazywał ją tak, jak ją wołała babka, tylko jedna opcja – natychmiast wyjść«. lub uroczyście: Szulamit, Giną nazywał ją Winowajca posłusznie wyszedł. Zuzan- Gombrowicz i to imię przylgnęło do niej na była zachwycona. w warszawskim towarzystwie). Nie znosił Bardzo szybko stała się znana i po- atmosfery kultu, a może tylko kultu kogoś 102 Tamże, s. 63. 103 pularna w całej literacko – artystycznej innego niż on sam, nie odpowiadała mu Józef Łobodowski, Zuzanna Ginczanka, Warszawie. Miała ogromne powodze- snobistyczna atmosfera tego kręgu, w któ- wstęp do: tegoż, Pamię- nie. Nic dziwnego. Wspaniały tors, rym obracała się dziewczyna, nie cierpiał ci Sulamity, biodra godne dłuta starogreckiego rzeź- też „kabotyństwa” Gombrowicza. 1987, s. 7-16. za: Irena biarza, świetne nogi. Do tego przedziw- Nie był już Sanie potrzebny, sama Szypowska, Łobodow- ski..., s. 63. ne oczy, mieniące się, jak morska woda świetnie sobie radziła. Oddalali się od 104 Irena Szypowska, w słońcu, sensualny wykrój ust, ciężki siebie, stawali się sobie obcy.104 Łobodowski..., s. 63-65. nr 35 (2009) 53 Kalendarium życia Józefa Łobodowskiego

Sprawa ukraińska Irena Szypowska: Zbliżył się w 1936 Łobodowskiego przyjęto chętnie, cieszył roku do kół „wschodoznawczych” (jak się sympatią Aleksandra Łotoćkyjego, wtedy mówiono) Warszawy. Bywał dyrektora Instytutu i sekretarza Stoć- w klubie Prometeusz na rogu Alej Jero- kyjego. zolimskich i Brackiej, gdzie spotykali się Współpracował z „Biuletynem Pol- Tatarzy, Gruzini, uchodźcy z Kaukazu sko-Ukraińskim”, pismem pod redakcją i Ukrainy sowieckiej. Rej tam wodzili Bączkowskiego bardzo zasłużonym dla prezes Imnadze i profesor Nakaszydze. sprawy.105

1937

Nagroda Polskiej Akademii Literatury W 1937 do Nagrody PAL został zgłoszony prestiżowe wyróżnienie w kraju, które tom Łobodowskiego Demonom nocy, który sytuowało laureata na czołowej pozy- też tą nagrodę otrzymał w styczniu tego cji wśród młodego pokolenia poetów. roku. Wzmocniło to bardzo pozycję Łobo- Otwierało przed nim łamy wszystkich dowskiego jako wybitnego twórcy młode- najpoważniejszych i najpoczytniejszych go pokolenia, przedstawiciela tzw. „drugiej czasopism literackich. Łobodowski awangardy”. potrafi ł tę okazję należycie wykorzy- Józef Zięba: Polska Akademia Literatu- stać, drukując swoje wiersze i artykuły ry przyznała Łobodowskiemu Nagrodę w ,‚Skamandrze”, „Wiadomościach Lite- Młodych za rok 1937. Było to najwyższe rackich” i innych pismach.106

Atak na Łobodowskiego i polemika Zaprezentowany w tomie Demonom nocy nr 25 przyznaje, że napisał kilka wierszy w oryginalny sposób związek poety z trady- pod wpływem wspomnień dzieciństwa cją kresową, kozacką i rosyjską wywołał ostre i lektury poetów rosyjskich, ale nie zga- protesty prawicowych krytyków. dza się z zarzutem, że jest poetą o duszy Irena Szypowska: Napierski zoba- rosyjskiej.108 czył w poecie odeskiego apasza, Sebyła Józef Łobodowski: Jeśli za jedyne cen- oskarżył go o tęsknotę za carską Rosją, trum polskości uznać Rypin, Kikuł a Bolesław Miciński w tomie Demonom i Sierpc – no to nie ma dwóch zdań. nocy widział: Wsio krugom Rassieja..., Mam jednak śmiałość utrzymywać, że Don..., Kozaki...107 Wołyń, z którego pochodzę po kądzieli Recenzja Bolesława Micińskiego w „Prosto i, powiedzmy, okolice Czerkas (właśnie 105 Tamże, s. 75-76. z Mostu” została opatrzona tytułem: List ot- nad Dnieprem) gdzie podobno przed 106 Józef Zięba, Żywot warty do Osipa Łobody. (2 mają 1937) wiekami pułkownikował mój pradziad, (5)..., s. 4. Irena Szypowska: Dla Łobodowskie- zapisały się w historii polskiej kultury 107 Irena Szypowska, go była to okazja do repliki. W artyku- nie mniej zaszczytnie od Rypina.109 Łobodowski..., s. 74. 108 Tamże, s. 74-75. le Tropicielom polskości umieszczonym Bolesław Miciński odpowiada Łobodow- 109 Tamże. w „Wiadomościach Literackich” 1937 skiemu tekstem Żarty i wyznania („Prosto

54 nr 35 (2009) Studia i działalność publicystyczno-pisarska 1931-1939 z Mostu” nr 136). Reakcja Łobodowskiego Dwa tygodnie później Łobodowskiego ata- jest szybka, ukazuje się jego tekst Żarty a rze- kuje w prowadzonej przez siebie rubryce czywistość („Wiadomości Literackie” nr 716). „Wycinanki” sam redaktor „Prosto z Mo- W tym samym czasie kiedy trwa polemika po- stu” Bolesław Piasecki. Robi to w tekście między Micińskim i Łobodowskim dochodzi który zatytułował Rozkoszny laureat (25 do rozprawy sądowej, w której Łobodowski lipca 1937). Wypomina Łobodowskiemu jest oskarżony o zerwanie po pijanemu kilku zaangażowanie w komunizm i kwestionuje szyldów. Oczywiście „Prosto z Mostu” wyko- szczerość odejścia od komunizmu przez rzystuje to do zdeskrydytowania Łobodow- poetę. Oczywiście mimochodem przypo- skiego i w przeglądzie prasy zamieszczonym mina o awanturze, w której brał udział Ło- w tym piśmie znajdujemy notatkę Ataman bodowski. Łobod bawi się (11 lipca 1937).

Sprawa Arnsztajnowej – druga polemika Zapewne wszystko skończyłoby się na wspo- ckich” i „Naszym Przeglądzie”). Autor arty- mnianym tekście Rozkoszny laureat, gdyby nie kułu z dużą satysfakcją przypomina m. in. to że Piasecki obok umieścił jeszcze jeden swój o wszystkich procesach i wyrokach ciążących tekst, w którym przytacza satyryczny wiersz na Łobodowskim. Jerzego Pietrkiewicza, wytykający Franciszce Łobodowskiemu odpowiada również Sta- Arnsztajnowej żydowskie pochodzenie. nisław Piasecki umieszczając w redagowa- Na reakcję Łobodowskiego nie trzeba nej przez siebie w „Prosto z Mostu” rubryce było długo czekać. Pisze do „Wiadomości „Wycinanki” tekst Naręcze jajeczek („Prosto Literackich” (1 sierpnia 1937) przejmujący z Mostu”, 8 sierpnia 1937). list zamieszczony w dziale „Korespondencja”. Również w następnym numerze „Prosto W liście tym broni dobrego imienia Franciszki z Mostu” Piasecki wraca do polemiki z Łobo- Arnsztajnowej. dowskim. W rubryce „Przegląd prasy” ukazu- Już 4 sierpnia endecki „Głos Lubelski” je się tekst Profesor patriotyzmu. (15 sierpnia drukuje artykuł Burza na lubelskim Olimpie 1937) będący w dużej mierze przedrukiem poetyckim (P. Łobodowski kruszy kopie o p. tekstu z „Głosu Lubelskiego”. Na tym tekście Arnsztajnowej w „Wiadomościach Litera- cała ta sprawa właściwie się kończy.

Sprawy kryminalne Łobodowskiego W listopadzie w „Głosie Lubelskim” umiesz- w roku następnym. Pisze o tym „Głos Lu- czone są dwa teksty: belski” w tekście Młody literat p. Łobodowski Chodzi o to, żeby pan mniej pił (mówi sędzia skazany na 3 miesiące za obrazę armii (20 do Łobodowskiego) (19 listopada) marca 1938). Również z „Głosu Lubelskie- Sprawa p. Łobodowskiego (24 listopada). go” dowiadujemy się o wyroku skazującym Z tekstów tych możemy wnioskować że Łobodowskiego w jeszcze innej sprawie do- przeciw Łobodowskiemu toczy się w tym tyczącej zrywaniu przez niego szyldów (Sąd czasie sprawa za wszczęcie awantury na Okręgowy skazał Łobodowskiego za zerwanie dancingu. Sprawa ta doczekała się fi nału godła państwowego, 16 grudnia).

nr 35 (2009) 55 Kalendarium życia Józefa Łobodowskiego

1937 – „Kurier Lubelski”, nowa inicjatywa Łobodowskiego Józef Zięba: Nie zrywał kontaktów dy [początek roku] dziennik „Kurier z Lublinem. Nie opuszczała go jeszcze Lubelski”, który redagowałem przez ciągle ambicja redagowania i wydawa- ostatni okres w poprzednim wcieleniu nia własnego periodyku. W 1937 roku w roku 1932. Wtedy położyły mnie kon- wznowił upadły przed pięciu laty „Ku- fi skaty, tym razem zbytni optymizm rier Lubelski”. Próba okazała się zupeł- i wiara w niedotrzymane obietnice. nym niewypałem. Po kilku numerach W ciągu krótkiego trwania tego no- dziennik zbankrutował. Jako nieprzy- wego „Kuriera Lubelskiego” nadałem jemne wspomnienie tej niefortunnej mu kierunek „prometejski”, a więc sta- inicjatywy jego redaktorowi pozostały wiający na rozbicie imperium rosyj- spore długi.110 sko-sowieckiego na składowe części Józef Łobodowski: Wznowiłem wte- narodowe.111

1937 – Lubelska Szopka Polityczna Józefa Łobodowskiego Józef Łobodowski dokonał autobiografi cz- kilka ładnych lat. nego wyznania i rozrachunku z przeszłością Parę razy mnie wsadzili, w Lubelskiej szopce politycznej (nie chodzi tu ale zaraz wypuścili, o szopkę „Refl ektora”) napisanej przez niego raz ostatni w ciężkiej matni i wydanej w 1937 roku (nakładem Okręgu II na kolanam padł. Związku Rezerwistów). Do Warszawy napisałem W artykule Lubelska Szopka Polityczna („Ex- i poprawę obiecałem press Lubelski” z 26 listopada 1937) czytamy: u ministra głowa bystra „Ustalono termin premiery politycznej szop- nie podjął mnie źle, ki lubelskiej na 4 grudnia br., którą organizu- A minister jak powiedział je Związek Rezerwistów. Szopka polityczna, zaraz o tym Drymer wiedział w której poruszane będą aktualne, a tak wydał rozkaz, znikła troska modne w Lublinie ploteczki, wystawiona wypuścili mnie. będzie w teatrze miejskim. W Szopce wystąpi Potem zaraz forsę dali 35 lalek reprezentujących najpopularniejsze do współpracy zapraszali osoby. i na wódzię dobrzy ludzie Wacław Gralewski: Szopka kończy się prowadzili wciąż. monologiem atamana Łobodi. Mówi on: - Jeszcze rok a – rzekł mi synu masz na czoło liść wawrzynu – Oj w Lublinie, w tym Lublinie i tą razą z burżuazą tak powoli woda płynie – w jednym kole krąż. jak się wybić A poetka Iłła-Ałła by nie chybić – swe poparcie obiecała głowiłem się tam co mówiła to zrobiła O orzekłem – nie ma rady – bardzo byłem rad. Trzeba wydać „Barykady” – Przyjmowali mnie w pałacach 110 Józef Zięba, Żywot od konfi skat do nazwiska i mówili jesteś caca. (5)..., s. 4. szybko dojdę sam. Pisz tak dalej a pochwali 111 Józef Łobodowski, I Zagrałem na tej strunie ciebie cały świat. Fragmenty wspomnień, „Kontakt” 1987, nr 10, i stanąłem przy komunie Na tym koniu dalej jadę s. 59. w Kominterniem służył wiernie nieźle sobie dając radę

56 nr 35 (2009) Studia i działalność publicystyczno-pisarska 1931-1939 piszę wierszyk przyjdzie pierwszy roku umieściłem recenzje. Omawiając i już forsę mam. owe końcowe wyznania, określiłem je Tylko ten „Lubelski Kurier” następująco: „Pomysł fi nału jako pew- kiedy wspomnę wpadam w furię nego rodzaju autorecitalu poetyckiego roczek drugi płacę długi był oryginalny. Było to chwilami wy- Straszny z tego kram. znanie poety, a chwilami Spowiedź chu- ligana wyładowana w formę ekspresji Trudno o bardziej szczerą wypowiedź. literackiej,” Podkreślić warto i ten szczegół, że podczas Recenzja wywołała silne echo. Była przedstawień szopki autor sam recytował ostra, ale i rzeczowa. Łobodowski za- swe wyznanie. powiedział napisanie odpowiedzi po- Wacław Gralewski: Szopka wywołała lemicznej, ale ostatecznie obietnicy nie dość duże wrażenie i poruszenie w Lub- dotrzymał. Być może doszedł do wnio- linie. W redagowanym przez siebie „Ex- sku, że recenzję po jego wyznaniach na- presie Lubelskim” w dniu 8 grudnia 1937 leży uważać za kropkę nad „i”.112

1937 Sprawy ukraińskie

Wyjazd do Łucka – redakcja pisma „Wołyń” Józef Zięba: Obarczony długami po był dość zabawny. Ten sam wojskowy, upadku „Kuriera” skorzystał z zapro- który kręcił nosem na moje teksty, gra- szenia wojewody wołyńskiego do reda- tulował następnie Bączkowskiemu ar- gowania w Łucku tygodnika „Wołyń”.113 tykułów owego nieistniejącego Kuryłły. Józef Łobodowski: Naraił mi to mój Skąd pan wytrzasnął tego znakomitego serdeczny kolega z gimnazjum Zbigniew publicystę? No proszę”.114 Chomicz, krewny i sekretarz osobisty Ludmiła Siryk: Wiosną 1937 wojewoda wojewody wołyńskiego Henryka Jó- wołyński Henryk Józewski zapropono- zefskiego. Początkowo byłem luźnym wał Łobodowskiemu pracę w tygodniku współpracownikiem, następnie przenio- „Wołyń”, z którym poeta współpracował słem się do Łucka i zostałem faktycz- od roku 1933. Pismo było ściśle zwią- nym, chociaż nieofi cjalnym redaktorem zane z polityką wojewody. Dominowa- tygodnika „Wołyń”. Nieofi cjalnym, bo ła w nim tematyka polsko-ukraińska, wojewoda musiał liczyć się z czynnika- główna rubryka „Z prasy ukraińskiej” mi wojskowymi, z którymi i tak miał była zamieniona potem na „Sprawy mnóstwo kłopotu, a ja miałem w wojsku ukraińskie”. Łobodowski przyjął propo- bardzo złą opinię. Uprzednio docho- zycję, pracując w Łucku od wiosny 1937 dziło do tego, że Bączkowskiemu za- roku, tj. do momentu zwolnienia Józew- braniano drukować artykuły pod moim skiego ze stanowiska. Ten krótki okres nazwiskiem. Wiersze i przekłady z poe- odegrał ogromną rolę w krystalizacji 112 tów ukraińskich – tak, artykuły poli- etycznego ideału pisarza na pograniczu Wacław Gralewski, Stalowa tęcza, Warsza- tyczne – nie. polsko-ukraińskim i spotęgował jego za- wa 1968. Bączkowski wpadł na pomysł i zapro- interesowania ukrainistyczne. […] 113 Józef Zięba, Żywot ponował mi pisanie pod pseudonimem. Jadąc na Wołyń Łobodowski wiedział, (5)..., s. 4. 114 Tak zrodził się Stefan Kuryło. Kuryło, bo że nie zrobi tam żadnej kariery, że znaj- Źródło: „Kontakt”, październik 1987, s. 60, moja ówczesna narzeczona, a następnie duje się na straconej pozycji, bo był to za: Józef Zięba, Żywot żona była Kuryłłówna z domu. A skutek schyłek politycznej i społecznej działal- (5)..., s. 4. nr 35 (2009) 57 Kalendarium życia Józefa Łobodowskiego

ności Józewskiego jako wojewody wołyń- Irena Szypowska: [Wojewoda wołyń- skiego. Ale otwarty i bezkompromisowy ski] Józewski, uważał, że trzeba przy- przyjął propozycję, nie oczekiwał żad- gotowywać kadry przyszłej Ukrainy, nych korzyści i nie zmienił tonu swo- lojalnej wobec Polski i znajdującej w niej ich polemicznych artykułów (więcej na oparcie, toteż wspierał szkolnictwo oraz ten temat w dalszej części pracy). Łobo- prasę ukraińską i zmierzał do stworze- dowski bliżej poznał kulturę, mentalność, nia uniwersytetu w Łucku, na czym bar- charakter Ukraińców, duchowe współży- dzo zależało mniejszości ukraińskiej. cie wielu narodów zamieszkujących Wo- Swą działalność opierał na absolwentach łyń. Wszystko to wpłynęło na powstanie Katolickiego Uniwersytetu Lubelskie- poematów poetyckich Dumy wołyńskie, go. Jesienią 1937 roku wojewoda wołyń- Duma o atamanie Petlurze, Noc na Woły- ski, znając stanowisko Łobodowskiego, niu, Sen nocy wołyńskiej, Polesie, Kisielin, zaproponował mu przeniesienie się na które m.in. aż w roku 1954 złożyły się na stałe do Łucka i redagowanie tygodnika książkę Złota Hramota.115 „Wołyń”.116

Konfl ikt polsko-ukraiński Żeby zrozumieć głęboki sens zgody Łobo- konfl iktogennym była także ziemia, wo- dowskiego na wyjazd do Łucka, trzeba zda- kół której wybuchały spory […]. wać sobie sprawę z wielkich problemów, jaki- Rozczarowanie i żal rozwinęło mi obłożone były relacje polsko-ukraińskie. w Ukraińcach poczucie obrazy i dystan- Ludmiła Siryk: Problem ukraiński su. Polityka represyjna wobec Ukraiń- w Polsce międzywojennej należał do ców stwarzała pokusę nacjonalizmu jednego z najtrudniejszych i uzależ- lub komunizmu. Stan ten wykorzysta- niony był od czynników wewnętrznych li potem nie tylko nacjonaliści ukraiń- Rzeczypospolitej oraz międzynarodo- scy szkoleni w Niemczech i noszący wych. Podczas pierwszej wojny pań- się z ideą państwowości Ukrainy przy stwowotwórcze pragnienia Ukraińców pomocy Niemców, ale również faszy- poniosły klęskę zarówno w Galicji, jak stowskie i stalinowskie służby wywia- i w Kijowie. Nie mając własnego pań- dowcze i wojskowe. Przed drugą wojną stwa, Ukraińcy mogli liczyć tylko na wy- rozumiały to tylko jednostki, których rozumiałość, tolerancję i pomoc innych ostrzegawcze i pojednawcze głosy rozbi- narodów, z którymi zamieszkiwali obok jały się o mur obojętności, stereotypów, siebie. zamknięcia lub ekspansywnych działań W ZSRR, zwłaszcza w latach trzydzie- różnych instytucji i organizacji. Szansa stych, Ukraińców niszczył totalitaryzm na ułożenie dialogu polsko-ukraińskiego stalinowski. W Polsce społeczeństwo została zmarnowana. Niemożność po- ukraińskie stykało się z niekompetencją rozumienia się obu narodów wyrządzi- i brakiem zainteresowania dla ich spraw ła wiele zła i zostawiała trwałe ślady po 115 Ludmiła Siryk, ze strony państwowej i miejscowej ad- obu stronach.117 Naznaczony..., s. 19-20. ministracji w dziedzinie szkolnictwa, Józef Łobodowski miał bardzo konkretną 116 Irena Szypowska, kultury, religii, gospodarki, polityki na- wizję relacji polsko-ukraińskich. Mówi o tym Łobodowski..., s. 75-81. 117 Ludmiła Siryk, rodowościowej. Narażone było także na jego odpowiedź na ankietę „Biuletynu Pol- Naznaczony..., s. 168. pogardę i niechęć Polaków. Czynnikiem sko-Ukraińskiego”.

58 nr 35 (2009) Studia i działalność publicystyczno-pisarska 1931-1939

Ankieta o stosunkach polsko-ukraińskich Irena Szypowska: Na przełomie 1937 próbując mechanicznie podporząd- i 1938 [redakcja Biuletynu Polsko- kować polskości – zaprzepaszczamy Ukraińskiego] roku rozpisała ankietę wszystkie szansę. Trzeba pracować nad zawierającą pytania: „Dokąd zmierza- tym, by animozje i konfl ikty ustępowały my w stosunkach polsko-ukraińskich?” miejsca życzliwości, zrozumieniu, a przy- oraz „Jak rozwiązać zagadnienie polsko najmniej tolerancji. Odpowiadała mu po- -ukraińskie?” 19 września 1937 Biuletyn lityka Tadeusza Hołówki, współtwórcy zamieścił odpowiedź Łobodowskiego.118 BBWR (Bezpartyjnego Bloku Współpra- Józef Łobodowski: Ostateczna odpo- cy z Rządem). Miał wiele uznania dla wiedź wypadnie mniej więcej tak: jeśli Henryka Józewskiego, który realizował Polacy (nie rząd, cały naród!) nie zrozu- „testament Piłsudskiego i Petlury” i peł- mieją tej prostej prawdy, że losy Ukrainy niąc w latach 1929-1938 urząd wojewody i Polski historia splotła w nierozerwal- wołyńskiego prowadził do tego, aby każ- ny sposób (genialne powiedzenie Szew- dy: Ukrainiec, Rosjanin, Żyd czy Polak, czenki: „Polska upadła i nas przygniotła” czuł się tam u siebie. – można by z powodzeniem odwrócić) Jadwiga Sawicka: W publicystyce pre- i pójdą na lep naiwnego pseudorealizmu zentuje poeta postawę pesymistyczną; endeków, przegramy po raz drugi nasze na ankietę Biuletynu Polsko-Ukraińskiego szansę na wschodzie Europy, jak już raz „Dokąd zmierzamy w stosunkach polsko przegraliśmy w walce z rosnącym impe- -ukraińskich?” odpowiada: „Od bezmyśl- rializmem moskiewskim i nie utrzyma- ności do katastrofy. Losy Ukrainy i Polski my się nie tylko w Dublnie czy Ostrogu, historia splotła w nierozerwalny sposób ale i w Tarnopolu i Lwowie.119 (genialne powiedzenie Szewczenki: «Pol- Irena Szypowska: Łobodowski był pew- ska upadła i was przygniotła» – można ny, że naród ukraiński chce należeć do by z powodzeniem odwrócić): przegramy kultury Zachodu i pomagając mu w tym, z Moskwą”. Powiedziane to było dwa lata działamy na własną korzyść, natomiast przed wojną.121

1938 Ślub z Jadwigą Kuryłłówną Józef Zięba: Jadwiga Laura Zofi a Kurył- ry ubiegał się o rękę ich córki. W końcu 118 Irena Szypowska, łówna panienka z dobrego domku, była wyrazili zgodę i pierwszego marca l938 Łobodowski..., s. 75-81. sympatią Łobodowskiego jeszcze od roku w Katedrze lubelskiej, bez ogłasza- 119 Tamże. czasów gimnazjalnych. To ona zapewne nia zapowiedzi, odbył się ślub. „Religijny 121 Jadwiga Sawi- sprawiała, że z Warszawy i z Łucka ciągle ten związek małżeński pobłogosławił ks. cka, Wołyń poetycki w przestrzeni kresowej, wracał do Lublina. Jej rodzice począt- dr Stanisław Krynicki, wikariusz katedry s. 188-189. kowo niezbyt życzliwym okiem patrzyli lubelskiej” (Z Księgi zaślubionych Kate- 122 Józef Zięba, Żywot… na młodzieńca o fatalnej reputacji, któ- dry za rok 1938, nr 34).122 (5), s. 4.

nr 35 (2009) 59 Kalendarium życia Józefa Łobodowskiego

Pobyt na Wołyniu Irena Szypowska: W kwietniowym nu- Trudności wyłaniały się z różnych merze „Wołynia” ukazała się fraszka Na stron. Przede wszystkim działała wroga pewną karierą podpisana pseudonimem Polsce propaganda sowiecka. Nie było „Pszonka” (a więc tym, którym posługi- też jedności w postępowaniu admini- wał się Łobodowski): stracji. Nie wszyscy urzędnicy kresowi zachowywali się lojalnie wobec linii ofi - Z każdego pieca facet jadł cjalnej. Niektórzy, podpuszczeni przez (niekiedy z pieca w... kryminale), tych, którym zależało na mąceniu, usi- Grał czasem w karty, czasem kradł, łowali „polonizować” Ukraińców. Ło- z redakcji wylatywał stale... bodowski był świadkiem haniebnej Aż gdy go los na dobre zgniótł, rewindykacji byłych unickich cerkwi gdy nie udały się szantaże, na Chełmszczyźnie i Podlasiu na rzecz wykupił bilet... Wio!... na wschód!... Kościoła Katolickiego. W swoim „Woły- I jest na kresach dziennikarzem. niu” zamieścił wtedy kilka okolicznoś- ciowych wierszyków, między innymi Był rzeczywistym redaktorem „Wo- taki: łynia – tygodnika społeczno-politycz- no-gospodarczego”, choć ofi cjalnie nie Kaplice i cerkwie zburzyć po wsiach mógł jeszcze występować w tej funkcji kazał wielmożny starosta. z powodu swej przeszłości. Dlatego na- Na popy i diaki blady padł strach wet artykuły publicystyczne podpisywał lament na wszystkich pohostach. pseudonimem. I baby zawodzą, wtóruje im bas „Żelaznemu wojewodzie” poświęcił spikerów w Kijowie i Mińsku, trochę miejsca w swym notesie prowa- Najnowsza edycja Reymonta dla mas dzonym w 1982 roku. Zainspirował go tym razem po ukraińsku. zapewne tekst Józewskiego zamieszczo- (Na Ziemi Chełmskiej) ny wtedy w „Zeszytach Historycznych” pt. Zamiast pamiętnika. Łobodowski Marszałek Śmigły-Rydz zakazał tej pisze: akcji, ale zanim to zrobił, niepotrzebnie Współpracowałem z nim lojalnie, do wewnętrz- zaogniły się stosunki między wojewo- nej polityki wojewody nie wtrącałem się. Można dą-ukrainofi lem a częścią administracji go było krytykować, ale nie można zapominać, i możność porozumienia polsko-ukraiń- że w większości wypadków miał ręce związane. skiego znów się oddaliła.

Wspomnienie o Józewskim Józef Łobodowski: Był trudny w po- wyznaczonym zebraniem. Ale akurat życiu, arbitralny, trudno znoszący nastąpiła odwilż, śnieg stopniał, do- sprzeciw. Ratował go zmysł humoru. rożkarze nie zdążyli zmienić płóz na Któregoś dnia poinformowałem go, że koła. Ostatni odcinek stanowiły kocie muszę wyjechać na parę dni do Lublina: łby i sanie niesłychanie skakały. Więc „Ale niech pan wróci na poniedziałko- przyjechałem na zebranie z niewielkim we posiedzenie Komitetu Redakcyjne- opóźnieniem. W przedpokoju oddaje go. Są ważne sprawy do omówienia”. służącej palto i tuż przed przekrocze- Obiecałem solennie, że przyjdę na czas. niem progu słyszę niezadowolony głos Pociąg przyszedł pół godziny przed Józewskiego: „A Łobodowski, świnia,

60 nr 35 (2009) Studia i działalność publicystyczno-pisarska 1931-1939 obiecał, że przyjedzie, a nie przyjechał!” padło przykre milczenie. Ale zaraz mu Powiadam: „Łobodowski przyjechał, przeszło. Roześmiał się, wsadził głowę tylko w konsekwencji odwilży z lek- pod stół i zawołał: „Hau, hau, no co, już kim opóźnieniem. Czy pan minister pan zadowolony?” Zebrani odetchnęli. nie sądzi, że należałoby staropolskim Któryś z nich mi powiedział nieco póź- zwyczajem wleźć pod stół i odszcze- niej: „Ale się panu udało. Myślałem, że kać?” Józefowski poczerwieniał, za- Józewski pana zabije”.

Twórczość Łobodowskiego z okresu pobytu na Wołyniu Irena Szypowska: Łobodowski w tym Pisał także własne poematy o Ukrai- czasie dużo pracował. W „Wołyniu”, nie, pejzażu i dziejach jej synów: koza- „Myśli Polskiej”, „Kurierze Porannym” ckich wojowników i polskich poetów. i w „Biuletynie Polsko-Ukraińskim” Młodą żonę chciał zarazić miłością do drukował przekłady Tarasa Szewczen- Wołynia. Pisał w wierszu Zamiast in- ki, Olega Ożycza, Jewhena Małaniuka wokacji: i poetki Natalii Liwyćkiej-Chołodnej.

Powróćmy do zielonych lasów, miła moja, młoda kołysani rytmem białych siół – jeszcze zmierzch się rozwlecze na rozlanych wodach, źrebiec zarży, wybiegnie, dotknie ręki mokrą wargą włochatą, i napłynie ci kraj do ramion zbóż zapachem, brzękiem pszczół, i że twój jest, pokochasz go za to.

Wołyń związał mu się z Ukrainą, po- nej poezji. Z tego okresu pochodzą wier- znaną podczas tułaczki wojennej i skry- sze o Krzemieńcu, o Juliuszu Słowackim, stalizował w jedną mityczną ojczyznę, o pani Salomei: przeżywaną przez pryzmat romantycz-

Suchy szelest jedwabiu w staroświeckich skrzyniach, smukłe dłonie na sukni i lekkość niezwykła, jakby tylko w przejeździe na drogach Wołynia u jej stóp siną wstążką związała się Ikwa; i kwiaty zasuszone na żółtych literach, gdy je pisał śród obcych, bardzo tęsknić musiał, pewnie ujrzał, jak oczy zdumione przeciera srebrnym snem nawiedzona i drżąca Salusia.

Tchną zatrutą słodyczą azaliowe gaje, po deszczu cały ogród świeżością odurza, drzewo biegnie ku drzewu, ramiona podaje, a zmierzch po winogradach, po szlamowych różach spływa ku sinym klombom i zwolna się kładzie na rzęsach, na robótce, na kwiatowych wieńcach; nr 35 (2009) 61 Kalendarium życia Józefa Łobodowskiego

to obłok wędrujący z dalekiej Arkadii zatrzymał się nad ciszą białego Krzemieńca. [...]

Łobodowski uważał, że polska poezja dynczego człowieka. Pociągał go dyna- nie wykorzystała dorobku romantyków mizm romantyczny i żywiołowy pęd w takim stopniu, w jakim mogłaby to do mityzacji świata i epoki. Sądził, że zrobić (Nawiązujemy do romantyzmu, narodziny nowoczesnego eposu „nie „Wołyń” 1938 nr 4). Jemu stała się bliska, są sprawą nadto od nas oddaloną” (to bo dominuje w niej człowiek szczególny przeświadczenie skłoniło go zapew- i odmienny, nie roztopiony w tłumie, ne do tłumaczenia narodowej epopei przeżywający stany upojenia i namięt- gruzińskiej Szoty Rustawelego). Za ności, prowadzące aż do zatracenia. jedynego kontynuatora tradycji ro- Pragnie on na próżno realizować swe mantycznych uznawał Łobodowski Sta- przeznaczenie w warunkach, których nisława Wyspiańskiego. Nota bene sam sobie nie wybierał. spróbował sił pisząc dramat w pięciu Bliskie było młodemu poecie zako- aktach zatytułowany także Wyzwolenie. rzenienie jednostki w historii, spra- Jego akcja toczy się „w Polsce prowin- wiające, że dzieje narodu czy ludzkości cjonalnej w 1939 roku” (tekst w Mu- znajdują swój wyraz w działaniu poje- zeum im. Czechowicza w Lublinie).123

Józefa Łobodowskiego koncepcja kultury kresowej Jadwiga Sawicka: Łobodowski miał dził, że współczesnej Polsce brak energii określoną koncepcję kultury kresowej, kulturotwórczej, dlatego jej kultura stała formułował ją poetycko i w języku dys- się nieatrakcyjna (to samo twierdził Je- kursu. Poeta uważał, że istnieje taka rzy Stempowski). Kultura kresowa apo- odrębna kultura, i że dobrze się ona Pol- geum osiągnęła w XIX wieku. sce przysłużyła. Dla kultury ukraińskiej Żyły wtedy jeszcze na ziemiach kresowych żądał samodzielności, uważnie obser- tradycje ukraińskie, nie wyłącznie polskie [...] wował jej współczesne osiągnięcia. Do- Kaniów i Humań Goszczyńskiego i Zaleskiego, pominał się konsekwentnie o „swobodę podolski step Malczewskiego, Krzemieniec Sło- rozwoju kulturalnego” dla Ukraińców. wackiego – to były wszystko wartości realne [...] „Nie wolno – pisał w 1938 roku – nic I dlatego Słowacki mógł pisać o „Matce Ukrainie” narzucać Ukraińcom”, trzeba „dopomóc [...] nie przestając być najprawdziwszym Pola- kulturze ukraińskiej do samookreśle- kiem swego czasu. (Na łamach kultury, „Wołyń” nia się w granicach zachodnioeuropej- 1937, nr 2). skich” (O swobodę rozwoju kulturalnego, Łobodowski pisze, łącząc głos własny „Wołyń” 1938, nr 13). „Wschodem jest i Słowackiego: „Dawna ojczyzno nasza, imperializm moskiewski, nie Ukraina matko Ukraino, Ukrzyżowana i w strzę- i kraje kaukaskie” (Rozdroża kulturalne, py rozdarta.” (Testament mój) tamże, nr 2). W Testamencie poeta mianuje siebie Kresowa kultura żywi się właściwie strażnikiem upragnionej zgody między odrębnymi treściami, korzystając z ele- narodami. Łobodowski, nawiązując do mentów ukraińskich. Kresy wschodnie tradycji szkoły ukraińskiej sfunkcjonali- „brały kiedyś udział w tworzeniu kultury zował tę tradycję tak, aby przy jej pomo- 123 Irena Szypowska, polskiej”. Skrzyżowanie dwóch narodów cy rozwiązywać współczesne problemy. Łobodowski..., s. 75-81. zawsze jest kulturalnie płodne. Poeta są- Testament mówi o możliwości powrotu

62 nr 35 (2009) Studia i działalność publicystyczno-pisarska 1931-1939 do przeszłości i możliwości odrobienia obecny trwale w poezji polskiej (Por. S. win. Teksty Słowackiego mają dla poe- Makowski, Wernyhora – przepowied- ty znaczenie szczególne. Łobodowski nie i legenda, Warszawa 1995), tu jakby podjął przewijający się przez literatu- wyraża myśl, że zgoda między narodami rę wątek Wernyhory; lirnik ukraiński, jest jeszcze możliwa.

Powrót do Warszawy

Irena Szypowska: Pobyt w Łucku Litewskiej 10. Było to możliwe dzięki skończył się wiosną 1938 roku, kiedy nagrodzie PAL wynoszącej dwa tysiące wojewoda Józewski został pozbawio- złotych. Starczyło jeszcze na platynowy ny urzędu za swój fi loukrainizm. Ło- pierścionek z brylantem dla pani Jadwi- bodowski poświęcił zwierzchnikowi gi (niestety, zastawiony w lombardzie wiersz Wiosna zdradzona. Uważał, że i już nie wykupiony). Źródłem utrzy- wojewoda wołyński pozostał wierny aż mania, poza honorariami, była praca do końca wiośnie 1920 roku, tej wiośnie, w Polskim Radio, polegająca na tym, że gdy komendant Piłsudski i hetman Pet- co drugi tydzień (na zmianę z innym lura inicjowali przyjazne współżycie obu literatem) trzeba było kontrolować na- wolnych narodów. Wiersz kończą strofy: dawane audycje. Wymagało to uwagi, oceniano bowiem punktualność, sens A na mrocznej podolskiej stacji i język wszystkich kolejnych programów. cień Marszałka i cień Hetmana Żona wydatnie w tym pomagała. raz do roku zjawiają się razem na czele rot... W życiu Łobodowskiego następo- Drży powietrze przesycone wonią wała stabilizacja. Wszystko zaczynało młodych zbóż i rozkwitłych akacji się pomyślnie układać. Zbliżał się do Suchy szelest jedwabiu w staroświeckich trzydziestki, zdobył pozycję pozwala- skrzyniach […] jącą spokojnie patrzeć w przyszłość, stworzył dom, miał przy sobie kochają- [ciag dalszy – zob. wyżej: „Twórczość cą, oddaną i mądrą kobietę. W kraju od Łobodowskiego z okresu pobytu na Wo- kilku lat, dokładnie, od 1934 roku, gdy łyniu”] nastąpiło korzystne przesilenie, widać było oznaki ożywienia i poprawę stanu […] i po sinych, okólnych kurhanach materialnego społeczeństwa. A jednak urwany przetacza się grzmot. wiersze Łobodowskiego i jego rówieśni- I umiera wiosna zdradzona, ków: Czesława Miłosza, Jerzego Zagór- zagubiona w kłótniach i przetargach, skiego, Aleksandra Rymkiewicza, Józefa i konając, przystaje w strzemionach, Czechowicza, Władysława Sebyły prze- szuka wzrokiem zagubionych met... nikała katastrofi czna wizja przyszłości. Ale niebem ciemne chmury płyną, Mocno osadzeni w życiu i w historii cichnie w mroku rozżalona warga, przewidywali i odczuwali tragizm tego, tylko wicher gra nad Ukrainą, co miało nastąpić.125 jak zaklęty, czarodziejski fl et. Józef Zięba: Pod koniec l938 roku (Wiosna zdradzona) [Łobodowscy] przenieśli się do War- szawy i wynajęli niewielkie mieszkanie Z Łucka Łobodowscy przenieśli się przy ul. Litewskiej. We wspomnieniach do Warszawy. Od czerwca 1938 wynaj- żony (nagranie archiwalne w Muzeum mowali pokój w Alejach Ujazdowskich, Czechowicza) Łobodowski był bardzo 125 Irena Szypowska, a od grudnia obszerną kawalerkę przy dobrym i troskliwym mężem. Utem- Łobodowski..., s. 75-81. nr 35 (2009) 63 Kalendarium życia Józefa Łobodowskiego

perował swój nieujarzmiony charakter. mocniejszych trunków, przyjaciół. Do Unikał dawnych, nie stroniących od domu nigdy nie wracał pijany.126

Sprawa ukraińskia Józef Zięba: Zbliżył się w tym cza- maczył ich wiersze. Przy współudziale sie do kół „wschodoznawczych” i do poznanych Gruzinów podjął próbę tłu- klubu „Promoteusz”. Nawiązał ścisłą maczenia narodowej epopei gruzińskiej współpracę z Biuletynem polsko-ukra- Szoty Rustawelego Wapchis Tkaosa- ińskim i dwutygodnikiem „Myśl Polska”. mi. Utrzymywał się z pióra i skromnej „Prometeusz” skupiał emigrantów ro- pensji kontrolera programów Polskiego syjskich, ukraińskich, gruzińskich i in- Radia. W tej żmudnej pracy, wymaga- nych narodowości z Kaukazu i z basenu jącej wielogodzinnego ślęczenia przy Morza Kaspijskiego. Poznał tam poe- odbiorniku radiowym, wyręczała go tę ukraińskiego Jewhena Malaniuka, żona, a on tylko przepisywał jej uwagi poetkę Natalę Liwyćką-Chołodną Tłu- i sprawozdania.127

1939

Katastrofi zm Rok 1939 zaczął się dla poety pełen złych Irena Szypowska: Na początku 1939 przeczuć. Dał temu wyraz w jednym ze swo- roku ogłosił Józef Łobodowski w „Ska- ich wierszy Noc nad Warszawą. mandrze” przejmujący wiersz Noc nad Warszawą. Oto fragmenty:

Pustka się rozwarła, przerażeniem śmiertelnym napływa do gardła, obsiadła wszystkie drogi, zaludniła miasta. I w tej pustce pieśń nasza nad mrokiem wyrasta, niesłychana, żałobna, widnieje z daleka, jak dłoń zasypanego w zawiei człowieka.

Biją pod senną ziemią niespokojne tętna, mgły północnej jesieni kłębią się w kotlinie, widzimy:

mroczny jeździec pośród nocy stąpa, koń zziajany i czarny mętną wodę pije, ptactwo się budzi, trwożnie wyciągając szyje, ludzkie tupoty słychać, a ziemia nieskąpa na krew, nasienia czeka. 128 126 Józef Zięba, Żywot (5)..., s. 4. Napisał równie proroczy artykuł o tym, co brze orientować się w meandrach poli- 127 Tamże. 128 Irena Szypowska, może się wkrótce stać. tyki zagranicznej skoro w kwietniu 1939 Łobodowski..., s. 75-81. Paweł Libera: Musiał stosunkowo do- napisał dla „Wiadomości Literackich” ar-

64 nr 35 (2009) Studia i działalność publicystyczno-pisarska 1931-1939 tykuł przewidujący uderzenie ze wschodu Tekst został skonfi skowany przez cenzurę w wypadku wybuchu wojny z III Rzeszą. z powodu nawoływania do paniki.129

Pobyt na Rusi Zakarpackiej W pierwszej połowie 1939 roku Łobodowski i napisania broszury antyniemieckiej przebywał jakiś czas ze specjalną misją na przeznaczonej dla Ukraińców.130 Rusi Zakarpackiej. Józefa Łobodowski: Po powrocie do Paweł Libera: [Na Ruś Zakarpacką] Warszawy naglono mnie bardzo o tę wyprawił się w 1939 roku tuż po ak- broszurę po dziesięciu dniach złoży- cji dywersyjnej „Łom”. Odbyło się to łem ją odpowiednim czynnikom. Z tym w kwietniu lub maju i zostało zorgani- wszystkim, mimo że działo się to w po- zowane najprawdopodobniej na pole- czątkach czerwca, broszura już się przed cenie Oddziału II Sztabu Generalnego wojną nie ukazała.131 w celu „zebrania materiałów na miejscu

Ostatnie spotkanie z Zuzanną Ginczanką Józef Łobodowski: Po raz ostatni wi- demnaście lat. Obracali się w kręgu li- działem ją w czerwcu albo w lipcu 1939 teratów i malarzy współpracujących roku. Spotkanie było najzupełniej przy- z „Czerwonym Sztandarem” i „Nowy- padkowe na warszawskim Nowym Świe- mi Widnokręgami” akceptującymi po- cie. Nic nas już wtedy nie łączyło, oprócz litykę ZSRR wobec Polski. Tłumaczyła wspomnień i niewiele mieliśmy sobie wtedy poezje Włodzimierza Majakow- do powiedzenia, więc i tym razem roz- skiego, Pawła Tyczyny i Paula Verlaine’a. mowa była krótka. Jakby tknięty prze- W 1942 roku, gdy Niemcy byli już we czuciem, zapytałem, jakie ma zamiary Lwowie, wyjechała stamtąd i odtąd na wypadek wybuchu wojny. Mało kto ukrywała się w okolicach Krakowa bądź miał pod tym względem wątpliwości w samym mieście. Przy jej wyraźnie se- i złudzenia. […] mickim typie urody było to bardzo trud- Odpowiedziała na moje pytanie, że ne i wpływało niszcząco na psychikę. zamierza wrócić do Równego i prze- Prawdopodobnie ktoś ją wydał, bo zo- czekać wojnę przy boku babci. A ja bez stała aresztowana i rozstrzelana w Pła- namysłu: „Radzę ci wyjechać do Hiszpa- szowie w końcu 1944 roku, a więc pod nii. Wojna domowa już się skończyła. koniec wojny. Odszukasz matkę, pomoże ci urządzić Irena Szypowska: się.” – „Nie, ja już wolę zostać razem Czy rosną jakieś kwiaty na bezimiennym grobie z babcią!” Zuzanny, rozstrzelanej tylko dlatego, że należała 129 Paweł Libera, Aresz- Irena Szypowska: Nie posłuchała go, tak do rasy hebrajskiej? Nie uczyniono dla niej, dla towanie i „paryski okres” jak nie posłuchała matki, która w roz- jej młodości, urody i poezji żadnego wyjątku. w życiu Józefa Łobo- paczliwych listach (o czym nie wspo- Niekiedy zastanawiam się, o czym mógł myśleć, dowskiego w 1940 r., w: „Zeszyty Historyczne” mniała swemu przyjacielowi) wzywała jeśli w ogóle myśleć był w stanie, ów germański nr 165, 2007. ją do siebie. knecht, gdy wpakował kilka kul z rozpylacza 130 Tamże, s. 210. Wakacje spędziła w Równem, ale w piękne ciało Zuzanny? Czy była dla niego tylko 131 Józef Łobodowski, Ze wkrótce przeniosła się do Lwowa. Wy- Żydówką, którą z racji jej pochodzenia należało wspomnień ukrainofi la. W Polsce niepodległej, szła za mąż za Michała Weinziehera, zlikwidować, czy żywym człowiekiem, którego „Wiadomości” nr 13 krytyka sztuki, starszego od niej o sie- jedyną winą była rasa, skazana na zgubę? Czy jej (52), 1947. nr 35 (2009) 65 Kalendarium życia Józefa Łobodowskiego

morderca żyje jeszcze i czy zdaje sobie sprawę dej kobiety, której posąg wznosi autor z tego, co uczynił. po czterdziestu latach od jej tragicznej – pyta Łobodowski w szkicu zamiesz- śmierci. Z ciała ukochanej, tak pamięt- czonym w tomie wierszy poświęconych nego, został tylko proch, on jest sta- „pamięci Sulamity”. rym człowiekiem. Jego ostatnie wiersze Do tradycji hebrajskiej sięgnął, by miłosne ukazują w dawnej świetności na Pieśń nad pieśniami wystylizować późniejszą nędzę. Jest to erotyka na- hołd złożony młodej Żydówce – pol- znaczona śmiercią. A jednak zwycię- skiej poetce wielbiącej pieśni króla Sa- ża w niej życie, piękno i miłość przez lomona. Pod warstwą parafrazowanych śmierć i starość uwydatnione z całą metafor, krystalizuje się postać mło- mocą.132

Początek wojny Józef Łobodowski : Dwudziestego siód- Józef Łobodowski: Widać niemieckie mego dostałem wezwanie mobilizacyj- samoloty, jak krążą nad Wiśniczem, ne. Nie było mnie w domu, przychodzę rwą się dokoła nich obłoczki z pelo- po południu i stróż, warszawski cieć daje tek... Mnie tymczasem w ciągu tych mi wezwanie. Załatwiłem sobie jeszcze czterech dni mianowano demokratycz- parę telefonów, wsiadłem w dorożkę nie kapralem. Kapral, który dowodził i pojechałem do cytadeli. [...] Naszło się drużyną, powiada: „Ty najwięcej gadasz ludzi, wszystko w cywilu, nieumunduro- tutaj, to ty bądź, ja nie chcę”. Mówię do wani.. Nic nie ma, kotła nie ma , można moich chłopaków: „Ja już mam dosyć iść do restauracji. I tak mija dwudziesty tej harcerskiej wycieczki, jeżeli się tam ósmy, dwudziesty dziewiąty, trzydziesty, dziesiąty pułk broni, to widocznie ma trzydziesty pierwszy. Zadzwoniłem do dowództwo, i broń – zresztą słychać. żony, że tu jestem. […] Wy jak chcecie, ja występuję trzy kroki.” Pierwszego rano zaraz eksplozje bomb. Cała drużyna poszła za mną, sąsiednia Wszyscy na plac, kupa mundurów, ba- drużyna także, pluton.135 tów, owijaczy, bielizny – każdy sobie Józef Zięba: W taki sposób poeta zna- wybiera na olaboga. Ubraliśmy się i do lazł się pod dowództwem pułkownika magazynów po broń. Karabiny dosta- Maczka. Szli przez Łańcut, Lwów, Prze- jemy bez pasów, amunicję – tak i zwy- myślany. Po otrzymaniu wiadomości kłą i przeciwpancerną, granatów – nie, o wkroczeniu w granice Polski wojsk broni maszynowej – nie, hełmów – nie. radzieckich dotarli do Tatarowa i prze- Maski gazowe, chlebaki, a cała reszta kroczyli granicę węgierską. Tu, wraz gdzie? „Dalej, tam gdzie pójdziecie” – z kolegami z jednostki, został rozbro- 132 Irena Szypowska, „A... gdzie pójdziemy?” – „Nie wiado- jony i internowany; najpierw w obozie Łobodowski..., s. 65, 68. mo”. Późnym wieczorem pierwszego Topolce, a Nagy Kanizsa i Maraker- 133 Rozmowa z Józefem idziemy na Dworzec Gdański.133 sztuz, skąd przedostał się do Francji. Łobodowskim, rozma- Józef Zięba: Okazało się, że pułk, zapa- 10 listopada 1939 roku był już w Pa- wia Irena Szypowska, sowy, do którego został poeta wcielony ryżu. Nawiązał kontakt z przybyły- „Poezja” nr 6, 1988, s. 24. miał wzmocnić oddziały KOP na gra- mi wcześniej poetami: Kazimierzem 134 Józef Zięba, Żywot nicy słowackiej. Wysiedli w Krakowie Wierzyńskim i Janem Lechoniem. Za- (5), s. 4. i przez „Bochnię, piechotą, kierowali się czął publikować wiersze powstałe pod 135 Rozmowa z Józefem w stronę Wiśnicza, który był bronio- wpływem przeżytej klęski w wycho- Łobodowskim... 136 Józef Zięba, Żywot ny przez Dziesiątą Brygadę Pancerno – dzących w Paryżu polskich czasopis- (5)..., s. 4. Motorową pułkownika Maczka.134 mach.136

66 nr 35 (2009) Żydówki na ul. Zamkowej ok. 1935 rok. Ze zbiorów Samorządowej Fototeki Konserwatorskiej.

Ruiny Gmachu Zarządu Miejskiego, 1939. Fotograf nieznany. Zdjęcie z albu- mu Zniszczenia w Lublinie na skutek bombardowania przez Niemców 9 IX. 1939 roku. Album w zasobach Wydziału Budownictwa i Architektury Urzędu Mia- sta Lublin Wrzesień 1939 – walki pod Wiśniczem, Łańcutem, Sierpień 1941 – uwolnienie z więzienia i nieudana Bolechowem próba przedarcia się przez Hiszpanię i Portu- 19 września 1939 – przemieszczenie wraz z wojskami galię do Anglii, do wojska polskiego – w Hi- gen. Maczka przez Węgry na Zachód szpanii ponownie trafi ł do więzienia: do lutego Listopad 1939 – przedarcie do Francji; 10 listopa- 1943 przebywał w obozie w Figueras (tam da – Paryż nauczył się hiszpańskiego). Luty 1940 – areszt i transport do obozu więźniów w Notre Dame de Liwron nad Tuluzą; później Po wojnie pozostał już w Hiszpanii do końca życia pobyt w obozie dla zdemobilizowanych żoł- nierzy polskich w Saulus

Ruiny kina „Corso” ok. 1945 roku. Z lewej widoczny róg kamienicy, w której mieszkał Józef Łobodowski z matką i siostrą. Fot. Sta- nisław Radzki. Ze zbiorów Stanisława Radzkiego. Wojna 1940-1945

Józef Zięba: W lutym 1940 roku zo- wstać w więzieniu. Byłby to więc okres stał przez policję, francuską, areszto- niezupełnie stracony. wany i osadzony w więzieniu. Według Egzemplarze tego tomu były sprze- Ireny Szypowskiej („Poezja” 1988, nr 6, dawane na wieczorze autorskim po s. 15) powodem aresztowania Łobodow- pięćdziesiąt franków, a uzyskane stąd skiego było znalezienie przy nim ulotek pieniądze miały być przeznaczone na pisanych w języku ukraińskim, a prze- planowaną przez poetę przeprawę przez znaczonych do zrzucenia nad Polską. Pireneje, Hiszpanię, Portugalię, do woj- Wydaje się, że wersję tę przekazał jej ska polskiego w Anglii. Niestety, wy- sam poeta w czasie przeprowadzonej prawa zakończyła się niepowodzeniem. z nim rozmowy w 1985 roku. Natomiast Wraz z towarzyszem został zatrzyma- według relacji Henryka Lipko (nagranie ny przez policję hiszpańską i osadzony archiwalne w Muzeum J. Czechowicza), w obozie w Figueras. W więzieniu prze- przyczyna aresztowania była nieco inna. bywał do lutego 1943 roku.137 Pan Lipko był w czasie wojny we Józef Łobodowski: Pierwsze kilka mie- Francji i spotkał się z Łobodowskim na sięcy pobytu w więzieniu hiszpańskim jego wieczorze autorskim w Grenoble. w Figueras było dość nieprzyjemne z ra- Według powszechnie powtarzanej tam cji ciasnoty, robactwa, braku bielizny wersji, poeta po nieco bardziej zakrapia- i podłego jedzenia. W połowie zimy nej czerwonym winem kolacji, wracał poprawiło się, ale jesień dała się nam do swojej kwatery, ale nie znając jesz- dobrze we znaki. Nam, to znaczy mnie cze dobrze miasta, zabłądził. Chcąc się i Zbigniewowi Kubińskiemu, młodemu upewnić, gdzie się znajduje, zapalił za- zakopiańczykowi, który poszedł wraz pałkę, by odczytać nazwę ulicy. Obo- ze mną do Hiszpanii, żeby się nie dać, wiązywało już wówczas zaciemnianie trzeba było uprawiać ostrą gimnastykę miasta. Przechodzący policjant areszto- duchową i zabijać głód i zimno ciągłym wał go za łamanie przepisów. W kręgach wysiłkiem psychicznym. Kubiński uczył emigracyjnego rządu Łobodowski miał się więc po całych dniach obcych języ- jeszcze opinię komunisty, więc nie spie- ków – ja smarowałem wiersze. 138 szono się z interwencją, aby go uwolnić. Ludmiła Siryk: W lutym 1940 roku zo- W ten sposób przesiedział w więzieniu stał aresztowany [w Paryżu] i odstawio- do września. Po uwolnieniu znalazł się ny do obozu więźniów w Notre Dame w obozie demobilizujących się wojsko- de Liwron nad Tuluzą. Następnie został wych polskich w Notre Dame de Livron przeniesiony do obozu dla zdemobilizo- w okolicach Tuluzy. Tam wydawał cza- wanych żołnierzy polskich w Saulus koło sopismo „Wrócimy”. Montpelier. Kiedy wyszedł z więzienia w sierpniu 1941 roku, przedostał się do Z tego obozu przyjechał do Grenob- Hiszpanii z zamiarem dostania się stąd, le na wspomniany przez p. Lipko wie- przez Portugalię, do wojska polskiego czór autorski. Przywiózł ze sobą tomik w Anglii. Ale po drodze znowu trafi ł do 137 Z dymem pożarów wydany w ofi cynie więzienia, tym razem hiszpańskiego. Do Tamże. 138 Za: Józef Zięba, Tyszkiewiczów. Podobno większość za- lutego 1943 roku Łobodowski był więź- Żywot (5), „Relacje” mieszczonych tam wierszy miała po- niem obozu w Figueras, gdzie nauczył nr 7, 1989, s. 4. nr 35 (2009) 69 Kalendarium życia Józefa Łobodowskiego

się języka hiszpańskiego. Po uwolnie- Ostrowska z Madrytu wspomina: „Gdy- niu „sympatyk polityki generała Fran- by chciał zdobyć obywatelstwo, miałby 139 Ludmiła Siryk, ko”, jak nazywa go Irena Szypowska, na lepsze warunki. On jednak powiedział, Naznaczony..., s. 21. zawsze pozostał w Hiszpanii. Jadwiga że tego nigdy nie zrobi”.139

Ulica Staszica 8, kamienica, w której mieszkał Józef Ło- bodowski z matką i siostrą. Fot. archiwum TNN.

70 nr 35 (2009) Adam Tomanek – Historia Mówiona Adam Tomanek: Józef Łobodowski był redakcja gazety i on tam przy redakcji Rozmowa z Adamem rodzonym brat mojej matki, Władysławy mieszkał będąc kawalerem. Najwięcej Tomankiem, 22 wrześ- nia 2008. Nagrywał: Łobodowskiej, urodzonej w 1905 roku. stykałem się z wujkiem, który często Marek Nawratowicz. W Lublinie mieszkała przyrodnia siostra przychodził na Chopina 16 mieszka- Archiwum TNN. mojej babci Stefanii, pani Dziewicka. nia 5. Przychodził tu, często nocował też Całość relacji dostępna Ona miała taki hotel prywatny przy ulicy u nas. Ubierał się skromnie, normalnie, na stronie www.histo- Staszica i jeden pokój z tego hotelu dała nie miał jakiejś tam ekstrawagancji. Nie riamowiona.tnn.pl. siostrze – Stefanii Łobodowskiej, która wyróżniał się ubiorem. Pogadał ze mną, zamieszkała tam razem z Józefem Ło- pożartował i poszedł. Bardzo grzeczny bodowskim i Władysławą Łobodowską. był, bardzo przyjemny, hojny – często mi To był róg Staszica i Radziwiłłowskiej. jakieś łakocie kupował, jakieś w miarę Bodajże na pierwszym piętrze mieszkali. możliwości prezenciki dawał. Potem jak moja matka, czyli jego Pamiętam rewizję przeprowadzoną siostra, wyszła za mąż za Eugeniusza przez Niemców i wszystko to zabra- Tomanka – dyrektora działu osobowe- li, wszystko zabrali. Widocznie, jako go poczt – dyrekcji Poczty i Telegrafów antykomunista - on przecież tam na w Lublinie, to mąż Władysławy Łobo- Zachodzie w swoich publicystycznych dowskiej, mój ojciec Eugeniusz, kupił pracach i w audycjach radiowych kry- mieszkanie od Żyda przy ulicy Chopi- tykował przecież zarówno faszystów, na 16 na pierwszym piętrze u Melzaka. jak i z jednej strony tak i drugiej stro- W wtenczas zetknąłem się z Łobodow- ny. Także była rewizja i wszystkie te skim, w latach trzydziestych, mając lat rękopisy zabrali. Nawet potem literaci cztery lub pięć. Łobodowski mieszkał przychodzili do matki i mówili: „Czy wtenczas na Staszica, u babci. Później Pani coś ma? Jakieś pamiątki po Łobo- mieszkał przy redakcji gazety lubelskiej dowskim?”, mówi: „Mam takie czy inne, „Kuriera Lubelskiego”. Mieściła się re- może zdjęcie, ale jeśli chodzi o ręko- dakcja przy ulicy Krakowskie Przedmie- pisy to wszystko ci, co przeprowadzali ście. To tam na pierwszym piętrze była rewizje zabrali.”

nr 35 (2009) 71 Do końca lat 80. z powodów politycznych nie mógł Kisielin, Ziemia cmentarna, Hulaj-Pole, Duma wrócić do Polski: w czasie wojny był na liście o atamanie Petlurze, Wrota Kijowskie – wszyst- komunistów i groziła mu kara śmierci z rąk kie utwory podzielone na cykle przyświecają Niemców; po wojnie był na liście antykomuni- idei porozumienia polsko-ukraińskiego stów, przeciwników i wrogów Polski Ludowej. 1955-1970 – proza o tematyce lubelskiej i ukraińskiej 1939-1988 – działalność translatorska – poezja: (Londyn) – trylogia: Komysze (1955), W stani- przedrewolucyjna klasyka poezji ukraińskiej cy (1958), Droga powrotna (1961) i tetralogia XIX i pocz. XX wieku, „rozstrzelane odrodze- Dzieje Józefa Zakrzewskiego: Czerwona wiosna nie”, poezja Ukrainy radzieckiej i zakazana na (1965), Terminatorzy rewolucji (1966), Nożyce Ukrainie radzieckiej („szistdesiatnyky” i „sam- Dalili, (1968) i Rzeka graniczna (1970). wydaw”), poezja emigracyjna, proza, krytyka 1959 – Pieśń o Ukrainie (Paryż) literacka, artykuły publicystyczno-naukowe, 1961 – tom Kaskady i gazele (Londyn) przekłady poezji hiszpańskiej) 1969 – tom Jarzmo kaudyńskie (Londyn) – podróże do Włoch, Szwajcarii, Francji, Anglii 1972 – tom W połowie wędrówki (Londyn) 1941 – tom Z dymem pożarów (Nicea) Jesień 1977 – pobyt w Kanadzie i Stanach Zjedno- 1945 – Por nuestra libertad y vuestra (Madryt) czonych 1946 – Literaturas eslavas (Madryt) 1984 – tom Dwie książki (Paryż) 1947 – tom Modlitwa na wojnę (Londyn) 1984 – poemat Tryptyk o zamordowanym Kościele 1947 – poemat Swiatosławowi Horodyńskiemu – cykl religijno-cerkiewny złożony z trzech 1948-1975 – redaktor „Polskiej Audycji” w „Radiu Ma- części: Święty Andrzej u Scytów, Metropolita dryt” Szeptycki, Halickiemu władyce – utrzymanie tylko z pracy twórczej – współ- 1987 – tom Mare Nostrum (Brooklyn) praca z Polskim Instytutem Literackim, z prasą 1987 – tom Pamięci Sulamity poświęcony pamięci emigracyjną wydawaną w Paryżu: „Kultura” pierwszej miłości autora (Toronto) i „Zeszyty Historyczne”, z pismami wydawa- 1987 – tom Rachunek sumienia (Paryż) nymi w Londynie: „Wiadomości”, „Orzeł biały”, 1988 – tom Dytyramby patetyczne (Londyn) „Tydzień Polski” (rubryka prowadzona pod 18 kwietnia 1988 – śmierć poety w Madrycie – cia- pseudonimem Szperacz), „Dziennik Polski”, ło zgodnie z wolą twórcy poddano kremacji; „Dziennik Żołnierza” po kilku miesiącach zostało przewiezione do – mieszkanie w hotelu (brak własnego) Lublina przez Andrzeja Paluchowskiego, dy- 1954 – tom Uczta zadżumionych (Paryż) rektora biblioteki głównej KUL. 1954 – Złota Hramota (Paryż) – książka złożona z 36 Październik 1988 – ceremonia pogrzebowa w koś- utworów powstających od lat 30. – m.in. ciele KUL w Lublinie, prochy Józefa Łobodow- z poematów poetyckich: Dumy wołyńskie, skiego złożono na cmentarzu przy ul. Lipowej Noc na Wołyniu, Sen nocy wołyńskiej, Polesie, w Lublinie, w grobie matki i dziadka Okres powojenny – emigracja 1945-1988

Życie i praca na emigracji Józef Zięba: Po uwolnieniu osiadł poeta zwyczajem, żonę poety, która pracowała w Madrycie. Nie wiadomo, co skłania- w lubelskim szkolnictwie. Wezwano ją ło go po zakończeniu wojny do pozo- do Kuratorium i postawiono ultymaty- stawania w Hiszpanii, gdzie nie było we żądanie. Jeśli chce pracować w szko- początkowo ani silnego ośrodka życia le, musi zmienić nazwisko. Na mocy emigracji polskiej, ani czasopism, w któ- Sądu Okręgowego w Lublinie z 9 czerw- rych mógłby publikować własne utwo- ca 1950 r. Nr IC 289/0, małżeństwo zo- ry. Zaczął pisać w języku hiszpańskim. stało rozwiązane. W 1945 roku wydał książkę Por nuestra Nie wiadomo, czy Łobodowski został libertad y vuestra, a w roku następnym o tym powiadomiony. W każdym razie Literatueras eslavas. Dopiero w l947 do końca życia uważał się za żonatego. roku ukazał się w Londynie tom jego W dalszym ciągu przebywał w Ma- wierszy Modlitwa na wojnę. Większość drycie. Od czasu do czasu wyjeżdżał zamieszczonych w tym tomie utworów do Francji i Anglii. Oprócz współpra- powstała podczas pobytu w hiszpań- cy z radiem zajmował się publicysty- skim więzieniu.140 ką i twórczością literacką. Nie była to Józef Łobodowski: Szukając więc jednak twórczość intensywna. Dopiero w owym okresie możliwości wyłado- w 1954 roku ukazują się dwie kolejne wania temperamentu dziennikarskie- jego książki: Uczta zadżumionych i Zło- go, zacząłem układać długie poematy, ta Hramota. Obydwie wydane w Paryżu. dla których punktem wyjścia było za- Uczta zadżumionych zawierająca satyry wsze konkretne wydarzenie lub zjawisko i fraszki, została wydana własnym na- polityczne […]. Tak więc dziennikarz, kładem. Pod względem artystycznym pozbawiony swego warsztatu pracy, ra- ustępuje poprzednim tomom wierszy. tował się od śmierci z nudów przy po- Znacznie ciekawszy jest tom Złota mocy środków udzielonych mu przez Hramota. Zebrał w nim poeta swoje poetę.141 wiersze i poematy o tematyce ukraiń- Józef Zięba: Wkrótce po zakończeniu skiej pisane od lat trzydziestych. Propa- wojny zaczęli napływać do Madrytu gował w nich idee przyjaźni i zbliżenia zdemobilizowani żołnierze z armii An- dwu sąsiadujących ze sobą, ale mocno dersa, Otrzymywali stypendia na kon- zwaśnionych narodów. Występował tynuowanie studiów. Około stuosobowa w tym tomie jako kontynuator roman- grupa zaczęła kształtować środowisko tycznej szkoły ukraińskiej. Opiewał ko- emigracji. Z ich inicjatywy rozpoczę- zacką nieujarzmioną naturę, piękno ła w 1949 roku pracę polska rozgłośnia stepów Ukrainy oraz melancholię Wo- Radia Madryt. łynia i Polesia. 142 Józef Łobodowski był współorga- Józef Łobodowski: Zdaję sobie sprawę, nizatorem programów tej rozgłoś- że niejeden z wydrukowanych tu utwo- ni i często występował na jej antenie. rów jest słaby poetycko ale nie chciałem 140 Wpłynęło to na zakaz publikacji w kraju z nich rezygnować, gdyż chodziło mi Józef Zięba, Żywot (5)..., s. 4. jego utworów. Odpowiedzialnością za o to, by Złotej Hramocie» nie brakowa- 141 Za: tamże. tę działalność obarczono, ówczesnym ło żadnej karty, choćby zapisanej w po- 142 Tamże. nr 35 (2009) 73 Kalendarium życia Józefa Łobodowskiego

śpiechu, pismem bardziej publicysty niż sześćdziesiątkę, zatytułował nowy tom poety.143 swoich wierszy – W połowie wędrówki. Józef Zięba: W zacytowanym wyzna- Tytuł ten w nocie Od autora skomento- niu ujawniają się dwie natury Józefa Ło- wał w sposób następujący: bodowskiego. Był on w równej mierze Po prostu wydaje mi się – ba często jestem publicystą, jak i poetą. Kiedy nie miał całkowicie pewien – że jeżeli pożyję jeszcze możliwości wyżycia się w publicystyce, kilkanaście lat, zdobędę się na znacznie większe wówczas wprowadzał aktualną proble- od dotychczasowych osiągnięcia. Czas pokaże, matykę, często z nie najlepszym skut- czy właściwie oceniłem swoje możliwości, czy kiem artystycznym, do swoich wierszy. też to tylko optymistyczne złudzenie. W połowie lat pięćdziesiątych spróbo- Czas potwierdził prawdziwość tego wał sił jako powieściopisarz. W roku przypuszczenia. Pisarz wydał jeszcze 1955 wydał w Londynie pierwszy tom sześć chyba najlepszych swoich książek trylogii opartej na wspomnieniach poetyckich. Nie przerywał jednocześ- z dzieciństwa i pobytu na Kaukazie nie współpracy niemal ze wszystkimi w czasie rewolucji wśród Kozaków ku- emigracyjnymi czasopismami, publiku- bańskich. Tom nosi tytuł Komysze, na- jąc na ich łamach liczne artykuły, re- stępny – W stanicy – został wydany cenzje i felietony. Już po śmierci poety w roku 1958, a ostatni – Droga powrot- w wychodzącym w Chicago tygodniku na – ukazał się w Londynie w 1961 roku. „Gwiazda Polarna” 28 maja 1988 uka- W cztery lata po ukazaniu się trylogii zało się jego obszerne omówienie księgi rozpoczął druk tetralogii pod ogólnym Lublin literacki. tytułem Żywot Józefa Zakrzewskiego Oprócz uprawiania twórczości ory- obejmującej następujące tytuły: Czerwo- ginalnej Łobodowski dużo tłumaczył na wiosna, Londyn 1965; Terminatorzy z języka rosyjskiego, ukraińskiego i hi- rewolucji, Londyn 1966; Nożyce Dalii, szpańskiego. Wydawca tomu Rachunek Londyn 1968 i Rzeka graniczna, Londyn sumienia, który ukazał się na rok przed 1970. W tym cyklu poeta wykorzystał śmiercią poety, informował, iż swoje wspomnienia z bujnych i burzli- ma przygotowane do wydania antologię poezji wych lat lubelskiej młodości. hiszpańskiej, a także dwutomową antologię Pod względem artystycznym proza poezji ukraińskiej, od Słowa o pułku Igora po Łobodowskiego nie dorównuje poezji. dzień dzisiejszy, antologię poezji białoruskiej Na szczęście, pisząc powieści, nie za- oraz antologię poezji rosyjskiej (od Rylejewa niechał twórczości poetyckiej. Po wy- do Mandelsztama). mienionych uprzednio, ukazywały się W wywiadzie udzielonym Irenie Szy- co kilka lat kolejne jego tomy wierszy: powskiej, zamieszczonym w 6 numerze Kasydy i gazele, Londyn 1961; Jarzmo „Poezji” z roku 1988, poeta wspomina kaudyńskie, Londyn 1969; W połowie jeszcze o przygotowanym do druku wędrówki, Londyn 1972; Dwie książki, tomie Droga do Tobozo zawierającym Paryż 1984; Mare Nostrum, Brooklyn wiersze o Hiszpanii i antologię poezji 1987; Pamięci Sulamity, Toronto 1987; hiszpańskiej, oraz o powieści historycz- Rachunek sumienia, Paryż 1967; „Dyty- nej XVI wieku poświęconej wojnie do- ramby patetyczne, Londyn 1988. mowej w Peru. Znamienne jest, że najwięcej książek Wydawca paryski, Piotr Jegliński, za- poetyckich Łobodowskiego ukazało się chęcił poetę do spisania wspomnień. Ło- 143 Ze wstępu do Złotej pod koniec życia autora. Cięgle nie tracił bodowski do końca życia nad tomem Hramoty, za: Józef Zię- mocy twórczej. Był nawet świadom, że tym pracował. Można się więc spodzie- ba, Żywot Józefa Łobo- dowskiego (6), „Relacje” jest to dla niego najowocniejszy okres. wać, że wkrótce ukażą się jeszcze dal- 1989, nr 8, s. 4. W l972 roku, kiedy przekroczył już sze książki autora Rachunku sumienia.

74 nr 35 (2009) Okres powojenny – emigracja 1945-1988

Zapewne wiele bardzo interesujących wyboru swoich wierszy, ale stosunek szczegółów dotyczących jego biografi i Łobodowskiego do inicjatyw podej- przyniesie tom wspomnień, z którego mowanych w kraju, obejmujących jego fragmenty opublikowano już w emigra- twórczość literacką, znacznie się zmie- cyjnej prasie. nił. Kiedy w maju 1981 roku, po zorga- Mimo tak bogatego dorobku twór- nizowaniu w Muzeum J. Czechowicza czego do chwili obecnej nie ukazał się wieczoru poezji Józefa Łobodowskiego, w kraju nawet najskromniejszy wybór wysłałem mu afi sz, zaproszenie oraz in- wierszy Józefa Łobodowskiego. Były formację o przebiegu imprezy bardzo się dwa istotne powody takiego stanu rze- tym ucieszył. W odpowiedzi przysłał mi czy. list, który warto tu przytoczyć:144 Do listopada 1980 roku obowiązy- Józef Łobodowski: Wielce Szanowny wał w PRL tzw. „zapis” cenzury na na- Panie! Dziękuję za list i dołączone ma- zwisko Łobodowskiego, spowodowany teriały. Nie potrzebuję zapewniać, że m.in. opinią, którą sformułował 28 urządzenie tego wieczoru sprawiło dla marca 1956 roku Andrzej Kuśniewicz mnie wielką niespodziankę. Wiedzia- w Biuletynie Rozgłośni „Kraj” w artykule łem, naturalnie, że w kraju w ciągu ostat- Ataman, dziedzic czy po prostu faszysta. nich kilku miesięcy wiele się zmieniło, Kuśniewicz zakończył swój artykuł na- ale nie przypuszczałem, że aż tak bar- stępującym stwierdzeniem: dzo. Listu od siostry jeszcze nie otrzy- Ten ekskomunista, fałszywy potomek atama- małem – poczta jest ostatnio bardzo nów (urodził się na Białorusi), w marzeniach powolna. Albo weszły w grę jakieś inne syn dziedzica (ojciec jego był urzędnikiem), jest czynniki. Pyta Pan o moje plany litera- jedynie byłym sanacyjnym agentem i faszystą. ckie. Wydawnictwa emigracyjne robią Opinia taka funkcjonowała niemal do bokami, z tej prostej racji, że emigra- końca życia poety. cja wymiera w coraz szybszym tempie Z drugiej strony Łobodowski też nie i nikt tego procesu nie zatrzyma. Z po- był skłonny do publikowania swoich wodu stałego defi cytu znikły londyńskie książek w Polsce Ludowej, uważając to „Wiadomości”, a wkrótce poznikają tak- za zdradę wyznawanych idei. Po wyda- że inne czasopisma. To dlatego nicze- niu w kraju wyboru wierszy Mariana go nie wydałem od jesieni 1971 roku, Czuchnowskiego napisał: „dał się złapać a więc prawie od dziesięciu lat. Mam na wędkę mętnych obietnic i poszedł sporo rękopisów, których starczyłoby na współpracę z warszawskim reżymem na kilkanaście tomów (wiersze, proza, i jego placówkami” („Tydzień Polski”, przekłady), ale o wydaniu na emigracji Londyn 1979, nr 11). tego wszystkiego można jedynie marzyć. Krajowi wydawcy znający postawę Chętnie wyślę Panu fotokopię dwóch poety i stanowisko cenzury nie po- tomów: Kasydy i gazele, 1961 i Jarzmo dejmowali prób przełamania barier, kaudyńskie, 1968, ale to wymaga nieco uprzedzeń i oporów. Moja np. oferta czasu. Byłbym wdzięczny za przesła- opracowania wyboru wierszy Łobodow- nie mi kopii prelekcji dr. Kryszaka oraz skiego złożona wydawcy 29 listopada spisu czytanych wierszy. Najlepsze ży- 1986 roku spotkała się z następującą od- czenia. Józef Łobodowski. Madryt, 26 powiedzią: „[...] w czasie najbliższych maja 1981.145 kilku lat Wydawnictwo nie widzi moż- Józef Zięba: Niestety, ze względu na liwości wydania zbiorku ze względu na sytuację, jaka się wytworzyła przed i po dużą ilość inicjatyw przyjętych już do wprowadzeniu stanu wojennego, na wy- 144 Józef Zięba, Żywot realizacji”. Nie jest pewne, czy poeta słany list nie otrzymałem odpowiedzi. (6)..., s. 4. wyraziłby wówczas zgodę na wydanie Moja korespondencja z poetą na kilka 145 Za: tamże. nr 35 (2009) 75 Kalendarium życia Józefa Łobodowskiego

lat została przerwana. Wznowiłem ją wał Łobodowski. Nieopodal swego ho- w 1987 roku, proponując Łobodowakie- telu Łobodowski (nie posiadał własnego mu przekazanie do zbiorów Muzeum J. mieszkania) w niewielkim barze, obło- Czechowicza jego archiwum literackie- żony książkami i gazetami, spędzał co- go. Otrzymałem na tę propozycję nastę- dziennie po kilka godzin za stolikiem. pującą odpowiedź: 146 Był on jedynym emigracyjnym pisa- Józef Łobodowski: Wielce Szanowny rzem, który w zasadzie utrzymywał się Panie! Dziękuję za Pańki łaskawy list tylko z pracy twórczej dającej mizer- z 14-go grudnia ub. r. Naturalnie, speł- ny zarobek. Współpracował z ludźmi nię Pańskie życzenie, choć w tej chwi- oraz instytucjami, przede wszystkim li nie wiem, jak i kiedy będę mógł to z Polskim Instytutem Literackim i jego uczynić. Może zechce Pan skontakto- pismami „Kultura” i „Zeszyty Historycz- wać się z moją starszą siostrą i jej ro- ne” w Paryżu, z pismami „Wiadomo- dziną. Wszyscy przebywają w Lublinie. ści” (miał tu osobną rubrykę „Worek Władysława Tomankowa mieszka przy Judaszów”) i „Orzeł Biały” w Londynie. ulicy Parysa 22. Jest chora, nie wycho- W londyńskiej gazecie „Tydzień Polski” dzi z domu. Proszę ją odwiedzić. Otrzy- miał własną rubrykę pod pseudonimem małem wiadomość, że w miesięczniku Szperacz. „Poezja” mają ukazać się jakieś moje Wacław Iwaniuk wspomina, że Łobo- teksty. Będę wdzięczny za utrzymanie dowski wysyłał do Londynu swoje mate- kontaktu ze mną. Najlepsze życzenia. riały nawet będąc w Kanadzie i Stanach Józef Łobodowski. Madryt, 8-lutego, Zjednoczonych (przebywał w tych kra- 1988-go roku.147 jach w ciągu trzech miesięcy jesienią Ludmiła Siryk: W latach 1948-1975 1977 roku). Aktywna i komunikatywna pisarz był redaktorem „Polskiej Audy- osobowość tego pisarza powodowała, cji Radia Madryt”. Jak zaznacza Krzysz- że często bywał we Włoszech i Szwaj- tof Dybciak, przed powstaniem Radia carii, sporadycznie w Stanach Zjedno- Wolna Europa była to najpopularniej- czonych i Kandzie, ale ani razu w Polsce sza w Polsce, radiostacja zagraniczna. – z przyczyn politycznych. W Hiszpanii Kierowali nią świetni publicyści Ka- przyjaciele nazywali go Lobo, co po hi- rol Wagner, a potem Wojciech Zale- szpańsku oznacza wilk. Tu miał krąg bli- ski, współpracowali profesor Deryng, skich ludzi, Polaków, którzy regularnie ksiądz Walorek, publicysta Kazimierz spotykali się. Utrzymywał też kontakty Tylko i szczególny ton audycjom nada- z ukraińskimi emigrantami.148

Sprawa ukraińska – podsumowanie Jadwiga Sawicka: Na emigracji Ło- Ludmiła Siryk: Łobodowski od naj- bodowski zajmuje się nadal sprawami młodszych lat swojego życia interesował ukraińskimi. Polemizuje z nacjonalista- się Ukrainą, jej historią, kulturą, literatu- mi polskimi i ukraińskimi, pisze ważny rą, „włączył się uczuciowo w polityczną artykuł na ten temat: Przeciw upiorom walkę o [jej] niepodległość”. Z czasem 146 Tamże. przeszłości. Wypowiedzi publicystycz- stał się doskonałym znawcą problema- 147 Tamże. ne zrodzone z pasji politycznych towa- tyki ukraińskiej. Temat Ukrainy zajmuje 148 Ludmiła Siryk, rzyszą poezji, często do niej przenikają, ważne miejsce we wszechstronnej twór- Naznaczony..., s. 21-22. powstaje publicystyka poetycka, mająca czości tego pisarza, jest częścią własnej 149 Jadwiga Sawicka, Wołyń poetycki..., skłonić odbiorcę do przyjęcia proukra- mitologii. s. 188-189. ińskich opcji autora.149

76 nr 35 (2009) Okres powojenny – emigracja 1945-1988

W ciągu pięćdziesięciu lat Łobodow- i Polska w poezji Józefa Łobodowskie- ski promował idee przymierza między go. Polski „ataman Łoboda” recytował narodem ukraińskim a polskim. Jednak wiersze swoje oraz autorów polskich „przykład Ukrainy, marzenie o prawdzi- i ukraińskich. wym braterstwie dwóch niepodległych Krystyna Tyszkiewicz, która była narodów i suwerennych państw poka- obecna na tym wieczorze, wspomina, zuje, że polityka Łobodowskiego często że miała tam miejsce dyskusja na te- była zaprawiona fantazją, co w danym mat traktatu ryskiego i stosunków pol- przypadku podnosi tylko jej poetyckie sko-ukraińskich. W tej dyskusji poeta uroki”. Twórczość Łobodowskiego, Po- domagał się obiektywizmu w ocenach laka, polskiego patrioty i pisarza, czło- przeszłości. Po tym wieczorze autor- wieka pogranicza kulturowego można skim Konstantyn Zełenko pisał, że Ło- uważać, jak sądzę, za wyjątkowe zjawi- bodowski sko w dziejach współczesnej literatury jest w rzeczy samej nadzwyczajną postacią w hi- polskiej. Posłannictwo jego twórczości storii stosunków polsko-ukraińskich, która także polega na tym, że pomimo całej dziejo- zajmuje osobliwe, w naszych czasach bardzo wej i politycznej zawieruchy niezaprze- wiodące miejsce w wysiłkach obu narodów czalnie pragnął zmienić wrogą wobec do ułożenia ich stosunków na zasadach ak- siebie postawę spokrewnionych naro- tywnej i twórczej współpracy i prawdziwego dów, pragnął pojednać „dwie ojczyzny porozumienia. sam na pół rozdarty” (Pochwała Ukrai- O treści i znaczeniu tej międzynaro- ny). Pojmował sprawę pisarza jako misję, dowej imprezy pisało ukraińskie pismo pozostając wiernym idei racjonalnego „Cyчacнictь” (1975, nr 5/173) wydawane równouprawnienia. w Monachium. Twórczość autora Złotej Hramoty W październiku 1977 roku na Uni- ukazuje człowieka, który domaga się wersytecie w Hamilton Łobodowski wolności, odpowiedzialności i uczciwo- wystąpił na konferencji z referatem ści, w którego systemie wartości ważne o polsko-ukraińskich związkach lite- miejsce zajmują takie pojęcia, jak mi- rackich. Konferencję zorganizowały łość, wiara i prawda, pamięć historyczna Międzynarodowy Komitet Zagadnień i tradycja narodowa. Są nimi także spo- Komunistycznych i Europy Wschodniej kój, dostatek, idealna wspólnota, rów- Uniwersytetu MacMaster oraz Kana- nouprawnienie narodów. Ukazuje ona dyjski Instytut Studiów Ukraino-znaw- człowieka pogranicza kulturowego, uj- czych Uniwersytetu Alberta. Wacław mującego sprawy w kilku aspektach. [...] Iwaniuk1 wspomina: Początek emigracji stał się dla pisa- Łobodowski mówił rzeczowo, ze swadą, jego rza „pęknięciem życiorysu”, jednak po- przemówienie wzbudziło ogromne zainte- trafi ł produktywnie pracować twórczo, resowanie i dużą dyskusję [...] Po konferencji nawiązać współpracę z wieloma insty- hamiltońskiej, emigracja ukraińska (co jest tucjami wydawniczymi oraz pisarzami znaczącym faktem) zorganizowała Łobodow- polskimi i ukraińskimi. Tłumaczył na skiemu wieczór autorski. Wielu wielbicieli talen- język polski literaturę piękną i publicy- tu Łobodowskiego wśród Polonii brało udział stykę ukraińską. Uczestniczył w wie- w tym rzeczywiście entuzjastycznym wieczorze. czorach autorskich i konferencjach. 24 Wszystkie miejsca były zajęte, przejścia i kory- marca 1973 roku Ukraińsko-Polskie To- tarze wypełnili stojący słuchacze. warzystwo w Londynie (w 1975 roku Łobodowski swoim tubalnym głosem mówił liczyło 115 Polaków i 75 Ukraińców) i czytał wiersze doskonale, a robił to z wro- zorganizowało wieczór z udziałem au- dzonym aktorskim talentem. Przypuszczam, tora poświęcony tematowi Ukraina że triumf ten przyczynił się wśród nas do za- nr 35 (2009) 77 Kalendarium życia Józefa Łobodowskiego

cieśnienia więzów przyjaźni polsko-ukraińskiej. rycznym. O przeszłości nie należy zapominać, Bo Łobodowski swoim entuzjazmem i głosem, ale pamiętając o tej przeszłości trzeba umieć który nie znosił sprzeciwów, przekonywał. W za- odróżnić plewę od ziarna, trzeba odróżnić to pale dyskusji argumenty same narzucały mu co było dobre od złego i uczyć się, aby właśnie się, płynęły jakby przygotowane i wyuczone nie powtarzać tych złych czynów. z góry, co – jak wiemy – wypływał z encyklo- Pragnął przekonać Polaków i Ukraiń- pedycznej pamięci autora Demonom nocy. Czas ców, że siła i międzynarodowa pozycja ten dla wielu z nas był wypełniony obecnością zależą w dużym stopniu od ich wzajem- Łobodowskiego, samo Toronto jakby nabrało nych stosunków. Warta jest najwyższej żywszych rumieńców życia, tego które utraci- oceny szlachetna postawa pisarza wy- liśmy, wybierając emigrację do Kanady. magająca uporczywej pracy, optymi- Na wieczorze autorskim 26 listo- stycznej i racjonalnej wizji, narodowej pad 1977 roku w Ukraińskim Instytu- i politycznej świadomości, wiedzy i od- cie Literatury w Nowym Jorku poeta wagi. . przemawiał na tematy ukraińskie i pol- Polska była jego rdzenną ojczyzną, sko-ukraińskie oraz recytował w kontek- Ukraina była ojczyzną z wyboru. W tej ście tych tematów takie swoje wiersze, sytuacji próbował łączyć postawę pa- jak Ballada lubelska, Epitafi um Gene- triotyczno-prometeistyczną z misją rałowi Tarnawskiemu, Poetom ukra- rzecznika dialogu polsko-ukraińskie- ińskim, Taras Szewczenko, Tryptyk go. Świadomość spotęgowana emocjami o zamordowanym Kościele. spowodowała stworzenie przez pisarza Prezes Stowarzyszenia Pisarzy Ukraiń- mitu federacji polsko-ukraińskiej. Rea- skich „Słowo” Ostap Tarnawski w imie- lizacja tego mitu w rzeczywistości tak niu całej publiczności podziękował dramatycznej była niemożliwa. Jego po- autorowi za „świetną ucztę poetycką”. stawa na pograniczu jest wyrazem przyj- Ukraiński poeta i malarz S. Hordyń- mowania racji obu stron, ale te racje ski w swoim referacie zwrócił uwagę były skłócone. Dlatego nawet kulturowa na prometeistyczną postawę Łobodow- idealizacja Ukrainy i pogranicza polsko- skiego twierdząc, że „po wszystkich ka- ukraińskiego oraz swoiste mitotwórstwo tastrofach, idea prometeizmu jest nadal pogłębia tragizm pisarstwa Łobodow- aktualna jako idea potencjalna, która skiego. Sytuacja tego wrażliwego twórcy mogłaby zaprowadzić nowy porządek unaocznia tragizm i niemoc działacza na obszarach wolnej Europy. Idea ta – społeczno-politycznego, któremu ocza- jakby to powiedział dzisiaj Szewczenko rowanie pięknem i dobrem nie dało się – mogłaby się stać iskrą, z której wynik- przełożyć na działania praktyczne. nie wielki ogień na bezdrożu narodów. Pisarz, apelując o przebaczenie win Łobodowski w przemówieniu „Polsko i budowanie przyjaznej przyszłości, -Ukraińska współpraca i jej znaczenie” działał wbrew tendencjom panującym wygłoszonym w Nowym Jorku 3 grudnia wśród ogółu społeczeństwa polskiego 1977 roku w Ukraińskim Domu Naro- i ukraińskiego uzbrojonego w stereoty- dowym konstatował: py i uwikłanego w stare i nowe konfl ikty. W ośrodkach emigracyjnych polsko-ukraińskich Poprzez otwartość charakterystyczną podnoszą się coraz to głosy, że należałoby za- dla całokształtu jego myślenia i działa- pomnieć o przeszłości, przekreślić ją niejako nia, dzięki wizji romantycznej i dzia- i zacząć od nowa, ale ja nie sądzę, aby to było łalności praktycznej przyczynił się do słuszne, przede wszystkim – jest to nie do urze- budowania systemu opartego na wza- czywistnienia. Żaden naród o swojej przeszłości jemnym porozumieniu i obopólnej po- zapomnieć nie zdoła, a ten, który o swojej prze- trzebie współpracy. szłości zapomina – staje się narodem ahisto-

78 nr 35 (2009) Okres powojenny – emigracja 1945-1988

Łobodowski starał się wyjaśnić, ja- do badań nad problemami dotyczącymi kie powinno być współistnienie polsko zagadnień tożsamości osobowej (przede -ukraińskie. Swoimi utworami walczył wszystkim jednostki twórczej w sytuacji o zmianę myślenia. Próbował dowo- totalitaryzmu i bezpaństwowości) i na- dzić znaczenia współistnienia inności. rodowej, ujawniając podstawowe cechy Ta świadomość wielości kultury jako tożsamości ukraińskiej, kozackiej oraz wartości oparta była na doświadczeniu tzw. „kresowej”. Zwłaszcza ta ostatnia kresowym. Ale niestety był to słaby atut, wydaje się bardzo atrakcyjna obecnie, aby przezwyciężyć stereotypowe myśle- kiedy tak ważny jest problem tolerancji nie Polaków i Ukraińców, aby zmienić i integracji narodów w nowych warun- sytuację polityczną Polski i Ukrainy.Nie kach społecznych, politycznych, ekono- mógł także zmienić stosunku intelek- micznych i kulturowych. tualistów oraz polityków europejskich Dorobek Łobodowskiego posiada amerykańskich do tej kwestii. wartość poznawczą i wychowawczą, Wiele prac Łobodowskiego ma cha- niosąc wiedzę literacką, kulturologicz- rakter bardziej opisowo-informacyjny, ną, historyczną, politologiczną, socjo- niż refl eksyjny, nie ukazują one konkret- logiczną. Może stać się impulsem do nych propozycji i sposobów działania poznania nie zafałszowanej, a praw- skierowanych na budowanie dialogu dziwej kultury i historii ukraińskiej, polsko-ukraińskiego, na osiągnięcie nie- do kształtowania obiektywnych ocen podległości przez Ukrainę i Polskę. Lek- i właściwego wyboru opcji etycznej tura tych tekstów pozwala stwierdzić, że i społeczno-politycznej. w odpowiednim momencie pisarzowi Na koniec przytoczmy słowa ukra- brakowało konstruktywnej wizji. Jednak ińskiego publicysty z Londynu Kon- nie jest ostatecznym celem autora pro- stantyna Zełenko, który tak ocenia rolę ponowanej czytelnikowi książki okre- Łobodowskiego w tworzeniu nowych ślić, ile racji a ile iluzji, zawierają dążenia relacji pomiędzy Polakami i Ukraińca- Łobodowskiego. Ważniejsze wydaje się mi: to, że był człowiekiem odważnym i ot- Józef Łobodowski zawsze był wielkim pośredni- wartym, „poetą wyciągniętej dłoni” – jak kiem i ambasadorem, który – z jednej strony – trafnie określiła go Fadwiga Sawicka. zbliżał nasze narody jeden do drugiego, a z dru- Najcenniejsza w apelach i poszukiwa- giej – odkrywał w możliwie najpiękniejszej for- niach, w tym złożonym splocie emocji mie ukraińskiej kultury swoim współziomkom i myśli, jest próba tworzenia dialogu, bo […]. Nie będzie na pewno przesadnym, gdy Polacy i Ukraińcy byli, są i będą sąsia- powiem, że żaden ze współczesnych Polaków dami, Słowianami i niewątpliwie dia- nie ma większych zasług w wykonaniu tej ol- log ten jest konieczny dla interesów obu brzymiej pionierskiej pracy, niż Łobodowski stron. Zdaniem autora utwory literackie [...] Dla nas Ukraińców pozostanie na zawsze i publicystyczne Łobodowskiego ujaw- przedstawicielem tej najpiękniejszej warstwy niają więcej, niż się pozornie wydaje, polskiej społeczności, zawsze z szerokim hory- dostarczając między innymi materiału zontem myśli i jasną wizją przyszłości.150

1988 – śmierć i pogrzeb Śmierć poety nastąpiła 18 kwietnia 1988 Tadeusz Filipowicz: Mimo szczupło- roku po krótkiej chorobie. Zgodnie z wolą ści kolonii polskiej w Madrycie, kapli- zmarłego jego ciało 21 kwietnia zostało pod- ca krematorium wypełniona była do 150 Ludmiła Siryk, dane kremacji. ostatniego miejsca. Oprócz najbliższych Naznaczony..., s. 41. nr 35 (2009) 79 Kalendarium życia Józefa Łobodowskiego

przyjaciół i wieloletniego opiekuna poe- miniaturowy stolik zawalony gazetami ty, Kazimierza Tylko, który zajął się or- i papierami, stara maszyna do pisania ganizacją uroczystości pogrzebowych z rozpoczętym artykułem do „Tygodnia” z ramienia rządu RP na Uchodźstwie, o gen. Sosnowskim… przybył jego delegat na Hiszpanię Piotr Maszynopis ostatniej części przygo- Potocki, z Londynu – bliski przyjaciel towanych do druku w Editions „Spotka- poety Marian Łysakowski, z Editions nia” wspomnień Łobodowskiego zabrał „Spotkania” i Księgarni Polskiej w Pary- Piotr Jegliński. Mojej opiece powierzono żu – Piotr Jegliński z żoną, a jako przed- dokumenty. stawiciel Ukraińców – prof. dr Teodor Zbliżał się czas odlotu do Londynu. Barabasz Seniw. Panowie Tylko i Jegliński odprowadzili Mszę św. pogrzebową odprawił prał. mnie do taksówki, gdy naraz, pod wpły- Marian Walerek, rektor Polskiej Misji wem impulsu, Kazimierz Tylko zapro- Katolickiej w Hiszpanii. Zgodnie z wodą sił nas na ostatnią szklankę wina. Tuż zmarłego, prochy jego mają być przewie- obok w małej restauracyjce, postawili- zione do Polski i pochowane w grobie śmy urnę na stoliku, zamówiliśmy czte- jego matki w Lublinie. Powierzono mi ry szklanki wina, zwykle zamawianego przewiezienie urny z prochami Łobo- przez Łobodowskiego jako „tracheta” dowskiego do Londynu. Ograniczenie i tak pożegnaliśmy ostatniego wielkiego w czasie nie pozwoliło na wygłoszenie poetę emigracji.151 mów pożegnalnych w kaplicy; hołd poe- Józef Zięba: W czerwcu ubiegłego roku cie złożono tego samego dnia wieczorem przebywał w Londynie dyrektor Biblio- w mieszkaniu prał. Walerka. Od lat od- teki KUL pan Andrzej Paluchowski. Od bywają się tam co dwa tygodnie spotka- byłego prezydenta emigracyjnego rządu nia pod nazwą „O wieczornej godzinie”, polskiego otrzymał do przekazania list w których Józef Łobodowski regularnie następującej treści: uczestniczył – jego nieobecność została Magnifi cencjo, Przewielebny Księże Biskupie. zaakcentowana wiązanką biało-czerwo- Jako przyjaciel i w pewnej mierze opiekun ś.p. nych kwiatów złożonych na pustym fote- Józefa Łobodowskiego, zwracam się z prośbą, lu. Pierwszą część spotkania poświęcono aby Ksiądz Biskup, jako Rektor Katolickiego Uni- pamięci Łobodowkiego. wersytetu Lubelskiego, zechciał objąć patronat Przed spotkaniem Kazimierz Tylko nad ceremonią godnego pogrzebu wielkiego zaprowadził nas do „Hermanos Portil- poety w Lublinie w grobie Jego Matki, jak to lo”, kawiarenki Łobodowskiego, gdzie było życzeniem zmarłego. przy narożnym stoliku pisał on niemal Korzystam ze sprzyjającej okazji pobytu w Lon- wszystko co w ostatnich latach ukazywa- dynie, p. Andrzeja Paluchowskiego, który gotów ło się w druku. Przy szklance czerwone- jest przewieźć do Polski urnę z prochami śp. go wina p. Tylko wspominał przyjaciela, Józefa Łobodowskiego. który stał się członkiem jego rodziny, Wdzięczny byłbym Magnifi cencji za wyraże- mówiąc o jego kłopotach i cierpieniach. nie zgody na zorganizowanie ostatniej posługi Następnego dnia wraz z p. Tylko, dr. Zmarłemu. Sokołowskim, Marianem Łysakowskim Łączę wyrazy czci i poważania. Edward Ra- i Piotrem Jeglińskim dokonaliśmy li- czyński kwidacji mieszkania i uporządkowania Pod koniec czerwica urna była już w Lublinie, 151 „Dziennik Polski” osobistych papierów poety. Maleńki, jednak ze względu na okres wakacji pogrzeb z 28 kwietnia 1988, spartański w swojej prostocie pokoik wyznaczono na październik.152 za: Józef Zięba, Żywot był dowodem w jak skromnych warun- Ludmiła Siryk: Pisarz zmarł 18 kwiet- (6)..., s. 4. 152 Józef Zięba, Żywot kach spędził ostatnich kilkanaście lat nia 1988 roku w Madrycie. Przyjaciele (6)..., s. 4. życia: wąskie łóżko przy ścianie, szafa, wypełnili jego życzenie:

80 nr 35 (2009) Okres powojenny – emigracja 1945-1988

Prosiłem znajomych w Madrycie, aby mnie po i Szczepański nie mogli wziąć udziału śmierci spalili w krematorium i prochy posłali w ceremonii, która odbyła się w paź- do Lublina. Chcę, by zostały pochowane u stóp dzierniku 1988 roku. W kościele Ka- mojej matki na lubelskim cmentarzu. I nie jest tolickiego Uniwersytetu Lubelskiego to żadna sentymentalna fanaberia. podczas żałobnej liturgii referat o pisa- Do Madrytu na ostatnie pożegnanie rzu wygłosił Jerzy Święch, przemawiał z wybitnym pisarzem przyjechali przy- również Józef Zięba. Łobodowski powró- jaciele z Paryża Piotr Jagliński, z Lon- cił do Lublina, swego rodzinnego miasta, dynu Marian Łysakowski, Piotr Potocki. miejsca swego dzieciństwa i młodości, Stronę Ukraińców reprezentowała ro- pierwszego twórczego natchnienia i ma- dzina profesora Teodora Barabasza Se- rzeń. Pochowano jego prochy, zgodnie niewa. Urnę z prochami ksiądz Walorek z życzeniem, w grobie najbliższych mu i przyjaciele pisarza zabrali do Londy- osób – matki i dziadka. Jego szlak ży- nu „na uroczystości żałobne”. Nekrolog ciowy ma kształt koła, które zaczęło się poświęcony Łobodowskiemu autorstwa i zakończyło w Lublinie. Wędrował po Tadeusza Filipowicza był zamieszczony różnych miastach, krajach, kontynen- w gazecie „Dziennik Polski” (28 kwiet- tach. Ten „niepokorny wędrowiec”, jak nia 1988). […] słusznie nazwał go Jerzy Święch, wierzył Z pochówkiem zwlekano z powo- w zwycięstwo prawdy i dobra. Nie wzbo- du nawału różnych spraw. Włączeni gacił się materialnie – dbał o sprawy du- 153 Ludmiła Siryk, do komitetu pogrzebowego Turowicz chowe, które nie umierają.153 Naznaczony..., s. 24-25.

Linoryt Zbigniewa Jóźwi- ka Aby żyć mieli (1987) z pierwszej strony zapro- szenia na uroczystości po- grzebowe śp. Józefa Łobo- dowskiego 22 październi- ka 1988. Ze zbiorów Józefa Zięby. nr 35 (2009) 81 Życie Józefa Łobodowskiego fotoreportaż z archiwaliów

I, II, III, IV Strony z dzienników z ocenami Józefa Łobodowskiego w Państwowym Gimnazjum im. Hetmana Jana Zamoyskiego w Lublinie, wydział (typ) matermatyczno-przyrod- niczy. Skala stopni: bardzo dobry, dobry, dostateczny, niedostateczny (dwie najniższe oceny ze sprawowania: odpowiedni, nieodpowiedni). Kolejne strony obejmuja lata: • 1924-1925 (kl. V, lat 15-16) • 1925-1926 (kl. VI, lat 16-17) • 1928-1929 (kl. VII, lat 17-18) • 1930-1931 (kl. VIII, lat 18-19). Ze zbiorów archiwalnych II Liceum Ogólnokształcącego im. Hetmana Jana Za- moyskiego.

V „Wilczy bilet” rozesłany przez KUL do innych uniwersytetów po decyzji o relego- waniu Łobodowskiego z tej uczelni. Ze zbiorów Archiwum Uniwersyteckiego KUL.

VI, VII Scenariusz wystawy poświęconej Józefowi Łobodowskiemu przygotowanej w Mu- zeum im. Józefa Czechowicza przez jego kierownika Józefa Ziębę w 1981 roku. Ze zbiorów Józefa Zięby.

VIII Lista członków komitetu uroczystości pogrzebowych z druku ogłoszenia o tych uroczystościach (złożenie urny z prochami Józefa Łobodowskiego 22 października 1988 w grobie rodzinnym na cmentarzu przy ul. Lipowej w Lublinie). Ze zbiorów Józefa Zięby.

IX, X Zdjęcia z działań artystyczno-edukacyjnych w przestrzeniach publicznych II LO im. J. Het. Zamoyskiego w Lublinie (5 stycznia 2009), gdzie przed wojną uczył się Józef Łobodowski: „poetyckie pranie” (wiersze poety wywieszone na szunarch do suszenia prania: erotyki i Ballada lubelska, sentencje) oraz „układanka” portretu Łobodowskiego (jej fragmenty, chowane co jakiś czas w zakamarkach szkoły, były odnajdywane przez uczniów). Organizacja: Anny Łukaszczyk (język polski) i Beata Szczerbińska-Budzyńska (wiedza o kulturze). Fot. Beata Szczerbińska-Budzyńska. I II III IV V VI VII VIII IX X Kalendarium życia Józefa Łobodowskiego – hasła uzupełniające

„W Słońce” w roku 1930 przestało wychodzić. Na krótko Winieta pisma z pierw- 1928-1930, 1933, 1936-1939 zostało reaktywowane w roku 1933 ale szyb- szej strony pierwszego 1 maja 1928 w Państwowym Gimnazjum ko upadło. Następny okres w życiu pisma numeru (maj 1928). Pis- mo w zbiorach bibliote- im. Hetmana Jana Zamoyskiego ukazał się związany jest z latami 1936-1939. ki UMCS. pierwszy numer miesięcznika uczniowskie- go „W Słońce”. Był on poświęcony głównie Powtórne reaktywowanie literaturze i sztuce, nauce i życiu szkolnemu. pisma – maj 1936 Założycielem i pierwszym redaktorem pisma W roku 1936 powstał projekt reaktywowania 1 Józef Łobodowski, był uczeń siódmej klasy Józef Łobodowski. pisma. Służyła temu atmosfera panująca Wspomnienia lubelskie, „Kresy” nr 8, 1991, Zachęcony na lekcjach przez doktora Pawła wówczas w literackim Lublinie. Pisze o tym s. 133. Gdulę, podjął się pracy redakcyjnej. Tadeusz Kłak: 2 Tadeusz. Kłak, Poezja Józef Łobodowski: Tytuł miesięcznika Rozgłos, jaki towarzyszył twórczości lubelska 1918-1939, w: „W Słońce” nie bardzo mi się podobał. poetyckiej Czechowicza, Łobodowskie- Lublin literacki 1932- 1982, red. Waldemar Wiele było projektów. Gdula postano- go i całej grupy poetów lubelskich, wresz- Michalski, Józef Zięba, wił sprawę załatwić na drodze demo- cie legenda postaci Bronisława Ludwika Lublin 1984, s.74. kratycznego głosowania i przeszedł ten Michalskiego sprawiły, iż zainteresowa- okropny, moim zdaniem, tytuł. Demo- nie liryką zaczęło się upowszechniać nie kratycznej większości trudno się było tylko w kręgach młodzieży akademickiej, sprzeciwić. Redagowanie miesięcznika ale i szkół średnich. Pojawiły się nowe te- z miejsca narobiło mi zajadłych wro- maty literackie, a trybuną najmłodszych gów, gdyż, ponoszony temperamentem pisarzy stało się m.in. międzyszkolne cza- i przekonany o własnych racjach, nie sopismo „W Słońce”.2 liczyłem się z niczym i nikim. Opiekę nad komitetem redakcyjnym ob- Pisywałem artykuły na różne tematy, jął ponownie polonista dr Paweł Gdula. drukowałem wiersze i przekłady. Za- W kwietniu 1936 numer był już gotowy do cząłem używać pseudonimów, aby moje druku a ukazał się w maju tego roku. Warto nazwisko nie powtarzało się za często. w tym miejscu zaznaczyć, że numeracja pis- Opinie były różne, a najbardziej roz- ma nie była ciągła ani konsekwentna (zob. Na s. 95: Józef Łobodowski, powszechniona: czy wyrobi się z niego „Scriptores” nr 30, s. 242, przyp. 140), dlate- 1986 rok. Fot. Adam Toma- prawdziwy poeta, to dopiero czas po- go też zeszyt ten był oznaczony „nr 1, rok VII”. szewski. Jedno z ostatnich każe, ale już widać, że będzie z niego zdjęć poety z tomu List do eseista i publicysta. Byłem wtedy osiem- Nr 1, maj 1936. kraju (Lublin 1989). nastoletnim redaktorem, miałem przed W komitecie redakcyjnym pisma znaleźli się: Okładka pierwszego nu- 1 „A. Bier, Hartwiżanka J., Łagoda (Chełm), sobą wiele czasu. meru „W Słońce”. Format: Pismo nie przynosiło żadnych dochodów co Pleśniarowicz J[erzy], Romanwski M., Sko- ponad A4. Pismo w zbio- doprowadziło do tego, że po dwóch latach czylas S., Strachówna J.” rach biblioteki UMCS. nr 35 (2009) 95 Okładki „W Słońce” w ko- lejności wierszami (wg da- nych z winiet): „Rok III, marzec-kwiecień 1933, nr 1” „Rok IV, październik-listo- pad 1933, nr 1”

„Rok VII, maj 1936, nr 1” „Rok IX, kwiecień 1937, nr 3(4)”

„Rok X (1938), nr 4(5)” „Rok XI (1939), nr 5(6)”.

Od 1936 roku podtytuł „W Słońce” brzmi: „Cza- sopismo młodzieży lu- belskich szkół średnich”. Pierwszy z powyższych numerów jest w zbiorach Biblioteki Narodowej, dru- gi – biblioteki UMCS, po- zostałe – WBP im H. Łopa- cińskiego. „W Słońce”

Od tego roku podtytuł „W Słońce” brzmiał: redaktora naszego pisma, w jakich warun- „Czasopismo młodzieży lubelskich szkół kach powstało „W Słońce”? średnich”, dlatego, kiedy 21 maja 1936 roku Józef Łobodowski: O ile sobie przypominam urządzono wieczór artystyczny promujący historia zaczęła się w 7 klasie. Na lekcjach pol- pierwszy po wznowieniu numer pisma, brała skiego odbywały się żywe dyskusje na tematy w nim udział młodzieży również z innych literackie. Brało się romantyzm – materiału szkół. Uczestniczył w nim Józef Czechowicz dyskusyjnego było dużo. P. Prof. Gdula, wnio- wygłaszając prelekcję o sztuce. skując z zainteresowań uczniów doradził, aby W numerze tym została zamieszczona m.in. stworzyć szkolne pismo poświęcone literatu- recenzja Jerzego Pleśniarowicza z tomu Poezji rze. Praca nastręczała trudności. W tym czasie Tarasa Szewczenki, a także rozmowa o Broni- wyraźnie zarysowywała się rywalizacja mię- sławie Ludwiku Michalskim, tragicznie zmar- dzyszkolna, zwłaszcza w zakresie przedstawień łym w 1935 roku poecie z kręgu Czechowicza. teatralnych, które organizowała każda szkoła. Dodatkowe informacje o piśmie. Wydawcą Zaczęła „Lubelska”, gdzie wyróżniał się Mał- był samorząd uczniowski. Redakcja i „ad- gorzewski, później my wystawiliśmy Mazepę ministracja” mieściła się na ul. Ogrodowej i Cyrana de Bergerac. 14, w gimnazjum. Druk: Drukarnia „Narodo- Czasopismo przyjęto w innych szkołach z nie- wa” Leona Milarskiego przy ul. Krakowskie chęcią i zazdrością; z tego powodu było ono Przedmieście 78. deficytowe. Niedobory pokrywała szkoła. Raz fundusz pochłonął także jedną moją pensję Nr 2, wrzesień 1936. (przez wakacje pracowałem w telegrafie). W numerze tym ukazał się m.in. wywiad z Jó- Z drugiej strony starałem się o amortyzację zefem Czechowiczem zatytułowany O poezji kapitału. Nie płaciłem za Koło Rodzicielskie przeprowadzony przez J. Strachównę oraz i pojechałem na Powszechną Wystawę Kra- dwa debiuty poetyckie: wiersz Daleko las jową do Poznania. Reperowaliśmy finanse Jerzego Pleśniarowicza i wiersz Julii Har- imprezami i tak odbyła się zabawa „W Słońca”. twig („J. Hartwiżanki”) *** [Ktoś zgubił słowo Poza zadowoleniem nie dała spodziewanych „poezja”]. Jest tez zapowiedź: „Międzyszkol- dochodów. ny Komitet redakcyjny «W Słońce» urządza Głównym działem w piśmie była „Literatura w drugiej połowie maja TURNIEJ RECYTA- i Sztuka”, obok tego kącik radiowy, sportowy CYJNY, w którym weźmie udział młodzież i „Życie szkolne”. lubelskich szkół średnich Słowo wstępne Dział literacki wypełniałem przeważnie sam. wygłosi znany poeta J. Czechowicz”. Drukowałem utwory pod pseudonimem „Brodz- ki”, „Rysz. Niwiński”, „Stanisław C-ski”. Najczęściej Nr 3, kwiecień 1937 ukazywały się prace Kunowskiego, Postępskie- W numerze tym znajdujemy umieszczone go i Miklaszewskiego. obok siebie wiersze Jerzego Pleśniarowicza Jak kształtowała się pańska twórczość poe- (stąd) i J. Hartwiżanki (Wiersz muzyczny). tycka? Wiersz Jerzego Pleśniarowicza jest zapisany Bardzo dużo pisałem od IV klasy. Jak mię wywa- w „stylu Czechowicza” (bez wielkich liter) lili z budy wydałem książkę Słońce przez szpary. i jemu też dedykowany: Gdyby nie to, ukazałaby się ona w rok, czy dwa jerzy pleśniarowicz lata później. [...] stąd Dużą rolę odgrywają obecnie poeci Lublina. józefowi czechowiczowi W jaki sposób ocenia pan znaczenie poezji Znajdujemy w nim również rozmowę Jerzego lubelskiej? Pleśniarowicza z Józefem Łobodowskim. Oto Poezja lubelska jest charakterystyczna, dlatego, jej fragmenty: że jedynie tematycznie wiąże się z Lublinem. Bo Jerzy Pleśniarowicz: Chciałbym dowiedzieć o ile Kraków czy Wilno stanowiły bardzo zwartą się od pana, jako założyciela i pierwszego grupę, każdy z nich miał coś wspólnego z inny- nr 35 (2009) 97 Kalendarium życia Józefa Łobodowskiego – hasła...

rozrachunkiem poetyckim jednostki z naro- dem, społeczeństwem i ludzkością. Należy to rozumieć tak, że wszystkie uczucia i przeżycia indywidualne, wyrażone w tych wierszach ule- gły konfrontacji ze światem uczuć zbiorowych, ponadjednostkowych. Słowem, żeby użyć od- powiedniego cytatu, jest to „cierpkie pieniactwo poety” z ojczyzną i zbiorowością. Ukazało się drugie wydanie rozszerzone i uzu- pełnione, nakładem Hoesicka. Jednocześnie wy- szedł zbiór dłuższych poematów pt. Demonom nocy. Oprócz tego nie rezygnuję z przekładów, gdyż jest to praca przyjemna, jak i pożyteczna. Chcę dać obszerną Antologię poezji rosyjskiej, która obejmowałaby kilkanaście tomów. Wywiad przeciągnął się długo. Skończony. Na ulicach zapada charakterystyczna lubel- ska noc. „Zatrzaskuje pyski gwarnych bram, jest dobra, wszystko ucisza”.

Ręko wytrwała i groźna, mieszająca glinę gwiazd w sinem kuble, trójkącie nieustępliwy w niebieskiej w gorzkiej pomroce mgły, wysokości, nad blademi łąkami żarzy się senny Lublin: miasto krzyczącej młodości.3 Podsumowanie – oceny „W Słońce” ukazało się jeszcze dwa. W roku Stefan Piotrowski, Lotni- mi, to o Lublinie nie można tego powiedzieć. 1938 – nr 4 i w roku 1939 – nr 5. cy, linoryt. „W Słońce” nr Tu każdy poeta stanowi szkołę sam dla siebie. Julia Hartwig: Warto wspomnieć o cza- 1, marzec-kwiecień 1933. Ostatnio ukazały się zbiorki najmłodszych – sopiśmie „W Słońce”, piśmie międzyszkol- Pismo w zbiorach Biblio- teki Narodowej. Popowskiego, Iwaniuka i Podstawki. Najsłabsze nym, gdzie debiutowałam kilkoma, pożal wydają mi się Pieśni uroczyste Popowskiego się Boże, wierszykami. [...] Naprawdę nie – dużo wpływów i rozgadania. Jeżeli chodzi było się czym chwalić. Niewiele wiedzia- o jednolitość i czystość liryki, wyróżnić należa- łam wówczas o poezji współczesnej i pró- łoby Iwaniuka – potencjalnie wybijają się Stopy bowałam pisać, nie mając żadnej kultury w niewoli Podstawki. Są to dopiero zapowiedzi. literackiej. W piśmie tym dużą rolę ode- Ciekawe na ogół ale młode, nie skrystalizowane grał Pleśniarowicz, postać w ówczes- 3 Rozmowa Jerzego nym środowisku literackim legendarna. Pleśniarowicza z Józe- (odnosi się to najbardziej do Popowskiego). [...] fem Łobodowskim, Co sądzi pan o swoim najwybitniejszym On chyba jeden tylko z zespołu redak- „W Słońce” nr 3 (4), tomiku, za jaki można uważać Rozmowę cyjnego wiedział, co to jest awangarda. kwiecień 1937, s. 5-7. z Ojczyzną? I pisywał bardzo awangardowe wiersze 4 Ciekawość świata, Uważam ją za swoją pierwszą książkę. Inne – to w stylu Czechowicza, bardziej jednak idąc rozmowa Agaty Koss z Julią Hartwig, „Kresy” błędy młodości, które były nauką i doświad- za techniką niż za duchem tej poezji. Po- nr 1, 1997, s. 115-116. czeniem. Rozmowa z Ojczyzną jest jak gdyby tem zupełnie zaprzestał pisania.4

98 nr 35 (2009) „Trybuna” Nr 3, 1 kwietnia 1932 Winieta z wewnętrznej 1932-1934, 11 numerów W tym numerze w dziale „Nowe wydawni- strony okładki pierwszego Pismo zaczęło wychodzić w marcu 1932 ctwa” znajduje się omówienie tomiku wier- numeru „Trybuny”. Ta i po- zostałe ilustracje w tym roku, a jego ostatni, 11. numer pochodzi szy Józefa Czechowicza Ballada z tamtej rozdziale pochodzą z eg- z kwietnia 1934. Do numeru 5. redaktorem strony autorstwa Józefa Łobodowskiego zemplarzy pisma w zbio- naczelnym był Józef Łobodowski. Od tego (podpis: „jł”): rach WBP im. H. Łopaciń- numeru zastąpił go Józef Falandysz. Szósty Nowy tom Czechowicza jest nowem ob- skiego. numer „Trybuny” został skonfi skowany za jawieniem czystej i bujnej poezji. W po- wiersz Łobodowskiego Słowo o prokuratorze. równaniu z Dniem jak codzień bardziej Do numeru 9. adres redakcja mieściła się chyba jednolity i zwarty, odcina się od przy Krakowskim Przedmieściu 70. W nu- przeciętnej produkcji wierszowanej nie 5 Rozmowa z Józefem merze 9. widnieje informacja, że redakcja tylko wytrzymaniem strony formalnej, Łobodowskim, „Spot- mieści się przy ul. Staszica 7. W kolejnym o co teraz bywa najłatwiej, ale przedew- kania” nr 33-34, 1987, numerze (marzec 1934) podany adres: Sta- szystkiem niesłychanem napięciem poe- s. 202. szica 6. W „Trybunie” ukazywało się bardzo dużo reklam lubelskich sklepów i restauracji. Omówimy kilka najciekawszych numerów tego pisma. Nr 1, 1 marca 1932 Podtytuł: „pismo młodej demokracji wycho- dzi 1-go i 15-tego każdego miesiąca”. Numer otwiera artykuł wstępny O nową cywilizację będący rodzajem manifestu. Znajdujemy w nim m.in. takie słowa: Od nas, od naszej dobrej woli, wysiłku intelektualnego i mięśni zależy, aby [...] przyszłość była lepszą od ciemnego dnia wczorajszego, aby następne pokolenia zasłużyły wreszcie w pełni na nazwę lu- dzi, aby człowieczeństwo, poniewierane tak długo, zatryumfowało nareszcie. W tym numerze ukazał się tekst Józefa Ło- bodowskiego Serce za barykady. Józef Łobodowski: To było pierwsze moje wystąpienie wzywające do zgody między Polakami a Ukraińcami. Oczy- Kazimierz Pieniążek, Do- wiście ten artykuł wywołał tylko obu- minikany, drzeworyt. „Try- rzenie ze strony polskiej.5 buna” 1932, nr 5. nr 35 (2009) 99

„Trybuna” tyckiej wyobraźni. To jest już inny świat, ballada z tamtej strony. Tutaj krzywa Na sąsiedniej stronie: gdzie migotliwe skrawki rzeczywistości interesującej twórczości Czechowicza Okładka pierwszego nu- są pretekstem nie celem, a słowa unoszo- wznosi się stromą linią jeszcze wyżej, meru „Trybuny”. Autor: Jan Samuel Miklaszewski. ne głębokim nurtem wzruszeń brzmią, niźli w poprzednich tomach. Wyżej – jak fujarkowe echo z „tamtej strony”. Wy- tak gdy chodzi o wyraz wewnętrzny, jak różniłbym monotonnie senne Przez kresy, i stronę czysto formalną. Samobójstwo i cudowny w swej niesamo- Enigmatyczna treść duszy Czecho- witej śpiewności wiersz tytułowy. wicza szuka szczęśliwie właściwego Czytelnik przyzwyczajony do poety- sobie wyrazu w mistycznie wygiętej zującej pianki, do werbalizmu i łatwej składni zdań, w sumie układających się gadatliwości przejdzie do porządku w odrębną, zamkniętą w sobie, skoń- dziennego nad tą książką, inny znajdzie czenie piękną architektonikę wiersza. Czesław Stefański, Brama cały świat przeżyć i wzruszeń zamknię- A – od wewnątrz? – Zagęszczona, aż Krakowska, rysunek piór- ty w patetycznie skromnych poezjach do utraty tchu, atmosfera prawdziwej, kiem. „Trybuna” nr 3, 1932. Czechowicza. W „Notach” znajdujemy ciekawą zapowiedź: W bieżącym miesiącu w jednym z kin lubelskich odbędzie się pierwszy w Lub- linie pokaz fi lmu artystycznego. Pro- jektowane jest wyświetlenie Romansu sentymentalnego Eisensteina i Symfonii fabrycznej Irensa. Pokaz ten odbędzie się staraniem warszawskiego towarzy- stwa miłośników sztuki fi lmowej pt. „Start” i redakcji „Trybuny”. Niestety do zapowiadanego pokazu nie do- szło. Dowiadujemy się o tym w następnym numerze (nr 4, 20 kwietnia): „Pokaz fi lmu artystycznego sygnalizowany przez nas w poprzednim numerze «Trybuny», niestety, nie odbędzie się ze względu na to, że ...fi lmu nie można wypożyczyć.” W trzecim numerze „Trybuny” umieszczo- na jest wklejka z intrygującym rysunkiem Czesława Stefańskiego przedstawiającym Bramę Krakowską. Nr 6, 1 czerwca 1932 Numer ten został skonfi skowany za wiersz Łobodowskiego Słowo o prokuratorze. W tym czasie Łobodowskiego nie było już w redakcji „Trybuny”. W dziale „Nowe wydawnictwa” znajdujemy w nim drugą już, tym razem niepodpisaną, recenzję tomu Józefa Cze- chowicza ballada z tamtej strony: Po dwóch pierwszych tomikach: kamień i dzień jak co dzień czarujących śmiałą i świeżą dojrzałością treści i formy, uka- zała się trzecia książka J. Czechowicza: nr 35 (2009) 101

„Trybuna” tragicznej w swem natężeniu poezji, „Trybuny”, który stał się przyczyną jego kon- atmosfera, w kolorze i zapachu przy- fi skaty. W 7. numerze „Trybuny” znajdujemy pominająca wieczorne majowe niebo, informację, że „wyszedł pierwszy numer mie- rozświetlone niespodziewanie bły- sięcznika «Barykady» pod redakcją Józefa skawicami metafor, ukazujących nam Łobodowskiego”. na chwilę zawrotną otchłań i piękno prawdziwej poezji. Teksty Czechowicza Książka J. Czechowicza jest wyjąt- w „Trybunie”: kowo rzadkim i pięknym zjawiskiem nr 4: Legion ulicy i jego gwara w skłóconym bałwanami i morzu fra- nr 6: W pejzażu (wiersz) zeologii pseudopoetyckiej. nr 7: Ulica Szeroka w Lublinie (wiersz), Mu- zyka ulicy Złotej (wiersz) Nr 7, 15 października 1932 Wśród autorów okładek poszczególnych W tym numerze „Trybuny” w tekście „Od re- numerów „Trybuny” znajdujemy m. in.: Jana dakcji” czytamy: Samuela Miklaszewskiego(nr 1, 4, 6) i Wita Jako organ lubelski młodej demokra- Chomicza (nr 2, 3). cji chcemy nawiązać do tradycji sprzed Miejsca druku „Trybuny”: kilkunastu lat, gdy Lublin był jednym Drukarnia „Ludowa” J. Popiela, Krakow- z żywych ośrodków postępowej myśli skie Przedmieście 60 (nr 1, 2) społecznej. […] „Trybuna” chce stać się Drukarnia „Popularna”, Zamojska 37 (nr 3, tem ogniskiem dla młodej demokracji 4, 5, 6) lubelskiej i ludzi dobrej woli. Drukarnia „Sztuka”, ul. Kościuszki 8 (nr 7, 8) Być może tym tekstem redakcja postanowiła Zakłady Graficzne J. Pietrzykowski, ul. odciąć się od radykalnego w treści wiersza Kościuszki 4 (nr 9) Łobodowskiego Słowo o prokuratorze z nr 6, Drukarnia „Polonja” ul. Nowa 15 (nr 10)

Krakowskie Przedmie- ście z widokiem na kościół Świętego Ducha, ok. 1920 rok. Fot. Ludwik Hartwig. Z archiwum TNN. nr 35 (2009) 103 Winieta z wewnętrznej „Barykady” Czekając na proces, przygotował Łobo- strony okładki „barykad” 1932-1933, 3 numery dowski czterostronicowy dwutygodniowy 1932, nr 1. Na sąsiedniej „Barykady” były w zamierzeniu miesięcz- dodatek do swego miesięcznika. Miał on stronie okładka tego nu- meru. Ta i pozostałe ilu- nikiem literacko-społecznym. Redagował formę gazetową i bez okładki oraz potrze- stracje w tym rozdziale je Józef Łobodowski, a wspierał go Józef by zszycia mógł prosto z drukarni znaleźć pochodzą z egzemplarzy Czechowicz. Pierwszy numer ukazał się 1 się w sprzedaży. Jednak nie znalazł się, pisma w zbiorach WBP im. października 1932, drugi numer (wydany 15 stycznia 1933 starosta grodzki nało- H. Łopacińskiego. w listopadzie) został skonfi skowany przez żył areszt na ten numer, a sąd zatwierdził cenzurę. W marcu 1933 wyszedł jeszcze trze- tę decyzję. Józef Zięba badający wszyst- ci zeszyt „Barykad” w formie gazetowego kie akta sądów lubelskich dotyczące Ło- „dodatku”. bodowskiego (korzystam z jego pracy) znalazł ten i inne skonfi skowane egzem- Historia „Barykad” plarze w aktach sprawy. [...] Nie ukazał się Irena Szypowska: W październiku 1932 też przygotowany już w 1933 roku trzeci ukazał się pierwszy numer miesięczni- [faktycznie czwarty, licząc razem z „do- ka pod znaczącym tytułem „Barykady”. datkiem”] numer „Barykad”. [...] [...] Pierwszy numer poświęcony poezji Józef Łobodowski jako redaktor odpo- i publicystyce kulturalnej politycznie był wiedzialny i autor wielu tekstów stanął stonowany. „Barykady” od razu dostrze- przed sądem za przytaczanie fałszy- żono w środowisku literackim Polski, wych wiadomości mogących wywołać a pisarze należący do nowo założonego niepokój publiczny, za znieważanie god- Związku Literatów wiązali z nim duże ła Polski i urzędników państwowych, za nadzieje. podburzanie żołnierzy do niewykony- Niestety drugi numer okazał się zbyt wania rozkazów w przypadku wybuchu bojowy i agresywny, pełen ostrych wojny, za wzywanie do zmiany przemocą oskarżeń pod adresem Kościoła, pań- ustroju państwa, za ostre ataki na hierar- stwa, szkoły oraz stołecznej inteligencji. chię kościelną. Sąd Okręgowy obydwie Miesięcznik zwany literackim, nabrał sprawy: „Barykad” i dwutygodniowego zdecydowanie politycznego oblicza. [...] dodatku do miesięcznika – rozpatrywał Brak wielkich liter i innych poza myślni- oddzielnie. Najpierw odbył się proces kami, znaków interpunkcyjnych – były za dodatek. 23 sierpnia Sąd Okręgowy cechą pisma, co podkreślało bezkom- w Lublinie skazał Łobodowskiego na dwa promisowość i wolność od wszystkich lata i sześć miesięcy aresztu. Uzasadnie- zasad i reguł. Ten numer „Barykad” nie wnika w biografi ę skazanego i zwraca został skonfi skowany zanim dostał się uwagę na środowisko, w jakim działał. w ręce czytelników. Biorąc pod uwagę z jednej strony młody

104 nr 35 (2009)

„Barykady” wiek i sytuację rodzinną oskarżonego, Do Mariana Piechala 25 sierpnia 1932: Wewnętrzna strona okład- z drugiej zaś „brak skruchy”, sąd zasto- We wrześniu [1932] przyjaciele lubelscy ki „barykad” nr 1, 1932. sował średni wymiar kary. Wyrok nie był ze „skonfi skowanym poetą” J. Łobodow- prawomocny. Ktoś od razu wpłacił kaucję skim na czele przystępują do wydawania w wysokości 200 złotych i Łobodowski pisma literacko-społecznego. Ja, Madej, wyszedł na wolność. Złożył odwołanie Michalski będziemy Łobodowskiemu i upoważnił do obrony swego przyjacie- pomagali i z tego właśnie tytułu proszę la, adwokata Konrada Bielskiego, a sam Pana o współpracę.10 zajął się sprawami literackimi.6 Do Mariana Czuchnowskiego 12 września 1932: Interpunkcja Gorąco zapraszam Pana do „Barykad”, w „Barykadach” (nr 2) które zresztą nie ja wydaję, lecz pro- Teksty z drugiego numeru „Barykad” po- letariatczyk Józef Łobodowski, że wie- zbawione były znaków interpunkcyjnych. rzę w to pismo i będę w nim pracował Zirytowało to Czesława Miłosza: z nadzieją.11 Snobizm drukowania małymi literami. O niezrealizowanych planach dotyczących Co u licha tym lubliniakom się stało? „Barykad” dowiadujemy się z kolejnego listu Niebezpieczne kręćki napadły ich bied- Czechowicza do Czuchnowskiego z 3 listo- ne głowy. „Barykady” lubelskie pomimo pada 1932: bardzo dobrej zawartości robią komicz- Pracujemy nad planami dalszych ze- ne i żałosne wrażenie dzięki systemowi szytów „Barykad”. Styczniowy numer unikania wielkich liter. Zgadzam się, że będzie regionalny. Obejmie wiersze, w wierszach jest to czasem potrzebne. artykuły i reprodukcje związane z Lub- Ale robić z tego principium?7 linem i Lubelszczyzną. Między inny- Dlaczego tak się stało wyjaśnia zarówno mi będziemy drukowali większą pracę 6 Irena Szypowska, Czechowicz jak i Łobodowski. J. S. Miklaszewskiego o malarstwie Wy- Łobodowski. Od „Ata- mana Łobody” do Józef Łobodowski: Używanie małych dry. Numer z lutego 1933 wyjdzie w ob- „Seniora Lobo”, Warsza- liter było podyktowane względami cen- jętości 100 stron i obejmie wiersze wa 2001, s. 30 -33. zuralnymi. Usunięcie interpunkcji daje tłumaczone z rosyjskiego, artykuły o li- 7 Czesław Miłosz, wiele zajęcia cenzorowi, a w międzycza- teraturze i życiu Rosji etc. Trzeci numer Lublin żyje, w: tenże, Przygody młodego umy- sie introligator mógł oprawić uratowane poświęcimy kulturze francuskiej (może słu. Publicystyka i proza 8 egzemplarze „Barykad”. Pan ma przekłady?) To w marcu. Dalej 1931-1939, oprac. Józef Czechowicz w liście do Kazimierza A. Ja- plany nasze na razie nie sięgają.12 Agnieszka Stawiarska, worskiego z Lublina 6 października 1932: I fragmenty dwóch listów (19 grudnia 1932 Kraków 2003, s. 67. 8 Rozmowa Jerzego Co do ich charakteru [„Barykad”], wobec i 27 stycznia 1933) opisujące, jak rzeczywi- Pleśniarowicza z Józe- faktu, że redaktorem jest Łobodowski, stość rozminęła się z planami: fem Łobodowskim, nie masz chyba wątpliwości. [...] Pierwszy „Barykady” skonfi skowano. Łobodow- „W Słońce” nr 3 (4), numer wyszedł 1 października i wyszedł ski od kilku tygodni jest w Warszawie kwiecień 1937, s. 5. 9 z trudem, gdyby nie fakt, że cenzor nie Z listu Czechowicza i przypuszczam, że go po prostu list pań- do Kazimierza A. mógł wychwycić wątku artykułów, dru- ski nie doszedł. Nie wiem czy „Baryka- Jaworskiego, w: Józef kowanych bez znaków przestankowych, dy” będą wznowione i nawet – wątpię. Czechowicz, Listy, prawdopodobnie nie ukazałby się nigdy. Konfi skata całego nakładu numeru na Lublin 1977, s. 182. 10 Możliwe, że drugi zostanie skonfi skowa- List do Mariana Pie- dobrym papierze, z 3 ilustracjami, to chala, w: tamże, s. 175. 9 ny z punktu, bez czytania. kilkaset złotych straty, a pieniądze osta- 11 Listy Józefa Cze- tecznie nie leżą na ulicy.13 chowicza do Mariana Czechowicz a „Barykady” J. Łob. wydał 2-gi numer swego pis- Czuchnowskiego, oprac. Dużo o „Barykadach” dowiadujemy się z li- ma – skonfi skowano, podcinając po- Janusz Kryszak, „Poe- zja” nr 1, 1981, s. 36. stów Czechowicza wysłanych do Mariana ważnie fi nanse. W połowie stycznia Ł. 12 Tamże. Piechala i Mariana Czuchnowskiego. wydał dodatek, w formie 4 stronic ga- 13 Tamże. nr 35 (2009) 107 Kalendarium życia Józefa Łobodowskiego – hasła...

zety, wielkości takiej ja stronice I.K.C. ów skonfi skowano za dowcipy w rodzaju Dodatek ten, w którym zdeklarował „tępy łeb satrapy”, „głupawe zarządze- się aż zanadto wyraźnie uległ konfi - nie” itp. drugi numer „barykad” miał skacie, jego samego zaś przymknięto też takie kwiatuszki, które niezależnie na parę dni. Obecnie jest na swobodzie od treści, zniechęciły mnie trochę do za kaucją. niego. Przecież można powiedzieć i te Wszystko to byłoby ważne, gdy- i inne kwestie w sposób nie-kawalarski. by J. Ł. miał więcej wagi w swoich wystą- Pierwsza rozprawa J. Łob. Odbędzie się 14 Tamże. pieniach a mniej kawalarstwa. Dodatek 31 b.m.14

Wit [Witold] Chomicz, z te- ki lubelskiej, grafi ka z „ba- rykad”.

108 nr 35 (2009) „Dźwigary” Józef Czechowicz: W Lublinie znowu Winieta z wewnętrznej 1934-1935, 2 numery odżywa tradycja literacka. Po „Refl ekto- strony okładki „Dźwiga- Pierwszy numer miesięcznika „Dźwigary” rze”, „Trybunie” i „Barykadach” zaczął rów”. Ta i pozostałe ilu- stracje w tym rozdziale ukazał się w Lublinie w listopadzie 1934 roku. wychodzić nowy periodyk literacki pod pochodzą z „Dźwigarów” Formalnie redaktorem pisma był Kazimierz redakcją K. Wójcika. „Dźwigary”– taki nr 1, 1934. Pismo w zbio- Wójcik, ale w rzeczywistości pismem kierował jest tytuł owego miesięcznika – przed- rach WBP im. H. Łopaciń- Józef Łobodowski. Wyszedł jeszcze jeden nu- stawiającego się bardzo ciekawie. Wy- skiego. mer „Dźwigarów” za grudzień 1934 i styczeń soki poziom wierszy, zacięty marksizm Na następnej stronie: 1935. Po ukazaniu się tego drugiego numeru w artykułach, nawet tych, które nic okładka „Dźwigarów”. umarło ono śmiercią naturalną. Redakcja pis- wspólnego z marksizmem nie mają, wo- ma mieściła się przy ul. Narutowicza 37/18. jowniczy ton w „wypadach” i wreszcie Józef Łobodowski: Dojrzał we mnie paszkwil na Nowaczyńskiego, dają w su- pielęgnowany od dawna zamiar założe- mie całość niełatwą do ogólnej oceny.16 nia miesięcznika literackiego w Lublinie. Tadeusz Kłak: Miesięcznik nawiązywał Tak powstały „Dźwigary”, łączące ra- do tradycji radykalnego miesięcznika dykalizm społeczny z awangardyzmem „Barykady” z 1932 roku, z tym że obec- poetyckim, a mające ponadto ambi- nie cele pisma zostały wyraźniej spre- cje – jakby to określić usadowienia czy cyzowane. Zapowiadano, że będzie ono usamodzielnienia polskiego marksizmu. poświęcone sprawie „polskiej kultury Słowem typowe „odchylenie nacjonali- proletariackiej”. Dodajmy, że chodziło tu styczne”. „Dźwigary” skończyły się na po prostu o równoczesną opozycję prze- drugim numerze, ale narobiły sporo ha- ciw Skamandrowi i awangardzie kra- łasu i stały się preludium do ostateczne- kowskiej. Taka była ofi cjalna linia pisma. go zerwania z komunizmem. […] Ta jego orientacja oraz opozycyjne Była to próba bardzo ambitna, a zara- nastawienie wobec nowatorów krakow- zem świadomie prowokacyjna pod adre- skich nie zmieniały faktu, iż „Dźwigary” sem stojącej i gnijącej topieli polskiej reprezentowały tendencje awangar- „myśli” lewicowej. [...] Gdyby wówczas dowe. Wystarczy wymienić nazwiska istniało takie pojęcie, jak „narodowa poetów z pierwszego numeru: Zagór- 15 Józef Łobodowski, droga do socjalizmu”, „Dźwigary” można ski, Piętak, Czechowicz, Miłosz, Łobo- O cyganach i katastro- fi stach (3), „Kultura” by było chyba podciągnąć pod ten ter- dowski, Putrament. Było to więc pismo nr 10, 1964, s.35-36. min bez większego trudu. Urządziłem poetów lubelsko-wileńskich, a więc 16 Józef Czechowicz, na własną rękę coś w rodzaju literackie- „drugiej awangardy”, tym bardziej że W Mieście Poetów (not- go „października”, z tą jednak różnicą, że i sam Łobodowski był wówczas do niej ka w dziale „Kronika bieżąca”), „Miesięcznik całkowicie na serio i bez błogosławień- zaliczany. Znajdowały się zresztą wtedy Literatury i Sztuki” nr 4, stwa „z góry”.15 w obiegu opinie, iż „Dźwigary” stano- grudzień 1934, s. 128. nr 35 (2009) 109

„Dźwigary” wią organ awangardy lubelskiej, nie- (ze względu na ich radykalne społecz- 17 Tadeusz Kłak, Cza- którzy po prostu uważali je za pismo nie wiersze), natomiast trzeci miał przy- sopisma awangardy. Część I. 1919-1934, Czechowicza. nieść teksty przedstawicieli awangardy Wrocław-Warszawa- Biblioteka poetycka „Dźwigarów” krakowskiej – Mariana Czuchnowskie- Kraków-Gdańsk 1978, również publikowała książki tego krę- go i Juliana Przybosia. [...] Ten numer s. 155-156. gu, wydając zbiory Piętaka i Łobodow- pisma nie doczekał się już druku, toteż skiego. Numer drugi poszerzył krąg związek Przybosia z lubelskim miesięcz- współpracowników o poetów łódzkich nikiem pozostał w ukryciu.17

Na sąsiedniej stronie roz- działu: Jan Samuel Mi- klaszewski, Joanna d’Arc, wklejka do „Dźwigarów” nr 1, listopad 1934. nr 35 (2009) 111 Łobodowski i Czechowicz

Do kontaktów Łobodowskiego z Czecho- braknąć Czechowicza ale też i Łobodowskie- wiczem doszło zapewne około 1931 roku. go. Według Łobodowskiego Loża Wielkiego W tym roku Łobodowski zdał maturę i roz- Uśmiechu, założona została w Lublinie na począł studia na KUL-u. Wtedy też bez wąt- przełomie lat 1931-1932. pienia zaangażował się w tworzenie przez Józef Łobodowski: Inicjatorem był Jó- Czechowicza „Kuriera Lubelskiego”, którego zef Czechowicz, więc z natury rzeczy wy- pierwszy numer ukazał się 1 stycznia 1932. braliśmy go Bratem Prezesem. Każdy ze Józef Łobodowski: Byłem od poetów szczupłej grupki założycieli miał odpo- lubelskiego „Refl ektora” znacznie młod- wiednie stanowisko w zarządzie. Ja otrzy- szy – jeszcze sztubak, gdy oni już na małem tytuł Brata Starszego. Posiedzenia uniwersytecie. Z biegiem czasu różnice Loży odbywały się w dniach powszednich się zatarły, ale powiedzmy w roku 1928 w niewielkiej cukierni Semadeniego (na miały swoje znaczenie. Doganiałem ich rogu Krakowskiego Przedmieścia i Sta- powoli, ale stale i już po 1932 byliśmy szica), w niedzielę i święta u Rutkowskie- ze sobą per ty.18 go. Każde posiedzenie zaczynało się od Co nas wszystkich łączyło w dość odczytania rymowanej listy członków. sennym, mimo uniwersytetu i licznych Brat Prezes mówił pierwszy wers, a cała instytucji kulturalnych, środowisku pro- reszta chóralnie – nazwisko. Wyglądało wincjonalnym? Czy tylko bezpośrednie to następująco. Prezes: „Światu urąga...”, sąsiedztwo? Żeby zapukać do okna po- chór: „Brat Henio Donga!” – „Piękny jak koju Czechowicza, wystarczyło skręcić łandysz” (po rosyjski – konwalia, inne- ze Staszica na Radziwiłłowską, skąd do go rymu autor nie znalazł), chór: „Jó- redakcji „Kuriera” było sto kroków, do zio Falandysz!” – „Piekieł psalmodia... Semadeniego – trzysta. Obijaliśmy się Sancta Łobodia!” i tak dalej. Aż na samo o siebie na każdym kroku, jakże więc zakończenie: „Dusze chce łowić... Józef nie miało dojść do zbliżenia. Czechowicz!” [...] Kiedy powstała nasza Ale nie tylko to. Ambicje osobiste Loża, grupa „Refl ektora” już nie istniała, ludzi o tak bardzo odmiennych indy- a czasopismo wydawane przez nią nale- widualnościach znajdywały wspólny żało do przeszłości.20 mianownik w zamiłowaniach regional- Więcej o Loży – w osobnym hasle poniżej. nych, w sentymencie do miasta urodze- nia, czy chociażby tylko zamieszkania.19 Czechowicz żartobliwie Wątków łączących Józefa Łobodowskiego o Łobodowskim i Józefa Czechowicza było wiele. Część z nich Nazwisko Łobodowskiego zostało wymie- dotyczyła pism i została omówiona powyżej nione przez Czechowicza w dwóch hasłach oraz w rozdziale poświęconym „Kurierowi w napisanym przez niego w 1933 roku „su- Lubelskiemu”. Inne – z racji różnorodności plemencie” do Nowości lubelskich: ich charakteru – warte są osobnej wzmianki Łobodowski Józef – Od wyroku do wyro- właśnie w kontekście ich wzajemnych relacji, ku – jeszcze jeden raz utwór na fortepian 18 Irena Szypowska, nawet jeśli informacje o nich pojawiają się i 2 grzebienie. Lublin 1933. Nakładem Łobodowski..., s. 34. 19 Józef Łobodowski, też w innych miejscach. Zw. Manicurzystek O cyganach i katastro- Olearczyk starosta (weselny). O dobro- fi stach (1), „Kultura” Loża Wielkiego Uśmiechu dziejstwach konfi skaty. Lublin 1933. Na- nr 7/8, 1964, s. 40. W środowisku lubelskiej cyganerii litera- kładem J Łobodowskiego.21 20 Tenże, Dusze chce łowić..., „Kresy” nr 9-10, ckiej powstała nieformalna „Loża Wielkiego O Łobodowskim (w związku z jego zerwa- 1992, s. 167. Uśmiechu”. Nie mogło tam oczywiście za- niem z komunizmem) ułożył Czechowicz

112 nr 35 (2009) Łobodowski i Czechowicz fraszkę Kim jest autor książki „Człowiek ale we wspomnianym liście brakuje zdania zmienia skórę”: o Łobodowskim: „Co do ich charakteru [„Ba- rykad”], wobec faktu, że redaktorem jest Tom „Człowiek zmienia skórę” znalazłem Łobodowski, nie masz chyba wątpliwości.” gdzieś w szafi e: Łobodowski tępiony przez cenzurę jako ko- Co – Łobodowski wydał swą autobio- munista, po wojnie jest na indeksie m.in. za grafi ę?22 współpracę z paryską „Kulturą” i poglądy skrajnie antykomunistyczne. Łobodowski Do Mariana Czuchnowskiego z Lublina 19 w listach Czechowicza grudnia 1932: O stosunkach Czechowicza do Łobodowskim „Barykady” skonfiskowano. Łobo- wiele mówią wzmianki w listach Czechowicza dowski od kilku tygodni jest w War- dotyczące działalności Łobodowskiego jako szawie [...]. Nie wiem czy […] będą wydawcy „Barykad” i „Dźwigarów”. W liście wznowione i nawet – wątpię. Konfi ska- do Mariana Piechala z Lublina w dniu 25 ta całego nakładu numeru na dobrym sierpnia 1932 Czechowicz pisze: papierze, z 3 ilustracjami, to kilkaset zło- We wrześniu przyjaciele lubelscy ze tych straty, a pieniądze ostatecznie nie „skonfi skowanym poetą” J. Łobodow- leżą na ulicy.26 skim na czele przystępują do wydawania Do Mariana Czuchnowskiego z Lublina 27 pisma literacko-społecznego. Ja, Madej, stycznia 1933: Michalski będziemy Łobodowskiemu J. Łob. wydał 2-gi numer swego pisma pomagali i z tego właśnie tytułu proszę – skonfi skowano, podcinając poważnie Pana o współpracę.23 fi nanse. W połowie stycznia Ł. Wydał Do Mariana Czuchnowskiego 12 września dodatek, w formie 4 stronic gazety, wiel- 1932: kości takiej jak stronice I.K.C. Dodatek Gorąco zapraszam Pana do „Barykad”, ten, w którym zdeklarował się aż za- które zresztą nie ja wydaję, lecz prole- nadto wyraźnie uległ konfi skacie, jego tariatczyk Józef Łobodowski, [...] wie- samego zaś przymknięto na parę dni. rzę w to pismo i będę w nim pracował Obecnie jest na swobodzie za kaucją. z nadzieją.24 Wszystko to byłoby ważne, gdyby J.Ł. Do Kazimierza A. Jaworskiego z Lublina 6 miał więcej wagi w swoich wystąpie- października 1932: niach a mniej kawalarstwa. Dodatek ów Przyślij nam coś do „Barykad”. Co do ich skonfi skowano za dowcipy w rodzaju charakteru, wobec faktu, że redaktorem „tępy łeb satrapy”, „głupawe zarządze- jest Łobodowski, nie masz chyba wątpli- nie” itp. drugi numer „barykad” miał 21 Zob. „Scriptores” wości. [...] Pierwszy numer wyszedł 1 też takie kwiatuszki, które niezależnie nr 30, 2006, s 399-401. października i wyszedł z trudem, gdyby od treści, zniechęciły mnie trochę do 22 Tamże. nie fakt, że cenzor nie mógł wychwycić niego. Przecież można powiedzieć i te 23 List do Mariana Piechala, w: Józef Cze- wątku artykułów, drukowanych bez zna- i inne kwestie w sposób niekawalarski. chowicz, Listy, s. 175. ków przestankowych, prawdopodobnie Pierwsza rozprawa J. Łob. Odbędzie się 24 Listy Józefa Czechowi- nie ukazałby się nigdy. Możliwe, że drugi 31 b.m.27 cza..., s. 36. zostanie skonfi skowany z punktu, bez W roku 1934 Łobodowski zaczął przygotowa- 25 List do Kazimierza czytania.25 nia do wydania następnego pisma – „Dźwi- A. Jaworskiego, w: Józef Czechowicz, Listy, Zbieg okoliczności sprawił, że w tym samym garów”. W liście Czechowicza do Tadeusza s. 182. liście, w którym jest wzmianka o kłopotach Hollendra wysłanym w czerwcu 1934 znaj- 26 Listy Józefa Czechowi- z cenzurą przy wydawaniu pierwszego dujemy bardzo charakterystyczne zdanie: cza..., s. 39. 27 numeru „Barykad”, 45 lat później znajdu- „Buntowniczy i ekspansywny Łobodowski Tamże, s. 40. 28 List do Tadeusza Hol- jemy ślad cenzury powojennej. W roku już montuje tu w Warszawie, własne pismo lendra, w: Józef Czecho- 1977 wychodzą Listy Józefa Czechowicza, pt. «Dźwigary»”.28 wicz, Listy, s. 276. nr 35 (2009) 113 Kalendarium życia Józefa Łobodowskiego – hasła...

H[enryk] D[onga], Józef Z prośby tej wynika, że Łobodowski był jedną Łobodowski. Karykatura z tych osób, z którą w tym okresie Czechowicz Łobodowskiego wykorzy- utrzymywał stałe kontakty. stana w Antologiii współ- czesnych poetów lubel- skich, Lublin 1939. Ory- Najazd Awangardy ginał w zbiorach WBP na Warszawę (10 marca 1934) im. H. Łopacińskiego (rkps W ramach organizowanego przez Józefa 2156, k. 328). Czechowicza tzw. „Najazdu Awangardy na Warszawę” odbył się w 10 marca 1934 wie- czór poetycki. Miał na nim również wystą- pić Łobodowski. Niestety, dzień wcześniej został aresztowany w związku i oskarżony o działalność wywrotową w czasie pełnienia służby wojskowej (co było związane z rewi- zją w jego szafce po próbie samobójstwa). Sprawa wyglądała bardzo poważnie. Pod nieobecność Łobodowskiego jego wiersz Piłsudski odczytał aktor. Józef Łobodowski: Był na Sali wśród W korespondencji Czechowicza znajdujemy słuchaczy, ówczesny redaktor naczel- jeszcze wiele innych wzmianek o Łobodow- ny prorządowego dziennika „Gazeta skim, często są to drobne uszczypliwości pod Polska” Ignacy Matuszewski i osobista jego adresem. W liście do Antoniego Madeja sekretarka Piłsudskiego Kazimiera Ił- z Warszawy 19 marca 1934 Czechowicz pisze: łakowiczówna. […] Wiersz się podobał. Łobodia jest w Lublinie. Adres: Święto- Stąd zainteresowanie nieobecnym auto- duska 18. Więzienie wojskowe.29 rem. Nikt im nic konkretnego nie mógł Do Madeja z Warszawy 11 kwietnia 1935: powiedzieć. Poszła plotka, że jest w ja- Jak tam „Parafi a poetów”. Co robi koń kiejś karnej kompanii. Dopiero Czecho- atamana Łobody?30 wicz, gdy wrócił z Warszawy do Lublina, Do Kazimierza A. Jaworskiego z Warszawy dowiedział się od mojej matki, co się 6 marca 1936: stało i puścił wiadomość dalej. Poszły A Łobodowski w ostatniej „Kamenie” w ruch telefony. Protekcja takich osób słabiutki.31 jak Iłłakowiczówna i Matuszewski to nie Chodziło o wiersz Łobodowskiego Cmentarz było byle co.33 lubelski („Kamena” 1936, nr 6). Tak więc to w dużej mierzy dzięki działaniom Jednak Czechowicz traktował Łobodow- podjętym przez Czechowicza udało się Ło- skiego również poważnie i po partnersku, bodowskiemu wyplątać z poważnej opresji. o czym można się przekonać z cytowanej 29 List do Antoniego Madeja, tamże, s. 261. już korespondencji Czechowicza dotyczącej Praca w radio (1938-1939) 30 List do tegoż, tamże, współpracy przy tworzeniu pism. W liście Cze- Po pobycie w Łucku (1938-1939), gdzie był s. 293. chowicza do Wacława Gralewskiego wysła- redaktorem pisma „Wołyń” Łobodowski od 31 List do Kazimierza nym z Warszawy 28 września 1936 czytamy: czerwca 1938 przebywał już w Warszawie A. Jaworskiego, tamże, i zaczął pracować w Polskim Radio. Pracę s. 325. Czy montujesz już z Łobodią kolumnę 32 32 List do Wacława literacką „Expressu Lubelskiego”? tą pomógł mu zapewne znaleźć Józef Cze- Gralewskiego, tamże, Do utworzenia tej literackiej kolumny nigdy chowicz, który zatrudniony już tam był od s. 342. nie doszło. W tym samym liście: jakiegoś czasu. 33 Józef Łobodowski, Gorąco cię proszę, nie dawaj nikomu Irena Szypowska: Źródłem utrzyma- Wspomnienia lubelskie, „Kresy” nr 8, 1991, mego adresu. W Lublinie znają go tyl- nia, poza honorariami, była praca w Pol- s. 136. ko Kazio [Miernowski] i Łobodowski. skim Radio, polegająca na tym, że co

114 nr 35 (2009) Łobodowski i Czechowicz drugi tydzień (na zmianę z innymi li- H[enryk] D[onga], Józef teratami) trzeba było kontrolować na- Czechowicz. Karykatura dawane audycje. Wymagało to uwagi, wykorzystana w Antologii. Oryginał w zbiorach WBP oceniano bowiem punktualność, sens im. H. Łopacińskiego (rkps i język wszystkich programów. 34 2165 k. 320). Biogram Łobodowskiego do Antologii współczesnych poetów lubelskich W roku 1938 Józef Czechowicz przygotował do Antologii współczesnych poetów lubel- skich biogram Józefa Łobodowskiego. Oto jak napisał o swoim młodszym koledze: Józef Łobodowski urodził się 19 marca 1909 roku w Purwiszkach na Suwal- szczyźnie. Ojciec Polak był ofi cerem w armii rosyjskiej. Wczesne dzieciń- stwo poety upłynęło w Lublinie. Na- stępnie z rodziną przebywa w Moskwie i na północnym Kaukazie. Rozpoczętą naukę w gimnazjalną w Jejsku przerwała Łobodowski wobec Czechowicza rewolucja. Walki białych z czerwonymi, W „Trybunie” nr 3 (1932) w dziale „Nowe terror biały i terror czerwony zniszczył wydawnictwa” Łobodowski omawia tom dobrobyt rodziny i pozostawały na mło- Czechowicza pt. ballada z tamtej strony: dym chłopcu niezatarte wrażenia. Oj- Nowy tom Czechowicza jest nowem ob- ciec poety zginął w rewolucji. jawieniem czystej i bujnej poezji. W po- Młody „Czaruś Baryka” po długiej tu- równaniu z Dniem jak codzień bardziej łaczce o głodzie i chłodzie wrócił z mat- chyba jednolity i zwarty, odcina się od ką w 1922 roku do Lublina. Tu poeta przeciętnej produkcji wierszowanej nie ukończył gimnazjum im. Hetmana Za- tylko wytrzymaniem strony formalnej, moyskiego, tu również zaczął pisać. Stu- o co teraz bywa najłatwiej, ale przede dia na Uniwersytecie Lubelskim [KUL] wszystkiem niesłychanem napięciem przerwała relegacja. Odtąd następuje poetyckiej wyobraźni. To jest już inny szybko radykalizacja ideologiczna, któ- świat, gdzie migotliwe skrawki rze- rej wyrazem publikacje poetyckie i pub- czywistości są pretekstem nie celem, licystyczne. Poeta redagował: „Trybunę”, a słowa unoszone głębokim nurtem „Barykady”, „Dźwigary”. Konfiskaty wzruszeń brzmią, jak fujarkowe echo i procesy, w których ratował go kolega z „tamtej strony”. Wyróżniłbym mono- poeta Konrad Bielski, przecinały krótkie tonnie senne Przez kresy, Samobójstwo żywoty tych pism. W roku 1935 w ideo- i cudowny w swej niesamowitej śpiew- logii poety zachodzi zmiana. Wyrazem ności wiersz tytułowy. jej są artykuły w „Wiadomościach Lite- Czytelnik przyzwyczajony do poety- rackich” i współpraca z szeregiem pism zującej pianki, do werbalizmu i łatwej codziennych i periodyków oraz redago- gadatliwości przejdzie do porządku wanie „Kuriera Lubelskiego” i „Wołynia”. dziennego nad tą książką, inny znajdzie 34 Irena Szypowska, W roku 1937 Łobodowski otrzymał Na- cały świat przeżyć i wzruszeń zamknię- Łobodowski..., s. 81. 35 grodę Młodych P.A.L-u [Polskiej Aka- ty w patetycznie skromnych poezjach jł. [Józef Łobodow- 35 ski], Nowe wydawni- demii Literatury]. Obecnie mieszka Czechowicza. ctwa, „Trybuna” nr 1, w Warszawie. 1932, s. 31. nr 35 (2009) 115 Kalendarium życia Józefa Łobodowskiego – hasła...

Również w pierwszym numerze „Dźwiga- Ciągnęła nas tu jakaś siła tajemnicza. rów” z listopada 1934 w tekście Na froncie Lecz wszystko się skończyło. Dusza poetyckim Łobodowski poświęca obszer- Czechowicza ny fragment (s. 67-69) omówieniu nowego Na Niecałej ulicy wieczorami straszy zbiorku poezji Czechowicza w błyskawicy. I nie chce już powracać, łez nie pomnąc Wzruszające są odwołania Łobodowskie- naszych.38 go w Balladzie lubelskiej do poezji Czecho- wicza i do miejsc, z którymi był związany: Łobodowski wprowadził Czechowicza (pod nazwiskiem Henryka Gulewicza) do swojej Pachnie chlebem rozczynionym z piekarń, autobiografi cznej powieści Dzieje Józefa Za- pachnie sianem w Czechowicza wierszach. krzewskiego, a na łamach paryskiej „Kultury” Żaden pies na przedmieściu nie zaszczeka w kilku odcinkach opublikował obszerny [...] artykuł pt. O Cyganach i katastrofistach, Lew na łapach kamiennych wsparł się, w którym opisał krąg poetów związanych stary zegar wydzwania północ. z Czechowiczem. O relacjach między obu poetami w okresie I dalej: gdy obaj przebywali już w Warszawie pisze Irena Szypowska: Lecą liście z kasztanów, umierać im gorzko, Łobodowski doceniał intelektualną gwiazdy są nad Niecałą, opiekę Czechowicza nad przyjaciółmi, gwiazdy nad Radziwiłłowską – to że wprowadzał ład w lektury mło- śpiewka skrzypek urasta w żałość, dych literatów. Ułatwiał debiuty, cza- w balladę z tamtej strony.36 sem pomagał fi nansowo, ale patrzył z niesmakiem, jak przekazywał mło- Łobodowski jest też autorem wiersza pt. Na dym swe upodobania literackie, jak śmierć Czechowicza oraz wiersza Rozmawiam zarażał pogardą dla skamandrytów. z Rosją, który zadedykował Czechowiczowi. [...] Cenił Czechowicza jako wybitne- Z drugiej strony Łobodowski w Wierszu nie- go poetę, uważał, że rdzeń jego twór- zrozumiałym podejmuje poetycką polemikę czości tkwi w „tragicznym niepokoju z Czechowiczem: istnienia, w mrocznych podszeptach metafi zyki” a nie w swojskiej stylizacji uważajcie... ludowej, dostrzegać powszednie. [...] czechowicz twierdzi, że dzień codzienny Mimo niewątpliwego uznania i sym- jest co dzień patii był Łobodowski krytyczny wobec starszego kolegi.39 ale to pewnie nieprawda, Tak więc w stosunkach między Łobodowskim bo tamta noc i Czechowiczem, nie brakowało napięć. nie będzie przecież codzienna, Tadeusz Kłak: [Były one spowodowa- tylko czerwona, ne] różnicą wieku i doświadczeń, a także taka czerwona jak krew, odmiennością postaw ideowych i arty- którą na próżno się staram stycznych. […] Niemałą też rolę od- 36 Józef Łobodowski, przepoić słowa swych wierszy.37 grywała niewątpliwie walka o miejsce Poezje, Lublin 1990, w grupie, a nawet o jej przywództwo. s. 216, 220-221.37 Ten- że, O czerwonej krwi, W prologu Lubelskiej szopki politycznej z roku Na ten ostatni moment zwrócił uwagę Lublin 1931, s. 135. 1937, której autorem był sam Łobodowski sam Łobodowski […]: 38 Tenże, Lubelska szop- w wypowiedzi Atamana Łobodi przywołany Czechowicz nie był w pożyciu człowiekiem ła- ka polityczna, Lublin jest Czechowicz: twym. Wbrew łagodnym pozorom odznaczał 1937, s. 7. 39 Irena Szypowska, się wielką apodyktycznością. [Przecież] o sobie Łobodowski..., s. 57-58. Tyle lat, o Lublinie, byliśmy ci wierni, napisał: „Dusze chce łowić Józef Czechowicz”.

116 nr 35 (2009) Tego rodzaju łowcy każdą schwytaną duszę chcą tyckie. Miał on niewątpliwie na myśli prowadzić na smyczy, choćby nawet jedwab- i ten krąg, który tworzył się także wokół nej, ale na smyczy. Byłem wtedy szczeniakiem jego osoby.40 krnąbrnym i o zbyt zjeżonym karku, aby taka Pomimo licznych różnic osobowościowych operacja mogła się udać. Z zarzucania sieci i przynależności do różnych kręgów poe- łowca szybko zrezygnował. tyckich Łobodowski na całe życie zachował W innym miejscu tego szkicu Łobo- szacunek do Czechowicza: dowski napisał, iż niewiele brakowało, Ludmiła Siryk: Krystyna Tyszkiewicz, a byłoby doszło między nim a Czecho- która była na autorskim wieczorze Ło- wiczem do całkowitego zerwania, a poza bodowskiego w Londynie w 1973 roku tym zwrócił uwagę na to, że z upływem informuje, że on, wspominając Czecho- czasu również wokół innych osób za- wicza i czytając fragmenty jego wierszy, częły się skupiać nowe konstelacje poe- płakał. 41

Knajpa Ojca Grudnia

Legendą lubelskiej cyganerii była tzw. „Knaj- Właściwie była to piwiarnia bez prawa pa ojca Grudnia” zwana też „Pod siedmioma wyszynku wódki, ponieważ Grudzień cyckami”. Był to jeden z ulubionych lokali nie chciał płacić wysokich podatków. także Józefa Łobodowskiego. Odpuszczał więc wyborową i policyjną Józef Łobodowski: Na ul. Narutowicza tylko zaufanym, podając ją w maszyn- mieścił się zakład Jana Grudzińskiego, ce do kawy. Piło się zatem fi liżankami, alias ojca Grudnia, cieszył się swoistym mając zawsze baczenie na drzwi, czy powodzeniem w tej części miasta. Nie- nie wejdzie glina. Z policją Grudzień którzy woleli ordynarną nazwę: knajpa utrzymywał dobre stosunki, ale zawsze 40 Za: Tadeusz Kłak, „Pod siedmioma cyckami”. istniała możliwość, że zajrzy któryś „Lubelskie” powieści Przed pierwszą wojną światową mieś- z niewtajemniczonych i narobi raba- Józefa Łobodowskiego, w: Literatura i pamięć ciła się tu żydowska restauracja. Wieść nu. [...] kultury, Lublin gminna głosiła, że w czasie odwrotu ar- Poza dużą salą z szynkwasem, lo- 2004, red. Sławomir mii rosyjskiej Kozacy Dońscy zgwałcili kal składał się z kuchni i dwóch pokoi. Baczewski, Dariusz cztery córki restauratora, a jednej z nich W jednym z nich stał bilard z grzyb- Chemperek, s. 338- 339. Por. Józef Łobo- ucięli po pijanemu pierś. Stąd malowni- kiem, w drugim, o osobliwym wejściu dowski, O cyganach cza nazwa, jednakże w owych czasach z podwórka, stary, dobrze sfatygowany i katastrofi stach (1), była rzadko używana. Najczęściej mó- tapczan. [...] Gdyby ta oto kanapa – ma- „Kultura” nr 7, 1964, wiło się: idziemy do ojca Grudnia albo wiał ojciec Grudzień – umiała mówić s. 41; Tadeusz Kłak, Awangarda lubelska, w: jeszcze prościej do Grudnia. [...] to by takie rzeczy opowiedziała, że lu- tenże, Stolik Tadeusza Wtajemniczeni twierdzili, że w młodo- dziom włosy na głowach by stawały. Kto Peipera. O strategiach ści Grudzień był nożowcem i włamywa- się tylko na niej nie przewracał!! Bywały awangardy, Kraków czem. Po ożenku wynajął lokal, stojący i mężatki z inteligencji. A mnie co?! Ja 1993, s. 146-147. 41 pusty od wybuchu wojny. [...] Młodsze jestem człowiek dyskretny. Przychodzą, Ludmiła Siryk, Naznaczony Ukrainą. pokolenie przestępcze traktowało go płacą... udaję, że nic nie widzę. Tu jed- O twórczości Józefa z szacunkiem PER panie Grudziński a co na pani inżynierowa ... – tu przymru- Łobodowskiego, Lublin zaufani klienci mówili panie Grudzień, żał opłynięte tłuszczem oko – at, czy to 2002, s. 42. 42 ale tych drugich było niewielu gdyż sta- ona jedna. Ale dla mnie dyskrecja prze- Józef Łobodowski, Dzieje Józefa Zakrzew- ry knajpiarz miał swój ambit i mało kogo de wszystkim! Jeszcze jedna maszynka skiego, Londyn 1965, t. dopuszczał do komitywy. [...] czarnej wyborowej... [...] 1, s. 55-56. nr 35 (2009) 117 Kalendarium życia Józefa Łobodowskiego – hasła...

Towarzystwo w knajpie było zawsze również serdecznie przylgnęła, tym bar- mieszane. Dziewczęta wątpliwej repu- dziej ze dysponował magicznym amu- tacji, dorożkarze, policjanci, złodzie- letem, który pospolici ludzie w sposób jaszki i nożowcy, ale również spokojni przyziemny nazywają kredytem. I ojciec robociarze i rzemieślnicy z sąsiednich Grudzień, nieubłagany w stosunku do domów. Zaglądali pracownicy z pobli- zwykłych kiziorów, miękł na widok poe- skiej fabryki likierów Vettera mieszczą- tów. Zjawisko picia wódki przez wata- cej się na ul. Bernardyńskiej. W lokalu hę w melinie ojca Grudnia miało jedną do awantur prawie nigdy nie dochodzi- cechę odwrotnie proporcjonalną – im ło. Mimo dobrze zaawansowanej astmy, więcej wataha wypiła, tym mniejsze oka- Grudzień zachował straszliwą siłę w obu zywały się możliwości wyrównywania rękach i winnego zaburzenia porządku rachunków. wystawiał w trybie doraźnym na ulicę. Ale ojciec Grudzień miał w sobie coś Na rozrabianie odważał się chyba tylko z Rostandowskiego Raquenau’a, więc nowy gość, nie znający ojca Grudnia widział widocznie w atamanowskich i niepisanego regulaminu knajpy. Gru- golcach co najmniej kadetów od Ber- dzień stale podkreślał, że do niego przy- geraca. chodzą takie panowie, jakich by i Europa Gdy mimo wszystko należności nie i Oaza mogły pozazdrościć. Redaktorzy, pokryte napęczniały ponad niepokoją- artyści, nawet takie co przez radio prze- cą miarę, z genialną inicjatywą wystąpił mawiają! Nieraz, gdy po kilku mieszan- znany plastyk, członek watahy, Jan Sa- kach czterdziestopięcio procentowej muel M[iklaszewski]. kawy rozochocił się odpowiednio, wy- – Wymaluje się ściany w różne kombi- rzucał resztę gości i ryglował drzwi od nacje i fi drygałki, co niezmiernie ożywi wewnątrz wołając teraz pan Grudzień lokal, tak coś jak u Hawełki w Krakowie pije z literatami!.42 – powiedział. – Praca będzie kosztow- Wacław Gralewski: Głównym miej- na, ale w zamian ojciec Grudzień zbo- scem postoju watahy Łobodi była nifi kuje narosłe rachunki trochę dopłaci mała, niepozorna knajpka, zwana „u w gotówce, a trochę w produktach na- Ojca Grudnia”. Choć był to lokal trze- turalnych, głównie płynnych. ciej kategorii i bardziej za piwiarnię niż Romantyczny knajpiarz początkowo restaurację mógł być uważany, miał jed- się krzywił, ale uległ argumentacji. Ini- nak dzięki właścicielowi nieco większe cjator doprosił jeszcze dwóch innych ambicje. Mieścił się przy ulicy Naruto- plastyków, którym życie rzucało kłody wicza 1543 i konkurował dzielnie z taki- pod nogi i usiłowało nie popuścić do mi kącikami gastronomicznymi w tejże dobrze zastawionego bufetu. Zaczęła się dzielnicy jak sławna „piątka” [bar „Piąt- praca dekoracyjna. Trwała dość długo, ka”, Kapucyńska 5] lub bar „pod trzyna- jako że plastycy powoli dochodzili do stoma cyckami” [lub też „czternastoma formy. W końcu jednak obstalunek zo- cyckami” – mieszczący się na ul. Koś- stał wykonany i ściany pokryły się z lekka 43 Gralewski błędnie ciuszki 7, nie mylić z knajpą ojca Grud- frywolnymi malunkami, zaopatrzonymi wskazał adres knajpy nia zwaną „Pod siedmioma cyckami”]. w poetyckie sentencje. Plastycy dali swe „u Ojca Grudnia”. Kto wzbudził w piersi ojca Grud- pomysły – poeci cenne myśli, wyrażone W„Ziemi Lubelskiej” nr 6, 6 stycznia 1931 na nia silniejsze tęsknoty do lepszego, coś w dwuwierszach. Szkoda, że ten orygi- s. 1 czytamy ogłoszenie, znaczącego środowiska, trudno ustalić. nalny, jak na stosunki przedwojenne, że pod tym adresem Ale pewną jest rzeczą, że myśl jego wy- kącik uległ zagładzie. Hitlerowskie bom- w dawnym Hotelu Pol- biegała ponad poziomy zwykłych pija- by zburzyły dom, w którym mieściła się skim został otworzony 31 grudnia 1930 bar „Ul ków i przylgnęła do „zukrainizowanej” restauracja, a wraz z nią i ciekawe malo- Polski”. paczki poetyckiej. A i ona do Grudnia widła. Dziś, odbudowany, mieści sklep

118 nr 35 (2009) Knajpa Ojca Grudnia

Cepelii na dole, a na górze uplasował się szefa kuchni był podawany tam sznycel 44 Wacław Gralewski, Związek Plastyków. Coś jednak z tych lubelski – „po męsku”, czyli nie z jednym, Wataha Atamana 44 46 Łobodi, w: tenże, Ogni- malowideł Jana Samuela wyrosło. ale z dwoma jajami sadzonymi. ste koła, Lublin 1963, Wacław Gralewski w opowiadaniu Golem Tak więc knajpa „Ojca Grudnia” była nazy- s. 173-175. wspomina: wana „Pod siedmioma cyckami” natomiast 45 Tenże, Pięść Hero- Wkrótce znaleźliśmy się w małej restau- knajpkę przy ul. Kościuszki 3 nazywano „Pod stratesa, Lublin 1958, s. 21-22. racyjce zwanej w sferach konsumentów trzynastoma cyckami” (Gralewski) lub „pod 46 Mirosław Derecki, „Pod trzynastoma cyckami”. Ta trochę czternastoma cyckami” (Derecki). Na gastronomicznym ekscentryczna i nieofi cjalna nazwa po- Być może to właśnie o „knajpie ojca Grud- szlaku, w: tenże, Week- pularnego zakładu gastronomicznego nia” wspominał Feliks Araszkiewicz, opisując end wspomnień, Lublin jedno ze spotkań z Czechowiczem: 1988, s. 86. wynikała z faktu, że właścicielkami było 47 Feliks Araszkiewicz, siedem sióstr. Jednej z nich operowano Zaciągnęliśmy go [Czechowicza] kie- Józef Czechowicz. Wspo- pierś, na skutek nowotworu i to było dyś do nowo reaktywowanego Związ- mnienie, w: Spotkania źródłem nazwy. Restauracyjka miesz- ku Literatów Lubelskich, na jeden z Czechowiczem. Wspo- cząca się przy ul. Narutowicza miała tę z „wieczorów czwartkowych”, które co mnienia i szkice, oprac. Seweryn Pollak, Lublin zaletę, że czynna była przez całą dobę. tydzień w ciasnych, lecz przytulnych 1971, s. 95. Siostry dyżurowały na zmianę, wyręcza- salkach Muzeum [przy ul. Narutowi- 48 Józef Czechowicz, jąc często personel kelnerski i kucharza. cza 4, obecna Biblioteka im. H. Ło- Mój wiersz, w: tenże, Specjalnością zakładu były faszerowane pacińskiego] gromadziły miłośników Wyobraźnia stwarza- 45 jąca szkice literackie, ryby i potrawy z ptasich podrobów. poezji i literatury pięknej. Ktoś mówił Lublin 1972, s. 70. Tekstem tym wprowadza Gralewski niemały o twórczości Czechowicza, potem czy- 49 Józef Łobodowski, zamęt, bo jak w końcu nazywano „knajpę tano jego wiersze, bo sam nie chciał, był Czerwona wiosna, Lon- ojca Grudnia”: „Pod siedmioma cyckami”, jak jakiś smutny, kwaśny. Po skończonym dyn 1965, s. 191. chce Łobodowski, czy też „Pod trzynastoma wieczorze poszliśmy do pobliskiej pod- cyckami”? rzędnej restauracyjki. Byliśmy głodni, Wydaje się, że Gralewski pisze o „małej zaspokoiliśmy głód po proletariacku, restauracyjce”, która mieściła się na ulicy siwuchą i kiełbasą.47 Kościuszki 3, a nie na Narutowicza. Stąd Józef Czechowicz, analizując proces po- wzięło się nieporozumienie. Potwierdzeniem wstawania wiersza, napisał, że „znaczenie tego jest informacja Mirosława Dereckiego wyzwalające [przy powstawaniu wiersza] o knajpce przy ul. Kościuszki 3 (a od 1929 miewają czasem wydarzenia z zewnątrz”. „Bar à la Hawełka” a w 1932 „Bar à la Ży- I może to być np. „muzyka zza ośnieżonego wiec”), w której „Refl ektorowcy” bywali ze okna knajpy »ojca Grudnia«”.48 względu na bliskie sąsiedztwo z redakcją „Knajpa ojca Grudnia” była również miej- „Expressu Lubelskiego i Wołyńskiego”. scem spotkań „Loży Wielkiego Uśmiechu”, Dawniej, przed wojną, kiedy knajpa przy o czym pisze Łobodowski: „Posiedzenie Kościuszki była własnością siedmiu [„Loży Wielkiego Uśmiechu”] odbywało się sióstr , zwano ją dość obcesowo „Pod u ojca Grudnia, albo w bocznej salce u Se- Czternastoma Cyckami”. Specjalnością madeniego”.49

nr 35 (2009) 119 Loża Wielkiego Uśmiechu

Tak nazwała się nieformalna grupa młodej Przedmieścia i Staszica), w niedzie- cyganerii lubelskiej, która literackie i arty- lę i święta u Rutkowskiego. Każde po- styczne tradycje przejęła po nieistniejącej siedzenie zaczynało się od odczytania już grupie „Refl ektor”. Jedyne zachowane rymowanej listy członków. Brat Prezes wspomnienia związane z tą grupą pochodzą mówił pierwszy wers, a cała reszta chó- od Józefa Łobodowskiego. ralnie – nazwisko. Tadeusz Kłak: Prawdę mówiąc, można Wyglądało to następująco. Prezes: by ją było uznać za wytwór fi kcji, albo Światu urąga..., chór: Brat Henio Donga!, zmyślenie Łobodowskiego, gdyby nie list Piękny jak łandysz (po rosyjsku – kon- Bronisława Ludwika Michalskiego do walia, innego rymu autor nie znalazł), Czechowicza, pisany z Krakowa w grud- chór: Józio Falandysz! Piekieł psalmo- niu 1932 roku, w którym właśnie prosił dia... Sancta Łobodia! i tak dalej. Aż na o pozdrowienie w jego imieniu człon- samo zakończenie: Dusze chce łowić... Jó- ków Loży.50 zef Czechowicz! [...] Według Łobodowskiego „Loża Wielkiego Kiedy powstała nasza Loża, grupa Uśmiechu” założona została w Lublinie na „Refl ektora” już nie istniała, a czaso- przełomie lat 1931 i 1932. pismo wydawane przez nią należało do 50 Tadeusz Kłak, Józef Łobodowski: Inicjatorem był Jó- przeszłości.51 „Lubelskie” powieści zef Czechowicz, więc z natury rzeczy Na którymś z posiedzeń „Loży Wiel- Józefa Łobodowskiego, w: Literatura i pamięć wybraliśmy go Bratem Prezesem. Każ- kiego Uśmiechu”, która akurat wtedy kultury, red. Sławomir dy ze szczupłej grupki założycieli miał powstała i zbierała się w cukierni Sema- Baczewski i Dariusz odpowiednie stanowisko w zarządzie. Ja deniego, na rogu Krakowskiego Przed- Chemperek, Lublin otrzymałem tytuł Brata Starszego. Po- mieścia i Staszica, Czechowicz zjawił się 2004, s. 336. siedzenia Loży odbywały się w dniach w towarzystwie wybitnie przystojnego 51 Józef Łobodowski, Dusze chce łowić..., powszednich w niewielkiej cukierni bruneta o rozwichrzonej, kędzierzawej s. 167. Semadeniego (na rogu Krakowskiego czuprynie i melancholijnym spojrzeniu. Zmusił go do przeczytania kilku wier- szy, po czym wstał i zwrócił się uroczy- ście do zebranych: „Panowie, czy po tym cośmy usłyszeli, mogę oświadczyć: Ecce poeta?!”. Od tego popołudnia Michalski stał się nieodłącznym towarzyszem na- szych zebrań. „Loża Wielkiego Uśmiechu”, zbiera- jąca się niemal codziennie przy mar- murowych stolikach u Semadeniego, a w niedzielę u Rutkowskiego, nie skła- Cukiernia Semadeniego da się z samych poetów. Początkujący ok. 1900 r., róg ul. Poczęt- kowskiej (od 1928 roku artysta-malarz, kandydat na rzeźbiarza, Staszica) i Krakowskiego aktor z powołania, który nigdy na scenę Przedmieścia. W kolejnej zawodową nie wszedł – mieli obok nas kamienicy, której fragment pełnoprawne miejsce i głos. Nie brako- widoczny jest przy lewej wało kibiców, w dość kapryśnym i czę- krawędzi zdjęcia, mieścił się Hotel Europejski. Pocztów- sto zmieniającym się układzie. Rodziły ka z przełomu XIX i XX w. się przyjaźnie – niektóre z nich miały Archiwum TNN. przetrwać długo.

120 nr 35 (2009) Loża Wielkiego Uśmiechu

Czechowicz […] ułożył wierszem żartobliwą listę członków loży i o sobie napisał: „Dusze chce łowić Józef Cze- chowicz”. 52 Literacki opis „Loży” dał Łobodowski w swo- jej książce Czerwona wiosna: Ubiegłej zimy [przełom lat 1931 i 1932], po jakimś wesołym pijaństwie, powstał pomysł założenia „Loży Wielkiego Uśmiechu”. Początkowo członków było pięciu, później doszło jeszcze trzech. Wielkim Mistrzem został poeta, Hen- ryk Gulewicz, którego literacki rozgłos zaczynał już wychodzić poza lubelskie rogatki; godność Brata Mistycznego przypadła również poecie, nieśmiałemu, wiecznie zamyślonemu, Ludwikowi Za- tych napiwków, przestali protestować. Gmach Kasy Przemysłow- rańskiemu. Józefa wybrano jednogłośnie „Czarne msze”, o których po trybunal- ców Lubelskich projektu Czerwonym Katem Loży, czyli Bratem skim grodzie krążyły niesamowite wie- łódzkiego architekta Gu- stawa Landau – Gutente- Strasznym. Posiedzenia odbywały się ści, odbywały się bez przeszkód. gera. Na parterze tego bu- u ojca Grudnia, albo w bocznej salce Hierarchia była w Loży ściśle prze- dynku mieściła się cukier- u Semadeniego. strzegana i członkowie – założyciele nia Rutkowskiego (patrz Rytuał był nieskomplikowany. Spraw- patrzeli z góry na resztę, a zwłaszcza na kadr poniżej). Pocztówka dzano listę członków, ułożoną wierszem. Nikodemów, czyli członków wspoma- z początku XX w. Fot. S. Za- wadzki. Ze zbiorów WUOZ. Wielki Mistrz mówił grobowym głosem gających, zwanych również Mydłkami. – „Poezję krzepi…” – na co wszyscy Mogli oni brać udział w publicznych odpowiadali gromkim chórem: – „He- posiedzeniach pod warunkiem, że we- nio Gulewicz!” Następnie: „Gęba zło- zmą na siebie lwią część rachunku. Na- wieszcza…” – „Józio Zakrzewszczak” tomiast nie wolno im było odzywać się „Bogdanki szuka…” – „Władzio Łazu- bez uprzedniego pozwolenia Wielkiego ka!” „Cherubin Pański…” – „Ludwiś Mistrza, przy czym musieli przemawiać Zarański!” Że jednak odbywało się to stojąc. Nie brakowało snobów, goto- przy dwóch czarnych świecach, przy- wych na wszystko, byle móc usiąść przy klejonych do marmurowego blatu, i że „diabelskim” stoliku, jak go nazywały, na zakończenie odmawiano coś w ro- spluwając z obrzydzeniem, dewotki, dzaju litanii, składającej się z samych niezrozumiałych słów i nieartykułowa- nych dźwięków, na starych, szanownych emerytów, przesiadujących u Semade- niego długie godziny przy pół czarnej i zaczytujących zawsze te same gazety, padł blady strach. Przenosili się jeden po drugim do innych spokojniejszych loka- li. Kelnerzy początkowo sarkali i bur- czeli na wariatów, którzy wystraszają im gości, ale gdy się raz przekonali, że „Loża Wielkiego Uśmiechu” sama jedna 52 Józef Łobodowski, konsumuje znacznie więcej, niż wszyscy O cyganach i katastrofi - emeryci razem wzięci, i nie szczędzi su- stach (1)…, s. 39-41. nr 35 (2009) 121 Kalendarium życia Józefa Łobodowskiego – hasła...

53 Józef Łobodowski, spędzające całe dni w pobliskim koś- że i kryzys i rewolucja w Rosji i prze- Czerwona …, s. 190- ciele Świętego Ducha i u Kapucynów. wroty w Hiszpanii, a nawet prohibicja 192. 54 Paragraf [Józef Łobo- Płeć odmienną dopuszczano wy- w U.S.A.to panie dzieju masoni i Żydzi. dowski], Masoneria, jątkowo i to po bardzo ścisłej selekcji. Tylko dni majowe nie oni robili, „Kurier Lubelski” nr 61, Wielki Mistrz w ogóle nie chciał ko- przynajmniej jedno endeckie poślisko 1 marca 1932, s. 3. biet w Loży, ale go przekonano. Nad- stwierdziło, że przełom majowy był 55 Jenne Polonaise [Józef Czechowicz], To jest zwyczajne posiedzenia odbywały się dziełem ... anglików. ... A jednak loża tam, „Kurier Lubelski” w którymś z kawalerskich mieszkań masońska w Lublinie jest. I zbiera się – nr 214, 5 maja 1932, i wówczas obecność Zefi ryn – taka o hańbo – publicznie w czwartki i piąt- s. 3. była ofi cjalna nazwa – okazywała się ki o ósmej wieczorem u Semadeniego. 56 Tamże, s. 3. 57 „Kurier Lubelski” pożyteczna. Jeśli Zefi ryna odznaczała Zasiadają „bracia”, wielki mistrz otwiera nr 285, 16 października się bardziej obfi tymi kształtami, prze- lożę zjedzeniem ciastka obrzędowego. 1932, s. 5 oraz „Kurier chodziła do kategorii Kolubryn. Na Bezecne hymny śpiewają, ze starszych Lubelski” nr 286, mieście opowiadano sobie zgorszonym panów (i panien) się natrząsają. Nic dla 17 października 1932, szeptem o rozpustnych orgiach odby- nich świętego nie ma. Masoni tych jest wających się w Loży. Nie było w tym ośmiu, a żydów w Lublinie, tak na opty- przecież ani źdźbła prawdy.53 kę z 50 tysięcy. To razem 50008 wrogów Dodatkowym materiałem dowodowym na zdeklarowanych endecji, a ty, Zosiu, nie to, że Loża rzeczywiście istniała są różnego biadasz jak Kossakowska; do broni nie rodzaju notki prasowe. I tak w „Kurierze Lu- wołasz, jak Pallas – Atena, nie uderzasz „Cafe Rumba” Krakowskie belskim” z 1 marca 1932 (nr 61) w rubryce orężem znienacka jak dowcipem z nie- Przedmieście 72. Plan ka- „Zgrzyty lubelskie” ukazał się tekst zatytu- dzielnego felietonu.54 wiarni ogródkowej. Mate- łowany Masoneria: Autorem tekstu jest zapewne Józef Łobo- riały Inspekcji Budowlanej Zosiu! Larum grają – a ty nie słyszysz?... dowski. w Archiwum Państwowym w Lublinie (APL, AmL-IB, Masoni w Lublinie się zjawili a ty nie W „Kurierze Lubelskim” ukazał się tekst To nr zesp. 22, sygn. 2146, s. 10). wiesz?... Przecież ogólnie wiadomo, jest tam55, opisujący, a w zasadzie reklamują-

122 nr 35 (2009) Pamiątki po Łobodowskim cy kawiarenkę Café Rumba. Artykuł napisał – Baczność stowarzyszeni! Zawiadamia s. 3. Czechowicz pod pseudonimem „Jenne Polo- się, że zebrania Loży W.U. z dniem 21 naise”. Znajdujemy w nim fragment mówiący, października r. b. wznowione w zwy- że w tej kawiarni spotykała się również „Loża kłem miejscu i zwykłem czasie. Wielki Wielkiego Uśmiechu”: Mistrz Loży W. U.57 Przy wykwintnych stolikach, na któ- W numerze „Kuriera Lubelskiego” z 14 paź- rych perlą się mrożone napoje, rozba- dziernika, kiedy jego redaktorem naczelnym wione twarze, raz po raz rozszerzające został Józef Łobodowski, ukazał się „Zgrzyt się w uśmiechu. Najlepsza w Lublinie lubelski” o treści: orkiestra, najmodniejszy lokal, najmil- My, z łaski śmiechu, Paragraf 1, z racji szy dancing. Czegoż chcieć więcej? Co szczęśliwego powrotu na tron „Kurie- czwartek zbiera się tam Loża Wolno- ra”, ogłaszamy amnestię dla wszyst- mularska, co sobota – nie, nie zdra- kich przestępców, którzy w czasach dzę wam, że ona też tam przychodzi ostatnich zgrzeszyli przeciw zdrowym co sobota.56 zmysłom, przyzwoitości i dobremu Również w dwóch innych październikowych smakowi. wydaniach „Kuriera” (1932) w „Kronice” uka- Forma tej notatki i użycie sformułowania „My, zało się ogłoszenie Baczność o następującej z łaski śmiechu” nie budzi wątpliwości, że treści: nawiązuje on do „Loży Wielkiego Uśmiechu”.

Pamiątki po Łobodowskim

Józef Zięba: W sierpniu [1989] przy- ków prasowych, kserokopię dokumentu była z Madrytu do Lublina p. inż. Ja- „Cartifi ciado Medici de defuncion” oraz dwiga Ostrowska z adresowanymi do taśmę magnetofonową z nagraniem au- mnie listami od panów Piotra Potockie- torskich recytacji wierszy Józefa Łobo- go Radziwiłła i Kazimierza Tylko. Ten dowskiego. pierwszy cytuję w pełnym brzmieniu: Dzięki poprzednim wieloletnim za- Przekazując dla Muzeum Lubelskiego tych kilka biegom oraz ostatnio otrzymanemu drobnych, lecz ważnych pamiątek po śp. Józefi e z Madrytu darowi Muzeum im. Józefa Łobodowskim, Synu i Piewcy Lubelskiej Ziemi, Czechowicza w Lublinie stało się chyba proszę o ich łaskawe przyjęcie, godne prze- jedynym w kraju ośrodkiem dysponują- chowanie i udostępnienie zainteresowanym cym rękopisami i pamiątkami po Józefi e Rodakom, z pełnym przeświadczeniem, że taka Łobodowskim. byłaby wola Zmarłego, który nie zapomniał ani A oto fragment listu p. Kazimierza na chwilę, że swoim dziełem otwiera sobie i nam Tylko, najbliższego przyjaciela poety, drogę, do wolnej i ukochanej Ojczyzny. Madryt, zawierający bardzo cenne o nim infor- 5 lipca 1989, Piotr Potocki Radziwiłł. macje: Wraz z listem Muzeum Czechowi- Jeśli więc – jak Pan zaznacza – relacja o Łobo- cza otrzymało następujące materiały: dowskim może mieć znaczenie dla przyszłych zdjęcie portretowe J. Łobodowskiego Jego biografów, gotów jestem obszernie od- w formacie 40x50 cm, medal — Kongres powiedzieć na najbardziej nawet drobiazgową Kultury Polskiej na Obczyźnie. Krzyż ankietę na Jego temat, przygotowaną jednak Polonia Restituta, Złoty Krzyż Zasługi, przez kogoś kto życie Poety znał. Oceną bowiem notatnik zawierający rękopisy J. Łobo- Jego twórczości zajmować się będą specjali- dowskiego, paszport poety, sześć wycin- ści, mający do dyspozycji cały Jego dorobek nr 35 (2009) 123 Kalendarium życia Józefa Łobodowskiego – hasła...

58 Za: Józef Zięba, literacko-publicystyczny. W nim jest Łobodow- ternowaniu, jeśli znajdowali się jeszcze w wieku Żywot Józefa Łobodow- ski pisarz-poeta-publicysta-historyk – pomost służby wojskowej czynnej. Taki był stan Łobo- skiego (6), „Relacje” nr 8, 1989, s. 4. wschód-zachód – tłumacz i tyle jeszcze innych dowskiego i wielu innych uciekinierów, którzy Jego specjalności. Ale to jeszcze nie Łobodowski przeszli przez Pireneje w drodze do polskich -człowiek! I może tylko tym Jego aspektem jednostek w Anglii, via Madryt (Barcelona), Liz- mógłbym się na czyjąś prośbę zająć. bona. Polskie władze konsularne podwyższały Ale wielkie i ważne pytanie – cui bono? – musi więc wiek uciekinierów, by ich wyłączyć z inter- być tu stawiane z wielką ostrożnością, bo Józiu nowania, na co Hiszpanie patrzyli z dobrotliwą by człowiekiem niezwykle trudnym, a to trzeba pobłażliwością. Po wojnie jednak, z braku dowo- albo pominąć, albo serdecznie, ale szczerze, dów materialnych (metryk, dokumentów, etc.), opracować. nawrót, do normalności dla obcokrajowców, nie Łobodowski żadnego archiwum po sobie ubiegających się o hiszpańskie obywatelstwo, nie zostawił, bo właściwie, co napisał, zosta- był bardzo utrudniony. […] ło ogłoszone albo oddane do druku. W Lon- No i wreszcie [przesyłam] taśmę z nagraniem dynie istnieje specjalna fundacja, zajmująca recytacji kijku Jego poematów we własnym się tą sprawą, pod kierunkiem b. redaktorki wykonaniu i z osobistym komentarzem. Historia londyńskich „Wiadomości”, pani Kossowkiej. tych nagrań jest prosta: w 1982 roku Łobodow- „Papiery – jak te swoje szpargały Józiu nazywał ski borykał się z trudnościami fi nansowymi, – w razie mojej śmierci po prostu spal!” Tak mi większymi niż Jego normalny stan, zawsze to powiedział, a ja Jego woli nie wypełniłem defi cytowy. Wpadł mi do głowy pomysł tych i trochę nieuporządkowanych maszynopisów nagrań, które sam poeta sprzedawał. Konfekcja zabrano po pogrzebie z jego pokoju do Lon- jest b. chałupnicza, bo robiliśmy to u mnie na dynu i Paryża. najbardziej amatorskiej radio-cassecie, więc Załączam kilka ważnych pamiątek po śp. wady są duże. Ale wszystko sprzedał i miał Poecie: Jego emigracyjne, niestety, odznacze- miesięczne utrzymanie zapewnione. Byle do nia, paszport stwierdzający, że nigdy nie przyjął wiosny! – w co bardzo wierzył. obcego obywatelstwa. Data Jego urodzenia jest Przesyłam te ostatnie już chyba pamiątki w dokumentach hiszpańskich inna niż prawdzi- po Józiu na własną odpowiedzialność, ale po wa. Jest to wynikiem powojennych tarapatów: uprzedniej konsultacji z Komitetem, który się Polacy, którzy znaleźli się podczas wojny na sprawą ostatniej posługi Zmarłemu zajmo- terytorium Hiszpanii neutralnej, podlegali in- wał…58

Na sąsiedniej stronie: list Józefa Łobodowskiego do rodziny z 31 marca 1960. Ze zbiorów rodziny To- manków.

124 nr 35 (2009)

Józef Łobodowski a fi lm i lubelskie kina

Łobodowski lubił kino. Bardzo dużo informa- przy ul. Archidiakońskiej, był niemal cji dotyczących życia fi lmowego w Lublinie wyłącznie domeną publiczności żydow- lat trzydziestych przekazuje nam w Dziejach skiej. Ale i polscy studenci chętnie tam Józefa Zakrzewskiego. Tak charakteryzuje zaglądali, nie tyle dla fi lmów, co w na- lubelskie kina w Czerwonej wiośnie: dziei, że uda się przygruchać jakąś przy- W Lublinie były dwa przyzwoite kina. stojną Izraelitkę.39 Największe „Corso”, przy Litewskim O tej fascynacji Łobodowskiego kinem pi- Placu, często wypożyczane na rewie sze Tadeusz Kłak: i przedstawienia amatorskie, i znacz- Łobodowski należał do stałych bywal- nie mniejsze, ale bardziej luksusowe ców tych kin, tam też zwykle prowa- Projekt reklamy kina „Co- „Apollo”. Inne miały źle przewietrzone dzi swoją narzeczoną Józef Zakrzewski, losseum”. Materiały In- sale, przestarzałą aparaturę i wyświet- tam wspólnie przeżywają oni emocje spekcji Budowlanej. Ze lały fi lmy sprzed wielu lat. Niewielka związane z białym ekranem w zaciem- zbiorów Archiwum Pań- nionej sali. Na kartach powieści poja- stwowego w Lublinie sala na Bernardyńskiej specjalizowała (sygn. 2125, budynek przy się w fi lmach kowbojskich i oblegana wiają się tytuły fi lmów z ówczesnego ul. Krakowskie Przedmie- była przez wyrostków; stary osiemna- repertuaru, jak np. Błękitny Anioł, Dama ście 44). stowieczny teatr, przerobiony na kino, kameliowa, Bokser książę czy X-27, na-

126 nr 35 (2009) zwiska aktorów takich jak Greta Garbo, Ich bin Kopf zum Fuss 39 Za: Tadeusz Kłak, Joan Crawford, Emil Jannings, Clark auch Liebe. „Lubelskie” powieści Józefa Łobodowskie- Gable, Robert Taylor i inni. Szczególną go, w: Literatura i pa- sympatią obdarza jednak główny boha- Fascynacja Łobodowskiego tą aktorką mięć kultury, red. Sła- ter Marlenę Dietrich, o której pamię- sięga jeszcze młodzieńczych lat, czego womir Baczewski i Da- ta również w powieściach. Wspomina świadectwem był między innymi jego riusz Chemperek, Lub- artykuł z „barykad” pt. nogi marleny die- lin 2004, s. 346-347. ją kilkakrotnie, posługując się zresztą 40 Tamże, s. 347. raczej jej imieniem, co również świad- trich (pisownia oryginalna).40 czy o zażyłości samego autora Dzie- Dodajmy, że w nr. 2 „Trybuny” (15 marca jów Józefa Zakrzewskiego z jej fi lmowym 1932) jest zamieszczony artykuł Łobodow- wizerunkiem. Dwa razy pojawiają się skiego pt. Film przyszłości, a w numerze także słowa śpiewanej przez nią w Błę- następnym (1 kwietnia 1932) artykuł pt. kitnym aniele piosenki: O awangardę fi lmową.

Józef Łobodowski Nogi Marleny Dietrich Kiedy kino nazywało się jeszcze bio- ekranie zaczął panować sentymentalny „Kurier Lubelski” 1932, skopem, a technika fi lmowa stawiała i rozwlekły romans rosyjski kino stało nr 285 z 16 październi- ka, s. 3. jeszcze chwiejne kroki na drodze do się codziennym przytułkiem dla płak- dzisiejszej stosunkowej doskonałości, siwych panienek, którym oczy zacho- ludzie poważni zbywali nowy wynalazek dziły mgłą wzruszenia na sam widok pobłażliwym i lekceważącym uśmie- wystawionych fotosów z czekoladowym chem. W ogólnej hierarchji wartości smutkiem Wiery Chołodnoj. kino znalazło się gdzieś między budą Pamiętam całą paradoksalną nie- cyrkową, a występem podwórkowych współmierność tych przełomowych akrobatów – nieco później gdy na chwil w historji, kiedy ciałem, dyszą-

Wnętrze kinoteatru „Cor- so” przy ul. Radziwiłłow- skiej w 1943 (spalony w 1944 roku i rozebrany). Fot. z książki Dzieje Lub- lina, t. II, red. Stanisław Krzykała, Lublin 1975. nr 35 (2009) 127 Kalendarium życia Józefa Łobodowskiego – hasła...

cem spazmatycznie w ogniu zawziętych miasta, wracam do tłumu zahipnotyzo- walk, stawało się słowo rewolucji, z co- wanego przez ekran i niestety porówna- dziennemi zajęciami ludzi – w dzień nie wypada na naszą niekorzyść. chowano przy biciu dzwonów krasnoar- Nic tak bardzo nie dyskwalifi kuje cy- miejców, przywiezionych na wozach ze wilizacji dzisiejszej, jak fi lm, najbardziej stanic i czerwień sztandarów stanowiła dokładny, najbardziej bezlitosny, po sej- dziwny kontrast z uroczystym śpiewem mografi cznemu czuły dokument epoki, djaków, w nocy na wygonie rozsypywały w której żyjemy. W kinie europejsko- się ziarna częstych wystrzałów i dale- amerykańskiem można zobaczyć pięk- kie refl ektory obmacywały czarnogra- ne kobiece ciała i dorodnych mężczyzn, natowy aksamit limanu i niezmiennie można asystować przy zawiłych proce- co wieczór o dziewiątej godzinie tłumy sach wzajemnego zdobywania się, moż- oblegały, jedyny w miasteczku kinema- na ujrzeć, jak się ubierają, rozbierają, tograf, przed którym olbrzymie płachty całują, walą po pyskach, jak przeżywają głosiły barwnemi literami, że – osoby tragedie i dramaty, słowem chwyta się ze słabymi nerwami prosimy o nieprzy- wizję świata w trójkącie pięknych nóg bywanie. jakiejś Marleny Dietrich, ale próżnoby Jeszcze później kino przeniosło się na szukać tu świadectwa że jednak żyjemy, ulicę – wmontowany byle jak w ściany że o coś walczymy, coś zdobywamy, narożnego domu aparat warczał i trza- że posiadamy jeszcze wbrew zakusom skał, jak karabin maszynowy, celując godność wolnego człowieka, że jeste- salwą światła w wielką płachtę, rozpiętą śmy ludźmi. na dwu słupach, ulicę zalegał tłum tak Jeśli słuszne jest powiedzenie, że ope- różnorodny, jak to tylko jest możliwe rator-artysta na każdym kroku aresztuje na Kaukazie, biorąc żywy i bezpośredni w kamerze swego aparatu świat, to co udział w tem, co się działo na prymityw- i kogo – pytamy – aresztuje dzisiejsze nym ekranie: karykatury cara i genera- kino i poco każą nam patrzeć na to łów wywoływały salwy rabelaisowskiego – poco te okropne historie miłosne, śmiechu sprośne kawały i liczne ko- skoro i tak wiadomo w czyjem łóżku mentarze, groźny pomruk przelatywał się skończą, poco i dla kogo te słodkie po ludziach, gdy płaskie cienie ukła- miss, tak podobne jedna do drugiej, że dały się w obraz komuny paryskiej, robią wrażenie jajek udających życie, walczącej na barykadach, wyświetlaniu poco te grasanckie wycieczki, apelujące krótkich fi lmów o treści technicznej, do sentymentów kończącego się czło- czy gospodarczej towarzyszyły fachowe wieka, dziś gdy może na każdym rogu uwagi – nie było biernych widzów, na czeka wielka chwila historyczna. oczach niemal dokonywał się trudny W zagłębiach przemysłowych tłumy proces scalania tej różnorodnej i czę- bezrobotnych, społeczeństwo i państwo stokroć obcej sobie masy w imię jakiejś szukają wyjścia z ciasnej uliczki go- idei mniejsza z tem dobrej czy złej, czy- spodarczego kryzysu, coś powstaje coś jąś wolą powołanej do życia. nowego dźwiga się powoli z bezkształ- Kiedy teraz siedzę w wygodnym fote- tnego kotłowiska sprzecznych żywiołów, lu, w kinie wyposażonem we wszystkie a do kin po staremu zapraszają nas na techniczne zdobycze lat ostatnich i przy- „gigantyczne superfi lmy, obrazujące tra- glądam się postaciom sąsiadów, wroś- giczne dzieje zmagań się kobiety uczci- niętych w śpiączkę nudnej kontemplacji wej z występną miłością”. nikomu i na nic niezdatnych fi lmów Brzmi to coś tak, jak owe natrętne, mimowoli wracam wspomnieniami do wieczorne, przed kawiarnią, przed kio- ciasnej uliczki zagubionego w stepach skiem ofi arujące się wszystkim za jedne

128 nr 35 (2009) Nogi Marleny Dietrich Józef Łobodowski dziesięć groszy: „jak teściowa ze swoim może, krępowana samodurstwem nego- zięciem się baaawiła”, a na drugi dzień cjantów i dyrektorów, wtedy wyjdziecie pan recenzent pisze beztrosko, że ostat- na właściwą drogę kinematografj i, któ- ni dźwiękowiec świadczy o ciągłym po- rą już zaczynamy dostrzegać w gąszczu stępie polskiej kinematofrafj i. luźnych usiłowań, a którą osiągniemy Obywatele, artyści, operatorzy i re- dopiero wtedy, gdy kino stanie się in- żyserzy! – tegralną częścią nowej kultury jutra – Dosyć fi lmowania tych bzdur, wiecz- bo zwycięstwo nowej treści spowoduje nego komentowania przygód dystyngo- natychmiastowy rezonans w dziedzinie wanych panienek, do luftu Nora Ney, zdobyczy formalnych i odwrotnie. na szmelc słodką Jadzię Smosarską! I dobrzeby było, gdyby wszyscy, któ- Jakto kiedyś pod adresem literatów wo- rzy dość już maja dzisiejszej twórczości łał stary, zapluty, na łaskawym chlebie kinowej zdobyli się na przejście do jej u endeków zęby łamiący, ale tyle razy negowania do działalności pozytywnej, czujny i racją słuszną nabrzmiały Nowa- zdobyli się na organizację i połączyli czyński: w lud, w naród, w proletariat, rozstrzelone usiłowania i środki. Na- w chłopstwo, w miazgę, w głąb! – tak kazem chwili powinno być wyrwanie i wam z kamerą na plecach i krążkiem przemysłu fi lmowego z rąk koncer- taśmy w kieszeni rozejść się po kraju, nów, daleko idąca prymitywizacja, coś górnika pracę podglądać, z chłopem w rodzaju kinowego rzemiosła czy na- nad czarną ziemią się schylić, do cha- wet chałupnictwa, co wprowadzi fi lm łupnika w okno zastukać, byle dalej w masy i da mu zupełnie nowe możli- od Warszawy, od Finkielsztajnów i Łu- wości rozwoju. skinów, Ordyńskich i Szternów, od tej szmiry ludzkiej i artystycznej, od tych Takie sny nam się marzą, gdy wycho- pasożytów toczących żywe drzewo kul- dząc z kina, z furją trzaskamy drzwia- tury polskiej! mi i uciekamy od ponurego budynku, Wtedy też rozwiążecie problemy w którym wyświetla się tragiczne dzieje techniczne fi lmu, znajdziecie podnietę „nieszczęśliwej dziewczyny zdradzonej i podstawę twórczą do realizacji nowej przez kochanka i w wirze wielkomiej- sztuki kinowej, która wciąż jeszcze szu- skich zabaw szukającej zapomnienia ka swego wyraziciela i znaleźć go nie złamanego młodego życia”.

Na następnej stronie: Jó- zef Łobodowski. Fot. ze zbiorów WBP im. H. Łopa- cińskiego (sygn. 1229/II, nr 3418). nr 35 (2009) 129

Wybór tekstów

Józef Łobodowski Wiersze lubelskie

Ballada lubelska

Ponad łąkami zmierzchy zapadały sine Z tomu Poezje, wybór i woń rozkwitających lip... i wstęp Józef Zięba, Lublin 1990, s. 214-233. Wezbraną wiosną dusił się Sławinek, koń niewidoczny przy dyszlu zaparskał, leniwy chłopski głos i wozu skrzyp, i ciepły kurz, i z karczmy pieśń pijana...

I gwiazdy stały co noc nad Lublinem, i Lublin w gwiazdach brodził po kolana.

A my brodziliśmy we snach i dudnił w słowach głuchy grzmot rebelii. Kto raz w źrenice trwogi spojrzeć się ośmieli, kto raz poczuje w ustach gorzki piach zwalonej wiary...

Kiedyśmy się wzięli za młode ręce, aby iść na przełaj, bezgłowa Nike znowu lot podjęła w groźnym proteście późnych wnuków i czyny zbyt pośpieszne, zbyt gorączkowe dzieła sięgnęły bruku.

Czas się opóźniał. Serca biły szybciej. Już brakowało nam tchu i powietrza. Więźniowie w miasta kamiennego krypcie ku nie zrodzonym jeszcze biegliśmy cegielniom bić szyby okien, rozwalać na przestrzał i dłonią zgarniać wapno lat Na s. 131: rysunek Witol- jak szorstką kielnią. da Januszewskiego to- mu Józefa Łobodoskiego Uczta zadźumionych (Paryż To o polską rewolucję szła rzecz. 1954). Ze zbiorów Jerzego Twarda sprawa chłopsko-robotnicza. Święcha.

Ale taki nasz zawzięty obyczaj, Na sąsiedniej stronie: Frag- że w pochodzie oglądając się wstecz, ment rozmowy Jerzego Pleśniarowicza z Józefem nie śpiewało się na obcą nutę, Łobodowskim z czasopi- nie deptało się zbłoconym chamskim butem śmie „W Słońce”. Ze zbio- uśpionego w jaśminach cmentarza... rów biblioteki UMCS. nr 35 (2009) 133 Wiersze lubelskie

Bo co drugi grób nam się rozżarzał krwią poległych w służbie Niepodległej, bo wołały prochy krwawych bitew...

Więc z ojczystej gliny młode cegły chciał wypalać zbuntowany architekt. Aby przedłużyć renesans i barok o twarde dłonie czerwonych murarzy.

Aby co bandos bezdomny wymarzył, spełnieniem stało się, a nie ofi arą. By w rozjarzonej ponad miastem łunie spłonęła nędza – jak bez ognia zmóc ją?! –

I teraz, młody, w drżących rękach unieś tę pieśń, ten hymn przed polską rewolucją!

Gdy się w knajpie zbiorą marzyciele, myśl namiętna, za nią mowa krewka – i po którejś tam szklance, ni mało, ni wiele, zakołuje rebeliancka przyśpiewka:

„... Na skroniach łąk zziajanych Bystrzycy chłodny bandaż. Na ratuszowej wieży rozwiany czerwony sztandar.

Z Piasków, z Kośminka, z Bronowic pochodem ruszymy razem. Przeciw czarnemu ludowi chodź, burżuazjo!”

Odwali kamień ksiądz Piotr Ściegienny, co śnił, obejrzy na jawie. Tym, którzy w walce niezmienni, pobłogosławi.

„Żwawiej wapno wymieszaj w kuble, rusztowania wznoś jak najprościej! Zbudujemy na nowo nasz Lublin – miasto wolności!”

Tak nam było, tak się nam przyśniło: – sen o polskim, powszednim chlebie, – gdy ojczyzna znaczyłoby miłość, – a żyć w kraju piękniej niż w niebie.

Szło się później zaułkiem znajomym, deszcz raz po raz z rannej chmury bryźnie.

134 nr 35 (2009) Ballada lubelska Józef Łobodowski

I wznosiły się w marzeniu szklane domy na Wieniawie, na Kalinowszczyźnie.

Pachnie chlebem rozczynionym z piekarń, pachnie sianem w Czechowicza wierszach. Żaden pies na przedmieściu nie zaszczeka, gęsty dym... z kasztanów czy z kadzielnic? Z buntem plącze się miłość najpierwsza, matki łzy, gorzki opar pijatyk...

Wiatr lubelski na ustach śmiertelnych, jak ostatni wijatyk.

Lew na łapach kamiennych wsparł się, stary zegar wydzwania północ, każde drzewo na nogach się słania, kołyszącej się dorożki czółno...

Z ócz nie zgarniesz tamtego miłowania, nie odgrodzisz się trumnami lat.

I naprasza się znowu wracający z gwiaździstego połowu, ogrodowy, sławinkowski wiatr.

Żeby jeszcze do wiosny dożyć, pojedziemy kajakiem do Zemborzyc, będziem wiosłem odgarniać kaczeńce. Niech w kościele murowanym, malowanym znów zahuczą na Creator organy, kiedy staniesz pod wieńcem.

Jakże mogła do nas trafi ć zła wojna, jeśli tamta ulica Spokojna nazywała się?

Jakżeś odszedł, nie wrócił i zamilkł, jeśli siwa matka co dnia łzami zalewała się?

Nie zaczynaj znowu, nie zaczynaj, nie pochylaj się nad szklanką wina, skroń bezsenną do poduszki przytul. Niech na zawsze rozwieje się widmo Lublina na ulicach śpiącego Madrytu.

Coraz rośnie bolesny rachunek. nr 35 (2009) 135 Wiersze lubelskie

Pojawiają się twarze zatarte, niejasne, błyskawica przelatuje z deszczu na deszcz, jak ze struny na strunę... … oczy przetrę, zbudzę się, znów zasnę...

Miasto wraca w wojenną zagładę, syczy piasek pod stygnącym piorunem, wchodzę w łunę, w ulice od ognia za ciasne, biegnąc, stopą poznaję ślad za śladem, okręcam się gorących popiołów całunem, nim potknę się we śnie o śmierć mą własną i runę.

Przepływają sny zbiegane, rącze, odzyskują formy wypukłe. Mroczne lustro na kawałki roztłukłem, już się spod ich władzy nie wypłaczę; podnoszę z ziemi najmniejszy nawet kawałek, odgaduję w każdym dzieje skamieniałe, wszystkie zamiary zuchwałe, przetrawione do szczętu ogniem, tak wiele co zmarnowałem, tak żałosną garsteczkę osiągnięć.

Huczy, dudni na bruku lubelskim mój śpiew:

„... swoją młodość tragiczną i męską za pas zatknąwszy jak nagan, wiemy jedno: na naszych klęskach znajdzie zgubę miażdżący nas świat...” (Takeś z własną ojczyzną się zmagał, taka była nierozumna odwaga, żeś nie umiał przekroczyć zwycięsko barykady piętrzących się lat). Byle ramion nie zabrakło ku czynom, miód i mleko przez piachy nędzarskie popłyną! Więcej myśli jasnej, więcej hartu: – Wstanie Zamość, Krasnystaw, Lubartów!

Tańczy miastem fala rozhuśtana: – Dzielić morgi! Fabryki dla nas! Wykuj sobie przyszłość, wykuj, tam już w górze, na patyku kapie soczkiem marksistowski ananas!

A tu ojczyźniany dzień, powszedni, słotny na oślizgłych brukach się ślimaczy.

Wilkiem łypią oczy bezrobotnych, wzbiera z piwnic rebeliancki zaczyn.

136 nr 35 (2009) Ballada lubelska Józef Łobodowski

Gdy napłynie szary tłum przed starostwo, gdy pod gradem kamieni szyby jękną, trzeba wtedy głowę trzymać prosto wpatrzonemu w rewolucji piękno.

Błysk przeleci po schylonych lufach – tak przed laty bywało z obcym wojskiem. Teraz jeszcze mocniej trza zaufać,

jeszcze twardziej zaciąć drżące usta... Czy od kuli kozackiej, czy od swojskiej jednakowo krew do gardła chlusta.

Nasz sztandar płynie ponad trony, nad miastem płyną robotnicze trumny, a kolor każdej jest czerwony, i wpośród ulic wyludnionych wybija werbel pogrzeb dumny. Stare groby na alarm huczą – któż ucieszy się tą zabawą bratobójczą?!

To nie ludzkie nieszczęście. Dziejowa konieczność! Mielą żarna historii serca na otręby. Rozczyń mleczkiem teorii udrękę odwieczną, walką klas polakieruj i wkładaj do gęby.

A gdy zwątpisz na chwilę, uczony dialektyk wytknie, żeś padł ofi arą społecznych obciążeń, skalpel wbije do mózgu, zaliczy do sekty i tabliczkę z wyrokiem na szyję uwiąże.

Uciekajmy na wiatr od wyroków i anatem, na ten wiatr, aby winy nam zmazał. Ukręconym z piachu batem będziem gonić głupiego Pegaza. Idzie droga na stary Markuszów, przez Puławy zakręca na Kaźmierz. Wrzaski kawek i kruków puszcza mimo uszu, odpowiada moim stopom wyraźnie: – ucz się, głupi, ucz, jak trawa na pastwiskach rośnie, jak się sójki i dzięcioły przedrzeźniają o wiośnie, na zagaję i orawy zbaczaj, boczkiem z miasta na wieś się wytaczaj, tam ci będzie młodziej i radośniej!

Potrąciłem o topole i lipy, w nadwiślańskie zabrnąłem spichrze. nr 35 (2009) 137 Wiersze lubelskie

Do polowym jeszcze wiatru nie wypił, a już noc do mnie śmieje się chytrze: – widzisz, głupi, jak cię uchlał ten trunek! Toż cię weźmie policyjny posterunek! Biegaj cwałem na łąki zziajane świętojańskiem wykpiwać się sianem, leć na gwiazdy jako ćmy na łunę!

Poparzyła mi wargi jak wrzątek, jakbym brnął po szyję w pokrzywie. Napatoczył się przydrożny świątek, ciemną głową pokiwał żałośliwie: nawojujesz się, chłopcze, do syta, a juści! Puszczą cię w świat z torbami przemądrzy oszuści! Wróć do domu wydeptanym śladem, byś przed wichrem i gradem mocniej w ziemię korzenie zapuścił.

I usiadłem nad Wisłą jak nad Babilonem — stopy pokrwawione, skrzypki potłuczone... Oj, da-dana, da-głupi, koprowinę za dukaty żeś kupił, teraz waruj z podkulonym ogonem!

Księżyc w chmurach toporem się zaciął, drzewa gwarnym obstępują kołem. Przepływają widziadła niegdysiejszych przyjaciół, oglądają się, czy na nich zawołam. Lecą liście z kasztanów, umierać im gorzko, gwiazdy są nad Niecałą, gwiazdy nad Radziwiłłowską – śpiewka skrzypek urasta w żałości, w balladę z tamtej strony, w wiatr, co blizny z dnia na dzień zalecza... Błyskawica miecza na schylonych szyjach i przez gwar żywiołów się przebija rzewna nuta człowiecza.

Oj, skrzypki, skrzypki z samorodnej lipki, oj, struny srebrnopłynne! Nie wyplątać się wam z nocnej matni! Dzień wojenny wstanie nad Lublinem i dla skrzypka wstanie dzień ostatni.

Jedna śmierć spada siarką i ogniem, druga – dymem krematoriów ziejąc... Ileż ciosów, upokorzeń i potknięć, zanim popiół twój w czarną ziemię zasieją!

138 nr 35 (2009) Ballada lubelska Józef Łobodowski

Zgrzebny pasiak, chodaki drewniane, w strutych chmurach stoi Majdanek – śmiertelne pole. Pieśń na ustach jak cykuta piecze, kiedy padasz – nie grotem, nie mieczem – ugodzony wprost w serce fenolem.

I tak widmo za widmem spotykam, głos każdego żmudnie przypominam. Grzebię dłonią w spróchniałych ruinach, w snach się szarpię – dzikie zwierzę we wnykach. Wichrem wieje podziemna muzyka, rozniesione gorzkim dymem ognisko.

Jak i ja szukałeś słowa, które zbawia, teraz, w noc odchodząc, mnie pozdrawiasz, szubienicą pozdrawiasz oświęcimską.

Biją tętna w skroniach – młoty w kuźni – idą tłumem, w las mroczny, wykrot po wykrocie. Ni jednego słowa nie rozróżnisz z ust zaszpuntowanych kneblem trocin.

Zimna lufa na karku, w mózgu wybuch, lecą w głąb bezdennego szybu, nie wstrzymają ich dłonie skrępowane ani stopy w dyby pojmane, dziś ich widzę, jak widziałem przed laty...

To najwyższym nad ziemią kurhanem płynie w niebo poderwany Katyń. Przyjacielem pomordowanym, przyjacielem zakutym w kajdany jakież słowa ma żyjący przekazać? Ciągle błądzę ulicami Lublina, na grobowcach kolana zginam – krtań z ołowiu mam, a usta z żelaza.

Jesień pełna zaklęć i wzdychań, biją dymy z porudziałych ściernisk i te słowa ze srebra i z czerni, dłoń bezbronna, która mroki odpycha...

Przez was, śmierci męczeńskiej wierni, padną w gruzach mury Jerycha.

nr 35 (2009) 139 Wiersze lubelskie

Wchodzę w mrok zapleśniały starych ulic, archeolog przeddziejowych czasów.

Noc rozkłada ramiona, jakby chciała utulić zwiędłe światła martwego szabasu.

Dłoń wyciągam, długo szukam: – gdzie kirkut?

Oczy ślepią kłęby chmur kosmatych... Wzgórze kurczy się jak chasyd na nędzarskim wyrku pod wzniesioną prawicą zatraty.

Tu, gdziem wszystkie kamienie przed wiekiem wydeptał, cień zbrodniarza w każdej bramie się czai i jęk plącze się w przedświtu szeptach: – Och, Sabaoth, Sabaoth Elohaim!

Szumi wiatr, w ostrzejszą wrasta nutę, na gałęziach samobójczo się wiesza. Niebo w burzy nad rozbitym kirkutem – rozszlochana, zrozpaczona rzesza.

Rozdarto świętą ziemię aż do samych trzewi, aż do głębi. Potrzaskano kamienne serca lwów i gołębi. Na nic bunt i lament się przydał, łaski u Jehowy nie wykołatał. Nie ostała się, nie ostała się proca Dawida wobec złości silnego Goliata.

Nie wstał mściwy Rabbi z siedmioma synami, buchnął krzyk mordowanych i zamilkł. Teraz wracam, proch grobowców stopami gniotę, staję, oglądam się za cmentarzem, za Jeszybothem, biegnę Rynkiem, Podzamczem, Lubartowską, krew do ust i oczu się klei...

Nie ma ich, wyszli z swoją śmiercią i troską w krematoriów dym, ku Judei.

Którzyście mi nie skąpili przyjaźni, których wraz ze mną widok świata drażnił, szlachetni buntem i gniewem rozumni;

140 nr 35 (2009) Ballada lubelska Józef Łobodowski

którzyście z getta, znad stronic Talmudu rwali się w górę i czekali cudu na krwawej ziemi, tej krążącej trumnie;

których jedynie z daleka pozdrowić mogłem, gdy zguba ku Izraelowi szła w huku butów i w kolczastych drutach,

cóż wam w ostatniej godzinie zostało, jeśli nie dumnej rozpaczy zuchwałość, krzykiem z wnętrzności na wieki wypruta?!

W nikczemnym wieku, co puszcza na przetarg i krew, i wolność, bezsilny poeta kogo powstrzyma wizją takich zgonów?

Jakim przerazić słowem czy melodią? Tylko w popiele nam siadać i podjąć „El mole rachmim” nad grobem milionów.

W sen zapadają się widma. Nim słońce wstanie na niebie pogodnym Madrytu, zbudzę się, okno otworzę szeroko – nic – tylko z dala czyimś szybkim krokom echo wtóruje... I wciąż nie ma świtu. Fałszerz i kłamca powie, że kto uszedł z ziemi ojczystej, usycha jak drzewo wyrwane z gruntu... Jak liść w zawierusze pędzony, nigdy gałęzi nie chwyci, zawsze poddany niechętnym powiewom, zwiędnie, pług obcy zgniliznę przeorze...

Gdyby znaleźli się tacy wróżbici, którzy by wówczas, przed laty dwudziestu przepowiedzieli, że czas ostrym nożem rozetnie życie i rzuci daleko nie przystające do siebie połowy; że z tamtych brzezin, z rdzewiejących rdestów, z łąk muskularnych nad stalową rzeką zostanie garstka spopielałej mowy... I zabronione mi będzie na jawie słuchać lubelskich cmentarnych słowików, wyciągać czułe ramiona na trawie, wraz z którą rosłem... Ale jeszcze zdławię ten krzyk i wyjdę za granicę krzyku. nr 35 (2009) 141 Wiersze lubelskie

Znam dobrze drogę, znam drogę powrotną, nie zastawioną doczesnym szlabanem. Gdy wasze stopy niezdarne się potkną i z gąb wypadną zęby połamane, powrócę cieniem z mej dumnej diaspory przez zarośnięte przeskakiwać tory, w gwizd lokomotyw na znajomych stacjach... W śpiewie słowików, w jaśminów paradzie kąt na lubelskim cmentarzu się znajdzie,

a dla was wieczna przyjdzie emigracja!

Może tylko to jedno się policzy – ten powrotny w snach conocnych zachwyt, woń zroszona lubelskich koniczyn, rozjarzone policzki łubinów... Wiatr gorący do ramion znów się przypiął...... to już tu, cicho schody zaskrzypią, niewidzialne usta szepną: – synu!

Widzę chłopca i kozę pstrokatą, biegnie z pyszczkiem wyciągniętym ku marchwi. W ulach brzęczy miodosytne lato, siwy obłok srebrnym smyczkiem zaraz zatnie, srebrne trzmiele rzucą się na sad, w rozkrzyczaną, upalną matnię... Miodne ule jeszcze mocniej zabrzęczą i wyjdziemy z snów ku Twoim tęczom, nimeś burzą na jawie na nas spadł. Lecą gwiazdy – rozszarpane pawie – świat kotłuje się, zatraca się w kurzawie nieodwracalnych już lat.

Ach, od jakich modlitw, od jakich kantyczek śpiewnych słów w tę godzinę pożyczę, żeby doszły, żeby dotarły? Odpuść grzech mój i wygładź winę, daj, bym w oczach, na świat obcy umarłych, tamte domy i drzewa... tamte chmury sine...

... niech uchwycę je, w stulone przyjmę ręce i, padając, jak sztandarem się okręcę ostatecznym widzeniem: Lublinem.

142 nr 35 (2009) Ballada lubelska Józef Łobodowski

Lecą lata, płonące pociski, rozhuśtały się cmentarne drzewa. Znowu siadam nad grobami przyjaciół i bliskich proch zetlały w palcach przesiewać.

Bacz, coś zdziałał, co o sobie powiesz ku zmierzchowi chylącym się dziejom, gdy już jutro spóźnieni jak zawsze wnukowie proch twój w palcach niechętnie przesieją.

Otwórz tamto okno, bliżej drzewom podaj, niech podejdą ku szybom i rynnom. Była pełnia pełgająca na wodach, wczesnych świtów niepowrotna uroda, rześka dziwność dnia i nocy inność.

Na chodnikach stóp dziecinnych tupot, wróbli wrzask, by weselej śmiać się dzieciom. Ku Wieniawy drewnianym chałupom brzask jaskrawy spadał mroczną zamiecią.

Weź go w dłonie, czułej struny nie zerwij, zawiąż mocniej, na usta namotaj! Tętni koń bułany, skoczył w słońca czerwień, już jest cały z purpury i złota. Zaczesałem palce w krwawą grzywę, przez tę krew i purpurę nie przebrnę. ... Łzawe oczy najładniejsze jeśli siwe, najpiękniejsze włosy jeśli srebrne...

Srebrny deszcz w siwe oczy zacina, srebrne trzmiele rzuciły się na sad, trzęsie się srebrny dreszcz? na orzeszynach.

Znów się mroczna rozdziera kurtyna, oszronionych gwiazd siekący grad.

Jakbym w nocy tej, rozwleczonej na wyrocznych sądach, wysrebrzone dachy Lublina znów oglądał zza więziennych krat

W nadbystrzyckich gajach naświstuje słowik, ciepły opar z podoranych borowin, nr 35 (2009) 143 Wiersze lubelskie

mgła na łąkach kożuchem się rozwełnia. Jest czerwcowa, świętojańska pełnia, byś w niej usta obmył i uzdrowił.

W mrok semafor jak zielony motyl zatrzepotał mi skrzydłem przyjaznem – to już blisko, to Motycz... Ileż razy stąd drogę znalazłem! Już sapaniem zdyszanych lokomotyw, już kasztanów wonią chmielną i gorzką, już zadudnił most drewniany pod dorożką, można jechać nie patrząc, na ślepo... Przecwałowały konie, spod kopyt ostatnia iskra, tu się zatrzymasz, tu koniec, tu twoja przystań...

Garść gorącego popiołu nad ziemi ojczystej polepą.

Połóż głowę znużoną, połóż pod gwiazd chłodniejących trzepot.

„Ręko wytrwała i groźna, mieszająca glinę gwiazd w sinym kuble, trójkącie nieustępliwy w niebieskiej wysokości!

W gorzkiej pomroce mgły, nad białymi łąkami żarzy się senny Lublin – miasto krzyczącej młodości...” Niech odrodzi się ten rebeliancki krzyk świecić w ślepia uzurpatorom! Aby mówić nie odważył się nikt, że się miasto poddało przemocy. Groźne widma wczorajszych bojowników niech się znowu pod ręce biorą, niech wychodzą w tym namiętnym krzyku naprzeciw nocy!

Niech na próchnie księdza Ściegiennego buchnie płomień i świeci na wartach. Niech się zbiegną ku nowym szeregom zapadnięte groby powstańców! Dreszcz przeleci wśród zbudzonych kamienic i chorągiew kulami podarta szare niebo krwią zarumieni i powieje na starym szańcu.

144 nr 35 (2009) Ballada lubelska Józef Łobodowski

Niech się każdy kamień rozkrzyczy pożarem polskiego buntu! Niech hardy honor robotniczy nieśmiertelnej zaświadczy ojczyźnie! Wiosno lubelska, wybuchaj, zdławione krtanie odszpuntuj!

Moskiewska, burżujska jucha niech dzień odwetu użyźni!

Widmo wolności błądzi w ulicach i straszy. Któryś zaufał przemocy, widmom nie ufaj! Księżyc sztyletem spiskowca w gęstwę się zaszył, każda uliczka spoziera w mroku jak lufa.

Któryś się podszył pod imię Proletariusza, wstrzymaj się, trwożny, w pamięci uważnie zatnij: – Wicher się budzi, ziemię do trzewi porusza, na bój wychodzą żywioły, a bój to będzie ostatni!

Drzew różaniec przy białej katedrze, naradzają się, o coś proszą, zamawiają...

Niechże szerzej ta noc się rozedrze, niech podniosą się powieki ślepej śnicy!

Powracają moje słowa, potykają się, ciężką noszą utrudzeni przemytnicy.

A mnie nie ma, ponoć nigdy nie było.

Tom nie ja w lubelski bruk łomotał, to nie mnie wzywa stara tęsknota i miłość...

Widma dawnych lat – towarzysze nieuchwytni! Każdy z nas nielegalny przemytnik i banita.

Ocierajcie ślepia z nocnej drzemy, wyglądajcie, czy jeszcze nie świta...

Doniesiemy nasz przemyt, doniesiemy!

Przez mrok nocy chybotliwym czółnem...... luli, luli... kołysanka tułacza... nr 35 (2009) 145 Wiersze lubelskie

Nazwy ulic jak perły od starości pożółkłe między dłońmi czułymi przetaczaj. Pergaminu postrzępiony zwitek przed oczami z szelestem się rozkręca. Któż tam stoi pod białym portalem Wizytek, kto wygląda zza kulis pustego teatru? Płynie z żaglem snu drobna postać dziewczęca, już wśród drzew, już we mgle się rozwiewa...

Nie pozwólcie, bym tym snem aż do zgonu się zatruł, uratujcie mnie, lubelskie drzewa!

Ku odwiecznym lipom i kasztanom na Lipowej, na Ogrodowej... Jeśli kiedy niedołężnym trafi ę słowem w waszą gęstwę wiatrem rozhuśtaną, tamte czułe noce jeszcze raz przypomnijcie, tamtym szumem skronie obejmijcie, bym na zawsze w waszym cieniu przystanął.

Po rozstajach snu, na pół ślepy, po omacku, fi ołkowym, cmentarnym zmierzchem... Czarnym skrzydłem zrywających się gacków bije we mnie letnia noc, nim pierzchnie; deszcz o świcie polną drogę zakurzył, strząsa płatki z krzaku dzikiej róży, mąci rzeki przebudzoną powierzchnię.

Przez malignę, przez podstępne potrzaski ile jeszcze razy dźwignąć stopy? Więc to ja znów przekradam się ogrodem Saskim mur przeskoczyć, gdy już brama zamknięta...?

Głucho zieją ulic okopy, drwiąco patrzą żółte latarń oczy, znów się w topiel starych snów zapadam, słaniający się po wszystkich zakrętach, po tych samych nie zgładzonych śladach.

Dzień nadejdzie – sny natrętne odrzucę, na lubelski cmentarz powrócę, wrosnę w groby, w krzewy malin, w jaśmin. Niech wyręczą wtedy usta

146 nr 35 (2009) Ballada lubelska Józef Łobodowski

uśmiechnięte i nieme skowrończychy nad czarnoziemem:

Jużeś tu, więc uspokój się, zaśnij!

Zaśnij... luli, luli... mój jedyny synku, ulżyj sobie, popłacz jeszcze krzynkę!

Stoi krzyż próchniejący na Sławinku, krwawa gwiazda krąży nad Sławinkiem.

Wygrzebuje się z lotnych piachów piosenka:

A jak na wojaczkę go żegnała, aż się brzoza liśćmi posypała. A jak listu daremnie czekała, aż na rzece woda poczerniała. A jak pieczęć na tym liście łamała, aż się pod nią ziemia uginała.

Ugina się ziemia, ugina coraz mocniej, podkłada się przyjaźnie tej wędrówce nocnej, nawołuje, bym przyszedł... Zawsze chętna ku takiej usłudze, w stronie swojskiej, nie cudzej w nieprzespany sen ukołysze.

W lotny piach obróci się piosenka.

Błądzi cień po Europie – odwieczny emigrant – rozgrzebuje popioły, w wątłe iskry dmucha. Na minionych, słotnych zawieruchach tren żałobny za życia wygrał; gubi się w gwarnym tłoku – a jest mu bezludnie; słyszy: chmura za niebem dudni, zapowiada się wśród gromów i błysków. Oto los wyłączonego z dziejów, opuszczonego na pobojowisku.

Ocknięty na dnie armatniego leju zbiera się w sobie, szuka broni i ładunków. Trafi ł na stopy trupa w gnijących onucach, ropą dłonie ubabrał, a w zdławionych płucach duszą wyziewy zatrutego trunku.

nr 35 (2009) 147 Wiersze lubelskie

I krzyk, co razem z czarną krwią wyrzuca, że go skreślono z rachunku.

Iskry z krzemienia lecą, lecz proch zamókł, na pieśń karczemną hardą przerobiono nutę. Pośród sprzedajnych klerków, wśród handlarskich kramów próżno potrząsać żołnierskim kikutem; zanim burza przewieje po idących wiekach i groby pobielone zetrze palec Boży, trwaj w zaciekłej rebelii i ochryple szczekaj jak pies, co na sztandarach się położył.

A oczom, którym dawno łez nie stało, wciąż zwróconym ku goryczom i troskom, znowu gwiazdy nad ulicą Niecałą, nad Spokojną i Radziwiłłowską, i zegar z Bramy bije nad Madrytem, i świtem widmo do okien zagląda i żąda spłaty długu. I znów ostre żądła snów niespełnionych kłują – jadowite. W ciągłej wędrówce wśród ruin i zwalisk kto się doszuka, dosłucha i dalej kroki na dzienne czuwanie wywiedzie?

Przed szumem nocy, przed mroczną zgryzotą skronie skrzydłami mi przykryj i otocz, ptaku wyroczny, mój wierny sąsiedzie!

Głucho wpatrzony w okna niewidome, ślepnę jak one, a gniewny barometr łudzi mnie, zmyśla i kłamie.

I żółć gryząca i ocet na wargach, aż się nachyli jutrznia-pielęgniarka, trzęsąc chorego za ramię. Wstawaj – powiada – nazbyt długo czekasz! Nic tu nie wskóra najsprawniejszy lekarz, przyczyn cierpienia nie wskaże.

Nie wydobrzejesz na takiej opiece. Wyrzuć dryjakwie, nie zamawiaj recept, krwawe pozdzieraj bandaże.

Znowu z wiatrami bądź w spółce i zmowie! Patrz: przerażeni uciekli widzowie, trzasnąwszy drzwiami od szatni...

148 nr 35 (2009) Na śmierć Czechowicza Józef Łobodowski

Weź ziemię w dłonie, przykładaj do rany, idź, z nocnych snów do reszty wyplątany, gdzie bój cię czeka ostatni.

Na śmierć Czechowicza

Znowu siano zapachnie w młodych snach, Z tomu Jarzmo kau- Lublin ocknie się lipcowym srebrnym świtem. dyńskie, Londyn 1969, s. 71-72. Kiedy białe gołębie wylecą nad dach, jakbyś wstrząsnął gałęzią jaśminu... A tam pola dojrzałe, zboża złotolite, senna cisza kładzie się na naszych krokach. Ale ty nas, ziemio, nie winuj, że żałobny niesiemy ci brokat, że cmentarne przywidziały nam się smutki pod tą pieśnią, którą głucho jęczą, huczą gliniane dzwony...

– życie nasze snem krótkim – mówi głos, mroczny głos z tamtej strony.

Było kiedyś weselej i gwarniej, gasił wiatr mgliste świece dymiącym kasztanom, ciepłem wiało z przedmiejskich piekarni, zlatywali aniołowie nad ranem, kładli skrzydła srebrzyste na lubelskich malwach, wonią bylin i ziół ochraniali od miecza – tylko tyle – cichy polski Monsalwat, śpiewna nuta człowiecza.

Płyną panny wieczorne z ciężkim żniwem w koszach, światło we włosach im zapala smukła ręka czyjaś; jeszcze uśmiech młodego dobosza, gdy idącym żołnierzom takt do rytmu wybija, jeszcze dzieci w ogrodzie toczą żwawe kółka, i z kościoła starego dźwięk zleci jak jaskółka, Zdrowaś, zdrowaś, Maryja...

I już się konie, całe w śnieżnej pianie, pomiędzy sobą gryzą... Ach, to nie huczy głośny taniec, to nie słońce oczerwienia horyzont, zakołowało czarne ptactwo – i południe jak północ – nr 35 (2009) 149 Wiersze lubelskie

chwieje się każdy dom, na złej fali wywrotne czółno, ląd na połowy rozpęka, na kamienie ognisty spada chrzest, teraz w bezwładnie rozrzuconych rękach w brwiach ściągniętych milczenia patos...

O, jakżeś piękna jest, gdy swój sandał przysuwasz, przyjaciółko nasza, Th anatos!

Ciemny cmentarz wkołysał w szum liści, wycia syren nie słyszysz, takeś ciężko się pospał, ściany domów pokrył trąd i ospa, twardy zakon ludzkiej nienawiści w miastach naszych wstał Apokalipsą.

Ale w domu, rodzinnym domu drzwi tak samo oprawione w skrzyp są. Spoglądają ciemne twarze glinianych świątków, ach, ta sama Polska, która była od początku, ojczyzna poetów, uwodząca i gorzka, jak piołun, z czołem w błyskawicach, ze stopami w żużlach popiołu, zadumała się, zasmuciła się, zbladły lica, gdy jej synów do wspólnego kładą dołu.

Zmierzch ku drzewom, jak archanioł ku Maryjom, pochylił się wieść zwiastować w ogrodzie – zaraz dłonie nocy powieki nakryją, jabłonie zapachną słodziej, gwiazda spadnie – kwiat uwiędły z listu.

To tylko twój czas odchodzi, to na ciemne łono cię przyjął Porfi rogeneta Chrystus.

Żonie

Z tomu Poezje..., s. 317- W dolinę rzeki cień od winnic padł, 318. w górze napięta cienka struna płacze, to głośno skarżą się w jesienny, mglisty świat wędrowne stada dzikich kaczek.

Wysoka trawa plącze się u nóg, dalekie światło gdzieś w topolach błyska,

150 nr 35 (2009) Żonie Józef Łobodowski

jakbym się znowu wolno wlókł przez nadbużańskie torfowiska.

Lecz tutaj zmierzch jak fi ołków pełny dzban, a mrok na skronie ciężki kir zarzuca – wiem, słyszę: w ciszy czterech ścian męczą się chore twoje płuca.

W dolinę głębszy cień od winnic padł, o, jakaż noc węgierska gwiezdna, jaka sina! I mocniej, ostrzej czuję w nozdrzach gorzki czad dopalających się ruin Lublina. A tam, gdzie gęstwy szept, kasztanów mrok, gdzieśmy chodzili słuchać świstu ptaka, jesienne, polskie liście depce obcy krok, znienawidzony chód żołdaka.

Ta noc... ten wiew... nieogarniony świat... idę – a w płucach wiatru coraz więcej – i wiem, że zatrzymuje mnie nie wiatr, lecz twe bezbronne, słabe ręce. Wędrowne ptactwo leci znów na żer, ale tęsknoty klangor ich nie odjął, gdy szelest twoich kroków, włosów twoich szmer staje się pieśnią i melodią. W dolinach cień, znów wiatr na usta spadł, świecą mi gwiazdy drżące i tułacze, i głośno skarżą się, i płaczą w mglisty świat odlatujące stada kaczek. O, topole lubelskie, nurzające wierzchołki w mgłach, jakże się waszym szumem miasto niosło na warszawską szosę! Wydawało się: jeszcze krok, a sam się uniosę, poniosę, zamienię w gęstwę, w szumiący zielony popłoch i strach. O, miła, jeszcze powrócę, umarły lub żywy, do tych drzew, minę ogród, przejdę ulicę, na lewo skręcę – a tam już dwa skoki po schodach i poczuję na oczach twe ręce, wargi pobledną i do serca spłynie wszystka krew. Każde słowo grozi eksplozją, każda myśl wybucha jak mina, nienawiść truje i pali, przywiduje się zgon coraz częściej, lecz spotkamy się, choćby w śmierci, i znów ulicami Lublina odejdziemy w miłość i szczęście. nr 35 (2009) 151 Wiersze lubelskie

Lubelszczyzna

Z tomu Poezje..., s. 315- Dolinami, zielonymi orawami kraina się rozpostarła, 316. rozlewami torfowisk i łąk podeszła ku stromym wąwozom... Złota woń macierzanki napływa do gardła, ani wiesz, skąd i dokąd cię wiozą. Czy tęsknota daleka, czy rozpacz i strach, skurcz pod sercem, gdy słów już zabrakło do wyznań, na pastwiskach, na rzekach, po majdanach i wsiach wciąż usypia moja Lubelszczyzna.

Kiedyś wrócę do ścieżek wydeptanych i szos, gdziem się z wiatrem spotykał i ziemi bił czołem, dość słyszała tych pieśni, więc pozna mój głos, kiedy na nią po imieniu zawołam.

Przyjdą zmierzchy fi ołkowe, zatoczy się wóz, furman cmoknie na rosłe mierzyny – i ruszę... Ach... i droga, wiodąca szpalerami brzóz między polne jabłonie i grusze.

Niby dym, co wieczorem nad jedliną się snuł, mgła mi oczy przesłoni, lecz do łez się nie przyznam, i śród leśnych uroczysk, śród majdanów i siół cicho uśnie moja Lubelszczyzna.

Do kraju polnych grusz i złotych sosen, gdzie misę z zsiadłym mlekiem nakrywa bochen chleba, gdzie płatki bzu poranną piją rosę, od dawna już powracać mi potrzeba. Niech tylko Tanwią spłynie pierwsza kra, niech w zwierzynieckich lasach zakwitną krzaki leszczyn, usłyszę, jak o zmierzchu fl et pastuszy gra, jak mi pod stopą sucha gałąź trzeszczy.

Lubelski cmentarz zarósł gęstwą drzew, jak dobrze spocząć przy boku swego dziada! – i niech mi tam jaśminu krzew o moim kraju opowiada.

152 nr 35 (2009) Noce lubelskie Józef Łobodowski

Noce lubelskie

Ewie Szelburg-Zarembinie

l Wiatr północny, rozszumiały okrutnie – Z tomu Poezje..., cienie się chronią po bramach smutne i chore – s. 70-75. wbity w mrok miasta jak Szymon Słupnik, kładę idące lata pod myśli zawziętych toporem.

Ręko wytrwała i groźna, mieszająca glinę gwiazd w sinym kuble, trójkącie nieustępliwy w niebieskiej wysokości – w gorzkiej pomroce mgły, nad bladymi łąkami żarzy się senny Lublin – miasto krzyczącej młodości.

Rozbitych pagórków urnom nocny wiatr obsypuje żółte próchno, zagony pachną horyzontem, łąki wyrastają ramionami traw, kasztan liście palczaste w twych włosach zaplątał, a półmrok jest kwaśny w ustach jak szczaw.

Nie wiemy, kto ponad nami przystanął, kto zgarnął garścią mrok nocy i w niebie napiął – pod palcami gwiazd uderza czulszą membraną serce niesione przez miasto, kiedy, żałobnie wśród ciszy chrapiąc, zegar wybije dwunastą.

Trudno jest iść milczącemu, łatwiej by było zapłakać, a jeszcze trudniej utrafi ć wzrokiem na nerw – obnażony sens. Bredzą nędzarze przez sen w kamiennych barakach, obejmują drżącymi rękami sterty węgla, bułek, kartofl i i krwawych, soczystych mięs.

W klatkach, gdzie męczą ludzi, upalne ciąży palermo, płynie czas pokoleń, pęcznieje głód, kołyszą się łóżka płynne żywicą i spermą: miłość – drapieżny ptak w rozwidleniu kobiecych ud.

Wali się idącemu na głowę nocny świat, gwiazdy opadające na drzewach gasną – teraz już tylko wejść i bramę za sobą zatrzasnąć, bramę, za którą cwałem przebiegają tabuny lat.

nr 35 (2009) 153 Wiersze lubelskie

2 Ręka upalna lata błękit na drzewach rozpina, kłujące szpilki słońca jątrzą się w każdym nerwie – jest świt o trzeciej godzinie, jest czerwiec, błyszczy sierp Bystrzycy i kajak ukryty w trzcinach.

Wieczorem objęci wpół ze skromnym w kieszeni banknotem idziemy hurmą do knajpy zimny alkohol żłopać, sączy się z butli przymilnych wódek srebrzysta ropa, kwitną na obrusach wina zielone i złote.

Gęste powietrze parzy usta witriolejem, tańczą dziewczynki śliczne na nóg jedwabnych łodygach, tańczymy wszyscy – północ nieruchomieje, pod szklanym wzrokiem księżyca miasto zastyga.

Biją godziny – stąpa koń czarny – zmydlony na nim popręg. Nawołują się cienie nocnych przerażeń głosem, tancerki mają usta purpurowe i mokre, tancerki lgną ku naszym prężnym torsom. Runie przez słabe sztachety nocy brunatny wodospad, porwie stoliki, orkiestrę, służbę i nas – i białe tancerek ciała pokłuje ospa ropiejących, nabrzmiałych gwiazd.

3 Na przedmieściach chichocą wesołe dziewczęta, nad białymi sadami ciepły wiatr powiał, ciemne drzewa, jak rumaki w pętach, kołyszące grzywami listowia.

Mroczna Kalinowszczyzna rozsypała się w gąszczach i umarła, ciepły powiew od sadu rosą w twarz mi bryznął, zapach kwiatów podskoczył do gardła.

Senne cienie na palcach stąpają ostrożnie, żaden z nocy grobowej wyjrzeć się nie waży – leżę w mroku bezwładny i kopyta spiżowe przelatują zabitemu po twarzy.

Na więziennej baszcie czarny topór utkwił w nieba fi olecie i grozi –

154 nr 35 (2009) Noce lubelskie Józef Łobodowski

nasze serca, oblane księżycowym ukropem, wybuchają w kolejnej eksplozji.

Księżyc wolno zstępuje po dachach wygiętych ku odległym, nieznanym wybrzeżom – jak umarłym monety ciężkie gwiazdy na powiekach nam leżą.

Jeszcze strome pagóry, światła na glinianych urwiskach, czarny Cień za nami idzie, czarny Cień na krzywych palcach nas liczy – w gardle dusi, w gęstwie już błyska: z sinej nocy grozi tajemnicze.

4 Wiatr północny rozszumiały okrutnie pędził na miasto chmury, kurzawę i chłód – niebo tryskało mleczem, konie biły kopytami u wrót, pod kopytami trzeszczy gwiazd spalonych żużel, wieczór utonął w sinej głębi źrenic i silniej serce odurza samotnym śpiewem jarzębinowej jesieni.

Porzuconemu w jesiennej samotności brakuje szerokich dróg i morza, wąwozów i jedlin – drzewa spopielił pożar. daleki tętni pościg i zmierzch opada popiołem na dachy ludzkich osiedli.

Historio, która się tworzysz skurczami rąk i w krzyku ust wygłodniałych, wymierzana tanków tętentem i marszem okutych nóg, zbliżają się ku miastu semaforów czerwone sygnały i przebija mrok nocy krótkich spięć groźny huk.

W dniach narodowych świąt niebo jest jasne jak fl akon, przeciągają od rana orkiestry dęte, błyszczą na słońcu księżom tonsury, mosiężne hełmy strażakom – i chodzi z puszkami kilka młodych studentek.

Spłynęła krwią szara ściana, wżarła się w przestrzeń tym herbem, nr 35 (2009) 155 Wiersze lubelskie

przecina mrok aksamitny orzeł i krzyż, krzyż i orzeł! Dudni na bruku ulicznym nóg natarczywy werbel dla ciebie, o dyktatorze!

Biało-czerwoną legendę jakże udźwignąć na barkach i nie zapomnieć o krzyku, co się na ustach położył? Oto nam w młodej pięści zwija się kastet anarcha i myśl z ostrego mózgu spływa jak farba po nożu.

Wracam do domu wieczorem. Głośnik oświadcza miastu: marszałek Piłsudski, ojczyzna, cześć bohaterom... Wiem wszystko: herbata z chlebem, ramiona lat dziewiętnastu... Świat jest ten sam, ten sam, który oknem codziennie otwieram.

5 Wiatr północny rozszumiały okrutnie, tryska spod ziemi krew i huczący wypełnia semafor; czekając, aż się miasto czerwono zaludni, zwitek papierów i spluwę chowałem za szafą.

Znowu wieczorem usta parzył powietrza witriolej, znów kłuła wzrok nieświadoma znikomość rzeczy. Miastem się toczą gwiazdy: cekiny, piastry, obole – to sprawy, które są złe, a którym nikt nie zaprzeczy.

Po cóż zaprzeczać dłoniom niosącym spoczynek, wykwitającym jak jaśmin z rozpaczy mrocznych szacht – do ramion cichej przystani już nie zawinę, pędzony przez wszystkie morza korsarski jacht.

Zaszły łzami oczy matki blade, starym barkom nieposilny ciężar. Ciężką drogą, niepowrotnym śladem, jedzie syn własne serce zwyciężać.

Za strzemiona mnie nie chwytaj i nie płacz, drżącą skronią przytulona do grzywy – pod pułapem nawisłym wśród ciszy i ciepła, w czterech ścianach byłbym nieprawdziwy.

Gdy sąsiedzi zapytają o mnie, urągając twoim siwym włosom,

156 nr 35 (2009) Lublin 1934 Józef Łobodowski

ty odpowiedz im, stratą swą dumna ogromnie: – Mego syna dziś na marach przyniosą...

Szumią jesienne kasztany, północ przez palce przecieka, siwym gołębiem świt na zgniłych okiennic deskach, matce, znużonej rozpaczą, na rozpalonych powiekach połóż swą dłoń litościwą. Gwiaździsta Panno Niebieska!

Ręko wytrwała i groźna, mieszająca glinę gwiazd w sinym kuble,

trójkącie nieustępliwy w niebieskiej wysokości – w gorzkiej pomroce mgły nad bladymi łąkami żarzy się senny Lublin – miasto krzyczącej młodości.

Drzewa nad drogą przystanęły smętnie, nagły i ostry skręt zebrał je w ciemne półkole, tak jakby obok szumem wezbranych tętnic daleka opowiada się kolej.

Błyskawica nad ziemią, grzmot na spotkanie mi wyszedł, spadają krople niewidzialne, niewidzialna ręka nam grozi wiatr we włosach i serce już słyszy wybuchy podziemnej eksplozji.

Lublin 1934

Nad miastem wstaje zmierzch. Zachód we krwi się utopił. Z tomu Poezje..., s. 76. Pod stopami rozbitych pomników gruz. Kamienice znane na pamięć. Niebo, pod którymś rósł, wierzby zgarbione nad drogą jak smutne pięty, Wieczór kroplami gwiazd; w otwarte oczy bryznął – tobie, milcząca, uwięzła w mroku ojczyzno, cierpkie pieniactwo poety!

Nad sennym Lublinem noc. Chmury brunatne. Ptaki potworne wieją ze świstem żelaznych piór. Ognie migocą w oknach. Śpiewa samotny chór. Słowa słyszane po stokroć serce zduszone uwodzą. nr 35 (2009) 157 Wiersze lubelskie

Ach, serca! Dzwony alarmu na zapomnianych poddaszach. Kroki, których stąpanie na zawsze w pamięci zatnę. Cienie skłębione biegną. Każdy za sobą zaprasza.

Kogo pilnujesz, człowieku? Kto jest twój wróg? Czyje drapieżne ręce grożą orężem? Zwycięzcą będę w tej walce, choć własnych słów nie zwy- ciężę. Przejdę przez wszystkie granice, każdy zdobędę próg, wywyższę serce człowieka nad rozkład straconych ciał – wydziedziczony władca tej jednej jedynej przełęczy, którąś przekroczyć się bał.

Nad wrzawą słów i pułków tupotem głuchym szeroka i krwawa łuna wyrasta – twój granatowy płaszcz unoszą wichru podmuchy, samotny poręczycielu mieszczańskiej ciszy – złamały się linie domów, kamienna rewolta miasta, której znużony nie słyszysz.

Świerków czubate gromady, jak pęki dzid, rozwiewa świeży wiatr popiół żałobnych elegii – spójrz: nad nami zwichrzony świt – morze bijące o brzegi.

W Zemborzycach

Z tomu Poezje..., s. 267. Pani Wenus wszędzie zastawia swe zatrzaski, więc to samo dziać się musiało w Lublinie. Podobno młodzi wciąż całują się w Ogrodzie Saskim, a Bystrzyca też podobno ciągle płynie.

Spływało się kajakiem do Zemborzyc, w tamtych lasach było dosyć mchów i czernic. Po to właśnie wyrok bóstw nas wszystkich stworzył, więc musieliśmy wyrokowi być wierni.

Pieniła się woda przy starym młynie, noce i gwiazdy przeglądały się w głębinie, bo każda noc była znojna i gwiezdna... I co? – Bystrzyca ciągle jeszcze płynie? Bez nas?!

158 nr 35 (2009) List do matki Józef Łobodowski

List do matki

Późny wieczór się kładzie nad starym Lublinem, Z tomu Jarzmo kaudyń- w szelest i w cień uciekają zamglone klony. skie..., s. 49-50. Granatowieje niebo, dotąd błękitne i sine, nad Tatarami opar się wznosi zielony i zmierzch fi ołkowy otwarte bramy nasyca...

Kroki moje zgłuszone w mrocznych lubelskich ulicach, powrotne kroki młodości raz jeszcze niechaj usłyszę! Głowę moją szaloną niech tamten wiatr ukołysze, w gęstwie jaśminów zaszumi, wzburzone włosy potarga, niech wszystkie dawne zaklęcia zbudzi na wargach i starą furtką zaskrzypi, gdy klucz z niej wolna przekręcę, by oprzeć drżące skronie o spracowane twe ręce.

Coraz ciężej zasypiać, budzić się coraz trudniej, bezradna dłoń opada na głowę małego wnuka. Ognistymi kłami w znużonych oczach południe, po nocach budzisz się, gdy gałąź w okno zastuka, nasłuchujesz długo – odwieczna matczyna praca – gdy się kroki wstrzymują przy bramie:

To może syn mój powraca...

A on nie powraca, zły, niedobry syn, a on nie pisze nawet, jak zawsze... przedtem...

„Na próżno do przywołuję codziennych modlitw szeptem, daremnie go rozgrzeszam ze wszystkich win

Nie przychodzi, zabłąkał się wśród obcych, dalekich ziem, nie poradzą, nie dopomogą bezsilne ręce matczyne...” O, srebrna moja, najbielsza, teraz dopiero wiem, naprawdę złym byłem synem.

Noce rzucone na pastwę szalonym snom, młodość, co była rozterką, gniewem, rebelią i pychą. Wszystko rozwiało się w burzy, wszystko przepalił grom, że się jak liście umarłe po ziemi ścielą...

A tylko gorzki twój płacz zbłąkaną jaskółczychą wciąż krąży nad pogorzelą. nr 35 (2009) 159 Wiersze lubelskie

W tej drodze, którą idę skroś zbójeckich borów przez świat, co mnie otacza jak bezludna pustka, zwierzęta głodu, trwogi i pomoru, świecąc płomieniem ślepiów, chciwie węszą w ślad, na skrzydła rudych łun porwany wiatr na twarz opada zakrwawioną chustką, znużone stopy potykają się na grobach i próżno w list do ciebie chcą się związać słowa, słowa stłumione jak płacz...

Cmentarz w Lublinie

Z tomu Jarzmo kaudyń- Jakiż sens brać w dłonie ciepłe trupy wydarzeń, skie..., s. 53-54. jeśli nie można ich wskrzesić, jeśli nie można ich zmusić, by po raz drugi umierały inaczej?

Zawodowi tych spraw opowiadacze potrafi ą wymierzyć proporcje między piaskiem, którym rzuca się na powieki zmarłych, między głowami, które wygłasza się, czkając na stypie; umieją wymierzyć trumnę i rękę, kwiaty sypie.

Zawsze lubiłem cmentarze. Lubiłem w nocy drzemać wśród grobów, porwanych powodzią jaśminów. Powietrze zalewało krtań chmielnym płynem, słowiki krzyczały na cały świat o swoim szczęściu, oszalałe, w miłości niesamowite.

Cmentarz kołysał się, wzbierał wiosną, żył. Budziłem się późnym świtem. Na pobliskim pagórze chłop prowadził konie: szły rześko, pobrzękując kantarami.

Ten cmentarz już nie śpiewa. Dawno zamilkł głos, co był głosem umarłych, ale zachęcał mnie do życia.

Nazwiska na kamiennych tablicach się starły, nie pamiętam ich. Drewniane krzyże pod murawę się zapadły, z próchna nie wydobędę ich.

160 nr 35 (2009) Cmentarz w Lublinie Józef Łobodowski

Zapomniałem na ile ciągnął się stajań i zatraciłem miarę dzisiejszych wydarzeń.

A cmentarze stoją w kwietniach i majach, w sinej mgle świtów, na plusze i skwarze, unoszą w dłoniach ciepłe trupy lat – i po każdym pogrzebie grabarze przy podziale srebrników kłócą się zajadle.

Tak nieraz, gdy kruszyłem suchy chleb, w mój ślad leciały z wrzaskiem wróble, gile, trznadle...

I chciałbym je wszystkie wziąć w dłonie i wskrzesić, aby po raz drugi umierały inaczej, a to znaczy, że musiałbym wskrzesić sam siebie, aby inaczej żyć po raz drugi i zasłużyć na jaśminy, na słowiki, na cmentarz...

Przechodzi pogrzeb po pogrzebie i pod skrzydłem szarugi wolno wleką się żałobne zwierzęta.

nr 35 (2009) 161

Lublin we wspomnieniach Łobodowskiego

Józef Łobodowski Wspomnienia lubelskie Po ukończeniu szkoły powszechnej pacyjne władze austriackie i znajdowały „Kresy” nr 8, 1991. w roku 1924 powstało pytanie: co da- się w różnych biurach, a gdy wybuchła lej? Matka myślała przez jakiś czas o se- niepodległość, poprzydzielane zostały minarium nauczycielskim, ale kierownik polskim urzędnikom. Nie od razu moż- szkoły jej to wyperswadował. „Pani syn na było sprawdzić, gdzie i w czyim ręku jest zdolny. Seminarium nie daje prawa się znajdują. Ale powoli matka umiej- wstępu na wyższe studia. Niech zdaje scowiła prawie wszystkie. Jednak jak je do czwartej gimnazjalnej”. Było to jesz- odebrać po tylu latach? Ostatecznie do- cze przed reformą szkolną i po ukoń- szło do porozumienia. Nie którzy nowi czeniu szkoły powszechnej trzeba było posiadacze zobowiązali się do stopnio- zdawać egzamin. Oczywiście, miało być wego wypłacenia odpowiednich sum. gimnazjum klasyczne. W Lublinie były Dyrektor Poczt i Telegrafów zaś, Du- dwa takie gimnazja: państwowe imienia bownik, w którego posiadaniu znajdo- Staszica i prywatne, zwane „Szkołą Lu- wało się umeblowanie salonu — kanapa, belską”. Okazało się jednak, że u Staszi- dwa fotele i krzesła, kryte aksamitem ca nie ma miejsc, „Szkoła Lubelska” zaś — zaproponował mojej siostrze nie- odpadała ze względu na wysokie wpiso- złą posadę w Dyrekcji, mimo że jej wy- we, na które mojej matki nie było stać. kształcenie skończyło się na czterech Emerytura zaborcza dla matki i dla mnie klasach rosyjskiego gimnazjum w Jej- (siostra już wtedy pracowała) była zbyt sku. Teraz już miała dziewiętnaście lat szczupła. Więc volens nolens trzeba było i trudno było myśleć o odrabianiu stra- zdawać do gimnazjum matematyczno- conego czasu. -przyrodniczego imienia hetmana Jana Zamoyskiego, przy ulicy Ogrodowej 10. Wszystko razem, plus skromna emery- turka, pozwoliło nam związać koniec Zanim omówię moje lata szkolne, któ- z końcem. Dwa pokoje zaś znaleźli- re trwały zbyt długo, gdyż po drugim śmy w rozległym mieszkaniu przyrod- roku w siódmej klasie zostałem za różne niej siostry matki, córki pierwszej żony sprawki z gimnazjum usunięty i przyję- mego dziadka, która wynajmowała wol- ty ponownie po pół roku, co znacznie ne pokoje podróżnym, nie mogącym za- przedłużyło studia aż do zdania matury, instalować się w stale przepełnionych kilka słów o tym, jakeśmy się po powro- w owym czasie hotelach lubelskich. cie urządzili. W roku 1914, gdy matka Do kryzysu gospodarczego było jesz- zdecydowała się na wyjazd do Moskwy, cze wtedy daleko. W kilka lat później zostawiła cenne meble na przechowa- siostra wyszła za mąż za wysokiego nie u przyjaciela rodziny, księdza pro- urzędnika Dyrekcji Poczt i Telegrafów, Okładka pierwszego tomu Józefa Łobodowskiego boszcza na Kalinowszczyźnie, którego lwowianina węgierskiego pochodzenia. Słońce przez szpary (Lublin w roku 1922 już nie było wśród żywych. Jego pradziadek był we Lwowie austria- 1929). Ze zbiorów Biblio- Meble zostały skonfi skowane przez oku- ckim urzędnikiem, ożenił się z Polką, teki KUL. nr 35 (2009) 163 Lublin we wspomnieniach Łobodowskiego

spolszczył i w jego potomkach tylko na- Piękna dziewica, symbolizująca Polskę, zwisko świadczyło o dawnej ojczyźnie. składała u stóp Niewiadomskiego wią- Otoczenie ciotki było skrajnie endeckie. zankę kwiatów. Poza tym Barwicki był Rodzina również. Piłsudskiego nazy- człowiekiem łagodnym, z tych co by, jak wano pogardliwie „Półsuczkim”, a jed- mówi przysłowie, muchy nie uszkodzili. nocześnie nienawidzono Ukraińców i przybyszów z Galicji. „Ciotka — mó- Matka opowiedziała mi zabawną aneg- wił z goryczą jeden z moich kuzynów — dotę dotyczącą jej ojca, Edwarda. wydała córkę za Galileusza”. Galicjanie, Zdarzyło się wszystko jeszcze przed jak i piłsudczycy byli uznawani w tym drugą wojną światową. Malując freski środowisku za złych Polaków, a w naj- w kościele Świętego Ducha, Barwicki lepszym razie podrzędnej kategorii. sportretował mego dziadka, a swego serdecznego przyjaciela, jako świętego Obydwaj synowie ciotki Antoniny, Jan Piotra. Stary miał stałe miejsce w stal- i Edward, uważali swego najstarszego lach naprzeciw wielkiego ołtarza i nie brata, nieżyjącego już Kazimierza, za znosił, gdy mu ktoś tam właził. Gdy wyrodka, ponieważ poszedł do Legio- któregoś dnia zastał tam kilka starych nów, nabawił się tam gruźlicy i młodo dewotek, zdenerwowany, zaczął je wy- umarł. Ta śmierć zwiększyła jeszcze pędzać, grożąc im sękatym kijem. Jedna ich nienawiść do Piłsudskiego. Bliskim z dewotek spojrzała na niego, później na przyjacielem całej rodziny, a przede fresk i zawołała w przerażeniu: „O Jezu, wszystkim swego rówieśnika, dziadka, święty Pieter mnie bije!”. Barwicki przy- był Władysław Barwicki, stary dziwak, jaźnił się z młodopolskim, czy raczej chodzący w czamarze i konfederatce. postromantycznym poetą, autorem Kró- Uczeń Gersona, był niezłym portreci- lewskiej pieśni, Kazimierzem Glińskim, stą, malarzem uprawiającym głównie i w tajemnicy przed wszystkimi pisywał tematykę religijną, ale lubującym się kiepskie wiersze, które mnie jednak po- także w obrazach alegorycznych, jak na kazywał. Nie pamiętam już, czy dożył do przykład w scenie śmierci księdza But- wybuchu drugiej wojny światowej. Jeżeli kiewicza. Ręką krasnoarmiejca czy cze- nawet, to w każdym razie jej nie przeżył. kisty, mierzącego do księdza, kierował uśmiechnięty Żyd w jarmułce. Antyse- Wspomniałem, że moja siostra wyszła mityzm łączył się organicznie z postawą za mąż za wysokiego urzędnika z Dy- ideową endeków. Jeden z moich kuzy- rekcji Poczt i Telegrafów. Eugeniusz nów należał do istniejącej przed zama- Tomanek był owym ćwierć-Węgrem ze chem majowym prawicowej organizacji Lwowa, nazywanym przez naszych en- „Straż Narodowa”, która odznaczyła się deckich kuzynów „Galileuszem”. Umarł rozbijaniem wieców socjalistycznych w kilka lat po ślubie, zostawiając mło- i pochodów pierwszomajowych. Z ro- dą wdowę i dwuletniego synka. Wraz botnikami lubelskimi zaczynać było z matką przenieśliśmy się do mieszka- niezdrowo, więc skrupiło się wszystko nia zmarłego i tam zastała całą rodzinę na Żydach. wojna. Mnie w tych ostatnich latach Barwickiemu największą sławę wśród w Lublinie już nie było. Ale wróćmy miejscowej endecji przyniósł obraz, sta- do czasów gimnazjalnych. Początko- rannie ukrywany przed policją, przed- wo byłem uczniem jeśli nie wzorowym, stawiający „męczeńską” śmierć zabójcy to jednak przykładnym, wybijając się prezydenta Narutowicza. Mordercą wkrótce w przedmiotach humanistycz- Niewiadomskiego był Piłsudski, wy- nych, które stały w tym gimnazjum stępujący w czerwonym stroju błazna. matematyczno-przyrodniczym bar-

164 nr 35 (2009) Wspomnienia lubelskie Józef Łobodowski dzo wysoko, dzięki świetnym, wręcz pokazywać się na niektórych lekcjach. wyjątkowym profesorom. Przychodziłem do klasy i pytałem kole- Polonistą był Wielkopolanin, bodaj gów, jaka jest pierwsza lekcja. Jeśli mate- poznaniak, Paweł Gdula, zwany piesz- matyka albo fi zyka, szedłem na wagary czotliwie „Pawełkiem”, profesorem i wracałem po godzinie albo dwóch. Nie historii kijowianin, Stanisław Hory- mogło się to oczywiście podobać, choć- szewski. Byłem ich ulubionym uczniem, by ze względu na zły przykład dla innych chociaż często swoim gwałtownym po- kolegów. Uznałem lojalnie, że wyrok był stępowaniem doprowadzałem do scysji. słuszny i od razu zacząłem pracować na Był jeszcze doskonały geograf, Nalepa, poczcie, gdzie już uprzednio brałem za- ten znowu z Galicji, tak że wszystkie trzy stępstwa w czasie wakacji. zabory były re prezentowane. Ale Nalepa Później jednak dyrektorowi, księdzu w starszych klasach już nie wykładał. Fi- szambelanowi Kazimierzowi Gostyń- zykę, chemię i matematykę przestałem skiemu, zrobiło się żal i zaproponował ostatecznie uznawać już w siódmej kla- mi powrót. Zgodziłem się pod naci- sie. Gdy matka szła na kolejną wywia- skiem matki ulegając także namowom dówkę, uprzedziłem ją: „Niech mama profesorów i kolegów. Ale postawiłem się nie zdziwi, jeżeli będę miał niedo- warunek: „Muszę dostać korepetycje, stateczny z matematyki. Nie mam na bo już się przyzwyczaiłem do posiadania nią czasu, muszę dużo czytać, zostanę pieniędzy”. (Od kilku miesięcy pracowa- pisarzem, po co mi matematyka?”. Naj- łem na poczcie, a później w telegrafi e). bardziej zdziwiony był matematyk, Bo- Warunek został przyjęty. Korepetycji gucki, nazywany popularnie, nie mam dostałem mnóstwo, tak że ledwie mo- pojęcia dlaczego, „Rułą”. „Nie wiem, głem nadążyć. Wróciłem — byłem już co się stało — powiedział do matki — wtedy autorem pierwszego tomu wier- pani syn był zawsze dobrym uczniem, szy, wydanego własnym nakładem. teraz coś się psuje. Wyjątkowo postawi- łem mu dostatecznie, za dawne zasługi. Z maturą wynikła osobna sprawa. Moż- I w nadziei, że się poprawi”. Niestety, nie na było mieć jedno niedostateczne na poprawiło się aż do końca. egzaminie pisemnym, ale trzeba było zły stopień poprawić na egzaminie ustnym. W siódmej klasie, do której przepcha- Poczciwy Bogucki „Ruła” — nie wiem, łem się z wielkim trudem, zaczęła się czy z własnej inicjatywy, czy przez kogoś moja kariera literacka i teatralna. Ini- namówiony — przyszedł mi z pomo- cjatorem wydawania szkolnego czaso- cą. Wezwał mnie do siebie i powiedział: pisma był nasz polonista, wspomniany „Wiem, że Łobodowski nie lubi korzy- powyżej profesor Paweł Gdula. Zwraca- stać ze ściągawek, więc znowu Bóg wie, jąc zeszyty z klasówkami, często mówił: co nam powypisuje w wypracowaniu „Łobodowskiemu nie postawiłem żad- pisemnym. Umówmy się: Łobodowski nego stopnia, bo musiałbym wszystkim ma dobrą pamięć, proszę się nauczyć innym obniżyć”. A gdy o Balladynie na- wszystkich wzorów algebraicznych, geo- pisałem, że Słowacki sięgnął po temat metrycznych i trygonometrycznych, ale nietzscheański, wyprzedzając literaturę wszystkich bez żadnego wyjątku. O nic na wiele lat, Gdula uznał, że moje wy- innego pytać nie będę”. pracowanie jest na poziomie uniwersy- teckim i również stopnia nie wystawił. Tak się i stało. Spędziłem na starym „Bo gdybym mu dał celujący, nikt by cmentarzu przy ulicy Lipowej kilka nocy nie otrzymał dostatecznego”. Wyrzuco- i wykułem owe wzory na sto dwa. Dla- no mnie jednak, bo przestałem w ogóle czego właśnie na cmentarzu? To dłuższa nr 35 (2009) 165 Lublin we wspomnieniach Łobodowskiego

historia i żeby ją opowiedzieć, muszę się starym cmentarzu. Nie chcę leżeć gdzie cofnąć o kilka lat. Po powrocie z Kau- indziej”. Umarła, gdy jej brakowało do kazu miałem w oczach straszne sceny, stu lat zaledwie parę miesięcy. Cmentarz byłem świadkiem egzekucji z jednej był już, oczywiście, od dawna zamknię- i z drugiej strony: Kozacy wieszali czer- ty. Ale jej życzeniu stało się zadość. Sta- wonych, potem czerwoni rozstrzeliwali ry urzędnik wygrzebał papiery z roku białych i Kozaków. Po nocach śniły mi 1918, z których wynikało, że dziadek się okrwawione trupy, bałem się wejść leży w podwójnym grobie, o czym nikt sam do ciemnego pokoju. Aż które- nie pamiętał. Znalazło się więc miej- goś dnia poszedłem z matką odwiedzić sce dla trumny mojej matki i spoczywa grób mego dziadka, zmarłego w 1918 w tym samym grobie, przy którym sia- roku. Po drodze przechodziliśmy koło dywałem przed przeszło pięćdziesięciu dużego, ozdobnego mauzoleum w sty- laty, w noce majowe, przesycone upaja- lu gotyckim. „W 1863 — powiedziała jącą wonią jaśminów i śpiewem oszala- matka — w tym wspólnym grobie fami- łych słowików. Widziałem ją ostatni raz lijnym mój ojciec, a twój dziadek spędził w końcu sierpnia 1939 roku, gdy wyjeż- kilka nocy, zanim przyjaciele załatwi- dżałem do Warszawy, gdzie z miejsca li mu ucieczkę do Galicji”. „A dlaczego zostałem zmobilizowany. Po kampanii się ukrywał?” „Bo go poszukiwała ro- wrześniowej i przejściu na Węgry, do syjska żandarmeria, jako podejrzanego kraju już nie wróciłem. o udział w powstaniu”. „I tam spał?” „Na- Gdy żegnałem się z matką 28 sierpnia, turalnie. Między trumnami. Przyjaciele zapytała mnie, czy dojdzie do wojny. przynosili mu żywność i wodę do picia”. Odpowiedziałem, że na to się zanosi. „Przeżyłam trzy wojny — odpowiedziała Zastanowiłem się. Mój dziadek nie bał — następnej już nie przeżyję”. Przeżyła się spać na cmentarzu między trum- i umarła przeszło trzydzieści lat po jej nami, a ja się boję wejść do ciemnego zakończeniu. Dochowała się prawnu- pokoju... Wstyd! Trzeba się przemóc. Po- ków. Wiedząc, że o moim powrocie dłu- stanowiłem pójść w nocy na cmentarz. go nie będzie mowy, a może nawet nigdy Za pierwszym razem bałem się potwor- za życia nie powrócę, chciałem pójść do nie, potem szło nieraz lepiej. I właśnie kraju nielegalnie, jeszcze podczas wojny tych wzorów uczyłem się siedząc na ła- i po niej. Zawsze coś stawało na prze- weczce przy grobie mego dziadka. Było szkodzie. Może to i lepiej, bo gdybym to w maju, księżyc był w pełni, na cmen- wpadł, czy to w ręce gestapo, czy bez- tarzu widno jak w dzień. Koło grobu pieki, zapewne już bym nie żył. Zatruł- rosły jaśminy, a w nich było mnóstwo bym jej ostatnie lata życia. A tak umarła słowiczych gniazd. Darły się te słowiki wiedząc, że żyję, jestem w bezpiecznym przez całe noce, jak oszalałe. Nie pa- miejscu, nic mi nie grozi, mam się nie- miętam już, czy to trwało trzy noce, czy źle fi nansowo. Wtedy istotnie tak było, cztery, ale opanowałem owe wzory do- później się pogorszyło. Czy kiedykol- kładnie i egzamin wypadł pierwszorzęd- wiek mogłem się domyślać, że jako stary, nie. Matura została zdana bez większych dojrzały pisarz będę zarabiał znacznie przeszkód. mniej niż za szczeniackich lat?! Prosi- łem znajomych w Madrycie, aby mnie Już wtedy mówiono, że stary cmen- po śmierci spalili w krematorium i pro- tarz zostanie wkrótce zamknięty. Moja chy posłali do Lublina. Chcę, by zostały matka bardzo się tego obawiała i zawsze pochowane u stóp mojej matki na lu- mnie i córce nakazywała: „Kiedy umrę, belskim cmentarzu. I nie jest to żadna zróbcie tak, aby mnie pochowano na sentymentalna fanaberia...

166 nr 35 (2009) Wspomnienia lubelskie Józef Łobodowski

Ustalił się taki zwyczaj, że każda szko- piątym akcie sztuki, w klasztorze, gdzie ła lubelska — a były cztery gimnazja mę- zamknęła się gorzka wdowa, Roksana, skie i aż osiem pensji żeńskich, nie licząc występują trzy zakonnice: przeorysza gimnazjum żydowskiego, które było ko- i siostry Klara i Marta. Klarę grała w lu- edukacyjne, szkoły ogrodniczej i dwóch belskim szkolnym teatrze Zosia Lilien- seminariów — musiała przynajmniej raz sternówna i to właśnie ona odezwała w roku wystąpić z przedstawieniem tea- się w londyńskim telefonie. Spotkałem tralnym. Od obowiązku tego były zwol- się z nią i opowiedziała mi swoje dzieje. nione jedynie urszulanki i kanoniczki. Wywieziona w roku 1940 na Sybir, do- Zazwyczaj chodziło o program mie- stała się po uwolnieniu na mocy osła- szany. Występy chóru, deklamacje, gra wionej „amnestii” do Anglii, topiła się na fortepianie, jakaś jednoaktówka, na po storpedowaniu okrętu, którym pły- przykład nieśmiertelne Kalosze Fredry nęła, i uratowana wyszła za mąż za wy- (tego młodszego). Zajmowała się tym sokiego ofi cera angielskiego lotnictwa. klasa siódma, bo ośmioklasiści mieli Podobno już owdowiała. W Londynie myśleć wyłącznie o maturze. Gdy do- mieszkała także — zapewne mieszka po szedłem do siódmej klasy i zostałem dziś dzień — przeorysza z tegoż piątego mianowany przez kolegów „dyrekto- aktu, Marysia Górnicka, najpiękniejsza rem” szkolnego teatru, postanowiłem w Lublinie panna z lat mojej młodości. dokonać rewolucji i sięgnąć do wielkie- go repertuaru. Na początek wybrałem A później wystawiliśmy Mazepę Słowa- Cyrano de Bergerac Edmonda Rostanda. ckiego i Damy i huzary Fredry. Skutek był natychmiastowy. Wszystkie gim- Na siebie wziąłem główną rolę, Roksa- nazja poszły za naszym przykładem ną była arciszanka Zosia Grassówna, i zaczęły wystawiać sztuki z wielkiego jej mężem, który w czwartym akcie po- repertuaru. Więc arciszanki — Odpra- legł w bitwie pod Arras, przystojny Cze- wę posłów greckich, unitki — Skąpca sław Stefański, niezły malarz, podczas Moliera (zaproszony przez panny, gra- wojny jeniec niemiecki, zmarły póź- łem Harpagona), gimnazjum Staszica niej stosunkowo młodo w Niemczech — Warszawiankę, „Szkoła Lubelska” — Zachodnich. Lublin sztubacki przyjął Pana Jowialskiego. Teatralny Lublin dał wiadomość, że wystawiamy Rostanda, z czasem dobrego zawodowego aktora, z niedowierzaniem: „Na co oni się po- Józefa Małgorzewskiego, który grał tak- rywają!” Ale poszło wszystko jak z płat- że w niektórych fi lmach, na przykład ka. Dowiedziawszy się z prasy, że Teatr w Młodym lesie. Szkoda, że w historii Polski w Poznaniu wystawił właśnie Cy- szkoły imienia hetmana Jana Zamoy- rana, poprosiłem księdza Gostyńskiego skiego, wydanej w kraju przed kilku laty, o trzy dni urlopu i pojechałem do Pozna- nie ma o naszej działalności teatralnej nia, aby się przyjrzeć przedstawieniu. najmniejszej wzmianki. Za to znalazło Gostyński — zamęczony później przez się sporo miejsca na omówienie mie- Niemców w Dachau — przychylił się do sięcznika literackiego ,,W Słońce”, które- mojej prośby, wielce dumny, że w jego go byłem pierwszym redaktorem. gimnazjum dzieją się takie rzeczy. Gdy w dwadzieścia kilka lat po premierze Jak wspomniałem, inicjatorem był nasz byłem po raz pierwszy w Londynie, za- polonista, Paweł Gdula, wiedząc, że telefonowano do mnie, a kobiecy głos się w starszych klasach jest — prócz mnie przedstawił: „Tu siostra Klara”. W pierw- — sporo piszących. Był jeszcze Stefan szej chwili nie mogłem się połapać, o co Kunowski, popularnie zwany „Kundy- chodzi. Rzecz w tym, że w ostatnim, sem”, który przeszedł do nas z Handlów- nr 35 (2009) 167 Lublin we wspomnieniach Łobodowskiego

ki Vettera. Nie wiem, co się z nim działo Prawie nikt z ludzi, z którymi wówczas podczas wojny. Po wojnie i ukończeniu obcowałem, nie żyje. uniwersytetu został profesorem fi lozofi i na KUL-u; wierszy już wtedy nie pisał. Maturę zdałem w roku 1931, gdy mia- Informowano mnie ostatnio, że nie żyje. łem dwadzieścia dwa lata. O przyczy- Inny zdolny chłopak, Sokołowski, zginął nach tak wielkiego opóźnienia pisałem jeszcze w siódmej klasie, po zderzeniu powyżej. Miałem już wtedy za sobą dwa się na rowerze z taksówką na Krakow- tomy wierszy. Pierwszy z nich posłałem skim Przedmieściu w Lublinie. Z moich Julianowi Tuwimowi z prośbą o opinię. kolegów szkolnych żyje, zdaje się, tylko Odpowiedź była równie lakoniczna, jak czterech: malarze i grafi cy Jan Samu- wymowna. „Za dużo w tomie wierszy, za el Miklaszewski w Warszawie i Witold dużo w wierszach słów, ale są i bardzo Chomicz w Krakowie. Dwaj pozosta- dobre (Atawizm)”. Nie miałem tamtych li znajdują się na Zachodzie. W jesieni pierwocin w rękach od tylu lat, nie pa- 1977 roku, będąc w Kanadzie, spotka- miętam treści owego Atawizmu. Trze- łem Janka Podkowę, chłopskiego syna ci z kolei tom, O czerwonej krwi, został ze wsi podlubelskiej. Reszta wyginęła skonfi skowany. Endecka opinia miasta podczas wojny lub umarła. O niektó- z miejsca uznała mnie za komunistę, rych dowiedziałem się różnych rzeczy podejrzewając, że pieniądze na wydanie przypadkowo. Na przykład o Henryku książki dostałem od partyjnych Żydów. Dondze, dobrym karykaturzyście i nie- „Żydokomuna” była słowem załatwia- złym rzeźbiarzu. Wypuszczony z sowie- jącym wszelkie wątpliwości. Po wielu ckiego łagru umarł zaraz po wyjściu na latach opisałem owe czasy w moich, na wolność. Nie zdążył nawet zjeść kromki emigracji pisanych powieściach — Czer- chleba, o którą prosił. Umarł ze skrajne- wona wiosna i Terminatorzy rewolucji. go wycieńczenia. Niewątpliwie wykorzystałem tam spo- Tytuł miesięcznika „W Słońce” nie ro moich doświadczeń osobistych, ale bardzo mi się podobał. Wiele było pro- wbrew pozorom nie są to powieści stu- jektów. Gdula więc postanowił sprawę procentowo autobiografi czne. załatwić na drodze demokratycznego głosowania i przeszedł ten okropny, Konfi skata pociągnęła za sobą wyda- moim zdaniem, tytuł. Demokratycznej lenie z Uniwersytetu Lubelskiego, na większości trudno się było sprzeciwiać. który wstąpiłem ni stąd ni zowąd na Redagowanie miesięcznika z miejsca wydział prawny. Powód był ściśle ma- narobiło mi zajadłych wrogów, gdyż, terialny — nie chciałem tracić emery- ponoszony temperamentem i przeko- tury po ojcu. Było tego bardzo niewiele, nany o własnych racjach, nie liczyłem ale miało swoje znaczenie. Uprzednio, się z niczym i nikim. Pisywałem artykuły zanim zacząłem zarabiać korepetycjami, na różne tematy, drukowałem wiersze rzadko kiedy miałem w kieszeni kilka i przekłady. Zacząłem używać pseudoni- wolnych groszy. Wraz z doświadczenia- mów, aby moje nazwisko nie powtarzało mi kaukaskimi spowodowało to u mnie się za często. Opinie były różne, a naj- wielką drażliwość na niedostatek i ludz- bardziej rozpowszechniona: czy wyrobi ką nędzę. W pierwszych latach w Polsce się z niego prawdziwy poeta, to dopie- rzadko kiedy miewałem pieniądze na ro czas pokaże, ale już widać, że będzie kino albo na zakupienie biletu na mecz z niego eseista i publicysta. Byłem wtedy piłki nożnej. Boisko „Lublinianki” ot- osiemnastoletnim redaktorem, miałem wierało się dla takich jak ja dopiero po przed sobą wiele czasu. Wspominam przerwie w meczu, gdy puszczano pub- tamte lata, jak gdyby były osnute mgłą. liczność bezpłatnie. Trzeba było czekać

168 nr 35 (2009) Wspomnienia lubelskie Józef Łobodowski prawie przez godzinę przed boiskiem. Do czony nakład i kto będzie ponosił za to kina chadzałem dwa-trzy razy do roku, odpowiedzialność prawną? Oczywiście, przeważnie gdy siostra Dziunia dawała poszły w ruch zakulisowe wpływy i ape- mi kilka złotych. Czułem się upokorzony lacja warszawska skazała mnie na sześć w stosunku do kolegów, którzy na taki miesięcy, darowanych na mocy amne- niedostatek nigdy nie cierpieli. stii, za „użycie nieprzyzwoitych słów”, w kilku wierszach. Skutek był taki, że Gdy przyszła konfi skata, pracowałem wszystkie inne sprawy karne, na które na poczcie, a poza tym dorabiałem zarobiłem w międzyczasie, zakończyły korepetycjami, które prawie z miej- się wyrokami skazującymi z zawiesze- sca potraciłem. Na rozprawie sądowej niem. Sądy lubelskie nie chciały więcej w okręgówce lubelskiej dostałem dwa ryzykować. i pół roku z zawieszeniem na pięć lat. W tym czasie otrzymałem niespo- Prokurator apelował, także mój obrońca dziewanie wezwanie do odbycia służ- i w wyniku apelacji obniżono mi wyrok by wojskowej. Niespodziewanie, bo ze do dwóch lat, ale jego wykonanie od- względów politycznych byłem nadlicz- wieszono. Konrad Bielski, który mnie bowym. A tu nagle jeden z poborowych bronił za „Bóg zapłać”, zgłosił odwoła- zachorował i poszedł na operację do nie do Sądu Najwyższego w Warszawie, szpitala. Byłem pierwszy na liście nad- a tam zajął się mną adwokat i zarazem liczbowych. Dowódca 44. Pułku Strzel- krytyk literacki, Emil Breiter, zamordo- ców Kresowych w Równem na zwróconą wany później, jako Żyd, przez hitlerow- mu uwagę o moich wyczynach politycz- ców. Sąd apelacyjny w Lublinie popełnił nych oświadczył: „Nic mnie nie obcho- kardynalny błąd, uznał w uzasadnieniu dzi, co robił w cywilu. Osądzę go według wyroku, że moje wiersze nie mają rymu zachowania się w podchorążówce”. I tak ani sensu. Breiter po zaznajomieniu się oto w ostatniej chwili otrzymałem we- z tym głupim uzasadnieniem zatarł ręce zwanie na kurs podchorążych przy i powiedział: „Panie, sprawa wygrana!”. 44. Pułku Strzelców Kresowych. Gdy Istotnie, po przeczytaniu na rozprawie przyszło owo wezwanie, nie było mnie paru fragmentów okazało się, że mają w Lublinie, jeszcze nie zdążyłem wró- rymy i sens. „Jakże można skazywać ko- cić po rozprawie w warszawskim Sądzie goś za wiersze pozbawione sensu?” Sąd Najwyższym. Najwyższy uznał, że widocznie sędzio- wie lubelscy tomu w ogóle nie czytali, Początek nie był szczęśliwy, bo spóź- wyrok skasował i przekazał sprawę do niłem się do Równego o całe dwa dni. ponownego rozpatrzenia sądowi apela- Dowiedziałem się od dowódcy, że „żoł- cyjnemu w Warszawie. Uzasadnienie tej nierz, który się spóźnia, zasługuje na decyzji było dla sądowników lubelskich miano dezertera”. Po przeegzaminowa- zabójcze: „Sąd Najwyższy uznał, że at- niu mnie z moich poglądów politycz- mosfera, jaka wytworzyła się w Lublinie nych stwierdził, że nie mogę zostać dokoła tej sprawy, nie daje gwarancji ofi cerem rezerwy. Zapytałem skromnie: sprawiedliwego wyroku”. „To po co mnie zmobilizowano?”, na co otrzymałem lakoniczną odpowiedź: „Po W palestrę lubelską uderzył grom. to, abyście nie zadawali głupich pytań!”. Wszyscy wiedzieli, że nakład książki zo- Stuknąłem przykładnie obcasami i za- stał po wyroku apelacyjnym zniszczony. meldowałem przepisowo: „Na rozkaz, Jeżeli apelacja warszawska przyniesie panie kapitanie”. Skład moich nowych wyrok uniewinniający i zniesie konfi ska- kolegów był różny, ale większość pocho- tę, co wtedy? Jak wydać autorowi znisz- dziła ze Lwowa i okolic. Było wśród nich nr 35 (2009) 169 Lublin we wspomnieniach Łobodowskiego

paru tak zwanych galicyjskich „grenz- następnego dnia z rana. Co tu robić? Po- grafów”, czyli arystokratów z łaski cesa- ranny ekspres przychodzi do Równego rza austriackiego, jak Baworowski i inni. po południu, a więc już po przysiędze. Szefem kompanii podchorążych był eks- Więc jedno z dwojga: albo przyjadę na -Kozak doński, który w roku 1920 prze- czas i z pustymi rękami, albo przywio- szedł ze swoją sotnią na polską stronę, zę kostiumy i spóźnię się na przysięgę. pozostał następnie w kraju, przyjął ka- Wybrałem to drugie, bo jak tu pokazy- tolicyzm i ożenił się z Polką. Był małego wać Kordiana we współczesnych mun- wzrostu, więc oddano go do szkoły pod- durach? ofi cerów piechoty i z biegiem lat awan- sował do stopnia starszego sierżanta. A przedtem spóźniłem się już dwukrot- nie: po raz pierwszy na samym począt- Dowódcą mojego plutonu był podpo- ku i po raz drugi, gdy w październiku rucznik Konstanty Kosiński, wielki służ- pojechałem do Lublina na kolejną roz- bista, o którym krążyły plotki, że ma prawę sądową. Wracam z kilkugodzin- skłonności sadystyczne. Wkrótce prze- nym opóźnieniem, przychodzę na salę, szedł z piechoty do lotnictwa, co sta- gdzie właśnie odbywało się ćwiczenie ło się jego zgubą. Opowiadano mi, że z rozbieraniem erkaemu, melduję się. po kampanii wrześniowej dostał się na Kosiński pyta, jaki wyrok. Mówię, że rok Zachód i zginął w Battle of Britain. Nie więzienia z zawieszeniem na pięć lat. Za miałem możności, by sprawdzić to oso- co? Wymieniam numer artykułu kodek- biście. Gdzieś w listopadzie zmarł jeden su karnego. „To mi nic nie mówi. Za co?” z rekrutów z wykształceniem, jak nas „Za artykuł, w którym podburzałem nazywano. Zostało wdrożone śledztwo żołnierzy do nieposłuszeństwa, w razie i na jego czas nastąpiła zmiana dowódcy wybuchu wojny imperialistycznej”. „Ło- kursu podchorążych. Dowódcą został bodowski, wy wysoko skończycie”. „Tak kapitan dyplomowany Jarski, także wiel- jest, panie poruczniku!” Podofi cerowie ki służbista, ale sprawiedliwy i odzna- przyglądali mi się z pobożnym przeraże- czający się dużą inteligencją, czego nie niem. Nie rozumieli, jak to się dzieje, że można było powiedzieć o jego poprzed- taki zbrodniarz jak ja nie siedzi w cięż- niku. W rocznicę Powstania Listopado- kim więzieniu. wego, gdy odbyła się przysięga rekrutów, miało odbyć się podchorążackie przed- Kosiński mimo wszystko mnie lu- stawienie w sali największego rówień- bił. Pozwalałem sobie z nim na wiele. skiego kina. Byłem jego organizatorem. Wieczorem, po apelu, gdy już wszyscy byliśmy w łóżkach, przychodził Kosiński Były popisy chóru, recytowałem Moch- sprawdzać kostki, czyli spodnie i owi- nackiego Lechonia i graliśmy kilka scen jacze, misternie ułożone na szafkach z Kordiana. Dostałem przedtem trzy- przed łóżkami. „Czyja to kostka? Wy dniowy urlop, by pojechać do Lubli- byście, Łobodowski, powinni mieszkać na, przywieźć mundury podchorążych nie w koszarach, ale w burdelu”. „Czy z 1831 roku, bo w Równem dostać ich mogę odpowiedzieć prywatnie?” — py- nie było można. W Lublinie idę do zna- tam spod koca. „Mówcie!” „Ja w burde- jomego Żyda, który miał kostiumernię, lu nie miałbym nic do zrobienia, a pan i ten mi mówi, że 28 pożyczyć mun- porucznik tak. Nauczyłby pan kurwy durów nie może, bo już są zamówione zafajdane majtki układać w kostki”. Na na przedstawienie organizowane przez sali nastąpiła śmiertelna cisza, a potem 8. Pułk Piechoty Legionów w Domu wybuch huraganowego śmiechu. Śmie- Żołnierza. Może je wypożyczyć dopiero li się nawet podofi cerowie, którzy byli

170 nr 35 (2009) Wspomnienia lubelskie Józef Łobodowski na służbie. Kosiński poczerwieniał, po wstania Listopadowego?” „Znam, panie czym powtórzył swoje nieśmiertelne: poruczniku!” „To napiszcie na tę melodię. „Łobodowski, wy skończycie wysoko”, co Odmaszerować!” miało znaczyć, że na szubienicy. Kosiński dowiedział się, że często wy- Pułk był hallerowski, więc zacząłem od chodzę na miasto bez przepustki i wra- słów: „Z Francji dalekiej do ojczyzny cam bez żadnych przeszkód. Był szalenie progów...”, a kończyła się każda zwrot- ciekawy, jak ja to robię. Założył się ze ka refrenem: „U granic Polski sprawia mną o butelkę wódki, że mnie złapie czujne warty, z orężem w ręku pułk przy najbliższej okazji. Warunek, że go czterdziesty czwarty”. Nazajutrz pod- uprzedzę, kiedy znowu pójdę. Nie zła- czas zbiórki pada pytanie: „Hymn jest?”. pał. Ale nie dawał za wygraną i zakła- „Tak jest, panie poruczniku”. „Odśpie- dał się w dalszym ciągu. Wreszcie po wać przed frontem plutonu!” Odśpie- trzeciej czy czwartej przegranej butelce wałem. Podobało się. „Dobrze było, poddał się: „Nie mogę więcej, pensji mi Łobodowski!” „Ku chwale ojczyzny, pa- nie starczy na te zakłady. Ale powiedz- nie poruczniku!” „Żeby mi na jutro cały cie, jak wy to robicie. Ofi cerskie słowo pluton umiał tekst hymnu. A kto się nie honoru, że was nie zdradzę”. Wobec tego nauczy, to mu pokażę taki kształt adwo- powiedziałem. Warta przy bramie wyj- kacki, że mu się woda w jajach zagotuje!” ściowej legitymowała wychodzących Słownik pana porucznika Kosińskiego i wracających z przepustkami. Warta odznaczał się dobitną malowniczością. zaś przy bramie sąsiedniego, 45. Pułku, Po południu robiłem kopie hymnu widziała okucia na daszku czapki, brała i cały pluton gorliwie uczył się tekstu. mnie, przy słabym oświetleniu wieczo- Zapowiedziana perspektywa z ukropem rem, za ofi cera i przepuszczała, salutując nikomu się nie podobała. Nazajutrz cały i o nic nie pytając. Wystarczyło przeleźć pluton śpiewał niczym chór operowy. pod drutami kolczastymi, oddzielający- mi tereny koszar obydwu pułków. Z wakacji bożonarodzeniowych spóźni- łem się po raz czwarty. Szef kompanii, Historia ze spóźnieniem się na przysię- gdy mnie prowadził do raportu karnego, gę skończyła się gładko. Kapitan Jarski tryumfował: „Teraz już się wam nie uda”. przyznał mi rację, że zaczekałem na ko- Zapytany o powody spóźnienia, odpo- stiumy. Przysięgałem w tydzień później wiedziałem krótko: „Nieusprawiedliwio- wraz z prawosławnymi, ewangelikami ny”. Zwolniony od odpowiedzialności i Żydami. Tyle że ksiądz katolicki musiał wyszedłem nie mniej zdziwiony niż szef fatygować się dla jednego rekruta. W tym kompanii, który rzucił teczkę z raporta- samym mniej więcej czasie napisałem mi na podłogę i zawołał, rozgoryczony: hymn 44. Pułku, którego przedtem nie „Nie ma sprawiedliwości!”. Po paru ty- było. Stało się tak. Na porannej zbiórce godniach stało się to, o czym wolałbym Kosiński mnie wywołuje: „Łobodowski, przemilczeć. Ciekawych odsyłam do lek- wystąp. Wyście w cywilu byli podobno tury odpowiedniego fragmentu z Zająca – poetą?”. „Tak jest, panie poruczniku”. Trazymeńskiego nieboszczki Kazimiery „No, to wróćcie do koszar, zgłosicie się Iłłakowiczówny, która ten wypadek dość do szefa kompanii, powiedzcie, że to ode dokładnie opisała. Dość że, ponieważ mnie, niech wam da broszurkę o historii w wojskowym szpitalu rówieńskim, nie pułku. Możecie to napisać jeszcze dziś?” mieli aparatu do prześwietlania, poje- „Mogę, panie poruczniku. A słowa mam chałem do szpitala w Chełmie Lubel- napisać do jakiej melodii?” Zastanowił skim. Po powrocie przeniesiono mnie się. „Znacie hymn «czwartaków» z Po- do 45. Pułku z pozbawieniem tytułu nr 35 (2009) 171 Lublin we wspomnieniach Łobodowskiego

podchorąże go. Otrzymuję zaproszenie pojechałem pod eskortą do więzienia do Warszawy na Najazd Awangardy okręgowego w Lublinie. Poetyckiej. Organizuje się Legion Mło- dych, honorowym prezesem jest Juliusz Więzienie znajdowało się w starym Kaden-Bandrowski. Otrzymuję urlop od klasztorze pokarmelitańskim przy głów- dowódcy kompanii i w przeddzień wy- nym lubelskim targu. A w Warszawie jazdu zostaję aresztowany. Powód wys- na owym wieczorze poetyckim, na któ- -sany z palca. Podobno prowadziłem ry nie dotarłem, Henryk Ładosz czytał w podchorążówce propagandę komu- moje wiersze. Wiersz Piłsudski zaczynał nistyczną. I tak, zamiast do Warszawy, się od słów:

Oto są ręce-młoty w zecerni, jak w kuźni, krew się lepi, nie farba na czarnych literach, towarzyszu Piłsudski, w trzydzieści lat później Julian Blachowski zabije Gastona Koehlera. Wiem: Litwa dzieciństwa jest wonią myrry i nardu, ojczyzna kwitnie w pałacu białego cieniach, ale gdzie podziać się z sercem, gdy czarny wstanie Żyrardów i barykadą kamienną runie na progu sumienia?

Według zgodnych świadczeń wielu wego dziennika „Gazeta Polska”, Ignacy obecnych wiersz zrobił na słuchaczach, Matuszewski, i osobista sekretarka Pił- zwłaszcza młodych, wielkie wrażenie. sudskiego, Kazimiera Iłłakowiczówna. Sprawozdawczyni czasopisma „Kobieta Także im ów wiersz się podobał. Stąd Współczesna”, Heymanówna, napisała zainteresowanie nieobecnym autorem. w recenzji Młodzież ma głos. Najazd Nikt im nic konkretnego nie mógł po- awangardy na Warszawę, co nastę- wiedzieć. Poszła plotka, że jest w jakiejś puje: „Ale bezsprzecznie największe karnej kompanii. Dopiero Czechowicz, wrażenie wywiera «Piłsudski» Łobo- gdy wrócił z Warszawy do Lublina, do- dowskiego w recytacji artysty (Henryka wiedział się od mojej matki, co się stało Ładosza)...” i puścił wiadomość dalej. Poszły w ruch telefony. Protekcja takich osób jak Iłłako- Zjazd odbył się w dniu 11 marca 1934 wiczówna i Matuszewski to nie było byle roku. Czesław Miłosz napisał po latach: co. Dowódca OK Lublin, generał Dobro- „Kogo tam nie było na tej estradzie przy dzicki, znalazł się w kłopocie, aż zostało ulicy Karowej: Przyboś i Piętak, Łobo- znalezione dogodne wyjście z sytuacji. dowski i Kurek, Zagórski i Miłosz, Cze- Prokurator wojskowy jeszcze nie napisał chowicz i Kamiński i tak dalej i tak dalej aktu oskarżenia. Wobec tego zostałem (zresztą naprawdę nie pamiętam, kto usunięty ze służby wojskowej na owe pięć był)”. To bardzo dobrze, że się zjawiło lat zawieszenia wyroków politycznych. to zastrzeżenie w nawiasie. Bo właśnie Wyszedłem z więzienia, sprawa została Łobodowskiego tam nie było. przekazana do sądu cywilnego w Łucku i ten ją umorzył, do czego, jak się dowie- Kto na pewno był na sali wśród słuchaczy, działem, przysłużył się właśnie Matu- to ówczesny redaktor naczelny prorządo- szewski. Była wczesna wiosna 1934 roku.

172 nr 35 (2009) Józef Łobodowski Cztery Lubliny

Pierwsze echa, jakie miałem po ukaza- niego odchodzące w kilku kierunkach „Kresy Literackie”, nr 1, niu się mego artykułu – wspomnienia długie ramiona. Była to konsystencja 1992, s. 7-10. pt. Stary cmentarz w Lublinie, zachę- konfi guracji terenu. ciły mnie do napisania szerzej o przed- Wtłoczone na pagórkach – widły trzech wojennym Lublinie, co uzasadnia nie rzek – Bystrzycy, Czechówki i Czernie- tylko sentyment do tego miasta, ale jówki – miasto w swoim rozwoju trzy- także jego oblicze społeczno-politycz- mało się suchych wyniosłości, omijając ne za Drugiej Rzeczpospolitej. Lublin bagniste brzegi i podmokłe łąki. Wi- nie był pod tym względem wyjątkiem, docznie po wojnie zostały osuszone. gdzieindziej działy się rzeczy podobne, Dobrodziejstwo „demokracji ludowej”! lub zbliżone, ale zjawiska, które mnie Pozostaje pytanie: kto zawinił, że Stare obchodzą, występowały w starym try- Miasto, odnowione na łapu-capu w roku bunalskim grodzie w kształcie chyba 1954 na dziesięciolecie „Manifestu” wali najbardziej wyrazistym, a tym samym się coraz bardziej i, zdaje się, bez ratun- chyba także najbardziej reprezentacyj- ku? Kto? Bo chyba nie nieistniejąca od nym. Tego nie da się sprecyzować w kil- dawna sanacja... ku słowach, więc proszę czytelników o cierpliwość. Początki Lublina wyprowadzano przez długi czas z wieku IX, później arche- Obserwacje moje powinny zaintereso- olodzy przesunęli jego powstanie jako wać nie tylko ludzi w taki czy inny sposób grodu warownego o jakieś trzy-cztery związanych z Lublinem. Przeszłość tego stulecia. Do największej świetności do- miasta, podobnie jak wszystkich polskich szedł w wieku XVI, gdy został w nim miast, całego kraju, całego narodu, jest zainstalowany Trybunał dla całej Mało- starannie załgana przez propagandę re- polski. Zbiegło się to prawie dokładnie żimowo-komunistyczą, niezmiennie za- z Unią, nazwaną od razu Lubelską, gdy interesowaną tym, żeby młode pokolenia południowe prowincje Wielkiego Księ- nie znalazły prawdy historycznej. Niech- stwa włączone zostały do Korony. Tym że więc moje świadectwo ujrzy światło samym całą dzisiejszą Ukrainę włączono dzienne, a może dotrze do kraju, choćby do Korony, co miało dla miasta ogromne w stosunkowo szczupłym zasięgu. Pew- znaczenie gospodarcze. W wieku XVI nie coś z tego zostanie. Bo to nieprawda, Lublin był skanalizowany (Paryż kana- że fałsz i oszczerstwo zawsze triumfują. lizacji nie znał), ponadto miał liczniejszą ludność (ponad sześćdziesiąt tysięcy) od Zacznę od topografi i. Po drugiej wojnie elżbietańskiego Londynu. światowej Lublin mocno się rozbudo- Potężny cios zadały miastu wojny dru- wał, znacznie zwiększył ilość miesz- giej połowy stulecia, najbardziej okupa- kańców i tym samym wygląda zupełnie cja szwedzka i następnie kolejne najazdy inaczej niż w dniu 27 sierpnia 1939, Moskwy i Rakoczego. Już pod koniec gdym po raz ostatni jechał dorożką z uli- tego stulecia ludność spadła do jednej cy Szopena na stację. Ówczesny Lublin piątej, a w kilkadziesiąt lat później, gdy miał kształt pająka, czy – jeśli ktoś woli prześmiewca i satyryk Ignacy Krasi- – rozgwiazdy. Centrum niewielkie, a od cki umiejscowił swoją Monachomachię nr 35 (2009) 173 Lublin we wspomnieniach Łobodowskiego

Na sąsiedniej stronie: plan właśnie w Lublinie, napisał o nim, że szerował na dworzec, by przyjść z sukur- Wielkiego Miasta Lublina ma „bram cztery ułomki, klasztorów sem Piłsudskiemu. To była jedna tradycja z 1931 roku. Ze zbiorów dziewięć i gdzieniegdzie domki” (cytu- historyczna, świadcząca się właśnie księ- Archiwum Państwowego w Lublinie. ję z pamięci). Ale to oddalone sprawy. dzem Ściegiennym, powstańcem spod Fajsławic, młodym Prusem, Stefanem Jak wyglądało miasto między dwiema Żeromskim, bojowcami Frakcji Rewo- wojnami, a więc w Dwudziestoleciu Nie- lucyjnej, legionistami, poległymi pod podległości? Otóż, zgodnie z tytułem, pobliskim Jastkowem, czerwonym sztan- widziałem w nim podział (z grubsza) darem na wieży magistrackiej w jesieni na cztery Lubliny: centrum inteligenckie 1918 roku... rozbite na endecję i piłsudczyków, mniej lub bardziej liberalnych. Dalej – dzielni- Druga tradycja wyglądała zupełnie ina- ce robotnicze, głównie Bronowice i Pia- czej. Jak w całym zaborze rosyjskim in- ski, częściowo także Kalinowszczyzna, teligencja miejska tworzyła się po roku Wieniawa i Kośminek, i wreszcie lud- 1865 głównie ze zdeklasowanych zie- ność żydowską: Stare Miasto, Podwale, mian, pozbawionych majątków na skutek ul. Lubartowska. Pewnie można było karnych konfi skat, przeprowadzanych wprowadzić dalsze rozróżnienia, np. przez rząd carski. To oni rozgoryczeni społeczność żydowska nie była jednoli- klęską, przekonani do haseł „pracy or- ta, dzieliła się co najmniej na trzy grupy: ganicznej” stworzyli z biegiem czasu ortodoksi, spolonizowana inteligencja pożywkę społeczną „Narodowej Demo- i pośrodku między jednymi i drugimi kracji”. Konfl ikt między pierwszą a dru- – skomunizowana młodzież. Do tego gą grupą nie od razu objawił się z całą dochodziły podziały społeczno-ekono- siłą; naprawdę się zaczął dopiero podczas miczne: robotnicy, rzemieślnicy, inteli- pierwszej wojny światowej, a zaostrzył gencja pracująca w wolnych zawodach, się po roku 1920, aby nabrać znamion przemysłowcy, bogaci kamienicznicy, prawdziwego paroksyzmu po zamachu bankierzy. Ideologicznie te podziały majowym. Ale i przedtem. Pamiętam nie pokrywały się między sobą. Przy- świetnie: po śmierci Narutowicza i eg- kładowo: ciężko pracujący tragarz zza zekucji jego zabójcy1, śmietanka endecka Krakowskiej Bramy mógł chodzić do Lublina zbierała się w mieszkaniu pew- synagogi i odprawiać szabas przy świe- nego malarza (przyzwoitego prywatnie cach, a syn milionera entuzjazmował się człowieka, ale zwariowanego politycz- Marksem i Leninem. Ale o tym w jed- nie fanatyka), by w nabożnym skupieniu nym z dalszych artykułów. oglądać alegoryczny obraz przedstawia- Lublin miał duże tradycje: jedna z nich jący ową podwójną tragedię. Wyglądało to powstańcza i, nieco później, socjali- to następująco: nad trupem Niewiadom- styczna. Stąd nazwa „Czerwony Lublin”. skiego stał Piłsudski w czerwonym stroju No, znowu różnie z tym bywało. Na gro- błazna z sadystycznym uśmiechem na bie księdza Ściegiennego (już o nim pi- twarzy i z dymiącym pistoletem w ręku. sałem) stale składano kwiaty, a w dniu A u wezgłowia Niewiadomskiego klęcza- 1 Maja wieńce, robotnicze dzielnice ła dziewica w powłóczystej sukni, mająca były aż do końca 1920 roku całkowicie być alegorią zbolałej Polski, z naręczem opanowane przez PPS, tu Rydz-Śmigły biało-czerwonych róż. Aplauz był po- 1 Prezydenta Gabriela i Ignacy Daszyński założyli socjalistycz- wszechny, znajomy mi fanatyk nabył ten Narutowicza zabił ną „Republikę Lubelską”, a w maju 1926 obraz za grube pieniądze. Eligiusz Niewiadomski, pół miasta wyległo na ulice, by burzliwie skrajny nacjonali- sta, artysta-malarz, oklaskiwać 8. Pułk Piechoty Legionów, Inne wspomnienie z tej samej serii: idę 16 grudnia 1922 r. gdy z generałem Romerem na czele ma- Alejami Racławickimi w kierunku Uni-

174 nr 35 (2009) rz. Czechówka

CHECHÓW

WIENIAWA

KALINOWSZCZYZNA

STARE MIASTO

TATARY

rz. Bystrzyca

PIASKI BRONOWICE KOŚMINEK

rz. Czerniejówka Lublin we wspomnieniach Łobodowskiego

wersytetu. Widzę afi sz o fi lmie Dzie- Jak napisałem w pierwszym odcinku tej sięciu z Pawiaka. Rzecz o słynnej akcji pracy, kontrasty społeczne i polityczne bojówki Frakcji Rewolucyjnej PPS pod w Lublinie miały charakter niezwykle dowództwem Jura-Gorzechowskiego. wyrazisty i pod tym względem – po- Film bliski mi rodzinnie, gdyż rodzony wtarzam – stare miasto trybunalskie brat mojej matki Leon Doboreyko-Ja- można było uznać za reprezentacyjne rząbkiewicz brał udział w owej słynnej okno wystawowe na tle ówczesnej Pol- akcji. Podchodzę bliżej: po słowie „dzie- ski. Inteligencja skupiała się głównie sięciu” przekreślono „z Pawiaka” i wpi- wzdłuż Krakowskiego Przedmieścia sano grubymi literami „bandytów”. Ergo i jego przecznic (Trzeciego Maja, Koł- bojowcy Piłsudskiego byli bandytami. łątaja, Kościuszki etc.), dzieliła się, jak Ci którzy ich z więzienia zwolnili – tak- już napisałem, z grubsza na dwie grupy: że. A więc i młodszy brat mojej matki. Narodowa Demokracja z jednej stro- Śliczne, co? ny, elementy antyendeckie – z drugiej. Były na KUL-u trzy korporacje stu- Pierwsza grupa była o wiele bardziej denckie: Concordia, Astrea i Hetmania. zwarta i solidarna. Ta druga – znacz- Ale tylko panowie z Concordii nosili nie bardziej różnorodna i tym samym zielone wstążeczki. To zapewne jeden ciekawsza. Przez dłuższy czas łączył z nich uzupełnił afi sz dopiskiem „bandy- ją kult Piłsudskiego, ale już w parę lat ci”. No cóż, „każdemu wolno kochać”, jak po zamachu majowym, zaczęły zaryso- głosił modny ówczesny przebój. wywać się poważne różnice, aż doszło do rozłamu na tle Brzeskiego Procesu. W „Bratniaku” KUL-u większość mia- Dawny sentyment do Komendanta nie ła Młodzież Narodowa sprzymierzona uległ całkowitemu zachwianiu, nato- z organizacją katolicką „Odrodzenie” miast BBWR znalazł się od razu pod ZPMD (Związek Polskiej Młodzieży obstrzałem tych liberalno-demokra- Demokratycznej) i Legion Młodych tycznych inteligentów, którzy zresztą tworzący opozycję, która zawsze prze- nigdy nie wykrystalizowali się ideolo- grywała wybory, gdyż stanowiła zdecy- gicznie w sposób wyraźny i niedwu- dowaną mniejszość. Była jeszcze grupka znaczny. Byli to przeważnie ludzie „Ludowa”, ale ta w ogóle nie odgrywała w większym stopniu kierujący się uczu- żadnej roli. O większości decydowały ciami niż dyscypliną intelektualną; je- panienki pochodzące z dobrych ro- żeli nie dochodzili do socjalizmu (pod dzin mieszczańskich. Wiadomo było, fi rmą PPS), błąkali się trochę, po ciem- że mało która dziewczyna kończyła stu- ku, ideowo raczej bezdomni. Wkrótce dia, przeważnie chodziło o znalezienie Konstanty Ildefons Gałczyński nazwał męża. Oczywista, były wyjątki, dla po- ich dość celnie „zziębniętą, ginącą na- rządku wymienię Hannę Malewską, któ- cją”, ale nie zdawał sobie sprawy, że on ra studiowała historię, a wyrobiła się na sam do niej należał, choć udawał „Na- pierwszorzędną powieściopisarkę. Inne rodową krzepę”. wychodziły za mąż po dwóch, trzech Przez długi czas walczyły ze sobą latach studiów. Ale zdarzały się także o „rząd dusz” dwa dzienniki: endecki studentki-mężatki. Tym nie chodziło „Głos Lubelski” i liberalno-piłsudczy- już o tytuły naukowe, po prostu nudziły kowska „Ziemia Lubelska”. Były poza się w towarzystwie mężów, przeważnie tym mutacje dzienników społecz- starszawych. Zdarzały się, choć rzadko, nych – najpierw „Ekspresu Poranne- bo mężatki zakochane, a co najmniej go”, następnie „Kuriera Porannego”, wierne, nie szukały ucieczki w fi kcyj- w ostatnich latach także „Robotnika”. nych studiach. „Ziemia Lubelska” zakończyła swój ży-

176 nr 35 (2009) Cztery Lubliny Józef Łobodowski wot w grudniu 1931 z przyczyn naj- Maleńkie wspomnienie osobiste. Zja- zwyczajniej prozaicznych: plajta, czyli wiałem się wcale nieczęsto na łamach bankructwo. Redakcja nie chciała pójść „Głosu”, przy czym za każdym razem na ścisłą współpracę z „sanacją”, a bez występowałem w cudzysłowie, jako tego baza fi nansowa wydawnictwa była „poeta”. Przyszedł styczeń 1937 roku, nie wystarczająca. otrzymałem Nagrodę Młodych Polskiej W następnym roku założono „Kurier Akademii Literatury za tom wierszy2; Lubelski”, mający wypełnić powstałą „Głos Lubelski” pominął tę wiadomość lukę. Redaktorem naczelnym został zna- milczeniem, nagrody dla poety nie było, ny poeta Józef Czechowicz. Dziennik był ale pogardliwy cudzysłów odpadł. Ideo- mały, niewy raźny, tyle że dział literacki logiczna elegancja! stał na bardzo wysokim poziomie. Ale to nie starczyło. Więc znowu bankru- Ale zdarzały się ze strony endeków ge- ctwo. W roku 1937 wznowiłem go – bez sty szlachetne, które należy dla potom- powodzenia. Źle obliczyłem się z fun- ności zachować, tym bardziej że opinia duszami, naiwnie zawierzyłem paru rze- wychodzi ode mnie, ergo od ich zde- komym mecenasom, którzy normalnie cydowanego wroga. Kiedy tenże „Głos zawiedli. A więc jeszcze jedna plajta. Lubelski” pozwolił sobie na obelżywą Wielce malowniczym epizodem stał notatkę o moim ojcu, ponieważ był ro- się krótki żywot „Nowej Ziemi Lubel- syjskim ofi cerem3, ostro zareagował dr skiej”, założonej w 1932 roku przez Skibiński, jeden z najstarszych ende- majora w stanie spoczynku, Tadeusza ków w Lublinie, a znający dobrze całą Zajączkowskiego. Stary piłsudczyk, nie moją rodzinę. Atak „Głosu” był o tyle pamiętam czy legionista, na pewno pe- nonsensowny, że przecież, jeżeli cho- owiak człowiek kryształowo uczciwy, dziło o wojskowych, wszystkie endeckie stuprocentowy ideowiec, ale politycz- świątki – Dowbór-Muśnicki, Rozwa- ny Don Kichot, goniący za urojonymi dowski, Haller, etc. – pochodziły z ar- wiatrakami, ubrdał sobie, że w prowin- mii zaborczych. Reakcja dr. Skibińskiego cjonalnym dzienniku dokona wielkie- była skuteczna i na jakiś czas zatkała go przewrotu, mianowicie u s a n u j e gardło redaktorom „Głosu”. Niechże tej „sanację”! Może w zasadzie miał sporo prawdzie stanie się zadość. racji; taktykę wybrał wręcz zwariowa- Muszę wspomnieć jeszcze o dwóch ną, atakując małe płotki, jak gdyby to lekarzach, którzy w tamtych odległych one mogły nadawać główny ton życiu czasach odegrali poważną rolę w ży- społeczno-politycznemu! Gdy po tylu ciu Lublina. Jednym z nich był dr Jan latach przypominam sobie owe wyda- Arnsztajn, żonaty z poetką Franciszką rzenia, dochodzę do wniosku, że „Nowa z Meyersonów. Był wziętym lekarzem, Ziemia Lubelska” usiłowała iść po linii, a jednocześnie fi lantropem. Od pacjen- którą na krótko przed wojną, na Zjeź- tów zamożnych brał wysokie honora- dzie Legionistów, określił dokładnie ria, ubogich leczył za darmo; co więcej, generał Kazimierz Sosnkowski: „Czas wystawiał tym najuboższym recepty do powrócić do ideałów naszej młodości”. apteki z adnotacją: „rachunek przedsta- 2 Józef Łobodowski, Postulat ten przyszedł o wiele za póź- wić lekarzowi”. Gdy umarł, za jego trum- Demonom nocy, War- szawa 1936. no. Major Zajączkowski miał autorytet ną szedł tysięczny tłum: Polacy, Żydzi, 3 Ojciec, Władysław, w skali powiatowej, a poza tym okazał przedstawiciele wszystkich warstw spo- doszedł w armii rosyj- się kiepskim graczem. Nic dziwnego, że łecznych Lublina. skiej do stopnia puł- przegrał z kretesem. „Głos Lubelski”, bę- kownika. W 1914 wraz z rodziną został ewaku- dący wykładnikiem miejscowej endecji, Pani Franciszka czuła się chrześcijanką, owany do Rosji, gdzie triumfował. Jakżeby nie?! ale nie chciała przyjąć chrztu. „Jeżeli to zmarł podczas wojny. nr 35 (2009) 177 Lublin we wspomnieniach Łobodowskiego

uczynię, pochowają mnie na cmentarzu miejscowego Stronnictwa Narodowe- katolickim, a ja chcę leżeć na kirkucie, go i twórcy „Straży Narodowej”, organi- obok Janka”. To życzenie nie spełniło się. zacji guasi-militarnej, która zajmowała Na samym początku wojny, wkrótce po się głównie prowokowaniem ekscesów kampanii wrześniowej, Arnsztajnowa antyżydowskich. Została zlikwidowana przeniosła się z Lublina do Warszawy, po maju 1926. Ale w śródmieściu „en- do krewnych. Gdy wybiła godzina likwi- decja” aż do końca była siłą dominu- dacji warszawskiego getta, pani Fran- jącą. Natomiast na wsi podlubelskiej ciszka ubrała się w swoją najpiękniejszą, jej wpływy były nadal minimalne, choć jedwabną suknię, przypięła do niej po- w ostatnim okresie przed wojną zaczęły siadane ordery, między innymi Polonia z lekka rosnąć. Restituta i Złoty Krzyż z mieczami (to Życie kulturalne było w Lublinie za udział w POW) i zażyła truciznę. Kaci o wiele żywsze w pierwszej dekadzie z SS znaleźli jej martwe ciało w fotelu. Niepodległości niż w następnej, co mia- Wrzucono ją do wspólnego grobu, nie ło swoje dość skomplikowane przyczy- spoczęła jak chciała, na lubelskim kirku- ny w znacznym stopniu gospodarcze. cie obok Jana Arnsztajna4. Ci, którzy ją Należy pamiętać, że wielki kryzys 1929 znali w Lublinie, wiedzą, że była wielką roku uderzył przede wszystkim w rolni- panią, szlachetną kobietą i kulturalną ków, a Lubelszczyzna była krajem nie- poetką. Został po niej, między innymi, mal w stu procentach rolniczym. tom wierszy o Starym Mieście w Lub- linie, napisany razem z Józefem Cze- W dzielnicach robotniczych domino- chowiczem5. wała Polska Partia Socjalistyczna. O tra- dycjach socjalistycznych wspomniałem Lubiła mnie, choć często krytykowa- już w pierwszej części tej serii. Lublin 4 Kiedy i w jakich oko- ła: „Pan jest jak jedwabna chusteczka, miał spory przemysł, liczne cegielnie licznościach zmarła Arnsztajnowa, ofi cjalne której używają do szorowania brudnych na przedmieściach, rej wodził Związek źródła nie podają. podłóg!” Możliwe... Robotników Budowlanych, założony 5 F. Arsztajnowa, J. Cze- w roku 1907. Na wielkim wiecu w 1932, chowicz, Stare kamie- Równie wielką popularnością cieszył się który odbył się w 25. rocznicę założenia, nie, Lublin 1934. 6 6 Doktora Mieczysława dr Biernacki , który na starość nie leczył, byłem głównym mówcą, choć z murar- Biernackiego wspomina ale uważany był za nieomylnego diag- stwem czy strycharstwem nie miałem Ewa Łoś w: Konrad nostyka. Gdy inni lekarze mieli choć- nic wspólnego. Bielski w: Lublin litera- by minimalne wątpliwości, zwracali się cki 1932-1982, Lublin 1984. Opr. W. Michalski do niego i Biernacki nigdy nie pomylił Infiltracja komunistyczna była dość i J. Zięba. się w diagnozie. Za młodu praktykował intensywna, ale nie cydująca. Związek 7 Doktora Adama w Nałęczowie, poznał tam Stefana Że- był starannie inwigilowany przez policję Majewskiego, autora romskiego i wkrótce nawiązała się mię- polityczną, mimo to ilość aresztowań wspomnień Wojna, ludzie i medycyna, dzy nimi prawdziwa przyjaźń. Myślę, i procesów była znikoma. Większe po- wspomina Anna Nasal- że niektóre cechy doktora Judyma z Lu- wodzenie miała agentura KPP w TUR- ska w Proza w półwie- dzi bezdomnych wielki pisarz skopiował ach (Towarzystwa Uniwersytetów czu w: Lublin literacki. z Biernackiego. Ten do polityki bezpo- Robotniczych), ponieważ na tym terenie 8 Rodzona siostra średnio się nie wtrącał, ale jego sympa- działali ludzie lepiej wyspec jalizowani Hempla, pani Papieska, prowadziła w Lublinie tie osobiste nie ulegały wątpliwości; był i potrafiący dobrze kamuflować się. przez wiele lat wzoro- umiarkowanym liberałem i zwolenni- W roku 1944 po zajęciu Lublina przez we przedszkole, przez kiem Piłsudskiego, tego sprzed zama- Armię Czerwoną wiele spraw wyjaśniło które przechodziły chu majowego. Dla równowagi wypada się defi nitywnie. Wyszło wtedy na jaw, pociechy obojga płci najbardziej nobliwych wymienić jeszcze jednego lekarza, dr. kto był przed wojną zakamufl owanym rodzin Koziego Grodu Majewskiego7, wieloletniego prezesa członkiem KPP. Teraz już nie mieli czego

178 nr 35 (2009) Cztery Lubliny Józef Łobodowski

się obawiać, teraz czekały ich stanowiska czątku i wyłącznie temu zawdzięczał (na herbowej tarczy ma i zaszczyty. Gdybym zechciał podać na- swoją wielką karierę. Do czasu. Czy kozę stojącą dęba i obja- zwiska tych panów, którzy w roku 1944 jego śmierć w Moskwie była natural- dającą krzak winnej natychmiast zaczęli robić komunistycz- na? O tym wiedzą tylko na Łubiance. łozy: kiedyś, bodaj aż do końca XVI wieku, pod no-sowiecką karierę, byłoby dużo sensa- W Polsce powiedziano szyderczo o nim: Lublinem istniały win- cji. Na razie zmilczę, może w niedalekiej „pojechał w futerku, a wrócił w kufer- nice) (przypis autora). przyszłości to i owo ujawnię. Kto, co, ku”. Był to dość makabryczny żart. Jaka 9 Jerzy Czeszejko- kiedy i jak – starzy lubliniacy dobrze była rzeczywistość – może dowiemy -Sochacki (1892-1933), działacz KPP i Mię- wiedzą. Niestety coraz ich mniej. Gdyby się z czasem. Bierut nie był jedynym dzynarodówki Komu- adwokat i poeta Konrad Bielski (Kun- przywódcą komunistycznym, na które- nistycznej. Następne dzio dla przyjaciół) żył, mógłby ogło- go śmierć oczekiwano w Moskwie. To nazwisko nieczytelne. 10 sić niejedną rewelację. Anegdotyczny, samo stało się z Bułgarem Dymitrowem, Wandurski był 11 w ZSRR od 1928, zginął a wielce smakowity szczegół: w bezpiece a przedtem z węgierskim Belą Kunem . w 1937 (?), Stande od od samego początku urzędowało paru Mimo że moskiewski, kontynentalny, 1931, zginął w 1939 (?). ex-korporantów, znanych przed wojną suchy klimat jest bardzo zdrowy. Nadal archiwa sowie- ze swych ultra-prawicowych przekonań. ckie są niedostępne i o tragicznym losie Oczywista, były to wypadki wyjątkowe, Komuniści lubelscy byli, jako się rzekło, polskich kom unistów więc proszę nie generalizować. doskonale zakamufl owani. Ale trzeba wie się bardzo mało. podkreślić jedno rozróżnienie. Co inne- Przyjmuje się obecnie, O Bierucie przed wojną nigdy nie słysza- go, jak się mówiło, „ulica polska”, a co in- że na 3500 działaczy i członków KPP przeby- łem, jego autentyczna biografi a w ogóle nego „ulica żydowska”. Policja polityczna wających w Sowietach, nie istnieje. Istnieją jedynie mitologicz- (było wśród niej niemało agentów naro- przeżyło dwustu. Ci, ne przyczynki. Czytałem, że na począt- dowości żydowskiej) doskonale orien- którzy byli skazani ku lat dwudziestych był wielce czynnym towała się w sytuacji: jeżeli młody Żyd na zsyłkę bez prawa korespondencji, bywali działaczem w spółdzielczym ruchu lu- zdradzający zainteresowania polityczne, także od razu rozstrzeli- belskim, na czele którego stał Dominko nie należał do „Bundu”, to był już podej- wani. Informacje przy- i Hempel8. Co się stało z Dominko - nie rzany o komunizm. Dla nie dość zorien- bliżone znaleźć można wiem; Hempel wyjechał do Związku towanych małe wyjaśnienie; „Bund” to w każdej encyklopedii. 11 Sowieckiego i tam zginął podczas roz- była żydowska partia socjalistyczna, dość Bela Kun (1886-1939) działacz węgierskiego prawy Stalina z polskimi komunistami; bliska PPS-owi, choć z nim nie utożsa- ruchu robotniczego rozstrzelano wtedy między innymi Werę miana. Władzom nie wadziła; wiedziały, i Międzynarodówki Kostrzewę i Warskiego-Warszawskiego. że nie ma żadnych ważniejszych koneksji, Komunistycznej. Od To za wielkich czystek, przeprowadza- wyłączywszy nieliczne, osobiste z komu- 1920 w ZSRR. 12 Bardzo często praco- 9 nych przez Jeżowa, Czeszejko-Sochacki ną. W pochodach pierwszomajowych wał Łobodowski przy zginął znacznie wcześniej, jeszcze za Ja- bundziści szli zaraz za PPS i unikali ja- stoliku w barze, potem gody. Także Wandurski i Stande10. skrawych haseł czy wystąpień. przepisując teksty w domu na maszynie, wprowadzał uzupeł- Ale o Bierucie w Lublinie prawie nikt Pan Dąbrowski z... w prywatnym liście, nienia. Do odpowiedzi nie słyszał i nie wiedział. Musiał wynieść za który serdecznie dziękuję, zwrócił poety możemy dodać, się z Polski bardzo wcześnie i wstąpić mi uwagę... – „Przecież napisałem, wy- że nie doczekał „nie- do NKWD. Gdyby nie to, jakże móg- raźnie, że mój ewentualny powrót do podległości cmentarza”, urna z jego prochami łby przeżyć „jeżowszczyznę”? To abso- Lublina w drewnianej skrzynce będzie została jednak złożona lutne nieprawdopodobieństwo. Bierut możliwy dopiero wtedy, gdy cmentarz w mogile matki 22 był agentem NKWD od samego po- lubelski odzyska niepodległość”12. października 1988 r.

nr 35 (2009) 179

Lublin w powieściach Łobodowskiego

Jerzy R. Krzyżanowski Lublin Józefa Łobodowskiego Zmarły 18 kwietnia 1988 w Madrycie późniejsze przygody wojenne i niemal Pamiętnik Literacki, Józef Łobodowski związany był z Lubli- pięćdziesięcioletni pobyt w Hiszpanii. Londyn 1998, s. 73-79. nem w sposób wieloraki, swoją biografi ą Imponujący jak na początkujące- i twórczością, zaryzykować więc moż- go poetę dorobek okresu lubelskiego 1 Słownik współczesnych na twierdzenie, że to miasto, w którym przynosi sześć tomików poezji — od pisarzy polskich, praca spędził lata dziecinne i młodość, pozo- Słońca przez szpary (1929) aż po wyróż- zbiorowa pod red. Ewy stawiło w psychice pisarza ślad głęb- niony w 1937 roku Nagrodą Młodych Korzeniewskiej, t. 2, Warszawa 1964, s. 386. szy niż wszystkie inne miasta, okolice Polskiej Akademii Literatury Demonom Zob. też Literatura i kraje, gdzie przeżył długie i barwne nocy (1936), stawiający Łobodowskiego polska. Przewodnik lata późniejsze. Warto więc prześledzić w czołówce literatury lat trzydziestych, encyklopedyczny, t. 1, lubelskie tematy w jego twórczości, zna- co nie zawsze oznaczało pozostawie- Warszawa 1984, s. 613. 2 Tak np. w historiach leźć wśród nich bowiem można ważny nie śladów trwałych, wielu bowiem literatury polskiej klucz do jego pełniejszego zrozumienia. krytyków i historyków mówiąc o tym wydanych po angielsku, Zacznijmy od suchych faktów, nie okresie albo kwituje jego twórczość jed- a więc stanowiących zawsze dostatecznie uwzględnianych nozdaniową wzmiankę, albo z powodów niejako sumaryczne, ale reprezentacyjne w krytycznych studiach literackich. politycznych pomija całkowitym milcze- przedstawienie dziejów Większość bibliografi i podaje, że uro- niem, w najlepszym wypadku ogranicza- tej literatury, Czesław dził się Łobodowski w 1909 roku na jąc się do wspomnienia jego działalności Miłosz w Th e History Suwalszczyźnie, „a dzieciństwo spędził redakcyjnej i wydawniczej.2 W opraco- of 1 (Berkeley 1983, s. 528) w Lublinie”. Później, po ośmioletnim waniach emigracyjnych kompendiów wspomina Łobodow- pobycie w Rosji, gdzie Józef Łobodow- stosunkowo najwięcej miejsca poświęcił skiego jako „the best ski senior służył jako ofi cer w carskiej mu Mieczysław Giergielewicz, ale i ten translator of Ukrainian armii, nastąpił w 1922 roku powrót do sumienny badacz współczesnej poezji and Russian ”, podczas gdy Manfred Lublina, nauka w gimnazjum im. Jana omówienie zaczął od stwierdzenia, że Kridl (A Survey of Zamoyskiego, studia prawnicze na „nie sposób Łobodowskiego sprowadzić Polish Literature and Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, do uproszczonej formuły”3. To samo jed- Culture’s, Gravennage początki pracy dziennikarskiej i litera- nak opracowanie wymienia w indeksie 1956) i Julian Krzy- żanowski (A History ckiej, aż do przeniesienia się do War- nazwisko poety 86 razy, niemal równie of Polish Literature, szawy w 1938 roku. W sumie zatem często jak Balińskiego, Lechonia, Mi- Warszawa 1978) pomi- dwadzieścia z osiemdziesięciu niemal łosza i Wierzyńskiego, z tym przecież, jają jego nazwisko lat życia, jedną ich czwartą, spędził Ło- że nie tylko w kontekście omówienia całkowicie. Natomiast bodowski w Lublinie, przy czym były jego dorobku poetyckiego. Późniejsze w powojennych opra- cowaniach ukazujących to lata najważniejsze, od trzynastego o lat dwanaście Szkice o literaturze emi- do dwudziestego roku życia, a zatem gracyjnej Marii Danilewicz-Zielińskiej okres kształtujący charakter człowie- ironicznie wspominają o masowej i róż- Na sąsiedniej stronie: ka, formujący jego osobowość i poglądy, norodnej „produkcji wytwórni »Łobo- okładka z tomu Uczta za- dźumionych (Paryż 1954) ustalający drogę życiową na przyszłość dowski«”, i przyznają mu rolę „poety z ilustracjami Witolda Ja- i pozostawiający ślady najtrwalsze, moc- autentycznego — ale wczorajszego, dziś nuszewskiego. Ze zbiorów niejsze od tych, jakie odcisnąć miały osamotnionego, zawieszonego między Jerzego Święcha. nr 35 (2009) 181 Lublin w powieściach Łobodowskiego

Skamandrem a Awangardą, wyrzuca- nie mówiąc już o dziesiątkach pisarzy jącego przed słuchaczy setki wierszy, i poetów pamiętanych dzisiaj tylko na satyr, rapsodów”4. Podobnie jednak jak tamtejszym terenie. Łobodowski wystę- Danilewiczowa wysoko ocenia moty- puje w ich relacjach nie tylko z uwagi na wy ukraińskie i hiszpańskie w poezji swoją rangę poetycką, ale najczęściej Łobodowskiego krajowy krytyk Janusz jako ktoś pamiętny swoją kontrower- Kryszak, od dawna zajmujący się twór- syjnością i niecodziennymi postępkami, czością poety, wyjaśnia ich dominującą które Gralewski lapidarnie określił jako rolę jako ucieczkę w „krainę duchowego czyny „intelektualisty z temperamentem ocalenia, zdolną równoważyć świat du- chuligana. Tkwiło w nim jakby dwóch chowych urazów”.5 ludzi – poetę podjudzał awanturnik.”6 Wydaje się, że źródła urazów tych Najlepsze jednak świadectwo tych lat szukać należy wcześniej, niż w ostatnim wystawi sobie sam Łobodowski w au- pięćdziesięcioleciu życia poety, a mia- tobiografi cznej tetralogii opublikowanej nowicie w okresie lubelskim, w latach w latach 1965-1970 i powiązanej wspól- dojrzewania i formowania postaw za- nym nagłówkiem Dzieje Józefa Zakrzew- równo pisarskich jak fi lozofi cznych, czy skiego, złożonej z powieści Czerwona zgoła ideologicznych, zakończonych wiosna, Terminatorzy rewolucji, Noży- się w Polsce zapewne głębokim kryzysem psychologicznym ce Dalili i Rzeka graniczna. Mówią one względy polityczne i światopoglądowym. Trzeba pamiętać nie tylko o przełomowym w życiu poety spowodowały, że najob- o biografi i pisarza, o jego najwcześniej- okresie lat 1932-1934, ale także o Lubli- szerniejsze opracowanie szych doświadczeniach w okresie so- nie sprzed lat dzisiaj przeszło pięćdzie- literatury regionu, Lublin w życiu i twór- wieckiej rewolucji, o jego lubelskich sięciu, dla nowych pokoleń czytelników czości pisarzy polskich związkach z wojującym komunizmem, z wielu względów zgoła egzotycznym. Augusta Grychowskiego określanym wtedy eufemistycznie jako Ten cykl powieściowy stanowi w twór- (Lublin 1965), w wyda- zainteresowania „kulturą proletariacką” czości Łobodowskiego pierwszy, rea- niu pierwszym Łobo- dowskiego przemilcza, i wreszcie o dramatycznym zerwaniu listyczny obraz Lublina i zasługuje na a w wydaniu drugim tych związków w 1934 roku, po naocz- parę słów, zanim przejdziemy do obrazu (1974) wspomina tyl- nym przekonaniu się do czego dopro- drugiego, poetyckiego. ko marginesowo jako wadził ukochaną przez poetę Ukrainę Realistyczna narracja powieściowa nie redaktora miejscowego pisma literackiego. sowiecki raj, w latach poprzednich tak jest najmocniejszą stroną pisarstwa Ło- [Przypis z pierwodruku gorliwie przezeń propagowany w czy- bodowskiego. Dziennikarski raczej styl, – przyp. red.] nach i słowach. Trzeba pamiętać o do- sztywność kompozycji, opisów i dialo- 3 Literatura polska na świadczeniach kampanii wrześniowej, gów, schematyzm sytuacji i postaci, czy obczyźnie 1940-1960, praca zbiorowa pod red. o hiszpańskim więzieniu, a potem at- brak wreszcie prób nadania powieściom Tymona Terleckiego, mosferze frankistowskiego Madrytu, jakiegokolwiek głębszego fi lozofi cznie t. 1, Londyn 1964, B. 99. skąd Łobodowski przez lat wiele pro- czy po prostu artystycznie znaczenia, 4 Maria Danilewicz- wadził swoje audycje radiowe. „Z cudzo- krótko mówiąc – brak sztuki pisarskiej -Zielińska, Szkice w lite- raturze emigracyjnej, ziemskiej korzystając łaski, mówiłem do sprowadzałby powieści te do poziomu Paryż 1978, s. 255. was co wieczór”, napisze potem gorzko drugorzędnej literatury, gdyby nie ta 5 Janusz Kryszak, w wierszu List do kraju. właśnie „egzotyka” miejsca i bez śladu O Józefi e Łobodowskim, Lublin czasów Łobodowskiego obfi - minionego czasu. Opisy ulic i domów w: Lublin literacki tował w literatów, choć niewielu wy- Lublina, w wierszach Łobodowskiego 1932-1982. Szkice i wspomnienia, pod red. dał pisarzy z prawdziwego zdarzenia. pełne uroku i prawdziwej poezji prze- Waldemara Michalskie- Poza Józefem Czechowiczem i mniej kształcającej je w ponadczasowe symbole go i Józefa Zięby, Lublin od niego znaną Franciszką Arnsztajno- piękna i uczucia, w powieściach są tak 1984, s. 245. wą, działali tam i później spisali swoje zwyczajne, powszednie i płaskie, że tylko 6 Wacław Gralewski, Ogniste koła, Lublin wspomnienia Konrad Bielski, Wacław u czytelników znających nazwy dzielnic 1963, s. 175. Gralewski, Kazimierz Andrzej Jaworski, i ulic wywołać mogą jakiekolwiek skoja-

182 nr 35 (2009) Lublin Józefa Łobodowskiego Jerzy R. Krzyżanowski rzenia czy nawet obrazy. Nieco lepiej pod dyskusjach i robotniczych demonstra- tym względem prezentuje się ogromna cjach, jeździ dorożką czy spaceruje po galeria postaci „o łatwo rozpoznawal- Ogrodzie Saskim, a w sumie ma moż- nych kryptonimach”7, co jednak może ność dokładnego, właśnie realistycznego mieć znaczenie tylko dla wąskiego gro- wglądu w życie miasta i jego mieszkań- na czytelników doskonale obeznanych ców. I dzięki temu powieściowy cykl z historią kulturalną miasta, dla czytel- Łobodowskiego, przy wszystkich swo- ników jednak postronnych nie mających ich brakach i niedoskonałościach lite- wartości nawet wspomnieniowej. Naj- rackich, staje się dokumentem raczej ciekawsze bodajże w powieściach tych, niż artystycznym obrazem epoki. Ale zwłaszcza w dwóch pierwszych w cyklu, dokumentem ważnym i cennym. Sukces jest ukazanie całych grup społecznych późniejszej o lat prawie dwadzieścia lu- dziś należących do legendy – skomuni- belskiej powieści Danuty Mostwin Cień zowanego żydowskiego mieszczaństwa, księdza Piotra (Warszawa 1986), wy- lewicującego, choć sceptycznego żydow- różnionej nagrodą specjalną przez jury skiego proletariatu, ewoluujących od so- lubelskiego konkursu literackiego im. cjalizmu ku komunizmowi robotników Bolesława Prusa w 1988 roku, potrzebę i obojętnej na wszystko poza urokami takich książek potwierdza ponad wszel- knajpy polskiej inteligencji. Bohater cy- ką wątpliwość. klu, Józef Zakrzewski, dziennikarz i poe- Zupełnie natomiast inny Lub- ta, dzięki swym niezliczonym przygodom lin pojawia się poetyckimi obrazami erotycznym z przedstawicielkami wszyst- w licznych wierszach Łobodowskiego kich tych grup, a także głębokiemu zami- poświęconych temu miastu. Podobnie łowaniu do starannego badania uroków jak u bliskiego mu z wielu względów miejscowych lokali gastronomicznych, Czechowicza, miasto w poezji Łobo- staje się idealnym przewodnikiem po tym dowskiego nabiera ponadczasowych, kolorowym światku rozciągającym się od niezwykłych i symbolicznych wymia- siedziby KUL-u w Alejach Racławickich, rów, staje się uosobieniem piękna, a jego poprzez Krakowskie Przedmieście, aż po obraz wyraża najgłębsze uczucia poety – żydowską Lubartowską i robotniczą Fa- miłość, tęsknotę, wzruszenia młodości bryczną. i wieku dojrzałego, wszystko to, czym Wędruje więc wraz z Zakrzewskim żył w okresie Lubelskim i co stanowiło czytelnik po restauracjach, Europejskiej, treść jego życia w latach późniejszych. Oazie i „pokojach śniadankowych” Ra- Im większy dystans przestrzenny i cza- dzymińskiego, po licznych dansingach sowy dzieli poetę od tamtych dni, tym (bo w Lublinie ich wtedy nie brakowa- bardziej pięknieje w jego wierszach uko- ło), kawiarniach i peryferyjnych knaj- chane miasto. Pisze teraz we wzruszają- pach, bierze udział w marksistowskich cym Liście do matki:

Kroki moje zgłuszone w mrocznych lubelskich ulicach, powrotne kroki młodości raz jeszcze niechaj usłyszę! jakby powtarzając po półtora wie- List do matki opublikowany był w to- ku nowoczesnym wierszem niezapo- mie Dytyramby nieprzejednane, wyda- mniane mickiewiczowskie „tymczasem nym wraz z Popołudniem fauna jako przenieś moją duszę utęsknioną”, owo Dwie książki w 1984 roku. Pierwszym, odwieczne marzenie każdego poe- otwierającym tom ten wierszem był 7 Janusz Krzyszak, ty, a polskiego poety emigracyjnego słynny Cmentarz w Lublinie zawierają- O Józefi e Łobodow- w szczególności. cy pamiętną zwrotkę: skim..., s. 247. nr 35 (2009) 183 Lublin w powieściach Łobodowskiego

a to znaczy, Niech na zawsze rozwija się widmo Lublina że musiałbym wskrzesić sam siebie, na ulicach aby inaczej żyć po raz drugi śpiącego Madrytu, i zasłużyć na jaśminy, na słowiki, na cmentarz... na próżno jednak, gdyż w chwilę po- tem powie: W cztery lata później, tuż przed odej- ściem poety, ukazał się ostatni już jego Mroczne lustro na kawałki roztłukłem, tom poetycki Dytyramby patetyczne, już się spod ich władzy nie wyplączę. tym razem symbolicznie zamknięty Bal- ladą lubelską, będącą pełnym podsumo- Pojawią się więc kolejno nałożone na waniem jego życia i spraw od biografi i, wizję przedwojennego Lublina i Katyń, poprzez beletrystykę, aż po poezji. Pró- i Oświęcim, i podlubelski Majdanek, buje tu początkowo Łobodowski uwol- wracają zaginieni, zabici przyjaciele- nić się od trwającego przez całe życie -poeci i przyjaciele-Żydzi, o których zauroczenia: z rozpaczą powiedzieć tylko można, że:

nie ma ich, wyszli z swoją śmiercią i troską w krematoriów dym, ku Judei.

Nieprzekraczalność granicy zniszczenia Zięby w „Kurierze Lubelskim” wkrót- i granicy czasu może jednak i musi zo- ce po śmierci Łobodowskiego.8 Obok stać w końcu przełamana, toteż wierzy informacji o spełnieniu ostatniej woli poeta, że i dla niego: zmarłego, który życzył sobie, żeby jego prochy spoczęły obok jego matki w gro- w śpiewie słowików, w jaśminów powodzi bowcu rodzinnym na lubelskim cmen- kąt na lubelskim cmentarzu się znajdzie. tarzu przy ulicy Lipowej — cmentarzu wielokrotnie pojawiającym się w pro- W życiu Łobodowskiego poezja nigdy zie i wierszach Łobodowskiego — za- nie była rzeczą abstrakcyjną, towarzy- mieścił Zięba wiersz poety Na własną szyła życiu temu najwierniej i w jej to śmierć stanowiący wstrząsającą proś- strofkach szukać należy wyjaśnienia bę o wieczny spoczynek w ziemi „co problemów pisarza, który pół wieku mych prochów nie rozgrabi”. Ostatnie przeżył w Madrycie, gdzie „wciąż nie ma linie tego wiersza, który przemawia ze 8 Józef Zięba, Józef świtu”. Dlatego też nie można oddzielić szczególną siłą do każdego, komu bli- Łobodowski nie żyje, „Kurier Lubelski” nr 82, od siebie dwóch tekstów, zamieszczo- skie są losy Mickiewicza, Słowackiego 27 kwietnia 1988, s. 1-2. nych jeden po drugim w artykule Józefa i Norwida, brzmią:

żeby się stracił, zagubił w letniej nocy szeptach oszołomił listowia zwiędłym aromatem; żeby, gdy się korzenie w mym sercu rozrosną, miody krzew ponad głową zaszumiał i ludziom opowiedział z nadchodzącą wiosną wszystko to, czegom ja już nie umiał. A na obcej ziemi boję się umierać...

184 nr 35 (2009) Tadeusz Kłak „Lubelskie” powieści Józefa Łobodowskiego

Autor Rozmowy z ojczyzną znany był chłopca, przeżywającego – podobnie jak „Lubelskie” powieści przede wszystkim jako poeta, a także i bohater Przedwiośnia – swoje dzieciń- Józefa Łobodowskiego, w: Literatura i pamięć tłumacz i publicysta o nieposkromio- stwo i przyspieszone dojrzewanie w nie- kultury, Lublin 2004, nym temperamencie, gotowy do pole- spokojnym okresie porewolucyjnego red. Sławomir Baczew- miki i walki piórem na wszystkie niemal wrzenia na Kubaniu. W odniesieniu do ski, Dariusz Chempe- tematy – literackie, ideowe i polityczne. Komyszy, pierwszego i najlepszego tomu rek, s. 338-339. Rzadko się jednak pamięta, iż ma on cyklu, pisał jeden z krytyków: również poważny dorobek prozatorski, Przelewa się [w powieści] tłum różnobarwny liczący siedem powieści, ujętych w dwa i różnojęzyczny południowego, pod-kauka- cykle. Pierwszym z nich była trylogia skiego pogranicza cesarstwa. Czerwone bale „kozacko-kaukaska”, obejmująca Komy- i pogrzeby, i nieudane jeszcze wyprawy karne sze, W stanicy i Drogę powrotną, drugim przeciw stanicom. Zamierający świat miesz- natomiast – czworoksiąg opatrzony ty- czańskiej Rosji, tych kilka miesięcy, kiedy raz tułem Dzieje Józefa Zakrzewskiego, na wreszcie żyło się w Rosji grzesznie i dziko, ale który złożyły się Czerwona wiosna, Ter- swobodnie. Obrazy Łobodowskiego są praw- minatorzy rewolucji, Nożyce Dalili oraz dziwe i urzekające.3 Rzeka czerwona. Żadna z nich nie zo- Pisarz ukazał w swych powieściach stała dotąd udostępniona krajowemu życie młodego Polaka i jego zawiłą dro- czytelnikowi, toteż pozostają one w rze- gę do niepodległej już Polski, ale jest to czywistości dla niego niedostępne. tylko jeden z wielu wątków, gdyż cykl Oba cykle mają niewątpliwie charak- ten przedstawia szeroką panoramę życia ter autobiografi czny, chociaż intencja Kozaków oraz ich walkę o utrzymanie taka rysuje się wyraźniej w Dziejach Jó- dotychczasowego porządku. Te dążenia zefa Zakrzewskiego, gdzie postać, której zderzały się – z jednej strony – z poczy- 1 M. Danilewicz-Zie- za pierwowzór służyła osoba pisarza, naniami „białych” generałów, jak i ros- lińska napisała nawet urosła do rangi bohatera tytułowego1. nącą presją bolszewików – z drugiej. z przekąsem, iż Łobo- Ta tetralogia powieściowa opowiada Narrator wobec wszystkich uczestni- dowski jako prozaik bowiem przede wszystkim o losie jed- czących w tym konfl ikcie stron stara się „przerabia swój życiorys na cykle powieściowe nostki, podczas gdy cykl wcześniejszy zachować jednak dystans, nie opowiada w zaiste Sienkiewi- zarysowywał panoramiczny obraz całej się wyraźnie po żadnej z nich. czowskich rozmiarach” społeczności, z dużą grupą bohaterów Pisząc o Komyszach, jeden z kryty- – Szkice o literaturze pierwszoplanowych, ważnych dla po- ków zwrócił uwagę, iż w tej powieści emigracyjnej, Paryż 1978, s. 255. wieści, ale żaden z nich nie uzyskał pra- Łobodowski ujawnił duży takt artystycz- 2 T. Terlecki, Poezje wa do bezwzględnego pierwszeństwa, ny dzięki – jak to nazwał – niedomó- Cezarego Baryki. Rzecz nawet Staś Majewski, któremu narrator wieniom ideologicznym, dawał w niej o Łobodowskim, „Tygo- poświęcał najwięcej uwagi, a jego los bowiem autor obrazy artystyczne doko- dnik Ilustrowany” 1937, nr 16. najbardziej go interesował. nujących się wydarzeń, a nie rozprawy 3 Cz. Jeśmian, W kubań- Do tego cyklu można odnieść traf- społeczno-fi lozofi czne w stylu Żerom- skiej pustyni i puszczy, ną formułę Tymona Terleckiego2, któ- skiego. Krytyk ów stwierdzał: „Wiadomości”, Londyn ry – omawiając przed wojną wiersze Trzeba bowiem dojrzałego umysłu […], by 1956, nr 16. 4 Łobodowskiego – nazwał je „poezjami z tych awanturniczo i zmysłowo zabarwionych J. Kowalewski, U źród- ła naszych czasów, Cezarego Baryki”. Pisarz ukazał bowiem wydarzeń kilku miesięcy, jeśli nie tygodni, roz- „Orzeł Biały” 1956, w swoich powieściach dzieje polskiego grywających się w jakimś zapadłym kąciku ko- nr 11. nr 35 (2009) 185 Lublin w powieściach Łobodowskiego

zackim, wyłowić głęboki sens, który autor chciał wtajemniczeń młodocianych bohate- im niewątpliwie nadać.4 rów, znajdujących się dopiero u progu Istotnie, utwory Łobodowskiego są, dojrzewania. zwłaszcza na tle nowszych tendencji Narratora, a i autora, interesuje rów- w prozie współczesnej, bardzo „upo- nież warstwa obyczajowa, sposób życia wieściowione”. Bohaterowie ukazywani Kozaków – ich praca, walka i zabawy, są w działaniu, nieustannie uczestniczą cały ich folklor oraz kultura duchowa. w różnych, wartko rozwijających się wy- Przedstawia je z sumiennością i zami- darzeniach, a przy tym wszystkie powie- łowaniem etnografa, wrażliwy jest na ści cyklu zostały nasycone elementami historię i na całe bogactwo kulturowe, bliskimi strukturalnie dramatowi – do- znamienne dla obszarów, gdzie przeni- minują w nich dialogi lub monologi po- kały się różne wpływy, z orientalnymi staci. Autor nastawiony jest na zjednanie włącznie.5 Owa troska o wierność rze- sobie czytelnika, stąd też czyni wszyst- czywistości, zespolona z autobiografi cz- ko, by przyciągnąć jego uwagę i trzy- ną strategią autora powieści, sprawia, iż mać ją w stałym napięciu. Sprzyja temu w Komyszach dopatrywano się bardziej również element przygodowy, który od- reportażowego niż powieściowego uję- grywa w „kozackiej” trylogii Łobodow- cia, a zdaniem Czesława Jeśmiana są one skiego dużą rolę, i on właśnie stanowi raczej historią, pamiętnikarstwem, a nie jeden z ważnych wyznaczników gatun- literaturą.6 kowego nacechowania powieści. Stasia Majewskiego pozostawił Łobo- Komysze i pozostałe części cyklu mają dowski w ostatniej części swej trylogii bowiem niewątpliwie znamiona powie- w Drodze powrotnej: przygotowywał się 5 To wczesne zetknięcie ści przygodowej. Odznaczają się uroz- on do nowej wielkiej przygody – wę- się Łobodowskiego maiconą fabułą, licznymi i bogatymi drówki ku utęsknionej ojczyźnie. Droga z Orientem i jego perypetiami bohaterów, a do tego wy- powrotna zamykała się na przedstawie- kulturą miało nie- wątpliwie wpływ na brał autor odpowiednią scenerię oraz niu wydarzeń z 1922 roku, natomiast głębsze i trwałe zainte- czas, pełen zmiennych i spiętrzonych akcja Czerwonej wiosny rozgrywała się resowanie nią w okresie wydarzeń. Akcja powieści często zwal- już na terenie Lublina i rozpoczynała pobytu w Hiszpanii, nia swoje tempo i napięcie, aby znów za- się po dziesięciu latach od tamtej daty. który zaowocował m.in. ciekawym zbiorem skoczyć czytelnika jakąś niespodzianką. Przez ten czas młody Majewski dorasta wierszy Kasydy i gazele, Tło wydarzeń (step), przestrzeń (ziemie i przeobraża się w Józefa Zakrzewskiego. Londyn 1961. ukraińskie) oraz niektórzy bohaterowie On również, jak bohater Żeromskiego, 6 Cz. Jeśmian, (Kozacy) sprawiają, iż obok nawiązań przeżył boleśnie spotkanie z nową Pol- W kubańskiej pustyni i puszczy. O prymacie do powieści Sienkiewicza W pusty- ską, jej szklane domy uległy rozbiciu, swej pamięci oraz jej ni i w puszczy (np. motyw wędrów- toteż przyniesiony ze Wschodu bakcyl trwałości pisał sam ki chłopca odłączonego od rodziców, rewolucji i buntu znalazł u niego podat- Łobodowski w szkicu Staś i Ogarka jako odpowiedniki Stasia ny do rozwoju grunt. przypominającym m.in. rok 1917 na Kaukazie: i Nel, zaś pies Rozbój – Saby) widać od- Czworoksiąg Łobodowskiego obej- „Dla mnie był to rok działywanie na utwory Łobodowskiego muje powieściowo ujęty okres jego ży- zupełnie niebywały, również Ogniem i mieczem. Zresztą te cia z lat 1932-1933, kiedy kształtowała a wszystko, co działo i inne nawiązania czy aluzje literackie się jego sylwetka jako poety, publicysty się na jego przestrzeni, oraz działacza politycznego. Był to czas a i później aż do wyjaz- są w pełni świadome, potwierdzone du z Rosji, rysuje się również w tekście powieści. Jedno na- wielkiej aktywności, o czym często przy- w pamięci tak wyrazi- tomiast różni bardzo powieści Łobo- pomina narrator, a także różne osoby ście, jakby to było wczo- dowskiego od wspomnianych utworów z otoczenia głównego bohatera. Oto jed- raj” – J. Łobodowski, Sienkiewicza, a mianowicie wprowadze- na z jego „zbiorczych” charakterystyk: Prometeusz skowany, „Zwierciadło” 1938, nie w szerokim zakresie sfery erotycz- Przyszła matura, po maturze uniwersytet, nr 7/8. nej, i to przede wszystkim miłosnych pierwsze artykuły w prasie, krótka działalność

186 nr 35 (2009) „Lubelskie” powieści Józefa Łobodowskiego Tadeusz Kłak w Związku Młodzieży Demokratycznej, awan- polecenia, których wykonanie mia- tury polityczne i osobiste, konfi skaty i procesy ło mu zapewnić otrzymywanie coraz sądowe. Młody Zakrzewski stał się znaną osobi- bardziej odpowiedzialnych zadań oraz stością. Jedni widzieli w nim zdolnego trybuna wzbudzenie zaufania „góry”. Oddziały- politycznego i dobrze zapowiadającego się waniom tym Zakrzewski poddawał się publicystę, inni – warchoła i, kto wie, czy nie z coraz to większym oporem, krytycz- komunistycznego agenta. Policja zaczęła deptać nie analizując zarówno otrzymywane od mu po piętach, panny z lepszych domów, dawne Mendelsona informacje, jak i zawarte partnerki z gimnazjalnych tańcówek i teatru w literaturze partyjnej, które korygo- amatorskiego, przestały odpowiadać na ukłony, wał na podstawie materiałów pocho- na uniwersytecie miał ciągłe nieprzyjemności, dzących z innych źródeł, co pozwalało matka załamywała ręce.7 zachowywać mu niezależność własnych Łobodowski ukazał swojego bohatera przekonań. W przeciwieństwie do mo- niejako w szczytowym punkcie ideo- nopolistycznego oraz instrumentalnego wego wtajemniczenia oraz całkowitej traktowania przez KPP sprawy robotni- wierności przyjętym założeniom i zobo- czej, bohater Łobodowskiego dąży do wiązaniom. Ale od tego momentu dro- tworzenia przeciw burżuazji i ustrojo- gi Zakrzewskiego będą się od ofi cjalnej wi kapitalistycznemu „wspólnego fron- linii i doktryny partii komunistycznej tu” wszystkich lewicowych ugrupowań oddalały. W oczekiwaniach partyj- z PPS oraz klasowymi związkami zawo- 7 Ze względu na nych zwierzchników natomiast ewolu- dowymi włącznie. mnogość przytoczeń, cja ideowa tego bohatera powinna była Najważniejszym powodem różnic a zwłaszcza na charak- ter niniejszego szkicu uzyskać jeszcze tendencję wznoszącą między Zakrzewskim a jego partyjny- – raczej narracyjno- się, liczyli oni stale na ostateczne jego mi partnerami stały się przede wszyst- -gawędowy, a nie anali- „wykrystalizowanie” się i podporządko- kim sprawy narodowe. Zgodnie z jego tyczny – zrezygnowano wanie wszystkim zaleceniom oraz naka- przekonaniami, którymi dawał wyraz z ich lokalizacji [przypis pochodzi z tekstu źród- zom idącym z góry. zarówno w dyskusjach osobistych, jak łowego]. Autor powieści, wykorzystując własne i w swojej publicystyce, KPP powin- 8 Autor niemal na doświadczenia i przeżycia8, ukazał nie na być Polską Partią Komunistyczną, bieżąco pisał o tym tylko ideowe przemiany bohatera, ale a nie częścią komunistycznej między- w swoich artykułach i tekstach polemicznych – i może przede wszystkim – technikę narodówki z ośrodkiem dyspozycyjnym – zob. m.in. I. Kraw- ideologicznej indoktrynacji oraz spo- w Moskwie. W gruncie rzeczy Zakrzew- czenko [J. Łobodowski], soby podporządkowywania jednostki ski nie tyle rozczarowywał się do ideolo- W siedemnastym roku mechanizmom organizacyjnym partii gii komunistycznej, ile do statusu KPP rewolucji, „Dźwigary” 1934, nr 1; Pisarz rewo- komunistycznej. Czytelnik nie otrzymał jako partii pozbawionej samodzielności, lucyjny w teraźniejszości jednak od narratora informacji, w jaki dla której ostatnią instancją były osobi- oraz artykuł redakcyjny sposób Zakrzewski stał się komuni- ste decyzje Stalina, buntował się prze- Polemiki i wypady, stą, ani też jakie racje zaprowadziły go ciwko jej polityce podporządkowującej „Dźwigary” 1935, nr 2, a także w szeregu arty- w stronę marksizmu. sprawy Polski interesom ZSRR. kułów z lat 1935-1936, Ideologicznej „obróbce” i przygo- Bunt bohatera Łobodowskiego miał drukowanych w „Wia- towaniu Zakrzewskiego do coraz po- dwa aspekty: jeden narodowy, drugi zaś domościach Litera- ważniejszych zadań partyjnych służyły indywidualny. Pragnął on walczyć o ko- ckich”. Zob. również J. munizm „narodowy”, a jednocześnie do- Łobodowski, O cyga- stałe rozmowy i dyskusje z profesorem nach i katastrofi stach 9 Mendelsonem, który w Lublinie repre- magał się prawa do jawnego i otwartego (3), „Kultura” 1964, zentował stopień najwyższego ideolo- formułowania swojego stanowiska oraz nr 10, s. 35-43. gicznego i politycznego wtajemniczenia. krytyki niesłusznych – jego zdaniem 9 Jego pierwowzorem On przekazywał mu wytyczne aktual- – elementów programu czy działania był Samuel Mejerson – zob. J. Łobodowski, nej linii partyjnej, dostarczał wskazó- partii. Narażało to Zakrzewskiego na co- O cyganach i katastrofi - wek, argumentów i lektur oraz dawał raz częstsze i ostrzejsze konfl ikty z jego stach (3), s. 43. nr 35 (2009) 187 Lublin w powieściach Łobodowskiego

zwierzchnikami, na zarzuty o odchyle- jak na młody wiek pokaźna tusza”. Da- nie nacjonalistyczne, obciążenie tradycją lej narrator nazywa go już „Grubasem”, szlachecką oraz skłonności anarchi- co pozwala odnieść to określenie z całą styczne. Profesor Mendelson próbuje pewnością do Stefana Żółkiewskiego.10 buntującemu się i dochodzącemu do W poecie natomiast można rozpoznać własnych racji publicyście unaocznić, rysy Lucjana Szenwalda. Potwierdza to iż „na walczącym froncie obowiązują bezpośrednio wspomniany szkic Ło- inne prawa niż w normalnych warun- bodowskiego, w którym opowiada on kach pokojowych”, inaczej bowiem wal- o swoich sporach ideowych i politycz- ka polityczna przebiega w warunkach nych z warszawskimi komunistami, jawnego działania, inaczej zaś, gdy orga- w tym z autorem Sceny przy strumieniu. nizacja pozostaje w głębokiej konspira- Ukazując rozterki oraz ewolucje ideo- cji. Narrator lojalnie przywołuje opinie, wo-polityczne Zakrzewskiego, Łobo- jakie o Zakrzewskim krążyły w partyj- dowski – oprócz zapisu pryncypialnych nych kręgach Warszawy, mówiące, iż dyskusji – wprowadza na karty swych „zajmuje pozycje marksistowskie po to, powieści wiele materiału źródłowego, by je po kolei poddawać wrogom ideo- cytowanego niekiedy całymi stronami: logicznym”. uchwał Komunistycznej Partii Polski, Zakrzewski nie zamierzał jednak brać artykułów z jej organu oraz innych cza- pod uwagę „żadnych ubocznych wzglę- sopism, odezw i ulotek, przywołuje też dów” ani „liczyć się z niczyją opinią”. nazwiska liderów partyjnych, charakte- Chciał prowadzić otwartą dyskusję, ryzując ich postawy oraz związek z róż- w której przemawiać będą wyłącznie ar- nymi partyjnymi frakcjami. gumenty merytoryczne, zachowywał też Narrator wskazuje również na inne, sobie prawo do formułowania własnych zarówno drukowane, jak i ustne źród- ocen. „Nie potrafi ę kształtować swojej ła informacji, którymi byli dla Za- opinii na arbitralne polecenie z góry” – krzewskiego lubelski antykwariusz oto jedno z licznych wyznań bohatera oraz stary komunista mieszkający na na ten temat. Wołyniu, obaj dobrze wtajemniczeni W jego „urabianiu” i politycznej w różne partyjne i zewnętrzne politycz- edukacji brali udział również przed- ne sprawy, dzięki czemu dowiadywał stawiciele partii komunistycznej z war- się o nich często wcześniej i z odpo- szawskiego środowiska akademickiego. wiednim naświetleniem, dlatego też W jednej z dysput partnerami Zakrzew- mógł on bardziej samodzielnie i sku- skiego było – jak informował jeden z bo- tecznie określać swoje stanowisko wo- haterów powieści – „dwóch ważniaków bec zwierzchników ideologicznych z polonistyki”: i politycznych. Ważną rolę odgrywało Jeden to teoretyk, zapewniano mnie, że kuty również osobiste doświadczenie Za- na cztery nogi w doktrynie. Drugi – podobno krzewskiego, uzyskiwane w czasie kon- świetnie zapowiadający się poeta... Zaraz, jakże taktów ze środowiskami robotniczymi, mu...? Lucja... Lucjan... zapomniałem nazwi- a także takie inicjatywy jak potajemna sko. Krótkie, niepolskie. Bardzo inteligentny wyprawa przez granicę ZSSR na Ukra- gość, poliglota i potworny brudas. Nigdzie nie inę, by naocznie przekonać się o praw- 10 Przymiotnik „Gru- by” funkcjonował mieszka, sypia kątem, gdzie się da. Też mocno dzie wiadomości na temat panującego w odniesieniu do osoby oświecony w doktrynie. tam wielkiego głodu i jego tragicznych Żółkiewskiego także O pierwszym z nich mówił narra- skutkach. w czasie, gdy był on tor, że jest to „ciemny szatyn w rogo- Zbierane obserwacje i doświadczenia po wojnie profesorem w Instytucie Badań wych okularach”, cechuje go „szeroka, prowadziły bohatera Łobodowskiego Literackich. rumiana twarz, rozrośnięte bary, zbyt ku nieuchronnemu zerwaniu z ruchem

188 nr 35 (2009) „Lubelskie” powieści Józefa Łobodowskiego Tadeusz Kłak komunistycznym. W ostatniej powieści tyczny w stosunku do jego działalności 11 Mają one swoje cyklu, Nożycach Dalili, której akcja roz- publicystycznej, jak i podejmowanych odpowiedniki w arty- grywa się od lipca 1933 roku do począt- przezeń inicjatyw czasopiśmienniczych. kułach Łobodowskiego ku 1934 roku, pojawiają się następujące Należy tu przypomnieć, iż autor Dzie- (niektóre ukazywały się rozmyślania Zakrzewskiego co do swo- jów Józefa Zakrzewskiego był przed pod pseudonimami) w „Trybunie” (1932), jego położenia: wojną redaktorem „Trybuny” (1932), „Barykadach” (1932) Odciąć się od całego towarzystwa i iść dalej „Barykad” (1932), „Kuriera Lubelskiego” i w „Dźwigarach” (1934- w pojedynkę, czy grać nadal dwuznaczną rolę (1932, 1937) oraz „Dźwigarów” (1934- 1935). wiecznie „nieskrystalizowanego”? Już dość 1935), natomiast w powieściach wszyst- 12 W wypowiedzi jed- nej z bohaterek Nożyc dawno zrozumiał, że żyje i działa w lewicowym kie te zdarzenia zamykają się w obrębie Dalili pojawia się i tytuł środowisku niejako na kredyt. Wszyscy czekają, lat 1932-1934. Pisarz dokonał tu więc rzeczywistego miesięcz- aż zdobędzie ostateczną świadomość klasową, czasowej kondensacji faktów i wyda- nika, którego redakto- to znaczy nauczy się słuchać autorytetów par- rzeń, jak i redukcji wielu rzeczywistych rem był Łobodowski. 12 Warto przytoczyć ten tyjnych bez najlżejszego sprzeciwu. Gdy dojdą tytułów do jednego , dzięki czemu fragment z nieco szer- do wniosku – a dojdą prędzej czy później – że obraz rzeczywistości stał się bardziej szym kontekstem: traktuje ten kredyt jako bezterminowy, załatwią ostry, jednorodny i dynamiczny. „Redaktor Zakrzewski, się z nim raz dwa. Bezinteresownej herezji nie Oprócz rysów radykalnego bun- entuzjasta sprawiedli- uznają, więc wiadomo... townika społecznego i rewolucjonisty, wości społecznej, który płomienną młodość Punktem dojścia ideowej ewolucji Za- Łobodowski przydał swojemu bohate- rzucił jak kamień na krzewskiego było ostateczne odejście rowi również wiele cech współczesne- barykady polskiej rewo- od partii komunistycznej, przy czym go Don Juana. W przeciwieństwie do lucji. Proletariat go nosi wcześniej odrzucił on propozycję obję- wielu dawniejszych literackich kreacji, na rękach, radykalne panienki biegają hur- cia wysokiej funkcji po aresztowanym prezentujących zwykle rewolucjonistę mem, czy aby się z którą i skazanym w procesie profesorze Men- jako samotnika i niemal ascetę, odrzu- nie prześpi... Policja też delsonie. Bohater nie zamierzał jednak cającego sferę osobistych uczuć lub pod- biega, czekając aż się rezygnować z działalności politycznej, porządkowującego je wybranej ideologii potknie. I wtedy – adje barykady i trybuny! postanowił natomiast radykalnie zmie- czy „sprawie”, Józef Zakrzewski z po- Przyjdzie nieuchronny nić front oraz profi l redagowanego prze- wieści Łobodowskiego postępuje akurat koniec dialektycznego zeń pisma: „Pismo będzie miało odtąd odwrotnie. Stara się żyć – w swoim prze- procesu i zacznie się charakter antysowiecki i antykomuni- konaniu – pełnią życia, usiłując godzić nieprzyjemne kiblo- 13 wanie”. styczny, ale ze stanowisk lewicowych”. studia , uprawianie boksu, prace zarob- 13 Jeśli opierać się na Należy w tym miejscu podkreślić, iż kowe, działalność wydawniczą, publi- materiale powieś- największą wagę przykładał Zakrzew- cystyczną oraz polityczno-ideologiczną ciowym, to studia ski właśnie do swej pracy publicystycz- z bogatym życiem erotycznym. Zakrzewskiego miały raczej stanowić pretekst nej, prowadzonej w redagowanym przez W Dziejach Józefa Zakrzewskiego da- do działania politycz- niego piśmie „Nowa Trybuna”. Na jej łoby się wyliczyć co najmniej kilkana- nego na uniwersytecie. łamach umieszczał swoje artykuły pro- ście postaci kobiecych, które stawały W Czerwonej wiośnie gramowe i polemiczne, tutaj również się kochankami tytułowego bohatera, czytamy: „Jeśli [Zakrzewski] zrobi zarysowywał kształt nowej kultury i li- przy czym w większości przypadków drakę na uniwersytecie 11 teratury proletariackiej. Pismo to za- to on bywał inicjatorem i reżyserem i sprawa dojdzie do dzie- pewniało mu niezależność wypowiedzi, prowadzonych romansów, w nielicz- kana, może skończyć się w których nie musiał liczyć się ze zda- nych tylko sam stawał się obiektem ich źle. Na studiach zbytnio niem partyjnych zwierzchników, cho- zachodów uwodzicielskich. Większość mu nie zależało, ale teraz otwierały się cie- ciaż nadal narażały go one na represje erotycznych wątków i scen łączy się kawe możliwości poli- cenzury i urzędu prokuratorskiego. bezpośrednio lub pośrednio z działal- tyczne i szkoda byłoby Opis działalności Zakrzewskiego nością polityczną bohatera, zwłaszcza wylecieć z uniwersytetu w „Nowej Trybunie” oparł Łobodowski w tak zwanym Klubie Dyskusyjnym, przed ich rozrobieniem”. W Terminatorach na własnych doświadczeniach redakcyj- skupiającym – poza osobą Zakrzew- rewolucji czytamy nych, przy czym ujął je w sposób synte- skiego – wyłącznie ludzi ze środowiska o „zaprzepaszczeniu” nr 35 (2009) 189 Lublin w powieściach Łobodowskiego

żydowskiego. Otóż, jak informuje nar- zwraca uwagę jedna szczególnie spra- roku studiów. Nie ina- czej wyglądał związek rator, w Klubie tym rządziły zasady swo- wa: modyfi kuje on mianowicie w sposób z uniwersytetem samego istej komuny, co wyrażało się w daleko zasadniczy osobowość głównego boha- autora. Łobodowski idącej swobodzie obyczajowej, zwłasz- tera w stosunku do jego pierwowzoru. rozpoczął studia na cza w sferze erotycznej, z czego bohater Jest on tu redaktorem pisma, publicystą wydziale prawa KUL-u w październiku 1931, Łobodowskiego korzystał w bardzo sze- i działaczem politycznym, odjął mu na- a już w końcu lutego rokim zakresie. Inny krąg jego kochanek tomiast autor tę część własnej biografi i, rektor ks. J. Kruszyński rekrutował się z fordanserek lubelskich która wiązała się z poezją i pisarstwem skierował do jego matki i warszawskich lokali rozrywkowych, we właściwym sensie tego słowa.15 Po- pismo zawiadamiające ją o relegowaniu go bądź kobiet napotykanych w czasie wy- twierdzałoby to do pewnego stopnia z uniwersytetu. Pod- jazdów terenowych w roli ideologa – opinie Łobodowskiego, wyrażone przy stawą tego aktu było prelegenta czy agitatora. innej okazji, iż poezja była przez niego pismo prokuratora Należy zauważyć, iż niektóre z tych pojmowana przede wszystkim jako spo- okręgowego, wysłane do rektora, powiada- romansów bohater Łobodowskiego pro- sób społecznego oddziaływania, a nie miające o wszczęciu wadził równolegle, nie kryjąc się z tym stanowiła celu samoistnego. Wiersz sta- postępowania prze- ani wobec swoich kochanek, ani wobec wał się, podobnie jak i dla rówieśników ciwko Łobodowskiemu otoczenia. Zarówno we własnym prze- poety z „Żagarów”, narzędziem, często jako autorowi książki konaniu, jak i w opinii narratora był on przybierał postać wypowiedzi publicy- O czerwonej krwi, gdyż „treść książki zawiera mistrzem uwodzenia, któremu nie opar- stycznej albo pojawiał się zamiast ar- cechy przestępstw, prze- ła się żadna z upatrzonych przez niego tykułu o charakterze dziennikarskim. widzianych w art. 129 kobiet – były mu one posłuszne i uległe, Wszak jeszcze po latach pisał Łobodow- i 73 kk”. Rektor KUL-u dając się niemal od razu owładnąć jego ski w Dedykacji: wystosował również pis- ma do „prześwietnych osobistemu urokowi. Wobec „swoich” rektoratów” wszystkich kobiet był on na ogół wspaniałomyśl- Nigdy nie chciałem świadczyć się uniwersytetów pań- ny i hojny, obdarzając je kosztownymi wyłącznie dźwięcznym słowem; stwowych informujące, upominkami oraz podejmując je w naj- ja jestem z tych, co wiersze tylko za iż Łobodowski został relegowany za „szerze- lepszych lokalach. połowę nie pornografi i i bluź- Był to niewątpliwie jeden z elemen- życia biorą, a później skaczą ku dzikich nierstwa w wydanych tów strategii pisarza, zmierzającej do koni grzywom. przez siebie utworach wzmożonej heroizacji głównego boha- Skoro już w wojnie trwamy, to od poetyckich, skonfi sko- wanych przez władze tera i wyniesienia go ponad inne po- wiersza wolę prokuratorskie”. Kse- stacie i całe środowisko. Zapewnia mu dobrze podsypany prochem pistolet, rokopie dokumentów więc zawsze przewagę nie tylko w po- a poezja to tylko krzesiwo.16 z archiwum KUL-u czynaniach o charakterze erotycznym, otrzymałem za pośred- nictwem prof. S. Fity, ale i w polemikach prasowych, w dys- Ale chyba szkoda, że ta „druga po- któremu serdecznie kusjach politycznych na zebraniach łowa” życia pierwowzoru Józefa Za- dziękuję. i pozwala mu też zwycięsko wychodzić krzewskiego została w powieściach 14 Informacje te pisarz ze spotkań z policją polityczną, szpic- Łobodowskiego pominięta, wszak wprowadzał zapewne dlatego, iż w latach lami i prokuratorem. Czyni też Łobo- wzbogaciłaby ona wizerunek głównego trzydziestych pojawiały dowski swego bohatera hojnym i wręcz bohatera i uczyniła go postacią może się w prasie najpierw rozrzutnym protektorem kobiet zwią- bardziej reprezentatywną dla swego po- sugestie, iż na swoją zanych z nim, stać go nawet na założe- kolenia oraz pełniejszą psychologicznie. działalność wydawniczą nie własnego teatru i opłacanie aktorów, Mimo nadania takiego profi lu głów- otrzymywał on pienią- dze od partii komuni- a wszystko to – jak czytamy w powieś- nemu bohaterowi Dziejów Józefa Za- stycznej, a po zerwaniu ciach – miało pochodzić z udzielanych krzewskiego – sprawy literackie zajęły z nią – iż pochodziły przez niego korepetycji oraz... spadku jednak we wszystkich powieściach tego one ze źródeł rządo- po krewnym z Ameryki.14 cyklu Łobodowskiego sporo miejsca, wych na agenturalną i dywersyjną pracę Jeśli przyjąć w lekturze powieści Ło- a wszystkie łączą się bezpośrednio wewnątrz KPP. Zob. też bodowskiego klucz biograficzny, to z jego osobą i podejmowanymi przezeń

190 nr 35 (2009) „Lubelskie” powieści Józefa Łobodowskiego Tadeusz Kłak rozmaitymi poczynaniami. Wiadomo nie, będący organizacją czysto regio- W. Gralewski, Wataha bowiem doskonale, iż pisarz ten uczest- nalną, niezależną od agend ówczesnego atamana Łobodi, w: niczył aktywnie w latach trzydziestych Związku Zawodowego Literatów Pol- tenże, Ogniste koła, w życiu literackim i kulturalnym Lub- skich. Powstał on w maju 1932 roku, Lublin 1963, s. 173-181. 15 lina, a także był świadkiem i obserwa- a przyczynili się do tego najwięcej Fran- W Rzece granicznej znajduje się wypowiedź torem dziejących się wydarzeń z tego ciszka Arnsztajnowa, Józef Czechowicz Zakrzewskiego, infor- zakresu, chociażby ze względu na swoją i Antoni Madej.18 W powieściach Ło- mująca, iż pisał wiersze pracę dziennikarza i publicysty. bodowskiego organizacja ta występuje jako sztubak, ale potem Wszystkie powieści ze wspomnianego jako Związek Pisarzy Lubelskich, przy mu to „przeszło”. 16 Cyt. za: J. Łobo- cyklu wykorzystują rzeczywiście w sze- czym autor posługiwał się rzeczywisty- dowski, List do Kraju, rokim zakresie doświadczenia pisarza mi realiami dosyć swobodnie, co było wybór wierszy i opra- z lat 1932-1933, ukazując je na dwa spo- może nie tyle wynikiem świadomych czy cowanie J. Święch, soby: albo poprzez wprowadzenie praw- mimowolnych zniekształceń, ile raczej Lublin 1989, s. 56. Taką funkcję swojej poezji dziwych postaci wraz z ich nazwiskami określonych zamierzeń artystycznych. widział Łobodowski już oraz odnoszącymi się do nich danymi, Autor Rozmowy z ojczyzną umiejscawia u początków twórczo- albo też poprzez kreowanie bohaterów powstanie Związku w czasie odpowia- ści. W redagowanym o fi kcyjnych nazwiskach, które mają dającym narodzinom rzeczywistej or- przezeń miesięczniku swoje odpowiedniki w ówczesnym pej- ganizacji, ale skład osobowy jej władz „Barykady” (1932, nr l, s. 38) w niepodpisanym zażu literackim czy kulturalnym Lublina przedstawił w powieści następująco: przeglądzie krytycz- i Lubelszczyzny.17 Na pierwszym zebraniu członków-założycieli nym, zatytułowanym Pojawiają się więc w tych powieś- wyłoniono zarząd. Prezesem został profesor li- U poetów, być może ciach takie osoby jak Ewa Szelburg-Za- teratury i etnograf, doktor Mierzwiński. Godność autorstwa samego pisa- rza, czytamy: „poprzez rembina, Kazimierz Andrzej Jaworski wiceprezesa przypadła Kamińskiemu; Zakrzew- gąszcz rytmicznych i doktor Biernacki, spotykamy również ski wszedł do zarządu jako członek bez funkcji. zdań widać na wskroś tytuły ukazujących się w tym regionie Oczywiście, Łobodowski jako twórca człowieka – jest to czasopism, jak na przykład „Trybuna”, powieści miał pełne prawo do przetwa- poeta z gatunku bun- towników – wierszy „Barykady” czy „Kamena”, wymienia się rzania rzeczywistych zdarzeń i faktów używa jako mieczów imprezy w rodzaju szopek „Refl ektora”, zgodnie ze swoją wizją artystyczną i po- w buncie przeciwko instytucje kulturalne (teatr, kina, biblio- trzebami twórczymi, niemniej warto za- złu, krzywdzie, niespra- teki) oraz dydaktyczne i naukowe (szko- uważyć, iż prezesem Związku Literatów wiedliwości, szarzyźnie, głupocie [...]”. ły, uniwersytet). Jeśli chodzi o postacie w Lublinie został wybrany Józef Czecho- 17 Pojawiają się zresztą powieści, to obowiązuje dosyć ściśle wicz, który rychło zrzekł się tej godno- i nazwiska pisarzy spo- przestrzegana zasada, iż osoby wystę- ści na rzecz Franciszki Arnsztajnowej, za Lublina, np. Juliana pujące pod własnymi nazwiskami nie przyjmując stanowisko jej zastępcy, na- Tuwima i Władysława Broniewskiego, określa- biorą na ogół udziału w akcji powieścio- tomiast Łobodowskiego wybrano człon- nego też jako „Władek”, wej, bywają one tylko wspominane albo kiem komisji rewizyjnej. z przypomnieniem jego pojawiają się epizodycznie. Dzięki zachowanej dokumentacji legionowego pseudoni- Ze względu więc na swoją meryto- najlepiej znana jest wczesna faza ist- mu „Orlik”. 18 O jego powstaniu ryczną rangę i obiektywną rolę należy nienia i działalności Związku, to jest i działalności zob. poświęcić teraz nieco uwagi właśnie z lat 1932-1933, wtedy też wykazywał T. Kłak, W szeregach problematyce literackiej międzywojen- on największą dynamikę i pomysło- awangardy, „Kamena” nego Lublina, tak jak przedstawia się ona wość swoich poczynań. Po wyjeździe 1967, nr 10. Podawane w świetle czworoksiągu Łobodowskiego. Czechowicza do Warszawy, co nastą- w słownikach biogra- fi cznych pisarzy (pod Problematyka ta zajmuje tu wiele miej- piło latem 1933 roku, a w rok później red. E. Korzeniewskiej sca, i to zarówno jeśli chodzi o instytu- i Franciszki Arnsztajnowej, tętno życia oraz J. Czachowskiej) cje formalnie istniejące, jak też mające Związku wyraźnie osłabło, zaś o dal- informacje, jakoby raczej charakter koleżeński i towarzyski. szym jego istnieniu i pracy świadczą Łobodowski był od 1933 roku prezesem W latach trzydziestych najbardziej jedynie ułamkowe, a nawet dosyć przy- Lubelskiego Oddziału znany był Związek Literatów w Lubli- padkowe informacje. Jest jednak rzeczą ZZLP, nie odpowiadają nr 35 (2009) 191 Lublin w powieściach Łobodowskiego

zrozumiałą, iż po opuszczeniu Lubli- mierz Wójcik. A oto powieściowa wersja na przez Czechowicza i Arnsztajnową, powstania Loży: a później także i Antoniego Madeja, Ubiegłej zimy, po jakimś wesołym pijaństwie, sprawy Związku musieli przejąć w swe powstał pomysł założenia „Loży Wielkiego Uśmie- ręce pisarze młodsi. Jedno z zacho- chu”. Początkowo członków było pięciu, później wanych zawiadomień, informujących doszło jeszcze trzech. Wielkim mistrzem został o odczycie Kazimierza Wójcika z 1936 poeta, Henryk Gulewicz, którego literacki roz- roku, poświęconego poezji Czechowi- głos zaczynał wychodzić poza lubelskie rogatki; cza, podpisał w imieniu Związku poeta godność Brata Mistycznego przypadła również Władysław Podstawka. poecie, nieśmiałemu, wiecznie zamyślonemu, Zarówno on, jak i Wójcik będą często Ludwikowi Zarańskiemu. Józefa wybrano jed- pojawiać się na kartach powieści Łobo- nomyślnie Czerwonym Katem Loży, czyli Bra- dowskiego pod fi kcyjnymi nazwiskami. tem Starszym.21 Posiedzenia odbywały się u ojca Nieformalną grupę literacką stanowiła Grudnia albo w bocznej salce Semadeniego. Loża Wielkiego Śmiechu, mająca rów- Rytuał był nieskomplikowany. Sprawdzano listę nież swój rzeczywisty odpowiednik. członków, ułożoną wierszem. Wielki Mistrz mó- Prawdę mówiąc, można by ją było uznać wił grobowym głosem: „Poezję krzepi” – na co za wytwór fi kcji albo zmyślenie Łobo- wszyscy odpowiadali gromkim chórem: „Henio dowskiego, gdyby nie list Bronisława Lu- Gulewicz”. Następnie: – „Gęba złowieszcza” – „Jó- dwika Michalskiego do Czechowicza, zio Zakrzewszczak” – „Bogdanki szuka” – „Władzio pisany z Krakowa w grudniu 1932 roku, Łazuka!” – „Cherubin Pański” – „Ludwiś Zarański”! w którym właśnie prosił o pozdrowienie Spotkania te odbywały się przy dwóch w jego imieniu członków Loży.19 W jed- czarnych świecach, a na zakończenie nym z polemicznych szkiców, dotyczą- posiedzeń odmawiano rodzaj litanii, cych wspomnień na temat lubelskiego złożonej z samych niezrozumiałych środowiska literackiego i spraw zwią- słów i nieartykułowanych dźwięków, prawdzie, gdyż w tym czasie funkcję tę pełniła zanych z kręgiem warszawskim Józe- co spowodowało odpływ publiczności, F. Arnsztajnowa, a poza fa Czechowicza oraz tzw. „wspólnym przeważnie emerytów, do innych loka- tym Związek Pisarzy pokojem” na ul. Dobrej, napisał Łobo- li. Wywoływało to początkowo niechęć w Lublinie był organiza- dowski, iż wspomniana Loża powstała kelnerów do tych zebrań Loży, kiedy jed- cją autonomiczną i nie miał nic wspólnego w Lublinie właśnie na początku lat trzy- nak okazało się, że Loża „sama jedna z ZZLP. Łobodowski – dziestych. Pisał on: konsumuje znacznie więcej niż wszyscy jak informuje publikacja „Loża Wielkiego Uśmiechu”, zbierająca się nie- emeryci razem wzięci i nie szczędzi su- Z dziejów ruchu litera- mal codziennie przy marmurowych stolikach tych napiwków, przestali protestować” ckiego na Lubelszczyź- nie, opracowana przez u Semadeniego, a w niedzielę u Rutkowskiego, i „czarne msze”, o których krążyły po S. A. Łukowskiego nie składała się z samych poetów. Początkujący mieście niesamowite opowieści, mogły (Lublin 1998, s. 259) – artysta-malarz, kandydat na rzeźbiarza, aktor się już odbywać bez przeszkód. był prezesem Związku z powołania, nigdy na scenę zawodową nie Pierwowzorem Gulewicza jest Józef w latach 1935-1939. 19 Zob. T. Kłak, Przy- wszedł – mieli obok nas pełnoprawne miejsce Czechowicz, używający – jak wiadomo pomnienia. Grędziński i głos. Nie brakowało kibiców, o dość kapryśnym – w prywatnym życiu również imienia – Michalski – Rzeczyca, i często zmieniającym się składzie.20 Henryk. Łatwo też wskazać na rzeczywi- „Kresy” 1995, nr 3, Jaka była personalna konstelacja ste odpowiedniki innych członków Loży: s. 134 [więcej o Loży tego literacko-artystycznego skupie- Ludwik Zarański ma rysy Bronisława Lu- Wielkiego Uśmiechu w niniejszym numerze nia? Należeli doń na pewno Czecho- dwika Michalskiego, Władysław Łazuka „Scriptores” – przyp. wicz, Bronisław Ludwik Michalski, Józef – Władysława Podstawki, zaś występują- red]. Łobodowski, Henryk Domiński i Wła- cy w innych sytuacjach Kazimierz Dadan 20 J. Łobodowski, dysław Podstawka, a także wymienieni – Kazimierza Wójcika, stałego recytatora O cyganach i katastro- fi stach (1), „Kultura” powyżej bez nazwisk – malarz Jan Sa- wierszy młodych poetów lubelskich. Wi- 1964, nr 7, s. 41. muel Miklaszewski oraz recytatar Kazi- dać więc, iż Łobodowski – zmieniając

192 nr 35 (2009) „Lubelskie” powieści Józefa Łobodowskiego Tadeusz Kłak nazwiska pierwowzorów swoich postaci Niemałą też rolę odgrywała niewątpli- – zostawiał, jako znaki identyfi kacyjne, wie walka o miejsce w grupie, a nawet ich imiona, pozostawił także Zakrzew- o jej przywództwo. Na ten ostatni mo- skiemu imię własne. ment zwrócił uwagę sam Łobodowski „Powieściowy” Czechowicz znalazł w cytowanym już szkicu wspomnienio- się w cyklu Łobodowskiego jednak na wym, dotyczącym spraw ujętych w po- dalszym planie. Wynikało to po czę- wieściach na płaszczyźnie fi kcji. Pisał ści z faktu, iż omawiane powieści da- w nim: wały literacką autobiografię samego Czechowicz nie był w pożyciu człowiekiem ła- pisarza, on stanowił centrum obser- twym. Wbrew łagodnym pozorom odznaczał wacyjne, jego punkt widzenia decydo- się wielką apodyktycznością. Ułożył wierszem wał o przedmiocie narracji i opowiadał żartobliwą listę członków Loży i o sobie napi- o sprawach, w które sam był najmoc- sał: „Dusze chce łowić Józef Czechowicz”. Tego niej zaangażowany. W grę wchodziły rodzaju łowcy każdą schwytaną duszę chcą również elementy rywalizacji – wywyż- prowadzić na smyczy, choćby nawet jedwab- szając Zakrzewskiego, pomniejszał Ło- nej, ale na smyczy. Byłem wtedy szczeniakiem bodowski Henryka Gulewicza. Inaczej krnąbrnym i o zbyt zjeżonym karku, aby taka było przy kreacji postaci, których pier- operacja mogła się udać. Z zarzucania sieci wowzorami byli Michalski i Podstaw- łowca szybko zrezygnował.23 ka – czytelnik otrzymał o wiele więcej W innym miejscu tego szkicu Łobo- danych, odnoszących się do ich rzeczy- dowski napisał, iż niewiele brakowało, wistych pierwowzorów, ale oni nie za- a byłoby doszło między nim a Czecho- grażali pozycji Zakrzewskiego, gdyż byli wiczem do całkowitego zerwania, a poza jego satelitami, natomiast przyznanie tym zwrócił uwagę na to, że z upływem Gulewiczowi wysokiej literackiej pozycji czasu również wokół innych osób za- musiałoby prowadzić do przysłonięcia częły się skupiać nowe konstelacje poe- osoby głównego bohatera. tyckie. Miał on niewątpliwie na myśli Należy wziąć również pod uwagę i ten krąg, który tworzył się także wokół istnienie pewnych różnic i napięć we- jego osoby.24 21 Warto zwrócić wnątrz Loży, spowodowanych – co Jedną z osób, które pojawiały się naj- uwagę, iż podobną tytulaturę proponował odnosi się przede wszystkim do Czecho- częściej w otoczeniu literackim sobo- Czechowicz dla poetów wicza – różnicą wieku i doświadczeń, wtóra Łobodowskiego, był Władysław z kręgu awangardy a także odmiennością postaw ideowych Podstawka, sportretowany jako Łazu- lubelskiej i wileńskiej, i artystycznych. Można tu odwołać się ka. Jest on Zakrzewskiemu najbliższy, którzy mieli tworzyć zespół wydający czaso- do poetyckiej polemiki Łobodowskiego chociaż ten traktuje go nieco protek- pismo „Zmowa” – zob. z Czechowiczem, zawartej w utworze cjonalnie i ukazuje dosyć jednostronnie. J. Czechowicz, Wyob- Wiersz niezrozumiały22, zapowiadają- W opinii zarówno Zakrzewskiego, jak raźnia stwarzająca. cym, iż pewnej nocy wszystko nagle się i narratora powieści Łazuka jest senty- Szkice literackie, wstęp, wybór i opracowanie T. przemieni. Czytamy tam: mentalnym poetą, który szybko i łatwo Kłak, Lublin 1972, s. 95. się upija, szukającym bez powodzenia 22 J. Łobodowski, uważajcie... coraz to innej kandydatki na jego Bea- O czerwonej krwi, Lub- czechowicz twierdzi, że dzień codzienny trycze. Imię bohaterki Dantego jest tu lin 1931, s. 135. 23 jest co dzień o tyle na miejscu, iż Łazuka po pijane- J. Łobodowski, O cyganach i katastrofi - ale to pewnie nieprawda, bo tamta noc mu recytuje często właśnie strony z Bo- stach (1)..., s. 41-42. nie będzie przecież codzienna, skiej komedii w języku oryginału, innym 24 Zob. też: T. Kłak, tylko czerwona, razem wygłasza on po łacinie wiersze Awangarda lubelska, w: taka czerwona jak krew, Catullusa. „Jak zwykle Władzio upił tenże, Stolik Tadeusza Peipera. O strategiach którą na próżno się staram się pierwszy”; „kochliwy a zmienny jak Awangardy, Kraków przepoić słowa swych wierszy marcowa pogoda” – takie opinie często 1993, s. 146-147. nr 35 (2009) 193 Lublin w powieściach Łobodowskiego

spotykamy na stronach powieści Łobo- mi z uleganiem alkoholizmowi (a praca dowskiego. w charakterze barmana niewątpliwie Pisarz za pośrednictwem narratora temu sprzyjała), równoważone były jego próbuje niekiedy docierać do głębszych poczuciem humoru. Wszak – jak wiemy pokładów osobowości Łazuki oraz jego – pisał on teksty satyryczne do szopek kłopotów w kontaktach z otoczeniem, i piosenki do studenckich rewii. starał się też wnikać w jego sytuację. Spośród poetów lubelskich obok Zakrzewski bowiem: Władysława Podstawki został w po- Lubił i cenił Łazukę, chociaż nieraz wystawiał go wieściach Łobodowskiego dokładniej na kpiny. Zastanawiał się, skąd u chłopskiego sportretowany Bronisław Ludwik Mi- syna w pierwszym pokoleniu tyle kompleksów, chalski w postaci Ludwika Zarańskiego. urazów i psychicznych komplikacji. Zetknięcie W pierwszych tomach cyklu pojawiał się z miastem? Miał czas przyzwyczaić się, siedzi się on przede wszystkim w grupie – wi- tu od pierwszej klasy gimnazjalnej. dzimy go na spotkaniach literackich W powieści nazywa się Łazukę „jaku- i w knajpach, przede wszystkim u „ojca bowickim poetą” oraz informuje, iż po- Grudnia” – tam, gdzie w swoich wspo- chodził on ze wsi Jakubowice Końskie, mnieniach usytuował Wacław Gralew- położonej blisko Lublina, co odpowiada ski całą „watahę atamana Łobodi”27. dokładnie miejscu urodzenia Władysła- Dopiero w ostatnim tomie Dziejów, 25 Podstawka był wa Podstawki. Czytamy też, iż Łazuka ukazującym wydarzenia z 1932 roku, m.in. współautorem miał „lingwistyczne zainteresowania; poświęca Łobodowski Zarańskiemu nie- tekstów dwóch rewii, często występował w uniwersyteckich co więcej uwagi. wystawionych pod 25 egidą „Bratniaka” przez spektaklach” , a przy tym był dobrym Michalski był rówieśnikiem Czecho- studentów KUL-u recytatorem utworów poetyckich, włas- wicza, ale z Lublinem związał się dopie- w Teatrze Miejskim nych i kolegów-pisarzy. Wszystkie te ro w 1929 roku i nie od razu nastąpiło w lutym 1932: Wszystko informacje odpowiadają biografi i Pod- między nimi zbliżenie. Miał on poza tym na wesoło oraz w lutym następnego roku: Bez stawki – wtedy studenta Katolickiego inny styl życia, dlatego mocniej przy- tego ani rusz. Zob. Uniwersytetu Lubelskiego. Dopiero po lgnął do grupy Łobodowskiego, z którą K. Deptułowa, Czas odbyciu służby wojskowej podjął poeta prócz poezji łączył go również i alkohol. studiów. Polonistyka studia prawnicze. Nie na próżno na egzemplarzu tomu 1928-1933, w: Katolicki Uniwersytet Lubelski Pewną korektę rysów Podstawki dał przekładów z rosyjskiego pt. U przy- w latach 1925-1939 we Łobodowski w swoim szkicu wspomnie- jaciół napisał Łobodowski następują- wspomnieniach swoich niowo-polemicznym, pisząc: cą dedykację: „Bronkowi Michalskiemu pracowników i studen- Był to duży, żywiołowy talent, poddany rabunko- towarzyszowi spod znaku poezji i al- tów, wstęp i redakcja 28 G. Karolewicz, Lublin wej gospodarce. [...] W przeciwieństwie do wielu koholu”. 1989, s. 252. innych „cyganów” miał zdrowy chłopski sens i ani Zarański odbiega jednak pod pewny- 26 J. Łobodowski, odrobiny histerii, snobizmu, przerafi nowania.26 mi względami swoim zachowaniem od O cyganach i katastro- Zarówno rzeczywista biografi a, jak grupy, jest „wiecznie zamyślony” i żyje fi stach (dok.), „Kultura” 1964, nr 12, s. 37. i poezja Podstawki miały rysy dwoiste. marzeniami o wielkiej sławie. Narrator 27 W. Gralewski, Wata- Liryka jego naznaczona była „ciemną” Rzeki granicznej informował, że poe- ha atamana Łobodi, tonacją, ukazywała bohatera o poplą- ta ten stale wybierał się do Krakowa, s. 153-181. tanym losie, bezbronnego wobec świata twierdząc, że jego twórczość wymaga 28 Po śmierci Michal- i udręczonego, ze świadomością zdra- „najbliższego sąsiedztwa Wawelu i koś- skiego Łobodowski napisał o nim piękne dy wobec macierzystego środowiska cioła na Skałce” oraz wyrażając prze- wspomnienie pt. O Bro- oraz poczuciem obcości miasta, zaś konanie o czekającej go tam wielkiej nisławie Michalskim, wiersze erotyczne mówiły – istotnie – karierze poetyckiej. Zarański nie spie- „Życie Lubelskie” 1936, o miłości zawiedzionej lub niespełnio- szył się jednak z opuszczeniem Lublina: nr 17, poświęcił mu również sporo uwagi nej. W biografi i rzeczywistej Podstawki „na razie się nie ruszał, datę wyjazdu sta- w cytowanym tu szkicu. rysy tragiczne, związane między inny- le przesuwał, chodził po mieście, medy-

194 nr 35 (2009) „Lubelskie” powieści Józefa Łobodowskiego Tadeusz Kłak tował i pił więcej niż którykolwiek z ich nocześnie miał miejsce ogólnopolski paczki”. Pod koniec powieści czytelnik zjazd pisarzy. W imprezach tych Michal- dowiaduje się już o pobycie Zarańskiego ski reprezentował Związek Literatów w Krakowie, skąd przychodziły począt- w Lublinie, o czym pisał w obszernym kowo od niego entuzjastyczne wieści, liście do Czechowicza. Wymieniając na- które później ustąpiły rozczarowaniu. zwiska poznanych tam pisarzy, dodał: Michalski znalazł się w Krakowie we Poza tym poznałem się z Irzykowskim, Leśmia- wrześniu 1932 roku. Towarzyszył mu nem, Staff em, z którym wychyliłem kilka wódek list polecający Czechowicza do Jalu na raucie. Bardzo przyjemny człowiek, ale jesz- Kurka: cze milszy – Zegadłowicz, a nad nim – Gustaw Zwracam się do Pana ze sprawą czysto Morcinek. Co za rozkoszny Ślązak. I wielu, wielu prywatnej natury. Jeden z moich najser- innych, że nie sposób naraz o nich wszystkich deczniejszych przyjaciół, Bronek Mi- pisać.32 chalski (liryk), jedzie do Krakowa po Epizodycznie pojawiła się w powieści złote runo. Łobodowskiego również Ewa Szelburg- Bardzo bym sobie życzył, aby Pan, -Zarembina, do której zwracał się Jó- jako autochton, no i człowiek wpły- zef Zakrzewski w związku z zamiarem wowy, zechciał mu nieco pomóc radą wystawienia w teatrze amatorskim jej i wskazówką w pierwszych dniach jego dramatu Ecce homo. Oto jeden z frag- pobytu w grodzie „Linii”. Z góry dziękuję mentów narracji odnoszących się do tej za uprzejmość, którą Pan wyświadczy sprawy, gdzie czytelnik otrzymał rów- Bronkowi Michalskiemu. Zobowiąże nież krótką charakterystykę pisarki: mnie Pan bardzo.29 [Zakrzewski] chciał poczynić pewne skróty Rekomendacja Jalu Kurka, który pra- i zmiany, na co konieczna była zgoda autor- cował wtedy w „Ilustrowanym Kurierze ki. Poza tym Józef żywił nadzieję, że pisarka Codziennym”, niewątpliwie była pomoc- nie zażąda żadnego honorarium, zważywszy na, skoro już na początku października amatorski charakter zespołu. Wiedział, że pani ogłosił on w „Kurierze Literacko-Na- Ewa spędziła pensjonarskie lata w Lublinie i za- ukowym”, dodatku do tego dziennika, chowała sentyment do trybunalskiego grodu. artykuł pt. Życie literackie Lublina30, Poinformowano go również o jej lewicowych opatrzony zdjęciami Arnsztajnowej, sympatiach. Komunistka? Nie, skądże, nawet Czechowicza, Gralewskiego i samego nie komunizuje, stanowisko ideologiczne ra- autora. W artykule tym poświęcił Mi- czej nieokreślone, ale w każdym razie należy chalski kilka pochlebnych zdań również ją zaliczyć do literackiej lewicy. Był więc dobrej Łobodowskiemu („Po Czechowiczu chy- otuchy, że uzyska zgodę. ba to najzdolniejszy poeta Lublina”), in- Pisarka przy osobistym spotkaniu 29 J. Czechowicz, Listy, formując również o jego inicjatywach z nią Zakrzewskiego w jednej z war- zebrał i opracował T. czasopiśmienniczych („Trybuna” i „Ba- szawskich cukierni okazała się osobą Kłak, Lublin 1977, s. 177. rykady”). Zachowane książki z autor- „miłą w obejściu i bezpretensjonalną”, 30 B. L. Michalski, Życie 31 skimi dedykacjami dla Michalskiego , spełniła też wszystkie życzenia i ocze- literackie Lublina, między innymi Lecha Piwowara oraz kiwania związane z wystawieniem jej „Kurier Literacko- Witolda Zechentera, świadczyły, iż poe- dramatu. Łobodowski miał szczególny -Naukowy” 1932, nr 41. ta szybko nawiązał kontakty w krakow- powód, by nazwisko tej pisarki wprowa- W tymże roku ogłosił tam również opowiada- skim środowisku literackim. dzić do swojej powieści, należała ona do nie pt. Uśmiech. Michalski trafi ł zresztą na czas zna- tych twórców, którzy publicznie stanęli 31 Zob. T. Kłak, Przypo- komity, bowiem pod koniec listopada w jego obronie po konfi skacie zbioru mnienia. Grędziński – odbyły się w Krakowie wielkie ogólno- wierszy O czerwonej krwi i skazaniu jego Michalski – Rzeczyca..., s. 135. polskie uroczystości poświęcone 25. autora na więzienie. W krótkim szkicu 32 Tamże, s. 134. List z 7 rocznicy śmierci Wyspiańskiego, a jed- Sprawa poety pisała: grudnia 1932. nr 35 (2009) 195 Lublin w powieściach Łobodowskiego

Osądzono w Lublinie i skazano poetę, autora kach potrafi ł przyjmować ludzi „z dobrodziej- zbiorku wierszy O czerwonej krwi. stwem inwentarza”. Cenił zdolności i wszech- Rozprawa była tajna i nic tu o jej przebiegu stronne zainteresowania Zakrzewskiego, na powiedzieć nie można. Nie można przytoczyć resztę patrzył przez palce. umotywowania zarzucanych poecie przestępstw. Ujęcie to zbieżne jest z opiniami Arasz- Nie można zacytować skonfi skowanych wierszy. kiewicza, który pisał, iż ks. Zalewski „nie Nie należy jednak przejść nad tym zdarzeniem miał w sobie nic z moralizatora i kazno- w milczeniu. Nie jest to bowiem tylko sprawa dziei” oraz że „garnęli się do niego ludzie oskarżonego poety, jest to sprawa wszystkich różnych poglądów na świat”35, byle wyka- poetów, sprawa Poezji – ponieważ Poezję właś- zywali wysokie i twórcze ambicje. Nar- nie postawiono w lubelskim sądzie w stan oskar- rator wskazuje na długi i bliski kontakt żenia. Osądzono ją i skazano.33 Zakrzewskiego z ks. Kamińskim, pisząc: Kilkakrotnie pojawia się w powieś- Od roku Józef bywał częstym gościem w nie- ciach Łobodowskiego również postać wielkim domu, położonym na przedmieściu, „historyka, pedagoga i znanego biblio- w pięknym ogrodzie, pełnym kwiatów i drzew fi la”, księdza Leopolda Kamińskiego, owocowych. Gospodarz znał się na dobrej kuch- którego pierwowzoru należy upatrywać ni i miał wcale zasobną piwniczkę. Przy butelce w osobie ks. Ludwika Zalewskiego. Był starego wina rozmowy o starym Lublinie na- on – według określenia Czechowicza – bierały naukowej intensywności i wdzięcznej „proboszczem parafi i poetów” w Lub- konsystencji. linie, ale jak sam duchowny zastrzegał To „przedmieście”, to dzisiejsza ulica – bez „rządu dusz”. Piękny szkic poświę- Graniczna, boczna Narutowicza. Przy 33 E. Szelburg- cił ks. Zalewskiemu Feliks Araszkiewicz, tej ulicy znajdowała się właśnie willa ks. -Zarembina, Sprawa dając portret bardzo wszechstronny Zalewskiego, w której po wojnie mieści- poety, „Wiadomości i pogłębiony, pisząc między innymi, iż ła się siedziba lubelskiego oddziału ZLP Literackie” 1933, nr 56, był on „wyrocznią smaku artystyczne- oraz redakcja „Kameny”, mieszkał w niej przedruk w tomie: taż, Krzyże z papieru, War- go dla adeptów sztuki i poezji, bez jego również znany prozaik Józef Nikodem szawa 1934. Cyt. za: rady nie wydaje nikt z jego towarzystwa Kłosowski. W domu tym odbywało się taż, Dzieła, t. 3, Lublin najmniejszego tomiku poetyckiego lub i po wojnie wiele literackich spotkań, nie 1971, s. 79. naukowego”34, a działo się tak dlatego, tylko zresztą przy winie. Ogród po wojnie 34 F. Araszkiewicz, Wspomnienie zapiszemy że ks. Zalewski uosabiał „nie typ wła- popadł w zaniedbanie, drzewa wybujały. w serc swych pamiętni- dzy, lecz człowieka promieniowania”. Do nich to zwracał się kiedyś Czechowicz ku..., w: tenże, Dzieła Miał on rzeczywiście wszystkie dane, w wierszu o bibliofi lach lubelskich: i twórcy. Studia i szkice, by stać się proboszczem ugrupowania Warszawa 1957, s. 295. 35 Tamże, s. 290. poetów, wszak jego doktorat, uzyskany O lipy, wiązy, grusze, jabłonki i klony, 36 Cyt. za: J. Czecho- we Fryburgu szwajcarskim, był poświę- bracia, których zaklęła drzewna wicz, Z kroniki bibliofi - cony Sztuce rymotwórczej Franciszka melancholia, lów lubelskich, w: tenże, Salezego Dmochowskiego. Rozprawa ta patrzcie w dół – tam na ławie lampą Poezje zebrane, zebrał i opracował A. Madyda, ukazała się drukiem w 1910 roku. oświetlonej, 36 wstępem opatrzyła M. Znajomość Józefa Zakrzewskiego z ks. leży twarzą ku niebu fl orentyński foliał. Jakitowicz, Toruń 1997, Kamińskim wiązała się z jego amator- s. 327. [Może tu cho- skim i dziennikarskim zainteresowaniem Butelka dobrego wina towarzyszyła dzić również o drzewa w ogrodzie przy dawnej przeszłością Lublina, od niego otrzymał nie tylko odwiedzinom u ks. Kamińskie- siedzibie Muzeum bohater w tym zakresie pomoc i orien- go Józefa Zakrzewskiego, gdyż motyw Lubelskiego – zob. tację. W powieściach Łobodowskiego ten pojawia się w wielu świadectwach, Spotkanie bibliofi lów 31 podkreśla się też między innymi wyro- odnoszących się do ks. Zalewskiego. maja 1931 w Muzeum zumiałość i tolerancję ks. Kamińskiego: Sautern, Barsoc i Chablis napotykamy Lubelskim, „Scriptores” nr 30, s. 350-351 – Ksiądz nie pochwalał politycznych wyczynów we wspomnieniu Araszkiewicza. Z nie- przyp. red.] młodego dziennikarza, ale w pewnych wypad- zrównanym wdziękiem o aurze spot-

196 nr 35 (2009) „Lubelskie” powieści Józefa Łobodowskiego Tadeusz Kłak kań u niego pisał Czechowicz we fraszce Sądził on, iż komunizm „przejdzie mu Jeszcze o Ludwiku: jak koklusz lub szkarlatyna, a marnu- je najlepsze lata, idąc za diabłem prze- Kto nam otwiera dusze choć bez drzeźniającym Pana Boga”, bowiem korkociąga? Zakrzewski nie ma danych na doktryne- Kto nas ksiąg wielowiecznych raduje ra, wskutek czego „prędzej czy później widokiem? zleci z tej materialistycznej szkapy i na- Kto wino z kredensiku dla gości wyciąga? stąpi nawrócenie Szawła”. Argumentacja Kto nie częstował nigdy malinowym księdza była w istocie zbieżna z kierun- sokiem? kiem ewolucji Zakrzewskiego, zachęcał Kto trzyma cną kompanię na barkach go on oczywiście, aby walczył o zmiany i głowie? i reformy społeczne, „ale tak, żeby wszy- Kto o porze północnej smutki z nas scy przekonali się, że za pasem nie stoi wypędza? żaden obcy ośrodek dyspozycyjny”. W Dziejach Józefa Zakrzewskiego „W górę księdza”37 – do takiego fi na- Łobodowski – za pośrednictwem nar- łu zmierzała fraszka i tak do rymu się ratora bądź występujących tam posta- zamykała. W Terminatorach rewolucji ci – wprowadza również czytelnika Łobodowski ukazał również jedno ze w „życie filmowe” przedwojennego spotkań u ks. Kamińskiego lubelskiej Lublina. Tymi sprawami zafascynowa- pisarskiej braci. Odbywało się ono po ny był przede wszystkim sam pisarz, inauguracyjnym posiedzeniu Zarządu toteż w Czerwonej wiośnie dał krótką Związku Pisarzy Lubelskich: charakterystykę tutejszych kin oraz ich Stary bibliofi l postawił się i wystawił. Przy wciąż specjalności: napełnianych kieliszkach i obfi tej zakąsce snuto W Lublinie były dwa przyzwoite kina. optymistyczne plany na przyszłość, zastana- Największe „Corso”, przy Litewskim wiano się nad założeniem pisma literackiego, Placu, często wypożyczane na rewie a nawet wydawnictwa książek. Humory były na i przedstawienia amatorskie, i znacznie poziomie przyjęcia. mniejsze, ale bardziej luksusowe „Apol- Zakrzewski prowadził z ks. Kamiń- lo”. Inne miały źle przewietrzone sale, skim dysputy ideologiczno-polityczne, przestarzałą aparaturę i wyświetlały fi lmy a nawet fi lozofi czne, choć wiedział, iż sprzed wielu lat. Niewielka sala na Ber- „niektórzy mają księdzu Kamińskiemu nardyńskiej specjalizowała się w fi lmach za złe zadawanie się z komunistą i li- kowbojskich i oblegana była przez wy- bertynem”. Kiedy ks. Kamiński wszedł rostków; stary osiemnastowieczny teatr, do władz Związku Pisarzy Lubelskich przerobiony na kino, przy ulicy Archidia- jako wiceprezes38 i znalazł się tam obok końskiej, był niemal wyłącznie domeną Zakrzewskiego, wywołało to oburzenie publiczności żydowskiej. Ale i polscy stu- 37 J. Czechowicz, Jeszcze o Ludwiku..., s. 343. w pewnych kręgach opinii. Narrator in- denci chętnie tam zaglądali, nie tyle dla 38 Informacja ta zbieżna formował czytelnika, iż „Głos Lubelski” fi lmów, co w nadziei, że uda się przygru- jest z wiadomością (taki dziennik o orientacji endeckiej rze- chać jakąś przystojną Izraelitkę. podaną przez Araszkie- czywiście w Lublinie wychodził) w wiel- Łobodowski należał do stałych bywal- wicza, iż ks. Zalewski kim artykule zaatakował całe to grono, ców tych kin, tam też zwykle prowadzi „zostaje w roku 1928 wiceprezesem lubel- pisząc: „dożyliśmy tego, że powszech- swoją narzeczoną Józef Zakrzewski, tam skiego Związku Litera- nie szanowany kapłan katolicki i znany wspólnie przeżywają oni emocje zwią- tów” (Dzieła i twórcy, profesor [...] znaleźli się w towarzystwie zane z białym ekranem w zaciemnionej s. 295). Nie mamy wywrotowca i awanturnika”. sali. Na kartach powieści pojawiają się jednak innych danych, które by potwierdzały, Ksiądz Kamiński był jednak krytycz- tytuły fi lmów z ówczesnego repertua- iż taki Związek wtedy ny wobec postawy ideowej bohatera. ru, jak Błękitny anioł, Dama kamelio- rzeczywiście już istniał. nr 35 (2009) 197 Lublin w powieściach Łobodowskiego

wa, Bokser książę czy X-27, nazwiska w samodzielnym mieszkaniu. Gospodyni była aktorów takich jak Greta Garbo, Joan dyskretna i nie pytała o częste wizyty. Wystar- Crawford, Emil Jannings, Clark Gable, czyło jej, że nie było pijackich skandali i że płacił Robert Taylor i inni. Szczególną sym- dosyć słony czynsz punktualnie. patią obdarza jednak główny bohater To centrum głównego bohatera po- Marlenę Dietrich, o której pamięta krywało się niemal w pełni z najważ- również w powieściach. Wspomina ją niejszą częścią miasta. Ulica Szopena kilkakrotnie, posługując się zresztą ra- sąsiadowała bowiem z Krakowskim czej jej imieniem, co również świadczy Przedmieściem, niedaleko od niej było o zażyłości samego autora Dziejów Józe- do placu Litewskiego oraz ulicy Koś- fa Zakrzewskiego z jej fi lmowym wize- ciuszki, przy której miały swoje siedzi- runkiem. Dwa razy pojawiają się także by miejscowe dzienniki, przy tej bardzo słowa śpiewanej przez nią w Błękitnym przecież krótkiej ulicy mieściły się aż aniele piosenki: trzy redakcje: „Ekspresu Lubelskiego”, „Głosu Lubelskiego” i „Ziemi Lubel- Ich bin von Kopf zum Fuss skiej”. W pobliżu znajdowały się też od- auch Liebe. działy dwóch warszawskich dzienników, a także szereg drukarni. Niedaleko było Fascynacja Łobodowskiego tą aktorką stąd także i do kin, które w życiu i Józefa sięga jeszcze młodzieńczych lat, czego Zakrzewskiego, i Józefa Łobodowskiego świadectwem był między innymi jego odgrywały bardzo dużą rolę. artykuł z „Barykad” pt. nogi marleny Bohater powieści był więc włączony Dietrich (pisownia oryginalna). w główną przestrzeń miasta, a jedno- Pisząc o powieściowej tetralogii Ło- cześnie mógł pozostać we względnej izo- bodowskiego, można by eksponować lacji od jego gwaru. Zwrócił na to uwagę coraz to inne jej aspekty, akcentując na Zygmunt Mikulski, pisząc o pewnym przykład kreacyjność bądź dokumen- „arystokratyzmie” ulicy Szopena, przy tarność, aż do ujęć autoportretowych której mieszkał nie tylko powieściowy twórcy włącznie. Ważną warstwę Dzie- Zakrzewski, ale i rzeczywisty twórca ca- jów Józefa Zakrzewskiego stanowi ich łego cyklu. Mikulski podkreślał, iż uli- wspomnieniowość, obejmująca nie tylko ca ta „pod względem taktu, dystynkcji historię głównego bohatera oraz zdarze- i umiejętności znalezienia się wycho- nia z jego życia, ale także cały kontekst dziła na czoło swych sąsiadek w mieście, przestrzenno-geografi czny. Ta sfera zo- zaczynała być najciekawsza”. Pisał o niej stała w najmniejszym stopniu podda- w swej książce: na prawom fi kcji i kreacji artystycznej. Ulica Szopena lat trzydziestych. Któż wywoła jej W pełnej realności ukazują się pejza- wspomnienie? Gdzie płyta, na której utrwalono że Ziemi Lubelskiej z takimi miastami melodię jej poważnego wdzięku, jak nagrane i miejscowościami jak Chełm, Krasny- są piosenki „Qui pro quo”, chóru Dana, Hanki staw, Lubartów, Łęczna,Wąwolnica czy Ordonówny? [...] Osobliwe, że w charakterze Zamość, a przede wszystkim topografi a tego miejsca czuło się coś wykraczającego poza i oblicze samego Lublina. zjawiska przestrzenne, architektoniczne, admi- Swojego bohatera usytuował Ło- nistracyjno-społeczne. Ta ulica to było coś jak bodowski w pewnym centrum prze- obita korkiem sypialnia – pracownia Marcelego strzennym, które w Czerwonej wiośnie Prousta, gdzie poza strumienie dynamicznych zarysował następująco: wydarzeń świata, ale z tym celniejszą wobec niej Zakrzewski mieszkał w dużej kamienicy przy ul. perspektywą, ustalało się miary i znajdowało 39 Z. Mikulski, Tamten 39 Lublin, Lublin 1975, Szopena. Podnajmował dwa pokoiki, ponieważ punkty widzenia. cytaty ze s. 152-153. jednak wyjście było osobne, czuł się w nich jak

198 nr 35 (2009) „Lubelskie” powieści Józefa Łobodowskiego Tadeusz Kłak

Łobodowski, wcielając się w postacie punktów widzenia. Uwagę jego oraz bo- narratora i Józefa Zakrzewskiego, od- haterów powieści przyciągają również bywa wyobraźniowy powrót do miejsc lokale, w których bywał kiedyś Łobo- swojej młodości, niezwykle urozmaico- dowski ze swoimi przyjaciółmi, by wy- nej, bujnej i bogatej. W Nożycach Dalili liczyć – prócz wymienionych uprzednio czytamy o głównym bohaterze: – „Pod Strzechą”, „Ul”, „Taba-rin”, restau- Ilekroć był dłuższy czas poza Lublinem, zawsze racje u „Ojca Grudnia” i Józefa Radzy- wracał z dziwnym uczuciem rozrzewnienia i czu- mińskiego oraz cukiernię Semadeniego. łości. Niby nic ważnego, a przecież robiło się Ta imaginacyjna i nostalgiczna wy- przyjemnie pod sercem. prawa pisarza do dawnych „magicznych Cóż powiedzieć, jeśli odłączenie od miejsc” odbywała się równolegle, co bliskich miejsc trwało już całe dziesię- należy bardzo mocno podkreślić, rów- ciolecia. Z tego powodu Łobodowski, nież na planie poetyckim. Lata lubelskie opowiadając dzieje Józefa Zakrzewskie- dały bowiem Łobodowskiemu podsta- go, przeżywa na nowo dawne sytuacje wowy materiał biografi czny i twórczy, i zdarzenia oraz stara się wskrzesić spo- z którego korzystał w sposób niemal łeczny, kulturalny i literacki klimat Lub- nieograniczony. Stanowił on również lina z trzydziestych lat ubiegłego wieku. bagaż podobny do tego, o jakim mó- Wędruje on po ulicach i uliczkach tego wił przejmujący wiersz Kufer Kazimie- miasta, dając opis ich wyglądu o różnych rza Wierzyńskiego, patrona wczesnych porach roku. „Schodzili w dół Podwala wierszy autora Z dymem pożarów i jed- wzdłuż Biskupiego ogrodu” – to cytat nego z najbliższych mu poetów. z Czerwonej wiosny. „Pójdźmy powo- Przypomnijmy też, że liryka Łobo- li Ogrodową, tam drzewa tak pachną, dowskiego od bardzo wczesnych lat że aż dech zapiera” – czytamy w Ter- była bardzo mocno związana z pejza- minatorach rewolucji, a z tomu Rzeka żem Ziemi Lubelskiej oraz jej stołecz- graniczna warto przywołać przykłado- nego miasta, o czym świadczył obszerny wo fragment „zbiorczego” ujęcia, jakich poemat Noce lubelskie, Lublin 1934 czy w całym cyklu napotkamy wiele: Wycieczka do Krasnegostawu. Również [Zakrzewski] Szedł powoli Krakowskim Przed- w wierszach pisanych wkrótce po klęsce mieściem, wrześniowy wieczór był łagodny, wrześniowej, takich jak Ojczyzna oraz dął lekki wiaterek. Minął Europę, plac Unii Lu- Dwa wiersze do żony, wyraża się tęsk- belskiej, przeszedł na drugą stronę ulicy. Okna nota bohatera lirycznego do „mojego cukierni Rutkowskiego oświetlały chodnik, Lublina” i „mojej Lubelszczyzny”. Jego załamywały się w drzewach, cienie od nich pamięć i słuch nakierowane są przede szły do połowy jezdni. Dalej ulica była słabiej wszystkim ku tym właśnie przestrze- oświetlona, gmachy sądowe tonęły w mroku. niom, dlatego na przykład będąc w Pa- A oto inna scena z tej powieści ryżu, słyszy on kroki matki idącej ulicą z udziałem głównego bohatera: Szopena, a żonę zapewnia, iż: Wyszli na tyły gmachu seminarium męskiego, gdzie ostatnio odbywały się wieczory dyskusyj- spotkamy się, choćby w śmierci, ne. Można było stamtąd zejść po dość stromym i znów ulicami Lublina zboczu na Górną Panny Marii. Danusia pośliznę- odejdziemy w miłość i szczęście. ła się raz i drugi na zlodowaciałym śniegu, ale trzymał ją mocno. Minęli muzeum Łopacińskich Nie jest więc rzeczą dziwną, iż także i przed Bernardynami Józef złapał dorożkę. w latach późniejszych, bliskich czasowi, Narrator wspomina też „chłodny wia- kiedy Łobodowski pisał czterotomową terek nadbystrzyckich łąk”, ogląda Lublin powieść o swojej młodości, przybywało od strony ulicy Lubartowskiej i z innych utworów poetyckich nawiązujących do nr 35 (2009) 199 Lublin w powieściach Łobodowskiego

motywów, wątków i przeżyć lubelskich. jak i poetyckie potwierdzenie urody tego Były to m.in. List do matki, Cmentarz miasta oraz otaczającej je ziemi. w Lublinie, W Zemborzycach, a zwłasz- Poemat ten, zawierający wielkie za- cza licząca dwadzieścia stron druku soby wspomnień i emocji, stanowi też Ballada lubelska, będąca jakby poety- rodzaj spowiedzi i rozrachunku ze sobą, cką summą Łobodowskiego. Ten właś- swoim życiem oraz czasami, w których nie utwór stanowi do pewnego stopnia przyszło mu żyć, czynił to również esencjonalny, liryczny odpowiednik w utworze Rachunek sumienia. Balla- Dziejów Józefa Zakrzewskiego, zwłasz- da przybiera niekiedy ton elegijny, gdy cza jeśli chodzi o substancję obrazową, bohater poematu zdaje się żegnać ze tonację emocjonalną i poetyckie przy- światem – podobne motywy pojawiają woływanie lubelskiego krajobrazu. się również w innych utworach Łobo- Poeta przebywa tutaj swoją „drogę po- dowskiego z ostatnich lat życia. Można wrotną” do miejsc i spraw najbliższych tu wskazać choćby wiersz Na własną sercu, spina łukiem poematu dawne śmierć, otwierający się tą przejmującą i nowe lata, problemy i sprawy, mówi frazą: „Na obcej ziemi boję się umie- o swojej młodości, co była – jak pisał rać”, oraz Zadymkę, w której „powracają w Liście do matki – „rozterką, gniewem, twarze dawnych przyjaciół”. Drugi z tych rebelią i pychą”. Łobodowski podtrzy- wierszy zamyka się strofą: muje w swym poemacie młodzieńcze wyznanie wiary i marzenia o „szkla- Nie odpędzajmy przywidzeń i snów, nych domach”, wspomina o czerwonym ani się wstydzę, żem jak niegdyś znów sztandarze na wieży lubelskiego ratusza, głową pijaną przylgnął do skrzypiec. a w słowach: Z ziemi żem wyszedł, z wiatrem żem rósł, więc ziemię powrotną przybliżam do ust To o polską rewolucję szła rzecz. i ona mi usta przysypie. 40 Jest rzeczą oczywistą, że ta wizja Łobodow- Twarda sprawa robotniczo-chłopska. skiego „czerwonej” Łobodowski pragnął wrócić do Lub- Polski nie miała nic – i wielu podobnych – widać zbież- lina, wrócić chociażby po śmierci, i to wspólnego – o czym ność z przewodnimi ideami powieścio- jego życzenie doczekało się spełnie- mówi bezpośrednio 40 41 sam poemat – z Polską wej autobiografi i pisarza. nia. Ale – co dla pisarza jest najważ- z czasów „realnego W tekście Ballady lubelskiej czyni niejsze – powraca on stale w swoich socjalizmu”. to między innymi poprzez nawiązania wierszach, a także w powieściowej wer- 41 Prochy Józefa Łobo- do własnych przedwojennych wierszy, sji swego losu z lat przed wielką kata- dowskiego zostały wprowadza też liczne aluzje do utworów strofą, którą zapowiadały również jego złożone na lubelskim cmentarzu 22 paździer- Czechowicza, które traktuje zarówno utwory poetyckie z czasów lubelskiej nika 1988. jako element literackiej legendy Lublina, młodości.

200 nr 35 (2009) Józef Łobodowski – lubelski skandalista

Wacław Gralewski Wataha Atamana Łobodi Od tych trzech postaci oddzielało mnie Zerwałem się z miejsca. Nagłe napię- Wataha Atamana Łobo- tylko biurko redakcyjne, za którym sie- cie przemogło zmęczenie. Podsunąłem di, w: tenże, Ogniste błota, Lublin 1963, działem. Były biało-szare, jakby z gipsu przybyłym krzesła. – Jak to się stało? s. 173-175. zmieszanego z popiołem. Poruszały się Gdzie?! irracjonalnie, a zamiast mowy artykuło- Domiński wyjął z kieszeni bardzo wanej słyszałem bełkot. brudną chustkę i zaczął obcierać twarz. Przez osiem dni robiłem wysiłki na Potem sięgnął po kieliszek. Nalałem. najwyższych obrotach, przez osiem Wypił. Powiedział – niezła – i wypił nocy sypiałem nie więcej niż dwie, trzy drugi. Chrząknął i zaczął mówić jasno godziny. Siły podtrzymywałem mocną i wyraźnie. czarną kawą i nie mniej mocną nalew- Przymaszerowaliśmy z Warszawy. ką na spirytusie. Stany euforii zmieniały Wie Pan. Wszyscy z Warszawy ruszyli się w zamglenia – jakby w gęstej chmu- do Lublina, bo jakiś zafajdany pułkow- rze widziałem zarysy i kształty i jakby nik przez radio powiedział, że trzeba. dochodzące z oddali słyszałem słowa. Kilka dni w drodze, a dziś wreszcie do- Kto są ci... Może majaki. Sięgnąłem po szliśmy do Lublina. Mieliśmy przyjść stojącą obok fi liżankę i wypiłem kilka do pana, ale Czechowicz zaproponował, łyków. Identyczną ewolucję wykonałem aby się najpierw ogolić i umyć u fryzjera. z kieliszkiem. Raz... dwa... trzy... czte- Wstąpiliśmy, o tu, na rogu Kościuszki ry... Obraz zaczyna się rozjaśniać, nabie- i Krakowskiego, do fryzjera Ostrowskiej. rać ostrych konturów, słowa są bliskie No i w tym momencie szkopy zaczę- i wyraźne. Bełkot postaci przemienia ły pyrgać bomby. Jedna przebiła strop się w zdania proste i logiczne. Gipso- i wpadła do fryzjerni. Myśmy we trzech we postacie też ludzie. Zdaje się, wypiły skoczyli pod ścianę, a Czechowicz prze- czy wypili... ciwnie, wprost na bombę. Potem zro- Czuję się zorganizowany, rozklejenie biło się wielkie hallo, czułem w pysku minęło. Słyszę teraz wyraźnie. pełno pyłu i jakiegoś świństwa, no i za- – Panie Wacku, Czechowicza roze- cząłem się gramolić. Wygramoliłem się rwało na drobne kawałki. Myśmy wy- i pomogłem Kaziowi i Stefciowi. Nic grzebali się spod gruzów, no i po lekkim żeśmy więcej nie mogli zrobić, bo tam, wzmocnieniu przyszliśmy do pana.1 gdzie był Czechowicz, zrobiła się głębo- – Kto jesteście? ka dziura, zawalona kawałkami muru. Pierwsza fi gura pokazała na siebie Zorientowaliśmy się, że nic nie możemy, palcem. a jeszcze nas przywali. Na szczęście był 1 Na temat śmierci Ja jestem Henio Domiński, ten mały otwór, przez który wysunęliśmy się na Józefa Czechowicza – to Kazio Wójcik, a ten tam – Stefcio zewnątrz, no i jesteśmy tu. zob. „Scriptores” nr 31, s. 163-177. Przypisy do Lotnik. Zdaje się, że na pierwszy rzut Głos opowiadacza nagle załamał się tego tekstu pochodzą oka trudno nas poznać... i stał się znów bełkotliwy. od redakcji „Scriptores”. nr 35 (2009) 201 Józef Łobodowski – lubelski skandalista

Cholernie głupio się czuję, oni też, bo autor Demonom nocy lubił przybie- chodźmy, panie Wacku, na wódkę, nic rać postawę Kozaka, no i atamana. Do- nie wymyślimy, a żyć trzeba. Pierwszy miński po ukończeniu szkoły w Lublinie toast za Czechowicza, to nie stypa, ale przeniósł się do Warszawy, gdzie zaczął przyjacielski salut. pracować jako dziennikarz. Uważany był Pokręciłem głową odmownie. nawet za dobrze zapowiadającego się re- Jak nie, to nie, idziemy sami. – I trzy portera. Średniego wzrostu, szczupły, ale postacie, jakby związane jednym sznur- silny i zwinny, o ostrych rysach twarzy kiem, zakołysały się i wyszły z pokoju. i długim, trochę spiczastym nosie, robił Wybiegłem na ulicę. wrażenie człowieka, który chce zadać ja- Było to 9 września 1939 roku po gwał- kieś nie cierpiące zwłoki pytanie. I mimo townym bombardowaniu Lublina przez że posiadacz takiej fi zjonomii nie otwie- samoloty niemieckie. Nalot zaskoczył rał ust, czekało się na to pytanie. Z natury wszystkich. A zresztą nie było dokąd nie był zbyt wylewny i gadatliwy, ale gdy uciekać. Nie było schronów i żadnych zaczynał mówić, mówił jasno, logicznie możliwości ucieczki. Dom, w którym i zwarcie. Wszystko się trzymało kupy. mieściła się redakcja, i domy sąsied- Pochodził ze znanej kupieckiej rodzi- nie – ocalały. Ale już o trzydzieści me- ny osiadłej w Lublinie od dawna. Do- trów dalej narożny budynek tworzył mińscy byli papiernikami. A i Henryk stos gruzów. Właśnie w tym domu była po studiach w szkole średniej pracował fryzjernia Ostrowskiej. Pobieżne oglę- pewien czas w fabryce papieru w Mysz- dziny wskazywały, że akcja ratunkowa kowie i miał zamiar poświęcić się pa- wymagała całej brygady robotników, piernictwu. a i tak ich praca i wysiłki byłyby tylko Duży sklep mieścił się w gmachu gestem, bo tam pod złomami na pewno hotelu Victoria od strony ulicy Kapu- żywych nie ma. cyńskiej. Często jako sztubak czyniłem Jak z tego rumowiska wylazł Domiń- w nim zakupy. Do dziś pamiętam wy- ski i towarzysze, pozostanie zagadką. stawioną w witrynie sklepowej wielką Niezbadany jest duch alkoholu. Podob- akwarelę Barwickiego. Treść jej była no, według ich wersji, Czechowicz nie następująca. Brzegiem rzeki Bystrzy- wypił ani kropli... cy idzie ubrany w powłóczystą szatę Dokoła ulice i plac sąsiedni były puste. Chrystus. Pochylił się i zapłakaną twarz Widocznie nikt jeszcze nie odważył się schował w dłonie. Z tyłu stoi (roznegli- wyjść z sąsiednich domów. Wrażenie żowany, po sportowemu) świetnie zbu- nalotu tłoczyło ludzi w różne zakamar- dowany niby zapaśnik – atleta, diabeł, ki. W kilkunastu punktach miasta spoza śmieje się szyderczo i palcem pokazuje domów zaczęły ukazywać się płomienie. za rzekę. A tam Lublin, z jego najbar- To zetknięcie się z Domińskim wyra- dziej charakterystycznymi budynkami, ziste pozostawiło wspomnienie. Nasze ogarnięty morzem płomieni. To była wi- poprzednie kontakty były raczej przy- zja artystyczna usymbolizowana w po- padkowe. Wydał tomik poezji (nie tyle to- staciach dobra i zła, a wypłynęła chyba mik, ile arkusz poetycki, F. Hoesick 1938), z przeczucia katastrofy, jaka ziściła się wiersze jego umieszczone zostały w An- podczas drugiej wojny światowej. Ale tologii Współczesnych Poetów Lubelskich, sukces „diabła-zwycięzcy” był przemi- od czasu do czasu zjawiał się w Lublinie jający choć były chwile, kiedy się zdawa- i wtedy dochodziły mnie pewne echa. ło, że wszystko utopi we krwi i spopieli Należał, tak jak i jego cała paczka, do w ogniu. Z gruzów i ruin, jak feniks watahy, jak żeśmy ją nazywali, Józefa z popiołów, powstał nowy, piękniejszy Łobodowskiego. Albo atamana Łobodi, Lublin (zresztą zdarzało mu się to na

202 nr 35 (2009) Wataha Atamana Łobodi Wacław Gralewski przestrzeni ostatniego tysiąclecia kil- Aczkolwiek byłem już zaangażowa- kanaście razy). ny w robocie podziemnej, zgodziłem Akwarela ta tkwiła na wystawie u Do- się pod warunkiem, że nazwisko moje mińskich przez szereg lat i stanowiła nikomu nie będzie ujawnione. jakby część składową ich sklepu. – Nie mogę zgłosić akcesu do „Orła Szkoda, że twórczość Barwickiego, Białego”, bo jestem już związany i dlate- niewątpliwie wybitnego malarza, po- go umowa stoi tylko między nami. szła w zapomnienie. Był wizjonerem Henio wyraził zgodę i dał słowo hono- i człowiekiem zakochanym w swoim ro- ru, że nikt oprócz niego nazwiska autora dzinnym mieście. W swych koncepcjach artykułów znać nie będzie. W umówio- artystycznych przypominał dzisiejsze- nym terminie wręczyłem mu obiecane go Ociepkę. Lubował się w przeszłości artykuły, a w zamian po pewnym czasie i legendach Lublina, treść których stała otrzymałem kilka egzemplarzy „autor- się treścią wielu jego obrazów, jak Sąd skich” podziemnego pisma. Diabelski i inne. Żywot „Orła Białego” był stosunko- Znów przez skojarzenie przypomina wo krótki... mi się obraz, na którym Brama Krakow- Wskutek wielu nieostrożności orga- ska w swej szczytowej części ma postać nizacja została wykryta przez gestapo. starego brodatego rycerza, zadumanego Aresztowano setki osób, setki rozstrze- i patrzącego w dal, a u stóp jego z nurtów lano w Zimnych Dołach i na cmenta- Bystrzycy wyłania się rusałka z wieńcem rzu żydowskim na Kalinowszczyźnie. na głowie i piękny kwietny wianek rzuca Masakra miała miejsce w początkach do stóp olbrzyma. 1940 roku. Rozmiłowany był Barwicki (no- Henio Domiński zdołał opuścić Lub- men omen) w akwareli bardzo bar- lin. Był u mnie z „pożegnalną wizytą”. wnej i świetlistej. Wystawiał często swe – To nic, że się zawaliło – powiedział obrazy w witrynach księgarń i sklepów – na nowo zbudujemy. Wiele jeszcze papierniczych. Tkwiły one tam miesią- razy będzie się walić i wiele razy będzie- cami, a nawet latami. Może i dobra to my odbudowywać. była metoda, bo dzięki temu lublinia- Głęboko przekonany, że o moich kon- nie doskonale zapamiętali treść obrazów taktach z propagandą „Orła Białego” i nazwisko malarza. A i kupcom również nikt nic nie wie, nie miałem zamiaru robiła dobrą reklamę, bo obrazy (nie uciekać z Lublina. było wtedy w mieście sali wystawowej) A jednak sprawa była groźniejsza, niż przyciągały uwagę i kojarzyły się później przypuszczałem. ze sklepem, w którym się je oglądało. W końcu 1945 roku po zakończeniu Tylko, zdaje się, nikt ich nie kupował, wojny zdjąłem mundur i wróciłem do choć były miarą znacznego talentu. rodzinnego miasta. Pewnego wieczoru Po wrześniowej wizycie w redak- poszedłem do teatru. W hallu spotkałem cji Henio Domiński zjawił się u mnie p. Sabinę T., pracownicę zespołu tech- w końcu października tegoż roku. Bez nicznego teatru. żadnych niepotrzebnych wstępów po- – O, dawno pan u nas nie był i dawno wiedział: – Jestem kierownikiem pro- pana nie widziałam. pagandy „Orła Białego”. Mój pseudonim Opowiedziałem pokrótce swoje dzie- – Chmura. Wydajemy pismo podziem- je. ne na powielaczu, ale o dość dużym na- – Ale, ale – dorzuciła p. Sabina – nie kładzie. Przyszedłem prosić o napisanie wie pan, że u mnie w mieszkaniu pod- dla nas kilku politycznych artykułów czas okupacji była melina Chmury. wstępnych. – Henia Domińskiego? nr 35 (2009) 203 Józef Łobodowski – lubelski skandalista

– A tak. W końcu 1939 roku, gdy rządkowany, a setki tabliczek uwieczniło „Orzeł Biały”, gestapo wpadło do nas nazwiska pomordowanych. Wśród nich na rewizję. Na szczęście miałam kil- spoczywa i Henio Domiński. ka minut czasu i archiwum wrzuciłam Jego sylwetka jako poety i człowieka w piec, a listę członków i współpracow- ma dla mnie zarys osobliwy. Był czło- ników propagandy zdołałam połknąć. wiekiem osobliwym i tak mi się zapisał O, pamiętam, że i pana nazwisko było w pamięci. Nasze spotkania i zetknięcia na tej liście. miały charakter jakby krótkich spięć. Ale Otworzyłem usta ze zdziwienia. Choć nie w znaczeniu zderzenia czy scysji. minęło już kilka lat od tamtej wsypy Raczej napięcia. i choć to było już po wojnie, przeszedł Pozostał mi w pamięci obraz człowie- mi po grzbiecie lekki dreszcz. A więc ka szalonego, ale owym zimnym, trochę Henio nie dotrzymał umowy i wciąg- hamletowskim szaleństwem. Szaleń- nął mnie na listę. Takie spisy robione stwo to u niego miało wspólne źród- przez początkujących konspiratorów ło z determinacją i odwagą, a te znów były plagą organizacyjną pierwszego podsycane były alkoholem. Ciekawe, że okresu okupacji. trzeźwy Henio mówił jak pijany, a znów Dlaczego mnie jednak nie uprzedził? kiedy wypił, i to często ponad miarę, Ze słów pani Sabiny, której szybkiej mówił zimno, spokojnie, logicznie i jas- orientacji i zdecydowaniu i ja również no, jak człowiek, który nie używa żad- zawdzięczam życie, dowiedziałem się nych podniet. jednak, że już następnego dnia po re- Pił dużo i często. Kiedy zaczął, nie wizji (gestapo nic nie znalazło i niko- wiem, ale chyba dość wcześnie. Zginął go nie aresztowało). Henio zjawił się mając 28 lat (urodził się 13 lipca 1913 u niej. Dowiedział się, że wszystko zo- roku). Alkohol wydobywał z niego dość stało zniszczone, więc ślady są zatarte. istotną cechę charakteru – brak poczu- Dlatego zapewne nic mi nie powiedział, cia jakiejkolwiek trudności czy prze- nie chcąc się przyznać, że jednak w spi- szkody. Może tacy właśnie zdobywali sie mnie umieścił. Somosierrę. Przecież to wtedy podobno Kolejne nasze spotkanie miało miej- powiedział Napoleon do Neya, który sce w połowie 1940 roku. Henio był twierdził, że szwadron polski był pijany: wtedy kurierem, który z Warszawy – Pijcie jak Polacy i bijcie się jak Polacy. przerzucał materiały informacyjne do Choć nie ma w tym powodów do Budapesztu i odwrotnie. Granicą mimo dumy narodowej, faktem jest, że mamy silnej obstawy niemieckiej przechodził w swym zbiorowym charakterze jakąś kilkakrotnie. Ostatni raz widziałem go specjalną cechę, którą po kumotersku w parę miesięcy po tym. alkohol wydobywa na zewnątrz. Wydo- – Tym razem zmieniłem kierunek – bywał ją i u Henia i niwelował wszelkie powiedział i dodał ogólnikowo – idę na wątpliwości. Nie oznaczało to, że Do- Wschód, mam inną misję i inne zadania miński był optymistą – raczej determi- do wykonania. natem. Postawa jego była postawą ułana, I ślad po nim przepadł. Przez parę lat który nie rozumuje, a atakuje. I atakuje myślałem, że poszedł za Bug i tam po- bez przerwy, bez wypoczynku, bez za- został. Dopiero po wojnie dowiedziałem stanawiania się. się, że schwytali go Niemcy, torturowali, Dlatego być może nie zwrócił poważ- a potem rozstrzelali w Palmirach. W ja- niejszej uwagi ani na moje zastrzeżenia, kich okolicznościach wpadł w łapy hitle- ani na dane słowo i umieścił mnie w spi- rowców, moi informatorzy nie wiedzieli. sie propagandystów „Orła Białego”, bo Dziś cmentarz w Palmirach został upo- to mu było na przykład potrzebne jako

204 nr 35 (2009) Wataha Atamana Łobodi Wacław Gralewski materiał do kroniki życia i działalności Przejrzałem tomik skrupulatnie. organizacji. Przeczytałem wszystkie zawarte w nim Dokonywał w tym czasie wielu trud- utwory. Mam swoją metodę krytyczną. nych, a nawet niezwykłych rzeczy. Polega ona na segregowaniu najdrob- Kilkakrotne przekroczenie granicy niejszych nawet efektów poetyckich, polsko-węgierskiej i przenoszenie ra- wyodrębnianiu wszystkich zestawień portów miało charakter nie byle jakich słownych, w których bodaj najskrom- wyczynów. Lwią część trasy Warszawa – niejsze ziarnko poezji się mieści i tworzy Budapeszt – Warszawa odbywał pieszo choćby tylko z lekka oryginalną metafo- lub, jak byśmy to dziś powiedzieli, auto- rę czy zwrot poetycki. No i potem „obli- czy raczej wozostopem. Natykał się na czam”, ile procent czystej poezji zawiera patrole niemieckie, wymigiwał bande- taki zestaw, tak jak oblicza się zawartość rowcom, pokonywał głód, zmęczenie czystego żelaza w bryle rudy. i zimno. I wszystko to czynił z jakimś Czasem, rzadko, nawet bardzo rzad- wrodzonym właśnie ułańskim fasonem. ko, zdarza się, że takie pierwociny Poezja, która po nim pozostała, jest są czystym samorodnym złotem, ale raczej skąpa. Charakteryzuje ją ton w większości wypadków procent czy- nieco intelektualny, będący jakby przy- stego metalu poezji jest nieduży, a na- grywką do dużych napięć twórczych. wet żenująco mały. Czy więc warto Coś z wyczekującej postawy poetyckiej: zaczynać produkcję, czy koszty jej nie będą za wysokie, a wyrażą się zawo- Ale gdy księżyc, zdławiony więzień dem, rozczarowaniem i goryczą. Wiele gwiazd, takich tomików przesunęło się przez długo się tarzał po polach, o litość moje biurko redakcyjne i jakże niewiele błagając psy, było rewelacji. szedłem z dalekich miast Myśli te chodziły mi po głowie do Ciebie, Lublinie, po sny. w związku ze Stopami w niewoli. Autor wydał tomik własnym sumptem, a więc Czekał na swój moment, na wielki sen, żadna instytucja wydawnicza nie przy- który go nawiedzi. Czy śmierć przekre- jęła go, mało, żadna z instytucji kultu- śliła wszystko? Na pewno nie. Pozostał ralnych nie dała swej fi rmy. Nie zdziwił zaczątek legendy, jak kwiat nieśmier- mnie ten fakt. Wiersze były słabe, nie- telnika rzucony na męczeńską mogiłę. dopracowane, często nieporadne. Ale, Leży przede mną tomik poetycki za- ale znalazłem kilka metafor, kilka zdań tytułowany Stopy w niewoli. Debiuto- brzmiących poetycko. A więc coś. By- wał nim w Lublinie w 1936 roku młody łem zawsze skrupulatny, jeśli chodzi poeta Władysław Podstawka. Przyniósł o debiuty. go do redakcji z dedykacją i z nadzie- Uderzyła mnie jedna okoliczność ją, jaką ma każdy młody autor, że mu związana z Podstawką. Jeśli młody napiszę – jeśli nie entuzjastyczną – to chłopak, syn chłopskiej rodziny, bory- przynajmniej pozytywną recenzję. Roz- kającej się z trudnościami materialny- mawialiśmy chwilę. Robił wrażenie nie- mi, oszczędza, odkłada, gromadzi, aby śmiałego z natury chłopca. Średniego za pieniądze tą drogą uzyskane wydać wzrostu, korpulentny, ze skłonnością do tomik poezji, to z tym faktem musi tycia mimo młodego wieku (miał wte- się wiązać silna wiara w samego siebie dy 24 lata), pochylał głowę, gdy mówił, i w swoje możliwości. Może te możliwo- ku przodowi z charakterystycznym ge- ści mało się uzewnętrzniają, ale widocz- stem ludzi krótkowzrocznych. Miał sła- nie są i poeta, który słucha głosu swojej by wzrok i nosił silne szkła. głębi, wie, że je ma. nr 35 (2009) 205 Józef Łobodowski – lubelski skandalista

Rozumowanie to skonfrontowałem ze zakąsili, a potem przy kilku kolejnych wszystkimi wierszami Podstawki, które maszynkach mocnej czarnej kawy gawę- przeczytałem. Konfrontacja nie prze- dziliśmy przez szereg godzin. Rozmowa mawiała na korzyść twórcy. Napisałem ta nie zawierała błyskotliwych efektów recenzję. Przeanalizowałem cały tomik. ani błysków dialektycznych, ale była Przeczytałem zwroty i zwrotki zdecy- wymianą poglądów i wglądów w sprawy dowanie złe, ale również i te, które coś rzetelnie poetyckie. Była to moja jedyna mówią, coś obiecują i coś zapowiadają. dłuższa i większa rozmowa z Podstawką. Zakończyłem tak: Potem od czasu do czasu stykałem się W sumie – mimo że ocena poetyckiego debiu- z jego utworami, drukowanymi w nie- tu Podstawki wypada ujemnie – sprawa jego których periodykach, a inne poznałem twórczości na przyszłość nie jest beznadziej- z rękopisów. Kilka z nich uchowało się na. Podstawka musi wyrzec się wiary w „me- u mnie do dni dzisiejszych. diumizm poetycki”, a zabrać się do pracy nad Ale wraz z postępami w zakresie opa- przyswojeniem sobie odpowiedniej techniki nowania rzemiosła i techniki wyrazu pisarskiej, pozwalającej na należyte opracowa- poetyckiego zaczęła się do pogodnych nie i wykorzystanie doznań twórczych. Jeśli to dotąd wierszy Podstawki zakradać ja- nie nastąpi, Podstawka tkwić będzie nadal nie kaś obca, trochę rozpacznie brzmiąca tylko stopami, ale i głową w niewoli pseudo- nuta. Na zbudowanie sobie katastrofi cz- poetyckich bełkotów. nego światopoglądu, choćby tylko poe- Recenzja, choć pozostawiała małą furt- tyckiego, autora Stóp w niewoli jeszcze ką wyjścia, była ostra i twarda. Upły- nie było stać. W zamian za to zaczęły nęło kilkanaście dni, Podstawka znów pojawiać się słowa udręki, przemienia- przyszedł do redakcji. Przywitał się ze jące się w próby buntu, będącego trochę mną szczerze, uśmiechnął i powiedział: szarpaniną, miejscami nawet płaczliwą. – Trochę zalał mi pan sadła za skórę. W wierszu Wściekły pies: Było mi przykro. Liczyłem na przychyl- niejszą ocenę. Ale jestem z natury re- nie znajdę pośród ludzi psiego alistą i mam poczucie rzeczywistości. przytuliska Gdy po kilku dniach uczucie przykrości, więc biegam jak pies wściekły zszargany tak jak ból zęba, przestało mi dokuczać, rozpaczą wziąłem swój tomik do ręki i zacząłem i piana nienawiści sączy mi się z pyska czytać tak, jakby go pisał ktoś inny. I z tej a oczy pomętniałe krwi strugami płaczą pozycji dostrzegłem błędy. W kilku wy- padkach przyznałem panu rację. W kil- lub w wierszu Ziemia płacze: ku nie, może dlatego, że pewne słowa, użyte w wierszach, mają dla mnie su- płacze ziemia i topi się we łzach jak biektywne, a nawet intymne znaczenie. w morzu, W sumie zarzuty są słuszne – brak war- o, losie, po coś ziemię i mnie na niej sztatu, trochę za dużo wiary w natchnie- stworzył? nie i w mistyczne siły, kierujące ręką poety. Trzeba się dopracować własnej Wielka różnica tonu uderza, jeśli po- formy. Jedno jest cenne jako owoc roz- równa się je z pierwszymi wierszami, myślań ostatnich dni, zrozumiałem, że którymi Podstawka debiutował zaraz po od poezji nie odejdę, że będę o nią wal- ukończeniu szkoły średniej. Na przykład czyć, czuję, że jestem poetą. wiersz Jesień wydrukowany na łamach Po tej rozmowie w redakcji, poszliśmy „Trybuny”, pisma Związku Młodzieży na wódkę. To taki starolechicki zwyczaj, Demokratycznej (studenckiej organiza- który płynie ponad trony. Wypiliśmy, cji na KUL-u) w nr 8 w 1932 roku:

206 nr 35 (2009) Wataha Atamana Łobodi Wacław Gralewski

Od ról zoranych świeżo idą szepty ciche jak to wyżej zaznaczyłem, widywałem Jak modlitw drżenie miłe, lecz smutne się co pewien czas. Myślę, że trudności zarazem wynikały ze struktury życia autora Stóp To lato nim odejdzie, przed niebios w niewoli. Zaczętych wyższych studiów obrazem nie ukończył, wyraźnego zawodu nie Pomodli się liliowo za swą złotą pychę. obrał. W Warszawie prowadził cygań- ski tryb życia, którego bazą był „wspólny Tematyka wierszy Podstawki jest pokój nr 2”, skupiający kilku emigrantów w tym czasie sielska, jeśli pojawia się lubelskich. No i w życie tego jowialnego, w nich jakiś nikły odcień smutku, to z natury spokojnego chłopca wkroczył tylko w stopniu nieznacznym i ot, tak alkohol. A koledzy i przyjaciele najbliżsi jakby z przekonania, że poecie, zwłasz- za kołnierz raczej nie wylewali. Z każdej cza młodemu, z melancholią do twarzy. okazji wyciskali bodaj kropelkę, jeśli nie Przez te kilka lat pobytu na studiach aka- dało się butelki. Zdaje się, że w to nieure- demickich w Lublinie ton jego utworów gulowane, pełne gorączkowych dreszczy jest raczej pogodny. Momenty głębszych życie wkradła się miłość i to nieodwza- smutków, załamań, a nawet rozpaczy jemniona. Konfl ikty, jakie stąd wynikły, zjawiają się później, w okresie gdy za- były zapewne przyczyną wielu załamań mieszkał w Warszawie. i zasnucia się horyzontów poetyckich W Antologii Współczesnych Poetów Podstawki ciemną mgłą. Gdy wybuchła Lubelskich opracowanej przez ks. Lu- druga wojna światowa, jako podchorą- dwika Zalewskiego, a wydanej przez ży rezerwy, został powołany do wojska. Towarzystwo Przyjaciół Nauk w Lub- W trakcie działań wojennych dostał się linie jako nr 3 Biblioteki Lubelskiej, do niewoli niemieckiej. Jako „kriegsge- w krótkiej nocie biografi cznej dotyczą- fangener” znalazł się w stalagu, ale już cej Podstawki jest taki passus: „Obecnie po kilku miesiącach przyjechał do Lub- mieszka w Warszawie, życie nie szczędzi lina. Czy to była udana ucieczka, czy mu trudności i rozczarowań”. też zwolnienie przez komisję lekarską Ten passus jest niezmiernie ciekawy. (zdarzały się takie wypadki) lub w jakiś Dział zatytułowany „Życiorysy i biblio- inny sposób, nie wiem. Gdy rozmawia- grafi a poetów lubelskich”, jakim kończy łem z nim i poruszałem tę sprawę od- się Antologia, zawiera dane dotyczące powiadał wymijająco: – Ano, udało mi piętnastu poetów. Są to zwięzłe, lapi- się wyskoczyć. darne informacje dla czytelnika, ogra- Czasy wtedy były trudne, a sprawy niczające się do przytoczenia daty ekonomiczne Polaków bardzo skompli- urodzenia, kierunku studiów i tytułów kowane. Wiele osób chwytało się han- drukowanych utworów. Tylko w notat- dlu, a nawet przemytu tych wszystkich ce o Podstawce dodane jest to określe- artykułów, które okupanci reglamen- nie aktualnej sytuacji życiowej poety. towali. Wiele osób spośród kwalifi ko- Jakiego typu były te trudności i rozcza- wanej inteligencji, nie chcąc pracować rowania życiowe, z jakich źródeł in- w instytucjach niemieckich, otwierało formacyjnych czerpał je ks. Zalewski kawiarnie lub małe restauracyjki. i dlaczego uważał za wskazane o nich Podstawka zaangażował się jako bar- napisać w dziele tak specyfi cznym – nie man do jednego z takich właśnie loka- wiem. Nie były to chyba ani dramaty, ani li z wyszynkiem alkoholu. Czynności tym bardziej tragedie, bo o tym słuchy by swoje wykonywał z humorem. Mam mnie doszły – byłem w stałym kontak- wrażenie, że posadę traktował jak rolę cie z całym ówczesnym środowiskiem teatralną w teatrze amatorskim. Z jego literackim lubelskim, a i z Podstawką, postawy płynęła jakaś vis comica, która nr 35 (2009) 207 Józef Łobodowski – lubelski skandalista

zmuszała bywalców knajp do uśmiechu. wznowić się w postaci krótkiego listu... A i on sam – jakby odnalazł wreszcie z Oświęcimia. Niemcy aresztowali go sens swego życia – bywał teraz często i ustaliwszy, że nielegalnie przekroczył uśmiechnięty. granicę GG – wysłali do obozu. Potem Rozmawialiśmy szereg razy, ale za- przyszła wiadomość o jego śmierci. wsze krótko, Podstawka nigdy gadatliwy Splątane nici życia poety, poszukują- nie był. A i powiedzenia jego nie na- cego swego pełnego wyrazu, przecięte leżały do błyskotliwych schlagwortów. zostały przez hitlerowskie Parki. Raczej były to krótkie wynurzenia czy Nie wiem dlaczego, ale ile razy patrzy- stwierdzenia. Słuchał natomiast chętnie łem na Kazia Wójcika, zawsze przypo- i z dużym zainteresowaniem. minało mi się środowisko przestępcze. W okresie, gdy był barmanem, zawo- Aby nie było nieporozumień, stwier- dowe zajęcia zabierały mu dużo czasu dzam, że Kazio był najuczciwszym pod – knajpka uruchamiana była wcześnie, słońcem człowiekiem, więc nie jego a zamykana wraz z godziną policyjną. postawa życiowa wywoływała to sko- Na kawiarnie, spacery czy odwiedziny jarzenie. Tylko jego wygląd zewnętrz- towarzyskie nie starczało czasu. A poza ny i facon d’etre. Malutki blondynek, tym każdy taki gastronomiczny lokal był o brwiach wypłowiałych i buzi wesolut- oazą wszelkich nielegalnych interesów kiego dziecka, był zawsze uśmiechnię- i punktem kontaktowym różnych pod- ty, ruchliwy i dźwięczący jak szczygieł. ziemnych orga nizacji. To temat, nawia- Takim go poznałem w latach 1934-1935. sem mówiąc, co czeka na swoje pióro. I właśnie ten wygląd i to zachowanie wy- Po pewnym czasie Podstawka porzu- woływały dziwne skojarzenie. cił swą pierwszą posadę i przeniósł się Tak się złożyło, że jako dziennikarz do innej knajpki. Z kolei do następnej. miałem możność zetknąć się z „królami W dość krótkim czasie zmienił kilka lo- podziemi” Lublina i Warszawy. Obaj byli kali. Okazało się, że barman za dużo pił postawni i ponad miarę wysocy (lubelski i to na konto zakładu, w którym praco- przekraczał dwa metry). I obaj mieli „ad- wał. Wódka wtedy była droga i często iutantów” niezwykle małego wzrostu. pochodziła z przemytu albo była kupo- W swoim czasie udało mi się zdo- wana za drogie pieniądze z zapasów pry- być oryginalne materiały informacyjne watnych. Obowiązkiem barmana było o strukturze przestępczego życia pod- dbać o każdą kroplę – każda bowiem ziemnego i o „wyborach” króla podziemi. powinna dawać dochód. Konsumpcyjny O stanowisko to mógł ubiegać się każ- stosunek Podstawki do swych obowiąz- dy członek ferajny. Rozgrywka toczyła ków nie budził entuzjazmu u właścicieli się systemem pucharowym. Kandydaci przedsiębiorstw – stąd częste zmiany staczali walkę na noże. Zwycięzca prze- posad. chodził do następnej rundy, a pokonany Pewnego dnia spotkałem go na ulicy. wędrował do szpitala. Kadencja władcy Przywitaliśmy się. była trzyletnia, a potem znów trzeba – Opuszczam Lublin – powiedział było bronić tytułu lub udawać się na – mam dość knajpiarstwa. Wyjeżdżam kurację. do rodziny pod Łodzią, ale to, niestety, Tylko adiutanci pozostawali na sta- już na terenie Reichu, trzeba się będzie nowiskach, spełniając różne funkcje od przekradać. dyplomatycznych do koordynacyjnych. Udało mu się przekroczyć grani- Moje rewelacje na temat życia podzie- cę, bo pisał parokrotnie do wspólnych mia wywołały wielki wstrząs wśród znajomych. A potem korespondencja zainteresowanych. Tradycją było, pod się urwała, aby po wielu miesiącach groźbą dintojry, milczenie i dyskrecja

208 nr 35 (2009) Wataha Atamana Łobodi Wacław Gralewski w stosunku do świata nadziemnego. Po- delikwent kategorycznie odżegnywał dejrzewano, że jakiś zdrajca dostarczył się od pisaniny, zdecydowano, że tomik prasie materiałów informacyjnych do będzie przygotowany systemem skład- reportażu. W związku z tym sam król kowym. Każdy z obecnych napisze co i jego adiutant złożyli mi wizytę. Wład- najmniej jeden wiersz, który Kaziowi ca milczał i patrzył groźnie, a malutki odda na własność. Aby było trudniej adiutant, niezwykle wymowny i ruchli- zgadnąć, każdy z ofiarodawców ma wy, poruszał się jak baletnica, i prosił, napisać utwór w stylu innego poety. i przekonywał, i z lekka groził. Kto był I tak Czechowicz jak Łobodowski, Ło- informatorem?! bodowski jak Michalski, ten znów jak Otóż Kazio Wójcik był do niego po- Grędziński itd. Niech później historia dobny, no i pełnił też funkcję adiutanta literatury męczy się, aby dociec dlacze- przy osobie atamana Łobodi. go uzdolniony poeta, Kazimierz Wójcik, Żywy i ruchliwy, wpadał czasami autor jednego, ale za to interesującego w charakterystyczną zadumę, z której tomu poezji, pisał pod takim zbioro- wyzierał odcień głęboko w nim tkwiącej, wym wpływem. Wiersze miał poprze- ale świadomie ukrywanej melancholii. dzać wstęp, w którym Wójcik powinien Kazio Wójcik poetą nie był. Nie wiem, czytelnikom wyłożyć swe credo poe- czy miał w ogóle jakiekolwiek osobiste tyckie i naświetlić swoje drogi dojścia ambicje literackie. Raczej nie. Był fana- do poezji. Wstęp ten miał też być pracą tycznym miłośnikiem literatury i środo- zbiorową. Pomysł był dobry i stałby się wisk poetyckich. Z zawodu pracownik swoistym ewenementem, gdyby go zre- księgarski, z książkami był mocno po- alizowano. wiązany. Czytał wiele i wiedział wie- Czechowicz przez pewien czas le. Ale skromny ponad miarę nigdy na w knajpce czy kawiarni podchodził do front nie wysuwał własnej osoby. Cie- stolików, przy których siedzieli ludzie szył się z sukcesów przyjaciół i czuł się pióra, i nadstawiając kapelusz prosił: – szczęśliwy przebywając w ich gronie. Co łaska, na biednego Kazia. Może być Do atamana przylgnął na całego. Kazio wierszyk, fraszka lub epigramat. posiadał zdolności recytatorskie, toteż Myślę, że główną przeszkodą w re- często recytował wiersze na wieczorach alizacji tego dowcipnego pomysłu autorskich, szczególnie za tych twórców, była niechęć wyzbywania się dobrych którzy mieli zaszarganą wymowę. wierszy (nielojalnością byłoby dawa- Przejawiał również duży talent orga- nie kiepskich), jak też i branie udziału nizacyjny, toteż jemu powierzano spra- w kosztach wydawnictwa. A szkoda, bo wy praktyczne, jak wynajmowanie sal, pomysł był wcale, wcale niezły. przygotowywanie afi szów, załatwianie Dla Kazia grono jego przyjaciół-poe- formalności. Inkasował należność za bi- tów było więcej niż rodziną, adorował lety i pokrywał rachunki bieżące. Sława ich z całego serca. Kazia wzrastała stale. Gdy ataman i inni poeci przenieśli się Nie wiem, kto pierwszy wpadł na po- do Warszawy, Kazio również porzucił mysł, aby Kazia uczynić poetą. niezłą posadą w księgarni i przeniósł się – Bez poetyckiego papierka nikt cię do stolicy. Klepał podobnie jak inni bie- nie będzie szanował – powiedział uro- dą, ale wiernie trzymał się paczki. czyście ataman. Okres warszawski i historia wspólne- Przy jakiejś większej wódce, w której go pokoju nr 2 wymagałyby osobnego i my, poeci starszego pokolenia, brali- eseju . Na pewno byłby ciekawy, kto wie, śmy udział, postanowiono wydać Ka- czy nie bardziej interesujący niż znany ziowi tomik poezji. Ponieważ jednak Wspólny pokój Zbigniewa Uniłowskiego. nr 35 (2009) 209 Józef Łobodowski – lubelski skandalista

Z chwilą wybuchu wojny paczka się pić energię, której zabrakło, miał wy- rozbiła. Niektórzy, jak Podstawka, zosta- czarować i ożywić przeszłość i wypełnić li zmobilizowani, inni opuścili Warsza- pustkę. Powrotów jednak nie ma. Prze- wę. W nieznanych mi okolicznościach szłości nie można ożywić. Kazio załamał Wójcik stracił kontakt z atamanem się i wkrótce umarł, nie przekroczywszy i przyłączywszy się do Czechowicza bodaj czterdziestki. i Domińskiego ruszył pieszo do Lubli- Głównym miejscem postoju watahy na. Po tragicznej przygodzie w Lublinie Łobodi była mała, niepozorna knajpka, udał się na Węgry w ślad za Łobodow- zwana „u ojca Grudnia”. Choć był to lo- skim, który wcześniej, jak się okazało, kal trzeciej kategorii i bardziej za piwiar- przedostał się za granicę. Z kolei obaj nię niż restaurację mógł być uważany, przemknęli się do Francji i wstąpili do miał jednak dzięki właścicielowi nieco formującej się dywizji grenadierów. Po większe ambicje. Mieścił się przy ulicy krótkim okresie bojowym dywizja prze- Narutowicza 15 i konkurował dzielnie kroczyła granicę szwajcarską i tam była z takimi kącikami gastronomicznymi internowana. w tejże dzielnicy jak sławna „piątka” lub Po ukończeniu wojny drogi atamana bar „pod trzynastoma cyckami”.2 i jego adiutanta rozeszły się. Łobodia Kto wzbudził w piersi ojca Grud- powędrował dalej na zachód, a Wójcik nia silniejsze tęsknoty do lepszego, coś gnany nostalgią wrócił do Polski i do znaczącego środowiska trudno ustalić. rodzinnego miasta. Zaczął pracować Ale pewną jest rzeczą, że myśl jego wy- w swym dawnym fachu. biegała ponad poziomy zwykłych pija- Do atamana rozczarował się i to było ków i przylgnęła do „zukrainizowanej” główną przyczyną ich rozejścia. paczki poetyckiej. A i ona do Grudnia Powrót do Lublina był smutny. Mia- również serdecznie przylgnęła, tym bar- sto, które ongiś było terenem młodzień- dziej że dysponował magicznym amu- czych wzlotów jego i jego poetyckich letem, który pospolici ludzie w sposób przyjaciół, stało się teraz cmentarzem przyziemny nazywają kredytem. I ojciec wspomnień. A Kazio już nie mógł żyć Grudzień, nieubłagany w stosunku do bez środowiska literackiego, bez atmo- zwykłych kiziorów, miękł na widok poe- sfery intelektualnej przygody, bez walki tów. Zjawisko picia wódki przez wata- o nowe oblicze dnia jutrzejszego. hę w melinie ojca Grudnia miało jedną Nie miał do kogo przylgnąć – jego cechą odwrotnie proporcjonalną – im świat zdarzeń pozostał za inną granicą. więcej wataha wypiła, tym mniejsze oka- To porzucone przez los cygańskie dzie- zywały się możliwości wyrównywania cko nie miało dostatecznej w sobie siły, rachunków. aby żyć samodzielnie. Nie umiał stwo- Ale ojciec Grudzień miał w sobie coś rzyć sobie nowego celu, do którego by z Rostandowskiego Raquenau, więc dążył. Przyzwyczaił się żyć w gromadce widział widocznie w atamanowskich przyjaciół. Czerpał z nich soki żywotne golcach co najmniej kadetów do Ber- i starał się być dla nich jak najbardziej geraca. użyteczny. A teraz zostały tylko wspo- Gdy mimo wszystko należności nie 2 Na temat „knajpy mnienia. A te, choćby najpiękniejsze, nie pokryte napęczniały ponad niepokoją- ojca Grudnia” i innych zob. rozdz. Knajpa ojca posiadają wartości odżywczych. Można cą miarę, z genialną inicjatywą wystą- Grudnia w niniejszym je tylko zużytkować jako materiał lite- pił znany plastyk, członek watahy, Jan numerze „Scriptores” racki. A tego znów Kazio nie potrafi ł. Samuel M.3 oraz w „Scriptores” Zaczął pić. Pił i dawniej. Pił cały – Wymaluje się ściany w różne kombi- nr 32, s. 167-174. 3 Chodzi o Jana Samue- wspólny pokój nr 2. Ale wtedy alkohol nacje i fi drygałki, co niezmiernie ożywi la Miklaszewskiego. był tylko podnietą. A teraz miał zastą- lokal, tak coś jak u Hawełki w Krakowie

210 nr 35 (2009) Wataha Atamana Łobodi Wacław Gralewski

– powiedział. – Praca będzie kosztowna, się publicystyką i wydawaniem różnych ale w zamian ojciec Grudzień zbonifi - periodyków. kuje narosłe rachunki, trochę dopłaci Po ukończeniu gimnazjum im. Za- w gotówce, a trochę w produktach na- moyskiego zaczął studiować prawo na turalnych, głównie płynnych. KUL-u. Z miejsca nawiązał kontakt ze Romantyczny knajpiarz początkowo Związkiem Młodzieży Demokratycz- się krzywił, ale uległ argumentacji. Ini- nej, który postanowił wydawać własne cjator doprosił jeszcze dwóch innych pismo. Pierwszy numer wyszedł l mar- plastyków, którym życie rzucało kłody ca 1932 roku i nosił tytuł „Trybuna”.4 pod nogi i usiłowało nie dopuścić do Jako redaktor naczelny i odpowiedzial- dobrze zastawionego bufetu. Zaczęła się ny widnieje Józef Łobodowski, a jako praca dekoracyjna. Trwała dość długo, wydawca Zbigniew Chomicz, brat wy- jako że plastycy powoli dochodzili do bitnego młodego plastyka Wita, który formy. W końcu jednak obstalunek zo- opiekował się sprawami grafi cznymi stał wykonany i ściany pokryły się z lekka pisma. frywolnymi malunkami, zaopatrzonymi Po pierwszych numerach ataman w poetyckie sentencje. Plastycy dali swe opuszcza stanowisko kierownika pis- pomysły – poeci cenne myśli, wyrażone ma. „Trybuna” wychodzi w tymże roku w dwuwierszach. Szkoda, że ten orygi- po przerwie wakacyjnej już jako mie- nalny, jak na stosunki przedwojenne, sięcznik (poprzednio dwutygodnik) i za- kącik uległ zagładzie. Hitlerowskie bom- węża swój zakres treściowy do spraw by zburzyły dom, w którym mieściła się młodzieżowych i pośrednio związanych restauracja, a wraz z nią i ciekawe malo- z życiem młodzieży. Jako redaktor z ra- widła. Dziś, odbudowany, mieści sklep mienia Związku występuje Władysław Cepelii na dole, a na górze uplasował się Wąchała, a jako osobowy wydawca – Związek Plastyków. Coś jednak z tych Jan Iracki. malowideł Jana Samuela wyrosło. Łobodowski w dniu l października Głównym motorem ożywiającym 1932 wypuścił nowy miesięcznik lite- i zasilającym w energię całą watahę był racko-społeczny „Barykady” i podpisał jej ataman. Niski, krępy, silnie zbudo- go jako wydawca i redaktor. wany, o profi lu boksera, choć trochę Pierwszy numer „Barykad” miał cha- asymetryczny, łączył w sobie cechy inte- rakter w przeważającej części poetycki. lektualisty z temperamentem chuligana. Otwierał go piękny wiersz Czechowicza Tkwiło w nim jakby dwóch ludzi – poetę Eros i Psyche. podjudzał awanturnik. Zainteresowania Powstałe jednak kłopoty fi nansowe jego były równie silne w sprawach arty- zahamowały na krótki okres aktywność stycznych, jak też społecznych, politycz- Łobodowskiego, która uzewnętrzniła się nych i sportowych. Rzutki, energiczny, znowu w postaci nowego periodyku za- zdolny do pracy i dużych wysiłków, dys- tytułowanego „Dźwigary”. Ukazał się on ponował naprawdę kozackim zdrowiem w 1934 roku. Tym razem Łobodowski nie i wytrzymałością. Po nocy przehulanej podpisuje go ani jako redaktor, ani wy- w knajpie potrafi ł, zamiast położyć się dawca. Wyręcza go w tym wymaganym spać, pójść pieszo do miasteczka odda- wówczas akcie prawnym jego osobisty lonego o jakieś 40 kilometrów w odwie- entuzjasta, „adiutant”, Kazimierz Wójcik, dziny do osoby zaprzyjaźnionej, aby tam biorąc na swe barki odpowiedzialność znów przehulać noc. Po krótkim odpo- i ewentualne konsekwencje. „Dźwiga- 4 Informacje o czasopis- czynku odbywał rejs powrotny i znów ry” zostały nazwane „miesięcznikiem mach Józefa Łobodow- skiego można znaleźć lądował w knajpie. A jednocześnie pisał poświęconym sprawie polskiej kultury na początku niniejszego wiersze, organizował imprezy, zajmował proletariackiej”. Pierwszy numer otwiera numeru „Scriptores”. nr 35 (2009) 211 Józef Łobodowski – lubelski skandalista

reprodukcja świetnej ilustracyjnej grafi - białem wówczas dobrze. Mimo to koszty ki Jana Samuela Miklaszewskiego Joan- bawienia się w wydawcę odczuła moja na D’Arc. To czasopismo też w większej kieszeń. Łobodowski natomiast żadnej części zapełnione zostało poezją. Wiersze stałej posady nie miał i nie miał wydaw- zamieścili i Jerzy Zagórski, i Stanisław cy, który by jego ambicje wydawnicze Piętak, i Józef Czechowicz, i Jerzy Pu- fi nansował. trament, i wielu innych z właściwym re- A do tego dochodzą koszty wódki, daktorem jako autorem na czele. Mocny dużej ilości wódki... Prawda, że przynaj- dział publicystyczny był uzupełnieniem mniej połowę jej wypił na kredyt, ale za działu poetyckiego. drugą zapłacił. Pretensje drukarni też „Dźwigary” są ostatnią pozycją wy- były zaspokojone. Ktoś więc musiał mu dawniczą w Lublinie Łobodowskiego. anonimowo pomagać i to ktoś daleko- Próbował on jeszcze wypłynąć na szer- wzroczny... sze wody wydawnicze za pomocą prasy Dlatego też w momencie najtrud- codziennej i zaczął wydawać „Kurier Lu- niejszym, gdy sytuacja stała się drama- belski”. Ale takie wydawnictwo wyma- tyczna, a strona przeciwna wyciągnęła ga dużego doświadczenia, specjalnych rączkę, wabiąc nadzieją pomocy mo- zdolności organizacyjnych, systema- ralnej i materialnej, dotychczasowy ra- tycznej pracy no i... gotówki na prze- dykał uległ... trzymanie pierwszego okresu – zanim I może wszystko pozostałoby w sferze pismo się przyjmie i zacznie dawać do- domysłów i przypuszczeń, gdyby nie akt chody. Tu załamanie nastąpiło szybko niezwykłego ekshibicjonizmu. i niefortunny wydawca i redaktor ob- Bo o tej metamorfozie pisze on sam ciążony długami musiał zwinąć gazetę. jak najszczerzej w Lubelskiej Szopce Poli- Zastanawiające jest, że mimo tych tycznej wystawianej w teatrze lubelskim trudności fi nansowych Łobodowski od w 1937 roku i w tymże roku wydanej 1929 do 1932 roku wydał w Lublinie drukiem „nakładem Okręgu II Związ- cztery tomiki poezji: Słońce przez szpa- ku Rezerwistów” (jak uwidoczniono na ry (1929), Gwiezdny psałterz, (1930), okładce tytułowej), instytucji popieranej O czerwonej krwi (1931) i W przed- mocno przez wyższe czynniki, a i dzięki dzień (1932). A potem wydawał „Ba- temu posiadającej specjalne fundusze. rykady” i „Dźwigary”. Wszystkie te Szopka kończy się monologiem atamana wydawnictwa drukowane są na pierw- Łobodi. Mówi on: szorzędnym papierze. Leży przede mną np. W przeddzień (z dedykacją auto- Oj, w Lublinie, w tym Lublinie ra) – papier pierwszej klasy, okładka tak powoli woda płynie – karton kredowy najwyższego gatun- jak się wybić ku. A i inne także. Ile by to kosztowało by nie chybić dzisiaj – zastanawiam się i biorę pod głowiłem się tam uwagę, że koszty w dzisiejszych dru- i orzekłem – nie ma rady karniach państwowych są niżej kalku- trzeba wydać „Barykady” lowane niż przed wojną w prywatnych od konfi skat do nazwiska zakładach grafi cznych. A mimo to każde szybko dojdę sam. z tych wydawnictw kosztowałoby w dzi- I zagrałem na tej strunie siejszej walucie po kilkadziesiąt tysięcy i stanąłem przy komunie złotych. A wtedy ... w twardej walucie. w kominterniem służył wiernie Hm... Wiem, ile mnie kosztował tylko kilka ładnych lat. jeden „Refl ektor” (nawiasem mówiąc, Parę razy mnie wsadzili drukowałem na tanim papierze). A zara- ale zaraz wypuścili

212 nr 35 (2009) Wataha Atamana Łobodi Wacław Gralewski raz ostatni w ciężkiej matni Recenzja wywołała silne echo. Była na kolanam padł. ostra, ale i rzeczowa. Łobodowski za- Do Warszawy napisałem powiedział napisanie odpowiedzi po- i poprawę obiecałem lemicznej, ale ostatecznie obietnicy nie u ministra głowa bystra dotrzymał. Być może doszedł do wnio- nie pojął mnie źle. sku, że recenzję po jego wyznaniach na- A minister jak powiedział leży uważać za kropkę nad „i”. zaraz o tym Drymer wiedział Działalności wydawniczo-literackiej wydał rozkaz, znikła troska i polityczno-społecznej towarzyszyły pi- wypuścili mnie. jackie wyskoki. Gdy atamanowi znudzi- Potem zaraz forsę dali ła się melina u ojca Grudnia i gdy miał do współpracy zapraszali przypływ gotówki, wówczas, prowadził i na wódzię dobrzy ludzie swoją wierną drużynę do lepszego lo- prowadzili wciąż. kalu, np. „Europy”. Po pewnej ilości al- – Jeszcze rok a – rzekli – synu koholu wpadał w wojowniczy nastrój masz na czoło liść wawrzynu – i wyładowywał swój temperament, wy- i tą razą z burżuazą wołując bójki i awantury. Hasłem były w jednym kole krąż... różne przyśpiewki. Na przykład: A poetka Iłła – Ałła swe poparcie obiecałła I mój tato i twój tato oba buły kozaki co mówiłła to zrobiłła poszły w karczmu urżnułysia zarewieły bardzo byłem rad. kak byki... Przyjmowali mnie w pałacach i mówili jesteś caca. I po takiej zwrotce zaczynał ryczeć jak Pisz tak dalej a pochwali prawdziwy byk, a następnie pochyliw- ciebie cały świat. szy głowę rzucał się naprzód i aplikował Na tym koniu dalej jadę „byka” z góry upatrzonemu osobnikowi. nieźle sobie dając radę Wybierał albo tłustych i brzuchatych, piszę wierszyk przyjdzie pierwszy albo wysokich i szczupłych. W tym dru- i już forsę mam. gim wypadku uderzał w najboleśniej- Tylko ten „Lubelski Kurier” sze miejsce, tak że ofi ara składała się kiedy wspomnę wpadam w furię jak scyzoryk. Czasami takiemu długo- roczek drugi płacę długi szowi udało się uskoczyć i sierpowym Straszny z tego kram. oddolnym przejechać po fi zjonomii ata- kującego. Trzeba przyznać, że te awan- Trudno o bardziej szczerą wypo- tury wyczyniał ataman jednoosobowo, wiedź. Podkreślić warto i ten szczegół, a wataha zachowywała się raczej biernie. że podczas przedstawień szopki autor Wkrótce Łobodia stał się postrachem sam recytował swe wyznanie. knajp lubelskich, tak że lepsze lokale Szopka wywołała dość duże wrażenie mobilizowały na wszelki wypadek sil- i poruszenie w Lublinie. W redagowa- nych wykidajłów, którzy przy pierw- nym przez siebie „Expressie Lubelskim” szych próbach ataków wyrzucali za w dniu 8 grudnia 1937 roku umieściłem drzwi awanturników. recenzję. Omawiając owe końcowe wy- Drugim trickiem knajpianym atama- znania, określiłem je następująco: na było zapraszanie frajerów na kolację, Pomysł fi nału jako pewnego rodzaju autorecita- a potem w dogodnym momencie ulat- lu poetyckiego był oryginalny. Było to chwilami nianie się i pozostawianie naiwnych jako wyznanie poety, a chwilami Spowiedź chuligana, zastaw za nie zapłacony rachunek. wyładowana w formę ekspresji literackiej. nr 35 (2009) 213 Józef Łobodowski – lubelski skandalista

Ta mieszanina życia ideowego i knaj- peramentem i cygańskimi zaintereso- piano-chuligańskiego dawała ujście waniami, a jednocześnie niewątpliwie dwom naturom Łobodowskiego. Czę- utalentowanych. sto do jego nocnych awantur wkradał się Wspólne picie wódki różne miało jakby ton manifestacji społecznej, a czę- skutki. Najbardziej zaszkodziło Pod- sto odwrotnie, w jego polemicznych wy- stawce i świetnie zapowiadającemu się stąpieniach uwidaczniała się skłonność poecie Bronisławowi Ludwikowi Mi- uderzenia poniżej pasa. chalskiemu. Pierwszego życiowo wyko- Razem wystąpienia obu rodzajów leiło, a u drugiego stało się przyczyną zyskały mu rozgłos w mieście, a nawet tragicznej śmierci w Wiśle. uczyniły popularnym. Dopiero zmiana Dla Domińskiego alkohol był moto- pozycji społecznych i publiczna spo- rem w trudnych chwilach podziemnej wiedź w Lubelskiej Szopce Politycznej walki podczas okupacji. niewątpliwie odarły go z nimbu buntow- Wykończył on niewątpliwie wiernego nika i romantycznego zabijaki. adiutanta, Kazia Wójcika. Silnym wstrząsem było to i dla jego Tylko po atamanie wszystko spływa- towarzyszy, którym pomieszał szyki. Ni- ło jak po psie. Z watahy pozostało tylko gdy wataha nie stanowiła ani ideowej, wspomnienie. Mogiły oddzieliły teraź- ani artystycznej spójni, była zbliżeniem niejszość od przeszłości. przypadkowym ludzi pokrewnych tem-

Józef Łobodowski w okre- sie lubelskim. Zdjęcie ze zbiorów Biblioteki im. Hie- ronima Łopacińskiego.

214 nr 35 (2009) Alojzy Leszek Gzella Pod znakiem Łobody. Z dziejów prasy lubelskiej

Obraz życia kulturalnego Lublina okre- kat Dziennikarzy, uczestniczył w życiu „Kurier Lubelski”, su dwudziestolecia międzywojenne- literackim miasta, działał w towarzy- 13 maja 1981, s. 4. go, a zwłaszcza lat trzydziestych, bez stwie oświatowym w proletariackich ujawnienia i naświetlenia postaci oraz dzielnicach Lublina. Sam był szlache- działalności Józefa Łobodowskiego, jest ckiego rodu. niepełny, jakiś bardzo ułomny, jakby za- W latach 1932-1937 Łobodowski wieszony w próżni. Bez tego nazwiska wydawał i redagował m.in. dwukrotnie trudno znaleźć wyjaśnienie dla wielu KURIER LUBELSKI, TRYBUNĘ, dwie inspiracji kulturalnych, a opisywane BARYKADY, DŹWIGARY. W czasach zdarzenia i postacie często w rzeczywi- gimnazjalnych pisywał w pisemku mło- stości odgrywały drugorzędną rolę i były dzieży gimnazjum im. Jana Zamoyskie- raczej rezonerami, a nie prowodyrami. go pt. W SŁOŃCE. W okresie od 1929 Łobodowski prowokował. Inicjował róż- do 1937 roku wydał siedem tomików ne pomysły i odważnie je wprowadzał wierszy w Lublinie (jeden tylko w War- w życie. Bulwersował swoimi czynami szawie). Zbiór wierszy zatytułowany mieszczański światek nadbystrzyckiego O CZERWONEJ KRWI wydany w 1931 grodu. Był światoburczy. Nie wahał się roku został przez cenzurę skonfi sko- atakować Kościoła, marszałka Piłsud- wany. Za zbiory wierszy DEMONOM skiego oraz rządów jego sierżantów – jak NOCY (1936) i ROZMOWA Z OJCZY- obraźliwie pisał pod adresem przedsta- ZNĄ (1935, 1936) otrzymał Nagrodę wicieli władzy. Agitował na rzecz bu- Młodych Polskiej Akademii Literatury. dzenia sympatii do komunistycznego W aktach Wydziału Bezpieczeństwa sąsiada ze Wschodu. Publicznego Urzędu Wojewódzkie- Były to już wystarczające powody, aby go Lubelskiego z 1932 roku kierowa- przeciwko Łobodowskiemu mogły wy- nych systemem wywiadu poufnego do stąpić wszystkie sprzymierzone siły po- Departamentu II Politycznego Mini- lityczne, jakie w Lublinie było można sterstwa Spraw Wewnętrznych wy- tylko ujawnić. Jedynie Żydzi go szano- mieniono właściwie tylko trzykrotnie wali i odnosili się do niego z sympatią, nazwisko Łobodowskiego. Raz przy choć wysuwali wobec niego wiele za- okazji objęcia przez niego stanowiska strzeżeń, bo nie pozwalał się wodzić red. naczelnego i odpowiedzialnego bezmyślnie i własne drogi przedkładał KURIERA LUBELSKIEGO z 14 paź- nad wszystkie inne proponowane utarte dziernika 1932 roku, później przy ustą- ścieżki. Więc nakładano areszty i konfi - pieniu z tej funkcji 20 listopada tego skowano jego książki, pisma, które reda- roku oraz w związku z drugim zebra- gował, ocenzurowywano jego artykuły. niem organizacyjnym poświęconym Relegowano go z uniwersytetu. powołaniu do życia w Lublinie Syndyka- A mimo wszystko Józef Łobodowski tu Dziennikarzy. Zwiadowca zauważył, działał. Był współzałożycielem Związ- że wśród 18 osób, które zgromadziły ków Literatów Polskich w Lublinie się 30 grudnia 1932 na tym spotkaniu, i wchodził do pierwszego zarządu tego był również Józef Łobodowski. Ponad- gremium, wydawał dzienniki i pisma li- to mówi się wielokrotnie o Łobodow- terackie, współtworzył Lubelski Syndy- skim w sposób pośredni. Między innymi nr 35 (2009) 215 Józef Łobodowski – lubelski skandalista

w meldunku o konfi skatach czasopism, w Warszawie. To spowodowało upadek kiedy to zatrzymano KURIER LUBEL- pisma, mimo że już od miesiąca Łobo- SKI z powodu druku artykuły Łobo- dowski nim nie kierował. dowskiego pt. Dnieprostraj symbolem KURIER LUBELSKI był dla Łobo- (24 października 1932). dowskiego pewnego rodzaju odskocz- Wydawca KURIERA LUBELSKIEGO nią. Współpracował z nim już wcześniej, Władysław Wójcik nie był zadowolony od pierwszego numeru, jaki pod re- z kierunku pisma nadanego przez Łobo- dakcją Józefa Czechowicza ukazał się dowskiego z powodu strat fi nansowych 1 stycznia 1932. Zamieszczał podpisy- poniesionych przez zarządzenie odbie- wane pseudonimem „Paragraf” drob- rające debit pismu wśród wojskowych ne felietoniki odnoszące się do spraw (!) i o pozbawieniu prawa do ogłoszeń dnia powszechnego. Były one pisane rządowych. Radca wojewódzki p. Run- językiem zgryźliwym, pełne dowcipu ge w tajnym piśmie z 22 października i celności obserwacji oraz wniosków. 1932 podpisanym za wojewodę, a skie- Znamienny ich tytuł – ZGRZYTY LU- rowanym do wszystkich starostów po- BELSKIE. Wokół tychże ZGRZYTÓW wiatowych woj. lubelskiego i do Starosty rozgorzała nawet dyskusja na łamach Grodzkiego w Lublinie, polecał: prasy. Posądzany o autorstwo Józef Cze- Wychodzący od stycznia br. w Lublinie KURIER chowicz oświadczył, że nie był ich auto- LUBELSKI o kierunku politycznym prorządo- rem. Natomiast przyznał się do pisania wym, wskutek zmian na stanowiskach redaktora ZGRZYTÓW Łobodowski (KURIER naczelnego i pracowników redakcji, które miały LUBELSKI, 27 1932). miejsce w ostatnich dniach, stał się pismem W numerze KURIERA z 14 paździer- szerzącym ideologię komunistyczną o wyraź- nika ukazał się felieton pt. Amnestia, nym nastawieniu politycznym robienia dywersji w którym autor pisał: w obozie prorządowym i efektu zewnętrznego My, z łaski śmiechu, Paragraf 1, z racji szczęś- dla stwierdzenia, że w Polsce idee komunistycz- liwego powrotu na tron KURIERA, ogłaszamy ne przyjmują się nawet w obozie trzymającym amnestię dla wszystkich przestępców, którzy ster rządów. w czasach ostatnich zgrzeszyli przeciw zdrowym Wobec tego, że od czasu do czasu wydziały zmysłom, przyzwoitości i dobremu smakowi. powiatowe i podległe instytucje samorządo- Ten ZGRZYT LUBELSKI staje się jas- we umieszczają dotychczas swoje ogłoszenia ny w zestawieniu z fragmentem z DZIE- w KURIERZE LUBELSKIM, proszę Pana Starostę JÓW JÓZEFA ZAKRZEWSKIEGO o spowodowanie, aby na przyszłość takie ogło- stanowiącego I tom trylogii pt. CZER- szenia w wymienionym czasopiśmie nie ukazy- WONA WIOSNA wydanego w Londy- wały się. Jednocześnie proszę wydać polecenie nie. Łobodowski opisuje w tej książce, [zakazu?] abonowania KURIERA LUBELSKIEGO będącej swego rodzaju wspomnienia- przez urzędy i instytucje zarówno państwowe mi z czasów lubelskich, m.in. historię jak i samorządowe w powierzonym Panu Sta- powstania Loży Wielkiego Uśmiechu. roście powiecie. Wspomina, że początkowo było tylko W dwa tygodnie później (4 listopada 3 członków, a wielkim mistrzem został 1932) wojewoda lubelski B. J. Świdziński poeta Henryk Gulewicz (oczywiście w tajnym piśmie do prezesa Sądu Okrę- Czechowicz), którego rozgłos litera- gowego w Lublinie prosił, aby wszel- cki zaczynał wychodzić poza lubelskie kie ogłoszenia rejestrów i wyroków rogatki; godność Brata Mistycznego sądowych, a także ogłoszenia sądowe powierzono Ludwikowi Zarańskiemu i komornicze były publikowane w KU- – poecie nieśmiałemu, wiecznie zamy- RIERZE PORANNYM LUBELSKIM lub ślonemu, a Czerwonym Katem Loży zo- w mutacji KURIERA PORANNEGO stał Brat Starszy – Józef.

216 nr 35 (2009) Pod znakiem Łobody... Alojzy Leszek Gzella

Sprawdzano listę członków ułożoną Miesięcznik literacko-społeczny wierszem. Wielki Mistrz mówił grobo- BARYKADY ukazał się z datą 1 paź- wym głosem: dziernika 1932. Cenzurujący ten numer – Poezja krzepi..., na co wszyscy odpowiadali w starostwie i prokurator przełknęli ja- gromkim chórem: – Henio Gulewicz! Następnie: koś wiersz Łobodowskiego pt. Piłsudski, – Gęba Złowieszcza... – Józio Zakrzewszczak – który kończył się wymownie: Bogdanki szuka... – Władzio Łazuka! – Cherubin Pański... – Ludwiś Zarański! za Belwederu oknami Zresztą zarówno I tom CZERWONEJ wicher nie ucichł WIOSNY, jak i następne – drugi pt. TER- spadek duchów umarłych MINATORZY REWOLUCJI oraz trzeci siwą głową obarcza pt. NOŻYCE DALILII – są kopalnią ma- towarzyszu Piłsudski teriałów wspomnieniowych do działal- w przeddzień polskiej rewolucji ności Józefa Łobodowskiego w Lublinie. krwią wasze imię Łobodowski prowokował i narażał wypisujemy na tarczach. się. Zanim objął KURIER LUBELSKI redagował i był redaktorem odpowie- Darowali też bezkompromisowe pro- dzialnym za pisma młodej demokra- pozycje po adresem fi lmu w artykule pt. cji TRYBUNY. Kierował nim tylko do nogi Marleny Dietrich. Ale drugiego nu- numeru 4 z 1932 roku. W tym właśnie meru tego pisma już nie przełknęli. Zo- numerze w artykule pt. Niech żyje an- stał skonfi skowany. tysemityzm rozprawiał się z nienawiś- W kilka miesięcy później Łobodowski cią społeczeństwa mieszczańskiego do przystąpił do wydawania nowej BARY- Żydów. Numer 6 tego pisma z 1 czerw- KADY jako dwutygodniowego dodatku ca 1932 został skonfi skowanym przez do miesięcznika BARYKADY. Podty- areszt z powodu wiersza Łobodowskie- tuł jest zmyłkowy, bo miesięcznik już go pt. Słowo o prokuratorze. dawno przestał wychodzić. Pierwszy W egzemplarzu prokuratorskim pod- numer tego osobliwego dodatku tra- kreślono kilka wersetów o szczególnych fi ł od razu na cenzorski stół Starostwa cechach przestępstwa. Oto one: Grodzkiego w Lublinie, które nałożyło areszt na czasopismo i przesłało uza- panie prokuratorze – sadnienie tego kroku do Sądu Okręgo- protestuję, – wego. Trzyosobowy skład sędziowski: nie stercz jak szubienica E. Wikiera (przewodniczący), W. Za- w trybunalskich progów – krzewski i H. Jesionowski zatwierdzili przestań pan syczeć jak żmija decyzję o areszcie pisma i postanowili [...] je zawiesić. A zarzutów było sporo, bo żądaj chleba kwestionowano niemal wszystkie ar- dla głodnych tykuły Łobodowskiego zamieszczone od alamamu do czyty na 4-kolumnowym czasopiśmie. Prze- dla wszystkich gnijących w osiach – stępstw dopatrzono się w artykułach: prokuratorze! Wykładamy nóżki na stół, Eksplozja tyś syty! rzeczywistości, Rachunek sumienia oraz [...] wiersz Raz ostatni. Uzasadniali tę decy- wyjdę dziś na ulicę zję sędziowie: i będę wołał na całe miasto […] zawierają cechy przestępstwa w art. 127, rozwalcie szubienicę... 153, 155 i 170 KK., albowiem pochwalają zbrod- nie, rozpowszechniają fałszywe wiadomości o bandach dywersyjnych na kresach, znieważają nr 35 (2009) 217 Józef Łobodowski – lubelski skandalista

godło państwowe i władzę, nawołują żołnierzy Józef Łobodowski jeszcze raz pod- do buntu. Nadto, nie kryjąc się z nienawiścią do jął próbę wydawania pisma w Lublinie. Polski, czasopismo wyraźnie agituje na rzecz Ko- W 1937 roku wznowił KURIER LU- munistycznej Partii, co w dostatecznym stopniu BELSKI, zachowując ciągłość roczni- uzasadnia zawieszenie […]. ków (XI), a więc uznając kontynuacje Ten jedyny numer BARYKAD ups- tradycji KURIERA z 1906 i 1932 roku. trzony jest na każdej stronicy czerwony- Ale i ta próba krótko trwała. mi podkreśleniami urzędników Starostwa Tę burzliwą, niesłychanie barwną, ni- Grodzkiego, prokuratury i Sądu Okrę- czym nieujarzmioną postać Łabody – jak gowego. A głównymi autorami tych ar- go nazywano w lubelskim światku lite- tykułów są poza Łobodowskim Stefan racko-dziennikarskim lat trzydziestych Strachocki, Marian Plizga i Adam Bro- – opisują w swoich wspomnieniach niewicz. Ci sami, którzy w KURIERZE Konrad Bielski, Wacław Gralewski, Ka- LUBELSKIM z 20 października 1932 za- zimierz Andrzej Jaworski i inni. Jednak mieścili artykuł-ostrzeżenie pt. Jak poznać na łamy masowych środków przekazu szpicla i prowokatora. Poza nimi jeszcze Józef Łobodowski, który żyje na emi- są dwa nazwiska podpisane pod tym gracji, mógł wrócić dopiero teraz, kie- ostrzeżeniem – Kazimierz Wójcik (dru- dy podjęto próbę skutecznej likwidacji karz, wydawca) i Szymon Marienholz. cenzury podmiotowej w Polsce.

Notka z „Trybuny” nr 5, 5 maja 1932. Pismo w zbio- rach WBP im. H. Łopaciń- skiego.

Notka z „Trybuny” nr 1, 1 marca 1932. Pismo w zbiorach WBP im. H. Ło- pacińskiego.

218 nr 35 (2009) Sprawa „poety skonfi skowanego” na łamach „Expressu Lubelskiego”

Za działalność wywrotową Aresztowanie redaktora „barykad” W tych dniach Łobodowski wydał „Express Lubelski”, Jak donosi PAT w dniu wczorajszym „dodatek dwutygodniowy do barykad” nr 18, 18 stycznia 1933, s. 4. Noty niepodpisane. został zatrzymany i przekazany do dys- zawierający szereg artykułów o treści Pisownia zgodna z ory- pozycji władz sądowo śledczych popu- politycznej i społecznej. ginałem. larny w Lublinie młody literat p. Józef Dodatek ten uległ także konfi skacie Łobodowski. i spowodował wydanie nakazu zatrzy- Wydał on kilka tomów poezji, z któ- mania p. Łobodowskiego. rych większość została skonfi skowa- Dowiedziawszy się o tem zgłosił się na. Ostatnio redagował on i wydawał on do policji dobrowolnie. Po przesłu- w Lublinie pismo noszące tytuł „bary- chaniu wstępnem został jak to powyżej kady”. Drugi numer tego pisma został zaznaczyliśmy przekazany władzom są- skonfi skowany. dowym.

Redaktor „barykad” odzyskał wolność Jak to już donosiliśmy, został w Lublinie wydał decyzję nakazującą zwolnienie „Express Lubelski”, aresztowany popularny młody poeta, p. Łobodowskiego. Zaznaczyć należy że nr 20, 20 stycznia 1933, s. 4. redaktor „barykad”, p. Józef Łobodow- w najbliższym czasie w Lubelskim Są- ski. Przetrzymany on został przez po- dzie Okręgowym rozpatrywana będzie licję parę dni. W dniu wczorajszym pierwsza z kilku spraw wytoczonych p. sędzia śledczy p. Włodarzczyk po za- Łobodowskiemu za wydawnictwa poe- poznaniu się z całokształtem sprawy tyckie, które zostały skonfi skowane.

Za obrazę uczuć religijnych Proces młodego poety lublinianina dowskiego, oskarżonego o obrazę uczuć „Express Lubelski”, nr 28, W dniu 31 b.m. to jest we wtorek w Są- religijnych w swoich utworach. Zapo- 28 stycznia 1933, s. 4. dzie Okręgowym odbędzie się proces wiedź tego procesu wywołała w naszym młodego poety lubelskiego p. J. Łobo- mieście dość duże zainteresowanie.

nr 35 (2009) 219 Józef Łobodowski – lubelski skandalista

Trzy procesy literackie na wokandach sądów lubelskich „Express Lubelski”, nr 31, W dniu dzisiejszym Wydział Karny 7 lutego br. w wydziale odwoławczym 31 stycznia 1933, s. 4. lubelskiego Sądu Okręgowego rozpa- lubelskiego sądu okręgowego rozpatry- trywać będzie dwie sprawy literackie. wana będzie sprawa p. Feliksa Petruczy- W pierwszej sprawie jako oskarżony wy- nika. Napisał on i wydał w swoim czasie stępuje młody poeta p. Józef Łobodow- książkę pt. Lot bez skrzydeł. W związku ski, którego pierwszy wydany tom poezji z nią odbyła się rozprawa w lubelskim p.t. O czerwonej krwi uległ konfi skacie. sądzie grodzkim w wyniku której zapadł W drugim procesie występują jako wyrok skazujący. Mimo że kara została oskarżeni pp. Łobodowski i Falandysz. na zasadzie amnestji darowana p. Pe- Sprawa przedstawia się następująco. truczynik prosił o merytoryczne roz- W wydawanej przez p. Falandysza „Try- patrzenie jej w II instancji. W procesie bunie”, będącej organem Związku Mło- tym wystąpią jako świadkowie p. me- dzieży Demokratycznej ukazał się wiersz cenasowa Jadwiga Głuchowska, p. inż. p. Łobodowskiego p.t. Słowo o proku- Z. Chmielowski, b. wiceminister Rolni- ratorze. Wiersz uległ konfi skacie i stał ctwa, p. sędzia dr. Borger i profesor Uni- się przyczyną procesu. Wreszcie w dniu wersytetu p. Jakubanis.

Sensacyjne procesy literackie zakończyły się skazaniem poety „Express Lubelski”, nr 32, W dniu wczorajszym, tak jak już o tym lata więzienia z zawieszeniem kary na 1 lutego 1933, s. 4. pisaliśmy, odbyły się w lubelskim Są- trzy lata. dzie Okręgowym dwa procesy młodego Przyczyną drugiego procesu był lubelskiego poety, p. Józefa Łobodow- wiersz p.t. Słowo o prokuratorze umiesz- skiego, oskarżonego o nieposzanowanie czony na łamach „Trybuny”. Organu uczuć religijnych i obrazę władz. Związku Młodzieży Demokratycznej. Tło pierwszej sprawy jest następujące. W wyniku tej drugiej rozprawy Sąd W początkach roku ubiegłego p. Ło- skazał p. Łobodowskiego na sześć bodowski wydał tom poezji p.t. O czer- miesięcy aresztu i karę darował mu wonej krwi w którym władze dopatrzyły na zasadzie amnestji. Drugi oskarżo- się nieposzanowania uczuć religijnych ny w tej sprawie , p. Falandysz, redak- i książkę skonfiskowały. Proces na tor odpowiedzialny „Trybuny” został wniosek oskarżyciela publicznego od- uniewinniony. Oba te surowe wyroki był się przy drzwiach zamkniętych. w procesach literackich wywołały licz- W rezultacie jego sąd wydał wyrok ne komentarze. Obrona zapowiedziała skazujący p. Łobodowskiego na dwa apelację.

Redaktor Barykad skazany na 2 i pół lat aresztu „Express Lubelski”, Wczoraj na wokandzie Sądu Okręgowe- występował w niej znany na terenie Lub- nr 240, 30 sierpnia go w Lublinie znalazła się bardzo ciekawa lina literat, p. Józef Łobodowski, b. redak- 1933, s. 4. sprawa karna, literacka. Jako oskarżony tor pisma literackiego „Barykady”.

220 nr 35 (2009) Sprawa „poety skonfi skowanego”...

Rozprawie przewodniczył p. sędzia mocy którego Łobodowski skazany został Jackiewicz przy udziale pp. sędziów Mi- za obrazę urzędu starościńskiego i nawo- chalczuka i Czerniaka. Oskarżał p. pod- ływania do buntu na 2 i pół roku aresztu. prokurator Prokopowicz. Kilka zaś innych poważnych zarzutów W wyniku rozprawy Sąd po przeszło w stosunku do Łobodowskiego Sąd od- godzinnej naradzie wyniósł wyrok na rzucił. Bronił oskarżonego p. mec. Bielski.

Sprawa Łobodowskiego Sąd Apelacyjny zawiesił wykonanie wy- Od wyroku tego skazany apelował. Sąd „Express Lubelski”, roku. Apelacyjny do dokładnem zapoznaniu nr 316, 15 listopada 1933, s. 4. Na wokandzie lubelskiego Sądu Ape- się z całokształtem sprawy złagodził lacyjnego w dniu onegdajszym znalazła znacznie wyrok sądu okręgowego bo- się niezmiernie ciekawa sprawa mło- wiem wyniósł wyrok skazujący Łobo- dego literata Józefa Łobodowskiego, dowskiego na dwa lata aresztu i zwiesił oskarżonego o przestępstwo w druku. jednocześnie wykonanie kary. Prze- W pierwszej instancji w wyniku rozpa- wodniczył rozprawie p. sędzia Kowal- trzonej sprawy Łobodowski został ska- ski, oskarżał p. prok. Mandecki a bronił zany na dwa lata i sześć miesięcy aresztu. p. mec. Konrad Bielski.

Notka z „Trybuny” nr 1, 1 marca 1932. Pismo w zbiorach WBP im. H. Ło- pacińskiego.

Notka z „Trybuny” nr 7, 15 października 1932. Pis- mo w zbiorach WBP im. H. Łopacińskiego.

nr 35 (2009) 221 Awantury Łobodowskiego odnotowane w „Głosie Lubelskim”

Strzały na dancingu akademickim „Głos Lubelski”, nr 315, Ofi cer zastrzelił kelnera kelnera Władysława Olszaka, który padł 17 listopada1936, s. 5. W sobotę odbywał się w sali Kasyna trupem na miejscu. Władysław Olszak Wszystkie noty nie- podpisane. Pisownia Garnizonowego dancing akademicki na był byłym legionistą pierwszej brygady, oryginalna. rzecz Bratniej Pomocy. Dancing cieszył odznaczonym krzyżem niepodległości się ogromnym powodzeniem i trwał do i krzyżem zasługi. rana. W niedzielę rano, już po wyjściu Warto nadmienić, że na dancingu publiczności, na sali pozostał ppor. Feliks miał miejsce jeszcze jeden incydent. Bajlot z lotnictwa morskiego sam pocho- „Poeta” lubelski, Józef Łobodowski, zna- dzący z Piask luterskich. Młody ofi cer ny z tego, że tom jego komunizujących był w stanie zupełnie pijanym. W pewnej poezji uległ w swoim czasie konfi ska- chwili wyjął rewolwer i zaczął strzelać do cie. Znieważył słownie Armię Polską, po kelnerów. Jedna z kul ugodziła śmiertel- czym został z dancingu wyprowadzony nie w okolicy serca czterdziestoletniego przez policjanta.

Sprawa p. Łobodowskiego „Głos Lubelski”, nr 322, W krótkim doniesieniu o tragicznej padła krytyczna uwaga – rzucił w kie- 24 listopada 1936, s. 5. śmierci ś.p. Olszaka zastrzelonego na runku tego stolika krzesłem. Przy stoliku dancingu akademickim, podaliśmy tym siedział pewien major, który usiło- również wzmiankę o zachowaniu się wał poetę umitygować, a posłyszał stek na dancingu p. Łobodowskiego, autora ordynarnych wymyślań. Wreszcie z ja- skonfi skowanego za tendencje komu- kimś sierżantem p. Łobodowski wyszedł nistyczne tomu poezyj. Napisaliśmy, że na podwórze, wezwano policjanta. Poli- p. Łobodowski znieważył armię i został cjant rzeczywiście nie ingerował. Co do przez policję wyprowadzony z sali. Takie zniewagi armii, a nie majora X – dono- relacje otrzymaliśmy od osób wiarygod- szono nam z paru stron o pewnym epite- nych, ponieważ jednak p. Łobodowski cie o epoletach, który – gdyby był został przeczy i w liście do redakcji twierdzi, rzucony, nosiłby niewątpliwie charakter że armii nie znieważył, sprawdziliśmy zniewagi armii jako takiej. Zbadaliśmy nasze informacje. Przebieg zajść z p. Ło- tę sprawę i stwierdziliśmy że osoby któ- bodowskim okazał się następujący: re nam o tem mówiły – słyszały tę wersję W trakcie dancingu, p. Łobodowski z trzecich ust i nie były bezpośrednimi będąc pod dobrą datą, zaczął na cały świadkami rzucenia tego epitetu przez głos wyśpiewywać , a gdy z racji takie- p. Łobodowskiego. Wobec tego przyjąć go zachowania od jednego ze stolików należy, że p. Łobodowski Armii jako ca-

222 nr 35 (2009) łości nie znieważył, a jedynie zachował licznym, nawet gdy jest tak pijany, jak nim się w sposób całkowicie nieprzyzwoity był p. Łobodowski. Nie wracalibyśmy do i pozwolił sobie na używanie w stosunku tej sprawy, gdyby nie list otrzymany od do mjr. X słów których przyzwoity czło- p. Łobodowskiego i jego forma. Obecnie wiek nie używa głośno w miejscu pub- uważamy za rzecz wyczerpaną.

Chodzi o to, żeby pan mniej pił mówi sędzia do Łobodowskiego W dniu wczorajszym odbyła się w Są- z pośród których zjawili się tylko pp. „Głos Lubelski”, nr 317, dzie Grodzkim rozprawa przeciwko J. Jakimiński stud. K.U.L. i st. sierżant 19 listopada 1937, s. 5. poecie i redaktorowi efemerycznych Rossjan. dzienników p. Józefowi Łobodowskie- Następnie obrońca p. Łobodowskiego mu. Geneza tej rozprawy sięga dancin- postawił wniosek o powołanie dodatko- gu akademickiego który odbył się 15 wych świadków. W czasie motywowa- listopada ubiegłego roku. Dancing ten nia wniosku przez obrońcę miał miejsce zaszczycił swoją obecnością p. Łobo- bardzo ciekawy incydent. W pewnym dowski, i tak sobie upodobał zaciszny momencie, kiedy motywował swój kącik przy bufecie, że po pewnym cza- wniosek obrońca p. Łobodowskiego, sie upił się kompletnie. Po pijanemu ten przerwał mu i sam zaczął coś mó- – wszczął awanturę, w wyniku której wić do sędziego. Sędzia przerwał wy- spisano protokoł i skierowano sprawę wody p. Łobodowskiego kierując do do Sądu Grodzkiego. niego następujące słowa: „chodzi o to Akt oskarżenie zarzuca mu: a) że pub- żeby pan mniej pił i mniej awanturo- licznie znieważył w czasie zabawy ta- wał się”, poczem sprawę odroczył, celem necznej wojsko oraz pełniącego służbę przesłuchania dodatkowych świadków, st. sierżanta Rossjana, mówiąc „szlify o co prosił w swoim wniosku obroń- biją w mordę”, b) że w tym samym czasie, ca p. Łobodowskiego. Sprawę prowa- miejscu i okolicznościach groził p. płk. dzi p. sędzia Bahu, oskarża viceprok. dypl. (w tym czasie majorowi) Michało- Schulrastele, protokołuje p. Modzelew- wi Talikowskiemu pobiciem. ski. Termin nowej rozprawy nie został Rozprawa dzisiejsza rozpoczęła się ogłoszony. od sprawdzenia obecności świadków,

Sąd Okręgowy skazał Łobodowskiego za zerwanie godła państwowego W środę toczyła się przed wydziałem „Europa” w stanie mocno nietrzeźwym „Głos Lubelski”, nr 344, odwoławczym Sądu Okręgowego spra- udał się wraz z paroma kolegami na 16 grudnia 1937, s. 6. wa przeciwko p. Józefowi Łobodow- ulicę Szopena i tam zerwał kilkanaście skiemu, oskarżonemu o zerwanie godła szyldów, m.in. szyld doktora Dłużniew- państwowego z przed Urzędu Śledczego skiego, Fijałkowskiego, Oborskiej i in. mieszczącego się przy ul. Narutowicza. Następnie całe towarzystwo przeszło Akt oskarżenia zarzuca p. Łobodow- na ulicę Narutowicza i tam Łobodowski skiemu , że po wyjściu z restauracji zerwał szyld szkoły muzycznej oraz tab- nr 35 (2009) 223 Józef Łobodowski – lubelski skandalista

licę z godłem państwowym. Sąd grodzki do jakiejś awantury p. Podstawka od- skazał p. Łobodowskiego na 2 miesiące powiedział: aresztu. Na wczorajszą rozprawę powo- „Nie. On nas rozpędził. Wójcik i Ło- łała obrona jeszcze dwóch świadków, bodowski uciekli wtedy na ul. Kapucyń- a mianowicie pp. Wójcika i Władysława ską, a ja na Krakowskie Przedmieście Podstawkę. w kierunku Rutkowskiego. Odbyłem P. Wójcik niewiele miał w tej sprawie poranny spacer i poszedłem do swo- do powiedzenia. Tłumaczył się, że był jego mieszkania przy ul. Narutowicza. tak pijany, że właściwie nic prawie nie Gdy dzwoniłem na dozorcę zobaczy- pamięta. W świadomości jego utkwiła łem z daleka Łobodowskiego w towarzy- jedynie scena zrywania przez p. Ło- stwie kilku osobników”. Po zamknięciu bodowskiego szyldów na ul. Szopena przewodu sądowego zabrał głos prok. i wybicia szyby w bramie domu przy Binienda i udawadniając winę p. Łobo- ul. Narutowicza 25. Nie wiele więcej dowskiego na podstawie zeznań świad- konkretnych wiadomości, co do zarzu- ków przesłuchanych poprzednio przez canego p. Łobodowskiemu czynu, ale Sąd grodzki prosił o zatwierdzenie wy- za to dużo humoru wnoszą zeznania roku sądu pierwszej instancji. Obrona p. Władysława Podstawki. Z zeznań starała się wykazać niewinność p. Ło- tego świadka wynika, że wraz z Łobo- bodowskiego, w końcu powołując się dowskim i Wójcikiem zabawiał się do na jego poetycką psychikę i nietrzeźwy godz. 3-ej rano w „Europie”. Gdy opuś- stan, w rezultacie prosi o uniewinnienie. cili lokal, spotkali koło hotelu „Victo- O godzinie 17-tej Sąd ogłosił wyrok ska- ria” jakiegoś pijanego osobnika, który zujący Łobodowskiego za zerwanie god- groził im nożem. Na pytanie sędziego ła państwowego na 2 miesiące aresztu Zajączkowskiego, czy doszło wówczas z zawieszeniem wykonania kary.

„Młody literat” p. Łobodowski „Głos Lubelski”, nr 78, Wczoraj przed Sądem w Lublinie stanął mjr. Talkowskiego, lecz już po chwili 20 marca 1938, s. 8. p. Józef Łobodowski, znany już z po- znów zaczął zachowywać się hałaśli- przednich procesów, w których wy- wie. Wówczas mjr. Talkowski raz jeszcze stępował jako oskarżony za przeróżne zwrócił się do Łobodowskiego z prośbą wykroczenia natury politycznej. Wczo- o zachowanie spokoju, a gdy i to nie raj Łobodowski odpowiadał za obrazę pomogło, wezwał intendenta gmachu, armii polskiej. sierżanta Rossiana i polecił mu zała- Tło sprawy było następujące: W poło- twienie tej sprawy. Lecz sierżant Rossian wie listopada 1936 roku w kasynie Ofi - również nie mógł sobie poradzić z Ło- cerskim odbywała się zabawa Bratniej bodowskim, wobec czego zwrócił się Pomocy. Już po północy Łobodowski skolei do gospodarza zabawy p. Józefa będąc w stanie dość nietrzeźwym roz- Jakimińskiego w nadziei, że zdoła on począł awanturę. Najstarszy spośród wpłynąć na Łobodowskiego i skłonić go obecnych na Sali ofi cerów mjr. Talkow- do opuszczenia zabawy. Po godzinnej ski zwrócił w sposób uprzejmy uwagę mniej więcej konferencji, która odby- Łobodowskiemu, by zachował się spo- wała się w pokojach karcianych Łobo- kojnie gdyż kasyno ofi cerskie nie nadaje dowski zaczął głośno wymyślać mjr. się do podobnych awantur. P. Łobodow- Talkowskiemu, a w pewnym momencie ski przyrzekł zastosować się do prośby powiedział: Ja szlify biję w mordę. Poza

224 nr 35 (2009) Awantury Łobodowskiego odnotowane w „Głosie Lubelskim” tym użył jeszcze kilka innych wyrażeń Podstawka, oraz posterunkowy, którego w tym stylu, że zeznający w charakterze wezwano by ostatecznie zlikwidować świadka p. Podstawka nie nie chciał ich zajście. Po wysłuchaniu stron Sąd ogło- powtórzyć głośno i prosi Sąd, by mógł sił wyrok, skazujący Łobodowskiego na je napisać. 3 miesiące aresztu. Warto zaznaczyć, że W charakterze świadków zeznawali Łobodowski otrzymał w swoim czasie pp. sierż. Rossjan, Jakimiński, Donga, nagrodę „młodych literatów”.

Józef Łobodowski z żo- ną Jadwigą na Krakowski Przedmieściu w Lublinie. Ze zbiorów Józefa Zięby. nr 35 (2009) 225 „Kurier Lubelski” nr 70 z 11 marca 1932.

Reklama z „Kuriera Lubel- skiego” nr 70 z 11 mar- ca 1932.

Artykuł z „Kuriera Lu- belskiego” nr 68, 8 mar- ca 1932. „Kurier Lubelski” 1932

„Kurier Lubelski” Józefa Czechowicza (1932) „Kurier Lubelski”, którego redaktorem naczelnym był Józef Czechowicz, zaczął wychodzić w Lublinie od dnia 1 stycznia 1932. Czechowicz podpisywał „Kurier” jako redaktor naczelny do 11 maja tegoż roku. Było to pierwsze samodzielnie kierowane i redagowane pismo poety, który miał już za sobą dużą i wieloletnią praktykę dziennikarską w redakcjach lubelskich czasopism. Z „Kurierem Lubelskim” ukazującym się w 1932 roku związany był również Józef Łobodowski, czemu poświęcony jest następny rozdział pt. Współpraca Józefa Łobodowskiego z „Kurierem Lubelskim”. O „Kurierze Lubelskim” prowadzonym przez Józefa Czechowicza opowie nam znawca lubelskiej prasy Alojzy Leszek Gzella.1

Program pisma kierunek, jaki nowe pismo powinno „Kurier Lubelski” Czechowicza wyraźnie obrać, pisał: nawiązywał do tytułu sprzed ćwierćwie- „Kurier Lubelski” powinien się wyróżniać dużą cza. Nawet w numeracji roczników za- życzliwością, a przede wszystkim lojalnością chowano ciągłość podając, że jest to X wobec rządu – nie być jednak organem ad- rocznik. Artykuł wstępny […] dra Mie- ministracji lub nawet partii rządowej, ale być czysława Biernackiego, który był redak- naprawdę bezpartyjnym organem wszystkich torem naczelnym „Kuriera Lubelskiego” obywateli polskich na terenie naszego Wo- w 1906 roku, sugerował również ideowe jewództwa, którzy by w nim chcieli zabierać powiązania z owym pismem cieszącym się głos z rzeczową i poważną krytyką posunięć przed I wojną światową sławą daleko poza tak samo pojedynczych obywateli, jak i rządu. granicami województwa. To miało swój […] Pismo już od 2. numeru kieruje 1 Poniżej zamieszono specyfi czny wyraz, a dla zdobycia zaufania apel do inteligencji lubelskiej o współ- fragmenty z książki czytelników niezwykle istotne znaczenie. pracę. [...] Alojzego L. Gzelli Dr Mieczysław Biernacki w artyku- Na swoich łamach pismo propago- „Kurier Lubelski” Józe- le zatytułowanym Zmartwychwstanie wało reformę szkolnictwa zawodowe- fa Czechowicza, w: W kręgu Hieronima Kuriera przypomniawszy, że pismo od go, zamieszczało zresztą bardzo dużo Łopacińskiego, pod red. czasów rewolucji 1905 roku do wojny materiałów poświęconych sprawom Henryka Gawareckiego, było „ośrodkiem życia umysłowego Lub- szkolnictwa, występowało w obronie Marii Gawareckiej, lina”, że na jego łamach „wypracowało się bezrobotnych i często apelowało do Stefanii Jarzębowskiej, Tadeusza Jeziorskiego hasło niepodległości narodu”, że z nim społeczeństwa o wspieranie funduszu i Stefana Wojciechow- współpracował Stefan Żeromski, pod- dla bezrobotnych. Zainteresowania re- skiego, Lublin 1977, kreślał też, że „obowiązywała wszystkich daktora naczelnego wpływały na to , że s. 145-158. 2 absolutna szczerość myśli bez żadnych w „Kurierze Lubelskim” zamieszczano Prawdopodobnie pseudonim Czechowi- ubocznych celów – i wielka tolerancja dużo materiałów literackich. Druko- cza, zob. „Scriptores”, myśli cudzych”. I dalej podpowiadając wano na kolumnach „Kuriera” wiersze nr 32, s. 237-255. nr 35 (2009) 227 „Kurier Lubelski” 1932

samego szefa redakcji, jak i innych lu- produkcja, Pamiątkowy druk, Wiadomo- belskich (i nie tylko) autorów. ści Bibliofi lskie. Tylko artykuł poświęcony bibliofi lo- Felietony Zgrzyty lubelskie wi lwowskiemu, Franciszkowi Biesie- Niezwykle interesująca jest rubryka deckiemu nie był napisany przez Juliana stałych felietonów, a raczej felietoni- Kota. Autorem tej publikacji był praw- ków zamieszczanych niemal z dnia na dopodobnie dr Zygmunt Klukowski ze dzień pt. Zgrzyty lubelskie […]. W krót- Szczebrzeszyna (podpisany jest inicja- kiej formie atakowano rozmaite sprawy, łami – Z.Kl.). Po każdym artykule po- począwszy od teatralnych i artystycz- dawano w porządku chronologicznym nych, a skończywszy na nieodpowiednio tytuły wszystkich poprzednich ukazują- udekorowanych oknach wystawowych cych się pod wspólnym tytułem „Kącik w sklepach lubelskich. One stanowiły też bibliofi lski”. Jedyny wyjątek stanowi tu o specyfi cznym smaczku gazety. Pamiątkowy druczek ulotny J. Piłsud- skiego, drukowany 19 marca 1932. Kino W „Kurierze Lubelskim” było kilka Wiadomości stałych rubryk. Wspominaliśmy już Na stronie trzeciej zamieszczono wiado- o felietonikach. Ale pełne prawo oby- mości „Z Lublina i okolicy”. Donoszono watelstwa miały też sprawy fi lmowe. o wydarzeniach w świecie kulturalnym, Można nawet powiedzieć, że redakto- artystycznym, informowano o życiu or- rzy byli bardzo zafascynowani kinem ganizacji społecznych i młodzieżowych, i byli bardzo zachłannymi obserwato- a także o wypadkach kryminalno-sen- rami fi lmowych nowości. Od począt- sacyjnych. To było coś w rodzaju prze- ku istnienia pisma najwięcej ogłoszeń glądu ciekawostek dnia. Dziś po latach dotyczyło fi lmów sprowadzanych przez wiadomości te zawierają bardzo dużo właścicieli Corso, Apolla i innych lubel- kolorytu czasu, obyczajowości, są też skich kin. Po każdej niemal premierze świetnym portretem tamtych dni Lub- ukazywały się recenzje pt. Na srebrnym lina. ekranie podpisywane przez Kinomana czy Gamura. Teksty publicystyczne Józefa Czechowicza w „Kurierze” „Kącik bibliofi lski” [Czechowicz] zajmował się różnymi Pozycję niemal zupełnie niezależną zagadnieniami, ale głównie z dziedzi- w „Kurierze” wyrobiły sobie materia- ny kultury i literatury. Znajdziemy tu ły zamieszczone pod tytułem Kącik bi- jego reportaże wspomnieniowe z poby- bliofi lski, a pisane przez Juliana Kota tu w Paryżu. Ukazało się Wspomnienie [Wiktora Ziółkowskiego]. Do czerwca z bruku paryskiego i w dwu odcinkach 1932 ukazało się 11 artykułów w tej rub- W Tawernie. Zainteresowania zagadnie- ryce. Ich tematyką były sprawy pięknej niami folklorystycznymi wyniósł jeszcze książki i ekslibrisu, a także działalności z pobytu na wsi wileńskiej, gdzie uczył Lubelskiego Towarzystwa Miłośników w szkole powszechnej. Im zresztą został Książki. Oto tytuły poszczególnych ar- wierny do końca. W „Kurierze” drukuje tykułów podawane tu chronologicznie: m.in.: Dawne pieśni młynkowskie (w po- Nowe czasopismo. Wiadomości Biblio- wiecie puławskim), Przysłowia lubelskie fi lskie, Exlibrisy, LTMK, Nowy exlibris i Legion ulicy i jego gwara, w którym za- Wiszniewskiego, Bibliofi l, Wydawnictwa znajamia czytelników szkicowo z języ- LTMK, Franciszek Biesiedecki, O stronie kiem i życiem uliczników. Do tej grupy grafi cznej biblioteczki LTMK, Druk a re- artykułów można też zaliczyć jego Mia-

228 nr 35 (2009) „Kurier Lubelski” Józefa Czechowicza (1932) sto umarłych (o lubelskim cmentarzu) Radio i Ze starego Lublina. Redaktor naczelny miał bardzo otwarty Czechowicz pasjonował się turystyką stosunek do radia. Wyraźnie tym wyna- czy raczej krajoznawstwem. Dal temu lazkiem był oczarowany. Już w numerze wyraz również w artykule zatytułowa- 3 „Kuriera Lubelskiego” ukazał się ar- nym O turystyce w Lubelszczyźnie. Pisał tykuł Benedykta Hertza2 pt. Radiomi- tam m.in., że największym grzechem mika i po raz pierwszy wydrukowano jest brak propagandy. Krytykował brak program warszawskiej radiostacji. Póź- plakatów reklamowych nie mówiąc już niej ukazywał się bardzo regularnie na o broszurach propagandowych. Wska- łamach gazety. zywał na to, że na Lubelszczyźnie nie odbywają się żadne targi, widowiska, Reklamy Czechowicza wystawy. Bolał nad małym zaintereso- Reklamy wierszowane należy polecić waniem w społeczeństwie polskim Lu- oddzielnej uwadze. Czechowicz po- belszczyzną, która przecież kryje tyle noć w tym zakresie był nie lada spe- pięknych zabytków. Niejednokrotnie cjalistą. Wykazał duże umiejętności dawał wyraz swemu zafascynowaniu jeszcze w czasach pracy w „Expressie pięknem lubelskich miasteczek i samego Lubelskim”, kiedy to po udanej rekla- Lublina w swoich wierszach. Stwierdzał, mie balu prasy podjął się propagowa- że dla polepszenia sytuacji w sprawach nia wierszem wyrobów fabryki czekolad turystyki „w istocie trzeba energii, inicja- S.A. Piaseckiego. Na łamach zaś „Kurie- tywy i planowości organizacji, a dopiero ra Lubelskiego” dał upust tego rodza- potem pieniędzy”. ju „twórczości” reklamując Komunalną W artykule pt. Przeciw amerykaniza- Kasę Oszczędności. Oto niektóre próbki cji Józef Czechowicz przestrzegał przed podane we fragmentach: groźbą rozpowszechniania się kultury Zachodu. Nie licząc recenzji z nowości Niech każdy z was pamięta, wydawniczych, które drukował Czecho- By nie ronić łez w przyszłości wicz w „Kurierze”, zamieścił tu więk- Że oszczędność to rzecz święta, szą wypowiedź na temat współczesnej A WIEC SKŁADAJ OSZCZĘDNOŚCI literatury zatytułowaną Oblicze no- W KASIE POWIATOWEJ OSZCZĘD- wej sztuki. Reklamowano jako ekspe- NOŚCI ryment zbiorową recenzję z ruchomej Narutowicza nr 13 wystawy sztuki, która została urządzo- na w Lublinie. Rewelacja i nowość tego Albo – sprawozdania polegały na tym, że kil- ku recenzentów wypowiadało się na Zbliża się luty temat jednej i tej samej wystawy, tyle próbuj szczęścia, bracie, że każdy omawiał inną grupę ekspona- być może fortuna tów. I tak K[azimierz] Pieniążek pisał także czeka na cię. o olejach i akwarelach, J[an] S[amuel] [...] Miklaszewski wypowiadał się na temat Nie frymarcz, nie zwlekaj, rzeźby, Wiktor Ziółkowski pisał o gra- korzystaj na czasie, fi ce, natomiast Józef Czechowicz pod Celowe twe wkłady swoim nazwiskiem zamieścił recenzję Asekuruj w KASIE. o rysunkach, rytach i litografi i, a pod pseudonimem „Z. Klimuntowicza” na- Albo – pisał o Sztuce stosowanej. nr 35 (2009) 229 „Kurier Lubelski” 1932

„Cnota skarb wieczny, Cnota klejnot drogi” Szczęśliwszy będzie pewno Powiedział Kochanowski Niźli w Raju Adam. Chociaż nie ubogi. I my cnotę szanujemy. Dbałość o stronę grafi czną reklam Chociaż ludzie prości, i ogłoszeń, zresztą nie tylko, bo jak na A wśród wielu – najbardziej owe czasy dziennik był bardzo porząd- CNOTĘ OSZCZĘDNOŚCI. nie redagowany od strony grafi cznej, Bo kto żyje cnotliwie, stawiała „Kurier Lubelski” w rzędzie Grosz do grosza składa, ciekawszych dzienników Lublina.

„Zgrzyty Lubelskie” w „Kurierze Lubelskim”

W „Kurierze Lubelskim” z roku 1932 na szcze- Najprawdopodobniej zapewnieniom Ło- gólną uwagę zasługuje stała rubryka „Zgrzyty bodowskiego nie dano wiary i powszech- Lubelskie”. Pisze o tym Alojzy Leszek Gzella: nie sądzono, że autorem „Zgrzytów” jest Niezwykle interesująca była rubryka Czechowicz. Czechowicz zaś obawiał się, że stałych felietonów, a raczej felietoni- ta plotka może mu bardzo zaszkodzić i ze ków zamieszczanych w „Kurierze Lu- względu na radykalizm publikacji jakie za- belskim” niemal z dnia na dzień pt. częły ukazywać się w „Kurierze” kiedy jego „Zgrzyty lubelskie” lub „Zgrzyty po lu- redaktorem był Łobodowski. Dlatego też 27 belsku”. W krótkiej formie atakowano października 1932 w „Kurierze” ukazał się rozmaite sprawy, począwszy od teatral- list Czechowicza: nych i artystycznych, a skończywszy na W związku z anonimowymi plotka- nieodpowiednio udekorowanych ok- mi i pogłoskami jakobym był autorem nach wystawowych w sklepach lubel- notatek podpisywanych w „Kurierze skich. One stanowiły też o specyfi cznym Lubelskim” od dnia 13 bm. pseudoni- smaczku gazety.1 mami „Paragraf”, oświadczam iż nie je- Najprawdopodobniej autorem znacznej stem ich autorem. Zainteresowanych, 1 Alojzy L. większości Zgrzytów jest Józef Łobodowski. którym to oświadczenie nie wystarczy Gzella,„Kurier Lubelski” Z drugiej strony nie ulega wątpliwości, że proszę, aby nie biegali po mieście sze- Józefa Czechowicza, kilka Zgrzytów napisał Czechowicz. rząc plotkę w redakcjach, kuratorium w: W kręgu Hieronima Łobodowski już po objęciu 14 października etc., lecz aby zechcieli zgłosić się bez- Łopacińskiego, pod red. Henryka Gawareckiego, 1932 stanowisko redaktora naczelnego „Ku- pośrednio, czy też przez zastępców do Marii Gawareckiej, riera” wydał 22 października oświadczenie mnie. Adres mój: Radziwiłłowska 3 m. Stefanii Jarzębowskiej, dotyczące m.in. tego kto jest autorem Zgrzy- 20. Józef Czechowicz.3 Tadeusza Jeziorskiego, tów Lubelskich. Czytamy w nim: Obok ukazało się też po raz drugi oświadcze- Stefana Wojciechow- skiego, Lublin 1977, s. W związku z tem, że w pewnych sferach nie Józefa Łobodowskiego, w którym przy- 145-158. krążą pogłoski jakoby autorem „Zgrzy- znawał się do autorstwa tych felietonów. Tym 2 Nota z „Kuriera Lubel- tów Lubelskich” były osoby z poza redak- nie mniej oświadczenia te nie wyjaśniają skiego”, 22 października cji „Kuriera Lubelskiego”, stwierdzam, że ostatecznie sprawy autorstwa „Zgrzytów 1932. wszystkie „Zgrzyty” pisałem ja. Zatem lubelskich”, które ukazywały się w „Kurierze” 3 Nota z „Kuriera Lubel- skiego”, 27 października kierowanie ewentualnych pretensji pod kiedy jego redaktorem naczelnym był Józef 1932. innym adresem jest niewłaściwe.2 Czechowicz.

230 nr 35 (2009) Współpraca Józefa Łobodowskiego z „Kurierem Lubelskim”

„Kurier Lubelski”, którego twórcą był Józef Czechowicz, był przez niego redagowany od 1 stycznia 1932 do 11 maja tego roku. W tym czasie Józef Łobodowski współpracował z „Ku- rierem”, pisząc teksty do rubryki „Zgrzyty Lubelskie” oraz publikując poezje. „Zgrzyty” przedstawiały w krótkiej i prześmiewczej formie różne sprawy związane z życiem miasta – od teatralnych i artystycznych, po nieodpowiednio udekorowane wystawowy. Au- torem większości tych tekstów był najprawdopodobniej Józef Łobodowski. Kilka Zgrzytów napisał również Czechowicz. Ponieważ „Kurier Lubelski” był dziennikiem, ukazało się w nim bardzo dużo wierszy: samego Czechowicza, Antoniego Madeja, Franciszki Arnsztajnowej, Józefa Łobodowskiego, Tadeusza Bocheńskiego, Bronisława Ludwika Michalskiego i innych poetów. Od 14 października do 20 listopada 1932 Łobodowski jest redaktorem naczelnym „Kuriera”. W tym czasie pismo w swoich poglądach uległo bardzo szybko radykalizacji co doprowadziło do spadku liczby czytelników pisma oraz do problemów natury politycznej. O obecności Józefa Łobodowskiego w „Kurierze Lubelskim” opowie Alojzy Leszek Gzella1.

Obecność Józefa Łobodowskiego w „Kurierze Lubelskim” pt. Literatura w „Kurierze Lubelskim” proletariacka. W następnym numerze Nie ma wątpliwości, że od samego po- „Kuriera” (nr 91, 3 kwietnia) można czątku z „Kurierem” związany był rów- przeczytać odpowiedź Łobodowskie- nież Józef Łobodowski. Już w pierwszym go na ten właśnie artykuł pt. Prawda numerze pisma pojawiła się wspomnia- i nieprawda o literaturze proletariackiej. na stała rubryka „Zgrzyty Lubelskie”, Kiedy w styczniu 1932 został skonfi - w której umieszczał swoje teksty głów- skowany tom Łobodowskiego O czer- nie Łobodowski. W numerze 8 gazety wonej krwi, to umiał on świetnie zamieszczony był wiersz Łobodowskie- wykorzystać ten fakt do autoreklamy go Lat dwadzieścia. Po nim ukazało używając do tego m.in. „Kuriera”. Tak się w „Kurierze” jeszcze kilka innych więc już 9 lutego w „Kurierze” ( nr 40) jego wierszy oraz jeden przekład wier- można przeczytać, „że wkrótce ukaże sza Siergieja Jesienina. Należy również się na półkach księgarskich książka pt. zwrócić uwagę na teksty publicystycz- Gwiezdny Psałterz. Autorem jej jest p. ne poety. Józef Łobodowski, poeta którego tom Bardzo ciekawa i warta odnotowania wierszy O czerwonej krwi skonfi skowa- jest polemika do jakiej doszło pomię- no przed kilkoma dniami.” Zaraz po uka- dzy Łobodowskim a Czechowiczem po zaniu się zapowiadanego tomu pojawiła opublikowaniu przez Łobodowskiego się w „Kurierze” (nr 102, 14 kwietnia) tekstu Literatura proletariacka („Ku- recenzja zatytułowana Gwiezdny Psał- rier Lubelski” nr 86, 26 marca). Kilka terz, której autorem był Jan Samuel Mi- dni później w numerze 90 „Kuriera” (2 klaszewski, jeden z bliskich przyjaciół kwietnia) pojawia się artykuł podpisa- Łobodowskiego. 1 Poniżej zamieszczono ny przez St. Borsa (pseudonim Józefa Również w „Kurierze” można było fragmenty artykuły Czechowicza) o wyjątkowo długim ty- czytać na bieżąco informacje o ukazu- Alojzego Leszka Gzelli pt. Pod znakiem Łobo- tule Prawda o literaturze proletariackiej. jących się od 1 marca 1932. kolejnych dy, „Kurier Lubelski”, 13 Na marginesie art. P. Łobodowskiego numerach „Trybuny”, której redaktorem maja 1981. nr 35 (2009) 231 „Kurier Lubelski” 1932

naczelnym był do 5. numeru pisma Ło- w obozie prorządowym i efektu zewnętrznego bodowski. Autorem tekstów poświęco- dla stwierdzenia, że w Polsce idee komunistycz- nych „Trybunie” był sam Czechowicz. ne przyjmują się nawet w obozie trzymającym ster rządów. Józef Łobodowski Wobec tego, że od czasu do czasu wydziały jako naczelny „Kuriera” powiatowe i podległe instytucje samorządo- Wydawca „Kuriera Lubelskiego” Wła- we umieszczają dotychczas swoje ogłoszenia dysław Wójcik nie był zadowolony w„Kurierze Lubelskim”, proszę Pana Starostę z kierunku pisma nadanego przez Łobo- o spowodowanie, aby na przyszłość takie ogło- dowskiego z powodu strat fi nansowych szenia w wymienionym czasopiśmie nie ukazy- poniesionych przez zarządzenie odbie- wały się. Jednocześnie proszę wydać polecenie rające debit pismu wśród wojskowych abonowania „Kuriera Lubelskiego” przez urzędy (!) i o pozbawieniu prawa do ogłoszeń i instytucje zarówno państwowe jak i samorzą- rządowych. Radca wojewódzki p. Run- dowe w powierzonym Panu Staroście powiecie. ge w tajnym piśmie z 22 października W dwa tygodnie później (4 XI 1932 r.) 1932 podpisanym za wojewodę, a skie- wojewoda lubelski B. J. Świdziński w taj- rowanym do wszystkich starostów po- nym piśmie do prezesa Sądu Okręgo- wiatowych woj. lubelskiego i do Starosty wego w Lublinie prosił, aby wszelkie Grodzkiego w Lublinie polecał: ogłoszenia rejestrów i wyroków sądo- Wychodzący od stycznia br. w Lublinie „Kurier wych, a także ogłoszenia sądowe i ko- Lubelski” o kierunku politycznym prorządowym, mornicze były publikowane w „Kurierze wskutek zmian na stanowiskach redaktora na- Porannym Lubelskim” lub w mutacji czelnego i pracowników redakcji, które miały „Kuriera Porannego” w Warszawie. To miejsce w ostatnich dniach, stał się pismem spowodowało upadek pisma, mimo że szerzącym ideologię komunistyczną o wyraź- już od miesiąca Łobodowski nim nie nym nastawieniu politycznym robienia dywersji kierował.

Rezygnacja Józefa Łobodowskiego z redagowania „Kuriera Lubelskiego”

„Kurier Lubelski” W dniu wczorajszym wydawnictwo które to artykuły są w całkowitej sprzeczności nr 320, 20 listopada „Kurjera Lubelskiego” otrzymało od p. z mojemi poglądami oświadczam, że od dnia 1932, s. 3. Józefa Łobodowskiego następujący list: 20 b.m. przestaję podpisywać wyżej wymienio- W związku z ukazaniem się w „Kurjera lub.” ne pismo, o czem jednocześnie zawiadamiam Z dnia 19 b.m. artykułów pt. Walka z człowie- Starostwo Grodzkie. Józef Lobodowski. Lublin, kiem i Jaczejki bolszewickie żerują na kryzysie, d. 19.listopada 1932.

232 nr 35 (2009) Rubryka Paragrafa Zgrzyty lubelskie

* * * Kasa Chorych w Lublinie nie zwraca Chorych zwraca… aż 15 zł. Pogotowiu „Kurier Lubelski” nr 1, choremu kosztów przejazdu dorożką. Ratunkowemu za przewiezienie pacjen- 1 stycznia 1932, s. 5. Za pseudonimem Ażeby się więc udać np. do Zakładu tów do wymienionego Zakładu? „Paragraf” krył się Józef Rentgenologicznego, obłożnie chory, je- Wystarczy wówczas nie zgodzić się na Łobodowski. Zachowa- śli może sobie na to pozwolić, sam musi pokrycie własnemi pieniędzmi kosztów no układ wersów, inter- przejazd opłacić. przejazdu, a lekarz daje odpowiednią punkcję i słownictwo zgodnie ze źródłem. Trudno – przepis przepisem. kartkę do Pogotowia, które to chętnie Ale jak wytłumaczyć, że ta sama Kasa czyni za 15 zł…

Potrzeba jest matką wynalazków W związku z nowemi opłatami przed- ny jest od 50 kilometrów, podczas gdy „Kurier Lubelski” nr 5, siębiorców autobusowych, wynaleźli oni w rzeczywistości pasażer przyjeżdża 47. 5 stycznia 1932, s. 3. nowy system obchodzenia przepisów. Zaznaczyć należy, że dzieje się to za Ponieważ opłaty podatkowe wymierzo- ogólną zgodą właścicieli autobusów ne są według ilości kilometrów, którą i pasażerów. pasażer przejeżdża, aby zapłacić jaknaj- Odpowiednie czynniki winnyby za- mniej, autobusiarze urządzają się jak na- łatwić sprawę, organizując lotną kon- stępuje pasażerom jadącym do Kurowa, trolę, lub jakiś specjalny system biletów ale wiezie się ich do miejsca przeznacze- uniemożliwiających takie obchodzenie nia. W ten sposób podatek wymierzo- obowiązujących przepisów.

* * * Biurokratyczny Paragrafi e! ki” do zorganizowania lotnej kontroli „Kurier Lubelski” nr 6, „Paragraf” nasz otrzymał od jednego – przyjm do wiadomości, że kontrola 6 stycznia 1932, s. 3. z czytelników następujący list: taka istniej od dawna w osobie kontro- W związku z notatką Twoją a dnia 5 lera ruchu na całe Województwo Lu- b.m. pod tytułem: Potrzeba jest mat- belskie. Mało tego, w każdym powiecie ką wynalazków, w której ubolewasz, że jest po kilka osób spośród Administracji oszustwa biletowe komunikacji autobu- drogowej upoważnionych do prowadze- sowej są dokonywane „za ogólną zgo- nia kontroli w obrębie swojego powia- dą właścicieli autobusów i pasażerów” tu. Kontrola ta jest wykonywana z całą i wzywasz „inne odpowiednie czynni- możliwą energią i skrupulatnością, sypią nr 35 (2009) 233 „Kurier Lubelski” 1932

się kary po kilkaset złotych, zabrania T.J. karze podlegają tak autobusiarze, jak się oszukującym utrzymywania komu- i pasażerowie, gdyż dopóki same społe- nikacji, a mimo to oszustwa nie ustają. czeństwo nie będzie tępić nadużyć i nie I nic tu nie pomoże Twój kuzyn i ten przestanie brać w nich udziału, dotąd & 30 rozporządzenia Ministra Robót żadna kontrola nie uchroni funduszu Publicznych z dnia 3. X.1931 r. (Dz. Ust. drogowego od strat. Nr. 92/1931), który powiada, że przed- Niech żaden z pasażerów nie pozwoli siębiorcom nie wolno dopuszczać do konduktorowi wydać sobie nieważnego jazdy bez biletów, a pasażerom nie wol- biletu, ani nie toleruje faktu nadużycia no jeździć bez biletów lub za biletami przez innego pasażera czy konduktora, nieważnymi, a nadużycia w tej mierze a nadużycia znikną same przez się i nie są karalne w myśl art. 21Ustawy o P.F.D., będzie więcej potrzebny.

Gabinet a gabinet „Kurier Lubelski” nr 10, W Warszawie krążą pogłoski o zmia- taka kadzielnica wonności, jakiej w Pi- 10 stycznia 1932, s. 5. nach w rządzie. Przesilenie gabinetowe pidówkach niema. Najelegantsze kino napawa mnie otuchą. Może tym razem naszego grodu, „Apollo”, ma ubikacje gen. Składkowski „der fl igende Mini- niechlujne, niehigieniczne, w których ster” wróci do M. S. Wewn. I znów we- drzwi albo nie zamykają się, albo są wy- tknie nos go gabinetów intymnych… stawiane z zawias. A wartoby, szczególnie w Lublinie, Ale rekord bije dom przy ul. Dolnej wojewódzkim mieście. Nie wątpię, że się Panny Marii Nr. 10. Intymny gabinet we wsiach polepszyły warunki sanitar- w tej posesji to buda sklecona z prze- ne, nie wątpię, bo sprawdzić nie miałem gniłych belek, brudna jak sumienie cze- 1 Czekista, wystawiający okazji, jako korzenny lublinianin istotnie kisty1, grążąca lada chwila zawaleniem. czeki bez pokrycia, na korzeniami wrosły w ten kiepski bruk. Jak dotychczas nie pomogły interwen- których zrealizowanie trzeba długo czekać Na wsi, może… Na wsi „siano pachnie cje Wydz. Kultury i Oświaty, ani Kura- [przyp. aut.]. snem”. Ale w mieście Lublinie intymne torjum (w domu tym mieści się Szkoła gabinety wołają o pomstę do nosa. Do Powszechna), może coś rekonstrukcja niedawna ogród publiczny ozdabiała Gabinetu pomoże…

Druh za druha lekko wskocz „Kurier Lubelski” nr 12, Od dziś przestaje chodzić do kina. ćwiczeń sokolskich – „sympatycznych 12 stycznia 1932, s. 3 Mam tego wszystkiego dosyć. To praw- druhów ze Zdobułowa” lub „uroczych da że Greta Garbo jest boska, a Cheva- druhen z Kozłówki”. Tego jest stanowczo lier zachwycający. Całą jednak radość za dużo! Protestuje! i przyjemność jaką sprawia mi oglą- P. p. właściciele w naszym interesie danie dobrego fi lmu, zabija oglądanie leży dawać dobre datki (fi lmy Fleische- dodatku t. zw. „Tygodnika fi lmowego”. ra, Starowicza i t. p.). nudy jest wszędzie Taki dodatek to drewniana piła, a idzie pełno, a nie każdy jest Baudelairem, żeby i idzie… Dwa tygodnie zrzędu właś- się w nudzie kochać. ciciele kin zmuszają nas do oglądania

234 nr 35 (2009) Rubryka Paragrafa. Zgrzyty lubelskie

Wesoły przemysł Już wszyscy zgodziliśmy się na to że szystkiem – nałęczowskie ramki z portre- „Kurier Lubelski” nr 15, pawilonik Przemysłu Ludowego jest tem Walentyna, Lilianą Gisch w żadnym 15 stycznia 1932, s. 3. bezsensowny. Trudno. Nie udało się. wypadku nie są wytworem ludowym – po A darowanemu koniowi… drugie ceny na artykuły przemysłu ludo- Teraz zobaczymy jak wygląda „ruch wego są horrendalnie wysokie, wreszcie w interesie”. Stałem kiedyś ze dwie lub mało jest tam prawdziwie ładnych rzeczy. trzy godziny przed kioskiem licząc osoby, Publiczność jest zniechęcona. Sklep robi które wchodziły doń. Ogółem naliczyłem bokami. Pożytek wątpliwy. A swoją drogą zero osób płci obojga. Kryzys kryzysem, kiosk szpeci w niemożliwy sposób Plac a dowcip leży gdzieindziej. Ogóle cały ten Unji Lubelskiej. przemysł, to chybiony efekt. Przedew- Voila.

Musztarda po obiedzie Mieszkańcy Lublina obserwują nieraz, tylko dla wtajemniczonych, ale taki laik „Kurier Lubelski” nr 20, omal, że nie codzienie takie zjawiska. jak ja idzie sobie ulic a o drugiej w połu- 20 stycznia 1932, s. 3. Dzień, biały dzień, a powiedzmy na uli- dnie rzęsiście oświetloną i wylicza w my- cy Staszica czy Szopena, lub wreszcie na śli: Ile to taki żart kosztuje? Ile za to płaci Krakowskiem rząd lamp świeci pięknem, niebardzo podłe miasto? matowym światłem. Możliwe, że to jakoś Na musztardę po obiedzie można so- kontrola linji, czy próba nowych żarówek, bie pozwolić tylko w bogatych domach, czy jeszcze jakiś inny fokus zrozumiały bo to i nikt nie zje i zapłacić trzeba…

Dom akademicki To nie jest zgrzyt. To jest przykra sprawa, jest w naszym domu. Mieszkania są dro- „Kurier Lubelski” nr 21, przykra i nie zrozumiała. Mam na myśli gie. Przeciętnie bowiem pokój w Lublinie 21 stycznia 1932, s. 3. dziwną gospodarkę w Domu Akademi- kosztuje od30 do 50 zł., pokój w Domu ckim. Swojego czasu Domem zarządzała Akademickim kosztuje obecnie 40 zł. Bratnia Pomoc K.U.L., dziś czasy się zmie- A biedni studenci słusznie uważając, że niły i bezpośrednio czy pośrednio sprawy lepiej i taniej będą mieszkać na mieście, Domu podlegają władzom Uniwersytetu. wyprowadzają się. Pytam – poco wobec A panują tam teraz niezwykłe stosun- tego istnieje Dom Akademicki, jeśli ma ki. Wiadomą powszechnie rzeczą jest, w dalszym ciągu trwać taki stan rzeczy, że w Domu Akademickim zamieszkuje mówiąc teatralnym stylem. uboższa część młodzieży, która nie mo- Zamknąć budę! gąc sobie pozwolić na kosztowne miesz- Tembardziej że mieszkania akade- kania prywatne, korzysta z udogodnień, mickie nie są rajem. Mówiąc poważnie jakie daje młodzieży Alma Mater. To też są kiepskie. Mają wiele braków. Czego istotny sens istnienia Domu Akademi- dokładnie w nich brak – nie wiem. ckiego polega na tem, że daje młodzieży Ale są (na pociechę, - zawsze jestem tanie mieszkania. optymistą) i rzeczy nadprogramowe. Niestety. Tej zasadniczej rzeczy brak Pluskwy. To wiem napewno. nr 35 (2009) 235 „Kurier Lubelski” 1932

Zielona wstążka i inne wstążki „Kurier Lubelski” nr 22, Są w Lublinie ludzie, którzy noszą zielo- Nie przywykł biedactwo w lubelskich 22 stycznia 1932, s. 3. ną wstążkę na znak, że gdyby mogli, toby stosunkach do rzeczy prostej: objekty- się z przyjemnością znęcali nad żydami. wizmu. I są w Lublinie ludzie, którzy jeśli usły- A nasze stanowisko jest po prostu ob- szą słowo „żyd”, uważają, że ten kto je jektywne. Dlatego pochwalimy dobrą wypowiedział jest antysemitą. Ludzie ci sztukę żydowską, ale z „umojżeszowie- na łamach „Tygblatu” załamują ręce, że nia” Teatru nie jesteśmy zadowoleni. „Kurjer” wspomniał o „umojżeszowie- Powie kto: bić żydów! – nazwiemy to niu” Teatru w Lublinie. Ludzie ci nawet chamstwem, ale także jak ktoś powie: uważają „Kurjer” za nowy, żydożerczy zlinczować studenta! – damy mu równie „Głos Lubelski”. dosadną odprawę. No, dwa „Głosy” w barszcz (aczkol- Anty i fi losemici – oto nasza deklara- wiek żadna praca nie hańbi) to byłoby cja – możecie się na nią rzucać jak tur za dużo. Dwoi się w oczach „Tygblatowi”. na malowane wrota!

* * * „Kurier Lubelski” nr 23, Lubelski Dom Akademicki cieszy się rać szlachetnych celów, bo regulamin 23 stycznia 1932, s. 3. i smuci opinją najbardziej rygorystycz- Domu Akademickiego nakazuje wrócić nej bursy Koziego Grodu. do domu przed dziesiątą. Urszulanki mogą tańczyć na dancin- Ostatecznie nie każdy akademik jest gach, Arciszanki mogą także, tylko bied- cnotliwą Zuzanną i od czasu do czasu ny akademik z Domu nie może. Choćby ma także prawo zgrzeszyć jak wszyscy. miał tańczyć na „gruźlicę”, czy „dzie- A Dom Akademicki to nie klasztor ci anormalne” – ni wolno mu popie- Magdalenek.

buty na każdą kieszeń „Kurier Lubelski” nr 24, Samożująca sztuczna szczęka, automat Mam coprawda pewne wątpliwości. 24 stycznia 1932, s. 5. do kłaniania się, „peigne ondulateur”, Bo jeszcze rozumiem „buty na kieszeń”, automat do zabijania pluskiew (coś dla ale buty „na każdą kieszeń” – to chyba Domu Akademickiego) i watowane koł- przesada – trik reklamowy. Chyba, że dry to są kpiny. zastosowano tu jakiś perfi dny automat Kołdry, automaty i szczęki – są niko- i w miarę potrzeby buty będą się rozsze- mu na nic nie potrzebne. rzały i kurczyły. Inaczej bowiem obuta Brak jest natomiast solidnych wyna- musi być dyskretna kieszeń na zegarek lazków. Rozumiejąc to – znana fi rma i kieszeń wojskowego „french’a”. – Bat’a obdarza nas czemś zupełnie No- W każdym razie cieszę się, że już nie wem – epokowem. będę miał dziurawych kieszonek i nie Są to „buty na kieszeń – buty na każ- będę gubił „drobnych”. dą kieszeń”. Jutro kupię sobię parę butów na każdą Od paru dni tylko to mnie interesuje kieszeń, a już dziś się cieszę. (teksty źród- – jak toto będzie się nosić, jaki ma ko- łowe: ulotka reklamowa Bat’y kolporto- lor, fason etc. wana po całym mieście i w cukierniach).

236 nr 35 (2009) Rubryka Paragrafa. Zgrzyty lubelskie

Czytelnia od siedmiu boleści i trzech czasopism Zgrzytać i zgrzytać – zęby już mi od Przecież nie wypada z samych tyl- „Kurier Lubelski” nr 26, tego zgrzytania wypadną i co wtedy? Na ko wykładów mądrość czerpać, trzeba 26 stycznia, s. 3 jednych zgrzytać, na drugich i trzecich się od czasu do czasu i uboczną lekturą – a najwięcej na sprawy akademickie. zająć dla gimnastyki umysłu. Więc jest Ledwom Dom Akademicki obzgrzy- i „Gazeta Kartuska” i „Głos Lubelski”… tał i pluskwy akademickie, a tu znowu Po prostu krynica wiedzy… o czytelni pisze! Jest taki lokal (ładny), A propos, dlaczego p. t. zarząd czytel- w którym sobie Bartnik czytelnię urzą- ni nie sprowadził dla kompletu znanego dził. Leży na stołach „Dzwonek Czę- pisma polonji za oceanem „Ameryka stochowski”, „Gazeta Kartuska” i „Głos – Echo”… Lubelski”. Czytaj bracie akademiku, oświecaj się, proszę, ile wlezie! Paragraf, którego zęby bolą.

Lublin odetchnął Dom narożny, przy zbiegu ulic Krak. (a zatem wszystkie Lublinianki), powinny „Kurier Lubelski” nr 27, Przedm. i Kościuszki, przystroił się i był były zaprotestować przeciwko temu per- 27 stycznia 1932, s. 3 w dziwne emblematy. Może niebardzo fi dnemu obrzydzaniu kobiet w plastyce nawet stosowne jest tu słowo „przystroił Jestem z natury wesoły. Apetyt mam się”. Faktem jest, że wyrosła na nim jakaś wspaniały. Ale od paru dni nie mogłem olbrzymia głowa. Kto ją tam umieścił – się uśmiechnąć i nie mogłem jeść. A na- nie wiem. Dlaczego? Nie wiem. Co ozna- wet zęby mnie bolały. czała? Nie chcę wiedzieć. Wystarcza mi Wczoraj „dziewica” znikła. to, że była pomalowana ohydnie. Uwa- Dzięki Bogu. żam, że wszystkie piękne kobiety Lublina Morwa była dziewica.

Szewca pasja Nie lubię pracować nadaremno. To kryzysem, zastojem, stagnacją, dewa- „Kurier Lubelski” nr 32, grzech. Już mam dość zgrzytów. Poka- luacją, infl acją, grypą i kretynomanją. 1 lutego 1932, s.3. zujemy ludziom czarno na białem – co Czas przestać narzekać na ciężkie czasy, jest białe, a co czarne. Ślepy by zobaczył. protestowane weksle, Zosię Gołębiow- A Lublinianie – nic nie widzą, czy nie ską i wszystkie rzeczy doczesne. chcą widzieć – (tego nie wiem). Ale ja Dość! Obywatele! akademicy! chłop- widzę: wystawy sklepowe są po dawne- cy od gazet! mu doniczego, pod pomnikiem Kocha- Zbierzcie się bandą i oczyście pomnik nowskiego śmiecie, czytelnia „Bratniaka” Kochanowskiego, idźcie do sklepów i żą- też zaśmiecona „Dziennikiem chicagow- dajcie porządnych wystaw, gwiżdżcie skim” i wogóle, dom Akademicki pachnie i tupcie w kinach, gdy pokazują wam nud- Flitem, a „Tugblat” ciągle „nie umie rozu- ne pro i nadprogramy. I w ogóle róbcie coś. mieć i nie może zrozumieć”. Dość spania 24 godziny na dobę. Dość tego panowie. To jest wszyst- Czasy nie są złe. Czasów dobrych ni- ko „fumme”. Czas już skończyć z całym gdy nie było. nr 35 (2009) 237 „Kurier Lubelski” 1932

W sprawie ogólnego smutku „Kurier Lubelski” nr 34, Czasem jest trochę nieprzyjemnie. Cza- cji. Powagą która męczy jeszcze bardziej 3 lutego 1932, s. 3. sem jest nawet bardzo nieprzyjemnie. Spokojem, który denerwuje i szarpie Na świecie robi się coraz smutniej. Roz- nerwy. Trzeba już wreszcie odpocząć. mawiamy tylko na tematy zasadnicze. Odpoczynek po bezczynności i apatji – Myśli się automatyzują. Kurczymy się to zajęcie i gwar. coraz bardziej. Właściwie to dziś po- Musimy nauczyć się wesołości. Zor- trafi my tylko narzekać. „Jest źle. Będzie ganizujmy się. Czy nie dobrze byłoby gorzej”. Coraz bardziej psuje się coś, na gdyby ludzie pogodni i weseli, Obywa- tym „najlepszym ze światów”. Ludzie tele spod jasnych gwiazd zrzeszyli się są już zmęczeni. i zaczęli propagandę nowej wyzwolonej Czas zatem skończyć. Czas już dać sztuki – sztuki radości? sobie spokój z dostojną powagą prowin- Dobrze!

Paragraf a życie „Kurier Lubelski” nr 35, Istnieje taki Paragraf, który mówi o cha- utarty, wyglansowane łachmany. Zna- 4 lutego1932, s. 3. rakterze i godzinach handlu. Paragraf mienne jest także drapanie się małych ten fi guruje w Dzienniku Ustaw, roz- przedsiębiorców. liczne władze w rozlicznych rozporzą- Niewątpliwie mają prawo do życia (kur- dzeniach na ów paragraf się powołują, częta nawet chcą żyć-twierdzi Erenburg), przypominają, urgują i t. p. ale nie mają prawa do zatruwania bliźnich Paragraf swoje a życie swoje… niehygienicznie wypiekanem i wśród bru- Pod Bramą Krakowską, naszą czci- du sprzedawanem pieczywem. godną staruszką, zaledwo zmrok zapad- Wbrew różnym zarządzeniom, po- nie, zsiniali z mrozu chłopcy sprzedają mimo energji policji codziennie słabe „bajgiełe” (obwarzanki). Jak się te obwa- głosiki jęczą pod Bramą i n Zamojskiej: rzanki sporządza – daje o tem pewne „Bajgiełe, bajgiełe!” pojęcie wygląd sprzedawców: nos nie- Paragraf swoje a życie – swoje…

„Śliski” temat „Kurier Lubelski” nr 36, Każde miasto ma jakąś specjalność. We- i nie wybili sobie zębów. 5 lutego1932, s. 3. necja – kanały – Nowy -York drapacze Chodzić po nich jest naprawdę nie- nieba, Bełżyce – fujary, Londyn – mgłę, bezpiecznie. Jeździć na łyżwach – grać a Lublin zgrzyty lubelskie. w hockey’a, uprawiać scurling i wszyst- Dziś zgrzytają ulice. kie sporty zimowe… A ludzie zgrzytają na ulice. Zresztą Ale chodzić… tylko ci, którzy nie upadli nieszczęśliwie Nie!

238 nr 35 (2009) Rubryka Paragrafa. Zgrzyty lubelskie

Zdawałoby się Ach, ileż zdawałoby się! a nie popiera. Gorzej, utrudnia życie nie- „Kurier Lubelski” nr 37, Paragrafowi zdawało się, że np. wszy- którym entuzjastom sportu. Wiemy np., 6 lutego 1932, s. 3. scy zainteresowani wiedzą o mających że bokserom ze Strzelca odmówiona Sali nastąpić w zmianach mających nastąpić Ośrodka na najbliższe zawody. Mozę od- w światku majątkowym miasta Lublina mówiono dlatego, że jak to stwierdził p. dr. – okazał się, że wiedzą tylko: Paragraf Freytag w jednym z artykułów, sala ta jest i ci, którzy te zmiany zadecydowali. trochę nieodpowiednia dla zawodów… Zdawałoby się, że w interesie publicz- Ale chyba kierownictwo ośrodka zdaje ności leży wiedzieć, że „Ulica” to dobra sobie sprawę, że scena kinoteatru „Ad- sztuka i warto ją zobaczyć… ria”, do którego zmuszeni byli zwrócić się Zdawałoby się, że Zosia, po smutnych Strzelcy, przynajmniej w równym stopniu z „Dziadami” doświadczeniach nie powin- nie odpowiada przepisom sportowym… niby pisywać felietonów. Niestety, pisuje. A zdawałoby się, że Ośrodek wycho- Wreszcie – adres. Kierownictwo wania fi zycznego w Lublinie istniej poto, Ośrodka wychowania fi zycznego – zda- aby się tam właśnie imprezy sportowe wałoby się – powinno popierać sport, odbywały… Zdawałoby się…

Kadzielnica wonności „Kurier Lubelski” nr 38, Jest w Lublinie ulica. Dość długa. Trochę kończenie ulicy nad „mietem” pięknej 8 lutego1932, s. 3. spadzista. Trochę brudnawa. rzeczki. Marzenie! Poezja! „Opodal rze- Osobliwością tej ulicy jest dom po- czułka i mostek”… chyły, jak pizańska wieża. Stoi sobie taki A do tego domu, rzeczułki i mostka dom okazały, dwupiętrowy, a jakże. I okna dochodzi się przez ulicę w lecie cuch- i drzwi w porządku i wodociągi – owszem nącą, a w zimie śmierdzącą dzięki (jest – działają. Tylko tyle, że mury nie wznoszą też za co dziękować) ściekowi, który sta- się pod kątem prostym, a jakoś na bakier. nowczo, powinien być pokryty. Przecież Ten interesujący budynek ozdabia za- to nie weksel!

14˚ niżej zera Dzisiaj chce mi się nietyle zgrzytać ile tał w niedzielę o kadzielnicy wonności „Kurier Lubelski”, 10 szczękać zębami. Wczoraj bowiem roz- i niezrozumiał [sic!], że mowa o ul. Dol- lutego 1932, nr 41, s. 3. mawiałem z piękną studentką systemu nej Czechowskiej i dzwonił do redak- humanistycznego, która mi powiedziała, cji cztery razy, dopytywał się, bo mu ta że w KUL wysiaduje godzinami w nie- zagadka życie mąciła. A dzwonił czte- opalonych salach wykładowych, bo – ry razy, bo mnie cztery razy w redakcji Uniwersytet oszczędza. nie było. Uniwersytet – ognisko wiedzy przy Czternaście stopni mrozu – nie żart, którem się marźnie. ale w każdym razie zima nie jest tak sroga Czy to nie mróz sprawia, że niektó- jak poniektóre urzędy. Dwudziestostop- rzy tracą dowcip i domyślność? Jakiś niowych mrozów chwała Bogu niema. zakałapućkany prenumerator przeczy- Może i w „zimowej” branży kryzys? nr 35 (2009) 239 „Kurier Lubelski” 1932

Smutny zgrzyt „Kurier Lubelski” nr 52, Co czuliśmy my, Polacy, gdy nam krzy- gdy u źródła kultury, w Uniwersyte- 21 lutego 1932, s. 5. żackie plemię rzuciło w twarz wyzwiska: cie, czytają szydercze i niedowcipne polskie bydło…?! ogłoszenie pewnego koła uniwersy- Co czuliśmy my, Polacy, gdy jeden teckiego „Dziś jako w szabas, zebranie z największych twórców świata. Dosto- sekcji żydoznawczej…” jewskij w swoich arcydziełach traktował Każdy człowiek ma prawo sumie- nas per „polacziszki…” nia i własnych świętości. Tylko ludz- Co czuliśmy my, Polacy, gdy w cza- ki stosunek człowieka do człowieka sach niewoli zmuszono nas do szargania wytworzyć może współżycie ludów bez- naszych świętości, do niemieckiego paci- krwawe na globie ziemskim i aż dziwić erza, do uczestnictwa w prawosławnych się należy, że to błędny, wesoły Para- galowych nabożeństwach nas, katolików. graf musi uczyć miłości bliźniego, tych, Nie wątpię, że coś podobnego którzy tak dobrze wiedzą, jak gorzko czują nasi współobywatele żydzi, naigrywanie się smakuje.

Pies, który dużo szczeka daje mało mleka „Kurier Lubelski” nr 45, Imci panna Zofj a w poniedziałkowym kulturę wprowadzać im się zachciało!”). 17 lutego 1932, s. 3. numerze Głosu kota na puszczy rozdzie- O nieznajoma i piękna pani, ty nie ra szaty nad Dziennikiem Urzędowym wiesz, że to wszystko, co napisałaś Kuratorium O.S.L. w 60 wierszach druku ma tylko wów- I to jest źle, że o wychowaniu czas szczyptę słuszności, o ile Dziennik państwowem w Dzienniku mowa („bo Urzędowy Kuratorium jest wydawany dlaczego nie o sokolem?”) i to jej nie z funduszów rządowych. w smak, że o teatrze ludowym mowo A ponieważ Dziennik nie jest wyda- („dla chamów, panie dzieju karczma wany z funduszów rządowych, nato- bezalkoholowa wystarczy!”) i nawet miast koszta jego pokrywają się przez ankieta o udziale nauczycielstwa w pracy prenumeraty, więc… społecznej w oczy ją kole („niedowiarki, Pies, który dużo szczeka daje mało zła kość, parafi an uświadamiają, świecką mleka…

Masonerja „Kurier Lubelski” nr 61, Zosiu! Larum grają – a ty nie słyszysz?... A jednak loża masońska w Lublinie 1 marca 1932, s. 3. Masoni w Lublinie się zjawili, a ty nie jest. I zbiera się – o hańbo – publicznie wiesz?... Przecież ogólnie wiadomo, że czwartki i piątki wieczorem u Semide- i kryzys i rewolucja w Rosji i przewroty niego. Zasiadają „bracia”, wielki mistrz w Hiszpanji, a nawet prohibicja U. S. A. otwiera spotkanie zjedzeniem ciastka to panie dzieju masoni i żydzi… obrzędowego. Bezcenne hymny śpie- Tylko dni majowe oni nie robili, wają, ze starszych panów (i panien) się przynajmniej jedno endeckie poślisko natrząsają. Nic dla nich świętego nie- stwierdziło, że przełom majowy był ma. Masonów tych jest ośmiu, a żydów dziełem… anglików… w Lublinie, tak, na optykę, z 50 tysięcy.

240 nr 35 (2009) Rubryka Paragrafa. Zgrzyty lubelskie

To razem 50. 008 wrogów zdeklarowa- Pallas – Atene; nie uderzasz orężem nych endecji, a ty, Zosiu, nie biadasz znienacka jak dowcipem z niedzielne- jak Kasandra; do broni nie wołasz, jak go felietonu…

Plamy na słońcu Pogoda piękna. Wróbelki świergolą, miejscu, w Lublinie. „Kurier Lubelski”, 6 handlarze również. Wszyscy wychodzą Słoneczko świeci, ale są plamy na słoń- marca 193, nr 66, s. 5. na świat boży. Ruch w interesie. cu. I są też plamy na palcie. Bo miasto Uliczni sprzedawcy drą się a propos nasze ładne i owszem, ma tę cechę zasad- „zabaweczki dla synka i córeczki”, oraz niczą, że jest brudne. Coś w tem jest. Bo „2 ołówki za jedne 10 groszy”… Słowem Magistrat ma i polewaczki mechaniczne -wiosna. i tabor odpowiedni i o ulice dba i w ogó- No i w Szanghaju spokój nareszcie, le robi co może. A miasto jakoś brudne. co nie jest pozbawione znaczenia dla Założenie takie, na psa urok, czy co… poniektórych miejscowych polityków, Wszędzie błotko i plamy na palcie. którzy nie mają się czem zajmować na I plamy na słońcu.

Pochwała Lublina Miasto, w którem Blok wie co robi lewi- i występku!... „Kurier Lubelski” nr 71, ca i prawica!... Miasto, w którem okrzyk „bij żydów” 11 marca 1932, s. 3. Miasto, w którem jest elewator zbo- jest popularniejsze niżeli „ucz się!...” żowy a niema szaletu!... Miasto, w którem kryzys objawia się Miasto, które wartoby nazwać mia- w wypijaniu trzech butelek „czystej” za- stem ludzi obrażających się o byle co!... miast dotychczasowych sześciu!... Miasto nie reagujące na dowcipy i hu- Miasto czerwonej damy!... mor!... Miasto w którem kwitnie Soplica (mą- Miasto kamienujące własny Teatr!... drość). Miasto, w którem zamek królów pol- Miasto zadłużone a przeto sercu bli- nych chwały oddano na siedzibę zbrodni skie – chwalę cię ja –

Demonstracja bezrobotnych Imieniny Pana Marszałka minęły, a echa ną lożę pustą. Była to loża, która komitet „Kurier Lubelski” nr 86, ciągle się jeszcze odzywają w prasie. imieninowy zarezerwował dla lubelskiej 26 marca 1932, s. 6. I w plotkach. Opisów obchodów, nad- rady adwokackiej. syłanych z różnych stron, starczy, mniej Paragraf nie przypuszcza, żeby to więcej, jeszcze na cztery tygodnie. była świadoma demonstracja, ale jeżeli Niechże i Paragraf dorzuci swój to była demonstracja bezświadoma, to skromny głos. Paragraf był na Akademji hm…hm…jeszcze gorzej… uroczystej 10 marca w teatrze miejskim Paragraf się dziwi i współczuje… i widział tłumy publiczności, oraz…jed- nr 35 (2009) 241 „Kurier Lubelski” 1932

Paragraf. j Istinno ruskij gorod „Kurier Lubelski”, Rosjanie w swoim czasie gwałtownie noje ryło…” 5 kwietnia 1932, nr 33, przyznawali się do Lublina, anektując go A na domu przy ulicy Plac Bychawski s. 3. w różnych przedhistorycznych publika- 9, w miejscu połączenia placu z Aleją cjach na rzecz „istinno ruskich gorodów”. Marszałka Piłsudskiego widnieje latarka W każdej bajce jest część prawdy. Lublin z numerem orjentacyjnym, zaopatrzo- ma w sobie jakieś „szerokie” pierwiast- na w napis „Bichawskaja”. Litery ruskie, ki. W tem miłem mieście podczas świąt grażdanka, ajakże… z niejednego mieszkania dolatywała pa- Prosimy, kogo należy o zlikwidowanie trjotyczna polska pieśń Wołga, Wołga… tego zabytku, na który narazie zwrócili Wielu z moich znajomych używa jako uwagę krakowiacy goszczący w Lublinie. wyrażenie pogardy zwrotu „kuwszin- Ale gdyby to byli goście z zagranicy…

Na rozdrożu „Kurier Lubelski”, 7 Przed kilkoma laty w „Kurjerze Poran- Milczą, bo nie wiedzą co komu do kwietnia 1932, nr 95, nym” zdarzył się komiczny lapsus. jemu a mu do go. Dlaczego skonfi sko- s.3. W nagłówku pisma wydrukowano: wany Łobodowski redaguje „Trybunę”? „dzisiejszy Kurjer przynosi zamęt w koś- Dlaczego ukazują się tam takie rady- ciele prawosławnym…” kalne artykuły (komuniści, masoni czy Ale kościół ów nie zląkł się „Kurjera żydzi?), dlaczego tyle wierszy, dlaczego Porannego”. taki atak na miłe sercu endeckiemu tra- Obecnie od jakiegoś czasu wycho- dycyjne zabobony? dzi w Lublinie „Trybuna”, dwutygodnik Endecja nie wie i milczy. Zaatako- pono Z. P. M. D., który bez nagłówków wać „Trybunę” –hm- ale jeśli to brutal- alarmujących przynosi zamęt w endecji. na opozycja lewicująca, bo nawet jedna Sam wielki „Głos” kota na puszczy okładka była czerwona… z hierofanką i Pythią (… co za Pythia, Nie atakować-hm- ale jeśli to ukryte jaka Pythia, młody ułan Pythia?...) która niebezpieczeństwo blokowe? jest tegoż pisma orłem i reszką – milczą. „Głos” na rozdrożu… Nic o „Trybunie” nie piszą.

Co to jest zgrzyt? „Kurier Lubelski” nr 98, Wczoraj, gdy szliśmy do kina „Corso” na a ta kobieta, to córka dygnitarza. Słowem, 10 kwietnia 1932, s. 5. premierę Puszczy, zapytał mnie przy- wyższe sfery ale zgrzyt jest. jaciel: – Gdy żona czekając na mnie Poza tem zgrzyt jest, jeżeli, mówca nad z obiadem do 3 w nocy, oblewa wodą mogiłą zasłużonego człowieka podczas z syfonu – czy to jest zgrzyt? pogrzebu pozwala sobie na stwierdzenie, – Nie – odpowiedziałem – zgrzyt lu- że nieboszczyk był grzeszny. To jest nawet belski jest wtedy, jeżeli ktoś przejedzie jeden z weselszych zgrzytów lubelskich. autem kobietę, a potem okazuje się, że Zgrzyt jest także wtedy, gdy pewne ten ktoś – to wyższa osoba duchowna, pismo miejscowe w notatce o otwarciu

242 nr 35 (2009) Rubryka Paragrafa. Zgrzyty lubelskie

Ruchomej Wystawy Sztuki (Szpitalna 12) – A czy – zapytał przyjaciel – jeśli twierdzi, że otworzył ją „wojewoda Gra- teatr wystawia „W pustyni i w puszczy” żewicz!” („Głosie” – mój ty marzycielu!) aby się dostosować do pustyni widowni Zgrzyt jest także, gdy inne pismo opi- to jest zgrzyt? suje pogrzeb (ten sam pogrzeb) w spo- – Kryj grabulę – krzyknąłem – do- sób proroczy, na jeden dzień przed jego bry kawał! odbyciem się…

Gusta i guściki „De gustibus non est suspensorium”, ma- której nawet Warszawa reklamę robi na- „Kurier Lubelski” wiała moja b. p. ciotka, która przeniosła gradzając Weyssenhoff a – mniej. nr 103, 15 kwietnia 1932, s. 3. się na włochate łono Abrahama zanim I tenże zły gust sprawia, że czytelnicy jeszcze zdołałem pojąć wzniosłość tej „Kurjera” (uwaga, coś o sobie samym maksymy. do potomności), zamiast rozkoszować Przywara ludzka – złe gusta – spra- się artykułem o karalności przerwania wia, że do „Oazy” ciągle jeszcze niewiele ciąży, komentują „zgrzyty lubelskie” roz- przychodzi osób. Zresztą nie, „osoby” i to piwoczno i na wynos… nieraz ważne przychodzą, ale przeciętnej A propos de gustibus etc. Znam pew- publiczności weselej pod „Strzechą”. nego prawnika, który na koncercie Mi- I tenże zły gust sprawia, że na ponurej chałowskiego gazetę czytał. Założyłbym szmirze fi lmowej p.t. Rok 1914 codzien- się, że staruszek od „zgrzytu” oderwać nie pełno, a na dobrej Puszczy w Corsie, się nie mógł…

Ułani, ułani… Onegdaj, amatorzy grający ułanów na dwie jeden używał konia „kom si, kom „Kurier Lubelski” rzecz VIII drużyny harcerskiej, uganiali sa”, a reszta… nr 107, 19 kwietnia 1932, s. 3. konno po Krakowskiem w charakterze Niektórzy tłumaczyli to zjawisko bar- żywej reklamy. dzo prawdopodobnie. Twierdzili mia- Sympatycznym harcerzom nie ujmu- nowicie, że od roku pańskiego 1814 nie jemy, ale dlaczego ci ułani tak kiepsko jeżdżąc konno, ułani księcia Józefa wy- siedzieli na koniach? Z czterech zale- szli z wyprawy… Trening codzienny to grunt, panowie!

Coś zielonego… Zdarzyło się, że w ślicznej sali dancingu, z bractwa korporacji „C”, towarzystwo „Kurier Lubelski” siedziało towarzystwo złożone z trzech i wytworne i bardzo katolickie. nr 115, 27 kwietnia 1932, s. 3. młodych ludzi i dwóch pań. Towarzy- Zdarzyło się, że wytworni danserzy stwo, choć wytworne i kulturalne, ale korporacji „C”, usilnie i bardzo agre- niezupełnie katolickie. sywnie adorowali urocze niekatolicki, Zdarzyło się, że w ślicznej sali dan- okazując niedwuznaczne zadowolenie cingu, siedziało Towarzystwo złożone z przychylności pań. nr 35 (2009) 243 „Kurier Lubelski” 1932

Panowie – Ubi honor korporacji. Ubi Paragraf „Kurjera”, wybacza wam, ale bojkot towarzyski, gospodarczy. Ubi się lekko rumieni. konsekwencja. Jak tu z takimi walczyć co zapominają…

To, czego nie było… „Kurier Lubelski” Mój serdeczny przyjaciel, cadyk z Góry Tysiące znajomych i nieznajomych nr 120, 2 maja 1932, Kalwarji, zwykł był mawiać, że wszyst- pań. s. 3. ko już było. W kącie ujrzałem kogoś, którego – Czy aby napewno wszystko? – py- obecność w tem miejscu rozrzewniła tałem z niedowierzaniem. mnie do łez: Wszystko – oświadczył kategorycznie. Naczelny i odpowiedzialny redaktor Byłem zrozpaczony. we własnej osobie… Łaziłem i szperałem, chcąc znaleźć Tego samego dnia pojechałem do Kal- coś, czego jeszcze nie było. warji. Opowiedziałem cadykowi o zda- Zabrnąłem do Instytut de Beaté. In- rzeniu i ryknąłem tryumfalnie: – tego stytucja wzniosła i chwały pełna. jeszcze nie było, rabi! Bez urazy – Jęk był tylko odpowiedzią.

Zaduszki…? „Kurier Lubelski” Jest świętem dla święta obchodzić dzień Bo jakże? nr 122, 4 maja 1932, 3-go Maja. Znicz zapalony! Tłumy defi lują. Ale s. 3. Wystawiamy i wynosimy na ulicę na- brudne śmiecie zeschłych wieńców z ze- szą duszę. Defi lujemy, akdemje odpra- szłorocznych zaduszek kryją nieprzej- wiamy. Jest uroczystość… rzanym grobem, i tak już szarą małą Ale czy biedna szara płyta Niezna- płytę. nego Żołnierza musi być ślepa na to co Dlaczego? ulica mówi:

Tło i obraz „Kurier Lubelski” Fotografi a jest miłą pamiątką. Fotografi a Grupa pracowników społecznych – nr 123, 5 maja 1932, zbiorowa, jest zebraniem miłych chwil pomnik. s. 3. życia. Ale symbolem czego jest restaura- Zespalamy przyjaciół i życie. cja, przed którą szereg sztywnych i wy- Ale każdy obraz musi mieć tło. galowanych camiltonów C! Hetmanji, Niewinna dziewica robi słodką minę bardzo młodych ludzi robi oko do obiek- przed białym ekranem. tywu. Swoiste upodobanie. Elegancka pani musi mieć żaluzje okienne.

244 nr 35 (2009) Rubryka Paragrafa. Zgrzyty lubelskie

(b.) Zamiast zgrzytu Życie nie jest romansem, ale w życiu by- sypało się w ciszę wieczoru. „Kurier Lubelski” wają romanse. Tego samego snać zdania Konsternacja ogólna zapanowa- nr 125, 7 maja 1932, s. 3. była i p. E. Młoda i urodziwa. ła dopiero wówczas, gdy na akademji Dla urzeczywistnienia tej przypo- esperantystów, rozsierdzona magnifi - wiastki, rozejrzała się skwapliwie za ka przydybała niewiernych. Na piękną objektem. i młodą towarzyszkę posypały się ciosy, Czas szybko mija pomyślała p. E., zadawane psią smyczą. dzień który przeszedł więcej nie wraca. Błysnęło coś w powietrzu. Ha, rewol- A objektu dla miłosnych uniesień, jak wer – – niema, tak niema. Krzyk i samotna ucieczka były od- I trzeba aż było zapisać się na kursy powiedzią. esperanta, by wśród pięknie brzmiących Rewolwer okazał się jednak marnym deklinacji i konjugacji słówek esperan- tylko straszakiem, a pani P. stanęła przed ckich, „rzucić okiem” na p. P. sądem. Stało się, co się stać musiało. Panna E. Była twarda i nieustępliwa. Bodaj kry- znalazła swój romans. minał ale przepraszać nie będzie. Za co? W tym miejscu jednak zainterwenio- Za poszarganą świętość ogniska domo- wała żona p. P. Uczyniła to może zbyt wego? Nigdy! gwałtownie, może nieco niegrzecznie, Nie było rady i sąd skazał zbyt zama- ale jak tu zmierzyć orkany rozpętane szystą żonę niefortunnego amanta na w sercu kobiecem. miesiąc aresztu, zawieszając wykonanie Gęsty był deszcz, bo gęsty. Nawet pa- kary na 3 lata. rasolki użyto. Ale ile przykrych słów po-

(b.) Zamiast zgrzytu Zgrzytów nie będę już więcej pisał. Poco odrazu poważnie? „Kurier Lubelski” Życie i tak naogół nie bywa wesołe. Był sobie naprzykład biedny urzęd- nr 127, 9 maja 1932, s. 3. Tyle zmartwień człowiekowi w sercu niczyna nazywał się „Kubuś”. Zupełnie przez jeden dzień osiądzie, że lepiej nie naprawdę. Zresztą żadne imię nie hańbi. „zgrzytać”. Przychodzi do niego gospodarz i po- Doprawdy, że życie nie jest wesołe. tulnie prosi o komorne, a ten jak nie Gdzieś daleko na świecie mądrzy lu- huknie: „osoba urzędowa jestem, ko- dzie wiedzą, jak żyć. W Columbji, klub mornego nie płacę”. nudystów urządza demonstrację uliczną Gospodarz w te pędy do urzędu. na goło. Chodzą sobie takie przemiłe go- Poco? lasy, środkiem najszerszej ulicy, aż serce Albo przychodzi do związku spół- radośniej jakoś bić zaczyna. dzielczego urzędników P. B. R. lustrator, A u nas? Poprostu żółć zalewa. Jeśli się przysłany przez radę nadzorczą. Lustra- znajdzie nawet któryś wesoły, to i tak go cję zrobił, jak się patrzy. Trwała calutki na smutno ubiorą. dzień. Później każe sobie zapłacić za to Chodzą, szukają, chcą bić. Może to 300 złotych na rękę. i argument, ale zawsze niewesoły! nr 35 (2009) 245 „Kurier Lubelski” 1932

Nie to jest jednak wesołe, że sobie głu- Ale – dalibóg, nie uwierzycie – bez pich 300 złociszków kazał zapłacić. zająknienia zapłacili. Bynajmniej! No?

Zgrzyt „Kurier Lubelski” Poprzez sinawą mgłę lipcowego wie- trumna, zbita w pośpiechu z chropa- nr 185, 7 lipca 1932, czoru, znieruchomiałą na chwilę ulicą, wych, nieheblowanych desek. A przed s. 3. przesunął się majestatycznie pięknie trumną człapał pręciutko jakiś człowie- przystrojony karawan. W otoku wieńców czyna z krzyżem w ręku. spoczywała metalowa, błyszcząca trum- Pomyślałem, że właściwie, wszystko na. A przed trumną księża, księża, księża. pozostało po staremu i Charon nie chce Poprzez sinawą mgłę lipcowego wie- przewieźć biednej duszyczki, która nie czoru, gwarną, szumiącą ulicą, jakgdy- ma monety, by mu wcisnąć w garść. by nigdy nic, przemknął szybko, prawie Uporczywie przyczołgało się na myśl galopem karawan. Na karawanie czarna stare już słowo: żal.

Filip z konopi „Kurier Lubelski” „Nowa Ziemia Lubelska” z dnia 11 b.m. wały się w prasie nietylko miejscowej nr 283, 14 października zainteresowała się nagle literaturą. i o czem „Nowa Ziemia” powinna wie- 1932, s. 3. Uroczyście zwraca się do Związku li- dzieć. teratów „by przypomnieli Lublinowi, że Dziwna rzecz, że pan redaktor, który istniał gdzieś, kiedyś, jakiś malarz, poe- tak idealnie zorganizował wywiad, je- ta, dramaturg Wyspiański”. śli chodzi o prywatne grzeszki swoich Inicjatywa piękna i chwalebna, ale znajomych, w tej dziedzinie przejawia odrobinę spóźniona. Już przed pół całkowitą ignorancję, niewłaściwą, jak rokiem Związek postanowił urządzić na takiego opiekuna sztuki i literatury. akademję ku czci „gdzieś, kiedyś żyją- Eh, starość, nie radość, panie redak- cego poety”, o czem wzmianki ukazy- torze.

Ankieta teatralna „Kurier Lubelski” Pismo nasze postanowiło wybadać opi- bezbarwna, słowem zupełna miernota nr 284, 15 października nię lubelską w sprawie obecnego sezo- artystyczna”. 1932, s. 3. nu teatralnego i zwróciło się do szeregu Eugeniusz Dziewulski: „czy publicz- wybitnych jednostek z prośbą o wyraże- ność będzie chodziła do teatru, czy nie, nie swoich poglądów na tę sprawę. Oto to dla mnie rzecz obojętna, główną rze- niektóre z nich: czą panowie jest duch i atmosfera. Jutro Wacław Gralewski: „teatr nie posia- wystawiamy operetkę z Kolles Krauze da minimalnej wartości, linji repertu- i własną Reginą na dodatek, pojutrze arowej niema, aktorzy żadni, reżyserja gram Kordjana, wiwat wielka dusza

246 nr 35 (2009) Rubryka Paragrafa. Zgrzyty lubelskie w małem ciele, jestem entuzjastą, sezonu poto, aby zrealizować ideje Komen- nie skończę, niech żyje scena narodowa!” danta (baczność!) zapytujemy gdzie Zosia Gołębiowska: „w szóstym roku był pan dyrektor Dziewulski, gdy peo- ery sanacyjnej, gdy rządzą walety i sa- wiacy i legjoniści walczyli, ginęli, zno- natorżniki śmiech jest zjawiskiem nie- wu walczyli, nie bali się ani bojówek zmiernie rzadkim. Kto chce się uśmiać endeckich, ani konfiskat. Przy okazji i cały dom rozweselić niech idzie do te- stwierdzam, że nie my jesteśmy ludźmi atru i cały mile spędzi wieczór”. skostniałymi, ale pan poseł Cecyljan Adam Zajączkowski: „my ludzie czy- Ptasiński. Dlaczego pan, panie pośle stych rąk, ideowcy, którzyśmy przyszli i t.d. i t.d.”.

Amnestja My, z łaski śmiechu, Paragraf 1, z racji c) idealiści, mielący otręby własnych „Kurier Lubelski” szczęśliwego powrotu na tron Kurje- zasług na puder do przesypywania nie- nr 285, 16 października 1932, s. 5. ra, ogłaszamy amnestję dla wszystkich mowląt, przestępców, którzy w czasach ostatnich d) wszyscy, którzy usiłowali, usiłują zgrzeszyli przeciw zdrowym zmysłom, lub będą usiłowali uzurpować sobie pra- przyzwoitości i dobremu smakowi. wo do „zgrzytania”, jak to uczynił pewien Z amnetstji wyłączeni są: nieoględny i bezzębny autochton, za co a) handlarze, dla osobistych celów fry- też zostanie słusznie skarcony w jednym marczący krwią towarzyszy, poległych z następnych komunikatów. w dobrej sprawie. Dan w Lublinie, dnia 16 października b) oszuści, nadymaniem pustych pę- Anno Domini 1932. cherzy udający sztandary ideowe,

Satysfakcja niehonorowa Istnieje jeszcze t. zw. forma honorowego niewiadomo, czy partnerowi co do łba „Kurier Lubelski” załatwiania sprawy przez zbrojne spot- nie strzeli i nie wpakuje szpady na serjo nr 287, 18 października 1932, s. 3. kanie na udeptanej ziemi. Przygodni w bebech przeciwnika. dwaj sztywni panowie z odpowiednią Na podstawie informacyj pewnego dozą krochmalu u piersi, wymieniają poczciwego dziennikarza, dowiadujemy grzecznościowe ukłony i wizytówki, się, że istnieje inny sposób załatwiania a kończy się wszystko we wspólnym zatargów honorowych. Posyła się sekun- uścisku nad rynsztokiem. Czy jest to dantów, z góry wiedząc, że się sprawę głupie, czy nie, w każdym razie pojedy- zakończy bezboleśnie, bo przeciwnik nek taki wymaga pewnej dozy odwagi, nie może stanąć na placu z tych czy in- chociażby tchórzem podszytej, bo niby nych względów. To też jest forma… satysfakcji.

nr 35 (2009) 247 „Kurier Lubelski” 1932

Jesienne manewry „Kurier Lubelski” Ożywienie w stutysięcznym grodzie jak Ale chodzą słuchy, że to niedługo się nr 288, 19 października nigdy. W świecie nowoziemskim zało- skończy. Główny szef dostanie jeszcze 1932, s. 3. potało, zafalandyszyło, zajączki latają, dwie koncesje wódczane, pani X krzyż prawdziwa lampa ideowa z brenerem na klatkę piersiową, pan Y nominację, i knotem w środku. drobne zet premdziątko po parę złotych Wczoraj zgłosiła swój akces orga- na ryło i budę się zamknie. nizacja zawodowa praczek, jutro spo- Cyrk przyjechał, cyrk odjedzie. Zosta- dziewane jest przystąpienie związku nie zmięta trawa i trochę nawozu koń- stróżów nocnych. Konfi skat dotychczas skiego. Zdrowo. Przyjemny zapach. Jak było sześć, dalsze są spodziewane. Ruch po każdym ekskremencie ideowym. w interesie jak nigdy. Manewry jesienne.

Chorzy koledzy „Kurier Lubelski” Tam, gdzie królują denuncjatorzy chodzą do zgody! nr 289, 20 października i szpicle, łatwo nawinie się i hochszta- Ale niech tam – nie przeszkadzajmy 1932, s. 3. pler. Tam, gdzie kwitną, jak fi jołki w tra- tej czułej sielance na bagnistych łącz- wie usmarkane falandyszki, tam nie kach nad słodko szemrzącym Nikan- trudno spotkać i „pospolitego szopen- drem. Niech piszą, niech zarabiają. feldziarza” w sile wieku. Jakże szybko Wsiakaja swołocz toże choczet żyt’. wywęszą kanalie swoich pobratymców, „Dajcie się wypowiedzieć choremu jak się czule obejmują, jak prędko do- koledze, panowie”.

Zagadka „Kurier Lubelski” Nie człowiek, raczej bydlę, ma sześć stron papieru, nr 293, 24 października na wzniosłe ideały nacina frajerów 1932, s. 3. od śledczego urzędu bardzo niedaleka co dzisiaj nagryzmoli, to jutro odszczeka, a pojutrze bez zmiany dawną złością dyszy, Zajączkuje, brenerzy, nawet falandyszy i zakwita w Lublinie, niby kwiatek rzadki. I cóż to jest takiego? Odgadnijcie dziatki.

„Osobiste!” „Kurier Lubelski” Pod takim to tytułem kroniki dzien- cie lokalnym – ile znakomitych t. zn. nr 294, 25 października ników zamieszczają krótkie wzmianki pełniących ważne funkcje urzędowe. 1932, s. 3. o wydarzeniach rodzinnych, wyjazdach, Wzmiankę taką daje się zazwyczaj po urlopach osób nie tyle znanych na grun- to, aby ewentualni interesanci nie na-

248 nr 35 (2009) Rubryka Paragrafa. Zgrzyty lubelskie chodze danego urzędu w dniach urlo- to – bractwa różańcowego? – już się pu, czy wyjazdu zainteresowanej osoby. robi! Usłużne krewniaki i kolegalasy sy- Zwyczaj ten więc ma znaczenie prze- pią wzmiankę i forują na znakomitość dewszystkiem praktyczne, a jeżeli się przepychającego się łokciami człowieka. do niego przyplącze pewnego rodzaju I w rezultacie dowiadujemy się snobizm – „patrzcie jaki jestem ważny” z dzienników, że pan Y-grek wyjechał – to już jest wykwitem partykularza i pi- na dwa dni do Warszawy – znając tego pidowskich stosuneczków. y-greka i jego „odpowiedzialne” funk- Niestety – moda wzmianek p.t. „oso- cje, otwieramy szeroko zdziwione oczy biste” zakręca w głowach różnym pod- – i pytamy – „a cóż do djabła nas ob- rzędnym funkcjonariuszom, skromnym chodzi?!” – „i – niech jedzie na złama- sekretarzynom – ot prawie lokajom. nie karku!”. Jakto szef miał niedawno wzmiankę – A może niezadługo w rubryce „oso- w prasie o urlopie – a sekretarz nie- biste” będziemy się dowiadywać o tem – miałby? jaki stolec miał wczoraj pomocnik pana Zwłaszcza o ile niedawno wyłabudał sekretarza – wyższego dygnitarza?... się na stanowisko prezesa – dajmy na

Dzikie muły na stepie („N. Ziemia Lub.” nr, nr,125,127,128) Oto fragment z powieści: Ale to jeszcze fi ume, towarzysze! Cóż, „Kurier Lubelski” „młodziutkie ciało przesłaniało swym powieść, czytajmy artykuły! Odrazu nr 295, 26 października 1932, s. 3. czatem wszystkie te, które miał już uderza nas sensacja. Dowiadujemy się, w swoich ramionach… W pożądaniu go- że p. X jest adoptowanym ojcem włas- rącem nie było żadnego wspomnienia, nej córki. A czy własną babcię można żadnych porównań – i nic z zapomnie- adoptować? Okazuje się, że można, bo nia… Miłość wygładziła wszystko… wogóle od pewnego czasu dzieją się ta- Pierwsze olśniewające światło nowej kie cuda, o których nawet falandyszkom ery” się nie śniło. Z kolei przechodzimy do drugi fragment: „Jerzy patrzał na nią spraw kobiecych i czytamy: całą duszą… wchłaniał woń świeżych „taka jest natura naszych młodych płatków, woń subtelną. W tem jedwa- <>, które nie znają tajników bistem kwieciu jak ciele Lizy witał ta- życia wojskowego i dlatego nie umieją jemniczy porządek spraw…” go należycie ocenić!” To rozumiem! – oto piękny kawałek Rzeczywiście, młode panny, bo o nich prozy! Już wiemy skąd ma przyjść olśnie- tu mowa, nie znały dotychczas „tajników wające światło nowej ery! Ale kto to tłu- życia wojskowego”, ale kto wie, za sprawą maczył, kto – pytam wzruszony. Czy nie św. Nikandra, może poznają, zwłasz- znać tu lwich pazurów literata, który cza, gdy wezmą za dewizę powiedzenie: genjalnie spolszczył historję Rasputina? „Omnia pro Partja”. Eh, ty duralej afrikanowicz.

nr 35 (2009) 249 „Kurier Lubelski” 1932

Jan Samuel Miklaszewski Oświadczenie „Kurier Lubelski” W związku z artykułami p. Nikandra łemi z tego powodu nieporozumienia- nr 296, 27 października K. Miklaszewskiego ukazującemi się mi, oświadczam, iż ani z artykułami, ani 1932, s. 3. w „Now. Ziemi Lubelskiej” oraz powsta- z ich autorem nie mam nic wspólnego.

Józef Czechowicz Oświadczenie „Kurier Lubelski” W związku z anonimowemi plotkami czenie nie wystarczy, proszę, aby nie nr 296, 27 października i pogłoskami, jakobym był autorem notat biegali po mieście szerząc plotkę w re- 1932, s. 3. podpisywanych w „Kurjerze Lubelskim” dakcjach, kuratorjum, etc., lecz aby ze- od dnia 13 b. m. pseudonimem „Paragraf” chcieli zgłosić się bezpośrednio, czy też oświadczam, iż nie jestem ich autorem. przez zastępców do mnie. Adres mój: Zainteresowanych, którym to oświad- Radziwiłłowska 3 m. 20.

Józef Łobodowski Oświadczenie „Kurier Lubelski” Pomimo mego kategorycznego stwier- przypisuje ich autorstwo komu inne- nr 296, 27 października dzenia na łamach „Kurjera Lub.”, że mu. 1932, s. 3. autorem Zgrzytów lubelskich, jestem Wobec tego stwierdzam świadome wyłącznie ja i jedynie ja za nie odpo- i rozmyślne kłamstwo ze strony redak- wiadam „N. Ziemia Lub.” uporczywie torów „N. Ziemi Lub.”

Sztuka gliniańska i mydło toaletowe „Kurier Lubelski” Jest w Dubnie szyld głoszący: „Zegar- ludowej Koszowskiej, sprzedaż myd- nr 297, 28 października mistrz, pobija beczki, w dni pogodne ła i towarów galanteryjnych. Wejście 1932, s. 3. kosi” (autentyczne – przynajmniej tak i obejrzenie nie obowiązuje do kupna”. twierdzi Nowakowski). Szanowny właścicielu! Racz przyjąć Lublin jednak pobił rekord interesu- do wiadomości, że niema żadnej sztuki jących szyldów. Na ulicy 3-go Maja 22 gliniańskiej, koszowskiej etc, a jest jedna jest sklep z najrozmaitszą tandetą we- i jedyna sztuka przez duże S. wnątrz, opisaną na frontowej ścianie Spotyka się ją bardzo rzadko i nie sklepu w najfantastyczniejszy sposób. w towarzystwie mydła. A więc „Wystawa sztuki gliniańskiej, Sztuka z mydłem to zgrzyt.

250 nr 35 (2009) Recenzja w błyskawicy Jó- zefa Czechowicza Józefa Łobodowskiego i Sz. Ma- rienholza w rubryce „Na froncie poetyckim”. „Dźwi- gary” nr 1, listopad 1934, s. 67-69. Pismo w zbiorach WBP im. H. Łopacińskiego.

Zerwanie z komunizmem

Józef Łobodowski Smutne porachunki W niedzielnym dodatku literacko-na- więźniów politycznych. Żandarmi „Wiadomości Litera- ukowym „Ilustrowanego Kuriera Co- stojący na straży partyjnej prawomyśl- ckie” 1935, nr 43, s. 1. dziennego” z dnia 15 września b.r. ności. Rewolucjoniści… Jakże podle ukazała się recenzja Stefana Napier- nadużywa się tego słowa! Rewolucji skiego z Rozmowy z Ojczyzną Józefa prawdziwej, która nietylko krwawo Łobodowskiego p.t. Rozmowa o Łobo- kształtuje powierzchnię ziemi, ale dowskim. Rozmowę tę prowadzą dwie i zbliża ludzkość do prawdy, nie roz- fi kcyjne postacie – Karol i Tadeusz, przy pętają talmudyści uczeni w piśmie, kło- czym Karol zarzuca Łobodowskiemu poczący się o to przedewszystkiem czy anarchizm, neurastenię i żąda od poe- ten i ów nie wpadł w herezję, w „zbrod- ty „heroizmu” w obronie kultury euro- nicze odchylenie polityczne”. pejskiej. Dialog poniższy jest nie tyle PRZYJACIEL Przesada. Dostarcz ar- obroną zaatakowanego autora, ile ra- gumentów, skoro oskarżasz tak ostro. czej próbą przedstawienia jego ewolucji AUTOR Dostarczę. Poczekaj trochę. ideowej i obecnego stanowiska. Ja dopiero wychodzę do walki. Nie wy- biła jeszcze moja godzina. Niech im się PRZYJACIEL Uderzając ręką w wy- zdaje, że „zziębłem o szarym świcie” cinek: Czytałeś? i cierpię na katzenjammer. Przecierpię. AUTOR Czytałem. PRZYJACIEL To samo zapowiadał PRZYJACIEL I co? w jednym ze swych poematów Jasienin. AUTOR Ano cóż. Nie można kryty- Nie spełnił niestety. Uważaj, to niebez- kowi robić wyrzutu, że szczerze wyraził pieczna analogia. swoją opinię. AUTOR Dobrze. Nie zaszachujesz PRZYJACIEL Oczywiście. Subiek- mnie tym przykładem. Majakowskij tywnie ma rację. Jednak obiektywnie… też się zastrzelił. Chwylowyj tylko na Czyżbyś się godził ze wszystkimi zarzu- chwilę wyprzedził samobójstwo Skryp- tami Karola? nyka. A Sosiura? A szaleństwo profesora AUTOR To kłopotliwa rzecz. Trzeba Kruszelnyckiego? Czy to także neuraste- mówić o sobie, odpierać zarzuty, efek- nia pijanych anarchistów? Źle się dzieje towne uproszczenia, wydobywać na w królestwie duńskim, mój ty trzeźwy światło lęk, któremu podporządkowa- królewiczu! ne są twarde żądania, poprosić surowe- PRZYJACIEL Daleko odbiegliśmy od go sędziego o rachunek sumienia. (…) tematu. Mieliśmy mówić o recenzji two- PRZYJACIEL I znów cię posądzą o hi- jej książki. sterię… AUTOR Jestem konsekwentny. Uza- AUTOR Ci co udają, ze są z jed- sadniam swój pesymizm. nej bryły wykuci. Zawodowi mistyfi - PRZYJACIEL Usprawiedliwiasz się. katorzy. Uwodziciele zredukowanych AUTOR Znów uproszczenie. Nie młodzieńców. Fabrykanci nieletnich mam nic do usprawiedliwiania. Nie nr 35 (2009) 253 Zerwanie z komunizmem

czuję się oskarżonym. To ja zaczynam ma prawa dyskwalifi kować moich „pija- oskarżać. ckich majaczeń”. Nie żałujcie mi, klerko- PRZYJACIEL Gdzie twój trybunał, wie, kieliszeczka wódki. Nie sądźcie, że prokuratorze! Jesteś sam, samotny… bez reszty zamieszczę się w knajpie. To Nie jest samotny, z kim słuszność. za niska cena jak na mnie. Nie przelicz- PRZYJACIEL Gorzka to słuszność cie się, taksatorzy! i desperacka. Zważ swoje słowa. Dziś PRZYJACIEL Unosisz się, zatem nie podyktowało ci je rozgoryczenie. Jutro, masz słuszności. zmienione w pociski, przeciwko komu AUTOR Łatwo wykazać się wobec lu- się obrócą? dzi spokojem i równowagą. Pisać wier- AUTOR Nie terroryzuj mojej szczero- sze o doskonale optymistycznej poincie, ści. Znam te metody, ale już się ich nie które entuzjazmem napełniają groma- przestraszę. Z kim mam pójść w jednym dę żydowskich podlotków, demaskować szeregu do walki? Co czynić? Wieszać innych poetów, licytować się w orto- transparenty na słupach telegrafi cznych doksyjności. Wtedy byłbym „mądrym ku uciesze ulicznej gawiedzi? Wędrować marksistą” i wezwania Karola do obro- po wsiach, namawiając chłopów, żeby ny cywilizacji zachodniej nazwałbym wybierali delegatów na kongres antywo- „zamaskowanym interwencjonizmem jenny w Amsterdamie? Odbijać ulotki antysowieckim”. Jakże naiwni są nasi o treści tak doskonale szablonowej i wy- klerkowie! świechtanej, że ją każdy woźny sądowy PRZYJACIEL Nie atakuj zbyt ostro wyrecytuje znudzony na pamięć? Gnić Karola. W tej rozmowie o tobie ostatnie w więzieniu, podczas gdy komisarz so- słowo należało do oponenta. Było przy- wiecki pije na bankiecie na cześć króla znaniem się i do własnej bezsilności. brytyjskiego? Zbytek optymizmu, to- AUTOR Wiem o tem. Już mówiłem, warzysze! że natarczywość jego żądań jest grubo PRZYJACIEL Raz jeszcze: wracajmy watowana niemość ukrytym lękiem. Za do tematu! surowym połyskiem sędziowskich szkieł AUTOR Nie lękam się słowa – anar- kryją się przestraszone oczy bezradnego chia. Sporo wyszło na świecie wysiłkiem człowieka. Staje na palce, wkłada zbroję ludzi, których piętnowano tą nazwą, heroizmu, ale spod pancerza wiszą ża- brzmiąca dziś jak obelga. Brak dyscypli- łosne poły dobrze skrojonej marynarki. ny to niekoniecznie dążenie do zrzuce- Miejmy nadzieję, że w kieszonce tej ma- nia z siebie wszelkiej odpowiedzialności. rynarki tkwi uperfumowana chusteczka, Bywa tak, że wszystkie aktualne dyscy- a nie piersi wydętej wzniosłością zasob- pliny jednakowo staja się wstrętne i po- ny portfel. Na tym przecież polega za- trzebna jest odrobina odwagi, żeby się sadnicza różnica między klerkiem a … przyznać do tej katastrofy. anarchizującym apaszem-inteligentem. PRZYJACIEL Więc jednak katastro- Widowisko dość żałosne, choć nie trud- fa… no je zrozumieć i współczuć. AUTOR Katastrofa jest niekiedy wy- PRZYJACIEL Współczuć… z kim… zwoleniem. Zarzuca mi Karol, że nie AUTOR Właśnie z Karolem. Z tym widząc wyjścia dla samego siebie, na za- całym światem ginącym, który gwał- gładę skazuję cywilizację. Jestem skłon- townie pragnie żyć i postawiony pod ny uderzyć w pokorę i zapytać, gdzie ścianą, jeszcze mówi wzniosłe słowa mój mentor widzi zbawienie? Jeśli zna- o ratowaniu cywilizacji. Ale ich ręce, lazł formułę zaklęcia, niechże się po- przyzwyczajone do pióra, nie sięgną do dzieli ze znękanym światem. Ale nasz gardła wroga. mędrzec tylko udaje, że wie. Przeto nie PRZYJACIEL A ty?...

254 nr 35 (2009) Smutne porachunki Józef Łobodowski

AUTOR Ja jeszcze nie zdążyłem Nie mają wątpliwości. I skądże. Partja za czynem usprawiedliwić swego istnie- nich myśli, wszelkie niejasności rozwi- nia i swojej twórczości. Gotów jestem kła. „Cirkular… sidi.. nam dumat’ niel- przekreślić ostatnie lata wewnętrznej zia koli duma jut wożdi” – Ale dla mnie szarpaniny i hardości nazewnątrz. Stać najwyższą instancją jest moje własne mię na tę rozrzutność. Nie jeden klerk sumienie. byłby na mojem miejscu oszczędniejszy PRZYJACIEL Nie bądź jednostronny. i żył z tego kapitału do późnej starości. Ty sam nie jesteś bez winy. PRZYJACIEL Nie atakuj osób. Zwal- AUTOR Iść z nimi – to znaczy co czaj argumenty. dzień zadawać gwałt sumieniu. Za- AUTOR Karol spostrzega u mnie „dą- krywać oczy na wszystko czego się wi- żenie do zatraty”, „w pustkę”, „w nicość” dzieć nie poleca. Poddać się terrorowi – Szczudłami literackimi, rekwizytami moralnemu. Wstrzymywać się z wy- z papier-maché nazywa rózgi liktorskie. głoszeniem własnego zdania, póki nie Nie odczuł ich ciosów na sobie, ukryty przyjdzie urzędnik i nie uzgodni po- za wysokim murem willi, pod której bra- glądów w myśl bezimiennego nakazu. mą przechadza się policjant. Z jakiejże Żyć w straszliwym przeświadczeniu, że to wysokości trafi ają mnie gromy? wszelka krytyka, wszelka próba opozycji PRZYJACIEL A jednak te gromy roz- ideowej będzie potraktowana jako za- legły się dość szeroko. I wielu ucieszyły. maskowana kontrrewolucja. Mam dość AUTOR O tak… Przyjaciół nigdy mi tej zabawy. Spójrz na wczorajszych żoł- nie brakło. Opinja publiczna zawsze nierzy wolności, dzisiejszych niewol- znajdowała czas, aby zająć się moją ników frazesu – ich głowy zaczynają skromną osobą. Kiedy wydawałem dojrzewać do gilotyny. książki i pisma „o treści wywrotowej”, PRZYJACIEL Miałeś odpowiedzieć poszła po Lublinie plotka, że za pienią- na zarzuty Karola. Poniosło cię. Buch- dze Kompartji „zatruwam ducha naro- nęła twoja nienawiść do sprawy, którą du”. Dziś, gdy ujrzano moje nazwisko zdradziłeś. na szpaltach zasobnych w gotówkę cza- AUTOR Nie jest zdradą ani dezercją sopism, znów wszystkie gamratki jaz- zrzucenie munduru, w którym duszno. goczą, żem się dał przekupić i dlatego Nie jest zdradą wypowiedzenie posłu- zatrąbiłem na odwrót. Te same grze- szeństwa uzurpatorom idei. Nie zdra- bieniuchy, które parę lat temu kwiczały dzam haseł wolności. Opuszczam ludzi, z uciechy, widząc moje połatane port- którzy zdegradowali socjalizm. ki, teraz martwią się po nocach: „skąd- PRZYJACIEL Wiesz jak cię nazwą… że to Łobodowski ma forsę”. Dla nich AUTOR Wiem. Ale powiedz, któż to pieniądze są wszystkiem. Nie wiedzą, mnie będzie sądził. I w imię jakich war- żem wtedy, gdy mnie ścigano, sądzono tości? Pokaż mi fi lozofów prowadzących i osaczano, gdy byle pętak pluł mi pod dalej myśl socjalistyczną, wymień mi nogi, gdy srogą zimą marzłem w letnim uczonych, poetów, bohaterów, którzy palcie, gdym w więzieniu wojskowym podpiszą na mnie wyrok. A jeśli pod- pisał wiersze na ścianie – byłem szczęś- piszą, gdzież gwarancje, że ich ręką nie liwszy niż dziś. kieruje urzędnik terroryzujący odwagę PRZYJACIEL Jakże to udowodnisz? sumienia i niezależność przekonania? AUTOR Urągają mi z chwilą gdy PRZYJACIEL Powtarzasz się bezna- przyszła stosunkowa pomyślność ze- dziejnie. Stare to zarzuty i wyświech- wnętrzna. Cóż z tego, gdy zabrakło tane. pomyślności ideologicznej! Nasi rewo- AUTOR Starsze są przyczyny tych za- lucjoniści są szczęśliwi w tym względzie. rzutów. Starszy jest fałsz, który stał się nr 35 (2009) 255 Zerwanie z komunizmem

codzienną bronią socjalizmu. Nie moż- genewskiej instytucji, skrytykować dzia- na kłamać bezkarnie zbyt długo, licząc łalność Kominternu, nie wykazać entu- na naiwność słuchaczy. zjazmu dla masakry po śmierci Kirowa, PRZYJACIEL Ten dekalog jest co- słowem, kierować się w ocenie zjawisk dziennie łamany w twojej ojczyźnie. sumieniem a nie partyjnym nakazem AUTOR W mojej ojczyźnie nie brak – to w języku ofi cjalnym nazywa się ludzi, którzy zbrodnię nazywają po kontrrewolucją. Więc teraz może czas imieniu… na odwrócenie pewnych pojęć i rewizję PRZYJACIEL Uważasz, że wystarczy szablonów. Dla mnie kontrrewolucjo- ta zabawa w piękne słówka? nistami odsuwającymi o dziesiątki lat AUTOR Uważam, że to zabawa szla- zwycięstwo socjalizmu są właśnie tępi chetniejsza niż prestidigitatorstwo ludzi, marksiści i to wszystko co dzisiaj nosi których spryt wysila się na udowad- stempel ofi cjalnej rewolucji. nianie słuszności tego, co się wczoraj PRZYJACIEL I dlatego, że widzisz potępiało. Uważam, że rewolucja – to w socjalizmie szereg ciemnych plam, przedewszystkiem przywrócenie god- chwilowych zapewne, przechodzisz do ności każdej jednostce! A nie sądzę, aby szeregów faszyzmu… godność ludzka święciła tryumfy tam AUTOR Wiedziałem, że nie oszczę- gdzie tylu najwartościowszych musiała dzisz mi tego zarzutu. Podzieliliście jej szukać w samobójstwie. świat na dwa obozy i nie dopuszcza- PRZYJACIEL Majakowskij zastrzelił cie myśli, że coś jeszcze istnieje poza się z miłości… ich granicami. Pocieszajcie się jak dłu- AUTOR Oczywiście. Wszędzie ero- go będziecie mogli. Kto wie, czy wiele tyzm. Naprzykład, przyczyną upadku macie czasu. towarzysza Janukidze stały się nóżki ba- PRZYJACIEL Grozisz… letnie. To wzruszające, taka dziwkologia AUTOR Nie, mój kochany. Tylko mam wśród marksistów. niezłomną wiarę w ostateczne zwycię- PRZYJACIEL Skończmy tę rozmowę stwo sprawiedliwości i prawdy. Wierzę, zbyt wiele już powiedziałeś. że wichry dziejowe zmiotą naszą nędzę AUTOR Dostatecznie, aby mnie od- i tchórzostwo, że nareszcie zasłużymy sądzono od czci i wiary. To jest właś- na miano wolnych ludzi. Potoczy się nie terror, który uprawiacie. Napisać, światem lawina obrazoburstwa. Rozbi- czy powiedzieć, że Sowiety, wstępując jemy posągi bożków wszystkich dog- do Ligi Narodów, zlizały własne plwo- matów i wyznań. To będzie rewolucja ciny, których przedtem nie szczędziły godna ofi ary naszych ramion i serc.

256 nr 35 (2009) Józef Łobodowski Uzurpatorzy wolności

Dając do „Wiadomości Literackich” na PROLOG DRAMATU „Wiadomości Litera- jesieni ub. r. artykuł atakujący ideowy Przyznanie się do klęski osobistej i mó- ckie”, 19 lipca 1936, nr 31 (663), str. 1-2. Pisow- radykalizm marxowski, wiedziałem do- wienie o tem jest aktem małodusznym nia oryginalna. brze i od razu w artykule napisałem, co i poniżającym, jeśli nie towarzyszy mu mnie za to czeka. Jakoż nie myliłem się. dokładna świadomość przebytej dro- Wystąpienie p. Wandy Wasilewskiej, ge- gi i popełnionych błędów, jeśli gorycz neralny atak „Lewara” […] i inne posu- zawodu nie stanowi impulsu do dalszej nięcia [użytkowników] pióra przyniosły walki o swoją prawdę. Pokolenie moje, właśnie te intrygi i obelgi, które przewi- a przynajmniej ta jego część, której obca działem i przepowiedziałem. Nikt nie jest rezygnacja, bierność i chroniczne zdobył się na słowność w zniewagach, załamywanie rąk, coraz częściej przeko- […] wymysłach: sięgnięto znanego do- nywa się w osobach swoich przedstawi- brze repertuaru określeń […]: Łobo- cieli, że ubite trakty, reklamowane jako dowski długi czas [grał] radykała, aby jedyna droga wiodąca do celu, prowa- prowadzić [samowolę], a gdy nasi de- dzą w zaułki, zabite na głucho deskami maskatorzy zaczęli deptać mu po pię- i ogrodzone tysiącami szlabanów. Ale tach, zrobiło się ciasno i zdecydował się o tem rzadko się mówi, a jeśli – to pry- wystąpić w arnosecinnej roli faszystow- watnie i nieobowiązująco. Dziś bowiem skiego pana. nie wypada mieć żadnych wątpliwości Pewne metody są stosowane przez i grzechem jest czynić zastrzeżenia. Sta- […] skrajnie lewicowych zawsze po- rzy i doświadczeni wyjadacze, sutenerzy dobnie. Pierwszy niezawodny cios – na utrzymaniu rewolucji, monopoliści cios prowokacji organizacyjnej […] Dla na głód, nędzę i trupy, potrafi ą zawsze karnego komunisty w ogóle nie istnieje wytłumaczyć młodszemu koledze, że możliwość ideowej opozycji. Jeśli ktoś jego wątpliwości są wynikiem braku staje w szeregach tej opozycji, powiedz- ideowego wyklarowania, a zastrzeże- my trockistowskiej czy prawicowej, ten nia, choćby podyktowane wstrętem do jest albo [panem] za pieniądze prze- etycznych machlojek, to po prostu in- chodzącym [do ruchu] faszystowskie- teligenckie błądzenie po manowcach. go, albo poprostu szpieg kapitalistycznej Wielu z nas młodych (nie śmiem na- Europy, przygotowującym grunt pod pisać: większość) zradykalizowała się nie zbrojną interwencję przeciw Z.S.R.R. z przyczyn gospodarczych. Osobista nę- Przecież całość narodowo zorientowa- dza, brak posady, słowem zdeklasowa- nej części […] komunistów zwalono na nie, jako źródło radykalizacji młodego karb działalności kilku agentów. Czy nie inteligenta, często wogóle nie istnie- przypomina to najbardziej tępych spo- je. Jakże wytłumaczyć, że zdolny ma- śród naszych […] endeków uważających, turzysta, któremu niezła posada sama że komunista to szpieg […] czerwonej wchodzi w ręce, przed którym widnieje Moskwy? […] To podobieństwo jeszcze obiecująca kariera, rezygnuje z posady, nie raz będzie się rzucało w oczy. Nic uniwersytetu, kariery, zaczyna się ci- bowiem tak ludzi nie dzieli jak różne skać i awanturować, aż wreszcie jego korzenie kulturalne, nic tak nie łączy nazwisko zostaje wciągnięte do karto- jak kołtuństwo […]. tek urzędu śledczego, a jego działalność nr 35 (2009) 257 Zerwanie z komunizmem

zyskuje urocze określenie: antypaństwo- zależnie od osobistych poglądów ko- wa. Uświadomienie klasowe – prawie mendanta milicji; trzeba się było wte- marxsta. Ale pochodzenie młodzieńca dy wymykać obławom i strzec dobrze nie jest proletariackie, wręcz przeciw- przed nahajką – jedynie małym kau- nie, pochodzi on z klasy „wyzyskiwaczy”. kaskim pucybutom nic nie groziło, ci Przejście z obozu mieszczańskiego do byli nietykalni: towarzysze komisarze proletariackiego, podyktowane dialek- lubili „szczegolat’” lśniącymi butami). tyką epoki – nie poddaje się marxsta. Przyjaźniłem się z bezdomnymi dzieć- Pięknie, ale szkolny kolega młodzieńca, mi portowemi ku rozpaczy moich ro- będący w znacznie gorszych warunkach, dziców. Widziałem jak Kozacy wieszali z całą świadomością pozostaje w obozie bolszewików, a bolszewicy rozstrzeli- mieszczańskim i ani rusz nie chce ska- wali Kozaków. W miesiącach głodu pitulować przed dialektyką. kradłem. Nienawiści do rewolucji nie A więc musi być jakiś imperatyw, czułem, choć jako syn ofi cera i obszar- tkwiący poza kategoriami ekonomicz- nika, mógłbym mieć pretensje podobne nymi, który naszego młodzieńca popy- do nieukojonych żalów ziemian, wyeks- cha w objęcia „wrogów religii i narodu”. mitowanych razem z pudlem Gagą z za- Widocznie mocno w nim siedzi poczu- cisznych dworków kresowych. O ironjo! cie sprawiedliwości, widocznie jego za- – gdy kiedyś w mroźna kaukaską noc sady etyczne nie pozwalają mu godzić marzliśmy w kilku pod drzwiami teatru się z otaczającą rzeczywistością i każą i moi towarzysze, dzieci autentycznych szukać drogi wyjścia. Że w dziewięć- portowych proletariuszy, zaczęli psio- dziesięciu dziewięciu wypadkach na sto czyć na władzę: uwierzy w rewolucję społeczną i pój- dzie tam gdzie się o tej rewolucji cią- … za cara Nikołaszki gle mówi, to już kwestia przesądzona. jeli my wdowol kaszki, I oto mamy świeżo upieczonego komu- a nie stało cara Nikołaszki… nistę, który zabiera się do lektury teo- retyków socjalizmu wyłącznie poto aby – ja jeden, może z wrodzonej przeko- znaleźć w niej rozumowe podstawy dla ry, usiłowałem oponować. istniejących już i jedynie decydujących Zresztą miało się wtedy do całej ów- dyspozycyj uczuciowo-moralnych; aby czesnej rzeczywistości rosyjskiej stosu- egzaltacja uczuciowe i roznamiętnianie nek lekko szyderczy, a nawet pobłażliwy. nie zamykają mu oczy na szereg zjawisk, Wiedziało się przecież i wierzyło; to tyl- które pierwotnie lekceważone i pomija- ko tutaj pijane chamstwo dorwało się do ne, sczasem zaczynają zbyt gwałtownie władzy i szaleje, a tam, gdzie we mgle apelować do autokratyzmu, wyrastać giną stalowe szyny kolei, za granica- do wielkości szkopułów o znaczeniu za- mi, za lasami, wyrasta polska ojczyzna, sadniczem. kraj szklanych domów… Zatrzyma się I tu zaczyna się pierwszy akt melo- repatriancki eszelon, zabierze polskich dramatu. biezeńców i … pominaj kak zwali! Tak ła- twiej było znosić głód, chłód, tyfus i wszy. „POSZOŁ WON, SZCZENOK!” I przez to wszystko miało się dystans do Byłem w Rosji przez najgorętsze lata. rewolucji. Poprzez jej krwawe opary le- Rewolucję przeżywałem na ulicy. Już piej było widać człowieka przedewszyst- wtedy, jako sprzedawca papierosów i ty- kiem, a nietylko burżuja i proletariusza. toniu, wchodziłem w konfl ikt z władzą Obok rzeczy straszliwych, obok zupeł- (handel uliczny bywał od czasu do cza- nego upodlenia i zezwierzęcenia widzia- su czynnością zbrodniczą i nielegalną ło się czyny tak anielskie i wypływające

258 nr 35 (2009) Uzurpatorzy wolności Józef Łobodowski z tak szlachetnych pobudek, że śmieszne- Pamiętacie u Szołochowa piękny opis by były wszelkie wysiłki wytłumaczenia powrotu martwego Pietro pod dach oj- ich miarką socjologiczną. czystej zagrody, lament żony, niemą W dziesięć czy jedenaście lat póź- rozpacz starego ojca, żałosną zadumę niej byłem w alejach Ujazdowskich samego autora? Wśród krytyków sowie- świadkiem szorstkiego potraktowania ckich, ostro atakujących Szołochowa, nieletniego żebraka przez eleganckie- najbardziej umiarkowany nie posiadał go porucznika lotnictwa. Dzieciak na- się z oburzenia, że uświadomiony pisarz tarczywie skamlał o datek i otrzymał mógł nad trupem kontr-rewolucyjnego w odpowiedzi brutalne: „Idź precz, kozaka dać folgę „osłabiającym rozkła- szczeniaku!”. Prowadziłem wtedy dys- dowym uczuciom”, a nie samej radości kusję z młodym komunistą: „Oto masz z tej racji, że zabito wroga klasowego. przykład – zawołał na widok odpędzo- A czytaliście Dwie siostry Wieriesa- nego dziecka – to jest ustrój kapitali- jewa? Jak to bohaterka opisuje spot- styczny”. Nie odpowiedziałem. Miałem kanie ze swoim byłym szlafkamratem, wtedy przed oczami inną a tak podob- widzi przy nim inną kobietę i zaznacza: ną scenę. Widziałem siebie samego w r. „Żyje obecnie z jakąś literatką z Mos- 1922 na bulwarach Rostowa, żebrzące- kwy. Oczywiście, komunistka. On nigdy go u spacerujących budionowców we nie upadłby tak nisko, żeby zakochać się frenczach i odpędzonego przez jakiegoś w bezpartyjnej.” Ot, i macie miłość, re- porucznika w ten sam sposób: „Poszoł gulowaną przez świadomość klasową, won, szczenok!” jak traktor przez stachanowca. Opowiadam te sentymentalne histo- I tu właśnie tkwi sedno rzeczy. Orto- ryje, choć pozornie nic nie mają do rze- doksyjni partyjniacy chcą życie ludzkie czy, aby podkreślić rolę, jaką odgrywa bez reszty wpakować w ciasne ramy wal- w życiu sam człowiek, jednostka, in- ki klasowej i dlatego przegrywają kam- dywiduum, złe lub dobre, ale przecież panię o rząd dusz. w wielu swoich poczynaniach niezależ- ne od tych czy innych procesów społecz- „PRZEDYSKUTUJEMY nych i gospodarczych. I WYKONAMY” Gdy na wiosnę 1920 r., w czasie ma- Porcelanowe upodobania towarzysza sakry czerwonych powstańców przez Diemjana, o których przed chwilą wspo- karny batalion markowców, ojciec mój mniałem, to nie tylko prywatna sprawa uratował od stryczka bolszewickiego ko- kiepskiego bajkopisarza, ale poniekąd misarza, mało go obchodziła burżuazja symbol przemian dokonywających się i proletariat całego świata i nie oriento- w Rosji. Trudno, trzeba to raz powie- wał się, coby na to powiedziała święta dzieć – jak trójkolorowy sztandar po- Karła-Marła, a uczynił to jedynie z li- wiewa nad Francją niekoniecznie taką, tości: gdy ten sam komisarz w rok póź- jaką sobie wymarzyli Saint-Just czy niej, skoro karta się odwróciła, uratował Desmoulins, tak i dzisiejszy czerwony mego ojca a swego niedawnego dobro- sztandar niezupełnie przypomina sta- czyńcę od wojażu na wyspy Sołowieckie, rych rosyjskich rewolucjonistów. Dziś kierował się prawdopodobnie zwykłą, każdy rentjer poniewiera wspaniałe sło- ludzką wdzięcznością, nie interesem wa Marsylianki, melodia Międzynaro- klasowym. A czy litość, wdzięczność dówki inaczej brzmiała w moich uszach, i inne ludzkie uczucia zawsze takie same gdy ją słyszałem śpiewaną przez bladych w epoce kamiennej i dziś za panowania chłopców, prowadzonych pod kozacką żelbetonu można zamykać bez reszty eskortą na śmierć, a inaczej brzmi dziś, w kategoriach społecznych? zagrana na powitanie pana Litwinowa. nr 35 (2009) 259 Zerwanie z komunizmem

„Demokracja” socjalistyczna zrazu jakowskij istotnie należał do tych co my- bardzo przypomina rządy silnie zorgani- śleli i mieli odwagę, toteż rychło zszedł zowanej i na prawach hierarchii opartej z tego świata. grupy. Centralizacja o jakiej nie myślał Jak tu gadać z ludźmi, dla których sło- żaden samodzierżca Wszechrosji! Wy- wo „dyscyplina partyjna” jest synoni- chodzi dekret i przewala dogóry nogami mem ślepego posłuszeństwa, w każdem ustalone, zdawałoby się na mur pojęcia. odchyleniu od przyjętego wzorca widzą Ogłoszono kolektywizację i gorliwy ze złośliwą herezję, w każdej poprawce do skóry wyłażą prześcigając się w tępieniu ofi cjalnego projektu węszą zbrodniczą kułactwa i organizowaniu kołchozów. rękę. Człowiek prawdziwie wolny nie Nagle Stalin wydaje orędzie, w którem jest podejrzliwy. Wspaniałością własnej piętnuje zbytnie upajanie się sukcesa- duszy mierzy poczynania innych. Kto mi, zaleca ostrożność w postępowaniu, się otacza na każdym kroku szpiegami i oto wczorajszy bohater socjalizmu zo- i zbrojną eskortą niewolników, sam ma staje sprowadzony do rzędu szkodnika. serce niewolnika i szpiega. Droga prowadząca między Panteonem Jakże żałosna jest ta licytacja w pra- a skałą Tarpejską jest tu wąska i napię- wowierności marxowskiej i partyjnej. ta jak struna. Niezłych ekwilibrystów Łaska pańska na pstrym koniu jeździ. i linoskoczków wychowuje sobie kraj Wczorajszy demaskator dziś sam za- zwycięskiego socjalizmu. siada na ławie oskarżonych, a jutro jest Wspaniałe, istotnie, zdobycze sowie- świadkiem jak jego prokurator skolei ckie w dziedzinie uprzemysłowienia zamienia się w delikwenta. Toteż nie kraju niemało imponują ludziom myślą- ma ludzi bardziej ostrożnych w myśle- cym kategoriami wyłącznie cywilizacyj- niu i wypowiadaniu się od marxistów. no-technicznymi. Nie wszystkim jednak Kiedy przed kilku laty miało w pew- to wystarcza. Piotr Wielki stworzył fl o- nym mieście powstać radykalne pismo tę i armię, wiercił szyby, budował huty, społeczno-literackie zostałem zaproszo- sprowadzał speców zagranicznych, za- ny do komitetu redakcyjnego. Odbywał kładał winnice nad Donem, na kościach się właśnie zjazd pisarzy w Charkowie. robotniczych wznosił miasta w tempie Gadaliśmy parę godzin aż wreszcie niemniejszym niż dzisiejsze Magnito- główna ryba tego zebrania milczący stroje, ale niewolniczej psychiki narodu dotychczas matador, na którego każdy nie zmienił, swobody w myśleniu nie młodzik spoglądał jak uczeń na cadyka, dał, zdrętwiałych rąk nie rozwiązał. przeciął dyskusję: „My tu narazie nie Jeśli więc w dzisiejszej Rosji istnieją mamy nic do gadania. Przyjdą uchwały jeszcze niepowodzenia i niedociągnięcia zjazdu charkowskiego, wtedy je przedy- natury technicznej i ekonomicznej, nie- skutujemy i wykonamy”. To tylko drobny ważna to sprawa. W kraju gdzie dochód przykład, ale jakże charakterystyczny. społeczny został wydarty z rąk prywat- Stwarza się cały aparat organizacyjny, nych, wszelkie trudności gospodarcze wszelkie pozory demokracji, dyskusja, są tylko kwestią czasu, lepszej organi- wnioski – a wynik? Rzecz prosta, „Wy- zacji, szybszego tempa cywilizacyjne- konamy” to co uznał za właściwe po- go. Ale cóż mi z tego, że będę mieszkał stanowić nieomylny niemal mistyczny w mieście skanalizowanym i zelektry- aparat partyjny. fi kowanym, że będę ciepło spał i słod- A jeśli ktoś stanie kantem i nie wy- ko jadł, jeśli nie przyznają mi prawa do kona, jeśli ktoś „siedząc przy zielonym swobodnego myślenia i własnego sądu. stoliku, zacznie się mądrzyć” i krytyko- „Byt’ komunistom – pisze Majakowskij wać? Wtedy co? Zapytajcie, kochani, – eto znaczit dumat’, dierzat’, smiet’.” Ma- rozstrzeliwanych bez litości Ukraińców,

260 nr 35 (2009) Uzurpatorzy wolności Józef Łobodowski przeprowadźcie wywiad z wieloletnim rękami dławi każdą próbę ideowej opo- więźniem a przedwojennym jeszcze zycji i krytyki. starym rewolucjonistą, towarzyszem Rakowskim, policzcie tych socjalistów – W ATMOSFERZE mienszewików i komunistów opozycyj- OGÓLNEJ TOLERANCJI nych, którzy zapełniają cele więzienne Montowanie wspólnego frontu inte- wolnej ojczyzny robotniczo-chłopskiej. lektualistów i pisarzy odbywające się Naturalnie, będziecie mogli to wykonać w imię walki z faszyzmem, miało przy- tylko w tym wypadku jeśli nie złoży- nieść odprężenie, pakty o wzajemnej liście już deklaracji jednolito-fronto- nieagresji, przerwę w ciągłym odgraża- wej. Albowiem, jako orzekł towarzysz niu się socjal-zdrajcom. Czy koniecznie Włoszczowski, za którym stoi autorytet trzeba udowadniać, że jest to tylko okres Komunistycznej Partji Polski „rola tro- przejściowy, obliczony wyłącznie na to, ckistów i mienszewików w Z.S.R.R. jest żeby obłaskawić kogo się da i zadomo- rolą świadomych kontrrewolucjonistów, wić się na tyłach znienawidzonej II Mię- szkodników związanych z białogwardzi- dzynarodówki? Jak rozumieją wspólny stami i z wywiadem państw imperiali- front komuniści? Cytowany już przeze stycznych”, a zatem „żądanie jednolitego mnie Włoszczowski pisze dosłownie: frontu w Z.S.R.R. jest podstępną próbą Międzynarodówka komunistyczna stawia za- sabotażu jednolitego frontu proletaria- gadnienie jedności politycznej proletariatu jako ckiego w krajach kapitalistycznych i blo- zagadnienie stwarzania jedynej partii proleta- kowaniem się z antysowieckim frontem riatu… Komunistom chodzi… o partię nowego międzynarodowej reakcji burżuazyjnej”. typu, wzorowanej na bolszewickiej W.K.P. (b) I oto teraz maleńka uwaga pod zbudowanej na zasadzie demokratycznego adresem tych wszystkich pisarzy le- centralizmu, jedności ideologicznej i karności wicowych w Polsce, którzy podpisali organizacyjnej. deklarację jednolitofrontową, a któ- Tyle jeśli chodzi o teren polityczny. rych przyzwyczailiśmy się szanować A jak w dziedzinie myśli, piśmienni- i wierzyć w ich uczciwość pod adresem ctwa? Wiemy już, że niedawno odbyty Struga, Broniewskiego, Millera, Rogo- we Lwowie zjazd pisarzy nie pozwolił wicza, Czuchnowskiego, Dobrowolskie- na wypowiedzenie się grupie ukraińskiej go, Dembińskiego. Czy wobec takiego w sprawie prześladowań na Ukrainie so- postawienia sprawy przez ofi cjalnego wieckiej. Godzi się też wyciągnąć pewne reprezentanta K.P.P. nie wartoby zdecy- nieznane szerzej fakty z zeszłorocznego dować się na jedno z dwojga: albo uznać kongresu paryskiego. Trzeba sobie przy- raz na zawsze, że Trockij, Rakowskij, pomnieć entuzjastyczne korespondencje Zimowjew, rozstrzelany Kuszelnyckij, z Paryża, drukowane w prasie lewicowej, samobójcy Skrypnyk i Chwylowyj oraz że się wszystko odbywało w atmosferze dziesiątki i setki opozycjonistów, to wzajemnej tolerancji, poszanowania cu- „płatni agenci państw imperialistycz- dzych przekonań i t.d. Pomijam tę drob- nych”, „świadomi kontrrewolucjoniści”, ną okoliczność, że każdy kto jakotako zna albo zrewidować swój stosunek do jed- literaturę rosyjską, bez większego trudu nolitego frontu. wykrył w przemówieniach delegatów Chybaże panowie wolą przemilczeć sowieckich szereg oszczerstw i świado- ten bolesny dla każdego uczciwego so- mych kłamstw (najjaskrawsze chyba to, cjalisty fakt, że jedyny w Europie rząd że znakomity poeta Lermontow został robotniczo-chłopski, do którego istnie- zabity przez specjalnie nasłanego carskie- nia proletariat całego świata przywią- go agenta). Chodzi o coś ważniejszego, zuje tyle znaczenia i nadziei, zbrojnemi o „wzajemną tolerancję”. nr 35 (2009) 261 Zerwanie z komunizmem

Nie wszyscy zapewne wiedzą, że na chodzący sejsmograf rewolucji zaczyna kongresie grupa surrealistów francu- radośnie drgać i nachylać się tajemniczo skich wspomagana przez wybitnego do ucha: to nasi… pisarza czeskiego Vitezsława Nezvala, Bankructwo komunizmu w Niem- wystąpiła z protestem przeciw narzuca- czech, który w decydującej chwili zdo- niu pisarzom socjalizmu realistycznego był się zaledwie na odsłonięcie własnej jako jedynej właściwej drogi twórczej. kapitulacji fałszywie zastosowaną leni- Zdawałoby się – sprawa prosta: realizm nowską teorię o tymczasowem wyco- socjalistyczny wam nie dogadza, chcecie faniu się, bankructwo tem jaskrawsze, stosować inną metodę bardziej odpo- że odbywające się na tle bohaterstwa wiadającą waszej strukturze artystycz- jednostek, przypisano zbrodnie i odpo- nej – w porządku, w porządku, piszcie wiedzialność zwalono przedewszyskiem chłopcy, starajcie się na chwałę socjali- na niemiecką socjaldemokrację. Ale gdy zmu. Ale to jest tylko piękne złudzenie ta sama socjaldemokracja ginęła pod zgniłych liberałów, naiwnych, „miagko- gruzami robotniczego Wiednia i Lin- titych” inteligentów. Jeśli ktoś nie chce zu, uczyniono wszystko, nie cofnięto być „inżynierem dusz” według recepty się przed niczem aby zdyskontować jej kremlowskiej, jest oczywiście ukrytym, heroizm i powiększyć konto własnych białogwardyjskim agentem kontrrewo- zasług, oszczerstwem nagradzając mę- lucjonistą szkodnikiem. Wprawdzie na stwo Wallischa i Muniekreitera. samym kongresie unikano starannie ta- Gdziekolwiek jątrzy się otwarta rana kich brzydkich słów, ale po powrocie – pełzną jak czerwie, gdziekolwiek po- do rodzinnych pieleszy szara eminencja leje się krew – zważą jej każdą kroplę, sowieckiej delegacji, towarzysz Michaił gdzie padnie trup – zlatują się groma- Klocow, dał folgę owemu oburzeniu na dą kruków. Nie mówię tu o wierzących buntowniczych surrealistów. Lista nie- i naiwnych, ale o tych, którzy świado- błagonadiożnych powiększyła się o kilka mie dyskontują krew i łzy dla dokony- nowych nazwisk. wania brudnych matactw politycznych, Tak w praktyce wygląda bohaterska którzy ideę socjalizmu rzucili na szalę harmonja i wzajemna tolerancja twór- szacherek dyplomatycznych, którzy jed- ców, oddychających świeżym ozonem ną ręką podpisują sankcje antywłoskie, niedawnej burzy rewolucyjnej. drugą biorą pieniądze za ropę do czoł- gów, miażdżących nieszczęsna Abisynię. „CIOTKA EMMA CIĄGLE CHORUJE” Półdzikim plemionom, liczących po Przeciętny endek oprócz urazu antyse- parę tysięcy głów, dają oświatę, własną mickiego ma jeszcze kompleks bolsze- gramatykę, możliwość kulturalnego roz- wicki, t. zn. Wszędzie widzi agentów woju i chełpią się z tego pod światem, Kominternu. Wszystko co się stanie złe- słusznie wskazując na doniosłość i cy- go, zrobił ktoś z nieśmiertelnej trójki: wilizacyjną wartość tej pracy. Spójrz- Żyd, mason albo bolszewik, co zresztą my jednak na odwrotną stronę medalu. na jedno wychodzi. Podobnie postępują Drobnym ludkom można pozwolić na komuniści. Jeśli nie uda się strajk, za- podtrzymywanie odrębności plemien- tryumfuje faszyzm, sparaliżowana zo- nej, watro nawet pomóc, bo to i egotyzm stanie akcja robotnicza, zgóry wiadomo, nie zamarzą o niepodległości, nie zechcą że działała tam kontrrewolucyjna ręka budować niepodległości, nie zechce bu- socjal-faszysty. I odwrotnie: gdzieś tam dować państwa na terenie kilku powia- bezrobotni wytłukli szyby w urzędzie tów. Inna sprawa z Gruzją, co innego pośrednictwa, zajechała baba sekwe- Ukraina. Tu już ludność idzie w miliony, stratora pazurem po gębie, już ci taki tutaj tęsknota do prawdziwej wolności

262 nr 35 (2009) Uzurpatorzy wolności Józef Łobodowski i niepodległości może wstrząsnąć pod- złej woli, chodzi mi o nieuczciwy stosu- stawami socjalistycznej ojczyzny. Więc nek do własnych towarzyszy, których się ciągną tabory ukraińskie przez stepy Sy- traktuje jak mięso armatnie, składane na berii, które beztroski Polak zdążył już ołtarzu rewolucji w myśl zbożnej zasady: nazwać „krajem bez przekleństw” i na im gorzej tem lepiej. bezszelestnych oponach sunie od wsi Znając wielu starych „beków” pepe- do wsi „czornyj woron” G.P.U. sowskich, wiem dobrze jaką pogardą A tymczasem polski robotnik szarpie i lekceważeniem otaczają dzisiejszych się w kleszczach wyzysku i nędzy, gło- matadorów ludu, uzurpujących sobie duje, walczy, wychodzi na ulice, pada prawo reprezentowania sztandaru wol- pod ciosami swego brata w policyjnym ności. Ta pogarda weteranów rewolucji, mundurze, albo chwyta się, jak tonący mających możność porównywania, po- brzytwy, rewolucyjnej nadziei, schodzi garda ludzi pamiętających tamte czasy w mrok konspiracji, za nędzne grosze, i tamtą robotę, prowadzoną w ileż trud- odskładane z głodowego posiłku, wpłaca niejszych warunkach, niechże mi będzie składki na „Mopr”, wpada wyśledzony świadectwem. podstępnie lub wydany przez tchórza, Tam, gdzie kostnieje ideologia, nie wypluwa zęby w bohaterstwie odmow- może być dynamizmu rewolucyjnego. nych odpowiedzi, aby potem długie lata Tam, gdzie żądza wolności wyczerpuje konać w czterech więziennych ścianach. się w nagrywaniu, wciąż tej samej pły- Lubicie pisać o zemście, która cze- ty frazeologicznej, żywa idea zmienia ka burżuazję, o celnych strzałach, które się w talmudyczne tabu. Bezwład myśli mają paść z pokładu polskiej „Auro- paraliżuje ciało. Sparaliżowane ciało nie ry”, o rachunku przed sądem historji. ma siły do myślenia. Szczera to prawda. Ale kiedyż wy sami I oto ciotka Emma choruje, choruje. zdacie sprawę z losu setek i tysięcy wal- Biedna, schorowana ciotka. czących, marnujących się bez celu, bo kierowanych przez sztaby, których życie ŻYDOWSCY POLICJANCI i postępowanie nie ma nic wspólnego ŻYDOWSKICH KOMUNISTÓW… z moralnością proletariacką i poprostu Skolei nie podobna pominąć milcze- ludzką. niem kwestii, która dla wielu wogóle Wojskowy regulamin rosyjski kazał nie istnieje, ale którą uważnemu i bez- uważać straty do pięćdziesięciu procent stronnemu obserwatorowi narzuca się za normalne. Toteż nieszczęsny żołnierz z nieodpartą siłą. Niechętnie ją poru- szedł do ataku bez żadnego przygotowa- szam, bo wiem że zostanę ukamienowa- nia artyleryjskiego i zdobywając zasieki ny tytułem oenerowskiego antysemity z drutów kolczastych, musiał je zarzu- i pogromowca, trzeba to jednak raz cać szynelami w dziesiątkującym ogniu zrzucić z wątroby. Są pewne koła, dla karabinów maszynowych. Dzisiejsi pol- których zauważenie istnienia Żydów scy rewolucjoniści wzorują się widocz- jako narodu, całości, bez jednoczesne- nie na tym regulaminie. Nie tu miejsce go podkreślenia podziału na burżuazję i nie czas potemu, aby te sprawy spokoj- i proletariat, daje wystarczający powód nie omawiać, ale kto się z niemi zetknął do oskarżeń o antysemityzm. wie, co o tem sądzić. Nietyle chodzi mi Czem się tłumaczy fakt, że Żydzi o straszliwe niedołęstwo roboty partyj- dostarczają najwięcej kadr rewolu- nej, która tem tylko różni się od dziecin- cyjnych przyczep procent ich wzrasta nej zabawy w chowanego, że jej koszty zależnie od ważności zajmowanych płaci się wolnością i zmarnowanem ży- posterunków partyjnych? Specjalną ciem, bo dość rzadko jest to wynikiem wrażliwością na nędzę, umiłowaniem nr 35 (2009) 263 Zerwanie z komunizmem

wolności, skłonnością do spiskowania, „Bo my, proszę pana, musimy własną buntowniczem uosobieniem? U jedno- krwią okupić utracone prawo do swojej stek – u ogółu – sądzę, że nie. Natomiast ziemi, do ojczyzny, tak jak je w ciągu jestem przekonany, że komunizm jest wieków okupiły inne narody.” dla większości zradykalizowanych Ży- Zakwestionowanie wartości radyka- dów formą, w której wyżywa się, czę- lizmu przeciętnego Żyda (zastrzegam sto zupełnie podświadomie, ich ukryty się przed posądzeniem o generalizowa- nacjonalizm. Powiedzmy sobie szcze- nie) wymaga jednak mocniejszej argu- rze – sytuacja młodego Żyda, czy to bę- mentacji. Im więcej przeszkód piętrzy dzie inteligent z zamożnej rodziny, czy się na drodze ideologicznego rozwo- dziecka rzemieślnicze czy robotnicze, ju przed radykalizującą się jednostką, któremu rodzina potrafi dać wykształ- tem wartościowszy będzie jej radyka- cenie – jest nie do pozazdroszczenia. lizm. Uczucie narodowe, religia, środo- Co dla przeciętnego maturzysty Pola- wisko, prawie zawsze rodzina, matka, ka staje się celem życiowym – zdoby- dziewczyna, to są te ściany, przez któ- cie tytułu magistra i wylądowanie na re musi przebijać się polski inteligent, posadzie w administracji czy szkolni- a w mniejszym stopniu i proletariusz, ctwie – dla Żydów jest w przygniatają- idący ku komunizmowi. Walka, którą cej ilości wypadków marzeniem ściętej ze sobą stacza na każdym kroku – a i to głowy. Numerus clausus nominalnie nie trzeba podkreślić, że mocniejsza jed- istnieje, ale życie jest silniejsze od pra- nostka przeżywa ją intensywniej – jest wa. Świadomie więc czy podświadomie, gwarancją wartościowego i szczerego bezrobotny, nie zarabiający Żyd, a także radykalizmu. Żyda natomiast, niemal taki, który zmuszony został do wolnego wszystko predysponuje w tym kierunku. zawodu, łączy swoje gospodarcze czy Znad ksiąg Starego Testamentu bliżej do też społeczne upośledzenie z kwestią materializmu niż z kościoła katolickie- rasową religijną. Ciągłe upokorzenia, go; uczucie narodowe jest raczej bodź- które są udziałem Żydów od najwcześ- cem niż hamulcem, środowisko nietylko niejszego dzieciństwa, pogłębiają w nich nie przeszkadza ale pomaga w procesie kompleks niższości – tak powstaje ne- rewolucjonizowania się. gatywny stosunek do społeczeństwa W związku z tem stoimy obok faktu i narodu z którym współżyją. Niema oponowania młodej „ulicy żydowskiej” w tem nic ani dziwnego, ani oburzają- przez marxizm. Marxizm to przeważnie cego – przeciwnie, byłoby nienaturalne, płytki, występuje w najbardziej ordy- gdyby naród, który ma taką przeszłość narnej formie ortodoksyjnej, często jest i w takich warunkach bytuje, nie lgnął histeryczny, wyładowujący się w dzie- do ruchu niwelującego granice, wynikłe cinnych wybrykach, które kosztują z różnicy pochodzenia, a tem samem wiele niepotrzebnych ofi ar, a tolerowa- dającego mu maximum szans rozwo- ne są i pochwalane jako swego rodzaju jowych. przedszkole rewolucyjne. Wiem dobrze Sam fakt istnienia społeczeństwa, nie i wiedzą o tem zainteresowani, ile mło- związanego z ziemią, nie posiadającego dzieży żydowskiej siedzi po więzieniach warstwy pracującej na roli, wydaje mi się dosłownie za nic. Wpada się bez więk- wysoce niemoralny. Nie widzę w tem szej winy, dla towarzystwa, w tłoku; roz- żadnego zarzutu – a poprostu stwier- egzaltowanemu umysłowi niezmiernie dzenie przyczyn tragedii żydowskiej. takie męczeństwo imponuje, towarzy- Znam Żyda, który nie ukrywał swojej szom celi będzie opowiadał o niepopeł- radości na wiadomość o awanturach nionych czynach, na sali sądowej da się arabskich w Palestynie. ponieść histerii – a rezultat: wyrok naj-

264 nr 35 (2009) Uzurpatorzy wolności Józef Łobodowski zupełniej niewspółmierny z odegraną że w normalnych warunkach nie wytrzy- rolą. Tak się odbywa fabrykowanie bo- ma konkurencji prawdziwych poetów haterów i rewolucjonistów z urojenia. i zostanie niezauważony, robi z siebie Pozostaje do kompletu rozstrzygnię- Majakowskiego, zaczyna uważać swo- cie zagadnienia, jakby wygląda sytua- ją twórczość za „wytwór mózgu, woli, cja w narodowem państwie żydowskim, mięśni i walki klasowej”, a na ostrą kry- w wymarzonem Erec Izrael chaluców tykę macha pogardliwie ręką: „jestem i brandstaetterów. Oddajmy głos sa- rewolucjonistą, więc starają się mnie mym Żydom. Słyszałem kiedyś taką zgnębić” ale to nic bo i tak „czerwone mocno ironiczną piosenkę nieznanego sztandary proletariatu, ciężkie od krwi mi autora, opisującą, jak to… „żydow- i potu, łopocą nieugięcie i groźnie, na- skie policjanci żydowskich komuni- pawając obawą przerażonych burżujów”. stów w żydowskiej defensywie…” będą Jednocześnie widowisko godne zasta- leli po łbie i karmili bananami niemniej nowienia. Zdolni poeci z chwilą, gdy za- sprawnie niż to się dzieje, powiedzmy, czynają dostosowywać swoją twórczość w Albanji. Jeśli się nie mylę, piosenka do doktryny, obniżają gwałtownie po- ta wymierzona była w syjonistów; ryn- ziom. Jeśli więc pod ciężarem ortodok- sztokiem jednak trafi ła w żydowski ra- sji i terroru doktrynerów usycha nawet dykalizm. poezja, skłonna zawsze do wywalcze- nia sobie autonomii, cóż dopiero musi GRAFOMAŃSTWO dziać się z krytyką artystyczną. W nie PSEUDOREWOLUCYJNE wychodzącej już „Akcji Literackiej” wy- Zgłaszając zastrzeżenia wobec radyka- drukowano, fatalny zresztą, przekład lizmu żydowskiego, nie mam zamiaru z Nadsona, a przy wierszu: „złem ziemia ryzykować twierdzenia że każdy Polak zalana cała zalana” – taki komentarz: -komunista wnosi z reguły do ruchu „wówczas, gdy autor ów pisał, nie było same cechy dodatnie. Nie ulega wszak- jeszcze Rosji sowieckiej, ani sowieckich że wątpliwości, że grzechy „polskiej Chin”. Cóż za niepowetowana szkoda ulicy” są nieco innej natury, jej dema- że Nadson nie żyje współcześnie – nie gogja naogół mniej krzykliwa, ortodok- byłoby w jego wierszach pesymizmu, sja bardziej wyrozumiała, rewolucyjny goryczach i „upadocznych nastrojenij”, snobizm nie tak jaskrawy. Jedno nie- ale rewolucyjna, proletariacka krzepa. wątpliwie jest wspólne. Straszliwy za- Pisałem już kiedyś o straszliwie upoka- lew grafomanii. Co drugi młodzieniec rzającym systemie moralnej inwigilacji, piórem chce służyć rewolucji. Co trzeci stosowanej przez koła marxowskie. Każ- wydaje tomy wierszy, od lat wróżących dy „rewolucjonista” ma tam takie uczu- że już… już… jutro, pojutrze… Któż cie, jakby znajdował się na bezustannym ich wyliczy, kto spamięta ich imiona? śledztwie. Każda jednostka jest zgóry Optymista powie: napięcie nastrojów uważana za predysponowaną do zała- rewolucyjnych wyładowuje się w lite- mania się, zdrady, w najlepszym razie – raturze. Sceptyk pokiwa głową i doda: herezji i trockizmu, lewactwa i t.d. konjunktura. „Wziąłeś udział w wieczorze awan- Istotnie, tytuł pisarza rewolucyjnego, gardy, który się odbył pod protektora- to dziś pewna droga do chwały i rozgło- tem faszysty Kadena. Czy to znaczy, że su. A także tarcza ochronna: nie rusz odchodzisz od nas?” mnie. Bo jeśli krytyka zerżnie takiego „Nie powinieneś tłumaczyć Jasienina. typka, rozlega się krzyk, że chce się go To przecież kułacki poeta!” utrącić ze względu na ideologię. Grafo- „Jakżeś mógł swój poemat dedyko- man dobrze zdający sobie sprawę z tego wać Czechowiczowi? Może nie wiesz, nr 35 (2009) 265 Zerwanie z komunizmem

że Czechowicz jest znanym sanato- robotnych, spływały łzy po twarzy. Więc rem?” oburzenie w mieście i w „Przedmieściu”. I tak bez końca, aż do ogłupienia jed- Dyskusja. Aż ktoś oświadczył: „Nawet nych, zupełnego odstręczenia drugich. gdyby istotnie to była prawda, pisarz, Gdybyż w tym była przynajmniej jakaś stojący po lewej stronie barykady, nie ma konsekwencja. Bo nagle okazuje się, że prawa o tem pisać. Nie wolno osłabiać w „Cyruliku” wolno drukować, a umieś- świętej nienawiści proletariatu do sług cisz przekład w „Pionie”, lament i po- jego ciemiężycieli”. gróżki. Dałem do tego „Pionu” wiersz Z kwiatków rozkwitłych na tej ni- i „Dwutygodnik Ilustrowany” rzuca na wie możnaby ułożyć niejeden bukiet. mnie anatemę, co mu nie przeszkadza Możnaby do wieczora opowiadać rze- zaraz w następnym numerze drukować czy, które budzą naprzemian wesołość noweli Szemplińskiej, jak wiadomo, czę- i czarną rozpacz. stego podówczas gościa w pałacyku przy Lamentowałem przed chwilą, uskar- alei Róż. Bądź tu, braciszku, mądry. żając się na niski poziom poezji lewi- Ten bałagan możnaby zresztą przebo- cowej. Może mi ktoś zarzucić, że tak leć, gdyby nie szedł on w parze z bałaga- ostra krytyka jest jednostronna, skoro nem moralnym. Wiemy jaki jest stosunek istnieje np. twórczość Broniewskiego. lewicy do cenzury i opinia o niej. Że stoi Odpowiadam: Broniewski należy do na straży klasowych interesów burżua- wspólnego frontu, ale jego poezja nie zji. Że boi się prawdy, że wycina z fi lmów należy, z przyczyn, o których zbyt wiele sowieckich to co według niej zagraża trzybaby pisać. W tem stwierdzeniu wy- interesom klasy panującej. Także zgoda. ręczyli mnie już dawniej sami marxiści, I nie miałbym pretensji do lewicy, gdy- opiniując że Broniewski jest poetą, ale by ograniczała się do ataków na polską rewolucjonistą nie jest, w przeciwień- cenzurę jedynie ze swojego stanowiska stwie do Standego, który wprawdzie nie klasowego. Poprostu wykazać że jest jest poetą, ale zato jest rewolucjonistą. burżuazyjna – i szlus. Ale w tem sęk, że O Standego krzyżować szpady nie to przeciętnemu czytelnikowi nie wy- zamierzam. Jedno jest pewne. Autorzy starcza, bo trzeba jeszcze zaapelować krwawych rymów, jezechjele i jeremja- do jego uczuć ludzkich, do jego poczu- sze kapitalizmu, masturbanci zachły- cia sprawiedliwości i prawdy. „Cnota stujący się wizją października pełne prawdy się nie boi”. Takie stwierdzenie temperamentu panieneczki opisujące zobowiązuje. Czy to przypadkiem nie swą miłość do proletariatu, zdrowe a le- Broniewski pisał kiedyś w „Wiadomoś- niwe chłopy, którym się nie chce pra- ciach Literackich” o losach Przedwiośnia cować, więc chwytają za pióro – nie w Sowietach? Jak to cenzura zachowując są ani poetami, ani rewolucjonistami. pieczołowicie opisy znęcania się polskiej Są gromadą pseudoproletariackich gra- policji nad więźniami, jednocześnie wy- fomanów, kupą zgonin na podwórku rzuciła fragmenty omawiające zbrodnie zdychającego porządku. popełnione w czasie rewolucji bolsze- wickiej. To było przed laty. A dziś jak MARXOWSKA KRYTYKA ta rzecz w Z.S.R.R. wygląda? Czy cnota Pisząc ten artykuł byłem zgóry przygo- komunistycznych cenzorów nabrała od- towany na porcję wymysłów i obelg, nie- wagi wobec prawdy? mniejszą niż po Smutnych porachunkach. Ale co to jest prawda? Przed paroma Gdyby jednak stał się cud i ktoś z jedno- laty Kazimiera Muszałówna napisała litego frontu chciał odpowiedzieć rze- reportaż, w którym opisywała, jak to czowo i spokojnie, może m. in. wyjaśni policjantom, rozpędzającym tłum bez- przedewszystkiem pewne wątpliwości,

266 nr 35 (2009) Uzurpatorzy wolności Józef Łobodowski które mi się nasunęły przy lekturze „Kul- a drukować trzeba. Więc zastrzeżenia, tury Mas”, pisma polityczno-literackie- uwagi, poprostu wiersze na prawach ar- go, wydawanego w języku polskim przez tykułu dyskusyjnego! „Trybunę Radziecką” w Moskwie. Patrzmy dalej. Reportaż – Przeklęty Leży przede mną dziewięćdziesięcio- port. O Gdyni. Zaczyna się od stwier- stronicowy zeszyt w czerwonej okład- dzenia, że w Gdyni jest „Dziesięć koś- ce, zadrukowany dość gęsto artykułami, ciołów i katedra”, pomodlić się lubię na wierszami, sprawozdaniami. Nakład – intencję zguby komunizmu. Niema. Je- dwa tysiące. Numer podwójny, styczeń den… dwa… trzy… są. A reszty niema. -kwiecień 1935 rok. Zatem czasopismo Katedry także. Mają budować, biskup poważne, o charakterze zapewne teore- Okoniewski prosił, żeby te 80 tysięcy, tycznym, może coś w rodzaju polskiej które zebrano na pomnik Niepodległo- „Drogi”; w każdym razie autorytatywne ści, przekazać komitetowi budowy ale źródło, z którego będziemy się uczyli, Żydzi uparli się i nie pozwalają. Że to ich jak powinna wyglądać kultura mas. pieniędzy sporo w tych ośmiu setkach. Sam pisuję wiersze, ta więc dziedzi- Więzienie też chciałbym zobaczyć. Nie- na interesuje mnie przedewszystkiem. ma. Powiadają – w Wejherowie. A do Przekłady: Białorusin Janko Kupała, Wejherowa daleko. Z Gdyni nie widać. nieśmiertelny Władimir Wielikano- Z Moskwy także nie widać. Jakże czy- wicz. Oryginalne – bardzo słabe. Coś telnik „Kultury Mas” sprawdzi – czy re- w tym rodzaju: daktorzy prawdę piszą. Musi wierzyć biedak. Albowiem „prawdziwa cnota Moskwo nasza, ech, Moskwo! Wspaniale! prawdy się nie boi”. Lenin żyje w sercach bojowej Na str. 50 tow. Wiślak „ostatecznie bolszewickiej partji spiżowej, zdemaskowanego trockistę Kamień- partji, którą prowadzi nasz Stalin! skiego”. Ot, i niepotrzebnie Irzykowski przestraszył się w swoim czasie groźne- A przy każdym prawie wierszu uwagi go odbronzowiacza polskiej literatury redakcji, zastrzeżenia że to niby twór- burżuazyjnej. Zdemaskowany. Naresz- czość nie całkiem prawowierna. Więc cie. Ale nie martwcie się towarzysze. Za przy, mocno Bagrickim zalatującej pró- kilka lat, a może tylko miesięcy, to samo bie epickiej: „Nie zgadzamy się z apolo- przeczytamy o Wiślaku. Powolutku do gią buntarstwa, którego wyraz daje tow. każdego dojdzie. Po oczeredii, gaspada! Porajewicz w Bondarywnie.” Przy wierszu Nieco dalej tow. Budzińska zdaje spra- Stanisława Wygodzkiego żadnego ko- wę z kwitnącego stanu polskiego dra- mentarza; okazuje się jednak, że radość matopisarstwa o Sowietach. Czytajmy przedwczesna. Kartka z erratą, a na niej: arcydzieło Stankiewicza Sen wielkanoc- Na str. 45 nie została zamieszczona następująca ny […]. Budzińska krytykuje tę barba- uwaga redakcji do wiersza Stanisława Wygodz- rzyńską brechtę, ale nie ze względu na kiego: „Jest to młody poeta proletariacki w Pol- jej beznadziejny poziom. Chodzi jedynie sce, który w przytoczonym wierszu wypowiada o to, że wprawdzie sztuka ta swoje wrażenia w związku z dekretem o wpro- może wywoła śmiech na widowni, składają- wadzeniu sądów doraźnych w Polsce. I w da- cej się z młodzieży, bardziej uświadomionych nym wypadku ujawnia się charakterystyczny robotników, aktywistów wiejskich i t. d. Ale dla twórczości poety nastrój pesymizmu, obcy najmniej uświadomione elementy, które zacho- proletariackiej poezji rewolucyjnej. wały jeszcze wiarę w boga, przyjmą tę sztukę Dużo kłopotu macie z wierszami, to- wręcz odwrotnie niż myśli autor. warzyszu redaktorze Kowalczuk. Pra- Budzińska nie tylko krytykuje, ale wowiernej poezji mało – jeden Standa, również wskazuje powody tego niskie- nr 35 (2009) 267 Zerwanie z komunizmem

go poziomu sztuki scenicznej. Miano- wszystkim rządom zaborczym. Jest to, rzecz pro- wicie jest to skutek „szkodniczej roboty sta, rażące wypaczenie rzeczywistości. agentury faszyzmu na polskim odcinku Dość obszernem sprawozdaniem za- kulturalnym”. Jednakże – potężny jest szczycone zostało Oblicze dnia Wasi- Bóg faszyzmu, budzi żywą troskę re- lewskiej, od paru lat czołowej polskiej daktorów czasopisma. Że dostają po Kassandry rewolucji. Powieść Wasilew- rękach Bąk, Tuwim i Krzywicka – to skiej jest „dokumentem… straszliwej rzecz aż nadto zrozumiała. Bardziej nas nędzy… świadczącym o radykalizowa- ciekawi opinia o swoich, o lewicowych. niu się mas pracujących…” Ale mimo Więc Pawie pióra Leona Kruczkow- to „maskujący się reformizm… może ją skiego. Chwalą. Dobrze pokazał „kla- wykorzystać”, ponieważ sowe rozwarstwienie wsi polskiej”, za Wasilewska ani słowem nie krytykuje P.P.S., co krytyka burżuazyjna przyjęła jego przemilczając zaś jednocześnie jedyną organi- powieść z wyraźną niechęcią. Ale są na zację rewolucyjną – K.P.P., przemilczając wpływ tem słońcu i poważne plamy. Najważ- Z.S.R.R., przez to samo ułatwia reformistom niejsza: i faszyzmowi podszywanie się pod robotnicze Kruczkowski ani słowem nie wspomina, że ga- dążenia rewolucyjne, czyli pomaga przechwy- licyjski ruch strzelecki był narzędziem w rękach tywać rewolucyjne nastroje mas. imperializmu habsburskiego… u Kruczkowskie- Skorośmy już zdemaskowali agentkę go sprawa wygląda tak, jakby „strzelcy” byli jakąś faszyzmu na terenie literatury, zobacz- organizacją powstańczą, występującym przeciw my co słychać u malarzy. Bardzo źle, towarzysze! […]

Józef Łobodowski Adwokatka heroizmu

„Wiadomości Litera- W nr. 333 „Robotnika” ukazał się artykuł i odrzuceniu wszelkiego kompromisu, ckie” nr 48, 1935, s. 7. p. Wandy Wasilewskiej, atakujący moją od heroizmu myśli, nie lękającej się nie- osobę z racji Smutnych porachunków ustannej krytyki i rewizji własnych zało- w nr. 623 „ Wiadomości Literackich”. żeń. Często ludzie, którzy idą śmiało na Nie tu miejsce na szczegołową pole- wiele lat do więzienia, nie mają odwagi mik, uczynię to kiedy indziej. Ale Pra- przyznać się przed samymi sobą, że ich gę odrazu na gorąco stwierdzić, że p. poświęcenie jest bezużyteczne albo co Wasilewska, imputując mi lekceważe- gorsza, służy złej sprawie. W tym sen- nie i przekreślanie heroizmu poszcze- sie nie jeden bohater i rewolucjonista gólnych członków Kompartji, postąpiła jest intelektualnym tchórzem i wstecz- nie uczciwie, poprostu sfaulowała mnie. nikiem. Wątpię, czy p. Wasilewska, któ- Nigdy i nigdzie nie dyskwalifi kowałem ra w swoich powieściach dała jaskrawy poświęcenia i heroizmy bojowników tej przykład, do jakiego prostactwa dopro- czy innej idei. Mógł bym łatwo poprzeć wadziła ułatwiona ideologja, zrozumie to twierdzenie cytatami ze swoich prac to rozróżnienie. publicystycznych, których p. Wasilew- Pozatem stwierdzenie czyjegoś heroi- ska zapewne nie czytała, zajęta pisaniem zmu nie wyczerpuje zagadnienia. Ukra- bajeczek do „Płomyczka”. ińscy nacjonaliści siadują po piętnaście Trzeba też odróżnić heroizm życio- lat i giną na szubienicy, a mimo to nie wy, polegający na bojowej niezłomności jestem skłonny chwalić roboty Kono-

268 nr 35 (2009) Adwokatka heroizmu Józef Łobodowski walca. Podobnie niewątpliwy, lecz pod sumy i ewentualne podanie tajemniczych kierownictwem Kompartji bezskutecz- źródeł moich dochodów. Zwłaszcza był- ny heroizm polskiego proletarjatu nie bym za to wdzięczny p. Wasilewskiej, może mnie natchnąć sympatją do jego wielkiej rewolucjonistce, stypendyst- leaderów i do Kompartji. ce burżuazyjnej Akademii Literatury, Pani Wasilewska radzi mi, abym po- sprzedającej swoje elaboraty burżuazyj- szedł za Cytadelę i obejrzał słup egze- nej fi rmie wydawniczej, współpracującej kucyjny. Nie zastosuję się do tej rady. z „Płomykiem” i „Płomyczkiem”, gdzie Widziałem w swojem życiu dość słu- o bohaterach proletrjatu naogół dość pów i ścian egzekucyjnych, gęsto posie- cicho, a ogólny kierunek z ortodoksyj- kanych śladami kul. Pod jedną z takich nego punktu widzenia – wyraźnie „faszy- ścian staną w swoim czasie mój ojciec. stowskiej”. Ja osobiście w tym czasie, gdy Ale nie to mnie przeraziło. Rozumiałem wierzyłem w rewolucję, stypendjum nie – rewolucyjna konieczność. Przerazi- brałem, posady nie miałem, a jeśli gdzie ły mnie dopiero egzekucje po śmierci drukowałem, to bezpłatnie. Tak wygląda Kirowa terror na Ukrainie, przeraziły moja „szeroka asfaltowa droga”. mnie obelgi rzucane na socjaldemokra- Cóż jeszcze dodać? Pani Wasilewska cję austryjacką w parę dni po zgonie chce, abym policzył, ile jest w roku cięż- Münichreitera i Wallischa. „Robotniko- kich godzin więziennych. Liczyłem już wi” i p. Wasilewskiej, która, o ile wiem, kiedy, zresztą nie długo. Najdłużej trzy też nosi trzy strzały na biuście, nie po- tygodnie. Inaczej inni. Naprzykład Wi- trzeba chyba tego przypominać. told Wandurski, którego zrobiono pro- I jeszcze ad persona. Autorka Obli- wokatorem, aby po roku pokryć całą cza dnia nieomieszkała oczywiście na- sprawę głębokiem a jakże wymownem pomknąć o pieniądzach, które mają milczeniem. mi „obetrzeć łzy”. Obliczmy się, groź- A redakcja „Robotnika”, tego pisma na pani! A więc: do niedawna miałem „socjal-zdrajców”, powinna pamiętać, stypendjum, które prawie całe weszło że gdyby Alfred Lampe, o który pisze p. w wydane książki. Obecnie zarabiam Wasilewska, zamiast w więzieniu zna- wyłącznie pracą literacką od 120 do 160 lazł się w Belwederze, nie mielibyśmy złotych miesięcznie. To są te judaszo- możności prowadzenia tej smutnej po- we srebrniki. Wszystkich demaskatorów lemiki. Liczylibyśmy wspólnie „długie i wywiadowców i wszystkie wyżły poli- więzienne godziny”, o ile wogóle liczo- cyjne proszę uprzejmie skorygowanie tej noby czas między żywymi.

nr 35 (2009) 269

Atak na Łobodowskiego

Bolesław Miciński List otwarty do Osipa Łobody Zamiast recenzji, sałatka á la maniere russe

Mottos: Zdieś russkij duch – zdieś Rus- Wańka wstańka – naczynaj a naczała: „Prosto z Mostu” sju pachniet. „W nieprzemożonych brzegach miota nr 20, 2 maja 1937, s. 4. Artykuł nt. wydania Nuss, tas znaczets-sas (pa maskow- się Dniepr szeroki, porywa ciężkie głazy, tomu Józefa Łobodow- skama gawaria) nada was-Łobodia- srebrzystą pianę przędzie”... skiego Demonom nocy, razdiełat pad ariech. Dlerżyś Wania Ładny wiersz? – ładny. Nawet bar- Warszawa 1936, wyd. wozducha, naczynajem (praszu nie dzo ładny... no, tolico, nabstawienna Hoesick. nierwniczat). gawaria, wy uże mnogo, mnogo takiet Znacie taką piosenkę: Żurawiel? Sła- stichow napisali. Eto nże – znajetie – aawna piosenka, zaunywna, szyroka- wsiem izwiestno nie bywszy w semi- ja kak russkaja dusza, kak matuszka narii („Da” – skazał Tołstoj wychadia Rassiejka, „kak Wołga mat” radnaja, kak iz bani.) Jej Bahul Zamieczatielnyje paslednije stichatwarieńja Łabadowska- stichi, no – sami panimajetie – skucz- wo. Słaaawnaja piesieńka, i z piercom – no..., skuczno... wsio krugom Rassieje... czort pabieri! Krepcze krepczewo. Don.. barba... ticha ukrainskaja nocz... Tak się to ta istinno russkaja piesień- Dniepr...Kozaki... ka zaczyna: Rosyjska „bieszennaja zakuś” zawsze taka sama: ryby (śledź), wino (wódecz- Czto nam diełat’ – ni czerta ka) i owoce (ogórek). Zakąseczka się nie Tak zatianiem Żurawla... zmienia ale piosenki... szeroki przecież repertuar: Swiniam my radilis, swiniam Nu, i tiani, brat ty mój, pa bałotie. Do- my pamriom, Kawaliery nie chwalajtie bra piosenka, wygodna, bo to i końca damy niżi talji wam gawariat, Da czewo nigdy nie ma i kuplety można przesta- narod dachodit – samawar pa relsam wiać i środek opuścić, a zawsze: priamo chodit, Pticzki kanariejki, Saławiej, Ja prielest. Można śpiewać z góry w dół a wami siewodnia, teneuja kiekwok, Za i z dołu w górę – istny circulus vitiosus caria za rodinu za wieru, Ałtawerdy! Ba- jak w innej, słynnej piosence: lałajkarzom aż ręce mdleją, cyganie się zanoszą, liryczeskije piewice z kafeszan- U papa była sabaka tanów aż poczerwieniały z wysiłku taka On io lubił rozmaitość melodii bo to i Oczy czornyje Ana sjeła kusok miasa i Czajka, i Jamszczyk, i Liłowyjniegr – już On io lubił. i kozaka tańczym na stale bit’ pasudu, Na sąsiedniej stronie: I pastawil pamietnik my nie możem żyt’ bez szampanska- okładka kolejnego tomu emigracyjnego pt. Dyty- I napisał: wo) już brylantowym pierścionkiem na ramby patetyczne (Londyn U papa była sabaka lustrze piszem: Nina, Tania, Marusia – 1988). Zdjęcie na okładce On io lubił... a wy, krugom niepieremiennom. wykonał Piotr Jegliński. nr 35 (2009) 271 Atak na Łobodowskiego

Trzeba przestroić lutnię, nie ma rady, własną substancję zjadamy więc przez najwyższy czas. Chod – parachod, a kak szacunek dla poetyckiej przeszłości niet z czewo tak z bubian: i poetykę trzeba zmienić i repertuar. Może by tak o francuzikach iz Bardo, My wsie garim adnym żełaniem o kiczowatych polaczyszkach, o gier- Skariejdabratsa da Maskwy mancach co to wydumali abiezianu. Ja Uwidiet’ wnaw karanawanje toże russkij czeławiek i łatwinja nie na- I wspiet’ Boże Caria chrani! wiżuno sami panimajetie – o wiersze tu chodzi, prawda? Żeby to czasem wa- Nie chcecie „białych”, mogą być „czer- szym Demonom nie zaśpiewali: wone”: Car ispugałsa, Jabłaczko, Sonce wschodit i zachodit a w naszej turmie Madam Katz ubieritie Boriu tiemno, Wstawaj padymajska raboczyj Wied’ rebionok sam nie rad narod. Mogą być i białosino-czerwone Na pale on zdjełał morie... (choć wiadomo: „biełyj-sinij-krasnyj-żyd ...Szag w pierod i szag nazad! prakrasnyj”, jak to dowcipnie śpiewali bo- Szag w pierod, szag w pierog. jownicy trzeciej międzynarodówki). A tiepier: Daj miłyj drug na szczastie Nie o przekonania tu chodzi, ale ruku! o wiersz. Trzeba przestroić lutnię, obo- jętne na jaki ton, byle na inny. Dobre Wasz bywały wiersze, nawet świetne, ale już Bolesław Kazimierowicz Mitinskij.

Krakowskie Przedmieście, ok. 1938. Fotograf niezna- ny. Pocztówka ze zbiorów Zbigniewa Lemiecha.

272 nr 35 (2009) Josif Władisławowicz Łobodowskij [Józef Łobodowski] Tropicielom polskości

Mnogouważajemyj Bolesław Kazimi- zawsze odbyć. Przytem nie będzie to, „Wiadomości Litera- rowicz! choć na to pozornie wygląda, załatwia- ckie” 1937, nr 25, s. 5. Odpowiedź Józefa nie wyłącznie osobistej sprawy. Zaczyna Łobodowskiego na Zławriednyj jewriejskij żurnał „Prosto się bowiem od pewnego czasu rozwiel- żartobliwą recenzję z Mostu” czytaju redko, i patamu pismo możniać zwyczaj gilotynowania utwo- tomu Demonom nocy Wasze niemnogo apazdało. Na dniach rów na podstawie ich rzekomej obcości. zamieszczoną przez Bolesława Micińskiego tawariszczi pakazali. Kanieczno praczoł, Uprawnienia egzekutorów są przeważ- w czasopiśmie „Prosto a praczytawszy, zdumiałsia. Izriadno wy nie bardzo wątpliwe, a przewód sądowy z Mostu” w formie Listu eto napisali. Zaduszewno. Ja, tak ska- oparty na przesłankach kruchych i nie- do Osipa Łobody. zat’, nyncze daże i nie wypimszy, a wot ustalonych. w głazach wsio tak i zawiertieło. Patamu Nie dziś i nie wczoraj przyklejono oczeń wy uź w intieriesom widie mienia mi etykietkę: poeta o psychice rosyj- przedstawili. Pachoż, jej Bohu, pachoż! skiej. Miało to wszelkie pozory słusz- Każe eto riebiatiszki razrisowywajut? ności. Rozlewność, rytmika, tematyka, „Toczka, toczka, a zapitoj, wot i obraz wreszcie zapożyczenia leksykalne zda- twój takoj!” N-da! Daże prosleziłsia. wały się nie pozostawiać żadnej wątpli- Praczom jeszczo raz. I jeszczo. Zzadu wości. A że skłonności do operowania napieriod. Triżdy na pieriekriest. Tudy gotowemi szablonami u naszej niedołęż- siudy i obratno. Wasiemnadcat’ razow nej krytyki nie brak, więc też tak i przy- i tak daleje pri damach gawarit’ nie pa- schło. I oto Napierski widzi we mnie łagajetsia. A wyrugawszyś, wspomnił odeskiego apasza przygrywającego na ja niekij stiszok niezabwionnawo Wła- zachrypniętej harmonji, Sebyła posądza dimira Władimirowicza. Charoszyja o tęsknotę do bujnych czasów carskiej słowca: „pisatieli, nas mnogo, sbieromtie Rosji, a Miciński dochodzi na tej dro- Miljon i kritikam pastawim bagadielniu dze do absurdu i beztrosko załatwia się w Nicce!” Prawiono! A za wami, mno- ze mną cytatą z Żurawia. Można i tak! gouważajemyj Bolesław Kazimirowicz, Ale czy należy? pierwaja oczeried’. Sprasziwajetie: ra- Napisałem kilka wierszy i poematów zpaczemu? Pazwoltie razjasnit’sa. No pa na tematy rosyjskie. Wyładowały się polski! Czylatielam wied’ toże palezno. tu zarówno wspomnienia i przeżycia A inym patiecha. dzieciństwa, jak i znalazła swoje odbi- Dobrem prawem każdego krytyka cie lektura poezji rosyjskiej. Jednakże jest negowanie wartości artystycznych te wspomnienia i przeżycia, to nieko- omawianego utworu. I tu autor nie- niecznie i nie tylko Rosja. „Wsio krugom wiele ma do powiedzenia. Nie będzie Rassieja… – nudzi się Miciński – Don… przecież sprzeczał się z recenzentem kazaki… Dniepr… ukrainskaja nocz… i udowadniał, że to co tamten nazwał barba…” i na poparcie cytuje wiersz złem, jest dobre. W tym wypadku jed- z poematu o powieszonych Ukraińcach. nak chodzi o coś innego, mianowicie Możliwe, że w oczach „madam Katz”, o zarzuty dotyczące treści i tematyki. którą wspomina Miciński, „Don, Dniepr, Słowem, repertuaru. Otóż, jeśli chodzi kazaki, ukrainskaja nocz” – to po prostu o repertuar, materiał dowodowy jest za- „chmielnaja, afi cerskaja Rassieja”. Jeśli wsze na miejscu, i konfrontacja może się tak, chętnie rozszerzę ten rejestr. Moż- nr 35 (2009) 273 Atak na Łobodowskiego

na opowiadać dalej: Kawkaz, Madżur- rzeki Oki założyły swoje dziedziny. Nie skija sopki, Pribałtijskij Kraj, Czuchna, jest to, oczywiście, powód żeby pieśń Wilna, Priwislinje itd. Czymże gorsze o samowarach zaliczyć do polskiej poe- te „impierskija prowincji” od Dniepru zji. Wspominam o tem, żeby podkreślić iż i Kazaków? utarte szablony dobre są przy malowaniu W tem właśnie sęk! Pewien kry- ścian pokojowych a nie w zawiłych i trud- tyk, a jednocześnie poeta, uznany nych sprawach kulturalnych. Aż do XV przez niektórych za reprezentacyjnego wieku okolice Tuły były daleko na wschód przedstawiciela „biało-czerwonej”, pod wysuniętą placówką kultury zachodniej, auspicjami endecji narodowo odrodzo- a to że dziś są całkowicie zwielkorusz- nej poezji, również kwestjonował pol- czone, nie znaczy, aby pisarza, który skość moich wierszy. Wszystko zależy zechciałby świadomie nawiązywać do przecież od perspektywy. Jeśli za jedyne tamtych tradycyj, wolno było nazywać centrum polskości uznać Rypin, Kikół Rosjaninem piszącym po polsku. i Sierpc – no, to niema dwóch zdań. Mam Inna rzecz, że dla „Prosto z Mostu”, jednak śmiałość utrzymywać, że Wołyń, które artykulik Micińskiego zamieściło, z którego pochodzę po kądzieli, i po- problemy te nie istnieją. Endecki pseu- wiedzmy, okolice Czerkas (właśnie nad donacjonalizm nigdy nie miał świado- Dnieprem), gdzie podobno przed wieka- mości kulturalnego posłannictwa i roli mi pułkownikował mój pradziad, zapisa- Polski na Wschodzie, rezygnując zawsze ły się w historji polskiej kultury niemniej i wszędzie na rzecz właśnie „jedinoj zaszczytnie od Rypina. Jeśli bowiem i niedielimoj”. Dla „Prosto z Mostu” moje z Rypina wyszedł sam Jerzy Pietrkiewicz, poematy o Kozakach kubańskich, to to ziemie ukraińskie mogą znów zasło- jeszcze jedna wersja „pticzki kanariejki”. nić się przed hańbą osobą niejakiego Ju- Zapewne!– w oczach mieszkańca Wil- liusza Słowackiego, który w lwiej części czej czy Złotej kozak kubański z eskorty swej poezji jest kresowcem, wielbicielem Skałłona był tylko nienawistnym sym- i piewcą stepu, Dniepru, konia, Kozaków bolem Moskwy. Ale dla mnie – i nie i innych „miazmatów”, stawianych dziś tylko dla mnie – Kozak kubański jest przed wyczulone narodowe sejsmografy potomkiem Siczy Zaporoskiej, a więc w jednym szeregu z „pticzką kanariejką” Ukrainy, a znowuż Ukraina, proszę pa- i „Aławerdy”. nów, to nie tylko Gonta i Humań, i nie Szkoda, że Miciński nie zauważył tylko „lupanar narodów”, jak ją raczył w moim ostatnim tomie świadomych określić Roman Dmowski, ale zespół po- i wyraźnych nawiązań właśnie do Sło- jęć, które nie powinny być obce żadne- wackiego (Na śmierć Ukraińców, Duma mu Polakowi, cóż dopiero kresowcom. o żołnierzu). Ale cóż dziwnego! Dużo ła- „Dawna ojczyzno moja, o jak trudno twiej było wykpić się cytatami z Żura- zakochanemu w twej śmiertelnej twa- wia i Marusi, wykazując w tej dziedzinie rzy…” – pisał Słowacki. Kultura, to taka istotnie eksperjencję i pamięć imponu- „chitraja sztuka”, że nie zawsze daje się jącą. Jeszcze tylko Tuła, Rodina maja, ogrodzić szablonami granic państwo- a byłby komplet. Tylko że z tą Tułą też wych. A z wschodnią kresową psychiką dziwne rzeczy się dzieją. Znaleźli się wogóle ostrożniej. Poza wspomnianym i tacy, którzy udowadniają, że Tuła, sto- Słowackim, mógłbym się tu świadczyć lica samowarów, to gród o nazwie po- nienadaremnie nazwiskami Mickiewi- chodzenia polskiego, jakoże plemiona cza, Kościuszki, Piłsudskiego… Wiatyczan (Wentyczów) i Radzimiczan Czy to nie Croce powiedział, że każ- wyemigrowały niegdyś na wschód i tam da historja jest historją współczesną, to w sercu dzisiejszej Rosji nad brzegiem znaczy, że teraźniejszość rozpatrujemy

274 nr 35 (2009) Tropicielom polskości Josif Władisławowicz Łobodowskij [Józef Łobodowski] z punktu widzenia tej przeszłości, któ- w superlatywach, Mieszczański poemat ra jest w niej zawarta, tworzy ją i w niej wita się jako wydarzenie poetyckie, a po żyje? A charakter narodowy nie wska- roku Piasecki dyskwalifi kuje tego same- zuje na widownię historyczną z próżni, go Karpińskiego, wymyśla mu od kuple- ostatecznie wykrystalizowany i zapięty cistów itd. Skąd ta zmiana? Może stąd, na ostatnie guziki; charakter narodowy że ktoś kogoś w Szopce warszawskiej wciąż staje się i rozwija; przeszłość zaś obsztorcował na perłowo? Tak czy nie? nasza nie jest odrębną własnością tylko Ale w pryncypialnym piśmie to chyba naszego narodu. Nie pójdzie to w smak nie uchodzi. szowinistom, ale na to niema rady. A teraz wróćmy do adresata. „Mo- Nie będę przeczył: fakt, że właśnie żeby tak kiczliwych polaszczykach na- „Prosto z Mostu” odmawia mojej poezji pisać” – radzi mi żartobliwie Miciński. miana polskości, ubódł mnie podwójnie. No, a o kimże traktuje cały spory poe- Między mną bowiem a „Prosto z Mostu” mat Duma o żołnierzu? Czytali wy, ili zachodzi ta różnica, że wprawdzie nieje- nie czytali? A Złota legenda też o Rosji? den z moich przodków był prawosławny, A cały czwarty cykl tomu? Pakorniejsze a jeszcze więcej zaliczało się do unitów, prasim atwieta. Oczeń uż nam żełatielno przechrztów jednak nie było zupełnie. uznat’, gdie imienno zażirieli w naszej A skutek stąd taki, że swoich praw do paezji isczad’ja rassiejskawo Ada. A to polskości na Sali sądowej nigdy nie do- żiwu w użasie i smiatienji. Razobłaczy- chodziłem i dochodzić nie zamierzam. tia wa wsiu, ili patałajtie zwajej miłos’ju. Przy okazji mała uwaga: czem się Inaacze żyt’ mnie pratiwno. tłumaczy zastanawiający fakt, że obóz, Pazwoltie, bezcenniejszyj drog mój, uzurpujący sobie monopol na nacjona- priebyt’ z wysoczajszem pacztinajem lizm, nie posiada ani na lekarstwo do- i proczeje i proczeje. brych poetów. Jest Gałczyński, a i ten P.S. Osipom mienia wpriod’ nie wie- przez nieporozumienie – taki z niego liczajetje. Imieju czest’ priedupriodit’, oenerowiec jak ze mnie kwakier. A właś- czto czeławiek ja wspyłczywyj i ka wsia- ciwie jeden Pietrkiewicz, mianowany luj drakie maładiec maładcom. Pomniu, wieszczem „biało-czerwonej” poezji, w 1920. godu budnczy ucznikom pier- i Dobrzyński, siódma woda po Maja- wawo paralejnawo kłasze Jejskoj Gim- kowskim. Czyli, żeby znowu użyć rosyj- nazja, zestoko pakałatił towariszcza, szczyzny – „na bezpticzij i ż… saławiej!”. imienom za Osipa. S tiech por wsiakij W tych warunkach szlify i ordery wyda- zwał mienia Juzikom ili Iozifom, samo- je się poetom na wzór sowiecko-hitle- tria na boleje ili mienieje drożeskije ata- rowski. Nasz czy nie nasz? Zależnie od szetja. Zasim kanczaju pismo. Ubiedion tego awans lud degradacja. A czasem w tom, czto kritik wy akuriodnyj, a dia- bywa i tak: Miciński pisze o Karpińskim junjn waszyparoczny i begoprotiwny.

nr 35 (2009) 275 Bolesław Miciński Żarty i wyznania*

„Prosto z Mostu” nr 28, I z Wyhowskimi skuzynowany, a batko 20 czerwca 1937, s. Á la polonaise Wyhowskij atamanem był, buńczuk nad 3. Pisownia oryginal- na. Przypis do tytuły Do pułkownika czerkaskiego Josipa Ło- nim nosili, i z Waścinem Dziadem za pochodzi od autora. body: osełedce się wodzili jak my dziś – si li- Mości, a mnie wielce miły Panie Ło- cet parva componere magnis. Oj, bo ne- boda! cit tepetr lude, szczo buwaly... Więc mi * W odpowiedzi na Tandem tedy Mocium Panie, kie- Waszmość nie mów, żem ze Złotej i że artykuł J. Łobodow- dym pismo Waszmościne przeczytał, Ukrainy nie rozumiem... ,,z wschodnią skiego zamieszczony w „Wiadomościach tom jeno czuba przygładził, wąs mus- kresową psychiką w ogóle ostrożnie”. Literackich” (Nr. 25) pt. nął, konfederatkę na ucho zsunął i lekko Mawczy! Ne Twoje diło brechniu mene Tropicielom polskości. odrzucając wyloty kontusza… do korda! zadawaty – chodi na dwir, nauczu ja Tebi Tropicielom polskości... Do karabeli! Kupą, mości Panowie! Bi- pułkownikiw zaporożskich szanowaty! i cóż to właściwie ma znaczyć? Nie rozumiem gosować! Sam do tu!... Ja Waści... ja Waści do grodu... ja Wa- tego tytułu. O ile mi Takiś mi właśnie Waszmość konter- ści w dyby... ja Waści kozakami. Ja Wa- wiadomo tropieniem fekt wysztychował. Już chyba każę ma- ści uszy obetnę! Jednemu z nas nie żyć polskości zajmowali larza w pierze a polem w smołę wsadzić na świecie. Dobądż kozacze szerpetyny! się tak zw. „zaborcy”, a teraz – Bogu dzię- i po rynku biczykiem pędzać abym in ki – nikt już polskości lactu był pocieszony. II nie tropi. Polskość Konfederatka? – Bogać tam: kapelu- Proceder tatarski zresztą nie mieszka ani sik od Lauera. Karabela? – Masterdzie- Jena bić się z Waszą miłością nie łatwo, w lasach ani pod sto- jaszku: wieczne pióra fi rmy „Pelikan”. boś u słynnego zagończyka pana Sło- łem – nie jest także ani zającem ani bakcylem Książeczki lawarytne przeglądam – ani nimskiego proceder tatarski praktyko- i nie warto jej tropić tam tej księgi niemasz, gdzie obok an- wał i raz wraz dobruckim sposobem przy pomocy lupy czy tyfony rozmaite instructiones militares zapadasz pod brzuch bachmeta Klu- na podstawie nikłych są przyłączone, ani Protokółów Mędrców czysz Wasze jak ta liszka, tu ogonem śladów, skoro można sobie poczytać Pana Syjonu— philosophia jeno i żydowiny machniesz, tam się umkniesz, a zawsze Tadeusza. truciciele: Freud, Adler, Stekl. Metrykę się wykręcisz. O uolpes astuta Toć wy- z sepeciku dobywam – bójże się Asan raźnie napisałem że „nie o przekona- Boga – nie z Rypinam mój dobrodzieju, nia mi chodzi, ale o wiersze” a Waść ani ze Złotej ulicy, lecz z Ukrainy szcze- mi morały prawisz – Pater Noster czy- rej, z Bałckiego powiatu, z Mokrej co to tasz i „tropicielem polskości” nazywasz. za Jampolem przy Waładynce leży, przy A wolno to zapytać, na jakiej podstawie? onym srogim jarze, gdzie druh Waścin A no, na takiej: „Może by tak o kicz- Bohun Helenę więził jak Kalypso Ulis- liwych połaczyszkach napisać – radzi sesa. Z „Wrażego Uroczyszcza” mój Mo- mi żartobliwie Miciński”. Bardzoś to sanie z „Tatarskiego Rozłogu” (sic!) ród Waść misternie wykoncypował, jam mój wiodę co łacno wykazać mogę choć wszelako inaczej napisał: ,,Maże by tak ojcowską substancję dzicz zagarnęła. o francuzikach iż Bardo, o kiczliwych Josif! Szczo z tobaju? Toż ja szcziryj polaczyszkach, o germanach, co to wy- Ukrainiec. Szcze ne wzmerła Ukraina dumali abieziance”. Równie więc dobrze wid Kijowa do Berlina! można by mnie było nazwać „tropicie- I nie świeć mi Waść w oczy swoją pa- lem francuskości” czy „niemieckości”. rantelą z pułkownikiem czerkaskim bom Prawda? Ale Łobodia o tym milczy. Woli

276 nr 35 (2009) Żarty i wyznania Bolesław Miciński mi konfederatkę na łeb wsadzić, wąsy smażył. A nie łaska to było przypuścić, sumiaste przyprawić, słomiane wiech- że rosyjskość – wytknąłem, nie dlatego, cie wetknąć w cholewy i napisać tak: że „żadne żaby nie grają tak pięknie jak „W tych warunkach szlify i ordery wy- polskie”, ale dlatego, że wiersze Wasz- daje się poetom na wzór sowiecko-hit- mościne osnute na jednolitej podszew- lerowski. Nasz czy nie nasz?” ce tematycznej słabo są zróżnicowane, A tymczasem.. a tymczasem w tymże nudnawe, monotonne i polane uczu- samym „złowriednym żurnalje” nie kto ciowym sosikiem (tatarskim) czut’ czat’ inny tylko właśnie Łobodia i to właśnie zjelczałym... (Nie gniewaj się Waszmość, za przekłady z rosyjskiego, z rąk niżej chcę tylko wykazać, że inne były moty- podpisanego ordery otrzymał i w „gie- wy mego żartu niż te, które mi Wasza nerały” go odkomenderowano. A działo miłość „amputuje”). się to w miesiącu maju (1936): A poza tym czyż to była krytyka? Zbyt mnie pochłania ta książka, aby się mógł Nic podobnego. Wyraźnie napisałem: zdobyć na obiektywny stosunek. O tomie tych „zamiast recenzji sałatka á la maniere przekładów należałoby napisać duże studium russe”. A więc nie recenzja, nie kryty- – albo nie pisać wcale. Ale czyż wolno pominąć ka, tylko żart. Ale w takich już czasach milczeniem ten tom właśnie dlatego że przekła- żyjemy, że cokolwiek by się nie napisa- dy tak są «wyczute»”, tak autentyczne, że brak ło, to wszyscy bez wyjątku odczyta ją słów, które mogłyby uzasadnić nasz entuzjazm. albo „faszyzm” albo ,,komunę”... nawet No, i jakże to tam z tymi „szlifami we wzorach dekadencyjnego systemu i orderami”? rachunku zdań... nawet w żarcie. Kto A o Wichrach Republikańskich nie- lubi Reymonta ten jest „witosowiec”, kto jakiego pana Demczyka tak się kiedyś Sienkiewicza ten endek, kto Dąbrowską, pisało w tym „złowriednym żurnalie”: ten jest Poniatowski. Ja lubię Homera, „Nie dziwi w tym kontekście wiersz Re- więc pewnie jestem Grekiem. inkarnacja jako nieodzowny element stylu p, Th ea von Harbon, popularnej III reprezentantki minionej epoki, zyskują- Wyznania cej wyraźnie na tle Schlageterów i Mitu Widocznie jestem „Grekiem” bo do XX wieku.” Proszę mi więc nie „ampu- spraw socjalnych nie mam większego. tować” – jak mówi Maszyński – hitle- jak to się mówi, „interesu” a to z tej pro- rowskich czy sowieckich metod – bo stej przyczyny, że ich nie rozumiem i co to typowo tatarski proceder w którym gorsza, zdaje mi się, że ich nikt zrozumieć się pan Słonimski wyspecjalizował ale, nie może. Na świat uwikłany w tragicz- którego wam – Łobodia – jako kozakowi nych konfl iktach patrzę jak na organizm stosować nie przystoi. Proceder ten na wstrząsany groźną nerwicą, której deter- tym polega, że się każdą ujemną krytykę minant nie rozumiem. Podstawą naszej tłumaczy „mado psychoanatico” przez wiary w rzeczywistość jest periodyczna wskazanie ukrytych motywów oceny ciągłość i powtarzalność zjawisk. Wie- (zawiść, nienawiść, endecja). Jak krytyk rzymy w słońce i księżyc, które jutro pochwali, to dobra nasza! Ale niech no nadejdą, bo nadchodziły wczoraj, przed- się tylko ośmieli łatę przypiąć – wrzask: wczoraj, przed tygodniem, przed wie- endek... tropiciel polskości – bratia ryd- kiem. Gdyby się jednak pewnego razu nyje spasajtie.. naszych biut – kitający dzień zmienił w noc, gdyby to wieczne nastupajut! pióro wbrew prawu ciążenia i wielolet- Jest to tak zwany proces kompensa- niemu doświadczeniu sfrunęło nagle cyjny, wyraz ambicji czyli zarozumiało- z nad papieru, gdyby gruszki wyrosły na ści za którą, się Waść będziesz w piekle wierzbie, gdyby Krzywieka przestała pi- nr 35 (2009) 277 6 pułk Legionów Polskich w Lublinie na Placu Litew- skim, 1917. Fotograf nie- znany. Zbiory Wojewódz- kiego Urzędu Ochrony Zabytków.

Rzeka Cechówka, ok. 1939 r. Fotograf nieznany. Zdjęcie z albumu: Robo- ty publiczne fi nansowa- ne przez Fundusz Pracy w Lublinie (1939r.). Album w zasobach Wydziału Bu- downictwa i Architektury Urzędu Miasta Lublin. Żarty i wyznania Bolesław Miciński sać o „płci” a Łabodia o Rosji – przestali- gicznym przekształceniu, lub osłabio- byśmy wierzyć w rzeczywistość i oszaleli, nym odzwierciedleniu owych afektów bo rzeczywistość zrównałaby się z snem w sobie. A „jeśli dzieje nie mają i być z fantasmagorią. teatrem marionetek – pisze Geord Sim- Otóż tempo i fantastyczna zmienność mel w swojej Filozofi i historii – to mu- spraw socjalnych sprzeczna z wiarą i do- szą być historią objawów psychicznych”. świadczeniem normalnego człowieka, Otóż przyznaję to z całą szczerością – każe mi wątpić w realność tych spraw. nie umiem, odtwarzać w sobie, nie ro- Rosja Sowiecka przypomina mi właś- zumiem owej tkaniny psychicznej, która nie np. przedmioty fruwające wbrew jest podłożem dzisiejszych przemian. prawu ciążenia, słońce krążące dokoła Objawy mówią o poważnej nerwicy, ziemi i makabryczne gruszki wyrosłe a z procesów świadomych jak wiado- na zatrutej wierzbie. I dlatego – chro- mo, objawy tworzyć się nie mogą i dla- niąc się przed grożącym obłędem po- tego pod powikłaną tkaniną widzę owo wtarzam uporczywie „to nie jest realne, niepojęte „Es”, groźnego „Urmenscha”. tego w ogóle nie ma”, a postępując tak, Ludzie krótkowzroczni tłumaczą postępuję jak podróżny, który wyszedł- często życie przy pomocy kategorii szy z Baedeckerem na spacer i nie znaj- ,,celowości”. Jest to jednak jak się zda- dując zapowiedzianych w Baedeckerze je potężne złudzenie historiozofi i. Raz jezior i drzew woła: „ten krajobraz nie jeszcze odwołam się do Simmla: jest prawdziwy”. Jak celowość w budowie organizmów skłania Mimo pozorów nie widzę w tyra cech umysły refl eksyjne da przyjęcia przyczyny in- absurdalnych. Jest to po prostu wiarą teligentnej jako ich źródła, gdyż przywykliśmy w realność i niezmienność zasad takich uważać celowość za następstwo jedynie świa- jak: kochaj bliźniego jak siebie same- domej woli, tak, a zapewne równie błędnie, go. I dlatego mój moralny Baedecker wyobrażamy sobie liczne czynności ludzkie, jako każe mi wątpić w realność tych spraw, celowo uwarunkowane, gdy w rzeczywistości w których jestem uwikłany: to tyl- są one wynikiem mechanicznych, urządzeń ko sen... to niemożliwe. Oportunizm, i nieświadomej konieczności. tchórzostwo, krótkowzroczność? Nie to W ramach krótkiego naszego życia raczej instynkt samozachowawczy chro- umiemy automatyzować czynności niąc przed obłędem kwalifi kuje jako sen proste (ukłon, podanie ręki, konwen- tę rzeczywistość, która sprzeczna jest cjonalny uśmiech, prawidłowy uchwyt z normalnym pojęciem o rzeczywisto- karabina) – w wielowiekowym życiu ści. Gdyby mnie „pad stienku” postawili, grup społecznych uległy już automaty- to i tak w tę rzeczywistość nie uwierzę zacji czynności i procesy złożone, a jeśli (są przecież sny lękowe, sny straszne). nawet cel tych ruchów istnieje realnie Uwierzyć w taką rzeczywistość, to zna- to świadomość tego celu już dawno za- czy zwątpić w człowieka, a tej wiary ni- nikła. Czynności te odbywają się więc gdy się nie wyrzeknę. – że tak powiem – w zarządzie rdzenia Człowiek normalny uwierzyć może pacierzowego, z wyłączeniem kory móz- w to tylko, co mu się narzuca dzięki re- gowej. Nerwica jest sprawą psychicz- gularności przebiegów (np. tak zwana ną i nóż chirurga nie potrafi uśmiercić „przyroda”) i w to co w jakikolwiek spo- groźnego „Urmenscha”: tu trzeba prze- sób zrozumieć może np. świat procesów de wszystkim „psychoterapii”, która by psychicznych które sam w sobie odtwa- wzmocniła „Kulturmenscha” i dodała rza. Wszak proces psychiczny, który na- mu sił do walki. Jest to zgoła pozytywny zywamy rozumieniem innych procesów program socjalny i dlatego w miarę mo- psychicznych polega tylko na psycholo- ich skromnych możliwości chciałbym nr 35 (2009) 279 Atak na Łobodowskiego

śledzić poprzez ściegi krzyżowe w de- Jeszcze „pra dama sua”. Pisałem o Ho- likatnej i powikłanej tkaninie jedną tyl- merze i Schelerze o Kartezjuszu i Adle- ko nitkę; rozwój wartości kulturalnych. rze – i pies z kulawą nogą nie przeczytał. I dlatego tez szczerze jestem wdzięcz- W przystępie dobrego humoru „sztuki ny red. Piaseckiemu, że mi umożliwia – prybantki” napisałem o Was. Kocha- tę pracę w przeciwieństwie do innych ny Josif Władisławowicz, już i przedru- redaktorów (miałem niedawno taki wy- ki, i polemiki. W Wilnie się podobało, padek) nie wymaga odemnie rezygnacji z Poznania list pasterski przysłali, nawet z współpracy w innych pismach i nigdy „same” Wiadomości odezwały się. Wi- w niczym nie krępuje mojej wypowiedzi. docznie ciągłe jeszcze panuje dyktatura Tak się właśnie złożyło – mój Łabodia „witza” (nie humoru, bo humor jest rze- – że właśnie w tym „złowriednym żura- czą bezinteresowną). Racz Waszmość lie” znalazłem rzecz bezcenną: wolność. przyjąć etc, etc.

Kościół garnizonowy na Alejach Racławickich, ok. 1937 rok. Ze zbiorów rodzi- ny Margulów.

280 nr 35 (2009) Józef Łobodowski Żarty a rzeczywistość

Nie udawaj Greka! myt bibuły socjalistycznej, towarzysz „Wiadomości Litera- Dla odmiany i rozrywki Bolesław Mi- Markowski z Lublina, wojna światowa, ckie” 1937, nr 30, s. 5. ciński kontynuuje rozpoczętą dyskusję bajończycy, Murmań. W tekście apo- ze staropolska po ukraińsku. Wpraw- strofy, nawiązujące do Grobu Agamem- dzie ukraińska jego mowa przypomina nona, wyraźne podkreślenie łączności nie tyle kuzyna Wyhowskiego co wu- ze Snem o szpadzie Żeromskiego. A Mi- jaszka Sienkiewicza, ale dobre i to jak ciński nic, jeno wciąż słyszy ćwierkanie na kogoś, komu „ojcowską substancję „ptaszki kanariejki”. dzicz zagarnęła”. Niestety nie odpowiem Na śmierć powieszonych Ukraińców to mu w ten sam sposób; obawiam się, że znów nawiązanie do Słowackiego i Że- taka korespondencja przedłużałaby się romskiego, a geneza tego cyklu tyle ma w nieskończoność. Licho wie, jakby to wspólnego z Rosją co tragedia Biłasa wyglądało. Wspomina przecież Miciński i Danyłyszyna z tulskim samowarem. o tem, że jest Grekiem, gotów więc na- W Złotej legendzie mówi się o wszyst- stępny list napisać po grecku, i do tego, kiem, prócz Rosji. Jest i maraton (Gre- broń Boże, heksametrem. A zatem lepiej cja! Grecja! – cieszcie się wielbiciele skapitulować i pisać zwyczajnie bez żad- Homera!) i bogowie egipscy, i norwe- nych wtrętów makaronicznych. ska wyprawa polarna, i boks, i pochód Miciński jest adresatem nieuważnym mastodontów przez puszczę. Nie znaj- i zbyt zachłannym. List, wrzucony do dzie też najpilniejszy szperacz owej ro- jego skrzynki i na jego ręce zaadreso- syjszczyzny ani w Nike samotrackiej, ani wany, choć w znacznej części w kogo na Cmentarzu lubelskim, ani w żadnym innego wymierzony, zapisuje bez reszty innym wierszu tego tomu. Uogólnienie na własne conto. A szkoda! Dałoby się – rzecz efektowna, nie należy jednak uniknąć wielu nieporozumień i spycha- przez stosowanie go na codzień uprasz- nia dyskusji z głównego gościńca. Wo- czać sobie recenzenckiego zadania. Nie bec tego spróbuję jeszcze raz. Ale już będę protestował, gdy Miciński odsądzi bez żartów, wyznań i udawania Greka. od czci i wiary moje książki, ale niech nie Ściśle według tematu. imputuje Alainowi Gerbault tatarskie- go nosa, a marmurowej dziewki samo- Rzeczywistość i żarty trackiej nie stroi w sarafan riazańskiej Przerzucam Demonom nocy. Pierwsze Duniaszy. Pisali na temat rosyjszczyzny dwa poematy. Istotnie, tematyka rosyj- w moich wierszach również tacy kryty- sko-kozacka. Don, step, walka, pijane cy, jak Terlecki czy Ortwin. Ale ci uza- pieśni marynarskie, Rosja zmyta krwią, sadnili swoją opinię, nie ułatwili sobie Krasnystaw na Kaukazie, dwunastu zadania na tyle, żeby dziesięć wierszy jeźdźców niby dwunastu apostołów, a na mierzyć łokciem jedenastego. ich czele „spełnicie straszliwy”. Scytyjski To przecież były tylko „szutki, pri- mesjanizm czy jak tam! Ale to dopie- bautki, napisane w przystępie dobrego ro pierwszy cykl tomu, jedna czwarta humoru” – sumituje się na zakończenie całości. Wymieniam następne. Duma Miciński. No, proszę! – żyjemy w cza- o żołnierzu – poemat o polskich ru- sach niezwykle dla poezji przychylnych. chach wyzwoleńczych: rok 1831, prze- Dziesiątki czasopism literackich, wraż- nr 35 (2009) 281 Atak na Łobodowskiego

liwa i inteligentna krytyka, wydawcy i komunistycznych wierszy. „Robotnik” chętni i hojni, dlaczegóżby przy oka- umieścił wzmiankę o przyznaniu nagro- zji nie dać sobie folgi i nie pożartować dy w kronice sportowej, a niektóre pis- z tych „słowików tuczonych nagroda- ma endeckie komunikat PAT-a wogóle mi”? A niechby mi Miciński po przyja- wrzuciły do kosza. cielsku wytłumaczył, dlaczego redakcja To tylko jeszcze jeden drobny przy- rodzonego pisma nie uwzględniła jego kład więcej na dowód, że na wyższej intencyj i potraktowała ten recenzencki ponadpartyjnej platformie utworzył się żarcik tak poważnie, że aż na tej pod- i stale krzepnie wspólny front kołtunerji stawie odmawia mojej pracy poetyckiej wszystkich wyznań i przekonań. Znaleźć wszelkiej wartości kulturalnej?! się pod obstrzałem takiego wspólne- go frontu, to nawet niemała przyjem- Rozdwojenie jaźni ność, zaszczyt i wyróżnienie. Więc się I oto zbliżamy się coraz bardziej do sed- nie skarżę. Ale ulec takiemu rozdwoje- na rzeczy. Nie odpowiadałem w „Wia- niu jaźni na łamach tego samego pisma domościach Literackich” na żart i w stosunkowo bardzo krótkim przecią- Micińskiego, dopóki w nr. 25 „Prosto gu czasu zdarzyło mi się po raz pierwszy. z Mostu” nie wyczytałem w polemi- Właśnie w „Prosto z Mostu” w polemi- ce z „Kulturą”, że „rosyjskość z ducha ce z poznańską „Kulturą” redakcja dała wierszy Łobodowskiego nie jest poży- wyraz swemu zdziwieniu, jak to można tecznym wkładem w kulturę polską”. bronić takiego bolszewika, jak Łobo- Nieprawdaż, jakie to wesołe! Jeden za- dowski, zapominając widocznie, że kilka żartował, a drugi już pisze akt oskar- tygodni wstecz usadowiła mnie na jed- żenia. A przy sposobności, żeby już nym stolcu z Kostką-Biernackim, jako wszystko było do maści, ten drugi po- że ideologia wspólna: Brześć, Bereza itd. pełnia delikatne nadużycie, cytując Teraz sam nie wiem. Totalniak czy ko- w dyskusji o Demonach nocy wiersz munar? Bereza czy Sołówki? Gestapo z wcześniejszej, jeśli chodzi o datę po- czy GPU. „Heill” czy „rady starat’sia”!? wstania zakwestjonowanego utworu, Może mi to św. Miciuś, jako cudów zwy- o trzy lata Rozmowy z Ojczyzną. Wszyst- czajny i w sprawach podświadomości ko poto, żeby udowodnić, że jestem nie oblatany, łaskawie wyjaśni. tylko Rosjaninem, ale i bolszewikiem. Przyzna mi Miciński że cytowanie mo- Pudel Gaga jego wiersza o bolszewikach, napisanego Fakt, że Miciński pochodzi z Ukrai- i wydrukowanego na długo przed ogło- ny ani mnie wzruszył, ani w moje ar- szeniem znanych mu chyba artykułów gumenty ugodził. Wiedziałem zresztą w „Wiadomościach” – jest świadomem o tem bardzo dobrze. Można przecież i celowem wprowadzaniem w błąd czy- urodzić się koło Jampola, a w stosunku telnika i fałszowaniem rzeczywistości. do spraw ukraińskich zachować umysło- Osobiście wcale mi to nie przeszkadza. wość mieszczucha z Rypina czy Złotej. Przyzwyczaiłem się już do tego, że jed- Nie wiem jak tam jest pod tym wzglę- nocześnie jestem i bolszewikiem, i fa- dem u Micińskiego, wiem za to jak na szystą. całą sprawę zapatrują się Dmowski, Kiedy przyznano mi nagrodę Pol- Stroński, Giertych, Wasiutyński i idące skiej Akademji Literatury, „Dziennik za nimi gromady. A jeśli Miciński istot- Popularny” pisał o faszyście, który robi nie taki „szczyryj Ukrainiec”, to mógłby karjerę na szkalowaniu proletariatu, mego wiersza o powieszonych Ukraiń- a „Głos Lubelski” ubolewał, że wyróż- cach w kacapskie łapcie nie stroić. Pudel nienie spotkało autora bluźnierczych Gaga, który zdechł z tęsknoty za introni-

282 nr 35 (2009) Żarty a rzeczywistość Józef Łobodowski zacją do rodzinnego pałacu, też urodził wiek przez redakcję i umiem to cenić. się na Ukrainie. A jeśli tak jest naprawdę, mam skrom- ną osobistą prośbę. Taka mała prywat- Żydowskie wynalazki ka. Niech Miciński napisze obszerną Niepotrzebnie Miciński sądzi, że kry- a uczciwą recenzję z utworów tych poe- tykę moich wierszy wytłumaczyłem so- tów, których tak zdecydowanie lansu- bie „modo psychoanalitico”. W kontusz je „Prosto z Mostu” – Dobrzyńskiego, też go nie stroiłem. A jeślim na ende- Pietrkiewicza, jeszcze paru. Niech ich cję wjechał, to z tej prostej przyczyny, solidnie zerżnie. że recenzja jego (czy też żart, jak wola) Znam na tyle poetyckie upodobania umieszczona została właśnie w „Prosto Micińskiego, że orientuję się, co sądzi z Mostu” i z niej zaczerpnięto argument, np. o rozwlekłych, rozmamłanych, roz- użyty następnie w polemice z „Kulturą”. mokłych, niekontrolowanych, wyszuka- Chodzi o to, że według mego, mylnego nych stylistycznie, „podlanych czut’ czut’ być może, zdania „Prosto z Mostu” sto- zjełczałym sosem” sentymentalizmu, suje wobec zjawisk kulturalnych chwy- manierycznych poematach Pietrkiewi- ty symulanckie, a recenzja Micińskiego cza. Więc śmiało! Prosto z mostu! Cztob stała się punktem wyjścia dla jeszcze malcziszka nai zaznawałsia! A także jednego uproszczenia. I niech się nasz wartoby poprosic redaktora, żeby nie skromny „Kulturmensch” nie wykręca, drukował takich koszmarów, jak np. że go sprawy społeczne niewiele obcho- wiersze Zdzisława Lardellego. Wsiowe dzą. Obchodzą, nie obchodzą, a pośred- to one są, a wiadomo, chłopy idą, ale ni związek jest. zato z poziomem artystycznym coś nie Nie ulega wątpliwości, że „Prosto bardzo. I nie pasuje Micińskiemu sąsia- z Mostu” stosuje polityczny, a nawet, dować z taką poezją, gdzie autor, żałując o zgrozo, klasowy (chłopy idą!) punkt gospodarza, któremu się zmarło, dodaje widzenia przy ocenie pisarzy. Wystar- fi lozofi cznie: „to się zdarza, to się zda- czy, aby początkujący beletrysta nazywał rza”. Że niby śmierć się zdarza? – wia- się Kosela albo Nędza i pisał do „Prosto domo, ale poco zaraz poemat! z Mostu”, a już staje się znakomitością. Tu mi się nasuwa smutna uwaga, Wystarczy być robotnikiem z „narodo- spowodowana melancholijnem stwier- wej Łodzi”, żeby kiepskie, choć z tem- dzeniem Micińskiego, że gdy pisał o Ho- peramentem pisane, wiersze otoczono merze, Adlerze, Schellerze i Kartezjuszu, dymem kadzideł. Polskie dwadzieścia lat „to pies z kulawą nogą nie przeczytał”. Pietrkiewicza, to jeszcze jeden powód ad Właśnie! – powiem nawet Micińskiemu, majorem Prowincjae glorjam, żydowskie dlaczego. Jedni czytali powieści Migowej, dwadzieścia latek Hertza budzi wzru- a drudzy, młodzież narodowa i radykal- szenie ramionami. Nie entuzjazmuję się na, uchwaliła, że „do Boga dochodzi się, Hertzem, który mnie ani ziębi, ani grzeje, służąc ojczyźnie”. A Kartezjusz powiada i którego wbrew warszawskiej opinji nie inaczej. Więc po jaką cholerę?! uważam za genjusza, ale teorja względ- Jak już zaznaczyłem, w całej tej pole- ności – to też żydowski wynalazek, i le- mice chodzi mi nie tyle o Micińskiego piej zostawić ją w spokoju. i jego żarty ile o wnioski, które na po- czekaniu wysnuła sobie redakcja „Pro- Znalazła się i prywatka! sto z Mostu”. Miciński ci udowodnił, Oświadcza Miciński, że w „Prosto z Mo- że grzęźniesz w tematyce rosyjskiej, stu” znalazł „rzecz bezcenną – wolność”. a zatem twoja praca poetycka nie ma Bardzo to ładne i przyjemne. Ja sam nie dla kultury polskiej żadnego znaczenia zniósłbym krępowania mnie w czemkol- i wogóle jesteś bolszewik. nr 35 (2009) 283 Atak na Łobodowskiego

Takie potępiające wyroki wydaje „Pro- nie pokrycia w rzeczywistości, podobnie sto z Mostu” z wysokości swoich nacjo- jak bez pokrycia działa najczęściej nasz nalistycznych pozycyj nie od dziś i nie na polski nacjonalizm. Nie miejsce tu na mnie pierwszego. Jeśli więc wszcząłem argumenty, podmurowujące ten zarzut. tę, pozornie, być może, bardzo osobistą, Może kiedyindziej. Narazie powiem polemikę, to jedynie w przekonaniu, że tyle, że „nie każdy kto woła: Boże! Boże! upominam się nie tylko o swoją krzyw- – wejdzie do Królestwa Niebieskiego”. dę. Nie widzę bowiem żadnego manda- Nie wystarczy wołać: „Naród, Polska!” – tu, który uprawniałby „Prosto z Mostu” trzeba przedewszystkiem swój nacjona- do stawiania pisarzy na cenzurowanem lizm uzgodnić z historyczną polską racją i wydawaniu wyroków. Przewinęło się stanu i kulturalną przeszłością narodu. w tem piśmie sporo ciekawych wystą- W tem miejscu słyszę, Jak Miciński pień – i to są jego aktywa. Chcą panowie stawia mi zarzut, że rozszerzam niepo- tworzyć wielką narodową kulturę i sztu- trzebnie dyskusję, i wielkim brzękiem kę? Bardzo ładnie. Dobremi chęciami słów staram się osłonić przed uderzenia- dawno już piekło wybrukowano. A jak mi skierowanemi wyłącznie pod adre- z realizacją? Na razie trochę chłopo- sem moich wierszy. Ale racji nie ma. maństwa i „czerwono-białej” poezyjki. Rzeczy drobne wynikają z wielkich – A ci co wprowadzają szerszy oddech i odwrotnie. A to co w „Prosto z Mostu” i wyższy poziom, właśnie Miciński, An- czytuje na temat poezji „czerwonej «Ka- drzejewski, Gałczyński – to wszystko meny»”, „subsydjowanego «Pionu»” itd., raczej „poputczyki”, niejednokrotnie od- składa się na całość na tyle zajmującą, że cinający się od właściwego tła. chętniebym jeszcze podyskutował, byle Tak więc proskrypcje i eksterminacje z wyłączeniem przyczyn, które z niniej- „Prosto z Mostu” nie znajdują przeważ- szą polemikę sprowokowały.

Ataman Łoboda bawi się

„Prosto z Mostu” nr 32, „Głos Lubelski” zamieszcza sprawozda- Łobodowski i Wójcik, oskarżeni byli o zerwanie 11 lipca 1937, s. 4. Not- nie z procesu sądowego Józefa Łobo- szeregu szyldów m. in. szyldu wydziału śledcze- ka niepodpisana. dowskiego, autora Demonom nocy i b. go z godłem państwa. redaktora „Kuriera Lubelskiego”: Za te pijackie występy Sąd skazał Łobodow- W Lubelskim Sądzie Grodzkim odbyła się spra- skiego na 2 mies. aresztu bez zawieszenia. wa redaktorów niewychodzącego już „Kuriera P. Wójcika sąd uniewinnił. Lubelskiego”, pisma, które miało reprezentować Z okazji procesu okazało się, że p. Łobodowski „Ozon” na lubelskim terenie. Redaktorzy ci, pp. był już czterokrotnie karany przez różne sądy.

284 nr 35 (2009) st. p. [Bolesław Piasecki] Rozkoszny laureat

Laureat nagrody młodych PAL.-u Jó- ski bynajmniej nie wycofał wiersza Do „Prosto z Mostu” nr 34, zef Łobodowski ciągle jaszcze nie może bolszewików. Wydrukował go bez żad- 25 lipca 1937, s. 5. Pisownia oryginalna. się uspokoić, że jego zbiorek wierszy nych zmian. Nie opatrzył także tomiku pt. Demonom nocy mógł się spotkać żadnym komentarzem. z krytycznymi zastrzeżeniami. Splan- Nie wiemy więc, które wyznanie wiary towany odpowiedzią Micińskiego Łobodowskiego należy traktować serio: („Prosto z Mostu” nr 136, Żarty i wyzna- to z odwoławczych artykułów w „Wiado- nia), tłumaczy się w „Wiadomościach mościach”, czy to dawniejsze powtórnie Literackich”(nr 716 Żarty a rzeczywi- zaakceptowane drugim wydaniem Roz- stość), że właściwie to mu nie o Miciń- mowy z Ojczyzna. Może zresztą żadne- skiego chodzi, tylko a „Prosto z Mostu”, go z nich na serio brać nie należy. W tym które w polemice z poznańską „Kul- może znajdzie Łobodowski odpowiedź turą” przypomniało probolszewicki na dręczące go pytanie, dlaczego doci- wiersz z dawniejszego zbiorku laure- nają mu zarówno od „komunarów”, jak ata: Rozmowa z Ojczyzną. Bardzo się i od „totalniaków”. I uśmiechają się, bo więc Łobodowski oburza. Jakto?! To jak się nie uśmiechać, gdy Łobodowski, można teraz cytować jego wiersz, na- krojąc apolitycznego estetę, zżyma się że pisany i wydrukowany na długo przed „Prosto z Mostu” nazwało kiedyś „Ka- ogłoszeniem jego „znanych” artykułów menę” – „czerwoną”, a „Pion” – „subsy- w „Wiadomościach”, w których odwołał diowanym”, a równocześnie z czarującą swoje dawniejsze wyznanie wiary? konsekwencją w tymże samym artykule Słuszna racja – jak mówią w War- przypisuje „Prosto z Mostu” do „ende- szawie. Oczywiście, nie możnaby cy- cji” i z pewną siebie miną obwieszcza: tować, gdyby... Otóż to „gdyby” będzie „Nie ulega wątpliwości, że «Prosto bardzo charakterystyczne dla poczynań z Mostu» stosuje polityczny, a nawet naszego laureata. Zacytowany przez o zgrozo, klasowy (chłopy idą) punkt nas wiersz nie pochodzi bowiem wcale widzenia przy ocenie pisarzy”. Zrozu- z „wcześniejszej o trzy lata” Rozmowy mieliście? Teraz, już wszystko jasne. Cóż z Ojczyzną. Pochodzi z drugiego wyda- za pociecha! „Oni mi dlatego łatki przy- nia ,Rozmowy opatrzonego na okładce pinają, że stosują polityczny punkt wi- datą „Warszawa, 1936”, które otrzyma- dzenia, a ja nie jestem ich!” liśmy w redakcji z opaską objaśniającą No i jaki rozkoszny jest ten laureat, do czytelnika, że jest to utwór laureata na- niedawna zaprzysiężony obrońca ludu grody PAL-u. Jak zaś świeżo informuje pracującego, gdy drwi z endeckiego w „Roczniku Literackim” Zawadziński, „Prosto z Mostu”, że otworzyło szeroko to drugie wydanie spowodowane zosta- swe łamy twórczości pisarzy wiejskich, ło wyczerpaniem tomiku poprzedniego, że daje im możność próbowania swych wydanego „w bardzo szczupłej ilości eg- sił i rozwijania się, lub gdy z wyżyn swo- zemplarzy”. Na miejsce wiec wydania jego „estetyzmu” i znawstwa ironizuje: bibliofi lskiego – wydane dostępne dla Wystarczy, aby początkujący beletrysta nazywał wszystkich, ze stemplem laureackim. się Koseła albo Nędza i pisał do „Prostu z mostu”, Otóż z tego nowego wydania Łobodow- a już staje się znakomitością. Tak samo świetnie nr 35 (2009) 285 Atak na Łobodowskiego

List Józefa Łobodowskie- wie, że Koseła jest początkujący, jak że Nędza Panie laureacie! Szalej, tłucz szyldy go do siostry Władysła- (który w sam raz pisuje wiersze, a nie prozę) jest w Lublinie, pisz wiersze (byle dobre), ale wy z Madrytu, 12 czerwca beletrystą. Ale wystarczy, że pisują do „Prosto nie usiłuj w nas wmawiać, żeś zasad pełen 1975. Ze zbiorów rodziny Tomanków. z Mostu”. i reformator obyczajów polemicznych.

Na sąsiedniej stronie: list Józefa Łobodowskiego do siostry Władysławy z Ma- drytu, 12 sierpnia 1976. Ze zbiorów rodziny To- manków.

286 nr 35 (2009)

Sprawa Arnsztajnowej

Poniższa polemika prasowa ilustruje tematykę, wielowątkowość, styl i temperaturę spo- rów, które angażowały inteligencję II Rzeczpospolitej. Jej wiodącym wątkiem (choć jeszcze nieobecnym w pierwszym tekście) jest problem stosunku do Polaków żydowskiego pocho- dzenia i postawa Łobodowskiego, ale pojawia się w niej także wiele innych kwestii bliskich nam również dzisiaj. st.p. [Bolesław Piasecki] „Pion” przegląda prasę Z dużym zainteresowaniem przeglą- metody przemilczania. Uśmialiśmy się „Prosto z Mostu” nr 34, damy od kilku tygodni „Przeglądy pra- serdecznie, określenie bowiem tej me- 25 lipca 1937, s. 5. sy” w „Pionie”. Zdarzyło się bowiem, tody jak ulał pasowało właśnie do notat- że w nrze 133 „Prosto z Mostu” wzię- ki „Pionu”, która była dość klasycznym liśmy w obronę młodego poetę Jerzego przykładem... przemilczenia istotnego Pietrkiewicza przed niesprawiedliwą na- powodu wypadu polemicznego. szym zdaniem recenzją z Prowincji, jaką Z tym większą ciekawością obserwo- w „Pionie” zamieścił Wł. Sebyła. Zesta- waliśmy, jak się sprawa rozwinie dalej. wiliśmy opinie Sebyły z zdaniami kilku Nie było zawodu. Z kolei ofi arą przeglą- innych recenzentów (wśród których nie dacza prasy w „Pionie”, szukającego oka- brakło nawet współpracującego w „Pio- zji, aby nam dociąć, padł Bogu ducha nie” L. Frydego) i przy okazji wypowie- winny prof. Henryk Życzyński, który dzieliśmy kilka cierpkich słów na temat jakoś w tym czasie zamieścił w „Pro- recenzyj poetyckich w „Pionie” w ogóle. sto z Mostu” artykuł p.t.. Nowinkarstwo Rezultat nie dał na siebie długo cze- w polonistyce. Sam artykuł nie nasunął kać. Oczywiście nie odpowiedź wprost. przeglądaczowi żadnych refl eksyj, skąd- To byłoby wbrew wszelkim przyjętym żeby! Po jego ukazaniu się było zrazu w Warszawie regułom. Przeglądacz pra- w „Pionie” głucho. Ale oto prof. Roman sy „Pionu” zaczął szukać czegoś spo- Ingarden drukuje u nas w „Prosto z Mo- sobnego na innym terenie. Jest, jest! stu” kilka sprostowań drobnych nie- List otwarty redaktorów poznańskiej ścisłości artykułu prof. Życzyńskiego. „Kultury” do redaktora „Prosto z Mo- Przeglądacz z „Pionu” zaciera ręce. To stu” (fragment znanej naszym czytelni- dopiero gratka! Nie czekając więc co od- kom polemiki). Więc oczywiście cytaty, powie prof. Życzyński i zatajając, że całą określenie listu otwartego jako „pierw- mądrość swą zaczerpnął z wyjaśnień szorzędny dokument chwili”, no i kilku prof. Ingardena drukowanych w „Prosto Na sąsiedniej stronie: soczystych opinii o „Prosto z Mostu”, z Mostu”, atakuje w własnym imieniu okładka tomu Jarzmo kau- wśród których nie brak było zarzutu artykuł prof. Życzyńskiego, pozwalając dyńskie. Okładka i ilustra- używa przez nasze pismo w walkach sobie przy tym na zupełnie niedopusz- cje: Mirosław Sokołowski. nr 35 (2009) 289 Sprawa Arnsztajnowej

czalne, nieprzyzwoite zwroty pod adre- kakofonicznie) wszystkie braki i grze- sem wybitnego uczonego lubelskiego. chy Prowincji a znikły zupełnie jej nikłe Po tym dopiero obstrzale terenu przy- wdzięki”. Tyle ma pan przeglądacz pra- pomina sobie przeglądacz, że „Prosto sy do powiedzenia o utworze młodego z Mostu” zaatakowało przed kilku ty- poety. Na dokładkę jeszcze dowcipek: godniami „Pion” z powodu recen- „Nie będziemy tu cytowali co pikantniej- zji Sebyły. „Nie polemizowaliśmy z tą szych, kawałków nieszczęsnego «poema- wzmianką ze względów zasadniczych” tu», nie chcąc znęcać się nad niewinnym – oświadcza z całym spokojem. Teraz autorem któremu po prostu przewróciły już „względów zasadniczych” nie ma. w głowie kadzidła recenzentów i mało I polemika jest niepotrzebna. Dlacze- wyrobionego artystycznie środowiska”. go? Bo w „Prosto z Mostu” ukazał się Pietrkiewicz zatem zoperowany. „Prosto nowy poemat Pietrkiewicza Wyzwolone z Mostu” też się dostało co się zmieści mity, w którym „doszły do głosu (bardzo przez kilka tygodni: dobra nasza!

st.p. [Bolesław Piasecki] Skutki „Prosto z Mostu” nr 34, Ale tu się zaczyna druga część progra- „Pionu” i dowcipkami na ten temat, wali 25 lipca 1937, s. 5. mu, nieprzewidziana przez przeglądacza w „Myśli Narodowej” (nr 29) wierszyk Składnia oryginalna. Skróty dotyczą zdania: prasy: fałszywa gra zaczyna wyłazić bo- satyryczny, dedykowany „Pionowi”: „że «Pion»: «w ezote- kiem. Prof. Życzyński. oburzony niesły- rycznej, oczyszczonej chanym potraktowaniem go przez „Pion”, Wstyd mi bardzo, że się bronię, z treści empirycznych oświetla metody polemiczne anonimo- kiedy mnie zjeżdżają w „Pionie”. postaci odsłania feno- menologię współczesnej wego przeglądacza w liście do „Prosto Pseudo-epik, pseudo-talent, kultury francuskiej»”, z Mostu” i protestuje przeciw nim w liście megaloman i tak dalej. które pojawia się do „Pionu”. I oto redakcja „Pionu” (tym dwukrotnie prawdopo- razem działał zapewne nie przeglądacz Poco taki cięgle pcha się, dobnie przez pomyłkę zecera (w pierwszym prasy, ale naczelny redaktor Wilam Ho- kiedy pełno na parnasie. miejscu pojawia się rzyca) czuje się w obowiązku zamieścić tylko zdanie w cudzy- oświadczenie, że: „nie mieliśmy wcale Eiger, Peiper i Turower, słowie: „w ezoterycznej intencji obrażać p. Życzyńskiego, jako Koloniecki i Łazower – … francuskiej”). człowieka i profesora, i dlatego za użycie ostrych i napastliwych słów niniejszym -tówna oraz Arnsztajnowa bardzo Go przepraszamy”. wznoszą pomnik polskiej mowy. Nie przeszkodziło to zresztą wcale panu przeglądaczowi w kilka tygodni Szkoda, że nie jestem Frydem. później zaczerpnąć z artykułu prof. Ży- ani jakimś innym żydem, czyńskiego p.t. Filozofi a literatury (tym razem oczywiście bez cytowania źródła) Taki Fryde bierze pióro pewnych nazwisk i określeń („mitolo- – i co za styl, co za urok! gia literacka w stylu Bertrama i Gundol- fa”), którymi się popisał w nekrologu ś.p. [...] prof. Ujejskiego. Pietrkiewicz z kolei, dotknięty bez- Oto wykwit polskiej mowy ceremonialnym osądzeniem jego poe- pod egidą Arnsztajnowej. matu w jednym zdaniu przeglądu prasy

290 nr 35 (2009) Do redaktora „Wiadomości Literackich”

Proszę sprawdzić numer „Pionu”, anonim z „Pionu” obwieszcza same drugi w czerwcu, 5 strona, „braki i grzechy” w nowym poemacie Pietrkiewicza, zastanawiający jest tu- I co na to pan Horzyca, pet, z jakim Łobodowski dyskwalifi kuje czy go taki styl zachwyca? wszystkich (z małymi wyjątkami) mło- dych pisarzy z „Prosto z Mostu”. Czy zachwyca go Rzeczyca Otóż w przeciwieństwie do pogardy pod redakcja Czechowicza – Łobodowskiego dla „początkujących” i debiutantów w przeciwieństwie do tę- I Eigery, Łazowery, pego a wyniosłego estetyzowania „Pio- Kołonieccy i Peipery – nu”, my tu właśnie w „Prosto z Mostu” tych „początkujących” otaczamy opieką, A na końca listy żydek, dajemy im możność wypowiadania się recenzencki rabin Frydek i samokontroli. Wolimy drukować nie wolne nawet od pewnych braków utwo- U nas byle pederasta ry młodych pisarzy, jeśli w nich widzimy talent ma, talentem szasta. takie rzetelne wartości niż „iść na pew- niaka”, co najczęściej oznacza drukowa- Tomik, wierszyk; trzy wizyty – nie miernych utworów ustalonych fi rm i już sukces jest zdobyty. literackich, których nikt nie zaatakuje. Nie cieszymy się także jak przeglądacz A ty Jerzy Pietrkiewiczu, prasy w „Pionie” z braków i niedociąg- koniunktury żeś nie wyczul. nięć, nieuchronnych w utworach „po- czątkujących”, choć te braki doskonale Nie wiesz kto to Proust, Valery, dostrzegamy. Uważamy jednak, że ko- oraz inne Bodlery, nieczne dla rozwoju pisarza jest, aby także braki swoje zobaczył w druku; aby Pseudo-epik, pseudo-talent mu je przyjaźnie wytknięto, oczywiście nic zrozumie tego wcale. odnosi się to tylko do pisarzy niewątpli- wie utalentowanych, choć szukających [...] dopiero swej twórczej drogi. Dlate- go może na łamach „Prosto z Mostu” Bo tak pisze brzydki bżydek, rozwinął się już niejeden talent pisar- rabin „Pionu”, Ludwik Frydek. ski i dlatego zapewne „Pion”, choć jako pismo subsydiowane przede wszystkim Takie oto reperkusje wywołuje, bry- miałby obowiązek społeczny poszerza- kanie pana przeglądacza prasy z „Pionu”. nia literatury, przez kilka lat swego ist- Mniejsza o to zresztą. Nie warto byłoby nienia i nie przysporzył piśmiennictwu się ta całą sprawą zajmować, gdyby nie polskiemu ani jednego nowego talentu pewien wzgląd zasadniczy. Zastanawia- ani też żadnym nowym talentem bliżej jąca mianowicie jest ta uciecha, z jaką się nie zaopiekował.

Do redaktora „Wiadomości Literackich” Proszę o zamieszczenie kilku słów poniższych, które napisane zostały pod wpły- „Wiadomości Litera- wem oburzenia i obrzydzenia, jakie mnie ogarnęło po przeczytaniu Nr 34 „Prosto ckie”, nr 32,1937. z Mostu”. Proszę mi uwierzyć, że nie chodzi mi tu o dalsze przeciąganie polemi- nr 35 (2009) 291 Sprawa Arnsztajnowej

ki osobistej, aczkolwiek p. Piasecki i tym razem popełnił szereg nieścisłości czy też fałszów.

Pragnę jedynie zareagować na ton, w jakim p. Pietrkiewicz w przedrukowanym z „Myśli Narodowej” wierszyku ośmiela się pisać o poetce lubelskiej, Franciszce Arnsztajnowej. Arnsztajnowa jest z pochodzenia Żydówką, stąd też zapewne lek- ceważące zestawienie jej z „Turowerem, Łazowerem i Frydkiem” i umieszczenie w sąsiedztwie obelżywej uwagi o pederastach. Nie pierwszy to raz zdarza się pp. „nacjonalistom”. Czytaliśmy już kiedyś coś takiego o sędziwej pisarce w „Podbipię- cie”. Żydówka! - i sprawa przesądzona. Pp. Publicyści zapomnieli jednak dodać, że ta Żydówka prowadziła intensywną pracę niepodległościową w Lublinie mniej więcej wtedy, gdy babcia niejednego „narodowego” redaktora chodziła w rudej peruce, że jej dom w Lublinie był przystanią dla wszystkich konspiratorów i żołnierzy Nie- podległości, jacy się wówczas przez miasto przewijali. W uznaniu owych zasług ta Żydówka, którą dziś byle niepełnoletni pętak bierze na cel swoich grafomańskich wyczynów została kilkakrotnie odznaczona przez Najjaśniejszą Rzeczpospolitą. Potrafi ła wreszcie wychować swego syna, ś.p. Jana Arnsztajna, na dzielnego ofi cera polskiego, który wprost z szeregów skautowskich poszedł na pole chwały, a jak tam sobie poczynał, sprawdźcie, panowie, we właściwych papierach. Pan Pietrkiewicz, który nie tylko prochu ale nawet zupy rekruckiej jeszcze nie wąchał, powinienby zrozumieć, jaki dystans dzieli go od tej Żydówki, którą łaskawie raczy znieważać. Tu nie chodzi o fi losemityzm czy antysemityzm. Tu chodzi po prostu o elemen- tarną przyzwoitość w stosunku do kobiety, pisarki i patriotki, która nie potrzebuje dowodów uznania od pp. Pietrkiewiczów i Piaseckich, bo je miała od takich ludzi, jak Stefan Żeromskiego i Józef Piłsudski. Tyle co do meritum tej sprawy.

A do p. redaktora „Prosto z Mostu” przy okazji załączam uniżoną prośbę. Nie pisz pan odpowiedzi na ten list o lubelskich szyldach. Jak tam było, to było, nie ulega wszakże wątpliwości, że zdemolowanie po pijanemu szyldu dowodzić może wyłącznie awanturniczego usposobienia i skłonności do kieliszka, natomiast wy- czyny, które się pod pańskim kulturalnym protektoratem dzieją w ostatnich czasach w „Prosto z Mostu”, są dowodem jaskrawego duchowego prostactwa, tem gorszego, że bijącego w sędziwą kobietę, która zapewne nie zechce poniżać swojej starości obroną przed napaściami ekonomskich synków.

Józef Łobodowski (Lublin)

292 nr 35 (2009) Bolesław Piasecki Burza na lubelskim Olimpie poetyckim. P. Łobodowski kruszy kopie o p. Arnsztajnową w „Wiadomościach Literackich” i „Naszym Przeglądzie”

Lubelskie sfery polityczne stają się coraz podległościową w Lublinie mniejwięcej wtedy, „Głos Lubelski” nr 211, bardziej głośne, nie tyle z tytułu poe- gdy babcia niejednego „narodowego” redaktora 4 sierpnia 1937, s. 5. Pisownia oryginalna. zyj, jakie tworzą, ile z racji polemiki, chodziła w rudej peruce, że jej dom w Lublinie był jaka rozgorzała między p. Łobodowskim przystanią dla wszystkich konspiratorów i żołnie- a tygodnikiem „Prosto z Mostu”. Jeśli rzy Niepodległości, jacy się wówczas przez miasto zresztą chodzi o Łobodowskiego, poe- przewijali. W uznaniu owych zasług ta żydówka, zje jego – pominąwszy ich tendencję którą dziś byle niepełnoletni pętak bierze za cel – są naogół lepsze od recenzyj i krytyk swoich grafomańskich wyczynów, została kilka- jakie się o nich czytuje. Niestety Ło- krotnie odznaczona przez Najjaśniejszą Rzecz- bodowski głośny jest nie tylko z racji pospolitą. Potrafi ła wreszcie wychować swojego waloru swoich utworów, ale znacznie syna, ś. p. Jana Ajnsztajna, na dzielnego ofi cera bardziej z ich właśnie tendencyj. polskiego, który wprost z szeregów skautowskich Ostatnia polemika w świecie poety- poszedł na pole chwały, a jak tam sobie poczynał ckim wybuchła z racji wierszyka poety sprawdźcie, panowie, we właściwych papierach. Pietrkiewicza, drukowanego w „Myśli Pan Pietrkiewicz, który nie tylko prochu ale nawet Narodowej”. Wiersz był cięty i chłostał zupy rekruckiej jeszcze nie wąchał, powinienby ostrą satyrą grupę poetów żydowskiego zrozumieć, jaki dystans dzieli go od tej żydówki, pochodzenia, „uprawiających” poezję którą łaskawie raczy znieważać. polską i robiących sobie wzajem dość Tu nie chodzi o fi losemityzm czy antysemityzm. głośną reklamę, a usiłujących często za- Tu chodzi poprostu o elementarną przyzwoitość krzyczeć pisarzy nie należących do ich w stosunku do kobiety pisarki i patriotki która nie grupy. W wierszu znalazło się nazwisko potrzebuje dowodów uznania od pp. Pietrkiewi- poetki lubelskiej Arnsztajnowej, obok czów i Piasteckich, bo je miała od takich ludzi innych pisarzy-żydów. jak Stefan Żeromski i Józef Piłsudski. Tyle co do W „Wiadomościach Literackich” rzu- meritum tej sprawy. cił się na Pietrkiewicza p. Łobodowski A do p. redaktora „Prosto z Mostu” przy okazji w liście otwartym, skwapliwie przedru- załączam uniżoną prośbę. Nie pisz pan w odpo- kowanym przez „Nasz Przegląd”. W li- wiedzi na ten list o lubelskich szyldach. Jak tam ście tym czytamy m. in.: było, to było, nie ulega wszakże wątpliwości, że Pragnę zareagować na ton, w jakim p. Pietrkiewicz zdemolowanie po pijanemu szyldu dowodzić w przedrukowanym z „Myśli Narodowej” wierszy- może awanturniczego usposobienia i skłonno- ku ośmiela się pisać o poetce lubelskiej Franciszce ści do kieliszka, natomiast wyczyny, które się Arnsztajnowej. Arnsztajnowa jest z pochodzenia pod pańskim kulturalnym protektoratem dzieją żydówką, stąd też zapewne lekceważące zesta- w ostatnich czasach w „Prosto z Mostu” są do- wienie jej z „Turowerem, Łazowerem i Frytkiem” wodem jaskrawego duchowego prostactwa, tem i umieszczenie w sąsiedztwie obelżywej uwagi gorszego, że bijącego w sędziwą kobietę, która o pederastach. Nie pierwszy to raz zdarza się pp. zapewne nie chce poniżać swojej starości obroną „nacjonalistom”. Czytaliśmy już kiedyś coś takiego przed napaściami ekonomskich synków. o sędziwej pisarce w „Podbipięcie”. Żydówka! – List p. Łobodowskiego jest bardzo i sprawa przesądzona. znamienny. Gorąca obrona żydówki, p. Pp. publicyści zapomnieli jednak dodać, że Arnsztajnowej z powołaniem się na jej ta żydówka prowadziła intensywną pracę nie- zasługi niepodległościowe, budzi pewne nr 35 (2009) 293 Sprawa Arnsztajnowej

podejrzenia. Bo p. Łobodowski głośny ne „Barykady”, następnie 2 lata aresztu był dotąd raczej z przekonań komuni- z art. 127 (zniewaga władz, urzędów, stycznych niż „niepodległościowych”, wojska lub marynarki) i art. 154 k.k. tak, że nie wiemy doprawdy, kogo, bro- (publiczne nawoływanie do popełnienia niąc p. Arnsztajnową broni – żydówkę przestępstwa). Następnie 6 mies. więzie- czy działaczkę. Pełne patosu patriotycz- nia z art. 155 k.k. (rozpowszechniania nego słowa nie przystoją karanemu są- druków nawołujących do popełnienia downie b. wydawcy i b. redaktorowi przestępstwa) i art. 172 k.k. (publicz- komunistycznych „Barykad”. ne bluźnierstwo przeciw Bogu). Oraz P. Łobodowski jest najmniej powoła- wreszcie rok więzienia z art. 173 (lże- ny by dawać komukolwiek, zwłaszcza nie religii, zniewaga przedmiotów czci narodowcom lekcje patrjotyzmu i sza- religijnej lub miejsc przeznaczonych dla cunku dla zasług patrjotycznych. Bo ko- wykonywania obrzędów religijnych). munizm jest, cokolwiek byśmy o tem Wyroków tych i przeszłości żadnymi powiedzieli ostatecznej konsekwencji, czynami dotąd nie wyrównał i nie zagła- działaniem przeciw Polsce a na rzecz dzi. Tyle tylko, że komunistą – jak sam Rosji sowieckiej. Nie chodzi tu bynaj- twierdzi – podobno być przestał. Ale mniej o sprawę szyldów i skłonność do to stanowczo za mało by wchodzić na kieliszka, o których sam p. Łobodowski koturny i kierować patriotyczne wyroki. wspomina. Chodzi o inne sprawy i wy- I jeszcze jedno. Poco wymyślać komuś roki, kwestionujące p. Łobodowskiego od ekonomskich synów gdy się samemu już jako Polaka. W roku 1933 wyrok ska- jest synem... rosyjskiego urzędnika czy zujący (6 mies. aresztu) za komunistycz- intendenta?

st.p. [Bolesław Piasecki] Naręcze jajeczek „Prosto z Mostu” nr 37, O polemice z laureatem Akademii Li- Łobodowskiego zastał przedrukowany 8 sierpnia 1937, s. 8. teratury p. Łobodowskim nie może być przez kilka pism, które nigdy by go nie Pisownia oryginalna. już mowy. Polemista który postawione przedrukowały, gdyby nie pewien wy- sobie konkretne zarzuty określa goło- muszeniowy chwyt, zastosowany przez słownie jako „nieścisłości, czy fałsze” obiecującego laureata. Jest to t.zw. wy- i zadowolony galopuje dalej, młody poe- muszenie, „na zasługi niepodległościo- ta, który w utarczce słownej z młodszym we” i „na Piłsudskiego”. kolegą nazywa go „niepełnoletnim pęta- Rzecz tak się przedstawia: Jerzy kiem”, ex-socjalista, który pod adresem Pietrkiewicz zamieścił w „Myśli Naro- swych adwersarzy kieruje epitet „eko- dowej” satyryczny wierszyk na styl i pol- nomskie synki” – że przytoczymy tylko szczyznę niektórych współpracowników te przykładziki z ostatniego popisu p. „Pionu”, wiążąc to z żydowskim ich po- Łobodowskjego na łamach ,,Wiadomo- chodzeniem. Wśród nazwisk, wymie- ści Literackich” (nr 718) – scharakte- nionych przez Pietrkiewicza znalazła ryzował sam w sposób wystarczający się m.in. p. Arnsztajnowa. Wierszyk był swoja sylwetkę zarówno jako pisarza, odpowiedzią na niesprawiedliwy atak, tak i jako człowieka. z jakim poezja Pietrkiewicza spotkała Toteż – niech tam sobie. W danej się w „Pionie”. Referując całą polemikę chwili chodzi o co innego. O to mia- w tej sprawie, przytoczyliśmy w „Prosto nowicie, że wiadomościowy popis p. z Mostu” wierszyk Pietrkiewicza jako

294 nr 35 (2009) Naręcze jajeczek st.p. [Bolesław Piasecki] przykład, do czego prowadzą, nieodpo- mowskiego. Ten sam p. Domiński. który wiedzialne metody, stosowane ostatnimi swojego czasu ubolewał nad młodymi czasy w „Pionie” wobec młodych pisa- pisarzami chłopskimi, że nie przystępu- rzy. Nie uważamy zresztą wcale, żeby ją do folkstrontu, tylko dają się wodzić kontrmetoda załatwiania spraw przez na pasku nacjonalistycznego „Prosto wierszyk satyryczny, jaką obrał Pietrkie- z Mostu”. wicz, była szczęśliwa. Jest to zły zwyczaj, Pietrkiewicz próbuje się bronić. Wy- wprowadzony swojego czasu przez Sło- stosowuje list do redakcji „Kuriera Po- nimskiego w polemice z Nowaczyńskim rannego”. Że przecież jego wiersz wcale (Rudy do budy); poeta nie ma potrzeby nie dotyczył działalności polityczno- bronić się wierszami satyrycznymi, je- niepodległościowej p. Arnsztajnowej, śli rzeczywiście jest coś wart; obroni go tylko działalności literackiej. I w odpo- skuteczniej jego własna twórczość. Ale wiedzi dostaje drugą reprymendę od p. Pietrkiewicz jest młody. Bardzo młody. Jerzego Hulewicza, który acz prowadzi Ponosi go temperament. Przeżywa jesz- ostatnio bardzo pożyteczną, walkę z ży- cze ten okres, w którym się myśli, że na dowskimi wpływami w polskiej sztu- każde zaczepne słowo trzeba odpowie- ce, też uległ sugestii nic nie mających dzieć. Wiec odpowiada na lewo i prawo, w danym wypadku do rzeczy wielkoli- rozsyła listy do redakcyj, drukuje wier- terowych argumentów Niepodległości. sze satyryczne. A wygi czyhają, żeby go Najjaśniejszej Rzeczypospolitej i Józefa złapać za jakieś słówko. Piłsudskiego, za co natychmiast docze- Jest! Hurra, hurra! Arnsztajnowa. Jak kał się gorącej pochwały w... syjonistycz- śmie taki „niepełnoletni pętak” (tak, nym „Naszym Przeglądzie”. Ta pochwala tak!) napadać na Arnsztajnową, która powinna go zastanowić... „prowadziła intensywną pracę niepod- Czytam tedy powtórnie wierszyk ległościową w Lublinie”, której dom „był Pietrkiewicza. Cóż tam była za obraza przystanią dla wszystkich konspirato- majestatu Rzeczypospolitej w związku rów i żołnierzy Niepodległości”, która z nazwiskiem p. Arnsztajnowej? Jest ono „została kilkakrotnie odznaczona przez wymienione dwa razy: „Łazowertów- Najjaśniejszą Rzeczpospolitę”, która na oraz Arnsztajnowa wznoszą pomnik miała uznanie „takich ludzi jak Stefan polskiej mowy” i „Oto wykwit polskiej Żeromski i Józef Piłsudski”. Tak to z lek- mowy pod egidą Arnsztajnowej”, Przy- kiej ręki autora wiersza Do bolszewików pomina mi się historia sprzed jakichś i bohaterskiego pogromcy szyldu Urzę- lat dziesięciu. Oto w „Myśli Narodowej” du Śledczego w Lublinie – zostały zmo- poddano rozbiorowi krytycznemu twór- bilizowane przeciw Pietrkiewiczowi: 1) czość literacką p. Arnsztajnowej. Recen- Niepodległość (przez wielkie N), 2) Naj- zenta uderzył zwłaszcza jeden zwrot, jaśniejsza Rzeczpospolita (przez wielkie użyty przez nią w jakimi wierszu: „na- N i wielkie R), nie mówiąc już o Stefanie ręcze jajeczek”, zaczem radził dobrotli- Żeromskim i Józefi e Piłsudskim. wie uważać, bo „jajeczka z pewnością Wobec takich wielkoliterowych ar- wypadną, potłuką się i splamią pasiasty gumentów – natychmiastowy przedruk wełniak kumy Arsztajnowej”. Okazuje z „Wiadomości Literackich” w „Kurierze się, wiec, że i to było obraza majestatu Porannym”, tym samym „Kurierze”, który Rzeczypospolitej. Wara od polszczyzny zresztą ostatnio jest z „Wiadomościami” p. Arnsztajnowej, bo... Niepodległość, w ostrej wojnie. Przedrukował z soczy- bo... Najjaśniejsza Rzeczpospolita, bo... stym własnym komentarzem pan h. d. Józef Piłsudski. (Henryk Domiński), dawny współpra- Jest to pospolite nadużycie, które cownik tegoż „Kuriera” z czasów Rzy- trzeba stanowczo napiętnować. Jest to nr 35 (2009) 295 Sprawa Arnsztajnowej

nadużycie tego samego rodzaju, jakie samym absurdem jest żądanie przywi- popełniono świeżo w interpelacji sej- lejów dla osób, „zasłużonych w pracy mowej przeciw min. Poniatowskiemu niepodległościowej” na terenie literatu- – któremu demagogicznie wyciągnięto ry. Żeby być rolnikiem – trzeba umieć jego okólnik, przypominający postano- uprawiać ziemię. Żeby być pisarzem – wienia reformy rolnej, że działki parcela- trzeba umieć pisać po polsku. P. Arn- cyjne mają być przydzielane fachowym sztajnowej obcy jest duch polszczyzny, rolnikom, a nie zawodowym wojsko- co zapewne łączy się z jej obcym po- wym, urzędnikom i.t.d. Ukuto z tego chodzeniem. Jest literatką bardzo słabą. argument, że jest to obraza armii, wy- Czyż tego nie wolno wytknąć? ciągnięto z słownika wielkie słowo o po- Takie to przecież jasne – a jednak, krzywdzeniu „obrońców niepodległości gdy ktoś w dzisiejszych czasach użyje i granic Rzeczypospolitej”. A sprawa jest w jakiejkolwiek dziedzinie argumentu przecież prosta: zawodem wojskowych „zasług niepodległościowych”, argument jest służba wojskowa, zawodem rolnika ten działa niezawodnie. Nie zdają sobie jest uprawianie ziemi. Wysłużonym woj- nawet ludzie z tego sprawy, że właśnie skowym, o ile mogą się wykazać facho- wprowadzanie do rozgrywek osobistych wymi kwalifi kacjami rolniczymi, ustawa argumentu Niepodległości jest najwięk- i tak przewiduje pierwszeństwo w na- szą obrazą majestatu Rzeczypospolitej bywaniu ziemi. Natomiast absurdem i że właśnie stosowanie takiego chwytu byłoby przydzielać ziemię wojskowym powinno wywołać odruch oburzenia. Bo niewykwalifi kowanym rolniczo, z pomi- to jest w całym tego słowa znaczenia – nięciem prawdziwych rolników. Takim kupczenie świętościami.

[Bolesław Piasecki] Profesor patriotyzmu „Prosto z Mostu” nr 38, Zamieszczany w „Wiadomościach Li- ranemu sądownie b. wydawcy i b. redaktorowi 15 sierpnia 1937, s.5. terackich” list p. Łobodowskiego, który komunistycznych „Barykad”. Artykuł niepodpisany. w imieniu Niepodległości Najjaśniejszej P. Łobodowski jest najmniej powołany by da- Rzeczypospolitej, Stefana Żeromskiego wać komukolwiek, zwłaszcza narodowcom lekcje i Józefa Piłsudskiego wystąpił w obro- patriotyzmu i szacunku dla zasług patriotycz- nie zasług politycznych p. Arnsztajno- nych. Bo komunizm jest, cokolwiek byśmy o tym wej, znieważonych jakoby wierszem powiedzieli – w ostatecznej konsekwencji dzia- satyrycznym Jerzego Pietrkiewicza – łaniem przeciw Polsce, na rzecz Rosji Sowieckiej. wywołał silną reakcję na łamach prasy Nie chodzi tu bynajmniej o sprawę szyldów lubelskiej. ,,Głos Lubelski” pisze w tej i skłonność do kieliszka, o których sam p. Ło- sprawie: bodowski wspomina. Chodzi o inne sprawy List p. Łobodowskiego jest bardzo znamienny. i wyroki, kwestionujące p. Łobodowskiego już Gorąca obrona żydówki, p. Arnsztajnowej z po- jako Polaka. W roku 1933 wyrok skazujący (6 wołaniem się na jej zasługi niepodległościowe, mies. aresztu) za komunistyczne „Barykady”, budzi pewne podejrzenia. Bo p. Łobodowski następnie 2 lata aresztu z art. 127 (zniewaga głośny byt dotąd raczej z przekonań komuni- władz, urzędów, wojska lub marynarki) i art. stycznych niż „niepodległościowych”, tak, że nie 154 k.k. (publiczne nawoływanie do popełnienia wiemy doprawdy, kogo – broniąc p. Arasztaj- przestępstwa). Następnie 6 mies. więzienia z art. nową, broni – Żydówkę czy działaczkę. Pełne 155 k.k. (rozpowszechniania druków nawołu- patosu patriotycznego słowa nie przystoją ka- jących do popełnienia przestępstwa) i art. 172

296 nr 35 (2009) Profesor patriotyzmu st.p. [Bolesław Piasecki] k.k. (publiczne bluźnierstwo przeciw Bogu). przestał. Ale to stanowczo za mało by wchodzić Oraz wreszcie rok więzienia z art. 173 (lżenie na koturny i kierować patriotyczne wyroki. religii, zniewaga przedmiotów czci religijnej I jeszcze jedno. Poco wymyślać komuś od lub miejsc przeznaczonych dla wykonywania ekonomskich synów gdy się samemu jest sy- obrzędów religijnych). nem... rosyjskiego urzędnika czy intendenta? Wyroków tych i przeszłości żadnymi czynami Istotnie, na profesora patriotyzmu, dotąd nie wyrównał i nie zagładzi. Tyle tylko, że ma p. Łobodowski kwalifi kacje bardzo komunistą – jak sam twierdzi – podobno być osobliwe.

Aleje Racławickie, widok w kierunku Krakowskiego Przedmieścia, ok. 1937 rok. Ze zbiorów rodziny Mar- gulów. nr 35 (2009) 297

Środowisko literackie Lublin i Warszawa

Józef Łobodowski Zuzanna Ginczanka W roku 1933 zgłosiłem się do 44. pułku „Kiedy i gdzie poznaliśmy się?”. „Poznaliśmy się Wstęp do: Józef Łobo- strzelców kresowych, stacjonowanego wczesną jesienią 1934 w Warszawie na ulicy. dowski, Pamięci Sula- mity, Toronto 1987, w Równem Wołyńskim, aby w miej- Szedłem z Zuzanną i Józkiem Łobodowskim, s. 7-16. scowej podchorążówce odbyć służ- był to róg Mazowieckiej i Traugutta, południe, bę wojskową. Jeden z moich kolegów, Zuzanna szła w stronę uniwersytetu…”. „Po- lwowianin ormiańskiego pochodzenia, dziwiam twoją pamięć – zachwycił się Śpie- powiada mi któregoś dnia, że ma w Rów- wak – jak plastycznie przypominasz minione nem dalekiego krewnego, który pisuje czasy. Idźmy dalej śladami wspomnień!” „Byłem wiersze i, dowiedziawszy się o moim po- wtedy – Piętak dalej snuje swoją bajkę – po bycie w podchorążówce, bardzo mnie wydaniu drugiego mego tomu, Legendy dnia chce poznać. Tak doszło do kontak- i nocy, chorowałem, mieszkałem na Radnej 10, tu z młodym ówcześnie poetą Janem razem z Domińskim…” (s. 431). Śpiewakiem. Właściwie był to literacki I wszystko odbyło się zupełnie ina- pseudonim, syn nieco zmienił nazwisko. czej. Uważny czytelnik już miał okazję Swego czasu przejrzałem wspomnienia do stwierdzenia, że daty kłócą się ze Jana Śpiewaka pt. Przyjaźnie i animozje sobą. Jeżeli Ginczanka była w roku 1934 wydane jeszcze za życia pisarza zmarłego uczennicą siódmej klasy w Równem, to w roku 1965. Był on chyba rok, albo dwa nie mogła wczesną jesienią tego roku ode mnie starszy, więc należy uznać ten studiować na uniwersytecie warszaw- zgon za o wiele przedwczesny. skim. Obydwaj rozmówcy pomylili daty. Potem książkę odłożyłem i dopiero po Ginczankę poznałem (powtarzam) za kilkunastu latach przeczytałem dokład- pośrednictwem tegoż Śpiewaka w roku nie. Jan Śpiewak! Komu na emigracji na- 1933, zimowała w siódmej klasie (jakieś zwisko coś mówi?! Czytając książkę, bez kłopoty z matematyką), maturę zrobiła trudu wyłowiłem wszystkie błędy i nie- w 1935, lato spędziła nad Bałtykiem, we konsekwencje, od których ten tekst się wrześniu przeniosła się do Warszawy. roi. Wystarczą tytułem przykładu dwa Z powodów, o których poniżej, za- fragmenty. Oto one: „Pewnego dnia – interesował mnie w książce Śpiewaka pisał Śpiewak – matka wspominała, że głównie obszerny rozdział (pięćdziesiąt córka znajomych pisze wiersze. Jest w 7 stron), poświęcony właśnie Ginczance klasie. Zaciekawiła mnie ta znajomość… pt Zuzanna, gawęda tragiczna. I tu tak- W 1934 roku poznałem w Równem Zu- że mnóstwo niedokładności. Z książki zannę Ginczankę (s. 190)”. Nie, bo ja po- wynika, że Piętak już wczesną jesienią Na sąsiedniej stronie: znałem dziewczynę za pośrednictwem 1934 roku był po drugim tomie poezji, okładka tomu Pamięci Su- lamity poświęconego Zu- tegoż Śpiewaka w jesieni 1933 roku. Legendy dnia i nocy. W rzeczywistości zannie Ginczance. Projekt: A w ostatnim rozdziale książki roz- debiutował dopiero w roku 1935 Alfa- Genowefa Staroń (Toron- mowa ze Stanisławem Piętakiem: betem oczu. Wiem coś o tym, bo ja mu to 1987). nr 35 (2009) 299 Środowisko literackie. Lublin i Warszawa

wydałem ten pierwszy tom w założo- izwiestno pra eti płatoniczeskija lub- nej przeze mnie „Bibliotece Dźwigarów”. wi. (Znamy się na tych platonicznych Najpierw, jako numer pierwszy poszła miłościach!)”. Sana śmiała się weso- moja Rozmowa z Ojczyzną, a jako nu- ło. W nagrodę otrzymałem podwójną mer drugi – Alfabet oczu. Daty łatwe porcję pocałunków. Ale nie tyle ile bym do sprawdzenia. chciał. „Śmierdzisz koszarami i żołda- Widywałem się w tamtym cza- ckim juchtem”. W Warszawie, gdy byłem sie z Ginczanką dość często, w lutym już w cywilu i babci nie było już w pobli- 1934 nastąpiła kilkumiesięczna prze- żu, wyglądało to trochę inaczej. rwa. Pod koniec roku pojechałem wraz Z niektórych wspomnień wynika, że z Kazimierzem Andrzejem Jaworskim Zuzanna miała po przyjeździe do War- do Równego na wieczór autorski (Józef szawy trudne początki literackie. Non- Czechowicz był również zaproszony, ale sens! Jechała do stolicy dobrze pewna dostał nagłej grypy i nie pojechał). Po siebie. Od przeszło dwóch lat prowadzi- wieczorze spędziłem kilka godzin w to- ła korespondencję z Julianem Tuwimem. warzystwie Zuzanny. A w roku 1935 Był znany z tego, że lubił protegować przybyła, jako się rzekło, na studia do młodych, początkujących poetów. Warszawy. Otworzył się nowy rozdział. A tu szesnastoletnia dziewczyna, jesz- Krótki, ale intensywny. cze sztubacka z dalekiego wołyńskie- Myląc zasadnicze daty, Śpiewak zapa- go miasta, urodzona w roku rewolucji miętał jednak to i owo, „Zaznajomiłem w Kijowie. Jeszcze na wiosnę 1933 roku Józka z Zuzanną – wspomina – odtąd Zuzanna posłała Tuwimowi kilka swo- rozdwajał się, często przepadał u niej na ich poetyckich pierwocin, między inny- górze. O czym rozmawiał z Giną godzi- mi wiersz Szesnastolatki. nami? Myślałem, że kocha się w niej…” Ten wiersz nigdy nie ukazał się w dru- Rzeczywiście – o czym? Ech, nieżyją- ku, nie chciała mi, mimo usilnych prób, cy Jasiu! O czym dwudziestoczterolet- dać go do przeczytania. Tuwim zacho- ni poeta może rozmawiać ze wspaniałą wał się dyskretnie i też nikomu go nie szesnastoletnią dziewczyną, której po- pokazał. Ale nie trudno było domyślać dobają się jego wiersze? Od czasu do się o co w nim chodziło. Zuzanna bar- czasu z dołu dolatywał niezadowolony dzo wcześnie dojrzała. Gdy ją poznałem głos babci, która Zuzannę wychowy- późną jesienią 1933 roku, była już kobie- wała. Nie znała dostatecznie dobrze ję- tą, wprawdzie młodziutką, ale w pełnym zyka polskiego i rozmawiała z wnuczką rozkwicie pysznej, egzotycznej urody. wyłącznie po rosyjsku. „Sanoczka, kto Wiedząc, że rozczytuje się w Pieśni nad tiebia?”, albo „Sanoczka, czto ty tak doł- Pieśniami Salomona (jednemu z póź- go rozgowariwajesz z etim sołdatom?”. niejszych wierszy dała tytuł Canticum „Babuszka – odpowiadała zazwyczaj canticorum), z miejsca nazwałem ją Su- Zuzanna – my wiediom litieraturnyj lamitką (Szulammit), co się Sanie nie- razgawor”. zmiernie spodobało. Kiedyś stara przyłapała mnie w ko- Po przyjeździe do Warszawy nie mu- rytarzu. Podniosła pince-nez w złotej siała szukać dróg, by dostać się do „Wia- oprawie, obrzuciła mnie krytycznym domości Literackich” i odnowionego na spojrzeniem. Uprzedzając ewentual- wiosnę 1935 roku „Skamandra”. Protek- ną indagację, zapewniłem energicznie: cja Tuwima w zupełności wystarczała. „Madam ja wied, wlublion w Sanoczku Dla Grydzewskiego każde słowo auto- tolko płatoniczeski!” (zakochany plato- ra Biblii Cygańskiej było święte. Skoro nicznie). Babcia uśmiechnęła się z wi- Ginczanka znalazła się pod protekcją doczną ironią, „Isz jewo! Nam charaszo Tuwima, już miała drzwi do redakcji

300 nr 35 (2009) Zuzanna Ginczanka Józef Łobodowski przy ulicy Złotej szeroko otwarte. Stąd sensualny wykrój ust, ciężki węzeł kru- opowieść Tadeusza Wittlina (Ostatnia czych włosów na karku. Nie mogła się Cyganeria) o wizycie Sany u Grydzew- nie podobać. Któregoś dnia poznał ją, za skiego wydała mi się od razu malowni- pośrednictwem tegoż Tuwima znako- czą fantazją. Ginczanka znalazła się pod mity poeta ukraiński Jewhen Małaniuk. protekcją Tuwima i to załatwiło właś- Wpadł do redakcji „Biuletynu Polsko ciwie wszystko. Nie tylko u Grydzew- -Ukraińskiego” niezwykle podniecony. skiego. Pierwszy i niestety ostatni tom „Macie – zawołał – nową, doskonałą wierszy Ginczanki pt. O centaurach, wy- poetkę!”. Małaniuk natychmiast wta- szedł w roku 1936 u Przeworskiego. Było jemniczył Zuzannę w swoją teorię to wydawnictwo niesłychanie eksklu- o kobietach. Uważał, że istnieją dwa zywne i wydanie w nim tomiku nikomu podstawowe prototypy: Salome (albo dotychczas nieznanej, dziewiętnastolet- Carmen) i Beatrycze (albo homerowska niej debiutantki, do tego w luksusowej Nauzykaa). Reszta się nie liczy. Zuzan- szacie grafi cznej, było ewenementem na bardzo się tą teorią przejęła, ale gdy wręcz wyjątkowym. Także i tu zadzia- ją zapytałem, do którego typu można łała ręka Tuwima. ją samą zaliczyć, nie mogła się zdecy- Zastanawiałem się, jaki właściwie jest dować. „No, pewnie – tryumfowałem jego stosunek do Sany. Widywano ich – bo ani do jednego, ani do drugiego stale w „Małej Ziemiańskiej”. Gdy ja- nie pasujesz! Ta teoria to jeszcze jedna kiś impertynent zapytał Zuzannę: „Czy malownicza fanaberia pana Eugeniusza. pani jest kochanką Tuwima?”, ta odparła Możesz czuć się dumną, zrobiłaś na nim spokojnie: „Za wysokie progi na moje duże wrażenie!”. nogi”. Ale czy to była tylko opieka oj- Niejednokrotnie chciała, żebym ją cowska starszego o dwadzieścia kilka wziął na dancing. Nigdy do tego nie do- lat, od dawna sławnego poety, czy coś szło – nie chciałem. Była mego wzrostu, więcej, trudno dociec. Że nie była jego a na wysokich obcasach, w których się kochanką – to pewne. Zdarzyło się któ- lubowała, znacznie wyższa. Jako się rze- regoś wieczora, że pewien początkujący kło, miała wielkie powodzenie, co przyj- pisarz, po dobrze zakropionej kolacji, mowała z łaskawym uśmiechem, jako powiedział do Zuzanny: „Pani jest war- rzecz samą przez się zrozumiałą. Przez ta nocy!”. Nie przypadło mi to do gustu, pewien czas zalecał się do niej Leon Pa- więc ostro zareplikowałem: „Jest pan sternak. Wyglądało to dość zabawnie. w grubym błędzie. Zuzanna jest warta Mały, krępy, niższy od niej o głowę, do nie jednej, lecz tysiąca i jednej nocy!”. tego z czaszką ogoloną na zero, niczym Tamten chciał coś odpowiedzieć, ale Tu- wzorowy funkcjonariusz GPU, nie miał wim, który był przy tym obecny, śmie- najmniejszych szans. Ponadto Sana nie jąc się, zwrócił mu uwagę: „Panie, po lubiła jego wierszy. Zemścił się w bardzo tym, co pan usłyszał od Łobodowskiego, brzydki sposób, mianowicie, zamieścił pozostaje panu tylko jedna opcja – na- w „Szpilkach” paszkwilancki wiersz, tychmiast wyjść!” Winowajca posłusz- gdzie było coś o tym, że Zuzanna wyj- nie wyszedł. Zuzanna była zachwycona. dzie w końcu za aptekarza, który będzie Bardzo szybko stała się znana i popu- zawijał proszki i pigułki w kartki, wyry- larna w całej literacko-artystycznej War- wane z jej tomu wierszy O centaurach. szawie. Miała ogromne powodzenie. Nic Pasternak Pasternakiem – wiadomo, dziwnego. Wspaniały tors, biodra godne ale dlaczego redakcja „Szpilek” zamieś- dłuta starogreckiego rzeźbiarza, świetne ciła ten wiersz? Logiczną odpowiedź nogi. Do tego przedziwne oczy, mie- miałem tylko jedną: wszyscy po kolei niące się, jak morska woda na słońcu, dostawali kosza od pięknej panny. Stąd nr 35 (2009) 301 Środowisko literackie. Lublin i Warszawa

zbiorowa zemsta. Jeden Andrzej Nowi- szawsku z knajacka, „spuścić mu manto”, cki (zmarł przed kilkoma miesiącami) względnie „pokazać kształt adwokacki”. cieszył się przez pewien czas jej łaska- A pamiętał, że od czasu do czasu upra- mi, ale chyba do niczego między nimi wiam boks (naturalnie po amatorsku), nie doszło. Co do mnie, przestałem się więc groźby nie lekceważył. liczyć od marca 1938 roku, gdy Zuzanna Sanie bardzo się podobał mój tom, dowiedziała się o zawartym przeze mnie Rozmowy z Ojczyzną, natomiast skry- małżeństwie. Pewnego dnia Pasternak tykowała dość ostro tom następny, De- i Lec uciekali przede mną cały Murdziel monom nocy (odznaczony w roku 1937 (Muranów), ale to było z zupełnie innego „Nagrodą Młodych” Polskiej Akademii powodu, jeszcze nie chodziło o Zuzannę. Literatury), oraz inne, późniejsze wier- Po ogłoszeniu owego brzydkiego pamfl e- sze drukowane przeważnie w „Skaman- tu, który Zuzannę dość boleśnie dotknął, drze”. Zacytuję urywki, które najbardziej starannie mnie unikał, przypadły jej do gustu, przede wszyst- dowiedziawszy się od wspólnych znajo- kim poszczególne zwrotki z Poematu mych, że mam zamiar, mówiąc po war- barbarzyńskiego:

Czerwonej mojej tarczy nie ugryzie krzemienny grot, mam siłę nosorożca i szparkość strusia, głowami zabitych wrogów mego domu pyszni się płot i nie ma takiego wodza, przed którym paść w piasek bym musiał. A oto leżę wśród liści i nie ma szczęścia w mej pysze, krążę myślami nad wioską – nad stadem nie głodny sęp… Głowę księżyca strumień w srebrnych ramionach kołysze, lampart leniwie się otarł o ciszę drzemiących kęp…

O najbliższej rodzinie Zuzanny wie- otoczenia sposób. Przyjaźnił się z Osi- działem niewiele. Tyle, że ojca straciła, pem Mandelsztamem, poetą wielkiej gdy była dzieckiem, matka po jakimś klasy, ale wtedy jeszcze mało znanym czasie wyszła za mąż po raz drugi, co (urodził się w Warszawie, ale wychował zostało przyjęte bardzo źle przez krew- się w Sankt Petersburgu). Po zestawie- nych zmarłego, tym bardziej, że cho- niu pewnych faktów i dat doszedłem dziło o małżeństwo z goimem, czeskim do wniosku, że ów fantastyczny „ba- browarnikiem z Wołynia. Wkrótce wy- ron Ginzburg” był ojcem Zuzanny. Ale jechała z mężem z Polski, zawędrowa- uprzednio, za jej życia cała ta sprawa li aż do Hiszpanii. Najpierw Kordoba, mnie nie interesowała. Sama Sana na potem . W dalszym ciągu tematy rodzinne odzywała się tylko pół- opowiem, jak nawiązałem z nią listow- gębkiem. Tyle, iż wiedziałem, że jej mat- ny kontakt. Mniej więcej w tym samym ka jest w Hiszpanii. czasie przeczytałem o wielkim dziwa- Ojciec Ginzburg1, a córka Ginczan- ku i fantaście, którego w Kijowie przed ka? Jeżeli któryś z czytelników jeszcze 1 Nazwisko Ginczanki rewolucją nazywano „baronem”. Baron się nie domyślił, wyjaśniam: Zuzan- brzmiało „Gincburg”, ale ten wątek dotyczy Ginzburg! na przerobiła sobie Gincburżankę na mężczyzny znanego Był artystycznym cyganem z natury, Ginczankę, bo w jej przekonaniu ten pod nazwiskiem Gin- mecenasem poetów, malarzy i w ogóle pseudonim brzmiał lepiej. Słusznie! Za zburg, które prawdziwa artystów. Miewał okresami duże pie- ojcostwo barona nie ręczę; zbieżność tożsamość nie jest zna- na, stąd pojawienie się niądze, szybko je tracił, równie szyb- faktów i dat mogła być zwykłym przy- pozornej nieścisłości. ko bogacił się w niewytłumaczalny dla padkiem. Niemniej, jestem przekonany,

302 nr 35 (2009) Zuzanna Ginczanka Józef Łobodowski

że Zuzanna była córką owego fantasty- wyjechać do Hiszpanii. Wojna domowa utrcjusza i hojnego mecenasa w dniach już się skończyła. Odszukasz matkę, po- obfi tości. Ale, jak już podkreśliłem, ni- może ci urządzić się…”. Roześmiała się. gdy z nią na ten temat nie rozmawia- „Nie, ja już wolę zostać z babcią!”. Gdyby łem. O Gincburgu dowiedziałem się posłuchała mojej rady, żyłaby zapewne różnych szczegółów z lektur rosyjskich po dziś dzień. w dobrych kilkanaście lat po tragicznej Do Francji, przykucniętej za linią Ma- śmierci Zuzanny. ginota (na propagandowym papierze – Po raz ostatni widziałem ją w czerw- niezdobytą), a po klęsce podzielonej cu, albo w lipcu 1939 roku. Spotkanie na dwie zony, wiadomości o krew- było najzupełniej przypadkowe na war- nych i znajomych, pozostałych w kra- szawskim Nowym Świecie. Nic nas już ju, przychodziły rzadko i przeważnie wtedy nie łączyło oprócz wspomnień, bardzo mętne. Ze wspomnień Śpiewa- i niewiele mieliśmy sobie do powiedze- ka wynika, że wojna zastała Zuzannę nia, więc i tym razem rozmowa była w Równem, potem przeniosła się do krótka. Jakby tknięty przeczuciem, za- Lwowa. Dowiedziałem się, że jeździła pytałem, jakie ma zamiary na wypadek do Moskwy, przekładała Majakowskie- wybuchu wojny. Mało kto miał pod tym go, co było nieporozumieniem, bo trud- względem wątpliwości i złudzenia. no o bardziej przeciwstawne formacje Tu mała dygresja. W jesieni zamierza- psychiczne. Według Śpiewaka wyszła za łem wydać dwie książki; jedna miała się mąż „za znacznie od niej starszego kry- ukazać w słynnej poetyckiej serii Mort- tyka”. Nazwiska tego krytyka nie podał. kowicza (warunki już zostały omówione), Ale powtarzam, co napisałem uprzed- drugą usiłowałem zainteresować księgar- nio: wspomnienia Śpiewaka są bardzo nię Hoesicka. Dyrektor wydawnictwa, bałamutne. Kiedy i w jakich okolicznoś- popularny Marian Sztajnsberg, wysłu- ciach zginęła Zuzanna? chał mnie, zastanowił się, pocmokał swo- Kiedy w nieistniejących już londyń- im zwyczajem przez dłuższą chwilę… skich „Wiadomościach” ukazało się Wie pan, panie Łobodowski, ja tę książkę chętnie moje obszerne wspomnienie o Ginczan- wydam, ale musimy troszkę zaczekać, powiedz- ce, oraz jeden z wierszy jej poświęco- my do 1 września. Jeżeli do tego czasu wojna nie nych, otrzymałem list od kogoś, kto ją wybuchnie, to już jej aż do następnej wiosny nie w tamtych lwowskich czasach dobrze będzie. Hitler jest wariat, ale nie taki głupi, żeby znał i z nią obcował. W liście było sporo zaczynać wojnę późną jesienią. To niech pan nieznanych mi szczegółów, częściowo do mnie wróci 1 września. Wtedy pogadamy! pokrywających się z Tragiczną gawędą A więc biedny „Marianek” (tak go [Zuzanna, gawęda tragiczna] Śpiewaka. powszechnie nazywano w warszaw- Przez pewien czas – ukrywała się we Lwowie… skich kołach literackich i teatralnych; przyjaciele pomogli jej wyjechać do Krakowa, był żonaty z wybitną aktorką Mieczysła- wystarali się dla niej o dokumenty ormiańskie… wą Ćwiklińską) przewidział dokładnie Katastrofa przyszła nagle. Wydała ją gospodyni, datę wybuchu. Co się z nim stało, nie u której mieszkała. Tyle lat żyła nadzieją, aż wiem. Wojny nie przeżył, a więc z całą do ostatniego dnia, do egzekucji. Ostatnim pewnością zamordowali go hitlerowscy zachowanym wierszem Ginczanki jest utwór barbarzyńcy. pod tytułem Non omnis moriar… Rozmowa ta zbiegła się mniej więcej Została rozstrzelana na dziedzińcu z moim spotkaniem z Saną. Odpowie- więziennym, tuż przed wyzwoleniem działa na moje pytanie, że zamierza wró- miasta”. cić do Równego i przeczekać wojnę przy Kto inny mnie informował, że pod- boku babci. A ja bez namysłu: „Radzę ci czas krótkiego śledztwa zachowała się nr 35 (2009) 303 Środowisko literackie. Lublin i Warszawa

bardzo dzielnie i nikogo nie wydała. Na wiosnę 1939 roku ukazał się Miała w chwili zgonu 27 lat. w „Wiadomościach Literackich” zna- Jeżeli przed wyzwoleniem Krakowa, mienny, choć artystycznie dość słaby to znaczy, że przeżyła pod okupacją hit- wiersz Ginczanki, w którym powtarzał lerowską grubo ponad trzy lata i zginęła się refren: „Jakaż to wiosna? Miłosna. na początku roku 1945. Ale wspomniany Jakaż to wiosna? Wojenna.” Mało kto wiersz datowany jest w roku 1942 i na- wiedział, kim był szczęśliwy bohater pisała go (podobno) w więzieniu. Cóż wojenno-miłosnej wiosny. Dowiedzia- znaczą te dwa wiersze: łem się o tym od niego samego, gdyśmy „Chominowo, lwowianko, dzielna żono szpicla, się po wielu latach spotkali i pozna- donosicielko chyża, matko folksdojczera…”? li w Londynie. Nie żyje, ale nie jestem Wynikałoby z tego, że Zuzanna zo- upoważniony, by podać jego nazwisko. stała zamordowana we Lwowie, a nie Przez jakiś czas prowadził z nią kore- w Krakowie, zaś cytowany wiersz po- spondencję z Budapesztu, gdzie prze- wstał tuż przed śmiercią, albo też data bywał po klęsce wrześniowej. Ton listów jest niewłaściwa. Śpiewak tej oczywistej Zuzanny z okupowanego przez bolsze- sprzeczności nie wyjaśnił, więc w dal- wików Lwowa stawał się z miesiąca na szym ciągu nie wiem, która data jest miesiąc coraz bardziej minorowy, at- właściwa. Ów lwowski świadek, autor mosfera, wytworzona w mieście, naj- wspomnianego listu, twierdzący kate- widoczniej napawała ją wstrętem, choć gorycznie, że Zuzanna zginęła tuż przed początkowo brała udział w różnych ofi - odejściem Niemców z Polski, także nie cjalnych aktach, jak złożenie wieńców bardzo wie, co zrobić z datą tego przed- przed pomnikiem Adama Mickiewicza śmiertnego wiersza. Sprawa jest zatem i Iwana Franko, czemu sowieckie władze otwarta. okupacyjne nadały wyraźny politycz- Wiersze Ginczanki – i te zawarte ny charakter. Ale to było jeszcze przed w tomiku O centaurach i te inne, dru- aresztowaniem Broniewskiego i Czuch- kowane albo nie, które dała mi do prze- nowskiego. Zrodziła się inicjatywa, by czytania – były zmysłowe, potrącające Zuzannę przerzucić na Węgry, przez o biologię, niejednokrotnie nurzające „zieloną granicę”, ale z nieznanych mi się w sensualiźmie, wypełnione przeczu- powodów spaliła na panewce. ciami prawdziwej miłości. Ot, choćby ta Ponieważ w ostatnich paru latach zwrotka z Canticum canticorum: Ginczanka dość intensywnie współ- pracowała nie tylko z „Wiadomościami Zaklinam was panny w wonnościach, Literackimi” i wskrzeszonym „Skaman- przez sarny w kniei, drem”, ale także z mocno lewicowymi przez łanię nagłą, jak zamach: „Szpilkami” posądzano ją o określoną nie szukajcie za wcześnie miłości, pozycję polityczną. Nic dalszego od rze- nie budźcie jej, czywistości! Sana była pod względem pokąd do was nie przyjdzie sama. politycznym całkowicie aseptyczna, mimo, że rosnący antysemityzm prze- W Warszawie nigdy nie brakowało rażał ją i budził w niej wstręt. Ale, gdy jej adoratorów. Lubiła się nimi otaczać, przyjechała do Warszawy i pokazano zrażała ich, odchodzili, wracali. Za- jej „Czarny Ląd” za „Żelazną bramą”, wsze podejrzewałem, że nawet zbliże- wpadła w przerażenie. „To ma być mój nia fi zycznego nie traktowała zbyt serio, naród?!” Żydzi na wschodnim Wołyniu czekała cierpliwie na miłość, która ją nie używali średniowiecznego ubioru pochłonie bez reszty, która „przyjdzie i nie nosili pejsów. Byli to przeważnie sama”. Czy przyszła? litwacy, jak i cała rodzina Zuzanny. Kul-

304 nr 35 (2009) Zuzanna Ginczanka Józef Łobodowski turalnie czuła się Polką, sprawy różno- w kawałku waty złota szpilka do kra- rodności rasowej dla niej nie istniały. wata z diamencikami. Szpilka przebija W gimnazjum rówieńskim jej żydowskie małą karteczkę z napisem „Od matki pochodzenie nie było brane pod uwagę, Zuzanny”. Opisałem tę historię w cza- z antysemityzmem zetknęła się po raz sopiśmie hiszpańskim „Polonia” wy- pierwszy dopiero w Warszawie. dawanym w owym czasie przez Polski Środowisko, w którym przebywała, Czerwony Krzyż w Madrycie. Takie były łagodziło te sprawy. W jidysz nie znała późne echa mojej znajomości z Zuzanną ani jednego słowa. Religijnie była obo- -„Sulamitą”. jętna, ale rozczytywała się z satysfakcją W ostatnich latach przedwojennych w mistycznych dramatach Słowackie- Zuzanna była stałym gościem przy go. Ale, jak już to powiedziałem, jej stoliku Witolda Gombrowicza w War- ulubioną lekturą była Pieśń nad pieś- szawskim „Zodiaku”. Czego tam szukała, niami Salomona. Gdy wybuchła woj- daremnie dziś pytać. Co wieczora sia- na, była w pełni kobiecej urody – miała dywał tam Stanisław Piętak, „owczarz”, dwadzieścia dwa lata. Gdyby pozostała jak go w celnej recenzji z Jasia Konefa- podczas pierwszej okupacji sowieckiej ła” nazwał Jarosław Iwaszkiewicz. Sen- w Równem, zginęłaby razem ze swoją tymentalny Piętaszek podkochiwał się starą babcią w masakrze Żydów wołyń- wtedy w Ginczance, wierząc, że to bę- skich w Zdołbunowie. W dużym mie- dzie jedyna prawdziwa miłość w jego ście łatwiej było się ukrywać. Pomysł życiu. Opisał z entuzjazmem owe wie- z ormiańskimi papierami był znakomity czory w swoich wspomnieniach. Królem – Zuzanna miała typ egzotyczny i połu- przy stoliku był, naturalnie, Gombro- dniowy, mogła bez pudła udawać lwow- wicz, reszta stanowiła rodzaj dworu. ską Ormiankę. Po co ją wyprawiono do „Ginczanka – pisał Piętak – była pierw- Krakowa, gdzie Ormian nie było, nie szą damą, ja – paziem”. Gombrowicz mam najmniejszego pojęcia. lubił otaczać się ludźmi, wpatrzonymi Zdarzyło się, że w latach sześćdzie- w niego z bezkrytycznym uwielbie- siątych drukowałem w londyńskich niem; wyobrażam sobie, że o to samo „Wiadomościach” wiersz pt. Pamięci chodziło Zuzannie, która przy tym eks- Sulamity, poświęcony pamięci Zuzan- kluzywnym stoliku była jedyną piękną ny Ginczanki. Jeden z młodych stu- kobietą. Inne się przy niej nie liczyły. In- dentów polskich pojechał w okresie telektualnie nie mogła wiele skorzystać, świątecznych wakacji do Pamplony i po Gombrowicz chciał jedynie oddychać powrocie opowiada mi, że poznał tam kadzidłami na jej część. małżeństwo z Polski; on, piwowar z Wo- Czy rosną jakieś kwiaty na bezimien- łynia, spolszczony Czech, żona, zdaje nym grobie Zuzanny, rozstrzelanej tylko się Żydówka. Zapytała go, czy coś wie dlatego, że należała do rasy hebrajskiej? o poetce, Zuzannie Ginczance, której Nie uczyniono dla niej, dla jej młodości, jest ciotką. Wydało mi się dziwne, że urody i poezji żadnego wyjątku. Niekie- ciotka, ale poinformowałem chłopa- dy zastanawiam się, o czym mógł my- ka o losach Zuzanny i dałem mu odpis śleć, jeżeli w ogóle myśleć był w stanie, wiersza. Po jakichś dziesięciu dniach ów germański knecht, gdy wpakował otrzymuję małą poleconą paczuszkę kilka kul z rozpylacza w piękne ciało z Pamplony. Tekturowe pudełko, w nim Zuzanny? Czy była dla niego tylko Ży- drugie, mniejsze, następnie trzecie, jesz- dówką, którą z racji jej pochodzenia cze mniejsze. Co u diabła! – myślę – należało zlikwidować, czy żywym czło- jakieś kpiny, czy kawał? Ale w trzecim wiekiem, którego jedyną winą była rasa, pudełeczku mała fl aszeczka, a w niej skazana na zgubę? Czy jej morderca żyje nr 35 (2009) 305 jeszcze i czy zdaje sobie sprawę z tego, o niej w różnych okresach, a zawsze tak, co uczynił? Zuzanna Ginczanka – „tra- jak gdyby żyła i miała znowu zapytać, giczna gawęda”, jak wspomnienie o niej niczym przed przeszło czterdziestu określił także już nie żyjący Jan Śpiewak! laty: „Słuchaj, ty, zdaje się, chcesz mnie Więc oto kilkanaście wierszy, spisanych uwieść…”

Adam Tomanek – Historia Mówiona

Rozmowa z Adamem Zuzanna Ginczanka jak to! Żeby do rodziny weszła Żydów- Tomankiem, 22 wrześ- Adam Tomanek: Miał przygodę miłos- ka? Wykluczone. Wszystko robiły, żeby nia 2008. Nagrywał: Marek Nawratowicz. ną w Równym – jak był w wojsku, to obrzydzić Łobodowskiemu tą „Sulamit”, Archiwum TNN. tam poznał młodą literatkę pochodze- jak ją nazywał, Żydówkę, bardzo pięk- Całość relacji dostępna nia żydowskiego [Zuzannę Ginczankę]. ną. Pamiętam, ona na Chopina przy- na stronie www.histo- Wiem, że przyjeżdżała tutaj do Lublina, chodziła. Wywiązał się romans, chcieli riamowiona.tnn.pl. a rodzina była przeciwna. Wtenczas się pobrać, ale matka z babką nie po- były te antagonizmy narodowościowe: zwoliły.

306 nr 35 (2009) Józef Łobodowski „Dusze chce łowić...”

Przed kilkunastu laty, pisząc w pary- więcej o nim nigdy nie usłyszał. Biel- „Kresy” 1992, nr 9-10, skiej „Kulturze” o środowisku literacko ski po ukończeniu aplikantury prawnej s. 135. -artystycznym Lublina, wspomniałem i ożenku, przeniósł się do Krasnegosta- o Loży Wielkiego Uśmiechu, założonej wu i założył tam kancelarię adwoka- w tymże grodzie trybunalskim na prze- cką. Gralewski przestał pisać wiersze łomie lat 1931-1932. Inicjatorem był i uprawiać sport (głównie tenis), pilno- Józef Czechowicz, więc z natury rze- wał fotela redaktorskiego, zalecał się do czy wybraliśmy go Bratem Prezesem. aktorek i grał w brydża. Na placu pozo- Każdy ze szczupłej grupki założycieli stał Czechowicz. miał odpowiednie stanowisko w zarzą- Już pierwszym tomem Kamień zy- dzie. Ja otrzymałem tytuł Brata Star- skał sobie pozycję wśród młodych poe- szego. Posiedzenia Loży odbywały się tów. „Mocne macie ręce, Czechowicz!” w dniach powszednich w niewielkiej – pisał o nim w „Kwadrydze” K. I. Gał- cukierni Semadeniego (na rogu Kra- czyński. Drugim tomem Dzień jak co kowskiego Przedmieścia i Staszica), dzień wypłynął na szerokie wody: en- w niedziele i święta u Rutkowskiego. tuzjastyczna recenzja Stefana Napier- Każde posiedzenie zaczynało się od skiego (onże Marek Eiger) ukazała się odczytania rymowanej listy członków. w „Wiadomościach Literackich”. Zawie- Brat Prezes mówił pierwsze wers, a całą ra ważne znajomości i przyjaźnie. Cenili reszta chóralnie – nazwisko. Wyglądało go wysoko mający duże wpływy Adam to następująco. Prezes: „Światu urąga...”, Skwarczyński i trzęsący warszawskimi chór: „Brat Henio Donga!” – „Piękny, jak teatrami Wilam Horzyca, a gdy powstał łandysz” (Po rosyjsku konwalia. Innego „Pion”, Stefan Flukowki, który był se- rymu autor nie znalazł.), chór: „Józio kretarzem redakcji, natychmiast wpro- Falandysz!” – „Piekieł psalmodia... San- wadził go do tygodnika. „Pion” został cta Łobodia!”. I tak dalej. Aż na samo pomyślany jako konkurencja dla „Wia- zakończenie: „Dusze chce łowić... Józef domości Literackich”, ale po pierwszych Czechowicz!” przelotnych sukcesach okazał się dzie- ckiem niezbyt udanym (w Warszawie W poetyckiej grupie „Refl ektora”, zanim mówiono o nim z jadowitą ironią: „Pion zdążyła się rozlecieć, Czechowicz był nie ma poziomu”!). najmłodszy i początkowo przez star- szych kolegów traktowany dość lek- Z grupą „Wiadomości Literackich” sto- ceważąco. Rej wodził Konrad Bielski, sunki bardzo szybko się popsuły. Gdy któremu powszechnie wróżono wielką Czechowicz opierzył się literacko i zdo- przyszłość, na drugie miejsce wysuwał był sobie nazwisko (początkowo tylko się Stanisław Grędziński; zaraz po nim wśród młodych z tzw. Drugiej Awangar- Wacław Gralewski (żartobliwie: Gacio dy), zaczął prowadzić podjazdową walkę Wralewski). Kiedy powstała nasza Loża, z „Wiadomościami”. Skamandrytów nie grupa „Refl ektora” już nie istniała, a cza- cenił, więc mu odpłacano pięknym za sopismo wydawane przez nią należało nadobne. Po obu stronach było więcej do przeszłości. Grędziński wyjechał nie złej krwi niż słuszności. Nie szczędzono wiadomo dokąd i zmylił pogonie; nikt sobie nawzajem złośliwych uwag. Gdy nr 35 (2009) 307 Środowisko literackie. Lublin i Warszawa

ukazał się trzeci z kolei tom Czechowi- li, co to znaczy. Rozżalony Czechowicz cza, odnotowano go w rubryce nowych zapowiedział kategorycznie, że wyco- książek w „Wiadomościach” w zgryźliwy fuje się z dalszej twórczości literackiej sposób: Ballada z tamtej strony (Wi- i nazwał swój następny tom Nic więcej. sły). W roku 1935 Grydzewski wznowił Były to czcze pogróżki. Nieprzyjemna „Skamandra”; Czechowicz nie został do sprawa, sprowokowana przez niego sa- niego zaproszony. Najmocniej szydził mego, rychło rozeszła się po kościach; z niego Słonimski: „Pożyczyłem sobie po krótkiej przerwie poeta zaczął znowu tego Czechowicza”. Po czym z potężne- drukować. Jeszcze przed wojną zdążył go poematu Dom świętego Kazimierza wydać swój ostatni tom Nuta człowie- (naturalnie, rzecz o Norwidzie) i po za- cza. A we wrześniu 1939 przyszła pod- cytowaniu jednej, niezbyt udanej, wy- czas bombardowania Lublina śmierć, rwanej z kontekstu metafory, przekreślił którą Czechowicz od dawna przeczuwał go jednym zamachem pióra. Wreszcie i poświęcił jej nadejściu wiele najświet- doszło do nieprzyjemnego konfl iktu, niejszych liryków. z którego Czechowicz wycofał się bar- dzo niezręcznie. Kiedy poznałem Czechowicza, już K. W. Zawodziński wrócił po dłuższej nie uznawał kobiet. Podobno zmiana przerwie do „Wiadomości Literackich”, upodobań nastąpiła nie od razu; w po- jako krytyk poetycki. Czechowicza tak- przednim okresie miał prowadzić dość że nie doceniał. Zaraz po powrocie do intensywne i najzupełniej normalne tygodnika Zawodziński ogłosił recen- życie erotyczne. Jak wielokrotnie pod- zję z nowego tomu Słonimskiego Okno kreślał, trwało krótko, ale intensywnie. bez krat. Czechowicz w odpowiedzi na Znajdujemy ślady tego okresu, choćby ankietę „Okolicy” Stanisława Czerni- w takim fragmencie wiersza: „Tapczan ka, ojca i teoretyka tzw. autentyzmu, zgrzany, jak rola, orzą lemiesze kolan”... oświadczył, że recenzja ta była ceną za Ale wkrótce sytuacja zmieniła się o 180 powrót do „Wiadomości Literackich”. stopni. Beznadziejnie kochała się w nim Recenzja była istotnie pochwalna bez mała, skromna nauczycielka i tej zade- zastrzeżeń , ale Czechowicz nie miał ra- dykował poniższe, jakże delikatne wer- cji. Zawodziński napisał ją szczerze, bo sy: „Słuchaj te słowa, co cichną, to dla mu prozodia Słonimskiego całkowicie ciebie erotyk, srebrna duszyczko zwrotek, odpowiadała. Na niesłuszną insynua- Marychno!”. To było wszystko. cję Czechowicza zareagował w sposób Kilkunastoletni Stefanek G. uchodził gwałtowny, niemal brutalny. Powstał ofi cjalnie za siostrzeńca, ale nim nie był. skandal literacki. Po paru latach, już w Warszawie, gdy Ten w liście do jednego z czasopism chłopak zmężniał i zgłosił się ochotni- zapytał dość naiwnie, a w każdym razie czo do służby wojskowej w lotnictwie, nieoględnie, co właściwie ma zrobić – doszło do zerwania, które Czechowicz wyzwać pana rotmistrza na pojedynek? przeszedł bardzo boleśnie. Napisał (Zawodziński miał za sobą karierę rot- wtedy poemat, dla postronnych cał- mistrza ułanów oraz instruktora jazdy kiem enigmatyczny, zakończony takim konnej.) Replika była zabójcza. Zawo- zwrotem do odchodzącego: „Nie żałuj, dziński odpowiedział, że o żadnym po- wstąpiłeś w mit!”. Wysilone komentarze jedynku nie może być mowy, ponieważ tych krytyków, którzy nie znali intymnej zgodnie z obowiązującym kodeksem podszewki utworu, wypadły rozczula- Boziewicza mężczyźni typu Czechowi- jąco naiwnie. Po przeniesieniu się do cza nie mają prawa do postępowania Warszawy i objęciu redakcji czasopisma honorowego. Wszyscy dobrze wiedzie- literackiego wydawanego przez Związek

308 nr 35 (2009) „Dusze chce łowić...” Józef Łobodowski

Nauczycieli, Czechowicz zarabiał bar- Czechowiczowa umarła, jej syn wrócił dzo dobrze, tym bardziej że miał dostęp z cmentarza rozbity, roztrzęsiony, z tru- do „Pionu” i radia. W „Płomyku” i „Pło- dem powstrzymujący płacz. Aktor? Tak- myczku” drukuje czarujące wiersze dla że i w to nie wierzę. Całą sprawa nie dzieci. Oto wymowne: „Gliniany konik mieści mi się w głowie i staję przed nią wszedł na wazonik, by się spokojnie prze- najzupełniej bezradny. Nie dla mnie ta- spać do świtu. Synku maluśki, do swej kie zawiłe komplikacje, niemal potrąca- poduszki i ty się przytul.” jące o patologię. Czy był mitomanem? Mimo to z funduszami było wciąż Wiele na to wskazuje, ale to chyba tyl- krucho. Stefanek sporo kosztował, ko pozory. Mitoman wierzy we własne a po jego odejściu następny był jeszcze zmyślenia. Sądzę, że Czechowicz two- bardziej wymagający. Zwykły los tego rzył dokoła swojej osoby różne legendy rodzaju romansów. Swego czasu Cze- z całą świadomością upiększając własny sław Miłosz opisał te sprawy najpierw żywot, który w gruncie rzeczy był sza- w „Kulturze” paryskiej, następnie w to- ry i monotonny. Ale w te legendy nie mie Kontynenty. wierzył. A było ich mnóstwo. Opowia- dał mi Konrad Bielski, że Czechowicz O wiele bardziej zajmuje mnie co inne- nagle zawiadamiał przyjaciół o rzeko- go, mianowicie stosunek poety do jego mym wyjeździe do Warszawy w donio- matki. W każdym tomie Czechowicza słych sprawach, po czym zamykał się (wydał ich sześć) mamy co najmniej je- w mieszkaniu i nie wychodził z niego den wiersz o matce, a wszystkie bardzo przez kilka dni. Kiedy indziej zapewniał, urodziwe. Stąd powstała wersja, że żywi że otrzymał z Hollywoodu zamówienie do niej niezwykle intensywna miłość. Tu na scenariusz fi lmowy, który przynie- rodzi się problem obchodzący […] za- sie grubsze pieniądze. Był oto jeszcze wodowych psychologów, niż krytyków jedno malownicze zmyślenie. Gdy go i historyków literatury. Jeszcze w Lubli- złapano na kolejnej fi kcji, rumienił się, nie uderzyło mnie, ze nigdy, przy żadnej przyznawał rację i gorąco przepraszał. okazji, nikt z nas nie zetknął się z mat- Prawdziwi mitomani tak nie postępują. ką Czechowicza. Domyślałem się, że nie chce się nią popisywać, że to prosta, Tadeusz Kłak, zamieszkały w Lublinie niewykształcona kobieta. Ale wiersze jej i tam pracujący, specjalizuje się w ba- poświęcone zmuszały do przekonania, daniu życia i twórczości Czechowicza. że syn nie tylko ją kocha, ale wręcz ubó- Czyni to z nadmierną wiarą, a miano- stwia. Proszę sobie wyobrazić moje zdu- wicie bierze za czystą prawdę wszyst- mienie, gdy na krótko przed jej śmiercią ko, co poeta oświadczył publicznie dowiedziałem się, że przez całe lata pra- i opowiadał w swoich listach. Szanow- cowała w lubelskim magistracie jako po- ne złudzenie i w konsekwencji grube mywaczka, szorując podłogi i schody nieporozumienie. i zarabiając psie pieniądze. Stara, scho- Oto reprezentacyjny przykład. Utrzy- rowana kobieta! A ponadto nigdy nie muje się legenda, że głównym motorem chciała mówić z nikim o swoim synu. i animatorem Zawiązku Pisarzy Lubel- Tak wyglądała rzeczywistość. skich był Czechowicz. Nic podobnego! Więc jak – udawał? Absolutnie to Owszem, był, jak tyle razy, inicjato- wykluczone; wiersze o matce należą rem, ale tylko tyle. Pierwsze zebrania do najczystszej, najmocniej wyczutej, Związku, który jeszcze niczego nie mógł najoczywiściej szczerej liryki. Rozdwo- organizować publicznie, bo nie był zale- jenie jaźni? Powtarzam – to raczej te- galizowany, odbywały się w prywatnym mat dla psychologów. Dodam, że gdy mieszkaniu poety przy ulicy Radziwił- nr 35 (2009) 309 Środowisko literackie. Lublin i Warszawa

łowskiej, gdzie przy stole mieściło się garach” rządził się udzielnie i nie liczył siedem, osiem do dziesięciu osób. Sam z postronnymi mentorami. Jego marze- gospodarz, Franciszka Arnsztajnowa, nie spełniło się po latach, ale zbyt późno. Antoni Madej i ja, jeszcze trzy albo czte- Kierownik księgarni Hoesicka Marian ry osoby plus sprowadzony prelegent. Sztajnsberg dał się namówić na wyda- Jednym z najpierwszych był Jerzy Braun, nie kwartalnika „Pióro” pod redakcją który naturalnie przyjechał z dokład- właśnie Czechowicza. Pierwszy numer nym omówieniem fi lozofi cznej doktryny wypadł bardzo okazale: garść dobrych Hoene-Wrońskiego. wierszy mało jeszcze znanych, a do- O wystąpieniach publicznych nie skonale zapowiadających się poetów mogło być nawet mowy. Gdy na wios- (Stachowski, Marian Niżyński), cieka- nę 1934 wróciłem po kilku miesiącach we eseje. Ale ogólną tendencję literacką nieobecności do Lublina, dowiedzia- „Pióro” w większym stopniu zawdzię- łem się, że zalegalizowanie Związku czało młodemu, coraz bardziej wybija- wymaga uzupełnienia listy członków- jącemu się krytykowi Ludwikowi Fryde założycieli. Lubiłem wtedy chadzać na niż naczelnemu redaktorowi. piechotę. Więc poszedłem pieszo naj- Drugi numer czasopisma, który miał pierw do Krasnegostawu i wziąłem pod- wyjść na jesieni 1939, a więc z du- pis od Konrada Bielskiego; następnie do żym opóźnieniem, spłonął w pożarach Chełma, po podpis od Kazimierza An- wrześniowej Warszawy. Trudno prze- drzeja Jaworskiego, popularnego KAJ-a, sądzać, jakby wyglądał dalszy rozwój i wreszcie do Stołpia (ludna, międzyna- „Pióra”, gdyby wojna nie wybuchła. Czy rodowa wieś: Polacy, Ukraińcy, Niem- nastąpiłoby złagodzenie wyraźnie sek- cy, Żydzi), gdzie akurat osiedlił się po ciarskiego charakteru pierwszego nu- ukończeniu seminarium nauczycielskie- meru, czy odwrotnie: skrajna postawa go Wit Kasperski z młodziutką żoną. zostałaby utrwalona? W Polsce lat trzy- Przyniosłem do Lublina brakujące dziestych krytycy i teoretycy poetyccy trzy podpisy, Związek został zalegalizo- byli w większości ekstremistami. Z jed- wany i zaczęła się dość intensywna akcja naj strony Zawodziński, z drugiej – Pe- kulturalna: co tydzień referat z publicz- iper, Przyboś, Fryde, Eiger-Napierski, ną dyskusją. kapryśny, przewrażliwiony, często nie- Czechowicza już od przeszło roku sprawiedliwy, zachował się najbardziej w Lublinie nie było. Żadnej roli w na- umiarkowanie, potrafił uwzględniać szej akcji nie odgrywał, tyle że parę razy przeciwstawne prozodie, unikając typo- przyjechał na wspólne wieczory autor- wego u innych sekciarstwa. Właściwie skie. Ale w prywatnych listach z upo- oceniany w pewnych środowiskach li- rem przypisywał sobie rolę kierowniczą, terackich, a nawet czczony, Czechowicz podtrzymując absurdalną legendę. Za- boleśnie przeżywał brak powszechne- wsze przypuszczałem, że było w tym go uznania, pocieszał się: „Kiedyś sława więcej przekornej zabawy niż świado- ciemnym złotem zaleje mój grób”. mej megalomanii. Nieraz zastanawiałem się: jakby się za- chował, gdyby przeżył wojnę i pozostał Czechowicz chciał redagować pismo li- w kraju? Czy poszedłby na poniżający terackie; miesięcznik Związku Nauczy- kompromis, jak Tuwim, Iwaszkiewicz, cieli mu nie wystarczał ze względu na Słonimski, Broniewski, Gałczyński swój ograniczony charakter. Ciągle miał i tylu innych, czy też zamilkłby i usunął pretensje do Jaworskiego, że ten nie zga- się w cień? Trudno przesądzać! Jedno dzał się oddać mu w pacht chełmskiej pewne: do socrealizmu zupełnie by nie „Kameny”, oraz do mnie, żem w „Dźwi- pasował. Gdyby spróbował do niego do-

310 nr 35 (2009) „Dusze chce łowić...” Józef Łobodowski szlusować, doszłoby do kompletnej plaj- Było tego za mało, by zyskać licznych ty artystycznej. czytelników. Działo się to w okresie kry- Przez dłuższy czas o Czechowiczu zysu i bezrobocia. Klęska gospodarcza było w kraju głucho, nikt go nie przypo- dotknęła przede wszystkim wojewódz- minał, jego poezja nie miała reedycji, nie twa rolnicze, między innymi Lubel- docierała do czytelnika. Upomniano się szczyznę. „Łońskiego roku nieurodzaj o niego najpierw na emigracji (Czesław – szemrali bezrolni bandosi – teraz ja- Miłosz w paryskiej „Kulturze”), potem kiegoś tam krezusa wymyśliły!” także w kraju (Jan Śpiewak i Seweryn Pollak). Wkrótce posypały się wspo- Był Czechowicz poetą krajobrazu mnienia, eseje, całe książki. Tu i tam i wsi, rozmiłowanym w polskim folklo- święciły swe triumfy tendencje różne- rze. Stąd naturalna śpiewność jego ryt- go rodzaju. Miłosz pisał o Czechowiczu miki, istniejąca w twórczości Awangardy z sympatią nie zawsze celną. W osta- Krakowskiej. To cecha chyba najsilniej tecznej konkluzji pisarz uznał, że był to różniąca go od Przybosia, choć ten, jako poeta minor, z czym trudno się zgodzić. autentyczny chłop, powinien był Cze- Zdarza się, że przesadna ocena włas- chowiczowi co najmniej pod tym wzglę- nej twórczości i zadrażniona ambicja dem dorównywać. Może to wynikało popycha ku ocenom nie zdającym eg- z różnicy między lubelską urodzajną zaminu już w najbliższym czasie. Poiry- borowiną i piachami w Gwoźnicy? Nie towany Jan Lechoń zanotował w swoim wiem, ograniczam się do stwierdzenia Dzienniku, że po dwudziestu latach nikt faktu. Przyboś, bodaj świadomy swej nie chce czytać Józefa Czechowicza klęski, zawsze usiłował Czechowicza i Czesława Miłosza. No cóż, wypadło lekceważyć, a jego rytmikę utożsamiał zupełnie inaczej. Obydwaj spostpono- ze śpiewnością lenartowiczowską, co wani poeci mają po latach znacznie wię- było niewątpliwym nonsensem. Zakła- cej czytelników, niż zadufany w swojej dam, że na krótko przed wojną „papież wielkości Lechoń. Megalomania nie awangardy” zaczynał zdawać sobie spra- sprzyja bezstronnym ocenom. Oczywi- wę ze smutnej prawdy, iż poetycki „rząd sta, Lechoń gdy pisał Dziennik, był już dusz” na jego własnym terenie szybko człowiekiem psychicznie zwichniętym, przechodzi w ręce autora W błyskawicy. aż ten stan, pogłębiający się z każdym Bomba niemiecka pozbawiła Przybosia rokiem doprowadził go do tragicznego późniejszego konkurenta. rozwiązania. Lektura jego notatek jest, wbrew opiniom niektórych entuzjastów, Kiedyś przypomniałem sobie mój dialog niestrawna i niezmiernie przykra, przy- z Franciszką Arnsztajnową, która była najmniej dla mnie. poetką niezbyt dużej klasy, ale wielką pa- Najdziwniejsze, że o tym mało kto nią w każdym wymiarze. Zapytała o mój wie, Czechowicz miał duże ambicje po- stosunek do Czechowicza. Gdy zwleka- lityczne. Jeszcze w Lublinie chciał zostać łem z odpowiedzią, stwierdziła, że to posłem do Sejmu i poważnie zabiegał, znakomity poeta, więc trzeba przyjmo- aby BBWR wysunął jego kandydaturę. wać go „z całym dobrodziejstwem inwen- Ale nie wzięto tych starań pod uwagę. tarza”, co znaczy patrzeć przez palce na W roku 1932 był przez pewien czas re- wszystkie jego wady. Bo poezja przechyla daktorem naczelnym dziennika „Kurier szalę na korzyść grzesznika, choć o wie- Lubelski”. Redaktorem był mizernym, lu rzeczach nie było łatwo zapomnieć. nie potrafi ł nadać dziennikowi jasnego Musiałem zgodzić się z Arnsztajnową: oblicza politycznego. Natomiast dział trzeba przyjąć Czechowicza „z całym do- literacki stał na dość wysokim poziomie. brodziejstwem inwentarza”. nr 35 (2009) 311 Środowisko literackie. Lublin i Warszawa

Niewątpliwie jest to jeden z najczyst- wiadał: „przez was runą mury Jerycha!”. szych liryków w polskiej poezji wszyst- Zginął młodo, w pełni sił twórczych, kich czasów. Na temat „poezji czystej” przepełniony wielkimi planami i zamia- i „nie-czystej” wylano morze atramen- rami. Ciągle zapowiadał napisanie duże- tu, przeważnie z mizernym skutkiem. go, epickiego poematu, który dojrzewał Koło tego zagadnienia narosło tyle nie- w nim powoli: Ziemia – gwiazda dziw- porozumień, fałszów, frazeologicznych na. Nie spieszył się jak wielu innych, lę- nadużyć, że prawda przeważnie tonę- kał się przedwczesnego porodu. ła w brudnych mydlinach retorycznych rozważań. W gruncie rzeczy różnica Jego próby dramatu były raczej nie- między poezją czystą i zaangażowaną udane, choć gdzieniegdzie znać było przebiega bardzo kapryśnie, a często jest przejście lwiego pazura. Wystawienie zupełnie niewidzialna. Ta granica u Cze- jednoaktówki Czasu jutrzennego przy- chowicza (podobnie jak u Marii Pawli- jęte zostało przez krytykę teatralną ze kowskiej – inny typowy przykład) prawie zdziwieniem, przeważnie wzruszano ra- zawsze świeci nieobecnością. A zresztą mionami. Kazimierz Wierzyński, który potępianie w czambuł tzw. poezji pub- prowadził felieton teatralny w „Gazecie licznej polega na nieporozumieniu. Polskiej” i z okazji premiery spotkał się Przecież Grób Agamemnona to publi- z Czechowiczem osobiście, mówił mi cystyka, a jednocześnie jeden z najwyż- później, że w debiutanckiej sztuce jest szych wzlotów poezji nie tylko polskiej dużo gęstej mgły, widać niepewną jesz- – światowej! Owszem, zdarzają się poe- cze, niedoświadczoną rękę, ale nie nale- ci całkowicie niezaangażowani, ale ich ży odbierać Czechowiczowi animuszu: obojętność na to, co nie jest intymną „Coś w tym tkwi, tylko jeszcze w sta- liryką, uważam za kalectwo, a nie za nie nie dość wykrystalizowanym”... I dał zaletę. Naturalnie, tu otwieram szeroko recenzję ze sztuk wielce umiarkowaną. drzwi przed zasadniczą polemiką, któ- Daremnie zastanawiać się, co by było, ra ze zmiennym szczęściem toczy się gdyby było. Wkrótce po wybuchu wojny od dawna i, jak sądzę, toczyć się będzie poeta wyszedł z Warszawy na piechotę. nieustannie aż po granice czasu, chyba, Szosa lubelska była nieustannie bombar- że poeci przestaną przychodzić na świat. dowana. Garwolin, Markuszów, Kurów Gwiazdy nade mną, prawo moralne we stały w ogniu i dymach pożarów. Hen- mnie... I wszystko co jest do wysłowienia ryk Domiński, który towarzyszył Cze- w czułym wzruszeniu, zachwycie, albo chowiczowi w tej wędrówce, opowiadał w słusznym gniewie i buncie. I gwiaz- następnie Stanisławowi Piętakowi, że dy kobiecych oczu i błyskawice mi- autor Nuty człowieczej coraz to wpadał stycznych doznań, i płacz nad ludzką w panikę. Ledwie doszedł do niego ryk krzywdą, i serdeczna radość na widok silników lotniczych, już leżał w przy- jedynego na świecie, niczym nie zastą- drożnym rowie. pionego, ojczystego pejzażu. Czechowicz był na swój sposób poetą Przeczucie rychłej śmierci, zawsze obec- zaangażowanym, raz po raz wyrastając ne w jego poezji, nawiedzało go teraz ponad kameralność innych, najbardziej materialnie. Ale do Lublina doszedł ściszonych wierszy. Gdy we wczesnej i tu dopiero czekała go śmierć. Spo- młodości marzył, aby „ludu karabinem czął na starym lubelskim cmentarzu, być z wiosną”, gdy dawał się porywać tym cmentarzu, któremu poświęcił je- legendzie starego komendanta, gdy den z najpiękniejszych swoich utworów w roku 1938 cieszył się: „rąbek granicy zakończony napisem z drewnianej, na nam wzeszedł” – i gdy groźnie zapo- dawną modłę ciosanej, cmentarnej bra-

312 nr 35 (2009) „Dusze chce łowić...” Józef Łobodowski my: „Z prochu powstałeś, w proch się stonowana religijność jego liryki. On obrócisz w dniu ostatecznym”. Osobny sam lubił mawiać, że słowo Bóg nigdy temat, w dostatecznej mierze, jeżeli się się u niego nie zjawia, ale najważniejsze nie mylę, nie uwzględniony przez ba- wiersze są nasycone triumfującą meta- daczy i glosatorów twórczości Czecho- fi zyką. I nie była to pusta przechwałka. wicza, to autentyczna, choć dyskretnie Zaprawdę: dusze chciał łowić!

Ruiny dzielnicy Wieniawa po 1942 roku. Fotograf nieznany. Zdjęcie ze zbio- rów Wydziału Budowni- ctwa i Architektury Urzę- du Miasta Lublin nr 35 (2009) 313 Józef Łobodowski O cyganach i katastrofi stach

Józef Łobodowski, 1 niem się jego wpływowi. Satelitów mu O cyganach i katastro- Wspólny pokój przy ulicy Dobrej nie brakowało, co nie znaczy, że stał się fi stach (I), „Kultura” nr 7-8, 1964, s. 38-48. w Warszawie zrobił nie byle jaką ka- planetą dla wszystkich. Michalski np. rierę. Kiedy przed kilkunastu laty za- skrystalizował się poetycko, zanim po- mieściłem w „Wiadomościach” krótkie znał Czechowicza i jego poezję. Piętak o nim wspomnienie, anim się mógł spo- zawdzięcza mu to i owo, zgoda, tym nie- dziewać, że z biegiem czasu potoczy się mniej szedł od początku własną dro- prawdziwa lawina przyczynków, artyku- gą i, niezależnie od tego, jak jego lirykę łów, ba, książek, częściowo lub w całości ocenimy, stanowił swój własny krąg, poświęconych pokojowi, wynajętemu mocno zindywidualizowany i samowy- pewnego majowego popołudnia 1934 starczalny. roku przez trzech młodych literatów. Czy warto raz jeszcze pisać o „wspól- Byli to – Bronisław Ludwik Michalski, nym pokoju” na Dobrej i o tym praw- Stanisław Piętak i Józef Łobodowski. dziwym, czy wyimaginowanym „kręgu Wkrótce dołączył Henryk Domiński. czechowiczowskim”? Chyba tak, gdyż Z tej czwórki tylko ja jeden pozostałem dokoła tej sprawy narosło zbyt wiele le- przy życiu. gend i fałszywych interpretacji. Z tym Prawda, zjawił się również Wacław jednak, że przy okazji warto tematykę Mrozowski, ale tego nie biorę pod uwa- rozszerzyć, obejmując możliwie naj- gę, gdyż nigdy nie był pełnoprawnym większy wachlarz nazwisk i zjawisk. lokatorem, „waletował” jedynie przez Dzieje „wspólnego pokoju”, owszem, ale jakiś czas. Najważniejsze, że nie bra- na tle tego, co działo się w młodej poezji no go na serio, tolerowano zaledwie, w Warszawie i poza Warszawą. A działo kręcił się na literackim i przyjacielskim się w owych latach sporo rzeczy intere- marginesie i do prawdziwej konfi dencji sujących nie tylko dla historyka litera- nie był dopuszczany. Przysłowiowe piąte tury – również dla socjologa. koło u wozu. W kraju weszło już w zwyczaj pisać Preliminaria lubelskie o mieszkańcach „wspólnego pokoju” Poetyckie początki Czechowicza łączą i najbliższych im rówieśnikach jako się ściśle z Lublinem. Był najmłodszym o poetach z „kręgu Czechowicza”. Tak członkiem grupy „Refl ektor”. Zapowia- właśnie końcową i najdłuższą część swo- dało się bardzo ciekawie i skończyło ich Ballad przed burzą nazwał Wiesław krótkotrwałym fajerwerkiem. Po Grę- Szymański. Sądzę, że to nieporozumie- dzińskim została garść niezłych, a na- nie. Oczywista, wpływ Czechowicza wet tęgich wierszy – bez dalszego ciągu. był niewątpliwy – na jednych trwały, na Tylko jeden Czechowicz poszedł dalej innych przelotny. Ale ważnych kręgów i stanął w pierwszym szeregu poetów poetyckich było więcej, stykały się ze dwudziestolecia. sobą, zachodziły jeden na drugi i rzadko Na początku lat trzydziestych wy- kiedy wykluczały się nawzajem. dawało się, że Lublin zdobędzie się na Bliskie stosunki osobiste z autorem własny ośrodek literacki z widokami na Dnia jak codzień nie zawsze były rów- trwałość i kontynuację. Wychodzący noznaczne z bezkrytycznym podda- przez czas jakiś „Kurier Lubelski”, po-

314 nr 35 (2009) O cyganach i katastrofi stach (1) Józef Łobodowski czątkowo właśnie pod redakcją Czecho- z ambicji, bo uparł się, że także potra- wicza, poświęcał bardzo wiele miejsca fi . Myślę, że był lirykiem wtórnym, bez sprawom literackim, coraz to urządza- wyraźnej indywidualności; gdyby nie no wieczory w samym Lublinie i w są- zginął tak młodo – dwadzieścia osiem siednich miastach powiatowych: Chełm, lat! – miałby zapewne poważne szanse Krasnystaw, Lubartów – coraz to uka- w prozie i krytyce literackiej. zywały się efemerydy periodyków, jak Wszystkie publikacje o „wspólnym „Trybuna”, „Barykady”, „Dźwigary”. pokoju” i Czechowiczu, że wymienię To wtedy Czechowicz „odkrył” Mi- wspomnianą już końcową partię Ballad chalskiego. Bronek drukował już to przed burzą” Wiesława Szymańskiego, i owo w dodatkach literackich prowin- Portrety i zapiski Stanisława Piętaka, Cy- cjonalnych pism, nie miał jednak jesz- ganerię Wacława Mrozowskiego, także cze debiutu książkowego, nie bardzo esej o Czechowiczu Czesława Miłosza wierzył we własne siły, zachowywał się z tomu Kontynenty, grzeszą brakiem nad wyraz skromnie. Na którymś z po- uwzględnienia okresu 1930-1934, lu- siedzeń „Loży Wielkiego Uśmiechu”, belskich preliminariów przed przenie- która akurat wtedy powstała i zbierała sieniem się do Warszawy. Czechowicz się w cukierni Semadeniego, na rogu w tych latach porastał w pióra literackie Krakowskiego Przedmieścia i Staszica, a następnie fi nansowe; dla Michalskiego Czechowicz zjawił się w towarzystwie i dla mnie był to czas zdobywania ostróg wybitnie przystojnego bruneta o roz- poetyckich, dla Domińskiego wczesne- wichrzonej, kędzierzawej czuprynie go terminowania. Władysław Podstaw- i melancholijnym spojrzeniu. Zmusił ka, syn chłopa z pobliskich Jakubowic go do przeczytania kilku wierszy, po Końskich, świeżo upieczony maturzy- czym wstał i zwrócił się uroczyście do sta, trzymał się na razie na uboczu, miał zebranych: „Panowie, czy po tym, co- doszlusować nieco później, chociaż aż śmy usłyszeli, mogę oświadczyć: Ecce do końca pozostał wolnym strzelcem, poeta?!”. Od tego popołudnia Michal- zjawiającym się nieczęsto i w najmniej ski [stał] się nieodłącznym towarzyszem spodziewanych chwilach. naszych zebrań. Co nas wszystkich łączyło w dość O Henryku Domińskim nikt z nas sennym, mimo uniwersytetu i licznych wtedy jeszcze nie słyszał. Dopiero w je- instytucji kulturalnych, środowisku pro- sieni 1932 roku zjawił się w redakcji wincjonalnym? Czy tylko bezpośrednie „Kuriera Lubelskiego” chudy i długo- sąsiedztwo? Żeby zapukać do okna po- nosy, niemal przezroczysty od niedoja- koju Czechowicza, wystarczyło skręcić dania młodzieniec i wręczył mi wiersz, ze Staszica na Radziwiłłowską, skąd do prosząc o przejrzenie: „Jeżeli pan uzna, redakcji „Kuriera” było sto kroków, do że nadaje się do druku...”. Uznałem, że Semadeniego – trzysta. Obijaliśmy się po paru poprawkach nadaje się, i wy- o siebie na każdym kroku, jakże więc drukowałem. Chyba to był jego debiut, nie miało dojść do zbliżenia. a nie w „ABC”, jak podaje Szymański. Ale nie tylko to. Ambicje osobiste Domiński pisał wiersze jakby „na siłę”, ludzi o tak bardzo odmiennych indy- w każdym razie bardzo rzadko, długo je widualnościach znajdywały wspólny w sobie nosząc i poddając wielokrotnym mianownik w zamiłowaniach regional- poprawkom. Męczył się w niepewności, nych, w sentymencie do miasta urodze- czytał gorące jeszcze teksty kolegom, nia, czy chociażby tylko zamieszkania. radził się... Z lubelskiej paczki był bo- To dlatego Lubelski Związek Pisarzy, daj najbardziej „czechowiczowski”. Nie- powstały po długim i skomplikowa- którzy mawiali żartem, że wiersze pisze nym porodzie, nie miał nic wspólnego nr 35 (2009) 315

O cyganach i katastrofi stach (1) Józef Łobodowski z centralnym Związkiem Zawodowym, dała się z samych poetów. Początkujący Na sąsiedniej stronie: list był niezależną, regionalną organizacją. artysta-malarz, kandydat na rzeźbiarza, Józefa Łobodowskiego do Gdyby nie wyjazd na stałe najwybit- aktor z powołania, który nigdy na scenę siostry Władysławy z No- wego Yorku, 17 grudnia niejszych jego członków, miałby wiele zawodową nie wszedł – mieli obok nas 1977. Ze zbiorów rodziny w Lublinie do zdziałania. Niestety, sta- pełnoprawne miejsce i głos. Nie brako- Tomanków. ry gród trybunalski nie dawał możności wało kibiców, w dość kapryśnym i czę- utrzymania się z pióra, Warszawa była sto zmieniającym się składzie. Rodziły nadal swoistą pompą, która żarłocznie się przyjaźnie – niektóre z nich miały wysysała prowincję. Nie tylko lubliniacy, przetrwać długo. również wybitni wilnianie (Miłosz, Za- Jedna z legend głosi, że wszyscy z „krę- górski) ulegli zachłanności stolicy. gu czechowiczowskiego” byli przyjaciół- Emigranci nie zrywali jednak kontak- mi autora W błyskawicy. To nieprawda, tu ze Związkiem. W rok po wyjeździe naturalnie, jeśli brać słowo „przyjaciel” Czechowicza ukazał się zbiór wierszy na serio. W owych lubelskich latach by- o Lublinie pt. Stare kamienie – owoc łem bardzo blisko Czechowicza, a jed- współpracy poetyckiej z seniorką pisa- nak nie zamierzam twierdzić, że istniała rzy tego miasta Franciszką Arnsztajno- między nami kiedykolwiek prawdziwa wą. Zwoływano się od czasu na wspólne przyjaźń. Po prostu pasowaliśmy do sie- wieczory autorskie, dawna współpraca bie jak pięść do nosa, a jest to zbyt dobre przypomniała się na łamach „Antologii sąsiedztwo. poetów lubelskich”, zredagowanej przez Czechowicz nie był w pożyciu czło- znanego bibliofi la i historyka, księdza wiekiem łatwym. Wbrew łagodnym Ludwika Zaleskiego, który akceptował pozorom odznaczał się wielką apodyk- i lubił tytuł proboszcza parafi i poety- tycznością. Ułożył wierszem żartobli- ckiej, „bez rządu dusz”, jak sam skwa- wą listę członków loży i o sobie napisał: pliwie podkreślał. „Dusze chce łowić Józef Czechowicz”. Wspomniany już Podstawka i przy- Tego rodzaju łowcy każdą schwytaną były z Chełma Zdzisław Popowski re- duszę chcą prowadzić na smyczy, choć- prezentowali młodsze pokolenie. Na by nawet jedwabnej […]. uniwersytecie powstała grupa poetycka Sprowadziliśmy się na Dobrą o dużych pretensjach, lecz niewielkich w pierwszych dniach maja, przykładnie możliwościach. Związana z młodzie- zapłaciwszy za miesiąc z góry. Komor- żą narodową i z jedną z wielce nobli- ne wynosiło 60 złotych, po dwadzieś- wych korporacji, boczyła się wyraźnie cia od łebka, z tym że mieliśmy prawo na Związek. Tylko jeden z nich, Jerzy korzystać z prymusa i niejakich po- Szczepowski, był autentycznym poetą sług gospodyni Rozalii Sawickiej, która w stadium fermentu i poszukiwania. w opinii komentatorów i wspominka- Była to interesująca zapowiedź wkrót- rzy była stręczycielką i lichwiarką albo ce przecięta kulą sowieckiego mordercy znów awansuje do roli „dobrego du- w lasku katyńskim. Niewiele młodszy od cha” niesfornych lokatorów. Ani jedno niego Jerzy Pleśniarowicz, kijowianin ani drugie. Stary Tartuff e w spódnicy, z pochodzenia przeniósł się zaraz po z rączkami nabożnie złożonymi na brzu- maturze do Warszawy na studia. Woj- chu, dość głupia i nieco rozwydrzona nę przeżył, ale do liryki, zdaje się, już baba, nie stroniąca od nikłych uciech, nie powrócił. jakich mogła jeszcze skąpo zaznać od „Loża Wielkiego Uśmiechu”, zbiera- życia, lubiła nas po swojemu, a najbar- jąca się niemal codziennie przy mar- dziej Bronka Michalskiego, nacierpia- murowych stolikach u Semadeniego, ła się też z naszej przyczyny niemało. a w niedzielę u Rutkowskiego, nie skła- Niekiedy próbowała zarywać, ale bez nr 35 (2009) 317 Środowisko literackie. Lublin i Warszawa

powodzenia, przeciwnie, sama padała powieści Zbigniewa Uniłowskiego. Ano, ofi arą stałych zapewnień: „Niech Rózia co tam gadać, od kieliszka wódki nikt zaczeka do następnej wypłaty...”. Bała się z nas nie stronił, ani przedtem w Lubli- tylko mnie, a zresztą tylko ja płaciłem nie, ani potem na Dobrej, z wyjątkiem regularnie, bo zarabiałem znacznie wię- jednego Czechowicza, który rzadko tyl- cej niż reszta. ko, od wielkiego dzwonu, przekraczał Z niektórych wspomnień czytelnik granicę dwóch-trzech kolejek. W okre- może odnieść wrażenie, że prawie cały sie „Refl ektora” również nie pijał, jeśli czas mieszkańców „wspólnego pokoju” wierzyć świadkom, choć były to lata – pochłaniały libacje alkoholowe. Po lite- dla mnie jeszcze sztubackie – stojące rackiej Warszawie krążyły wersje, jakoby pod znakiem Ody Konrada Bielskiego. zakasowaliśmy nawet „wspólny pokój” Znana była w Lublinie szeroko i w wiele nr 1, uwieczniony w słynnej i osławionej lat później:

W Paryżu Wezuwiusze szampana tryskają w górę, na Ukrainie piją spirytus i politurę, po dwóch butelkach Murzyn jest przyjacielem Anglika... Jeden jest duch alkoholu od zwrotnika do zwrotnika. O, najpiękniejsza z chorób, biała gorączko!

Odę wydrukowałem jeszcze w roku cowym stadium istnienia „wspólnego 1932 w pierwszym numerze lubelskie- pokoju”, gdy ja bywałem w nim tylko go miesięcznika „Barykady”. Znalazła rzadkim gościem. Na codzienne pijań- się w towarzystwie wiersza Stanisława stwo nie starczyłoby zresztą pieniędzy. Grędzińskiego o romansie diabła z uro- Zupełne banialuki opowiada na ten te- dziwą dziewczyną, oraz Erosa i Psyche mat Mrozowski w Cyganerii. Ciekawe, Czechowicza. Na domiar złego dałem że trzech wymienionych powyżej ksią- na wkładkę litografi ę Witolda Chomi- żek: Mrozowskiego, Szymańskiego – cza (dziś profesor w Krakowie), przed- najuczciwsza, choć miejscami bardzo stawiającą kościół Bernardynów. Tkwiła nieścisła jest książka właśnie Szymań- w tym zarówno chęć zbicia z pantały- skiego, które informacje czerpał z dru- ku pana cenzora, jak i prowokacyjna giej, lub trzeciej ręki, zaś z większością przekora w stosunku do miejscowych mieszkańców Powiśla w ogóle się nie marksistów, oskarżających mnie o brak zetknął, bo już nie żyli. „wykrystalizowania”, bo poza tym treść Pamiętnik Mrozowskiego – pisze w posłowiu do numeru była skrajnie lewicowa. Cen- Cyganerii jej lubelski wydawca – należy trakto- zura dała się wodzić przez krótki czas, wać jako literacki dokument epoki, pewnego następne numery „Barykad” uległy kon- rodzaju „spowiedź dziecięcia wieku” zbeletryzo- fi skacie (za jeden dostałem rok, za drugi waną kronikę mieszkania przy Dobrej 9. Autor dwa lata, zawieszone w apelacji); orto- prostuje i wyjaśnia wiele fałszywych sądów doksi zaś odezwali się w jednodniówce, i faktów, związanych z historią „wspólnego po- ostro zmywając mi głowę. „Eros i Psy- koju”, jego mieszkańcami i gośćmi. che? – dziwił się anonimowy choć znany Wydawca informuje ponadto, że mi dobrze autor – I cóż ta para ma do książka „ze względu na obfi tość mate- roboty na barykadach?” riału, kompozycję i inne względy, zo- Relacje z naszego alkoholizmu były stała poważnie zredukowana i czytelnik jednak mocno przesadzone. Michalski otrzymuje właściwie pewną część wspo- wpadł w nałóg, który po roku dopro- mnień autora”. Po przeczytaniu Cygane- wadził go samobójczej śmierci, w koń- rii nie trudno zdać sobie sprawę co by

318 nr 35 (2009) O cyganach i katastrofi stach (1) Józef Łobodowski to było, gdyby nie dobroczynny ołówek skromności kryjący duże ambicje. Zda- wydawcy. wał sobie sprawę z olbrzymich braków Na dwa lata przed swoją tragiczną i nadrabiał je szybko, może w chao- śmiercią Stanisław Piętak wyrwał się tyczny, źle zorganizowany sposób, ale na krótką eskapadę do Paryża. Przysłał z konsekwentnym uporem. Już w rok mi stamtąd dwa ostatnie tomiki wier- po śmierci Bronka i zlikwidowaniu szy i długi, serdeczny list, wspominający wspólnego pokoju, na łamach „Kuriera dawne czasy. „Mrozowski – pisał mię- Porannego” zaczęły ukazywać się jego dzy innymi – przygotowuje dużą rzecz recenzje literackie, coraz lepsze i o co- o nas wszystkich. Dał mi do przejrze- raz solidniejszym podkładzie niewątpli- nia czego on tam nie ponawypisywał, wej erudycji. Tego zaimprowizować nie zwłaszcza o tobie! Starałem się to i owo można. A więc wódkę zagryzał nie tylko skorygować, ale to beznadziejna robota”. serdelkami i jajecznicą, ale również lek- Według Mrozowskiego, na Dobrej turą książek, których obecność dawała piło się właściwie co dzień. I to jak! – się odczuć z każdym rokiem. Było tych nie jakąś tam zwykłą wódę – z reguły książek więcej niż butelek. wódki gatunkowe. „Wyjął z kieszeni pół Co do mnie... Co raz to wypadałem do litra cytrynówki” (str. 57). „Napijemy się, Lublina, skąd robiłem piesze wycieczki co? Mam tu jakiś spirytusik!” (str. 61), do Krasnystawu, Zamościa, Chełma... „nalewałem jakąś słodką wódkę” (str. Uprawiałem sport – intensywnie, choć 75), „wróciłem niebawem z żytniówką” niesystematycznie. W jesieni założyłem (str. 68). I tak stale. A francuskiego ko- miesięcznik „Dźwigary”, co kosztowa- niaczku i szampana nie było? Oczywi- ło mnie sporo pracy i jeszcze więcej ste bzdury! Piło się czystą wyborową wysiłku fi nansowego, który znowu był a jeżeli z pieniędzmi było bardzo źle, wynikiem pracy zarobkowej. Wkrót- Rozalia przynosiła butelkę z „grana- ce zacząłem brać żywy udział w dzia- tową kartką”. Bronek Michalski zaczął łalności Związku Pisarzy Lubelskich z czasem, gdy już zjawiały się pierwsze i przez jakiś czas byłem jego prezesem. groźne oznaki delirium tremens, upijać Przygotowałem i wydałem tom wier- się spirytusem, było to jednak znacznie szy Rozmowa z ojczyzną oraz przekłady później. Oczywista, nie ma większego z rosyjskiego U przyjaciół. Do tego do- znaczenia, czy piliśmy zwykłą wódkę, chodziły prace i zajęcia bardziej osobi- czy żytniówkę, ale różnica ta świadczy stego charakteru. To wszystko w ciągu jak bardzo Mrozowski fantazjuje i mija niespełna roku. A tu z niegdysiejszych się z prawdą nawet w drobnych, obycza- wspomnień okazuje się, że chodziłem jowych szczegółach. bez przerwy pijany! Gdyby pijaństwa były tak regularne, Z Michalskim było gorzej, ale to osob- jak to z wielu relacji wynika, kiedyż by- ny temat. Natomiast Mrozowski istotnie śmy mieli czas na pracę? A przecież owe- wałkonił się i cała jego działalność lite- go lata Piętak wykończył do druku swój racka w ciągu sześciu lat (1934-1939) pierwszy tom Alfabet oczu”, żmudnie ograniczyła się do jednego szczupłego szlifując wiersze w ostatecznej redakcji, tomiku wierszy pt. Dobranoc... dobra- czytał, powstawały pierwsze fragmenty noc.... Zajmował się innymi sprawami, z Legend dnia i nocy, próby prozy, z któ- raczej oddalonymi od zainteresowań pi- rych później wykluła się Młodość Jasia sarskich. Pamiętam, że gdy Domińskie- Kunefała. Usilnie pracował nad sobą go ktoś zagadnął o przybysza z Chełma, Domiński. Gdy go poznałem w jesieni odpowiedź brzmiała zazwyczaj nastę- 1932, był to niedokształcony żółtodziób, pująco: „Dobranoc, dobranoc, do widze- chciwy wiedzy i życia, pod pozorami nia, znam inne tematy...” nr 35 (2009) 319 Środowisko literackie. Lublin i Warszawa

Swego rodzaju opiekunem gromad- pracę, chętnie służył pomocą fi nansową, ki z Dobrej stał się od pierwszej chwili zresztą w skromnej skali i dość kapryś- Józef Czechowicz. Ze Smulikowskiego, nie, to znaczy nie zawsze wtedy, gdy była gdzie w gmachu Związku Nauczycie- najbardziej potrzebna. Ale jednocześnie li miał swoje mieszkanie1, było do nas zarażał własnymi urazami i kompleksa- dosłownie sto kroków. Nie ma racji ani mi, na przykład, doprawdy zbyt już prze- Jan Śpiewak, napisał że „do wspólnego sadzoną niechęcią do skamandrytów. pokoju Czechowicz nigdy prawie nie za- Wyglądało to dość zabawnie, gdy taki glądał”, ani Roman Rosiak, gdy twierdzi, młodzik, idąc za przewodem mistrza iż „był on niemal codziennym gościem”. i mentora, przekreślał za jednym za- Ani jedno ani drugie. Po prostu zaglądał machem Lechonia czy Słonimskiego, dość często. Nie musiał windować się w najlepszym razie udzielając amnestii na drugie piętro – po schodach cho- niektórym wierszom Tuwima. Wkrót- dzić nie lubił. Przecież było lato, drzwi ce po powstaniu „wspólnego pokoju” od balkonu stale otwarte, wystarczyło zjechał triumfalnie do Warszawy Ta- zawołać z ulicy. deusz Hollender, zdobywca pierwszej Czechowicz wywierał bardzo duży nagrody na konkursie mickiewiczow- wpływ, jako poeta i na Domińskim i Pię- skim „Wiadomości Literackich”. Miotał taku, chociaż z czasem, gdy nieco podro- się między stołem i kanapą, w oburzeniu śli i opierzyli się, potrafi li zdobyć się na nie mogąc dopiąć szelek, i wychodził ze stosunek krytyczny do mistrza. Po Mi- siebie. Właśnie Domiński „zlikwidował” chalskim w owym czasie wszelkie wpły- przed chwilą Wierzyńskiego. „Nie do wy ześlizgiwały się, żył własnym, bardzo wiary – wołał rozwścieczony Hollender trudnym i bolesnym życiem wewnętrz- – wszędzie wielki poeta, a w tym poko- nym i ta izolacja zapewne przyspieszyła ju – grafoman!”. Domiński twardo stał nieuniknioną katastrofę. Ze mną było przy swoim, zachwycony wywołanym inaczej. Ceniłem autora Ballady z wrażeniem. drugiej strony bardzo wysoko, ale ro- Własnej szkoły, w sensie twórczej zumiałem, że jego tor poetycki prowadzi kontynuacji, Czechowicz nie stworzył, w kierunku dla mnie obcym i niewłaś- a liczni naśladowcy przynieśli mu więcej ciwym. Prawa do arbitralnych posunięć szkody niż chwały. Co prawda, trudno mu nie przyznawałem, do roli giermka przesądzać; gdyby nie wybuch wojny, nie nadawałem się, pewne postawy i na- ośrodek, który zaczynał się koło nie- wyki odrzucałem kategorycznie. Toteż go krystalizować, być może, nabrałby w późniejszych latach stosunki nasze – z czasem cech określonego kierunku wówczas przyjazne, nie przyjacielskie poetyckiego tym bardziej, że do liryków – znacznie ochłodły i mało brakowało, dołączyli młodzi, obiecujący krytycy. a byłoby doszło do otwartego zerwania. Sam Czechowicz miewał często złu- 1 Myli się Szymański, pisząc, że na Smuli- Jaką właściwie rolę odegrał? Był dzenia. Najmocniej poczuł się w roku kowskiego Czechowicz znacznie starszy, wyjąwszy Michalskie- 1934. Wyszedł wtedy tom W błyskawi- mieszkał w „wysokiej go, od każdego z nas: sześć do dziewię- cy, który ostatecznie utwierdził niewąt- suterenie”. To był ciu lat to w tym wieku poważna różnica. pliwe przewodnictwo w poezji zwanej wysoki parter. Pamię- Gdy inni dopiero zaczynali, miał już awangardową; miał poważne wpływy tam doskonale że aby zapukać do okna, trzeba ustaloną pozycję pisarską. Orientował, w „Pionie” i „Drodze”, zamierzał wyda- było – przy średnim sugerował w sposób nie natarczywy, po- wać własne pismo. Doskonała sytuacja wzroście, jak mój, życzał książki, wprowadzał jakiś ład do fi nansowa dała mu po raz pierwszy cał- wspiąć się na palce. wiedzy literackiej młodych, przeważnie kowitą niezależność i pewność siebie. W pół-suterenie mieś- ciło się mieszkanie na słabo zaopatrzonych w bagaż intelektu- Mimo woli – pisał do Czernika – przez agresyw- Narbutta. alny poetów. Ułatwiał debiuty i współ- ność charakteru, osiedlenie się w Warszawie,

320 nr 35 (2009) O cyganach i katastrofi stach (2) Józef Łobodowski zacząłem przewodzić awangardzie. Montuję ści. Nie rozruszał po swej myśli nikogo, teraz pismo literackie, miesięcznik typu „Drogi” każdy poszedł własną drogą, rzadko tylko ściśle literacki. Poganiam Lubelski Związek, tylko równoległą do drogi Czechowi- trenuję wileńczyków, do Krakowa sięgam. Przy- cza. Wbrew pozorom, mimo liczne- boś chętnie się podporządkował, Czuchnowski go dworu, pozostał samotnikiem aż do również, a Piętaka po prostu sprowadziłem końca[…], kiedy w maleńkim lubelskim do Warszawy. Rozruszam ich – nie ma obawy. mieszkanku przy Radziwiłłowskiej pi- Z tych buńczucznych zapewnień ani sał gorzkie wiersze o zbliżającej się jedno nie odpowiadało rzeczywisto- śmierci.

2 „Na progu sumienia” skiego, na którego tak mocno stawiał, Józef Łobodowski, Kiedy po dziesięcioletniej przerwie ku problematyce społeczno-politycz- O cyganach i katastro- fi stach (2), „Kultura” zaczęto w kraju pisać o Czechowiczu nej. Takich rozczarowań było więcej, 1964, nr 9, s. 59-68. skazanym na przemilczenie w okresie ale żadne nie zachwiało postawą poety. „błędów i wypaczeń”, starano się pod- Nie mogło być inaczej, gdyż rdzeń jego kreślać akcenty społeczne w jego liry- twórczości – nikt z krytyków tej zasad- ce. Było ich bardzo niewiele, ale były. niczej cechy wciąż jeszcze należycie nie Głównie w latach młodzieńczych. Więc uwydatnił – tkwi w tragicznym niepoko- w artykułach i antologiach wysuwano na ju istnienia, w mrocznych podszeptach pierwszy plan takie nieliczne utwory jak metafi zyki. Wystarczy wymienić trójcę Ja karabin: poetów, których liryka przyciągała go najbardziej: William Blake, Rimbaud, Tylko taki czas odmienny chciałbym Aleksander Błok. Koneksje te na pewno poznać, nie były przypadkowe. w którym ludu karabinem będę z wiosną. A jak inni z najbliższego sąsiedztwa? W recenzji z Cyganerii Mrozowskiego, Za to pomija się inne, dojrzałe już ogłoszonej w „Kulturze” (październik wiersze, w których poeta wyraźnie da- 1963) przez Tymona Terleckiego, czy- wał do zrozumienia że lewicowe ciągoty tamy następującą uwagę: wczesnego czasu uległy odwołaniu. Ten Z toku wspomnień wynika – i to stanowi jedno i ów usiłował powoływać się na wiersz z charakterystycznych znamion wspomnianego Pod Dworcem Głównym w Warszawie, zjawiska – że ani autor, ani jego współtowa- na owe – „mówię wam, przez nie runą rzysze nie mieli ówcześnie „świadomości spo- mocne twierdze Jerycha...” – z ostatnie- łecznej” i żadnych zainteresowań politycznych. go tomu Nuta człowiecza. Ale w tym Tak by wynikało ze wspomnień Mro- samym zbiorze znajdziemy fragmenty, zowskiego. Wesołe lumpy istotnie nie wielce żenujące dla marksistowskiego miewają świadomości społecznej i po- komentatora. Chociażby poetycką alu- litycznych zainteresowań. Ale opinia zję do zajęcia Zaolzia: „rąbek granicy ta nie może dotyczyć całej grupy. Już nam wzeszedł” – albo gorzej jeszcze, w końcu lata dojrzał we mnie pielęg- o kopułach katedry w Mińsku! nowany od dawna zamiar założenia To notuję na marginesie. Czechowicz miesięcznika literackiego w Lublinie. nie tylko uciekał od tematyki społecznej Tak powstały „Dźwigary”, łączące ra- – uważał ją za zabójczą dla poezji. Bar- dykalizm społeczny z awangardyzmem dzo przykro odczuł odejście Czuchnow- poetyckim, a mające ponadto ambicje nr 35 (2009) 321 Środowisko literackie. Lublin i Warszawa

– jakby to określić – unarodowienia czy na włączeniu do grupy poety i stąd te usamodzielnienia polskiego marksizmu. umizgi pod moim adresem. Liczne Słowem, typowe „odchylenie nacjona- aresztowania, konfi skaty i procesy dały listyczne”. „Dźwigary” skończyły się na mi odpowiedni rozgłos, ktoś nawet ra- drugim numerze, ale narobiły sporo ha- czył mnie nazwać „bohaterskim teno- łasu i stały się preludium do ostateczne- rem polskiej rewolucji”. go zerwania z komunizmem. Założona Fala lewicowej radykalizacji szła wte- przy nich „Biblioteka poetycka” wydała dy przez całą młodą literaturę. Wileńscy trzy tomy: na pierwszy ogień poszedł żagaryści już dawniej zerwali ze „Sło- Alfabet oczu, debiut Stanisława Piętaka. wem” Mackiewicza, wkrótce ich część, Otóż sam fakt, że mieszkańcy „wspól- z Henrykiem Dembińskim i Stefanem nego pokoju” wciągnięci zostali w at- Jędrychowskim na czele, miała przejść mosferę tych zamiarów wydawniczych na skrajne pozycje i doszlusować do ko- i prac przygotowawczych, ustawia nieco munizmu; założone w roku 1935 „Po inaczej sprawę ich zainteresowań ideo- Prostu” było niewątpliwie pismem par- logicznych. Nie były obce Piętakowi, tyjnym, choć odżegnywano się od tego tyle że mgliste, nieskoordynowane, wy- ofi cjalnie. Ostrożniej, ale w podobnym lęgłe raczej z instynktu, niż z porządne- kierunku szła grupa lwowskich „Sygna- go przemyślenia. Natomiast Domiński łów”. Zaczynało się montowanie „Zjed- jeszcze w Lublinie starał się z całą świa- noczonego Frontu Pisarzy przeciwko domością dopracować własnej postawy, faszyzmowi i wojnie”, odpowiednik od początku zdecydowanie radykalnej. Frontu Ludowego na terenie literackim. Łagodził ją wpływ Czechowicza, a może W tym samym mniej więcej czasie wy- bardziej nawet wrodzony niedowierza- buchła awantura z „Legionem Młodych”. jący stosunek do każdego autorytetu. Po moim przyjeździe do Warszawy W czerwcu, za pośrednictwem Bo- w końcu kwietnia 1934 roku z miej- lesława Piacha poznał Helenę Bogu- sca zaproponowano mi współpracę ze szewską i Jerzego Kornackiego. Piach, wspomnianym już tygodnikiem „Pań- którego prawdziwe nazwisko brzmiało stwo Pracy”. Jeden z zasadniczych arty- Zandberg, był lubliniakiem, znał znał kułów ukazał się w tym piśmie właśnie mnie od kilku lat i śledził z bliska moje wtedy, pod przydługim tytułem wziętym peregrynacje literackie i polityczne, od z mego wiersza Piłsudski: Ale gdzie po- studenckiej „Trybuny” poczynając, po- dziać się z sercem, gdy czarny wstanie przez „Kurier lubelski” i „Barykady”, Żyrardów i barykadą kamieni runie na konfi skaty i procesy. Kontakt z autora- progu sumienia?. Propozycja wydała mi mi Jadą wozy z cegłą doprowadził do się interesująca, chociaż redakcja nie dalszego zbliżenia, aż wreszcie – czę- płaciła honorariów. Zgodziłem się i na- stemu już gościowi na Grochowie II – pisałem trzy czy cztery wstępniaki, idące zaproponowano przystąpienie do grupy po identycznej linii: rewolucyjne refor- „Przedmieście”. Należeli do niej, prócz my społeczne auspicjami niepodległoś- Boguszewskiej i Kornackiego, Hali- ciowych tradycyj Piłsudskiego. na Krahelska, Kazimiera Muszałówna, „Legion Młodych”, którego rozwojowi tenże Bolesław Piach, Degal, Sydor Rey, ideowemu nadawali ówcześnie ton Zbi- Władysław gniew Zapasiewicz, Wacław Zagórski, Kowalski i kilku innych, których na- Stefan Wędrychowski, szedł całą parą zwiska wyleciały mi z pamięci. Byli to na lewo. Opozycję uprawiali Janusz La- wszystko prozaicy, często po prostu skowski i Stachurski, zanim sami zra- reporterzy o pewnym zacięciu bele- dykalizowali się z biegiem czasu. Dość trystycznym; Boguszewskiej zależało rychło skończyło się niewypałem. Se-

322 nr 35 (2009) O cyganach i katastrofi stach (2) Józef Łobodowski niorzy „Legionu” odmówili dalszego po- som. Dzieje „Kwadrygi” były najbardziej parcia i wydęty balonik pękł z hukiem. może pouczające. Pismo istniało nie- Najbardziej ideowe elementy odeszły całe trzy lata. Wychodziłoby zapewne – Zapasiewicz wstąpił do PPS – orga- dłużej, gdyby nie to, że w międzyczasie nizacja przetrwała aż do września 1939 urwała się nikła więź, łącząca członków roku, ale dawny dynamizm skończył grupy. Na samym początku wystąpiono się bezpowrotnie. Rola „Legionu Mło- w sposób, wyraźnie obliczony na roz- dych” na uniwersytetach skurczyła się głos; z jednej strony ostre ataki na ska- od tego czasu do minimum. W prze- mandrytów i „Wiadomości Literackie”, łomowym okresie nagle dał znać o so- z drugiej – proletariackie manifesty, pod bie Henryk Domiński. Wydelegowany wysilonym patronatem bardzo niewłaś- przez Komendę Główną do Lublina, wy- ciwie dobranej pary świętych: Karola cyganił od Czechowicza listy polecające Marksa i Cypriana Norwida. do kilku seniorów. Ci w dobrej wierze, Gdy przyjechałem do Warszawy że Domiński przyjeżdża, aby uspokoić i nawiązywałem pierwsze znajomości, bardziej podniecone elementy. Tymcza- „Kwadryga” była już w całkowitym roz- sem ten stanął zdecydowanie po stronie kładzie. Tylko nieliczni pozostali wierni „skrajnych” i doprowadził do rozłamu, temu, co usiłowano określać jako „,po- przy czym nie obeszło się bez pewnego stawę proletariacką”. Lucjan Szenwald skandalu. stał się czołowym publicystą komuni- Czechowicz był rozżalony i długo stycznego „Lewaru”, Dobrowolski pisy- nie mógł tego „kłapaczowi” wybaczyć. wał kiepskie poematy: Powrót na Powiśle Nie tyle chodziło o lekką kompromi- i Janosik z Tarchowej, później wydawał tację wobec lubelskich znajomych, co przez jakiś czas „Nową Kwadrygę”, nie- o pierwszy dowód, że mistrz nie panuje udaną próbę zgalwanizowania niebosz- całkowicie nad uczniem, że ten w waż- czyka. Flukowski, Sebyła, Gałczyński nie nych sprawach potrafi już wziąć na kieł mieli już wtedy nic wspólnego z Mar- i wyłamać. Na to nie było rady. „Do- ksem i proletariatem. Ninę Rydzewską, mińszczak” patrzył w poetę nadal jak niegdyś konfi skowaną za „bluźnierstwo”, w tęczę, ale pod innymi względami unie- poznałem w charakterze żony jednego zależniał się zdecydowanie. z działaczy klubu „Prometeusz”, poli- Większość młodych poetów, miesz- tycznego emigranta z Kaukazu, Osetyna kających w Warszawie, zerkała na lewo, Ahmeta beja Barasbi Baytugana. często bardzo zdecydowanie. Coraz to Przy „Lewarze”, który zaczął uka- powstające z wielkim hałasem nowe zywać się, jeśli mnie pamięć nie myli, grupy poetyckie – „Kwadryga”, „Meteor”, w 1934, skupili się najskrajniejsi, więc „Kadra” itd. – z reguły były mocno ra- tenże Szenwald, Leon Pasternak, Juliusz dykalne, tym przecież najbardziej w Pol- Grot, Stanisław Jerzy Lec, Szemplińska, sce międzywojnia rozpowszechnionym Wygodzki. Degal... Czy wszyscy należeli radykalizmem, który nie miał żadnych do partii? Większość z wymienionych na podstaw doktrynalnych ani nawet świa- pewno; Pasternak i Wygodzki mieli już topoglądowych. Sentymentalne tenden- za sobą odsiedziane wyroki, ale z tym cje utożsamiano z postawą – podobnie bywało rozmaicie. Znany był wypadek rozgorączkowany wyrostek myli ciągoty Andrzeja Wolicy, postaci wręcz tragicz- erotyczne z prawdziwą miłością. nej; zagarnięty przez policję w czasie Grupy te szybko rozpadały się: au- jakiejś masówki, w areszcie śledczym za- tentyczne talenty wchodziły na włas- czął chwalić się rzekomymi wyczynami ne drogi, pomniejszych nieubłagana rewolucyjnymi, znalazł się, oczywiście, selekcja czasu przesuwała ku margine- donosiciel i Wolica otrzymał dość ciężki nr 35 (2009) 323 Środowisko literackie. Lublin i Warszawa

wyrok, właściwie za... gadulstwo. Po logizmem, ale w szczęśliwym stopie wyjściu z więzienia własni towarzysze z bardzo oryginalną wizją życia. Ten oskarżyli go o trockizm, a później nawet „biologizm odrealniony”, czy raczej prze- o prowokację. Słaby poeta, zdążył na niesiony w inny wymiar, święcił nie byle krótko przed wojną wydać interesującą jakie triumfy w takich młodzieńczych powieść Ulica Ogrodowa. Zginął w ta- wierszach jak Ciało czy Nogi sprzątacz- jemniczych okolicznościach na samym ki. Potem jednak Szemplińska zaczęła początku okupacji. ogłaszać utwory zapewniające, że ma we Posądzenie o trockizm mogło po- krwi „klasową świadomość”, i wszystko ciągnąć za sobą skutki wielce nieprzy- rozlało się. Świetna zapowiedź nigdy nie jemne; między innymi padł jego ofi arę została spełniona. Stefan Gołąb, kiedyś nieźle zapowiada- Nie był na pewno komunistą Edward jący się liryk. Naturalnie, lista śmier- Szymański, bardzo ciekawy człowiek, telnych grzechów przeciw ortodoksji zupełnie nie dbający o swoją twórczość była znacznie obszerniejsza: lewactwo, poetycką. Jego także należałoby uznać odchylenie prawicowe, odchylenie na- za zmarnowany talent, nie tylko dlate- cjonalistyczne, et cetera. Specjalistą od go, że zginął przedwcześnie w Oświęci- węszenia herezji na terenie literackim miu. Krępy, bardzo szeroki w ramionach stał się Szenwald i, jak się zdaje, wytrwał o mocnym uścisku dłoni i kanciastych w tej chwalebnej roli pod okupację so- ruchach robociarza wiecznie pochłonię- wiecką i później, w armii Berlinga, gdzie tego przez pracę zarobkową i społeczną. dochrapał się jako politruk rangi kapita- Szymański miał ogromną łatwość pisa- na. Obok niego robił identyczną karierę nia i mało czasu. Przykro powiedzieć Adam Ważyk. – nie zostawił po sobie książek na mia- W tym wypadku Czechowicz miał rę swego talentu. Był wybitnym poetą rację: marksizm zjadł świetne talenty in potentia. Antologia Matuszewskiego Szenwalda i Elżbiety Szemplińskiej. Wy- i Pollaka skrzywdziła go, ukazując od starczy zestawić poemat Kuchnia mojej strony łatwych wierszy plakatowych, matki, drukowany w „Wiadomościach pisanych od ręki, nieraz od razu w dru- Literackich” w roku 193l z wierszami, karni, na czekającej maszynie. Raczej które Szenwald ogłaszał w późniejszych należałoby zamieścić nieliczne wier- latach w „Lewarze”, czy choćby z dłuż- sze, powstające bez doraźnej tendencji szym utworem Scena przy strumieniu publicystycznej. Szymański był bodaj- bardzo ambitnie zakrojonym, lecz po- że jedynym poetą, z którym Konstant ronionym i w założeniu, i w wykonaniu Gałczyński zaprzyjaźnił się naprawdę mimo rozsianych tu i ówdzie piękności. i, co więcej, czuł się wobec niego za- Szemplińska zapowiadała się wręcz żenowany. rewelacyjnie. Dwudziestoletnia ledwie To chyba w „Drodze” ukazał się krót- dziewczyna pisała śmiałe, odkrywcze ki wiersz Gałczyńskiego Do Edwarda poezje, przesycone gwałtownym bio- Szymańskiego:

W twoje gospodarstwo, gdzie trzeba chleb za wiersze kupować (że to najbardziej złoty chleb, wyznasz otwarcie), prosto z gospody z latarniami i kwiatami prowadź, Edwardzie.

Oto twój dom. W ciszy serca Lukrecjusza tłumaczysz. Jeszcze będziesz bardzo, bardzo sławny – zobaczysz. Tobie trud, ale tobie miłowanie jedynej i palma.

324 nr 35 (2009) O cyganach i katastrofi stach (2) Józef Łobodowski

Niech się święci twój przekład „De natura rerum” i twoja córa, czarna morwa z zapachem ajeru i Pani twoja – Venus Alma.

Na tę czułą epistołę Szymański odpo- Z jeszcze bardziej gwałtownym wier- wiedział gwałtowną repliką, której teks- szem wystąpił on przeciw Światopeł- tu, niestety, nie pamiętam. W każdym kowi Karpińskiemu. Jeśli pamięć mi razie gromił Konstantego Ildefonsa za dopisuje, było to w roku 1938. Karpiński jego nieodpowiedzialne lirycznie [stro- pisał wówczas, później luksusowo wy- fy] i zapowiadał groźnie przyszłą kata- dany Poemat o Warszawie, na zamówie- strofę twórczą w zetknięciu się z siłami nie prezydenta miasta, Starzyńskiego, historii. „Oślepniesz! Ogłuchniesz!” – i fragment, poświęcony Woli wydruko- powtarzało się przy końcu każdej strofy. wał w „Robotniku”. Ujął temat bardzo Powojenne peregrynacje Gałczyńskiego, sielankowo, mało realistycznie i bez śla- które jaskrawo wykazały słabość poety du jakichś zainteresowań społecznych. i jego bezbronność ideową, potwierdziły Szymański wpadł w pasję i wybuchnął w pewnym sensie bezlitosną ocenę Szy- gwałtowną diatrybą wydrukowaną rów- mańskiego. nież w „Robotniku”:

Przyjechało toto tramwajem i taniutko, za groszy dwadzieścia, popatrzyło, gdzie tramwaj staje, by opisać piękno przedmieścia...

Karpiński chodził mocno zakłopota- poeta, doskonale czujący się w otoczeniu ny. „Czegóż chcecie? – powiadał naga- takich cynicznych mięczaków jak Janusz bującym go przyjacielom. – Wiersz jest Minkiewicz, kalamburzysta i mieszczań- doskonały i można by na niego odpowie- ski dowcipniś, stały bywalec eleganckich dzieć tylko wierszem. Ale jeszcze lep- lokali oświadczający prowokacyjnie: „Nie szym lub przynajmniej równie dobrym”. rozumiem jak można żyć bez stu złotych Jednak Duch Święty tchnie gdzie chce. dziennie...” – jest jednak autorem wiersza Ten sam Karpiński, pozornie pięknoduch może najlepiej wyrażającego dławiącą at- i bawidamek, salonowy, estetyzujący mosferę tamtych lat:

A nam jest duszno w jaśminach. Czarno idziemy zgarbieni. Nie czas już zrywać z wieczorów gałęzie kwitnących gwiazd. Nie można chodzić po niebie. Nie umie się chodzić po ziemi. Patrz, jak ciężko ojczyzna oddycha piersiami miast.

Przetnij tę ciszę piaszczystą, poezjo ostra i wieszcza, śpiewałaś wielkość tej ziemi, teraz jej małość zlicz. Otwórzcie okna i oczy: „Powietrza! Powietrza! Powietrza!” K r z y c z !

Ale to były chwile wyjątkowe. Popu- mieszkania, przy czym stara niańka Ja- larny Światek powracał do dalekich, dwiga, wciąż widząca w swym wycho- satyrycznych wierszyków, do Szopki wanku psotnego chłopczyka, burczała Warszawskiej, do Simona i Steckiego, nieodmiennie na widok każdej nowej zapraszał wesołych koleżków do swego twarzy: „Znowu jakiegoś pijaka i dar- nr 35 (2009) 325 Środowisko literackie. Lublin i Warszawa

mozjada przyprowadził…”. O wspólny liniak, daleki krewny, czy powinowa- język z Karpińskim było ty Radka-Sobelsona, umiał doskonale trudno. Myśmy tworzyli cyganerię godzić swój zakamufl owany komunizm – z przeproszeniem! – proletariacką, z pracą w „Tygodniku Ilustrowanym”, z trudem i wysiłkiem przebijającą się posadą w radio i poparciem Kadena- przez życie; autor Giocondy należał do Bandrowskiego. Tom wierszy Bryły cyganerii burżuazyjnej, zawsze rozpo- (1933), w którym Galis wróżył zgubę rządzającej pieniędzmi. „światu plugawszemu od piekła”, zapo- Kontakty z innymi ośrodkami lewico- wiadał mocną indywidualność poety- wymi były raczej luźne i dorywcze. Mało cką. Skończyło się na zapowiedzi. kto spoza Warszawy zakotwiczył na sto- Zwarszawizował się całkowicie przy- łecznym bruku na stałe. Nie pamiętam były ze Lwowa . Pi- czy kiedykolwiek po „Najeździe Awan- sywał wówczas niezłe satyry i mocno gardy” w roku 1934 zawitał Marian retoryczne poezje, dużo i przeważnie Czuchnowski, którego za to spotkałem dobrze przekładał z literatury ukraiń- kilkakrotnie w Lublinie. Czuchnowski skiej. Zamierzona antologia współczes- zaczął radykalizować na ostro właśnie nej liryki ukraińskiej pt. Sześćdziesięciu wtedy, gdy ja przestawałem. Poemat Po- z tej i tamtej strony Zbrucza, już nie wódź i śmierć, skonfi skowany częściowo zdążyła ukazać się przed wojną. Hol- przez cenzurę zbiegł się w czasie z moim lender był chyba jedynym z młodych artykułem Uzurpatorzy wolności, który pisarzy nie żydowskiego pochodzenia, przypieczętował ostateczne rozstanie który stale współpracował z „Naszym się ze skrajną lewicą. Nie popsuło to Przeglądem”. Noszony na rękach przez jednak naszych stosunków osobistych, liberalne środowisko inteligenckie, zbli- a tylko je rozluźniło. Czuchnowski za- żone do tego dziennika, pływał jak pą- wadzał o Lublin w związku z wypada- czek w smalcu, a zwłaszcza bardzo sobie mi na wieś krasnostawską i zamojską, chwalił awanse pięknych warszawskich na wiece organizowane przez ludow- Sulamitek. Mało kto spodziewał się, że ców. Zarabiał na tych wiecach na nowe niepozorny chudeusz o czerwonych procesy, więc musiał przyjeżdżać zno- ciągotach wykaże tyle siły charakteru wu, zawsze, jeśli to zdarzało się w zimie, i zachowa się z taką godnością w okupo- w chłopskich butach, szlagońskiej (nie- wanym przez Sowiety Lwowie. W cza- mal sławuckiej) burce i okrągłej futrza- sie wojny poezja jego, po plakatowemu nej czapeczce, dość przypominającej powierzchowna i, jako się rzekło, reto- papachy Kozaków kubańskich. W ta- ryczna, dojrzała, pogłębiła się i zyskała kim oryginalnym przyobleczeniu ściągał na dramatycznym oddechu. Kula hit- na siebie uwagę i ułatwiał robotę tajnia- lerowska zabiła go właśnie wtedy, gdy ków i łapsów. zapowiadał najwięcej. Bronił go niezastąpiony Kundzio Biel- Komunistą w stosunkowo najłagod- ski, niegdyś poeta z „Refl ektora”, a ów- niejszym wydaniu był Jan Śpiewak, cześnie adwokat, osiadły od kilku już lat którego poznałem w Równem, gdy Krasnymstawie. Przedtem tenże Bielski odbywałem służbę wojskową w tam- występował wielokrotnie na moich spra- tejszej podchorążówce. Przeniósł się wach wynikłych z licznych konfi skat, Na do Warszawy na krótko przed wojną ogół miał szczęśliwą rękę i w ostatecz- i cierpliwie dorabiał się własnego poe- nym wyniku nawet najcięższe sprawy tyckiego wyrazu. Nie spieszył się, toteż kończyły się nieźle. jego pierwsza książka – miał wtedy lat Przez jakiś czas kontaktowałem się trzydzieści – przyniosła wiersze doj- dość blisko z Adamem Galisem. Lub- rzałe, pozbawione potknięć typowych

326 nr 35 (2009) O cyganach i katastrofi stach (3) Józef Łobodowski dla najzdolniejszych nawet debiutan- je pokładane w czołowych żagarystach, tów. Wiersze stepowe prawie nie mia- również wyłamało po drodze kilku in- ły akcentów społecznych, Śpiewak nie nych. O Szenwaldzie i Szemplińskiej już wypowiadał się też na tematy polityczne była mowa. Im bardziej konsekwentnie i jako krytyk literacki chętnie współpra- szli na lewo, tym większemu „zamąceniu cował z prasą prawicową, np. z zacho- ulegało źródło ich liryki”. Okazywało się wawczym „Czasem”. Wiarę w marksizm, po raz nie wiadomo który, że marksizm dość żarliwą, zachował na czysto pry- i poezja stanowią stadło zdecydowanie watny użytek. niedobrane. I on wciągnął się, jak tylu innych Nurt radykalny dawał najpiękniejsze w „krąg czechowiczowski”, zresztą wyniki wtedy, gdy ograniczał się do hu- o wiele luźniej niż przedtem mieszkań- manistycznego protestu, bez doktrynal- cy „wspólnego pokoju”. Gdy zacząłem nych uzasadnień. Stąd niezaprzeczalne prowadzić z Czechowiczem i jego grupą pierwszeństwo Broniewskiego, który wspomnianą powyżej wojnę podjazdo- swoją popularność i wpływ zawdzię- wą (głównie w „Myśli Polskiej” a także czał szczęśliwemu stopowi haseł spo- w „Kurierze Porannym”), Śpiewak infor- łeczno-rewolucyjnych z odnowioną mował mnie co się dzieje na Narbutta i unowocześnioną tradycją niepodle- i jakie są reakcje zaatakowanych. głościowo-romantyczną. Słynne – To właśnie przez niego poznałem „a umarłych w wieczności rozpostrzyj, w jesieni 1933 uczennicę rówieńskie- jak chorągwie podarte na wichrze!” – go gimnazjum, szesnastoletnią ówcześ- łączyło się bezpośrednio z najszlachet- nie Zuzannę Ginczankę, której sądzone niejszym patosem romantyków i to on było zginąć osiem lat później z hitlerow- zaważył mocniej, niż konkretne postula- skiej ręki. Sana – w Warszawie chętniej ty walki. Ci, którzy, jak lewicowa awan- nazywano ją Giną – nie miała jednak garda krakowska z Ignacym Fikiem na żadnego powołania na Amazonkę rewo- czele, zechcą do poezji rewolucyjnej lucji i nie poszła śladem Elżbiety Szem- wprowadzić „rachunek i sylogizm” i od- plińskiej czy Henryki Łazowertówny, czarować uczuciowe mgiełki, nie wyjdą mimo że z racji nawiązania współpra- poza formalnie ciekawe, ale w gruncie cy ze „Szpilkami” nie brakowało lewi- rzeczy dość jałowe eksperymenty. „Ko- cowych powiązań i znajomości. Ale cham nowy plan świata” – te słowa mo- Zuzanna zasługuje aby o niej napisać gły trafi ać do przekonania, ale miłości szerzej i osobno. w sercach na pewno nie budziły. Bo tak Młoda lewica nie wydała żadnego już zawsze było i jest, że wiersze społecz- polskiego Majakowskiego ani Bertolda ne, aby stać się poezją, muszą, przekra- Brechta. Broniewski nie miał powodu czając „próg sumienia”, uderzyć o niego obawiać się zwycięskiego rywala, który zgiętym kolanem. W dwudziestoleciu nie przychodził. Nie spełniły się nadzie- udawało się to jedynie niewielu.

3

„Uzurpatorzy wolności” moimi artykułami, zamieszczonymi Józef Łobodowski, Ktoś, kto by zadał sobie trud przejrzenia w „Wiadomościach Literackich” w od- O Cyganach i katastro- fi stach (3), „Kultura” polskich czasopism literackich z końca stępie kilku miesięcy: Smutne porachun- 1964, nr 10, s. 35-53. roku 1935 i z 1936, natrafi łby na liczne ki i Uzurpatorzy wolności. Wyjaśniam artykuły i polemiki, związane z dwoma w nich motywy, jakie skłoniły mnie do nr 35 (2009) 327 Środowisko literackie. Lublin i Warszawa

zerwania z komunizmem. Tu trzeba wstrzymywaną w słowach krytyką, za- cofnąć się wstecz, do lubelskiego mie- rzucając mi wprowadzanie dywersji do sięcznika „Dźwigary”, którego pierwszy ruchu lewicowego. Tyle, że na razie nie numer ukazał się w październiku 1934 pisał o brudnych intencjach, ogranicza- roku. jąc się do sugestii ubranych dla elegancji Była to próba bardzo ambitna, a zara- w styl szekspirowski: „Jeżeli to szaleń- zem świadomie prowokacyjna pod adre- stwo, dlaczego w nim tyle metody?”. sem stojącej i gnijącej topieli polskiej Szaleństwo było niewątpliwe, me- „myśli” lewicowej. Z odległości tylu lat toda – również. Gdybym był bardziej nietrudno zdać sobie sprawę, jak bar- powściągliwy i nie walił kłody przez dzo byłem nieprzygotowany do tej roli, pień, „Dźwigary” wychodziłyby przez jaką wziąłem na siebie z optymizmem czas dłuższy i niewątpliwie zrobiły wręcz nieodpowiedzialnym. Zamiar był swoje. Ale młoda niecierpliwość i tem- naprawdę szaleńczy, a jednak, gdybym perament przemogły. Atak „Lewaru” się przy nim uparł dłużej narobiłbym stworzył dokoła mnie odpowiednią at- niesamowitej kaszy. Ale i tak skandal mosferę. Władysław Kowalski, którego wypadł dość imponująco. opowiadanie dała mi do numeru Bogu- Przeciw ortodoksji i wbrew przyję- szewska, wystąpił publicznie, oświad- tym w środowisku obyczajom popeł- czając, że nadużyto jego zaufania (ale niłem szereg karygodnych wykroczeń. honorarium nie zwrócił), część człon- Po pierwsze pozwoliłem sobie postawić ków „Przedmieścia” zażądała wydalenia pod znakiem wątpliwości bezwzględ- mnie z grupy, jak to przedtem uczyniono ny autorytet Związku Sowieckiego; po z Haliną Krahelską. Były jednak i reakcje drugie – wyraźnie podkreśliłem, że pol- pozytywne. Zachęcający list napisał do ski ruch lewicowy nabierze siły i orygi- mnie Broniewski, zgłosił akces do pisma nalnych rumieńców z chwilą, gdy się i przysłał kilka wierszy Julian Przyboś. usamodzielni i uzna za istotną swoją Lewicowe środowisko w Lublinie zacho- odrębność narodową, ze wszystkimi dal- wywało się powściągliwie. Zbyt na mnie szymi konsekwencjami. I wreszcie po stawiali, więc postanowili przeczekać: co trzecie – żądałem całkowitej autono- się też z tego wykluje...? mii dla literatury i sztuki, odrzucając, W drugim numerze miesięcznika a raczej dając odmienną interpretację odpowiedziałem gwałtownie na atak teorii o nadbudowie kulturalnej. Wier- Szenwalda i wyraźniej jeszcze spre- sze Czechowicza, Miłosza, Zagórskiego cyzowałem własne stanowisko, które i Piętaka, zamieszczone w pierwszym sprowadzało się mniej więcej do takiego numerze „Dźwigarów”, a nie mające nic rozróżnienia: nie Komunistyczna Partia wspólnego z „poezją proletariacką”, sta- Polski, lecz Polska Partia komunistycz- nowiły wymowną ilustrację do poglą- na. „Herezja nacjonalistyczna” została dów autora. tym samym przypieczętowana. Ale nie Gdyby wówczas istniało takie poję- było to jeszcze zerwanie, tym bardziej, cie, jak „narodowa droga do socjalizmu”, że w gruncie rzeczy napisałem to, co „Dźwigary” można by było chyba pod- niejeden myślał po kryjomu. ciągnąć pod ten termin bez większego Dochodziły mnie jednocześnie nie- trudu. Urządziłem na własną rękę coś przyjemne wiadomości, z których wy- w rodzaju literackiego „października”, nikało, że cokolwiekbym w dalszych z tą jednak różnicą, że całkowicie na numerach napisał, i tak zostanę po- serio i bez błogosławieństwa „z góry”. tępiony. Zjawiło się niedwuznaczne, Reakcja była natychmiastowa. Szenwald powtarzane z ust do ust pytanie: – Za wystąpił w „Lewarze” z ostrą, choć po- czyje pieniądze wydawane są „Dźwiga-

328 nr 35 (2009) O cyganach i katastrofi stach (3) Józef Łobodowski ry”? Akurat przyjechał do Lublina Bo- jąknąć się. Niedawny Zjazd Pisarzy Pro- lesław Zandberg. Wiedziałem, że mnie letariackich w Charkowie dał wiele do lubi i ufa, więc zagadnąłem wprost, co myślenia uważnemu obserwatorowi. o tym sądzi. Był zakłopotany, więcej – Denerwował i wręcz rozśmieszał pry- zażenowany. „No, ja wiem, że na pismo mitywizm metod, stosowanych przez poszło stypendium literackie i docho- krytyków literackich, uznanych za mar- dy z korepetycji, ale kto w to uwierzy?”. ksistowskie autorytety.2 To akurat wtedy Istotnie – nie wierzono. Łatwiej było wzięto na warsztaty postulat realizmu uwierzyć, że jestem agentem, a nie wa- socjalistycznego, sprezentowany lek- riatem, wydającym ciężko zarobione ką ręką Maksyma Gorkiego, tuż przed pieniądze na pismo „dywersyjne”. A ja śmiercią, która niejednemu wydała się znowu nie należałem do tych, którzy podejrzana. Zastanawiałem się: jeżeli nad tego rodzaju posądzeniami prze- w warunkach nielegalnej konspiracji, chodzą do porządku dziennego. przy nieustannym, wewnętrzno-par- Jak to często bywa, o dalszym ciągu tyjnym żarciu się i wzajemnym wykli- zadecydował przypadek. Znałem do- naniu różnych frakcji i frakcyjek, istnieje brze pewnego starego komunistę, który sztywna cenzura wypowiedzi, jakże to rozpoczynał swoją działalność jesz- będzie wyglądało, gdy ci sami surowi cze przed pierwszą wojną światową, doktrynerzy uchwycą w ręce władzę, w SDKPiL-u. Pracował gdzieś na wsi a wraz z nią możność sankcji? wołyńskiej pod Kowlem, a ze względów Powodów było aż nadto, by na serio 2 sentymentalnych dość często wpadał do zrewidować swój stosunek do „proleta- Jaskrawym przy- kładem tego prymi- Lublina. Z racji miejsca zamieszkania riackiego” obozu. „Dźwigary” na razie tywizmu – więcej: był członkiem KPZU (Komunistycznej zawiesiłem, powoli zbierając materiały prostactwa! – niech Partii Zachodniej Ukrainy). O taktyce dla ewentualnego wznowienia. Mając posłuży komentarz do partyjnej wyrażał się pogardliwie, śni- teraz nieco więcej wolnego czasu, za- jednego z najświetniej- szych wierszy Tuwima ła mu się akcja bezpośrednia, włącznie cząłem przygotowywać do druku prze- o tygrysie skradającym ze zbrojnym terrorem i ekspropriacja- kłady z rosyjskiego (Lermontow, Błok, się w ciemnościach mi. Ostrzegano mnie przed nim wie- Jesienin, Majakowskij), oraz tom poety- samotnego pokoju Stąd lokrotnie, jako przed niebezpiecznym cki Rozmowa z ojczyzną, który, po wy- nie widać, oczywiście, tu nie słychać natural- „lewakiem”, a kto wie, może nawet pro- parciu się przeze mnie licznych i zbyt nie.... Czy istnieje lęk wokatorem. Ostatni raz widziałem go pośpiesznie wydawanych juweniliów metafi zyczny? Mroczne w marcu 1935, właśnie w chwili, gdy z lat wcześniejszych, miał stać się moim przeczucia, nie mające ważyłem decyzję – ciągnąć „Dźwigary” prawdziwym debiutem. nazwy w ludzkim języ- ku? Sowiecki krytyk, dalej, czy machnąć na to ręką i zająć się A więc w maju dowiedziałem się o sa- wlepiwszy ślepia w mar- osobistymi sprawami. mobójstwie znajomego z Kowelszczy- ksistowską kość, nie Mój znajomek przyjechał rozstrzęsio- zny. Zdarza się niekiedy, że samotnego, dostrzegł, oczywista, ny. Niemal płacząc, opowiadał o tym, nocnego wędrowca dopadnie w czy- prawdziwego sensu wiersza, za to odkrył co działo się na Ukrainie w strasznych stym polu gwałtowna burza. Czarne w nim symbolikę poli- głodowych latach 1932-1933. „Docho- zwaliska chmur, nie ma księżyca ani tyczną: ów tygrys to dziły mnie słuchy już dwa lata temu, gwiazd, ciemność absolutna, idący na faszyzm, którego nadej- alem wszystko uważał za kapitalistycz- przełaj stracił orientację w terenie. Nikłe ście przeczuwa poeta, ne oszczerstwo. A teraz wiem, wiem na wybuchy dalekich błyskawic są nadto zaś owe „w uszach wata, cztery kąty i ja piąty pewno, że to prawda. Więc jak? Jak teraz krótkotrwałe, by tę utraconą orientację i papieros i herbata” żyć? Splugawili święty ołtarz rewolu- odzyskać. Aż nagle oślepiające światło – to znowu symbole cji...” W dwa miesiące później popełnił rozedrze niebo od horyzontu do hory- drobnomieszczańskiej samobójstwo. zontu, zaleje niebo potokiem jasności, ślepoty politycznej! Typowa reakcja szewca Na temat rosnącego terroru w Rosji wyrwie z mroku okoliczny las i wzgórza, przed obrazem Apel- Sowieckiej nie można było nawet za- pola i domy wsi, niemal na wyciągnięcie lesa. nr 35 (2009) 329 Środowisko literackie. Lublin i Warszawa

dłoni, i już wiadomo, gdzie droga i jak na kingiem, którego przedtem nigdy się nią trafi ć. Taką błyskawicą stała się dla nie miało? mnie owa tragiczna śmierć przypadko- Mieszczańskie ciągoty, prawda? wego bądź co bądź człowieka. Wylazła burżujska mentalność spod Więc tak. A inne samobójstwa? Więc czerwonego lakieru? A wy co? Może może to prawda, że Sierioży Jesieninowi naśladujecie Judymów? Zrezygnował nie tylko sama wódka zarzuciła stryczek który z Joasi? Przypomniała się uwaga na szyję? Więc może Majakowskiemu zacnej poetki lubelskiej, Franciszki Arn- nie tylko jedna odmowa powrotu uko- sztajnowej: „Bo u nas to już taki zwyczaj, chanej kobiety włożyła nagan do ręki? że podłogi szoruje się jedwabnymi chu- A co z Mykołą Chwylowym? Ten nie steczkami”. A jeszcze do tego posądzacie był alkoholikiem i żadna piękna Lili nie zza węgła, że tę jedwabną chusteczkę pogmatwała mu życiowych ścieżek. Po- wyciągnięto z policyjnej kieszeni?! Tak?! dobno Immanuel Kant lękał się snów, bo No, to ja wam teraz pokażę! go wytrącały z uporządkowanego raz na Powoli, przez resztę zimy i wiosnę zawsze trybu. Szermierze jedynej idei, 1935 roku dojrzewała ostateczna de- zapatrzeni w nią jak cielę w malowane cyzja. W międzyczasie przyszedł list wrota, powinni lękać się i wystrzegać jak od Grydzewskiego, zawiadamiający ognia podejrzliwych myśli, nawiedzają- o wznowieniu „Skamandra”, z zapro- cych w samotne noce, a jeszcze bardziej szeniem do współpracy. Pierwszy nu- widziadeł ludzi umarłych, ofi arowują- mer był zakrojony w intencji redaktora cych im swoje zagadki do rozwiązania. reprezentacyjnie: otwierały go nazwiska Nie chcę niczego upiększać, więc Staff a i Leśmiana, potem szli czołowi wypada dodać, że na decyzji odejścia skamandryci, K. W. Zawodziński gro- zaważyły również motywy mniej uro- mił krakowską awangardę w zasadniczej dziwe. Miałem 25 lat. Cztery najlepsze rozprawie, Wehikuł bez kół; w drugim lata młodości oddałem temu, cośmy szeregu szli młodzi. Wznowienie pisma – zapewne za patetycznie – nazywali odbyło się w atmosferze pewnej sensa- „polską rewolucją”. Konfi skaty, rewizje, cji. Nie brakowało takich, co twierdzili, areszty, więzienie, relegacje, wyroki... że młodzież wypadła o wiele lepiej od A jednocześnie prawie wszystkie zaro- starszych. bione pieniądze wpychane w druki i de- Gdy w parę dni po wyjściu tego nu- fi cytowe wydawnictwa, „sowieckiemu meru wpadłem do Warszawy, spotkałem psu pod ogon”, jak brutalnie w czasie w „Ziemiańskiej” Tuwima i Broniew- jakiegoś pijaństwa wyraził się Bronek skiego. Zastanawiali się, przerzucając Michalski. Gdy coraz częściej zaczęły kartki egzemplarza leżącego na stoliku, przychodzić chwile zwątpienia, wszyst- komu dać pierwszeństwo. Broniewski kie uroki młodości osaczały i wzywały bez zastrzeżeń głosował za moim Po- ku sobie. A gdyby tak za forsę, przygo- wrotem Alain’a Gerbault’a; Tuwim dłu- towaną na następny numer czasopis- go wahał się, wreszcie wybrał Bramy ma, kupić sobie nowe ubranie, odnowić arsenału Czesława Miłosza. Niewątpli- znajomość ze starą sztubacką sympatią wie, był to duży sukces nowych roczni- i zaprosić ją na kolację do „Europy”, nie ków poetyckich. iść do Kazimierza nad Wisłą na piecho- O świeżo wydanej Rozmowie z oj- tę, lecz pojechać wynajętą taksówką, czyzną Stefan Napierski (Marek Eiger) urządzić starej matce święta wielkanoc- napisał w formie dialogu ni to esej ni ne, na jakie sama zdobyć się nie mogła, to recenzję, w krakowskim „Ilustrowa- zjawić się nagle na zabawie w Kasynie nym Kurierze Codziennym”. Były w niej Ofi cerskim i wywołać sensację smo- pewne sformułowania, które posłużyły

330 nr 35 (2009) O cyganach i katastrofi stach (3) Józef Łobodowski mi jako punkt zaczepienia do napisa- organ PPS-u drukował płomienne we- nia artykułu Smutne porachunki, rów- zwania Wasilewskiej. Ta sama Wasilew- nież w formie dialogu, toczącego się ska nie odezwała się ani słowem, gdy między „poetą” i „przyjacielem”. Pozor- współtowarzysze i następcy Lampego nie chodziło o polemikę z Napierskim, skazywali na więzienie jednego z naj- w istocie, o frontowy atak na polskich szlachetniejszych polskich socjalistów komunistów i ich sprzymierzeńców roz- Kazimierza Pużaka. Tak oto bezlitosny licznej maści i autoramentu. czas sam wprowadził najlepszą korek- Smutne porachunki ukazały się na tę do tamtych zapomnianych polemik pierwszej stronie „Wiadomości Lite- sprzed trzydziestu lat. rackich”, co było, jak zaraz zobaczymy, A znowu wileńskie „Po Prostu” miało okolicznością obciążającą, i wywołały specjalne powody do złego humoru. Za- skandal, jakiego nie słyszano od daw- ledwie na parę tygodni przed ukazaniem na. Pierwsza ruszyła do ataku Wan- się Smutnych porachunków Henryk da Wasilewska, zaraz po niej odezwał Dembiński w bardzo przyjaznym liście się „Lewar”, znowu niezawodnym pió- prosił mnie o współpracę; najwidocz- rem Szenwalda, chociaż bez podpisu. niej sprawa „Dźwigarów” go nie zrazi- Wasilewska nawymyślała mi ile wla- ła. Putrament napisał w „Pół wieku”, że zło: zwroty „plugawiec”, „sparszywiał”, po Smutnych porachunkach przestałem „obrzydzenie” szły w zawody z określe- istnieć dla młodych pisarzy lewicowych, niami w rodzaju – „pluje na swoją prze- zwłaszcza w środowisku wileńskim. szłość”, „szuka pieniędzy i powodzenia” No, nie bardzo. Szarpano mnie prze- itd. Nie obeszło się bez dramatycznego cież w „Po Prostu” i w innych pismach rozdarcia szat, ponieważ „Wiadomo- przy każdej okazji. Ataki wzmogły się ści Literackie” nie wahały się umieścić w roku następnym, gdy ogłosiłem – mego artykułu akurat w tygodniu, „kiedy także w „Wiadomościach Literackich” w pismach pojawiła się krótka notatka – obszerne rozwinięcie i uzasadnienie o tym, że Alfred Lampe za przynależ- mego stanowiska pt. Uzurpatorzy wol- ność do partii komunistycznej został ności. Wspomniany już parokrotnie Bo- skazany na piętnaście lat więzienia”. lesław Zandberg (Piach) powiedział mi Dla każdego, logicznie myślącego czy- w chwili szczerości – bo mimo wszystko telnika stawało się jasne, że autorka tej nasze osobiste stosunki nie urwały się, diatryby albo sama należy do KPP, albo ani uległy pogorszeniu – że moje odej- posiada intymne z nią powiązania. Ale ście mocno zaszkodziło montowaniu naiwność polskiej lewicy i lewicujących Wspólnego Frontu Pisarzy, kierowane- liberałów była w Polsce przedwojennej go przez komunistów. Bądźmy skromni. bezgraniczna. Wasilewska aż do końca Może przesadzał, w każdym razie trzask chodziła w glorii sztandarowej socjalist- tego kija, wstawionego między komuni- ki. Redaktorzy „Robotnika” nie mieli co styczne szprychy rozległ się donośnie do tego najmniejszej wątpliwości. Zresz- i napsuł wiele krwi. tą, co tu gadać... Po wojnie, w prasie emi- Zandberg ubolewał, ale nie czynił mi gracyjnej także nie brakowało głosów, zarzutów natury moralnej. Za to „Le- utrzymujących, że nawet bezpośrednio war” użył sobie na całego, przedstawia- po wrześniu Wasilewska nie należała do jąc mnie jako dywersanta i agenta. partii. Widocznie wstąpiła do niej do- Łobodowski – pisał Szenwald – poda- piero po wyjściu za mąż za Kornijczuka wał sfałszowany, idealistyczny preparat i włożeniu berlingowskiego munduru. marksizmu i, przeciwstawiając go mar- Wesołe, wielce wesołe wspomnienia! ksizmowi autentycznemu, zatruwając W obronie Alfreda Lampego naczelny pięknobrzmiące hasła jadem interwen- nr 35 (2009) 331 Środowisko literackie. Lublin i Warszawa

cjonistycznego nacjonalizmu usiłował storii” pójdą na złom, kilka konkretnych wnieść w szeregi radykalizujących pisa- informacji. rzy zamęt ideologiczny, próbował zdo- W ciągu jednego tylko roku 1932 by- być ich dla faszyzmu. łem konfiskowany dziesięciokrotnie. I nieco dalej: Oto lista tych konfi skat: Masy robotnicze, chłopskie, pisarze, • tom wierszy O czerwonej krwi którzy służenie tym masom poczytują • wiersz Do prokuratora sobie za najwyższy zaszczyt i obowią- • drukowany w miesięczniku „Try- zek, widzą w Łobodowskim kogoś, kto buna” od początku stał po reakcyjnej stronie • zbiór wierszy W przeddzień barykady, kogoś, kto zawsze był tylko • artykuły w ‚„Kurierze Lubelskim” nacjonalistycznym agentem na usłu- (pięć razy) gach faszyzmu... Łobodowski puścił • drugi numer „Barykad” (za dwa ar- farbę. Poczytujemy to sobie za zasługę, tykuły) że zmusiliśmy go do gadania w sposób • trzeci numer (w całości).3 tak otwarty... Prawie wszystkie konfi skaty spowodo- Wiedziano jednak o licznych proce- wały procesy, jedynie konfi skatę zbioru sach i wyrokach, więc trzeba to było ja- W przeddzień sąd uchylił. W pierwszym koś załatwić. Szenwald dał sobie radę procesie, w styczniu 1933 Sąd Okręgowy w bardzo nieskomplikowany sposób: skazał mnie na dwa i pół lata więzienia po prostu napisał, że „coś tam było... z zawieszeniem na trzy lata; w apelacji przygodne areszty, przeważnie za bur- obniżono mi wymiar do dwóch lat, ale dy pijackie...”. jednocześnie, uwzględniając odwoła- Wspominając te sprawy, Wacław nie prokuratora, zniesiono zawieszenie. Mrozowski kwituje moje odejście w na- Sprawa poszła do kasacji. W międzycza- stępujących słowach: sie dostałem jeszcze jeden wyrok: sześć Dla nas postępowanie (Łobodowskie- miesięcy darowane na mocy amnestii. go) było jasne. Po prostu chęć polep- Odpowiadałem z wolnej stopy za kaucją. szenia spraw materialnych. Marksistą Rozprawa przed Sądem Najwyższym prawdopodobnie nigdy nie był. Wystar- okazała się decydująca. Bronił mnie Emil tował pod jego fi rmą, aby zdobyć rozgłos Breiter, znany krytyk literacki, zamordo- bezsilnego cierpiętnika za ideę, a potem wany podczas okupacji przez Niemców. ten rozgłos zdyskontował niemoralnym Po krótkiej naradzie sąd skasował wy- skandalem i kompromitacją. rok, przekazując sprawę do ponowne- Książka MrozowskJego ukazała się go rozpatrzenia apelacji warszawskiej, przeszło ćwierć wieku po opisywanych z motywacją, że atmosfera, jak wytwo- wydarzeniach. Któż je pamięta? Zapew- rzyła się dokoła mnie w Lublinie, nie ne, nie brakuje, co najmniej w Lublinie, daje gwarancji sprawiedliwego wyroku. osób, które dobrze je znają. Ot, choćby Łatwo sobie wyobrazić, co się działo Konrad Bielski, który cztery razy wy- w lubelskiej palestrze. Wyrok kasacyj- stępował jako obrońca w moich proce- ny stał się przysłowionym jasnym gro- sach. Tylko, że siły nierówne. Paszkwil mem z nieba. Nie sam fakt skasowania ex-waleta z ulicy Dobrej został wydany orzeczenia apelacji lubelskiej, lecz prze- ze smakiem przez towarzysza Romana kazanie apelacji warszawskiej, a nade Rosiaka. A gdzie w kraju szukać redak- wszystko druzgocąca motywacja zrobiła tora, który by zamieścił sprostowanie ogromne wrażenie. Na jesieni przypada- wszystkich kłamstw i kalumnii? Może ło parę innych spraw, znacznie gorszych 3 Wypunktowanie: tenże Rosiak? Więc dla porządku i z my- od pierwszej. Ale sądownicy grodu try- redakcja „Scriptores”. ślą o dniu, w którym „żelazne prawa hi- bunalskiego byli już tak wystraszeni,

332 nr 35 (2009) O cyganach i katastrofi stach (3) Józef Łobodowski

że wprawdzie wyroki zapadły skazują- przeniósł się do Lublina i zamieszkał ce, ale wszystkie mi zawieszono. Przed w domu swego szwagra, dość wziętego upływem roku miałem konto „krymi- adwokata. Prowadził żywą działalność nalne” niemal całkowicie oczyszczone. partyjną i był inwigilowany od dawna. Na rozprawy przyjeżdżałem do Lublina Często go widywałem, korzystając z bo- z rówieńskiej podchorążówki i dla do- gatej biblioteki profesora. datkowej sensacji zasiadałem na ławie Wiedział dobrze, że go śledzą, ale był oskarżonych w mundurze. Dopiero po bardzo nieostrożny i wpadł w najbar- kilku miesiącach wplątałem się w kon- dziej dziecinny sposób, jaki można sobie fl ikt z wojskowym kodeksem karnym. wyobrazić. Wielki proces, w którym Me- Uwięziono mnie i wytoczono proces, jerson był głównym oskarżonym, toczył który zapowiadał się bardzo nieprzy- się przez kilka dni; bronili znani adwo- jemnie. Ponieważ jednak w międzycza- kaci warszawscy, z Duraczem i Beren- sie skończył się mój stosunek do służby sonem na czele. Śledztwo dostarczyło wojskowej, sprawę przekazano Sądowi jednak niezbitych dowodów i Mejerson Okręgowemu w Łucku, a mnie wypusz- dostał osiem lat więzienia. Dokładnej czono na wolność. To zresztą osobny daty procesu nie pamiętam, w każdym temat, o którym wypadnie wspomnieć razie było to w lecie 1933 roku, bodajże w dalszym ciągu. w lipcu, a najpóźniej w sierpniu. Bilans tych przeszło dwóch lat wy- Ani wtedy, ani w ciągu dwóch lat na- glądał dość okazale. Dziesięć konfi skat, stępnych nie spotkałem się z żadnym osiem procesów, jeden areszt zakończony oskarżeniem, czy choćby cieniem posą- zwolnieniem za kaucją, blisko miesięczny dzenia. Czuli „przyjaciele” wpadli na ten pobyt w więzieniu wojskowym. To były pomysł dopiero po upływie trzydziestu owe „burdy pijackie” według oceny „Le- kilku miesięcy, już po moim zerwaniu wara”. Mrozowski w „Cyganerii” pominął z komunistami. Tak zawsze było i tak po- procesy milczeniem, chociaż przebywa- zostało po dziś dzień. Gdy ktoś odcho- jąc podówczas w niedalekim Chełmie, dzi od komunizmu, natychmiast staje wiedział o nich doskonale. się szpiclem i prowokatorem. Względy To zrozumiałe. Gdyby uczciwie opisał ideowe i moralne nie maję prawa wcho- jak się wszystko działo od początku, czy- dzić w grę. telnik ujrzałby moją działalność usta- wioną w zupełnie innej perspektywie. Legenda męczeńska Mój portret wypadłby wtedy Mrozow- Również pewne sukcesy literackie, od- skiemu niezgodnie z zamówieniem. Bo niesione w owym okresie, przypisano jeżeli rzeczywiście miałem od początku memu „odstępstwu”. „Ukoronowaniem chytry plan, obliczony na rozgłos i ko- działalności Łobodowskiego – napisał rzyści materialne, to czy nie dałoby się Mrozowski po latach ich osiągnięć nieco tańszym kosztem? — było przyznanie mu przez Polską Dla większego efektu komuniści lu- Akademię Literatury Nagrody Młodych belscy przygotowali na zakończenie bar- za tom Demonom nocy”. Ma to znaczyć, dzo miłą niespodziankę. Już od wiosny że dla osobistej kariery i zysków fi nan- 1936 roku zaczęły krążyć pogłoski, roz- sowych odszedłem od komunizmu siewane z uporczywą konsekwencją, że i w kalkulacji nie pomyliłem się, bo zaraz to ja sypnąłem swego czasu profesora dostałem nagrodę Akademii. Godzi się Mejersona, odgrywając w jego sprawie przypomnieć, że po raz pierwszy zgło- rolę prowokatorską. Samuel Mejerson, szono mnie do Nagrody Młodych o rok były dyrektor gimnazjum żydowskiego wcześniej, w styczniu 1936, a więc już w Grodnie, w końcu lat dwudziestych po ogłoszeniu Smutnych porachunków. nr 35 (2009) 333 Środowisko literackie. Lublin i Warszawa

Mimo to przepadłem na rzecz Świato- za wyczyny pisarskie. Na nie było rady. pełka Karpińskiego. Ale i tak w wielu wypadkach udawa- Mojej kandydatury bronili najmoc- ło się zagrożonych ratować. Wieniawa niej Kaden-Bandrowski, Irzykowski, rozbijał się o Broniewskiego, Wandurski Nałkowska i Rzymowski; przeciwsta- i Stande mogli wyjechać zagranicę dzię- wiali się Szaniawski, Kleiner, Berent, ki wstawiennictwu i doraźnej pomocy Zieliński. Zestawienie tych nazwisk Związku Pisarzy, Leona Pasternaka mówi samo za siebie. Konserwatyści byli wyciągnęła z Berezy Maria Dąbrowska. przeciw i ostatecznie położyli kandyda- Że niejeden lewicowiec klepał biedę? turę, popieraną przez pisarzy bardziej Zgoda, ale również żyło w niedostatku zbliżonych do lewicy. Nagrodę w roku wielu literatów dalekich od wszelkiego następnym otrzymałem po prostu dla- radykalizmu. tego, że zmienił się skład osobowy: do Mógłbym podać długi spis komuni- Akademii weszli w międzyczasie Wie- stów, którym doskonale powodziło się rzyński i Goetel. Zresztą główny kontr- na różnych ciepłych [posadkach] i sy- kandydat z roku 1937 Tadeusz Breza nekurkach. Wspomniałem uprzednio nie mógł się utrzymać ze względu na o Emilu Breiterze, który prowadził moją nazbyt, powiedzmy – „gide’owską”, czy sprawę kasacyjną w Sądzie Najwyższym. też „corydonową” tendencję jego Ada- Przypominam sobie dobrze, że gdy Brei- ma Grywałda. ter dowiedział się, iż przewodniczy Leon Najlepsze recenzje z tomu Rozmowa Supiński, zatarł ręce z radością i powie- z ojczyzną wydanego na wiosnę 1935 dział: „Sprawa wygrana! Supiński jej nie miałem przed publicznym aktem „od- puści.” Otóż w rok później, już po li- stępstwa”, gdy nikt jeszcze o powzięcie kwidacji najgrubszych awantur, tenże takiej decyzji mnie nie podejrzewał. Breiter, dowiedziawszy się, że jestem Sebyła w „Pionie” uznał Rozmowę za w Warszawie, zaprosi mnie do siebie najlepszą książkę poetycką roku, po- i zagadnął, czy przyjąłbym stypendium chlebnie pisał Zawodziński w „Wia- z ministerstwa. Na mój negatywny gest domościach” i inni. Krytyka literacka uśmiechnął się ironicznie: „Niechże w Polsce przedwojennej powodowała na pan nie będzie taki nieprzejednany. Nie ogół sprawdzianami artystycznymi i po- warto!” Wysunął szufl adę, wyjął arkusz litycznej „taryfy ulgowej” nie stosowała. zadrukowany maszynowym pismem: Trzeba jednak w ogóle zakwestio- „Może pan rzuci okiem” – zapropono- nować tezę, według której odejście od wał kpiącym tonem. Rzuciłem okiem skrajnej lewicy z miejsca decydowa- i zdębiałem. Wśród kilkudziesięciu na- ło o karierze. Powstała cała legenda zwisk stypendystów znalazłem niemal „męczeńska” o pisarzach lewicowych, in corpore późniejszych redaktorów gorliwie podtrzymywana w Polsce i współpracowników „Lewara”, z Elżu- dzisiejszej, a niekiedy, jak przy okazji nią Szemplińską na czele. Taki to był ten śmierci Broniewskiego, i na emigracji. sanacyjny terror w stosunku do lewico- Legenda o straszliwym terrorze sana- wych pisarzy! cyjnym, prześladującym pisarzy lewi- W Polsce międzywojnia nie brakowa- cowych. Konfi skaty, procesy, szykany, ło lewicowego snobizmu, który może więzienia... a w konsekwencji nędza, najsilniej przejawiał się na terenie lite- głód, męczeństwo. racko-artystycznym. Tradycyjnie libe- Rzeczywistość nie wyglądała tak groź- ralny, wcale liczny odłam inteligencji nie. Jeżeli ten i ów lądował w więzieniu brzydził się wszelką prawicowością, z wyroku, to za udowodnione należenie widząc w niej nietolerancyjną reakcję, do legalnej Partii Komunistycznej, a nie natomiast do przerostów lewicowych

334 nr 35 (2009) O cyganach i katastrofi stach (3) Józef Łobodowski ustosunkowywał się z przyjaznym po- spiracji było więcej i na pewnych odcin- błażaniem. Młodemu, początkujące- kach miały one wpływ poważny, nieraz mu pisarzowi po prostu nie wypadało decydujący. nie być radykałem. Chyba, że jawnie Powyższe uwagi mogą wzbudzić nie- i zdecydowanie palił mosty, stając pod dowierzanie. Jak to? Przecież wszyst- sztandarem narodowym, jak to uczynił ko szło w ostatnich przedwojennych Gałczyński, idąc do Stanisława Piase- latach „na prawo”. Ozonowa sanacja ckiego. Co prawda „zielony Konstanty” kokietowała młodą endecję w radykal- miał już wtedy mocną pozycję litera- nym wydaniu; Rydz-Śmigły zjawiał się cką, a zresztą jego groźnych zapowiedzi na korporanckich komerszach; Adama „nocy długich noży” prawie nikt nie brał Doboszyńskiego sąd potraktował wyjąt- poważnie. kowo łagodnie za „zajazd myślenicki”; Jeden Nowaczyński mógł sobie po- Jerzy Pietrkiewicz został redaktorem li- zwolić na pisanie prawą ręką w „Myśli terackim „Polski Zbrojnej”; pod preteks- Narodowej”, a lewą – w żydowsko-ma- tem walki z komunistyczną infi ltracją sońskich „Wiadomościach Literackich”, usiłowano opanować Związek Nauczy- ale co wolno było wojewodzie pamfl e- cielstwa Polskiego, i tak dalej i tak dalej. tu, nie uchodziło zwykłym „smrodom”, Co innego jednak oficjalna po- ledwie zaczynającym wybijać się na wierzchnia, a co innego powszednie ży- powierzchnię. Lewicowość była w li- cie, uzależnione od tysiąca osobistych teraturze owych lat glejtem i niejako i zawodowych powiązań, gdzie noga świadectwem dobrego prowadzenia. nogę wspiera i ręka rękę myje. W co- Kto odchodził, i do tego z trzaskiem, dziennych stosunkach literackich klucze w atmosferze skandalu, musiał liczyć się do otwierania większości drzwi pozo- z tym, że jeśli tu i ówdzie znajdzie jaw- stawały nadal pod kontrolą liberałów nych przyjaciół, narobi sobie znacznie i lewicowców. Jak zazwyczaj w Polsce, więcej ukrytych wrogów. system ten szwankował, był anarchicz- Wkrótce po moich głośnych arty- ny, ale istniał i dawał o sobie znać czę- kułach, zrywających z komunizmem, sto w najbardziej zaskakujący sposób. młody, ruchliwy lwowianin, Andrzej Umiejętnie stosowana plotka stanowiła Kruczkowski (nie mylić z Leonem!), na- jeden z chwytów ulubionych, choć nie pisał do „Wiadomości Literackich” arty- jedynych. kuł pt. Casus Łobodowski. Wywołał nie W lutym 1937, już po Nagrodzie Mło- byle jakie zgorszenie twierdzeniem, iż dych, otrzymałem zaproszenie na obiad gwałtowne zerwanie z lewicą „wymaga- w znanym klubie przy ulicy Pierackiego. ło odwagi”. Była w tym sformułowaniu Gospodarzem był pułkownik Koc, star- pewna racja, jak zresztą rychło miałem sze pokolenie literackie reprezentowali się przekonać na własnej skórze. Goetel i Wierzyński, młodsze – wspo- Wśród wielu polskich siucht istniała mniany już Andrzej Kruczkowski i ja; także siuchta lewicowa, przejawiająca poza tym przyszedł architekt Bohdan się w sposób nieraz najbardziej niespo- Pniewski, malarz Rafał Malczewski, ak- dziewany. Może ktoś lepiej zorientowa- tor Stefan Jaracz. Były jeszcze dwie albo ny ode mnie, napisze przy jakiejś okazji trzy osoby, z których zapamiętałem wi- o działalności Koła Polonistów na Uni- ce-ministra Spraw Wewnętrznych Pa- wersytecie Warszawskim, wcale spraw- ciorkowskiego. Przy dobrym jedzeniu nie inspirowanym przez komunistów. i jeszcze lepszych wódkach toczyła się Na przykład, towarzysz profesor Stefan nieprzymuszona, swobodna i nieobo- Żółkiewski mógłby sporo na ten temat wiązujqca rozmowa, która pod koniec opowiedzieć, gdyby zechciał. Takich in- skręciła na tematy ideowo-polityczne. nr 35 (2009) 335 Środowisko literackie. Lublin i Warszawa

Jak się zdaje, Kocowi zależało na orien- nione panie. Wiele pisano na temat towaniu się w opiniach tego dość ka- tych wydarzeń, przeważnie niedokład- pryśnie dobranego towarzystwa. Gdy nie i tendencyjnie; Wacław Mrozowski nazajutrz ktoś zapytał Jaracza, jakie w Cyganerii poświęca im bitych siedem- kwestie były przy obiedzie roztrząsane, naście stron. ten rozłożył szerokie dłonie i odpowie- Z wydawnictwami Związku współpra- dział zachrypniętym głosem: „Z punk- cowało wielu pisarzy, nic więc dziwnego, tu widzenia aktorskiego żadnej kwestii że cała afera wywołała żywe poruszenie nie było”. także w środowisku literackim. W te- Po tygodniu nawet do Lublina zdą- legrafi cznym skrócie wypadki rozwi- żyła dotrzeć wiadomość, że wstąpiłem nęły się następująco. W marcu 1936 do Ozonu i zostałem mianowany przez roku ukazał się numer „Płomyka”, pis- Koca członkiem komisji do spraw lite- ma przeznaczonego dla starszych dzieci, rackich, z pensją miesięczną, według poświęcony w całości Sowietom. Wy- jednych – pięćsetzłotową, według dru- buchła prawdziwa burza, szereg pism, gich – dochodzącą do tysiąca. Na za- z IKC-em na czele, rozpoczął wielką przeczenie reagowano sarkastycznym kampanię przeciw Związkowi, oskar- chichotem. Gdy w jesieni tegoż roku żając go o propagandę pro-bolszewicką. przyjąłem propozycję wojewody Józew- Zarząd energicznie bronił się na łamach skiego i pojechałem do Łucka redago- „Głosu Nauczycielskiego”, a gdy kampa- wać tygodnik „Wołyń”, rozległy się głosy nia nie ustawała, przeciwnie rozszerzała triumfu: „A nie mówiliśmy! Robi na ca- się, zaskarżył redakcję IKC-a przed są- łego sanacyjną karierę”. To że Józewski dem o oszczerstwo. Proces zapowiadał był wówczas celem skoncentrowanych się sensacyjnie, a skończył się całkowitą ataków, w czym brylowały czynniki woj- porażką Zarządu: sąd uniewinnił oskar- skowe, że jechałem na placówkę z góry żonych, przyznając tym samym rację ich straconą, której upadek był tylko kwestią zarzutom. czasu, nikogo nie obchodziło. Niekorzystny wynik procesu po- W końcu stycznia 1940 roku, w emi- ciągnął natychmiastowe skutki. Prze- gracyjnym Paryżu, miałem dłuższą wodniczący Wydziału Wydawniczego rozmowę z profesorem Stanisławem i redaktor „Płomyka” Stanisław Ma- Kotem, świeżo upieczonym ministrem chowski musiał ustąpić, zaszło sporo w rządzie Sikorskiego: „Pan był ściśle innych zmian personalnych, zaś po kilku związany z sanacją”. „Na czym pan pro- miesiącach, rzekomo za jakiś niedokład- fesor to opiera?” – „No, jakże! Taka była ności gospodarki fi nansowej, Związek w demokratycznych kołach powszechna otrzymał kuratora w osobie śląskiego o panu opinia. Bywał pan na obiadach nauczyciela i działacza, Pawła Musiała. u Koca, współpracował z Józewskim...” To właśnie wtedy zaczął się ów strajk Ale wróćmy do legendy. Na liście „mę- okupacyjny, zakończony usunięciem czenników wolności” znalazły się na ho- Wasilewskiej i Broniewskiej z wydaw- norowym miejscu Wanda Wasilewska nictw Związku. i Janina Broniewska, rozwiedziona żona Gdy po dwudziestu ośmiu latach od- poety. Było to w roku 1937. Chodzi o afe- świeżam w pamięci szczegóły tej afery, rę „Płomyka”, o słynną sprawę sądową, którą śledziłem z bliska, zdaję sobie do- wytoczoną krakowskiemu „IKC-owi” kładnie sprawę, że sowiecki numer „Pło- przez Zarząd Związku Nauczycielstwa myka” należy wyodrębnić, potraktować Polskiego i wreszcie o strajk okupacyj- go osobno, nie mieszając z generalnym ny w lokalu Wydziału Wydawniczego atakiem na Związek Nauczycielstwa, Związku, zorganizowany przez wymie- idącym jednocześnie z kilku stron. Bo

336 nr 35 (2009) O cyganach i katastrofi stach (3) Józef Łobodowski

„Płomyk” był tylko pretekstem i to bar- Pod pozorem informowania o dzieciach dzo zręcznie wybranym. sowieckich, w swoisty sposób dobrane Nie ulega wątpliwości, że rząd ów- teksty stwarzały niemal idealny obraz czesny chciał położyć rękę na Związku życia w Rosji. Weźmy jako przykład i szukał dogodnej okazji. Nauczyciel- wiersz niemłodego już wówczas poety stwo w swojej masie dalekie było od Stanisława Maykowskiego o amerykań- pewnych tendencyj, ożywiających koła skich traktorach. Nikt uczciwy nie po- rządowe. Komuniści zawsze twierdzą, sądzał Maykowskiego o prokomunizm; że Polska przedwojenna szła szybkim o naiwność polityczną posądzić go było krokiem ku faszyzacji. Faszyzacja to wcale nie trudno. przesada, ale niewątpliwie zwolennicy Uczeń polski czytał i dowiadywał się, trzymania „za mordę” coraz częściej do- że w Sowietach bywało ciężko, nie za- chodzili do głosu. wsze zdarzał się urodzaj, nieraz do wsi ZNP cieszył się opinią organizacji zaglądał głód, ale teraz przybyły traktory potężnej i z natury rzeczy posiadającej i wszystko natychmiast zmieniło się na duże wpływy w społeczeństwie. Prze- lepsze. Ze zdjęć, ilustrujących numer, ciętny nauczyciel szkoły średniej był patrzyły roześmiane twarzyczki sytych, liberałem. Nauczyciele szkół powszech- schludnie ubranych dziatek, komenta- nych wywodzili się głównie ze wsi, więc rze informowały, jak bardzo władza so- ich związki z ruchem ludowym w naj- wiecka dba o szkoły, o wysoki poziom różniejszych postaciach były oczywiste. nauki, a zwłaszcza o rozbudzenie za- Nie brakowało zdecydowanych radyka- interesowań artystycznych. Poza tym łów. Zdarzali się komuniści, ale wersja numer kładł duży nacisk na rzekomo mówiąca o skomunizowaniu szerokich swobodną rozbudowę życia narodowe- rzesz nauczycielskich w najmniejszym go w republikach nierosyjskich. Jako ca- nawet stopniu nie odpowiadała rzeczy- łość stanowił ponad wszelką wątpliwość wistości. Stanowiła chwyt demagogicz- propagandę prosowiecką. ny i nieuczciwy. Rozmawiałem w owym czasie z mło- Zdarzało się przecież, że tu i ówdzie, dą nauczycielką z Wołynia, pracującą ten i ów nauczyciel uwikłał się w kon- we wsi dość silnie skomunizowanej. takty komunistyczne. Sporo hałasu na- Chodziło o swoisty, tak zwany „na- robił wielki proces lubelski, w którym cjonał-komunizm” rozwijający się pod rola głównej bohaterki przypadła córce [hasłem]: „Haj żywe wilna Ukraina pid miejscowego kuratora szkolnego Lewi- rukoju bat’ki Stalina!”. „Proszę pana, ja ckiego. Młoda Lewicka nie była nauczy- dzieciom opowiadam, że w Sowietach cielką, jej ojciec nie miał nic wspólnego nędza, terror i prześladowanie mniej- z robotą nielegalną, ale od czego „dobra szości narodowych, a tu przychodzi taki wola” dziennikarzy pewnego pokroju. numer! Jak ja teraz wyglądam?!” Ciesząc się błogosławieństwem z góry, Zarząd mógł i miał prawo odciąć się propaganda antynauczycielska starała się od numeru i rzucić z siebie odpowie- odpowiednio urabiać opinię publiczną. dzialność. Wystarczyło oświadczyć, Jak powiedziałem, zakwestionowa- że winę ponosi parę osób z Wydziału ny numer „Płomyka” stanowił dogod- wydawniczego i wyciągnąć wobec ich ny pretekst. Zarząd Związku popełnił konsekwencje. Takie posunięcie pomie- zasadniczy błąd, usiłując bronić także szałoby szyki atakującym. Ale prezes i tej pozycji, straconej od początku. Bo ZNP Kolanko wziął na kieł i postanowił „obiektywna wymowa” tego numeru – że bronić się na całym froncie, żyrując bez użyję typowo marksistowskiego zwrotu zastrzeżeń dotychczasową politykę wy- – była prosowiecka i prokomunistyczna. dawniczą. Toteż wyniki były opłakane. nr 35 (2009) 337 Środowisko literackie. Lublin i Warszawa

Kto redagował ów nieszczęsny sowie- niezmiernie kamufl owanie się. Znałem cki numer? Formalnie – Machowski. marksistów dobrze urządzonych w ra- Nieformalnie – maczała w nim ręce Wa- dio, pisujących recenzje literackie do silewska. Była ona typową wtyczką par- konserwatywnych dzienników, cieszą- tyjną i co do jej roli nie połapano się ani cych się poparciem „samego” Kadena. wtedy, ani później, chociaż Wasilewska To osobny i wielce malowniczy temat. zachowywała się niekiedy bardzo nie- Kiedyś w Lublinie przejezdny działacz ostrożnie. Wystąpiła jako świadek obro- z Warszawy zaproponował mi kontakt ny w głośnym procesie wileńskim grupy z osobnikiem prowadzącym robotę na „Po Prostu”. W pewnej chwili wypłynę- Uniwersytecie Katolickim. Przychodzę ła sprawa różnych kwot wpłacanych na na punkt i ze zdumienia rozdziawiam fundusz wydawniczy tego pisma. Wa- gębę. Autentyczny barwiarz w deklu silewska nie bardzo pamiętała, ile tego z korporacji „Hetmania”. Od razu poła- było i w jakim czasie. Gdyby prokurator pał się, uśmiechnął, dotknął dłonią de- zorientował się i przycisnął świadka, wy- kla. „Tak wygodniej. Wiecie… jest się szłoby na jaw, że sumy były o wiele za poza podejrzeniem”. duże, jak na możliwości publicystki, za- Wanda Wasilewska była poza podej- rabiającej piórem. Oczywiście, chodziło rzeniem, bo przecież córka Leona, bo o pieniądze z MOPR-u, przekazywane socjalistka, bo współpracowniczka pe- „Po Prostu” za pośrednictwem Wasi- pesowskiego „Robotnika”. Jakub Hoff - lewskiej.4 man napisał kiedyś w „Kulturze”, że Legenda „męczeńska” sprawiła, że na Wasilewska należała prawdopodobnie tle afery ZNP Wasilewska zyskała sobie do MORP-u a nie do partii. To niepo- sławę „niezłomnej bojowniczki o wol- rozumienie. MOPR był przybudówką ność” i ofi ary sanacyjnego terroru. Zaś partyjną i obowiązywała w nim taka narzucony Związkowi kurator, ów my- sama dyscyplina jak w partii. Granice słowicki nauczyciel, Paweł Musiał, na często zacierały się. Kto zaczynał od nie- domiar złego mający koneksje z ONR- bieskiego bloczku wielkości pudełka od em, stał się symbolem czarnej reakcji, zapałek, z czasem przechodził do po- administracyjnego zamordyzmu i faszy- ważniejszej roboty. Sądy Rzeczpospo- zujących prohitlerowskich tendencji. Co litej stały na słusznym stanowisku, że prawda, Musiał źle się czuł w roli kura- praca w MOPR-ze jest równoznaczna tora i wkrótce ustąpił z niemiłego stano- z należeniem do partii. wiska, ale i tak w opinii demokratycznej Krótka a malownicza dygresja, dobrze był już pogrążony. uwypuklająca metody komunistyczne- Przyszedł wrzesień 1939 roku, klę- go kamufl ażu. W parę miesięcy po osa- ska i okupacja. Różne „symbole” uległy dzeniu mnie w hiszpańskim więzieniu konfrontacji z rzeczywistością. W tym w Figueras przybyło tam dwóch cu- samym mniej więcej czasie, gdy Gestapo dzoziemców: Węgier i sudecki Niemiec – usłużnie spełniając prośbę NKWD – z austriackim obywatelstwem. Obydwaj transportowało do Lwowa meble z war- marksiści; Węgier – członek partii ko- szawskiego mieszkanka towarzyszki munistycznej, zresztą o pewnych cią- Wasilewskiej, Paweł Musiał został ścię- gotkach trockistowskich. Minęło kilka ty na rynku katowickim toporem hit- tygodni. Do dyrektora więzienia zgła- lerowskiego kata. Historia jest wielką sza się braciszek z pobliskiego klasztoru, 4 Pisał o tym dość ironistką i lubi wprowadzać takie nie- z koszem wyładowanym specjałami: bia- szczegółowo Jerzy spodziewane poprawki. ły chleb, kiełbasa, sery, owoce. Kataloń- Putrament w pierwzym tomie swoich wspo- Powszechny brak orientacji co do scy mnisi podkarmiający marksistów? mnień, pt. Pół wieku. techniki pracy komunistycznej ułatwiał A cóż to za heca?!

338 nr 35 (2009) O cyganach i katastrofi stach (3) Józef Łobodowski

O aresztowaniu naszej pary dowie- dychę, albo i więcej, zaś wiecznie „wa- dział się były sekretarz osobisty pew- letujący” Mrozowski szedł spać na pod- nego arcykatolickiego polityka jednego łogę. W lecie doszlusował Domiński, z krajów Europy Środkowej. Napisał do który zarabiał zbyt mało, by zdobyć się nuncjusza w Madrycie, którego dobrze na samodzielny pokój. Potem skład lo- znał z czasów swego sekretarzowa- katorów ciągle się zmieniał. Wyprowa- nia. Nuncjusz do przeora najbliższego dził się Piętak, poszukujący większego od Figueras klasztoru, polecając jego spokoju do pracy. Na krótko sprowadził względom parę przyjaciół. Odtąd ko- się malarz i grafi k Miklaszewski, czasem sze z wiktuałami przychodziły regular- zostawał na noc Artur Rzeczyca, znacz- nie dwa razy na tydzień, co sobie zresztą nie później zjawił się Wacław Iwaniuk. chwaliłem, bo i mnie się z tego dostawa- Michalski i Domiński przenieśli się do ło to i owo. Pozostaje tylko wyjaśnić, że sąsiedniej kamienicy. Mieli tam o wiele ów sekretarz, mający duże chody wśród wygodniej: dwa pokoiki, jakaś łazienka, kleru katolickiego, był podobnie jak Wę- wysoki parter, więc w razie czego można gier członkiem partii komunistycznej. było po zamknięciu bramy wyskoczyć O protekcji nuncjusza dowiedział się, na ulicę przez okno i wejść z powrotem naturalnie, kapelan więzienia, i będąc po wyrzuconym sznurze, aż wreszcie święcie przekonany, że chodzi o dwóch dozorca, reprezentacyjny warszawski sztandarowych katolików, z miejsca cieć, spostrzegł się i urządził piekielną popędził ich do spowiedzi. Nieliczni awanturę. W tej „fi lii” wspólnego pokoju wtajemniczeni w mechanizm tej zwa- zatrzymywałem się parokrotnie, chociaż riowanej historii mieli okazję do nieby- gospodyni krzywo patrzała na gości. wałej uciechy. Był rok 1935. Wyglądało, że całe to- warzystwo zaczyna się powoli statko- Koniec „wspólnego pokoju” wać i zdobywać miejsce w literaturze. Poza mną, lokatorzy „wspólnego poko- Piętak był po debiucie, przygotowywał ju” tylko obijali się o skrajne środowi- do druku nowy tom wierszy, Michalski ska lewicowe, ale nie dali się wciągnąć również miał gotowy spory zbiór Spot- głębiej. Najradykalniejszy był Domiń- kanie z brzozą, który ukazał się już po ski, jednak wyniesiony z Lublina kult jego śmierci. Nawet Domiński odgra- Piłsudskiego nie pozwolił mu stoczyć żał się że wkrótce zadebiutuje, ale cią- się ku komunizmowi. Po trosze działał gle odkładał i tak się to ciągnęło przez wpływ Czechowicza, który marksizmu dalsze trzy lata. Z czego ci poeci żyli? nie atakował zasadniczo – kłuł go iro- Czy rzeczywiście cierpieli skrajną nędzę nicznymi szpileczkami, co na młodych i głodowali? czyniło większe wrażenie niż gwałtow- Sytuacja finansowa nie była taka ne przeciwstawienie się. Moje odejście straszna, jakby to wyglądało z wielu w rok później również zrobiło swoje. wspomnień i sprawozdań. Zdarzały się W międzyczasie „wspólny pokój” roz- miesiące, gdy „wspólni lokatorzy” wycią- leciał się. gali razem grubo ponad pięćset złotych, Nigdy zresztą nie miał żadnych co przy odrobinie zmysłu praktycznego szans dłuższego przetrwania. Mieszka- powinno było wystarczyć. Rozalia za- łem w nim z krótkimi przerwami tylko wsze chętnie służyła garnkami i patel- do jesieni, gdy w związku z wydaniem nią, w „Dołku”, na rogu Tamki i Solca, „Dźwigarów” wróciłem do Lublina. Ale można było opchać się za głupie 60 gro- ilekroć wpadałem do Warszawy na ty- szy. Ani „mama”, ani jej córeczka Celinka dzień, dwa, miałem swój tapczan do dys- nie oszczędzały na nieśmiertelnej zupie pozycji. Rozalia dostawała wtedy w łapę pomidorowej, rzeczywiście znakomitej. nr 35 (2009) 339 Środowisko literackie. Lublin i Warszawa

Na stół wjeżdżała wielka waza, wystar- ły dobrze. W „złotym” okresie „Pionu” czało na dwa głębokie talerze na każde- (1933-1934), gdy redaktorem był Ta- go, wolno było umizgnąć się o repetę, deusz Święcicki, a sekretarzem redak- chleba też nam nie wydzielano. cji Stefan Flukowski, za nieco dłuższy Nawet wódka, jeśli się ją piło na miej- wiersz otrzymywało się 50-60 zł; za arty- scu, w pokoju, nie nadwerężała zbytnio kuł na całą kolumnę w „Wiadomościach budżetu. Ale za często zdarzały się sza- Literackich” dostawałem 150 złotych, leństwa, wyprawy do śródmieścia, które a więc na pokrycie zasadniczych cało- kosztowały za drogo. Po drugiej butelce miesięcznych wydatków. Po dziś dzień liryczni poeci tracili poczucie rzeczy- przetrwała plotka o skrajnej ekskluzyw- wistości. No, co tam, jeszcze półsztofa, ności najważniejszych czasopism. To no, jeszcze po porcji zrazików, tu przy- nie była prawda. Każdy utalentowany siadły się fordanserki, niegrzecznie było- pisarz, jeśli chciał i potrafi ł pracować, by odmówić, tu znowu kolejka koniaku prędzej czy później otwierał sobie drogę i czarna kawa, albo znowu Staś Piętak do rzekomo „nieprzystępnych” redakcji. w chwili powszechnego roztargnienia Oczywista, istniały idiosynkrazje, ale zamówił butelkę wina. „Ja myślałem – gdzie i kiedy ich nie było? W wielu wy- sumitował się z niewinną miną, – że padkach można je było przezwyciężyć, będzie «Złota Reneta», a oni zaraz fran- nie uszczuplając swobody wypowiedzi, cuskie wino przynoszą...” I tak jednej ani przekonań. W ostatnich latach przed nocy potrafi ło pęknąć sto pięćdziesiąt, wojną byłem stałym współpracowni- dwieście złotych. A nazajutrz zęby na kiem „Myśli Polskiej”, do której zbliżyła półkę. Potem nazywało się, że młodzi mnie wspólna postawa wobec zagadnień pisarze nie mogą utrzymać się w bezli- wschodnich a jednocześnie stale dru- tosnej stolicy. kowałem u Grydzewskiego. Jeśli ktoś Ale nie tylko to. Niektórym wydawa- znał dwa-trzy języki obce, nieźle dora- ło się, że aby wystarczy pisać poezję. biał przekładami. Na wiosnę l936 roku, Przyjechał ze Lwowa Stanisław Rogow- na zamówienie Instytutu Ukraińskiego ski, młody, zdolny liryk, trochę po linii w Warszawie przełożyłem sporo wierszy leśmianowskiej i bardzo dziwił, się, że do polskiej antologii Tarasa Szewczenki honorariami za wiersze nie jest w stanie (75-lecie śmierci). W ciąg dwóch mie- opłacić nawet komornego. Na Dobrej sięcy zarobiłem na tym około ośmiuset 9, także usiłowały kwitnąć identyczne złotych. Kto jednak poza poezję liryczną złudzenia i szybko zwiędły. Możliwo- nie wychodził, musiał klepać biedę, chy- ści stałego zarobkowania istniały, ale ba że miał oparcie w rodzinie. w prozie: dziennikarka, reportaż, kry- Domińskj zaczął nieźle zarabiać tyka literacka, wreszcie radio. Najkon- dziennikarką od 1936 roku; Piętako- sekwentniej zachował się Domiński – od wi poprawiło się na dobre dopiero po razu uznał, że tylko współpraca z jakimś otrzymaniu Nagrody Młodych (styczeń dziennikiem może mu dać podstawy fi - 1938); Bronek wtedy już nie żył, skoń- nansowe. Znalazł je później w „Kurierze czył samobójstwem w lipcu l935. Któż Porannym”. z nas mógł przypuszczać, że po dwu- Wiele czasopism literackich w ogóle dziestu kilku latach Stanisław Piętak nie płaciło. Ale były i takie, które płaci- również popełni samobójstwo!

340 nr 35 (2009) O cyganach i katastrofi stach (4) Józef Łobodowski

4

Bronisław Ludwik Michalski ną beczkę wódki i zjadłem niejedną becz- Józef Łobodowski, Michalskiemu prawie we wszystkich kę soli, chociaż soli było znacznie mniej. O Cyganach i katastro- fi stach (4), „Kultura” wspomnieniach wyrządzano krzywdę. Nigdy nie byłem świadkiem awantury 1964, nr 11, s. 49-61. Wyłania się z nich histeryk i nałogowy przez niego wywołanej. Po pijanemu za- alkoholik, żyjący na koszt starszych ko- chowywał się równie łagodnie i przyjaź- biet, a do tego awanturnik, tym niebez- nie jak po trzeźwemu. Jeżeli robił kawały, pieczniejszy, że łudzący ofi ary pozorami to prawie zawsze bezbolesne i w dobrym łagodności. guście. A nie brakowało mu przy tym Bronek – pisał Piętak w swoich Portretach i zapi- wdzięku i fantazji. Więc może dla kon- skach – żył z jakimiś przypadkowymi starszymi trastu z przeczernionymi relacjami, kilka kobietami, nie miał łączności z domem rodzin- historyjek naprawdę dla niego typowych. nym, z nikim ze swego dawnego świata, który Idziemy we trójkę Krakowskim Przed- pewnego dnia rzucił. mieściem w Lublinie. Miasto jeszcze śpi. A o dwie strony dalej: W głowach huczy. Jest jakaś piąta nad Z przerażeniem spostrzegałem, że po kilko- ranem, słońce już wzeszło, ale go za do- dniówkach pijackich kiedy to Bronek wracał mami nie widać. Śpiewamy. Naprzeciw z komisariatu, gdzie go zatrzymywano, lub od dwóch policjantów. Paski pod brodą – starych kochanek, zmieniał się [nie] do nie- są na służbie. Zatrzymują nas. „Pano- poznania. wie nie szanują nocnej ciszy!” „,Jaka tam Michalski wprowadzał w błąd – relacjonuje nocna cisza? – odpowiadam. – Dzień Szymański, nie wiem na podstawie czyich in- jak wół”. Rozmowa zaczyna schodzić na formacyj. Był po prostu zaskoczeniem. Wielkiej nieprzyjemne tory. Nagle interweniuje urody, wielkiej delikatności, miły i bardzo układ- Bronek, który dotychczas stał na bocz- ny, do chwili, kiedy nie pił. Wówczas wszystko ku, melancholijnie przyglądając się pod- stawało się odwrotnością. Ten drugi Michalski skakującym wróblom: był zjawiskiem częstym. Panowie pohuszają nieciekawe tematy (po pi- Szymański Michalskiego nie znał, janemu zaczynał zjadać literę er), a tu macie podaje charakterystykę z drugiej, jedyną okazję, żeby po zniżonej cenie nabyć albo trzeciej ręki. Stwierdzam kate- tom wiehszy genialnego poety Bhonisława Lu- gorycznie, że ten „drugi Michalski” dwika Michalskiego. W przedpłacie tylko złoty w ogóle nie istniał. Nie istniały „stare pięćdziesiąt, a potem będzie kosztować dwa kochanki”,wyimaginowane przez Pięta- złote. Tytuł tomu Wczohaj. Phoszę – do jednego ka. Owszem mieszkał przez parę tygo- z policjantów, wyciągając notes i pióro – pańska dni z Teresą, córką naszej Rozalii, ale to godność i adhes? był odosobniony epizod. Smakowicie Kto chce, może [nie] wierzyć, ale po- opisana przez Mrozowskiego w Cyga- licjanci oszołomieni potokiem bronko- nerii nocna scena w mieszkaniu Teresy wej wymowy, podali nazwiska i adresy, przy ulicy Wolskiej została zmyślona zostali wciągnięci na listę prenumera- od A do Zet. Zbyt dobrze znałem tę hi- torów i posłusznie wpłacili trzy złote. storię, abym mógł choć na chwilę uwie- „Ghatuluję panom – powiedział Bronek rzyć w prawdopodobieństwo powyższej wyniośle. – Zrobili panowie wyjątkowy sceny. Zresztą Mrozowski opisuje wy- intehes.” Wylewne uściski dłoni, władza łącznie mroczne, ponure pijaństwa, jak salutuje zawianych poetów, idziemy dłu- gdyby do nich ograniczało się życie Mi- gą ulicą ku Ogrodowi Saskiemu i dalej, chalskiego. na Sławinek. Wypiłem z Bronkiem – najpierw Inna scena. Bronek jedzie na tylnej w Lublinie, potem w Warszawie – niejed- platformie tramwaju, jest pod lekkim ga- nr 35 (2009) 341 Środowisko literackie. Lublin i Warszawa

zem. Wsiada wyjątkowo piękna dziew- Przyjaciele – mówi uroczystym gło- czyn. Przy najbliższym przystanku stoi sem – przed chwilą hozmawiałem z mi- wózek z kwiatami. Bronek, rzuca się ku strzem Wyspiańskim. Zaphosił mnie do wózkowi, chwyta pęki białych bzów, nie stolika i postawił kieliszek jarzębiaku, licząc rzuca bilon wygrzebany z kiesze- a ja... ni, a stanowiący w owej chwili cały ma- Ależ Bronek – Wyspiański od dawna jątek, dogania tramwaj, który już zdążył nie żyje! ruszyć, wskakuje w biegu. Zgina kolano Nie przehywaj! Wchodzę do knajpy przed zdumioną panną i wręcza kwia- i staję jak whyty. Przy stoliku – Wy- ty: „Gdybym był Dantem, pani byłaby spiański. Podchodzę mówię „Mistrzu!” moją Beathyczą. Ale jestem nieznanym i całuję go w hękę. A on wcale się nie lihycznym poetą i tylko mogę whęczyć zdziwił. „Siadaj – powiada – młodzień- te kwiaty w hołdzie pani uhodzie...” cze”. Zahaz kelneh przyleci z dhugim Panna piecze raka, ale kwiaty przyj- kieliszkiem... muje, publiczność śmieje się ubawiona. Wyspiański umarł przed prawie trzy- Bronek wraca na tylną platformę i zapa- dziestoma laty. Gdzież to było? da w melancholijne rozmarzenie. W „Myśliwskim”. Umahł czy nie, a ja A propos Dantego. Specjalistą od au- z nim piłem. Hozmawialiśmy o poezji, tora Boskiej Komedii był Lucjan André, a on gładził długą czahną bhodę i po- słaby poeta, a tęgi pijak, operujący za- takiwał. zwyczaj w okolicach Dworca Głównego. Oczywista Bronek pomylił z Wyspiań- Wpadał z rozwichrzonym włosem do skim Kazimierza Przerwę-Tetmajera, bufetu pierwszej klasy, przysiadał się do który istotnie często siadywał w Barze pierwszego lepszego stolika, wychylał Myśliwskim, a kto wie, zważywszy na ów- najbliższy kieliszek i mówił demonicz- czesny jego stan umysłu może dał w sie- nym szeptem: „Panowie nazywam się bie wmówić, że jest zmartwychwstałym Dante Alighieri, władnie wróciłem z pie- autorem Wesela. Ale i po wytrzeźwieniu kła. Dajcie jeszcze wódki, to wam opo- Bronek nie przyjmował żadnych perswa- wiem Per me si va nella città dolente...” zji i twierdził z całą powagą, że pił wódkę Przeważnie chwytało. Ale raz narwał z Wyspiańskim. Był po swojemu dowcip- się na stolik, przy którym siedzieliśmy ny i lubił, jako się rzekło, płatać fi gle, ale we czterech: Czechowicz, Domiński ja bez przykrej złośliwości. Również lubił i jeszcze ktoś, bodajże właśnie Michal- zasadnicze dyskusje. ski. Znałem pierwsze tercyny trzeciej Kiedyś wpadł w towarzystwo mar- pieśni Piekła na pamięć, Więc gdy An- ksistów, których organicznie nie zno- dré zaczął swoje per me si va wyrecyto- sił. Dyskutował zaciekle, ale z biegiem wałem mu dalszy ciąg. Gdy doszedłem czasu przygodni polemiści nabrali pew- do queste parole di colore oscuro, André nych wątpliwości. Wreszcie jeden od- wstał ze skwaszoną miną, postawił koł- ważył się zapytać: „A właściwie czy pan nierz od paletka – „Przepraszam po- czytał Marksa? Bo pańskie interpretacje myliłem się...” i natychmiast ulotnił się. wydają się dość...” Bronek z wdziękiem Siedzimy przy herbacie w pokoju na przechylił kędzierzawą głowę: „Za kogo Dobrej. Jest już późna godzina. Bron- pan mnie bierze? Czy ja rzeczywiście ka nie ma, przypuszczalnie wróci pod wyglądam na takiego duhnia, żeby czy- dobrą datą. Otwierają się drzwi, orien- tać Mahksa? Jestem lihyczny poeta i pan tujemy się, że stało się coś doniosłego. mnie obhaża...” Bronek jest wyraźnie przejęty, krucze Piętak napisał, że Michalski nielitoś- włosy spadają aż na brwi, ciężko od- ciwie wyszydzał jego chłopskie pocho- dycha. dzenie.

342 nr 35 (2009) O cyganach i katastrofi stach (4) Józef Łobodowski

Zwłaszcza – czytamy na str. 86 Portretów i zapi- pochodzą albo z mieszczaństwa, albo sków – bicie we mnie chłopstwem raniło mnie... z drobnej, zdeklasowanej szlachty. Wro- Jakież było moje zdumienie, kiedy w rok póź- dzona kultura osobista, zupełnie wyraź- niej dowiedziałem się, że Bronek pochodził, tak nego typu, świadczyła, że nie wyniósł jej samo jak ja, z chłopów. Był synem kowala z małej tylko z gimnazjum czy uniwersytetu. To osady małopolskiej, Sieniawy, który wzbogacił zresztą nie jest takie ważne jeśli chodzi się na handlu czy kuźni... o Samego Michalskiego; większe posia- I znowu muszę zaprotestować. Piętak da znaczenie jako przyczynek do obola- był przewrażliwiony i żarty brał zanad- łej wrażliwości Piętaka. to na serio. Wszyscy z niego trochę po- A cóż z tymi „starymi kochankami”, kpiwaliśmy, a już najbardziej Domiński. z ową Teresą, córką Rozalii Sawickiej, „Ciemny kmiotek z Wielowsi” – trudno gospodyni na Dobrej? Niestara wdów- było w tym dopatrzeć się jakiejś klasowej ka, niewiele starsza (może o trzy, cztery pogardy, jak to podejrzewał Piętak. Mie- lata) od Michalskiego przystojna i dość wał on częste zamyślenia, nieraz jedząc jeszcze ponętna, zakochała się w Bronku obiad, nagle sztywniał i zastygał, z wi- i zagięła na niego parol. Była stroną ata- delcem zatrzymanym w połowie drogi kującą i przy milczącej aprobacie matki do ust. Bronek śmiał się: „Stasiu, ty byś dopięła swego, wyczekawszy aż zdybie spróbował kotleta łyżką – widelcem to Bronka samego. „Panie Józiu – mówiła dla ciebie za trudno”. Któregoś dnia Pię- mi Rozalia – przecież wdowa, to nikt się taszek potknął się na schodach i potłukł nie zgorszy, a pan Bronio sam jeden na dość dotkliwie. „A widzisz – pouczał świecie, czemuż by się nie mieli poko- go Bronek – trzeba schodzić tyłem, jak chać? Nie grzech!” Bronek długo wahał ze stodoły po drabinie, to sobie nic nie się, zanim zdecydował się przenieść do zrobisz...” Teresy. Miała spore, całkiem przyzwo- Mój Boże, a któż z nas nie pamięta ze ite mieszkanko na Woli, piętnastolet- szkolnych czasów choćby takich ode- nią bardzo ładną córkę. Zarabiała jako zwań się, jak: „Ty ciemna maso! Z ja- szwaczka. Bronek zwierzył mi się pierw- kiej wioski przywieźli cię w worku? Ależ szemu. Akurat otrzymał stypendium z ciebie kmiotek!” – i tak dalej. Miałem z Funduszu Kultury Narodowej w wy- wśród kolegów gimnazjalnych dwóch sokości pięciuset złotych. Trzeba było autentycznych hrabiów, a można było wykupić maszynę do szycia, zastawioną usłyszeć z ust syna woźnego pod adre- w lombardzie na placu Napoleona. sem hrabicza: „Ach, ty żłobie z głębo- – Kobieta spokojna, pracowita – uza- kiej prowincji!” Dalibóg, z walką klas sadniał Michalski swoją decyzję. Będzie nie miało to nic wspólnego. szyć, ja będę zarabiać korepetycjami. Czy Michalski był chłopskim synem, Muszę się o coś zaczepić, jakoś ustat- jak twierdzi Piętak? Że ojciec miał kuź- kować nie mogę tak ciągle od knajpy nię w starej, lepsze czasy pamiętającej do knajpy. Chcę zabrać się do uczciwej Sieniawie, jeszcze niczego nie dowodzi. pracy. Wykupię maszynę, zostanie mi Po katastrofi e powstania styczniowego przeszło trzysta złotych do wspólnej zawaliły się tradycyjne hierarchie spo- kasy – jakoś to pójdzie. łeczne, degradacji gospodarczej pod- Żywiłem poważne wątpliwości, ale legali nie tylko szaraczkowie i średnia nie odmawiałem. Gdyby Teresa mia- szlachta, ale i poniektóry karmazyni. ła obok pewnego wdzięku sprytnej sa- Miały te sprawy swoje reperkusje także miczki, nieco inteligencji i wrażliwości, w nędzarskiej Galicji. Ze skąpych wia- gdyby potrafi ła stworzyć Bronkowi miłą domości jakich Bronek niekiedy udzielał atmosferę dnia powszedniego i znala- półgębkiem mogłem wywnioskować, że zła coś wspólnego poza stołem i łożem, nr 35 (2009) 343 Środowisko literackie. Lublin i Warszawa

ich związek miałby jakieś szanse prze- szył się u nich dużym wzięciem” A na trwania. tej samej stronie (229) informacja, że do Czego Michalski szukał na Wolskiej? Dąbrowolskiej „wprowadził nas Michal- Nie zysków, bo wkładał więcej niż otrzy- ski”. Jeżeli wprowadził, to gdzie tajemni- mywał. Szukał ostatniej szansy życiowej, ca? Ach, ci „przyjaciele”, rozgrzebujący ale trafi ł pod niewłaściwy adres. To był popioły, jak gdyby chodziło o wielko- rozpaczliwy gest człowieka ginącego, miejskie śmietniki! który chwyta się przysłowiowej brzy- Nałóg alkoholowy pogłębiał się. Nie twy, zanim pójdzie na dno. byłem już wtedy stałym lokatorem, W dwa dni po zainstalowaniu się wpadałem do Warszawy na kilka dni, Bronka na Woli, „wspólny pokój” zo- niekiedy na parę tygodni. Staraliśmy stał zaproszony na wystawną kolację. się ratować Bronka, jak się dało. Jeśli Teresa promieniała, wyglądała cał- nie było innego sposobu, buty szły pod kiem przyjemnie. Powiedziałem jej, że klucz i poeta siedział w skarpetkach. Nie bardzo ostatnio wyładniała. Błysnę- protestował. Miał zresztą swoje sposo- ła zębami: „To od tej roboty. Udał mi by, a i durna Rozalia stawała się cichą się ten czarny Cygan, ależ udał!” Bie- wspólniczkę. Przyjeżdżam rano z Lubli- daczka, nie orientowała się, że czarno- na – ekspres Budapeszt-Warszawa przy- włosa uroda cygańska kryje problemy, chodził, jak mnie pamięć nie myli, koło których samą „robotą” nie można było 8-ej – załatwiam parę spraw, wpadam na rozstrzygnąć, ani okiełznać. Po paru ty- Dobrą. Towarzystwo – w międzyczasie godniach Michalski wrócił na Dobrą. doszedł wspomniany już malarz Jan S. Teresa rozpaczała, próbowała ściągnąć Miklaszewski – jest bez grosza. Całej go z powrotem – nadaremnie. Na otar- ferajny zapraszać do knajpy nie będę. cie łez pozostała jej maszyna do szycia, Zresztą widzę, że buty Bronka są pod wykupiona przez Bronka z lombardu. aresztem. Wołam Rózię, daję kilka zło- „Stare kochanki!” Mógłby je mieć, tych. Ma być chleb, masło, jajka, kiełba- gdyby chciał. Jakoś trafi ł do Zofi i Nał- sa... Po kwadransie siedzimy grzecznie, kowskiej, która lubiła otaczać się mło- zajadamy jajecznicę, popijamy herbatą. dzieżą literacką. Potem malowniczy Ku ogólnemu zdumieniu Bronek za- Geoff rey Montalk of Potocki, „król pol- czyna zjadać literę er – nieomylny znak, ski i wielki księże litewski, Władysław że jest pod gazem. Co u diabła? Przecież V”, z którym w owym roku 1934 widy- był najzupełniej trzeźwy! Widzę, że co- waliśmy się dość często, karcił Bronka, raz to sięga do czajnika i dolewa herba- że nie wraca do salonu, gdzie autorka ty. Nigdy go o takie herbaciarstwo nie Granicy efektownie drapowała się pod posądzałem. Coś mnie tknęło, wyjmu- przyćmionym abażurem. „Przecież – ję szklankę z ręki, wącham – spirytus! przekładał – taki Boguś Kuczyński nie Naturalnie usłużna Rozalia przyniosła umywa się do ciebie! Mógłbyś załatwić ósemkę, wręczyła ją w chwili naszej sobie raz na zawsze wszystkie kłopoty”. nieuwagi ubóstwianemu Broniowi, ten Bronek rzewnie uśmiechał się, do salonu ukradkiem, z kieszeni, dolewał spirytus Nałkowskiej więcej nie poszedł. do herbaty i zalał się w cuglach. Przyjaźnił się z Halinę Dąbrowolską, „Nie miał łączności z domem ro- ale o żadnych intymnościach nie było dzinnym – napisał Piętek w Portretach mowy. „Bronek Michalski – insynuuje – z nikim ze swego dawnego świata ..” z cicha pęk Mrozowski w Cyganerii – To znowu nie tak. Od jesieni 1934 do w pewnym czasie, w tajemnicy zresztą wiosny 1835 Michalski był dwukrotnie przed nami, utrzymywał bliski kontakt w Lublinie, u sióstr i szwagra. Ostatni z pisarkami średniego pokolenia i cie- bodaj raz przed zgonem spotkałem go

344 nr 35 (2009) O cyganach i katastrofi stach (4) Józef Łobodowski także w Lublinie gdzie zatrzymał się po przeszedł przez piekło udręk psychicz- drodze z rodzinnej Sieniawy. Był w do- nych i moralnych, więc w pewnej chwili brej formie. Parę tygodni spędzonych przykrył się chłodnym nurtem Wisły, by w Sieniawie znakomicie mu posłużyło. nie oglądać więcej świata, do którego nie Opalił się, wyglądał zdrowo, ładnie opo- nadawał się. Po innych takie same udręki wiadał o łąkach i kwitnących sadach nad spływały jak woda z gęsi. Ilekroć myślę Sanem. „A wiesz – trzepnął mnie łagod- o Michalskim, zawsze przypominają mi nie po plecach – przez cały czas nawet się wiersze romantycznego poety, któ- pół literka nie wypiłem”. A przecież pa- ry wprawdzie samobójstwa nie popeł- miętałem go sprzed miesiąca zaledwie, nił, ale od najwcześniejszych lat chodził zdradzał wyraźnie objawy delirium tre- w cieniu przedwczesnej śmierci: mens. Poszliśmy do knajpki na bigos. Chcia- Ich dusze z światła Bóg posplatał, łem sprawdzić i Bronek zaskoczył mnie. w jasnych promieniach wiódł z otchłani. Ćwiartka na dwóch to było niewiele. I nie stworzeni są dla świata, Zazwyczaj Bronek nie wytrzymywał, jak świat stworzony był nie dla nich. każda kolejka prowokowała następną. Tym razem pierwszy uznał, że czas na Niektórym obserwatorom z boku nocleg. Jeszcze spacer starym szlakiem szarpanina mieszkańców „wspólne- poza Ogród Saski. Był zupełnie trzeź- go pokoju” wydawała się dość żałosną wy, poważnie mówił o planach na przy- i niepotrzebną farsą. W wypadku Mi- szłość, o tomie Spotkanie z brzozą, już chalskiego była to jednak farsa, za którą gotowym do druku, wiele sobie po tej w epilogu płaci się życiem. książce obiecywał. Następnego dnia od- prowadziłem go na dworzec. Po miesią- „Owczarz z Wielowsi” cu przyszła depesza od Czechowicza: Rozpisałem się o Michalskim dłużej, „Bronek nie żyje – zawiadom rodzinę.” gdyż we wspomnieniach osób, któ- Wiele deliberowano i wówczas re znały go bliżej, tragiczny jego profi l i w wiele lat później nad przyczyną sa- rozpływa się i nabiera cech karykatural- mobójczej śmierci. Że jakiś sentymen- nych. U Piętaka portret stał się niejako talny dramat w młodości, że alkoholizm, projekcją przeżyć samego autora; Mro- że brak sukcesów literackich... Zapewne, zowski zapamiętał tylko to, na co było mogły to być gwoździe do trumny, ale go stać: tylko pijacką powierzchnię, tyl- sama trumna spod innego wyszła heb- ko najbrutalniejszą anegdotę. Najuczci- la. Może najbardziej do prawdy zbliżył wiej, najbardziej bezstronnie, starając się Lew Gomolickij młody poeta rosyj- się dotrzeć do wnętrza, pisali o Bronku ski, zamieszkały w Warszawie, przyjaciel ludzie, którzy albo w ogóle go nie znali, Czechowicza. Napisał on o Michalskim, jak Wiesław Szymański, albo tacy, którzy że zabiła go bezbronność wobec życia. stykali się z nim przelotnie, jak choćby Podobno gdy w szpitalu Bronek odzy- wspomniany już Lew Gomolickij. skał na krótko przytomność wymam- Po ćwierćwieczu Piętak przypomniał, rotał: „To jest słuszna kara za wszystkie że odprowadzający go po pogrzebie Mi- łajdactwa…” Więc także skrajne wyczu- chalskiego „młody poeta chłopski” Ma- lenia moralne, maskowe pozorną bez- rian Kubicki powiedział, żegnając się: troską i kpiną. „Wiecie, wszyscy byli przekonani, że to Owe bzy, ofi arowane nieznanej dziew- nie Michalski, ale wy pierwsi zrobicie czynie w tramwaju i bezsilne „Gdybym z sobą koniec... że jesteście całkiem spu- był Dantem, pani byłaby moją Beatry- stoszeni na duchu i że te wiersze wasze czą…” Nie, nie był Dantem. Ale za życia ostatnie, to aż jęczy, jakby kto was du- nr 35 (2009) 345 Środowisko literackie. Lublin i Warszawa

sił...” Czyżby już wtedy dostrzeżono zna- Łatwowierność Piętaka była bez- mię przyszłego samobójstwa? graniczna. Wobec kawałów był naj- Przy zupełnie odmiennej poetyce, zupełniej bezbronny. Umówiliśmy się, Piętaka łączyło z Michalskim nadzwy- że projektowaną przez mnie Bibliote- czaj intensywne odczucie pejzażu. Ale kę Poetycką „Dźwigarów” zainaugu- w innym ujęciu. Michalskiego nie bez ruje jego debiut Alfabet Oczu. Papier pewnej racji posądzano o panteizm, i introligatora wziąłem na siebie, do o utożsamianie się z pejzażem. U Pię- rozliczenia w przyszłości, koszt dru- taka krajobrazy, bujnie wezbrane nie- ku pokrywał sam autor z przyznanego kontrolowanym przypływem, są jakby mu właśnie stypendium. Skład i druk szeregiem umówionych znaków, pod szesnastki kosztował w lubelskiej dru- które zawsze można podstawić do- karni 60 złotych. Nie pamiętam już, znania wewnętrzne. Dlatego też mimo czy tomik miał trzy czy cztery arku- wszelkich załamań i trwogi głucho tęt- sze, w każdym razie wypadło od 180 niącej pod skórą, liryki Michalskiego do 240 złotych. są bardziej jednolite i zharmonizowane. Siedzę więc w Lublinie, zaniosłem do Wyobraźnia Piętaka jest potężniejsza, drukarni ostatnią maszynową korektę, ale trudniej poddająca się kształtowa- papier – pocięty, introligator – zamó- niu: to żywioł, występujący z brzegów wiony. Z Warszawy przychodzi list. i zrywający wszystkie mosty. I dla wielu Długi, rozpaczliwy nabrzmiały łzami, na tym właśnie polega jego autentyczna inwektywa goni inwektywę. Piętak wy- chłopskość. mawia mi przyjaźń i kończy list nastę- Próżno jednak i w nim, i w jego twór- pująco: „Mam do ciebie wiele szacunku czości dopatrywać się „ludowej krzepy”. jako do poety, ale żadnego – jako do To był pisarz niezmiernie skomplikowany człowieka. Nie odpowiadaj – nie potrze- i uwrażliwiony, a nawet zakompleksiony. buję twoich usprawiedliwień!” A jednocześnie w całym sposobie bycia Cóż się stało? Ano, Domiński i Mi- dziwnie chłopięcy, naiwny i łatwowier- chalski, w przystępie dobrego humoru, ny. Łatwo spływał ciemnym rumieńcem, postanowili zabawić się kosztem Pię- wtedy wargi napływały krwią i – wypisz, taszka. Zjawili się z grobowymi minami wymaluj! – wyglądał jak zażenowana i oznajmili, że właśnie rozmawiali z jed- panna. Jakoś w lutym 1938 roku, wkrót- nym z przyjaciół, który był w Lublinie. ce po otrzymaniu Nagrody Młodych, Łobodowski przepił sumę przeznaczoną Piętak wraz z paroma innymi poetami na druk, książki nie będzie. „To, może występował na „podwieczorku” w Simie, nawet lepiej – dodał niewinnie Bronek, u Zofi i Arciszewskiej. Recytował wiersz – bo debiut chyba przedwczesny.” Piętak z pamięci, zaciął się, zaczął od początku, uwierzył, wpadł w rozpacz i wykropił zaciął się znowu w tym samym miejscu, ów groźny list. bezradnie rozłożył ręce, gęsto poczer- Minął tydzień. Zjawiam się w War- wieniał. Dwudziestoośmioletni rosły szawie z pierwszą partią Alfabetu oczu. mężczyzna zamienił się w zakłopotaną Akurat „wspólny pokój” był w komple- pensjonarkę. Kontrast był tak niezwy- cie. Otwieram walizkę, wydobywam kły, że rozbawieni bywalcy kawiarniani z niej pachnące farbą drukarską i klejem dali mu huczne brawo. Potknął się jesz- egzemplarze. Pokazuję z daleka, ale do cze raz, zawsze na tym samym kamie- siebie nie dopuszczam. „Nie, najpierw niu, i dopiero czwarta próba skończyła właź pod stół i odszczekaj coś nagry- się zwycięsko. Rozbroił całe towarzystwo zmolił!” Piętaszek zamienił się w żonę i zszedł z estrady przy akompaniamencie Lota, a potem przy akompaniamencie szczerych oklasków i radosnego śmiechu. homeryckiego śmiechu pozostałych,

346 nr 35 (2009) O cyganach i katastrofi stach (4) Józef Łobodowski rozkładał ręce, rumienił się i mamrotał uprawiał znachorstwo, a przede wszyst- jakieś usprawiedliwienia. kim łączył w sobie dwie cechy, pozornie We wczesnej młodości ciężko choro- wykluczające się nawzajem: samotność, wał – nie pamiętam, a może w ogóle nie zamknięcie się w życiu wewnętrznym wiedziałem, o co chodziło – i choroba i umiejętność opowiadania, bajczarstwa ta zostawiła mu dość częste i przewle- raczej, bo te opowieści zawsze przeno- kle bóle głowy. Panicznie lękał się od- siły rzeczywistość w inny, nierealny wy- nowienia dolegliwości. Czy to właśnie miar. „Owczarz z Wielowsi” – tak, to w niej należy szukać źródła tragicznego nienajgorsze określenie. rozwiązania życia, nie mam oczywista, W Młodości Jasia Kunefała, powie- pojęcia. Sam Piętak kilkakrotnie, przy ści bardzo niedoskonałej, a na swój różnych okazjach, wspominał o mło- sposób czarującej, coraz to natrafi amy dzieńczej chorobie, nigdy przecież bliżej na miejsca typowo bajczarskie, urze- jej nie określił. Bodajże chodziło o ostre czone, „znachorskie”. Jest tam historia zapalenie opon mózgowych. z Rasputinem, przeniesiona na pol- Krytyka literacka długo nie mogła Pię- ski, chłopski grunt, przy czym znikło taka rozgryźć, chociaż już pierwsza jego i samo nazwisko ponurego bohatera książka miała sporo omówień, między i wszystkie realia carskiego dworu, innymi dość wnikliwą recenzję Hiero- rzecz wręcz kapitalna, nasycona surre- nima Michalskiego w ‚„Zecie”. Piętak na alistycznym humorem, a tak autentycz- pewno nie był typem poety o wielkiej na, że chyba Piętak musiał ją usłyszeć samowiedzy artystycznej, a jednak sam w dzieciństwie z ust jakiegoś „bajcza- siebie najlepiej z biegiem lat określił. rza” i zapamiętać. Przypominam sobie, „Cała siła tych wierszy – pisał w roku jak bardzo smakował ten urywek Cze- 1942, a więc prawie w osiem lat po de- chowicz, wcale nieskłonny do zachwy- biucie – tkwi w splątaniu uczuciowym, tów nad innymi pisarzami, a zwłaszcza w żarze serca i wyobraźni”. tymi, których uważał za swoich „pod- I dziś – to już notatka z lat powojennych – nie opiecznych”. opuszcza mnie przeświadczenie, iż w wierszach W jakiś czas po rozleceniu się „wspól- tamtych mieści się potężny ładunek nowości nego pokoju” Piętak dał się wciągnąć i prawdy, że poezja czai się nawet zza porwanych w kawiarniano-knajpiarskie życie lite- zdań i niekształtnej strofy... Sztuka moja jest rackiej Warszawy. 5 W wywiadzie, ogło- uczuciowa, wielokrotnie bezkształtna, całkowi- Coś z narkotyku – przypomni w l961 – miały dla szonym pośmiertnie cie pogrążona w ciemnym wnętrzu osobowo- mnie te posiedzenia w „Ziemiańskiej”, a później w „Twórczości” przez Jana Śpiewaka, czytamy, ści, pełna kompleksów, aluzji i boleści niemal w „Zodiaku”. Chodziłem do kawiarni codzien- że Piętak poznał Gin- namacalnej... Jest w niej coś z ekstatycznego nie… Królem niekoronowanym naszego stolika czankę w Warszawie, zaśpiewu bosego chłopca na pastwisku „urze- był ... pierwszą damą dworu w jesieni l934 roku. czonego i chorego” . piękna i utalentowana Zuzanna Ginczanka5, To oczywista omyłka. Ginczanka mieszkała „Chłopskim nadrealistą” nazwał Pię- ja natomiast pierwszym paziem, Otwinowscy wówczas w Równem, taka Iwaszkiewicz i ze wszystkich ety- marszałkostwem. była uczennicą ósmej kietek przyklejanych poecie, ta chyba Narkotyzował się kawiarnią, ale czuł klasy gimnazjalnej. Do pasowała do niego najbardziej. A jedno- się źle. Warszawy zjechała cześnie Iwaszkiewicz odkrył w autorze Nie czułem się wolny, byłem jak spętany prze- na studia po maturze, a więc w rok później. Młodości Jasia Kunefała odpowiednik szłością. Dym rozsnuwał się i widziałem skrawki O wcześniejszym, wiejskiego „owczarza”. Osobom nie wielowiejskiego nieba i przeszywał mnie jak parodniowym nawet znającym dawnej polskiej wsi nic to spazm, jak lęk we śnie, strach przed dalszym przyjeździe musiałbym określeni nie powie. Owczarz to nie był życiem. wiedzieć, gdyż w tym okresie prowadziłem zwykły pastuch. Zazwyczaj znał się na „Stolik w «Ziemiańskiej» – pisał do z nią stałą korespon- ziołach, umiał zamawiać chorobę, więc niego ówcześnie jeden z przyjaciół – to dencję. nr 35 (2009) 347 Środowisko literackie. Lublin i Warszawa

rozpaczliwa pozycja, myślę, że wrócisz Cofałem się ciągle – to kłopoty codzienności do Wielowsi – ostatecznie”. mnie odrywały, to gnuśność moralna, wyni- W Portretach i zapiskach, złożonych kająca z niechęci i rozpaczy do tego, co mnie przez Piętaka wydawnictwu dokładnie otaczało... Przemogłem się i oto staję sam na na rok przed śmiercią, uderza zarów- sam z męką słowa, z materiałem, który jest tak no szczerość, nieraz posunięta niemal nabrzmiały od napięć ciemnych, rozkładowych, do ekshibicjonizmu, jak nieumiejętność że gotów mnie unicestwić, a nie unieść ku słoń- obiektywizacji swoich wrażeń i wspo- cu, ku wyżynom czystego powietrza. To, co chcę mnień. Pisząc o przyjaciołach żywych pisać, trudne jest jeszcze do sprecyzowania... i zmarłych, Piętak nie był w stanie usu- Może to będzie fantastyczny poemat, a może nąć się na bok, pozwolić czytelnikowi monolog wewnętrzny artysty, który na próżno zapomnieć o autorze, skupić całe światło szuka dla siebie miejsca w najbliższym świecie. na twarzach wymienianych osób. Widzi Chwilami przecież jego liryka, prawie ich poprzez siebie, istnieją po to, by mó- zawsze bolesna i wytężona, uspokajała wiąc o nich, mógł pełniej pokazać sa- się i zdobywała harmonijny kształt. Tom mego siebie. W najlepszej swojej prozie Pośrodku żywiołów wydany na początku Piętak jest egotystą, lirykiem, którego 1960 roku przyniósł kilka wierszy wyjąt- „ja” wypełnia cały świat. Próby obiekty- kowo zrównoważonych, choć i w nich zmu, ilekroć je podejmował, zawodziły czai się na dnie przerażenie i rozpacz. całkowicie. To dlatego lata, w których Piętak usi- Ofi arują nam podziemne morza łował włączyć się w nurt „soc-realizmu”, i niezbadane, szczęśliwe przestworza, przynosiły same klęski, wyniki kompro- a my jednak patrzymy nimi, mitujące artystycznie. „Dałem się na bo trzeba nam tylko tyle Ziemi, jakiś czas – pisał do mnie w paryskim ile starczy na ukrzyżowane, liście – ponieść fali rewolucji”. Taka to rozpostarte ciało, była rewolucja i takie skutki. Pisał po- na rękę w powietrzu szukającą, wieści, o których lepiej nie wspominać, oniemiałą. próbował tworzyć poematy i wiersze o przemianach na polskiej wsi, męczył W ostatnich latach krytyka krajowa się, łudził, wpadał w przerażenie. Prze- zaczęła przyznawać poezji Piętaka bar- robionej i uzupełnionej powieści o Jasiu dzo wysoką rangę. Szymański w Balla- Kunefale nie chciano mu wydać, „bo za dach przed burzą uznał go za „jednego błaha, za egocentryczna”, z najciekawszych twórców w dwudzie- Oczywiście – notuje Piętak w dzienniku pod 27 stoleciu”. września 1951 – kilkunastu utworów z obecne- Jest to poezja – napisał Zbigniew Bieńkowski go cyklu wierszy nie będę mógł wydrukować już po śmierci Piętaka – w każdej chwili swego nawet w zbiorze. Są one za osobiste, za pesy- rozwoju nie podobna do szkół, kanonów, idea- mistyczne, żal mi jednak, że nikt ich nie pozna. łów estetycznych, tak samo zwyciężających jak Trudno osądzić, w jakim stopniu cięż- i przezwyciężonych. kie przeżycia tamtych lat wpłynęły na I zakończył swój szkic takim zapew- rozwój choroby nerwowej, która po jed- nienie („Twórczość”, 4 nr 1964): nym z nawrotów zmogła go ostatecz- Jest to chyba najbardziej osamotniona poezja nie. Opublikowane w 1963 roku Kartki współczesna. Nie wywoływała sporów, nie pro- z dziennika pozostawiły niejeden trop, wokowała polemik. A przecież była ustawiczną mogący prowadzić ku rozwikłaniu za- polemiką, ustawicznym sporem ze Światem. gadki. Chociażby zapis z 3 marca 1961 Tragiczna śmierć przecięła tę twórczość w chwili, w którym poeta spowiada się, dlaczego gdy osiągnęła ona pełnię dojrzałości, gdy wąt- od dłuższego czasu nie pisał wierszy: pienie przełamało własną słabość i stało się

348 nr 35 (2009) O cyganach i katastrofi stach (5) Józef Łobodowski tym, czym być powinno dla każdego artysty, Lecz o poetach najlepiej świadczą ich solą mądrości. własne słowa:

...było tak, że nawet w jej ruchu najweselszym widział poeta kształt niedopowiedzianego cierpienia. Lecz było tak, że nawet w jej ruchu doskonałym widział poeta, że słowa dla piękności nigdy nie miał...

5 „Henio, Wacek, Rzeczyca...” Ciężkie myśli człowieka – pisał Czechowicz szych powodów, byle ratować „kłapacza” Józef Łobodowski, do Piętaka w lutym l936-go – który chce być z ciężkich opałów. O Cyganach i katastro- fi stach (dokończenie), zdobywczym, a za teren działania ma bagno, Gdy miałem już dość jego psich fi - „Kultura” 1964, nr 12, mieszają się z błahymi rozmówkami, w których gli, doszło między nami do zerwania s. 31-50. rolę partnerów grają Henio, Wacek, Rzeczyca, (w lecie 1938). Wiedziałem, że mocno pan Włodzimierz i Samuel.6 to przebolał, ale wygórowana ambicja Henio – to Domiński, Wacek – Mro- długo nie pozwalała mu uczynić gestu zowski, pan Włodzimierz – chyba jeden pojednania, tym bardziej że przy róż- z braci Stępniewskich, Samuel – to ma- nych okazjach przejeżdżałem się po larz Miklaszewski, bliski Czechowiczowi nim w druku bez litości. Byłem wtedy jeszcze z Lublina. Uderza lekceważący w wojnie podjazdowej z całą „czechowi- ton, w jakim Czechowicz pisze o swoim czowską” grupą, mimo, że przy przypad- otoczeniu. To nie poza: istotnie czuł się kowych spotkaniach zachowywaliśmy niezmiernie od nich wszystkich wyższy pozory poprawności. Terenem moich i w chwilach szczerości traktował z góry. wypadów był dwutygodnik „Myśl Pol- Jakąż rolę odegrali ci partnerzy-statyści ska”, gdzie zadomowiłem się na dobre, w owym – przyjmuję umowne określe- oraz kolumna literacka „Kuriera Poran- nie – „kręgu czechowiczowskim”? nego”, redagowana – ofi cjalnie przez Zacznę od Domińskiego, choćby dla- Jerzego Hulewicza, faktycznie przez tego, że Czechowicz lubił go najbardziej Jerzego Zagórskiego. i pozwalał nawet na „obrazę majestatu”, Strona atakowana wpadła w za- jako „kochanemu kłapaczowi”. Domiń- kłopotanie. Przypomnieć trzeba, że ski był kostyczny, przekorny, na pozór z młodych, debiutujących na progu lat oschły, w głębi, gdzieś pod siódmą skórą, trzydziestych Czechowicz, po odejściu mocno sentymentalny, chociaż krył się Czuchnowskiego ku problematyce spo- z tym starannie, tak że niejednego wpro- łeczno-politycznej, największe nadzieje wadzał w błąd. Miał manię obalania wiązał właśnie z Zagórskim. Sam siebie wszystkich autorytetów i nieraz potrafi ł mianował „Wielkim Xięciem Litewskim” być wręcz nieznośny. Zaczepny, często (tak – przez wielkie X), w ciszy serca prowokował scysje i awantury, przeważ- dopowiadając „król polski”, zaś Zagór- nie z żałosnym skutkiem, bo chociaż skiego nazywał „infantem”, ergo następcą bardzo odważny, był słabeuszem i nie na tronie poetyckim. Z trzech debiu- umiał się bić. Ode mnie oberwał kilka- tów żagarystowskich na pierwszym miejscu stawiał Ostrze mostu. Spiera- krotnie, ale też nie raz i nie dwa bywałem 6 Cytuję za Wiesławem przez niego wrabiany w grubsze historie łem się z nim, wysuwając O czasie za- Szymańskim, Ballady i musiałem nadstawiać karku z najgłup- stygłym Miłosza. Ale Czechowicz trwał przed burzą, s. 173. nr 35 (2009) 349 Środowisko literackie. Lublin i Warszawa

przy swoim: pierwszy – Zagórski, drugi lata l934, oczywiście bez grosza przy – Miłosz, a gdzieś w dali Bujnicki. Rym- duszy i z bardzo mglistym pojęciem co kiewicz jeszcze się wtedy nie objawił, do dalszej przyszłości. Po ukończeniu Putrament w ogóle się nie liczył. seminarium mógł bez trudu uzyskać No, więc co? Łobodowski ośmiela się posadę nauczyciela, ale praca gdzieś na występować przeciw „Wielkiemu Xię- zapadłej wsi zupełnie mu nie odpowia- ciu” i jego dworowi, a ukochany „infant” dała. Zajął się nim Czechowicz, starając puszcza to do druku, zasłaniając się Hu- się namówić na pisanie do wydawnictw lewiczem? Zbrodnia przeciw majesta- ZNP. Na początek trzeba było zdobyć towi, której na domiar złego nie można dla przybysza nieco gotówki. Wynikła było ukarać bo jak i gdzie?! „Pióro”, po- z tego dość zabawna historia. myślane jako miesięcznik, miało na Czechowicz lubił mistyfi kacje, zresz- skutek wydawniczego kunktatorstwa tą przeważnie nieszkodliwe. Wiesław Mariana Sztajnsbera, wielkie szanse Szymański, cytując poetów, którzy dru- zamienienia się na rocznik: ukazał się kowali w kolumnie poetyckiej „Zetu”, tylko pierwszy numer, drugi, już wydru- wymienia Henryka Zasławskiego. Otóż kowany, zginął w pożarach wrześniowej Zasławski w ogóle nie istniał. Był to je- Warszawy. den z licznych pseudonimów Czechowi- Wykluwały się wówczas i nawiązy- cza. Ilekroć napisał wiersz, we własnym wały różne inicjatywy, rodziły intere- przekonaniu niezbyt udany, rzecz szła sujące indywidualności twórcze. Myślę do druku pod nazwiskiem Zasławskiego. z głębokim żalem o takim Józefi e Sta- Ale tym razem zdarzyła się wyjątkowa chowskim, który wojnę przeżył, a umarł okazja ukrycia się nie za „martwą duszą”, wkrótce po jej zakończeniu; katastrofa lecz za żywym pseudonimem. przyszła w chwili najtrudniejszej dla każ- Jako redaktor związkowego „Mie- dego poety, gdy doskonały debiut zostaje sięcznika Literatury i Sztuki”, Czecho- poddany próbie konfi rmacji i ustalenia wicz nie chciał drukować zbyt wiele, by dalszej drogi rozwojowej. Trzeba też wy- mu nie zarzucono, że nadużywa swego mienić Mariana Niżyńskiego, którego stanowiska. Mając gotowy artykuł, za- wszechstronny7, poetycko rewelacyjny proponował Mrozowskiemu jego pod- talent zapowiadał wielkie rzeczy. Podob- pisanie. Tekst Czechowicza, nazwisko no zginął w absurdalny sposób, przeje- Mrozowskiego, honorarium również dla chany przez niemiecką ciężarówkę. Inna niego. Przybysz z Chełmna zgodził się rzecz, że w warunkach „budującego się z radością i z miejsca zainkasował kilka- socjalizmu” Niżyński, skrajny przykład dziesiąt złotych. Nie pamiętam dokład- neurotycznej mimozy, nie miałby nic nie treści tego artykułu, w każdym razie do zrobienia. Głucho o nim we wspo- chodziło o jakieś rozważania muzyko- mnieniach i omówieniach, a przecież, logiczne, gęsto przetkane wycieczkami obok Krzysztofa Baczyńskiego, najwięk- w dziedzinę fi lozofi i. Wśród niewtajem- sza to strata, jaką poezja polska ponio- niczonych w mistyfi kację „debiut” ten sła w latach wojennych. Gdyby przeżył, dał Mrozowskiemu kilkudniowy kote- a ewentualnie udało mu się wydostać na ryjny rozgłos. Zachód i tam jako tako urządzić, mieli- Zwłaszcza zainteresował się rzeko- byśmy dziś na emigracji jeszcze jednego mym autorem Bolesław Miciński, czę- poetę dużej miary. sto kontaktujący się z Czechowiczem Na Domińskim kończy się lista loka- i jego otoczeniem. Filozof i meloman, 7 Był również wcale torów „wspólnego pokoju” w pierwszym nie mógł nie zwrócić uwagi na młodego tęgim grafi kiem i nie- najgorszym kompozy- wydaniu, jeśli nie liczyć Wacława Mro- seminarzystę, który od razu pierwszym torem. zowskiego. Ten zjawił się przy końcu wystąpieniem wykazał duże oczytanie

350 nr 35 (2009) O cyganach i katastrofi stach (5) Józef Łobodowski i znajomość zarówno muzyki jak fi lozo- synekurkę, bo zajęcia jego były dość fi k- fi i. Doszło więc do spotkania i rozmowy, cyjne. Czechowicz lubił trzymać przy w obecności Czechowicza i jeszcze kilku sobie kogoś zaufanego do wykonywania osób. Byłem i ja. Nie trudno domyśleć różnych, mniej czy bardziej delikatnych się, jakie męki przechodził Mrozowski. funkcji. Domiński na przykład, którego Już po kilku minutach wyszło na jaw, że z Czechowiczem łączyło bez porówna- nie ma pojęcia ani o poruszonej prob- nia więcej, nie nadawał się do tego: miał lematyce, ani o kompozytorach i fi lozo- za dużo godności osobistej. Mrozowski fach cytowanych w artykule. Delikwent był elastyczniejszy; podobnie jak w cza- bladł i czerwienił się. Miciński patrzył sach „wspólnego pokoju” posyłało się po nas z rosnącym zdumieniem, zaś go po kiełbasę czy piwo, Czechowicz Czechowicz pykał z fajeczki i sypał do w razie potrzeby dawał mu liściki do mnie, jako do wprowadzonego w sekret, któregoś ze „stefanków”. Rola takiego perskie oko, dusząc się od powstrzy- postillon d’amour nie psuła „poecie z Cy- mywanego śmiechu. Wreszcie musiał cowa” radosnego światopoczucia. przyznać się do mistyfi kacji, po czym Niewiele później po Mrozowskim wszyscy zgodnie uznali, że wymyślona objawił się Artur Rzeczyca. Kiedy go przeze mnie nazwa „poeta z Cycowa” poznałem, byłem pod lekkim gazem pasuje do Mrozowskiego jak ulał. i zacząłem wypytywać, czy pochodzi Była wtedy moda na pisanie wier- z Białorusi (skojarzyło mi się z miastecz- szy o matce. Zawinił w równej mierze kiem Rzeczyca w Homelszczyźnie). Aż wpływ Jesienina (Żyjesz jeszcze, moja Domiński krzyknął: „Nie męcz Buks- starowinko?), jak i Czechowicz, autor bauma! Abramek pochodzi ze świętej wielu pięknych liryk na ten temat. Oczy- Galilei. Jaka tam Białoruś!” W wielu wista, Mrozowski nie mógł pozostać wspomnieniach „zaczarowany Arturek” w tyle i wydrukował wiersz, w którym nabrał eterycznych cech jegomościa melancholijnie deklamował, że matka nie z tego świata. „Myślę, że zbrodniarz gdzieś daleko martwi się i płacze, a syn hitlerowski, który go zabił, zabił dzie- w nieprzyjaznej stolicy spędza noce nad cko”. „Miły, delikatnie i cicho mówiący Kantem i Hebblem. Dałem w „Dźwiga- jakąś ultrastaranną, literaturoznaw- rach” zgryźliwą notatkę, że czas rzucić czą mową...” „Z okrągłą, rumianą bu- „kanty” i zająć się jakąś uczciwą pracą, zią, układny, w granatowym ubranku...” choćby przy „heb1u”. Być może, obsma- „Mały, chudziutki Żyd w okularach... Lu- rowując mnie w swojej Cyganerii, Mro- biliśmy go bardzo, mimo że był często zowski chciał wziąć spóźnioną zemstę uciążliwy...” za tamto. A że zemsta poszła idealnie Oto cztery świadectwa współczes- po linii „zamówienia społecznego”, tym nych. Sporo w tym prawdy, ale powierz- lepiej. chownej. „Dziecko” – może, ale chyba Mrozowski niemal wszystko zawdzię- krewne psotnego Dyzia. Żył przez te czał Czechowiczowi. Dzięki jego pro- pięć warszawskich lat, aż do wojny, jak tekcji otrzymał stałą, całkiem dobrze ten ptak niebieski, nie orząc, nie sie- płatną posadę w Centrali Wydawnictw jąc. Bo jednak, zarabiając z rzadka ja- Związku Nauczycieli. Stracił ją, gdy po kieś iluzoryczne sumy, potrafi ł obijać się opisanych już awanturach z „Płomycz- po Warszawie przez tyle czasu i był jak kiem”, Machnowski musiał ustąpić. A że te automatyczne zabawki, zachwalane Czechowicz odszedł jeszcze wcześniej, przez ulicznych sprzedawców: „Nie je, zabrakło dwóch głównych protektorów. nie pije, a chodzi i żyje!” Nigdy nie mo- W gruncie rzeczy posada Mrozowskie- głem zorientować się, czy siedzi w nim go wyglądała raczej na przedwczesną fenomenalny megaloman, czy wyracho- nr 35 (2009) 351 Środowisko literackie. Lublin i Warszawa

wany kanciarz. Może jedno i drugie, Któregoś wieczoru Rzeczyca zjawia w dziwacznej, nie kontrolowanej przez się u Jasińskich. Źle wycelował, bo było samego właściciela proporcji. Zestawiał już po kolacji. Prosi o kilka złotych. Ja- siebie z Joyce’m, przekładał, zresztą nie- siński mówi, że jest bez forsy, weźmie źle Ungarettiego, pisał nijakie, pozba- zaliczkę dopiero jutro. Arturek zwra- wione indywidualności wiersze, które ca się do Wandy8. „Niestety, mam tylko sam określał jako genialne. dwa złote...” „Dwa złote – odpowiada Czasem to i owo mu się udawało. Nie- słodko Arturek – w zupełności mi wy- wątpliwie był zakochany w poezji. Może starczą”. „Ależ ja nie mam więcej – to w innych okolicznościach byłby z niego na jutrzejsze śniadanie i na tramwaj dla niezły krytyk. W mojej pamięci pozo- nas obojga!” „Tak – stwierdza rzeczo- stał jako bezbronny wróbel, trzepocący wo Rzeczyca – ale ja nie jadłem obiadu skrzydłami na pograniczu nędzy i mega- i nie mogę obejść się bez kolacji... Do lomanii. A wiersze? Więc oto taki utwór: pracy macie niedaleko, możecie pójść „Światło śpiewa: – Przyjdź Królestwo na piechotę”. Piękna Wanda uniosła się Twoje!” Koniec. Ktoś usiłował go przeko- gniewem, wyjęła dwu złotówkę z port- nywać, że owszem, zdanie ładne, mogło- monetki i cisnęła nią w natręta. Artu- by stać się punktem wyjścia do poematu, rek podniósł monetę z niezmąconym albo zakończeniem, ale Arturek z mi- spokojem, podziękował, cały w ukło- łym uśmiechem wyższości zapewniał, że nach i uśmiechach, po czym przezor- w tych pięciu słowach zawarta jest cała nie ulotnił się, nie czekając na dalsze metafi zyka poetycka. Gorzej było gdy pi- komentarze. sał: „Wyprowadź swe serce na spacer” albo Nie wydał żadnego zbioru, pozostało wypełniał butelkę „pianiem koguta”. Nie- po nim kilkanaście wierszy, rozrzuco- poprawny Domiński obiecywał z poważ- nych po czasopismach. Źle pokierowa- ną miną, że kupi mu na imieniny obrożę na inteligencja, estetyczny szczebiot, i kaganiec („żeby, jak wyprowadzisz serce wieczne koczowanie na marginesach na spacer, hycel nie złapał”). życia, dumnie podkreślana deklasacja 8 Wanda Karczewska Aż za układny i słodko-grzeczny ze świadomego wyboru, snobistycz- drukowała ówcześ- w stosunku do pisarzy ustabilizowanych ne zgrywanie się na homoseksualizm, nie słabe wiersze o tematyce przeważ- i wpływowych, Rzeczyca umiał zacho- chociaż nie miał tym kierunku żad- nie marynistycznej. wać się opryskliwie i niechętnie wobec nych predylekcji. „Dostawcą wesołości” W powojennych latach początkujących, takich jak on sam, trak- i „niepoważnym człowiekiem” nazwał dojrzała jako autorka tując ich z pogardliwą wyższością. Nie go Marian Jachimowicz w swoich wspo- dobrej prozy. Zbi- gniew Jasiński również znał umiaru przy – już nie wypraszaniu mnieniach literackich. Istotnie, Rzeczy- wykazywał głównie – wymuszaniu pożyczek, jeśli znalazł się cę trudno było brać na poważnie. Innym zainteresowanie mary- w sytuacji wyjątkowo ciężkiej. Normal- pomagano w imię nadziei w ich przy- nistyczne. Odwiedził nie działał według dobrze opracowanego szłość, Arturkowi chyba tylko z dość nas parę razy na Dobrej, potem spotkaliśmy się rozdzielnika. Zasada polegała na tym, pogardliwej litości. dorywczo w Lublinie. żeby nie zwracać się do tych samych osób Większość z młodych, którzy mieli Po przejściu wcale za często: tego można zaatakować raz na jakikolwiek związek ze „wspólnym po- urozmaiconej, nawet dwa tygodnie, tamtego – raz na miesiąc. kojem” albo „kręgiem czechowiczow- jak na Polaka, epopeji Jednych oceniał na złoty-dwa, innych skim” zginęła z rąk hitlerowców. Nie wojennej, przeniósł się na stałe do Austra- na piątkę albo nawet na dychę. Wyżej zawsze można było stwierdzić w jakich lii. Jeśli się nie mylę, aspiracje Rzeczycy sięgały bardzo rzadko okolicznościach. O Domińskim na przy- początki działalności i trzeba przyznać, że węch na możliwo- kład jedni twierdzą, że dostał kulę przy literackiej Jasińskiego ści pożyczkowe miał mocno wyczulony. przechodzeniu granicy na Węgry, inni związane były z Pozna- niem i bodaj z grupą Ale niejednokrotnie najlepiej opracowa- że rozstrzelano go w Palmirach. Rzeczy- poetycką „Prom”. ne plany i rachuby brały w łeb. ca został zamordowany w Drohobyczu,

352 nr 35 (2009) O cyganach i katastrofi stach (5) Józef Łobodowski

Ludwik Fryde gdzieś na kresowej wsi, niu się do Warszawy chwytał się różnych gdzie próbował ukrywać się. Na tę listę zajęć, pracował nawet przez jakiś czas trzeba wciągnąć również Władysława w knajpie przy ulicy Koziej stał się stu- Podstawkę, który zginął w Oświęcimiu, procentowym „cyganem” właśnie wtedy, podobno na szubienicy (rok 1942). gdy inni zaczynali się statkować. Był to Debiutował tomem wierszy Stopy duży, żywiołowy talent, poddany rabun- w niewoli dopiero w 1936. Drukował kowej gospodarce. Poszedł do Oświęci- jednak bardzo dużo w czasopismach. mia, nie mając jeszcze trzydziestu lat. Gdy w roku 1932 powstał w Lublinie Trudno powiedzieć, czy rozwinąłby się dziennik „Nowa Ziemia Lubelska”9, Pod- i jak, gdyby przeżył obóz koncentracyj- stawka ogłaszał na jego łamach po trzy, ny. W przeciwieństwie do wielu innych cztery wiersze tygodniowo. Pisał wtedy „cyganów” miał zdrowy chłopski sens tradycyjnie, za dużo i za łatwo. Z bie- i ani odrobiny histerii, snobizmu, prze- giem czasu jednak jego obrazowanie rafi nowania. stawało się śmielsze i bardziej oryginal- Wytknąłem, pisząc o Mrozowskim, ne, pogłębiał się ostry pesymizm i prze- modę seryjnego płodzenia wierszy czucie nadchodzącej katastrofy. Wacław „o matce”. Trzeba przecież uczynić nie- Gralewski, niegdyś poeta i krytyk „Re- jeden wyjątek dla tych, którym nie cho- fl ektora”, schlastał Podstawkę bezlitośnie dziło o modny temat, lecz o potrzebę za zbytnie poddawanie się „wpływom uczuciową. Między nimi – także dla Łobodowskiego”. Były niewątpliwe, Podstawki. Oto zakończenie jego wier- zwłaszcza w pierwszych latach, ale nie sza Do matki powstałego bodaj w okre- podejmowałbym się określić, gdzie koń- sie, gdy młody poeta znalazł się na bruku czyły się te wpływy, a gdzie zaczynała się warszawskim i nie bardzo wiedział co liryczna koincydencja. z sobą począć. Sądzę, że autentyczność Dopóki mieszkał w Lublinie, sytuację przeżycia w tym lirycznym drobiazgu miał dość ustabilizowaną. Po przeniesie- nie podlega wątpliwości:

Marzyłaś: syn daleko i wysoko – biały... O, matko, jakże wzlecieć, kiedy serce cięży! Zostanę już do końca w gorzkich dni uprzęży. Płakały twoje oczy i będą płakały. Wąwozem iść mi głuchem, ponurym parowem, i śpiewać, wołać pieśnią żelazem zakrzepłą. Nie żałuj. Połóż ręce na płonącą głowę. Na chłody, zawieruchy chcę mieć rąk twych ciepło.

W przeczuciu katastrofy jedyną troską społeczeństw jest, czy wojna bę- 9 „Nowa Ziemia” cieszy- Gna nas wielki niepokój naszego czasu, wahają- dzie dziś, czy jutro, w tej epoce nie do opisania, ła się krótkotrwałym, cy się między próbami naukowego ujmowania wieszczonej przez średniowieczne proroctwa, ale bujnym i skandalicz- schematu człowieka, dążeniem do znalezienia obliczające koniec świata na rok l944, gdzież nym żywotem. Wydaw- praw, rządzących żywotami całych narodów znaleźć grunt pod stopami? Czego mają do- ca Zajączkowski, major w stanie spoczynku, i ras, a jednocześnie wspierający poczynania tknąć upadający w nawałnicy, by odżyć, by nadał pismu kierunek możnych tego świata gusłami astrologii. Dyk- zaczerpnąć siły nowej? legionowo-demokra- tatorzy wierzą w znaki zodiaku, tłumy nie mają Te słowa wyszły spod pióra Czecho- tyczny, o ambicjach czasu ani myśleć, ani wierzyć, żyją i nie mają wicza na niewiele miesięcy przed na- zreformowania obozu bóstwa ponad życie. „Mienią się być mędrcami, dejściem wrześniowej burzy, w której rządzącego, czyli – jak mawiano w Lublinie a to tylko szał ich ogarnął” – powiada Pismo on sam miał swoje trzydziestosześcio- z przekąsem – „usana- Święte. W tym straszliwym zamęcie, w którym letnie życie utracić. W tych słowach wania sanacji”. nr 35 (2009) 353 Środowisko literackie. Lublin i Warszawa

odnajdujemy ten sam podskórny nurt, alistycznymi, kiedy indziej nurzającymi który głucho szumiał w utworach naj- się w groźnej eschatologii. Nie braku- wybitniejszych przedstawicieli młode- je w nich poetyckich nieporozumień, go pokolenia. Przeczucie nieuchronnie a nawet niezamierzonej groteski, jak zbliżającej się katastrofy, u jednych za- owe: „Rzeźnik w Otwocku rąbał świ- mącone, o zatartych konturach, u in- nie, zgrabnie siekierą rąbał w pół...”10 – nych bardziej wyraziste, rzucane na ale są także fragmenty o niezwykłej sile konkretne tło historyczne. Wtedy też, wyrazu i czystości lirycznej. gdzieś w połowie laty trzydziestych, Nie chciałbym narazić się na zarzut ukuto terminy – „katastrofi zm”, „kata- nieskromności, muszę jednak napisać strofi ści”. i o sobie. Wymieniłem obok Przyjścia Twórczość Czechowicza może naj- wroga moją Rozmowę z ojczyzną. W pół- mniej odpowiadała temu pojęciu, gdyż tora roku później wyszedł tom Demo- zbliżający się kataklizm przełamywał nom nocy, słabszy zapewne poetycko, się w jego wizji zbyt osobiście, po pro- ale również utrzymany w tonie „kata- stu łączył się z dawną, a pogłębiającą strofi cznym”. Podkreślali ten charakter się z czasem obsesją śmierci. Najpełniej tacy krytycy jak Tymon Terlecki i Kazi- „katastrofi zm” zaznaczył się u poetów mierz Wyka (obydwaj w „Tygodniku Ilu- wileńskich i to od pierwszych ich wystą- strowanym” – 1937), Wacław Kubacki pień. Ponieważ przez kilka lat występo- w „Gazecie Polskiej”), wcześniej jeszcze wali zespołowo, utrwaliło się w krytyce Władysław Sebyła (w „Pionie”). Nawet powojennej przekonanie, że właśnie odezwał się Ostap Ortwin, rzadko scho- tamtędy przebiegał główny nurt. Zwar- dzący ze swoich olimpijskich wyżyn ku cie maszerująca drużyna zawsze robi młodej poezji. Wymieniam recenzje naj- większe wrażenie, niż liczniejszy lecz ważniejsze, które najbardziej utkwiły mi bardziej rozpierzchły tłum indywidual- w pamięci; było ich znacznie więcej. Ar- nych wolontariuszy. tykuł Terleckiego, w którym utrzymy- Akcenty katastrofi czne były widocz- wał, że gdyby Cezary Baryka był poetą, ne już w najwcześniej młodzieńczych pisałby właśnie takie wiersze, sprawił mi wierszach Miłosza, Zagórskiego, Buj- wówczas największą satysfakcję. nickiego. Łączył się z tym „niepokojem To bardzo żenujące upominać się sa- naszego czasu” ostry protest przeciw memu o należną pozycję, cóż jednak rzeczywistości społeczno-politycznej. poradzić, jeśli w kraju jestem na indek- W pierwszym okresie, to znaczy do sie, jeśli potężna rozmiarami antologia połowy lat trzydziestych, wszyscy ka- Matuszewskiego i Pollaka, uwzględnia- tastrofi ści radykalizowali, z większym jąca nie tylko poetów drugo- i trzecio- czy mniejszym nasileniem, zanim każ- rzędnych, ale i zwykłych grafomanów, dy poszedł własną, indywidualną drogą, nie umieściła mnie nawet w spisie po- Jerzy Zagórski na przykład – ku katoli- miniętych, choć uwzględnionych przy cyzmowi. dokonywaniu selekcji. Obok mnie W roku 1935 ukazały się dwa tomy identycznego zaszczytu dostąpił Ma- wierszy, które nieco późniejsza krytyka rian Hemar. Posmak jeszcze większe- uznała za najbardziej reprezentacyjne go skandalu miało pominięcie Hemara książki „katastrofi czne”: Przyjście wro- w bardzo obszernej antologii satyry ga Zagórskiego i Rozmowa z ojczyzną i fraszki międzywojnia. Ktoś, z lekka Łobodowskiego. Przyjście wroga to poe- zawstydzony, wspomniał o tym w kra- mat, ale ujęty bardzo luźnie, żeby nie kowskim „Życiu Literackim”, dodając 10 Cytuję z pamięci więc może niezbyt dokład- powiedzieć – kapryśnie, przeładowany zaraz skwapliwie, że banicja ta jest o tyle nie. wzburzonymi wizjami, miejscami surre- usprawiedliwiona, iż wynikła ze wzglę-

354 nr 35 (2009) O cyganach i katastrofi stach (5) Józef Łobodowski dów „polityczno-pedagogicznych”. Już Pisarz emigracyjny jest w tej sytuacji to na brak genialnych pedagogów ko- całkowicie bezbronny. W roku 1935 wy- muniści nie mogą się skarżyć! dałem tom przekładów z czterech poe- Lojalnie przyznaję, że przemilczanie tów rosyjskich, pod tytułem U przyjaciół nie jest absolutne, owszem, od czasu (Lermontow, Błok, Jesienin, Majakow- do czasu pada i moje nazwisko, prawie ski). W dwadzieścia kilka lat później zawsze, gdy zdarza się okazja, aby napi- Leopold Lewin wydaje tom przekła- sać o mnie coś nieprzyjemnego. A już dów, głównie z rosyjskiego, pod iden- największą wdzięczność jestem winien tycznym tytułem – U przyjaciół. Plagiat „Wydawnictwu Lubelskiemu”. We wspo- czy przypadek? O przypadku nie może mnieniach Mrozowskiego (cytowana już być mowy, bo pamiętam doskonale, że Cyganeria) i Wacława Gralewskiego wy- w kilka tygodni po wyjściu tej książki padłem wielce malowniczo. Wystarczy była o niej mowa w mieszkaniu Stanisła- zacytować choćby taki passus: „Tak wa Ryszarda Dobrowolskiego i między brzydkiej i odrażającej twarzy jeszcze innymi brał w niej udział Lewin. Więc? nie widziałem. Miała coś z małpy i tro- Ale zaprotestować, czy choćby tylko po- chę z człowieka...” Nie wiem czy z tymi informować czytelników o nadużyciu – dwoma panami Wacławami spotkam się nie podobna. jeszcze kiedykolwiek, w każdym razie Jeszcze dowcipniej postąpił Seweryn bardzo bym się na takie spotkanie pisał Pollak. W obszernej antologii „poetów i cieszył. Wiem, że wypadłoby bardzo radzieckich” zamieścił w dziale rosyj- zabawnie. skim parę moich starych przekładów Ale i teraz nie brak wesołej zabawy. z Błoka, gdzieniegdzie tylko zmieniając Czytam w „Twórczości” (kwiecień 1964) dwa, trzy słowa, czy jakiś rym. Nic bym wywiad z Piętakiem, podanym do druku przeciw temu nie miał, gdyby dołączył już po jego śmierci przez Jana Śpiewa- do tego króciutką informację: „Przekła- ka. „Ustalmy – mówi Śpiewak – gdzie dy Łobodowskiego, w przeróbce Pol- mieszkałeś w 1934 roku”. „Na Dobrej – laka”. Ale nie. I znowu człowiek jest pada odpowiedź – razem z Domińskim, całkowicie bezradny. Józkiem, Bronisławem Michalskim”. Cóż Ale dość tej dygresji. Ad rem. Nie- to za tajemniczy Józek? Czy przypad- którzy przedwojenni pomniejszycie- kiem nie Łobodowski? A więc jednych le młodej poezji machali lekceważąco wymienia się z nazwiska, mnie – tylko rękami. Ot, ktoś zaczął zgrywać się na z imienia. Nazwisko – trefne. mętny, kassandryczny ton i potoczyła Albo na przykład, we fragmencie się cała lawina. Że niby więcej w tym wspomnień Piętaka (też w „Twórczo- wzajemnego oddziaływania czy na- ści”) występuję w pewnym miejscu pod śladowania, niż autentycznych prze- imieniem i nazwiskiem; w nieco później- żyć i przeczuć. Ważne jednak, że te szym wydaniu książkowym tych wspo- przeczucia sprawdziły się, więc nie mnień już zamieniam się w „poetę J.” były pozą, a poza tym tendencje ka- Otwieram w parę dni później numer tastrofi czne rodziły się w różnych, od- innego czasopisma, trafi am na przekła- ległych od siebie ośrodkach zupełnie dy z Borysa Pasternaka. Rzucam okiem niezależnie, zatem spontanicznie. Kon- – cóż u diabła?! – toż to moje! Przedruk takt Lublina z Wilnem początkowo zu- z emigracyjnego wydania polskiego pełnie nie istniał, więc nie mogło być przekładu Doktora Żiwago. Przewra- oddziaływania. Gdy gdzieś koło roku cam kartki w poszukiwaniu tłumacza, 1933 powstały warunki ku temu, było jest! – „Z rosyjskiego przełożył J.Ł.”. No, za późno, bo najwybitniejsi poeci znad jakże się tu nie cieszyć! Wilii i znad Bystrzycy już się skrystali- nr 35 (2009) 355 Środowisko literackie. Lublin i Warszawa

zowali. Co do mnie, pierwsze wiersze 1931, gdy o istnieniu przyszłych żaga- „katastrofi czne” pisałem przed rokiem rystów w ogóle nie wiedziałem:

Ciemne są nasze mieszkania i nędzne są nasze losy – głęboka i zapomniana, mchami zarosła studnia; Wieczorem niebo u góry milczeniem gwiazd zaludnia i twarda ręka rozpaczy chwyta za włosy.

I nie ma na nas wyroku, nie ma na nas osądu, co by wiechurą się zwalił w tę przestrzeń pustą. Jest śmierć wyciągająca rękę ku ustom, jest śmierć sypiąca popiołem na twarz konającym lądom.

Tom Rozmowa z Ojczyzną (1935) rocznik, mijamy zwiędłe, zamroczone przyniósł wiele wierszy, mówiących bez- pola”. A kiedy indziej jeszcze wyraźniej, pośrednio o zbliżającej się katastrofi e. jeszcze ostrzej, bezbłędnie nawet gdy „Nad wrzawą słów i pułków tupotem chodzi o przybliżoną datę. Oto kilka głuchym szeroka i krwawa łuna wyra- urywków z wiersza Samemu sobie, pi- sta...” „Starannie na zagładę sposobiony sanego na wiosnę 1934:

...ciągnie nas ręka wiatru, jak stryk zarzucony na gardziel i mamy powagę skazańców w niepewnych ruchach.

Za kilka lat obwieszczą przy trąb bębnów larum śmierć nadchodzącą nad miasto z szrapneli wyciem,

w oczy struchlałych mieszczan zguba zaświeci pożarem, rozplakatuje wyrok na życie. Znowu napłyną na mokry tor rezerwiści, granaty wylecą rywalizować z gwiazdami...

Czyta się często, że „katastrofi ści” mie- Odróżnienie dość subtelne i chyba mało wali mroczne, niesprecyzowane przeczu- przydatne. cia, że z trwogą, nieraz z przerażeniem U Czechowicza, Miłosza, Zagórskie- zaglądali za ciemny próg, ale nie nosi- go, Rymkiewicza, u mnie wreszcie – nie li w sobie „miary rzeczywistości”, któ- brakowało utworów, które nie tylko prze- ra nadchodziła. Czyżby nie znał owej widywały przyszłość, ale również z góry miary Czechowicz, gdy pisał – „zniża ją osądzały i potępiały. W jesieni 1938 się wieczór świata tego, nozdrza wietrzą napisałem wiersz pod tytułem Noc nad czerwony udój...”? Wiesław Szymański Warszawą, wydrukowany potem w „Ska- odmówił Czechowiczowi miana kata- mandrze” (styczeń-marzec 1939). Myślę, strofi sty, pisząc, że w jego poezji „moż- że mam prawo, na poparcie uprzedniej na wykazać tylko motywy katastrofi czne”. opinii, do zacytowania najważniejszych fragmentów tego wiersza:

356 nr 35 (2009) O cyganach i katastrofi stach (5) Józef Łobodowski

W dobie kupców, szalbierzy, tchórzów i żołdaków, fałszerzy słów dzwoniących i nikczemnych czynów, gdy żaden dzień nie szczędzi złowróżebnych znaków, dokąd iść, gdzie dorabiać się wieńca z wawrzynu na skronie zniechęcone? Pustka się rozwarła, przerażeniem śmiertelnym napływa do gardła, obsiała wszystkie drogi, zaludniła miasta. I w tej pustce pieśń nasza nad mrokiem wyrasta, niesłuchana, żałobna, widnieje z daleka, jak dłoń zasypanego w zawiei człowieka.

Biją pod senną ziemią niespokojne tętna, mgły północnej jesieni kłębią się w kotlinie, widzimy: mroczny jeździec pośród nocy stąpa, koń zziajany i czarny mętną wodę pije, ptactwo się budzi, trwożne wyciągając szyje, ludzkie tupoty słychać, a ziemia nieskąpa na krew, nasienia czeka. Tak północ się karmi przeczuciem nadchodzących pochodów i armii.

Nim w mroku się wypełnią słowa przepowiedni i ziemia się odrodzi w krwawej zawierusze, zdeptany burą łuną ginie dzień powszedni, łamią się ludzkie serca i truchleją dusze; dźwięczą srebrniki brudne; nikczemnym sztandarom próżno skrzydła przyprawiasz, fanatyczna wiaro! I echo bezsilności drży w powrotnych krokach w życie, nieprzepalone sumieniem ni wstydem, i nad trumnami domów budzi się epoka posępna jak ulica, którą wolno idę...

U innych nie zawsze ta pewność kata- słupy płomienne w rzędzie, kładą się, strofy i jej antycypowany osąd wypowia- jest kosa, będzie wichr...” (idem). „Na dały się w sposób równie kategoryczny ziemi dym, umarłe chmury i nad rzeka- i bezpośredni, najczęściej wyroczne sło- mi z popiołu tlejące skrzydła i cofa się wa dudniły na samym dnie, pod zwała- zatrute słońce, a potępienia brzask wy- mi metafor, rzucały chińskie cienie na chodzi z mórz...” (Miłosz). „Tylko widzę ściany nie spodziewających się niczego trumny, trumny jak łodzie na wezbranej domów, na drzewa „rozkwitłe w środ- głębinie...” (Bujnicki). „Na kołowrocie ku nocy”, na obłoki, już pocięte spoj- historii strzępi się dziejów nić i trwoż- rzeniem lęku, zanim je pocięły światła ne serce spotyka ciemna, cmentarna wojennych refl ektorów. noc...” (Domiński). „Przepada świat je- „Czy zdąży kręta rzeka z braterskiej dyny śpiewu i kochania przy wrotach krwi odrdzawieć, nim się kolumny przed płomieniem staje groźny anioł, stolic znów podźwigną nade mną...?” wskazując mieczem drogę smutku i mę- (Czechowicz). „Niczego nie rozstrzygną czarni...” (Podstawka). nr 35 (2009) 357 Środowisko literackie. Lublin i Warszawa

Ale także konkretniej i brutalniej jak nym” dodaje argument publicystycz- u Władysława Sebyły: „Rozgwar mo- ny, odpuszczając jednocześnie „grzech torów z nieboskłonu i krok miarowy anielstwa”, z którego tak bardzo natrzą- – wzywa łask Boga mocniejszych ba- sał się Ignacy Fik. Mam na myśli po- talionów...” – jak w Bajce o wojnie Za- lemikę Jerzego Zagórskiego, jednego górskiego, w Tropicielu Rymkiewicza. z najbardziej eksponowanych „katastro- Jak widzimy, wcale szeroki wachlarz fi stów”, z Janem Parandowskim. nazwisk, pochodzących z różnych śro- Parandowski ogłosił w „Wiadomoś- dowisk poetyckich. Uderza brak na tej ciach Literackich” artykuł, zatytułowany liście przedstawicieli awangardy kra- bodajże Pochwała XIX stulecia11. Zesta- kowskiej, u której momenty katastro- wiając minioną epokę (do roku 1914) fi czne występowały niezmiernie rzadko, z latami międzywojnia, autor podkre- albo wręcz świeciły nieobecnością. Pe- ślał postępującą tolerancję i humanizm iper i Przyboś to przede wszystkim ra- dziewiętnastowieczny i ubolewał, że na- cjonaliści, a wiemy przecież jak bardzo sze czasy odrzucają te wartości, rzucając bezsilny okazał się racjonalizm wobec się w objęcia szaleństw totalitarnych. apokaliptycznej tragedii naszego cza- Niewątpliwie Parandowski pragnął su. Nic dziwnego, że jej nadejścia nie ostrzec przed pewnymi tendencjami przeczuli. nurtującymi ówczesną polską rzeczy- Ignacy Fik, krakowski awangardysta wistość, ale wypowiedź jego wypadła drugiego czy może nawet trzeciego rzu- wielce melancholijnie i pesymistycznie, tu, słaby poeta, ale interesujący krytyk, sprawiała wrażenie wieńca nieśmiertel- usiłujący zdobycze „pierwszej awangar- ników, złożonych na grobie niepowrot- dy” ożenić z dialektyką marksistowską, nej przeszłości. na rok przed wojną ostro zaatakował Zagórski bardzo się tą elegijną apolo- „katastrofi stów” (głównie Zagórskiego gią przejął, tym bardziej, że wysoko cenił i Miłosza), przypisując im nawrót do ro- i szanował pisarstwo Parandowskiego. mantyzmu i „grzech anielstwa”. Że niby Polemiczna odpowiedź, wydrukowana zjawisko wojny widzą przede wszystkim w „Kurierze Porannym” (znowu nie pa- w kategoriach eschatologicznych. Istot- miętam w jesieni 1938 czy na wiosnę nie! Za to Fik ujrzał ją w kategoriach wy- 1939), była w swej argumentacji dość łącznie społeczno-politycznych. „Wojna nierówna. Główny tenor artykułu spro- – zapytywał drwiąco – kiedyż przesta- wadzał się do stwierdzenia, że ujemne nie się nią u nas mydlić oczy? Jakież war- zjawiska naszego czasu tkwiły w zarod- tości ona zburzyła? Trzy potęgi zaborcze ku w wieku ubiegłym. Powierzchnia i wiarę w kapitalizm”. wyglądała łagodnie i zachęcająco, Krakowski marksista nie dojrzał in- ale pod nią drążyły organizm Europy nych rzeczy, które zburzyła pierwsza rozliczne choroby, których ostre obja- wojna światowa, w całości lub częścio- wy dały się odczuć dopiero teraz. Jakże wo, pozostawiając dokończenie dzieła zachwycać się przodkami, którzy po- zniszczenia swej następczyni: huma- zostawili nam taki spadek! Raczej reagu- nizmu, liberalizmu i wielu innych „na- jemy jak w słynnej Dumie Lermontowa: iwnych” -izmów, odziedziczonych po „gorzkim szyderstwem oszukanego syna wieku dwudziestym. Niestety, ów wiek z rodzica, który zbankrutował”. przekazał nam w spadku jeszcze inne W tym krytycyzmie Zagórski nie był pozycje, których ciężar odczuwamy na odosobniony. Wcześniej jeszcze Jerzy 11 Nie pamiętam własnej skórze po dziś dzień. Braun w „Zecie” wyprowadzał dwie „za- dokładnie – „pochwała” czy „obrona”, co zresztą Tu pozorna dygresja – pozorna, gdyż razy XX stulecia”, komunizm i faszyzm, na jedno wychodzi. „niejasnym przeczuciom katastrofi cz- ze źródeł dziewiętnastowiecznych, na-

358 nr 35 (2009) O cyganach i katastrofi stach (5) Józef Łobodowski zywając obydwa kierunki „strasznymi ność. Tylko o jednym Miłoszu napisał, dziećmi Hegla”. Miał więc „katastrofi zm” że niekiedy przejawia się w jego poezji i swoje uzasadnienia racjonalistyczne poczucie katastrofy jako o c z y szcze- wbrew temu, co krótkowzrocznie zarzu- n i a . Ale tylko „niekiedy” i w niewy- cali mu przeciwnicy, z zacytowanym już raźnym kształcie. O innych twierdził Fikiem na czele. kategorycznie, że wieszczą zagładę, ale Kazimierz Wyka, pisząc w „Twórczo- jej nie udzielają moralnej i uczuciowej ści” w rok po wojnie (maj 1946) o to- aprobaty. „Są w sieci przeczucia, ale mie Miłosza Ocalenie (weszły do niego przeczucie nie oczyszcza”. Wyka dodał, także przedwojenne wiersze z Trzech że tylko taka interpretacja „jest zgodna zim), spróbował jednocześnie dać syn- z tekstami poetów”. tezę katastrofi zmu i wystąpić w roli jego Czyżby? A cóż znaczy wiersz „nim obrońcy. Udało mu się to połowicznie. ziemia się odrodzi w krwawej zawie- Słusznie jednak zaprotestował przeciw rusze” z cytowanej powyżej Nocy nad prymitywnej interpretacji poezji kata- Warszawą albo czechowiczowskie, strofi cznej jako „świadectwa bezsilnej bardziej metaforyczne: „mówię wam... rozpaczy, jako ucieczki od historii i ro- runą mury Jerycha...”? Najzupełniej jed- zumu w eschatologię”.12 noznaczny jest tekst Miłosza: „Po trzy- Wyka z pełną racją wskazał, że „ele- kroć muszą zwyciężyć kłamliwi, zanim ment katastroficzny jest elementem się prawda wielka nie ożywi...”. Wyka go oczyszczającym”. przytacza, ale u uważa za odstępstwo, Groza i katastrofa – pisał nieco dalej – spadająca nie za regułę. To opinia zbyt dowolna, na nieczysty świat w takich wizjach, czy apo- aby mogła być prawdziwą. kalipsach jest zawsze aprobowana przez tego, A cóż z socjologią? Wysunięto argu- kto wizję tworzy. Zanim nieczysty świat zginie menty: jeden gospodarczy, drugi – po- rzeczywiście, najpierw in effi gie jest niszczony lityczny. Wielki kryzys gospodarczy lat przez nienawidzącą go, a rozgorączkowaną l929-1934 i groźba nadciągającego fa- wyobraźnię. Dzieje się to, by po zniszczeniu szyzmu. Powiedzmy, że katastrofi zm nastąpiło wyzwolenie i oczyszczenie. Jest to poetycki wykrystalizował się i okrzepł katastrofi zm, żeby tak rzec, służebny. w latach, gdy wielki kryzys już się prze- 12 Jakaż tam „,ucieczka Ale Wyka pisał cytowane słowa w wa- silał, zaś mroczne przeczucia nabierały od historii i rozumu”, runkach powoli narastającego skrępo- jasności w ostatnich latach przed wojną, skoro np. autora wspo- wania, które rychło miało przerodzić kiedy kraj zaczął szybko wydobywać się mnień stać było na się ordynarny przymus i terror admini- z gospodarczego marazmu. Na wykresie przewidzenie antypol- skiego sojuszu hitle- stracyjny, więc nie obeszło się bez tęgiej grafi cznym linie nie koincydują. rowsko-sowieckiego już warząchwi marksistowskiego dziegciu. Skoro już wleźliśmy w socjologię, wczesną wiosną l939 Marksiści za wszelką cenę szukali korze- nie od rzeczy będzie przypomnieć, roku, a więc na pięć ni katastrofi zmu w socjologii. że niemal wszystkim „katastrofi stom” miesięcy przed paktem Ribbentrop-Mołotow, „Mit eschatologiczny – pisał w „Kuźnicy” S.A. Ma- powodziło się fi nansowo w tym ostat- vide skonfi skowany jewski, którego opinię Wyka przytacza w tejże nim okresie dobrze, niektórym bardzo artykuł w „Wiadomoś- recenzji – powstaje w środowisku społecznym, dobrze. Także ustabilizowali się spo- ciach Literackich”. nie widzącym przed sobą przyszłości, to znaczy, łecznie. Jeżeli więc „byt określa świa- A znowu autorem w takich społeczeństwach, w których upadek domość”, katastrofi czne nastawienia jedynego artykułu, w którym dokładnie klasy rządzącej jest równoznaczny z upadkiem powinny były słabnąć. A tu akurat od- został opisany przyszły państwa, tej najwyższej formy organizacyjnej wrotnie – wzrastały. Więc kto by ze- przebieg kampanii społeczeństwa. chciał upierać się przy sprawdzianach wrześniowej, był K.W. Po przyznaniu tej prymitywnie tan- socjologicznych, musi zdobyć się na Zawodziński, teoretyk wersyfi kacji i krytyk detnej formułce zasadniczej racji, Wyka operowanie narzędziami bardziej pre- poetycki. Prawda, jakie popadł w równie zasadniczą sprzecz- cyzyjnymi. to zabawne? nr 35 (2009) 359 Środowisko literackie. Lublin i Warszawa

Poeci owego pokolenia nie byli kanar- wać i prostować. Lata płyną, przyjdzie kami ani słowikami. Czytali dzienniki, dzień, gdy będzie już po niewczasie. czujnie śledzili wydarzenia polityczne. Coraz to cytowałem w tych wspomnie- Oda na spadek funta – taki tytuł w de- niach Cyganerię Mrozowskiego, w któ- biutanckim tomie młodego liryka musi rej o mieszkańcach „wspólnego pokoju” zastanowić. Jednak wróżb i przeczuć najwięcej. Ja sam występuję w niej w kil- nie można wmontować w żaden we- kudziesięciu miejscach, przy czym swo- hikuł ideologiczny. Kto tego próbował, istemu przedstawieniu okoliczności boleśnie parzył sobie ręce. Marksista mego zerwania z komunizmem autor rozstrzyga takie sytuacje bez trudu: zde- poświęcił całe sześć stron. klasowali się, więc nie poszli z miesz- Nazwałem Cyganerię książką nieuczci- czańskim faszyzmem; nie stać ich było wą i paszkwilancką – trzeba to udo- na właściwą krystalizację ideową, więc wodnić. Jest niechlujna w szczegółach, nie doszlusowali do proletariatu, świa- Mrozowski nawet nie zadał sobie trudu domego właściwego kierunku dziejów. skonfrontowania dat i sprawdzenia na- Tu i ówdzie czytam o podziale na zwisk. Tak np. na stronie 26 Witoldowi „czarnych” i „czerwonych”. Na linii Chomiczowi przerabia imię na Paweł, tego podziału mieli rzekomo miotać zaś na stronie 221 podaje, że „Gospo- się zrozpaczeni poeci i, nie mogąc wy- dę pod złotą kaczką na Królewskiej pro- brać, rzucali się na oślep w katastrofi cz- wadziła pani Tomaszowa Arciszewska”. ną eschatologię. Wydaje mi się, że młoda Oczywista, żona wybitnego działacza so- poezja polska wkroczyłaby, gdyby nie cjalistycznego nie miała nic wspólnego wojna, w okres płodnego uspokojenia ze „Złotą kaczką”; chodzi o panią Zofi ę, i dojrzałości. Ale czy wolno snuć takie zamężną za pułkownikiem, Franciszkiem przypuszczenia, skoro wszyscy czuli- Adamem Arciszewskim. Od takich nie- śmy – niektórzy wiedzieli poza wszelką dokładności w Cyganerii aż się roi. wątpliwością – że nadejście katastro- Załóżmy, że nie było w tym złej woli fy jest nieodwołalne? Świadomość tym – zwykłe niechlujstwo13. Niemniej, jeśli bardziej tragiczna, że niejeden z nas do- chodzi o mnie, Mrozowski zmyśla z całą strzegał budzące radość zmiany w ży- świadomością. I przy tej okazji tak za- ciu społeczeństwa, często niezależne plątał się w faktach od prowadzącej góry, a nieraz nawet i datach, że zapewne już sam nie sprzeczne z jej nastawieniem. Żaden potrafi łby połapać się w swoich łgar- socjolog nie wziął jeszcze na warsztat stwach. Chodzi mi głównie o wydarze- owych ostatnich lat 1938-1939. Zanim nia pierwszych trzech miesięcy roku zaczęły kiełkować, już spadł na nie hu- 1934, o zasadniczym znaczeniu dla mo- ragan ognia i żelaza. Dotyczy to również ich dalszych losów. Mrozowski wypisał ówczesnej młodej poezji. Czytelnik ze- na ten temat całą szeherezadę. chce zważyć, że w fatalnym wrześniu W styczniu przewieziono mnie z Rów- 1939 roku tylko nieliczni z pokolenia nego do wojskowego szpitala okręgowe- „katastrofi stów” przekroczyli granicę go w Chełmie. W szpitalu równieńskim trzydziestu lat. Dla wielu przekrocze- nie było Roentgena i chirurg nie mógł nie tej granicy zakończyło wszelkie roz- stwierdzić, gdzie utkwiła kula. Okazało rachunki z życiem doczesnym. się, że ześliznęła się wzdłuż żeber i za- trzymała się w przeponie brzusznej. Po 13 Równie niechlujny Postscriptum bardziej osobiste kilku dniach odwiedził mnie redaktor jest w swoich wspo- Jeszcze kilka słów na własny temat. chełmskiej „Kameny”, K. A. Jaworski, mnieniach literackich z tychże lat Jerzy Putra- Trudno, gdy inni fałszują czyjąś biogra- który nieco później spowodował wizytę ment, Pół wieku, tom I. fi ę, zainteresowanemu wolno protesto- Mrozowskiego.

360 nr 35 (2009) O cyganach i katastrofi stach (5) Józef Łobodowski

„Pogoda była piękna – opowiada nasz żanta-szefa, przyszedł rozkaz osadze- bajkopisarz – wyszliśmy więc do ogro- nia mnie w więzieniu, a po czterdziestu du szpitalnego... Wiosna chełmska była ośmiu godzinach, już w Lublinie, za- w pełni...” Istotnie! Stał trzaskający mróz, poznałem się z aktem oskarżenia. Przy ogród zawalony śniegiem, zaś Łobodow- uprzedniej rewizji znaleziono w szafce ski przez pierwszy tydzień w ogóle nie sporo rękopisów, na podstawie których był w stanie poruszyć się, cóż dopie- uznano, że uprawiałem w podchorą- ro chadzać na spacery. Ale to jeszcze żówce propagandę antypaństwową. głupstwo. Z dalszej lektury okazuje się, Ano, pięknie! że Mrozowski wizytę z końca stycznia W wieczorze, rzecz prosta, osobiste- 1934 roku przeniósł na maj 1933. I zno- go udziału nie wziąłem, ale odczytano wu spróbuję być wyrozumiałym. Mogły parę moich wierszy, w tym Piłsudskiego. mu pomylić się daty, bądź co bądź tyle Wśród słuchaczy już rozeszła się wia- już lat upłynęło od tego czasu. Może to domość o moim uwięzieniu. Z miejsca nieświadome przekręcenie... zainteresowała się całą sprawą obec- Ba! O kilka stron dalej Mrozowski na na sali Kazimiera Iłłakowiczówna z całą powagą opisuje jak wkrótce po- i nazajutrz zaczęła działać. Niezawod- tem, tejże wiosny, zjawił się w Warsza- na Iłła-Ałła zaagitowała Ignacego Ma- wie, gdzie spotkał się z Czechowiczem tuszewskiego, ówczesnego redaktora i Domińskim. „Gazety Polskiej”, uderzyła do wyższych Teraz dopiero – zmyśla nasz fi lut – przypomnia- wojskowych. Czechowicz ze swojej stro- łem sobie, że nie powiedziałem o wypadku ny również poruszył różne sprężyny. Po- Łobodowskiego. Byli przekonani, że żartuję, szły interwencie i naciski do Lublina. choć mówiłem serio. Później byli bardzo prze- Dowódcą O.K. był wtedy generał Do- jęci. Pytali o szczegóły, których, niestety, nie brodzicki. Nie bardzo wiedział co z tym znałem. Do dziś zresztą nikt ich dokładnie nie fantem począć, aż ktoś z jego otocze- zna. Domiński zaczął dowcipkować na temat nia wpadł na szczęśliwy pomysł, żeby niedoszłego samobójcy... sprawdzić, czy akt oskarżenia został już Tu już nie może być mowy o zawodnej mi wręczony, bo jeżeli nie, wyjście znaj- pamięci, ani przypadkowej pomyłce, tu dzie się bez trudu. mamy do czynienia z bezczelnym łgar- Istotnie, prokurator oskarżenia jesz- stwem. Czechowicz i Domiński nie żyją, cze nie wygotował: wertowanie wierszy Łobodowski siedzi w Madrycie, prosto- zabrało mu zbyt dużo czasu. Dobrodzi- wać na miejscu nie jest w stanie. A jakże cki podpisał rozkaz, usuwający mnie było naprawdę? z wojska na okres pięcioletni, bo tyle W drugiej połowie lutego, niby już wynosiły zawieszenia różnych wyroków, wykurowany, ale jeszcze poruszający po czym sprawę przekazano sądowi cy- się z pewnym trudem (kula pozostała wilnemu, a mnie zwolniono z więzienia. w przeponie i dolegała), wróciłem do W parę miesięcy później sędzia śledczy podchorążówki, gdzie zastałem wiado- w Łucku sprawę umorzył. Podpis Do- mość, że jestem przeniesiony do kom- brodzickiego, złożony pod tym rozka- panii 45 P.S.K. Dzięki przychylnemu zem, był bodaj ostatnim w jego życiu: stosunkowi dowódcy kompanii otrzy- generał zmarł w niewiele dni po opisa- małem dwutygodniowy urlop zdro- nych wypadkach. wotny, co zbiegło się z zaproszeniem Jeszcze w więzieniu otrzymałem do wzięcia udziału we wspomnianym parę listów od Czechowicza, informu- już wieczorze poetyckim, „Najazd awan- jących o przebiegu starań. W kwietniu gardy na Warszawę”. Popołudniu tegoż na święta Wielkiejnocy zebrała się pra- dnia, gdy miale odmeldować się u sier- wie cała dawna paczka lubelska: Cze- nr 35 (2009) 361 Środowisko literackie. Lublin i Warszawa

chowicz, Domiński, Miklaszewski, więc zasłużył na wysoki nakład. Na takie Wójcik, Madej i ja, a po tygodniu już zbożne cele papieru nie brakuje! byłem w Warszawie. A tu Mrozowski opowiada, że nikt o niczym nie wie- * dział, że to dopiero on poinformował Nie roszczę sobie pretensji do wyczer- wszystkich o moich przypadkach! I to pania materiału przedstawionego w Cy- w maju, gdy już było dawno po całej ganach i katastrofi stach. Sądzę przecież, sprawie, wcale głośnej w środowisku że dorzuciłem sporo istotnych informa- nie tylko literackim. cji i że w jakimś stopniu udało mi się od- Podobnych zmyślań nie oszczędził dać atmosferę środowiska. Nie mogłem Mrozowski innym, opisywanym przez uniknąć tu i ówdzie tonu polemicznego, niego pisarzom. Ciekawe – Cyganeria gdyż należało prostować błędy i pomył- wyszła w dość wysokim, jak na stosunki ki, zarówno merytoryczne, jak interpre- polskie, bo dziesięciotysiącznym nakła- tacyjne, a znalazłem ich w cytowanych dzie. Obracające się w kręgu tych sa- książkach i artykułach niemało. mych spraw i zagadnień wspomnienia Być może, i ja sam popełniłem jakieś Piętaka i Ballady przed burzą Szymań- drobne błędy, starałem się jednak pisać skiego otrzymały tylko po t r z y tysiące. tylko o tych sprawach, które dobrze zapa- Książki te potraktowane więc zostały miętałem. Gdy nie byłem czegoś pewny, przez wydawców w sposób wręcz od- unikałem wypowiedzi kategorycznych. wrotny do ich wartości dokumentarnej Mogą się te wspomnienia okazać poży- i literackiej. teczne i dla czytelnika krajowego. „Kul- I nie bez kozery. Z kart Cyganerii wy- tura” wprawdzie nie ma debitu, ale mimo łania się rozpaczliwy obraz młodego śro- wszystko do Polski dociera. Miałem na to dowiska literackiego tamtych lat. Nędza, dowód bardzo niedawno, gdy autor arty- pluskwy, pijaństwo, awantury, brak stałej kułu o Czechowiczu, wydrukowanego na pracy zarobkowej, represje polityczne. łamach pisma komunistycznego w dwu- Widzicie – w takich strasznych warun- dziestopięciolecie śmierci, uwzględnił kach musieli żyć i pracować młodzi pisa- jedną z moich poprawek („Kultura” Nr rze w Polsce kapitalistycznej! A do tego 7/201-8/202). Naturalnie, źródła wolał autor starannie opluł Łobodowskiego, nie podawać, ale dobre i to.

362 nr 35 (2009) Irena Szypowska Rozmowa z Józefem Łobodowskim

Irena Szypowska: W ostatnich latach mo- luftu. Później, w gimnazjum, nasz polo- „Poezja” nr 6, 1988, żemy obserwować już pewne zaspokojenie nista, wiedząc, że są w klasie zaintereso- s. 18-28. zainteresowań Skamandrem i Awangardą wania literackie (między innymi tam był Krakowską, skupienie zaś uwagi na tych nieżyjący już dzisiaj Stefan Kunowski, poetach, dla których obie te formacje byty który potem skończył Uniwersytet Ka- wprawdzie szkołą poezji, ale szkołą, po któ- tolicki i został na tym uniwersytecie po rej ukończeniu młodzi, debiutujący w latach wojnie profesorem fi lozofi i), zapropono- trzydziestych, znaleźli własny, „Trzeci Wyraz”. wał, żebyśmy zaczęli wydawać szkolne Występowali w Wilnie, Łodzi, Lublinie, a po pismo, miesięcznik. słynnym „najeździe Awangardy na Warsza- Były wysuwane różne projekty tytu- wę” wielu, tak jak pan, osiadło w stolicy. łu i profesor powiedział: załatwimy to Ukazało się w kraju kilka książek, gdzie jest demokratycznie, przez głosowanie. Ku- mowa także o pańskiej twórczości z okresu nowski zgłosił projekt „W Słońce”. Tytuł międzywojennego, wśród nich znany już bardzo mi się nie podobał, ale trudno, panu Lublin literacki 1932-1982 zredagowa- jak demokracja, to demokracja. Zosta- ny przez Michalskiego i Ziębę, Poezja ziemi łem redaktorem. Nie pamiętam już do- Janusza Kryszaka oraz książka Marka Zale- kładnie, ile czasu to pismo wychodziło. skiego Przygoda Drugiej Awangardy, którą W każdym razie w ósmej klasie już prze- tym razem przywiozłam panu z Warszawy. stałem być redaktorem, bo zostało usta- Czy zdążył pan się zapoznać z tym, co Zaleski lone, że musi nim być uczeń siódmej o panu pisze? klasy – w ósmej trzeba się przygotowy- Józef Łobodowski: Książka Zaleskie- wać do matury. go zdziwiła mnie, bo tam jest dokład- Potem te pisma, które pan redagował, nosiły, nie opisane moje pierwsze wystąpienie oczywiście, zupełnie inne tytuły, ale „słońce” Smutne porachunki na łamach „Wiado- pojawiło się jeszcze. mości Literackich”. „Słońce” pozostało w tytule pierwszego O drugim artykule, który się ukazał tomu: Słońce przez szpary. Tak się zło- wkrótce potem, nie wspomina. Ten żyło, że kiedy ten tom wyszedł, w „Wia- drugi artykuł zatytułowany Uzurpatorzy domościach Literackich” ukazał się wolności, był ostrzejszy. Ale to, że zacy- wspomnieniowy artykuł Juliana Tuwima tował moje racje moralne i antysowie- o tym, jak on jako młody chłopak posłał ckie, czytałem ze zdumieniem: że taka swoje wiersze ubóstwianemu przez niego rzecz mogła się ukazać! Chyba cenzor Leopoldowi Staff owi i Staff go zachęcił zasnął przy czytaniu tej książki. do pisania. Więc ja znowuż zachęcony Wie pan, to już było dawno, pięćdziesiąt lat tym artykułem posłałem mu Słońce przez temu... szpary. List w odpowiedzi był bardzo Ale książka się ukazała teraz! krótki, ale pamiętam go po dziś dzień, Lecz mówi już o historii... mimo, że minęło już pięćdziesiąt sześć No cóż... Zacząłem pisać wiersze bar- lat: „Za dużo w tomiku wierszy, za dużo dzo wcześnie, właściwie w roku 1922, w wierszach słów, ale i są bardzo dobre”, w którym wróciliśmy do kraju. Miałem w nawiasie tytuł – Atawizm. wtedy 13 lat. Chwalić się nie mam czym, Potem wyszły dalsze tomy, trzeci bo wszystko, co wtedy pisałem było do z kolei, O czerwonej krwi, został skon- nr 35 (2009) 363 Środowisko literackie. Lublin i Warszawa

fi skowany. Konfi skata zresztą zupełnie wyjechać do Warszawy na ten wieczór, bezsensowna, dlatego, że wiersze w tym ale zostałem aresztowany. tomie były, powiedzmy, rewolucyjne To byt urlop z wojska. i określane jako amoralne, ale to były Byłem wtedy w podchorążówce przy 44 przecież tylko echa lektur. Na rozprawie Pułku Strzelców Kresowych w Równem, sądowej spytałem więc: „Dlaczego wier- ale przyjeżdżałem do Lublina jeszcze sze Carducciego są polecane w gimna- przed przysięgą, co było wyjątkowe, na zjach jako lektura nadobowiązkowa, czy wezwanie sądu jako oskarżony. W mar- dlatego, że otrzymał Nagrodę Nobla? Bo cu zostałem na skutek tych wyroków przecież u Carducciego jest dużo wier- wyrzucony z podchorążówki i przydzie- szy rewolucyjnych, ateistycznych, np. lony do 45 pułku piechoty (też garnizon Hymn do szatana, który tutaj naśladu- równieński). ję. A właśnie ten wiersz był jednym ze Rozprawy sądowe były bardzo zabaw- skonfi skowanych. Wobec tego wycofaj- ne, bo sąd okręgowy skazał mnie na dwa cie Carducciego z bibliotek szkolnych!”. i pół roku więzienia z zawieszeniem na Czy pan się bronił sam? pięć lat. Poszła apelacja zarówno pro- Nie, bronił mnie Konrad Bielski, dobry kuratora, jak też mego obrońcy i sąd poeta, ale potem skończył prawo, ożenił okręgowy obniżył mi karę do dwóch się, był w Krasnymstawie adwokatem, lat, ale zniósł zawieszenie. Oczywiście a wiersze wówczas przestał pisać. wyrok byt nieprawomocny jeszcze; Kon- Niedawno wydał wspomnienia z lat między- rad Bielski dał mi wtedy list do Breitera. wojennych Spotkania z Kazimierzem o mala- Pojechałem do Warszawy i Breiter za- rzach i pisarzach tam tworzących. prowadził mnie od razu do „Wiadomo- Wracając do Zaleskiego... Myli się on ści Literackich” Grydzewskiego, a ten w paru miejscach. Pisze np., że dostałem zwołał naradę. Przyszedł Tuwim, przy- Nagrodę Młodych za Rozmowę z ojczy- szedł Kazimierz Wierzyński. Nie posia- zną. Nie. Rozmowa z ojczyzną była brana dali się z oburzenia. Już były w Polsce pod uwagę, ale nagrodę otrzymał wtedy konfi skaty, ale wyroku skazującego, i to Światopełk Karpiński. To był rok 1936. na dwa lata więzienia, nie było. Breiter A pan otrzymał w 1937? wystąpił na rozprawie przed Sądem Naj- W 1937 za tom wierszy Demonom nocy. wyższym, ten zniósł wyrok sądu apela- To jeden błąd. Drugi błąd: napisał, że cyjnego w Lublinie i przekazał sprawę wiersz Do prokuratora, też skonfi skowa- do ponownego rozpatrzenia sądowi ape- ny, ukazał się w „Barykadach”. Nie. Uka- lacyjnemu w Warszawie, motywując to zał się w miesięczniku „Trybuna”, który tym, że atmosfera, jaka się wytworzyła był miesięcznikiem Związku Polskiej w Lublinie, nie daje gwarancji sprawied- Młodzieży Demokratycznej w Lublinie. liwego wyroku. Byłem wtedy członkiem redakcji tego Kiedy wróciłem do Lublina i poszed- czasopisma. Pisze też o tym wieczorze łem do kawiarni, gdzie się zbierała cała literackim w Warszawie, który zorgani- śmietanka lubelskiej inteligencji, nie zował Legion Młodych, a dokładnie Wac- chciano mi wierzyć i zrobił się popłoch, ław Zagórski, młodszy brat Jerzego (obaj bo po wyroku sądu apelacyjnego nakład nie żyją, Wacław umarł w Londynie, Jerzy został zniszczony, a to było bezprawne. w styczniu 1985 roku w Warszawie). Pro- I teraz zastanawiali się: a jeżeli sąd ape- tektorat objął Juliusz Kaden-Bandrow- lacyjny w Warszawie uniewinni mnie ski, który był przed sekretarzem świeżo i zniesie konfi skatę, to kto za to zapła- powołanej Akademii Literatury. Mnie ci? Będzie kompromitacja. Oczywiście tam nie było. bo wprawdzie dostałem poszły do Warszawy poufne wiadomości w przeddzień wyjazdu urlop i miałem na ten temat i sąd apelacyjny w Warsza-

364 nr 35 (2009) Rozmowa z Józefem Łobodowskim Irena Szypowska wie skazał mnie za użycie kilku amo- wiem, czy pani pamięta kościół św. Jó- ralnych słów w tych wierszach na sześć zefa, pokarmelicki? Tam było więzienie). miesięcy, darowanych na mocy amne- I Dobrodzicki dostał po prostu dobrą stii, ale konfi skata została tym samym radę od Kazimiery Iłłakowiczówny: żeby zatwierdzona. mnie zwolnić. Zapytał kogo trzeba, czy Jaki był nakład tego tomu? już dostałem akt oskarżenia, bo prze- Dwieście pięćdziesiąt egzemplarzy. pis był taki: jeżeli oskarżony dostał akt Skutki były takie, że na palestrę lubel- oskarżenia, to musiał stanąć przed są- ską padł blady strach i wszystkie dalsze dem wojskowym, a jeżeli nie, to można sprawy, o wiele gorsze od tej, pozawie- było sprawę przekazać do sądu cywil- szano mi: dostałem pół roku, dostałem nego. Ponieważ akt ten nie został mi rok – wszystko mi zawieszono na pięć doręczony, Dobrodzicki podpisał wy- lat. Kiedyśmy to opijali z przyjaciółmi rzucenie mnie z wojska na pięć lat, bo w Lublinie w 1934 roku, powiedziałem na tyle opiewały wyroki zawieszenia. im: „Beze mnie nie może być wojny, więc Wyszedłem na wolność. I właśnie wte- wojna najwcześniej wybuchnie w 1939 dy, uniesiony proroczym duchem, po- roku”. Oby mi był język skołowaciał! wiedziałem wszystkim: przez pięć lat Zawieszenie skończyło mi się w marcu wojny nie będzie! 1939. i zostałem włączony do 21 pułku Zdaje się, że te wszystkie konfi skaty i sprawy tzw. Dzieci Warszawy w Warszawie, bez sądowe nie miały żadnego wpływu na pana obowiązku odsługiwania reszty wojska. twórczość, czyli że żadnego „wychowawcze- 27 sierpnia zostałem zmobilizowany. go” skutku nie odnosiły? No, ale teraz co z aresztowaniem woj- Miały wpływ! Budziły we mnie zajad- skowym? Zaleski pisze, że mnie nie łość: jak wy tak, to ja wam pokażę! było na tym wieczorze – słusznie, ale Kazimierz Wyka w jednym z artykułów pi- Czesław Miłosz, kiedy wspomina „na- sanych przed wojną, próbując wedle swojej jazd Awangardy na Warszawę”, pisze, pokoleniowej miary porządkować literatu- że byłem. Zaleski podaje całą listę rę tego okresu, przedstawicielem generacji osób: z Krakowa – Przyboś, Brzękow- najstarszej czyni Zenona Przesmyckiego, ski, Czuchnowski i Piętak, z Lublina średniej – Juliusza Kadena-Bandrowskiego, – Czechowicz, Michalski i Domiński, a pana uważa za przedstawiciela najmłod- z Wilna – wszyscy żagaryści: Zagórski, szego pokolenia. Miłosz, Maśliński, Rymkiewicz i jesz- Adolf Nowaczyński napisał w miesięcz- cze ktoś piąty, z Warszawy – Ważyk niku endeckim, biadając nad niskim po- i Iłłakowiczówna. Dodaje urywek ze ziomem młodej literatury, że nie ma ani sprawozdania w czasopiśmie „Kobieta jednego talentu w roczniku 1909. Tym- Współczesna”. Sprawozdawczyni na- czasem z tego rocznika byłem ja, Czuch- pisała, że największe wrażenie zrobił nowski, Piętak i Andrzejewski. Najlepsze wiersz Łobodowskiego Piłsudski, re- artykuły o mnie napisali Kubacki, Wyka cytowany przez Henryka Ładosza (na i Tymon Terlecki. Terlecki zatytułował ogół recytowali sami poeci). swój: Wiersze Cezarego Baryki. To był Kazimiera Iłłakowiczówna była wów- bardzo celny artykuł. Kiedy wróciłem, czas osobistą sekretarką Piłsudskiego, mając trzynaście lat, z Północnego Kau- to była wprawdzie funkcja raczej hono- kazu (przedtem byliśmy w Moskwie), rowa, ale w wojsku miała swoje wpływy, byłem bardzo antysowiecki. Widziałem, bardzo się moją sprawą zainteresowa- jak Kozacy wieszali czerwonych, a po- ła i zaczęła od generała Dobrodzickie- tem czerwoni rozstrzeliwali Kozaków go, dowódcy okręgu lubelskiego – bo i zastanawiałem się, jak mogło dojść do byłem przewieziony do Lublina. (Nie tylu barbarzyńskich czynów. nr 35 (2009) 365 Środowisko literackie. Lublin i Warszawa

Doszedłem do wniosku, że te wszyst- porachunki. Ukazał się w październiku kie akty były konsekwencją wielowie- 1935 roku i wywołał rzeczywiście w pra- kowej niesprawiedliwości społecznej. sie literackiej całą burzę, o której Zale- A zorientowałem się szybko, że w Polsce ski słusznie pisze. Artykuł Uzurpatorzy nie ma owej sprawiedliwości. Jak więc wolności ogłosiłem pod koniec wiosny uniknąć takich samych rzeczy na przy- albo na początku lata w 1936 – był bar- szłość? No i uwierzyłem, że komunizm dziej zasadniczy i o wiele mocniejszy (a komuniści byli zawsze mistrzami od tamtego. No, widocznie już Zale- w upowszechnianiu tej wiary) przyniesie skiemu nie wypadało o tym wspominać. sprawiedliwość społeczną. Potem zaczą- W skrócie tak to wyglądało. Oczywiście, łem wątpić. Z lektury – w słuszność te- w swoich wspomnieniach opisuję to bar- orii, a z praktyki przestawałem wierzyć dzo dokładnie. w to, co mi mówiono. Tę sprawę oma- I jak przyjęto pańskie przeobrażenie? wiam w swoich wspomnieniach, które Był taki pisarz z Lublina, rozstrzelany wyjdą może jeszcze w tym roku, najpóź- później przez Niemców we Lwowie ra- niej w przyszłym. Było kiedyś zebranie zem z żoną, Bolesław Piach. Piach to był partyjne, ja do partii nie należałem, ale jego pseudonim, właściwie nazywał się mnie zapraszano... Zandberg. To był Żyd, tak jak i jego żona. To była KPP? Więc ten Bolesław Piach powiedział mi: Tak. Na tym zebraniu postawiono pyta- „Twoje wystąpienie bardzo zaszkodziło nie: czy należy wydawać zakamufl owane w tworzeniu wspólnego frontu, głównie czasopismo, czy wydać jednodniówkę, na odcinku młodzieżowym”. Nazywano z góry licząc się z tym, że zostanie skon- mnie „bohaterskim tenorem rewolucji”, fi skowana. Była dyskusja na ten temat i jeżeli bohaterski tenor rewolucji się i najstarszy pan, który nie brał udziału wyłamał, no to... w dyskusji, tylko się jej pilnie przysłu- Był taki tygodnik komunistyczny wy- chiwał, podziękował nam: „Dyskusja chodzący w Warszawie „Lewar”. Tam była bardzo ciekawa, ale nie możemy największe wpływy miał dobry zresztą podjąć decyzji teraz, bo w Charkowie poeta, Lucjan Szenwald. Jego Kuchnia odbędzie się za miesiąc zjazd pisarzy mojej matki, drukowana w „Wiadomoś- proletariackich, z udziałem także za- ciach Literackich”, to był bardzo dobry granicy, a więc zapowiedzieli się: Ro- poemat, natomiast duży poemat Scena main Rolland, Bernanos...” Poderwałem przy strumieniu był skażony propagandą się i powiedziałem: „A co nas obchodzi, i nieudany. Napierski w swoim piśmie, co oni tam uchwalą? Co Romain Rol- miesięczniku „Ateneum”, krwawo go wy- land wie o życiu robotnika czy chłopa kpił. Lucjan Szenwald napisał o Smut- lubelskiego? A nawet Ilia Erenburg, co nych porachunkach: „myśmy pierwsi go on wie?” Z miejsca zostałem oskarżo- uderzyli i dlatego jest smutny”. ny o odchylenie nacjonalistyczne. Od Mówi się o tym. że patronem tego środowi- tego się zaczęło, to był właściwie punkt ska, i pańskim także, był Brzozowski... zwrotny, to mi potwierdziło wszystkie Brzozowski do pewnego stopnia. Ale moje poprzednie podejrzenia. jest w tym dużo przesady. Brzozowski W 1935 roku dojrzała decyzja, żeby wywarł o wiele większy wpływ na wil- pojechać nielegalnie do Związku So- nian. wieckiego i przekonać się, jak ta rze- Pierwsze pana utwory, te, które były druko- czywistość tam naprawdę wygląda. wane w Gwiezdnym psałterzu nie są jeszcze Oczywiście wróciłem całkowicie wyle- oryginalne, nie mają własnego stylu. czony. Posłałem do „Wiadomości Lite- Tak, to wtórne rzeczy. Proszę zwrócić rackich” mój pierwszy artykuł Smutne uwagę (sięga po tom Dwie książki z 1984

366 nr 35 (2009) Rozmowa z Józefem Łobodowskim Irena Szypowska roku leżący na stoliku), że nota biblio- dwóch, którzy zginęli w pojedynkach: grafi czna zaczyna się od Rozmowy z oj- Puszkina i Lermontowa, a zakończyła czyzną, a poprzednich czterech książek się dwoma samobójcami: Majakowskim nie ma, uważam je za „grzechy młodo- i Jesieninem. Otóż, powiedzmy sobie, ści”. Z tomów przedwojennych są jeszcze że nie. Jesienin popełnił samobójstwo tylko: Demonom nocy i U przyjaciół – przed drugą wojną światową, Maja- przekłady z poetów rosyjskich – Lermon- kowski – także, a Marina Cwietajewa, towa, Błoka, Majakowskiego i Jesienina. wybitna poetka, powiesiła się w czasie Pisze pan we wstępie, że byłoby tych wierszy wojny, a bardzo wybitny poeta, urodzo- znacznie więcej, gdyby nie to że nie starczyło ny w Warszawie, Osip Mandelsztam, wtedy papieru. Ale to był zaledwie początek zamęczony został w obozie... Dodajmy, tej działalności, którą pan ciągle uprawia, że gdyby jego ojciec nie przeniósł się przekładając poezję ukraińską, rosyjską, z Warszawy do Petersburga wkrótce po białoruską i hiszpańską. urodzeniu syna, Osip pisałby po polsku Wydadzą mi wkrótce w Kanadzie dwu- i byłby polskim poetą. Ale tam będą nie tomową antologię przekładów z poetów tylko samobójcy i nie tylko ci, którzy ukraińskich. W Polsce wyszła wpraw- zginęli w pojedynkach. dzie antologia literatury ukraińskiej, Tom zaczyna się od Rylejewa, który ale różna od tej, którą ja przygotowuję. został powieszony za udział w spisku de- Rosjanie, a za nimi polscy autorzy tego kabrystów i obejmuje tych wszystkich, wyboru, uważają, że średniowieczna li- których twórczość degradowano albo teratura kijowska należy do literatury którzy zostali zastraszeni, jak na przy- rosyjskiej. U mnie poezja ukraińska za- kład Anna Achmatowa, która przez lata czyna się od Słowa o pułku Igora powsta- cale nie mogła niczego drukować. Borys łego na przełomie wieku dwunastego Pasternak uratował się dzięki temu, że i trzynastego, kiedy nie było jeszcze ani uciekł w przekłady Szekspira, bo czeka- Rosji, ani rosyjskiego języka. W tej an- łoby go to samo, co Kamieńskiego. To tologii nie ma też bardzo wartościowej był mistrz Majakowskiego, przeżył ucz- poezji emigracyjnej międzywojennej nia, został aresztowany o wiele później i powojennej, a u mnie jest. Większość i zginął w obozie. A zna pani historię pi- z tych poetów poumierała, ale poeta ni- sarza, który napisał list do Stalina wier- gdy nie umiera całkowicie, jeśli zostają szem i ten wiersz kończył się tak: „Daj po nim dobre wiersze. Więc to będzie żyt’ il’ umieriet’ pazwol”? Stalin okazał się pierwsza pełna antologia poezji ukra- wspaniałomyślny: pozwolił mu umrzeć. ińskiej w języku polskim. Lechoń, kiedy pisał o panu w Dzienniku, Oprócz tego przygotowałem anto- stwierdził, że jest pan jedynym romanty- logię poezji białoruskiej – jeszcze nie kiem XX wieku, romantykiem nie tkniętym wiem, kiedy ona wyjdzie. Marzę też przez te sto lat, które nas dzielą od „szkoły o wydaniu dużego wyboru poetów ro- ukraińskiej”, że „tarza się” pan w Ukrainie syjskich, pod tytułem, który jest kom- jak pijany, majacząc przeszłość i przyszłość, binacją tytułu książki Józefa Wittlina Piłsudskiego i Chmielnickiego, Słowackiego Orfeusz w piekle XX wieku i książki Jó- i Szewczenkę. Co pan na to? zefa Czapskiego Na nieludzkiej ziemi, Znam wszystko, co on o mnie napisał. czyli: „Orfeusz na nieludzkiej ziemi”. Lechoń w Nowym Jorku był już zupełnie I tam będzie kilkunastu poetów. psychicznie rozbity. Strasznie cierpiał Erenburg swego czasu napisał – to nad zanikiem możliwości twórczych. Pi- było po śmierci Stalina, kiedy nastąpiła sał długo, przeważnie źle, chociaż cza- pewna odwilż, zresztą wkrótce zamar- sami mu się udawały i dobre wiersze, zła – że poezja rosyjska zaczęła się od na przykład ten o Janie Potockim, ale nr 35 (2009) 367 Środowisko literackie. Lublin i Warszawa

to były wyjątki. Zdawał sobie sprawę te. Myśmy mieli złote. O nim napisałem z tego, że pisze coraz gorzej. tę fraszkę, pani ją zna? Ale czy pan się zgadza z tym, co pisał o panu? Nie. Przecież kiedy wyszła Złota hra- Wziął po nim imię, ale w lat czterysta mota i miała być omówiona w specjal- Zmieniła sens fortuna nieprzyjazna nej audycji „Free Europe” w Nowym ten stary błazen miał głowę ministra Jorku, to Lechoń stawał na głowie, a dziś ministrem mianowano błazna. żeby nie zaproszono Wierzyńskiego, bo on chciał być jedynym, który na- Idę więc do polskiej ambasady na rue rzuci swoją negatywną opinię. Lechoń d’Universite i tam wpadam na charak- miał kompleks zazdrości w stosunku terystyczną sylwetkę Lechonia. Pytam do wszystkich żywych poetów. O Wie- go: „Czy panu coś powie moje nazwi- rzyńskim nie chciał pisać źle, bo by się sko: Józef Łobodowski?” – „Ależ panie! ośmieszył, ale na przykład w pamiętni- Wierzyński się za panem rozbija, pyta ku wyraził opinię, że o Czechowiczu, wszystkich, co się z panem dzieje, zaraz Miłoszu za dwadzieścia lat nikt nie bę- do niego zadzwonię”. Od tego się zaczął dzie pisał, a teraz właśnie o Lechoniu mój nie najszczęśliwszy okres w życiu, się nie pisze... ale zaczął się dobrze. Lechoń był wtedy Dalej: ukazał się mój wiersz w londyń- człowiekiem najzupełniej normalnym, skich „Wiadomościach” Pamięci Sula- nie mógł wprawdzie pisać w pierw- mity, poświęcony Zuzannie Ginczance. szych tygodniach po klęsce wrześnio- Użyłem w nim metaforyki San Juana wej, ale to było doświadczenie ogólne, de la Cruz – świętego Jana od Krzy- jeden Wierzyński z miejsca się z tego ża, który naśladował Pieśń nad pieś- otrząsnął. Ja też jeszcze na Węgrzech niami, a ponieważ Zuzanna uwielbiała zacząłem, moje pierwsze wiersze po- Pieśń nad pieśniami, więc ja napisałem wojenne to Dublany, Noc nad granicą, wiersz w tym stylu, a Lechoń nazwał Kołysanka żołnierska (wskazuje teksty go „największą niedyskrecją w litera- w leżącym na stoliku tomie Dwie książ- turze świata”. Co za nonsens! Przecież ki). Lechoń również zaczął wkrótce pi- Dante Alighieri, kiedy pisał o Beatrycze, sać i na przykład Grób Agamemnona to nieboszczce także – był niedyskretny, dobry wiersz. Francesco Petrarka, kiedy pisał o Laurze Jak wyglądały pana wojenne losy? Przeszedł – był jeszcze bardziej niedyskretny, bo pan pół Europy, zanim znalazł się w Paryżu. pisał za jej życia. Mój wiersz został po- Dwudziestego siódmego dostałem we- tem ogłoszony w tomie Kasydy i gazele. zwanie mobilizacyjne. Nie było mnie Były w nim rymy wewnętrzne i Lechoń w domu, przychodzę po południu to odnotował: „bardzo misterne rymy i stróż, warszawski cieć, daje mi we- wewnętrzne, ale jestem przekonany, że zwanie. Załatwiłem sobie jeszcze parę Łobodowski to napisał po lekturze mojej telefonów, wsiadłem w dorożkę i poje- Kantaty”. Otóż nieprawda, w Kantacie chałem do Cytadeli. nie ma żadnych rymów wewnętrznych. Ale najpierw anegdotka. Spotykam po Lechoń wydrukował tak, by wyglądało, wojnie Amerykanina, który mieszkał że są rymy wewnętrzne, i dużo osób się w Warszawie. Pytam go, gdzie? A on na to dało nabrać, a to był trick... powiada: „Nie pamiętam, jak się ta uli- Lechonia przed wojną nie znałem. Po- ca nazywa, to było w tej części miasta, znałem go w Paryżu. Przyjechaliśmy bez która nie została zniszczona, bo tam stali grosza, bo pan minister do spraw krajo- Niemcy, szła od Alei Szucha do duże- wych Stańczyk, od pierwszego listopada go placu, na którym był zburzony koś- wydał zakaz wypłacania franków za zło- ciół”. To ja mu: „Litewska! Który numer?”

368 nr 35 (2009) Rozmowa z Józefem Łobodowskim Irena Szypowska

A on mi: „Nie pamiętam, ale to była, jak zobaczysz”. Ładujemy się do wagonów, się szło od placu, pierwsza kamienica na mówią nam: „Transport Dukla. Nie wol- lewo”. To ja mówię: „Numer dziesięć”. no mówić na stacjach, z jakiego pułku je- A tam podwórko to była taka długa kisz- steście”. Trzy bataliony, 35 Pułk Strzelców ka, trzy klatki schodowe. „Która klat- Kaniowskich, 21 Pułk „Dzieci Warszawy” ka schodowa?” – „Pierwsza”. Ja mówię: i 24 Pułk Legii Akademickiej. Te pułki już „Zgadza się! Które piętro!” – „Pierwsze” były w terenie na granicy, a my – bata- – „Które drzwi?” – „Na lewo” – „Panie, liony zapasowe. Jak się później okazało, pan mieszkał w moim mieszkaniu!”. jechaliśmy wzmocnić oddziały KOP-u na Wracając do tematu... Zajeżdżam doroż- granicy słowackiej. KOP już był rozwalo- ką do Cytadeli, wartownik poszedł bu- ny wtedy. Jedziemy, dwa tory więc mijają dzić ofi cera służbowego. Wyłazi młody nas pociągi jadące na północ i na wschód, porucznik, niezadowolony: „Nie mógł głównie uciekający Żydzi. Humory świet- pan do jutra rana zaczekać, ludzi pan ne, krzyczy gość do starego Żyda, który budzi?” Odpowiadam: „Jeszcze byście machał do nas kapeluszem, na lorze je- mnie ogłosili dezerterem”. chali: „Nie bójcie się, przywieziemy wam Jaki pan miał stopień, bo przecież nie ukoń- kości Hitlera!”. czył pan podchorążówki? W Krakowie wysiadamy. Tory powy- Nie, byłem zmobilizowany jako zwykły rywane. Idziemy na piechotę. Nie ma ani żołnierz. Naszło ludzi, wszystko w cy- jednego ofi cera zawodowego. Wszystko wilu, nieumundurowani. Nic nie ma, z rezerwy, to samo podofi cerowie. Iść kotła nie ma, można iść do restauracji. z karabinem bez pasa – pierwszy kilo- I tak mija dwudziesty ósmy, dwudzie- metr nieźle, ale potem... Maszerujemy sty dziewiąty, trzydziesty, trzydziesty przez Bochnię, idziemy dalej na połu- pierwszy. Cztery dni pętałem się po dnie, przechodzimy w nocy przez dużą Cytadeli. Tyle że mi pozwolono wyjść wieś. Wieś śpi, tylko psy naszczekują, z żołnierzem. Zadzwoniłem do żony, skręcamy potem, o świcie wchodzimy że tu jestem. A trzydziestego ogłoszono do tej samej wsi – chodzimy w kółko. mobilizację powszechną i w parę godzin Mówię do młodego ofi cera: „Co, nie ma- potem odwołano pod naciskiem amba- cie map?” – „Tylko dowództwo batalio- sadorów francuskiego i angielskiego, co nu ma mapy”. oczywiście było dodatkową przyczyną Idziemy dalej, dochodzimy do Wiś- klęski wrześniowej. Mobilizacja nie była nicza. Przychodzi dowódca batalionu skończona. I rano naraz eksplozje bomb. i powiada: „Wiśnicza broni Dziesiąta Wszyscy na plac, kupa mundurów, bu- Brygada Kawalerii Zmotoryzowanej tów, owijaczy – każdy sobie wybiera na pułkownika Maczka. Chcę nawiązać olaboga. Ubraliśmy się i do magazynów z nim kontakt. Nie wyznaczam pluto- po broń. Karabiny dostajemy bez pasów, nu, bo na przedpolu już kręcą się patrole amunicję – tak, i zwykłą, i przeciwpan- niemieckie, więc na ochotnika”. A my cerną, granatów – nie, broni maszyno- słyszymy: strzelanina i z armat, i z broni wej – nie, hełmów – nie. Maski gazowe, maszynowej, widać niemieckie samo- chlebaki, a cała reszta – gdzie? „Dalej, loty, jak krążą nad Wiśniczem, rwą się tak, gdzie pójdziecie”. „A gdzie pójdzie- dokoła nich obłoczki z pelotek... Mnie my?” – „Nie wiadomo”. tymczasem w ciągu tych czterech dni Późnym wieczorem, pierwszego, idzie- mianowano demokratycznie kapralem. my na Dworzec Gdański. Mnóstwo ludzi Kapral, który dowodził drużyną, po- na ulicach i jakaś kobieta woła z tłumu: wiada: „Ty najwięcej gadasz tutaj, to ty „Wracajcie zdrowo!” A któryś odzywa dowódź, ja nie chcę”. No więc demokra- się i powiada: „A puść mi się, kurwo to tyczny kapral. Mówię do moich chłopa- nr 35 (2009) 369 Środowisko literackie. Lublin i Warszawa

ków: „Ja już mam dosyć tej harcerskiej zajęli Akademię Rolniczą w Dublanach, wycieczki, jeżeli tam się dziesiąty pułk tam stał sztab niemiecki, myśmy zaję- broni, to widocznie ma i dowództwo, li gmach i tam byt nasz szpital. Potem i broń – zresztą słychać. Wy, jak chcecie, przyszła bitwa pod Molechowem, na ja występuję trzy kroki”. północ od Brzuchowic. Pani zna Lwów? Cała drużyna poszła za mną, sąsied- Nie, niestety. nia drużyna także, pluton. Dowództwo To było tak. Atakowała Lwów od półno- objął miody podporucznik, idziemy na cy doborowa Pierwsza Dywizja Górska przełaj polami, żadnych patroli nie ma, Bawarska. Zabrakło im benzyny, utknęli wychodzimy na szosę – jedzie samo- więc w miejscu i zostali otoczeni. Dzie- chód, w samochodzie major w czarnej siąta brygada atakowała ich od frontu, skórzanej kurtce (ofi cerowie z dziesiątej z prawej i lewej strony różne oddziały, brygady zmotoryzowanej mieli skórza- a droga odwrotna była pod zaporowym ne kurtki). Zgłosiłem się i on mi powia- ogniem ciężkiej artylerii z Wysokiego Za- da: „Idźcie zameldować się, dowództwo mku – tak, że nie mogli się ruszyć i już w lesie stoi, Wiśnicz utrzymany”. drugiego dnia (ta bitwa molechowska za- Dochodzimy do tego lasu, od razu częła się piętnastego) samoloty zrzucały po szwadronach dla uzupełnienia strat, im pojemniki z amunicją i z jedzeniem. a w godzinę potem rozkaz – na wozy, Worki z amunicją, jako ciężkie, spadały wycofujemy się. Cały następny dzień na ich pozycje, a worki z jedzeniem wiatr zbieraliśmy niedobitków z tych trzech zwiał do nas, jedliśmy więc obiad niemie- batalionów, bo zaraz po naszym odej- cki: doskonałe mięso z puszek, czekolada ściu wjechały na nich czołgi niemieckie i hiszpańskie mandarynki. i oczywiście rozbiły ich – nie mieli ani Wgryzaliśmy się w ich pozycje, do- broni maszynowej, ani granatów, nic – chodziło do walk na bagnety, których jak się mieli bronić? Pozbieraliśmy ich, Niemcy bardzo nie lubili. Niemiecki a także kopistów, tych, którzy mieli nas żołnierz imponował zimną krwią pod dozbroić. I dopiero w Łańcucie (bo to ogniem artyleryjskim, ale walki wręcz łańcucki pułk) z garnizonu dostałem nie lubił. Siedemnastego jeszcze trwa- hełm, łopatkę, pas do karabinu i granaty. ła bitwa. Myśmy niczego nie wiedzieli I tak to trwało. Za dnia zajmowaliśmy i wszyscy liczyli na to, że następnego jakiś punkt, most na rzece, groblę. Mie- dnia już ich wykończymy. Zdziwiło nas, liśmy i pepance, i pelotki, tak że czołgi że po południu ucichła nasza artyleria. dla nas nie były straszne. Taka scena: Podchodzili bolszewicy od wschodu. czwarty szwadron zajmuje przyczółek O świcie załadowaliśmy się na wozy, mostowy, a w krzakach po lewej i po ruszyliśmy na wschód, za Przemyśla- prawej stronie ukryte dwa pepance i za ny. Nikt nic nie wiedział. Oczywiście, nimi piechota. Te polskie pepance były, główny sztab wiedział, ale wśród szere- jak na czołgi ówczesne, bardzo dobre, gowych były wiadomości, że od połu- potem, kiedy Niemcy wymyślili „Pan- dnia, doliną rzeki Wereszycy, posuwa tery”, to już co innego, ale wtedy były się generał Sosnkowski z podkarpacką doskonałe. No więc dwa czołgi dostały dywizją, więc myśleliśmy, że może nas – w płomieniach, reszta się wycofuje, tam rzucają, żeby mu przyjść z pomocą. a piechota atakuje. Karabiny maszynowe Po przejechaniu Przemyślan skręciliśmy idą w ruch z jednej i drugiej strony i tak jednak na południe. Przelatywał wielki to trwa do wieczora. Wieczorem rozkaz samolot: ani niemiecki, ani nasz. Zato- wycofywania się, bo Niemcy już zaszli ry tośmy objeżdżali i dalej wychodzili od tyłu. I tak było aż do samego Lwo- na szosę, ale kiedyś trafi liśmy na mo- wa. Do Lwowa nie weszliśmy, aleśmy kradła i musieliśmy przeczekać, aż się

370 nr 35 (2009) Rozmowa z Józefem Łobodowskim Irena Szypowska rozluźni. Mówię do dowódcy szwadro- się tam rzeczy w Polsce nieznane, bo na nu: „Cerkiewka obok, może tam paroch przykład o Tuwimie, Broniewskim, Gał- unicki ma radio, to się czegoś dowiem. czyńskim wydano wspomnienia absolut- Ten zator potrwa z piętnaście minut, nie fałszywe. Wydawcy sobie obiecują, zdążę z powrotem”. Lecę tam, otwiera że będą one bestsellerem. Zobaczymy. mi jakaś baba, przestraszyła się, ale ja Jest tam na przykład [...] rozmowa we do niej po ukraińsku... Wychodzi stary trójkę: ja, Broniewski, Borejsza (Borej- paroch z siwą brodą i ja do niego, czy sza to pseudonim, właściwe nazwisko wie, co się dzieje. Zaczyna płakać. Goldberg). Zgadało się o dwóch poe- – A wy czegóż płaczecie? tach komunistach: Wandurskim i Stan- – Bilszewiki priszły! dem, którzy zostali oskarżeni w Kijowie – Lecę z powrotem, otoczyli mnie ofi - o szpiegostwo na rzecz Polski i straceni. cerowie: Broniewski mi powiada: „To niepraw- – Bolszewicy weszli. da, oni nie byli szpiegami”. Więc ja go – Jako sojusznicy? pytam: „Panie Władysławie, dlaczego – Nie, nie wygląda na to, ksiądz roz- pan tego nie ogłosi?” A na to zabiera płakał się. głos Borejsza: „Pewnych rzeczy ogłaszać – To nic nie mówcie żołnierzom. nie można, bo jeżeli idą przeciw partii, No i wieczorem dojechaliśmy do Ta- to trzeba przemilczeć”. Ja mu na to: „Je- tarowa, nad granicę węgierską. Przespa- żeli partia w swoim interesie każe prze- liśmy się tam i z rana na Węgry. milczać zbrodnię, to ja na taką partię...” i powiedziałem nieprzyzwoite słowo. (11 czerwca, ciąg dalszy rozmowy. Na stoliku Tego w żadnym wspomnieniu o Bro- leży kieszonkowego formatu książeczka Jó- niewskim, naturalnie w kraju, nie ma, zefa Czapskiego Na nieludzkiej ziem wydana a u mnie będzie. przez Editions „Spotkania”). Będąc w Hiszpanii, znalazł się pan właściwie daleko od tego środowiska, które zostało To wydawnictwo przygotowuje anto- częściowo w Paryżu, częściowo w Londy- logię moich wierszy pod tytułem Sto nie, a mimo to cały czas współpracuje pan wierszy i poematów, w normalnym for- z tamtejszymi czasopismami, zwłaszcza z „ macie i także w miniaturowym. Będą Wiadomościami”. to wiersze z różnych lat, w tym parę nie Z Paryżem i Londynem miałem stały drukowanych. kontakt, jeździłem tam. Z Polską, oczy- Na czym polega ta tajemnica, że pan ciągle wiście, nie miałem nic wspólnego, ale ze pisze coraz to nowe rzeczy i coraz to inaczej, środowiskami emigracyjnymi w Paryżu, w odróżnieniu od tych poetów, którzy zatrzy- Londynie i w Stanach Zjednoczonych mali się w rozwoju artystycznym albo cierpią miałem kontakty. na niemoc twórczą ? Czy przejrzał pan już książkę Gabrieli Ma- Jestem już stary, ale nie na tyle, aby prze- kowieckiej Po drogach polsko-hiszpańskich? stać pisać. Żałuję, że autorka od tak dawna i do dziś W 1972 roku wydał pan tom W połowie wę- mieszkająca w Hiszpanii skończyła swe drówki i może się okazać naprawdę, że wy- pracowite dzieło na latach przedwojennych szedł on „in mezzo del carmin di nostra vita”, i w rezultacie nie dała żadnej wzmianki o Po- a raczej w połowie drogi twórczej, jak pan to lakach tu mieszkających, o polskich arty- sugeruje we wstępie. stach osiadłych w Hiszpanii, o tym, że zaraz Może to była optymistyczna przesada po wojnie były pewne próby i możliwości z mojej strony, a może prawda, zobaczy- stworzenia w Madrycie ośrodka polskiej kul- my. Editions „Spotkania” wydaje też moje tury, nie zrealizowane z powodu sprzeciwu wspomnienia osobiste i literackie, znajdą tych osób spośród emigracji, które liczyły na nr 35 (2009) 371 Środowisko literackie. Lublin i Warszawa

szybki upadek rządów generała Franco, co A czy zna pan i lubi współczesną poezję hi- jednak nie nastąpiło. szpańską? Ona we wstępie mówi, że doprowadza Znam. Najnowocześniejszej nie lubię, do ostatnich lat drugiej wojny światowej. ale pokolenie tzw. dwudziestego siód- O Peiperze wspomina. mego roku (to są już wszystko starsi pa- Zadała sobie trud przejrzenia ogromnych nowie, w moim wieku) jest mi bardzo roczników „El sol”, dziennika, w którym Pe- bliskie. Gerardo Diego i paru innych iper drukował m. in. artykuły o Słowackim to doskonali poeci. Editions „Spotka- i Sienkiewiczu. nia” chce, po wydaniu mojej antologii Z tym, że ta legenda, że Peiperowi i wspomnień, wydać także Drogę do To- ukradli walizki z rękopisami wierszy... bozo. Będą to wiersze o Hiszpanii i anto- Siedzę na dworcu w Krakowie. Pod- logia poezji hiszpańskiej od trzynastego chodzi do mnie jakiś brunet i powiada: wieku po dziś dzień. Będzie to pierwsza „Pan Łobodowski?” – Ja mówię: „Tak”. antologia poezji hiszpańskiej. Kilka lat – „Tadeusz Peiper”. Ja go nie znałem, temu w „Polityce” ukazała się informa- a on mnie widział gdzieś tam i zapamię- cja, że grupa młodych polskich poetów tał. No i rozmowa właśnie na temat tej wyrusza do Hiszpanii, żeby się nauczyć walizki. Ja mu mówię: „Panie Tadeuszu, języka i przygotować antologię poezji rozumiem, że pan nie mógł wszystkiego hiszpańskiej. Przeczytałem to i zasta- odtworzyć, ale przynajmniej część tych nowiłem się, ile czasu mają oni zamiar wierszy, które jak pan twierdzi, zosta- tu zostać, bo ja mieszkam czterdzieści ły panu ukradzione, mógł pan odtwo- lat i jeszcze miewam kłopoty językowe. rzyć”. On się zdenerwował i powiada: W ogóle nie przyjechali, czyli że ten za- „A na podstawie czego pan tak mówi?” miar nie został zrealizowany. A ja: „Na podstawie mego własnego Nie mógł być zrealizowany. doświadczenia, bo ja miałem takie wy- Chyba że zechcieliby tłumaczyć „z ryb- padki, kiedy po stracie jakiegoś wiersza ki”, ale „z rybki” to byłoby to samo, co odtworzyłem go, powiedzmy sobie, nie poezje Nerudy w tłumaczeniu Iwasz- w tej samej formie, ale w formie zbliżo- kiewicza. nej. Więc niech mi pan nie opowiada, W 1937 roku mijało siedemsetlecie że panu to ukradli. Po prostu ta waliz- twórczości narodowego poety gruziń- ka nigdy nie istniała”. Makowiecka to skiego Szoty Rustawelego i warszawscy przyjmuje jako fakt. Peipera „układ roz- Gruzini (tam była duża kolonia gruziń- kwitający” to była kopia baroku hiszpań- ska) spytali, czy ja bym nie przetłuma- skiego, z tym, że on z tego nie zrobił nic czył wstępu do tego poematu Wepchis wartościowego, bo nie miał talentu. Tkaosani. Jednocześnie zwrócili się Wprowadził pojęcie „układ rozkwitania”, któ- z tym samym do Juliana Tuwima. I my- re potem inni krytycy wypożyczyli. Niektórzy śmy to z „rybki” przetłumaczyli. Potem uważają, że taka kompozycja charakteryzuje zaproponowali mi przetłumaczenie ca- Granicę Nałkowskiej. A w ogóle czy można łego poematu, ale to wielka kobyła – mówić o znaczniejszym wpływie literatury dziesięć tysięcy wierszy. Umówiliśmy hiszpańskiej na polską? się, że będą mi robić „rybkę”, ja z tej „ryb- Na Słowackiego. Sen srebrny Salomei ki” będę tłumaczyć, a potem będzie dys- i Ksiądz Marek to było napisane pod kusja z dwoma Gruzinami, profesorem wpływem Calderona. Nakaszydze i metropolitą Peradze (któ- A jeśli chodzi o poezję schyłku XIX wieku ry został rozstrzelany potem w czasie i późniejszą? Wtedy poezja była tu w roz- wojny przez Niemców za odmowę ko- kwicie. laboracji). Przez dwanaście lat pracowa- Absolutnie żadnego wpływu nie ma! liśmy nad tym. Oni mi zwracali uwagę

372 nr 35 (2009) Rozmowa z Józefem Łobodowskim Irena Szypowska na niedokładności, a ja poprawiałem. nie. Kozacy kubańscy to potomkowie Mam to nie wydane jeszcze. A Jerzy Za- kozaków zaporoskich, przesiedlonych górski jeździł do Gruzji wielokrotnie, tam za Katarzyny II. nauczył się języka, zrobił najpierw skró- Czy powieści: Komysze, W stanicy i Droga cony przekład poematu wykorzystany powrotna są odbiciem pana przeżyć? przez Teatr Rapsodyczny w Krakowie, Nie są w stu procentach autobiografi cz- a potem ukończył całość, która została ne, ale, powiedzmy, w pięćdziesięciu. wydana. Mam kilka dobrych przekła- Pisał pan te powieści w latach pięćdziesią- dów na rosyjski i ukraiński, zrobionych tych, w tym samym okresie, gdy powsta- przez ludzi, którzy gruziński dobrze wała Dolina Issy Czesława Miłosza. Była to znali. Przekład Zagórskiego mi się nie widocznie epoka powrotu rówieśników do podoba, ale uwzględniam go podobnie wspomnień z lat chłopięcych. Potem wydał jak rosyjski i ukraiński, aby nadać osta- pan cykl następny, żywiący się pamięcią teczną formę mojemu. To jednak nie przedwojennego Lublina. Wszystkie te po- będzie przekład pełnowartościowy, bo wieści są bardzo chętnie czytane na emigra- nie znam języka, znam dwieście słów cji, jest pan pisarzem bardzo popularnym, z tekstu. także jako prozaik. A jak to się stało, że pan się zakochał w lite- Kupić ich nie można, nakłady zostały raturze ukraińskiej? wyczerpane. Dotyczy to i tetralogii póź- Mój daleki przodek... niejszej: Czerwona wiosna, Czeladnicy Domyślam się, że ten, do którego pisał pan rewolucji, Nożyce Dalili, Rzeka granicz- pół wieku temu: na. Mam też powieść historyczną z XVI wieku, którą chciałbym wydać. Hiszpań- Chwała-ż ci, atamanie, ska wojna domowa w Peru. To bardzo i twoim żylastym rękom! ciekawa historia: przywódcą rebelii był Słysz mnie: najmłodszy z braci Pizarrów, którzy z daleka wołam Peru podbili, ale dowódcą jego armii twego dziedzictwa wnuk... był inny jegomość; wystąpił on do Gon- zala Pizarra (bo Gonzalo Pizarro zo- Nie, jego brat, który odznaczył się w bi- stał uznany za nielegalnego rebelianta) twie pod Chocimem, dostał indygenat z taką inicjatywą: „Niech się pan ogłosi szlachecki, ożenił się z Polką i oczywi- cesarzem Peru i ożeni z jedną z indiań- ście przeszedł na katolicyzm. I potem już skich księżniczek, która pochodzi z ce- ciurkiem to wszystko się polonizowało sarskiego rodu, w ten sposób zdobędzie (chociaż w XIX wieku był pisarz ukra- pan sympatię Indian i to nie pan będzie iński, który nazywał się Łobodiwskyj). rebeliantem, ale zwolennicy króla Hi- Nazwisko zostało od Łobody. Otóż ja szpanii”. On jednak tego nie zrobił, skoń- jako sztubak, dowiedziawszy się o tym, czył marnie, został wzięty do niewoli po pytałem mego ojca o pochodzenie. A on przegranej bitwie i stracony. Nazwałem odpowiedział: „Słuchaj, przecież to jest go diabłem peruwiańskim. tylko wspomnienie, bo w ciągu dwustu Będzie więc nowa powieść do czytania i to kilkudziesięciu lat twoi dziadowie żeni- zapewne nie tylko dla polskiego, ale i dla li się z Polkami, więc jaki procent krwi hiszpańskiego czytelnika. Trzecia książka ukraińskiej może być w twoich żyłach? dla Hiszpanów. Pierwszą, Polonia sigue lu- Pół procenta, jeden procent? Ale pamię- chando, kupiłam niedawno u bukinisty koto taj o tym, bo jest konieczne, aby doszło parku Retiro. do porozumienia między oboma naro- Po przyjeździe słabo znałem język hi- dami”. Ja sam urodziłem się na Litwie, szpański. Był wprawdzie ktoś kto mi a ukraiński poznałem na Kubańszczyź- poprawiał tekst, ale pech sprawił, że do nr 35 (2009) 373 Środowisko literackie. Lublin i Warszawa

drukarni poszedł nie poprawiony eg- Kiedy w dziewięćdziesiątym dziewiątym zemplarz i hiszpańszczyzna jest tam roku życia umarła moja matka i ukazały niedostateczna. Natomiast druga po- się w prasie londyńskiej klepsydry, jeden zycja, Literatury słowiańskie, jest już ze starszych pisarzy, starszy ode mnie poprawna. napisał do mnie list: „Gratuluję panu, bo Nie mogę nadużywać uprzejmości tych normalnie synowie długowiecznych ma- panów z wydawnictwa – oni mi wydają tek długo żyją”. Jeżeli ja miałbym dożyć dwie książki, po czym wydadzą trzecią wieku mojej matki, to miałbym przed i wtedy im tę powieść zaproponuję. Tyl- sobą dwadzieścia trzy lata. Można dużo ko proszę pani, trzeba jeszcze, żebym wydać i dużo napisać. Zobaczymy. ja dożył tego. Wychylmy toast za pana długie życie! Madryt, 29 maja i 11 czerwca 1985.

Roman Samsel Poezja się uratuje

„Kierunki” nr 37, Roman Samsel: Zdecydował się pan zostać Dlaczego wrócił? Liczył na to, że dostanie 1988, s.1-11. Wywiad tu, w Madrycie, przez tyle lat. A czy nie po- katedrę literatury rosyjskiej na Uniwer- prawdopodobnie nie- autoryzowany, ponie- myślał pan kiedyś, że w Polsce może to być sytecie Jagiellońskim. Nie dostał. Zaczął waż rozmowa została niezrozumiałe? Że ludzie, którzy mają teraz wypisywać bzdury. Jeżeli on potrafi ł na- spisana z taśm mag- 10 lat, w ogóle nie będą tego rozumieli, jeśli pisać, że Żeromski to był pisarz na po- netofonowych. [przyp. to było z pana strony poświęcenie? ziomie Mniszkówny, to wystarczy. Nawet red.]. Wywiad dostępny całości na stronie www. Józef Łobodowski: Żadne poświęcenie. Po jeżeli nie lubił Żeromskiego, to jeszcze lobodowski.tnn.pl. prostu miałem tu warunki do pracy i nie nie powód żeby go zestawiać z Mnisz- Skróty pochodzą od chciałem wyjeżdżać z Europy. Swego czasu kówną. To był człowiek rozgoryczony redakcji „Scriptores”. Fundacja Kościuszkowska w Stanach Zjed- i wypisywał bzdury. noczonych zaproponowała mi wykłady sla- Chciałbym jeszcze zapytać jak panu się współ- wistyczne na uniwersytecie w Buenos Aires. pracuje z „Kulturą”. Oni drukują pana wiersze. Ale nie przyjąłem tej propozycji. Ostatnio ta współpraca prawie całkowi- Powiedział pan, że nie chciał pan mieszkać cie się zerwała. Niedawno otrzymałem we Francji, bo były tam wpływy komuni- od „Kultury” propozycję napisania re- styczne. To znaczy, że pańska niechęć do cenzji z polskiego numeru ukraińskiego komunizmu jakby się pogłębiała... czasopisma w języku polskim. Autorami Oczywiście, że się pogłębiała. są głównie Polacy, ale też Ukraińcy i An- A z Wańkowiczem pan się kiedyś zetknął? glicy. Natomiast jeśli chodzi o rzeczy Owszem, w Londynie. Wańkowicz to był, oryginalne, to nie. moim zdaniem, bardzo zdolny oportu- Dlaczego? Przecież przez całe lata pan z nimi nista. Tak samo jak Stanisław Cat-Ma- współpracował. ckiewicz. Po powrocie Mackiewicza do Owszem, od pierwszego numeru. Jesz- Polski spotkałem się przypadkowo z jego cze tego rzymskiego. rodzonym bratem i pytam go: „Co pan na A ile pan wydał książek na emigracji? ten powrót swego brata?” On mi na to Siedemnaście. Osiem tomów poety- powiada: „Mój brat to jest najpodlejszy ckich, reszta to publicystyka, satyra pi- człowiek na świecie.” Oczywiście, to była sana wierszem i powieści. W tej chwili przesada. Ale moralnie Mackiewicz był nie ma nic. Całe moje archiwum zginęło właściwie człowiekiem nieistniejącym. przy przeprowadzkach. A dwie książki

374 nr 35 (2009) Poezja się uratuje wydane po hiszpańsku ukazały się bar- Nie, z żadnym czasopismem w Polsce nie dzo dawno, w 1945 roku. Są to krótkie współpracowałem. Mam ten zwyczaj, że szkice o literaturach słowiańskich: ro- nigdy nie pcham się tam, gdzie nie jestem syjskiej, polskiej, ukraińskiej, czeskiej, zapraszany. A nikt się do mnie na prze- słowackiej, serbsko-chorwackiej, buł- strzeni tych wszystkich lat nie zgłaszał. garskiej, dla audycji radia madryckiego Drukował pan w „Kulturze” i w „Wiadomoś- nadawanej w języku polskim. Istniała ciach” londyńskich, wydawał pan w Paryżu. ona 27 lat, została zlikwidowana w mie- Wydawałem w „Białym Orle” i w Ży- siąc po śmierci gen. Franco. Ta audycja ciu” kiedy jeszcze wychodziło w Londy- była bardzo w Polsce słuchana, bo istnia- nie. W 1981 roku kiedy był szczytowy ła wcześniej od Wolnej Europy. moment „Solidarności”, urządzono mi Chciałbym pana zapytać o czasy lubelskie, w Lublinie wieczór autorski. I liczono, te najwcześniejsze. Czy ktoś z „Dźwigarów” że przyjadę. Ale potem przyszedł 13 jeszcze żyje? grudnia… Z „Dźwigarów” nikt. Chyba tylko A rzeczywiście chciał pan przyjechać? Czuchnowski. Gdyby się „Solidarność” utrzymała, to Jak doszło do powstania „Dźwigarów”? tak. Ostatnio ukazał się w Wydawnictwie Zwyczajnie. Doskonale wtedy zara- Lubelskim zbiorowy tom pt. Lublin li- białem korepetycjami, wyciągałem do teracki. Jest tam o mnie szkic Kryszaka 500 tyś miesięcznie i stać mnie było na z uniwersytetu w Toruniu, także Tadeusz wydanie pisma. Miałem zapas papie- Kłak coś o mnie wspomina i jeszcze paru ru jeszcze po poprzednim czasopiśmie. innych, na ogół pochlebnie. I wydałem „Dźwigary”. Wyszły dwa nu- Jak pan mógł po odejściu od komunizmu pi- mery – w roku 1934 i 1935. Dotych- sać z sympatią o komunistycznym Lublinie? czas nie ukazała się żadna monografi a Z jaką sympatią? Z realizmem. Po prostu „Dźwigarów”. napisałem tak, jak to wyglądało. Żadnej Jak to się stało, że przeszedł pan do komu- sympatii tam nie ma. Realistyczne uję- nizmu? Czy miało na to wpływ pana pocho- cie rzeczywistości i tyle. Bohater tej po- dzenie społeczne? wieści, który zbliża się do komunizmu, Nie. Ja przeżyłem rewolucję i wojnę do- a potem od niego odchodzi, to niby ja. mową na północnym Kaukazie. Widzia- Gdzie pan wydał tę tetralogię? łem zbrodnie popełniane przez jednych Poprzez Fundusz Kultury Polskiej i drugich. Kiedy wróciliśmy, miałem trzy- w Londynie. To było jedno jedyne wy- naście lat. Opowiadano mi, że w Polsce danie. jest rajskie życie. Zobaczyłem wielką nę- Pańska droga do emigracji była zupełnie dzę – na wsi, wśród robotników, wśród inna niż kogokolwiek spośród Polaków two- biedoty żydowskiej. I powiedziałem rzących za granicą. Nikt z nich nie był blisko sobie, że te zbrodnie, które widziałem partii komunistycznej. Może jedynie Czuch- w czasie wojny domowej w Rosji, były nowski. Co pan myśli o tym świecie, w którym skutkiem uprzednio poczynionych nie- pan żyje, a którego ja właściwie nie znam? sprawiedliwości. Wobec tego trzeba te Naród hiszpański jest bardzo specjalny. niesprawiedliwości naprawić. I poszed- Moim zdaniem tu nigdy demokracji nie łem na lewo. Doszedłem do komunizmu. będzie. Hiszpanie nie nadają się na de- Ale potem zacząłem podejrzewać, że to mokratów. Każdy Hiszpan jest podszyty nie jest to. I z czasem odszedłem od ko- anarchizmem. munizmu. Wtedy komuniści powiedzieli, W czasach dyktatury siedział pan tu w wię- że byłem zawsze agentem policyjnym. zieniu. Jak tam się z panem obchodzono? Czy pan współpracował z prasą katolicką Regulamin w więzieniu hiszpańskim jest w Polsce? straszny, ale nie jest przestrzegany. Wisi nr 35 (2009) 375 Środowisko literackie. Lublin i Warszawa

na ścianie i tyle. Przede wszystkim pra- Tych wszystkich, którzy padli ofi arą sy- wie cały czas (chyba że padał deszcz) by- stemu. Rylejewa, powieszonego za spi- liśmy na podwórku i robiliśmy, co nam sek dekabrystów w 1824 roku, Puszkina, się podobało – grywaliśmy w szachy, Lermontowa i wielu innych. Takich, co koszykówkę itd. Potem do celi na obiad. albo zginęli, albo musieli pisać nieszcze- I z powrotem na podwórko. Potem do rze, albo są w tej chwili w Związku So- celi na kolację. I znów na podwórko. wieckim całkowicie zapomniani, jak A potem spać. Poza tym, była tam cał- np. Sołowiow – znakomity poeta i fi - kiem niezła biblioteka, z której można lozof, Mikołaj Gubinow, rozstrzelany było korzystać. w 1921 roku, którego wiersze studenci Wczoraj pan powiedział, że nie wracał pan przepisują sobie w zeszycikach, Knu- do kraju w obawie przed represjami. Ale riew zmarły w obozie koncentracyjnym, przecież pan nic złego nie zrobił, pan pisał Kamionski, który przed śmiercią napi- wiersze. Tuwim też pisał wiersze i nic mu sał list wierszem do Stalina, kończący nie zrobili. się słowami: „daj żyć i umrzeć pozwól”, Niech pan nie porównuje Tuwima ze a Stalin był na tyle wspaniałomyślny, że mną, on nie miał takiej przeszłości, jaką pozwolił mu umrzeć, wreszcie Anna ja miałem. On komunistą nigdy nie był. Achmatowa, która wprawdzie umarła Moje kolejne pytanie jest nawiązaniem do śmiercią naturalną, ale była przez dłuż- pańskiego wiersza o matce, w którym na- szy czas skazana na niedrukowanie. To pisał pan, że „wszystko miało być inaczej”. jest rzecz obliczona na sześć tomów. […] Jak to miało być w pańskich marzeniach czy Jak pan sądzi, co zostanie z literatury emi- planach? gracyjnej? Że będą normalne warunki, że wrócę Sporo zostanie. Wiersze Wierzyńskiego, do Lublina i będę się swoją matką opie- Przyłuckiego, Sułkowskiego. Powieści kować. […] A ja nie umarłem. Żyję dla Józefa Mackiewicza. To i owo z publicy- poezji. No, ale ja tam, wśród swoich, żyć styki. Miłosz. Chociaż Miłosza właści- nie mogę… wie trudno uważać za emigranta. On nie A czy nigdy nie myślał pan o tym, żeby po- wróci do kraju dlatego, że ma dobrą sy- jechać i zobaczyć Lublin? tuację fi nansową w Ameryce. Pieniądze Ale w jaki sposób? Kto mi zaręczy, że z Nagrody Nobla się skończą, a pensja będę mógł wrócić? na uniwersytecie w Berkley pozostanie. Kto miałby pana w Polsce zatrzymywać? Przyjaźnił się pan z Kazimierzem Wierzyń- Komunistyczna partia i komunistycz- skim. Czy ma pan jakieś jego listy? na policja. Nie mam żadnych listów, bo wszystkie Czy ma pan w kraju jakichś krewnych? moje archiwa zaginęły. Korespondencja Mam siostrę i siostrzeńca, który ma już była różna. Wierzyński przez całą woj- wnuki i prawnuki. Kiedy opuściłem Lub- nę był w Stanach Zjednoczonych, po- lin miał dziesięć lat. I potem nigdy już tem przeniósł się do Rzymu i Londynu. go nie widziałem. Siostra jest na emery- I w Londynie umarł. W tamtych latach turze. Zaprosiłem ich tutaj, ale list pole- widywałem się z Wierzyńskim co roku cony nigdy do nich nie doszedł. z okazji przyznawania nagrody litera- Czy pan się może utrzymać z tego, co pan ckiej „Wiadomości”. pisze? Kogo wtedy nagradzaliście? Z trudem. Żyję wyłącznie z pisania. Pierwszy był Hłasko. Braliśmy pod uwa- Z wierszy, artykułów, tłumaczeń z ukra- gę książki wydane na emigracji, obojętne ińskiego, rosyjskiego, białoruskiego, hi- czy napisane przez pisarza emigracyjne- szpańskiego. go czy krajowego. Kogo z Rosjan pan tłumaczył? […]

376 nr 35 (2009) Poezja się uratuje

Kogo jeszcze pan ceni z emigracyjnych pisarzy? znałem go w knajpie „Pod wróblem”. Bardzo wysoko cenię Bronisława Przy- On tam przyszedł ze Światopełkiem łuckiego. To był poeta bardzo mało Karpińskim, o którym Miłosz napisał, znany przed wojną, w pewnym sensie że umarł incognito. […] Poznałem go kontynuator Bolesława Leśmiana, ale w tej knajpie. Pamiętam, że pokazywał nie naśladowca tylko twórczy kontynua- nam wtedy różne projekty okładek do tor linii, po której szedł Leśmian. Umarł Ferdydurke. I pytał nas, która jest naj- młodo w Londynie. To był zawodowy lepsza. Karpiński i ja wybraliśmy tę, ofi cer artylerii przed wojną i w wolnych na którą on sam się później zdecydo- chwilach pisał wiersze. Należał do gru- wał. Z czasem straciłem z nim kontakt. py poznańskiej, ale potem przeniósł się Co było w Buenos Aires – nie wiem, do pułku w Białymstoku i tam go po- w każdym razie kariery tam nie zrobił. znałem, kiedy zorganizował w Białym- Wygłaszał odczyty, które w kołach li- stoku wieczór poetów lubelskich. To terackich były uznane za skandaliczne. był bardzo dobry poeta i wielka szkoda, Potem przeniósł się do Francji i miesz- że przedwcześnie umarł. Młodo zmarł kał tam aż do śmierci. także Tadeusz Sułkowski, który przed Czy pan czytał „Dzienniki” Gombrowicza? wojną w ogóle nie był znany. Debiutował Co pan o nich sądzi? dopiero po wojnie. Ale za życia go nie Bardzo mi się nie podobały. Za dużo tam wydawano. Dopiero po śmierci wydano liczenia na efekty, bawienie się z czy- dwa jego tomy. To był duży talent, orygi- telnikiem. nalny. Polska poezja poniosła ogromne A pan wie, że on uważał się za największego straty w czasie wojny. Było kilku mło- pisarza stulecia? dych poetów prawie zupełnie niezna- Wiem, ale to nieprawda. nych, którzy zginęli w czasie wojny, Jakby pan określił swoją misję albo misję m.in. potka żydowskiego pochodzenia swojego życia? Zuzanna Ginczanka, urodzona w Ki- Wydać te książki, które mam do wyda- jowie w dniu rewolucji bolszewickiej. nia. Pożyć jeszcze kilka lat. Była we Lwowie, nie zdążyła uciec przed Mówił pan, że poezja powinna być politycz- Niemcami i ukrywała się pod ormiań- na. Mnie się też tak wydaje, z tym, że czasem skimi papierami. Ale ją wykryto i została mam już dość polityki. Ale pan nie jest poetą rozstrzelana w styczniu 1945 roku pod stricte politycznym? Krakowem. […] Nigdy nie miałem ambicji, żeby być poe- Nic pan dotąd nie powiedział o Gombro- tą stricte politycznym. To jest jeden nurt wiczu… i wcale nie najważniejszy. Gombrowicza poznałem w Warsza- I dlatego sądzę, że pańska poezja się uratuje, wie, w roku wydania Ferdydurke. Po- że nie zginie.

Irena Szypowska – Historia Mówiona

Rozmowa z dr Ireną Szy- Wyjazd do Madrytu przez naukowe badania tej literatury. Ale powską, 16 lutego 2009. Irena Szypowska: Nie zajmowałam się kiedy w 1981 roku w listopadzie jecha- Nagrywała: Aleksandra nigdy naukowo poezją. Poezję bardzo lu- łam do Madrytu, wiedziałam, że miesz- Zińczuk, Archiwum bię, ale zostawiałam ją sobie jako rzecz ka tam polski poeta Józef Łobodowski. TNN. Relacja dostępna relacji dostępna na prywatną, bo niekoniecznie trzeba całą Przed wyjazdem przeczytałam wszystko stronie www.historiamo- swoją miłość do literatury realizować to, co było w Bibliotece IBL-u, niewielkie wiona.tnn.pl. nr 35 (2009) 377 Środowisko literackie. Lublin i Warszawa

tomiki poezji, jego powieści, które bar- cokolwiek napisał, to w tym właśnie barze. dzo mi się podobały, bo tam znakomicie Nie przeszkadzało mu to, że przychodzili jest prowadzona akcja, są świetne kreacje ludzie oglądać w telewizji walkę byków bohaterów, styl doskonały, dużo dowcipu, albo jakieś mecze. Nie przeszkadzało mu to w ogóle proza powiedziałabym, w stylu to, że słychać było odgłosy pochodzące sienkiewiczowskim. Oczywiście, po paru zza tego baru, gdzie kelnerzy myli fi li- dniach pobytu w Madrycie musiałam zna- żanki i kieliszki. Tam całe dnie właściwie leźć Łobodowskiego. Nie mogłam szukać przesiadywał, i tam przychodzili ci, którzy go przez ambasadę polską, bo Łobodow- chcieli z nim porozmawiać. ski był przez reżim absolutnie wyklęty. Pewnego razu spytałam: „Czy pozwo- Przeglądając te wydawnictwa, w których liłby Pan nagrać, którąś z tych naszych były wspomnienia jego lubelskich przy- rozmów?” Nie miał nic przeciwko temu, jaciół, stwierdziłam, że ma on w kraju wobec tego wyciągnęłam magnetofon opinię rzeczywiście straszną - faszysty, i nagraliśmy taką rozmowę. Potem prze- chuligana, pijaka, łobuza. Cała ta wspo- pisałam to, wysłałam do autoryzacji. Nie mnieniowa twórczość lubelskich pisarzy miał żadnych zastrzeżeń i zgodził się, że- ówczesnych dotycząca Łobodowskiego jest bym to wydrukowała, chociaż w to nie nic nie warta, zakłamana - tak jak on sam wierzył. Były z tym kłopoty. Nie chciano mówił - chcieli zrobić karierę na tym, że tego w „Twórczości”, ale wydrukowano go krytykują. w „Poezji”. Był to numer 6 w roku 1988. Gdy później był w szpitalu, z którego miał Spotkanie z mistrzem nie wyjść, przyjaciel przeczytał mu list ode Przy ulicy Zurbarana odnalazłam kościół mnie zapowiadający tę edycję. polski. Poszłam na mszę. Przed wejściem Jeździłam do Madrytu co roku wiosną do kościoła przyglądałam się ludziom, któ- albo jesienią na parę miesięcy i wtedy spo- rzy tam się zbierali Zwróciłam uwagę na tykaliśmy się bardzo często. Łobodowski pana: średniego wzrostu, troszkę zaniedba- lubił te spotkania i zawsze namawiał mnie, ny, ale wydał mi się interesujący, trochę żebym przyszła, żebym przyszła już dzisiaj. inny, trochę różny od tych Polaków, któ- Dzwoni i mówi: „Pani Ireno - czy może rzy tam przyszli. Oni byli starannie ogo- pani przyjść?” „No tak, przyjdę jutro” – „Nie, leni, dobrze ubrani, eleganccy, a on taki nie, dzisiaj niech pani przyjdzie.” „Dzisiaj” trochę inny, troszkę zaniedbany. I tak mi to nie zawsze było możliwe, ale w każdym się zdawało, że to chyba jest ktoś trochę razie odwiedzałam go często. I były bardzo pod jakimś względem ich przewyższający, miłe, bardzo miłe chwile. Przesiadywali- pod jakimś względem niedościgły. Pode- śmy razem pijąc czerwone wino, bo tylko szłam do niego i pytam: „Mistrzu, czy pan ten napój uważał za godny picia. Był tro- jest Józefem Łobodowskim?” „Aa, tak” – chę niezadowolony, kiedy życzyłam sobie odpowiedział mi głosem bardzo młodym fi liżankę kawy. Miałam wrażenie, że dzie- i mocnym i od razu się tak jakoś ucieszył. je się coś podobnego, co miało miejsce No więc po mszy rozmawialiśmy ze sobą. w warszawskich, przedwojennych kawiar- Lobodowski podał mi do siebie telefon. niach literackich, gdzie spotykali się pisarze Dzwoniłam, ale ciągle go nie było. Wy- i artyści. Rozmawiali o życiu, o polityce, ale dawało mi się, że dzwonię o takiej porze, także i o literaturze i właśnie takie były te kiedy człowiek powinien być w domu: nasze rozmowy. Ja, oczywiście, głównie słu- albo rano, albo wieczorem, albo gdzieś tak chałam. On opowiadał, ale miał we mnie w południe, a jego nigdy nie było. Okazało wdzięczną słuchaczkę, taką, która wiedzia- się, że podał mi adres bufetu, w którym ła, o czym się mówi. Więc rozmawialiśmy przesiadywał codziennie. Miał swój stolik o Tuwimie, o Ginczance, o Czechowiczu, za fi larem i leżały na tym stoliku różne Gałczyńskim, o pisarzach rosyjskich i ich książki, bruliony, gazety. Siedział tam ca- tragicznym losie, o ówczesnej prasie lite- łymi dniami i pisał, pracował. Wszystko rackiej, opowiadał także o swoich dziejach.

378 nr 35 (2009) O tym wszystkim co potem zamieściłam Zaczęto w 1958, a więc nie tak dawno po w książce. wydarzeniach października 1956, kiedy były pewne nadzieje na poprawę sytuacji, Natura anarchisty która troszeczkę rzeczywiście, troszeczkę Czechowicz był starszy o kilka lat od Ło- się zmieniła, ale nie tak zdecydowanie, bodowskiego i, naturalnie, królował już Łobodowski nie miał żadnych nadziei, że w środowisku lubelskim, a potem w war- w Polsce socjalistycznej może dojść do szawskim. Łobodowski uniezależnił się poważniejszych zmian, w odróżnieniu od szybko od tego środowiska, jego droga Giedroycia, który miał ciągle takie nadzie- była właściwie odrębna. On był zawsze je – to ich bardzo różniło. samo-swój. Nie mógł się nikomu nigdy podporządkować. Miał naturę anarchisty. Wielki indywidualista Poza tym mimo młodego wieku miał bar- Trudno odpowiedzieć na pytanie jakim dzo bogate doświadczenie życiowe. Nie człowiekiem go zapamiętałam. Był na mógł służyć jakiemuś idolowi, wodzowi, pewno bardzo interesującą osobowością, nikomu i nigdy. Tak jak i wojsku nie mógł bardzo odrębną. Był wielkim indywidua- się podporządkować swojemu kapralowi, listą. Zawsze bał się jakiekolwiek podpo- co prawdopodobnie doprowadziło do pró- rządkowania. Powiedziałabym także, że by samobójczej, chociaż niekoniecznie to. w jego osobowości widać było antynomię między naturą i kulturą, nawet z jego twór- Zuzanna Ginczanka czości to wynika, że ciągle toczył się spór Kiedy spytałam go: „Czy Ginczanka była miedzy „dzikością”, która wiąże człowie- piękną kobietą?”, odpowiadał mi po dłuż- ka z przyrodą i dodaje mu sił witalnych szym zastanowieniu: „Była wspaniale a kulturą, która narzuca mu gorset i histo- zbudowana”. A więc taki to był z niego rią, która całkowicie niszczy. Był wielkim architekt. Cenił konstrukcję, a nie deko- erudytą. Miał znakomitą pamięć, świetnie rację. W tyle lat po wojnie napisał tomik opowiadał i miał głos fenomenalny do poświęcony Ginczance, właśnie „Pamięci ostatnich dni, głos mocny, wyrazisty. Nikt Sulamity”, gdzie ją porównuje do tej ży- lepiej niż on nie czytał jego wierszy. dowskiej piękności. Rozmowy z Łobodowskim Środowisko Wspomniał kiedyś taką sytuację, kiedy Radia Madryt i „Polonii” spotkał się z Peiperem: Peiper ubolewał, Polacy mieszkający po wojnie w Madry- że gdzieś na jakimś dworcu, chyba w Kra- cie skupiali się wokół polskiej rozgłośni kowie zostawił walizkę, w której miał cały i w tym środowisku byli Józef Łobodowski, swój dorobek literacki. Potem nie mógł Kazimierz Tylko – sportowiec i teoretyk tego w żaden sposób odtworzyć. Łobodow- sportu, Miro Sokołowski – lekarz i arty- ski na to od razu zareagował zaprzecza- sta malarz, Linka Babecka, córka preze- jąc prawdziwości tego stwierdzenia. On sa PCK w Hiszpanii. Polski Czerwony sam przecież żadnych rękopisów z Polski Krzyż wydawał „Polonię” przeznaczoną nie mógł przywieźć w plecaku żołnierza. dla Hiszpanów, pismo, które wychodziło A jednakże udało mu się zrekonstruować po hiszpańsku. To był bardzo interesujący wiersze. Oczywiście z pewnymi zmianami, miesięcznik, tam nie było żadnego zacie- ale właściwie każdy wiersz swój mógł od- trzewienia, żadnej zaciekłości politycznej. tworzyć i nie wierzył w to, że Peiperowi Łobodowski tam pisał bardzo dużo, o li- walizka z jego wierszami zginęła. Uważał, teraturze, o Hłasce, pisał o legendach lu- że po prostu takiej walizki nie było. belskich, a Sokołowski robił ilustracje. Pisano dużo o historii, o geografi i Polski, Lublin we wspomnieniach o zabytkach i trochę także o problemach Miał do mnie żal o to, że ja Lublina nie politycznych, ale z sympatią dla Polski. znałam, że w ogóle nie pochodzę z Lub- lina, że jestem warszawianką. Pytał mnie Samotnik z Madrytu nie raz: „A zna pani Lublin”. „No tak, tro- To był człowiek samotny, nigdy od wy- chę znam.” „A była pani na cmentarzu buchu wojny nie zobaczył żony, matki, przy ulicy Lipowej?” „No nie, nie byłam.” siostry, nie założył rodziny. Tylko, że on „A gdzie pani była?” Na ulicy Chopina, nigdy nie przyznawał się do tego, że jest na Krakowskim Przedmieściu, w jakiejś nieszczęśliwy, że mu coś dolega, że go coś tam kawiarni i na KUL-u w bibliotece. boli. Nie! Zawsze był zdrowy, silny, mocny, I to wszystko właściwie. Nie był z tego dobrze wiedział, co się dzieje i do czego zadowolony. Bardzo mnie lubił, ale to, że on osobiście dąży. Nie sądzę, żeby można ja nie znałam Lublina, było moją wiel- było powiedzieć, że był optymistą. Był re- ką wadą. alistą, a to zupełnie co innego. 13 grudnia 1981 roku byłam w Madry- Praca w radio cie. Zadzwonił do mnie tak gdzieś koło Lubił pracę w radio. Jest o tym jego wiersz południa, żeby mnie pocieszyć i żeby za- i pisał o tym w „Kulturze”. Bardzo go to pewnić, że jednak nie wszystko stracone cieszyło, bardzo lubił przemawiać. Wyob- i że na pewno nie będzie tak jak było, że rażał sobie, że przemawia do tych Polaków, to już nie wróci, dużo musi się zmienić którzy mimo wszystko, mimo zagłuszania, i zmieni się na pewno. Tylko radził, żebym mimo zakazów słuchają go. Przecież ta au- nie od razu wracała do domu, do Warsza- dycja była wcześniejsza niż Wolna Europa. wy, żebym jeszcze jakiś miesiąc przynaj- Była niegdyś bardzo popularna. Jego tubal- mniej odczekała, aż się troszkę wszystko ny głos wszyscy rozpoznawali. Radio dawa- ustabilizuje. Nie zrobiłam tak. Wróciłam ło środki do utrzymania; cóż, nie tak łatwo pierwszym samolotem. Ale pamiętam, że utrzymać się z twórczości. Potem, niestety, tak mnie właśnie pocieszał w tym stanie kiedy w 1975 roku Radio Madryt zostało zupełnej rozpaczy. zamknięte, otrzymywał bardzo mizerną emeryturę, której wartość coraz bardziej Symboliczny pogrzeb malała i miał trudności fi nansowe, zwłasz- – młodzi buntownicy cza, że bardzo nieumiejętnie gospodarował Oczywiście 21 października 1988 byłam na swoimi przychodami. Jak miał pieniądze pogrzebie Łobodowskiego w Lublinie. Było to na przykład kupował piękny model to w ogóle takie paradoksalne, bo chowa- statku zatopiony w butelce. Zbierał te mo- no tego anarchistę, wyrzuconego z uczel- dele. Potem je oczywiście sprzedawał, bo ni. Największe wrażenie zrobiło jednak na musiał z czegoś żyć. Albo kupował rower, mnie to, że gdy wszyscy stali nad grobem, swojemu chrześniakowi. W każdym razie nagle pojawiło się paru młodych ludzi, absolutnie nie miał żadnych zdolności do którzy rozwinęli transparent z napisem tego, żeby gospodarować rozsądnie pie- „Niezależne Zrzeszenie Studentów”, (kon- niędzmi. Pieniądze zresztą dla niego nie spiracyjne, nielegalne). I to był moment dla miały takiego znaczenia. To było bardzo mnie symboliczny. To wszystko nieważne, dla niego przykre, upokarzające, ale cza- ci wszyscy rektorzy, biskupi, profesorowie, sami musiał pożyczać. Zawsze, oczywiście, bóg wie kto, ci co właściwie reprezentowali oddawał. ciąg, tych, którzy chcieli złamać Łobodow- Naturalnie, że nie kreował wokół sie- skiego. Ale przyszła młodzież niepokorna bie legendy. Zresztą wobec kogo miał to na cmentarz, nad ten grób i w ostatniej uprawiać? Był tak wyjątkową i tak silną chwili, zupełnie niespodziewanie rozwinę- osobowością, że wszyscy to uznawali. On ła swój transparent. To przyszłość, pomy- nie musiał sztucznie podkreślać swoich ślałam, to ci buntownicy jak on, młodzi wartości, bo one były wyraźne. Zawsze buntownicy są w dalszym ciągu, jego na- górował. Musiał dominować. Zawsze do- stępcy i dla nich tradycja Łobodowskiego minował. jest ważna. To było wspaniałe. Ukraina

Józef Łobodowski Serca za barykadą Jest temat, który się Polsce rzadko rej niema możliwości zdobycia się na „Trybuna” nr 1, s. 13-15. i niechętnie porusza, temat w stosunku trzeźwą ocenę wypadków i zjawisk i któ- Pisownia oryginalna. do którego istnieją tysiące uprzedzeń ra opóźnia chwilę zniesienia złowrogo i podejrzeń, temat niezwykle bolesny spiętrzonej barykady. Musimy się jednak i aktualny domagający się szybkiego i ra- nareszcie zdobyć na ową ocenę, prze- dykalnego rozwiązania. Mam na myśli prowadzić dokładną rewizję dotych- sprawę, czy też kwestję ruską: dla prze- czasowego stosunku do kwestji ruskiej ciętnego obywatela kwestja ta niemal i podsumować jego bilans. I nic się na to nie istnieje, a w każdym razie – jest – nie poradzi, że bilans ten w dość znacz- czymś bardzo oddalonem i nie aktual- nej części wypadnie dla nas ujemnie. nem – słyszał coś-niecoś o pacyfi kacji Trzeba to przyjąć po męsku do wiado- Małopolski Wschodniej, ale nie przy- mości i wyciągnąć odpowiednie kon- wiązywał do tego większej wagi, wie, że sekwencje. ukraińcy są wrogami narodu i państwa Nie waham się z całą stanowczością polskiego, przypomina sobie o nich to stwierdzić, że za sytuację wytworzoną i owo z przeczytanej w dzieciństwie Try- na kresach południowo-wschodnich logji, od czasu do czasu wpadnie mu coś gros odpowiedzialności ponosimy my w ucho o skargach wytaczanych przed sami – i to nietyle czynniki rządowe, co Ligą Narodów i na tem koniec. raczej samo społeczeństwo, bo i to mu- Między społeczeństwem polskiem simy wziąć pod uwagę, że żadna akcja a kilkoma miljonami rusinów z Podola ofi cjalna nie odniesie w danym wypadku i Wołynia wzniosła się barykada nie- skutku, jeśli za nią nie będzie stał cały zrozumienia i niechęci, za którą biją naród dłoń przyjaźni wyciągnięta przez nienawistne serca bratniego narodu. reprezentantów rządu w kierunku ukra- Przeważnie jesteśmy skłonni całkowitą ińców będzie tylko czczym gestem, jeśli odpowiedzialnością za ten stan obcią- doń w sposób otwarty i szczery nie przy- żać sumienia Rusinów; przypominamy łączy się całe społeczeństwo. Ludziom wówczas Chmielnickiego i hajdama- pewnego pokroju wydaje się to czemś ków, śmierć Potockiego i Undo, napady niemożliwym i nieosiągalnem, a prze- na urzędy i akcję podpalaczy, stwier- cież nie tak dawne są czasy, w których dzamy po nieskończoność polskość ludność ruska nie odczuwała potrzeby Lwowa, śpiewamy o ziemi i kropli kiwi odseparowania się od narodu polskiego i traktujemy tych wszystkich Bondar- i szczerze pragnęła zgodnego współży- czuków i Dmytruków jako zwyczajnych cia. Przecież bunty i powstania kozackie bandytów, których spotyka ciążka, lecz nie były nigdy skierowane przeciw Pola- zasłużona kara. Ostatnio świeża mogi- kom w myśl jakichś urojonych antagoni- ła Tadeusza Hołówki jeszcze bardziej zmów narodowych, ale nosiły zupełnie zwiększyła naszą niechęć, wobec któ- wyraźny charakter społeczny, chwila- nr 35 (2009) 381 Ukraina

mi nawet, co się najchętniej przemilcza formować się o tem, co myślą, jak żyją, o religijnem zabarwieniu. czego chcą i do czego dążą. Widzimy Przecież sam Chmielnicki, którego w nich hajdamaków i oczajduszów, rze- pamięć po dziś dzień przeklina ludo- zuinów i awanturników. I jeszcze jed- wa pieśń ruska za to, że rzucił Ukrainę no. Nie chcemy porozmawiać z nimi jak w objęcia moskiewskiego cara, uważał równi z równymi. się za Polaka i żadnej odrębności naro- Jakże to! – Grunwald i Somosierra, dowej nie podkreślał. Umyślnie przy- Chrobry i Sobieski, Mickiewicz i Cho- pominam tamte czasy, bo w nich kryje pin, wielkie europejskie pretensje i am- się źródło wszystkich późniejszych nie- bicyjki, mocarstwo, panie dobrodzieju porozumień. Nie kto inny, tylko magnat – i nagle byle ukrainiec, byle barbarzyń- ukraiński z jezuitą i żydem-arendarzem ca, który tylko niedawno przestał łazić wzniecili nienawiść polsko-ruską, któ- na czworakach. ra do dziś przetrwała w postaci najroz- To jest śmieszne, ale to jest także bar- maitszych organizacyj konspiracyjnych. dzo smutne. Ostatecznie, jeżeli hitlerji ukraińskiej Tkwi w tem jakaś tragiczna pomyłka, udaje się podtrzymywać wrogi nastrój jakiś przeklęty paradoks, że naród od do Polski wśród młodzieży ruskiej, dwustu lat bity po pysku, ledwie wy- to do najważniejszych augumentów leczył się z wczorajszych sińców i starł uczuciowych należą tu wspomnienia z czoła ślady pańskiego buta, już chce z owych lat, kiedy bezmyślność paniąt łapać inne narody za kark i powiewa ukraińskich ożeniona z fanatyzmem sztandarem imperializmu i nacjonali- księży zaczęła zwyciężać ideje Żół- stycznych pretensyj. Takie tendencje kiewskich i Konaszewiczów. Jesteśmy są bardzo silne, chociaż może przed- skłonni największą odpowiedzialność wcześnie byłoby to uogólniać. Ale na zrzucać na perfi dję nieboszczki Austrji. dłuższą metę to się przecież nie opłaci. Tak przecież nie jest. Perfi dja perfi dją, Mussolini i Hitler nie są wbrew optymi- Metternich Metternichem, ale Jarema zmowi naszego Adolfa Nowaczyńskiego Wiśniowiecki to też nie bajka i nie mąż bohaterami ani zbawicielami ludzkości. opatrznościowy z patriotycznej apologji Pijane narody rozbijające się nawza- Sienkiewicza, którą można się zachwy- jem we mgle muszą kiedyś wytrzeźwieć. cać, ale której przyjmować niepodobna. Niechże to stanie się prędzej. Bo histo- Trudno, kochani rodacy. Coś się tam rja gotowa dla otrzeźwienia urządzić w przeszłości przeskrobało, czegoś nie- jakiś komisariat, gdzie pobyt nie należy ładnego niepodobna się wypierać, bo chyba do przyjemności. Są zresztą zna- jest najoczywistszą prawdą. ki na niebie i ziemi, które dowodzą, że Nie znaczy to, byśmy w porywie przewlekły katzenjamer już się kończy. wielkoduszności mianowali Wasy- Nie ostatnią rolę odgrywa tu literatura. la Wyszywanego królem ukraińskim, Może też ona zdecyduje się pierwsza a pana Wełykanowicza jego ministrem, wypowiedzieć jasno i otwarcie w spra- ale skoro żyjemy w jednem podwórku wie ruskiej. Byli kiedyś tacy pisarze, że z podejrzliwym i zadąsanym na nas, ale wspomnę Zaleskiego, Jabłońskiego, So- w gruncie rzeczy zupełnie przyzwoitym wińskiego i Padurę. Nawiązać do ich sąsiadem, to zróbmy, nareszcie coś, aby przerwanej tradycji. Niech pacyfi kację zyskać sobie, już jeżeli nie przyjaźń, to Małopolski przeprowadzi nie policjant przynajmniej odrobinę szacunku i zgo- i żandarm, nie pieść i bagnet, ale polski dy. Tylko, że nam idzie to jak z kamienia. literat, polski artysta i polski uczony, Wogóle nie znamy swoich sąsiadów. Nie którzy potrafi ą to uczynić w atmosfe- chcemy ich poznać. Nie chcemy poin-

382 nr 35 (2009) Serca za barykadą Józef Łobodowski rze wspólnej wymiany myśli i wspólne- i atamana Pelury błogosławioną wios- go zaufania. nę 1920 go roku, a panom z Warszawy, Wyjść naprzeciw sercom z za bary- Lwowa i Poznania podarować tom poe- kad z otworzonymi naoścież ramiony, zyj Tarasa Szewczenki, który w swoim przygarnąć ich do Polski w jagiellońskim czasie okrzyczany został za nienawist- duchu odrodzonej wczuć się szczerze nika i szowinistę, a który osiemdzie- w ich troski i potrzeby, wesprzeć tych siąt lat temu napisał te wielkie słowa: nielicznych jak Wasyl Stefanyk, Michał „o tak – to, Lasze, druże – bratie, niesytji Jackow, czy Michał Rudnickyj, którzy ksiondzi, magnati nas poriznili, rozwieli, wśród zalewu szowinizmu ukraińskie- a mib i Dosi tak żyli. Podaj-że ruku ko- go, tak pokrewnego naszej rodzimej zakowi i siercie czystiee podaj! – i zno- owupie napróżno podnoszą głos zgody wu imieniem Christowim mi onowim i pojednania. nasz tichij raj!” Przypomniec im ten uścisk braterski, Z temi słowy iść nam dziś na zdobycie jakim na dalekiej stacji ukraińskiej po- barykady i niemi trafi ć do serc bijących łączyły się ramiona Józefa Piłsudskiego poza nią nienawiścią i gniewem.

Plakat z wieczoru poety- ckiego poświeconego Jó- zefowi Łobodowskiemu. Afi sz ze zbiorów Józefa Zięby, który zorganizował spotkanie. nr 35 (2009) 383 Rozmowa z Józefem Łobodowskim w „Spotkaniach”

„Spotkania” nr 33-34, „Spotkania”: Chciałbym się skoncentro- Wprawdzie w Warszawie istnieje ośro- 1987, s. 195-196. wać w tej rozmowie na sprawach polsko- dek społeczno-kulturalny ukraiński, Rozmowa nieautory- zowana. ukraińskich. Słyszał Pan zapewne, że jest wydają swoje czasopismo, ale jest to w Polsce pewna odnowa zainteresowania namiastka. Oczywiście oni muszą się sprawami ukraińskimi zaznaczająca się nie- bardzo liczyć z tym, co głoszą, no bo jako z dwóch stron. Z jednej strony wśród w Kijowie i w Moskwie bardzo niechęt- generacji powojennej obudziło się spore nie temu się przyglądają. Jest ich mało zainteresowanie sprawami mniejszości i są bardzo rozproszeni w tych woje- w Polsce przedwrześniowej. Zwłaszcza spra- wództwach północnych i zachodnich. wa żydowska i sprawa ukraińska należą do Wśród pokoleń powojennych, trzydziesto- tematów bardzo popularnych wśród inteli- i czterdziestolatków jest jakaś chęć przezwy- gencji młodszego i średniego pokolenia, wi- ciężenia tego wielowiekowego konfl iktu, tej dać to najwyraźniej po nazwiskach autorów nienawiści polsko-ukraińskiej. Czy Pan sądzi, tych publikacji, które udało się „przepchnąć” że to psychologicznie jest możliwe? Co z tą przez cenzurę. Z drugiej strony wydaje się, masą krwi, która została wylana? że wśród Ukraińców mieszkających w Pol- Proszę pana – może to być. Proszę wziąć sce zaznacza się pewna odnowa narodowa pod uwagę, że wydarzenia na Wołyniu i religijna, zwłaszcza w kręgach unickich. i na Ziemi Czerwieńskiej – jak ja wolę Niektórzy Polacy się z tego cieszą, inni się określać Małopolskę Wschodnią – to niepokoją bojąc się jakichś niepożądanych nie pierwszy raz w historii. reakcji sowieckich. Chciałbym zapytać, co To znaczy mówi Pan o wydarzeniach z lat Pan o tym sądzi, patrząc na sprawy polsko wojny? -ukraińskie z wyżyn Mesety Kastylijskiej? Tak. Były przecież hajdamaczyzna i ko- Józef Łobodowski: Tak, ja o tym wiem. liszczyzna w XVIII wieku, w XVII wieku Zwłaszcza w czasach Solidarności te też były wzajemne rzezie i z biegiem lat tendencje doszły do głosu. Przecież, jak opinia jednego i drugiego narodu prze- pan doskonale wie, wtedy była namiast- chodziła do porządku dziennego nad ka wolności w Polsce. I wtedy doszło tym wszystkim. To się odnowiło w cza- do pewnych rozmów, kontaktów i pew- sie II wojny światowej na skutek zupełnie nego porozumienia. Ukraińcy w Polsce nonsensownej polityki wobec mniejszo- głównie są na zachodzie i na północy, ści ukraińskiej w Polsce przed rokiem przesiedleni z tak zwanej niesłusznie 1939. i ahistorycznie Małopolski Wschodniej Na czym przede wszystkim polegała ta po- i z Wołynia, ci, którzy uciekli przed oku- lityka? pacją sowiecką i znaleźli się w Polsce. Weźmy jako przykład oprawę Hrynek. Poza tym to są Łemkowie i Bojkowie, Ni stąd ni zowąd rozchodzi się wiado- którzy zaraz po wojnie w okresie walk mość, że cała ukraińska wieś z prawo- z resztkami Ukraińskiej Armii Powstań- sławia przeszła na katolicyzm. To był czej tzw. UPA zostali na siłę z Bieszczad 37 rok. Hrynki to wieś tuż nad granicą Zachodnich przesiedleni na Zachód i na – ówczesną granicą polsko-sowiecką, Północ. Oni są rozproszeni. Do niedaw- w powiecie dyderkalskim, na terenie na starali się w ogóle nie odzywać, sta- kontrolowanym oczywiście przez KOP. rali się ukrywać ze swoją narodowością. Były przygotowania do jakiejś uroczy-

384 nr 35 (2009) Rozmowa z Józefem Łobodowskim w „Spotkaniach” stości rocznicowej. Za wsią wystawio- wierny katolicyzmowi i szlacheckości no ołtarz, przy którym miano odprawić – no bo ich mianowali szlachtą zagro- następnego dnia mszę i ten ołtarz został dową. w nocy zbezczeszczony. No więc oczy- To był jeden z najbardziej jaskrawych wiście śledztwo. Chłopi powiadają, że przykładów idiotycznego polonizowa- to zrobiło dwóch młodych komunistów, nia. Wojewoda Józewski oczywiście był którzy zaraz potem uciekli przez zieloną temu przeciwny – ale on był w nieustan- granicą na Ukrainę sowiecką. nej wojnie z tymi polonizatorami. Ja by- Ale majorowi, dowódcy batalionu łem wtedy na Wołyniu i chciałem jechać KOP-u to nie wystarczyło i on prowa- do Hrynek, ale wojewoda mi powiedział: dził śledztwo dalej, bo chciał koniecznie „Proszę pana, KOP pana nie puści. Jeżeli ukarać sprawców, a szukać ich na tere- biskupa prawosławnego, który tam z Łu- nie Ukrainy sowieckiej – to było trochę cka chciał pojechać, z drogi zawrócili, to za trudno. Skutek był taki, że delegacja tym bardziej pana”. chłopów udała się do proboszcza kato- Był oczywiście szereg innych konfliktów lickiego w Dyderkałach z prośbą o in- i konfl iktogennych sytuacji, czasami prowo- terwencję – bo ich tam bili i katowali. kowanych niestety przez Polskę, na przykład KOP był wszechwładnym panem na te- sprawa uniwersytetu we Lwowie, czy sprawa renach, które mu podlegały. No i ten osiedlania polskich kolonistów wojskowych ksiądz w rozmowie dowiaduje się, że na wsi... jeden z chłopów nazywa się Kostiuk – No oczywiście. Ja byłem w podchorą- i wpada na genialny pomysł i że on się żówce przy 44 pułku piechoty, to byli musiał nazywać Kościuszko, że ta wieś Strzelcy Kresowi, w Równem. Był wśród to była szlachta zagrodowa, która po nas jeden Ukrainiec. Ukraińców do pod- powstaniu 30-go roku, jak to zresztą chorążówki z zasady nie brano. Ale on często bywało, została siłą nawrócona złożył podanie – jeszcze wtedy żył Pił- na prawosławie i że to są wszystko po- sudski, to był rok 33 – więc złożył po- tomkowie tej szlachty zagrodowej i po- danie na ręce Piłsudskiego i Piłsudski tomkowie katolików. kazał go przyjąć. Obopólnym wysiłkiem księdza w Dy- Sceny były takie na przykład. Przy- derkałach i dowódcy KOP-u doprowa- chodzi porucznik, dowódca plutonu, dzono do tego, że Hrynki przeszły na i bada personalia wszystkich kandyda- katolicyzm łaciński i rasa trąbiła przez tów – bo przed przysięgą myśmy nie byli parę tygodni na ten temat. Wielkie wy- podchorążymi tylko rekrutami z cen- darzenie. Uwłaszcza IKAC, który był zusem. Bada personalia, dochodzi do najbardziej antyukraińskim pismem tego chłopaka i pyta go o narodowość, w Polsce, a jednocześnie miał ogromny a ten mówi „Ukrainiec”. „Jaki Ukrainiec? nakład – najwyższy w Polsce. No więc Co wyście – zwariowali? Gdzie ta wa- – mija kilka tygodni – i nagle wstydli- sza Ukraina? Nie ma żadnej Ukrainy! wa wiadomość w „Kurierze Porannym” Powiedzcie, że jesteście Rusinem!” To i w „Gazecie Polskiej” – Hrynki wróciły było przecież naigrywanie się z uczuć na prawosławie. Z wyjątkiem jednego narodowych. obywatela o nazwisku Achtechtian. Na- Proszę pana – przychodził chłop, któ- zwisko mongolskie – któż to był? To był ry polskiego języka w ogóle nie znał, dawny żandarm carski, który w czasie coś załatwić do urzędu. A urzędnik mu rewolucji uciekł na Wołyń, znalazł się odpowiada: „Proszę mówić do mnie po w Hrynkach, przyżenił się tam do mło- polsku”. Przecież tylko polski był języ- dej wdowy i gospodarował jako jesz- kiem oficjalnym. Rozmawiam kiedy cze jeden chłop. Otóż on jeden pozostał z młodą nauczycielką, poznanianką, nr 35 (2009) 385 Ukraina

która skończyła seminarium nauczy- Teraz taki szczegół anegdotyczny. Na cielskie w Wielkopolsce i przesłano ją jarmarku Żyd pyta znajomego chłopa: na Wołyń. I ona powiada: „Ja jestem bez- „A czczo teper bude?” – a tamten od- radna, bo ja nie rozumiem, co te dzieci powiada: „Budemo hawkaty po nowo- między sobą mówią”. A przecież więk- mu” – będziemy szczekać po nowemu, szość tych dzieci nie tylko rozmawiała pijąc oczywiście do nazwiska nowego między sobą po ukraińsku, ale w ogóle wojewody. Ale Hauke-Nowak niczego nie znała polskiego języka! To przecież w gruncie rzeczy na Wołyniu nie zmie- były absolutne nonsensy. nił. Usiłował oscylować pomiędzy daw- Winą za te nonsensy obarcza się często Na- ną polityką Józewskiego a wymaganiami rodową Demokrację, a potem Sanację, która jego wrogów. To była kołomyjka nie- przejęła sporo elementów endeckiej polityki słychana. narodowościowej. Kiedy Pana słucham czy kiedy czytam o spra- Proszę pana – Wołyń to był jedyny te- wach ukraińskich nasuwają się pewne ana- ren, na którym doszło do pojednania logie. Dziś mamy coś podobnego w Libanie, pomiędzy wojskiem, sądownictwem, w Palestynie czy w Irlandii Północnej – dwa endecją i Strzelcem – wszystko na tle narody żyjące na jednym terytorium, które walki z wojewodą, który był uważany zgłaszają do niego słuszne historyczne pra- za zdrajcę polskości. On umarł dopiero wa, i które w pewnym momencie w wyniku niedawno. Urodził się na Ukrainie, był rozbudzenia nacjonalistycznego czy etnicz- w rządzie Petlury, mówił świetnie po nego tracą zupełnie zdolność współżycia ukraińsku – jak zresztą wszyscy Polacy na jednym obszarze. Czy pańskim zdaniem stamtąd, normalna rzecz! Tak jak wszy- – jeśli już tak gdybać nienaukowo – gdyby scy Polacy śląscy mówili doskonale po byli sami tacy Józewscy i gdyby była bar- niemiecku. No więc ogłoszono go za dzo mądra polityka polskiej strony – to czy zdrajcę, bo on z chłopami ukraińskimi problem współżycia polsko-ukraińskiego rozmawiał po ukraińsku. był w ogóle do rozwiązania? Przypomina mi się bardzo ciekawa Teoretycznie był do rozwiązania, na historia. Józewski był uważany za żela- pewno. Ale społeczeństwa tego rozwią- znego wojewodę, bo jego postawił sam zania na dobrą sprawę nie chciały – ani Piłsudski i Sławoj Składkowski nie chciał polskie, ani ukraińskie. Rozjątrzenie na- go ruszać. Już po śmierci Piłsudskiego cjonalistyczne zaszło bardzo daleko. Ze delegacja ofi cerów z Wołynia przyje- strony polskiej zginął Hołówko, który chała do Lublina – bo Wołyń należał był przecież sztandarowym przywód- do DOK (Dow. Okręgu Korpusu) Lub- cą tych tendencji proukraińskich, po- lin – i do generała Mieczysława Smo- jednawczych. A ze strony ukraińskiej rawińskiego z ultimatum: jeżeli on nie zginął dyrektor gimnazjum, też zastrze- spowoduje natychmiastowego odwo- lony przez Ukraińców, który szedł po tej łania Józewskiego z Łucka – Łuck był samej linii. stolicą województwa – to jeden z nich Ja w Warszawie stykałem się bardzo zastrzeli wojewodę. Pan generał – który blisko z emigrantami ukraińskimi. To potem zresztą zginął w Katyniu – za- byli prawie bez wyjątku ludzie z wielkiej miast kazać im odpasać szable i udać Ukrainy. Na przykład bardzo wybitny się do aresztu, pojechał do Warszawy poeta, nieżyjący już Jewhen Małaniuk – do Kasprzyckiego, który miał sprawy pochodził z chersońszczyzny. Było wśród wojskowe. Kasprzycki do Sławoja Skład- nich wielu kijowian. Otóż z nimi można kowskiego – i Józewski został z Wołynia było rozmawiać. Nie ustępując ze swego odwołany, a na jego miejsce przyjechał stanowiska nacjonalizmu ukraińskiego Hauke-Nowak. byli oni jednak ludźmi inteligentnymi,

386 nr 35 (2009) Rozmowa z Józefem Łobodowskim w „Spotkaniach” rozumnymi, rozumieli także polskie sta- kracji; dzisiejsi sympatycy tej tradycji poli- nowisko i polskie tendencje – chcieli po- tycznej bardzo ów realizm eksponują. Ale rozumienia. Ale to była nieliczna garstka przecież to był pomysł zupełnie nierealistycz- i prawie całkiem odosobniona. ny – polonizacja tej ogromnej masy ludzi. Na Ukrainie były – jak wszędzie – pewne elity No oczywiście – Ukraińców było w pol- narodowo i politycznie świadome, prowa- skich granicach około 4 milionów. Żyje dzące politykę, i masy, które się w politykę jeszcze w Londynie stary człowiek, który bezpośrednio nie angażowały. Jakie były się nazywa Jędrzej Giertych. On był jed- pańskim zdaniem stosunki między ukraiń- nym z promotorów tej polityki rzekomo skimi elitami i masami na Ukrainie? proukraińskiej, w rzeczywistości anty- Wymiana ideologiczna i polityczna mię- ukraińskiej. Na przykład chciał zmie- dzy tymi grupami istniała. Weźmy spra- nić alfabet na łaciński. On dziś jeszcze wę Biłasa i Danyłyszyna, którzy wzięli twierdzi, że to by nie był krok antyukra- udział w napadzie na urząd pocztowy iński i że tak powinno było się zrobić. Ci w Gródku Jagiellońskim. Zostali aresz- ludzie chcieli zrobić Polaków z tej masy towani i skazani przez sąd doraźny na różniącej się zarówno narodowo jak i re- śmierć i wyrok został wykonany. Obaj ligijnie – bo w Galicji to byli unici, a na zostali powieszeni. Oczywiście od razu Wołyniu i Polesiu prawosławni. Oczywi- strona ukraińska ogłosiła ich bohatera- ście marzenie ściętej głowy. Najgorzej, mi i ofi arami polskiego terroru. Skazano że wojsko poszło po tej samej linii. Kiedy ich na śmierć i Prezydent ich nie uła- Rydz-Śmigły złożył wizytę w najbardziej skawił – ponieważ oni byli zamieszani endeckiej korporacji w Warszawie, to w sprawę zabójstwa Hołówki. Adwokaci już było jasne, że polityka pójdzie w tym ukraińscy, którzy ich bronili, usiłowa- kierunku. Polityka polska od samego po- li włączyć tę sprawę, ale sąd polski nie czątku – to jest przynajmniej od 1920 zgodził się. Od wyroku sądu doraźnego roku – była nonsensowna. nie było apelacji. A sprawa wojny polsko-ukraińskiej, która Ignacy Mościcki nie skorzystał z pra- wybuchła w listopadzie 1917 roku we Lwo- wa łaski i to był zasadniczy błąd. Moim wie, zupełnie nieoczekiwanie dla Polaków. zdaniem to był moment najbardziej Czytałem o tym i zdumiewało mnie, do Ja- kluczowy dla stosunków polsko-ukra- kiego stopnia Polacy lwowscy nie zdawali ińskich. Po powieszeniu Biłasa i Dany- sobie sprawy z nastrojów pośród Ukraińców. łyszyna nie było sposobu na jakiekolwiek Proszę pana – we Lwowie były trzy getta pertraktacje. Wtedy jeszcze można było – polskie, ukraińskie i żydowskie, które sobie pozyskać masy ukraińskie. No miały ze sobą kontakty tylko osobiste i bardzo źle, że nie zrobiono procesu i to nieliczne, a kontaktów społecznych o zabójstwo Hołówki. Biłas i Danyłyszyn nie było. Opowiadał mi jeden z pisarzy to byli prości chłopi, których oszukano ukraińskich na emigracji, że właściciel- – powiedziano, ze Hołówko był spraw- ka wielkich majątków na Podolu już na cą pacyfi kacji, a przecież on był ich naj- emigracji bardzo dziwiła się, ze istnieje większym wrogiem. Gdyby więc odbył jakiś naród ukraiński. Ona myślała, że się proces Biłasa i Danyłyszyna oskarżo- Ukraińcy to znaczy Rusini, służba do- nych o zamordowanie Hołówki, to cały mowa i nic więcej. szereg spraw wyszedłby na jaw, cały sze- W Chyrowie na budynku szkoły reg spraw kompromitujących nacjonali- umieszczono tablicę, na której tę wojnę styczne podziemie ukraińskie. A z tego nazwano słusznie bratobójczą – to była nie skorzystano. Wolano ich powiesić. wojna bratobójcza. Na skutek tej wojny Mówi się nieraz – nie bez pewnej słuszności nie powstała Ukraina niepodległa, nie – o realistycznej polityce Narodowej Demo- udała się wyprawa kijowska. Ja w 1920 nr 35 (2009) 387 Ukraina

roku miałem 11 lat i byłem na północ- To byłoby do przyjęcia – autonomia, nym Kaukazie. Ale w latach zawieruch obejmująca województwo stanisła- wojennych, a zwłaszcza wojen domo- wowskie, województwo lwowskie aż po wych dzieci znacznie szybciej dojrze- San, tarnopolskie – nawiasem mówiąc wają. Doskonale pamiętam propagandę w województwie tarnopolskim pro- sowiecką w 1920 roku. Świnia w kon- cent Polaków był znacznie wyższy niż tuszu pokazywała manifest do narodu w lwowskim, no i Wołyń, gdzie procent ukraińskiego z podpisem Petlury. I ko- Polaków był śmiesznie niski. Oczywi- mentarz do tego: wprowadzą polszczy- ście Żydzi zawsze głosowaliby po stronie znę. I ciemny chłop na kijowszczyźnie polskiej, więc razem z Żydami Polacy re- wierzył w to – i dlatego nie poszedł do prezentowaliby na Wołyniu kilkanaście Petlury. Petlura miał raptem kilka ty- procent, bo rzadko rozsiane miasteczka sięcy wojska. były całkowicie żydowskie. Autonomia Wtedy powstał rząd w Kijowie, prawda? była więc możliwa, a przede wszystkim W Kijowie powstał rząd socjalistyczny. autonomia kulturalna. Ten obiecany Za kiereńszczyzny i oni jak zwykle uwie- uniwersytet we Lwowie. Zaprzestanie rzyli komunistom. Oni chcieli federacji walki ze szkolnictwem ukraińskim. Ut- Ukrainy z Rosją. No i mają federację rakwistyczne gimnazja – to był nonsens w postaci „niepodległej” Ukraińskiej Re- – polska młodzież nie chciała się w nich publiki Sowieckiej. Całkiem niepodle- uczyć ukraińskiego. To był jeszcze jeden głej Ukrainy chciał tylko Petlura. rozsadnik zła i nienawiści. Ale – znowu gdybając, dla mnie to zawsze Ale jednak nacjonalizm ukraiński rósłby kon- jest najciekawsze – gdyby nie było wojny sekwentnie w kierunku uzyskania całkowitej polsko-ukraińskiej – to były jakieś szanse na niepodległości. powstanie niepodległej Ukrainy? Czy Polska Naturalnie, że by rósł, proszę pana – by się na to zgodziła? Przecież niektórzy było dwóch posłów ukraińskich. Jeden politycy ukraińscy domagali się bardzo wiele nazywał się Pewnyj – czyli pewny – – chełmszczyzny itp. a drugi Mudryj – to znaczy mądry. Mu- Polska musiałaby się zgodzić – oczy- dryj był propolski, a Pewnyj antypolski. wiście zależy, jakie granice by wytyczo- Wtedy powstało powiedzenie: „Gdyby no. Żyje dziś pewien działacz ukraiński Mudryj był pewnyj, a Pewnyj był mudryj w Stanach Zjednoczonych, wydaje swoje to byłoby dobrze”. Autonomia stworzy- pismo i domaga się granicy – niech pan łaby zlanie się Pewnego z Mudrym i ta- zgadnie gdzie: na Pilicy! On uważa, że kich byłoby o wiele więcej. Niech pan to jest zachodnia Ukraina, że tak kiedyś weźmie pod uwagę, że młody Ukrainiec, było. Ale to oczywiście jest sprawa aneg- który chciał studiować, jechał do Pragi dotyczna. Rozsądni Ukraińcy godzą się albo do Niemiec, albo do Francji. z granicą obecną – na Sanie i na Bugu. Trochę studiowało w Krakowie. Ale dziś jest sytuacja prostsza psychologicz- Ale bardzo mało. A ci, którzy studiowali nie, bo istniejące granice większości Polaków za granicą, utrwalali się w swej niechęci uważa za fakt dokonany. A czy przed wojną do polskości. mogliby się zgodzić na sytuację, w której Proszę coś powiedzieć na temat emigracji Lwów pozostawałby poza Polską? ukraińskiej i stosunków emigracyjnych Nie, to było niemożliwe. Ale było moż- polsko-ukraińskich. liwe wykonanie tego, co było uchwalo- Emigracja ukraińska jest politycznie ne na Zachodzie i uznane przez rząd znacznie bardziej podzielona niż kie- Polski, to znaczy autonomia terytorial- dykolwiek była emigracja polska. Pol- na, w której Ukraińcy byliby trakto- ska i ukraińska – to są dwie emigracje wani na równi z Polakami i z Żydami. wymierające. Chociaż emigranci są za-

388 nr 35 (2009) Rozmowa z Józefem Łobodowskim w „Spotkaniach” stanawiająco długowieczni. Czytam Propaganda nacjonalistyczna ukra- nekrologi i widzę, że większość umiera ińska twierdzi, że Łoboda został zabi- około 90-tki. W sumie emigracja polska ty przez Polaków. O Nalewajce jeszcze jest jednak w lepszej sytuacji, bo jest w XVII wieku powstała legenda, że on pewien dopływ z kraju – w wypadku przez Lachów został w miedzianym Ukraińców niemal zerowy. No więc na wole upieczony – a w rzeczywistości emigracji ukraińskiej są pewne tenden- został wysłany do Warszawy z listem cje porozumienia z Polakami, czego naj- Żółkiewskiego wstawiającym się za nim, lepszym dowodem jest np. numer polski proszącym króla i Sejm o łaskę dla nie- miesięcznika „Suczasnist” wychodzą- go. Żółkiewskiego jednak nie usłucha- cego w Monachium. Ale to idzie bar- no i Nalewajko został na Starym Rynku dzo ciężko, przede wszystkim dlatego, w Warszawie ścięty przez kata. Ale od- że Ukraińcy zdają sobie sprawę, że tylko chodzimy tu od tematu. Ja wiedziałem część Polaków jest za porozumieniem od ojca, że rodzina pochodzi od uszlach- z nimi. A żyjący jeszcze staruszkowie conego Kozaka, który ożenił się z Polką urodzeni we Lwowie czy w Tarnopo- i oczywiście przeszedł na katolicyzm. lu, czy w Stryju, na ogół torpedują to Z biegiem lat rodzina spolszczyła się cał- wszystko. Jest więc w tej chwili na emi- kowicie, ale pewna tradycja pozostała. gracji wojna starców. Starcy polscy chcą Poza tym ja spędziłem część mojego Lwowa i Tarnopola, a starcy Ukraińscy, dzieciństwa – miedzy rokiem 1917 a 22 Chełma i Łemkowszczyzny. – na ziemi Kozaków kubańskich, którzy A skąd się wzięła Pańska pozycja wśród byli potomkami Kozaków zaporoskich, Ukraińców i Pańskie zainteresowanie tymi przesiedlonych tam za czasów Katarzy- sprawami i zaangażowanie w nie? ny II. To obudziło moje zainteresowa- Moja pozycja bierze się stąd, że ja byłem nie. Potem pogłębił je pobyt w Kijowie zwolennikiem ugody polsko-ukraińskiej i na Wołyniu, Poza tym – ja widziałem jeszcze przed wojną. Moje nazwisko jest rzeczywistość. Moim pierwszym wy- pochodzenia ukraińskiego. Łobodów na czynem był artykuł pod tytułem Serca Ukrainie, było więcej niż pokrzyw. Był za barykadą, wydrukowany w czasopi- słynny ataman Łoboda, który z Nale- śmie młodzieży ZPMD na Uniwersyte- wajką podniósł powstanie przeciwko cie Lubelskim, na początku roku 1932. Polsce – nie bunt tylko właśnie powsta- Pismo nazywało się „Trybuna”. To było nie. Kiedy Łoboda i Nalewajko ponieśli pierwsze moje wystąpienie wzywające klęskę od wojsk Żółkiewskiego, wycofali do zgody między Polakami a Ukraiń- się na Wołyń i pod Łabuniami założyli cami. Oczywiście ten artykuł wywołał obronny obóz. Wtedy Łoboda wysunął tylko oburzenie ze strony polskiej. Ja propozycję, żeby porozumieć się z Żół- zresztą wkrótce przestałem być redakto- kiewskim, że jeszcze jest właściwy mo- rem tego miesięcznika, poszedłem bar- ment – bez utraty dalszych żywotów dziej na lewo. ludzkich Polacy mogą pójść na pewne Odejście moje od lewicy też było zwią- ustępstwa. Wiadomo było zresztą, że zane ze sprawami ukraińskimi. Między Żółkiewski nie był żadnym nacjonalistą, innymi przyczyniła się do niego wiado- wręcz odwrotnie. Otóż na naradzie wo- mość o głodzie na Ukrainie, który został jennej zwolennicy Nalewajki zabili Ło- zorganizowany przez władze sowieckie bodę, po czym w kilka tygodni później w roku 1932. Ja się o tym dowiedziałem Żółkiewski zmusił Kozaków do podda- z dużym opóźnieniem, ale w roku 1935 nia się. Oni jak zwykle stracili najlepszy byłem na Ukrainie sowieckiej, poszed- moment do pertraktacji, a potem prze- łem na zielono, przemytnicy mi to uła- grali i musieli poddać się bez warunków. twili. Doszedłem aż do Koziatyna, na nr 35 (2009) 389 Ukraina

kijowszczyźnie. Tam zorientowałem się, Kiedy ja w moim czasopiśmie „Dźwi- że moim śladem już idą, już wiedzą, że gary”, którego pan Krzysztof Woźnia- ktoś nielegalnie się kręci. To było cieka- kowski (nie mylić z Jackiem i Henrykiem we ale smutne bardzo. tego samego nazwiska) u Machejka Ja dużo chodziłem po lubelszczyź- w „Życiu Literackim” określił jako pró- nie na piechotę – Lublin, Krasnystaw, bę siania zamętu wśród komunistów Zamość, Chełm... Jeżelim w Polsce polskich, napisałem o co mi chodzi – podszedł do chłopki czy dziewczyny że mianowicie KPP – Komunistyczna i powiedziałem: „Niech będzie pochwa- Partia Polski – to tak jak Komunistyczna lony”, to usłyszałem „Na wieki wieków”. Partia Powiatu lubaczowskiego, że po- A na Wołyniu pierwsze moje spotkanie winno być PPK, Polska Partia Komuni- jak wyglądało? Koło Szepietówki, nieda- styczna – to od razu mnie oskarżono leko granicy polskiej młoda dziewczyna o odchylenie nacjonalistyczno-burżu- w lesie zbierała jagody. Podchodzę do azyjne! niej i mówię „Sława Bohu”, a ona za- Po wojnie trafi ł Pan na „Kulturę” – która się miast mi odpowiedzieć „Na wiki wików” problematyką polsko-ukraińską zawsze bar- popatrzyła obłędnym wzrokiem, rzu- dzo interesowała – Mieroszewski, Giedroyć... ciła koszyk i w nogi. I to było zjawisko Mieroszewskiego znałem bardzo słabo, powtarzające się. Po prostu paniczny U niego te sprawy nie były uzasadnio- strach na widok kogoś nieznajomego. ne, on to traktował bardzo teoretycznie. A w Berdyczowie, o który w drodze po- Giedroyć w swoim czasie zrobił bardzo wrotnej zawadziłem zagadał do mnie dużo w tym kierunku, chociaż ostatnio Żyd po polsku – na ulicy. „A skąd pan mocno się zmienił. Nadal bardzo się in- wie, że ja jestem Polakiem?” – pytam go. teresuje sprawami ukraińskimi. „A no bo pan tak chodzi i tak wygląda Chciałbym na koniec wrócić do spraw, które jak by pan nie był tutejszy – czy może zaczęliśmy tu trochę dotykać, to znaczy do z konsulatu w Kijowie?” Ja mówię „Nie”. dawnej historii. Jeżeliby tak spojrzeć na tę „To niech pan ucieka”. całą dosyć nieszczęśliwą historię z wysokie- Czy w Galicji Wschodniej i na Wołyniu świa- go lotu ptaka – to gdzie należałoby ją zacząć? domość tego, co działo się na Ukrainie so- Z pewnością przed Chmielnickim? wieckiej była powszechna? Ukraińcy zaczynają od Kazimierza Była dominująca, choć nie powszechna. Wielkiego – niesłusznie. Kazimierz Były jednak siły wyraźnie prosowieckie Wielki przyłączył Ruś Halicką. Ale to – grupa pisarzy i dziennikarzy wyda- było średniowiecze i nacjonalizm jesz- jących swoje czasopismo. To było złu- cze nie istniał. Najlepszy dowód, że dzenie wywołane tym, że w pierwszych kiedy Polacy oblegali Halicz, to kto go latach po wojnie domowej na Ukrainie bronił? Piechota węgierska. Poza tym doszło do rozkwitu kultury i literatury. w przydziałach ziemi Kazimierz Wielki Właściwie dopiero 32 rok był przeło- nie stosował żadnych antyruskich kry- mowy – kolektywizacja, głód, krwawe teriów. Ja myślę, że dopiero od Unii Lu- represje w stosunku do intelektualistów. belskiej, a zwłaszcza od Unii Brzeskiej Przecież ci tak zwani klasycy kijowscy zaczyna się naprawdę historia. wszyscy zginęli – z wyjątkiem jedne- Kiedy po umowie hadsiackiej przy- go, któremu udało się na czas wyjechać jechał do hetmana Wyhowskiego po- na emigrację. Oni tłumaczyli rzym- seł z Warszawy (Wyhowski był całkiem skich i greckich poetów i wzywali do spolszczony, ta Wyhowska de Andreis, kulturalnego odcięcia się od Moskwy, która mieszka w Rzymie, jest z tej samej Tu musiało być uznane za odchylenie rodziny) i przywiózł mu uchwały sej- nacjonalistyczno-burżuazyjne. mowe, Wyhowski za głowę się złapał:

390 nr 35 (2009) Rozmowa z Józefem Łobodowskim w „Spotkaniach”

„Unię mi przywiozłeś? Śmierć mi przy- XXIII wyciągnął z łagru sowieckiego, ale wiozłeś!” – chodziło o odrodzenie Unii skazał go na bezczynność. Na przykład na Ukrainie. Moment religijny odgrywał nie wolno mu było dawać wywiadów. w XVII wieku w sprawach politycznych Kiedy przyjechałem do Rzymu – to było rolę zasadniczą. Zawinił tutaj Rzym, bo z inicjatywy Giedroycia, ksiądz Choma, nuncjatura w Warszawie mocno popie- sekretarz metropolity powiedział mi, że rała Unię, kler polski także, za klerem on zgodził się na rozmowę, ale nie na szlachta. wywiad – „Musi Pan to ująć w formie Obydwaj bracia Wyhowscy zginęli relacji z rozmowy”, oskarżeni o zdradę. Iwan Wyhowski, Slipyj powiedział mi, że rozma- hetman oskarżony o zdradę Rzeczypo- wiał w Rzymie z prymasem Wyszyń- spolitej, a jego młodszy brat – o zdra- skim, który obiecał mu, że doprowadzi dę Moskwy, o zdradę Perejasławia. Z tą w Polsce do złagodzenia postawy kleru różnicą – świadczącą o różnicy kultural- rzymskokatolickiego i miał pretensje, że nej – że Iwan Wyhowski został skazany Wyszyński tego nie wykonał. Slipyj nie i rozstrzelany przez Polaków. A jego brat chciał rozmawiać po ukraińsku, mówili- zginał w strasznych męczarniach. Tor- śmy po polsku, na co chętnie się zgodzi- turowano go wlewając mu do żył ołów. łem, bo łatwiej. Pamiętam, że nazywał Kiedy wdowa zobaczyła jego ciało, które Wyszyńskiego endekiem. odesłano, wzywała Polaków do zemsty, Kiedy jesteśmy przy sprawach hierarchów – Oczywiście nic z tego nie wyszło. Czerń ciekaw jestem, jak Pan ocenia postać i rolę – jak nazywano prosty lud na Ukrainie – metropolity Szeptyckiego? opowiadała się przeciwko Hadziaczowi Proszę pana – to była postać dużej mia- głównie ze względów religijnych, była za ry. Polscy endecy ogłosili go narodowym prawosławiem. zdrajcą. Jego ojciec, hr. Szeptycki żonaty Czy uważa Pan, że w ogóle Unia Brzeska była z Zofi ą Fredrówną, córką Aleksandra, polityczną pomyłką? był Polakiem, Szeptyccy spolonizowali Nie, pomyłką były metody jej wprowa- się pod koniec XVIII wieku – stosunko- dzania. Unia była rzeczą dobrą – ale wo bardzo późno. Jeszcze w XVIII wieku metody jej wprowadzania były fatalne. byli biskupi uniccy „Szeptyckij”. Czyta- Rzym nie poszedł na żadne ustępstwa. łem pamiętniki Zofi i Fredrówny, która Biskupi uniccy nie weszli do Senatu. przedstawiła w nich, jak jeden z synów Mimo rychłego pęknięcia Unia utrzy- został polskim generałem, a drugi stał mała się aż do Powstania listopadowego. się Ukraińcem i został metropolitą. Dopiero potem została zlikwidowana Oczywiście wersja, że on to zrobił dla w zaborze rosyjskim, na Białorusi – kariery, jest absolutnie nonsensowna. Białoruś cała była unicka i na tej czę- On to zrobił ideowo, poszedł śladami ści Ukrainy, która znajdowała się pod swoich przodków. zaborem rosyjskim, potem na Chełm- Powstała wersja, że ani metropolita szczyźnie. nie chciał używać języka polskiego ani Unia była likwidowana parę razy – ostat- jego brat Stanisław nie chciał mówić po ni raz na tym pseudosynodzie we Lwowie ukraińsku, więc mówili ze sobą po fran- w 1945 roku – a jednak trwa, tam pod ziemią, cusku. Otóż z pamiętników matki wy- a w Polsce półofi cjalnie – ostatnio była wizyta nika jasno, że u nich w domu panował biskupa Marusyna z Watykanu, niektórzy język francuski, jak w każdym domu ary- sądzą, ze to fakt przełomowy dla sytuacji stokratycznym w owych czasach. An- Kościoła unickiego w Polsce. drzej i Stanisław rozmawiali ze sobą po Czternaście lat temu ja rozmawiałem francusku jako dzieci – więc dlaczego z metropolitą Slipyjem, którego Jan mieliby to zmienić później. nr 35 (2009) 391 Ukraina

A późniejszy okres metropolity? Wzrost na- polsko-ukraińska mogła się była ułożyć ina- cjonalizmu, wojna? czej – to jak by je Pan określił? Wiem, że Szeptycki w jakiejś rozmo- Pierwszy moment – zaraz po Unii Lu- wie powiedział: „kiedy dżungla płonie, belskiej. Wszystkie powstania kozackie, zwierzęta się nie gryzą, a ludzie się gry- które poprzedzały Chmielnickiego były zą” – to była jego opinia o stosunkach tylko wskazówkami, co nastąpi. Trzeba polsko-ukraińskich w czasie wojny. i można było położyć temu kres przed Chronił Żydów, narażając się na śmierć. wystąpieniem Chmielnickiego. Szlachta Propaganda komunistyczna przypisu- polska była politycznie absolutnie ślepa. je mu proniemieckość, ale to niepraw- Drugi moment – w czasie Wojny Pół- da. On oczywiście musiał z Niemcami nocnej. Mazepa po stronie ukraińskiej, pertraktować – tak samo Jak Sapieha a po stronie polskiej – Stanisław Lesz- musiał. Jeśli on nawet trochę popierał czyński. Gdyby Leszczyński mógł po- Hałyczynę czy inne formacje, to trzeba słać Karolowi XII pod Połtawę choćby pamiętać, że one tak współpracowały kilka tysięcy polskiej kawalerii, to Karol z Niemcami jak legiony Piłsudskiego XII wygrałby Połtawę, to historia nie współpracowały z Austriakami – oni tylko Polski, ale Europy i całego świa- walczyli licząc na to, że stworzą zalążek ta zmieniłaby się zupełnie. Ale Mazepa przyszłej narodowej armii ukraińskiej. miał minimalną pomoc ze strony ukra- Wierzyli w to, co Piłsudski powiedział ińskiej – Sicz zaporoska nie ruszyła się w swoim odczycie jeszcze przed I wojną w ogóle, co było posunięciem samobój- światową – że zwycięstwo pójdzie z za- czym. A po Połtawie nastąpiło pierwsze chodu na wschód – tj. najpierw Niemcy zniszczenie Siczy zaporoskiej za Piotra pobiją Rosję, a potem Zachód pobije I, a następne, defi nitywne, za Katarzy- Niemców. ny II. Można by ten wykaz nonsensów Chciałbym jeszcze dokończyć ten perspek- w polityce polsko-ukraińskiej ciągnąć tywiczno-historyczny wątek naszej rozmo- dalej – ale czy warto? Nonsensy w tej wy, od którego odeszliśmy. Gdyby miał Pan polityce trwały przez lat czterysta. Czas, wskazać momenty kluczowe, kiedy historia żeby się już skończyły.

392 nr 35 (2009) Józef Łobodowski Przeciw upiorom przeszłości

Mój artykuł pt. Między Muszalskim walkach, nosi charakter zdecydowanie utopijny „Kultura” 1952, nr 2/52- i Zagłobą, drukowany ubiegłego lata i z politycznego punktu widzenia obojętny. 3/53, s. 14-6. Całość dostępna na stronie w „Wiadomościach”, podsycił i rozsze- Jest w takim sformułowaniu sporo www.lobodowski.tnn.pl. rzył dyskusję toczącą się uprzednio na racji. ale nie całkowita. Myślę, że na- łamach tegoż pisma, zresztą dyskusję wet w wypadku nie znalezienia trze- dość marginesową, bo ograniczoną nie- ciego rozwiązania, wzajemne rozmowy mal w całości do działu „Koresponden- i rozładowywanie sąsiedzkiej nienawi- cja”. Tym razem jednak Jędrzej Giertych ści nie stanowią utopii i mogą okazać wystąpił z obszernymi uwagami, dołą- się pożyteczne. Nie znaczy to jednak, czył się Zbyszewski, napisali listy pro- abym innych możliwości nie widział. fesor Studnicki i Jan Tokarski. Żywo Zanim dojdę do sedna zagadnienia, trze- zareagowała strona ukraińska. Szereg ba podsumować dotychczasową dysku- czasopism, wychodzących w Europie sję i odeprzeć wysunięte zarzuty. Nawet i Ameryce, ogłosiło przekład mojej pra- marginesowa polemika miewa niekie- cy w całości lub obszernych wyciągach, dy swą pozytywną podszewkę. Gdy się zaopatrując je w komentarze; zasadni- kompromituje fałszywą argumentację, czo odpowiedziało paryskie „Ukraiń- przyczepioną do niesłusznej i szkodliwej skie Słowo”. Wreszcie otrzymałem sporo tezy, również i sama teza zaczyna chwiać prywatnych listów, przeważnie od osób się w oczach czytelnika. Teren, na któ- mi nieznanych. rym odbywają się nieliczne spotkania Niektórzy korespondenci zwrócili polsko-ukraińskie, jest tak najeżony uwagę, że artykuł mój był prawie w ca- kolczastymi zasiekami, przekopany wil- łości polemiczny, natomiast zabrakło czymi dołami, zaśmiecony wzajemnymi w nim konkretnego programu ugody uprzedzeniami i podejrzeniami, prze- polsko-ukraińskiej. siąknięty stęchłą wodą anachronicznych Bo przecież – słusznie pisze jeden z nich – prak- opinii, że trzeba go choćby częściowo tycznie biorąc, cała sprawa sprowadza się do oczyścić i zdrenować, bo inaczej zagu- pogranicznych ziem spornych. Gdyby któraś ze bimy się w nim bez ratunku. Oczywiście, stron zrezygnowała na rzecz drugiej ze Lwowa, po obydwu stronach barykady są ludzie, nic nie stało by porozumieniu na przeszkodzie. którym już nic nie pomoże. Jedni zawsze Ci z Polaków, którzy usiłują udowodnić, że Ukra- oświadczą: „Ty sobie gadaj, co chcesz, ina powstać nie może, a gdyby nawet powstała, a ja wiem, że Ukraińcy to czarnopod- nie utrzyma się pod naporem Rosji, bardziej niebienne gady!” – a inni odpowiedzą: wpatrują się w Lwów i Tarnopol, niż w Kijów „Lach, Żyd i sobaka – wira odinaka”. i Połtawę. Ukraińcy znów wszystkie problemy, Zatem spróbujmy raz jeszcze pod- łączące się z Polską, rozpatrują w skali: Zbrucz sumować zarzuty, z różnych stron pod -San. Skoro ustępstwo którejkolwiek ze stron mym adresem wysunięte i cierpliwie na wydaje się, przynajmniej w chwili obecnej, nie- nie odpowiedzieć, choć w wielu wypad- możliwe, pisanie na ten temat ma sens tylko kach należało by ich autorów odesłać do wtedy, gdy autor widzi i proponuje trzecie roz- szkółki, by trochę poślęczeli nad logiką, wiązanie i to bardzo konkretnie sprecyzowane. historią, a nawet nad podręcznikiem ele- Cała reszta, włącznie ze szlachetnym wzywa- mentarnej geografi i. Innym znowu – to niem do nieprzelewania krwi w bratobójczych przeważnie tym, co najgłośniej krzyczą nr 35 (2009) 393 Ukraina

o katolicyźmie i moralności, przydałby choć miejscami zbyt daleko idąca, nie się i katechizm. wypadłaby po jego myśli. Więc poprostu „obiektywne dane”, bez bliższych, najwi- Stadnicki – pierwszy doczniej zbędnych, wyjaśnień. Zacznę od profesora Studnickiego. Czas przeszły powiada mu znowu, że Z wieku mu i urzędu ten zaszczyt na- na Ukrainie „nigdy nie było woli niepod- leży. Powołując się na moje własne ległości”. Cytuje Hruszewskiego, a z cy- wyznanie, że czytałem jego artykuł towanego tekstu wynika, że „żołnierze z uczuciem „oburzenia i wściekłości”, pochodzenia ukraińskiego rozjeżdżali profesor w liście do „Wiadomości” się do domów” i o niepodległość Ukrai- przygważdża mnie spokojnie i lako- ny walczyć nie chcieli. To samo w wieku nicznie: „Te stany uczuciowe nie po- X1X-tym. „Kulisz był politycznie Ro- zwoliły mu ocenić mych zasadniczych sjaninem”. Zatrzymajmy się nad sprawą twierdzeń, opartych na obiektywnych Kulisza, bo tu, jak na dłoni, cały profesor danych...” Inaczej mówiąc – wpadł we Studnicki. Zresztą on sam tego chciał, wściekłość, o logicznym rozumowaniu jak ów bohater molierowskiej komedii, nie ma mowy. Opowiem tu autentyczną albo fredrowski szambelan z Pana Jo- anegdotę, dotyczącą znakomitego pisa- wialskiego. rza hiszpańskiego Miguela Unamuny. „Pan Łobodowski – pisze Studnicki Był on wielkim śpiochem, co mu zresztą – oburza się, że nazwałem Kulisza i Ko- nie przeszkadzało w bardzo intensywnej stomarowa Rosjanami. Pisze, że Kulisz pracy. „Don Miguel – zagadnął go kie- należał do starego rodu ukraińskiego dyś na wszechnicy w Salamance pewien i że pisał wiersze ukraińskie. Wierszy młody żartowniś, – czy to prawda, że tych nie znam, lecz znam i cytowałem pan przesypia po kilkanaście godzin na memoriał Kulisza, zalecający środki ru- dobę?” „Tak, to prawda – odparł żywo syfi kacyjne na Litwie”. A więc naresz- Unamuno ale pamiętaj, młodzieńcze, że cie coś konkretnego. Studnicki „wierszy ja nawet we śnie bywam czujniejszy niż Kulisza n i e z n a”. Niech się czytelnik ty na jawie!” Trawestując powiedzenie wczuje w te słowa. „Wierzy Kulisza nie znakomitego Hiszpana, mógłbym i ja zna” natomiast „zna jego memoriał” an- oświadczyć przy nadarzającej się okazji: typolski. Wielkim poetom zdarzało się „Tak jest, często daję się ponosić uczu- pisywać różne memoriały i nie według ciom oburzenia i wściekłości, ale nawet nich przywykliśmy oceniać ich rolę we wówczas, gdy wpadam we wściekłość, własnym narodzie. Wyobraźmy sobie, lepiej panuję nad moimi argumentami, że jakiś cudzoziemiec insynuuje sfałszo- niż pan profesor nad swoimi na spo- wany wizerunek Mickiewicza, a gdy mu kojno”. się wskaże na Dziady, Konrada Wallen- „Zasadnicze twierdzenia, oparte roda, Pana Tadeusza, odpowie z czaru- na obiektywnych danych”. Badajmyż jącą studnicką dezynwolturą: „Wierszy te twierdzenia, a może czegoś się na- Mickiewicza nie znam, natomiast znam uczymy. Pan profesor operuje zarówno taki a taki artykuł z «Trybuny Ludów»”. czasem teraźniejszym jak przeszłym. Kulisz nie miał mickiewiczowskie- Czas teraźniejszy mówi mu, że „Ukra- go geniuszu, ale w rozwoju literatury ińcy na terytorium Ukrainy stanowią ukraińskiej i myśli politycznej odegrał mniejszość”. Na jakich „obiektywnych rolę zasadniczą. Tłumaczył Szekspira, danych”, na jakich statystykach Studni- Goethego, również pisarzy polskich cki się oparł, nie wiemy. Nie cytuje żad- z intencją zbliżenia Ukrainy do Zacho- nego źródła i słusznie, bo nawet praca du. Był namiętnym szermierzem pojed- Stanisława Skrzypka, ostrożna i solidna, nania polsko-ukraińskiego. W książce

394 nr 35 (2009) Przeciw upiorom przeszłości Józef Łobodowski

Malowana Hajdamaczyzna gwałtow- mie i błagał o pozwolenie na powrót nie zaatakował anarchiczne instynkty w ojczyste strony, stał się Rosjaninem? ukraińskiego stepu. Ujemnie oceniał To są wolne żarty ichmościów ani bio- kozaczyznę, przez co wszedł w konfl ikt rących pod uwagę ówczesnej sytuacji z niejednym współczesnym Ukraińcem. politycznej, ani umiejących wniknąć Ostro przeciwstawiał się pisarzom, ide- w psychologię pisarzy, o których wyda- alizującym ślepą nienawiść do Polaków. ją arbitralne sądy. Cóż z tego wyszło? We własnym obo- Jeśli profesor Studnicki powróci kie- zie spotkał się z niechęcią, po stronie dykolwiek do tego tematu, z góry za- polskiej, gdy zaczął działać we Lwowie powiadam, że nie będę z nim więcej z całkowitym lekceważeniem. Wtedy dyskutował, jeśli uprzednio nie pofa- przecież „Rusinów” w Galicji nie bra- tyguje się sprawdzić, kim był Kulisz, no na serio. Cóż tam Kulisz i jego dłoń podobnie jak nie polemizowałbym wyciągnięta do Polaków! Rozgoryczo- z Ukraińcem, który by wydawał lekko- ny pisarz zaczął szukać porozumienia myślne sądy o Mickiewiczu, oświadcza- gdzie indziej. Stąd jego przejściowy fl irt jąc bez żenady: „Wierszy Mickiewicza z Rosją. Ale i na tym się nie zatrzymał, nie znam”. umieszczając swe nadzieje w innym kie- „Patrioci ukraińscy pragnęli chwi- runku. lowego zerwania z Moskwą... trwałej W każdym razie, choćbyśmy najsu- woli oderwania się od Rosji nie było...” – rowiej oceniali pomyłki i złudzenia po- twierdzi Studnicki, pisząc o latach 1917- lityczne Kulisza, opinia Studnickiego 1920. Ma rację o tyle, że istotnie pewne nie ma nic wspólnego z rzeczywistoś- frakcje czy partie myślały o zachowaniu cią. Jeśli Kulisz w okresie swej orientacji związku federacyjnego z Rosją. Ale nie pro-rosyjskiej był „politycznie Rosjani- wszystkie. Petlura był niepodległościow- nem”, w takim razie w latach orienta- cem. Anarchiści Nestora Machna bili cji pro-polskiej musiał być „politycznie się tak samo z bolszewikami, jak z De- Polakiem”. Ani jedno, ani drugie. Był nikinem i Wranglem. Ale istota rzeczy Ukraińcem i szukał takich rozwiązań, na pewno nie tkwi w tym, jaką orien- jakie mu w danej chwili wydawały się tację wyznawały poszczególne partie dla jego ojczyzny najkorzystniejsze. I czy ukraińskie przed trzydziestoma prze- nie wystarczy fakt, że w czasach gdy taki szło laty. Dla trzeźwego polityka, któ- Hohol-Janowśkyj stawał się Gogolem ry szuka właściwej drogi w stosunkach i oddawał swój geniusz w służbę lite- polsko-ukraińskich, najważniejsza jest ratury rosyjskiej, Kulisz pisał po ukra- teraźniejszość. Nie to, czego Ukraiń- ińsku, a przede wszystkim, że całą swą cy kiedykolwiek chcieli czy robili, ale twórczość pisarską wypełniał narodową czego chcą i do czego dążą w chwi- 1 Polecam profeso- treścią ukraińską?1 li obecnej. Pawło Kotowycz słusznie rowi Studnickiemu, a również Giertychowi, A co do pomyłek... Czy Mickiewicz wskazał w swym liście do „Wiadomo- który dla odmiany widzi w okresie ideologicznych szaleństw, po- ści”, iż fakt, że sto tysięcy Ukraińców w Kuliszu „tajemniczą czętych z towiańszczyzny, nie wyskaki- z Ukrainy Sowieckiej, którzy znaleźli się postać” i wielką fi gurę wał z dziwacznymi pomysłami, które w Niemczech w charakterze dipisów, międzynarodowej tyle krwi napsuły Krasińskiemu; a Sło- zorganizowali się w ukraińskim obozie masonerii, moje obszer- ne studium o pisarzu wackiego odstręczyły raz na zawsze niepodległościowym, jest bardziej wy- ukraińskim, drukowane od towiańczyków? Czy nie zamierzał mowny niż dziesiątki pseudohistorycz- w miesięczniku „Prob- nawrócić cara Mikołaja? A cóż powie- nych spekulacji. Ktoś powie: „To są po lemy Europy Wschod- my o Czaykowskim? Sturczył się, więc prostu ludzie, nie chcący wracać pod niej”, Styczeń, 1939. Tam znajdą wszystkie przestał być Polakiem. Gdy zaś na sta- sowieckie panowanie, wrogowie Stali- interesujące ich szcze- rość „pokajał się” w upokarzającej for- na i jego systemu, a nie Rosji”. Świetnie. góły. nr 35 (2009) 395 Ukraina

Dlaczego więc nie idą do obozu Kiereń- Natomiast o walkach ukraińsko-ro- skiego, choć ich tam zapraszają czapką syjskich Studnicki woli nie wspominać. i papką, dlaczego nie chcą słyszeć o fe- Nawet, gdy chodzi o walki, w których deracji z Rosją, dlaczego psują krew ro- malinowy sztandar kozacki szedł obok syjskim „jedino-niedielimowcam”? złotego sztandaru polskiej Korony. Nie „Pan Łobodowski nie rozumie zasadni- mówi, jakiego zerwania z Rosję chciał czego antagonizmu polsko-ukraińskiego. hetman Mazepa, „chwilowego” czy „po Ten antagonizm ma podstawy bardzo wieczne czasy”. Żadnych rewelacyj na realne, sprawę Małopolski Wschodniej. temat stosunku Szewczenki do „Mało- Czym jest historia Ukrainy tak jak ją uj- polski Wschodniej” nie ogłasza. Symona mują Ukraińcy? Historią rzezi Polaków, Petlury indygenatem rosyjskim nie ob- walk polsko-ukraińskich. Bohaterami jej darza. Szkoda! Bo gdyby przypomniał są Gonta i Bandera”. Trudno w kilkuna- sobie, że jednak istnieli Konaszewicze, stu słowach zmieścić więcej nonsensów Kisiele i Niemirycze, a w bliższej prze- i fałszów historycznych. Spór polsko- szłości inni Ukraińcy, którzy pragnęli ukraiński nie zaczął się od Małopolski porozumienia z Polakami, może by nie Wschodniej. To raz. Rzezie Polaków napisał, że wszystko sprowadzało się do przez Ukraińców nie wyczerpują dzie- „rzezi”. I gdyby mnie po przeczytaniu tej jów tego sporu ani w pracach historyków haniebnej bzdury nie dławił wstyd za naszych ani ukraińskich. Poza tym ten Studnickiego, gdyby nie to, że nie chcę medal miał odwrotną stronę, gdyż rzezie obrażać ani tych Polaków, którzy dalecy były wzajemne. Nie wiem, czy profesor są od podobnego stanowiska, ani tych Studnicki słyszał o krwawej pacyfi kacji Ukraińców, którzy portretu Gonty nad „prewencyjnej” na Wołyniu, tuż przed łóżkiem nie wieszają, miałbym prawo pierwszym rozbiorem, pacyfi kacji ni- powiedzieć wszystkim upiorom brato- czym przez chłopów wołyńskich nie bójczej przeszłości: „Rzeź Polaków? Tak! sprowokowanej. Mam na to koronnego Bo macie Ukraińców właśnie takich, ja- świadka w osobie króla Stanisława Augu- kimi chcecie ich mieć!” sta, który gorzko skarżył się na samowolę Najzabawniejsze, że pisząc w roku szlachty, na własną rękę przeprowadzają- Pańskim 1951 o ziemiach, będących cej masowe egzekucje Bogu ducha win- przedmiotem sporu, Studnicki sięga do nych chłopów. Pisałem już o Kuliszu, że argumentów niemal typu biologiczne- w swych pracach historycznych stanow- go. „Małopolska Wschodnia była krajem czo potępia cały ruch hajdamacki wraz rolniczo przeludnionym. Walka o zie- z Gontą. A co do Bandery... No, nie wszy- mię była ważnym elementem”. Była prze- scy Ukraińcy uważają go za bohatera. ludniona... Ale teraz chyba już nie jest. Niech by pan profesor pofatygował się Jeden ważny element ubył. Może więc i poczytał sobie, co o Banderze piszą na zaczniemy używać argumentów, nieco przykład melnykowcy, ci sami, z których mniej pachnących niemieckim „Blut Studnicki już kiedyś w polemice, toczą- und Boden”, byśmy się zaś nie wykie- cej się na łamach „Lwowa i Wilna” zrobił rowali na drogi raczej niespodziewane. imelgunców, za jednym pociągnięciem Profesor Studnicki jest człowiekiem pióra mianując nacjonalistą ukraińskim starym i ma za sobą niejedną piękną jednego z szefów. „Sojuza bor’by za swa- kartę polityczną i pisarską. Ale sprawa, bodu Rassiji”. He, he... jeśli Kulisz był Ro- o którą toczy się spór, to nie fraszka. sjaninem, dlaczego Mielgunow nie ma Zbyt wiele krwi lepi się nam na rękach, być Ukraińcem? Tak to się panu profe- abyśmy tracili czas na wzajemnych re- sorowi beztrosko mylą nazwiska, spra- weransach, podczas gdy nieodpowie- wy i fakty. dzialni ludzie przygotowują grunt pod

396 nr 35 (2009) Przeciw upiorom przeszłości Józef Łobodowski nową, być może, jeszcze straszniejszą profesor Studnicki chce nam sprzedać walkę. Więc powiem Studnickiemu truciznę, blekot polityczny, szalej niena- twardo: zarówno on, jak inni, którzy wiści, odwieczną, dobrze znaną otrutę dmą w miechy przy ogniu polsko-ukra- w pseudo-historiozoficznym opako- ińskiej nienawiści, będą współodpo- waniu. Jego list, który obecnie kwituję, wiedzialni za tę krew, która się jeszcze przekonał mnie o jednym: że po prze- w przyszłości poleje. I lepiej nie zapisy- czytaniu mego artykułu, bądź co bądź wać ostatnich rozdziałów długiej pracy dostatecznie nabitego argumentami publicystycznej słowami, które poczęła i faktami historycznymi, dowiedział się ślepa niechęć, a trzymała do chrztu za- tylko tego, jak się poprawnie pisze na- rozumiała ignorancja. zwisko Bandery. To wiele. Pogratulować! Pozostaje mi tylko zapewnić pana profesora, że nie poczułem się dotknię- Z kolei – Giertych ty jego lekceważącym zwrotem koń- Jędrzej Giertych odpowiedział mi nie cowym, w którym odmawia mi, jako krótkim listem, jak profesor Studnicki, poecie, prawa do szukania leków na ale obszernym artykułem. Okazuje się konfl ikty historyczne. Ale przypomnę jednak, że miejsca było za mało. „Aby mu jego własne słowa, jakimi uważał odeprzeć skutecznie” – pisze Giertych za możliwe podsumować swe wspo- – „zbiorową proukraińską sugestię” – mnienia sprzede dnia wojny, drukowa- a więc nprz. aby odpowiedzieć p. Józe- ne w 1947 roku w „Wiadomościach”. Oto fowi Łobodowskiemu – „nie wystarcza po omówieniu tego, co by się stało, lub artykuł, lecz potrzebna jest właściwie stać mogło, gdyby armia polska uderzy- książka”. Niestety jednak, na książkę ła wraz z Niemcami na Rosję, Studnicki w sprawie ukraińskiej Giertych „zdo- dodał: „Po zwycięstwie na Wschodzie być się w tej chwili nie jest w stanie”. nastąpić by musiał kompromisowy po- Ha, trudno! Oczekując z niecierpliwoś- kój na Zachodzie. Rosja bolszewicka cią, aż publicystyka polska wzbogaci się zwyciężona. Europa sfederowana”. Po- o nowe dzieło, poprzestańmy na razie stawić takie twierdzenie w roku 1939 na artykule. mógł człowiek nie orientujący się, czym Giertych zaczyna od oświadczenia, jest bestia hitlerowska; powrócić do nie- że „zabierając czasem głos w sprawie go w osiem lat później – jedynie ktoś, ukraińskiej, występuje nie tyle przeciw dla kogo doświadczenia historyczne Ukraińcom, ile przeciw polskiemu obo- nie mają żadnej wartości, jeśli nie po- zowi proukraińskiemu”. Mówi, że nie twierdzają jego własnej tezy. A jeśli nie ma nic przeciw powstaniu niepodległej potwierdziły, tym gorzej dla tych do- Ukrainy, byle by polscy ukrainofi le nie świadczeń. Czy więc na podstawie po- angażowali żywych sił narodu w tej spra- dobnego oświadczenia, wydrukowanego wie, która jest sprawą „nie tylko cudzą, czarno na białym w dwa lata po zagaś- lecz i niedwuznacznie wrogą”. Inaczej nięciu ostatniego pieca krematoryjnego, mówiąc, Ukraińcy mogą spać spokojnie nie mógłbym, chociaż tylko poeta, za- – ze strony Giertycha nic im nie grozi. rzucić profesorowi Studnickiemu właś- Kogo chce zniszczyć – to właśnie nas, nie... „poetyzowania”? niepoprawnych, niczego nie rozumie- Być może, że – jak pisze pan pro- jących, dążących do samobójstwa na- fesor – nigdy nie znajdę lekarstwa na rodowego, zwariowanych „ukraińców”. „zasadnicze prawo biologiczne”, jakim „Trwoniliśmy już siły – powiada Gier- jest „walka o ziemię”, w danym wypadku tych na budowanie Ukrainy wielokrot- o Ziemię Czerwieńską. Pozostanie mi nie. Owo budowanie zawsze kosztowało pociecha, że go szukałem. Natomiast nas wiele, a czasem, wręcz groziło nam nr 35 (2009) 397 Ukraina

katastrofą, lub wręcz katastrofę na nas lonych” ową mgławicą. Zaiste, rewela- sprowadzało. Oby nie sprowadziło na cyjna teoria! Przypuśćmy, że istotnie nas nowych katastrof w przyszłości!” poza „kilku luźnymi ośrodkami” na Po czym omawia plusy i minusy, ja- wschód od Bugu i Zbrucza – bo Ukra- kie w jego pojęciu miałaby z polskiego ińcom halickim Giertych świadomości punktu widzenia niepodległa Ukraina, narodowej łaskawie nie odmawia – roz- i dochodzi do kategorycznego wniosku, ciąga się ziemia niczyja pod względem że minusy stanowczo przeważają. narodowościowym. Ale wszędzie na tej Zdawało by się, to powinno wystar- „ziemi niczyjej” mówi się tym samym ję- czyć. I nawet stanowisko Giertycha, zykiem, śpiewa się te same pieśni, czyta choć w moim przekonaniu całkowicie się tych samych pisarzy, tańczy się te błędne, należało by uszanować. Uwa- same tańce. „Doktrynerów” coraz wię- ża, że powstanie niepodległej Ukrainy cej i wcale żwawo sobie poczynających. stanowić będzie poważne niebezpie- W „mgławicy” odbywa się ciągły ruch. czeństwo dla Polski, a że polska koszu- Nasz specjalista od narodowej astro- la bliższa ciała niż ukraińskie hajdawery, nomii i kosmologii powinien wiedzieć więc dbajmy przede wszystkim o koszu- że z takiej „mgławicy” musi prędzej czy lę. Punctum. Nie ma o czym gadać. Ale później wyłonić się jakaś planeta, ko- nie – to dla Giertycha za mało. Chce meta choćby. Niestety, muszę Giertycha mieć czyste sumienie i wyjść z polemiki rozczarować. Zapomniał on w swoim w godowej szacie niepokalanego anio- historiozofi cznym ferworze że nprz. ła. Więc swój ściśle polityczny wywód Wołyń już przed wojną szybko nadrabiał podbudowuje rozważaniami natury hi- swe opóźnieni w świadomości narodo- storycznej, kulturotwórczej, nawet lin- wej w stosunku do Ziemi Czerwieńskiej. gwistycznej, by ostatecznie oświadczyć, Krwawy pług wojny przeorał go do głę- że naród ukraiński w gruncie rzeczy nie bi i przyśpieszył ten proces. Chłop wo- istnieje i prawa do niepodległości nie łyński masowo szedł do szeregów UPA, posiada. która była zbrojnym ramieniem obozu I tu zaczyna się zwykły mętlik, sta- niepodległościowego. To samo działo wanie na głowie, szastanie faktami się na sąsiednim Podolu, a nawet – hor- historycznymi w najbardziej bezce- rible dictu, do czego dożyliśmy! – na remonialny sposób, reprezentacyjny Polesiu! […] popis ignorancji, a także wyraźnie złą Giertych raz jeszcze rozwija tezę, że wolą nacechowane fałszowanie wyda- w latach 1917-1920 narodu ukraińskiego rzeń z najbliższej, a więc bardzo łatwo nie było. „Była partia polityczna – jeden sprawdzalnej przeszłości. z prądów politycznych na Ukrainie, i to Pisze Giertych, że między dwoma wcale nie najsilniejszy”. Giertych nie ro- ośrodkami narodowego ruchu ukra- zumie mechaniki rewolucji społecznej, ińskiego – na Zadnieprzu i na Ziemi która nastąpił na Ukrainie jednocześ- Czerwieńskiej – ruch ten albo w ogóle nie ze zrywem niepodległościowym. nie istnieje albo jest „niezmiernie nikłą Zawsze w takich okolicznościach na- roślinką”. Między Lwowem i Kijowem stępuje zatarcie ostrych linii, zamęt rozpościera się „etnografi czna mgławi- ideologiczny, rozbicie, a przynajmniej ca, wśród której proklamują przynależ- osłabienie ośrodków krystalizacyjnych. ność do tego narodu tylko doktrynerzy, Przypomnijmy czasy napoleońskie. Na- podobni do naszego Floriana Ceynowy, wet narody o takiej historii i kulturze, jak który głosił ideę kaszubskiej odrębności niemiecki i włoski, znalazły się w stanie narodowej”. A naród „nie może składać wrzenia na poły rewolucyjnego, i na żad- się z kilku luźnych ośrodków, przedzie- ne zwarte działanie nie zdobyły się. Czy

398 nr 35 (2009) Przeciw upiorom przeszłości Józef Łobodowski lud wenecki bronił sztandaru Świętego latach, to zjawisko „atamańszczyzny”. Marka przed najazdem francuskim? Typu anarchistycznego, jak Nestor Aby mnie nie posądzono o dobie- Machno, bolszewickiego, jak Kotowski, ranie wygodnych przykładów, wezmę najczęściej zaś po prostu „tutejszego”, przykład inny, właśnie najmniej mojej w granicach jednego powiatu czy gmi- tezie odpowiadający: Hiszpanię. Gdy- ny. I w Polsce były takie tendencje, że by nie bezceremonialność, z jaką Na- przypomnę czerwony sztandar na wieży poleon potraktował rodzinę królewską, magistratu lubelskiego, czy ogłoszenie nie bezwzględność generałów i brutalne „republiki tarnobrzeskiej”. Tyle, że inna zachowanie się żołnierzy francuskich, była struktura społeczna, inne okolicz- wypadki potoczyłyby się zapewne ina- ności, inne tradycje, no i różny stopień czej. Ogromną rolę odegrał kler ka- uświadomienia narodowego. Na mar- tolicki, który widział w Napoleonie ginesie zabawna anegdota – za repub- przede wszystkim wroga religii i Koś- liki hiszpańskiej pewna zabita gmina cioła. A i tak spora ilość intelektualistów andaluzyjska ogłosiła „niepodległość i tych wszystkich, którzy znajdowali się i suwerenność”, zaznaczając w wyda- pod wpływami osiemnastowiecznego nym manifeście, że pragnie żyć w zgo- racjonalizmu, stanęła po stronie na- dzie i pokoju z okolicznymi, gminami jeźdźcy, a w każdym razie „kolaboro- i „państwami całego świata”. Znów za- wała”. Pierwsza polityczna emigracja stanawiająca analogia, którą trzeba wziąć hiszpańska, to przecież właśnie emi- pod uwagę. Zjawisko dość powszechne, gracja „pro-francuska”. a jeśli je pomnożymy przez step, przez Zrobię Giertychowi przyjemność Hulaj-Pole, przez Czarny Szlak, przez i dam jeszcze jeden przykład, na pew- niezagasłe, czy choćby we krwi drzemią- no bardzo miły jego sercu: zachowanie ce tradycje Zaporoża, otrzymamy to, co się szlachty ariańskiej i kalwińskiej pod- działo się wówczas na Ukrainie. czas najazdu szwedzkiego. Wówczas, jak Giertych wątpi, aby na Ukrainie było utrzymuje sam Giertych, działała w Pol- wiele ludzi, umiejących napisać list po- sce piąta kolumna protestancka. Więc na prawną pisownią, ba, w ogóle znających Ukrainie działała piąta kolumna komu- język ukraiński i nie odnoszących się do nistyczna. Lubię wybitnych świadków. niego z drwinami. Jako do lingwisty nie Przed chwilą w polemice ze Studnickim mam do Giertycha zaufania od czasu, powołałem się na Stanisława Augu- gdy z poważną miną napisał, że dłuż- sta. Obecnie powołam się na Lwa Tro- szy czas po rewolucji Rosjanie mówi- ckiego. To właśnie on w przemówieniu li z akcentem żydowskim. Sam słyszał pożegnalnym do agitatorów, po ukoń- w pociągu, gdy jeździł do Sowietów, jako czeniu specjalnego kursu wyruszających urzędnik M.S.Z.-tu, zanim go brzydki na Ukrainę, by siać zamęt ideologiczny, Beck posłał na zieloną trawkę. Z równą oświadczył: „Pamiętajcie, że wpływy nie- racją mógłby Giertych napisać, że mó- podległościowców na Ukrainie są bardzo wiono – ach, dusza łubeznyj, ty znajisz silne. Niekiedy powinniście udawać, że paczamu Tyfl ys samyj gławnyj gorod? – jesteście petlurowcami, by tym łatwiej z akcentem ormiańskim. Jeśli wszystkie zdobyć zaufanie”. Omawiałem kiedyś wiadomości, które Giertych przywoził szczegółowo to przemówienie na łamach z urzędowych wyjazdów do Rosji, były „Biuletynu Polsko-Ukraińskiego”. Gier- na tym samym poziomie, trzeba przy- tych, oczywista, go nie zna. A może… znać, że Beck słusznie ocenił jego kwa- może Trocki był również... ukrainofi lem? lifi kacje. Co bodaj najbardziej zaważyło na lo- Ale do rzeczy. „Wolne żarty!” – wy- sach Ukrainy w owych przełomowych krzykuje Giertych pod adresem tych, nr 35 (2009) 399 Ukraina

którzy, jak niżej podpisany, twierdzą, wiających się stron, że istniało pewien że nie było tak źle z literackim językiem czas niezależne państwo pod buławą ukraińskim w omawianym okresie. To Chmielnickiego. […] prawda. Żarty. Bardzo kiepskie żarty. Tak, tak... Gdyby Giertych był Tur- Niestety, żartownisiem jest właśnie sam kiem, napisałby zapewne, że w końcu Giertych. Czy słyszał on o tych wszyst- wieku XVII Polska była lennem ture- kich pisarzach, fi lologach, historykach, ckim, ponieważ po upadku Kamieńca naukowcach ukraińskich pierwszej po- komisarze Rzeczypospolitej, by zyskać łowy XX-go wieku, którzy w najbardziej na czasie, zgodzili się na coroczny okup niesprzyjających warunkach pisali w ję- i sułtan posłał królowi Michałowi kaftan zyku ojczystym? Przecież intensywniej- lennika. Ale Giertych tego nie napisze, szy ruch artystyczny i kulturalny nie jest bo jest Polakiem. Historiografi a turecka możliwy, jeśli nie istnieje odpowiednie straciła niebyle jakie pióro. środowisko i zainteresowanie. Jeśli nie Według Giertycha, ukraiński nacjona- istnieje odbiorca. Jakże sobie wyobra- lizm nie ma żadnego prawa do spadku zić bujny renesans kultury ukraińskiej, po dawnej Rusi Kijowskiej i Halickiej. począwszy od 1921 roku, gdyby nic się To tylko „polscy ukrainofi le dobudowują przedtem nie działo w samym społe- narodowi ukraińskiemu genealogię ty- czeństwie, gdyby nie było wytworzonej siącletnią”. Czyli starym rosyjskim sy- już uprzednio przychylnej atmosfery! stemem: ukrainizm – „polskaja intryga”. Teatr, publicystyka, poeci, przekłada- Ukrainofi le niczego nie muszą „dobudo- jący na język ukraiński – i jak przekła- wywać”, bo Ukraińcy sami sobie dawno dający! – największych pisarzy świata, tę genealogię zbudowali. Kozaccy przy- od Greków i Rzymian poczynając – toż wódcy XVII wieku mieli już jasną tego to nie wyskakuje jak murawa spod zie- świadomość i na książąt kijowskich stale mi, na ugorze się nie rodzi, ale wymaga powoływali się jako na swych antenatów. długiej pracy przygotowawczej. Gier- Nie tylko ludzie miary Chmielnickiego tych tego wszystkiego nie wie. To jeszcze i Konaszewicza-Sahajdacznego, ale i po- nie grzech. Grzech powstaje z chwilą, mniejsi, typu Ostranicy czy Nalewajki, gdy nie tylko wygłasza on absurdalne choć większość polskich dziejopisów i krzywdzące adwersarzy sądy, ale wy- uważa ich za ciemnych i niepiśmie- głasza je ex catedra, owinięty w togę nie- nych watażków. Nprz. w Kronice Sa- omylności. mijły Wełyczki można sobie teksty Nie od dziś Giertych zabawia się w po- odpowiednich uniwersałów i „hramot” prawianie rewizję historii. Już mu kiedyś z pożytkiem przeczytać i słuszność słów Tadeusz Siuta w bardzo spokojnej i de- moich sprawdzić. likatnej formie wytknął całkowite nieli- O poziomie wywodów Giertycha czenie się z rzeczywistością historyczną, najlepiej niech zaświadczy opinia, że oraz bezceremonialne naginanie jej do „wspólny między polskimi Rusinami własnych tez politycznych. To w stosun- i Rosją alfabet” jest „moskiewskiej pro- ku do historii Polski. Ale włosy stają dęba weniencji”. Daję słowo honoru, że profe- na głowie dopiero z chwilą, gdy Giertych sor Stanisław Horyszewski z gimnazjum „rewiduje” historię Ukrainy. Hetmana Jana Zamoyskiego w Lublinie „Ukraina nie została przez Moskwę nie puściłby mnie z szóstej do siódmej podbita, lecz w Perejasławiu dobrowol- klasy, gdybym powyższe zdanie napisał. nie się pod władzę cara oddała”. Iłowaj- Przecież to są czyste kpiny z historii, skij twierdził to samo. Ale mnie w szkole chronologii, elementarnej znajomości uczono, że perejasławska umowa nie zo- dziejów cywilizacji na Wschodzie Eu- stała dotrzymana przez żadną z uma- ropy! Alfabet na Ukrainie prowenien-

400 nr 35 (2009) Przeciw upiorom przeszłości Józef Łobodowski cji moskiewskiej! Musiałby Giertych baudzcy, którzy od czasu do czasu rów- przedtem udowodnić, że w Moskwie nież wtrącali trzy grosze. Właściwie już kwitły nauki, gdy na miejscu przyszłe- za Walezjuszów, nie mówiąc o Burbo- go Kijowa był pusty majdan, że kultu- nach, kwestia ta nie istnieje. Rewolucja ra szła znad Klaźmy nad Dniepr, a nie francuska zmiata resztki politycznych odwrotnie. Jakim alfabetem posługiwał tradycji. Odrodzenie języka langwedo- się Jarosław Mądry? Jakim – poza ła- ckiego w literaturze, zainicjowane przez ciną – posługiwano się w akademiach Jeana Jasmina, a kontynuowane przez kijowskich? Jakich czcionek używano felibryżystów z Mistralem na czele, skut- do druku książek, przeznaczonych na ków politycznych nie miało. Gdzież tu eksport do Moskwy? Niech się Gier- analogia z Ukrainą? Gdzież zrywy nie- tych nie krępuje. Niech wygarnie tym podległościowe, choćby w przybliże- samym tchem, że Święty Cyryl urodził niu dające się porównać z ukraińskim się w Suzdalu, a wynalazku swego doko- XVII i XVIII wiekiem? Również analo- nał w Solwyczegodskjej Pustelni. I znów gia Mistral-Szewczenko świadczy jedy- trzeba siadać na szkolnej ławce, otwierać nie o tym, że Giertych nie bardzo wie podręcznik i dowiadywać się, że na Bia- o czym pisze. Na Szewczence wychowa- łorusi i Ukrainie powstawały drukarnie ły się i modliły całe pokolenia, jak u nas w tym samym czasie, gdy w Moskwie na Mickiewiczu i Słowackim – Mirellę Iwanów Srogich i Groźnych drukarzy, Mistrala czytywano jako piękny poemat przybyłych z zagranicy, palono na sto- i ciekawostkę językową. Ukraina w cza- sach. Zaś rosyjska grażdanka stanowiła sie drugiej wojny światowej dała potęż- taki sam wynalazek, jak dorobienie no- ny ruch narodowy i armię powstańczą: wego ucha do starego czajnika. Ot, wam Prowansja – marché noir między Mar- i „moskiewska proweniencja”! sylią i Niceą i zjazd dam z półświatka do Na deser Giertych używa typowego Juan-les-Pins na wywczasy z amerykań- chwytu spod znaku „jedinoj i niedieli- skimi żołnierzami. Jeśli zaś dała również moj”, porównując Ukrainę do Prowancji, „résistance”, to pod sztandarem ogólno a Szewczenkę do Mistrala. Przed paru -francuskim, a nie prowansalskim. Oto laty jużeśmy na ten temat polemizowali i giertychowe analogie! w „Wiadomościach”, przy czym, jak mi A teraz sprawa umowy warszawskiej się wydało, kwestię wyczerpałem w arty- i pokoju w Rydze. Giertych podtrzymuje kule pt. Masońskim dyszlem z Kreszcza- swe stanowisko, twierdząc, że „nie po- tiku na Ramblas. Giertych, choć zwykle gwałciliśmy żadnego z artykułów umo- chętny do dyskusji, wówczas z dalszego wy”. Zgadzam się, że Wyprawa Kijowska ciągu zrezygnował. Teraz powraca do skończyła się „aktem siły wyższej, zamy- starych i dawno obalonych argumentów. kającym sprawę”. Prowadzić wojnę po „Prawo Prowancji do niepodległości – bitwie niemeńskiej, ani przygotowywać pisze z całą powagą – mierzyć trzeba nie się do nowej wyprawy na wiosnę 1921 prowansalską dwutysiącletnią historią, nie mogliśmy. Ale uznawać w Rydze Ra- ale siłą lub słabością ruchu prowansal- kowskiego i Joff ego jako przedstawicieli skiego od czasu założenia «Félibrige». Ukrainy nie mieliśmy prawa. Oddziały Podobną miarą mierzyć trzeba sprawę Petlury dotrzymały wierności do końca. Ukrainy”. W krytycznych momentach bitwy war- Mierzmy. Prowansja utraciła nieza- szawskiej odegrały swoją rolę, broniąc leżność bardzo wcześnie. Stała się obiek- uporczywie Zamościa, co nie było bez tem walk feudalnych i dynastycznych. znaczenia dla powodzenia kontrataku Andagawenowie, królowie aragońscy, znad Wieprza. Dla całego świata różnica później francuscy, a nawet książęta sa- między Rygą i Jałtą jest właśnie taka, jak nr 35 (2009) 401 Ukraina

między szarżą pułku ułanów pod Koma- two sprawdzić, czy Giertych ma rację. rowem, a wybuchem bomby atomowej Bo dzieją się rzeczy, zaiste, rewelacyj- w Hiroshimie. A dla Ukraińców Ryga ne. Okazuje się, że zwolennicy „polity- miała identyczną wymowę, co Jałta dla ki gwałtów” ograniczali się do grupki nas. W tym sensie analogia jest pełna. „istniejącej na peryferii obozu narodo- Wśród fi nt i chwytów stosowanych wego, ze Stanisławem Grabskim i Klau- przez Giertycha są i takie, za które na diuszem Hrabykiem na czele”. Zaś cała ringu groziłaby natychmiastowa dys- reszta była czysta jak łza. kwalifi kacja. Giertych przyznał rację Pomówmy więc o faktach konkret- memu oskarżeniu niepoczytalnej po- nych. Czy Giertych pamięta reakcję lityki kresowej, stosowanej w Polsce prasy swego obozu, gdy wybuchła „re- przedwojennej. Ale zarzuca mi nielo- windykacja wołyńska”? Właśnie główne jalność, twierdząc, że metody gwałtu organy prorządowe zachowywały raczej wobec Ukraińców nie mają nic wspól- kłopotliwe milczenie, a taki „Głos Lubel- nego z polskim obozem antyukraińskim, ski”, że wezmę przykład mi najbliższy, czytaj: Stronnictwem Narodowym i sa- dął we wszystkie surmy i złote rogi zwy- mym Giertychem. Albo Giertych cierpi cięstwa. Przypomnę, że nagonka, rozpę- na amnezję, albo liczy na krótką pamięć tana przeciw wojewodzie Józewskiemu, u innych. Według niego, „metody gwał- który rewindykacji usiłował przeciw- tu były ubocznym wytworem kierun- działać, miała gorliwych pomocników, ku pro-ukraińskiego. Zrodziły się one a w wielu wypadkach inicjatorów wśród z irytacji, że z Ukraińcami nie można się publicystów obozu narodowego. Akurat dogadać, i wyrażały odruchową reakcję: w tym czasie byłem na Wołyniu i wi- «Jeśli jesteście tacy, to my wam poka- działem z bliska, co się działo. żemy!»” A więc coś w rodzaju krwawej Społeczeństwo polskie w Łucku i in- zemsty zawiedzionego kochanka. nych miastach Wołynia to był cocktail Chętnie wierzę Giertychowi na słowo, ideologiczny zupełnie specjalnego ro- że, jeśli nie protestował przeciw polity- dzaju. Różnice polityczne zacierały się ce kresowej, to wyłącznie ze względów i ustępowały miejsca pełnej harmonii, cenzuralnych, natomiast protestował gdy chodziło o „świętą wojnę” przeciw w formie mu dostępnej, między inny- Ukraińcom i „zdradzającemu sprawę mi, tłumacząc lwowskiej młodzieży aka- polską” wojewodzie. Przysięgły sanator demickiej, że „pacyfi kacja jest zarówno był za pan brat z miejscowym prezesem niepoczytalnością, jak zbrodnią”. Jeśli Stronnictwa Narodowego; były legio- tak było – a powtarzam, że wierzę mu na nista całował się z dubeltówki z Janu- sławo – Giertych jest pod tym względem szajtisem; czule patronował im ksiądz w porządku. Ale, widać, miał w swym Tokarzewski, który z tej racji, że przez obozie nikłe wpływy, skoro interwencje pewien czas był kapelanem w Belwe- jego żadnego skutku nie odniosły. derze, uważał siebie za najbardziej au- Co się działo na zamkniętych konwen- toryzowanego wykładnika ideologii tyklach lwowskiej młodzieży narodowej, Piłsudskiego; do tego dochodził KOP oczywiście, wiedzieć nie mogłem. Ale i Sąd Okręgowy, a wszystko znajdowało jakie były nastroje i poglądy wśród o g swój wyraz publicystyczny w dymiącym ó ł u młodzieży narodowej, wiem bar- kociołku „Kuriera Wołyńskiego”, gdzie dzo dobrze. Byłem stałym i gorliwym pewien pułkownik w stanie spoczynku, czytelnikiem prasy narodowej, od sto- w asyście pewnego kaprala na emerytu- łecznej. poczynając, a na lokalnych cza- rze i dziennikarza spod ciemnej gwiaz- sopismach kończąc. Chyba się jeszcze dy, szkalował co tydzień Józewskiego znajdą gdzieś roczniki tych pism, – ła- i nawoływał do „ratowania polskości”.

402 nr 35 (2009) Przeciw upiorom przeszłości Józef Łobodowski

Otóż bardzo mi przykro, ale muszę Trzymać za mordę! Za mordę!”, a sa- stwierdzić, że w, tej równie brudnej, nacyjnym starostą w Tomaszowie Lu- co samobójczej robocie brało czynny belskim, wysadzającym dynamitem udział Stronnictwo Narodowe, i na to cerkwie prawosławne, nie było już żad- Giertych po niewczasie nic nie poradzi. nej różnicy. Trzymało się z dala od tej akcji kilku Zanotujmy inny niedozwolony chwyt. wyższych wojskowych, którzy widzieli Giertych daje do zrozumienia, że sa- rzeczywistość inaczej, ale wpłynąć na nacja a „obóz ukrainofi lski” – to jedno nią nie mogli czy nie chcieli, spora część i to samo. Giertych był i jest wojującym duchowieństwa i ziemiaństwa, wreszcie członkiem swojej partii; moje partyj- w miarę swych sił starało się ratować do- nictwo trwało krótko choć intensyw- bre imię narodu polskiego nauczyciel- nie, i skończyło się przeszło szesnaście stwo, a przynajmniej jego duży odłam, lat temu. Byłem przed wojną takim ośrodek krzemieniecki, „Rocznik Wo- „ukrainofi lem”, który artykuły politycz- łyński” Hoff mana, poszczególni działa- ne w „Biuletynie Polsko-Ukraińskim” cze ze „Związku Młodzieży Wiejskiej”, musiał pisywać pod pseudonimem, bo ten ów ze starostów. dla „opiekunów” byłem trefny. Włodzi- Nigdy nie miałem zwyczaju potępia- mierz Bączkowski, nie chcąc rezygno- nia wszystkiego w czambuł, więc chęt- wać z mojej współpracy, musiał trzymać nie się zgodzę, że niejeden z członków mnie pod korcem. Łatki sanatora Gier- Stronnictwa Narodowego, gdyby wie- tych mi nie przypnie, chociaż wiem, dział dokładnie, co się dzieje na Wo- że mnie uważa za człowieka, którego łyniu, zaprotestowałby z oburzeniem. mentalność ukształtowała się w kręgu Szkoda więc, że Giertych nie zawadził „piłsudczyzny”. Mego pozytywnego, wówczas o Łuck. Miałby wdzięczne a nawet, jeśli ktoś chce, entuzjastyczne- pole do działania w uśmierzaniu miej- go stosunku do Marszałka nie ukrywa- scowych entuzjastów palki i kolby, jako łem nawet wobec dygnitarzy paryskiej uniwersalnego środka na spolszczenie „Reginy”, tym bardziej nie będę ukrywał i skatolicyzowanie Wołynia. go dziś. Ale od tego do „sanacji” daleko. Powiem więcej, skoro się już o tym Nieszczęście Polski przedwojennej zgadało. W ostatnich latach przedwo- polegało głównie na tym, że obóz Pił- jennych reżim sanacyjny poszedł na sudskiego nie stworzył zwartej ideologii, kokietowanie skrajniejszej młodzieży nie stał się partią polityczną w prawdzi- narodowej, uważając, że jest to naj- wym tego słowa znaczeniu. Gdy dawne wartościowszy element z wojskowego orliki legionowe zaczęły obrastać tłusz- punktu widzenia. Na pewnych odcin- czem, została już tylko siuchta, z niedoj- kach życia społecznego powstało zja- rzałych jajek ideowych wykluwały się wisko wzajemnej osmozy, którą ktoś hasła rocznicowe, a z liści, obsypujących celnie określił jako „endeczenie się sa- się z wieńca więdnącej legendy, można nacji”. Papierek lakmusowy tej tenden- było uwarzyć już tylko zupkę osobistej cji stanowiły choćby zmiany w zespole kariery. Polski obóz ukrainofi lski – to współpracowników „Polski Zbrojnej”, były jednostki. Jedni, jak Hołówko, Wa- a barometr publicystyczny – osławio- silewski, odchodzili na zawsze; inni, jak ny „Merkuriusz Ordynaryjny”. Między Łoś, Dunin-Borkowski, coraz rzadziej moim kolegą szkolnym, korporantem brali pióro do ręki; jeszcze inni, jak Pru- z KUL-u, który po powrocie ze ślubo- szyński zdradzali; reszta szamotała się wania w Częstochowie, gdzie krzyczał bezsilnie w narzuconych ograniczeniach w pochodzie: „Precz z sanacją!”, oświad- i sieciach. A teraz przychodzi Giertych czał mi kategorycznie: „Co? Ukraińcy? i powiada, że to właśnie „ukrainofi le”, nr 35 (2009) 403 Ukraina

obrażeni na Ukraińców za ich upór, wy- świadczy że jeszcze daleka droga do Jor- myślili pacyfi kację, Berezę, rewindyka- danu, którego świętą wodą zmylibyśmy cję i palenie świątyń prawosławnych. piętno Kainów z naszych czół. Materiał, A wreszcie pomówmy i o tym, jak wy- jakim rozporządzam, jest tylko drob- glądały sprawy przed rokiem 1926. Czy nym ułamkiem tego, co się działo, ale Giertych zna różne wyczyny na Wołyniu i on wystarczy, by móc zabierać głos za czasów wojewody Aleksandra Dąb- z pewnym poczuciem odpowiedzialno- skiego, który przecież piłsudczykiem ści za swoje słowa. Więc w innej części nie był? Czy słyszał o słynnych wypad- artykułu omówię i tę hańbiącą sprawę kach w Łucku, na które musiały reago- dokładnie. […] wać aż czynniki wojskowe w Warszawie, a zareagowały tak, że kilkunastu funk- * cjonariuszów policji wyleciało ze służ- by państwowej? Czy zna okoliczności Cóż... prorokowanie na puszczy nigdy śmierci Olgi Basarab w więzieniu lwow- nie było zajęciem łatwym, ani przy- skim? I dziesiątki i setki innych wypad- jemnym. Gdy się jednak wybrało swój ków. Tego „sanacyjnym ukrainofi lom” sztandar, trzeba przy nim trwać, nawet nie podrzuci. To przecież było za cza- gdyby wojsko miało się składać wyłącz- sów „demokracji” i „parlamentaryzmu”! nie z chorążego. Gdy nie ma szans na W tym moim wodzeniu się za czuby zwycięstwo, zawsze pozostaje duma, z Giertychem pozostaje sprawa najtra- płynąca z przeświadczenia, że się swej giczniejsza: lata 1939-1945. „Ukraińcy idei broniło nawet w sytuacji bezna- – pisze Giertych – zastosowali wobec dziejnej. „Moja walka jest mojem zwy- nas metodę rzęzi. Rzeź ta nie była nie- cięstwem, moja klęska mojej prawdzie opanowanym wybrykiem motłochu, ale niech świadczy”. Donkichoteria? Być planową operacją... odpowiada jej w zu- może... Ale wiatraki, o które wyszczer- pełności wynalezione przez kilku laty bił swą kopię rycerz z La Manczy, dawno słowo: «genocide»”. rozsypały się w proch, a pomnik błęd- Ciężko mi pisać o tej sprawie, o której nego wariata po dziś dzień stoi na ma- wolałbym zapomnieć. Ale zapomnieć dryckiej Plaza de Espana. Gdy przepiszę można by tylko pod warunkiem, że oby- na czysto te ostatnie słowa, pójdę posie- dwie strony przeprowadzą rachunek su- dzieć przy nim na ławeczce i popatrzeć mienia i, wyznawszy wzajemne winy, na jego głupio natchnioną twarz. Może będą prosiły o wzajemne wybaczenie. mi poradzi, jak ukraińskich „rezunów” Ton, w jakim pisze Giertych, ton, jakie- i lackich „pacyfi katorów” namówić, by go używa niejedno pismo ukraińskie, wstąpili do rycerskiego zakonu.

Post scriptum rymem

Jak ryba, w piach rzucona, kiedy w dyszących skrzelach czarna krew się przesącza, tak ja, nassawszy się trójziela zatrutego, przed mrocznym skarżę się obliczem nieubłaganym sądów i twardych kondemnat. Natarczywy jest głos mój. Mowa nadaremna i krtań zaschnięta, którą w pustkę krzyczę.

Tylko echo. dalekie echo w mej ojczyźnie głuchej.

404 nr 35 (2009) Przeciw upiorom przeszłości Józef Łobodowski

Któryś wiódł mnie w tę głuszę, raz jeszcze wysłuchaj!

I Oto się głos wzruszony na półsłowie zaciął i ciepłe dłonie słońca muskają po twarzy. Przed wieczorem, w ogrodzie, w gromadzie przyjaciół dobrze o sprawach minionych pogwarzyć, dobrze odpędzić natrętną tęsknotę wspomnieniem chwili, której dawno nie ma, a wdzięczne rymy, prześwietlone złotem, nakładają się same w najczulsze poema.

Lecz nie potom wziął pióro, by śniedzią elegij zarosły słowa rwące się do bitwy. Któryś mnie wywiódł przed pierwsze szeregi i nauczyłeś żołnierskiej modlitwy, do ciebie krzyczę, mroczny wywoływacz umarłych duchów, zapomnianych wieków: – W rwącej zawiei, Chrzcicielu, przybywaj, daj nam znak Boga i zbudź go w człowieku!

[…]

G ł o s y w o ł a j ą :

Ziemio leśna i wodna, zagubiona śród pól, płynna od mleka i miodu, wysrebrzona od wiosennych świtań, jedne na szlaku czumackim były nam biały chleb i sól i jedna od Wschodu do Zachodu ojczysta Rzeczpospolita.

Przelatywały niżowe wiatry przez Perejasław, krążyły orły nad Beresteczkiem i Hadziaczem. Zapaliła się wielka zorza wolności i krwawo zgasła, nie tak nocką ciemną zachmurzona, jak lamentem ludzkim i płaczem.

Na nic nie zda się stepowa ukraińska uroda, jeden dzień się przepalił, do drugiego już śmierć się uśmiecha… Oj, popiła się szlachta i kozactwo po słobodach i grodach, popili się, na ziemię popadali, zaplątani w kainowych grzechach. nr 35 (2009) 405 Ukraina

Naleciała horda mongolska, jak szarańcza obsiadła, nadciągnął chan tatarski, świątynie złupił, poszedł jęk i rozpacz po narodzie, zrównały się w niewoli Ukraina i Polska i jak głupi teraz radzą po szkodzie. […] Którzy w piśmie uczeni, niech dadzą Słowo, niechaj piszą nowe hramoty – lud je przyjmie, uzna i wysłucha, i z kozacką chorągwią malinową znowu zbrata się sztandar złoty w imię Ojca i Syna i Duha. […]

III.

Kończy się gorzka pieśń, nim ramię ją przedłuży, i czeka synów księga, co była testamentem. Jeszcze ostatnie słowa, płomieniem złotym zdjęte, jak ptactwo na spotkanie nadchodzącej burzy wzlatują i daleki odzywa się chór.

Mrok podstępuje bliżej, szumiący jak bór, i chłód wieczorny idzie, lecz wargi nie stygną. Wczoraj jeszcze gorączką, dzisiaj już maligną porwane mroczne nuty jednostajnych wyznań.

O, nieprzekupna durno tego fanatyzmu, co płomień miast powietrza wciąga w chore płuca i w krzyk natrętny powszedniego obłąkania zamienia ludzkie życie. Jak ptak, co porzuca rodzinną ciszę gniazda i wiatrom nie wzbrania podsadzać się pod skrzydła Smutkiem ociężałe, tak pieśń... Który-żeś poznał niepodjętą chwałę, uniwersał mogilny, zbutwiały depozyt i ślepo patrzysz w oczy otworzone grozy, zaklinaczu przyszłości, spadkobierco prochów!

Przyschnie ręka znużona do drzewa posochu, przepędzi własne miasto i wyśmieje uczeń. Pył źrenice zasypie, deszcz ciało opłucze, boleśnie szarpną włosem przydrożne gałęzie...

406 nr 35 (2009) Przeciw upiorom przeszłości Józef Łobodowski

Będziesz szedł, nocnych marzeń wiekuisty więzień, i głosił swoją prawdę. A jest w tym najwyższa duma, gdy głos odrzuca obojętna cisza i śmiech szyderczy wpada w pieśni interwale i więcej mrocznym tłumom nad twą mękę znaczy.

Jeno Anioł unosi ku niebieskiej chwale pismo bez czytelników i śpiew bez słuchaczy.

Prawosławny sobór na pl. Litewskim pw. Podwyż- szenia Św. Krzyża projek- tu rosyjskiego generała Chlebnikowa poświęcony w 1876 a rozebrany w la- tach 1924-1925. Pocztów- ka ze zbiorów TNN. nr 35 (2009) 407

O Józefi e Łobodowskim i jego twórczości j. m. [Jan Miklaszewski] Gwiezdny psałterz

Być pod gwiazdami to być swobodnym. powinni być dla nowego poetyckiego „Kurier Lubelski” Oto geneza patetycznego tytułu ostat- pokolenia widomym znakiem niebez- nr 102, 14 kwietnia 1932, s. 2. Pisownia niego tomu wierszy Józefa Łobodow- pieczeństwa maniery. Łobodowski po- oryginalna. skiego. A że ta swoboda jest dla poety sługuje się „pajdą słońca”, „polewanym wszystkiem i wyczerpuje jego świat, sło- kwaszem”, „zakwaszoną dzieżą” itp. ak- wo „psałterz” symbolizuje ów stosunek cesorjami. Trzeba mu jednak przyznać, modlitewny i ekstatyczny. że w jego wierszach są one czemś omalże Książka złożona z pięciu cyklów wier- niezbędnym w kontekście i że nie nad- szy, budowanych naogół w rytmice re- używa ich „jako takich”, nie ma kultu dla gularnej, strofi cznej, uderza czytelnika nich, dla nich samych. namiętnym i niespokojnym charakte- Reszta minusów tej nieprzeciętnej rem, jakże z tą rytmiką niezgodnym. książki sprowadza się do zasadniczego W Gwiezdnym psałterzu poeta nie do- momentu: poecie brak dyscypliny twór- szedł jeszcze do ostatecznych osiągnięć. czej. W swojem żywiołowem uwielbie- Wiersze, kipiące niekiedy pięknością niu rozmachu i swobody, doszedł aż do słowa i obrazu, robią wrażenie rzeźb po- rozmachu w technice wiersza, a co za- trzaskanych i zrujnowanych, a potem tem idzie, stacza się ku bezkrytyczności. zlepionych byle jak. Widzi się strofy fa- Punktem wyjściowym stosunku poety scynujące i wyraziste, ale gdy kocha- do świata jest rozwichrzone, nieco ro- nek poezji wodzi po nich ręką jak po mantyczne, a nieco „wierzyńskie” uwiel- kształcie urny, dłoń natrafi a na szczer- bienie włóczęgi, beztroski, lata i wiosny, by i skazy. pól: Najczęściej spotykanym typem utwo- ru w nowej książce Łobodowskiego jest poranną pobiec marszrutą wiersz z pointą końcową, ku której od po mglistych pól ametyście… pierwszej strofy ciąży cały utwór jak (Kwietniowy ranek, s. 13) kropla. Trzeba zaznaczyć, że ten „poin- tyzm” nie jest dobrą szkołą poetyckiej […] Wiersze w cyklach końcowych logiki, ponieważ prowadzi po linji naj- oddalają się od tego gawroszostwa zna- mniejszego oporu. Powie ktoś: pocóż mionującego zresztą i poprzedni tom opór? pocóż zagadki? Odpowiadam: […] Łobodowskiego pt. Słońce przez szpary. brak jednego i drugiego nie prowadzi Znajdujemy tu inną postawę psychicz- nigdzie. ną. Wiersze chleba!, Hymn do brzucha Na sąsiedniej stronie: ca- Drugi niebezpieczny chwyt poetycki, to reakcja na społeczne, silnie narzuca- łostronicowa reklama z pierwszego numeru „Try- to widzenie wsi poprzez „kartofl any” jące się sprawy. Utwór O śmierci ma tony buny” (1 marca 1932). Pis- pryzmat. Wszelkie Słobodniki, Ciesiel- rezygnacji i spokoju, wręcz niespodzia- mo w zbiorach WBP czuki, Szczawieje, Czereśniewscy i inni nego u poety, który ma „serce wichru im. H. Łopacińskiego. nr 35 (2009) 409 O Józefi e Łobodowskim i jego twórczości

i ptaka”. Zastanawia podobny w tonie, rozpacz jest bardzo ciężka i gorzka – ale podmalowany rozpaczą – a młoda wiersz Noc kończący się słowami:

jest tylko ta noc… jest tylko ścieżka daleka, którąś w młodość zaczął i dążysz z plecami na oczach, bez światła i bez kierunku…

Jednym z najsilniej brzmiących akor- erotyzmu, wiary i niewiary ukazuje dów Gwiezdnego psałterza jest erotyzm, swego twórcę w świetle panteistycznej wart doprawdy osobnego studjum, koncepcji życia. Czy jest to koncepcja szczególnie, gdyby się rzecz oparło trwała, czy też etap przeobrażeń Łobo- o psychoanalizę. Książka pełna słonecz- dowskiego na drodze ku własnym osiąg- nego rozmachu, żywiołowego smutku, nięciom, wykaże czas.

Krakowskie Przedmieście, ok. 1921. Fot. Ludwik Har- twig. Ze zbiorów TNN.

410 nr 35 (2009) Czesław Miłosz Lublin żyje

Józef Łobodowski – to enfant terrible Łobodowski to dobrze rozumie i dla- „Pion” nr 12, grudzień Lublina. Z tych szczupłych informacji, tego jego wiersze mogą być czasem wier- 1932, s. 65-68. Tekst podpisany pseudoni- jakie mamy o jego postaci, możemy już szami opisującymi klęskę, ale nie będą mem „cz.m.” wywnioskować, że cichutkie i bogo- wierszami opisującymi rozkosze niemo- bojne miasto niemało ma zmartwień cy i słabości. z powodu brzydkich postępków po- szumliwej Łobody. Poeta, działacz po- chodzimy po ziemi szarej lityczny, redaktor „Kuriera Lubelskiego”, spieczonymi modląc się usty autor odezw i plakatów – tyle funkcji chodzimy po ziemi okrągłej życiowych wystarcza w zupełności do nie widząc nigdzie jej granic zakwalifi kowania ich posiadacza jako żyjemy w mieszkaniach ciemnych wariata i „typa, który się rzuca”. gnijemy w norach podziemnych Łobodowski chlubnie odznaczył się na pogrzebani i zapomniani polu literackim, wydając kilka tomików obnosimy tłuste kadłuby wierszy, natychmiast skonfi skowanych. akademie Obecnie, nauczony doświadczeniem obiady kluby i żałując pieniędzy na papier, odbił ostat- tam i tu i krętu i wetu nią swoją książkę „w ograniczonej ilości i konamy przez całe lata stu egzemplarzy, wyłącznie dla znajo- wśród parszywych godzin zamętu. mych i przyjaciół”. Jest to osiemnaście wierszy, objętych W tym ustępie nie ma ślimaczenia się. wspólnym tytułem, bardzo wiele miesz- Jest nienawiść do ziemi – właściwa rasie czącym w sobie treści: W przeddzień. najlepszych poetów. Łobodowski jest wyjątkowo poważ- Pasja, prawie anarchistyczna – to cały nym pisarzem. – Na tle ogólnego zami- Łobodowski. Czasem wyraża się ona łowania do fałszywej naiwności (poeta w formie bufonady. im głupszy, tym lepszy, bo bardziej „ży- wiołowy”), ten człowiek głosem ochry- ... wszystkim inżynierom płym od agitatorskiego wrzasku mówi powybijać złote zęby do nas przejmująco i przekonywująco. dla wprawy Stosunek Łobodowskiego do zjawisk i wtedy dopiero rzeczywistości jest taki, jaki według nas pozasadzać sosny i dęby powinien mieć każdy współczesny poe- na gruzach wielkiej Warszawy. ta. Jest to heroizm: nie ma miejsca na opiewanie tak zwanych uczuć sympa- Ta „nienawistność” jest połączona tycznych, jak melancholii, weltschmerzu u Łobodowskiego z wyraźnym progra- – ludziom nie trzeba pokazywać wnętrza mem społecznym. poetyckiego warsztatu – za wielki tam bałagan. Tworzyć może człowiek, któ- jedna nam prawda wiarą i bogiem rego wola życia pracuje normalnie, wola przy niej będziemy stać skierowana ku istnieniu jakiejś istoty lub co opasuje biodra mocnym snopom rzeczy, a nie chęć spowiadania się i wyle- co wytryskuje z ziemi tłustą ropą wania łeź na kamizelkę wielkiego świata. co młotem w kuźniach wali nr 35 (2009) 411 O Józefi e Łobodowskim i jego twórczości

ogromna prawda Są tacy, którzy osiągnęli uznanie i cie- mularzy, siewców, kowali. płe posadki jedynie dlatego, że uważano ich za pederastów. Inni udawali komu- Doskonały wiersz Do Rosjan daje nistów i nieźle na tym wyszli, bo za- czytelnikowi pełne zadowolenie dzięki płacono im za zmianę orientacji, której pięknemu rozwiązaniu „długoodecho- nigdy nie mieli. Jeszcze inni zbijają grube wej” strofy. pieniądze na „walce z ciemnotą, zaco- Czyż tylko pochlebne sądy wypowia- faństwem i klerykalizmem”, nabierając damy o lubelskim poecie? Nie. Mamy naiwnych żydków, którym się zdaje, parę zarzutów. że liberalizm jest wyższym szczeblem 1. Snobizm drukowania małymi li- w rozwoju ludzkości. terami. Co u licha tym lubliniakom się Kolego Łobodowski, nie starajcie się stało? Niebezpieczne kręćki napadły wyrobić sobie etykietki. ich biedne głowy. „Barykady” lubel- Stanowisko „nieustannego gwałci- skie pomimo bardzo dobrej zawarto- ciela” nie jest najbardziej zaszczytnym ści robią komiczne i żałosne wrażenie stanowiskiem. Jesteśmy przekonani, dzięki systemowi unikania wielkich li- że spora ilość waszych światoburczych ter. Zgodzimy się, że w wierszach jest wierszy jest wynikiem przywiązywania to czasem potrzebne. Ale robić z tego zbyt wielkiej wagi do prowincjonalnego principium?... i zapuchłego Lublina. 2. Głośno się tego nie mówi, ale po Unikać epatowania. Mówić nie dla cichu gada się o tym po kawiarniach, że wywołania oburzenia, ale po to, by wy- Polska jest państwem, w którym suma wołać zachwyt. pozy i załgania dosięga niebywałej wyso- Oto postulaty. kości. Literatura, „sumienie narodu”, nie Ogólny wynik rozważań nad J. Ło- daje się wyprzedzać. Łże. Wykręca kota bodowskim: jest to utalentowany poeta ogonem. Robi kokosy na przybieraniu i warto go czytać. Krytycy należący do coraz to innej, zawsze uprzejmie zdzi- młodych grup literackich powinni napisać wionej i obleśnie uśmiechniętej miny. pochlebne recenzje. Tak pochlebne, aby Pisarze polscy to w większości wypad- zrównoważyły pogardliwy stosunek do ków – faux-monnayeurs – fałszerze. młodzieży ze strony „ofi cjalnej” literatury.

412 nr 35 (2009) Tymon Terlecki Poezje Cezarego Baryki. Rzecz o Łobodowskim

Łobodowski jako poeta nie jest zupeł- Usiłując określić to kontynuatorstwo „Tygodnik Ilustrowany” nie łatwy do zakwalifi kowania, nie od Żeromskiego ściślej, można twierdzić, nr 16, 197, s. 311-312. razu daje się też włączyć w nasz ob- że Łobodowski-poeta jest odrzutowa- ręb kulturalny. Te zasadnicze trudno- niem z płaszczyzny fi kcji poetyckiej na ści zaznaczyły się w ujęciach i osądach płaszczyznę życia – Czarusia Baryki. zjawiska. W przewadze szły one drogą W tej poezji Żeromski, mnożyciel swo- stwierdzeń całkowicie zewnętrznych ich literackich sobowtórów tworzył lub mało istotnych. Wmówiono więc siebie i tworzył swoje zaprzeczenie, od- Łobodowskiemu pochodność od „Ska- czuwał ją tak, jak ojciec odczuwa siebie mandra”, poddanie się wpływom rosyj- w synu. Widział w Baryce przetwarzanie skim. Jedno mieści w sobie drugie, bo własnych miłości i bólów, ale i wolę do „Skamandrytów”, a w większym jeszcze ich przezwyciężenia. Kochał go i miał stopniu t. zw. poezję proletariacką łączą w nim źródło nowej, straszliwej udręki. bliskie związki z poezją rosyjską. W ob- Nie znam biografi i Łobodowskiego rębie osobistym Łobodowski podkreśla ani w jednym szczególe. Ona jest zresz- je sam tłumaczeniami poetów rosyjskich tą nieważna w tej konstrukcji i czy szła (U przyjaciół), którzy stanowią zresztą przez takie czy inne losy, nie może za- mocno poślednią część jego dokona- przeczyć faktu, że wiersz Do ojca to nie nia poetyckiego. Bez wątpienia łączy go napisany wiersz Cezarego, żal po ojcu, wiele z obrazowaniem i elegizmem Ja- którego pochowali w obcym, bezimien- sienina, z dynamizmem witalnym i ar- nym, nieodszukanym miejscu białej głu- tystycznym Majakowskiego. szy rosyjskiej. I atmosfera dzieciństwa Ale cokolwiekby się jeszcze powie- Łobodowskiego przypomina dzieciń- działo w tym względzie nie uderzy się stwo Baryki, którego Żeromski urodził o dno tej poezji, nie pochwyci się jej pod niebem niepolskim, bardziej pogod- istoty, nie oznaczy się jej miejsca we nym i rozległym, któremu z Baku, z og- współczesnej świadomości kulturalnej. nia walki o sprawy cudze kazał przybyć Pozycja Łobodowskiego staje się jasna do Polski gotowej, wywalczonej wolą dopiero wtedy, gdy się go wiąże z Że- i męczeństwem innego pokolenia. Nie romskim. Ta „żeromskość” jest tym idzie tu zresztą o zewnętrzne zbieżno- bardziej osobliwa, że bodaj nie można ści. Tę formułę: poezja Cezarego Baryki u Łobodowskiego mówić o tym stopniu można uzasadnić głębiej i istotniej. świadomej czy uświadomionej pochod- Łobodowski-poeta jest, jak jego pro- niości, co u Piechala. Łobodowski tkwi totyp poetycki – żywiołowcem. Jego mimowiednie, koniecznie, niejako dia- poezja to poezja instynktu biologiczne- lektycznie w koleinie wyżłobionej tam- go. I cała jej osobliwość i cały witalizm tym burzliwym, namiętnie, boleśnie zasadza się na zderzeniu między ele- napiętym losem. To nie jest pokrewień- mentarnym, dennym krzykiem istnie- stwo z wyboru, ale jakby pokrewieństwo nia, między upojonym, ślepym pędem z przymusu. witalnym, a ideolog izmem, a kulturą. Takie ujęcie byłoby jeszcze czymś Bo kultura nie jest przecież niczym in- dość ogólnikowym, zbyt obszernym, nym, jak zespołem, światem idej, jak ob- obejmującym wielu z tego pokolenia. cowaniem żywych i umarłych w kręgu nr 35 (2009) 413 O Józefi e Łobodowskim i jego twórczości

duchowej jedności. Bo ojczyzna nie jest się z tego elementarnego głodu poczyna: przecież niczym innym, jak kulturą. nie jest wyrozumowany, jest koniecz- Łobodowski-Baryka przyszedł z krę- ny, nieuchronny, jak oddech, jak śmierć. gu swobodnego życia, gdzie nie ma idej Pieśń o głodzie wysunięta na początek czy nadrzędności, gdzie idee zastępu- ostatniego tomu, to słowo: głód, wypo- je odruch pierwotny, zamach maczugi, wiada w sensie dosłownym i najszerzej radosny lot w przestrzeń i w nasycenie. przenośnym. Stanowi ono wyraz głębo- I nagle został, jak Achilles uchwycony za kiego, najbardziej podstawowego prze- włosy przez boginię, wemknięty w krąg życia, które jest tak bliskie nienasyceniu odnawiającej się sugestii, w pole mag- bohaterów Żeromskiego. netyczne przez wieki jątrzonej egzal- Stąd, z tej ciągle dozowanej niesytości tacji. Odtąd, jak bohater Przedwiośnia wywodzi się dynamika poezji Łobodow- szamoce się w straszliwym objęciu ar- skiego; nie zna ona spoczynku, nie zno- cypolskiego antynomu, jest sceną nie- si ścieśnienia, ucieka ciągle w otwartą, ustającego konfl iktu między prawem w najbardziej rozległą przestrzeń, szuka i wolą nieokiełznanego życia, a ideą, swobodnego, długiego nieotamowanego między ludem i narodem. Ta sprzecz- oddechu. Stąd także stylistyczna fi gura ność, założona przez Manifest Polskiego nagromadzenia jest dla Łobodowskiego Towarzystwa Demokratycznego, prze- najbardziej charakterystyczna, najbar- nikające ideologię całego rewolucyjnego dziej organicznie go wyraża. Specyfi cz- odłamu Wielkiej Emigracji – leżała za- ną i może najbardziej mylącą odmianą wsze u dna światopoglądu Żeromskiego, tego chwytu jest stosowanie w obrębie ale dopiero z całą jadowitą rzeczywistoś- jednej kompozycji wierszowej tego sa- cią, z całym bezwzględnym naporem mego elementu obrazowego w coraz miała się rzucić na Cezarego Barykę, to innym wariancie. Ten pleonazm ma na pokolenie powojenne, spożywające u Łobodowskiego sens prawie fi zjolo- wspaniały i gorzki owoc wolności. giczny: jest w tej poezji coś z bulgotu Ten podstawowy, rozdzierający kon- krwi, coś z organicznego pulsowania. flikt Polski nowej w Łobodowskim, Nie narasta ona w harmonijnej kadencji, poecie Rozmowy z ojczyzną, w poecie nie wyznacza się regularną linią kon- podejmującym walkę z „demonami strukcji. Gdy się usiłuje przejrzeć poezję nocy” znalazł wyraz jeden z mocniej- Łobodowskiego w ruchu, w jej sposobie szych, na jaki zdobyła się twórczość narastania, wygląda jak radiogram pulsu ostatnich lat, cała literatura polska od serca, wije się kreską łamana, zygzako- Żeromskiego. W świetle takiego stwier- watą, uporczywą, powtarzająca siebie, dzenia zaczepiana ostatnio reprezenta- nawracającą. Łobodowski w odrębny tywność Łobodowskiego zdaje się nie sposób realizuje to, co Peiper nazwał ulegać kwestii. „układem rozkwitającym”. Tylko u nie- Z ośrodkowym, wyodrębnionym tutaj go postępowe odsłanianie perspektywy i wysuniętym poprzód innych akcen- poetyckiej nie jest wyrozumowanym za- tami można teraz połączyć inne tony biegiem, jak u teoretyka awangardy, pro- organizacji tego poety. Dla zasadniczej cesem intelektualistycznym, ale płynie sprawy społecznej znajduje on na ogół z impulsu organicznego, z ponawiane- odrębną i mocną ekspresję. Prawie nie go ruchu serca, jakby z automatycznego ma u niego maszynizmu, urbanizmu, procesu spalania się materii. kultu dla cywilizacji. Problem społeczny Wszystkie sprawy ludzkie, przede tkwi u Łobodowskiego nie na zewnątrz, wszystkim te, które poetę obchodzą ale niejako wewnątrz człowieka. Tkwi najbardziej: walka o byt – rozgrywa w elementarnym głodzie, w sile, która się w wielkich, patetycznych kulisach

414 nr 35 (2009) Poezje Cezarego Baryki. Rzecz o Łobodowskim Tymon Terlecki pejzażowych, pod wysokim niebem, na za świat i za życie, za postęp i za od- otwartym w przestwór stepie, dzieją mianę istnienia. się w tle, w ścisłym związku z przyro- dą, jakby przy jej organowym akompa- Nie wiersze tej nocy piszę, wykaz niamencie. Z upodobaniem powtarza dławiących win, poeta motywy, które podkreślają prze- niedotrzymanych przysiąg, urwanych strzenność sceny dziejowej: wiatr, świat- w pół-słowie, ło słoneczne, gwiazdy, nieustannie też i surowymi oczami pod mokrą, przez ciągłe akcentowanie zmian pory cmentarną gliną dnia zaznacza cykliczność, powrotność, patrzą umarli ojcowie. niewstrzymywany kołowrót tych spraw: „A jako wtedy i jutro, a jutro jako dziś”. Na cmentarzu lubelskim przypomina Stanowi to także podkreślenie przyrod- się poecie przede wszystkim X. Ściegie- niczego biologizmu. W ten tor wcho- ny, jeden z tych szermierzy sprawied- dzi heroizacja i mitologizacja pejzażu liwości i wolności człowieka, jeden i człowieka, stylizowanie życia, w szcze- z tych maniaków współczucia, którego gólności życia społecznego na byt pier- gloryfi kował Żeromski. W ten sposób wotny. Łobodowski tworzy niekiedy Łobodowski witalista, antyhumanita- bardzo intensywny w kolorycie pejzaż rysta wchodzi w swoją zarzeczność. baśniowy, fi kcyjny świat pierwotności, W ten sposób przeciw głodowi życia trochę jakby á la Gaugin. Jak inny malarz wynosi się u niego z równym naporem francuski K. X. Roussel dokonywa mi- groza tajemnicy i oczywista wszech- tokreacji w materiale dnia powszednie- obecność, nieuchronność śmierci. Jak go, coprawda równie często, jak tamten Czaruś miota się między zewem „uro- popadając w teatralne rekwizytorstwo dy życia”, czystej witalności, amoralnej mitologiczne. i szczęśliwej, a etycznym i ascetycznym Ale ten namiętny biologizm, spon- nakazem walki z „demonami nocy”, no- tanizm, uległość instynktom nie jest wej „walki z szatanem”, która Żeromski u Łobodowskiego bytowaniem całko- do końca dni toczył sam i przez swoich wicie ahistorycznym, życiem chwilą bohaterów. W ten sposób Łobodowski i powierzchnią. To, co w pierwszym międzynarodowiec, syn wolnego stepu wejrzeniu wydawało się Jasieninowską wprzęga się w niewolę ojczyzny „niena- chuliganerią, pozą, stylizacją – ukazu- wistnej i umiłowanej”. Staje tak w prze- je się, jako amnezja przeszłości, jakby ciągu sprzecznych, wykluczających się zdobywani jakiejś totalnej świadomości prądów, w rozdarciu między dwie racje życia. Poprzez przeważnie zewnętrzne równie wielkie i nieuniknione: między uzurpowania Łobodowski objawia się życie i śmierć, między instynkt osobni- jako poeta rosnący ze zbiorowej pamię- czy i kulturę, między klasowość i naród. ci tragicznej: metafi zycznej, społecz- Z tych antynomii Łobodowski nie nej i narodowej. Ciągle od najbardziej znajduje wyjścia. Żarzy się w nich przyziemnych i ziemskich spraw od- i spala, daje świadectwo doli człowie- chyla się w niebo: „nad głową złota ka i pokolenia. Przecie nawet w tej fa- krwawa gwiazd, gęstwina gwiazd, któ- zie rozpętanego, nieujarzmionego, nie rą dłoń twa rozplącze”. Namiętny po- można ukrywać: niekiedy artystycznie żeracz przestrzeni czuje Barèssowski, wątpliwego liryzowania, biologiczny tak dobrze znany Żeromskiemu głos pesymizm nadbudowuje się u niego wiążący z ziemią, z grobami. I z ziemi, wysokim wspięciem moralnym i kul- z grobów płynie dla niego równie silny, turotwórczym: przetrwać w wielkości jak z gwiazd nakaz odpowiedzialności nieodmienioną dolę człowieka i czasu. nr 35 (2009) 415 O Józefi e Łobodowskim i jego twórczości

Niebo nawisło nad nami, grozi zarzucający strofę regularną, posługujący gwiaździstą chłostą, się świetnie wierszem wolnym jest zupeł- siła do słabych rąk, zachwyt źrenicom. nie bezwiedny, jak przyroda. I tu cechuje Z zaduchu podłych snów, zbudź nas go niekiedy odkrywcza mimowolność, i poraź prawie jasnowidzenie instynktu. o burzo, o błyskawico! Poezja Łobodowskiego jest uorgani- Myślę, że pomawiać poetę tragiczne- zowana przez rytm, nie przez obraz. go o panikę, jak to zrobił Napierski jest Obraz jest tu niesiony na rytmie, jak niesłuszne i niesprawiedliwe. Polega to na fali, jak na oddechu, jak na pulsie na niezrozumieniu lub nieporozumie- krwi. Dynamika lirycznego przeżycia niu. Jak na nieporozumieniu w znacz- jest przede wszystkim dynamiką ryt- nej mierze polega ocena właściwości mu. Naprawdę jest ten rytm biologicz- formalnych Łobodowskiego. Pewnie, ny, wybijany przez mocno napięta serce Łobodowski jest werbalistą, ale jest to – „ruchomym odblaskiem najgłębszych werbalizm swoistego typu, jakby werba- uczuć i wierzeń.” lizm funkcjonalny. Cechuje Łobodow- On też stanowi podstawową jedność skiego absolutny, przyrodniczy brak tej poezji. On sprawia, że nienasyce- ekonomii słownej, rozrzutność rodzą- ni zawartością intelektualną, znużeni cej, krzyczącej, dławiącej się we włas- często chaotyczną profuzją obrazów, nych sprzecznościach natury. zgubieni w przeroście odnajdujemy Niezorganizowanie tej poezji, prawda, przecież jedność tej poezji. Oddaje się niezobjektywizowanej i niekontrolowa- nam w niej poeta cały w napiętej, fre- nej, często zbyt sobie ufającej – wyda- netycznej pulsacji krwi, cały oddaje je się przynajmniej w pewnym stopniu, się ojczyźnie i sprawiedliwości , życiu pozorne. Nie zwrócono uwagi, że au- i śmierci, ziemi i niebu – temu wszyst- tor Rozmowy z ojczyzną, a więcej jesz- kiemu, co rozdziera jego serce, co nag- cze zbioru Demonom nocy przedstawia li do przejmującego krzyku, wzywa do wybitne uzdolnienia rytmiczne. I w tej wytrwania, do wydarcia wielkości epo- dziedzinie Łobodowskiostatnio prawie ce, która jest nasza, którą my jesteśmy.

Środowisko „Wiadomości Literackich”. Józef Łobo- dowski (drugi od lewej) w Londynie, 1970. Fotografi a dostępna na stronie biblioteka.uni. torun.pl lub www.kul. lublin.pl

416 nr 35 (2009) Paweł Hostowiec [Jerzy Stempowski] Nagroda Literacka „Kultury” uzasadnienie werdyktu

Jury postanowiło przyznać tegoroczną gdyby w przeczuciu późniejszych wy- P.H. [Paweł Hostowiec], nagrodę „Kultury” Józefowi Łobodow- roków losu. Nagroda Literacka „Kultury”, „Kultura”, skiemu. Dziś, gdy po pięciuset latach Polska 1961. Uzasadnienie Józef Łobodowski jest naszym ostat- wróciła do granic piastowskich, wizja Jerzego Stempowskiego nim poetą romantycznym „szkoły pozostawiona przez romantyków stawia wyboru kandydata, ukraińskiej”. Wiersze romantyczne nie nowe pytania. Wielu z nas, czy tego chce- Józefa Łobodowskiego, do nagrody literackiej są dziś w modzie. Lecz nie tylko dzieli my, czy nie, jest synami Rzplitej Jagielloń- „Kultury” za rok 1961 Łobodowskiego od jego rówieśników skiej, naznaczonymi w jakiś sposób przez [przyp. red.] i młodszych kolegów. Posłuchajmy np., jej osobliwą cywilizację. Czasami , nawet co mówi o koniach: w tłumie rodaków, odczuwamy wynikłą stąd milczącą odrębność. Co mamy z nią Wierzchowców długie grzywy faluje ła- zrobić w naszej piastowskiej ojczyźnie? godny rytm Spotkanie z Józefem Łobodowskim pozwala nam przyjrzeć się na nowo Łatwo zgadnąć, że Łobodowski jak w zwierciadle naszych jagiellońskich sam emir Rzewuski, w młodości jeździł wspomnień i skonfrontować je z nową konno po stepie, gdy większość jego rzeczywistością. On jeden słyszy wyraź- rówieśników i młodszych kochanków nie głosy, dochodzące poprzez kordony muz hasała po asfalcie, w tramwajach graniczne z dawnych obszarów Rzplitej, i taksówkach. Nic więc dziwnego, że a które dla wielu z nas są tylko niejasnym w jego słowach jest więcej zrywu i napo- szmerem pamięci. Mam tu na myśli jego ru niż misterności. Ale nie o to chodzi. tłumaczenia poetów ukraińskich i biało- Jury „Kultury”, przyznając mu nagrodę, ruskich, naznaczonych również przez nie zamierzało zajmować stanowiska cywilizację jagiellońską. Odnajdujemy w sprawach poetyki. Tradycja roman- w nich znane nam dobrze skądinąd ba- tyczna, którą reprezentuje wśród nas rokowe kształty folkloru i łacińskie re- Józef Łobodowski, nie da się zresztą do miniscencje: tych spraw sprowadzić. Poeci romantyczni, bredzący Litwą A dokąd z krzywdą swoją tak kroczą? i Ukrainą, zostawili nam obraz Rzplitej Czyim pragną pokazać ją oczom? Jagiellońskiej z jej borami i stepami, z jej Światu całemu. dobrymi i złymi urokami, z jej tragicz- (Janka Kupała) nymi sprzecznościami wewnętrznymi. W ich otoczeniu spisane zostały pierw- I gasły mi Skorpiona wróżby chmurne, sze książki o folklorze i własnym obliczu a ręka Strzelca unosiła w górę ludów, wchodzących w skład dawnej Rz- swój srebrny łuk i była mi przyjazna. plitej. Wiedzeni instynktem, autorzy ich (Mykoła Zerow) pragnęli jak gdyby oddzielić się barierą nowych ludów od zwycięskiej potęgi Ro- W swej próbie zbliżenia ponownie sji. Następne pokolenia odwróciły się rozproszonych przez bieg historii frag- od tego ogromnego fresku romantyków mentów starej cywilizacji dzieło tłuma- i od zagadnień cywilizacji jagiellońskiej. cza przekracza tu granice, zakreślone Myśli ich zwróciły się w inną stronę, jak zazwyczaj temu rzemiosłu poetyckiemu. nr 35 (2009) 417 O Józefi e Łobodowskim i jego twórczości

Chłonność Łobodowskiego, jego Nawet jego wiersze tłumaczone z hi- zdolność rozumienia i opanowywania szpańskiego mają jakieś tajemne powi- wyobraźnią poezji obcej jest na miarę nowactwo z jego pierwszą muzą stepową: Renesansu, kiedy literatura europejska posiada la jeszcze wspólny język – łaci- Przez równinę, poprzez wiatr, nę. Jest on bowiem również zapalonym Czarny koń, czerwony księżyc. znawcą poezji rosyjskiej i hiszpańskiej. Przekłady z tej ostatniej zyskały mu sze- Przyznając mu tegoroczną nagrodę, rokie uznanie. Naginając się, jako tłu- jury „Kultury” pragnie wyróżnić nie tyl- macz, do wymagań tylu stylów i języków, ko talent, lecz także szlachetną i samot- Łobodowski zostaje jednak zawsze sobą. ną postawę Józefa Łobodowskiego.

Okładka wyboru wierszy Józefa Łobodowskiego z lat 1940-1980. Tom wy- dany przez Editions Spot- kania (Paryż, 1987).

418 nr 35 (2009) Kazmierz Okulicz O Łobodowskim i o „cywilizacji jagiellońskiej”

Wybrańcem jury nagrody literackiej Bo przecież nam, synom cywiliza- „Kultura” 1962, s. 109- ,,Kultury” za rok 1961 został Józef Ło- cji jagiellońskiej, co innego staje przed 112. bodowski. Jako czytelnik jego poezji oczami naszej wyobraźni na dźwięk sło- i powieści mogę wyrazić zadowolenie wa „Rzeczpospolita”, niż innym naszym z tego wyboru – tym bardziej słuszne- rodakom, którzy odruchowo dodają do go, że wśród laureatów kilku corocznych niego przymiotnik „Polska”; przecież nagród londyńskich, jak mnie poinfor- my nie odczuwamy żadnej obcości czy mował prezes Związku Literatów, Ło- to gdy słyszymy dokoła siebie mowę bodowski nie fi guruje! białoruską, litewską, ukraińską, czy to Wiadomość o przyznaniu mu nagro- gdy patrzymy na litewskie krzyże przy- dy przez jury paryskie została zaopa- drożne, lub na białoruskie płótna wy- trzona w grudniowym numerze z r.ub. szywane na jarmarkach wileńskich, lub „Kultury” w krótki komentarz podpisa- na białe chaty ukraińskie wśród żółtych ny inicjałami „P. H.” (Paweł Hostowiec). słoneczników na tle dali stepowej; my Nie wiem czy wielu czytelników do- wszak szczycimy się tym, że nie mó- znało tego samego silnego wrażenia, wiący po polsku prawosławny ks. Kon- czytając tych kilka zdań Hostowca: stanty Ostrogski bił Moskwę pod Orszą Poeci romantyczni, bredzący Litwą i Ukrainą, z ramienia Rzpltej; że „ruski” z pocho- zostawili nam obraz Rzpltej Jagiellońskiej... W ich dzenia i kultury wojewoda Kisiel był otoczeniu spisane zostały pierwsze książki o folk- promotorem Umowy Hadziackiej; że lorze i własnym obliczu ludów, wchodzących szlachcice polscy (Barszczewski, Du- w skład dawnej Rzpltej. Wiedzeni instynktem, nin-Marcinkiewicz, Bohuszewicz i inni) autorzy ich pragnęli jak gdyby oddzielić się ba- kładli podwaliny pod literaturę białoru- rierą nowych ludów od zwycięskiej potęgi Rosji. ską; że Białorusin, Konstanty Kalinow- Następne pokolenia odwróciły się od tego ski, poniósł śmierć wraz z Trauguttem, ogromnego fresku romantyków i od zagadnień jako członek rządu powstańczego Li- cywilizacji jagiellońskiej. Myśli ich zwróciły się twy w roku 1864; że Polak Roman Skir- w inną stronę, jak gdyby w przeczuciu póź- muntt był prezesem l-go Białoruskiego niejszych wyroków losu. Dziś, gdy po pięciuset Komitetu Narodowego w roku 1917, latach Polska wróciła do granic piastowskich, a dwaj inni Polacy tegoż co Skirmuntt wizja pozostawiona przez romantyków stawia jagiellońskiego klanu – Aleksander Pry- nowe pytania. Wielu z nas, czy tego chcemy stor i Stanisław Stempowski, zasiadali czy nie, jest synami Rzpltej Jagiellońskiej, na- w pierwszych rządach: Prystor w biało- znaczonymi w jakiś sposób przez jej osobliwą ruskim, a Stempowski – w ukraińskim. cywilizację. Czasami, nawet w tłumie rodaków, Oni, ci wszyscy ,,synowie cywilizacji odczuwamy wynikłą stąd milczącą odrębność. jagiellońskiej”, wiedzieli – lub wyczu- Co mamy z nią zrobić w naszej piastowskiej wali instynktem – że pomiędzy Rosją ojczyźnie? a Niemcami nie ostaną się przed losem Może nie wszyscy epigoni „cywilizacji satelitów państwa powstałe z narodo- jagiellońskiej”, czytając w pośpiechu te wych podziałów dawnego terytorium słowa, uświadomili sobie, że sformuło- państwa Jagiellonów. W zmodernizo- wana w nich została en passant głęboka wanej i zdemokratyzowanej konstrukcji prawda ich pojęć, uczuć i wyobrażeń. jagiellońskiej poszukiwali oni rozwiązań nr 35 (2009) 419 O Józefi e Łobodowskim i jego twórczości

dla tego „jednego w swój różnolitości (może z wyjątkiem Józefa Mackiewicza) terytorium”. kto by był tak bliskim duchowi i twór- Ale na to było jeszcze za wcześnie. czości Białorusi i Litwy, jak Łobodowski Polska „pańskość” i szlacheckość zbyt ja- bliski jest duchowi współczesnej Ukrai- skrawo kontrastowały z masowym tłem ny. Paru innych, młodszych, co by może ludności tych obszarów. Ani ta społecz- kiedyś mogło z nimi się mierzyć, porzu- no-obyczajowa „pańskość”, ani wyłącz- ciło opustoszałą nawę cywilizacji jagiel- ność lub przewaga polskiej kultury ostać lońskiej. się tam nie mogły. Młode i niewyżyte Tym bardziej wyróżnienie Łobodow- nacjonalizmy naszych historycznych skiego dla nas, niedobitków „litewskiej” pobratymców obróciły się w końcu jej gałęzi jest wydarzeniem miłym i bli- XIX wieku przeciwko nam, przeciwko skim. Bo jak słusznie pisze Hostowiec: wspólnocie jagiellońskiej. Spotkanie z Józefem Łobodowskim pozwala Był to proces naturalny i nieuniknio- nam przejrzeć się na nowo w zwierciadle na- ny. Biegł on zresztą równolegle z za- szych jagiellońskich wspomnień i skonfronto- cieśnieniem i unarodowieniem polskich wać je z nową rzeczywistością. On jeden słyszy pojęć i wyobrażeń o Rzpltej. Po traktacie wyraźnie glosy, dochodzące poprzez kordony ryskim i uznaniu w roku 1923 wschod- graniczne z dawnych obszarów Rzplitej, a które nich granic Polski, tym traktatem wy- dla wielu z nas są tylko niejasnym szmerem tkniętych, polityczna wizja „synów pamięci. cywilizacji jagiellońskiej” była już spra- Czy tylko „szmerem pamięci”? Czyż wą przegraną. Epigońska grupa wileń- naprawdę wyschły doszczętnie żywot- skich demokratów, tzw. krajowców, do ne soki cywilizacji jagiellońskiej? Czy roku 1923 silna pokrewieństwem my- ma ona bezpowrotnie odejść w sferę ar- śli i dążeń z Józefem Piłsudskim, usi- cheologii? łowała potem przechować ją przez lata Nie odważyłbym się wydać takiego złowróżbnej ciszy, co na tych ziemiach wyroku – i nie myślę aby to chciał uczy- nastała – aż przyszedł huragan wojenny nić Hostowiec. Obecny stan rzeczy na 1939-1941, który zmiótł słabe wiązadła ziemiach Rzeczpospolitej nie jest rze- polityczne tego kraju, a ludzi wytrzebił czywistością rzeczywistą. Rzeczywi- rękami moskiewskich enkawudystów. stość została tam przemocą postawiona Pozostały jednostki rozsiane po świecie. na głowie i wróci samorzutnie do po- Idea polityczna cywilizacji jagiellońskiej stawy naturalnej skoro tylko odpadnie zapadła w głęboki sen zimowy, jak całą przymus. Problem wyboru nowych form przyroda na jej rozległych obszarach. wolnego życia powstanie automatycz- Łobodowski jest „ostatnim roman- nie: bałkanizacja wschodu Europy czy tycznym poetą „szkoły ukraińskiej” – powolna integracja wolnych narodów? pisze Hostowiec. Nie jestem tak pewien Cywilizacja jagiellońska ma pewne czy ostatnim. Ale jest on bez wątpienia cechy wspólne z cywilizacją Karolin- współczesnym przedstawicielem „ukra- gów na zachodzie Europy, trwała jednak innej” gałęzi cywilizacji jagiellońskiej, znacznie dłużej. Jej elementy polityczne gałęzi odrębnej przez to, że nie miała odrodziły się po tysiącu latach w formie ona swego ośrodka intelektualnego, ja- potężnych prądów do integracji zachod- kim dla „litewskiej” było Wilno. (Lwów niej Europy. To w co jeszcze przed 10 nigdy tej roli nie pełnił i pełnić jej nie laty nikt nie chciał wierzyć, budzi po- chciał, dumnie mianując siebie polskim dziw tempem i zasięgiem swego roz- miastem kresowym.) rostu. Wśród żyjących poetów i pisarzy Niwelujący wszystko przymus hamu- „szkoły litewskiej” nie ma dziś nikogo je dziś na wschodzie Europy naturalny

420 nr 35 (2009) O Łobodowskim i o „cywilizacji jagiellońskiej” Kazmierz Okulicz proces wyżycia się i dojrzewania naro- z nacjonalizmem jako treść – to krucha dów, cywilizacyjnie pokrewnych, do idei konstrukcja polityczna. Tym bardziej braterstwa kultur i politycznego solida- ważnym jest przechowanie, przez okres ryzmu. Mimo to, nie potrwa zapewne wiatrów wstecznych, zrębów myśli ja- on tak długo jak to było na zachodzie, giellońskiej: w piśmiennictwie, w sztuce – bo w drugiej połowie XX wieku przy- i w sercach jej wyznawców na szerokim mus jako metoda a sojusz komunizmu świecie.

List do kraju, wybór i wstęp: Jerzy Święch (Lublin, 1989). Był to pierwszy tom powojen- ny Józefa Łobodowskiego, który ukazał się w Polsce. Projekt okładki i stron ty- tułowych wykonała Zofi a Kopel-Szulc. nr 35 (2009) 421 Rozmowa Józefa Zięby z Jadwigą Ostrowską

Józef Zięba, Żywot Józef Zięba: Kiedy w jakich okolicznościach bardzo zainteresowało. Okazało się, że Józefa Łobodowskiego poznała pani Łobodowskiego? mieszkam niedaleko od tego „Obeliska”, (7), „Relacje” 9/89, s. 4. Rozmowa Józefa Zięby Jadwiga Ostrowska: Łobodowski był więc poszłam tam kiedyś. Rzeczywiście, z Jadwigą Ostrowską w Hiszpanii już od dawna. Ja przyje- byli tam wszyscy, których poznałam została przeprowa- chałam dopiero w1963 roku, w czerw- przed kościołem. Siedzieli przy długim dzona w Lublinie 9 cu. Początkowo nie wiedziałam czy stole zawsze tym samym, który był już w sierpniu 1988 roku, utrwalona na taśmie w Madrycie są jacyś Polacy, ale pomy- dla nich przygotowany. To była średniej magnetofonowej ślałam sobie, że Polacy są wszędzie, więc klasy restauracyjka, długo otwarta i tam jest przechowywana i w Madrycie na pewno też są. Kiedy się coś zjadało, dużo piło wina i długo ga- w zbiorach Muzeum dowiedziałam się, że w pierwsze nie- dało. Rej wodził Lobo, tak go tam wszy- im. Józefa Czechowicza w Lublinie. dziele miesiąca są msze polskie, poszłam scy nazywali. Lobo przewodniczył, a Staś na taką mszę. Było tam około dwudzie- Rylski wszystko organizował. stu, może trzydziestu osób. Jest tam taki Ile osób skupiało się przy stole? zwyczaj, że zatrzymują się wszyscy po Niedużo. Jakieś osiem, dziesięć, kilka- mszy na rozmowę. Więc poznałam Jó- naście, zależy, kto miał czas. Wiadomo zefa Łobodowskiego, jak i pozostałych było, że tam można po polsku poroz- Polaków, pod kościołem. mawiać. Ja chodziłam tam regularnie Łobodowski chodził do kościoła? w każdy piątek. Między ósmą a dzie- Chodził, oczywiście, chodził ... Wów- wiątą wieczorem wszyscy się schodzili. czas przewodnikiem emigrantów pol- To były bardzo przyjemne spotkania, skich w Madrycie był Stanisław Rylski, Łobodowski żywo w nich uczestniczył. który już nie żyje. On wszystkich jed- Bardzo często zabierał głos, a że miał noczył. Był to człowiek nadzwyczajnej głos silny, zagłuszał wszystkich. Jego się dobroci i bardzo towarzyski. Przybył do tam przede wszystkim słyszało, a on lu- Madrytu po zdemobilizowaniu z armii bił, by go słuchano. Andersa i rozpoczął studia. Było ich tam To trwało do śmierci Stanisława Ryl- około stu osób i stąd ta grupa emigra- skiego, nie, trwało dłużej, do śmierci cyjna pochodzi. Z wyjątkiem Łobodow- właściciela restauracji. Potem jego syn skiego, który trafi ł inną drogą. zdecydował, że nie warto otwierać jej Z Francji. wieczorami, bo prawie wyłącznie my- Został w Hiszpanii aresztowany i półto- śmy tam byli jako późni goście. ra roku przebywał w więzieniu Czy Łobodowski miał jakieś ulubione kafejki, A pan Stanisław Rylski kim był z zawodu? bary, w których stale przebywał? Buchalterem i pracował w radio. Tak, bar był miejscem jego pracy. Tam Współpracował z rozgłośnią madrycką? przebywał przez cały dzień. Bar znaj- Tak. Współpracowali z madrycką roz- dował się w pobliżu domu, w którym głośnią i on, i Kazimierz Tylko, i Józef mieszkała rodzina Tylków. Nie było Łobodowski. Ja nie słyszałam nigdy tych dnia, żeby u nich nie bywał. Trzymał do audycji. Dowiedziałam się o nadawaniu chrztu ich najstarszego syna. Żona pana dopiero w Madrycie... Kazimierza, Hiszpanka miała bardzo Pod kościołem powiadomiono mnie, dobre serce i opiekowała się nim. Im za- że spotykają się w jakimś „Obelisko”, w re- wdzięcza bardzo wiele. Łobodowski był stauracji „Obelisko” w piątki. Mnie to czasem trudny, ale pani Tylko z anielską

422 nr 35 (2009) Rozmowa Józefa Zięby z Jadwigą Ostrowską cierpliwością troszczyła się o jego ubra- Ja tam nigdy nie byłam. Zmieniał pen- nie, czystą bieliznę. Otaczała go opieką sjonaty, to może kiedyś miał lepsze wa- domową, rodzinną. Łobodowski miesz- runki. Ten ostatni nie był najlepszy. kał zawsze w jakimś pensjonacie. Z czego się utrzymywał? Czy własnego domu Łobodowski nie próbo- To byłą sprawa bardzo przykra, bo stale wał zorganizować? nie miał pieniędzy. Otrzymywał małą Nie, nigdy nie miał własnego domu. Jego pensyjkę z radia, której już mu po za- domem był dom państwa Tylków, a pra- mknięciu polskiej rozgłośni nie musie- cował cały dzień w barze. O piątej przy- li płacić, ale utrzymywali to w formie chodził Rylski i czasami przenosili się zapomogi. Ponieważ Łabodowski nie z baru do restauracji, gdzie jedli kolację. był obywatelem hiszpańskim nie miał Przychodził czasem do nich doktor So- wielkich praw. Gdyby chciał zdobyć kołowski i wspólnie spędzali przyjemne obywatelstwo, miałby lepsze warunki. wieczory. On jednak powiedział, że tego nigdy Kiedy przeniosłam się i zadomowi- nie zrobi. łam w nowym mieszkaniu, skończył się Czy miał jeszcze jakieś honoraria? właśnie „Obelisk”. Zaproponowałam Otrzymywał honoraria za felietony żeby Stasio Rylski i Józef Łobodowski z „Dziennika Polskiego”, ale przycho- przychodzili do mnie. dziły bardzo nieregularnie. Jako stały W którym to było roku? adres podawał dom Tylków. Otrzymy- Około dziesięć lat temu. wał czasem jeszcze honoraria za wie- I też tylko raz w tygodniu? czory autorskie, kiedy wyjeżdżał do Raz w tygodniu, w środę. Przychodzili Londynu albo do Stanów Zjednoczo- do mnie zawsze we dwóch, czasem ktoś nych. To jednak bardzo szybko się roz- jeszcze. Siedzieliśmy na tarasie, bo ja pływało i on nigdy pieniędzy nie miał. mam duży taras, na którym latem w cią- Leżało chyba w naturze Łobodowskiego, że gu dnia jest zbyt gorąco, ale bardzo przy- nie szanował pieniędzy? jemnie wieczorem — i wiele wieczorów Dużych wydatków nie robił ale lubił ko- tam wspólnie spędziliśmy. muś zafundować taksówkę, zaprosić na Czy samotnictwo Łobodowokiego było pro- wino. gramowe? Czy nie usiłował założyć rodziny? O Łobodowskim krążyły legendy jako o czło- On przecież miał żonę. wieku nie stroniącym od alkoholu. Sam sły- Jak pani sądzi, czy twórczość literacka wy- szałem taką opowiastkę, nie wiem, czy nie pełniała całkowicie życie Łobodowskiego? wymyśloną. Podobno w Paryżu po większym Myślę, że tak. Bardzo dużo pisał i dużo alkoholu Łobodowski miał wieczór autorski serca w to wkładał. Felietony wysyłał na drzewie. Wszedł na drzewo i tam recyto- do Londynu, najpierw do „Wiadomo- wał swoje wiersze. Policjanci ściągnęli go do ści”, a gdy „Wiadomości” zostały zlikwi- komisariatu, a nad ranem cały komisariat dowane, to do „Dziennika Polskiego”. pod jego przewodem śpiewał. Oczywiście Z tym brulionem, który panu przywio- jest to anegdota, ale chciałem zapytać. Jaki złam, siedział i pisał. Zawsze przy tym był stosunek Łobodowskiego do alkoholu? samym stoliku. Tam był hałas. Dziwiłam Nie był nałogowym alkoholikiem, ale się, jak się można skupić w takim zgieł- lubił wino bardzo. ku, ale jemu to odpowiadało. A silniejsze trunki? Pisał w barze, bo w małym pokoiku hote- Nie, tylko wino. Gdy pisał w barze, to lowym nie miał chyba warunków do pracy na marmurowym stoliku stała zawsze literackiej. Na zdjęciu, które mi pani przy- przed nim szklanka wina; gdy się wino wiozła, widać, że nie było tam nawet po- kończyło, to mu dolewali. rządnego stołu. nr 35 (2009) 423 O Józefi e Łobodowskim i jego twórczości

A stosunek do kręgu znajomych? Pani mówi- leńkiej chińskiej restauracji, gdzie mu ła, że nie był łatwym człowiekiem. Ktoś nawet dawano zawsze to samo, jakąś potrawę napisał do mnie, że nie lubił Łobodowskiego, z kluseczkami, która mu smakowała. bo jego zachowanie było czasem chamskie. A stosunek do kraju? Nie powiem, żeby było chamskie, ale był Bardzo się interesował wszystkim, co się raptus. Tam, w tym „Obelisku”, docho- dzieje w Polsce. Czytał dokładnie „Kul- dziło kilka razy do scysji, bo on nie zno- turę” paryską, którą prenumerował, czę- sił, gdy ktoś miał inne zdanie. Pokłócili sto „Tygodnik Powszechny” i „Przekrój”. się kiedyś o generała Andersa, którego Czy były jeszcze jakieś inne spotkania? on bardzo cenił. Tak. Ksiądz Walorek zapraszał jeszcze Rozmowy W „Obelisku” czego dotyczyły? Czy do swego mieszkania w czwartki, co spraw Polski, literatury, czy miały charakter drugi czwartek. towarzyski? Czy miały one charakter literacki? Tam było wszystko. Opowiadało się Dotyczyły głównie spraw religii i wia- o wszystkim. Każdy przynosił to, co miał ry, ale w szerokim aspekcie społecznym ciekawego, począwszy od anegdot przy- i fi lozofi cznym. Czasem pojawiały się wiezionych z Polski. Czasem też były tematy literackie i sprawy polskie. Lobo, smutne sprawy. jak zwykle, często zabierał głos, bo dużo Sprawy polskie były zatem w centrum zain- miał do powiedzenia. Zwykle wypo- teresowania? wiedź kończył jakąś dykteryjką. Ostat- Tak. Gdy Polacy przychodzili z hiszpań- nie zebranie było siódmego kwietnia. skimi żonami, to one miały za złe, że nic Nic wtedy nie zapowiadało, że Łobo- nie rozumieją. Przechodziliśmy więc na dowski zachoruje. Wprawdzie od pew- hiszpański, a po pięciu minutach zapomi- nego czasu wyglądał mizernie, mówił, nało się i wszyscy znowu mówili po pol- że źle cię czuje. Pytałam, czy coś go boli. sku, a one biedne siedziały i nudziły się. Mówił, że jakoś trudno mu chodzić. Potem nie przychodziły tam w ogóle... Tego dnia przyjechaliśmy razem tak- W czasie wakacji, kiedy Tylkowie sówką. Zawsze braliśmy wspólnie tak- wyjeżdżali nad Morze Śródziemne, to sówkę, bo to taniej, a mieszkaliśmy w wynajętym przez siebie mieszkaniu blisko siebie. Bardzo przyjemnie bawili- jeden pokój odstępowali Łobodowskie- śmy się tego wieczoru. Potem wróciłam mu. Tam też pisał wiersze... z nim do domu. Ja wysiadłam wcześniej Kiedy przychodzili do mnie, to robi- przy swoim domu, a on jeszcze jechał łam im polskie potrawy, chłodniki i coś jeden blok dalej. Rozstaliśmy się jak za- takiego, co im smakowało. On najbar- wsze i nic nie zdradzało, że następnego dziej lubił pomidorową zupę z ryżem, dnia będzie miał dużą gorączkę. Ledwie więc często mu ją robiłam, poza tym się dowlókł do tego baru, gdzie zawsze lubił wszystkie kluski. siedział. Przyszedł tam już bardzo blady, Czy w inne dni utrzymywała pani kontakty ledwo szedł. Właściciele baru, którzy się z Łobodowskim? już z nim bardzo zaprzyjaźnili, zatele- Chodziłam tam, gdzie wiedziałam, że fonowali zaraz do mieszkania Tylków. ich spotkam do jednej czy drugiej re- Pana Kazimierza nie było w domu, bo stauracyjki, gdzie jadali kolacje. Kie- był w biurze. Jego żona przybiegła zaraz dy Stasio Rylski zachorował na serce z synem i zobaczyła, że on już prawie i zmarł, to zostaliśmy już tylko oboje. omdlewa. Niemal przemocą zabrali go Prosiłam, by przychodził w dalszym cią- taksówką do szpitala. Nie chciał jechać. gu do mnie. Wiedziałam, że często nic Wzbraniał się. Jakoś mu wreszcie wyper- wcześniej nie jadł, tylko to, co u mnie. swadowała, że musi jechać. Normalnie chodził na posiłki do ma-

424 nr 35 (2009) Rozmowa Józefa Zięby z Jadwigą Ostrowską

Nieszczęśliwym zbiegiem okoliczno- wydarzenia historycznego, to tylko ści był to piątek, potem sobota i niedzie- do niego trzeba było iść. Był jak ency- la. We wszystkich szpitalach na całym klopedia. Poza tym lubiłam go i uzna- świecie, w całej Europie przynajmniej, wałam. Akceptowałam jego trudny nikt nic w tych dniach w szpitalu nie charakter. robi. Wszyscy doktorzy znikają. Dobrą Na czym polegała ta trudność charakteru? diagnozę można było otrzymać dopiero Nie lubił, kiedy ktoś miał inne zdanie. w poniedziałek. Przeprowadzono ana- Był czasem gwałtowny. Ostrym języ- lizy. Okazało się, że nerki były bardzo kiem potrafi ł przyciąć. Ujawniało się to zniszczone. Początkowo się wydawało, nawet na zebraniach u księdza. Były tam że to wszystko od nerek pochodzi, ale takie osoby, które na pewno lubił, ale potem wywiązało się zapalenie płuc. ostrzył sobie na nich język. Dali mu jakieś antybiotyki i zrobiło się To tak, jak w jego publicystyce? trochę lepiej. Wstąpiła w nas otucha. Publicystyka była głównym źródłem Już parę razy był ciężko chory i jakoś się utrzymania. Wydał czasem jakąś książ- z tego wygrzebywał. Miał silną naturę, kę, ale trudno było z tego wyżyć. Do- która przezwyciężała choroby. Tym ra- piero pod koniec jego życia utworzył zem już się to nie udało. się w Londynie fundusz, który umoż- Po paru dniach widać było, że jest to liwiał wydawanie jego książek. Dzięki sytuacja beznadziejna. Wezwaliśmy do temu sytuacja materialna może by się szpitala księdza Walorka, który z nim inaczej ułożyła. rozmawiał z pół godziny. Potem go Wróćmy jeszcze do ostatnich chwil poety. wyspowiadał. Następnego dnia Łobo- Czy miał jakieś życzenia? Czy mówił, by po- dowski przyjął komunię świętą. Ksiądz chować jego prochy w Lublinie? udzielił mu ostatniego namaszczenia. O tym mówił wcześniej przy różnych Lobo jeszcze był wtedy przytomny. okazjach. Jak pani sądzi, czy samotność dokuczała Czy Lublin wspominał często? Łobodowskiemu? Tak, bardzo często. Opowiadał, jak się Nie robił wrażenia, żeby się czuł osa- kochał w pięknych Żydóweczkach, jak motniony. Trzymał się zawsze tej samej dawał korepetycje w gimnazjum żeń- dzielnicy, w pobliżu domu Tylków. Bar skim. też jest w sąsiedztwie. Codzienne cho- Dużo, może nawet za dużo jest tych roman- dził do nich po własną pocztę. Wieczo- sów w cyklu powieściowym Żywot Józefa rem pan Kazimierz często przychodził Zakrzewskiego. Jak Łobodowski oceniał swą do niego do baru. Popijali razem wino twórczość prozatorską? i komentowali aktualne wydarzenia. Mało było o tym mowy. Myślę, że on Czy Łobodowski nie miał zamiaru przenieść się wyżywał przede wszystkim w poezji, się do Paryża albo do Londynu? nie w prozie. Często tam jeździł, ale przenieść się tam Chciałem jeszcze zapytać o to ostatnie miesz- to nie, bo był bardzo związany z tą ro- kanie Łobodowskiego. Na zdjęciu widać, że dziną. byt to bardzo mały, skromny pokoik. Jakieś Czyli związek z rodziną Tylków decydował, że rękopisy i korespondencję chyba tam prze- Łobodowski pozostawał w Madrycie? chowywał? Czy zrobiono protokół z likwida- Mam wrażenie, że tak. cji tego mieszkania? Czy mogłaby pani jakoś ogólnie scharakte- Tam nie było żadnych cennych ręko- ryzować Łobodowskiego? pisów. Podziwiałam go za jego ogromne zdol- A co on ze swoimi rękopisami robił? Nisz- ności, talent, za jego pamięć nadzwy- czył je? czajną. Jeśli nie pamiętało się jakiegoś nr 35 (2009) 425 O Józefi e Łobodowskim i jego twórczości

Część rękopisów zabrał jego wydawca niać. Ostatnio myśmy się składali, żeby do Paryża. Nie wiem, może Łobodow- przynajmniej pensjonat był zapłacony, ski zniszczył inne rękopisy. Nie lubił ich żeby nie wisiało nad jego głową, że musi przechowywać. wyprowadzać się natychmiast. Książek A korespondencja? też nie gromadził, a te, które się zebra- Przenosił się kilka razy i na pewno przy tej ły, w czasie przeprowadzki pozostawiał okazji niszczył. Przenosił się, bo miał dłu- u swoich znajomych. U mnie w piwnicy gi w pensjonacie i musiał miejsce zmie- też są jakieś kartony z jego książkami...

426 nr 35 (2009) Józef Zięba Józef Łobodowski – poeta religijny

Gdyby na początku lat trzydziestych Okras komunizowania i młodzień- Tekst niepublikowany ktoś powiedział, że po śmierci Józefa czego buntu zakończył się w roku ze zbiorów prywatnych dr. Józefa Zięby. Łobodowskiego zostanie wydany tomik 1935, kiedy poeta opublikował na ka- jego religijnych wierszy, uznano by to za mach „Wiadomości Literackich” głośny surrealistyczny żart. Młody poeta ucho- artykuł Smutne porachunki, w którym dził bowiem wówczas za czołowego mówił o powodach zmiany swoich do- w Lublinie przeciwnika Kościoła i religii tychczasowych poglądów politycznych katolickiej. Publikował wiersze i artyku- i przekonań ideowych. Od tego już czasu ły konfi skowane przez cenzurę za obrazę nie występował jako „jawny wróg Koś- uczuć religijnych. Z tego samego powo- cioła i religii”. W 1938 roku odbył się du stawał kilka razy przed sądem, skon- jego ślub z Jadwigą Kuryłło w lubelskiej fi skowano tom jego wierszy O czerwonej katedrze. krwi i usunięto z Katolickiego Uniwer- Pierwsze dwa wiersze religijne Łobo- sytetu Lubelskiego. W „Głosie Lubel- dowkiego Modlitwa i Ojcze nasz zostały skim” (z dnia 10 II 1932 r.) ks. Z. Goliński opublikowane w tomie Z dymem po- stwierdził nawet, iż „dominantą w jego żarów, wydanym w 1941 roku w Nicei. postępowaniu jest nienawiść do religii Poeta przeżył już klęskę wrześniową i po i Kościoła katolickiego”. internowaniu na terenie Węgier, prze- Poeta odpowiadając na ten zarzut dostał się do Francji, ale wkrótce został („Trybuna” 1952, nr 1) napisał, iż swo- tam aresztowany i przebywał kilka mie- ich tęsknot religijnych nie lokuje w po- sięcy w paryskim więzieniu. Zapewne święcanych obrazkach i medalikach ani miał wówczas wiele czasu na głębsze re- w ciasnych kapliczkach, „Wierzę tak, jak fl eksje nad smutnym losem tułacza-emi- mi podpowiedziały gwiazdy w błękit- granta. W tej trudnej sytuacji zrodziła ną noc, mrugając porozumiewawczo się modlitwa o łaskę powrotu do ojczy- ku ziemi”. stej ziemi, lub chociaż o wątłą nadzieję, Czas potwierdził, że należało z więk- że może wnukom zapewni Bóg „zwy- szą tolerancją i wyrozumiałością trak- cięstwo ducha w swobodnej ojczyźnie”. tować buntującego się młodego poetę, Forma poetyckiej modlitwy jako wy- który w sposób prowokujący występo- raz nawiązywania zerwanych kontaktów wał przeciw skonwencjonalizowanym z Bogiem oraz odradzającej się wiary, fermom życia społecznego, w tym i re- pojawi się jeszcze kilkakroć w jego utwo- ligii, a w rzeczywistości pozostawał rach. Znamienne jest, że po wielu latach w porozumieniu z mrugającymi ku zie- poeta powraca do modelu własnej wiary mi gwiazdami. przedstawionego na łamach „Trybuny”:

Gromami spiętrzyłeś się, rzekami przebiłeś się, w nocy chodzisz, sine gwiazdy krzeszesz. (Modlitwa)

Pozostała mu te sama wrażliwość na zmaganiach i klęskach uświadomił sobie piękno natury i wszechświata, w których człowieczą marność i niedoskonałość: odczuwał istnienie mocy Bożej. Po wielu Chodziłem uporczywie pod górę, nr 35 (2009) 427 ale wyjść na szczyt nie umiałem. Chciałem być opoką i murem, a w proch się rozsypałem. (Psalm niedoskonały)

Wreszcie doznał łaski odnalezienia wiary i Boga.

Twoje oblicze mi objawiło się, Twoje mroczne proroctwo stawało się. (Modlitwa)

Odnalezienie Boga nie oznaczało zupełnego poświęcenia się sprawom boskim, ciągle pozostawała świadomość silnego zakorzenienia w ziemi i doczesności.

Ale nie uklęknę, nie mogę przed Tobą uklęknąć, bom już wrósł po kolana w ziemię. (Psalm niedoskonały)

Szuka innej drogi dojścia i znajduje ją w upokorzeniu się i rachunku sumienia. Rachunek sumienia, to tytuł utworu i ostatniego sporządzonego przez poetę wyboru własnych wierszy. Tom ten traktował zapewne jako generalną spowiedź z długiego i niełatwego życia: Teraz siedzisz przy ognisku zagasłym i patrzysz, przesypujesz popiół w dłoni, przesiewasz, zastanawiasz się, czemu nie jest inaczej. (Rachunek sumienia)

Refl eksja nad kończącym się życiem zawiera uczucie bezradności:

I nie przejdę zakazanych granic, nie dołączę, nie umiem, nie potrafi ę. (Rachunek sumienia)

Tego poetyckiego wyznania nie należy ale także uzyskanej łaski, która pozwa- jednak odczytywać jako uczucia zwąt- la odzyskać utraconą wiarę i nawiązać pienia. Jest to wołanie o Bożą pomoc kontakt z Bogiem. na czas ostatniej próby, kiedy już sam Na tych podstawach należy rozpa- człowiek nic nie potrafi uczynić. trywać pozostałe utwory religijne Jó- Z tych pobieżnych analiz poetyckich zefa Łobodowskiego. Nie jest ich wiele, modlitw Łobodowskiego wyłania się bo- ale towarzyszą niemal całej twórczości hater o głębokich przeżyciach religij- poetyckiej autora Rachunku sumienia. nych, który dochodzi do Boga własnymi, Wśród nich na osobną uwagę zasługu- nie zawsze prostymi ścieżkami. Świa- je cykl wierszy maryjnych. Powstawały dom jest człowieczej niedoskonałości w różnych okresach i przy różnych oka- i wynikających stąd własnych upadków, zjach. Bardziej niż poetyckie modlitwy

428 nr 35 (2009) Józef Łobodowski – poeta religijny Józef Zięba osadzone są w tradycji literackiej. Poe- Innym hołdem dla cierpienia i prze- ta uważał się za kontynuatora roman- śladowań, tym razem religijnych, jest tycznej szkoły ukraińskiej. Spóźnionego Tryptyk o zamordowanym Kościele. romantyka fascynował Wschód i bez- Utwór ten poświęcił poeta tragicznym kresne stepy Ukrainy. Problematyce tej losom ukraińskiego kościoła katolickie- poświęcił wiele utworów. Nie może więc go oraz jego wiernym duszpasterzom. dziwić, że jego wiersze religijne zasiedla- We współczesnej poezji polskiej jest to ją bizantyjskie Madonny: Paczajowska, chyba jedyny wiersz podejmujący tę bo- Ostrobramska, z Ławry Paczarskiej ki- lesną problematykę. Nabiera specjalnej jowska, a także Częstochowska. W poe- aktualności w okresie niedawnych ob- macie Pochwała szorstkiej mowy układa chodów tysiąclecia chrztu Rusi. poetycką litanię, w której przywołuje Kantatą na intronizację Jana Pawła II polskie cudowne obrazy maryjne: z ka- i Kolędą dla Papieża włącza się Łobo- szubskiego Sważewa, z Ludzimierza, dowski w chór radości i dumy Polaków, Jazłowiecką, Gidelską, z Piekar i Kod- i tych w kraju, i rozproszonych po całym nia. Wszystkie one są orędowniczkami świecie, na wieść o obiorze Rodaka na i patronkami polskiej ziemi, a emigra- stolicę Piotrową. cyjnym rozbitkom zza oceanów ma pa- Znalazła się jeszcze wśród utworów tronować Stella Maris (Gwiazda Morza). religijnych Łobodowskiego stylizowana Wszystkie te wschodnie i zachodnie Ma- na prymitywny sposób ludowa pastorał- donny zlewają się w jedną postać Matki ka. Pochodzi ze wspomnianego już poe- Bolesnej, współcierpiącej z całym ludem matu Pochwała szorstkiej mowy. Złożył Rzeczpospolitej. w niej poeta hołd szczerej ludowej wie- W utworze Stabat Mater poeta od- rze wyrażanej nieudolnie, prymitywnie, wrócił wymiary boski i ludzki. Bolesny- ale prawdziwie. Jest to utwór jakby wy- mi Madonnami stają się w tym wierszu jęty z dawno zapomnianej kantyczki. cierpiące ziemskie matki spod murów Przypomina też Pastorałki Tytusa Czy- więziennych. Jest to fragment wyję- żewskiego. ty z poematu poświęconego rosyjskiej Tomik zamyka utwór o motywie za- poetce Annie Achmatowej, która w sta- czerpniętym ze Starego Testamentu. linowskich więzieniach i obozach stra- Żona Lota, jest traktowana jako uoso- ciła męża i syna. Wraz z setkami innych bienie losu wygnańca, który gotów jest kobiet całymi godzinami wyczekiwała poświecić całe swoje życie za jedno spoj- pod więzienną bramą prosząc o łaskę rzenie na utraconą ojczyznę. Utwór ten przekazania swym najbliższym listu, przepełniony melancholią i smutkiem czy żywnościowej paczki. Według poety wyraża dramat poety-emigranta i jego okrutność tego przeżycia przekraczała współtowarzyszy, pozbawionych moż- cierpienia Matki Boskiej pod krzyżem, liwości powrotu do ojczystego kraju. która mogła pochować umęczone ciało Kończy się jakże tragicznie brzmiącym swego Syna i zachowała nadzieję i wiarę przesłaniem skierowanym do całego w Jego Zmartwychwstanie. Współczes- polskiego wychodźstwa. ne matki bolesne nie znały ani czasu, ani miejsca śmierci swoich najbliższych. Nie Módlcie się o śmierć równie piękną mogły mieć też żadnej nadziei. Z tego śmierć powodu poetka, która jest ucieleśnie- za cenę ostatniego spojrzenia. niem wszystkich cierpiących matek, (Żona Lota) prosi w modlitwie o łaskę utraty zmy- Poeta wiedział, że to ostatnie spojrze- słów, by oderwać się od koszmaru ok- nie na utraconą ojczyznę nie będzie mu rutnej rzeczywistości. już dane. Zmarł 18 kwietnia 1988 roku nr 35 (2009) 429 O Józefi e Łobodowskim i jego twórczości

w Madrycie. Gestem na miarę spojrze- dopełniła się doczesna droga człowie- nia żony Lota była prośba skierowana ka i poety, pełna ostrych zwrotów i za- do przyjaciół, by po śmierci ciało jego krętów, ale w końcu doprowadzająca poddano kremacji, a prochy przesła- da celu. Pozostało po nim kilkanaście no do Lublina i pochowano w grobie tomów wierszy, dwie wielotomowe po- obok matki. Jego wola została spełniona wieści i często kontrowersyjna, pełna w dniu 22 października 1988 roku. Po- pasji w dociekaniu do prawdy publi- grzeb prochów poety miał szczególną cystyka. Z tego bogatego dorobku wy- wymowę. Mszę świętą za spokój duszy braliśmy garść utworów religijnych. niegdyś relegowanego studenta odpra- Poeta nie zdążył ich osobiście zgro- wił w kościele akademickim KUL rektor madzić w osobnym tomie. Czynimy tej Uczelni ks. bp Jan Śrutwa, kondukt to jakby w jego imieniu upamiętniając pogrzebowy na cmentarzu prowadził w ten sposób osiemdziesiątą rocznicę ks, bp. Piotr Hemperek. W ten sposób jego urodzin.

Rozmowa z Adamem Tomankiem

Rozmowa z Adamem Grono przyjaciół drukarzom. I na Chopina pamiętam, Tomankiem, 22 wrześ- Miał wielu przyjaciół literatów rosyj- jak przychodzili zecerzy do babci i mó- nia 2008. Nagrywał: Marek Nawratowicz. skich, ale przede wszystkim ukraiń- wili: „Czy jest Pan Józef?” – „Nie, nie Archiwum TNN. skich, do tego stopnia, że na pewnym ma.” A on się chował za piec w drugim Całość relacji dostępna spotkaniu w Lublinie, gdzie była więk- pokoju. Ja to widziałem. Mówił: „Bo ja na stronie www.histo- szość Ukraińców, powiedzieli, że on był im jestem winien pieniądze.” No to jak? riamowiona.tnn.pl. pochodzenia ukraińskiego. Z wieloma To pewnie odda, może dzisiaj nie ma, osobami się przyjaźnił: z Józefem Cze- to jutro odda. O takie były rozmowy. chowiczem, z Czuchnowskim, z Wój- A on później do babci mówi: „No, nie cikiem, z Podstawką. Przychodzili na mam pieniędzy. Skąd ja im wezmę te Chopina często, rozmawiali, dysputy pieniądze? No muszę wziąć, oczywiście. prowadzili. Pracowali i muszą dostać!” Ale on swoje Przed wojną, widziałem Łobodow- pieniądze wkładał i rodziny pieniądze skiego w trzydziestym dziewiątym roku, wkładał na tą gazetę. Wreszcie ta gazeta tuż przed wrześniem, przyjechał z War- splajtowała, zbankrutowała. szawy, żegnał się z matką swoją, z sio- strą, czyli moją matką, ze mną i mówił, Pogrzeb na Lipowej że idzie na front, bo dostał kartę mo- Na jego pogrzebie dwóch biskupów bilizacyjną do wojska. I już potem nie było, dziesięciu księży, piechotą orszak, wrócił. było z pięćdziesiąt osób – może jacyś literaci, tam znajomi jeszcze się znaleźli, Problemy fi nansowe przeszli Skłodowskiej ulicą jeszcze tutaj Łobodowskiego na cmentarz przy ulicy Lipowej. Byłem Były sytuacje, jak prowadził tą gazetę – uczestniczyłem w tym pogrzebie. Tłu- w Lublinie - często brakowało pienię- mu nie było – nieznany był przecież. dzy, gazeta nie była dochodowa. Bywa- Odbyła się ta skromna uroczystość po- ło, że nie miał za co zapłacić zecerom, żegnalna.

430 nr 35 (2009) Florian Śmieja Józef Łobodowski o sobie i swojej poezji

Do zasadniczych źródeł naszej wiedzy o Józefi e Łobodowskim (1909-1988) oprócz jego „Odra” 1991, nr 4, s. pism należy również zaliczyć jego wypowiedzi ustne. Udało mi się taką zdobyć w czerwcu 63-65. Wstęp – Florian Śmieja. Dalsze wypo- 1989 w Madrycie od jego wieloletniego przyjaciela i gospodarza Kazimierza Tylko. Jest to wiedzi Józefa Łobodow- godzinna taśma magnetofonowa nagrana przez nich 31 stycznia 1982 roku, kiedy poeta skiego pochodzą z wy znalazł się bez pieniędzy, a zapragnął pojechać na ulubioną plażę do Gandii nad Morze taśmy magnetofonowej Śródziemne. Łobodowski opowiedział o swojej twórczości i przeczytał szereg wybranych spisał Florian Śmieja. Skróty pochodzą pod przez siebie utworów. Sprzedał kilkanaście tych taśm i na wakacje pojechał. Jednocześnie autora. potomnym zostawił odautorskie komentarze i próbki recytacji, poświadczając tym, że był poetą o dużym dorobku, lecz i o niespełnionych zapowiedziach. Ponieważ taśma jest dość ekskluzywnym i mało elastycznym medium, spisałem jej treść (zaznaczając jedynie czytane poezje) celem zapoznania miłośników poezji Józefa Łobodow- skiego z tym, jak sądzę, ważnym dokumentem.

Józef Łobodowski: Wiersze zacząłem łoszowi. Nie jest to zbyt dokładne. Oto pisać mając dwanaście lat. Oczywiście, mój wiersz typowo katastrofi czny napi- nie była to jeszcze poezja, były to pierw- sany u schyłku roku 1931 pod tytułem sze, nieudolne wprawki. Cztery tomy Ostateczne. Cytuję z niego drugą część: wierszy wydane między rokiem 1929 i 1932 uznałem z czasem za grzechy Ciemne są nasze mieszkania […] na młodości i wyłączyłem je z mojej biblio- twarz konającym lądom. grafi i. Wyjątek uczyniłem tylko dla paru wierszy, które dodałem do pierwszej Przyszła wojna, która przecięła życie nas książki, jaką uznałem za dostatecznie wszystkich na dwie nie przystające do dojrzałą pt. Rozmowa z ojczyzną. Wiersz siebie części. W lutym 1940 roku w Pa- pt. Piłsudski został w Lublinie skonfi - ryżu, dokąd dostałem się po odbyciu skowany. Ale sędzia konfi skatę uchylił, kampanii wrześniowej w 10 Brygadzie wychodząc z założenia, co niektórych Kawalerii Zmotoryzowanej, napisałem zdumiało, iż chodzi o rzecz patriotycz- wiersz pt. Ziemia. Włączyłem go póź- ną. Mianowicie domaganie się polskiej niej do tomu Z dymem pożarów, który rewolucji szło po linii starego polskiego ukazał się w roku 1941 nakładem ni- hasła „Niepodległość i sprawiedliwość cejskiej Ofi cyny Samuela Tyszkiewicza: społeczna”. Oto wiersz napisany jeszcze w roku 1931: Ziemio, ojczyzno moja […] Ziemio.

Oto są ręce […] krwią wasze imię wypi- W roku 1954 ukazał się w Paryżu tom sujemy na tarczach pt. Złota Hramota, zawierający utwory o tematyce ukraińskiej. Niektórzy kry- W latach trzydziestych zrobił się w mło- tycy uznali, że jest to późne przedłuże- dej poezji polskiej nurt nazwany na- nie szkoły ukraińskiej, ważnego nurtu stępnie katastrofi cznym. Już po wojnie w poezji polskiej, romantycznej, repre- autorstwo przyznano głównie poetom zentowanego takimi nazwiskami, jak wileńskim z grupy „Żagary” i „Pion” Je- Malczewski, Goszczyński, Zaleski, ale rzemu Zagórskiemu i Czesławowi Mi- nade wszystko Juliusz Słowacki. Wiersze nr 35 (2009) 431 O Józefi e Łobodowskim i jego twórczości

w tym tomie zawarte powstawały przed Łatwiej chwalić kształt już [...] dla naj- wojną, podczas wojny i w latach następ- młodszej, dla trzynastoletniej. nych. Oto zakończenie cyklu Dumy wo- łyńskie: Długi, bo grubo ponad trzydzieści lat trwający pobyt w Hiszpanii natural- Za dziewięciu górami […] i serce grzeje. nie musiał także wyrazić się szeregiem wierszy, a nawet dłuższych poematów. Tom kończy się krótkim wierszem Hiszpański pejzaż i kultura, hiszpański o charakterze wbrew poniesionej klę- folklor i wszystkie inne aspekty tutej- sce zdecydowanie optymistycznym: szego życia musiały odzwierciedlić się w mojej poezji. Więc oto wiersz pt. Fan- Tak nas upiory […] że moje pieśni ciebie dango, jeden z poświęconych tańcom nie zdradziły. hiszpańskim:

Bezpośrednim nawiązaniem do poezji Smagłej nocy [...] bom nie umiał zatań- Słowackie go jest wiersz pt. Pani Salo- czyć fandango. mea poświęcony matce wielkiego krze- mienieckiego poety: Jednym z najwybitniejszych autorów poetyckiego odrodzenia w Hiszpanii Suchy szelest jedwabiu […] że polną wę- w latach dwudziestych i trzydziestych druje miedzą uśmiechnięta szlachecka bieżącego wieku był niewątpliwie gra- madonna. nadyjczyk, Federico Garcia Lorca. Zgi- nął na początku wojny domowej, która Osobny i dość intensywny nurt w mojej wybuchła w lipcu 1936 roku. Była to, jak twórczości stanowi tematyka wschodnia: się zdaje, zemsta osobista, ale od razu arabska, a także perska i azerbejdżań- propaganda republikańska nadała tej ska. Mieszkając przez tyle lat w Hiszpanii tragicznej śmierci charakter politycz- natrafi łem na średniowieczną poezję al- ny. Byłem pierwszym chronologicznie Andalusu, czyli lirykę Arabów hiszpań- polskim tłumaczem utworów autora ro- skich. Wydany w roku 1961 tomik Kasydy mancy cygańskich i wkrótce napisałem i gazele oparty został na motywach tej wiersz pt. Elegia na Federica Lorkę. Każ- właśnie poezji. Dla przykładu Gazela dy, kto zna jego poezję, zorientuje się bez białym wierszem. Jest to erotyk, którego trudu, że starałem się dostosować me- obrazowanie zostało wzięte od tamtych tafory tego utworu do używanych przez średniowiecznych Arabów: Lorcę, biorąc od niego gotowe zwroty i elementy poetyckie: Chciałbym otworzyć kindżałem […] któ- rym płonę. Nim księżyc za górami [...] podaje szklankę koniaku. Z kolei przyszło zainteresowanie poezją innych wschodnich mahometańskich Naturalnie nie mogłem przejść obojęt- narodów: Persów i Turków Azerbej- nie koło arcydzieł hiszpańskiego ma- dżańskich. Wiersze o tej tematyce nie larstwa, zwłaszcza zafascynowały mnie zostały jeszcze wydane w osobnej książ- płótna El Greca i Goyi. Ten pierwszy ce. Drukowałem je w obszernym wy- zostawił po sobie, prócz obrazów o tre- borze w czasopismach emigracyjnych, ści religijnej, także inne, m.in. wspaniały głównie w nie istniejących już londyń- pejzaż przedstawiający niebo podczas skich „Wiadomościach”. Znowu, tytułem burzy nad Toledo. W nim na trzysta lat przykładu, Gazela dla trzynastoletniej: przed narodzeniem się francuskiego im-

432 nr 35 (2009) Józef Łobodowski o sobie i swojej poezji Florian Śmieja presjonizmu dał pejzaż zdecydowanie Nad Rzymem rudy zachód […] muszą impresjonistyczny. A więc wiersz pt. Bu- zginąć z głodu. rza nad Toledo: Prawie cały poemat Ballada lubelska Chmury świetliste [...] trwa jak pioru- został poświęcony tragedii naszych cza- nochron. sów, a głównie dramatowi, jaki prze- żywa naród polski. Oto odpowiednie Mam w szufl adzie nie wydany jeszcze fragmenty tego poematu pisanego pod poemat Słowo o koniach. Pisany i po- koniec lat sześćdziesiątych: prawiany na przestrzeni wielu lat poe- mat ten przedstawia końską mitologię, Księżyc w chmurach toporem [...] padną współżycie z człowiekiem, konie w róż- w gruzach mury Jerycha. nych sytuacjach: przy pracy, w pokoju i na wojnie. Podaję fragment pt. Na ko- Jedną z głównych cech każdej poezji nie pomordowane: emigracyjnej jest tęsknota za utraconym krajem rodzinnym. Ale wraz ze zrozu- Przyjdą inni poeci [...] niechaj po śmier- miałą tęsknotą idzie samo utwierdzenie ci im świeci. się w swojej postawie, choćby to miało jeszcze zwiększyć bezbronną gorycz wy- Dawniej w mojej poezji rzadko zjawia- gnańca. Więc oto wiersz Zadymka na- ły się polskie motywy ludowe. Obecnie leżący do takiego emigracyjnego cyklu: coraz częściej. Oto z poematu Pochwa- ła szorstkiej mowy włączony do tomu Zadymka wygładzała [...] i ona mi usta W połowie wędrówki, wydanego w Lon- przysypie. dynie w roku 1972 dwa fragmenty tego rodzaju. Najpierw próba ludowej kolędy Emigracja sprzyja ciągłemu czynieniu oparta na motywach wziętych z lubel- rachunku sumienia. Motywy religijne skiego folkloru: w mojej poezji z rzadka tylko występują w czystej postaci. Wyjątkiem jest ostatni Kiedy u na mróz [...] oj dyli dyli. wydany tom wierszy, wspomniany już W połowie wędrówki, w którym ponad I wreszcie dalszy fragment z tego same- 20 stron poświęciłem tematyce religij- go poematu Pochwała szorstkiej mowy, nej. A więc wiersz pt. Modlitwa: pisanego przed kilkunastu laty w Ma- drycie: Górami spiętrzyłeś się [...] Twój miecz obiecywany. Diabli wiedźmie rudy […] pod ten noc- ny wiatr. Od szeregu lat spędzam miesiące letnie na plaży koło portu rybackiego Gro de Jak dotychczas, nie zacytowałem żad- Gandia nad Morzem Śródziemnym, nego wiersza, który by wychodził na które starożytni nazywali naszym mo- przeciw trudnym zagadnieniom doby, rzem, Mare w jakiej żyjemy, a napisałem takich Nostrum. Powstał tam obszerny cykl wierszy wiele. Oto jeden z nich opła- wierszy właśnie pod tym tytułem Mare kujący w metaforycznej formie upadek Nostrum. Oto wstępny wiersz uzasad- Europy Zachodniej. Przeniosłem akcję niający ów tytuł: do starego Rzymu, ale rzecz dzieje się za naszych czasów. Tytuł wiersza: Eu- Te wiersze dedykuję […] z Mare No- ropa 1971: strum. nr 35 (2009) 433 O Józefi e Łobodowskim i jego twórczości

Nie muszę dodawać, że chodzi o twór- Śniegami zaniósł […] skoczcie naszym czość wielkiego poety polskiego Jana wrogom do krtani. z Czarnolasu Kochanowskiego. Wielu moich krewnych i przyjaciół Parokrotnie wymieniłem tytuł mego zginęło podczas minionej wojny i pod ostatniego tomu wydanego w roku 1972 dwiema okupacjami. Wiersz pt. Poległe- w Londynie pt. W połowie wędrówki. mu nie ma na myśli konkretnie jednego Gdy już tom wyszedł, miałem dobrze z nich. Jest to adres ogólny. przekroczoną sześćdziesiątkę. Czy to oznaczało, że wybieram się żyć ponad Płomień opadł […] przez mękę nie od- 120 lat? Oczywiście, że nie. W posłowiu kupieni. do książki wyjaśniłem sprawę. Powta- rzam to wyjaśnienie. Po prostu wydaje Powiedziałem, że to będzie ostatni mi się, pisałem w owym posłaniu, ba, wiersz. Okazuje się, że jeszcze jest czas. często jestem całkowicie pewny, że je- Jeszcze jeden wiersz, w którym motywy żeli pożyję jeszcze kilkanaście lat, zdo- religijne splotły się z politycznymi. Przy będę się na znacznie większe osiągnięcia okazji użyłem w tym wierszu szeregu poetyckie niż dotychczas. Czas poka- starych słów, które wyszły z powszech- że, czy właściwie oceniam swoje moż- nego użycia i zachowały się jedynie liwości, czy też to tylko optymistyczne tu i ówdzie wśród chłopów, głównie złudzenia. Na wszelki wypadek, i by sa- w Lubelszczyźnie i Kielecczyźnie, np. memu sobie dodać otuchy, ten tytuł. Nie gromnicznik to nazwa miesiąca lutego, w połowie drogi życiowej, lecz w po- drzewa zimostradne to drzewa iglaste, łowie drogi poetyckiej. Tak należy go którym zima nie strąca igieł, śniegułki rozumieć. zaś to drobne ptaszki lubiące tarzać się w śniegu. Wiersz pt. Gromniczna:

Treść zaproszenia na uro- czystości pogrzebowe Jó- zefa Łobodowskiego. Ze zbiorów Józefa Zięby.

434 nr 35 (2009) Jadwiga Sawicka Osobna droga

Z biografi i autora Rozmowy z Ojczy- Majakowskiego, Jesienina, Chwylowe- Osobna droga, „Tygo- zną można by stworzyć kilka życiory- go. Odpychał poetę dogmatyzm pol- dnik Literacki” nr 3, 20 stycznia1991, s. 6. sów, w tak wielu bowiem różnorodnych skich komunistów. i trudnych dramatów naszych czasów był Poetyckim świadectwem tych wąt- Łobodowski protagonistą. Od początku pliwości i rozterek był tom poetycki drogi twórczej jego wybory i konwersje Rozmowa z Ojczyzną. Tytuły wierszy: były przedmiotem podejrzeń, oskarżeń Ojczyzna, Piłsudski, Do bolszewików, i sporów. Uczynił wiele, żeby zbiorowość Słowo o Dzierżyńskim – wskazują na ze- przeciw sobie nastawić, wzburzyć opi- spół podejmowanych tematów. Zrozu- nię. A robił to spektakularnie, drama- miałe, że Łobodowski stał się pisarzem tycznie, niemal histerycznie. najbardziej atakowanym przez komuni- Jako chłopiec przeżył rewolucję w Ro- stów. Szenwald oskarżał go oto, że „pró- sji – w Moskwie i na Kaukazie. Wró- bował wnieść w szeregi radykalizujących cił, niczym Baryka, nasiąknięty ideami pisarzy zamęt ideologiczny, próbował skrajnie rewolucyjnymi, gorszył Lublin zdobyć ich dla faszyzmu”. Wasilewska tomikami poetyckimi konfi skowanym nazwała go „nacjonalistycznym agen- przez prokuraturę, pismami lewicowy- tem w służbie faszyzmu”. To określe- mi, które wydawał. „Dążył – jak brzmi nie okazało się zadziwiająco pojemne jedno z oskarżeń – do przekształcenia i trwałe. Chętnie używano go po wojnie, życia na wzór bolszewicki”. Był boha- gdyż mogło zastąpić wszelkie argumen- terem kilku procesów politycznych. ty. Publiczność czytająca, nie znająca Władze skazywały go na kary więzie- poety, nie mogła go zweryfi kować. nia, które przyjaciel prawnik zamieniał Po zerwaniu z lewicą Łobodowski nie na wyroki z zawieszeniem. Prowokują- uznający roli klerka, oświadczył publicz- ca postawa spowodowała relegowanie nie, że chce być wolnym człowiekiem go z KUL-u w roku 1932. Niezmiernie na wolnej ziemi i nie boi się określenia burzliwy i dramatyczny przebieg miała ,,anarchista”. Ideologii przeciwstawiał jego służba w podchorążówce w Rów- odtąd własną odpowiedzialność mo- nem wołyńskim; zakończona próbą sa- ralną za sprawy, w jego pojęciu ważne. mobójstwa. Pierwszym poetyckim znakiem anar- W 1935 roku Łobodowski manifesta- chistycznego pojmowania wolności był cyjnie zrywa z komunizmem. Po latach wiersz Koń atamana Łobody. Los zbun- napisał o przyczynach swego „odstęp- towanego Kozaka, cwał koma, nocny stwa”. „Dochodziły mnie słuchy o tym step – to odtąd fi gury wolności w poe- co działo się na Ukrainie w strasznych zji Łobodowskiego. Wiersz ten stanowi głodowych latach 1932-1933.” Niepo- także świadectwo fascynacji Ukrainą koił rosnący terror w Rosji Sowieckiej, i jej wiecznym dążeniem do swobody. narzucany „postulat realizmu socjali- Sprawa Ukrainy stała się w twórczo- stycznego, sprezentowany lekką ręką ści autora Złotej hramoty, „równaniem Maksyma Gorkiego, tuż przed śmier- serca i honoru” a poeta jej żarliwym cią, która niejednemu wydała się po- orędownikiem, obrońcą swobód, rzecz- dejrzana.” Mnożyły się wątpliwości do nikiem niezależności kulturalnej i po- rzeczywistej przyczyny samobójstwa litycznej Ukraińców. Usiłował jakby nr 35 (2009) 435 O Józefi e Łobodowskim i jego twórczości

przekreślić złą historię wzajemnych Requiem. W wierszu Intelektualistom stosunków naszych narodów, zmazać zachodnim pisał: „Gdzieście byli, coście winy polskie i ukraińskie. robili, gdy rozstrzeliwano Gumilowa, gdy Ukraina była jednak dla Łobodowskie- obłąkany Mandelsztam zdychał w sybe- go przede wszystkim, miejscem poezjo- ryjskim łagrze”. Scytyjskość Łobodow- twórczym, mitycznym rajem ziemskim skiego stanowiła z pewnością prowokację stanowiła ważny komponent programu wobec Zachodu, ale była także znakiem poetyckiego. Autor Złotej hramoty two- czasu kryzysu wartości. Katastrofi zm rzy poetycki topos dawnej szczęśliwej poety znajduje wyraz w dynamicznych krainy, ziemi obiecanej. Tworzy go na ciemnych obrazach Ukrainy. przekór historii, przeciw „złym dziejom”, W czasie wojny po wielu perypetiach, które uczyniły z Ukrainy kraj zniewolo- znalazł się Łobodowski w Hiszpanii – ny. Jednocześnie poeta ma świadomość kraju, w którym krzyżują się wpływy istnienia tu sprzeczności nie do pogo- kulturowe. Nazwał ją poeta „tyglem dzenia, świadomość własnej dwoistości. kultur”. Hiszpania, jej przyroda i folklor Wiedza o zaplątaniu krwawego węzła stają się tematem wielu wierszy. Zainte- w losach polskich i kozackich łączy się resowały Łobodowskiego kasydy i gaze- z zauroczeniem Dnieprem. W proble- le pochodzące z poezji arabskiej, które mach tych daje się odczytać dziedzi- zadomowiły się w ludowej twórczości ctwo romantycznej szkoły ukraińskiej. hiszpańskiej. Do poezji wysokiej prze- Rozdwojony, samotny zbuntowany bo- niósł je Federico Garcia Lorca. Zafa- hater utworów scynowany, osobowością hiszpańskiego Łobodowskiego jest spadkobiercą poety pisze wiersz o jego życiu i okrut- Malczewskiego i Goszczyńskiego, Sło- nej śmierci, tworzy na kanwie jego utwo- wackiego... rów własne kasydy i gazele. „… na tej ziemi wieczyście zostanę, Łobodowski nie przyjął tradycyjnej stać będę w sinym stepie nad jakimś kur- roli poety-emigranta, jego droga była hanem postać stróżującego przybrawszy osobna. Poetycka strategia pozwalała żurawia”. mu na włączanie w obręb własnej poe- Łobodowski był poetą związanym zji elementów różnych kultur, co dało z kulturowymi źródłami śródziemno- jej całkowicie odrębny koloryt. Towa- morskimi, zainteresowanym wielością rzyszy jednak temu poczucie tragicz- i różnorodnością tych źródeł, czerpał nego osamotnienia. Nostalgia objawia z nich poetycko pełnymi garściami. Był się jako tęsknota za małą ojczyzną – jednocześnie głęboko zainteresowany Lubelszczyzną, przechowywaną w zmy- Wschodem. „Hellada scytyjska” – jak słowej pamięci poety. O specyfi czności nazywał Ukrainę – mogła dzięki związ- uczuć do rodzinnego miasta mówi jeden kom z kulturą grecką stać się owym z piękniejszych wierszy Łobodowskicgo przysłowiowym pomostem – łączącym Żona Lota: Rzym z Bizancjum. Ukraina jednak stra- ciła pamięć swoich związków Obejrzała się ogarnęła wzrokiem kulturowych, niewola odebrała jej skazane miasto, świadomość minionej wielkości. zamknęła w pamięci, Łobodowski zainteresował się również jak skąpiec swój skarb w ciężkiej skrzyni, kulturą Rosji. Tłumaczył poetów ukraiń- zatrzasnęła ją powiekami skich, rosyjskich, białoruskich. Był redak- i skamieniała. torem kilku antologii, autorem wierszy o Majakowskim, Pasternaku, Achma- Rodzinne miasto przyjęło popioły towej, pierwszym polskim tłumaczem poety. Uroczystości pogrzebowe odby-

436 nr 35 (2009) Osobna droga Jadwiga Sawicka

ły się w Kościele Akademickim KUL-u. przez Jerzego Święcha, List do kraju, I tak uczelnia ta po latach „naprawiła (Lublin 1989), to wybór indywidualny swoją winę wobec wychowanka”. Za- wierszy najlepszych (dokonany przez częły ją „naprawiać” również instytucje znawcę współczesnej poezji). Domi- kulturalne, wydawnictwa. Poezja Ło- nantę stanowi tematyka moralna, no- bodowskiego przynosi tyle tematów, że stalgiczna; twórca wyboru podkreśla można z niej stworzyć wiele różnych wy- utrwalony w tych wierszach tragizm. borów poetyckich. Dostępne obecnie na Motywy śmierci, niespełnienia, tęskno- rynku trzy tomy dają różne odpowiedzi ty górują nad innymi. To tom bardzo na pytanie o oś krystalizacyjną tej twór- piękny, wybór bardzo subiektywny. Od- czości. Rozmaite koncepcje i preferen- mienny, bardzej historyczno-literacki cje powodują, że tomy te uzupełniają charakter ma tom skomponowany przez się bardzo szczęśliwie. Najwcześniejszy Józefa Ziębę, opatrzony neutralnym ty- (1987 rok) to wybór dokonany przez sa- tułem Poezje (Lublin 1990), Dla kogoś, mego poetę [wydany w Paryżu – przyp. kto po raz pierwszy styka się z wiersza- red. „Scriptores”]. W Rachunku sumie- mi Łobodowskiego, jest to może tom nia Łobodowski odrzuca swe wiersze najlepszy, który daje przekrój przez całą przedwojenne (podobnie jak w latach twórczość, łącznie z juweniliami. trzydziestych odrzucił swe juwenilia). Można już teraz pokusić się o wstęp- Akcent pada tu na dwie poetyckie prze- ne próby określenia miejsca Łobodow- strzenie: Ukrainę i Hiszpanię. Jest tak- skiego na mapie poetyckiej, zarówno że trochę liryków religijnych, erotyków dwudziestolecia międzywojennego jak i wierszy okolicznościowych, ale wyod- i poezji emigracyjnej, o próby formuł rębniające się wyraźnie te dwie całości syntetyzujących. Może wreszcie czytel- potwierdzają trwałość pasji poetyckich nik również naprawić swoja winę wobec Łobodowskiego. Tom skonstruowany poety – winę nieczytania.

Wypowiedź Wandy Tomankowej

Wanda Tomankowa: Nie wszyscy go miałam linijkę zawsze przy sobie i stu- Audycja Marii Brze- rozumieli, ja także nie bardzo go rozu- kałam tą linijką. zińskiej Poeta grozy miałam, chociaż jestem jego rodzoną Kiedyś z wielkim przerażeniem zorien- i szczęścia – Józef Łobo- dowski, Radio Lublin, siostrą. Mogę powiedzieć, że byłam jego towałam się, że ten chłopak więcej ode 1981. nauczycielką. Ponieważ między nami mnie wie z literatury i tak dalej, w ogóle, są cztery lata różnicy (a w Rosji idąc że on wie! Okazało się, że on znakomi- do pierwszej klasy gimnazjalnej, trzeba cie wie – kiedyś miałam jakiś problem było mieć dziesięć lat), więc ja byłam już przygotowując się do lekcji i on przyszedł, mniej więcej w trzeciej klasie i szykowa- i mi podpowiedział. Bo ten chłopak, to łam go do pierwszej klasy. To było takie cały czas czytał. My mieliśmy mieszkanie potulne chłopię, takie kochane – i tak wiejskie wtedy. Tam była biblioteka, bar- siedział naprzeciwko mnie, miał takie dzo piękna i on tam wszystkie te książki duże oczy, siwo-szafi rowe, i tak się we czytał. On historię rosyjską – i nie tylko mnie wpatrywał z ubóstwieniem. A ja, rosyjską, także innych krajów – to wszyst- jako surowa nauczycielka, pamiętam ko znał świetnie już jako mały chłopiec.

nr 35 (2009) 437 Jerzy Święch Rachunek sumienia emigranta

Jerzy Święch, Nowoczes- Nazwa „wygnaniec” przechowała coś która następnie rozciągnie się na całe ność: szkice o literaturze ze swego pierwotnego nacechowania: życie autora: „Czyny zbyt pośpieszne, polskiej XX wieku, War- szawa 2006, s. 144-149. kary za wykroczenie przeciwko obo- zbyt gorączkowe dzieła”. wiązującemu prawu. Exul, to znaczy Intencja jaka przyświeca Łobodow- „banita”, wolą władcy lub prawomoc- skiemu we fragmentach wskrzesza- nego wyroku był skazany na wypędze- jących „rebeliancką” młodość jest aż nie z kraju, by nie stanowić zagrożenia nadto wyraźna: zawiedziony komuni- dla ładu społecznego. W głębi wygnania zmem, któremu w młodości zbyt lekko- czai się poczucie niejasnej winy i zgoda myślnie zaufał, rad by obecnie tłumaczyć na karę. Tragiczni wygnańcy XX wieku tę tragedię pomyłek młodzieńczym po- byli winnymi bez winy, ofi arami prze- rywem, entuzjazmem cechującym na- mocy, która bynajmniej nie troszczyła prawiaczy świata, którzy nie oglądają się u uprawomocnienie swoich wyro- się na koszty swoich szalonych przed- ków, nigdy jednak, nawet w tych strasz- sięwzięć, ufni, że tylko oni mają rację. liwych czasach, nie stracił na znaczeniu W podobnych sytuacjach – ileż ich zna- Trybunał, który rozsądza rozmiar winy, my! – rodzi się poczucie omyłki nieza- jaka stała się udziałem obecnego bani- winionej, spowodowanej przez zręczne ty, dlatego emigrant jest tak skory do machinacje szczwanych graczy i mani- rachunku sumienia, wciąż gotowy od- pulatorów, tępych doktrynerów, żerują- pokutować za grzechy, które stały się cych na szczerych uczuciach i gorących przyczyną jego nieszczęścia. sercach. Nasz radykalizm – tak wygląda Oto utwór wyrosły z nostalgii za krai- linia samoobrony – był rodzimego cho- ną młodości, jedynym miejscem na zie- wu, nawiązywał do tradycji, nie czerpał mi, gdzie, jak pisał wieszcz w epilogu z wzorów, które – mówiąc słowami Że- do Pana Tadeusza, „jest trochę szczęś- romskiego (Ballada wszak przywołuje cia dla Polaka”. Ballada lubelska Józefa wizję szklanych domów) były obce pol- Łobodowskiego wskrzesza rewolucyj- skiej duszy. „To o polską rewolucję szła ną, „rebeliancką” młodość bohatera rzecz”, „nie śpiewało się na obcą nutę”, w mieście, w którym poeta przed laty „z ojczystej gliny młode cegły / chciał 1 1 Tomik Słońce przez zadebiutował . Lublin, jak inne miasta wypalać zbuntowany architekt”. szpary ukazał się emigrantów2, przechował się jako arka- Jasne, iż jest to stylizacja biogra- w roku 1929 nakładem dia wywołująca po latach nieodmiennie fi i własnej i przygody tego pokolenia lubelskiej ofi cyny, Drukarni Ludowej J. sentyment skojarzony z melancholią. To z perspektywy późniejszych, znacznie Popiela. Itaka, do której po trudach wędrówki, późniejszych doświadczeń i bolesnych 2 Por. W. Ligęza, Jerozo- w połowie drogi, rad by w końcu za- zawodów, by – o ile to możliwe – złago- lima i Babilon. Miasta winąć strudzony Odyseusz3. Nie zazna dzić dotkliwość kary, ukazać się innym, poetów emigracyjnych, spokoju, kto młodym spojrzał „w źre- niż się było w rzeczywistości, zasłużyć Kraków 1998. 3 Ballada lubelska nice trwogi”, nie zakosztował smaku – tak! – na zbawienie. Perspektywa z ja- została opublikowana „zwalonej wiary”. Odtąd wszystko bę- kiej Łobodowski ogląda własne życie w tomie W połowie dzie budzić przerażenie i rozpacz, nie wyrasta bowiem z postawy kryptoreli- wędrówki, Londyn będzie zwycięstwa po pustce wiary, ja- gijnej, szkicuje drogę od grzechu do kary 1972, s. 147-171 (stąd wszystkie cytaty, już bez kiej doświadczył młody człowiek. „Re- i w konsekwencji do wiecznego potępie- podania stron). beliancka” młodość przynosi ocenę, nia. Oto jedna z legend, jakimi karmi się

438 nr 35 (2009) Rachunek sumienia emigranta Jerzy Święch wygnanie, że stanowi zasłużoną karę za kiedyś doznawał mickiewiczowski „czło- błędy młodości. wiek wewnętrzny”, ów, któremu wzrok Zauważył Miłosz, że „katastrofi zm” duszy zwracał na ten jedyny, błogosła- przedwojenny był dziełem pisarzy kre- wiony moment świat w jego nieogarnio- sowych4. Katastrofi zm ów sprawia, że nym bogactwie i pełni wrażeń, nigdy jak zarówno Ballada, jak i inne emigracyjne teraz doskonałych i bezinteresownych, wiersze Łobodowskiego pełne są tonów bo wyzbytych chęci posiadania. eschatologicznych. Zapowiedzi kresu, Każdy szczegół po latach odtworzo- końca, śmierci stanowią uczuciową do- ny w tym tekście zadziwia swoją kon- minantę i tego utworu, motywy żałob- kretnością, plastycznością, bogactwem ne i cmentarne wracające jak refren nie brzmień, dźwięków, barw, zapachów, jak są ornamentem, lecz tajemniczym szy- gdyby wszystko działo się teraz i tutaj, frem zbliżającym do Prawdy, nieśmiałą w Lublinie, który wraca ustokrotniony, próbą uchylenia zasłony, przed którą bogatszy niż kiedykolwiek. „Nonsensem cofa się każdy zbyt zuchwały gest. Ale jest – pisał Proust – szukać w realnym ów moment wieczny czy ostateczny jawi świecie obrazów pamięci: zawsze im bę- się jako defi nitywny kres wszystkiego, dzie brakowało czaru, którego użycza umierający zabiera pod powieką obraz, sama pamięć i to, że ich nie poznaje- który chciałby daremnie przedłużyć my przez zmysły”6. Zmysły odgrywają w nieskończoność: obraz tamtego mia- w Balladzie rolę narzędzia poznania we- sta i tamtych lat. W Żonie Lota wra- wnętrznego, przynoszą obraz, którego ca marzenie o najpiękniejszej śmierci, nie da się sprowadzić do poszczególnych śmierci za cenę ostatniego spojrzenia, wrażeń na jawie, lecz stanowi jakąś ich widoku, które bohaterka unosi ze sobą idealną „summę”, stop, którego niepo- do grobu5. Ballada jest przejmującym dobna rozłożyć na składniki pierwsze wyrazem tej samej tęsknoty będącej, jak bez zburzenia całej budowli. sądzi poeta, jedyną szansą dopełnienia Tak się ma sprawa z topografi ą uru- losu naznaczonego poczuciem klęski chomioną w tym utworze; nietrudno i niespełnienia. Katastrofi zm jest wyro- przyjdzie nam zauważyć, że poszcze- kiem spoczywającym na ludziach, wszak gólnym nazwom przysługuje tu ta sama w tych kategoriach Ballada wskrzesza funkcja, tajemnicza i nieodgadniona, co obrazy Lublina z lat wojny. „imionom” u Prousta: wyzwalają ruch Sen wspomaga pamięć, czy odwrot- wyobraźni, mają znaczenie magiczne. nie, pamięć wymaga całkowitego roz- A zatem najbliższe okolice: Zembo- topienia się w sennym żywiole i dlatego rzyce, Markuszów, Puławy, Kazimierz, sen, proroczy i wizjonerski, jak u wszyst- Motycz; nazwy, które w wyobraźni pod- kich katastrofi stów, jest naczelnym uję- miotu wywołują cały krąg asocjacji, ob- ciem kompozycyjnym poematu. To rysowują teren, który wciąż pozostał mu jemu zawdzięcza on zjawiskowość i fe- bliski i drogi. Dalej dzielnice Lublina: eryczność wizji, jedynie sen skłonny jest Wieniawa, Kalinowszczyzna, Podzam- 4 Cz. Miłosz, Ziemia przywrócić rzeczom dawny material- cze; ulice: Radziwiłłowska, Spokojna, Ulro, Paryż 1977, s. 20. ny, niezwykle plastyczny kształt, nadać Niecała, Rynek, Lubartowska, Ogro- 5 J. Łobodowski, widokom, okolicom znamię dotykalno- dowa; budowle, jak Brama Krakowska, Rachunek sumienia. Wybór wierszy 1940- ści, świeżości. On jest tym „widzeniem katedra... 1980, 1987, s. ostatecznym” poprzedzającym śmierć, Transformacje poetyckie, jakim ule- 216-217. utrwalającym na zawsze to, z czym na- ga cały ów obszar są nawiązaniem do 6 M. Proust, W poszuki- prawdę bohater nigdy się nie rozstał. dawnego, czechowiczowskiego mitu pro- waniu straconego czasu, t. 1, tłum. T. Żeleński I dlatego takie widzenia przypominają wincji. Ballada lubelska brzmi w swych (Boy), Warszawa 1974, mistyczne iluminacje, olśnienia, jakich lubelskich, krajobrazowych i pejzażo- s. 481. nr 35 (2009) 439 O Józefi e Łobodowskim i jego twórczości

wych momentach, jako – z pewnością jako przeznaczenie, lak jak przyjmujemy zamierzone – echo Starych kamieni Cze- nieuleczalną chorobę, powinno nam po- chowicza. Ta sama w nich aura melan- móc w zobaczeniu naszych złudzeń”7. cholii i smutku, jaka owiewa lubelskie Ballada wskazuje na manichejskie ulice, domy i parki, ten sam złowrogi cień, rozdarcie między ostrym poczuciem jaki tragicznym przeczuciem końca kła- ułomności własnego „ja”, przekleń- dzie się na wszystkim, co kiedyś poeta stwem świadomości a ładem świata, ukochał i z czym do końca nie potrafi ł się przepychem natury, co osobowości rozstać. Owa poetycka mitologia wygna- o tak wyczulonym, sensualistycznym nia, jaką Łobodowski wskrzesza w swoim odbiorze świata jak Łobodowski stale utworze, pokazuje, jak dalece pozostał on daje wrażenie własnej niewystarczalno- wierny swoim pierwszym wyborom, ile ści, niższości. Mało przekonująco brzmi zawdzięczał fascynacjom wyniesionym odpowiedź, jaką Łobodowski daje pro- ze „szkoły Czechowicza”, co też ostatecz- roctwom „fałszerzy” i „kłamców”, „iż nie przesądziło o jego osobnym miejscu kto uszedł / z ziemi ojczystej usycha jak w poezji powojennej, jakby na uboczu jej drzewo / wyrwane z gruntu”. Wszak we głównych nurtów, w niezgodzie z oczeki- wszystkim, co go spotkało, rad by ujrzeć waniami publiczności, co wreszcie skaza- skutek grzechu pierworodnego. Wygna- ło go na pewien epigonizm i powielanie ny z raju-natury za świadomość, którą anachronicznej maniery artystycznej. posiadł zbyt wcześnie, gorączkowo po- Cena, jaką przyszło zapłacić za wier- szukiwał spełnienia swoich marzeń i za ność sobie jest jednocześnie ceną wy- to został słusznie ukarany. Udziałem ta- dziedziczenia z ojczyzny czy – co może kiej egzystencji staje się wtedy trudna do lepiej odpowiadałoby intencjom utwo- zniesienia podwójność, rozdarcie życia ru – ojcowizny. Ballada, która w swoim na dwie „nieprzystające do siebie poło- planie osobistym jest wykreśleniem bio- wy”, przebywanie w dwu szczelnie od grafi i człowieka pokutującego za grze- siebie odgrodzonych segmentach cza- chy młodości, w innym planie, bardziej soprzestrzeni dawnej i obecnej. ogólnym, pozostanie jednym z bardziej Wygnanie z raju, banicja, tułaczka, to wyrazistszych przykładów samowydzie- – powtórzmy – najogólniejszy wymiar dziczenia i kary, jaka za to spotyka. Bani- doświadczenia, bardzo osobistego za- ta, wygnaniec, wieczny emigrant – słowa razem, o jakim mówi ten nostalgiczny autocharakterystyki, jakie padają w tym poemat. Dlatego Lublin jawi się tutaj utworze mają to wspólne znaczenie, iż jako wyidealizowany portret raju, ogro- odnoszą się do sytuacji, która dla pod- du, gdzie wszystko zdaje się głosić po- miotu odznacza się dotkliwym poczu- chwałę Istnienia, jest uświęcone przez ciem wyobcowania, oderwania się od sacrum. Tak jak w wyobraźni innego korzeni. Osobnik dotknięty tą chorobą emigranta, restytuującego stałą prze- cierpi na brak poczucia rzeczywistości, strzeń, Wilno, „miasto bez imienia” jest żyje w jakimś nieustalonym i proble- „środkiem świata”, tak dla Łobodowskie- matycznym co do swej ontologicznej go Lublin zawdzięcza swoje centralne podstawy wymiarze przestrzennym, położenie wyobraźni ustanawiającej znamiennym przez ciągłe „nakłada- na mapie punkt stały, który jak buso- nie się” czasów i przestrzeni (Lublina la gwarantuje orientację w przestrzeni. i Madrytu), przez ciągłe rozdarcie mię- Wzorem tej rajskiej stylizacji Lublina dzy czasem historii, który niszczy, pali jest czechowiczowska arkadia i sielanka, i spopiela; i czasem pamięci, który oca- Łobodowski snuje swą opowieść z upo- 7 Czesław Miłosz, Zaczynając od moich la, przechowuje w niezmienionej po- dobaniem zwracając się ku temu źródłu ulic, jw., s. 45. staci, to, co było. „Wygnanie, przyjęte inspiracji, o czym świadczy wielość alu-

440 nr 35 (2009) Rachunek sumienia emigranta Jerzy Święch zji, cytatów, jawnych wręcz naśladow- medium, przez które swobodnie prze- nictw. Poetycki mit prowincji i miasta pływają inne głosy, instrumentem, na stylizowany jest „pod Czechowicza”, co którym ktoś inny, pokrewny mu ducho- wiąże się z zamiarem ogólniejszym, na wo, wygrywa swoją melodię. który warto zwrócić uwagę. „Dawny” Łobodowski, oddzielony Żywiołem, któremu z lubością pod- od obecnego wcielenia, ma także swój daje się „wieczny emigrant” jest mowa, udział w tym chórze. Trzykrotnie autor język ojczysty. Jej apologię przynosi- cytuje fragmenty swych wierszy z tomu ła Pochwala szorstkiej mowy, poemat Rozmowa z ojczyzną (1935), dystansu- drukowany w londyńskich „Wiado- jąc się, to prawda, od tamtego głosu, mościach” w roku 1960, powstały więc ale i utrwalając go zarazem, przekazu- w tym czasie, co Ballada lubelska. Po- jąc na wieczność. Czy to będzie pejzaż chwała mowy szorstkiej, nieogładzonej, czechowiczowski, czy stylizacja biblijna ma wydobyć jej swojskość i rodzimość, (fragment mówiący o zagładzie Żydów skontrastować z językiem, który wciąż lubelskich), czy nawiązanie do pieśni pozostał dla pisarza obcy. Mit mowy ludowej, wszędzie autor zdaje się być rodzimej i pieśni gminnej należy do sta- posłuszny wewnętrznej konieczności, łego wyposażenia poetów-emigrantów, każącej mu odnajdywać źródła własnej szerzej: wygnańców, konkretyzuje się tożsamości w mowie. Kryje się w tym mimo różnic podobnie, jako sięganie jedyna szansa ocalenia i zbawienia, po- do różnych pokładów tej mowy, rozma- przez zostawienie świadectwa w języku itych stylów i dialektów artystycznych, rodzinnym, przez udział we wspólnocie bywa najczęściej sztuką aluzji języko- poetyckiej. Na tym zamyka się koło po- wych i cytatów. Bohater Ballady mówi szukiwań, udręk i cierpień wygnańca, w tym samym stopniu „od siebie”, co który w języku ojczystym odnajduje fun- w imieniu innych poetów, którzy na ów dament trwałości i szansę przetrwania moment użyczyli mu swego głosu. Bywa na wieczność.

nr 35 (2009) 441 Jarosław Cymerman Teatr Łobodowskiego

Tekst niepublikowany. Wystarczy rzucić okiem na biogra- dzy innymi krytyka teatralnego, a nawet fi ę i twórczość Józefa Łobodowskiego, dostarczyciela repertuaru – w 1937 roku by bez większych kłopotów zauważyć, Okręg II Związku Rezerwistów opubli- że było w tym twórcy coś nadekspre- kował jego Lubelską Szopkę Polityczną, sywnego, niezwykła energia połączona a w 1961 w Instytucie Literackim w Pa- z pomysłowością prowadziła go to na ryżu ukazało się tłumaczenie „komedii Parnas, to do więzienia, to jeszcze w inne (a może tragedii) w 3 aktach” Czy istnieje mało spokojne rejony. Niespokojny duch życie na Marsie? I. Iwanowa (pod tym Atamana Łobody nie tylko ożywiał lu- nazwiskiem krył się Aleksy Remizow). belskie, warszawskie czy wołyńskie śro- Oczywiście wszystkie te określenia dowisko literackie, słychać go było po są w stosunku do autora Dziejów Józefa wojnie na antenie Radia Madryt, skąd Zakrzewskiego nieco na wyrost, niczym płynął osobny, ale jakże irytujący władze wspomniana tytułowa rola w Cyranie de PRL-u głos. Było w nim coś z wiecznego Bergerac Edmonda Rostanda i samo jego rewolucjonisty płonącego gorączkowym wykonanie siłami uczniowskiego teatru. pragnieniem przemiany rzeczywistości, Dlaczego było to przedsięwzięcie „na uporczywym dążeniem do realizacji wyrost”? Po pierwsze sztuka Rostanda swoich pomysłów bez względu na opór to „komedia bohaterska w pięciu ak- „bryły tego świata”. Rzuciwszy okiem na tach” – dwutomowa publikacja z 1898 opublikowane w 1991 roku na łamach roku liczy sobie ponad 300 stron druku! 1 Józef Łobodowski, „Kresów” Wspomnienia lubelskie Ło- Z całą pewnością tekst został skróco- Wspomnienia lubelskie, bodowskiego z niemałym zdziwieniem ny, ale nawet wówczas podziwiać nale- „Kresy” 1991, nr 8. można stwierdzić, że pierwszej rewolucji ży odwagę nastoletnich gimnazjalistów. 2 Tenże, Garść wspo- dokonał on już jako uczeń siódmej kla- Łobodowski zabrał się zresztą do niego mnień, „W Słońce” 1928, nr 1. sy ówczesnego Gimnazjum im. Jana Za- z typowym dla siebie zapałem, pojechał 3 W wywiadzie udzie- moyskiego w Lublinie i to w dziedzinie, nawet do Poznania, by zobaczyć tam lonym w 1937 roku z którą praktycznie się go nie kojarzy: przedstawienie Cyrana w wykonaniu czasopismu „W Słońce” Gdy doszedłem do siódmej klasy i zostałem mia- profesjonalnego zespołu, poświęcił tak- przyznał się, że w cza- sach gimnazjalnych nowany przez kolegów „dyrektorem” szkolnego że dramatowi Rostanda fragment swego drukował w tym piśmie teatru – pisał po latach autor Złotej Hramoty – artykułu pod niewiele mówiącym tytu- m.in. pod pseudoni- postanowiłem dokonać rewolucji i sięgnąć do łem Garść wspomnień opublikowane- mem „Stanisław C-ski”, wielkiego repertuaru. Na początek wybrałem go w czasopiśmie „W Słońce”. I właśnie co brzmi bardzo podob- 1 nie do „Stanisław D-ski” Cyrano de Bergerac Edmonda Rostanda. w tym tekście znaleźć można odpowiedź (Jerzy Pleśniarowicz, Debiut Łobodowskiego-rewolucjoni- na to, co urzekło młodego poetę w neo- Wywiad z Józefem sty miał zatem miejsce na deskach szkol- romantycznej i miejscami bardzo melo- Łobodowskim, „W Słoń- nej sceny przy ulicy Ogrodowej i odbył dramatycznej „komedii bohaterskiej”: ce” 1937, nr 3). Warto się w stroju rodem z siedemnastowiecz- I szedł Cyrano de Bergerac ze sceny na scenę, również zwrócić uwagę, że w 1928 roku jednym nej Francji, w kapeluszu z pióropuszem, czarem niefałszowanego uczucia w entuzjazm z czołowych lubelskich ze szpadą w ręku i z przyprawionym wprawiał widownię... i tęczę minionych lat rzucał inscenizatorów był Sta- ogromnym nosem. Flirt ze sceną, choć przed oczy ludzi spragnionych światła, barw nisław Dąbrowski, ale będący zaledwie promilem aktywności i ruchu...”2 trudno go podejrzewać o autorstwo wspomnia- Łobodowskiego obejmował poza aktor- Słowa te współbrzmią z wymową ar- nego artykułu. stwem także kilka innych wcieleń – mię- tykułu Stanisława D-skiego3 Teatr naro-

442 nr 35 (2009) Teatr Łobodowskiego Jarosław Cymerman dowy opublikowanego na łamach tego gdyż ważniejsze niż lęk przed przełożo- samego numeru czasopisma „W Słońce”, nymi były dla niego poszukiwania od- w którym młody autor kreśli zarys swej powiednich kostiumów do Kordiana wizji nowego teatru i dramatu będącego Słowackiego, którego fragmenty przy- wyrazem duszy polskiej: gotował i wystawił podczas uroczystości Taki właśnie teatr – fantazją poetycką powodu- z okazji rocznicy Powstania Listopado- jący się przede wszystkim i mający na celu wy- wego. dobywanie ukrytych zjawisk – emocjonujących Wydaje się, że na tym skończyła się widza swym polotem – nie tylko nie wymaga przygoda Łobodowskiego z teatrem dla swego rozkwitu wyjątkowego tragizmu, ale w roli aktora i inscenizatora, ale scena doskonale czuć się będzie w najbardziej rozsło- raz jeszcze na poważnie zagościła w jego necznionych dziedzinach... I w takim teatrze życiu, gdy od listopada 1937 roku do tylko naród poslki będzie mógł odnaleźć swą kwietnia 1938 recenzował na łamach duszę, która [...] nie zatraciła tej potęgi, co nie „Wołynia” przedstawienia Teatru Wo- bacząc na przyciąganie ziemi [...] raz po raz do łyńskiego. I choć robił to zapewne przy- góry się podrywa.4 muszony okoliczniościami, to zdaniem „Światła, barwy, ruch”, „fantazja poe- Bogdana Śmigielskiego, autora mono- tycka” i „rozsłonecznione dziedziny” grafi i międzywojennego teatru z Łucka, – oto czego szukał młody Łobodow- potrafi ł snuć głębokie refl eksje nie tylko ski na szkolnej scenie i chyba tylko jego na temat sztuk Moliera czy Zapolskiej, niepohamowanemu temperamentowi ale także znakomicie czuł klimat farso- przedstawienia gimnazjalnego teatru wo-komediowy6. o karkołomnym repertuarze zawdzię- Jak już wspomniałem teatralne epizo- czają (jeśli wierzyć wspomnieniom dy Łobodowskiego stanowią niewielki samego poety) sukces. Wkrótce ucz- ułamek jego działalności, ale pomimo niowska scena pod jego „dyrekcją” dała tego warte są chyba przypomnienia. kolejne premiery – Mazepę Juliusza Sło- Wypowiadane ze sceny słowa boha- wackiego (co nie powinno dziwić pa- terów Rostanda czy Słowackiego dały miętając o miłości do Ukrainy autora wszak mu warsztat niezbędny później Złotej Hramoty), w którym Łobodowski w przygotowywaniu i wygłaszaniu audy- zagrał Wojewodę, a cały tekst tego dra- cji Radia Madryt. Ale jest w tych teatral- matu znał na pamięć i do końca życia nych przygodach autora Dziejów Józefa był w stanie recytować jego fragmen- Zakrzewskiego chyba jeszcze coś. Będę ty.5 Trzecią znaną szkolną inscenizacją ostrożny, więc posłużę się pytaniami – reżyserowaną przez niego były Damy czy teatralna scena nie była dla niego i huzary Fredry, o których wspomi- rodzajem laboratorium, w którym przy- na w powieści Terminatorzy rewolucji gotowywał swe kolejne role, czy Łobo- – drugiej części opartego na własnej dowski-Cyrano nie odkrył, że kryjąc się biografi i cyklu Dzieje Józefa Zakrzew- za kolejnymi maskami, pseudonimami 4 S. D-ski, Teatr naro- skiego. Teatralne sukcesy uczniów Gim- można powiedzieć o świecie więcej niż dowy, „W Słońce” 1928, nazjum im. Jana Zamoyskiego sprawiły, tylko i wyłącznie pod swoim własnym nr 1. że wkrótce po tzw. wielki repertuar sięg- nazwiskiem? I nie chodzi tu tylko o chęć 5 Zob. Irena Szypow- nęli uczniowie innych lubelskich szkół. uniknięcia odpowiedzialności za to, co ska, Łobodowski. Od „Atamana Łobody” do Niespokojny duch romantyczny ode- się mówi i robi. Teatralny kostium i ma- „Seniora Lobo”, Warsza- zwał się również podczas kolejnej przy- ska pozwala bowiem także wkroczyć wa 2001, s. 22. gody ze sceną Józefa Łobodowskiego, w światy nie dla każdego dostępne, co 6 Bogdan Śmigielski, którą przeżył podczas służby wojskowej. myślę dla twórcy tak żądnego wrażeń Teatr Wołyński im. Juliusza Słowackiego Tym razem teatralna namiętność spra- jak Józef Łobodowski miało niebagatel- 1930-1939, Lublin 2002, wiła, że spóźnił się na własną przysięgę, ne znaczenie. s. 101 nr 35 (2009) 443 Bibliografi a Bibliografi a

Araszkiewicz Feliks „Lubelskie” powieści Józefa O cyganach i katastrofi stach (IV) , Józef Czechowicz. Wspomnienie, Łobodowskiego, w: Literatura i pa- „Kultura” nr 11, Warszawa 1964, s. w: Spotkania z Czechowiczem. mięć kultury, Lublin 2004, red. 49-61. Wspomnienia i szkice, oprac. Sławomir Baczewski, Dariusz O cyganach i katastrofi stach (dok.), Seweryn Pollak, Lublin 1971, s. 95. Chemperek, s. 338-339. „Kultura” nr 12, Warszawa 1964, s. Poezja lubelska 1918-1939, w: Lublin li- 31-50. (b.) [Józef Łobodowski] teracki 1932-1982, red. Waldemar O czerwonej krwi, Lublin 1931, s. 135. Zamiast zgrzytu, „Kurier Lubelski” Michalski, Józef Zięba, Lublin 1984, Oświadczenie dla „Kuriera Lubelskiego”, nr 125, 7 maja 1932, s. 3. s.74. „Kurier Lubelski” nr 320, 20 listopa- Zamiast zgrzytu, „Kurier Lubelski” Koss Agata da 1932, s. 3. nr 127, 9 maja 1932, s. 3. Ciekawość świata. Rozmowa z Julią Oświadczenie, „Kurier Lubelski” nr 296, Hartwig, „Kresy” nr 1, 1997, s. 115- 27 października 1932, s. 3. Cymermann Jarosław 116. Poezje, wybór i wstęp Józef Zięba, Teatr Łobodowskiego, tekst niepubli- Kryszak Janusz (oprac.) Lublin 1990. kowany. Listy Józefa Czechowicza do Mariana Przeciw upiorom przeszłości, „Kultura” Czuchnowskiego, „Poezja” nr 1, nr 2/52-3/53, 1952, s. 14-66. Czechowicz Józef 1981, s. 36. Serca za barykadą, „Trybuna” nr 1, 1932, Listy, oprac. Tadeusz Kłak, Lublin 1977. Krzyżanowski Jerzy R. s. 13-15. Mój wiersz, w: Wyobraźnia stwarzająca Lublin Józefa Łobodowskiego, Tragiczna antologia, „Kultura” nr 9, szkice literackie, Lublin 1972, s. 70. „Pamiętnik Literacki”, Londyn 1998, Warszawa 1978, s. 107-114. Oświadczenie, „Kurier Lubelski” nr 296, s. 73-79. Tropicielom polskości, „Wiadomości 27 października 1932, s. 3. Literackie” nr 25, 1937, s. 5. W Mieście Poetów (notka w dzia- Łobodowski Józef Uzurpatorzy wolności, „Wiadomości le „Kronika bieżąca”), „Miesięcznik Adwokatka heroizmu, „Wiadomości Literackie” nr 31, 19 lipca 1936, s. Literatury i Sztuki” nr 4, grudzień Literackie” nr 48, 1935, s.7. 1-2. 1934, s. 128. Burza na lubelskim Olimpie poetyckim, Wspomnienia lubelskie, „Kresy” nr 8, „Głos Lubelski” nr 211, 4 sierpnia 1991, s. 130-136. Derecki Mirosław 1937, s. 5. Zuzanna Ginczanka, wstęp do: Pamięci Na gastronomicznym szlaku, w: Czerwona wiosna, Londyn 1965, s. 191. Sulamity, Toronto 1987, s. 7-16. Weekend wspomnień, Lublin 1988, Cztery Lubliny, „Kresy Literackie” nr 1, Żarty a rzeczywistość, „Wiadomości s. 86. 1992, s. 7-10. Literackie” nr 30, 1937, s. 5. Dusze chce łowić..., „Kresy” nr 9-10, Gralewski Wacław 1992, s. 167-171. Miciński Bolesław Pięść Herostratesa, Lublin 1958. Dzieje Józefa Zakrzewskiego, Londyn List otwarty do Osipa Łobody, „Prosto Wataha Atamana Łobodi, w: Ogniste 1965. z Mostu” nr 20, 2 maja 1937, s. 4. koła, Lublin 1963, s. 173-175. Jarzmo kaudyńskie, Londyn 1969. Żarty i wyznania, „Prosto z Mostu” Gzella Alojzy Leszek List Łobodowskiego w obronie dobre- nr 28, 20 czerwca 1937, s.4. Pod znakiem Łobody. Z dziejów pra- go imienia Franciszki Arnsztajnowej, sy lubelskiej, „Kurier Lubelski”, 13 „Wiadomości Literackie” nr 32, 1 Miklaszewski Jan Samuel maja 1981. sierpnia 1937, s. 8. Oświadczenie, „Kurier Lubelski” nr 296, jł. [Józef Łobodowski] Lubelska szopka polityczna, Lublin 27 października 1932, s. 3. Nowe wydawnictwa, „Trybuna” nr 1, 1937, s. 7. 1932, s. 31. Nogi Marleny Dietrich, „Kurier Miłosz Czesław j. m. [Jan Miklaszewski] Lubelski” nr 285, 16 października Lublin żyje, „Pion”, grudzień 1932, s. Gwiezdny psałterz, „Kurier Lubelski” 1932, s. 3. 65-68. nr 102, 14 kwietnia 1932, s. 2. O cyganach i katastrofi stach (I), Lublin żyje, w: Przygody młodego umy- „Kultura” nr 7-8, Warszawa 1964, słu. Publicystyka i proza 1931- Kłak Tadeusz s. 38-48. 1939, oprac. Agnieszka Stawiarska, Awangarda lubelska, w: Stolik Tadeusza O cyganach i katastrofi stach (II), Kraków 2003, s. 67. Peipera. O strategiach awangardy, „Kultura” nr 9, Warszawa 1964, s. Kraków 1993, s. 146-147. 59-68. Okulicz Kazimierz, O Łobodowskim Czasopisma awangardy. Część I. 1919- O cyganach i katastrofi stach (III), i o „cywilizacji jagiellońskiej”, 1934, Wrocław-Warszawa-Kraków- „Kultura” nr 10, Warszawa 1964, s. „Kultura paryska” 1962. Gdańsk 1978, s. 155-156. 35-53.

444 nr 35 (2009) Bibliografi a

Paragraf [Józefa Łobodowski] Demonstracja bezrobotnych, „Kurier Roman Samsel Cykl Zgrzyty lubelskie Lubelski” nr 86, 26 marca 1932, s. 6. Poezja się uratuje. Rozmowa z Józefem bez tytułu, „Kurier Lubelski” nr 1, 1 Istinno ruskij gorod, „Kurier Lubelski” Łobodowskim, „Kierunki” nr 37, stycznia 1932, s. 5. nr 33, 5 kwietnia 1932, s. 3. 1988, s.1-11. Potrzeba jest matką wynalazków, Na rozdrożu, „Kurier Lubelski” nr 95, 7 „Kurier Lubelski” nr 5, 5 stycznia IV 1932, s. 3. Sawicka Jadwiga 1932, s. 3. Co to jest zgrzyt?, „Kurier Lubelski” Hellada scytyjska. Ukraina w poezji Artykuł 21, „Kurier Lubelski” nr 6, 6 nr 98, 10 kwietnia 1932, s. 5. Józefa Łobodowskiego, „Więź” nr 11- stycznia 1932, s. 3. Gusta i guściki, „Kurier Lubelski” 12, 1988, s. 141-154. Gabinet a gabinet, „Kurier Lubelski” nr 103, 15 kwietnia 1932, s. 3. Osobna droga, „Tygodnik Literacki” nr 10, 10 stycznia 1932, s. 5. Ułani, ułani…, „Kurier Lubelski” nr 3, 20 stycznia1991, s. 6. Druh za druha lekko wskocz, „Kurier nr 107, 19 kwietnia 1932, s. 3. Złota wołyńska struna. O Łobodowskim Lubelski” nr 12, 12 stycznia 1932, Coś zielonego…, „Kurier Lubelski” w tygodniku „Wołyń”, „Kresy” nr 6, s. 3. nr 115, 27 kwietnia 1932, s. 3. 1991. Wesoły przemysł, „Kurier Lubelski” To, czego nie było…, „Kurier Lubelski” „Scriptores. Czechowicz: W poszuki- nr 15, 15 stycznia 1932, s. 3. nr 120, 2 maja 1932, s. 3. waniu ukrytego miasta”, t. 1, 2006, s. Musztarda po obiedzie, „Kurier Zaduszki…?„Kurier Lubelski” nr 122, 4 399-401. Lubelski” nr 20, 20 stycznia 1932, maja 1932, s. 3 s. 3. Tło i obraz, „Kurier Lubelski” nr 123, 5 Siryk Ludmiła Dom akademicki, „Kurier Lubelski” maja 1932, s. 3. Naznaczony Ukrainą. O twórczości nr 21, 21 stycznia 1932, s. 3. Zgrzyt,„Kurier Lubelski” nr 185, 7 lip- Józefa Łobodowskiego, Lublin 2002. Zielona wstążka i inne wstążki, „Kurier ca 1932, s. 3. Lubelski” nr 22, 22 stycznia 1932, Filip z konopi, „Kurier Lubelski” nr 283, st.p. [Bolesław Piasecki] s. 3. 14 października 1932, s. 3. Naręcze jajeczek, „Prosto z Mostu” bez tytułu, „Kurier Lubelski” nr 23, 23 Ankieta teatralna, „Kurier Lubelski” nr 37, 8 sierpnia 1937, s. 8. Z cyklu stycznia 1932, s. 3. nr 284, 15 października 1932, s. 3. „Wycinanki”. buty na każdą kieszeń, „Kurier Amnestja, „Kurier Lubelski” nr 285, 16 „Pion” przegląda prasę, „Prosto Lubelski” nr 24, 24 stycznia 1932, października 1932, s. 5. z Mostu” nr 34, 25 lipca 1937, s.5. s. 5. Satysfakcja niehonorowa, „Kurier Z cyklu „Wycinanki”. Czytelnia od siedmiu boleści i trzech Lubelski” nr 287, 18 października Rozkoszny laureat, „Prosto z Mostu” czasopism, „Kurier Lubelski” nr 26, 1932, s. 3. nr 34, 25 lipca 1934, s. 5. Z cyklu 26 stycznia, s. 3. Jesienne manewry, „Kurier Lubelski” „Wycinanki”. Lublin odetchnął, „Kurier Lubelski” nr 288, 19 października 1932, s. 3. Skutki, „Prosto z Mostu” nr 34, 25 lipca nr 27, 27 stycznia 1932, s. 3. Chorzy koledzy, „Kurier Lubelski” 1937, s.5. Z cyklu „Wycinanki”. Szewca pasja, „Kurier Lubelski” nr 32,1 nr 289, 20 października 1932, s. 3. Szypowska Irena lutego 1932, s.3. Zagadka, „Kurier Lubelski” nr 293, 24 Rozmowa z Józefem Łobodowskim, W sprawie ogólnego smutku, „Kurier października 1932, s. 3. „Poezja” nr 6, 1988, s. 18-28. Lubelski” nr 34, 3 lutego 1932, s. 3. „Osobiste!”, „Kurier Lubelski” nr 294, Łobodowski. Od „Atamana Łobody” do Paragraf a życie, „Kurier Lubelski” 25 października 1932, s. 3. „Seniora Lobo”, Warszawa 2001. nr 35, 4 lutego1932, s. 3. Dzikie muły na stepie („N. Ziemia Lub.” „Śliski” temat, „Kurier Lubelski” nr 36, nr, nr,125,127,128), „Kurier Lubelski” Szelburg-Zarembina Ewa 5 lutego1932, s. 3. nr 295, 26 października 1932, s. 3. Sprawa poety, „Wiadomości Literackie” Zdawałoby się, „Kurier Lubelski” nr 37, Sztuka gliniańska i mydło toaletowe, nr 46, 27 października 1933, s. 2. 6 lutego 1932, s. 3. „Kurier Lubelski” nr 297, 28 paź- Kadzielnica wonności, „Kurier dziernika 1932, s. 3. Śmieja Florian Lubelski” nr 38, 8 lutego1932, s.3. Józef Łobodowski o sobie i swojej poezji, 14˚ niżej zera, „Kurier Lubelski” nr 41, P. H. [Paweł Hostowiec] „Odra” nr 4, 1991, s. 63-65. 10 lutego 1932, s. 3. Nagroda Literacka “Kultury”, „Kultura”, Smutny zgrzyt, „Kurier Lubelski” nr 52, 1961. Święch Jerzy 21 lutego 1932, s. 5. Łobodowskiego godzina poezji, „Akcent” Pies, który dużo szczeka daje mało mle- Jerzy Pleśniarowicz nr 1, 1989. ka, „Kurier Lubelski” nr 45, 17 lute- Rozmowa z Józefem Łobodowskim, Niepokorny wędrowiec w: Łobodowski go 1932, s. 3. „W Słońce” nr 3 (4), kwiecień 1937, Józef, List do kraju, Lublin 1989. Masonerja, „Kurier Lubelski” nr 61, 1 s. 5-7. Rachunek sumienia emigranta w: marca 1932, s. 3. Nowoczesność: szkice o literaturze Plamy na słońcu, „Kurier Lubelski” Polonaise Jenne [Józef Czechowicz] polskiej XX wieku, Warszawa 2006, nr 66, 6 marca 1932, s. 5. To jest tam, „Kurier Lubelski” nr 214, 5 s. 144-149. Pochwała Lublina, „Kurier Lubelski” maja 1932, s. 3. nr 71, 11 marca 1932, s.3. nr 35 (2009) 445 Bibliografi a

Terlecki Tymon Teksty nie podpisane Sąd Okręgowy skazał Łobodowskiego, Poezja Cezarego Baryki. Rzecz Ataman Łoboda bawi się, „Prosto „Głos Lubelski” nr 364, 16 grudnia o Łobodowskim, „Tygodnik z Mostu” nr 32, 11 lipca 1937, s. 4. 1937, s. 6. Ilustrowany” nr 16, 1937, s. 311-312. Chodzi o to żeby pan mniej pił, „Głos Sensacyjne procesy literackie, „Głos Lubelski” nr 317, 19 listopada 1937, Lubelski” nr 31, 1 lutego 1933, s. 4. Zięba Józef s. 5. Sprawa Łobodowskiego, „Głos Lubelski” O religijnym wymiarze twórczości „Młody literat” p. Łobodowski skazany nr 316, 15 listopada 1933, s. 4. Łobodowskiego, tekst niepubliko- na ..., „Głos Lubelski” nr 78, 20 mar- Sprawa p. Łobodowskiego, „Głos wany. ca 1938, s. 8. Lubelski”, 24 listopada 1936, s. 5. Żywot Józefa Łobodowskiego (1), Profesor patriotyzmu, „Prosto z Mostu” Strzały na dancingu akademickim, „Relacje” nr 3, 1989, s.4. nr 38, 15 sierpnia 1937, s. 5. „Głos Lubelski” nr 315, 17 listopa- Żywot Józefa Łobodowskiego (2), Zawiera fragment listu Wacława da 1936, s. 5. „Relacje” nr 4, 1989, s. 8. Sieroszewskiego. Trzy procesy literackie na wokandach Żywot Józefa Łobodowskiego (3), Redaktor „Barykad” odzyskał wolność, sądów lubelskich, „Express Lubelski” „Relacje” nr 5, 1989, s. 4. „Express Lubelski” nr 20, 20 stycz- nr 31, 31 stycznia 1933, s. 4. Żywot Józefa Łobodowskiego (4), nia 1933, s. 4. Za działalność wywrotową, „Express „Relacje” nr 6, 1989, s. 4. Redaktor „Barykad” skazany, „Głos Lubelski” nr 18,18 stycznia 1933, s. 4. Żywot Józefa Łobodowskiego (5), Lubelski” nr 240, 30 sierpnia 1933, s. 4. Za obrazę uczuć religijnych, „Express „Relacje” nr 7, 1989, s. 4. Rozmowa z Józefem Łobodowskim, Lubelski” nr 25, 28 stycznia 1933, s. 4. Żywot Józefa Łobodowskiego (6), „Spotkania” nr 33-34, 1987, s.195- „Relacje” nr 8, 1989, s. 4. 207.

446 nr 35 (2009) www.kulturaenter.pl – teatr, sztuki wizualne, kultura przestrzeni, dział wschodni