TATERNIK \.:V

www.pza.org.pl TREŚĆ

Polskie środowisko alpinistyczne 1980—1983 (A Paczkowski) . . 1 80 lat na wspólnej linie (J.A. Szcze­ pański) 4 FFM — poblemy podobne do na­ szych (H. Sławińska) .... 6 Polsko-meksykańska wyprawa na (J. Kurczab) 7 Warszawska wyprawa „ 1978" (J. Kurczab) 11 Makalu 1981 — nową drogą (W. Kurtyka) 12 Zachodnia ściana Makalu 1982 (A. Bilczewski) 14 Drogi na Makalu (Z. Kowalewski) . 16 Zgoniło nas ... (A. Machnik) . . . 17 Trzy dni na ośmiu tysiącach (A.. Czok) 18 Matterhorn zimą 1983 (J. Wolf) . . 20 Zimowy obóz w (A. Mar­ cisz) . . 22 Zimowy sezon taternicki 1982—83 (A. Skłodowski) 23 Odkrycie Suchych Czub Kondrackich (M. Pawlikowski) 28 Zadni Gierlach 1944 (J. Nyka) . . 28 Sezon w Tatrach i po sezonie (i. Kolbusz ewski) 28 O bezpieczeństwo wspinaczki w lo­ dzie (P. Schubert) 29 Alpy — idee, sensacje, rekordy (J. Nyka) 32 Halina Kriiger-Syrokomska (A. Oko- pińska); Od Kazalnicy do Gasher- brumów (A. Skłodkowski) ... 30 Góry i doliny po naszemu (L. Szu­ bert) 39 Polacy na 1983 (A. Lwów) 42 Konferencja Himalajska w Mona­ chium (J. Nyka) 42 Co nowego w Tatrach? .... 43 Nowe drogi w Tatrach .... 44 Wyprawy w góry egzotyczne . . 10, 45 Wypadki i ratownictwo .... 48 Z naszej poczty 43 Jaskinie i speloologia 49

Zdjęcie obok: Georges Bettembourg na wschod­ nim filarze Shivlinga — przykład trudności, ja­ kie się dziś pokonuje w Himalajach. Fot.

Na okładce: Jugosłowianie na południowej ścia­ nie Makalu w 1975 r. Trawers powyżej obo­ zu IV (8150 m). Fot. Stanę Belalc www.pza.org.pl NR 1 (254)

WARSZAWA 1983 ROK 59 TATERNIK

ANDRZEJ PACZKOWSKI Polskie środowisko alpinistyczne 1980-1983

Zdaję sobie w pełni sprawę z tego, że się enklawą, należy nawet wątpić, czy było­ operowanie cezurami wynikającymi z rocz­ by to właściwe. nic, zebrań czy zjazdów bardziej utrudnia, W najmniejszym bodajże stopniu dotknęły niż ułatwia ogarnięcie i zrozumienie minio­ nas podziały polityczne, co po części przy­ nych wydarzeń, grozi biurokratyzacją ocen, najmniej wynika ze znacznej jednorodności skłaniać może do przeceniania działań or­ socjalnej środowiska, niskiego stopnia pro­ ganizacyjnych (i samej organizacji), a nego­ fesjonalizacji polskiego^ alpinizmu oraz nad­ wania spontanicznej aktywności środowiska. rzędności pasji i zainteresowań górskich. Ja­ Takie są jednak wymogi chwili, aby z oka­ ko organizacje — zarówno PZA, tak i kluby zji spotkania upełnomocnionych reprezen­ — w stopniu mniejszym, niżby to się mogło tantów całej naszej społeczności postarać się wydawać, odczuliśmy też skutki kryzysu: in­ o refleksję nad1 tym, co działo się (lub nie flacyjna złotówka raczej wartko- napływa do działo, a dziać powinno) w minionych la­ wielu kas, dość wydatnemu wprawdzie og­ tach, albowiem refleksja taka może być po­ raniczeniu uległy możliwości zaopatrywania mocna w dalszym programowaniu. się w dewizy (zwłaszcza w strefie rublowej), Kiedy w październiku 1980 r. obradował nie na tyle jednak, by sparaliżować działal­ poprzedni Walny Zjazd (zob. T. 1/81 s. 3), ność wyprawową czy alpejską. Dotkliwiej mało kto mógł przewidzieć, w jakich wa­ natomiast wpłynął kryzys na indywidualną runkach przyjdzie nam działać — zarówno stopę życiową wielu z nas. jako obywatelom, jak i jako członkom tego, I tu pierwsza uwaga. W takiej sytuacji co nazywane ibywa „ruchem wysokogór­ społeczność, przede wszystkim klubowa, na­ skim". Jakich wydarzeń będziemy świadka­ biera nowego znaczenia i powinna przyjąć mi, jakie obciążenia psychiczne — poza tymi, na siebie nowe zadania. Jeśli w warunkach które wynikają z „balansowania na skraju względnej stabilizacji i dostępności tzw, dóbr (górskiej) przepaści" — będziemy znosić, ja­ konsumpcyjnych organizacja jest nam po­ kie nowe utrudnienia napotkamy w swej trzebna zasadniczo do podejmowania nie­ wspinaczkowej i organizacyjnej aktywności, których tylko działań — np. wymagających jakie podziały będą mogły wstąpić w nasz nadzwyczajnych wydatków — o tyle w wa­ górski światek ze świata, w którym żyjemy... runkach dnia dzisiejszego winna ona być wykorzystywana także do niesienia pomo­ Nowe warunki — nowe zadania cy w codziennym górskim życiu. Wypadało­ by więc zrewidować hierarchię klubowych W przytłaczającej większości, mimo ewi­ wydatków, w której troska o należyte wyży­ dentnych nieraz zaangażowań na innych po­ wienie i wyekwipowanie przeniosłaby się, lach, środowisko nasze zachowało w tym choćby częściowo, z uprzywilejowanych u- burzliwym — nawet jak na Polskę — cza­ czastników wypraw na tych, zwłaszcza mło­ sie aktywny stosunek do swoich górskich dych, którzy w tak 'trudnych latach rozpo­ pasji. Żaden z dotychczasowych czy nowo czynają swoją górską przygodę. Trudno prze­ zamierzonych kierunków naszej działalności łamać pewne schematy, trudno też zrezygno­ górskiej nie został zarzucony, choć zarówno wać z indywidualnych interesów, a przecież warunki wywołane wprowadzeniem stanu większość osób działających w klubach i wojennego, jak i kryzys gospodarczy wraz z PZA należy (co jest dość naturalne) do tych antyinflacyjnymi posunięciami władz silnie generacji, które poza Tatrami lokują swoje warunkowały, i warunkują nadal, poczyna­ ambicje. Dla dobra środowiska jako całości, nia tak organizacji, jak i poszczególnych ta­ w trosce o jego wewnętrzną solidarność, terników. Trudno byłoby się zresztą spo­ trzeba jednak pamiętać o- tym, że są kole­ dziewać, że jako środowisko — PZA, zrze- dzy, których stać dziś tylko na makaron • szone w. nim kluby, ludzie — możemy stać i chleb z cebulą, którzy nie mogą kupić www.pza.org.pl 1 liny za 6 i pół tysiąca czy karabinka za 2 ograniczeń winniśmy uznać za zasadne, za­ tysiące. akceptować je i respektować. Skoro przez Od pewnego czasu Zarząd PZA intensyfi­ swych upełnomocnionych i demokratycznie kuje (dzięki niezmordowanej, choć nie zaw­ wybranych przedstawicieli przyjęliśmy kie­ sze popularnej działalności Zbyszka Skoczy­ dyś założenia społecznie uzasadnionej ochro­ lasa) swoją aktywność w Tatrach, dążąc do ny przyrody gór, dochowajmy wynikających stworzenia skromnej, ale własnej bazy, unie­ z nich zobowiązań. Broniąc się przed rosz­ zależniającej taterników od tłoku i cen w czeniami nieuzasadnionymi i walcząc o po­ schroniskach. Chcemy także rozszerzać (iloś­ zostawienie w Tatrach miejsca także dla ta­ ciowy) zakres opieki nad utalentowaną mło­ terników, wywiązujmy się przynajmniej ze dzieżą, czego niestety nie ułatwia obojętny złożonych przyrzeczeń. Czyniąc tak, łatwiej często stosunek wielu klubów do tej grupy znajdziemy dla siebie miejsce, a może na­ naszych kolegów. Podnoszą się głosy — wet znajdziemy go więcej. Nie licząc na to, uznajemy je za skrajne — aby w ogóle że kontrowersje mogą łatwo zniknąć, dążmy skoncentrować obecnie działania Związku na jednak do tego, by nie przerodziły się. w sprawach tatrzańskich i na tych, którzy tyl­ trwały konflikt, który w istocie nie posłuży ko w Tatrach mają możność się wspinać. nikomu — ani górskiej przyrodzie, ani nam. Osobiście jestem przeciwnikiem gwałtownych zmian kursu, ale sprawa nadaje się do dys­ O powrót na alpejski szlak kusji, choćby po to, aby łatwiej było zna­ leźć złoty środek. Jako środowisko z utrudnionym dostępem do Alp, nigdy nie byliśmy alpejską potęgą Związek sportowy czy „Orbis"? (inaczej jest w górach najwyższych, do któ­ rych dostęp jest dla wszystkich jednakowo Istniejące ograniczenia, min. swobody po­ trudny). Ale przez wiele lat polscy wspinacze ruszania się i wyjazdów, sprawiły, że wzno­ w Alpach, Dolomitach, Kaukazie nie „ginęli wiona została dyskusja nad modelem na­ w tłumie". Od pewnego jednak czasu zazna­ szych organizacji. Czy mają to być zrzesze­ cza się — głównie względem poziomu innych nia po prostu górskie, czy też kluby zajmu­ — dość wyraźny regres. Pierwsze przejścia jące się wyłącznie sportem wyczynowym? zimowe markowych dróg należą do rzadkoś­ Mówiąc w skrócie i uproszczeniu: czy PZA ci, nowych dróg nieomal się nie wytycza, ma być czymś w rodzaju „biura podróży" sporo powtórzeń odbiega stylem (i czasem dla wszelkich górskich eskapad, czy też przejścia) już nie od aktualnej czołówki, lecz ograniczać się do wspierania przedsięwzięć od średniej. Nie zachęcam bynajmniej do ry­ mających wysoko wy czynowe ambicje? Do­ walizacji par force, nie podżegam też do szo­ tychczas, mniej lub bardziej szczęśliwie, sta­ winistycznej konkurencyjności. Mówię o tym, raliśmy się godzić oba te modele, gdyż — bo wydaje ml się ten stan symptomem zja­ jak dotąd — nie wyłoniły się odpowiednio wiska, które nazwać by można „trekingiza- sprawne organizacje, które stanowiłyby dla cją" polskiego alpinizmu (ta trekingizacja Związku to zaplecze, jakie dla innych dys­ bywa często — choć nie tylko ona — sprzę­ cyplin stanowią kluby i zrzeszenia ogólno- żona ze zbytnią komercyjnością wyjazdów). sportowe, będące terenem inicjacji do życia Oczywiście, przyczyny tzw. obiektywne ostro boiskowego. zredukowały możliwości wspinaczkowe w Alpach w czasie stanu wojennego. Ale ten­ Mimo zmian, jakie zaszły po powstaniu dencja ta zarysowała się wcale nie w roku PZA (a to już blisko 10 lat!), jesteśmy 1982 — jest ona o co najmniej kilka lat wciąż — z punktu widzenia normalnej u nas wcześniejsza. Źle rokuje, oczywiście, na przy­ procedury sportowej, bardziej czymś w ro­ szłość. Alarm powinien się rozlec tym głoś­ dzaju „superklubu", niż zwykłym związkiem, niej, że ma ona swój odpowiednik także i który nie zajmuje się przecież szkoleniem na w... Tatrach. Między bard'zo wąską czołówką, poziomie podstawowym i nie utrzymuje bazy która trawi sezony całe na Kazalnicy i Mni­ dostępnej dla każdego, kto daną dyscyplinę chu, a wielką rzeszą „deptaezy" Żabiej Czu­ uprawia. Nawet gdybyśmy nie zamierzali do­ by i Żabiego Mnicha istnieje nieomalże prze­ tychczasowego stanu zmienić, warto się chy­ paść i wielki obszar „ziemi niczyjej". Z ba nad nim zastanowić, choćby po to, aby omówienia ostatniego sezonu zimowego wy­ pełniej zdawać sobie sprawę z konsekwencji, nika, że nie było prawie w ogóle przejść w jakie za sobą pociąga. rejonie Żabiej Turni i Wołowego Grzbietu, Żyjemy w warunkach różnorakich regla­ że omijano Mięguszowiecki Szczyt (nie licząc mentacji. Jedne z nich są świeżej daty, inne skalnej zerwy filara), że nie gustowano w jednak mają dawniejszą tradycję. Do tych klasycznych dużych drogach śnieżnych. Więc dawniejszych trzeba zaliczyć ograniczenia niby kto miałby „siekać" w Alpach? dotykające naszego codziennego górskiego bytowania, a związane z ochroną przyrody. Do tej pory mieliśmy z nimi do czynienia By kominy nie przesłoniły gór w Tatrach, ostatnio również w skałkach. Jest naturalne, że ograniczenia te budzą odruch Potrzeba jest matką wynalazków. Już chy­ sprzeciwu. Wszakże nie wszystko, co oczy­ ba z ćwierć wieku temu półprofesjonalni wiste, jest piękne i dobre. Nie dość chyba wspinacze, przyciśnięci brakiem gotówki, za­ jednak przypominania, że niektóre z tych częli zarobkować wykonując tzw. prace wy- 2 www.pza.org.pl ki-, ale wcale nie lepsza jest inna: że środki są ważniejsze od celu. Grożą, jak niemal wszędzie, gdzie ocieramy się o pieniądze, dodatkowe konflikty: wewnątrz klubów, na tle podziału intratnych robót i pomiędzy klubami, na tle rywalizacji o zlecenia. Sy­ tuację dodatkowo komplikuje fakt istnienia komercyjnych przedsiębiorstw (prywatnych, spółdzielczych etc.) zajmujących się pracami wysokościowymi. Póki trwa hossa, kłopotów może przysparzać rywalizacja pracodawców o ekipy wykonawcze, gdy skończą się zlece­ nia — może wystąpić rywalizacja ekip. Ubóstwo jest przykre, trudno z nim żyć. Pamiętajmy jednak, że „bogactwo" może de­ moralizować, że pieniądz chce rodzić pie­ niądz. Czy nie stoimy wobec groźby pojawie­ nia się ludzi, którzy zapiszą się do klubu, lub nawet będą walczyli o to, by być w nim działaczami, po to tylko, żeby nieźle za­ robić (za ciężką zresztą pracę)? Że wywierać będą naciski na dogodne dla nich dzielenie wypracowanych środków, niekoniecznie li­ cząc się z uzasadnionymi społecznie celami, czy po prostu zadaniami statutowymi swej organizacji. Dość nieszczęsny obrót przybrała sprawa „Regulaminu stopni" i wynikających zeń u¬ prawnień wspinaczkowych. Pomyślany jako tama, mająca zapobiegać zbyt szybkiemu wkraczaniu na trudne drogi, hamować wy­ bujałe ambicje, jako jeden z wielu przeja­ Wspinaczka zimowa w Śnieżnych Kotłach w Kar­ wów troski o bezpieczeństwo w górach, od­ konoszach (na tzw. Mokrych Ścianach). czytany został jednoznacznie jako nieuzasad­ Fot. Roman Hryciów nione ograniczanie swobody i zawada na drodze ku urzeczywistnianiu górskich ma­ rzeń. Mimo wielokrotnych próśb i gróźb, sokościowe. Nie brakło przy tym aktualnych mimo rejestrowania łamiących przepisy, jest mistrzów skalnych szlaków — przypomnę, on notorycznie lekceważony. Zasięg ilościo­ że jednym z zespołów roboczych kierował wy przekroczeń wskazuje na to, że chyba Czesio Mcmatiuk, inny zaś tworzyli Janek nie jest możliwe opanowanie sytuacji środ­ Długosz, Zbyszek Jurkowski, Andrzej No­ kami dyscyplinarnymi i nasuwa uwagę, że wacki i Ryś Berbeka. Zarabiano w ten może w całej tej konstrukcji jest coś nie­ sposób na wyjazdy w góry lub, po prostu, na właściwego: albo -sama zasada, albo jej roz­ życie. Później tymi. możliwościami zaintere­ wiązanie. Wymaga to w każdym razie dość sowały się niektóre kluby, wykonując ka­ wał dobrej roboty: wypełniono lukę w po­ szybkiej interwencji, gdyż obecna sytuacja trzebach gospodarki, dawano — czasem nie­ staje się źródłem swoistej demoralizacji. złe — dodatkowe zarobki wspinaczom, coraz Nie podejrzewam, bym poruszył (nie mó­ wydatniej uzupełniano budżety organizacyj­ wiąc o ich wyczerpaniu) choćby ważniejsze ne. Kluby, co bardziej prężne i przedkłada­ problemy, które stanęły przed nami w os­ jące swoiste samofinansowanie nad podsta­ tatnich latach. Sądzę, że można by znaleźć wianie garnuszka pod strumyk (coraz wąt- wiele innych o niemniejszym znaczeniu — leiszy) państwowych subwencji, stały się mówmy także i o nich. To wszystko jest potentatami finansowymi, a ich roczny prze­ bardzo istotne: mówmy, dyskutujmy, kłóćmy rób bywa nieraz wyższy aniżeli cały budżet się, szukajmy wspólnie rozwiązań — pamię­ Związku. Ta iniejatywność, ze wszech miar tajmy jednak przy tym, aby osobiste ambi­ godna poparcia, niesie jednak z sobą pew­ cje (nie wspominając o osobistych intere­ ne niebezpieczeństwa, o których warto- po­ sach) znajdowały się na właściwym dla nich rozmawiać, aby w miarę możności neutrali­ miejscu — po sprawach społecznych. zować ich skutki. Wybaczcie mi, że w roku Walnego Zjazdu A więc może grozić zafascynowanie dzia­ i dwóch jubileuszy piszę o zagrożeniach, o łalnością gospodarczą, zbytnie zaangażowa­ trudnościach, o negatywnych stronach na­ nie się w nią (także od strony organizacyj­ szej działalności. Uważam, że taka jest właś­ nej) wielu aktywnych działaczy, a nawet nie moja rola, gdy znajdujemy się w swoim całych zarządów, dla których zdobycie pew­ gronie, gdy wspólnie myślimy o tym, jak nych robót może stać się celem samym w mamy działać i funkcjonować, aby — było sobie. Zła jest zasada, że cel uświęca środ­ lepiej. www.pza.org.pl 3 JAN ALFRED SZCZEPAŃSKI 80 lat na wspólnej linie

Jednakże sielanka nie miała trwać długo. Bo oto do taternictwa wkroczyli z impetem młodzi lwowianie, z najwybitniejszym spoś­ ród nich, Romanem Kordysem na czele, sku­ pieni w grupie, która nazwała się wyzywa­ jąco „Himalaya-Club". Szybko opanowali oni chromającą Sekcję i stanęli u narodzin klubowego czasopisma (Kordys i Klemensie­ wicz, 1907) a Klemensiewicz został w r. 1909 — jako pierwszy z „młodych" — przewod­ niczącym STTT. Młodzi nadali organizacji kierunek sportowy, wprowadzili zasadę ba­ lotażu członków i podjęli skuteczną rywa­ lizację z bardzo wówczas aktywnym i wybit­ nymi indywidualnościami dysponującym ta­ ternictwem z południowej strony Tatr — Węgrów oraz Niemców ze Spiszą i Śląska. Ideowo odciął się Kordys zarówno od spo­ łecznikowskiej szkoły Zaruskiego, jak i od najbardziej sugestywnego w swoim młodo­ polskim estetyzmie programu Mieczysława Karłowicza. W konsekwencji narodził się Autor z Jerzym Walą w Paśmie Babiogórskim pierwszy sprzeciw wobec teorii i praktyki Sekcji, ujęty w potępiająco-zazdrosne okreś­ lenie jej adeptów jako „kapliczki straceń­ STPTT (ten skrót znali wszyscy ludzie gór ców". Członkowie STTT przyjęli je nie bez w Polsce) minęło 80 lat. Jestem wiekowym zadowolenia, choć przecież założenia kultu­ rówieśnikiem Sekcji — pewnie dlatego mnie ry i etyki taternictwa, wypracowane w przypadło w udziale napisanie o tej orga­ STTT, nie miały nic wspólnego z ryzykanc­ nizacji, która miała swe lepsze i gorsze passy twem ponad miarę. — obok lat chwały były nawet lata wegeta­ cji — ale z której wyłonił się Klub Wyso­ „Front Kordysa" wziął górę i do „hima­ kogórski, twórca współczesnego PZA, i która laistów" doskoczył niebawem drugi rzut mło­ zawsze była motorem i sumieniem polskiego dych, tym razem krakowian — ci nazwali taternictwa. się trochę naśladowczo „Kilimandżaro-Klub". Sekcją rządził Kordys, ale rządzić ze Lwo­ Gdy powstawała, nic jej nie wróżyło świet­ wa w Krakowie i Zakopanem było coraz nej przyszłości. Obciążały ją wszelkie cechy trudniej. To też wkrótce zaczęli w niej rej i znamiona dawnego, skostniałego już tater­ wodzić krakowianie, Mieczysław Świerz, Wa­ nictwa XIX-wiecznego, które przesuwało lery Goetel... Na tę sytuację spadł sześcio­ swój żywot w nowy wiek XX. Zarówno letni (w Polsce) kataklizm I wojny świato­ ówcześni starsi taternicy, jak Pawlikowski, wej. STTT wyszła z niego ciężko połamana. jak i najwybitniejiszy przedstawiciel „mło­ „Himalaiści" już się przy tym zestarzeli, a z dych", Janusz Chmielowski, nie uwolnili się „kilimandżarowców" do czynnego taternic­ spod opieki górali, spod wpływów tzw. Cha- twa wrócił właściwie tylko Swierz. Pomału łubińszczyzny, z wszystkimi jej anachroniz­ jednak życie się normowało, wskrzesiła też mami. Chmielowski był pionierem i ponie­ swoją działalność STTT — już jako STPTT, kąd prekursorem, ale takim jest przede zgodnie ze zmianą nazwy macierzystej or­ wszystkim w naszych oczach, z 80-letniego ganizacji. Miała bogate tradycje i Świerz dystansu. Dla sobie współczesnych był naj­ umiał się do nich odwoływać — nie znalazł lepszym — z podopiecznych Klimka Bach­ jednak nowych treści dla starej formy. ledy. To też skromna nazwa „Sekcja Turystycz­ A tymczasem w Krakowie, a niebawem na" odpowiadała ściśle rzeczywistości, w ja­ i w Warszawie, doszli do głosu kolejni „mło­ ką weszła STTT po swoim ukonstytuowaniu dzi", którzy w Tatrach zastali prawie pust­ się 25 lipca 1903 roku. Na przewodniczące­ kę, a w niej nielicznych z powrotem aktyw­ go wybrano Chmielowskiego, ale był nim nych „starszych" taterników. Młodzi chcieli krótko. Po nim miejsce to zajmowali kolej­ z miejsca przewodzić, i takie było podłoże no ksiądz Gadowski oraz profesorowie Ło­ szybkiego powstania organizacji taternickich puszański i Panek, a więc taternicy co się przy AZS w Krakowie i Warszawie. Rachu­ zowie starego autoramentu. nek zrobiono jednak bez gospodarza, któ- 4 www.pza.org.pl rym okazała się być nadal STPTT z jej tora „Taternika". Po linii ideowej: kierunek wypróbowanym, choć przerzedzonym akty­ wyznaczyły założenia sportowe krakowian, wem, z jej „Taternikiem" i wdrożonymi do a także program, z jakim jesienią 1929 wy­ działania agendami. Młodzi, w każdym ra­ stąpił Kordys w głośnym artykule „Tater- zie ci z Krakowa, mieli tego świadomość. Byłem jednym z założycieli Sekcji Taternic­ kiej AZS w Krakowie, a przecież za naj­ większy zaszczyt poczytałem sobie przyję­ cie mnie w poczet członków STPTT w ro­ ku 1924. Podobnie rozumował bardzo wów­ czas czynny Stanisław K. Zaremba, który nadto związał się w skale z Klemensiewi­ czem, a zatem z tym „himalaistą", który był jeszcze w pełni „na chodzie".

Dominacja taterników przedwojennych już od r. 1926 należała do przeszłości. Na ten okres przypadło 25-lecie STPTT (1928), na którym „starzy" zawarli sojusz z umiarko­ wanie „młodymi". Nowym przewodniczącym został starszy o 4 lata od Świerża, dystyn­ gowany dr Stefan Komornicki, redakcję „Ta­ ternika" objął od początku 1929 r. Zaremba. Kompromisu tego większość ,jmłodych" nie uznała za swój i nadal forsowała działalność Roman Kordys (1886—1934), główny „reżyser" STTT. sekcji spoza STPTT. Rywalizacja o taternic­ Zdjęcie reprodukowane po raz pierwszy. ki „rząd dusz" zaogniała się i zaczynała szkodzić nadrzędnym interesom ogólnym. W nictwo wczoraj, dziś i jutro", kulminują­ tych warunkach sprawy raz jeszcze ujął w cym w haśle „Przyszłość taternictwa leży swoje ręce Kordys, który po wojnie prze­ poza Tatrami". Ubocznym rezultatem poro­ niósł się ze Lwowa do Krakowa. Wieczorem zumienia był szybki uwiąd najruchliwszej dnia 24 czerwca (1929) odbyła się w jego dotychczas STAZS w Krakowie. mieszkaniu 4-godzinna narada, w której W moich codziennych zapiskach, jakie pro­ oprócz gospodarza udział wzięli Jan K. Do- rawski oraz piszący te słowa. Kordys do­ wadziłem w tamtych latach, znalazłem pod prowadził wówczas do porozumienia między datą „poniedziałek 24.VI.1929" te słowa: STPTT a środowiskiem STAZS, porozumie­ „ważna dla taternictwa data". Czy myliłem nia, które weszło w życie w roku następnym. się? Czy zgrzeszyłem zarozumiałością? Po linii personalnej: najmłodszy z grupy Już w 1. numerze „Taternika" z 1931 roku Świerża, dr Piotrowski, został przewodniczą­ ukazał się pamiętny artykuł Jerzego Goł­ cym Sekcji, w której' pierwsze skrzypce cza „Dlaczego Liliowe zamiast Everestu?". przypadły Dorawskiemu; w rok później ja Szybkie wyprowadzenie taternictwa na sze­ wymieniłem Zarembę na stanowisku redak- rokie szlaki alpejskie, a następnie poza Eu­ ropę, stało się osią działań STPTT. Ale rych­ ło też wyszły na jaw niedostatki owego po­ rozumienia z czerwca 1929 r. Zawarł je właściwie tylko stary Kraków taternicki z nowym Krakowem. A tymczasem doszło już do ważnego głosu środowisko warszawskie — też jego „drugi rzut", po pierwszym re­ prezentowanym przez Szczukę przed 1927 ro­ kiem. Jego lider, Wiesław Stanisławski, u¬ zyskiwał najlepsze w skale i lodzie Tatr wy­ niki sportowe. To znamienne przesunięcie punktu ciężkości docenił Kordys już w swoim „Taternictwie wczoraj, dziś i jutro", bijąc czołem przed Stanisławskim. A tu jeszcze wysunęło się do1 pierwszego szeregu również prężne i dynamiczne środowisko za­ kopiańskie. Muszę Dorawskiemu i sobie przyznać, żeś­ my dość szybko uznali, iż bez współpracy i współkierownictwa Warszawy STPTT po­ zostanie tylko jedną z paTu ubiegających się o przodownictwo organizacji. Stąd narodzi­ ny idei przekształcenia jej w Klub Wyso­ kogórski PTT (o wyjściu poza ramy PTT Zygmunt Klemensiewicz (1886—1963) — pierwszy z nikt wówczas nie myślał), mający być ro­ ,mlodych" prezesów STTT (1909—1911). dzajem federacji równoprawnych organiza- www.pza.org.pl 5 cja głównych ośrodków taternickich. Prze­ istnieniu KW, który szukał oparcia w róż­ szkody ambicjonalne -personalne zamąciły i nych organizacjach, nim uzyskał pełną sa­ opóźniły proces scalania, wszyscy jednak modzielność w r. 1956 a później jako PZA. uznali jego konieczność. Nastąpiły żmudne Tych spraw to już nie ja mogę być kroni­ i zawiłe rozmowy przedstawicieli środowisk, karzem, wkrótce po wojnie wyszedłem prze­ sfinalizowane w 1935 roku i przypieczętowa­ cież, choć nie1 od razu, z „pierwszego kręgu" ne 22 września powstaniem KWPTT. Cen­ działaczy alpinistycznych. Pozwólcie mi jed­ tralę klubu przeniesiono do Warszawy, pre­ nak na osobisty, liryczny akcent końcowy. zesem został kompromisowy prof. Marian Wyszedłem z okresu wojny z życiem i z Sokołowski z Krakowa, wiceprezesami Do- nadzieją powrotu do dawnych zajęć. Tak się rawski z Krakowa i Justyn Wojsznis z jednak nie stało. Od 1945 wciągnęła mnie w Warszawy. Po pewnym czasie przeniesiono swe tryby praca dziennikarska, od 1949 za­ do Warszawy również „Taternika", którego mieszkałem w Warszawie. Próby powrotu do redaktorem został wówczas warszawianin wspinactwa zakończyły się niepowodzeniem Zdzisław Dąbrowski. Pośrednim rezultatem — co ciężko przeżyłem — zaś próby powro­ połączenia i realnego układu sił stał się tu do działalności organizacyjnej uwiędły z skład personalny II wyprawy w Andy, w prozaicznego braku czasu. W dodatku mój której wzięło udział dwu taterników z War­ bardzo zasadniczy referat ideologiczny, wy­ szawy i po jednym z Krakowa i Zakopa­ głoszony 26 czerwca 1954 r. na Naradzie Al­ nego. pinistów w Dolinie Chochołowskiej — nasy­ Przekształcenia w KWPTT nie dożył już cony zresztą uproszczonym socjologizmem — główny architekt spraw STPTT w 30-leciu nie spotkał się z uznaniem większości śro­ jej istnienia, Kordys. Do kierownictwa pol­ dowiska, co przyspieszyło moją decyzję wy­ cofania się z grona czynnych działaczy. skim alpinizmem doszło nowe pokolenie, mające za sobą nie tylko sportowy podbój Pozostaje pytanie o syntezę działalności Tatr, ale i pierwsze udane próby wypraw ST i KW przy PTT. Uważam, że wniosły alpinistycznych. Próby te bardzo szybko doj­ one do dziejów polskiego wysokogórstwa rzały do zorganizowania I polskiej wyprawy szczególnie cenny dorobek: wyraża on się w Himalaje (1939). w konkretnych, wybitnych osiągnięciach Na ten świetny i dynamiczny rozwój spad­ sportowych i geograficzno-poznawczych, w ło znowu 6-lecie kataklizmu drugiej wojny bujnym rozwoju ideologii polskiego alpiniz­ światowej. KWPTT wyszedł z niego nie bez mu. STPTT (później KWPTT) przetrzymała ofiar, ale z niezłamanymi siłami, którym da­ zwycięsko, 2 wojny na ziemiach 'polskich, wał wyraz także w warunkach konspiracji. stale i ze wszystkich sił chroniła górską W r. 1945 wróciła do życia również jego ma­ przyrodę, dbała o rozwój piśmiennictwa ta­ cierzysta organizacja: PTT. Jednakże ostre ternickiego, nie zaniedbywała zadań wycho­ przemiany wewnętrzno-polityczne w życiu wawczych. No i przeprowadziła alpinistów państwa podważyły, a w 1950 roku unicest­ polskich od rzeczywistości Liliowego do — wiły PTT jako odrębną organizację społecz­ jeśli nie Everestu, to w każdym razie do ną. Wywołało to długotrwałe perturbacje w Nanda Devi Wschodniej. To się liczy.

FFM - problemy podobne do naszych

Ostatnie zebranie Komitetu Himalajskiego pę lekarzy i ratowników wyspecjalizowa­ Federation Franęaise de la Montagne po­ nych w obsłudze wypraw i trekfcingów. Fe­ święcone było podsumowaniu wyników deracja udostępnia dane o ich kwalifikac­ francuskich wypraw w góry wysokie. W r. jach i możliwościach udziału w wyprawach. 1982 wyprawy te odniosły nader skromne W tym roku przed sezonem wyprawowym sukcesy, wiele było za to porażek. Zasad­ urządzono dla nich specjalny staż w ENSA. nicze przyczyny — stwierdził Mauriee Bar- W Katmandu FFM postanowiła założyć ma­ rard — to wybór zbyt trudnych szczytów i gazyn leków i sprzętu medycznego' do dys­ dróg, lub też zaostrzonych warunków, jak pozycji swoich wypraw, których wyrusza z np. zima. Kilka wypraw ucierpiało' z po­ Francji coraz więcej. wodu złej pogody, ale też część z nich przy­ Moda na niektóre regiony powoduje ścisk gotowano na niewłaściwe miesiące. Ujawni­ na trasach dojściowych i miejscach obozo­ ły się duże rozbieżności' między celami,, ja­ wania. Wyprawy powodują zniszczenia w kie stawiały sobie wyprawy, a przygotowa­ drzewach i krzewach w okolicy. Mnożą się niem uczestników, z których wielu wycofa­ przypadki pozostawiania lin poręczowych i ło się już w trakcie akcji górskiej. Szczegól­ obozów, a nawet śmietnisk po opuszczeniu ne przygnębienie budzą wypadki^ przy baz. Uczestnicy obrad byli zgodni co do czym części z nich można było zapobiec. tego, że przyszłość należy ido wypraw ma­ Ustalono' więc warunki, jakie winni speł­ łych, oszczędnych, a przy tym świadomych niać lekarze i inne osoby odpowiedzialne za ryzyka i szanujących nietykalność krajobra­ zdrowie wspinaczy. Wiosną 1982 r. wyłonio­ zu egzotycznych gór. no w ramach Komisji Lekarskiej FFM gru­ Helena Sławińska www.pza.org.pl JANUSZ KURCZAB

Polsko-meksykańska wyprawa na K2

go Delgado, Enriąue Miranda i Eduardo Mosąueda. W sumie wyprawa Uczyła 23 oso­ by, w tym 21 alpinistów. 25 maja 1982 wyruszyła z Warszawy cię­ żarówka PZA „Jelcz" 315. Grupę samocho­ dową tworzyli oprócz Krzysztofa Wiśniew­ skiego Cichy, Dudrak, Karolczak i Słama. Samochód wiózł 6 ton naszego bagażu oraz część wyposażenia kobiecej wyprawy na K2. Do Islamabadu dotarł on 17 czerwca. Prze­ jazd — od czasu rewolucji islamskiej po Idea tej ekspedycji zrodziła się jeszcze w raz pierwszy przez Iran — urozmaicały re­ bazie wyprawy na K2 w 1976 roku. Inicjaty­ wizje celne i... naloty bombowe samolotów wę organizacyjna należała do Klubu Wyso­ irackich. Pozostali uczestnicy polscy przy­ kogórskiego Warszawa (KWW), propozycję byli do Pakistanu 15 czerwca. W parę dni współpracy -przyjęły Kluby Wysokogórskie później zgłosił się do nas kpt. Sayyed Muaz- w Poznaniu (KWP), we Wrocławiu (KWWr) zam Shah jako oficer łącznikowy. oraiz w Łodzi (ŁKW). Wiosną 1981 r. nadesz­ ło z. Pakistanu oficjalne pozwolenie. Opiewa­ W dniach 22—24 czerwca nastąpił trans­ ło ono na północno-zachodnią grań K2 i port drogą lądową do Skardu, skąd z pomo^ okres 120 dni, licząc od 15 czerwca 1982 ro­ cą 3 jeepów i 7 traktorów przedostaliśmy się ku. W dobie kryzysu konieczne stało się do Dassu. Tu najęliśmy 257 tragarzy, którym znalezienie kontrahenta zagranicznego, któ­ przewodził sirdar Iąbal z wioski Khapalu. ry mógłby pokryć większość wydatków de­ 6 lipca dotarliśmy do zbiegu lodowców God- wizowych. Jan Holnicki-Szulc, bawiąc w wikia Austena i Savoi u podnóży K2. W r. 1981 na stypendium w Meksyku, potra­ ciągu następnych dwóch dni 44 tragarzy fił namówić do współpracy sympatycznych kursowało wahadłowo do bazy na Lodow­ alpinistów z Grupo Montanismo y Explora- cu Savoi. Baza stanęła ostatecznie 8 lipca, ción przy uniwersytecie UNAM w Mexico. w miejscu obranym w r. 1975 przez Ame­ Delegacja tego klubu przybyła do Warsza­ rykanów (5300 m). wy jesienią 1981 r., by podpisać odpowied­ nią umowę. Na początku 1982 r. do organi­ zacji włączył się PZA, biorąc na siebie sfi­ Nowym szlakiem nansowanie grupy centralnej. Na wiodącego współorganizatora został wyznaczony KWW. Rozważając wcześniej nasze plany sporto­ Większość uczestników typowanych przez we, wysunęliśmy na pierwsze miejsce pro­ kluby musiała fundusze na wyprawę zapra­ jekt nowej drogi północno-zachodnią granią cować podejmując się robót wysokościowych. K2. Kontynuowanie naszej drogi z r. 1976 W tej akcji pomogły mam wydatnie inne granią północno-wschodnią miałoby mniej- zaprzyjaźnione organizacje, wśród których Oddział PTTK Warszawa-Ochota ma udział Przelęcz Savoia La, na prawo od niej „Turnie największy. Amerykańskie". Nad obozem I oba warianty na­ szej drogi. Na prawo od obozu II — skały „buli".

1 znów na Baltoro

Skład wyprawy przedstawiał się następu­ jąco: Roman Befoak (KWWr), Grzegorz Ben- ke (PZA, lekarz), Eugeniusz Chrobak (PZA), Leszek Cichy (KWW), Zbigniew Dudrak (KWW), Marek Grochowski (ŁKW, zastępca kierownika), Jan Holnieki-Szuic (KWW), Ta­ deusz Karolczak (KWP), Janusz Kurczab •(PZA, kierownik), Aleksander Lwów (KWWr), Krzysztof Pankiewicz (ŁKW), Bo­ gumił Słama (KWW), Ryszard Urbanik (KWW), Szymon Wdowiak (film), Krzysztof Wielicki (PZA)-, Krzysztof Wiśniewski (kie­ rowca) i Wojciech Wróż (KWP). Stronę meksykańską reprezentowali: Lucio Carde- nas. Manuel Casanovą, Antonio Cortes, Hu­ www.pza.org.pl 7 ściany. Dopisało mu szczęście i skończyło się tylko na. złamaniu kości promieniowej przed­ ramienia. W towarzystwie Cortesa opuścił on bazę 24 lipca. Pogarszające się warunki lodowe na ścia­ nie i niebezpieczeństwo lawin na trawer­ sach skłoniło nas po pewnym czasie do wy­ prostowania szlaku do obozu la. Z obozu II rozciągał się wspaniały widok na lodowiec K2 i sławny północny filar, który atakowa­ ła właśnie wyprawa japońska pod kierow­ nictwem znajomego spod Shispare, Isao Stoinkaia. Filar imponował ogromem, byliś­ my jednak nieco zawiedzeni jego niewielką stromizną. Z odległości kilometra widać było 2 obozy japońskie a także szlak manewrują­ cy między skałami filara. Pokrzykiwaliśmy do nich i oni nam odpowiadali. Nie wie­ dzieliśmy, iż wkrótce dojdzie do konfliktu między obiema wyprawami... K2 — drogi i ważniejsze próby (x). Sytuacja topo­ graficzna dla lepszej czytelności odkształcona. Na grani i poza granią szą wartość, ze względu na wejście Amery­ kanów pod wodzą Jamesa Whittakera, któ­ Powyżej obozu II stromy stok wyprowa­ rzy idąc „polską drogą" do wysokości obozu dzał na bulę w gnani (ok. 6900 m). 21 lipca V {7670 •m), osiągnęli szczyt drogą włoską Cichy z Wielickim próbowali wydostać się (T. 4/78 s. 155). Kończenie naszej drogi oz­ jego środkiem, zostali jednak strąceni przez naczałoby zaledwie poprowadzenie nowego lawinę deskową. W dwa dni później Bebak, wariantu prostującego*. Północno-zachodnia Chrobak, Karolczak i Wróż weszli na szczyt grań była natomiast raz tylko celem ataku buli, nad którą grań spiętrza się gwałtow­ •— wyprawy amerykańskiej, prowadzonej nie, przechodząc w wypukłą ścianę skalną. przez tego samego Whittakera w 1975 roku. Im dalej w lewo, tym bardziej ściana ta Amerykanie idąc granią od przełęczy 6250 m traci na stromiźnie. Po. zaciekłych dyskus­ utknęli na pierwszej z turni skalnych (ok. jach zespół poszedł skosem w lewo syste­ 6700 m), jakimi rozpoczyna się grań. Nasz mem żlebików i ośnieżonych płyt skalnych, plan przewidywał wejście na grań ścianą docierając, do wysokości 7050 m. Pogorsze­ już poza tymi turniami. nie oogody przerwało akcję na parę dni. 26 lipca Holnicki i Lwów doprowadzili porę­ 10 lipca w lodowym kotle pod monolitem czówki do 7050 m na skalnym żebrze. Nieco zachodniej ściany K2 stanął obóz I (5950 m). wyżej znaleźli platforemkę i złożyli na niej W dwa dni później zaczęło się poręczowa- ładunek. Tego samego dnia Chrobak, Cichy, nie drogi. Lawirując między skalnymi że­ Pankiewicz, i Wielicki rozbili tam namiot berkami, kolejne zespoły posuwały się uko­ obozu III (7100 m). W odległości 50 m w sem w prawo, w stronę kazalniczki ok. bok była jeszcze mniejsza platforemka, na 6350 m w żebrze spadającym z najwyższej której stanął drugi GAC. Tak usytuowany z „amerykańskich" turni. 17 lipca stanęły na obóz III był najmniej wygodny z wszyst­ niej 2 [namioty przejściowego obozu la. 19 kich 6, jakie rozbiliśmy na K2. lipca Grochowski, Holnicki, Lwów i Pan­ kiewicz zdołali wydostać się na grań i za­ Po nocy w „trójce" ten sam zespół roz­ łożyli tam obóz II (6700 m). Pogoda była do­ piął kilka dalszych lin poręczowych, docie­ tąd zmienna, trafiały się dni słoneczne, prze­ rając na- stromym żebrze (II—III) do 7300 m. ważały jednak mgły i niewielkie opady 30 lipca po południu w bazie znajdowali śniegu. 20 lipca rozpoczął się okres pięknej się Chrobak, Cichy, Holnicki, Lwów, Pan­ pogody, który — z niewielkimi tylko przer­ kiewicz, Słama, Wielicki i Wróż oraz Mek­ wami — trwał do 8 sierpnia. Pierwszego sykanie Delgado i Mosąueda. Pozostali byli pogodnego dnia wydarzył się niebezpieczny w obozach II i III. Około godziny 17 za­ wypadek; lawina z mokrego śniegu strąciła równo baza, jak i obóz II słyszeli w ra­ z poręczówek Cardenasa i(pękła pętla przy diotelefonach rozmowy między uczestnicz­ jumarze), który spadł 200 m do podnóża kami wyprawy kobiecej. Wynikało z nich, że ma Żebrze Abruzzów trwa akcja reani­ macyjna Haliny Kruger-Syrokomskiej, która nie daje oznak życia. Na sygnał z bazy ko­ * Z! opinią tą można polemizować. Ów 'Wariant biecej wyruszyli w dół wszyscy przebywa­ prostujący zamknąłby „polską drogę", do której Amerykanie nie mogliby rościć sobie żadnych pre­ jący aktualnie w bazie, a także lekarz Bem- tensji, własne wrejście zrealizowali przecież kom­ ke z obozu II. Część z nich uczestniczyła 31 binacją dwóch dróg z dodaniem półkilometrowego lipca w transporcie zwłok z obozu I do ba­ trawersu. Polska droga czeka tak czy inaczej na dokończenie. (Red.) zy wysuniętej, a następnego dnia wszyscy S www.pza.org.pl w transporcie do bazy głównej. 1 lipca zując jeden z najgłośniejszych problemów dotarli też do bazy kobiecej Casanovą i gór wysokich, północny filar K2. Atak z Kurczab — tego samego dnia po południu nisko położonego obozu III (ok. 7450 m) był odbył się pogrzeb Haliny w szczelinie skal­ jednak ryzykowny i skończył się tragicznie: nej koło grobu Mario Puchoz i kopca Ar­ po biwaku w drodze zejściowej jeden ze tura Gilkeya. zdobywców, mocno zdeteriorowany, spadł i poniósł śmierć. W tym czasie w górnej partii naszej drogi poręczówki zostały podciągnięte do wysokoś­ Wróćmy jednak do naszej czwórki. Pod­ ci 7550 m. Punkt tein był już blisko północ­ czas gdy docierała ona 16 sierpnia do obo­ nego filara K2, gdyż ukształtowanie terenu zu IV, wokół szalała już wichura. W obo­ w dalszym ciągu wyraźnie spychało nas w le­ zie IV alpiniści spędzili 2 noce, a widząc, że wo. Wreszcie 5 sierpnia Holnicki i Lwów wiatr nie słabnie, wycofali się do bazy. założyli na ostrzu filara obóz IV (7600 m). Tymczasem wichury nie ustawały, a komu­ Gdy po noclegu penetrowali nad nim teren, nikaty meteorologiczne dzień w dzień napotkali poręczówki japońskie, wiodące od brzmiały jednakowo złowróżbnie. Przyjęliś­ widocznego 150 m niżej obozu. Lwów po­ my jednak taktykę permanentnego ruchu w szedł po nich po lewej stronie ostrza filara górę, aby zwiększyć szansę „wstrzelenia się" do wysokości 7750 m, gdzie natrafił na de­ w dzień bezwietrzny. Po 3 dniach spędzo­ pozyt Japończyków. Poręczówki uciekały nych w obozie II, Holnicki i Lwów prze­ stąd w lewo do wielkiej depresji śnieżnej. nieśli się 19 sierpnia do „trójki", by po 2 Holnicki natomiast posuwał się w górę de­ kolejnych nocach w szarpanym wiatrem na­ presją na prawo od ostrza. Tu też było pa­ miocie wrócić 21 sierpnia do bazy. Z obozu II zeszli wraz z nimi Chrobak, Cichy i Wie­ rę rozpiętych lin, ich ciąg urywał się jed­ licki. Czas zaczął naglić. Żywności i paliwa nak, co wskazywało na to, iż Japończycy zarzucili ten kierunek. Tego samego dnia nasza dwójka zeszła do obozu II.

7 sierpnia z obozu IV" wyruszyli w górę wariantem zbadanym przez Holnickiego Chrobak, Cichy, Pankiewicz i Wielicki. W przedłużeniu lin japońskich rozpięli kilka dalszych poręczówek — głównie w terenie skalnym o trudnościach II i III. Na wyso­ kości 7950 m zostawili oni depozyt w pos­ taci namiotu-płachty, 2 śpiworów i matera­ ców oraz kompletu do gotowania. Wielicki podszedł aż ,do 8000 m. W czasie tego wy­ padu zaobserwowano, że grań północno-za­ chodnia ma na tej wysokości wyraźne ostrze i nieco wyżej łączy się z północnym filarem. Po tej akcji byliśmy już gotowi do podjęcia decydującego- szturmu. Czasu mieliśmy jesz­ cze przynajmniej miesiąc, co pozwalało myś­ leć z optymizmem o szansach wyprawy.

bezskuteczne próby

Pierwszym zespołem dobrze zaaklimaty­ zowanym i wypoczętym byli Karolczak i Wróż. Wspomagani przez Bebaka, Dudraka K2 od północy — reprodukcja z „Iwa to Yuki" i Urbanika doszli oni 9 sierpnia z obozu I nr 92. Linią ciągłą oznaczono drogę japońską fila­ rem północnym (wejścia 14 i 15 sierpnia 1982), li­ wprost do „trójki". W nocy jednak nagle nią przerywaną — drogę polską. Linia prosta po zepsuła się pogoda i cała piątka cofnęła się lewej stronie pokazuje śmiertelny „lot" Yukihiro Yanagisawy — po ciężkim biwaku w trakcie scho­ do obozu II, gdzie odpoczywali Chrobak, Ci­ dzenia ze szczytu. chy, Pankiewicz i Wielicki. Ponieważ zała­ Fot. S. Tahegawa manie pogody było głębokie, wszystkie zes­ poły powróciły 10 i 11 sierpnia do bazy. w bazie wystarczało na akcję do połowy 13 sierpnia, przy nadal nienajlepszej pogo- września, jednak temperatury panujące w •dzie, Karolczak i Wróż w towarzystwie Gro­ tym miesiącu w wyższych partiach Karako­ chowskiego i Pankiewicza ponowili próbę rum rzadko pozwalają ma skuteczne opera­ szturmu. W ciągu następnych dwóch dni po­ cje. Jako najpóźniejsze, kroniki notują wejś­ goda uległa poprawie i 15 sierpnia nasza cie Amerykanów 6 i 7 września 1978 r. Jesz­ czwórka dotarła do obozu III. Jak się póź­ cze później — 13 września — walczyli na niej okazało, w ciągu tych dwóch dni po­ wysokości 8450 im Francuzi w 1979 roku, tu gody — 14 i 15 sierpnia — Japończycy dwu¬ jednak szturm załamał się właśnie z powo­ . krotnie osiągnęli wierzchołek K2, rozwią­ du mrozu i wiatru. www.pza.org.pl 9 Ostatni atak go trabanta K2, Angelusa (6855 m). Po bi­ waku na wysokości 6000 m dotarli oni pod ' W kolejnej akcji pokładaliśmy największe spiętrzenie szczytowe (ok. 6550 m), skąd wy­ nadzieje. Miały to być dwa następujące po cofali się z powodu późnej pory i braku sobie szturmy Wróża i Karolczaka oraz haków. 12 września zlikwidowaliśmy bazę, Chrobaka, Cichego i Wielickiego, przy czym 21 września dotarliśmy do Skardu, zaś w 4 ci ostatni mieli uczestniczyć najpierw w dni później byliśmy z powrotem w Islama­ założeniu obozu V. Oba zespoły wyruszyły badzie. z bazy jeszcze podczas złej pogody, w dniu Tak więc kolejna polska wyprawa na dru­ 29 sierpnia. Tegoż dnia wyszli także Delga- gi szczyt świata zakończyła się niepowodze­ do i Mosąueda, mający wspomóc następny niem. Pechowy to był dla nas sezon w Ka­ atak — swoich rodaków, Casanovy i Miran­ rakorum. Te same wichury zmogły bowiem dy. Wichura i śnieżyca zatrzymały alpinis­ wyprawę kobiecą na Żebrze Abruzzów, a tów na kilka dni w obozach I i II. Gdy nawet doborową dwójkę Kukuczka — Kur­ rozpogodziło się nieco, akcję kontynuowano, tyka, która kilkakrotnie bez skutku atako­ tylko niedysponowani Mosąueda i Karolczak wała południową ścianę K2. wrócili do bazy. Chrobak, Cichy, Wielicki i Na zakończenie pragnąłbym wyjaśnić spra­ Wróż dotarli 3 września do zdewastowanego wę „konfliktu granicznego". Linie granic przez wiatry obozu IV i tu znowu musieli państwowych na najwyższych szczytach nie przeczekać dzień. 5 września natężenie wia­ mogą być z natury rzeczy dokładnie okreś­ tru nieco zmalało. Czwórka podeszła do lone, a tym bardziej — oznakowane. Tak końca poręczówek, rozpięła jeszcze kilka­ się też ma sprawa z graniczną północno-za­ dziesiąt metrów lin i na zworniku gram chodnią granią K2. Na dużej przestrzeni za­ i filara założyła obóz V (8100 m). Ściśnięci traca się ona w rozległej ścianie, by wyżej w dwuosobowym namiocie GAC spędzili znów się wyodrębnić i połączyć na wyso­ noc, zużywając jedyną przyniesioną butlę kości 8100 m z północnym filarem, który tlenu. Rano Chrobak, u którego koledzy zawsze był uważany za integralnie chiński. [zauważyli objawy deterioracji, a także Wie­ Stwierdzenie tego faktu jest małym „geo­ licki, któremu zaczęły dolegać odmrożenia graficznym odkryciem" naszej wyprawy, bóg, zdecydowali się zejść. Cichy i Wróż gdiv urwisty teren spychał nas w lewo, zda­ 'rozpoczęli dalszą wspinaczkę. Stromy teren waliśmy sobie sprawę, iż wkraczamy na te­ skalny miał budowę płytową, trudności się­ rytorium, które prawdopodobnie powinno gały II stopnia. Wiatr jednak znów począł być przypisane Chinom. Przypomnę, że cho­ jdawać się we znaki. Na wysokości ok. 8200 dziło tu o paręset metrów powyżej 7000 m! jm Cichy spostrzegł odmrożenia na palcach Tego typu „zboczenia" są powszechnie tole­ ręki, również Wróż tracił już czucie. Dał- rowane, np. zwyczajne drogi na- Makalu i na iszia wspinaczka groziła ciężkimi konsekwen­ przechodzą wyraźnie na stronę cjami, toteż jedynym wyjściem był odwrót. chińską. I w naszym przypadku nie doszłoby Późniejsze próby dotarły najwyżej do do żadnej kolizji, gdyby nie obecność Ja i,,trójki", a 8 września rozpoczęła się likwi­ pończyków. Zetknięcie się naszych dróg na­ dacja obozów. Poza główną akcją uczestni­ stąpiło przed ich atakiem szczytowym. Za­ cy przeprowadzili kilka rekonesansów niepokojeni, iż ktoś może ich wyprzedzić, wspinaczkowych. Po próbie Grochowskiego spowodowali interwencję u władz chińskich, ii Kurczaba wejścia na przełęcz Negrotto które wystosowały do odpowiednich placó­ [(6337 m), 25 sierpnia powiodła się ta sztu­ wek rządowych w Pakistanie i w Polsce ka Karolczakowi i Wróżowi (I wejście od noty protestacyjne. Na szczęście nie zrobio­ •zachodu). 5 września Kurczab i Urbanik no z igły wideł i sprawa „rozeszła się po wyruszyli z zamiarem zdobycia dziewicze­ kościach". Wiosna 1383 w Himalajach

Już w trakcie druku tego numeru dorzucamy szczęścia miała wyprawa amerykańska - idąca zwy­ garść informacji z zakończonego właśnie sezonu czajną drogą od strony Nepalu. 7 n1ra$v9&a szczy­ przedmonsunowego w Himalajach. Pogoda byia cie stanęli David Breashears, Petfi .Jamieson, ogólnie biorąc niekorzystna i sezon nie obfitował Larry Nielson, -Gerard Roach i Szerpa "Ang Rita. w sukcesy. 23 kwietnia na Jannu weszli Jean-Noel Tydzień później wejście powtórzyli Gary Neptune, Roche, Roger Lucien Fillon (por. s. 35) i Luc Fran- Jim States i Lhakpa Dorje. W dniu 18 maja na ęois Jourjon. Powtórzyli oni ,.filar słowacki*' (nie­ Dhaulagiri weszli Polacy, o czym piszemy w słusznie pisząc o jego pierwszym przejściu) i w osobnej notatce. Tragedią zakończyła się wyprawa kopule szczytowej dokończyli ..wariant wprost". W Jugosłowian na Manaslu — w lawinie lodowej tym samym czasie szczyt Shisha Pangma osiągnę­ zginęli Ante Bućan i słynny Jernej Zaplotnik. W ła „komercyjna* wyprawa z RFN: Gerhard początku czerwca sezon zakończył Georg Bachler, Schmatz, Ulrich Schum i małżeństwo Josef i Ma­ wchodząc bez tlenu na Kangchendzongę. riannę Walter (T. 1/82 s. 5). W wyniku choroby wysokościowej zmarł w trakcie tej wyprawy Fritz I wreszcie wiadomość „z ostatniej chwili": 30 Luchsinger, pierwszy zdobywca . W dniu czerwca Anna Czerwińska i Krystyna Palmowska 5 maja Cho Oyu zdobyli nową drogą (ścianą połu¬ weszły na (8047 m) w Karakorum. Nie dniowo-zachodnią) Michl Dacher, Hans Kammer- znamy szczegółów, ale już dziś powiedzieć moż­ lander i (jako swój 10. ośmio- na, że chodzi o czołowy pod względem stylu wy­ tysięcznik). Everest od strony chińskiej atakowali czyn samodzielnego himalaizmu żeńskiego. bez powodzenia Chilijczycy i Amerykanie. Więcej Antoni Janite 10 www.pza.org.pl JANUSZ KURCZAB Warszawska wyprawa „Makalu 1978"

W t. 1978 KW Warszawa zorganizował ziono chorego na prowizorycznych saniach swą pierwszą wyprawę w Himalaje — na 100 m niżej. 6 października połączonymi si­ piąty szczyt świata, Makalu (8481 ni.) W łami francuskimi i polskimi sprowadzono go planie było poprowadzenie nowej drogi, od lodowcem Barun. przełęczy Makalu La (7410 m), ściśle granią Od początku śnieżycy grupa nie mogła na­ północno-zachodnią. Zespół alpinistek miał wiązać łączności z bazą. Udało się to1 6 paź­ samodzielnie zaatakować (szczyt drogą fran­ dziernika, a pierwszą wiadomością był ko­ cuską. W skład wyprawy weszli: Halina munikat o śmierci w lawinie Andrzeja Mły­ Kriiger-Syrokomska, Anna Okopińska, Le­ narczyka. Wypadek miał przebieg następują­ szek Cichy, Tomasz Czarski, Mirosław Dą­ cy: Śnieg padał w bazie stale przez 63 godzi­ browski, Jarosław Dobas, Marek Grochowski ny, dając opad ok. 1,5 m. W nocy z 5 na 6 (zastępca kierownika do spraw sportowych), sięgał po kalenice namiotów, które były co Jacek Gronczewski i(lekarz), Jan Holnicki- 2 godziny odkopywane. O godz. 2 w nocy J. -Szulc, Wojciech Jedliński (ŁKW, kierowca), Gronczewski stwierdził, że wszystkie namio­ Janusz Kurczab (kierownik), Włodzimierz ty stoją. Około godz. 3.30 wstał J. Tafel i Łapiński (kierowca i fotografik), Andrzej zauważył, że namiot A. Młynarczyka zasy­ Marczak, Andrzej Młynarczyk, Janusz Skrzy- pała lawina, a właściwie bezgłośny osuw szowski, Tadeusz Solicki, Jacek Tafel, Jan mas śnieżnych, którego czoło oparło się o tro­ Wolf i Paweł Zawidzki. W Nepalu dołączył pik namiotu Gronczewsfciego i Tafla. W cią­ się na własny koszt Marek Głogoczowski. gu ok. 30 minut wydobyto Młynarczyka, któ­ ry leżał twarzą do materaca, w pozycji su­ 8-tonowy bagaż wyprawy przetransportowa­ gerującej, że przysypany został podczas snu. li Jedliński, Łapiński i Czarski samochodem Pod kierownictwem lekarza J. Gonczewskie- ciężarowym PZA, Jelcz 316. Wyjechał om z go prowadzono przez ok. 2 godziny czynności Warszawy 5 lipca 1978 r. W dniu 17 sier­ reanimacyjne, niestety bez rezultatu. Zmarły pnia samochód został zatrzymany na cały zastał pochowamy 8 października nieopadal tydzień na granicy pakistańsko-indyjskiej, z bazy, pod głazem, na którym napisy upamię­ powodu nieformalności w „carnet de passa- tniały śmierć alpinistów czechosłowackich: ge". 6 sierpnia na przedmieściach Delhi Jana Kouniekiego (1973) i Karela Schuberta nastąpiła poważna awaria: pękł wał korbo­ (1976). wy w silniku. Po wielu zabiegach udało nam się sprowadzić nowy wał z kraju, zatrzyma­ Działalność wznowiono 10 października, ło nas to jednak w Delhi aż do 15 września. transportując w głębokim śniegu zaopatrze­ 18 września — a więc z miesięcznym opóź­ nie z obozu I do II, który rozbudowany zo­ nieniem 1— rozpoczął się przerzut bagażu sa­ stał w bazę wysuniętą. Droga do niego z ba­ molotem z Biratnagaru do Tumliingtaru. Ta­ zy była długą, lecz zupełnie łatwa. Pierwsze kie rozwiązanie pozwoliło skrócić karawanę trudności — stromy kuluar lodowy — napo­ o 6 dni. Karawana 170 tragarzy wyruszyła tkano na Wysokości 6800 m. Po rozpięciu ok. 20 i 21 września. Wyodrębniła się z niej 200 m lin poręczowych, w dniu 17 paździer­ grupa rekonesansowa (Kruger, Okopińska, nika Okopińska, Cichy, Czarski, Grochowski, Dobas, Holnicki, Zawidzki i 13 tragarzy), Holnicki i Skrzyszowski założyli ostatecznie która 27 września założyła bazę w dolinie obóz III (7000 m). Rozpoczął się teraz szturm Barun na wysokości 4850 m, w miejscu uży­ na Makalu La (7410 m) •— na stromej ścia­ wanym od 24 lat przez wszystkie wyprawy. nie lodowo-śnieżnej trzeba było rozpiąć kil­ Na bocznym lodowcu Chago założono nastę­ kaset metrów lin. 21 października przełęcz pnego dnia obóz I (5300 m), a na wysokości osiągnęli Okopińska, Cichy, Dąbrowski, Gro­ 5600 i 5800 i dwa prowizoryczne obozy-skła- chowski, Gronczewski, Holnicki, Marczak i dy. Głó- karawana dotarła do bazy 30 Zawidzki. Mroźny wiatr uniemożliwił im je­ września. W tym czasie skończył się z opóź­ dnak rozbicie obozu IV i zmusił grupę do nieniem monsun i zapanowała ładna pogoda, wycofania się. trwająca zwykle do początku listopada. Mimo wzmagania się wichur, podjęto je­ szcze jedną próbę atakowania szczytu. 26 3 października stanął obóz II (6200 m), póź­ października na Makalu La weszli Cichy, niej przeniesiony o 100 m niżej. W nocy z Czarski,, Głogoczowski, Grochowski, Gron­ 3 ńa 4 października zaskoczył nas niezwy­ czewski, Holnicki, Marczak, Tafel i Zawidz­ kle silny opad śniegu, który sparaliżował ki. Walcząc z wichurą, ustawili w ciągu paru dalszą akcję. W bazie było wówczas. 10 osób, godzin 3 namioty, w których spędzili ciężką inne cofnęły się z obozu II do I. 5 paździer­ noc — w wietrze i mrozie ok. —30°. Stało nika 'zachorował tu ciężko Jan Wolf — le­ się jasne, że nadspodziewanie wcześnie nade­ karz wyprawy francuskiej na Makalu II szły późnojesienne huragany, wykluczające stwierdził niebezpieczny dla życia wysoko­ działalność. 27 października rozpoczęto wyco­ ściowy obrzęk płuc. Z wielkim trudem zwie­ fywanie się do bazy. W dniu 9 listopada www.pza.org.pl 11 ruszyła w dół karawana powrotna. Uczestni­ miejsce bazy może być niebezpieczne. Rea­ cy wrócili do kraju na przełomie listopada sumując, przyczyny niepowodzenia na Maka­ i grudnia, natomiast przejazd „Jelcza", ze lu należy Widzieć w: 1) przestoju samocho­ względu na wydarzenia w Iranie, przeciągnął du na granicy Indii i jego awarii w Delhi; się do połowy lutego 1979 r. 2) wielkiej powodzi w Indiach, która unie­ Wyprawa nie osiągnęła zamierzonego celu. możliwiła przerzut bagażu miejscową cię­ Wobec prawie miesięcznego opóźnienia, rea­ żarówką; 3) katastrofalnych opadach śniegu lizacja maksymalnych zamierzeń nie była w początku października i w ich konsekwen­ realna, ale istniała możliwość osiągnięcia cji tragicznej śmierci A. Młynarczyka; 4) we szczytu drogą Francuzów. Niestety, plan ten wcześniejszym o ok. 10 dni nadejściu wia­ pokrzyżowała niepogoda. Wyprawa osiągnęła trów przedzimowych. Jak to już dzisiaj wie­ wysokość 7410 m, gdzie dotarło 10 uczestni­ my, upatrzony przez nas problem dziewiczej ków. Wypadek Andrzeja Młynarczyka miał grani północno-zachodniej nie wymknął się charakter obiektywny, niezawiniony. Nie by­ Polakom: w 3 lata później rozwiązał go ło żadnych sygnałów, że używane od lat szczęśliwie .

WOJCIECH KURTYKA ..A £&" -^^^siPlB K Makalu 1981 - nową drogą

stromszej grani północnej, do tej pory dzie­ wiczej. Osiągnęliśmy na niej wysokość 8000 m i po cudownym biwaku ponad mo­ rzem chmur zawróciliśmy, gdyż warunki śnieżne wyżej były niebezpieczne. Uznając aklimatyzację za wystarczającą, odpoczęliśmy parę dni w bazie i przygoto­ .7 -i; : waliśmy się do (szturmu na zachodnią ścianę. Plan przewidywał wejście stylem alpejskim, |W roku 1981 w trakcie dwóch kolejnych bez jakichkolwiek wśtępnych robót. Na 3 sezonów atakowałem ten sam cel: zachodnią osoby zabraliśmy 9 kg żywności, 80 m liny, ścianę piątego szczytu świata, Makalu (8481 13 haków (skalnych, 4 śruby lodowe, sprzęt m). Zespół wioseny tworzyli Kunda Dixit (34, do gotowania. Dla rozwiązania problemu no­ Nepal), Comelius Higgins (39, Szkocja), le­ clegów, oprócz ekwipunku puchowego mie­ karz Piotr Kintopf (39, Polska), Wojciech liśmy 3-osobową płachtę do biwakowania na Kurtyka (34, Polska),, Alex Mac Intyre (27, półkach wyrąbanych w lodzie, specjalnie u¬ Anglia) i Padam Ghaley Gurung (31, Nepal). szytą przez firmę Karrimor. Przewidywali­ Zła pogoda utrudniała aklimatyzację i całe śmy szturm 6-dniowy oraz 1 dzień na zej­ przedsięwzięcie zakończyło się fiaskiem. Je­ ście, uwzględniając z góry 1—2 dni „głodo­ dynym osiągnięciem była wśpinaczka Gu- we" w końcowym etapie. runga na Makalu II 1(7640 m)1, przypuszczal­ Po noclegu u (stopi ściany (6000 m)', 5 paź­ nie pierwsze solowe wejście tej klasy doko­ dziernika ruszyliśmy 'w górę, biwakując ko­ nane przez Nepalczyka. lejno na wysokości 6700, 7300, 7600 i 7800 m. Szliśmy nie związani, pola lodowe miały spa­ dek 50°, miejscami 60°. Liny użyliśmy tylko W ścianie zachodniej na 4 wyciągach skalno-lodowych z 5-metro- wym pionowym progiem lodowym na wyso­ Jesienią nasz zespół był mniejszy: Jerzy kości 7400 m. Przez cały czas było pogodnie, Kukuczka (33, Polska), Alex Mac Intyre i choć bardzo zimno — w najwyższym osią­ Wojciech Kurtyka, ponownie jako kierow- gniętym przez nas punkcie temperatura spa­ wnik. Bazę założyliśmy 4 września na wy­ dała do ok. —80°. Kluczem zachodniej ścia­ sokości 5400. Przez tydzień pogoda nam nie ny jest pionowe, a częściowo nawet przewie­ sprzyjała, 11 września rozjaśniło się jednak i szone urwisko 'skalne na wysokości 7800— odtąd było już niemal bez przerwy ładnie. —8200 m. W środkowej partii liczy lono ok. Aklimatyzacja tym razem przebiegała bez 550 m wysokości — my skierowaliśmy się w zakłóceń. W 13 dni od założenia bazy byli­ jego prawą depresję, mając nadzieję przebić śmy na Makalu La (7400 m)„ a w ^0 dni na się stamtąd do górnej części filara fran­ 8000 m. Kiedy podchodziliśmy drogą Fran­ cuskiego. 8 października dotarliśmy do stóp cuzów w stronę 'szczytu Makalu, dosłownie skał. Alex zabrał (się do nich, jednakże tru­ spod nóg Kukuczki oberwała się wielka la­ dności — klasycznie i hakowe — przerosły wina, która zeszła 1000 m w dół i rozpłynę­ nasze oczekiwania. Wspinając się parę godzin ła się na śnieżnych polach Tybetu. Przeraże­ po południu, a nalstępnie od rana w dniu 9 ni zastygliśmy w bezruchu i od razu zmie­ października, posunął się w górę zaledwie niliśmy kierunek podejścia, zwracając się ku 40 m. W miarę upływu czasu coraz to czę- 12 www.pza.org.pl ściej spoglądaliśmy nie w górę, lecz w dół, śniej, podczas naszego wypadu aklimatyza­ taksując szanse czekającego nas dwukilome- cyjnego, w innym namiocie, teraz załama­ trowego zejścia lodowymi polami. Ściana nym przez śniegi. Wyporządził go i zanoco­ skalna nad nami wymagałaby 3—4 dni wy­ wał w nim. czerpującej wspinaczki. Na razie byliśmy w 14 października był kolejnym dniem próby. formie, ale co miało przynieść jutro? Gdy Szczyt pogrążył się znowu w mgłach i wi­ Alex z determinacją forsował zalodzone prze­ churze, a mnie trapiły zwidy Jurka przebija­ wieszki, pękł jeden z jego raków, co zgo­ jącego się przez burzę gdzieś w śniegach za dnie uznaliśmy za sygnał do honorowego granią. Ale on, pomny przygody z lawiną, odwrotu. bał się już drogi francuskiej 1 od razu wy­ W południe zaczęliśmy zejście, zajęło nam brał północną grań. Walcząc z wiatrem do­ ono półtora dnia, a były to najwspanialsze tarł do miejsca na'szego biwakowania na godziny w całej tej naszej przygodzie. Scho­ wysokości 8000 m, gdzie rozbił zabrany z dziliśmy nie związani, tylko 4 wyciągi po­ przełęczy namiocik. Tu wątpliwości co do konaliśmy zjazdami. Od czasu do czasu sensu Wspinaczki opadły go po raz drugi. wzrok naisz ze smutkiem kierował 'się ku gó­ Biwak był ciężki, lecz kolejny dzień Wstał rze — dla Alexa i dla mnie odwrót oznaczał słoneczny i — cichy! O godzinie 8 Jurek wy­ załamanie się dwóch sezonów. Teraz zaczy­ ruszył — nową drogą — 'w stronę szczytu. nały się jesienne wichury, huczało nad gó­ Dwustumetrowy czarny uskok obszedł po rami, a zza grani wystrzelały białe chorągwie stronie wschodniej i szedł dalej miejscami śnieżne. wcale trudną śnieżnoJskalną granią. Na wy­ sokości 8300 m drogę zamknęła mu ścianka Tak, byłem na szczycie skalna o trudnościach IV:. Zrobił tu użytek z zabranych haków skalnych i swej 9-metro- Moje stopy nieco opuchły i nie czułem się wej liny. Akurat tyle było potrzeba do po­ najlepiej. Alex w bazie [zebrał isię szybko i konania przeszkod3r. Idąc, cały czas miał pognał w dół do Katmandu, czekała go bo­ wrażenie, że nie jest 'na grani sam;, że ktoś wiem jakaś podróż do Ameryki. My obaj z mu towarzyszy. O 16.45 osiągnął ostry wierz­ Jurkiem nadal wpatrywaliśmy się w ścianę. chołek Makalu — swój trzeci ośmiotysięcz- Ja już się z nią co prawda pożegnałem, nik. Znalazł tu 2 francuskie haki i zostawił choć w myślach ciągle jeszcze byłem wśród przyniesioną zabawkę dziecięcą w kształcie jej lśniących pól lodowych i żółtych progów biedronki.* Widok był wspaniały — góry i skalnych. Ale Jurek nie ogłosił jeszcze po­ góry aż po krańce horyzontu. Ale czas na­ żegnania. Był spokojny, nie trapił się na­ glił. Po zrobieniu zdjęć, szybko ruszył w wałnicą, szarpiącą w nocy namioty, ani śpie­ dół, uciekając przed nadchodzącym zmierz­ wem wichru w graniach. Czasem wydawa­ chem. O godzinie 21 był z powrotem na ło się, że działa on przeciwko logice, faktem miejscu biwaku. jest jednak, że rządzi nim jakiś wyższy we­ Następnego dnia witałem go na piargach wnętrzny imperatyw, prowadzący go zawsze powyżej bazy. Jurek był zmęczony jego do szczęśliwych rozwiązań. Myśl o wyjściu w twarz szara, a sylwetka jakby przygarbiona góry była niedorzeczną, mimo to spakował i zmalała. Na jego twarzy nie widziałem ani sprzęt puchowy, 2 kg żywności, maszynkę, radości, ani też smutku. Wydał mi się po 3 kartusze butanu, 2 haki skalne, 1 śrubę lo­ prostu spokojny. Była jakaś harmonia mię­ dową, płachtę i 9 m liny. dzy tym steranym walką z wichrem -i wy­ 12 października o godzinie 1 po południu, sokością człowiekiem, a ogromnym światem kiedy Alex niknął już w dole wśród moren skał dookoła. Powiedział tylko: „Tak, byłem lodowca Barun, Jurek ruszył w górę. O na szczycie." północy był na wysokości 7000 m, 1600 m wyżej niż baza. Jako osłony przed mroźnym (Sprawozdanie jest redakcyjnym przekła­ wiatrem użył resztek zniszczonego namiotu dem i skrótem większego artykułu, złożonego austriackiego. Gdy się biedził nad ugoto­ przez autora w języku angiełskim). waniem kubka herbaty, naszła go myśl o od­ wrocie. Ale następnego dnia wiatr ucichł, a * Zabawkę tę znalazł 20 maja 1982 r. Koreańczyk Jurek odpoczywał do godziny 14. Po połu­ Heo Young-Ho, rozpoznając w niej... żółwia. Czy­ dniu —t już wolny od wahań — wędrował tamy w „Mountain" nr 86: „Ten drewniany żół- dalej w górę ku przełęczy Makalu La. Osią­ wik jest zapewne tą zabawką, która w październiku gnął ją o zmierzchu i odszukał mały na­ zeszłego roku pozostawił Jerzy Kukuczka. Jeśli tak, potwierdza to jego samotny sukces, a zara­ miocik „Salewa", schowany miesiąc wcze­ zem sukces zespołu koreańskiego." (Red.)

W dniu 4 lutego 1983 r. zmarł w Warszawie, po ciężkiej chorobie, w wieku 80 lat Dr JULIAN GODLEWSKI

członek honorowy Klubu Wysokogórskiego i Polskiego Związku Alpinizmu, człowiek sercem oddany sprawie polskiej ekspansji wyprawowej na wszystkie kontynenty. Jako protektor i mecenas alpinizmu, stał się jednym z głównych współtwórców naszych sukcesów w górach świata. Wnosząc polskie proporce na wysokie szczyty będziemy z czciq i wdzięcznością wspominali Jego imię. POLSKI ZWIĄZEK ALPINIZMU

www.pza.org.pl 13 ADAM BILCZEWSK1 Zachodnia ściana Makalu 1982

Ściana ta liczy od podstawy do wierzchoł­ v Bazę urządziliśmy 30 sierpnia na lewej ka 2500 m wysokości. W r. 1981 atakowali morenie lodowca Barunj, na wysokości 5400 ją dwukrotnie Wojciech Kurtyka i Alexan- m. Obóz I stanął '2 września, powyżej zerwy der Maclntyre (Anglia) — w sezonie przed- lodowej, na wysokości 6000 m. Rozbiliśmy w monsunowym wraz z Conem Higginsem z nim 6 namiotów — 4 imieszkalne i 2 maga­ Anglii, po monsunie — z Jerzym Kukuczką. zynowe. Obóz II założono 11 września na Oba te ataki, prowadzone bardziej prawą wysokości 6600 m. Stanowiły go 2 namioty stroną urwiska, utknęły na wysokości 7800 m zamocowane na półkach wybitych w lodzie, — na początku głównej skalnej bariery. Nasz zabezpieczone płachtami przeciwlawinowymi. zespół zdecydował się na przejście ściany le­ Spore kłopoty wynikły z ulokowaniem obozu wym żebrem, wyprowadzającym pod uskok III, założonego 19 września na wysokości północnej grani. Wyodrębnia się ono od wy­ 7100 m. Początkowo postawiono 1 namiot na sokości 6300 m. Stromizna dolnego lodowego wierzchołku ściętego konia śnieżnego, potem odcinka wynosi 40:—50°, powyżej 6600 m Andrzej Czok wyrył 50 m niżej kawernę w wzrasta jednak znacznie (miejscami do 90°), a nawisie i tam stanął drugi namiot. Gdy przy­ teren przybiera charakter płytowy. Na wy­ szło do założenia obozu IV, wystawiony na sokości 7400 m żebro wyprowadza na 200- wiatr namiot z konia śnieżnego zdjęto i wy­ -metrowe pole śnieżno-lodowe, poprzecinane niesiono do góry. barierami skalnymi. Dochodzi ono'do dru­ giego, znacznie obszerniejszego pola, mają­ cego postać delty (tak je też nazwaliśmy), Iść dalej czy zawrócić? opadającego pod kątem ok. 50° i również poprzecinanego pasami skał. Na wysokości W zasadzie wszystkie trudności pokonywa­ 8000 ,m sięga ono do północnej grani. Tru­ li Czok i Skorek, jednakże trudny odcinek u dności odcinków skalnych między obozem wejścia do „Leja Delty"( tak nazywaliśmy III a „Deltą" oceniliśmy na V+ A0, zaś po­ niższe pole) poręczowali 26 września Miro­ między obozami drugim i trzecim — na IV. sław Kuraś i Tadeusz Szulc. Pod wieczór, Do tego wszystkiego dochodzą jeszcze piono­ gdy byli na wysokości 7400 m, wskutek ostrej we odcinki lodowe. Cała droga, aż do grani, niewydolności krążeniowo-oddechowej zmarł została zaporęczowana (3500 m lin). Była ona nagle Tadeusz Szulc. względnie bezpieczna, przynajmniej pcd względem spadających kamieni i lawin. Rozstałem się ;z tą dwójką poprzedniego wieczoru W obozie III. W dniu wypadku ob­ serwowałem akcję przez lornetkę ze swoje­ Ekipa i podróż go namiotu w bazie. Robota szła im dość sprawnie. Około trzeciej dostrzegłem punkcik Wyprawę zorganizował KW Gliwice, za­ posuwający się po białym polu „Leja Delty"'. praszając do udziału uczestników z bratnich A więc pokonali ostatnie 50 metrów bariery klubów z Katowic i Krakowa, a przede i ściana była otwarta! Teraz wystarczy wszystkim z Club Alpino Paulista z Brazylii. przejść niewielkie pasy skał „Delty" i grań... W skład 20-osobowej ekipy weszli: Adam Punkcik osiągnął pełną długość liny i zaczął Bilczewski (kierownik), Janusz Baranek, An­ się obniżać. „Dobrze — pomyślałem — jest drzej Czok, Michał Gliński (lekarz), Zygmnut wieczór i będą zjeżdżać do „trójki". Nikt Andrzej Heinrich, Tadeusz Kozubek (zastę­ już nie zauważył, że postać podchodzi pono­ pca kierownika), Mirosław Krawczyk, Ju­ wnie w górę, a potem tego;, że do obozu III lian Kubowicz (kierowca), Mirosław Kuraś, zjeżdża tylko jeden człowiek. Wieczorem Andrzej Machnik, Ignacy Nendza, Aleksan­ poraził nas radiotelefon Mirka Kurasia: der Pańków, Janusz Skorekj, Jerzy Smela (drugi kierowca), Wacław Sonelski, Tadeusz — Adam, wróciłem sam. Tadzio nie żyje. Szulc i Piotr Wojtek. Stronę brazylijską Został tuż pod polem „Leja". Musiał umrzeć reprezentowali: Michał Bogdanowicz, Max nagle. Nie mieliśmy ze sobą kontaktu przez Haim i Alexander Bruno Ventre. 30 do 40 minut •— czas na rozpięcie porę­ czówki na polu „Leja". Tadek czuł się dobrze Bagaż wyprawy (8 ton) dotarł wraz z 10 i popędzał mnie. Po przejściu trudnego za­ uczestnikami samochodem ciężarowym STAR cięcia wyprowadzającego na łatwy już teren, 266 z przyczepą przez Austrię, Jugosławię, Wbiłem hak i umocowałem jego linę. Powie­ Bułgarię, Turcję, Iran, Pakistan i Indie. Po­ działem,, że ma poręczówkę i może iść, a ja zostali uczestnicy przybyli do Delhi drogą już bez asekuracji założę nową linę na polu lotniczą. Karawanę prowadził doskonały sir- śnieżnym. Kiedy zjechałem na dół, zauwa­ dar Ang Kami z ramienia cenionej przez nas żyłem go 5—8 m poniżej pola. Wydawało mi agencji Sherpa Cooperative, oficerem łączni­ się, że odpoczywa, tymczasem on już nie żył. kowym był R.B. Bhujel. Karawana liczyła Nie reagował oczywiście na moje wołania. 200 tragarzy i trwała od 11 do 29 sierpnia. Nie mogłem obciążać liny, na której wisiał, 14 www.pza.org.pl Masyw Makalu (8481 m) od zachodu: 1. droga główna (Francuzi 1955); 2. wariant Kukuczki (1981); 3. wariant Baxtera (1980) ; 4. wariant Nottarisa (1982); 5. droga polska (1982) — granią drogą Kukuczki (1981); 6. próba zespołu Kurtyki (1981); 7. filar Francuzów (19(1). Zob. też zdjęcie na tylnej okładce. Fot. Janusz Skorek a moja mowo założona poręczówka kończyła Niósł śpiwór i butlę tlenu, tamci namiot, się tutaj. Musiałem wyjść z powrotem na karimaty, paliwo, żywność, swoje śpiwory górę, odczepić linę i wrócić na dół. "Wbiłem i liny do poręczowania. Na wysokości 8000 m, hak i założyłem nowy zjazd. Dotarłem do na spłaszczeniu grani północnej, stanął na­ Tadzia, próbowałem reanimacji. Na wszystko miot tworzący obóz IV. było o wiele za późno —< ciało już sztyw­ Zespół dysponował tylko 1 butlą tlenu, któ­ niało. Jestem ratownikiem górskim i nie mo­ rą w ciągu nocy wykorzystali Skorek i Czok, głem tu popełnić żadnej pomyłki. Do „trój­ jako dwójka mająca przeprowadzić atak. Ra­ ki" dotarłem po ciemku i zaraz połączyłem no wyruszyli wszyscy trzej w kierunku się z wami... szczytu. Machnik wycofał się po jakimś cza­ sie, Skorek i Czok dotarli w pobliże wierz­ Wyprawa przeżywała teraz ciężkie godziny. chołka — było do niego około godziny drogi Nagły zgon towarzysza, nawet nie wypadek, — jednakże huraganowy wiatr zmusił ich do był szokiem dla wszystkich. Siedzieliśmy w odwrotu. Skorek stwierdził u siebie odmro­ milczeniu, każdy z osobna analizował sy­ żenia stóp. Całą trójką przenocowali 'raz je­ tuację. Potem zaczęły się dyskusje. Wynikało szcze w obozie IV), po czym Skorek i Mach­ z nich, że wyprawa winna mimo wszystko nik zjechali w dół, natomiast Czok pozostał kontynuować akcję. Należało zdobyć tę górę, na górze, chcąc samotnie zmierzyć się ze także dlatego, że Tadzio zapłacił za nią taką szczytem. Uzyskał na to moją zgodę. Znałem cenę. W kilka dni później podszedłem wraz dobrze i jego możliwości, i jego rozsądek. z Czokiem, Kurasiem i Sonelskim do zwłok, W czasie łączności radiotelefonicznej powie­ które zabezpieczyliśmy w miejscu zgonu. działem mniej więcej tak: „Andrzeju, jesteś doświadczonym himalaistą, mogę ci więc po­ Samotny atak Andrzeja zostawić decyzję. Wierzę, że nie zrobisz błę­ du i jeżeli będzie trzeba, wycofasz się od­ W dniu 3 października założyliśmy 160 m powiednio wcześnie." dalszych lin poręczowych na polu „Leja Del­ Nie wszyscy koledzy aprobowali moje sta­ ty". Następnego dnia Kuraś, Sonelski i ja nowisko, dzień 10 października pozostanie mi wróciliśmy do bazy, zaś Czok zatrzymał się więc w pamięci na zawsze. Przecież na do­ w obozie I. Po przenocowaniu — trzeba po­ brą sprawę wziąłem odpowiedzialność cał­ dziwiać jego niesamowitą wręcz kondycję kowicie na siebie. Czy nie popełniłem omył­ i zdolność aklimatyzowania się •— wrócił je­ ki, dopuszczając do samotnego ataku? Byłem dnym rzutem do obozu III, gdzie czekał na przekonany, a raczej przekonywałem sam niego Skorek. 6 października było widać,, jak siebie, że nie, że przeprowadziłem prawidło­ posuwali się po „Delcie", pozostawiając za wą kalkulację. Ale czy to, co nastąpi 'w cią­ sobą nitkę poręczówek. Nie dobili jednak do gu najbliższych godzin, potwierdzi moje grani, lecz zjechali na nocleg do „trójki", by przekonanie? O godzinie 12.45 odezwał się pracę kontynuować następnego dnia. Tym radiotelefon bazowy: „Dzieńdoberek ze szczy­ razem wspomagał ich Andrzej Machnik. tu! Mówi Andrzej Czok po przejściu zacho-

www.pza.org.pl 15 dniej ściany drogą imienia Tadeusza Szulca. ści". Zespół wywalczył wejście na szczyt za­ Czuję się bardzo dobrze, chociaż tu okro­ kładając 4 obozy, mocując 3500 m lin po­ pnie wieje. Porobię zdjęcia, zamocuję flagi ręczowych i zużywając w trakcie 'snu 1 (!) {j>od szczytem i schodzę..." butlę tlenu. Wszystkie ataki prowadzono już i Po twarzy spłynęły mjij łzy. 'Drugi raz w bez tlenu, a nie zapominajmy przy tym, że trakcie wyprawy — tym razem jednak łzy Makalu (8481 m) ńależy do piątki „wysokich" radości. Co chwilę ktoś klepał mnie po ple­ ośmiotysięczników. Wyprawa nie korzystała cach, ktoś ściskał. Radość była powszechna. z pomocy Szerpów 'w akcjach powyżej bazy, j O godzinie 16 Andrzej był już w obozie IV. jedynie sirdar Ang Kami docierał z ładun­ Chciał w nim spędzić jeszcze jedną noc, kami do obozu I. Wyczyn Andrzeja Czoka, czwartą z kolei. Bałem się, że jego organizm po wejściu bez tlenu na Lhotse w r. 1979 może tego nie wytrzymać, tym bardziej, że i na Everest w r. 1980 (bez tlenu od wierz­ ńie miał już paliwa. Poprosiłem więc, żeby chołka południowego), stawia go w rzędzie zostawił Wszystko i zjeżdżał do „trójki". W dziesięciu najlepszych himalaistów świata. 20 minut później zobaczyliśmy go na porę­ Drogę naszą pisma alpinistyczne — np. czówkach ,„Delty", naśtępnego dnia był w „Mountain" 89 — uznały za największe osią­ ,[jedynce", a 12 października — z powrotem gnięcie sezonu jesiennego 1982, a nie był to W bazie. Okazało się, że z „czwórki" zabrał sezon słaby ani nawet przeciętny. Czy mimo maszynkę, radiotelefon i śpiwory —• szkoda to możemy z satysfakcją powiedzieć, że po­ mu było je zostawić. konaliśmy Górę? Niestety nie to Góra po­ i Potem były jeszcze —< jak zwykle — dy­ konała nas. Ciało Przyjaciela, które pozo­ skusje, czy zwijać wyprawę, czy próbować stało w jej skałach, 'kładzie się cieniem na dalszych wejść, nie chciałem już jednak po­ sukcesie, chociaż jest to przecież i jego su­ mnażać ryzyka. W akcji likwidacyjnej znie­ kces. siono kompletnie obozy III, II i I, natomiast cały ciąg lin poręczowych pozostał w ścianie. Summary of statistics: Himalaya, Nepal. Makalu (8481 m), iirst ascent oi the west face (via the 17 października rozpoczęła się karawana po­ left buttress and north ridge). Polish-Brazilian wrotna, zakończona po 12 dniach. (17 + 3) expedition, leader Adam Bilezew,ski. Base Na koniec parę zdań podsumowania. Poko­ Camp 5400 m, camps: I (6000 m), II (6600 m), III (7100 m), IV (8000 m). On September 26 at 7400 m naliśmy jedno z najtrudniejszych urwisk died Tadeusz Szulc. Summit reached on October himalajskich, kolejną „barierę niemożliwo­ 10, 1982 by Andrzej Czok (alone and oxygenless).

Drogi na Makalu Makalu (8481 m) ma dwie wybitne granie: pół­ grzbiet do Chomo Lonzo (7790 m). Słynny zachod­ nocno-zachodnią i południowo-wschodnią, w której ni filar rozdziela dwie ipotężne ściany: południową znajduje się mało wybitny wierzchołek o wysokoś­ i zachodnią. Jako pierwsi "ludzie stanęli na szczy­ ci 8010 jm. W [kierunku wschodnim biegnie wybit­ cie Makalu w dniu 15 maja 1955 rl Jean Couzy ń na grań, od której odchodzi słabo zarysowany Lionel Terray (droga 1). Wyprawą francuską kie­ rował, Jean Franco, a była to .'jedna z najbardziej udanych ekspedycji himalajskich: w 3 wejściach szczyt osiągnęło 9 osób. W r. 1970 Japończycy Haji- me Tanaka i Yuichi Ozaki pokonali południowo- wschodnią grań, 23 maja osiągając szczyt (droga nr 2). Wcześniej nieco, bo 12 maja, dokonali oni również I wejścia na wierzchołek 8010 m. W na­ stępnym roku silna wyprawa francuska sforsowała zachodni filar (droga 3), a szczęśliwymi zdobyw­ cami szczytu byli 23 imają Bernard Mellet i Yannick Seigneur. Czwartą drogę —• ścianą południową — poprowadzili Jugosłowianie w r. 1975 (T. 4/76 s. 157). Południowy filar, wyprowadzający na wierz­ chołek 8010 m, pokonali Czechoislowacy w r. 1976 (droga 5, T. 3/76 s. 132). Roger Baxter-Jones dotarł w r. 1980 do (północno-zachodniej grani żebrem za­ chodnim (nr 6), szczytu jednak nie osiągnął (T. 2/81 s. 64). Jerzy Kukuczka wszedł samotnie na szczyt 15 października 1981, wytyczając siódmą dro­ gę. W dniu 20 maja 1982 wierzchołek Makalu osią­ gnęła wyprawa południowokoreańska, która popro­ wadziła nowy wariant do drogi japońskiej (nr 2,a). Jesienią tegoż roku zachodnią ścianę pokonała wyprawa kierowana przez A. Bilczewskiego (dro­ ga nr 8). Do końca 1982 r. na szczyt weszło 40 osób w 20 wejściach. Sukcesami zakończyło się 13 z 31 ekspedycji. Śmierć poniosły 4 osoby — dwaj Cze- chosłowacy i dwaj Polacy. Najwięcej alpinistów wprowadzili na szczyt Francuzi (10), Jugosłowia­ nie (7) i Japończycy (5). Na zdobywców czeka jeszcze skrajnie trudny środek zachodniej ściany, ale jest to chyba najpoważniejszy problem sporto­ wy w górach najwyższych. Nie miała też dotąd przejścia długa grań wschodnia. Zbigniew Kowaleioski 16 www.pza.org.pl ANDRZEJ MACHNIK Zgoniło nas...

Górne (pole „Delty" osiągam późnym po­ południem. Kolorki nieba 'zaczynają blednąc, hula zimny wiatr. Andrzej z Januszem w gó­ rze dobierają się do uskoku, który oddziela „Deltę" od grani. Z tej odległości nie widzę, czy jeszcze poręczują, czy też już zabrakło im lin, co jest zresztą bardzo prawdopodob­ ne. Gdyby tak się stało, byłby niezły bigos. Ruszam dalej w górę, widzę jednak coraz wyraźniej, że wyścigu ze zmierzchem nie wygram. Jest już 7 października, słońce za­ chodzi wcześnie. Około piątej, w ostatnim blasku umykającego dnia, zatrzymuję się, że­ Górny odcinek północno-zachodniej grani — z le­ by poczynić przygotowania do nocnego boju. wej szczyt Makalu (8481 m). Strzałką oznaczono płytowy uskok (IV) z hakiem Kukuczki, a znakiem Opatulam się szczelnie we wszystko, co ,,x" — miejsce odwrotu w dniu 8 października. mam, czołówkę umocowuję tak, żeby nie Fot. Janusz Skorelz przerywała światła, co bywa plagą w czasie nocnej wspinaczki. Niestety, nie mam kurtki puchowej, gdyż nie było już jak jej' zabrać. Gdy kończę ubieranie, panuje niemiły pół­ mrok. Mroźny wicher wdziera się we wszy­ mówi, podając mi maskę. Przysysam się do stkie zakamarki. Zapalam latarkę — jasny wilgotnej rury, ale nie czuję żadnego efek­ strumień światła poprawia samopoczucie. tu. Nic dziwnego — '.manometr wskazuje ze­ Energicznie ruszam do góry i dość szybko ro: koniec tlenu. W ciasnocie namiotu nie docieram pod uskok. Poręczówki lecą w sposób ubierać się jednocześnie. Podczas gdy ciemność niemiłym ukosem po zalodzonej chłopcy przygotowują się, ja zajmuję się trójkowo-ezwórkowej' skale. Nie ma haków gotowaniem. Ostatecznie wyruszam w 40 mi­ kierunkowych, a omsknięcie się grozi bliżej nut po nich. nieokreślonym wahadłem. Sprężam się i dzięki pełnej koncentracji szybko i bez błędu Słońce oświetla grań bladym światłem. pokonuję uskok. Teraz śnieżną grańką do Wieje silny wiatr i jest zimno, ale idzie mi góry i poziomy eksponowany gzyms w lewo. się dobrze. Robię po 20 kroków bez nadmier­ Na szczęście wiodą mnie cały czas poręczów­ nego rzężenia. Dystans do czołowej dwójki ki. Kończą się wreszcie i w niecałą godzinę jakby zaczął maleć. Podchodzę właśnie do przełamania, jakie tworzy wielki skalny us­ od zapadnięcia ciemności staję na grani. kok w grani. Po osypującym się śniegu wła­ Jeszcze kilka zawijasów po śladach i światło żę na skały przełamania. Jestem pełen dob­ czołówki wyławia z mroku namiot. rych myśli. Ale widok, jaki się ukazuje, jest — O, jesteś! — wita mnie Andrzej. mało budujący: przede mną wielkie połacie Ano jestem. Gramolę się do ciasnego wnę­ płyt, pokryte cienkimi płatkami śniegu. Opa­ trza. Chłopcy zgubili menażkę i zamiast niej dają one kilkaset metrów niżej do wielkiego na maszynce stoi kartusz po butanie. Otrzy­ lodowego kotła, który trawersuje droga fran­ muję pierwszą przygotowaną w nim herbatę. cuska. Wspinaczka staje się delikatna, a ja Po jej wypiciu pozostaje mi w gardle ogień. na dodatek nie mam żadnego sprzętu. W co­ Od tego momentu potężna zgaga gnębić mnie raz bardziej niewyraźnym nastroju docieram będzie przez kilka dni, 'wzmagając się po do miejsca, gdzie śnieg jest pożarywany każdym posiłku i sięgając aż 'do żołądka. przez Andrzeja i Janusza. Próbuję przymie­ Przekazujemy przez radiotelefon wiadomość rzyć się bardziej- z lewej, ale po kilkudzie­ o moim dojściu. Pogrzebowy nastrój bazy, sięciu krokach zatykam się tak gruntownie, która jeszcze przed minutą przekonana by­ że z trudem udaje mi się wrócić na stary ła, że bez, trupa (mojego) się nie obejdzie, ślad. Czas leci nieubłaganie, a wraz z jego zmienia się nagle na szampański. Sam szef upływem oddala się szczyt. Na wysokości składa gratulacje. ok. 8200 decyduję się zaprzestać solowych wygłupów i wrócić do namiotu. Do snu układamy się na waleta. Andrzej z Januszem podłączają się do przytarganej Zejście nie jesit łatwe. Ni stąd, ni z owąd przeze mnie butli z tlenem. Ja śpię bez tle­ zrywa się kurniawa. Przytrzymuję rękoma nu, ale ustalamy, że jeśli rano będę się czuł poły rozpiętego anoraka — jakoś nie przyj­ dobrze, spróbuję również wejść na szczyt. dzie mi do głowy, żeby go zapiąć. Docieram Noc mija spokojnie. Nad ranem budzi wreszcie do namiotu i walę się do środka, mnie Andrzej: „Pociągnij sobie trochę!" — buty z rakami pozostawiając zewnątrz. Od-

17 www.pza.org.pl poezywam. Po jakimś czasie słychać chrzęst próbę jutro lub pojutrze. Nie wyrażam na raków. To wracają chłopcy. to ochoty — czuję się już zbyt zmęczony, — Ze szczytu? — pytam. aby startować jeszcze raz po „odpoczynku" bez tlenu na ośmiu tysiącach. Na zewnątrz — Nie, zgoniło nas! — pada odpowiedź. szaleje wichura i śnieżna krupa miecie o Janusz ma odmrożony paluch, Andrzej ściany namiotu. Chyba jednak atak trzeba jednak namawia mnie, abym ponowił z nim będzie powtórzyć od dołu.

ANDRZEJ CZOK

Trzy dni na ośmiu tysiącach

się pokrywa śnieżna wybija z rytmu. Na przełączce hula wiatr, wkładamy więc znów anoraki. Ukazuje się dalszy ciąg grani, co gasi nasz radosny entuzjazm: to jeszcze ka­ wał drogi! Coraz więcej sypkiego śniegu, nachylenie 35—40°. W pewnej chwili zjeż­ dżam z śnieżną soczewką, ale zatrzymuję się i tylko sznurek śladów na stoku ma uskok w swoim ciągu. Lekki wietrzyk zamienia się 7 października. Zwinąwszy w „trójce" na­ w wichurę i pod płytowy uskok na turni w miot i karimaty, ruszamy obaj z Januszem grana docieram nieźle zziębnięty. Zimno Skorkiem po poręczówkach. Plan jest prosty. wciska się wszędzie. Wiążę się liną i zapy­ Doładować do plecaków rzeczy pozostawione cham się w śniegu pokrywającym trudną wczoraj, zabrać liny i sprzęt, zaporęczować skałę. Próbuję wprost. Popękana trójkowa drugą połowę „Delty" i wejść na grań ną płyta. Jest hak, listek Simonda Jurka Ku­ kuczki z ubiegłego roku. Ściągam Janusza. wysokości 8000 m. Młody (Andrzej Machnik) Niestety, do szczytu jeszcze daleko. Wiatr wspina się za nami, niesie 'butlę z tlenem wyje, a teraz trzeba by iść granią przez ko­ i śpiwór dla siebie. Wszystko idzie planowo, nie śnieżne. „Ten wiatr nas zakatuje — mó­ z wyjątkiem paru złośliwości ze strony wi Janusz. — Nie mam już czucia w no­ przedmiotów, jak np. utrata menażek pod­ gach." Szczyt już niedaleko, godzina lub pół­ czas dopakowywania depozytu. Spokojnie torej, co robić? Wichura nie ustaje i decy­ rozpinamy liny i pokonujemy końcowe trud­ dujemy się na odwrót. Gorycz porażki osła­ ności. Na grani po Stronie północnej jest du­ dzam sobie myślą, że spróbujemy jutro. żo miejsca. W zapadającym zmroku walczy­ my z namiotem, kotłującym się na wietrze. Wieczorem pijemy herbatkę i sposobimy Po 20 minutach Janusz jest już w środku, się do spędzenia drugiej nocy w „czwórce". ja biorę ostatni kawałek liny i poręczuję Janusz zdejmuje buty. Ho, ho — duży palec odcinek pod granią, gdzie Młody mógłby u prawej nogi jest czarny. Ano tak, to już mieć w nocy kłopoty. Potem siedzimy w na­ jutro ataku nie będzie. Gdy próbujemy za­ miocie, mamy maszynkę i lód, ale nie ma­ snąć nachodzi mnie myśl, że może nie wszy­ my menażek. Na szczęście kończy się gaz w scy musimy wracać do bazy. Janusz da so­ kartuszu, który szybko' przerabiamy na ku­ bie radę na poręczówkach, może Młody się bek d gotujemy 0,3 1 wody. Pytam przez zmobilizuje, zaliczył dziś przecież przeszło Klimka bazę o Młodego. 8000 metrów. — Widać światełko w połowie górnej Del­ 9 października. Przedstawiam swoje prze­ ty, ale się nie rusza, wygląda na to, że chce myślenia chłopcom i bazie. Wiatr szarpiący biwakować. całym namiotem i godzina 9 nie pozwalają Ale- Młody idzie dalej i około ósmej częs­ myśleć o ataku w dniu dzisiejszym, ale mo­ tujemy go herbatą. Jest butla z tlenem, obaj że jutro? Młody zbiera się do wyjścia z Ja­ z Januszem nakładamy maski. Po dwóch go­ nuszem. W bazie i „jedynce" tworzą się dwa dzinach robi mi się gorąco. Zdejmuję kurt­ stronnictwa. Koronnym argumentem przeciw kę i spodnie puchowe. Tak, z użyciem tlenu mojemu pomysłowi jest to, że spędziłem już krążenie krwi jest zdecydowanie lepsze. dwie noce na 8 tysiącach. Argumentem „za" jest świadomość, iż przygotowanie nowego 8 października. Jest godzina 4.30, gdy za­ ataku zajmie minimum 7 dni, bez gwaran­ czynamy pichcić i ubierać się. Po 3 godzi­ cji, że pogoda będzie wtedy lepsza. Szef staje nach wymarsz. Zabieramy 30 m cienkiej liny na szczęście po mojej stronie i około po­ i kilka karabinków. Grani nie widać w ca­ łudnia kręcę się już sam wokół namiotu, łości. Wiemy, że jest pozębiona i że trzeba znoszę kamienie i umocowuję go. Nie bardzo się trzymać północnych stoków. Wyżej robi wierzę, że wiatr się uspokoi. Tkwię tu bez się ciepło, zdejmujemy kurtki a nawet ano­ wiary w sukces, chcę tylko do końca wyko­ raki. Za to teren staje się stromy, a łamiąca rzystać szanse.

18 www.pza.org.pl Tyle pracy włożyliśmy już w tę przeklę­ tą górę, Tadek Szulc zapłacił za nią życiem... Przypominam sobie, jak trzy dni temu wal­ czyliśmy z Januszem na płytowej barierze, oddzielającej górne pole „Delty". Podszed­ łem tam do punktu, gdzie najwyżej sięgał lód grubości 1 cm. Przy kolejnych próbach wbicia w płyty małego bodaj haczyka opa­ nowało mnie zwątpienie. „Czy tutaj ma się zakończyć nasza próba przejścia zachodniej ściany?" — myślałem. Janusz, który ma no­ sa do skały, doradził mi lewą stronę. Zro­ biłem tam delikatny trawers po lodzie 40 cm szerokości, mieszczącym się w zała­ maniu płyt. Czekan i czekanomłotek były w tej samej odległości od przednich zębów ra­ ków, przesuwałem się więc zgięty w pałąk. Najważniejsze, że cienki lód ciągnął się dalej od lewej do prawej, co prawda wyżej też się nie łączył z górnym lodem, ale było tam Biało-czerwona nad Himalajami. Zdjęcie w kierun­ już zaciątko ze szczeliną, a nie gładka pły­ ku północno-zachodnim. ta, którą może dałoby się przejść w korke- Fot. Andrzej Czok rach, ale to przecież 7700 metrów! Asekura-

cja się przesztywniła, więc ściągnąłem Janu^ Sciana ponad obozem III. Krzyżyk: wskazuje miej­ sce śmierci Tadeusza Szulca, trójkącik u góry — sza i poszedłem dalej — ciągle z duszą na obóz IV (8000 m). D.D. = dolne pole Delty. ramieniu. Teraz, albo nigdy... Miałem 2 haki Telefoto: Aleksander Pańkóio przelotowe — ząb raka prawej nogi w szcze­ linę, dziób czekana w szczelinie wyżej, lewa ręka z czekanomłotkiem na płycie, ząb raka lewej nogi na orzeszek na tejże płycie. Pow­ tórzyłem te ruchy kilka razy i stanąłem na rozdygotanych nogach na górnym pasemku lodu. Jeszcze kilka miejsc trzeba było przejść na wstrzymanym oddechu, by się dostać na krawędź śnieżnego pola „Górnej Delty". Ile takich odcinków było na naszej dro­ dze? I teraz mielibyśmy się poddać o krok od szczytu?

10 października. Jest wczesne rano, wi­ chura nadal targa namiotem. Gotuję 2 her­ batki, dojadam resztę fasoli z liofilizatu, u- bierarn się z determinacją i postanawiam dojść jak daleko się da i tam pozostawić proporczyki flagowe. Ponieważ jestem sam, wyruszam już o 6.15. Wiatr parę razy przy- dusza mnie do stoku, ale w kuluarze jest spokój. Odżywam. Na przełączce w grani łączę się bazą. Mówię, że tempo mam niezłe, że po śladach idzie mi się łatwiej, niż za poprzednim razem. Ostrze grani osiągam o 3 godziny wcześniej. Pokonując w górę i w dół zęby śnieżnego grzebienia, przypominam sobie słowa Jurka Kukuczki, że ten odcinek jest dość ryzykowny. W miejscach osłonię­ tych od wiatru cukrowaty śnieg osuwa się spod nóg, a ekspozycja na obie Strony jest duża. Tam, gdzie cienka grań przechodzi w zbocze kopuły szczytowej, jestem już pra­ wie pewien, że wejdę. O godzinie 12.45 mel­ duję się bazie przez Klimka — ze szczytu! Na dole wybuch radości, cieszę się i ja, choć trochę żal, że jestem sam i nie ma kogo uściskać. Czasu mam dużo, wyjmuję więc maszcik flagowy zrobiony z prętów namiotu. Flagi — polska, nepalska i brazylijska —

19 www.pza.org.pl •zajmują tyle miejsca, że końcówka do wbi- na szczycie trwa około pół godziny. A po­ •cia w śnieg jest zbyt krótka i muszę całą tem w, dół i w dół! konstrukcję podpierać czekanem. W trakcie Parę minut po czwartej jestem już w obo­ ;tych zabiegów wydłubuję ze śniegu bambu- zie IV. Przez chwilę zastanawiam się, czy mimo braku butanu nie przenocować w nim isowy traser, zapewne po wyprawie koreań­ jeszcze jednej nocy. Ale baza obstaje przy skiej. Fotografuję panoramę, głównie dywa- żądaniu, bym schodził do „trójki". Pakuję •iny chmur aż po horyzont. Wystają nad nie śpiwory, maszynkę i radiotelefon, zostanie •Lhotse i Everest, a na wschodzie Kangehen- tylko namiot z karimatami. W czasie zejś­ jdzónga. W dziurze wokół Makalu widać cia to rak spada mi z buta, to plecak leci bliższe szczyty. ciągle na prawe ramię, nie przejmuję się już jednak niczym i w ciemnościach ląduję w ; Los trasera bambusowego nasuwa mi po­ „trójce". Jest tu w bród wszelkiego dobra, mysł, by maszcik z flagami przywiązać do szczególnie do jedzenia i picia. Zasypiam z starej butli tlenowej na skałach 10 m niżej błogim uczuciem,, że moja praca została wy­ od strony filara zachodniego. W sumie pobyt konana.

JAN WOLF Matterhorn zimą 1983

Zimę 1982—83 zapisano w annałach alpej­ nięto dopiero po 3 dniach. Podczas zejścia skich jako nietypową: przyniosła ona kilka granią Hórnli, Andrzej Gągor uległ wypad­ okresów naprawdę wspaniałej pogody. Na je­ kowi. Po biwaku zespół został ściągnięty den z nich, blisko dwutygodniowy, szczęśli­ przez helikopter Air Zermatt, w Cervinii wie trafiła nasza grupa międzyklubowa. W okazało się na szczęście, że poza potłucze­ wyjeździe udział wzięli Piotr Gałuszka i An­ niami, poszkodowany nie ma obrażeń. drzej Gągor z Bielska-Białej, Mirosław Dą­ Plany Bednarza i Dąsała były bardziej sał, Leszek Bednarz, Piotr Lutyński i Jan ambitne: postanowili oni powtórzyć drogę Świder z Krakowa, Krzysztof Kraska z.Łodzi braci Schmidów na północnej ścianie. W oraz—jako kierownik—Jan Wolf z Warsza­ dniu 24 lutego przebyli dolne pola lodowe, wy. Bazę założyliśmy we włoskiej miejscowości wycofali się jednak, gdyż zepsuła się pogoda. Cervinia-Breuil pod Matterhornem, na tym 4 marca weszli w ścianę ponownie. Tym ra­ też szczycie skupiliśmy całą naszą działal­ zem pogoda dopisała i po 3 1/2 dniach osią­ ność, chociaż warunki nie były tu najlepsze: gnęli wierzchołek. Dość długi czas wspinacz­ słoneczna pogoda i brak opadów spowodo­ ki był wynikiem ciężkich warunków panują­ wały, że na północnej ścianie brakowało lo­ cych w północnej ścianie. du, a krucha, niekorzystnie uwarstwiona ska­ Lutyńśki, Kraska, Świder i Wolf początko­ ła znacznie utrudniała wspinaczki. Stanowi­ wo zjednoczyli siły i zaatakowali północną liśmy 4 dwójki bardzo zróżnicowane pod zerwę Zmuttnase — direttissimą Pioli i Stei- względem przygotowania i doświadczenia. nera z r. 1981 *. Po biwaku, 25 lutego wy­ Zespół bielski postanowił zrobić trawerso­ cofali się do Cervinii, gdzie cały obóz prze­ wanie Matterhornu, wchodząc nań granią czekał okres niepogody. Ponowny atak prze­ włoską. Próba podjęta w dniach 23—126 lute­ prowadzono tym samym zespołem między go załamała się wskutek niepogody. Drugi 3 a 5 marca. Próba załamała się niespodzie­ atak przypuszczono 3 marca, ponieważ jed­ wanie wskutek straty plecaka — już po nak było sporo świeżego śniegu, szczyt osiąg- przejściu prawie całej lodowej partii ściany. Zespół spędził noc bez sprzętu puchowego i następnego dnia wycofał się zjazdami, nie Od lewej : Jan Świder, Jan Wolf, Krzysztof Kraska i Piotr Lutyński. planując powrotu w ścianę, której przejście Fot. Jan Wolf okazało się bardzo próblematyczne. Następ­ nego dnia w schronisku Hórnli zrewidowa­ no tę decyzję. Przepakowano sprzęt i podzie­ lono się na dwa zespoły. Lutyński i Świder przeszli 7 marca wscho­ dnią ścianę Matterhornu. Wspinaczkę roz­ poczęli około 1 w nocy, tak że pod spiętrze­ niem szczytowym byli jeszcze przed świtem, a około godz. 15 osiągnęli Wierzchołek, by następnie zejść granią włoską (którą tuż przed nimi schodzili Bednarz i Dąsał). Nie jest wykluczone, iż było to pierwsze przej­ ście zimowe, gdyż wspinaczka Stanisława Biela i Jana Mostowskiego 25 i 26 kwietnia 1959 r. nie mieści się w sezonie kalendarzo­ wym.

20 www.pza.org.pl radością przygotowywaliśmy kolejny biwak — zaznaczyli go nawet w opisie autorzy drogi, spać można było wreszcie w pozycji leżącej. Czwarty dzień wspinaczki zaczął się nie­ fortunnie. Wyciąg był szczególnie kruchy, wiódł skośnie w prawo pod okapami —• podchwyty i odciągi. Jeden z chwytów wy­ kruszył Się i Krzysiek wylądował 8 m niżej. Uderzył się przy tym imocno w nogę,' a stłu­ czenie nie pozwoliło mu już na prowadzenie. Wreszcie osiągnęliśmy „tarasy" — w rzeczy­ wistości silne nachylone płyty, półki, a wła­ ściwie tylko gzymsy. Mimo nazwy, nie nada­ wały się one zupełnie na biwak, 'Na noc za­ trzymaliśmy się więc 'wyżej, u podstawy „rampy", nieco w bok od drogi, ale za to dość wygodnie. Następnego dnia wspinaliśmy się w „rampie" — poszły w ruch nie używa­ ne do tej pory ławeczki. Stanowiska wiszące, siłowe odcinki klasyczne,, trochę ładnej ha- kówki. Biwak był fatalny — na pochyłej pły­ cie, ód dołu podciętej okapem. Byle do rana — mówiliśmy — koniec części skalnej jest już blisko. 13 marca zrobiliśmy wyjątkowo trudny wyciąg wyjściowy, z przewieszoną -siłową szczeliną i wylatującymi hakami. Spadł je­ dyny już młotek, ale kolejne straty sprzętu przestały na nas robić wrażenie. Wisząc na krawędzi okapu, ogarnąłem wzrokiem prze­ bytą drogę. Widać było dokładnie 'całą skalną partię', a na lodowej części sporo śladów po kamieniach. Chyba jednak lepiej — pomyśla-

Matferhorn 4477

A — biwak przy pierwszej próbie; B — dwa biwa­ ki przy drugiej próbie; C — odwrót podczas dru­ giej próby.

Kraska i Wolf wrócili tymczasem do Cer- vinii, uzupełnili ekwipunek i 8 marca — już dwójką — po raz trzeci weszli w drogę Pio- li. Mimo bardzo ciężkich plecaków tempo było dobre, tak że o zmroku o'siągnęli naj­ wyższy punkt poprzedniej próby. Partia skal­ na wydawała się blisko, niestety, by do niej dotrzeć musieli kontynuować wspinaczkę aż do godziny 3 nad ranem. Biwak był bardzo niewygodny. Około godziny 10 ruszyli w dal­ szą drogę. Rozpoczęła się niezwykle trudna .część skalna. Prowadził Krzysiek, podziwia­ łem odwagę, z jaką atakował atletyczne od­ cinki rysy, którą na tym etapie prowadzi droga. Po 3 niepełnych wyciągach zabiwako­ waliśmy siedząc na małej półeczce skalnej. 10 marca weszliśmy w teren o nieco mniej­ szym nastromieniu, trudności były jednak nadal duże, mieliśmy też kłopoty z wybo­ rem drogi. Cały czas było bardzo krucho, Z

www.pza.org.pl 21 lem — że jesteśmy tu we dwóch. Kruszyzna Spotkaliśmy się z bardzo miłym przyjęciem Matterhornu dla większego zespołu mogłaby i dużym zainteresowaniem. Korzystaliśmy z być zdradziecka. pomocy parafii Cervino, Scuola di Sci Cervi- Weszliśmy teraz w trzecią część drogi — no i Club Alpino Militare Cervino. Dostęp mikstową. Pierwsze wyciągi były nietrudne, do Matterhornu jak i do innych szczytów choć teren kruchy i źle uwarstwiony. Wy­ Alp Walijskich jest z Cervinii bardzo dobry, żej drogę zagrodził nam skalny prożek. Pró­ lepszy nawet chyba niż z Zermatt. Warto bowałem z prawej, z 'lewej, na wprost — to brać pod uwagę przy planowaniu wyjaz­ płynęły godziny a ja 'wciąż byłem pod proż­ dów w te rejony. Obóz należy uznać za kiem. Wreszcie zdjąłem plecak — trzy haki udany. Jego głównym sukcesem jest przej­ i prożek był pokonany. Na polu śnieżnym ście direttissimy. Ponieważ jednak, oprócz nad nim założyliśmy kolejny — który to już? podpisanego, pozostali uczestnicy byli zimą —. biwak. Wiatr nadymający płachtę nie w Alpach po raz pierwszy, nie bez znacze­ wróżył nic dobrego. Ranek przywitał nas nia jest też fakt, że 'wszyscy Stanęli na mgłą i śnieżycą, ale jedyna droga prowadziła wierzchołku Matterhornu. teraz tylko przez szczyt. W dniu 14 marca o godzinie 14 staliśmy na włoskim wierzchoł­ ku Matterhornu (4476 m). Przez chmury na * Drogą te wytyczyli w dniach 29 lipca — 1 sier­ chwilę przebił się nawet promień słońca. A pnia 1981 dwaj młodzi Szwajcarzy, Michel Piola więc udało się! Pierwsze zimowe przejście i Pierre-Alain Steiner — dokładnie w 50-lecie takiej drogi — bez wątpienia najtrudniejszej przejścia północnej ściany przez Franza i Taniego Schmidów (31 lipca — 1 sierpnia 1931). W dniach obecnie na Matterhornie... Schodziliśmy gra­ 17—25 września 1981 drogę Pioli powtórzyli Jugo­ nią Hórnli, Warunki z każdą godziną pogar­ słowianie Bośtjan Kekec i Roman Cerar. Kraska szały się. Mieciony wiatrem śnieg padał co­ i Wolf byli przeświadczeni, że robią jej pierwsze przejście zimowe. Dopiero w maju dowiedzieliśmy raz gęściej, widoczność ograniczyła się dokil- się okrężną drogą, że uprzedził ich 25—31 grudnia ku metrów. Nasz powrót do Cervinii trwał 1982 Szwajcar Daniel Anker z dwoma towarzysza­ aż 5 dni. I mi, o czym na miejscu nie było nie wiadomo, a i w druku do lipca nie ukazało się żadne donie­ sienie. Tak więc przejście jest drugim zimowym, W marcu byliśmy jedyną grupą alpinistów co nie odejmuje mu oczywiście wybitnej sportowej przebywającą w tym uroczym miasteczku. wartości. (Red.)

ANDRZEJ MARCISZ Zimowy obóz w Chamonix 1983

Do Chamonix przybyliśmy 18 lutego 1983. Po załatwieniu spraw związanych z pobytem, wykorzystując dobre warunki wspinaczkowe oraz utrzymującą się pogodę, przystąpiliśmy do realizacji planu działania. Trójka Andrzej Marcisz, Jacek Kozaczkiewicz i Ryszard Paw­ łowski przebyła w dniach 20—23 lutego 1983 drogę Boivin-Martinez-Prof it-Radigue na pół­ nocnej ścianie . Pozostała dwójka — Jan Fijałkowski i Michał Momatiuk —• dókonała w tym samym, czasie przejścia pół­ nocno-wschodniego kuluaru lodowego spada­ jącego z Breche des Drus. Należy podkreślić dobre przygotowanie kondycyjne i techniczne obu zespołów. Szybkie przejścia trudnych dróg bez uprzedniej aklimatyzacji spotkał}' się z dużym -uznaniem w Chamonix.

Po tygodniowym odpoczynku, Marcisz, Ko­ zaczkiewicz, Fijałkowski i Pawłowski wyru­ szyli z zamiarem zrealizowania głównego ce­ lu obozu, to jest przejścia północno-wscho­ dniej ściany Wielkiego Filara Narożnego. Północna ściana Les Droites (4000 m) — repro­ Jednak po dwóch dniach podejścia w b. tru­ dukcja z „Alpinisme et Randonnee" nr 25. Drogi: dnych warunkach, spowodowanych dużymi 1. Boivin — Gabarrou 1974; 2. Cornuau — Davaille 1955 (najpopularniejsza na ścianie, w górze różne opadami śniegu, a także z powodu choroby warianty); 3. Brooks — Colton 1977 i Boivin — jednego z kolegów, zdecydowano się powró­ Martinez — Profit — Rodigue 1980; 4. czechosło­ cić do Chamonix. Podczas naszego wyjścia wacka direttissima północnego fiiara, Simon — Slavik 1979; 5. Couzy — Salson. Lewą częścią wie­ Michał Momatiuk oraz Bożena Hartman dzie droga P. Bednafika i S. i J. Tallów z r. 1977. przebyli 6—8 marca super couloir Mont

22 www.pza.org.pl Blanc du Tacul, jedną z najtrudniejszych brak jest informacji. Droga przebyta na pół­ dróg lodowych w tym rejonie. Na zakończe­ nocnej ścianie Les Droites przez zespół nie obozu Ryszard Powłowski przeszedł 9 Marcisza została wytyczona przez Anglików marca samotnie kuluar Gervasuttiego na Nicka Coltona i Choe Brooksa, jednakże — du Tacul, zaś Jan Fijałkowski w z ominięciem 1/3 wysokości ściany. W dniu towarzystwie Słowaczki Zlaticy Podhorskiej 26 lipca 1980 r. powtórzyli ją w 13 godzin drogę Gabarrou na tym samym szczycie J.M. Boivin, P. Martinez, Ch. Profit i D. Ra- (10—11 marca). Obie te drogi dziś nie cieszą digue — z dodaniem owego brakującego od­ już takim uznaniem, jak kiedyś, nie przed­ cinka (dlatego w literaturze mówi się często stawiają też większych trudności. nie o drodze, lecz o wariancie Boivina). Zimą Ogólnie biorąc, wyjazd należy uznać za jako pierwsi przeszli tę kombinację E. i R. udany. Przebyto 3 trudne drogi lodowe, co Escoffierowie 25 stycznia 1981, drugie przej­ jak na małą liczbę osób i krótki czas poby­ ście zimowe odbyło się w sezonie 1981—82. tu jest wynikiem bardzo dobrym. Krótkie informacje o polskim obozie w Chamonix ukazały się w „Dauphine liberę" OD REDAKCJI. J. Fijałkowski i M. Mo­ z 9 marca i w zeszycie czerwcowym „Alpini­ matiuk przeszli północno-wschodni żleb Drus sme et Randonnee". To drugie pismo podało wariantem T. Sorensona, który barierę skal­ też wiadomość o tym, iż grupa z Zakopane­ ną pokonał wprost. Wspinaczkę rozpoczęli po go próbowała wyszukać nową drogę na południu, biwakowali pod barierą, by sfor­ — między drogami Bonat- sować ją następnego dnia (5 wyciągów prze­ tiego i Grossa. Dodajmy jeszcze, że w gru­ wieszonym kominem, IV Al). Trzeciego dnia dniu 1982 r. kuluary Jaegera i Gabarrou na byli na szczycie. Droga z tym wariantem przeszedł Piotr Pac­ miała już kilka powtórzeń, czy także zimą, ko wski.

ANDRZEJ SKŁODOWSKI Zimowy sezon taternicki 1982-83

Miniona zima taternicka była — w porów­ Mięguszowiecki Szczyt — ściana czołowa pół­ nocno-wschodniej grzędy, droga Łozińskiego: naniu do lat ubiegłych •— sezonem słabszym P. Bujakiewicz i J. Muskat 17 III (I przejście i znacznie mniej interesującym. Mniej było jednodniowe). w górach wspinaczy, gorsze też były, ogólnie Kazalnica Mięguszowiecka — „kant filara": A. Łu­ biorąc, warunki pogodowe. Dość dobrze do­ czak i P. Wojtek 17-19 III. kumentują to „książki wyjść" trzech naszych Kocioł Kazalnicy — Ściek: R. Pawłowski 17-20 schronisk, na których to w dużej mierze III. opieram swoje, z pewnością niepełne, omó­ Mięguszowiecki Szczyt — północno-wschodnia wienie. grzęda: R. Dawidek |i P. Konopka 18 III. Kocioł Kazalnicy — tzw. „superściek" (I przejś­ cie bez poręczowania): M. Danielak i M. Pawli­ WOKÓŁ MORSKIEGO OKA kowski 18-19 III. Mięguszowiecki Szczyt — superdirettissima pół­ Działalność sportowa koncentrowała się tra­ nocnej ściany: J. Kowalik i P. Panufnik 18 III. dycyjnie w rejonie Morskiego Oka i tam­ Kazalnica Mięguszowiecka — droga Długosza (z tejsza „książka wyjść" zawiera takie m.in. Dwoistym Zacięciem): J. Barszczewski i J. Muskat ciekawsze osiągnięcia: 20 III. Zabi Szczyt Wyżni — północna ściana, droga Kocioł Kazalnicy — droga Gryczyńskiego: T. Ben­ Stanisławskiego: K. Renik i A. Skłodowski der i M. Nanowski 8 IV. 3-4 XII 1982. Mięguszowiecki Szczyt — wschodnia ściana, dro­ Z rejonu Morskiego Oka odnotować także ga Surdela: P. Bujakiewicz i M. Skrzypczak można kilka przejść direttissimy północnej 7-9 XII. ściany Mięguszowieckiego Szczytu, kilka prób Mięguszowiecki Szczyt — północno-wschodnia grzęda: P. Barabaś, P. Bujakiewicz, R. Kołakow­ przejścia grani wokół doliny, dwa czy trzy ski i T. Targalski 13-14 I 1983 przejścia depresji Niżnich Rysów. Blisko Mała Rogata Szczerbina — droga Węgrzynowi­ trzecia część wszystkich odnotowanych w cza od północy: P. Barabaś i R. Kołakowski 25 I. „książce wyjść" dróg to wspinaczki żlebem Kocioł Kazalnicy — tzw. Ściek (pierwsze przejś­ Kurtyki i rysą StrzelskiegO' na Mnichowe cie 'bez poręczowania): K. Drożdżeński i K. Pan­ kiewicz 14-16 H. Trzeci biwak w Kotle. Plecy. Równie dużym powodzeniem cieszyły Mięguszowiecki Szczyt — superdirettlssima pół­ się różne drogi na Mnichu i Żabiej Czubie. nocnej ściany: R. Dawidek i R. Krokowski 13 III „Książka wyjść" informuje o 1 tylko próbie (I przejście jednodniowe?). ataku na wschodnią ścianę Mięguszowieckie­ Kazalnica Mięguszowiecka — „kamt filara". go (drogą Jana Surdela). Nie odnotowano K. Niechciałkowski i M. Pawlikowski 13-14 III. żadnego przejścia drogi Łapińskiego na Ka­ Kazalnica Mięguszowiecka — droga Długosza (z Dwoistym Zacięciem): M. Danielak i P. Konopka zalnicy czy nip. północnej ściany Pośredniego 13-14 III. Szczytu Mięguszowieckiego. www.pza.org.pl 23 HALA I PIĘĆ STAWÓW W otoczeniu Doliny Pięciu Stawów wyniki są ciekawsze, na pierwsze zimowe przejścia Również na pozostałym obszarze polskich czekało tu przecież kilka dróg wytyczonych Tatr Wysokich ruch wspinaczkowy był w ostatnich latach. Ponieważ z ich identy­ skromny. „Książka wyjść" z „Murowańca" fikacją bywają kłopoty, informacje o przejś­ informuje o kilku przejściach filara Świni cy ciach podajemy za autorami wpisów w oraz obu ścian Kościelca — zachodniej i „książkach wyjść" bądź notatek przesłanych wschodniej. Nie słychać o ani jednym przejś­ do „Taternika": ciu takich „zimowych" dróg, jak komin Drege'a, droga Dorawśkiego na północno¬ Walentkowy Wierch — komin północno-wschod­ niej ściany: L. Jacewicz, G. Nitka, J. Skrzypczyń- -wschodniej ścianie Świnicy czy droga Wi- ski i B. Stefko 3 II 1982. Pierwsze przejście zi­ cherkiewicza na północnej ścianie Kozich mowe. Czub. Sezon zimowy rozpoczęły tu dwa zes­ Przełączka nad Dolinką Buczynową r— droga Ka­ poły z KW Łódź, przechodząc 12 grudnia łuży i Wiatraka: J. Bakoń, J. Krajewski, R. Krzy­ 1982 drogę Jaworskiego i Pawlikowskiego żak i B. Stefko 4 II. Pierwsze przejście zimowe. Kozie Czuby — filar Skłodowskiego na ścianie (tzw. direttissimę) oraz drogę Dorawśkiego południowo-zachodniej: R. Celej, J. Szulc i A. Ko- i Sokołowskiego na północnej ścianie Wiel­ kocha 14.11. Pierwsze przejście zimowe. kiej Buczynowej Turni (odpowiednio: A. Ma­ Zamarła Turnia — droga Jargiły i Paćkowskie- karczyk i M. Sygnet oraz J. Głuszczak i J. Ja- go: T. Krok, J. Mastalerz i W. Niemiec 14 i 16 II. chymski). Pierwsze przejście zimowe. Kozie Czuby — pojudniowo-zachodni filar dro­ ga Markiewicza: J. Markiewicz i T. Serkowski 25 II. Pierwsze przejście zimowe. Schemat drogi na Kazalnicy — opis na s. 44. Kozi Wierch — lewy filar południowo-zachodniej Rys. Justyna Nyczanka ściany, droga Michnowskiego: J. Markiewicz i M. Zieliński 5 III. Pierwsze przejście zimowe. ^WC/ĄG/ WSPÓLNE Kozi Wierch — prawy filar południowo-zachod­ Z DtUGOSZEM niej ściany, droga Krzyżaka i Mastalerza: W. Nie­ 12. p 50m miec i P. Nowiński 20 III. Pierwsze przejście zi­ mowe.

Z ambitniejszych powtórzeń w tym rejonie należałoby wymienić przejście Komina Po­ kutników na Buczynowej Strażnicy (Z. Mły­ narczyk i J. Ryszewski 30 III) oraz dwa przejścia wschodniego filara Zadniego Gra­ natu (W. Gnoiński i P. Kwiatuszewski 14 II; J. Speil i K. Zdzitowiecki 26 II). Do redakcji

t,Taternika" wpłynęły też opisy pierwszych przejść dokonywanych w rejonie Światowej Czuby i Orlej Ściany, nie przytaczamy ich jednak z uwagi na przepisy o ochronie re­ zerwatów ścisłych.

TATRY ZACHODNIE

Kilka meldunków otrzymaliśmy też z Tatr Zachodnich, gdzie sezon zimowy mocnym akcentem otworzyli koledzy Marcisz i Ver- messy. Ponieważ działalność w tej części Tatr jest bardziej rozproszona, trzeba przyjąć, iż iprzejść było tam znacznie więcej. A oto te, o których wiemy:

Kozi Grzbiet — nowa droga północną ścianą (direttissima): A. Marcisz i W. Vermessy 2-3 XII 1982 (V, A0-A1, i4 godzin). Długi Giewont — nowy wariant (wprost grzędą) do drogi Cywińskiego „Na Szczerbinkę": R. Da­ widek i P. Konopka 9 I 1983. Pośrednia Sucha Czuba Kondracka — nowa droga środkowym kominem północnej ściany: Z. Mły­ narczyk 1 II 1983 (Vj, A2). Raptawlcka Grań — pierwsze zimowe przejście tzw. „.załupy Drzewusa": Krokowski i K. Malza- /S7BIWAK cher 3 II 1983. PÓtKA Z KRZAKICM Ratusz — nowa droga lewą częścią północno-za­ chodniej ściany (?): A. Jagocha i J. Księski 19 II 1983. Nadesłany opis zawiera niejasności, nie Opr. M. Momaiiuk możemy ich jednak rozwikłać, gdyż autorzy — jak to często bywa — nie podali swoich adresów, 24 www.pza.org.pl NA SŁOWACJI

Zimą 1982-83 kilku klubom udało się zor­ ganizować obozy — za pośrednictwem „Al- rnaturu" bądź też Biura Turystyki Zagranicz­ nej PTTK. Niektóre z nich trafiły na nie­ sprzyjającą pogodę jak np. obóz KW Wroc­ ław (15-29 stycznia). W kartce znad Zielone­ go Stawu Kieżmarskiego donosił Aleksander Lwów: „Pogoda przypomina Himalaje zimą. Książka wyjść pusta od wielu tygodni, a chatar twierdzi, że właściwie nic się tu do tej pory nie działo." Bardziej pozytywny meldunek przekazał Ziemowit J. Wirski:

„W dniach 12-19 marca AKA Politechniki War­ szawskiej zorganizował po raz pierwszy od trzech lat zimowy obóz na Słowacji — w Dolinie Mięgu­ szowieckiej. Mimo krótkiego pobytu (efektywnie 6 dni), wyniki są dość interesujące. 14 marca An­ drzej Sluzek i Marek Wosik wytyczyli nową dro­ gę na wschodnim filarze (w dole lewym żebrem) Małej Baszty. Tegoż dnia Marek Pokszan z Ma­ ciejem Rzeszutko pokonali w 5 godzin wschod­ nią ścianę Wysokiej w sposób być może nie prak­ tykowany, drogą Dobruckich (WHP 1297) do koń­ ca trudności, dalej wprost do góry przez spiętrze­ nie (na prawo od żebra, zalodzonym kominkiem) i z odchyleniem w prawo do drogi Motyki, iktórą na południowo-wschodni wierzchołek. Kombinację tę powtórzyli następnego dnia w 6 godzin Marek Kubiś, Tadeusz Targalski i Ziemowit Wirski. 16 marca Targalskl i Wirski dokonali prawdopodob­ nie pierwszego polskiego zimowego przejścia ca­ łości zachodniego żebra Zadniej Osterwy — z przejściem grani Igieł w Osterwie (AP V-XVI. 112). W dzień później Kubiś z Pokoszanem przeszli po­ łudniowy filar Ganku, zaś IR marca Targalski i Wirski weszli na Dziurawą Przełęcz drogą Vitka ze schronisk i skonsultowaniu z obserwato­ (A. P. V — XVI. 45). Na uwagę zasługuje wyczyn rami PZA. Tadeusza Targalskiego, który 14 marca uczestni­ czył w przejściu drogi Derdy na Pośredniej Basz­ Jak to wyglądało' w praktyce? Przyjmuję cie, po czym tegoż dnia przeszedł samotnie w 2 za oczywiste i konieczne wpisanie zakazu godziny drogę Preyznera na tymże szczycie." wyjść na przełomie roku, kiedy to w Tatrach Uczestnicy obozu FAKA, Tadeusz Filipowski i zanotowano bardzo duże opady śniegu i la­ Krzysztof Pilawski przeszli 8-10 II drogę Rybicki winy groziły wszędzie. Właśnie wtedy zda­ na północnej ścianie Pośredniej Złotej Kazalnicy rzył się tragiczny w skutkach wypadek za­ (WHP 3380). sypania turystów na szosie powyżej Włosie­ nicy przez lawinę, która zeszła z Głębokiego ZAMKNIĘTE GÓRY Żlebu. Ale to, co działo- się w lutym na Hali było dla mnie (i nie tylko dla mnie) zupeł­ Spędziłem minionej zimy w Tatrach w nie niezrozumiałe. Spędziłem tam 12 dni i w czasie kilku pobytów ok. 30 dni ii mogę ciągu 8 dni obowiązywał zakaz wyjść „po­ stwierdzić, że charakteryzowała się ona dość wyżej górnej granicy lasu". Abstrahuję już niekorzystnymi warunkami pogodowymi i od faktu, że w tym samym czasie Kasprowy śniegowymi. Dla tych jednak, którzy mimo Wierch „pękał w szwach", a jak wiadomo, to chcieli się wspinać, było też dodatkowe i on znajduje się powyżej górnej granicy la­ utrudnienie: zamykanie gór. We wszystkich su. Świadomie łamiąc przepisy, wspinałem trzech schroniskach ogniskujących ruch ta­ się cały czas i zrobiłem z partnerem 7 dróg ternicki, „książki wyjść" wypełnione są wpi­ — na Granatach, Czarnych Ścianach, Koś­ sami: „Zagrożenie lawinowe III stopnia; za­ cielcu, Zmarzłych Czubach. Warunki były kazuje się wszelkich wyjść turystycznych i kiepskie, to prawda, ale mogę z całą odpo­ taternickich powyżej granicy lasu — GOPR- wiedzialnością stwierdzić, że w ciągu tych -PZA." dni ani razu mie znalazłem się w strefie za­ grożenia lawinowego (a robiłem np. komin Doskonale rozumiem konieczność działania Drewnowskiego czy „Zetkę" na Kozich Czu­ profilaktycznego w Tatrach, potrzebę ostrze­ bach). Co więcej, chociaż schodziłem kilko­ gania — nie tylko początkujących •— o za­ ma żlebami, nigdzie nie widziałem śladu grożeniu lawinowym i innych niebezpieczeń­ lawiny. Do tego wszystkiego panowała pięk­ stwach. Ale wydaje mi się, że tym razem na słoneczna pogoda. ktoś mocno przesadził. Piszę „ktoś", ponie­ Jest mi przykro, że złamałem obowiązu­ waż dyżurny ratownik na Hali poinformował jące nas wszystkich przepisy, ale co koledzy mnie wymijająco, iż decyzje o wpisaniu „za­ zrobiliby na moim miejscu? Może postąpili­ grożenia lawinowego III stopnia" zapadają by tak, jak uczestnicy kursu dla początku­ w centrali GT GOPR po> zebraniu meldunków jących, którzy cały prawie czas spędzili w

www.pza.org.pl 25 „Betlejemce", boć przecież żaden instruktor pozwolą nam zbliżyć się do kompletu informacji. Oto kilka uzupełnień, jakie otrzymaliśmy do se­ (i słusznie) nie zaryzykuje wyjścia w sytuacji zonów minionych: „zagrożenia lawinowego III stopnia". Problem nabrzmiewał stopniowo, aż wresz­ Raptawicka Grań — Z. Młynarczyk i M. Ziach przeszli 28 II 1981 drogę W. Myszkowskiego (T. cie znalazł sensowne rozwiązanie: Komisja 4/76 s. 147), przypuszczalnie jako pierwsi w zimie. Tatrzańska PZA ustaliła z GT GOPR, że Czoło Filara Mięguszowskiego — I przejścia zi­ wpisy w „książkach wyjść" będą miały od­ mowego drogi Uchmańskiego i Starka dokonali 18 tąd charakter ostrzeżeń a nie obowiązujących i 20 II 1981 P. Bujakiewicz, P. Wojtek i A. Wyso- czański (powrót zjazdami); I przejścia zimowego zakazów —• decyzję taternicy będą mogli drogi Łozińskiego „Czarnym Zacięciem" dokonali podjąć sami. I słusznie! W końcu ci, którzy 20 i 21 II 1981 A. Marcisz i A. Sobolewski (zeszli znają Tatry dobrze, wiedzą, że tak naprawdę również zjazdami). to każdej zimy jest zaledwie kilka czy kil­ Mały Młynarz — direttissimę przeszli W. Jano­ wski, M. Piekutowski i K. Śmieszko nie, jak podał kanaście takich dni, kiedy niebezpieczeństwo T. Preyzner, w marcu 1981, lecz 24—27 XII 1980. lawin jest ogromne. Na ogół jednak prawie Raptawicka Grań — uwaga do notatki A. Mar­ zawsze można wybrać taką drogę i takie cisza w T. 4/80 s. 179: droga lewym ograniczeniem pod nią podejście, aby sprowadzić ryzyko- do Świecznika („lewy komin Zająca") została przeby­ ta klasycznie wcześniej niż w maju 1980. W. Poręb­ rozsądnego minimum. ski i J. Zygmunt przeszli ją klasycznie 25 XII 1978 w 41/2 godziny (V+). Polecili im tę drogę A. UZUPEŁNIENIA Chruściel i S. Krawczyk, którzy przeszli ją 7 VII 1975 z własnym wariantem wyjściowym (V+). Niestety, sporo informacji wymyka się co roku, fcym razem np. nie złożono ani „Taternikowi", ani Kazalnica — droga Długosza: M. Pawlikowski i Komisji Tatrzańskiej sprawozdań z obozów w Ta­ K. Żurek 26 II 1982 (w 13 godzin). trach Słowackich. Ponawiamy więc apel do Kole­ Kazalnica — droga Chrobaka i Heinricha: M. gów o nadsyłanie uzupełnień do omówień, które Pawlikowski i Z. Winiarski. 7—8 III 1982.

MACIEJ PAWLIKOWSKI Odkrycie Suchych Czub Kondrackich

Suche Czuby w głównym grzbiecie Tatr Zachodnich interesowały mnie od dość daw­ na; ale dopiero- jesienią 1982 r. znalazłem partnerów, którzy zechcieli mi tam towarzy­ szyć. Dziwi mnie, że 'dotychczas tak niewielu taterników zwracało uwagę na ten rejon, mi­ mo iż jest on „na widoku" (np. z Giewontu) i leży w pobliżu turystycznych szlaków. Przed nami na północnej ścianie Pośredniej Suchej Czuby miały miejsce dwie próby wspinaczkowe, obie zakończone po pierw­ szym wyciągu. Informacje, które posiadałem, skonsultowałem z Witoldem H. Paryskim, któ­ ry też „zatwierdził" wysokości przeze mnie zaproponowane. Efektem mego zainteresowa­ nia tą okolicą są dwie nowe drogi na najwy­ bitniejszej w całym murze Pośredniej Suchej Czubie — nie natknęliśmy się na nich na żadne ślady poprzedników. Minionej zimy przybyła tam trzecia droga — Zbigniew Młynarczyk przeszedł 1 lutego 1983 komin (V, A2).

I. Lewą częścią północnej ściany: Anna Kierpiec i Maciej Pawlikowski 15 IX 1982. Trudności VI, 4 godziny. Północna ściana Pośredniej Suchej Czuby opada do Doliny Suchej Kondrackiej prawie 200-metro- wym urwiskiem, którego podstawa ma przebieg ukośny. W środkowej części widać olbrzymi ko­ min, przecinający ścianę lekko skośnie w prawo — aż do 2/3 jej wysokości. Początek drogi ok. 40 m na lewo od zatoki leżącej u podstawy owego komina — z mniejszej zatoki piargów porośniętej bujną roślinnością. Kruchą trawiastą rynną, po kilkunastu metrach skręcającą w lewo, wchodzimy na koniec trawiastej półki. Stąd w górę przez eksponowaną ściankę (IV) z lekkim trawersem w prawo (V) do mokrego zacięcia (V), którym w górę na prawy koniec ukośnej półki. (Na ściance pozostały 2 haki z pętlami). Z końca pół- 26 www.pza.org.pl Suche Czuby Kondrackie widziane z Giewontu — w tyle Kopy Liptowskie i grupa Krywania. 1. Czuba Goryczkowa (1913 m) ; 2. Wielka (Wysoka) Sucha Czuba (ok. 1870 m); 3. Pośrednia Sucha Czuba (ok. 1850 m) ; 4. Maia Sucha Czuba (o|k. 1840 m). Strzałki wskazują obie drogi Macieja Pawlikowskiego. Fot. Józef Nyka

ki obok nyży przez ściankę skośnie w prawo (III) sze drogi przechodził np. prof. Jan Burchart pod przewieszkę (hak) i prosto w górę na płyty (IV-III) do podstawy komina. Komin iten po le­ z towarzyszami na przełomie lat 1950'60). wej ograniczony jest filarkiem, a po prawej — Nazwa „Suche Czuby" pojawiła się w latach żółtozielonymi okapami. Dnem komina (V H) w międzywojennych — w nawiązaniu do Su­ górę w pewnej skale pod siodełko (VI, zostawio­ ny hak z pętlą). Wchodzimy na siodełko z koso­ chej Doliny Kondrackiej, która dawniej zwa­ drzewiną i dalej kilka metrów przez krzewy, a na też była Doliną Pustą. Pomiary austriac­ następnie niewybitnym filarkiem jeszcze 2 wy­ kie z lat 1876-80 -dały dla Pośredniej Suchej ciągi na szczyt (II). Czuby wysokość 1832 m, dla Wielkiej (?) — II. Prawym filarem północnej ściany: Krzysztof 1881 m, co na mapie 1:75 000 błędnie powią­ NiechciałkowTski i Maciej Pawlikowski 19 IX 1982. Trudności V+, 2 1/2 godziny. zano- z nazwą Czuby Goryczkowej. Południo­ wą stroną grani wiedzie ścieżka turystyczna, W prawej części północnej ściany Pośredniej Suchej Czuby wyodrębnia się wybitny filar, któ­ zaprojektowana w r. 1936, zbudowana w la­ rego skały schodzą najniżej do Doliny Suchej tach 1970-71. Dc-dajmy jeszcze, że w Dolinie Kondrackiej. Jego wysokość wynosi ok. 220 m. Suchej Kondrackiej rośnie pierwotny bór Z najniższego punktu ostrogi stromym żebrem w górę przez niewielką przewieszkę do zacięcia świerkowy z dobrze zachowaną klimatyczną (hak). Z zacięcia na żeberko po prawej i w górę górną granicą świerkowo-jarzębinową, wni­ pod ściankę (łatwo w lewo?). Przez ściankę prosto kającą w zarośla kosodrzewiny, jest to- więc w górę (V+) na trawiastą półeczkę. Z niej lekko skośnie w górę (III) obok uschniętych drzewek rejon o ostrym reżimie ochroninym. (jn) na płyty (IV). Dalej w górę rozpłaszczonym fila­ rem stosunkowo łatwo na przełączkę za wybitną turniczką w 2/3 wysokości ściany. Od lewej na przełączkę wyprowadza wielki komin ze środko­ NIGDY BEZ KASKU wej części północnej ściany. Z przełączki skalisto- trawiastym terenem (II) jeszcze 3 wyciągi na szczyt. Czerwcowe zeszyty kilku pism alpinistycznych przyniosły alarmujące ostrzeżenia, by nie ulegać Od Redakcji. Dorzućmy przy okazji parę nowej modzie wspinania się bez kasków. Wylan- informacji o tym nie tylko- wspinaczkowo in­ sowano ją na Zachodzie w skałkach, przenika już teresującym rejonie. Suche Czuby należą geo­ jednak także w Alpy. Pit Schubert z Sieherheits- logicznie do tzw. wyspy krystalicznej Gorycz­ kreis DAV stwierdza, że o ile w ostatnich latach kowej i zbudowane są ze skał jądra krysta­ w górach RFN notowano rocznie przeciętnie 1 cięż­ licznego jednostki Giewontu. Są to — mimo szy uraz głowy spowodowany wspinaniem się bez iż w głębi zalegają skały osadowe — granity kasku, o tyle w r. 1982 zanotowano już 10 tego czy, ściślej, granitoidy, przypuszczalnie pow­ typu wypadków, w tym aż 5 śmiertelnych. Podob­ stałe przez przeobrażenie starszych skał łup­ ny sygnał znajdujemy w angielskim piśmie „Clim- kowych. Głęboko wcięte szczerbiny powsta­ ber and Rambler" (6/1983) : w Anglii i Walii (z ły w strefach uskoków. Jako pewna anomalia wyłączeniem południowej części tego kraju) sta­ geologiczna, rejon ten już sto lat temu tystyka za r. 1982 podaje 17 cięższych kontuzji przyciągał geologów, którzy też głównie po głowy, przy czym w 12 przypadkach poszkodowani nim chodzili, a nawet wspinali się (łatwiej­ nie używali kasków.

www.pza.org.pl 27 Zadni Gierlach 1944

W nocy z 9 na 10 października 1944 r. w wierzchołkowej partii Zadniego Gierlachu rozbił się samolot radziecki, wiozący z Kros­ na żołnierzy II Czechosłowackiej Brygady Spadochronowej, mających włączyć się do Słowackiego Powstania Narodowego. Zginęło 24 ludzi, Słowaków i Rosjan, których ciała zebrano w r. 1946 i pochowano w Gierla- chowie na Spiszu. Jedno ze śmigieł umiesz­ czono nad tablicą pamiątkową na cmenta­ rzu pod Osterwą. Ogólnie wiadomo, że na Na miejscu katastrofy 18 września 1945 r. — Jan szczątki samolotu natknęli się pierwsi tater­ Masopust z działkiem pokładowym. nicy polscy, Tadeusz Orłowski (dziś profesor Fot. Josef Ungr i sekretarz PAN) oraz Danuta Schiele (-Se- madend). W „Vysoke Tatry" 5/1982 (s. 22) zaprzeczył temu Ivan Bohuś, stwierdzając, 1620) na północno-zachodniej ścianie Zadnie­ że pierwsi na miejsce katastrofy dotarli 18 go Gierlachu. Już w żlebie w górnej części września 1945 r. czterej taternicy czescy z drogi uwagę wspinaczy zwrócił duży arkusz HO KĆST Naehod, którym dzień wcześniej blachy aluminiowej. Mógł on się tam dos­ grupa Polaków w Dolinie Wielickiej zwró­ tać tylko od góry. Gdy zbliżali się do szczy­ ciła uwagę, że w masywie Gierlachu coś tu, rozglądali sdę więc ciekawie. Rozrzucone się w słońcu błyszczy. „W ustnych relacjach na znacznej przestrzeni leżały po stronie — pisze Ivan Bohus — .udział Polaków uległ Doliny Batyżowieckiej części samolotu oraz stopniowemu wyolbrzymieniu i wypaczeniu." zmasakrowane ciała ludzkie. Teren był zu­ Tymczasem u nas relacje nie były ustne, pełnie łatwy i prof. Orłowski zszedł do lecz pisemne. Wiadomość zamieścił „Tater­ miejsca katastrofy. Na jednym z elemen­ nik" 2—3/1947 na s. 59—60, rozwinął ją w tów widać było dobrze czerwoną gwiazdę, obszerneji notatce w r. 1965 partner i przy­ również mundury ofiar wyraźnie wskazywa­ jaciel prof. Orłowskiego, Witold H. Paryski ły na ich pochodzenie. Widząc, że i Danuta w 12 tomie „Tatr Wysokich" (s. 30), doda­ podąża w jego ślady, zawołał do niej, by jąc informację, że „dalsze szczątki tego sa­ nie zbliżała się, gdyż „jest tu pełno trupów". molotu znaleziono potem również i po dru­ Pamięta do dziś jej odpowiedź: „Co mi tam giej stronie południowo-wschodniej grani o trupach mówisz, wiesz przecież, że mam Zadniego Gierlachu, w żlebie zbiegającym z za sobą powstanie warszawskie." Przełęczy Tetmajera ku Dolinie Wielickiej." Bawiąc na Słowacji nie całkiem legalnie, O słowo wyjaśnienia zwróciliśmy sdę w prof. Orłowski zawiadomił o znalezisku przy­ tej sprawie do samego prof. Orłowskiego. W jaciół słowackich, Slavę Cagaśika czy też swoich zapiskach z r. 1945 bez trudu zna­ Stefana Kovalćika, którzy z kolei złożyli lazł on datę 18 sierpnia 1945 r. Z biwaku w meldunek władzom. Tak wyglądają fakty i Dolinie Kaczej wraz z Danutą Schiele prze­ nie ma powodu, by je rewidować. szedł tego dnia drogę Komarnickich (WHP Józef Nyka

JACEK KOLBUSZEWSKI Sezon w Tatrach i po sezonie

Maria Kalota-Szymańska: Sezon w Tatrach i po Uwagi Sokołowskiego „O istocie i drogach sezonie. Gdańsk 1981 s. 70, Wydawnictwo Morskie, cena zł 15. — Aleksander Wojciechowski: Ta­ rozwoju nowoczesnego taternictwa" wzbu­ trzańskie, 1954—1978. Poznań 1982, s. 78, Wydaw­ dziły niemałe zainteresowanie, ale te jego nictwo Poznańskie, cena zł 30. sugestie przeszły bez echa. Na tle bogatego dorobku literatury o Tatrach, tradycje „poe­ Marian Sokołowski uważał w r. 1924 zji taternickiej" jawią się wręcz ubogo, wią­ „możliwość istnienia poezji taternickiej" za żą z niewielką liczbą nazwisk i jeszcze nie wymagającą specjalnej argumentacji i mniejszą ilością godnych uwagi tekstów, postulując — w imię podniesienia kulturo­ spośród których do tej pory naprawdę wy­ twórczych wartości taternictwa — jej stwo­ różniała się tylko ekspresjonistyczna „Pieśń o rzenie, bardzo się dziwił, że „z całej plejady czekanie" (1931) Anny Ludwiki Czerny. duchów obdarzonych talentem poetyckim nie znalazł się dotąd ani jeden, który by Niemal równoczesne ukazanie się w r. sięgnął do tej nieprzebranej skarbnicy i 1982 zbiorków wierszy taternickich Marii stworzył rzecz arcypiękną i — arcynową." Kaloty-Szymańsfciej i Aleksandra Wojeie-

28 www.pza.org.pl chowskiego jest więc wydarzeniem godnym rze „dwoistość" widzenia tych samych fak­ uwagi, tym większej, że coraz częściej mó­ tów i zjawisk, obserwowanych raz z perspek­ wi się ostatnio o kryzysie kulturotwórczych tywy zdobywczej aktywności, drugi — pod wartości taternictwa, a zauważyć warto, że kątem niemożności powtórzenia dawnych obie te książki należały w ubiegłym roku do wyczynów. najbardziej poszukiwanych i zafascynowały Oglądem przestrzeni rządzi tu czas. Ten nie tylko taterników. Ale bo też mowa tu sam element czasu całkiem inaczej został 0 dwóch bardzo dobrych, bardzo zresztą od wykorzystany w poezji Aleksandra Wojcie­ siebie różnych, zbiorach poezji. chowskiego, również, jak Kalota-Szymańska, Maria Kalota-Szymańska wydała w r. taternika, spoglądającego na Tatry z perspek­ 1964 tomik „Sezon w Tatrach" — teraz zaś, tywy taternickiej. Tu wyjaśnienie każdora­ po latach, dopisała do niego część drugą zowej „inności" gór wpisane jest w aprio­ („Po sezonie") i ogłosiła całość, zderzając ze ryczną niemal pewność, że siebie samego sobą dwa różne widzenia Tatr: owo daw­ powtórzyć nie można. W tej interpretacji niejsze, pełne zdobywczej pewności, z tym taternictwo staje się zdobywaniem wiedzy o późniejszym o lata, pełnym pokory i żalu za sobie, będąc zarazem budowaniem poczucia minioną przeszłością, ale też pełniejszym i jedności z innymi ludźmi gór. Wojciechows­ głębszym o samowiedzę wyniesioną i z gór, ki operuje innym językiem niż Kalota-Szy­ 1 z upływu lat. Powtórzenie wierszy z „Se­ mańska, jest bardziej powściągliwy w ekspre­ zonu w Tatrach" nie jest tu. jednak tylko sji uczuć — lecz jest tak samo jak Kalota- mechanicznym przedrukiem; utwory z róż­ -Szymańska współczesny. A przecież i on nie nych okresów spinają w jednorodną całość kryje swego umiłowania gór i zwraca uwagę klamry „Prologu" i „Epilogu" wyraźnie mó­ na ich niemal obsesyjną obecność w życiu wiące, że choć przez lata zmienił się czło­ taternika i (tak samo jak Kalota-Szymańska, wiek wchodzący w góry i góry też się zmie­ choć inaczej) wskazuje na ich niepowtarzal­ niły, to jednak jest to ten sam człowiek i są ną ważność. to te same góry, inne są tylko formy byto­ Oba te zbiory dają poetyckie świadectwo wania w tej jedynej, najprawdziwszej górs­ współczesnego rozumienia gór (zwracam kiej ojczyźnie. Maria Kalota-Szymańska do­ uwagę na „Epilog" Kaloty-Szymańsfciej i tyka przy tym najważniejszych spraw zwią­ „Góiry" Wojciechowskiego) i wspinaczki, oba zanych z człowieczym obcowaniem z górami, zawierają wiersze interesujące i piękne. zwracając uwagę zarówno na to że są one Wyrażone w nich podobieństwa postawy przedmiotem różnych ludzkich wmówień jak (przy inności poetyckich języków) wynikają i na to że dają człowiekowi możliwość zo­ z przyjęcia podobnie taternickiej perspekty­ baczenia siebie „we właściwym wymiarze wy widzenia Tatr i podobnego rozumienia człowieczego bytu". Co przy tym ciekawe, wartości taternictwa. I już dziś można po­ poetka nie zrezygnowała z prób zmierzenia wiedzieć, że jako te świadectwa naszej się z „tradycyjnymi" tematami poezji ta­ współczesności oba zbiory wierszy wejdą do trzańskiej, odnosząc rzeczywiste sukcesy historii literatury o Tatrach i taternictwie, artystyczne w takich wierszach, jak „Halny" dowodząc, że kryzys kulturotwórczych war­ i „Ich czas jest inny". Najciekawsza jednak tości taternictwa jest tylko jednym z i najbardziej wartościowa jest w tym zbio­ aspektów naszej tatrzańskiej współczesności.

PIT SCHUBERT 0 bezpieczeństwo wspinaczki w lodzie

Alpy Walijskie, lato 1976. W północno¬ Wypadek autentyczny, jeden z wielu po­ -wschodniej ścianie Lenzspitze wspina się dobnych, choć nie wszystkie kończą się tak jakaś dwójka. Widać, że dobrzy alpiniści. smutno. Bo też prawdą jest, że jeszcze rok Ich tempo jest równe i szybkie, a raki przy temu serdecznie mało wiedzieliśmy o fak­ każdym kroku chwytają się lodu. Ale oto tycznej efektywności asekuracji stosowanej zjawia się chmurka i przesłania szczyt. Gdy na ścianach lodowych. Jakie obciążenie wy­ po kwadransie znika, nie ma już na ścianie trzyma śruba rurkowa a jakie „korkociąg"? obu wspinaczy. Wykluczone, ażeby w tym Jak wpływa jakość lodu na pewność punk­ czasie zdołali dojść do wierzchołka. A może tów asekuracyjnych? Czy można w lodzie coś się stało? Ależ tak, miły Boże — pod ryzykować odpadnięcia, czy też przy więk­ ścianą leżą bez ruchu dwa ciemne kształty. szym locie żegnać się z życiem? Wytwórnie Niedługo zjawia się helikopter i przewozi sprzętu skąpiły danych wytrzymałościowych, ciężko rannych do szpitala w Visp. Nieste­ a określenia w katalogach były ogólnikowe ty, 300-metrowy upadek był zbyt duży — i bardziej literackie, aniżeli techniczne. nie uda się ich już uratować. A jaki był W tej sytuacji Zespół Bezpieczeństwa powód tragedii? Ano, zwyczajne zaufanie (Sicherheiitskreis) Deutscher Alpenverein do ogólnie stosowanych środków bezpieczeń­ wespół ze szkołą instruktorów wojskowych stwa w lodzie. przeprowadził szeroko zakrojone (i kosz-

29 www.pza.org.pl Różne typy śrub lodowych po testach. Od lewej: 3 śruby Salewa-Ultra; 2 zwykle śruby Salewa; 4 śruby Chouinarda (1 pękła z powodu utajonej wady materiału); 1 radziecka śruba tytanowa; 2 rurki Camp i 2 rurki Simonda. Dolny szereg: 1 snarg Lowe; 1 snarg Camp; 2 snargl Elitę; 2 pójrurkl Stubai; 2 spirale Salewy; 1 spirala Camp; 3. wkręty Simonda; 2 Marwy; 1 tradycyjny wycior lo­ dowy z kółkiem. Fot. Sicherheitskreis towne!) badania śrub i haków lodowych, a małościowych w lodzie. Niektóre modele także metod asekuracji w lodzie, spędzając okazały się tak złe, że przy obciążeniach ok. 3 tygodni na lodowcach Argentiere, rzędu 500 kG, a więc o połowę niższych od Rettenfoaehferner i Sonnfolickkees. Próbom wymaganych, łamało się 25—35% testowa­ poddano1 przeszło 300 haków i śrub lodo­ nych egzemplarzy! Tak np. amerykańska wych niemal wszystkich dostępnych na wytwórnia „Lowe" produkuje snarg, którego rynku typów, przeprowadzono też dziesiątki wytrzymałość określiliśmy na 1000—1100 doświadczeń ze sposobami wbijania ich w kG. Ten sam jednak model, produkowany lód i zakładania stanowisk. Aby wyniki w nieco' zmienionym kształcie konstrukcyj­ sprawdzianu jak najbardziej uwiarygodnić, nym przez włoski „Camp" okazał się nie­ poprosiliśmy Referat Bezpieczeństwa Oester- zwykle łamliwy: na 14 poddanych testom reichascher Alpenverein o- przeprowadzenie egzemplarzy, 11 złamało się przy obciąże­ niezależnych badań kontrolnych. Objęły one niach w granicach 700 kG. ok. 70 śrub i haków, w całości potwierdza­ Ustalono, że moc tkwienia śruby lodowej jąc nasze wnioski. zależy głównie (choć nie wyłącznie) od jej Realizując testy, staraliśmy się symulo­ grubości i długości. Im grubsza i dłuższa wać rzeczywiste sytuacje w ścianie. Posz­ jest rurka, tym większa niezawodność punk­ czególne śruby i haki były obciążane qua- tu asekuracyjnego. Oto śruby rurowe za­ si-dynamieznie — za pośrednictwem wielo­ kwalifikowane przez 'nas jako godne reko­ krążka naciąganego przez 4—6 osób zbie­ mendacji —• długości w cm i otrzymywane gających po stoku, lufo też dynamicznie — obciążenia w kG (kp): za pomocą masy 75 kg ześlizgującej się na sankach. Próby przeprowadzaliśmy w lodzie rurka Salewa-Ultra 17 cm 1150—1300 „średnio dobrym" (0,7—0,8 kg/dm3). Przy 22 cm 1400—1600 ocenie poszczególnych modeli jako wyma­ 28 cm 1450—1700 rurka Salewa 25 cm 1200—1500 ganie standardowe przyjęto' utrzymywanie 35 cm 1300—1600 obciążeń rzędu 1000 kG (kp), gdyż takie rurka Chouinarda 17 cm 1200—1300 mniej więcej siły — wliczając 33% rezerwy 22 cm 1300—1500 :!8 cm 1600—1750 bezpieczeństwa — mogą wywiązać się w ha­ rurka tytanowa (ZSRR) 38 cm 1350—1400 kach przelotowych przy upadku prowadzą­ rurka Camp 30 cm 1100—1300 cego. snarg Lowe 23 cm 1000—1100 snarg Elitę 20 cm 1000—1100 Wyniki były zaskakujące dla nas samych. Na 17 zbadanych modeli, tylko 7 mogliśmy Ogólnie biorąc, zalecamy używanie śrub uznać za godne polecenia. Resztę trzeba by­ rurowych i snargów. Wybierając model, ło zdyskwalifikować — z różnych powo­ warto zwrócić uwagę na ostrość uzębienia, dów: błędów konstrukcyjnych, wad materia­ od czego zależy łatwość i szybkość osadze­ łowych, zbyt niskich parametrów wytrzy­ nia śruby. Natomiast generalnie odradzamy

30 www.pza.org.pl używania tzw. korkociągów, spiral lodowych oraz wszelkich wkrętów o kształtach ko- nicznych (stożkowych), które przy osadza­ niu kruszą lód, a przy szarpnięciu łatwo wyskakują. Tradycyjne wyciory lodowe z kółkami, którym tak ufaliśmy jeszcze 10 lat temu, wypadły przy próbach bardzo źle, wytrzymując szarpnięcia zaledwie 100—300 kG. Nasze doświadczenia przyniosły też kilka bardzo- istotnych ustaleń odnośnie metod asekurowania się. Wynika z nich, iż wiele tez podręcznikowych trzeba będzie poddać rewizji. Pod jakim kątem w stosunku do stoku na­ leży osadzać śrubę lodową lub hak? Poda­ wana dotąd w literaturze wartość 120—135° nie uzyskała praktycznego potwierdzenia. Po seriach prób okazało się, że haki i śruby tkwią najmocniej, gdy osadzone są pod ką-

Trzy różne wkręty Simonda — nie nadają się one Prawidłowy trójkąt sił na stanowisku w ścianie lo­ do asekuracji w lodzie, natomiast bardzo dobrze dowej. •spisują się np. w tatrzańskich trawkach. Rys. Sepp Lassmann

tern 90°. Ponieważ w praktyce kąt taki trudno jest utrzymać, a każde jego żmniej- szenie jest niekorzystne, radzimy wbijać śruby pod kątem 95—400° (90 + 5—10°). Kąt ten obowiązuje dla wszystkich typów śrub i haków lodowych, i to zarówno dla kierunku „w dół" jak i „w górę". Długość śrub ograniczać się może do 28 cm. Dłuższe niż 30 cm polecane są dla gorszego lodu, my jednak uważamy, iż kruchy lód należy zrą- bać, a jeśli zalega on i głębiej — stosować inne rodzaje asekuracji. Chciałbym tu też zwrócić uwagę na błęd­ ność powszechnego przekonania, że krótszy czy w ogóle słabszy hak (śruba) nadaje się na -punkt przelotowy, dłuższy natomiast — na stanowisko-. Tymczasem jest odwrotnie: jeśli stosuje się asekurację dynamiczną, a tylko- taka ma sens w lodzie, przy odpad­ nięciu- wspinacza punkty przelotowe otrzy­ mują obciążenia 2—2,5 raza większe, niż stanowiskowe, i dlatego- właśnie haki na wyciągu muszą być niezawodne. Przy do­ Snargi: z lewej bardzo dobry oryginalny snarg brym lodzie, dobrej śrubie i asekuracji pói- .„Lowe", z prawej bezwartościowe kopie firmy .„Camp". wifolinką można stanowisko- ograniczyć do www.pza.org.pl 31 1 punktu.. W sytuacjach wątpliwych bądź rzędu 300—500 kG (przy plecaku nawet 500— też przy zwiększonym ryzyku (np. pod prze­ 700 kg). Mając pewną wprawę, zakłada się wieszką) osadzamy na stanowisku 2 śruby takie stanowisko w ciągu 1 minuty. Pamię­ (snargi, baki) i łączymy je pętlą w „trójkąt tać zaś trzeba koniecznie, że pospolicie sto­ sił". Nowością w stosunku do dawniejszej sowane; ubezpieczanie z czekana wbitego- w „szkoły" będzie to, że śrub nie umieszczamy firn zawodzi już przy obciążeniach 50— na jednym poziomie, lecz w odległości ok. 150 kG, nie może więc być żadną miarą po­ 75 cm jedna nad drugą — z przesunięciem lecane. względem siebie o 10—15 cm w linii po­ Wolny przekład: J. Nyka ziomej. Wówczas obciążenie obu punktów Od Redakcji. Już po przygotowaniu numeru jest najkorzystniejsze, zresztą nie tylko w „Taternika" otrzymaliśmy od kolegów z Sicher- lodzie ale i w skale (zob. rysunek). Uwagi heitsreferat OeAV wyniki ich prac kontrolnych, powyższe nie są jednakże zachętą do lek­ które wnoszą pewne dodatkowe ustalenia. Tak np. testowali oni śruby i haki osadzając je w lo­ ceważenia jakości stanowiska. Przeciwnie: dzie dwojakiej jakości: „złym" (06—0,7 kg/dm') i jeśli zawiedzie hak przelotowy, nie oznacza „dobrym" (0,8—0,9 kg/dms). Ujawniła się przy tym to jeszcze katastrofy — zawieść nie może bardzo duża zależność wytrzymałości punktów asekuracyjnych od tego, czy mamy do czynienia natomiast stanowisko. z firnem, czy lodem bliskim szklistego (wod­ nego, 0,92 łqg/dms). W lodzie „złym" uzyskiwa­ I jeszcze jedna sprawa. Mówiąc wyżej o no tylko 50%, a przy niektórych typach śrub (np. kiepskim łodzie (a tym bardziej dotyczy to stożkowych) zaledwie 30% tych wartości, jakie no­ firnu), wspomniałem o konieczności stoso­ towane były przy lodzie „dobrym". Stosunkowo najlepiej spisywały się tu śruby rurkowe Sale­ wania innych rodzajów asekuracji. Mam tu wa-Ultra 22 cm długości (800 kG) oraz snargi na myśli przede wszystkim metodę kotwy Lowe (700 kG), wszystkie inne modele ze złego (T-Verankerung, Toter Mann), polegającą lodu wyskakiwały przy obciążeniach mniejszych niż 400 kG. Austriacy zalecają osadzanie na wy­ na wkopaniu w firn na co najmniej 50 cm ciągu pierwszej śruby przelotowej 8 m nad sta­ ułożonego w poprzek stoku i oplecionego nowiskiem, co nam się wydaje odległością zbyt pętlą czekana, młotka, plecaka lub jakiejś znaczną. W końcu czerwca 1983 r. OeAV i DAV urządziły w Alpach sympozjum poświęcone środ­ części ubrania. Wyprowadzone na powierz­ kom bezpieczeństwa przy wspinaniu się w lodzie chnię, wcięte w firn cięgło stanowi punkt — miano na nim uzgodnić ostateczne wnioski, asekuracyjny, wytrzymujący działanie sił które nie są nam jednak do tej pory znane.

JÓZEF NYKA Alpy - idee, sensacje, rekordy

Zadurzeni w Himalajach, straciliśmy z przedgórzy (ze ścianami bądź co- bądź do oczu nasze Tatry, a od paru lat zaniedbuje­ 500 m wysokości!). Patrick Gabarro-u, Mi­ my także rodzime — bo europejskie — chel Piola, Pierre-Alain Steiner — to głów­ Alpy. Grup polskich gości tam co prawda ni bohaterowie ostatnich sezonów. Piola ma kilka lub kilkanaście w ciągu roku, ludzi 23 lata, lecz dorobił się już dróg na wielu około setki, lecz programu sportowego brak słynnych ścianach, z Eigerem i Matterhor­ a i do wyników nikt nie przywiązuje więk­ nem włącznie. Latem 1982 w samym tylko szej wagi. Sytuacja niezdrowa, wszak na masywie Miont Blanc rozwiązał 10 ważniej­ drodze z Tatr w Himalaje etapu alpejskiego szych problemów. Duże możliwości stoją przeskoczyć się nie ida, są też Alpy ciągle otworem w Alpach Szwajcarskich, gdzie zda­ jeszcze kolebką nowych prądów i idei, wy­ rzają się jeszcze „odkrycia" całych dziewi­ wierających wpływ na ewolucję alpinizmu czych ścian. Oto kilka nowych dróg z alpej­ w innych górach świata. Poświęćmy więc skiego lata 1982: chwilę uwagi temu, co aktualnie dzieje się na ich ścianach i przedpolach, by wypełnić Mont Blanc — hyper couloir du Brouillard (700 przynajmniej informacyjna lukę i naszkico­ m kaskad lodowych na prawo od filarów): P. Gabarrou i P.-A. Steiner 13—14 maja, VI, 20 go­ wać tło do oceny własnych dokonań. dzin. Mont Gruettą — nowa klasyczna droga wschod­ nią ścianą: Laura Ferro i U. Manera 18—19 lipca. GABARROU, PIOLA I INNI — południowo-wschodnim fila­ rem: M. Piola i P.-A. Steiner 18—19 lipca, odcin­ W kolejnych kronikach sezonów przeczy­ ki VI i VII. Opinia autorów pierwszego powtó­ rzenia: „Z pewnością najpiękniejsza i najtrudniej­ tać można, iż w Alpach wyczerpały się już sza droga skalna w masywie Mont Blanc." Drogi definitywnie skalne i lodowe problemy. Nie nie należy mylić z drogą Pioli, Steinera i Voglera jest to jednak prawda, nawet w odniesie­ z sierpnia 1981. niu do najpopularniejszych ścian. Można Mont Blanc — direttissima filara Freney (na le­ wo od Długosza): J. Ba-rdill, M. Piola i P.-A. przyjąć, że na obszarze całych Alp przyby­ Steiner 10—12 sierpnia, VI+. wa w ciągu roku 100—150 poważniejszych dróg, nile licząc paruset rozwiązań w rejo­ Finsteraarhorn — pierwsze w ogóle przejście 700-metrowej ściany południowo-wschodniej: W. nie intensywnie obecnie eksplorowanych Colonna i P. Gabarrou.

32 www.pza.org.pl PIERWSZE PRZEJŚCIA ZIMOWE

Amatorów wspinaczki zimowej zawsze było w Alpach mniej, ale i tu wyniki są ciekawe. Pierwsze przejścia zimowe otrzy­ mują drogi z ostatnich sezonów (rzadko czekają one dłużej niż rok czy dwa), wy­ szukiwane są okresowo powstające ścieki lodowe, wreszcie drogi przeoezane dotąd przez ziniowców. W Alpach Francuskich os­ tatnim sezonom zimowym ton nadawali żoł­ nierze stacjonującej w Chamonix „kompanii wysokogórskiej" (była taka niegdyś w Tat­ rach) czyli Groupe Militaire de Haufte Montagne (GMHM). Jak wynika z zesta­ wień sporządzonych dla nas przez Tadeusza WoWkonowieza, zimą 1982—83 pierwsze przejścia otrzymały m.in.: Matterhorn — droga Pioli na Zmuttnase: D. An- ker z 2 towarzyszami 25—31 grudnia 1982. Drus — zapomniana a wspaniała zimą droga braci Lesueur (z r. 1953) na północnych ścianach: A. Parkin i T. Renault 10—13 stycznia 1983. Mont Blanc — hyper couloir du Brouillard: E. Escoffier, Ch. Profit i P. Royer 12 stycznia (w 9 godzin!). Grandes Jorasses — Całun, zimą przebywany wielokrotnie, tym razem jednak dorobiono 350- metrowe wyprostowanie: H. Sachetat i J. D. Se- guier 21 i 22 stycznia. Mont Blanc — filar Derobe du Freney: E. Esco- fier, A. Esteve i P. Royer 23—24 stycznia. Takie ściany czekają jeszcze tu i tam na zdobyw­ Petit Dru — droga T. Grossa na zachodniej ców — Finsteraarhorn od południowego wschodu, ścianie: Jugosłowianie J. Sabolek i J. Skoto 6—10 droga Colonny i Gebarrou. Reprodukcja z ,,La marca. Montagne" 4/1982. Zupełnie spowszedniało w Alpach wspina­ nie samotne — notowane są już tylko naj­ Petit Dru — direttissima francuska na zachod­ wybitniejsze premiery. W alpinizmie kobie­ niej ścianie: M. Bruel, H. Giot, Ch. Profit i H. Sachetat 21 lipca — 21 września (w 6 ,,tentatives"). cym pałeczkę przejęły ostatnio Czeszki i Sło­ waczki. Tak np. 3 lutego 1982 Zlatica Pod- Grosshorn — nowa droga 1000-metrową ścianą horska (notabene znana mistrzyni skałko­ północną: Jugosłowianie Z. Drobnic, R. KoyaC i J. Skok 4 października. wa) dokonała pierwszego w zimie przejścia solowego (!) Couloir du Diable Mont Blanc Odnotujmy tu też dużej klasy nową drogę du Tacul, zaś Zuzana Hofmanova i Alena poprowadzoną na schyłku minionej zimy: w Steblikova zrealizowały 11—14 lutego 1982 13-dmiowej samotnej wspinaczce od 21 mar­ pierwsze w ogóle zimowe przejście głośnej ca do 2 kwietnia 1983 „Pająk" Pavel Pochy­ drogi angielskiej na północno-wschodniej ły przeszedł „direttissimę idealną" północnej ścianie Piz Badile. „Wielki wyczyn i nie­ ściany Eigeru; w linii prób swoich ziomków. wątpliwie ważna data w historii alpinizmu" Jest to trzecia już droga czechosłowacka na — skomentował francuski kronikarz, Clau- tym sławnym urwisku. de Deck.

Z lewej Michel Piola, z prawej Patrick Edlinger, francuski mistrz skały. Zdję­ cia z „Montagnes" i „Alpinisme et Randonnee". www.pza.org.pl ALPY TYLKO DLA WYBRANYCH? czeniowy wyraźnie słabnie. W latach 1978—79 przebyto klasycznie co ciekawsze drogi w Komisja Tatrzańska PZA sygnalizuje od Dolomitach — Pilastro di Rozes, Vinat:zera paru lat przesuwanie się zainteresowań ta­ na Torre di Valgrande, drogi Philippa i terników z solidnych dużych dróg na Wspi­ Flamma oraz Messnera na Civetcie, drogi naczki nieomal skałkowe — na Mnichu, Ża­ Carlessa i Cassina na Torre Trieste, Comi- bim Mnichu, Zamarłej Turni. Obserwacje z ciego na Cima Grandę i Cassina na Cima Alp pozwalają uznać, że jest to zjawisko Ovest... Latem 1981 zespół braci Voglerów szersze. Oto notatka na ten temat przygo­ przeszedł klasycznie filar Bonattiegio; rta towana w oparciu o „La Montagne" 1/1983 Dru, z wyjątkiem 50-metrowej rysy (VI— przez red. Helenę Sławińską: VII). W lipcu 1982 M. Pedrini uporał się i z tym odcinkiem („20 m VII— bez odpoczyn­ Ellsabeth Voltolini ze schroniska Envers opra- ku"), D. Lacroix z towarzyszami zrobił w . cowała statystykę przejść 30 dróg na wschodnich i południowych ścianach Aiguilles de Chamonix w tym samym czasie klasyczne przejście po­ latach 1972—82. Przedstawiamy tu dwa z ilustrują­ łudniowej ściany Aiguille du Fou. cych jej pracę wykresów (w poziomie lata; w pio­ nie osoby): „Wszyscy gdzieś się spieszą, gdyby to jesz­ cze wiedzieli po co" —- pisał kiedyś Ludvik • La face est de 1'aiguille du Grepon. Aszkenazy. W myśl tej; maksymy trwają na Premierę ascension le 19 aout 1911 par ścianach Alp prawdziwe wyścigi. Mistrzami G.-W. Young avec J. Knubel et autres; w tej konkurencji są Patrick Berhault, Ueli dlfficulte de Tescalade D. Biihler (partner Piotrowskiego z NangaPar- bat), Ohristophe Profit, Jugosłowianin Fran- Sek Knez. Wybierane są przede wszystkim znane i widoczne ściany, bowiem element reklamy jest zawsze ogromnie ważny. La­ tem 1979 Berhault przeszedł północną ścia­ nę Les Droites (drogą Davaille'a) w 51/2 godziny, zaś drogę Bonattiego na Filarze Narożnym w 2 godziny (dwie dalsze zajęło mu dojście1 granią do szczytu). J.P. Frossard i J. Troillet uporali się z drogą Schmidów • La face sud de 1'aiguille du Fou. Premierę na Matterhornie w 41/2 godziny. W lutym ascension les 25 et 26 juillet 1963 par T. Frost 1982 Boivin i Berhault przeszli jako dru­ et autres; difficulte de lescalade ED. dzy w zimie Czerwony Filar Brouillard w 3 1/2 godziny (pierwsze przejście zimowe trwało 3 dńi!), zaś w dzień później — cen­ tralny filar Brouillard (I przejście zimowe) w 6 1/2 godziny. W r. 1974, w sierpniu, świat obiegła wiadomość, iż Reinhold Messner przeszedł północną ścianę Eigeru w 11 1/2 godziny. Latem 1981 tę samą drogę Kas- parka zrobił Ueli Biihler w 8 1/2 godziny — z o wiele mniejszym rozgłosem. W lipcu 1982 wynik ten poprawił Franćek Knez, przechodząc ścianę — zupełnie bez reklamy Już te przykłady potwierdzają dwie wyraźne — w 6 godzin. Miał ze sobą 10 m liny, 3 tendencje dominujące obecnie w Alpach. Coraz karabinki, 2 młotki lodowe, 1 czekoladę i mniej zwolenników mają duże klasyczne drogi na paczkę neapolitanek. „Na szczycie — po­ ważniejsze szczyty, chociaż są one łatwiejsze tech­ nicznie i nie muszą być poprzedzane długimi ćwi­ wiedział — czułem się jak po przejściu czeniami. Zwiększa się natomiast zainteresowanie zwyczajnej drogi, a nie słynnej Eiger-Nord- drogami o ekstremalnych trudnościach, za to krót­ wand." kimi, a już zwłaszcza tymi, które zaczynają się w pobliżu schronisk i które pokonuje się w Mimoi takiej; rewolucji w stylu wspinania, trzewiczkach wspinaczkowych, a kończy zjazdami. Drogi takie dostępne są dla wspinaczy znakomicie wstrząsem dla górskiego światka był wy­ wyszkolonych i wymagają regularnych treningów. czyn Ch. Profita na zachodniej ścianie Pe­ Cieszy, oczywiście — pisze „La Montagne" — tit Dru w dniu-30 czerwca 1982. Uzbrojony wzrost elity alpinistycznej, niepokoi jednak rów­ noczesne gwałtowne załamanie się zainteresowań w młotek lodowy i torbę magnezji przebiegł przejściami klasycznymi, gdyż niechęć do tego on directe americaine w 3 godziny i 10 mi­ typu wspinaczki nie jest, jak się okazuje, wyni­ nut, witany na szczycie przez komendanta kiem przejściowej mody. Sport alpinistyczny po­ winien być dostępny dla licznych jego entuzjas­ GMHM, Jean-Claude'a Marmiera. Dodać jed­ tów, którzy nie mogą poświęcać wiele czasu na nak trzeba, że swe przedsięwzięcie skrupu­ doskonalenie umiejętności technicznych i utrzy­ latnie przygotował, przechodząc drogę wcześ­ mywanie kondycji i którzy nie uprawiają go wy­ łącznie dla wyczynu czy rekordu. niej kilka razy, studiując trudniejsze pasa­ że, a nawet deponując na wyjściu z partii EIGER-NORDWAND W 6 GODZIN skalnej buty, czekan i raki. W wywiadzie udzielonym magazynowi „Montagnes" (nr Nadal trwa w Alpach redukowanie sztucz­ 50) Profit oświadczył, że nie dąży, Boże nych ułatwień na drogach, ale boom odha- broń, do ustanawiania rekordów, lecz w 34 www.pza.org.pl swych wyczynach próbuje „zgłębić samego oraz Patrickowi Derredowi (w klasie dróg ED). Biegi te odbywają się po specjalnie wytyczonych siebie, poznać swoje granice — tak fizyczne, i oznaczonych torach (circult), z których każdy jak i moralne". Jak z tego widać, łatwiej łączy po kilkadziesiąt krótkich (do 5 m) dróg. Ko­ odważyć się na solowy bieg po 1000-metro- lor czerwony oznacza drogi ED, kolor niebieski — wej ścianie, aniżeli na przyznanie się, że TD. Zanotowano też nowe rekordy w tzw. marathon się jest po prostu... sportowcem. d'escalade. Poprzednie głośne wTyczyny Edlingera i Perriera, którzy przebyli w Verdon w ciągu 1 MARATONY WSPINACZKOWE dnia przeszło 1800 m dróg o trudnościach powyżej IV, zostały ostatnio przewyższone. Nowy rekord Na obrzeżach Alp od kilku lat bujnie roz­ należy do tynkarza z Thonon, Jeana Grelosa, któ­ ry w masywie Saleve wspinał się bez przerwy wija się tzw. wspinaczka sportowa — od przez 27 godzin, powtarzając 10 razy tę samą zrodzonego w Fontainebleau boulderingu skrajnie trudną 150-metrową drogę. W początku poczynając, a na klasycznych przejściach października 1982 poprawił on sam siebie: z róż­ nymi partnerami wspinał się non-stop przez 25 okapów w Verdon, Frank en jura czy Pakle- godzin, pokonując na przemian dwie drogi VI i nicy kończąc. Trudności wyśrubowano do VI+ i dochodząc również do łącznej deniwelacji X stopnia, wydawane są deklaracje ideowe, 1500 m. Grelos prowadził przez cały czas, a w no­ cy towarzyszyły wspinaczce ciemności i złe wa­ powstają specjalne kluby i czasopisma, jak runki atmosferyczne. „Chciałbym zainicjować „Bouldering" w Anglii, „Bouldern" w RFN współzawodnictwo — oświadczył jednej z gazet. — czy „Flue-Zittig" w Szwajcarii. Do zawodów Wzywam do walki wszystkich, którzy zechcą po­ typu krymskiego stosunek wspinaczy za­ prawić mój rekord." chodnich nacechowany jest rezerwą — sztucznie podtrzymywaną przez ideologów. NOWA MODA: ŁAŃCUCHÓWKI Mistrzowie skalnej akrobacji — Patrick Edlinger (por. T. 2/82 s. 80), Wolfgang Giil- Jednakże z nową drogą, wielką solówką lich (tamże), Kurt Albert, Jurg von Kanel czy ambitnym przejściem zimowym trudno — reprezentują różne nastawienia, działacze już dziś trafić na czołówki gazet — trzeba natomiast są przeciw. Ale młodzież nie stro­ wymyślić coś, czego jeszcze nie było. ni od przeróżnych konfrontacji, jak choćby zawody na przewieszonej ścianie o to, kto Georges Bettemfoourg od paru lat lansuje dojdzie najwyżej. Ostatnio powstała we narciarstwo... żaglowe (ski-voile) — akroba­ Francji nowa konkurencja, o czym donosi tyczne zjazdy bez kijków, za to z żaglem nam z Paryża Piotr Paćkowski: przypiętym z tyłu do ramion i kolan. Ża­ giel stabilizuje pęd i pozwala na cudowne Współzawodnictwo tutaj polega nie na mierze­ wzloty nad szczelinami. Natomiast Roger niu czasu przejścia określonej drogi, lecz na licz­ bie dróg pokonanych w jaikiejś jednostce czasu. Fillon uprawia alpinizm spadochronowy. I tak organizowany co roku wyścig po głazach w Stosując specjalne poziome starty, dokonał lesie Fontainebleau przyniósł tym razem zwy­ cm zeskoków z Aiguille Veirte (6 czerwca cięstwo Jeanowi B. Triboutowi (w klasie dróg TD) 1982) i z Mont Blanc (2 września), przy czym 8-kilometrową drogę w dolinę poko­ nywał w 20 minut. Jego spadochron ma 15 m2 i waży 3 kg, a przypina się go do zwykłej uprzęży wspinaczkowej. Wiosną 1983 Fillon wybrał się ze swoim spadochro­ nem wraz z francuską wyprawą na Jannu. Próbował zeskoczyć z obozu V (7000' m), lecz porywy wiatru uniemożliwiały start. W dniu 17 sierpnia 1981 r. Patrick Ber­ hault i Jean-Marc Boivin przeszli w nie­ spełna 6 godzin południową ścianę Aiguille du Fou, a zaraz potem directe americaine na zachodniej Petit Dru — w 4 1/2 godziny do zaklinowanego bloku, skąd zjechali w dół. Obie drogi połączyli przelotem na dwu- miejscowej lotni, na której też wrócili zwy­ cięsko do Chamonix. Takie „wiązane" przejścia', zwane łańcu- chówkami (enchainement) są obecnie mod­ ne w Alpach, zwłaszcza francuskich. Wywo­ dzą się ze skałek, a mają też już odpo­ wiedniki w Tatrach (T. 2/82 s. 78). Oto kilka nowszych przykładów: Logiczną łańcuchówką wsławił się w dniach 1—15 lutego 1982 Renato Casarotto, który połączył kilka dróg, m.in. Rattiego* na

Patrick Berhault i Jean-Marc Boivin. Zdjęcie z „Alpinisme et Randonnee" nr 37. www.pza.org.pl 35 Aiguille Noire, Gervasuttiego na Pointę Gu- zajęła mu tylko 2 godziny. Na zejściu cze­ gliermina i centralny filar Freney, w „naj­ kała druga para nart, które posłużyły do dłuższą drogę na Mont Blanc". Przejście przerzucenia się pod Grandes Jorasses. Nie trwało długo, ponieważ towarzyszyła mu bacząc na załamanie pogody, Profit pokonał prawdziwie parszywa) pogoda. W dniu 9 lip­ w 3 1/2 godziny Całun, schodząc Granią Jas­ ca 1982 znani nam już Escoffier i Lacroix kółek z powrotem. Łącznie 3000 m deniwe­ przebiegli w 1 dzień directe aimericaine lacji, 3 duże północne ściany i 23 godziny (51/2 godziny) i filar Bonattiego (51/4 go­ „od schroniska do schroniska". dziny) na Petit Dru. Minionej zimy tenże sam Escoff ier pokonał w ciągu 21 godzin („ze * schroniska do schroniska") Filar Narożny (2 Alpiniści, kaskaderzy, czy aktorzy show- godziny) i filar Freney (10 godzin), ze szczy­ busineesu? Na razie nie jest ich wielu, ale tu Mont Blanc schodząc flanką Brenva. W będzie więcej, ponieważ ekstrawagancje łat­ tym samym czasie — 10 marca — instruk­ wo znajdują naśladowców, zwłaszcza jeśli tor FFM, Laurent Schneitter, zrobił w je­ lansują je aktualnie ogólnie uznani mistrzo­ den dzień dwie prernieres solitaires na Mont wie. „Możemy tylko wyrażać podziw dla Blanc du Tacul. Lecz rekord' zimy znów wirtuozerii, i szybkości Berhaulta i Boivina należy do Christophe Proflta, tego, co to — pisała La Montagne po ich łańcuchówce nie liczy czasu na wspinaczce. 25 lutego 1983 z użyciem lotni. — Ale nasuwa się też py­ o północy wszedł on w północną ścianę Les tanie, jakie będą dla naszej dyscypliny spor­ Droites, by przejść ją drogą Devaille'a, w 3 towej konsekwencje takich wyczynów, na­ godziny 15 minut. Pod zejściem zostawił stawionych na zadziwianie i zaskakiwanie uprzednio narty, na których dotarł pod pół­ opinii publicznej." nocną ścianę Talefre. Tu droga Gabarrou Ano, pożyjemy i zobaczymy. Halina Kruger-Syrokomska

Po raz pierwszy związałam się z nią liną na wysokości 8000 m, pod samym wierzchoł­ kiem Gasherbruma* II. Wcześniej jakoś nie nadarzyła się okazja, mimo iż często spoty­ kałyśmy się w górach. Halinka była pierw­ szą damą polskiego alpinizmu, gdy ja za­ czynałam się interesować wspinaniem. To ona pokonała, z różnymi partnerkami, kolej­ ne zaklęte dla kobiet bariery — klasyczną na Zamarłej, środek Kazalnicy, Wariant R, filar Trollryggen... W moich czasach drogi te stały się klasycznymi drogami dla pań. Halinka... A Halina była dla mnie bardziej legendą polskiego alpinizmu; niż partnerką, nawet liło nas prawie wszystko — usposobienie, po dwóch miesiącach pobytu na wspólnej zainteresowania, podejście do życia, nawet wyprawie. Skomplikowany splot przypad­ sposób przeżywania gór — zaprzyjaźniłyśmy ków doprowadził do tego, że nieoczekiwanie się i zaczęłyśmy snuć wspólne plany: grań znalazłyśmy się, tylko we dwie, o długość Tatr w zimie, Bezingi, Himalaje... A potem liny od szczytu Gasherbruma II... „Tu Anka rok po roku próbowałyśmy te marzenia i Halina, jak nas słyszycie, odbiór." I nagły realizować. Zarówno na grani Tatr, jak i wybuch radości w bazie — tak ogromny, na Murze Bezingi ciężko walczyłyśmy z po­ iż nawet nie musiałyśmy mówić, że jesteś­ godą o każdy dzień, żeby dojść jak najdalej. my na szczycie. W końcu i tu, i tam, musiałyśmy się pod­ Nasz zespół był więc dziełem przypadku. dać. Również na Makalu wczesny jesienny Mimo, że połączył nas sukces, każda z nas monsun nie dał nam zbyt wielu szans. Ale wróciła do swoich przyjaciół i do swoich najważniejsze było po prostu być w górach, planów górskich. Dopiero jesienią 1976 roku znajdować przyjemność we wszystkim. miałyśmy jechać do Szwajcarii, zbierać laury Halinkę cechował niezwykły dar jasnej za pierwsze czysto kobiece wejście na ośmio- oceny sytuacji. Wyrażała ją lapidarnym, tysięcznik. Byłam zaskoczona i dumna, gdy często dosadnym zdaniem. Zazdrościłam Halinka zaproponowała mi, żebyśmy przed­ jej, że zawsze potrafiła zadecydować od ra­ tem pojechały we dwie powspinać się w zu, kiedy należy kontynuować wysiłki, a Chamonix. Ze wspinania niewiele wyszło. kiedy pogodzie się z sytuacją. A godziła się Tylko raz, nie zważając na nieustanne bu­ z takim samym zaangażowaniem, z jakim rze, wespół z Alison Onyszkiewicz prze- podejmowała walkę, nigdy nie pozostawała szłyśmy grań Kuffnera na . obojętna czy bierna. Znana była z ciętego Resztę ulewnej kanikuły przeleżałyśmy w na­ dowcipu, ale i pogody ducha. Wydawało się, miocie na dzikim campingu. Mimo, że dzie- że w każdym zdarzeniu potrafi znaleźć tyl- 35 www.pza.org.pl ko dobre strony a zapomnieć o złych. Do­ piero z czasem zrozumiałam, ile ją to kosz­ towało. „Mam nerwy zszarpane przez tę ca­ łą wyprawę; tylko tyle daje mi zdrowy roz­ sądek" — powiedziała kiedyś na Gasherbru- mach. Bo wbrew pozorom była bardzo wraż­ liwa i przeżywała wszystko głęboko. Ale nie potrafiła pozostawać z boku. Od początku działalności górskiej praco­ wała w Klubie Wysokogórskim w komisjach sportowej, szkoleniowej, propagandy. W r. 1974 została wiceprezesem, a następnie pre­ zesem KW w Warszawie, równocześnie peł­ niąc różne funkcje w PZA. Była dobrym prezesem. Dbała zawsze o interesy całego klubu, popierała inicjatywy, wnosiła ogrom­ ny wkład w organizację wypraw, w których sama nie miała uczestniczyć. Zawsze ma­ wiała, że w życiu jej jednakowo ważne są dom, praca 1 góry. Niezwykła aktywność pozwalała jej utrzymać działalność we wszystkich tych sferach na wysokim po­ ziomie. Z wykształcenia była historykiem sztuki. Najpierw pracowała w czasopiśmie „Foto­ grafia", później w Wydawnictwach Artys­ tycznych i Filmowych, a wreszcie w Mło­ dzieżowej Agencji Wydawniczej. Gdy powie­ rzono jej kierownictwo jednej z redakcji Podezas akcji ratunkowej w Tatrach zimą 1972 książkowych, obowiązki zawodowe zmusiły wadzonej przez czterech Austriaków i ich ją do zrezygnowania z funkcji prezesa oficera Fajaza. Przez dwa dni znosiliśmy ją KWW. Ale nie wytrzymała długo i podjęła w dół, aby pochować na symbolicznym się organizacji wyprawy kobiecej na K2. cmentarzu w żebrze skalnym schodzącym Wyprawa ta rodziła się przez dwa lata w z K2. ogromnych trudnościach różnorakiej natury. Halinka pokonywała je z determinacją. Gdy Stoimy nad rozpadliną skalną. Po krót­ wreszcie dotarłyśmy w Karakorum, wyda­ kiej mowie Wandy zapada milczenie. Nic wało się, że najgorsze jest za nami. Nawet już nie można zrobić. Futschi wyciąga har­ pogoda, która od dwóch miesięcy była fa­ monijkę ustną i gra przeraźliwie smutną talna, odmieniła się w dzień naszego przy­ piosenkę tyrolską o> dziewczynie, która pro­ bycia do bazy. Przy zakładaniu obozów si przewoźnika o zabranie na drugi brzeg działałyśmy z Halinką w różnych zespo­ rzeki. Powoli wszyscy schodzą do bazy. Sie­ łach. Dopiero po kilku dniach akcji znalaz­ dzę nad grobem i patrzę na Grań Abruz­ łyśmy się tylko we dwie w bazie wysunię­ zów. Nie mogę uwierzyć. tej. Powyżej, na Żebrze Abruzzów, byli Anna Okopińska Austriacy. Nasze dziewczęta zeszły w dół, do bazy. I po całym rejwachu karawany i pierwszych wyjściach w góry zapadł spo­ kojny zmierzch. Obie odczułyśmy niezwykłą ulgę. Nareszcie po prostu w górach. Od Kazalnicy W obozie pierwszym spotkałyśmy Austria­ ków, którzy przeczekiwali wiatr. Jaki wiatr? Dla nas takich przeszkód nie było. do Gasherbrumów Czułyśmy się znakomicie. Jutro obóz II... Dotarłyśmy tam wczesnym popołudniem. Gdy w parę miesięcy po śmierci Haliny Halina przyszła zmęczona, ale zadowolona przeglądałem jej górskie notatki, przypom­ z siebie — „to nie Gasherbrumy, pani Aniu, niała mi. się rozmowa, jaką kiedyś prowa­ trzeba się wspinać". Posiedziałyśmy jeszcze dziliśmy w Tatrach. Był koniec maja 1981 trochę u Austriaków, z którymi zdążyłyśmy r., góry świeciły jeszcze' zupełną pustką. Rok się. już zaprzyjaźnić. Wreszcie ułożyłyśmy wcześniej, podczas wspinaczki z kursanta­ się w namiocie, czekając na umówiony kon­ mi na Zadnim Kościelcu, Halina uległa po­ takt z bazą. Przemarznięta na wietrze, oba­ ważnej kontuzji i po skomplikowanej ope­ wiając się przeziębienia, wzięłam aspirynę racji kostki przez wiele miesięcy nie mogła nawet marzyć o wspinaniu. Ten majowy 1 zasnęłam. „Jak się czujesz?" — zapytała z ! troską Halina, gdy się przebudziłam. I za wyjazd był dla niej pierwszy po długiej przerwie. Pamiętam, jak denerwowała się chwilę straciła przytomność. Nie odzyskała przypinając do butów raki, pamiętam też jej mimo godzinnej akcji podawania tlenu, wiełk? ulgę malującą się na jej twarzy, sztucznego oddychania i masażu serca, pro- www.pza.org.pl 37 gdy w parę godzin później — po przejściu Żlebu Mmiehowego i filarka Porębskiego — znaleźliśmy się na szczycie Zadniego Mni­ cha. Wiedziała już, że wypadek nie zosta­ wił poważniejszych następstw — powiedzia­ ła wtedy: „Wiesz, Andrzej, miałam niezłe­ go stracha; właściwie do dziś nie byłam pewna, czy będę się mogła dalej wspinać. Zrobiłam wiele dróg, kilkanaście nielichych, takich, co, to naprawdę są coś warte. Ale szkoda by było, gdyby to miał być już ko­ niec." Myślę, że warto przypomnieć przynaj­ mniej te drogi Haliny, o których powie­ działa „nieliche". Pierwsze trzy sezony letnie w Tatrach nie zapowiadały — jak sama nieraz wspominała — żadnej rewelacji. Motyka na Zamarłej, Stanisławski na Mnichu, parę dłuższych graniówek — to były osiągnięcia najcie­ kawsze. Zimą 1959—60 przeszła m.in. pra­ wy filar Cubryny i północną Mięguszowiec­ kiego Szczytu. Wśród jej partnerów z tam­ tych lat nie było prawie kobiet. Przełom nastąpił latem 1960 roku. Andrzej Pacz­ kowski pisał później o tym w książce „Od Łomnicy do Mont Blanc": „Ewenementem sezonu — może w trakcie tamtego lata, tak obfitego w sukcesy, niezauważalnym — była dniowej wspinaczce obie panie pokonały działalność zespołów kobiecych, a w prak­ północno-wschodnią ścianę Aiguille du Gre- tyce promotora większości przejść, Haliny pon (3482 m) drogą Younga i Knubla. Było Kruger. W zmiennym towarzystwie Małgo­ to pierwsze kobiece przejście tej drogi, bo­ rzaty Surdel (-Nykowej), Danuty Topczew­ wiem w Alpach — jak i dziś zresztą — skiej (-Baranowskiej) i Janiny Zygadlewicz kobiety rzadko wspinały się w samodziel­ przeszła m.in. środek północnej ściany Ka­ nych zespołach. Nie powiódł się natomiast zalnicy, Żabią Turnię, kant hakowy Mnicha, Polkom atak na słynną drogę Bonattiego na płyty Wrześniaków na Zamarłej. Symbo­ Grand Capucin, z której w r. 1969 miały licznym niejako było jej przejście wraz z się wycofać raz jeszcze. D. Topczewską drogi klasycznej na połud­ Tymczasem w lecie 1968 było spotkanie niowej ścianie Zamarłej Turni. Od śmier­ z górami Norwegii. Gdy po powrocie zapy­ telnego wypadku sióstr Skotnicówien oto­ tałem Halinę o wrażania, powiedziała: „Sta­ czona była Zamarła legendą nie sprzyjają­ ry, dostałam za wspinanie puchar — jak cą podejmowaniu podobnych prób." prawdziwy sportowiec!" Tą krótką uwagą Dzisiaj sukcesy te nie wydają się niczym skwitowała swe wspaniałe osiągnięcie — niezwykłym, ale 23 lata temu były to pierw­ pierwsze przejście kobiece a siódme w ogó­ sze kobiece przejścia dróg uważanych za le słynnego 1500-metrowego filara Troll- bardzo poważne. I nie będzie przesady jeśli ryggen (z Wandą Błaszkiewicz-Rutkiewicz, stwierdzimy, że wyczynowe taternictwo 9—11 sierpnia). Sensacyjny sukces Polek czysto, kobiece tak naprawdę zaczęło się od nagrodzili Norwedzy specjalnymi puchara­ tych kilku dróg z lata 1960 roku. mi. W „Taterniku" komentował go Andrzej Lato 1961 przyniosło jej przejścia jeszcze Paulo: „Jest to chyba największy wyczyn trudniejsze. Ż Danutą Topczewską przebyła w historii, skalnego alpinizmu kobiecego w północną ścianę Małego Kieżmarskiego dro­ Polsce i jedno z najpoważniejszych przejść gą Stanisławskiego, zaś z Wandą Błeszyń- kobiecych w skali światowej." ską-Łącką •— lewą połać ściany Kazalnicy. W r. 1969 Halina wzięła udział w pierw­ W końcu lipca 1962 r. wraz z Janiną Zygad­ szym zimowym przejściu drogi Łąckiego na lewicz przeszła słynny wówczas Wariant R Małą Wołową Szczerbinę, latem zaś uczest­ na Mnichu, a w sierpniu 1963 — w dwu­ niczyła w dorocznym spotkaniu „Rendez- dniowej wspinaczce z J. Dyczkiem — lewy -vous Hautes Montagnes", wchodząc granią filar Kazalnicy, najtrudniejszą podówczas Hórnli na Matterhorn. Lato 1970 przynios­ skalną drogę Tatr Polskich. Nie powiodły ło jej wyjazd w góry Azji Centralnej — w się jej natomiast dwie próby przejścia gra­ Pamiro-Ałaj i Pamir. 10 sierpnia wraz z ni wokół Morskiego Oka, podjęte zimą Wandą Rutkiewicz i kilkoma kolegami sta­ 1963—64 w towarzystwie Janiny Zygadle­ nęła na Piku Lenina (7134 m). A potem wicz, a także pierwszy wyjazd w Alpy, na znowu były Tatry i kolejne zimy znaczone 8-dmiowy obóz w Zermatt w sierpniu 1965. przejściami takich dróg, jak Korosadowicza 1 W dwa lata później wyjechała Halina z na Kazalnicy, Stanisławskiego na Mnichu Wandą Rutkiewicz do Chamonix. W dwu­ czy Łapińskiego na Kazalnicy (w lutym 38 www.pza.org.pl 1974 r. — z Jackiem Porębą). I wreszcie rok brosławą Miodowicz i Anią Okopińską prze­ 1975 — spełnienie marzeń o górach najwyż­ szła — w kilka godzin! — północną ścianę szych: wyprawa w Karakorum. Trudno w Ułłutauczany przez tzw. Deskę. Biwakowa­ alpinizmie operować pojęciem „rekordu liśmy wówczas obok naszych pań i dobrze świata", ale takim właśnie rekordem było pamiętam, jak Rosjanie kiwali głowami i wejście Haliny i Anny Okopińskiej na powtarzali: „Ale te wasze himalajskie Gasherbrum II (8035 m). Był to przecież dziewczyny trzymają tempo!" Następnego la­ pierwszy ośmiotysięcznik zdobyty przez sa­ ta w składzie wyprawy KW Warszawa zna­ modzielny zespół kobiecy, a wyczyn podob­ lazła się pod Makalu (8481 m) — skończyło ny nie został do tej pory zrealizowany, się na niezbyt zaawansowanej próbie, po­ choć już paręnaście pań przekroczyło ma­ dobnie jak rok później w Kaukazie, gdzie giczną granicę 8000 metrów. W kraju na­ zła pogoda udaremniła zamiar trawersowa­ grodą był Złoty Medal za Wybitne Osiąg­ nia Muru Bezingi. Była jeszcze próba przej­ nięcia Sportowe. ścia zimowej grani Fogaraszy w Rumunii, Efektem wyjazdu do Chamonix w r. 1976 a wreszcie w r. 1980 ów kursowy wypa­ było wejście drogą Kuffnera na Mont dek na Zadnim Kościelcu. Na szczęście już Maudit (pisze o tym Anna Okopińska). Rok latem 1981 r. Halina mogła znowu znaleźć się w Alpach, przechodząc z Anną Oko­ później nastąpiły dwie próby zimowego pińską północny filar Aiguille du Chardo- przejścia kobiecego grani Tatr, również z net, grzędę Brenva na Mont Blanc, wresz­ Anną Okopińską — druga w dniach 2—9 cie centralny filar Les Courtes. lutego 1977 doprowadzona w ciężkich wa­ runkach atmosferycznych aż do Przełęczy Wspinając się w Alpach, myślała już o Wielickiej. Pisząc sprawozdanie do „Tater­ przyszłorocznym powrocie w Karakorum, nika" nazwała Halina to przedsięwzięcie pod najwspanialszy szczyt świata, K2. Nie „małym zimowym spacerem". przeczuwała, że zostanie pod nim na zaw­ W r. 1977 uczestniczyła w obozie wyczy­ sze. nowym PZA w Kaukazie. Wraz z Do- Andrzej Skłodowski

LEON SZUBERT Gdy krzepnie rtM Góry i doliny po naszemu

Nasi wydawcy dobrze o tym wiedzą, że książki górskie, a już tatrzańskie w szcze­ gólności, nile zajmują długo miejsca na księ- karskieh półkach. Dlatego chętnie sięgają do tej tematyki, zwłaszcza, że i krąg poczyt­ nych autorów rozrasta się z roku na rok. O zamierzeniach wydawniczych z dziedziny górskiej pisał ostatnio „Taternik" w nume­ rze 1/1981. Od tego czasu nasze domowe bi­ blioteczki wzbogaciły się o kilkanaście pozy­ cji, które warto by na tych łamach szczegó­ łowo omówić, a zanim to nastąpi — przy­ najmniej odnotować. Spójrzmy więc, co nam piękna gwara góralska, którą autor, jako w ciągu ostatnich dwóch lat zaoferowały zakopiańczyk, włada z dużą biegłością. Stron poszczególne oficyny wydawnicze: 516, do tego wszywka ze zdjęciami. Nakład 30 000 + 350 egz., cena zł 75. Wydawnictwo Literackie 3. W lipcu 1982 ukazała się książka Wła­ dysława Krygowskiego „W litworowych i 1. We wrześniu 1981 r. pojawiła się w piarżystych kolebach". Jest to jak gdyby księgarniach książka Jerzego Młodziejow- dalszy ciąg jego wspomnień wydanych przed skiego „Moja tatrzańska symfonia". Wspom­ pięcioma laty pod tytułem „Góry i doliny po nienia obejmują okres bez mała półwiecza, mojemu". Teksty, uzupełniają ciekawe, rzec autor zaś jest, jak wiadomo, geografem, można historyczne już zdjęcia. Stron 224, muzykiem-kompozytorem i taternikiem, a nakład 20 000 + 350 egz., cena zł 120. więc każdy z nas znajdzie w teji uroczej ga­ 4. Późną Wiosną 1983 r. otrzymaliśmy ko­ wędzie coś dla siebie. Stron 276, nadto osob­ lejną pozycję z emblematem „WL" — tym ny arkusz z ilustracjami. Nakład 30 000 + razem powieść społeczno-fiłozoficzno-tater- 350 egz., cena zł 50. ndcką „Mięguszowiecki". Jej autorem jest 2. W październiku 1981 r. otrzymaliśmy Witold Juliusz Kapuściński, lekarz z zawo­ gruby tom „Gawęd Skalnego Podhala" w du, słowo wstępne napisał literat i taternik, wyborze i opracowaniu Włodzimierza Wnu­ Piotr Wojciechowski. Książka ma szansę stać ka. Starsze pokolenie zna już niejedną z się schroniskową lekturą na długie tatrzań­ tych opowieści, ale są i takie, które czyta skie siąpawice. Stron 345, nakład 10 000 -f- się po raz pierwszy. Wartość ich podnosi 345 (zaledwie!), cena zł 120. www.pza.org.pl 39 Młodzieżowa Agencja Wydawnicza

W tym samym czasie, co książka Piotrow­ skiego, ukazał się inny obraz zimowej przy­ gody w wielkich górach: „Rozmowy o Eve¬ reście", których autorami są Leszek Cichy, Krzysztof Wielicki (obaj zdobywcy szczytu) oraz Jacek Żakowski (dziennikarz). W prze­ ciwieństwie do dwóch poprzednich pozycji, jest to relacja z wydarzeń sprzed zaledwie dwóch lat, a więc publikacja dość aktualna. Zapewne m.in. dlatego zyskała tak żywię przyjęcie wśród czytelników, a także kon­ trowersyjne opinie. Aż dziw bierze, że ta niewielka książeczka ma być kwintesencją utrwalonych na taśmie przeszło 30 godzin rozmów (!) i blisko 1000 stron notatek. Stron 176, nakład 39 650 + 350 egz., cena zł 55. Po osobistych zwierzeniach obu himalaistów czekamy na bardziej obiektywne sprawoz­ danie z tej tak ważnej 'dla historii alpiniz­ mu wyprawy. 5. Zasługą „Wydawnictwa Literackiego'' jest również wydanie dzieła Jacka Kolbu- szewskiego „Tatry w literaturze polskiej Krajowa Agencja Wydawnicza 1805—1939". To potężne tomisko stanowi dy­ sertację doktorską autora z roku 1965, a za­ Do swojej serii z „,7" wydawnictwo to włą­ razem pierwszą i drugą część jego rozpra­ czyło krótką i lekko napisaną historię na­ wy o piśmiennictwie tatrzańskim. Jako pra­ szych pierwszy wejść na najwyższe szczyty ca naukowa, jest to dla zwykłych zjadaczy Himalajów i Karakorum — Andrzeja Pacz­ chleba taternickiego rzecz ciężkawa do prze­ kowskiego „Siedem wielkich gór". Po kolei gryzienia, ponieważ jednak humanistów też towarzyszymy naszym wyprawom w wejś­ wśród nas nie brakuje, dla nich pozycja ta ciach ma Nanda Devi East, Kunyang Chhlish, stanowi prawdziwą gratkę. Stron 664, na­ Kangbachen, Shispare, Broad Peak Middle, kład 10 000 + 350 egz., cena (w płóciennej Gasherbrum III i Obie Kangchendzongi — oprawie) 280 zł. Południową i Środkową. Mapki i rysunki uplastyczniajią relację, a całość jest nie tyl­ Nasza Księgarnia ko do czytania, ale także do uczenia się dzie­ jów naszego alpinizmu. Stron 165, nakład W maju 1982 ir. ukazała się — nie tylko 50 000 + 350, cena zł 35. dla dzieci i młodzieży — książka Wojciecha Brańskiego „Do Himalajów, wiecznych śnie­ Sport i Turystyka gów skarbnicy". Jest to druga z kolei praca o naszej wyprawie na Kangbachen w roku Paręnaście lat temu wydawnictwo to było 1974, na szczęście wiele miejsca poświęcono niemal monopolistą w dziedzinie książki w nieji samemu Nepalowi i jego fascynującej górskiej. Później pozycję tę straciło, pozos­ starej kulturze. Jak na nasze możliwości taje jednak w naszej tematyce oficyną naj­ edytorskie, tom wydany jest niemal luksu­ ważniejszą. sowo: twarda okładka, dobry papier, dużo 1. W czerwcu 1982 r. otrzymaliśmy z „SiT" bardzo interesujących zdjęć. Stron 270, na­ „Góralskie opowieści" Józefa Kapeniaka — kład 20 000 + 300 egz., cena zł 100. opowiadania wybrane z dwóch jego zbio­ rów: „Przeciw ludziom i żywiołom" (1957) Iskry oraz „Wierchowy wykrot" (1961). Stron 224, nakład 10 250 egz., cena zł 98. Popularna seria „Naokoło świata" tego 2. W tym samym czasie przemknęła przez wydawnictwa przyniosła nam już. kilkanaś­ półki księgarń wydana w zbyt małym na­ cie wartościowych pozycji górskich. W lipcu kładzie książeczka Elmara Jenny „Ratow­ 1982 r. ukazała się w niej książka „Gdy nik w górach", najlepszy poradnik ratow­ krzepnie rtęć" Tadeusza Piotrowskiego, rela­ nictwa górskiego w całej literaturze świa­ cja z pierwszego zimowego wejścia na No- towej, zalecony przez IKAR dio powszech­ szak przed 10 laty. Sprawa niby odległa, a nego użytku. Stron 163, nakład 10 230 egz., przecież jakże aktualna w okresie zimowych cena zł. 75. zmagań z ośmiotysięcznikami, zapoczątko­ 3. W lipcu 1982 r. ukazała się książka Woj­ wanych tam właśnie przez Polaków. Istotny ciecha Wróża pt. „Święta góra Sikkimu", składnik reportażu stanowią liczne .dokumen­ zapiski z. wyprawy na dziewicze wierzchoł­ talne zdjęcia, niestety na nie najlepszym po­ ki Kangchendzongi w r. 1978, głównie zresz­ ziomie drukarskim. Stron 188, nakład 30 000 tą wierzochołek południowy, gdyż zdobyciu + 250 egz., cena zł 100. środkowego autor poświęcił zaledwie 1 1/2 40 www.pza.org.pl strony. Książkę ilustruje 50 zdjęć na dwóch w żyłach opowieści toczy się trochę w Pa­ wkładkach rotograwiurowych, zamykają ją ryżu, głównie jednak w Chamonix oraz na notki biograficzne uczestników wyprawy oraz północnej ścianie Dru. Czego w niej nie krótkie kalendarium. Stron 196, nakład ma! Są nawet kawałki zaginionego alpi­ 30 230 egz., cena zł 90. nisty, któremu z pietyzmem urządza się po­ 4. Latem 1982 weszła też do sprzedaży grzeb, okazuje się wszakże, iż ów zaginio­ książka Anny Czerwińskiej „Trudna góra ny wspinacz żyje i cieszy się dobrym zdro­ Rakaposhi", opowieść o polsko-pakistańskiej wiem. Stron 192, nakład... 160 320 egzempla­ wyprawie na tan szczyt w r. 1979. Relację z rzy (czyli niewiele mniej, niż wszystkich wydarzeń poprzedza zwięzły rys historii zdo­ omówionych tu pozycji razem wziętych!), ce­ bywania szczytu (miał on dotąd tylko 1 na zł 50. wejście), kończy ją zaś warte zapamiętania OD REDAKCJI. Z uwagi na pozycję Pol­ zdanie: „Sami wnosimy w góry konflikty ski w alpinizmie światowym, nasze reporta­ i oid nas samych zależy, czy więcej będzie że wyprawowe cieszą się dużym zaintereso­ w górach dobra czy zła." Stron 120, nakład waniem za granicą — redakcja „Taternika" 20 230 egz., cena zł 65. zasypywana jest prośbami o pomoc w uzys­ 5. Wojciech Wróż pisał we wstępie do swo­ kaniu egzemplarzy. Wartość ich dla czytel­ jej książki (SIT pozycja 3) o dwóch relacjach ników zachodnich podniosłyby krótkie stresz­ z wyprawy na Kangchendzóngę w r. 1978. czenia w języku angielskim, zawierające Ta druga — praca zbiorowa pod redakcją podstawowe informacje o poszczególnych Piotra Młoteckiego — ukazała się jednak wyprawach, a także dwujęzyczne podpisy dopiero w marcu 1983 r. — z tytułem „Dwie pod zdjęciami, jak to praktykowane jest w Kangczendzongi". W odróżnieniu od subiek­ wydawnictwach np. japońskich. Mamy na­ tywnego obrazu Wróża, tu chodzi o spra­ dzieję, że nasi wydawcy książek górskich — wozdanie w miarę obiektywne, wszechstron­ a także ich autorzy — zechcą wziąć tę su­ nie oświetlające przebieg owej świetnej pod gestię pod uwagę. względem wyników wyprawy. Pochwalić należy szatę ilustracyjną książki — koloro­ we zdjęcia tak rzadko przecież udają się na­ szym drukarniom. Nakład 29 750 + 250 egz., stron 196, cena zł 130. GOŚCINIEC, RELAX, KARKONOSZE WIERCICA 6. W lipcu 1983 roku ukazało się od dawna oczekiwane dzieło Zbigniewa Ko­ Już pełny rok ukazuje się w miesięczni­ walewskiego i Janusza Kurczaba „Na szczy­ ku PTTK „Gościniec" stała ko.umna tater­ tach Himalajów", pełna historia podboju nicka „Spacerkiem po skale". Podobny najwyższych gór świata, doprowadzona aż dział, zatytułowany „Alpinizm", prowadzi do roku 1981, a nawet 1982. Teksty uzupeł­ Władysław Janowski w „Jeleniogórskim niają mapki i liczne, starannie dobrane fo­ Informatorze Kulturalnym", który od maja tografie masywów górskich, częściowo uzys­ 1983 zamienił się w miesięcznik „Karkono­ kanych od zagranicznych autorów. Ponieważ sze". Wiadomości tam zamieszczane odno­ książka ta pod względem zakresu informacji szą się głólwnie ido wspinaczek w rejonie nie ma odpowiednika w literaturze świato­ Sudetów, choć nie tylko. Od lipca 1983 sta­ wej, warto dołożyć starań, by ukazała się lą rubrykę wysokogórską wprowadza mie­ też w którymś z języków zachodnich. Stron sięczny dodatek do „Kuriera Polskiego" pt. 462, nakład 27 750 + 250 egz., cena zł 520. „Relax", w którego dawniejszej wersji ko­ lumną taternicką opiekował się niezapom­ Przy SiT odnotujmy też z radością, że w niany Marek Malatyński. Informacje publi­ stadium produkcji weszły ostatnie tomiki kowane w tych kącikach nie są na ogół „Tatr Wysokich" Witolda H. Paryskiego. Po­ powtarzane w „Taterniku". winny one wyjść z druku w roku przyszłym. Na prośby czytelników, redakcja „Wierci- Czytelnik cy" postanowiła wznowić wszystkie dotych­ czasowe numery swego biuletynu. Plano­ wane jest wydanie 11 tomów, obejmujących 1. Z początkiem 1982 r. oficyna ta prze­ lata 1954—1982. Dodatkowo ukaże się sko­ kazała nam ładnie wydane wznowienie kla­ rowidz nazw i- .nazwisk, obejmujący także sycznej już książki Wiktora Ostrowskiego numery późniejsze. Początek wznowień prze­ „W skale i lodzie", uzupełniane nowym roz­ widziany jest na IV kwartał 1983, ostatni działem o spotkaniu z Aloszą Maiejnowem tom miałby wyjść na jubileusz 30-lecia — po 43 latach. Pierwsze wydanie ukazało Speleoklubu Warszawskiego. Orientacyjna się w r. 1937, drugie w 1974. Stron 175, na­ cena całości: ok. 6000 zł, skorowidza — 500 kład 20 320 egz., cena zł. 140. zł. Zamówienia subskrypcyjne przyjmowane 2. I na zakończenie tego przeglądu wy­ będą do końca października. Redakcja dawnictw (z pewnością nie całkiem kom­ zwraca się do starszych członków Klubu o pletnego) coś extra! W swej serii z jamni­ pomoc w zebraniu najwcześniejszych nume­ kiem „Czytelnik" wydał we wrześniu 1982 rów, a także wydawanych: równolegle drob­ kryminał alpinistyczny Jose Giovanniego nych publikacji, jak „Kaskady" czy „Okręż- „Śmierć w górach". Akcja tej mrożącej krew nica". www.pza.org.pl 41 Polacy na Dhaulagiri 1983

W skład Gdańsko-Toruńskiej Wyprawy (8167 m, II polskie wejście). Wskutek niepeł­ na Dhaulagiri 1983 wchodzili: Eva Demand nej aklimatyzacji schodzili b. wolno, przy (REN, lekarz baizowy), Zbigniew Dudrak, czym Łaukajtys — odczuwający już wyso­ Mirosław Gardzielewski, Jacek Jezierski, kość — zgubił kurtkę puchową i rękawice. Sepp Kathrein (Austria), Tadeusz Łaukaj- Biwak bez sprzętu na wysokości ok. 7500 m tys (zastępca kierownika), Andrzej Mierze­ oył b. ciężki — dla Jezierskiego il Łaukajty- jewski, Wacław Otręba, Wojciech Szymań­ sa zakończył się poważnymi odmrożeniami. ski (kierownik), Tadeusz Karolczak i Alek­ Następnego dnia czwórka dotarła do. obozu sander Lwów (dwaj ostatni dołączyli się w IV, a 20 maja wieczorem — do obozu III, Katmandu). Karawana trwała 15 dni, bazę gdzie byli idący w górę Lwów i Karolczak. założono na wysokości 4600 m w dniu 22 Wobec braku śpiworów, trzech kontynuowa­ kwietnia, ale kilka dni wcześniej dotarł pod ło zejście aż do przełęczy, Łaukajtys został północną ścianę rekonesans pod wodzą Łau- pod opieką Lwowa i Karolczaka, którzy go kajtysa. 27 kwietnia stanął obóz I na Prze­ 21 maja opuścili do obozu I. Po przenoco­ łęczy Północno-Wschodniej (5780 m). Następ­ waniu, 22 maja sprowadzali go w fatalnej nie założono na drodze normalnej obozy pogodzie (brak widoczności, groźba lawin) do II (6550 m, w jamie śnieżnej) i III (7050 m, bazy. 23 maja obaj chorzy opuścili w towa­ namioty). 14 maja wyszli z bazy Gardzielew­ rzystwie eskorty bazę. Z miejscowości Beni ski, Jezierski, Łaukajtys i Otręba, którzy 17 zabrał ich wezwany helikopter. W czasie maja założyli obóz IV (ok. 7500 m). Przeno­ trwania wyprawy pogoda była dobra, choć cowawszy w nim, podjęli 18 maja atak szczy­ często popadywało. towy, stając po godzinie 16 na wierzchołku Aleksander Lwów

Konferencja Himalajska w Monachium himalaizmu w ostatnich 15 latach. W trze­ cim dniu obrad dokonano podsumowania, uchwalono też kilkanaście wniosków. Dla PZA znaczenie ma oficjalne stwierdzenie Konferencji, ii za sezon zimowy w Himala­ jach przyjmuje się zimę kalendarzową (21 XII — 20 III), natomiast okres „grudzień — styczeń" wprowadzony przez władze Ne­ palu ma charakter zarządzenia wewnętrzno- -administracyjnego i jato taki winien być respektowany w sprawach organizacyjnych. W dniach od 23 do 25 marca 1983 odbyła Na Konferencji poświęcono wiele uwagi się w Monachium zorganizowana przez problemom gospodarczym, ekologicznym i Deutscher Alpenverein międzynarodowa społecznym, związanym z rozwojem turys­ konferencja, w której udział wzięli hima­ tyki i alpinizmu w Himalajach. Referenci laiści, eksperci i dokumentaliści wysokogór­ — wybitni ekolodzy, socjolodzy i publicyś­ scy — jak to określono — od Japonii po ci — obciążali turystów i alpinistów wszyst­ USA. Wyodrębniono 3 kręgi tematyczne: 1) kimi możliwymi, grzechami, spomiędzy wier­ problemy naukowo-dokumentalistyczne; 2) szy ich wystąpień można było jednak wy­ turystyka i alpinizm w Himalajach, ich czytać, iż w gruncie rzeczy wyprawy i trek- wpływ na kraje i ludy; 3) praktyka dzia­ kingi grają w dewastacji przyrodniczej i łalności wyprawowej^ Delegacja PZA — społecznej rejonu Himalajów rolę raczej tworzyli ją Andrzej Paczkowski i Józef Ny­ marginalną, np. w porównaniu z obejmują­ ka — przygotowała dwa referaty: „14 szczy­ cym miliony ludzi ruchem pątniczym, czy tów ośmiotysięcznych" oraz „Wyprawy zi­ też antropopresją wynikającą z katastrofy mowe w Himalaje". Z poszczególnych refe­ przeludnienia. Wiele szkód przypisywanych ratów, w tym także nadprogramowego wy­ alpinistom bądź turystom po bliższym zba­ stąpienia gen. Qamara Ali Mirzy o rozwoju daniu okazuje się mieć całkiem inne tło. alpinizmu w Pakistanie, wyłonił się obraz wybitnej pozycji Polski w kształtowaniu się Józef Nyka 42 www.pza.org.pl Co nowego w Tatrach?

SUPERŚCIEK BEZ PORĘCZOWANIA (czas przejścia 7 godzin, asekurowałem się na 7 wyciągach) oraz 2 sierpnia Żółtą Ścianę (jej pół­ Bod koniec zimy kalendarzowej przeszliśmy jed­ nocno-wschodni filar) drogą Orolina i Kriśśaka (7 nym ciągiem „superściek" na ścianie Kotła Ka­ god-zin, asekurowałem się na pięciu wyciągach). zalnicy. Wspinaczkę rozpoczęliśmy 18 marca, o go­ Ta druga droga nie miała dotąd być może pol­ dzinie 6. Warunki lodowe były dobre od samej skiego przejścia. 29 lipca 1982 przebyłem z W. podstawy ściany. Pierwszy wyciąg — pod „portal" Przybyłowiczem prawy filar wschodniej ściany Ba­ — wiódł w całości po lodzie, także płyty nad „por­ raniego Mnicha (opadający do Dolinki Dzikiej). talem" były w większości pokryte lodem. Powy­ Przypuszczamy, iż było to pierwsze przejście tej żej „dzwonu", aż do Kotła, szliśmy już prawie formacji (por. WHP 20 s. 72). Trudności drogi III, wyłącznie po lodzie. Najwięcej trudności sprawiły czas 11/2 godziny. nam delikatne hakówki w „portalu" i „dzwonie", Piotr Lutyński a przyczyną był brak w naszym wyposażeniu kilku grubych haków, co trochę zwolniło tempo KAZALNICA 1982 wspinaczki. Dzięki zastosowaniu na odcinkach lo­ dowych techniki frontalnej, posuwaliśmy się bar­ Uzupełniając artykulik A. Marcisza w T. 2/82 dzo szybko, prawie cały czas w rakach. Podciąg s. 78 chciałbym dorzucić parę szczegółów naszego w lodzie stosowaliśmy sporadycznie ,— zaledwie szybkiego przejścia lewego filara Kazalnicy latem na kilku metrach. zeszłego roku. W dniu 16 sierpnia wspólnie z Woj­ Wieczór pierwszego dnia zastał nas nad „dzwo­ ciechem Bryłą przeszedłem go z tzw. wyprosto­ nem". Wspinaczkę kontynuowaliśmy przy świetle waniem w czasie 2 godzin. Czas mierzyliśmy od latarek czołowych. Około północy będąc ok. 50 m wejścia w ścianę, tj. od piargów — aż do siodełka ponajd „dzwonem" urządziliśmy wiszący odpoczy­ na filarze. Jest to, jak dotąd, najlepszy wynik nek:. Ten „minibiwak" trwał tylko 3 godziny — na tej drodze, zważywszy, że czas jej przejścia pogoda, w dzień dobra, choć mroźna, wieczorem oceniany był na 51/2 godziny (T. 4/80 s. 172). pogorszyła się, a w nocy zaczął sypać śnieg. Za­ Oczywiście tak szybkie pokonanie drogi jest moż­ niepokojeni tym, około godziny 4 rano przerwa­ liwe tylko dzięki kompletowi tkwiących w niej liśmy odpoczynek i w sypiących się z Kotła py­ haków („nadkomplet", jak się to obecnie mówi). łówkach wspinaliśmy się dalej. Trudności ukończy­ Do asekuracji używaliśmy pętli ekspresowych, nie liśmy o godzinie 9 rano, wchodząc w mgle i śnie­ mieliśmy ławeczek ani młotków. Natomiast w dniu życy do Kotła. O godzinie 10 byliśmy na kulmi­ 16 września wraz z Władysławem Vermessym nacji Kazalnicy. przeszedłem drogę „Pająków" na Kazalnicy — z miejscem A0 na trzecim wyciągu. Kluczowy jest Z założenia wspinaliśmy się „na lekko" — zabra­ jednak wyciąg pierwszy, do tej pory pokonywany liśmy tylko kurtki puchowe, 1 linę 80 m, 20 ha­ hakowo, którego trudności prowadzący Vermessy ków, 8 haków specjalnych, 8 śrub i 30 karabin­ ocenił na VI 2,5 w skali krakowskiej. Drogę ce­ ków. Była to ilość wystarczająca, jeśli nie liczyć chuje duże nagromadzenie trudności i z tej ra­ wspomnianego braku kilku grubszych rynien. Po cji może ona pretendować do miana jednej z naj­ naszym przejściu pozostały 2 jedynki przy wyjściu poważniejszych w Tatrach. z „dzwonu" i 1 hak na wysokości „pochyłej półki". Tomasz Klimczyk Ilość starych haków na drodze jest znikoma, spot­ kaliśmy natomiast 6 nitów. Przejście dostarczyło nam wspaniałych i niezapomnianych wrażeń, a KAZALNICA, MŁYNARCZYK jedynym przykrym akcentem były liny pozostawio­ ne przy poprzednich próbach, żałośnie zwisające Chciałbym wnieść uzupełnienie do informacji spod „dzwonu". Pozawiewane w lewo na wariant „Lato nad Morskim Okiem", zamieszczonej w Rusieckiego, stanowią one niemiły dysonans w „Taterniku" 1/1982 na s. 33. Drugiego lub trzeciego tym pięknym posępnym urwisku i nie najlepiej całkowitego przejścia drogi Korasa i Wolfa na świadczą o swych byłych właścicielach. ścianie Kotła Kazalnicy dokonałem wraz z J. Pito- ńakiem 21 września 1980 r. Zajęła nam ona 10 go­ Zastanawiające, że mimo ogromnego postępu dzin, schodząc, spotkaliśmy Krzysztofa Pankiewi­ techniki lodowej i wielu prób naszych najlepszych cza, który robił tego dnia drogę Czyżewskiego wspinaczy, droga ta przez 9 lat miała tylko dwa i Kurtyki. Droga ma w opisie 2 miejsca A0, któ­ powtórzenia — oba z poręczowaniem. Nasze przej­ re udało nam się pokonać (klasycznie. Przy okazji ście jest czwartym w ogóle a pierwszym bez po­ słowo rekomendacji dla drogi Kowala, Klonow­ ręczowania. Od wejścia w ścianę aż po kulmina­ skiego i Samolewicza na Młynarczyku. Przeszliśmy cję Kazalnicy droga zajęła nam 28 godzin — z ją 31 sierpnia 1980, nie wiemy, czy powtarzał ją trzygodzinnym minibiwakiem. Efektywny czas ktoś przed nami. Wspinaliśmy się 5 godzin, tszeci wspinania wyniósł 25 godzin, i taki należy przyj­ wyciąg — sklasyfikowany Al, A2 — przebyliśmy mować dla powtórzeń tej drogi — aż do ponowne­ czysto klasycznie. Jako długoletni czytelnik „Ta­ go skrócenia. Ostatnie lata doprowadziły do zde- ternika" chciałbym wyrazić życzenie, aby publi­ waiuowania się niektórych wielkich zimowych dróg kował on także opisy dróg wytyczanych przez w Tatrach. Wydaje się jednak, że „superściek" bę­ wspinaczy czechosłowackich. dzie się długo skutecznie temu procesowi opierał. Stefan Bedndr Na razie droga ta oczekuje pierwszego przejścia jednodniowego — my byliśmy już blisko. Marek Danielak i Maciej Pawlikowski ZAWODY NARCIARSKIE PZA 1983 W niedzielę 8 maja 1983 przy pięknej słonecznej NA SŁOWACJI pogodzie rozegrano w Kotle Gąsienicowym trady­ cyjne już zawody narciarskie PZA. Zwykle odby­ Latem 1982 przebyłem samotnie dwie ściany w wały się one w Dolinie Pięciu Stawów, co powo­ Tatrach Słowackich: 1 sierpnia południową ścianę dowało zadrażnienia z Dyrekcją TPN. Pragnąc tego Kieżmarskiego Szczytu tzw. olbrzymim zacięciem uniknąć — zgodnie z wskazaniem Prezesa PZA www.pza.org.pl 43 na s. 2 tego numeru — na miejsce spotkania 5. Marek Przeworski (SKW) — 1.19.61 wybrano rejon Kasprowego Wierchu. Trasa „su­ 6. Jerzy Strzelecki (KWW) — 1.33.27 pergiganta" — ustawiona bardzo umiejętnie — 7. Michał Zieliński (PKG) — l.36.4a prowadziła z wierzchołka Beskidu w poprzek Kot­ 8. Marek Głogoczowski (KWW) — 1.37.21 ła na rówień pod Uhrociem Kasprowym i liczyła 9. Bogdan Urbański (KW Trójmiasto) — 1.40.22 ok. 30 bramek. Mimo wiosennej aury, śniegu było 10. Andrzej Koziński (SKW) — 1.41.18 jeszcze wystarczająco dużo. Na starcie stanęło 7 zawodniczek i 26 zawodników. A oto najlepsi nar­ Najlepszym wręczono nagrody ufundowane przez ciarze wśród taterników: PZA. Na szczególne wyróżnienie zasługują przed­ stawiciele „średniej" generacji — Andrzej Kuś 1. Małgorzata Gładkowska (KWW) — 1.37.93 (obecnie Rzeszów) i Jan Strzelecki (Warszawa), 2. Małgorzata Wojtych (KWZ) — 1.47.09 którzy ambitnie dotrzymywali kroku „gniewnej" 3. Danuta Gąsienica (KWZ) — 2.11.75 młodzieży. Tak więc impreza ta, rozegrana we wspaniałej scenerii wiosennych Tatr, była także w 1. Boman Dawidek (KWZ) — 1.17.24 ramach zbliżania taternickich pokoleń bardzo uda­ 2. Piotr Konopka (KWZ) — 1.17.29 na. A więc do zobaczenia na nartach w następnym 3. Krzysztof Malzacher (KWZ) — 1.18.64 roku. 4. Kazimierz Burzykowski (KWZ) — 1.18.67 Maciej Paiolikowsk?

Nowe drogi w Tatrach

towe zacięcie i nim dalej w /pra­ przedpołudniowe załamanie pogo­ wo w skos do półeczki. Stąd da­ dy, z silnym opadem śniegu i lej zacięciem w górę (V) do filar­ porywistym wiatrem, zmusiło nas ka, którym pod żółtą ściankę wieczorem do odwrotu po zrobie­ (hak). Ścianką w górę (VI) na niu zaledwie 1 1/2 wyciągu. 15 trawiastą półkę pod zaciecięm, którym 5 m w górę na szeroką półkę z krzakiem (stanowisko) Tym samym zacięciem pod żółte 4 * ^ & okapy. Pod nimi trawers w lewo 7-10 m (V), po czym przez prze­ wieszkę (V+) na półkę z nyżą. Dalej kominkiem (V+), a po wyjściu z niego 2 m w lewo i do góry ścianką (V) aż do miejsca, gdzie kant płyt tworzy uskok z trójkątnym okapikiem. Z półki (stanowisko) przewinięcie w pra­ wo na wielką płytę ograniczającą Komin Pokutników. Wyjście na środek płyty i w górę (V). Ok. 10 m przed jej końcem albo w lewo na kant (V), albo prosto do góry rysą (VI-) na wierzchołek turnicy. Stąd 250 m II-III na Bu­ czynową Strażnicę. M. Zieliński

KAZALNICA Nowa droga w rejonie lewego filara: Mirosław F. Dąsał i Michał Momatiuk, 13, 15-18 III 1982. Trud­ ności V+, Al, A2. Schemat na s. 24. Wejście w ścianę mniej więcej w połowie odległości pomiędzy drogami Długosza a „ostrogą fi­ lara" — wyraźnym trójkątnym wcięciem z wysoko podchodzącym śniegiem. Aż do półek pod fila­ rem wiedzie zupełnie samodziel­ nie. Od półek do półki z krzakiem łączymy się z drogą Długosza. (Naszym zamiarem było pójść po­ między ..Długoszem" a „kantem BUCZYNOWA STRAŻNICA filara", lecz niepewna pogoda i niedostatek żywności wprowadziły Direttissima północno-wschodniej korektę do planu). Z półki z ściany: Roman Kałuża i Michał krzakiem zdecydowanie w lewo i Zieliński 25 VIII 1982. Najlogicz- do góry. Na progu depresji wspól­ niejsza z dróg na Buczynową ne stanowisko z „Długoszem" i Strażnicę, piękna płytowa wspi­ Wielkim Zacięciem. Dalej dziewi­ naczka w dużej ekspozycji ale w czą połacią ściany z lewej strony litej skale i z dobrymi stanowis­ depresji do góry z lekkim odchv- kami. Na płycie słaba asekuracja leniem iz lewo do grańki oddzie­ Początek drogi w linii spadku lającej Kocioł (Sanktuarium) od przełamania dwóch wybitnych Kazalnicy. Stąd łatwym trawias­ płyt, w miejscu, gdzie piargi scho­ tym zachodem do przełączki wviś- dzą najniżej. Ok. 15 m skośnie w ciowej. Wspinaczkę rozpoczęliśmy prawo niewielką depresją pod pły­ 13 marca wcześnie rano, jednak 44 www.pza.org.pl marca ponowiliśmy atak i 18 po południu osiągnęliśmy wierzcho­ łek Kazalnicy. O, \C0LE6Ą JU2 ROBlt: M. F. Dąsał •DIlŁETTISStWę W Tf/M MlESiĄCO ORGANY Prawą częścią ściany przez przewieszone płyty: Mirosław F. Dąsał i Jan Muskat 19 i 21 1X1981. Trudności V+ A2, miejsce A3, 13 godzin. Droga, zwłaszcza jej górny ko­ min, jest dobrze widoczna z Hali Pisanej. Ekspozycja duża, sikała lita, poza jednym miejscem w dojściu do nyży. Duże nagroma­ dzenie trudności hakowych (uży­ liśmy 4 jedynek). W ścianie zo­ stawiliśmy 7 haków śladowych. Po dokładniejszym zbadaniu, gór­ na grotka może [się okazać jastoiń- ką — ja wszedłem do środka 2 m, dalej drogę zagradzały kamienie i rumosz skalny. Szczegóły drogi na rysunku. M.F. Dąsał Taternicy a TPN Rys. Piotr Lutyński Wyprawy w góry egzotyczne

W GÓRACH AFRYKI RÓWNIKOWEJ kuła, Sobkowski, Szporer i Wiesiołek) oraz 28 października na Sabinyo (Bayer, Mieszkowski i Latem 1982 r. wyruszyła z kraju wyprawa Stu­ Sobkowski). Charakter wspinaczkowy miały jedy­ denckiego Koła Przewodników Beskidzkich w War­ nie wejścia na Mikeno (południowo-wschodnią szawie. Celem było poznanie wulkanicznego ma­ ścianą, III) i Sabinyo (południową granią, II), a sywu Virunga, położonego na pograniczu Ugan­ poniekąd także obejście krawędzi krateru czyn­ dy, Rwandy i Zairu. W wyprawie uczestniczyli: nego wulkanu Nyiragongo (Gregorczyk, Miesz- Michał Bayer, Grzegorz Gregorczyk, Urszula Jar- kowslki, Nieckuła, Sobkowski i Szporer. I). muł, Jacek Kałuszko. Małgorzata Korsak, Andrzej Mieszkowski, Jacek Nieckuła, Renata Piotrowska, Góry Virunga („Dymiące Góry") tworzą łańcuch Marcin Sobkowski (kierownik), Janusz Szporer składający się z 8 dużych wulkanów — najwyż­ i Andrzej Wiesiołek. W dniach od 13 do 29 paź­ szym jest położony centralnie Karisimbi (4507 m). dziernika 1982 uczestnicy weszli na 7 najwyższych Z punktu widzenia alpinisty najciekawsze są zero- wierzchołków masywu: Karisimbi (4507 m), Mike- dowane wulkany Mikeno i Sabinyo. Pierwszy z no (4437 m), Visoke (3711 m), Nyiragongo (3470 m), nich ma pionowe ściany do 800 m wysokości. Grań Gahinga (3474 m), Muhavura (4127 m) i Sabinyo Sabinyo tworzy kilka postrzępionych turni, opa­ (3674 m). W świetle posiadanych materiałów, na 4 dających 1000-metrowymi ścianami do kanionu, z ich stanęliśmy jako pierwsi Polacy: 15 paździer­ który powstał na miejscu dawnego krateru. Jeśli nika na Mikeno (Mieszkowski, Sobkowski i Szpo­ chodzi o działalność polską, prowadził tu kiedyś rer), 17 października na Visoke (Gregorczyk, Kor­ swe badania antropolog Jan Czekanowski. W r. sak, Mieszkowski, Nieckuła, Piotrowska, Sobkow­ 1929 podczas wyprawy łowieckiej na wierzchołki ski, Szporer i Wiesiołek), 25 października na Ga­ Nyiragongo, Nylamlagirę i Karisimbi wszedł Leon hinga (Bayer, Jarmuł, Korsak, Mieszkowski, Niec­ ks. Sapieha. W 10 lat później, 18 marca 1939 r. na Muhawurze stanęli Tadeusz Bernadzikiewicz i Tadeusz Pawłowski. Po drodze w góry Virun ga nasza wyprawa dokona­ ła wypadu w Ruwenzori (28 września — 6 października), podczas którego przebyto niezbyt trudną grań Mu- gule (4450 m) — Wasuwa- meso (4565 i 4462 m). Janusz Szporer Marcin Sobkowski

GRANICE PARKÓW NARODOWYCH

nj* SCHRONY

ŚCIEŻKI

Rys. Justyna Nyczanka www.pza.org.pl 45 Wypadki i ratownictwo

WYPADKI TATERNICKIE W ZIMIE 1982-83 bezpieczeństwo. Akcję komplikował porywisty wiatr, dość niebezpieczny dla śmigłowca. Wspina­ Omawiany sezon charakteryzował się mniejszym cze wyraźnie przecenili swoje siły i kwalifikacje. ruchem taternickim, mniej też było wypadków, a 13 marca podczas zejścia z Wielkiej na Małą Ga­ w dodatku te, które się wydarzyły, nie były — z lerię Cubryńską wydarzył się ponownie groźny wyjątkiem jednego — groźne dla życia ofiar. Trzy wypadek. Do Żlebu Mnichowego spadł Jacek poważne wypadki miały miejsce w masywie Cub- Kermen z Łodzi, łamiąc sobie „tylko" rękę. Posz­ ryny, od lat znanym jako bardzo niebezpieczny. kodowany szybciej dotarł do schroniska, aniżeli Kilku taternikom wyraźnie tej zimy dopisało jego partnerzy. szczęście, a ich przygody mogły mieć finały o 17 marca rejon Walentkoicej był po raz drugi wiele smutniejsze. Ze względu na to, że do GT tej zimy widownią akcji GOPR. Granią wspinał GOPR nie docierają relacje ze strony słowackiej, się Marek Wachsberger z Gliwic, jednakże w niniejsze omówienie odnosi się tylko do terenu opuszczeniu uskoku i powrocie do ludzi musiało Tatr Polskich. mu pomóc Pogotowie. Osłabiony i zdenerwowany taternik wciągnięty został na pokład śmigłowca W dniu 27 grudnia 1982 około godz. 16 z grani pozostającego w zwisie i przetransportowany do szczytowej Cubryny spadł na Zadnią Galerię Cu- szpitala. bryńską Andrzej Pusz (21) z Gliwic. Prawie 200- 2 kwietnia zwieziono z górnych partii direttisslmy metrowy „lot" zakończył się na szczęście niegroź­ Raptawickiej Turni Piotra Waloszyka (23) z KW nymi obrażeniami. Partner poszkodowanego za­ Warszawa z kontuzją nogi. Spędził on na stanowis­ wiadomił GOPR z Popradzkiego Stawu, dokąd do­ ku ok. 20 godzin, ponieważ partner uniemożliwił tarł około godz. 21.45, błądząc w zejściu. Po cało­ mu wycofanie się ze ściany, przepinając linę do nocnej akcji rannego odnaleziono około godz. 6 zjazdu przez karabinki i wiążąc na niej węzły (?). rano. Schodząc, ratownicy znaleźli się w zasięgu Sam zresztą spędził noc wisząc na linie parę me­ lawiny ze zboczy Miedzianego, która zniszczyła to­ trów nad ziemią, salwując się rano kilkumetro­ bogan, na którym transportowano A. Puszą. Trans­ wym skokiem. Warto dodać, że odwrót rozpoczęto port dokończono na akii dostarczonej ze schro­ około godz. 16, znajdując się 15—17 m przed koń­ niska. cem drogi i obawiając się zapadnięcia ciemności 28 grudnia sprowadzono ze stoków Małego Koś- przed ukończeniem wspinaczki. cielaca taternika z Krakowa, który — wyczerpany i 5 kwietnia wydobyto z rejonu półek na wschod­ wychłodzony — ugrzązł w kosówkach nieopodal niej ścianie Mnicha wycofującego się z Wariantu schroniska. Powracał ze wspinaczki granią Koś­ R Krzysztofa Janiszewskiego z Warszawy. Przy­ cielców. czyną utknięcia było poprzedniego dnia przetarcie się (!) liny zjazdowej. Jego partner, Maciej Rze- 29 grudnia na trasie zjazdowej poważnemu wy­ szutko z Warszawy, dotarł mimo to do schronis­ padkowi narciarskiemu uległ taternik z Krakowa, ka i zawiadomił ratowników. Taternika wypro­ Jacek Jaworski. Tylko szybka pomoc narciarzy i wadzono trawersem przez półki, kończąc akcję akcja reanimacyjna, podjęta przez znajdującego o godzinie 3 rano. się na miejscu wypadku lekarza, uratowały mu życie. 5 kwietnia w czasie zjazdu na siedzeniu żle­ bem spod Miedzianego, «komplikowanego złamania 30 grudnia na drodze od Morskiego1 Oka na Wło­ nogi doznała Emilia Mróz z Warszawy, niezbyt sienicę zagarnięty został przez lawinę z Białego szczęśliwie sterując czekanem. Żlebu, a raczej jej podmuch, Piotr Bitner (26) z Na zakończenie tej niewesołej statystyki warto Poznania. Nie odniósł on żadnych obrażeń i wy­ odnotować dwie sprawy: dobył się sam, przed przybyciem Pogotowia. I. Wspinający się tej zimy koledzy nie zawsze 15 lutego 1983 podczas zejścia z Wielkiej na Małą umieli zachować stan właściwej równowagi między Galerię Cubryńską z „deską" śnieżną spadł do swoimi możliwościami i umiejętnościami, a opty­ Mnichowego Żlebu i zmarł w wyniku urazów Wło­ mizmem w planowaniu zamierzeń. Decydując się dzimierz Kierzak (25) z Legnicy. w schronisku na taką czy inną drogę nie oriento­ wali się często w panujących na niej .warunkach, 16 lutego dzięki śmiałej akcji śmigłowcowej zos­ które na miejscu okazywały się trudniejsze od tali uratowani Mieczysław Bejnara (26) i Antoni spodziewanych. Jurkiewicz (32) z Olsztyna, Ireneusz Plichta (22) z Torunia oraz Andrzej Wandas (26) z Krakowa. II. Minionej zimy taternicy chętniej niż dawniej Wspinając się granią Walentkowej, zabiwakowali brali udział w akcjach ratunkowych, nie szczę­ oni w Dolinie Wierchcichej. Odmrożenia i wychło­ dząc sił i zapału, za co Ratownicy GT GOPR wy­ dzenie uniemożliwiły im samodzielne dotarcie do rażają im serdeczne podziękowanie. schroniska, a życiu ich zagrażało bezpośrednie nie­ Piotr Malinowski Z naszej poczty

SPOTKANIE WSPINACZKOWE W GENEWIE najwyższych ścian żywo przypominających nasz rejon Raptawickich Turni. W dniach od 19 do 23 maja 1983 odbyło się w Odbyliśmy 7 wspinaczek o trudnościach do VII Genewie spotkanie poświęcone wspinaczce kla­ (LTIAA) włącznie. Podczas sesji dyskusyjnych sycznej, zorganizowane przez genewską sekcję przedstawiliśmy sprawy związane ze wspinaczką Club Alpin Suisse. W imprezie tej, oprócz wspi­ skałkową w Polsce oraz rejonach piaskowcowych naczy z Austrii, Belgii, Grecji, Holandii, Jugo­ NRD (zagadnienia asekuracji i techniki przy po­ sławii, Francji, Szwajcarii i Wielkiej Brytanii, u¬ konywaniu nowych dróg, problemy czystości sty­ czestniczyli dwaj przedstawiciele PZA — Jan. Fi­ lu, ryzyka oraz etyki wspinaczkowej). Przejścia jałkowski oraz Krzysztof Pankiewicz. Program gęsto „onitowanych" dróg w rejonie Saleve oraz obejmował wspinaczki w rejonie Saleve pod Ge­ dyskusje wykazały, że dla większości uczestników newą oraz sesje pokazowo-dyskusyjne, poświęco­ klasyczne wspinanie na rzeczywiście trudnych ne różnym aspektom współczesnej czystej wspi­ drogach ogranicza się do czystego pokonywania naczki klasycznej. Pomimo fatalnej pogody (chło­ odcinków pomiędzy kolejnymi hakami asekura- dy i deszcze) pokonano szereg dróg w tamtej­ cyjno-odpoczynkowymi. Nasze rygorystyczne po­ szych skałkach, rodzajem skały oraz rozmiarami dejście do czystości wspinania oraz klarowności 46 www.pza.org.pl stylu nawiązało nić porozumienia pomiędzy nami W OBRONIE PIĘCIU STAWÓW a wspinaczami brytyjskimi. Ta „więź duchowa" powstała z przeświadczenia, że trudna czysta wspi­ Od dłuższego już czasu na łamach „Taternika" naczka skałkowa nie może być grzeczną i pozba­ odbywa się prawdziwa nagonka na schronisko w wioną ryzyka zabawą dla każdego, lecz powinna Dolinie Pięciu Stawów Polskich, a raczej na prze­ jednak (na szczęście) dostarczać „dreszczyku", w mieszkujących w nim taterników, jako stały by­ sposób naturalny selekcjonującego amatorów. walec tej bazy, zorientowany jestem we wszyst­ Pragnę podkreślić, że spotkania tego rodzaju, kim, co się tu dzieje latem i zimą. A naprawdę coraz częściej organizowane w różnych krajach nie dzieje się nic zdrożnego! Europy (równolegle z mityngiem genewskim odby­ Jeśli chodzi o rzekomo niski poziom kwalifika­ wało się spotkanie w Verdon we Francji), mają cji taterników tu przebywających i związane z tym duże znaczenie dla ciągłego podnoszenia poziomu jakoby wypadki, to nie uważam, by sytuacja w wspinaczki klasycznej. W związku z tym uważam, Pięciu Stawach była o wiele gorsza, aniżeli na że wskazane byłoby przygotowanie (w niezbyt od­ Hali Gąsienicowej czy nad Morskim Okiem. La­ ległym terminie) podobnej imprezy w Polsce. tem 1981 r. głośna była sprawa dwójki, która nie Krzysztof Pankiewicz mając odpowiedniego przygotowania wybrała się na drogę Pilcha na Zamarłej, gdzie z powodu błędów w asekuracji uległa wypadkowi. O ile mi CZY ORGANIZOWAĆ ZAWODY WSPINACZKOWE? wiadomo, ludzie ci byli świeżo upieczonymi ab­ solwentami ..Betlejemki", niedawno przybyłymi z Francuska prasa alpinistyczna coraz to więcej Hali. miejsca poświęca dyskusjom na temat zawodów Inny zarzut dotyczy tego, że bywalcy Pięciu Sta­ wspinaczkowych. Miesięcznik „Alpinisme et Ran­ wów nie wspinają się poza tą doliną. Nic po­ donnee" w numerze 2/1983 publikuje m.in. wypo­ dobnego! Wyjść stąd do dolin sąsiednich jest — wiedź Yvesa Ballu, pełnomocnika do spraw spor­ choćby z racji centralnego położenia — więcej, niż tów górskich Ministerstwa Młodzieży i Sportu, któ­ znad Morskiego Oka czy z Hali. Sam wspinałem ry jesienią ubiegłego roku był oficjalnym ob­ się stąd dużo w przyległych rejonach, z Kazalni­ serwatorem takich mistrzostw w ZSRR na Krymie. cą i Mięguszowieckimi Szczytami włącznie. Nie Yves Ballu twierdzi, że alpinizm wyczynowy zaw­ są też słuszne pretensje o to, że taternicy pięcio- sze krył w sobie cechy współzawodnictwa, cho­ stawiańscy wspinają się wyłącznie na Zamarłej. ciaż we Francji nikt nie próbował nurtu tego Wiele się chodzi po Kozim Wierchu, w otoczeniu organizować ani kodyfikować. Tak np. w alpiniz­ Zadniego Stawu, od paru lat stałe rośnie zainte­ mie nie przyznaje się tytułu mistrza kraju, jak­ resowanie Dolinką Buczynową z jej wielkimi kla­ kolwiek mistrzów takich kreuje niewątpliwie pra­ sycznymi drogami — sam mam drobny udział w sa specjalistyczna... jej popularyzacji, nie ma sezonu, żebym się tam „Moje zapatrywania osobiste — pisze Yves Bal­ nie wspinał. lu — nie mają żadnego znaczenia. Liczy się jedynie Kolejna sprawa, to alkohol. I tu też nie uwa­ stanowisko Ministerstwa, które — jako organ ad­ żam, by w Pięciu Stawach był on większym prob­ ministracji państwowej — nie będzie zawodów or­ lemem, niż np. nad Morskim Okiem, gdzie dwa, ganizowało, ani też ich zabraniało. Interweniować wyszynki piwa (wszak to też alkohol) — w schro­ może jedynie w sprawy ściśle związane z bez­ nisku i przy Włosienicy — stwarzają dogodniejsze pieczeństwem uczestników. Decyzję muszą podjąć warunki do urządzania „balang". Dodam przy tym, sami wspinacze (może ich większość?), a jej że wbrew pozorom regulamin obozowiska PZA nie urzeczywistnieniem zająć się organizacje alpinis­ doprowadził wcale do abstynencji mieszkających tyczne." tam taterników, tyle, że wódkę pija się w kon­ Francuski mistrz wspinaczki skalnej, słynny Pa­ spiracji. trick Edlinger, jest zwolennikiem mistrzostw wspi­ naczkowych, zwłaszcza po swoim zeszłorocznym Latem 1982 w rejonie Szałasisk wielu kolegów, starcie na Krymie (T. 2/82 s. 80). wśród nich i ja, spędzało noce pod gwiazdami, dowiadując się od szefa „taboriska", że wszytkie Helena Sławińska miejsca są zajęte, a przepisy nie zezwalają na. przyjęcie ani jednej osoby więcej. W schronisku pięciostawiańskim takie przypadki nie mają miej­ „BETLEJEMKA" 1982 sca. O ile mi wiadomo, nigdy się nie zdarzyło, aże­ by Józef Krzeptowski, kierownik schroniska, od­ Jak wielu początkujących, tak i ja przeżywałem mówił komukolwiek noclegu, a już zwłaszcza ta­ emocje na sierpniowym turnusie w „Betlejemce". ternikowi. Korzystając z łamów naszego pisma, Dwa razy więcej chętnych aniżeli miejsc — klu­ chciałbym mu w imieniu własnym oraz szerokiej by nie przestrzegały widać zbyt ściśle przydzielo­ rzeszy taterników pięciostawiańsklch złożyć ser­ nych im limitów. Wśród kandydatów nie brak by­ deczne podziękowanie za sympatię, jaką nas da­ ło takich, którzy nie potrafili sobie poradzić z rzy, i opiekę, jaką nas otacza. Dziękujemy! przywiązaniem liny do uprzęży czy z założeniem klucza zjazdowego. Wnioskować z tego można, Jacek Mastałerz iż nie wszystkie ośrodki realizują program kursu I stopnia, jeżeli taki w ogóle organizują. Dla pod­ niesienia poziomu szkolenia, PZA powinien za­ CZŁOWIEK SIĘ NIE ZMIENIŁ twierdzać obsadę instruktorską albo też dać szcze­ gółowe wytyczne co do trybu i zakresu kursów. Słyszy się coraz częściej, że małe śmiałe zespoły A teraz inna sprawa. Po emocjach wywołanych atakują himalajskie olbrzymy. W doniesieniach zakwalifikowywaniem na kurs wyszliśmy z bu­ 0 tych wyczynach brzmi zawsze nuta chełpliwo­ dynku, żeby wyjeżdżający mogli się bez tłoku ści. A przecież nie zapominajmy, że to nie czło­ spakować. Po powrocie stwierdzono brak dwóch wiek się zmienił, lecz przede wszystkim warunki, puchowych śpiworów. Później, w trakcie trwania w jakich dziś działa: udostępnienie terenu, jego turnusu, jednej z koleżanek zginęły pieniądze z poznanie, sprzęt, wiedza o aklimatyzacji i moż­ plecaka, z opowiadań wiem, że na poprzednim liwościach organizmu ludzkiego. Czy w ogóle mo­ turnusie wcale nie było lepiej. Kradzieże zaczyna­ żemy się dziś porównywać z alpinistami przed­ ją być plagą psującą przyjemność przebywania w wojennymi, którzy — idąc w niewiadome — górach i w taternickiej społeczności. Świadomość atakowali , Kangchendzóngę, Everest, tego, że po powrocie ze wspinaczki mogę nie zas­ K2 nieomal gołymi rękami? Ich odwaga i ich trud tać namiotu, śpiwora czy czegoś innego ze sprzę­ były bez porównania większe od wyczynów dzi­ tu, stwarza dócłatkowe obciążenie. A przecież ekwi­ siejszych sportowców. Ciekawe, czy Messner byłby punek jest obecnie bardzo drogi i dla jego zdoby­ takim bohaterem, gdyby mu przyszło wędrować cia trzeba wielu rzeczy sobie odmówić. Nie jest pod Everest dwa miesiące, cierpiąc na szkorbut również budująca świadomość, że na drugim koń­ 1 inne choroby, a 'potem wspinać się na 8000 me­ cu liny może się znajdować ktoś o, delikatnie mó­ trów z ciężkim, prymitywnym sprzętem. Zbyt wiąc, zwichniętej moralności... Z plagą tą trzeba rzadko wracamy do historii — młode pokolenie wałczyć, potępiać wszelkie przejawy nieuczciwoś­ jej nie zna i dlatego wydaje mu się, że wszystko ci, prowadzić akcję wychowawczą. tworzy samo. Ryszardy Gos Jerzy Wala www.pza.org.pl 47 TATERNIK 1 (254) 1983 CONTENTS

ORGAN POLSKIEGO ZWIĄZKU ALPINIZMU Association of Polish Alpine Clubs 1980—83 (A. POŚWIĘCONY SPRAWOM TATERNICTWA, Paczkowski) 1 80 years of Polish organisation ALPINIZMU I SPELEOLOGII (J.A. Szczepański) 4 Polish-Mexican K2 attempt, 1982 (J. Kurczab) 7 Polish Makalu attempt, 1978 (J". Kurczab) . . 11 Redaktor: Józef Nyka, ul. Klaudyny 12 m. 79, First ascent of the Makalu NW ridge (W. Kur­ tyka) 12 01-684 Warszawa. Tel. 330-775. Makalu West Face, 1982 (A. Bilczewski, A. Machnik, A. Czok) 14—20 Adres Redakcji: Routes on Makalu (Z. Kowalewski) ... 16 Maternom — Piola route in Winter (J. Wolf) 20 00-372 Warszawa, Foksal 11 p. 206. Winter climbs in the French Alps (A Marcisz) 22 Tel. 26-44-47. New climbing area in the Tatras (M. Pawli­ kowski) 25 Zadny Gerlach — airplane castrophe in 1944 Adres Polskiego Związku Alpinizmu: (J. Nyka) 28 00-010 Warszawa, ul. Sienkiewicza 12 p. 444 Ice eąuipment and its use (P. Schubert) . . 29 Tel. 26-69-56 New trends in Alpine climbing (J. Nyka) . . 32 Halina Kruger-Syrokomska — In memoriam (A. Okopińska and A. Skłodowski) ... 36 Polish Alpine book reviews 1981—83 (L. Szu­ CENA ZŁ 80 bert) 39 Polish Dhaulagiri Ascent, 1983 (A. Lwów) . 42 Himalaya conference in Munich, 1983 (J. Nyka) 42 PRENUMERATA: News from the Tatras — 43; New routes in Instytucje i zakłady pracy zlokalizowane w mias­ the Tatras — 44; Expeditions — 10, -55; Moun- tach wojewódzkich bądź tych, w których znajdują tain accidents' — 46; Letters to the Editor — się oddziały RSW „Prasa-Książka-Ruch", zamawia­ 46; Caving — 49. ją prenumeratę w tych oddziałach. Instytucje i zakłady pracy mieszczące się w miejscowościach, gdzie nie ma oddziałów RSW „Prasa-Książka- Ruch", opłacają prenumeratę w urzędach poczto­ INHALT wych i u doręczycieli. Prenumeratorzy indywidualni zamieszkali w mias­ Verband Alpiner Klubs Polens 1980—83 (A. tach — siedzibach odziałów RSW „Prasa-Książka- Paczkowski) 1 Ruch", opłacają prenumeratę w urzędach pczto- Zum 80. Geburtstag der polnischen Bergsteiger- wych (przy użyciu „blankietu wpłaty") na rachu­ nek bankowy: Centrali Kolportażu Prasy i Wy­ organisation (J.A. Szczepański) .... 4 dawnictw w Wrszawie, ul. Towarowa 28, nr konta Versuch am K2-Nordwestgrat 1982 (J. Kurczab) 7 NBP XV Oddział w Warszawie nr 1153-201045-139-11. Polen zum Makalu 1978 (J. Kurczab .... 11 Prenumeratorzy indywidualni zamieszkali na wsi Makalu-Nordwestgrat, neue Route (W. Kur­ i w miejscowościach, gdzie nie ma oddziałów RSW „Prasa-Książka-Ruch", opłacają prenumeratę w tyka) 12 urzędach pocztowych bądź u doręczycieli. Makalu-Westwand, neue Route (A. Bilczewski, Prenumeratę ze zleceniem wysyłki za granicę A. Machnik, A. Czok) 14—20 przyjmuje RSW „Prasa-Książka-Ruch", Centrala Makalu — Routeniiberisicht (Z. Kowalewski) . 16 Kolportażu Prasy i Wydawnictw, ul. Towarowa 28, 00-958 Warszawa, konto NBP XV Oddział w War­ Matterhorn: Piola-Route im Winter (J. Wolf) 20 szawie nr 1153-21045-139-11. Prenumerata ze zlece­ In den Franzósischen Alpen im Winter (A. niem wysyłki za granicę pocztą zwykłą jest droż­ Marcisz) 22 sza od prenumeraty krajowej o 50% dla zlecenio­ Polnische Bergsteiger in der Tatra — Winter dawców indywidualnych i o 100% dla instytucji i zakładów pracy. 1982—83 (A. Skłodowski) 23 Terminy przyjmowania prenumeraty na. kraj i za Neue Klettergipfel in der Tatra (M. Pawlikow­ granicę: Do 25 listopada na I kwartał, I półrocze ski) 26 oraz cały rok następny; do dnia 10 miesiąca po­ Zu der Flugzeugkatastrophe am Zadny Gerlach przedzającego okres prenumeraty roku 1983. in 1944 (J. Nyka) 28 Bergsteigende Dichtung (J. Kolbuszewski) . . 28 WYDAWCA: Eisschrauben-Praxis (P. Schubert) .... 29 RSW „Prasa-Książka-Ruch" Młodzieżowa Agencja Halina Kruger-Syrokomska (A. Okopińska, A. Wydawnicza, 00-564 Warszawa, ul. Koszykowa 6A. Skłodowski) 36 Telefony: Dyrektor 28-09-73, Dział Wydawniczy 29-35-52, Das Bergsteigen in den Alpen heute (J. Nyka) 32 29-56-19. Biuro Reklam i Ogłoszeń, 00-679 Warszawa, Neue polnische Bergbrftcher 1981—83 (L. Szu­ bert) 39 ul. Wilcza 62. Telefon 28-07-32. Polen auf Dhaulagiri 1983 (A. Lwów) ... 42 "*imałaya-Konferenz in Miinchen (J. Nyka) . 42 Druk: P2G RSW „Prasa-Książka-Ruch" Warszawa ul. Smolna 10/12. Zam. 466. M-103. Neues aus der Tatra — 43; Neue Routen in der Tatra 44; Expeditionen — 10, 45; Bergun- falle in der Tatra — 46; Briefe an die Schrift- Nr indeksu 37 901 leitung — 46; Hohlenforschung — 49. 48 www.pza.org.pl Jaskinie i speleologia

NAJWIĘKSZE JASKINIE POLSKI szacie naciekowej — nazwana została imie­ niem Stefana^ Zwolińskiego. Gdy wydawało Jaskinie o deniwelacji przekraczającej 100 się, że jaskinia już dalej nie „puści", od­ m (z wyjątkiem ostatniej, wszystkie w Ta­ kryte zostało przejście w zawalisku, które trach) — stan na 10 marca 1983: doprowadziło do drugiej wielkiej sali. Za otworem wejściowym jaskini korytarz 1. Wielka Jaskinia Śnieżna —768 m lekko opada i po 3 m przechodź: w ciasny 2. Bańdzioch Kominiarski 570 m (—552, +18) 7-metrowy korytarzyk o przekroju soczew­ 3. Wysoka — Za Siedmioma Progami 427 m ki. Doprowadza on do salki, której dno i (—223, +204) częściowo ściany pokrywa warstwa lodu. 4. Wielka Litworowa 363 m (—356, +7) W jej południowo-wschodniej części znajdu­ 5. Ptasia Studnia — Lodowa Litworowa —351 m je się okno, przez które prowadzi 12-me- 6. Czarna 299 m (—158, +141) trowy zjazd do Sali' im. S. Zwolińskiego; Jej 7. Miętusia —241 m dno pokrywa lód o grubości 1—5 m. W naj­ 8. Małołącka —164 m szerszej części znajduje się zawalisko, przez 9. Miętusia Wyżnia 155 m (—105, +50) które można przejść do drugiej sali, wzno­ 10. Pod Wantą —151 m szącej się pod kątem 20°. Z okna w tej sali 11. Zimna ok. 150 m (—17, ok. +130) można się dostać do 10-metrowego komina 12. Naciekowa ok. 103 m (—63, ok. +40) i zawaliskowego korytarza, kończącego jas­ 13. Jasna (Sudety), zlokalizowana w kamienioło­ kinię i stanowiącego jej najwyższy punkt. mie w Wojcieszowie, obecnie zniszczona 102 m (—80, +22). Krzysztof Dudziński Jaskinie dłuższe niż 1 km — z wyjątkiem dwóch, wszystkie położone w Tatrach. Stan na 10 marca 1983: Bańdzioch Kominiarski ok. 9200 m Miętusia ok. 9065 m Rys. K. Dudziński 3. Czarna ok. 6000 m 4. Wielka Śnieżna ok. 5460 m 5. Wysoka — Za Siedmioma Progami 5256 m 6. Wielka Litworowa ok. 4100 m 7. Zimna ok. 3300 m 8. Ptasia Studnia — Lodowa Litworowa ok. 2750 m 9. Kasprowa Niżnia ok. 2350 m 10. Szczelina Chochołowska 2300 m 11. Niedźwiedzia (Sudety) ok. m 12. "Naciekowa ok. lb\fis m 13. Mylna ok. 1300 m 14. Bystrej ok. 1200 m 15. Magurska 1200 m 16. Szachownica (Wyżyna Krakowsko—Wieluńska) ok. 1000 m. Rafał Kardaś

NOWA JASKINIA LODOWA W TATRACH

W dniu 8 sierpnia 1982 r. członkowie Speleoklubu Tatrzańskiego PTTK, G. Al- brzykowski, W. Cikowski i K. Dudziński odkryli w ścianie Kazalnicy Miętusiej nie­ znaną jaskinię, nazwaną później „Lodową w Twardych Spadach". Zawalisko w koryta- Tzu wejściowym uniemożliwiało przedosta­ LODOWA nie się do wnętrza. Po uzyskaniu zezwole­ nia w dyrekcji TPN, zespół podjął regular­ W TWARDYCH ne prace eksploracyjne. W ich wyniku poz­ SPADACH nanych zostało ok. 100 m korytarzy o łącz­ nej deniwelacji 40 m. Odkryto 2 duże sale, 7- których jedna — o wspaniałej lodowej

www.pza.org.pl CENA ZŁ 80 PL ISSN 0137-8155

Głównym tematem numeru sq polskie wyprawy na Makalu. Na zdjęciu południowo- zachodnia strona tego masywu — z filarem Francuzów (1971, po lewej na tle nieba), droga Jugosłowiańską (II, 1975), drogą czechosłowacką (III, 1976) i drogq japońską (IV, 1970). Reprodukcja z albumu I. Galfyego i M. Krissaka „Makalu". Na s. 29 (zamieszczamy cenny artykuł Pita Schuberta z DAV — o (zastosowaniu i przy­ datności śrub lodowych. Na zdjęciu śruby i snargi przed próbami.

www.pza.org.pl