Instytut Pamięci Narodowej
Total Page:16
File Type:pdf, Size:1020Kb
Instytut Pamięci Narodowej https://ipn.gov.pl/pl/dla-mediow/media-o-ipn/14525,PRZEGLAD-MEDIOW-26-czerwca-2006-r.html 2021-09-30, 06:10 PRZEGLĄD MEDIÓW - 26 czerwca 2006 r. KRÓTKO: „Dziennik”: Rzecznik interesu publicznego podejrzewa, że Zyta skłamała, twierdząc, że nie współpracowała z peerelowską Służbą Bezpieczeństwa. Powołuje się na dokumenty znalezione w archiwach IPN. "Dziennik" ustalił, co znajduje się w tych dokumentach. Jak się okazuje, ich zawartość nie przesądza jeszcze, że Gilowska była agentem SB. W grudniu i styczniu 2005/2006 w archiwum IPN w Lublinie odnalezione zostały trzy raporty SB z informacjami przypisywanymi tajnemu współpracownikowi "Beata". Z zapisów ewidencyjnych wynika, że TW "Beata" to Zyta Gilowska. Według nieoficjalnej wiedzy gazety informacje od TW "Beta" dotyczą osób, które przyjeżdżały pod koniec lat 80. z Zachodu na letnią szkołę polonijną na KUL - wykładowców i studentów. Zyta Gilowska miała zostać zarejestrowana w latach 80. jako tajny współpracownik wydziału II Wojewódzkiego Urzędu Spraw Wewnętrznych w Lublinie, czyli tamtejszej komórki kontrwywiadu. W zasobach archiwalnych IPN nie zachowała się teczka "Beaty", na postawie której można by stwierdzić, że współpracowała ona ze służbami specjalnymi. Nie ma też jej zobowiązania do współpracy. Natomiast w różnych miejscach archiwum odnaleziono zapisy ewidencyjne i rejestry operacyjne, w których ten pseudonim się pojawia. Jak się dowiedział "Dziennik", rejestrację tajnego współpracownika "Beata" zgłosił najprawdopodobniej kapitan Witold Wieczorek z wydziału II lubelskiego SB. Zajmował się on pozyskiwaniem i analizą danych o obcokrajowcach. Także Polakach za granicą. Dziennik 26.06.2006 r. „W sprawie Zyty Gilowskiej zeznawałem w IPN dwukrotnie. Ostatni raz ponad rok temu. Nie wiem, dlaczego ta sprawa dopiero teraz wypłynęła" - powiedział Witold W. były oficer SB, w krótkiej wypowiedzi dla „Wiadomości” TVP. Były esbek nie chciał odpowiedzieć na pytanie, czy Gilowska skłamała w oświadczeniu lustracyjnym. Wiadomości TVP 2 25.06.2006 r. „Życie Warszawy” dotarło do dokumentów zgromadzonych przez rzecznika interesu publicznego na temat Zyty Gilowskiej. Na żadnym z nich nie figuruje jej podpis. Jak się dowiedziała gazeta, 13 czerwca, minister koordynator ds. służb specjalnych Zbigniew Wassermann, poinformował premiera, że sędzia Olszewski chce wszcząć proces lustracyjny Zyty Gilowskiej. A cztery dni wcześniej Gilowska złożyła dymisję, której premier nie przyjął. Co więcej, zachował tę informację w tajemnicy. Sprawa wróciła jednak bardzo szybko. Ze strony biura rzecznika sugestia była jasna: wicepremier ma tydzień na podanie się do dymisji. Jeśli nie, zostanie oskarżona o kłamstwo lustracyjne - mówi bliski współpracownik Gilowskiej. Z dokumentów, którymi dysponuje RIP, wynika, że Gilowska została zarejestrowana w II połowie lat 80. jako TW Beata. Taki zapis figuruje w dzienniku rejestrowym lubelskiej SB. Oficerem prowadzącym był mąż jej koleżanki. Zachowały się spisywane przez niego raporty z rozmów z Gilowską. Opowiadała w nich o środowisku lubelskich naukowców. Sprawą Zyty Gilowskiej zajmował się poprzedni rzecznik interesu publicznego sędzia Bogusław Nizieński. Obowiązuje mnie tajemnica, dlatego nie będę się w tej sprawie wypowiadał - mówi gazecie sędzia Nizieński. Nie chciał odpowiedzieć na pytanie, dlaczego już wcześniej sprawa nie trafiła do Sądu Lustracyjnego. Dziennik dowiedział się jednak, że do obecnego RIP dotarły cztery dokumenty SB dotyczące Zyty Gilowskiej. Są to raporty oficera SB spisane z rozmów z Gilowską. W archiwach nie znaleziono zaś podpisanej przez nią zgody na współpracę - czytamy w "Życiu Warszawy". ŻW 24-25.06.2006 r. „Wprost”: Czy teczka Zyty Gilowskiej została rok temu ukryta w sejfie prezesa IPN? A na imię jej było Beata" - zanuciła wicepremier Zyta Gilowska, gdy 12 stycznia 2006 r. dziennikarze "Wprost" rozmawiali z nią w Ministerstwie Finansów. W ten sposób skomentowała pytanie o sprawę jej domniemanej współpracy z bezpieką. Oznacza to, że już wtedy znała pseudonim, jaki miano jej nadać jako tajnemu współpracownikowi, zarejestrowanemu w połowie lat 80. Sprawa Gilowskiej zaczęła się ponad rok temu. Dziennikarze "Wprost" rozmawiali wówczas z wysokim rangą oficerem tajnych służb. Twierdził on, że w maju 2005 r. prof. Leon Kieres, ówczesny szef Instytutu Pamięci Narodowej, ukrył dowody wskazujące na domniemaną współpracę Gilowskiej z tajnymi służbami PRL, przekazując jej teczkę do tzw. zbioru zastrzeżonego. Do owego zbioru trafiają dokumenty najwyższej wagi (głównie te, które dotyczą czynnych agentów), a dostęp do niego mają wyłącznie prezes instytutu, minister obrony narodowej oraz szef służb cywilnych. Kieres miał to zrobić - wedle naszego rozmówcy - za wiedzą i po spotkaniach z szefem klubu Platformy Obywatelskiej Janem Rokitą. - Wasz rozmówca jest podłym kłamcą. Nie było takiej sytuacji - odpowiedział "Wprost" Rokita, gdy zapytaliśmy go, czy spotykał się z prezesem IPN, prosząc go o niepodejmowanie tematu domniemanej współpracy Gilowskiej z tajnymi służbami PRL. Kieres równie zdecydowanie zaprzeczył, że rozmawiał o tym z Rokitą, jak i temu, że przeniósł materiały dotyczące Gilowskiej do tzw. zbioru zastrzeżonego. Oficer tajnych służb, z którym w maju 2005 r. rozmawialiśmy, twierdził, że odnalezienie w IPN teczki "Beaty" było prawdziwym powodem tego, że w tym samym miesiącu Gilowską usunięto z PO. „Druga egzekucja” Wprost nr 26/2006 r. To mój zastępca Jerzy Rodzik był autorem wniosku o wszczęcie postępowania lustracyjnego. On decydował czy sprawa kwalifikuje się do złożenia do sądu czy nie. Ja merytorycznie z tym postępowaniem nie miałem żadnego związku – mówi z rozmowie z „Dziennikiem” Rzecznik interesu publicznego Włodzimierz Olszewski. - - Sędzia Olszewski znał stan sprawy pani wicepremier – mówi Jerzy Rodzik zastępca RIP. W „Dzienniku” o tym „Kto zagrał teczką?” komentarze Moniki Olejnik i Piotra Semki. – Musimy się dowiedzieć całej prawdy o sprawie Gilowskiej. Jak wygląda jej teczka w IPN, czy istnieją jakiekolwiek dokumenty obciążające, które się w niej znalazły, a jeśli tak to dlaczego znajdowały się poza IPN? – pisze zastępca naczelnego Cezary Michalski. Dziennik 26.06.2006 r. – „Gazeta Wyborcza” dokonała publicznej egzekucji na Zycie Gilowskiej – pisze w „Fakcie” Paweł Lisicki. Uważam, że jako premier nie powinienem wtrącać się w działania takich instytucji, jak rzecznik interesu publicznego. Instytucji państwowych, ale nie rządowych. Jeśli rzecznik popełnił błędy, to sąd powinien jego wniosek odrzucić – mówi w rozmowie z „Rzeczpospolitą” premier Kazimierz Marcinkiewicz. Pani premier nie wyjaśniła mi, na czym polegał ten szantaż. Uznała, że to, iż inni jej o tym mówią, może być szantażem. Ja natomiast uznałem, że powinienem być uprzedzony, więc powiadomienia mnie nie traktowałem jako szantażu, a siebie jako jego narzędzia. Rzeczpospolita 14.06.2006 r. "Newsweek" pisze, że odejście Zyty Gilowskiej z rządu osłabia pozycję Kazimierza Marcinkiewicza. Jak zaznacza tygodnik, Gilowska była najlepszym sojusznikiem premiera w dziedzinie gospodarki. "Sporo zmieni się w obszarze politycznym - z rządu odszedł polityk wyrazisty i odważny, stanowiący przeciwwagę dla Leppera" - czytamy w "Newsweeku". A premier, jak sam mówi, traci "naprawdę do bólu lojalnego partnera". Ekonomista profesor Stanisław Gomułka obawia się, że teraz nie będzie w rządzie nikogo, kto publicznie i głośno będzie mówić o problemach gospodarczych Polski. Z informacji, do których dotarł "Newsweek" wynika, że Gilowska wprawdzie została zarejestrowana w połowie lat 80. jako agentka SB o pseudonimie Beata, ale w archiwach IPN nie znaleziono ani jej teczki osobowej, ani teczki pracy. „Drugie odejście Zyty” Newsweek nr 26/2006 r „Gazeta Wyborcza”: Wieczorek zaczął pracę w SB w latach 70. Po 1990 r. był szefem jednej z sekcji kontrwywiadu lubelskiej delegatury UOP. W grudniu 2001 r. wraz z czterema funkcjonariuszami lubelskiego UOP został oskarżony o ujawnienie tajemnicy państwowej - wynoszenie tajnych akt z urzędu. Był trzy miesiące aresztowany. Sprawa do dziś toczy się przed sądem, jest tajna. Prokuratura wszczęła śledztwo, gdy wiosną 1999 r. na adres lubelskiej redakcji "Gazety" wpłynęły kserokopie tajnych dokumentów z delegatury UOP w Lublinie. Były tam adresy i prywatne numery telefonów pracowników kontrwywiadu oraz meldunki operacyjne "tajne specjalnego znaczenia". Nadawca chciał pozostać anonimowy. Śledczy przeszukali mieszkania oficerów UOP. Jeden z nich trzymał w sejfie materiały "spec- znaczenia". Inny chował je w piwnicy. Kolejny zgromadził w domku letniskowym służbowe dokumenty dotyczące wpływowych mieszkańców Świdnika. Jego kolega kompletował kwity na temat VIP-ów z Lublina i Świdnika - polityków, wysokich urzędników i radnych (w latach 1990-98 Gilowska była radną w Świdniku). Prokuratura podejrzewa, że funkcjonariusze wynosili dokumenty, by szantażować polityków i radnych. GW 26.06.2006 r. "Dziennik" dotarł do poufnego listu Zyty Gilowskiej z kwietnia 2004 roku do rektora Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego ks. prof. Andrzeja Szostka. Gilowska opisuje w nim swoje perypetie lustracyjne i prosi o pomoc. Pisze, że jest bezpodstawnie posądzana o współpracę z komunistyczną bezpieką. W dramatycznym tonie Gilowska próbuje oczyścić się z zarzutów. Tłumaczy, że w latach 80. była na KUL "praktycznie nikim". "Profesor Piotrowski" - to według Gilowskiej osoba, która kolportowała fałszywe informacje na temat jej związków ze Służbą Bezpieczeństwa PRL. Gazeta ustaliła, że ta tajemnicza postać to prof. KUL Mirosław Piotrowski, historyk i eurodeputowany LPR, współpracuje z