SZLAKI NIEISTNIEJĄCYCH WSI 158 159 olska część Doliny Górnego Sanu (określana Prównież jako „bieszczadzki worek”), kom- pletne odludzie, wydzielone od zachodu górami, a od wschodu ukraińską granicą, to jeszcze inne oblicze Bieszczadów. Obszar za PRL-u niedostęp- ny, bo zaanektowany przez pryncypałów pułkow- nika Doskoczyńskiego, i dziś przyciąga niewielu turystów, głównie tych, którzy zamierzają dotrzeć do tak zwanych źródeł Sanu. Tak zwanych, bo na- prawdę San ma początek po drugiej stronie grani- cy i można stanąć jedynie u źródła jednego z jego dopływów. Pisząc o innym obliczu Bieszczadów, mam na myśli pustkowie, i to pustkowie zupełne. Poza Tar- nawą Niżną, gdzie wciąż straszą relikty Igloopolu

160 161 (tego samego, który kiedyś miał we władaniu Wo- – w Gródek, Studenne – w Studzienne, a Tworylne łosate), nikt tu dzisiaj nie mieszka, a jedynymi śla- – w Słoneczną (a wszystko to wsie nieistniejące!). dami, że gospodarzył tu kiedyś człowiek, są dro- Chrewt przerobiono na Przystań, Dołżycę na Za- gi i bezkresne bezdrzewnej przestrzenie. Ludny kole, Smerek na Świerków, na Łuka- i uprzemysłowiony obszar w 1946 roku opustoszał siewicze, Werlas na Międzylesie, a Wołosate na zupełnie wskutek wysiedleń, a potem zdziczał tak, Roztokę. Na szczęście ktoś w końcu poszedł po ro- że dziś możemy oglądać już tylko zagubione wśród zum do głowy i na początku kolejnej dekady osta- łąk cerkwiska i cmentarzyki. tecznie powrócono do historycznej onomastyki. Pozostały jeszcze nazwy (słowa trwalsze od ka- O nieistniejących wsiach musiałem wspomnieć mieni!), choć wypada wspomnieć, że i te próbowa- już wcześniej, bo nie można opowiadać o Biesz- no w końcu lat siedemdziesiątych wymazać z mapy czadach, nie wplątując się co chwila w ten wątek. – oczywiście nie tylko tu, ale i w całych Bieszcza- Jednak ścieżki biegnące wśród lasów i łąk „biesz- dach – bo zdaniem peerelowskich władz za bar- czadzkiego worka” prowadzą do samych prawie dzo tchnęły ruszczyzną (czy można nie dostrzegać nieistniejących wsi (jedyną zamieszkaną jest dziś w tej próbie całkiem logicznej kontynuacji proce- Tarnawa Niżna)! Idąc od północy: , Ło- su, który rozpoczął się trzy dekady wcześniej­ ak- kieć, Dźwiniacz Górny, Tarnawa Wyżna, Sokoliki – cją „Wisła”?). W ten sposób pobliskie wsie widma wszystko to wsie widma, nawleczone na dzisiejszą Dydiowa i stały się, nie wiedzieć czemu, granicę jak paciorki na nitkę. Przesuwając się da- Zaciszem i Sannikami, a przerobiono na lej ku południu, natrafimy na Beniową i wreszcie Kazimierzowo na cześć – jakżeby inaczej! – puł- Sianki, wsie, które zachowały się przynajmniej po kownika Kazimierza Doskoczyńskiego. To przy- części i nadal istnieją po ukraińskiej stronie. kłady tylko z Doliny Górnego Sanu. W tym samym Przejdźmy się teraz najbardziej znaną ścieżką czasie Łopienka zmieniła się w Owczary, Horodek Doliny Górnego Sanu, która prowadzi do Beniowej

162 163 i Sianek (a jeśli kto ma ochotę, i do umownych tylko tartakach! Nie chodzi jednak o szczegóły, źródeł Sanu), nakreślmy ją piórem na papierze, ale o obraz czasów, gdy całe to pustkowie, od Dy- zanim wydepczesz ją dla siebie własnymi stopami. diowej aż po Sianki, tętniło życiem. Obraz, który Z Mucznego najpierw musimy dojechać do Bu- trzeba mieć przed oczyma, wędrując pustą drogą kowca, w którym znajduje się dziś jedynie buda wśród lasów i bezkresnych łąk. parku i parking i w którym rozpoczniemy naszą Bukowiec przestał istnieć 2 czerwca 1946 roku. pieszą wędrówkę. Ludność została wysiedlona na wschód, zabudowa- Chociaż Bukowiec nie był byle jaką wsią, na- nia doszczętnie spalono. W dodatku w latach osiem- leżał w tych okolicach do tych mniejszych. Przed dziesiątych teren wyrównano za pomocą materiałów wojną mieszkało tu nieco ponad pół tysiąca osób. wybuchowych, nazywając ten barbarzyński proceder Były dwór, folwark, cerkiew pod wezwaniem Ob- rekultywacją (tak samo zresztą postąpiono w Wołosa- jawienia Pańskiego, karczmy. Na spiętrzonym tem). Większość śladów po dawnym Bukowcu prze- potoku Halicz pracowały wodne młyny i tartaki, padła na zawsze. Pozostały cerkwisko, cmentarzyk a do transportu drewna służyła kolejka wąskoto- (jeden z trzech, jakie znajdowały się we wsi) i zbioro- rowa. Stacja przeładunkowa, mająca połączenie we mogiły z czasu pierwszej wojny światowej. z uruchomioną na początku dwudziestego wieku Słońce przypieka, łąki parują po niedawnych linią koleją Lwów–Użhorod, znajdowała się w So- deszczach i pachną oszałamiająco, jakby chciały kolikach i właśnie stamtąd bieszczadzkie drewno nam zakręcić w głowie. Powietrze stoi w miejscu. wędrowało w świat. Dzięki szczęśliwemu położe- Na wielu szlakach są leśne polanki, gdzie przy po- niu Sokoliki w okresie międzywojennym miały już dobnej pogodzie człowiek czuje się, jakby wszedł niemal półtora tysiąca mieszkańców, czyli prawie do ruskiej bani, ale tu taka jest cała dolina. Z Bu- tylu, ilu słynny kurort Sianki. A przecież przemysł kowca do Sianek dziesięć kilometrów, z powrotem w tych okolicach wcale nie kończył się na samych drugie tyle – można pomyśleć: miły spacer. Nie

164 165 zawsze, i nawet do takiego spaceru nie można pod- Kolejną nieistniejącą wsią na naszej trasie jest chodzić zupełnie beztrosko. Również w dolinie po- . Tak jak w Bukowcu, i tu można zoba- goda może nam spłatać figla. Nie pisałbym tego, czyć niewiele. Nad łąką szumi potężna lipa, która gdybyśmy kiedyś sami z Anią nie wracali z Sia- niegdyś musiała stać w samym środku wsi. Oko nek w takiej ulewie, że na wyciągnięcie ręki nic wędrowca przyciągają leżący na cerkwisku ka- nie było widać, i takim chłodzie, że choć – dzięki mień z wyrytym wizerunkiem ryby (próżno dziś zapobiegliwości Ani – byliśmy ubrani jak trzeba, dociekać, czy była to część chrzcielnicy, czy co szczękaliśmy zębami. Ale wtedy na końcu drogi innego) i kilka ocalałych nagrobków. Na jednym czekał na nas Władek z gorącą herbatą. z nich wyrzeźbiono kwiat, oczywisty symbol pięk- Chociaż wciąż wędrujemy wśród niegdysiej- na i przemijania (może pochowano tu młodą ko- szych pól, rolnictwo nie miało w tych okolicach bietę?), na innym wykuto dzban o nieczytelnym wielkiego znaczenia. Najważniejszy był przemysł już dla nas znaczeniu. drzewny, a już szczególnie od czasu, gdy rozwi- I w Beniowej pracowały młyny, tartaki, jeździła nęła się kolej. Linię kolejową, biegnącą dziś po wąskotorowa kolejka, wytwarzano potaż, i tu bo- ukraińskiej stronie granicy, dzieli od cmentarza gaciła się firma Rubinstein & Frommer z Brehmy w Beniowej niecałe pół kilometra. Niekiedy moż- (Rubinsteinowie wystawili sobie piętrową willę na zobaczyć przejeżdżający pociąg. w Bukowcu), ścinając drzewa bez opamiętania. Poza tartakami istniały w tych okolicach rów- Dziś wiatr wieje przez pustkowie i tylko San jak nież wytwórnie potażu (co nie może dziwić, bo dawniej wije się wśród kipiących zielenią łąk tuż otrzymywano go z popiołu pozostałego po spala- za cmentarzem. niu węgla drzewnego), a także huty żelaza i szkła. Ludowe wojsko wysiedliło Beniową tego same- Zresztą co tu dużo gadać, był to po prostu obszar go dnia co Bukowiec. Wieś przestała istnieć w cią- jak na owe czasy naprawdę świetnie rozwinięty. gu zaledwie godziny (tyle dostali mieszkańcy na

166 167 opuszczenie domów). Po ukraińskiej stronie zosta- Siedząc na ławeczce i przyglądając się panora- ła malutka wioska ze stacją kolejową. mie ukraińskich Sianek, niełatwo wyobrazić sobie Dalej droga prowadzi do Sianek, czyli wła- przedwojenny kurort. Wieś miała półtora tysiąca ściwie donikąd. Po ukraińskiej stronie jest wieś mieszkańców. Mogła przyjąć nawet dwa tysiące ze stacją kolejową (według Mieczysława Orło- gości. Mieszkali w hotelach i pensjonatach, a nie- wicza to właśnie odcinek z Sianek do Użhorodu którzy w górskim schronisku, dysponującym po- był najpiękniejszą częścią kolei zakarpackiej), po nad setką miejsc. Zimą jeżdżono tu na nartach, polskiej ostały się tylko groby Klary i Franciszka latem uprawiano górskie wycieczki, przez cały rok Stroińskich, właścicieli tutejszych dóbr, zmar- tańczono na dancingach w eleganckich restaura- łych w drugiej połowie dziewiętnastego wieku. cjach. Cała lwowska śmietanka ściągała na wy- O ich życiu wiemy niewiele. Romantyczną opo- wczasy do Sianek, które łączyła ze Lwowem nie wieść o wielkiej miłości Franciszka Stroińskiego tylko kolej, lecz także wyśmienita państwowa dro- do pięknej lwowianki Klary Kalinowskiej można ga pierwszej klasy. Był to kurort z wielkimi aspi- zapewne włożyć między bajki, bo przypomina ta- racjami, którego główną ulicę oświetlały latarnie ni melodramat. Dwie córki Stroińskich zmarły elektryczne. młodo. Stanisław, jedyny syn Franciszka i Klary, Podobnie jak Bukowiec i Beniowa, Sianki zosta- wystawił w pobliżu dworu kaplicę Świętego Jana, ły wysiedlone 2 czerwca 1946 roku. Zabudowania gdzie spoczęły jego siostry, jednak po wojnie ka- po polskiej stronie spalono. plica znalazła się po drugiej stronie granicy. Zosta- Ilekroć bywaliśmy w Siankach, zawsze przy- ła zrównana z ziemią w latach siedemdziesiątych. chodziło mi do głowy pytanie o – z pewnością od- W polskiej części wsi pozostały tylko dwa groby, mienną od naszej – optykę, jaką musieli się cecho- w sposób nieuchronny urastające do symbolu nie- wać mieszkańcy przedwojennej Polski. Bieszczady istniejącego świata. leżały przecież w samym środku południowych

168 169 rubieży państwa. Mniej więcej siedemdziesiąt nadaje temu miejscu niepowtarzalny urok. To naj- kilometrów dzieli Lwów od słynnego Truskawca, bardziej magiczny odcinek rzeki, która płynie tu gdzie nieraz kurował się Bruno Schulz. Kolejne korytem szerokim chwilami na sto metrów, a zaraz siedemdziesiąt kilometrów i już jesteśmy w Sian- za Rajskiem uchodzi do Zalewu Solińskiego. Stu- kach. Odległość bardzo zbliżona do tej, która dzieli denne, Tworylne, Krywe i Hulskie to naprawdę Rzeszów od dzisiejszej południowej granicy. Jeśli niejedyny powód, by tutaj zajrzeć. Kolejna wy- wybralibyśmy się do przedwojennych Sianek, by cieczka, której warto poświęcić dzień, długi spa- chodzić po górach, poszlibyśmy zapewne na Ha- cer w przestrzeni, a jeśli kto chce, także i w czasie. licz, lecz z równym powodzeniem naszym celem mógłby stać się bardziej odległy, ale najwyższy w całych Bieszczadach Pikuj. Dzisiejsze polskie Bieszczady byłyby z naszej perspektywy zaledwie skrawkiem (i to może tym mniej ciekawym) roz- ległych gór, które znajdowały się wówczas w gra- nicach Rzeczypospolitej! Dolina Górnego Sanu to wcale niejedyne w Bieszczadach pustkowie. Malownicza ścieżka, wijąca się wzdłuż Sanu od Rajskiego przez Stu- denne, Tworylne, Krywe i Hulskie aż po Zatwarni- cę, to także szlak nieistniejących wsi. Można tu zo- baczyć nieco więcej niż przy ukraińskiej granicy, bo po wsiach ocalało kilka ruin. Przede wszystkim to jednak krajobraz, z gęstymi meandrami Sanu,

170 171