colloquia półrocznik instytutu filologii polskiej uniwersytetu kardynała stefana wyszyńskiego w warszawie

wydawnictwo uniwersytetu kardynała stefana wyszyńskiego warszawa 2012 Uniwersytet Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie Instytut Filologii Polskiej

rada redakcyjna: Ewa Bieńkowska (Francja), Gerardo Cunico (Włochy), Irena Fedorowicz (Litwa), Grażyna Halkiewicz-Sojak, Teresa Kostkiewiczowa, Krzysztof Koehler, Piotr Mitzner, Andrzej Tyszczyk, Jan Zieliński (Szwajcaria)

redaguje zespół: Bernadetta Kuczera-Chachulska (redaktor naczelny), Tomasz Korpysz, Małgorzata Łukaszuk, Ewa Szczeglacka-Pawłowska, Joanna Trzcionka, Ewangelina Skalińska (sekretarz redakcji)

opracowanie redakcyjne: Jan Falkowski

projekt okładki: Mateusz Chachulski

adres redakcji: Instytut Filologii Polskiej ul. Dewajtis 5, 01-815 Warszawa tel. 22 561 89 97 e-mail: [email protected]

ISSN 1896-3455

Wersja papierowa jest wersją pierwotną czasopisma.

Skład, druk i oprawa:

EXPOL, P. Rybiński, J. Dąbek, sp.j. ul. Brzeska 4, 87-800 Włocławek; tel. 54 232 37 23; e-mail: [email protected] spis treści Małgorzata Łukaszuk *** ...... 5

SZKICE – ROZPRAWY – INTERPRETACJE

Tomasz Chachulski, Jerzy Stempowski i dziedzictwo oświecenia ...... 7 Wojciech Kudyba, Aksjologia literacka w pismach Jerzego Stempowskiego ...... 29 Jan Zieliński, Jezus za kaemem. Glossa z pogranicza literatury, teologii i historii sztuki ...... 41

ARCHIWALIA – SZTUKA EDYTORSKA – PRZEKŁADY

Magdalena Chabiera, Jerzy Stempowski o Soli ziemi Józefa Wittlina ...... 51 Monika Marlęga, Listy Augusta Cieszkowskiego juniora do Mariana Zdziechowskiego z lat 1907–1913 ...... 67 Magdalena Abramczyk, «Aby pojąć Paryż, trzeba długo żyć z Paryżem». Francuskie wrażenia z podróży Łucji z książąt Giedroyciów Rautenstrauchowej ...... 87

LISTY DO REDAKCJI ...... 107

Colloquia Litteraria UKSW 1 2013

Małgorzata Łukaszuk

***

Wat, „ku przestrodze” współczesnych-rówieśnych (chodzi o koń- cówkę lat 20. ubiegłego wieku) przywoływał (w krótkim szkicu Lite- ratura faktu) dzieje walki „efektownej, chwilami sensacyjnej, odkryw- czej” pisarzy rosyjskiego Lefu („Lewy Front”), zdobywającej – jak pisał – „dla krytyki literackiej takie stanowiska, o jakich się nawet nie śni zachodnioeuropejskiemu gawędziarstwu estetyczno-filozoficzno- -etycznemu […], nie mówiąc już o naszych recenzentach”1. Passus wieńczy aluzja do jednego z tych nieroztropnych recenzentów, którzy „sprawę” kończą „głosem «czytelnika», że krytyki w ogóle nie ma, być nie może i nie powinno”. Ot, przytoczyłam echo sprzed lat – już blisko stu, bo jeśli nie jest ważne kulturowo, to choćby – inspirujące z uwagi na osoby zaangażo- wane. Tym likwidatorem krytyki, według Wata, miał być Jerzy Stempow- ski, który – jak informuje nota edytora pism krytycznych, Piotra Pie- trycha – w tekście Czytelnik o krytyce („Wiadomości Literackie”, 1929, nr 17) dowodził „znikomego” znaczenia krytyki. W najnowszym numerze „Colloquiów Litterariów” głos Stempow- skiego z lat trzydziestych będzie jednak diametralnie różny od zapisa- nego przez Aleksandra Wata. Przeczytamy (i przeczytamy dwójnasób mocno, bo także poprzez przypis do jednej z najważniejszych książek o sporach literackich i w ogóle estetycznych w dwudziestoleciu), że

1 Aleksander Wat, Publicystyka, oprac. P. Pietrych, Warszawa 2008, s. 100.

5 Colloquia Litteraria

Stempowski „zachęca do świadomego oceniania, poszukuje racjonal- nych kryteriów oceny utworu, włączając się tym samym w jeden z naj- gorętszych sporów krytyki literackiej dwudziestolecia międzywojen- nego”. No właśnie: włączając się, to trzeba też tu przytoczyć – szcze- gólnie odpowiedzialnie, bo poprzez zadawanie pytań dotyczących „fundamentów literackiej aksjologii”. Rzecz jasna nie warto tu rozstrzygać, czy Wat miał rację lub czy ten fragment z eseju Stempowskiego − „Do oceniania mają oni [krytycy – M. Ł.] zbyt wiele wzorów i zbyt mało kryteriów” − jest istotnie zapowie- dzią konstytuowania silnej pozycji krytyka. Nota bene można by jakoś prześledzić trwające relacje obu Europejczyków, wszak obaj – a pisał to Stempowski o stylu narracji Wittlina – odnaleźli w swych utworach nie- banalną jakość: „narrację sytuującą się ponad granicami kulturowymi”, i maksymalnie, wręcz boleśnie, w kulturze zakorzenioną. Warto – i do tego kilkoma, dla mnie trudnymi, zdaniami chciałam namówić – opublikowane w najnowszym numerze „Colloqiuów Litte- rariów” szkice o autorze Esejów dla Kassandry przeczytać i po to, żeby znaleźć i skomentować kolejne „szokujące wyrażenie” i kolejne zdanie warte zapamiętania, które nie zdziwią dopóty, dopóki nie wyra- zimy zgody na zdziwienie jako ważną część naszej świadomości.

6 Colloquia Litteraria UKSW 1 2013

Tomasz Chachulski

Jerzy Stempowski i dziedzictwo oświecenia1

1 Związki Stempowskiego z oświeceniem wydają się absolutnie oczywiste, niejako naturalne, wpisane w krąg jego własnych zaintere- sowań i w jego stylistykę, w stały system odniesień intelektualnych i w prawdziwie arystokratyczny sposób bycia, a osadzone są przede wszystkim w jego wypowiedziach. Ci, którzy o tych związkach pisali, wyprowadzali je przede wszystkim z obserwacji zachowań „niespiesz- nego przechodnia”, z rozmów z pisarzem (jeśli tak można go nazwać), albo raczej z wrażeń towarzyszących słuchaniu jego długich monolo- gów. Andrzej Stanisław Kowalczyk pisał, że motyw „Stempowski – człowiek innej epoki” należy na pewno do miejsc wspólnych wypo- wiedzi wspomnieniowych o pisarzu („by nie rzec: komunałów”2) i przeciwstawiał tej formule jego głębokie zainteresowanie własną epoką i wpisanie we współczesność. W 1947 roku Stempowski pisał do Józefa Czapskiego w znakomitym liście poświęconym m.in. tej właśnie sprawie:

Wydaje mi się, że nie umiałbym napisać ani jednego słowa poza dzisiejszą aktualnością, nawet pisząc o pastwiskach i górach. [...]

1 Jest to zmieniony i nieco poszerzony tekst wykładu wygłoszonego w Instytucie Badań Literackich PAN 20 marca 2007 r. 2 Andrzej Stanisław Kowalczyk, Niespieszny przechodzień i paradoksy. Rzecz o Jerzym Stempowskim, Wrocław 1997, s. 159.

7 Colloquia Litteraria

[...] Pisarze związani są ze swym wiekiem przez wspólny słownik i zakres pojęć, przez wyobrażenie, jakie dane pokolenie miało o świecie i człowie- ku, ale nie przez wypadki, których byli świadkami. [...] Być może fakt, że artyści oddalają się od współczesności, znaczy tylko tyle, że współczesność ich była niewiele warta3.

Ale wielu piszącym o Stempowskim horyzont XVIII wieku (w mniejszym stopniu także renesansu, baroku czy pozytywizmu) mu- siał się z jakiegoś powodu narzucać i na pewno nie odbywało się to bez udziału samego zainteresowanego. Stempowski mimochodem i na marginesie rzucał czasem uwagi, które dawały w efekcie takie właśnie wrażenie. „Posyłam Ci też trzy moje fotografie zrobione przez dr. Zbin- dena. Jedna jest na Woltera [...]”4 – pisał na przykład w jednym z li- stów. A w Dzienniku podróży do Austrii i Niemiec o domach Salzburga, zniszczonych przez wojnę: „Zwłaszcza nowe dzielnice wyglądają po- sępnie w swym zaniedbaniu. Wesołe, rokokowe budynki lepiej znoszą czasy niedoli. Zakurzone i odrapane, zachowują zawsze wielkość i wdzięk oświecenia”5. Jeśli dla niektórych był spóźnionym człowie- kiem tej epoki, to ten rys jego osobowości szczególnie często podkre- ślali ci ludzie, którzy znali Stempowskiego osobiście, kontaktowali się z nim bezpośrednio – można by rzec, że pozostawali pod jego urokiem, zwłaszcza w szwajcarskich latach, już po II wojnie światowej. Śmierć eseisty wywołała falę wspomnień, drukowanych na bieżąco w prasie emigracyjnej, później dopełnianych, a wreszcie zebranych w obszer- nym tomie przez Jerzego Timoszewicza6. To tutaj odnajdziemy wiele opinii o zachowaniach Stempowskiego, jego wyborach światopoglą-

3 Jerzy Stempowski, Listy, słowo wstępne Jan Kott, Wojciech Karpiński, posłowie Andrzej Stanisław Kowalczyk, wybór i red. Barbara Toruńczyk, Warszawa 2000, s. 37, 38. List do Józefa Czapskiego z 12 VI 1947. 4 Tamże, s. 150. List do ojca z 5 IX 1946. 5 Jerzy Stempowski, Dziennik podróży do Austrii i Niemiec, w: tegoż, Od Berdyczowa do Lafitów, wybrał, oprac. i przedmową opatrzył Andrzej Stanisław Kowalczyk, Wołowiec 2001, s. 95. 6 Pan Jerzy. Śladami niespiesznego przechodnia. Wspomnienia i szkice o Jerzym Stempow- skim, wybór i oprac. Jerzy Timoszewicz, Biblioteka „Więzi”, Warszawa 2005.

8 JERZY STEMPOWSKI I DZIEDZICTWO OŚWIECENIA dowych, przynależności masońskiej, preferencjach czytelniczych związanych z XVIII wiekiem, wreszcie znaną powszechnie anegdotę o szwajcarskim spisie powszechnym, kiedy to Stempowski miał wpi- sać w rubryce „wyznanie” formułę, która tylko na pozór była jedno- znaczna: „wolterianin”. Najwięcej chyba takich wątków odnajdziemy we wspomnieniach Janiny Kościałkowskiej, ale także, a może przede wszystkim u Krystyny Marek, wieloletniej korespondentki Stempow- skiego, po trosze i u innych: Tadeusza Nowakowskiego, Wacława Zby- szewskiego, Marii Danilewicz-Zielińskiej, Czesława Miłosza... Oczy- wiście – można by powiedzieć, że niektóre odpowiadają osobowości pisarskiej, wyłaniającej się z kart jego esejów, listów i dzienników z podróży, przystają do niej. Inne wydają się bałamutne i nieprawdzi- we, sprzeczne z pisarstwem Stempowskiego. Jeszcze inne zostają jak- by w pół drogi – nie sposób ich dziś potwierdzić ani im zaprzeczyć, a pozostawione teksty nie pozwalają na stosowną weryfikację zacho- wań i przekonań pisarza. Janina Kościałkowska, która poznała Stempowskiego w czasie wojny, pisała o wspólnych z nim przechadzkach po berneńskim Rosen- garten, wówczas pustym, pełnym starych drzew, doskonale utrzyma- nych trawników i fontann, których białe wodne pióropusze kłaniały się lekko przy podmuchach wiatru. „Do tego tła z XVIII wieku sylwetka Stempowskiego nadawała się doskonale”7 – pisała. I dodawała, że z osiemnastowiecznymi racjonalistami pisarz „dzielił [...] rzadką sztu- kę serdecznego dystansu, powściągliwej i doskonałej grzeczności ple- no titulo”8. Piękny, starannie utrzymany, geometryczny Rosengarten położony jest wysoko nad starym Bernem i dochodzi aż do stromej skarpy. W dole szybkim nurtem płynie Aara, okrążając najstarszą część miasta, położoną na wysuniętym niczym dłoń skalnym cyplu. Na prze- ciwległym brzegu, wśród zabudowań dawnego Berna widać dominują- cą, szeroką ulicę Nydeggasse prowadzącą aż do mostu i dom pod

7 Janina Kościałkowska, O Jerzym Stempowskim. Dopisane po latach, w: Pan Jerzy. Ślada- mi niespiesznego przechodnia. Wspomnienia i szkice o Jerzym Stempowskim, dz. cyt., s. 145. 8 Tamże, s. 142.

9 Colloquia Litteraria numerem 17, w którym Stempowski spędził większość ostatnich lat życia (1952–1967). Idąc Nydeggasse do Rosengarten przekracza się most o tej samej nazwie (Nydeggbrücke) i niewielkie rondo, przy któ- rym od XIX wieku nieprzerwanie znajduje się fosa z oswojonymi niedźwiedziami – symbolem miasta. Dalej trzeba wspiąć się w górę stromą, wybrukowaną regularnymi kamieniami dróżką, wzdłuż wyso- kich żywopłotów, oddzielających stare domostwa stojące w ogrodach. Była to jedna ze spacerowych tras Jerzego Stempowskiego... Krystyna Marek najdobitniej sformułowała te obserwacje:

On sam określiłby siebie jako człowieka XVIII wieku, człowieka Oświe- cenia. Niewątpliwie było to dziedzictwo wyraźne i może najbardziej bez- pośrednie. Z XVIII wieku był racjonalizm i sceptycyzm. Z XVIII wieku było połączenie arystokratycznego habitus z radykalizmem politycznym i społecznym. Z XVIII wieku był reformizm i brak wszelkiej rewerencji dla konwencjonalnych wielkości i wartości. Osiemnastowieczna była at- mosfera salonu, którą Stempowski roztaczał wokół siebie równie dobrze w patrycjuszowskim domu berneńskim, jak w chłopskiej karczmie w Em- mentalu. Z XVIII wieku był wolterianizm i negacja wszelkiej zinstytu- cjonalizowanej religijności. Osiemnastowieczna była klarowność myśli i odwaga intelektualna, niezatrzymująca się przed żadnym ustalonym ka- nonem9.

Wacław Zbyszewski, z którym nie zawsze trzeba się zgadzać, kon- tynuował:

Ideał Stempowskiego – to arystokratyczny ideał wieku Oświecenia. Stempowski był, jest i pozostał człowiekiem XVIII w. W najlepszym wy- daniu. [...] Gdyby Stempowski urodził się o 150 lat wcześniej, spędziłby życie na pogwarkach u pani de Genlis i [...] pogodnie by wyruszył na gilotynę, chowając po raz ostatni swego Lukrecjusza w kieszeni de son pardessus puce10.

9 Krystyna Marek, Jerzy Stempowski, w: Pan Jerzy. Śladami niespiesznego przechodnia. Wspomnienia i szkice o Jerzym Stempowskim, dz. cyt., s. 122–123. 10 Wacław A. Zbyszewski, Dwaj laureaci. Fragmenty, w: Pan Jerzy. Śladami niespiesznego przechodnia. Wspomnienia i szkice o Jerzym Stempowskim, dz. cyt., s. 72–74.

10 JERZY STEMPOWSKI I DZIEDZICTWO OŚWIECENIA

Ma rację Konstanty Jeleński, wskazując powojenny (1950) esej Stempowskiego Monsieur Chlewaski jako swoisty klucz do osiemna- stowiecznych upodobań eseisty, a zawartą tam charakterystykę głów- nego bohatera i jego problemów – jako pewne cechy (dodajmy: skry- wanego) autoportretu11. Pisał więc sam zainteresowany:

[...] Chlewaski był jedną z najbardziej romantycznych i uroczych postaci końca XVIII wieku. Urodzony na Wołyniu, był najstarszym, nieślubnym synem księcia [Adama Kazimierza – T.Ch.] Czartoryskiego, generała ziem podolskich. Ojciec, nie ujawniając nazwiska matki, dał mu nazwisko Klewański, pochodne od nazwy miasteczka Klewań, miejsca urodzenia [...]. Przywiązany do swego pierwszego syna, generał ziem podolskich, nie mogąc zostawić mu ani imienia ani majątku, postanowił dać mu coś, co według ówczesnych pojęć miało najwyższą wartość, mianowicie naj- staranniejsze i najwszechstronniejsze wykształcenie. Stąd fantastyczna „erudycja” i szerokość zainteresowań Chlewaskiego [...].

[...] Klewański czuł się zobowiązany do dyskrecji. Ambicją jego było – korzystając ze wszystkich uprawnień do véritable vie de l’esprit – przejść przez życie jak życzliwy i dobroczynny cień i potem zniknąć bez śladu12.

Tu także znajdziemy przesłanki do rozumienia wolterianizmu Stempowskiego. Analizując możliwą tematykę „perypatetycznych” rozmów przyjaciół pod topolami w Tuluzie, pisał:

Chlewaski i Courier [mowa o dwóch bohaterach szkicu; Paul-Louis Courier był autorem Lettres de France et d’Italie, z których kilka było adresowanych właśnie do Chlewaskiego – T.Ch.] nie byli być może tak bez reszty greccy, jak to sobie wyobrażali. W ich słowach i gestach le- żała ukryta tradycja chrześcijańska, stanowiąca w czasach Napoleona żywą siłę ancien régime’u. [...] W wieku Oświecenia pojęcie zbawienia duszy uległo znacznemu rozszerzeniu. Można było rozumieć je w sensie

11 Konstanty A. Jeleński, Paweł Hostowiec, czyli o wysiłku wyobraźni, w: Pan Jerzy. Śladami niespiesznego przechodnia. Wspomnienia i szkice o Jerzym Stempowskim, dz. cyt., s. 63. Por. także Gustaw Herling-Grudziński, Pożegnalny list, tamże, s. 79. 12 Jerzy Stempowski, Monsieur Chlewaski, w: tegoż, Eseje dla Kassandry, Gdańsk 2005, s. 96.

11 Colloquia Litteraria

chrześcijańskim, bądź też w sensie stoickim, drogim zapewne hellenistom z Tuluzy, bądź wreszcie w luźnym i szerokim sensie wolteriańskim: aimer et penser c’est la véritable vie de l’esprit. Tak czy inaczej pojęte życie we- wnętrzne, duchowe pozostawało w ówczesnych pojęciach poza zasięgiem działalności państwa13.

2 Oświeceniowy mit swojej osoby Stempowski zbudował sam, po- czątkowo łącząc go z wątkiem ukraińskim. W jego biografii widać, jak rodzina Stempowskich przenosi się na Ukrainę w połowie XVIII wie- ku. W jakimś momencie narosło wokół tej sprawy trochę nieporozu- mień, związanych zarówno z miejscem urodzenia eseisty, jak i jego protoplastami (niektórzy piszą o osiedleniu się Stempowskich na Ukrainie w wieku XVII), ale nie chodzi o to, który z siedemnasto- czy osiemnastowiecznych Stempowskich był rzeczywistym przodkiem Je- rzego, choć ta kwestia została już rozstrzygnięta, lecz jedynie o fakt, że Stempowski sam wielokrotnie wracał do tej sprawy, jakby traktując swój prywatny XVIII wiek jak stały punkt odniesienia. Historia rodzi- ny Stempowskich – tych Stempowskich – zaczęła się raczej w XVIII wieku niż w XVII, choć przecież wiadomo – również od Stempow- skiego – o wcześniejszych losach jego krewnych. Z XVIII wieku po- chodziła znaczna część rodowych pamiątek, z XVIII wieku była hafto- wana, czerwona aksamitna sakiewka – dar tureckiego urzędnika z Chocimia, i wiele innych przedmiotów. Sami Stempowscy byli spad- kobiercami pierwszej Rzeczypospolitej i jej oświeceniowego kresu. Wiedza historyka literatury o oświeceniu nie przekłada się na re- cepcję tej epoki u Jerzego Stempowskiego. Pisarz jest doskonale obe- znany z czasami Stanisława Augusta, a może raczej Ludwika XV, ale w jego systemie odwołań widać raczej osiemnastowieczną Europę

13 Tamże, s. 94–95. Podobne sądy formułował Hans Zbinden, Wielki polski emigrant, w: Pan Jerzy. Śladami niespiesznego przechodnia. Wspomnienia i szkice o Jerzym Stempowskim, dz. cyt., s. 97: „W sprawach religijnych był spadkobiercą wielkich myślicieli Oświecenia, dalekim wszel- kiemu ciasnemu dogmatyzmowi i wszelkiej zorganizowanej religii”.

12 JERZY STEMPOWSKI I DZIEDZICTWO OŚWIECENIA i osiemnastowieczną Rzeczpospolitą, spadkobierczynię idei Jagiello- nów, niż stanisławowską Warszawę czy w ogóle polskie oświecenie – to, które jest przedmiotem badań historyków literatury, historyków sztuki czy po prostu historyków. Nie widać więc poezji Naruszewicza, Krasickiego, Karpińskiego, Kniaźnina, utworów Kołłątaja czy Staszi- ca. Taktownie pomińmy jego pochlebne uwagi o oświeceniowych osiągnięciach literaturoznawczych Jana Kotta, które Stempowski, mieszkając w oddalonej Szwajcarii, chwalił, chyba nie zdając sobie sprawy ani z ich rzeczywistej wartości, ani z roli, jaką Kott odegrał w latach pięćdziesiątych wśród badaczy oświecenia14. Stempowski znał Jana Kotta przede wszystkim jako swojego przedwojennego stu- denta i znakomitego stylistę, a potem uznanego w świecie znawcę Szekspira i może trzeba jego uwagi po prostu przyjąć za dobrą monetę. Bardziej niż dokonania stanisławowskie widać w jego pisarstwie rozliczne związki z francusko-europejską tradycją Rousseau i Woltera. Członek masońskiej loży, wolterianin – jak sam pisał o sobie w przy- stępie dobrego humoru i lekkiej ironii, z jaką traktował wszelkie ankie- ty, sprawozdania i urzędowe formularze. Liberał i agnostyk, gdzie in- dziej deklarujący się jako ateista, mieszkający w Karpatach w nawie- dzonym domu, sypiający w podberneńskim Muri pod rzędem świętych obrazów15, wieszający (?) wielki czarny krucyfiks na ścianie pokoju w Bernie. Najważniejszy był jednak pewien angielski, osiemnasto- wieczny rzecz jasna sztych:

Nad łóżkiem wisi u mnie od kilku miesięcy sztych Hogartha, na którym widać starego człowieka ze skrzydłami [...], leżącego na stosie gruzów i wypuszczającego z fajki ostatni kłąb dymu. W kłębie tym widać napis finis i gliniana, biała fajka łamie się w palcach. Przy starym leży testa- ment, na którym czytelne są ostatnie słowa: resztę zapisuję CHAOSOWI robiąc go głównym wykonawcą; świadkowie: Klotho, Lachesis. Atropos. W śmieciu leży dramat życia, z którego widać tylko ostatnie słowa: exeunt

14 Jerzy Stempowski, Felietony dla Radia Wolna Europa, oprac. Jerzy Timoszewicz, Warsza- wa 1995, s. 19. 15 Janina Kościałkowska, dz. cyt., s. 145.

13 Colloquia Litteraria

omnes. [...] Każdego dnia patrzę z wielką przyjemnością na ten sztych. Gdyby mój dom zaczął się palić, wyniósłbym zeń nasamprzód ten sztych, mimo że jego miejsce w historii sztuki jest mi wiadome i jasne16.

Rycina jest dziś powszechnie znana z okładki listów wydanych przez „Zeszyty Literackie”. Stempowski kupił ją u berneńskiego anty- kwariusza na początku 1947 roku, krótko po wojnie, zawiesił na ścia- nie i był do niej bardzo przywiązany, choć nie miał złudzeń co do jej artystycznej wartości. Bo rycina Hogartha jest rzeczywiście nieco ki- czowata. Oprócz wymienionych przez pisarza motywów widać jeszcze zrujnowany budynek, klepsydrę, przechylone godło zajazdu „Pod koń- cem świata” i nadpaloną rycinę z ledwo widocznym napisem „Czas”.

Symboliczne traktowanie rzeczywistości Hogarth dziedziczy po purytań- skiej literaturze moralnej. Ale przedmioty symboliczne w jego dziełach nie są tylko symbolami; są jednocześnie przedmiotami rzeczywistymi, których istnienie jest uzasadnione w sposób oczywisty i rozsądny. [...] są to tylko aluzje, przenośnie, czasem tak wyraźne i czytelne jak przysłowia czy codzienne, utarte zwroty językowe17

– pisał Jan Białostocki w znakomitym eseju. I dodawał:

Hogarth jest w dużej mierze przedstawicielem wieku Oświecenia. Wierzy w rozum, postęp i naturę; nienawidzi fanatyzmu i księży, walczy z pozą i udawaniem. Nie ma w nim jednak tej cechy, która wiązała się nieodłącz- nie z obrazem świata w wieku Oświecenia. Brak mu optymizmu18.

Nagromadzenie wątków, rekwizytów i symboli finalnych, terminal- nych w tym sztychu zdaje się sugerować, że i Jerzy Stempowski odna-

16 Jerzy Stempowski, Listy, dz. cyt., s. 39. List do Józefa Czapskiego z 12 VI 1947. Por. też list do Krystyny Marek z tego okresu (5 V 1947) w: Jerzy Stempowski (Paweł Hostowiec), Listy z ziemi berneńskiej, przedmowa Wiktor Weintraub, do druku przygotowała Lidia Ciołkoszowa, Londyn 1974, s. 64; a także: Jan Białostocki, Hogarth, Warszawa 1959, s. 44: „1764 rycina The Bathos lub Finis (Kres świata, Koniec). Ostatnie dzieło. 25 października artysta umiera w Londy- nie. Pochowany na cmentarzu Chiswick”. 17 Jan Białostocki, dz. cyt., s. 31. 18 Tamże, s. 35.

14 JERZY STEMPOWSKI I DZIEDZICTWO OŚWIECENIA lazł w nim potwierdzenie swoich odczuć schyłku wielkich kultur euro- pejskich, jakie dokonywało się właśnie od oświeceniowego przełomu. W roku 1947 w Szwajcarii było już na pozór po wielkim pożarze, o którym pisał, a mimo to kierunki myślenia Stempowskiego, jesienią 1945 roku odbywającego wizytę w Austrii i w zrujnowanych Niem- czech, zdają się być doskonale czytelne, a jego przenikliwość i zdolno- ści politycznego przewidywania – prawdziwie imponujące19. W sierpniu 1945 roku pisał do Haliny Micińskiej, że wobec istnie- jących okoliczności

najlepiej zachowywać się tak, jak podczas wielkiego pożaru, którego już naszym dzbankiem wody ugasić nie można. Trzeba trzymać się z daleka [...], najlepiej jest unikać zbędnych rozmów [...]. W tym celu przed mie- siącem skryłem się w małej wsi górskiej, przypominającej trochę moje rodzinne góry. I tu nic się nie zmieniło ważnego od XVIII w., i ludzie pro- ści mówią językiem oświecenia. We wsi tej nie ma nawet oberży, ale jest archiwum obejmujące setki aktów od XIV do XVIII w. Czytam właśnie kronikę wsi [...]. [...] Przed moim oknem stoi szubienica, na której w koń- cu XVIII wieku powieszono ostatniego delikwenta20.

Trudno się dziwić, że tak skwapliwie kupił w berneńskim antykwa- riacie rycinę Hogartha.

3 Kultura polskiego (a w pewnej mierze także europejskiego) oświe- cenia – jej język, obyczaje, kręgi zainteresowań, tematyka utworów li- terackich – na rozmaite sposoby związana jest z Kresami Wschodnimi. Być może dla historyków czy literaturoznawców zajmujących się oświeceniem toruńskim, gdańskim czy śląskim ten związek jest mniej

19 Por. przede wszystkim obserwacje rozsiane w książeczce: Paweł Hostowiec, Dziennik po- dróży do Austrii i Niemiec, Rzym 1946. 20 Podobnie, a właściwie o tym samym w liście do ojca z 5 IX 1946. Jerzy Stempowski, Listy, dz. cyt., s. 146. Por. Bolesław Miciński, Jerzy Stempowski, Listy, oprac. Anna Micińska, Jarosław Klejnocki, Andrzej Stanisław Kowalczyk, wprowadzenie Halina Micińska-Kenarowa. Konstanty Régamey, Warszawa 1995, s. 281–282.

15 Colloquia Litteraria wyrazisty niż dla badaczy zajmujących się najwybitniejszymi pisarzami epoki: Karpińskim, Kniaźninem, Niemcewiczem, Naruszewiczem, Benisławską, Stanisławem Augustem. Jednak nawet w cechach języ- kowych widoczny jest wówczas pewien przechył w kierunku dialek- tów wschodnich. Oczywiście – tak wybitni pisarze jak Trembecki, Wy- bicki czy Węgierski nie pochodzili z Kresów, ale nawet Trembeckiego losy rzuciły w końcu do Granowa i Tulczyna. Nie idzie tu jednak o ja- kąś typologię czy statystykę, lecz o świadomość licznych punktów za- interesowania, miejsc nacechowanych. Wielonarodowa Rzeczpospoli- ta schyłku XVIII stulecia to ostatnia realizacja państwa, które przynaj- mniej na poziomie idei odpowiadało Stempowskiemu, i do którego wracał wielokrotnie z przedziwną konsekwencją. Upodobanie do niewielkich form wypowiedzi literackiej nie jest charakterystyczne dla oświecenia, z powodzeniem posługiwali się nimi pisarze innych epok. Ale jest coś takiego w pisarstwie Stempow- skiego – lekko ironicznym, subtelnym, a zarazem z tak doskonałym wyczuciem trafiającym w sedno sprawy – gdy bez adekwatnej stosow- ności do powagi tematów wielkich sięga po drobne formy, niczym pi- sarze XVIII wieku, rozważający wielkie problemy filozoficzne czy zagadnienia umowy społecznej w filozoficznej powiastce, liście lub właśnie w formach zbliżonych do eseju. Wrażenie to jest tym silniej- sze, im bardziej wnikamy w naturę jego pisarskiej obserwacji. Uważne spojrzenie, które za punkt wyjściowy ma przecież własną reakcję na otoczenie, forma wypowiedzi wybrana przez Stempowskiego ma w sobie coś ze starannego zracjonalizowania wszelkiego sądu o świe- cie. W tej sytuacji esej jest pokrewny epistolografii, szkic krytyczny bliski jest listowi, a wszystkie te teksty razem „zeseizowane” – jak pi- sało wielu znawców Stempowskiego. Wypowiedziana myśl jest sta- rannie wyważona, z klasyczną powściągliwością, o czym też nieraz wspominano. Sam Stempowski kilkakrotnie wspominał: „Miarę, jaką później mierzyłem czytane powieści, dały mi wczesne lektury francu- skich naturalistów, Cervantesa, Woltera”21.

21 Jerzy Stempowski, Felietony dla Radia Wolna Europa, dz. cyt., s. 157.

16 JERZY STEMPOWSKI I DZIEDZICTWO OŚWIECENIA

Formułę „pielgrzyma do lepszych czasów” Stempowski ukuł już w 1924 roku. W jedenaście lat później pisał:

Nowy wędrowiec nie przyszedł narzucać górom i lasom swej histerii wal- ki, pracy, ambicji. Przeciwnie, przyszedł złożyć ciążące mu jarzmo myśli i wysiłków bez perspektywy. [...] Poszukiwanie i rozpoznawanie nowych wartości jest niejako naturalną funkcją warstwy wykształconej. Dlatego też nowe pielgrzymki [...] zaczęły się od inteligencji i ruch ten [...] posiada już [...] całą historię literacką22.

Zaraz potem Stempowski przywołuje jednego z amerykańskich ekonomistów, który po starannej analizie stwierdza, że w porównaniu z mieszkańcami wysoko uprzemysłowionych krajów Europy i Amery- ką biedni meksykańscy chłopi-rolnicy należą do cywilizacji arystokra- tycznej, której probierzem jest posiadanie i swobodne spożytkowanie wolnego czasu. Charakterystyczny dla nich system wyznawanych war- tości Europejczycy znają już tylko z książek23. Nowe marzenia samotnego wędrowca z 1935 roku niewątpliwie wyprowadzają proces spokojnej, spacerowej refleksji z ostatniej, auto- biograficznej książki Rousseau. Wstęp do późniejszych, najlepszych esejów i dzienników przynosi szereg formuł, które Stempowski potem przekuje w konkretne obrazy utraconej Ukrainy. Na razie jednak, roz- toczywszy przed czytelnikiem cały blask urody pasterskiego życia: wolnego, szczęśliwego i suwerennego, uznaje, że tylko wiek XVIII znalazł prawdziwą przyjemność w odkryciu pasterskiego świata.

4 Dla Stempowskiego wiek XVIII był swoistą granicą czasu. W jed- nym z najsłynniejszych swoich esejów, napisanym w 1942 roku W do- linie Dniestru, pisze o zmierzchu popularności łaciny w dawnej Polsce i karierze języka francuskiego. Rzeczywiście, spadek zainteresowania

22 Jerzy Stempowski (Paweł Hostowiec), Nowe marzenia samotnego wędrowca, w: tegoż, Od Berdyczowa do Rzymu., Paryż 1971, s. 52. 23 Tamże, s. 54.

17 Colloquia Litteraria

łaciną, jej zniknięcie z programu kształcenia oferowanego przez szko- ły Komisji Edukacji Narodowej i z życia społecznego i politycznego szlachty należały do zjawisk, które naznaczyły kres pierwszej Rzeczy- pospolitej. W tej samej epoce rozpoczęła się kariera francuskiej kon- wersacji, która przetrwała głęboko w wiek XIX, a nawet po połowę XX wieku. Kiedy Stempowski pisał o tych zmianach, epoka Rousseau i Delille’a stała przed nim w postaci francuskiej księgarni w Odessie24, której obecność tłumaczyła tylko zawrotna kariera francuszczyzny w Rosji i na kresach, w stale obecnych wspomnieniach w postaci drzew, przydrożnych alej i parków ukraińskich magnatów i szlachty; pisał wprost o starych tradycjach rolniczych i pasterskich, na które na- kładały się ogrodnicze fascynacje i szaleństwa Branickich i Potockich, wielkie dokonania w rodzaju Sofijówki i małe, szlacheckie parki tysią- cami rozsiane po tych terenach. Niejako równolegle do owych pozo- stawionych już wówczas własnemu losowi parków i ogrodów, w sza- fach naddniestrzańskich dworków schyłku XIX wieku stały stare fran- cuskie wydania Woltera i Rousseau. Czytając esej W dolinie Dniestru, ma się wrażenie, jakby dla Stempowskiego historyczny czas dzielił się na dwie epoki – od Wergiliusza do Rousseau i od Jacques’a Delille’a do Sartre’a i jemu współczesnych pisarzy i malarzy, których zawsze Stempowski czytał i oglądał z taką uwagą. Wrażenie to potwierdza sam Stempowski, kilkakrotnie posługując się takim właśnie określe- niem czasu: od Wergiliusza do Sartra25, i wielokrotnie rozpoczynając „pomiar czasu” na przykład od Delille’a. Ale tak jest nie tylko w tym eseju. Pisząc o domu Igora Strawińskiego w Uściługu Stempowski, zaczynając od prehistorii, powraca niebawem do znanego już motywu:

Życie wraca znów do Uściługa w końcu XVII i na początku XVIII wieku. [...] Z XVIII wieku pozostała też pewna ilość budynków drewnianych: dworki, chaty, karczmy. Wzniesione w czasach pokojowych, budynki te

24 Jerzy Stempowski, Epitaphium, w: tegoż, Szkice literackie, wybór i oprac. Jerzy Timosze- wicz, Warszawa 2001, t. II: Klimat życia i klimat literatury. 1948–1967, s. 327. 25 Jerzy Stempowski, Listy, dz. cyt., s. 53. List do Józefa Czapskiego z 3 VI 1953.

18 JERZY STEMPOWSKI I DZIEDZICTWO OŚWIECENIA

rozrzucone są swobodnie po wzgórzach leżących wzdłuż Bugu. [...] Lu- dzie wieku oświecenia podróżowali wiele po niewygodnych drogach26.

Od XVIII wieku obcy rzadko tylko musieli zaglądać do Uściługa27. Wśród tych wszystkich obserwacji miasteczka umieszcza opis pa- łacu Lubomirskich, pochodzącego oczywiście z XVIII wieku28. Do- kładnie tak samo sprawa ta przedstawia się w Ziemi berneńskiej, choć przecież nie wynikało to z przeniesienia wcześniejszych sądów na inne obiekty, z polskich kresów na szwajcarskie kantony. Oczywiście, jeśli kulturowa rzeczywistość opisywana przez eseistę związana jest z tra- dycją wieku XVII – w Polsce, na Ukrainie czy w okolicach Berna, to Stempowski oddaje jej sprawiedliwość – zwłaszcza w dalszych częś- ciach Ziemi berneńskiej często jest mowa o barokowych tradycjach; lecz stała obecność motywu XVIII wieku bierze się u Stempowskiego z głębokiego przekonania o oświeceniowej uniwersalności, o ogarnię- ciu przez tę formację terytorium całej ówczesnej Europy, i o zasadni- czym przełomie, jakiego oświecenie dokonało we wszystkich dziedzi- nach życia. Andrzej Stanisław Kowalczyk pisze, że Stempowski nie mierzy czasu latami czy pokoleniami, lecz nawarstwieniami29, że nie interesuje go czas mityczny ani sakralny czas początku, że nie wspo- mina złotego wieku, że nie narzeka na niszczący upływ czasu (hora- cjański pożerca rzeczy), że „nie chwyta chwili, nie czeka jutra, że wie- rzy jedynie w trwanie, w płynący czas, nawarstwiający kolejne doko- nania pokoleń”30. Sądzę jednak, że obserwujemy u Stempowskiego miejsce zwrotne tego historycznego czasu, a zarazem punkt, od którego Stempowski zaczyna nieśmiało kreślić rysy idealnego złotego wieku. I jest to właś- nie wiek XVIII. „Każda np. epoka posiada własną receptę na

26 Jerzy Stempowski, W dolinie Dniestru. Listy o Ukrainie, wybrał, oprac. i posłowiem opa- trzył Andrzej Stanisław Kowalczyk, Warszawa brd., s. 69. 27 Tamże, s. 51. 28 Tamże, s. 58–59. 29 Andrzej Stanisław Kowalczyk, Labirynt, palimpsest, w: Jerzy Stempowski, Od Berdyczo- wa do Lafitów, dz. cyt., s. 17. 30 Tamże.

19 Colloquia Litteraria odtworzenie Złotego Wieku”31 – jak pisał sam Stempowski, z rezerwą wspominając dwudziestolecie międzywojenne w Polsce. Niekoniecz- nie jest to ten świat, który kiedykolwiek został w historii w pełni zrea- lizowany. W znacznej mierze świat ten pozostał w kręgu idei i dzieł literackich, tęsknot za tolerancją i pokojem, dominacją tradycji anty- cznej, wolnością jednostki i szacunkiem dla sumienia, racjonalnym sceptycyzmem i arystokratyzmem zachowań. Ta szczególna łatwość, z jaką Stempowski nawiązywał wszelkie kontakty z ludźmi z bieguno- wo odmiennych grup społecznych i zawodowych, miała w sobie – są- dząc z wypowiedzi samego Stempowskiego – coś z osiemnastowiecz- nego arystokratyzmu, który nie lękał się utraty swego autorytetu, gdyż utrata taka w ogóle nie była możliwa. Analogicznie sceptycyzm Stemp- owskiego był ugruntowany na Montaigne’u i Wolterze, dawał poczu- cie oparcia, a nawet siły i heroizmu32. Do Wolterowskiego heroizmu analizowanego na przykładzie Kandyda Stempowski wraca kilkakrot- nie, zderzając go z wiedzą o rzeczach postoświeceniowych, o ruinie świata, o micie wielkiej przebudowy i jego konsekwencjach, znanych, ale w większym stopniu raczej przeczuwanych przez Woltera. Czyta- nie tych szkiców o różnych pisarzach może rodzić przekonanie, że Stempowski pisze o sobie, o swoich kłopotach i wyborach pisarskich, i że wiele odwołań do tradycji – oświeceniowej, renesansowej czy kla- sycznej – temu właśnie służy. Przy okazji analizy Wieży Herlinga-Gru- dzińskiego, przeciwstawianej współczesnej prozie francuskiej, Stem- powski pisze o swoim ideale stylu pisarskiego, charakterystycznym dla początków XIX wieku. Styl ten, oparty na lekturze pisarzy XVII i XVIII wieku (La Fontaine’a i oczywiście Woltera), na encyklopedy- stach i pisarzach sentymentalnych końca wieku XVIII, pozbawiony był wszelkich ozdób i odniesień, do których nie było już powrotu. „Z chaosu doświadczeń wyłaniały się [...] same prawdy negatywne”33.

31 Jerzy Stempowski, W Turynie, w: tegoż, Od Berdyczowa do Lafitów, dz. cyt., s. 471. 32 Jerzy Stempowski, Sceptycyzm w twórczości Berenta, w: tegoż, Szkice literackie, dz. cyt., t. I: Chimera jako zwierzę pociągowe. 1926–1941, s. 198. 33 Jerzy Stempowski, Eseje dla Kassandry, dz. cyt., s. 168.

20 JERZY STEMPOWSKI I DZIEDZICTWO OŚWIECENIA

Do mówienia o tych doświadczeniach potrzebny był język nowy: jasny i rzetelny.

Z takich potrzeb i okoliczności powstał szczególny język literacki tego okresu czasu. Nie znajdujemy w nim piorunujących skrótów Saint-Si- mona ani lapidarności La Fontaine’a, ani elegancji i dowcipu ’a, ani lekkiej potoczystości abbé Prévosta. Jest to język poważny i powol- ny, nieco jak gdyby zatroskany, o nieporównanej jasności i dokładności, przylegający ściśle do każdego opisywanego przedmiotu. Język ten budzi zaufanie jak relacja człowieka mającego za sobą wielkie doświadczenie pozaliterackie. Już same okoliczności powstania tego języka wskazują na jego aktualność dla żyjących obecnie świadków podobnych wydarzeń34.

Stempowski nigdy nie próbował zracjonalizować ani opisać tych przekonań. Widać je jednak w wielu miejscach jego wypowiedzi, na- pomknięte, rzucone przelotnie, mimowolnie, czasem nawet w odnie- sieniu do innych osób. Spróbujmy je więc zsumować. Po pierwsze więc – odpowiadała mu epoka wielkiej kariery antyku i powrotu tendencji i tradycji klasycz- nych, greckich i rzymskich – przede wszystkim oczywiście łacińskich. Po drugie – czas wielkiego triumfu kultury nad naturą, który paradok- salnie pozwolił dzięki temu na przywrócenie jej (natury) autonomicz- nej wartości, dostrzeżenie urody prawdziwej natury, nieskażonej. Stempowski, niczym Jan Potocki, choć nie konno czy balonem, lecz pieszo, wyposażony w nieprawdopodobną erudycję, wyrusza w po- dróż, która ma na celu nie tylko rozpoznanie jego czasu, ale przede wszystkim rozpoznanie dawnej kultury pasterskiej i rolniczej, a także rozpoznanie każdej kultury, szczególnie tej, której trwałość pozwoliła na rozwinięcie szeregu wartości estetycznych; kultury ciągłości i trwa- nia – jedną z jej cech jest posiadanie i pełne wykorzystanie osobistej, indywidualnej wolności i nadmiaru wolnego czasu, którego spożytko- wanie wiąże się z wzrostem wrażliwości estetycznej i jest prawdziwym

34 Jerzy Stempowski, Po powodzi, w: tegoż, Szkice literackie, dz. cyt., t. II: Klimat życia i klimat literatury. 1948–1967, s. 198.

21 Colloquia Litteraria

źródłem i motorem kultury. Stempowski hołdował laickiemu wizerun- kowi świata, choć jego masońska przynależność i stosunek do religii to sprawa znacznie bardziej złożona niż próbowano to już na emigracji zarysować. Można by rzec, że jest ona właśnie tak niejednoznaczna, podszyta sceptycyzmem i nadzieją, jak ta odczytywana z kart na przy- kład Tomasza Kajetana Węgierskiego czy innych polskich pisarzy tej epoki (ale i Rousseau). Jest jednak prawdziwie szczęśliwy, kiedy pod- czas jednej z przedwojennych jeszcze podróży po Huculszczyźnie do- strzega bezpośredni związek między tak bliską mu góralską kulturą pasterską a racjonalistycznym i laickim myśleniem o świecie, widząc górali sceptycznie odnoszących się do religijnych uroczystości. Świat zatoczył koło i jego ulubiona tradycja rolnicza i pasterska okazała się ideowo zbieżna z racjonalistyczną tradycją oświecenia. W jednym z najlepszych fragmentów prozy, jakie Stempowski na- pisał, tzn. w odkrytych, przełożonych i wydanych niedawno Zapiskach dla zjawy, 18 października 1940 roku notował:

Wczoraj cały dzień spędziłem sam w Chasseral. Rano pan von Erlach zabrał mnie samochodem i wysadził na skraju lasu, o dwadzieścia mi- nut drogi od hotelu w Chasseral; umówiliśmy się na wieczorne spotkanie w Prêles.

Mało jest miejsc w Europie, które tak dobrze zachowały piętno osiem- nastego wieku jak okolice jezior Morat i Bienne. Domy, drzewa, ogrody, wszystko oddycha tu słodyczą życia wieku oświeconego. Jakby się oglą- dało ryciny z czasów Rousseau35.

I gdzie indziej:

Wierzono ongiś, że czarownicy potrafili zaklinać dusze w fontanny. Jeśli w fontannie Wattenwylów został zamknięty jakiś duch, to z pewnością jest to animula pallida blandula, jedna z tych słodkich osiemnastowiecznych duszyczek, nieprzyjaciółek wszystkiego, co okrutne i gwałtowne. Czy-

35 Jerzy Stempowski, Zapiski dla zjawy, tekst ustalił, przeł. i posłowiem opatrzył Jan Zieliń- ski, przedmowa Wojciecha Karpińskiego, Warszawa 2004, s. 59.

22 JERZY STEMPOWSKI I DZIEDZICTWO OŚWIECENIA

tając u de Brosses’a rozdział poświęcony fontannom Rzymu, można by sądzić, że dusze wieku Oświecenia, tak zakochane w wodotryskach, były szczególnie predestynowane do zamieszkiwania w fontannach36.

Ukrainofilstwo Stempowskiego, związane zresztą z podobnym za- interesowaniem dawną kulturą rolniczą i pasterską Wołynia i Polesia, a nawet przywoływanych przez niego czasem Kurpiów – miało jeszcze inny wymiar. Otóż pisarz kilkakrotnie wspominał swoje silne związki z różnymi częściami Europy Wschodniej – Podolem, Huculszczyzną, ale także, jak czasem sam pisał – Międzymorzem; z terenami położo- nymi między Morzem Czarnym i Bałtyckim, między Odessą i Rygą; pisał o głosach rzek takich jak Dniestr, Prut, Czeremosz – ale i Dźwina. Jak wiadomo, po szlakach Międzymorza odbył podróż z ojcem, Stani- sławem Stempowskim. Już z perspektywy lat łączył swoje zaintereso- wania ze zjawiskami widocznymi zarówno u Teokryta i Wergiliusza, jak i Rousseau37. Stempowski-poliglota był absolutnie przekonany, że dla człowieka podstawową więzią jest właśnie związek z miejscem: rzeką, wzgórzami, równiną. Dla wychowanka styku wielkich impe- riów schyłku XIX wieku nie język był ważny, lecz ludzie i miejsce, pochodna swobodnego wyboru, jakby odziedziczył po owych osiem- nastowiecznych przodkach postawę arystokratycznej przynależności do elity, której poczucie bycia u siebie niewiele ma wspólnego z naturą dwudziestowiecznych państw narodowych. Być może jakieś potwier- dzenie tego zjawiska da się odnaleźć w biografii pisarza, jego drodze do szwajcarskiego losu emigranta, który w Bernie mieszkał już prze- cież wcześniej, wielokrotnie opuszczając Polskę w okresie międzywo- jennym, tak jak wcześniej swobodnie przenosił się z Krakowa do Odessy i Warszawy, miast francuskich i niemieckich. Jego ukrainofil- stwo, wymagające odpowiednio racjonalnej argumentacji, zbiegało się czasem z upodobaniem do oświeceniowych odniesień. Zirytowany brakiem zrozumienia dla sprawy ukraińskiej emigracji zarówno po I,

36 Tamże, s. 49. 37 Jerzy Stempowski, W dolinie Dniestru. Listy o Ukrainie, dz. cyt., s. 205.

23 Colloquia Litteraria jak i po II wojnie światowej, po śmierci emigracyjnego poety i eseisty, zresztą jego przyjaciela Jewhena Małaniuka, w roku 1968 roku wspo- minał o zaściankowości współczesnego encyklopedyzmu, pozostające- go na wyłącznych usługach jednego kraju czy jednej opcji politycznej:

Pisząc swoją Historię Karola XII przed dwustu laty Voltaire miał uderza- jącą znajomość spraw ukraińskich. Pisał dla całego świata i przywiązywał wagę do informacji uniwersalnej38.

5 Z pisarzy polskiego oświecenia Stempowski wspominał najczęściej poetów oświeceniowych ogrodów: Franciszka Karpińskiego i Stani- sława Trembeckiego – mimo że ich pisarstwo było tak diametralnie odmienne. Karpiński przetłumaczył Ogrody Jacques’a Delille’a i tym samym wkroczył w obszar zainteresowania Stempowskiego. Karpiń- ski nie interesował nigdy Stempowskiego, bo też i nie widać nigdzie punktów stycznych. A Delille’a Stempowski wymienia przy każdej okazji – obojętnie, czy pisze o osiemnastowiecznej Ukrainie, o dolinie Dniestru początku XX wieku czy o ziemi berneńskiej, czyniąc z niego głównego architekta i inspiratora ogrodniczych fascynacji i ogrodni- czego szaleństwa oświecenia. Trembecki jest autorem Sofiówki, przy czym dla Stempowskiego poemat Sofiówka pozostaje jedynie „spóźnionym pomnikiem baroko- wej poezji dworskiej”39. Stempowski znał prawdziwą Sofiówkę, to znaczy park Szczęsnego Potockiego. Widział ją w pierwszych latach XX wieku – opuszczoną i częściowo zrujnowaną, już znacznie wcześ- niej przeznaczoną na ogród doświadczalny rosyjskiej szkoły rolniczej, a mimo to wspaniałą i zdolną nadal rywalizować z najwspanialszymi

38 Jerzy Stempowski, Wspomnienie o przyjacielu, w: tegoż, W dolinie Dniestru. Listy o Ukrainie, dz. cyt., s. 118. 39 Jerzy Stempowski, Słowo między zdobnictwem a służbą, w: tegoż, Szkice literackie, dz. cyt., t. II: Klimat życia i klimat literatury. 1948–1967, s. 311.

24 JERZY STEMPOWSKI I DZIEDZICTWO OŚWIECENIA parkami Zachodu40. W szkicu Słowo między zdobnictwem a służbą z 1964 roku konstatował: „o ileż dokładniej i «topograficzniej» [niż Trembecki] opisałby Zofiówkę Petrarka”41.

6 Szkic Ziemia berneńska warto otworzyć kluczem, który Stempow- ski umieścił wśród pierwszych zdań wstępu:

Od czasów starożytności klasycznej żadna epoka nie przyniosła tylu zmian w krajobrazie europejskim, co wieki XVII i XVIII”.

I zaraz dalej:

W republice berneńskiej przedstawicielem wieku Oświecenia jest cały ludek średnich i drobnych właścicieli ziemskich, którzy uporczywym wy- siłkiem wielu pokoleń stworzyli cywilizację wiejską, wystarczająco gięt- ką i silną, aby przetrwać wielkie kryzysy historii europejskiej. Położona w środku Europy republika berneńska przyswoiła sobie różne składniki sąsiednich kultur i większość idei, jakie składają się na wspólne dziedzi- ctwo Zachodu. [...] Oszczędzona przez nowożytne wojny wieś berneńska posiada wiele sta- rych zabudowań. Także i drzewa rosną najczęściej tam, gdzie zostały zasa- dzone przez ludzi wieku Oświecenia. Zapytane, opowiadają swoją historię złożoną nie tylko z wydarzeń, lecz także z nadziei, marzeń i uczuć ludzi żyjących w tamtych czasach”42. Niespieszny przechodzień, który jest naszym przewodnikiem po obszarze kantonu berneńskiego, zdaje się wkraczać do niej wprost z kart Roussow- skich zapisków.

W „okolicach miasta”, którym Stempowski poświęcił aż dwa frag- menty swojej książeczki, jego szczególną uwagę przyciągnęły aleje platanów, ciągnące się w kierunku Muri – świadectwo osiemnasto-

40 Tamże, s. 310. 41 Tamże. 42 Jerzy Stempowski, Ziemia berneńska, przeł. i posłowiem opatrzył Andrzej Stanisław Kowalczyk, Warszawa 1990, s. 7, 8–9.

25 Colloquia Litteraria wiecznej „mody na starożytność klasyczną”43. Platany – jak pisze Stempowski – otaczały Akademię Ateńską, pod platanami nauczał So- krates. „Oświeceniowe urzeczenie platanami”44 było pochodną obec- ności intelektualistów i ludzi wykształconych, licznie zamieszkują- cych Berno w drugiej połowie XVIII wieku, kiedy to platany trafiły do tego kantonu wraz z modą na klasyków. Osiemnastowieczne są rów- nież drogi przecinające kanton szlakami wyznaczonymi przez dawne ścieżki, osiemnastowieczne są rozporządzenia zabraniające sadzenia drzew w bezpośredniej bliskości drogi i osiemnastowieczne są zwy- czaje racjonalnego omijania tych zakazów, które okazały się sprzeczne ze zdrowym rozsądkiem i z rzeczywistymi ludzkimi potrzebami. W XVIII wieku na wzgórzach kantonu sadzono lipy w miejscu stoją- cych tu do tego czasu szubienic. To wielkie roboty publiczne, przepro- wadzone w Bernie w XVIII wieku, tak dalece zmieniły wygląd berneń- skich dróg, że zatarły nawet ślady średniowiecznych szlaków komuni- kacyjnych. Pejzaż ukształtowany w czasach Teokryta, Owidiusza i Wergiliusza, przetrwał z niewielkimi zmianami do czasów oświece- nia. Nasycony lękiem przed niewiadomym w średniowieczu, stał się przestrzenią „uczłowieczoną” w XVII stuleciu, kiedy to próbowano go upodobnić do ziemskiego raju, jak w Gofredzie albo Jerozolimie wy- zwolonej Tassa–Kochanowskiego. Przedsięwzięcie uczłowieczenia natury mogło się udać – „To z tej nadziei narodziło się ogrodnicze szaleństwo XVII i XVIII wieku, które dotarło aż do najdalszych zakąt- ków naszego kontynentu i głęboko przekształciło jego krajobraz”45. Nie trzeba dodawać, że owe najdalsze zakątki kontynentu leżą w doli- nie Cisy, Prutu i Dniestru. Aby niczego nie brakowało w tym portrecie, sam Stempowski mieszkał „w starym domu o urządzeniu wewnętrznym z 1774, przy

43 Tamże, s. 11. 44 Tamże. 45 Tamże, s. 44.

26 JERZY STEMPOWSKI I DZIEDZICTWO OŚWIECENIA

27 Colloquia Litteraria głównej ulicy starego miasta”46, o rokokowym wystroju. Podobnie pi- sał do Wittlina:

Teraz mieszkam w starym domu zbudowanym przez berneńskich ary- stokratów w XIV wieku i przebudowanym ostatnio częściowo w wieku oświecenia, częściowo zaś przed 102 laty. W ten sposób [...] przeniosłem się do czasów pudrowanych peruk i białych pończoch. Stare miasto pełne jest jeszcze takich domów, ale tutejsi pragmatyści ich nie szanują [...]. [...] w całej dzielnicy tylko jeden kupiec imieniem Pijatowski, przybyły tu z Berdyczowa, odnowił nabyty przez siebie dom w najlepszym stylu XVIII wieku47.

Kiedy w grudniu 1967 roku Dieneke i Henri Tzautowie, u których Stempowski od lat mieszkał, przenieśli się do innego domu wybudo- wanego ok. 1900 roku i zabrali go ze sobą do nowej siedziby, Stemp- owski długo nie mógł się przyzwyczaić.

Mury zachowują coś z życia pokoleń. W moim starym mieszkaniu słucha- no Vivaldiego, Schütza, Mozarta, czytano Schaftesbury’ego, Voltaire’a, Marivaux; w nowym czytano Nietzschego, D’Anunnzia, Barrèsa. Skok jest zbyt wielki”48.

Najwyraźniej na przeprowadzkę było już za późno. Eseista zmarł w dwa lata później. Podczas ceremonii pogrzebowych żegnano go po- dobno sonatą Georga Friedricha Händla i Lamentoso Christopha Willi- balda Glucka – ulubionego kompozytora oświeconych49.

46 Jerzy Giedroyc, Jerzy Stempowski, Listy 1946–1969, wybrał, wstępem i przypisami opa- trzył Andrzej Stanisław Kowalczyk, Warszawa 1998, cz. II, s. 418–419. List do J. Giedroycia z 10 XII 1967 r. 47 Jerzy Stempowski, Listy, dz. cyt., s. 169–170. List do Józefa Wittlina z 25 IX 1954. 48 Jerzy Giedroyc, Jerzy Stempowski, Listy 1946–1969, dz. cyt., s. 419. 49 Krystyna Marek, dz. cyt., s. 125.

28 Colloquia Litteraria UKSW 1 2013

Wojciech Kudyba

Aksjologia literacka w pismach Jerzego Stempowskiego

Mogłoby się wydawać, że przekonania Jerzego Stempowskiego do- tyczące relacji pomiędzy literaturą a aksjologią zostały opisane w książ- ce Sławomira Janowskiego Świat wartości. Problematyka aksjologicz- na w eseistyce Bolesława Micińskiego, Jerzego Stempowskiego, Cze- sława Miłosza1. Tak się jednak nie stało. Autor rozprawy rekonstruuje refleksję wymienionych eseistów dotyczącą duchowej kondycji Europy i podstawowych standardów cywilizacyjnych zagrożonych przez totali- taryzmy, konsekwentnie omija jednak wypowiedzi pisarzy o wartościo- wości literatury. Tymczasem właśnie literacka aksjologia – refleksja nad sposobami oceniania literatury, jej wartością dla czytelników i war- tościami w niej ukrytymi2 – jest ważną częścią eseistycznego dorobku Jerzego Stempowskiego i domaga się opisu. W jaki sposób pisarz ujmo- wał problem oceny dzieł literackich? Jak odnosił się do skomplikowa- nej problematyki aksjologicznej analizy utworów? Co pisał o sytuacyj- nym wymiarze dzieł, zyskujących niekiedy pewną szczególną wartość dla czytelników? Nie roszcząc sobie pretensji do odsłonięcia całości aksjologicznoliterackich poglądów pisarza, chciałbym wskazać na nie- które elementy postulowanej przez eseistę poetyki odbioru literatury.

1 Sławomir Janowski, Świat wartości. Problematyka aksjologiczna w eseistyce Bolesława Micińskiego, Jerzego Stempowskiego, Czesława Miłosza, Wrocław 2002. 2 Tak definiuje aksjologię literacką Stefan Sawicki w artykule Problematyka aksjologiczna w badaniach literackich, w: tegoż, Wartość. Sacrum. Norwid, Lublin 1994, s. 76.

29 Colloquia Litteraria

Wypada bowiem zauważyć najpierw, że akt lektury jest dla Stem- powskiego nieuchronnie związany z wartościowaniem. Poetyka czyta- nia przybiera w pismach eseisty kształt swoistej aksjologii odbioru, staje się teorią wartościowej lektury. Aksjologiczne nacechowanie ma według pisarza sam gest wybierania tej, a nie innej książki. Nie bez subtelnej ironii wspomina eseista, iż czytelnicze przyzwyczajenia „wykazują systematyczne i na wielka skalę używanie naszej zdolności wyboru, stanowiącej [...] najbardziej charakterystyczną cechę dzia- łalności poznawczej człowieka” (Czytelnik o krytyce, I 18)3. Ów wybór polega rzecz jasna na tym, że odbiorca uznaje pewne teksty za lepsze, a inne za gorsze; na tym, że, czytając utwór, formułuje pewne pozy- tywne bądź negatywne opinie, te zaś – upowszechnione i nagłośnione – decydują o rynku księgarskim, mają, jak pisze eseista, „jeżeli nie rozstrzygający – to w każdym razie znaczny wpływ na powodzenie dobrych książek” (I 18). Uznając wartościowanie za jeden z podstawowych komponentów odbioru dzieła literackiego, autor Notatnika niespiesznego przechod- nia zachęca do świadomego oceniania, poszukuje racjonalnych kryte- riów oceny utworu, włączając się tym samym w jeden z najgorętszych sporów krytyki literackiej dwudziestolecia międzywojennego4. Pyta- nia, na jakie próbuje odpowiedzieć, dotyczą przede wszystkim funda- mentów literackiej aksjologii. Na jakiej podstawie oprzeć kryteria oce- ny dzieł literackich? Czy ich źródłem jest sam utwór, czy raczej rze- czywistość pozatekstowa? A może mają one charakter całkowicie arbi- tralny, są niczym nieumotywowaną, irracjonalną decyzją czytelnika, który wydaje swój wyrok, nie odwołując się do jakiejkolwiek instancji poza nim samym? Odpowiedź eseisty wydaje się wyważona i ostroż- na. W szkicu Fizjologia krytyki zdecydowanie odrzuca najpierw próby

3 Cytaty z pism Jerzego Stempowskiego pochodzą – o ile nie zaznaczono inaczej – ze zbioru Szkice literackie, t. I–II, wybór i oprac. Jerzy Timoszewicz, Warszawa 2001 (t. I: Chimera jako zwierzę pociągowe. 1926–1941; t. II: Klimat życia i klimat literatury. 1948–1967). Cyfrą rzymską oznaczam tom, arabską – stronę. 4 Szerzej pisze o tym Dariusz Skórczewski w książce Spory o krytykę literacką w dwudzie- stoleciu międzywojennym, Kraków 2002.

30 aKSJOLOGIA LITERACKA W PISMACH JERZEGO STEMPOWSKIEGO formułowania ocen dzieła literackiego w oparciu o kryteria pozalitera- ckie – zwłaszcza ideologiczne. Przekonuje, że ich dominacja w dys- kursie krytycznoliterackim „grozi krytyce degeneracją”, sprawia, że recenzent staje się kimś w rodzaju cenzora „zadającego książkom py- tanie, czy są użyteczne sprawie narodowej lub sprawie proletariatu” (I 70). W tym samym eseju czytamy: „Sztuka zawiera w sobie swą własną miarę i nie może być sądzona z punktu widzenia kryteriów pozaartystycznych” (I 67). Mimo to trudno byłoby uznać pisarza za gorliwego zwolennika im- manentnej oceny dzieła5. Choć rzeczywiście skłaniał się ku, jak wów- czas mówiono, „ergocentrycznej” lekturze tekstów, dostrzegał jedno- cześnie trudności rodzące się wówczas, gdy z samego utworu trzeba było wyprowadzić precyzyjne kryteria wartościowania. Trzeźwo wskazywał, że podobne próby były zawodne nawet wtedy, gdy obo- wiązywał klasyczny, normatywny model myślenia o literaturze. Pisał między innymi:

Przez długie wieki sądzono, że sztuka pisarska posiada szereg właściwych sobie reguł, zasad i przepisów, tworzących jedną z ważnych podstaw do oceny twórczości pisarza. Uważna lektura najbardziej popularnych zbio- rów tych reguł, jak Horacego List do Pizonów lub L’art poétique Boileau, pozwala stwierdzić, że zawarte w nich przepisy są dość płynne i nie dają mocnej podstawy do sądu o poszczególnych utworach wierszowanych (Czytelnik o krytyce, I 19–20).

Zdaniem eseisty wspomniane próby nie mogły się z oczywistych względów powieść również później, gdy romantyczny przewrót moc- no podważył normatywny sposób myślenia o literaturze, a awangardo- we ruchy literackie XX wieku upowszechniły tak wiele sprzecznych ze sobą wzorów uprawiania literatury, że żadnego z nich nie można uznać za zobowiązujący krytyków do takich a nie innych decyzji aksjolo- gicznych. Cytowany wyżej passus zamyka niewesoła konkluzja:

5 Por. uwagi Andrzeja Stanisława Kowalczyka w monografiiNiespieszny przechodzień i pa- radoksy. Rzecz o Jerzym Stempowskim, Wrocław 1997, s. 51–53.

31 Colloquia Litteraria

Ta właśnie różnorodność wzorów naszego czasu sprawia, że z samej lite- ratury niepodobna dziś wydobyć żadnych ogólniejszych podstaw do oce- ny poszczególnych książek (I 20).

Nieco dalej czytamy:

Dla przyczyn, o których mówiliśmy wyżej, nigdy zapewne krytycy nie mieli mniej podstaw do jakiejkolwiek oceny zjawisk literackich. Do oce- niania mają oni zbyt wiele wzorów i zbyt mało kryteriów (I 22).

Pisarz obserwował również inspirowane rosyjskim formalizmem próby budowania nowoczesnej metodologii badań literackich – ahisto- rycznej, niezależnej od literackich mód i prądów. Uważnie śledził wy- siłki, które rodziły nadzieję, że kryteria oceny pojedynczych utworów będzie można umocować w naukowym, uniwersalnym modelu dzieła literackiego. Także jednak programy teoretycznoliterackie budziły w nim więcej sceptycyzmu niż entuzjazmu. Przestrzegał, że „nadmier- na przewaga czynników wewnętrzno-literackich grozi krytyce anemią, ograniczeniem jej do obrębu kuchni literackiej, do rozważania literatu- ry jako rzemiosła [...] (Fizjologia krytyki, I 70). Wątpliwości Stemp- owskiego związane były przede wszystkim z postulowanym przez wielu teoretyków ograniczeniem pola badawczej obserwacji do zja- wisk wyłącznie językowych. W eseju Granice literatury natrafiamy między innymi na następujący fragment:

Do posiadania obiektywnych kryteriów pretenduje niemiecka Literatur- wissenschaft, operująca głównie metodyczną analiza stylu. Zniechęcony mieszaniną literatury i biografii, rozlewającą się po stronicach podręczni- ków, miałem zawsze wiele szacunku dla LW, widzę jednak także i braki tej metody. Analiza stylu pozwala być może ustalić swoistą hierarchię stylów, lecz nie wystarcza dla oceny utworu literackiego. [...] Aby dać jej trochę szerszego oddechu, wypadałoby być może zastanowić się nad tym, jaka jest rola scenerii w utworach literackich i jak się do niej brali mistrze kla- syczni [...] (II 181–182).

32 aKSJOLOGIA LITERACKA W PISMACH JERZEGO STEMPOWSKIEGO

Nieufny wobec teoretycznoliterackich paradygmatów obcowania z tekstem autor cytowanego szkicu postulował rozszerzenie pola lite- rackich analiz o obserwację świata przedstawionego i jego semantyki, zachęcał także do badań porównawczych. Czy oznaczało to zwrot w stronę historii literatury? Wydaje się, że nie. Przypomnijmy frag- ment eseju Czytelnik o krytyce:

Dzieła historyków literatury są najsmutniejszymi książkami, z jakimi kie- dykolwiek może się spotkać czytelnik. Są to wielkie cmentarzyska lite- rackie, pośród których historyk, zbrojny w niepotrzebne nikomu kryteria i przesądy ubiegłych stuleci, rozważa z politowaniem żywoty zmarłych autorów zmarłych książek. [...] Bezużyteczność historii literatury dla czytelników polega w znacznej mierze na tym, że historycy nie umieją odróżnić książek zmarłych, które w naszych czasach nie będą czytane, od książek żywych i mogących do- starczyć dzisiejszemu czytelnikowi najlepszej lektury (I 24).

Skąd brała się podejrzliwość czy nawet niechęć eseisty do rozmai- tych modeli „fachowego” obcowania z literaturą? Odpowiedź nie jest trudna. Stempowski konsekwentnie wybierał w swych esejach rolę czytelnika-dyletanta. Także wtedy, gdy brał udział w dyskusjach litera- ckich i metakrytycznych, z upodobaniem odrzucał rolę znawcy i nie bez pewnej przewrotności przywdziewał kostium przeciętnego odbior- cy sztuki, jakby chciał podkreślić, że właśnie taki – spontaniczny, nie- uzbrojony w teorie – sposób czytania ma szczególną, z niczym nie porównywalną wartość. Inaczej niż wielu uczestników gorącego wów- czas sporu o kryteria oceny literatury, nie próbował absolutyzować na- uki, z dystansem traktował jej roszczenia do uniwersalnych i ostatecz- nych rozstrzygnięć6. To właśnie spojrzenie z perspektywy czytelnika- -amatora umożliwiało mu rozpoznanie wątłych podstaw krytyki litera- ckiej, dogmatyzmu ujęć teoretycznych, a wreszcie – niewrażliwości historyków literatury na kontekstowe, sytuacyjne wartości utworów. To właśnie przywiązanie do amatorskiego – a więc afektywnego,

6 Pisze o tym Dariusz Skórczewski, dz. cyt., s. 268.

33 Colloquia Litteraria

„miłosnego” obcowania z utworem skłaniało Stempowskiego do po- szukiwania takiego spojrzenia na literaturę, które nie zabijałoby rado- ści czytania, nie ograniczało horyzontów poznawczych i uwzględniało sytuacyjność dzieł literackich, ich nieuchronny związek z pozalitera- cką rzeczywistością, w której zanurzony jest czytelnik. Czym zatem miał być według Stempowskiego akt lektury? Naj- pierw chyba właśnie wspomnianą radością, delektacją, smakowaniem. Nawiązując do poglądów Alberta Thibaudet, doświadczenie smakowa- nia eseista traktuje w każdym razie jako punkt wyjścia dla krytyki lite- rackiej, a sam smak jako podstawowe kryterium wartościowania. Tak jak francuski historyk krytyki uważa, iż do lektury zachęcają nas nie tyle rozum i pasja poznawcza, ile przede wszystkim pewien szczegól- ny, nie porównywalny z niczym rodzaj wrażliwości zwany gustem lub właśnie smakiem. Gdyby mógł znać Herbertową Potęgę smaku, odpo- wiadając na pytanie o preferowany sposób czytania, posłużyłby się być może znanym cytatem: „lecz w gruncie rzeczy była to sprawa sma- ku / Tak smaku / w którym są włókna duszy i chrząstki sumienia”7. Kryterium smaku nie oznacza bowiem u eseisty oderwania sądu oceniającego ani od dzieła, ani od jego historycznoliterackiego kon- tekstu, ani też od doświadczeń czytelnika. Ocena utworu opierająca się na podobnym kryterium nie jest irracjonalnym działaniem, lecz ma walor poznawczy i podlega procedurom weryfikacji. Smak nie jest bo- wiem czymś danym, lecz czymś, co nieustannie się rodzi jako uogól- nienie czytelniczych doświadczeń. Jego korzenie tkwią mocno w rze- czywistości literackiej – a nie poza nią. Omawiając Fizjologię krytyki wspomnianego Alberta Thibaudet eseista z aprobatą przypomina:

Smak literacki wynikł z porównywania książek przez czytelników i nie jest zależny od żadnych kryteriów pozaliterackich (I 66).

Zdaniem pisarza źródłem kłopotów związanych z zastosowaniem podobnego kryterium nie jest jego nieprecyzyjny charakter, ale fakt,

7 Zbigniew Herbert, Raport z oblężonego Miasta i inne wiersze, wyd. I krajowe, Wrocław 1992, s. 92, w. 4–6.

34 aKSJOLOGIA LITERACKA W PISMACH JERZEGO STEMPOWSKIEGO

że, jak czytamy, „ogromna większość czytających nie miała nigdy w ręku książki, mogącej być miarą innych książek” (Granice literatu- ry, II 180). Obiektywizmowi opartemu na teoretycznych doktrynach literackich przeciwstawiał Stempowski inny – wsparty na indywidual- nych kompetencjach oceniającego, jego literackiej kulturze i zdolnoś- ciach osadzenia czytanego tekstu w szerokim kontekście cywilizacyj- nym. Unikał zatem stanowiska ahistorycznego i akontekstualnego. Uważał, że gust czytelników rozwija się nie tylko dzięki rosnącym kompetencjom lekturowym, ale także pod wpływem kulturowego i cy- wilizacyjnego kontekstu epoki. Jest osadzony nie tylko w pewnym zmieniającym się sposobie pojmowania literatury, ale także, a nawet przede wszystkim, w historycznie zmiennych sposobach pojmowania świata i człowieka. Za Albertem Thibaudet powtarzał:

Smak [...] ulega jednak ewolucji z pokolenia na pokolenie nie tylko w mia- rę pojawiania się nowych wzorów literackich, ale także pod wpływem czynników pozaliterackich, w m i a r ę p o w s t a w a n i a n o w y c h k r y - teriów elegancji wewnętrznej odpowiadającej nieskoń- czonej różnorodności aktualnych spraw człowieka (I 69).

Jednocześnie w wielu swych szkicach nie wahał się poszukiwać miary innych książek pośród dzieł zapoznanych klasyków. W eseju Nad wodospadem w Szafuzie pisał, że w literaturze „ważny jest tylko ostatni destylat, który wyszedł zwycięsko z wszystkich prób, oparł się wszystkim pokusom, modom i łatwiznom”8. Z upodobaniem przypo- minał sentencję Horacego z Listu do Pizonów: „to, co nie jest najlep- sze, nie ma żadnej wartości”9. Zachęty do bezinteresownego smakowania dzieł literackich – poja- wiającej się w wielu tekstach pisarza – nie można zatem traktować jako świadectwa literackiego hedonizmu. „Przyjemnościowa” koncep- cja literatury budziła uśmiech felietonisty. Lekturowe delectatio to

8 Jerzy Stempowski, Eseje dla Kassandry, oprac. Piotr Kłoczowski, wyd. II, Gdańsk 2005, s. 183–184. 9 Tamże, s. 184.

35 Colloquia Litteraria w jego ujęciu coś więcej niż rozrywka, więcej też niż poruszenie wy- wołane samą artystyczną strukturą utworu. Doświadczenie czytelnicze obejmuje bowiem zarówno doznania estetyczne, jak i te, których źród- ła biją poza tekstem literackim – w sferze idei i życia. Zarówno pojęcie smaku jak i smakowania mają u Stempowskiego bardzo szeroki zakres – mieszczą w sobie kontemplację artystyczną i radość poznawczą, przeżycia estetyczne i te, które chciałoby się nazwać egzystencjalny- mi. W cytowanym eseju o książce Alberta Thibaudet czytamy:

Delektacja [...] jest operacją, w której nie potrafimy odróżnić czynników znajdujących się wewnątrz obrębu literatury i na zewnątrz niego. [...] de- lektacja porusza w nas niejako całość naszego doświadczenia uczuciowe- go, wynikłego z czytania książek, lecz także skądinąd. Tak samo smak, jak już zauważyliśmy wyżej, nie jest zjawiskiem kształtującym się wyłącznie na podstawie naszych wspomnień jako czytelników (I 70).

Zdaniem pisarza odbiorca przystępuje zatem do lektury utworu z całym zasobem swych czytelniczych kompetencji i bagażem egzy- stencjalnych doświadczeń. To one modelują jego lekturę. Nie na tyle jednak, by można było go uznać za kreatora wartości dzieła. Czytelnik portretowany w esejach pisarza nie jest twórcą wartości. Choć posiada wyraźne predylekcje do dokonywania ocen, które są podstawą jego czytelniczych wyborów, ów gest bywa raczej odpowiedzią na wartość ukrytą w samym dziele niż nieumotywowanym, arbitralnym wyro- kiem. Osobny, kreowany przez artystę świat wartości, jest zdaniem eseisty podstawowym, konstytutywnym elementem każdego utworu literackiego. Stempowski mocno podkreśla, że porządkujące i wartoś- ciujące funkcje literatury nie są uzurpowane, lecz należą do samej jej istoty, ponieważ „każde dzieło sztuki zawiera jakaś próbę uporządko- wania według wartości imaginacyjnego świata artysty. Porządek ten odbiega zazwyczaj od znanego nam z pospolitego doświadczenia” (O mierze i nieumiarze powieści, II 52). W innym eseju zauważa, iż

36 aKSJOLOGIA LITERACKA W PISMACH JERZEGO STEMPOWSKIEGO właśnie mocne osadzenie w świecie wartości odróżnia sztukę od nau- ki, a humanistykę od myśli pozytywistycznej10. Podstawowym elementem czytelniczego doświadczenia staje się więc, według Stempowskiego, przeżycie różnicy, osobliwego napięcia pomiędzy hierarchią wartości proponowaną w dziele i tą, która, chce- my tego czy nie, naznacza naszą codzienność, znamionuje cywilizację, w której żyjemy. Okrycie osobliwości aksjologii proponowanej przez artystę uznaje pisarz za ważny cel interpretacyjnych wysiłków czytel- nika. Gdyby nawet eseista nie określił expressis verbis, ku jakim hory- zontom mają zmierzać czytelnicze wysiłki, dociekliwy obserwator jego twórczości i tak zauważyłby zapewne, że wspomniane wyżej przeświadczenia stale obecne są w sposób implicytny w krytycznolite- rackich wypowiedziach pisarza. Esej Klimat życia i klimat literatury mówi właśnie o tym: o osobliwej różnicy pomiędzy porządkiem war- tości wyłaniającym się z literatury współczesnej, a ich hierarchią w in- dustrialno-handlowej cywilizacji Zachodu. Warto przypomnieć zwłaszcza fragment poświęcony jednej z powieści Wiliama Faulknera:

W imaginacyjnym świecie Faulknera życie ma sens tylko jako cierpienie i pokuta. Miłość jest w istocie swej grzeszna, niosąca w sobie przyszłą karę, bądź w postaci długiej agonii w chicagowskiej respectability, bądź w postaci pięćdziesięciu lat ciężkich robót. Nawet jako caritas nie może ujść pokuty. Zawsze szlachetny doktor Rittenmeyer na próżno usiłuje wy- mknąć się z sieci [...]. Na szczególną uwagę zasługują stronice poświęco- ne odmowie awansu społecznego, jako kłamstwa przeciw prawdziwemu sensowi życia (II 134–135).

Nietrudno zauważyć, ze dokonana przez eseistę interpretacja Dzi- kich palm zmierza właśnie do odsłonięcia Faulknerowskiej aksjologii. Świat przedstawiony w powieści jest dla Stempowskiego obiektem do- ciekań zmierzających do rekonstrukcji wpisanej weń hierarchii warto- ści. Podobnie dzieje się w innych szkicach pisarza. Przypomnijmy

10 Por. O współczesnej formacji humanistycznej, II 18–19.

37 Colloquia Litteraria choćby studium o komizmie Pana Jowialskiego, czy też esej o Pola- kach w powieściach Dostojewskiego. Stempowski dysponował pełnym instrumentarium aksjologicznej analizy utworów. Stawiając w centrum swych dociekań pewną „ja- kość”, potrafił subtelnie interpretować język i świat przedstawiony utworu, ukazując aksjologiczne nacechowanie postaci i zdarzeń. Wnioski z obserwacji osadzał w szerokim kontekście filozoficznym i kulturoznawczym, odsłaniając ukrytą w dziele wizję świata i czło- wieka. Mimo to ów „naukowy” sposób obcowania z wartościami w dziele uznawał za niewystarczający i wtórny wobec pierwotnego doświadczenia obcowania z „wartością samą w sobie”. Najważniej- szym i rozstrzygającym przeżyciem pozostał dlań moment zachwytu, który można chyba nazwać chwilą swoistego „porażenia wartością”. Odwołując się do poglądów Maupassanta Stempowski pisze między innymi:

Na pierwszy rzut oka zwierzenia Maupassanta wydają się rzeczą równie fantastyczną, jak dziewięć muz i podwójny wierzchołek Parnasu. Uderza w nim przede wszystkim osobliwa drabina wartości. Na jej najwyższym szczeblu określonym jako „jedyna racja bytu”, znajdują się sekundy obja- wienia, wrażenia nieuchwytne i niedające się opisać, słowem rzeczy nie- możliwe do sformułowania w akcie notarialnym lub wymienienia w in- wentarzu spadku. Wystarczy jednak chwili namysłu, aby przekonać się, że my wszyscy [...] posługujemy się tymi samymi kryteriami co Maupassant. Dla nas również rozstrzyga chwila trwająca minuty lub sekundy, jedno wrażenie, które- go nie potrafimy jasno opisać, o którym mówimy ostrożnie, aby go nie spłoszyć [...]. Wrażenie to rozstrzyga dla nas o randze artystów, których oceniamy według ich najlepszej stronicy11.

Wydaje się, że wartość dzieła nie jest według eseisty czymś, nad czym panujemy. To raczej ona panuje nad nami, sprawuje władzę nad naszą wyobraźnią i emocjami. Jest tajemnicą, która narzuca nam swoją

11 Jerzy Stempowski, Kłopoty recenzenta muzycznego, w: tegoż, Eseje dla Kassandry, dz. cyt., s. 194–195.

38 aKSJOLOGIA LITERACKA W PISMACH JERZEGO STEMPOWSKIEGO niepokojąca obecność i wzywa do wierności. Przekonany, że prawdzi- wy sens nadają czytaniu dopiero trudno wytłumaczalne chwile epifa- nii, bywał Stempowski bezkompromisowy wobec współczesnych so- bie „znawców” literatury. Właśnie od nich oczekiwał bowiem, że staną się przewodnikami wskazującymi czytelnikowi drogę do zachwytu.

Summary Literary axiology in Jerzy Stempowski’s writings For Stempowski the act of reading is inevitably linked to assess- ment and valuation. In his writings the poetics of reading takes shape of a specific axiology of reception. It becomes the theory of worthful reading. Looking from a perspective of an amateur reader allowed for the essayist to recognize the fragile bases of literary criticism, the dog- matism of a theoretic approach, and finally, the literary ’ in- sensitivity to the contextual and situational values of the analysed works. It is precisely this attachment to the amateurish, i.e. affective and ‘loving’, relation with a piece of written work that prompted Stem- powski to search for a look at literature that would not kill the joy of reading; one that would not limit the cognitive horizons and would also take into account the contextuality of literary works and their inevita- ble relation with the extra-literary reality that the reader is plunged into.

39

Colloquia Litteraria UKSW 1 2013

Jan Zieliński

Jezus za kaemem. Glossa z pogranicza literatury, teologii i historii sztuki

W drukowanym w niniejszym numerze „CL” (w opracowaniu Magdaleny Chabiery) szkicu Jerzego Stempowskiego o Soli ziemi Jó- zefa Wittlina znalazło się zdanie: „Pewien zapalczywy pastor w znako- mitym kazaniu Jesus am MG usiłował nawet wskazać, że Jezus gdyby żył dziś, byłby żołnierzem w niemieckiej kompanii KM”. Skróty, nie- miecki MG i polski KM, oznaczają jedno i to samo: Maschinenge- wehr, karabin maszynowy, potocznie „kaem”. Cóż to jednak za pastor głosił kazania pod tak prowokacyjnym tytułem? Przy bliższym wejrze- niu okazuje się, że wątek ten pojawiał się u wielu, głównie w czasie I wojny światowej w... neutralnej Szwajcarii. Pierwszy był bodaj pastor Albert Schädelin (1879–1961), przez cztery dziesięciolecia – od 1911 do 1952 – proboszcz berneńskiej ka- tedry (Münster). W niedzielę 18 października 1914 roku wygłosił on kazanie na temat fragmentu Ewangelii św. Łukasza (Łk 14, 28–33), w którym użył, polemicznie, skojarzenia Jezusa z pistoletem. Rozwa- żając zawarte w Ewangelii stwierdzenie o wyrzeczeniu się (po niemie- cku: absagen, co znaczy też „odmówić”) wszystkiego, co się posiada, jako warunku bycia uczniem Jezusa, pastor stwierdził: „Tak Jezus ro- zumiał to słowo, nie jako groźbę, ale jako przyjazne napomnienie, przy tym jasne i zdecydowane. Nie jest On jakimś niemiłosiernym sekciar-

41 Colloquia Litteraria skim kaznodzieją, który przystawia nam do piersi Ewangelię niczym pistolet”1. Kazanie to (wydrukowane następnie pod pacyfistycznym tytułem Dona pacem) wywołało burzę – niektórzy oburzeni berneńczycy wy- chodzili z katedry przed końcem nabożeństwa. W prasie pojawiły się (anonimowe) listy, protestujące przeciwko „nazywaniu służby wojsko- wej służbą bałwanowi”2. Pastor w swej polemice zapowiadał rychły druk kazania, by każdy mógł się przekonać o jego treści, wskazywał też, że powinno ono być traktowane jako „fragment większego kon- tekstu duchowego”3. W ramach tego właśnie kontekstu duchowego warto przywołać nie- co późniejsze kazanie pastora Schädelina na temat fragmentu Ewangelii św. Mateusza (Mt 5, 38–42), które następnie opublikował pod tytułem przeciwstawiającym Ewangelię przemocy (Evangelium und Gewalt). Kazanie zaczęło się od spekulacji, jak na obecną zawieruchę zarea- gowałby Lew Tołstoj. Rozważywszy rozmaite postawy, okazawszy zrozumienie choćby dla uczniów Nietzschego, widzących sens swego życia w woli mocy, czy dla tych szlachetnych jednostek, co z rozdartą duszą biorą udział w wojnie, odczuwając rozziew między światem Jezusa a światem ziemskim, pastor Schädlin ostro protestuje przeciw łączeniu i miesza- niu chrześcijaństwa ze starogermańskim pogaństwem, a sprzeciw swój ujmuje w poetycką formułę: „krzyż i wojna, Ewangelia i przemoc nie rymują się na wieki wieków”4. Amen. Konkluzja kazania pastora Schädlina sprowadza się do przekonania, że Tołstoj na obecną wojnę zareagowałby głośnym powtórzeniem słów swego Mistrza o wyrze- czeniu się odwetu i o nadstawianiu drugiego policzka.

1 Albert Schädelin, Dona pacem. Predigt vom 18. Oktober 1914, Bern 1914, s. 10. Jeżeli nie zaznaczono inaczej, wszystkie tłumaczenia z języków obcych pochodzą od autora artykułu. 2 Eine merkwürdige Predigt, „Intelligenzblatt der Stadt Bern”, 24 X 1914. List, opatrzony tu tytułem Osobliwe kazanie, ukazał się najpierw na łamach „Schweizer Bauer”. 3 [Albert Schädelin], Erwiderung, „Intelligenzblatt der Stadt Bern”, 28 X 1914. 4 Ten i następne cytaty: Albert Schädelin, Evangelium und Gewalt. Eine Predigt übert Matth. 5, 38–42, „Neue Wege. Blätter für religiöse Arbeit”, Jg. 9, Januar 1915, s. 16–23.

42 JEZUS ZA KAEMEM. GLOSSA Z POGRANICZA LITERATURY...

Tekst kazania ukazał się w styczniowym numerze pisma pod znajo- mo nam brzmiącym i źle kojarzącym się tytułem „Nowe Drogi” – „Neue Wege”. W odróżnieniu od późniejszego polskiego miesięczni- ka, który był „organem teoretycznym i politycznym” Komitetu Cen- tralnego partii, zuryski miesięcznik nosił podtytuł „Kartki pracy reli- gijnej”. Źródła jednak były podobne. Redaktor „Neue Wege”, szwaj- carski teolog protestancki Leonhard Ragaz (1868–1945) postulował zbliżenie między chrześcijaństwem a ruchem robotniczym i w roku 1912 wstąpił do partii socjaldemokratycznej. Do publikacji w „Neue Wege” nawiązał bezpośrednio pastor Adolf Bolliger (1854–1931, były profesor teologii i rektor Uniwersytetu Ba- zylejskiego, który zrezygnował z katedry, by objąć zuryską parafię Neumünster) w kazaniu z 7 lutego 1915 roku, które ukazało się pod znamiennym tytułem Jezus a służba wojskowa. Kazanie przeciwko na- szym antymilitarystom w jego książce pod równie bojowym tytułem Jezus a wojna. Adolf Bolliger też zaczyna od Tołstoja i powiada, że berneński pa- stor zapewne prawidłowo odgadł jego odpowiedź na zadane pytanie. Sam jednak, uważając Tołstoja za „wielkiego pisarza, ale trochę mniej- szego filozofa i świeckiego kaznodzieję”5, zalicza go, wraz z Kierkega- ardem i Nietzschem, do rzędu ekscentryków, i do jego poglądów pod- chodzi ostrożnie, bez uwielbienia. Bardziej od Tołstoja interesuje go, co na temat wojny miał do powiedzenia Jezus i czy rzeczywiście w omawianym fragmencie Ewangelii św. Mateusza wzywał swoich uczniów do odmowy „dopomożenia ojczyźnie w najwyższej potrze- bie”. Pastor Bolliger zastanawia się następnie, co Jezus uczyniłby dziś (A.D. 1915) i powiada dosłownie: „Czy gdyby dziś powrócił i gdyby należał do narodu z powszechnym obowiązkiem służby wojskowej, czy uchyliłby się od walki jako bezwzględny przeciwnik wojny, czy

5 Ten i następne cytaty: Adolf Bolliger, Jesus und der Kriegsdiesnt. Eine Predigt gegen un- sere Antimilitaristen, w: tegoż, Jesus und der Kried. Reden und Abhandlungen, Konstanz [1915], s. 58–74; pierwodruk: „Neue Zürcher Zeitung” 1915, nr 397.

43 Colloquia Litteraria też wziąłby w niej udział? Dla wielu współczesnych chrześcijan myśl o tym, że wziąłby udział w walkach, jest nie do zniesienia. Jezus, który obsługuje karabin maszynowy [Jesus, der ein Maschinengewehr be- dient] i w ten sposób sieje śmierć i zagładę w szeregach wroga – Jezus, który odpala torpedę i w ten sposób pogrąża w otchłani nieprzyjaciel- ski okręt wraz ze wszystkimi ludźmi i szczurami na pokładzie jest dla nich czymś niemożliwym do wyobrażenia”. Obraz Chrystusa z karabinem maszynowym, wzmocniony obrazem Chrystusa odpalającego torpedę i zatapiającego okręt został tu użyty w celach polemicznych. Bolliger powiada bowiem dalej, że gdyby owi współcześni chrześcijanie, którzy sobie tego nie mogą wyobrazić, mie- li rację, gdyby wszyscy młodzi chrześcijanie odmawiali udziału w woj- nie, ojczyzna zostałaby opuszczona w potrzebie i miałaby prawo „trak- tować chrześcijan jako zdrajców”. Obraz Chrystusa za kaemem powraca w polemicznym dwugłosie między redaktorem pisma „Neue Wege” Leonhardem Ragazem a szwajcarskim teologiem Emilem Brunnerem, jaki ukazał się w lipco- wym numerze pisma pod tytułem O Królestwie Bożym i świecie do- czesnym. Wymiana myśli. Brunner (1889–1966) był podówczas sojusz- nikiem Karla Bartha, w latach dwudziestych obaj formułowali podsta- wy teologii dialektycznej, ich drogi miały się rozejść w roku 1934. Otóż Ragaz, krytykujący tych teologów, którzy obok niektórych fi- lozofów, literatów i polityków należą do „podżegaczy wojennych”, pisze, nie wymieniając nazwiska Bolligera: „To, do czego posuwają się oni w sofistycznym religijnym uzasadnianiu wojny i jej okro- pieństw, jest doprawdy straszne. Kiedy jeden z nich, w dodatku Szwaj- car, doszedł w końcu do tego, że postawił Jezusa przy karabinie ma- szynowym [schließlich dazu gelangt ist, Jesus an das Maschinenge- wehr zu stellen] i gdy ktoś wzdraga się przed tą myślą, on nazywa to oznaką dekadenckiej słabości, to ważny jest tu fakt, że występując jako enfant terrible wypowiedział tylko ostatnie słowo bardzo rozpo- wszechnionego sposobu myślenia – że też musiał to być akurat teolog, który wziął na swe sumienie to, co na moje wyczucie jest najobrzyd-

44 JEZUS ZA KAEMEM. GLOSSA Z POGRANICZA LITERATURY... liwszym bluźnierstwem wobec Chrystusa, jakie znam, bluźnierstwem, na które nie pozwoliłby sobie żaden generał”6. Pastor Bolliger był wniebowzięty. W swej apologii chwalił się: „Prof. Ragaz [...] poświęcił mi parę przyjaznych linijek: o s k a r ż y ł mnie o najobrzydliwsze bluźnierstwo wobec Chrystusa”7. Po Chrystusowemu przyjąwszy zniewagę, swoim zwyczajem ruszył do ataku. Zarzuciwszy Ragazowi naśladowanie podniosłego, patetycznego stylu Tako rzecze Zaratustra z dumą ujaw- nił, że to on, Adolf Bolliger, pastor parafii Neumünster jest tym niena- zwanym szwajcarskim teologiem, który ośmielił się postawić Jezusa za karabinem maszynowym. Co do meritum sprawy stwierdził, że mó- wiąc o narodzie z powszechnym obowiązkiem służby wojskowej, miał na myśli naród niemiecki (do książki Bolligera dołączony jest, dodaj- my, traktat polemiczny pod znamiennym tytułem Deutschlands Recht [Prawo Niemiec]). I szedł w zaparte: „Zarzuca się, że [Jezus] nie może i nie będzie walczył przy użyciu takich okropnych narzędzi jak karabi- ny maszynowe, torpedy i podobne im bronie. Panie Profesorze, niech Pan nie będzie śmieszny! Dmuchawkami na groch nie pokona się wro- gów ojczyzny. Także staromodne strzelby skałkowe nie zapewniają dziś zwycięstwa. Jeśli chce naprawdę pomóc ojczyźnie, musi walczyć t a k ą bronią, jaka obecnie przy straszliwym uzbrojeniu wrogów umożliwia zwycięstwo. [...] Kto wyrzeka się skutecznej, choćby naj- straszniejszej broni, ten wydaje ojczyznę na zagładę”8. Identyczne sformułowanie pojawia się też u Karla Bartha, w latach 1911–1921 pastora w wiosce Safenwil (kanton Argowia), w jego wy- kładzie Der Wille Gottes und der Krieg [Wola Boża i wojna], wygłoszo- nym 5 marca 1916 w stowarzyszeniu robotniczym w pobliskim Rohr. W drugiej części wykładu, rozważając kwestię związku między Wolą Bożą a wojną, Barth przytacza trzy „powierzchowne odpowiedzi”:

6 Emil Brunner, Leonhard Ragaz, Von Gottesreich und Weltreich. Ein Gedankenaustausch, „Neue Wege” 1915, nr 2, s. 262–282, cyt. ze s. 276. 7 Adolf Bolliger, Jesus und der Kriegsdienst. Eine Abwehr, w: tegoż, Jesus und der Kried…, dz. cyt., s. 75. 8 Tamże, s. 77–78.

45 Colloquia Litteraria

że wojna jest niezbadanym dopustem Bożym, że jest Bożym zamy- słem i że jest karą Bożą za grzechy ludów. Drugą z tych odpowiedzi rozwija: „Wojna Bożym zamysłem, Bóg pragnął dla narodów tej nieuniknionej wojny, a zatem Bóg w wojnie jest za ojczyzną. Powrót do wielobóstwa i zrozumiały pogląd: teraz słowo należy do diabła. Je- zus za karabinem maszynowym [Jesus am Maschinengewehr]?”9. Ta skrótowa formuła w jasny sposób określa stanowisko przyszłego wybitnego teologa. Znak zapytania wskazuje, że chodzi o ironiczną puentę, o absurdalny obraz Chrystusa obsługującego śmiercionośną broń. Wykład w Rohr wyznacza linię rozwojową, na przedłużeniu któ- rej znajdzie się deklaracja z Barmen (30 V 1934), w której Barth wraz z Dietrichem Bonhoefferem opowiedzą się przeciwko podporządko- wywaniu kościołów Trzeciej Rzeszy a Führerowi przeciwstawią Chry- stusa („Różne urzędy w Kościele nie uzasadniają panowania jednych nad drugimi, lecz oznaczają wykonywanie służby, która została powie- rzona i nakazana całemu Kościołowi. Odrzucamy fałszywą naukę, ja- koby wolno było Kościołowi nadawać sobie lub dawać innym przy- zwolenie na narzucanie przywódców, którzy staliby poza tą służbą”10). Konsekwentnie Barth odmówił złożenia przysięgi na wierność Hitle- rowi i powrócił z Niemiec do Szwajcarii. Dalszy krok tej ewolucji to złożona przez Bartha w roku 1938 deklaracja, że żołnierze walczący z Trzecią Rzeszą są obrońcami chrześcijaństwa. Powyższe przykłady zaczerpnięte zostały z kazań, artykułów i po- lemik teologiczno-publicystycznych, jakie toczyły się w Szwajcarii w czasie I wojny światowej. Stempowski, który okres I wojny świato- wej spędził w tym kraju, studiując na uczelniach Genewy, Zurychu i Berna, mógł sformułowanie o Chrystusie za karabinem maszynowym zapamiętać z lektury gazet i dyskusji z kolegami ze studiów. Możliwe wszakże, że tamte polemiki przypomniała mu lektura prasy niemie-

9 Karl Barth, Vorträge und kleinere Arbeiten 1914–1921 [=Gesamtausgabe. Abteilung 3], Band III, in Verbindung mit Friedrich–Wilhelm Marquardt hrsg. von Hans-Anton Drewes, Zürich 2012, s. 262. 10 Deklaracja z Barmen, pkt 4, przeł. Dariusz Bruncz, „Magazyn Teologiczny Semper Refor- manda”, 2004.

46 JEZUS ZA KAEMEM. GLOSSA Z POGRANICZA LITERATURY... ckiej w roku 1930, kiedy to George’owi Groszowi wytoczono proces o bluźnierstwo z powodu rysunku, na którym przedstawił Jezusa na krzyżu w masce gazowej i z kośćmi do gry w dłoni. Jakiś anonimowy teolog nadesłał wówczas list do redakcji „Berli- ner Tageblatt”, który został opublikowany pod tytułem Jezus za kara- binem maszynowym z komentarzem redakcji: „Pewien teolog nadesłał nam z okazji procesu George’a Grosza następujące bardzo istotne wyjaśnienia”11. Autor zaczyna: „Kiedy proces przeciwko George’owi Groszowi za chwilę będzie ciągnął się dalej, może to wspomnienie przyczyni się do rozjaśnienia i ocenienia sprawy. W czasie wojny po- jawiło się nieoczekiwanie to wyobrażenie: Jezus za karabinem maszy- nowym. Było ono kolportowane przez zwolenników wojny: Jezus, gdyby żył obecnie, nie wahałby się bronić swej ojczyzny nawet za po- mocą karabinu maszynowego. Skąd to przyszło? Przyszło od pewnego Szwajcara”. I opowiada o kazaniu „z całego serca dobrze do nas Niem- ców nastawionego pastora w Zurychu nazwiskiem Bolliger”. Nie ma potrzeby przywoływania tu jego streszczenia znanych nam wywodów Bolligera, zawartych w jego kazaniu i w apologii. Ważna jest konklu- zja: „Tyle pastor Bolliger. Występuje on zatem za Jezusem nie tylko z maską gazową, ale wręcz z najokropniejszym gazem bojowym. Po- nieważ jest to skuteczne narzędzie do obrony ojczyzny. Aby walczyć z taką postawą Grosz namalował swój obraz. Nadaje on wyobrażeniu, które ktoś inny wartościuje pozytywnie i opiewa w kazaniu jako wzór, kształt i barwy po to, by ludzkości, w tym chrześcijaństwu, to wyobra- żenie zohydzić. Z prawnego punktu widzenia rzecz wygląda moim zdaniem tak samo w sprawie Bolligera i w sprawie Grosza: albo się obu potępi albo obu uniewinni”. Gwoli ścisłości trzeba tu dodać, że pastor Bolliger nie mówił wprost o Chrystusie, stosującym gazy bojowe; autor listu wydedukował taki wątek z porównania do dmuchawy na groch. Nie całkiem ścisłe są też

11 Jesus am Maschinengewehr, „Berliner Tageblatt”, nr 368 z 7 VIII 1930, cyt. za prze- drukiem w antologii: Hintergrund. Mit den Unzüchtigkeits- und Gotteslästerungsparagraphen des Strafgesetzbuches gegen Kunst und Künstler 1900–1933, Heraugegeben und kommentiert von Wolfgang Hütt, Berlin 1990, s. 242.

47 Colloquia Litteraria słowa o malowaniu obrazu i o barwach. Przedmiotem oskarżenia był bowiem rysunek Grosza, dziesiąty z teki Hintergrund [Tło] z roku 1927, opatrzony dewizą „Maul halten und weiter dienen” [„Stulić pysk i służyć dalej”]. Edytor antologii tekstów, dokumentujących stosowanie „paragra- fów kodeksu cywilnego dotyczących nieobyczajności i bluźnierstwa przeciwko sztuce i artystom w latach 1900–1933”, której tytuł zaczerp- nięto właśnie z owej teki rysunków Grosza, wskazuje na jeszcze jedno dzieło sztuki, przywołane przez berliński „Vorwärts” w związku ze wznowieniem sprawy Grosza, a mianowicie rysunek francuskiego ka- rykaturzysty Faustina z lat siedemdziesiątych poprzedniego stulecia, przedstawiający ukrzyżowanego Chrystusa w pikielhaubie. Wolfgang Hütt interpretuje wątek „kapłana siejącego bomby i inne pociski”12 metaforycznie (przypomina się tu sformułowanie Stempowskiego o zapalczywym pastorze). Tak czy inaczej ofensywa prasowa odniosła skutek. 4 grudnia 1930 roku sąd berliński rozpatrujący sprawę o bluź- nierstwo przeciwko artyście Groszowi i jego wydawcy Wielandowi Herzfelde oddalił zarzuty prokuratury i uniewinnił obu oskarżonych. Wyobrażenie Chrystusa za kaemem odżyło po II wojnie w różnych regionach świata i w różnych wariantach. Wystarczy tu przypomnieć niemieckiego jezuitę z Raciborza Johannesa Leppicha (1915–1992), który za swe krytyczne wystąpienia w czasach Adenauera zyskał przy- domek „karabin maszynowy Pana Boga”, amerykańskiego kaznodzie- ję Billy’ego Grahama (ur. 1918), który taki sam przydomek zyskał m.in. dzięki tempu swoich kazań, południowoamerykańską teologię wyzwolenia i tytuł książki Kapuścińskiego Chrystus z karabinem na ramieniu (1975), czy wreszcie Sama Childersa (ur. 1962), który w Afryce zwalcza dziecięcą armię Josepha Kony’ego; Childers jest pierwowzorem bohatera filmu Machine Gun Preacher. Przykłady te, oczywiście późniejsze od artykułu Stempowskiego o Wittlinie, poka- zują jak trwałe bywają niektóre szokujące wyobrażenia.

12 Hintergrund..., dz. cyt., s. 63.

48 JEZUS ZA KAEMEM. GLOSSA Z POGRANICZA LITERATURY...

Summary Machine Gun Jesus. A gloss between literature, theology and art In order to explain a mysterious sentence in an article by Jerzy Stempowski on Józef Wittlin’s novel (published in the present issue of “CL”) about a sermon on Jesus at a German machine gun, the author makes a survey of several sermons delivered and published in prote- stant Switzerland during the First World War (including one by the future famous theologian Karl Barth). Another possible source for this phrase by Stempowski is an article published in 1930 in “Berliner Ta- geblatt” during a lawsuit for blasphemy against the painter George Grosz, the author of a drawing representing Jesus on the Cross with a gas mask. The gloss ends with some remarks on the later use of the terms “Machine Gun Jesus” or “God’s Machine Gun” (Johannes Lep- pich, Billy Graham, Ryszard Kapuściński, Sam Childers).

49

Colloquia Litteraria UKSW 1 2013

Magdalena Chabiera

Jerzy Stempowski o Soli ziemi Józefa Wittlina

W 1954 roku w Nowym Jorku ukazało się piąte wydanie Soli ziemi Józefa Wittlina. Autor przesłał jeden z egzemplarzy nowego wydania swojej książki Jerzemu Stempowskiemu, który niezwłocznie powiado- mił listownie nadawcę o otrzymanej przesyłce: „Najserdeczniej dzię- kuję za Sól ziemi z piękną dedykacją. Zacząłem ją czytać i jestem nią zachwycony. Czytałem ją oczywiście zaraz po jej ukazaniu się w kraju i potem jeszcze raz po francusku. […] Sól ziemi wytrzymała zwycięsko największą próbę, próbę czasu, i czytam ją za każdym razem inaczej wprawdzie, ale z równą przyjemnością”1. W 1955 roku Jerzy Stempowski opublikował na łamach ,,Kultury” krótką recenzję poświęconą pierwszej części trylogii o Cierpliwym Piechurze. Przyczyn wciąż niesłabnącego zainteresowania książką, która nie utraciła od czasu swojej premiery wydawniczej w 1936 roku „uroku nowości”, eseista dopatrywał się w sposobie kreowania przez jej auto- ra świata przedstawionego. „Sama koncepcja artystyczna Soli ziemi wydaje mi się dziś najbardziej uderzającym aspektem tej powieści”2. Sól ziemi była dla Jerzego Stempowskiego „jedną z najlepszych po- wieści polskich dwudziestolecia niepodległości”, a także narracją sytu- ującą się ponad granicami kulturowymi. Pomimo wciąż zmieniających

1 List Jerzego Stempowskiego do Józefa Wittlina z 8 II 1955, w: J. Stempowski, Listy. Listy do różnych adresatów..., słowo wstępne Jan Kott, Wojciech Karpiński, posłowie Andrzej Stani- sław Kowalczyk, wybór i red. Barbara Torunczyk, Warszawa 2000, s. 174. 2 Paweł Hostowiec, Nowe wydanie «Soli ziemi», ,,Kultura” 1955, nr 7/8, s. 200.

51 Colloquia Litteraria się tendencji literackich i upodobań czytelniczych zachowała charakter uniwersalny. Nie utraciła również rysu indywidualnego. Wittlin pozo- stał twórcą wolnym, spojrzał na doświadczenie I wojny światowej z pewnego oddalenia, tym samym jego powieść zbliżyła się miarą do dzieł twórców antycznych, którzy dbali o zachowanie proporcji mię- dzy rzeczą a słowem, które miało o niej mówić. Być może dlatego, jak mniemał autor recenzji, opowieść o losach Piotra Niewiadomskiego, analfabety, syna nieznanego ojca i Hucułki, uczestnika wielkiej wojny zyskała uznanie czytelników i znawców literatury z różnych krajów. Tekst O «Soli Ziemi» Wittlina jest zapisem wrażenia z pierwszej lektury powieści Wittlina, o której Stempowski wspominał we frag- mencie przytoczonego listu. W 1936 roku odczytywał Powieść o Cierpliwym Piechurze w kontekście bieżących wydarzeń, a w zasa- dzie wartościował ją na tle ówczesnej kondycji moralnej Europy, za- grożonej ekspansją dwóch totalitaryzmów, stojącej u progu II wojny światowej. Mamy przed sobą tekst, który nie jest jedynie laudacją, wy- razem skupienia recenzenta na walorach kompozycyjnych danego dzieła. Stempowski rozważa powieść Wittlina w odniesieniu do dorob- ku intelektualnego pisarzy i myślicieli, którzy na przestrzeni wieków propagowali idee humanitaryzmu i którzy stawiali opór ideologicznym machinacjom.

52 JERZY STEMPOWSKI O SOLI ZIEMI JÓZEFA WITTLINA

[Jerzy Stempowski]

O Soli Ziemi Wittlina

Od kilku lat przeżywamy w Warszawie okres wielkiego zaintereso- wania krytyką formalną. Wśród moich łaskawych słuchaczy znajduje się na pewno sporo osób, które mogłyby ze znawstwem rozważyć za- gadnienia budowy postaci w powieści Wittlina, naturę jego metafor i sposoby oddawania płynięcia czasu. Zagadnienia te są warte rozwa- żania i – wobec zainteresowania, jakie budzą w młodszym pokoleniu krytyków i badaczy literatury – będą zapewne rozważone. Zanim jed- nak następne tomy Powieści o Cierpliwym Piechurze3 dostarczą nam materiału do przyjrzenia się budowie tego wielkiego fresku, chciałbym zacząć od kilku spostrzeżeń ogólnych. Kładąc na warsztat pierwszą dużą powieść autora znanego już dobrze z różnych innych rodzajów twórczości literackiej, wypada być może spojrzeć nasamprzód na ca- łość jego utworu, na jego ogólną postawę moralną i artystyczną, posta- rać się określić jego miejsce w rodzaju powieściowym.

& Sól Ziemi jest powieścią o wojnie, operującą olbrzymim, bardzo przemyślanym materiałem obserwacyjnym. Niby na gigantycznym fresku autor rozwija przed nami ułożone w organiczną całość tysiące malowniczych szczegółów, tradycji, gestów, odruchów, manier, sposo- bów bycia, interesów, regulaminów i wiązań organizacyjnych, z któ- rych składa się Stara Austria. O Starej Austrii, dwugłowej monarchii, będącej legendarną wieżą Babel czasów nowożytnych, dawno już nie było mowy. Segregacja

3 Tytuł trylogii Józefa Wittlina, której pierwszą część stanowiła Sól ziemi. Kolejne części Powieści o Cierpliwym Piechurze – mające nosić tytuły: Zdrowa śmierć, Dziura w niebie – nie powstały. Wszystkie przypisy do niniejszego tekstu pochodzą od edytora – M. Ch.

53 Colloquia Litteraria pomieszanych w niej języków nastąpiła zaledwie przed siedemnastu laty, a już obraz tego dziwnego tworu zdaje się zacierać w naszej pa- mięci. Nawet starzy radcy austriaccy, urzędujący sobie w naszych mi- nisterstwach zdają się przypominać sobie tylko fragmenty i strzępy niedawnej przeszłości. Dawna apostolska4 monarchia pocięta została nożem granic i kraje jej zrosły się w nowym porządku. Tysiące zazę- bień stworzonych przez tradycje, interesy, sposoby bycia, sympatie, idiosynkrazje, porozumienia i przepisy prawne, łączące między sobą części składowe Starej Austrii i jej poddanych, zostały rozerwane. Wzdłuż nowych słupów granicznych strażnicy wydeptali po obu stro- nach równoległe ścieżki, między którymi pas graniczny porósł głęboką trawą, przebieganą z rzadka przez stopy przemytników. Stare, odwiecz- ne drogi, którymi jeżdżono na jarmarki i na imieniny, są zamknięte rogatkami lub zasiekami z drutu i roślinność zdążyła już pokryć ich jezdnię. Nikomu nie przychodzi dziś na myśl, że wszystkie te wiekowe więzy, łączące między sobą b[yłych] poddanych apostolskich cesa- rzów, mogłyby w ten lub inny sposób ożyć. Narody Europy zamknęły się w swych granicach, zasłoniły okna żelaznymi żaluzjami i wzajem- ne pogróżki stały się ich formą powitania. Nikt zdaje się dziś nie pa- miętać o aspekcie wiekuistym Starej Austrii, o reprezentowanej przez nią – po wieży Babel, po państwie Aleksandra Macedońskiego i po Im- perium Rzymskim – idei ludów osiadłych na swych śmieciach i zacho- wujących swe tradycje i odrazy, a jednak związanych wspólną organi- zacją polityczną. Ktokolwiek podjąłby kiedyś na nowo ideę Stanów Zjednoczonych Europy5, będzie musiał wziąć do ręki starą c.k. konsty-

4 Cesarz Austrii nosił też tytuł Apostolskiego Króla Węgier. 5 Po I wojnie światowej w kręgach europejskiej elity umysłowej zrodziła się idea utwo- rzenia Stanów Zjednoczonych Europy. Wśród propagatorów stworzenia wspólnoty europejskiej znalazł się Richard Coudenhove-Kalergi. Na łamach wydawanego przez siebie czasopisma „Pan- europa” postulował utworzenie jednego państwa europejskiego. Jego koncepcja zainspirowała m.in. Aristide’a Brianda (1862–1932), francuskiego polityka, wielokrotnego premiera Francji i ministra w latach 1909–1929, który w 1930 podczas obrad Ligi Narodów zaproponował utwo- rzenie Unii Federacyjnej. Miały do niej należeć trzy państwa założycielskie: Francja, Wielka Brytania, Niemcy oraz pozostałe państwa europejskie z pominięciem Rosji i Turcji. W 1930 Édouard Herriot (1872–1957), francuski polityk, trzykrotny premier Francji w latach 1924–1925, 1926 i 1932, napisał książkę Stany Zjednoczone Europy (wyd. 1930), która stała się ważnym gło-

54 JERZY STEMPOWSKI O SOLI ZIEMI JÓZEFA WITTLINA tucję, podręcznik austriackiego prawa państwowego Ludwika Gum- plowicza6, aby zobaczyć, w jakie formuły ubiera się prastara Chimera. Wywołanie z niepamięci spraw i obrazów o wielkim zasięgu, łączą- cych się z odwiecznymi instynktami ludzkości, zawsze było dziełem ar- tystów. Stara Austria, którą ukazuje Wittlin w Soli Ziemi, nie jest już więcej młodą Chimerą, kuszącą Sfinksa, ale Chimerą sklerotyczną, ago- nizującą, popchniętą na obcą jej geniuszowi drogę czynów wojennych, mającą właśnie pogrążyć swe ludy w otchłani niedoli, zbliżającą się nie- uchronnie do katastrofy. Niemniej jej osobliwa i paradoksalna uroda jest wciąż jeszcze przytomna na stronicach książki Wittlina, podobna do za- notowanych przezeń ,,austriackich fizjonomii, które tak szczęśliwe sku- piają cechy romańskiej, germańskiej i słowiańskiej rasy”7. Ta olbrzymia masa materiału obserwacyjnego, gotowa – jak nie- gdyś w rzeczywistości austriackiej – zatopić każdą myśl porządkującą, pod piórem Wittlina organizuje się w pewną całość, układa się niepo- strzeżenie w pewną hierarchię wartości. Proces przetwarzania materia- łu obserwacyjnego w dzieło sztuki, podjęty przez Wittlina na ogromną skalę w Soli Ziemi, wydaje mi się najbardziej frapującą i aktualną stro- ną jego powieści. Świat artysty jest zasadniczo różny od świata znanego nam z do- świadczenia i obserwacji. Ten ostatni nie jest ani dobry, ani zły, nie posiada żadnego własnego porządku w odniesieniu do wartości. Świat artysty natomiast jest nasycony uczuciowo, uporządkowany według wartości. Sztuka, mówił Rafael, jest gloryfikacją natury – una glorifi- cazione della natura. Zdolność do ujmowania świata doświadczalnego w pewien porządek wartości, w pewne skróty i uproszczenia, dokony- sem w dyskusji o potrzebie stworzenia federacji państw europejskich. Powrócono do niej dopiero po zakończeniu II wojny światowej. Winston Churchill 19 września 1946, w mowie wygłoszonej na uniwersytecie w Zurychu, powrócił do koncepcji stworzenia federacji państw europejskich na wzór Stanów Zjednoczonych. 6 Ludwik Gumplowicz (1838–1909), socjolog, teoretyk prawa; od 1882 r. był profesorem na Uniwersytecie w Grazu. W 1892 został profesorem zwyczajnym prawa państwowego. Stawiał śmiałe hipotezy socjologiczne, uznawany jest za przedstawiciela teorii konfliktu. Uważał, że so- cjologia powinna badać historię jako proces przyrodniczy. 7 Jozef Wittlin, Sól ziemi, Warszawa 1936, s. 22.

55 Colloquia Litteraria wania w nim szczęśliwego wyboru, gloryfikowania go, jak mówił Ra- fael, towarzyszy człowiekowi od jego zarania. Już nasi przodkowie odlegli w swych pieczarach, posiadali to uzdolnienie, wytwarzali doo- koła siebie fikcyjny świat sztuki, otaczający ich atmosferą nasyconą uczuciowo. Człowiek stwarza dookoła siebie warunki, umożliwiające jego egzystencję w mrocznym klimacie północy. W tym samym sensie artysta tworzy pewną aurę moralną, broniącą naszego życia uczucio- wego od brutalnego zetknięcia z niegościnnym klimatem moralnym. Ta rola świata sztuki uderza nas szczególnie, kiedy mamy przed sobą powieść opisującą wojnę. Wojna wytwarza szczególnie niegoś- cinny klimat moralny o straszliwym ciśnieniu, łamiącym delikatne wiązania naszego życia uczuciowego. Aby ostać się jej niszczyciel- skiemu pochodowi, walczący zmuszeni są do przyjęcia pewnej okre- ślonej hierarchii wartości, moralności oblężonego miasta, w którym nie ma więcej żadnych spraw i ocen indywidualnych i wszystko pod- porządkowane jest doraźnym koniecznościom wojennym, reprezento- wanym chociażby przez regulamin piechoty, interpretowany przez znanego czytelnikom Wittlina sztabsfeldfebla Bachmatiuka8. Pod ciśnieniem moralnym wielkiej wojny załamała się prawie cała elita umysłowa Europy. Koła najbardziej powołane do bronienia spad- ku po Erazmie z Rotterdamu, autorze Antipolem[u]sa9, po Wolterze, po Kancie, autorze rozprawy Zum ewigen Frieden10, z której narodził się w sto lat później pakt Ligi Narodów11, koła te zawiodły. Wszyscy

8 Rudolf Bachmatiuk, jeden z bohaterów Soli ziemi Józefa Wittlina. Ukrainiec, syn wójta gminy nad Seretem, sierżant sztabowy, przygotowujący rekrutów do wcielenia do armii, entu- zjasta służby wojskowej, fanatycznie wypełniający swoje obowiązki, bezgranicznie oddany idei regulaminu i dyscypliny. 9 Antipolemus, albo apel do rozumu, religii, humanizmu przeciwko wojnie, 1517, (łac.). 10 O wiecznym pokoju (niem.). Traktat Kanta ukazał się w 1795, termin „wieczny pokój” autor bezpośrednio zaczerpnął z rozprawy abbe Castela Traite de la paix perpetuelle, 1713. Nie- miecki filozof porusza w nim tematykę dotyczącą delegalizacji wojny i tęsknoty za powszechnym i wiecznym pokojem. Dzieło stanowi podsumowanie intelektualnych zmagań wybitnych my- ślicieli, którzy na przestrzeni wieków zastanawiali się nad możliwością podjęcia działań, które pozwoliłyby na pokojowe współżycie państw i narodów. 11 Pakt Ligi Narodów zaczął obowiązywać od 20 stycznia 1920, stanowił część Trakta- tu Wersalskiego podpisanego 28 czerwca 1919, który formalnie zakończył I wojnę światową.

56 JERZY STEMPOWSKI O SOLI ZIEMI JÓZEFA WITTLINA pamiętają manifest 93 uczonych i pisarzy niemieckich12 [i] Hassgesän- ge Lissauera13:

Wir lieben vereint, wir hassen vereint, Wir haben alle nur einen Feind – England14.

Po drugiej stronie frontu w tymże czasie Henri Bergson15 pisał dla podniesienia ducha wojennego broszurki wydawane staraniem drugie- go biura Sztabu francuskiego. Joseph Bédier16 na podstawie listów i notatek znajdowanych na trupach niemieckich usiłował dowieść, że Niemcy są barbarzyńcami. Paul Géraldy17 przedstawił wojnę na uży- tek dam w książeczce pod tytułem La guerre, Madame...18. Sam Anatol

W preambule paktu zostały zawarte główne idee Ligi Narodów, mówiące o potrzebie wzmacnia- nia współpracy międzynarodowej w celu utrzymania pokoju na świecie. 12 Manifestem Dziewięćdziesięciu Trzech Intelektualistów Niemieckich nazwano deklara- cję udzielenia w 1914 r. poparcia dla działań wojsk niemieckich podczas I wojny światowej na terenach neutralnej Belgii. Działania te zostały powszechnie określone „gwałtem na Belgii”. Dokument został podpisany przez liczną grupę niemieckich naukowców, artystów, psychiatrów, chemików. W 1921 został opublikowany przez „The New York Times” wraz z listą nazwisk wszystkich sygnatariuszy manifestu. 13 Właśc. Hassgesang gegen England [Hymn nienawiści do Anglii], został napisany w 1914 przez Ernesta Lissauera (1882–1937), niemieckiego poetę pochodzenia żydowskiego. Utwór cieszył się dużym uznaniem. Autor hymnu został za niego uhonorowany Orderem Czerwonego Orła. Publikowany był we wszelkich gazetach, żołnierze armii niemieckiej znali go na pamięć, skomponowano do niego muzykę, śpiewano go wówczas w teatrach. Po zakończeniu I wojny światowej Niemcy starały się nawiązać pozytywne stosunki z Anglią, w rezultacie zabroniono publikowania jakichkolwiek utworów Lissauera. 14 „Kochamy razem, razem nienawidzimy, / Wszyscy mamy tylko jednego wroga – Anglię” (tłum. z niem. Jan Zieliński). 15 Henri Bergson (1859–1941), francuski filozof, pisarz, twórca koncepcjiélan vital; w 1927 otrzymał Nagrodę Nobla w dziedzinie literatury; autor m.in. Ewolucji niemieckiego imperiali- zmu. 16 Joseph Bédier (1864–1938) francuski krytyk literacki i pisarz, wybitny mediewista, autor m.in. Historii literatury francuskiej, 1923–1924; Jerzy Stempowski nawiązuje do książki Les cri- mes allemands d’après les témoignages allemands, 1915. Bédier uporządkował znalezione przez siebie fragmenty dzienników, notatek i listów żołnierzy niemieckich i na podstawie zestawionych ze sobą relacji z frontu, wskazał na trzydzieści sześć przypadków sadystycznych i seksualnych wykroczeń, dokonanych na żołnierzach francuskich i cywilach z Belgii. 17 Paul Géraldy, pseud. Paul Lefèvre (1885–1983), francuski poeta, pisarz i dramaturg. 18 Wojna, proszę Pani... (fr.), 1919. Jerzy Stempowski w szkicu literackim Żołnierz niemiecki jako moralista, 1930, tak wzmiankuje o tej powieści: „Géraldy, autor znanego tomiku wierszy Toi

57 Colloquia Litteraria

France19 w liście otwartym do ówczesnego ministra wojny, generała Messimy20, prosił go o przyjęcie, pomimo podeszłego wieku, do służ- by wojskowej. Uczeni naturaliści i technicy obu obozów, prezesi aka- demii i kierownicy wielkich fundacji naukowych, pracowali nad fabry- kacją gazów wojennych. Zachowanie się elity umysłowej Europy wywierało katastrofalne wrażenie w okopach. Moi koledzy uniwersyteccy, walczący na froncie francuskim, przyjeżdżali na urlopy coraz bardziej przerażeni i zniechę- ceni. Myśleliśmy, mówili, że za nami stoi wielka cywilizacja, której wypadło nam bronić w okopach. Zachowanie się naszej elity dowodzi, że było to tylko złudzenie, że żadnej cywilizacji za nami nie ma, i że ofiary nasze są bezużyteczne. Wśród tego posępnego obrazu głos starego lekarza i przyjaciela człowieka Sigmunda Freuda zabrzmiał samotny, złowróżebny, strasz- liwy, jak gdyby miał być miarą upadku moralnego Europy. W swym eseju pt. Zeitgemässes über den Tod und Krieg21, ogłoszonym podczas wojny i konfiskowanym przez wszystkie cenzury, stary uczony wypo- wiedział mniemanie, że moralność wojujących Europejczyków cofnę- ła się poniżej poziomu moralnego ludów pierwotnych, u których na ogół zwycięzcy wojownicy, o ile zmuszeni byli zabijać, zobowiązani są do odbywania pokuty. Ale o pokucie nie było mowy w Europie. Jej elita umysłowa z najsławniejszymi filozofami na czele, przyjąwszy et moi, napisał podczas wojny bardzo elegancką, sprytną i głupiutką książeczkę La guerre, ma- dame..., mającą za zadanie pokrzepienie dam strapionych przez wojnę. Głównym wysuwanym przezeń argumentem jest, że panie pozostające w domu nie powinny rozpaczać, ponieważ ich mężowie i synowie czują się doskonale w okopach i odnoszą się z największą pogodą do swych nowych warunków życia”, zob. J. Stempowski, Szkice literackie, t. 1: Chimera jako zwierzę po- ciągowe 1926–1941, wybór i oprac. Jerzy Timoszewicz, Warszawa 2001, s. 32. 19 Anatol France, właśc. François-Anatole Thibault (1844–1924), francuski powieściopisarz i krytyk literacki, członek Akademii Francuskiej od 1896, laureat Nagrody Nobla w 1921, współ- pracował z czasopismami komunistycznymi „L’Humanité” i „Clarté”. 20 Adolphe Messimy (1869–1939), żołnierz i polityk francuski, minister wojny w rządzie René Vivianiego od 13 czerwca do 26 sierpnia 1914. 21 Aktualne uwagi o wojnie i o śmierci (niem.), esej został opublikowany w 1915. Freud odwołuje się w nim do popędu śmierci jako komponentu ludzkiej natury, który doprowadza do unicestwienia wszelkich wytworów kultury.

58 JERZY STEMPOWSKI O SOLI ZIEMI JÓZEFA WITTLINA jednolitą moralność obozu warownego – wir lieben vereint, wir hassen vereint – pośpieszyła udzielić absolutorium wszystkim walczącym. Pewien zapalczywy pastor w znakomitym kazaniu Jezus aus MG, usi- łował nawet wskazać, że Jezus gdyby żył dziś, byłby żołnierzem w nie- mieckiej kompanii K.[arabinów] M.[aszynowych]. W tym zachowaniu się elity europejskiej było coś nowego, czego nie widziały wieki poprzednie. Aby zdać sobie sprawę z nowości sytu- acji, wystarczy przypomnieć sobie podobne pod wieloma względami do naszych czasy Napoleona. Literatura piękna Cesarstwa, w swych najwybitniejszych przedstawicielach, którzy weszli do historii literatu- ry, oprała się straszliwej demagogii Napoleona, nie ulegała wytworzo- nemu przezeń ciśnieniu i zachowała niezależność moralną. Wielkie inteligencje i talenty rzadko tylko towarzyszy z wielkimi charakterami. Toteż ani Chateaubriand22, ani Paul-Luis Courier23, ani Benjamin Con- stant24, ani Madame de Sta[ë]l25 nie byli podobni do niezłomnych Ka- tonów, wszyscy mieli chwile słabości i starali się prześliznąć między wypadkami. Wszyscy jednak z uporem stawiali czoła próbom mobili- zacji literatury przez Napoleona. Walka z nim była niełatwa. Napoleon był człowiekiem całkowicie bezwzględnym, pozbawionymi skrupu- łów, o żelaznej woli, i do zdobycia i podporządkowania sobie literatury przywiązywał największą wagę. W niedawno ogłoszonej książce John Charpentier26 opowiedział fascynującą i pouczającą dla nas historię tej

22 François-René de Chateaubriand (1768–1848), jeden z pisarzy francuskiego preromanty- zmu, inicjator francuskiego romantyzmu, autor m.in. Essai sur les révolutions, 1797. 23 Paul-Louis Courier (1773–1825), francuski pisarz, hellenista, autor pism o tematyce spo- łecznej i politycznej, które ukazały się w zbiorze Le Censeur Européen, 1818. 24 Henri- de Rebecque (1767–1830), francuski pisarz, filozof, działacz polityczny, w czasie Restauracji stanął na czele partii liberalnej, autor pism politycznych, twórca powieści Adolf, 1816. 25 Madame de Staël (1776–1817), właśc. Anne Louise Necker baronowa de Staël-Holstein; francuska powieściopisarka i publicystka pochodząca ze Szwajcarii, teoretyk preromantyzmu i romantyzmu, autorka dzieła De la litérature considérée dans ses rapports avec les institutions sociales, 1800. 26 John Charpentier (1880–1949) intelektualista, historyk, bibliotekarz, autor biografii pi- sarzy i filozofów, pisał przede wszystkim po francusku. Stempowski nawiązuje do książki Na- poléon te les hommes de lettres de son temps, 1935.

59 Colloquia Litteraria walki, zakończonej klęską Napoleona. Żywioł umysłowy i artystycz- ny, w którym płynęła ówczesna elita Europy, okazał się oporny na wszelkie próby mobilizacji. Załamanie się inteligencji europejskiej podczas wojny wytworzyło w obliczu moralnym Europy olbrzymie szczerby, których wypełnienie zdaje się wymagać dłuższego czasu i większego wysiłku niż odbudo- wywanie zniszczonych przez wojnę prowincji27. Według świadectwa Platona, Sokrates mniemał, że cnota jest związana z wiedzą o moralno- ści, że jest wiedzą o sprawach moralnych. Myśl Sokratesa znajdujemy potem w tej lub innej postaci we wszystkich niemal książkach traktu- jących o etyce. Od czasów greckich, przez wszystkie książki szkolne przewija się myśl, że pewna wiedza specyficzna jest identyczna z mo- ralnością, a wiedza i inteligencja w ogóle są niezbędnym czynnikiem po[s]tępu moralnego. Przed dwoma i pół tysiącami lat Sokrates znaj- dował się na początku długiego szereg[u] filozofów. Jeżeli więc chodzi o wiedzę specjalną o moralności, została ona pogłębiona przez wysiłki kilkudziesięciu pokoleń uczonych i myślicieli. A jednak miejsce uczo- nych moralistów w naszej hierarchii społecznej i doniosłość praktycz- na ich nauk jest dziś mniejsza bodaj niż w Atenach. Jeżeli dziś nie poją filozofów cykutą, lecz co najwyżej olejkiem rycynowym, to taka ła- godność naszego obyczaju pochodzi stąd, że uczeni naszych czasów ni[e] wchodzą jak Sokrates w konflikty z ustalonymi systemami moral- ności praktycznej, że są wszyscy prawie, według terminologii naszych czasów, gleichgeschaltet28. Jeszcze dziwniejsza refleksja budzi stosunek ogólnej wiedzy i inte- ligencji do moralności. Dzięki obecnemu systemowi szkolnemu, nigdy zapewne tak wielkie ilości młodzieży nie zasiadały na ławach szkół

27 W maszynopisie O «Soli ziemi» Wittlina znajduje się w tym miejscu fragment tekstu, skre- ślony przez autora: „Dwa i pół tysiąca lat temu Sokrates wypowiedział myśl, że moralność jest pewnego rodzaju wiedzą. Od tego czasu wszystkie książki szkolne traktujące o etyce mówią, że moralność jest wiedzą o sprawach moralnych, i że rozszerzenie wiedzy i inteligencji są niezbęd- nym warunkiem postępu moralnego. Od czasów Sokratesa przybyły nam setki książek mówią- cych o etyce. Kilkadziesiąt pokoleń filozofów i myślicieli pogłębiło wiedzę specjalną [...]”. 28 Zglajszachtowani (niem.).

60 JERZY STEMPOWSKI O SOLI ZIEMI JÓZEFA WITTLINA i nie były zmuszone do metodycznej nauki. Miliony żyjących obecnie osób przesiedziały kilkanaście lat w murach szkolnych, zdobywając wiedzę książkową i laboratoryjną. Fizjolodzy przypuszczają, że sama nawet budowa ciała ludzi współczesnych uległa głębokim zmianom na skutek zwiększenia się ilości przedmiotów i przedłużenia lat nauki. Tymczasem większość wybryków i gwałtów, obrażających dziś nasze uczucia moralne, wychodzi nie z ciemnego motłochu miejskiego lub spośród chłopów orzących ziemię, ale właśnie z murów wyższych uczelni i ze środowisk najgęściej zdobionych dyplomami uniwersyte- ckimi. W wielu krajach lud zaczął odpychać dziś od siebie słowo dru- kowane jako nosiciela zgnilizny moralnej. Nauka szkolna zdaje się obecnie uprzystępniać umysły dla sofistyki moralnej i korupcji. Chcąc wyprowadzić dzisiejszy typ moralny czło- wieka wykształconego z wzorów klasycznych, rozpoznalibyśmy w nim spadkobiercę głównego antagonisty Sokratesa z dialogów Pla- tona, mianowicie Kalliklesa, dowodzącego, że przepisy prawa i moral- ności przed dwoma i pół tysiącami lat trwa nadal i nasze czasy przy- niosły w niej wielką klęskę Sokratesa, zwyciężonego tym razem nie przez truciznę, ale przez dezercję domniemanych uczniów. Ten stan moralny dzisiejszej Europy ma więcej niż jedną przyczy- nę. Jego skrystalizowanie nastąpiło jednak pod wpływem wojny. Te[n] niepotrzebny już nikomu grymas na obliczu moralnym Europy trwa nadal, i dlatego każdy rok przynosi nam nowe powieści o wojnie. Wszyscy marznący i więdnący w niegościnnym klimacie moralnym dzisiejszej Europy powracają myślą do źródła jego zepsucia, do pecca- tum originale29 dzisiejszej inteligencji, do fatalnego rozwidlenia się dróg, na którym życie umysłowe świata utraciło swoją niepodległość. Przed jedenastu laty wyszła z druku pierwsza książka Wittlina Woj- na, pokój i dusza poety30. Na okładce jej znajdujemy już zapowiedź Powieści o Cierpliwym Piechurze. Przez jedenaście lat zatem Wittlin

29 Grzech pierworodny (łac.). 30 Pierwsze wydanie: Józef Wittlin, Wojna, pokój i dusza poety. Szkice literackie i przemó- wienia, Zamość 1925.

61 Colloquia Litteraria zmagał się w sobie z wizją wojny, starając się rozluźnić jej straszliwy ucisk moralny. W swym pierwszym eseju Wittlin jest pełen niewy- mownej goryczy i wzburzenia. Essay jego pisany był jeszcze przed powieścią Remarque’a31, w czasach, kiedy wojna była świeżym wspo- mnieniem. Widzimy w nim Wittlina jeszcze wzburzonego, protestują- cego, pełnego żalu i skargi, jeszcze nie wolnego od przymusu. Non- konformiści, typu Wittlina lub Remarque’a, przeżywają te sprawy nie- równie trudniej, boleśniej niż konformiści, spłacający swój domniema- ny dług ojczyźnie paru pieśniami nienawiści i przechodzący już lekką stopą do następnych czasów. W Soli Ziemi widzimy Wittlina już wol- nego wewnętrznie, patrzącego na wojnę już z pewnego dystansu, ma- jącego w stosunku do swojego przedmiotu swobodę sądu i wyboru. Porównując między sobą różne powieści z wielkiej wojny, spostrzeże- my, że, ostatnia z kolei, Sól Ziemi, posiada największą swobodę i nie- przymuszoność wewnętrzną. Już dlatego powieść ta jest dla nas dobrą nowiną, zapowiadając możliwość wyzwolenia się spod ciążącego jesz- cze na nas wszystkich ucisku moralnego wojny, wyjścia z jej niegoś- cinnego klimatu moralnego. W swej książce o powieści współczesnej Albert Thibaudet32 zauwa- ża, że wszystkie prawie powieści o wojnie należą do kategorii „powie- ści przeznaczenia” – roman de la destinée, w której widzimy los boha- terów rozwijający się niezależnie od ich inicjatywy. Sam[ego] nawet Le Feu Barbussa33 Thibaudet nie waha się zaliczyć do tej kategorii.

31 Erich Maria Remarque, właśc. Erich Mark Remerk (1898–1970), pisarz niemiecki. Uczestniczył w I wojnie światowej. Na podstawie swoich doświadczeń z frontu napisał powieść Na zachodzie bez zmian, 1929 (I wyd. polskie: Warszawa 1930). Jerzy Stempowski poświęcił tej powieści szkic krytycznoliteracki: Żołnierz niemiecki jako moralista, 1930, zob. J. Stempowski, Szkice literackie, t. 1, dz. cyt., s. 29–40. 32 Albert Thibaudet (1874–1936), francuski krytyk literacki i eseista, uczeń Bergsona, otrzy- mał katedrę literatury francuskiej w Genewie, w latach 1911–1936 prowadził kronikę literacką w „Nouvelle Revue Française”, sympatyzował z pisarzami prawicowymi. Jerzy Stempowski odwołuje się do: Histoire de la littérature française de 1789 à nos jours, 1936. Poświęcił jego książce Physiologie de la critique (1930) szkic literacki Fizjologia krytyki. Pierwodruk w „Wia- domościach Literackich” 1931, nr 8. 33 Henri Barbusse (1873–1935), francuski pisarz, dziennikarz, w 1916 ukazała się jego po- wieść Ogień (I wyd. polskie: H. Barbusse, Ogień: pamiętnik w okopach, Lwów 1919) oparta na

62 JERZY STEMPOWSKI O SOLI ZIEMI JÓZEFA WITTLINA

Nasz tragiczny czas, sądzi, powinien był przebudzić w nas zmysł prze- znaczenia, jaki mieli starożytni Grecy. Ale już Thibaudet spostrzega pewną sprzeczność między zmysłem przeznaczenia i zaletami żołnie- rza-zwycięzcy. ,,Najwyższą wartość na wojnie posiadają: zmysł przy- gody, wola, pomysłowość, gorące skupienie na chwili obecnej, te wszystkie zalety, które Zachód skupił w swym pierwszym bohate- rze, boskim Ulissesie. Nie możemy sobie natomiast wyobrazić żadne- go Ulissesa Wschodu”. Sól Ziemi odpowiada całkowicie klasyfikacji Thibaudeta. Jak w po- wieściach wschodnich Piotr Niewiadomski idzie za swym losem jak kropla wody niesiona przez potok. To poddanie się przeznaczeniu wy- daje się mieścić u Wittlina głębsze znaczenie. Autor zna tyle różnych odcieni tej bierności, tyle razy wraca do niej, zna jej tyle sekretów, że chcielibyśmy się nad nią bliżej zastanowić. Wschodni fatalizm zdaje się być pewną granicą naturalną wszelkie- go przymusu. Wschód kształtował się pod władzą despotów, nie znają- cych żadnych granic swej fantazji. Sen tyrana jest równy modlitwie, mówi wschodnie przysłowie. Wittlin przenosi postawę moralną na te- ren wojny współczesnej. Przymus moralny34 niesiony przez wojnę wy- wołuje postawy bierne, będące jednocześnie nieprzydatne dla wojny, odbierający przymuszonym zdolność zwyciężania, prowadzące wojnę do absurdu. Jako powieść przeznaczenia Sól Ziemi zdaje się więc na- kreślać wojnie pewną nową granicę władzy.

& W zakończeniu chciałbym powiedzieć jeszcze kilka słów o roli społecznej powieści typu Soli Ziemi, powieści rozluźniającej ciśnienie wielkich przymusów moralnych.

doświadczeniach pisarza z okresu I wojny światowej. Zawarł w niej głęboką antypatię do milita- ryzmu, utwór otrzymał Nagrodę Goncourtów w 1916 r. 34 W maszynopisie O «Soli ziemi» Wittlina znajduje się skreślone przez autora słowo: „mu- zułmańskie”.

63 Colloquia Litteraria

Zmarły przed paru laty Jacques Bainville35 w swej książce o Napo- leonie mówi, że cesarz nie obawiał się nikogo tak, jak graczy na zniż- kę, les joueurs a la baisse36, ludzi nie poddających się jego demagogii i zachowujących podczas największych zwycięstw i triumfów trzeźwą niezależność sądu. Sam Napoleon był pierwszym wodzem, korzystają- cym z powszechnego poboru rekruta i mobilizując wszystkie siły naro- du, stworzył olbrzymie ciśnienie moralne, nad którym czuwał nie- ustannie osobiście. Ale pod jego panowaniem we Francji pojawili się młodzi ele[g]anci w kosmatych cylindrach, z sękatymi kijami i imper- tynenckimi lornetkami w ręku, nie poddający się urokowi wielkiego cesarza i jego demagogii. Na wszystkie grzmiące frazesy jak: „czter- dzieści wieków patrzy na was” lub „kto powie – byłem pod Austerlitz – wszyscy mu odpowiedzą – voila un brave37 – odpowiadali chłodno – c est incroyable38”. Na incroyablach i ich towarzyszkach, które nazy- wano les merveilleuses39, kończył się urok wielkiego panowania. Jed- no zimne słowo rozładowywało kolosalne napięcia. Bez uroku wielko- ści cesarstwo obracało się w farsę i nicość. Tu tkwi źródło wiary Napo- leona w siłę słowa, siłę magiczną, mogącą w niewiadomy bliżej sposób obalić największe potęgi. Napoleon przeciwstawiał tej magicznej sile słowa potęgę swojej cenzury. Cenzura zdaje się być odtąd miarą, przy pomocy której możemy ocenić odradzanie się wiary w magiczną siłę słowa. Społeczeństwa żyjące bez cenzury nie wierzą w taką potęgę. Ale wszędzie tam, gdzie odżywa na nowo odwieczna i chimeryczna myśl przerobienia ludzi przy pomocy przymusu, tam powstaje obawa przed niebezpiecznym słowem, mogącym obrócić wniwecz najwięk- sze potęgi.

35 Jacques Bainville (1879–1936) francuski historyk i dziennikarz, obok Charlesa Maurra- sa i Léona Daudeta, główna postać Action Française, członek Akademii Francuskiej od 1935 r. Stempowski odwołuje się do książki Napoléon, 1931. 36 Gracze giełdowi (fr.). 37 Oto mężny (fr.). 38 To niesłychane (fr.). 39 Cudowności (fr.).

64 JERZY STEMPOWSKI O SOLI ZIEMI JÓZEFA WITTLINA

Nota edytorska Odczyt O «Soli ziemi» Wittlina Jerzego Stempowskiego nie był do- tąd publikowany. Nie udało się ustalić dokładnej daty jego powstania. Można jedynie przypuszczać, że został spisany kilka dni po śmierci Jacquesa Bainville’a. Dokumentuje ten fakt Stempowski w odczycie poświęconym powieści Wittlina: „Zmarły przed kilku dniami Jacques Bainville w swej książce o Napoleonie mówi, że cesarz nie obawiał się nikogo tak, jak graczy na zniżkę, les joueurs a la baisse, ludzi nie pod- dających się jego demagogii i zachowujących podczas największych zwycięstw i triumfów trzeźwą niezależność sądu”. Bainville zmarł do- kładnie 9 II 1936 roku. Tego samego dnia na pierwszej stronie „Wiado- mości Literackich” (nr 6) ukazał się werdykt jury czasopisma, przy- znający wyróżnienie i nagrodę dla autora najwybitniejszej książki roku: „Józef Wittlin podwójnym laureatem nagrody wydawnictwa i nagrody imienia czytelników «Wiadomości Literackich»”. Trudno ustalić miejsce i datę wygłoszenia odczytu. Stempowski w latach 30. występował z odczytami m.in. w Warszawie, Krakowie, Białymstoku, Lwowie, Krzemieńcu, a także w Polskim Radiu. Może wygłosił go przed studentami Państwowego Instytutu Sztuki Teatral- nej, gdzie od 1935 roku prowadził wykłady z zakresu historii konwen- cji artystycznych? Tekst odczytu O «Soli ziemi» Wittlina, na który zwrócił moją uwagę Jerzy Timoszewicz został opracowany na podstawie maszynopisu, znajdującego się w Dziale Rękopisów Biblioteki Uniwersytetu War- szawskiego, sygn. 1503(44). Obejmuje strony 1–13. Znajdują się w nim nieliczne poprawki dokonane przez autora: skreślenia, dopiski i adnotacje na marginesie. Przeważnie mają charakter redakcyjny. Istotne zmiany w tekście odnotowałam w przypisach: fragment po- święcony Sokratesowi (przyp. 27), sformułowanie: „muzułmańskie przysłowie” (przyp. 34). Przy opracowaniu starano się zachować indywidualne cechy stylu pisarskiego autora. Zostawiono pisownię tytułu i podtytułu powieści

65 Colloquia Litteraria

Wittlina: Sól Ziemi, Powieść o Cierpliwym Piechurze zamiast Sól zie- mi, Powieść o cierpliwym piechurze, a także pisownię słowa essay. Uwspółcześniono interpunkcję i ortografię. Ujednolicono pisownię małą i wielką literą. Stempowski nie był konsekwentny w zapisie sfor- mułowań: Stara Austria, Chimera. Zmieniono zapis cyfrowy liczebni- ka w sformułowaniach: 17 laty na zapis słowny: siedemnastu laty, 2-go biura na: drugiego biura. Nie skorygowano zapisu: 93 uczonych. Oznaczono kursywą tytuły dzieł przywołanych przez Stempow- skiego w tekście, a także sformułowania w języku obcym. W nawiasach kwadratowych odnotowano omyłki w maszynopisie. M.Ch.

Summary Jerzy Stempowski on Józef Wittlin’s Salt of the Earth [Sól Ziemi] In a 1936 text dedicated to Józef Wittlin’s novel Jerzy Stempowski tries to position it within the context of the contemporary political, social and cultural events. He also analyses the artistic values of the novel in relation to the changes of the world-view caused by the trau- matic events of the First World War.

66 Colloquia Litteraria UKSW 1 2013

Listy Augusta Cieszkowskiego juniora do Mariana Zdziechowskiego z lat 1907–1913

przygotowała do druku Monika Marlęga

Listy Augusta Cieszkowskiego juniora do Mariana Zdziechowskie- go są świadectwem bliskiej znajomości, jaka łączyła profesora i syna sławnego polskiego filozofa. August Adolf Józef Cieszkowski (1861– –1932) był agronomem i filantropem, propagatorem myśli swojego ojca, Augusta Cieszkowskiego (1814–1894), przedstawiciela filozofii narodowej, polityka i ekonomisty. Augusta Adolfa Józefa Cieszkowskiego w roku 1896 spotkał Ma- rian Zdziechowski w Jasnej Polanie podczas odwiedzin u Lwa Tołsto- ja. Syn zafascynowany do głębi ideami swojego ojca, poświęcił całe swe życie na ich upowszechnienie1. Młody Cieszkowski, jako spadko- bierca spuścizny ojca, pierwszy przetłumaczył z języka niemieckiego takie dzieła jak Prologomena do historiozofii2, Bóg i Palingeneza. Część pierwsza – krytyczna3, Ojcze nasz. Syn okazał się starannym tłu- maczem. Jego przekłady, jak na swój czas, były wzorcowe, dokonane z wielkim pietyzmem i kompetencją. O młodym Cieszkowskim pisał Zdziechowski w liście do Piotra Siergiejenki „Jest to człowiek zbyt zachodni, aby mógł rozumieć Tołstoja”4. Nie ulega jednak wątpliwości,

1 Bazyli Białokozowicz, Marian Zdziechowski i Lew Tołstoj, Białystok 1995, s. 282 2 August Cieszkowski, Prolegomena do historiozofii, przeł. August Cieszowski syn, Poznań 1908 (tytuł oryginału: Prolegomena zur Historiosophie, Berlin 1938). 3 Bóg i palingenezya. Część pierwsza – krytyczna, przeł. August Cieszowski syn, Poznań 1912 (tytuł oryginału: Gott und Palingenesie. Erster, krytischer Theil, Berlin 1942). 4 List Mariana Zdziechowskiego do Piotra Siergiejenki z 1 VI 1908, cyt za: Bazyli Białoko- zowicz, dz. cyt., s. 166.

67 Colloquia Litteraria

że wielkopolskiego dyletanta cenił, skoro w pewnym momencie zapro- ponował mu objęcie redakcji „Świata Słowiańskiego”. Jako badacz towianizmu Zdziechowski chciał dowiedzieć się, czy istniała jakakolwiek zbieżność myśli między przywódcą towiańczy- ków a filozofem słowiańskim. Interesował go stosunek zarówno Zyg- munta Krasińskiego, jak też samego Cieszkowskiego ojca, do poglą- dów mesjanistycznych przywódcy Koła Sprawy Bożej. Tym bardziej, że Krasiński traktował autora Ojcze nasz jako swego nauczyciela, przyjaciela i powiernika. Listy Cieszkowskiego syna do Mariana Zdziechowskiego ukazują dwie postawy wobec spuścizny romantycznej, w tym przywoływanej tu przede wszystkim twórczości Cieszkowskiego ojca i autora Przed- świtu. Syn filozofa jest pewny, że ojciec nie interesował się w sposób dogłębny poglądami Towiańskiego. Postawa Zdziechowskiego jest po- stawą badacza, który zawsze dąży do rozwikłania postawionych przed sobą problemów. Nie posiadamy listów Zdziechowskiego do Ciesz- kowskiego syna, ale z korespondencji, którą dysponujemy, jasno wyni- ka, że profesor, który wcześniej dokładnie badał twórczość i dorobek Krasińskiego, był ciekawy, czy występowała jakakolwiek formalna styczność między filozofią Cieszkowskiego a towianizmem. Zanim Krasiński radykalnie zmienił swój stosunek do towianizmu, dokony- wał prób „przerzucania mostów” między filozofią przyjaciela a ideami towiańczyków. W 1843 roku Krasiński zarzucił Cieszkowskiemu, że „za mało dba o ruch paryski” oraz przekonywał go, że „podstawa ich [towiańczyków] prawdą jest”5. Poza tym zabiegał zwłaszcza o silniej- sze zaakcentowanie w historiozofii Cieszkowskiego wątków mesjani- stycznych i eschatologicznych. Informacje udzielone Zdziechowskie- mu przez Cieszkowskiego syna miały służyć w sprecyzowaniu i oszli- fowaniu ostatecznych wniosków zamieszczonych w pracy Wizja Kra- sińskiego.

5 Zygmunt Krasiński, Listy do A. Cieszkowskiego, t. I, Kraków–Warszawa 1912, s. 75. W la- tach późniejszych, zwłaszcza pod wpływem działalności Mickiewicza w okresie Wiosny Ludów, stosunek Krasińskiego do towiańczyków radykalnie się zmienił.

68 LISTY AUGUSTA CIESZKOWSKIEGO JUNIORA DO MARIANA ZDZIECHOWSKIEGO...

Jako myśliciel religijny Zdziechowski był badaczem romantyzmu od strony filozoficznej. Począwszy od rozprawy Mesjaniści i Słowia- nofile, która była jego dysertacją doktorską, zastanawiał się nad istotą mesjanizmu i jego związkami z rosyjskim słowianofilstwem. W pracy Wizja Krasińskiego zauważył podobieństwo poglądów Mereżkowskie- go, Bułgakowa, Bierdiajewa i Tołstoja do poglądów Cieszkowskiego przedstawionych w Prolegomenach... i Ojcze nasz. Z trzema myślicie- lami rosyjskimi Zdziechowski miał bezpośredni kontakt, o czym świadczy wieloletnia korespondencja z różnych lat. Nie wszystkich jednak spośród wymienionych myślicieli uważał za jednakowo sobie bliskich. W Wizji Krasińskiego Zdziechowski zarzuca Cieszkowskie- mu nadmierny optymizm i „materialistyczny kierunek wyobraźni”, spokrewniający go z „odbywającym się za dni naszych w Rosji ru- chem religijnym, którego był jakby zwiastunem”6. Zdziechowski apro- bował natomiast idee Krasińskiego. W jego interpretacji autor Przed- świtu, uważany zwykle za pisarza powtarzającego myśli Cieszkow- skiego, okazał się być myślicielem religijnym, zasadniczo od Ciesz- kowskiego różnym. Akcentowanie tej różnicy było ważnym wkładem autora Wizji Krasińskiego do zrozumienia problematyki polskiego (a także rosyjskiego) mesjanizmu, jednocześnie zaś wiązało się to z osobistymi, filozoficzno-religijnymi poglądami profesora7. W okresie poprzedzającym korespondencję, a także w czasie jej trwania, Zdziechowski pracował nad pracą Wizja Krasińskiego. Ze stu- diów nad literaturą i filozofią polską, która ukazała się w Krakowie w roku 1912. Listy Cieszkowskiego syna datowane są na okres 1908– –1914. Jednym ze źródeł, z jakiego z pewnością skorzystał Zdzie- chowski są listy Zygmunta Krasińskiego wydane dwa lata po śmierci poety w Paryżu8. Nie wiadomo jednak, czy Zdziechowski miał dostęp do listów Krasińskiego do Cieszkowskiego, które ukazały się

6 Marian Zdziechowski, Wizja Krasińskiego. Ze studiów nad literaturą i filozofią polską, Kraków 1912, s. 11. 7 Andrzej Walicki, Zdziechowski: Eschatologia a Millenaryzm, „Znak” 1992, nr 3, s. 59. 8 Zygmunt Krasiński, Wyjątki z listów Zygmunta Krasińskiego, Paryż 1861.

69 Colloquia Litteraria w Krakowie w tym samym roku, co Wizja Krasińskiego, w wydaniu Kallenbacha. Nawet jeśli Zdziechowski miał do nich dostęp, z pew- nością zabrakło mu listów filozofa do romantycznego twórcy, ponie- waż „listy filozofa do poety nie zachowały się”9. Dlatego też nawiązał stosowną korespondencję z synem Augusta Cieszkowskiego, Augu- stem Adolfem Józefem (1861–1932).

* [1.] Wierzenica10 21 VI 1907 Szanowny Panie Profesorze, Stosownie do listu Pańskiego doczekałem do początku miesiąca z odpowiedzią, którą, choć nic nie mam korzystnego do doniesienia, spieszę przesłać, gdyż każdy list ciąży mi na sumieniu, jak dług. Niekorzystną nazywam odpowiedź moją dla dwóch powodów: Pa- nie nie mogę się podjąć całkowitego przejęcia nadzoru „Świata Słowiańskiego”11, a jeszcze mniej podpisywania, jako redaktor tego wydawnictwa. Nie żebym miał cokolwiek do zarzucenia wydawnictwu, którego choć nie znam, same nazwiska przez Szanownego Pana Profe- sora podane, dostatecznie polecają. Ale od czucia tego, podpisywania wydawnictwa własnym nazwiskiem niezmiernie daleko. Musiałbym istotnym zostać redaktorem, t.j.: każdy artykuł zanim wyjdzie poznać, i to z prawem cenzurowania go. Rzecz najzupełniej niemożliwa.

9 Zygmunt Krasiński, Listy do Augusta Cieszkowskiego, Edwarda Jaroszyńskiego, Bronisła- wa Trentowskiego, t. I, oprac. i wstępem poprzedził Zbigniew Sudolski, Warszawa 1988, s. 8. 10 Wierzenica – wieś w powiecie poznańskim, pierwsze wzmianki w Słowniku geograficz- nym Królestwa Polskiego i innych krajów słowiańskich pochodzą z XII w., August Cieszkowski ojciec przeprowadził się tam na początku lat 40. XIX wieku z Podlasia. Ten mały majątek na terenie Wielkiego Księstwa Poznańskiego kupił Cieszkowskiemu (1814–1894) jego ojciec, by uniknąć szykan i podejrzeń ze strony władz rosyjskich 11 „Świat Słowiański” – miesięcznik wydawany w Krakowie w latach 1905–1914. Pismo poświęcone było słowianoznawstwu i przeglądowi spraw słowiańskich ze stanowiska polskiego. W latach 1905–1914 organ Klubu Słowiańskiego. Redaktorem naczelnym był Feliks Koneczny – historyk, bliski współpracownik Zdziechowskiego. Głównymi ideami pisma wg F. Konecznego było ubezpieczenie i określenie własności narodowej Słowian.

70 LISTY AUGUSTA CIESZKOWSKIEGO JUNIORA DO MARIANA ZDZIECHOWSKIEGO...

Druga niekorzystna wiadomość, którą podzielić się muszę jest, że udałem się do dwóch osób, z których jedna mi odmówiła, a druga nie odpowiedziała. Czym mogę służę jak najchętniej, a to jest roczną subwencją 1000 [koron], jak długo ta suma okazałaby się potrzebną do utrzymania pis- ma przy obecnym kierownictwie. Przychodzi mi jeszcze na myśl, czy nie warto by, aby się Panowie udali w tej kwestii do hr[abiego] Włodzimierza Skórzewskiego12 z Czerniejewa13, którego prof. Morawski14 zapewne zna. Miło mi przy sposobności załączyć wyrazy najgłębszego poważa- nia dla Pana Profesora. Oddany sługa A. Cieszkowski J

[2.] 25 lipca 1908 Szanowny Panie Profesorze, Wstyd mnie doprawdy na list Pański tak późno odpowiadać. Skoro wróciłem z Parmy, Pan Profesor wybrał się do Pragi, gdzie po prostu zazdrościć można pobytu pod wrażeniem jednogłośnych, tak dodatnich relacji. Z umysłu nikomu wszelkich superlatywów, których brak właśnie, czyli miara i powaga nastroju tak niesłychanie korzystne robiła wrażenie. Szczęśliwym byłbym, gdyby Pan Profesor, jako nie

12 Włodzimierz Skórzewski (1858–1913), hrabia, doktor prawa, członek pruskiej Izby Pa- nów, syn ordynata Zygmunta Skórzewskiego, III ordynat na Czerniejewie-Radomicach z przyle- głościami, w zaborze pruskim. 13 Czarniejewo – miasto w Wielkopolsce, blisko Gniezna, od 1823 r. należało do rodziny Skórzewskich, herbu Drogosław. W 1885 r. Rajmund Skórzewski ustanowił z dóbr czerniejew- skich ordynację, która przetrwała do 1939. 14 Kazimierz Morawski (1852–1925), ojciec nowożytnej polskiej filologii klasycznej, znaw- ca literatury starożytnej, tłumacz Antygony, profesor i rektor Uniwersytetu Jagiellońskiego, pre- zes Polskiej Akademii Umiejętności, członek Poznańskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk, To- warzystwa Naukowego we Lwowie, kandydat na Prezydenta RP w grudniu 1922 r. Obok takich osób jak: K. Nitsch, J. Łoś, F. Papee, L. Gumplowicz, J. Baudoin de Courteney, A. Grzymała- -Siedlecki, należał do Klubu Słowiańskiego (którego Zdziechowski był prezesem) aż do roku 1912.

71 Colloquia Litteraria tylko uczony świadek, ale pars magna15, zechciał potwierdzić podnio- słe wrażenie, którego tylko z dziennikarskich relacji zaczerpnąć mo- głem. Nie taję, że przeszedł wszelkie moje oczekiwania, a poruszył najgłębsze serca uczucia, nie tylko patriotyczne, ale wprost humanitar- ne, bo jakimś różkiem ta struna u ciury, czy parobka ojczenaszowego przecież wyzierać musi. Ucieszył mnie na wstępie artykuł F. Konecz- nego16 w „Świecie Słowiańskim”. Nie jestem politykiem; z punktu wi- dzenia oportunizmu nie pozwalam sobie na żadne sądy, ale przedmio- towo rzecz biorąc, praca ta arcyniebanalna niejedno zawierała „was mir aus der Stele gesprochenm war”17. Ale nade wszystko sam zjazd i nasza w nim rola, i zachowanie się bez jednej fałszywej nuty. Choć bardzo późno odpowiadam na zapytanie Pana Profesora, że słuszne są jego przypuszczenia w sprawie udziału mego w wydawni- ctwie jubileuszowym na cześć Tołstoja18. Gdybym nawet przezwycię- żył nieśmiałość, która przed hreczkosiejem19 zamyka podwoje produk- cji literackiej, mógłbym tylko odezwać się o tej pracy Tołstoja, do któ- rej on sam żadnej nie przywiązuje wagi, jak nam to w Jasnej Polanie20 powiedział, tj.: o tej przedmowie do jego mów Zoli i Daudeta21 do

15 Et quorum pars magna fui – łac. w czym odgrywałem wielką rolę, w czym brałem wielki udział, etym. Wergiliusz, Eneida, 2, 6. 16 Feliks Karol Koneczny (1862–1949), redaktor wydawanego w Krakowie „Świata Sło- wiańskiego”, polski historyk i historiozof, pracownik biblioteki Uniwersytetu Jagiellońskiego, Archiwum Akademii Umiejętności, członek krakowskiego Klubu Słowiańskiego. Publikował liczne artykuły w czasopismach: „Czas”, „Przegląd Polski”, „Przegląd Powszechny”. Od 1919 r. wykładowca na Uniwersytecie Stefana Batorego w Wilnie, po wojnie wrócił do Krakowa. Bliski współpracownik Zdziechowskiego z czasów organizowania krakowskiego życia kulturalno-pa- triotycznego. Za jego sprawą krakowski ruch prosłowiański został nazwany polskim słowianofil- stwem. 17 Was mir aus der Stelle gesprochen war – niem. co było mówione do mnie na miejscu. 18 Korespondencja Zdziechowskiego i Tołstoja (1928–1910) obejmuje lata 1895–1896 oraz listy z lat 1899 i 1908. 19 hreczkosiej – ten, który sieje grykę, tu: ziemianin 20 Kolejne odniesienie do odwiedzin u Tołstoja i tematów, jakie były podejmowane w Jasnej Polanie. 21 Alphonse Daudet (1840–1897), pisarz, poeta i publicysta francuski, pochodził z Prowan- sji, którą opisywał w swojej twórczości.

72 LISTY AUGUSTA CIESZKOWSKIEGO JUNIORA DO MARIANA ZDZIECHOWSKIEGO... młodzieży francuskiej. Poza tym podziwiam poetę w nim, o wiele wię- cej, aniżeli myśliciela. A propos studiów, o których Pan Profesor wspomina nad moderni- stycznym ruchem katolickim w Niemczech, przypominam sobie, że teraz niedawno miałem w ręku: Le Son des Cloches22 świeżo zmarłego Gebharta. Ostatnia nowelka tego tomu Les dernières [aventures] du [divin] Ulysse23 uderzyła mnie jako dowód modernistycznego ruchu w judaizmie, względnie w prawosławiu. Jest to wspomnienie z podró- ży wschodniej Gebharta. Czy Pan Profesor to zna? Łączę wyrazy uszanowania Sługa A. Cieszkowski J

[3.] 1 listopada 1908 Szanowny Panie Profesorze. Przykro mi, że tak późno odpisuję na jego list, który mnie nadzwy- czajnie interesował. Proszę mi wybaczyć, że tak późno przychodzą nań podziękowania. Kto istotnie ma dużo do pisania, może tylko podołać korespondencji, zaraz odpisując. Odpis odłożyłem, aby Pan Profesor mógł do Krakowa zdążyć, dziś widzę skutki tego pierwszego kroku. Uderzyło mnie, co Pan Profesor pisze o Bobrińskim24. Wierzę temu najzupełniej. Zdanie, że on może najłatwiej mieć rządowych ludzi, ro- zumiem, co znaczy, prawie podzielam. Byłem z nim dawniej blisko. Widywaliśmy się nieraz zwłaszcza z jego matką i braćmi za granicą. Jego nie widziałem od owego pobytu u nich w Bogorodzisku. Wiem, że się ożenił. Brata jego temu dwa lata

22 Émile Gebhart (1839–1908), francuski historyk kultury, pisarz; tu mowa o książce Au son des Cloches: contes et légendes, Paris 1904. 23 Émile Gebhart, Les dernières aventures du divin Ulysse, 1902. 24 Włodzimierz Bobriński (1868–1921), hrabia, ziemianin z guberni tulskiej. Działacz ziem- ski w latach 1891–1893, później deputowany do II, III, IV Dumy Państwowej. Majątek rodzinny Bobrińskich znajdował się niedaleko od Jasnej Polany, którą Bobriński bardzo często odwiedzał. August Cieszkowski syn lato 1896 roku spędzał w Rosji gościnnie, zaproszony właśnie przez hrabiowską rodzinę Bobrińskich. To z Włodzimierzem Bobrińskim Cieszkowski syn odwiedził Tołstoja 28 sierpnia.

73 Colloquia Litteraria w Warszawie widziałem. Samego Włodzimierza znałem, jako gorącą i szlachetną duszę, który wówczas religijnymi, a nie politycznymi kwe- stiami był zajęty. W tym kierunku ma nawet niemało oczytania. Kiero- wał się na mnicha. Wprowadził mnie do kilkunastu klasztorów, których zwiedzanie jemu jedynie zawdzięczam, co uważam za nieodzowne, je- śli się chce trochę ducha Rosji poznać. Jest to szczerze i głęboko religij- ny człowiek, którego np. niektóre aksjomaty w Jasnej Polanie wygła- szane, do żywego bolały. Mówiliśmy o tych kwestiach bardzo otwarcie. Jak powiadam w tym kierunku i czytał i myślał, stąd był dla mnie wiel- ce interesującym. Liberalne, postępowe, że tak powiem zapatrywania jego na przyszłość Cerkwi były wprost ujmujące. Nie był srogi połącze- niu wschodniego z łacińskim Kościoła. Do tego stopnia nie, że w grun- cie, zdaje mi się, był tego zwolennikiem bardzo szczerym. Ale nie mia- łem okazji poznać go pod względem aspiracji i zmysłu politycznego, gdyż prawie wyłącznie o religijnym temacie się mówiło. Sądzę, że bez- warunkowo szczery i szlachetny, może być trochę „impulsywny” po- dług modnego dziś w niemieckiej prasie wyrażenia. Jako człowiek pra- wicy wielkiego rodu, skoligacony z wieloma wielkimi nazwiskami ro- syjskimi, może być rządowi sympatyczniejszym od innych. Jakie ma zachowanie u dworu, albo u ludzi będących dziś u władzy, nie przesą- dzam. Wiem, że Cesarz zna go z czasów jego służby wojskowej. Są to wspomnienia z młodych lat, które jak nie bądź raczej korzystnie dlań usposabiać go mogą. To wszystko, co o nim powiedzieć mogę. Jestem bardzo ciekaw, czy wstąpił do Krakowa, czy Pan Profesor się z nim widział, i jakie Pan odniósł wrażenie? Wierzę temu, co poda- ją dzienniki, jakoby on chciał wnieść interpelację w sprawie szkół. Są- dzę, że co najmniej można z obcowania z nim wyrozumieć niejedno, co naszym zachodnim zapatrywaniom nieraz się jako rebus przedsta- wia. Choćby tylko tyle, stosunki z nim mogą być nadaremne. Zwłasz- cza, że to na wskroś szlachetna dusza. Raz jeszcze przepraszając za opóźnienie odpowiedzi na tak miły i intere- sujący list Pana Profesora, proszę przyjąć wyrazy prawdziwego poważania. Sługa – A. Cieszkowski J

74 LISTY AUGUSTA CIESZKOWSKIEGO JUNIORA DO MARIANA ZDZIECHOWSKIEGO...

[4.] 6 grudnia 1908 Szanowny Panie Profesorze, Dopiero za powrotem z Rogalina25 odpisuję na list jego łaskawy. Przechodzimy tam z p. Edwardem26 Patria et Aristocratia moderne27, która tego roku wyszła powtórnie w Paryżu po francusku, a którą chciałbym koniecznie w tym roku jeszcze wydać w Poznaniu po pol- sku. Rok 1908, rok wywłaszczenia u nas, chciałbym aby był zapisany na okładce obydwóch dzieł mego Ojca, które pierwszy raz po polsku wychodzą: tj. Prolegomenów i Patria. Wydanie dwóch tych niebanal- nych, że nie powiem proroczych książek mego Ojca w Poznaniu, stano- wiłoby w moich oczach jedną z najobiektywniejszych odpowiedzi na zarzut niższości kulturalnej w szowinistycznym zaślepieniu, mający rzekomo usprawiedliwiać brutalność stanowionego przeciw nam prawa wywłaszczenia28. Wzorowe zachowanie się społeczeństwa tutejszego, po dziś dzień stanowi bezsprzecznie najlepszą odpowiedź. Najniegod- niejszemu stróżowi wielkiej spuścizny po moim ojcu wybaczyć trzeba uczucie obowiązku poniekąd, aby ponadto w tak ciężkiej chwili wskrzesić w Poznaniu głos jego i uciskającym, jak uciskanym przypo- mnieć pozytywne, czyli dodatnie, budujące jego zasady.

25 Rogalin – wieś w Wielkopolsce, położona 20 km na południe od Poznania, nad rzeką Wartą. Pałac w Rogalinie był siedzibą wielkopolskiego rodu Raczyńskich, herbu Nałęcz. 26 Edward Aleksander Raczyński (1847–1926), kolekcjoner dzieł sztuki, mecenas, twórca rogalińskiej galerii Raczyńskich, mąż córki Zygmunta Krasińskiego, Marii Beatrix Krasińskiej, później mąż Róży z Potockich Krasińskiej. 27 August Cieszkowski, De la pairie et l’aristocratie moderne [O izbie wyższej i arystokracji w naszych czasach] (Paris 1844), druga po Du credit et de la circulation [O kredycie i obiegu] (Paris 1839) książka Cieszkowskiego napisana po francusku uzasadniała konieczność zniesienia szlachty dziedzicznej i zastąpienia jej przez szlachtę zasługi, której reprezentacją byłaby zrefor- mowana i znacznie wzmocniona izba wyższa parlamentu. Przez pewien czas Cieszkowski myślał nawet o realizowaniu tego programu w praktyce politycznej, książkę tę pisał początkowo w celu utorowania sobie drogi do parlamentu francuskiego. 28 Jeden ze sposobów walki z polskością w zaborze pruskim. W marcu 1908 r. sejm pruski uchwalił ustawę o przymusowym wywłaszczeniu polskich majątków. Rząd kanclerza Bernharda von Bülowa uderzał w ten sposób w ciągle niepokornych Polaków, przeciwstawiających się od dziesięcioleci pruskiej polityce germanizacyjnej.

75 Colloquia Litteraria

Równocześnie z tym listem piszę do Banku Królewskiego w Po- znaniu, aby subsidium moje na „Świat Słowiański”29 wprost pod adre- sem Pana Profesora do Krakowa wysłał. Serdecznie cieszą mnie wia- domości o wzrastającym powodzeniu jego. Nie dziwią mnie sprzeczności, które Pana Profesora uderzyły w najszlachetniejszej, spieszę dodać, duszy Bobrińskiego, jako polity- ka. W naszych czasach wszelka dusza ludzka skomplikowana, bo to czasy przełomu. Cóż dopiero wschodnia dusza. Całe szczęście, że z gruntu szlachetna. Pozwalam sobie przesłać francuski egzemplarz Patria30, skoro pol- ski nakład jeszcze nie wyszedł. Z wyrazami najwyższego poważania pozostaję Pana Profesora od- danym sługą A Cieszkowski J

[5.] 15 lipca Sucha31 p[oczta]. Kałuszyn, gub[ernia]. warszawska Szanowny Panie Profesorze, Wyczytuję w „Słowie”32 telegram Pana Profesora wysłany do Sofii. Czy wolno mi najserdeczniej powinszować Panu Profesorowi? Zdu- miałem nie nad tym, że taki telegram Pan Profesor wysłałeś, ale nad tym, że go tutejsze pismo powtórzyć mogło. Z wszystkich epitetów najzasłużeńszych, którymi Szanowny Pan nacechowałeś krótkowidz- two, ciemnotę, zaślepienie wprost obecnej polityki rosyjskiej w kwe- stii słowiańskiej, najbardziej ucieszyło mnie nazwanie jej antichretien- ne33. – Pomyślałem o naszym wspólnym znajomym, który jest chyba

29 Zob. przypis 11. 30 Zob. przypis 27. 31 Sucha – posiadłość Cieszkowskich na Podlasiu, tu urodził się August hr. Cieszkowski ojciec. 32 „Słowo” – konserwatywny dziennik informacyjno-polityczny wydawany w latach 1882– –1919 w Warszawie. 33 antichretienne – fr. antychrześcijański

76 LISTY AUGUSTA CIESZKOWSKIEGO JUNIORA DO MARIANA ZDZIECHOWSKIEGO... wykładnikiem par excellence tego zaślepienia. Dla niego ten epitet jest potrzebny, aby przejrzał, – jeśli w ogóle jeszcze przejrzeć jest zdol- nym. A nie mam prawa posądzać go o złą wiarę, choć pewno 15 lat już go nie widziałem. Gdyby po nim sądzić o drugich, po prostu truchleć próżno by nad skutkami podobnego zaślepienia, które zgubniejszymi być mogą od skutków nawet złej wiary. Ostatnia bowiem nie odbiera tak wielkiego uczucia nadziei. Podług Pisma Świętego narody Bóg „sanabiles creavit”34. Na operację katarakty narodowej do tej pory nic nie wynaleziono. Ale wszelki zakus w tej mierze jest dobry i chwaleb- ny. I dlatego telegram Pana Profesora tak mnie serdecznie ucieszył. Proszę przyjąć wyrazy serdecznego uszanowania od Sługi Swego A. Cieszkowski J

[6.] Sucha 22 lipca 1910. Szanowny Panie Profesorze, Ein gutter Mensch in seinem dunklen Drange Ist sich des rechten Weges wohl bewuβt35. Kaleczę Fausta, którego nie mam pod ręką, a stosuję to do tłumu krakowskiego, którego zachowanie z daleka podziwiam, na równi z Panem Profesorem, z Panem Konnim36, Milewskim37, z Francuzami i Rosjanami. A podziwiam nie platonicznie tylko, ale za naukę, którą mi dało. Nie jestem w ogóle zwolennikiem obchodów. Zarzucam im czczość, formalistykę, ceremonialność, próżnię. Otóż nauczył mnie

34 Sanabiles Deus fecit nationes – łac. Bóg uczynił narody uleczalnymi. 35 Niedokładny cytat z pamięci, fragment utworu w oryginale: „Ein guter Mensch in seinem dunklen Drange / ist sich des rechten Weges wohl bewusst” (cyt za: Johann Wolfgang Goethe, Faust, Berlin und Stuttgart 1887 [w. 85–86], s. 15), tłumaczenie: „Człek szlachetny prawdziwie / po omacku odnajdzie drogę swą szczęśliwie” (cyt. za: Johann Wolfgang Goethe, Faust, przeł. Feliks Konopka, Warszawa 1977, s. 18, w. 85–86. 36 Anatol Koni (1844–1927), prawnik rosyjski, przyjaciel Lwa Tołstoja. 37 Hipolit Milewski (1848–1932), ziemianin, działacz polityczny, członek rosyjskiej Rady Państwa.

77 Colloquia Litteraria

ów tłum, że uczucia tego, słusznego w zasadzie, uogólniać nie wolno. Zbiorowa dusza ludu, aby się wypowiedzieć samorodnie, musi się naj- pierw „zebrać”. Fizycznie i moralnie. W tym tkwi konkretna wartość obchodów. Służyć mogą za podkład do owego „zebrania się”, za „oka- zję”, powiedziałby Malebranche38. Chodzi teraz o to, aby owa zbioro- wa dusza była zdrową. Wtedy okazja może stać się błogosławioną, wprost dodatnią. Wypowiedzenie się zdrowej duszy narodu jest nie tylko cennym dla zagranicy, która nie może opierać się oczywistości. Obok egzaminu dojrzałości przed jej forum, o którym Pan Profesor wspominasz, niechaj mi wolno będzie widzieć korzyść dla ludu same- go, czyli dla nas samych w takim fakcie. Bo nie ma czynu bez skutku, – w złem, czy w dobrem, a temu, co w pierwszym przypadku uczyniw- szy zatwardziałością, odpowiada chyba w dobrem to, co nazywamy bierzmowaniem. Oby takt i dojrzałość polityczna okazana przez tłum krakowski przy obchodzie grunwaldzkim39 stała się dla nas bierzmo- waniem na drodze legalnej, jasnej, rozumnej, bo moralnej pracy. Quvi felix faustum fortunatumque sit40. Z wyrazem prawdziwego uszanowania Panu Profesorowi Szczerze oddany A Cieszkowski j

[7.] Sucha 1 lipca 1913 P[oczta] Kałuszyn, gub[ernia]. warszawska Szanowany Panie Profesorze,

38 Aluzja do okazjonalizmu – poglądu filozoficznego sformułowanego przez Nicolasa Malebranche’a (1638–1715). Według tego filozofa „plan działań” dla obu światów został stwo- rzony przez Boga, co więcej, Bóg stale pilnuje, aby plany te były ściśle skoordynowane ze sobą. 39 Krakowskie obchody 500. rocznicy zwycięstwa nad Zakonem Krzyżackim stały się dla zniewolonych zaborami Polaków okazją do wielkiej manifestacji patriotycznej. Obchody trwały trzy dni (15–17 VII 1910). 17 lipca z Błoń na Wawel przeszedł pochód patriotyczny prowadzony przez banderię krakowską. Szli w nim członkowie delegacji z kraju i zagranicy, przedstawiciele towarzystw i komitetów, górale i chłopi w strojach ludowych, rzemieślnicy, profesorowie, ducho- wieństwo i młodzież. 40 Quod felix, faustum fortunatumque sit – łac. oby to było szczęśliwe, sprzyjające i pomyślne.

78 LISTY AUGUSTA CIESZKOWSKIEGO JUNIORA DO MARIANA ZDZIECHOWSKIEGO...

Serdecznie dziękuję za list jego łaskawy, który tu odbieram oraz zaproszenie P[ana] Desjardins41, które Panu zawdzięczam. Niestety dziś przewidzieć nie mogę, czy we wrześniu będę wolnym i w tym sensie odpiszę P[anu] Desjardins. Wiedziałem już o zebraniach w Pon- tigny przez Adama Żółtowskiego42, który zeszłego roku w nich brał udział. Myśl o nich doskonała, służyć mogą nie tylko postępowi oraz rozpowszechnianiu postępu w kwestiach religijnych, społecznych i po- litycznych, ale bezsprzecznie i do jej pogłębienia. Program wszystkich dekad 43. Co piszę o sobie, nie jest więc banalną wymówką, jest istotną prawdą, nie sposób mi przewidzieć dziś, czy zdołam się uwolnić w porę. Skoro zaś tak jest, a przyjęcia zaproszenia odrzucić nie można, odpowiedź moja musi być odmowną. Adama Żółtowskiego bardzo namawiałem do pojechania, gdy się do mnie w tej mierze odezwał. Niezmiernie cieszy mnie, że Pan Profe- sor jedzie, wielce byłbym ciekaw wykładu jego o towianizmie. Cho- ciaż Ojcze nasz nic, a nic z towianizmem nie ma wspólnego, co pod- nieść z największą stanowczością nieraz za mój obowiązek uważałem, bynajmniej nie pozwalam sobie lekceważyć go, choćby ze względu na adeptów, których tak u nas, jak za granicą zjednać sobie zdołał. Wspo- minam Mickiewicza na to tylko, aby podać, iż nieraz słyszałem od Ojca mego wzmiankę niedozwalającą najmniejszej wątpliwości, że to- wianizm jemu przez całe życie pozostał czymś obcym. To żal wyraźny nad tym, że Mickiewicz mu uległ, to znów incydentalne podkreślenia, że Pan Zygmunt Krasiński nigdy na tę drogę nie zboczył, w najróżno- rodniejszej formie pełno mam wspomnień w tej mierze. Dla mnie star- czy to, co mi Ojciec mój na dwa dni przed śmiercią powiedział, o swym dziele, kiedy pierwszy raz w życiu do mnie o nim przemówił, aby nie

41 Paul Desjardins (1859–1940), przedstawiciel neochrystianizmu francuskiego, publicysta i moralista, organizował cykl dekad związanych z ruchem modernistycznym w Kościele. 42 Adam Żółtowski (1881–1958), polski filozof, od 1939 roku na emigracji w Londynie. Autor dzieł O podstawach filozofii Hegla, Filozofia Kanta. Poprzedził wstępem pierwsze polskie wydanie Prolegomenów Augusta Cieszkowskiego. 43 Est fort mouuri/mourir et allechant – fr. jest bardzo obfity i atrakcyjny (dosł. taki, na myśl o którym jaki leci ślinka).

79 Colloquia Litteraria mieć żadnej wątpliwości, co do jego genezy. Podałem to w przedmo- wie do bardzo niezadowalającego tłumaczenia mojego na język polski Prolegomenów mego Ojca, a Adam Żółtowski genezę Ojcze nasz rze- czowo wyjaśnił w swej doskonałej: Philosophie der That. W każdym razie proszę wierzyć, że serdecznie wdzięczny jestem Panu Profesorowi za pamięć o mnie, i z niekłamanym żalem odmowną odpowiedź przesyłam Panu Desjardins na zaproszenie do Pontigny, które Panu serdecznie zawdzięczam. Proszę przyjąć wyrazy najgłębszego uszanowania, z którym pozo- staję oddanym sługą Pana Profesora August Cieszkowski J

[8.] Wierzenica, d[nia]. 18 sierpnia 1913. Wielce Szanowny Panie Profesorze, Odbieram list jego tutaj, odesłany z Suchej. Stąd także opóźnienie w odpowiedzi, za które przepraszam. Wyjechać musiałem z Suchej niespodziewanie, tu zaś nabawiłem się influenzy, która powrót mój opóźniła; wracam tam niebawem. Serdecznie żałuję, że odmówić sobie muszę wycieczki do Pontig- ny; program zebrań jest bardzo interesujący. Na wszystkich dekadach chciałoby się być, a nie jak P[an] Desjardins najłaskawiej pisze, na pierwszej tylko i na czwartej. Ale nie mówiąc już o tym, czy jak zdo- łałbym Ojcze nasz w streszczeniu przedstawić rzeczowo, zachodzi w moich oczach inne ważniejsze pytanie: czy wolno już o nim mówić przed obcym audytorium, które nie może dotychczas dzieła samego poznać. Iurare in verba magistri44 to piękna zasada, gdy się jest magi- strem c:a.d.quaud le pavillou course lo mnochau dise45. Ale nieudany

44 Iurare in verba magistri – łac. przysięga na słowa nauczyciela, mistrza; etym. Listy Hora- cego (1,1,14). 45 C:a.d.quaud le pavillou course lo mnochau dise – fr. flaga powiewa nad towarem ukrytym pod dachem.

80 LISTY AUGUSTA CIESZKOWSKIEGO JUNIORA DO MARIANA ZDZIECHOWSKIEGO... hreczkosiej46 nie mógłby odpowiedzieć zbyt łaskawemu wezwaniu do Pontigny, zanim towaru swego dostępnym nie uczyni, tj. przynajmniej istniejących po dziś dzień tomów nieprzetłumaczonych. Wydałem tom I z Drogami Ducha, po francusku, mam gotowy tom III, ale nie wydru- kowałem go jeszcze II i IV carent vacat47. <…>48. – Co innego Żół- towski; ma za sobą doskonałą książkę swoją o tym temacie: Die - sophie der That. Może i powinien dać jej krótkie streszczenie. To rozu- miem nie tylko, ale bardzo pochwalam, popierałem, mówiłem, popie- rać i mówić będę. Kogo jego wywody zainteresują, może je odnaleźć w jego książce. Otóż na stałym gruncie, nie w obłokach operacja – na wiarę. Mam nadzieję, że pojedzie Adaś Żółtowski; jeszcze przed wy- jazdem moim do Królestwa namówiłem go do tego, gdy napisał do mnie w tej mierze. Ale gdyby nie pojechał? Jeszcze nie zdołałbym dzielić zapatrywania Pana Profesora, że z samym Towiańskim jechać nie warto. Nie mówiąc już, że kto Mickiewicza i tylu obok niego po- mniejszych, ale wybitnych ludzi zawojował, nie mógł być przeciętną postacią u nas i dla nas. Myślę o zagranicy, gdzie wpływ jego dosta- tecznie się zakorzenił, aby po dziś dzień ciekawość i zainteresowanie budzić w pewnych kołach. Wykład o nim w Pontigny wydaje mi się bardzo na czasie i bardzo wskazanym, i dla samego tego wykładu z du- szy i z serca pojechać tam pragnąłbym. Inna rzecz, czy połączenie z nim dzieła mego Ojca byłoby historycznie ścisłym, a obustronnie odpowiednim. Ani Ojciec mój, ani Pan Zygmunt Krasiński nigdy jego wpływowi nie ulegali. Nie cały więc mesjanizm polski, o ile w filozofii naszej się odzywa, z tego źródła wyrasta. Łącząc Ojcze nasz lub Psal- my P[ana] Zygmunta z wykładem o Towiańskim, albo zaznaczyłoby się to, albo przemilczało. W pierwszym przypadku obce audytorium mogłoby w tym krytykę towianizmu upatrywać, w drugim do błęd- nych wniosków czuć się spowodowanym. Dlatego w tej mierze nie dzielę zapatrywania Pana Profesora; wykład o Towiańskim jest

46 Zob. przypis 19. 47 carent vacat – fr. w przygotowaniu 48 Zdanie nieczytelne.

81 Colloquia Litteraria najzupełniej wskazanym i wystarczającym dla Pontigny, nawet bez łą- czenia z tym filozofii mego Ojca i P[ana] Zygmunta, które obce są to- wianizmowi. Ale to nie znaczy, żebym nie namawiał Ad[ama] Żółtow- skiego do Pontigny, owszem, jak wprzód tak i teraz bardzo namawiam. Proszę przyjąć wyrazy prawdziwego uszanowania, z którym pozo- staję oddanym sługą Pana Profesora A Cieszkowski

*

Znaki edytorskie i skróty używane w transkrypcji i komentarzach: < > – nawiasy kątowe w tekście utworu sygnalizują wyrazy trudne do odczytania, przypuszczalne formy, domysły wydawcy; [ ] – nawiasami kwadratowymi oznaczono rozwiązania skrótów oraz uzupełnienia o charakterze redakcyjnym (np. P. → P[ana]; Ad. → Ad[ama]).

Opis źródeł Listy wydano na podstawie autografów pisanych na arkuszach A5, które zachowały się w sekcji rękopisów Biblioteki Uniwersytetu Wi- leńskiego, w zbiorach dotyczących Mariana Zdziechowskiego, sygn. F-352. Na ich podstawie dokonano transkrypcji. Listy te nigdy przed- tem nie ukazały się w druku. Głównym powodem ich wyboru była potrzeba przybliżenia kontekstu dotyczącego zainteresowań Zdzie- chowskiego epoką romantyzmu.

Zasady transkrypcji Interpunkcja Zastosowano dzisiejszy system interpunkcyjny. Zachowano cie- kawsze próby zapisu interpunkcji (w przypadku wyszukanej składni lub wtrąceń autora).

82 LISTY AUGUSTA CIESZKOWSKIEGO JUNIORA DO MARIANA ZDZIECHOWSKIEGO...

Wielkie i małe litery oraz znaki diakrytyczne Ujednolicono zapis wielkich i małych liter. Zachowano zapis wiel- ką literą zwrotów grzecznościowych, wyrażający respekt wyraz „oj- ciec” pisany z wielkiej litery, np. mego Ojca, oraz wyrazy Cerkiew i Cesarz. Zmieniono zapis wielkiej litery na małą w przypadku niektórych rzeczowników pojawiających się w tekście, np.: Towianizm → towianizm Książka → książka (w listach Cieszkowski zawsze używał wielkiej litery pisząc o książce Adama Żółtowskiego Die Philosophie der That, co mogło być naleciałością z języka niemieckiego). Zmieniono również zapis zaimka względnego: Który → który Poza tym: Krótkowidztwo → krótkowidztwo Kwestyi → kwestii Pisownia ta wynikała z mianiery autora związanej z pisaniem małej litery k tak, jak wielkiej.

Pisownia łączna i rozdzielna Zmodernizowano pisownię łączną i rozdzielną. Wyrazy zapisano zgodnie z dzisiejszą normą: nie mało → niemało nietylko → nie tylko nie dozwalającą → niedozwalającą

Liczebniki Ujednolicono zapis liczebników porządkowych. Zmodernizowano także liczebnik główny nieokreślony: wiela →wiele axyomata → aksjomaty

83 Colloquia Litteraria

Nazwiska Nazwisko Tolstoia zmodernizowano do dzisiejszej formy. Prawdo- podobnie autor listów sugerował się przy zapisie rosyjską wymową nazwiska pisarza lub artykulacją głoski l – stąd różnica. Zmodernizo- wano również sposób zapisu nazwiska Cieszkowskij, którym autor podpisuje wszystkie listy z wyjątkiem ostatniego. Choć forma podpisu w autografie wygląda na zapis w stylu rosyjskim, jest ona raczej kom- pilacją nazwiska z inicjałem trzeciego imienia (Józef) lub pierwszą li- terą słowa „junior”: Tolstoia → Tołstoja Cieszkowskij → Cieszkowski J

Głoski i, y Głoski i, y zapisano zgodnie z dzisiejszymi regułami: Iego → Jego Tolstoia → Tołstoja patryotyczne → patriotyczne mesyanizm → mesjanizm kwestyach → kwestiach

W wyrazach obcego pochodzenia zmodernizowano wahania ręko- pisu w zakresie transkrypcji grup –ij, –yj do –ja: interpelacyę → interpelację operacyę → operację okazyę → okazję okazyi → okazji relacyi → relacji produkcyi → produkcji aspiracyi → aspiracji

Zaimki Zachowano w tekście zapis form zaimkowych z –ń:

84 LISTY AUGUSTA CIESZKOWSKIEGO JUNIORA DO MARIANA ZDZIECHOWSKIEGO...

nań dlań

Fleksja Zmodernizowano końcówki narzędnika przymiotników i zaimków do dzisiejszej normy, np.: religijnemi → religijnymi politycznemi → politycznymi nad tem → nad tym któremi → którymi naszem wspólnem znajomym → naszym wspólnym znajomym czemś obcem → czymś obcym

Pozostawiono niezmienione dwa słowa w liście drugim: w dobrem, w złem w celu podkreślenia swoistości języka nadawcy listów oraz jego tonu.

Składnia Pozostawiono składnię zdań z orzeczeniem imiennym i orzeczni- kiem przymiotnikowym nadrzędnym.

Zapis daty Pozostawiono jak w autografie, rozwijając jedynie skróty.

Monika Marlęga

August Cieszkowski junior’s letters to Marian Zdziechowski from the years 1907–1913 Marian Zdziechowski has long been a big absentee in Polish huma- nities, even though he played a significant role in the intellectual life of the half of the century rich in cultural and political turns. His sensitivi- ty and sensitiveness to the novelties of the intellectual trends of the

85 Colloquia Litteraria epoch let him diagnose the contemporary human condition fairly qui- ckly. They also allowed for him to accurately point to the necessities of the moment, both within the historical and religious fields. Zdziechow- ski had a particular ability to openly look at man, religion, history and philosophy, hence the possibility to acquaint oneself even with just a small part of his correspondence may prove extremely valuable. Cieszkowski junior’s letters to Marian Zdziechowski from 1907– –1913, that are presented here, are the source of information on Zdziechowski’s interest in Polish Romanticism and the bases and in- spirations of Polish philosophy of the period. These letters bring the addressee closer to the reader, which is characteristic of corresponden- ce in general. The reading of these letters makes us direct witnesses to the views expressed in them and discussions relevant to the letters’ re- cipient. The issues addressed in the letters concern mostly the origins of Polish messianism, Towianism and its possible influence on Zyg- munt Krasiński and the philosophy of August Cieszkowski, the que- stion of the Slavic Idea and the way of perceiving Russia.

86 Colloquia Litteraria UKSW 1 2013

Magdalena Abramczyk

„Aby pojąć Paryż, trzeba długo żyć z Paryżem”...1 Francuskie wrażenia z podróży Łucji z książąt Giedroyciów Rautenstrauchowej

Ileż jest miast bez porównania piękniejszych od Paryża! Petersburg swymi marmurowymi pałacami, złoconymi kopułami, swym całym orientalnym przepychem, bardzo łatwo go przewyższy, Konstantynopol ma meczety, poetyczną oryginalność. Starożytny Rzym dumne wspomnienia. Nawet aż do świeżego i chędogiego Berlina, z piękną architekturą, szerokimi i prostymi ulicami, każda z tych stolic hardym okiem spojrzeć może na okopcony, błotnisty i smrodliwy Paryż. Wszelako zapytaj wrzącego pragnieniem życia młodziana, odkąd chce swe podróże rozpocząć? powie od Paryża. Pytaj go: po zwiedzeniu Euro- py dokąd chciałby powrócić? zawoła: do Paryża! Każdy dumniej powta- rza swe paryskie wspomnienia, ciekawiej go słuchają, niż gdyby z Chin wracał, a jednak któż o Paryżu nie słyszał? któż mniej więcej go nie zna z licznych opisów? Gdzież Paryża nie naśladują? Obyczaje jego chwytane, przywłaszczane jak najspieszniej, monopol gu- stu i mody, zdaje się na zawsze mu oddany. Wielu i bardzo wielu, jak w nim pomieszkają, już gdzie indziej żyć i umierać nie chcą. Mimo to, każdy przybywający do Paryża, z niemiłym zdumieniem dziwi się jego sławie, i w pierwszych dniach wiele niesmaku znajduje. Paryż jest jak brzydka kobieta, wielkich cnót i zalet, gruntownej dobroci. Wszedłszy

1 Łucja z książąt Giedroyciów Rautenstrauchowa, Wspomnienia moje o Francyi, Kraków 1839, s. 146.

87 Colloquia Litteraria

do świetnego zgromadzenia nikt na nią spojrzeć nie chce, bo jedne wa- bią oko wyborowym strojem, drugie przepychem, inne wdziękami, ona niczym. Każdy się zrazu dziwi mnogim namiętnościom, jakie wzbudzała i wzbudza, lecz wkrótce o pięknych i strojnych zapomina dla niej, wyrze- ka się ich, całą swą cześć jej pod nogi ścieląc2.

Ten obszerny cytat w doskonały sposób obrazuje charakter stolicy Francji. Od czasów późnego średniowiecza bowiem Paryż był nie- ustannie celem podróży wszystkich Europejczyków. Uważany za cen- trum kultury, mody i polityki ówczesnego świata przyciągał ludzi wszystkich stanów, a szczególnie arystokracji. W piśmiennictwie no- wożytnym tradycję podróżopisarstwa zapoczątkowały XVIII- i XIX-wieczne relacje z autentycznych wypraw, w szczególności z modnej ówcześnie i stanowiącej główny model i kanon podróżowa- nia – tzw. grand tour, wielkiej podróży, dopełniającej edukacji i awan- sującej do elity towarzyskiej. Niezależnie od tego, jaką trasę opracowano, obowiązkowo musiał znaleźć się w niej Paryż. Podróż do stolicy Francji traktowano nie tylko jako okazję do poznania kultury, czy mody, lecz także jako miejsce, gdzie można było zawrzeć ważne znajomości z politykami, ale również z fran- cuską arystokracją, które zaowocują w przyszłości. Do najsławniejszych podróżników do Paryża należeli m.in. wojewodzic lubelski Jakub Sobie- ski, późniejszy kasztelan krakowski, który swoje wrażenia z zagranicznej wyprawy spisał w formie pamiętników3 oraz jego syn Jan – późniejszy król Jan III Sobieski – znany frankofil w życiu politycznym. Fascynacja Francją wśród polskich elit rozpoczęła się na dobre w XVIII wieku. O ile dla szlachty początkowo Francja jawiła się jako ostoja despotyzmu i absolutyzmu królewskiego, o tyle w dobie powol- nego upadku Rzeczpospolitej oglądano się na nią jako na przyszłą so- juszniczkę i wyzwolicielkę ze strefy wpływów Rosji, Austrii i Prus. Pierwszymi oznakami zwrotu ku Francji była elekcja francuskiego

2 Tamże, s. 144−146. 3 Jakub Sobieski, Peregrynacja po Europie (1607−1613). Droga do Baden (1638), oprac. Józef Długosz, Wrocław 1991.

88 «ABY POJĄĆ PARYŻ, TRZEBA DŁUGO ŻYĆ Z PARYŻEM» kandydata Franciszka Burbona, księcia Conti, na króla w 1697 roku4. Kolejnym elementem wzmocnienia stosunków polsko-francuskich był ślub córki wojewody poznańskiego Stanisława Leszczyńskiego – wie- loletniego i pechowego kandydata na tron polski – Marii z młodym francuskim monarchą Ludwikiem XV. Zaowocowało to zwiększeniem zainteresowania Wersalu sytuacją w Polsce. Przyjaźń polsko-francuska rozkwitła w czasach Wielkiej Rewolucji oraz epoki napoleońskiej, oficjalnie walczącej z „despotyzmami” kró- lewskimi, które idealnie uosabiali monarchowie austriacki, rosyjski i pruski. Zwłaszcza w dobie Sejmu Wielkiego widać było, jak bardzo francuskie prądy rewolucyjne wpływały na działalność polskich poli- tyków. Polskie elity spodziewały się dużej pomocy ze strony „ojczy- zny postępu”, jednak ta ostatnia wspierała Polaków bardziej z powodu szansy na związanie wojsk trzech mocarstw nad Wisłą. Czasy Napoleona Bonaparte jeszcze bardziej wzmocniły tę w grun- cie rzeczy nieodwzajemnioną miłość. Cesarz Francuzów wprowadził sprawę polską do międzynarodowej dyskusji, dlatego wiązano z nim nadzieje odbudowy niepodległej Rzeczpospolitej. Wielu Polaków ro- biło dzięki Francuzom duże kariery, nie tylko we własnym kraju, lecz także nad Sekwaną. Stąd silne związki polskich elit z Francją. Jednym z polskich arystokratów, mających dość mocną pozycję w oczach Na- poleona, był książę Romuald Giedroyć, ojciec Łucji Rautenstraucho- wej. Choć w swoich wspomnieniach autorka mocno przeszacowała jego wpływy, nie zmieniało to faktu, że istniały silne polsko-francuskie związki. Dlatego nie można się dziwić, że po upadku powstania listo- padowego arystokracja powstańcza szukała schronienia właśnie we Francji. Innym powodem takiej sytuacji mogły być również silne wpływy kultury francuskiej w Europie, sięgające czasów Ludwika XIV, kiedy to dwór Króla Słońce wskazywał trendy tak w modzie, jak w kulturze i sztuce. Znajomość języka francuskiego była wtedy po- wszechna zarówno wśród elit, jak i artystów. Literaturę francuską

4 Sam książę nie wykazywał większej ochoty do objęcia władzy, co wykorzystał jego główny konkurent, elektor saski – książę Fryderyk August Wettyn.

89 Colloquia Litteraria czytano tylko w oryginale. Krzepiono się także promieniejącą z Fran- cji na Europę ideologią liberalizmu, łudzono co do niezwykłego zain- teresowania Francji losem Polski. Wreszcie gdy w czasie powstania listopadowego spodziewano się rychłej pomocy z Zachodu, na Francję liczono przede wszystkim. Naturalną konsekwencją tych zjawisk było uznanie Paryża za idealne miejsce do dyskusji na temat powstania5. Jak to zwykle bywa w polskiej historii, zaraz po zakończeniu walk rozpoczęły się licytacje pod hasłem: kto winien upadku? Jeszcze zimą 1831 roku w Dreźnie, gdzie zbierali się byli powstańcy, rozpoczęły się kłótnie nie tylko o działania wojenne, lecz także o koncepcje politycz- ne. Ponieważ król saski nie mógł długo tolerować obecności tylu Pola- ków w Dreźnie ze względu na naciski Prus, politycy niebawem wyje- chali na zachód, kierując się do Francji. Tak zrodził się ruch znany szerzej pod nazwą Wielkiej Emigracji. Wbrew pozorom nie objęła ona znacznej części społeczeństwa (oblicza się, że było to ok. 10 tys. osób), chodzi tu raczej o jakość tej emigracji, w znacznej mierze były to elity polityczne i kulturalne dawnej Kongresówki6. W ślad za nimi ruszyła również Łucja z książąt Giedroyciów Rau- tenstrauchowa, urodzona w 1798 roku w Bobcinie na Litwie polska pisarka, córka generała lejtnanta Romualda Giedroycia, żona generała Józefa Rautenstraucha7, urzędnika oddanego władzy carskiej. Około 1831 roku jej małżeństwo z dużo starszym generałem już od dawna nie układało się najlepiej. Dla osoby z jej pozycją wyjazd za granicę wy- dawał się być naturalnym rozwiązaniem krępującego ją związku. Roz- wód nie wchodził w grę, o wiele lepszym posunięciem wydawał się wyjazd do Paryża, do matki i siostry8.

5 Alina Kowalczykowa, Francusko-polskie związki literackie, hasło w: Słownik literatury polskiej XIX wieku, pod red. Józefa Bachórza i A. Kowalczykowej, Wrocław 2009, s. 306. 6 Potoczne określenie powstałego w wyniku postanowień Kongresu Wiedeńskiego (1814–1815) Królestwa Polskiego. 7 Józef Rautenstrauch (1773−1842), polski i rosyjski generał dywizji, od 1832 Prezes Teat- rów Rządowych w Królestwie. Zbigniew Zacharewicz, Józef Rautenstrauch, w: Polski Słownik Biograficzny, t. 30, Wrocław 1987, s. 657. 8 Karolina Anna Borzymowska (1766−1858) oraz Kunegunda z książąt Giedroyciów Białopiotrowiczowa (1793–1883), literatka i działaczka społeczna.

90 «ABY POJĄĆ PARYŻ, TRZEBA DŁUGO ŻYĆ Z PARYŻEM»

Po kilkuletnim pobycie w stolicy Francji generałowa wydała Wspo- mnienia moje o Francyi – zbiór wrażeń, obserwacji i refleksji wyjątko- wy głównie ze względu na swoje niezwykłe walory poznawcze. W spi- sanych po zakończeniu pobytu nad Sekwaną wspomnieniach Rauten- strauchowa starała się ukazać prawdziwy obraz miasta. Choć do lat 30. XIX wieku rozwija się i dominuje wśród relacji podróżniczych „podróż sentymentalna” (np. Konstancji Biernackiej, Podróż z Włodawy do Gdańska powrotem do Nieborowa w roku 1816, wyd. w 1823 r., czy Klementyny Hoffmanowej, Opisy różnych okolic Królestwa Polskiego, wyd. w 1833 r.) i nadal silnie obecna jest relacja z trasy grand tour, to jednak Wspomnienia moje o Francyi w niczym nie przypominają tych typów literackich9. W swym dziele Rauten- strauchowa daleka jest również od uprawiania romantycznego stylu podróżopisarstwa, w którym dominowałyby wzniosłe treści społeczne, moralne, psychiczne, egzystencjalne. Wspomnieniom… najbliżej jest do obyczajowo-towarzyskiej podróży do wielkiej stolicy, związanej z ówczesną kulturą, a także do jeszcze dwóch innych nurtów – wyko- rzystania toposu literackiego podróży oraz poezji topograficznej (opi- sowo-wspomnieniowej), opartej na motywie wspomnienia z podróży. Osoba narratorki oraz zwiedzane miejsca są tu jak najbardziej auten- tyczne, natomiast obraz świata podlega przekształceniom właściwym dziełu literackiemu w zakresie operowania czasem, przestrzenią oraz sposobem prowadzenia akcji. We Wspomnieniach moich o Francyi autorka skupia się przede wszystkim na opisaniu świata zewnętrznego: obyczajów, mód, francu- skiej ulicy, salonu czy historii odwiedzanych miejsc. Niewiele miejsca poświęca bardziej doniosłym treściom egzystencjalnym. Oddajmy głos samej Rautenstrauchowej, nikt bowiem lepiej od niej nie oprowadzi nas po tym dziewiętnastowiecznym mieście, nie pokaże

9 Janina Kamionka-Straszakowa, Podróż, hasło w: Słownik literatury polskiej XIX wieku, dz. cyt., s. 700.

91 Colloquia Litteraria jego piękna, ale i słabości. W przemyśleniach spisanych cztery miesią- ce po wyjeździe z Paryża10, generałowa tak wspomina swoją podróż:

Przyjechałam tą razą do Paryża dnia 24 października 1832 roku. Część Francji, od Forbach i Metz, nie odpowiedziała mojemu oczekiwaniu. Jadąc przez południowe Prusy, przez wszystkie nadreńskie kraje, gdzie nędza z imienia nawet zdaje się nieznana, uważając ten postęp razem z cieplejszym rozwijający się niebem, pyta każdy: cóż będzie we Fran- cji, kiedy tu już taki porządek rzeczy panuje? Tymczasem wjechawszy do owego mniemanego Eldorado, spostrzegamy zabudowania chłopskie uboższe, wszędzie mniej ochędóstwa, mniej dostatku widać, a położenia, widoki, nie zasługują prawie na uwagę. Tak smutnie zawiedziona mnie- małam, że widok Paryża wszystko mi wynagrodzić zdoła. Wzdychałam do chwili przyjazdu; a trzeciego dnia po przebyciu granicy, ciągle wysu- wałam głowę w nadziei, iż spostrzegę stolicę świata. Jakoż ku wieczorowi spostrzegam z daleka kłęby dymów wznoszące się nad niezliczoną ilością dachów, kominów, wież, wieżyczek, kopuł itd.; roztwieram jeszcze lepiej oczy, natężam uwagę, ale już nic nie widzę, bośmy wjechali w jakąś wąską i brudną uliczkę. Ta czasem się rozszerza, czasem się nawet przerwie na chwilę, lecz rozpoczyna się na nowo, ze ścieśnionymi z obu stron domami i zupełnie wszelki widok ogólny tamuje. W uliczce mnóstwo sklepów, ruch wielki, krzyżują się pojazdy, brzydkie wprawdzie, ale dziwacznej po- staci. Nie przypuszczam żeby to był Paryż; nie widząc jednak końca tej ulicy czy miasta, pytam się postyliona jak się zowie to miejsce. Powiada mi, że tu nie jedna niegdyś, ale kilka wsi było, i każda z nich dotąd jeszcze osobne zachowała nazwisko. Miały dawniej własne także granice, bo dziś zupełnie prawie połączyły się z sobą i jedną niejako wieś tworzą, która paryskiego przedmieścia dotyka. Zaspokojona tą odpowiedzią, postano- wiłam cierpliwie czekać bram paryskich, nie nudząc już biednego posty- liona mymi pytaniami, które mu się mogły śmiesznymi wydawać. Jakoś siadłam spokojnie i patrzałam; ale już nic nie widziałam nowego. Ruch był wprawdzie coraz większy, coraz więcej dziwnych pojazdów, a z ulicz- ki w uliczkę wjeżdżając, coraz prawie brudniejszą i ciaśniejszą, zdawało się iż w jakimś ulicznym labiryncie błądzimy, który jeżeli ma początek, nie zdawał się mieć końca. Nigdzie żadnej rogatki, żadnej bramy nie spo- strzegłam, nigdzie nie zatrzymywano pojazdu, nigdzie o nic nie pytano…

10 Łucja z książąt Giedroyciów Rautenstrauchowa, dz. cyt., s. 3.

92 «ABY POJĄĆ PARYŻ, TRZEBA DŁUGO ŻYĆ Z PARYŻEM»

Znudzona, może nawet niespokojna dokąd mię tak wiozą, zerwałam po- stanowienie, a kazawszy stanąć (bo dla hałasu nie można było inaczej z postylionem rozmawiać), zaczęłam pytać, jak daleko i kiedy dojedziemy do tego sławnego i tak długo oczekiwanego Paryża? – A już od godziny w nim jesteśmy – Jak to w Paryżu? I to co widzę, jestże to Paryż? – Tak, niezawodnie jesteśmy w Paryżu. Już się zmierzchać mocno poczynało. W ciasnych uliczkach paryskich, gdzie z obu stron, sześciu lub siedmio- piętrowe domy światło tamują, noc o godzinę pierwej niż w reszcie świata zapada. Dowiedziawszy się że jestem w Paryżu, podwajałam uwagę, lecz tak źle oświecone miasto rzadko gdzie widzieć można. Mając w świe- żej pamięci czysty i elegancki Berlin, cały co wieczór gazem jaśniejący, a z każdej strony swych prostych i szerokich ulic, jakby girlandę z gęsto wiszących latarni przedstawiający oku, żadnym sposobem pojąć nie mo- głam, dla czego Paryżanie na taką ciemnotę skazani. Dziwiłam się, iż tyle przywiązując ceny do wygód życia, nawet do wymysłów, tak cierpliwie znoszą jedną z największych nieprzyjemności, zwłaszcza w mieście, gdzie bardzo często, a w niektórych ulicach nieustannie bywa błoto. Wkrótce już nic dojrzeć nie mogłam, czułam tylko zaduch niemiłych wyziewów. Kiedy niekiedy, przesunęła się koło mnie jakaś poczwórna kareta, z dwiema lata- renkami na przodzie. Pod ich światłem dojrzałam, iż te powozy zaprzężo- ne dwiema wychudłymi szkapami, mają numera na drzwiczkach lub pod kozłem, stąd się domyśliłam że to są fiakry, lecz zdumiewałam się nad ich niepochlebną powierzchownością. Bardziej jeszcze zadziwiły mię, zbliża- jące się dwa światełka kolorowe, czerwone, żółte lub zielone, albo jedno zielone drugie czerwone. Były to omnibusy; dla odróżnienia, i aby je z da- leka rozpoznać można, kolorowymi latarniami oświecone. Jeszcze z pół godziny po ciemnych błądząc zakątkach, uczułam na koniec wolniejsze nieco powietrze. Ucieszyłam się nadzieją, iż w przestronniejszym znajdę się miejscu [...] Wiedziałam, żem na jednej z pierwszych ulic sąsiednich bulwarów wysiadła; a gospodyni zalecając mi dom swój, opowiedziała, że należy do eleganckiej części Paryża, że najpierwsze modniarki, sama nawet Baudran11 na niej mieszka, i że się zowie ulicą Nową Sgo Augusty- na (rue neuve St. Augustin). Po takowej rekomendacji, ciekawa poznać tę elegancka ulicę, wysuwam głowę, lecz oko moje zdziwione nie daleko sięgnąć może. Domy wprawdzie wysokie, ale nie wspaniałe, nie ozdobne,

11 Kazimierz Kaszewski, Łucja z książąt Giedroyciów Rautenstrauchowa (wspomnienie pośmiertne), „Kłosy” 1886, nr 1090, s. 310.

93 Colloquia Litteraria

czystością się nawet nie odznaczają. Sklepy jeszcze pozamykane; wszyst- ko we śnie pogrążone. Biedniejące rewerbery rzucają resztę konającego światła, na stosy śmieci i błota przed każdym domem skupione, a środ- kiem ciągną wozy na rynek12.

Tą na wpół humorystyczną historią Rautenstrauchowa rozpoczyna opowieść o swoim pobycie w Paryżu, dzięki relacji Kazimierza Ka- szewskiego wiemy jednak, że jej pojawienie się w stolicy Francji nie było z początku dobrze postrzegane: „Jak to opowiadała w poufnej rozmowie, emigracja przypisywała jej przybyciu jakiś powód natury politycznej, rozumie się z uwagi na stanowisko jakie podówczas zaj- mował jej mąż, i prawie pewną będąc ukrytego planu, rozpoczęła z nią rodzaj traktowania, którego zrazu generałowa nie zrozumiała, aż wreszcie udało się jej wyprowadzić traktujących z błędu”13. Rauten- strauchowej istotnie z dużą wprawą udało się wyjaśnić to nieporozu- mienie, gdyż w Paryżu spędziła kolejne sześć lat, doskonale odnajdu- jąc się w środowisku polskiej emigracji. Z racji pochodzenia i prezen- towanych poglądów dla generałowej naturalnie bliskim towarzystwem było otoczenie Hotelu Lambert. Skupiał on główny nurt polskiego konserwatyzmu. U zarania swojej działalności gromadził przede wszystkim elity polityczne Kongresówki oraz pochodzących z Litwy uczestników powstania listopadowego. W większości była to bogata arystokracja lub wyżsi zawodowi wojskowi. Konserwatyzm księcia Adama miał wpływ na eksplozję kulturową doby Wielkiej Emigracji. Czartoryski wspierał finansowo lub poprzez swoje koneksje takie oso- bistości jak: Adam Mickiewicz, Juliusz Słowacki czy Fryderyk Cho- pin. Oni z kolei odwdzięczali się swego rodzaju wiernością. Słowacki jeszcze w czasie powstania listopadowego jako młody urzędnik Rady Stanu został wysłany z misją dyplomatyczną do Londynu. Z kolei po- dróżujący po całej Europie do walczącej Warszawy Mickiewicz w póź- niejszych latach reprezentował Hotel Lambert w różnego rodzaju kon-

12 Łucja z książąt Giedroyciów Rautenstrauchowa, dz. cyt., s. 47–64. 13 Kazimierz Kaszewski, dz. cyt., s. 310.

94 «ABY POJĄĆ PARYŻ, TRZEBA DŁUGO ŻYĆ Z PARYŻEM» fliktach europejskich jako tytularny przywódca Legionu Polskiego w Rzymie w 1848 roku czy jako przedstawiciel Hotelu Lambert, współorganizując dywizję jazdy w wojnie krymskiej. Za to ostatnie poświęcenie zapłacił życiem – zmarł na cholerę w 1855 roku w Kon- stantynopolu. Można powiedzieć, że w 1832 roku Rautenstrauchowa znalazła się w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie. Polacy byli w Paryżu popularni do tego stopnia, że w sezonie karnawałowym 1832/1833 modne były nie tylko czapki krakuski i kontusze, ale wszystko, co mia- ło jakikolwiek związek z Polską. Liberalna Europa patrzyła na po- wstańców jak na bohaterów walki z despotyzmem, na podróżujących na zachód czekały różnego rodzaju bramy triumfalne, huczne powita- nia, a nawet wsparcie finansowe. W tak sprzyjających okolicznościach młoda generałowa nawiązywała kontakty z wieloma wybitnymi posta- ciami Wielkiej Emigracji. Jeszcze w 1832 roku poznała Adama Mi- ckiewicza14. Rautenstrauchowa, jak wiemy, wiele czasu poświęcała na zwiedza- nie Paryża. Niektóre ze swych wycieczek odbywała wieczorem po wspaniałych, budzących zachwyt paryskich ulicach:

[...] ujrzałam szeroką ulicę, z obu stron dwoma rzędami drzew wysadzoną. Domyśliłam się, że są to owe zawołane Bulwary. Dziwiła mię ich ponurość, kiedy w parę minut, jakby czarodziejską władzą przeniesiona, znalazłam się w miejscu najświetniejszym tysiącami ogniów jaśniejącym. Światła te padały z licznych sklepów, bogato gazem oświeconych, i z salonów tak błyskliwych jak gdyby do balu przygotowane były. Większe jeszcze na mnie ten cały blask sprawił wrażenie, gdym wychodziła z ciemności. Ten tłum hucznych, wesołych ludzi snujący się pomiędzy drzewami, w pośród ozdobnych, przepysznych magazynów, cudny zaiste przedstawia widok. Tu na iluminowanych gradusach wystawiono kilkaset prześlicznie wyro- bionych zegarów, marmurowych, brązowych, alabastrowych, tam na po- dobnych schodach kryształy i porcelany stoją, tu znowu pióra i kwiaty wyrabiane, tam posągi i inne kunsztowne wyroby. Za nimi przez szklane

14 Maria Dernałowicz, Kronika życia i twórczości Mickiewicza. Marzec 1832 − czerwiec 1834, Warszawa 1966, s. 142.

95 Colloquia Litteraria

ściany widać cukry naśladujące brylanty, lalki, altany lub zwierzęta. W drugim sklepie już nie cukrowe brylanty, lecz prawdziwe szmaragdy, diamenty, rubiny, i co tylko zbytek z gustem połączony przemyślić może. Obok niego skład sukien męskich, dalej stroje i kapelusze damskie, tu sre- bra, tam owoce i kwiaty świeże, wszystko z największym kunsztem, z wy- rachowaną ułożone kokieterią, odbija się w tylnych ścianach zwierciadła- mi pokrytych, tak że oko złudzone nie wie ku czemu się zwrócić, gdzie się zastanowić, czym się bardziej zachwycić! Sale zaś, które mi się zdawały do balu gotowe, są to zwyczajne kawiarnie. Całe zwierciadłami, lustrami, draperiami strojne, od ulicy szkłem przejrzystym oddzielone, zdumiewają i nęcą przechodnia. W koło marmurowych, brązem opasanych stolików, licznych widać płci obojej gości, pośród nich, schludni, zwinni posługacze roznoszą chłodniki, ciepłe napoje lub potrawy15.

Jednak Paryż o poranku nie zawsze prezentuje się równie okazale: „[...] ciekawa poznać tę elegancką ulicę [rue neuve St. Augustin – M.A.], wysuwam głowę, lecz oko moje zdziwione nie daleko sięgnąć może. Domy wprawdzie wysokie, ale nie wspaniałe, nie ozdobne, czy- stością się nawet nie odznaczają. Sklepy jeszcze pozamykane, wszyst- ko we śnie pogrążone. Bledniejące rewerbery rzucają resztę konające- go światła na stosy śmieci i błota przed każdym domem skupione, a środkiem ciągną wozy na rynek”16. Również po wyjściu na ulicę Rautenstrauchowa nawet na chwilę nie traciła niczego ze swej czujno- ści obserwatorki:

Błoto było niesłychane [...]. Ulice już były przepełnione ludźmi. W po- staci każdego widać było zajęcie i pośpiech, a pomimo błota nie dostrze- głam nikogo idącego powoli. Każdy był obryzgany i zaszargany po ko- lana, a kapelusz i plecy zasłaniał dużym czarnym deszczochronem. [...] Potrącana i ślizgając się w tej pierwszej po Paryżu wędrówce, która mi się bez końca długą wydawała, tę przynajmniej znajdowałam przyjemność, iż kogokolwiek zapytałam o drogę, czy to komissyonera z tragami, stojącego na rogu ulicy, czy którego ze spieszących ichmościów, każdy jak naju- przejmiej i z dokładnością świadczącą o zwyczaju i biegłości podobnych

15 Łucja z książąt Giedroyciów Rautenstrauchowa, dz. cyt., s. 52−53. 16 Tamże, s. 56−57.

96 «ABY POJĄĆ PARYŻ, TRZEBA DŁUGO ŻYĆ Z PARYŻEM»

informacji, wskazywał mi dokąd mam, w prawo, czy w lewo się udać. A jakaś kupcowa u drzwi sklepu stojąca, postrzegłszy u mnie odwiązany trzewik, ostrzegła mię zapraszając abym do niej weszła. Tam zmusiła mię do postawienia obłoconej nogi na czystym i porządnie obitym krześle, a swą chustką wytarłszy powalaną wstążeczkę, zawiązała ją, oglądając i drugie obuwie, abym powtórnie podobnej nie uległa przygodzie. Jest to grzeczność, że tak nazwę, uliczna, Paryżowi właściwa. Daje ona może zbyt wysokie wyobrażenie o cywilizacji Francji, łudzące o towarzystwie wznieca nadzieje [...]17.

Bardzo często można odnieść wrażenie, że Rautenstrauchowa w swoich obserwacjach bywa ironiczna i złośliwa, czasem wręcz zbyt surowa dla tego wspaniałego miasta. Nie należy jednak zapominać, że pisarka doskonale poznała materię, z którą przyszło jej się zmierzyć. Przebywając jako dziecko w Paryżu18 miała okazję od najmłodszych lat obserwować świat francuskiej stolicy. To zatem, co wielu mogłoby poczytać za słabość tych wspomnień, czyni je jeszcze cenniejszymi i stawia ponad innymi. Rautenstrauchowa przystępowała do spisania swych wrażeń bez bagażu kompleksów obywatelki dalekiego kraju, w jej relacji nie znaj- dziemy sztucznych zachwytów ani niepotrzebnej uniżoności w kon- taktach z ludźmi więcej od niej znaczącymi. Wręcz przeciwnie – ze Wspomnień… wyłania się obraz wykształconej arystokratki, trzeźwo patrzącej na otaczającą ją rzeczywistość, która nie czuje się w obo- wiązku hołdować światu, którego zasad nie pochwala. W swych wędrówkach po Paryżu generałowa nie zawsze jest sama, towarzyszy jej często przyjaciel, którego sama nazywa „Cicerone”. Przewodnik ów zwiedza z nią miasto, pokazując najpiękniejsze miej- sca:

Z jednej strony Sekwana, na niej most wspaniały, posągami sławnych lu- dzi ozdobny. Prowadzi on do izby poselskiej, a ten gmach swym pysznym

17 Tamże, s. 67−69. 18 Siostra Rautenstrauchowej, Kunegunda Białopiotrowiczowa była damą dworu cesarzowej Józefiny.

97 Colloquia Litteraria

frontem, z szerokimi zewnętrznymi schodami, poprzedzonymi od czte- rech alegorycznych posągów, ogranicza dalszy widok. Z przeciwnej stro- ny dwie okazałe budowle, pomiędzy nimi bierze początek szeroka i prosta ulica królewska (rue Royale), symetrycznie z obu stron zabudowana do- mami, zakończona placem, w pośród którego wznosi się kościół Ś. Mag- daleny, jeden z najpiękniejszych utworów architektury rzymskiej. W pra- wo ginie oko w długiej cienistej ulicy Pól Elizejskich (Champs Elisées), ludem i ruchem całego Paryża ożywionej, zakończonej olbrzymią bramą tryumfalną, wieńczącą wszystkie wojskowe sławy wieku naszego, po le- wej ręce widać kratę żelazną ogrodu Tuileryjskiego ze złoconymi ostrza- mi, z dwoma posągami przy wejściu, a wzdłuż ogrodu spostrzega się część najwspanialszej ulicy Rivioli, z jej krytymi chodnikami, arkadami, w któ- rych cieniu składy tego wszystkiego, co przemysł ludzki i kunszta wy- kształcić zdołały. Jest to podług mnie najciekawszy, najpiękniejszy punkt miasta, a dobrze zrozumiana kokieteria przewodnika, powinnaby raczej na nim kończyć, a nie zaczynać od niego19.

To jeden z nielicznych fragmentów Wspomnień..., w którym autor- ka z takim zachwytem opisuje miasto. Nie jest to rzecz jasna spowodo- wane jej sceptycyzmem wobec Paryża ani tym bardziej tego, co nie- znane. Rautenstrauchowa nie tylko poprzez swoją twórczość, lecz tak- że poprzez życie, jakie prowadziła, dała się poznać jako wykształcona i niezależna kobieta. Za każdym razem, gdy opisuje kolejne zwiedzane miejsca20, stara się patrzeć na nie obiektywnie. Często w swym opisie odwołuje się do Litwy, stawiając ją nieraz nawet ponad Włochami. Nie wynika to bynajmniej z jej tęsknoty za krajem lat dziecinnych, ani tym bardziej z braku obycia. Wręcz przeciwnie – autorka opiera się na własnych przekonaniach, na własnym, by tak rzec, systemie wartości, który został ukształtowany nie tylko w Bobcinie, lecz także w Warsza- wie, gdzie Rautenstrauchowa spędziła młodość, a dzięki ojcu, który dbał o wykształcenie i szerokie horyzonty córek, młoda Łucja miała

19 Łucja z książąt Giedroyciów Rautenstrauchowa, dz. cyt., s. 74−75. 20 Rautenstrauchowa w swoich kolejnych relacjach z podróży opisuje m.in. Berlin, Wenecję, Karlsbad, Marienbad, Wielkopolskę, Tatry.

98 «ABY POJĄĆ PARYŻ, TRZEBA DŁUGO ŻYĆ Z PARYŻEM» okazję już jako nastolatka i jedna z pierwszych kobiet w ogóle bywać na wykładach w Szkole Głównej. Wróćmy jednak do Paryża i Ogrodu Tuileryjskiego. Niestrudzona obserwatorka zwracała tam uwagę nie tylko na modę paryżanek, o któ- rych napisała: „U nich to wprawdzie najwięcej spostrzegać się daje pretensji, chęci nagromadzenia ozdób, najczęściej przeciwnych dobre- mu smakowi, sprzecznych z dobrze rozumianą, prawdziwą elegancją”21, lecz przede wszystkim jej wzrok przyciągały dzieci:

Nic piękniejszego jak grono dzieci w Paryżu, dzieci od lat dwóch do sied- miu, kiedy jeszcze matkom w miejscu lalek za zabawkę a razem za ozdobę służą. [...] dzieci ich [paryżanek – M.A.] zawsze jakby z pudełka wyjęte, uczą się zawczasu gracji i zręczności, w licznych zabawach i grach na ten cel wymyślonych. [...] La petite Provence (tak bowiem zowią, nie wiem dlaczego, miejsce dla dzieci w Tuileryach wyznaczone, może z tego po- wodu iż z drzew obnażone, na całą działalność słońca jest wystawione jak Prowansja), mała więc Prowansja, zawsze prawie jest otoczona widza- mi, wielbicielami tego ładnego pokolenia. Gry i zabawy, jakby sztuki na scenie wystawiane, mają niezaprzeczoną wadę, iż zbyt wcześnie dzieci a szczególniej dziewczynki do zalotności zaprawiają. Matki, kilka razy pokazawszy się w modnej alei, wracają do dziecinnego placu z przyjaciół- mi, ze znajomymi, a chcąc się pochwalić zgrabnością córeczek swoich, same je podniecają, wmawiają chęć i potrzebę podawania się za przedmiot admiracji. Wtenczas to podwieczorki także, kostiumowe baliki, komedie, tańce teatralne, więcej może dla zabawy matek aniżeli dzieci przemyślane, jeszcze bardziej rozwijają i na całe życie zaszczepiają tę próżność22.

Dzieci były generałowej w naturalny sposób bliskie. Można to wy- wnioskować nie tyle z cytowanego fragmentu, ile śledząc koleje jej życia. Choć nieudane małżeństwo z Rautenstrauchem przekreśliło na zawsze szansę pisarki na zostanie matką, to jednak nie zrezygnowała z prób kontaktu z najmłodszymi. Już po wyjeździe z Paryża w 1838 roku prosiła Mickiewicza w listach by, jeśli urodzi mu się córka, oddał

21 Tamże, s. 89. 22 Tamże, s. 93.

99 Colloquia Litteraria ją na wychowanie generałowej. Ostatecznie do niczego takiego nie do- szło, Celina Mickiewiczowa w czerwcu 1838 roku urodziła syna, Wła- dysława. Pokazuje to jednak determinację pisarki. Jej pragnienie speł- niło się dopiero w 1844 roku – kiedy to po śmierci brata, Konstante- go23, przypadła jej w udziale opieka na dwuletnim wówczas bratan- kiem – Romualdem Giedroyciem24. Rautenstrauchowa często potrafi być ostrym krytykiem mentalności mieszkańców francuskiej stolicy, wytykając im przy tym zachłanność oraz brak zasad:

Interes, chęć nabycia, o ile możności jak największych bogactw, jako jedyny sposób osiągnięcia wszelkich życzeń, jest wyłącznym bodźcem działającym na zużywane czy omdlone serca teraźniejszych Francuzów. [...] Od pałaców począwszy i na nich najprzód wzrok zastanowiwszy, spuszczając go później stopniowo aż do najuboższego mieszkańca gał- ganiarza, wśród ciemnej nocy z latarką w ręku, dla lichego i niepewnego zarobku, grzebiącego w kupach błota i śmieci – wszędzie chęć zysku jest główną i jedyną sprężyną. Źle też powiedziałam, że Francja pozbawiona wiary. Wierzy Francuz, wierzy w nieomylność franka do pewnej matema- tycznej wyniesionego potęgi25.

Idąc jeszcze dalej w swych obserwacjach, tak Rautenstrauchowa pisze o giełdzie:

Na czworokątnym, przestronnym i okazałym placu wznosi się jeden z naj- piękniejszych tego czesnych gmachów paryskich26. Ze wszech stron ko- lumnami ozdobiony. [...] Tam dopiero wszystkie industrialne pojęcia roz- wijają się namiętnie! Tam w jednej godzinie dwoją się lub obalają majątki! [...] Na tych czerniących się wschodach, przed otwarciem podwoi, na żad- nej twarzy nie dostrzeżesz tej nudy, tego zniechęcenia, o których wspomi- nałam. Owszem, każdy rzeźwy, sprężysty, zajęty, każdy pełen życia, pełen zapału. A jeżeli przy wyjściu da się widzieć bladą martwością powleczone

23 Aleksander Konstanty Giedroyć (1805–1844). 24 Romuald Giedroyć (1842−1899), syn Aleksandra, żonaty z Barbarą von Brewern, http:// mariusz.eu.pn/genealogia/rody, dostęp: 19 maja 2013 r. 25 Łucja z książąt Giedroyciów Rautenstrauchowa, dz. cyt., s. 38−41. 26 Giełda papierów wartościowych mieszcząca się w Palais de la Bourse.

100 «ABY POJĄĆ PARYŻ, TRZEBA DŁUGO ŻYĆ Z PARYŻEM»

czoło, takaż summa radości na innych za to przybyła. Nawet płeć piękna tak oblegała tę świątynię niestałej bogini, tak energicznie hołdować jej poczęła, iż dla zachowania reszty już i tak ginącego uroku tej połowy rodu ludzkiego, urzędownie wejście kobietom zabronione zostało...27.

Zwiedzanie miasta to oczywiście jedna z wielu rozrywek dam prze- bywających w stolicy. Do ważnych obowiązków należało także bywa- nie w towarzystwie. I tu również możemy liczyć na wnikliwą obserwa- cję Rautenstrauchowej, która skrupulatnie odnotowuje mody panujące na salonach:

Są mody w Paryżu, do których każdy stosować się pragnie, których nik- tby przestąpić nie śmiał. Nikt by się na przykład nie poważył zganić dra- mę pana Hugo, a jeszcze bardziej wyznać, że ostatniej nie widział. Dość nie unosić się nad szczytnością poezji jego, aby otrzymać patent głupca w salonach paryskich. [...] Operę włoską trzeba koniecznie nad wszystkie teatry przekładać i unosić się nad muzyką włoską, tak obcą uszom francu- skim. [...] Najgłówniejsza i można powiedzieć najpoważniejsza ze wszyst- kich mód przywiązana jest do zdań politycznych. Kto żadnej opinii nie głosi, nie broni, kto do żadnego nie wpisze się szeregu, osądzony jest za głupca. [...] Gdym przyjechała do Paryża, Polska jeszcze była w modzie, wszystkie nowości w każdym rodzaju, nawet potrawy, polski chrzest ode- brać musiały. Przed wyjazdem moim Niemcy największą wziętość miały, muzyka, literatura, koronki itd. Wszystko z Niemiec pochodzić musiało28.

Relacja generałowej nie kończy się jednak na samym tylko Paryżu. Wiosną i latem 1834 roku księżna Giedroyciowa i jej córki bawiły w Wersalu, który pełen był Polaków. Niedaleko nich, na pagórku Bel- levue w osobnym mieszkaniu zatrzymał się Mickiewicz, spędzając czas nad korektą Pana Tadeusza i odwiedzając przebywających w Sevrés ro- daków29. Wizyty składała również Rautenstrauchowa, jednej z nich po- święciła nawet fragment swojej książki. Została mianowicie zaproszona

27 Łucja z książąt Giedroyciów Rautenstrauchowa, dz. cyt., s. 4042. 28 Tamże, s. 171−174. 29 Maria Dernałowicz, dz. cyt., s. 310.

101 Colloquia Litteraria na obiad do Laury Junot, księżnej d’Abrantés30. Jak wspomina: „Było to dnia 29 lipca 1834 r. Znalazłam ją poufale i wesoło z młodym człowie- kiem rozmawiającą. Przystojny ten mężczyzna, ładnej twarzy, łagodne- go spojrzenia, miał lewą rękę zawieszoną na chustce”31. Jak się okazało tego samego dnia wizytę hrabinie składał Victor Hugo a

mowa jego równie przyjemna jak cała powierzchowność, w tej przynaj- mniej poufałej gawędce zupełnie z nią harmonizowała, a z pismami jego w największej była sprzeczności [...] pełna wrażenia dzieł jego, tak byłam pewną, iż on musi mieć oczy zapadłe i jaskrawe, cerę żółtą, lica wychudłe, włosy długie i rozczochrane, słowem coś, co Mickiewicza przypominać miało, że ujrzawszy twarz wyrazu miłego, bez wąsów, bez faworytów, włosy starannie uczesane, równą staranność w całej osobie, nie przypusz- czałam wcale, aby to mógł być [...] Hugo32.

Młody pisarz zabawiał obie damy rozmową, opowiadając, jak wraz z przyjaciółmi w Lasku Bulońskim dla rozrywki i umilenia sobie czasu jeździli na osłach, gdy zdarzył się nieprzyjemny wypadek, jak wspo- minał Hugo: „[...] całe towarzystwo poklaskiwało memu zwycięstwu, lecz niebawnie nieczuły na mą sławę osioł, pogardzając swym w niej udziałem, umyślił wyłamać się z pod niemiłego jarzma. Zaczął co raz częściej tylnimi nogami brykać, nareszcie tak zuchwały bryk zrobił, żem się w sromotnej postaci w głębokim rowie ujrzał. Przenosiny moje były tak gwałtowne, iż je zwichnięciem ręki opłaciłem [...]”33. Księżna d’Abrantes, z największym zrozumieniem słuchająca historii pisarza, sama również opowiedziała o podobnym wypadku, który był jej udzia- łem. Na szczęście poza drobnym stłuczeniem nie doznała poważniej- szych obrażeń. Sama generałowa słuchała tego z jak największym zdziwieniem: „pomyślałam sobie, że [...] nie jeden zdziwiłby się bar- dzo, a może i zgorszył gdyby słyszał Victora Hugo z księżną d’Abrantes

30 Laura z domu Permon, księżna d’Abrantés (1784−1838), żona Andoche Junota, przyja- ciela i adiutanta Napoleona. 31 Łucja z książąt Giedroyciów Rautenstrauchowa, dz. cyt., s. 348. 32 Tamże, s. 350. 33 Tamże.

102 «ABY POJĄĆ PARYŻ, TRZEBA DŁUGO ŻYĆ Z PARYŻEM» długo rozmawiającego… o osłach!...”34. Co więcej znany pisarz, „obo- jętny dla obecnych, zimny dla nieznajomych, ani się zapytał kto jestem i nie żądał być mnie przedstawionym [...]”35. Dopiero po chwili hrabi- na zreflektowała się, tłumacząc, że Hugo, powszechnie znany we Fran- cji, nie przywykł do przedstawiania się innym. Jednak nie zmyliło to bynajmniej Rautenstrauchowej, gdyż ta od dawna wiedziała, z kim przestaje. Jak wspomina:

wtenczas powtórny przegląd uczyniwszy głowy, w której koniecznie coś jenialnego wypatrzyć pragnęłam, postrzegłam, iż twarz miłą i ujmującą za- kończa niepospolicie wzniosłe czoło, a szczególniej szerokie. Prócz czoła nic pana Hugo od reszty śmiertelnych nie różni i można by tysiąc razy go minąć nie zapytawszy, kto jest. Mickiewicz daleko bardziej romantyczną ma powierzchowność, wyraz oczu jego nie do określenia, pod jego wzro- kiem nieraz obojętnie przejść nie można, gdy to spojrzenie z całą bystroś- cią spuści się na ciebie, bądź pewnym, iż się wskroś przeszytym uczujesz. Niekiedy przymdlone się błąka… natenczas widzisz w nim całą głębokość nie objętych Beethovena kompozycji… melodią fantastycznych improwi- zacji Chopina… czasem znów zdają się nim sklepienia niebios przedzie- rać, wieki odgadywać, przyszłość zgłębiać, pojmować. Wtenczas widać w tych oczach, że ziemia z przed nich znikła… w ten czas i tylko wtenczas Mickiewicza malować by trzeba36.

Mając tak wielkiego pisarza za porównanie naturalnym jest, że Hugo nie mógł dorównać Polakowi. Rautenstrauchowa spędziła we Francji sześć lat. Był to, zdaje się, najciekawszy i obfitujący w wiele wrażeń oraz nowych znajomości okres w jej życiu. Poczynione tu kontakty owocowały w jej później- szym życiu. Kilkukrotnie także wracała jeszcze do Paryża: w 1840 (z tego pobytu wydała w 1842 książkę Ostatnia podróż do Francyi, która stanowi uzupełnienie Wspomnień moich o Francyi), 1850, 1859 oraz 1868 roku.

34 Tamże, s. 354 35 Tamże. 36 Tamże, s. 356

103 Colloquia Litteraria

Życie tej pisarki jest doskonałym potwierdzeniem słów zawartych w tytule mojego opracowania: „Aby pojąć Paryż, trzeba długo żyć z Paryżem”. Miasto to było bez przerwy obecne w życiu Rautenstrau- chowej (mieszkały w nim jej matka i siostra) i mimo że nie przebywa- ła w nim na stałe, to jednak dostatecznie długo, by mogła je poznać, nabrać dystansu do tej światowej stolicy mody i opisać ją taką, jak ją postrzegała: „nie przewodniczy mi bynajmniej myśl dumna wykształ- cenia doskonałego Francji obrazu”37. Pisarka dotrzymała słowa, z jej dzieła wyłania się miasto pełne sprzeczności, z jednej strony piękne i dumne, z drugiej biedne i zaniedbane. Dbające o pozory, udające grzeczność i dobre maniery, by za chwilę pokazać swą drugą, zachłan- ną twarz. Motyw „Cicerone” – tajemniczego przewodnika pokazujące- go nowoprzybyłej do miasta uroki stolicy niezmiennie nasuwa wy- mowne skojarzenie z Dantem i Boską komedią, co pośrednio również tłumaczy stosunek pisarki do Paryża. Wspomnienia moje o Francyi ukazały się w 1839 roku. Wydarzenie to przeszło jednak bez większego echa – prawdopodobnie ze względu na zbyt krytyczne uwagi dotyczące Paryża. To, co ponad sto siedem- dziesiąt lat temu poczytywano za słabość autorki, dziś stanowi o jej ogromnej sile. W ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat XIX wiek był przedmiotem wielu badań, nieco uwagi poświęcono również Rauten- strauchowej w kontekście jej podróży do Włoch i książki W Alpach i za Alpami, która − jak dotąd − jest jej najbardziej znanym dziełem. Wspomnienia moje o Francyi nadal traktowane są z rezerwą i uznawa- ne za niezbyt udane literacko. Niesłusznie. Chłodny dystans obserwa- cji czynionych przez Rautenstrauchową stawia Wspomnienia… na równi z jej innymi literackimi dokonaniami.

37 Tamże, s. 6.

104 «ABY POJĄĆ PARYŻ, TRZEBA DŁUGO ŻYĆ Z PARYŻEM»

Summary ‘To grasp Paris, one has to live with Paris for a long time’. French impressions from journeys of Łucja Rautenstrauch from the du- cal family of Giedroyć The article is a short attempt to present the reader with a profile of the now-forgotten Łucja Rautenstrauch from the ducal family of Gie- droyć, a nineteenth century writer and traveller, who gained her fame and appreciation in the epoch thanks to her travel writings. Two of Łucja Rautenstrauch’s works deserve special attention: My memories of France [Wspomnienia moje o Francyi] and The last journey to France [Ostatnia podróż do Francyi], where she gave an impartial de- scription of Paris. The author depicts the city pointing both to its good and bad sides. Her memories distinguish themselves from among other travel writings because of the author’s unusual sense of perception and the accuracy of her remarks. One will not find any instances of artificial admiration nor unnecessary humility in front of the people who meant more than her. On the contrary, an image of an educated aristocrat who does not feel the obligation to uphold the rules of the world she did not appreciate emerges for My memories of France. In the same work Łu- cja Rautenstrauch focuses on the description of the visible and external world: the customs, fashion, the French street, the salon and the history of the visited places.

105

Colloquia Litteraria UKSW 1 2013

Listy do Redakcji

Katowice, 21 marca 2013 Szanowna Pani Redaktor, przeczytałem z uwagą ostatni numer „Colloquia Litteraria” (nr 1/2012) poświęcony twórczości Aleksandra Wata. Znalazłem tam artykuł p. Katarzyny Kuczyńskiej-Koschany Wat, poeta orficki (s. 123–142). Znajduje się w nim kilka uwag do mojego wydania Wyboru wierszy Aleksandra Wata w serii I „Biblioteki Narodowej”. Pani Kuczyńska-Koschany zwraca uwagę na jeden z przypisów we wspomnianym wydaniu, który odnosi się do Wierszy somatycznych. W przypisie tym wskazałem, na zasadzie dopowiedzenia, dwa inne przykłady utworów z polskiej literatury współczesnej, w których poja- wia się takie samo odwołanie, jak w wierszu Wata. Najwybitniejsza w Polsce znawczyni twórczości Rilkego zwraca uwagę na fakt, że po- minąłem w tym przypisie słynny jego utwór Orfeusz, Eurydyka, Her- mes. Gdybym dodał ten utwór, musiałbym dodać wiele innych i zamie- nić przypis w sporych rozmiarów księgę, na co wydawca raczej nie wyraziłby zgody. Problem w tym, że zarzucono mi w ten sposób nie- rzetelność, ale nie wiem na jakiej podstawie, ponieważ ja sam, w od- różnieniu od pani Kuczyńskiej-Koschany, zapoznałem się ze stanem badań nt. twórczości Wata. Nie musiałem więc wskazywać w przypisie referencji do Rilkego, bo uczynił to wcześniej Jan Zieliński w Spowie- dzi syna królewskiego, a tekst ten wskazałem w bibliografii, więc każ- dy zainteresowany z powodzeniem do niego może sięgnąć. Wbrew zasadom naukowej rzetelności nie wskazała tego tekstu Zielińskiego w swoim artykule pani Kuczyńska-Koschany i można odnieść wraże- nie, że to ona jest odkrywczynią tej referencji o fundamentalnym, jak

107 Colloquia Litteraria sama twierdzi, dla wiersza Wata znaczeniu. Kto zabiera się za komen- towanie dzieła autora takiego jak Wat, powinien wpierw zapoznać się uważnie ze stanem badań. Widać jednak, że nie każdy musi. Pani Kuczyńska-Koschany czyni mnie w swoim artykule Wielkim Cenzorem i zarzuca mi „zaniechanie” oraz naruszenie zasad przyję- tych w „Bibliotece Narodowej” (s. 128). Nie naruszyłem tych zasad, ponieważ wyraźnie zaznaczyłem, że moja edycja oparta jest na najlep- szej moim zdaniem edycji wierszy Wata z 1997 w opracowaniu Jana Zielińskiego. Nie byłem zobowiązany wskazywać różnic pomiędzy pierwodrukiem a późniejszymi wydaniami, ponieważ uczynili to wcześniej Anna Micińska i Jan Zieliński w edycji Poezje zebrane (Kraków 1992, s. 489), którą również wskazałem w bibliografii. O ist- nieniu tej edycji wybitna znawczyni twórczości Rilkego również nie wie, bo przecież wiedzieć nie musi. Za pośrednictwem Redakcji, chciałbym prosić panią Kuczyńską- -Koschany, aby odstąpiła od moich prac i z uwagą przyglądała się temu, co sama robi, a przede wszystkim, co sama publikuje i co nie najlepiej świadczy o jej naukowej rzetelności.

Łączę wyrazy szacunku, Prof. dr hab. Adam Dziadek

108