0ivtat 3 öntß i, marca. NIEDOCZEKAŁ!

NOWELLA..

Wieś Płoska nie odegrała w życiu historycznem ani przeczuwając na czem owo życie publiczne po­ żadnej roli. Nie zanotowała jej ani jedna kronika; lega. Białe chaty o słomianych strzechach siedziały w miejscowych podaniach i pieśniach nie zapisano przy ulicach, idących w zygzaki, otoczone ciemną zie­ żadnego wspomnienia o tern, ażeby splądrowaną kiedy lenią wiśniowych sadów, warkoczami wierzb i budyn­ została przez hajdamaków lub wyciętą w pień przez kami gospodarskiemi. Przy wrotach wjazdowych do jakiego, szukającego sławy i zaszczytów, regimentarza. »obejścia« chaty szumiały olbrzymie osokory, a do Były do tego racye w samem jej geograficznem po­ wtóru wiatr roznosił dokoła szepty szuwarów z nad łożeniu. stawu, gęganie gęsi i wieczorne krzyki dzikich ka­ Dwie płaszczyzny stepu, od Stawiszcz i od Je- czek, stadami gnieżdżących się w gęstwinie oczeretów. ziernej, pochylały się ku sobie niewidzialnie wprawdzie Wieś żyła cichem życiem tak samo, jak cała natura dla oka, tworzyły jednak na zejściu się przeciwległych wokoło niej. pochyłości dość znaczną wklęsłość. W kotlinie tej Przy głównej drodze, przecinającej ją środkiem, zbiegły się wszystkie wody zaskórne, skutkiem czego na równinie tak wielkiej, źe widać było z poza drzew powstała moczarowate ponizie, niedostępne prawie, połyskujące zwierciadło stawu, stała chata m ała, ale w środku którego, niby na półwyspie, rozsiadła się schludna, biała, wsunięta w głąb dziedzińca i od drogi na płaszczyźnie wioska, broniona grząskiemi stawiska­ zakryta szeregiem młodych, bujnych osik. Dalej, za mi. Przedstawiała więc dla oddziałów zbrojnych ro­ chatą, widać było ogród warzywny. Poza zielenią bu­ dzaj zasadzki , której prawdopodobnie unikano. A źe raków, strzępiastemi pękami liści marchwi, zielonemi na głównym trakcie nie leżała, omijali ją hajdamacy łodygami maków — migały na końcu ogrodu grzędy i latopisce. kapusty, stojące w równym, jednostajnym szeregu jak Na tem mokradłowem poniziu ©siadłszy, rozra­ żołnierze na ćwiczeniach. Kapustnik otaczały wień­ stała się coraz bardziej, żyjąc własnem życiem i nie cem krzaki wikliny i wierzby płaczące, schylone aż biorąc udziału żadnego w publicznem , nie wiedząc do stawu, który stanowił ostatnią granicę ogrodu. Za 14 102 ŚWIAT wierzbami wzdłuż wybrzeża rosły tataraki, a za niemi gałęzie wierzb i osokorów, roztrącając się o nie, w step, las oczeretów szeptał jakieś skargi ciche. w pole — i tam ginęły pod wpływem ciepłego oddechu Było to »obejście« wdowy. Nazywano ją powsze­ stepowego. Ponad chatami wznosiły się blado-sine chnie wdowa Maryja. Po mężu nazywała się Neporo- słupy dymu, ciemniejsze u spodu, szare u góry; pły­ źna, ale, że go w młodych latach jeszcze straciła, przy­ nęły w niebo i rozpływały się w bladym jego błęki­ rosło do niej tak nazwisko wdowa, źe młodsze poko­ cie. Beczenie owiec, ryk bydła, psów szczekanie, wy­ lenie we wsi nie wiedziało nawet jak się z męża dawały się wtórami cichego koncertu, którego nikt nazywa. Miała tylko syna Maksyma, który dwadzie­ nie słuchał. Do tych wtórów odzywały się inne głosy, ścia jeden lat kończył w jesieni, a zresztą w Płoskiej, od stawu, od oczeretów: — krzyk kaczek budzonych z rodziny — nikogo. Mąż wziął ją z sąsiedniej wsi Ro­ do odlotu głosem kaczora i chóry żab — a wszystko żek, a w rok po urodzeniu się syna umarł, żonie zo­ to zlewało się w głos jeden, pełen niczem nie zmą­ stawiwszy chatę, zabudowane dobrze »obejście« i w ste­ conego spokoju i harmonii. pie kilka morgów gruntu, który mu niegdyś ojciec Na to wszystko Maksym uwagi nie zwracał. Wydzielił. Zajęty gospodarstwem ledwie uważał, źe koło chaty Po śmierci męża Maryja do Róźek nie wróciła, krząta się matka. Co chwila widać było ją wycho­ chociaż rodziców jeszcze miała, nie wróciła zaś dla dzącą z chaty i znikającą w otwartych drzwiach, przez tego, ażeby grunt w Płoskiej zatrzymać dla syna. które migał płomień od pieca. Matka przygotowała 0 grunt chodziło najwięcej. Po śmierci męża, bracia wieczerzę, — coś pryszczyła przy ogniu. niby ze swego dziedzictwa ustępowali jej chatę z ogro­ Kiedy Maksym, zapędziwszy woły do obórki, dem , ale żądali zwrotu gruntu. Maryja nie oddała. na dziedziniec wrócił i mimowoli spojrzenie na chatę Procesowali się, w końcu sąd gminny postanowił, źe rzucił, dostrzekł, źe obok przyźby stał zydelek, przy grunt zostanie dla Maksyma. Bracia pogodzili się nim inny, nieco niższy i mniejszy, a na większym niby z tą myślą, ale odgrażali się zawsze, źe odbiorą. leżały drewniane łyżki, oparte o miskę, kilka grudek Wdowa z synem używała tymczasem gruntu spo­ soli, chleb i nóż. Była to zastawa do wieczerzy, którą kojnie, obrabiała go, obsiewała, orała, zbierała. Maksym matka i syn spożywali zawsze w ciągu lata »na dwo­ urósł na pięknego chłopa. Matka oglądała się już za rze«. Ledwie na to wszystko okiem rzucił i ku przy­ synową. W tem zaszedł wypadek niespodziewany. zbie kroki skierował, na progu ukazała się postać Było to już dobrze po żniwach. Maksym pospieszył matki. Niosła w obu rękach, w ścierkę owinięty, spo­ się i nawet obsiewki porobił. Przed godziną wrócił z pola, ry garnek z siwej gliny, buchający parą. gdzie ostatni zagon pszenicy zeskródhl, wyprzągł woły — Dobrze żeś skończył... wieczerza gotowa — 1 skrajem ogrodu, dobrze znaną ścieżką, napędzi! do rzekła. wody. Poszły woliska same, a Maksym wrócił na dzie­ Szła wprost do zydelka, na którym miska stała, dziniec. Opatrzył wóz, posmarował na jutro, zatoczył g arn ek nachyliła i kulesz wylała do miski. pod nakrycie, a na środek dziedzińca wyciągnął pług Przeżegnali się oboje i do wieczerzy zasiedli. drewniany, u którego tylko ogromny trójkątny lemiesz Jedli w milczeniu. Niewiele już krupniku zosta­ i trzósło były żelazne i jął się go rychtować. Najprzód wało , kiedy pies szczekać począł, ku drodze spoglą­ podniósł do góry i opatrzył płozę, potem przymoco­ dając. Nie zwracano jednak na to uwagi. Matka, sie­ wał sznureczki, któremi odkładnica, o formie prosto­ dząca naprzeciwko wrót, w półzmroku wieczornym, kątnej deski do grządziela przywiązaną była i zrobi­ dojrzała dwóch ludzi, z których jeden usiłował zdjąć wszy to, poszedł do szopy zkąd po chwili wrócił z sie­ kołaczyk ze słupa i wrota otworzyć. kierą i kilku grabowemi klinkami. Miał na te wszystkie — Któż to taki? — spytała, wpatrując się i usi­ pryczandały gospodarskie schowanko na desce, przy­ łując rozpoznać twarze. twierdzonej sznurkami do jednej ze ścian szopy, tak, — Gdzie? źe stanowiła rodzaj półki. Wrócił znowu do pługa, — A wrota otwierają... na grzędzielu usiadł i klin przyciosawszy, począł wbi­ Maksym odwrócił się. .. . jać go w otwór grzędziela, przy którym trzósło umo­ — Słarszyna... starosta... *) oto. cowywało się. Wbijał powoli, wstawał, zaglądał jakie W głosie jej zabrzmiało pewne zdziwienie i nie­ położenie względem lemiesza przybiera trzósło, siadał pokój. Oparli oboje łyżki o brzeg miski i czekali. i znowu wbijał, aż je nareszcie do pożądanego stanu Goście zbliżyli się do siedzących Maryi i Ma­ doprowadził. Z kolei opatrzył użewki, przymocowujące ksyma. rozworę, narychtował jarzmo — i na jutro był gotów — Dobry wieczór wam! do dalszej pracy. — D obry wieczór. Robił to wszystko spokojnie, nie mówiąc do — Pożywajcie zdrowi. nikogo ani słowa, tylko przyśpiewywał sobie lub na- — Dziękuję; prosimy i was. przemiany przyświstywał na żałosną nutę. Ledwie Wymiana grzeczności odbyła się nieco sztywnie ułożył jarzmo, spojrzał na ogród: woły wracają. Postał i etykietalnie. Goście mieli miny trochę zakłopotane, chwilkę na dziedzińcu, ku wracającym od wodopoju przestępoWali z nogi na nogę i po kolei skrobali się wołom spoglądając z zadowoleniem, potem zapędził z tyłu głowy. je na obórkę i przy okrągłym koszu, wyplatanym Wdowa poprosiła ich siadać —• podziękowali. z leszczyny, a napełnionym sianem i słomą, za nały- Nie podobało się to jej. Miała złe przeczucie. hacze przywiązał. Nie był wolnym od niego i Maksym. Starszyna miał Zajęty swoją robotą, nie zwracał uwagi na wszy­ jakąś urzędowną sztywność, był przy m edalu 2), tak stko co się koło niego działo. samo jak i starosta^), widocznie przybyli w jakimś Słońce już zaszło. Czuć było w powietrzu świe­ interesie. żość wieczorną, a lekki opar, powstający nad stawem, wiatr na wieś napędzał; szare rzadkie mgły przesu­ 1) Urzędnicy gminni. wały się jak. cienie ponad chatami i mknęły pomiędzy 2) Godło władzy- wójtowskiej. 3) Sołtys. • v - • ŚWIAT 103

Zdobył się wreszcie na odwagę Starszyna. Szli oboje milcząc. Wreszcie odezwał się Maksym: — A my oto do was Maryjo... — zaczął. — Pójdziemy ścieżką koło Harasymowego pola... Głos mu jakoś i powaga nie dopisywały. Obaczymy, jak się uruniło żyto. Wdowa przestraszonemi oczami spoglądała na Matka z pewnym smutkiem w głosie odpowie­ niego. działa : — Zła sprawa... ale cóź? — A dobrze... — Jaka sprawa? — spytała przerażona. Więc poszli. Od paru tygodni nie byli już na — Maksym na oczeredi... Musimy go do firyjomzi swojem polu. Rozglądali się i rozmawiali o tem, kto posłać. już posiał, kto się spóźnił, komu ruń wybujała... To znaczy, źe przyszła na niego kolej do wojska. — A ot i nasze żyto —• odezwał się Maksym. Matka utkwiła w nich nieruchome spojrzenie Maryja szklannem i napozór spokojnem okiem i załamała ręce. spojrzała. — Oj nieszczęście moje! — zawołała głucho — Ładnie się zaruniło — ciągnął syn — ładnie i płakać poczęła. i wyrośnie. Maksym stał ponury, zamyślony, w ziemię pa­ Szli brzegiem wąziutkiej miedzy, patrzyli i mil­ trzył i tylko po drgnięciu twarzy można się było do­ czeli. myśleć wMkii,wewnętrznej. — A kto je zbierać będzie ? —■ rzuciła matka. — Nie płaczcie Maryjo — uspokajał Starszyna.— Maksym nie odpowiedział. Obeszli pole i do do­ Może go nie wezmą, to jedynak przecie. mu krótszą drogą poszli. Ale słowa te uspokoić matki nie mogły. Pła­ Ciężkie to były chwile dla Maksyma. Inni kała i wyliczała zalety syna, swoje sieroctwo bez nie­ bawili się, hulali, pili, baraszkowali z dziewczętami — go, swoją, samotność, — ale to rzeczy zmienić nie mogło. jemu to wszystko nie w smak szło. Matka płakała Maksym był na oczeredi i stawić się musiał. w komorze cicho, a głośno pocieszała siebie i syna, Pocieszał ją syn, pocieszali inni tem,. że teraz do ale było to pocieszanie — ot tak — dla obałamucenia się. wmjska nie oddają na całe życie, że za kilka lat wróci Żartowali z niego koledzy, nazywali babą, ale tylko hramotnym, może jeszcze jaki krzyż dostanie —- ale dla tego aby go do siebie pociągnąć — nie dał się. serce macierzyńskie inaczej czuło. Ona miała głęboką A znali go przecie wszyscy, że babą nie był i naj­ wiarę, źe takim jakim pójdzie, już nie wróci. piękniejsza dziewczyna poszłaby za niego z wysko­ kiem. Tęsknica go się przyczepiła — i koniec. Nie II. jadł, nie pił, w pole chodził, i milczał; nie rozmawiał nawet z matką. H a! — trudna rada! Kazano Maksymowi stawić Przesumowawszy parę dni wrócił do Taraszczy. się do powiatowego miasta. Matka wńedziała, że od Ztamtąd miano ich »pope.dzić« do Kijowa. Matka nie szczęścia zależy wszystko, ale samego syna puścić nie odstępowała syna. Nocowała pod żłobem w zajeździć, chciała; porzuciła gospodarstwo, chatę, i poszła z nim na kupie słomy ; rano zrywała się i ledwie świt bły­ razem. Serce matczyne ma swoje prawa. Czekała tam snął już była pod wrotami »kazarmy«. Nowobrańców, rozwiązania losu syna — i doczekała; zły wyciągnął z obawy ucieczki, nie wypuszczano na miasto bez numer i miał pójść w sałdaty. Maksym przyjął tę asystencyi. Zwykle towarzyszył im diad’ko. W dow a wiadomość na pozór spokojnie, ale widać było z brwi skarbiła sobie łaski tego diad ka czem mogła, skarbiła jego nachmurzonych, z zamyślonego białego czoła, dla syna. Poiła go najlepszą wódką, karmiła wszy- z oczu pełnych ognia, źe duszę jego gryzły ból stkiemi przysmakami, jakich tylko na rundukach do­ i smutek. stać można było. Jadał więc hyżki, pundyki, kiełbasę Od dzieciństwa nasłuchał się wiele o Moskalach, i popijał gorzałką. A Maryja korzystała z każdej chwili a teraz sam pójść miał »w M o s k a l e « .się tego tak dobrego humoru diad’ka i zwracała się do niego z ma­ jak się człowiek niewiadomego boi. cierzyńską prośbą. Dostał tygodniowy urlop do domu, a potem mu­ — Bądźcie dla niego łaskawi... On u mnie jeden... siał się stawić do Taraszczy, gdzie naznaczono punkt wychował się i wyrósł kochany. zborny. Miał do wyboru: albo zostać w mieście na — A cóź tobie się zdaje matko, źe w pułku kazionnej kaszy i hulać przez tydzień wraz z kolegami, chochlom wieszają? albo wrócić do domu. Wolał wrócić, choć właściwie — Nie... ale na tej maszirówce nie bijcie go... urlop jego do trzech dni się ściągał, bo resztę na po­ D iad’ko protekcyonalnie spoglądał na nią. dróż do domu i z j^owrotem stracić musiał. Nie mó­ — Nie bój się matko — pocieszał — oskrobie- wił dla czego wraca, ale chęć nieprzeparta go zdjęła my • z niego tylko trochę chachlacką skórę, ażeby go zobaczyć jeszcze wieś swoją, swoją chatę, tę wodę, do ludzi uczynić podobnym. i oczerety, i tataraki, gdzie dzieckiem będąc kąpał się, Maryja patrzyła na niego błagalnie. brodził i bawił się w chowanego z rówieśnikami ; — Nie znęcajcie się... chciał popatrzyć na wołki, z któremi razem pracował, — Et, głupia chachlusza! Myślisz może, źe twój na pole własną ręką obsiane, już może szmaragdową syn jeden będzie ? Znajdzie się tam co niemiara ta­ runią przystrojone.. Kochał wieś swoją i ziemię, nie kich, których trzeba rozumu uczyć... A zresztą i czasu wiedząc za co, i zdawało mu się, że piękniejszego za­ nie wystarczy! Kom andir mówił, źe na wiosnę w pa- kątka na świecie niema. Żal za tym kątem i tęsknota chod, na Turka... Tam się poduczy trochę. męczyły go. Nie wielka była z tego pociecha dla matki. Wracał tedy z matką do wsi. Już widać było Gdy się rekruci ze wszystkich gmin zgromadzili, z góry kępę drzew, wśród której błyskały na. prze­ wyznaczono dzień do wyruszenia. Iść mieli piechotą. mian. albo białe ściany chat, albo srebrzyste zwiercia­ Wystąpili kupą z kilkuset osób złożoną, bez żadnego dło stawu, a ponad tem wszystkiem unosiła się lekka szyku wojskowego. Gromadę tę prowadził oficer na sinawa zasłona,, koniu, a po bokach szło kilkunastu żołnierzy, asystu­ 104 ŚWIAT jących w roli instruktorów. Szli spiesznie, każdy Zatrzymał się i nachylił do jej ręki, ażeby ją swój węzełek z bielizną niosąc na ramionach. Sły­ pocałować na pożegnanie. Ona go za szyję objęła, chać było tylko głuche stąpanie, niby szum roju w objęcia chwyciła i tuląc płakała. Nowobrańcy po­ i widać posępne, pochylone twarze. Gromadę tę ota­ szli dalej. Matka z synem zostali. Wiatr stepowy po­ czało dokoła kilkanaście kobiet różnego wieku, a za rywał łkania i skargi i niósł za odchodzącymi. nią posuwało się powoli kilkanaście wozów, w woły D ia d ’ko zatrzymał się. Spoglądał zniecierpliwiony zaprzężonych. Na wozach leżały bagaże żołnierzy na to pożegnanie, z uśmiechem kurzył lulkę i spluwał: i oficera, jakoteż zapasy żywności, a d\ve kobiety to­ — Prędzej! prędzej! Eh, wy chachły ! Ekoj na­ warzyszące były to matki, żony lub wierne kochanki, ród poganyj ! które do pierwszego fifyw alu odprowadzały nowobrań- Głos ten szyderski oprzytomnił Maksyma. ców. W gromadce tej była także nieodstępną Maryja. Rzucił pogardliwe spojrzenie na diad’ke, wzrok chwilkę zatrzymał na matce pełen słodyczy, znowu płaczącą w rękę pocałował i rzekł ze współczuciem. W Ł A D Y S Ł A W W A N K I E . — To przecież nie na zawsze... nie płacz matko, wrócę... Rozstali się wreszcie. Ona została na miejscu i za odchodzącym patrzyła; patrzyła wzrokiem przez łzy zamglonym i tylko widziała szarą masę ludzi, po­ ruszającą się niby punkt jaki wielki na drodze. Nie mogła w tej masie rozpoznać syna. W tern zdało się jej, że daleko, daleko, kiedy już ich wszystkich z oczu stracić miała, jakiś punkt ciemny wydzielił się z tej masy, na drodze zatrzymał i niby poruszał się... Na­ tężyła wzrok. — To Maksym... ręką kiwa do mnie... Wybuchnęła płaczem; łzy wzrok jej zaćmiły, więc je ocierała i patrzyła aż dopóki ciemna masa ludzi nie zlała się z horyzontem w jedną linię. Wróciła do domu. F r a n c i s z e k R a w i t a . (Ciąg dalszy nastąpi).

WALT WHITMAN. POETA AMERYKAŃSKI. Rok minął od zgonu Walta Whitmana, jednej z najoryginalniejszych poetyckich fizyonomii naszej epoki. Stany Zjednoczone Ameryki północnej, które po zgonie Longfellow’a i Emersona, posiadały już były tylko dwóch pierwszorzędnych poetów J. R. Lo- well’a i Whitmana, straciły obu w jednorocznym od­ stępie czasu. Nie sądzimy, ażeby ten ostatni był nale­ życie znany wykształconej publiczności naszej i dla tego zwięzła jego charakterystyka zdaje się nam być na miejscu. Ten -»prorok demokraćyi« jak go powszechnie nazywali jego rodacy od chwili, gdy się z niego na- igrawać przestali a szanować zaczęli, pochodził isto­ tnie z demokratycznego szczepu. Purytańscy jego STUDYUM. przodkowie, przesiedleni do Long Island w XVII wie­ ku , trudnili się z pokolenia w pokolenie uprawą roli; ojciec Walta dodał doń ciesielkę i tak się stało, źe Podążała tuż obok Maksyma, oka z niego nie spu- Walt, urodzony w 1819 r. także zrazu nią się zajmo­ szczając i ocierając łzy z cicha. wał. Wiejskie to chłopię, istotny syn natury, czerstwy, Łzy matczyne ciężyły mu; od czasu do czasu krzepki i zahartowany, pierwsze swe wychowanie głowę ku niej odchylał i prosił': i pierwsze swe wrażenia zawdzięczał przyrodzie i ze­ — Wracajcie matko... tknięciu się z podkładowemi warstwami społeczeństwa. — Jeszcze trochę... Ale od pierwszych lat młodzieńczych wyrabia się Żal mu było matki. Rad był ją co rychlej ode­ w nim szacunek dla nauki i rozwija się idealizm. Szu­ rwać od siebie, bodaj przemocą. Wolał pożegnać się kając dla siebie zawodu bierze się naprzód do dru­ śród głuchego pola, niż patrzeć na jej łzy razem z in­ karstwa, potem do elementarnego nauczycielstwa, na- nymi. koniec do wydawnictwa miejscowego dzienniczka. Po chwili odezwał się znowu, ale tonem stano­ Musiał już w tych młodzieńczych latach zabazgrać wczym : nie mało papieru, szukając formy ucieleśniającej myśli — Wracajcie mamo! co mu falowały po głowie. Ale dopiero w 1856 r. JOZEF KRZESZ. T A I W Ś

PRZY STUDNI. 106 ŚWIAT

gdy liczył 37 lat życia, wydał zbiór swych liryków cież gdy się objektywnie na jego dzieło spojrzy pod tyt. -»»Leaves o f Grass«, t. j. »Trawki«. W ciągu i oceni zadanie jakie sobie postawił oraz sposób całego dalszego ciągu swego życia nie napisał on już w jaki je spełnił, musimy szczerą poczuć ku niemu innego zbioru poezyj a tylko z kolei do tego pier­ sym patyę. wszego dodawał i organicznie wcielał późniejsze swe Poeta, w jego pojęciu, jest rodzajem proroka utwory. Ponieważ prozą napisał także jedną tylko i kapłana. Do niego po odpowiedź na wszystkie ży­ książeczkę »Specimen days«, która jest po prostu jego ciowe zagadnienia zdąża społeczność, i odpowiedź tę autobiografią, zatem staje przed potomnością ostate­ dać mu on winien. Ale- dalej mu jeszcze iść należy, cznie jako ho?no unius libri. Z lwicą bajkopisarza mo­ pobudzając do wzniesienia się pOza sferę poziomych że Whitman powiedzieć piśmienniczej rzeszy: »Ty przedmiotów, - w. których człowiek z natury swej grzę­ masz czworo, troje, dwa. Ja jednego — ale lwa!« źnie. Zazwyczaj, szukając w obłokach, goniąc za sen- W chwili gdy ogłosił swój zbiorek poezyj, zaj­ nemi marami, poeci z pogardliwem lekceważeniem mował był podrzędną jakąś posadę w biurze ministe- traktują całą tę poziomą, naturalną stronę życia. Ina­ ryalnem, a zadenuncyowany o niemoralność poetycką, czej Whitman: on wplata ją. w osnowę swej poezyi stracił miejsce niezwłocznie. Wówczas, z istotnie amery­ i wskazując, źe jest nieoderwalną częścią życia ipso kańską rzutnością wziął się do ciesielki i zaczął, jak przed­ fa cto w pieśni miejsce jej zaznacza. Czuł on zawsze tem jego ojciec, budować drewniane domki na sprze­ nieprzezwyciężony wstręt do tak zwanej przez siebie daż. Przedsięwzięcie dawało mu takie zyski, że się literature o f woe, t. j. do melancholijnego bajronizmu, ich przeląkł i wycofał z małym kapitałem. W wybu­ i do Rene’go Chateaubrianda, z którego chorobliwy chłej wtedy wojnie domowej, Walt Whitman, natu­ romantyzm się zrodził. Poezya jest jego zdaniem hy­ ralnie zagorzały stronnik północy walczącej za eman- mnem pochwalnym dla życia, ujawnieniem i uświęce­ cypacyę niewolników, spieszy oddać narodowej spra­ niem wszystkich bez wyjątku materyalnych, moralnych wie swą osobę i swe mienie. Poświęca się pielę­ i społecznych jego manifestacyj. Szeroki optymizm, gnowaniu rannych. Z jednego pobojowiska, z jednego rodzaj pogańskiego uwielbienia dla każdego drgnięcia wojskowego lazaretu, udaje się do drugiego, opatruje pulsu wszechświata ożywia go zawsze. Nie potrzeba rannych , pokrzepia, obdarowuje. Po czterech latach mu żadnych wyjątkowych cudów, aby tę doskonałość tego zawodu stracił i majątek i zdrowie; zahartował życia i jego pełnię opiewać: lada drobiazg, lada tra­ za to ducha. Nabywszy z dochodów jakie mu przy­ wka mu wystarcza. Jak sam o sobie powiedział, po­ nosić zaczęły liczne edycye jego » Trawek« skromny do­ dobnym się czuł do kudłatego psiska, wyjącego do meczek w Camden, spędził tam spokojnie resztę ży­ srebrnego księżyca; uwielbiał go jak mógł i czem wota. Odwiedzali schorowanego, sparaliżowanego na mógł. Aby zbudzić drzemiące sumienia i ciasne umy­ nogi patryarchę wszyscy znakomici myśliciele i pisa­ sły, nie ucieka się do mytów, ani do legend, ani do rze amerykańscy i angielscy, i pielgrzymka do jego abstrakcyjnych zasad. Jedyna siła, jaka jest w stanie samotni nie ustawała aż do ostatniej chwili. Im bar­ poruszyć masy, jest siła faktów. Faktem, jaki poeta dziej w przeszłość zasuwała się jego postać, tern wię­ przedstawić może społeczności, jest to co sam czuje kszą się stawała, tern jaśniejszą. Jak staremu Aholtaire’- i myśli, wierny wizerunek swego duchowego/« i fizy­ owi tak i jemu ojczyzna za życia sprawiła apoteozę. cznego jednocześnie. W wizerunku tym muszą się Stary poeta o swojem zawsze rzeźbiarsko pięknem rozpoznać wszystkie bliźnie istoty i w ten sposób po­ obliczu , o długim srebrnym włosie i neptunowej bro­ eta etycznego swego celu dopina. Jest on tedy śpie­ dzie, przeniesiony został w swym fotelu do wielkiej wakiem indywidualistycznym, egotycznym, śpiewakiem sali Horticultar Hall i wśród areopagu umysłowego nie oddalonej już i niezrozumiałej przeszłości, ani też swej ojczyzny, pod prezydencyą pułków. Ingersolt’a, mglistej jeszcze przyszłości, ale śpiewakiem teraźniej­ wysłuchał mów dytyrambicznych na swą cześć wy­ szości, dnia dzisiejszego, poetą demokracyi, jeżeli w tem głoszonych. Uczczono jak należy patryotę, demokratę, słowie cały ustrój współczesnego bytu się skupia. poetę, a w treściwem słowie podzięki, które wypo­ Demokracya jest w jego pojęciu synonymem hu­ wiedzieć był zobowiązany, nie można było zrozumieć manizmu , wszechmiłości, wszechsolidarności. Nikogo czy jemu, człowiekowi pełnemu prostoty, tego rodzaju i niczego z tej życiowej symfonii też on nie wyłącza, manifestacya była po myśli. Powrócił do swego zacisza do nikogo i do niczego nie żywi uprzedzeń i nie czuje i tylko na spokojniejszy jeszcze grób je zamienił. wstrętu. Zło jest w jego oczach tylko innem pojęciem Zycie jego nie obfitowało tedy w żadne awan­ dobra, nie czuje się w prawie go potępić. Do biesiady tury, ale duchowy jego wytwór za to jest w swoim społecznej zaprasza: idyotę, i złoczyńcę, i uliczną na­ rodzaju jedyny. Oryginalność posiadał niezaprzeczoną. wet wszetecznicę. Inśtynkta przyrodzone, jakiejkol­ Niedawno jeszcze, prof. Lombroso w słynnem dziele wiek natury, dla tego źe istnieją, powinny wyraz swój o Geniuszach, w których to — jak wiadomo — widzi znaleźć wr poezyj. Tylko umysły skoszlawione, stępiałe szaleńców, przytacza Walta Whitmana jako typ dzi­ w przesądach, mogły widzieć wybryki zasadniczej wnej a dzikiej odrębności, bliższej waryactwa, aniżeli niemoralności w tych jego poezyach, które zebrane zdrowego umysłu. Surowiej jeszcze sądzono go z po­ są pod ogólną nazwą »Pieśni dziatwy Adamowej«. Są czątku, zanim Emerson uznał go za potęgę duchową, tam trzy przedewszystkiem liryki: »to a common pro­ zanim najznakomitsi poeci i myśliciele angielscy nie stitute«, »a woman waits for me« i »native moments«, powitali w nim mistrza. Po pierwszej edycyi jego które swego czasu wywołały skandal. Nie ma wąt­ »Trawek«, tej która go przyprawiła o wydalenie z biur pienia , źe autor nie posiadał do traktowania tak dra­ administracyi krajowej, — pobożna angielska Saturday żliwego przedmiotu dość delikatnej ręki i źe herkule­ Review tak się nań rozsroźyła, iż zaproponowała, aby sowa maczuga a nie rakieta wolantu w ruch go wpro­ był biczowany! Do tego nie przyszło, ale przez pier­ wadza ; nie ma wątpienia, źe byłoby lepiej wcale stron wszych kilka lat poeta stał odosobniony i brakło mu tych nie tykać. Brak smaku dobrego u tego syna nie tylko sympatycznego intellektualnego środowiska, amerykańskiej dziczy jest niezaprzeczony. Lecz jest ale nawet ludzi coby go się zrozumieć starali. A prze­ dowodem ciasnego sądu i złej woli przypisywać po­ ŚWIAT 107 ecie cele, których sobie nie zakładał i zaprzeczać, źe Oryginalność W7hitmana — jak powiedzianem ze swego punktu widzenia był logicznym. było wyżej — nie polega jedynie na wpleceniu do po­ Ażeby zrozumieć istotny nastrój jego ducha, wy­ ezyi człowieka całkowitego z manifestacyami jego starczy przytoczyć pierwszą stanzę jego zbioru — In- bytu do takowej nie ukwalifikowanych, tak samo jak wokacyę. Oto jej dosłowne brzmienie: »Siebie samego nie polega na zbliżeniu poezyi do życia codziennego »ja śpiewam — pojedyńczą, prostą jednostkę, a prze- na wygładzeniu przepaści, która je zazwyczaj dzieliła. »cież wygłaszam słowo demokracyi, masy; śpiewam Jest to sposób widzenia tak nowy, tak odrębny, iż »fizyologię od wierzchołku do samego dna a nie fizyo- dziwić się nie można, źe Whitman stoi na samotnej »nomię tylko i nie umysł tylko do muzy się nadający; warcie u tego sztandaru. Oryginalność jego nie ogra­ »ja twierdzę, źe forma całościowa jest tej muzy da- nicza się atoli tylko do wewnętrznej strony, ale ujawnia »leko godniejsza; kobietę też śpiewam porówno z męź- się także w formie, w języku, w wierszu, w rytmie, »czyzną; śpiewam wszechźycie w ogromie swych uczuć, jakimi się posługiwał. Nikt dotąd w taki sposób nie »swego tętna, swej potęgi, życie radosne o celach pisał i można zrozumieć rodzaj osłupienia, w jaki po- »Swobodnych pod boskiemi prawami; śpiewam nowo- ezye jego wprawiły czytelników przywykłych do da­ »Czesnego człowieka!« wniejszej, tradycyonalnej modły. Jak John Robertson Jest to zaprawdę klucz do jego poezyi i otwiera dowcipnie powiedział: forma jego w takim jest sto­ wszystkie ducha jego tajniki. Powiedziano, że poezya sunku do zwykłej, poetyckiej, jak są tańce wojenne jego jest religią ciała. Wprawdzie w często cytowa­ czerwonoskórych Indyan amerykańskich, do wykwin­ nym wierszu napisał: tnych menuetów i kadrylów salonowych. Nie ma tam H f anything is sacred, the hum an body is sacred« rymów, jak się samo przez się rozumie, nie ma rytmu ale czytelnik zrozumie łatwo, źe jest to jedynie skła­ ujętego w jakikolwiek z uświęconych typów, lecz na­ dowy czynnik w organicznej całościowej pieśni. Widzą tomiast ciągnie się jakaś harmonijna melopea, na po­ w nim niektórzy duchowe powinowactwo z naturali­ zór żadnej nie ulegająca regule, pokrajana na wiersze zmem Jana Jakóba Rousseau ; głębiej jednak, zdaniem to długie na kilkadziesiąt sylab, to króciutkie, bez naszem, wniknął w jego istotę Freiligrath, gdy go przestrzegania składni, a nawet nieraz przy zdradliwej stawia na poziomie starych hebrajskich proroków. Ce­ morfologii. Dziwi ona nas zawsze, rozdrażnia niekiedy, chuje go nadzwyczajna prostota obok entuzyazmu ale w miarę jak się w tę formę nie będącą ani prozą, niewyczerpanego, ciągle sączącego się ze źródła. ani wierszem wczytuje, ulega się jej potężnemu uro­ -Entuzyazm ten pobudzany był przedewszystkiem kowi. W ten sposób wyrażał się Hiob biblijny, a naj­ przez nutę patryotyczną. Whitman nietylko dumny bliżej podchodzi Whitman do indyjskiej Ramagany był ze swego amerykanizmu, ale w dobrej wierze takiej jaką posiadamy w tłómaczeniu Schlegla. Po­ widział w swych ziomkach naród wybrany, dający dług słusznej uwagi Rollestona, Whitman wyrzucił światu nowy zakon. Dla staro-europejskiej cywilizacyi z poetyckiego języka i formy wszystkie tradycyonalne ów . syn amerykańskiego stepu czuł rodzaj smutnego ich czynniki, wszystkie oprócz samej poezyi! Ci co politowania; taił się jak mógł z tem uczuciem, ale najsurowiej jego formę potępiali, utrzymywali, że dla dopatrzeć się. go nie trudno. Nie drobne różnice, ale tego w^ymyślił ją dla siebie, źe nie byłby potrafił za­ przepaść dzielić miała dwa te światy odrębne. Dla kuć swej myśli w trocheje lub jamby, że mu brako­ tego też nie widział potrzeby sztucznego przeszcze­ wało piśmienniczego wykształcenia. Być może, że nie piania europejskiej poezyi i literatury na dziewiczy byłby w stanie wyrzeźbić misternych wierszyków i jest grunt wielkiej rzeczypospolitej, lecz dążył do wytwo­ nie do zaprzeczenia, źe nawet w tym kształcie, jaki dla rzenia swojskiej, miejscowej. Jeżeli była ta tendencya siebie stworzył jest nieraz pospolity, płaski, zaniedba­ dowodem płytkiego historycznego wniknięcia w istotę ny, źe mu brakuje cierpliwości, starannego wykończe­ społecznego rozwoju, to usprawiedliwienie swoje zna­ nia, przerabiania, źe się zadawalnia pierwszym rzutem leźć może w gorącej miłości do ziemi ojczystej. To improwizacyi, lecz mimo tego należy uznać, źe forma była jedyna Wyłączna namiętność w jego naturze. ta tak przedziwnie harmonizuje z treścią, że w tak Czytając popularny wiersz jego »Starting From Pau- jednolitą spaja się z nią całość, że innego Whitmana manok«, który się w Stanach Zjednoczonych stał hy­ wcale wyobrażać sobie nie podobna. mnem narodowym, albo owe »D rum Taps«- datujące Nie wiemy, czy dotychczasowa forma poezyi, z epoki wojny domowej i rozlegające się jak bębny jaką starogreccy przekazali nam mistrze, już się osta­ wzywające do szturmów, albo nareszcie owe rzewne tecznie przeżyła, i czy jest prawdą, że pod grozą osta­ treny po zabójstwie Lincolna »O Captain, my Captain!«, tecznego rozbratu poezyi z życiem normalnem, trzeba gdzie się skarży, źe na okręcie wracającym wśród ją będzie zarzucić raz na zawsze. Wielu znakomi­ radosnych okrzyków nie ma wodza co wyratował za­ tych łudzi wyznawało tę teoryę, a między innymi, łogę' od zguby : wszędzie dźwięczy nutą rodzimą, pod­ wchodziła ona do umysłowego wyznania wiary Car- niosłą, w kryształowej krynicy patryotyzmu kąpaną. lyle’a. Ale jeżeli nieraz doktryna taka sformułowaną "Wśród innych jego utworów jako perłę wyróżnić mo­ była teoretycznie, to Walt Whitman był pierwszym, żna »Idyllę ptasią«. Gdyby oprócz niej i oprócz ody na który naiwnie i nieśmiało zrazu, instynktowo prawie, śmierć Lincolna nie był nic napisał i tak już miałby a później dopiero systematycznie w czyn ją wprowa­ prawo do miejsca w gronie najprzedniejszych piewców dził. Choćby już z jednego tego powodu, imię jego nowoczesnych. przekazanem zostanie potomności. Dr M. S. N e k a n d a -T r e p k a. JÓZEF BOGDAN DZIE KOŃSKI. (Ciąg dalszy). Badając, lud i jego obyczaje za przykładem Wój­ puls całemu młodemu gronu poetów i wpłynął na cickiego i-kilku innych, Dziekoński nadał nowy im- kierunek ich twórczością Grono- to wprowadziło- do literatury typy i postacie ludowe, może zrazu niezbyt cznych mieszkańców, ma zbliżać się powoli do jej prawdziwe — cały ówczesny kierunek mało się tro­ szczytu, i dojdzie doń dopiero przy skończeniu świata. szczył o prawdę — ale w każdym razie był to zwrot Wobec pięknej natury opadały go marzenia, roztę- ważny, który miał być płodny w następstwa. Zamiast skniona jego dusza oddawała im się z rozkoszą. Au­ arystokratycznych bajronowskich postaci, wystąpiły tor nasz często miewał napady zniechęcenia i smutku, postacie ludowe. Chłopem jest bohater poematu W ol­ wtedy uciekał od ludzi nawet najbliższych sobie. Pań­ skiego »Ojciec Hilary« i pyszni się z tego pochodze­ stwo Dziekońscy posiadali wówczas kolonię Ustroń nia , chłopką także jest Halka, a pieśni ludowe tak pod Warszawą, — ale nawet ta Ustroń pomimo przy­ przypadły do rodzaju talentu Lenartowicza, iż stały wiązania do rodziców, była dla niego za gwarną. się jego największym tytułem do sławy. Dziekoński »W samotności dopiero — pisze we wspomnieniach poglądy swoje ludowo-społeczne wypowiedział w »wy­ z Łysej góry — człowiek myślący jest tem, czem cieczkach« na Łysą górę, do Okienik, Dorpatu, w no­ być powinien, tam to on zgromadza wszystkie siły welach: »Pająk«, »Wyzwolenie zapaleńca«, »Włady­ swojej duszy. I czyż potrzeba mu ludzi, kiedy ma ze sław«. W innych znów jak w »Trupiej główce na sobą naturę, a nie patrzy na nią przez śmieszne szkieł­ biesiadzie«, w »Sile woli«, jako też w »Sędziwoju« ka form towarzyskich? W samotności, kiedy każda maluje się z kolei mistyk i marzyciel, przebywający godzina pozostawia swój ślad, bo najmniejszą chwilę w świecie zjawisk nadprzyrodzonych. oznacza myśl, w samotności to jedynie dusza czuje Opisy wędrówek Dziekońskiego świadczą, źe całą potęgę swej niepodległości«. Powszednie warunki jakkolwiek spoglądał na lud przez okulary romanty­ życiowe i cały zwykły zachód bytu był mu wstrę­ zmu, zwracał uwagę pomimo to na rzeczywisty stan tnym nad wszelki wyraz jak i wszystkim poetom jego epoki, u innych jednak rozdźwięk z otaczającym świa­ tem wygląda często na poetyczną manierę, pochodzić LUDWIK STASIAK. się zdaje z braku harmonii pomiędzy położeniem oso- bistem, środkami a pragnieniami, — u niego jest on szczery i głęboki. Nastrój jego pod żadnym względem nie licował z ogólnym nastrojem. Wypowiada wyra­ źnie w nowelach »Pająk«, »Wyzwolenie zapaleńca«, »Władysław« — osnutych na tematach współcze­ snych — całą swą niechęć do konwencyonalnego świata, w którym wszystko bez wyjątku jest złe, gdy tymczasem ludzie niezdolni zamknąć się w ciasnych szrankach powszednich obyczajów, choćby nawet byli włóczęgami, pijakami, waryatami, choćby popełnili zbrodnię, stokroć są więcej warci od tak zwanych »porządnych« ludzi. Coś podobnego spotykamy w ame­ rykańskim autorze Bret-Harcie, którego przemysłowo- kupieckie obyczaje swego kraju, przejmują tak wiel­ kim wstrętem, iż dodatnich bohaterów szuka jedynie między: karciarzami, oszustami, złodziejami, bo oni jedni jeszcze — według niego — zdolni są do czynów szla­ chetnych. Tak samo czynił Dziekoński. Oto jak w »Pają­ ku« opisuje czem jest »człowiek dobrze wychowany ZAGRODA PBZEDMIEŚCIOWA. , iJS czyli nie wychodzący z granic tłumu: grzeczny, przy­ zwoicie ubrany, nie powstający na modę, mający zdol­ ności właśnie tyle, ile potrzeba do zabaw wieczornych, jego ekonomiczny i nieograniczając się na ludzie wiej­ a choćby trochę mniej, to nic nie szkodzi«. Dalej ma­ skim, zajmował się także proletaryatęm miejskim i fa­ luje towarzystwo baronowej, w którem rozmawiano brycznym. W opisie podróży do Dorpatu, znajduje się po francuzku, śpiewano po włosku, tańczono po nie­ zajmujące sprawozdanie z fabryki zwierciadeł. Autor miecku , jedzono kolacyę po angielsku i z którego kładzie główny nacisk na los robotników, porównywa uciekł zrażony. Kontrast z tym sztucznym, zcudzo- go z losem pracodawców, oraz tych wszystkich co ziemczałym światem, stanowi ogródek — rodzaj szyn­ owocu ich pracy używają. »Niejedna z naszych pię­ ku na Mokotowskiej ulicy — gdzie autor zdała od ludzi kności — pisze — co swoją uśmiechającą się, jaśnie­ »porządnych«, usłyszał swojską nutę mazura, graną jącą zdrowiem twarz przegląda w jasnem zwierciadle, przez żydowską kapelę. Goście tu byli wcale nie wy­ jakżeby się wzdrygnęła, gdyby jej, obok ukazał kto myślni , kilku obdartusów, dorożkarz, baba z obwa­ wybladłe, z napuchłemi oczyma, trzęsące się postacie rzankami, »wobec nich jednak — pisze autor — za­ biedaków, tracących zdrowie, nieraz życie, przy robocie wstydziłem się swych szat, zazdrościłem im łachma­ tych przedmiotów zbytku«. nów, jakby frak czarny, który miałem na sobie, był Natura w całym swym majestacie miała dla mło­ jakąś nieprzepartą zawadą do połączenia się i zosta­ dego marzyciela niezmierny urok. Wobec niej, nawet nia z gminem ; — ich wzrok wyrzucał mi różność ka­ opisując Łysą górę, pobieżnie załatwia się z legen­ stową, spoglądali na mnie, jak spoglądać musieli ilo- dami przywiązanemi do klasztoru św. Krzyża, chociaż towie na swych dumnych panów, idących na forüm«. te powinny były szczególniej zainteresować mistyka, W tym ogródku spotyka nieszczęsnego człowieka, a nawet nie wspomina charakterystycznej opowieści muzyka z natchnienia, który skarży się iż »kazano o posągu kamiennym klęczącej kobiety, znajdującym mu się uczyć muzyki z poliniowanego papieru, i ze się na połowie góry, a który według wiary okoli­ skali chromatycznej, wygrywanej przez starego Niem- Ś W I A T 109

POWSZECHNA WYSTAWA KRAJOWA*; WE LWOWIE.

WIEŻA WODNA.

15 ca«. Muzyk ten miał żonę, co go zdradziła, rozpił się prostak, szwagier gajowego, zabija go dla rabunku z rozpaczy i musi pić bez ustanku, bo gdyby na marnego rubla. Interes też staje na wspak w życiu mło­ chwilę wytrzeźwiał, nie zniósłby życia. Nieszczęśliwy dzieńca, który kocha się, jest kochany, ale tak samo zyskuje sobie całą sympatyę autora, który ze czcią jak Jadwigę, ideał jego wydają za bogatego człowie­ prawie odprowadza go do domu. W rezultacie poka­ ka. Koleje życia zapaleńca poszły krzywo, wśród zuje się, iż baronowa, u której odbywał się modny nauk stracił wiarę, rodzice go odumarli i zmuszonym wieczór, z którego uciekł, była właśnie przeniewierczą był sam myśleć o sobie. »Z poetycznej sfery wpadł żoną rozpaczającego muzyka. Zbrodnia i zepsucie try­ od razu w chłodną prozę stosunków towarzyskich, umfuje na szczytach społecznych, a geniusz jest spo­ a jemu każdy przymus zdał się niewolą, grzeczność niewierany. obłudą, nieodzowne formy bezdusznością i dla tego Pokrewną tej myśli jest treść »Władysława«. wszelkie obowiązki zrzucał z siebie, jakby uciążliwe Panna z zamożnego domu, zakochała się w młodym, jarzmo... Czuł się wyższym od tłumu co go otaczał... wykształconym agronomie, który urządzał majątek swą dumą tracił tę wyższość, tak, iż jedni go uważali w sąsiedztwie jej rodziców. Naturalnie, rodzina nie za dziecko, drudzy za szaleńca, a wszyscy poniżyć mogła zezwolić na podobne małżeństwo; agronoma usiłowali«. Autor natrąca wprawdzie, iż na dnie tej oddalono, pannę wydano za mąż za niezbyt powabne­ hardej duszy tlało może najzwyczajniejsze samolubstwo, go, ale majętnego obywatela. Młoda kobieta, nie mo­ ale nie zatrzymuje się nad tą myślą. Było to zape­ gąc podzielać zajęć i zabaw swego męża , ograniczo­ wne obudzenie się poczucia zwykłych obowiązków nego filistra, a przytem trawiona smutkiem i tęsknotą, wobec rodziców. Czuł sam , źe zamiast pomocy, był choruje ciągle. W głębi domu leżą jej zaciszne po­ im ciężarem i troską, pojmował może niewyraźnie, źe koje, o które odbija się próżno zgiełk i gwar powsze­ z pod zwykłych warunków bytu bezkarnie wyłamy­ dniego życia. Ona go podzielać nie może, przebywa wać się nie można. Ciekawe też są bardzo koleje, w krainie marzeń. Ukochany jej, zrażony do świata, przez które przeprowadza swego bohatera; jest on kupił sobie w sąsiedztwie chatę i kawał ziemi, wśród czeladnikiem tokarskim, tragarzem , »a wszędzie spo­ lasu, tam mieszka ze wspomnieniami swemi, mając za tkał intrygi, zawiści, zmysłowość grubszą, bo bez osło­ cały skarb portret ubóstwianej Jadwigi i gitarę, na ny. i wstydu«. Zostaje wreszcie gajowym w łesie, na której niekiedy przygrywa, a za całe towarzystwo pustkowiu i to są podobno najszczęśliwsze jego chwile, chłopską rodzinę, którą przygarnął. Czytając opis mie­ bo spędza je w samotności. Tu jednak także prześla­ szkania Jadwigi w domu mężowskim, mimowoli przy­ dują go ludzie, denuncyuje go, jako człowieka z wy­ chodzą na myśl owe kobiety, podobne do zaklętych kształceniem, rywal do względów ubogiej kuzynki księżniczek, zaludniające powieści Orzeszkowej. Mąż właściciela, u którego zostaje w obowiązku, ostrzega­ pracuje, boryka się ze światem rzeczywistym, żona jąc, iż nie jest tern, czem się wydaje. Biedna kuzynka, nie chcąc się dotykać prozy życia, przebywa w kra­ której całą winą było współczucie dla nieszczęśliwego, inach wyobraźni. Wprawdzie przed blisko półwiekiem zostaje wypędzona z »porządnego« domu, a bohater owa proza była raczej użyciem niż pracą, i od niego t6 się.zabija. I to jest owe wyzwolenie, które jedynie to odsuwały się poetyczne żony filistrów, przecież pra­ może mu spokój zapewnić. Dziwna ta, głęboko smu­ cy dla rąk chętnych nie brakło wcale, gdyby raczyły tna powieść, tem smutniejsza, iż ma przebłyski realne, tylko obejrzeć się w koło zaklęte księżniczki błęki­ postacią szatana łączy się z cyklem utworów fanta­ tnych marzeń. W parę lat później budziła je do spo­ stycznych, choć z drugiej strony trzeźwiejszą jest od łecznej pracy Narcyza Zmichowska i grono entuzya- wszystkich innych utworów Dziekońskiego. Zdaje się stek, któremu przewodniczyła, wskazywała zachwa­ on w bohaterze potępiać niezdolność przystosowania szczone pola, domagające się starannej ręki, ostrzegała się do warunków bytu, jak gdyby sam z sobą toczył przed niebezpieczeństwem bezczynnej tęsknoty. Dzie- walkę pod tym wTzględem; kiedy zaś charakter ma­ koński należał jeszcze do epoki, która ją idealizowała, rzyciela nazywa samolubnym , kto wie czy sam o so­ i dziwić się temu nie można, ona stanowiłą reakcyę bie nie wypowiada tego zdania, zwłaszcza gdy przy­ przeciw zmateryalizowaniu klas wyższych. Istniała tu pomina sobie starych rodziców, rachujących na pomoc wprawdzie pewna sprzeczność« z wielbieniem ludu, syna, którym ten syn jest ciężarem i boleścią, chociaż który nie ma czasu na marzenia, ale sprzeczności tej kocha ich całą duszą. Takie właśnie względem rodzi­ nie dostrzegano wówczas, dążąc do zamierzonego celu. ców było położenie autora. W sprzeczności też z fan­ Pesymizm Dziekońskiego '«^barwiony wertery- tastyczną niemal wiarą w lud i ze wszystkiemi przy­ zmem, maluje się głównie wr » Wyzwoleniu zapaleńca«. miotami, jakiemi go zwykle obdarzał, są ustępy, Zapaleniec nie mógł dostroić się do powszechnej mia­ w których znajduje w nim te same wady, co w kla­ ry, a szatan, który jego dzieje opowiada, twierdzi, źe sach wyższych, tylko bardziej jeszcze rażące. Wkrótce on to był mu kumem i przy chrzcie dotknął palcem jednak Dziekoński zapomina o tych trzeźwych prze­ głowy dziecięcia, w której pali się odtąd ciągle. Mo- błyskach i powraca do przekonań, które stale wypo­ źnaby podejrzewać, źe w historyi tego zapaleńca, au­ wiada w innych utworach. tor skreślił potrosze własne dzieje, a to podejrzenie Na te przekonania wpływ wielki wywarły lite­ potwierdza fakt, źe powieść ta pisaną była w Ustro­ ratury obce. Jako wychowaniec niemieckich uniwer­ niu. Młodzieńca obdarzonego wielkiemi zdolnościami, sytetów, miał szczególniej dla ducha niemieckiego rodzice kształcą starannie, bo stary ojciec, który go sympatyę widoczne. Zapewne też po części zaczerpnął kochał nad wszystko, twierdził, iż można dzieciom nie w życiu uniwersyteckiem burszowskich nawyknień, zostawić majątku, ale wykształcenie im dać trzeba które przeniósł na grunt warszawski. Przytem, jak to koniecznie. Była to właśnie zasada rodziców autora. Po­ wówczas było w zwyczaju, wychwalał ład, porządek, mimo to, źle dzieje mu się w świecie, bo świat nie akuratność niemiecką, a nawet łagodne usposobienie jest takim, jakiego pragnął i o jakim marzył, rządzi i miłość rodzinną Niemców. Zakrawa to dziś na ironię, się tylko interesem, a interes do zbrodni popycha tak samo jak słynne dzieło pani de Stael o Niem­ ludzi wszystkich warstw społecznych, skoro nawet czech, która także cnoty niemieckie wynosiła pod nie- ŚWIAT biosa. W idać, źe nietylko zmieniają się ludzie, zmie­ szczególniej był mu sympatyczny szorstki Hebbel niają się także narody. Gdyby owi chwalcy łagodności i jego średniowieczne dramaty. On także lubił akcyę i sprawiedliwości niemieckiej zmartwychwstali i dziś swych powieści przenosić w przeszłość daleką, bo rozejrzeli się po świecie, zapewne nie rozumieliby sa­ przeszłość była dla niego złotym wiekiem, w którym mych siebie, jak my ich zrozumieć nie możemy. Ad- jeszcze tajemnicze nici, łączące człowieka z naturą, nie mirując naród, Dziekoński admirował też literaturę; były zerwane, a świat zaludniony był duchami.

(Dokończenie nastąpi). W a L E R Y A M a RRENE.

RELACYA REZYDENTA POLSKIEGO W MOSKWIE

O WYPADKACH Z R. 1682.

(Ciąg dalszy). II. Relacya Residenta polskiego na ten czas w Moskiewskiej stolicy będącego, o tych tumultach moskiewskich y okrutnej a prawie niesłychanej między niemi rzezi. »Przyczyna śmierci Cara Moskiewskiego, Fedora Dołhoruki, hetman wielki nie był, ale syn y wnuk Alexiejowicza, nie inna, jedno stroje polskie i ku wie­ jego tamie byli i chcieli obwołać Carem Piotra. rze katolickiej przychylność: w czym, gdy bojarowie Strzelcy zaś, których było przykazów (reimentów) 40, przestrogi i prośby swoje daremne być widzieli, po­ a w każdym przykazie po 1,200 ludzi, spiknąwszy się, częli się znosić tajemnie z sobą, z której to conferen- uczynili z sobą namowę, aby jako prętko w dzwon tiey to suhsecutum, źe namówili doktorów, aby mu wielki uderzą, tak prętko wszyscy byli gotowi, jako trucizną wieku ukrócili. Jakoż tym sposobem, carowa do boju. Ordinowali przytym 12 przykazów najcel­ sama z świata ustąpiła. Carowi zaś samemu , na lat niejszych z pośrodka siebie do Krymgrodu, najwięcej trzy truciznę zadał z namowy dumnych bojarów, Da­ pikinierów, którzy tam przyszedszy w szyku stanęli. niel , żyd, doktór nadworny carski, który będąc we­ Drugie zaś przykazy, na różnych miejscach, gdzie ro­ dług zwyczaju na pokoju carskim , po obiedzie z nim zumieli być tego potrzebę, także stanęły w szyku. o różnych rzeczach diskurując confidenter, nakoniec Co obaczywszy z okna, wyszedł na ganek pałacowy wziął z tacy złocistej na stole stojącej, jabłko jedno Ławryn, kanclerz i począł ich strofować o te bunty. piękne, a mając nóż, z jednej strony trucizną napu­ Na co mu odpowiedzieli: szczony, przyszedł do Cara i rzekł: »— Czemu nam pieniędzy zasłużonych nie odda­ »— Prawiedny Osttdarze ! Twojomu Weliczenstwu jecie? A do tego, macie między sobą zdrajców, któ­ prawoje liczko, a mini, chłopie Twojomu, lewoje. rzy Cara nieboszczyka otruli. »To rzekszy, rozerżnął je na poły y dał Carowi »To mówiąc zaraz strzelców kilkanaście wpadszy połowicę ową prawą, napuszczoną jadem od noża, na ówźe ganek, porwali kanclerza, mianując go naj- a sam zdrową połowę zjadł. pierwszym zdrajcą y porwawszy wpół zrzucili z gan­ »Zkąd gdy zaczął, trucizna opanowała mu wnę­ ku na piki strzeleckie i leżącego do ziemie niedopu- trze y bole nieznaczne przez tak długi czas zniszczyły ścili, ale tak nadstawili do góry piki grotami, źe na go powoli; nakoniec czując się słabym cale i śmier­ nie spadł, na których go za Krymgrodem rozniosszy, telnym, r zwołał bojarów, zalecając im brata rodzonego, tamże go w szpaler rozsiekali. Drugich potym bojarów Iwana Ślepego, już lat 18 mającego, któremu sam dumnych, po jednemu z pałacu biorąc, tyrańsko po­ w ręce sceptrum oddał, a potym wkrótce umarł. zabijali, a nietylko tych, co byli na pałacu, ale y dru­ »A tymczasem, ztąd y z owad factie różne ta­ gich, co się byli po cerkwiach y po monastyrach po­ jemne wszczęły się, gdyż jedni chcieli według osta­ kryli, od ołtarzów biorąc, zabijali okrutnie. Ciała ich tniej woli Cara zmarłego, brata jego, Iwana Ślepego przez kilka dni na ulicy leżały niepogrzebione, aż po­ mieć carem; drudzy, przyrodnego jego brata, Petra, tym powoli y nieznacznie, częścią przyjaciele, częścią chcieli obrać mimo Iwana. krewni, ukradkiem je pochowali, drugich sami już »Co gdy kilka dni pod pokryw ką się działo., chować kazali, gdyż smród wielki z onych trupów dwaj przedniejsi bojarowie dumni, chcąc w tym pręt- począł się był dobywać. kością rzeczy ubieżeć, zgromadzili się huczno do Krym- »Kniaź Juryj Dołhoruki nie był naonczas na pa­ grodu, pałacu carskiego, gdzie Petra Carowicza po­ łacu (jako się namieniło), do którego dworu, hurmem sadziwszy na tronie, kazali strzelcom przystępować do strzelcy przyszedszy mówili: pocałowania ręki jego, jako prawdziwego dziedzica »— Syn i wnuk twój za śmierć Cara zdrowiem y Cara obranego. Ale strzelcy, wiedząc, co była za swym zapieczętowali, — którym on odpowiedział: Jeśli ostatnia wola nieboszczyka Cara Fedora, nie chcieli to uczynili, co powiedacie, słuszna, źe taką karę od­ tego honoru Petrowi czynić. Do tego, ciż to strzelcy nieśli i teraz was proszę, aby mi ciała ich tu przy­ dowiedzieli się, źe car nieboszczyk był otruty, z czego niesione były. bardzo się zażarli na bojarów dumnych y chcąc aby »Co gdy obiecali i zaraz po nie posłali, rozkazał żaden z nich, którzy się tym zmazali, nie uszli należnej im dawać wszelkie dostatki jedzenia i picia na po­ kary, takiego przeciw nim zażyli fortelu: Iwanowi dwórzu i placu przed dworem. A tymczasem strzelec Carowi kazali się na czas zataić, a rozgłosili, jakoby jeden w domu jego zataił się, w jakimsi skrytym y on miał umrzeć. Co usłyszawszy, owi dwaj dumni miejscu, źe go w onej trwodze nie spostrzeżono, tak, bojarowie zjechali się do Krymgrodu znowu zgroma­ isz gdy ciała owe przyniesiono, widząc, że Dołhoruki dziwszy i drugich bojarów, którzy natenczas obecni rzekł żalem zdjęty sam do siebie: »Jako żywię Bóg byli w Stolicy. Na którym zgromadzeniu tylko sam tak to mówię, źe nie zawrę powieki mojej, asz się 112 ŚWIAT nad temi mordercami krwie mojej zemszczę!« co usły­ jego najstarszego , Alexieja Alexiejewicza , który nie szawszy on zatajony strzelec wyszedł do drugich będąc Carem, w roku 20 wieku swego , także otruty i wielkim krzykiem zawołał na nich: przezeń, umarł. ».— Chwały i sia sobaka staryj szło nas wsiech »Potym Carowę, z domu Gruszecką, Cara Teo­ w yrubit! dora Alexiejewicza żonę, przed porodzeniem syna »Zaczym z wielkim hurmem na pokój jego wpa­ otruł, żeby rozumiano, iż z okkazyey połogu umarła, dli z podwórza i tam z najwyższego okna zrzucili go która przecież żywe dziecię miała, syna Iliego, alias na piki y na plac on przed dwór wywlokszy, nogi, Eliasza, ale to zaraz po krzcie umarło. Potym, źe ręce, głowę, poucinali i w sztuki porąbanego w bło­ i samego Cara Teodora Alexiejowicza otruł, to przy­ tne gnojowisko uliczne wrzucili. dając , źe tym wszystkim tę truciznę podawał przez »Potym Daniela żyda doktora wzięli na tortury, Jazykina, starszego pokojowego carskiego, krewnego

POWSZECHNA WYSTAWA KRAJOWA WE LWOWIE.

m m 1

rrr

PAWILON KRZESZOWICKI ANDRZEJA HRABIEGO POTOCKIEGO. na których będąc ciężko ciągniony i palony zeznał: Carowej starej, Alexiejowej Michajłowiczowej. Któ­ że jeszcze za Alexieja Michajłowicza Ojca tych Caro- rego Jazykina, gdy natychmiast wzięto, przyznał się wiczów miał tę truciznę. A zeznał to przed Galiczy- do wszystkiego, to przydając, że i Carowa stara, ma­ nem, Chowańskim, Odojewskim i Łabudinem, którzy cocha Iwana Ślepego y patryarcha tameczny wiedzieli nie byli w radzie tej zdrady, i owszem, na wszystkich o tej zdradzie. Jakoż ich zaraz do więzienia wzięto; zdrajców instygowali, którzy pomienieni czterej zniósł­ patryarchy jednak w więzieniu nie trwożono, dla tego, szy się o tem z strzelcami, dwadzieścia domów prze­ aby był sposobniejszy do poświęcenia na Carstwo dnich familij bojarów dumnych zaraz wytracić kazali. Iwana, którego chcieli, według ostatniej woli Cara »Jakoż te tylko cztery domy w całości zostały. Fedora mieć Carem. Z którym patryarchą, jako y z Ca­ Tenże doktór i do tego zeznał się, źe wprzód otruł rową starą, co się potym będzie działo, czas okaże. Cara, Ojca ich, Michała Alexiejowicza, potym Syna Z rękopisu podał ALKAR. (Dokończenie nastąpi). Ś W I A T 113

PAWEŁ MERWART.

WOJEWODZINA. (wiek XVIll). 114 ŚWIAT

SEWER I JEGO OSTATNIA POWIEŚĆ.

Wśród kryteryów wartości i rodzaju inteligencyi humorem pokazuje wiecznie te same figury żydowskie ludzkiej najpowaźniejszem może jest i zostanie wra­ i t. d. Przeczytawszy jedno arcydziełko modnego no­ żliwość duchowa. Uznanie tej zasady jest zdobyczą welisty warszawskiego, znasz go już całego; czwartą ruchu wolnościowego naszego wieku, który łamiąc jego pracę odrzucisz z niechęcią. Jakto? Świat bieży wszelkie szranki ograniczenia, rozszerzył i w tej dzie­ i rozwija się, warunki bytu wytwarzają coraz nowe dzinie ciasne pojęcia przeszłości. Szlachcic, który wie­ środowiska, w których ludzie podlegają nowym motorom rzył, iż chłop jest z innej niż on stworzony gliny, cierpień, radości, kolizyi, pragnień... piękno i brzydota, i klasyk, który żądał, by mu »na język polski« prze- wzniosłość i komizm, tysiące nowych przybierają form, tłómaczono »Sonety krymskie« — są dwiema strona­ prócz jednostek dramatycznych występują na wido­ mi tego samego medalu: ciasnoty duchowej; człowiek wnię walki obozów i klas całych — a w literaturze z końca naszego wieku, który uzbrojony w wiedzę dotychczas wyrazu na nie niema! Z wyjątkiem po­ pozytywną i w subtelne nerwy stara się poznać wszy­ pularnego typu »dekadenta« opracowuje ona wyłą­ stkie zjawiska życia, odczuć wszystkie prądy swojego cznie motywa, dostatecznie wyczerpane już przez Kra­ czasu — jest antytezą tamtego typu. szewskiego i Korzeniowskiego. »Młodzi« robią z tych Nazywając ową wrażliwość najlepszem kryteryum motywów katarynki; w najlepszym razie, zagrzebani intelligencyi, nie jesteśmy obojętni na ujemne jej sku­ w swojej »specyalności« — niechże idą na referentów tki. Zbyt przesubtelniona, nie obwarowana, jak ze do biór urzędowych lub wywiadowczych, a nie pozują skał tryskające żywe źródło, niezłomnemi ideałami na dusze »artystyczne«! *) społecznemi, wydaje Płoszowskiego i Gronowskiego O ileż młodszym jest pracujący w literaturze od (z »Dwóch biegunów«). Natomiast jest ona bezwzglę­ dwudziestu lat Sewer-Maciejowski. dnie cennym i niezbędnym przymiotem w połączeniu Daliśmy wstęp powyższy, nieco przydługi, aby ze zdolnością odtwarzania się na zewnątrz, bądź to uwydatnić naczelną, a — dodajmy odrazu — dla nas przy pomocy pędzla i dłuta, bądź to pióra. Można po­ najsympatyczniejszą cechę twórczości pisarskiej Sewera, wiedzieć , źe jedynie stopień wrażliwości duchowej t. j. wielką wrażliwość artystyczną, połączoną z bez­ warunkuje skalę twórczego talentu artysty. ustanną obserwacyą coraz nowszych objawów życia. Kryteryum powyższe zastosowane do pisarzy Nie zaskorupił się on w jednej »specyalności«, lecz śle­ ostatnich czasów okazuje w całej pełni, jak skąpem dzi i bada wszystkie. Śmiało można o nim powiedzieć, w prawdziwe zdolności, jak ograniczonem w swoim że ma najbogatszą skarbnicę motywów i największą widnokręgu jest młodsze nasze piśmiennictwo. Naj­ galeryę rysunków (nie mówię ludzi!) wśród generacyi wyższy geniusz polski, Mickiewicz, dał wzór bezprzy­ pisarskiej, która wystąpiła po roku 1870. Zna dosko­ kładnej wrażliwości na wszystkie fenomena duszy człowie­ nale kraj Albionu , ze wszystkiem , co w nim wielkie czej. Nic ludzkiego nie b}ło mu obcem. Był »milionem« lub shoking; osiadłszy w Galicyi poznał dokładnie »świat nietylko dla tego, że za miliony cierpiał, ale ponieważ ludowy«, i odtwarza go równie wiernie w »obrazkach ma­ stany psychiczne miliona dusz odczuwał, rozumiał, lowanych w słońcu«, jak w dramatycznej walce »dla świę­ i we wspaniałej umiał oddać formie. Od brzasku dzie­ tej ziemi« i w cierpieniach »Franusia Walczaka« ; obser­ wiczej miłości do promoteuszowej walki Konrada, wując drugą warstwę społeczeństwa, szlachtę, schara­ od klechdy ludowej do najwyższych uogólnień filozo­ kteryzował ekonomiczny proces jej »Walki o byt« ficznych, od samsonowej siły Wallenroda do pokory i chaos ruchu politycznego, wrzący koło »Pana Mar­ ks. Piotra, od falangi studentów w kazamatach do szałka« ; z małego szkicu życia żydowskiego »Nad mrowia Dobrzyna — wszelkie charaktery, wszystkie Rudawą« przeszedł do płótna ogromnych rozmiarów gamy serc ludzkich, wszystkie kręgi pracującej myśli z naczelną postacią »Zyzmy«, gdzie z ogromnem ży­ wchłaniał w siebie, obejmował swą intuicyą, odtwa­ ciem , w wirze kilkudziesięciu figur, bogatym kolory­ rzał. A była w nim tych bogactw taka pełnia, iż jak tem przedstawia »kwestyę żydowską« w najróżnoro­ ów król wschodni nie pokazywał się nigdy dwa razy dniejszych jej objawach. »Dzielna kobieta« wprowadza w blasku tychsamych klejnotów, tak on nigdy nie nas w pełną żywych barw sferę cyganeryi artystycznej. powtarzał tej samej postaci, tego sameg'o motywu Niedawno znowu ukazał nam jednego z naszych naj­ w swoich pismach. Zawsze nowych a zawsze prawdzi­ młodszych »W kleszczach«, któremu pali się w gło­ wych tworzył ludzi. W tej wrażliwości psychicznej żaden wie a brak podstaw woli; ślicznie to zaobserwowany z poetów polskich — a mało który ze światowych — typ z ostatniej doby, jakich bardzo wiele w życiu a tak dorównał Mickiewiczowi; z tej strony rozpatrywany, mało w piśmiennictwie. Obecnie odtworzył przed nami przedstawia Adam niewyczerpaną skarbnicę dla stu- Sewer inny świat, nowy, bogatszy i oryginalniejszy, dyów nad duszą ludzką. niż wszystkie dotychczasowe: naftę. Widzimy więc, We współczesnej generacyi pisarskiej nie szukać jak szerokim jest horyzont, który autor wzrokiem obej­ Mickiewiczów, ale smutno pomyśleć, źe mało jest muje ; jak bogate klawiatura jego wrażliwości ducho­ autorów, rozumiejących tę stronę jego siły. Sienkie­ wej , jeżeli umie w duszę tylu różnorodnych warstw wicz i Orzeszkowa należą do generacyi starszej — się wcielać, stany ich psychiczne odczuć, zawikłane a cóż młoda? Wyrobił się u nas rodzaj pisarzy, upra­ stosunki życiowe zrozumieć, a na wszystkie znaleźć wiających małość i ciasnotę, i to z wirtuozostwem odpowiedni wyraz artystyczny. Lecz na tern nie koń­ i ciągłością, która przestaje świadczyć »o zdolnościach czą się wyjątkowe znamiona jego talentu ; posiada on mistrzów flamandzkich« a świadczy tylko o ubóstwie duchowem. Jeden jest »specyalistą« od prowincyi, a w szczególności od urzędników kolejowych, drugi j) Krytyk zbyt ogólnie potępia młodych pisarzy, pomiędzy któ­ rymi, jako prawdziwe i wybitne talenta, jaśnieją tacy: Krechowieccy, odkrył i wziął w uprzywilejowane posiadanie typy Gawalewicze, Klemensowie Junoszę, Kosiakiewicze, Dąbrowscy i w. i. rzemieślnicze, trzeci od kilkunastu lat z tymsamym ( Przypisek redakcy i). ŚWIAT 115 jeszcze jedną właściwość, która stawia go na wyżynie w powieściach zolowskich. Bohaterem »Germinala« jest pisarzy i myślicieli w wielkim stylu. Dając tu spis nietyle Stefan, ile kopalnia; w »Dziele« zajmuje na­ tytułów dzieł jego, nie czyniliśmy tego w zamiarze czelne miejsce nie Klaudyusz, lecz ów święty szał zaimponowania komuś wielkim szeregiem napisanych artystyczny do tworzenia; nie romans Jana z Franci­ przezeń książek, lecz w ugrupowaniu przedmiotu chcie­ szką, lecz »matka ziemia« panuje w powieści »La liśmy uwydatnić jedną bardzo ważną cechę twórczo­ terre«. We wszystkich powieściach Zoli występuje ści Sewera. Mianowicie pragnęliśmy wskazać, źe przed­ ów pierwiastek nieosobowy z siłą elementarną i jako stawia on jako t. z. »bohaterów« powieści, nietylko nieubłagane fatum ciąży na jednostkach tak indywi­ ludzi,» ale także wielkie siły przyrody lub społe­ dualnych jak i zbiorowych, wyciskając na duszach czeństwa. niezatarte swe piętno. Czynnik ten w dziedzinie artyzmu, który trzeba Pierwiastek ten odczuwamy także w ostatnich odróżnić od pospolitej tendencyi pisarskiej, jest szczy­ dziełach Sewera. tem, którego mało dzieł literatury europejskiej dosięga. Kto jest bohaterem jego nowel i powieści i dra­ Jeżeli mówimy o »Panu Tadeuszu«, iż bohaterem epo­ matu z życia wiejskiego? Ziemia, ów ceł marzeń i tę­ pei nie jest młodziutki Tadeusz ani ksiądz Robak, sknot i walki o byt, owa siła, która przyciąga, rządzi, jeno całe ówczesne społeczeństwo polskie, a właściwie modeluje dusze i robi je tern, czem są w powieści. szlacheckie, określiliśmy już najwspanialszy rys chara­ Kto jest bohaterem »Zyzmy« ? Społeczeństwo żydo­ kteru tej epopei. Nowsza literatura, rozpatrująca ludz­ wskie , budzące tyle przekleństw i miłości, rzucające kość pod* mikroskopem, lepiej oczywiście widzi i stu- tyle świateł i cieni, siejące tyle zapałów i bólu dyuje bakcyle i jednostki, lepiej składniki niż całość. u wszystkich, co z niem wchodzą w związek. A w osta- Rzadkiemi są talenta umiejące połączyć jedno z drą­ tniem dziele, któremu zbyt może obszerne lecz konie­ giem. Na czele ich kroczy dzisiaj Emil Zola. Cykl czne poświęcamy uwagi wstępne, bohaterem czy bo­ jego Rougon-Macąuartów przedstawia nietylko obrazy haterką jest — nafta. dziejów jednostkowych, nietylko wpływ i komplikacye W uwagach powyższych zawarliśmy — zdaje dziedziczności, ale coś więcej: żywiołowe potęgi natury się — główne znamiona talentu Sewera; po pier­ lub społeczeństwa (milieu); one to nieświadome i bez­ wsze niepospolitą wrażliwość artystyczną, ogarnia­ względne , uzupełniają lub zmieniają zadatki dziedzi­ jącą nader rozległą dziedzinę przedmiotowych ob- czności , wraz z ostatniemi warunkują ukształtowanie serwacyj i stanów psychicznych; powtóre, umysł filo­ się dusz ludzkich, same będąc w stosunku do tych zoficzny, sprowadzający zjawiska życia do pierwiastka, ludzi raz niewolnicami, to znowu władczyniami, jak do pozytywnej przyczyny, stanowiącej główny ich wogóle są niemi wszelkie ślepe siły przyrody. Stoją motor; za niemi idzie forma, która wprawdzie nie więc ponad ludźmi groźne, wspaniałe, sfinksowe, raz wszędzie nagina się do wszystkich odcieni myśli jego namiętnem ukochane pragnieniem, to znów bezbrzeżną i uczuć, do wszystkich sytuacyj, ale niepospolite posiada otoczone nienawiścią, a zawsze jako źródło, z którego zalety oryginalności i kolorytu. tryska część życia jednostek, porwanych w zaklęte W przekonaniach powyższych utwierdzi nas do­ ich koło. Im właściwie należy się epitet bohaterstwa kładniejszy rozbiór ostatniej powieści. (Dokończenie nastąpi). WlLHELM FELDMAN.

GRÓB PACA W SMYRNIE.

USTĘP Z PODRÓŻY DO MAŁEJ AZYL

(Dokończenie). W pałacu przy ulicy Miodowej w Warszawie bienie dla Anglii szło tak daleko, że do dziś dnia nie ściany jednego z pokoi dotąd pokryte są dość uda- jeden nieświadomy rzeczy z podziwienia wyjść nie tnemi olejnemi malowidłami, przedstawiającemi cerkwie, może, gdy słyszy, że w powiecie Augustowskim jest kościoły i pałace przez Paca wzniesione. (Należałoby wdeś Plawelok, Nowy-York, Szkocya i Nowa-Szkocya. tę pamiątkę zachować dla przyszłości choćby przy Wszystkie te nazwy nadane zostały tym wioszczynom pomocy fotografii, bo przy pierwszem odnowieniu lub przez Paca, nie tyle może z anglomanii, ile dla uła­ przeróbce prawdopodobnie zniknie). Te wspaniałe i peł­ twienia porozumiewania się z ludźmi z Anglii spro­ ne smaku gmachy zmieniły w przysłowie słowa, które wadzonymi , którzy nie byli w stanie przełknąć nazw kiedyś miał wyrzec Jan Kazimierz, ujrzawszy pałac naszych miejscowości. przodków jenerała w Jeźnie : »Wart pałac Paca, a Pac Chcąc płótna przez włościan wyrabiane dopro­ pałaca«. W całej tej jednak nowej działalności Paca, wadzić do białości płócien angielskich, Pac założył obok widocznych dobrych chęci, przebijała się nieza­ w Dospudzie ogromną bielarnię płócien, podług wzo­ radność i niedostateczna znajomość nowo obranego rów angielskich, z maszynami z Anglii sprowadzonemi. zawodu. Nie zbadał należycie potrzeb gospodarstwa Kosztowało to krocie. Nie pomyślał jednak wpierw krajowego, nie wiedział jak je podnieść, jak zachęcić o obliczeniu, czy płócien tych wyrabia się dostateczna innych, nie umiał znaleść, a może i nie mógł znaleść ilość, nie pomyślał o zaprowadzeniu plantacyj lnu, w kraju odpowiednich wTspólpracovvmików, więc też o warsztatach płócienniczych, o zachęcaniu miejscowej posprowadzał agronomów, robotników i oficyalistów ludności do uprawy lnu i zwiększenia wyrobu płótna. aż z Anglii, w której za młodu będąc podziwiał jej Dopiero potem można było pomyśleć o zakładzie do rolnictwo i przemysł. Wszystko to byli ludzie nie bielenia. Postąpił odwrotnie i kosztowna bielarnia obeznani z miejscowemi warunkami, drogo płaceni, upadła, bo nie miała co bielić. — To pierwsze było nie zawsze dobrej wiary, którzy pochłonęli znaczną rozczarowanie na nowem polu, pierwszy zwiastun część fortuny Paca na różne, nie zawsze szczęśliwie niepomyślności i nieszczęść, które jak gromy na pomyślane przedsiębiorstwa i próby ulepszeń. Uwiel­ głowę jego spaść miały. 116 ŚWIAT

Po owej jednej nocy przepędzonej w Dospudzie Schmidt) na nieprzyjaciela rusza, aby go napowrót widzimy go najprzód wśród członków nowego rządu, za most przerzucić. Pierwszy batalion Astrahańskiego a następnie w szeregach nowo tworzącej się armii. pułku bagnetem rozbija i dalej postępuje. Lecz męztwo Choć przeciwny w zasadzie powstaniu, jednak za obo­ nie mogło zastąpić siły. Po tym szczęśliwym początku wiązek honoru uważał poświęcić mu swoją osobę nikt nie pomyślał o nadesłaniu mu posiłków. Przezor­ i majątek. Czynny, pracowity, skromny, nie narzuca­ niejszy wódz nieprzyjacielski nowe zastępy przeciw jący się, po usunięciu się jenerała Chiopickiego od­ niemu wysyła. Pac traci wielu ludzi, cofać się musi mawia przyjęcia naczelnego dowództwa, bo jak sam i most jest straconym. Mimo huku dział i wrzawy oświadcza, nie czuje się odpowiednio uzdolnionym. bitwy nikt jeszcze od wodza naczelnego nie przybywa Pamiętną jest jego odpowiedź dana przyjaciołom, któ­ i Pac bez rozkazów samemu sobie jest pozostawiony. rzy nalegali, aby się podał jako kandydat na naczel­ Nieprzyjaciel tymczasem nietylko most ale i miejsce nego wodza: »Nie, i po trzykroć razy, nie! Gdyby przedmostowe opanowywa. Pac pojmuje potrzebę prze­ sercem o ojczyznę wojować można, ach! wówczas szkodzenia dalszemu posuwaniu się nieprzyjaciela. Je­ pierwszybym po buławę sięgał, bo w uczuciach dla dna z bateryi z jego rozkazu utrzymuje ogień na pie­ niej, mniemam, źe nikt mnie nie przewyższy. Ale do chotę nieprzyjacielską. Lecz baterya to za słaba, aby wojny, a szczególniej w naszem położeniu, nie serca ciągle zwiększające się masy powstrzymać. Więc znów tylko trzeba, ale głowy i głowy dobrze militarnej. poczuciem żołnierskiego obowiązku powodowany, bie­ Tej wyznaję szczerze, nie posiadam, a prócz tego rze dwa bataliony do zabezpieczenia dział przeznaczo­ jestem słaby, cierpię na reumatyzm w głowie, który gdy ne (z tych jeden był batalionem weteranów!) dobywa mnie napadnie, kilka dni nie zdolny jestem do żadnej szpady i sam na ich czele, prowadzi je na wroga. pracy umysłowej. Dla tego nie pozwolę się na kan­ Spędza tyralierów, ku drodze bitej się posuwa i na dydata podać. W takich okolicznościach w jakich my bagnety uderzyć każe. Lecz w tej chwili właśnie, się znajdujemy nie wolno niezdatnym po urzęda się­ kiedy na czele odważnie staje, pada ugodzony dwoma gać ; byłoby to: winą, grzechem, zbrodnią nie do daro­ kulami, w rękę i w piersi niżej serca. Ciężko rannego wania.« A mimo to po bitwie Grochowskiej w chwi­ z pola walki unoszą, a poza nim cofają' się jego bata­ lach pełnych niebezpieczeństwa dał dowód żarliwego liony, pozbawione dowódcy. W tej chwili dopiero patryotyzmu i wielkiego poświęcenia. »W położeniach przybył wódz naczelny i szef sztabu, aby ujrzeć dzieło krytycznych — mówi ówczesny pamiętnikarz — w oko­ swej lekkomyślności i ofiarę swego niedbalstwa — okrwa­ licznościach twardych powszechnie ludzie nie lubią wionego Paca, niesionego na barkach żołnierzy. naprzód się wysuwać, stawiać czoła, owszem usuwają Po tej bitwie Pac staje się jeszcze więcej popu­ się, aby burza poza niemi przewiała; wznioślejszych larnym i wielbionym; głosy publiczne wskazują go uczuć, górniejszego serca inaczej czynią — niebezpie­ jako następcę naczelnego wodza. Odniesione rany chro­ czeństwo ich nie zraża i owszem do śmielszych kro­ nią go jednak od cierniowej korony tak niebezpie­ ków prowadzi. Kiedy wielu się usuwało i pomocy cznego zaszczytu, kończącego się zwykle w takich rządowi odmawiało, był jeden, co sam się zgłosił chwilach, wobec niemożności powstrzymania rozbicia, i swoje usługi ofiarował. Był nim senator i jenerał hańbiącemi zarzutami. Mimo jednak tych ran walczy Pac. Widzieliśmy go w pierwszych dniach powstania osobiście w obronie Warszawy, i z korpusem Rybiń­ czynny udział przyjmującego, później należał do skła­ skiego cofa się przez Modlin, Płock i Rypin i prze­ du rządu tymczasowego, po ustanowieniu dyktatury chodzi granicę pruską... Po upadku powstania listo­ nie powołany do żadnych czynnych usług, tylko padowego znów wygórowane pojęcie o honorze nie w senacie zasiadał i w naradach brał udział. Po bi­ pozwoliło mu ani pozostać na miejscu, ani też skorzy­ twie Grochowskiej d. 26 lutego przybył na posie­ stać z amnestyi i powrócić do kraju, gdy się dowie­ dzenie rządu i oświadczył: »źe chwile są pełne nie­ dział , że warunkiem otrzymania tej jest złożenie pi­ bezpieczeństwa, źe w takich chwilach każdy obywatel śmiennego oświadczenia, »iż nieświadomie i pod stra­ powinien być na usługach ojczyzny, przeto on przy­ chem przystąpił do powstania narodowego i o prze­ chodzi, aby dopełnić obywatelskiej powinności i prosi, baczenie błaga«. Widzimy więc jego nazwisko na liście aby mu w wojsku narodowem jakie niebezpieczne sta­ imiennej osób »mających udział w rewolucyi, nie ko­ nowisko powierzonem było.« Wówczas to oddano mu rzystających z udzielonej amnestyi i wyszłych za gra­ dowództwo nowo tworzącego się korpusu rezerwowe­ nicę«.- {Dziennik praw tom 17. str. 192). U kochany go«. — Pac gorliwie zajął się tym obowiązkiem , ale Dospud ulega konfiskacie i przez najwyższy ukaz z d. broni brakowało, tern dotkliwiej, źe broń starą, jaka 1.6/28 marca 1836 roku (Dziennik praw, tom 18, str. po składach była znaleziona, oddano dawnym pułkom, 310) nadanym zostaje generał-gubernatorowi zacho­ kosa więc w największej części musiała się stać jedy- dniej Syberyi, generał-lejtnantowi Sulimie. Pałac wkró­ nem uzbrojeniem. Korpus Paca mógł już jednak przy­ tce rozpada się w ruinę. Wzorzyste mozajki, galerye jąć udział w bitwie pod Ostrołęką. Tam to właśnie, obrazów, rzeźb, zbroje, niewiadomo gdzie się podziały gdy w początkach walki inni ręce opuszczają i głowę i kiedy zniknęły bez wieści. tracą, gdy wódz naczelny i szef sztabu przebywają Pac zamieszkał najprzód w Paryżu, a potem jeszcze w Krukach, bez troski o to co się koło mostu przeniósł się do Rzymu, gdzie jedyną córkę Ludwikę dzieje, Pac jeden daje dowody zrozumienia położenia. umieścił w francuzkim zakładzie naukowym, Sacre-Coeur, Nie ma on prawa wydawać rozkazów całemu wojsku, poczem przedsięwziął podróż na Wschód. Tam spodzie­ więc choć ze swoim korpusem, do 8.000 ludzi liczącym, wał się, źe zdoła oddać pewne usługi sprawie ojczy­ stara się zapobiegać nieszczęściu jak może. Wprost stej, lecz w czasie podróży morskiej zapadł na zdrowie mostu stawia dwa działa, które spędzają z niego nie­ i zmarł przybywszy do Smyrny. To pewne, źe umarł przyjaciela , aby dać saperom czas uskutecznienia ro­ jak żył — w krainie marzeń... wśród pięknego kra­ zebrania mostu. Gdy nieprzyjaciel ponownie most opa­ jobrazu wschodniego, wobec jednej z piękniejszych nował, Pac staje na czele jednego batalionu i z naj­ zatok morskich na świecie. Krzyżem świętym żegnam większą natarczywością (»z szaleństwem«, jak mówi grób tego zacnego marzyciela... ą rxur b _ O r la. STANISŁAW JANOWSKI

te®*®*»’*”-""

Z ALBUMU DLA KAROLA BARONA BRUNICKIEGO. (PODf.UG AKWARELLl). 16 118 Ś W I A T ______

ZAPÓŹNO SKAZANY.

(NOTATKA O ANTONIM MALCZEWSKIM).

AV roku 1892 otrzym ał Zakład Ossolińskich ogro­ Powązkach? Zdaniem naszem, nie ulega to wątpliwo­ mnych rozmiarów rękopis w języku rosyjskim, które­ ści. Dzięki artykułom p. Kajetana Kraszewskiego 'j go tytuł w przekładzie dosłownym jest następujący: i Dra Antoniego J. 2), znamy już dzisiaj dokładnie ro­ Ogólny alfabetyczny spis osób, których sprawy^ sądzono'1) dzinę poety i wiemy, że niema w niej drugiego Mal­ od czasu ustanowienia podolskiej gubernialnej Komisyi czewskiego z tern samem imieniem. Przemieszkiwała aź do chwili jej rozwiązania, (z podaniem f)*1) ostate­ ona w pierwszych trzech dziesiątkach naszego stulecia cznego wyroku. w gubernii podolskiej, w powiecie proskurowskim, Od 22 września 18 j i do 2 listopada 18ją roku 3). o którym właśnie wspomina rękopis. Rodzony stryj Wielce to ciekawy rękopis, dotyczy bowiem udziału poety, mianowicie Franciszek Ksawery Malczewski, mieszkańców gubernii podolskiej w walce narodowej posiadał w tym powiecie wioskę Tarnorudę. Człowiek z r. 1830—1831. Jest to mianowicie alfabetyczny wy­ to był hojny i dobroczynny, dom jego był ogniskiem, kaz wszystkich tych osób z powyższej gubernii, któ­ gromadzącem około siebie całą rodzinę, co prawda rych sprawę rozpatrywała umyślnie w tym celu usta­ niezbyt liczną; nieustannie zjeżdżano do pana Fran­ nowiona komisya rządu rosyjskiego w latach 1831 — ciszka na pobyt dłuższy lub krótszy. W Tarnorudzie 1834, wykaz sporządzony na podstawie aktów śled­ przebywał też niejednokrotnie i nasz Antoni, zanim czych a pouczujący zarazem w krótkości zarówno w roku 1823 wyjechał na stały pobyt do Warszawy, 0 wynikach śledztwa, jak i o zapadłych wyrokach. w której życia dokonał. Innemu pióru pozostawiamy więcej szczegółowe Przemawiają jednak i inne okoliczności za tem, zajęcie się tym rękopisem, wyjaśnienie, o ile zajmują­ źe wyjątek powyższy z rękopisu nie do kogo inne­ cym jest zawarty tutaj materyał biograficzny i o ile go odnieść należy. Pochodzi Antoni — czytamy tu­ daty i wskazówki ztąd zaczerpnięte charakteryzują taj, z »byłej szlachty« proskurowskiego powiatu, a więc z jednej strony ówczesne stosunki gubernii podolskiej z rodu szlacheckiego, którego praw już w tej chwili 1 udział tejże gubernii w powstaniu, z drugiej zaś nieuznawano. Artykuł Dra Antoniego J. wyjaśnia do­ strony zachowanie się władz rosyjskich wobec ucze­ statecznie, że rzeczywiście Malczewscy w późniejszym stników powstania. Mybyśmy chcieli tylko podać tu­ nieco czasie nie mogli dostarczyć dowodów swego taj wiadomość o numerze 438 , który zapisuje — jak szlachectwa, kiedy od nich urzędownie tego zażądano. wszystko za tern przemawia — nazwisko twórcy »Ma­ Przebieg sprawy wykazał wprawdzie, źe w roku 1803 ryi«, Antoniego Malczewskiego. Nie długa to notatka, wciągnięto rodzinę tę w księgi stanowe żytomierskie, a źe z niejednego względu jest ona zajmującą, pozwo­ ale tego właśnie ustępu w księgach nie zaopatrzono limy sobie przytoczyć ją dosłownie w przekładzie pol­ potrzebnemi podpisami. Wskutek tego biuro heraldy­ skim, podając zarazem i napisy rubryk, w które wpi­ czne wykreśliło rodzinę Malczewskich około roku 1840 sano odpowiedzi. z pocztu szlachty przez rząd uznanej. Nr. 438. Im ię , imię ojca, nazwisko, stan osoby, I druga wzmianka o majątku, któryby »gdzie­ której sprawę sądziła podolska gubernialna komisya. kolwiek odkryto«, ale którego komisya na razie wcale Antoni Malczewski (imię ojca niewiadome), z byłej nie znalazła, zgadza się zupełnie z tem, co wiemy szlachty (u st . Guimioii iMaxxti) proskurow skiego p o ­ o położeniu majątkowem poety 3). Z listów Malczew­ wiatu. L a ta , czy był obecny przy rozprawie i czy je st skiego do jednego z przyjaciół, widać aź nadto, źe je­ o niej uwiadomiony. — 4) Jaki udział b?'ał w buncie: szcze przed wyjazdem do Warszawy nie posiada już Wydalił się z miejsca pobytu podczas powstania, obe­ prawie żadnego mienia, że żył z ostatniego grosza. cne miejsce jego pobytu niewiadome a stopień jego Jakoż w Tygodniku Petersburskim z r. 1833 w y­ udziału w buncie nie mógł być należycie wyjaśniony. mieniano Antoniego Malczewskiego na »Liście oby­ Kiedy i jaki zapadł ostateczny wyrok tak co do osoby, wateli, których majątki, podlegające sekwestrowi i kon- jakoteż co do majątku do niej należącego, i w jaki spo­ fiskacyi (tak!) dotąd niewyszukane« 4) i to na liście oby­ sób z tym ostatnim sobie postąpiono? Komisya wyro­ wateli z powiatu proskurowskiego. Szczegółu tego, kiem 22 lutego 1833 postanowiła: ponieważ Malcze­ mało ważnego zapewne, ale do pewnego stopnia cha­ wski w liczbie innych nie pragnął korzystać z najmi- rakterystycznego nie podnieśli dotychczas, o ile wiemy, lościwszego pozwolenia powrotu do ojczyzny, a tern biografowie Malczewskiego. samem wyrzekł się wszelkiego prawa do monarszej Mamy więc przed sobą wzmiankę o Antonim- łaskawości, przeto wciągnąć go do 2-giej kategoryi poecie. W kilka lat po śmierci mącono autorowi »Ma­ przestępców, a majątek do niego należący, gdzieby- ryi« ciszę grobu, posądzano go o należenie do »buntu«, kolwiek jaki odkryto, wziąść w sekwestr i zamienić którego może za życia wcale nie przeczuwał, skazy­ we własność rządową, Wyrok ten został zatwierdzony wano wreszcie niewinnego zupełnie na kary, za to przez pana Jenerał-gubernatora 7-go marca 1833 roku. przedewszystkiem, źe nie korzystał z cesarskiego uła­ 1575 5). Kiedy ten wyrok został spełniony? 15 m arca skawienia. Próżne zachody —■ jemu niepotrzebnemu 1833 roku cywilny gubernator polecił wykonanie tego już były, ani »najmiłościwsze pozwolenie powrotu do wyroku Zarządowi gubernialnemu i Izbie skarbowej. ojczyzny«, ani »monarsza łaskawość!« Czy mowa tu o poecie Antonim, który od roku Komisya śledcza zapisywała o Malczewskim tak 1826 spał już »snem nieprzespanym« na warszawskich ') »Generał Filip Haumann i rodzina Antoniego Malczewskiego«. Po »sądzono« wyraz jakiś oddarty. Biblioteka Warszawska. 1887. IV . 2) Wyraz w rękopisie zatarty. 2) »Rodzina Malczewskiego». Sylwetki i szkice. Serya IX. 3) Nr. inwent. rękopisów Zakł. Ossol. 3472. 3) Porówn. Mazanowskiego: »Żywot i utwory Antoniego Mal­ 4) Rubryka rzadko kiedy w rękopisie wypełniona. czewskiego str. 33 i artykuł Dra Antoniego J. w dziele już cytowanem. r>) Widocznie liczba aktu. 4) X. V II. str. 148. ŚWIAT 119 fałszywe wiadomości, mimo, iż w powiecie proskurow- Franciszka, który mógł jej dostarczyć szczegółów skim w znanej nam już Tarnorudzie, przemieszkiwał nieco więcej zgodnych z prawdą. brat stryjeczny poety, Pius, syn wyżej wspomnianego D r B r o n i s ł a w C z a r n i k .

O CERAMICE KRAJOWEJ.

(Ciąg dalszy).

II. BARANÓWKA. Baranówka położona jest nad Słuczą, od pięć mil od sinawe, nieprzeźroczyste, według Ris-Paquota do gru­ Nowogrodu wołyńskiego (Zwiahla). Niegdyś należała do py pate dure należały *), o ścianach grubych, ciężkich, Lubomirskich; drogą wiana przeszła do Walewskich, polewa mniej trwała, ścierająca się prędzej przy użyciu. Gagarinów, dziś jest własnością Strogonowych. Nagrun To samo i o malunku powiedzieć wypada. Rozmaitość tach rzeczonej osady powstała fabryka porcelany i fa­ form i udatność kształtów wcale nie wielka. Wyroby jansu, założona przez Michała Mezera, z którym połą- jej dzieliły się na fabryczne i obstalunkowe ; za serwis do ostatniej kategoryi należący, płacono od 40 do 240 rubli2). Bądź co bądź, najwięcej spotkać można w naszych prowincyach porcelany baranowieckiej. Szczególnie rozpowszechnione były zastawy stołowe, tak zwane powszednie, ubrane w rzuty bławatkowe, a talerzyki deserowe z dziurkowanem obramowaniem, wyrabiane w pierwszej ćwierci wieku, należały do najuda- tniejszych; do takich zaliczyć się godzi piękną tacę porcelanową, w kształcie równoległoboku, 30 cntm. długości a 28 szerokości, z galeryjką o 2 ctm. — wła­ sność ś. p. Drewojada, aptekarza w Satanowie na Podolu. Równie były rozpowszechnione strojne bukie­ tami kwiatów, z nieodzownym tulipanem, wreszcie her- batnice, filiżanki form rozmaitych, najczęściej malowa­ nych sepią (N. 1, 2, 3). Dodamy nadto, że barano- PORCELANA BA RANO WIĘCKA, wiecka fabryka zaopatrywała apteki nasze, między 1830 a 1835 r. w słoje porcelanowe, przeznaczone do czył się rychło i brat jego starszy Franciszek. Zostali przechowywania leków, o białej polewie, grubych oni jej dziedzicami, jak są dziedzicami ich spadkobiercy ścianach, nakrywce z guziczkiem, zdobiącym jej stoż­ do obecnej chwili. Z poprzedzającej notatki wiemy, kowy wierzchołek, czoło okazu strojne wiankiem kwia­ źe Mezerowie sprowadzeni byli na Wołyń z Warsza­ tów, stanowiącym ramy, w której wypisana była na­ wy, przez ks. Józefa Czartoryskiego do Korca, że zwa lekarstwa, zawartego w naczyniu; nie omylimy starszy z kolei pracował w Tomaszowie, w zakładzie się, utrzymując, że takich słojów wyrobiono w Bara- Zamoyskich, mimowoli więc i na wyrobach Barano- nówce około trzydziestu tysięcy (N. 4). Fabryka uży­ wieckich, odbiły się cechy właściwe produkcyom ko­ wała rozmaitych marek, znane nam, zwykle posadzo­ reckim , tak, źe w początkach, trudno było jedne od ne na polewie, na zewnętrznej stronie podstawy, są drugich odróżnić. Baranówka poczęła funkcyonować następujące: i) Najwcześniejsze, trzy maleńkie błęki­ na początku bieżącego wieku; ziemię porcelanową tne gwiazdki, w kształcie trójkąta (N. 5). 2) Trzy ta- sprowadzała z Burtyna, o dwie mile odległego, jako za najlepszą uznaną; posiadała pieców sześć, dwa do wypalania porcelany i cztery do wypalania fajansu. P. Kołaczkowski utrzymuje, że »do wyrabiania fajansu, używano tej samej ziemi, co do wyrobu porcelany, tylko zamiast krzemienia dodawano kwarcu, oddzielo­ nego od ziemi porcelanowej w czasie jej czyszczenia« f). Epoka największej jej świetności przypada, na drugie trzydziestolecie niniejszego stulecia, kiedy to niepo­ dzielnie prawie zasilała swojemi wyrobami południowe prowincye, innej bowiem fabryki porcelany nie mie­ liśmy w pobliżu, a transport z zagranicy—i dla braku komunikacji, i z racyi ceł ochronnych — stawał się nie- możebnym, potrajał bowiem ceny wyrobów, a tem samem usuwał wszelką konkurencję. Czy korzystając z tych wyjątkowo pomyślnych warunków, zakład ba- ranowiecki stanął na.wyżynie swojego zadania? W ąt­ PORCELANA BARANOWIECKA. pimy bardzo, bo jeżeli wzmiankowaliśmy, źe wyroby jego miały wiele do koreckich podobieństwa, to z dru­ kieź gwiazdki i napis czarny Baranówka. 3) Niekształ­ giej strony, sprawiedliwość dodać każe, źe stały dale­ tny herb państwa, pod nim napis Baranówka, z datą ko niżej, tak pod względem estetyki, ornamentacyi jak 1831 r. Przypuszczać się godzi, źe przywilej używania i trwałości materyału. Najprzód co do barwy : biało- ') Dictionnaire des Marques i t. d. s. 297. lj Przegląd bibliograf .-archeologiczny 1881. 1. 126 i 300. 2) Statisticz. obozr. gub. Wydanie general-sztabu. 1850 s. 97. 120 Ś W 1 A T

herbu, wyrobił sobie Mezer, podczas wystawy urzą­ z baranowieckiego wypuszczane zakładu, bez marki, dzonej w Petersburgu w 1830 r. na której i jego zwłaszcza tam, gdzie zewnętrzna strona podstawy, wyroby figurować musiały, ściąg-ano je bowiem z roz­ niepokryta polewą (\T. 8) —i 8) wyroby fajansowe, z osta­ kazu rządu (N. 6). 4) Herb państwa, pod nim litery tnich czasów, opatrzone tylko herbem państwa. W obe­ C. M. inicyały imienia i nazwiska właściciela fabryki, cnej chwili, fabryka zmniejszyła produkcyę, jest ona podobno syna jej założyciela, a niżej jeszcze Baranó- własnością hr. Grocholskiego, obrót jej roczny wynosi wka (N. 7). 5) Herb państwa i rosyjski podpis barwy bu­ do 7.000 r.2) Konkurencyi nie może wytrzymać z po­ raczkowej. 6) P. Kołaczkowski spotykał wyroby ozna­ wstałem! już i powstającemi zakładami, na których czone nazwiskiem jednego z założycieli, fabryki miano­ czele stoją izraelici. wicie Fr. Mezer. Błędnie w cennej swej pracy utrzymuje, źe marek polskich używano w niej tylko do 1815 r. w naszym bowiem zbiorku spotykamy je z daleko 2) Zabielili: Wojenno-statisticzeskoje obozrenie Wołyńskoj gub. późniejszą datą '). 7) Nareszcie widzieć można okazy Kijów 1887 cz* I- s. 300. D r A n t o n i J.

}) Przegląd 1. c. I. s. 300. (Dokończenie nastąpi).

WYRÓB LALEK W WIĘZIENIACH FRANCUSKICH.

K R O N I K. A.

* »Pieśń legionów« z iilustracyami Juliusza wykonane z niesłychaną starannością, według mającą, na czas jednego miesiąca, począwszy Kossaka i tekstem objaśniającym Dra Ludwi­ rysunku Juliusza Kossaka. Czytelnicy nasi od d. 24 marca. Zgłoszenia te pragnie mieć ka Finkla, o której pierwszym zeszycie pisa­ wiedzą, że rzadko szafujemy pochwałami, ale dyrekcya Muzeum najdalej do dnia 10 marca. liśmy na tem miejscu, ukazała się już na wi­ ale tu nie chwalić, byłoby niesprawiedliwością. Zaliczając do swych obowiązków zaznaczanie dok publiczny w swej całości zupełnej. Jest to Oprawa »Pieśni legionów«, czy książkowa, czy wystawami artystycznemi rocznic narodowych przepiękne wydawnictwo — pod każdym wzglę­ portfelowa, należy do najprzedniejszych okazów i dni, pamięci wielkich mężów Polski poświę­ dem. Historyk dał pracę doskonałą, wyczer­ introligatorstwa z jakiemi spotkaliśmy się — nie- conych, Dyrekcya Muzeum nie wątpi, że jak pującą; artysta przyozdobił ją pysznemi kar­ tylko u nas — ale w całym europejskim handlu dawniej, znajdą się tacy, którzy chętnie po­ tonami pełnemi poezyi, prawdy, głębokiej zna­ wydawniczym. Przy sposobności podnieść mu­ wierzą jej zabytki kościuszkowskie, oddając je jomości mundurów i rynsztunku epoki, tudzież simy oryginalne, nowe, pełne wytwornej po­ chwilowo pod straż Muzeum Narodowego. werwą młodości i siły, jaką posiadają tylko wiel­ mysłowości oprawy książek do nabożeństwa, IV. Łitszczki/nnicz dyr. muzeum, [. N. Ziemięcki kie, nieprzeżywające się talenta; wydawca przy­ jakie w ostatnich dniach widzieliśmy w tymże kustosz. Uprasza się inne czasopisma o prze­ odział to wszystko w wytworną szatę typografi­ samym zakładzie introligatorskim p. Jana Gi- drukowanie niniejszej odezwy. czną ; reproduktor odtworzył rysunki po mistrzo­ dowskiego. Są one skończenie piękne, jak pa­ * Otrzymujemy następującą korespondencyę wsku ; introligator nareszcie — a wymienić tu go ryskie — a posiadają typ odrębny, indywidu­ z Grybowa: »Niezwykłą, może dotąd jedyną koniecznie należy, p. Jan Gadowski, właściciel alny, że tak powiemy: krakowski. Dobrze by w kraju uroczystość obchodziliśmy tutaj w d. i kierownik pierwszorzędnego zakładu w Kra­ było ze wszech miar, aby wyrugowały z uży­ 20 lutego b. r. W dniu tym upłynęło 25 lat kowie -— objął duży zeszyt okładkami, jakich cia i handlu, błyskotliwe, ale bezwartościowe jak Karol baron Brunicki, wybrany został dotąd przemysł polski jeszcze nie wytworzył. oprawy lipskie, rozwielmożnione u nas od pe - Prezesem Rady powiatowej. Wytrwał on na Jedne z nich, z celulosy, znajdą prawdopodo­ wnego czasu. tem stanowisku bez przerwy, a swoją uczciwą bnie w handlu duży pokup, imponując nie- * Dyrekcya Muzeum Narodowego w Su­ i nader skuteczną pracą przyczynił się wielce zwykłem swem bogactwem i efektownością kiennicach, zwraca się z uprzejmą prośbą do do podźwignienia powiatu. Cala ludność miej­ niepospolitą; drugie, które — jako skromniej­ posiadaczy pamiątek kościuszkowskich, oraz scowa domagała się uczczenia tej rocznicy sze, ale zarazem artystyczniejsze, tylko osobom rysunków i obrazów odnoszących się do ży­ w sposób odpowiedni, chcąc dać wyraz wdzię­ o wykwintnym smaku przypadną do gustu — cia bohatera i jego epoki, by raczyli ją zawia­ czności i uznania swemu długoletniemu mar­ posiadają tło z jedwabnej materyi, na której domić, jakiemi przedmiotami mogliby zboga- szałkowi. Zawiązany jeszcze w roku zeszłym wytwornie występują kilko-kolorowe wyciski, cić wystawę w salach muzealnych urządzić się | komitet zarządził w powiecie składki, które ŚWIAT 121 hojnie płynęły, tak ze strony obywatelstwa nest Bandrowski, Stanisław Chrząszczewski, Lwowie zajęła się bardzo gorliwie organizacyą wiejskiego, jak od duchownych, mieszczan, Mieczysław Dąbrowski, Zygmunt Hendl, Ho- tych centowych składek, pani Bronisława Se- a nawet włościan , celem zakupienia i wręcze­ roszkiewicz, Ingarden, Leon Mikucki, Raj­ ferowiczowa, żona dyrektora poczt i telegra­ nia jubilatowi godnej dnia tego pamiątki. mund Meus, prof. Stadtmüller, prof. Steingra- fów. Dobrze rozpoczętemu dziełu życząc powo­ W dniu uroczystości juź o godzinie 9-ej rano ber i Jan Wdowiszewski. Wreszcie do ko- dzenia , żywimy głębokie przeświadczenie, iż zebrało się w sali Rady powiatowej całe nie­ misyi kontrolującej powołano panów: Stani­ szczęśliwie zostanie doprowadzone do skutku. mal obywatelstwo powiatu, duchowieństwo sława Krzyżanowskiego, Kryłowskiego i W ła­ * Grono lubowników teatru powzięło myśl obu obrządków, urzędnicy powiatowi, pełna dysława Zapałowicza. utworzenia towarzystwa, zająć się mającego Rada powiatowa, Rady gminne Grybowa, Cię­ * W ostatnich czasach podniesiono w Kra­ zebraniem znaczniejszej sumy, odsetki od któ­ żkowic i Bobowy, oraz naczelnicy wszystkich kowie myśl niezwykle piękną i słuszną: myśl rej zapewnićby mogły emeryturę dla artystów gmin powiatu, — i to liczne zgromadzenie udało odnowienia Wawelu, a odnowienia go skła­ sceny krakowskiej, gdyż dotychczasowe wpływy się do kościoła zapełnionego juź uczniami szko­ dkami, które zbierane w kwotach najmniej­ na fundusz emerytalny — przewidziany uchwa­ ły wydziałowej i kołodziejskiej, oraz członka­ szych, centami, mogłyby dźwignąć z dzisiej­ łą Rady miejskiej i figurujący w kontrakcie mi straży pożarnej, a po odbytem solennem szego zaniedbania ten wspaniały pomnik na­ o dzierżawę teatru— jako powstający powoli nabożeństwie i odśpiewaniu »Te Deum« po­ szej przeszłości dziejowej. Trudno o myśl bar­ z drobnych kwot, odciąganych aktorom z ich wróciło do sali Rady powiatowej, gdzie po dziej godną ofiarności narodu, który na cele pensyj, okazuje się niewystarczającym. treściwem lecz pełnem znaczenia przemówieniu patryotyczne gotów był zawsze do najdalej * Kazimierz Zalewski napisał nową sztukę p. Edmunda Klemensiewicza, zastępcy prezesa nawet idących poświęceń, a dzisiaj patrzeć się p. t. »Jak myślicie?« Świeży utwór utalento­ i posła na Sejm, nastąpiło wręczenie jubilatowi musi na to, iż katedra na Wawelu, to mau­ wanego komedyopisarza — który podobno wspaniałego albumu pamiątkowego. Następnie zoleum, w którem spoczywają zwłoki królów wkrótce ma się ukazać na scenie teatru kra­ przemawiał c. k. Starosta Polikowski, podno­ naszych i zwłoki wodzów naszego ducha : Mic­ kowskiego — odznacza się niezwykłą konstru- sząc zalety jubilata, dalej p. Hilary Podoski kiewicza i Kościuszki, pomimo najszlachetniej­ kcyą sceniczną, środkowe bowiem akty dra­ imieniem szlachty, Dr Adam Jakubowski imie­ szych usiłowań i pragnień Pasterza, sprawują- matu (If i III) w datach wypadków wcze­ niem gmin miejskich, Wielebny X. Le­ śniejsze są od aktu I, tworzącego wstę­ wandowski imieniem duchowieństwa ła­ pną połowę IV i zarazem ostatniego. cińskiego, Wielebny X. Kaczmarczyk * Dr Alfred Nossig, autor »Tragedyi imieniem duchowieństwa gr.-katolickie- ji myśli« i »Jana proroka«, tudzież współ­ go i imieniem Rusinów, p. Józef Kor­ pracownik kilku dzienników polskich decki imieniem Towarzystwa zaliczko­ i wielu czasopism niemieckich, poślubił wego, którego jubilat jest także dyrek­ w Wiedniu pannę Różę Litmanównę torem, p. Józef Wojtaszka, wójt, imie­ rodem z Galicyi. niem włościan, wreszcie p. Edmund * W Odessie przedstawiono w tych Górski, sekretarz Rady powiatowej dniach na scenie miejscowego teatru imieniem urzędników wydziału powia­ »Karpackich górali« J. Korzeniowskie­ towego. Wszystkie te przemowy pełne go, w przekładzie rosyjskim, noszą­ wdzięczności i uznania do łez wzruszyły cym tytuł »Hucuły«. Sztukę przyjęła jubilata, który w serdecznych wyra­ publiczność bardzo życzliwie. zach podziękował zgromadzonym za owa- * Niezwykle świetnie zapowiada się cyę, przyrzekając i nadal w miarę sił t. zw. retrospektywna czyli historyczna pracować na polu autonomii, do któ­ wystawa malarstwa i rzeźby we Lwowie. rej przylgnął, a którą tak wysoko ceni. Rzuci ona niezmiernie ciekawe światło Następnie jubilat wTraz z czcigodną mał­ na rozwój sztuki naszej, począwszy od żonką podejmowali w zabudowaniu czasów Stanisława Augusta, gdy pędzel dworskiem licznych gości, a uczta przy i dłuto znajdowały się jeszcze w powija­ dźwiękach doskonałej muzyki salinar­ kach niemocy, skończywszy na dniach nej z Bochni i licznych pełnych zna­ prawdziwego tryumfu w współczesnym czenia toastach przeciągnęła się do pó­ nam okresie. Olśniewającą obiecuje być źnej nocy. Obchód ten pozostanie dłu­ kolekcya nieśmiertelnych dzieł Matejki. go w pamięci uczestników. Ogólne W oddzielnym pawilonie zobaczymy pra­ uznanie zyskało artystyczne album pa­ wie wszystkie olbrzymie jego płótna, a miątkowe wykonane przez znanego ar- I obok tego niezliczoną ilość szkiców, pro­ tystę-malarza Stanisława Janowskiego, jektów i t. p. Z Wiednia nadejdzie składające się z portretów: jubilata i i »Rejtan«, z Pesztu »Śmierć Warneńczy­ członków wydziału, wykonanych kred­ ka«; poczyniono również kroki o wszyst­ ką z fotograficzną wiernością, i ośmiu KAROL BARON BRUNICKI. kie inne obrazy krakowskiego mistrza. akwarelli, przedstawiających najpiękniej­ Niemniej wysoce zajmującą kolekcyę u- sze widoki z okolic powiatu Grybow- tworzą prace Grottgera. Ukażą się tu nie- skiego, a na czele ich »Cieniawę«, uroczą sie­ cego rządy w tej katedrze, znajduje się, wsku­ tylko popularne, znane z reprodukcyi kartony, ale dzibę jubilata. Akwarelle te wystawione były tek niedostatku funduszów na odnowienie, zarazem wiele prac nieznanych publiczności, bę­ w salach Towarzystwa Sztuk pięknych w Kra­ w stanie nieodpowiadającym ani jej tradycyom dących własnością ks. Torlonia w Rzymie i ks. kowie i tam już uzyskały pochlebne uznanie. i minionej świetności, ani powadze grobów Palfy w Wiedniu. Ciekawą rzecz przyrzekł p. Oprawę albumu wykonał p. Jahoda, introliga­ królów polskich. Czyż nie jest więc obowią- ! W ł. Mickiewicz, mianowicie olejny obraz Grott­ tor w Krakowie. Całość podarku przedstawia zkiem każdego prawego obywatela kraju, ka­ gera »Frynę«, jedną z ostatnich prac nieodżało­ się bardzo okazale«. — Dziś pomieszczamy por­ żdego Polaka, przez dorzucenie od czasu do wanego artysty. Z tych samych rąk z Paryża tret jubilata, oraz dwie akwarelle z albumu; czasu grosza do składek, umożliwić zebranie spodziewać się można kilku bardzo charaktery­ w jednym z następnych numerów Świata funduszu, któryby pozwolił dokonać dzieła, stycznych karykatur Grottgera, które w ostatnich odtworzymy dwie inne należące do tego same­ przechodzącego siły jednostek? Czyż my nie chwilach życia rysował. Dodajemy, iż Stanis. hr. go cyklu. moglibyśmy drogą takich składek odnowić kate­ Tarnowski ze Sniatynki, właściciel bogatego zbio­ * Rada miejska w d. 22 lutego na tajnem dry na Wawelu, gdyn. p. Czesi taką samą drogą ru rysunków Grottgera, przyrzekł także wystawie posiedzeniu zamianowała drugim wiceprezy­ zebrali milionowy fundusz na budowę teatru na­ poparcie. H. Siemiradzki ma być reprezentowa­ dentem miasta Krakowa p. Witolda Piotro­ rodowego? Najlepszą odpowiedzią na to pytanie nym przez najcelniejsze swoje utwory. O stano­ wskiego, dotychczasowego radcę magistratu jest dotychczasowe powodzenie. Oto zaledwie dwa wisku Brandta w sztuce polskiej nie potrzeba i naczelnika biura akcyzowego. miesiące, jak dzięki inicyatywie p. Ulano wskiej, chyba nikomu przypominać. Zbyt to popularna * Na walnem zgromadzeniu krakowskiego rozpoczęto zbierać w Krakowie takie składki firma artystyczna. Staraniem komitetu jest, iżby »Towarzystwa technicznego« wybrano preze­ centowe, a już przy drugiem rozbiciu puszek, najcelniejsze jego dzieła, pozostające po większej sem p. Władysława Kaczmarskiego ; zastępcą w d. 14 b. m. przekonano się, że zebrano części w rękach obcych za granicą, sprowadzić prezesa p. Mieczysława Dąbrowskiego, człon­ na ten cel 554 złr. 27 cnt. Liczba zbierają­ na czas wystawy. I tak mamy ujrzeć sławne, kami zarządu paijów : Aleksandra Biborskiego, cych zwiększa się coraz bardziej, i jeżeli cel pełne poezyi »Powitanie stepu«, jedno z naj­ Władysława Bukowskiego, Stanisława Kuła­ ma być istotnie osiągnięty, musi rozszerzyć świetniejszych płócien Brandta, które Muzeum kowskiego, Tadeusza Marcoina , Władysława się dalej, musi ogarnąć kraj cały. Nowe żą- j berlińskie posiada. Czynią się również zabiegi Nowakowskiego, Józefa Pakiesa, Józefa Sare- dania o udzielenie puszek, w które centowe ) o pozyskanie przepysznego płótna tego mistrza, go, Eustachego Śmiało w skiego i Karola Stadt- składki mają być zbierane, nadchodzą ze wszy- j będącego własnością arcyksiężnej Gizelli, »Od­ müllera. W skład redakcyi czasopisma wyda­ stkich stron, a nawet najmniej zamożni nie I siecz wiedeńska«. Na rzecz wystawy poznańskie wanego przez stowarzyszenie weszli: Dr Er­ uchylają się od składania swych ofiar. We ^ Towarzystwo przyjaciół nauk odstępuje cenne 122 ŚWIAT

swoje zbiory, około 80 obrazów, głównie auto­ powego« mogłaby być tegoroczna powszechna prockiego wychodzić zaczął »Podręcznik księ- portretów, które tak są pożądane wobec proje­ wystawa krajowa we Lwowie, która na swo­ i garski«, którego brak oddawna uczuwać się ktu, aby obok dzieł każdego artysty mógł być, im terenie gromadzić będzie równie reprezen­ , dawał. Mamy przed sobą pierwszy zeszyt tego o ile możności, zawieszony jego portret. tantów intelligencyi, jak i reprezentantów ludu. pożytecznego wydawnictwa, o którem pomó­ * Literat czeski, p. Kvapil, w studyum swo- * Na korzyść »Bratniej pomocy« uczniów wimy obszerniej po otrzymaniu całości dzieła, jem p. t. »Źeny a milenky slovanskyck basniku« krakowskiej szkoły sztuk pięknych urządzony j * Prezes towarzystwa dziennikarzy polskich, pomieścił (jak to już donosiliśmy) między inne- ma być w d. 5 marca w salach Tow. przy­ szanowny poseł Merunowicz, oraz dwaj członko­ mi sylwetkę Delfiny Potockiej, wsławionej mi­ jaciół sztuk pięknych w Sukiennicach raut ar­ wie wydziału, pp. Tadeusz Zadurowicz i Lasko- łością, jaką wzbudziła ku sobie w Zygmuncie tystyczny pod kierownictwem komitetu złożo­ wnicki, przybyli ze Lwowa w celu rozszerzenia Krasińskim. Autor przedstawia ją jako osobę, nego z panów : Benedyktowicza, Bukowskiego, zakresu działalności sympatycznego i pożyte­ która otrzymała błyskotliwe, ale bynajmniej nie Gramatyki, Krzeszą, J. Kossaka (jako prze­ cznego stowarzyszenta na Kraków. Z ich ini- gruntowne wykształcenie, maluje zaś jej charakter wodniczącego), Jareckiego, Launera, Śląskiego cyatywy odbyło się w wielkiej sali Rady miej­ zbyt czarno. (sekretarza), Stachiewicza, Tondosa i Wodzi- skiej w d. 25 lutego zgromadzenie literatów * Celem uzyskania odpowiedniego projektu nowskiego. i dziennikarzy miejscowych, którzy uchwalili na wewnętrzną polichromię kościoła 00. Fran­ * Ostatnie dzieło mistrza Matejki »Śluby przystąpienie do towarzystwa lwowskiego, przed­ ciszkanów w Krakowie, dyrekcya zjednoczo­ króla Jana Kazimierza« nabędzie miasto Lwów. stawiając zarazem pewne lokalne życzenia, któ­ nego Tow. przyjaciół sztuk pięknych, oraz Rokowania w tym względzie pomiędzy rodzi­ re prawdopodobnie zarząd naczelny uwzględni konwent 00. Franciszkanów rozpisały kon­ ną a reprezentantami gminy są — jak nas za­ na walnem posiedzeniu, odbyć się mającem we kurs, zapraszając artystów polskich do wzięcia pewniają — na najlepszej drodze. Lwowie w połowie marca. w nim udziału. Szczegółowe warunki konkursu * Drukowaną w Swiecie komedyę »Urocze * Daniel Zgliński, autor »Jakóba Warki«, nadsyła na żądanie kancelarya wymienionego oczy« przedstawiono w tych dniach na scenie napisał nową sztukę w czterech aktach p. t. wyżej Tow. przyjaciół sztuk pięknych. Na­ teatru polskiego w Poznaniu. »Dekadenci«. gród ma być dwie : pierwsza 400 złr., druga * Zeszyt osiemdziesiąty piąty »"Wielkiej en- * Z listu pisanego przez Henryka Siemi­ 200 złr. Ewentualnie druga nagroda może być cyklopedyi powszechnej illustrowanej«, który radzkiego do prezydenta miasta Friedleina do­ rozdzieloną na dwie po 100 złr. W skład w tych dniach ukazał się w handlu księgar­ wiadujemy się, że kurtyna przez mistrza dla jury wchodzą: Henryk Rodakowski, Ludomir skim, odznacza się —- jak zwykle — sumien- teatru krakowskiego namalowana w tych dniach Benedyktowicz, Tadeusz Stryjeński, Karol Za­ nem wyczerpaniem materyału i licznemi obja- przysłaną będzie do Krakowa. Królowa Mał­ remba i Stanisław Tomkowicz. śniającemi tekst rysunkami. gorzata, która dzieło to oglądała i zachwycała * Sezon koncertowy na powszechnej Wy­ * Otrzymujemy ze Stanisławowa następującą się niem, przybyła w tych dniach do praco­ stawie krajowej we Lwowie (czerwiec i wrze­ korespondencyę: »Smutne koleje przechodził wni Siemiradzkiego i spędziła w niej całą go­ sień) zapowiada się świetnie. Oprócz koncer­ w ostatnich czasach teatr stanisławowski. Ustą­ dzinę na oglądaniu rozpoczętych obrazów, foto- tów zbiorowych danych przez Towarzystwa pienie p. Lucyana Kwiecińskiego zdawało się grafij z dawniejszych prac jego, oraz na ro­ muzyczne galicyjskie, zapowiedziały już wy­ zagrażać istnieniu instytucyi i byt jej podko­ zmowie pełnej uroku, świadczącej o jej wszech- stępy: Marcelina Sembrich-Kochańska, Teresa pywać. Szczęściem, artyści, gdy zabrakło uta­ stronnem wykształceniu. Arklowa, Mira Hellerówna, Justyna Machwi- lentowanego sterownika nie opuścili sceny, lecz * Zenon Przesmycki (Miriam) — oprócz cówna, Jadwiga Camilowa, Helena Weycher- wspólnemi siłami utrzymywali teatr, aż do o »Poezyi belgijskiej« — mówił także w sali towa, Lola Beth i Irena Abendrothówna. chwili, w której p. Władysław Antoniewski, ratuszowej lwowskiej o dzisiejszych stosun­ Z fortepianistów koncertować będą : Paderew­ były reżyser teatru krakowskiego, a od kilku kach literackich na »Polskim Parnasie«. Pod­ ski, Stojowski, Śliwiński, Józef Hoffmann miesięcy stale przebywający w towarzystwie niósłszy ujemne i dodatnie strony tych sto­ (przed paru laty cudowne dziecko) i Antonina p. Kwiecińskiego, nie podjął się trudnego za­ sunków prelegent wykazał, jak przyszło do Szumowska, jedyna uczennica Paderewskiego. dania objęcia dyrekcyi. Przyklasnąć mu nale­ tego zwrotu w poezyi polskiej, który w niej Skrzypek Władysław Górski, oraz kwartet ży, że to uczynił, jest bowiem zdolnym admi­ dzisiaj spostrzegać się daje, a którego cechą smyczkowy braci Adamowskich z Bostonu nistratorem, utalentowanym i intelligentnym są: pogłębienie refleksyi, większy krytycyzm, mają także popisywać się na wystawie. artystą, a w ciągu swego krótkiego pobytu pewne zwątpienie — i wydoskonalona forma. * Namiestnictwo zatwierdziło statut »Towa­ w Stanisławowie pozyskał ogólną sympatyę, Zajmujący swój wykład zakończył Miriam cha­ rzystwa teatru ludowego«, którego celem oświata bez której nawet bardzo zdolny kierownik nie rakterystyką młodszej plejady poetów polskich. ludu przez urządzanie odpowiednich widowisk może prowadzić teatru z korzyścią dla sztuki * Zawieszony przed kilku tygodniami war­ scenicznych, zapoznawać mających szerokie i społeczeństwa. Po zorganizowaniu i uzupeł­ szawski Kuryer Świąteczny zaczął na nowo warstwy niewykształconych słuchaczów z dzie­ nieniu trupy wyjechał p. Wł. Antoniewski do wychodzić. Humorystyczne pismo podpisuje jami i piśmiennictwem ojczystem. Kierowni­ Kołomyi, zkąd dochodzą nas bardzo pochle­ obecnie za redaktora i wydawcę p. Teodor kiem »teatru ludowego« obrany został p. Emil bne wieści o jego działalności, co potwierdza Paprocki, sekwestrator sądowy. Deryng, były dyrektor szkoły dramatycznej opinia prasy tamtejszej, wyrażającej się o niej * Fantazyę dramatyczną Kazimierza Tetma­ w Warszawie. Zadanie, jakie towarzystwo wy­ z gorącem uznaniem. Chwilowo zatem grożąca jera »Sfinx«, znaną z przedstawień na scenie tknęło sobie, jest niezawodnie bardzo piękne, teatrowi naszemu katastrofa zażegnaną została, krakowskiej i lwowskiej, tłómaczy na język wątpimy jednak, aby w praktyce dało się na­ ale — co będzie dalej ? Dobre towarzystwo drama­ niemiecki Dr Albert Weiss. leżycie przeprowadzić z pomyślnym rezultatem. tyczne prowincyonalne jest nieodbicie potrzebne * Dwie ostatnie środowe pogadanki ściągnęły Teatr ludowy — w całem znaczeniu tego wy­ w Galicyi, choćby dla tego tylko, aby mogło być do lokalu krakowskiego »Związku literackiego« razu — dobry) jest u nas niemożliwy, wyma­ szkołą dla przyszłych artystów sceny lwowskiej nader liczne grono słuchaczów, pomiędzy którymi ga bowiem 'wytrwałej^ olbrzymiej ofiarności i krakowskiej. Istnienia takiej szkoły nie można dostrzegliśmy wielu gości, a pośród nich kó­ (bez złudnych marzeń o zyskach), a wiadomo, jednak oprzeć na zmiennych upodobaniach łeczko pań, zajmujących się gorąco sprawami że na ofiarność taką liczyć nie podobna. publiczności. Dopóki teatr nasz nie otrzyma nauki i literatury. W pierwszym odczycie oma­ Samo przenoszenie artystów, dekoracyj, biblio­ stałego subsydium, byt jego zabezpieczającego, wiał prof. Dr N. Cybulski modny dziś »spi­ teki i rekwizytów z miasta do miasta, ze wsi marzyć nie można o utrzymaniu sceny stanisła­ rytyzm«, a ponieważ w zgromadzeniu znajdo­ do wsi (jeśli rzecz ma być racyonalnie wyko­ wowskiej na poziomie, na jaki ją wzniósł p. wali się tacy, którzy brali udział w badaniach naną), wymaga zasobów pieniężnych, jakich Kwieciński i na jakim p. Antoniewski utrzy­ warszawskich z słynną Eusapią Palladino, dys- stowarzyszenie nie zgromadzi pewnie. Ale jest mać ją zdoła.« kusya popłynęła żywo i bystro, rzucając jasne sposób uczynienia zadość celowi w granicach * We Lwowie odbyło się w tych dniach światło na teorye tajemniczego »medjumizmu«. skromnych środków. Oto ufundować należy posiedzenie sekcyi X X powszechnej wystawy Szanownemu prelegentowi dziękowali wszyscy nie jeden, ale kilka, albo nawet kilkanaście krajowej, na które przybyli z Krakowa: Hen­ za pracę, ze stanowiska naukowego niemal zu­ »teatrów maryonetek«, któreby objeżdżały kraj, ryk Rodakowski i Piotr Stachiewicz. Obra­ pełnie wyczerpującą przedmiot, tak dziś zaj­ miasteczka i wsie, kontrolowane wszędzie i cią­ dom przewodniczył prezes sekcyi urządzającej mujący umysły równie u nas jak za granicą. gle, pilnie i bacznie, przez pełnomocników wystawę sztuki, Władysław Łoziński. Uchwa­ W następną środę odczytał Dr Witold Jaro­ stowarzyszenia. I tu pomyśleć należy naprzód lono: i) Na życzenie wyrażone przez artystów szyński niezmiernie ciekawą rozprawę »0 uni­ o stworzeniu dla tych »wędrownych szopek«— krakowskich utworzyć się mają komitety lo­ wersytecie kijowskim po rok 1863«. Zapoznał że je tak po polsku nazwiemy — właściwej kalne w głównych ogniskach ruchu artysty­ on tłumnie zgromadzonych słuchaczów z dzie­ literatury dramatycznej, urozmaicanej i wzbo­ cznego polskiego. 2) Komitet miejscowy zająć jami wszechnicy ukraińskiej od jej założenia gacanej nieustannie świeżemi utworami, posia- się mający rozwieszaniem i umieszczaniem dzieł aż do wymienionej daty, a szczególniej z taj­ dającemi etyczną i narodową wartość. Myśl sztuki, przyjętych na wystawę, ma być wzmo­ ną społeczno-polityczną organizacyą młodzieży to nie nowa i nie nasza — ale dobra. Niech cniony delegatami komitetów lokalnych: kra­ akademickiej., której wpływ tak silnie odbił »towarzystwo teatru ludowego« zechce się nad kowskiego, monachijskiego i t. p. 3) Lista się na życiu trzech zabranych prowincyj (Ukra­ nią zastanowić i umiejętnie w czyn ją wpro­ członków sądu rozdzielać mającego nagrody, iny, Wołynia i Podola) i zaznaczył się tak potę­ wadzić, a prawie pewni jesteśmy, że da się ułożoną będzie przez samych artystów-wysta- żnie w ostatniem powstaniu. I tym razem pre- z niej wykrzesać rzeczywisty pożytek. Najwła- wców, a dyrekcya wystawy ją zatwierdzi. lekcya wywołała żywą dyskusyę, a członkowie ściwszem polem próby dla takiego »teatru lu­ * W Warszawie pod redakcyą Teodora Pa­ »Związku literackiego« uchwalili przechowanie ŚWIAT 123

rękopisu Dra Witolda Jaroszyńskiego w bi- 1 ani naszych »pisanek«. Trzysta rysunków oraz świadomy jej celu; na prawdę zaś jest to tylko bliotece stowarzyszenia, jako cenny i zupełnie trzynaście rycin ozdabia tę interesującą pracę, tytuł wyszukany, pretensyonalny, — a treść nieznany materyał do najświeższych a tak cie­ którą czytelnikom naszym polecamy jako dzieł­ z tym szumnym tytułem pod żadnym zgoła mnych dziejów nieszczęśliwej ojczyzny naszej. ko pożyteczne i pouczające, wydane w wysoce względem nie ma żadnego związku. Przede- * W sali posiedzeń Rady miejskiej, p. W ę­ artystycznej formie. wszystkiem, w szeregn dorywczo naszkicowa­ grzyn, artysta dramatyczny teatru krakowskie­ •»ZafiomenuUj kont slovanskl).« — Nekolik nych sylwetek czytelnik nadaremnie szuka go, na rzecz »Szkoły ludowej« odczytał »Maćka prvnich pobledli do kaśubskeho Pomofi. Z knih »lwa«. Nie jest nim przecie ani poważny, sta­ w powstaniu«, nowellę, której druk ukończy­ a objiźek podava Edvard Jelinek. — Praha. ry, ciężkiej pracy i obowiązkom uczciwego liśmy w poprzednim zeszycie Świata, Licznie 1894. — Knihtiskarnia F. Śimdćek, Nakla- obywatela oddany p. Erazm, ani też nie jest zgromadzona publiczność przyjęła utwór go- ! datele. lwem zajęczego serca jego bratanek Adaś, rąccmi oklaskami, tudzież oznakami najżywszej Szczery i dobry nasz przyjaciel E. Jelinek dwie najwyraźniej naszkicowane postacie. Nie sympatyi. pomnożył bibliotekę utworów swoich o Polsce roszczą sobie prawa do odgrywania roli tytu­ * Józef Krzesz maluje obecnie portret J. E. i Polakach cenną nową pracą o kaszubskiem łowej ani Wiktor, ani Szymon,- ani Stefan, księcia kardynała Dunajewskiego. Pomorzu, na którą zwracamy uwagę tłómaczów ani Zygmunt, ani nawet p. Józef, — autorka ,x' Rozprawa Alfreda Szczepańskiego o »Re­ naszych, zasługuje bowiem wielce na przekład. trzyma ich w półcieniu, przedstawia w kary­ formie ustawy wyborczej w Austryi« ukazała Interesujące i pełne wdzięku opowiadanie uta­ katurze i traktuje raczej jako tło dla postaci się w osobnej broszurze, bez kartki tytułowej. lentowanego pisarza zdobią liczne illustracye, bohatera. A zatem »lwem« nazwała autorka O ile wiemy można ją nabywać w księgarniach wykonane starannie podług fotografij i rysun­ chyba Kostusia Jamonda i to chyba dlatego, krakowskich. ków, i odbite w doskonałej drukarni, wymie­ że beż żadnej logicznie treścią powieści uspra­ * Tadeusz Błotnicki wykończył z terrakoty ! nionego powyżej pragskiego nakładcy. wiedliwionej racyi, kazała mu spędzić z rodzi­ popiersie Franciszka Smolki, przeznaczone -»Wieniec wspomnień«^ malujących charakter, cami dwadzieścia lat w Algierze i każe mu w odlewie bronzowym do poselskiej sali obrad przymioty, usposobienie i cnoty Tadeusza LCo- opowiadać jakoby dwóch lwów prawdziwych — w parlamencie wiedeńskim. Biust odznacza się ściuszki. Z różnych autorów zebrany. — Kra­ niemalowanych przez p. Rodziewiczównę — dzielnem wykonaniem i wielkiem podobień­ ków. Nakładem zakładu introligatorskiego J. trupem położył, a z trzecim mniej szczęśliwie stwem rysów przezacnego byłego prezydenta Gadowskiego, na uczczenie stuletniej rocznicy. się borykał. Bo za to, że się umizga do Kla­ izby deputowanych. 1894. ry, córki jakiegoś awanturnika kolonisty, by :|: IJrezesem towarzystwa »Harmonia« obra­ Książka ta rozpoczyna szereg wydawnictw następnie przed jej ojcem umknąć, wykłama- nym został ponownie profesor Dr Henryk i uczcić mających stuletnią rocznicę. Jest to wią­ wszy się fałszywym telegramem, za to że po­ Jordan. zanka myśli i wspomnień o wielkim wodzu tem w podróży z ciotką Felicyą w rodzinne * Ostatni zeszyt Przedświtu mieści w sobie: tej miary pisarzy, co : Dr Antoni J., Karol strony oświadcza bez ogródki każdej kobiecie, Julian B.: Przed wybuchem; M. Sieber: Po­ Baliński, Baudouin de Courtenay, księżna Zo­ jaka mu się nawinęła na drodze, że się chce gadanki o muzyce (dok .); Anda: Światowej ; fia Czartoryska, Józef Drzewiecki, El...y, Gu­ z nią żenić, — jeszcze na przydomek dumne­ Ikar: Mała kronika; Przysłowie w komedyi staw Ehrenberg, Alojzy Feliński, Konstanty go, okrutnego i odważnego króla zwierząt nie (ciąg dalszy); Tepa: Kochanka pana Macieja Gaszyński, Kajetan Koźmian, Józef Ignacy zasłużył a co najwyżej godziło się go za­ (dokończenie); J. D.: Z życia sławnych pre- Kraszewski, Teofil Lenartowicz, Juliusz Miche­ szczycić chyba nazwą błąkającego się samopas stidigalorów ; Literatura i sztuka; Rozmaitości; let, , Franciszek Morawski, z niedokończonym wychowaniem studenta lub Co dawać dzieciom i młodzieży do czytania; Jan Duklan Ochocki, Michał Ogiński, Franci­ młodego rekruta szukającego silnych wrażeń, Grafologia; Zagadki; Inseraty^. W dodatku: szek Paszkowski, Leonard Sowiński, Alfred podczas krótkoterminowego urlopu. Z lwem 16 ark. »Encyklopedyi gosp. i prze. dom.«, Szczepański, Józef Szujski, , zatem spotyka się czytelnik tylko na kartce 2 arkusze mód i i ark. kroju, i dodatek dla Józef Wybicki, Bohdan Zaleski i w. innych. tytułowej i nic go w ciągu całej, stanowczo dzieci: Maly a zasłużony. Piękną całość wiąże z sobą bardzo ładna, wy­ za długiej powieści czytelnikowi nie przypo­ * Nakładem krakowskiego Tow. muzyczne­ kwintnie wykonana oprawa z płótna, na któ­ mina. Nie lepiej się rzecz ma i z »siecią«, gdyż go i konserwatoryum wyszło 27 roczne spra- j rej wycisk , bardzo zręcznie i wytwornie po­ osoby do tej powieści wprowadzone lepiej od sa­ wozdanie wydziału tegoż towarzystwa z czyn- ; myślany, przedstawiu monument pamiątkowy mej autorki na potulnej naturze Kostusia się ności zarządu i stanu oraz działalności kon- dla Tadeusza Kościuszki, odtworzony według poznały i żadna z nich na tego niesłusznie tak serwatoryum za r. 1893 t. j. od 1 września szkicu rzeźbiarskiego T. Błotnickiego, proje­ zwanego lwa żadnych sieci nie zastawiała. 1892 do 31 sierpnia 1893. ktowanego do kościoła 00. Kapucynów w K ra­ Walter musiał pojąć Aldonę, czy też Numa kowie. Rysunek podług modelu — zastosowa­ wyjść za Pompiliusza, a więc i Kostuś dla BIBLIOGRAFIA. ny do warunków okładki frontispisowej — zaokrąglenia powieści staje w ostatnim rozdzia­ Leo Clareiie. — »Les fouets« (Zabawki).— wykonał sumiennie Stanisław Fabijariski. Ca­ le na kobiercu z p. Heleną, ta jednak przy­ . May et Motteroz, 7 rue St. Benoit. łość przedstawia się ponętnie i interesująco. padkowo w wagonie napotkana nieszczęśliwa (M . Sz.) Czy pomyśleliście kiedy, czytelni- ; Bolesław Prus. (Aleksander Głowacki). — wdowa jako żywo na nikogo żadnych sieci cy, jaką rolę grają w życiu ludzkiem zabawki, ■»Emancypantki.'. Powieść. — Tomów cztery. — nie zastawiała a wobec lwa p. Rodziewiczó­ z któremi najściślej wiążą się wspomnienia lat Warszawa. Nakład Gebethnera i Wolffa. 1894. wny, z jej wiedzą i wolą, odegrała rolę cał­ dziecinnych ? Czy zastanowiliście się do jakie­ Powieść Bolesława Prusa jest niemal zawsze kiem bierną i podrzędną. Nie na tern jednak go stopnia odbijają one, jakby w pomniejsza- ważnym i znaczącym wypadkiem literackim, koniec niespodziankom sprawionym czytelni­ jącem zwierciadle, cały świat wypadków histo­ cóż dopiero powieść w czterech dużych tomach, kowi przez p. Maryą Rodziewiczównę. Z kar­ rycznych i społecznych tendencyj ? Autor ksią­ traktująca o kwestyi zajmującej żywo nietylko ty tytułowej dowiadujemy się, iż »Rzecz dzieje żki , którą śmiało czytelnikom naszym pole­ piękniejszą ale i brzydszą połowę naszego spo­ się w Galicyi«. Czy w całej powieści mieści camy, napisał wielce zajmujące studyum o tym łeczeństwa. To też dzieła tego znaczenia i ta­ się jaka »rzecz < w poważniejszem znaczeniu przedmiocie. Jestto monografia zabawek po kiego pisarza nie zbywa się pobieżną wzmian­ tego pojęcia i czy się ta »rzecz działa«, to przez wieki, począwszy od starożytności aż do ką. Wkrótce omówimy »Emancypantki« szerzej, wszystko więcej niż wątpliwe; a już niczem naszych czasów. Barwnie i żywo Leo Claretie w osobnym artykule. ani językiem ani fizyonomią miejscowości, ani kreśli nam dzieje zabawek, wykazując o ile Marya Rodziewiczówna. — »Lew w sieci«. obrazkami towarzyskich stosunków nie uspra­ mają one związek z literaturą, ze sztuką, z na­ Powieść. (Rzecz dzieje się w Galicyi). — W ar­ wiedliwia autorka tego, by opowiadane przez ukami, a nawet z religią różnych narodów. szawa. Nakład i druk S. Lewentala. nią— nader zresztą podrzędnego znaczenia wy­ Ciekawą stronę tego dziełka stanowi część (ŚJ Prawdziwą niespodziankę sprawiła pu­ padki — miały się koniecznie odbywać w Gali- poświęcona fabrykacyi zabawek. Dowiadujemy bliczności, czytającej polskie książki, p. Marya cyi. Sama autorka zresztą twierdzeniu swemu się , że te przedmioty zbytku, będące synoni­ Rodziewiczówna, wydaniem tej ostatniej swej nie wierzy, gdyż najoczywiściej nie zna Gali­ mem radości i uciechy, często są rezultatem pracy. Szanowna autorka, od pierwszego, na­ cyi nawet o tyle, by zapamiętać czy w tym pracy więźniów. Skoczki i poliszynele, wspa­ grodzonego na konkursie literackim występu opiewanym przez nią kraju rachuje się war­ niali żołnierze i śmiejące się różowe twarzy­ zdobyła sobie prawo do tego, źe każdą dalszą tość przedmiotów na ruble czy na guldeny. czki lalek, całe zastępy ulubieńców wyobra­ jej pracę bierze się do ręki z większem niż Być może, że inne jakieś względy zniewoliły źni dziecięcej, stworzone zostają rękami smu­ inne nowości literackie zaciekawieniem, z do- . autorkę do umieszczenia na okładce książki tnych nędzarzy w obrębie szarych ścian wię­ brze już zasłużoną dla autorki sympatyą. Nie­ tego dodatku okłamującego czytelnika. Można- zienia. Istnieją jednak i bardzo liczne fabryki stety, po przeczytaniu tej, tak szumnie nazwa­ by te względy szanować, lecz w takim razie lalek, kędy młode robotnice dzielą się na mnó­ nej powieści, czytelnik przykrego doznaje roz­ nie godziło się w usta rzekomego lwa wkła­ stwo kategoryj: jedne dekorują głowy, inne czarowania, i nie może się powstrzymać od dać wyrazów: »gdy ztąd (a więc z Galicyi) wycinają oczy, spajają członki lub malują ręce pytania: czy to na prawdę powieść, bądź ro­ wyjadę, będę miał wrażenie, żem wydostał się i nogi. Inne znów szyją mikroskopijne buciki, związująca jedno z mnóstwa odwiecznych a za­ z kałuży płytkiej, brudnej i cuchnącej«, — bo batystowe koszulki, etc. aż z rąk do rąk po­ wsze nowych zagadnień, bądź też przynaj­ się plwać niepowinno na to, co nam obce dawana, wspaniała lala pojawia się w sklepie mniej przedstawiająca barwny, wyrazisty obra­ i nieznane. A chociażby ta apostrofa miała się i budzi zachwyt panienek. Zabawki z chara­ zek społeczeństwa danego miejsca i epoki, — właściwie stosować nie do kopniętej przez kterem religijnym znane są we wszystkich kra­ czyli raczej nie jest to tylko pospieszny i po­ autorkę nogą Galicyi, lecz do innej prowincyi jach. Autor nie pominął i polskiej »Szopki«, bieżny szkic do powieści, jeszcze nawet nie­ Polski, czyż nie byłoby to najsmutniejszą 124 ŚWIAT

z niespodzianek jaką nas p. Marya Rodzie­ toryskich w Krakowie« przez Dra Jerzego My- Lwowie. Urodził się w r. 1820. Od 1848— wiczówna tym razem obdarzyła? Rodzinnego cielskiego. — W Krakowie. Księgarnia Spółki 1861 był radcą sądowym. Wielkie położył zar zakątka, opuszczając go na zawsze, nie dla Wydawniczej Polskiej. sługi około wprowadzenia języka, polskiego, do jakichś wyższych celów lecz dla lepszego za­ Jest to sumiennie i z niezaprzeczoną znajomością, sądownictwa i do manipulacyj władz administra­ robku, nie godzi się zwać na pożegnanie ka­ rzeczy nakreślone krytyczne omówienie cennego cyjnych. W ydział krajowy z marszałkiem księ­ łużą płytką, brudną i cuchnącą—dla tego, że zbioru obrazów, mieszczącego się w krakowskiem ciem Sanguszką na czele przesłał wdowie list sie tam przypadkiem spotkało paru młodzie­ Muzeum książ. Czartoryskich, a który stanowczo kondolencyjny, a urzędnicy uczcili jego pamięć, niaszków z zaniedbanem wychowaniem obok prócz wspaniałych galeryj wiedeńskich i pewnych otwierając fundacyę imienia Oktawa Pietruskiego. takiejże liczby osób zacnych, szanownych peszteńskich nie ma sobie równego w monarchii * W Liszkach zmarł Stanisław Krepier, i -przejętych najszczerszą życzliwością dla przy­ austro-węgierskiej. Broszura Dra Jerzego hr. My- syn architekty, prawnik z zawodu. Wolne byłego na krótki czas kuzyna. Czy p. Marya cielskiego, posiadająca przy zaletach krytycznych chwile od zajęć poświęcał literaturze. Przetłó- Rodziewiczówna tym wykrzyknikiem włożo­ i pisarskich — znaczenie i wartość doskonałego maczył dla sceny krakowskiej przeszło dwa­ nym w usta niedołężnie przez nią namalowa­ »Przewodnika«, zasługuje na przekład na obce dzieścia sztuk, pomiędzy któremi komedye: nego lw a, nie popełniła czegoś gorszego niż języki, wydana bowiem w tłómaczeniu francu- Augiera, Dumasa, Paillerona i Sardou. Ogó­ »wielkiej niestosowności«, jak sama usterki po­ skiem, angielskiem i niemieckiem, przyczyniłaby lnie łubiany, pozostawił po sobie w gronie spolite nazywa? Nie brak w książce kilku się niezawodnie do zwiększenia napływu do na­ znajomych żal szczery. zdrowych m yśli, n. p. że skargi na losy, to szego starego grodu wykształconych i bogatych * W Kairze zmarł słynny wirtuoz i kom­ spychanie na coś urojonego odpowiedzialności cudzoziemców, lubowników starych zabytków pozytor muzyczny Dr Hans GwiJo Billów, za własną głupotę; że mężczyzna płaci długi i dzieł sztuki. cieszący się jako pianista rozgłośną sławą w ca­ dłonią, głową» krwią, kobieta tylko sercem »Podręcznik dla płacących podatki i należy- łej Europie. Słynął także jako dowcipny mó­ płacić je może; myśli to jednak nie nowe tosci rządowe« ułożył Józef Roman Kwaśnie­ wca i krytyk. Recenzye jego aitystyczne, po­ i nie zastępują wcale braku głębszej zasadni­ wski, adjunkt c. k. urzędu podatkowego. — mieszczane w czasopismach berlińskich, oJzna: czej idei, szlachetnie pomyślanego celu. Kto Klaków. Nakładem księgarni L. Zwolińskiego czały się niepospolitą ciętością, sądem, orygi­ dużo może, od tego zwykliśmy wymagać wię­ i S ki. 1894. nalnym i stylem błyszczącym. cej i dla tego szanowna autorka w tych uwa­ W dziełku tern, liczącem siedmdziesiąt kilka * W Budyszynie (Bautzen) zmarł główny kie­ gach niech zechce widzieć szczere uznanie dla stronic, znajdują się niezbędne wiadomości rownik »Macierzy serbskiej«, redaktor wydawa­ jej niepospolitego talentu. Wymagali jednak o wszelkich rodzajach podatków i dodatków nego przez nią czasopisma, ksiądz Michał Hor­ na ten raz nie podobno ograniczyć do samej do nich, z wzorami podań do władz, z wska­ nik, kanonik i proboszcz miejscowej parafii ka­ tylko treści; zdawałoby się słusznem i uzasa- zówkami o stemplowaniu ksiąg handlowych, tolickiej. Niedawno obchodzono czterdziestolecie dnionem żądanie i w tym kierunku, by przed 0 wyszynku napojów alkoholicznych i t. p. jego działalności literackiej. W ładał biegle języ­ oddaniem rękopismu nakładcy autorka dokła­ Tomasz B. Macaulay. — »Szkice i rozpra­ kiem polskim i był przyjacielem Polaków. Od­ dniej go przeglądała a nie pożałowała chwili wy« tłómaczył St. Tarnowski. — Tom. II. — znaczał się duszą wzniosłą, i szlachetną, bez cie­ trudu, by zewnętrzną formę ogładzić, język Kraków. Nakładem księgarni Spółki Wyda­ nia nienawiści do. ludzi, lub też chęci prześlado­ od rażących prowincyonalizmów oczyścić a usu­ wniczej Polskiej. wania kogokolwiek, czy to za pochodzenie, czy nąć sprzeczności co do czasu i miejsca i in­ Pisząc o pierwszym tomie tych genialnych za przekonania. Cześć jego pamięci. nych drobnych szczegółów. Za lekceważenie i. ciętych szkiców wspominaliśmy już, iż prze­ * W Zagrzebiu rozstał się z tym światem czytelnika zwykle w końcu otrzymuje się na kład ich należy stanowczo do lepszych tłóma- K . Raczki, kanonik kapituły i były prezes wielkiem targowisku świata, co najmniej, obo­ czeń, jakie ukazały się na widok publiczny południowo*słowiańskiej Akademii Umiejętno­ jętność dla autora. w ostatnich czasach. Treść książki wypełniają: ści. Znany był jako historyk i położył niemałe »Illustrowany. Opis Krajowych Zakładów I dzielna charakterystyka WiJljama Pita, pierwszo­ zasługi około rozwoju literatury chorwackiej. zdrojowo-kąpielowych, hydropatycznych i kli­ rzędnego mówcy i męża stanu ; ocena »Historyi matyczno-leczniczych«. Skreślił M ichał Ziele- rewolucyi angielskiej« Sir Jamesa Mackintosha; Odpowiedzi od redakcyi. niewskii Doktor Medycyny, Członek Akademii sylwetka Samuela Johnsohna, jednego z najzna­ Umiejętności w Krakowie, Czł. Tow. Przyj. komitszych satyryków angielskich; w końcu ostra Panu W. R. w Krakowie. Myśl zawarta Nauk w Poznaniu, tudzież Tow. lekarskich : krytyka »Rozmów o społeczeństwie« Southeya. w pańskim utworze zaszczyt przynosi jego w Warszawie, Wilnie, Charkowie i t. d. — Alfred Szczepański. — »Die Walzer-Dy­ sercu, ale forma nie odpowiada warunkom W Krakowie. Nakładem autora. — Wydanie nastie«. — Wien. Comissions-Verlag der Buch­ przez czasopismo nasze wymaganym. — P ani drugie, powiększone i uzupełnione. — 1894. handlung Leopold Weisz. — Alfred Szcze­ W. N. w O. Odpowiedzieliśmy listownie. — Jednym z dowodów niezaprzeczonej warto­ pański. — »Dynastya Strauss«. — Pogadan­ Prenumeratorowi z Tnflant. Postaramy się ści tego szkicu naukowo-popularnego jest dru­ ka o muzyce, obyczajach i tańcach. — Odbi­ o pozwolenie właściciela portretu. Jeśli je nam gie wydanie, powiększone i pomnożone, w któ- tka z Dziennika Poznańskiego. — Poznań. 1894. udzieli, uczynimy zadość żądaniu pańskiemu. — rem — w nader krótkim czasie — cenna praca Wspominaliśmy już na tern miejscu o od­ Ludwikowi Neli w Krakowie. Pomieścimy. — ukazuje się znowu na widok publiczny. Podnosić czycie — wygłoszonym przez Alfreda Szcze­ Ks, 0 . w C. Odpowiedzieliśmy listownie. — jej zalet nie potrzebujemy, dawno już bowiem pańskiego w Wiedniu — o Janie, Józefie Szczeremu w ***. Pomieścić pańskiego arty­ krytyka specyalna oceniła treść książki bardzo 1 Edwardzie Strauss’ach, których za rogatkami kułu nie możemy, bo wielu poczytałoby go pochlebnie. Dziś więc zatem tylko zanotujemy, stolicy Austryi nikt nie rozdziela, używając za walkę konkurencyjną, czego zawsze wystrze­ że powtórna edycya wyszła w wielce staran­ nazwiska »Strauss«, jakby wyrazu zbiorowego, galiśmy się jak ognia. Ale cichutko powtórzy­ nej zewnętrznej szacie i że ją zdobią liczne określającego typ. »Mówi się Straus, a to zna­ my za panem: »Strzeż nas Boże od czasopism illustracye, wiernie odtwarzające naturę, że są czy: walc, operetka i wiedeńskie życie«. Od­ literackich, które istnieniem swojem krzywdzą nadto odbite bardzo umiejętnie, czysto i wy­ czyt ten żywy, barwny, lekki i wdzięczny — niby literaturę«. — Wielbicielowi dramatu. .Skar­ twornie. Autor, dobry syn ojczyzny, głęboko owe walce omawianych kompozytorów, kapel­ żysz się pan na obcinanie arcydzieł, przedsta­ odczutąmyślą kończy swoje studyum. W czasach mistrzów i wirtuozów — wydany obecnie oso­ wianych na scenach polskich i poniekąd masz dzisiejszego zobojętnienia i apatyi powtórzyć bno w oryginale niemieckim i w przekładzie słuszność. Jeden z najgłębszych nowoczesnych ją należy: »Piękny i błogosławiony nasz kraj, polskim, znajdzie niezawodnie licznych czytel­ krytyków francuskich powiedział: »La coupure nietylko nas wyżywi, ale i zdrowie nam przy­ ników. est le symbole eclatant de la mainmise de la wróci, nawet wzbogacić nas potrafi, jeśli wier­ Włodzimierz Zagórski. (Chochlik). — -»No­ mediocrite sur le genie«, ale... niekiedy naj­ nymi jego synami będziemy!« wele«, — Serya I. — W Krakowie. Nakładem inteligentniejszy reżyser (ze względu na wyko­ Alfred Szczepański. -»Teatr Maryonetek«.— księgarni Spółki Wydawniczej polskiej. 1894. nawców, którzy mogą rzecz piękną sparody- (Odbitka z Dziennika Poznańskiego). — P o­ Tom leżący przed nami, starannie wydany, ować, albo na publiczność, która rzeczy pięknej znali. Nakładem autora. 1894. na pięknym papierze, mieści w sobie siedem 2ue zrozumie) obcinać musi. Potępiać go za Treść tej doskonale napisanej książeczki łą­ krótkich opowiadań: »Wenus w podróży«, »We to nie należy, zwłaszcza, jeśli nie uszkodził czy się poniekąd z myślą główną podanego śnie i na jawie«, »Jak w bajce«, »Wilga«, »Moja zasadniczej myśli autora, ani stylu utworu, ani powyżej w Kronice artykuliku o »Teatrze lu­ ^przygoda«, »Homo novus« i »Odmieniec«. Język jego budowy. Na stworzenie teatru o jakim dowym«. Zwracamy zatem na nią uwagę ró­ poprawny i wytworna faktura kładą na tych pan marzy, potrzeba: milionów, bardzo wy­ wnie naszych czytelników, jak i kompetem drobiazgach utalentowanego pisarza piętno lite­ kształconego kierownika odczuwającego poezyę tnych sfer, mogących sprawę poruszyć i w czyn rackiej wartości. arcydzieł, aktorów jak Talma, Garrick, Żół­ zamienić, »sens moralny« bowiem pogadanki kowski, Królikowski — i publiczności na NEKROLOGIA. utalentowanego publicysty posiada niezaprze­ wskroś literackiej. Proszę nam wierzyć, że po­ czone »moralne« znaczenie. * Długoletni członek Wydziału krajowego, łączenie tych czterech czynników w jednym -»Galery a obrazów prz y M uzeum ksiąź. Czar­ zastępca marszałka, Oktaw Pietruski, zmarł we teatrze jest wcale nie łatwe.

Kraków. — Druk Wł. L. Anczyca i Spółki, pod zarządem Jana Gadowskiego. I- ^

0 V D ta t j b n i a 1 5 ^ marca.

LISTY KOŚCIUSZKI. Wiernym byłem Ojczyźnie, biłem się za nią i sto razy śmierćbym poświęcił dla niej. (Kościuszko do księżny Czartoryskiej).

Słynnym jest sztych starogermański przedstawia­ uratować dało... honor imienia polskiego. Ten honor jący grupę trzech ludzi, z których jeden stalą krze­ ocalony to niby latarka czarodzieja, wskazująca w epo­ siwa o kamień uderza, drugi iskrę podchwytuje a osta­ ce porozbiorowej drogę poświęcenia, pracy organicznej tni płonącą już żagiew wznosi wysoko, szerząc łunę i świetnej nadziei odrodzenia. Mimo to przecież musiał ognistą, daleką. Prześliczna to zaiste alegorya rozkwitu Kościuszko słuchać, jak nietylko z poza płota Targo­ cywilizacyi, dająca się zastosować i do innych dzie­ wicy, lecz czasem z ust najlepszych, miotano mu dzin dziejów duszy ludzkiej. Kościuszko dzierżył po­ w oczy nazwę Jakobina i o duchowe pokrewieństwo chodnię często deptanej swobody najwyżej; w nim zamiarów z Dantonem i Robespierrem posądzano... ideały ruchów wolnościowych i humanitarnych najpy- Nie był on jednak geniuszem gwałtu, nie był samo- szniejsze miały wcielenie; on walczył o emancypacyę lubstwem kierującym się Cezarem — Wallensteinem, ludów i warstw społecznych i własną osobą swoją ani Napoleonem, owym — według Taine’a — potom­ zdawał się wroga zmuszać do szacunku i trwogi na­ kiem rozbójników korsykańskich i kondotierem bru­ wet przed wyzutym z królestwa Lirem narodów. Cave, talności , ale był typem wzorowej szlachetności, ty­ ego a d su m ! Po całym szeregu na poły śmiesznych, pem człowieka etycznie skończonego, dobywającego na poły wrarcholskich Falstaffów i nie Falstaffów na­ oręża nie dla szowinizmu narodowego, tylko dla obro­ szej narodowej tragedyi, urządzających sobie dziedzi­ ny praw przyrodzonych. U innych geniusz militarny czne rzemiosło z anarchii politycznej i socyalnego de­ był celem, u niego środkiem do dopięcia celu. Ko­ spotyzmu , przychodzi na schyłku jakby pocieszyciel ściuszko - żołnierz może godnie spółzawodniczyć z Ko­ i ewangelista godności, opamiętania, znakomity wojo­ ściuszką-myślicielem — i w tem spoczywa tajemnica wnik, znakomity zarazem myśliciel i wezwaniem do jego popularności i ogólnych dlań sympatyi... świętego boju rozbudza drzemiące dotychczas ogłuszo­ Niewielka wprawdzie pod względem ilości, lecz ne żywioły, ratuje to , co się z powszechnej niesławy arcywaźna pod względem treści wiązanka listów, jaka 17 nam szczęśliwym wypadkiem w archiwum książąt Uzyskaliśmy zatem drogi, nieznany wizerunek spół- Czartoryskich wpadła w ręce, utwierdzi to przekona­ czesny, z oryginału żyjącego skopiowany, który po­ nie i lepiej i głębiej. Jestto poufna korespondencya równany z utworem Grassi’ego, bardzo wątpliwym Kościuszki z księżną Izabellą Czartoryską z 1792—• portretem Lampi’ego, z przysięgą Stachowicza i bitwą 1794 roku, pochodząca z słynnej świątyni Sybilli w Pu­ Racławicką Casanowy, ustali może na zawsze ukochane ławach , odsłaniająca czystą i gorącą miłość ojczyzny rysy. Drugi rysunek własnoręcznie szkicowany przez naszego narodowego bohatera w tęczowem świetle Kościuszkę ma wyobrażać ojczyznę, więzioną przy wspaniałego uczucia. Zanim w blizkiej już przyszłości pomniku, kryjącym popioły jej obrońców. Świadczy w osobnem wydawnictwie te cenne dokumentu ogło­ o tem wzmianka na odwrotnej stronie kartki znajdują-; simy, pragniemy przelotnie wspomnieć o dwóch rysun­ ca się: »Z.® Pologne enchaine auprte d’un monument, kach między niemi dochowanych. Na kompaturce seks- q u i renferm e les ce 7idres de ceux, qui 07it peri en la ternu nakreśliła księżna Izabella ołówkiem popiersie defendants. Obrazek pochodzi z 1792 roku, gdy po naczelnika, a pod niem wypisała objaśnienie nieco sen­ akcesie króla do konfederacyi Targowickiej, naczelnik tymentalne, niekoniecznie trafnie człowieka i jego czyn­ z wojskiem przeszedł przez. Puławy i kilka godzin'; ność charakteryzujące: »Tadeusz Kościuszko dolary w rezydencyi książęcej bawił. Wówczas księżna Ma- y waleczny, lecz nieszczęśliwy«. Robota naturalnie rya Wirtemberska, córka generałowej ziem podolskich,1 dyletancka, wahającemi się, naiwnemi liniami wyko­ śpiewała jakąś rzewną dumę, a Kościuszko przy stole nana , z szyją nieproporcyonalnie wydętą, rozszerzoną, siedzący, wydarzeniami politycznemi przygnębiony, odznaczająca się za to podobieństwem i udatnem po­ machinalnie ujął leżące przed nim pióro i kreślił coś chwyceniem wyrazu twarzy. Smutek, zamyślenie pełne na ćwiartce papieru... Czytelnikom Św iata podajemy troski, nigdy nie opuszczające czoła i kątów ust chłop­ także facsimile jednego listu naczelnika, wszystko to skiego generała uwybitniły się tu głębiej niż na innych bowiem drogie relikwie, uświęcone dłonią tego, o któ­ portretach, fabrykowanych często z pamięci lub wzo­ rym słusznie zawyrokował poeta: rowanych na fałszywych, targowych malowidłach. »I wolność jęknęła gdy upadł Kościuszko!« E r n e s t D e i c h e s .

NIEDOCZEKAŁ!

NOWELLA. (Ciąg dalszy). W Kijowie rozpoczęło się cywilizowanie Maksy­ Welat meni moja maty ma. Dano mu czapkę, mundur, buty, szynel i zawo­ Hosjidarske ftłatja wziaty... łano do kancelaryi na powierkę. Ale z drugiego końca kazarmy odezwał się su­ — Ty jak się nazywasz ? — zapytał pisarz. row y głos diad’ki: ------Neporożnyj: ...... - -...... - — ----- — Co X.Q zrd. chachlackie pieśni ?! cicho ! — Jak? I pieśń mu na ustach konała, ale nie konała Powtórzył nazwisko. myśl. Z czasem dano do ręki karabin Pibodi, nauczo­ — Co za duracka familia / no jak używać każdej części i jak się ona nazywa, — Jakże go zapisać? — spytał drugi. wcielono do jakiegoś pułku, a kiedy już zdało się, źe — Neporoźnow. wszystko umie, rotny przeczytał jemu i innym we­ Tak go też do ksiąg zapisano. zwanie: na Turka! — Pamiętaj chachoł, że się nazywasz Neporo­ A więc wojna! źnow... Poszedł Maksym... Ubodło to Maksyma. — Mój ojciec nazywał się Neporożnyj... — zaczął, j III. — D tcrak! — posłyszał w odpowiedzi. — D ia d 'k a ! — odezwał się ten sam piskliwy Matczysko biedne późno się o tem dowiedziało. głos — wsypno tam jemu, aby nie zapomniał źe się Z nad Dunaju odbierała listy bardzo smutne. nazywa Neporoż770w... Opisjnval w nich wszystko co cierpiał. Pocieszał na­ W tej chwili Maksym poczuł, źe mu ktoś w bok dzieją, że po skończeniu wojny do domu wróci, i w ka­ dał dobrego kułaka, któremu towarzyszyło wołanie: żdym liście tęsknił do tego domu. Pytał matkę o tę — Stupaj nazad dtirak ! lub ową dziewczynę, tego lub owego parobka, czy Wrócił do koszar zgnębiony, smutny, upoko­ zamąź poszła lub ożenił się; zapytywał jak udała się rzony. ozimina, po czemu sprzedają na jarmarku żyto , psze­ Co dnia wypędzano rekrutów jak bydło na »koń­ nicę, owies, — jednem słowem widać było, źe nad ski plac«, gdzie uczono »chodzić...« Maksym chadzał Dunajem żył swojem wiejskiem życiem, źe przed więc z innymi, nie mogąc zrozumieć poco, i uważając oczyma jego jaśniał step szeroki, a nad nim wisiało te wszystkie ćwiczenia za wymysł do męczenia ludzi. ukraińskie- niebo i słońce. Robił, bo kazali; słuchał, bo bili gdy nie słuchał. Do Skończyła się wojna, ale Maksym nie wrócił. »kazarmy« wracał więc jeszcze bardziej pognębiony Wrócili inni, opowiadali o nim matce i wieść przy­ i smutny, ze wstrętem spoglądał na swój mundur, nieśli, źe ruszył z rotą »w Moskiewszczyznę«. który go z pod strzechy rodzinnej wryrwał. Położy­ Tęskniła matka za synem, wyglądała — i miała wszy się na kojce, z oczami wlepionemi w sufit, pa­ nie lada powody. trzył na Płoskę, widział swoje pole, swoją chatę, ma­ Minęło kilka lat... Udało mu się wreszcie otrzy­ tkę... I tak mu się robiło smutno, tak smutno, źe pół­ mać odpusk. Nigdy szczęśliwszym w życiu się nie głosem wyrywała się piosenka: czuł. Wracał nareszcie do domu i wracał nie z pró- ś ' w I A T 127

źną kieszenią: trochę oszczędził ze swojej gaży za I marzył dalej o niespodziance, jaką jej sprawi. Dunajem, trochę dorobił grosza, chadzając przez całe Nie napisał do niej ani słówka o tem, że wraca. lato na prywatne roboty. Nie curał się żadnej: kosił, Już wieś widać... Znowu mu serce radośniej ude­ żął, buraki kopał, a z tego co zarobił nie przepił i nie rzyło. Już i staw błyszczał do słońca jak srebrny cały, przehulał nic. Niósł to wszystko dla matki. Dzień i wieńce wierzb dokoła niego, i topole i osokory... i noc myślał jakie sobie woły kupi, jaką stodołę po­ Wytężał wzrok ku swojej chacie... Poznaje niby, stawi, a z poza tych myśli migała mu niejednokrotnie ale coś wszystko inaczej. Ściany nie bieleją jak da­ postać tej lub owej dziewczyny... Przesuwały się przed wniej, na dziedzińcu ani żywej duszy, na oborze głu­ nim obrazy łagodne, oświetlone jasnem słońcem do­ cho... Coś go zabolało. m owego życia, m arzyła mu się żona, dzieci... — A może i matki już nie zastanę! ?... — po­ Szedł aż od Donu. Wszędzie spotykał swoich. myślał. Ale jego czapka , mundur i szynel nie dobrym były Szedł z tą myślą, gorączkowym krokiem, wpa­ przewodnikiem. Kiedy przez wieś przechodził, a dzieci trując się ciągle w swoje »obejście«, które mu się gromadziły się przy wrotach lub na drodze i gapiły pustką wydawało. się na niego, nagle posłyszał głos pełen przerażenia: Przed wrotami stanął i objął je całe jednym rzu­ — 7 ikaj, bo Moskal jde ! tem oka. Wrota zabite kołem... I dziatwa jak stado wróbli, zrywała się od pło­ Przelazł. tów i przełazów7, ku chacie uciekając. Dziedziniec porósł podróżnikiem, po pod płotami Owdzie jakaś gosposia, widząc go przechodzą­ rozsiadły się bieluń i pokrzywa; z pod przyźby i z pod cego pow'olnym krokiem pod wrotami »obejścia«, na progu chaty wyglądały niby zmięte brudne liście którego dziedzińcu pasły się gęsi i kaczki pluskały niemicy; kolo ja seł okrągłych , gdzie niegdyś woły się w kalabani, wołała do dziewczyny: jadały, wieńcem rosły kolące bodiaki, a na dachach — Zapędź do chlewa gęsi! A ży w7o! chaty i stodoły kołysały się kity stokłosy i owsiku... Dziewczyna nie mogła zrozumieć przyczyny po­ Pustki wszędzie! Drzwi od chaty zagwożdzone, śpiechu i pytającym wzrokiem spoglądała na wołającą, okna deskami zabite... jakby o wyjaśnienie pytała. Usiadł na przyzbie i zapłakał. ■— Moskal idzie! — posłyszała pół szeptem wy­ Zostawił wszystko co mu do szczęścia potrzebne powiedziane wyrazy. było, nie zastał nic. Ani kogo zapytać, ani od kogo Maksyma ten szept doleciał. Ubodło go to. On dowiedzieć się. przecie mówił tak samo jak ci, którzy przed nim cho- Posiedziawszy wstał i na ogród poszedł. Zasia­ w7ają "wszystko. ny — któż go zasiał? Chodzącego poznała sąsiadka. W innem miejscu słyszał, jak stary dziad paro­ Zawiązała się rozmowa. bkom coś opowiadał, na niego pokazując. Od niej dowiedział się o wszystkiem. — To próżniaki., cudzy chleb jedzą... Po wzięciu jego w »sałdaty«, matka używała — Ładneź to — pomyślał — hosudarske ftlafje. całego gruntu, ale w pół roku potem wołostny sud Nie, niechcę jego, cur jo m u ! Wolę sw7oją świtę i ko­ przyznał prawo na grunt stryjom jego. Jakiem pra­ szulę z zaścieźką, na które nikt nie plunie, niż bły­ wem przyznał, nie umiała tego wytłómaczyć — dość, szczące guziki i hosudarski mundur. że przyznał. Wdowie kazali grunt oddać, a zostawili W pierwszej wsi, która po drodze leżała, zaszedł chałupę i ogród. — Ona czuźa — powiadali — jryj- do karczmy i wszystko co miał na sobie sprzedał. maczka, swój grunt ma w Rożkach, a tu i chaty wy­ Kupił świtę , bryl i szarawary z oczkurewi, takie jakie starczy. — Chodziła, prosiła, błagała i sąsiadów i star szynę w domu nosił. o pomoc, nic nie wybłagała. Została przy chacie i ogro­ Odtąd nikt mu już nie ćwirkal w oczy ^M o­ dzie. Biedowała jeszcze ze trzy lata, chciała koniecznie skalem«.. doczekać przyjścia syna, ale bieda tak dokuczała, że Dowędrował do Płoskiej w południe. Wracał tą postanowiła wrócić do swoich. samą drogą , którą niegdyś wracał z matką z Tara- — Będę tam robić, ile sił starczy — myślała — szczy. Wszystko znajome, w'szystko tak jakby wczoraj jeść i pić dadzą, a więcej nic nie chcę... Może docze­ opuścił. Działo się to przed samem żniwem. Stonce kam powrotu syna... Ja się z nimi »naciągałam« po świeciło jasno. Trochę było parno, a wietrzyk od pól sądach, niech teraz on »ciąga« się. płynąc, lekko kołysał bielejące już żytnie kłosy i oświe- Opuściła chatę, bo samej było i ciężko i smutno. żał zmęczoną twarz Maksyma. Zdało mu się, że go Maksym dowiedziawszy się o wszystkiem, jeszcze ktoś obejmuje i całuje. Uśmiechał się z radością. Czuł nad wieczorem do Róźek poszedł. błogość łagodną, cichą. Nie długo tam bawił. Nazajutrz wrócił wraz Otóż i ścieżka, która do jego pola prowadziła... z matką i zabrał się do zaprowadzenia ładu. Odnowił O, pamięta ją dobrze! Ostatni raz z matką szedł tędy. najprzód chatę, podgniłe dyle zastąpił nowemi, oczy­ Idzie powoli, rozgląda się, rozmyśla, ile na ka­ ścił dziedziniec, zreperował stodółkę i oborę, kupił żdym zagonie sąsiada będzie kóp żyta lub pszenicy, woły i zarobkował. ile kopa wyda... Rzucił okiem — moje pole! — Coś Tymczasem z diad’ka m i o ziemię »pozywał się«. go jednocześnie za serce ścisnęło. Źdźbła żyta były Nie zgodził się na sąd gminny, chciał sądu »carskie­ na niem rzadsze niż na innych, niższe, kłosy wąziu­ go«. Na wyrok tego sądu czekał i w chwilach wo­ tkie, sterczące do góry. lnych od roboty pohulać lubił. Zdawało się, że się — Puste kłosy... — pomyślał. — Pewnie matka trochę uspokoił, zrównoważył. Chodził na muzyki, przy­ wczas nie zorała i nie zasiała. patrywał się dziewczętom, na mołodyce mrugał, a nie­ Obszedł pole dokoła, głow7ą pokiwał i zmartwio­ jedna odmrugiwała ku niemu łaskawie. ny trochę szedł do wsi. Wszystko to były stare znajome. Każdą z nich — Wszystko to się poprawi — myślał. — Nie znał jeszcze dziewczyną; do jednej zalecał się, drugą dała rady matka, dam ja. nieraz pocałował kędyś na przełazie, trzeciej na wie­ 1 2 8 ŚWIAT czornicach skazki opowiadał. Ot, niedawno zdaje się cych przy stole diad’kdw tak blisko, źe jednego z nich to wszystko było, a tymczasem każda z nich już ma łokciem potrącił. Może nie umyślnie, może zaczepki męża i dzieci, a on dotychczas parobkuje. Głupie ta­ szukał. kie życie. D ia d ’ko nic mu nie odpowiedział, tylko do są­ Muzyka grała od ucha irofiaka; pisk, wrzawa, siada rzekł półgłosem. harmider tańczących i rozmawiających głuszyły tony — Sprawę w sądzie przegrał, a sadybę przehula! skrzypiec i bębna, tyl­ Posłyszał to Ma­ ko bas huczał jedno­ ksym. Krew w nim stajnie i nad całym IZABELLA KSIĘŻNA CZARTORYSKA. zakipiała. Rzucił kie­ hałasem karczemnym liszek o ziemię i do górował. mówiącego się zbliżył Maksym siedział z miną wyzywającą. przy końcu stoła w — Kto przegrał, gronie parobków, zobaczymy jeszcze, a przed nim flaszka w ód­ tymczasem stary nie ki i szklanny, prostej poszczekuj ! roboty kieliszek. Od D ia d ’ko obojętnie czasu do czasu brał •> tę uwagę przyjął. go do ręki, nalewał — Ja już wiem, gorzałki i do tego lub f . żeś przegrał, bo mi owego przepijał, na starszyna wyrok przy­ znak, źe wódkę sam ä M m niósł, a ty dowiesz się »postawił«. jutro. Już kolejka kilka Maksym przyjął to razy obeszła. za obrazę, za naigra- Rozogniły się ~ A wanie się. twarze, rozwiązały li­ — Niedoczekanie • A , • sta, a śpiew i rozmo­ twoje! — zawołał w wa mięszały się w je­ "•'V T U — gniewie—jadłeś chleb den chór z muzyką. z m ego pola długo, Ta lub owa z tance­ A/ ale przyszedł koniec, rek zapraszała Maksy­ / / ’’v udławisz się tym Chle­ ma do tańca, ale Ma­ bem. .. Pożytku z cu­ ksym pił tylko, czę­ dzego dobra nie bę­ stował innych, lecz dziesz m iał; zmarnieje jakoś ochoty do tańca ci ono, z ogniem pój­ nie miał. Spochmur- dzie ... niał nagle i widać by­ — Boża to wola...— ło, źe go gniew jakiś odpowiedział stryj o- wewnętrzny nurtował. bojętnie. Od czasu do czasu Sprzeczka nie zro­ spoglądał jeno zezem biła w karczmie ża­ na drugi koniec stołu, dnego wrażenia. Mu­ gdzie dwóch starych zyka grała dalej, bas ludzi siedziało. huczał, podkówki co- Byli to dwaj stry­ kały, a dziewczęta i jowie Maksyma, z któ­ parobcy tak się krę­ rymi procesował się o f cili, jak woda w garn­ ziemię. Słyszał, źe ro­ ku. W pół godziny zmawiali, żartowali żartowali i^—^ ^ potem Maksym zni­ popijali gorzałkę. RA ^ knął z karczmy. Szu­ mu właśnie odbierało ° ^ miało mu w głowie, wesołość. Czuł, źe o / krew wrzała, gniew nim mówią. Miał do ć? nim miotał i zazdrość. nich żal za krzywdę — Jakież to pra­ wyrządzoną matce i wo? Jaka prawda!?— sobie — i żalu tego Z ARCHIWUM KS. CZARTORYSKICH. marmotał, wracając do ani zapić ani zahulać domu. — Oni wszyst­ nie mógł. ko zabrali, odarli nas, ograbili i żadnej za to kary Gorzałka wreszcie rozmarzyła go, dziewczęta niema, żadnej, ani ludzkiej ani Bożej! w wir tropaka pociągnęły. Pochwycił więc kieliszek Szedł powoli i wróciwszy do domu oprzytomniał w rękę, na żyda huknął aby pełną flaszkę postawił zupełnie. i przytupując nogami śpiewać począł: W karczmie zabawa nie ustawała ; diad’kowie pili Horiłoczko okowyta spokojnie. W tem koło północy dzwon w cerkwi uderzył Jaka bo ty smakowy ta! raz, drugi, trzeci, żałośnie, jękliwie, przeciągle, jakby I z kieliszkiem w ręku ruszył tropaka. ludzi wołał... Wziąwszy się pod boki przytańczył do siedzą­ Znany to głos... ŚWIAT 129

AUTOGRAF TADEUSZA KOŚCIUSZKI.

r& e& cX z A ^ ü A ^ ä T v w T T i r

SS'CCt^r/^v 'T^z^ry c)r> v ^ : <

'7?- 7'*t./zr 'TK'js ć%p^rG> ^

-r- z .^ v v '.-' -r ^ z ZTZ

- _. -- - — ______

T ^ ś^ A P - ^ w s L,

& 4f ~ ' Ü /& r d *

'7 > / 'x l c ć aeT^b& t'^tjuy d ty

'7Z*t t& p* Ź£f6CŁS> C ss^ć^rrzć^t? Jźr0Zć^+*tJ--i-*-J

u - ^ ó - r t - ^ J >^A -7 S <

c^c-C t^i. Cs’

f * Ś ' SSZSiASS J_ zZ z SfS s Z Z f s

ZA, z A jfs-rss+ s-y-s _ Z ^ Z Ó Z M e

^ ZZ^ <7fZsrlź

c _ j tr ^ iZ Ź s Z ''tts i Y fz^ £z it ti -rr c sy.-* Zsyyf- j^

s------LIST DO IZABELLI KSIĘŻNEJ CZARTORYSKIEJ. 130 ŚWIAT

— Pożar gdzieś... — szmer powstał w karczmie. Po chwili ani w karczmie ani przy karczmie nie W jednem mgnieniu oka ustała muzyka, a lu­ było już nikogo. Tylko dzwon jęczał śród głuchej, dzie tłumnie poczęli przez drzwi się cisnąć. ciemnej nocy i wołał na ratunek. — Gdzie pożar ?... u kogo ?... co się pali ? — krzy­ żowały się co moment pytania. F r a n c i s z e k R a w i t a . (Dokończenie nastąpi).

JÓZEF BOGDAN DZIEKOŃSKI.

(Dokończenie). U Dziekońskiego wyższość intuicyi nad nauką a do sali biesiadnej wszedł szkielet w ubraniu źebra- jest stałem przekonaniem. Widzimy to wyraźnie w wielu czem , z trupią główką na ramionach. Ucztujący to­ jego pismach, szczególniej też wypowiada się jasno warzysze Janusza wzięli go przecież za zwyczajnego pod tym względem w »Trupiej głowie na biesiadzie«. żebraka, trupiej główki nie dojrzeli, tylko uczuli się »Bracie — przemawia do niego w tej noweli tajemni­ dotknięci w swej godności podobnie niestosownem czy żebrak — ty nie szlifowałeś rozumu na cudzo- towarzystwem ; chcieli go z sali wypędzić. Ale Janusz ziemsko-djabelskim kamieniu, aby nim zarznąć wiarę, w imię gościnności staropolskiej stanął w obronie ty uwierzysz mi«. Te słowa w zestawieniu zwłaszcza tajemniczego biesiadnika; to spowodowało zwadę, go­ z »Wyzwoleniem zapaleńca«, w którem bohater wśród ście opuścili salę i przybysz z tamtego świata prze­ nauk stracił wiarę, zdają się dowodzić, iż sam autor baczył gospodarzowi bezbożne życie dla tego, że jedną przez podobną fazę przechodził; potwierdza także to z najpięknieszych cnót przodków zachował. Nadto wza­ przypuszczenie, pierwsza powieść jego »Ogłoszenie jem zaprosił go do siebie, mówiąc, źe przyszłe po niego w gazetach«, napisana w r. 1839, osnuta na tle wojny konia. Na drugi dzień wieczorem, Janusz uczuł, źe mu hiszpańskiej za Napoleona I. Niema w niej jeszcze ktoś niespokojne serce z piersi wydziera i ujrzał to serce śladu późniejszych przekonań, a nawet ksiądz odzywa w rękach matki, dawno zmarłej, piastowane na kształt się w sposób charakterystyczny, iż walczyć będzie dzieciątka. Jednocześnie odezwało się na dziedzińcu silne z Francuzem do ostatka, do ostatniej kropli krwi rżenie białego rumaka. Gdy siadł na niego, koń z Bogiem, a chociażby mimo Boga. Widocznie lata uniósł go ponad ziemię i przez dyamentowe podwoje nauki wyrobiły w Dziekońskim zwątpienie , dla tego »wpadł tam, gdzie go nigdy myśl nawet nie unosiła«. to uważał naukę jako szkodliwrą, ubożącą więcej niż Janusz szukał wśród konstelacyi i gwiazd rozsianych wzbogacającą urm'sł, który intuicyą mógł dojść do własnej gwiazdy, ale jej nie znalazł. Kiedyś budzi się stokroć wyższej mądrości. Później dopiero, stopniowo, znowu na skraju lasu w piękny ranek wiosenny, — bu­ autor nasz odzyskał jeśli nie pierwotną wiarę, to przy­ dzi się wołaniem kukułki. Poznaje okolicę, ale nie po­ najmniej mistyczne wierzenia, widne w jego dalszych znaje ani budynków ani ludzi, »bo chwila jedna spę­ powieściach, a nawet w »Trupiej główce na biesiadzie«, dzona w zaziemskim świecie, stanowi wieki«. Ten to pisanej w pół roku po »Ogłoszeniu w gazetach«. Janusz jest dzisiaj żebrakiem, który swoje tajemnicze Zwątpienie tak mało było odpowiednie usposobieniu dzieje opowiada Dziekońskiemu. Dziekońskiego, iż długo trwać w nim nie mogło. Była Gdybyśmy chcieli w tym chaotycznym utworze to tylko przejściowa faza. dobadać się myśli jakiej, byłoby to rzeczą bardzo tru­ Dziwny to zaiste utwór ta »Trupia główka«. dną , nawet akceptując wizye i cuda powieści. Win Autor spotyka starego żebraka, przyjmowanego z wiel- Janusza nie mogła zmazać gościnność okazana żebra­ kiem odznaczeniem w domu jego przyjaciela. Przyja­ kowi, w którym poznał zagrobowego gościa, a widze­ ciel ten twierdzi, iż jest to człowiek pochodzący ze nie krain wieczności uwaźanem było zawsze za łaskę sfer wykształconych, posądza go tylko o lekkie po­ Bożą, nie zaś za karę. Bajka więc nie ma tego zwy­ mieszanie zmysłów, nie wie przecież jakie wypadki kłego moralnego sensu, jakim odznaczają się baśnie spowodowały ten stan, jakoteź ubóstwo obecne. Za­ gminne i zdradza tym sposobem swoje pochodzenie. ciekawiony autor, korzysta z pierwszej zdarzonej spo­ Oprócz podobieństwa zbrodni pomiędzy Januszem a Don sobności , ażeby rozpytać żebraka o jego przeszłość Juanem, jest w nich i pokrewieństwo moralne, szcze­ i w odpowiedzi odbiera wyżej przytoczone słowa, po gólniej jeśli weźmiemy na uwagę sposób, w jaki tę których żebrak rozpoczyna dziwaczne opowiadanie, postać rozumiał Hofman. Według niemieckiego ro­ w którem znać wyraźnie, źe nie jest to utwTór ludo- mantyka, Don Juan grzeszy głównie nadmiarem fan­ wrej fantazyi, ale gorączkowre marzenie wykształconego tazyi ; serca żadne ziemskie uczucie zadowolnić nie człowieka. Przypomina ono legendową historyę Don może, albowiem rwie się ono w nieskończoność, Juana. W dawmych czasach — autor nie określa ich a w jego myśli dobre i złe instynkty toczą nieustanną bliżej — żył Janusz, który córkę swego starego opie­ walkę. Tak samo dzieje się z Januszem, nawet w sło­ kuna podstolego uwiódł, a jego samego zabił. Potem wach autora, który rozgrzesza go z powodu staropol­ zaś pośpieszył do możnego pana podczaszego, na wy­ skiej gościnności, dorozumieć się można, iż rozgrze­ soki , gorejący światłem zamek i ożenił się z jego szenie to zyskuje on sobie głównie z powodu wielkie­ córką Hanną. Zycie jego było ciągłą zabawą, ale po­ go animuszu i zuchwalstwa. Pomimo sympatyi autora mimo to gryzło go sumienie i lękał się księdza ple­ dla ludu, ten szlachecki przymiot chwyta go za serce. bana, którego spokojną postać, sumienie zbrodniarza Podobne sprzeczności pomiędzy usposobieniem wro- przetw-arzało w groźnego mściciela. Miotany niepoko­ dzonem a ideami którym hołdował przytrafiają się jem , pobiegł raz w nocy zaprosić go na wieczerzę, często w dziełach Dziekońskiego. wstąpił na cmentarz i tam, potknąwszy się na grobie Inną zupełnie jest treść noweli »Siła woli«, na­ o trupią główkę, zaprosił ją także. Wówczas na belce pisanej dwa lata później, a drukowanej w Bibliotece sufitowej ukazał się groźny napis: -»memento m o w , Warszawskiej 1843 r. Młody autor, podróżując za gra­ ś w I A T 131

nicą, w jakiejś oberży na Szląsku (wówczas kolei Powieści te wychodziły w Wilnie, Petersburgu, Lip­ było bardzo niewiele a podróże odbywały się pocztą sku. W Warszawie również ukazało się świeżo kilka lub własnemi końmi) spotyka Leonarda, magnetyzera, utworów historycznych, nie mówiąc o dawniejszych. obdarzonego tajemniczą potęgą, którego sile spojrze­ Józef Wiślicki wydał »Starostę Rabsztyńskiego«, nia nikt oprzeć się nie może, nawet w najdrobniejszych »Zborowskich«, Józefina Osipowska »Zofię Olelkiewi- rzeczach; pod jego wpływem oberżysta oddaje mu czównę«, a Fryderyk hrabia Skarbek »Pamiętniki Se- wieczerzę sporządzoną dla poprzedniego gościa, a gość glasa«. ten pomimo niechęci, dzieli z nim swój pokój. Pobie­ Powieści fantastyczne, w których smakowało żna znajomość wywarła niczem niezatarte wrażenie bardzo ówczesne społeczeństwo, pisał Sztyrmer. w umyśle podróżnego. Wkrótce spotyka znowu Leo­ »Sędziwój« jednak różnił się rdzennie od tych narda ii wód, w towarzystwie swego przyjaciela mło­ wszystkich powieści swym mistycznym nastrojem, uję­ dości, Stanisława, któremu towarzyszy narzeczona tym niemal w systemat, a nawet różnił się w sposo­ Emilia wraz z ojcem. Stanisław dręczony nerwową bie pojmowania świata nadzmysłowego ze Sztyrme- chorobą, przeciw której medycyna okazuje się bez­ rem, z którym w bliższem pokrewieństwie była tylko silną, zostaje pod opieką lekarską Leonarda. Magne­ »Trupia główka na biesiadzie«. »Sędziwój« miał swoje tyzm sprawia mu zrazu pewną ulgę, teraz jednak legendowe podstawy, a czytając go przekonać się mo­ czuje się coraz gorzej, a co więcej, dostał się w zu­ żna , iż autor wertowrał stare kroniki i był obznajo- pełności pod władzę tajemniczego człowieka, który miony nietylko z dziejami, ale z wierzeniami i oby­ rządzi nim we śnie i na jawie. »Czuję —• mówi cho­ czajami alchemików. Gdybyśmy szukali dla tego ry — iż teraz własna myśl moja już do mnie nie na- utworu pokrewieństwa, znaleźlibyśmy je tylko w lite­ leźy, jest ona cudzą... on (Leonard) nią włada we śnie raturze zagranicznej, w powieści Lyttona Bulwera moim. Gdy czuwając, rozmyślam, wtedy żelazna wola »Zanoni«, wydanej w 1842 r. Ztąd zapewne urosło jego poskramia każde pokuszenie buntownicze. Oto przekonanie, iż »Sędziwój« jest prostem naśladowni­ te ra z , w tej chwili, jakkolwiek murami oddzielony, ctwem. Z tem zdaniem spotkałam się nieraz. Ci jednak gdyby zechciał, pogrążyłby mnie w sen, byłbym nie­ co tak twierdzą, nie czytali zapewne »Sędziwoja« i nie czuły na wszystkie wrażenia zewnętrznego świata... porównywali go z mniemanym pierwowzorem. Pomię­ A nawet i na świat ja tylko patrzę jego oczyma. Nie dzy mnóstwem powieści swoich, Bulwer kilka razy wiem czy on jest dobry czy zły, to tylko wiem, źe i to w różnych epokach swej twórczości, powracał jak pies posłusznym mu być muszę«. Leonard kocha do mistycznych idei i na nich swoje utwory osnuwal. Emilię i dla tego porzucił swe zwykłe zajęcia; oddał W »Zanonim«, bohaterem jest »adepta«, czyli człowiek, się temu jednemu choremu, byle tylko być przy niej ; który przez wypróbowaną cnotę, siłę charakteru i in- ona go jednak nienawidzi i lęka się zarazem, pragnie teligencyi, został przypuszczony do tajemniczego bra­ wyzwolić Stanisława z pod jego potęgi i zwierza się ctwa, posiadł władzę nad materyą, stał się nieśmier­ ze swoją trwogą przed jego przyjacielem, a ten po- telnym , mógł rozkazywać duchom pośrednim, które dejrzywając w Leonardzie zbrodnicze zamiary i nie według średniowiecznych wierzeń, zaludniały powie­ widząc innego sposobu ratunku, wyzywa go na po­ trze , ziemię, wody i mógł wyrabiać kamień filozofi­ jedynek. Leonard z powodu grożącego niebezpieczeń­ czny czyli tinkturę. Kamień ten, jak wiadomo, mógł stwa, bada we śnie magnetycznym jasnowidzącego wszystkie metale przemieniać na złoto, leczył choroby Stanisława. Dowiaduje się, źe sam musi zginąć od kuli i dawał nieśmiertelność. Ponieważ do »Sędziwoja« przeciwnika i wiedziony zagrobową zazdrością, rozka­ wchodzi jako jeden z działaczów taki adepta, Seton, zuje uśpionemu umrzeć także. Stanisław z tego snu powstał ztąd zarzut naśladownictwa. Założenie prze­ nie budzi się już więcej. Powieść ta przywodzi na cież powieści Bulwera i Dziekońskiego jest odmienne ; myśl poddawanie myśli i wszystkie cuda nowożytnej przytem obok żywiołu fantastycznego, »Sędziwój« ma magii, trudne do uwierzenia, gdyby nie stwierdzały wszystkie cechy powfieści historycznej, do której »Za­ ich naukowe powagi. Od czasu Mesmera magnetyzm noni« nie ma żadnej pretensyi. Wszystkie nawet wia­ pod róźnemi postaciami kilkakrotnie już powracał na domości o Setonie, były pracowicie zebrane z różnych widownię umysłową, często złączony ze spirytyzmem, współczesnych mu źródeł. Być może, a nawet pra­ a jasnowidząca z Prevost, Justyna Kerner, i duchy wdopodobnie, Dziekoński znał »Zanoniego«, powieści jakie ją otaczały, przez długi czas była rodzajem ewan­ Bulwera bowiem w owej epoce cieszyły się wielkim gelii magnetyzmu. Do tej szkoły należał Dziekoński, rozgłosem pomiędzy naszą inteligencyą. »Zanoni« widać to nie tyle jeszcze w »Sile woli«, ile w »Sędzi- mógł mu nasunąć myśl zbudowania utworu na dzi­ W'oju«, naczelnym jego utworze, wydanym w r. 1845. wnych dziejach polskiego alchemika, tembardziej, źe Właśnie w owej chwili powieściowa literatura przedmiot odpowiadał jego wierzeniom, na tem jednak tak bujnie rozwinięta we Francyi i Anglii, u nas także kończy się podobieństwo. Inny zupełnie jest plan rozpowszechniać się zaczęła. Kraszewski wydawał od kompozycyi, inną idea przewodnia. W powieści Bul­ lat kilku jedne po drugich swoje utwory, pomiędzy wera, Zanoni rozkochany w młodej dziewczynie, któ­ któremi była już »Latarnia czarnoksięzka«. Powieść rej serce pozyskał, cierpi z powodu, że ona jest śmier­ historyczna miała jednak nad współczesną pierwszeń­ telną, gdy tymczasem Seton nie może wzbudzić mi­ stwo , sam Kraszewski skłaniał się ku niej. Mieliśmy łości Arminii, gdyż ta drży przed nim, jak przed już pomiędzy innemi, jego: »Stańczykową kronikę«, istotą innej natury, a serce jej skłania się do Sędzi­ »Ostatnią z książąt Słuckich«, »Mistrza Twardowskie­ woja. Wilkońska słusznie twierdzi, iż myśl tego utworu go«. Powieści kozackie Michała Czajkowskiego, były powstała przy pracach chemicznych, może i alchemi­ w powszechnym obiegu. Michał Grabowski już był cznych, które przemawiały do wyobraźni Dziekoń­ napisał »Koliszczyznę«, »Stannicę Hulajpolską«, Rze­ skiego, i w które podobno wierzył, jakkolwiek się to wuski »Pamiętniki Soplicy«, Magnuszewski »Niewia­ dziwnem zdawać może, stę polską w' trzech wiekach«, a Hofmanowa także W przedmowie do »Sędziwoja« autor usiłuje skłoniła się do przeszłości w »Janie z Czarnolasu«. scharakteryzować wiek XVL, zwraca też szczególną 182 ŚWIAT uwagę na tę gorączkę żłota, która wówczas opano­ legendy przywiązane do mistycznego kwiatu paproci. wała od góry do dołu świat cały i która zapalała Straszne widma napastują śmiałka, pomimo to Sędzi­ tysiące wyobraźni nadzieją szybkiego zbogacenia się. wój przedsięwzięcia swego dokonał. Cóż ztąd jednak, Niski stopień cywilizacyi nie stawiał granic marze­ kiedy rękopisu odczytać i zrozumieć nie jest w stańie ; niom, wszystko wówczas zdawało się możliwem, a ta­ za pomocą wszakże kamienia filozoficznego, staje się jemnicze osobistości, mające własny interes w rozpu­ posiadaczem bajecznych skarbów. Jest to próba jego szczaniu czarodziejskich powieści, snuły się po dwo­ charakteru, próba wydająca ujemne rezultaty. Zosta­ rach możnych i łatwowiernych, łudząc — posiadaniem wszy bogatym, Sędziwój zapomina o szlachetnych kamienia filozoficznego. O przemianach dokonanych marzeniach i używa swego złota jedynie na nieustanne niepojętym sposobem, rzekomo za pomocą tego ka­ orgie i szaleństwa. mienia, wspominają kroniki. Bohater powieści, Sędzi­ Tymczasem Arminia nie zapomniała o pierwszej wój, wsławił się niemi. Biograf jego Desnoyer, sekre­ miłości, mąż którego umysł przenosi jej miarę tak tarz królowej Maryi Gonzagi, pisze, iź za jego czasów dalece, że go pojąć nie jest w stanie, przejmuje ją można było w zamku pragskim widzieć tablicę z ła­ wiekuistą trwogą. Pomiędzy nim a nią istnieje prze­ cińskim napisem, wmurowaną na pamiątkę takiej trans- paść. Daremnie Kosmopolita stara się ją zapełnić swą mutacyi, dokonanej przez Sędziwoja wobec cesarza nieskończoną dobrocią, łagodnością, sercem, Arminia Rudolfa II. Powieść płynie pełnemi żaglami po mo­ drży przez nim jak przed istotą z innego świata. On rzu cudowności. Autor stawia ją na tym gruncie z do­ marzy o tem, by podnieść ją do siebie, wcielić do brą wiarą mistyka, chociaż w przypiskach daje nieraz bractwa, które posiadało tajemnice przyrody i rozka­ do zrozumienia, że to co ogół brał za przemianę me­ zywać jej umie. Ale małżonka jego jest do tego nie­ talu, mogło być tylko zręcznem kuglarstwem. Powieść zdolną , a jak utrzymują towarzysze jego: żadna ko­ zawiązuje się w Bazylei, gdzie młody Sędziwój, od­ bieta nie posiada na to dość siły ducha, dość męztwa dając się pracom alchemicznym, wynajął mieszkanie i wytrwania. Wobec Arminii jednak cała potęga i laboratoryum zmarłego tajemniczą śmier­ mędrca jest bezsilną, nie może obudzić cią Thöldena, który chociaż uchodził za w niej wzajemności, aż wreszcie miłość ziem­ bardzo bogatego, i za życia miał wszystko MÜZEÜM NARODOWE KRAKOWSKIE. ska, jej troski, obawy, walki, przyprowa­ czego mógł zapragnąć, zostawił jednak dzają go do takiego stanu, że potrzeba mu w nędzy źónę i córkę. Ta córka ośmna- wybierać pomiędzy nieśmiertelnością wie­ stoletnia, Arminia, kocha Sędziwoja, kiedy dzy i potęgi, a zwykłą dolą człowieka, nagle miesza się do powieści postać umiło­ krótkotrwałą, znikomą, osmuconą widmem wana przez autora, który skupił na niej zgonu. Seton nie waha się jednak , życie światło i otoczył snopami promieni. Posta­ pozbawione uczuć, zdaje mu się tylko wiecz­ cią tą jest Seton. O Setonie wspominają nością męczarni, a śmierć jest w jego także współczesne kroniki. Według nich oczach wybawieniem; cierpi więc jak zwy­ miał on posiadać nieśmiertelną młodość i kły człowiek, i jak zwykły człowiek umiera. piękność, a znanym był pod nazwą »Ko­ W ostatniej chwili odzywa się w ten spo­ smopolity«, mówił bowiem wszystkiemi ję­ sób do współtowarzyszów nieśmiertelności zykami i wszędzie poczynał sobie tak, jakby i wiedzy: »Bywajcie zdrowi na zawsze na TADEUSZ KOŚCIUSZKO. znajdował się w rodzinnym kraju. Dziekoń- tej ziemi. Znowu jeden z waszych braci was SYLWETKA WSPÓŁCZESNA. ski przywiązuje do nazwy kosmopolity, opuszcza. Stary wiek wasz przeżyje wszyst­ u nas tak zohydzonej, dodatnie znaczenie. kich młodość, a dzień ostatni zastanie was Rys to charakterystyczny epoki, w której nie tro­ jeszcze myślących na naszych grobach. Z wolnej szczono się w wielu razach o podstawy racyonalne, woli zstępuję do krainy cieniów, lecz nowe słońca ale szeregowano zjawiska umysłowe wedle fanta- świecą mi już z głębi grobu«. A mędrcy pomyśleli zyi. Autor nasz zakochany w abstrakcyi, za ideał sobie. człowieczeństwa uważa kosmopolityzm, bo duchy nie — I my, żyjąc sercem, dawnobyśmy znudzeni mają ciała, ani nic z tego co rozróżnia ludzi; mogą świat opuścili, ale umrzeć nie możemy, dopóki żyjemy być one czyste i skalane, dobre i złe, ale nie mają myślą, bo nauka jest nieśmiertelną. barwy narodowej. Jest to jednak braterstwo dokonane Kosmopolita Arminię oddał w opiekę Sędziwo­ w najwyższych niedostępnych ludzkości sferach. Ko­ jowi, który spełniając wolę jego, z nią się ożenił. Mał­ smopolita Seton jest istotą nadprzyrodzoną, wyzutą żeństwo to atoli szczęśliwem nie było. Arminia zna­ ze wszystkich ziemskich więzów, żyjącą tylko dla lazła w alchemii nieubłaganą rywalkę, której ani mi­ wiedzy i dla miłosierdzia. Wszędzie gdzie się ukazuje, łość dla niej, ani ojcowstwo zwalczyć nie zdołało. znaczy ślady swoje dobrodziejstwami. Ten mędrzec Sędziwój zamykał się w pracowni dnie i noce, a na dał się jednak uwikłać w sidła miłości, pokochał mło­ doświadczenia stracił skarby zostawione żonie przez dą, piękną, niewinną Arminię i poślubił ją jakkolwiek Kosmopolitę. Arminia wkrótce umarła z rozpaczy, podobny związek ziemski odradzają mu współtowa­ a później syn, tajemniczym głosem przywołany do rzysze magicznego bractwa. Losy Kosmopolity pośre­ pracowni ojca, w chwili kiedy z retorty dobywały się dnio tylko są z losami głównego bohatera złączone ; zabójcze pary, został niemi zabity. Nadomiar alchemik ocalił on Sędziwoja dwukrotnie z niebezpieczeństwa popada na starość w położenie bez wyjścia, albowiem cudownym sposobem, a gdy uratowany błaga, ażeby wierny sługa jego dopuścił się fałszerstw pod imie­ przypuścił go do swoich tajemnic, stara się odwrócić niem pana, byle dostarczyć mu środków prowadzenia młodego alchemika od niebezpiecznych pokuszeń, aż dalej alchemicznych doświadczeń. Wreszcie w chwili wreszcie każe mu szukać wiedzy w grobie Thöldena, kiedy wszystko zdaje się stracone, kiedy nędza i nie­ gdzie ukryty jest jego rękopis i puszka, zawierająca sława spada na jego głowę, rękopis Thöldena staje kamień filozoficzny. Zdobycie tych przedmiotów, strze­ się nagle dla niego wyraźnym, a z przestrzeni odzy­ żonych przez niewidzialne siły, przypomina mocno wają się głosy nieśmiertelnych braci. Sędziwój osią- ŚWIAT IBB ga cel marzeń, cel pracy całego życia, staje się od nas paru wiekami. Równie trudno odnaleźć ich adepta. dzieła, jak dowiedzieć się o kolejach życia. Utwory Taką jest treść głównego utworu Dziekońskiego ich po większej części wyszły z księg-arskiego obiegu, w swej najprostszej osnowie. Pod względem artysty­ a nie dostąpiły zaszczytu wejścia do bibliotek. Są to cznym zarzucićby mu można wiele, jakkolwiek należy paryasy pomiędzy białemi krukami. Tułają się w anty- do celniejszych powieści chwili. Strona artystyczna kwarniach, poszukiwane chyba przypadkowo przez jednak najmniej nas obchodzi, szukamy w niej myśli literata do jakiego studyum. W razie nawet, kiedy się głównej, szukamy przekonań autora skrystalizowanych uda zgromadzić dzieła, występuje nowa trudność co w tym ostatnim znanym nam jego literackim wyrazie. do biografii. Nie wszystkie opowieści, jakie się usły­ Niepodobna pominąć, iż Sędziwój gra w powieści szy są wiarogodne, korespondencyi wyszukać prawie rolę nieokreśloną. Po wszystkich wzniosłych naukach niepodobna, życiorysów przed paru dziesiątkami lat mędrca i jego towarzyszów, którym posłusznym nie nie pisywano, a rodzina okazuje się głuchą na zwró­ był, trudno zrozumieć, jakim prawem dostępuje łaski, cone do niej prośby. Dziś stokroć mniejsze zasługi są która spada na niego w ostatnim rozdziale, skoro oczy daleko więcej uczczone. Pisma illustrowane podają jego otwierają się nagle, a on sam wchodzi do taje­ skwapliwie wizerunki i życiorysy ludzi, odznaczających mniczego przybytku wiedzy i nieśmiertelności. Czło­ się na jakiembądi polu, łatwo więc będzie następcom wiek oddany naprzód szalonym namiętnościom, potem zły mąż i zły ojciec, który zamiast pracować nad wła- snem udoskonaleniem, jak mu to było wskazanem, ARCHIWUM KSIĄŻĄT CZARTORYSKICH W KRAKOWIE. upiera się materyalnemi sposobami dojść wielkiej taje­ mnicy, niczem nie zasłużył na jej posiadanie. Autor stanąłby tym faktem w sprzeczności sam z sobą, gdy­ by mu cośkolwiek na Sędziwoju zależało. Widocznie jednak pierwsza myśl osnucia utworu na tle historyi polskiego alchemika uległa zmianie przy dalszych stu- dyach, a jego miejsce w wyobraźni autora zajęła pro­ mienna postać Setona, Chaldejczyka, jaśniejącego nie­ śmiertelną młodością, i ten został bohaterem po­ wieści. Dziekoński kształcił się widocznie na Platonie, wiele więc spotykamy w całej książce jego pojęć. Identyfikuje on dobro i piękno , które razem połączo­ ne są prawdą, a cała część filozoficzna Sędziwoja jest rozwojem rajskiej legendy o feniksie, zamieszczonej jako przedmowa do powieści. Legenda opiewa, źe w raju stały dwa drzewa, drzewo wiadomości i drze­ wo życia. Owocu pierwszego nie wolno było ludziom pożywać, a ze wszystkich stworzeń jeden feniks gnie­ ździł się wśród jego konarów i żywił owocami. Tylko potężne istoty mogą karmić się wiedzą, dla innych mądrość jest śmierciodajną. Feniks wraz z wszystkie- wi tworami uleciał z raju, ale co sto lat powraca tam, odłamuje gałęzie suche z drzew cudownych i odmła­ dza się na stosie. Jest on jedynym na świecie świa­ dkiem nieśmiertelnej prawdy. Adepci, co zdobyli wła­ dzę nad materyą i duchami pośredniemi, zaludniającemi według mistycznej wiary przestrzenie, podobni są do owego feniksa; to potężne istoty, dla których mądrość RYSUNEK WŁASNORĘCZNY T. KOŚCIUSZKI. nie jest śmierciodajną. Autor nietylko mówi o nich w swej powieści, poświęca im wiele przypisków, naszym odtwarzać dzisiejsze postacie, jeśli im do tego w nich powołuje się na rozmaite hermetyczne powagi, przyjdzie ochota. Tymczasem o tych, co zgaśli przed wywodzi ich zakon od różokrzyźowców, przytacza przy­ trzydziestu kilku laty, zwłaszcza też na obczyźnie, kłady białej magii i zdaje się wierzyć w cuda hr. Saint- głucho było zupełnie. Kilka krótkich, najczęściej nie­ Germain, Swedeborga, Saint-Martina, słynnych wizyo- dokładnych wiadomości w historyach literatury, oto narzy i taumaturgów, w których nie wzdragał się jedyne źródła, na które powołać się można. Nawet wierzyć sceptyczny wiek ośmnasty. Pokazuje się ztąd, Biblioteka warszawska, której Dziekoński był gorliwym iż grunt był doskonale przygotowany do przyjęcia współpracownikiem przez czas dłuższy, nie wspomniała nauki Towiańskiego , kiedy się z nim spotkał w Pa­ o jego śmierci — może z powodów cenzuralnych. Za ryżu. Nie dziw więc, źe stał się gorliwym jej wyzna­ życia więc już należał do zapomnianych. O ile zaś wcą i krzewicielem. zapomnienie to było niesłusznem , starałam się wyka­ Tyle tylko udało mi się dowiedzieć o niepospo­ zać na mocy tych dokumentów, jakie miałam w ręku. litym człowieku, który w danej chwili pracował, wal­ Pisałam jedynie prawie o dziełach, biografią może czył i był jednym z najczynniejszych promotorów na­ zajmie się kto z tych, co znali osobiście Dziekońskie­ szego umysłowego ruchu. Kiedy się jednak przystępuje go lub szczęśliwsi będą odemnie w wynalezieniu wia- do studyowania autorów tak niedalekiej stosunkowo rogodnych szczegółów o jego życiu. epoki potknąć się przychodzi o trudności większe częstokroć, niż gdyby chodziło o ludzi oddzielonych W a l e r y a M a r r e n e . 18 134 Ś W I A T

RELACYA REZYDENTA POLSKIEGO W MOSKWIE

O WYPADKACH Z R. 1682.

(Dokończenie). »Tymczasem wszystkie owe strzeleckie przykazy to y tak wiele dusz nie ginęło y państwo nasze, ogo­ okopały się mocno pod stolicą, na górze nazwanej łocone zostawszy z żołnierza tak dawneg'o y ćwiczo­ Werbenna, do których czerń, to jest chłopstwo i chło- nego, W' poddaństwo postronnym się Panom nie do­ pia, to jest słudzy bojarscy kupią się, chcąc, aby^ tak stało. Wolę raczej (jeślibyście nie mieli baczenia na jako w Polszczę, nie służyli tylko za zapłatą. Żony mię za to) sam zginąć z rąk waszych, niźelibyście pozabijanych bojar do monasterów dziewiczych po- wy wszyscy tak marnie zginąć mieli; a to bojarowie wtrącano. kazali mi to uczynić, aby was wygubili, jako Cara »Tego wszystkiego buntu i rzezi tak okrutnej z Carową zgubili. Przestrzegam tedy was, źe w tym początkiem i źródłem była Zofja, Carówna, córka sta­ wincu jest trucizna u was. rego Cara, a siostra rodzona nieboszczyka Fedora Ca­ »Na próbę tedy, przymusili jednego Strzelca, źe ra y Iwana Ślepego. Ale wkrótce y drugą łaźnię nie­ wypił jeden kuszyk onego winca, który po wypiciu którym sprawiła taż Zofja, jako się niżej wypisze. onym, prętko umarł. »Dnia 24 Maja, w Niedzielę, gdy przyszło zno­ »Podziękowawszy tedy onemu stolnikowi, na wu obierać y stanowić Cara, przecież owa factia Pe- nowo znowu szaleć poczęli, a tenże stolnik ukazał im trowa dufając sobie i przyjaciołom swoim y temu, źe drogę, do doktorów naprzód. ludzkością y ochotnym poczęstunkiem ująć mieli strzel­ »Rzucili się tedy do nich z wielkim rankorem ców, zeszli się na pałac Carski do Krymgrodu. y dwóch złapali, którzy zaraz wydali bojarów tych, »Tamże Carowa, macocha Iwanowa wyprowa­ co w tę radę wchodzili. Naprzód tedy okrutnie rozrą- dziła do bojarów syna swego Petra y pokornie do bawszy doktorów, rzucili się na bojarów, którym wszy- nich rzekła: tkim, nogi, ręce i głowy poucinawszy także w sztuki »— Umiloserdyte sia n u e lik ije bojary nad sirotojn ; rozrąbali i w błoto powrzucali; nad drugimi, im kto podług woley Batiuszka toho oberyte Carom. był znaczniejszy, niewymownym sposobem pastwiąc »Za temi słowy, bojarowie zniósłszy się z sobą, się, jako to osobliwie nad kniaziem Hrehorowiczem zgodzili się obrać Petra Carem. Ramadanowskim, najwyższym hetmanem, Iwanem Ma- »W którą nadzieję Lary szyn Batiuszko (po na­ xymowiczem Jazykiem, Tomaszem Artemonem Ser- szemu wuj tegoż Petra) ubrawszy się w szaty Car­ giejewiczem, Fedorem Sołtykiem, Kiryłłem Julachto- skie, siadł na tronie, mówiąc: wiczem Michaczewem. Przytym zamordowali dwóch »— Plemiamiik woj ne welik. Mene majete za braci Carowej, matki Petra; nadto y Ojca Carowej Cara do wzrostu joho. _ tejże Laryszyna w pałacu carskim wzięli, którego »W tym Iwan Ślepy rzecze doLaryszyna: Carewńcz Petr jako Dziada swego trzymając w pół »— Czysz tobe Caro?n buty na mojom Carstwie ?— z płaczem prosił za nim, aby go nie zabijali, raczej, któremu wzajem odpowie Laryszyn: aby go na ssyłkę zesłali, mówiąc : »— Szczo ty szczenniku howorysz? »— Juie star jest, y sam umret. »Zatym Odojewski ofuknął Laryszyna temi słowy: »Umawiali się także o matkę Petra, Carycę, »— Szczo ty choczesz robity? Majemo my Cara ale im odpowiedział on źe sam : prisiahłoho y plemiennoho. »— Wy daty jej nie wydam, a boronity ne śmiem. »Za co Laryszyn przyskoczywszy do Odojewskie- Umiłoserdyte sia, ne hubite Alatuszki! go dał mu potężnie pięścią w gębę y brodę mu wy­ »W tym Zophia Carówna wyszła, głośno wo­ targał. łając : »Zaczym, gdy strona Odojewskiego ku nim sko­ »—• Polno! Polno! (Dosyć! dosyć!) czyła , natenczas widząc, coby się mogło stać, dała »Zaraz za temi słowy ustąpili z pałacu Carskiego, pokój Petrowa strona, odłożywszy to do jutra na ce­ ale Laryszyna, brata Carycy, co się owo ubierał remonią obchodu pogrzebowego, prawie jakoby w czas w szaty carskie, knutowali y różne mu męki zada­ fatalny, źe znowu się miał ten dzień krwią wielu oblać, wali, w oleju smażyli; potem ręce, nogi i.głowę po­ »Dnia 25 Maja nastąpił obchód pogrzebowy nie­ ucinali. Nakoniec głowę jego na pal wbili, zawiesi­ boszczyka Cara Fedora w pół sorocznia t. j. we dni wszy z jednej strony pala psa, z drugiej strony rybę, dwadzieścia po śmierci jego. Kazano tedy z strony jakąś nakształt żółwia, gdyż y o tym wieść była, źe Petra Carowicza dać kilkanaście y więcej kuf winca, tą rybą wielu otruć miano. alias gorzałki, strzelcom, aby tak rozweseleni, zgodzili »A tak przytłumiwszy na on czas factią Petra, się na niego, aby był Carem mianowany. Tej oka- ona Zophia, siostra Iwana Ślepego, przywiodła do te­ zyey Zofia Carówna, siostra Iwana Ślepego, zażyła go rzeczy, źe wszyscy na posłuszeństwo Iwanowi Ca­ fortelnie na strącenie z imprezy Petra y na zgubę rowi przysięgali. strony przeciwnej Petrowych promotorów y oraz chćąc »Replin zaś, znaczny bojar i wojewoda Smoleń­ się śmierci brata Fedora Cara nad niemi zemścić, po­ ski, widząc tęź na się zawziętość ubłagał pospólstwo nieważ już (jako się wyżej wypisało) wszytka rzecz y strzelców, każdemu z nich dawszy pieniędzy po y porządek onej trucizny był wyjawiony. rublu y żałośnie prosząc, aby dzieciom jego sfolgo- »Namówiła tedy w skok i przenajęła stolnika wali, mówiąc między innemi te słowa: jednego t. j. dworzanina, który był naznaczony do »— M ene star oho, koli majete szczo do mene, za- traktowania strzelców, aby we wszystkie owe kufy rubite, tolko rebiatom pokój dajte! — którą submissią narzucał trucizny y gdyby już przyszło do wypijania zmiękczył ich zawziętość, źe go nie zabili. ich, aby z tym przed strzelcami się otworzył: źe ja — »A nietylko w stolicy samej, ale i gdzieindziej prawi — nie chcę was tak wielu zguby, żeby przez te burdy nie ustają, bo kozacy dońscy z Raźnym, ŚWIAT 135 znacznym pułkownikiem swoim, którego ojca, Car plex regnum tych Carów młodych lat kilka y posel­ nieboszczyk Fedor, obwiesić kazał, armują się, chcąc stwa do postronnych potentatów odprawiały się imie­ uderzyć na stolicę, pro partibus Petra. niem obudwu y podobno by dłużej tak zostawało, »Bułak też, Carek Tatarski, mający pod sobą ale za czasem postrzeżono było, źe Sophia Carówna dziewięć ord, także zamyśla na stolicę uderzyć, zkąd upodobawszy sobie Galiczyna chciała obudwu braciej, wielkie trwogi w Moskwie, mianowicie, z zawziętych tak rodzonego , jak przyrodnego z państwa wysadzić, diffidencyj między dumnemi bojarami, z których co a Galiczyna osadziwszy na tronie, jego żoną być za najznaczniejsi, którzy z owego pierwszych furyj strze­ faworem strzelców y niektórych bojarów sobie życzli­ leckich impetu umknęli byli, radę z sobą uczynili — wych. Zaczym Petrowa strona już nie tak violenter zniesienia przeciwnej strony y strzelców zawziętości. jak pierwej sobie postępując y wszytkie rzeczy wy- Na co mają samych chłopów 120 tys. szpiegowawszy y rozważywszy, źe Galiczyn był po­ »Tylko, źe z drugiej strony to mają w refle- tężny przyjaźnią Sophiey y strzelców: pod kształtnym ksyey, aby chłopów nie stracili, dla tego inszą drogę jakimsi pretextem z stolicy go wyprawili, a potym przedsięwzięli, to jest, rozdzielić chcą strzelców do w drodze wziętego na więzienie do ssiłki wyprawili Kijowa, Nowogrodu, Smoleńska, Pskowa i innych y tak już uwolniwszy się od tak potężnego wroga fortec odległych y pogranicznych. powoli to sprawili, źe Iwana, jako y ślepego y nie- ».Ale y ci postrzegają się y niechcą się rozdzie­ sposobnego do rządów oddalono do pewnej prowin- lać, chyba, żeby z nimi bojarowie jechali. Już się cyi, obmyśliwszy mu victum et amictum, pro condi- strzelcy niechcą zwać strzelcami, ale wyżey patrzą tione status jego przystojne. A Sophią do monasteru i naznaczyli z pośrodka siebie 12, aby w radzie z bo­ dziewiczego oddano, gdzie juź in clausura będąc, nie jarami zasiadali. Cejkhaus, w którym jest dział 350, mogła żadnych zaczynać fakctij. A samego Petra uczy­ ze wszytką ammunitią mają w swojej mocy, warty nili absolute Carem y onemu posłusznemi być przy­ codzień po 600 odmieniając. sięgli wszyscy. »Wymogli, źe im z Skarbu Carskiego długi za »I takim sposobem, ona burza tak wielka skoń­ lat dziesięć zapłacono, wszytkie zaś skarby bojarów czona y uspokojona została, bez dalszej rzezi y bez zabitych przy nich zostały. utraty najmniejszego kawałka państwa moskiewskiego. »Chowański w tym buncie ich fomentuje (o tym »A u nas, co? Chowańskim ta fama była, niewiem czy pewna, źe na »Im daley tym barziej diffidencye panują. Jedni zły koniec mu wyszło, gdy furibundi partis adversae to radzą królowi, drudzy — co inszego, owo zgoła ludzie, napadszy go w domu, szyję mu na progu wła­ to tylko promowują, co z ich prywatnym pożytkiem snym toporem ucięli) obiecując im, źe prętko będą jest, choćby publicum in ipso momento zginąć miało. dumnemi bojarami i diakami. »A na to ci tak wielcy statistowie (jak o sobie »Ten z Galiczynem, który z Carami trzyma, Polacy trzymamy) niemają refleksyey iż amisso publico wielką ma nieprzyjaźń y pewnie z nich jeden drugie­ bono y privatum ginąć musi. go jakimkolwiek sposobem z świata zgładzi. Bojaro­ »A to y teraźniejsza scena, tak rozumiem, poki wie po większej części rozbiegli się po lasach y ró­ świat y historye trwać będą aeternam labem et irre- żnych tajemnych uchodach, lub monastyrach. Tym­ parabile damnum sławie polskiej przyniesie, gdy vici- czasem Orda kałmucka, Astrachańska y Kazańska nus Princeps wskroś przeszedszy Polskę, za factiam pobliźsze sobie moskiewskie kraje zrujnowali y ludzi niektórych panów tak sobie w Ojczyźnie naszej go­ gwałt nabrawszy do koczowisk swoich powrócili«. spodaruje, źe seraskier, abo Beglerbeg rumelski wię­ cej w Multaniech abo Wołoszech, pomimo Porty Otto- III. mańskiej nie rządzi. A co jeszcze dalej będzie ? Bóg to sam wie. Ale uważając jako już od pół wieka pra­ Po przytoczeniu powyższej relacyi, nieznany autor wie niespokojnych naszych panków głowy i factie z końca XVII wieku, następne, pełne trafnych uwag mieszały tę Rzplitę, to Condeuszowskiemi, to Longe- i obywatelskich poglądów, czyni refleksye: vilskiemi, to Contowskiemi promotiami, i teraz na »W tej żałosnej sprawie to obserwować każdy ostatku, gdy externum Principem potentem in viscera może, źe lubo to tak się zabijali zrazu, jako ta relacya Regni wprowadzili, który wskroś przeszedszy Koronę w sobie ma, przecież choć tak gruby naród będąc — y Litwę jako victis podobno dabit jura, uważając to, Moskwa — ani authorow politycznych nie czytając, mówię, przyznać każdy musi, źe daleko złością swoją ani peregrinując nigdzie, przecie w oczach świata dzisiejszych factiami antecessorów swoich przeszli, wszytkiego dali specimen swojej in conservatione sta­ y słusznie na ich niezboźne sprawy zapatrując się, tics proprüs umiejętności, gdyż, w krótkim czasie, nie może zatrząsnąć głową każdy, y z Horatiusem zadzi­ mogąc strona strony nachylić, pomiarkowali się z so­ wić się y spytać: bą y zgodzili: aby obaj bracia , Iwan y Petro pano­ Damnosa quid non imminuit dies? wali, et mutuo suo, suorumque consilio, państwo spra­ Aaetas parentum pejor avis tulit wowali, cośmy z podziwieniem doznali. Nos nequiores mox daturos »Granice tak ubezpieczone mieli i obwarowane, Frogeniem vitiosorem J).« źe chyba ptak mógł przelecieć, ale nikt cudzy w pań­ stwa ich wniść, abo z niego wyniść, abo correspon- *) Hor. Od. L. III. Cas. VI. ad Romanos. (P. W.) dencye jakie z postronnemi mógł mieć i było to du­ Z rękopisu podał ALKAR. 136 ŚWIAT

DWA LISTY TYTUSA Hr. DZIAŁYŃSKIEGO DO WACŁAWA HANKI.

(Przyczynek do historyi biblioteki Kórnickiej). Dr Zygmunt Celichowski — dyrektor znako­ Jeżeli w owych czasach zajechał kto do Pragi i miał mitej biblioteki w Kórniku — ogłosił roku 1878 w po­ jakie zainteresowanie dla spraw odradzającego się na­ znańskim tygodniku Lech piętnaście listów, pisanych rodu czeskiego, to zapewne pierwsze swe kroki każdy w latach 1827 — 1860 przez Wacława Hankę, ówcze­ skierował do Muzeum narodowego, gdzie Wacław snego bibliotekarza narodowego Muzeum czeskiego Hanka z otwartemi rękami witał, przyjmował, opro­ w Pradze, do Tytusa hrabiego Działyńskiego. O głasza­ wadzał i dla czeskich rzeczy rozpalał też takich ludzi jąc listy te, zawierające przeważnie tylko szczegóły jak.. Mickiewicz, Chopin, Brodziński! Wszystkim słu­ bibliograficzno-literackie, szanowny wydawca Dr Celi­ żył uczynny Hanka. chowski wyraził w wstępie swoim prośbę do tych, Przytem był Hanka pośrednikiem w najszlache- którzy mają przystęp do papierów pozostałych po tniejszem znaczeniu tego słowa, zwłaszcza w rzeczach Hance, aby odszukali między niemi listy Tytusa hr. literackich. Jako zwierzchnik jedynej instytucyi tego Działyńskiego i ogłosili je. rodzaju w Czechach najlepszą miał sposobność rozma­ Otóż po latach nareszcie dostała się nam do rąk ite stosunki nawiązywać i utrzymywać. W tym wzglę­ cała polska korespondencya Wacława Hanki, składa­ dzie Hanka wielce się zasłużył, i zasługa ta dotąd jąca się z kilkuset listów przeważnie wybitnych oso­ nie jest należycie oceniona. Bez Hanki nie było by bistości polskich '). Zawierają one mnóstwo rzeczy cie­ niejednej nitki, która przez długie lata z korzyścią kawych i ważnych z czasu naszego odrodzenia. Zna­ wiązała świat z Pragą. leźliśmy tam też dwa listy czcigodnego gospodarza Nie dziw, źe z takim człowiekiem chętnie utrzy­ świetnego Kórnika, dwa tylko, lecz rzucające tak ja- mywał dosyć poufałe stosunki Tytus hr. Działyński. Wyborny biblioman, światły i hojny patryota znalazł MUZEUM NARODOWE W KRAKOWIE. w Hance osobistość, jaka mu uczynnie pośredniczyła w sprawach najbliższych jego sercu i intencyom. Han­ ka miał osobliwy talent odszukiwania białych kruków, nietylko czeskich lecz i polskich. Jako bibliotekarz i literat chodził i szukał w ciemnych magazynach praskich antykwaryuszów rzadkie druki, odbierał wia­ domości o nich, dowiadywał się o pojawieniu się bia­ łych kruków w Wiedniu i Lipsku, słowem takim był, źe i Działyńskiemu nieraz był w stanie dopomódz i przysłużyć się. Nawzajem też Hanka mógł korzystać z biblio­ filstwa polskiego pana. Bo właśnie w jego stronach PISTOLETY OFIAROWANE PRZEZ J. WASHINGTONA T. KOŚCIUSZCE. znaleźli kiedyś schronienie Bracia czescy, na czele któ­ rych znajdował się sam K om ensky (w Lesznie), a za­ sne i piękne światło nie tylko na wńelkiego pana pol­ tem spodziewać się było można ztamtąd nabyć rzadkie, skiego , lecz i na stosunki, jakie istniały wtedy mię­ nieznane może druki dla muzealnej biblioteki czeskiej dzy Pragą i Kórnikiem, resp. między Hanką i hr. w Pradze. Działyńskim, źe z prawdziwą przyjemnością spieszymy Stosunek ten piękny tłómaczą najlepiej dwa zadość uczynić wezwaniu Dra Celichowskiego. listy hr. Działyńskiego, znajdujące się w polskiej spu- Wiadcmo, że Tytus hr. Działyński (ur. r. 1797 ściźnie Wacława Hanki. Postać wielkiego pana odbija w Poznaniu), odbywał nauki w uniwersytecie pragskim, się w nich w całej rzetelności. Harmonijnie łączy się gdzie nawet złożył egzamin z pola nauk przyrodni­ w nich patryotyzm gorący, zamiłowanie do nauk, czych. W starożytnej stolicy Czech, gdzie właśnie ro­ gorliwość i ofiarność. Również Hanka przypomina się zbudzało się nowe życie narodu, hrabia zaznajomi! się w nich sympatycznie. niewątpliwie z Wacławem Hanką (ur. 1791 zm. 1861 r.), Otóż oba listy Tytusa hr. Działyńskiego do W a­ który będąc bibliotekarzem muzealnego księgozbioru, cława ITanki. gromadził koło siebie ówczesny świat naukowy i pa- tryotyczny. Hanka stał się wcześnie i w Polsce oso­ I. bistością znaną, głównie jako wydawca sensacyjnego królodworskiego rękopisu, który Lucyan Siemieński Wiełmoiny Mści Dobrodzieju I wybornie przetłómaczył na język polski. Prócz tego Rozmaite okoliczności do dziś dnia były mi na wydał Pianka w Pradze r. 1834 »Krakowiaki« i 1839 przeszkodzie dostania się do miejsca, z którego przy­ »Gramatykę języka polskiego« według systemu Do- pominając się względom Pańskim, mógł bym oraz browskiego. Zresztą o zasługach i rozległej czynności zadość uczynić obietnicy mojey przesłania dla Pa­ Hanki donosi każda encyklopedya. na Dobrowskiego przyrzeczonego egzemplarza Biblii Charakterem był Hanka niezmiernie uczynny, Ostrogskiej, poważam się przesłać ją na ręce Pańskie, grzeczny i uprzejmy, umiał on sobie zjednywać ludzi oraz z listem kredytowym, którego podniesienie wszel­ w dalekim świecie, zwłaszcza w krajach słowiańskich, kich wydatków ochroni Panu Dobrowskiemu '). Z źa- gdzie miał oczywiście mnóstwo osobistych przyjaciół. >) Dobrovsky Józef (ur. 1753 zm. 1829), nestor filologów sło­ *) Cala spuścizna literacka Wacława Hanki znajduje się obecnie wiańskich, był też w stosunkach z ks. Adamem Czartoryskim. — w zbiorach »Narodowego muzeum Królestwa Czeskiego« w Pradze. Ostrogska biblia, wydana w języku ruskim w Ostrogu r. 1580. JAN MATEJKO.

1 2 .' T A I W Ś

v -yS ^fe

- \ ,

^ -i ' !;*si ^ 3 " r t ^ i " \ 8 ' ^ t \ ę i i f 7 . \ Ł n - i 9 - ( 5 ^ ® ) " f " 3 8 8 8 ’

RYSUNEK DO OBRAZU »BITWA RACŁAWICKA«. 1. KOŚCIUSZKO. 2. GŁOWACKI. 3. ŚWISTACKI. 4. MADALIŃSKI. 5. WODZICKI. 6. MANGET. 7. HOKOCH. 8. BIERNACKI. 9. TASZYCK], CO 10. KOŁŁĄTAJ. 11. DEMBOWSKI. 12. ZAJĄCZEK. 13. WIENIAWSKI. -H Ze zbioróte J. ■/. u. KraJcowie, 138 Ś W I A T i : ------lem wyznam Panu Dobrodziejowi, iż nie znajduję pod 13. Za jego fraszki, o których mi Pan ręką niczego takiego, co by mogło Panów intereso ■ Dobr. powiadałeś ...... 100 wać. — Z dawniejszych dzieł tyczących się Czech a nawet i więcej. a u nas jako rzadsze uważanych trafiam na Dykcyo- 14. Za każde dzieło w języku Polskim narz trium linguarum: Latinae, Teutonicae, Boemicae, czy to prozaiczne czy poetyczne przed na końcu z herbem Polskim, wydany 513. w Wie­ 1530 R okiem ...... 30 dniu przez Jana Singreniusza i Heronima Wietona (?), 15. Za każde dzieło poetyczne w języku z których ostatni rokiem później otworzył swoją wła­ polskim aż do Roku 1550 . . .30 sną drukarnię w Krakowie; potem Confessie wiary 16. Za każde dzieło in 4-to Macieja Oso- tak nazwanych braci czeskich wydania Witembęrskie- stowicza Stryjkowskiego . . . .25 g'o roku 1538 z portretem Jana H u s a ; jak Pan widzisz 17. Za rękopism lub kopię rękopismu jest to bardzo mało, a o kilku voluminach starożytnych Kroniki Jana Tarnowskiego . . 500 rękopismów przez tychże braci w Lesznie po czesku 18. Za rękopism lub kopię Kroniki Jó­ pisanj'ch nie potrafiłbym Panu zdać sprawy bez wiel­ zefa Gambreusza ...... 300 kich trudności. — W Warszawie jednak mam prawie Gdyby się miały znaleść w rękopismach Polskie pewną nadzieję wydobycia onego sławnego statutu tłómaczenia Biblii przed rokiem 1460, znaczne bym czeskiego; tymczasem jednak po tak otwartej uprzej­ za nie ofiarował pieniądze. mości Pańskiej, spodziewam się iż mi nie odmówisz umieszczenia moim kosztem w Gazetach tamteyszych, II. jak i w pismach literackich proźby bez wyrażenia Wielmożny Panie i Dobrodzieja ! imienia mojego, o wypisane tu książki z przyłącze­ niem ceny, którą za każdą ofiaruję. — Przyłączony Nieskończenie Panu Dobrod. jestem wdzięczny list kredytowy dla W. Pana Dobr. na 1000 Ryńskich za życzliwe chęci, które ci nie pozwalają opuszczać podobno pierwsze wydatki zaspokoi, skoro by te były żadnej sposobności, ponowienia mi dowodów tak wy­ wyczerpane nie omieszkam nowych nadesłać fundu­ soko odemnie cenionej przyjaźni Pańskiej. szów. Dowiedziawszy się o niebytności Pana Dobro- Seklucyana dziełko racz Panie nabyć w jakiej wskiego w Pradze nie trudnię go listem moim, śmiem będziesz mógł cenie, dam 100 ryńskich a nawet i wię­ jednak Panu przypomnić za 10 przyrzeczony mi lepszy cej jeśli będzie potrzeba. exemplarz Biblii Ostrogskiej jak i czeskiego pisemka I my tu łaskawy Panie nie próżnujemy a usiło­ Judit1). — Racz W. Pan Dobrodziej przyjąć odemnie wania moje o zachowanie pomników chwały narodo­ wyraz tego prawdziwego szacunku na który sobie tak wej , nieustannie wynagradzają szczęśliwe wynalazki. bardzo zasługujesz od wszystkich przyjacieli muz i po­ Udało mi się odkryć ważny rękopism nigdy nie dru­ mników Słowiańskich. kowanego i-szego Statutu litewskiego, który stał się Wielmożnego Pana i Dobrodzieja powodem do uczonej pracy Lelewela i Daniłowicza, najniższy sługa którą do druku podajemy, pod tytułem zupełnego Działyński. zbioru prawodawstwa Litewskiego. Postrzeżesz Pan Kórnik pod Poznaniem r. 1828. w pierwszym arkuszu, który załączam, i który dopiero z druku wychodzi, iż zamiarem jest na wstępie zebrać Na osobnej kartce: wszystkie prawa, które redakciją pierwszego statutu 1. Za każde dzieło czeskie Bartosza w R. 1529 pisanego poprzedziły. Nie drukowane pra­ Paprockiego w formacie in 4-to. . 25 Ryńskich wa wypisujemy z oryginałów jeśli się te znajdują lub 2. Za Oborę . . 40 — z kopij metryk Litewskich; przy znajomych już, przy­ 3. Za 4 pierwsze karty jego Junony . 20 taczamy wszystkie statuta, w których były umieszczo­ 4. Za każde dzieło polskie tegoż Pa­ ne, prostując częstokroć druk przez porównanie z ory­ prockiego ...... 25 ginałem ustaw. Pierwsze ślady prawodawstwa Litew­ 5. Za jego Panosze in 4-to w Krako­ skiego noszą cechę i formę redakcijów w Polsce wie 1575 . . . . 80 używanych; ale już trzeci arkusz i wszystkie później­ 6. Za polskie tłómaczenie całey Biblii sze wystawiają najciekawszy obraz dawnych zwycza­ przez Szymona Budnego w Zasta- jów, i jak cała pierwsza redakcija zachowują jedyny wiu Litewskim u Daniela z Łęczy­ prawie ślad, prawodawstwa zupełnie oryginalnego, ani cy 1572 • ...... 100 skaźoneg-o ani poprawionego prawami rzymskiemi. 7. Za tłómaczenie nowego testamentu Przeglądając i-szy arkusz proszę żebyś Pan nie nam przez Seklucyana wydania krako­ przypisywał częstokroć grube omyłki w łacinie, ledwom wskiego 1551 ...... 80 niektóre poprawki wytargował na Lelewelu *), a te 8. Za polskie tłómaczenie Biblii Justa tylko tam gdzie mogła być wątpliwość o sposobie B abego podobno w K rakow ie 1617 pisania w oryginale, i tak piszemy raz comitas ? dru­ in folio. 150 do 200 gi raz communitas terrarum, tak czasem po ut, obrot 9. Za kronikę Świata jakiego bądź wy­ nie jest in subjunctivo etc. etc. Przekonaliśmy się dania Marcina Bielskiego . . . 100 — jednak, iż tak jest trudno ograniczać się w popra­ xo. Za jakie bądź dzieła Marcina Biel­ wkach i oddać przy tym rzetelnie kształt i prostotę skiego in 4-to po 50 — ustaw owych wieków, źe postanowiliśmy trzymać się 11. Za jego książkę o obrotach wojen­ z dyplomatyczną skrupulatnością nawet błędów. Był­ nych do Olbrachta Łaskiego . . 100 — bym niemal zapomniał powiedzieć, iż text statutu 12. Za jakie bądź dzieła Mikołaja Reja 60 — i wiele poprzedzających ustaw będą drukowane w ję­

') »Judit, lira z historie Judity pilne wybrana a rythmy mirny- 1) Zob. Korrespondencya Joachima Lelewela z Tytusem hr. Dzia- mi tuto sepsäna od M, Konace. W Praze u J. Kosorskeho. 1547. łyńskim. Przez Dr Z. Celichowskiego. Poznań 1884. S W 1 A T 139 zyku oryginalnym to jest w ruskim, dostrzeżesz na­ pomniki wyprawy K. Korybuta (Zygmunta Wiśnio- wet Pan nader ciekawe różnice dyalektów w ustawach wieckiego) za czasów Ziźki do Czech i historia oblę­ prowincjonalnych n. p. w przywilejach nadanych Wi- żenia Karlsteyna przez tego Xięcia? o której Pelzel tepszczanom i Bielszczanom, jednym słowem — dzieło pisze pag. 249 edicyi 1774. Prosiłbym także o naby­ będzie lepiej jak ja za sobą mówiło. Skoro wyjdzie cie dla mnie jeźli można, historyi przez Pelzela przy­ z pod prasy będę WPanu trzy exemplarze ofiarował, toczonego w tym miejscu Bartoszka de Drahonicz. z których jeden dla muzeum a drugi dla naszego Czy jest jaki czeski opis wyprawy Lisowczyków za Pana Dobrowskiego. Zygmunta III. Pisze o nich Dębołęcki pod tytułem Ale cóż łaskawy panie powiesz że i moja żona pamięci cnych Elearów w dziełku którego nie posia­ z popiołów odmuchuje nasze pomniki; znajduje się dam , a radbym wiedział czy o tych walecznych ro­ w Bibliotece mojej sławny rękopism zakończony zbójnikach znajdę obszerniejsze szczegóły w czeskich w 1530 roku, w którym zachowane są starożytne pamiętnikach. Nareszcie przypominam Panu Bobro­ obrazy członków familii. Szydłowieckich (Chrysztosowi wskiemu obiecaną mi Judith: i jak się skończyła ne- dedykował Erazm Rot: swoj traktat de Lingua) to gocialia o biblię Ostrogską, radbym się dowiedział. więc dzieło z tłómaczeniem polskiem i rycinami moja Suplikowałbym także Pana mojego o wypis reyestru żona wydaje a dopokąd nie będzie ukończone, poleca znanych w Czechach dzieł Paprockiego; czuję w so­ mi abym przynajmniej pierwsze ryciny, posłał w upo­ bie tę słabość, tak bardzo przez filozofów naganianą, minku , dla naszego uprzejmego przyjaciela Sławian. to jest nabywaniem powiększoną chciwość; i chęć Mam także honor załączać trzy exemplarze Poezyi zebrania kompletu Paprockiego; z czeskich jego sławnego w XVI wieku poety Polskiego, które Pan pism prócz foliałowych i Junony etc., mam Ecclesia Muczkowski mój towarzysz podróży do Szwecyi wy­ 601. Panna 602. Stav man elsky 601. Trinacte tabuli jął z mojej Biblioteki i mnie przypisać raczył. Nie 601. Pust telesny 601. Kssafft 1589 '). mniej proszę ofiarować odemnie Xdzu Opatowi Cy­ Kończy się mój papier, a ja jeszcze muszę po­ sterskiemu fac simile dzieła, które mi raczył darować; wtórzyć moje podziękowanie za doznane względy, oraz exemplarz Śpiewów Niemcewicza. i zaledwo mi zbywa papieru dla wyrażenia wysokiego Ofiarujesz mi Pan Dobrodziej, odesłać pieniądze szacunku, z którym mam honor się pisać W. Pana które u Pana są złożone. Lecz bardzo proszę o ich najniższy sługa zachowanie, dopóki memi postulatami nie przestanę Pana prześladować. Czyby nie można nabyciem innych Dzialyński. dzieł bardziej dla biblioteki akademicznej stosownych, Dnia 5. 9. 1828. odzyskać polski exemplarz. Reja przy tłustych poezyi, o których także dokładny tytuł tymczasowo proszę. ') Zob. »Bartolomej Paprocką z Hlahol a z Paprocke Vule Chętnie uczynię znaczne ofiary w celu nabycia dzieła a spisovatelska jeho cinnost. Nap. J. Jireöek. Öasopis Ceskeho Mu­ u nas nad wszelkie uwierzenie rzadkiego. seum 1866, 3. Czy nie masz czeskiej historyi życia Pawłowskie­ go Biskupa Ołomunieckiego ? Czy są jakie czeskie Praga czeska, Luty, 1894. E d w a r d J e l i n e k .

NOWE WYDANIE DZIEŁ SŁOWACKIEGO.

Dzieła Juliusza Słowackiego. Wydał Dr. Henryk Biegeleisen. Lwów. Nakładem Księgarni Polskiej. Cztery tomy. Mniej więcej przed rokiem miałem zaszczyt za­ piórem natchnionego poety, który ongi do tego roz- poznać szanownych czytelników Świata z pomniko- joalał mnie stopnia, źe serce, nie szukające jeszcze uko- wem wydaniem dzieł nieśmiertelnego Adama. Edycyi jeń w harmonii barw i linij, ale żądne walk wszela­ tej, zaopatrzonej w bogaty, dla miłośników i badaczy kich, lubujące się w jaskrawych kontrastach, ciągnęło poezyi Mickiewiczowskiej niezwykle cenny materyał nieprzepartą siłą ku Słowackiemu i na Parnasie pol­ krytyczny, dokonał Dr Henryk Biegeteisen, niestru­ skim pierwsze mu wyznaczało miejsce. dzony na polu literatury ojczystej pracownik. Nie umiem oddać wewnętrznego drżenia, jakie Jakażto przejęła mnie radość, kiedy niebawem przejmowało mnie całego, kiedym w dzienniku wiel­ po ukazaniu , się pism największego wieszcza narodu, kiego Juliusza przyglądał się jego znakomitym nieje­ dowiedziałem się z ust wydawcy, źe w autentycznej dnokrotnie rysunkom, przedstawiającym okolice, sta­ szacie zamierza pokazać światu i drugiego z wieko­ nowiące tło »Ojca Zadźumionych;« kiedym odczyty­ pomnej trójcy poetyckiej, źe porozpisywał już listy wał — z niemałym trudem — mocno nieraz kreślone i prośby po całej Polsce, do bibliotek publicznych i do wiersze »Lilli Wenedy« albo egzaltacyą, jakiej nie osób prywatnych, o których przypuszczał, źe posiadają rozumieją dzisiejsi ludzie chłodni, przesiąkłe wynurze­ cośkolwiek z bogatej po Słowackim spuścizny, ażeby nia boskiego pieśniarza wobec ubóstwianej matki. Stał mu zaufali i skarby te celem odpowiedniego zużytko­ wówczas przy mnie Dr. Biegeleisen, tłómaczył, poma­ wania rękom jego powierzyli. gał odczytywać te »dokumenty« potężnego ducha, Prośby nie pozostały bez skutku;, materyał rósł a choć można było o nim powiedzieć, że się »otrzas­ z każdym niemal dniem, a autor słów niniejszych, kał« z widokiem tych klejnotów, grzebiąc w nich noc odwiedzający Dra Biegeleisena w jego pracowni, ujrzał i dzień pełną dłonią, to przecież tak samo się zapalał wkrótce olbrzymie stosy manuskryptów i druków, jak i nieprzywykły do nich piszący te wyrazy. a, śród nich z godną zazdrości swobodą obracającego W przedmowie do owocu swej niezmordowanej się uczonego badacza. pracy powiada Dr. Biegeleisen, źe »włożył weń cały Nie umiem opisać —- czytelnicy wybaczą tę ma­ swój zasób sił umysłowych, moralnych i fizycznych«. leńką dygresyę — jakie ogarniało mnie uczucie, kiedym Znamienne te słowa, tem znamienniejsze, źe uczony w ręce brał pożółkłe kartki brulionów, zapisanych nasz, jak to powszechnie wiadomo, jest człowiekiem 140 ŚWIAT

niesłychanej skromności. (Kto wie, czy nie byłoby dlań wiersz za wierszem, nie! słowo za słowem — i to za lepiej, gdyby sam miał więcej uznania dla siebie.) mało ! — trzeba było zgłoska za zgłoską zbadać wszyst­ Ileż trudów, ileż nieprzespanych nocy musiały koszto­ kie wydania, robione pod okiem Juliusza, a więc, oprócz wać go mozolne te badania, jak musiały wyczerpać rękopisów i druki współczesne, jedynie miarodajne; organizm jego, jeżeli zdobył się na tego rodzaju wy­ trzeba było przewertować z atomiczną ścisłością wszyst­ znanie. kie czasopisma, w których pojawiały się artykuły I rzeczywiście. Przez cały rok nie można było i wiersze nieśmiertelnego twórcy »Ojca Zadżumionych«. z nim mówić o czem innem, jak tylko o Słowackim ; Trzeba było przetrawić wszystko to, co o wielkim współ­ przez cały rok nie spotkałeś go nigdzie, prócz w bi­ zawodniku Mickiewicza kiedykolwiek wyszło z pod bliotece uniwersyteckiej, w zakładzie Ossolińskich lub — prasy; trzeba było nawiązać i przeprowadzić kores- po zajęciach zawodowych szkolnych • — w domu, po­ pondencyę z niedobitkami potężnej epoki romantycznej, chylonego nad rozwalonemi piramidami najrozmaitszych żyjącymi dotychczas, a którzy znali lub widzieli kie­ druków i rękopisów. Skarżył się nieraz, źe go praca I dykolwiek Słowackiego, i wyssać z nich wszystko to,

MUZEUM NARODOWE W KRAKOWIE.

Pokój w którym Kościuszko dnia i października 1817 r. zachorował, a 15 października 1817 o godzinie 10 wieczór na rękach przyjaciela Zeltnera skonał. (Podług akwarelłi).

ta wyczerpuje, a skargę tę uzasadniały i oczy zmę­ co mieli o nim do powiedzenia. Trzeba było wreszcie czone i twarz blada i wychudła, posiadająca pewne sięgnąć do nieprzebytych głębin poezyi obcej, trzeba cechy ascetyzmu. było udać się do Danta i do Szekspira, do Calderona, Bo ascetyzmem, bo wyrzeczeniem się wszystkich do Shelleya i Byrona, około których, jak bluszcz wspa­ codziennych przyjemności i rozkoszy, stanowiących niały naokoło pnia, owijał się wrażliwy jak struna, treść życia filistrów, było przeciskanie się przez »gą­ barwiący się w'szystkiemi barwTami, wroniejący wszyst- szcze literatury«, aby wyszukać w nich najdrobniejszą kiemi woniami, świecący wszystkiemi światłami wie­ roślinkę, operloną rosą poezyi Słowackiego, aby od­ szczy duch naszego Juliusza. grzebać najniklejszy korzonek, którego choćby jedno Tego trudu godzien był poeta, zapoznawany za włókienko tkwiło w tłustej glebie tej poezyi lub jaki­ życia, uwielbiany po śmierci, poeta divinus, pieśniarz, kolwiek miało związek z jej twTórcą. Trzeba było prze­ zadziwiający lukullusową opulencyą linij, krezuso- dzierać się przez pamiętniki autora »Lilli Wenedy«, wem bogactwem kolorów, ikarowm śmiałością wzlo­ dotychczas nigdzie nie drukowane; trzeba było opa­ tów, wulkanicznym ogniem niekiełzanych namiętno­ nować jego listy, które po raz pierwszy zużytkowane ści. Tego trudu godzien był ten prawdziwy ma- zostały z oryginału, a nie z odpisów, jakie przy cen­ gnus parens — ojciec wielkiej drużyny gędziebnej, nej swej pracy miał czcigodny Małecki; trzeba było z którego posiewu wyrósł i Ujejski i Asnyk i Kono- ŚWIAT 141

LUDWIK LETRONNE

Ö -M s O O V ) pnicka i tylu innych, młodszych lutnistów. Tego trudu łej pełni rozwój poetyckiej jego twórczości, »dotych­ nie trzeba było skąpić, ażeby potężne pieśni Juliusza czas — jak pisze dr. Biegeleisen w przedmowie — żyły na kartach nowej edycyi tak, jak wytrysnęły tak krępowany u nas scholastycznemi jeszcze poję­ z wnętrza swego rodzica, ażeby jak to się działo do­ ciami gatunków poetyckich, podziału na poezyę i pro­ tychczas, myśli poety nie wyszły spaczone, kształty zę etc.« tworów jego wyobraźni nie witały nas wykoszlawione, Nie odpowiadałoby to celowi niniejszej notatki, tak, że — wyrażając się słowami wydawcy — »pod gdybyśmy chcieli dokładnie przechodzić — tom po łachmanami kopciuszka można się zaledwie domyślać tomie — zawartość niniejszego wydania. Załatwimy książęcego pochodzenia dzieci jego ducha«. się z tern krótko: pierwszy, liczący stronnic 387, obej­ I sumienny, zakochany w Słowackim wydawca muje utwory z lat młodzieńczych poety (182g—33), trudu tego nie skąpił, nie troszcząc się wiele o to, źe powstałe pod wpływem Bajronizmu; drugi i trzeci — dzieje się to z uszczerbkiem własnych sił jego. oba nie mniejszej objętości — wypełniają utwory Ale takie właśnie nieoglądanie się na względy z okresu dojrzałości (1833 —42); czwarty wreszcie z doby postronne tworzą dzieła, rzetelną mające wartość. mistycyzmu. Dzięki temu poświęceniu — bo trudno nie nazwać Jak powiedziałem, obecna edycya zawiera także

POWSZECHNA WYSTAWA KRAJOWA WE LWOWIE.

CHATA HUCULSKA poświęceniem pracy prawie że bezinteresownej, a pod­ artykuły prozą, w dotychczasowych wydaniach nigdzie jętej jedynie w celu przysłużenia się własnemu spo­ nie pomieszczone. Są to »Preliminaria peregrynaris łeczeństwu — dzięki temu trudowi mamy dziś naj­ Radziwiłła do Ziemi świętej«, drukowane w poznań­ kompletniejsze wydanie dzieł ukochanego, uwielbianego, skim Tygodniku Wojkowskiego, »Święcone Radzi­ melancholią przysłaniającego swe promieniste kształty wiłła«, »Recenzya na Noc letnią Krasińskiego«. Ma­ »Króla-Ducha« ; mamy zebrane w czterech okazałych my tu również kilka wierszy, dotąd pomijanych, jak tomach wszystko to, co kiedykolwiek wierszem lub »Na sprowadzenie prochów Napoleona I« (druk. w M ło­ prozą Słowacki ogłosił; mamy je w pisowni oryginal­ dej Polsce 1840), »Przekleństwo«, »Ostatnie wspo­ nej, z zachowaniem jej cech najdrobniejszych. mnienie«. Wydawca, chcąc czytelnikom przedstawić poetę j Jak w wydaniu Mickiewicza, tak i tutaj, nie po­ w kształtach jak najwierniejszych, zatrzymał nawet minięto portretu i podobizn autografów, wykonanych interpunkcyą, niejednokrotnie nawet niewłaściwą, za­ w znanym lwowskim zakładzie fotograficznym Trze- trzymał charakterystyczny u Bajronistów nadmiar zna­ meskiego, a będących niniejszej edycyi prawdziwą ków zapytania, zatrzymał wreszcie symboliczne myśl­ ozdobą. niki, pochodzące z epoki, w której duch Juliusza, jak Widzimy więc na czele tomu pierwszego wize­ ów platoński Her, przybierał postacie królów-duchów runek 5-lfetniego Juliusza w postaci aniołka, według i kąpał się w tajemniczych — dziś moźnaby się wyrazić, portretu słynnego ongi malarza Rustem a , w drugim w boecklinowskich — błękitach mistycznej ekstazy. tomie kopię z obrazu Kurowskiego, w trzecim zaś po­ Dzięki temu trudowi mamy rozkład pism Sło­ dobiznę , wykonaną podług medalu Oleszczyńskiego. wackiego ściśle chronologiczny, uwidoczniający w ca- Czwarty tom zdobi wizerunek, będący kopią płasko­ ŚWIAT 143 rzeźby, znajdującej się na nagrobku Słowackiego na Zarówno wydawcy jak i księgarni nakładowej cmentarzu w Montmartre. Z autografów mamy tutaj szczera należy się wdzięczność za doprowadzenie do kartkę z »Dumy ukraińskiej«, ustęp z »Lilli Wenedy«, skutku tej w całym tego słowa znaczeniu, wspaniałej z »Króla Ducha« oraz słynny »Hymn« (»o zachodzie edycyi, która oby się przyczyniła do podniesienia kultu słońca«). Kopie tych rękopisów dają czytelnikom do­ natchnionego wieszcza w jaknajszerszych kołach spo­ kładne wyobrażenie o rozwoju charakteru pisma wiel­ łeczeństwa. kiego poety. J a n K a s p r o w i c z .

DWUDZIESTOPIĘCIOLETNIA DZIAŁALNOŚĆ KO MEDYO PISARSKA KAZIMIERZA ZALEWSKIEGO. Konferencya wygłoszona w d. 10 marca, przed pierwszem przedstawieniem »Jak myślicie« na scenie Teatru krakowskiego. Mówić o Kazimierzu Zalewskim to zadanie miłe nie uwydatnią dość plastycznie postaci literackiej au- i wdzięczne, ale... nie przed przedstawieniem jego no- , tora: »Górą nasi«, »Oj, mężczyźni« i »Jak myślicie«.

POWSZECHNA WYSTAWA KRAJOWA WE LWOWIE.

CHATA PODOLSKA. wego, nieznanego dotąd dzieła, na które zgromadzeni Scena czarem swym i urokiem wcześnie nęciła w tej sali oczekują z gorączkową niecierpliwością. Dwu­ i pociągała ku sobie budzący się talent Kazimierza dziestopięcioletnia działalność pisarza tej miary i tego Zalewskiego. Ukończył uniwersytet w 1868 roku, a już co on talentu dostarcza obfitego materyału do intere­ w 1869 dnia 7 marca warszawski Teatr Rozmaitości sującej pogadanki, lecz nie w chwili, kiedy konferen­ przedstawia »Bez posagu«, pierwszą jego komedyę cya — niby szary brzask poprzedzający wschód słoń­ w jednym akcie. Wkrótce potem ukazuje się w świe­ ca — ma służyć za lever de ridea/ic sztuce, drgającej tle kinkietów druga jednoaktowa fraszka »Wycieczka życiem, zabarwionej jaskrawym kolorytem nowocze­ zagranicę«, a po niej bluetka wierszem »Bez stanu«, snym, stawiającej w śmiałej tezie znak zapytania przy do której zapożyczył pomysłu od Legouve’go. W owych jednem z najciekawszych zagadnień moralnych, nieda- czasach egzamin na autora dramatycznego trzeba było jących się — w mniemaniu autora — rozstrzygnąć zdawać koniecznie wierszem; proza mogła rozśmie­ martwą literą prawa starej etyki. Rozumiem dobrze, szać lub wzruszać, ale tylko wiersz trzynastozgłosko- źe oczekiwanie inteligentnej publiczności na dramat wy — rozćwiartowany na drobne cząstki urywanego Zalewskiego jest naturalne i usprawiedliwione, to też dyalogu, albo według metody Chęcińskiego szumiący nie myślę przyczyniać się do zbytniego opóźnienia dźwięczną kaskadą długiej tyrady — zapewniał po­ momentu, w którym łaskawe panie i szanowni pano­ chwały krytyki i uznanie słuchaczów. Dlatego też Za­ wie poznają utwór niepospolity. Zaznaczam tylko, źe lewski, tak efektownie władający dziś prozą sceniczną, nie mogąc w krótkim przeciągu czasu wyczerpać na­ w trzecim z kolei swoim utworze polecał się wzglę­ leżycie bogatego przedmiotu, muszę go naszkicować dom recenzentów i publicznośpi jako wierszopis, umie­ zaledwie w najogólniejszych, grubych zarysach, które jący zgrabnie powiązać rymami morał z dowcipem; 144 ŚWIAT

morał bowiem, dowcip i gładkie wiersze były jedy- w przepełnionych publicznością widowniach czterech nemi zaletami zapewniającemi wówczas sukces w te­ głównych teatrów polskich. atrze. W umyśle młodego pisarza rodzi się plan do ko- Wszystkie trzy jednak, wymienione wyżej dro­ medyi »Przed ślubem«, ułożonej z niezaprzeczonem bnostki, zapowiadały już poniekąd komedyopisarza owładnięciem techniki scenicznej. Tryumf jej jest ol­ w nowym stylu. Myśl w nich nie wzlata w górne brzymi, Nie należę do bezwzględnych wielbicieli utwo­ sfery poezyi ani rozgrzewa ciepłem serdecznem, satyra ru, przyznaję jednak, źe ma on warunki trwałego po­ nie tryska zgryźliwą werwą ironii i oburzenia, obser- wodzenia, jakie wstępnym bojem zdobył na wszyst­ wacyi własnej nikt nie dopatrzy w postaciach ryso­ kich scenach naszych, zaczynając od lwowskiej, gdzie wanych konwencyonalnie, nawet dowcip dalekim jest dotąd, pomimo nader częstych przedstawień, stanowi od sarmackiej jędrności, ale układ sysuacyj posiada stale jedną z ozdób repertuaru. Posiada on tak zwaną już poprawność nowoczesnego kunsztu scenicznego. w języku zakulisowym »dobrą rolę« główną, a arty­ Każda trzyma się wcale silnie desek teatralnych i daje ści najutalentowańsi chętnie podobne grywać zwykli, w przedstawieniu złudzenie prawdopodobieństwa. Mło­ nie zastanawiając się zbytecznie nad mniejszą lub dy autor — obdarzony zmysłem krytycznym — zro­ większą ich literacką wartością. Z rolami takiemi by­ zumiał jednak, źe to jeszcze nie dosyć; pojął, źe aby wa jak z odzieżą zrobioną do składów gotowego ubra­ tworzyć dla teatru i dosięgnąć wyżyn sztuki, o jakich nia; trzeba, żeby się nadawały do przeciętnego wzro­ marzył, trzeba uczyć się i praco­ stu, tuszy, fizyognomii i zdolno­ wać, pracować i uczyć. Poświę­ ści wykonawców, żeby uwzglę­ cenie się pracy ułatwiał mu ma­ dniały przeciętne warunki smaku jątek rodziców, ubóstwiających i mody w ciągu dłuższej seryi jedynaka. Zamyka się więc w lat danej epoki. Mówimy tu tyl­ czterech ścianach swego gabinetu ko o jednej roli, tej, która zape­ i zaczyna studyować komedye wniła powodzenie »Przed ślu­ Scribe’a, ale przytem czyta także bem«, jakkolwiek bohater kome- i arcydzieła. Czytając, rozpala się dyi nie jest wcale ani typem ani do nich gorącą miłością i pra­ charakterem, lecz udatną kombi- gnie przyswajać je literaturze oj­ nacyą efektów teatralnych. A czystej w przekładach wzorowych. przecież, dzięki swej sceniczności, Tłómaczy »Świętoszka« i »Szko­ wychodzi na plan pierwszy i za­ łę kobiet« Moliera, następnie ćmiewa obok siebie stojącą do­ »Orestesa« Alfierego i »Ham­ skonałą postać samoluba (Radcy), leta« Szekspira, W gimnastyce bardzo sumiennie obserwowaną takich przekładów styl jego na­ i wiernie odtworzoną z natury, biera giętkości i siły scenicznej; z niepospolitem pogłębieniem psy- mgliste dotąd pojęcia o posta­ chicznem. Ta postać — dla mnie ciach, naginanych — według ma­ przynajmniej — pozwalała już niery Scribe’a — do wymagań wówczas przewidywać dalsze za­ zręcznie ułożonych sytuacyj, rozja­ służone tryumfy Zalewskiego i śniają się, rozszerzają i uzupełniają; najlepsze dla jego karyery kome- młody komedyopisarz czuje, że dyopisarskiej stawiać horoskopy. nie można je traktować jak lalki Wróżby te jednak nie spełniają lub chińskie cienie — i jeśli je­ się natychmiast. Po sukcesie szcze nie obdarza aktorów swej »Przed ślubem« przychodzi parę wyobraźni w charaktery, wie już przynajmniej, źe lat nieurodzajnych. Gleba czeka na nowy zasiew. musi dla nich pisać role. W ten sposób przygotowany Rzuca w nią Zalewski »Złe ziarno«, dzieło szerzej do twórczości dramatycznej, układa pięcioaktową ko- ( pomyślane, satyrycznie oceniające warszawskie sto­ medyę »Z postępem«, znowu wierszem, bo zdaje mu sunki, — ale komedya w poważnej swej akcyi zbyt się, że w formie klasyków artystyczniej i wyraźniej ; melodramatyczna, w komicznej zbyt karykaturalna, uwydatnić się dadzą fizyognomie i sprawy ludzkie, niewykończona należycie, chwieje się i upada. Po­ choćby powszednie, marne i niskie —- a przeważnie dróż do Włoch i czar, jaki królowa Adryatyku roz­ tylko takie, w całej ich nagości realnej, dostrzega tacza — a autor nasz zatrzymał się w niej dłu­ w około siebie w przeobrażającem się społeczeństwie. żej — odrywa wrażliwy jego umysł od powszednich Ujemna strona prawdy życiowej, silniejsza od poezyi zdarzeń dnia bieżącego i zwraca do przeszłości. Powstaje arcydzieł, narzuca mu się raimowoli i w kryształowym »Marco Foscarini«, dramat wenecki, nieodźwierciedla- pryzmacie klasycznych środków kładzie obok tęczo­ jący w sobie należycie kolorytu lokalnego, zanadto wych, pogodnych promieni czarne smugi nowoczesno­ nowoczesny, za wiele pragnący wyrazić między wier­ ści, z których Zalewski jeszcze nie zdaje sobie spra­ szami, a jako dzieło sztuki zbyt ciężki, wolno poru­ wy i nie wie jak się z niemi obchodzić. To też »Z po­ szający się w ciasnem kole wprawdzie tragicznych stępem« — połowiczne w założeniu i kształcie — nie wypadków, ale które chyba tchnienie poezyi — nie zaś zwraca na siebie uwagi krytyki, czytelników i słucha­ technika sceniczna—wznieśćby mogło nad powszedniość czów, a talent rozpierający czaszkę i piersi Kazimie­ udramatyzowanej kroniki. A jednak i w tym rodzaju, rza Zalewskiego, talent pełen namiętnej, młodzieńczej tak sprzecznym z talentem, formą i manierą Zalew­ ambicyi, już świadomy swego znaczenia, pragnie sła­ skiego, stworzył on istne cacko, drobną perełkę kun­ wy, wieńców, rozgłosu, oklasków... Wkrótce potem sztu scenicznego i przejrzystych alluzyj. Jest to jedno- rozlegają się one na cześć jego grzmiąco i donośnie aktowy obrazek »Spudłowali«, rozsnuty na tle dzie­ ŚWIAT 145 jów Flandryi, dławionej despotyzmem Hiszpanów. miniscencye romantyczne; »Pani Podkomorzyna«, ha­ Wszyscy prawdopodobnie zgodzą się z nami, źe ten ftowana na kanwie smutnej epoki Stanisława Augusta; miniaturowy, rodzajowo-historyczny utwór zaliczyć wy­ »Lis w kurniku«, kreślony ze wspomnień prowincyo- pada do najcenniejszych klejnotów działalności drama­ nalnych, z czasów kiedy autor jako dziecko mieszkał tycznej naszego jubilata. z rodzicami w Płocku — wreszcie »Rodzina«, wspólnie Zalewski, chociaż ulubieniec publiczności, nie z Józefem Ignacym Kraszewskim napisana, pomysłem mógł dotąd zdobyć uznania krytyki w główmem cen­ i kompozycyą nadająca się raczej do opracowania po­ trum polskiego ruchu literackiego. Drażniony przesa­ wieściowego, niż na scenę. dną surowością krytyków warszawskich, unikał kon­ Ale wszystko o czem mówiliśmy dotąd to tylko kursów, w których zwykle areopag sądzący i wyda­ próby i doświadczenia, jakim poświęca pióro swe Za­ jący wyroki składał się z nieprzychylnych mu recen­ lewski dla zdobycia tajemnic kunsztu scenicznego, dla zentów. Wtem teatr lwowski — mocno wówczas opanowania techniki teatralnej i uczynienia jej uległą zabarwiony kolorami politycznemi, ale nienależący do wszelkim zachceniom i wszelkim polotom swego co­ żadnego stronnictwa literackiego — ogłasza konkurs dziennie potężniejącego talentu. Teraz dopiero z arty­ imienia Fredry. Autor nasz posyła »Artykuł 264« stycznej poczwarki wykluwa się motyl-pisarz — pisarz- i otrzymuje pierwszą nagrodę. Sztuka zasługiwała na myśliciel; teraz dopiero rozpoczyna się wspaniała i do-

POWSZECHNA WYSTAWA KRAJOWA WE LWOWIE.

AVENUE PIERWSZA.

nią zupełnie Treść jej porównać można do płytkiego, niosła działalność naszego jubilata. Śmiały i pewny ale czystego i niezmiernie bystrego strumienia, wartko siebie, bo jak mistrz władający już formą, zwraca się toczącego się wśród malowniczych brzegów. Faktura znowu do stosunków społecznych, które narzucały mu przepyszna! Tyle w niej werwy i humoru, tyle ruchu się niegdyś tematami »Z postępem« i »Złego ziarna«, i urozmaicenia w sytuacyach, takie bogactwo środków, ale którym wówczas zbyt młody i niedoświadczony że doprawdy zaletami możnaby śmiało obdzielić kilka nie sprostał. Teraz dopiero tworzy całą seryę dzieł, utworów i wszystkie miałyby jeszcze czem się po­ posiadających wysoką wartość obyczajową, artystyczną szczycić. W kierunku scenicznym tylko komedya »Oj i narodową. Do seryi tej zaliczamy: »Górą nasi«, mężczyźni!« przewyższa »Artykuł«, zwłaszcza, źe po­ »Friebe«, »Nasi zięciowie«, »Małżeństwo Apfel« i po­ mimo pozornej lekkości i wesołości tematu jest o wiele średnio »Prawa serca«, chociaż w tym ostatnim dra­ od niego głębszą. Dysekuje ona z niezwykłą ciętością macie mimowiedny, chwilowy wpływ Ibsena wypacza ułomności natury ludzkiej i wyśmiewa nader dowci­ poniekąd czerstwy realizm Zalewskiego. Realizm ten pnie hipokryzyę naszych stosunków towarzyskich. polega : na sumiennej obserwacyi, na scenicznem Gdyby nie postać clowna cyrkowego — nadzwyczaj zrę­ uwypuklaniu charakterów już poniekąd znanych z ży­ cznie wpleciona w akcyę, ale rzucająca nieestetyczny cia towarzyskiego, na malowaniu ich według wzorów cień na kunsztowną i wytworną całość — śmiało nazwa­ z natury (lecz nie fotografowaniu) i na wątku wysnu­ libyśmy »Oj mężczyźni!« arcydziełem rodzaju. Wobec tym z życiowych dokumentów. Stara to, chociaż zmo­ tych dwóch utworów bledną nieco — miłe, interesu­ dernizowana w formie metoda Arystofanesa; groma­ jące i umiejętnie zbudowane, mniej jednak wykończo­ dzi w amfiteatrach wielbicieli) ale poza ich murami ne utwory, jak: »Dama treflowa«, strojąca się w re- ; zwiększa często zastęp wrogów autora. 146 ŚWIAT

Wymienione powyżej sztuki przedstawiają się sprzedają. Wierzę w te, które się krwią i sercem zdo­ niby ogniwa jednego myślowego łańcucha. We wszyst­ bywało i które się krwią i sercem oddają. kich tętnią szlachetne uczucia obywatelskie, wyrażane Otóż paląca kwestya kupna i sprzedaży, posia­ w jaskrawej, niekiedy w namiętnej formie satyrycznej. dająca w naszem duchowo zubożałem społeczeństwie Ocenić je można właściwie tylko wtedy, kiedy ugru­ tak wielkie znaczenie, porusza najsilniej Zalewskiego. puje się je razem i patrzy na nie z wyższego punktu Smaga on bez litości i miłosierdzia tych co sprzedają: widzenia, wyłączającego wszelką stronność i koteryj- nazwiska, osoby swe i godność własną. Biczuje ró­ ność poglądu. Po t.kiej analizie przedostatnich utwo­ wnież tych, co je nabywają; a kamienuje bijących czo­ rów Zalewskiego, artysta-krytyk i krytyk-obywatel łem nie przed cnotą, talentem, zasługą, lecz przed wo­ przyznać musi, źe autor »Górą nasi« i »Małżeń­ rami krociowemi i milionowemi, ktobądź jest ich repre­ stwa Apfel« jest znakomitym pisarzem, źe dzieła jego zentantem : czy wyzyskujący pracę i bogactwa kra­ pozostaną w piśmiennictwie, nawet po zejściu ich ze jowe Niemiec-Friebe, czy polujący na utytułowanego sceny, że historyk literatury będzie musiał je badać i wy­ zięcia bankier, czy wreszcie sprzedający córkę za wikt znaczy im zaszczytne miejsce pomiędzy pomnikami lite- i utrzymanie zrujnowany szlachetka Czaputkiewicz. rackiemi w dziejach naszego rozwoju umysłowego. W al­ A nie ma w tem wszystkiem ani nienawiści stano­ czy on w nich odważnie ze zmateryalizowaniem dzisiej­ wych, ani filosemityzmu, ani antisemityzmu —- o któ­ szego społeczeństwa, z obniżeniem poziomu charakte­ rych niewnikająca w istotę rzeczy krytyka tak wiele rów i z wpływami złotego cielca. Wie jednak, źe chociaż rozprawiała — tylko równa, choć surowa miara dla bardzo źle się dzieje, stoją jeszcze tu i owdzie między wszystkich: tak dla chłopów i robotników, jak dla ży­ nami postacie silne cnotą, miłością kraju, hartem prze­ dów ; tak dla mieszczan z polskiemi lub niemieckiemi konań i poczuciem obowiązku. Przeciwstawia je on nazwiskami, jak dla szlachty i panów. Autor widzi słabym, upadającym, nabywanym i przekupywanym. w nich nie stany i rasy, tylko składowe części na­ Mało go to obchodzi do jakiego stronnictwa, stanu, szego społeczeństwa. Wyszydza błędy, piętnuje upo­ czy rasy należą jedni lub drudzy; nie rządzi się sym- dlenie, ale podnosi wszystko co dobre i piękne, a ko­ patyami i antypatyami partyjnemi. Zna w nieszczęśli­ cha całem sercem tych co — jak w »Górą nasi« — wej i rozdartej ojczyźnie naszej tylko dwa stronnictwa: zapewnić mogą ojczyźnie sławę i odrodzenie. cnoty i występku. Na dowód, że tak jest w istocie, Zadanie moje dzisiejsze skończone, bo przypo­ jak mówię, nie mogę cytować długich ustępów, ale mniałem łaskawym paniom i szanownym panom wszy­ przypomnę słuchaczom moim scenę z »Friebego«, stkie dotąd znane ze sceny utwory Kazimierza Za­ w której szlachetny demokrata Dobek, rozmawia z do­ lewskiego. Za chwilę, dzięki dyrekcyi teatru — która datnim typem szlachcica, prawie magnata, radcy dy- nabyła i pierwsza w Polsce całej przedstawia »Jak rekcyi głównej Towarzystwa kredytowego ziemskiego myślicie?« — poznacie jego najnowszy dramat, nie­ w Warszawie. Jest tam wśród wielu zdań głębokich podobny ani w formie ani w założeniu do wszystkich i na czasie, ot takie zapytanie i replika: poprzednich. Uprzedzać waszego sądu nie chcę i nie DOBEK. mogę, mniemam jednak, że wypadnie na korzyść A ! — pan radca nie wierzy w tytuły ? dzieła, chociaż autor pesymistyczniej zapatruje się w niem na sprawy społeczne niż dawniej. ŻARSKI. I owszem , ale w te, które się nie kupują i nie Z y g m u n t S a r n e c k i .

POSTĘP ROBÓT.

k

W i ł

RGemaSv «

... ■- o

Od dni kilku zaro­ się przeważnie wewnątrz pawilonów. Dopiero teraz, iło się od tłumów na z nastaniem suchej, cieplejszej pory zerwano się go­ wzgórzu Stryjskiem... rączkowo do pracy i jest wszelka nadzieja, iż dzień Czasu słotnej jesieni i czerwca stanie się dniem tryumfu trudu, energii oraz zimowych mie­ i w ytrw ałości! sięcy roboty na ze­ Kto nie był na placu wystawowym od sierpnia wnątrz znacznie sfol- lub września roku zeszłego, nie poznałby go z pewno­ gowały. Ruch skupił ścią ! Dawniejsze budynki zmieniły swą postać, rozro- ŚWIAT 147 sły się, upiększyły, nowych zaś powstały dziesiątki. wym i wdziękiem. Pawilon p. Götza w stylu staro- Już dziś tak łatwo na wzgórzu zorientować się nie mo­ gdańskim, pochwyconym fortunnie przez architektę żna, potrzebny jest koniecznie plan, katalog lub prze­ Prylińskiego, odcina się charakterystycznie od swego wodnik. Rzecz przewyższyła stanowczo pierwotne za­ otoczenia. miary, liczba budowli jest obecnie trzy razy większą, Gmach przemysłowy, dzieło architekta wystawy aniżeli początkowo przypuszczano, teren musi być wciąż Skowrona, zyskuje z każdą chwilą wobec szczęśliwej rozszerzany, każdy dzień niemal przynosi zapowiedź ornamentacyi wnętrza i strony zewnętrznej. Prawdopo­ nowego pawilonu lub też przybudówki... dobnie s>dusza wystawy« zostanie jeszcze rozszerzoną. Już od wejścia samego przekonywamy się, iż nie Podmurowanie na fontannę świetlną gotowe. Sala kon­ ma tu ani piędzi ziemi, na której nie wrzałaby ro­ certowa rychło też będzie ukończoną; estetycznie tra­ bota! Oto ustawiają bramę według projektu architekty ktowany plafon przyda jej niemało krasy. Halla ma­ Gorgolewskiego. Na obszernej płaszczyźnie przezna­ szyn zatrzymuje przechodnia rozmiarami oraz imponu­ czonej dla ogrodnictwa szarzeje wielkich rozmiarów jącą żelazną konstrukcyą. Nie powstydziłaby się jej cieplarnia, która otrzyma mniejszą w sąsiedztwie. Pa­ żadna z europejskich wystaw. A oto szereg restauracyj, nowie Woliński i Kaczyński występują z własnym cukierni, lóż gastronomicznych (»Kosthallen«), trybun kioskiem kwiatowym, nęcić mającym wonią i barwami dla muzyki i t. p. Ku torowi wyścigowemu : stajnie, podczas całego trwania wystawy. Robotnicy z dóbr magazyny... mnóstwo innych rozpoczętych budowli żywieckich arcyksięcia Albrechta dźwigają ściany pa­ a z drugiej strony, już w parku cerkiewka, dworki wilonu, który przedstawi nam dokładnie wzorowe go­ i chaty wieśniacze, które wkrótce zapełnią Podołanie, spodarstwo. Mazurzy, górale... Idźmy dalej. W pałacu sztuki osuszają boczne W krótkiej przechadzce dotknęliśmy kilku tylko sale a malaturą okrywają główną. Obok murują fun­ punktów wzgórza — o długim szeregu budowli z ce­ damenta pod godny przybytek arcydzieł Matejko- gły, żelaza i drzewa wzniesionych na pomieszczenie wskich. Pobliski pawilon m. Lwowa planowany przez pracy umysłowej oraz produkcyi rolniczej i przemy­ dyrektora Hochbergera, błyszczy szykiem wystawo­ słowej kraju, innym razem... C e l l o .

KRONIKA.

* W dzisiejszym zeszycie Świata dajemy go ostatnia powieść« oraz »O ceramice krajo­ biają obecnie ściany wiedeńskiego Künstler- obfitą wiązankę ilkistracyj, odnoszących się do wej« odłożyć do następnego zeszytu. hattsic na dorocznej wystawie międzynarodo­ wielkiej rocznicy. Wszystkie (prócz portretu * W d. 7 marca w Warszawie, w dolnej wej, budząc powszechne zajęcie i z ich wy t. Letronne’a) są dokumentami nigdy jeszcze nie sali Hotelu Europejskiego, liczne grono osób Krytyk po krytyku piszą o nich z gorącem rejrodukowanemi. Zwracamy uwagę czytelni­ ze świata literack:ego, dziennikarskiego, arty- j uznaniem, a Ranzoni podnosząc wysoko ich ków naszych na portret Kościuszki rysowany stycznego i obywatelstwa — tak miejskiego jak | zalety, twierdzi, że są »wielką ozdobą« wie­ z natury przez Izabellą księżną Czartoryską, i wiejskiego— obchodziło wieczerzą składkową deńskiej expozycyi sztuki. kopiowany z całą sumiennością przez jednego dwudziestopięcioletnią działalność komedyopi- * Artyści krakowscy wybrali sami z pośród z mistrzów nowoczesnego malarstwa polskiego — sarza, Kazimierza Zalewskiego. Za stołami za­ swego grona ju r y , oceniać mające dzieła sztu­ Witolda Pruszkowskiego. Znakomity artysta siadło przeszło 150 osób, a wprowadzony do ki, przeznaczone na powszechną wystawę kra­ dołożył tu wszelkich starań, aby utwór dyle­ sali jubilat, powitany został grzmiącym i szcze­ jową we Lwowie. Składa się ono w dziale tancki — ale niezmiernie ciekawy — odtwo­ rym oklaskiem zebranych. Szereg przemówień malarstwa z panów : Henryka Rodakowskiego, rzyć z całą wiernością. — O pistoletach ofiaro­ rozpoczął sędziwy Adam Pług (Antoni Pie­ Witolda Pruszkowskiego, Juliusza Kossaka, wanych przez Jerzego Washingtona, wielkiego tkiewicz) wręczając jubilatowi podarunek pa­ Jacka Malczewskiego, Aleksandra Gierymskie­ wyswobodziciela Ameryki, naszemu bohatero­ miątkowy w postaci wieńca srebrnego ze zlo­ go, prof. Lefflöra i Włodzimierza Tetmajera; wi znaleźliśmy w Muzeum Narodowem kra- tem piórem, na atłasowej poduszce w pięknem w dziale zaś rzeźbiarstwa: z panny Rożnia- kowskiem następującą relacyę. Darował je szklannem etui. Z kolei zabierali głos: Jan towskiej i p. Chodzińskiego. J u r y to kwalifi­ Washington Kościuszce w 1783 roku. Pocho­ Maurycy Kamiński, prof. Struwe, Julian Wie- | kować będzie obrazy i rzeźby, wykonane dzą one z fabryki królewskiej angielskiej; no­ niawski (Jordan), Edward Lubowski, J. K. w Krakowie, a przed wysłaniem zgromadzo­ szą na sobie stemple króla Jerzego i napis : Jasiński, mecenas Stanisław Zalewski (ojciec ne w sali redutowej starego teatru. Każda gru­ Tower. Luf ki grawirowe są w części dolnej jubilata), Bolesław Ładnowski, Wincenty Rapa­ pa artystów polskich zamieszkałyah w innych i nieco złocone. Na zagładzonych częściach cki i Mieczysław Frenkel, który w języku XV II miastach (Lwów, Monachium, Paryż, Rzym) widnieje napis majuskułami łacińskiemi: »G. wieku, w mowie pełnej dowcipnych zwrotów, wybierze dla siebie odrębne koła sędziów, Washingtone jln rib u s unum Th. Kościuszko«. wypowiedział pogląd na działalność jubilata. których wyroki (równie jak i oceny koła kra­ a obok data 1783. Okucia złocone, grawiro- Odczytano następnie kilkanaście telegramów kowskiego) Dyrekeya wystawy uwzględni i uzna wane są w stylu Ludwika XVI. Muzeum po­ z życzeniami od teatrów polskich i kolegów za ostateczne. Na parę dni przed otwarciem siada akta świadczące o autentyczności. Daro­ nieobecnych. — Tu w Krakowie dyrekeya teatru ekspozycyi, komitet artystyczny tutejszy wy- wali je naszej skarbnicy pamiątek — panowie: miejskiego obchodziła jubileusz Kazimierza szle z łona swego wybranych trzech delega­ Stanisław Klobassa - Zręcki ze Skołyszyna Zalewskiego w d. 10 marca przedstawieniem tów, którzy wraz z kolegami lwowskimi zajmą i Adam Kalinka z Lisówki. — Przy innych re- jego najnowszego, nigdzie dotąd nie granego ; się właściwem umieszczeniem rzeźb i zawie­ produkcyach pamiątek i zabytków pomieści­ utworu »Jak myślicie ?« który umyślnie w tym | szeniem obrazów w salonach wystawowego liśmy objaśnienia zaraz pod illustracyami. — celu od autora nabyła. Sztuka wywarła na siu- j pałacu sztuki. Ob >wiązek przyznawania me­ Rysunek Matejki, z którego wyjątki dawa­ d aczach, zapełniających od góry do dołu całą dali i zaszczytnych odznaczeń za wystawione liśmy już w poprzednich rocznikach Świata, widownię, nader silne i dodatnie wrażenie. utwory pędzla 1 dłuta przypadnie w udziale dziś pomieszczamy po raz pierwszy w cało­ Dramat fantastyczny K. Zalewskiego, ureży- I komitetowi, dotąd jeszcze nie utworzonemu, ści. — Nadmieniamy przy sposobności, że serowany wybornie, grany doskonale, długo a który wybiorą artyści, biorący uiział w wy­ w ciągu całego roku, dawać będziemy wszy­ prawdopodobnie nie zejdzie ze sceny i stano­ stawie. stkie dokumenta artystyczno - historyczne od­ wić będzie ozdobę repertuaru. Przedstawienie * Seweryn Nowicki, utalentowany artysta noszące się do epoki Kościuszkowskiej, o ile poprzedziła konfereneya Zygmunta Sarneckiego dramatyczny Teatru Rozmaitości w Warsza­ są mało lub wcale nieznane. W przyszłym o dwudziestopięcioletniej działalności korne- wie bawił czas dłuższy w Krakowie, gdzie numerze naprzykład znajdą nasi czytelnicy dyopisarskiej jubilata, wygłoszona ze sceny, poddał się operacyi wycięcia polipa w krtani, portret generała Józefa Wodzickiego, we­ a którą czytelnicy nasi znajdą w dzisiejszym dokonanej z powodzeniem przez Prof. Dra dług miniatury niezmiernie cennej a zupełnie Swiecie. Pieniążka. autentycznej, nigdy dotąd nierepredukowanej. * Obrazy Piotra Stachiewicza, tworzące dal­ * Tragedya »Marya Stuart« Słowackiego * Z powodu bogactwa materyału aktualnego szy ciąg »Legendy o Matce Boskiej« — pra­ w przekładzie p. M. Janczuka ma się wkrótce musieliśmy dokończenie artykułu »Sewer i je­ wie dotąd w Krakowie nieznane — przyozda­ ukazać na scenie teatru rządowego w Mos­ 148 ŚWIAT kwie. Będzie to pierwszy przekład i pierwsze munta Augusta. Modlitewniki nakoniec Zyg­ * W Poznaniu zmarł Władysław Motty, przedstawienie dzieła dramatycznego naszego munta I i Bony z biblioteki Britisch-Muzeum współpracownik Świata i Dziennika Poznań­ poety w języku rosyjskim. Powieści poetyczne w Londynie, z Oxfordu, Monachium i Willa- skiego. Zmarły, zrezygnowawszy z karyery są­ i utwory liryczne przerabiali już różni tłóma- nowa dopełnione zostały nowo odkrytym mo­ dowej, poświęcił się rysownictwu i illustrował cze, którzy pomieszczali je w miesięcznikach dlitewnikiem Władysława Warneńczyka, czy wiele dzieł polskich i francuskich. Był to sa­ i czasopismach petersburskich i moskiewskich. też prawdopodobniej Władysława Jagiełły z bi­ mouk, posiadający jednak talent niezaprzeczo­ * Cesarska Akademia Sztuk Pięknych w Pe­ blioteki Bodlejańskiej w Oxfordzie. Skoro ten ny. Świadectwem tego powieści Hektora Ma- tersburgu nadesłała pod adresem Dyrekcyi kra­ ostatni opracowany zostanie, będzie można do lot, które przyozdobił wcale udatnemi, chociaż kowskiej Szkoły Sztuk Pięknych następujące publikacyi przystąpić. Prof. Łuszczkiewicz 0- nieco zmanierowanemi illustracyami. Wróci­ (w języku francuskim) pismo: »Profesorowie kazał rzeźbę z XI wieku z kości słoniowej, wszy z Paryża do kraju poświęcił się litera­ i uczniowie Cesarskiej Akademii Sztuk Pięk­ przedstawiającą krucyfiks w otoczeniu wielu turze i dziennikarstwu. Pisał recenzye, no- nych w Petersburgu, odczuwając z boleścią postaci. Ważny ten zabytek pochodzi wedle wehe a nawet utwory dramatyczne. Scena stratę, jaka dotknęła sztukę w osobie znako­ tradycyi z klasztoru tynieckiego, gdzie niegdyś krakowska wystawiła iego »Demona miłości«. mitego artysty Jana Matejki, postanowili prze­ stanowił środek ozdobnej oprawy księgi litur­ W Świecie pomieściliśmy kilka rysunków siać Wam wieniec, prosząc uprzejmie o zło­ gicznej. Hr. Jerzy Mycielski w obszernym wy- Mottego, z których jeden zwrócił na siebie żenie go na grobie zmarłego mistrza. Spełnia­ woclzie zwrócił uwagę na portret królowej uwagę znawców. Niech mu ziemia będzie jąc to pobożne życzenie, mam zaszczyt prze­ Maryi Antoniny, malowany »gouachą« w wię­ lekką, cierpiał bowiem za życia, a w śmierci słać wieniec od wyżej wymienionych osób. zieniu Tempie już po śmierci Ludwika XVI znalazł dopiero ukojenie i spokój, jakich nie Wiceprezydent kr. Tołstoj.« przez Kucharskiego (syna), mało dotąd zna­ zaznał w życiu. * Długa podróż morska, w drodze do Cey- nego malarza polskiego z epoki Stanisława * W Wiedniu d. 9 b. m. zmarł Atanazy lonu, bardzo pomyślnie wpływa na zdrowie Augusta, wysłanego kosztem króla za granicę. | Benoe, prezes Koła polskiego. Urodził się on Adama Asnyka (El...y’ego). Z listów oddawa­ Portret ten przedstawia królowę w popiersiu, w Niegowici w r. 1827. Pochodził z rodziny nych na pocztę w portach: Brindisi, Port Said, w skromnem ubraniu wdowiem i znajduje się | francuskiej, która w X V II wieku przybyła do Aden, a otrzymywanych przez syna i najbliż­ dziś w Pałacu ks. d’ Arenberg w Brukseli. Polski. Po ukończeniu szkół poświęcił się go­ szych przyjaciół, dowiadujemy się, że poeta Przewodniczący złożył krótką notatkę o ma­ spodarstwu. Brał czynny udział w konspiracyi czuje się silnym i swobodnym. Pogoda myśli larzach krakowskich początku XVII wieku: poprzedzającej r. 1846, a w 1863 został are­ jego harmonizuje z pogodą nieba jaśniejącego Marcinie i Janie Proszowskich, udzieloną przez sztowany i uwięziony. W sejmie piastował błękitem i wesołością nad złotawemi falami Dra Windakiewicza z rękopisu bibl. Ossoliń­ mandat poselski od r. 1861— 1863. Posłem zatoki arabskiej. skich Nr. 365 t. zw. Liber Chamorum. Prof. 1 do rady państwa został po raz pierwszy w r. * Odczyty publiczne w auli uniwersyteckiej : Sokołowski zakomunikował następnie nieznany 1885. Był to człowiek nieposzlakowanego cha­ prof. Dra N. Cybulskiego »O hypnotyzmie i testament króla Zygmunta III spisany w r. ! rakteru i wielkich przymiotów serca: spirytyzmie«, prof. Dra Kazimierza Moraw­ 1598 przed wyprawą do Szwecyi, według * W Warszawie zmarł znany i ceniony skiego »O romansie rzymskim z czasów N e­ egzemplarza, który dochował się w archiwum dziennikarz Władysław Olendzki. Urodził się rona«, prof. Kostaneckiego, prof. Dra Walen- nadwornem w Wiedniu i przeznaczony był dla 1 w Lubelskiem, gdzie spędził lata młodości. towicza »Psychologia zwierząt« i prof. Dra Buj­ rodziny cesarskiej obdarzonej zapisami. Znaj­ Po 1863 r. dłuższy czas gościł w Krakowie, wida »O wodzie ze stanowiska hygieny« gro­ dują się tam wiadomości do budowy kaplicy następnie w Poznaniu. Redagował tam czaso­ madziły tłumną publiczność, szczerze zaintere­ rodowej Wazów przy katedrze na Wawelu, pismo dwutygodniowe poświęcone sprawom sowaną treścią i formą wykładów. Słuchacze do budowy kościoła św. Piotra, wzmianka o społecznym i polityce. W Poznaniu również grzmiącemi oklaskami wyrażali uznanie swoje szpadzie złotej, włoską robotą w Krakowie napisał i ogłosił drukiem jedyną swoją większą i dziękczynienia szanownym prelegentom za wykonanej i t. p. szczegóły. Ks. Dr. Fiąłek pracę, noszącą tytuł »Teorye polityczne XVI ich odczyty pełne znaczenia. omawiał starożytne przepisy kościelne, mogą­ wieku«. W r. .1875 przybył do Warszawy * Prezydent Mochnacki i wiceprezydent ce objaśnić niektóre zabytki kościelne, a mia­ i wkrótce potem wszedł do składu redakcyi Marchwicki wręczyli w tych dniach prof. An­ nowicie zwrócił uwagę na statut Jana Sza- miesięcznika Niwa, oraz dziennika Echo. Tak toniemu Małeckiemu dyplom honorowy oby­ frańca, ofieyała krakowskiego z r. 1408, okre­ w pierwszym jak w drugim stał się jednym watelstwa miasta Lwowa. ślający miejsce na przechowanie Najśw. Sa­ z głównych i wybitniejszych współpracowni­ * »Pana Tadeusza« (w taniem wydaniu Ma­ kramentu, a następnie podniósł, że za rządów ków. Cięte i pełne werwy artykuły jego z owej cierzy) wyszło już 50.000 egzemplarzy. W prze­ biskupa krakowskiego Jana Konarskiego roz­ epoki zjednały mu szeroki rozgłos. W latach ciągu lat pięciu t. j. od r. 1888 spopularyzo­ powszechniło się było w Polsce bardzo nabo­ od 1884 —188/ zastępował Henryka Sienkie­ wała zatem Macierz imponującą zaiste liczbę żeństwo do cierpiącego P. Jezusa za konają­ wicza w kierowaniu Słowem, w czasie częstych egzemplarzy tego arcydzieła literatury naszej, cych i weszło do agend kościelnych, co może wyjazdów za granicę redaktora-powieściopisa- do czego przyczyniło się zarówno nader po­ mieć związek z urządzeniem tak zw. Ogrojców rza. W r. 1888 objął naczelne redaktorstwo prawne wydanie, dokonane przez Dra Bruch- przy naszych kościołach. w Knryerze Codziennym i na tern stanowisku nalskiego, jak niemniej niezwykła taniość wy­ żywota dokonał. W kołach dziennikarskich dawnictwa, które ofiarowuje dwa arkusze dru­ NEKROLOGIA. i literackich cieszył się życzliwością szczerą, ku za i cent, a więc taniej niż najtańsze wy­ jako dobry kolega i miły towarzysz. dawnictwa francuskie lub tyle popularne bro­ * Zmarły w Krakowie Józef Łepkowski * W chwili zamykania tego numeru docho­ szurki w bibliotece Reclama. Czy więc słu­ urodził się d. 4 lipca 1826 roku. W 1863 dzi nas smutna wiadomość z Poznania. Okryje szne są częste utyskiwania na drożyznę na­ habilitował się jako docent archeologii. W r. ona żałobą całą Polskę. August hr. Cieszko­ szych książek ? •. 1866 założył gabinet archeologiczny i został wski, autor »Ojcze nasz«, prezes-poznańskiego * W warszawskim Teatrze Wielkim na be- profesorem nadzwyczajnym. W 1875 miano­ Towarzystwa Przyjaciół Nauk, mąż wielkich nefis p. Marczellówny wystawiono najnowszy wany profesorem zwyczajnym. Dziekanem wy­ zasług i wielkiej zacności zmarł w d. 12 b. m. dramat Stanisława Graybnera p. t. . »Irena«, działu filozoficznego był w r. 1878; rektorem Obszerniejsze wspomnienie pośmiertne wraz który zdobył oklaski licznie zgromadzonej wybrany został 1886. . Od r. 1881 wykładał z portretem pomieścimy w jednym z przy­ w sali publiczności. historyą sztuki w szkole sztuk pięknych, a od szłych zeszytów Świata. * Dnia 15 lutego b. r. odbyło się posie­ r. 1885 był konserwatorem zabytków history­ * W Krakowie zmarł M arceli Czechowski, dzenie komisyi historyi sztuki w Akademii cznych zachodniej Galicyi. Powołany w r. 1873 długoletni sufler teatru miejscowego. Był to Umiejętności pod przewodnictwem prof. Dra na członka Akademii umiejętności w Krako­ człowiek całą duszą oddany swojemu zawodo­ Maryana Sokołowskiego. Przewodniczący zdał wie, był jednocześnie członkiem zagranicznym wi, gorliwy pracownik w skromnym zakresie sprawę z postępu wydawnictw komisyi t. j. akademii peszteńskiej, oraz członkiem towa­ swego zadania, uszlachetniający je wielkiem z IV-go i ostatniego zeszytu V-go tomu »Spra­ rzystw naukowych archeologicznych i antro­ umiłowaniem sztuki, wrodzoną intelligencyą wozdań«, dalej wydawnictwa materyałów do pologicznych w Wiedniu, Berlinie, Wrocła­ i niepospolitą znajomością warunków sceni­ dziejów sztuki i cywilizacyi w Polsce, oraz wiu, Królewcu, Pradze, Norymberdze, Wilnie cznych, tudzież języka i stylu teatralnego. Nie wydawnictw- modlitewników. Zeszyt »Sprawo­ i Poznaniu. Pogrzeb jego odbył się w d. I jednemu autorowi, niejednemu reżyserowi mógł zdań« obejmuje prace pp. Jelskiego, Tomkowi- marca. Przy wyniesieniu zwłok z domu prze­ dawać i dawał doskonałe wskazówki, a rada wicza, Łuszczkiewicza, Hendla, Odrzywolskie- mawiał prof. Dr Kazimierz Morawski w imie­ jego zawsze była zdrową. Odznaczał się wy­ go, Kowalczuka i Mycielskiego, oprócz spra­ niu akademii umiejętności, w kościele 00. jątkową dobrocią i łagodnością, tak niezmiernie wozdań z posiedzeń i zupełnego indeksu do Kapucynów ks. kan. prof. Pelczar, a na cmen­ rzadką u suflerów. Zaskarbił też sobie miłość V-go tomu. Do wydawnictwa materyałów tarzu prof. Dr Maryan Sokołowski, w imieniu i szacunek artystów. Na błogi odpoczynek w drukującym się obecnie tomie wchodzą uniwersytetu. Obszerniejsze wspomnienie o za­ wieczny zasłużył życiem prawem i pracą wy­ rachunki Deciusza z bibl. cesar. w Petersbur­ cnym i zasłużonym nieboszczyku, wraz z jego trwałą. Niech mu ziemia rodzinna będzie gu i rachunki Włoszka z bibl. kórnickiej ; tak portretem pomieścimy w jednym z przyszłych lekką. jedne jak drugie odnoszą się do dworu Zyg­ zeszytów Świata.

Kraków. — Druk Wł. L. Anczyca i Spółki, pod zarządem Jana Gadowskiego.