Sylwetki

Najlepszy zespół świata

Piękno to kwestia gustu, iadomo, że tytuł tego ar- Skład uzupełniali muzycy sesyjni. Raz a o gustach się tykułu jest trochę na wy- bardziej, raz mniej z nim związani. Zmie- rost. Nie tylko dlatego, że niali się dość często, ale rdzeń w postaci niby nie dyskutuje. każdy meloman ma swój „najlepszy ze- charakterystycznych głosów, harmonii, Bez dwóch zdań jednak spół świata”, ale także dlatego, że Tears aranżacji, zamiłowania do mocnej sekcji For Fears to bardziej duet niż zespół. Ilu rytmicznej i inteligentnych tekstów pozo- Tears For Fears nie są by jednak definicji i objaśnień nie stwo- stawał zawsze ten sam. traktowani z należną rzyć – ów muzyczny twór doznał ledwie powagą. I chociaż ci, cząstki szacunku ze strony krytyków i popowych kronikarzy względem tego, co mają wiedzieć, o co na co zasługuje. chodzi – wiedzą, warto Było ich dwóch i przez lata największej świetności tworzyli w całkowitej symbio- się temu duetowi zie. Oczywiście, można się ekscytować przyjrzeć bliżej. konfliktem, jaki wystąpił między panami Szczególnie że w tym w okolicach płyty „” (1989), wieloletnim rozstaniem i szczę- roku ma się ukazać śliwym powrotem w roku 2004. Można ich najnowsza, od dawna uznać Rolanda Orzabala za dominato- ra, prowodyra, jedynego lidera, ale dziś, oczekiwana płyta. w wywiadach, Tears For Fears sami ucie- kają od tej wersji wydarzeń. Uszanujmy Michał Dziadosz więc ich dżentelmeńską postawę.

88 Hi•Fi i Muzyka 10/17 Sylwetki

Angielski rodowód, nie była mentalnym rozliczeniem z nie Pięć płyt Tears For Fears, transatlantycka do końca łatwym dzieciństwem. Zresztą, które trzeba mieć: wrażliwość sama nazwa grupy nawiązuje do pewnej Songs From The Big Wbrew pozorom, Tears For Fears nie kontrowersyjnej terapii, właśnie do dzie- 1. Chair są z USA. Mimo że brzmieniowo mogą ciństwa sięgającej. Ale o tym nie tutaj. (1985) się wydawać mało brytyjscy, a za oce- Tę płytę można traktować jak esencję tego, anem sprzedawali zawsze więcej płyt i bi- Wszyscy chcą co najlepsze w latach 80. XX wieku. Ale także letów, są Anglikami, choć nie pełną gębą. rządzić światem jako boczną gałąź ewolucji stylów z tamtego Bez flanelowych garniturów, kibolskiej Udana gra wstępna w postaci debiutu czasu. Kiedy bowiem zespoły new romantic nienawiści do drużyny z innego miasta fonograficznego przeszła w ekstatyczny dawno wyczerpały wszelkie formuły, uszom i kuzynostwa posiadającego stadninę spazm, wywołany ukazaniem się krążka świata ukazał się właśnie ten . Tek- koni. Dodatkowo jeden z nich – Roland „”. I choć naj- stowo nie ciągnął już freudowskich wątków Orzabal – ma korzenie hiszpańskie. To bardziej znany utwór „Everybody Wants z późnego dzieciństwa. Bardziej osiadł ten ciemny, z charakterystycznym wo- To Rule The World” co niektórym zdążył w problemach nastoletnich – niespełnionych kalem i długimi włosami, grający na sze- już obrzydnąć, to płyta jest pełna perełek. miłościach, dorastaniu, walce o miejsce ściu strunach. Drugi – – od Prawdziwy urok wspomnianego singla w grupie. Muzycznie natomiast było to ob- samego początku w Tears For Fears obej- polega jednak nie na wpadającej w ucho jawienie świadczące o niesamowitej doj- mował etat basisty i równoległego głosu. melodii, a na inteligentnym tekście doty- rzałości bandu. Od dynamicznego popu Powiedzieć o nim, że zajmował się jedy- czącym naturalnych instynktów, które sie- z rockowym rąbnięciem („Shout”, „Head nie chórkami, byłoby niesprawiedliwe. dzą w większości z nas. Niezależnie od na- Wszak to właśnie on jest główną posta- pęcznienia freudowskiego superego i tak cią w takich utworach, jak „”, jesteśmy zwierzętami walczącymi o swoje „Shout” czy „Everybody Wants To Rule terytorium. Teksty Tears For Fears zawsze The World”. Na późniejszych płytach były głębokie i wymagały koncentracji Curt oddał nieco pola Rolandowi, ale ich przy interpretowaniu. Dziennikarze za- wokale znakomicie się uzupełniały. rzucali im hermetyczność i bełkotliwość, 100 km przed peletonem Tears For Fears od samego początku wymiatali. Nie tylko artystycznie, ale tak- że intelektualnie. Kiedy inni grali new ro- mantic, heavy metal czy – oni kre- owali unikalny, ponadczasowy pop. I choć barwa głosu Rolanda niektórym kojarzyła się z Dave’em Gahanem z Depeche Mode, Over Heels”, „Everybody Wants To Rule The zespół szybko wypracował indywidualny World”), przez wątki cudnie przestrzenne styl i dorobił się oddanej publiczności. i ambientowe („I Believe”, „Listen”), na za- Z każdą kolejną płytą nieco zmieniał kie- bawach w soul skończywszy (imponujące runek, choć nigdy nie tracił charaktery- „Working Hour” z saksofonem Mela Collin- stycznego sznytu. Pierwszy album – „The sa). Jednocześnie wszystko było stylowe Hurting” (1983) – kręcił się w rejonach i piękne. synth popowych, ale już każdy następny Nie mieć tej płyty to obciach! Uprze- żonglował soulowo-bluesową wrażliwo- dzam tylko fanów winyli, że nowe wydanie ścią, z rockowym wykopem i popowo- 180-gramowe nie ma tej kompresji co CD, radiową atrakcyjnością. więc trzeba się nastawić na cierpliwą recep- Czy Tears For Fears nie zrobili kariery cję. Mówiąc wprost: gra cholernie cicho. godnej np. Bon Jovi dlatego, że byli zbyt ale nie wszystko, czego się nie rozumie, Odradzam też remastery z bonusami. Bo te słabi? A może dlatego, że wiele wymagali musi być zaraz bełkotem. bonusy są bez sensu i niszczą strukturę pły- od publiczności, a jeszcze więcej od siebie? ty. Choć same remastery brzmią dobrze. Niewątpliwie odnieśli sukces, jednak pa- Kobieta na uwięzi mięć medialna, jaką powinni się cieszyć, Rok 1989 przyniósł drogą w produkcji 2. The Seeds Of Love (1989) była niewspółmiernie mała w stosunku i dopracowaną w każdym szczególe płytę Płytę otwiera „”. To duże do ich artystycznego poziomu. Nie uprze- „The Seeds Of Love”. Prace trwały kilka lat. ryzyko dawać tak genialny kawałek na sam dzajmy jednak faktów. Kiedy pewien dziennikarz zagadnął Rolanda początek albumu. Dynamika, przestrzeń, wy- Była połowa lat osiemdziesiątych i Te- Orzabala: „Dlaczego tak długo?”, zmęczony śmienita sekcja rytmiczna i profesorskie, choć ars For Fears znaleźli się na pierwszych muzyk odpalił: „Bo jesteśmy chujowi”. nie szkolne wokale. Duet Rolanda Orzabala miejscach list przebojów. Nastolatki po Curt Smith zszedł tu na dalszy plan. Dru- z Oletą Adams świetnie się sprawdzi na obu stronach Atlantyku oszalały na punk- gim głosem zespołu została . pierwszych randkach, choć tekst nie jest cie zgrabnych melodii, a nade wszystko Jedynym kawałkiem, w którym Curt obej- specjalnie wesoły. – neurotycznie zbuntowanych tekstów muje główny wokal, jest „Advice For The Muzycznie to zmysłowy soul z płynącym grupy. Wszak cała pierwsza płyta lirycz- Young At Heart”. Ale to nie tak, że „ustąpił basem i niesamowitymi bębnami… Phila

Hi•Fi i Muzyka 10/17 89 Sylwetki

babie” albo że ona go wypchnęła. Po prostu a pani jest ich pięknym uzupełnieniem, istotną część struktury albumu stanowiły a nie kontrapunktem. damsko-męskie dialogi, więc Oleta bar- Niestety, chwilę później przyszły lata 90. dziej pasowała do koncepcji. z najdurniejszą dwubiegunowością mu- Krążek otwiera piorunująca i dosko- zyki sensu largo, jaką można sobie wy- nała pod każdym względem kompozy- obrazić. Z jednej strony, mieliśmy grunge, cja „Woman in Chains” – duet Orzabala z drugiej – głupkowatą łupaninę spod zna- i Adams. Profeministyczny manifest dziś ku „Coco Jumbo”. Czy w takiej przestrzeni może nie wzbudza ekscytacji, jednak było miejsce na inteligentny pop? wtedy był dość odważny. Ten utwór tyl- „The Seeds Of Love” to trochę łabędzi ko potwierdza, jak otwartym zespołem śpiew najwspanialszej ery w dziejach muzy- byli Tears For Fears. Nie ma podziału na ki rozrywkowej, czyli lat 80. XX wieku. Do białych i czarnych. Panowie sięgają do gry weszły wtedy ogromne pieniądze, ale soulu bez kompleksów i z wdziękiem, ich dystrybucja była sprawiedliwa. Nie cho- Collinsa. W połowie utworu robi wejście równie emocjonujące, jak to legendarne Pięciu wybitnych muzyków, w „”. którzy współpracowali z Tears For Fears: „The Seeds Of Love” to produkcja za mi- lion funtów, nagrana na najlepszych mikrofo- 1. W jednym z hoteli, w czasie trasy „Songs nach, kablach, stołach, kompresorach, pre- Zaproszenie legendarnego gwiazdora na From The Big Chair”, zupełnie przez przypadek ampach i instrumentach, jakie wtedy moż- „The Seeds Of Love” było strzałem w dzie- zauważyli ją panowie z Tears For Fears. I na- na było zdobyć. Zagrana przez wybornych siątkę. I to pomimo faktu, że stały perkusista tychmiast zaprosili do współpracy. Trochę bajka muzyków, zaśpiewana przez niesamowitych Tears For Fears, bębniący w zespole od jego o Kopciuszku, ale ta wydarzyła się naprawdę. wokalistów. To produkcja popowa, ale w peł- ni audiofilska. Uroczy lot ponad gatunkami; jakby cała muzyka świata należała do Tears For Fears. Od bluesa, do soulu („Woman In Chains”, „Bad Man’s Song”), przez radosny pop („ Of Love”, „Advice For The Young At Heart”), wątki dynamiczne („Year Of The Knife”), wątki spokojne i orien- talizujące („Standing In The Corner Of The Third World”), na przejmujących skończyw- szy („Famous Last Words”). A wszystko to drogie, ale lekkie; piękne, ale naturalne; inte- ligentne, ale nie mądralińskie. 3. Elemental (1993) Najlepsza płyta Tears For Fears do jazdy samochodem. Najrówniejsza i konsekwent- nie dynamiczna. Już nie tak droga i wypasio- na jak poprzednia, choć opuszczony pospraszał świetnych muzyków i całość z pomysłem wyprodukował. początków do roku 1986, grał bardzo w stylu Oleta nagrała wiele istotnych partii na „The Na basie zagrał Guy Pratt, ten sam, któ- Collinsa. I w sumie każdy następny też. Do- Seeds Of Love” i od tego czasu rozpoczęła ry z Pink Floyd odbył trasę „A Momentary bry wzorzec – ot co. się jej światowa kariera. Może nie tak wielka, Lapse of Reason”, zarejestrował partie na Tears For Fears zawsze lubili Collinsowski jak np. Anity Baker, ale w kręgach fanów do- groove, więc wybór był oczywisty. Obecność brego soulu każdy wie, kim jest pani Adams. wielkiej gwiazdy podniosła także komercyjną Płyty, od których warto zacząć przygodę z jej rangę albumu. Choć gołym okiem widać, że muzyką, to „” (1990) i „Evolu- o walor artystyczny chodziło tu bardziej niż tion” (1993). o magnes na słuchaczy. 3. Manu Katche 2. Oleta Adams Perkusista, którego chyba nikomu nie trze- Wokalistka była związana z muzyką od ba przedstawiać. Grał ze Stingiem, Peterem dzieciństwa. Jej ojciec był pastorem, więc Gabrielem, Janem Garbarkiem, Dire Straits, nasłuchała się gospel. W 1983 roku wyda- Loreeną McKennitt, Tracy Chapman, Tori ła swoją pierwszą płytę, która przeszła bez Amos, Joe Satrianim, Simple Minds, Richar- echa. Oleta grała więc „do kotleta” w nieco dem Wrightem, a nawet Anną Marią Jopek. lepszych miejscach. Jego szaleństwa na hi-hacie stanowią znak

90 Hi•Fi i Muzyka 10/17 Sylwetki

dziło jedynie o szybki zysk tanim kosztem. „The Division Bell”, a potem grał koncerty Wytwórniami płytowymi rządzili świadomi z cyklu „Pulse”. Wielu fanów ze smutkiem producenci, a nie księgowi. Niestety, sztuka przyjęło jednak fakt, że w grupie nie ma już w mariażu z biznesem prawie zawsze wy- Curta Smitha. Płyta sprzedała się dobrze chodzi „zgwałcona i z podbitym okiem”. (w Wielkiej Brytanii srebro, a w USA i Fran- A kiedy biznes zmienia się w cinkciarstwo, cji złoto), ale do pięciokrotnych platyn, jak może być tylko gorzej. Sukces „The Seeds Of to miało miejsce w przypadku poprzednich, Love” był spektakularny i istotny w karierze trochę zabrakło. Tears For Fears. Jeszcze się załapali. 4. (1983) Wszyscy kochają „The Hurting” spokojnie mogłoby się zna- szczęśliwe zakończenia leźć w naszych rankingach najważniejszych Czegoś jednak zabrakło. Legendy o wiel- dzieł synth popu i new romantic. Ale się nie kim konflikcie, zepchnięciu Curta na dalszy znalazło, bo Tears For Fears to coś znacznie więcej niż chwilowa moda. Oczywiste, że rozpoznawczy i wzór dla naśladowców na że nie są spokrewnieni. Ale darujemy sobie skojarzenia z grupami tamtych lat nasuwają całym świecie. Jego lekki i nośny time ama- suchary. się same. Więcej jest jednak w tych dźwię- torów porywa, a znawców zachwyca. Mel Collins, prócz współpracy z Erikiem kach tego, co grali Japan czy Ultravox, albo Claptonem, Dire Straits, Alan Parsons Pro- co później (sic!) robili Depeche Mode i A-ha. ject czy Rolling Stones, zaliczył wiele in- Większość z Was zapewne zna największe nych kooperacji. To on dął w saksofon m.in. hity z tego krążka: „Mad World”, „Pale Shel- u Richarda Wrighta na płycie „Wet Dream”. ter”, „Change”, które zresztą zespół chętnie On dialogował z wokalem w utworze „Star- gra do dziś. less” King Crimson. Wreszcie on malował dźwiękowe pejzaże u Davida Sylviana na „Gone To Earth” i kilku krążkach Clannad oraz pewnie na jeszcze pięćdziesięciu pły- tach, które można by tutaj wyliczyć. W Tears For Fears zagrał na debiutanckiej „The Hurting” oraz „Songs From The Big Chair”. 5. Ma szczęście, bo dzięki charakterystycz- nemu nazwisku jest od razu zapamiętywany. Ale umówmy się – samo nazwisko nic by nie znaczyło, gdyby nie wielki talent. To jeden z najlepszych basistów świata. Jego gra na Solowe płyty Manu Katche są bardzo do- bezprogowym instrumencie jest bardzo li- To bardzo dobra i ważna płyta, choć nie bre, jednak najlepiej sprawdza się w roli mu- ryczna, ale miękki atak i osadzony puls dają polecamy jej tak gorąco, jak trzech powyż- zyka sesyjnego. W Tears For Fears bębnił na poczucie bezpieczeństwa. szych. Z czystszym sumieniem można ją „The Seeds Of Love”. Z kim grał? A z kim nie grał? Palladino uznać bardziej za ciekawostkę z epoki niż współpracował m.in. z Philem Collinsem, album ponadczasowy. Choć w wielu kręgach 4. Mel Collins Eltonem Johnem, Pink Floyd, Queen, Erikiem doczekała się statusu kultowej. Entuzjastycz- Tutaj powinno się znaleźć śmieszkowe Claptonem, Johnem Mayerem, The Who i wie- nie wypowiadał się o niej, między innymi, nawiązanie do Phila Collinsa i wyjaśnienie, loma innymi wspaniałymi wykonawcami. Czę- Billy Corgan ze Smashing Pumpkins. sto tworzył sekcję rytmiczną z Manu Katche. Zawodowo – duet idealny. Prywatnie – kum- 5. plują się od lat. Razem grali np. u Richarda To miejsce celowo zostawiamy puste. Wrighta na „Broken China”, ale też właśnie na Wierzymy, że zajmie je nowa płyta Tears For „The Seeds Of Love” Tears For Fears. Fears, choć jednocześnie mamy nadzieję, że na naszej subiektywnej liście wyląduje ona znacznie wyżej.

Hi•Fi i Muzyka 10/17 91 Sylwetki

10 utworów Tears For Fears, od których można zacząć przygodę z ich muzyką: 1. Head Over Heels (Songs From The Big Chair, 1985) 2. Working Hour (Songs From The Big Chair, 1985) 3. Famous Last Words (The Seeds Of Love, 1989) 4. Mad World (The Hurting, 1983) 5. Cold (Elemental, 1993) 6. Listen (Songs From The Big Chair, 1985) 7. Bad Man’s Song (The Seeds Of Love, 1989) 8. Gas Giants (Elemental, 1993) 9. Woman In Chains (The Seeds Of Love, 1989) 10. Advice For The Young At Heart plan i dominacji Rolanda są już tak prze- Zresztą, Tears For Fears zawsze zachowy- (The Seeds Of Love, 1989) gadane, że damy sobie z nimi spokój. Dziś wali świeżość. Mimo zmarszczek i siwizny Curt Smith opowiada, że był wtedy bardzo nikt poważny nie postrzega ich jako dino- zmęczony samym sobą jako „popularnym zaurów. To wciąż młody, choć doświadczo- chłopakiem z zespołu”. Musiał odnaleźć ny pomysł na niesamowitą muzykę. prawdziwego siebie, dlatego odszedł. Usza- Dlatego z niecierpliwością czekamy na nujmy to. nową płytę. Jej premiera była już wpraw- Po „The Seeds Of Love” i rozstaniu ze dzie wielokrotnie przekładana, ale miejmy Smithem Orzabal nagrał dwie płyty sam, nadzieję, że w tym roku krążek ujrzy świa- choć pod szyldem Tears For Fears. Były to tło dzienne. Takie dochodzą nas słuchy. dwa naprawdę dobre albumy: „Elemen- tal” (1993) oraz „Raoul And The Kings Of Skąd ta dziwna nazwa? Spain” (1995). Na tej drugiej Oleta Adams Tears For Fears to nie tylko rymująca wystąpiła już tylko gościnnie, ponieważ za- się gra słów. Nazwa pochodzi od kontro- jęła się karierą solową. W roku 1996 wyszła wersyjnej terapii, lansowanej od lat 60. składanka „Saturnine, Martial And Lunatic”, XX wieku przez kalifornijskiego psycho- zawierająca głównie „strony B” singli, mniej loga i psychoterapeutę Arthura Janova. znane wersje znanych utworów i „wariacje Terapia owa – Primal Therapy bądź Pri- na temat”. W roku 1999 Orzabal wyprodu- mal Healing, opisana w książce „Primal kował płytę islandzkiej piosenkarki Emilia- Scream” – polega na cofaniu się do bole- ny Torrini, a w 2001 wydał solowy krążek snych doświadczeń z dzieciństwa oraz le- „Tomcats Screaming Outside”. W tym sa- czeniu ich poprzez inscenizowanie traum, mym czasie na ekrany kin wszedł wyśmie- aż do skutku. Sam John Lennon i Yoko Ono nity film „”, w którego ścieżce byli pacjentami instytutu. Orzabal i Smith dźwiękowej przewinęła się niemal pełna byli totalnie zafascynowani Janovem i jego wersja „Head Over Heels” z płyty „Songs metodami. Pierwszą płytą chcieli zarobić na From The Big Chair” oraz cover „Mad wyjazd za ocean oraz leczenie. Nic z tego nie World” z „The Hurting”, tutaj w wykonaniu wyszło, bo zaczęła się wielka kariera. Gary’ego Julesa. Wtedy świat przypomniał sobie o Orzabalu jako kompozytorze zgrab- nych piosenek. Być może właśnie ten fakt sprawił, że Tears For Fears powrócili w roku 2004 z nową, udaną płytą „Everybody Loves A Happy Ending”. Od tamtego czasu, w zgodzie i z uśmiechem, koncertują na całym świecie, a grają, jakby mieli po 30 lat. Posłuchajcie choćby koncertowej wer- sji „Head Over Heels” z roku 2014. Wy- miatają tak, że większość młodych kapel powinna wpaść w kompleksy i na 10 lat zamknąć się w garażu.

92 Hi•Fi i Muzyka 10/17